#braci się nie traci
Explore tagged Tumblr posts
ponury-grajek · 2 months ago
Text
Tumblr media
every Dio's fight with Jonathan be like
418 notes · View notes
dottiedelgato · 1 year ago
Text
Tak sobie dzisiaj myślałam. Jaki jest Twój stosunek z książką? Lubisz czytać? Nie możesz sobie wyobrazić życia bez książek? Twoja osobista biblioteka pęka w szwach? Czy może nie cierpisz czytać? Jak myślisz o czytaniu to widzisz w tym tylko przymus?
Każdy z nas kształtuje się w dzieciństwie i nasz stosunek do książek i czytania też. U mnie było to tak, że jak tylko poznałam pierwsze litery i nauczyłam się pisać pierwsze słowo (a właściwie nazwisko bo pierwsze co napisałam samodzielnie to ,,Leonardo da Vinci'' po obejrzanym z rodzicami ,,Kodzie Leonarda da Vinci''), wiedziałam, że chce być słynną pisarką. Fakt faktem daleko z tym nie zaszłam bo jedyne gdzie pisze to bardziej do własnej szuflady lub dla przyjaciół. Ale już gdy byłam mała i mogłam sięgnąć po pierwszą książkę, zakochałam się w czytaniu. Oraz poznałam mój autorytet w pisaniu bajek, fantastycznych braci Grimm. Tak zaczęła się moja miłość do książek i do czytania, choć nie jestem w stanie sobie przypomnieć jaka była moja pierwsza przeczytana książka.
Tak jak większość z nas czytałam lektury w szkole. Chociaż czytaniem tego za bardzo nazwać nie można bo generalnie jak ktoś Cię do czegoś zmusza i jeszcze każe to robić na czas, to już tak nie do końca chce się to robić. Wielu z nas traci wtedy swoje zainteresowanie czytaniem bo większa część lektur szkolnych nie powinna być już w spisie przez to jak oddalone od rzeczywistości niesie za sobą poglądy, czytanie ich jest zwyczajną męką (patrzę na ciebie ,,Folwark zwierzęcy'' czy ,,Medaliony''), lub są po prostu nudne. I jak tu zarazić kogoś miłością do czytania gdy w szkole zmuszają go do przeczytania kolejnej depresyjnej historii o beznadziejnej miłości i motywie samobójstwa? (Khe, khe ,,Cierpienia młodego Wertera'') Nie mówię, że te dzieła nie mają wartości albo że nie warto o nich wspominać. Jednak prawda jest taka, że czasy mocno się zmieniły i czy naprawdę warto dobijać naszą młodzież, przyszłość tego świata? Nie ma też co iść za mocno w drugą stronę bo dobrze jednak wiedzieć co dzieje się wokół nas ale czy nie można tego jakoś wypośrodkować? Uczmy się o smutnych, poważnych rzeczach ale też o radości, miłości i fantazji.
Pamiętam, że w klasach 1-3 podstawówki moja nauczycielka polskiego często prosiła żebyśmy przynosili swoje ulubione książki i czytali je w klasie. Naprawdę za to dziękuję. Dziękuję, że pozwolono mi się rozwijać i zakochać się w czytaniu.
Warto też jednak wiedzieć, że nigdy nie jest za późno sięgnąć po książkę i zanurzyć się w nowym, fantastycznym świecie. Kto wie, może to właśnie ta książka sprawi, że zakochasz się w czytaniu.
1 note · View note
mentalloner · 7 years ago
Quote
Nikt nie jest idealny nie jesteśmy święci Jaką byś kolwiek nie poszedł z dróg Potrafimy kochac i wybaczać błędy I tak jak twój najbardziej zagorzały wróg
Popek x Kali x Rozbójnik Alibaba - Braci się nie traci
36 notes · View notes
blue-disorder · 8 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media
‘this is a blood path, betrayal is a sin’ are definitely not the best lyrics ebr has ever written but they actually sum up most of iceage’s shoots pretty well
21 notes · View notes
arianaofimladris · 4 years ago
Text
My contribution to @officialtolkiensecretsanta for @meg-pond
English version available here: https://archiveofourown.org/works/28272981
Beta: Tici
Grzechy ojców i synów
 Festiwale i uczty w pałacu królewskim stanowiły zawsze rozrywkę dla dorosłych i dzieci. Zwłaszcza te ostatnie za każdym razem znajdowały coś nowego i ekscytującego. Dla Celegorma było to obserwowanie wszystkiego z nowej perspektywy. Z początku trzymał się starszych braci, szczęśliwy, że uznano go za dość dużego, by mógł siedzieć z dorosłymi, ale gdy zebrani elfowie rozproszyli się po salach i ogrodach, a bracia zniknęli gdzieś z Fingonem, zaczęło mu się nudzić. Tak więc gdy Amme poprosiła, by sprawdził, czy młodsi się nie kłócą, Celegorm chętnie skorzystał z wymówki i czmychnął. Wprawdzie Curufin i Caranthir obiecali Nerdaneli, że będą się zachowywać, ale... Celegorm miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał interweniować. Nie był Maedhrosem czy Maglorem, żeby umieć sobie radzić z zażegnywaniem konfliktów.
Uroczystości stanowiły również dla młodszych uczestników doskonałą okazję do odkrywania pałacowych ogrodów czy zazwyczaj nieużywanych pomieszczeń, kiedy uczta zaczynała im się już dłużyć. Minęło trochę czasu, nim Celegorm odnalazł młodszych braci budujących z Angrodem i Aegnorem wieżę ze wszystkiego, co nawinęło im się pod ręce, od gałązek po puste talerze. Nie miał za bardzo ochoty, żeby do nich dołączyć ani nie chciał ich zaskoczyć i popsuć całej pracy. Zamierzał pójść dalej i może znaleźć Maglora, gdy ktoś go zawołał.
– Tyelkormo, chodź nam pomóc!
Obróciwszy się, Celegorm zobaczył machającego do niego Finroda. Razem z Turgonem próbowali przenieść stosik desek, co samo w sobie wyglądało intrygująco.
– Co macie?
– Dziadek wymieniał przed ucztą boazerię w jednej z sal – wyjaśnił Turgon. W przeciwieństwie do Feanora, Fingolfin z rodziną przybyli do Finwego kilka dni wcześniej. – Te są już do niczego niepotrzebne, ale zobacz, jakie są gładkie, będą idealne! – rozentuzjazmował się, a Finrod potaknął. Gdy zorientowali się, że Celegorm nie ma pojęcia, o czym mówią, zaczęli jeden przez drugiego tłumaczyć, jaki mieli pomysł na zabawę. Gładkie deski, jak twierdzili, powinny się świetnie nadać do zjeżdżania po jednej z szerokich klatek schodowych w pałacu. Mieli upatrzoną tę z zachodniego skrzydła, prowadzącą do ogrodów, obecnie niezbyt uczęszczaną, a jednocześnie wznoszącą się łagodnie w górę majestatycznym biegiem, który zakręcał w połowie wysokości pod kątem prostym i znikał w korytarzu na wyższej kondygnacji.
– Brzmi świetnie – wyszczerzył się Celegorm. Już nie musiał szukać braci, żeby się nie nudzić. – Dajcie mi też.
– Może nawet zrobimy sobie zawody, jeśli deski się sprawdzą – zaproponował Finrod. – Mamy dużo czasu.
Żaden z nich nigdy nie próbował zjeżdżać ze schodów i pomysł brzmiał zachęcająco. Mniej zachęcające było to, że dotarł on do pewnych małych zainteresowanych uszek.
– Jakie zawody? – Celegorm usłyszał pytanie Angroda. Nie miał pojęcia, kiedy dzieciak do nich dołączył. Gdy się odwrócił, zobaczył zarówno kuzynów, jak i braci, którzy porzucili swoją wieżę i podkradli się do starszych.
– Nie chcecie sprawdzić, co robi Artaresto? – zapytał Finrod bez większego przekonania, skoro młodsi już wiedzieli, co planował z kuzynami.
– Jasne, że nie! – prychnął Aegnor. – Pilnuje Nerwen.
– Też się chcemy bawić – oświadczył Curufin. – Nie możecie nam zabronić.
– Bo co? – Turgon przechylił głowę, gdy drażnił się z młodszym chłopcem.
‘Powiem tacie’ zawisło niewypowiedziane w powietrzu, ale zanim któryś z chłopców zwerbalizował groźbę, Finrod dał braciom deskę do niesienia. Curufin i Celegorm wzięli pozostałe dwie, a Caranthir podreptał za nimi. Turgon i Finrod musieli mieć wszystko zaplanowane wcześniej, gdyż poprowadzili kuzynów tak, by nikt ich nie widział. Wciąż słychać było ucztę przez otwarte okna, ale drogę mieli wolną, a wybrana klatka schodowa czekała na nich pusta.
– Dobra, spróbujmy najpierw stąd – zasugerował Turgon, stojąc zaledwie kilka stopni ponad poziomem posadzki. – Nie mieliśmy jak przetestować wcześniej balansowania.
Podczas gdy starsi chłopcy próbowali zjeżdżać na stojąco i nie spadać, Aegnor i Caranthir złapali jedną z desek i wciągnęli ją do góry. Wynikła między nimi krótka sprzeczka odnośnie tego, który miał być pierwszy, ale w końcu Caranthir przytrzymał deskę w miejscu, gdy kuzyn siadał na niej okrakiem, a potem puścił. Aegnor zjechał, śmiejąc się, a Caranthir pobiegł za nim. Raz za razem wciągali deskę do góry, zamieniając się miejscami.
Angrod i Curufin nie mogli się zdecydować, czy lepiej było stać czy siedzieć, więc wypróbowywali obie metody naprzemiennie, podczas gdy starsi skupili się tylko na pierwszej. Potrzeba było trochę czasu i prób zakończonych nagłym skakaniem z deski, nim Turgon, Finrod i Celegorm na tyle opanowali balansowanie, by poczuć się pewnie i spróbować wejść wyżej.
– Ingoldo, ja też chcę – Aegnor zawołał za bratem.
– Myślę, że możemy razem – zaproponował Finrod po chwili namysłu. – Będę cię trzymać.
Celegorm zjechał w dół i obejrzał się w samą porę, by zobaczyć, że Curufin podążył za Finrodem. Westchnął w duchu. Nie znosił być tym dorosłym.
– Sam nie pojedziesz. – Wbiegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie na raz.
– Jestem niewiele młodszy niż oni! – zaprotestował Curufin, machając ręką w stronę Finroda i Turgona – I umiem!
– Jesteś młodszy. Możesz zjeżdżać sam z dziesiątego stopnia. To–
Ktoś krzyknął. Celegorm odwrócił się od Curufina, ale było już za późno. Mógł tylko patrzeć, jak Finrod traci równowagę na desce, która wymknęła mu się spod stóp. Chłopiec klapnął gwałtownie na schody, ale impet pociągnął go w dół po stopniach, w ślad za deską niosącą krzyczącego Aegnora. Młodszy kuzyn ściął z nóg Caranthira i obaj potoczyli się aż na parter.
Przez moment zapadła cisza. Finrod zamrugał ze zdumieniem na ostatnim schodku, na którym skończył swój zjazd. Aegnor leżał u jego stóp.
Pozostawiając kuzynów samym sobie, Celegorm pospieszył do brata, który leżał przyklejony do marmurowej posadzki. Gdy go dotknął, Caranthir poderwał się i spojrzał w górę; buzię i brodę miał we krwi. A potem przyszedł płacz.
Celegorm podniósł brata, kompletnie bezradny. Nigdy nie był tak dobry jak Maedhros czy Maglor w pocieszaniu młodszych braci, a teraz nie mógł nawet zobaczyć, co się stało, bo Caranthir zanosił się histerycznym płaczem i nie pozwalał dotknąć.
Aegnor usiadł, spojrzał na brata, czknął i zaniósł się płaczem. Turgon zbiegł, żeby im pomóc, a Curufin i Angrod zostali w połowie schodów i patrzyli na wszystko przestraszeni.
– No nie stójcie tak! Przyprowadźcie Atto!
– Którego? – Angrod zerknął na Finroda, który pozbierał się z podłogi i próbował uspokoić płaczącego brata.
– Obojętnie! – warknął Celegorm ponad głową Caranthira. – Byle sprawnie.
 Tymczasem w jednej z mniejszych sal przygotowanych na ucztę Feanor, Fingolfin i Finarfin pogrążeni byli w żywej dyskusji na temat niezbędnych do przeprowadzenia zmian w pałacu, poprawiających jego funkcjonalność z uwagi na rosnące potrzeby rozrastającej się rodziny. Podczas zgromadzeń takich jak to, często zatrzymywali się na dłużej i pałac ojca robił się zbyt ciasny. A jako że Finwe się zgodził i część prac już prowadzono, bracia znaleźli sobie bezpieczny temat do rozmowy.
Fingolfin zamierzał skorzystać z okazji i przeforsować pewne zmiany, Feanor przedstawił nowe pomysły dotyczące oświetlenia. Finarfin wspomagał ich plany konstrukcyjnymi rysunkami detali i to, co z początku było luźną rozmową o możliwych rozwiązaniach, bracia szybko przemienili w żywą dyskusję podpartą szkicami zrobionymi na pierwszym z brzegu kawałku papieru, ochlapanym winem, gdy któryś przypadkiem trącił kielich. Udawało im się utrzymywać zdrowe proporcje sprzeczek i przyjemności, ale zanim doszli do rozmowy na temat aranżacji ogrodów, przerwał im tupot małych stóp i lawina chaotycznych tłumaczeń Curufina i Angroda, zbyt podnieconych, by mówić z sensem. Zmuszenie ich, by się uspokoili i wyjaśnili, co się stało, było z góry skazane na porażkę, więc ojcowie po prostu podążyli za synami. Fingolfin także poszedł z nimi, jako że najpewniej sprawa dotyczyła również jego potomstwa.
Chłopcy stanęli na wysokości zadania i zamiast jednego ojca, przyprowadzili wszystkich trzech. Celegorm być może uznałby to za zabawne, w końcu rzadko zdarzało się widzieć trzech książąt Noldorów przemierzających korytarze w tak zgodnym pośpiechu, gdyby brat właśnie malowniczo nie rozsmarował sobie krwi z nosa na policzkach, próbując się przed nim zasłonić. I gdyby tak histerycznie nie płakał.
– Co tu się wydarzyło? – Feanor zmierzył spojrzeniem dzieci, potem deskę leżącą pod nogami Finroda i sądząc z miny, z trudem powstrzymał się od wywrócenia oczami.
– To był wypadek! – Jednocześnie z wyjaśnieniem pospieszyli Finrod i Celegorm.
– Nie wątpię. – Najstarszy syn Finwego przytaknął z roztargnieniem i przyklęknął przy Caranthirze. Stanowczym gestem odsunął jego rączki od twarz i w pierwszej kolejności upewnił się, że nos nie był złamany. Palcem ostrożnie otarł rozbitą wargę.
– Nic się nie stało, Moryo. Pochyl się do przodu i poczekaj, aż przestanie – poinstruował spokojnie i położył chłopcu dłoń na ramieniu. Caranthir siąknął nosem i zerknął na ojca, a gdy zobaczył, że ten wciąż klęczy na jego wysokości, zrobił, co mu kazano, i schował buzię w jego kołnierzu. Feanor westchnął, podniósł go i wstał.
– Weź, jest zimny. – Fingolfin podszedł bliżej i podał mu swój kielich, prawie już pusty. Feanor skinął głową w podziękowaniu i zmusił syna, by odkleił się od kołnierza. Gdy mógł już widzieć buzię Caranthira, wciąż czerwoną, choć część krwi zdążył wytrzeć w jego szaty, przyłożył zimny metal do wrażliwego nosa.
Chłopiec pisnął i próbował uciec, balansując na biodrze ojca.
– Nie ruszaj się, Moryo, to pomoże.
– Kto wpadł na ten genialny pomysł? – zapytał Finarfin, gdy już upewnił się, że Aegnor również potrzebował głównie otarcia łez i wymycia podrapanych dłoni.
Finrod i Turgon zerknęli po sobie, ale uparcie milczeli.
– Tego nie planowaliśmy... – Celegorm spróbował wesprzeć kuzynów.
– A ty nie pomyślałeś, żeby powstrzymać tę głupotę, zanim komuś coś się stanie? – zapytał Fingolfin, zwracając się do Celegorma, jako najstarszego w grupie.
– Nie pozwoliłem, żeby Moryo czy Curvo zjeżdżali sami z samej góry! – zaprotestował urażony Celegorm, a Curufin potwierdził jego słowa obrażonym prychnięciem.
– Ale pozostali mogli.
– Zostaw go, Nolofinwe – wtrącił się Feanor z nutą irytacji w głosie, kołysząc Caranthira. – Mój syn nie jest niańką waszych dzieci.
– Nie potrzebuję niańki – wymamrotał pod nosem Turgon, zanim Finrod zdążył nadepnąć mu na stopę.
– Wciąż czekamy na wyjaśnienia – przypomniał surowo Finarfin. – Jak mogliście wpaść na tak niedorzeczny pomysł, żeby pozwolić młodszym braciom brać udział w waszych ryzykownych zabawach.
– Nie brali sami! – zaprotestował niemrawo Finrod. – Zjeżdżaliśmy razem, ale nie wyszło... – urwał i skrzywił się. Aegnor przytaknął i siąknął nosem, spojrzawszy na swoje dłonie..
– Zrobiłeś sobie coś? – Finarfin zwrócił się do najstarszego syna.
– Nie, nie – chłopiec spojrzał po sobie i otrzepał spodnie. – Nic, Atto.
Finarfin obrzucił najstarszego syna krytycznym spojrzeniem, ale nie skomentował. Dzieci wciąż nieskore były wyjaśnić szczegółowo, co takiego skończyło się nieoczekiwanym lądowaniem, ale dalsze tłumaczenia przerwała Lalwende, która weszła z ogrodu. Zatrzymała się w progu, zdziwiona zbiegowiskiem.
– Czemu przenieśliście się na kory... – Lalwende dostrzegła deski i uśmiechnęła się zawadiacko. – O, widzę, że doszliście już do tego etapu.
– Irime, nie pomagasz – westchnął ostentacyjnie Fingolfin.
– Nie zamierzałam, skoro bawicie się beze mnie. – Lalwende roześmiała się dźwięcznie i obdarzyła braci i bratanków krytycznym spojrzeniem. – O ile widzę, wszyscy są nadal w miarę cali. No i nie mówcie mi, że już zapomnieliście, jaka to była świetna zabawa.
Celegorm z trudem powstrzymał się od parsknięcia. Ojciec miał minę jak Maedhros, gdy próbował robić za dorosłego wobec młodszych braci. I w tym momencie radził sobie niewiele lepiej.
Chłopcom nie trzeba było nic więcej.
– Atto, czy to znaczy, że ty też...? – wystrzelił z pytaniem Turgon, podczas gdy Finarfin musiał zmierzyć się z trzema parami oczu wpatrującymi się w niego z zaciekawieniem. Caranthir wciąż był naburmuszony, ale Celegorm i Curufin ciekawi byli usłyszeć historię, w której to nie oni musieliby się tłumaczyć.
– Mnie w to nie mieszaj – prychnął na siostrę Feanor.
– No jak to, też się z nami bawiłeś! – zaprotestowała Lalwende. Zdecydowanie zbyt dobrze bawiła się kosztem braci, by odpuścić. – Choćby po to, by mieć pewność, że nie nabroimy.
– Nie o tym rozmawialiśmy – przerwał im Finarfin. – Ktokolwiek wpadł na ten pomysł, ufam, że wszyscy potraficie sami wyciągnąć wnioski. – Spojrzał surowo po synach i bratankach.
– I myślę, że macie bałagan do posprzątania – dodał Fingolfin, wskazując na porzucone deski. Choć nikt nic nie powiedział, zdawało się, że zgodnie uznali najstarszych chłopców za prowodyrów.
– Och...
– Chcę do Amme – wymamrotał Caranthir ponad nieśmiałymi protestami. Wciąż miał zatkany nos i był wyjątkowo przyklejny.
– Tak, wystarczy tych atrakcji na dzisiaj – zgodził się Feanor i oddał kielich Fingolfinowi. – Chodź, domyjemy cię, zanim cię Amme zobaczy, a potem – spojrzał znacząco na braci – może uda nam się dokończyć rozmowę. Curvo, ty też idziesz ze mną.
– Ale...
– Żadnych „ale”.
Obok Finarfin prowadził dokładnie taką samą dyskusję z Angrodem i Aegnorem, którzy wcale nie chcieli nigdzie iść. Żaden z ojców nie ugiął się jednak i najmłodszy przychówek rodu Finwego został sprawnie zabrany.
Nie dość szybko jednak, by nie usłyszeć Lalwende, która została z resztą dzieci.
– To co, zanim tu posprzątamy. Chcecie zobaczyć, jak to się robi?
18 notes · View notes
vietaseriale · 4 years ago
Photo
Tumblr media
Supernatural 
sezon 15
Opis: Bóg, który rozdarł bramy piekieł spowodował, że dusze zaczęły przedostawać się z powrotem na Ziemię. Bohaterowie zostają otoczeni przez zombie,  a właściwie dusze z Piekła, które wcieliły się w to, co miały pod ręką, czyli cmentarne ciała. Zamknięci w krypcie skazani są na śmierć. Nieoczekiwana pomoc nadchodzi ze strony demona Belfegora, który trafił do ciała Jacka, który został zabity przez Boga. Belfegor powiadamia braci, że przez działania Boga i otwarcie wszystkich drzwi z Piekła uciekają dusze w ilości miliardów. Nie mając wyjścia bohaterowie postanawiają współpracować z demonem.
Duchy zaczynają terroryzować okoliczne miasteczko. Bohaterowie ewakuują jego mieszkańców. Zaklęcie Belfegora tworzy barierę, która na jakiś czas powstrzyma duchy przed przedostaniem się za jej granicę. Jednak czar zaczyna słabną z każdą godziną. Do pomocy braciom przybywają inni ��owcy, Rowena i sam Kench. Magia Roweny jednak nie może sobie poradzić z tak wielką ilością dusz.
Belfegor mówi, że ma rozwiązanie na apokalipsę. Razem z Castielem muszą udać się do Piekła, aby odnaleźć Róg Lilith. Artefakt przez nią stworzony może przywołać wszystkie dusze oraz demony. W tym czasie Rowena powinna rzucić zaklęcia, które zamknie wyrwę do Piekieł. Bohaterowie nie wiedzą, że tropem Belfegora podąża Ardat, która zabija Kentcha w celu zdobycia informacji o planach demona. Bracia rozpoczynają realizację planu. Castiel odnajduje róg i przekazuje go Belfegorowi. Pojawia się Ardat, która próbuje go powstrzymać i odkrywa jego prawdziwy plan - chce on zostać nowym Panem Piekieł. Próżnia po Lucyferze i Crowley powoduje, że obecnie Piekłem nikt nie zarządza. Belferog zabija Ardat i zabiera róg. Dusze zaczynają z powrotem trafiać do Piekieł, a konkretnie do ciała Belfroga. Po ich wchłonięciu osiągnie moc niczym sam Bóg. Castiel czuje się zdradzony przez demona, który dodatkowo zajął ciało Jacka. Zabija go i pali jego ciało wraz z rogiem. Rowena, która rzuciła czas i wrota zaczynają się zamykać zauważa, że coś jest nie tak i dusze przestały być wciągane do Piekieł. Postanawia powiedzieć braciom, że jest jeszcze jedna możliwość na uratowanie świata. Postanawia poświęcić swoje życie, aby jej ciało zostało naczyniem, które wciągnie pozostałe dusze. Prosi Sama, aby pomógł jej zadać śmiertelną ranę. Sam długo bije się z myślami, w końcu nie mając wyjścia przystaje na prośbę czarownicy. Jej plan działa i udaje jej się wciągnąć pozostałe dusze. W końcu spada do Piekieł tuż przed zamknięciem wyrwy.
Dean stara się dowiedzieć od Castiela, co stało się na dole. Nie chce pogodzić się z decyzją anioła. Mówi, że powinien pozwolić demonowi zrealizować plan, a potem razem wymyśliliby jak go powstrzymać. Castiel czuje, że od momentu śmierci Mary, Dean cały czas go obwinia i nie darzy go już zaufaniem. Postanawia opuścić braci. Sam potrzebuje kilku dni na dojście do siebie. Czasem w nocy dręczą go koszmary, gdzie mierzy się z własnym bratem. Dean postanawia go wyrwać z marazmu i bracia udają się na polowania i rozwiązywanie kolejnych zagadkowych śmierci. Po opuszczeniu tego świata przez Boga w końcu czują, że sami mogą decydować o swoim życiu.
Jednak nie jest to do końca prawdą. Chuck po postrzale z kolta stracił dużą część swojej mocy. Udaje się do swojej siostry Amary. Chce ją przekonać do wyruszenia do innego wymiaru, aby stworzyć nową historię. Amara jednak przeczuwa, że Chuck nie może zrealizować swoich planów, ponieważ stracił moc. Odmawia mu udzielenia pomocy i postanawia zostać na tym świecie. Chuck postanawia odnaleźć wenę i napisać ostatni rozdział z życia braci - historię niczym Kain i Abel 2.0.
Tymczasem bohaterowie rozwiązują kolejne sprawy. Jednak nie wyglądają one tak jak zwykle i nie są jednoznaczne. W końcu trafiają na licealistkę, którą zaatakowany wilkołaki. Po ich pokonaniu okazuje się, że tak naprawdę by��a to Lilith, która zmuszona jest do pomocy Chuckowi. Jej zadanie polega na odnalezieniu broni, która zraniła Boga i jej zniszczenie. Misja zostaje zrealizowana i opuszcza braci. Gdy Sam i Dean dowiadują się, że Chuck nadal przebywa na Ziemi są przybici, tym bardziej że nie posiadają narzędzia mogącego go zranić. Targają nimi rozterki jak mają pokonać Boga i czy świat nadal będzie istniał gdyby im się to udało.
Sam odkrywa, że jego rana jest połączeniem z Chuckiem. Dzięki temu udaje mu się widzieć i czuć, co on. Gdy chłopaki odkrywają, że Chuck nie ma pełni mocy pojawia się w nich nadzieja na jego pokonanie. Z pomocą Cassa postanawiają odnaleźć Michała. Mają nadzieję, że archanioł, który pomógł uwięzić w klatce Amarę, pomoże im to samo uczynić z Bogiem. Bohaterowie udają się do piekła, aby odnaleźć anioła. Po dotarciu na miejsce dostają nieoczekiwaną pomoc. Nową władczynią świata podziemnego została Rowena. Jednak Michała nie ma w Piekle. W czasie otwarcia wrót opuścił jej i znajduje się na Ziemi. Dzięki mocy Cassa udaje się go odnaleźć. Po pokazaniu prawdy o jego ojcu postanawia pomóc bohaterom i przekazuje im czar mogący uwięzić Boga. Po jeden ze składników trzeba jednak udać się do  czyśćca.
Dean i Castiel udają się na poszukiwania kwiatu lewiatana. Tymczasem Chuck porywa Sama. Próbuje usunąć ranę, która go z nim łączy. Gdy się to nie udaje pokazuje mu przyszłość jaka czeka braci, gdy nie będzie Boga. Świat opanowany przez potwory, ciągłe ofiary, śmierć ich bliskich. Wszystko to powoduje, że Sam w końcu traci nadzieję, a przez to rana znika. Gdy Dean i Castiel wracają z kwiatem na Ziemię ruszają na pomoc Samowi. W trakcie walki przygotowana przez nich kula dostaje się w ręce Sama. Ten jednak po wszystkich wizjach postanawia jej nie używać. Bóg niszczy kulę i znika.
Niespodziewanie w bunkrze pojawia się Jack, którego do życia przywróciła Śmierć. Przez miesiące ukrywała go przed Bogiem w Pustce. Teraz, gdy Bóg opuścił Ziemię przywróciła go z powrotem. Tylko on jedynie może uśmiercić Chucka. Natomiast musi przez jakiś czas nabrać sił i nie używać swoich mocy, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Śmierć miała rację, co do Boga. Ten opuścił Ziemię i udał się w podróż do innych wymiarów przez siebie stworzonych, które zaczyna po kolei usuwać. Dean i Sam nie są pewni czy usunięcie samego Boga spowoduje porządek na świecie. Chcą także pozbyć się jego siostry Amary. Udają się do niej, aby ją przekonać do pomocy. Udają przed nią, że mają plan na uwięzienie jej brata. W końcu Amara decyduje się pomóc braciom, patrząc jakich Chuck dokonał zniszczeń.
Jack mówi swoim przyjaciołom, że zbliża się czas, gdy będzie musiał wypełnić swoje przeznaczenie. Okazuje się, że ukrywał przed nimi, że jego poświęcenie wiąże się z jego śmiercią. Cass i Sam nie mogą się z tym pogodzić i szukają alternatywnej drogi. Dean jednak jej nie widzi i pomaga Jack wypełnić przeznaczenie. W czasie przeglądania ksiąg Sam odkrywa klucz do biblioteki Śmierci, w której odnajduje Pustkę. Wyjawia ona plan Śmierci, która chce zostać Bogiem po pozbyciu się Chucka i Amary. Przy okazji przywrócić ład na Ziemi i odesłać z niej wszystkich uratowanych przez chłopaków od śmierci oraz ich przyjaciół z innych światów.
Gdy wraca z powrotem do bunkra okazuje się, że Amara przeniosła tu już swojego brata, a Jack wchłonął żebro pierwszego człowieka stworzonego przez Boga, które spowodowało, że został chodzącą czarną dziurą dla boskich mocy. Sam próbuje powstrzymać brata. Dochodzi między nimi do bójki. Tymczasem w pokoju Chuck odkrywa przed Amarą, że tak naprawdę wszystko zaplanowało. Właśnie to wydarzenia ma poróżnić braci, dzięki czemu staną się kolejnym Ablem i Kainem. Dodatkowo odkrywa prawdę przed siostrą, że Dean ją oszukał. Wcale nie chciał uwięzić Chucka, a uśmiercić go razem z Amarą. Ciemność czuje się zdradzona przez Winchesterów. Łączy się z bratem, dzięki czemu Chuck wraca do pełni mocy. Gdy wychodzi z pokoju okazuje się, że bracia się pogodzili. Po raz kolejny zniweczyli jego plan. Po raz ostatni. Chuck opuszcza bunkier zostawiając bohaterów z żywą bombą w postaci Jack. Przybywa Śmierć, która jest zdenerwowana, że Winchesterowie nie wykonali jej planu. Wysyła Jacka do Pustki, gdzie następuje jego wybuch. Jack jednak udaje się przeżyć. Śmierć sprowadza go z powrotem do bunkra. Ma nowy plan dla chłopaka, jednak Dean powstrzymuje ją przed zabraniem przyjaciela i rani ją kosą. Śmierć znika.
Jednak to nie koniec kłopotów braci. Jack powrócił pozbawiony mocy. Bracia nie mają pomysłu jak pokonać Chucka. Na domiar złego zaczynają znikać ich przyjaciele z innych wymiarów. Podejrzewają, że Śmierć w zemście zaczyna realizować swój plan. Gdy Sam i Jack ruszają, aby opieczętować schronienie dla pozostałych przy życiu przyjaciół, Dean i Cass udają się w poszukiwanie Śmierci. Jednak plan chłopaków nie wypala i znikają wszyscy zebrani w schronie. Gdy Dean i Cass odnajdują Śmierć okazuje się, że to nie ona stoi za wszystkim, ale Chuck. Dodatkowo rana, którą zadał jej Dean okazała się śmiertelna. Jednak przed śmiercią, Billie marzy o jednym, pociągnąć za sobą Deana, który wymykał jej się zbyt wiele razy. Wydaje się, że nie ma ratunku dla Deana. Cass postanawia poświęcić się dla przyjaciela i wzywa Pustkę, która zabiera go oraz Śmierć. Gdy Sam kontaktuje się z Deanem okazuje się, że nie tylko przyjaciele chłopaków zniknęli, ale także wszyscy ludzie i inne istoty żyjące. Na Ziemi pozostali tylko Sam, Dean i Jack.
Bohaterowie kontaktują się z Chuckiem. Chcą się poddać, jeśli Chuck przywróci wszystkich z powrotem. Jednak Bóg się nie zgadza. Uznaje, że kara spędzenia reszty życia w samotności jest odpowiednia za nie postępowanie według historii, która dla nich napisał. Bohaterowie nie mają pomysłu jak wyjść z tej sytuacji. Jedyna możliwość, czyli Księga Śmierci jest bezużyteczna bo otworzyć ją może tylko sama Śmierć. Jack wyczuwa jednak pewną istotę, która nie zniknęła wraz z innymi. Okazuje się nim być archanioł Michał. Postanawia on współpracować z bohaterami. Jednak jego moc nie pozwala mu otworzyć księgi. Ku zaskoczeniu bohaterów w bunkrze pojawia się Lucyfer. Opowiada im, że został przywrócony do życia przez Pustkę, aby pomóc im w pokonaniu Chucka. Z pomocą swoich mocy przemienia jednego ze żniwiarzy w nową Śmierć. Gdy ta otwiera Księgę Lucyfer ją zabija. Okazuje się, że to nie Pustka go wysłała, ale sam Bóg. Michał powstrzymuje swojego brata i go zabija. Sam próbuje rozszyfrować zawartość Księgi. Po kilku dniach informuję, że znalazł w niej zaklęcie, które zniszczy Chucka.
Gdy Sam przygotowuje się do jego wypowiedzenia pojawia się Chuck, który ich powstrzymuje. Mimo tego, że Michał go tu sprowadził, aby znowu zdobyć zaufanie ojca i zostać jego ulubionym synem to Chuck nie ma litości i zabija go. Chuck uważa, że najwyższy czas skończyć historię Winchesterów. Jednak widzi, że bohaterowie cały czas się uśmiechają. Nie wie dlaczego. Okazuje się, że to była pułapka na Chucka. Księgę Śmierci może przeczytać tylko sama Śmierć. Bracia wiedzieli, że Michał ich zdradzi, dlatego wymyślili historię o zaklęciu. Dodatkowo zauważyli, że Jack po powrocie z Pustki wykazywał jednak moce, tylko tym razem innego rodzaju. Działa niczym odkurzacz i pochłania innych moce. Walka archaniołów, śmierć Lucyfera i Michała oraz moce Chucka spowodowały, że staje się potężniejszy. Gdy Chuck próbuje go zabić okazuje się, że jego moce na niego nie działają. Jack pochłania całą moc Chucka. Mimo, że prosi on braci, aby go zabili to postanawiają go zostawić. Pozbawiony mocy Chuck będzie chorował, starzeć się niczym normalny człowiek. Do tego zapomniany i w samotności.
Jack po wchłonięciu mocy Chucka posiadł boskie moce. Odwraca działania Boga i przywraca życie na Ziemi. Postanawia jednak opuścić przyjaciół, gdyż siła którą obecnie posiada nie pozwala wieść już mu normalnego życia.
Ostatni odcinek jest pożegnaniem z naszymi bohaterami. W życiu Sama i Deana nastaje spokój. Nie pojawiają się żadne nowe sprawy. Aż w końcu na domostwo napada stado wampirów. Okazuje się, że kiedyś nad sprawą pracował ich ojciec. Działania wampirów opierają się na atakowaniu samotnych domostw, zabijaniu rodziców i porywaniu dzieci. Gdy bracia zdobywają informacje o  gnieździe wampirów udają się ich miejsca przebywania. Odnajdują porwane dzieci. Jednak w ich uwolnieniu przeszkadzają krwiożercze potwory. W końcu Winchesterowie ich pokonują, ale podczas walki Dean nadziewa się na pręt. Czuje, że tym razem nie wyjdzie z tego cało. Przed śmiercią prosi Sama, aby nie próbował go sprowadzać z powrotem. Sam postanawia postąpić zgodnie z prośbą brata.
Na początku dni Sama przebiegają w rozpaczy oraz tęsknocie za bratem. Z czasem wraca do fachu. Odnajduje kobietę swoich marzeń z którą ma syna. Lata płyną, a Sam dożywa starości. W końcu umiera. Trafia do Nieba, gdzie spotyka Dean. Jack po zdobyciu boskich mocy kompletnie zmienił jego oblicze. Teraz faktycznie Niebo jest miejscem, gdzie osoby które tu trafiają żyją w radości i spokoju. Jack sprowadzi tutaj także przyjaciół oraz rodziców Winchesterów. Bracia znowu mogą być razem.
1 note · View note
psychostudnia · 4 years ago
Text
Chigozie Obioma - Rybacy
Moje wzywanie dotyczące literatury afrykańskiej trwa - zapoznać się z ciekawymi pozycjami autorów z różnych krajów tego bogatego i wielkiego kontynentu. Ponownie sięgnęłam po autora współczesnego pochodzącego z Nigerii.
Książka, będąca jednocześnie debiutem autora, zdobyła wiele nagród i znalazła się na liście finalistów Man Booker Prize 2015. Prasa próbuje usilnie zrobić z niego dziedzica Chinua Achebe, który jest jednym z moich ulubionych pisarzy, i uważam, że Obiomie brakuje jeszcze warsztatu literackiego i doświadczenia, aby ubiegać się o to miano.
W jego pierwszej książce widać duży wpływ fascynacji strukturą starożytnego dramatu greckiego (o tym za moment) i drobne wątki autobiograficzne. Bohaterowie i autor pochodzą z tego samego miasta, dzięki czemu Akure tętni życiem pomimo, że jest jedynie tłem zdarzeń. Przeplatające się fragmenty, które opisują wojnę domową, wybory prezydeckie, wątki kulturowo-społeczne, wychowanie się w wielodzietnej rodzinie, naturalnie uzupełniają historię przedstawioną w powieści. 
Czytamy o losach czterech z sześciorga rodzeństwa braci, nad których życiem zawisa fatum nieszczęścia. W młodym wieku (najstarszy nie ma bodaże więcej niż 13 lat) zostają tylko pod opieką matki. Ojciec, utrzymujący całą rodzinę, dostaje przeniesienie w pracy do daleko położonego miasta, traci bezpośredni wpływ na wychowanie swoich dzieci. Czwóreczka zamiast chodzić do szkoły, łamie miejski zakaz zbliżania się do niebezpiecznej rzeki, aby łowić w niej ryby. Złamanie zakazu wiąże się ze spotkaniem szaleńca, który przepowiada najstaszemu z nich, że zginie z ręki jednego ze swoich braci.
Tu właśnie można wyrażnie zauważyć wpływ geckiego dramatu. Złamanie zakazu narzuconego przez sił wyższe (w Grecji zwykle chodziło o prawa boskie, w powieści to prawa miejskie) ściąga gniew losu i nieubłaganą karę. Fatum zawisa nad dziećmi, nie można przed nim uciec, zmienić go czy mu się przeciwstawić. Ciężar przepowiedni powoduje rozłam i zniszczenie rodzinnych więzi. Prowadzi do tragedii.
Mam przeczucie, że Obioma niejednokrotnie przeczytał Antygonę Sofoklesa i Medeę Euripidesa. W jego książce znajdujemy motyw niszczącej zemsty, która zdaje się usprawiedliwiona w oczach losu, ale musi zostać ukarana według praw ludzkich.
W tekście znajduje się wiele powtórzeń, niezbyt subtelnych porównań i metafor, których wyjaśnienie zostaje włożone w usta dzieci. Mimo to, powieść czytało mi się dość dobrze. Zwłaszcza pierwsze 2/3, które pokazują zwyczaje i życie w Nigerii. Mam wrażenie, że Obioma był pod presją czasu. Ostatnia część książki zdaje się napisana jakby na szybko i przeredagowana inaczej niż początek powieści. Tak jakby pisarz stracił chęć opowiadania tej historii wraz ze śmiercią dwóch najstarszych braci.
Mimo to, polecam. Pozycja jest tysiąc razy lepsza niż “Amerykana”.
1 note · View note
rapcytatyofficial · 5 years ago
Photo
Tumblr media
Braci się nie traci jak miłości. Ta prawdziwa zniesie wszystkie zawiłości. ♥️ #rapcytatyofficial #rapcytaty #hiphopcytaty #cytaty #popek #popekmonster #kali #kaligibbs #ganjamafia #kaliganjamafia #ganjamafialabel #polskirap #polskihiphop #tylkorap #cytatyrap #cytatyhiphop #cytatyzpiosenek #cytatyomilosci #cytatyomiłości #cytatdnia #miłość #onaion #tekstyomiłości #nietrwale_uczucia #rapwpolsce #rapowecytaty #cytatytumblr #cytatymotywacyjne #cytatyoprzyjaźni @rapcytatyofficia @popek_oficjalnie @k4lion https://www.instagram.com/p/Bx1zFp7CVNE/?igshid=zudbwtfhalu4
3 notes · View notes
poetanieznany-blog · 6 years ago
Text
Koniec
Stojąc na moście i myśląc o tobie
Ostatni raz ukryje w odmętach me fobie Wspominam moment gdy pierwszy raz stanęłaś na mej drodze
I ten napływ szczęścia przejął nad umysłem wodze
Teraz tylko mróz gra z cierpieniem na psychiki szczątkach
Szukam im na przek��r szczęścia w rozerwanych przemocą wątkach
Mimo że wszyscy szczęśliwi wokół jak dzieci
To ja jedyny się czuję jak śmieci
Tylko samotna łza jest przy mnie, tak ciepła jak twój dotyk
Chciałbym żebyś ją zabrała, zostawiając ciepło jak narkotyk
Od każdego biją jak od słońca szczęścia promienie
Dla mnie pozostało tylko jego zaćmienie
Powiesz mi dlaczego jeden z moich braci Ma od tego oparzenia i zmysły przez to traci?
I dlaczego wszystkie moje pragnienia ma obok siebie
A cierpi katusze jak ja, kiedy nie mam Ciebie?
Ciągle obdarzasz mnie obojętnością szczodrze
Myślę, że tak będzie dla ciebie dobrze Tylko się tym nie przejmuj, o czym ja gadam?
Ciebie nie obchodzi że przez te myśli w obłęd popadam
Zostało mi tylko łapać twój wzrok, gdzieś pomiędzy resztą świata
Sama wiesz, że to cięższe niż pokonanie Goliata
Więc napawam się każdym twoim gestem, słowem, ruchem
Sakralizuje oczy twą twarzą okraszoną puchem
Widzę twoje usta, tak dalekie od moich
Z każdą sekundą mam więcej myśli w kolorze włosów twoich
Jeden ich ruch złożyłby z kawałków moją duszę
O tym że to się nie stanie wspominać nie muszę
Widok twojego smutku sprawia że reszta psychiki się wali
Niech ktoś wreszcie mi ulży i moje oczy spali
Nigdy nie zgadniesz, że to w mojej głowie siedzi
I bezustannie o mojej wartości prawdę bredzi
Jest już ciemno, jak ja dobrze znam tą porę
Tak ogromną odgrywa w tym wszystkim rolę
Ona jest w mojej głowie, danse macabre tańczy z tobą
Sam się zapraszam do jego drugiego członu, nie walcząc ze sobą
Tafla wody jest jej pełna, więcej ma jej moja dusza
Twoja główka pewnie przy nim z radości się rusza
Twój uśmiech powinien wywołać mój, to już czas nie ten
Chociaż by mnie oświetlił, oddał bym niebiański Eden
Błagam Cię kochanie, pragnę tylko, żebyś szczęśliwa była
Gdy moja osoba za zasłoną śmierci będzie się kryła...
1 note · View note
createmydreamblog · 2 years ago
Photo
Tumblr media
„Życie potrafi zaskakiwać, nawet nie wiesz jak bardzo” Mówi się, że książki nie ocenia się po okładce i to w sumie prawda. Na tiktoku co jakiś czas pojawiają mi się książki napisane na wattpadzie i zaraz po tym wydane, więc co jakiś czas sięgam po te nowinki. Ostatnio się nie zawiodłam i teraz też nie. Hailie Monet w wypadku traci mamę i babcie, ale za to zyskuje 5 braci. Po tragicznej śmierci odkrywa, że w Pensylwanii ma 5 cholernie bogatych braci. Tylko czy za tą fasadą bogactwa nie kryje się coś więcej? Wyrusza do USA i przeżywa szok, bo nie dość, że będzie mieszkać w rezydencji to jeszcze będzie chodzić do prywatnej szkoły, gdzie się nosi mudurki. Po przyjeździe stopniowo poznaje braci i na temat z każdego braci wyrabia swoją opinię. Zaczynając od najstarszego: Vincent, który panuje nad interesami, emocjami i ma swoje zasady… a do tego elegancki i przystojny ( choć jak Hailie bym się go bała). Will, najlepszy z braci, o ciepłym spojrzeniu, którego dziewczyna już omotała. No i wreszcie święta trójca: Dylan, Shane i Tony 😉 Jeden gorszy od 2 😂 Tony chyba jej nie cierpi, Dylan potrafi zaskakiwać, niby taki hop do przodu, nie sympatyczny a co do czego pomocny, Shane najlepszy z tej 2, szalony i taki gorący w wodzie kąpany ale sympatyczny. Pod wieloma względami bracia roznią się i to sporo, ale jedno trzeba im przyznać o siostrę walczą zaciekle. Do tego cała szkoła boi się tej rodzinki, a że trójca chodzi także do szkoły to żaden facet nie ma prawa podejść do dziewczyny, a tym bardziej ona nie ma prawa randkować. Dobrze, że nie zamknęli jej jak roszpunki, no ale ochroniarza dostała nie ma co. W każdym razie dziewczyna uczy się żyć w nowej rzeczywistości, obecna sytuacja jej nie pomaga oraz tęskni za mamą. Co rusz wpada w domu na broń, słyszy różne plotki i ma problemy jak każda nastolatka. Miłość, przyjaźń, szkoła, łamanie zasad. Będzie ciekawie, wesoło i czasem nawet będziecie mieli ochotę komuś z braci przyłożyć 🙈 Nie obejdzie się bez akcji, bo definitywnie ta rodzinka ma jakieś tajemnice. Polecam, dla mnie 10/10 ⭐ nie mogę się doczekać 2 części 😉 #maratonlistopadowy #book #recenzja #rodzinamonet #skarb #family #brothers #wattpad #hailiemonet #secret (w: Torun, Poland) https://www.instagram.com/p/ClOF7eBM5KH/?igshid=NGJjMDIxMWI=
1 note · View note
333chinczyk333 · 2 years ago
Text
Chcę tej gotówki i koksu dla braci, poczuć nareszcie że tych się nie traci
Że nie tylko gdy mogą Cię.... To dopiero wtedy są kumaci
0 notes
piotrus-pan · 3 years ago
Text
Stary mam nadzieję że taki jaki jesteś teraz to jesteś szczery sam ze sobą cHciałbym Powiedzieć braci się nie traci ale życie pokazuje że jest inaczej
1 note · View note
mentalloner · 7 years ago
Quote
Zapomnij co było, a na pewno zakumasz [...] Odrzuć nienawiść, odrzuć ją już I stańmy jak kiedyś, zakopmy nóż Pióro i tusz, zapisuję sojusz Gdy nienawiść zżera znów kolejny dzień Odrzuć ją już teraz by rozświetlić cień Nie cofniemy czasu dobrze o tym wiem Wybaczmy jak Jezus nam odpuścił cierń
Popek x Kali x Rozbójnik Alibaba - Braci się nie traci
13 notes · View notes
warmuz · 3 years ago
Text
"Ballady i Protesty" - recenzja nowego albumu Fisz Emade Tworzywo
Tumblr media
Fisz Emade Tworzywo, bądź też inaczej Tworzywo Sztuczne, to zespół muzyczny dwóch braci – Piotra „Emade” oraz Bartosza „Fisza” Waglewskich. Są to twórcy niezwykle płodni, przez ostatnie 20 lat zaangażowani w wiele różnych i odmiennych gatunkowo od siebie projektów - RHX, POE, Bassisters Orchestra, Kim Nowak, Waglewski Fisz Emade czy w działalność solową każdego z nich. Tworzywo Sztuczne jest pewnego rodzaju zwieńczeniem wszystkich muzycznych poszukiwań tych dwóch twórców, początkowo zaczynających się od hip-hopu i downtempo, następnie eksperymentujących z jazzem, szeroko pojętą muzyką elektroniczną czy nawet rockiem. Osobiście, nawet jeśli nie miałam jeszcze okazji zapoznać się ze wszystkimi dokonaniami Fisza oraz Emade, uważam ów duet za jeden z najciekawszych na polskiej scenie muzycznej, tworzący momentami muzykę unikalną w skali kraju. Najnowszy album projektu, „Ballady i Protesty” ukazał się 29 października 2021 roku – jest to szósta płyta długogrająca w jego dorobku. Na wydawnictwo składają się dwie płyty, co przekłada się na aż półtoragodzinny czas trwania całości.
Jednym z większych atutów albumu, tak w przypadku poprzednich projektów, jest zróżnicowanie stylistyczne, które na dodatek podkreślane jest wokalem Fisza, który potrafi być jednocześnie raperem, piosenkarzem a także recytatorem w stylu spoken words. Dzięki temu, pomimo długiego czasu trwania krążka, słucha się go nadal z pewną ekscytacją oraz zainteresowaniem. Co prawda moim zdaniem całość nieco traci na sile, głównie dlatego, iż sporo numerów zostało wydanych jeszcze przed samym albumem, wybijając się jednocześnie pod względem jakości na tle reszty. Choć pod względem różnorodności „Ballady i Protesty” nie ustępuje niczemu poprzednim albumom, to tekstowo jest to chyba najbardziej spójny projekt zespołu. Jak sama jego nazwa wskazuje, nie brakuje na nim typowych protest songów, na których Fisz komentuje obecną rzeczywistość w Polsce, uciekając jednocześnie w czar nostalgii lat 90-tych, do czego nawiązuje także muzycznie. Wcześniej jako tekściarz określał się mianem introwertyka, który jako osoba wrażliwa, próbował w swojej liryce trzymać się z dala od polityki, jako że ta nigdy nie była dla niego zbytnio pociągająca ani inspirująca. Jak sam jednak mówi, podczas wywiadów przeprowadzonych w ramach promocji płyty, ma poczucie, iż miarka się przebrała, a politycy obecnie wpływają na nasze życie jak i przyszłych pokoleń (Fisz m.in. wspomina, iż martwi się o przyszłość swoich dzieci) najbardziej od wielu, wielu lat. Najczęściej pojawiającymi się motywami na płycie są: polaryzacja społeczeństwa, pandemia COVID-19 oraz życie w wielkim mieście. I choć osobiste przemyślenia, którymi Fisz dzieli się ze słuchaczami, są mi bliskie, to podejmując się jednak na swój sposób dość przyziemnej tematyki ciężko jest nie popaść w banał, gubiąc gdzieś po drodze pewną poetyckość oraz kreatywność. Nie brak jest również tutaj mojej nieco mniej lubianej części twórczości Fisz Emade Tworzywo, jaką są bliźniaczo podobne do siebie utwory taneczne, który z reguły pod względem brzmieniowym nie są zbyt interesujące czy oryginalne. „Muzyka jest o nas”, „Spektrum Barw”, „Krew 2021” i „Start” brzmią bliźniaczo podobnie do siebie, będąc wzbogaconymi dodatkowo charakterystyczną funkową gitarą. Na szczęście poza wymienionymi przeze mnie utworami jest już dużo lepiej. „Dresiarze w garniturach”, „Kominy”, „Po co?”, „Paradoksy”, „Arktyka” i „Dobre wieści” to bardzo udane, nieco spokojniejsze kompozycje, z których każda reprezentuje inną stronę działalności zespołu. Klasycznie pojmowany rock możemy natomiast usłyszeć na „Mój kraj znika” (swoją drogą mimo wszystko jeden z mniej ciekawych utworów na płycie), a rap – na „Szukam”, „2020” i „1,5 metra”. Jednak prawdziwą siła „Ballad i Protestów” objawia się na kawałkach „spoken wordowych”. „Nie za miłe wiadomości”, „Za mało czasu” i „Kurz” uważam osobiście za prawdziwe arcydzieła tak samo pod względem kompozycyjnym jak i lirycznym. To właśnie wtedy, przy dość minimalistycznej oprawie muzycznej, monologi Fisza zyskują na sile, oddając idealnie zamysł całej płyty. Nie ważne ile razy bym ich nie słyszała, zawsze robią na mnie bardzo duże wrażenie oraz wywołują silne emocje. Myślę, że oprócz bardziej jazzowych kompozycji (których niestety na tym albumie kompletnie zabrakło, lecz jest to fakt zrozumiały, jeśli zna się konwencje całości) zawsze była to moja ulubiona odsłona Fisza, którego teksty najlepiej bronią się same, gdy nie są zależne od warstwy muzycznej. Idealnym podsumowaniem pod względem tematycznym jest ostatni utwór na płycie pt. „OK Boomer”. Sam tytuł może jest dość przewrotny, gdyż osobiście spodziewałam się bardziej narzekania na młodsze pokolenie ze strony czterdziestoletniego już Fisza. Na szczęście lirycznie kawałek idzie w nieco inną stronę, próbując raczej nawiązać nić porozumienia między młodszym a starszym pokoleniem, jako że artysta prywatnie mówi, iż bardzo wierzy w młodych ludzi. Z tego też powodu „Ballad i Protestów”, pomimo że opisywany jest na nich świat z perspektywy Fisza, nie można nazwać głosem jego pokolenia. Z tekstów muzyka przebija raczej rozczarowanie obecnym stanem rzeczy i wielka
sympatia do otwartych, kreatywnych i zbuntowanych nasto- i dwudziestoparolatków, którzy według niego mają szansę coś zmienić oraz stworzyć nowy, lepszy świat.
Podsumowując, choć „Ballady i Protesty” nie są moją ulubioną płytą Fisz Emade Tworzywo, nie mogę powiedzieć, abym się na niej zawiodła. Zespół, pomimo już dwudziestoletniej obecności na scenie, nadal ma do przekazania coś nowego i świeżego w porównaniu z polską alternatywą. Polecam ten album każdemu, kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z twórczością braci Waglewskich, jest to bardzo dobry przekrój ich (prawie) całej działalności.
Agata Sawicka
16.11.2021
1 note · View note
bajdeusz · 4 years ago
Text
Dokąd idziesz, Panie?
By podążać drogami zbawienia, i święci potrzebują Bożego natchnienia.
 Wśród wielu zabytków Rzymu, tuż przy Via Appia – najstarszej drodze, można odnaleźć niewielki kościółek, właściwie bardziej kaplicę Najświętszej Marii Panny. Turyści nazywają go Domine Quo Vadis, czyli „Panie, dokąd idziesz”.
Przed ponad stu laty odwiedził to miejsce Henryk Sienkiewicz, przyprowadzony tu przez swojego przyjaciela malarza Siemiradzkiego. Kiedy weszli do środka pisarz zauważył na środku kościoła płytę, a w niej odciśnięte czyjeś bose stopy.
– Czyje to stopy? Któż to widział, by w takim miejscu zostawiać odciski ludzkich nóg i właściwie po co? – dziwił się pisarz.
– Według legendy należą one do Jezusa ­– wyjaśnił malarz. – To ślady, które są pamiątką spotkania ze świętym Piotrem.
I wówczas opowiedział Sienkiewiczowi pewną legendę. Zachwyciła ona tak bardzo Sienkiewicza, że postanowił napisać kolejną książę.
Kiedy w Rzymie za czasów Nerona nastały prześladowania chrześcijan, wielu z nich traciło życie, ginąc męczeńską śmiercią. Część z nich zdecydowała się pozostać w mieście pomimo wszystko, inni po kryjomu próbowali je opuszczać. Najbliżsi bracia namówili też Piotra Apostoła, by jak najprędzej wyruszył z Rzym póki jeszcze można.
Wyszedł więc wczesnym rankiem Piotr ze swym towarzyszem Nazariuszem. Żal im było opuszczać miasto i zostawiać swoich braci, jednak nic prócz śmierci i prześladowań nie mogło ich tu już spotkać. I oto nagle przed nimi ukazało się jakby złociste światło i powoli zaczęło schodzić z pobliskiego wzgórza. Potem pojawiło się na drodze, zbliżając się do nich. Piotr rozpoznał w nim Jezusa, idącego im naprzeciw. W zachwyceniu uklęknęli na drodze, a gdy Jezus zbliżył się jeszcze bardziej, Piotr zaczął całować Jego stopy, powtarzając:
– Chryste, Chryste…
A potem zapłakał. Chciał powiedzieć Mu tyle rzeczy, że Rzym spłonął, że zginęli jego bracia, a tylu innych jest prześladowanych, ale słowa uwięzły mu w gardle. W końcu uspokoił się i zapytał:
– Quo vadis, Domine? – Dokąd idziesz, Panie?
A Jezus mu odpowiedział:
– Idę, by mnie ukrzyżowano po raz drugi, bo ty bojąc się o własne życie, opuszczasz mój lud.
Piotr zrozumiał, że uciekając właśnie traci inne, cenniejsze życie i postanowił natychmiast wrócić i pozostać w Rzymie. A kiedy go pytano, dlaczego zawrócił, opowiadał z radością o spotkaniu Jezusa, mówiąc:
– Widziałem Pana.
I nie opuścił już nigdy miasta, pozwalając się w nim ukrzyżować.
           By upamiętnić to spotkanie, w miejscu tym wybudowano kościół. Znajduje się w nim popiersie Henryka Sienkiewicza, bo Polacy uważają go za swoją świątynię. Jeśli więc ktoś z Was wybierze się do Rzymu, warto zajrzeć do tego kościółka, uklęknąć i przypomnieć sobie to spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem, które powtórnie przemieniło Piotra.
Tumblr media
0 notes
dzeikobb · 4 years ago
Text
19.10.2020
Pokrótce: W Linii Oporu Dukaja praca stała się niekonieczna poprzez automatyzację, tzw technologiczne bezrobocie, rozwój nanotechnologii i drukowania 3D, a także tzw. "gospodarkę radosną" (playbor, graca, grając - pracujesz). Do tego dochód podstawowy i pełne zabezpieczenie socjalne (mieszkanie, jedzenie, ubrania, zdrowie - wszystko jest dostępne, tanie i luksusowe) gospodarka nadmiaru (tzw drexlerowska), cały świat jest już rozwinięty (łącznie z Afryką). Zatem większość ludzi nie musi pracować, zatem większość ludzi nie ma sensu życia, większość ludzi pochłania tzw. "nolensum" (brak woli, brak chcenia). Ludzie zatapiają się więc w plajach (oddziałujące na wszystkie zmysły, 100%-immersywne narracje) oraz szlajach (100%-immersywne gry). Sensy życia są PRODUKOWANE przez jedyną grupę ludzi, która pracuje - kreatywów. Oni to tworzą nastroje, emocje, uczucia, style życia i sensy życia, które następnie są sprzedawane w pakietach i dystrybuowane przez pochodne korporacji - królestwa. Dzięki kreatywom ludzie niepracujący mają co robić, mają w co grać, mają w co się angażować (mają na co się gejdżować, mówiąc językiem powieści). Główny bohater, kreatyw Paweł Kostrzewa, sam doznaje kryzysu egzystencjalnego i próbuje znaleźć rozwiązanie w próbie przedefiniowania na nowo pojęcia człowieka (robi to używając Wittgensteinowskich gier językowych), a także odwraca, za Nietzschem, znaki wartości prawdy i fałszu - uznaje, że to rzeczywistość fizyczna jest fałszem i grą, a rozszerzona rzeczywistość wirtualna (w powieści - duch) jest prawdziwą, podstawową, wyjściową rzeczywistością. Dzięki temu życie człowieka staje się grą swobodną, w której linie oporu (reguły gry) tworzą się i zanikają, co sprawia, że ludzkość wchodzi w epokę posthumanistyczną suchą stopą, bez zatracenia się w nolensum.
Quote: "I read the Researches and actually appreciated most of them. Second Wittgenstein's vision of language does a good Job destroying the platonic-modern one. I think that even today, many people talk as if they're putting objects together, as if the words they use are directly connected to a single signified, and that book would help them understanding that it's not that simple.
That said I hated Wittgenstein's "clarifying" approach about linguistic confusion: according to him, language is still a normative system, even if the functions of meaning are relativized to the particular linguistic game. There's still a bad and a good way to use words, and I can accept that, but fuck him when he says philosophy is linguistic confusion cause:
1- philosophy doesn't have to get lost in objectification of meanings and, in '900 it mostly doesn't.
2- normativity is an important part of language, but it's not the essential one: if it was, all languages would be fixed and impossible to change. The "error" is exactly what changes the rules, and wittgenstein doesn't really say this, while putting emphasis on normativity when he talks about the 'private language' etc..
3- therefore linguistic confusion is not something to be clarified, putting a connection of meanings and signifiers back to the normal scheme. Wittgenstein is a linguistic cop and I get why Deleuze hated him."
"Świat według Heraklita nie został przez nikogo zrobiony, ale był, jest i będzie zawsze żyjącym ogniem, w miarę gasnącym i w miarę się rozogniającym. (...) W ten sposób ugruntowuje się u Heraklita absolutny monizm ontologiczny i dynamiczny, który wyklucza wszelką różnicę między materią i duchem, w istnieniu nie mającym nigdy absolutnego początku ani absolutnego końca, ale będącym tylko wiecznie dokonującą się przemianą".
"Nie da się policzyć do nieskończoności, a takie zadanie stawia przed nami kapitalizm. Poprzez ten nieskończony wzrost gospodarczy, o który ciągle walczymy w pocie czoła, wytwarza się złudzenie, absurdalne zupełnie, gdy się temu przyjrzeć z bliska, że tam jest jakiś cel, jakaś meta, jakieś ostateczne spełnienie. Ale u kresu drogi wzrostu żadnego spełnienia oczywiście nie ma. Nieskończoność nie ma końca. Tam nie ma żadnego tam.
Ideał wzrostu PKB bez końca ma sens tylko wtedy, kiedy przyjmiemy, że on nie jest dla człowieka jako jednostki, tylko dla czegoś, co nadejdzie po nas. Jakiegoś posthumanistycznego podmiotu, który jest nie wiadomo czym, ale czymś więcej niż my sami. I wtedy ta opowieść jest spójna, domyka się. Wszystkie te paradoksy, które na co dzień widzimy, nagle stają się zrozumiałe.
Dążenie do nieskończonego wzrostu PKB powoduje, że ta krzywa układa się w literę "J". Zasadniczy problem ze wzrostem polega na tym, że jeżeli dociśniemy gaz do dechy i dalej pójdziemy drogą gnającą w nieskończoność, doprowadzimy do demontażu natury ludzkiej. Takiej, jaką znamy.
Po prostu w którymś momencie człowiek jako istota stanie się nieadekwatny. Będziemy zbyt ułomni - głównie nasze ciała - i wzrost nas wyrzuci za burtę.
Problemy najbardziej ludzkie stoją w miejscu, Platona można poczytać, żeby mieć bieżący tekst o naszych dylematach, a z drugiej strony ten świat przedmiotów i artefaktów technicznych po pięciu-siedmiu latach wygląda zupełnie inaczej. Więc my obecnie rozwijamy wszystko, tylko nie samych siebie. Postęp, o którym tak chętnie mówimy, nie dotyczy człowieka. I mam wrażenie, że powoli zaczyna człowieka demontować." (Bartosz Kuźniarz)
"15. Najlepszym sposobem, by panować i posuwać się naprzód bez ograniczeń, jest sianie rozpaczy i budzenie ciągłej nieufności, nawet jeśli jest to zakamuflowane pod maską bronienia pewnych wartości. Dzisiaj w wielu krajach stosowany jest polityczny mechanizm jątrzenia, rozdrażniania i polaryzacji. Na różne sposoby odmawia się innym prawa do istnienia i wyrażania swoich opinii. W tym celu stosowane są strategie ośmieszania ich, posądzania, osaczania. Nie bierze się pod uwagę prawdy i wartości prezentowanych z ich strony, a w ten sposób społeczeństwo staje się uboższe i podległe despotyzmowi najsilniejszych. Polityka prowadzona w ten sposób nie jest już zdrową dyskusją na temat projektów długofalowych na rzecz rozwoju wszystkich i dobra wspólnego, lecz jedynie doraźnymi rozwiązaniami marketingowymi, które znajdują największe korzyści w zniszczeniu drugiego. W tej nikczemnej grze dyskwalifikacji, debata jest manipulowana, tak aby nieustannie podlegała kontrowersji i konfrontacji.
16. W tym konflikcie interesów, który stawia nas wszystkich przeciw wszystkim, w którym zwycięstwo staje się synonimem zniszczenia, jak można podnieść głowę, by rozpoznać bliźniego lub stanąć obok tego, kto upadł w drodze? Projekt o wielkich celach na rzecz rozwoju całej ludzkości brzmi dziś jak majaczenie. Dystanse między nami rosną, a ciężka i powolna wędrówka w kierunku zjednoczonego i bardziej sprawiedliwego świata doznaje nowego i drastycznego cofnięcia.
95. Miłość sprawia, że ostatecznie dążymy do powszechnej komunii. Nikt nie dojrzewa ani nie osiąga swej pełni izolując się. Ze względu na swoją dynamikę, miłość wymaga coraz większej otwartości, większej zdolności do akceptowania innych, w niekończącym się procesie, który jednoczy wszystkie peryferie na drodze do pełnego poczucia wzajemnej przynależności. Jezus nam powiedział: „wy wszyscy jesteście braćmi” (Mt 23, 8).
96. Ta potrzeba wyjścia poza własne granice dotyczy również różnych regionów i krajów. Istotnie „nieustannie rosnąca liczba połączeń i komunikacji na naszej planecie, sprawia, że wśród krajów świata umacnia się świadomość jedności i dzielenia wspólnego losu. W ten sposób w dynamice historii, pomimo różnorodności grup etnicznych, kultur i społeczeństw, dostrzegamy ziarna powołania do tworzenia jednej wspólnoty, składającej się z braci, którzy się akceptują, troszcząc się o siebie nawzajem”[75].
Chęć uznania drugiego
218. Oznacza ona nawyk uznawania prawa drugiej osoby do bycia sobą i do bycia odmienną. Wychodząc z takiego uznania, stającego się kulturą, możliwe jest powstanie ugody społecznej. Bez takiego uznania pojawiają się subtelne metody sprawiające, że drugi człowiek traci wszelkie znaczenie, staje się nieistotny i nie przyznaje mu się żadnej wartości w społeczeństwie. Za odrzuceniem pewnych widocznych form przemocy, często kryje się inna, bardziej wyrafinowana forma przemocy: tych, którzy gardzą człowiekiem odmiennym, zwłaszcza gdy jego roszczenia są w jakiś sposób szkodliwe dla ich własnych interesów.
Mój związek z osobą, którą cenię, nie może pomijać faktu, że osoba ta nie żyje tylko dla swej relacji ze mną, ani też ja nie żyję tylko moim odniesieniem do niej. Nasza relacja, jeśli jest zdrowa i prawdziwa, otwiera nas na innych, którzy powodują nasz wzrost i nas ubogacają. Najszlachetniejszy zmysł społeczny jest dziś łatwo niweczony w obrębie przeżyć egoistycznych, jawiących się pozornie jako głębokie relacje. Natomiast miłość, która jest autentyczna, która pomaga się rozwijać, i najszlachetniejsze formy przyjaźni, mieszkają w sercach, które pozwalają się dopełniać. Więź oblubieńcza i więź przyjacielska nakierowane są na otwarcie serc wokół siebie, na uczynienie nas zdolnymi do wyjścia z własnych ograniczeń, aż po akceptację wszystkich. Grupy zamknięte i pary skupione na sobie, stanowiące jakby „my” przeciwstawione całemu światu, są zazwyczaj wyidealizowanymi formami egoizmu i zwykłego chronienia siebie."
(Papież Franciszek, encyklika Fratelli Tutti)
0 notes