#powieszenie
Explore tagged Tumblr posts
jealousy-jealousy781 · 2 months ago
Text
Jakie są skuteczne sposoby na zabicie się? (Skok z wysokiego budynku odpada i powieszenie się też)
24 notes · View notes
niktwazny13 · 7 months ago
Text
Wszystkie sposoby na samobójstwo:
Podcięcie żył
Minusy :
-bolące
-trudne do zabicia się
Plusy :
-tanie
Wejście do wanny napełnionej wodą i wrzucenie do niej np. suszarki podłączonej do prądu
Minusy :
- trzeba mieć wannę i suszrkę
Plusy :
- łatwe w wykonaniu
Powieszenie się
Minusy :
- trudne do wykonania poprawnie
Plusy :
- bezbolesne
- tanie
Przedawkowanie leków
Minusy :
- trudno dostać odpowiednie leki
Plusy :
- zazwyczaj bezbolesne
Włożenie woreczka na głowę i zaklejenie taśmą wokół szyi
Minusy :
- można przerwać w każdej chwili
Plusy :
- tanie
Skok z wysokiego miejsca
Minusy :
- może się nie udać i będziesz kaleką do końca życia
Plusy
- bezbolesne
-darmowe
Strzał w łeb
Minusy :
- trudno dostać broń
Plusy :
- bezbolesne
Zagłodzić się na śmierć
Minusy :
- długo trwa
- ciężko wytrzymać
Plusy :
- brak?
Iść w zime do lasu w nocy i tam zasnąć
Minusy :
- ktoś może Cię uratować
Plusy :
- łatwe do wykonania
31 notes · View notes
surfingkaliyuga · 1 year ago
Text
Tumblr media
“Powieszeni / Hanged” Stefan Żechowski 1940
18 notes · View notes
jacobgraphy · 1 year ago
Note
fajne zdjęcia. Podoba mi się ten pierwszy przypięty
Dziękuję 😊 Wierszyk w przypiętym poście został napisany dla mnie w podziękowania za wysłanie kilku zdjęć i pozwolenie na ich wydrukowanie, powieszenie w domu. Autorką jest @countessvant. Pewien czas temu trafiła na mój blog i zapytała czy może kupić moje zdjęcie. Odpowiedziałem jej że wyśle jej te zdjęcie za darmo. Jedynym warunkiem jaki postawiłem żeby ich nie wykorzystywała komercyjnie.
4 notes · View notes
jestem-cala-twoja · 1 year ago
Text
Witajcie aniołki!👼
Znowu od paru dni źle się ze sobą czuję. Więc mam ochotę tutaj o tym napisać. Mam dosyć tego wszystkiego, tego beznadziejnego życia. Mam ogromną ochotę się pociąć ale obiecałam mu, że tego więcej nie zrobię ale serio czasami jest ciężko i myślę o tym co raz częściej. Znowu jest mi cholernie smutno i nie wiem dlaczego. Chcę się wypłaka��, w końcu porządnie wypłakać ale nie mogę. Wczoraj udało mi się trochę popłakać ale nie tyle ile bym chciała chociaż i tak to jest coś bo od dłuższego czasu nie udało mi się uronić łez. Znowu nachodzą mnie okropne myśli i nie chcą mnie opuścić. Boję się cholernie że mnie zostawi przez moje wahania nastrojów, mój charakter i przez to jak okropnie sie czuje a tyle o nim marzyłam I gdy w końcu go poznałam a na dodatek jestesmy razem to nie chce go stracić. Boję się, że może jednak nie tak wyobrażał sobie związek ze mną i się zawiodl i ze mnie w końcu zostawi, z jednej strony się tego cholernie obawiam ale z drugiej strony nie zdziwiłabym się gdyby mnie opuścił. Nie mam nikogo oprócz niego, jest moja jedyną tak bliską osobą i w sumie jak go stracę to już będzie mi kompletnie wszystko jedno. Łatwo mnie wprowadzić w zły/smutny humor i mnie to dobija. Kocham go nad życie i jest dla mnie wszystkim i serio się boję że znajdzie lepszą ode mnie bo jest pełno lepszych lasek ode mnie. On jest miłością mojego życia, jest dla mnie wszystkim i nigdy nie odczuwalam aż tak bardzo wszystkich moich emocji jak podczas związku z nim. Chciałabym pewnego razu położyć się spać i już się więcej nie obudzić. Jestem beznadziejna, na pewno zasługuje na lepszą dziewczynę niż ja ale pomimo wszystko już zawsze chciałabym być przy jego boku i być z nim do końca. Czuję się okropnie sama ze sobą. Co raz częściej myślę o tym jak kupuję tęperówkę z moją ulubioną żyletką albo jakiś fajny nóż i tnę całe swoje przedramiona i powoli się wykrwawiam, jak będę czuła cholerny ból fizyczny dzięki któremu uwolnię się od tego pierdolonego bólu psychicznego i jak już bym się wykrwawiła to wszyscy mieliby ode mnie święty spokój, nie byłabym już dla nikogo problemem ani ciężarem bo mnie już by nie było... Kurwa nawet nie wiem czym ten ból i ten cały mój chujowy stan jest spowodowany może serio jestem pierdolnięta i sobie to wszystko wymyslam ale jednak gdyby tak było to mogłabym go sobie odwidziec a do chuja nie potrafię. Mam serdecznie tego dosyc bo jeszcze parę lat temu tak się nie czulam. Też zauważyłam że ogólnie odczuwam wszystkie emocje i zachowania o wiele bardziej niż powinnam i to też mnie denerwuje. Czasami też się zdarza, że myślę o śmierci w totalnie randomowych momentach np że idę sobie krawężnikiem obok ulicy i jeździ pełno samochodów i tak nagle wpadam pod jedno z nich albo, że się wieszam na jakimś drzewie (mimo tego, że nie chciałabym umrzeć przez powieszenie i uduszenie) albo poprostu przez wykrwawienie albo przedawkowanie jakiś tabletek. Wkurza mnie to że mam taki nastrój, on po jakimś czasie mija a później wraca z podwójną siłą, znowu odchodzi ale zawsze wraca. Mam mega chujowy charakter, jestem strasznie emocjonalna, płaczliwa, sarkastyczna, nerwowa i potrzebuje dużo uwagi. Po prostu jestem beznadziejna.
Dobra, chyba napisałam wszystko to co chciałam więc do następnego postu moje aniołki, mam nadzieję że u was jest lepiej niż u mnie.
2 notes · View notes
bizarrepotpourri · 9 months ago
Text
Posiadanie przez miasto własnego kata było wielkim luksusem. Nie każda miejscowość (nawet duża) mogła sobie na to pozwolić. Kat nie był tylko osobą, która egzekwowała prawo, ale także kimś, kto manifestował siłę, nośnik nakładający się na gwałt zbrodni, aby ją pokonać. Za pobyt i usługi kata (i jego pomocników) w mieście trzeba było płacić, a w związku z tym, że nieczęsto wykonywano wyroki, utrzymanie ich w czasie "bezczynności" przekraczało możliwości finansowe wielu ośrodków. Za zgodą magistratów, za odpowiednią odpłatnością, często pożyczano katów dla spełnienia powinności przewidzianych prawem w innych miejscowościach. Na Śląsku w średniowieczu "dużym wzięciem" cieszył się kat złotoryjski.
- Urząd kata był nierozerwalnie związany z rozprzestrzenianiem się w średniowiecznej Europie modelu prawa magdeburskiego przy lokacji ośrodków miejskich, które przewidywało wykonywanie kar za różne przewinienia, z karą śmierci włącznie. Wcześniej, zgodnie ze zwyczajowym prawem polskim, karę wykonywał sam poszkodowany, ktoś z jego rodziny lub w ich imieniu, jeden z sędziów. Prawo niemieckie przewidywało jednak konieczność istnienia "specjalnego urzędu" (karzącej ręki sprawiedliwości). W średniowieczu (od XIII w.), kata nazywano: "carnifex", "magister justitiae” lub "magister tortor", później, w XVI/XVII w., w krajach nienieckich zwano go: "Hencker" lub "Chüchtiger", a w Polsce: "katem", lub "mistrzem" – opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.
Watykański kat Giovanni Battista Bugatti znany był pod przydomkiem "Mastro Titta" ("Maestro della Giustizia" czyli "Mistrz Sprawiedliwości", w dialekcie rzymskim), natomiast u nas kata zwano często "mistrzem małodobrym".
- Do obowiązków kata należało też: dbanie o stan techniczny szubienicy, pręgierza i urządzeń w izbie tortur, a także jeśli była taka potrzeba, wykonywanie drobnych kar cielesnych (chłosty, piętnowania) i tortur, a sporadycznie wykonywanie kary śmierci. Dodatkowo kat zajmował się też: usuwaniem zwłok samobójców, wyłapywaniem bezpańskich psów i "utylizacją" padłych zwierząt. W tych czynnościach pomagali mu pomocnicy, których z czasem zaczęto nazywać "hyclami" lub "rakarzami". - Kat za swoje obowiązki otrzymywał tygodniowe lub miesięczne wynagrodzenie z kasy miasta (miasta opracowywały tzw. taksy katowskie), a także świadczenia w naturze. Otrzymywał dom, położony zazwyczaj z dala od innych posesji (nikt nie chciał być sąsiadem kata). Kaci "dorabiali" często na odstąpieniu od pewnych czynności lub zamianie ich kolejności przy wykonywaniu egzekucji (płaciły im za to rodziny skazańców), np. zamiast najpierw uciąć rękę, a później ściąć – najpierw ścinał głowę. Dodatkowym źródłem dochodów, było też potajemne sprzedawanie kawałków sznura z szubienicy lub palca skazańca (miały przynosić szczęście) lub sprzedaż fragmentów zwłok do badań medycznych – mówi Stanisław Firszt.
Hmmm... "Kaci dorabiali często na odstąpieniu od pewnych czynności", otrzymywali "także świadczenia w naturze". To mi podsuwa pomysły z serii #Ravenka hornyposting. Na przykład ten z opowiadania o księżniczce.
Jelenia Góra też miała swojego kata. Na ten urząd 11 marca 1701 r. miasto nominowało Hansa Heinricha Kühna. Pełnił on tę funkcję przez wiele lat. - Opracowano dla niego specjalną taksę. I tak: za okazanie instrumentów tortur otrzymywać miał – 10 sgl.; za tortury, postawienie pod pręgierzem i chłostę – 1 talara; za powieszenie, łamanie kołem lub ćwiartowanie – 5 talarów; za ścięcie i spalenie – 7 talarów; za łamanie kołem i wplecenie żywcem w koło – 8 talarów; za przypalanie rozżarzonymi szczypcami, rwanie ciała, darcie pasów lub ćwiartowanie – 10 talarów; usunięcie ciała samobójcy – 6 talarów; a za spalenie padłego zwierzęcia – 3 talary – mówi dyrektor. Kat Kühn miał do dyspozycji: murowaną szubienicę na Wzgórzu Kościuszki, zbudowaną prawdopodobnie w XV/XVI w., pręgierz pod ratuszem, zbudowany w II poł. XV w., więzienie z izbą tortur oraz główne narzędzie swojej pracy, jakim był miecz katowski. - Ślady szubienicy do dzisiaj możemy oglądać na Wzgórzu Kościuszki (w ostatnich latach miejsce to wyeksponowano), pręgierz zlikwidowano prawdopodobnie w 1739 r., po zawaleniu się pierwszego ratusza (była to budowla podobna do wrocławskiej, której replika stoi dziś pod ratuszem, ale na trzystopniowym podeście w kształcie kół, na którym stał okrągły pręgierz, zwieńczony ażurową latarnią, a na niej stojącą figurką). Co jest ciekawe, w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze do dzisiaj przechowywane są miecze katowskie, którymi posługiwał się H.H. Kühn. Oba wykonane zostały w Niemczech, w XVII w. Jeden o długości 104,5 cm, a drugi 107,5 cm. Są zdobione inkrustacjami, a jeden z nich na obu stronach głowni posiada napis: "WAN DEM SUNDER WIRD ABGESCHPROCHEN DAS LEBEN SO WIRD ER MIR UNTER MEINE HAND GEGEBEN" – cytuje Stanisław Firszt. Jeleniogórski kat wykonywał egzekucje przede wszystkim przy szubienicy na Wzgórzu Kościuszki. Rzadziej na rynku. - To on prawdopodobnie ściął i wplótł w koło kobietę za dzieciobójstwo (13 lipca 1704 r.), ściął kobietę i mężczyznę za morderstwo (26 sierpnia 1704 r.) oraz Melchiora Hoffmanna (14 października 1706 r.), ściął i spalił Annę Rosinę Hilbigin za kradzież w kościele (29 lipca 1712 r.), ściął i nabił na pal Christinę Nixdorfin za zabójstwo dziecka (16 października 1717 r.), powiesił Hansa Christiana Hermanna za kradzież (3 listopada 1719 r.), ściął i nabił na pal Susannę Reichstenin za zabicie dziecka (10 grudnia 1722 r.) i ściął Annę Rosinę Seidlin (24 lipca 1727 r.). Większość straconych zakopano w okolicach szubienicy. Ich szczątki odkryto w 2012 r., podczas badań archeologicznych. Hans Kühn wypożyczany był też do wykonania egzekucji w okolicznych miejscowościach. I tak, 27 listopada 1715 r., na szubienicy w Miłkowie powiesił Hansa Müllera - wylicza dyrektor.
Aha. Czyli źle sobie kiedyś zanotowałam jego imię - w którymś z artykułów które czytałam, wspomniany był inny członek tego rodu, Christoph, ale jeśli Hans Heinrich Kühn został powołany w marcu 1701 roku, a "młody kat z Jeleniej Góry" w październiku 1701 roku perfekcyjnie ściął czteroosobową rodzinę Exnerów w ramach "egzaminu mistrzowskiego", to zapewne chodzi o tę samą osobę.
No i tak jak pisałam, dziwnym trafem wszystkie zapisy historyczne o egzekucjach jakie widziałam pochodzą ze Śląska. Na ten przykład, pan dyrektor muzeum jak gdyby nigdy nic wymienia całą długą listę egzekucji wykonanych na przestrzeni niecałych 25 lat. A myślałam, że jak w moim ostatnim opowiadaniu Pani Oficer w jednym roku musiała wykonać trzy wyroki, to było dużo roboty.
0 notes
motylowy · 1 year ago
Text
Wczoraj oficjalnie duża część powitała nowy rok szkolny. Powodzenia motylki!
Pewnie nie tylko ja wyrzucałxm do śmietnika jedzenie które dawała mi rodzina, a którego ja jeść nie chciałxm.
To zachowanie jednak nie jest wcale tak fajne. To ile jedzenia się marnuje w naszych czasach to tragedia. Jak to wpływa na nasz świat możecie sami się domyślać. Na pewno nie dobrze i pewnie gorzej niż myślicie.
Motylki macie jedzenie którego nie chcecie jeść, a jest dobre? Dostaliście od rodziców kanapki do szkoły? A może ciasto od babci którego nie macie zamiaru zjeść tylko wyrzucić? Nie wyrzucajcie ich. Mam dla was 2 proste propozycje co możecie z nim zrobić by się nie zmarnowało.
1. Lodówki społeczne (często nazywane lodówkami dla potrzebujących) jeśli macie taką w swojej okolicy możecie śmiało do niej podejść i włożyć tam jedzenie którego nie chcecie, a komuś innemu może się przydać.
2. Jeśli macie, np. kanapki czy wspomniane ciasto czy inne jedzenie włóżcie je do woreczka z doświadczenia najlepiej sprawdzą się przezroczyste wtedy widać, że w środku jest jedzenie (nie zapomnijcie go zawiązać by jedzenie nie zmokło podczas deszczu). Taki woreczek możecie powiesić przy śmietniku, zostawić przy sklepie spożywczym, a bardziej dokładnie chodzi o powieszenie go tam gdzie często można zobaczyć osoby bezdomne.
To dwa bardzo proste sposoby by nie marnować jedzenia które macie, a jednocześnie by pomóc innym w potrzebie.
Jeśli wy też myślicie, że wyrzucanie jedzenia nie jest fajne to reblogujcie ten post by dotarł do jak największej ilości osób.
0 notes
jamnickowa · 2 years ago
Text
Rolety miały przyjść...
... jakoś tak we wtorek. Przyszły przed długim weekendem. Ja się za montaż tego nie brałam, przyznam otwarcie. Ostatnio mi chusteczki z plecaka wypadły i je łowiłam w tramwaju, niezgrabnie.😵 I butelka dafi. I w ogóle. Z rąk i nie rąk lecą mi rzeczy.  Albo coś mi upadnie, albo wypadnie, albo się upaćkam jak małe dziecko. Jak nie stół to siebie. Jestem jakaś wyjątkowa pod tym względem. Zostaje: na twarzy/na ubraniu/gdziekolwiek. Gdy zostaje gdziekolwiek - czyszczę szybko. Na ubraniu - staram się, mam wodę pod ręką. Na twarzy nie widzę. Nie od razu. 😉  Powieszenie rolet powierzyłam Mamie. Mama zachowuje spokój.  Trzeba było tu coś nasadzić, tam przypiąć, linkę przymocować i tak dalej. Ja za tym nie nadążam.  Czy to źle? Nie wiem. Tak podobają mi się rolety, że nie zawiesiłam wypranej firanki.  Dobrego długiego łykendu Wam życzę przepióry z żabiej fabuły.  😎
Tumblr media
1 note · View note
dwa-syndrome · 4 years ago
Text
Jedno krzesło, jeden pas,
jeden węzeł, żadnych szans...
14 notes · View notes
pani-w · 4 years ago
Text
I sam nie wiem, co tu czy­nię, I ja­kie­mu Bogu słu­żę, Wi­sząc w gó­rze na tym sznu­rze
18 notes · View notes
feel-death · 4 years ago
Text
Powiesz mi gdzie znajdę świat? Skoro wszystko płonie...
4 notes · View notes
zaburzonyswiat · 6 years ago
Text
Zabij się. Zabij się. Zabij się. Zabij się!
48 notes · View notes
dzieckonoego · 6 years ago
Quote
Kto chce się wzbogacić w ciągu jednego dnia, zostanie w ciągu roku powieszony.
Leonardo da Vinci
9 notes · View notes
girlwithscar · 7 years ago
Quote
Wiosna Wariant nr 1 -powiesić sie Wariant nr2 -powiesić sie Wariant numer 3 -przeziomowac, a na wiosnę sie powiesić
Grzegorz Wróblewski
293 notes · View notes
xopenwoundx · 7 years ago
Photo
Tumblr media
10 notes · View notes
bizarrepotpourri · 1 year ago
Text
Tłumy z Dolnego Śląska ściągały na egzekucje
Do dziś na Dolnym Śląsku zachowało się siedem kamiennych szubienic. Nie służyły wyłącznie do wieszania. To były miejsca wszelkiej kaźni: ścinania mieczem, łamania kołem, ćwiartowania, palenia na stosie czy też pogrzebania żywcem.
Szubienice cuchnęły. Jak mówi Daniel Wojtucki, wrocławski historyk badający zabytki jurysdykcji, lokalizowano je za murami miast ze względów praktycznych - nie tylko ku przestrodze dla wędrownych bandytów, ale też po to, by słodka woń rozkładających się ciał nie uprzykrzała życia mieszczanom. Zdarzało się bowiem, że truchła powieszonych dyndały - nękane przez ptaki i czerw - tak długo, aż same odpadły.
Kat zbierał je później i grzebał w niepoświęconej ziemi nieopodal budowli pospołu z padłymi zwierzętami. Albo dopiero gdy na belkach przerzuconych między kamiennymi podporami brakowało miejsca dla nowych skazańców, decydował się skrócić hańbę któremuś z powieszonych wiele miesięcy wcześniej nieszczęśników i ściągał go w dół.
- W Lubaniu po egzekucji matkobójcy zwłoki pozostawały wystawione na widok publiczny przez pięć lat, aż w końcu wizyta ważnej osobistości skłoniła władze miasteczka do ich uprzątnięcia - opowiada Daniel Wojtucki.
To miało sens: obwieszona wisielcami jak choinka szubienica górująca nad miastem stanowiła sygnał dla rabusiów i morderców, żeby nie liczyli na pobłażliwość lokalnej władzy. Chroniła bogobojnych przed występnymi. Ze względów prewencyjnych dobrze było mieć za murami taką budowlę, więc wznoszono je w każdej większej miejscowości. W katalogu, który ukaże się jesienią, Daniel Wojtucki wskazuje lokalizację blisko 300 dolnośląskich szubienic.
Te szesnasto-, siedemnasto- i osiemnastowieczne, których ruiny można oglądać na Dolnym Śląsku, zostały zbudowane z kamieni. Najczęściej miały kształt walca zwieńczonego od góry kilkoma słupami, o które wspierały się belki. Największe umożliwiały jednoczesne powieszenie nawet kilkunastu złoczyńców.
Do dziś na Dolnym Śląsku zachowało się siedem kamiennych szubienic. W najlepszym stanie jest wojcieszowska, gdzie Daniel Wojtucki, Honorata Rutka (antropolog) oraz Marcin Paternoga i Krzysztof Grenda (archeolodzy) jeszcze w tym roku rozpoczną badania. Jako Stowarzyszenie Ochrony i Badań Zabytków Prawa spenetrowali już trzy: w Kątach Wrocławskich, Lubaniu i podjeleniogórskim Miłkowie. Zaczynają od gruntownej kwerendy w archiwach, szukając zapisów o wykonanych tu przed wiekami egzekucjach. Potem prześwietlają teren georadarem, przekopują i - wykorzystując metody antropologii - porównują swoje odkrycia z archiwaliami.
Przy szubienicy w Miłkowie natrafili na kości kilku straconych tu przestępców. Badania potwierdziły między innymi znany z jeleniogórskich kronik opis egzekucji na całej czteroosobowej rodzinie Exnerów z Karpacza. Sprawa była bardzo głośna, przekazywana ze zgrozą z pokolenia na pokolenie jako jedna z tych opowieści, przy których cierpnie skóra.
We wrześniu 1701 roku Sąd Apelacyjny w Pradze skazał Rosinę Exner i jej brata Georga na ścięcie mieczem za utrzymywanie cielesnych stosunków. Ich rodziców, Georga i Marię, którzy tolerowali kazirodczy związek i uśmiercili poczęte z niego niemowlę, sędziowie uznali za winnych dzieciobójstwa, a po ścięciu kazali dodatkowo przebić metalowymi kołkami. Wyrok wykonano w Miłkowie.
Kiedy dwa lata temu wrocławscy naukowcy zaczęli grzebać wokół szubienicy, ta historia ożyła. Najpierw natrafili na złożone obok siebie w jednym grobie szkielety Rosiny i jej brata - oba bez głów. Potem znaleźli drugi grób, ich rodziców, z resztkami kołków w miejscu serca i czaszkami dzieci wsuniętymi między kolana. - Mamy kłopot z Exnerami - mówi Daniel Wojtucki. - Bo kat był takim profesjonalistą, że na kręgosłupach nie widać śladów po użyciu miecza. Ostrze przeszło precyzyjnie między kręgami.
Jest jeszcze bardziej zaskakujący fakt: to była jego pierwsza egzekucja. Genialny debiutant nazywał się Kühn i pochodził z jednej z największych śląskich rodzin katowskich. Fach odziedziczył po ojcu - skoro urodził się jako syn kata, człowieka nieczystego, nie mógł się kształcić w innej profesji. Od najmłodszych lat patrzył na egzekucje. A ponieważ ówczesny kat był również hyclem, dzieciak uczył się, zabijając w rakarni bezpańskie psy. Ściągając z nich skórę, odbierał pierwsze lekcje anatomii. Trenował cięcie mieczem na żywych zwierzętach. Na ogół przed dwudziestką wykonywał publicznie pierwszą egzekucję na człowieku. To był jego mistrzowski egzamin. Kat, który w 1701 roku zabił Exnerów, zdał go celująco.
Inny problem z Miłkowem - badacze odnaleźli jedno czy dwa stanowiska więcej niż wynikałoby z wykazów wykonanych tu egzekucji. Łatwo to wytłumaczyć: jeleniogórska kronika, z której pochodziła dotychczasowa wiedza o szubienicy, to źródło wtórne. Księgi sądowe z dokładną relacją najpewniej spłonęły w pożarze, więc w późniejszych zapisach kronikarz odtworzył tylko to, co pamiętał. Mógł pominąć którąś egzekucję. O szubienicy w Wojcieszowie sądzono do niedawna, że nigdy nie została użyta. Daniel Wojtucki doszukał się jednak w jeleniogórskich archiwach zapisków o trzech osobach, które stracono tutaj w latach osiemdziesiątych XVII wieku. 16 kwietnia 1682 roku żywcem spalono tutaj mężczyznę, który spółkował ze zwierzęciem. Na oczach okolicznej gawiedzi, która traktowała egzekucje jak spektakl, kat podpalił go razem z cielęciem, z którym dopuścił się grzechu.
Również w 1682 roku na sznurze zadyndał morderca szlachcianki. Zbrodniarz był sprytny: upozorował śmierć dziewczyny na samobójstwo. Nie zwiódł jednak sądu. Trzecia ofiara szubienicy w Wojcieszowie to dzieciobójczyni, której ścięto głowę mieczem. Ich kości znajdują się prawdopodobnie gdzieś w pobliżu miejsca straceń, bo kat nie zadawałby sobie dodatkowego trudu z odciąganiem zwłok w głąb lasu.
Gdy Marcin Paternoga i Krzysztof Grenda odnajdą groby, doktor Honorata Rutka będzie mogła przeprowadzić analizę antropologiczną. Dowiemy się nie tylko tego, jak zginęli, ale także jak żyli: co jedli, na co chorowali, jak ciężko pracowali i w jakim wieku dopadła ich śmierć. Przy kościach skazanych niewiele można znaleźć. W grobie Exnerów były to resztki butów, skazańcy z Lubania mieli przy sobie guziki z brązu i drobne monety, przekłute jak talizman.
Czasem kat wrzucał do grobu gwoździe egzekucyjne, przy pomocy których przytwierdzano odcięte głowy i kończyny do belek, czy żelazne skoble. Kilka takich archeolodzy znaleźli w jamie zmarłych - wykopanej wewnątrz lubańskiej szubienicy 60-centymetrowej niecce, wypełnionej fragmentami kości, kawałkami cegieł i kamieniami. Pełniła rolę pod-ręcznego składowiska resztek. Penetrując to miejsce, naukowcy natknęli się na prawdziwą rzadkość: krótki kawałek solidnego łańcucha egzekucyjnego ze ściśniętym między ogniwami trzema kręgami kręgosłupa. Pewnie trafił do dołu przy okazji porządków. Czyje szczątki mogły się znaleźć w jamie zmarłych? Być może Grunera, ściętego 16 czerwca 1646 roku, o którym kronikarze napisali, że po dwóch niewprawnych ciosach mieczem poderwał się na nogi i zaczął krzyczeć, mając na wpół odrąbaną głowę. Być może Hansa Meye, straconego 22 stycznia 1572 roku za zamordowanie własnej matki. Zgotowano mu okrutną kaźń: prowadząc zabójcę na miejsce straceń, kat szarpał jego ciało rozżarzonymi obcęgami na wszystkich skrzyżowaniach w Lubaniu. Prawą rękę, którą podniósł na matkę, odcięto mu i wbito na pal. Resztę Hansa Meye po-ćwiartowano dopiero przy szubienicy i powieszono na czterech słupach wbitych w ziemię. Wyprute z brzucha wnętrzności zagrzebano w ziemi.
W lubańskiej jamie zmarłych raczej nie mogło być szkieletu Marii Krause, która nożyczkami zabiła swoje nowo narodzone dziecko. Pogrzebano ją żywcem obok szubienicy i - tak jak starym Exnerom - przebito serce kołkiem.
Bogata Legnica miała dwa miejsca straceń: Köpfanger przed Bramą Chojnowską i murowaną szubienicę przed Bramą Wrocławską. Pierwsze dla zacnie urodzonych, którzy po śmierci mogli liczyć przynajmniej na solidny pogrzeb na cmentarzu. Drugie dla przestępczej hołoty, pohańbionej, grzebanej jak psy, byle jak, bez duchownego, w niepoświęconej ziemi.
- To był ośli pochówek, bez honorów - mówi archeolog Paweł Duma ze Stowarzyszenia Ochrony i Badań Zabytków Prawa. Opowiada o szubienicy w szwajcarskiej Lucernie, gdzie obok kości 45 ludzi archeolodzy natrafili na sześćset zwierzęcych szkieletów. Również na Dolnym Śląsku w jednym miejscu grzebano ofiary kaźni, samobójców i padlinę, którą kazano katowi ściągać z ulic, aby zapobiec epidemii.
- Powieszenie było karą hańbiącą - dodaje Daniel Wojtucki. - Zdarzało się, że wdowa po wisielcu starała się, by zwłoki zostały zakopane. Albo próbowała zmienić wyrok z powieszenia na ścięcie. Im bardziej odrażająca zbrodnia, tym wymyślniejsza kara i większa chęć pohańbienia ciała. W zbiorach Wojtuckiego jest rycina przedstawiająca kaźń seryjnego mordercy - Melchiora Hedloffa, straconego w Oleśnicy w 1654 roku za zabójstwo 251 osób. Na początek kat oderwał mu wszystkie palce u rąk. Potem szarpał ciało rozżarzonymi kleszczami, zdzierając zeń skórę. Na specjalnie wzniesionym rusztowaniu, by wszyscy gapie widzieli ten okrutny spektakl, łamano Melchiora kołem, powodując otwarte złamania wszystkich kości. Jeszcze żyjącego poćwiartowano, a kawałki ciała porozwieszano na rogatkach miasta dla przestrogi.
Wrocławscy badacze uważają, że ich badania mogą pomóc samorządom w wypromowaniu stojących na uboczu, zapomnianych ruin szubienic jako atrakcji turystycznych. Bo wciąż pociąga nas groza opowieści o rodzinie Exnerów, Melchiorze Hedloffie czy Hansie Meye.
1 note · View note