#ziarenka
Explore tagged Tumblr posts
Text
28.05.2023 Notka własna
Była sobie kiedyś taka papuga. Niebiesko, żółto, biało zielona z czerwonymi kółkami wypełnionymi też na czerwono po obu stronach małej główki. Na jej czubku miała irokez. Mieszkała w klatce, razem z rodziną, która była z nią dość mocno zżyta. Papuga nieraz, zazwyczaj w niedzielę, gdy cała rodzina spędzała czas razem, latała swobodnie po mieszkaniu. Lubiła różne ziarenka i kolby, które mogła obgryzać. Lubiła też obgryzać wszystko inne. Instrukcje obsługi komputera Atari i kable do tegoż które ojciec tej rodzinie tam trzymał. Był on wyjątkowo blisko z ptakiem, co zawierało to, aby kląć i wściekle gonić zwierzę, gdy odkrywał, że znów coś pogryzła. Jego syn bardzo się bał, że niestabilny tatuś zabije ptaka. W dobrych dniach, papuga już od wejścia siadała mu na ramieniu i iskała mu włosy na przemian ze swoimi piórami. Dom papugi, musiał być regularnie czyszczony a pokarm i woda uzupełniane. Zajmowała się tym mama chłopca. Miała plastikowe dno, które zaczepami łączyło się z drucianą klatką w całość. Dno kuwety, było czymś wykładane, na przykład gazetą, aby pozostałości i brud, łatwiej było wyczyścić.
Potem rodzina przeniosła się do nowego, większego mieszkania i pewnego dnia papuga uciekła. W mieszkaniu było wiele pokoi i trudniej było przypilnować, aby okna i lufciki były zamknięte. Pomimo, skazanych przecież na niepowodzenie, poszukiwań w okolicy, ptak się nie znalazł. Ojciec, który był z nią rzekomo najbardziej zżyty (tak przynajmniej świadkowała matka, powtarzając tę historię o iskaniu wielokrotnie, nieraz tym samym gościom podczas różnych rodzajów przyjęć) na zewnątrz, na poszukiwania nie wyszedł. Zadowolił się pozostaniem na balkonie i udzielał jakichś wskazówek. Sprawdźcie tam. Tam coś słychać. Może w koronie tamtego drzewa?
Chłopiec płakał bardzo, wszyło wiec na jaw kto był zżyty a może tatko się wstydził okazać uczucie. Pies mu mordę lizał dzisiaj. W każdym razie, jak kamień w studnie. Ptak przepadł.
Zakładam, że ptak uciekł. Wiec uciekł z niewoli. Żył w klatce. Może to był zew do wolności a może zwykła dziura ze świeżym powietrzem i coś na kształt ciekawości ptasiego móżdżka, tylko bez mapy powrotu. Wyobrażam sobie, że nietrudno się zgubić, jeśli z małej klatki po całym życiu wychodzi się na otwarty świat. Mama tłumaczyła chłopcu, że ptak na pewno nie ma szans poradzić sobie na wolności, bo nie umie a po zatem jest za zimno. Że inne ptaki go zadziobią za to, że jest taki kolorowy, inny. Tata obarczał winą ją, za to, że nie dopilnowała zamknięcia lufcików. Chłopcu było przykro. Przelało się dużo tęsknoty, poczucia wina mieszkalnego ze złością do rodziców. Potem, może po latach, ocknął się w panice. Nie można trzymać ptaka w klatce, bo jego zew do wolności nie umrze, nie zostanie ujarzmiony, będzie go uwierał od środka nieznośnie a w końcu ucieknie i zginie. Dlatego ma żyć wolny, aby radzić sobie ze swoim prawdziwym światem a nie być, by ktoś mógł czuć zażyłość, był iskany i aby było rodzinnie.
#28.05.2023#Notka własna#papuga#rodzeństwo#latająca#niedziela#ziarenka#kolby#obgryzanie#instrukcje obsługi komputera Atari#kable#ojciec#kląć#gonić#syn#tatuś#strach#włosy#czyszczenie#pokarm#woda#mama#plastikowe dno#druciana klatka#gazeta#przeprowadzka#większe mieszkanie#ucieczka#okna#lufciki
1 note
·
View note
Text
Runda 2 tura 1
ROSÓŁ
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/05f6d77caa6b43d42ae4d85756c63aef/bde5989319ad94ee-5f/s540x810/6aa621b9ae6fbcee95976e614cf417cb5d720fcf.jpg)
składniki:
4 duże udka z kurczaka
1 średnia cebula
2 duże marchewki
1 duża pietruszka
2 łodyżki mrożonego liścia selera
2 małe łodyżki świeżego lubczyku
3 suszone grzyby (np. prawdziwki)
3 listki laurowe
5 ziarenek ziela angielskiego
4 litry wody filtrowanej lub zwykłej z kranu
Do smaku doprawiam: ok. 1 płaska łyżka vegety; ok. 1 płaska łyżka ziarenek smaku; pieprz; ewentualnie jedna kostka rosołowa drobiowo-wołowa
Świeża natka pietruszki
BARSZCZ UKRAIŃSKI
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/0431b863eadd37bca7c283aa3e2cdfbf/bde5989319ad94ee-56/s540x810/4be5a39b06c45111ec82c0690dca0b4ff1afdaae.jpg)
składniki:
1 porcja rosołowa z kurczaka
0,50 dkg buraczków
3 marchewki
1 pietruszka
1/3 selera
1 cebula
4 średnie ziemniaki
3 ząbki czosnku
1 puszka białej fasoli
1 puszka pomidorów krojonych
2 liście laurowe
4 ziarna ziela angielskiego
Majeranek
1 łyżka octu lub 2 łyżki soku z cytryny
Sól
Pieprz
Maggi
100 ml śmietany 18%
36 notes
·
View notes
Text
Ćwierćfinał
ROSÓŁ
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/4a898c667244816dc8f37521b83512ca/a992238b6d5a9b0c-f2/s540x810/78b5b598bc394b410f21f947a960cdf904e017e8.webp)
składniki:
1 korpus z kurczaka
Ok. 420 golenia wołowego z kością
1 skrzydło z indyka
1 pęczek włoszczyzny
3-4 ziarenka ziela angielskiego
10 ziarenek czarnego pieprzu
2-3 liście laurowe
Sól do smaku
2 litry wody
ŻUREK
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/2c815ad2594910fa4f396f45603684b7/a992238b6d5a9b0c-38/s540x810/6ba9f8dfcab5cdb6678ec9fa2aa054b9e55beac0.jpg)
składniki:
2 wąskie paski świeżych żeberek wieprzowych
15 dkg.chudego boczku wędzonego
2 laski kiełbasy białej parzonej
2 laski kiełbasy polskiej pieczonej
1 laska kiełbasy chłopskiej
1 mała cebula
3 duże ząbki czosnku
1 mała marchew
2 łyżki pokrojonej świeżej papryki czerwonej
1 łyżka chrzanu tartego w occie
6 łyżek słodkiej śmietany 30%
1 mały pęczek natki pietruszki
8 jajek
460 g. koncentratu żurki firmy UNAMEL
sól,pieprz czarny,czosnek granulowany do smaku.
44 notes
·
View notes
Text
Haku x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
ʙʏ ʀᴀᴛᴏᴡᴀᴄ́ ғɪɴᴀɴsᴏᴡᴏ śᴡɪᴀ̨ᴛʏɴɪᴇ̨, [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] ᴢᴏsᴛᴀᴊᴇ ᴘʀᴢʏᴅᴢɪᴇʟᴏɴᴀ ᴅᴏ ᴘʀᴀᴄʏ ᴡ ᴌᴀᴢ́ɴɪ. ɴɪᴇ ᴡɪᴇ ᴊᴇsᴢᴄᴢᴇ, ᴢ̇ᴇ ᴊᴇᴊ ᴘʀᴀᴄᴏᴅᴀᴡᴄᴢʏɴɪᴀ̨ ᴢᴏsᴛᴀɴɪᴇ ᴘʀᴀᴡᴅᴢɪᴡᴀ ᴡɪᴇᴅᴢ́ᴍᴀ. ᴏᴅ ᴢᴀᴌᴀᴍᴀɴɪᴀ ʀᴀᴛᴜᴊᴇ ᴊᴀ̨ ʜᴀᴋᴜ. ᴄʜᴌᴏᴘᴀᴋ, ᴋᴛᴏ́ʀʏ ɴɪᴇ ᴘᴀᴍɪᴇ̨ᴛᴀ ᴋɪᴍ ᴊᴇsᴛ ɪ ᴢᴀ ᴡsᴢᴇʟᴋᴀ̨ ᴄᴇɴᴇ̨ ᴘʀᴀɢɴɪᴇ ʙʏ ᴜɴɪᴋɴᴇ̨ᴌᴀ ᴛᴇɢᴏ sᴀᴍᴇɢᴏ ʟᴏsᴜ.
[Reader] ostatni raz rzuciła spojrzenie w stronę chramu. Czarny dach pokryty mchem. Czerwona brama tori wybijająca się na tle zieleni. Kilka sióstr zmierzających na jeden z rytuałów. Wszystko jak zawsze, poza człowiekiem stojącym na szczycie schodów. Wyłaniał się z wieczornej mgły, patrząc gdzieś w dal. W zamyśleniu głaskał długą brodę.
Obecny kannushi był tak stary, że dziewczyna widziała go tylko kilka razy przy najważniejszych uroczystościach. Ledwo dawał sobie radę ze swoją pracą. Nikt z młodych ludzi nie chciał go zastąpić. Nie posiadał też dzieci. Całą nadzieję pokładał w sierotach, takich jak ona. Od kilku lat jednak nie znalazł się ani jeden chłopiec w odpowiednim do nauki wieku. Kilku odeszło zanim podupadł na zdrowiu, a jedyny, jaki został, miał tylko trzy lata. Fakt, że kapłan wyszedł ją pożegnać, uznała za dziwnie podejrzany.
Poprawiła torbę, próbując zrozumieć, co właściwie zaszło wczorajszego wieczoru. Zaraz po kolacji mężczyzna wezwał ją do siebie. Niewiele mówił. Głównie Annaisha-san wyjaśniała jej sytuację. [Reader] od zawsze respektowała najstarszą miko. Nie mogła jednak powstrzymać słów złości i frustracji wydobywających się z głębi swojego serca. Dlaczego miała stąd odejść? I to jako jedyna? Cała reszta zostanie tu sobie w spokoju i będzie mogła robić to, co dawniej. Tymczasem ona miała zmienić całe swoje dotychczasowe życie, by pracować w jakiejś łaźni, u kobiety, o której nigdy wcześniej nie słyszała. Nie to miała na myśli, gdy mówiła, że pragnie przygód.
— Jak długo tam zostanę? — spytała dziewczyna, wlokąc się za Annaishą.
— Tyle, ile będzie trzeba — odrzekła kobieta. Nie odwróciła się w jej stronę ani razu. — Spakowałaś wszystko, o co cię prosiłam?
— Tak. — [Reader] wróciła myślami do śmierdzącej kulki spoczywającej w torbie. Czyżby jej pracodawczyni miała problem z molami? Powiedziano jej jedynie, że ma odpowiednio pachnieć i kazano wrzucić jeszcze drugą sztukę dla pewności.
Morze zieleni ustąpiło piaskowej ścieżce. Drobne ziarenka wciąż były lekko mokre od wilgoci. Wiele razy przebywała w tej okolicy, ale odnosiła wrażenie, że jeszcze nigdy nie widziała tego miejsca. Przed nią rysował się tunel, z którego wyzierała ciemność. Statua pomniejszego bożka zdawała się wwiercać w nią przenikliwy wzrok.
— Posłuchaj. — Miko wreszcie przystanęła i złapała ją delikatnie za ramiona. — Wiem, że jest ci ciężko, ale to jedyna nadzieja, by uratować nasz dom. Nie znam moich rodziców, tak samo jak ty. To miejsce było moją przystanią przez całe życie i wierzę, że czujesz podobnie, dlatego w imieniu wszystkich proszę cię o pomoc. Kiedy byłaś mała, mówiłaś, jak bardzo chcesz podróżować. Potraktuj to jak szansę na poznanie czegoś nowego. Jestem pewna, że twoja praca pomoże nam wszystkim stanąć na nogi i niedługo znów będziesz z nami.
[Reader] nie wiedziała, co odpowiedzieć. Objęła starszą kobietę, mocno pragnąc, by wcale nie musiała jej puszczać. Ta w ciszy pogłaskała ją po głowie, po czym poprowadziła w głąb tunelu.
Po drugiej stronie przywitało ją coś w rodzaju stacji kolejowej. Zdawało jej się, że słyszy pociąg, ale nigdzie nie udało jej się zobaczyć torów. W pośpiechu minęła ławki pokryte kurzem i czterokolorowe szyby. Na zewnątrz czekało na nią najczystsze niebo, jakie kiedykolwiek widziała. Było to lekko dziwne, biorąc pod uwagę, że południe już dawno minęło. Niebieski królował nad jej głową, gdy przemierzała połacie zielonej trawy. Musiała przyznać, że pełne kwiatów i poprzecinane maleńkimi strumyczkami miejsce zapierało dech w piersiach.
— To skansen? — zaciekawiona zadała pytanie, widząc w oddali szereg budowli.
— Coś w tym rodzaju. — Odpowiedź miko była cicha.
[Reader] mijała opuszczone budynki, czując narastający niepokój. Rozglądała się dookoła, próbując znaleźć kogokolwiek, kto sprzedawałby bilety, albo turystów, ale nie dopatrzyła się nikogo. Może interes upadł? Jeśli jednak by tak było, to dlaczego na jednym ze straganów widziała jeszcze parujące przysmaki?
— Niczego nie dotykaj! — ostrzegła ją kobieta, gdy zobaczyła, jak podchodzi w stronę szaszłyków. — Po to kazałam ci zabrać nasze onigiri. — Z niepokojem spojrzała w kierunku, z którego przyszły. — Robi się późno. Posłuchaj mnie uważnie. W tamtym kierunku — wskazała — znajduje się łaźnia. To tylko kilka budynków stąd. Zaczekaj, aż się ściemni. Potem zjedz cokolwiek. Owoc, liść, trawę, nieistotne. Pamiętaj tylko, żeby nie jeść niczego ze straganów. Potem od razu wchodź do budynku. Szukaj Yubaby. To ona ma cię zatrudnić.
— Nie możesz mnie odprowadzić? — Dziewczyna czuła, jak ogarnia ją strach.
— Nie. To… taka tradycja — zakończyła niezgrabnie Annaisha. Z tymi słowami odwróciła się i szybkim krokiem zaczęła zmierzać w drogę powrotną.
[Reader], sama, na wielkim placu, rozejrzała się niepewnie. Może tylko jej się wydawało, ale robiło się coraz chłodniej. Słońce zdawało się zachodzić niezwykle szybko, gdy szukała swojego przyszłego miejsca pracy. Objęła się ramionami, próbując odpędzić choć część zimna. Kiedy zapadł zmrok, ogarnęła ją panika. Lampy powoli się zapalały, a ona wciąż nie wiedziała, gdzie jest. Na szczęście chwilę później odetchnęła z ulgą na widok drewnianej tabliczki zwiastującej, że trafiła w dobre miejsce. Pochyliła się nad jednym z wyrastających spod betonu ziół i zerwała maleńki listek. Nie było smaczne, więc przełknęła je szybko. Kiedy jednak podniosła głowę, w gardle zamarł jej krzyk. Odruchowo cofnęła się, przylegając do murowanej ściany. Kilka metrów od niej, w bladym świetle, poruszał się potwór. Kreatura była czarna. Zdawała się pełznąć po kamieniach. Zaraz za nią wędrował zaś cały rządek czegoś, co wyglądało jak zjawy. Przezroczyste ciała sunęły nad ziemią. Podążały w kolejce do łaźni, do której miała zamiar wejść. Przerażona chciała wrócić. Gdy jednak spojrzała na miejsce, z którego przyszła, zauważyła, że pokrywa je woda. Pokręciła głową. Musiała się uszczypnąć. To na pewno był tylko sen. Nieważne jednak, ile razy mrugała, obraz pozostawał ten sam. Schody kończyły się czymś w rodzaju szerokiej rzeki. W oddali, po drugiej stronie, jaśniało coś, co wyglądało jak opuszczona stacja kolejowa, którą wcześniej mijała. Nagle zdenerwowanie Annaishy zaczęło mieć sens. Czyżby wiedziała, że coś takiego się stanie? Czy właśnie dlatego zostawiła ją w pośpiechu samą?
— Co tu robisz? — Cichy, lecz stanowczy głos wydawał się szczerze zdziwiony jej obecnością.
Przerażona chciała krzyknąć, ale czyjaś dłoń ją powstrzymała. Jej oczom ukazał się chłopak, na oko w jej wieku. Miał na sobie robocze ubrania. Ku jej uldze, jego postać była całkowicie ludzka. Widząc, że się uspokoiła, odjął rękę od jej ust.
— Nie powinno cię tu być. — Przyjrzał się jej dokładnie. Ubrania powiedziały mu częściowo, z kim mógł mieć do czynienia. Dla pewności podążył za dziwnym zapachem. Sięgnął do torby, wyjmując ziołową kulkę. Tak jak się spodziewał. — Jesteś ze świątyni? — zadał pytanie, chcąc ostatecznie potwierdzić swoje domysły.
Pokiwała głową, bojąc się odezwać.
— Tu nie jest bezpiecznie. Chodź ze mną. — Wstał i wyciągnął dłoń.
Niespokojnie rozejrzał się po okolicy. Nie zwracał jednak uwagi na duchy. Wpatrywał się w ciemniejące coraz bardziej niebo.
— Czym są… Kim są…? — Dziewczyna nie wiedziała, jak zapytać o dziwne stwory. Jej rozmówca zrozumiał jednak w mgnieniu oka.
— Nie powiedzieli ci w świątyni, gdzie cię wysyłają? Gościmy bogów, duchy, demony i wielu innych. Ludzi, takich jak ty, prawie się tu nie spotyka.
— Szukam Yubaby. Podobno prowadzi tę łaźnię. — [Reader] miała wrażenie, że jej głos brzmi obco.
— Pracuję dla niej. Trafiłaś w dobre miejsce, ale w nienajlepszym czasie…
Cokolwiek chciał powiedzieć pracownik, nie zdążył. Czarna sylwetka przechodząca nieopodal zwróciła w jego stronę dziwną głowę. Ten w odpowiedzi dmuchnął w jej kierunku. W powietrzu uniósł się przepiękny zapach płatków wiśni. Róż na moment przesłonił świat. Tajemniczy nieznajomy czym prędzej pociągnął [Reader] za sobą i zniknął w następnej ciemnej uliczce. Dziewczyna mogła przysiąc, że jeszcze nigdy w życiu nie biegła tak szybko. Nie wiedziała nawet, że jest w stanie rozwinąć taką prędkość. Zupełnie jakby ścigała się z wiatrem.
— Kupiłem nam tylko trochę czasu. Na razie nikt nie może cię znaleźć. Dopóki nie załatwimy ci pracy. Rzucę na ciebie zaklęcie i staniesz się niewidzialna. Jedynym miejscem, gdzie musisz uważać, jest most. Kiedy na niego wejdziesz, weźmiesz głęboki wdech i nie oddychaj, dopóki nie zejdziesz. Spotykamy się po drugiej stronie. Wszystko jasne?
— A możesz to powtó… — Nie zdążyła spytać. Kolejna fala drobnych kwiatów przesłoniła jej pole widzenia.
Kiedy otworzyła oczy, stała tylko kilka kroków od ogromnego, czerwonego mostu prowadzącego do łaźni. Kiedy w ogóle przebyła ten dystans?
Jej przewodnik już wkroczył na drewniane deski, lawirując między różnymi postaciami. Miała ochotę się rozpłakać, ale powstrzymała łzy. Nie miała teraz na to czasu. Nabrała powietrza i pognała za nim. Nie oglądała się za siebie. Jakaś żaba głośno konwersowała z wchodzącymi. Już chciała ją minąć, gdy wyrósł przed nią olbrzym. Czymkolwiek był, miał kilka metrów. Rdzawe cielsko przypominało bezkształtną masę z otworami na oczy. Usadowił się na środku, zapełniając całą przestrzeń. Kreatury zaczęły coś do niego mówić w dziwnych językach, który nie rozumiała. Płuca zdawały się ją palić do żywego, gdy bezskutecznie próbowała się przecisnąć obok. Musiała coś zrobić i to szybko. Gorączkowo rozejrzała się dookoła. Niedaleko leżała gałąź. Musiała spaść z jednego z nielicznych drzew. Podniosła ją, modląc się, by coś przed nią nie okazało się bogiem. Nie chciała mu się narazić. Wbiła patyk w czerwoną masę. Coś zabulgotało i skurczyło się, jakby z bólu. Popędziła przed siebie, odnajdując czarną czuprynę.
— Udało ci się. — Wyszeptał. — Chodź za mną.
Wbrew pozorom nie weszli do środka. Poprowadził ją maleńką ścieżką obok. Później zaczęli schodzić po schodach. W przeciwieństwie do przepychu, który ją przywitał od frontu, tu było znacznie bardziej obskurnie. Mijali maszynerię. Ciąg rur, który zapewne doprowadzał wodę. Niektóre z nich syczały, inne lekko przeciekały. Znów wyszli na zewnątrz. Tym razem kierowali się w górę. W pewnym momencie zatrzymała się i spojrzała w dół. To był błąd. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wysoko się znajduje. Przycupnęła na wąziutkim schodku z głową między kolanami. Tego było za wiele.
— Wszystko w porządku? — Ciepła dłoń spoczęła na jej ramieniu.
— Niezbyt. Co ja tu w ogóle robię? Jestem kilkaset metrów nad ziemią. O ile nie wyżej. O ile na dole w ogóle jest ziemia! A przecież dopiero co wyszliśmy. Jak to jest w ogóle możliwe? Dookoła są rzeczy, o których czyta się tylko w bajkach. Potrafisz czarować. A miałam tylko pracować u miłej staruszki. Wszystko jest nie tak! — Łzy płynęły gęsto, znikając gdzieś w dziwnej przestrzeni pod jej stopami.
— No już, już... — Objął ją i pogłaskał po głowie. — Na początku zawsze jest trudno. Kiedy ja tu trafiłem, też niewiele wiedziałem i byłem sam. A ty masz mnie. — Posłał jej krzepiący uśmiech.
— Ale… ja cię nie znam — wydukała, próbując się uspokoić.
— Mów mi… mów mi Haku.
— [Reader]. — Otarła łzy rękawem szaty.
Pociągając nosem, ruszyła za nowym znajomym, który nie puścił jej ręki ani razu przez resztę drogi. Była mu za to wdzięczna. Nie była pewna, czy w którymś momencie nie zaczęłaby po prostu biec z powrotem do wejścia, by chociaż popatrzeć na miejsce, z którego przyszła.
Powinna być przygotowana na to, że znajomy Haku będzie równie dziwny, jak reszta magicznego świata, ale z jakiegoś powodu oczekiwała postaci podobnej do niego. Dlatego gdy z oparów ciepłego powietrza wyłoniło się coś na kształt ogromnego pająka, schowała się za plecami chłopaka. Osiem ramion pracowało w nadludzkiej symbiozie, dokładając węgla do pieca.
— [Reader], poznaj Kamajīego. On znajdzie ci pracę…
***
[Reader] złapała ciepłą bułeczkę i włożyła ją całą do buzi. Resztę zapakowała niedbale w białą chustę. Jej szef — wielki szczur — dołożył do tego swój najnowszy wypiek, po czym poszedł na przerwę. Pokazał niezbyt czyste zęby w czymś co, jak zakładała, było uśmiechem. Chyba był zadowolony z jej dzisiejszych potraw. Kiwnęła głową kilku pracownikom i pobiegła w dół. Nie rozumiała żadnego z kucharzy. Oni prawdopodobnie też nie potrafili załapać żadnego słowa, jakie wypowiadała. Byli zbieraniną różnych gatunków. Z początku było trudno, ale jakoś udało im się współpracować. Im dłużej się zastanawiała, tym mniej potrafiła określić, ile już tu razem przebywali. Czas zdawał się tu płynąć inaczej. Miała wrażenie, że pracuje długo, choć dni też jakby się dłużyły.
Trudniejsze od samej pracy było jej zdobycie. Na samą myśl o pierwszych dniach w tym świecie przechodziły ją ciarki. Spotkanie z szefową łaźni było czymś, o czym chciała zapomnieć. Nigdy w życiu nie miała zamiaru się jej narazić. Yubaba była wiedźmą. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Ogromna głowa i wielkie oczy, jakby wpatrujące się w jej duszę. Za nic nie chciała jej zatrudnić.
W dawnych czasach, kiedy jeszcze zakładała swój biznes, potrzebowała pracowników bardziej niż kiedykolwiek. Ludzie obyci ze światem duchów, bardziej od innych, trafiali na jej przybytek. Część chramów czy świątyń celowo wysyłała tam swoje miko, by w zamian otrzymywać zapłaty lub błogosławieństwa. Z czasem jednak wszystko się rozrosło. A właścicielka została ze swoją obietnicą, by dać pracę każdemu, kto o nią poprosi. Teraz jednak czyniła to niechętnie. Tak więc starała się na wszelkie sposoby odstraszyć zainteresowanych.
[Reader] nie mogła tak po prostu odejść, skąd przyszła. Właściwie nie miała dokąd wracać. Yubaba zapowiedziała, że i tak nie zapłaci jej chramowi, co równało się ruinie jej domu. Nie chciała też spojrzeć w twarze ludzi, którzy pokładali w niej wielkie nadzieje tylko po to, by doznać zawodu. Nawet jeśli była wściekła na Annaishę, to wciąż miała na względzie lata, kiedy się nią opiekowała. Poza tym przygotowała ją najlepiej jak potrafiła, choć skłamała. Dała jej kule, które zamaskowały ludzki zapach wśród mieszkańców tej rzeczywistości. Przygotowała też drewnianą tabliczkę. Na niej w kanji wyryła jej imię. Jak się potem okazało, tak ważne.
Tak więc z denerwującym uporem przez cały wieczór błagała o swoją posadę. Bogaty gabinet szefowej dostarczał wielu okazji, by pokazała, jak silna jest. Wiedźma czarowała z uporem, by pozbyć się młodej dziewczyny. Zaczęła od rzucenia jej stosem papierów w twarz, kończąc na dziwnych składanych ptakach, które chciały ją zadziobać. Potem poprawiła palącym ogniem z kominka i trzema głowami, które nieustannie skakały po kolorowym, frędzlowatym dywanie. Wreszcie zirytowana zagroziła, że zamieni ją w świnię. To sprawiło, że [Reader] zwróciła głowę w stronę Haku. Chłopak ostrzegł ją, że muszą się zachowywać jak nieznajomi. Nie sądziła jednak, że będzie aż tak oschły. Zdawał się kompletną odwrotnością osoby, jaką poznała wcześniej. Nawet nie mrugnął, kiedy krzyknęła, widząc świński ogon wystający z tyłu szaty. W akompaniamencie piskliwego śmiechu wrzasnęła, że potrzebuje pracy. To sprawiło, że Yubaba zamknęła swoje potężne usta, wzdychając głośno. Machnęła ręką, a ogonek zniknął. Poddała się i ze znudzeniem wręczyła jej kontrakt, narzekając przy tym na niewychowaną młodzież. Pomoc w kuchni w zamian za mieszkanie i wyżywienie. Nie miała większego wyboru. Kiedy tylko imię dziewczyny spoczęło na papierze, zmieniła je. Kilka znaków uleciało w powietrze, zostawiając ją z nową tożsamością. Chłopak ostrzegał [Reader], że tak się stanie. Właśnie dlatego tabliczka, którą ze sobą przyniosła, była szalenie cenna. Od tego czasu wypisała stare imię w regularnie odwiedzanych przez siebie miejscach. By mogła sobie o nim przypominać. Wiedźma zyskiwała władzę nad pracownikami, bo kradła ich imiona. Z czasem zapominali, kim są, by już na zawsze pozostać i pracować tak długo, jak byli w stanie. Tak jak Haku.
— Jak zawsze szybciej ode mnie. Czy ty w ogóle sypiasz?
— Czasami. — Haku uśmiechnął się tajemniczo.
Nigdy nie widziała, by spał albo drzemał. Miał jednak dużo obowiązków. Jego posada należała do najbardziej odpowiedzialnych w całej łaźni. Zawsze był na nogach od bladego świtu aż do nocy.
Schował się w ich ulubionym miejscu, pośrodku kwiatowego labiryntu. Azalie i oleandry tworzyły mozaikę różu i pomarańczu. Wstające dopiero słońce barwiło białe kamelie, na których wciąż gościła rosa. Chłopak właśnie kończył podlewać rośliny. Nie była to część jego obowiązków. Po prostu lubił to robić. Odkąd dowiedziała się, że bywa tu zawsze o tej porze, przychodziła go odwiedzać. Oparła się o ciemny żywopłot. Na moment zamknęła oczy, by rozkoszować się chłodnym powietrzem.
— Co dzisiaj na śniadanie? — spytał, zaglądając do koszyka.
— Dla bogów magiczna breja, dla demonów magiczna breja, a dla duchów…
— Też magiczna breja? — dokończył za nią Haku. — Dobrze, że jedyne, co tu widzę, to bułki. — To mówiąc, wgryzł się w jedną z nich.
Jedzenie dla istot tego świata prawie nigdy nie wyglądało smacznie. Zwykle były to papki albo zupy. Miały smaki i wiele z nich przypominało [Reader] składniki, które znała, ale to, co wkładała do ogromnych garnków, wyglądało nieznajomo. Dopiero magia zmieniała ciecze w dania, które przypominały domowe jedzenie. Wciąż się jej uczyła. Nie była to nieosiągalna umiejętność, ale wymagała czasu i skupienia. Czyli czegoś, czego w kuchni brakowało w porze wydawanie posiłków, kiedy mogła ją ćwiczyć. Haku, jako uczeń Yubaby, sporo jej pomógł. Na szczurzego szefa nie miała co liczyć. Pokazywał jej gesty łapami i to, jak powinien wyglądać efekt końcowy, ale nie był w stanie tłumaczyć słowami, co powinna robić.
— I jak? — Oparła się o ramię Haku.
— Bardzo dobre. Jesteś coraz lepsza. — Sięgnął po kolejną sztukę.
— Myślę, że niedługo awansuję. — [Reader] rozmarzyła się.
Szef ją lubił. Magia szła coraz lepiej. Do tego wokół miała przyjaciół. Kiedy pierwszy raz znalazła się w tym świecie, była przerażona. Teraz zaś poukładała sobie życie.
— Zrobiłem dla ciebie nową tabliczkę. — Haku wyciągnął z szaty kawałek drewna.
Starannie wyryte znaki kanji. Piękna kaligrafia. Tak perfekcyjna, że aż za bardzo.
— Kolejna? Mówiłam, żebyś dał sobie z tym spokój.
Chłopak cały czas upierał się, by powtarzała swoje dawne imię. Denerwowało ją to. Wystarczało, że robiła to raz dziennie. A on produkował tego rodzaju przypomnienia i zostawiał je w różnych miejscach, by miała z nimi styczność jak najczęściej. Zostawiła sierociniec i świątynię za sobą. W tamtym świecie była praktycznie nikim. Tutaj miała szansę być kimś. Dla kogoś naprawdę się liczyła. Nie potrzebowała nieustannie myśleć o przeszłości.
— To ważne. Kiedyś się stąd wyrwiesz, a wtedy…
Nie dała mu dokończyć. Gwałtownie podniosła się do pionu, zdenerwowana.
— A ty znowu swoje! Już to przerabialiśmy. Stąd nie da się uciec. Yubaba wie o wszystkim, co się tu dzieje. Istnieje mizerna szansa i nie zamierzam jej podjąć. Wiem, że cierpisz, bo nie pamiętasz, kim jesteś, ale ja nie jestem tobą!
Cień urazy przemknął po jego ciepłym obliczu. Ledwo zauważalny, ale jednak. Poczuła wyrzuty sumienia. Wiedziała jednak, że ma też trochę racji. Przerzucał na nią część swoich żali. Dawno temu podjął decyzję, której teraz żałował. Nie znał samego siebie i od lat zjadało go to od środka. Kim był? Co lubił robić? Gdzie był jego dom?
— To prawda. Żałuję, że zostałem uczniem Yubaby. Właśnie dlatego chcę cię uratować przed tym, od czego sam nigdy nie ucieknę. Co się stało z twoimi marzeniami? Kiedy cię poznałem, mówiłaś, że chcesz zwiedzać świat. Zamierzasz się poddać? — Haku złapał ją delikatnie za ramiona, jakby chciał przemówić jej do rozsądku.
— Marzenia się zmieniają. Mam teraz nowe życie. Ty jesteś jednym z powodów, dla których nie chcę stąd odejść. Powinieneś się cieszyć. — [Reader] strąciła jego dłoń.
— Ja? — Na twarzy Haku odmalował się szok.
— To takie dziwne, że cię kocham? — Dziewczyna jakby nie od razu zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Kiedy jednak się zorientowała, nie zamierzała już cofać swoich słów.
Chłopak nic nie odpowiedział. Po prostu mocno ją objął. To nie tak, że nie widział, jak ich relacja zaczęła wykraczać poza przyjaźń. Stało się to już dawno temu. Subtelne uśmiechy. Trzymanie za ręce. Spędzanie razem każdej wolnej chwili. Myśli o niej, które nawiedzały go w trakcie pracy. Już dawno połączył fragmenty tej układanki. Jednak usłyszenie tych słów od niej samej zdawało się ostatecznie pieczętować to, co między nimi było. Nie mógł tego tak po prostu zostawić…
***
Haku pożegnał Yubabę z kamienną twarzą. Wiedźma przyoblekła się w czarne jak smoła pióra. Przyjrzała mu się dłużej niż zwykle, ale wytrzymał jej przeszywające na wskroś spojrzenie. Czyżby się domyśliła?
— Zostawiam interes w twoich rękach. Dopilnuj wszystkiego. — Po tych słowach wzbiła się w powietrze i wyleciała przez otwarte okno.
Wypuścił długo wstrzymywany oddech. Festiwal nie stanowił problemu. Wszystko było właściwie gotowe. Bogaty klient wręcz spadł im z nieba. Odkąd zażyczył sobie wielkiego wydarzenia, cała łaźnia starała się mu takowe przygotować. Yubaba najchętniej sama poganiałaby pracowników przez cały wieczór, ale z nieznanych powodów w pośpiechu opuściła dom.
Haku wyszedł przed budynek. Zwykle puste budki zapełniały się wciąż nowymi gośćmi. Obsługa kąpieli dopiero zaczynała swoją zmianę, pędząc między zebranymi w kolejce. Na szczęście [Reader] już kończyła. Stała obok szefa, podjadając wystawione jedzenie. Pomachał im na powitanie. Potem bez słowa złapał za rękę dziewczyny i skierował się w stronę kamiennych schodów.
— Dokąd idziemy? — Była wyraźnie zadowolona, pogryzając magiczny szaszłyk.
— Do jednego z moich ulubionych miejsc. Prawie zawsze jest zalane, ale dzisiaj poziom wody jest wystarczająco niski. — To mówiąc, poprowadził ją przez tłum duchów.
Miał nadzieję, że pracownicy poradzą sobie bez niego przez jakiś czas. Ulice roiły się od kapryśnych bogów.
Przemierzali ukwieconą łąkę. Pąki zamknęły się z braku słońca. Cienie wydawały się gęstnieć wokół budynków pozbawionych światła. Haku poczuł mocniejszy uścisk na swojej dłoni.
— Jesteś pewny, że możemy tak daleko odejść? — [Reader] niepewnie rozejrzała się po okolicy.
— Nic nam nie będzie. Yubaba wyjechała i nie zapowiada się, by miała szybko wrócić.
Im dalej szli, tym bardziej oddalali się od łaźni. Mijała miejsca, które już dawno zatarły się w jej pamięci. Tędy szła, gdy po raz pierwszy przybyła do tej krainy. Gdy wytężała wzrok, była nawet w stanie dostrzec opuszczoną stację kolejową. Tę, przez którą przeszła dawno temu.
Dopiero gdy ujrzała światełka, zrozumiała, dokąd zmierzają. Pośrodku łąk znajdowało się drzewo otoczone przez tysiące świetlików. Było ogromne. Jego rozłożyste gałęzie sięgały wysoko w górę. Zdążyło całkowicie wyschnąć. Wciąż dała radę dostrzec puste koryto niegdyś płynącej tędy rzeki. Ptaki, które kiedyś tu mieszkały, zostawiły po sobie jedynie puste gniazda. Widok ten mógł wydawać się upiorny, jednak jej przywodził na myśl jedynie smutek.
Haku z jakiegoś powodu czuł się z związany z tym drzewem. Nie pamiętał go. Miał jednak wrażenie, że widział je w poprzednim życiu. Widok jego śmierci napawał go żalem, choć nie potrafił sobie wyobrazić, jak mogło wyglądać za życia. [Reader] nie przerywała mu opowieści. Położyła głowę na jego kolanach, co czyniła od dawna, po czym pozwoliła, by snuł domysły. Historie o tym, jak wyobrażał sobie siebie wcześniej. Co mogło go kiedyś spotkać. Chłodny wiatr o zapachu kwiatów wiśni niósł jego historie po łące. Ulatywały w stronę ciemnego nieba w otoczeniu blasku świetlików.
Będzie mu brakowało tych chwil. Tego spokoju, który przynosiła mu jej obecność. Wierzył jednak, że wybiera słuszne rozwiązanie. Miał nadzieję, że nie będzie na niego wściekła. Przynajmniej nie na tyle, by całkowicie usunąć go z pamięci. Czy w ogóle będzie go pamiętać, gdy opuści ten świat? Jak bardzo złe było, że po tym, co zamierzał zrobić, nadal samolubnie pragnął, by go kochała?
Chciał odwiedzić z nią to miejsce w innych okolicznościach, bo w pewien sposób stanowiło część jego samego. Nawet jeśli nie wiedział w jaki. To było jak podzielenie się fragmentem przeszłości. Jeśli on zapomni, ona wciąż będzie wiedzieć. Żałował, że nie mieli więcej czasu.
Modlił się do bogów by Yubaba nie dowiedziała się, że to on. Jeśli odkryje prawdę, prawdopodobnie pożegna się z życiem. Była to jednak uczciwa cena za ryzyko. Jedno życie w zamian za inne.
— Kocham cię, [Reader] — wyszeptał ostatni raz.
[Reader]. No tak. To było jej prawdziwe imię zanim tu przybyła. Słowa dochodziły do niej powoli. Nawet nie zauważyła momentu, gdy powieki zrobiły się cięższe. Na czole spoczęło coś, co zapewne było pocałunkiem. Poczuła miłe ciepło. Chciała powiedzieć to samo, ale nie miała siły. Zasnęła.
***
— [Reader], [Reader], [Reader]! — Yumeka radośnie skakała wokół niej. — Musisz koniecznie zobaczyć rzekę.
Kobieta poprawiła kapelusz, uśmiechając się. Podała małej rękę. Cieszyło ją, ile dobra udało jej się zdziałać. To był przykład szczęśliwego dziecka. Sierociniec, który założyła, miał się dobrze. W przeciwieństwie do świątyni, gdzie się wychowała, nikt nie zmuszał maluchów, by podążali jedną drogą. Znalazła ludzi gotowych wspierać ich w wyborze kariery, gdy nadejdzie czas.
[Reader] chciała odpłacić się za szczęście, którego doznała. Para, która znalazła ją w lesie kilka lat temu, dała jej dom. Lekarze uznali, że jako młoda dziewczyna, doznała częściowej amnezji. Ilekroć próbowała im tłumaczyć, że wychowała się w świątyni, mówili, że to niemożliwe. Przybrani rodzice zabrali ją na miejsce, by mogła zobaczyć, że została opuszczona. Dopiero po kilku latach pracy, gdy otrzymała tytuł znakomitego szefa kuchni, udało jej się nawiązać wystarczające znajomości, by zajrzeć do strzeżonych dokumentów. Część osób, z którymi się wychowywała, wciąż żyła. Kiedy pytała ich o swoje zniknięcie, odpowiadali jakoby któregoś dnia zwyczajnie odeszła. Podobno z powodu znalezienia rodziców gotowych ją adoptować. To, co się jednak nie zgadzało, to jak bardzo starsza wydawała się w stosunku do nich. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale czuła się, jakby w jej życiu była wyrwa. Znacznie dłuższa niż każdy wokół sugerował.
Z czasem poddała się w grzebaniu w przeszłości. Niewiele mogła zrobić i nikt nie znał odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Postawiła więc sobie nowy cel. Zwiedzała świat. Gotowała dla wielu różnych osobistości, ale także dla zwykłych osób. Okrzyknięto ją magiczną kucharką. Goście utrzymywali, że potrafiła czarować. Dania, które przyrządzała, według krytyków zdawały się mieć smak czegoś, czego nigdy u nikogo innego nie byli w stanie poczuć. Gdy rodzice zaczęli niedołężnieć, [Reader] wróciła w rodzinne strony. Tam wpadła na pomysł, by założyć sierociniec. Tyle że lepszy niż ten, który sama znała. Wychowywana na przyszłą miko, nie czuła szczęścia. Zależało jej na tym, by dzieciaki same wybierały swoje życiowe ścieżki. Po śmierci mamy i taty zaczęła coraz częściej zaglądać do budynku. Więź, która nawiązała się między nią a dziećmi, była czymś wyjątkowym. One jedyne nie śmiały się, gdy opowiadała coś, na co dorośli jedynie kręcili głowami. Że od lat śniła jej się odległa kraina. A w niej kolorowa łaźnia i magiczne istoty. Nad wszystkim przerażająca wiedźma. Częściej jednak chłopiec o łagodnym uśmiechu i zielonych oczach. Pewnego dnia jednak przestał się tam pojawiać i za nic nie chciał wrócić.
— Mówisz, że nagle znikąd zaczęła tu płynąć rzeka? — [Reader] przyjrzała się ciekawie leniwie biegnącej wodzie.
— Tak. Moja przyjaciółka Chihiro mówiła, że któregoś dnia tak po prostu się tu pojawiła. Przyjechała tu niedawno z rodzicami i odkryli ją jako pierwsi. Potem przyszli sąsiedzi. Wszyscy byli zdziwieni.
Pokiwała głową, wpatrując się w przezroczystą taflę. Z jakiegoś powodu wydawała się znajoma. Jakby już kiedyś ją widziała, ale nie było to przecież możliwe, skoro źródło pojawiło się kilka tygodni temu.
Zdjęła sandały i zanurzyła nogi w chłodnym prądzie. Świat zdawał się na moment zatrzymać. Otoczyła ją cisza. Nozdrza wypełnił zapach kwiatów wiśni. Stała pod kwitnącym, rozłożystym drzewem w otoczeniu świetlików.
— Jesteś tak głupi, Haku! — Dziewczyna zacisnęła pięść.
Bezradnie popatrzyła w stronę wody, która teraz zalewała cały teren. Odgrodził ją. Odgrodził ją od tamtego świata. Miał czelność przenieść ją pod samą stację i zniknąć, kiedy spała. Po drugiej stronie. Gdy się obudziła, był już poranek. Zostawił po sobie jedynie list, który drżącą ręką otworzyła.
Droga [Reader],
wiem, że jesteś wściekła. Masz do tego pełne prawo. Mam świadomość, że to, co zrobię, bardzo cię zaboli. Nie mogę jednak pozwolić, byś spędziła tu resztę życia i tak jak ja zapomniała, kim jesteś. Z czasem zacznie cię to uwierać, tak jak mnie. Zaczniesz zapominać o ludziach, miejscach i marzeniach, które miałaś. Świadomość, że to ja jestem główną przyczyną, dla której nie chcesz próbować stąd uciec, jest jedną z najgorszych myśli, jakie mnie spotkały. Gdybym nic nie zrobił, poczucie winy zjadłoby mnie od środka. Jak cię znam, to pewnie zastanawiasz się, czy da się tu zaczekać i zawrócić do łaźni. Odpowiem na twoje pytanie. To niemożliwe. Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Masz tylko jedną drogę i prowadzi ona do domu. Kocham cię. To nigdy się nie zmieni. Właśnie dlatego samolubnie proszę cię o ostatnią przysługę. Przejdź przez tunel. Nie oglądaj się za siebie. Zrób każdą rzecz, której zawsze pragnęłaś. Mam nadzieję, że któregoś dnia będzie dane nam się znów spotkać. Nawet jeśli miałyby być to tylko sny.
Na zawsze twój x͕̪̙͓̟ͯ͒́̕x̵̛̯̭̒̆̿͘x̴̡̬͇̼̙͋̀̂̋ͮx̷̬̙̍̉͊́̕x̷̨̫̹͉ͤ͒̔̓͋͞x̶̫ͦ̇̽̎
Wydawało jej się, że widzi kanji tworzące podpis, ale zdawało się rozlewać i tańczyć przed oczami. Kohaku? Nie… Poprawnie byłoby…
— Nigihayami Kohakunushi. — Słowa jakby same wyrwały jej się z ust.
— [Reader], wszystko w porządku? Na chwilę totalnie się wyłączyłaś. — Yumeka pomachała jej ręką przed oczami. — Skąd wiesz, jak nazwaliśmy rzekę? Mówiłaś, że pierwszy raz o niej słyszysz.
— To nic takiego. Zamyśliłam się. Pewnie któryś z sąsiadów mi powiedział i dopiero teraz sobie przypomniałam. — Rzuciła ostatnie, przeciągłe spojrzenie na rzekę. — Chodźmy na obiad. Miałam jeszcze trochę zaczekać, ale właściwie to przyjechałam przekazać ci dobre wieści. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to niedługo będę mogła rozpocząć procedury adopcyjne. Co ty na to?
— Naprawdę?
— Naprawdę. — Uśmiechnęła się, złapała ją za rękę i razem odeszły znad brzegu. W powietrzu nadal tańczyły płatki wiśni.
#haku x reader#spirited away x reader#spirited away#sen to chihiro no kamikakushi#chihiro#Nigihayami Kohakunushi#oneshot x reader#studio ghibli#yubaba
34 notes
·
View notes
Text
„Zwykle kiedy długo się kogoś nie widzi, gromadzi się w pamięci wszystkie informacje, którymi chce się podzielić z daną osobą. Niestety, z czasem robi się ich tak dużo, że w końcu jedna po drugiej zaczynają umykać jak ziarenka piasku. To niemożliwe, aby je wszystkie zapamiętać. Ostatecznie, kiedy przychodzi wyczekiwane spotkanie i tak porusza się tylko najważniejsze tematy, a tymi drobniejszymi nie zawraca się już głowy. Tyle, że to właśnie z drobnostek składa się życie…”
~ Jenny Han „Do wszystkich chłopców, których kochałam”
6 notes
·
View notes
Text
Tylko jedno ziarenko piasku w jednej chwili.
Tylko jedna sprawa w jednej chwili.
Przestań przejmować się tym co było, a zwłaszcza tym co będzie. Nie jesteś w stanie robić wszystkich tych rzeczy na raz. Każdy z nas jest jak klepsydrą, ziarenka piasku mogą spłacać jedno po drugim, nie wszystkie na raz.
6 notes
·
View notes
Text
Harcerskie curry 🍛🥘🍲
Bo właśnie tak mogłabym scharakteryzować potrawę, na którą przepis dostałam uczestnicząc w @wymiana-kulinarna<3 Z tym przepisem łączy się piękna historia o pracowitości i sile ducha polskich harcerek, których nie może powstrzymać ani deszcz, ani złe samopoczucie :) Chciałam podzielić się również niesamowicie ładną prezentacją tego przepisu, ale niestety, nie mogłam znaleźć autorki na Tumblerze, korzystając tylko z imienia, którym się podpisała - wolę najpierw poprosić o zezwolenie.
Kochana, jeśli to czytasz, wiedz, że Twój przepis jest niesamowity zarówno pod względem zawartości, jak i wyglądu <3 dziękuję Ci ślicznie!
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/c80d8e6f316962648f6a9784a84b63ee/1a7cb591cdd66196-8e/s540x810/1aa12332720b983cb2eba1f4ce9dc6678662d09b.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/c3ed258c8da2c89f36c2003a8b7d1b33/1a7cb591cdd66196-93/s540x810/47230bc812f244d7f47fe11f45d886bb2f945116.jpg)
Dostałam ten przepis w dobrym momencie - akurat się rozchorowałam i miałam ochotę na coś ciepłego i łatwego do przygotowania. Uwielbiam japońskie curry, ale przepis, który otrzymałam, różnił się nieco od tego, który zazwyczaj używam, więc były w nim również ekscytujące ziarenka tajemnicy i wyzwania;)
Skorzystałam również z zaproszenia do eksperymentowania ze składnikami :) Musiałam zrezygnować z ryżu i ziemniaków z powodu mojej nisko-cukrowej diety. Zamiast tego użyłam batata i kurczaka, aby zbalansować makroelementy dania.
Według zaleceń dodałam również papryczkę chili i sok z cytryny. Wyszło niesamowicie! Może gorączka nie spadła od razu, ale zdecydowanie poczułam się znacznie lepiej po takim obiadku :3 Ponadto zrobiło mi się bardzo przyjemnie na serduszku <3 Mój narzeczony również chwalił to curry, mimo że na ogół nie jest wielkim fanem takich dań:)
Jeszcze raz dziękuję za przepis i jeśli możesz i chcesz (i się odnajdziesz), proszę podziel się tym pięknym przepisem z Tumblerem, bo to curry jest naprawdę pyszne:)
13 notes
·
View notes
Text
07.02.2025
dizisaj g bylo, w domu zostalam bo nie chcialam isc do szkoly bo mnie mega brzuch bolal (okres) i zrobilam cardio, na obiad moja rodzina jadla nalesniki ale ja sobie zjadlam makaron kojniac z warzywami z frajera (ZAJEBISTE BYLO POLECAM.) zrobilam neszcze z przyprawami (curry, czosnek granulowany, ziarenka smaku) i dodalam troche keczupu pikantnego i troche frytek bo mialam caly dzien mega ochote na frytki wiec dodalam do tego z 20g (tez zrobione w frajerze) wiec bylo naprawde zajebiste i cale mialo moze 100kcal max.
spalone : 600
zjedzone ≈ 400
bilans = -200
#będę motylkiem#b─öd─ö motylkiem#chude motylki#chudego dnia motylki#gruba świnia#grubaska#jestem gruba#motylki#motylki blog#nie chce być gruba
2 notes
·
View notes
Text
Narzekanki cacanki ✧・゚: *✧・゚:*
Jest mi tak ogromnie smutno. Mam też w sobie od groma uczucia zazdrości, bezsilności, lęku. Co dziwne, nie mam ani malutkiego ziarenka złości.
Stoję w miejscu. Dookoła mnie jest pustynia. Przez jakiś czas szłam nawet nie wiedząc w jakim kierunku. Później zaczęłam częściej już zatrzymywać się. Czasami robiłam jeszcze jakieś parę kroków, ale teraz od pewnego czasu stoję i nie ruszam się ani o milimetr. Nie widzę sensu iść dalej.
Powinnam znaleźć pracę, jakąkolwiek. Skończyć szkołę średnią, nie wiem, skończyć kursy jakieś - COKOLWIEK. Jednakże nie potrafię się zmusić do żadnego kroku. Po co mam iść do pracy jak i tak zaraz z tego zrezygnuje? Po co mam kończyć szkołe? Po co robić jakieś głupie kursy skoro i tak nigdy nie będę w niczym dobra nawet jakbym spędzała 100% swojego czasu na staranie się by stać się chociaż odrobinę lepsza.
Mam poczucie osamotnienia, ale nie jestem w stanie nic z tym zrobić, bo nie potrafię do siebie nikogo dopuścić, nie potrafię zaangażować się w relacje, męczą mnie strasznie.
Czekam, ale kompletnie nie wiem na co. Powinnam wziąć się w garść, ale nie mam na to siły. Terapia też wymaga ode mnie okropnie dużo siły, której nie mam. Nie potrafię się wziąć do kupy i spiąć pośladki. Nie chcę nawet.
W dodatku Ana...kurwa...nawet to mi nie wychodzi. Nie jem więcej niż 500 kcal na dzień a ja zamiast chudnąć z prędkością światła to co chwilę waga mi tylko wzrasta.
Ja pierdole, mam ochotę tylko płakać, ale nawet tego nie mogę, bo zawsze za to dostaje ochrzan.
#blogi motylkowe#bede motylkiem#lekka jak motyl#motylki any#butterfly ana#pragnę chudości#aż do kości#chude jest piękne#chudość#jestem gruba
18 notes
·
View notes
Note
Cześć. Chodzę po okolicy i wręczam fajnym ludziom kwiatki, ale nie wiem, czy Ty w ogóle chciałabyś jakiegoś dostać. I jeśli tak, nie wiem nawet jakiego. Jakby coś to mam też przy sobie trochę dobrej energii w wersji kieszonkowej tak na wszelki wypadek, ale...
🌻<- proszę, to dla Ciebie (słoneczniki to wesołe i ciepłe kwiatki)
Jak się masz tak w ogóle?
~ Dziwny Anonim
To najbardziej urocza i miła rzecz jaka spotkała mnie w ciągu ostatnich dni. Dziękuję. Dziękuję z całego serduszka. Uwielbiam słoneczniki
*zaczyna skubać z niego ziarenka*
A mam się tak jak ten słonecznik. Ciągle z głową do góry.
A jak ty się trzymasz Dziwny Anonimie?
3 notes
·
View notes
Text
27 sierpnia 2023
Dziś urodziny mojego męża ❤ ugotowałam urodzinowy żurek, bo go kocha miłością prawdziwą na równi z zapiekankami 🤣 Wczoraj pogoda byla trochę szalona, grzmiało, wiało i padało,dziś znów upał. Wiatr złamał mi słonecznika przy samej ziemi ! A wyrosły mi na prawdę ogromne, wysokie pewnie na 3m. Szkoda,bo chyba już nie dojrzeje w domu? Przy okazji ratowania słonecznika zerwałam sobie kilka kwiatków, które wyhodowalam od ziarenka - swoje najpiękniejsze:D
Dzisiaj niedzielne lenistwo, a wieczorem grill, przygotuje jakieś mięso, żeby posiedzialo w marynacie :)
Szybko zleciały te "wakacje", w tym tygodniu już wrzesień. Jesień też może być piękna, pod warunkiem, że nie będzie codziennie lało. Lubię jesienne poranki z mgłą, kolorowe liście, przyrodę, która szykuje się do odpoczynku po letnim sezonie.
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/ebf8d30f5e5394f1fc43193e45216387/8e5989f0a3b681ef-aa/s540x810/c1542cce1d6374a5bb964de572ed582b475f2537.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/1150271b7ebbe34fc00488f9a74a21a7/8e5989f0a3b681ef-ae/s540x810/2427008ac182c20146d7da8579f9186a353c071f.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/b6fac2043a2d1a426ac66252b4b4a61d/8e5989f0a3b681ef-e0/s540x810/4c4be14055d01ccf995bad5bf6a55cf90bdcfbec.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/ff7cbda5cffd5f3cf73e0814251f5f39/8e5989f0a3b681ef-e7/s540x810/2401df3829b1a1b70f27b5123587cd5cd1914cd5.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/c82293cae52da7af45b2c299f792f951/8e5989f0a3b681ef-59/s540x810/090a74fdb3212b1f3be365e93dcb753d350f4219.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/28c3a55d39013ee1c9306419eed3d20a/8e5989f0a3b681ef-ac/s540x810/e81871f9c5ad6b9f19969383ef0966c51be05b2a.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/bb014be2611e7fe8a3eebf2c175c7f97/8e5989f0a3b681ef-24/s540x810/7be5d3af6960f2a7be9b0c66425bcd8bc2fd2033.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/9cb28591f4b55a1a4c260f885db8172d/8e5989f0a3b681ef-18/s540x810/8ec474b70bee926501b864ab1f4d0f56580bd9da.jpg)
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/1c97bc2dd3a755576df993c692dd7729/8e5989f0a3b681ef-12/s540x810/09170bb8acacaa63c40f12bbdfead5d0b7403843.jpg)
14 notes
·
View notes
Text
Jaza chwila słabości
Żeby Was chuj nie strzelił. Nie jestem dumny z siebie, ulało mi się się. Posłuchajcie:
Niech mi alkohol przestanie smakować jeśli kłamię - Dawno nie wybuchłem. Wczoraj jednak KM zagrała na strunie która okazała się być linką od miny przeciwpiechotnej i urwało jej nogi. Ale po kolei.
Z dwóch palet towaru została jedna warstwa i towar między regałami. Syf za sklepem, nieoddane skrzynki, brak oddanych i spisanych zwrotów. Kuc chwali się jak dzielnie walczył z piwem, ale "jakoś upchnął nogą". Siedem skrzynek i 6 paletek. Sukces na miarę odkrycia penicyliny. Manekin natomiast w swej bezbrzeżnej głupocie wyjęła paletkę, która zastępowała koło, które wyłamały z Lerą, i przeżywała, że jej krajalnica do chleba pierdolnęła o ziemię. "Mało jej nie zabiło". I chuj, może by się czegoś nauczyła. Wie jakie to ciężkie i że musi być podparte w 4 miejscach. Teraz krajalnica wygląda jak jak auto po pocałunku z drzewem. Nie wiem jak się SWS wytłumaczy. -Ale to wszystko mnie nie ruszyło. Przyzwyczaiłem się. Nie było to nic czego spodziewać bym się nie mógł.
//
Dość sprawnie zajęliśmy się z KM towarem na podłodze. W międzyczasie klienci, i wprowadzenie faktur, o które jakbym nie spytał, to pewnie bym ich do końca życia szukał. No i zaczęło narastać napięcie...
//
Zaczęło się od rozjebanej soli w dostawie. Grube ziarenka, niczym diamenty, sypią się po całym sklepie. Lecę po fakturę żeby zgłosić reklamację. Naszło ludzi jak pojebani. Jak w japońskim metrze, tylko kultura dużo mniejsza. - Chuj! Wylała lodówka z nabiałem. Noż kurwa, ja pierdolę, kurwa jego zajebana mać!!! Ile temu było zgłaszane?!?!?! Cudowne źródełko dość bystrym strumieniem przemierza sklep w kierunku tylnych drzwi. "O macie awarię!" Nie kurwa, cud nastąpił. Lecznicza woda z Lbk. Wołajcie księdza. Syfu co niemiara, bo przecież trzeba w to wleźć. KM jeszcze dzielnie mnie zastępuje, a ja rozpierdalam lodówkę i ogarniam. Swoją droga ile teraz chłodziarze biorą? Muszę do SWS się zgłosić za kasę za naprawę. Trwało to, ale opanowałem. Rozwaliłem tylko kable od oświetlenia wkładając szuflady. Prądu tykać nie będę. Dla mnie mogą się nie palić w ogóle. - Zrobiła się 17sta. Ludzi bije, a reklamacja nadal nie złożona. Ciśnienie rośnie. Już mam dzwonić, ale naszło dwoje. Typ, normalnie dobry klient, puszcza babkę. Noż kurwa by cię... Widzę już, że nie zdążę, więc wołam KM żeby złożyła, ale słyszę jak pierdoły jakieś gada. Typiarę obsłużyłem, czas na gościa. KM źle nakleiła naklejkę na serdelki. No nic, zdarza się, zwłaszcza w pośpiechu. Oddałem typowi różnicę, ale on ciągle, że coś za dużo. Liczę raz, drugi, dziesiąty!!! Serio, 10razy. Mu coś za dużo. Paragon muszę zostawić żeby z własnej kieszeni 20zł nie płacić. Wali do mnie tekstem żebym się na niego nie denerwował. Jak mam nie denerwować. Pierdoli, że nie jego wina, jak jego. To mu się nie zgadza a jak małpie punkt po punkcie sumuję. W końcu poszedł. Przez niego ojebałem kolejnego dobrego klienta na butelki. Zamiast 50zł dostał 40. Chyba się kapnął ale nic nie powiedział. Za to jak ja się zorientowałem to szał osiągnął maksimum. Byłem gotowy do burzenia światów. - No i stało się. Kulminacja. Tama pękła, gówno się rozlało. Dostaliśmy stand z Górlaków. Stoi przy kasie nierozpakowany i wygląda jak wielka paczka. Każdy klient musi kocią mordę tam wstawić. Stand na fakturze jest po prostu jako stand, więc trzeba z kodami kreskowymi dokładnie napisać SWS czego i ile jest. Co uczyniłem po przeliczeniu stanu faktycznego, bo nie oszukujmy się, różnie to bywa. Napisałem kartkę, zdjęcie, MMS do SWSa. KM znalazła schowane na dole brakujące dwa kartony wafelków. Tak skitrane, że naprawdę... Mówię jej, bo już stado klientów naszło, żeby napisała SMS do SWS, że tych i tych wafelków jest jednak tyle. A ta kretynka robi zdjęcie rozpiski z kartonu. Stało się. Powiedziałem jej, że nie wiedziałem, że jest taką tępą kretynką. Przecież kazałem jej pisać SMS a nie MMS. Najprostszej czynności nie potrafi wykonać. Taaak, obraziła się. Wiedziała jednak dobrze, że mogła już tylko obłapać w ryja przy stawianiu się.
Jeżeli jeszcze to czytacie to pewnie zastanawiacie się o co mi chodzi, przecież to bez różnicy. No nie. Nie wszystko ze stojaka miało się znaleźć w wiedzy SWS. Z wielu powodów. Z korzyścią dla niego, klientów, i oczywiście nas.
To po prostu niesamowite jak człowiek jednak musi stawiać na swoim żeby go inni słuchali. Ahhh... Mam teraz do przeproszenia klienta, odzyskanie kasy od drugiego i dojście do tego jakim cudem wyszło mi 160zł na plusie O.O
Wypijcie dzisiaj za pomyślny czas weekendu. Odpoczynek przyda się nam wszystkim.
youtube
4 notes
·
View notes
Text
Układ AI mniejszy od ziarnka soli wykorzystuje światło do odczytu danych
<div class="ImageWrapper”> <div class="ArticleImageCaptionCaptionWrapper”> <p class="ArticleImageCaptionTitle”>Mikroukład AI na końcu światłowodu <p class="ArticleImageCaptionCredit”>University of Shanghai for Science and Technology in China Nowoczesne technologie sztucznej inteligencji osiągnęły kolejny przełom – badacze opracowali mikrochip mniejszy od ziarenka soli, który może znajdować się…
0 notes
Text
Runda 1 tura 2
FLAKI
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/7aa7becfbe313c632b1109742569687a/01fcd84917c14584-99/s540x810/7441de23da52ad5f8fa6ac42861180d42b4d2656.jpg)
składniki (za aniagotuje.pl):
1 kg wołowiny - np. szponder plus karczek
2,5 litra wody - 2500 ml
2 średnie lub większe marchewki - około 280 g
około 15 cm pora - do 150 g
kawałek korzenia selera - około 100 g
1 korzeń pietruszki - około 120 g
1 kg flaków wołowych - w płatach lub pokrojone (osobiscie polecam zamiast flakow boczniaki /op)
3 ząbki czosnku - około 15 g
przyprawy i zioła: 3 pełne łyżki majeranku; 4 ziarna ziela angielskiego; 2 listki laurowe; po jednej płaskiej łyżeczce mielonego imbiru i gałki muszkatołowej; po pół łyżeczki ostrej i słodkiej papryki; sól i pieprz - dozowane na koniec
GRZYBOWA
![Tumblr media](https://64.media.tumblr.com/066eff4436d9953a7e265cd37904ba69/01fcd84917c14584-66/s540x810/959326d9767bb5b435a9885ef2bcf3d34301d30e.jpg)
składniki (za beszamel.pl):
1 l bulionu warzywnego
1 szklanka wody
1/2 szklanki śmietany 18%
20 g suszonych grzybów (borowików lub mieszanki borowików z podgrzybkami)
2 cebule
2 łyżki masła
1 łyżka mąki pszennej
3 ziarenka ziela angielskiego
2 liście laurowe
sól, pieprz
51 notes
·
View notes
Text
Rój małych robotów współpracuje, aby osiągnąć imponującą siłę na wzór mrówek
Niewielkie roboty inspirowane mrówkami dla medycyny przyszłości Współczesna technologia nie przestaje zaskakiwać, a jednym z najnowszych przełomów są mikroroboty o rozmiarze ziarenka piasku, które dzięki współpracy i działaniu pod wpływem pól magnetycznych mogą działać jak kolonie mrówek. Te maleńkie urządzenia, opracowane przez zespół naukowców pod kierunkiem Jeong Jae Wie z Uniwersytetu Hanyang…
0 notes
Text
OPOWIADANIA • Re: Swen
Ruszając na wschód, czując zimny wiatr na twarzy, odwróciłem się jeszcze raz. Bunkier Pasewalk był daleko za mną, a Skrybowie i najemnicy zaczynali odbudowę tego, co zostało z ich schronienia. Dla mnie jednak to była tylko kolejna bitwa, kolejny przystanek. Moim przeznaczeniem była wędrówka. Szedłem przez piaszczyste pustkowia, gdzie jedynym śladem egzystencji człowieka była niekończąca się wstęga drogi. Czasami wiatr unosił drobne ziarenka piasku, które uderzały o moją twarz, przypominając mi o surowości tego świata. Oddaliłem się o przeszło trzysta kilometrów od ostatnich zabudowań, nim napotkałem pierwsze przeszkody. Kamieniste podłoże zaczęło się zmieniać w błotnistą ziemię, a nieliczne drzewa rosły niczym zniekształcone cienie, które zdawały się śledzić każdy mój krok. Czy to wyobraźnia, czy rzeczywiście było cieplej? Nad horyzontem pojawił się blask, jakby słońce próbowało przebić się przez ciężkie chmury. Nie miałem czasu na jałowe rozmyślania. Taka podróż przekraczała siły i możliwości zwykłego człowieka, ale jako mutant zmuszony byłem dawać z siebie więcej. Ziemia pod moimi stopami lekko drżała, gdy stawiałem kolejne kroki. Wiedziałem, że to nie będzie prosta trasa. Omijając utarty szlak narażałem się na przeklęty pył, który wciskał się w każdy zakamarek moich ubrań. Nocą cisza wydawała się trwać wiecznie, przerywana jedynie odgłosami natury. Kilka godzin snu, które udało mi się złapać, postawiły mnie na nogi, choć zmęczenie nie opuściło mnie całkowicie. Wędrowałem przez teren, który wydawał się być na wpół martwy. W pewnym momencie, spomiędzy gęstych krzewów, wyleciało stado małych stworzeń, przypominających zające. Dwa z nich udało mi się trafić nożem. Kolacja gotowa — nie było wiele do roboty. Jutro zapowiadał się długi dzień. Pojutrze też. Z każdym krokiem wkraczałem głębiej w niezbadane tereny. Kamienne ściany były szare i nijakie, a droga przedemną wydawała się prowadzić donikąd. Gdy zbliżyłem się do bagnistych terenów, powietrze stało się cięższe. Bagna Szatmar-Bereg czekały, a ich złowroga atmosfera przyprawiała mnie o niepokój. Ziemia pod moimi stopami stawała się coraz bardziej miękka, a każdy krok odbijał się cichym pluskiem. Mgła unosiła się nisko, otulając mnie jak wilgotna kołdra. Przesuwając wzrokiem po splątanej roślinności, szukałem jakiegokolwiek znaku, że nie jestem tutaj sam. Bagna skrywały swoje tajemnice i niebezpieczeństwa, które potrafiły zaskoczyć każdego, kto na chwilę stracił czujność. Wiedziałem, że w tej okolicy roi się od stworzeń, których istnienie było często efektem popromiennych aberracji. Już miałem przekroczyć granicę bagien, gdy usłyszałem krzyk. „Swen! Tutaj!” Odwróciłem się szybko. Na niewielkim wzgórzu, stojąc ponad mętną wodą i wijącymi się roślinami, stała Bahar. Towarzyszył jej wierny wielbłąd, obładowany różnorodnymi pakunkami, które ledwo mieściły się na jego grzbiecie. Bahar machnęła do mnie ręką, jej jasny uśmiech przebijał przez mroczny krajobraz bagien niczym latarnia w ciemności. „Bahaaaar!” krzyknąłem, z ulgą widząc znajomą twarz. Wędrując przez gąszcza drzew i ruin, brakowało mi ludzi, którym mogłem zaufać, a Bahar była jedną z tych nielicznych, którym ufałem. Była zamiłowaną gawędziarką — jej trasa prowadziła przeważnie po trakcie kupieckim między bunkrem Schinias i tunelami Peeter Suure. Spotkanie z nią zawsze było okazją do podzielenia się wieściami z okolicznych osad. Podszedłem bliżej, a jej wielbłąd poruszył się niecierpliwie, jakby oczekiwał, że lada chwila ruszymy dalej. „Dawno się nie widzieliśmy. Nadal trzymasz się traktu?” zapytałem, zbliżając się do niej. Bahar roześmiała się, a jej głos melodyjnie odbił się echem w tej nieprzyjaznej krainie. „Oczywiście, że tak, Swen! A ty? Wyglądasz trochę gorzej niż zwykle”. Zachichotałem, choć wewnętrznie poczułem ciężar bitwy, który jeszcze mnie nie opuścił. „Ostatnio miałem intensywne dni” odpowiedziałem, patrząc w dal na mglisty horyzont. „Spotkałem się z czymś… https://bigpotato.online/viewtopic.php?p=6&utm_source=dlvr.it&utm_medium=tumblr&utm_campaign=tiny%20garden%20%E2%80%94%20tinygarden-me#p6
0 notes