#wysokowrażliwość
Explore tagged Tumblr posts
Text
Jak wspierać wysoko wrażliwe dziecko?
Na czym polega wysoka wrażliwość? Wraz z książkami Elaine Aron o wysoko wrażliwych ludziach, w społeczeństwie pojawiła się większa świadomość tego, że ludzie różnią się między sobą osobowością i nie wszystkie życiowe wyzwania są dla nich tak samo proste. Wysoka wrażliwość to nowy opis temperamentu, jednak sięgając po naszą rodzimą koncepcję regulacyjnej teorii temperamentu Jana Strelaua, możemy…
View On WordPress
0 notes
Text
Rozmowa 6
Rozmawiają X i T
X (1/3 zespołu projektowego), rocznik 1996, skończyła podstawówkę publiczną i publiczne gimnazjum dwujęzyczne, po czym poszła do publicznego liceum dwujęzycznego, z którego, na rok przed maturą, przeniosła się do społecznego liceum demokratycznego. Obecnie studiuje.
T, rocznik 1994, uczyła się w publicznej podstawówce, prywatnym katolickim gimnazjum i prywatnym katolickim liceum. Nie wierzy. Skończyła psychologię, zaczęła kolejne studia. Uczy jogi.
X: Jaka była twoja ścieżka edukacji?
T: Nie chodziłam do przedszkola, bo z tego, co pamiętam, byłam na przemian zestresowana i znudzona. Potem trafiłam do podstawówki połączonej z liceum. Było tam ponad 2000 uczniów. Moja mama uczyła w zerówce, ale ja znalazłam się w innej grupie. Płakałam, dostawałam gorączki – miałam psychosomatyczne objawy ewidentnego stresu. Potem przeniosłam się do jej klasy i już wszystko było w porządku.
X: Czy jesteś pewna, że to stres?
T: Tak. Oprócz tego, do siódmego, ósmego roku życia z powodów nerwowych robiłam siku do łóżka. Wydaje mi się, że system edukacji nie bierze pod uwagę pewnych aspektów wrażliwości, które są dla mnie charakterystyczne, a które w procesie nauki były drażnione.
X: Ja przez pierwszą klasą płakałam. Byłam jedyną osobą w roczniku, która nie mogła się przyzwyczaić do systemu i reagowała w ten sposób. Dodatkowo wieczorami miałam różne ataki – w pierwszej klasie wydawało mi się, że wszyscy moi bliscy zaraz umrą i zostanę sama. Z kolei w drugiej klasie miałam problemy z nocnymi mdłościami. Ktoś musiał ze mną siedzieć i czekać, aż zasnę, bo inaczej miałam poczucie, że zaraz zwymiotuję. To było związane z tym, że poszłam do szkoły.
T: Łał, mnie też wydawało się, że rodzice umrą! Po przeniesieniu do klasy mamy te lęki się uspokoiły. Zaprzyjaźniłam się z paroma osobami, z którymi później poszłam do pierwszej, drugiej i trzeciej klasy. To zapewniło mi poczucie bezpieczeństwa. Poza tym, wychowawczyni w nauczaniu zintegrowanym podchodziła do nas indywidualnie. Mam dysleksję i nadpobudliwość psychoruchową, więc dostawałam od niej ćwiczenia, które miały mi pomóc usprawnić motorykę małą, skupienie i tak dalej. Chodziłam też na zajęcia wyrównawcze. Ale ze względu na to, że ta nadpobudliwość wiązała się tylko z pewnym deficytem uwagi, a nie z niemożnością wykonywania powierzonych mi zada��, po krótkim czasie z tych wyrównawczych zajęć przestałam korzystać, a bardziej skupiłam się na sporcie. Chodziłam na piłkę ręczną, koszykówkę i na siatkówkę. Zaczęłam też uczęszczać do klubu siatkarskiego. Miałam treningi cztery razy w tygodniu, a jak był sezon, to i w weekendy. Uczestniczyliśmy też w zawodach. Widzę, że to bardzo korzystnie wpłynęło na mój rozwój, dlatego, że mogłam realizować naddatki energii. Poza tym - z umiłowania do książek i do poezji dziecięcej – zaczęłam startować w konkursach recytatorskich. To – razem z uczestnictwem w chórze – sprawiło, że przestałam bać się ludzi i nabrałam pewności siebie.
T: Pamiętam, że kiedy poszłam do gimnazjum, to coś mi zaczęło nie pasować. Teraz, z perspektywy skończonych studiów psychologicznych, wiem, że chodziło o to, że mój sposób uczenia się, jest inny niż ten, który dominuje w szkole. Czułam, że mój potencjał jest blokowany, że nie jestem w stanie wejść w ten system. To sprawiło, że w pewnym momencie znowu zaczęłam się bać chodzić do szkoły – już od pierwszej gimnazjum miałam problemy z nieobecnościami. Leciałam na dwójach i trójach, więc podrabiałam świadectwa, przed pokazaniem ich rodzicom, żeby nie byli źli, że płacą za moją szkołę, a ja się nie uczę. Nerwami, łzami, trudem i ogromnym kłamstwem – okropnym kłamstwem – jakoś się prześlizgnęłam. Miałam taki system, że szukałam osoby ze średnią oceną 4,71, czyli jedną pod paskiem. Potem korzystając z wysokiej jakości papieru oraz drukarki laserowej, drukowałam z jednej strony mój przód świadectwa, a z drugiej strony tył świadectwa tej osoby.
X: A twoi rodzice nie chodzili na zebrania? Tam często są dawane rozpiski z ocenami.
T: Nie, moi rodzice byli pochłonięci pracą. Mama miała jakiś tam wgląd, ale też właśnie coraz bardziej traciła nade mną kontrolę, dlatego że zaczęłam się buntować. Pofarbowałam włosy na platynowy blond, zainteresowałam się piercingiem, w trzeciej gimnazjum kolega zrobił mi w garażu tatuaż. Zafascynowana alkoholem, narkotykami i starszym towarzystwem, totalnie odleciałam. To było straszne. Nie chcieli mnie dopuścić do testów gimnazjalnych, więc z tej salezjańskiej szkoły poszłam na pół roku do publicznego gimnazjum. Na wejściu byłam wykluczona, bo wszyscy się już dobrze znali. Próbowałam trochę swoją osobowością nadrobić to, że nie mam z nikim żadnej realnej więzi, ale w pewnym momencie odpuściłam. Wpadłam w depresyjny stan. W końcu mama dostała telefon ze szkoły, że mnie bardzo często nie ma. Potem przyszła do mnie tamtejsza pani pedagog i powiedziała mi, żebym się ogarnęła, bo jestem strasznie zmanierowana. A ja siedziałam wtedy w depresji, w ogromnym lęku egzystencjalnym… Wiesz, co jest dla mnie nie do pomyślenia? Ile ja miałam lat? 15? I nikt nie zwrócił uwagi na to, że jestem dzieckiem. Pamiętam, że po skończeniu gimnazjum, wychowawczyni powiedziała mi na koniec, że wstyd do ludzi, że nic nie osiągnę w życiu.
X: To niesamowite. Że też nauczycielom się wydaje, że to jest twoja wina, a nie na przykład… Ich. Powiedz mi, przeciwko czemu się buntowałaś?
T: Nie wiem. Wszystko wydawało mi się bez sensu i nie potrafiłam tego zaakceptować. Wiesz, ta szkoła salezjańska była po części fajna. Organizowała konkursy filozoficzne, więc pokochałam filozofię, pokochałam mitologię, chodziłam do koła teatralnego, cały czas grałam w siatkówkę… Ale teraz z perspektywy czasu widzę, że to, że od dziecka byłam wciskana w religię, a nie jestem w stanie w nic uwierzyć, wywoływało we mnie ogromny dysonans. Źle się czułam, odmawiając modlitwy. Nie wierzyłam, uważałam, że to jest totalny bullshit - jednostronna narracja na temat świata.
Potem zapomniałam o aplikowaniu do liceum. Miałam starszych znajomych i część z nich chodziła do liceum jezuickiego. To jest prywatna szkoła, więc przyjęli mnie, pomimo tego że papiery złożyłam po terminie i miałam beznadziejne świadectwo oraz beznadziejnie napisane testy gimnazjalne. Nic dziwnego, skoro uczyłam się tego, co mnie interesowało, a nie tego, czego akurat wymagano. Chciałam zapisać się do klasy humanistycznej, ale nie było miejsc. Przyjęli mnie do klasy biologiczno-chemicznej. Uznałam “no dobra”. Jestem wdzięczna za czas spędzony w tej szkole. W planie miałam łacinę, filozofię. Mimo to rytm, w którym ta szkoła funkcjonowała, wywoływał we mnie dużo lęku. Często nie chodziłam na lekcje, ale zaczęłam bardziej angażować się w życie szkoły. Mam wrażenie, że nauczyciele uwierzyli w pozory. Robiłam wokół siebie otoczkę, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę w środku byłam złamana. Zaczęłam mieć poważniejsze problemy z alkoholem i z narkotykami. Dwa, trzy razy w tygodniu chodziłam na imprezy, uciekałam z domu.
Gdy myślę o źródłach tego wszystkiego, czuję, że chodziło o bycie niezrozumianą. Pamiętam, że mniej więcej wtedy mój nauczyciel filozofii powiedział coś, co zapamiętałam i co stało się moją mantrą na przyszłość. Po którymś spotkaniu koła filozoficznego, na które chodziłam, mieliśmy poustawiać krzesła na stole. Postawiłam swoje i chciałam wyjść, a jakaś dziewczyna zaczęła się śmiać, że źle to zrobiłam, że trzeba inaczej. Nauczyciel spojrzał na mnie i powiedział: ci najmniej zrozumiani mają największy potencjał. Cały czas słyszałam, że jestem beznadziejna i że niczego nie osiągnę, więc zareagowałam miłym zdziwieniem. A potem zaczęłam myśleć, że może faktycznie, może ze względu na jakieś czynniki patrzę inaczej na świat i to jest absolutnie w porządku.
T: W naszym społeczeństwie sporo tematów zostało stabuizowanych, co sprawia, że wiążą się one z ogromnym wstydem. Pamiętam, że na przełomie piątej i szóstej klasy dziewczynki zaczynały miesiączkować i to było bardzo niezręczne. Wstydem było powiedzieć o tym nauczycielce od WF-u… Pamiętam też, że gdy zaczynały rosnąć mi piersi, czułam dyskomfort – nie poznawałam własnego ciała i chciałam je za wszelką cenę ukryć. Zwłaszcza żeby uniknąć zaczepek chłopców.
X: Mnie zawsze zastanawia, jak to się stało, że rzeczy, które są normalne, zostały opakowane taką warstwą mitów i uprzedzeń, że ludzie się ich wstydzą i o nich nie mówią. Pamiętam taką sytuację z wycieczki szkolnej w gimnazjum: moja przyjaciółka musiała kupić sobie podpaski i panicznie się wstydziła, w obawie przed tym, że zauważą to chłopcy z klasy. A ja miałam takie: “Co chłopcy mają do rzeczy?”
T: Nic, ale ja pamiętam, że też się wstydziłam. A potem nagle zaczęłam być dumna.
X: Łał, ciekawe, jak to się przemieniło!
T: Chyba przypadkiem zaczęłam trafiać na wyzwalające treści.
X: Ja pamiętam, że gdy dostałam pierwszego okresu, bardzo źle się ze sobą czułam i byłam niezadowolona. To nie jest miłe, więc nic dziwnego. Wiem za to, że się nie wstydziłam, mimo że dużo osób reagowało właśnie w ten sposób. Naprawdę mnie interesuje, skąd ten wstyd się bierze.
T: Może z tego, że o tym się nie mówi. A poza tym jest to traktowane w kategoriach czegoś obrzydliwego. Uwarunkowanie kulturowe – kobieta staje się nieczysta. Pewnie ma to duży związek z patriarchatem. Pamiętam zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Rozmowa o okresie podział – chłopcy i dziewczynki osobno.
X: To jest takie pogłębianie tego strachu. “Trzymajcie się z daleka od okresu, chłopcy. Niech wam nie przyjdzie do głowy uważać, że to jest normalne! A wy, dziewczynki, najlepiej to ukrywajcie.”
T: Zastanawiam się, czy na tych zajęciach dowiedziałam się czegoś na temat seksu. Wiem za to, że w pewnym momencie – na początku albo w trakcie gimnazjum – zaczęłam oglądać filmy pornograficzne i stamtąd tak naprawdę czerpałam wiedzę na temat tego, jak wygląda stosunek seksualny. Dopiero podczas studiów psychologicznych, naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, w jakim stopniu moja seksualność jest ukształtowana przez obrazy pornograficzne. Potem gdy poważniej się z kimś związałam i zaczęłam regularne i częste współżycie, zobaczyłam, że seks jest zupełnie czymś innym. To było dla mnie bardzo otwierające. Wcześniej raczej nikt nic na ten temat nie mówił. W domu zaczęliśmy rozmawiać o seksie dopiero po tym jak oznajmiłam, że mam już za sobą „ten pierwszy raz".
X: Czyli dopiero jak już sama się dowiedziałaś jakichś rzeczy.
T: Tak, to dziwne.
X: U mnie było podobnie. Nie znam chyba nikogo, komu rodzice by coś powiedzieli zawczasu. Ja wolałabym rozmawiać z moimi dziećmi o seksie od początku, ponieważ to jest normalne i należy do życia. Poza tym wiedza chroni przed popełnianiem błędów. Problem w tym, że nie mam w ogóle wzorca, jak to robić.
Pamiętasz coś jeszcze z wychowania do życia w rodzinie?
T: Nie, ale teraz mi się przypomniało, że moja mama zawsze mi kupowała bardzo dużo czasopism. I to tak tygodniowo siedem, osiem różnych. Im byłam starsza, tym więcej tego było. Od deski do deski czytałam „Przekrój”, „Wprost”, „Cosmopolitan”, „Joy”, „Victor Junior”, „Mój Pies”, „Victor Gimnazjalista”, potem „Cogito”… Bardzo dużo wiedzy na temat seksualności wzięłam właśnie z gazet. Zwłaszcza z „Cosmopolitan”. Oni mają krzykliwe tytuły, w rodzaju: “Znajdź swój punkt G”. Siedziałam i z wypiekami na twarzy zastanawiałam się “gdzie jest mój punkt G? Jak odczuwać przyjemność? Jak to się robi, jak to się dzieje?”. To był przełom podstawówki i gimnazjum, więc nie miałam jeszcze własnych doświadczeń seksualnych, ale za to zgromadziłam bardzo dużo teorii na temat tego, jak można seks uprawiać.
X: Niesamowite, człowiek się siłą rzeczy interesuje kwestiami związanymi z seksem, ale zdobywa informacje na ten temat dość przypadkowo. Kiedyś znajomi moich rodziców podczas spotkania śmiali się z artykułu, w którym parę kobiet w różnym wieku opowiadało jakiejś dziennikarce o swoim życiu seksualnym. Potem to ukradkiem przeczytałam i miałam takie “o matko, to tak wygląda!”. W sumie jak teraz na to patrzę, to się cieszę, bo to były zwykłe osoby, które opowiadały o swoim współżyciu. Chyba zawarły w swoich wypowiedziach sporo stereotypów związanych z płcią, ale przynajmniej nie było mówienia, że “to musi wyglądać tak” – pokazano wiele różnych wizji. Ten jeden artykuł, który przypadkiem wpadł mi w ręce, stał się kamieniem milowym w procesie zdobywania wiedzy o seksie. Bo w szkole ani w domu nie było o tym mowy. Dopiero w moim drugim liceum była taka grupa ludzi, którzy założyli na facebooku stronę (https://www.facebook.com/tematyte/), na której udostępniali artykuły, które obiektywnie opisują seks. Było też sporo wpisów o osobach nieheteronormatywnych. Taka rzetelna edukacja seksualna. To mi ustawiło jakoś wizję świata. Dopiero wtedy, dzięki tym ludziom, dowiedziałam się, czym jest bezpieczne fizycznie i psychicznie współżycie.
T: Teraz jest dużo akcji w stylu “sexedpl” (https://www.sexed.pl). Mam wrażenie, że coś się dzieje.
X: Tak, to jest super potrzebne.
T: Totalnie! Zmienienie seksualności społeczeństwa to jest, moim zdaniem, jedna z fundamentalnych rzeczy, które mają szanse ozdrowić ogół. Seks jest tak organiczny, tak potrzebny do tego, żeby życie trwało… Więc dlaczego nie można o nim mówić?
X: Wydaje mi się, że największe błędy, które ludzie popełniają w związku z seksem, wynikają z braku wiedzy. Na przykład, jesteś sobie nastolatkiem, uprawiasz seks przerywany i myślisz, że wszystko jest spoko, bo nie zajdziesz w ciążę. I twoja niewiedza wynika tylko z tego, że nie ma rozmowy na ten temat. Jak się nie rozmawia o rzeczach, to one przybierają dziwne postaci. Słyszysz jakieś półsłówka, dziwne przekazy… Na przykład, że seks jak jesteś młodą osobą, jest zły, a jak jesteś osobą dorosłą, to już jest dobry… Masz kilkanaście lat, to w głowie i czujesz “ojeju, robię coś złego, ale tak strasznie tego chcę…”. Nie mówi się też o kobiecej masturbacji, a potem robisz to i zastanawiasz się, czy tak można. Więc wchodzisz do Internetu, trafiasz przypadkiem na jakąś katolicką stronę i czytasz, że to jest grzech, że szatan przejął nad tobą kontrolę… I myślisz sobie “a co, jeśli to prawda?”
T: Jeżeli chodzi o wychowanie fizyczne, to nad moją podstawówką wisiało widmo lęku przed biegami. Wszyscy byli zmuszani do biegania, mimo że nikt tego nie lubił. A w liceum WF wydawał mi się nudny. Bardzo często graliśmy w siatkówkę. To nie było ogólnorozwojowe!
X: Ja miałam jedną nauczycielkę w swojej karierze, która była maniaczką siatkówki. I to było bardzo kiepskie z jednej strony, bo nie robiliśmy na WF-ie prawie nic innego. Z drugiej strony, rzeczywiście graliśmy nieźle. Problem był taki, że ona bardzo dużo krzyczała, bo była z takiej szkoły trenerskiej, że gnoisz ludzi, krzyczysz na nich i wtedy oni niby coś osiągają. Ale jej zaletą było to, że szybko się zorientowała, że ja płaczę na każdym WF-ie i stwierdziła, “no dobra, nie jesteś w stanie grać w gry zespołowe, to wtedy, jak my gramy, bierzesz materac i robisz ćwiczenia, które ci pokażę”. Genialne! Wreszcie ktoś, kto stwierdził “najważniejsze, żebyś się ruszała, nie ważne jak”. Miałam potem dużo lepszych trenerów różnych sportów – ona nie była dobra, bo się często darła i była bardzo przemocową osobą – ale super było to, że potraktowała mnie indywidualnie… Mimo że w ogóle nie rozumiała, dlaczego nie jestem w stanie grać w gry zespołowe. Takie zjawiska jak wysokowrażliwość czy lęki społeczne były jej kompletnie obce. Ale tak czy inaczej myślę, że to dzięki niej z powrotem nauczyłam się ruszać przy ludziach. Miałam z tym duży problem od końca podstawówki i ona mnie z tym na nowo oswoiła. Potem była terapia i masa innych doświadczeń, które mi pomogły, ale to ona położyła kamień węgielny pod to, żebym wyszła ze swoich kompleksów.
T: A skąd ci się wzięły te lęki przed ruszaniem się przy ludziach?
X: To idzie w parze z fobią społeczną. A poza tym ja miałam problemy z wagą i nie lubiłam swojego ciała, nie chciałam go eksponować.
T: Dobrze, że to przepracowałaś.
X: Tak! Potem zaczęłam trenować w takiej stajni, gdzie główna trenerka, bardzo dużo wiedziała na temat ciała ludzkiego i końskiego. Dzięki niej zyskałam nowe spojrzenie zarówno na jazdę konną, jak i na własne ciało. Masa wiedzy mi tam została przekazana – zaczęłam zwracać uwagę na to, jak chodzę, siedzę, wykonuję ruchy. Zyskałam świadomość ciała. Żałowałam wtedy, że na WF-ie nie było podejścia w stylu “hej, to jest twój organizm. Żeby miał się dobrze, rób to, to i tamto. O, twój jest trochę inny niż organizm tamtej osoby, więc ty powinieneś robić to, tamto i to. A w ogóle spróbuj poczuć, co ci robi dobrze, poczuć się w ciele”. Ty podobne podejście poznałaś na jodze, prawda?
T: Tak! Joga jest fantastyczna, jeżeli chodzi o zaakceptowanie siebie. Świadoma praca z ciałem przyczynia się do głębszego emocjonalnego wglądu, pozwala na rozwój relacji z samym sobą. Tak samo, jak świadoma seksualność, połączenie z własnym ciałem jest uzdrawiające. Pomyśl, jakby się zmieniła mentalność ludzi, jakby już od podstawówki uczyć czegoś takiego. Jak zaczęłaś mówić o WF-ie i o ciele, to zdałam sobie sprawę, że w szkole panowała atmosfera bycia nieprzyjemnym dla osób, które nie są sprawne fizycznie.
X: Było tak. Ja niestety stałam się taką osobą w momencie, kiedy przestałam lubić swoje ciało. Z tego wstydu, że ludzie na mnie patrzą w ogóle nie byłam w stanie ogarnąć, co się dookoła mnie dzieje ani skoordynować swoich ruchów. Zrobiłam się taką mega fajtłapą przez te lęki. I rzeczywiście bardzo źle się czułam na WF-ie. Zawsze mnie wybierano jako ostatnią do drużyny. A poza tym były śmieszki i takie tam.
T: Nikt nie uczy nastawienia się na inteligencję emocjonalną i na kooperatywę. Zamiast tego jest budowanie poczucia, że jedni są lepsi, a drudzy gorsi. Wspieranie rywalizacji.
X: Tej niezdrowej – bo można rywalizować szanując się, a można robić to po chamsku.
T: A słuchaj, czego, według ciebie, miałaby uczyć szkoła?
X: Jest mnóstwo takich rzeczy - mogłaby zwracać uwagę na to, że jesteśmy różni, że każdy ma jakieś swoje predyspozycje, inne ciało, inny mózg… Jedna osoba ma problemy z liczeniem, a druga z pisaniem, ale robią dobrze coś innego i z tego można korzystać… Mogłoby nie być tej dzikiej standaryzacji. Ja się zawsze źle czułam w szkole, bo nic, co było tam cenione, mi nie szło, nie interesowało mnie. Były inne rzeczy, które robiłam świetnie. Tylko poza szkołą, więc to nie podlegało ocenie.
T: Zgadzam się. Mam wrażenie, że szkoła uczy głównie, jak radzić sobie w pracy.
X: Która też jest rozumiana bardzo specyficznie - praca to jest niby takie miejsce, gdzie masz robić to, co ci każą i w ogóle nie myśleć. Mimo, że jest tak dużo różnych prac! Niektórzy ludzie zostają inżynierami i mają coś odkryć. A szkoła w ogóle do tego nie przygotowuje.
Szkole by pomogły już nawet takie maleńkie kroki – że na przykład wybierasz nauczyciela, który cię uczy. Albo jakiś przedmiot. Dawanie wyboru – nawet ograniczonego – to już by było coś. I też może trochę by się to przyczyniło do rozbicia monolitu klasy. Że ten wybiera to, a tamten tamto. Wspieranie tego, że każdy ma coś swojego. I to jest rzecz, którą pewnie dałoby się zrobić w każdej szkole. Na przykład polski mógłby być zawsze na tej samej godzinie. I każdy szedłby wtedy do tego nauczyciela, do którego by chciał. Jak ludzie dostają wybór, to przeważnie mają większe poczucie odpowiedzialności. I bardziej świadomie potem podejmują decyzje. Oglądałam taki program o edukacji demokratycznej (https://www.aljazeera.com/programmes/rebel-education/2016/12/pick-teacher-democratic-schooling-uk-161220141451434.html). W sfilmowanej szkole dokładnie od tego zaczęli. Potem szli z reformami dalej, ale już samo to dużo zmieniło.
T: Tak, to by było super. Fajnie by też było, gdyby uczniowe, którzy lepiej realizują się w danym przedmiocie, uczyli tych, którym idzie gorzej.
X: Tak. Byłam w szkole, w której dyrektorka mówiła “hej, jesteśmy jedną rodziną, pomagajmy sobie”, a potem tego nie było, bo nauczyciele na przykład czytali oceny od najlepszej do najgorszej. I jakoś sami podbudowywali tę atmosferę rywalizacji. Także uczniowie się ze mnie śmiali, bo ja miałam beznadziejne oceny. I nikt – włącznie ze mną – nie wiedział wtedy, że przyczyną było to, że miałam takie lęki społeczne, że nie byłam w stanie do końca zrozumieć, co ktoś do mnie mówi na lekcji, ani tego przetworzyć czy zapamiętać. Nie wracałam też do nauki w domu, bo mi się zbyt źle kojarzyła.
#edukacja#edukacjaseksualna#wdżr#bunt#polskaszkoła#szkoła#alternatywy#lęki społeczne#wysokowrażliwość#porozmawiajmyoszkole#wf#zdrowie psychiczne#edukacja demokratyczna#polski system edukacji
0 notes
Text
Efekt Wrażliwości
Magdalena Kietlińska jest psycholożką z Centrum Terapii Jąkania Logos, interwentką kryzysową i terapeutką integracji sensorycznej oraz słuchu IAS. Wywiad prowadzi Anna Woźniak. Jąkanie Osoby jąkające się są bardzo wrażliwe. Wybitny badacz Joseph Sheehan porównywał jąkanie do góry lodowej. Słyszymy to, co jest nad powierzchnią wody, czyli jąkanie. Poniżej są negatywne emocje, zakłopotanie,…
View On WordPress
0 notes
Text
Dziecko wysoko wrażliwe inaczej doświadcza tego, co dzieje się wokół niego
Dziecko wysoko wrażliwe inaczej doświadcza tego, co dzieje się wokół niego
Tak trudno, że aż nie do zniesienia Nie jest rozpuszczone ani zepsute. Dziecko wysoko wrażliwe po prostu inaczej doświadcza tego, co dzieje się wokół niego Z MAŁGORZATĄ STAŃCZYK ROZMAWIA MAŁGORZATA LACHOWICZ-JACHIM Jeśli badania nie kłamią, jedna piąta ludzkości to osoby wysoko wrażliwe. Co to oznacza? Wysoka wrażliwość to cecha temperamentu opierająca się na uwarunkowaniach wrodzonych,…
View On WordPress
1 note
·
View note
Text
Czym jest wysoka wrażliwość?
Czym jest wysoka wrażliwość?
Czym jest wysoka wrażliwość? Osoby wysoko wrażliwe przychodzą na świat ze skłonnością do zauważania większej liczby szczegółów w swoim otoczeniu i do głębszej refleksji przed rozpoczęciem działania – w porównaniu z ludźmi, którzy zauważają mniej oraz działają szybciej i bardziej impulsywnie. W rezultacie osoby te (zarówno dzieci, jak i dorośli) są raczej empatyczne, bystre, kreatywne, ostrożne,…
View On WordPress
1 note
·
View note
Text
Wysoko wrażliwe dziecko
Wysoko Wrażliwe Dziecko “Nie wszystkie złe doświadczenia pochodzą z Twojej historii rodzinnej. Wiele wyzwań przychodzi z bycia urodzonym w rodzinie gdzie zwyczajnie nikt Cię nie rozumie.Możesz być wyjątkowo spostrzegawczy, o wysokiej percepcji, w rodzinie która nie posiadała umiejętności aby “odżywiać” i zrozumieć Twój dar. Jako wrażliwe dziecko urodziłeś się podatny aby odczuwać mocniej, co…
View On WordPress
#ASD#AspieFamily#AspieZaklinaczka#highsensitivechild#imilo#MikiLittleAspie#pozytywnyprzekazwspektrum#wrażliwość#wysokowrażliwość
0 notes
Text
Studium przypadku wysoko wrażliwego dziecka
Studium przypadku wysoko wrażliwego dziecka
Pojęcie „wysoko wrażliwe dziecko” (WWD) zostało wprowadzone przez psycholog Elaine Aron, która podczas swojej praktyki psychologicznej zaobserwowała wyróżniające się zachowania dzieci, odbiegające od dotychczasowych norm ujętych w znanych klasyfikacjach i teoriach. WYSOKO WRAŻLIWE DZIECKO – CZYLI JAKIE? Zagadnienie poruszające kwestie wysoko wrażliwych osób bardzo szybko zyskało rozgłos i…
View On WordPress
0 notes