#remont domu
Explore tagged Tumblr posts
Text
Kolejne remonty, tym razem w rodzinie Biedak, na pierwszym zdjęciu sypialnia Błażeja i Sandry, dalej mamy pokój Artura, oba pokoje mają prywatne łazienki, bo jest ich dużo i jedna nie starczała XD Fioletowe łózko jest Klementyny, która w końcu ma swój własny kącik bez rodziców, a ostatnia sypialnia należy do Damiana i Kasi.
2 notes
·
View notes
Text
Wykończanie wnętrz od A do Z
Wykończanie wnętrz to kluczowy etap w budowie lub remoncie mieszkań, domów czy innych obiektów. Poprawnie wykonane prace wykończeniowe wpłyną na komfort użytkowania danej przestrzeni, a także na jej wizualny odbiór. Dlatego ważne jest, aby podczas realizacji tego etapu zwrócić szczególną uwagę na sposób przeprowadzania prac oraz na wykorzystywane materiały.
Przed rozpoczęciem prac warto zastanowić się nad planowaną aranżacją lub nawiązać współpracę z architektem wnętrz, który pomoże w stworzeniu projektu dopasowanego do indywidualnych potrzeb i preferencji klienta. Wykańczanie wnętrz obejmuje wiele różnych działań, takich jak:
Ułożenie podłóg: na rynku dostępne są różne rodzaje materiałów do wyboru, takie jak panele, deski, parkiety, gresy czy glazury. Dobrze wykonana podłoga to kluczowy element każdego wnętrza, dlatego warto postawić na materiały wysokiej jakości, które zapewnią trwałość i estetyczny wygląd.
Wykończenie ścian: po ułożeniu podłóg czas na wykończenie ścian. Tu również wybór materiałów jest bardzo szeroki. Można zdecydować się na tynkowanie, szpachlowanie i malowanie, tapetowanie, czy też zastosowanie innych materiałów, takich jak cegła czy kamień. Warto pamiętać, że odpowiednio wykonana praca pozwoli na uzyskanie gładkiej powierzchni, co wpłynie na estetyczny wygląd całego wnętrza.
Budowa instalacji: kolejnym etapem jest budowa instalacji elektrycznej, hydraulicznej oraz grzewczej. Wszystkie te instalacje są kluczowe dla prawidłowego funkcjonowania domu czy mieszkania. Warto zadbać o to, aby instalacje były wykonane solidnie i zgodnie z normami.
Montaż stolarki: po zakończeniu prac związanych z instalacjami czas na montaż stolarki okiennej i drzwiowej. Tutaj również wybór jest szeroki, można zdecydować się na różne rodzaje okien i drzwi, z uwzględnieniem aspektów technicznych, takich jak izolacja akustyczna i termiczna.
Zasłony i rolety: po zamontowaniu stolarki czas na założenie osłon okiennych, takich jak rolety czy żaluzje. To ważny element wykańczania wnętrz, który pozwoli na kontrolowanie światła wpadającego do pomieszczenia oraz zapewni prywatność mieszkańcom. W takim przypadku dobrym rozwiązaniem może być skorzystanie z usług specjalistów od wykończenia wnętrz. Taka ekipa może zająć się całym procesem od A do Z, włącznie z projektowaniem i doborem materiałów, co pozwoli uniknąć wielu problemów oraz zapewnić właściwe wykonanie prac.
Kolejnym istotnym elementem etapu wykończenia wnętrz jest aranżacja przestrzeni. Właściwe rozplanowanie mebli, dodatków oraz dekoracji pozwoli na stworzenie funkcjonalnego i estetycznego wnętrza, które będzie spełniało oczekiwania jego mieszkańców. Warto pamiętać, że dobrze zaprojektowane wnętrze może wpłynąć pozytywnie na nasze samopoczucie i jakość życia.
Ostatnim, ale nie mniej ważnym etapem wykończenia wnętrz jest oświetlenie. Dobrej jakości oświetlenie to kluczowy element każdego pomieszczenia, który wpływa nie tylko na jego funkcjonalność, ale także na atmosferę panującą w danym miejscu. Dlatego warto zastanowić się, jakie rodzaje światła będą najlepiej pasowały do naszych potrzeb i preferencji oraz jakie lampy i kinkiety będą najlepiej pasowały do stylu i kolorystyki pomieszczenia.
Podsumowując, etap wykończenia wnętrz to kluczowy moment w procesie budowy lub remontu domu czy mieszkania. Właściwe wykonanie prac, aranżacja przestrzeni oraz odpowiednie oświetlenie to elementy, które wpłyną na komfort i estetykę użytkowania danego miejsca. Dlatego warto zainwestować czas i pieniądze w dobrych specjalistów oraz wysokiej jakości materiały i produkty.
3 notes
·
View notes
Text
New Post has been published on Budowa i remont
New Post has been published on https://remont.biz.pl/gwc/czy-rodzaj-gruntu-ma-wplyw-na-efektywnosc-pracy-gwc/
Czy rodzaj gruntu ma wpływ na efektywność pracy GWC?
Czy rodzaj gruntu ma wpływ na efektywność pracy GWC?
GWC, czyli gruntowe wymienniki ciepła, to innowacyjne rozwiązania wykorzystywane w nowoczesnym budownictwie. W swojej funkcji wykorzystują one energię zgromadzoną w gruncie do ogrzewania lub chłodzenia naszych domów. Czym kierować się przy wyborze GWC? Na pewno jednym z kluczowych elementów, o którym należy pamiętać jest rodzaj gruntu, który może mieć ogromny wpływ na efektywność pracy GWC.
#budowa domu#chłodzenie#efektywność energetyczna#ekologiczne budownictwo#energia geotermalna#Energia Odnawialna#geologia#geotermia#gruntowe wymienniki ciepła#ogrzewanie#remont#rodzaje gruntów#technologie grzewcze#wybór technologii#zrównoważone rozwiązania
0 notes
Text
Jak wybrać firmę do budowy domu?
Budowa domu to jedno z najważniejszych przedsięwzięć w życiu każdej osoby. Wymaga ona nie tylko dużych nakładów finansowych, ale także czasu, zaangażowania i zaufania. Dlatego wybór odpowiedniej firmy budowlanej jest kluczowy dla powodzenia całego projektu. W tym artykule przedstawimy kilka kroków, które pomogą w wyborze odpowiedniej firmy do budowy domu
Szukaj rekomendacji od znajomych i rodzin
Zacznij od zapytania rodziny, przyjaciół i znajomych o ich doświadczenia z firmami budowlanymi. Jeśli znają kogoś, kto zbudował ostatnio dom, poproś ich o kontakt do firmy budowlanej, z którą współpracowali. To dobry sposób na znalezienie rzetelnego wykonawcy, który wykona pracę zgodnie z oczekiwaniami.
Sprawdź referencje i opinie w internecie
W dzisiejszych czasach większość firm budowlanych posiada swoją stronę internetową, gdzie można znaleźć informacje o ich usługach oraz referencje od klientów. Sprawdź także opinie na forach internetowych oraz portalach branżowych. To pomoże Ci w wyborze firmy o dobrej reputacji i wysokiej jakości usług.
Porównaj oferty i koszty
Kiedy już masz kilka potencjalnych firm, porównaj oferty i koszty. Upewnij się, że oferta zawiera wszystkie usługi, których potrzebujesz do budowy domu. Sprawdź także, jakie materiały będą używane i czy spełniają one wymagania jakościowe. Nigdy nie wybieraj najtańszej oferty tylko ze względu na cenę. Często takie oferty okazują się nieodpowiednie, a w efekcie trzeba ponosić dodatkowe koszty za poprawienie błędów wykonawczych.
Sprawdź doświadczenie firmy
Zanim wybierzesz firmę budowlaną, zwróć uwagę na ich doświadczenie i referencje. Sprawdź, ile lat firma działa na rynku i ile domów już wybudowała. Upewnij się, że firma ma odpowiednie kwalifikacje i certyfikaty, które potwierdzają ich profesjonalizm i jakość usług.
Umów się na spotkanie
Jeśli już wybrałeś kilka firm budowlanych, umów się na spotkanie, aby omówić swoje potrzeby i oczekiwania. Spotkanie pozwoli Ci lepiej poznać firmę i ocenić ich profesjonalizm oraz podejście do klienta. Zwróć uwagę na umowę i gwarancję. Przed rozpoczęciem prac budowlanych, warto szczegółowo omówić z przedstawicielami firmy budowlanej warunki współpracy i zawrzeć umowę. Powinna ona zawierać m.in. zakres prac, kosztorys, termin realizacji, a także gwarancję na wykonane prace. Gwarancja to ważna kwestia, ponieważ zapewnia ona otrzymanie pomocy ze strony firmy w przypadku wystąpienia usterek w budynku, wynikłych z wadliwej jakości materiałów lub niewłaściwego wykonania prac budowlanych.
Ceny nie są najważniejsze
Ostatecznie, warto pamiętać, że ceny nie powinny być jedynym czynnikiem decydującym o wyborze firmy budowlanej. Wybierając firmę jedynie ze względu na niską cenę, można ryzykować wykonanie prac w niskiej jakości, a także powstawanie dodatkowych kosztów związanych z naprawami czy poprawkami.
Podsumowanie
Wybór odpowiedniej firmy budowlanej jest kluczowy dla uzyskania wymarzonego domu. Należy pamiętać o kilku istotnych kwestiach takich jak: sprawdzenie doświadczenia firmy, zapoznanie się z portfolio wykonanych prac, sprawdzenie opinii i referencji, omówienie szczegółów umowy oraz zagwarantowanie sobie gwarancji na wykonane prace.
Przy zachowaniu tych zasad, można mieć pewność, że prace budowlane zostaną wykonane z najwyższą jakością i zgodnie z naszymi oczekiwaniami.
0 notes
Text
Jak kłaść marmury
Podłoga marmurowa w przedpokoju W przypadku kamienia naturalnego, a w szczególności marmurów zawsze powstaje pytanie jak je kłaść, aby wyglądały pięknie na podłodze. Przecież często się zdarza, że poszczególne tafle tego samego rodzaju kamienia mają całkowicie inny rysunek, inne żyłowanie, czy nawet inny odcień koloru, czy w ogóle inną kolorystykę. Podłoga z marmuru w kuchni Możecie zobaczyć…
View On WordPress
#diy#jak kłaść marmury#kamie naturalny#kamieniarstwo#kamienna pdłoga#kamień#kamień naturalny na podłodze#kamień naturalny w domu#kładzenie marmurów#marmur#marmury#marmury na podłodze#okładzina z kamienia naturalnego#pinkmartiniboy#podłoga marmurowa#podłoga z kamienia#podłoga z marmuru#remont
0 notes
Text
꧁𓊈𒆜25.11.2024𒆜𓊉꧂
Zjedzone dzisiaj: 84kcal
Uwielbiam ten talerzyk z Hello Kitty. Rano weszła kawka i do teraz w sumie ciągnęłam fasta tylko tą pomarańczkę zjadłam. Mój pokój ma matching z włosami, bo pościel czerwona i zasłony czerwone. Jak już kiszę się w domu to powoli sprzątam na święta, takie porządki generalne żeby potem nie było na ostatnią chwilę. No i remont łazienki. Znaczy na razie to jeden rozpierdol jest ale wiecie ✨️REMONT✨️
Prezenty na Mikołaja dla młodych i rodziny też już mam. Skrzętnie schowane w szafie. No tylko jakieś słodycze dokupić do prezentów dla młodych i ojca bo - MÓJ STARY TO FANATYK CUKRU.
Tracker na resztkę listopada a taki sobie zrobiłam na grudzień (no oczywiście że Wolverine a co) może mu czapkę Mikołaja dorobię 😂
#eating d#eating diary#eating disoder trigger warning#ed but not ed sheeran#actually mentally ill#analog#eating is hard#mentally fucked#tw ana bløg#tw ed ana#bede lekka jak motylek#będę motylkiem#motyle w brzuchu#chce byc lekka jak motylek#motylki any#bede motylkiem#blogi motylkowe#aż do kości#az do kosci#chudej nocy motylki#chude jest piękne
26 notes
·
View notes
Text
Mam rzadziej napady UwU ciesze sie z tego
Ale ostatnio czuje sie znow depresyjnie Jakbym stracił kontrole nad życiem. Moj grafik jest chaotyczny bardzo Zapierdalam ostro tak, że wspolpraxownice sie o mnie martwią haha
Zmiany mnie przerazają Mielismy remont w maku i teraz ciezko mi jest sie przestawic
Po za tym mielismy "pozar" zaczely sie fajczyc kable na drivie Myslalem ze ta akcja z ewakuacja to tylko cwiczenia ale... Jednak nie
Po za tym glody mi sie nasiliły... Well nie zapilem jednak chyba moge piwiedziec ze zlamalem absty W zasadzie łamie codziennie paląc dalej żyjąc z ed xD wiec wsm sie nie przejmuje Wziolem Acxoxdxixn...
Ze dwa razy ale mnie zmiotlo, rano nadal byłem przyćp4ny W robocie zamulałem Nue czułem sie sobą Gówno jebane i tak lepsze od alko
W weekend vylem u bff spontanucznie urzadzilismy sobie halloweenowe party Gralismy w dti, lana questy przeszlismy!!!!! A przed snem obejrzelismy sobie film dokumentalny o zodiaku Przynioslem się swoje ozdoby z domu Dobrze sie bawiłem
30.10
-3x energetyki
-jogurt pitny wisniowy
-jogurt + żurawina + dżem + orzechy wloskie
-krakersy oven baked
-cynamonka
Chyba git Za duzo kcxal wiem...
#blogi motylkowe#gruba świnia#gruba szmata#grubasek#chce byc lekka jak motylek#blog motylkowy#jestem gruba#chude jest piękne#grubaska#motylki blog
39 notes
·
View notes
Text
w poniedziałek w końcu kończymy remont naszego mieszkania i będziemy przewozić wszystkie rzeczy, więc będę w końcu będę mogła być anorexic queen na pełen etat, bo mój chłop je głównie w pracy a ja będę mogła gotować dla niego, a mu wmawiać że jadłam w dzień na uczelni, poza tym mam studia od rana do wieczora więc tak na prawdę będziemy się widywać 3 dni w tygodniu (w sensie na dzień, bo on głównie pracuje na nocki)
jedyny problem jest taki że nie mam swojej wagi a nie chce zabierać z domu rodzinnego bo to będzie dziwne więc będę musiała po wypłacie kupić sobie wagę i jakoś schować ją przed chłopem żeby nic nie podejrzewał
53 notes
·
View notes
Text
01.05.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 426. Limit +/- 2100 kc@l.
Wybrane posiłki:
Nocka w pracy bez jakichś strasznych przebojów. Wieczór był dość ruchliwy ale później praktycznie jak zwykła noc w tygodniu. Muliło mnie strasznie - jednak dobra drzemka przed robota to podstawa. Bez tego lipa.
***
Ale cholernie się cieszę, że chociaż ten 1 i 2 maj mam wolny. A w domu mały remont S. odmalowuje ścianę w naszej sypialni, a jutro zaczyna budowę parapetu. Mamy takie okna od sufitu do podłogi i teraz będzie taki niski parapet przy samej podłodze żeby coś postawić - kwiatek jakiś czy inną pierdołę.
Ja w końcu ogarnęłam kalendarz z rozpiską DBLK na maj i już można go zobaczyć w poście przypiętym. Jakoś nie wygląda to tak tragicznie jak widziałam to w zeszłym miesiącu - to znaczy wydawało mi się, że ciągle wypada mi DBLK*. (*Dzień Bez Liczenia Kalor1i)
***
Przez to całe przemeblowanie spałam krótko po nocy. A po tem spałam jeszcze raz dosłownie z głową na stole w tym całym bałaganie 😅
***
Cały dzień strasznie chciało mi się jeść. Jeden z tych dni, kiedy w żołądku mam coś jak czarna dziura. Ile bym nie zjadła - to za moment byłam znowu głodna. Dużo mnie to kosztowało mentalnej siły - żułam gumę, piłam jakąś herbatę i zjadłam parę wafli ryżowych i parę małych marchewek (ostatecznie ich nie doliczyłam chyba z 6 wafli i 3 średnie marchewki). Nie chciałam się denerwować.
Racjonalnie wiem, że to żaden problem nawet jak sobie czasami bez planu przekroczę kc@l - nic się nie stanie. Tylko zawsze mam takie myślenie "uważaj, uważaj bo od jednego razu się zaczyna..." Taaaak... zdecydowanie dziś był taki sobie dzień jeśli chodzi o mój stan mentalny ale i fizyczny.
Jeśli chodzi o posilki to na obiad dziś i jutro będą pierogi z gotowca, a na kolację taki misz-masz z cukinią i wędzona piersią z kurczaka.
Dobrej nocy wam życzę !
#ed recovery#pro revovery#utrzymanie wagi#ed18+#chce byc piekna#edadult#foodbook#food log#kaloryczno┼��─ç
27 notes
·
View notes
Text
czwartek 03.10
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 1460 kcal
hej
jesyem już wyczerpana tym tygodniem, cały dzień myślałam jedynie o kawie pomimo wychlania ogromnego kubka z samego rana. a w nocy zupełnie nie chciało mi mi się spać, leżałam taka rozbudzona, co jakiś czas sprawdzając powiadomienia w telefonie jakby ktokolwiek do mnie pisał. w moim sklepiku szkolnym była niegdyś kawusie po 3 zł (za mleko i cukier się dopłacało ale js pije bez) co w porównaniu do cen w kawiarniach lub chociażby żabce jest bardzo korzystne. niestety jest teraz remont i sklepik jest zamknięty 😐 a nie wiem czy kiedyś wspominałam, z mojej szkoły jest zakaz wychodzenia na przerwach.
miałam dziś 3 polskie i fajnie to minęło. omawiamy nad niemnem które bardzo mi się podoba, kolejny + za aktywnością dostałam, oglądaliśmy trochę filmu. na francuskim mialam powiedziec moje opowiadanie o gadającym koniu i tak się nauczycielem spodobało że dała mi 4+ mimo że było za krótkie 🤸 może płynność wymowy też jakoś na to wpłynęła bo dokładnie to sobie przećwiczyłam. cały dzień czytałam sobie "Ci którzy nie śpią" i KURWA MAC. TA KSIĄŻKA SKOŃCZYŁA SIĘ W W TAKIM MOMENCIE...! ja rozumiem że to nowelka i powinna być krótka, prosta ale mam wrażenie że zbyt dużo wątków pozostało otwartych. klimat rzeczywiście ma niesamowity, być może trudno byłoby utrzymać przy dłuższej formie. cała fabuła dzielę się w ciągu jednej nocy i rozdziały zawierają odliczanie tzn. 00, 1 w nocy, 2 w nocy. zazwyczaj lubię ten zabieg bo wprawadza odrobinę takiego napięcia, liczba zmniejsza się w miarę ja czytasz, nie masz pewności, dokąd cie prowadzi, ale wiesz, że coś na tym końcu się kryję. tutaj zupełnie tego nie odczułam. waham się czy dać 3 czy 4 gwiazdki na goodreads, nie wiem jak bardzo mam krytyczny nastrój. żeby jednak nie było, podobała mi się całkiem, wolę jednak zdecydowanie książki dłuższe i możemy przez tę preferencje ciężej niż ocenić.
trochę jem syfu ostatnio ale przynajmniej nie łapie się tak często na myśleniu o jedzeniu. np. wczoraj ten lód, wliczyłam i było wszystkie fajnie, ważne że nie rzuciłam się na więcej, dziś jednak przesadziłam trochę, bo jak zwykle po zjedzeniu jednej niezdrowej rzeczy (drożdżówki) musiałam dopchać się 4 waflami ryżowym i jabłkiem. przechodziłam też siłę woli bo moja mama otworzyła kupioną już chyba tydzień temu paczkę moich ulubionych ciastek na których zawsze miałam binge, jako że wiedziałam już wcześniej, że znajdują się w domu to trochę się stresowałam ze prędzej czy później się na nie rzucę, dałam sobie zatem przyzwolenie na zjedzenie 3 bo to taka najbardziej satysfakcjonująca mnie liczba, udało się na tym zaprzestać i nie przerodziło sie to w napad stulecia. przeszkadza mi tylko jak przejedzona jesyem, przy takiej wątpliwej jakości jedzenia nie było co liczyć na wypróżnienie się więc brzuch mam jak balon.
jutro najmniejsza ilością lekcji w tygodniu, dosyć wczesny powrót, obejrzę może w końcu jakiś filmy bo lista takich z jesiennym klimatem wciąż się rozrasta xd
11 notes
·
View notes
Text
Salon, kuchnia i pokój Larysy - te właśnie pomieszczenia doczekały się renowacji w rodzinie Śmiałek.
2 notes
·
View notes
Text
Samodzielny remont mieszkania - Czy to się opłaca?
Remont mieszkania to jedna z tych rzeczy, które wiele osób odkłada na później. Często jest to związane z kosztami zlecenia pracy fachowcom, które mogą być bardzo wysokie. Dlatego coraz więcej ludzi decyduje się na wykonanie remontu samodzielnie. Czy to jednak dobre rozwiązanie? W tym artykule dowiemy się, dlaczego lepiej wynająć firmę do wykonania remontu niż robić go samodzielnie.
Po pierwsze, firmy remontowe posiadają odpowiednie narzędzia i sprzęt do wykonywania prac. Mogą one również kupić materiały w hurtowych cenach, co ostatecznie przekłada się na niższy koszt całego remontu. Z drugiej strony, osoba wykonująca remont samodzielnie musi kupić wszystko na własny koszt, w tym narzędzia, materiały i sprzęt. To może się okazać bardzo kosztowne, szczególnie jeśli potrzebne są specjalistyczne narzędzia i materiały.
Po drugie, fachowcy posiadają wiedzę i doświadczenie w dziedzinie remontów, co umożliwia im szybsze i sprawniejsze wykonywanie prac. Samodzielne wykonanie remontu może być bardzo czasochłonne, szczególnie dla osób nie mających doświadczenia. Prace remontowe mogą również być niebezpieczne dla osób nieznających się na rzeczy, co może prowadzić do wypadków.
Po trzecie, zatrudnienie firmy remontowej zwykle wiąże się z pewnymi gwarancjami, w tym gwarancją na wykonaną pracę oraz gwarancją na materiały. W przypadku problemów, firma remontowa jest odpowiedzialna za usunięcie usterek i naprawienie błędów. W przypadku samodzielnie wykonanego remontu, każdy problem i usterek wymagałoby samodzielnego rozwiązania i poniesienia dodatkowych kosztów.
Po czwarte, zatrudnienie firmy remontowej pozwala zaoszczędzić wiele czasu i stresu związanego z organizacją i wykonywaniem remontu. Wszelkie formalności, takie jak załatwienie zezwoleń, zapłacenie podatków oraz zaplanowanie harmonogramu pracy zostaną wykonane przez firmę remontową, co pozwoli nam skupić się na codziennych sprawach.
Podsumowując, samodzielne wykonanie remontu mieszkania może być bardzo kosztowne i czasochłonne, a także niebezpieczne dla osób nieznających się na rzeczy. Wynajęcie firmy remontowej pozwala na skorzystanie z ich wiedzy, doświadczenia i odpowiedniego sprzętu, co przekłada się na wyższą jakość pracy i mniejsze koszty. Warto rozważyć zatrudnienie firmy remontowej, aby uniknąć możliwych problemów i oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu związanego z samodzielnym wykonywaniem remontu. Co więcej, zatrudnienie firmy remontowej pozwoli nam zaoszczędzić wiele czasu i pozwoli skupić się na innych, codziennych sprawach.
Wynajęcie firmy remontowej może być początkowo kosztowne, ale ostatecznie zwróci się to w postaci czasu, oszczędności na materiałach oraz wyższej jakości pracy. Przy wyborze odpowiedniej firmy warto przeprowadzić dokładne badania, aby wybrać tę, która zapewni nam najlepszą jakość pracy i gwarancję na wykonane usługi.
0 notes
Text
New Post has been published on Budowa i remont
New Post has been published on https://remont.biz.pl/panele-winylowe/jakie-panele-winylowe-wybrac/
Jakie panele winylowe wybrać?
Jakie panele winylowe wybrać?
Zarządzanie wyborem idealnej podłogi do domu może być skomplikowane. Wielofunkcyjne, stylowe i praktyczne panele winylowe są coraz częściej wybierane przez właścicieli domów. Dzięki swojej trwałości, łatwości montażu i wysokiej wodoszczelności, panele winylowe mogą być doskonałym rozwiązaniem.
#aranżacja wnętrz#dekoracja domu#design wnętrz#łatwy montaż#panele klejone#panele winylowe#podłoga winylowa#podłogi wodoodporne#remont#styl marynistyczny#styl modernistyczny#styl rustykalny#trwałość podłogi#utrzymanie czystości#wybór podłogi
0 notes
Text
Siemanko!
Dziś są moje urodziny :)
Zjechałam w piątek wieczorem do domu a że roboty nie było to „dobrodziej prywaciarz” wspaniałomyślnie zaproponował bym wyjechała do pracy w środę nad ranem. Oczywiście nic za darmo. Zapewne wrócę do domu dopiero 2 grudnia 😆
No, ale miałam czas przygotować sobie jedzenie. Głównie warzywa na patelnię usmażone bez tłuszczu, gotowany schab czy gotowane pulpety z piersi z indyka z marchewką oraz pietruszką. Zrobiłam też zupę dyniową z własne dyni 💪🏻😃
Zrobiłam też tort :) nie liczyłam kalorii, ale zrobiłam go w miarę fit. Dwa biszkopty na odżywce białkowej, do jednego dodałam wysoko procentowej czekolady w proszku. Galaretka malinowa bez cukru ze świeżymi malinami (od sąsiadki) oraz beza posłodzona stewią. Wszystko to okraszone różową czekoladą.
Zwierzaki zadowolone. Zdzisia i Zębolicha (KróloBarany) codziennie biegały po podwórku. Nocą Gryziu (pies) spał ze mną, więc Zębolicha był mega niezadowolony i co chwilę próbował dziabnąć Gryzia póki nie zabrałam tego szaraka na poduszkę 😆 króliki są bardzo terytorialne i agresywne jak mi się coś nie spodoba. Zdzisia zaś jak zawsze dawała się przytulać i odwdzięczała się buziaczkami. A jej mąż jak to Jerry tupał na mnie i pokazywał zęby. Po złapaniu na ręce oczywiście dawał się przytulać i całować. Koperek oczywiście świrował w najlepsze co widać na zdjęciu. On chował się w tunelu a Zdzisia i Jerry próbowali się do niego dostać szturchając tunel w najlepsze.
W niedzielę zrobiliśmy ognisko. Tofu z ognia było smaczne 😋
Od jutra zaczynam pilnować co jem. Na trasę kupiłam sporo mix sałat oraz warzyw.
Na wolnym zrobiłam sporo zakupów remontowych. Mamy niemal wszystko, więc już tylko jakieś niespodziewane rzeczy zostaną do kupienia, ale de facto remont w środku niemal mam zakończony.
@pozarta jak to zobaczyłam nie mogłam się powstrzymać by się tym nie podzielić xDDD zwłaszcza, że na urodziny sprezentowałam sobie dwie nowe pozycje od Lovecrafta „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści” i „Przyszła na Sarnach zagłada opowieści niesamowite i fantastyczne���. Będę czytać w wolnych chwilach :D
W ogóle dla mnie dzień po moich urodzinach zaczynam okres Boże Narodzenie style. Czyli światełka i świąteczna muzyka na pełnej :)
Od jutra startuje z typowymi foodbookami i porządnymi restrykcjami.
38 notes
·
View notes
Text
Wracam tu po ponad miesiącu. Myślałam że z tym skończyłam.. znowu zainstalowałam monitor głodówki i czuję że to wsyztsko wraca. Efekt jojo trafił mnie ze zwiększoną mocą, bo od mojej najniższej wagi przytyłam 5 kg xdd. Jestem chujowa gruba i najgorsza na świecie bo nie umiem się dopilnować. Nie jestem nawet pierdolona gąsieniczka. W szkole spędzam codziennie około 7 godzin więc dodatkowe godziny do postu. Czy macie jakieś wskazówki co robić z jedzeniem? Nie chce go marnować, źle się z tym czuje. I JAK TO KURWA JEST ZE JAK JESTEM BEZ JEDZENIA W DOMU TO BRZUCH NKE WYDAJE ŻADNYCH ODGŁOSÓW A JAK NAWET NIR JESTEM GŁODNA ALE JESTEM W SZKOLE TO KURWA TEJ ULAJNY JEBANY BRZUCH WYDAJE OGDLOSY JAK JAKIS TRAKTOR😭😭 w domu mam tez dość duży remont więc nikt nie będzie bardzo zawalał uwagi na to czy jem czy nie, więc będzie mi łatwiej. Może kiedyś będę taka jak wy
#bede motylkiem#chce byc lekka jak motylek#blogi motylkowe#będę motylkiem#nie chce być gruba#motylki any#chce widziec swoje kosci#chude jest piękne#bede lekka jak motylek#az do kosci#jestem motylkiem#tw skipping meals#motylki w brzuchu#motylki#ana is my friend#motyle w brzuchu#ana y mia#motyl#motivation#nie chce byc gruba#chce być idealna#i need to be weightless#będę idealna#bede idealna#ana buddie#gruba swinia#gąsieniczka#gruba świnia#nie jestem glodna#nie jestem głodna
7 notes
·
View notes
Text
Trochę o piesku, o relacji z siostrą, o macierzyństwie, o alkoholizmie, o planach
13-02-2024
Jestem o rok starsza.
Mama pierwszy raz w życiu zapomniała o moich urodzinach xD - była tak przejęta projektem plastycznym, który realizuje w ramach projektu seniora, że zbywała telefony ode mnie. xD
Dzisiaj też są pierwsze adopciny mojej psinki. Ech. Z perspektywy czasu... Ech. Mam dużo przemyśleń. Pierwsze, które wybija się na wierzch dotyczy jednak tego, że chyba to pokazało, że nie nadaję się na matkę. Być może surowo o sobie myślę, być może znowu projektuje swoje doświadczenia na swoje własne oczekiwania na to jak powinno wyglądać macierzyństwo. Być może. Nie wiem. WIEM, że powinnam brać pod uwagę, że NIE WIEM, jak to jest nosić w sobie dziecko i mieć ten cały koktajl hormonalny, który ewolucyjnie ułatwia przejście wszystkiego przez co przechodziłam. Być może. Jednak, gdy myślę o tym, jak bardzo byłam otwarta i stęskniona psiaczka rok temu, jak wiele książek o wychowaniu maleństwa przeczytałam wcześniej, jaki research zrobiliśmy, jakie psie-przedszkola zbadałam, jak zrobiłam śledztwo szukając dobrego weterynarza (naszego "rodzinnego", zrobiłam wywiady i tabelki itp), jak zrobiliśmy wspólnie remont mieszkania by maluszek nie miał w zasięgu ząbków równych rzeczy, które mogłyby jej zaszkodzić... Jak w teorii byliśmy przygotowani na wszystko, na każdą opcję, ale jakoś tych poradnikach i podręcznikach nie było mowy o przewlekłych chorobach u szczeniąt, o adopcji z miejsca, gdzie ją zaniedbano, o tym, że będziemy bezsilni.
Pieluszki, ciągły płacz, sprawdzanie kupek, dyżury przy pilnowaniu małej, wizyty u weta i to wszystko, całokształt przypominały tak bardzo wychowywanie malutkiego dziecka, że to było po prostu dla mnie z jednej strony zaskakujące (nigdy dotąd tak malutkiego pieska nie adoptowałam), a z drugiej frustrujące - bo na co ja się skazałam? Ja, która nie chce macierzyństwa? Ech...
Ech. Po całym dniu jej szczekania - bo przecież pracuję z domu (to był czynnik na TAK, by adoptować maleństwo, prawie nigdy nie była sama) - a szczekania spowodowanego chorobą i tym, że była pełnym energii szczeniaczkiem, to był jedyny sposób jej komunikacji, po całym takim dniu byłam WŚCIEKŁA i WYKOŃCZONA, czułam się UWIĘZIONA i ZASZANTAŻOWANA we własnym domu. Rozumiałam, że to maluszek i to ja, jako dorosła muszę regulować jej i swoje emocje, ale jednak... byłam ZŁA. To było dla mnie trudne. Czułam, że nie mogę jej pomóc (i to mnie wkuuuurwiało) i do tego czułam się wyrzuty sumienia (i to powodowało wstyd, żal, gorycz - bo przecież chciałam dla malutkiej jak najlepiej). Nie było przedszkola dla piesków, weterynarze okazali się nie wiedzieć jak jej pomóc, była chora, a razem z nią chora byłam ja - jakość mojego życia spadła, w głowie mi huczało od jej szczekania, płaciliśmy po 700zł tygodniowo na leczenie i nie wiadomo było wciąż co jej jest. Mieliśmy poczucie z jednej strony, że robimy dla niej to co najlepsze, a z drugiej musieliśmy uporać się z rozczarowaniem, że jednak nie będzie zajęć w przedszkolu dla szczeniaków, nie będzie socjalizacji z innymi pieskami, że nie będzie szkoły, nie będzie długich spacerów po parku...
I tak było do czerwca, gdy w końcu wydarzyły się dwie rzeczy: trafiliśmy do "Naszej Pani Weterynarz", która potwierdziła, że nie ma się do czego przyczepić w dokumentacji dotychczasowego leczenia, ALE powiedziała nam jaki ma plan na leczenie małej. Poprzedni lekarze w dotychczasowej lecznicy zdawali się być zagubieni, trafiać za każdym razem w inne tony, inną stronę, inną diagnozę; nie czytali uwag swoich poprzedników w systemie - zawsze musieliśmy w gabinecie przypominać co eliminowaliśmy już, a czego nie, a lekarze oznajamiali, że w takim razie teraz robimy takie-a-takie badanie i potem się zobaczy. Podkreślali, że nie wiedzą co jej jest, że dopiero to eliminujemy (jak pytałam co i w jaką stronę zbywali to pytanie), informowali, że poprzedni lek powinien zadziałać, a jak nie działa to trzeba znowu jakieś badanie zrobić. Wciągali jakiś super nowoczesny sprzęt i okazywało się, że pies w teorii nie powinien być chory, ale jest, więc coś jeszcze innego zlecali i znowu płaciłam po wizycie 700zł. Taki chybił-trafił. A tym czasem tu nagle podczas rozmowy z lekarką weterynarii dostajemy najpierw nakreślone prawdopodobieństwa tego co małą zjada, potem ścieżki możliwego leczenia, potem kierunek w którym najpierw będziemy się badać by eliminować kolejne, coraz bardziej poważne przyczyny choroby... i do każdej z tych opcji z góry dostawaliśmy cennik badań i leczenia, abyśmy wiedzieli na co się szykować i w jakim kierunku idziemy. To było takie spoko, takie kojące na nerwy - miałam w końcu poczucie, że trafiliśmy do osoby, która wie co robi, traktuje nas partnersko i chce przede wszystkim pomóc naszemu zwierzątku, a nie tylko wydoić nas z kasy. A najlepsze było to, że po dwóch-trzech wizytach u tej Pani psinka doszła do zdrowia, w końcu po 5 miesiącach bezustannych biegunek i chorego pęcherza... Ulga niesamowita widzieć swojego merdacza w końcu zdrowego, jedzącego z apetytem, nabierającą na wadze. Ech.
Drugi moment to pierwsze spotkanie z behawiorystką. Kiedy uświadomiła mi, że mój chorowity piesek jest w zasadzie takim samym chorowitym dzieckiem jakim ja byłam dla swojej mamy. Pierwsze miesiące życia w szpitalach - nie na spokojnym łapaniu kontaktu w domowych warunkach, ale w inkubatorze, z groźbą śmierci, z brakiem apetytu, z traceniem na wadze. A potem, cały strach i lękliwość to pokłosie tego braku bezpieczeństwa na początku drogi. Zdałam sobie sprawę, że mój domagający się bezustannej uwagi szczeniaczek jest bardzo podobny do małej-mnie. Zaczęłam rozumieć jej potrzeby, jej ograniczenia - nie w kategoriach piesków opisanych w podręcznikach, ani żadnych innych z którymi miałam w życiu do czynienia. Tylko w kategoriach małej, wrażliwej (nadwrażliwej) dziewczynki, która bardzo się bała i potrzebowała więcej zapewnienia, więcej ochrony niż iż jej równolatkowie. No i wtedy nasze życie relacje zaczęły się zmieniać. A ja przewartościowałam wiele ze swoich oczekiwań.
I mam łzy w oczach, bo pisząc powyższe przytulałam się z siedzącą mi na kolach roczną psinką - sama wskoczyła mi na kolana, sama się z całej siły przytuliła. Jest cichutka - nad szczekaniem wciąż pracujemy, ale już nie ujada non-stop i nie wiadomo dlaczego. Od jakiegoś miesiąca jest po sterylizacji i na lekach antydepresyjnych. I mniej-więcej wtedy zaczęła odkrywać, że głaskanie jest super. Teraz potrafi wpaść do mnie na kolana i po prostu się wystawić do głaskania. W końcu też sesje "leżę na plackach, masujcie mi brzusio" trwają dłużej niż sesje szaleńczej pogoni z zabawką. Dorośleje i łatwiej nam wszystkim w komunikację z nią. Patrzy w oczka - w końcu z miłością, bez strachu.
Cieszę się, że dałam jej taki dom w którym jest bezpieczna, w którym jest przestrzeń na zaufanie... chociaż to wciąż jest praca...
No, ale właśnie... kosztowało mnie to tyle czasu, energii, emocji... sama wylądowałam na lekach antydepresyjnych (bo za mną ciężki rok i trak naprawdę o wiele więcej spraw się złożyło na to min. brak bezpieczeństwa finansowego).
Tym bardziej boję się - potwierdzam sobie? - że bycia matką, bycia odpowiedzialną za małego człowieka. Boję się, że czasem jestem tak przytłoczona ogarnianiem własnych emocji, że po prostu nie będę w stanie być zawsze tak dostępna dla małego człowieka, jak uważam, że matka powinna być. Być może znowu ustawiam sobie poprzeczkę absurdalnie wysoko i wychodzi ze mnie prefekcjonizm? Nie wiem. Boję się tym bardziej.
A temat do mnie wrócił, bo moja siostra... hymmm... w niedzielę przyjechała do mnie siostra. Na prawie 3h. Raniuuuuteńko (uwielbiam tak wcześnie zaczynać dzień, wtedy jestem najbardziej produktywna - inna sprawa, że przez studia po prostu jestem zmęczona i chce mi się spać, bo mój organizm nie ma okazji na właściwą regenerację) poszłyśmy na spacer po parku z termosami (zrobiłam dla nas herbatę z bajerami: goździki, imbir, kardamon, mód, cynamon, pomarańcze, cytryny itp), a potem na saunę. Było super. Myślę, że warto z tego zrobić tradycję. :)
W ogóle xD - wtrącę, bo wspomnienie mnie bawi xD - poszłam siostrę odebrać na dworzec. Wchodzę do hali głównej i od razu ją widzę i słyszę: stoi bardzo kolorowa przy okienku Pana Precla, za nią kolejka, ludzie w kolejce wywracają oczami. xD A ona z entuzjazmem dodaje do zamówienia kolejne pozycje. Góra zapakowanych precli przed nią rośnie i rośnie xD. Nie mogłam ze śmiechu. xD Okazało się, że kupiła precle dla nas do herbaty, i dla męża, i dla rodziców, i chyba dla wszystkich sąsiadek i koleżanek. Szłyśmy na ten spacer z olbrzymią torbą z preclami xD Precle od Pana Precla z Wro (chyba to lokalna firma, ale w Łodzi też widziałam stoisko) robią furrorę w gronie ich znajomych obecnie, podobno każda z jej dziewczyn z paczki zawsze przywozi z wojaży dla reszty te rarytasy. xD Okay, warto zapamiętać. xD
Miło czas spędziłam z siostrą.
Bardzo.
Właśnie rozmawiałyśmy o tym, że bardzo się zmieniła - w sensie, że kontakt z nią w relacjach jest znacznie łatwiejszy, lepszy od kiedy jest matką. No i weszłyśmy na temat macierzyństwa. I o ile ona sama widzi, że się zmieniła i że teraz potrafi podobno drzeć japę na Szwagra (kiedyś na każdego spoza związku, teraz na Szwagra, dlatego ma wracać na terapię), to na wspomnienie tego co przeszła przez ostatnie 5 lat gula jej staje w gardle.
I chyba pierwszy raz była w stanie mi opowiedzieć co czuła. Wpuścić mnie w to, co dotychczas było bardzo prywatne i widziałam tylko z boku.
Bardzo bolesny temat to staranie się o dziecko.
Bardzo.
Nie sądziłam, że aż tak bardzo, jak bardzo się okazał po wysłuchaniu siostry i opowieści o urywkach wiadomości dotyczących jej przyjaciółek. Ile trudnych emocji...
Boje się tego.
Boję się, że w ogóle rozmyślanie o rozmnażaniu to ból i masę lęków dotyczących partnerstwa w związku / samotności z tym wszystkim, co mnie już raz przybiło, przeciążyło.
Boję się, bo mam tragiczne doświadczenia w samodzielnym byciu rodzicem, osobą prawnie i finansowo odpowiedzialną za byt dwóch innych istot zależnych ode mnie.
Boję się, bo mam świeżą próbkę bycia na skraju zdrowia psychicznego z moim wyczekanym i wytęsknionym pieskiem.
A zarazem jestem w wieku, gdy warto myśleć nad tym czy w ogóle chcę iść tą drogą. Czas się kończy.
Uspokajam się, że to jeszcze nie ten etap związku by o tym myśleć. A z drugiej strony - to ten etap biologiczny by zacząć.
Wszystko mi mówi, że lepiej nie. I że nie chcę.
A z drugiej strony im dłużej jestem z moim partnerem tym bardziej mam przekonanie, że to najlepszy możliwy człowiek i że jeżeli kiedyś będzie chciał być ojcem, a ja mu nie będę mogła dać dzieci to może się skończyć nasz związek... z drugiej strony nasz związek może nie przetrwać presji starania się o dziecko, bo w niedziele słuchając siostry... Ech. Trudno się słuchało tych historii i cieszę się bardzo, że ona i Szwagier się wspierają i kochają.
...
Inna refleksja jaka mnie naszła podczas tamtej rozmowy to podobieństwo w odczuwaniu bólu - gdy tak za czymś tęsknisz, a nie masz wpływu na to czy to się spełni.
Sis mówiła o tym, jak jedna z jej koleżanek podczas jakiegoś-tam spotkanka w gronie przyjaciółek obwieściła, że jest w ciąży. Ot tak, chciała się podzielić radosną nowiną z kumpelami. Zdecydowała się na macierzyństwo jako jedna z ostatnich z całej paczki, a na kilka miesięcy po decyzji pyk i jest w ciąży. Siostra mówi, że gdyby wtedy na tym ognisku była (a nie była, bo była w trakcie jednej z wielu obciążających dla organizmu procedur medycznych by zajść w ciążę, odsypiała to w domu) to pewnie natychmiast by się rozpłakała gorzkim szlochem, takim z dławieniem się łzami. I pewnie by uciekła natychmiast, bo nie potrafiłaby się uspokoić. Tyle ciężkich i zagmatwanych emocji to powodowało: cieszy się, że kumpeli się udało, że będzie miała dziecko, ale z drugiej strony pełne żalu "dlaczego jej się udaje, a mi nie, chociaż tak bardzo chcę i się staram?" i inne, bardzo poplątane emocje i pytania, zarzuty by się pojawiły - radość, strach, żal, szczęście, poczuje bezsensu, głęboki smutek, wstyd, chęć wsparcia, chęć ucieczki itp. Na tym spotkaniu zaś była inna dziewczyna, która stara się zajść w ciąże tą samą metodą co moja siostra. Nie wiem ile czasu i ile lat, krócej niż sis, ale też z trudniościami i też ten czas liczy się w latach. Gdy usłyszała tę nowinę pogratulowała koleżance, zachowała się jak najbardziej wspierająco. Jednak ta wiadomość była zbyt trudna i zbyt bolesna, wymigała się jakimś rodzinnym wezwaniem po godzinie, bo wiedziała, że nie powstrzyma dłużej łez (i wiedziała, że to jest coś dla niej do ogarnięcia). W drodze do domu wymiotowała kilka razy ze stresu, żalu, zazdrości, poczucia niesprawiedliwości itp itd. Przyszła do mojej siostry, płakały we dwie pijąc napar na uspokojenie. Bo to okay, fajnie, że komuś z ich paczki się udało, ale im tyle czasu się nie udaje...
To jest taaaaaakie trudne.
Takie trudne.
Trudno mi się tego słuchało.
Ale znam te uczucia, ten pogrążający w ponurych myślach, podkopujący pewność siebie smutek. Przeżywałam to samo, ale z innej przyczyny - byłam sama, niekochana. I to zarazem było problemem powodującym ból, ale też brak społecznej akceptacji.
Naprawdę nie ma porównania w tym, jak znacznie łatwiej żyć w parze niż w pojedynkę. Tak ekonomicznie.
I to nie ma przełożenia na to, czego po prostu nie widzi wiele osób żyjących w związkach i dających rady "jedź na wakacje, poznaj kogoś" - okay, tylko za co mam jechać? I tak dalej, i tak dalej...
Brak wsparcia, trudność w patrzeniu na szczęście innych - zarazem kibicujesz tym parą, bym im się układało jak najlepiej i zarazem czujesz tyle smutnych emocji i pamiętasz o tylu rzeczach za robieniem których tęsknisz...
Emołszyn bardzo.
To było bardzo dobre spotkanie z siostrą.
Tak dobrze słyszeć ją tak spokojną, tak otwarta na przyjmowanie różnych opcji. Bez tego krzyku i przypiedolki. Naprawdę synek i macierzyństwo dla niej są jakieś takie terapeutyczne. No i oczywiście sama terapia zrobiła dla niej dużo.
Rozmawiałyśmy jeszcze o masie innych rzeczy, o tym ich lekarzu, o szczepionkach... Swoją drogą to była megaciekawa rozmowa, chociaż na zagłębianie się w temat nie mam obecnie przestrzeni, ALE moja siostra zaczęła zgłębiać temat i chce z jakimś specjalistom/specjalistką odbyć rozmowę na temat wielu wątpliwości jakie czuje po przeczytaniu kilku publikacji. Niestety jest zbywana. I to jest karygodne. Ona nie przychodzi tam, jak "Jestem przeciwniczką szczepień! I foliarką! I wierzę w kosmitów!". Nie, przychodzi z treścią badań, z pytaniami o konkretne substancje chemiczne, o procedury powody ich nieprzestrzegania - prawo polskie jedno, a lekarze drugie. Producent szczepionki wszystko zgodnie z prawem, a lekarze z ignorką wobec przepisów prawnych i zaleceń producenta. Skąd to się bierze? Dlaczego? Dlaczego najpierw nie badamy czy są przeciwwskazania - tym bardziej, że producent i prawo to zaznaczają jako powód do zgłoszenia, a lekarze przemilczają. Siostra chce akademickiej rozmowy - bądź co bądź ma magistra z kosmetologii, chemię, biologię, biochemię to ona ogarnia wspaniale, na poziomie akademickim - ma wątpliwości, które chce rozwiać zanim poda dziecku ten preparat, bo może jednak lepiej wybrać inny preparat itp. (tym bardziej, że młody miał już po wcześniejszych szczepieniach reakcje nieporządane).
Tym czasem w rozmowach laboranci i lekarze ucinają rozmowy uznając SAM TEMAT szczepionki za zero-jedynkowy: szczepisz = jesteś okay, tak powinno być, nie zadawaj pytań tylko rób co mówią lekarze, nie szczepisz - jesteś szurem, wierzysz w kosmitów i podważasz zdobycze medycyny, trzeba cię przywrócić do porządku i okrzyczeć powołując się na zdrowy rozsądek i przypominając tobie, że masz mały kapitał intelektualny w stosunku do lekarza (co nie jest prawdą).
Nikt nie chce z siostrą podyskutować, otworzyć hipotez i dojść do tez. Powtarzają, że "szczepić trzeba", a na brak zgłoszeń przez lekarzy mopów, które w świetle prawa powinny być zgłaszane dostaje wzrusz ramion i odpowiedź "tak jest". Nikt nic nie tłumaczy. Na pytania, na powoływanie się na wyniki dostępnych w sieci badań (które moja siostra chce lepiej zrozumieć), na chęć rozmowy o reakcjach chemicznych zachodzących w organizmie itp rozmowa od razu przechodzi do ofensywy "to głupota nie szczepić dziecka!", na co siostra kontruje "ja chcę szczepić, ale chcę wiedzieć czym i czy to nie szkodzi mojemu dziecku!", ale lekarze na to dochodzą do wniosku, że siostra uwierzyła w negatywny wspływ szczepionek (a ona chce porozmawiać o badaniach, akademicko, jak specjalista ze specjalistą).
Mówi, że coraz mniej ufa lekarzom.
Dlatego tym bardziej cieszę się, że mam tak dobrego weterynarza... Rozumiem ten strach. Jest inny, ale podobny. Też nie ufam lekarzom.
No cóż... klita. Jak prawnicy. I architekci :P.
Z innych rzeczy, które ustaliłam z siostrą: bierzemy udział w biegu, takim po medale. Oczywiście zależy to od tego czy tego dnia nie będziemy z O. mieli zjazdu na studiach, ale zarówno siostra, mój partner i moi rodzice są na tak. Mama zostanie z prawdopodobnie z wnukiem i pieskami na ławeczce, a reszta (siostra i ja, nasi partnerzy i tata) pobiegniemy w biegu. Specjalnie szukamy czegoś z małym dystansem - siostra po porodzie jeszcze nie może biegać zbyt daleko, a ja biegam w interwałach, więc tego :P. Nie wiem jak Szwagier (kiedyś biegał te survivalowe, z pływaniem, tarzaniem się w błocie itp. a teraz zrobił wielkie oczy słuchając o naszym planie), tata na spokojnie przebiegnie (biega codziennie, z wózkiem z wnuczkiem i na teningi na boisko), a mój chłopak zapowiada, że do 3h pobiegnie bez problemu, a potem być może przejdzie do chodu (to może go nawet dogonię).
A poza tym ustawiłyśmy się na sesję zdjęciową, taką rodzinną. W końcu. W kwietniu lub w maju. :D Już umówiłyśmy się z fotografem i już nawet jesteśmy na etapie wpłacania zaliczki. Wszyscy: mama, tata, córki, partnerzy, wnuczek i dwa pieski. Będzie magicznie.
Nasze rozmowy również wciąż i wciąż wracały do tematu alkoholu i choroby alkoholowej, o rosnącej świadomości społecznej w obrębie tego tematu. Do tego, że najwięcej frustracji przed spotkaniami z przyjaciółmi powoduje "a ze mną się nie napijesz?", podczas, gdy nie ma się zwyczajnie ochoty na alkohol. Nie, że nie można się napić, bo nie wiem, jest się kierowcą, tylko po prostu wybiera się nie pić, bo potem organizm fatalnie to znosi. Jest presja społeczna, dużo o tym słyszałam i całe szczęście nie borykam się z tym zbyt często. I cieszę się, że nie mam takiej presji w gronie znajomych, jak moja siostra. To jest super. Ale też to widzę: gdy raz zobaczysz te mechanizmy, gdy masz członka rodziny chorego na tę chorobę to już nie odwidzisz tych mechanizmów. I nie będzie to takie zwykłe i beztroskie by "wypić piwko". Jak jest gen lub potencjał do wykształcenia tej choroby to zmienia się myślenie, jak wychodzisz z mechanizmu toksycznych relacji - zrobisz dużo by w nie znowu nie wpaść. Ale tak, nie ma co demonizować alkoholu - wszystko jest dla ludzi. Po prostu nie mam potrzeby sięgać po niego tak często jak to się utarło w kulturze.
No i to jest coś na co jestem przeczulona ja i siostra. Co nas alarmuje w naszej komórce rodzinnej. A co jest zupełnie niezauważalne dla rodzin naszych partnerów, gdzie świętuje się tak, jak się świętuje w "zwykłej, polskiej rodzinie". I tak mój teściu jedzie przed każdymi świętami "na wędzenie wędlin" i faktycznie wędzą, ale do tego wypijają kieliszek wódki/brandy/nalewki za kieliszkiem. Każdy z panów przywozi swoje wyroby, a reszta dokonuje degustacji. W teorii fajna tradycja. W praktyce - jednak wokół używki. Miałyśmy z siostrą wiele fajnych refleksji o alkoholu w kulturze, które chciałabym spisać tak dla siebie... Kończyłyśmy rozmowę, gdy odprowadziłam siostrę do pociągu, jakoś około 10 rano po tych kilku godzinach spotkania. Siostra wsiadła i od razu napisała "apropos naszej rozmowy: obok mnie siedzi mężczyzna, który cuchnie alkoholem tak, że można się wstawić samymi wyziewami". Ech... czytałam tę wiadomość kierując się na tramwaj, do domu, gdy zaczepił mnie na chodniku wysoki mężczyzna, około 40-lat, dobrze ubrany - casual, ale elegancki. Musiałam wyciągnąć z uszu słuchawki i poprosiłam by powtórzył o co pytał, a on zagadał bardzo sympatycznie "Nie jestem stąd. Proszę mi powiedzieć w którą stronę się kierować, aby móc się czegoś dobrego napić. Jakieś piwo, drinki, bo nie przetrwam o suchym pysku! Gdzie tu jest jakiś lokalny dobry bar lub pub!?" Zatkało mnie. Nie chciałam mówić na głos tego co pomyślałam tj. "jest 10 rano w niedziele!!!!", bo matką mu nie jestem. Ale to jak ironia losu, jak potwierdzenie, że choroba alkoholowa to społeczny, olbrzymi problem, który dla wielu krajan jest jakby przezroczysty, niezauważalny. W końcu po chwili wyznałam mu, że chyba musi iść do rynku, ale nie wiem czy coś będzie otarte o tej porze. On na to, że chce wypić coś teraz, na drogę, na zwiedzanie. Rozejrzałam się po ulicy, żabka była, teatr, ciuchland, zamknięte oddziały banków i jakiś bar mleczny. Zaproponowałam, że może w barze mlecznym, bo tak szczerze to nie mam pojęcia gdzie teraz jest coś otwarte, w niedzielę rano, a sama nie mam doświadczenia, bo prawie nie piję. Na to typ się odpalił "O mój borze, współczuję pani! Nie wie pani co pani traci!" - przechodził przez ulicę do tego baru jeszcze za mną krzycząc, ale tak ze złością, z irytacją, że tracę najlepsze lata życia nie pijąc alkoholu i coś tam jeszcze, nie wiem, bo zignorowałam, założyłam słuchawki i napisałam o tej sytuacji siostrze... No.
Gdy wróciłam po tej niedzielnej posiadówce z siostrą mój chłopak posłuchał moich wrażeń. Zadumał się. I uznał wreszcie, że on też w najbliższych miesiącach chce się gdzieś wybrać ze swoją siostrą. WOW. Poczułam wtedy taką mieszankę dumy i wzruszenia: dostrzegł jak pielęgnowanie relacji z rodzeństwem jest ważne, jak zmienia się dynamika, gdy jesteśmy w związkach. Przemyślał to i wypalił, że gdzieś się z siostrą po prostu wybierze, bo nie chce wpadać do niej i jej partnera, ani ściągać jej samej do nas - tylko oni dwoje. Może w górach. I ten bieg - tym mnie zaskoczył - zaproponował by na ten bieg zaprosić jeszcze jego mamę i siostrę. Wzrusz. Baaaardzo wzrusz.
Wczoraj wstałam na przytulanko i pieszczoty poranne. Potem była praca, po pracy od razu pojechałam z trzęsącym się ze strachu (godziny szczytu w komunikacji miejskiej) pieskiem do kontroli - wszystko ok. Maleństwo będzie miało badaną krew za 1-1,5 miesiąca. Jak wróciłam (bo gabinet naszej pani doktor jest bardzo daleko) to mój chłopak już gotował pyszną urodzinową kolację.
Dostałam piękny bukiet róż <3
Zjedliśmy makaron sepia w sosie cytrynowo-czoskowym, z bazylią i duszonymi pomidorkami. Do tego krewetki. Pyyyyyyyyyyszne. Ambrozja.
Kupił też białe wino bezalkoholowe - naprawdę doceniam.
Potem wzięłam dłuuuuuuuugą kąpiel. Bardzo tego potrzebowałam, wczoraj było bardzo stresująco. Po kąpieli zjedliśmy sobie lody orzechowe i pomelo do filmu. Przez większość czasu na moich nogach leżała psinka, przytulona i domagająca się głaskanka. Kochany zwierzaczek, tak mnie rozczuła. Wczoraj kilkanaście razy wyznawałam jej, że od roku marzyłam o tym by tak właśnie spędzać z nią wieczory i cieszę się, że ona w końcu znalazła również w tym przyjemność.
I poszliśmy spać.
Ani tata, ani mama nie pamiętali o moich urodzinach. xD Musiałam im przypomnieć xD - obydwoje się kajali.
Pamiętali przyjaciele i teściowie xD
I kuzyn.
Jestem chyba w dobrym miejscu życia, czuję, że dużo się zmienia i jeszcze zmieni. I nie wiem gdzie mnie to zaprowadzi - to jednocześnie budzi ekscytację i strach. Dobrze mi na wielu polach tu, gdzie jestem.
Zmienić pracę i zarobki i projektować sobie więcej przestrzeni na odpoczynek.
To mój cel na ten rok.
No i chyba w końcu zapisanie psóreczki do szkoły dla piesków :D
A póki co mam małe zleconko do zrobienia.
13 notes
·
View notes