Tumgik
#Święta słowiańskie
theancientgod · 10 days
Text
First things first I’d like to say I’m very upset because @tumblr has just deleted all five of my blogs that I’ve been running since 2021.
I’m mostly upset about my Slavic gods and life blog because it was gaining popularity and now it’s gone. I have to start it from scratch.
Tumblr’s policies are outdated and ridiculous. There was nothing on my blogs that should have resulted in termination. Now here we are. Starting from scratch.
Rod-Ród-Rodzina-Gród!
Rodzina jest najważniejsza!
Niech Prowadzą Nas Pradawni Bogowie!
Święta
Noc Kupały - związana z letnim przesileniem Słońca i jest obchodzona na część żywiołów wody, słońca i księżyca. To święto płodności, urodzaju i miłości. Poprzedza Noc Świętojańską.
Noc Świętojańska - Jest obchodzona w nocy z 23 na 24 czerwca, w tym roku wypada z niedzieli na poniedziałek. Z tej okazji nie tylko w miastach, ale także na wsiach będą organizowane liczne imprezy – umożliwiające świętowanie przejścia w letni tryb życia.
Topienie Marzanny - Pierwszego dnia wiosny w Polsce istnieje stara tradycja, a mianowicie topienie Marzanny. Marzanna lub Morana była słowiańską boginią przedstawianą jako postać reprezentująca śmierć, zimę i chorobę. Figurka jest pleciona ze słomy w kształt człowieka i ubierana w tradycyjne lokalne stroje kobiece. Tradycja zaczyna się od spalenia słomianej lalki i utopienia jej w rzece. Topienie lalki miało na celu przywołanie wiosny poprzez odpłynięcie zimy w rzece. Początki tradycji sięgają czasów przedchrześcijańskich, kiedy odbywały się obrzędy ofiarne pogan.
IMPORTANT POSTS LINKS BELOW: ⬇️
2 notes · View notes
1234567ttttttttttt · 2 months
Video
youtube
RODZIMOWIERSTWO SŁOWIAŃSKIE 🔥 BOGOWIE, ŚWIĘTA, CHRZEST, ZGROMADZENIA 🌞 O...
0 notes
dziennik-zmian · 6 months
Text
youtube
Jakie to jest przyjemne! Dokładnie. Można to sobie powtarzać przy każdej adekwatnej ookazji Nie tylko w święta słowiańskie, nie tylko przy grach i zabawach przy ognisku. Tak sobie myślę, że przyjemne są rożne niestandardowe aktywności. Zabawa słowem? O – to jest szalenie przyjemne nauka kreatywności pierwsza klasa ostatnio zaglądam na slamy poetyckie, bo tu zabawy słowem mają delikatny wymiar rywalizacji, potrzeba szczypty odwagi.. jak przy skoku przez palące się ognisko.
0 notes
czarownicaesmeralda · 3 years
Video
youtube
Jemioła - Święta roślina Sławian i Celtów [Poniedziałek - 10.01.2022 r.]
- O jakiej postawie przypomina nam Jemioła? 00:00
- Znaczenie Jemioły w starożytnej Europie (Arjowie, Lechici, Celtowie) 4:40
- Opis Obrzędu zbioru Jemioły w pradawnych czasach 6:01
- Jemioła w wierzeniach i tradycji 7:55
- Podanie o wizji scytyjskiego Druida Rama (Aes Heyl Hopa/Eskulap) 10:52
- Podstawowe informacje o Jemiole 16:17
- Właściwości lecznicze Jemioły 18:00
- Zastosowanie owoców Jemioły 18:37
- Napar z ziela Jemioły 19:12
- Kilka mieszanek na bazie Jemioły 20:57
- Parę słów na koniec :) (życzenia) 22:18
0 notes
slowianskosc · 5 years
Text
Szczodre Gody
– słowiańskie święto kojarzone przede wszystkim z przesileniem zimowym. Zaczynało się w momencie przesilenia zimowego – 22 grudnia i trwało aż do szczodrego wieczoru, który przypadał dzień przed świętem Trzech Króli. Symbolizowało zwycięstwo światła nad mrokiem – od tego momentu dni będą dłuższe, a noce krótsze, co napełniało ludzi radością, nadzieją i optymizmem. Święto Godów z biegiem czasu przekształciło się w dzisiejsze Boże Narodzenie – Jezus Chrystus zdołał przyćmić postacie Swaroga, Dadźboga i Swarożyca – słowiańskich bogów solarnych.
Gody były czasem, w którym cześć oddawano bóstwom solarnym, uranicznym i chronicznym – odpowiadającym za cykl wegetacyjnym, dlatego z godowymi tradycjami kojarzony jest też Weles, bóg zaświatów, który wykazuje dużo podobieństw do Spasa Zimowego – patrona zimowych zajęć.
Obchody Szczodrych Godów i Bożego Narodzenia są bardzo podobne w wielu aspektach. W okresie święta Swarożyca Słowianie zaprzestawali pracy, by skupić się na relacjach z najbliższymi. Dawali sobie prezenty, śpiewali tradycyjne pieśni. Ważną częścią godowego święta były również podchody kolędników, którzy obchodzili okoliczne domostwa i składali życzenia na nowy rok. Ich znakiem rozpoznawczym jest charakterystyczna gwiazda, zwana dziś betlejemską. Trzon pogańskich kolędników stanowił Gwiazdor (dzierżący gwiazdę) i towarzyszące mu maszkary.
W tym czasie pamiętano również o zmarłych, którzy mieli wówczas możliwość nawiązania kontaktu ze światem - sprzyjał temu czas przejścia jednego roku w drugi. Z tego powodu wypadało zaprosić ich do wigilijnej wieczerzy, a zwyczaj przygotowywania dodatkowego nakrycia i miejsca przy stole został do dziś.
Słowianie wierzyli też, że zwierzęta mogą pełnić funkcję pośrednika w komunikacji z przodkami. Prawdopodobnie był to początek powszechnego dziś przekonania, że w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem.
Najważniejszą pozostałością dawnych obchodów dni Niezwyciężonego Słońca, jest to, że w czasie tego święta należy bawić się i świętować, spędzać czas z bliskimi.
Chciałabym zatem życzyć wam wesołych i magicznych świąt oraz nowego roku! Sława! 🙋‍♀️
45 notes · View notes
Photo
Tumblr media
Nocne pląsanie
Sto pokoleń wstecz. Podczas nagłej przemiany zakończył się pewien proces. Arystokracja wytworów ludzkich marzeń trafiła na śmietnik. Dotychczasowa mitologia stała się niepotrzebna. Patrząc z perspektywy czasu człowieka inteligentnego, było to działanie okrutne i niepotrzebne. Jednak w tym czasie, choć nowa wiara promowała jedynego boga, który sczezł na krzyżu, okazanie słabości było nie na miejscu. Braku barbarzyństwa nikt by jej nie wybaczył. Nowa władza zrobiła dobrą zmianę. Wiele obrzędów zostało wykorzenionych. W ich miejsce zaszczepiono nowe święta. Niekiedy nie dało się usunąć tradycji na stałe, dlatego zostały oswojone i zasymilowane. Nowa religia ustanowiła święta w tych samych terminach, tak ważnych dla ludzi. Do nielicznych, którym udało się przeniknąć do nowej obrzędowości, a właściwie nie dać się wyrugować jest Noc Kupały. Obchodzona w dzień triumfu dnia nad nocą. Najdłuższy dzień był powodem do zabawy. Zwykle wtedy palono ogniska. Palące się ognie były nieodłącznym elementem świętowania w czasach słowiańskich. Noc Kupały była wesołym świętem. Tradycja palenia ogni w noc świętojańska to druga, schrystianizowana wersja nazwy, przetrwała do czasów obecnych. W noc kupały, oprócz palenia ognisk i tańców przy migotliwym ich blasku szukano gremialnie kwiatu paproci. W obyczaju brała udział cała młodzież. Noc była krótka i mało czasu pozostawało na poszukiwania. Ważne, by w Noc Kupały nie czynić poszukiwań w samotności. Nic by z tego przecież nie wyszło. Ogniska płonęły całą noc i ludzie bawili się przez cały czas. Wczesnym wieczorem odprawiano wróżby. Puszczano wianki na wodę. I obserwowano, który najdalej popłynie, niosąc mały płomyczek.
0 notes
goneseriespl · 5 years
Text
2. Wyrzucając identyfikator
"Wiesz... wyglądasz znajomo" powiedziała kobieta, mrużąc oczy. Była matką z dwuletnim synkiem w koszyku na zakupy i pięcioletnią dziewczynką, która bawiła się słodyczami przy kasie.
"Często mi to mówią" odpowiedziała kasjerka.
"Jesteś jedną z tych ludzi Perdido Beach! Ta czarna. Lesbijka! To ty! O mój boże, to ty!"
Dekka Talent pokręciła głową, narzucając swój pobłażliwy uśmiech. Niełatwo być zindetyfikowaną jako "czarna" i "lesbijska". Postukała imienną plakietkę Safeway i powiedziała: "Jestem Jean. Ale jak mówiłam, często mi to mówią".
"Nie mogę uwierzyć, że pracujesz jako kasjerka! Naprawdę nie wyglądasz jak aktorka, która zagrała cię w filmie"
"Czy znalazła pani wszystko, czego szukała?"
"Słucham? Och tak, z wyjątkiem marki soku pomarańczowego, którą mój syn... Zaraz, czy mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?"
"Proszę wcisnąć zielony przycisk na terminalu."
Minął tydzień od ostatniego "momentu rozpoznania" jak nazywała to Dekka Talent. Progres. Jeśli wyobrazisz sobie ostatnie cztery lata od końca ETAPu - co większość świata nazywała Anomalią Perdido Beach — liczba momentów rozpoznania definitywnie spadła. Zmniejszyła się, ale nie opadła całkowicie.
Zmiana Dekki zakończyła się bez żadnych selfie. Podbiła kartę obecności, zmieniła swój wyblakły niebieski fartuch na skórzaną motocyklową kurtkę. Wymieniła kilka zdań z innymi pracownikami, którzy przychodzili na swoją zmianę lub też wychodzili. Grzecznie odmówiła zaproszenia na drinka po pracy — miała zaledwie dziewiętnaście lat, choć ludzie przypuszczali, że jest starsza — Poza tym była spłukana — musiała kupić nowe opony.
Istniał respekt wobec Dekki, wyczuwalne brzemię, które ludzie mogli wyczuć i to wraz z jej ciemną skórą i dredami i generalnym wyglądem nie-przejmuję-się, sprawiało, że wygląda na starszą, niż jest w rzeczywistości. Starszą i silniejszą, ponieważ przez jej potężne nogi i ramiona mogłeś wyzwać ją do walki, ale, tylko kiedy byłeś pijany lub bardzo głupi.
Dekka weszła na sztucznie oświetlony, nieco chłodny parking. Duma i radość Dekki, jej bordowo-czarny skuter Kawasaki Ninja 1000 czekał pod przezroczystą, plastikową osłoną przeciwdeszczową. Dekka nie cierpiała swojej pracy, ale podczas przyzwoitej pogody jazda z Strawberry Safeway, przez autostradę 101 i most Richmond-San Rafael, do jej mieszkania na Pinole, była najlepszą częścią dnia. Chyba że padało, co była rzadkie w rejonie Zatoki San Francisco.
Dekka złożyła pokrywę i wepchnęła ją do plastikowego schowka tak jak kilka artykułów spożywczych. Rozluźniła się. Założyła kask i już miała odpalić silnik, kiedy dwa bardzo duże czarne SUV-y wjechały na przeważnie pusty parking.
Samochody zatrzymały się tworząc coś na kształt litery "V" naprzeciw niej.
Dekka uruchomiła silnik, czując znajome uspokajające pulsowanie, które wibrowało po całym ciele. Spojrzała w lewo, sprawdzając, czy może zawrócić. Okno drugiego SUV-a otworzyło się i ukazując dowód tożsamości oświetlany ekranem telefonu.
"Nie, nie, nie, nie" powiedziała Dekka z tonem rezygnacji w głosie, nie strachu. Westchnęła, zgasiła silnik i zdjęła kask. "Naprawdę? Po ośmiu godzinach na nogach?"
Dwoje mężczyzn i kobieta wyłonili się z drugiego pojazdu, pokazując swoje dowody. Byli ubrani w mundur: ciemnoniebieski lub czarny garnitur, krawaty u mężczyzn i rozpięty kołnierz u kobiety. Równie dobrze mogliby wytatuować słowo "Rząd" na czołach.
"Pani Talent?" zapytała kobieta. "Dekka Jean Talent?" Była w średnim wieku, ze zwalistą kobiecą figurą, z szeroką, ale płaską twarzą, która sugerowała słowiańskie korzenie.
"O co chodzi?" zapytała Dekka domyślając się przynajmniej części odpowiedzi. Nie chodziło im o uszkodzone produkty w puszkach, które możliwe, że zabrała bez pozwolenia. Nie byli też tu, by wlepić jej mandat za przekroczenie prędkości na kalifornijskiej drodze Pacific Coast Highway na północ od Bodega Bay tydzień temu.
"Jestem Natalie Green" powiedziała kobieta, wywołując krótki spazm, który mógł być rodzajem uśmiechu. "Jestem z Wydziału Bezpieczeństwa. To agent specjalny Carlson, FBI. I Tom Peaks"
Dekka nie przegapiła faktu, że nie przedstawiono w pełni Toma Peaksa ani że jego dowód został szybko zamknięty. Tak szybko, że tak naprawdę nie zdążyła go zobaczyć. "Co?" zapytała Dekka. "Chcielibyśmy zająć chwilę" "Dlaczego?" nie była jeszcze zmartwiona — to nie było jej pierwsze spotkanie z władzą. Od czasu do czasu jakiś oddział rządowy chciał ją przesłuchać, zwykle w sprawie kogoś innego ocalałego z Perdido Beach. Odmówiła udzielania jakichkolwiek informacji — nadal byli tacy, którzy chcieli znaleźć innych ocalałych, a Dekka zrobiłaby wszystko by to tego nie dopuścić. Co się stało w Perdido Beach zostaje w Perdido Beach. Cóż prócz dwóch tuzinów książek, filmów, seriali telewizyjnych "inspirowanych" tym, co nazywali APB, Anomalią Perdido Beach. Ale jak Dekka i wszyscy inni, którzy tam byli było to i zawsze będzie ETAP-em. Natalie Green wzruszyła ramionami. Ponownie użyła swojego przerażającego milisekundowego uśmiechu i powiedziała: "Może nie na otwartym parkingu? Jeśli pojedziesz z nami..." wskazała na drugiego SUV-a. "Poważnie?" spytała ponownie Dekka z zirytowaniem — co nie było dla niej niezwykłe. Cierpliwość nigdy nie była jedną z jej zalet. "Dziesięć minut. Piętnaście. Na górze" powiedziała Natalie Green. "Nie opuścimy terenu parkingu" Dekka przeklęła, nie całkiem słyszalnie i powiedziała "Cokolwiek" Kierowca drugiego SUV-a wysiadł i przeszedł dookoła jak dobrze wyszkolony szofer, który trzymał dla niej otwarte drzwi. Potem pozostał na zewnątrz, kiedy Green i Peaks wcisnęli Dekkę na środek tylnego siedzenia a agent Carlson wziął strzelbę. "Świetnie" powiedziała Dekka rozglądając się po eleganckim skórzanym wnętrzu. Deska rozdzielcza świeciła na niebiesko i czerwono. Grzejnik samochodowy przepuszczał powietrze na przednią szybę. "Pani Talent, przede wszystkim to zaszczy cię poznać" powiedziała Green. "Czytałam większość literatury związanej z APB. I oczywiste jest, że byłaś potrzebna do przetrwania tych wszystkich ludzi i kluczowa do powstrzymania tych najgorszych wydarzeń" "Uh-huh" powiedziała Dekka powoli i ostrożnie. "Nie mów mi, że chcesz selfie?" Puste spojrzenie. "Okej" powiedziała Dekka z rosnącą niecierpliwością. "Możesz po prostu powiedzieć, o co chodzi?" "Minęły cztery lata — cóż trochę więcej niż cztery" To była pierwsza rzecz, jaką powiedział Tom Peaks. Miał dziwny głos. Zbyt wysoki, by pasował do poważnej twarzy. "Masz już osiemnaście lat. Prawnie jesteś dorosłym" Ten głos szybko zaczyna drażnić. "Dziewiętnaście. Jeszcze raz, kim jesteś?" "Tom Peaks" "Słyszałam twoje imię, ale kim jesteś?" Był przed czterdziestką, nosił modne okulary i rozczesywał dłonią swoje dłuższe włosy z wojskową dokładnością. Jego niebieskie oczy były zbyt dużymi za okularami. Inteligentne i czujne. I niemal grubiańskie w swojej bezpośredniości, z jaką na nią patrzył. "Jestem z DARPA. To Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności" "Okej" "Jesteś zadowolona z pracy w Safeway? Zapytała Green. Była zirytowana przez Peaksa. Myślał, że uda mu się wepchać w sprawę, a to ona miała zarządzać. Dekka spojrzała na Green z niedowierzaniem. "Nikt nie jest zadowolony z pracy w Safeway. To praca o minimalnym wynagrodzeniu. Połowa moich dochodów idzie na czynsz" "Nie wróciłaś do szkoły? Nie masz w planach studiów?" "Nie jestem zbyt bystra". Teraz przyszła kolej na agenta FBI. Rozmawiającego przez ramię, obserwującego ją we wstecznym lusterku, które przechylił w tym celu. "Z całym szacunkiem pani Talent. Mamy całkiem dobry pomysł na wykorzystanie twojego IQ. Jesteś na pewno dużo bystrzejsza, by być kimś innym niż kasjerką. Możesz zrobić maturę" "Może po prostu uwielbiam dotykać warzywa" "Albo zdałaś już maturę. Zdałaś ją w siedemdziesięciu pięciu percentylach. Dostałaś pełne stypendium do San Francisco State University. Odrzuciłaś to i postanowiłaś zająć się różnymi robótkami: dostarczałaś kwiaty, pracowałaś w Toys 'R' Us w święta..." "Czego chcecie? Dlaczego nie jestem w drodze, by nakarmić mojego kota?" Dekka zaczynała czuć się uwięziona. Spojrzała na klamkę i zauważyła, że nie jest zablokowana. "Przeprowadziliśmy badania osób, które przeżyły APB. Zwłaszcza tych, które nabyły... moce, nie mamy lepszego określenia" Powiedziała Green, gdy Peaks i mężczyzna z FBi obserwowali. "Z trzystu trzydziestu dwóch dzieci, początkowo uwiezionych w kopule APB-" "My nazywaliśmy to ETAP-em" przerwała Dekka. "Z tych trzystu trzydziestu dwóch dzieci pięćdziesiąt jeden rozwinęło jedną nadprzyrodzoną moc. Większość z nich była stosunkowo słabymi mocami. Tylko dziewiętnastu z was rozwinęło moce i przetrwało. Ty byłaś jednym z nich. A z tych dziewiętnastu siedem rozwinęło poważne zaburzenia psychiczne." "To było trochę stresujące, z wygłodzeniem, przemocą i czterdziestoprocentową śmiertelnością" Dekka nie starała się załagodzić sarkazmu. Peaks rzekł: "Tak i podejrzewamy, że jeszcze więcej. Niektórzy z was dobrze przystosowali się do życia poza APB... ETAP-em. Ty jesteś pośród nich, nawet jeśli twoi rodzice nie byli zachwyceni, że wracasz do rodziny. A jednak doznałaś dużej traumy. Szczerze mówiąc, kiedy czytałem o tym, co przeżyłaś..." Pokręcił głową ze szczerym zdziwieniem. "Mimo posiadania mocy, znaczącej mocy i strasznego cierpienia i stanowiłaś część przywództwa mimo związanych z tym stresów, wydajesz się dobrze przystosowana"
Nacisk na pozory — pomyślała Dekka. Nie ma cię tam, kiedy budzę się o trzeciej nad ranem, w moim mokrym łóżku od potu przerażenia, panie. A może są? - dodała, mentalnie przewijając wspomnienia w myślach, szukając jakiegokolwiek znaku, że naruszono prywatność jej małego mieszkania. Nie żeby FBI zostawiało ślady.
"Tak, jestem kłębkiem szczęścia i przystosowania się" powiedziała Dekka. "Skończyliśmy?" "Pani Talent" rzekł Peaks. "Mogę mówić do ciebie po imieniu?" "Jasne, Tom"
"Wyobrażam sobie, że próbowałaś o tym wszystkim zapomnieć. Chcesz wrócić do normalności. Cztery lata później, a ty nadal chcesz normalności" To było zbyt dobitne, by sprytnie odpowiedzieć, więc Dekka milczała, patrząc jak tamci z inteligentnymi i wykrzywionymi oczami patrzyli na nią szczerze. "W zasadzie jesteś najmniej dotkniętą. Lana Lazar spędziła czas w ośrodku zdrowia psychicznego" "Wiem, jest moją przyjaciółką" warknęła Dekka. "Teraz ma się dobrze" "Niektórzy, jak Sam Temple, rzekomy bohater ETAP-u, mieli-" "Hej!" palec Dekki natychmiast pojawił się przed twarzą Peaksa. "Rzekomy bohater? Pieprz się! Nie lekceważ Sama Temple w mojej obecności!" Sięgnęła do klamki przez Green i pociągnęła za nią. "Przepraszam" wymamrotał szybko Peaks. Potrząsała głową jakby nie zgadzała się z własnym wyborem. Dekka zamknęła drzwi i okrążyła Peaksa. "Gdybyś przeżył jedną dziesiątą tego, co Sam Temple, też mógłbyś zacząć pić. Jeśli kiedyś zainspirujesz się, by wydostać się spod swojego łóżka, by zacząć od początku" Spokojniejszym tonem dodała: "Jest na absencji alkoholowej. Jest trzeźwy od sześciu miesięcy" "Piętnaście miesięcy, dwanaście dni" powiedział agent FBI z przedniego siedzenia. "A ja jestem od dziewięciu lat, czterech miesięcy i dziewiętnastu dni" Przesądnie zastukał kłykciem w kawałek drewna. "Więc ludzie nadal nas obserwują" zarzuciła Dekka. Agent FBI Carlson i Agentka Wydziału Bezpieczeństwa Green skinęli głowami. Peaks odezwał się "Oczywiście, że rząd ciebie śledzi. W pewnym momencie posiadałaś moce. Byłaś, pani Talent, w stanie — dzięki swojej woli — zaburzyć grawitację. Niesamowite! Sam Temple mógł strzelać wiązkami światła zw swych dłoni. Była pewna dziewczyna, która miała moc poruszania się z nadludzką prędkością. I-" "Brianna" powiedziała delikatnie Dekka. Potem z tęsknym uśmiechem dodała: "Bryza" "Byłyście przyjaciółkami" powiedziała Green i nie było to pytaniem. Ale Dekka już nie słuchała. Widziała dziki, lekkomyślny uśmiech Brianny. Słyszała jej nieustraszony głos, mówiący, że brała udział w tej walce. Czuła nagły podmuch wiatru i widziała przelotnie jej kucyka, kiedy pędziła obok. Były też inne wspomnienia. Mroczne i okropne obrazy, ale Dekka usunęła je na drugi plan. Po czterech latach nadal nie mogła myśleć o Briannie nie płacząc. To była nieodwzajemniona miłość, może niedorzeczna miłość, ale nadal miłość, która rozpalała Dekkę. Czasem nawet ją paliła. Dekka wzięła kilka głębokich oddechów i przeklęła przez potrzebę płaczu. Byłaś odważna zbyt wiele razy, Bryzo.
"Chodzi o to, że" zaczął Peaks. "jest z tobą praktycznie w porządku. Żadnych problemów z alkoholem czy narkotykami, poza okazjonalnym jointem lub piwem. Brak załamania psychicznego. Bez dzikiego lub lekkomyślnego zachowania — inne niż naruszenie prędkości na motocyklu. Spośród wszystkich ludzi, którzy zyskali — a potem stracili — te nadprzyrodzone moce i znosili APB, ETAP, ty praktycznie samotna, wydaje się, że uniknęłaś... stania się..." Szukał odpowiedniego słowa, więc Dekka mu je podsunęła. "obłąkaną. To wyraz, którego szukasz: obłąkanie" Dekka poczuła nagłą tęsknotę za swoim przytulnym mieszkaniem, a zwłaszcza za malutkim prysznicem. Cztery lata później, ETAP odcisnął piętno: jadła za dużo, co jest powszechnym problemem ludzi, którzy byli bliscy zagłodzenia. Nadal ma koszmary, chociaż już rzadziej. Każdego dnia brała dwa gorące prysznice, rozkoszując się teraz luksusem, którego odmówiono jej podczas rocznego życia w ETAP-ie. Peaks skinął głową, akceptując wyraz. "Nie zwariowałaś. Jest w tobie coś, może genetycznego, może psychologicznego, co uczyniło cię szczególnie odpornym na wszystko, co te moce zrobiły z innymi. "Nie chodzi o moce." odpowiedziała Dekka. "Chodzi o wszystkich, którzy tam byli. O całe mnóstwo rzeczy, które musieliśmy zrobić, by przeżyć" "Nie" powiedział Peaks stanowczo. Pokręcił głową o milimetry, było to bardziej drganie niż właściwy ruch głowy na boki. "Liczby nie kłamią. Wśród ocalałych z Anomali Perdido Beach, którzy nie przeszli żadnych mutacji, trzydzieści sześć procent miało poważne problemy psychologiczne lub behawioralne. Wśród tych z potężnymi mocami? Ta liczba jest bliska dziewięćdziesięciu procentom" Dekka spojrzała na niego. Potem na Green. I w oczy człowieka z FBI, obserwującego ją we wstecznym lusterku. "O co chodzi? Czego chcecie?" "Będziemy szczęśliwi, mogąc ci powiedzieć." ponownie Green. Wyjęła telefon i postukała w ekran kilka razy. "Na tym ekranie jest dokument. Przeczytaj, podpisz — wystarczy odcisk kciuka — i będziemy mogli ci wszystko wyjaśnić" Dekka wzięła telefon i przeczytała, przewracając stronę. "To zobowiązuje mnie do tajemnicy" "Pod karą grzywny. Bardzo poważnie podchodzimy do ścigania nieautoryzowanych dokumentów" Powiedział agent FBI nie odwracając się. "Tak?" powiedziała Dekka śmiejąc się krótko. "Cóż, to było zabawne, ludzie, ale jestem spocona. Pachnę jak waniliowe mleko migdałowe, które jakiś bachor na mnie wylał. Więc, dobranoc" Dekka ponownie sięgnęła do drzwi. Gdy Green nie odsunęła się na bok, na twarzy Dekki pojawiło się intensywne spojrzenie. Peaks pochylił się ku niej, do intymnej odległości, niekomfortowej odległości, która komunikowała groźbę. "Potrzebujemy jednego z was, najlepiej ciebie. Ale jeśli odmówisz, naszym następnym przystankiem będzie Sam Temple. I myślę, że oboje wiemy, że on zgodzi się nam pomóc" "Hej, Sam jest trzeźwy, Astrid jest rozsądna i inteligenta, więc zostaw ich w spokoju. Ich obu" Peaks spojrzał na nią niespokojnie a Dekka westchnęła. "Ah, więc to tak". Potrząsnęła głową, zdając sobie sprawę, że jest uwięziona. "Masz pojęcie ile razy ten chłopiec, mężczyzna, uratował mi życie?" "Wiele razy" znów Peaks, ale dźwięk jego głosu był niższy, niemal współczujący. "Przeczytałem wszystkie opublikowane historie, pani Talent i wiele nieopublikowanych wypowiedzi. Więc wiem również, że ty go uratowałaś. Wiele razy. Wiem, że byłaś jego silną prawą ręką, gdy wszystko stało się niebezpieczne" Odezwała się Green potępiająco "Jesteś lesbijką, czarnoskórą no i jesteś nazywana "silna prawą ręką" białego mężczyzny. Czy nie działa ci to na nerwy? Czy nie powinniśmy być poza tym?" Dekka prychnęła i z powrotem usiadła na swoim miejscu, próbując zachować spokój. "Biały mężczyzna?" powtórzyła, a jej głos wibrował stłumionym gniewem. "On nie jest białym mężczyznom, to cholerny Sam Temple. Czytaj, co chcesz, ale nie wiesz, co zrobił i jak..." łzy groziły pojawieniem się. Dekka dźgnęła Green palcem. "Każda osoba... każda jedna... która wyszła z tego cholernego piekła żywa, żyje dzięki niemu. Mocna prawa ręka Sama Templa? Możesz wyryć te słowa na moim nagrobku, kobieto, i będę szczęśliwym trupem" "Wolelibyśmy mieć ciebie" powiedział Peaks i wziął telefon od Green i wyciągnął go do Dekki. Dokument świecił na nią. "Przyłóż kciuk do przycisku" Dekka zrobiła to, bo gdyby tego nie zrobiła, Sam by to zrobił. Oczywiście byłby wściekły, gdyby dowiedział się, że go chroni. Ta myśl wywołała mały uśmiech na twarzy Dekki. Sam i Astrid nie potrzebowali więcej ETAP-u: potrzebowali studiów, pracy i życia i miejmy nadzieję, pewnego dnia, skaczącego małego dziecka, które nazwaliby Dekka, gdyby była dziewczyną.
Tak czy inaczej, to była fantazja Dekki o nich. "Czy jutro wrócę do pracy?" zapytała. Peaks pokręcił głową. Dekka odpięła plakietkę z nazwiskiem — Jean, jej drugie imię — sięgnęła w poprzek i otworzyła okno. Wyrzuciła identyfikator, który uderzył o czarny dach. "Gdziekolwiek mnie zabieracie, mój skuter też powinien tam dotrzeć. Bez zadrapań. Oh, i napełnijcie zbiornik"
1 note · View note
artmarippie · 4 years
Photo
Tumblr media
Widok ze szczytu Zajęczego Wzgórza na Sopot (częściowo zasłonięty przez ptaszka folkowego) 🌳🕊 Nowych zdjęć leśnych brak - "zima, zima, zima, pada, pada śnieg..." i las na razie jest niedostępny z wózkiem, ale za parę dni planuję atak, może się uda 🙂 Tymczasem ratuję się zdjęciem z grudnia. No i ja się pytam - czy to nie mogło tak padać na święta?! 🤷🏼‍♀️ Przyjemnego dnia i pamiętajcie, że jutro #baśniowyczwartek 🧚🏻‍♀️ Posty z tym hasztagiem dodam do swojej relacji. Zapraszam 🙂 ✌🏻❤🙂 #leśnaśroda #drewnianaśroda #forest #woods #las #magicforest #forestlover #nature #ptak #ptaszek #folk #etno #ludowy #artmarippie #slavic #słowiański #slavicart #instaart #homedecor #dekoracja #kwiatki #kolorowo #colourful #handmade #naturelover #polskierękodzieło #paintingonwood #bird https://www.instagram.com/p/CLG1FYnFKmZ/?igshid=1ty86c951ye6e
0 notes
alwidabajor · 5 years
Text
W Teatrze i obok...
Tumblr media
Rozmowa z kierownikiem artystycznym trupy baletowej Tatjaną Siedunową
Energiczna, aktywna, przedsiębiorcza, z tysiącem pomysłów, z których większość udaje się jej pomyślnie obrócić w żywą materię. Drobna, wiotka, niezwykle komunikatywna, błyskawicznie nawiązująca kontakty międzyludzkie, profesjonalne. Ma swych gorących admiratorów, przyjaciół, których rozpiętość wiekowa jest bajeczna, począwszy od małolatów i skończywszy na ludziach sędziwych. Ma też swoich, równie gorących adwersarzy. Posiadaczka dwóch dyplomów (choreografia - w Kijowie, krytyka teatralna - w Petersburgu). Babcia trojga wnuków, z których pierworodny zmarł tragicznie. ("Przeżyłam wtedy wielki dramat, gdyby nie teatr, praca w balecie, utonęłabym w rozpaczy" - uśmiech znika z jej młodej jeszcze twarzy, szybko zmieniamy temat rozmowy.)
Gramatyka czasu
Teatr, balet - był i pozostał jej największą pasją. Tańczyła już od dzieciństwa - w rodzinnym mieście, Kijowie, później w Wilnie - na deskach tejże Opery, której dziś przewodzi. Los ją zetknął z Wilnem, gdzie w bardzo młodym wieku wydała się za sympatycznego blondyna, który, jak się niebawem okaże, miał "okropną mateczkę" - aktorkę, reżyserkę "z charakterem", prawdziwy wulkan - nie tylko w teatrze, ale i w domu. Ten sympatyczny blondyn - to dziś operator dźwięku w Litewskiej TV Jurij Łukaszewski, a ta "okropna mateczka" to nieodżałowana Irena Rymowicz, aktorka wileńskiej "Rusdramy", później - wieloletnia reżyserka Polskiego Zespołu Teatralnego w Wilnie. ("Jakże nam dzisiaj jej w rodzinie brakuje, kochana matka, babcia, nietuzinkowa postać, jedna z chodzących legend Wilna, wraz z Nią odeszła jakby cała tamta epoka - barwna, niepowtarzalna".)
Z racji tych związków rodzinnych, na prośbę (najczęściej kategoryczną) "kochanej mateczki", zwanej w domu "okropnym Fantomasem", "potworna, ale kochana" synowa, profesjonalna tancerka, kierownik zawodowej trupy baletowej, "męczyła" aktorów amatorskich Polskiego Teatru w Wilnie: układy taneczne w spektaklach wileńskich Polaków - to dzieło niestrudzonych nóg (i czasu) Tatjany Siedunowej.
Teatr, w teatrze, z teatrem, o teatrze - to były zawsze (i pozostały) stałe tematy rozmów w ich domu... Dziś często zastanawia się nad tym, że przecież inaczej "być chyba nie mogło", że całe jej życie ze sceną związane, z pewnością nie jest jakimś tam przypadkiem...? Grigorij Łukaszewski, mąż Ireny Rymowicz, był dyrektorem Litewskiego Państwowego Teatru Opery i Baletu, tej samej Opery, w której ona dziś pracuje. Siostra Ireny Rymowicz Maria (w rodzinie zwana Malinką), w przeszłości znakomita tancerka kowieńskiej sceny baletowej, później znana balerina Łódzkiej Opery, żona słynnego polskiego gwiazdora Feliksa Parnella - dziś kobieta jeszcze pełna werwy, żywo interesująca się wszystkimi nowinkami baletowymi, nie traci wciąż łączności z ukochanym Wilnem, przede wszystkim - z baletem. Zięć Tatjany - Walerij Fadiejew, świetny tancerz w czołówce litewskiego baletu... I wreszcie wnukowie, chłopcy ("Od pieluch w teatrze wychowani, nie oderwiesz ich od sceny...").
Przez szereg lat Tatjana Siedunowa reżyserowała w Litewskiej TV programy baletowe. Od ostatnich ośmiu lat jest kierownikiem artystycznym (wybrano ją w ramach konkursu) litewskiej trupy baletowej. Od tamtego czasu balet litewski, z roku na rok, zdobywał coraz większe uznanie, rozwijał się jakościowo, wzbogacał, aż zdobył sławę międzynarodową. Dzięki przede wszystkim sprowadzanym z zagranicy przez Tatjanę Siedunową wybitnym choreografom, mistrzom w skali światowej: Wasiljew, Barykin, Miasin, Pastor, Xin Peng Wang... W sumie - 15 wspaniałych realizacji, premier, ustawionych przez 10 choreografów wielkiego formatu. Ostatnia, najświeższa - "Święto wiosny" Igora Strawińskiego stała się obecnie największym świętem Teatru...
W bieżącym sezonie litewski balet obchodzi swoje 75 - lecie...
Uroczyste święta, jubileusze to zwykle coś w rodzaju podsumowań, bilansu, wspomnień i wspominków... Statystyka, wyliczanki, daty, repertuar, tytuły utworów, nazwiska naj - najwybitniejszych. "(...) czyż każdy jubileusz nie jest jakimś makabrycznym teatrem, targowiskiem wzruszeń, widowiskiem z lekka świśniętym, czasem nawet groźnym wstąpieniem w piekło wspomnień, w odmęt przepastnych wizji(...) Każdy film o poszarpanych kadrach, każda opowieść o temacie jubileuszowych podsumowań, o zagadnieniach wiecznie niepokojących twarzy i maski, każda taka rzecz rozgrywająca się z konieczności w imię logiki nurtu wewnętrznego działania, w wielu wymiarach, płaszczyznach, planach czy terenach akcji, ma oczywiście niejednolity czas". (Jerzy Ronard Bujański).
Spotkania "jak w teatrze"...
...Teatr ...odwieczne telepanie się na granicy dwóchświatów - sceny i rzeczywistości. Pomówmy więc o tym, co jest "w teatrze i obok..." Uśmiecha się
- Obok? Ale to znów - będzie wszystko z teatrem związane... Może zacznę od naszej wieloletniej współpracy i serdecznej przyjaźni ze słynnym Mścisławem Rostropowiczem. No... taki obrazek: jubileusz jego 70 - lecia urodzin we Francji, w pięknym uzdrowiskowym miasteczku nad Jeziorem Genewskim. Zjechało się tam mnóstwo interesujących osób. Wśród nich był korespondent paryskiego "Russkoje słowo", którego żoną okazała się być pani Bestużev, czyli Bestużewa, z tych "Bestużewów, od pradziada dekabrysty". Otóż siedzimy tam z jedną z naszych tancerek, w campingu i pijemy kawę. Nagle, widzę, zbliża się do mnie owa madame Bestużev, pani profesor... Mówię do niej: "wszelki duch Pana Boga chwali! Nigdy w życiu nie pomyślałam nawet, że kiedyś dane mi będzie spotkać się z późną wnuczką słynnego Bestużewa, dobrego znajomego z historii, literatury..." A ona mi na to: "Ach, droga pani, kogo to tu, w dzisiejszym Paryżu, obchodzi, albo interesuje?" Mówiła dobrze po rosyjsku, poprawnie, aczkolwiek z francuskim akcentem. Pomyślałam sobie: jak to dobrze by było, gdybym miała z nią wspólne zdjęcie... O co też nieśmiało ją poprosiłam. "Ach, droga pani Taniu - usłyszałam w odpowiedzi - przykro mi bardzo, ale kiedyś przyrzekłam sobie, że kiedy skończę czterdziestkę, to się przestanę fotografować". Jakaż ja jestem głupia - szepnęłam sobie w duchu - dlaczego będąc już po czterdziestce tak bardzo lubię się fotografować z miłymi, serdecznymi ludźmi, historycznymi postaciami? Ach te słowiańskie sentymenty, umiłowanie pamiątek... No i cóż? Nie przywiozłam z Francji, z jubileuszu Mścisława Rostropowicza wspólnej fotografii z panią Bestużev, ale miłą niezwykle ciekawą z nią rozmowę na bardzo długo "zapisałam" w pamięci...
Spotkanie z jeszcze jedną barwną postacią, uczestniczką tamtych uroczystości jubileuszowych wprawiło mnie w doskonały nastrój - to pani Wiera hrabina Panov (czyli - Panowa). Przyjechała do Paryża z Rosji w latach 20. Fantastyczna kobieta! Miała wtedy, kiedy spotkałyśmy się 95 lat. Mieszkała w samym sercu Paryża. Przyjechała specjalnie pociągiem na nasz camping, na jubileusz "ukochanego Sławeczka", jak powiedziała, którego od dziesiątków lat jest niezmienną wielbicielką, stałą słuchaczką jego paryskich koncertów. Podziwiałam jej kondycję, wytrwałość, wigor. Oglądała dwie próby, potem spektakle. Zaprzyjaźniłyśmy się. "Dziewczynko, ile masz lat?" - zapytała mnie. Roześmiałam się: "dziewczynka"... po czterdziestce... "Po czterdziestce" - uśmiechnęła się pani Panowa - o, moja kochana pani, proszę no szybko policzyć swoje lata i moje, bo ja - zaśmiała się - uważam siebie za bardzo jeszcze młodą kobietę?. No, a co pani Panowa przywiozła w prezencie swemu "lubimczykowi" Rostropowiczowi? Proszę sobie wyobrazić - oryginał pierwszej partytury "Święta wiosny" z poprawkami dokonanymi własnoręcznie przez Igora Strawińskiego (i z jego autografem!). Szalenie żywotna, gościnna, serdeczna zapraszała nas do złożenia wizyty w jej paryskim mieszkaniu. Skorzystał z tego nasz kolega, Vytenis Pauliukaitis. Cuda potem o tej wizycie opowiadał, o przyjęciu, które mu ona zgotowała, zaprawionym ogromnie ciekawym opowiadaniem.
Na jubileuszu Wasiljewa...
No, a w bieżącym roku obchodziliśmy jubileusz 60 - lecia urodzin jeszcze jednego przyjaciela naszego teatru, Władimira Wasiljewa, w Moskwie. Wspaniała była feta, ale też przed rozpoczęciem uroczystości zapomnieliśmy w hotelu upominek dla mistrza Wasiljewa. Tym upominkiem był tradycyjny rytualny pas litewski, czyli, "juosta", którą się jubilata na szczególną okazję opasuje. I tu - jeszcze jeden, wybitnie teatralny obrazek. Koncert już - tuż ma się rozpocząć, a my, gapiowata administracja, w składzie trzyosobowym, stoimy w centrum Moskwy i rozpaczliwie "głosujemy" - może jednak jakiś wóz się zatrzyma? Oczywiście - nikt, żaden! I nagle - ktoś jednak hamuje! "Co się stało?" - zapytuje nas młody, sympatyczny mężczyzna w typie południowca, właściciel ślicznego mercedesu. Czeczeniec? - zgadujemy. Ależ - tak! "Co się stało?" - zapytuje po raz drugi. Zaczynamy mu gęsto, w podnieceniu tłumaczyć: Koncert, Wasiljew, Teatr Bolszoj, upominek, hotel..., może pan nas podrzuci, zawiezie, pomoże!.. "Ależ bardzo proszę, nie ma sprawy - odpowiada młody człowiek - i dodaje: od razu zrozumiałem, że jesteście artystami". Jak, skąd? - próbujemy dociec, pakując się do samochodu. A on na to: "To się widzi, to się czuje, ja - mam to uczucie z powodu mojego dziadka. Kim jest mój dziadek" On się nazywa Muhammed Isanbajew?. Mój Boże - wykrzykuję - wszak to mój najlepszy przyjaciel! Przyjeżdżał do nas... A potem - spotkaliśmy się na południu, w Jewpatorii, on miał tam koncert, wpadliśmy do niego za kulisy z olbrzymimi bukietami kwiatów, był tym oszołomiony, poruszony, uradowany, szczęśliwy: taka miła niespodzianka, aż z Wilna! Teraz, w Moskwie, pędzimy z wnukiem znakomitego artysty - do hotelu, potem do teatru... Czeczeniec? - zagadujemy go - a jak się panu tu, w tej Moskwie powodzi? "Dobrze - odpowiada - mam mnóstwo przyjaciół". Minuty lecą błyskawicznie, czy zdążymy na koncert? Niepokój nasz wzrasta, co widząc nasz uprzejmy kierowca zwiększa szybkość i już leci na łeb na szyję - pod czerwone światła, aż w końcu na Twierskoj, gdzie straszny korek - wyskakuje "pod prąd". Albo się pozabijamy, albo na koncert zdążymy - pocieszam moich współtowarzyszy. Zdążyliśmy. Pieniędzy, oczywiście pan Czeczeniec od nas nie wziął, pożegnał się z nami serdecznie, kiedy już wysiadaliśmy, powiedział z szerokim uśmiechem: "Jaka szkoda, że nie mogłem wam pokazać jak jeżdżą prawdziwi dżygici".
No, a uroczystość? Była wspaniała! Tłumy ludzi, artyści, dziennikarze, telewizja... I wszyscy pytają, co ta "juosta" znaczy, dlaczego przepasany nią Wasiljew jest taki szczęśliwy? Bo maestro autentycznie się wzruszył, miło mu było, że teatr, w który tyle pracy, wysiłku, serca włożył, nie zapomniał o nim, przyjechał - z Wilna na jubileusz... Było nas 29... Tańczyliśmy naszego "Zorbę", Wasiljew jako Zorba tańczył w naszym spektaklu - moskiewska publiczność dosłownie szalała, naturalnie dzięki niemu byliśmy najważniejszymi bohaterami tego pamiętnego wieczoru...
Ten wspaniały Xin Peng Wang...
- Co mnie najbardziej zasmuca, a co cieszy? Na smutki po prostu nie mam czasu. Zdarza się, że wpadam w pochmurne humory... Bo teatr - to gmach, machina z dziesiątkami, "charakternych" ludzi... Ale to szybko mija, to co złe po prostu się zapomina się... Co cieszy? Każdy nowy, udany spektakl. Ostatnio - nasze "Święto wiosny". Nikt nigdy tego baletu w Litwie nie wystawiał, ani go przywoził w ramach gościnnych występów. Ten wspaniały Chińczyk, choreograf, który ten balet wystawił, pan Xin Peng Wang to mistrz wysokiej klasy. Studiował sztukę baletową w szkole Daliana, choreografię - w wyższej szkole w Pekinie, taniec modern - w Niemczech, w wyższej szkole Essen Folkwang u słynnej choreografki, awangardzistki Piny Bausch. Karierę solisty rozpoczął w pekińskiej trupie baletowej. Ostatnie cztery lata całkowicie poświęcił się choreografii. Jego spektakle są wystawiane na licznych scenach świata, a także w ramach poważnych, prestiżowych festiwali. "Święto wiosny", balet wymagający olbrzymiego nakładu pracy, Xin Peng Wang zgodził się wystawić (świadom naszych warunków ekonomicznych) za wyjątkowo niskie honorarium. Na Zachodzie mógłby za taki balet zgarnąć ładną sumę... wystawił on ponadto "Kontrasty" Siergieja Prokofiewa. "Święto wiosny" w jego, w naszym, wileńskim wydaniu jest, mówiąc bez hipokryzji, dziełem wyjątkowo udanym. Eimuntas Nekrođius, reżyser o szczególnie wyrafinowanym smaku artystycznym był tym spektaklem wręcz zachwycony. Myślę, że opinia tego Artysty wystarcza już za dziesiątki recenzji. (Podobnie zresztą Nekrođius zopiniował wcześniej o "Carmen" w choreografii Krzysztofa Pastora). Sala widowiskowa naszego teatru na spektaklu "Wiosny..." nie jest w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Sukces niesamowity! Wysoką klasę zademonstrował w tym spektaklu nasz główny dyrygent Liutauras Balčiunas i cała orkiestra pod jego bezbłędną batutą.
Mścisław Rostropowicz - nasz wielki Przyjaciel...
- Co jeszcze cieszy? Wiele radości, mnóstwo satysfakcji przyniósł nam pobyt naszej trupy w Niemczech, występ razem - znowuż - z maestro Mścisławem Rostropowiczem, pokaz naszego spektaklu "Romeo i Julia" w ustawieniu Władimira Wasiljewa. No, a w przyszłym, 2001 roku, w kwietniu, razem - znówże - z niezawodnym Rostropowiczem mamy już zaplanowane gościnne występy naszej trupy baletowej w Japonii. A ciut dalej - w 2002 roku Mścisław Rostropowicz zaprasza nas na swój jubileusz 80 - lecia urodzin, będziemy go obchodzili z nim razem w Argentynie i w Anglii.
Przy okazji: ciekawostka - Mścisław Rostropowicz opowiadał nam, iż legitymuje się on polskim rodowodem, jego ojciec jest pochowany w Warszawie.
Skład naszej trupy? Na papierze, czyli na liście pracy - 70 parę osób. Z czego aktywnych - 50, bo to wiadomo jak z tym jest: choroby, urlopy macierzyńskie itp. Jakoś radzimy sobie, dokładniej - doskonale radzimy.
Polskie spotkania
- Kontakty z Polską? Były bardzo dobre i z pożytkiem, ostatnio jest z tym gorzej, z banalnej przyczyny: braku pieniędzy. Niestety banał (pieniądz) rządzi, jak wiadomo, światem. Nawiązałam kontakt z dyrekcją Teatru Wielkiego w Warszawie - chętnie by nas tam widziano, i - z wzajemnością, kwestia tylko: za co? Sponsorzy? To brzmi bardzo ładnie, ale: kto? Z Łodzią mamy dobre kontakty, w roku ubiegłym w maju uczestniczyliśmy tam w Festiwalu Modern Dance, pięknie nas podejmowano. Udzieliłam wywiadów dla TV, w audycji na żywo mówiłam po polsku, o dziwo jakoś gładko mi poszło. A kiedy się dowiedzieli, że jestem spowinowacona z nieżyjącym już, niestety, Feliksem Parnellem, no to - gotowi byli naszą całą trupę na rękach nosić... Wspaniały teatr, wspaniali, serdeczni ludzie, niezwykle gościnni.
Polska, z Polską, o Polsce... Występy, spotkania... Jedno z ostatnich: niezapomniane, przemiłe - z Adamem hrabią Tyszkiewiczem i jego uroczą żoną Hanną, ludźmi zakochanymi w Teatrze. Jakże byłam szczęśliwa, że dane mi było ich poznać! Odtąd Połąga, śliczny pałac będzie mi się nieodmiennie kojarzył z wizerunkiem pana Adama i jego żony. Z panem Adamem... No właśnie - udało mi si�� zrobić wspólne zdjęcie...
Co planuję w następnym sezonie? Nie powiem, bo nie wiem, ile nam państwo wyasygnuje pieniędzy.
A na razie bieżący sezon teatralny otwieramy w dniu 16 września naszym "Świętem wiosny".
Na zdjęciu: kierownik artystyczny trupy baletowej Litewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu, Tatjana Siedunowa w czasie wywiadu dla "NG".
Fot. Romualdas Mičiűnas
0 notes
osobypostacieludzie · 6 years
Photo
Tumblr media
Antonín Dvořák ( Antonín Leopold Dvořák ) - czeski kompozytor i dyrygent okresu romantyzmu. Urodził się w Nelahozevsi pod Pragą, studiował w Pradze i tu spędził prawie całe swoje życie z wyjątkiem lat 1892–1895 gdy objął stanowisko dyrektora konserwatorium w Nowym Jorku. Był on obok Bedřicha Smetany czołowym przedstawicielem czeskiej muzyki narodowej. Był kompozytorem wszechstronnym: tworzył symfonie (najbardziej znana e-moll Z Nowego Świata op. 95 z 1893), kwartety smyczkowe, opery, poematy symfoniczne, pieśni, msze, utwory fortepianowe oraz koncerty – w tym najsłynniejszy Koncert wiolonczelowy h-moll op. 104, o którym Johannes Brahms pisał: „Gdybym wiedział, że wiolonczela jest zdolna do takich rzeczy, sam bym napisał ten koncert”. Antonín Dvořák urodził się i dorastał w miejscowości Nelahozeves niedaleko Pragi. Jego ojciec František był rzeźnikiem. W latach 1853–1856 młody Antonín Dvořák przebywał w miejscowości Zlonice, gdzie zaopiekował się nim miejscowy kantor i organista Antonín Liehmann, odkrywca jego talentu (grał na skrzypcach, fortepianie i organach). W wieku 16 lat przeniósł się do Pragi, by uczyć się gry na organach. Jednocześnie grał na altówce w orkiestrze Teatru Tymczasowego (późniejszego praskiego Teatru Narodowego) pod kierownictwem Bedřicha Smetany. Bardzo wcześnie rozpoczął swoją działalność kompozytorską. Żona Dvořáka zwróciła się o ocenę prac męża do Johannesa Brahmsa, który polecił Dvořáka berlińskiemu wydawcy Simrockowi. To właśnie dla niego Dvořák napisał w 1878 pierwszą część Tańców Słowiańskich, która zyskała entuzjastyczne recenzje. Zajął się również dyrygenturą. W 1884 został zaproszony do Londynu, aby poprowadzić swoje Stabat Mater, dzieło wokalno-instrumentalne, napisane po śmierci jednej z córek. W 1891 w Birmingham miało miejsce prawykonanie Requiem pod dyrekcją kompozytora (czeska premiera miała miejsce w Národním divadle w Pradze w kwietniu 1892). Dzięki licznym sukcesom Dvořák otrzymał doktorat w Pradze i Cambridge oraz w konserwatorium praskim, gdzie wychował wielu znakomitych czeskich kompozytorów jak Vítězslav Novák i Josef Suk. W 1892 Dvořák został zaproszony do Stanów Zjednoczonych. Założycielka Narodowego Konserwatorium w Nowym Jorku, Jeanette Thurber chciała pozyskać Dvořáka jako kierownika tejże instytucji. Początkowo wahający się kompozytor przyjął w końcu tę propozycję; w czasie pobytu w Stanach skomponował w 1895 dziewiątą symfonię, jedno ze swych najgłośniejszych dzieł. Twórczość Antonína Dvořáka jest syntezą muzyki epok klasycyzmu i romantyzmu. Siła i całkowita jednorodność oraz absolutna indywidualność są obecne przede wszystkim w orkiestracji i instrumentacji. Jego twórczy rozwój przebiegał w kilku etapach: pierwsze kompozycje wyrastały z fascynacji muzyką Beethovena i Schuberta, druga faza jego starań mieści się już w sferze osobistych odczuć, ujawniając swoiste podejście do percypowania muzyki ze strony formalnej i treściowej. Trzeci okres jest typowym ukłonem w stronę rodzimej tradycji muzycznej i zwrotem ku czeskim inspiracjom muzycznym (kantata Hymnus, Moravské dvojzpěvy). Szczególnego zabarwienia dodała muzyce Dvořáka dbałość o typowo słowiański charakter twórczości, którym wzbogacił światową muzykę. Podczas pobytu w Ameryce uległ inspiracjom muzyki murzyńskiej i indiańskiej, co objawiło się w jego IX Symfonii Z nowego świata. W ostatnim okresie twórczości muzyka Dvořáka nabiera dojrzałego, indywidualnego kolorytu połączonego z inspiracjami czeskimi bajkami, podaniami i legendami, zwłaszcza ludowymi (opery Diabeł i Kasia, Rusałka). Antonín Dvořák napisał 9 symfonii, kilka poematów symfonicznych, wielkie utwory instrumentalne (Tańce słowiańskie (Slovanské tance)), utwory wokalne i wokalno – instrumentalne (Stabat Mater, Święta Ludmiła (Svatá Ludmila), Requiem, Te Deum), 5 uwertur koncertowych, wiele utworów kameralnych (w tym najsłynniejszy kwartet smyczkowy F-dur, tak zwany „Amerykański“), koncerty (skrzypcowy, wiolonczelowy i fortepianowy), pieśni (Pieśni biblijne – Biblické písně), muzykę chóralną, utwory fortepianowe (fortepianowa wersja Tańców słowiańskich, wersja orkiestrowa powstała później), 10 oper (najsłynniejsze: Rusałka, Jakobín, Diabeł i Kasia (Čert a Káča), Dimitrij i Armida). Czczony na całym świecie, zmarł nieoczekiwanie w Pradze 1 maja 1904. Dokumenty i inne pamiątki pozostałe po kompozytorze (autografy, korespondencja, dokumenty, dzieła plastyczne, ówczesne fotografie, programy, plakaty), umieszczone są w Muzeum Antonína Dvořáka, które od momentu swojego powstania w 1932 roku znajduje się w barokowym letnim pałacyku Amerika w Pradze. Twórczość Antonína Dvořáka jest bogata zarówno ze względu na swoją liczebność, jak i na szerokie spektrum występujących w nim form – liczy niemal 120 opusów, z których większość stanowią wielkie dzieła orkiestrowe i wokalno-instrumentalne oraz muzyczno-dramatyczne.
0 notes
mowiejakjest-blog · 7 years
Text
#Niewyjaśnione - Wszystkich Świętych - święto pogańskie, czy katolickie? Słowiańskie Dziady i Halloween! Noc duchów
New Post has been published on https://mowiejakjest.tv/niewyjasnione-wszystkich-swietych-swieto-poganskie-czy-katolickie-slowianskie-dziady-i-halloween-noc-duchow/
#Niewyjaśnione - Wszystkich Świętych - święto pogańskie, czy katolickie? Słowiańskie Dziady i Halloween! Noc duchów
Halloween to święto, które w Polsce jest bardzo kontrowersyjne. W dzisiejszym filmie przedstawimy Wam jak chrześcijanie przeprowadzali Chrystianizację w Polsce i na świecie i jak Kościół zmieniał święta pogańskie w katolickie. Opiszem tradycje Słowiańskiego świąta o nazwie Dziady. Samhain. Noc w której duchy schodzą na Ziemię. Jak można skontaktować się z duchem? Jak przywołać ducha? Słowianie i ich obrzędy. Polskieświęta! Noc duchów. Ile w świętach katolickich jest pogaństwa? Zapraszamy na naszą paranormalną stronę:http://www.zjawiskaniewyjasnione.pl/
0 notes
Photo
Tumblr media
W dawnych czasach, na długo przed pojawieniem się religijnych najeźdźców pamięć przodków czczono podczas każdego większego święta. Natomiast Dziady wiosenne i na jesieni były dedykowane w szczególności wszystkim zmarłym wstępnym. Do dziś przetrwało w tradycji Święto Zmarłych obchodzone pierwszego listopada.
Dziady celebrowane na wiosnę były mniej okazałe. Być może obchody wiosennego święta triumfu przyrody nad zimą przyćmiewały je skutecznie. Natomiast jesienią, kiedy nastrój był odpowiedni i czasu na świętowanie więcej, Dziady u progu zimy stawały się wydarzeniem na miarę całej społeczności największym i najokazalszym. Wiązały się z mistycyzmem i nienamacalnym. Z krainą zaświatów, do której każdy przez całe życie przybliża się niepostrzeżenie.
Dziady są świętem, które jednoczy we wspólnym celebrowaniu pamięci różne kultury i wyznania. Nawet niewierzących. Wszyscy do dziś gromadnie w listopadowy dzień udają się na cmentarze, by zapalić światełka na grobach. Znicze są pozostałością palonych w dużej ilości ognisk. Płomień miał zwabić dusze przodków i wskazywać im drogę z zaświatów. Mogli się przy nim ogrzać i stanowił punkt orientacyjny jak latarnia morska dla statków.
Dawniej święto kryło się w mrokach długiego wieczora, kiedy ludzie kupili się w jednej zagrodzie, by przywołać dusze tych, co odeszli. Obrzęd praktykowano dość długo w formie odmiennej od dzisiejszej. W szczególności na dawnych kresach wschodnich i na Litwie odprawianie dziadów było żywą tradycją.
We wschodniej tradycji do dziś pozostały echa dawnych ceremonii. Do dziś nosi się jadło na groby i spożywa trunki, ulewając krople na ziemię na znak pamięci. Jadło zostawia się na grobach. Wspólne rodzinne świętowanie trwa cały dzień do późnego wieczora. Rodziny spotykają się na grobach i odwiedzają, pokazując jedność wobec zmarłych.
W dawnej tradycji ważną postacią był Dziad. Żywy łącznik między światem zmarłych a żywymi. Był to wędrowny starzec, który przemierzał okolicę od wsi do wsi. Przyjmowano go godnie. I nikt nie śmiał odmówić mu gościny. Ba, nawet robiono to chętnie i poczytano za honor. Poza tym Dziad przynosił wieści ze świata. Był jak obecne media szeptane. Niejeden wykorzystywał jego pozycje do czynienia rozeznania w okolicy. A nawet wywiadu dość skutecznego.
Podczas obrzędu przywoływania Dziadów na rozstajach dróg palono ognie. Przestrzegano skrupulatnie całej procedury, by nie uchybić przodkom i nie rozgniewać ich dusz. Wszystko musiało być ułożone i następować we właściwej kolejności.
Pamięć o przodkach jest jednym z mocniejszych spoiw łączących rodziny. Wspólna historia daje błogie poczucie bezpieczeństwa i przynależności do grupy. Źródło: https://blog.slowianskibestiariusz.pl/
0 notes
danielszysz · 7 years
Text
Świnoujście - NARODOWY DZIEŃ PAMIĘCI „ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH”
Świnoujście – NARODOWY DZIEŃ PAMIĘCI „ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH”
NARODOWY DZIEŃ PAMIĘCI „ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH”
Program uroczystości związanych z obchodami święta państwowego w Świnoujściu w 2018 r. 1 marca 2018 r. (czwartek)
1) godz. 12:00
Miejsce: Plac Słowiański NARODOWY DZIEŃ PAMIĘCI „ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH” Uroczystości pod pomnikiem „Bohaterom Walki o Niepodległość Rzeczpospolitej” z udziałem Kompanii Honorowej, pocztu flagowego 8. FOW, pocztów sztandarowych,…
View On WordPress
0 notes
ligaziemi · 7 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Zielone świątki, pięćdziesiątnica lub Zesłanie Ducha Świętego, a tożsamość wierzeń Słowian i Dacian Dążenie do prawdy Dekonstrukcja słowa i tożsamości, za pomocą narzucenia tradycji chrześcijańskiej i metod przekształceniowych. Ewolucja władzy nad umysłem pełnym strachu i wiary: Zesłanie Ducha Świętego (gr. πεντηκοστή [ἡμέρα], pentekostē [hēmera], łac. Pentecoste) – według Dziejów Apostolskich wydarzenie, które miało miejsce w pierwsze po zmartwychwstaniu Jezusa święto Pięćdziesiątnicy. Na zebranych w wieczerniku apostołów zstąpił Duch Święty. Apostołowie zaczęli przemawiać w wielu językach (ksenolalia) oraz otrzymali inne dary duchowe – charyzmaty (Dz. Ap. 2,1-11). Wydarzenie to zostało zapowiedziane przez Jezusa przed jego Wniebowstąpieniem. (Warto zrozumieć, że czas powstania dziejów apostolskich, jest iluzją czasu fantomowego, w skład którego wchodzą stworzone przez fałszerzy mity i legendy wieków wcześniejszych ... http://ligaswiata.blogspot.com/2017/05/czas-ktory-nigdy-nie-istnia.html) Potocznie święto symbolizowane gołębica nazywane jest zielonymi światkami. Wehikuł czasu zabierze nas teraz od narzuconej tradycji do tożsamości rdzennej : Zielone Świątki, to polska ludowa nazwa święta majowego lub czerwcowego, według wielu badaczy pierwotnie związanego z przedchrześcijańskimi – pogańskimi – obchodami święta wiosny (z siłą drzew, zielonych gałęzi i wszelkiej płodności), przypuszczalnie pierwotnie wywodząca się z wcześniejszego święta zwanego Stado (jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy), a obecnie potoczna nazwa święta kościelnego Zesłania Ducha Świętego. Cofamy się w czasie, do czasów późno słowiańskich Stado Stado, to święto słowiańskie, wywodzące się z czasów przedchrześcijańskich, związane z kultem płodności. Pierwsza wzmianka o Stadzie (o święcie konkretnie pod tą właśnie nazwą) pojawia się w Kronice Długosza, który opisuje je jako igrzyska urządzane w pewnej porze roku na cześć bóstw, których imiona zależne są od regionalnego nazewnictwa. Jest to radosne święto, w czasie którego zbierali się mieszkańcy całej wsi i okolic. Obchodom święta towarzyszą śpiewy i tańce, a jego głównym elementem były zawody sportowe. Według kronikarza święto to obchodzone było w okolicy chrześcijańskich Zielonych Świątek. Podobne święto, jednak bez podania nazwy, jest także często potępiane w kazaniach XV-wiecznych kaznodziejów i moralistów. O starosłowiańskim święcie obchodzonym we wtorek lub środę około Zielonych Świąt wspomniał także Kosmas z Pragi odnotowując, że tańce i igrzyska poświęcone były duchom przodków. Również na Rusi w siódmy czwartek po Wielkanocy zbierano się pod brzozami, składano ofiary z kaszy, pierogów i jajecznicy, a następnie śpiewano i tańczono. Na obszarze Rusi w okolicach Zielonych Świątek obchodzono także podobne do wspomnianego przez Długosza Stada tygodniowe święto, zwane rusałczym tygodniem. (Powiązanie z Dacianami) Możliwe zatem, że było to ogólnosłowiańskie święto, którego obchody trwały nawet tydzień, a jego kulminacją była Noc Kupały. Zdaniem Karola Potkańskiego w XVI wieku nastąpiła chrystianizacja święta, a jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy. Tradycja poprzez siłę wpływu i edukacje, zabiła tożsamość słowiańsko - lechicką zatapiając prawę w zakazanym mroku. Tożsamość : Księga Tanów Księga tanów, to opis obrzędów związanych z jednym ze świąt, których jest tyle ile miesięcy. Święta słowiańskie, są obchodzone obecnie zawsze pomiędzy 20 a 26 dniem każdego miesiąca. Ortodoksyjni słowianowiercy (przyrodowiercy) mogą też z pewnością obchodzić owe święta w pierwszą pełnię Księżyca po 20 dniu każdego miesiąca, lub po prostu w Pełnię Księżyca w danym miesiącu. 12 Tanów - Wielkie Tant. 4 Największe Tany, czyli obrzędy związane z Wielkimi Bitwami Niebieskimi i Dzikimi Łowami Niebieskimi : Równonoc Wiosenna (Święto Świąt) i Jesienna (Święto Świata), oraz Dni Przesilenia (Górowania) – Dnia (Słońca) – czyli Święto Lata (Święto Światła) oraz Górowania Nocy (Księżyca – Święto Świtu) – Święto Zimy (Kostromy, Kulady). Wszystkie Największe Tany zawierają w sobie obrzęd Święta Dziadów, bowiem tradycyjnie cześć Dziadom oddawało się 4 razy w roku w te największe Przyrodzone Święta. Oprócz Tanów Wielkich i Tanów Największych mamy też Tany Goleme czyli Olbrzymie – jest to tylko jedno święto, najważniejsze święto słowiańskie w roku – Słowiański Nowy Rok, który ma miejsce w Równonoc Wiosenną i jest Świętem Świąt (czyli Świętem Swąta-Światłoświata-Świętowita). Golemy Tan, albo Goleme Tany (golem – olbrzym, skąd lud Goljadziów i Golędziców) nazywa się Także Tanem Tanów. Poza wymienionymi powyżej obrzędami mamy także obrzędy mniejsze, czyli Mniejsze Tany – są to święta społeczności plemiennej – Obrzędy Przejścia, Tany Źrzałości, takie jak Postrzyżyny, Pasowanie (przyjęcie do bractwa), Swadźba-Wesele, Zakładziny Gospodarstwa-Rozpalanie Ogniska Domowego (nowy dom), Narodziny Potomstwa, Pogrzeb-Stypa-Tryzna i wreszcie Dziady – obrzędy Pamięci. Tany Małe – rodzinne i osobiste – takie jak Obiaty, Żertwy, składanie proszalnych bajorów i węsiorów (bajorki, węsiorki) i wszelkie inne ofiary (w tym cotygodniowe małe święto owinne – niedzielne, czy nawet codzienne palenie świec i kadzideł), które także – jako obrzęd mały – wchodzą w skład większych uroczystości i świąt, współtworząc Tany Mniejsze, Tany Wielkie, Tany Największe i Tan Tanów – Święto Świąt – Nowy Słowiański Rok (marzec 20-26). My dziś zajmiemy się Tanem 4 Zielone Święto – Młode Lato, Latko, Gaik-Maik, Stado, Palinocka (20 – 26 kwietnia, Święto Drzewa Świata, Święto Boru) Święto Drzewa, Święto Boru – dawnej 20- 26 kwietnia – Zielone Święto – obecnie 1-2 maja ( dni wolne i świąteczne). Chrześcijanie obchodzą je 49-50 dni po Wielkanocy. Nie potrafią wyjaśnić dlaczego jest ruchome. Obchodzi się je w pełnię księżyca najbliższą daty 20 kwietnia a obchody pogańskie Wiary Przyrodzonej Słowian trwają przez 6 dni i nocy. Symbolika : zielone gałęzie Nazwy pokrewne : Sobótka, Palinocka, Stado, Latko, Gaik W Skandynawii/Niemczech/Austrii/Szwajcarii (Lechia Zachodnia – Wieletia, Połabie, Łużyce, Rakoszania, Bodenia, Bujawaria) święto trwa dwa dni, w Polsce jeden dzień. Niosą chłopcy gałązeczki, Wiją wianki panieneczki Zielone Święta! La, la, la, la! Zielone Święta! La, la, la, la! W tradycji ludowej Zielone Świątki rozpoczynały lato. Obchodzimy je w maju od czasu soboru nicejskiego w 325 r., w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. ( Mamy tutaj do czynienia z kultem księżycowym : http://swiatowaliga.blogspot.com/2017/05/x-syria-osirius-isis-czyli-sposob.html ) Termin tych świąt, jak i towarzyszące im zwyczaje ludowe mają korzenie jeszcze w pogańskiej obrzędowości i obyczajowości. Pochodzą od starosłowiańskiej uroczystości wiosennej zwanej „stado”, łączącej się z radością, zabawą i swobodą. Zielone Świątki zaczynały się powszechnym w Polsce zwyczajem majenia ścian domów, wrót, furtek i płotów zielonymi, najczęściej brzozowymi, gałęziami (do majenia używano też choć rzadziej – gałązek lipy, wierzby i buka). W izbach i mieszkaniach majono też święte obrazy i ołtarzyki. Izby i podwórka wysypywano tatarakiem, licząc, że silnie pachnący, świeży tatarak odstraszy muchy, pchły i inne insekty. Nawet psie budy wyściełano grubo tatarakiem. Zygmunt Gloger, w „Encyklopedii Staropolskiej Ilustrowanej”, pisze: " Wszystkie kościoły, domy, chaty i podwórza „majono” drzewkami brzozy, jesionu lub świerku ustawionemi i zatykanemi przy ołtarzach, gankach, wrotach, sieniach i wejściach. Podłogi i ziemię wysypują zielonym tatarakiem, świerczyną i kwiatami. Majowy zapach tej zieleni rozchodzi się wszędzie przepełniając kościoły, mieszkania i podwórka.Z obchodami Zielonych Świątek łączyły się różne obrzędy powitania wiosny oraz zwyczaje rolnicze i pasterskie, bowiem był to czas pierwszego wyjścia krów na pastwiska. Towarzyszyły temu liczne ciekawe zwyczaje i praktyki: zielonymi gałązkami uderzano zwierzęta – aby zapewnić im spokojny wypas, chronić je przed wilkami, czarownicami i urokami; na progu stajni, z której zwierzęta wychodziły po raz pierwszy na pastwisko kładziono jajko – aby zapewnić mleczność krów i dobre mleko; jajka toczono po krowich grzbietach – by krowy wyły tłuste i gładkie krów, aby były tłuste i gładkie; wychodzące z obejścia krowy skrapiano wodą – by zapewnić im zdrowie i odpędzić zło. Zasiane pola obchodziły procesje, niesiono chorągwie i obrazy święte, śpiewano przy tym pieśni nabożne. Bydło okadzano dymem ze spalonych święconych ziół, przystrajano wieńcami i kwiatami. Ważnym elementem świątecznych „zabiegów” był także ogień i dym. W wieczór poprzedzający Zielone Świątki na wzgórzach i polanach rozpalano ogniska zwane „sobótkami”. Z zapalanymi od ognisk pochodniami tańczono, biegano po polach, a pasterze obchodzili z nimi stada. " Tak o tych obyczajach pisze Zygmunt Gloger: " Najnowsze badania wyjaśniły nam w zupełności początek nazwy sobótki. Biskup poznański Laskarz w wieku XIV statutem swoim zakazuje tańców nocnych w wigilje przedświąteczne, t.j. w soboty i w wigilje uroczystości, przypadających w lecie, a zatem przed świętem Jana Chrzciciela, Piotra i Pawła. Z zabaw tego rodzaju najwspanialszą być musiała sobótka w okresie kategzochen świątecznym, t.j. na Zielone Świątki. Kaznodzieja krakowski Jan ze Słupca powiada, że tańczą podczas Świątek w lecie niewiasty, śpiewając pieśń pogańską. Stwierdza ten obyczaj, jako jeszcze pogański, statut synodu krakowskiego z roku 1408. Na sobótkę, którą zawsze obchodzono wieczorem w sobotę przed jednem ze świąt letnich, zbierali się jeszcze w wieku XVI wszyscy, zarówno kmiecie z wioski, jak drużyna i szlachta ze dworu, do ognia roznieconego na pagórku za wioską. Ta łączność obyczajowa i charakter obrzędu gromadzkiego przebija się jeszcze w pieśni Jana Kochanowskiego o sobótkach w Czarnymlesie: „Tam goście, tam i domowi Sypali się ku ogniowi”. W pieśni sobótkowej mazowieckiej słyszymy: „Tam dziewczęta się schodziły”; w pieśni znowu ludu podkarpackiego: „Kto na sobótce nie będzie, Główka go boleć wciąż będzie”. Ponieważ sobótka jest niewątpliwie starodawną uroczystością ku czci słońca, które jako źródło życiodajnego ciepła i światła od wszystkich dawnych ludów cześć odbierało, palenie więc stosów i igrzyska gromadne przy nich obchodzili Polacy w noc najkrótszą z całego roku, t.j. w przesilenie dnia z nocą. Oczywiście po zaprowadzeniu kalendarza chrześcijańskiego zwyczaj starożytny musiał się na początku lata do świąt i świętych chrześcijańskiej wiary przystosować, w jednych więc miejscach obchodzono go na Zielone Świątki, gdzieindziej w przeddzień św. Jana Chrzciciela. I tak przez wiele wieków to widzimy. W r. 1468 np. król Kazimierz Jagiellończyk, na żądanie opata benedyktyńskiego klasztoru świętokrzyskiego, zakazuje pogańskich uroczystości (sobótek), na Łysej górze w Zielone Świątki odprawianych. Tymczasem o kilka mil w Czarnymlesie sobótkę obchodzono około św. Jana, jak o tem wyraźnie zaświadcza Kochanowski, który utworowi swemu nadal tytuł „Pieśń świętojańska o sobótce” i zwyczaj ten uważa za odwieczny. „Sobótkę, jako czas niesie, zapalono w Czarnymlesie”. A dalej mówi znowu, nie widząc nic gorszącego w zwyczaju, który bynajmniej wiary chrześcijańskiej nie obrażał: „Tak to matki nam podały, Same znowu z drugich miały, Że na dzień świętego Jana Zawżdy sobótka palana”. Mało kto już pamięta, że brzozowe, zielone gałązki wykorzystywano także tego dnia do stawianie bram przed domami panien. Robili to kawalerowie, w noc poprzedzającą Zielone Świątki, a postawienie bramy traktowano jako… oświadczyny. W polskiej obrzędowości Zielonych Świątek mocno zakorzenił się także zwyczaj majówek – zabaw miejskich połączonych z posiłkiem spożywanym na powietrzu. Najsłynniejsze z nich to zabawy nad Wisłą w Krakowie czy na warszawskich Bielanach. " Zielone Świątki – polska ludowa nazwa święta majowego lub czerwcowego, według wielu badaczy pierwotnie związanego z przedchrześcijańskimi obchodami święta wiosny (z siłą drzew, zielonych gałęzi i wszelkiej płodności), przypuszczalnie pierwotnie wywodząca się z wcześniejszego święta zwanego Stado (jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy), a obecnie potoczna nazwa święta kościelnego Zesłania Ducha Świętego. W Niemczech pod nazwą Pfingsten. Ludowe obyczaje związane z Zielonymi Świątkami mają swe źródła w obrzędowości przedchrzecijańskiej. Wpisane są w rytm przyrody, oczekiwanie nadejścia lata. Ich archetypem są magiczne praktyki, które miały oczyścić ziemię z demonów wodnych, odpowiedzialnych wiosną za proces wegetacji. Działania te miały zapewnić obfite plony. W tym celu palono ognie, domy przyozdabiano zielonymi gałązkami, tatarakiem, kwiatami (przystrajanie domostw zielonymi gałęziami miało zapewnić urodzaj, a także ochronić przed urokami). Niektórzy wycinali młode brzózki i stawiali je w obejściu. W ludowej tradycji ziemi dobrzyńskiej – choć już w sposób cząstkowy – zachowały się zwyczaje związane z kultem drzew i zielonych gałęzi. Bydło okadzano dymem ze spalonych święconych ziół, przystrajano wieńcami i kwiatami, a po grzbietach i bokach toczono jajka. W okresie późniejszym zasiane pola obchodziły procesje, niesiono chorągwie i obrazy święte, śpiewano przy tym pieśni nabożne. W zależności od regionu nazywane były dawniej również Sobótkami (południowa Polska) lub Palinockami (Podlasie) – konsekwencja tego, gdy w okresie chrystianizacji próbowano przenieść obchody Nocy Kupalnej na okres majowych Zielonych Świątek (a dopiero później na termin pierwotnie bliższy temu pogańskiemu świętu, na specjalnie w tym celu ustanowioną wigilię św. Jana). Zielone Świątki szczególnie były popularne wśród pasterzy, którzy ucztowali i tańczyli przy ogniu. Zwyczaj ten do dzisiaj jest popularny wśród górali zagórzańskich i Podhalan, w sobótkową noc na wielu wzgórzach palą się widoczne z daleka ogniska, od których odpala się tzw. fakły (lub kozubki) – szczególny rodzaj pochodni, robionej z kory młodego świerka (w gwarze podhalańskiej smreka/smereka). Robi się z niej swego rodzaju sakwę na długim kiju, do której wkłada się żywicę. Z fakłami robi się pochody między poszczególnymi watrami (tj. ogniskami), a także obchodzi pola, szczególnie te zasiane, w celu odpędzenia złych duchów od zagonów i pól. RA-lla la Zielone Świątki – prawosławna i zachodnioeuropejska Pięćdziesiątnica Grecy mieli na to własne słowo – Pentecostes, czyli pięćdziesiątka. Łacina przejęła to słowo, używając „Pentecoste”. Pozostaje to nie bez znaczenia dla współczesnych katolików – cały anglosaski świat obchodzi bowiem święto zwane w tym języku Pentecost, choć po angielsku oczywiście nie oznacza to tego samego, co „pięćdziesiąt”. Włosi obchodzą zaś święto Pentecoste – nie zmienili łacińskiego pierwowzoru. My mamy „Pięćdziesiątnicę”. Pięćdziesiątnica przypada w Polsce w okresie najpiękniejszego, najbujniejszego rozkwitu przyrody – święto to obchodzimy bowiem zwykle na przełomie maja i czerwca. Różne regiony Polski dopracowały się nieco odmiennego obyczaju zielonoświątkowego, ale wszystkie łączyło uwypuklenie radości z długo oczekiwanego, „zielonego” okresu w roku. Wieńce w ten dzień zdobiły głowy dziewcząt, ludność wiejska w święto to urządzała też liczne zabawy, oczywiście na zielonym łonie przyrody. Zielone Świątki na Węgrzech Zielone Świątki to na Węgrzech najważniejsze po Wielkanocy i Bożym Narodzeniu święto chrześcijańskie. Słowo pünkösd pochodzi od greckiego Pentēkostē (pięćdziesiąt). I choć w łacińskim świecie użycie greckiej terminologii wskazuje na chrześcijański charakter, to ewidentnie święto to nawiązuje do rzymskich tradycji przedchrześcijańskich – wszechobecna mnogość kwiatów to przecież rzymskie floralia, oddanie czci bogini roślinności i kwiatów Florze, w szerszym rozumieniu odnoszące się do płodności. Na Węgrzech jednym z popularniejszych zwyczajów związanych z tym świętem jest wybieranie zielonoświątkowego króla. W niektórych regionach przetrwała tradycja organizowania zawodów, w czasie których kawalerowie mogą sprawdzić się w różnych dyscyplinach: np. jeździe konnej, ale też strzelaniu, podnoszeniu ciężarów, koszeniu, itd. Zwycięzca zostaje królem i w czasie trwania święta ma prawo do noszenia korony (stąd wzięło się powiedzenie „pünkösdi királyság” – zielonoświątkowe królestwo, odnoszące się do krótkiego okresu rządzenia). Oprócz tytułu króla zyskuje przywilej przewodzenia wspólnocie w czasie wesel i zabaw oraz otrzymywania trunków i jedzenia na koszt wspólnoty. Echo wyboru Ruji i Rajka (Gaji i Gaika, Maji i Maika – czyli Rujewita-Ruji/Rany) Na wsiach znany był też zwyczaj wybierania królowej. Była to najpiękniejsza i najmłodsza dziewczyna, która w otoczeniu starszych panien (a czasem i w towarzystwie króla), ustrojona kwiatami i zielonymi gałązkami ruszała na obchód domostw, w czasie którego sypano płatki kwiatów, śpiewano piosenki. Starsze dziewczęta otaczały młodszą, rozpościerały nad jej głową chustę lub nakrywały ją welonem, następnie wypowiadały życzenia obchodząc ją dookoła i na zakończenie unosząc – zwyczaj ten miał zapewnić gospodarstwu dobre plony. Na powitanie wiosny okna lub płoty przyozdabiano w maiki, zielone gałązki, kwiaty róży, piwonii, bzu albo jaśminu, co miało chronić domostwa przed uderzeniami piorunów. Czasem maiki w ramach zalotów były przyczepiane przez kawalerów do ogrodzeń domów, w których mieszkały młode panny. W niektórych rejonach Zachodnich Węgier po wsiach chodził pochód z tureckim baszą – chłopakiem przebranym za Turka, ubranym w wypchane słomą spodnie, którego koledzy okładali kijami zmuszając do podskoków. W zamian za przedstawienie otrzymywali od gospodarzy pieniądze lub poczęstunek. Gdzie indziej chodził król ustrojony w gałązki bzu, a czasem spotykało się pochód przebranych, skutych łańcuchami jeńców, którzy chodząc od domu do domu prosili dziewczyny by te zlitowały się nad ich losem i wspomogły drobnym poczęstunkiem. Ważnym wydarzeniem dla wiernych jest pielgrzymka do Csíksomlyó w Siedmiogrodzie (csíksomlyói búcsú), miejsca kultu maryjnego, gdzie co roku w sobotę poprzedzającą Zielone Świątki spotyka się nawet kilkaset tysięcy Węgrów, przybywających z różnych krajów Basenu Karpat. Tradycja spotkań w Csíksomlyó odwołuje się do wydarzeń z 1567 roku, kiedy Jan Zygmunt Zapolya, władca siedmiogrodzki próbował siłą zmusić strzegących granicy Seklerów do przejścia z wiary katolickiej na unitarianizm. Seklerzy postanowili bronić swojej wiary i udało im się odnieść zwycięstwo pod Nagyerdő w 1567 roku (choć fakt bitwy bywa podawany przez historyków w wątpliwość). Książę ogłosił w końcu wolność wyznania i wprowadził system, w którym taki sam status mieli katolicy, luteranie, kalwini i unitarianie. Seklerzy zaś w podzięce Matce Boskiej poprzysięgli, że będą spotykać się co roku na pamiątkę zwycięstwa. Zgromadzony w czasie sobotniej mszy tłum robi wrażenie, szczególnie kiedy z wielu tysięcy ust zaczyna rozbrzmiewać węgierski hymn. Jest to zarazem święto diaspory węgierskiej, manifestacja narodowej przynależności i solidarności z Węgrami żyjącymi poza granicami kraju. Z Węgier pielgrzymi mogli dojechać na miejsce m.in. słynnym pociągiem: z Szombathely wyruszył Csíksomlyó Expressz, do którego w Budapeszcie dołączył Szekely Gyors (Ekspres seklerski) tworząc 16 wagonowy skład przewożący ponad 1000 pasażerów. Na miejscu obecny był również prezydent Węgier Janos Ader, co również świadczy o randze wydarzenia. Zielone Świątki – Pasterskie (Święto Bydełka Bożego) Zielone Świątki były w Polsce radosnym świętem rolników i pasterzy. Obchodzono w koRO-wodzie pola i śpiewano pieśni ku chwale Spo-RA, dla dobrych zbiorów i ochrony przed gradobiciem. Pasterze maili bydlętom rogi, oprowadzali je uroczyście po łąkach i pastwiskach, wokół wsi lub gospodarstwa, a następnie ucztowali w polu. W niektórych okolicach był zwyczaj obierania w ten dzień króla pasterzy, co kończyło się wesołą zabawą. Zdarzało się też we dworach, że Zielone Świątki traktowano jako zakończenie cyklu wielkanocnego, a więc znów wyprawiano ucztę i dzielono się jajkiem. Dawniej w Warszawie był zwyczaj, że mieszczanie udawali się do Golędzinowa na prawy brzeg Wisły (była tam Kępa Golędzinowska pokryta lasem, której już dzisiaj nie ma). Tam corocznie wyprawiano w Zielone Święta wesele ubogiej cnotliwej dziewczynie ze Starego Miasta. Promy płynące z biesiadnikami umajone były zielenią, a podczas ogólnej biesiady weselnej wójt warszawski zbierał od obecnych znaczny zwykle posag dla nowo poślubionej panny. (Echo Święta Ruji i Rujewita lub Jaruny-Jarowita). Zielone Świątki – Historia prawdziwa Zielone Świątki pierwotnie wywodząca się z wcześniejszego święta zwanego Stado. Pierwsza wzmianka o o tym święcie pojawia się w Kronice Długosza, który opisuje je jako igrzyska urządzane w pewnej porze roku na cześć bóstw. Miało być to radosne święto, w czasie którego zbierali się mieszkańcy całej wsi i okolic. Obchodom święta towarzyszyły śpiewy i tańce, a jego głównym elementem były zawody sportowe. Według kronikarza święto to obchodzone było w okolicy chrześcijańskich Zielonych Świątek. Podobne święto, jednak bez podania nazwy, jest także często potępiane w kazaniach XV-wiecznych kaznodziejów i moralistów. O starosłowiańskim święcie obchodzonym we wtorek lub środę około Zielonych Świąt wspomniał także Kosmas z Pragi odnotowując, że tańce i igrzyska poświęcone były duchom przodków. Również na Rusi w siódmy czwartek po Wielkanocy zbierano się pod brzozami, składano ofiary z kaszy, pierogów i jajecznicy, a następnie śpiewano i tańczono. Na obszarze Rusi w okolicach Zielonych Świątek obchodzono także podobne do wspomnianego przez Długosza Stada tygodniowe święto, zwane rusałczym tygodniem. Możliwe zatem, że było to ogólnosłowiańskie święto, którego obchody trwały nawet tydzień, a jego kulminacją była Noc Kupały. Zdaniem Karola Potkańskiego w XVI wieku nastąpiła chrystianizacja święta, a jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy. A więc zielone świątki były wpisane są w rytm przyrody, oczekiwanie nadejścia lata. Ich archetypem są magiczne praktyki, które miały oczyścić ziemię z demonów wodnych, odpowiedzialnych wiosną za proces wegetacji. Działania te miały zapewnić obfite plony. W tym celu palono ognie, domy przyozdabiano zielonymi gałązkami, tatarakiem, kwiatami (przystrajanie domostw zielonymi gałęziami miało zapewnić urodzaj, a także ochronić przed urokami). Niektórzy wycinali młode brzózki i stawiali je w obejściu. W ludowej tradycji ziemi dobrzyńskiej – choć już w sposób cząstkowy – zachowały się zwyczaje związane z kultem drzew i zielonych gałęzi. Bydło okadzano dymem ze spalonych święconych ziół, przystrajano wieńcami i kwiatami, a po grzbietach i bokach toczono jajka. W okresie późniejszym zasiane pola obchodziły procesje, niesiono chorągwie i obrazy święte, śpiewano przy tym pieśni nabożne. W zależności od regionu nazywane były dawniej również Sobótkami (południowa Polska) lub Palinockami (Podlasie) – konsekwencja tego, gdy w okresie chrystianizacji próbowano przenieść obchody Nocy Kupalnej na okres majowych Zielonych Świątek (a dopiero później na termin pierwotnie bliższy temu pogańskiemu świętu, na specjalnie w tym celu ustanowioną wigilię św. Jana). Zielone Świątki szczególnie były popularne wśród pasterzy, którzy ucztowali i tańczyli przy ogniu. Zwyczaj ten do dzisiaj jest popularny wśród górali zagórzańskich i Podhalan, w sobótkową noc na wielu wzgórzach palą się widoczne z daleka ogniska, od których odpala się tzw. fakły (lub kozubki) – szczególny rodzaj pochodni, robionej z kory młodego świerka (w gwarze podhalańskiej smreka/smereka). Robi się z niej swego rodzaju sakwę na długim kiju, do której wkłada się żywicę. Z fakłami robi się pochody między poszczególnymi watrami (tj. ogniskami), a także obchodzi pola, szczególnie te zasiane, w celu odpędzenia złych duchów od zagonów i pól. Tradycja Zielonych Świątek przetrwała również Niemczech pod nazwą Pfingsten, w Dolnej Saksonii nazywana jest Pfingstbaumpflanzen oraz na zachodniej Ukrainie. U Żydów Polskich i Ruskich (Koszetyrskich-Koszerskich/Kchazarskich) Szawuot (hebr. שבועות) – żydowskie Święto Tygodni, zwane też Świętem Żniw, Pięćdziesiątnicą lub Zielonymi Świątkami, obchodzone 6 dnia miesiąca siwan – w diasporze także przez dzień następny. Upamiętnia ono nadanie Tory Mojżeszowi na górze Synaj i wypada w siedem tygodni po święcie Paschy (stąd zwane jest Pięćdziesiątnicą). Święto to wiąże się ponadto ze starożytnymi obyczajami rolniczymi. Podczas święta synagogi są przystrojone na zielono. Część ortodoksyjnych żydów całą noc spędza na studiowaniu Tory (Tikkun Leil Szawuot), aby być przygotowanym na jej ponowne przyjęcie. Tradycyjne pokarmy świąteczne to: dania z sera i mleka oraz specjalne bochenki z nowego zboża. Na Zielone Świątki a zwłaszcza Sjemikę czyli Krzak lub odwróconą Brzozę rzucają światło obchody ku czci Błogiej Bogini odbywane w Rzymie. U Słowian Błoga-Sławiąca to Bogini Czsnota-Czystota-Cnota, zwana też Sławą-Sławiją jako żona Prowego – Pana Praw Ziemskich/Człowieczych. Stąd od tejże pary boskiej pogańskiej (Prowe i Sława) – Władców Praw i Cnót, nazwa całego nurtu religijnego: Prawo-Sławia. Bona Dea (łac. Dobra Bogini) – rzymskie bóstwo kobiece, związana z płodnością bogini-matka. Rzymianie identyfikowali ją z postacią Fauny, żony Faunusa. Co roku na początku grudnia u stóp Awentynu obchodzono poświęcone jej święto. Miało ono charakter tajemnych misteriów, w których mogły uczestniczyć wyłącznie kobiety. Błoga Bogini (zwracam uwagę na konotacje: błagać, błogosławić, błogość, błogodarzenie) – często Dobra Bogini (W mitologii rzymskiej bogini płodności, zdrowia i niewinności, bogini kobiet .) Dacia : Pięćdziesiątnica pochodzi od słowiańskiego słowa „Rusałka”, rusałki, to duchy wodne w skład, których wchodzą nimfy wodne, wróżki, demony wodne ... Święto rusałki celebrowano w pierwszym tygodniu czerwca. Tą tradycje od Dacian przejęli Rzymianie, nazywani przez Dacian - Dragaica (Dablica, demon, rusałka). W czasie trwania święta zakazane było pranie, kąpanie, a nawet zbliżanie się do wody. Pięćdziesiątnica w tradycji rumuńskiej Te dni nazywane są „Todorusele” i wypadają 50 dni po Wielkiejnocy. W czasie tego magicznego święta, drzwi do nieba są otwarte, a ludzie mąją zakaz tworzenia jakichkolwiek waśni. " Kto pracuje w Todorusele jest głupcem, a jego wioska zostanie zniszczona przez grad, a woda zniszczy jego pola, letni żar wysuszy drzewa ... " Rzymianie przekształcili radosne święto w dzień poświęcony kultowi zmarłych, a ofiarę z kwiatów uczynili przewodnikiem służącym do sprowadzania duszy zmarłych. Obchodzony przez Daków " Festiwal Róż" został zmieniony przez rzymian na święto ku czci kultu solarnego, czego rozwinięciem jest chrześcijańska uroczystość zwana zielonymi światkami bądź też pięćdziesiątnicą. Ba, Rzymianie wymyślili że rusałka (Maria) była córka króla, która umarła na skutek nieszczęśliwej miłości i opuszcza swój grób w każdy Wielki Czwartek przed Wielkąnocą aby po 50 dniach wrócić do swojego grobu, dzięki błaganiu ludzi przynoszących ofiary z kwiatów i gałęzi ... Dzień ten zwany był świętem świetego Piotra. Pięćdziesiątnica, to wróżka z rozwianymi włosami ubrana w białą suknie, na głowie której tkwi wieniec z kwiatów. Czasami pojawia się ona jako duch iluzorycznych zwierząt, które wabią ludzi za pomocą tańca i śpiewu. Wróżki żyją przez 3,5,7,9 lub 12 dni błąkając się w porannej mgle. Warto pamiętać, że w czwartym tygodniu licząc od wielkanocnej niedzieli obchodzi się Wstęp do Pięćdziesiątnicy, zwany mgłą Căluşarilor, obchodzenie tego święta osłabi wróżki zwane Măiestrele. Fairies Rolnicy obawiając się pięćdziesiątnic wycierali sobie w pierś piołun i czosnek, trzymając równocześnie na bramie swego gospodarstwa czaszkę konia. Ten magiczny rytuał zwany "knebel" miał pomóc w swoistym oswojeniu wróżek wychodzących z mgły i skierowaniu ich z powrotem do świata zmarłych. Dziś mówi się słowo wróżka głośno, jednak kiedyś wróżki nazywano istotami z mgły lub Măiestrele, pięknymi, paniami, Muşatele lub cesarzowymi powietrza. Ich nazwy i nazwiska, są tajne i wypowiadają je tylko czarownice. Wróżki Kwiaciarki, Wściekłe i Luny tańczyły taniec „złych duchów”. Taniec od zawsze uważany był za rytualne narzędzie komunikacji ze światem zmarłych i obłąkanych. Taniec zawsze dotyczył tylko wróżek i kapłanek, które wciągały inne niewiasty oraz mężczyzn do pląsu mającego osłabić ich czujność, dobro i rozsądek. ( Warto tu zwrócić uwagę na świat dzisiejszych klubów, gwiazd celebrytów uchodzących za czarne gwiazdy, wprowadzające ludzi w trans obłąkania. Będąc przy tym temacie warto przeczytać jeszcze raz " Wesele " Masona - Stanisława Wyspiańskiego, które pełne jest odniesień do rytuałów magicznych poprzednich epok ... ) Uwodzicielskie, rozbrykane, młode i piękne, są również Nimfy, Naiadelor (Najady, (gr. Ναϊάδες Naïádes, łac. Naiades) – w mitologii greckiej nimfy wód lądowych: wodospadów, potoków, strumieni, źródeł rzek, jezior ... np : Abarbarea, Aretuza, Kreuza, Periboja, Salmakis) i Dryadelor (Driady (lm gr. Δρυάδες Dryádes, łac. Dryades, lp. gr. Δρυάς Dryás, łac. Dryad; od gr. δρῦς drŷs – ‘dąb’, ‘drzewo’) – w mitologii greckiej nimfy drzew. Dokładniej driady były nimfami dębów, choć słowa tego używa się obecnie w odniesieniu do wszystkich drzewnych nimf, np : Ismena, Klimene, Eufeme ...) ... Tańczą one i wciągają w rytuał i obłąkany taniec innych ... wiedząc, że zostaną spalone wraz z pierwszymi promieniami słońca, które rozproszą mgłę iluzji ... Czyż tak nie jest, że społeczeństwo bawi się jak na Weselu, jak na Titanicu ... wciągane w rytualny obłęd tańca, zabawy, nierealnych wizji spowodowanych muzyką, światłem i rytualnymi używkami niszczącymi mózg, który otwiera się na egoizm, popęd i nałóg ... Zapomniałem dodać, że wszystkie wróżki ... rodzą się w waszej głowie, jako reakcja na akcje dekonstrukcji człowieka, który nierozumiejących zachodzących wokół niego zjawisk i wydarzeń, popada w stany lękowe, leczone przez tych, którzy te lęki stworzyli. Schemat prowadzenia stad przez szamanów, szamanki, kapłanów i kapłanki jest zawsze taki sam ... Zgromadź stado w jednym miejscu i strasz ich, baw się ich emocjami i uczuciami, wprowadzaj ich w amok, szał i upojenie aby sprowadzić radość do strachu ... Jesteście jaki społeczeństwo tak łatwi w prowadzeniu, wychowaniu i tak łatwo można was wytresować i sprowadzić do roli narzędzia, które nic i niczego nie rozumie ... Te święta, tańce, zabawy wywodzą się prawdawnych kultów i same w sobie złe nie są, złe stają się wtedy, gdy ktoś cwany wykorzystuje siłę świąt, zabaw, postaci, symboli ... do własnych celów ... i właśnie w tym momencie, kończy się tożsamość, a zaczyna się narzucona, uporządkowana idea tradycji, której ulega społeczeństwo poprzez nacisk społeczny hierarchii na człowieka, zamkniętego w stadzie, który umiera ze strachu przed alienacją i samotnością ... Samotność jest podstawą tożsamości jednostki, która tworzy pod wpływem aspiracji cudami przyrody i wszechświata ... Tradycja spowodowana jest nakazem obłędu, który wykorzystuje podszepty duchów, czyli agitatorów nakłaniających ludzi do złego ... Liga Świata Samostanowienia i Samoograniczenie
0 notes
wiaraprzyrodzona · 6 years
Text
Luty, Lutycy i nasze wilcze korzenie
Luty, Lutycy i nasze wilcze korzenie
Tumblr media Tumblr media
Racjonalista.pl: Mariusz Agnosiewicz – Luty, Lutycy i nasze wilcze korzenie. Spis treści: Święty Walenty — patron zakochanych wilków. Wilcza bogini Leto, matka Latynów. Lutycy — dzieci Wilka. „Ponieważ żyli prawem wilka Historia o nich głucho milczy”. Skąd się wzięła nazwa Polski? Gromniczna — Wilcza Matka Boska. Nazwę miesiąca luty tłumaczy się jako „srogi” [mróz], bo słowiański luty to także…
View On WordPress
0 notes
ligaswiata-blog · 8 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Dragobetele - słowiańsko - bałkańskie walentynki Słowiańskie walentynki - dzień czystej miłości, obchodzony jest w dniu 24 lutego. Jak większość świąt słowiańskich i pogańskich, data ta została przechrzczona na święto znalezienia głowy Jana Chrzciciela w kościele prawosławnym. O ile Walentynki, są świętem osób chorych psychicznie i mieszczą się w okultystycznym, perskim kalendarzu illuminatów, to Dragobetele, jest świętem pożegnania zimy i świętem rodzącej się wiosny i miłości. W Rumuni i Bułgarii, dzień 24 lutego, nazywany jest dniem zaręczyn ptaków, bowiem w tym czasie, ptaki zaczynają budować swoje gniazda oczekując przyjścia ma świat młodych. https://newspapernwo.wordpress.com/2014/04/22/kalendarz-okultystyczny-masoneria-i-illuminati/ ( Walentynki, to pogańskie święto, które celebruje miłość fizyczną i pożądanie. Święto Semiramis, Nimroda i Tammuza (Kupidyna), to święto pierwszej, wzorcowej, patologicznej rodziny okultystycznej. Tammuz vel Kupidyn, strzela z łuku w serce uważane za materiał siewny wszystkich emocji, które można ukształtować w dowolny sposób, za pomocą pragnień i manipulacji. Czciciele Semiramis, przynosili do jej świątyni kwiaty i słodycze w okresie pożegnania zimy i przywitania wiosny ... ) Jeśli pogoda sprzyja, młodzież wybiera się na łąki i do lasów, szukając pierwszych pąków kwiatów. Obrzędom tym towarzyszom liczne pieśni ludowe, żarty i przesądy regionalne. Dziewczęta zbierają też resztki śniegu, aby stopić go i wykorzystywać do rytuałów magicznych i tworzenia miłosnych eliksirów. Rankiem w dniu zakochanych, warto aby kobiety umyły w takiej wodzie swoje włosy, aby zachowały one świeżość i kolor przez długie lata. Osoby, które biorą udział w słowiańskim dniu miłości, są chronione przez cały rok, przed chorobami, zwłaszcza gorączką. Swojskie święto miłości, wiąże się także z poszukiwaniem wróżek "Sânziană", które odpowiadają za kwitnięcie pierwszych fiołków, a w maju i czerwcu za kwitnięcie truskawek. Ikony przedstawiające Sanziany - wróżki, rzucane są przy śpiewie uczestników do wolnych od lodu rzek. Wieczór święta zakochanych, spędzany jest w domach młodych, przy bogato zastawionych stołach, aby miłość nigdy nie opuściła ich gniazda. Przesądy związane ze świętem zakochanym mówią, że jeśli ktoś spędzi ten dzień samotnie, będzie sam przez cały rok, a jeśli dziewczyna tego dnia nie myśli o pocałunkach z obecnym partnerem, to nie jest im pisany stały związek. Jak widać święta zastępują święta, a wartości moralne, są zastępowane demoralizacją i tandetą współczesnego romantyzmu. Czysta miłość młodych ludzi, nie musi być kojarzona z konsumpcją i kultem ciała, ale z dążeniem do budowania stałego gniazda rodzinnego, opartego na poświeceniu i wspólnej ochronie wierności i prawdziwej miłości. Aby zniszczyć idee słowiańskiego święta miłości, wmówiono ludziom, że święto nazywane Dragobetele - racice kozła, odnosi się do szatana - strachu pierwotnego, wpajanego prostym ludziom od najmłodszych lat. Ale dla Słowian i mieszkańców Bałkanów, kozioł zawsze oznaczał moc prokreacji, siłę życia i płodności. W różnych krajach swojskie święto miłości, nazywane jest także : Głową Wiosny, Dragomiru-Florea, Granguru, czy Baba Dochia ... Szukanie tandetnej mody i trendu opartego na tolerancji wobec zła, mija się z celem, przy tak bogatej, moralnej tradycji cywilizacji słowiańskiej. Liga Świata
0 notes