#idiotyzm
Explore tagged Tumblr posts
Text
#chudej nocy motylki#chudosc#motylki any#thinspø#tw ana bløg#bede motylkiem#tw 3d vent#tw skipping meals#@n@ tips#motylki blog#jestem motylkiem#będę motylkiem#bede lekka jak motylek#lekkie motylki#anadiet#ana y mia#tw ed ana#idiotyzm
65 notes
·
View notes
Text
Nu, jesteśmy bardzo agresywni.
6 notes
·
View notes
Text
chcę tylko powiedzieć że będę dzisiaj wieczorem oglądać ten nieszczęsny boks purely out of spite
#rodzina się rzuca ze nasza cudowna polska bokserka walczy z facetem oh come onnnnn#jebać konfederatke która nie potrafi się nawet zachować przed walką#powinni ją i te wszystkie laski które na social mediach się rzucają wyjebać za niesportowe zachowanie imo#ta cała afera to jest taki idiotyzm nie potrafię zrozumieć jak tyle ludzi na to leci#polishposting
2 notes
·
View notes
Text
Czasem bywa ciemno, mrocznie. Słońce gaśnie, wszystko pokrywa mrok. Oczy potrzebują dużo czasu, aby przyzwyczaić się do ciemności. Wędruję tak powoli, ze strachem by nie upaść, nie potknąć się i nie wyrządzić sobie szkody. Stoję w miejscu, gdy inni maszerują. W świetle latarni patrzę na nich, cienie przesuwają się wszędzie, a ja jako jedyny zauważam swój. Ten cień przypomina mi o tym, że tu jestem. Przypomina mi o chwilach z przeszłości, kiedy w taki sam sposób, niezmiennie mi towarzyszył, wraz z innymi rzeczami, które szalenie mocno trzymają i nie chcą puścić. To zjawisko każdemu znane, lecz ja kołyszę się pośród gąszczy zagubienia zbyt często. Słuchawki na uszach i olśnienie. Nie wszystko jest takie samo, acz schemat podobny. Szarość przykryła to, co było ważne. Niezrozumienie otaczającej rzeczywistości. To co miłe, miesza się z bólem. Już nie wiadomo, jak to naprawdę jest. Porównać to można do zachwiania równowagi. Brak pewności, umysł sygnalizuje, że coś jest nie tak. Shhhhh. Kolejny dzień. Ale nie chcę ciągle czekać. Niecierpliwość i znużenie powinnością. Brak poczucia sensu w stawianiu małych, regularnych i powtarzalnych kroków. Tik tok, zegar tyka. Chmury przykrywają niebo. Światła samochodów. Następnie śpiew ptaków. Pętla czasowa. Przeznaczenie, czy głupie wybory? Idiotyzm. Burzenie stabilizacji, regularne i nierozważne. Lęk. Oddech donośny pośród szumu ciszy. Zawroty głowy i okno na podwórze. Trzeba iść. Wolałbym chcieć, a nie musieć. Dlaczego taki jesteś? Dziwny. Jesteś nieco dziwny, bardzo niezrozumiały. Jesteś zaburzony, niezdefiniowany i strachliwy. Rzec by można - pojebany. Ano jestem sobą, takim właśnie delikatnym kolcem róży. Płynę teraz przed siebie, bądź płynąłem jeszcze niedawno, mając obrany kurs. Teraz tylko znajduję się na statku, bez steru, zdany na pastwę wiatru i prądów wodnych. Powtarzam sobie, że potrafię. Powtarzam sobie, że daję radę. I tak właśnie jest. Ale co jest obecnie warte świeczki? Wszystkie pogasły, zapałki już się skończyły. Szum fal, a ja leżę na plaży w ciemności. Zimny piasek. Zimno. Odczuwam chłód. Przypływ. Siły natury, a ja ich częścią. Dziś, czy jutro - zaprzepaszczone szanse otwierają nowe możliwości, by poczuć niebo na ziemi...
9 notes
·
View notes
Text
16 Kwietnia 2024, Wtorek🌷:
W sumie nie powiedziałam czemu nie ma już u mnie tych "klasycznych" rozpisek z rodzaju kalorie/sen/nauka itd., więc spieszę z wyjaśnieniami, bo może kogoś to interesuje (a może nie xD) — nie mam do tego głowy. Mam tak strasznie dużo rzeczy do zapamiętania (tj. leki do wzięcia pierdyliard razy dziennie, które jak mi się skumulują to tabletek w porywach łykam prawie 30 dziennie, rzeczy których nie mogę jeść, albo które już wprowadziłam i jak to oceniam itp) i jakbym do tego miała jeszcze prowadzić jakieś inne statystyki to bym chyba zwariowała. Na razie Edzio się nie wychyla, może czasami wyściubia nosa ze swojej nory i zaczyna mi się dobierać do tyłka, ale trzaskam go po łapach zanim wyciągnie centymetr krawiecki i cmoknie że przytyłam. Bo w istocie, przytyłam — 2 kg. To znaczy, suma summarum przytyłam 2 kg, bo najpierw po Proverze (NIE BIERZCIE TEGO GÓWNA) waga skoczyła mi aż do 48,5 (wzrost o 4 kg) ale po zmianie leków zeszłam do 46,5 kg. I myślę że nie odwaliło mi tylko dlatego, że psychicznie przygotowałam się na 5 z przodu, więc jakieś marne 2 kg na razie średnio mnie obchodzą. Pewnie zaczną, ale dopiero po maturze. Zabawne że Edzio był problemem zastępczym spychającym wszystkie syfy związane z domem, szkołą i nieleczonym ADHD na boczne tory, a teraz jest dokładnie na odwrót — ze stresu jaki generuje recovery uciekam w wir nauki i przejmowanie się wszystkimi domowymi problemami, na które nie mam żadnego wpływu.
Na chwilę obecną wiem że na następny okres (który wypada mi idealnie na matury) nie biorę placebo tylko jadę z dwoma opakowaniami pod rząd — dzisiaj macica tak mnie znokautowała że wystarczył głupi deszcz żebym dostała migrenę. (A było już tak pięknie — całe 8 dni bez ataku... Dobrze że to mój ostatni "bananowy" dzień, bo jakby był pierwszy to właśnie w bananach bym szukała przyczyny, a tak mogę już odhaczyć już dwa produkty jako nieszkodliwe. Jutro zaczynam z fermentowanym nabiałem). Znalazłam Ketonal, w końcu miałam czas poszukać bo nie poszłam do szkoły. Na upartego bym mogła, ale nie uśmiechałoby mi się chodzić do łazienki co pół godziny. Nawet leki przeciwkrwotoczne nic nie dały, jutro też pewnie będę musiała sobie odpuścić.
Za to odpuścić nie będę mogła sobie korków z matmy i "bilansu" u lekarza — czy tylko dla mnie to największy idiotyzm świata? Dlaczego ktoś tak bardzo chce się oszukiwać że pielęgniarka siedzi w szkole dłużej niż 3 godziny w tygodniu i cokolwiek robi? Byłam u niej chyba 3 razy w życiu, właśnie na tych bilansach i teoretycznie trzeba je było zanieść do lekarza ogólnego do podpisu i odnieść z powrotem do szkoły, ale nigdy tego nie robiłam. Teraz trzeba bo inaczej nie wydadzą mi świadectwa. No ale błagam, to "badanie" nawet nie udaje badania, sama wpisuję ile mam wzrostu, wagi, czy mam wadę wzroku itp — jedyne co babka robi to mierzy mi ciśnienie. Po co to w ogóle istnieje? Jakiś komunistyczny zwyczaj czy co?
A, no i muszę odebrać wyniki badań Nicolasa (czy raczej zadzwonić i spytać czy już są do odbioru) i odebrać dowód bo już jest gotowy. Jutro się nie ogarnie, ale w czwartek albo piątek byłoby dobrze, szczególnie że chciałabym od razu pójść do banku i założyć sobie konto.
(Czy wszystkie koty siadają na oparciach kanap?)
(Nie pytajcie nawet czemu mam kanapę odwróconą siedzeniem do ściany, sama też się nad tym zastanawiam)
9 notes
·
View notes
Note
😆😆😆
Tu nawet nie chodzi mi o hejtowanie tej osoby. Bardziej by zwrócić uwagę na takie akcje. Bo mnie osobiście to nie dotknęło w żaden sposób. Wbrew pozorom śmieje się z tej sytuacji po prostu. Jednak zdaje sobie sprawę i inni również powinni, że takie coś jest po prostu karygodne tu w naszej społeczności. Komuś innemu na moim miejscu mogałby zostać wyrządzona krzywda po prostu przez taki post… i to OGROMNA! Wiele osób swoje zaburzenia odżywania nabawiło się przez szykanowanie czy to ze strony obcych czy bliskich osób. Nawet z pozoru głupie zwrócenie uwagi w stylu „przytyło ci się/schudłeś/aś” jest nie na miejscu w naszej społeczności czy poza nią… Nie wiemy czy ktoś nie jest chory na cokolwiek co powoduje zmianę wagi w te czy inną stronę. Nie powinno się takich uwag wypowiadać by kogoś nie zranić. Takie zachowanie jest po prostu niedopuszczalne i oznacza brak taktu bądź po prostu skrajny idiotyzm…
66 notes
·
View notes
Note
Pan Chopin? Mam nadzieję, że mogę do ciebie napisać. Uczę się polskiego z powodu mojego rodowodu i dzięki tobie. Mam nadzieję, że mój idiotyzm nie obrazi. Miłego dnia.
To nie idiotyzm, drogi przyjacielu! Tylko szlachetna sztuka komunikacji. Możesz do mnie pisać kiedy tylko chcesz!
3 notes
·
View notes
Note
w szkole 10 lat temu chłopcy pluli na moją twarz bo byłam brzydka, wyzywali mnie przy nauczycielce w klasie, bym się powiesiła i po co ja tutaj przyszłam? szkoła nie jest dla paszczura. jedne co nauczycielki zrobiły to słowa "on ma już kuratora" moje życie od tamtego momentu to bagno. szkoły powinny chronić dziewczynki bardziej.
Mam podobne doświadczenia, które zostawiły na mojej psychice trwały ślad. Chłopcy w szkole nie wnosili do życia klasy nic poza chaosem, dręczeniem słabszych oraz zaniżaniem poziomu nauczania przez swój idiotyzm i lenistwo. Dlatego popieram osobne szkoły dla dziewcząt i chłopców i żałuję że nie są bardziej dostępne, oraz że sama do takiej nie chodziłam. Jeśli będę mieć kiedyś córkę, jedyne opcje jakie są dla mnie akceptowalne to albo szkoła dla dziewcząt, albo nauczanie domowe.
4 notes
·
View notes
Text
Głębokie przemyślenia i niespodziewane wyróżnienie!
7 lipca 2024
Do dziś muszę oddać jeszcze 2 prace. I zdać egzamin wieczorem :P.
I to będzie - mam nadzieję - koniec. Zdany rok. Mogę z siebie zrzucić ciśnienie. To ciśnienie i poczucie CZEKANIA na potwierdzenie zaliczenia jest dla mnie najcięższe i nieznośne. Bardzo to frustrujące.
Wczoraj:
Zacznę od tego, że mój przewiany lewy bark/bark wraz z mięśniami szyi do podstawy czaszki, który trochę "odpuścił" po regularnym traktowaniu go maścią końską - nie odzyskałam pełnej sprawności, nadal nie mogę swobodnie ruszać głową - przeszedł wczoraj niespodziewanie w ból zatok za uszami, doszedł ból gardła, paskudny katar. Yey! No i wychodzi na to, że mam pełnoprawną grypę. Przez stres. Kurwa.
Teraz siedzę zasmarkana, pod kocem, na wykładzie na słuchawkach i szykuję się do trzaskania ostatniej pracy zaliczeniowej.
Wczoraj w nocy dokończyłam edycję koszmarnie brzmiącego nagrania podcastowego: zaliczałam przedmiot nagrywając audycję. Masakra. Fakt: nauczyłam się przy tym dużo i fajne to, na przyszłość będę wiedziała co i jak, ALE pierwszy krok to kupno sensownego mikrofonu xD Bo to, jak brzmimy na nagraniu to jednak woła o pomstę do nieba. Nagrywając robiliśmy próby i weryfikowaliśmy w jakiej odległości od mikrofonu należy nagrywać, ale niestety wygląda na to, że różnica kilku centymetrów lub milimetrów była dla tego urządzenia decydująca. Ech. No, ale powinniśmy mieć 5. Jest wszystko co powinno być.
Wczoraj - chora - nie pojechałam na ćwiczenia, które już zdałam (zajęcia znowu trwały 12h pod rząd), pojechałam tylko na zajęcia z Dumbledorem. Ech.
No i tu mam trochę mieszane uczucia.
Okazało się, że pan odchodzi z uczelni. Bo się leczy na śmiertelną chorobę. I chyba ten fakt sprawił, że wyleciała z niego gorycz i przemyślenia o pracy na uczelni, o ludziach, o moralności, o perspektywie przyszłości, o głupocie. Ech. To było trudne do słuchania. Wczoraj, podczas 4h zajęć przeskakiwał od fascynacji światem i historią - którym przez cały semestr nas zarażał - po gorzkie przestrogi, okrutne sądy i pesymistyczne stwierdzenia.
Łatwo by było powiedzieć, że to po prostu stary człowiek u schyłku życia, który widział dość, by pozbyć się złudzeń, być może również nadziei, że ludzkość na świecie ma szanse przetrwać. Być może jego stan zdrowia też obdarł go z nadziei, kazał zdjąć różowe okulary i pogodzić się z niesprawiedliwością świata, systemów, rozgrywanych kart na scenie politycznej.
No nie wiem. To były dziwne zajęcia.
Ale też takie, że zapadają w pamięć.
Powiedział, że ma olbrzymie wątpliwości by wypuszczać z uczelni ludzi, którzy są cytuję "idiotami" i "debilami" - a diagnozował to przykładem: student 3 roku dziennikarstwa poproszony o rozpoznaniu na zdjęciu twarzy polityka nie wie, że patrzy na zdjęcie Zełeńskiego. Albo student 3 roku dziennikarstwa muzycznego poproszony o rozpoznanie na portrecie Beethoven nie miał pojęcia na jaką postać patrzy. A oświecony, że to Beethoven nie potrafi wymienić żadnego jego utworu. Żadnego! Student dziennikarstwa muzycznego!
Ech...
Zatkało mnie to, ale też weszłam z nim w polemikę, że takie etykietki są niesprawiedliwe. Ja mam 30 lat i z łatwością z panem Dumbledorem (ponad 70 lat) dyskutuję, bo mam doświadczenie, mam za sobą wdrożenie w dorosłość. A reszta młodych studentów to typy, którzy przeżyli pandemię i polski system edukacji: NIKT ich nie nauczył dyskusji, jeszcze nie byli też zmuszeni nauki dyskutowania i odwagi by pytać, zwykle pytania były ganione, bo przecież znowu inna grupa, nauczyciele, musieli zrealizować program i kropka. Jestem przekonana, że oni - studenci, nawet z mojej grupy (bo też ich nazwał głąbami, przypomniał, że dał im szansę na początku zajęć by podzielić się tym, co ich jara i nikt oprócz mnie nie chciał o niczym opowiadać, ba! Ofukał ich "idiotyzm", ograniczenie wyrażane poprzez brak szacunku - bo gdy ja mówiłam kilkoro gadało, oczywiście kółeczko adoracji ciacha grupowego) jak uporają się z własnymi ograniczeniami i młodzieńczymi problemami w większości będą chcieli się dzielić zajafkami ze światem. Po prostu... czasami kapitał kulturowy jest ograniczony ze względu na środowisko z jakiego wyrastamy. Czasami nie ma przestrzeni czy siły na robienie czegoś nowego: niektórzy studenci po prostu działają w trybie przetrwania - praca-dom, cały weekend na uczelni i znowu praca. Niektórzy wciąż poszukują drogi dla siebie. Biorąc to pod uwagę uważam, że mówienie przed całą grupą o swoich fascynacjach, narażając się na łatki i odrzucenie społeczne - bo tak wyglądała społeczność w liceach, a to jedyna reakcja grupy rówieśniczej, którą znali. Oni nie mieli okazji dotąd przekonać się, że można inaczej, a to inaczej to też jest dla nich coś tak kosmicznego i dziwnego, że chwilę zajmie zanim się z tym zaznajomią. I jeszcze chwilę zanim się odważą tego "inaczej" używać. O ile będą mieli na to przestrzeń i warunki oczywiście!
Ech.
To była bardzo ciekawy wykład/ćwiczenia, dyskusja.
Bardzo. Rozmawialiśmy o muzeach, o obrazach, o kultowych opowieściach itp.
Miałam też okazję podzielić się fascynującą historią Artemisii Gentileschi, którą miałam okazję oglądać jesienią we Włoszech. Opowiedziałam o tym, jak artystka namalowała swoją interpretację "Zuzanny i starców" - to historia bodaj z Biblii, o dziewczynie, która chciała "dochować cnoty", a którą chcieli wykorzystać seksualnie starcy. Ech. Zamawiał chyba papież, albo inny kleryk, a tu niespodzianka, bo artystka Artemisia namalowała swoje własne uczucia: to jej twarz ma Zuzanna, a jeden z mężczyzn (ciemnowłosy) to jej dawny gwałciciel. "Cnotliwa" Zuzanna miała twarz wykrzywioną gniewem, a w ręce trzymała nóż. Gdy zleceniodawca zobaczył gotowy obraz... kazał Artemisii przemalować obraz tak, aby Zuzanna była faktycznie "cnotliwa". Ech. No i Artemisia przemalowała... ALE dzięki zdjęciom UV można zobaczyć jak wyglądał oryginał, obecnie przykryty warstwą farby...
Zajęcia z Dumbledorem to istna przyjemność, tematy do rozmów mi się z nim nie kończą, wymieniamy się ciekawostkami, fascynacjami itp. Z dygresji, do dygresji. I wszystko ciekawe, fascynujące, dowcipne. Po prostu tak budujące!
I nagle, tak w 3h zajęć, facet zapytał mnie jak i gdzie pracuję. Tak na forum całej grupy. Odpowiedziałam mu. Już drugi raz mnie o to pytał, za pierwszym razem, gdy w maju oddawałam mu pracę zaliczeniową. Nadal mi się to wydaje jakieś takie... przekraczające granice. Bo po prostu ja się tego boję - że ktoś chce o mnie wiedzieć rzeczy ze sfery "prywatnej". Ale tak obiektywnie facet chyba nie ma jakiś złych zamiarów... Anyway: wczoraj ze znacznie mniejszymi oporami, ale wciąż trochę zachowawczo mu odpowiedziałam gdzie pracuję. I jak pracuję. I że szukam pracy. Zapytał czy uczę ludzi - powiedziałam, że nie. Zastanowił się i oznajmił, że podjęłam złą decyzję w sprawie studiów, że powinnam iść na ASP, na kierunek, który... no właśnie. Podał nazwę kierunku, który wiem od jakiś 6 lat, że CHCĘ zrealizować, ale to tylko studia magisterskie! A on w śmiech, że nie wiedział. I że widzi mnie jak najbardziej na ASP, a potem w tej pracy, jaką można mieć po tym kierunku. Jejku, tak się ucieszyłam! OMG, on to z samego rozmawiania ze mną dostrzegł. Byłam wzruszona. A potem Dumbledore zawahał się i przeszedł do anegdoty... Powiedział, że w swojej karierze naukowo-akademickiej uczył setki, jak nie tysiące studentów i tylko jakaś 20-stka to byli ludzie, którzy mieli potencjał, które były nieprzeciętne zdolne, inteligentne i on sobie za taki cel wziął by tym osobą pomóc w karierze. Opowiedział jak pomagał w starcie swoim studentką i studentom wejść na wysokie stanowiska po prostu poręczając ich zdolności, kompetencje itp. Dlatego, cytuję "ma pani numer do mnie. Jeżeli skończy pani studia i będzie chciała Pani pracować w jakimś konkretnym miejscu, a ja jeszcze wtedy będę żył, gdyby potrzebowała pani wtedy rekomendacji, albo pomocy ze znalezieniem bardzo dobrej, odpowiedzialnej pracy - proszę zadzwonić. Pomogę pani. Widzę, że pani daleko zajdzie, widzę, że ma pani niesamowity potencjał, wiedzę i fascynację."
O FUUUUUUCK O.O
A potem pan Dumbledor - nadal przy całej grupie studentów (niezręcznie jak cholera) - powiedział, że wyróżniam się, że jestem niezaprzeczalną liderką w tej grupie, że potrafię mówić o tym, co mnie ciekawi i jara, że na tle mojej grupy jestem jak perła, a cała reszta, która od 2h milczy to ciemna masa i "debile" z wyboru.
O FUUUUUUUUCK!
Jak mi było dziwnie - trochę mnie to podbudowało, a trochę odczułam to jak niedźwiedzią przysługę - bo ta część grupy, która mnie nie lubi teraz znielubi mnie bardziej.
Po zajęciach opowiedziałam o tym mojemu narzeczonemu (który na mnie czekał pod drzwiami, ale o tym zaraz) - szoooook ofc. Byłam cała taka... poruszona! Dużo uczuć czułam (i nadal czuję) i niektóre są sprzeczne. Zaskakująco emocjonalne i wstrząsające były te 4h zajęć. Naprawdę! O fuck! Niesamowity specjalista, erudyta, fascynat kultury powiedział coś tak miłego o mnie! Jednocześnie tak bardzo ubliżył wszystkim innym! I zwiastował nam wojnę! I mówił o doskwierającej samotności! O borze liściasty, jego monolog o odczuwaniu samotności w grupie ludzi to było coś tak poruszającego! Moja koleżanka z ławki szepnęła mi wtedy, że "rel" uczucie, że też czegoś takiego doświadczyła, a ja słuchałam tego ze smutkiem... bo znam też to uczucie, ono jest cholernie trudne i bolesne. A jednak - w przeciwieństwie do pana Dumbledore'a - mam już inne spojrzenie na samotność dzięki terapii: JAKO LUDZIE ZAWSZE JESTEŚMY SAMOTNI. Ta świadomość jest ZAWSZE bolesna. Zawsze... To niesamowicie głeboki temat na rozmowę z terapeutką moim zdaniem. I z samym sobą. Ale słuchając pana Dumbledore'a miałam poczucie, że on nigdy nie miał możliwości, ani przywileju by skorzystać z takiej terapii. Jego terapią był alkohol - o czym mówił nam na zajęciach. A alkohol to przecież depresant... i teraz, kiedy mój wykładowca jest śmiertelnie chory i prawdopodobnie mniej pije, a na pewno nie tak często, jakby chciał by uśmierzyć te trudne myśli, ból istnienia i samotność - TERAZ ta samotność dla niego jest bardziej dotkliwa niż kiedykolwiek. Nie mówiąc o samej walce z własnym organizmem... Czułam, że powinnam go wysłuchać. Po prostu. I to aktywne słuchanie - tak czułam- było wystarczające w relacji studentka-wykładowca. Jednak tak tego człowieka lubię, że mam nadzieję, że będzie mógł porozmawiać z psychologiem, że sobie na to pozwoli... Czułam współczucie, ale też zrozumienie, czułam głęboko, że ten człowiek słowami maluje gamę głębokich uczuć, które też kiedyś były moim udziałem. Ale też czułam jak się szarpał z widmem śmierci, jak buzował w nim gniew, któremu dał upust wyjątkowo podczas tych zajęć. To naprawdę były wyjątkowe 4h...
Ale, gdy wyszłam z sali wciąż też drżałam z ekscytacji: zarazem zostałam WYRÓŻNIONA - nie wiedziałam czy się jarać czy mdleć ze strachu: nigdy nie byłam wyróżniana, jako "najlepsza", szczególnie z polskiego czy literatury, zawsze wiedziałam przecież masę niepotrzebnych rzeczy, a nie zwracałam uwagi na te, które nauczyciele uważali za ważne. A tu nagle: właśnie te moje dziwne ciekawostki zyskały pochwały! To jest dla mnie tak niesamowite! Euforyczne! Ja ciągle wątpię w siebie, wiem, że to uczucie we mnie, ten syndrom oszusta, było budowane latami; że to wynik systemu w zderzeniu z niezdiagnozowanym ADHD, brak kapitału kulturowego i traumatyczne przeżycia, że pomimo terapii nie tak łatwo te wszystkie wewnętrzne przekonania i mechanizmy przestawić. Znam fakty, one pomagają mi powstrzymać gonitwę myśli. Ale "w tle" myśli gonią i tak, jakby odpalone starym mechanizmem: zostałam wyróżniona w grupie ludzi, więc powinnam czuć wstyd, bo pewnie wyróżnia się mnie jako przykład braków, złej interpretacji zadania, olbrzymiej ilości błędów itp. Wiem, że zostałam wyróżniona na forum pozytywnie, a mimo tego w środku tym silnej czuję, że powinnam się zapaść pod ziemię ze wstydu, bo takie wyróżnienie oznacza ostracyzm i wyśmianie, naganę, krzywdę. To silniejsze ode mnie. Taki mechanizm się włącza i trudno go zatrzymać. Z wysiłkiem przypinam swoją uwagę do faktów: do słów, które usłyszałam, a nie do ich mylnej interpretacji. Czuję to zawsze jako ciężką pracę, cały czas myślę, że inni robią coś lepiej niż ja, więc muszę się podwójnie postarać, a potem prowadzić we własnej głowie dialog tej dorosłej-mnie-z-teraz z tym głosikiem spanikowanej-dziewczynki-z-kiedyś, która stara się czasem ponad własne siły, aż do paniki, by być dobrym dzieckiem: muszę jej mówić "Wróć do faktów, zrobiłaś to zadanie poprawnie, najlepiej jak potrafiłaś. Faktycznie, byś może mogłabyś coś zrobić lepiej, ale to okay popełniać błędy. Jesteś wystarczająca, teraz wiesz co jest dla ciebie trudne i na co zwracać uwagę. Jestem z ciebie dumna, ze dałaś radę. Nie bój się, ochronię cię, jestem tą dorosłą osobą, która nie pozwoli cię skrzywdzić."
Uff... nadal trawię to co wczoraj usłyszałam...
Opowiedziałam o tym mojemu partnerowi.
No właśnie!
Bo umówiliśmy się, że mam się kurować, a na zajęcia pójść dopiero na wystawianie ocen u Dumbledore'a (czyli z pominięciem tych pierwszych 5h zajęć, które przespałam w łóżku, nafaszerowana Ferveksem). Obydwoje po tych zajęciach mieliśmy kończyć, więc mieliśmy się spotkać przy samochodzie.
OMG! Przeżywam teraz coś tak dla wielu osób normalnego, a co nie było dotąd moim udziałem! Mój chłopak, z którym chodzę na uni (!), który jest na starszym roczniku (!), czeka na mnie po zajęciach, bo chce, abyśmy razem wrócili do domu. To jest takie... studenckie! I takie... partnerskie! I po prostu takie fajnie! <3 Dbamy o siebie, wspieramy się. Normalnie cudo!
Niemniej mój chłopak skończył wcześniej i czekał na mnie na korytarzu. Słuchając mojej relacji z zajęć rozpłynął się i powiedział, że bardzo mnie kocha i jest ze mnie bardzo dumny.
A potem opowiedział o swoich zajęciach - okazało się, że on też dostał pochwałę u swojego wykładowcy i zaproszenie na taki festiwal, który ten pan organizuje. Mega!
A potem... Ech. Coś mnie podkusiło - chyba ten głosik "spanikowanej-dziewczynki-z-kiedyś, która stara się czasem ponad własne siły, aż do paniki, by być dobrym dzieckiem" - by zadzwonić do mamy. I jej opowiedzieć o tym jak wykładowca mnie wyróżnił i skomplementował. Mama wysłuchała zdziwiona, westchnęła do słuchawki i zapytała czy tego pana nie zanudziłam swoim przydługim gadaniem. Że typ po prostu nie wie ile ja potrafię paplać o wszystkim. Ale to miłe, że mnie wyróżnił.
Było mi przykro. Chyba chciałam, zeby powiedziała mi, że jest ze mnie dumna, że w końcu ma to dziecko, które nie tylko mówi, że się nauczyło, a do domu wraca z 3, ale faktycznie ma to dziecko, które nie dość, że się nauczyło to jeszcze zostało za to docenione i wyróżnione. Ech. chyba tak... Wydawało mi się, że przerobiłam i zamknęłam temat akceptacji ze strony mamy tego, kim jestem, ale teraz sama nie wiem. Może po prostu okoliczności (bycie studentką) cofają moje zachowania i reakcje do tamtego okresu? Nie wiem.
Poprosiłam mamę by zamiast mnie dołować po prostu mi pogratulowała. Mama wtedy serdecznie i z miłością powiedziała "Gratuluję, moja kujonko!" - przy czym "kujonka" w ustach mojej mamy to komplement. Ona całą swoją edukację miała łatkę "fajnej kujonki", która zawsze miała 5, która pomagała koleżanką na egzaminach itp.
I mimo wszystko mam mieszane uczucia.
Ze wszystkim.
Również z tym, że moja siostra walnęła coś takiego 2 dni temu, że miałam już na ten temat z moim narzeczonym z jakieś 3 rozmowy, bardzo poważne. Zachwiało nim to, co wyznała moja siostra. Ech... ale siostrą zajmę się jutro.
Teraz idę trzaskać zaliczenia i szykować się do egzaminu.
5 notes
·
View notes
Note
A teraz już nie będę wredną suką.
Wiesz co Ci powiem z własnego doświadczenia?
Ty chcesz żyć, ale nie wiesz jak, Ty chcesz tu zostać, według mnie trzymasz się bardzo dobrze i długo.
Już od długiego czasu się wzajemnie obserwujemy i widzę co tu dodajesz.
To teraz ja będę wredną suką.
Wiesz co Ci powiem? Że to jest Twoje doświadczenie, nie moje, więc nie wpychaj go na siłę w moje życie i nie porównuj swojej sytuacji do mojej (ani żadnej innej), nie generalizuj, bo to po prostu idiotyzm - żadna sytuacja nie jest taka sama. Ludzki umysł jest bardziej skomplikowany niż Ci się wydaje, nic tu nie jest zero-jedynkowe.
Oceniasz mnie tylko po moich postach, nie wiesz jak się naprawdę trzymam. Tumblr to tylko skrawek mojego życia i moich myśli. Nie siedzisz w mojej głowie, nie obserwujesz mojego życia na co dzień. Mam gorsze i lepsze dni, jak każdy. A nie zawsze siedze tu, gdy jest źle, bo często nawet na to nie mam sił.
To że jeszcze się nie zajebałam nie znaczy, że tego nie chce ani nie zrobie. To nie działa tak, że pomyślisz o samobójstwie i pyk, od razu podcinasz sobie żyły albo lecisz na tory. Ludzie zabijają się w wieku 15, 25, 40 a nawet 60 lat, nosząc swoje demony w środku przez lata.
Ludzie mają też swoje powody dlaczego zwlekają - choćby dlatego, że się boją - bólu, tego co jest po śmierci, tego co się stanie jak Ci nie wyjdzie i trafisz do psychiatryka albo skończysz jak warzywo; bo mają jeszcze dla kogo żyć i nie chcą ranić bliskich; bo mają iskierkę nadziei, że będzie lepiej; bo chcą zamknąć swoje sprawy; bo po prostu się boją - taka decyzja jest cholernie trudna i nie będę udawać, że jest inaczej. Powodów jest mnóstwo i każdy ma swój.
Podsumowując - nie prosiłam o Twoje wypociny ani sarkastyczne ,rady’ z anonima. Może lepiej zajmij się swoim życiem, bo widzę, że masz problem ze sobą, skoro najpierw po kimś jedziesz, a za chwile bawisz się w wielce empatycznego psychologa. Żyję sobie cicho na tumblr, nikomu nie wadząc, a Ty wpieprzasz się tu z buciorami i zachowujesz jak u siebie. Opcja anonima nie daje Ci prawa do hejtu czy zwykłego chamstwa i wcinania własnego (niepotrzebnego) zdania.
Też dam Ci rade - jak nie chcesz komuś naprawdę pomóc, wesprzeć, wysłuchać (mówię ogólnie, nie proszę o to) to zamknij mordę i zajmij się swoim życiem. Takie teksty nikomu nie pomogą, mogą jedynie zaszkodzić.
A teraz wypierdalaj i daj unfollow, skoro tak mój żywot Ci przeszkadza.
2 notes
·
View notes
Text
[25.10.2023]
Dobry wieczór moje miłe Motylki 🦋
Słowem wstępu, jestem osobą która zna się z Aną już parę ładnych lat. Nigdy jednak nie potrafiłam korzystać z jej pomocy długoterminowo. Myślę, właściwie mam nadzieję, że zbliżenie do społeczności pomoże zastraszonemu, słabemu dziecku zajadającemu nieszczęśliwe dzieciństwo wyjść z kokonu jako leciutki, barwny motylek 🦋
Chudnąć zaczęłam parę miesięcy temu. Było pięknie... do czasu. Podczas ostatnich trzech tygodni całkowicie straciłam kontrolę, wymiotowanie stało się sposobem kontrolowania strat. Właściwie weszło mi to w nawyk podobny do oddychania. Przeraża mnie, że nie jestem w stanie wymieść wszystkich pożartych kcal dlatego niczym córka marnotrawna wracam do Any kuląc utyty ogon.
Nie wierzę, że to pisze... chyba pomaga mi myśl, (albo nadzeja) że nikt tego nie przeczyta. Boję się otworzyć mimo pełnej anonimowości. Czy mnie wyśmiejecie? Zobaczymy.
Mimo moich wcześniejszych perypetii zaczynam liczenie od dzisiaj. Uznałam głodówkę (nazywaną inaczej fastem? Błagam niech jakiś kochany Motylek przybliży mi slang bo cieleśnie odczuwam mój idiotyzm początkującego 💀) za dobry krok w lepszą stronę. Wytrwałam. Oby jutro było równie dobrze.
Spożyte kcal:
Okcal
Spalone kcal:
1012kcal (dane z krokomierza)
Bilans:
-1012kcal
Wow, to długi wpis. Przepraszam. Chyba po prostu potrzebowałam to z siebie wyrzucić.
Chudych snów motylki! 🦋
#tw ed diet#ed not ed sheeran#motylki any#będę motylkiem#będę lekka#nie chce być gruba#nie chce jesc#bede motylkiem#lekka jak motyl#chce byc lekka jak motylek#blogi motylkowe
6 notes
·
View notes
Text
jak mene bombyt' z vagitnoji v 16, ce kapec'. idiotyzm v golovah usih herojiv i ogljadač cej mene tež v dejakyh momentah dratuje svojimy komentarjamy, ce nemožlyvo jomajo
9 notes
·
View notes
Text
Krany w toaletach publicznych działają różnie. Ten lał wodę za długo. 😮💨
9 notes
·
View notes
Text
Nieskończony idiotyzm, który mnie określa nie pozwala mi na stanowcze kroki. Każdy mój dzień dotykają wątpliwości i brak wiary w swoje własne możliwości, dlatego gdy kolejny raz mnie krytykujesz, zgadzam się z Tobą w stu procentach i w kącie w którym nikt mnie nie widzi bezużytenie próbuję się oddać mojej głupocie.
8 notes
·
View notes
Text
To jest zwyczajnie niesamowite, że ten człowiek ma jeszcze prawo do pracy w polityce i wypowiadania się publicznie, skoro jedyne co wychodzi z jego ust to jest absurd za absurdem:
link: https://t.co/Y7vrWYM6A1
To jest fragment live z kanału "Kanał Polityczny", który najwyraźniej nie został zapisany, bo go nie mogę znaleźć. Cytuję filmik:
Na pytanie "Dlaczego Konfederacja była przeciwna ustawie Kamilka?" Janusz Korwin-Mikke odpowiada: "No byliśmy przeciwni ustawie, która, która odbiera prawa rodzicielskie i wprowadza faszyzm. Bo to jest oczywiście... Adolf Hitler też straszył ludzi różnymi rzeczami i na tej podstawie wprowadzał faszyzm. My się nie dajemy zastraszyć. To, że zginęło pięcioro dzieci, czy sześcioro dzieci zakatowanych przez rodziców no to... Pięcioro dzieci to w miesiąc ginie pod kołami samochodów i to nie powód, żeby, żeby likwidować ruch drogowy. No niestety trzeba myśleć o wszystkich dzieciach, a nie o tych zakatowanych, i że jak odbierzemy rodzicom prawa rodzicielskie to nie będą chcieli mieć dzieci, właśnie już nie mają."
Nawet osoba, która nie wie czym jest Ustawa Kamilka będzie w stanie zauważyć idiotyzm tej wypowiedzi.
#przysięgam słuchając wypowiedzi wszystkich polityków z konfederacji nie jestem w stanie pojąć jak to możliwe że ludzie na nich głosują#politics#polskie rzeczy#konfederacja#nie mam siły
2 notes
·
View notes
Text
List
Koperta leży przed nią na niewielkim stoliku pod oknem pociągu. Jeszcze jej nie otworzyła, na razie wpatruje się w nią intensywnie i delektuje niewiedzą o tym, co jest w środku. Pokusa jest jednak zbyt wielka, ciekawość zwycięża nad przyjemnością mnożenia potencjalnych scenariuszy. Rozrywa kopertę i drżącymi rękami wyjmuje list od niego. Czyta szybko, chciwie, a potem jeszcze raz, trochę wolniej. Odkłada go i zamyka oczy, gdy za oknem szarość miasta zmienia się w brzydotę przedmieści. Potem czyta list po raz trzeci, po raz czwarty. Podziwia bujnie zbudowane zdania ociekające środkami stylistycznymi i figurami retorycznymi. Analizuje składnię, płynie z rytmem zdań. Inspiracja Sklepami Cynamonowymi jest bezdyskusyjna, czy jednak list nie jest nawet lepszy, napisany tu i teraz, tylko dla niej? O mało nie przejechała stacji.
On patrzy na miasto znikające za szybą tramwaju, ale w głowie ma tylko jej zaróżowione policzki i błysk niedowierzania w oczach, kiedy wręczył jej kopertę. Kurczowo trzyma się poręczy by nie upaść, nie wie czy siedemnastka trzęsie dziś bardziej niż zwykle, czy to podekscytowanie sprawia, że kręci mu się w głowie. Nie zna tego uczucia w żołądku, które każe mu mocno zacisnąć powieki, bo gdyby tego nie zrobił, eksplodowałby tu i teraz, albo zaczął krzyczeć i tańczyć na środku przystanka. Ciekawe czy już przeczytała.
W drodze do domu coraz bardziej zwalnia kroku, ostrożnie stawia stopy, jakby zastanawiając się nad każdym ruchem. Ramiona opadają, głowa pochyla się ku ziemi pod ciężarem coraz bardziej napastliwych myśli, a w gardle rośnie czarna, ciężka kula. Gdzieś zniknęła początkowa ekscytacja. Jak odpisać na taki list? Daleko jej przecież do Schulza. Po powrocie do domu rzuca tylko zdawkowe „cześć” rodzicom i kieruje się prosto do łóżka. Wpisuje w wyszukiwarkę: jak napisać dobry list, ale kiedy tylko wyniki załadowują się, chowa telefon pod poduszką. Co za idiotyzm. Zakrywa się szczelnie kołdrą, udając że jej nie ma. List zostawia w kieszeni płaszcza.
Nie może zasnąć, przewraca się bez końca z boku na bok, pocąc się nadmiernie. Widzi ją, jak czyta jego list, a potem drze na strzępy i wyrzuca do kosza. Lub jak pokazuje go koleżankom, a potem śmieją się, czytają na głos co gorsze zdania i przedrzeźniają jego głos. Albo co najgorsze: ona czyta list, a potem uśmiecha się dobrotliwe i zapomina o całej sprawie. Czy kiedykolwiek mu odpisze? Po raz setny tego wieczoru zerka na telefon, ale What’s app milczy.
List leży na dnie szuflady, jak coś jednocześnie bezcennego i wstydliwego. Im więcej czasu mija od jego otrzymania, tym trudniej napisać odpowiedź. Kiedy ją o to zapytał, zdawkowo odpowiedziała, że list jej się podobał i że pracuje nad odpowiedzią. Śmiech. Za każdym razem kiedy siada do odpowiedzi, jej mózg spowija gęsta mgła. Nie wyszła jeszcze poza początkowe „Kochany…” a i ten skromy początek wylądował w koszu jako zbyt egzaltowany. W akcie desperacji poprosiła o pomoc ChatGPT. Napisz list do chłopaka w stylu Brunona Schulza. Zajęło to 15 sekund. Jako wynik dostała garść żenujących sentymentalnych zdań. Szybko zamknęła przeglądarkę. Zaczyna go unikać, żeby nie musieć odpowiadać na pytania o list. Chowa go jeszcze głębiej.
Przestaje czekać na odpowiedź. Nie potrafi już spojrzeć jej w oczy. Jak mógł pomyśleć, że jego pisanie jest coś warte. I że co, ona pokocha go za jego onomatopeje? Absurd. I kto jeszcze w ogóle pisze listy w czasach emotikonów? Chciałby opisać to uczucie zalegające mu w piersiach, ale nie może znaleźć właściwych słów, tak jakby wyczerpał je wszystkie w liście i nic więcej zostało. Kiedy matka zapytała go, dlaczego ostatnio nie pisze, wykręcił się obowiązkami na studiach.
Ona nie może patrzeć na swój notatnik, z którym do tej pory prawie się nie rozstawała. Beztalencie, uzurpatorka. Nawet jej charakter pisma zaczyna ją odstręczać. Długopis zniechęca, Word wywołuje panikę. Wszystkie wcześniejsze próby pisarskie lądują w kartonie na dnie szafy.
1 note
·
View note