#Śniegi
Explore tagged Tumblr posts
meble-online · 2 years ago
Text
Stołek barowy Eileen - idealny dodatek do Twojej domowej kuchni
Stołek barowy Eileen to idealny wybór do urządzenia gustownej domowej kuchni. Najnowsze trendy w modzie meblowej zostały doskonale wyeksponowane w tej niezwykłej kompozycji. Wykonany z lakierowanego drewna wiązu w kolorze czarnym, posiada elegancki pleciony siedzisko wykonany z ratanu. Obowiązująca w trendach wiejska stylizacja z pewnością sprawi, że zakupiony produkt będzie doskonale komponował się z naszym wnętrzem. Stołek barowy Eileen to produkt firmy Niebieskie Śniegi. Jest to rodzima marka, która pojawiła się na rynku wraz z pojawieniem się tendencji na rynku meblowym. Firma specjalizuje się w wytwarzaniu mebli oraz dodatków do domu. Produkty Niebieskie Śniegi są wykonane z wyselekcjonowanych materiałów, dzięki czemu są nie tylko piękne, ale i praktyczne. Wszystkie elementy są starannie sprawdzone przed wprowadzeniem ich do produkcji, dzięki czemu możemy być pewni, że będą one służyły nam przez wiele długich lat. Firma Niebieskie Śniegi wykorzystuje nowoczesne technologie produkcji mebli, zapewniając tym samym najwyższą jakość. Firma stawia sobie za cel tworzenie produktów, które nie tylko spełniają oczekiwania klienta, ale także wzbogacają wnętrze o niepowtarzalny klimat. Stołek barowy Eileen jest idealnym wyborem do naszego domu. Sprawdzi się nie tylko jako praktyczny dodatek do kuchni, ale także zapewni nam niebanalny klimat. Mimo że jego wymiary są stosunkowo niewielkie, to ze względu na swoją wytrzymałość i wytrzymałość będzie służył nam przez długie lata. Wybrać go możemy zarówno do klasycznych, jak i nowoczesnych wnętrz. Jeśli poszukujemy produktu, który łączy w sobie wyjątkowy wygląd i wytrzymałość, stołek barowy Eileen jest tym czego szukamy.
0 notes
jamnickowa · 1 year ago
Text
Kiedy spadły śniegi...
... kosz na śmieci, zamiast się uśmiechać, ma wąsy. Byłoby dobrze, ale on... wyłysiał! 😱
Tumblr media Tumblr media
PS Człowieku, który dodajesz uśmiechy na koszach do śmieci na Grabiszynku - dziękuję! 😎
8 notes · View notes
akomoodacja · 9 months ago
Text
i gdy wiosna roztopi już wszystkie śniegi, gdy kwiaty znów zakwitną, gdy wyrwą nas wraz z korzeniami i opuścimy domy przysypane smutkiem, gdy otrzepiemy głowy z nieszczęścia, zakopiemy niepokój pod kwitnącym krzewem, po cichu przykryjemy zimie usta i pozwolimy wydać jej ostatnie tchnienie, gdy nadejdą już te słodkie porządki, małe zabójstwa, niemrawe przebudzenia, będziemy znów szczęśliwi przez chwilę, zobaczymy pierwiosnki, przestaniemy rozpamiętywać zimowe niepokoje.
6 notes · View notes
goronska · 10 months ago
Text
"Ty tu jesteś od zadawania"
właściwie nie tak często jakbym chciał lecz wreszcie nadchodzą chwile kiedy dobrze umocowani biorą się do roboty biorą na przesłuchanie biorą mnie pod włos dzielony na niepewność
dobry glina ulepiony ze złej gliny zły glina ulepiony bałwan w morzu słabego jak trzcina myślenia słońcem spomiędzy liści walą po oczach poznają że kłamałbym gdybym umiał
biorą mnie za kogoś kto zna treść żołądka zaciśniętego w zespół myślenia drażliwego biorą za pas broń chwilowego wrażenia pytania dawno już padły jak niegdysiejsze śniegi
warczą ty tu jesteś od zadawania pytań niech ci nie przyjdzie do oczu nie widzieć udawać ślepnąć od tej ciszy mówić czy są jakieś pytania nie widzę
obyś widział bo gdy pytania jak roszczenia wygasną zanikną gdy czas na pytania się skończy głowy położą się pod toporne trwanie bez niedyskretnej ciągłości
w jamie gdzie mdłości zasypiają kropla co spada w dół nie dociera a żukom toczącym kule esencji nie chce się już dokądkolwiek iść - Jacek Świłło
4 notes · View notes
ggoodbyefall · 2 years ago
Text
Smutna Rzeka (Üzgün Nehir)
Dağlardan gelen nehir
Söyle bana neden gür akarsın böyle
Kıyılarına sel bastıran
Çözülen karlar mı içinde
(…)
Mezar başında acı içinde beklerken
Ruhlara anlatır tüm üzüntüsünü
Ve gözlerinden yaşlar akar
Gürleştirir nehir sularını.
Rzeko z cudzoziemców strony
Czemu nurt twój tak zmącony?
Czy się gdzie zapadły brzegi
Czy stopniały stare, stare śniegi?
Leżą w górach stare śniegi
Kwiatem kwitną moje brzegi
Ale tam, przy źródle moim
Płacze matka nad mym zdrojem
Siedem córek piastowała
Siedem córek zakopała
Siedem córek śród ogrodu
Głowami przeciwko wschodu, wschodu
Teraz się z duchami wita
O wygody dziatki pyta
I mogiły ich polewa
I żałośne pieśni śpiewa
A river with the aliens hand Why is your current so disturbed? Or where the shores have collapsed Has the old old snow melted?
Old snows lie in the mountains My banks bloom with flowers But there, at my spring My mother cries for my spine
She had seven daughters Seven daughters she buried Seven daughters in the garden Heads against the east, east
Now he says hello to the ghosts He asks about the children's comforts And their graves are poured over And he sings mournful songs
0 notes
bookscoffeeandi · 3 years ago
Photo
Tumblr media
https://bookscoffeeandi.blogspot.com/2021/12/magorzata-warda-sniegi.html
0 notes
dzis-po-raz-pierwszy · 3 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Dziś po raz pierwszy w tym roku śnieg przykrył miasto na dłużej (czyli o tym jak włóczę się po białych cmentarzach).
"- Opowiedz o śniegu - powiedział Muminek, siadając na wyblakłym od słońca krześle ogrodowym Tatusia. - Nie rozumiem tego. - Ja też nie - odpowiedziała Too-tiki. (...) Wydaje się biały, ale czasem robi się różowy, a czasem niebieski. Może być najmiększy ze wszystkiego i może być twardszy od kamienia. Nie ma nic pewnego". ~ Tove Jansson "Zima Muminków"
Zasadniczo też śniegu nie rozumiem, jednak potrafię docenić estetyczne walory szarego, zimowego świata, który za sprawą śniegu przeobraża się w świat uporządkowany, jednolity, jasny, puszysty i polukrowany jak pączek. Doceniam oczywiście też to, że śnieg jest kluczowym w kryzysie wodnym opadem - słodką wodą o szczególnej, apetycznej konsystencji.  Jeśli już w ogóle trzeba mówić o zimie, to należy przyznać, że ze śniegiem jest lepsza niż bez niego. Pierwsze śniegi są co prawda okropne, bo błyskawicznie szarzeją w mokradłach dni niegotowych jeszcze na pokrycie białą czapą. Ale przychodzi w końcu taki śnieg, który powoduje, że wszystko staje się bielsze i piękniejsze na dłużej niż kilka godzin. Właśnie wtedy lubię przyjrzeć się miastu, z którego zazwyczaj uciekam. Wybieram boczne uliczki, obrzeża, miejsca wątpliwe. Zaglądam w schowane podwórka, łażę po parkach i szczególnie przeze mnie uwielbianych cmentarzach. Jak ten na Bluszczowej. Dziś tam napadało z piętnaście centymetrów! Wpadłam na Bluszczową na chwilę, ale nie mogłam oderwać wzroku od tych nagrobnych kwiatów, jakby zaskoczonych, że to już właściwie zima.
Bo jest jakaś sprzeczność w widoku kwiatów pokrytych śniegiem. No, albo kwiaty albo śnieg, proste. Oczary, ciemierniki, wrzośce czy przebiśniegi to jednak za mało, by znieść tę antynomię (nawet coś tak uroczego jak wawrzynek wilczełyko kwitnący w lutym nie daje tu rady).  I ta sprzeczność jest wizualnie bardzo satysfakcjonująca. I co ciekawe - ona znosi inną antynomię: żywego i sztucznego kwiata. Śnieg zabiera kicz. Bo gdy przykrywa większość kwiata, tracisz pewność czy pod spodem jest prawdziwa roślina, czy jej smutna reprezentacja z plastiku. Zostaje niepewność (Muminki mają rację).
Dlatego cmentarze są wspaniałe również zimą. To tam śnieg zostaje nietknięty najdłużej (i wszystko przykrywa jednakowo). Dziwię się, że spotykam na cmentarzach tak mało spacerowiczów. 
7 notes · View notes
linkemon · 3 years ago
Text
Hasegawa Langa x Reader x Kyan Reki
Tumblr media
[Reader] nienawidziła deskorolki z całej siły. Dopiero Langa i Reki uświadamiają jej, że kawałek drewna na kółkach to coś więcej...
Praca znajduje się również na Wattpadzie (pod tym samym nickiem). Beta: Dusigrosz
Dodatkowe informacje: 1. Zdecydowałam się na romanizację jak chodzi o imiona i nazwiska bohaterów zamiast angielskiej wersji, bo tego się trzymam przy wszystkich shotach (stąd Ranga a nie Langa). W związku z tym występują tu też honoryfikaty i postacie zwracają się do siebie nazwiskami a nie imionami. 2. Kickflip, Grind i Benihana to nazwy trików deskorolkowych.
Ranga rozpędził się i wyskoczył w górę. Deska pomknęła razem z nim. Przez moment miał wrażenie, jakby znowu przemierzał kanadyjskie śniegi.
Nad głową miał czyste niebo. Wciągnął haust zimnego, górskiego powietrza. Gdy pędził, chłostały go ciemnozielone gałęzie. Nawet ich nie omijał. Trochę otarł sobie policzek, ale to nic. Na mrozie ból nie dawał o sobie znać. Zajmie się tym później. Z nieba spadał gęsty, biały puch. Zalegał na czapce i szaliku. Odgarniał go po każdym powrocie na górę, ale przemoczył kurtkę. Mama zdążyła go za to zbesztać zanim poszła na obiad. Powinien dołączyć do niej i taty, ale wciąż miał ochotę jeździć. Za każdym razem powtarzał sobie, że to ostatni raz. Nie był głodny. W brzuchu wciąż jeszcze czuł przyjemne ciepło po niedawno wypitej gorącej czekoladzie. Była ciemnobrązowa, aromatyczna i przyprawiona cynamonem. Do tego dostał podwójną ilość pianek. Pani z kawiarni od zawsze uważała go za swojego stałego klienta. Ulubiony napój czynił to popołudnie jeszcze lepszym. Stanął w kolejce do wyciągu. Wyciągnął rękę, by złapać płatek śniegu. Podobno były niepowtarzalne. Wytężył wzrok, próbując dojrzeć, czy ten, którego złapał, naprawdę jest wyjątkowy. Na tle granatowej rękawiczki dojrzał sześć ramion. Nie potrafił ocenić...
— Hasegawa-kun!
Upadł na beton. Wspomnienie skończyło się w ułamku sekundy. Był w Japonii. Deska miała kółka. Nie mknęła gładko po śniegu. To nie snowboard.
— Wszystko gra? ��� Kyan podał mu rękę.
— Nic mi nie jest.
Kickflip nie wyszedł. Kolejny raz źle dobrał ilość siły. Rotacja powinna wynieść pełny obrót, tymczasem on wykonał zaledwie trzy czwarte.
Prawa noga pulsowała bólem. Na niej oparł cały ciężar ciała, kiedy się przewrócił. Z pewnością weekend rozpocznie z okazałym siniakiem.
— Jesteś dzisiaj okropnie rozkojarzony. Stary, co się z tobą dzieje?
Chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć. Przyjaciel miał rację. Przez całe popołudnie myślał o wszystkim, tylko nie o przygotowaniach do wyścigu. Powinien się starać, aby dorównać Adamowi. Tego właśnie pragnął przez cały poprzedni tydzień, ale dzisiaj coś skutecznie odciągało go od myśli o S.
Mimowolnie zwrócił głowę w stronę oddalonej ławki. Przechodził obok niej codziennie. Nie zachęcała wyglądem. Nie wątpił, że mogła się na niej kryć niejedna drzazga. Farba miała paskudny, ciemnożółty kolor. Odłaziła płatami. Do tego chore drzewo, nieustannie zrzucające liście, i stada kruków. Nikt nie chciał przesiadywać w takiej scenerii. Poza tym okolica była opuszczona. Dawne bloki mieszkalne zburzono. Teraz znajdowały się tu jedynie magazyny i stary skatepark. Deski, rolki i wrotki przejęły ten teren dawno temu. Tak mu kiedyś powiedział Joe.
Dlatego tak bardzo dziwił się dziewczynie czytającej książkę. Odkąd przyjechał do miasta, nie widział ani jednej osoby w tym miejscu. Czuł się zaintrygowany.
Nie umknęło to uwadze Rekiego.
— Już widzę, jak się sprawy mają — oznajmił z miną znawcy. — Dziewczyna wpadła ci w oko.
— Wcale nie! — Ranga odwrócił głowę. — Nawet jej nie znam.
Złapał za deskę i wrócił do treningu. Miał nadzieję, że tym samym odwróci uwagę przyjaciela od tematu. Poczuł gorąco na twarzy. Od dzieciństwa się rumienił. Niektórzy uważali to za urocze. On jednak nie lubił tego, jak bardzo własne ciało potrafiło go zdradzać.
— Możesz poznać — droczył się Kyan. — Nazywa się [Reader]-san. Przychodzi tu czasami. Zawsze siada w tym samym miejscu i ma ze sobą książkę. Nie dziwię się, że jeszcze jej nie widziałeś. Ostatni raz była tu jeszcze przed twoim przyjazdem. — Objął go ramieniem. — Zapoznałem się z nią, ale zawsze, kiedy chciałem dłużej pogadać, mówiła, że musi już iść...
Ranga wiedział, jak bardzo natarczywy potrafi być chłopak. Jego upór przekraczał zdrowe granice.
— Ile razy próbowałeś?
— Sześć albo coś koło tego. — Podrapał się po głowie.
— Nic dziwnego, że nie było jej tu prawie dwa miesiące. — Hasegawa roześmiał się.
To był błąd. Na twarzy Rekiego pojawił się dobrze znany uśmiech. Zwiastował kłopoty.
—Dzisiaj będzie siódmy. Szczęśliwe liczby nie kłamią. A poza tym pójdziemy tam razem.
Przyjaciel wzmocnił uścisk wokół szyi. Tym samym zmusił go do podążenia za sobą. Na nic zdały się protesty i błagania. Nie udało mu się wyrwać.
— Cześć!
Na dźwięk znajomego głosu [Reader] zamknęła książkę.
— Hej! — odparła niezbyt entuzjastycznie.
— Dawno się nie widzieliśmy. Przyszedłem ci przedstawić mojego nowego przyjaciela. Niedawno się tu przeprowadził. [Reader]-san, to Hasegawa Ranga. Hasegawa-kun, to [Reader].
Chłopak ukłonił się. Czuł zażenowanie. Przeszkodzili dziewczynie w czytaniu. Nie wyglądała na zirytowaną, ale zdecydowanie się zmieszała. Pewnie tak ja on nie przepadała za poznawaniem nowych ludzi.
— Też czytałem „Północny wiatr" — powiedział, chcąc przerwać ciszę. — Podobało mi się, w jaki sposób porusza trudne tematy. W ogóle nie spodziewałem się zakończenia.
Okładka w niebieskich odcieniach rzucała się w oczy. Rozpoznał ją od razu.
— To dosyć niszowy tytuł. — Spojrzała na niego ze zdumieniem.
— Jestem z Kanady.
Autorka książki również z niej pochodziła. Umieściła akcję w jego ojczystym kraju. W związku z tym w Kraju Klonowego Liścia sprzedaż była fenomenalna.
Kupił książkę kilka miesięcy temu. Nie przepadał za taką rozrywką, ale potrzebował czegoś, by zająć myśli. Po stracie ojca zdarzało mu się szwendać bez celu po domu. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Nie chciał, żeby mama się martwiła, więc postanowił spróbować sił w czytaniu. Nie pochłaniał stron w zastraszającym tempie, ale fabuła mocno go wciągnęła. Zupełnie nie spodziewał się tajemnic, jakie skrywała główna bohaterka, i to go najbardziej fascynowało.
— Kurczę, Shadow przyjechał. Powinniśmy się zbierać. — Kyan wydawał się naprawdę zawiedziony.
Najwidoczniej zrozumiał już, że kolejna szansa na pogłębienie znajomości przepadła.
Tej nocy odbywał się kolejny wyścig. Higa obiecał, że zabierze ich ze sobą. Musieli go błagać, żeby w ogóle pozwolił im usiąść w swoim aucie. Dbał o nie bardziej niż o deskorolkę, mimo że było starym rzęchem. Dobiegały z niego dziwne dźwięki, świadczące o tym, że najwyższa pora na wizytę u mechanika. Raz nawet nie chciało odpalić. O mało co nie spóźnili się wtedy na S. Kiedyś próbowali w nim otworzyć po cichu paczkę chipsów na tylnym siedzeniu. Hiromi dostał szału i kazał im poodkurzać wszystko co do okruszka. Zmarnowali całe popołudnie.
— [Reader]-san, powinnaś kiedyś wpaść, żeby zobaczyć, jak jeździmy.
— Chłopaki, ile mam na was czekać? — W głosie kierowcy było czuć zniecierpliwienie.
Reki ruszył przodem, próbując uspokoić Shadowa.
— Przepraszam, jeśli się narzuciliśmy — słowa same wyrwały się z ust Langi — i za mojego przyjaciela. Czasem bywa natarczywy, ale chce jak najlepiej.
— Naprawdę tak myśleliście? — Zamrugała z niedowierzaniem. — Że nie chcę z wami rozmawiać?
Teraz naprawdę poczuł się głupio. Założył, że tak właśnie było. W zasadzie nie miał nic, żeby to udowodnić. Po prostu wydawało mu się to najlogiczniejsze. Szczególnie po tym, co wcześniej słyszał. W końcu sześć razy to wystarczająco dużo, by dać do zrozumienia, że nie chce się kogoś widzieć.
— Wiem, że to dziwnie wygląda, ale naprawdę coś mi przeszkadzało za każdym razem, kiedy próbowałam pogadać z Kyanem-kun. Nie bardzo mogę to wytłumaczyć, ale mam nadzieję, że nie ma mi tego złe...
— Oczywiście, że nie. — Próbował wyratować sytuację. — Bardzo by się ucieszył, gdybyś przyszła do skateparku.
— Tylko, że... ummm... On bardzo lubi jeździć a ja... nie umiem. Tak właściwie to bardzo nie lubię deskorolek... — Wbiła oczy w ziemię.
— Możemy cię nauczyć. A nawet jeśli nie, to po prostu przyjdź poczytać na ławce obok. Mamy lepsze światło niż pod tym drzewem. — Uśmiechnął się zachęcająco.
Nagle do ich uszu dobiegł głośny dźwięk klaksonu.
— Jedziesz z nami, czy popylasz sam?! — wydarł się kumpel.
— Już idę! — odkrzyknął. — Powinienem się zbierać. Miło było cię poznać. — Odwrócił się z zamiarem odejścia.
Kiedy już postawił krok, zatrzymało go ciche pytanie:
— Hasegawa-kun, kochasz deskorolkę?
Zwrócił się w jej stronę i pokiwał głową.
— Dlaczego? — Mocno ścisnęła książkę.
Chłopakowi przyszło na myśl to dziwne, tajemnicze uczucie, którego doznawał za każdym razem, gdy zabierał się do jazdy. Nie potrafił go opisać słowami. To nie była tylko drewniana deska z kółkami. Chodziło o coś więcej.
— Byłem trochę jak bohaterka „Północnego wiatru"... Samotny i zagubiony. Myślałem, że najlepsze jest daleko za mną... ale skateboarding pokazał mi, że to nieprawda. Wyciągnął mnie z czarnej dziury, gdy myślałem, że nie ma dla mnie ratunku. Dał mi przyjaciela, dobre wspomnienia i nowy cel. To więcej, niż kiedykolwiek mogłem chcieć.
Kolejny głośny sygnał z auta Higi dał znać, że przeciąga strunę.
— Do zobaczenia! — rzucił i pobiegł w stronę samochodu.
Nie widział tego, ale dziewczyna wpatrywała się w skatepark jeszcze przez długi czas po jego odejściu.
***
Reki mocno się zdziwił, widząc [Reader] na ławce przy torze do jazdy.
— Przyszłaś zobaczyć, jak śmigamy? — zapytał entuzjastycznie.
— Hasegawa-kun mówił, że tu jest lepsze światło do czytania. Wpadłam zobaczyć, czy to prawda. — Uciekła wzrokiem.
Coś go leciutko ukłuło. Znał to uczucie. To była zazdrość. Nikła i niepozorna, ale jednak. W głębi ducha mówił sobie, że ma do niej prawo. Próbował nawiązać kontakt z dziewczyną wielokrotnie. Zapraszał ją kilka razy, ale nigdy nie przyszła. A teraz wystarczyło, że pojawił się jego kumpel, i od razu się udało. Jakby tego było mało, prześcigał go w ulubionej dyscyplinie. Jeszcze dwa miesiące temu był nowicjuszem. Totalnym żółtodziobem. Nie potrafił nawet utrzymać równowagi na desce. Kyan stał się nauczycielem nieporadnego znajomego. Jednak teraz uczeń przerósł mistrza. Nie zostało już nic nowego, co mógłby mu pokazać.
— To my idziemy poćwiczyć. — Uśmiechnął się Ranga.
Zrobił to naturalnie. Jakby wcale nie musiał się zastanawiać nad tą reakcją.
— Zerkaj na nas czasem! — rzucił Reki.
Jego uśmiech był inny. Przyklejony do twarzy. Wymuszony.
Zaczął się zastanawiać, kiedy zamienili się rolami. W którym momencie przestał być tym pogodnym gościem, zawsze gotowym kogoś rozweselić?
Ścisnął mocno deskę — ten od lat wyjeżdżony kawałek drewna, który przynosił mu tyle radości. Sam zamontował specjalne kółka. Spojrzał na pociągniętą kolorowymi sprayami powierzchnię. Niedawno razem ją odnawiali. Kumpel pomógł mu wybrać kolory i wzory. Spędzili razem zabawne popołudnie w garażu.
Odepchnął się mocno lewą nogą. Znał tylko jeden sposób na radzenie sobie z problemami — jazdę. Jego Grindy potrzebowały dopracowania. Postanowił, że skupi się na nich, ale niechciane myśli wciąż pchały mu się do głowy.
Nie chciał się złościć na przyjaciela. Obwinianie go o coś, na co nie miał wpływu, byłoby chamskie. Szczególnie że przez długi czas dobrze się z Hasegawą bawił. Razem chodzili do szkoły, spędzali czas i rozmawiali o wspólnej pasji. W dodatku łączyły ich nielegalne wyścigi. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz w jego życiu działo się tyle dziwnych, ale dobrych rzeczy.
Dopiero od niedawna zatruwały go myśli o tym, że jest gorszy. Próbował sobie tłumaczyć, że tylko w tym jednym aspekcie. W końcu nie mógł pokonać czyjegoś talentu samą ciężką pracą. Nieważne, jak bardzo by się nie starał, stało się jasne, że w skateboardingu Hasegawa będzie o krok przed nim.
Teraz jednak wyglądało na to, że zabrana zostaje kolejna rzecz, na której mu zależało.
Szybko zganił się za te słowa. Przedmiotowe myślenie o dziewczynach było niewłaściwe. Poczuł się przez to jeszcze gorzej.
Kolejny raz spróbował powtórzyć Benihanę. Palce ześlizgnęły się z krawędzi deski. Rozpaczliwie próbował zdążyć, ale przez to noga zamiast stabilnej powierzchni napotkała powietrze. Wydawało mu się, że wszystko wokół na moment zamarło. Jakby na ułamek sekundy czas się zatrzymał. Zaraz potem upadł na twardy beton.
— Cholera — mruknął cicho.
— Wszystko w porządku? — krzyknął Ranga.
— Jest git!
[Reader] odłożyła książkę na ławkę, zabrała torbę i podeszła do niego.
— Bardzo boli? — Kucnęła.
— To nic takiego. Skater bez siniaków jest jak żołnierz bez karabinu.
Parsknęła cicho, próbując ukryć to dłonią.
Nie był to pierwszy i nie ostatni raz, kiedy zrobił sobie krzywdę. Sport wiązał się z kontuzjami. Już od małego przyzwyczajał go do zadrapań i ran.
Z całej siły wykręcił do tyłu głowę, próbując zobaczyć, w jakim stanie jest prawa ręka. Trochę krwi i brudu, ale poza tym wydawało się, że wszystko jest w porządku.
— Mogę to opatrzyć, jeśli chcesz. — Złapała za torbę.
— Nie wolisz oglądać, jak jeździ Hasegawa-kun? — Zgryźliwy komentarz opuścił jego usta zanim zdążył się powstrzymać.
[Reader] zamrugała parę razy.
Zrobiło mu się głupio. Co się z nim ostatnio działo? Miał dosyć samego siebie.
— Przepraszam. Zapomnij, że cokolwiek mówiłem.
— Nic nie szkodzi. — Wyciągnęła buteleczkę, gazę i bandaż.
— Masz w środku całą apteczkę? — Spojrzał na to wszystko wielkimi oczami.
Widział czasami, jak dziewczyny nosiły ze sobą plastry. Zazwyczaj na wypadek obtarcia nóg po wysokich butach. Zastanawiał się, po co sobie to robią. Może i wyglądały ładnie, ale nie zamieniłby wygodnych, znoszonych trampek na szpilki.
To jednak było o wiele więcej niż przeciętna zawartość torebki.
— To dlatego, że... jestem niezdarna. No wiesz... często się wywracam i takie tam — powiedziała cicho.
— Dlatego nawet latem nosisz długie rękawy?
Przedtem nawet nie zdawał sobie sprawy, że to zauważył. Zdecydowanie za często patrzył w jej stronę przez ostatnich kilka miesięcy.
— Tak. Mniejsza o to — ucięła.
Nasączyła gazę. Delikatnie złapała go za rękę i zaczęła przemywać czerwone miejsce.
— Auauaua! — Wyrwał się.
— Musi trochę poszczypać.
— To boli. Myślałem, że masz Octenisept albo coś takiego. Może jednak zostawimy to, jak jest? — zaproponował, czując łzy wzbierające w kącikach oczu.
Popatrzyła na niego karcąco. Poczuł się jak małe dziecko.
— Woda utleniona jest tańsza. Po co niepotrzebnie wydawać pieniądze? — Wzruszyła ramionami. — Daj mi to dokończyć, bo jeszcze wda się zakażenie.
Zniósł więc nieprzyjemne uczucie. Nie syknął ani razu. Nie chciał wyjść na okropnego mięczaka.
[Reader] sprawnie uwinęła się z opatrunkiem. Musiała mieć spore doświadczenie.
— Muszę wracać, bo się spóźnię. — Nerwowo spojrzała na zegarek.
Kyan zauważył, że wygląda na całkiem stary. Model był zdecydowanie sprzed ostatniej dekady. Zaintrygowało go to. Czyżby podążała za dziwną modą? Ale nigdy dotąd nie widział jej jakoś szczególnie ubranej. Zazwyczaj miała na sobie szkolny mundurek albo wygodną bluzę i spodnie. Stwierdził więc, że pewnie przedmiot ma jakąś wartość sentymentalną.
— Co do tego wcześniejszego pytania... — Zawahała się, jakby nie do końca była pewna, czy powinna odpowiedzieć. — Hasegawa-kun dobrze jeździ, ale wydaje mi się, że ty czerpiesz z tego większą frajdę. Chciałam się przekonać, czy deska rzeczywiście może komuś sprawiać radość. Kiedy patrzę na ciebie, myślę, że to naprawdę możliwe.
Zostawiła go z tymi słowami i zabandażowanym ramieniem. Od tamtego momentu aż do wieczora, każdy trik wychodził perfekcyjnie.
***
— Powinnaś spróbować! — nalegał Reki.
Nadal nie wiedział, jak do końca powinien się czuć ze swoim skateboardingiem. To jednak nie oznaczało, że przestanie namawiać innych do próbowania. Szczególnie że [Reader] nie wyglądała na aż tak mocną konkurencję, by jeszcze bardziej podkopać jego poczucie własnej wartości.
— Sama nie wiem...
Dziewczyna niepewnie zerknęła na deskę. Tyle razy obiecywała sobie, że będzie się trzymać z daleka od znienawidzonego sportu. Ten jednak znalazł ją, choć przez całe życie chciała się przed nim ukryć.
— Będę cię trzymał za rękę przez cały czas, jeśli się boisz. — Wyszczerzył się.
— Może lepiej będzie — podkreślił Hasegawa — jeśli to ja będę ją trzymał za rękę. Kiedy się uczyłem, też mi obiecywał, że będzie bezpiecznie. Zgadnij, co się potem stało...
— Puścił cię i zaliczyłeś glebę?
— Dokładnie. — Spojrzał karcąco w stronę nauczyciela.
— Jej bym nie puścił — odparował Kyan. — Zresztą nieważne. Zawsze mogę asekurować.
Wzmianka o tym, jak dopomógł odwadze przyjaciela nieco go zawstydziła. Tak już miał, że pod wpływem chwili przychodziły mu do głowy różne pomysły. Prawdą było, że trochę za szybko planował usamodzielnić ucznia, ale nie chciał jego krzywdy. Trochę straconej krwi jeszcze nikogo nie zabiło. Nie przewidział, że kiedykolwiek wrócą do tego tematu, a już szczególnie teraz.
Ostatecznie [Reader] dała się przekonać. Z początku lekko się chybotała, ale dość szybko okazało się, że ani dłoń, ani zabezpieczanie pleców nie są potrzebne. Nie upadła ani razu. Ranga nie zobaczył w tym nic dziwnego. W końcu pomimo talentu zajmował się tematem od niedawna. Co innego Reki.
— Nigdy wcześniej nie jeździłaś? — zapytał.
Dziewczyna uciekła wzrokiem i zeszła z deski.
— Może kiedyś, w dzieciństwie. Nie pamiętam — wymamrotała.
Czuł, że to nie jest pełna odpowiedź. Nie do końca kłamstwo, ale też nie całkowita szczerość. Kim jednak był, aby żądać całej prawdy?
— Na dzisiaj chyba wystarczy — stwierdził, chcąc uciąć temat. — Piękne dziewczyny nie powinny mieć zakwasów...
Poczuł się jak idiota. Miał wrażenie, że mózg na moment przestał mu pracować. Albo jeszcze gorzej — zniknął. Takie teksty serwowało się w filmach, nie na żywo. Nawet jeśli uważał, że jest śliczna. A co, jeśli pomyśli sobie, że jest natarczywy? Albo że widzi w niej tylko urodę? I już nie będzie chciała przychodzić do skateparku... Jak się przeprasza za takie rzeczy? Czy to możliwe, że zaraz zejdzie na zawał?
Miał wrażenie, że myśli przelatują mu przez głowę z prędkością rozpędzonej deskorolki. Nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. Teraz był już pewny, że zamienił się rolami z Hasegawą. W końcu zawsze dotąd wiedział, co powiedzieć. Nieważne, czy to był nauczyciel w szkole, gdzie nielegalnie jeździł, czy Adam podczas wyścigu. A teraz go zamurowało.
Mrugnęła trzy razy zanim dotarło do niej, co powiedział. Wiedział, bo liczył. Chwila zdawała się niemiłosiernie dłużyć.
— Jeszcze nikt... nigdy...
Chciał się zapaść pod ziemię. Rozważał nawet zabranie deskorolki i zwianie na niej w najbliższą ulicę.
— ...nie powiedział mi, że pięknie wyglądam. Dzięki, Kyan-kun. — Uśmiechnęła się nieśmiało.
Radość i ulga po tych słowach były porównywalne do wygrania w S.
***
Ranga mijał czerwone, pomarańczowe i żółte drzewa posadzone wzdłuż chodnika. Słońce leniwie wstawało w chłodnym, rześkim powietrzu. Poranek zapowiadał się zimno. Na szczęście zabrał z domu marynarkę. Spojrzał w bok. Sąsiedzi sprzątali trawniki. To przypomniało mu, że obiecał pomóc mamie po powrocie do domu. Jesień w Japonii wyglądała pięknie, ale nic samo się nie uprzątnie. Kilka samotnych, zeschniętych liści przeleciało tuż obok jego głowy.
Jechał do szkoły, czytając książkę. Z jednej strony obawiał się mandatu, ale z drugiej tak się wciągnął, że nie mógł przestać. Miał nadzieję, że uda mu się skończyć rozdział na lekcji. Nauczyciel był nierozgarnięty. Może jak schowa powieść za okładką podręcznika, to jakoś mu się uda. [Reader] podsunęła mu tę radę. W końcu to dzięki niej znalazł przyjemność w nowym zajęciu. Miał ochotę wyjść z nią gdzieś po południu. Miał jednak świadomość, że wypadałoby zaprosić Rekiego. Zazwyczaj spędzali czas we trójkę i jakoś tak się przyjęło, że prawie nigdy nie widywali się w innym składzie. Ostatnio zaczęły go nachodzić myśli o tym, jak by to wyglądało, gdyby zobaczył się z dziewczyną sam na sam. Czy to byłoby jak zdrada przyjaciela? Nie był na tyle ślepy, aby nie widzieć zainteresowania, jakie okazywał jej Kyan. Coś wisiało w powietrzu. Tylko dlaczego miałby rezygnować z potencjalnej szansy? W końcu nie padło żadne oficjalne oświadczenie z żadnej strony. Równie dobrze [Reader] mogła nie być zainteresowana jego przyjacielem w taki sposób.
Ziewnął przeciągle. Na japońskim z pewnością będzie żywym trupem. Miał tylko nadzieję, że nie zaśnie. Wczoraj do późna pomagał przygotowywać prezent urodzinowy.
Znalazł w pożyczonej od dziewczyny książce dedykację. Z daty jasno wynikało, że święto wypada dzisiaj. Nie mieli zbyt wiele czasu. Tak więc razem z przyjacielem zakasali rękawy i postanowili zrobić dla niej deskę. Nie chciała kupić własnej, bo mówiła, że szkoda jej pieniędzy. Pożyczanie też nie było idealnym rozwiązaniem, bo ktoś zawsze musiał siedzieć. Do jazdy we trójkę potrzebowali czegoś więcej. Tak więc Reki zebrał całą techniczną wiedzę do kupy i z radością zaczął składać elementy zamówione w Internecie i kupione w Dope Sketch. Wybłagali u Oke-sana zniżkę. Dał ją, choć z bólem serca. Hasegawa nie mógł pomóc w kwestii budowania, więc zajął się ozdabianiem. Zaprojektował wzór na kartce, a potem w ruch poszły spraye i naklejki. Nawet udało mu się znaleźć kilka motywów związanych z książkami, o których mu opowiadała. Miał nadzieję, że dzięki temu poczuje bardziej, że deska należy do niej. W końcu indywidualizm stanowił ważną część skateboardingu.
Na koniec znaleźli w garażu nieużywane pudełko i wpakowali dzieło do środka. Kiedy owijali je papierem, była już trzecia w nocy. Rankiem Rangę ratować musiała kawa do spółki z energetykiem, ale nie żałował. Miał nadzieję, że praca się opłaci i wkrótce zobaczy zadowoloną solenizantkę.
***
Hasegawa trzymał pod pachą prezent i zastanawiał się, czy wygląda dziwnie, jadąc z nim na desce. Głównie dlatego, że ludzie patrzyli na niego z zainteresowaniem. Bardziej prawdopodobne było jednak, że to jego nietypowa uroda przyciągała uwagę. Często brano go za turystę. Nierzadko również zakładano, że nie potrafi mówić po japońsku.
Przyjaciel śmigał tuż obok niego. Co jakiś czas wykonywał triki. Nie dziwił mu się. Sama jazda dosyć szybko się nudziła. Poza tym Kyana rozpierała energia. Widział, jak bardzo nie może się doczekać ujawnienia niespodzianki. Nadmierna ekscytacja udzieliła się też jemu. Niestety zamiast wręczać paczkę, kręcili się po nieznanej okolicy
[Reader] napisała, że nie da rady dzisiaj przyjść do skateparku. Stwierdzili więc, że wpadną do niej do domu. Dopiero potem uświadomili sobie, że nie znają dokładnego adresu. Dziewczyna nie odpisywała na żadne wiadomości, więc wzięli sprawy w swoje ręce (albo raczej nogi). Skierowali się w stronę osiedla, o którym kiedyś wspominała. Wypytywali ludzi w okolicy, mając nadzieję, że ktoś wskaże im odpowiednie mieszkanie.
Szczęście przyniósł im mleczarz. Staruszek miał już najlepsze lata życia za sobą. Siwy, brodaty i pomarszczony niestrudzenie brnął przed siebie. Zgarbione plecy pokazywały, od jak wielu lat jeździł rowerem z przyczepką. Zrównali się z nim.
— [Reader]? Znam ją. Nigdy ode mnie nie kupuje — mruknął. — Mieszka w tamtą stronę, dwie przecznice stąd. Dosyć duży dom, na pewno nie przegapicie.
Podziękowali serdecznie. Mieli już dosyć błądzenia po nieznanym terenie. W ramach wdzięczności każdy z nich kupił po butelce białego, jeszcze chłodnego napoju.
Napisali sms-a do [Reader], że niedługo wpadną. Liczyli na to, że go odczyta i wyjdzie im na spotkanie.
Podążyli zgodnie z otrzymanymi wskazówkami. Mężczyzna miał rację. Nie dało się pomylić budynków. Co prawda dom był mały, ale wyróżniał się na tle innych. Brama była bogato zdobiona. W ogrodzie rosły krzewy uformowane w przedziwne kształty. Nawet chodnikowa kostka wyglądała na niemało kosztującą mozaikę. Na drzwiach zawieszono ozdobny wianek z kolorowych kwiatów. Zamiast dzwonka znaleźli staromodną kołatkę. Niewiele myśląc, złapali deski pod pachy i zastukali.
— Ej, śpiewamy sto lat? — szepnął Ranga.
Nie zdążył otrzymać odpowiedzi.
W drzwiach pojawiła się wysoka i szczupła kobieta. Ciemne włosy upięła w dystyngowany kok. Elegancka, fioletowa sukienka powiewała za nią, gdy do korytarza wtargnęło jesienne powietrze. Wygląd psuł jedynie orli nos, nadający jej twarzy surowy wyraz. Spojrzała na nich podejrzliwym wzrokiem.
— Dzień dobry. Pani [Reader]? — upewnił się Reki.
— Zgadza się — przytaknęła. — Ale nie chcę od was niczego kupować — burknęła, omiatając wzrokiem pudełko. — Mam już garnki, odkurzacze, sokowirówkę... — zaczęła wymieniać.
— Źle nas pani zrozumiała. Szukamy naszej znajomej — [Reader].
Opisał jej wygląd w nadziei, że to pomoże.
— Mojej bratanicy? — Ton głosu od razu się zmienił. Stał się jeszcze zimniejszy niż na początku. — Wysłała was po pieniądze? — Zaśmiała się histerycznie. — Możecie powiedzieć jej i mojemu bratu, że nie dostaną ode mnie złamanego grosza! Na wszystko sobie zasłużył. Nie musiał się rozpijać. Zawsze mu mówiłam, że ten jego cholerny sport nic mu nie da, ale po co słuchać starszej siostry? Zniszczył sobie życie i rozwalił rodzinę...
Nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Byli pewni, że chodzi o ich przyjaciółkę. Tylko o czym dokładnie mówiła ta kobieta? Nie wypadało jej przerywać. Nie mogli też odejść, wplątawszy się w tę dziwną sytuację. Stali więc, słuchając tyrady.
Hasegawa czuł, że wcale nie powinni się tu teraz znajdować. Wszystko brzmiało jak afera rodzinna, a oni nie byli jej częścią. Już chciał się pożegnać, gdy za jego plecami pojawiła się [Reader]. Widocznie w końcu odczytała wiadomość. Wybiegła z jednego z sąsiednich domów. W porównaniu z rezydencją, przed którą stali, budynek wyglądał odpychająco.
— Co wy tu robicie? — W jej oczach widać było przerażenie.
Łzy błyszczały w kącikach oczu. Nieudolnie próbowała je wytrzeć rękawem starego, znoszonego swetra.
Przybiegła w nadziei, że jakoś uda się jej wyprowadzić chłopaków z okolicy. Jednak było już za późno. Ciotka powiedziała, co chciała. Prawda wyszła na jaw. Nie dało się nic zatuszować. Szczególnie że na policzku wciąż widoczny był czerwony ślad po uderzeniu. Historyjki o upadku ze schodów czy potknięciu na drodze nic nie dadzą.
— Wracaj tu! — Krzyk pana [Reader] niósł się echem po osiedlu.
Zataczał się. W dłoni trzymał tanie wino. Resztki czerwonej cieczy tańczyły w butelce przy każdy chwiejnym kroku.
Widok ten nie stanowił nic nowego. Najbardziej żałowała, że znajomi muszą na to patrzeć. Nie bez powodu trzymała się z daleka od ludzi. Z powodu ojca nikt nie miał ochoty zadawać się z kimś takim, jak ona.
Ranga na moment osłupiał. Czuł się, jakby oglądał film. Trudno było mu uwierzyć, że jest świadkiem całej tej sytuacji. Miał świadomość, że ludziom przytrafiają się takie rzeczy. Jednak cała idea był odrealniona, bo nigdy tego nie doświadczył. A teraz okazało się, że ktoś z jego otoczenia jest ofiarą, i to wywróciło wszystko, co do tej pory wiedział, do góry nogami.
Każdy siniak i rana nabrały znaczenia. Noszenie przy sobie apteczki na nagłe wypadki stanowiło konieczność. Zrozumiał, dlaczego dziewczyna tyle czasu spędzała poza domem. Ucieczka w świat książek była jedynym wyjściem. Dotarło też do niego, że nigdy nie widział jej w towarzystwie koleżanek ani znajomych. Nagłe odwoływanie spotkań z dziwnych powodów nareszcie miało sens. Antypatia do deski też nie pojawiła się znikąd.
Kiedy zrozumiał, że ojciec zamierza podnieść rękę na córkę, stanął mu na drodze. Poczuł skok adrenaliny. Jego ciało ruszyło się pod wpływem impulsu. Kyan zrobił dokładnie to samo. Uderzenie przyjęło na siebie prezentowe pudełko. Potem pamiętał tylko mieszaninę krzyków, szarpaninę i telefon na policję. Kiedy funkcjonariusz przyjechał, wciąż był w szoku, ale odetchnął z ulgą.
***
— To zabawne — stwierdziła [Reader]. — Porażka w skateboardingu zniszczyła mojego ojca, dlatego nauczyłam się go nienawidzić. A teraz uratowała mnie deskorolka.
Spojrzała na kawałek drewna na kółkach pod stopami. Wyglądało na to, że jednak polubi ten sport tak mocno, jak czytanie.
— Jesteś pewna, że chcesz zostać u ciotki? Jak znam moją mamę, to nie miałaby nic przeciwko, żebyś u nas na trochę zamieszkała. — Hasegawa poprawił jej ustawienie nóg.
— Nie wiem, co dokładnie ją poruszyło. Może zwyczajnie zrobiło jej się głupio, że bronili mnie obcy ludzie, a rodzina nic nie zrobiła. Zresztą nieważne... — Spróbowała podskoczyć, zachowując balans. — Długo rozmawiałyśmy o wszystkim. Mogę tam zostać. Teraz, kiedy założyli mi niebieską kartę, powinno już być spokojniej.
— Już my tego dopilnujemy — stwierdził Ranga.
— Na rozmawiajmy o tym na razie. Dzisiaj mam ochotę tylko pojeździć.
Jutro czekała ją wizyta u psychologa. Nie dało się na to przygotować. Bała się jej, ale też pokładała w niej nadzieję.
Nabrała w płuca chłodnego powietrza. Świat wyglądał zupełnie inaczej w pędzie. Kolory rozmazywały się w jej oczach. Chciała choć na chwilę zapomnieć o wszystkim. Nie musieć się przejmować przeszłością. Gdzieś z tyłu głowy czaiły się stare myśli. O tym, że w domu może zastać wielką niewiadomą — pozorny ład albo dziki szał. Należało więc potulnie schodzić ludziom z drogi. Na wszelki wypadek. Teraz problemy finansowe w końcu przestały spoczywać na jej barkach i czuła się z tym dziwnie. Nie musiała się zastanawiać, jak zapłaci czynsz za kolejny miesiąc. Dostała nawet kieszonkowe. Wciąż obawiała się je wydać, jakby miało za chwilę stać się potrzebne. Sen stał się dziwnie spokojny. Tak bardzo, że aż czasami nie potrafiła się położyć do łóżka. Nie chodziła już spać w akompaniamencie krzyków na zmianę z przeprosinami i fałszywymi obietnicami lepszego jutra. Wiedziała, że teraźniejszość była normalna, ale wciąż nie umiała do końca tego zaakceptować. Nie dało się nagle wymazać lat pełnych przemocy, alkoholu i bólu. Jednak zamierzała spróbować.
Spojrzała na chłopaków jadących obok niej. Wierzyła, że z nimi wszystko się uda.
8 notes · View notes
cvnnilingvs1992 · 4 years ago
Text
Cichosza
Zapytałaś co u mnie
Udałem, że nie słyszałem
Rozsiadłem się w kącie
Ze swoim smutkiem
I cicho
Cicho,cicho, cichosza!
Rodzimy się w krzyku
Ludźmi otoczeni
Potem umieramy dzień po dniu
Odrywani jak okruchy chleba
Przez los przewrotny w samotności
I cicho
Cicho, cicho, cichosza!
Moje wspomnienia o Tobie
Wyblakły jak stare fotografie
Twój głos jak zepsuta taśma
Zanikł w mej głowie
Twoja miłość wraz z wiosną
Przeminęła jak śniegi
I cicho,
Cicho, cicho, cichosza!
7 notes · View notes
cmorga · 5 years ago
Photo
Tumblr media
The snows of Caucasus, Russia Śniegi Kaukazu, Rosja
166 notes · View notes
jamnickowa · 1 year ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Czasami udaje się Librę uchwycić. Czasami mknie przez śniegi. 😉
Właściwie to tak było i jest zawsze. Albo od pupy strony, albo musiałabym leżeć na ziemi, albo - albo - ewentualnie. 😎
4 notes · View notes
little-leporello · 5 years ago
Photo
Tumblr media
W powieściach dla młodszej młodzieży uwielbiamej przeze mnie @katherine.rundell spotykamy przygodę, baśniowość, realizm magiczny. Świat „Wilczerki” - opisany barwnym językiem i odmalowany przepięknymi ilustracjami @gelrev.ongbico - to śniegi i mrozy Rosji, gęste lasy, dzikie zwierzęta, ludzie tańczący przy ogniskach, ale przede wszystkim wilki, które trzeba „odswoić”, czyli zwrócić naturze po tym jak stały się tresowanymi zwierzątkami arystokratów. Bajkowa opowieść o przyjaźni, odwadze i potędze natury. @poradnia_k_wydawnictwo #wilczerka #thewolfwilder #czytamy #książki #kochamczytac #blogksiążkowy #katherinerundell #zwierzęta #zima https://www.instagram.com/p/B4a4wN6lC90/?igshid=t2q44nu27347
1 note · View note
krzysztofkamilbaczynski · 6 years ago
Text
Szklany ptak
Poemat - baśń I
Zbożem płynęły pola daleko na nieba brzeg, gdzie w błękit wpływały jak floty i układały się do snu, lecz kiedyś ucho przyłożył do serca ziemi - to lęk jak pajęczyna chwytał, bo słychać, jak groby rosną. 
Lasy jak gobeliny, na których zwierzęta utkane, jak fala widnokręgu w widnokrąg chlustały i szły, lecz kiedyś oko przyłożył do okien zielonych polany, widać złocone zbroje i krwawe ręce złych.
Barki ładowne szły rzeką i tkanin złoty ogień wiozły, ciężki jak ołów i srebrnolite kły, a kiedyś serce przyłożył do kołyszącej drogi, słychać: dudniły ludzkie, jak pięści twarde - łzy. 
Kraju, kraju szczęśliwy, płynący słońcem i mlekiem, gdzie rzeki juczne mijają, gdzie dzwoni pogłos kos, wołają w tobie żniwiarze, wołają gwiazdy dalekie, śpiewa pod tobą umarłych - jak krew sczerniała - głos: 
"Kraju dziwny, od pól złotych - złoty, dzwonią czerstwe owoce na drzewach, biją w kuźniach ogorzałe młoty, lira sosny napięta - śpiewa. 
Kraju drżący jak wzdęty ul, kołysany w kołysce jaśminów, skąd to w trumnach pulsujących pól czarne kukły twych spalonych synów? 
Czemu chleba przekrojony bochen tryska w górę płaczem czy krzykiem?" 
2
Z chmur i z lądów magowie szli do ziemi bogatej i smutnej. Na dostałych pól złotogłowie kładli ręce i zaklęte lutnie. Odczarować chcieli ziemię przeklętą, od spalonych serc jak trwoga - czarną, i wyzwolić chcieli na pół świętą, a na pół już chyba umarłą.
I budzili ją w pszenicznym słowie: „W imię Boga, ziemio, odpowiedz!" 
I budzili ją w słowie światła: „Kto cię zatruł, ziemio nieodgadła?" 
I budzili ją w słowie ognia: „Czemu spalasz, ziemio, jak pochodnia?" 
I budzili ją w słowie trumien: „Czemu szczęsna być, ziemio, nie umiesz?" 
Popękały lutnie magów i kule z kryształowych strumieni ulane; zamieniały się słowa w liście, sucho gasły nad czerwonym łanem. Ziemia głucho toczyła dalej krew, okręty i złote fale.
Wyrósł Miłun korzeniami z ziemi, ramionami w nieboskłon zaparty. Ciemnemi cieniami o zachodzie kołysał go wieczór, aż wkołysał weń burzę nabrzmiałą od przeczuć. Drzewa go otulały, aż mu w żyły wlały krew zieloną, a z góry obłoki dojrzałe sączyły białe mleko w przezroczyste oczy, że wzrósł mocny jak skała, a nad nim się toczył tabun pragnień obłocznych, a tak ziemi bliskich, jakby jesiennej roli - wirujące listki.
„Miła - mówił - lirowłosa Lelo, dziś o świcie - mówił - słońce białe zawołało mnie, gdy w progu stałem. Odejść muszę, lirowłosa Lelo, w jakiś ogień czy w pustynię lodów, w jakieś smutne wydmy, gdzie tarnina biało płonie nad grobami rodów, gdzie jest ś-wiat jak cud i jak grobowiec, w takie kraje, których nie wypowiem, które można przyśnić tylko.
Miła - mówił - ziemio umęczona, zamyślona w pozłoty grobowe, dla twych synów przywiozę nowe słowa mocne i błogosławione".
Wykuł Miłun korab z cisów, co na przedzie nosił rzeźbione gwiazdy, figury i runy czerwone i błękitne, jakby jasno wiedział, że te znaki to krwi są spływające struny. 
Białe plaże ciągnęły korowody cieni, w które dął zachód płatami biegnącej czerwieni, a na nich żagle drżały jak napięte konie do biegu albo biało kwitnące jabłonie. 
I na rejach wysoko zawiesił jodłową gałąź, aby szumiała jak sztandar nad głową i jak serce wydarte płaczącego kraju była drzewem wspomnienia i drzewem rodzaju. 
6. P o ż e g n a n i e
„Żegnaj, Lelo - powiadał - oto się otwarły dźwierze domów zielonych". A już burza parła, w policzki żagli wzdęte jak skrzydła do lotu i fala wyprysnęła bursztyny czy złoto, które dźwięcząc wraz z głosem opadły na piasek jak łzy, których nie stało za żegnanym czasem. 
Tylko długo wśród plaży Lela i synowie stali, zakrzepli w wietrze w kamień smutku płowy, który był jak łza ciepła płynąca po twarzy i jak lodowy pomnik ginących żeglarzy.
Na oceanach ciemnych od gniewu błąka się z ognia wygasłe niebo. Fale jak głowy obcięte krwawią pianą nietrwałą czy gorzką sławą? 
Na oceanach wiatr sypie w oczy suche szkielety skrzydeł i nocy, które szeleszczą zmiażdżonym lodem, aż szpary źrenic zamienią w wodę. 
Po oceanach płyną umarli, wiatrem przeszyci jak ostrzem czarnym, ich białe oczy toczą się łzami, aż śmigłe ręce przemienią w kamień. 
Na oceanach sny są jak ołów, krążą jak sępy, dzwonią jak koła i idą fale dudniąc pochodem, aż wszystkie lądy przemienią w wodę. 
8
Ląd jak rzucona z nieba kotwica na wodzie z nagła zamilkł. Zgasł wiatr huczący i tylko sypał cicho po twarzy - łzami.
Posłuchać: we mgle jak w białych kłębach góry prężyły się lodem, góry - mamuty o lśniących zębach przeciągające pochodem.
Przystanął Miłun na dziobie. Korab jak pył w powietrzu drżał, a głos jak luster pękniętych chorał srebrem się sypał ze skał.
Szedł Miłun drogą, a drogi takie są jak wspomnienia śladów olbrzyma; wiodły go mewy jak białe znaki, on - w ręce gałąź jodłową trzymał, która zielonym smutkiem śpiewała, jakby ten szklany pejzaż poznała. 
Aż przystanął Miłun pod skałą, która była z litego kryształu, w której nieba i granie strome odbijały się odwrócone i płynęły w niej kamienie i śniegi odwróconym zaklęte biegiem.
I tak szedł przez odbicia czy drogi w kręgi gór, których pejzaż zastygły swym odbiciem zdawał się wirować powolnymi obrotami planet. One jakby zawisłe w powietrzu były ciche jak zastanowienie nad największą tajemnicą ziemi i czekały nad tysiącleciami.
Tak mijając stanął nad chmurami, w których mrucząc cicho spały gromy tak wysoko, że niebo już było tylko wodą szeroką i ciemną, która z wolna płynęła z jednego na brzeg drugi i wracała znowu.
Wtedy spojrzał Miłun w dół - na dole stała ziemi twarz - zmarszczkami brązowymi w taki grymas tragiczny zastygła, że nie kulą się już wydawała ale maską gigantycznej trumny. 
Więc zawrócił Miłun - oczy zgasił dłonią smutku i szedł w dół, gdzie morze, za nim góry zwracały się z wolna i mróz biało szybował jak orzeł. 
9
I znów dzwonił korab w fali miedź, a lodowce jak zakute w szkło obłoki lawinami mlecznymi żegnały go: „Jedź, synu mocny, w wodę tak głęboko, jak dosięga odbicie burz lodowych, co jak włosy otaczają nam głowy. Tam co noc metalowe dzwony snują pieśni wysmukłe, surowe o zwycięzcach. Może twoje pięści w wrzące leje wody zanurzone wydrą z głębi zatopione szczęście". 
Stopie kolorów dziwny jak szyby letnich wieczorów, straszny jak oczy krzywdy, zgodny jak biały chorał.
Gdzie drętwy płaskie jak piorun zgnieciony głuchym młotem wiodą zielone iskry i kule oczu - złote.
Żywe gałęzie krabów - - napięte łuki grozy składają w serca muszli liście czerwonych nożyc. 
Suną ryby-planety po niewidzialnym sznurze, z otwartym lejem paszczy ciągnącym je ku górze.
A w okna martwych fregat ziejących stuleciami płyną niebieskie raki jak w trumny albo bramy, 
gdzie wokół stołów milczą zakute w ciszy pięść szkielety komandorów jak cienie snów i klęsk. 
10
A gdy w grozie i kolorach zakrzepł, to zrozumiał, że już nie wywiedzie ani białych jabłek radości, ani mieczów z zielonej miedzi, które braciom by zaniósł w dłoni jakby gwiazdy szczęśliwej płomień, która noc jak bramę otworzy.
I zapłakał Miłun, a wiatr gnał obłoki jak konie wezbrane w profil żagli, które rwały w świat jakby w nieba otwartą ranę. 
Upływały kule dni, upływały w widnokręgi coraz dalsze, aż błękitem krzepło w rudej krwi i do powiek przyrastały palce, które tropiąc w dalekim żalu wysp czy lądów - oganiały promienie, aż się w popiół zamienił i spalał wzrok w horyzont wbity i wspomnienie. 
Najpiękniejsze - wspominane obrazki rysowane na ścianie ręką jak zdradliwe ciche ciosy łaski wracające, aż serca pękną.
11 
Niebo się toczyło na północ czy zachód, było różą deszczu rozkwitającą w krąg, a zielona przestrzeń pełna szklanych kwiatów i we wszystkie strony sterujących rąk. 
Słychać było głosy rosnące w szeleście, które niosły korab w przestrzeń z jasnych piór i stawiały cicho w przezroczystym mieście zbudowanym w czasie jak na łuku chmur. 
I przestąpił Miłun przestrzeń jak szkło, podał ludziom przejrzystym rąk spalonych młoty, szedł przez śpiewające runie szklanych łąk i powietrzne zamki w rzece słońca - złote.
Opowiadał Miłun o swej ziemi, o tych lasach zielonych jak rzeki, o tych ludziach smutnych i dalekich, którzy serca mieli chore od żalu, gdzie kto wolny - ginął niewolnikiem, a gdy tęsknił w niej kto - to za pyłem, gdzie się krwawe rodziły słowiki, a gdy silny kto - ten jak bez siły. 
Więc go wiedli przed drzewo szkliste, które miało niebieski pień, które miało z płomieni listki i jak ogień - przejrzysty cień. 
A owoce rosły na nim szklane jak płomienie zastygłe w ptaków kształt, które skrzydła rozwinąwszy - zadumane pozostały jak odłamki skał.
12
Więc wziął Miłun przejrzystego ptaka w ciemne dłonie i korabiem w dół na ziemię powoli opadał, aż się maszty o obłoki ojczyste otarły, a spalone wiatrem oczy o wybrzeże wsparły. 
„Witaj kraju" - powiadał i rękami gładził liliowe futro zmierzchu, i myślał, że kładzie swoje serce w szkatułę - pod niebo zamknięte, które uciszy lądy wrzące w nim i piękne ręce położy na nim jak kobieta dobra, która jest razem dzień i cisza modra.
Wtedy przyszedł przed chatę, co w zielonym lesie płynęła razem z lasem przez wiosny i jesień, ale w jej oknach bladych jak powieki świtu zobaczył cienie obce, ogromne wśród świateł, i lirowłosą Lelę, i cień, co ją przykuł do jakichś obcych zdarzeń, do ludzi i linii, po której - widział - jak daleka płynie, gdzie była mu jak ręce obcięte - po wiekach przykładane do tego samego człowieka. 
Strofy o życiu i śmierci 
Dwugłos: Tłum się kłębił i podpalił łuną świateł miasta. W ołowianych rzekach drżała roztopiona gwiazda.
Głos I: Jabłka w koszach jak dojrzałe serca drzew zwycięskich.
Głos II: Na cmentarzach czaszki grobów jakby kroki klęski.
Głos I: Dzbany mleka, w dzbanach srebrnych dudni żywy marmur.
Głos II: Chmury kraczą nad spojrzeniem, szarpią ziemię czarną.
Głos I: Smukłe ciała - piersi smagłość zanurzone w zachwyt ramion.
Głos II: Nocą próżno w szkle strumieni myją krwawe krzyże znamion. 
Głos I: Księgi pełne, księgi silne dojrzewają w czystych ustach, 
Głos II: a przed lustrem w trwodze nocy zieje w czaszce rana pusta.
Dwugłos: Oto drzewa złotych iskier; pod drzewami wieka trumien. Nie odnajdziesz szklanych ptaków, kiedy śmierci nie zrozumiesz. 
Mówił Miłun: „Oto ptak, szklany ptak zwycięstwa, kiedy śpiewa pieśń - to pieśń jak znak, kiedy zbraknie serc - to pieśń jak klęska". 
Mówił Miłun: „Oto natęż słuch, kraju piękny, odsłoń jasną twarz, gdy usłyszysz - to tysiącem głów, gdy usłyszysz - to już moc swą znasz". 
Wtedy śmiech rozwalił łunę blasku, z ciżby wyszedł olbrzym i uderzył, aż gwiazdami się sypnął po piasku odgłos skrzydeł. Był wieczór. Ptak nie żył. 
Wsparł się chłop ogromny o wiatr, oczy płaskie. jak blacha zwężył w śmiechu głupim, bo myślał, że świat i proroka obłoków zwyciężył.
A w rozlanej ciszy, w wiatru wiew bił ogromną ręką wielki śmiech: „jakże teraz ten, co życie niesie, echem sypnie po zielonym lesie? Jakże teraz z stłuczonego szkiełka wstanie siła jak orkan wielka?"
Wtedy śmiech się stoczył w beczki ust, wtedy echem po kolumnach rósł, wtedy tłum się rozpłynął drogami i zapadła noc - jak głuchy kamień. 
Został Miłun - korzeniami wrósł w ziemię swoją płynącym modrzewiem i stłuczonym sercem grobom ust błogosławił zielonym śpiewem.
*
A po nocach - niesie groźny mit - widać: drzewa płonącego upiór niesie krwawy pół-krzyk, a pół-śpiew, jakby klątwa rozrąbanych drzew: 
„Płyńcie w trumnach wieków i epok, przywiązani jak trupy do ziemi, aż spopielą się wam oczy ślepe, a z popiołów powstanie feniks". rozpoczęte w końcu września, ukończone dn. 19 października 1941 r.
5 notes · View notes
niemy-strazhnik · 6 years ago
Text
ix друг
jak zwykle przeżuwam gorzką ironię życia, patrzę na te spracowane, adamowe ręce i rozważam krzywy uśmiech fortuny
gdzie są niegdysiejsze śniegi? ziemia tańczy taniec śmierci, wydaje mi się czasem, że Dunajem płyną statki pełne szaleńców, zmierzające do niewiadomego przeznaczenia
ogrody Pańskie dawno już odwróciły się w pustkę i tylko bezduszna pustynia jest miejscem spoczynku
nie ma żadnego źródła, żadnej skały ani żadnego mojżesza; uciekł od tego dziwnego płomienia; stada owiec na tych samych równinach i ten sam pył na sandałach
w dawnych przyjaźniach nie pomaga pamięć dostępna tylko przez ciemne szkło nostalgii. zimowe ptaki spoglądają zza przezroczystej zasłony śmierci; niechże tylko przyjdzie wiosna i martwe kości rozkwitną jak młode gałązki dębu
zimno robi się w skryptorium, boli mnie kciuk. porzucam to pisanie nie wiem dla kogo, nie wiem już o czym; stat rosa pristina nomine, nomina nuda tenemus
(21.05.19)
2 notes · View notes
bookscoffeeandi · 2 years ago
Photo
Tumblr media
Małgorzata Warda - autorka  :  cykl „Dziewczyna z gór”
11 października swoją premierę miał „Ogień”, trzecia  część świetnego cyklu „Dziewczyna z gór”. Kto z Was czytał poprzednie części tego cyklu: „Tropy” i „Śniegi”? Co sądzicie o tej historii i bohaterach stworzonych przez Małgorzata Warda - autorka ? Dzisiaj zabieram się za czytanie „Ognia”. Nie mogę się doczekać, by przekonać się, co tym razem przygotowała dla swoich Czytelników Małgorzata Warda - autorka.
0 notes