Text
Wino
Wlewam to wino i płonie mi krew
Płoną mi zmysły i płonie twój wdzięk
Siedzę i chłonę każdy twój dźwięk
I każde spojrzenie i każdy twój śmiech
I każde wspomnienie pije jak wino
Czerwone wino
Czerwone ze spritem Fresco
Jest maj, wciąż czekam jak dziecko
Czuję się tak jakby męsko
Kiedy wtulasz się miękko
Kilka spojrzeń, kilka dotknięć
Nie znaczą nic, wiele dla mnie
Wiele znaczy ta rozmowa
No przynajmniej dla mnie
Kiedy tak z przeżyć wylewna
A ja mogę tylko słuchać
A najchętniej bym schował
Ciebie pod moim ramieniem
Zabrał smutek, złość, cierpienie
Szybciej niż oka mgnieniem
Zabrał tam gdzie spokój ducha
I nie musisz się już martwić
Szeptał cicho do ucha
Że ty jesteś mym marzeniem
I spełnię wszystkie, przyrzekam
Tylko daj mi być jednym
Białe ze spritem fresco
W duszy nadal dziecko
Gesty coraz bardziej śmiałe
Niby takie małe
Dla mnie wspaniałe
Leżę trochę na kolanach
Ty me włosy głaszczesz
Czy to znaczy coś?
Dla mnie coś to znaczy
I nawet zaciągam papierosem
A miałem tego nie robić
Palimy jednego na pół
Zaciągam się trzy razy mocniej
Nie będziesz przy mnie niszczyć siebie
Tak niska cena w moim zdrowiu
Wszystko płynie gładko
Niby moja ręka ku twojej
Cieszy mnie to że już u Ciebie lepiej
Nie cieszy że nie chcesz dawać nadziei
5 notes
·
View notes
Text
Paranoja
Kolejna bezsenna noc i stres
Kiedy nadejdzie tych myśli kres?
Leżę samotny i tonę w tych łzach
Chciałbym zobaczyć Cię moją w snach
Ale nie widzę
Gapię się w sufit już piątą godzinę
Ty w mojej głowie to skok na minę
Więc ćpam Cię codziennie, ćpam aż do kresu
To mnie wyłącza z życia bardziej od stresu
I tak umieram
Tobą się psuję i Tobą naprawiam
Tobą ciągle przeklinam i zbawiam
I trwam w tym stanie i ciągle Cię widzę
Powoli już innym widokiem się brzydzę
Chyba Cię słyszę
Działasz tak bardzo psychodelicznie
Słyszę Twój śmiech; jest ze mną krytycznie
I słyszę go mocniej i coraz dokładniej
"Idź do psychiatry" brzmi teraz dosadniej
I słyszę Cię nadal
Jesteś tak blisko i jesteś już moja
I wygląda tak pięknie figura Twoja
Nic się nie liczy, nic oprócz Ciebie
Chcę tu trwać i żyć w tym niebie
Wstaje dzień
Już nic nie muszę, świat sam poszuka zwady
Będą chcieli cię zabrać, nie dadzą nam rady
2 notes
·
View notes
Text
Ja
Siedzę tu sam, zawsze taki byłem
Pamiętam pogrzeb babci "staniesz się pyłem"
Więc będę pyłem najbardziej szlachetnym
Nie zdołam już być nieskazitelnym
W tle lecą mi jakieś polskie hity
Chciałbym je pominąć jak wszystkie skity
Znowu jestem tutaj sam
Będę się powtarzać wiecznie
Nie chciałem być taki jak on
A piję jak on dzień wcześniej
Typy walczą, bo żaden nie wie jak jest
To że chce umrzeć, to nie jebana atencja ej
Gdybyś mnie widział jakieś trzy lata wstecz
Pierwszy byś krzyczał " To dobry chłopak jest"
A jestem wciąż tutaj i nikt nie wie jak jest
Bo w mojej głowie tworzy się jakiś test
A nikt odpowiedzi nie zna
A czas na odpowiedź mi gna..
0 notes
Text
Fontanna
Nawet nie wiem kiedy tutaj spadłem
Szukam twoich oczu poza wszystkim wokół
Nie wiem co jest dzisiaj dobre dla mnie
Chciałbym po prostu być poza pełnią zmartwień
Być gdzieś obok poza cały złem
Móc powiedzieć że to wszystko, jest tylko złym snem
Że za dnia zawsze znajdziesz przy mnie szczęście
Że będę tylko dla ciebie, i nic innego nie będzie wokół
Chciałbym byś była tym światłem fontanny
Tak cudowna i wyczuwalna tylko dla mnie
Byś już nigdy nie poczuła smutku
Była moją księżniczką, poza całym tym kurestwem
Mogę być Ci kim chcesz, wybierz tylko rolę
Mogę w tym teatrze grać dla ciebie, byle główną rolę
Wybierz tylko co chcesz a dostaniesz to
I teraz czuję cię mocniej niż alkohol
Nie ma cię obok i nigdy nie będzie
I sobie wciąż wmawiam że kiedyś tu będziesz
I siedzę tak pusty jak moja przyszłość
I teraźniejszość też nie lepsza
I kurwa te noce są tak puste
I nie wiem czym zapełnić je po tobie
Coś mi gadają że to mnie wykańcza
To mnie obchodzi jak życie bez ciebie
I czekam na jakieś znaki od ciebie
I widzę tylko to jak bledniesz
I chciałbym cię tylko pomalować
W ten kolor barwny i pełen szczęścia
Ale nie zdołam bo jestem wyblakły
Taki wyblakły z tych wszystkich emocji
I pusty tak jak każde emoji
Nie potrafię czuć już ciebie dobrze
Przyciągam same minusy, a jestem minusem
Muszę odnaleźć coś pośród tych zdań
Ale wszystkie są tak smutne i przykre
Jakbyś patrzyła, na mnie gdy ja znowu bledne
I bledne przez ciebie Maleńka
I wyglądam jak trup Maleńka
I chyba zacznę ćpać Maleńka
I przegram to życie nim je zacznę
I zniknę jak ten kolor fontanny
Ten piękny kolor fontanny
1 note
·
View note
Text
Sam
Nie pytaj już o to nigdy
Ma to mieć wpływ nikły
No i nie patrz takim wzrokiem
Nie chce współczucia tu
Nigdy nie dotknęło gorące uczucie
A i tak sparzyłem się
Wyjdę naprzeciw kilku znanym słowom
No nie wszystko jest dla ludzi
A ja nadal do nich zaliczam się
Ale pójdę wraz z innym
Które powtarzam często tak
Wygrywając w karty chyba setny raz
Przez całe życie chciałem zmiany na lepsze
Zmiany fizycznej, poprawy psychicznej
Już się nie jąkać i się nie zmarnować
No i znaleźć tego kogoś
Poprzedniej linijki już nie chcę
Po co wystawiać się na atak
Nie mając nic do obrony
Na dodatek będąc zranionym
Właśnie tak odbieram wrażliwość
Ale nie dam jej sobie zabrać
Ona określa moją definicję
Oprócz wszystkich niepewnych rzeczy
Dzięki niej przelewam się na papier
Chociaż nigdy nie chciałem być wylewny
Więc spieszę z niej korzystać
Zanim świat mnie z niej ograbi
I zostanę tylko zwykłym człowiekiem
I będę jak tłum, którego nie cierpię
1 note
·
View note
Text
Koniec
Stojąc na moście i myśląc o tobie
Ostatni raz ukryje w odmętach me fobie Wspominam moment gdy pierwszy raz stanęłaś na mej drodze
I ten napływ szczęścia przejął nad umysłem wodze
Teraz tylko mróz gra z cierpieniem na psychiki szczątkach
Szukam im na przekór szczęścia w rozerwanych przemocą wątkach
Mimo że wszyscy szczęśliwi wokół jak dzieci
To ja jedyny się czuję jak śmieci
Tylko samotna łza jest przy mnie, tak ciepła jak twój dotyk
Chciałbym żebyś ją zabrała, zostawiając ciepło jak narkotyk
Od każdego biją jak od słońca szczęścia promienie
Dla mnie pozostało tylko jego zaćmienie
Powiesz mi dlaczego jeden z moich braci Ma od tego oparzenia i zmysły przez to traci?
I dlaczego wszystkie moje pragnienia ma obok siebie
A cierpi katusze jak ja, kiedy nie mam Ciebie?
Ciągle obdarzasz mnie obojętnością szczodrze
Myślę, że tak będzie dla ciebie dobrze Tylko się tym nie przejmuj, o czym ja gadam?
Ciebie nie obchodzi że przez te myśli w obłęd popadam
Zostało mi tylko łapać twój wzrok, gdzieś pomiędzy resztą świata
Sama wiesz, że to cięższe niż pokonanie Goliata
Więc napawam się każdym twoim gestem, słowem, ruchem
Sakralizuje oczy twą twarzą okraszoną puchem
Widzę twoje usta, tak dalekie od moich
Z każdą sekundą mam więcej myśli w kolorze włosów twoich
Jeden ich ruch złożyłby z kawałków moją duszę
O tym że to się nie stanie wspominać nie muszę
Widok twojego smutku sprawia że reszta psychiki się wali
Niech ktoś wreszcie mi ulży i moje oczy spali
Nigdy nie zgadniesz, że to w mojej głowie siedzi
I bezustannie o mojej wartości prawdę bredzi
Jest już ciemno, jak ja dobrze znam tą porę
Tak ogromną odgrywa w tym wszystkim rolę
Ona jest w mojej głowie, danse macabre tańczy z tobą
Sam się zapraszam do jego drugiego członu, nie walcząc ze sobą
Tafla wody jest jej pełna, więcej ma jej moja dusza
Twoja główka pewnie przy nim z radości się rusza
Twój uśmiech powinien wywołać mój, to już czas nie ten
Chociaż by mnie oświetlił, oddał bym niebiański Eden
Błagam Cię kochanie, pragnę tylko, żebyś szczęśliwa była
Gdy moja osoba za zasłoną śmierci będzie się kryła...
1 note
·
View note
Text
Nic lepszego
Widzę jej obraz cały czas w głowie
Każdy mi mówi że przesadzam sobie
Nie mogę się go pozbyć od tak ruchem ręki
Nie chcę się go pozbyć, choć prowadzi do męki
Widzę tam każdy fragment jej ciała
Jest tam tylko moja, moja mała
Tak leżymy, i mówi że kocha
Tak leżymy i już nigdy nie szlocha I nawet wierzę tam w Boga
Ona to moja do zbawienia droga
Ona ratuje moją marną duszę
I klękam przed nią, serce kruszę
I mówi że kocha ten marny pył
I będę się u niej w ramionach krył
A gdy się ockne, co mnie tutaj czeka? Tylko chłód i ból samotnego człowieka
I uciekasz tak szybko z głowy
O złapaniu cię nie ma mowy I próbuje panować nad swoją pustą głową
Prawie tak bardzo jak chciałbym być z tobą
Nie dziwię się teraz, że to jest zbyt mało Jestem zbyt niegodny ciebie, by to się stało
I ta autodestrukcja znowu po mnie przyjdzie
Przyjadą głosy w nocy, ten ktoś obok łóżka nie wyjdzie
Więc wolę trwać w obrazach w mojej głowie
Nie obchodzi mnie co ktoś o tym powie Jesteś tak śliczna, tak piękna tak cudna Twoja sukienka jest zawsze tak schludna Więc wolę tak trwać, bo nic lepszego mnie nie czeka
1 note
·
View note
Text
Sobota
Mi się kończy dzień, znowu wjeżdża leń
Ja osiągam zen, i to nie jest mem
A tańczę tu jak KęKę, trzymając cię za rękę
Najpierw złapię cię na wędkę i nie, nie chodzi tu o pengę nie
Ale nie mówmy o tym to jest niepotrzebne
No i kręcisz tym i mnie kręcisz tym
Gdy się kręcisz na parkiecie pozostaje dym
I się bujasz w rytm kiedy leci tłusty bit, gdy cię widzą to
Każdy ziom pusty, no bo tu z tym, co wyrwał nie zrobi nic
Wokół tańczy tłum, a ty robisz szum
No bo wyprowadzasz im na ambicję szturm
I mnie kręci to, składam ci te wersy niby kadzidło
Ty ziomek, nie podchodź w jej orbitę, bo tu się płaci cło
Ciągle dzika nieodkryta i podpala tło
Tak gorąca że zagina horyzont
To jest chore, co?
Tak wygina swoim ciałem i rozkłada lont
Mieszać się z tłumem to nie dla niej, ona to nie Bond
Jakiś ziomek próbował do niej podbić no
I teraz chłopaki go ratują bo się speszył chłop
Już nie na parkiecie ale otoczenie dalej wre
No bo wiecie, ona mocno wpływa na tę grę
Bez ostrzegania tak ja lodołamacz w krę
A ja tańczę w niej, chyba wygrałem grę
Dla niej się chyba skończył dzień, bo ją dopadł leń
I leży, chyba by się jej przydał koc
Już się kończy noc, straciła swoją moc
Chyba starczy na jeden akt
Więc jak Rubens anoreksji
Kreślę jej wdzięki
Falę czarnych włosów
Zakręcam jak kręgi
Na tym poprzestanę
Nie będę rzetelny
No bo już mnie wzywa
Ruchem swej ręki
Zaczynamy tango
Tak szybkie jak lambo
0 notes
Text
Płacze bez rymu
Wszystko to co chcę, jest aż tobą
Wszystko czego chce to nie być sobą
Kocham cię tak mocno jak nikt nigdy
Mogę zbudować ci pałac, nie pytaj czy zdołam
Mogę być potworem, robić to dla ciebie
Zbawiając Ciebie, sprzedać do diabła siebie
Już nie dbam o swój żywot
Byle twój był jak najlepszym
Nawet z kimś innymi
Mogę ten żal czuć każdą cząsteczką
Twoje szczęście wynagradza tu wszystko
Będę rozmawiał z diabłem
Nie chce widzieć u ciebie smutku
Zgodzę się na wszystko
Byle doszło to do skutku
To spojrzenie wynagradza wszystko
Chciałbym tu zatrzymać czas
Byś patrzyła na mnie dalej z taką troską
Przecież nie patrzysz
Nic ciebie przecież nie obchodzę
Przekreśliłem dawną przyjaźń
By być kim jestem
Nie chce być tym czymś
Ale chcę być tym
To jedyny sposób by być blisko tak
By zazdrościł cały Wielki świat
Nadal nie wiem po co żyć
Szukam odpowiedz w źrenicach twych
Nie znajduje nic
Nie chce żyć bez Ciebie
Nie chce być bez ciebie
Wszystko to jest ukształtowane przez Ciebie
Wolałbym nie żyć
Niż udawać że spełniam sny bez Ciebie
1 note
·
View note
Text
Słowa
Leżę sam znowu w tym zimnym pokoju
Chłodno przez okno czy moje uczucia?
W sumie to nic już nie muszę
Chociaż zrobić coś powinienem
To znowu duszę się w swoim ciele
Wokół już robi się ciemno
Świat jakby totalnie się zgubił
Więc szukam go i wbijam pinezki
Tak gładko w tą moją psychikę
Patrzę na trzy twoje zdjęcia
Bo tyle mi tylko zostało
Czytam znów stare wiadomości
Wspominam jak było dobrze
Chwyta coś mocno za moje gardło
Nienawiść do siebie w parze z frustracją
A w głowie ciągle mi dźwięczy bo,
Mówią że wszystko jest na niby
Ze moje uczucia są na niby
Ze tu gram w teatrze rolę
Ze wyłudzam współczucie chore
Mówisz że kocham ją na niby?
Że jej pragnę tak na niby?
Ze w moich snach jest tak na niby?
Że Bóg mi coś pomoże?
I mam ogarnąć się, na serio?
Nie zarzucaj mi że kłamie
Tylko sprawdzaj moje słowa
Prawdy masz tu więcej niż u Boga
A on kłamie że istnieje...
4 notes
·
View notes
Text
Skrzydła
Możemy odlecieć daleko stąd
Gdzieś poza widnokrąg
Nie martwić się o nic
Żyć ciągle w harmonii
Bez wiecznej pogoni
Za tym co nieważne
Możemy odlecieć daleko stąd
Przeciw wiatrowi lecieć pod prąd
Grać i bawić się między chmurami
Oplątani złotymi słońca sznurkami
Potem gdzieś na rajskiej plaży
Patrzeć jak słońce schodzi ze straży
Tańczyć szaleńczo przy świetle księżyca
Gdy twoje oczy blask gwiazd nasyca
Zasnąć tak w uścisku miłosnym
I powtarzać to z nastrojem radosnym
Możemy odlecieć, Po prostu zaufaj
Tych dwóch prostych słów posłuchaj
I pozwól rozprostować Ci skrzydła
1 note
·
View note
Text
Wielki
Odwiedza ciągle coś mnie we śnie
Zakłóca spokój ten jeden z niewielu
Co raz mniej jest mi go dane
Więc męczy podwójnie ten fakt
Gdy tak myślę nad ich znaczeniem
Uderza mnie jeden wciąż fakt
Wszystko co widzę to czyste życie
Zawarte w kilku przykrych snach
Chcą mi powiedzieć kim mam się stać
I robią to zgodnie z prawdą
To musi być śmierć, co goni mnie
Chyba mi czasu zostało niewiele
I krzyczą mi tak "musisz być wielki
Przestań marnować swoje talenty"
Ale nie mówią mi co nim jest
I to jest problem największy
Na jednym skupić w całości się
Bo na wszystkim fizycznie się nie da
A czy talentem nazwać da się
Pisanie tych kilku linijek?
Czy będę w stanie napisać tak
By zawrzeć w słowach emocje?
Czy może inna droga dana
By przejść dostojnie przez życie?
A nie uciekać jak ciągle w snach
Przed tym co i tak tu nastąpi
Dzięki temu to wszystko ustąpi?
Więc jeśli kiedyś nadejdzie ten dzień
W którym spotkanie nie będzie snem
Muszę jej pewnie spojrzeć w oczy
I z czystym sumieniem, wolną wolą
Powiedzieć zbiór prawd
"Spełniłem się w sobie,
wykorzystałem jak mogłem
Resztę rozliczy świat"
2 notes
·
View notes
Text
Nie Wiem
To ciebie chcę trzymać za rękę
I żadnej innej
Czemu to życie się toczy tak dziwnie
Nie chcę tu żadnej innej
Więc umrę tu w samotności
Wszystko odbieram zbyt chłodno
Wszystkie tragedie zbyt chłodno
Największa odbywa mi się w głowie
I wiem co każdy mi powie
"Odpuść już ziomek, jesteś sporo warty"
I stoję już rok bez podniesionej gardy
Jesteś wszystkim czego mi potrzeba
Choć to trochę zbyt banalne
Wszystkim czego mi potrzeba
Wyzwalam co we mnie najgorsze
W trybie pod tytułem "zniszcz się"
Nie dbam o siebie i o nic dokoła
Oddam to wszytko za chwilę z tobą
Za chwilę w której nie czuję się sam
A czy ty sprawisz że nie będę już tego czuł?
Tak szczerze nie wiem, jestem przegrany ej
Wciąż widzę jak Pezet, to chyba paranoja jest
I siedzę każdej nocy z tobą wciąż
I nie chcę wracać nigdy
To nie jest mój czas
Bo tamten świat
Pełen sennych mar i dziw
Kusi mnie bardziej
Niż wszytko gdzie nie ma cię
I będę płakał gdy skończy się noc
Bo ty obok, to tylko jest sen
I odpływa to wszytko co dobre tu jest
I tak mi mija każdy dzień..
0 notes
Text
Znowu
Gdy wszyscy znów piją na pokaz
I podnoszą kieliszki na rozkaz
I wszyscy wlewają to w siebie
I czekają cudów jak ja Ciebie
I krzywią się ciągle jak obłąkani
A rano będą znowu przegrani
A pośród nich Ty, taka dama
I taka jaka ja, zupełnie sama
I znamy się aż nazbyt dobrze
Trunek toksyną równa się kobrze
I patrzę na Ciebie szalonym wzrokiem
Kiedy uciekasz tanecznym krokiem
I już nie taka jak ja
Choć oboje sięgamy dna
Gdy wszyscy znów piją na pokaz
I podnoszą kieliszki na rozkaz
Zewsząd czuć swąd papierosów
A wszyscy wokoło jak zgraja alfonsów
I idziesz z którymś, ale to nie ja
I gdy to widzę w trunku moje tonie ja
I coś nie wyszło, uciekasz bokiem
Omijasz znowu mnie wzrokiem
A ja walczę znów w głowie
Potykam się w swoim słowie
I nie wiem jak to zrobię, ale znowu
Gdy po tamtym typie prawie szlochasz
W moich pustych oczach się zakochasz
1 note
·
View note
Text
Sen
Znowu odwiedzasz mnie dzisiaj w snach
I na chwilę wszystko staje się piękne
I na chwilę mogę przestać się bać
O to kim jestem i dokąd biegnę
I o to że pójdę tam najpewniej sam
Nie będzie Ciebie, nie będzie nas
Ale na razie się czuję tu świetnie
Bo widzę blisko Cię, tak pięknie i czysto
Patrzysz ślicznie jakbym wszystko Ci dał
Ale niezmiennie to Ty jesteś wszystkim
Kiedy dotykasz mnie czule tak
Czuję się bosko przy swojej Erato
I cały wibruje od miłości tak
W rytmie muzyki prosto z Jej serca
I tylko tych dźwięków chce słuchać dziś
Aż się zakończy ten cudny spektakl
A ja obudzę się znowu bez Niej
W pokoju gdzie wszystko jest obojętne...
0 notes
Text
?
Nie wiem co zrobić ze sobą no to poczytasz znów
Flustracji mam w sobie tyle co wody mariański rów
Od frustracji ludzie krwawią no to cieknie mi tusz
To jest chyba piąta moja bezsenna nocka już
Zgadnij o czym myślę, to chyba nie wielki trud
I tak wytrzymałem miesiąc to chyba jakiś cud
Nawet jak już tego nie chcę, wszystko wraca mi wciąż
I pełza po całej głowie jak jakiś olbrzymi wąż
Nawet jak wyrzucam ją w jakiś niebyt i mówię dość
Ona wraca i mi kroi serce, to przeszywa na wskroś
Krpi ostrym makijażem mokrym od łez trzech
Smutek kobiety przez faceta to jego najgorszy grzech...
Słyszę różne rzeczy na jej temat
Widzę ten sam ubioru schemat
Słyszę ją jak wątek wśród ludzi zgubię
Słyszę znowu śmiech z moich żartów
Jak ja to lubię...
0 notes
Text
Zima
Idę przez ulicę miasta, czuję chłód
W moim sercu miałem tylko lód
Lubiłem chłód, ten w jej mowie
Lubiłem zamieć, tą w mojej głowie
Byłem wtedy płatkiem śniegu
Dla niej tylko jednym z wielu
Czekałem na nią w mrokach zimy
Mając ciągle serce w śniegu
Miała być mi przebiśniegiem
Czekałem, aż rozkwitnie jak na wiosnę
Już czekam; Czasem tylko wraca
I czuję ją jak dreszcze z zimna
Idę przez ulicę, patrzę w niebo
Płatki tańczą w światłach nocy
Słucham "Zorzy" jakby pierwszy raz
I tylko jedno zdania w głowie mam
"Musiałem dać krok, na przód..."
0 notes