#samochodem
Explore tagged Tumblr posts
katarsuss · 3 months ago
Video
youtube
Kiedy pytasz szefa o podwyżkę #duet
0 notes
boycannibal · 10 months ago
Text
honestly i kinda want to learn to drive because it seems so useful but also i think id need a special car to feel safe. like a tank. like im the winner of any road battle that might happen to me
1 note · View note
holowanie · 2 years ago
Text
Czy jesteś gotowy na najlepsze wrażenia z jazdy samochodem?
Czy jesteś gotowy na najlepsze wrażenia z jazdy samochodem? Nie jest tajemnicą, że w pewnym momencie sprzęgło w samochodzie będzie wymagało wymiany. Ale nie obawiaj się! Zanurzmy się w ekscytujący świat wymiany sprzęgła i odkryjmy, jak przystępna cenowo może być ta modernizacja. Czy jesteś gotowy, aby zaryzykować i odświeżyć swoją jazdę bez rozbijania banku? Przekonajmy się!
Czy jesteś gotowy, aby wyruszyć w drogę swoim samochodem? Pamiętaj tylko, że prędzej czy później będziesz musiał wymienić sprzęgło. Ale nie martw się, ponieważ mam dla ciebie ekscytującą wiadomość! Chcesz poznać cenę wymiany sprzęgła w swoim samochodzie? Zaufaj mi, nie nadwyręży to twojego portfela. Więc zapnij pasy i przygotuj się na płynną i niedrogą jazdę!
Czy jesteś gotowy na dreszczyk emocji związany z wymianą sprzęgła w swoim samochodzie? Przygotuj się, aby doświadczyć radości z zupełnie nowego sprzęgła! Ale najpierw porozmawiajmy o cenie. Ile kosztuje wymiana sprzęgła w samochodzie? Nie martw się, nie rozbije to banku. Tak więc, bądź podekscytowany i podkręć swój silnik do tego ekscytującego ulepszenia!
0 notes
sadark-angel · 1 year ago
Text
"Nie możesz kierować samochodem, gdy patrzysz tylko na to, co dzieje się z tyłu. Tak też jest z życiem. Jeśli patrzysz zbyt długo na to, co dzieje się za Tobą, to zapominasz o tym, co dzieje się przed Tobą - a to jest najważniejsze. Prędzej czy później doprowadzisz do wypadku, gdzie w końcu się ockniesz i zrozumiesz, że to co masz przed sobą, jest ważniejsze od tego, co minęło i nie wróci."
181 notes · View notes
sk1nnyic0n · 2 months ago
Text
wiecie nusze sie przyznac. W te ferie nie probowalam sie odchudzac. Nie mowie tez ze mialam codziennie ogromne binge ale jadlam zdecydowanie wiecej. Dlaczego? Bo w moim domu DOLSOWNOE sie nie da odchudzac. Wytlumacze dlaczego.
Mam bardzo mala rodzine a w domu mieszkam tylko z moja mama. (tata🕊️) jak rowniez nie mam rodzenstwa. Moja mama skupia sie tylko na mnie. Widzi jak nie jem. Lubi rowniez jesc i nie skupia sie czy cos jest kaloroczne czy nie (zazdro mama) dodaje duzo oleju, masla itp. Kaze mi ciagle jesc albo mi cos wciska na sile nawet unikac nie moge😭 "zabierz jedzenie do pokoju i wyrzuc" NIE MOGE. Nie moge jesc w pokoju sama po pierwsze dlatego ze moja mama by sama jadla a moja empatia jest na wysokim poziomie i nie moge jej tego zrobic. Po drugie mam dosc maly dom a moj pokoj jest zbyt blisko jadalni. Na dodatek cale moje zycie nie zamykalam drzwi od mojego pokoju w dzien i jakbym nagle zaczela zamykac pokoj to by cos zaczela podejrzewac. W zasadzie jedyne miejsce gdzie moge chudnac to szkola😭😭 siedze tam od 8 do 16 a sniadan nie jadam awiec po szkole w domu mama mi cos tam da do zjedzenia i to wszystko. Jak jestem w domu to nie moge uciec od tego zarcia jebanego. Kolejna rzecza dlaczego jestem w chujowej sytuacji jest to ze mam tylko kedna kolezanke. Z KTORA CHODZE DO KLASY. Mieszka daleko odemniw a na moim zadupiu nie ma autobusow zeby tan dojechac. Na dodatek nie jezdze nawet autobuaami (bo mnie mama wozi do szkoly np😔) awiec napewno by mi kazala z nia jechac. Tez sie boji o mnie bo mysli ze sie planuje zabic czy xoz idk?? Nawet nie moge wmowic ze ide do kolezanki. Nie mam nawet kurwa miasta jakiegos dobrego blisko (bo do warszawy 30 minut SAMOCHODEM a co dopiero autobusem..) a jedyne co jest to jakis chujowy rynek na ktorym jwst prawie wymarly spozywczak i jakis cuchnacy menel. (nie mowic o doslownym ex- mafiozie bez nogi) I co tetaz? Kazda wymowka jaka stosuja motyli zeby nie jesc u mnie NIE DZIALA??? Co ja mam niby zrobic? Nawet sniadan w dni wolne kaze mi jesc a jak w przedwe swiateczna mowilam ze nie bede jadla sniadan (udalo sie orzez dwa dni) to potwm mi z tekstem wyskoczyla ze "jakisjs sie anoreksi nabawisz orzez to" wow serio?? No i musialam zaczac jesc bo niw hulo by fajnie. NIC NIE DZUALA??????? NIC JEJ NIE WMOWIE ONA JAKIMS CUDEM WSZYSTKO WIE??? I blagam nie piszcie ze "eee tak rylko mowisz bo ee wpierdalasz jak swinka" Chcialabym zeby to byly tylko wymowki. NIE DA SIe!!!!! Tez sie zabardzo skupiam na tym czy cos bedzie "podejrzane czy nie" awiec zeby nie bylo "podejzanie" boje sie robix niektore rzeczy. (nawet mie umiem na szybko klamac xd)
Dlatego uzalam ze to nie ma sensu. Nie bylo nawet opcji ze schudne w te ferie dlatwgo nie chxialam sie wiecej przygnebiac. Przytylam chyba 1kg awiec nie jest az tak zle (jak mysle o tym co jadlam to kurwa serio mysalam ze przytyje z 4kg) Niestety meczyly mnie wyrzuty sumienia cale ferie prawie.
Plus taki ze sie ruszalam sporo! Chyba w poniedzialek z mama uznalysmy ze bedziemy sprzatac moj pokoj (bo sama nie dalam rady) i jeszcze pod lozkiem postrzayamy. Przy okazji wytrzepalam moj dywan (koxham miec trzepak na podworku tylko dla siebje😭) i dobrze sie bawilam lolo??? W polowie sprzatanie uzalam ze xhuj zmienie ustawienie pokoju bo mi sie poprzednie znudzilo. Sluchajcie kurwa sama przesowalam jebane masywne dwuosobowe lozko jeszcze z drewna przsz polowe pokoju??!A jest dosc spory😭 potem jeszcze szafe przestawilam! NOWE USTAWIENIE JEST SUPERRRR!!! Ustawilam lozko kolo okna i kaloryfera awiec patsze sie przez okno i grzeje przy kaloryferze jak mi zimno w nocy😔😔 Jeszcze sobie (tez z mama😭) jezdzialam np do poznania na jeden dzien (jedziemy i wracamy tego samego dnia) i jechalysmy 2 czy tam 3 godziny!! lubie dlugo jechac samoxhodem... Po poznaniu duzo chodzilam! A dzisiaj pojechalam do lublina na tej samej zasadzie jednosniowej wyciexzki!! Niestety mie moglam w tyk roku wyjechac za granice bo mam 4 kotki w domu i nie mial kto sie nimi zajac jak nas by nie bylo😔 ale to jest ok! Bylo fajnie
Dziekuje za przeczytanie czy cos dziwne jesli komus sie serio chcialo..
77 notes · View notes
mateusz-joker · 2 years ago
Text
Z przebaczeniem jest jak z jazdą samochodem po zmroku - przy mijaniu ktoś pierwszy musi zmienić światła z długich na krótkie.
187 notes · View notes
virtual-soul-blog · 11 days ago
Text
21.03.2025
No to co. 20 dni czysta od ćpania, 1 dzień od sh. No, teraz to się postaram bo w miejscu gdzie tnę chcę mieć tatuaż, na który się właśnie umówiłam XD zobaczymy co to będzie. Przynajmniej pieniądze wydaję na coś lepszego niż aco czy thio, to dobrze. Mam dużo wsparcia ale na co mi to wsparcie skoro ja potrzebuję punktu zwrotnego. W kwietniu jadę do Grecji, taki o powrót do dzieciństwa. Przede wszystkim nie mogę się doczekać podróży. 20 godzin autem brzmi jak marzenie (nie, to nie ironia. Kocham długie podróże). Książka, słuchawki i jazda samochodem. To będzie kurwa anielskie.
11 notes · View notes
piotrtymcio · 2 months ago
Text
Tumblr media
Panasonic DC-TZ90
[EN] Just a few hours separate me from departure. My mind is racing—what to pack, which car to take (the one I want to drive has a bushing issue), what to remember, what to eat? And so on. This trip is supposed to be enjoyable, yet a small dose of stress is unavoidable.
Will I get there without any trouble? Will there be parking? What will these new people be like? Will I make it back on time? All minor concerns, really. I used to travel to Gdańsk regularly—it’s a similar distance. Sure, the capital is bigger, but I studied there and used to visit quite often.
I just want to be there already. Settled. Relaxed. Order some food. Go to sleep. But first, I need to finish work, get home, and repack. Just two more hours before I can leave. Luckily, today I get to finish earlier. The timing worked out well.
[PL] Od wyjazdu dzieli mnie parę godzin. Cały czas myślę co spakować. Którym samochodem pojechać (w tym co chcę odezwała się tuleja). O czym pamiętać. Co zjeść? I tak dalej. Niby wyjazd ma mi sprawić przyjemność ale nie może się obyć bez małej dozy stresu. Czy trafię bez problemu? Czy będzie gdzie zaparkować? Jacy będą Ci nowi ludzie, których dopiero poznam? Jak się wyrobię z powrotem? Wszystko to takie pierdoły. Przecież regularnie jeździłem do Gdańska. Odległość mam podobną. Stolica jest co prawda większa ale studiowałem tam i jeździłem dość często.
Chciałbym być już na miejscu. Spokojny, że jestem. Zamówić jakieś żarcie. Iść spać. Ale jeszcze muszę skończyć pracę, wrócić do domu, przepakować się. Zostały jakieś dwie godziny zanim będę mógł wracać. Dziś wyjątkowo kończę wcześniej. Dobrze się złożyło.
7 notes · View notes
stolbeznog · 8 months ago
Text
J już opracowuje plan wakacji, zrezygnowaliśmy z lotu, czasowo wyjdzie podobnie, jednak jedziemy nad Gardę samochodem, kwestia tylko czyim, bo jak zdecydujemy którym, to trzeba zrobić mu gruntowny przegląd, a jeżeli będzie to mój(przemawia za nim automat) to jeszcze będę musiała go oddać na detaling, bo już samo mycie i odkurzanie na samoobsługowej nie wystarcza. Jego auto (mówię na niego matkowóz)z kolei mniej pali no i jest większe, ale manual. Jutro się widzimy i omawiamy szczegóły. J Rozważa zamontowanie haka (ma już homologację) i kupno do niego bagażnika rowerowego, żebyśmy mogli zabrać swoje rowery(czyli wtedy jechalibyśmy jego autem), tyle że to koszt dodatkowy ok 3tys, a ja mam już bagażnik zamontowany na dachu i wystarczyło by wypożyczyć mocowanie na rowery, tyle że J uważa że wiezienie ich na dachu to słaby pomysł, bo teraz jechaliśmy tak nad morze i spalanie idzie do góry i prędkość to max 120/h, a zamontowanie sprzętu z tyłu jest mniej upierdliwe do jazdy. Musimy podumać. Jutro zaczynamy szukać noclegu i atrakcji, no i obczaić trzeba trasy rowerowe. Ohhhh dwa w jednym Alpy i piękna woda 🤩tak w ogóle to tata mi podsunął ten pomysł, bo sam rozważa taki trip, on z Berlina ma ok 10h jazdy, my 14 z kawałkiem, plus przystanki, czyli liczmy 16. Ja bym zrobiła przerwę w Berlinie u taty, od niego już jest prosta droga autostradą w dół, choć i tak mamy ładna drogę z Toronto, same eski i autobany. Mam nowy cel, lubię to, chodzenie do pracy nie jest wtedy takie bezsensowne, mam na co czekać.
Tak w ogóle to w takie dni jak dziś, żałuję że nie mam roweru u siebie, tylko u J(bo ma gdzie przechowywać). Jest idealna pogoda, chmurki i dwadzieścia parę stopni.
19 notes · View notes
niechciaana · 2 years ago
Text
Rzeczy, których większość ludzi o mnie nie wie:
Stresuje się nawet najmniejszymi głupotami
Jestem bardzo wrażliwa
Mam dużo własnych problemów, zmartwień ale zawsze postaram się pomóc innym
Uwielbiam jeździć w nocy samochodem
Uwielbiam robić i dostawać własnoręczne prezenty
Często się przejmuje opinią innych ludzi
Kocham jak ktoś pamięta małe szczegóły, które kiedyś mu mówiłam
Lubię czytać książki
To dla mnie ogromny komplement kiedy ktoś mówi, że się czuje przy mnie komfortowo
Lubię jak ktoś się pyta jak się czuję
Kocham wszystkie najmniejsze gesty miłości
72 notes · View notes
katarsuss · 4 months ago
Video
youtube
Memy do spłacania kredytu na barak #tpb
0 notes
indira2004 · 3 months ago
Text
20.12.2024 piątek, urlopik, urlopunio
1. Nowa perfuma przyszła wczoraj. Z początku pudełko pachniało słodko i babciowato, i wahałam się, czy w ogóle chcę otwierać sam flakonik; na szczęście zapach pudełka okazał się zapachem próbki.
Docelowy zapach jest oryginalny i przyjemny, dość w moim stylu, chociaż dużo uroku dodaje mu cena. Gdybym zapłaciła pełną cenę, to bym odesłała.
Psiknęłam się nim dzisiaj i czułam zapach dość długo.
2. Sukienka na koncert zrobiła dobre wrażenie, chociaż musiałam ją przypiąć do stanika agrafkami. Jedną zgubiłam 🤦🏻‍♀️
Rajstopy Snag dały radę.
Nastałam się, koncert wyszedł pięknie, żarcie wigilijne niezłr, a do domu koleżanka mieszkająca po sąsiedzku odwiozła mnie samochodem.
3. Jutro mam brwiową wizytę u kosmetyczki, jednak myśl o wyjściu napełnia mnie taka niechęcią, że rozważam odwołanie, ale nie da się ukryć, że brwi mam już okropne 🤦🏻‍♀️
Myślałam, czy by potem nie iść do Dealza i takie tam, ale w sumie szkoda kasy.
Niestety nie ma żadnego spaceru z przewodnikiem.
4. Wczoraj się zaszczepiłam przypominajką na covid I teraz mnie ręka boli.
12 notes · View notes
happyg-olucky · 3 months ago
Text
Coś mi się urwało i dyndało pod samochodem, jakaś plastikowa osłona. Wyjechałam ze szkoły, ale zaraz zjechałam na parking, zadowolona, ze udało mi się to upchać pojechałam dalej, wracam, a tam na hopku obok szkoły leży kawałek plastiku. Zapewne mój :)
Ale kuźwa w tym miescie same hopki i ronda, to samochody ciężkie zycia mają.
8 notes · View notes
s0m3b0dy4u · 6 months ago
Text
WAKE UP ITS THE FIRST OF THE MONTH
dzisiaj ojebałam tyle że mam ochotę wyjąć swój żołądek przejechać po nim samochodem i odprawić mu pogrzeb
był binge moi drodzy no kurwa był pierdoliny binge
7 notes · View notes
xentropiax · 7 months ago
Text
No. 35
Wyjechałam jeszcze z ostatnim tchnieniem lata, wróciłam już do jesieni. Wróciłam do ciepłego futra kota, do wibrującego mruczeniem małego ciałka, do kształtów moich rodziców, ich żywych komórek i bijących serc. Do zagraconego warszawskiego mieszkania, którego nie potrafię pokochać. Wyjechałam z poczuciem tęsknoty, wróciłam z tęsknotą w dwójnasób.
Mieszanka emocji we mnie. Melancholii, wdzięczności za to, co jeszcze mam, co jeszcze mogę doświadczać, strach przed momentem, w którym to utracę. Chyba poczułam, że teraz, właśnie teraz, jestem gotowa wybaczyć, zrozumieć, z czułością puścić twarde, raniące ręce liny.
Obejmuję kształt mojego taty i wybaczam mu, że pił, że nie było go w domu, że nosił i nosi wciąż swoje demony tak po cichu. I jestem mu wdzięczna za to, że zrozumiał bez słów moją chorobę, że nie odrzucił mnie w niej. Patrzę na jego siwe włosy i silne wciąż ramiona, i spracowane ręce. Na oczy w kolorze takim, jak moje. Na gęste włosy, które również odziedziczyłam po nim. I dziękuję za każdy dzień, w którym jest na tym świecie, w którym rękami rozgrzebuje ziemię i sadzi nowe rośliny, kosi trawę, podlewa warzywa, zbiera owoce i orzechy. Za niezliczone podróże samochodem, jajecznicę z grzybami i wolno palonego papierosa na balkonie. Nie powinieneś palić, tatusiu. Ale nie mogę nic z tym zrobić i myślę sobie o naszym podobieństwie, gdy nocami sama przesiaduję na tym samym balkonie i wpatruję się w ciemną noc i staram się palić mniej nerwowo, tak jak ty. Bo twój papieros dziś to nie jest papieros stresujących sytuacji, to nie jest ciche samobójstwo ani oświadczenie buntu. To obserwacja rzeczywistości, kontemplacja, przyzwyczajenie. Dziękuję ci za wszystko.
Potem obejmuję kształt mojej mamy, która nie wiadomo kiedy zrobiła się mniejsza ode mnie. Która wciąż potrafi być z hukiem stąpającą Walkirią swego gniewu, ale czasem robi się też krucha, czasem płacze jak mała dziewczynka. Farbuję jej siwe włosy na blond, chociaż nigdy naturalnie nie była blondynką, patrzę na jej gładką cerę, bo chociaż ma sześćdziesiąt sześć lat, to skórę ma wciąż napiętą i miłą. Całuję ją czasem w czoło, jakby była dzieckiem i dziękuję jej za wszystko, i modlę się, że mieć z nią jeszcze jeden rok, jeszcze trochę. Przez lata wizja jej utraty paraliżowała mnie na śmierć, dziś trochę mniej, dziś wizja straty któregokolwiek z rodziców rodzi we mnie uczucie bezkresnej pustki, a przecież wiem, że to nadejdzie, że to się w końcu wydarzy i nic już od tej pory nie będzie takie samo.
I wybaczam ci, mamo, bo chociaż strasznie mnie poraniłaś, wciąż cię kocham. Ostatnio zaczęłam to znów ci mówić, chociaż przez dłuższy czas nie przechodziło mi to przez gardło. Nie potrafiłam ci tego powiedzieć, bo miałam do ciebie ogromny żal za to wszystko, co mi zrobiłaś, chociaż byłaś dorosła, a ja byłam dzieckiem. Za każdy krzyk, wrzask codzienny, za poczucie winy nieustanne, że cię zasmucam, że jestem nie dość. Za to, że to ja musiałam cię wspierać emocjonalnie, choć nie miałam do tego narzędzi ani przestrzeni. Za to, że nie mogłam do ciebie przyjść z problemami, że nie mogłam ci powiedzieć, co mnie boli. Za wszystkie krzywdzące słowa i obelgi na swój temat, które usłyszałam, chociaż nie było dla nich żadnego powodu. Przez długi czas próbowałam się wyzwolić od lęku przed tobą. Próbowałam nauczyć się żyć niezależnie, osobno, chociaż ty nie znosiłaś tej metamorfozy. Nie umiałaś poradzić sobie z tym, że przestajesz być matką, że twoja rola w dosłownym sensie się skończyła, a bez niej nie wiesz, kim jesteś, bo od zawsze, odkąd twoi rodzice cię porzucili, chciałaś być tylko tym - rodzicem. A może tak naprawdę chciałaś, żeby ktoś cię kochał, po prostu, bezinteresownie. Coś, czego nigdy nie poczułaś. Nie mogę cię winić, co ci się przytrafiło było absolutnie horrendalne i niewytłumaczalne.
Ale dziś wybaczyłam ci już chyba wszystko, co zrobiłaś mnie. Dziś się już ciebie nie boję jak kiedyś. Dziś nie boję się, że cię stracę i sobie nie poradzę. Bo wiem, że jakoś sobie poradzę. Ale nie chcę cie tracić nawet wtedy. Nie chcę jeszcze większej pustki. Nie chcę cichego domu, pustej kuchni, twoich rzeczy w szafach, których nigdy nie założysz.
Mamo, tato, tak boję się, że mam z wami niewiele czasu. Że zawsze będzie go za mało.
Potem jest kształt mojego brata. Przez wiele lat był obcym mi człowiekiem, dopiero niedawno poznaliśmy się na nowo, jako dorośli już ludzie, znów jesteśmy w swoich życiach. Mój brat, do którego porównywanie mnie było największą obelgą, bo wiem jak traktował rodziców. Dziś mam dla niego więcej zrozumienia, przez inny pryzmat widzę te wszystkie sytuacje. Dziś mam dla mojego brata pewien rodzaj szacunku za jego wewnętrzne uziemienie i radzenie sobie z tym, jak został skrzywdzony. Myślę o jego uśmiechu, naszych bliźniaczych fryzurach, otwartości. Nigdy już nie odzyskamy dzieciństwa, nie spędzimy go razem, nie będziemy rodzeństwem zżytym od zawsze na zawsze. Nie wiadomo, na które z nas Kosiarz wyda wyrok pierwszy, ale ty masz trochę lat przewagi nade mną, braciszku. Chcę dla ciebie jak najlepiej, chcę, żeby to skrzywdzenie nie było końcem, a początkiem, żebyś był szczęśliwy, żebyś jeszcze miał do kogo wracać. Chcę, żebyśmy pobiegli razem te dziesięć kilometrów i może pojechali do Stanów. Przede wszystkim nie chcę cię nigdy żegnać. Tylko ty zrobiłeś coś, co może po naszej rodzinie zostać. Ja mam na to marne szanse.
Obejmuję kształty moich przyjaciół. Tych, którzy są rodziną z wyboru, którzy są przy mnie od dawna, z którymi wypiłam niejedno wino, z którymi śmiałam się i płakałam. Wszyscy oni to piękni ludzi, ciepli, otwarci, szczerzy, lojalni. Dobrzy, po prostu, w swojej istocie, lśniący. Tak się cieszę, tak jestem wdzięczna, że trafiłam jakimś szczęściem głupca na te osoby, że chciały być ze mną, że mnie jakoś kochają. Nigdy, przenigdy nie chciałabym ich stracić. Chcę być w ich życiu, móc ich wspierać, być dla nich, towarzyszyć im w najważniejszych momentach, śmiać się z nimi w głos, tańczyć na ich ślubach, bawić ich dzieci, obejmować ich w żalu i smutku. Nigdy się nie pożegnać. Inaczej nie wiem, co. Tak trudno byłoby bez nich.
Myślę o kształtach wszystkich moich przeszłych kochanków. Żadnemu z nich nie życzę źle, nie potrafię. Bez względu na to, czy mieli głębokie rany w ��rodku, czy po prostu nie byłam dla nich aż tak ważna, to nie szkodzi. To naprawdę nie szkodzi. Każdy koniec był inny, bolał inaczej, nawet jeśli to ja podejmowałam decyzję. Przy każdym z nich zastanawiałam się, czy mogło być inaczej. I zawsze byłam jednego pewna - nie, nie mogło. Nawet z tym ostatnim, mimo całej sympatii, mimo wszystkiego, co najlepsze, mimo czułości, w obecnym kształcie ten człowiek nie był dla mnie. I bolało bardzo, bo miałam największe poczucie, że dla niego, z jakiegoś dziwnego powodu, akurat dla niego, mogłabym wszystko. I z nim mogłabym wszystko. Iluzja.
Żadnemu z tych, na których skórach składałam swoje pocałunki, nie życzę źle. Mam nadzieję, że przeszłe ciepło ich ogrzewa, nawet jeśli było to dawno, nawet jeśli to co między nami było, nie trwało długo. Ciepło, czułość, miłość, przywiązanie - to nigdy nie jest złe. Samo w sobie jest czyste, jest wspaniałe, nadaje życiu sens. Tak więc wdzięczność za każe czułe słowo i gorący pocałunek, za każde zbliżenie, uścisk, śmiech. Miejcie dobre życia, pełne miłości. I ta moja miłość, w zupełnie innym już kształcie, nie w kształcie romantycznym, a transcendentalnym, zawsze z wami zostanie, bo wszyscy jesteśmy jednym, a co raz się pojawiło, tkwi w atomach na zawsze, pulsuje w atmosferze, źródło, które się nie wyczerpuje, wieczna czuła energia. I w tym jednym wymiarze ja wybieram kochać, ponad skrzywdzenie, ponad tymczasowy ból. Wy też kochajcie, chłopcy.
Patrzę w błękitne oczy mojego kota i ją też kocham, tak mocno, że widmo jej straty czasem wywołuje u mnie łzy. To niewinna istota, którą znam od kocięcia, która ma własny charakter, upodobania, cały wewnętrzny świat. Która wyczuwa moje emocje, która rozumie strach, lęk, smutek, nudę, ale i szczęście, przyjemność, spokój. Myślę o tym, że kiedyś będziemy musiały się pożegnać, bo w końcu i na to przyjdzie czas. Przynajmniej w tym wymiarze, w tym kształcie. I modlę się o to, żebym mogła ją odprowadzić, żeby zasnęła kiedyś bez bólu w moich ramionach.
Wszystkie te straty nadejdą, może będzie ich mniej, może więcej. Ale jakieś będą, tego nie unikniesz. To przyszłość, która kaleczy teraźniejszość, nie warto się nad nią zastanawiać, ktoś by powiedział. Ale ona paradoksalnie pomaga mi teraźniejszość docenić, każdy jej oddech, żywe głosy i serca tych, których kształty pokochałam.
Ale jest też lęk i nie oszukuję się w tym. Po dziesięciu latach pomyślałam sobie - jestem w końcu gotowa kochać jak wtedy. Ale pomyślałam też - boję się, że stracę wszystkich, których kocham, a przecież mam w sobie tyle miłości! Tyle czułości bez ujścia, tylko strach.
Ja wiem, zawsze można to wszystko skierować na zewnątrz w bardziej ogólnym sensie.
Albo do wewnątrz. I wtedy pojawia się w mojej głowie stwierdzenie: Entropio, chyba ostatnio nie bardzo siebie kochałaś. Ale przynajmniej nauczyłaś się wybaczać.
7 notes · View notes
kasja93 · 2 years ago
Text
Moja historia czyli:
ED nie ma wieku ani rozmiaru!
Part II. Z deszczu pod rynnę czyli z BED do ANY.
Nie wiem dokładnie kiedy to się stało bo stopniowo przechodziłam z BED w Anę… Jak wcześniej nie patrzyłam na składy, kalorie czy indeks glikemiczny tak zaczęłam sprawdzać WSZYSTKO! Maniakalne przeliczanie kalorii. Łapałam się za głowę, gdy dowiadywałam się o kaloryczności produktów spożywczych. A jak podliczałam ile ma bułka poznańska z masłem, wędliną i żółtym serem polana ketchupem i majonezem robiło mi się słabo. Robiło? Ha! Robi mi się słabo cały czas na tą myśl! Pojawiły się pierwsze fear foody. Pieczywo, tłuszcze, wędliny, kiełbasy, słodkości, Wege produkty (większość ma wyższe kaloryczności bądź podobne, niż ich mięsne odpowiedniki). Lista jest długa. Oczywiście zaczęło się niewinnie. Tego jeść nie będę, tego również… To zaczęło się już podczas wychodzenia z BED.
Zrezygnowałam najpierw z żółtego sera (pozdrawiam siebie z przeszłości, która potrafiła zjeść od tak paczkę bądź dwie bo była „głodna”). Potem masła/margaryny. Poniżej pieczywo tradycyjne zamieniam na chrupkie. W ciągu miesiąca miałam go już dość i w ogóle z niego zrezygnowałam. Na wafle ryżowe też nie mogę patrzeć. Cholerny „styropian” - nigdy go nie lubiłam. A skoro pieczywo odpadło to poleciał żółty ser, wszelkie serki do smarowania czy wędliny.
Napoje? Kiedyś soki wchodziły na dzień dobry i dowidzenia. W końcu dawka witamin co nie? Nie pamiętam kiedy ostatnio piłam sok. To same kalorie, sam cukier. Jak witaminki to w postaci supli bądź świeżych owoców i warzyw.
Alkohol? Wypiłam kieliszek od wódki wina w sylwestra… nie mam na niego ochoty. Pozdrawiam każdego kto przychodzi w odwiedziny i w prezencie daje mi wino bądź inny alkohol. Mam kilkanaście butelek, które zbierają kurz.
Waga nie od razu zaczęła spadać. Dostałam rozpiskę co mogę a czego nie mogę oraz ile kalorii muszę jeść minimum. 1800 to dużo czy mało? Zależy. Gdy zaczęłam liczyć ile jadam to było mało… Gdy zabrałam się do sprawdzania kalorii produktów czy gotowców w sklepach okazywało się, że wcale nie tak dużo… Ciągłe myślenie o kaloriach. Przeliczanie tego… Planowanie na kilka dni przed spotkaniem towarzyskim, że będę jeść mniej, aby zrównało się z tym co zjem w gościach… Napady.
Zaczął się strach przed jedzeniem. Bo jak zacznę to nie będę mogła przestać. Lepiej nic nie jeść tak jest bezpieczniej, prawda? I zaczęło się omijanie posiłków. Unikanie jedzenia. Jak widzę Mcdonald czy inne KFC jadąc samochodem to zmieniam pas na możliwie najdalszy. Bo jak wejdę to nie skończy się na czymś małym, na czymś najmniej kalorycznym. Zamówię dużo i zjem to… A później będę biegać po mieszkaniu jak tygrys w klatce próbując spalić te kalorie.
Zaczęłam powoli chudnąć. W końcu zaczęłam cieszyć się z wchodzenia na wagę. Jadłam powoli jak kazała pani doktor. Wcześniej „łykałam wszystko jak kaczka”. Pojawiło się uczucie zmęczenia jedzeniem. Potrafiłam zmęczyć się odgrzewaniem zupy tak bardzo, że koniec końców jej nie zjadałam. Dla mnie jedzenie jest najbardziej męczące ze wszystkich czynności. Najczęściej w połowie posiłku mam już dość. Szybko się najadam. Czasem wystarczy kilka kęsów i już więcej nie chciałam. Jednak stosowałam się do wytyczeń. Ciężko było dobić do tych 1800 zatem dobijałam kalorie za pomocą orzechów. Pssst! To kolejny mój fear food!
Jednak waga stanęła z tendencją do wzrostów. Zaczęłam jeść max 1000 kalorii. Waga zaczęła spadać.
Jak wcześniej cały czas byłam głodna tak przestałam czuć głód praktycznie w ogóle. Czasem wracał ten psychiczny. To przyzwyczajenie by coś zjeść rano choć wcale nie jestem głodna. Ta chęć kupienia czy zjedzenia czegoś „dobrego”. Jedzenia podczas oglądania jakiegoś filmu. Czasem nie jestem wstanie się powstrzymać. Wtedy rzucam się na jedzenie… Żuje i wypluwam… Nie zrozumcie mnie źle! Nie rzucam się na nie z głodu fizycznego tylko psychicznego! Jak faktycznie czuje głód fizyczny (rzadko bo rzadko) to jem! Kto śledź uważnie mojego bloga może zauważył, że coś naszykowałam bądź kupiłam do jedzenia a nigdy więcej się nie pojawiło. To wiecie co się stało z tym jedzeniem.
Nie widzę bym schudła. Tylko rodzina i znajomi to widzą. No i „ubrania nie kłamią” jak to powiedziała mi ostatnio bardzo mądra kobieta. Wiem, że dla większości motylkowej społeczności jestem grubasem. Ale ja cieszę się jak głupia, gdy mogę kupić w głupim Lidlu spodnie czy koszulkę! Bo od wielu wielu lat mogłam sobie o tym pomarzyć! Przepełnia mnie radość! Kilka dni temu przyszły rybaczki z Vinted w rozmiarze 44. Wyjęłam je z paczki i nadszedł czas na przymiarki. Patrze i myśle „No nie ma opcji bym w to weszła… nogawki będą za małe”. A tu co? Weszłam i pasują idealnie! Choć jak patrze w lustro nie widzę zmiany to wiem, że ona jest. Nie mogę się napatrzeć i nadziwić, gdy składam ubrania z suszarki. To są moje ubrania! Te spodnie są takie małe w porównaniu do tych starych!
Mijani ludzie. Wcześniej nie zwracałam zbytnio na nich uwagi. Byli tłem na którym się nie skupiałam. Teraz ciągle widzę osoby „chudsze” bądź „grubsze” ode mnie. Thinspo bądź Fatspo. Nie ma niczego pomiędzy. Ja oczywiście jestem największym Fatspo świata w swoich oczach.
Jak wspomniałam już wcześniej boje się jeść. Boje się nawet mieć jedzenie w domu ze względu na przeszłość. Wspólne jedzenie jest dla mnie koszmarem. Wiem, że się mi przypatrują. Przyjaciele jak i rodzina. Ci pierwsi nie wiedzą o moim ED, ci drudzy już tak. Jak patrze jak ludzie się „opychają” robi mi się niedobrze. A odgłosy jedzenia takie jak mlaskanie, przeżuwanie etc są dla mnie okropne. Wiem, że są normalne, ale czuje się niekomfortowo słysząc je. Łapie się na tym, że liczę kalorie innych. Nie ma dnia by mnie nie pytano czy coś jadłam. Ostatnio odpowiedziałam na takie pytanie „szejka proteinowego na mleku roślinnym” i usłyszałam „to nic nie jadłaś tylko wypiłaś!”. Kalorie to kalorie…
Na tą chwile nie mam zdiagnozowanej Anoreksji. Kryje się z tym przed lekarzami i otwarcie mówię o tym na Tumblr i w gronie rodziny. Chce wierzyć, że gdy osiągnę swój cel będę potrafiła powiedzieć sobie STOP! W końcu nie podobają mi się wychłodzone osoby z niedowagą. Nie chciałabym tak wyglądać…
Mówi się, że w zaburzenia odżywiania wpada się przez brak akceptacji i problemy emocjonalne. U mnie było trochę inaczej. BED tak jakby nabyłam przez złe nawyki odżywiania wdrażane przez rodziców od małego. Chciałam wyzdrowieć dla samej siebie bo w końcu zapasłabym się na śmierć. Jednak z jednej skrajności wpadłam w drugą tłumacząc sobie, że mam tyle zapasu energetycznego na sobie, że mogłabym nie jeść przez 5 miesięcy (serio to obliczyłam). Nie pomagały standardowe teksty typu „ludzie w Auschwitz nie jedli i żyli”, „jak nie mdlejesz i się nie przewracasz to jest dobrze” i tak dalej, i tak dalej…
Ja jednak poza aspektem zdrowotnym (bo moja otyłość zdrowa nie była ani nadal nie jest) akceptowałam siebie. Chodziłam ładnie ubrana, dbałam o higienę i nie oszukujmy się nadal mam wysokie mniemanie o sobie. Poza momentami, gdy depresja mnie dojeżdża jak burą sukę wiem, że jestem zajebista. Chce mieć normalną, książkową wagę dla zdrowia. Śmieszne, że tak myśle jednocześnie się głodząc. Bo nie bójmy się to powiedzieć głośno. Jedzenie poniżej limitu podstawowej przemiany materii organizmu to GŁODZENIE SIĘ! Jednak inaczej nie potrafię… tłumacze sobie, że przez życie prawie 30 lat z BED tak rozwaliło mój organizm, że jedząc więcej, niż PPM tyje… Próbowałam zdrowo. Nie udało się. Mam ED i nie jest to powód do dumy.
Choruje na anoreksję ważąc 98 kg!
Wreszcie to powiedziałam! Mówienie o mojej wadze to mój trigger. Wstydzę się tego ile ważę. Wiem, że po mnie tego nie widać. Mam szeroki rozstaw kości, sporo mięśni (podczas badań w lipcu zeszłego roku wyszło mi, że mam około 46 kg na sobie) i generalnie mam posturę jaką mam. Nie oszukuje się. Nigdy nie będę drobna czy filigranowa. Zawsze będę postawna nawet, gdybym (odpukać w niemalowane) miała niedowagę.
Dla większości ludzi zapewne podkreślone na czerwono słowa są śmieszne. Bo Anorektyczki są zagłodzone, nie są wstanie się poruszać i generalnie mogą grać w The Walking Dead bez charakteryzacji… Dlatego krzywdzące jest to jak we własnym gronie siejemy hejt w stylu „jeśli jesz powyżej X kalorii nie nazywaj się motylkiem”, „jak nie masz niedowagi to jesteś gruby/a” i tak dalej i tak dalej.
Poza kilkoma niemiłymi sytuacjami w większości spotkałam na grupach motylkowych cudownych ludzi! Naprawdę jesteście super! I przykro mi, że razem tkwimy w tym gównie po uszy. Tyle ciepłych słów i wsparcia jak na Tumblr nie widziałam nigdzie indziej. Fakt. Jest tu sporo toksycznego kontentu, ale rozumiem, że nie każdy a wręcz większość tutaj nie akceptuje swojego wyglądu. Sama jednocześnie go akceptuje próbując go zmienić. Bo może się to wydać niektórym niepojęte kocham siebie! Nie oszukuje się. Wiem jak wyglądam i o ile w lustrze nie widzę siebie jaką jestem to waga nie kłamie. Jednak nie nienawidzę siebie. Można powiedzieć, że głodzę się z miłości do siebie… bo chce być zdrowa nie będąc otyła. Śmiech przez łzy co nie? Hipokryzja, aż wylewa się z tego zdania. Jednak tak to widzę.
W następnym poście opisze swoje plany na przyszłość i dodam opinie i swoje przemyślenia odnośnie pojawienia się u mnie zaburzeń odżywiania :)
Ciąg dalszy nastąpi!
86 notes · View notes