#Tego pokoju nie da się zjeść
Explore tagged Tumblr posts
Text
Stukają o wieko trumny
Dotykam samej siebie, wyobrażam sobie przy tym twoje ciało, wyobrażam sobie twoją twarz: spoczywa na satynowej poduszce i wychodzą z niej robaki, wyskakują ci z oczu i stukają o wieko trumny.
Nicol Hochholczerová, Tego pokoju nie da się zjeść, Kraków 2023.
#Nicol Hochholczerová#czytam#cytat#fragment#literatura#literatura słowacka#Tego pokoju nie da się zjeść#ha art
0 notes
Text
Moja mama zrobiła makaron z pesto. Stałam pięć minut nad miską zastanawiając się czy wziąć i zjeść, po czym mieć wyrzuty sumienia i ryczeć, czy nie wziąć i płakać w pokoju, że moje wyrzuty sumienia nie pozwalają mi się cieszyć z jedzenia czegoś dobrego. Nie wzięłam.
Moja mama dała mi dzisiaj wafle ryżowe i skyra. Zjadłam. I nie będę teraz rzucała tekstami typu ��Zjadłam, bo mama mnie zmusiła.” Nie. Szczerze? Zjadłam bo byłam głodna i już zaczynałam się źle czuć przez nie jedzenie cały dzień. Co nie zmienia faktu, że i tak od zjedzenia tego staram się nie jeść nic, albo najmniej jak się da.
#ana motylki#bede motylkiem#blogi motylkowe#motylki any#motylki blog#będę lekka#tw ana bløg#będę motylkiem#chce byc lekka jak motylek#chudej nocy motylki
14 notes
·
View notes
Text
hejo moje sliczne motylki!
Postanowiłam się przełamać i zacząć tu coś wstawiać(chciałam wcześniej ale moja aspołeczna dupa zabroniła).
Uznałam, że można byłoby zacząć od kilku porad na temat any oraz mii
⭐jeśli masz problem z wymiotowaniem i poprostu nie możesz tego zrobić to po pierwsze napij się przed nim wody ale nie za dużo bo wtedy cały proces zajmie więcej czasu, a jest on bardzo istotny, ponieważ zależy nam na jak najszybszym pozbyciu się jedzenia z organizmu. Jak już napiłaś/eś się wody kucnij przed rzeczą do której będziesz wymiotować i ściśnij się dość mocno za brzuch (polecam mieć wtedy na sobie np. ciasny gorset!). Według mnie najlepsza jest metoda na palce lub szczoteczkę do zębów (jeśli korzystacie z pierwszej to fajnie jest mieć dłuższe paznokcie bo bardziej prowokują). Po skończeniu tej jakże cudownej czynności(jak wymiotujecie do toalety) to spuśćcie wodę kilka razy ponieważ pod światło można zauważyć na wodzie tak jakby teksturę wymiocin,a raczej nie chcemy, aby ktokolwiek się dowiedział o tym że wymiotujemy , polecam również dać tam coś co zabije zapach wymiocin, aby być w 100% pewnym, że nikt się nie dowie. Warto również dodać że należy zagłuszyć wymiotowanie najlepiej jak się da czyli np. odkręcić wodę w krainie, prysznicu lub nawet obu.
⭐Jeśli masz straszną ochotę na jakieś konkretne jedzenie to nie ignoruj jej ❗❗ trust me. Lepiej wyjść trochę poza limit i poćwiczyć niż w końcu nie wytrzymać i rzucić się na całą lodówkę.
⭐NIE ZACHĘCAM, ale papierosy według mnie bardzo pomagają jeśli chodzi o głód tym bardziej jednorazówki, które są smakowe. Osobiście bardzo polecam grape ice!!
⭐jeśli Twoi rodzice wiedzą o Anie lub Mii lub coś podejrzewają to poproś ich od czasu do czasu o pieniądze na jedzenie, aby trochę zmniejszyć ich podejrzenia. Możesz za to kupić jakieś typowe rexie things lub przemycić potajemnie do ich torebki. A jeśli wymagają, żebyś jadł/a przy nich to zostają dwie opcje albo zjeść i potem w toalecie zmienić się w 🌟mia Queen🌟 lub napakowac mega dużo jedzenia do buzi i ustawić np budzik lub poprosić kogoś,aby do was zadzwonił,żeby mieć wymówkę na wyjście do pokoju i wyplucie jedzenia do jakiegoś woreczka.
⭐Pij mega dużo wody. Serio. Może nie zmniejszy to głodu,ale przynajmniej jak zapełnisz się woda to nie będziesz w stanie czegoś zjeść.
⭐I ostanie! mega polecam chrom moi słodcy! Od kiedy go biorę to nie mam praktycznie ochoty na słodkie rzeczy fr. Możecie go normalnie kupić w każdej aptece, ale pamiętajcie,aby z nim nie przesadzać bo mogą wyjść z tego dość słabe skutki.
I to by było na tyle!
Jesli to przeczytałeś/aś to serio gratulacje 😻
Pierwszy podpunkt to tak w sumie tutorial ale oh well XD
Mam szczerą nadzieję,że nie zmarnowałam waszego czasu i może zostaniecie na dłużej!
Chudego dnia /nocy moje motylki🦋❤️
23 notes
·
View notes
Text
Mama widziała jak podjadam trochę w kuchni i powiedziała ze daje mi miesiąc i będzie to po mnie widać. Umieram
może już przytyłam, ona pewnie już myśli ze jestem ulana
jeszzcze zribila to w najgorszym doa mnie momencie bo aktualnie walcze z napadami i jednocześnie próbuje się nie zagładzać. Nie wiem co mam teraz ze sobą zrobić. Jest mi wstyd i czuje się obrzydliwie. Nwm mam nadzieje ze to mi może da jakąkolwiek motywacje żeby przestać podjadać
Jeszcze weszła do mnie po wszystkim do pokoju i jak zwykle po skomentowania tego co jem/mojego ciała powiedziała ,,nie obraź się���xd ,,nie obraź się ale wole ci to powiedzieć bo zauważyłam ze jesz i nie chxe żebyś się roztyła. I zjedz kolacje” powiedziałam ze no już widziała przecież jak jadłam kolacje to wtedy powiedziała ,,tylko tyle?😲” Przyczepiła się 10 minut wcześniej ze za dużo podjadam a później stwierdziła ze to za mało i mam zjeść jeszczexd
23 notes
·
View notes
Text
13.11
1640 kcal, 10.000 kroków, 35 minut pilatesu, w-f w szkole
1600. JEBANYCH. KALORII.
i minimalna aktywność.
tak mnie strzela chuj, że mam ochotę odkopać żyletkę (nie pamiętam gdzie ją wjebałam) i no wiadomo. tych kalorii mogło być w sumie więcej, ale o tym zaraz.
moja siostra stwierdziła, że zrobi domowe drwale. oczywiście odmówiłam, zamknęłam się w pokoju. poszłam jednak do kuchni po szklankę wody i mama kazała mi spróbować frytkę bo są z nowego piekarnika sratatata i jak poczułam ten smak tej jednej frytki to musiałam "zagryźć czymś zdrowym". wzięłam sobie wafla ryżowego, potem pomyślałam że przez niego mam już zjedzone prawie 900 kalorii, wzięłam dwa kolejne i poszłam wjebać frytki xd a do nich kanapkę z serkiem almette. dwa płaskie talerze (lub jeden spory) nie mam pojęcia ile wyszło tych kalorii. pociesza mnie jedynie, że były bez kalorii. czemu jak normalny człowiek nie mogłam po prostu zjeść jebanego burgera? wyszłoby nawet mniej.
często jem więcej niż dziś, to da się szybko zauważyć na moim blogu. nie boli mnie liczba zjedzonych kalorii (no może trochę) bo to zazwyczaj dalej jest dla mnie lekka redukcja, czyli chudnę. ALE NIE W TYM TYGODNIU. przez moją siostrę moja aktywność będzie minimalna tzn. żadnych treningów spalających kalorie, jedynie tej chujowy pilates który praktycznie nic nie spala oraz kroki. i oczywiście że chce mi się płakać (a nawet to robię) bo jak nie zrobię treningu to będę czuła jak cała oblepiam się w tłuszcz. nienawidzę ćwiczeń, robię to od trzech lat conajmniej te trzy razy w tygodniu, w każde święto, nawet w wigilię robiłam dwugodzinny trening żeby aż tak się nie ulać. ja tego potrzebuję żeby mnie nie pojebało.
12 notes
·
View notes
Text
Jestem sobie w bibliotece i uczę się na polski i jakieś suki tam gadają o kfc a jakiś gościu je teraz kfc przez nich mam taką ochotę ale jeszcze większą na przerwę między udami. Najgorsze dla mnie jest to, że na obiad dziś jest ryba i frytki, frytki jeszcze jakoś da rade wywalić ale rybe jak wyrzucić, do ust tego nie włożę bo ości i kurde nwm muszę zjeść w pokoju poproszę rodziców czy coś. Napewno będę jadła przed siostra i mamą tylko obawiam się że będę musiała jeść z tatą i bratem, brat to nic ale tata więc chuj po prostu
5 notes
·
View notes
Text
Omegaverse - Matt
Matt zdecydowanie był zaspany, a do tego jeszcze zaskoczony. Nie sądził, że musi korygować swój ubiór czy wygląd, którego przed wyjściem z pokoju nie sprawdził, bo myślał, że jeszcze mieli czas do powrotu współlokatorki. Ta kombinacja sprawiła, że pojawił się w kuchni mniej ubrany niż bardziej, ciągnący w tę stronę przez bardzo przyjemny zapach. Zapach, który był mu tak znany, dobry, otulający i dający poczucie bezpieczeństwa a zarówno taki, za którym ogromnie tęsknił, bo miał jego deficyt. Kiedy więc jego przydymiony mózg zaczął powoli łączyć fakty było już trochę za późno, komentarze padły a Josh był tuż obok niego. Mimo to i tak się speszył.
- Cześć. – wyuczył w tym „tobie też” lekkie niezadowolenie, bo został pominięty a powinien być najważniejszy. Tyle tylko, że Brand był najważniejszy a Amanda, obecnie, punktem zaskoczenia.
Ciepła, duża ręka przejechała po jego boku i pośladku dając im obu uzmysłowienie, że nie miał nic więcej na sobie jak ta jedna bluzka. Jedna, niby zakrywająca wszystko co naważniejsze, ale jeden błędny ruch mógłby sprawić, że zaświeciłby tym i owym przed dziewczyną. I wcale nie był już mowy o jego nogach. A w tym wszystkim prawdziwie najważniejszym było jedno – nie musiał niczym się martwić. To jego alfa broniła go, nawet przed przyjaciółki spojrzeniem.
- Och. Szybko ci to poszło. – i z jakiegoś powodu to nagłe rozebranie się w dwóch ruchach tuż obok drzwi starszego rozbawiło. Nie śmiał się z partnera, śmiał się z sytuacji. A był to taki wesoły, dźwięczny śmiech, który napełnia ci płuca a gdyby potrwał dłużej doprowadziłby pewnie do łez. Śmiech jednak minął kiedy wylądował na łóżku.
- To te moje nogi do sprzedaży tak na ciebie podziałały czy skąpe ubranie?
Pocałował go słodko rozkładając nogi i pozwalając mu się lepiej między nimi rozstawić. Długi sen sprawił, że poczuł się o wiele lepiej o tej całej rui. Nie oznaczało to jednak, że wszystko już było w porządku. Oznaczenia nadal przez kolejny tydzień będą znikać. A jego tyłek w środku powoli się leczyć. Mimo to przyjął partnera. Powoli. Namiętnie. Teraz nie chodziło o dziko napędzany i niezaspokojony instynkt. – Uwielbiam twój zapach. – powiedział zanurzając w jego szyi nos. – Chciałbym go czuć cały czas. – powiedział kiedy młodszy górował nad nim. Chociaż w środku odczuwał trochę bólu to ta bliskość i czułość dawała o wiele więcej. Uwielbiał to uczucie kiedy był w centrum Josha wszechświata, kiedy tylko on liczył się dla niego i go uszczęśliwiał.
Kiedy 20 minut później wchodzili z powrotem do kuchni zdecydowanie nie dało się nie zauważyć, że dał młodszemu tyle szczęścia ile nikt inny nie potrafił. On za to znowu czuł się piekielnie obolały, jakby po tym jednym razie – choć spokojnym i czułym – ktoś naruszył wszystkie jego rany. Jeszcze przed wyjściem z sypialni dał modelowi znać, że w najbliższe dwa dni musi sobie takie spędzanie ich wspólnego czasu wybić z głowy.
- Proszę bardzo, nie wiedziała, że da się tak uśmiechać aby od razu wszystkie szóstki były widoczne. – Amanda nie mogła nie pokusić się o komentarza. Zostawiła w spokoju za to Evansa, który teraz był już kompletnie ubrany.
- Wolę najpierw coś zjeść. – kawa na pusty żołądek to mógł być nie najlepszy pomysł.
- Skarbie, może i mi też coś zrobisz? – modelka próbowała w subtelny sposób pośmiać się z skaczącej w kuchni na rozkaz omegi alfy, ale i skorzystać z tego. Okularnika mina jednak sprawiła, że trochę jej uśmieszek zmazał się z twarzy. Zdecydowanie nie był zadowolony na to „skarbie”. Najwidoczniej tylko on mógł go tak nazywać. Albo powinien, bo Amanda nie słyszała z jego słów ani jednego zdrobnienia, jedynie jak ten wołała partnera po imieniu. – Jak się czujesz? Jeszcze z godzinę temu Josh odchodził od zmysłów, bo spałeś.
0 notes
Text
Zaliczyłam rozgrzewkę już dzisiaj a teraz siedzę bo boli mnie okropnie brzuch. Znam chyba powód i jest nim dzisiejsze śniadanie które zjadłam. Żałuje strasznie, ale jutro nie będę jadła bo z tego co zauważyłam to głód wcale nie jest taki zły a dziewczyny i trener nie kontrolują czy jem czy nie. Mam wafle, jakieś musli i jogurty naturalne w pokoju wiec na obiad zjem mało a kolacje to zobaczę. Postaram się zjeść nic albo jak najmniej z tych posiłków i w pokoju zjeść jabłko z jogurtem naturalnym. Strasznie ciężko mi liczyć kalorie bo mamy wszystko gotowe.
Jeśli chodzi o psychikę. Jest okropnie. Czuje ze zjebalam sobie cała przyjaźń jebanym kurwa uczuciem bo ja przecież muszę się zakochać. No inaczej się nie da. Wiem ze on nie chce mnie stracić i tak dalej, ale co jeśli to jedyna opcja? Co jeśli inaczej zniszczę jego życie. Jeszcze w dodatku jestem okropna bo ja mam kurwa dziewczynę ale nie czułam do niej tego samego od pierwszego zerwania i zauroczenia się w moim przyjacielu co tak naprawdę nie było zauroczeniem tylko zakochaniem. Jeszcze gorsze jest to ze nie mogę z nią zerwać bo jestem na obozie i wracam za 9 dni. Wiec przez 9 dni muszę tkwić w tej bezsensownej relacji w której się do siebie nie odzywamy a ja kocham kogoś innego.
Także to tyle posiedzę chwile i może mi minie. Następny trening mam o 16:30 a potem już chill i będę siedzieć w domu.
#chce byc motylkiem#chce być chudy#chce być lekka#chce być lekki#chude ciało#chude jest piękne#chude ręce#chudość#grube ręce#gruby#motylek#motylek any#motylki
6 notes
·
View notes
Text
Zasady: 1 butelka wody przed śniadaniem, druga około 14.00 i trzecia przed 18.00; 10k kroków to minimum; Nie liczę kalorii z chudego białka (np. drobiu) i warzyw, ale pilnuję owoców; jeśli będę miała problem ze śmieciowym jedzeniem to dla niego wprowadzę limity kcal; nie mam do roboty nic więcej jak uczyć się i przenieść rzeczy. Podam kroki z tych dwudziestu dni. Marzę o 400k, ale niech będzie 200k. Opalić się, zdać, zbudować się, urosnąć, odpocząć, myśleć, uczyć się, opalić się, zdać, zbudować się, urosnąć, odpocząć, myśleć, uczyć się, opalić się, zdać, zbudować się, urosnąć, odpocząć, myśleć, uczyć się.
6 czerwca notki: mycie, nauka, kroki, jedzenie i picie. Wstałam o siódmej, bo zapomniałam budzika wyłączyć. Z automatu pomyślałam o jedzeniu. Byłam do tego wściekła. Nie powinnam tak. Możliwe, że niedługo będę mieć miesiączkę. Na szczęście to zauważyłam. Pozwoliłam sobie mieć śniadanie, zrobiłam sobie kawę i herbatę. Zapomniałam wczoraj wyparzyć butelki, więc wypiłam tylko szklankę wody na czczo - ZALICZAM. Jedzonko: 2 jajca, 3 k chleba żytniego na zakwasie, jabłko 8:00 - ZALICZAM. (Kcal: 235 +jabłko). 12:00, Brita - ZALICZAM, jedzonko: 1/3 paczki mięsa z indyka, trochę fasolki - ZALICZAM. Do tej pory nie robiłam niczego szczególnego. 14:30, Brita - ZALICZAM, jedzonko: pudełko sałatki - ZALICZAM (składniki: feta bez laktozy, awokado, banan, jabłko, cukinia, ogórek długi, papryka, pomidor, dwa pęczki rzodkiewki, kawałek pora, puszka kukurydzy =razem trzy pojemniki). Kułam, marzę. 17:00, Picie: woda, herbaty - ZALICZAM, jedzonko: 1/3 paczki mięsa z indyka, sałatka szwedzka, buraczki, trochę sałatki z pudełka, jabłko - ZALICZAM. Dziwne, ale to robię. Zdążyła ze mnie jeść opuchlizna i już wyglądam lepiej. To może być miesiączka. Zaraz pójdę się przejść. Zjadłam dużo i to jeszcze wcześniej, ale mogło być gorzej, a to dopiero początki. Będę się chwiać zanim się wyprostuję. Uczyłam się, sprzątałam. Nie lubię jeść w panice. Było mi blisko do tego. Ciężko tak w ostatniej chwili... Chciałabym, żeby wcale. Zależy mi. Najpierw będę jadła lekko, a potem zejdę z objętością. Brzuszek będzie się kurczyć po nocach, ale nie powinnam go rozciągać. Sport jest ważny. Da mi kopa. 20:00 - o kurwełę. To było trochę dziwne. Mam chory nawyk. Zjadłam sobie jeszcze mięso i sałatkę. Aż się nie chce pisać. Czuję się już dobrze. Wczoraj miałam ostrą załamkę. Jedzenie warzyw bywa ok. PRZEGIĘŁAM mycie, nauka, kroki, jedzenie i picie.
7 czerwca =ważenie= - Ach, ważenie! Zaskoczę kogo się tylko da. Jestem niska jak cholera, a do tego ważę 56,8kg i mało tego - wbijam się w s i xs. Jestem właśnie na granicy rozmiarów i chciałam lekko zejść z wagą, ale tylko przytyłam, a ciało się szczególnie nie zmieniło. Albo moja waga nie działa, albo buduję mięśnie. Marzę, żeby spacerami i w tym miesiącu spalić 7k kcal, a najlepiej 7,7k kcal. Wczoraj jadłam na objętość... Smutno. W dodatku albo miałam sen, że jadłam więcej, albo to się wydarzyło na prawdę 😖. Teraz się tylko zapijam przed jedzeniem i muszę znowu zacząć jeść wolniej. Poszłabym wydać dzisiaj pieniądze. Wydatki coraz większe, a z pracy sobie poszłam. W tym tygodniu i tak tylko będę się uczyć. Znalezienie pracy wymaga przynajmniej tygodnia. Nie mam co robić. Przenieść rzeczy, wyspać się. Wstałam w południe. Brita - ZALICZONE. Jedzonko: banan, jabłko(!) - ZALICZONE. Popijam kawę. Co jakiś czas marzę o węglowodanych. O 15:00 zjadłam banana, piłam co miałam pić. O 18:00 trochę lipa, ale kalorie na dzień się zgadzają - batonik twarogowy, ryba, awokado, mięso. Przed tym byłam w markecie i zakręciło mi się w głowie - stąd batonik, ale jest bezpieczny już od dawna. Nie mogłam wytrzymać zapachu pieczywa. Może mi przejdzie niedługo. Poprawka: znowu zjadłam na noc iniby low cal i wg zasad, ale mogłabym przestać. mycie, nauka, kroki, jedzenie i picie
8 czerwca (UM) - Nie chcę tu za dzisiaj pisać tak szczegółowych notatek. Nie chcę jeść węglowodanych, ale muszę i dzisiaj jadłam jakieś, ale wiadomo - mało. Wszystko wg planu. Kalorie pewnie niby w normie, ale myślę, że za dużo. Przynajmniej jutro mam dentystę. Uciekłam sobie z mieszkania na nowy pokój. Wolę mieć za drzwiami klatkę schodową niż mieszkać z takimi mądralami, co mi otwarte mieszkanie zostawiają. Nie mam bezpośredniej łazienki, więc też boję się pić. Nie chciałam tak od razu uciekać do nowego pokoju, ale jestem zła dzisiaj i wolę pobyć sama. Kroki zaliczone. Nauka nie. Piłam dużo i tak. Dwa jabłka, dużo białka i tortilla. W dodatku dzisiaj zjadłam dwa małe ciastka. Źle się czuję. Mogłabym przynajmniej tyle nie jeść. Mogłabym chociaż się uczyć, bo mam mało czasu.
9 czerwca (DENTYSTA 14)
10 czerwca (CZYNSZ) - Ach, miesiączka to ciężki okres. Chciałabym o tym nie myśleć. W głowie kręci się myśl, żeby być normalną, ale też przypomina mi się ciągle, że zatrzymałam wzrost w okresie dojrzewania, kiedy próbowałam być zdrowa i wznowiłam go lekko, kiedy łaziłam głodna u ciotki, albo uciekałam z domu i szwędałam się jak najdłużej się dało bez jedzenia. Wtedy rosłam i to nawet szybko. Nerwica mi pomogła. Od tamtego momentu dalej rosnę. Chciałabym tego nie stracić. W ostatnich chyba dwóch dniach nie było najlepiej, ale próbuję zachować umiar we wszystkim. Bardzo mnie uderzyło takie raptowne odejście z pracy. Samo to jak mnie tamta kłamczucha potraktowała. Nie chciałam się przy niej wyciszać i szykować na odejście. Nawet nie dali mi umowy i podobno nie mieli takiego zamiaru. A w najbliższych dniach jeszcze mam egzamin... Tylko się uczę i będę odreagowywać np. na spacerach, na sprzątaniu w nowym pokoju.
11 czerwca
12 czerwca (EGZAMIN) - wczoraj przeżyłam, ale to był smutny dzień. Dzisiaj dobrze zaczęłam
13 czerwca =ważenie= o kurde! albo się pomyliłam albo... zapomniałam. Zważę się jutro. Idę do dermatologa. Raczej znowu zaśpię więc pójdę tam totalnie na czczo. Jem chujowo, ale wydaje mi się, że wyglądam już coraz lepiej. Nogi wyglądają znajomo. W odbiciu jakaś sympatyczna szkarada. Tylko śpię - znowu. Dzisiaj bawiłam się mięśniami na rękach. Tego wszystkiego jest tak wiele. Wydaje mi się, że wyglądam jak parówka, a nie jak osoba. Dzisiaj i wczoraj jadłam cukier. Zachowuję się bardziej znajomo niż mniej. Bez szkoły, bez pracy, bez rodziny. Tak jak to zwykle w sumie - takie sobie samowystarczalne nic do niczego. Plany snuję dalekosiężne. Nic nie jest pewne, bo jak się trafi to będzie, a jak nie to masz problem. Myślę o nowej pracy. Brakuje pieniążków. Gdzie je podziałam? Kupiłam spodnie... buty... telefon... tu kaucja i dużo drogiego jedzenia. Nie czuję się jakoś lepiej. Równie dobrze mogłam jeść jakieś tanie świństwo. Znowu będę. Kiedyś śniłam, że byłam z Bogiem w markecie. Brałam jakieś durne rzeczy - "niby takie ok" i mówiłam pod nosem coś w stylu "byle wydawać mniej, byle wydawać mniej" i on tak krzywo na mnie spojrzał, ale potem się odwrócił, bo to moja sprawa w końcu. Potem raz mnie do siebie wpuścił, a potem się przede mną ukrywał i nie mogłam dostać się do jego mieszkania - znałam adres i widziałam go w oknie. Zmarnowałam jakąś szansę. Ciekawe. Co jest czym?
14 czerwca (DERMATOLOG 12)
15 czerwca - nie byłam u dermatologa. Ważyłam 56,5kg. Szkoda mi kasy na wszystko. Jem mniej, piję też mniej. Ostatnio to ciągle wstaję przed południem, piję czarną, około trzeciej lub czwartej jem batonika, potem jakieś jedzenie i między 18 a 21 coś większego. Piję może jedną butelkę wody. Mogłabym mniej. Chodziłam dzisiaj trochę więcej - wreszcie. Wczoraj rozejrzałam się za pracą - dzisiaj było mi jakoś wstyd podchodzić do ludzi. Mam więcej energii w ciele. Chce mi się coś ciągle robić, a jednocześnie coś mnie odrzuca od samego wstawania z łóżka. Coś mnie odrzuca od zostawania w miejscu. Chce mi się uciekać i tańczyć. Wydaje mi się, że już wszyscy mnie oceniają i myślą, że jestem walnięta, że mogę się jebać.
16 czerwca - i wzięłam jeszcze ciastka. Wydaje mi się, że denerwuję ludzi jedzeniem. Przestałam jeść śniadania i znowu nabijam 10k. Jem mniej, żeby potem zjeść więcej - wtedy czuję, że brzuch mi się zdążył lekko zmniejszyć, ale... paczka nie jest jeszcze pusta - to mój problem. Najlepiej nie kupować dużo. Chyba zawalczę o anemię... Co jakiś czas boli mnie brzuch. Najpewniej jem coś niefajnego... Może zrobimy tak - posiłki osobno i po kolei: banan - bułka - jogurt - banan - bułka - jogurt - płatki - rybne coś - banan - batonik - serek wiejski - jogurt - batonik - serowe - sałatka - mięsne - płatki - banan - czekolada - owocowy mix - bułka - rybne coś - płatki - sok - awokadowe - jogurt - słodycze - jajka - feta - i od nowa. Jeśli będę głodna to do każdego posiłku mogę mieć lekką kawę lub jabłko. Jeść co trzy godziny (minimum!) W każdą niedzielę mogę mieć coś cudacznego w środku dnia. Ze znajomymi też nie będę wymyślać za dużo. Jem codziennie. Jeśli będę miała problem to śniadanie będę zawsze jadła w domu: płatki, kawa, owoc. Chyba mam problem. Zobaczymy. Jeśli wszystko wypełnię to będę szczęśliwsza. Cele: szpara między udami, czysta cera, stare spodnie, przygotowanie na wszystko
17 czerwca - może i na wymuszeniu, ale moje nogi są od siebie jeszcze dalej niż wczoraj. Samo to, że mogę je tak rozsunąć jest ekstra. Wydaje mi się jednak, że teraz to wszystko tylko kwestia wody, której piję za mało. Ale kiedy suszy to burczenie ma mniejsze znaczenie. Moje burczenie i tak jest żałosne, bo kcal na pewno mam w normie przez cały ten cukier. I tak sobie myślę, że jestem daleko w piź... bo dla mnie... to powinnam ważyć w ogóle mniej niż 50kg, albo przynajmniej 50kg i to co robię... jest i tak do bani. Nie mam na nic chęci, a słodycze to już w ogóle jem codziennie, ale już mi się kończą opcje tych nowości dla których robiłam wyjątki. Już chyba wszystko znam. I jeszcze odpalił mi się mode na zero waste, więc aż mi szkoda palić, bo to kolejna paczka do kosza. Upał sam mi mówi, że atmosfera nie ma się najlepiej, a ja jarać znowu zaczęłam. Źle mi z rzeczami jakie mam. Oddam, może sprzedam. Kupowałam, bo te wszystkie laski mnie ciągle komentowały i wytykały palcami, że ja to x ja to y. Nie gadam z nikim poza przyjaciółką. Szkoda mi w ogóle pracować w miejscach gdzie kupuje się rzeczy hurtowo i jest tyle odpadów... Do kwiaciarni też się łatwo nie dostanę. Gdzie iść?
18 czerwca
19 czerwca - dawno nie czułam się aż tak źle. Nietrzeźwej, a nawet skacowanej byłoby lepiej niż mi przed trzecią. O trzeciej zjadłam dwie słodkie bułki i pizzę. Chciałabym sobie pogratulować, że nie wzięłam jakiejś regularnej tylko te małe. Mój brzuszek się teraz cieszy, a w głowie mi się nie kręci. Mogłam nie jeść tych bułek. Mąka z odrobiną cukru wypchana powietrzem. Lubię jeść mniej i codziennie to robię - nie jem nic bardzo długo, a potem jem więcej i wtedy (czyli teraz) nie wiem co zrobić, bo ten stan był taki piękny. Po prostu czułam się trochę gorzej. W sumie mogłam sobie nawet tą pizzę zjeść, nawet bułkę, ale żeby nie dwie. Trochę, a dużo zmienia. Takie trochę mieć codziennie... nie kupiłam słodyczy, rozglądam się za warzywami i owocami. Chcę wymienić słodycze na jogurty i bułki to może będę się lepiej czuła. Jest jeszcze parę słodyczy, które mnie kuszą i najpewniej będę musiała je kupić i zjeść w końcu, żeby mi się odechciało wreszcie, bo po co kupować znowu to samo, skoro niszczy cerę, samopoczucie, gospodarkę hormonalną ogółem. Możliwe, że będę miała pracę (teraz jestem już prawie pewna) i jak na złość muszę władować w siebie dużo pieniędzy, żeby zarobić cokolwiek. Mówię o odzieży, odżywianiu, higienie. Szkoda mi pieniędzy na płyn do podłóg - naprawdę nie jest za fajnie, a mam ważniejsze sprawy do opłacenia. Ach... i wszystko takie niepewne. Nie dociera do mnie, że mam się spotkać z przyjaciółmi już za kilka dni. Szlag mnie trafi zaraz, ale wolę o tym nie myśleć. I co jeśli będą chcieli, żebym była w pracy w tym czasie, a jak powiem, że nie mogę to mnie znowu wypieprzą?... tj. znowu będę bez pracy. Ale jedno jest pewne - lepiej mi bez jedzenia. Zawsze tak było. Im dłużej nie jem tym mniej myślę o jedzeniu i w sumie korzysta na tym moja osobowość. Chyba... Może... Może mogłabym mieć kilka posiłków, ale jakichś typu sok, albo kawa z mlekiem? A może nie teraz.
Coś się jebło. Wieczorem też jadłam. Nie dość, że stres przed niedzielą niehandlową (wydawanie kasy:/) to jeszcze moja specyficzna niechęć do jedzenia sprawiła, że zjadłam wysokokaloryczne. Walić. Poszłam na spacer. Lekko wściekła, trochę podekscytowana męczyłam się, żeby wbić 20k. 18k - wracam do domu, dosyć, pięty mi mrowieją, a ja przecież miewam problemy ze stopami. Późno, wszędzie pełno nawalonych ludzi. Jakaś laska "ja nabiłam dzisiaj aż DWADZIEŚCIA tysięcy kroków!", chłopak obok "tylko tyle??? ja..." Skończyłam z 19-oma. Zbyt późno na takie harce. Po powrocie wzięłam prysznic, poszłam spać. Moja buzia wygląda lepiej po takiej zabawie. Nie łatwo mi zasnąć. Spaceruję po mieście. Na każdym rogu ktoś mógłby mnie rozpoznać - jakby mi na czymś zależało. Nie chcę przyciągać uwagi. Mam tych wszystkich chamów w nosie. Z drugiej strony mam dosyć perfidnego, zboczonego zaczepiania. Będę ćwiczyć nogi do uciekania, ręce do przywalenia, a brzuch, żeby był ładniejszy, bo w nocy najlepiej się odbijam w witrynach i w sumie mało kto się na mnie patrzy i z boku jeszcze ok, ale jak od frontu na siebie spojrzałam to mi cała radość z buzi zeszła. Poczułam się jak ta emerytka kolarka. Och... Mam ogólnie problem z tym, że muszę skończyć jeść - potem nie muszę. Mogę zjeść mniej i potem nie muszę, ale mózgu! Czemu kupuję te TROCHĘ więcej za każdym razem??? Przydałaby mi się dieta pudełkowa, ale u mnie to po prostu wszystko ze stresu o kasę. To tyle. Mam problem z hajsem - jak zawsze
20 czerwca =ważenie= zaraz chyba sobie przywalę. To wszystko znowu jest prostsze. Chodzi o to, żeby widzieć cel i wybierać mądrze. Myślałam, że wybieram mądrze jedząc chujowo. Oj... Tj. nadal mogę jeść chujowo, ale liczy się baza i muszę bazować na czymś zdrowszym. Płatki owsiane mi nie służyły - może za dużo ich jadłam. Przestawiłam się na jęczmienne, bo jaglane mi nie pasowały. Bum. Po problemie. Zamiast owoców bardziej wybieram warzywa. Mięsa wolenie jeść, ale nie boję się ryb. W ogóle wszystko mnie równo brzydzi w tym momencie i jedząc myślę tylko o tym, że właśnie pozwalam sobie żyć dalej. Poważnie? Kawa jest dla rozrywki. Owoce też. Pomarańcze są dla mnie najlepsze, bo ciężko je jeść. Z granatami jest taki problem, że prędzej bym sobie ucięła palce niż jadła jak człowiek. Mi już jest ok. Ja cały czas myślałam, że przetworzone jedzenie sprawi, że składników może być niby i mniej, ale będą bardziej różnorodne i niczego nie pominę wtedy, bo robiąc to co robię teraz myślałam, że o czymś ważnym zapomnę i nie zauważę nawet. Późne popołudnie, a ja mam 600kcal na koncie, całkiem dobre samopoczucie i podoba mi się dyskomfort w brzuchu. Teraz powinnnam polecieć na spacer, wrócić i coś zjeść i lecieć spać, bo jutro mam co robić. UGH! Wszystko dlatego, że bolał mnie brzuch! MYŚLAŁAM, ŻE COŚ MI SIĘ DZIEJE. NA ŻADNYCH BADANIACH MI NIC NIE WYSZŁO. MOGĘ MIEĆ CONAJWYŻEJ ARYTMIĘ I KOMPLIKACJE PO COVIDZIE. JA PIERDOLĘ. 10kg, masa mięśniowa, za małe ciuchy, wydawanie kasy na nowe, ogólny dyskomfort. TAK! O TYM MARZYŁAM. BO NIE MOGŁAM WCZEŚNIEJ SIĘ OGARNĄĆ. MYŚLAŁAM, ŻE TO CO ROBIĘ JEST BARDZO W PORZĄDKU. Dzięki mózgu
21 czerwca
22 czerwca "Zrobię sobie badania, będzie fajnie" - nie mogę już jeść tak dużo, ja pierd...! Codziennie muszę chodzić do toalety, bo badanka, a potem dostanę być może kwitek za to że wydałam 250zł i to wszystko tylko po to, żeby mnie wykupowano za żenującą stawkę na obrzydliwe stanowiska. Nosz kurwa! Robię sobie dietkę na wysokich na innym blogu. Nie wierzę, że już drugiego dnia zjebałam (wczoraj), a dzisiaj nie mogłam odsłonić okna, bo mnie zamroczyło - to kompletnie nie trzyma się... ekhm.
23 czerwca =STOP!= Plan: bułeczki, jogurty, warzywka itp. - wszystko na tip top 1600
24 czerwca =STOP!= Plan: bułeczki, jogurty, warzywka itp. - wszystko na tip top 1600
25 czerwca 😖
26 czerwca relacje:
3 notes
·
View notes
Text
04.06.2021
Przepracowuję się, tygodnie biegną bardzo szybko. Słuchałem wczoraj, jak Dukaj mówi, że żyjemy w rzeczywistości zapośredniczonej, że nie ma powrotu do świata niezapośredniczonych doczuć. Rano rozładował mi się telefon i nie miałem czasu go naładować (nie miałem siły i czasu też posprzątać mimo próśb A., pralka zacięła się w połowie prania, mokrych ubrań nie zdążyłem rozwiesić, mogłem je tylko położyć na krawędzi wanny, na grzejnikach i na parapecie), jechałem więc do pracy bez możliwości patrzenia w telefon. Założyłem słuchawki i podpiąłem je, udając, że słucham muzyki, żeby mi nikt nie przeszkadzał. Jazda metrem bez zanurzenia w duchu była znacznie dłuższa - na znacznie więcej zjawisk zwracałem uwagę - znacznie więcej myśli przepływało mi przez głowę. Patrzyłem na udającą drewno okładzinę ścian wagonu, na schemat metra nad drzwiami, na twarze i wystające sponad masek nosy kobiet, które jecha��y ze mną. Zastanawiałem się, jak uratować się przed nieuchronną i nieograniczoną władzą zautomatyzowanych cenzorów, jaka szerzy się w duchu. Czy jedynym wyjściem jest pozbawienie się dostępu do ducha? W dzisiejszych czasach to jak skazanie się na niepełnosprawność i społeczne wykluczenie.
Spłynęliśmy do Warsy jak resztki piw, win i wódek, które wylewasz z rana do zlewu po domówce spływają do okrągłego otworu i znikają w nieznanych, by za jakiś czas połączyć się z Wisłą.
Na after u mnie w piątek wieczór dotarł tylko Ar. Na zakupy w Biedronce wydałem ostatnie pieniądze na koncie - zostało z szesnaście złotych. W domu zdecydowałem, że trzeba zerwać lokatę, choć do jej zakończenia zostały tylko cztery dni. Kliknąłem na "zerwij lokatę" - i aplikacja powiedziała, że można to zrobić tylko w dni robocze od 8:00 do 20:00. Zamurowało mnie. Zdałem sobie sprawę, że nie dam rady zapłacić nawet za wejście na Mroczną. Sprawdziłem, ile mam gotówki w portfelu - początkowo nie mogłem doliczyć się nawet czterdziestu złotych. Stałem osłupiały pośrodku pokoju, a potem zacząłem z niedowierzaniem na głos mówić o sobie, jakim idiotą jestem. Doliczyłem się po chwili czterdziestu złotych w portfelu - w dwóch banknotach i pięciozłotówkach, ale to starczyło tylko na wejście, na napoje czy taksówkę nie zostało już nic. Zacząłem się śmiać z absurdalności sytuacji i mojego zupełnego braku planowania. Szybko myślałem, co robić - prosić kogoś o pożyczenie pieniędzy, obiecać, że zwrócę za taksówkę potem, zapłacić za wejście i nic nie kupować na barze - jednocześnie otwierałem szuflady i pudełka, futerały na okulary - nic nie było. Przewracałem zakurzone papiery na biurku. Mój wzrok padł na stary telegon huawei - nagła intuicja - zajrzałem do kieszonki: w środku tkwiło dwieście złotych w gotówce. Nie mogłem uwierzyć w szczęście głupiego, jakie mi się trafiło. Wydałem prawie wszystko tamtej nocy.
Siedzieliśmy w salonie, piliśmy - on jagermeistera z sokiem pomarańczowym, ja soplicę wiśnia w czekoladzie. Zjedliśmy pizzę. Znowu zacząłem od książek, pokazałem mu Księgi Jakubowe, ale potem się zreflektowałem i przeprosiłem, że zawsze mnie znosi na te same tematy. Powiedział mi, że za dużo przepraszam. Zacząłem zadawać mu pytania. Dowiedziałem się więcej o jego życiu - że studiował ekonomię, zamienił na informatykę, że przed techno słuchał metalu, grunge'u i rapu, jak zaczął chodzić na Mroczną. Mieszka w Warszawie od 2012 - dłużej ode mnie! Studiował na Vistuli. Mówił, że ekonomia była zbyt abstrakcyjna, że nie miała związku z rzeczywistością, że musiał wkuwać nic nie mówiące nikomu modele i teorie. Informatyka i programowanie znacznie bardziej mu odpowiadało, bo mógł nabywać konkretnych umiejętności, zrobić konkretne rzeczy - zrobić stronę, napisać program. Siedziałem na podłodze, on na sofie. Wciąż pytałem go, co sobie życzy, czego potrzebuje, czy chce coś jeszcze zjeść. Patrzyłem na tatuaże na jego nogach, na czapeczkę z płaskim daszkiem, na ostre rysy twarzy pod czarną bródką.
Około północy dotarliśmy na Mroczną. Nie było kolejki, ale ochroniarze kazali nam chwilę poczekać. Zapytali Ar, co go dzisiaj sprowadza. Odparł, że Parallx. Mnie zapytali o dowód. Gdy sprawdzali plecak Ar, odkryli młynek do zioła. Nie przejęli się tym jednak zbytnio, oddali mu i pozwolili nam iść. W szatni spotkaliśmy J. Ar opowiadał mu z entuzjazmem o swojej przygodzie na wejściu.
Mój umysł był znacznie jaśniejszy tamtej nocy. Noc dzięki temu trwała dłużej i pamiętam więcej. Wpadłem na patio na L i M. Były zaaferowane, z plecaka L zniknęła paczka tytoniu, usiłowały ją znaleźć lub ustalić, czy ktoś jej nie ukradł. Sprawdzaliśmy na dziedzińcu-palarni, ludzie patrzyli na nas rozbawieni - nie było. L była zdruzgotana. Próbowałem uspokoić sytuację. Ostatecznie zdecydowały, że pójdą do domu.
W którymś momencie podążyłem za Ar do czerwonego pokoju z poduszkami, na kanapę na antresolce nad schodami na dół. Ar był tam wyjątkowo uprzejmy i podzielił się ze mną. Dziękowałem mu, bardzo tym poruszony, bo sam mówił wcześniej, że ma niewiele i że obiecał już kilku osobom.
Zdaje się, że zmienili lokalizację DJ-ki. Jest teraz w połowie dłuższej ściany prostokątnej sali, wcześniej była pod krótszą ścianą, na końcu sali, co nadawało jej wrażenie podziemnej świątyni. Teraz proporcje - także dzięki zmianie kolorystyki świateł - uległy zmianie, sala zmniejszyła się, nabrała bardziej realnych wymiarów, jest bliżej tego świata, bliżej rzeczywistości. Podszedłem tak blisko DJ-ki w momencie największego uniesienia, że uwiesiłem się prawie na jej ściance. Pod szybką ludzie stawiali wodę i butelki piwa. Unosiłem ręce, wyrzucałem w powietrze zaciśniętą lewą pięść. Raz - dwa - trzy - cztery - pięć - sześć - siedem - osiem. Już niczego więcej nie chcę, tylko móc tańczyć tak w zachwycie do końca wszystkich światów.
Wszedłem do łazienki. Zamknąłem się w kabinie. Zobaczyłem, resztki czego leżą na metalowej półce ponad sedesem. Niewiele myśląc odkręciłem czapkę daszkiem na tył, pochyliłem się i przystawiłem tam nos. Wstrząsało mnie potem ze zgrozy, że zrobiłem coś tak niehignienicznego, że zdolny byłbym wywołać następną pandemię. Mogłem tylko zawierzyć w skrupulatność sprzątających Mroczną i siłę odporności mojego organizmu.
Spędziłem trochę czasu na patio. Padał drobny deszcz. Tańczyłem w tym deszczu, ciesząc się ochłodzeniem. Pojawili się D, S, K. "O, cześć Indica Jones!", zawołałem podając K rękę. Potem zdałem sobie sprawę, że mogłem go pomylić z najlepszym przyjacielem S.
Odnalezienie królestwa niebieskiego
Nastąpiło w Warszawie, w piątek czwartego czerwca roku pańskiego 2021. Odnalazłem je w twarzy młodego mężczyzny tańczącego na patio.
Mroczna jest modelem i próbką królestwa niebieskiego. Inne warszawskie kluby próbowały osiągnąć podobny efekt - nazywając się Niebem, Miłością, Nową Jerozolimą - ale to Mrocznej się udało. To miejsce po czasie i historii. To miejsce, gdzie człowiek nie ma już żadnych potrzeb, żadnych celów, żadnych żądz. To miejsce, gdzie spełniły się już wszystkie marzenia. Na tym patio, o trzeciej nad ranem, w lekkim deszczu na mokrych deskach tańczyłem - a ze mną na podestach, na scenach, wśród kwiatów i świateł tańczyli moi bracia i siostry, wszyscy piękni, wszyscy młodzi, wszyscy uśmiechnięci, spełnieni, odnalezieni, wieczni. Nie byli starzy, nie byli bogaci, nie byli zepsuci, nie odziedziczyli majątku, nie popełnili żadnych zbrodni, nie zniszczyli sobie ani nikomu innemu jeszcze życia. Zasłużyli na to wielkie piękno. Dzieci tego kraju. Dzieci tego miasta. Niewinne i bez historycznej odpowiedzialności. Łagodni i łagodne. Szczęśliwi. Szczęśliwe. Osobliwa fabryka powszechnej szczęśliwości. Nie dla każdego. Nie dla każdej.
Wśród tamtych ścian, pod tamtym kawałkiem jaśniejącego z wolna nieba wypełnił się boski plan, dokonało się przeznaczenie świata. Mroczna to zbawienie obiecane przez proroków, Mroczna to niebo, które sami sobie zbudowaliśmy. Już nie da się piękniej, lepiej, przyjemniej. Nie da się bardziej po ludzku. Na Mrocznej doświadczyliśmy najwyższej godności.
Być może odnalazło niebo jeszcze kilka innych osób - w Berlinie, w Tbilisi, na jakiejś nadbałtyckiej plaży. Myślę jednak, że wszyscy oni znaleźli po prostu przypadkiem zagubiony w zielonych cieniach dopływ Mrocznej. Ja, który doświadczyłem piekła (piekło znajduje się na granicy skóry), tym lepiej wiedziałem, kiedy znajdywałem królestwo niebieskie, obszar doczuć najwyższej wartości dzielonych w najpiękniejszy sposób z Tymi Obok Mnie.
Moja wdzięczność wobec tego miejsca i tego, co było dane mi tam doświadczyć, jest tak wielka, że podejrzewam, że nie doceniliby jej ani menadżerowie, ani właściciele, ani żaden z grających tam artystów, zostałbym raczej wyśmiany za bycie naiwnym, dziecinnym i pretensjonalnym, tak samo jakbym wdzięczność tę ubrał słowa i spróbował gdziekolwiek opublikować, komukolwiek opowiedzieć, nawet gdybym spisał ją na kartce i wcisnął w kopercie w skrzynkę pocztową Mrocznej 38. Każdy zredukowałby to do prostego "naćpał się i pierdoli od rzeczy". W Polsce nie docenia się wdzięczności, w Polsce wdzięczność jest z założenia podejrzana i godna wyśmiania, w Polsce za każdym wyrazem wdzięczności widzi się czyiś interes, w Polsce żadne uczucie nie ma prawa być bezinteresowne.
Co jakiś czas wracałem do szatni, otwierałem szafkę i psikałem się dezodorantem. Za którymś razem zdjąłem bluzę i chodziłem już tylko w samej czarnej koszulce Levi's. Moje dresowe spodnie były nieco za grube jak na tak ciepłą noc.
Pod koniec światła pociemniały, migały szybciej, ledwo mogliśmy odnaleźć się w ciemnościach i tym migotaniu. A. uwiesił się na mnie, ubrany w jasną płócienną koszulę całkowicie odpływał, przymykając oczy. Uściskałem go, poszedłem kupić wodę, wróciłem, podałem mu butelkę, wypił całą, napełniłem ją na nowo w łazience, wróciłem do niego, znowu wypił. Podziękował mi.
Na after zgarnęła mnie nowopoznana A. Poznałem ją przez Ar. Pojechaliśmy do mieszkania niejakiego M, który próbował dostać się na Mroczną około czwartej, ale go nie wpuścili. Miałem wrażenie, że pojechaliśmy na Bródno, a potem zorientowałem się, że jesteśmy na Sielcach. Niezwykle uprzejmi wobec sprzedawcy kupiliśmy sobie po parę piw, niektórzy po soku, po czekoladzie. W mieszkaniu poznałem niejaką K, która wyglądała, jakby wyszła prosto z obozowiska dzieci-kwiatów w 1971 i nieustannie dostawała ataków nieopanowanego śmiechu, sarkastycznego Polaka-Francuza o spojrzeniu jastrzębia oraz G, Gruzina z Tbilisi o czarnych włosach i orlim nosie, który, jak się okazało, spotkał D. na imprezie w Tbilisi w kwietniu. Jaki ten świat mały!
Siedzieliśmy w niemal pustym pokoju, w którym były tylko dwa głośniki, stolik, dwa krzesła i parę kocy, kołder i poduszek na podłodze. Podano mi srebrną tackę; upuściłem ją; węgorze się rozsypały, część poleciała mi na koszulkę; przepraszałem i zacząłem układać je na nowo. Ar stwierdził, że stracił na Mrocznej kartę na ściankę wspinaczkową. Zebrani zaczęli opowiadać o swoich przygodach z kartami; M kiedyś wyciągnął przy płaceniu w sklepie swoją kartę, całą na biało, A przypadkowo dała swoją do zapłacenia mamie, ktoś inny białym pyłem pokryty dowód osobisty czy kartę miejską wyjęli nieopatrznie w metrze czy autobusie. Polecali, by nigdy nie używać w klubach dowodu czy karty płatniczej, zamiast tego: karty lojalnościowe sieci sklepów, okolicznościowe karty podarunkowe, takie, które rzadko wyjmuje się z portfela. Wcześniej rozmowa krążyła wokół wnoszenia różnych rzeczy w różne miejsca. A mówiła, ile może jej się zmieścić w staniku. M opowiadał, jak z kolegą wchodzili na pewien festiwal z majtkami pełnymi blantów. Zdawało im się, że wypadały im ze spodni, ale kiedy sprawdzili, okazało się, że ich blanty są bezpieczne, to innym ludziom wypadały, takie ilości były wnoszone.
Próbowałem mówić do Polaka-Francuza po francusku. Powiedziałem, że j'ai visite Paris apres d'incendie d'Notre Dame. A chodziło mi, że odwiedziłem po pożarze. Powiedziałem, że uwielbiam Prousta i Flauberta. Pochwalił mnie, mówiąc, że wystarczyłoby mi tylko parę lekcji z ćwiczeniami i dobrze bym mówił. Ze zjadliwym uśmiechem nie okazał litości katedrze Notre Dame, przywołując fakt, że na jej odbudowę znaleźli miliardy, a na mieszkania dla tysięcy bezdomnych już nie. Musiałem przyznać mu rację, że coś tu jest nie tak.
Mój nastrój zmieniał się, najpierw żywo i z otwartością opowiadałem M. o sobie i o Hejmatowie, kiedy dowiedziałem się, że on sam jest z okolic Roztocza. Później, kiedy rozmawiał z A., patrzyłem na nich, siedząc po turecku pod ścianą i starałem się nie zasnąć.
Gdy paliliśmy w słońcu na balkonie, Ar dzielił się z wolna swoimi refleksjami na temat ludzi spotykanych na Mrocznej. Że większość z nich to okropni ludzie jednak. Mówił z M., że teraz to już nie to, co jeszcze parę lat temu, że teraz wpuszczają każdego jak leci. Zastanawiałem się, których z gości obecnych na afterze Ar. zaliczyłby jako okropnych ludzi.
Usta, które otwarte były do krzyku, zaciskają się w szczękościsku i przeżuwają gumę. Oczy, które z determinacją zwrócone były w tysiącach w jedną stronę, zamykają się teraz, skupione ku wnętrzu. Pięści, które miały dosięgnąć najwyższych pięter każdego ministerstwa i każdego biura, teraz mogą musnąć co najwyżej betonowy, skroplony z potu sufit i opaść w rozgrzany, nieobecny tłum. Energia młodych ciał, która mogła rozerwać złącza wszystkich systemów, która przez tydzień zamieniła stare ulice w nowy świat, sama zagoniła się w piwnice i rozprasza się w cieple wydechów, w zgięciach kolan, w napięciu ud, w uderzeniach stóp. I żeby nie było wątpliwości - ja jestem wśród nich, wśród tych stóp, pod tymi sufitami. Sam nie wrócę na ulice przecież.
1 note
·
View note
Text
Podzielę się czymś osobistym. Przynajmniej osobistym dla mnie. Przeczytaj to spokojnie, bez większych emocji. Ten tekst nie jest wybuchowy. To prosta rutyna, którą wykonuje codziennie. Dla ciebie może być nudna. Trudno.
To fragment mnie — prosty i nudny.
Wchodzę do domu po szkole. Jak zwykle wstawiam wodę na herbatę (hah, pije ją nawet gdy jest ciepło) i idę umyć dłonie i twarz w toalecie. Staram się nie stać za długo przy lustrze i nie przyglądać sobie (ale zazwyczaj nie wichodzi). Odkładam plecak do pokoju i wracam do kuchni. Nalewam szklankę wody i pije.
Zaczyna się cała walka. Choć to jedynie myśli biją się ze sobą, to czasami mam wrażenie, że mogą rozerwać mnie na strzępy.
Sprawdzam co jest w lodówce, czy jest jakiś obiad, czy trzeba sobie samemu zrobić. Popijając drugą szklankę wody zastanawiam się nad tym, jak pozbyć się tego co mam zjeść. Zalewam w międzyczasie herbatę. Gdy tak myślę o tym jedzeniu, co mam z nim zrobić, dopadaja mnie myśli, że może powinnam mimo wszystko zjeść? Że było by... Lepiej? Próbuje je odgonić, nalewając sobie trzecia szklankę zimnej wody. Siadam na blacie w kuchni (rany, jak ja lubię zawiesić nogi i nimi machać na boki, blat kuchenny to jedno z moich ulubionych miejsc do przesiadywania). Myśli wciąż toczą bitwę, na którą chciałabym mieć wpływ i po prostu wyjść z herbatą z kochani.
Ale oczywiście tak się nie dzieje. Muszę posiedzieć i zastanowić się nad tym głupim posiłkiem. Jeśli wyrzucę do kibla lub oddam psu, to przecież nikt się nie zorietuje, że nie zjadłam. Z drugiej strony, znów nic nie jadłam od rana... Te zawroty głowy się nasilają, ucisk w głowie i mroczki przed oczami przy gwałtowniejszych ruchach (choć akurat do mroczkow mam słabość – jakoś je lubię). Co mi da zjedzenie tego? Siłę? Raczej nie... Czuję się silniejsza nie jedząc tego, a pozbywając sie. To mi daje siłę. Może metabolizm? Mhm... Może troszeczkę, ale minimalnie, jeśli dziś nie zjem, a zjem jutro, metabolizm też ruszy. Wiec dziś nie, dziś nie trzeba jeść...
Zeskakuje z blatu i wrzucam całe jedzenie do miski psa. "Tak będzie lepiej dla wszystkich" – myślę.
Wypijam szybko jeszcze jedną szklankę wody, ciurkiem. Czuję, że mój żołądek jest pełny, co mnie drażni i wprawia w niesmak samą sobą. Przypominam sobie jednak, że to woda. "To tylko woda" – powtarzam do samej siebie, wychodząc z kuchni ze swoją herbatą.
148 notes
·
View notes
Text
Japierdole no poszłam do kuchni i chciałam wziąć kawałeczek bezy z lodowki wiec nie wyciągałam talerza i krem mi spadł na takerz na którym byka wyłożona beza wiec zjadłam go palcami po prostu i mama zaczęła się ze mnie śmiać ze stoje z otwarta lodówka i jem i nie wytrzymałam i poszłam z tym kremem do śmietnika i go wyrzucilam. Poszłam umyć ręce do łazienki. Wróciłam żeby wziąć skyr a ona zaczęła coś gadac ze coś tam ze ona sie śmieje tylko i coś tam coś i powiedziała ,,ja widzę ze sie stopujesz z jedzeniem” a partner jej odpowiedział ,,no ta stopuje, dupa jej rosnie tylko”🙃 Mama powiedziała coś tam ze widzi ze sporo zeszczuplalam. Ucięłam jakoś temat vo zaczęłam bawic sie z kotem i szybko wyszłam i usiadłam w pokoju. Mama do mnie weszła i powiedziała ze no jezu nic mi sie nie stanie jak zjem raz na rok porządny kawałek bezy. Ja zaczekam udawać głupia i odpowiedziałam a co ma mi sie niby stać ta zaczęła gadac ze no nie przytyje i w ogóle i czego ja sie boje, ja powiedziałam ze o jezu tak strasznie sie boje ze przytyje i płacze po nocach przez kawałek bezy. Wszystko mówiłam żeby brzmiało jak ironia oczywisciexd Ona zaczęła pierdolic ze zrobi jutro beze i zrobi mi specjalnie z owocami jakimiś co chce i zaczęła opowiadać czego ona tam nie da a ja uciekam tylko krótkim ze nie chce już żadnej bezy, coś jeszcze pogadała i se poszła. Nwm namieszali mi w głowie strasznie. Już nic przy nich nie zjem, nie ma opcji. Teraz jeszcze bardziej nie wiem czy ,,dupa mi urosła” czy schudłam. Najgorsze w tym wszystkim jest to że ona przyznała sie, przyznała sie do tego ZE WIDZI. Ona to widzi. Ona widzi ze prawie nic nie jem. I ona nic z tym nie robi. Nic. Ona nawet dopuszcza do siebie ze ja sie mogę bac czegoś zjeść i ona nic z tym nie robi. Ma podejście typu hihi dieta hihi. Kurwa. Nie obchodzi ją to
25 notes
·
View notes
Text
Moje wyzwalacze sytuacyjne kompulsywnie go objadania się:
Wszystko co wyzwala głód narkotykowy.
Rozmowy z osobami z okresu zażywania czy ich widok.
Niskie poczucie własnej wartości
Niska samoocena
Kiedy przyszłość jest niepewna i nie wiem na czym stoję
Lęk przed tym że nie będę miała gdzie mieszkać albo co zjeść
Lęk przed tym że zabraknie mi pieniędzy
Kiedy jestem podekscytowana i uzyskuje zamierzony efekt
Nagle pozytywne zaskoczenie ze strony drugiej osoby
Podnieceniem seksualne
Poczucie gorszości
Upokorzenie
Zmęczenie fizyczne
Poczucie porzucenia
Poczucie odrzucenia
Odczucie braku sensu życia i robienia czegokolwiek
Obojętność
Beznadzieja
Bierność
Brak realizacji planu
"Wszystko mi tak bardzo jedno"
Chaos
Niezorganizowanie
Bałagan w pokoju i szafie
Jedzenie "na ostatnią chwilę i na szybko przed wyjściem"
Bezsilność.
Fragmenty i wspomnienia traumy. To co kojarzy mi się z traumatycznymi przeżyciami.
Wszystko co związane z Michałem.
Przeglądanie wspólnych zdjęć, Oglądanie filmów, sluchanie muzyki która mi go przypomina, zatracanie się w żalu i w rozpaczy, poczucie pustki wywołane jego nieobecnością, brak wiary w siebie, poczucie że życie dla samej siebie nie ma sensu i tak nie potrafię, wrażenie że już nigdy nikt mnie nie pokocha, poczucie że jestem niewystarczająca i zepsuta.
Wstyd za popełnione błędy
Wizualne wrażenie że przytyłam:
Opuchniete ciało, zbliżającą się miesiączka albo kiedy miesiączkuje. Wzdęty brzuch i wrażenie że przytyłam. Myśl o tym że już nigdy nie uda mi się schudnąć albo że przez leki już nigdy nie wrócę do normalnej wagi.
Złosc na moją mame
Frustracja związana z tym że ktoś mi odmawia.
Zazdrość o figurę innej kobiety i żal do siebie za to że się zapuściłam i przestałam panować nad głodzeniem się.
Utrata kontroli
Kiedy się głodzę i zjem to pojawia się u mnie taka myśl że zjem wszystko, napcham sie ile się da bo zaraz znowu będę się głodziła to chociaż teraz się najem.
Taka myśl "tylko tego spróbuję" za którą idzieawina kompulsji.
1 note
·
View note
Text
Sprawozdanie
Zjadłam dzisiaj łącznie 271
Wypiłam dzisiaj ok. 1,5 litrów wody
Wyszłam na długi spacer
Waga rano: 64.8
Waga wieczorem: 64.1
Przemyślenia
Następny dzień, a ja coraz bardziej dochodzę do wniosku, że to jest jedyną droga do spełnienia marzeń. Chudnę codziennie prawie kilogram, a to jest kurwa wyczyn. Jeśli dalej tak pójdzie swój dw osiągnę w chwilę. Mam zamiar jednak zejść niżej. Najniżej jak się da. Dzisiaj skutecznie pozbywałam się jedzenia. Zjadłam jednak śniadanie i kolację, z czym niezbyt mi dobrze, ale nie miałam jak tego ukryć. Niestety zielona herbata dzisiaj nie pomogła. Mama przyniosła dzisiaj ciasto... Mogłam je zjeść w swoim pokoju, a więc na luzie. Wzięłam jakąś foliówkę i z toalety ukradłam papier. Gryzłam i wypluwałam zaraz po. Nie było jak pozbyć się tego ciasta w całości, bo po prostu było za duże. Na obiad miałam barszcz biały. Dość długo głowiłam się jak tutaj niepostrzeżenie pozbyć się zupy. Wpadłam na pomysł idealny. Kiełbasę i ziemniaki wrzuciłam do następnej torebki foliowej, a zupę przelałam do pustej butelki po wodzie. Ukryłam ziemniaki i kiełbasę, a zupę wylałam z butelki do toalety. Następnie nakarmiłam psa kiełbasą. Mam nadzieję, że jej smakowało. Ogólnie dzisiaj wstawię taki dość krótki post, bo jest już późno.
Kolorowych
Lekkich
Snów
🦋
#chcę być szczęśliwa#chcę widzieć swoje kości#chudość#chce byc idealna#chce schudnac#nie chcę cierpieć#skóra i kości
1 note
·
View note
Text
W sobotę, o godzinie 6:30 (!!!) usłyszałam dzwonek do drzwi. Postanowiłam go zignorować, bo, po pierwsze, nie mam tu znajomych ani rodziny, która jest w niebezpieczeństwie, po drugie, o tej godzinie wstaję z łóżka tylko, gdy ktoś z moich bliskich jest w niebezpieczeństwie. Ktoś jednak uwziął się konkretnie, bo dzwonek dzwonił od dziesięciu minut, i ten obcy na dole wcale nie ustępował, wręcz przeciwnie, sygnał domofonu powtarzał się coraz to częściej.
Podniosłam się z podłogi i nawet nie pytając, nacisnęłam przycisk otwierający drzwi na dole. Złodziej, gwalciciel lub morderca nie mieliby ze mną wielkiej zabawy, byłam zbyt prostą jednostką. W drzwiach jednak nie stał żaden mężczyzna z kominiarką na głowie, a była to Nikola z kapeluszem słomkowym i biała tuniką przepasaną ogromnym paskiem Gucci. Przez ramie miała przewieszoną torbę pasującą do kapelusza (oczywiście!), za to w dłoniach trzymała duże pudło, które musiało ważyć jakieś dwadzieścia kilogramów. Wpuściłam ją zdziwiona, stojąc pośrodku pokoju w samych majtkach i koszulce do spania z Myszką Mickie.
- Czemu nie dodajesz swoich stylizacji do spania na insta?
Nie wiedziałam, czy mówiła poważnie wiec tylko skinęłam jej głowa na powitanie i zabrałam się za robienie kawy.
- dobra, dobra, ja wiem, ze nie jestem super sympatyczna. Masz. - położyła to ogromne pudełko na jedynym blacie w kuchni. - Czasami trzeba zjeść coś ciepłego, a tutaj nie masz póki co warunków do gotowania.
- I całe szczęście, może w nocy uda mi się zrzucić ten nadbagaż, jaki przywiozłam ze sobą. - to nie był żart. Miałam piec kilogramów nadwagi i te piec kilogramów spędzało mi sen z powiek, było moja zmorą i potencjalnym powodem, żeby popełnić samobójstwo.
- spokojnie, z tym tez sobie poradzimy. - zaczęła szukać czegoś w tej ogromnej, pięknej torebce i wyciągnęła niewielka, silikonowa, różowa opaskę na rękę. - aktywny cały czas, chociaż już długo z niego nie korzystałam. Wiesz, mam siłownie w domu.
Sobota, któryś tam lipiec, mój nieprzystosowany do takich pobudek mózg jeszcze nie załapał.
- Idziesz na siłownie?
- MY idziemy, moja droga. A po siłowni zabieram Cię na basen, bo dzisiaj ma być 30 stopni i nie zamierzam zmarnować tego słońca!
Znowu promienna i pełna energii Nikola. O której ona w ogóle wstaje?
- Pijesz w ogóle kawę z samego rana, czy takie drobnostki nie są Ci potrzebne? Zapytałam, zalewając już najbardziej obrzydliwa lurę, jaką kiedykolwiek piłam.
- Piję, piję, w sumie miałam nadzieję, że napijemy się dziś razem. - w ogóle nie załapała ironii. OK.
Podstawiłam jej kubek pod nos i zajrzałam do pudełka. W środku znajdowała się mikrofalówka, karta gwarancyjna i instrukcja obsługi. Spojrzałam na Nikolę nieco sceptycznie, chociaż byłam jej ogromnie wdzięczna.
- nie jest nowa, kupiłam ja pare miesięcy temu do mojego mieszkania, ale okazało się, ze tam mam już wbudowaną wiec leży nieużywana.
Doprawdy, nie wiem, dlaczego nie lubiłam jej w gimnazjum i dlaczego jestem taka zdystansowana do ludzi, którzy okazują mi sympatię. Ta dziewczyna albo jest naprawdę w porządku i to ze mną jest coś nie tak, albo jest tak samotna tutaj jak ja, chociaż na instagramie jej życie to bajka.
Wypiłyśmy kawę i zaczęłam przerzucać kolejne kartony w poszukiwaniu jakiegoś kompletu na siłownię i stroju kąpielowego. Ze strojem poszło łatwo, w większości pudełek miałam legginsy i wygodne koszulki, w których najczęściej hasałam w domu, ale strój kąpielowy? Nie byłam pewna, czy w ogóle jakikolwiek miałam. Byłam szczerze zadowolona, ze wyjdę z domu do ludzi, ze zmiana, o której wczoraj cały dzień myślałam, naprawdę ma przełożenie w rzeczywistości i właśnie idę odmieniać moje życie, a początkiem tego będzie nowe ciało.
- Nikola, a Ty nie wspominałaś ostatnio, ze masz pracujący weekend?
- No miałam, wczoraj. Popracowałam kilka godzin i jestem.
Stop. Ta dziewczyna wczoraj o godzinie jedenastej przed południem dodawała zdjęcie swojego śniadania w jednym z hoteli Paradise w Gdańsku. A po południu miała na relacji filmik z auta wysadzanego diamentami. Wieczorem dodała kolejne zdjęcie w kreacji z kosmosu, w której oczywiście wyglądała obłędnie i miała w dłoniach torebkę Valentino. Szpilki też. Miałam uwierzyć, ze w ciągu jednego dnia, zaraz po naszym upojeniu alkoholowym, dostała się do Gdańska i zdążyła wrócić, spędzając tam cały dzień? Przecież musiałaby w ogóle nie spać. Postanowiłam jednak nie zadawać zbędnych pytań. Jeśli będzie chciała pogadać, to mi powie, jeśli nie, trudno. Spokojnie sobie poradzę bez tej wiedzy w moim życiu.
- Mój ojciec meczy mnie tym wyjazdem w góry, a ja już chyba wykorzystałam limit wymówek na ten rok. Dobrze, ze chociaż moja praca jest jakimś wytłumaczeniem. - w drodze na siłownie rozmawiałyśmy głównie o rodzicach. O moich staruszkach, którzy pewnie odwiedzają mój pusty pokój czterdzieści razy dziennie i starają się opanować łzy, bo wiedza, ze tak musiało być. O jej matce, która została w naszym mieście zupełnie sama z nastoletnia córka i synem w wieku przedszkolnym i swietnie dawała sobie rade bez meza, ktory zdradzał ją z wszystkim, co tylko miało nogi i mogło je rozłożyć. O wszystkich momentach, ktore sprawiły, że dziś jesteśmy w tym miejscu, na dodatek spędzamy czas razem. To było miłe. Wiedzieć, że jest w tym mieście ktoś, kto ceni sobie Twoje towarzystwo i przy kim czujesz się lepiej. Będąc samą, na pewno wylewałabym łzy bezsensownie.
Siłownia, do której weszłyśmy nie była ogromna, ale wystarczająca. Kilka osób dumnie napinało mięśnie do ogromnego lustra, pokrywającego całą ścianę.
- Dzisiaj będziemy ćwiczyć razem, żebyś obczaiła co i jak, pokażę Ci mój trening i miejmy nadzieję, że Ci się spodoba, bo trener, który go układał ceni się konkretnie. - Nikola po raz kolejny śmiała się z własnych słów, natomiast ja czułam się tak niezręcznie jak tylko można.
I rzeczywiście, nie bez powodu, bo już po rozgrzewce miałam zadyszkę. Gdybym była sama, prawdopodobnie na tym by się ten trening zakończył, ale Nikola ani myślała mi odpuszczać.
- Zawsze, jak mi się nie chce, robię przegląd Instagrama i oglądam zdjęcia bezbłędnych ciał modelek o nogach do nieba - ona to wiedziała, jak motywować ludzi, którzy byli na wykończeniu - wystarczy pięć minut, pięć różnych kont i już wiem, po co tu jestem i dlaczego.
Naprawdę chciałam jej odpowiedzieć cokolwiek, ale najzwyczajniej w świecie brakowało mi słów. Ale ona ciągnęła dalej:
- Po treningu przeglądam za to Stories, żeby zobaczyć, co jedzą i na co ja mogę sobie ewentualnie dziś pozwolić. - krótka przerwa na wodę i płytki oddech - ale ja już zapomniałam, że istnieje coś takiego jak pizza. To było największe wyzwanie.
Pizza?! Czy ona chce mi powiedzieć, że muszę zrezygnować z dania, które dodaje mi sensu życia na rzecz figury, o której marzę i co dzień wyobrażam sobie, jak świetnie mi z nią w najdroższym stroju kąpielowym jaki istnieje? To niemożliwe. Nie można przeżyć życia bez pizzy, chociaż raz w tygodniu.
- Najgorzej jest, kiedy wiem, że wieczorem będą kolorowe drinki i nie mogę zjeść w ciągu dnia wystarczająco dużo, żeby nie czuć głodu. Ale wtedy wypijam jednego mocniejszego, najlepiej shota i zapominam o głodzie.
Potrzebowałam chwili żeby zaczerpnąć powietrza i zapytałam:
- A tak właściwie czemu mi to wszystko mówisz?
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jakby to było oczywiste.
- Chcę Ci pokazać, że odpowiednie podejście i nieco wyrzeczeń mogą sprawić, że nie będziesz musiała iść do pracy na etat, żeby się utrzymać, a nawet sporo oszczędzić.
- No nie wiem, czy z reklamowania produktów na insta będę w stanie zapłacić chociażby czynsz - odpowiedziałam ironicznie i tym razem to ja się zaśmiałam. Nikola za to była zupełnie poważna.
- Może reklamy produktów Ci tego nie dadzą, ale odpowiednie podejście i ludzie już tak.
Starałam się jak mogłam przeprosić ją wzrokiem, bo prawdopodobnie moje słowa w jakiś sposób ją uraziły. Po tej wymianie zdań Nikola zaczęła trening, jednocześnie pokazując mi ćwiczenia i wyjaśniając, co do czego.
Po upływie półtora godziny modliłam się, żeby to był koniec, więc kiedy Nikola zaczęła się rozciągać i wskazała mi miejsce obok siebie na kolejnej macie, nie posiadałam się z radości.
- Weźmiemy prysznic i lecimy podbić to miasto!
Wyczułam w jej głosie podekscytowanie. Sama byłam juz zniecierpliwiona, pragnęłam wyjść do ludzi i zobaczyć świat, do którego zdecydowałam się należeć. Chciałam od życia czegoś więcej niż miałam teraz - przygód, emocji, przesiąkniętych do granic możliwości szczęściem chwil. Chciałam oglądać zachody słońca na krańcach świata i pić drinki z palemką, wygrzewając się w słońcu.
Marzyłam o życiu, które wiodła Nikola, mimo że jej oczy wcale nie były przepełnione radością. Wyczuwałam w nich dziwną nutę pustki, której za nic w świecie nie mogłam zrozumieć. Jakie puste miejsca ma w sobie ktoś, kto żyje najlepiej jak się da, nie mając czasu pomyśleć o jutrze, ponieważ kalendarz ma już zapełniony na najbliższe lata? Ta dziewczyna była dla mnie swojego rodzaju guru, które może mi pokazać, jak żyć. Bez pustki i samotności. Bez ciągłych zmartwień o czynsz czy utrzymanie. I bez politowania w oczach innych, gdy starają się nie patrzeć na Ciebie z góry.
W planach był basen, ale po drodze stwierdziłyśmy, że pojedziemy za miasto nad Wisłę. Na niewielkiej plaży rozłożyłyśmy ogromny koc z wygrawerowanymi bokami Guess i przytargałyśmy z auta Nikoli małą przenośną pseudolodówkę. W środku była butelka wina i sześć Desperadosów. Boże.
Nikola ściągnęła z siebie tunikę, która tak podkreślała jej opaleniznę. Miała na sobie kostium kąpielowy o neonowej barwie, który skupiał na sobie wszystkie promienie słońca. I wszystkie możliwe spojrzenia ludzi, którzy nas otaczali. Młodzież i studenci wygrzewali się w słońcu, w pełni korzystając z uroków lata. Nałożyłam na siebie warstwę zwykłej oliwki dla dzieci, ktora zawsze przyśpieszała opalanie i otworzyłam piwo. Jadłyśmy owoce, które Nikola wzięła ze sobą i po raz kolejny złapałam się na tym, że rozmowa z tą dziewczyną naprawdę mnie absorbuje.
- Kiedy się tu wyprowadziłam, przyjeżdżałam prawie codziennie na tą plażę, żeby skorzystać ze słońca, bo wiedziałam, że od września czy października nie będę miała takiej możliwości. Rzeczywiście, przez pierwszy rok nie miałam, ale później, co rusz bywałam w miejscach, które dostarczały mi lata, ile tylko chciałam, nieważne, jaka pora roku była w Polsce. - Czasami miałam wrażenie, że w jej głosie jest nuta niezrozumiałego dla mnie żalu. - Mam dzisiaj wszystko, o czym marzyłam, chociaż wcześniej moje pragnienia ograniczały się do założenia rodziny i posiadania psa, wybudowania domu i stworzenia bezpiecznej przystani dla przyszłym pokoleń. To była totalna bzdura, bo gdzie ja teraz miałabym znaleźć faceta, który chciałby mieć rodzinę, taką prawdziwą, od A do Z, z wszystkimi problemami i upadkami, a mimo to lojalnego i oddanego tylko mi? Nie ma już takich mężczyzn. Owszem, ludzie zakładają rodziny z partnerami, którzy w jakiś sposób spełniają ich oczekiwania lub nie spełniają ich wcale, ale mają nadzieję, że z czasem "jakoś to będzie". Później są kłótnie i wyzwiska, a pomiędzy gdzieś dorastające dziecko, które uczy się braku szacunku do drugiego człowieka, bo skoro jego rodzice traktują się w taki sposób, to inaczej najprawdopodobniej się nie da. Kobieta skupia całą uwagę na dziecku i prowadzeniu domu, który w razie rozwodu zostanie jej odebrany, bo mąż to zwykly chuj, który ma gdzieś potrzeby swojej rodziny, najważniejsze, żeby on miał to czego potrzebuje. Od dawna już sypia ze studentkami wyrwanymi w klubach, kiedy to ma być w delegacji z przynajmniej jest to oficjalna wersja dla żony, ktora oczywiście nie wierzy, ale łyka te kłamstwa, które później przez lata odbijają jej się czkawką. Brak sensu. Brak pomysłu na zmiany. W końcu dochodzi do tego, że ich życie to po prostu braki. Nie wiem, jak mogłam wcześniej marzyć o czymś takim. - Nikola zakończyła swój wywód prawie zerując butelkę z piwem.
Milczałam, bo w zasadzie wciąż analizowałam jej słowa. Miała rację. Oczywiście, że dzisiaj znaleźć odpowiedniego faceta, który będzie Cię kochał i szanował to cud. Tylko dlaczego ja w ten cud nadal wierzyłam?
Może to kwestia sytuacji, jaka była w domu i jak ją postrzegałyśmy jako dzieci. Moi rodzice zawsze byli dla mnie przykładem udanego związku. Szanowali się i wspierali, nieraz kłócili tak bardzo, że nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić, ale nigdy nie okazywali sobie braku zainteresowania i wciąż pragnęli być tylko ze sobą nawzajem. Może dlatego całe moje życie opierało się na pragnieniu posiadania domu, w jakim się wychowywałam. Może dlatego tak pragnęłam ułożyć swoje życie przy boku mężczyzny, który od lat traktował mnie jak zabawkę, odkładając w kąt na długie miesiące, kiedy byłam za nudna. Wybrałam go pierwszego dnia, kiedy tylko na niego spojrzałam. On również patrzył na mnie i wtedy mylnie sądziłam, że to przeznaczenie. On po prostu mnie pragnął. Pragnął dziewczyny, która była naiwna i uległa, chciał szarpać mnie za włosy, gdy miał ochotę na ostro i mieć swobodę nieprzytulania się po seksie. Ja natomiast ciągle, nieprzerwanie przez siedem lat mojego życia wierzyłam, że kiedyś będę w stanie uleczyć jego zepsute wnętrze i stworzymy coś pięknego. Dziś wiem, że jedyne piękno, jakie widziałam w tej relacji, było iluzją.
- Ty na pewno wciąż wierzysz w miłość.
Wbijała we mnie swój wzrok, a jej oczy stały się dwoma sztyletami. Tym razem musiałam odpowiedzieć.
- Wierzę, że moi rodzice są wyjątkiem na tym świecie potwierdzającym regułę, o której mówisz. Ale przestałam wierzyć w szczęśliwe zakończenia w momencie, kiedy zrozumiałam, jak źle ulokowałam swoje uczucia.
Ta odpowiedź najwidoczniej ją usatysfakcjonowała, bo jej wzrok z zimnego i przeszywającego na wskroś zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Jedyne, co dziś ma znaczenie to Twój wizerunek i stan konta - to było najwidoczniej podsumowanie tematu, który sama zaczęła.
- Na instagramie - dokończyłam, by wraz z Nikolą wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem.
Dobry nastrój nie opuszczał nas już do końca pobytu na plaży. Moja towarzyszka otwierała kolejne piwa, a gdy się skończyły, zaczęła coraz częściej używać telefonu. Wiedziałam, że wieczorem będę oglądać jej relacje i że przynajmniej na połowie z nich będę ja. I wcale mi to nie przeszkadzało.
Dosyć szybko Desperadosy nam się skończyły, ale one zdecydowanie były wystarczające na tą pogodę. Po południu zebrałyśmy swoje rzeczy i poszłyśmy na obiad do pobliskiej knajpy.
Lokal był niezbyt duży, w środku mieściło się zaledwie kilka podwójnych stolików, ale urzadzony w ciężkim stylu drewna z domieszką bieli, złota i zieleni. Atmosfera była bardzo przyjemna. Restauracja posiadała taras większy od pomieszczenia i to tam ludzie gromadnie wybierali miejsce posiłku. My jednak chciałyśmy odpocząć chwilę od słońca i cieszyć się przyjemnym chłodem, który tu panował.
Kelner przyniósł nam karty, a ja z każdą stroną dostawałam mini zawału. Jedyne, na co było mnie stać tutaj to napoje gorące, które dzisiaj nie wchodziły w grę. Nikola, widząc moją minę, uśmiechnęła się pod nosem. Nie wiedziałam, czy odebrać to jak ironię, bo doskonale wiedziała, w jakiej jestem sytuacji, ale w jednym momencie poczułam się mała. Zdecydowanie za mała na to miejsce i to towarzystwo. Chyba wyczytała to z mojej twarzy, bo szybko się zrehabilitowała:
- Nie przejmuj się dziś pieniędzmi. Przyjdzie czas, kiedy to Ty będziesz mi stawiać.
Te słowa wcale nie sprawiły, że poczułam się lepiej, wręcz przeciwnie. Nienawidziłam być zależna od nikogo. Przez całe moje dotychczasowe życie szczyciłam się faktem, że sama byłam w stanie poradzić sobie z większością problemów i nigdy nie prosiłam o pomoc ani o jałmużnę. To miasto sprawiło, że wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i nie mogłam powiedzieć, że mi to odpowiadało.
W międzyczasie Nikola zamówiła jedzenie, a ja starałam się przybrać neutralny wyraz twarzy. Siedziałyśmy w milczeniu dopóki kelner nie przyniósł nam wody.
- Dobra, pora na postawienie sprawy jasno. Czym chcesz się zajmować i w jaki sposób tutaj utrzymać, bo pewnie nie na przelewach od rodziców?
SERIO, ONA CHCE MI TERAZ MATKOWAĆ?!
Wpatrywała się we mnie swoimi ciemnymi oczami powoli sącząc wodę przez rurkę. W moim gardle pojawiła się dziwna blokada, która sprawila, ze na moment zapomniałam jak to jest używać słów.
- Jutro mam zamiar spędzić dzień na wysyłaniu CV i zobaczymy.
- OK. Więc jutro przyjeżdżam do Ciebie z laptopem i zrobimy to dwa razy szybciej. Ofert pracy jest dużo, stawki są niby wysokie, ale dwie trzecie Twojej wypłaty pójdzie na mieszkanie i opłaty z nim związane. Możliwe, ze trzymając dietę tysiac kalorii dasz rade przeżyć za tysiąca miesięcznie i będziesz miała co jesc, jeśli wydzielisz sobie odpowiednie porcje na dzień. Zapomnij o imprezach, wyjazdach za miasto czy weekendach nad morzem. Julia, czy to jest to czego szukałaś? Tego oczekujesz od życia?
Z każdym jej słowem czułam coraz większy nacisk na moje gardło. Rzadko płakałam, jeśli już to tylko w samotności. Nie mogłam pozwolić sobie na łzy, a gdybym nadal milczała, one z pewnością wygrałyby z moją dumą.
- Nie chcę tak żyć. Oczywiście, że nie, ale od czegoś przecież muszę zacząć.
- Jasne, na początek potrzebujesz jakiegoś zajęcia - jej wyraz twarzy zdradzał chwilowe zakłopotanie. Wciąż miałam wrażenie, że Nikola chce mi coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak zacząć mówić o tym, co tak naprawdę miała na myśli.
- Tak właściwie, Nikola, czym Ty się zajmujesz, że masz tak dużo czasu i stać Cię dosłownie na wszystko?
Zbiłam ją tym pytaniem z tropu. Podczas, gdy ja usilnie wpatrywałam się w jej twarz, ona błądziła wzrokiem po lokalu, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia, byleby nie patrzeć mi w oczy. Powoli domyślałam się na czym polega jej "praca". Ale koje domysły mogly być błędne. Mogłam zle zinterpretować jej słowa i zachowanie.
- To je jest łatwe do wyjaśnienia - zaczęła powoli, a z każdym słowem pękała w niej jakaś bariera - ok, nikomu nie możesz o tym powiedzieć, bo ja tez do dzisiaj nikomu nie powiedziałam.
Przytaknęłam. Oczywiście, nie miałam zamiaru rozmawiać z ludźmi o Nikoli i jej pracy czy zainteresowaniach. W ogóle nie miałam ochoty o niej wspominać podczas rozmów z bliskimi.
- Kiedy tu przyjechałam, byłam tak samo zagubioną szarą myszką, jak Ty dziś. Balam się jutra i co dzień zamartwiałam brakiem pracy czy tez zbyt niskimi zarobkami. Dorabiałam w barach jako kelnerka, pracowałam na dwie zmiany, obsługiwałam ludzi w klubach i na eventach. Co dzień marzyłam o świecie, który oglądałam na Insta i zastanawiałam się, co mogłabym zrobić, żeby osiągnąć to wszystko co mają te dziewczyny ze zdjęć. Dopiero później przekonałam się, że takie życie to wcale nie bajka, a ciągłe wyrzeczenia i nakazy odpowiedniego zachowania.
Podróże przynajmniej raz w miesiącu to nie bajka? O czym ta dziewczyna mówiła?
- Zanim mnie ocenisz i stwierdzisz, że nie jestem odpowiednią osobą dla Ciebie do towarzystwa, posłuchaj co mam do powiedzenia. Później podejmiesz decyzję i jeśli będziesz chciała, nigdy już nie zadzwonię do Twoich drzwi.
- Nikola, ja...
- Tak więc mija parę lat odkad
0 notes
Text
Adagio [Wolfstar One-Shot]
Tytuł i link: Adagio
Autorka: lupinely
Opis: Remus zastanawia się czy on wie. Po raz pierwszy wydaje mu się, że może jednak nie.
Ilość słów:~6,5k
_______________________________________________________________
I.
Remus zaczyna mieszkać z Syriuszem w kwietniu po zakończeniu Hogwartu. Pierwszy tydzień spędza śpiąc samotnie w drugiej sypialni, a potem pewnej nocy całuje Syriusza zamiast nakrzyczeć na niego za zapomnieniu o mleku i chlebie i po tym przestaje sypiać samotnie w drugiej sypialni. -Nie przeniesiesz tu swoich rzeczy? - pyta Syriusz trzy dni później, gdy Remus wstaje z łóżka i idzie do drzwi prowadzących na korytarz, żeby wziąć sobie czyste ubrania z drugiego pokoju. Remus odwraca się, by spojrzeć na Syriusza leżącego na środku łóżka, zaplątanego w pościel i poduszki, nadal zaspanego i zadowolonego z siebie w sposób w jaki wygląda tylko ktoś, kto właśnie uprawiał seks. Słońce wpadające przez otwarte okno zabarwia końcówki jego rzęs na złoto.
Po raz pierwszy w swoim życiu Remus myśli: kocham cię. Ma siedemnaście lat i stoi całkowicie nagi pośrodku pokoju Syriusza Blacka z uczuciem smaku Syriusza na języku. Prawdę mówiąc, Remus nie jest szczególnie zaskoczony tą rewelacją. Czuje, że to zbliżało się już od dawna chociaż wolałby wybrać inny moment, by sobie to uświadomić. -Nie - mówi, zamiast dziesiątki innych rzeczy, które cisną mu się na język. - Co powiedzą James i Peter jeżeli będąc tutaj zobaczą wszystkie moje rzeczy w twojej sypialni? -Myślę, że największym problemem byłoby to, co do cholery robią oni w mojej sypialni, ci mali zboczeńy - odpowiada Syriusz. Nie nalega jednak, co samo w sobie wiele mówi; jego milczenie przekazuje Remusowi wszystko co potrzebuje wiedzieć. Remus idzie do drugiego pokoju i ubiera się. Zostawia swoje rzeczy w drugiej sypialni (nie licząc książek, które - przez to, że Syriusz nie posiada żadnych półek w swym ledwo wyposażonym w cokolwiek mieszkaniu - leżą małymi kupkami w każdym możliwym miejscu) i tej nocy on i Syriusz spędzają noc w drugim łóżku, śpiąc zaplątani w siebie nawzajem. Później zmieniają łóżka co kilka nocy, dla różnorodności. James i Peter nigdy nie wchodzą do ich sypialni, ale zasada już z nimi zostaje. I skoro Syriusz nie czuje potrzeby powiedzenia Jamesowi, że Remus nie wprowadził się tylko w platonicznych i niewinnych celach, to Remus obawia się, że nigdy z nią nie zerwą. - -Jesteś w ciąży - mówi Remus. Patrzy się na Lily, która wydaje się być zadowolona (i przerażona), a potem na jej brzuch, który wygląda dokładnie tak samo jak wyglądał zawsze. Syriusz klepie Jamesa po plecach tak mocno, że spadają mu okulary. -Ty kapcanie - mówi - Na cholerę ci to było? -Dokładnie to samo powiedziałam, kiedy się dowiedzieliśmy - zauważa życzliwie Lily, a Remus zaczyna się śmiać przez reakcję Jamesa. -Po pierwsze, to tylko w połowie moja wina - mówi James i sięga po swoje okulary - więc nie rozumiem dlaczego tylko mnie się tutaj bije. -Sugerujesz, że powinniśmy klepać twoją dziewczynę? - pyta Remus. -Proszę bardzo, tylko spróbuj. - mówi Lily. Syriusz patrzy na nią podejrzliwie. -Masz kocie ruchy. Więc nie, dziękuję bardzo. Lily uśmiecha się złośliwie, a Syriusz odwzajemnia jej uśmiechy. -A po drugie - mówi głośno James, ignorując ich całkowicie - wspaniale się zachowałeś, Łapo, naprawdę. Nawet nie pogratulowałeś. Syriusz wydaje się być szczerze speszony. -Ale czego? - pyta i tym razem to James uderza jego. Nim James i Syriusz zdążą wdać się w bójkę, Lily dodaje; -Poza tym bierzemy ślub - Syriusz puszcza koszulkę Jamesa, którą usiłował przeciągnąć przez jego głową i zamiast tego wpatruje się w niego. Remus czuje się jakby ktoś uderzył go w splot słoneczny. -O nie, James, powiedz mi, że tego nie zrobiłeś - mówi - Nie zaraz po tym jak dowiedziałeś się, że jest w ciąży. To... Ale James rumieni się, a końcówki jego uszu stają się jasnoczerwone. Poprawia okulary i szuka pomocy u Lily. Syriusz nadal się w niego wpatruje; z jakiegoś powodu wydaje się być nawet zły, ale Remus nie potrafi zrozumieć dlaczego. -Nie zrobił tego - mówi Lily. - Ja to zrobiłam. Chwilę przed tym jak powiedziałam mu o ciąży. Syriusz wygląda na zbulwersowanego. -To najgorsze zaręczyny o jakich kiedykolwiek słyszałem. -No nie wiem - mruczy Remus. - Myślę, że to czarujące. I dosyć odpowiednie. James nigdy by nie wymyślił co ma powiedzieć mimo że kupił pierścionek w poprzednie wakacje. James, jeżeli to możliwe, rumieni się jeszcze bardziej. Lily wygląda na niezmiernie ucieszoną. -Nie wiem co ona w tobie widzi, stary - oznajmia Jamesowi Syriusz. -Wychodzę za niego dla spadku - zgadza się Lily na co James zaczyna się dławić. Syriusz rzuca jej spojrzenie. -Gdybym tylko wiedział, najdroższa. Nigdy nie pozwoliłbym mamusi mnie wydziedziczyć! -Och, daruj sobie - Lily uśmiecha się do niego szeroko. - Chodź lepiej pomóc mi w kuchni. Deser jest prawie gotowy. -Czy to nie twój narzeczony pod pantoflem powinien tego robić? - pyta Syriusz, ale podąża za nią, owijając rękę wokół jej ramion i przechylając głowę w jej stronę tak, że ich twarze niemal się stykają na co ona tylko się śmieje. Remus obserwuje jak odchodzą. James też, wyglądając na nieco zdumionego - zapewne samym faktem istnienia kogoś takiego jak Lily Evans. Remus go rozumie. Lily wraca, by powiedzieć im, że deser jest gotowy jeżeli Remus i Syriusz chcą go zjeść przed powrotem do domu. Spojrzenie, które Lily mu posyła jest ciepłe, znaczące, a jej kąciki jej ust unoszą się jakby cieszyła się jego szczęściem. (-Co powiedziałeś Lily? - pyta potem Remus, kiedy w ciemnej sypialni znajdują się tylko on i Syriusz. Syriusz przejeżdża powoli opuszkiem palca po konturze ust Remusa. Przez długi czas nie mówi nic, po czym wreszcie odpowiada: -Że jej gratuluję.) - Dłonie Syriusza są zaplątane we włosy Remusa, bawiąc się osobnym kosmykiem. Jego dotyk jest delikatny i odrywa Remusa od dręczących go nudności. -Hej, Moony. - mówi. - Jesteś chory? -Nie - odpowiada Remus mimo tego, że prawdopodobnie jest. Drży i powtarza sobie, że nie będzie wymiotował. Już to robił - właściwie nawet kilkukrotnie. Wydaje mu się, że w jego ciele nie pozostało już nic czego mógłby się pozbyć. Palce Syriusza przejeżdżają po jego zamkniętych powiekach. -Więc co to takiego? Remus śmieje się chrapliwie. -Odpływ. Syriusz odsuwa się od niego. -Nie jesteś ciągle wilkołakiem - brzmi jakby w to wierzył. Po dłuższej chwili dodaje cicho - Dalej to czujesz? Księżyc? Tak, Remus go czuje. Nie wie jak to wyjaśnić - jak opisać słowani subtelne pociągnięcia nowiu, które przewracają jego żołądkiem w trakcie złych miesięcy - zresztą, ostatnimi czasy wszystkie miesiące są złe. Czuje to w pustych płucach i czuje to w żebrach i czuje to w gardle: księżyc, księżyc, księżyc. -Jestem. - mówi. Niemal może usłyszeć Syriusza marszczącego brwi i nie jest w stanie otworzyć oczu. - To nie jest coś co zdarza się po prostu co dwadzieścia osiem dni, Syriuszu. To ... Ja tym jestem. Opuszek kciuka Syriusza dotyka jego ust, pociągając lekko za dolną wargę. -Nie - mówi Remus. - Piętnaście minut temu wymiotowałem. Syriusz w odpowiedzi tylko się śmieje, głęboko z gardła, i pochyla się, żeby go pocałować. Jego dłonie spoczywają po obu stronach twarzy Remusa, umacniając go. Remus odchyla głowę i chce mu się płakać, ale tego nie robi. To byłoby głupie. Kocham cię, myśli, wydaje mu się, że już po raz setny. Czuje jak Syriusz uśmiecha się w pocałunku. - Remus językiem pozostawia ślady na szyi Syriusza prowadzące do zagłębienia w jego obojczyku. Syriusz wygina się, palcami wbijając się w ramiona Remusa, w jego plecy. Remus całuje go raz, a potem zjeżdża w dół jego ciała i wślizguje palce pod materiał bokserek Syriusza, który spogląda na niego spod zasłony rzęs. Cały drży. Remus czuje to całym ciałem; napięcie nóg Syriusza napiera na materac. -Hmm - mruczy Remus, ściągając bokserki Syriusza i liżąc spód jego penisa. Syriusz zaciska dłonie i krzyczy. Remus przejeżdża zębami po jego kościach biodrowych, niewystarczająco mocno, by przerwać skórę, niewystarczająco mocno, by zostawić jakiś ślad. Przejeżdża kciukiem po główce penisa Syriusza i ukrywa uśmiech, gdy ten jęczy pod jego dotykiem. -Moony - mówi Syriusz. - Moony, ja... -Wydaje mi się, że mówiłem ci, żebyś się nie odzywał - odpowiada Remus na co Syriusz milknie, a rumieniec pojawia się na jego policzkach. - Lepiej - oznajmia Remus i zbliża usta do penisa Syriusza. Syriusz znów zaczyna się napinać, zdecydowanie zbyt szybko. Nieco zirytowany Remus odsuwa się. -Co? Syriusz się rumieni. To jeszcze bardziej wzmaga w Remusie potrzebę całowania go - wszędzie, po całym ciele, w usta; godzinami. -Chcę cię pieprzyć. Remus unosi brew. -Tak? Syriusz kiwa głową. Remus ściąga bokserki. -To da się zrobić. Syriusz wykonuje ruch jakby chciał wstać z łóżka, ale Remus pcha go na nie z powrotem, rozkładając dłonie szeroko na jego klatce piersiowej. -Zaufaj mi - mówi Remus, a Syriusz - ufa mu. Remus przesuwa się tak, że jego kolana znajdują się po obu stronach bioder Syriusza, a potem patrzy na niego z góry: -Będziesz trzymał ręce przy sobie? -Prawdopodobnie nie - mówi Syriusz, brzmiąc na niego speszonego. I, jakby chciał udowodnić swoją racę, przejeżdża dłonią po nagim udzie Remusa. Remus odtrząsa jego rękę. -Tak myślałem - przyciąga najbliższy odpowiedni przedmiot i krawat Syriusza trafia w jego dłonie. Remus łapie go i przywiązuje ręce Syriusza do zagłówka łóżka, uważając, by więzęł nie był zbyt ciasny, ale wystarczająco mocny, by ten nie mógł się z niego wyrwać. Syriusz przez cały ten czas wpatruje się w twarz Remusa swoimi jasnoszarymi, błyszczącymi oczami. Remus pochyla się i całuje jego nos. -Powiedz mi jeżeli będzie cię boleć. -Jasne - zgadza się Syriusz. Próbuje rozpocząć kolejny pocałunek, jednak Remus odsuwa się od niego. -W porządku - mówi Remus, bardziej do siebie niż do Syriusza. Ze stolika przywołuje lubrykant i prezerwatywy i, powoli - głównie po to, by zdenerwować Syriusza - siada okrakiem na penisie Syriusza, kręcąc przy tym biodrami. Syriusz zasysa ostro powietrze. -Moony.. -Ah,ah, ah - mówi Remus, ujeżdżając go powoli pomimo tego jak desperacko Syriusz ciągnie za materiał trzymający go przy łóżku i tego jak gorączkowo porusza biodrami. Syriusz dochodzi pierwszy. Rozpada się pod Remusem i krzyczy. Nagle twarz Remusa zalewa się gorącem. -Nareszcie - mówi, nie przestając się poruszać,z dłonią na własnym penisie, dochodząc niewiele później na pierś Syriusza. Syriusz krzywi się w jego stronę. -Dzięki wielkie, Moony. -Zamknij się - odpowiada Remus, mimo wszystko rumieniąc się. - Jeżeli ci się coś nie podoba to nie musimy tego powtarzać. -Tego nie powiedziałem - oznajmia Syriusz i Remus musi ugryźć się we wnętrze policzka, by powstrzymać uśmiech. Czyści ich za pomocą magii, a potem sięga, by rozwiązać dłonie Syriusza. Wokół jego nadgarstków biegną czerwone linie. Remus całuje każdą z nich, tuż nad miejscem, gdzie może poczuć puls. Syriusz wierci się pod nim. -Złaź ze mnie, ty wielka bryło. Nie czuję nóg. -Ale z ciebie królowa dramatu - ale i tak robi to, co mu powiedziano. Przesuwa kołdrę z drogi i zwija się przy boku Syriusza, nagle śpiący. Syriusz obejmuje go ramieniem i całuje czubek jego głowy, palcami śledząc blizny na jego plecach. Remus próbuje nie drżeć pod jego dotykiem. Chwilę później, tuż zanimi Remus zasypia, Syriusz odzywa się. -Remus - mówi miękko, jakby nie był pewien czy on nie śpi. - Ja... Przerywa. Remus zasypia. I nie myśli o tym przez długi, długi czas. -
To nie tak, że kiedy to zauważa, to mu to przeszkadza. Niekoniecznie. Po prostu o tym nie mówią. Syriusz wraca do domu ze swoich obowiązków na które wysyła go Dumbledore i całuje Remusa w usta i lądują w łóżku. Remus wraca od niezarejestrowanych wilkołaków z którymi spędził dwa tygodnie i całuje Syriusza w usta i lądują w łóżku. To nie tak, że Remus spodziewał się czegokolwiek innego; nie od Syriusza. On nie wie. On nie wie. Nie potrzebuje żeby Syriusz mówił o rzeczach, których nie czuje i nie potrzebuje żeby Syriusz mówił o rzeczach, które czuje, ale... Ale. Nocy, kiedy Harry się rodzi, Remus przyłapuje całujących się Lily i Jamesa. Syriusz jest w małej kuchni, z Harrym wtulonym w jego pierś. Wygląda tak jakby się modlił. Remus nie wie czy Syriusz kiedykolwiek się modlił - albo do kogo, albo o co - ale nie może pozbyć się tego obrazu z głowy. Syriusz ma na kurtce ćwieki, które sam dorobił, a Harry mruga śpiącymi oczami w ich stronę, łapiąc światło odbijające się od nich. Remus wyślizguje się z pomieszczenia. Światło księżyca przedostaje się do kuchni przez okna i powoduje u Remusa tępy ból w kościach, jakby ktoś sięgnął dłońmi pomiędzy jego żebra i zaczął, powoli i delikatnie, rozrywać je. James i Lily stoją blisko siebie w ciemnym korytarzu, szepcząc do siebie. Remus zatrzymuje się, uwięziony między nimi, a Syriuszem i Harrym. Dłonie Lily leżą na ramionach Jamesa, a ona płacze. -Shh - mówi James. Wyciera jej twarz opuszkami kciuków, ale jego dłonie się trzęsą. - Lily... -Przepraszam - mówi, wściekła na samą siebie, a potem śmieje się, chociaż łzy nadal spływają po jej policzkach. - Przepraszam, kurwa, przepraszam. -Za co niby przepraszasz? - pyta James. Jego głos jest miękki - Remus nigdy, w ciągu dziesięciu lat ich znajomości, nie słyszał żeby James mówił w ten sposób. Obserwuje jak James pochyla się i unosi brodę Lily, by ją pocałować. Remus ma ochotę zacząć wyć, ale przełyka to. -Tak bardzo się boję - szepcze Lily, z palcami zawiniętymi w koszulkę Jamesa, przyciągając go blisko siebie, tak że ich czoła stykają się z sobą. - Cały czas. To takie głupie. Przepraszam. Nie zamierzałam płakać. -Lily - mówi James. - Nie obchodzi mnie czy płaczesz. Kocham cię. I zrobię wszystko, zeby nigdy nic ci się nie stało. Tobie i Harry'emu. Kocham cię. Lily znów się śmieje, tym razem szczerzej. -Gnojek - mówi. - Boże dopomóż. Kocham cię - całuje go. - Naprawdę. I nagle Remus nie może już ich wszystkich znieść; Jamesa i Lily i Syriusza i Harry'ego i Petera też, za to, że wyszedł godzinę wcześniej i odmówił, kiedy Remus zaproponował mu towarzyszenie w drodze powrotnej. Ten krąg osób nie zawiera Petera, tak samo jak i Remusa - James, Lily, Syriusz i Harry. Remus nie wie jak to się stało ani kiedy to się stało, wie tylko, że nie jest tego częścią. I nawet gdyby był - nawet jeżeli inni myślą, że tak jest - to nie jest. Nie jest. Wycie rozszerza jego żebra. Czuje księżyc w krwi. Smakuje w jego ustach niczym mokry metal. Po cichu wraca do kuchni, unikając światła księżyca odbijającego się na posadzce. Syriusz nuci, z plecami odwróconymi do Remusa, kołysząc Harry'ego w ramionach. -Kocham cię - mówi Syriusz. Całe ciało Remusa zamiera na te słowa - tak, ja też, ja też, ja też - ale potem Syriusz śmieje się i odsuwa ciemne włosy z czoła Harry'ego, mówiąc. -Tak, maluchu. Chyba mięknę. Remus patrzu na nich, skąpanych w świetle, i nagle nie może już więcej patrzeć. Wycofuje się do innego pomieszczenia i przenosi się, jak najciszej, do łazienki w mieszkaniu jego i Syriusza po czym wymiotuje. Kiedy zamyka oczy, widzi powidok księżyca, więc chwyta dłonią brzegu toalety, a drugą ręką pociera oczy dopóki nie zaczyna widzieć gwiazd. Syriusz wraca do domu kilka minut później. Słychać trzask, gdy się pojawia, a potem jego głos. -Remus? Remus spuszcza wodę w toalecie i wstaje. Syriusz stoi w drzwiach łazienki, wyglądając wyjątkowo blado. -Nie wiedziałem gdzie jesteś - mówi. - Mogłeś mi powiedzieć, że wychodzisz. Remus pociera oczy. -Idę do łóżka. Syriusz nie przesuwa się, by dać mu przejść, co zmusza Remusa do otarcia się o niego. Ciepło jego ciała jest niczym szok elektryczny. Remus opada na łóżko, zrzucając buty po czym zaklęciem zaciąga zasłony, by zakryć nocne niebo. Syriusz przychodzi chwile później, niepewnie. -Remus? Remus przez chwile myśli, żeby powiedzieć mu wszystko. Boję się, Syriusz. Tak bardzo się boję. Jesteś jedynym powodem dla którego nie rozerwałem się na strzępy w trakcie pełni, a nie mogę ci powiedzieć, że cie kocham. Nie wie jak to powiedzieć. Więc tego nie robi. - Święty Mung pachnie jak mauzoleum - a może to kwestia kostnicy znajdującej się kilka pięter niżej, pachnąca śmiercią tak bardzo, że wyczulone zmysły Remusa nie mogą tego przeoczyć. W jego ustach znajduje się krew, a dłonie drżą podczas gdy gdzieś niedaleko stąd, Syriusz umiera. A przynajmniej tak to wyglądało, kiedy Remus pojawił się w Świętym Mungu po tym, jak został poinformowany, że Syriusz został zabrany do szpitala. Uzdrowiciele przewozili go tuż obok Remusa, kiedy się tylko tam pojawił, a wszędzie dookoła była krew. Kiedy próbował podążyć za nimi, został zatrzymany. Walczył, uderzył jednego z nich w twarz i potrzebowano trzech osób, żeby go powstrzymać. Nadal drży, a jego dolna warga okazuje się być rozcięta. Nie pamięta jak to się stało. Auror wygląda jakby nie wiedział co powiedzieć - jakby nie spodziewał się tak agresywnej reakcji. Nikt się jej nie spodziewa po Remusie. -Nic mu nie będzie - mówi auror. - Wszystko będzie w porządku. -Co się stało? - pyta Remus. Jego dłonie wydają się być puste, zwisając po bokach jego ciała i wtedy zdaje sobie sprawę, że zabrano mu różdżkę. -Pułapka - mówi Auror. Trzyma ramię przy piersi, ale nie ma na nim nigdzie krwi - Remus byłby w stanie ją wyczuć. - Nie wiem co się stało, ale wiedzieli, że tam będziemy. Ktoś musiał podać fałszywy trop, a my za nim ruszyliśmy, albo może dowiedzieli się, że się pojawimy i przygotowali nam komitet przywitalny... -To niemożliwe - mówi Remus. - To nie... jak to może być możliwe? Kto? Auror kręci głową. -Nie wiem - ale nie patrzy Remusowi w oczy. Nie zrobiłbym tego, myśli Remus. Cholera jasna, nie zrobiłbym tego. Wyrwałbym gardło osobie, któraa to mu zrobiła, a ty nadal myślisz, że to ja. Przynajmniej Syriusz będzie znał prawdę. Syriusz musi to wiedzieć. Jeżeli do tej pory tego nie wie, to Remus obawia się, że nigdy się nie dowie. Spędza tę długą noc przemierzając szpitalną poczekalnię w tę i z powrotem. Nie jest tam sam, ale nikt się nie odzywa, a tylko on jest tam dla Syriusza. James jest zbyt daleko, by go po informować. Zajmuje się zaklęciem Fideliusa. Remus ma tylko nadzieję, że nie wybierze Syriusza na Strażnika Tajemnicy. Ale oczywiście James to zrobi. Na pewno. Uzdrowicielka mówi Remusowi, że Syriusz jest w stabilnym stanie, ale będzie potrzebował ciągłej opieki medycznej co najmniej do rana i nie będzie mógł mieć do tego czasu żadnych gości. -Możesz pójść do domu jeżeli chcesz odpocząć - mówi. -Nie - odpowiada Remus. Siada. Minęła godzina od wschodu słońca, kiedy wreszcie może zobaczyć Syriusza. Jest ledwo pół przytomny, ale próbuje usiąść na widok Remusa wchodzącego do pokoju. -Cześć - mówi. Remus chwyta jego dłoń i ściska ją. Powoli przestaje drżeć. -Myślałem, że umierasz - mówi w końcu Remus, ponieważ ktoś musi wreszcie coś powiedzieć. Syriusz przełyka ślinę. Nadal jest blady po stracie krwi. -Też tak myślałem - odpowiada. Remus przyciska spód dłoni Syriusza do swojego czoła, zamyka oczy. Po chwili Syriusz odzywa się; jego głos jest tak cichy, że Remus ledwo go słyszy. -Nie mów Jamesowi. Remus czuje uścisk w piersi. -Tak długo zachowywałem twoje sekrety - mówi, zaskoczony tym jak gorzko brzmi. - Czym jest jeden więcej? Syriusz mruga. W porannym świetle wygląda na małego i zmęczonego i bardzo, bardzo młodego. Remus zastanawia się czy on wie. Po raz pierwszy wydaje mu się, że może jednak nie. - Mieszkanie jest puste. Remus to wie, ponieważ było puste, kiedy wczoraj wyszedł zgłosić się w ministerstwie na przesłuchanie. Zapytali o jego imię. Zapytali czy był wilkołakiem. Zapytali czy wiedział, że Syriusz pracował z Voldemortem - a jeżeli wiedział, to czy wiedział co on planował. -Nie - powiedział. Płakał. Albo nie - nie może sobie teraz przypomnieć. Mieszkanie jest puste; James i Lily i Peter nie żyją, Harry'ego nie ma, a Syriusz tego dnia stawi się przed sądem i otrzyma dożywodni wyrok w Azkabanie. Remus wie, że to się stanie. Czuje to w kościach, tak jak czuje sunący się po niebie księżyc. Przełyka ślinę. Jeżeli powie to do pustego mieszkania, wszystko się skończy. Usłyszy to i to będzie koniec. Syriusz zdradził Jamesa i Lily, myśli, otwierając usta, by to powiedzieć. -Kocham cię - mówi zamiast tego. Jego głos się nie załamuje. Pomieszczenie jest puste; zaczął się listopad i cała reszta jego życia, a on jest zakochany w Syriuszu Blacku. He swallows. If he speaks it to the empty flat, it will be over. He will hear it and that will be the end of it all. Sirius betrayed James and Lily to Voldemort, Remus thinks, and he opens his mouth to say it. -Więc proszę - mówi Remus, niemal zaczynając się śmiać. - Proszę bardzo.
II. Pada, tej nocy gdy Syriusz puka do drzwi Remusa; to tylko lekki, letni deszczyk, co w jego mniemaniu wcale nie pasuje do sytuacji. Chce zerknąć przez okno i powiedzieć Syriuszowi, żeby wrócił jutro - ma być wtedy burza. Albo w następnym tygodniu, kiedy nadejdzie czas pełni księżyca. Nie robi żadnej z tych rzeczy. Otwiera drzwi, a Syriusz patrzy na niego; jego ciemne włosy są mokre i przylegają mu do twarzy. Wygląda staro - dużo starzej niż Remus potrafiłby go sobie kiedyś wyobrazić. Syriusz chrząka, ale nic nie mówi. Remus nie potrafi spojrzeć mu w oczy; kiedy spogląda w dół zauważa, że dłonie Syriusza są zakrwawione od zbyt długiego poruszania się na łapach. Remus niemal wolałby, żeby Syriusz nie miał wystarczająco siły, by się tej nocy przemienić z powrotem w człowieka. Nie może powstrzymać myśli, że łatwiej byłoby mu się z tym pogodzić rankiem. -Cóż, wejdź - mówi Remus i Syriusz to robi. Remus zamyka za nim drzwi. Po ich zamknięciu w maleńkim pomieszczeniu robi się bardzo cicho. Remus słyszy równy oddech Syriusza i zastanawia się czy bicie jego serca jest równie spokojne. -Podejrzewam, że chciałbyś się najpierw wymyć - mówi. -Wolałbym się najpierw wyspać - odpowiada Syriusz. - Przywykłem do brudu, czym jest jedna dodatkowa noc? - spogląda na swoje dłonie. Remus dochodzi do wniosku, że tak właśnie wygląda niepewny siebie Syriusz Black. - Chociaż mogę najpierw umyć ręce. -W porządku - mówi Remus, zamiast powiedzieć mu, że poczuje się lepiej jeżeli wykąpie się przed snem. Idzie do łazienki i wkłada myjkę pod ciepłą wodę, po czym bierze mydło i ręcznik. -Proszę - podaje myjkę Syriuszowi. Syriusz ściera krew, krzywiąc się kiedy natrafia na żwir wbity w skórę. -Długi spacer? Syriusz nie zaszczyca tego całkowicie niepotrzebnego pytania odpowiedzią. Remus nie może go winić. Nie wie co ma powiedzieć, co powinien zrobić. Nikt nigdy nie nauczył go jak powinien zareagować na przyjaciela, którego do zeszłego czerwca nie widział przez trzynaście lat, kiedy ten pojawia się w jego domu, by zostać w nim na jakiś czas. -Przynajmniej się wysusz - mówi Remus. Woda kapie z Syriusza wprost na podłogę. Syriusz bierze ręcznik i robi to, co mu powiedziano, co jest jedną z najdziwniejszych rzeczy jakie Remus kiedykolwiek widział. Kładzie mydło na blacie i wraca do salonu, gdzie na kanapie kładzie pościel i poduszkę. -Sypialnia jest w końcu korytarza - mówi. - Zobaczymy się rano. Syriusz pojawia się w drzwiach, jego włosy są zmierzwione, a pod szarymi oczami ma ciemne siniaki. -Co? Remus pokazuje na kanapę. -Będę tu dzisiaj spał. -Moony, nie ma mowy, żebym wyrzucił cię z twojego własnego łóżka, naprawdę. Przezwisko szokuje coś wewnątrz Remusa, boleśnie. Syriusz użył go już w zeszłym roku, ale tym razem to coś innego. Teraz są sami. Tylko oni znają wszystkie sposoby w jakie Syriusz wymawiał jego imię. -Będę spał w zwierzęcej formie - mówi Syriusz - jeżeli koniecznie chcesz mi oddać swoje łóżko - brzmi kompletnie niezręcznie. - I tak zazwyczaj sypiam jako pies. Ponieważ... - waha się po czym wzrusza ramionami i uśmiecha się jakby go to bolało - koszmary. -Oh - Remus gapi się na niego. - Jeżeli... Jeżeli jesteś pewien. Syriusz kiwa głową. Po chwili Remus zdaje sobie sprawę, że wpatrują się w siebie od dłuższej chwili i przerywa to, ruszając w stronę korytarza.. -Sypialnia jest tutaj - mówi. - Ja... cóż. - przerywa. Nie wie co chce powiedzieć. Syriusz jest z nim, minęlo czternaście lat od kiedy ostatnim razem byli tylko we dwójkę, a Remus, nadal nie wie co powiedzieć. Nigdy nie wiedział. -Twój głos jest inny - mówi nagle Syriusz. - Znaczy... tak mi się wydaje, nadal jest mi trudno... cóż, nieważne. W każdym razie brzmisz inaczej. -To przez bycie wilkołakiem - odpowiada Remus. - Nasze głosy... Księżyc w końcu... Syriusz kiwa głową, jakby rozumiał. -Wycie - Łapa wył już wcześniej do księżyca. Ale to nie jest to samo. Remus nie potrafi tego wyjaśnić i w końcu decyduje się nawet nie próbować. -Tak - mówi. - Dokładnie. Syriusz rozgląda się pobieżnie po małej sypialni, a potem patrzy na Remusa spotykając jego oczy na całą sekundę zanim się przemienia. Potem Łapa siada z podniesioną oczekująco głową. Remus wypuszcza oddech, który nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymywał. Klepie kołdrę i Łapa wskakuje na nią, obraca się kilka razy i opada. Jego szare oczy obserwują Remusa, który głaszcze go po głowie, przygryzając wnętrze ust. Na jego dotyk, Łapa zamyka oczy i po kilku chwilach zasypia. Remus wychodzi z pokoju i idzie na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Przestało padać. Noc jest przejrzysta i zimna i pachnie latem podczas gdy chmury zakryły niebo.
-
Nadal jest ciemno, kiedy Remus budzi się zawinięty w pościel, ciepły, ze śpiącym psem zwiniętym obok niego. Cicho i szybko wstaje z łóżka i robi sobie kubek herbaty. Jego dłonie już nie drżą. Czternaście lat wydaje się całą wiecznością, a jednocześnie nie więcej niż chwilą. To uczucie dziwnie dezorientuje Remusa; czy to nie wczoraj obudził się, by zobaczyć twarz Syriusza na pierwszych stronach gazet, śmiejącego się pod nagłówkiem: "Black skazany na dożywocie w Azkabanie?"? Czy to się w ogóle wydarzyło? Słyszy łapy odbijające się na podłodze, a potem dźwięk zmienia się w gołe stopy. Syriusz zagląda do kuchni. -Łazienka? - pyta, jakby zastanawiając się gdzie się znajduje. Chatka jest zbyt mała, by to pytanie było konieczne, a Remus wie, że prawdziwym pytaniem jest to czy Syriusz może jej użyć. Remus wskazuje mu kierunek dłonią, a potem słyszy dźwięk otwieranych drzwi, potem słyszy gwałtowny, zszokowany oddech i znów stopy poruszające się po korytarzu, tym razem szybciej. Syriusz znów się pojawia, ciężko oddychając i niemal podskakuje zauważając, że Remus na niego patrzy. -Ja nie... - pociąga za włosy, sfrustrowany. - Okno. Ma kraty. Ja nie... Nie spodziewałem się tego. To wszystko - obraca się i wraca do maleńkiej łazienki po czym zamyka za sobą drzwi. Remus wstaje i puka. Odpowiada mu cisza. -Syriusz? Więcej ciszy, a potem Syriusz otwiera drzwi. Jego twarz jest zarumieniona. -Dlaczego masz w oknach cholerne kraty, Remus? -Nie wiem - odpowiada. - To łazienka, czasami są w nich kraty - ale musi przyznać, że wydaje mu się to dość dziwne, kiedy ktoś wreszcie zwrócił na to uwagę. Wchodzi do maleńkiej łazienki. Syriusz tylko na niego patrzy. -Co robisz? -Włączam wodę - odpowiada Remus, wyciągając różdżkę, by dotknąć nią kranu, starając się, by woda była ciepła. Niedługo później strumień wody zaczyna napełniać wannę. -Właź - mówi Remus. -Jestem dorosły - odpowiada Syriusz. - Potrafię się sam wykąpać. - mimo to rozbiera się, nadal z tą niepewnością z którą Remus nigdy go nie widział, a potem wchodzi do wanny. -Okay - mówi Remus. - Zostawiam drzwi otwarte. Będę na zewnątrz. Wychodzi na korytarz i opiera się plecami o ścianę, zamykając oczy. Wiedział to już rok wcześniej, kiedy tylko zobaczył Syriusza, ale nadal nie dociera do niego jak bardzo on zmarniał; jego ciało jest całkiem inne niż czternaście lat temu, ma blizny, których Remus nie rozpoznaje. To tak jakby chłopiec, którego znał tak naprawdę nigdy nie istniał. Remus słyszy wodę opuszczającą wannę i Syriusza wychodzącego z wanny. Idzie po czyste ubrania, a potem podaje je Syriuszowi, nie patrząc przez drzwi. -Mam tylko to - mówi Remus. - Mam nadzieję, że będą pasować. -Twoje ubrania nigdy na mnie nie pasują - odpowiada Syriusz, ale zakłada je na siebie. - Niedługo po tym, jak Syriusz trafił do Azkabanu, Remus trafił na pewne badania. Według nich długa obecność dementorów powodowała utratę pamięci, której cofnięcie się mogło trwać miesiącami. Remus pamięta jak bardzo był za to wściekły na Syriusza, ale teraz już nie pamięta dlaczego. Teraz... Remus nie wie, nie chce wiedzieć, jak wiele Syriusz zapomniał w ciągu tych dwunastu lat spędzonych w więzieniu. W artykule nie było wspomnianych żadnych przypadków, które spędziły w Azkabanie dłużej niż dziesięć lat. Większość więźniów, którzy spędzili tam tak długi okres czasu, nigdy nie opuszczało już jego murów. Remus przygryza język, tłamsząc w sobie wszystkie "czy pamiętasz?" mimo że desperacko pragnie o nie zapytać - czy to wszystko w ogóle kiedyś się zdarzyło? Czy naprawdę żyliśmy w sposób jaki pamiętam: ty i ja i James i Lily i nawet Harry, tuż pod koniec? Chce zapytać Syriusza czy naprawdę go kochał, czy to była tylko iluzja czasu. Ale to niesprawiedliwe. Szczególnie teraz. - Tego popołudnia niebo przedzierają błyskawice, trzęsąc ścianami maleńkiej chatki. -Myślisz, że Harry się do nas odezwie? - pyta Syriusz, patrząc na strugi deszczu spływające po szybie. -Mam taką nadzieję - Remus się waha - nie chciał pytać o ostatnie zdarzenia i nie był pewien, czy Syriusz miał ochotę o nich opowiadać, ale teraz Syriusz podjął temat, więc może było to bezpieczne. - Dumbledore nie wyjaśnił w swoim liście co się stało, a to co przeczytałem w Proroku Codziennym jest całkowitym gównem - mówi - Co się stało? Syriusz mówi mu wszystko: o trzecim zadaniu Turnieju Trójmagicznego, o świstokliku, o cmentarzu. Mówi o tym jak Harry zobaczył Lily i Jamesa. O śmierci Cedrica Diggory'ego. O Peterze. O powrocie Voldemorta. Remus patrzy na kolację, którą przygotowuje. -Wiedziałem, że wrócił - mówi. - Dumbledore mi o tym powiedział. Ale... Harry.. -Da sobie radę - odpowiada Syriusz. W jego głosie słychać pewną nutę zaciętości. - Jest silny. -Wiem, że jest - mówi Remus, nieco urażony. Uczył Harry'ego przez rok - to on widział, jak chłopak opanował zaklęcie Patronusa. Ale to znaczy tylko tyle, że miał on więcej czasu z Harrym niż Syriusz, a przypominanie o tym wydaje się być bardzo dziecinne. -Tak dużo przegapiłem - zauważa Syriusz. - Przegapiłem jego dorastanie. Wszystko, Remus. Remus nie wie co ma na to odpowiedzieć. Ściąga patelnię z palnika i siada przy stole. Kolano Syriusza ociera się o jego, a mimo to nie cofa on swojej nogi. -Ja też. -Co robiłeś te wszystkie lata? - pyta Syriusz. - Znaczy... Nie chcę... -To nic - wzrusza ramionami Remus. - Wyjechałem z Anglii na dłuższy czas. Dumbledore ściągnął mnie z powrotem rok temu. Przedtem ... trochę się tułąłem. Nie miałem nigdy wystarczająco pieniędzy, żeby robić coś, co chiałbym robić. Po prostu przeżywałem. -Żadnych chłopaków? - pyta Syriusz. -Nic długotrwałego. -Dziewczyny? Remus nie wie jak rozszyfrować sposób w jaki Syriusz na niego patrzy, więc po raz pierwszy w swoim życiu postanawia nawet nie próbować. -Nic długotrwałego. Na chwilę zapada między nimi cisza, a potem Syriusz pyta cicho. -Dlaczego? Remus zaciska dłonie nim może się powstrzymać. -Mogło to umknąć twojej uwadze - mówi, zaskakując samego siebie tym, jak spokojnie brzmi - przynajmniej dopóki nie wpadłeś na pomysł, że szpieguję dla Voldemorta, ale jestem wilkołakiem. To nieco utrudnia bycie w związku. Długa cisza. Syriusz nie przeprasza. Remus jest mu za to wdzięczny. - Tej nocy Syriusz nalega, by spać na kanapie. Remus - prawdę mówiąc czując ulgę - pozwala mu na to i zaspia we własnym łóżku z plecami skierowanymi w stronę ścianę. Koce pachną mokrym psem. Budzi się tuż po północy, wokół niego jest całkowicie czarno. Łapa leży zwinięty w kłębek przy jego boku, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Remus przez długą chwilę się nie porusza, a potem sięga dłonią w dół, delikatnie i zakopuje dłoń w miękkim futrze na szyi Łapy. Kolejny raz budzi się wczesnym rankiem. Syriusz przycupnął w stopach jego łóżka i trzęsie się, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w okno z dłońmi zaciśniętymi na szybie. -Syriusz - mówi Remus, zaspany. Kiedy Syriusz obraca głowę, Remus moze zobaczyć, że płacze. -Syriusz - Remus czuje jak odpływają z niego resztki snu i siada. - Co... -Nic - odpowiada Syriusz. Gniewnie pociera oczy. - Po prostu... wspomnienia ... niektóre z nich wracają, kiedy o tym nie myślę. Większość z nich już wróciła. Brakuje tylko kilku momentów. Nawet nie wiem, że mi ich brakuje dopóki nie wracają. Przełyka i z powrotem spogląda na zewnątrz. Niebo jest już przejrzyste i pełne gwiazd. Księżyc jest widoczny. -James - mówi w końcu Syriusz. - Zawsze myślałem... Nie wstydziłem się - kontynuuje - Bałem się. Nie wiem dlaczego tak bardzo się bałem. Kochałem go. To pewnie dlatego. On... bez niego - znów przerywa, nieco desperacko. - Był lepszym przyjacielem niż na to zasługiwałem. Nie zasługiwałem na niego. To właśnie sobie przypomniałem. -Syriusz - powtarza znów Remus. Jego klatka piersiowa jest boleśnie ściśnięta. - Ty i James byliście wszystkim co najlepsze dla siebie nawzajem. I on to wiedział. -Nie, nie byłem - mówi Syriusz. - Miał Lily i Harry'ego. -Cóż, tak - odpowiada Remus. - Nie powiedziałem, że byłeś jedyną najlepszą rzeczą w jego życiu. Były i inne. Ale to nie powoduje, że byłeś mniej ważny. Poza tym ty też miałeś Lily i Harry'ego. Syriusz nie odpowiada. Kiedy znów obraca się, by spojrzeć na gwiazdy wygląda tak jak czternaście lat temu - młodo i pięknie. -Miałem też inne rzeczy - mówi w końcu. - Skoro już je wyliczamy - nie patrzy na Remusa. -Idź spać, Syriusz - odpowiada Remus, przesuwając się, by zrobić mu więcej miejsca. - Gdy po raz trzeci Remus budzi się późnym rankiem, światło przebija się przez okna. Syriusz śpi, pochrapując, na boku z twarzą zwróconą w jego kierunku, z ręką przy klatce piersiowej. Remus przygląda mu się przez chwilę, mrugając by pozbyć się resztek snu. Nie wie czy powinien wstać i przenieść się na kanapę czy może powinien pójść wziąć prysznic czy może zwinąć się przy cieple ciała Syriusza, prześledzić palcami jego nowe blizny. W koncu nie robu nic; leży na łóżku w bezruchu, nie dotykając Syriusza dopóki ten się nie budzi. Syriusz otwiera oczy i patrzy na niego. Przełyka ślinę i mamrocze coś, co Remus mógłby zinterpretować jako 'przepraszam'. -Zamknij się - szepcze Remus. - Nie mów tego. Nie teraz. Syriusz wpatruje się w niego. Jego długie włosy leżą splątane na poduszce i Remus chciałby za nie pociągnąć, by przechylić głowę Syriusza i móc zobaczyć jego gardło. Chciałby przejechać językiem po linii jego szczęki. Zamiast tego leży bez ruchu, czując tylko ból. -Tęskniłem za tobą, Moony - mówi Syriusz. Jego głos jest tylko miękkim wydechem. Nie brzmi jakby bał się tego. Brzmi jakby czekał na to bardzo długo. - Tak bardzo za tobą tęskniłem. Remus zamyka oczy, czując pojawiające się w nich łzy. -Nie mów tego. -Tęskniłem - naciska Syriusz. - Naprawdę, Moony, Remus, tęskniłem, tęskniłem - łóżko porusza się, kiedy on zbliża się i delikatnie całuje Remusa w usta. Remus krztusi się i pochyla się bardziej, gdy Syriusz próbuje się odsunąć. -Nie - mówi, ponieważ tylko to jest w stanie z siebie wydusić. -Tak - odpowiada Syriusz. - Kurwa, tak. Spójrz na mnie. Remus kręci głową. -Kocham cię - mówi Syriusz. Przyciąga go do siebie, jego usta odnajdują gardło Remusa, a jego zęby kłują niczym zimne łupiny kuli. -Wtedy też cię kochałem - dodaje, gwałtownie, i teraz już wie.
#wolfstar#wolfstar fanfiction#tłumaczenie#tłumaczenie fanfiction#fanfiction#one shot#os#sirius x remus#syriusz black i remus lupin
2 notes
·
View notes