#romantyczny krajobraz
Explore tagged Tumblr posts
Text
Szykuję nowy newsletter. Będzie o wiatrakach :) (zapisy na milkamalzahn.substack.com). Newslettery są zawsze bardziej osobiste, ale już mogę się przyznać, że uwielbiam wiatraki. A taka piękna rozmowa płynąca z wiatrem, wielce podlaska już jest w podcaście https://youtu.be/ScMyMYsIZN0 Na mnie wiatraki zawsze robią szalone wrażenie. I wydają mi się takim... romantycznym motywem naszego świata :) PS. A Ciebie wzruszają wiatraki? #wiatrak #podcast #szlak #sokólskiewiatraki Gotuj z historią
#wiatraki#sokólskie wiatraki#turystyka#lokalny patriotyzm#Podlasie#podcast#youtube#rozwój#romantyczny krajobraz
1 note
·
View note
Text
Jakie kraje europejskie biorą udział w europejskim jackpocie?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jakie kraje europejskie biorą udział w europejskim jackpocie?
Niemcy, oficjalnie znane jako Federalna Republika Niemiec, są krajem leżącym w Europie Środkowej. Graniczą one z Daniią na północy, Holandią, Belgią, Luksemburgiem i Francją na zachodzie, Szwajcarią i Austrią na południu oraz z Czechami i Polską na wschodzie. Niemcy są jednym z najbardziej rozwiniętych krajów na świecie pod względem gospodarczym, technologicznym i społecznym.
Niemcy mają długą i bogatą historię, a dziedzictwo kulturowe tego kraju jest niezwykle zróżnicowane. Zamek w Neuschwanstein, katedra w Kolonii, brama Brandenburska w Berlinie czy ruiny zamku Heidelberg to tylko niektóre z licznych zabytków, które przyciągają turystów z całego świata.
Kuchnia niemiecka jest również bardzo ceniona, ze swoimi tradycyjnymi potrawami, takimi jak kiełbasa currywurst, schabowe z kapustą i kluskami czy znane na całym świecie piwa. Niemcy są znani z organizacji przyjęć piwnych, takich jak słynny Oktoberfest w Monachium.
Niemcy są także przywódcą w dziedzinie nauki i technologii, znanym z wybitnych osiągnięć w dziedzinie motoryzacji, farmacji, inżynierii i informatyki. Są również gospodarczą potęgą, należąc do największych światowych eksporterów.
Podsumowując, Niemcy to fascynujący kraj o bogatej historii, różnorodnej kulturze, znakomitej kuchni i wiodącej pozycji w wielu dziedzinach. Jest to miejsce warte odwiedzenia zarówno dla miłośników historii, kultury, jak i nowoczesnych osiągnięć technologicznych.
Francja, znana również jako Republika Francuska, to kraj położony w Europie Zachodniej. Jest jednym z najbardziej popularnych miejsc turystycznych na świecie, a to za sprawą swoich urokliwych miast, zabytków historycznych, wykwintnej kuchni oraz pięknych krajobrazów.
Stolicą Francji jest Paryż, znany z ikonicznych budynków takich jak Wieża Eiffla, Luwr czy Katedra Notre-Dame. To miasto sztuki, mody i romantyzmu, które przyciąga miliony turystów z całego świata.
Poza Paryżem, we Francji można odkryć wiele innych urokliwych miejsc. Na zachodnim wybrzeżu znajdują się piękne plaże nad Morzem Śródziemnym, natomiast w Alpach można spróbować swoich sił na nartach.
Francja słynie również z doskonałej kuchni. Francuskie sery, wina, croissanty i dania kuchni finezyjnej zachwycają podniebienia smakoszy z całego świata.
Historia Francji sięga setek lat wstecz i jest pełna fascynujących wydarzeń oraz postaci. Od czasów starożytnych, poprzez średniowiecze, aż po czasy współczesne, Francja odgrywała istotną rolę w kształtowaniu historii Europy.
Podsumowując, Francja to kraj o bogatej historii, różnorodnym krajobrazie i wyjątkowej kulturze, który zasługuje na uwagę każdego entuzjasty podróży i odkrywcy. Każdy, kto odwiedza ten kraj, może liczyć na niezapomniane wrażenia i doznania, które pozostaną w pamięci na zawsze.
Włochy, czyli Republika Włoska, to państwo położone w południowej Europie, z unikalną kulturą i bogatą historią. Znane z przepysznego jedzenia, znakomitego wina oraz pięknego krajobrazu, Włochy przyciągają miliony turystów z całego świata każdego roku.
Jedną z najbardziej ikonicznych atrakcji Włoch są ruiny starożytnego Rzymu, takie jak Koloseum czy Forum Romanum. W Rzymie można także zobaczyć Watykan, siedzibę papieża, oraz bazylikę św. Piotra.
Ale Włochy to nie tylko Rzym - kraj ten oferuje także piękną wybrzeże, malownicze wyspy (takie jak Sycylia czy Sardynia) oraz urokliwe miasteczka w górach, jak na przykład Florencja czy Wenecja. W Wenecji można popłynąć gondolą po kanałach, podziwiając piękne zabytki i romantyczny krajobraz.
Kuchnia włoska to prawdziwa uczta dla podniebienia, słynna z pasty, pizzy, sera parmezan i oliwy z oliwek. Warto spróbować również regionalnych specjałów, takich jak ravioli w Toskanii czy frutti di mare w Neapolu.
Włochy to również kraj mody, znany z takich marek jak Gucci, Prada czy Versace. W mediolanie działa jedno z najważniejszych na świecie centrum mody, gdzie odbywają się prestiżowe pokazy i prezentacje.
Podsumowując, Włochy to kraj o niezwykłym dziedzictwie kulturowym, zachwycający swoimi widokami i smakami. Każdy, kto odwiedza ten kraj, z pewnością zostanie oczarowany jego urodą i gościnnością.
Hiszpania to fascynujący kraj o bogatej historii, różnorodnej kulturze i znakomitej kuchni. Położona na Półwyspie Iberyjskim w południowo-zachodniej Europie, Hiszpania przyciąga turystów z całego świata swoim pięknem i niezwykłym urokiem.
Jednym z najbardziej znanych symboli Hiszpanii jest corrida, czyli tradycyjne walki byków. To kontrowersyjne wydarzenie przyciąga zarówno zwolenników, jak i przeciwników, jednak stanowi ważny element kultury hiszpańskiej. Oprócz corridy, Hiszpania słynie również z flamenco - tradycyjnego tańca, który jest integralną częścią życia w tym kraju.
Hiszpania jest również znana z wyśmienitej kuchni, która obejmuje takie specjały jak paella, tapas, czy gazpacho. Hiszpańskie jedzenie jest pełne aromatycznych przypraw i świeżych składników, co sprawia, że jest niezwykle smaczne i różnorodne.
Krajobrazy Hiszpanii są równie zróżnicowane jak jej kultura. Od pięknych plaż nad Morzem Śródziemnym po majestatyczne góry w Pirenejach, Hiszpania oferuje wiele możliwości dla miłośników przyrody i aktywnego wypoczynku.
Zabytkowe miasta takie jak Barcelona, Madryt czy Sewilla zachwycają swoją architekturą i historią. Wielowiekowe budowle, malownicze uliczki i tętniące życiem place sprawiają, że podróżujący do Hiszpanii czują się, jakby przenieśli się w czasie.
Podsumowując, Hiszpania to kraj pełen kontrastów, który zachwyca swoimi walorami kulturowymi, kulinarnymi i przyrodniczymi. Niezależnie od tego, czy preferujesz wypoczynek na plaży, aktywny wypoczynek w górach czy zwiedzanie historycznych zabytków, Hiszpania ma wiele do zaoferowania dla każdego turysty.
Holandia, znana również jako Holandia Północna, to kulturowe i geograficzne centrum Holandii. Znana z charakterystycznych wiatraków, pól tulipanów i sieci kanałów, Holandia przyciąga turystów z całego świata.
Jednym z najpopularniejszych miejsc w Holandii jest stolica kraju - Amsterdam. To dynamiczne miasto pełne jest muzeów sztuki, kawiarni i historycznych zabytków. Zwiedzanie Amsterdamu można rozpocząć od wizyty w Muzeum Van Gogha, a następnie przejść przez malowniczy Ryneczek Kwiatowy, gdzie można zakupić świeże kwiaty i cenne pamiątki.
Kolejnym niezwykłym miejscem w Holandii jest Keukenhof, znany również jako ogrody tulipanowe. To największy na świecie ogród kwiatowy, w którym można podziwiać setki różnorodnych odmian tulipanów w pełnym rozkwicie. To miejsce przyciąga wielbicieli natury i piękna kwiatów z całego świata.
Holandia słynie również z nowoczesnego podejścia do urbanistyki oraz z przyjazną atmosferą dla rowerzystów. Liczne ścieżki rowerowe pozwalają zarówno mieszkańcom, jak i turystom, odkrywać uroki krajobrazów holenderskich.
Podsumowując, Holandia to niezwykłe miejsce, które zachwyca swoją kulturą, historią i malowniczymi krajobrazami. Dla wszystkich miłośników podróży i odkrywania nowych miejsc Holandia z pewnością stanowi niezapomniane doświadczenie.
0 notes
Text
Malediwy, raj na Oceanie Indyjskim, słyną z turkusowych wód, białych plaż i egzotycznego życia morskiego. To jeden z najbardziej pożądanych celów podróży dla miłośników wypoczynku na wyspach. Ale ile tak naprawdę wysp wchodzi w skład tego pięknego archipelagu, i która z nich jest najbardziej godna uwagi? Ilość wysp na archipelagu Malediwów Malediwy to klejnot Oceanu Indyjskiego, składający się z 26 atoli, które w sumie kryją w sobie ponad 1 000 koralowych wysp. Ta imponująca liczba wysp stanowi jedno z największych bogactw tego egzotycznego archipelagu. Każda z wysp ma coś wyjątkowego do zaoferowania, tworząc różnorodny krajobraz i różnicując wrażenia, jakie można tu doświadczyć. Idealne wakacje Część z wysp na Malediwach jest zamieszkana przez lokalną społeczność, a towarzysząca infrastruktura turystyczna czyni je idealnymi na wakacje w rajskiej scenerii. Turystom oferują: luksusowe ośrodki, niesamowite widoki piękne plaże, różnorodne atrakcje wodne, takie jak nurkowanie czy snorkeling wśród kolorowych raf koralowych. Bez wątpienia Malediwy to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie i dlatego warto się rozglądać wśród ofert na wakacje na Malediwach. Oczywiście nie brakuje także ofert last minute Malediwy, które często pozwalają na zaoszczędzenie środków i wyprawę w mniejszym budżecie. Dzikość natury Jednak to, co czyni Malediwy tak wyjątkowymi, to również ich dzikość. Wiele wysp na archipelagu jest niezamieszkanych, oferując turystom możliwość zanurzenia się w prawdziwie dziewiczej naturze. W takich ustronnych miejscach można odkryć nietknięte plaże Malediwów, cieszyć się wszechobecnym spokojem i zatopić się w relaksującym rytmie oceanu. Ilość wysp na Malediwach / iStock.com / Pakhnyushchyy Najlepsza wyspa na Malediwach - Odkrywanie rajskiego raju Malediwy oferują nieskończenie wiele pięknych wysp, więc wybór "najlepszej" z nich może być subiektywny. Jednak pewne wyspy wyróżniają się pod względem uroku i aktywności, które oferują turystom. Wyspa Maafushi: Oaza aktywnego wypoczynku Wyspa Maafushi to doskonałe miejsce dla osób szukających ekscytujących doświadczeń wodnych i lądowych. Znana z bogatego życia koralowego, idealna jest do snorkelingu i nurkowania. Maafushi przyciąga również turystów swoją kulturą i kuchnią, zapewniając autentyczne wrażenia z życia lokalnej społeczności. Wyspa Veligandu: Zapomnij o świecie zewnętrznym Jeśli marzy Ci się spokój i romantyczny wypoczynek na odosobnionej wyspie, Veligandu jest miejscem dla Ciebie. Znajduje się tu jeden z najbardziej luksusowych ośrodków na Malediwach, oferujący prywatne wille na wodzie i dostęp do pięknej laguny. Hotel Veligandu Island Resort & Spa to idealne miejsce dla par, które pragną spędzić czas tylko we dwoje, ciesząc się niepowtarzalną atmosferą i zachwycającymi zachodami słońca. Wyspa Baa Atoll: Światowy rezerwat biosfery Wyspa Baa Atoll jest jednym z najbardziej fascynujących miejsc na Malediwach i została uznana za światowy rezerwat biosfery przez UNESCO. To miejsce, gdzie przyroda i dzika fauna spotykają się z luksusowym wypoczynkiem. Baa Atoll skrywa w sobie dziewicze rafy koralowe, które są domem dla dziesiątek gatunków egzotycznych ryb i morskich ssaków. Wyspa ta oferuje turystom nie tylko malownicze plaże i bogate życie morskie, ale także możliwość zobaczenia gigantycznych płaszczek mant i różnorodnych gatunków rekinów podczas snorkelingu lub nurkowania. Wyspa Ari Atoll: Morski raj dla miłośników nurkowania Wyspa Ari Atoll jest prawdziwym rajem dla miłośników nurkowania, oferującym jedne z najpiękniejszych raf koralowych na Malediwach. To miejsce, gdzie turkusowe wody ukrywają niepowtarzalną roślinność, różne gatunki ryb i innych morskich zwierząt. Ari Atoll przyciąga entuzjastów nurkowania z całego świata ze względu na niesamowite, podwodne doświadczenia. Która z wysp na Malediwach jest najlepsza / iStock.com / SHansche Bez wątpienia każda z wyżej wymienionych wysp ro
bi ogromne wrażenie. Niektóre z nich posiadają hotele idealne na wakacje All Inclusive na Malediwach. Nie dość, że możemy spędzić w takim przypadku, wakacje w raju, to jeszcze z pełnym wyżywieniem i licznymi udogodnieniami. Wyjątkowe atrakcje Malediwów Malediwy to nie tylko oaza spokojnych plaż i turkusowego oceanu. Ta egzotyczna destynacja oferuje także wyjątkowe atrakcje, które zachwycą każdego turystę. Przybywając na Malediwy, można spodziewać się odkrycia nie tylko jednego raju na ziemi, ale także tajemniczych i niepowtarzalnych atrakcji, które pozostaną w sercu na zawsze. Miasto Male: Serce archipelagu Male to stolica Malediwów i jedyne miejsce, gdzie turyści mają szansę zanurzyć się w lokalnej kulturze i historii. Warto odwiedzić tamtejsze: muzea, targi rybne, restauracje, meczety. Pozwoli to poznać autentyczną atmosferę życia na wyspach. Morze bioluminescencyjne: Podwodne spektakle Niektóre wyspy Malediwów oferują spektakularne zjawisko - morze bioluminescencyjne. To fascynujące zjawisko polega na występowaniu świecących organizmów morskich, które nadają wodzie niesamowity, błyszczący efekt. Jednym z najlepszych miejsc do obserwacji tego fenomenu jest Vaadhoo, jednak warto sprawdzić, gdzie jest najlepsza szansa na podziwianie tej magii podczas wizyty na Malediwach. Malediwy - ile mają wysp / iStock.com / cristian capizzi Malediwy, raj na Oceanie Indyjskim, składają się z 26 atoli i ponad 1 000 koralowych wysp, tworząc wyjątkowy archipelag o niepowtarzalnym uroku. Spośród licznych pięknych wysp na Malediwach, kilka wyróżnia się jako szczególnie godne uwagi. Wyspa Maafushi przyciąga aktywnych turystów swoim bogatym życiem koralowym i możliwościami nurkowania. Wyspa Veligandu oferuje romantyczne wypady na odosobnione plaże i luksusowe wille na wodzie. Wyspa Baa Atoll jest fascynującym miejscem, łączącym dziką przyrodę i luksusowy wypoczynek, a Wyspa Ari Atoll jest prawdziwym rajem dla miłośników nurkowania. Malediwy to także miejsce, gdzie można odkryć unikalne atrakcje, takie jak miasto Male z lokalnymi skarbami kultury i historii oraz podwodne spektakle morza bioluminescencyjnego. Sprawdź również jakie są ceny na Malediwach przed wyjazdem. Może to się okazać pomocne.
1 note
·
View note
Note
Romantyczny ask: step :)
Step: krajobraz, który cię zachwyca?
Mnie w ogóle zachwycają otwarte przestrzenie, na których człowiek czuje, że może odetchnąć. A jak jeszcze wieje wiatr i nad głową przesuwają się szybko chmury, to już w ogóle żyć i nie umierać <3
2 notes
·
View notes
Text
Zdjęcia zachodów i wschodów Słońca - czy są przereklamowane?
Pomarańcz, szarość, błękit - takie kolory ma zachód Słońca w rzeczywistości. Na Instagramie może być fioletowy lub różowy. Możliwości tej aplikacji w obrabianiu zdjęć są całkiem pokaźne. To dlatego większość posiadaczy konta na IG opublikowała chociaż jedną fotografię, która przedstawia zachód lub wschód Słońca.
Magiczny moment gdy świetlista tarcza wyłania się zza chmur, upamiętniamy najczęściej będąc na wakacjach. Wyruszamy wtedy wcześnie rano i uwieczniamy kolory widoczne na niebie. Podobnie jest z zachodami Słońca - zauważamy je podczas letniego wypoczynku, bo najpiękniejsze są nad jeziorem lub morzem. Jak zrobić zdjęcie na Instagrama, które będzie nosiło popularny hashtag #sunset i będzie wyjątkowe? Poznaj kilka sposobów.
Odpowiedni filtr
Zaletą Instagrama są jego filtry. Pomagają one dodać fotografiom koloru, głębi czy kontrastu. Zdjęcia zachodu Słońca mogą wydawać się dużo ciekawsze, gdy widać kontrast chmur lub naturalne kolory zostały lekko podkręcone. Warto przetestować wszystkie dostępne filtry i efekty. Możemy zadecydować czy kolorystyka będzie miękka czy wyraźna. Odrobinę zwiększone nasycenie może sprawić, że zdjęcie zyska więcej like na Instagramie, bo będzie baśniowe. Operuj światłem, jeśli masz taką możliwość. Współczesne smartfony mają całkiem dobrą optykę i robią dobrej rozdzielczości zdjęcia - wykorzystaj to. Nie potrzebujesz drogiego aparatu czy lustrzanki. Aby dodawać piękne zdjęcia na Instagrama, potrzebujesz tylko cierpliwości i pomysłowości.
Dodaj romantyczny element
Jeżeli sądzisz, że klasyczna fotografia zachodu Słońca dodana na Instagrama to kopiowanie pomysłu milionów użytkowników, to zmień nieco koncepcję. Ludzie uwielbiają romantyczne sceny, dlatego staraj się taką stworzyć i uchwycić.
Załóżcie z ze swoją drugą połówką trampki i sfotografujcie je na tle czerwonego, wieczornego nieba. Zamiast butów mogą to być drinki z palemką, splecione dłonie, a nawet dwa rożki lodów. Kreatywność jest wskazana. To właśnie ona sprawi, że zdjęcie z pozoru typowe, wyróżni się spośród innych. Dodatki są ważne i podkreślają wyjątkowość zdjęcia. Pokaż Wasze wspólne śniadanie, kolację, odpoczynek. Zdjęcia ludzi są bardziej popularne niż zdjęcia samej natury. Człowiek woli oglądać człowieka niż krajobraz - chociaż nie zawsze ta zasada się sprawdza w 100%.
Ciekawe ujęcie
Instagram jest pełen zwyczajnych zdjęć wschodów i zachodów Słońca. Są one często lajkowane, ale często też wydają się nudne. Warto wykonać fotografię z ciekawej perspektywy. Zachód Słońca uchwycony zza drzew czy ratusza na rynku miasteczka może być innowacyjnym obrazem. Dobrym pomysłem jest fotografowanie osób pod światło. Czarne sylwetki na tle czerwonego nieba prezentują się niezwykle urokliwie. Warto użyć statywu i zrobić sobie takie romantyczne zdjęcie z ukochaną osobą. Użytkownicy Instagrama uwielbiają oglądać takie czułe scenki. Wschód Słońca także bywa magiczny - w końcu mało komu chce się wstać, by go zobaczyć. Ciekawym pomysłem na zdjęcie może być uchwycenie tego momentu w zimie lub jesienią. Piękne fotografie można robić nie tylko latem. Wybierz się na jakieś wzniesienie i spróbuj uchwycić okolicę skąpaną w przytłumionym świetle słonecznym. Golden hour to klasyka - postaw na coś bardziej oryginalnego. Zachodzące Słońce przechodzi przez kilka etapów. Możesz uchwycić je wszystkie.
Wyraź siebie
Zachód lub wschód Słońca mogą obserwować wszyscy, dlatego lepiej przemycić w zdjęciach coś charakterystycznego dla siebie. Może to być zdjęcie perfumy, roweru czy pierścionka zaręczynowego na tle kolorowego nieba.
Pokaż, co lubisz albo czym się interesujesz. Niech zdjęcie będzie pełne treści. Jeśli preferujesz zwyczajne zdjęcia wschodu lub zachodu - proszę bardzo! Do tego można dodać wodę - jezioro lub morze i bajkowa sceneria gotowa. Nie można zapominać o odpowiednich hashtagach - warto wykorzystać około 10. Jeśli Twój aparat robi dobre zdjęcia w półmroku, możesz odczekać aż Słońce schowa się całkowicie za chmury - to również może dać ciekawy efekt.
1 note
·
View note
Text
Wspomnienie kwietniowe
W życiu najbardziej liczą się proste rzeczy i chwile. Spacer brzegiem morza, zachwyt nad jego spokojną taflą, tak rzadko widzianą. Niech nasza miłość będzie tak delikatna. Słowa nadal mi się plączą od pewnego czasu. Dlatego będę pisać po prostu urywkami. Jak urywkami są wspomnienia.
Pomarańczowe słońce, tafla zmieniająca tekstury i stała. Rozmycie, brak ostrości pejzażu. Chmury i niebo koloru morza. Jedna przestrzeń, spójna. Zapomniane słowa. Ciepło. Modlitwa do morza - dar:
Będąc nie tracić.
Pamiętając żyć.
Pracując kochać.
Choć nie jestem pewien tego. Jestem ostatnio bardzo rozkojarzony. Myśli wędrują, szukają, nie mogą się na niczym oprzeć. Dotykają i odchodzą. Pragnę trochę ostrości w tym rozmyciu. Jestem jak ten krajobraz, jak wieczorne morze, piękne, rozmyte i spokojne, w środku skrywające sztorm myśli i emocji. Zmieszanych, nienazwanych, dlatego tak trudno mi o tym mówić.
Ściana piasku, wspinaczka jak po klifie. Ławeczka. Morze. Tekst. Helikopter. Niesłyszalna nawet własna mowa. Kolejne wyznanie ważnych prawdopodobieństw. Delikatny pocałunek. Muskanie warg, cichy pomruk morza. Tak subtelny jak nasze pocałunki.
Sami. Mamy niewiele czasu razem. Zechcijmy go wykorzystać nim się pożegnamy.
— To gdzie jedziemy? — pytasz.
Chciałbym odpowiedzieć: We wspólne życie. Na zawsze. Razem.
Może powinienem się oświadczyć? To byłoby to. Koniec poszukiwań, a może i początek. Stałość, której pragnę i potrzebuję, i której ona też chce. Tiki, gdy o tym myślę. Jej ból pleców, przeraźliwy, paraliżujący. Papierosy, które palimy zawsze wspólnie. Moja niewysłowioność. Jej zazdrość, moja zazdrość.
Muszę porozmawiać. Oświadczyć się chcę. Choć niby ona mnie nie potrzebuje. Choć nie wyobrażała sobie, że to będę akurat taki ja. A to jestem ja. Taki wcale niestały, wręcz z plasteliny: Zawsze się czułem plastelinowy, modelinowy, mogę być wszystkim, choć najbardziej chcę być prawdziwy i pragnę żyć. Prosty i romantyczny, unoszący się, rozumiejący. Jak ja kucający nad brzegiem morza. Wysyłający modlitwę, patrzący jak odpływa, zachwycający się zabawą mew i igraszkami światła i wody. Kolorami świata, kolorami myśli i uczuć. Kolorami ducha. Czy nie takiego właśnie chcesz? Potrzebujesz? Taki jestem, choć nie pokazuję tego całemu światu. Nie ma jednej z góry ustalonej duchowości. Każdego duch leci inaczej, bo duchowych ścieżek jest nieskończona liczba. To wszystko jest. Jak intuicja między nami, kiedy całuję Cię wiedząc, że tego chciałaś i słów nie musiałaś używać.
Oświadczę się by to było już na zawsze. Byśmy dłużej nie szukali. Bym był Twój i tylko Twój. Byś była moja i tylko moja. Byśmy choć tego jednego nigdy nie kwestionowali.
P.
Przebudzenie
0 notes
Photo
Dzisiaj była aktywna środa. Ostatnio dużo siedziałam nad moim meksykańskim e-bookiem i potrzebowałam zmiany tapety. - Na stories możecie zobaczyć, gdzie byliśmy a jutro wjedzie post o tym miejscu. - Na zdjęciu zachód słońca na lagunie Bacalar. Dzień jednak musiał zakończyć się meksykańskim akcentem😊 - - - #zachódsłońca #dobrydzień #aktywnie #sunsetdreams #sunsetlandscape #bacalarlagoon #bacalar #pozytywnie #krajobrazy #krajobraz #laguna #jestpieknie❤️ #meksyk #jukatan #yucatán #romantycznie #zwiedzamy #landscapephotography #widok #chillout #chillingtime — view on Instagram https://ift.tt/PO3kyFM
0 notes
Text
Tytuł: Walc zapomniany Fandom: Gwiezdne Wojny Postacie: Rey/Kylo Ren Gatunek: Romans (chyba mniej romantyczny niż wstępnie zamierzałam?) Słowa: 8,544 Streszczenie: [Anastazja!AU] Czas płynie, melodia walca przygrywa w jej sercu za każdym razem, gdy mężczyzna w czerni opowiada o minionych czasach. Najlepsze życzenia dla @shewhodoesnotexist! Link: AO3, FFN A/N: Nagroda najgorszego przyjaciela wędruje do mnie. Jestem po czasie i jest mi wstyd. Przepraszam. Początkowo zamierzałam napisać opowiadane w pełni inspirowane Anastazją, ale wyszła z tego mieszanina Anastazji, Gwiezdnych Wojen i mojej własnej inwencji twórczej. Mam nadzieje, że mimo to Ci się spodoba. Wszystkiego najlepszego :*
Rey zadrżała, gdy nienaturalnie gorący podmuch wiatru smagnął odkrytą skórę jej ramion. Skrzyżowała ręce na piersi i bezwiednie wbiła paznokcie w łokieć, opierając się dreszczom spływającym na nią w gorący dzień i najpewniej zostawiając półksiężycowe ślady na skórze.
Zawieszone wysoko nad jej głową słońce zsyłało na ziemię palące fale, przez które Rey oddychała z trudem, a wiatr dął i rozwiewał na boki złociste ziarenka pustyni. Żłobione w piachu wzory układały się w stosy lub pozostawały gładkimi pręgami; niektóre linie były idealnie proste, inne zwijały się i zbijały w nietrwałych ornamentach, ginąc przy kolejnym podmuchu. Rey pozwoliła sobie zamknąć oczy, bo malujący się przed nią obraz zdążył zapisać się w jej pamięci po stokroć: nic nie było stałe, okruchy wirowały i tańczyły w takt nucony przez porywy wiatru. Olbrzymia sala balowa. Pośród tej pustynnej maskarady stała mała dziewczynka, przyobleczona w tumany pisakowej burzy jak w suknię do tańca. Jej nogi trzęsły się, włosy targał wiatr, ale ona zrobiła krok, później drugi, lekko chwiejący się i pięknie płynny, ustawiła ręce w ramę i zakręciła się do melodii słyszanej tylko sobie. Dla Rey wszystko było krystalicznie wyraźnie, mogła niemal dostrzec promienie tamtego słońca, w których odbijały się cienie kurzu…
Wciągnęła powietrze, aż piasek zapiekł ją głęboko wewnątrz gardła, po czym przełknęła ślinę, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia. Kiedy w kąciku jej oka zakręciła się łza, Rey pomyślała, że jej wzrok zmęczył się pustynnym wiatrem i ku swojej satysfakcji prawie w to uwierzyła.
Dziewczynka tańcząca samotnie pośrodku pustyni była pierwszym wspomnieniem, jakie Rey potrafiła przywołać z przepastnych odmętów pamięci. Wcześniej istniała tylko biała strona, jakby taniec ustalił nieprzekraczalną granicę, od której rozpoczęło się jej życie. Nieodwracalny początek i pierwszy rozdział, w którym Rey przystępuje do pisania historii. A jednak wiedziała ona też, że przed każdą opowieścią stoi prolog, że coś musiało doprowadzić dziecko do serca piaskowej burzy, z której po dziś dzień się nie wydostała.
- Kim ja jestem? – wyszeptała do siebie, a wiatr tylko ją zagłuszył.
Nie ciekawość dni, które dawno minęły, ale bolesna świadomość chwil, które siłą jej wydarto i pytań, na które nie dane jej było odpowiedzieć, kierowały Rey w miejsce na pustkowiu, gdzie obudziła się zupełnie sama przed dziesięcioma laty.
Wiatr znów narysował na piasku kontur płytek parkietu, ale nie dopisał do nich odpowiedzi.
*
Kylo Ren podróżował się przez spadziste wzniesienia Królestwa Jakku, niekończącej się pustyni zatracenia, lecz miał wrażenie, jakby przebijał się przez cierniste ściany pogrążonego w śnie zamku, niematerialnego i przez to odpornego na jego miecz. Na drodze nie napotkał żywej duszy, krajobraz nieodmiennie sprowadzał się tylko niego i pustego horyzontu, towarzyszącego mu na każdym kroku. Koń co chwila grzązł w piasku i rżał rozpaczliwie, wzbraniając się przed dalszą podróżą, a wzmagający się z godziny na godzinę wiatr piekł Kylo Rena w oczy i ograniczał widoczność. Rycerz nie mógł nic na to poradzić, co podsycało krzyczącą coraz głośniej w jego piersi irytację.
Wyprostował się w siodle. Nie pokonały go iglice płomieni walącej się świątyni Jedi, więc jego duma nie mogła ugiąć się też przed nędzną wichurą nękającą Jakku.
Nieoczekiwanie z gęstych tumanów kurzu wyłonił się zarys ludzkiej sylwetki. Kylo Ren pociągnął za lejce, zmuszając konia do zwolnienia galopu i wytężył wzrok. Próbował dostrzec coś ponad oślepiającą białością słońca. W sercu pustyni mogło roić się od fatamorganicznych zjaw, czyhających na tracących czujność wędrowców i prowadzących po nitce iluzorycznych marzeń na śmierć z pragnienia czy gorąca. Kylo Ren nie pozwoliłby się zaskoczyć. Jedną dłoń otuloną aksamitną czernią rękawiczki trzymał pewnie na uprzęży, drugą poszukiwał już skrytego pod fałdami podróżnego płaszcza miecza. Postać zbliżała się.
Zgodnie z jego oczekiwaniami, po chwili na tle piasków preludium do burzy ukazała się młoda dziewczyna w bieli. Kylo Ren zamrugał. Daleko jej było do pustynnej mary - ładną twarz miała ponaznaczaną plamami, które zapewne pozostawiło tam słońce, policzki zaróżowiły się, zaś cera zdawała się wysuszona przez pocałunki gorącego powietrza. Z potem spływającym po czole i pasmami brązowych loków klejącymi się do twarzy dziewczyna trwała wpatrzona w odległą smugę widnokręgu. Wyglądała tak, jakby wiatr wokół niej przycichł, pozostawiając tylko lekkie powiewy bawiące się jej sukienką. Będąc świadom zagrożenia i równocześnie bardziej zafascynowany tym niecodziennym widokiem, niż zezwalał rozsądek wojownika, Kylo Ren podjechał bliżej.
- Ty! – zawołał, starając się przekrzyczeć wiatr. Dziewczyna musiała go zauważyć, jednak nie zareagowała. – Gdzie znajdę pana i zarządcę tutejszych ziem?
Nieznajoma była drobna i niemalże ginęła w szerokiej, nieco przetartej sukni, która odsłaniała zarys zaprawionego wysiłkiem fizycznym jak i chudego z niedożywienia ciała. Kylo Ren górowałby nad nią nawet stojąc, a teraz, kiedy siedział na koniu, różnica wzrostu powinna zdawać się większa niż między ptakiem szybującym ponad chmurami i kamykiem ścielącym ziemię pod jego skrzydłami. Kylo Ren wiedział o tym, ale kiedy dziewczyna podniosła głowę i przyłożyła dłoń do czoła, chroniąc oczy przed południowym blaskiem, udało jej się spojrzeć na niego z góry.
- Czego od nas chcesz? – warknęła.
Nagle straciła na tajemniczości. Kylo Ren skrzywił się, zaskoczony jej bezpośredniością.
- Powody nie mają znaczenia. Zapytałem cię o drogę, dziewczyno, nie o opinię na temat mojej obecności. Mów gdzie jest Unkar Plutt.
Dziewczyna uniosła podbródek wyżej i odgarnęła włosy do tyłu. Kształt jej odrysowanego na ziemi cienia podrygiwał, powtarzające te same ruchy. Kylo Ren pomyślał, że nawet ten cień zdawał się być dłuższy niż jego własny, rysujący się teraz jako krótki i bezkształtny.
- Obcy zawsze sprowadzają na nas kłopoty – nieznajoma wyjaśniła, odwracając od niego wzrok. - Świetnie radzimy sobie sami, więc powiedz czego od nas chcesz albo wracaj tam, skąd przyszedłeś.
Kylo Ren zapragnął wyjąć miecz i gładząc ostrzem po jej gardle zapytać, jak śmiała zwracać się podobnie do najwyższego rycerza, wysłannika władcy tego królestwa. Słowa już kleiły mu się do ust, zaschły na języku, ale zamiast tego stwierdził:
- Masz nieufną duszę, prawda? Widzę to w twoich oczach. Co za furia… minęło trochę czasu, odkąd mogłem ją obserwować. Tylko ktoś, kto zrozumiał strach, ma siłę desperacko walczyć o to, by go nie doznać.
Choć starała się nie dać tego po sobie poznać, Kylo Ren zauważył, że warga dziewczyny ledwie dostrzegalnie drgnęła.
- Bzdura. Nie boję się obcych. Po prostu ich nie lubię i nie mam z nich pożytku. Wtykacie nos w nieswoje sprawy, przeszkadzając nam.
Przez chwilę mierzył ją wzrokiem, każdą smukłą kończynę, każdy naznaczony napięciem i czujnością ruch. Zniszczone ubóstwem ciało, które zachowało energiczność, zmęczoną twarz, oczy patrzące wyzywająco ponad zdobiącymi policzki śladami kurzu, błyszczące jak iskry tlącej się pożogi, gotowe rozpalić następny płomień. Zdjął dłoń z rękojeści miecza i chwycił za lejce.
- Wracaj do swojej wioski, dziewczyno. Jesteś za słaba nawet na to, by zmierzyć się z burzą piaskową, a w porównaniu ze mną jesteś nikim.
Odjechał, nie odwracając się i nie widząc jej reakcji.
Kylo Ren, pierwszy rycerz nowego Zakonu Najwyższego Porządku, karał z najwyższą surowością bezczelność, ciął swym mieczem na wskroś usta wypełnione sprzeciwami i serca wybijające myśli o niesubordynacji. Lecz gdyby mężczyzna miał za coś nagrodzić, poza siłą wybrałby jedynie odwagę. Nie sposób było sięgnąć po szczyt, jeśli wcześniej nie przezwyciężyło się leku przed upadkiem w przepaść.
Galopując w stronę wyłaniającego się zza kurtyny roziskrzonego powietrza miasteczka, Kylo Ren potrafił myśleć tylko o tym, jak wysoko dziewczyna mogłaby sięgnąć, jeżeli wcześniej nie spadnie. Równocześnie pragnął stłumić płomień dumy palącej się wbrew słabości i sprawdzić, jak jasno ów ogień mógłby zapłonąć.
*
Przestronna komnata, w której lord Unkar Plutt oficjalnie podejmował gości, w oczach Kylo Rena stawała się ledwie brudną i zakurzoną izbą dla służby. Kiedy główny zarządca pustyń Jakku zaproponował mu z dzwoniącym w głosie entuzjazmem wykonany na wzór małego tronu fotel, Kylo Ren dostrzegł zalegające na podłokietniku warstwy starego kurzu i szorstko odmówił, nie wyjaśniając przyczyn swojego obrzydzenia. Teraz stał oparty plecami się o ścianę – zapewne niewiele czystszą niż fotel – i rozwodził się nad powodami swojej niezapowiedzianej wizyty. Nie uważał się za najlepszego mówcę i kiedy tylko mógł, zostawiał przemowy w rękach Huxa, jednego z wysoko postawionych generałów. Był jednak świadom, że przyodzianie w odpowiednie słowa opisu sytuacji panującej w królestwie zadecyduje o wierności lordów i tym, jakie wyobrażenie o rządach Snoke’a zagości w ich umysłach. Jeśli przywódca powierzył równie odpowiedzialne zadanie akurat jemu, Kylo Ren nie zamierzał zawieść pokładanych w nim oczekiwań. Unkar Plutt nie przerywał, spijając każde słowo z jego ust. Mężczyzna na wpół leżał na poduszce dostawionej do niskiego stołu, opierając łokcie o blat i chowając głowę między ramionami jak kuląca się larwa.
- To dla mnie zaszczyt gościć wysłannika samego króla Snoke’a… - wydyszał po raz kolejny.
- Nie króla, lecz przywódcę – Kylo Ren sprostował krótko.
Unkar zaczerwienił się i odchrząknął, co przywodziło na myśl dźwięk beknięcia.
- Tak, tak! Wybacz mi!
Kylo Ren wszedł mu w słowo, nim Unkar Plutt miał szansę zalać go kolejną falą nieistotnej paplaniny.
- Radzę ci zapamiętać, że Najwyższy Porządek nie przepada za tak przestarzałymi określeniami. Stanowimy nowy początek. Król, dworzanie… wszystko to należy do mauzoleum symboli przeszłości, która została obalona dawno temu. Powoływanie się na nią jest teraz pozbawione sensu. Wprowadzamy wraz z przywódcą Snoke’iem rządy, w których nie będzie liczyć się czystość królewskiej krwi. Każdy może sprawować władzę wraz z Najwyższym Porządkiem, jeśli tylko wykaże odpowiednie chęci, talent oraz oddanie sprawie.
- Jak najbardziej – Unkar Plutt zgodził się, z zapałem machając głową.
Kylo Ren odwrócił się i umknął w kąt komnaty. Postanowił nie siadać do stołu, nie tylko za sprawą pustynnych specjałów ze skorpionów, których widok przyprawiał go o mdłości, lecz również dlatego, że nie chciał dzielić miejsca z człowiekiem pokroju zarządcy Jakku. Unkar nie spuszczał z niego oczu, umizgiwał się jak pies liżący rękę, by dostać ochłap z kolacji, posyłał raz za razem nasączone nieszczerością uśmiechy i opowiadał o Jakku tak, jakby jałowa ziemia nieskończonej suszy była najcudowniejszą krainą, którą Kylo Ren kiedykolwiek ujrzał. Obserwując go, rycerz Snoke’a wierzył tylko w ostatnie słowa; Unkar Plutt czuł się równy królom, gdyż rządził żelazną ręką nad nicością i widział w karłowatych budynkach z zabrudzonymi ścianami, murach kruszących się pod naporem wiatru i pałacu, drażniącym nos Kylo Rena zapachem duchoty i stęchlizny, godnego konkurenta dla stolicy królestwa. Kylo Ren nie po raz pierwszy zatęsknił za wysokimi aż do chmur i wąskimi niczym świece wieżami, upodobniającymi główne miasto do naturalnych rozmiarów szachownicy pełnej czarno-białych figur.
- Zaistniał jednak pewien problem, którego Najwyższy Porządek nie przewidział. System, który przed chwilą opisałem, nie wejdzie w pełni w życie, jeśli tak wielu ludzi będzie się buntować – Kylo Ren powrócił do przerwanego tematu.
- Ktoś nie zgadza się z kró… dowódcą Snoke’iem? Pozbyć się go! Natychmiast! – parsknął Unkar od razu.
- To nie takie proste.
Kylo Ren był zmęczony. Gardził głupcami i chociaż wysłanie go do pomniejszych królestw Imperium i przedstawienie planów udowodniło, że Snoke ufał Kylo Renowi bardziej niż innym, konieczność powtarzania detali tym, którzy ich nie rozumieli bądź których to nie obchodziło była męcząca.
Znowu oparł się o nagrzaną ścianę. W nowym miejscu pojedyncze promienie zachodzącego słońca, które przemykały przez szpary niedokładnie zaciągniętych kotar, padały na część jego twarz. Połowa skąpała się w czerwieniącym się blasku i odcieniu złota, druga ginęła w cieniu tak gęstym, że Unkar Plutt ledwo mógł zobaczyć łypiące na niego oko.
- Początkowo ludzie byli zgodni w kwestii rewolucji. Każdy wiedział, że Zakon Jedi popełnił za dużo błędów i nie można było pozwolić, by przez dawne sentymenty robili, co tylko chcieli. Jedi umarli.
Unkar otworzył usta, żeby znowu przytaknąć, ale sposób, w jaki Kylo Ren wysyczał przez zęby ostatnie zdanie sprawił, że powstrzymał się.
- Ludzie chcą zmiany dla samej zmiany. Dla inności. Nie myślą o przyszłości i tym, co możemy osiągnąć. Oni oczekują po nas tych samych błędów! – rycerz zagrzmiał.
Porównywali Najwyższy Porządek z Zakonem Jedi. Z ich poprzednikami. Z gorszymi tworami, z tymi, co umarli i przeminęli. Odkąd tylko sięgnął pamięcią, Kylo Ren był stawiany obok kogoś większego i oceniany dopiero skrywszy się w jego cieniu. Dlatego też pomysł Snoke’a , choć wydawał się być skazą odciśniętą na dumie Kylo Rena, był też lepszy niż granie roli zastępstwa dla legendy.
- Nie możecie publicznie stracić rebeliantów? Nic nie przemawia do prostych ludzi lepiej niż pokazowa egzekucja – dopytywał się Unkar Plutt.
- Zmusimy ich jedynie do tego, by zeszli do podziemi i ukrywali swoje zamiary. A my nie chcemy, by się nie sprzeciwiali, lecz by zaoferowali Najwyższemu Porządkowi wsparcie. Dlatego właśnie tutaj jestem. Oczekuję pomocy.
Unkar Plutt, już wcześniej trzymający się krawędzi stołu zbyt kurczowo, wzdrygnął się i przewrócił stojący nieopodal jego ręki kieliszek z winem. Czerwony płyn rozbłysnął na białym obrusie i zaczął skapywać cienką strużką na ziemię, ale mężczyzna wydawał się tego nie dostrzegać. Patrzył tylko na Kylo Rena coraz bardziej rozszerzającymi się oczami.
- Co mogę dla ciebie zrobić, o panie?
- Szukamy Zaginionej Księżniczki.
Unkar otworzył usta szerzej ze zdumienia, aż można było zliczyć wszystkie bruzdy na jego pulchnym języku. Ten jeden raz Kylo Ren musiał mu wybaczyć, choć nie przychodziło to łatwo – historia o ostatniej księżniczce, która ponoć uniknęła śmierci w oceanie płomieni pożerających życie wszystkich przedstawicieli rodu Skywalkerów, stała się romantyczną legendą, równie piękną co nieprawdziwą.
- Nie chodzi tutaj oczywiście o rzeczywistą księżniczkę – Kylo Ren wyjaśnił. – Nie wierzymy w bajki. Wiemy, że wszyscy członkowie rodu Skywalkerów zgięli. Przywódca ma jednak zamiar przedstawić na dworze dziewczynę zbliżoną do niej wiekiem, która zagra dla nas rolę Zaginionej Księżniczki. Od zarządców uprzywilejowanych królestw oczekujemy tylko bezwzględnego poparcia.
- Masz moje poparcie bez względu na to, jaka będzie wasza decyzja, jednakże… - Unkar zastanowił się. – Jak masz zamiar przekonać ludzi, że udało ci się odnaleźć księżniczkę? Przecież nikt nie uwierzy w to bez dowodów.
- Nie musisz się tym przejmować – odpowiedział ostro. – Dysponujemy czymś, co przekona nawet nieprzekonanych.
- W takim razie wszystko ustalone. – Unkar klasnął z werwą wielkimi dłońmi, wydając przy tym głuche plaśnięcie, jakby uderzyły o siebie dwie ryby. – Czy wybraliście już dziewczynę?
„Nie” kręciło się na czubku języka Kylo Rena. Plan obsadzenia na tronie uzurpatorki był tylko pomysłem, który wraz z przywódcą Snoke’iem powoli ozdabiali szczegółami. Nie zdecydowali, kim miałaby być dziewczyna w jedwabnych sukniach i sięgających pasa koralach z pereł, powtarzająca słodkim głosem ich własne słowa. Ale wyjaśnienia uwięzły Kylo Renowi w gardle, język zawiązał się w suchy supeł, a w głowie pojawił się zamglony obraz dziewczyny w bieli, wyłaniającej się z piaskowej mgły jak zapowiedź tajemnicy.
Miała jej oczy. Oczy takie jak kiedyś ona.
- Wszystko w porządku, mój panie? – Unkar zapytał, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do niego.
- Wszystko w jak najlepszym porządku – Kylo Ren odwarknął. Po chwili dodał bez cienia zmieszania: – Powiedz, dziś w drodze do zamku natknąłem się na dziewczynę. Stała na skraju pustyni, przyglądając się horyzontowi. Wyglądała tak, jakby czegoś wypatrywała. Znasz ją?
Unkar zastanowił się.
- Masz szczęście, panie, bo ta dziewczyna pracuje dla mnie.
- Na pewno? – Kylo Ren ożywił się.
- Ta… - odparł, wzruszając ramionami. – To Rey, miejscowa wariatka. Zajmuje się dla mnie wydobywaniem z zasypanych zamków kamieni szlachetnych. Jest w tym dość dobra, by ją utrzymywać, ale poza tym to dziwaczka. Ciągle jej się wydaje, że przyjdzie po nią rodzina.
- Rozumiem.
Kylo Ren podrapał się po brodzie i zanurkował w planach, jakie rysowały przed nim nowe informacje. Dziewczyna miała marzenie. Co za interesujący zbieg okoliczności. Zupełnie tak, jakby samo przeznaczenie postawiło mu ją na drodze.
- Zaprowadź mnie do niej.
*
Rey ze snu wyrwały kroki rozlegające w głębi korytarza i zduszone zawodzenie drewnianej podłogi. Gwałtownie usiadła na łóżku. Nie wiedziała, która może być godzina, ale służąca jej za sypialnię izba nadal nakryta była ciepłą perzyną półmroku, a w osłonięte kawałkiem szmaty okno nie pukały promienie słoneczne. Zaskoczona Rey przetarła żwawo oczy, strząsając z rzęs ostatnie ziarna snu.
W głowie kręciło jej się od tańca, do którego nie mogła zostać poproszona. Sen zdawał się bliski, realny; trzymał ją w swych objęciach i szeptał na ucho opisy migoczących niczym gwiazdy płomyków świec, które w wirze tańca zmieniały się w niewyraźną smugę zakreślającą wokół niej jasny krąg i zamazującą pozłacane ramy okien, kolorowe suknie, białe obrusy. W tym śnie Rey nie tańczyła w parze z piaskiem, ale stukała obcasami w parkiet najprawdziwszej sali balowej, czując w całym ciele podrygiwania muzyki granej na fortepianach i skrzypcach, fletach, dzwonkach. Wdychała zapach świeżo zerwanych róż i śmiała się tak melodyjnie jak trójkąt. Ponad jej głową kołysał się nieznacznie olbrzymi żyrandol, mieniący się blaskiem tysiąca fragmentów kryształów, przez które światło przepływało i opadało w kawałkach na ramiona Rey i mężczyzny, z którym tańczyła walca…
Pokręciła głową, rozpraszając mgłę kłębiących jej się w głowie myśli i skupiając się na świecie przed oczami. Co za niedorzeczność! Mogła marzyć o miejscu, w który nie była już niewolnicą Unkar Plutta, ale nigdy nie śniła o tym równie otwarcie. Może powinna zaprzestać wędrówek na pustynię…
Ponownie usłyszała tupnięcie przed drzwiami, po których rozległo się przerywane pukanie. Serce Rey zakołatało w odpowiedzi. Naciągnęła pościel pod brodę i ścisnęła brzegi materiału.
- Kto tam?
Nieznajomy nacisnął klamkę bez słowa. W pałacu Unkar Plutta Rey nie mogła pozwolić sobie na zasuwę i chociaż drzwi opadły nieco, przez co otwierało się je z trudem, wiedziała, że wystarczyło mocniejsze szarpnięcie, by stanęły otworem.
Syknęła głośno przez zęby.
- Kto tam?!
Na ścianie za jej plecami odbił się prostokąt światła rzucanego przez lampy ustawione rzędem w korytarzu. Rey zmrużyła oczy, oślepiona. Zza kurtyny świeżego blasku mogła ocenić, że mężczyzna, który wszedł do jej pokoju, był wysoki i postawny. Nosił na sobie czarną zbroję, ręce skrył w równie ciemnych rękawicach. Na deskach skrzypnęły podróżne buty. Mężczyzna okrył ramiona peleryną, która sunęła po podłodze przy każdym jego kroku. Rey trudniej było zobaczyć rysy twarzy, ale zwróciła uwagę na czarne włosy rozrzucone w nieładzie.
Nieznajomy wzdrygnął się na jej widok, ale nie wycofał się.
- Och – szepnął ze zdziwieniem, nie wstydem. - Panna Rey, jak mniemam? Nie przypuszczałem, że udałaś się na spoczynek tak wcześnie.
- Wstaję wraz ze słońcem i kładę się spać, kiedy jego miejsce zajmuje księżyc – Rey odpowiedziała, odrzucając kołdrę i wyskakując z łóżka. Pod spodem miała tę samą sukienkę, którą nosiła na pustyni. – Kim jesteś i co robisz w moim pokoju?
Mężczyzna mógł ją ignorować lub kpić z niej. Rey nie była w stanie niczego wyczytać z kamiennego wyrazu twarzy. Po chwili zgiął się w pół, pozwalając pelerynie opaść niżej, i złożył przed Rey ukłon.
- Nazywają mnie Kylo Renem. Przybywam z rozkazu Najwyższego Porządku, by prosić cię o przysługę, Rey.
Zamrugała, gdy umysł starał się przetłumaczyć dla niej następujące po sobie wydarzenia. Dziwny mężczyzna. W jej sypialni. Kłaniał się. Jakby czytała książkę, w której zabrakło kilku stron. Jej wzrok powędrował ku stolikowi nocnemu, gdzie stała rzadko używana lampa oliwna. Rey przez chwilę zastanawiała się, jak dużą siłę byłaby w stanie wykrzesać ze zmęczonych ramion, gdyby w razie potrzeby przyszło jej roztrzaskać szkło na głowie nieznajomego. Nie chcąc ryzykować, zrobiła kilka kroków do tyłu, by w chwili zagrożenia znajdować się na wyciągnięcie ręki od broni.
Mężczyzna nie sprawiał jednak wrażenia kogoś, kto żywił wobec niej wrogie zamiary. Co prawda wtargnął bez zapowiedzi do jej pokoju, ale teraz stał w miejscu, milcząc i wodząc za nią wzrokiem. Wydał się Rey zmęczony po podróży – kiedy jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności przeplatanej wiązkami światła, dostrzegła ciemne kręgi pod jego oczami i pasma włosów w jednych miejscach sterczące, gdzie indziej przyklapnięte. Nie uśmiechał się do Rey i dziewczyna była za to wdzięczna, bo gdyby teraz zaczął się wdzięczyć, na pewno wykorzystałaby plan z lampą.
- Bardzo chciałbym poczekać na to, aż chwila na rozmowę będzie odpowiedniejsza, jednak planowałem ruszyć w dalszą drogę już jutrzejszego ranka. Jak widzisz, nie mamy wiele czasu – powiedział mężczyzna, który przedstawił się jako Kylo Ren. - Oczekuję zatem, że przemyślisz moją propozycję do wschodu słońca, który tak wiernie cię budzi, panno Rey.
Nie wiedziała czemu, lecz przed oczami znowu mignęła jej scena tanecznej maskarady, tulących się w takt muzyki par i samej Rey, prowadzonej przez mężczyznę, którego twarzy nie była w stanie zobaczyć. Nieznajomy tancerz powinien odejść w zapomnienie wraz z resztkami snu, nie nękać ją teraz. Jednakże tylko dlatego, że nogi wciąż drżały jej od nieistniejących pantofli, a w głowie się kręciło, Rey pozwoliła mówić Kylo Renowi.
- Wiem już, jak się nazywasz, ale nadal nie dowiedziałam się, kim jesteś. I jak śmiałeś wejść tutaj w środku nocy, kiedy ja spałam!?
- Jak powiedziałem wcześniej, nie sądziłem, że zastanę cię w takim stanie. Poza tym czas mnie nagli. W imieniu Najwyższego Porządku proszę cię, panno Rey, byś zgodziła się udać wraz ze mną do stolicy. Chyba, że twoja niechęć względem obcych miejsc jest równie wielka jak wobec obcych podróżników?
Twarz Rey pobladła, upodobniając się do rozrzuconej nieopodal pościeli. Wcześniej wydawał jej się wyniosłym cieniem nakładającym się na złoty krajobraz pustyni, straszliwym lecz i odległym. Teraz, kiedy otaczały go znajome ściany jej sypialni, a nie ogrom piaskowych wzniesień, Rey rozpoznała królewską twarz i arogancki ton głosu.
- Jestem mężczyzną z pustyni?
Kylo Ren przytaknął.
- Smuci mnie to, że tak szybko o mnie zapomniałaś.
- Co się tutaj dzieje!? – krzyknęła, nie myśląc o późnej godzinie. - Czy Unkar Plutt cię nasłał?
- Otrzymałem od niego zgodę na to, żeby się z tobą zobaczyć, chociaż pewnie nie to miałaś na myśli – stwierdził spokojnie Kylo Ren. Przez cały czas mówił tym samym tonem, w którym irytacja kryła się za cierpliwością, z jaką dorosły wprowadza dziecko w świat trudnych zagadnień. Rey poczuła, jak dygocze na samą tę myśl.
- Czegokolwiek ode mnie chcesz, nie pomogę ci.
Mężczyzna ściągnął usta, łypiąc na nią z mniejszą przychylnością.
- Może wysłuchasz najpierw mojej propozycji, dziewczyno?
Później Kylo Ren zaczął snuć opowieść; mówił o dziewczynce, którą los obdarzył i pokarał wielką mocą i o królu, który rozpoznał bezkształtne pokłady ukrywającej się w niej magii i przyjął na nauki. Dziewczynka rosła zdrowo, ucząc się pilnie i wiernie służąc rodzinie. Z każdym dniem była coraz bardziej urodziwa i pełna wdzięku, aż ledwie dziewięcioletnią królewnę okrzyknięto symbolem przyszłości całego królestwa. Tych samych słów nie można jednak było odnieść do Zakonu Jedi i stojących na jej czele Skywalkerów. Kiedyś ród, w którego żyłach pulsowała królewska krew, dbał o poddanych, lecz później jeden z władców uległ ciemnym mocom. Jedi stali się chciwi, zażywali uciech i zapomnieli o tym, co przysięgali chronić. Wkrótce plony zmarniały, zwierzęta schorowały, a ludzie przymierali biedą. Poddani, niegdyś wierni, zbuntowali się i poprowadzeni przez nikomu nieznanego przywódcę podpalili pałac. Tylko Zaginiona Księżniczka była zbyt dobra, zbyt czysta w swej niewinności i pełna nadziei, by okrutny los owinął wokół niej swoje macki i odciągnął daleko od obiecanej przyszłości. Grzejąc się wieczorami przy trzaskającym kominku ludzie mawiali, że księżniczka umknęła z powodzi płomieni i rozlanej na schodach czerwieni, ustrzegła się mieczy, by później odnaleźć schronienie z dala od popiołów dawnego domu. Po dziś dzień miała pozostać niewidzialną dla oczu tych, którzy źle jej życzyli, czekając na chwilę, kiedy będzie mogła bezpiecznie powrócić i zająć przeznaczony tron.
Historia brzmiała dla Rey magicznie i przy tym zbyt nieprawdopodobnie. W swojej baśniowości niewiele wspólnego miała z prawdziwym życiem, gdzie każdego ranka należało wstać na znak promieni słońca i udać się na pustynię, ciężko pracować, gdzie nikt nie pochylał się nad nią i nie oferował magicznego zaklęcia, nie prowadził na bal, niczego nie zmieniał. A jednak mężczyzna mówił z przekonaniem, w które Rey nie potrafiła wątpić. Dobierał słowa niczym sprawny bajarz przekonujący do fałszywej prawdy, dekorował historię niezwykłymi szczegółami, a w barwie jego słów dźwięczała melodia królewskiej muzyki.
Rey przygryzła wargę i odwróciła wzrok. Jej myśli niezmiennie wracały do wyśnionego balu i tańca z nieistniejącymi gośćmi. Osadzona w innym świecie wizja, która raz zawitała do jej pamięci, przylgnęła do niej i nie pozwalała iść dalej.
- Oczywiście o tym, że nie jesteś prawdziwą księżniczką, będzie wiedzieć tylko garstka najbliższych podwładnych dowódcy Snoke’a, zaś my liczymy na twoją dyskrecję – Kylo Ren powiedział znużony, po czym dodał: – O wiele bardziej opłaca ci się przestrzeganie zasad. Gramy o wysoką stawkę, panno Rey. Nie możemy pozwolić sobie na nieostrożność.
Nieoczekiwanie jego słowa skuł lód, przez który Rey zrobiła parę kroków do tyłu. Jęknęła, kiedy jej biodro nadziało się na kant stolika nocnego. Lampka zachwiała się, ale nie runęła na ziemię.
- W takim razie dlaczego właśnie ja? – odważyła się zapytać. – Dlaczego nie wybierzecie kogoś z zamku? Kogoś, kto wie, jak powinna zachowywać się księżniczka? Nie macie żadnych młodych panien na wydaniu?
- Obsadzenie na tak ważnym stanowisku kogoś z arystokracji niosłoby za sobą inne zagrożenia. Taka osoba mógłby wykorzystać rolę księżniczki, żeby prowadzić własną politykę – Kylo Ren odpowiedział bez wahania i dodał, łagodniej niż przed chwilą. – Nie musisz się niczego obawiać. Będziemy wskazywać ci drogę, którą podążysz.
- To nic nie znaczy! – Rey odburknęła. Każdy nerw jej ciała namawiał do ucieczki, jak zawsze, kiedy rozmawiała z kimś zbyt długo. Zwłaszcza w nocy. Rey zbyt rzadko cieszyła się uwagą, by nauczyć się wprawnie konwersować. Znała tylko język przetrwania. Teraz czuła, że kurczy się w sobie, a na jej skórę wstępują niewidzialne kolce. – Nie mogę opuścić tego miejsca.
- Bo czekasz na rodziców?
Oczy Rey zrobiły się większe, z ust wyrwał się cichy jęk. Wiedziała, że na jej policzkach rozkwitają szkarłatne jak róże plamy.
- Ja… skąd…
- Unkar Plutt mi o tym powiedział – Kylo Ren powiedział niezrażony, spacerując po pokoju. Jego kroki brzmiały zbyt głośno nawet jak na tulącą do snu ciszę nocy.
- Drań – wymamrotała.
- Mogę zaoferować układ, który być może cię zainteresuje.
Rey zmarszczyła brwi, lekko skołowana, jednak ciekawa jego słów podniosła wzrok. Napotkała czujne spojrzenie Kylo Rena.
- Jeśli zgodzisz się zagrać rolę Zaginionej Księżniczki, będziesz miała dostęp do wszelkiego rodzaju informacji. Dokumentów. Do rejestrów. Pomogę ci z nich korzystać i razem z tobą ustalę, kim byli twoi rodzice. Pozostając tutaj tkwisz w przeszłości. Choć ze mną i pogrzeb z dala od piasków to, co przeminęło – Kylo Ren powiedział i wyciągnął ku niej swoją ukrytą w rękawiczce dłoń.
Rey zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, nie była już w swojej sypialni. Znalazła się na rozdrożu, w miejscu daleko od pustyni i stęchłego kąta pałacu. Zniknęło twarde łóżko, gdzie spała od lat, i widok za oknem, który przestudiowała o każdej porze dnia i nocy. Za jej plecami nadal majaczyło z trudem poskładane życie, jakie znała jeszcze parę minut wcześniej. Przed nią wynurzyła się przyszłość, której nie potrafiła przewidzieć. Rey bała się odejść, odwrócić, porzucić to, do czego przywykła. A mimo to…
Pierwszy raz w życiu otrzymywała szansę na uchwycenie choć skrawka wątłych marzeń, zbyt często wystawianych na działanie wiatrów i trudów rzeczywistości.
Szansa, która przyszła w środku nocy, spowita w cień i nieufność.
Lekko trzęsącą się ręką Rey złapała dłoń Kylo Rena.
*
Sny Kylo Rena znowu stanęły w płomieniach, snopach gorących i wysokich do sklepienia. Żar parzył i bił go po twarzy, dotykał oddech i przemieniał go w popiół. Kylo Ren kaszlał, tracąc dech, a mimo to wciągał zwęglone powietrze do płuc. Chociaż śnił ten sam sen już tysiąc, już milion razy, zawsze błądził identycznymi korytarzami, równie zagubiony jak poprzedniej nocy. Każdy zakręt wyglądało tak samo – jaśniejąco, gorejąco. Kylo Ren nie potrafił otworzyć żadnych z licznych drzwi, bo klamki topiły się i wypalały ślady na jego dłoniach, a on bał się, że płomienie zabiorą go całego, zdradzą go, strawią go, pogrzebią pod popiołem padającym z sufitu jak śnieg i osiadającym na jego ramionach.
Gdy zamek wypełnił płacz ognia i ślady na dywanach stały się osmolonymi dziurami, oczom Kylo Rena, który wtedy był Benem, ale przestał nim być, ukazywała się dziewczynka z policzkami naznaczonymi łzami. Tkwiła pośrodku płonącej sali balowej, tak mała i krucha jak gałązka, do której podpełzały przyczajone języki ognia. Kołysała się nieznacznie, a krawędź jej sukienki zamiatała czarny piach. Kylo Ren i Ben stali za nią, gotowi uciec, lecz nie potrafili zmusić ociężałych nóg do ruchu. Zamiast tego patrzyli na księżniczkę. Najpierw była odwrócona do nich tyłem – jak zawsze w świecie snów – ale zaraz zwróciła ku nim głowę, by podarować wspomnienie oczu, które od tamtego czasu prześladowały go w śnie i na jawie. Para wielkich iskier, odbijających cień pożaru jak lustro i przeszywających Bena na wskroś.
Kylo Ren dosłyszał niedopowiedziane słowa.
Zostawisz mnie tu?
Tym właśnie jesteś?
Odejdziesz?
Tak, tak, tak, mówi do siebie Kylo Ren w myślach. Tak, kiedy Ben jej nie zostawił, tak, kiedy po raz kolejny nie był tym, kim chciał być, tak, kiedy nie odchodził.
Wynosząc księżniczkę ukrytą w swoich ramionach miał wrażenie, że nawet zapadłszy w sen go oceniała.
Obudził się z kropelkami potu skrzącymi się na czole i dudniącym sercem, rozpędzonym lękami przeszłości. Wspomnienie było niemalże bolesne i Kylo Ren czuł, że serce może wyryć dziurę w jego piersi i uciec na wolność. Czasem niczego więcej nie pragnął.
Usiadł na skraju łóżku i przeczesał dłonią włosy. Przysłuchując się dźwiękom nocy, do których powinny należeć tylko pohukiwanie sowy za oknem i biegnący z oddali, przytłumiony dźwięk chrapania pałacowych strażników, Kylo Ren wyłapał jeszcze jeden odgłos.
Muzykę.
Z opóźnieniem zrozumiał, że z koszmarnego snu wyrwał go nuty rozbrzmiewającej za ścianą pozytywki. Po chwili niepewności Kylo Ren wstał z łóżka i wyszedł z pokoju.
*
Rey często zastanawiała się, jakie to uczucie zasnąć w miękkiej, nasączonej zapachem prania pościeli, zostawić na nocnym stoliku filiżankę mleka z unoszącym się nad nią obłoczkiem pary, rozczesać umyte włosy i związać je w warkocz wstążką, zamknąć oczy bez lęku o jutro. Czasami wyobrażała sobie, że jako dziecko wykradziono ją z kołyski bogatych szlachciców z bajki, którzy nadal przeczesywali świat w poszukiwaniu ukochanego dziecka. Oddawała się fantazjom tak często, że wyśnieni matka i ojciec zyskali nieistniejące twarze, ale nigdy naprawdę w to nie wierzyła. Teraz, w pałacu zdającym się być bardziej rozległym niż pustynia, po której Rey nauczyła się stąpać, nie potrafiła zasnąć. Ozdobiony porcelanowymi frędzlami zegar kominkowy tykał głośno obok jej głowy, wprawiając w drganie bielutkie ściany.
Rey przycupnęła w kącie komnaty i owinęła się pod szyję haftowaną kołdrą w kwiatowe wzorki. Między palcami obracała kieszonkową pozytywkę zakończoną długim, pozłacanym łańcuszkiem, którą otrzymała od Kylo Rena krótko po przybyciu do pałacu.
- Ten zegarek z pozytywką należał kiedyś do księżniczki – wyjaśnił, przekazując go jej. Złoto wisiora odcinało się na tle jego czarnych rękawiczek. – Jeśli ktoś zażąda dowodów na to, że jesteś prawdziwą księżniczką, pokaż im go i przekonaj, że zawsze go przy sobie nosiłaś. Po prostu nie mogłaś przypomnieć sobie, skąd go masz. Dopiero niedawno wróciły ci wszystkie wspominania i teraz doskonale pamiętasz dni spędzone w pałacu.
- To wystarczy? – zapytała Rey z powątpiewaniem. – Nie uznają, że mam taki sam zegarek?
Kylo Ren pokręcił głow��.
- Został wykonany dla księżniczki na specjalne zamówienie. Nikt nie posiada identycznej pozytywki.
Puściła zegarek, pozwalając, by zakołysał się na końcu złoconego łańcuszka tuż przy miękkim dywanie. Chłodny odblask księżyca przemknął po metalicznej powierzchni i puścił do Rey oczko. Pomyślała, że tak daleko od pustyni Jakku, w samym centrum stolicy Imperium, przynajmniej księżyc srebrzył się identycznie. Z lekkim uśmiechem okryła się szczelniej pierzyną, po czym otworzyła wieczko pozytywki.
Komnatę zalały nuty sennej symfonii szarpania za metalowe ząbki instrumentu. Rey przymknęła oczy, zapadając się w melodię jak w wodę. Kiwała głową w prawo i w lewo, gdy wysokie dźwięki pozytywki odbijały się od ścian pokoju, poruszały grubymi zasłonami, przytrzymywały wskazówki stojącego na szafce zegara i zaklinały krótką chwilę. Muzyka, bez kształtu i bez granic, nieuchwytna i nie do zabicia, otuliła ją i wsiąknęła w świat Rey. Dziewczyna nie chciała złota ani srebra, odrzuciła perły, a jednak podarowana jej przez Kylo Rena pozytywka stała się jedynym, co Rey zaakceptowała jako własne. Nim spostrzegła, z jej ust zaczął dobiegać szept:
- Płynie czas, liczę dni, co minęły daremnie. Nie wiem skąd znana mi ta melodia gra we mnie…
Trzasnęły drzwi. Rey podskoczyła, zamykając szybko pozytywkę, która prawie wyślizgnęła jej się z ręki. Muzyka, jeszcze chwilę temu obecna w pokoju, teraz wyparowała, pozostawiając po sobie posmak słodkości i pięknego snu.
Na progu stanął Kylo Ren. Widząc go, Rey prychnęła. Po tygodniach spędzonych w zamku przestała denerwować się za każdym razem, kiedy wkraczał bez zapowiedzi do jej pokoju, nie zamierzała jednak tego zaakceptować. Rycerz Snoke’a miał pewną naturalną zdolność do wtrącania się w najbardziej utajone momenty jej życia, zachowując równocześnie pełną obojętność. To irytowało Rey najbardziej.
Kylo Ren omiótł wzrokiem wymięte koce na łóżku i wszedł głębiej, odszukując ją w kącie komnaty. Zatrzymał się, jak gdyby niewidzialny cień szoku wyciągnął rękę i zacisnął na jego ramieniu. Rey wyprostowała się. Zerknęła w dół, na teraz milczącą pozytywkę. Wokół panowała atramentowa ciemność, lecz Kylo Ren stał zwrócony twarzą do okna, za którym wywieszona była płachta mrugających w blasku gwiazd, zauważyła więc jego bielejącą twarz.
- Cześć – rzuciła z pościelą przyłożoną do ust. – Pomyliłeś pokoje? Chyba nie kładziesz się spać tak wcześnie, jest pewnie około pierwszej.
- Usłyszałem muzykę – Kylo Ren stwierdził tonem sugerującym, że to powinno wystarczyć za wszelkie wyjaśnienie.
Rey mimowolnie zacisnęła palce na pozytywce, a chłód metalu odbił się na jej skórze. Wiedziała, że Kylo Ren nie rzuci się nagle, by odebrać wisiorek, a jednak irracjonalna myśl o utraceniu jedynego przedmiotu przepełniającego jej serce ciepłem była tak przytłaczająca, że zapragnęła chronić pozytywkę.
- Co tutaj robisz? Muzyka w nocy jest zakazana?
- Niezupełnie. Po prostu jestem zaskoczony.
- Tym, że usłyszałeś ją u siebie?
- Można tak to ująć.
Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał coś dodać, ale odwrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi. Jak zwykle – pochylał się nad Rey z zamiarem oczarowania jej drobnymi obietnicami i zaklęciami baśniowych historii, ale kiedy tylko ona pytała, on unikał odpowiedzi. Wiedziała coraz lepiej jak nosić suknie i przeszłość Zaginionej Księżniczki i coraz mniej o mężczyźnie, który wraz z nią zamierzał zagrać główną rolę.
Rey pochyliła głowę. Złoty zegarek z pozytywką ukrywał się między zagięciami pościeli, ale na białym tle nie mógł zamaskować widocznego nawet w nocy blasku kutego ze złota. Nie pasował do tego miejsca, Rey pomyślała. Wydawał się przychodzić do niej z innego świata, być wypełnionym wspomnieniami wygrawerowanymi obok metalowych wzorów.
- Skąd go masz? – rzuciła pytanie w powietrze.
Kylo Ren, który trzymał już dłoń na klamce, zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
- Co mam? – zapytał, akcentując pierwsze słowo. Zdawał się być zirytowany.
- Zegarek.
Nie odpowiedział od razu. Obserwował uchylone drzwi sypialni, wpuszczając do środka zabłąkaną strużkę światła z korytarza. Rey odczekała chwilę, a kiedy uznała, że Kylo Ren nie ma zamiaru wyjść, zaczęła mówić:
- Musiałeś zdobyć go jakimś tajemniczym sposobem. Gdyby księżniczka oficjalnie zostawiła ten zegarek w pałacu, ktoś by o tym wiedział, prawda? I cały plan byłby bez sensu… Musi być ważny, skoro tak mała rzecz może przekonać wszystkich, że księżniczka żyje. To chyba znaczy, że wywalczyłeś go pokątnymi sposobami i niewiele osób o tym wie.
- Pokątnymi sposobami? – Kylo Ren parsknął pod nosem. Trudno było przyrównać to do szczerego śmiechu, a jednak jego reakcja była bliższa rozbawieniu niż cokolwiek, co Rey do tej pory usłyszała.
- Może powinnaś o tym wiedzieć. Skoro mamy udawać, że jesteś księżniczką, musisz pamiętać zegarek.
Kylo Ren przymknął z powrotem drzwi i ku zaskoczeniu Rey, przysiadł na skraju jej łóżka. Oparł ręce o kolana i złożył głowę na dłoniach. Wyglądał jak stworzony w odległej przeszłości posąg z czarnego marmuru, gotowy opowiedzieć o swoich losach.
Rey przysunęła się bliżej, czując łaskoczącą ją w piersi ekscytację. Do tej pory usłyszała zaledwie kilka historii o dzieciństwie księżniczki i każda z nich była bardziej fascynująca niż poprzednia. Dowiedziała się już o początkach służby u Skywalkerów, kształtowaniu się mocy, oficjalnym przygarnięciu przez rodzinę królewską… Rey pozwalała, aby jej własne uczucia odpowiadały na każdy sukces i porażkę obcej dziewczyny, jakby jej twarz odbijała się w tafli wspomnień księżniczki. Nie czuła nigdy, że kradnie księżniczce tożsamość – była Rey z Jakku i udawana przeszłość, bez względu na to jak piękna, nigdy nie stałaby się celem jej podróży. Jednakże księżniczka żyła wewnątrz słów Kylo Rena, co różniło ją od postaci z mitycznych legend, do których Rey przywykła. Ściskając coraz mocniej należącą niegdyś do jej poprzedniczki pozytywkę, Rey czuła, że między nią i królewną zawiązała się więź.
- Księżniczka była bardzo uzdolniona muzycznie – Kylo Ren podjął przerwany temat. – Każdy w pałacu znał melodię graną przez tą pozytywkę. Tamtej nocy, kiedy cała rodzina Skywalkerów została zabita, znalazłem zegarek w zgliszczach.
- Byłeś tam? – Rey wyszeptała, otwierając oczy szerzej ze zdumienia.
Kylo Ren przytaknął.
- Znałeś ją?
Kolejne potwierdzenie.
A więc stąd czerpał zdania, którymi później tkał baśń o Zaginionej Księżniczce. Nie ubierał fikcji w szaty prawdziwego człowieka, lecz opisywał osobę, którą kiedyś znał.
W ciemności Rey przyjrzała się zarysowi jego profilu, nieco zgarbionym barkom, na których dla odmiany nie spoczywała peleryna, i rozmierzwionym jak zawsze włosom.
- Sam musiałeś być wtedy dzieckiem. Nie jesteś taki stary.
- Nie byłem dzieckiem – odpowiedział chłodno, choć Rey mogła przysiąc, że dosłyszała w jego głosie cień rozbawienia. – Ale nie powiedziałbym też, że byłem wtedy dorosły. Więc może masz rację.
- Jesteś częścią rodziny Skywalkerów?
Pytanie nie wydawało się Rey ubliżające, raczej naturalne w podobnej sytuacji. Ale twarz Kylo Rena stężała. Całe wcześniejsze rozbawienie zniknęło, w ramiona wślizgnął się ślad napięcia.
- Nic mnie już z nimi nie łączy.
„Już”, Rey zanotowała. Teraz. Nagle mężczyzna siedzący naprzeciwko niej, niemal jak obnażony bez swojej zbroi z tarczą symboli Snoke’a i czarnego konia, wydał się o wiele bardziej tajemniczy niż na pustyni, bez imienia i z twarzą skrytą pod kawałkami czarnego materiału. Rey nie chciała ciągnąć tematu, mimo że ciekawość spychała jej myśli w stronę tajemnic Skywalkerów. Postanowiła wreszcie pociągnąć za delikatniejszą nić z nadzieją, że Kylo Ren nie trzaśnie w odpowiedzi drzwiami. Znowu dotkliwie odczuła to, że samotność na Jakku nie uczyniła jej najsprawniejszym rozmówcą.
- W takim razie księżniczka była jakąś twoją kuzynką? – powiedziała powoli. - Dobrze ją znałeś?
- Nie byłem z nią spokrewniony – sprostował. – Rodzina królewska tylko w niewielkim stopniu składa się z ludzi powiązanych więzami krwi. Zakon Jedi oznacza tyle, co przekazywanie dalej swojej wiedzy i szkolenie w posługiwaniu się mocą. Czystość krwi to nie rodzina, to ludzi, w których krwi płynie ta sama moc. Tamten człowiek – Kylo Ren zawahał się. Rey zauważyła, że zacisnął palce na prześcieradle. – Ten, który najpierw był moim nauczycielem, później znalazł dziewczynkę z nikąd i zrobił z niej następcę. Tyle nas łączyło.
- Dlatego postanowiłeś wybrać mnie na Zaginioną Księżniczkę? Bo jestem Rey z Nikąd?
Mówiła to z kpiną, a jednak Kylo Ren spojrzał na nią z poważnym wyrazem twarzy.
- Po części. Przypominasz mi ją.
- Dlaczego? – Rey nie mogła się powstrzymać.
Kylo Ren długo myślał.
- Zawsze patrzyła ludziom w oczy. I nie pozwalała nikomu być samotnym.
- Bzdura – zaśmiała się. - Nie jestem taka.
- Nie zdajemy sobie sprawy z najlepszych zalet i najgorszych wad.
Trzask zamykanych drzwi rozbrzmiał w środku nocy cichszej niż muzyka. Kiedy Rey zasnęła wreszcie na ziemi z pozytywką przyłożoną do ucha, przyśniły jej się płomienie trzaskające w rytmie walca. Rano zbudziła się z mokrymi policzkami.
*
Pomimo odrzucenia minionych ideałów i przeszłości, Snoke nigdy nie porzucił sali tronowej wielkiego rodu Skywalkerów. Owiana mgłą chłodu komnata była tak duża, że ustawione po bokach świeczniki w kształcie rozgałęziających się drzew nie były w stanie oświetlić każdego jej zakamarka. Zakryte półmrokiem kąty mogły równie dobrze chować niekończące się korytarze.
Kiedyś Kylo Ren nie dostrzegał w tym niczego dziwnego – komnata tronowa została zbudowana tak, by przyjmować naraz dużo osób, a akustyka pozwalała Snoke’owi przemawiać mimo słabnącego głosu. Teraz jednak widok starego mężczyzny rozsiadającego się na tronie i aksamitnych szat spływających po ozdobionych klejnotami oparciach wydawały się Kylo Renowi tchnięte hipokryzją.
Rycerz dumnie opowiadał przywódcy o postępach, które Rey poczyniła ostatnio w nauce. Snoke słuchał go z uwagą.
- Niedługo będzie gotowa wystąpić przed ludźmi. Można ją nazwać nieokrzesaną, jednakże… - Kylo Ren zamilkł, szukając odpowiedniego słowa. – Nikt nie będzie oczekiwał od niej arystokratycznego obycia, jeśli tylko przekonamy wszystkich, że wychowała się poza pałacem. Na razie skupiamy się na opanowaniu paru umiejętności, które ma pamiętać z poprzedniego życia.
Snoke pokiwał głową z wyraźnym zadowoleniem. Na jego twarzy zagościł uśmiech, który odsłonił wybrakowane zęby.
- Doskonale… spisałeś się na medal, Kylo Renie. Jestem z ciebie dumny.
- Dziękuję ci, panie – Kylo Ren odparł, klękając na jedno kolano.
Każdy krok, który podjął od chwili wyrzeczenia się rodziny i odwrócenia w stronę Snoke’a miał odnaleźć swe zwieńczenie w tej aprobacie. Bycie wyróżnionym przez opiekuna i usłyszenie słów, którymi wcześniej nie karmiono jego serca, napełniało Kylo Rena euforią. Tego pragnął i potrzebował, to właśnie Kylo Ren odrzucał, unosząc głowę i patrząc Snoke’owi w oczy.
- Pochlebiasz mi, panie, jednak to nie moja zasługa.
Snoke skrzywił się lekko. Zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się, aż zdawały się sięgać głęboko wewnątrz czaszki.
- Skąd ta skromność, Kylo Renie? Mój uczniu… - Snoke zakaszlał i otarł usta wierzchem dłoni. – Przybliżyłeś nas do dnia, kiedy krajem przestanie rządzić przekupna moralność dawnego Zakonu Jedi. Oni odeszli, ale ich sprzymierzeńcy nadal knują. Ty sprowadzasz na państwo zbawienie.
- Cieszę się, że tak myślisz, panie – Kylo Ren odpowiedział, starając się, by jego ton pozostał neutralny. – Twoje słowa są moją siłą, a rządy Najwyższego Porządku wszystkim, co liczy się w moim życiu. Nie zmienia to faktu, iż mój wkład w naukę Rey jest niewielki. Dziewczyna jest zdeterminowana; nie tak delikatna jak księżniczka, ale siła charakteru pozwala jej szybko się uczyć. To jej sukces, nie mój. Rey okazała się inteligentną, błyskotliwą osobą, z której ja jestem dumny.
Postawienie zdolności Rey w blaski uwagi miało podkreślić trafność wyborów dokonanych przez Kylo Rena – oto panna, którą znalazł zapomnianą na skraju pustyni, okazała się być ponadprzeciętną kandydatką do roli Zaginionej Księżniczki. Kylo Ren nie potrafił ukryć zaskoczenia, kiedy w miejscu entuzjazmu pojawiło się ledwie wyczuwalne napięcie. Snoke przyglądał się Kylo Renowi uważnie, zaciskając palce w pięść. Jego naznaczone siateczką żył knykcie pobielały.
- Czy wspominała coś o stosunku do Najwyższego Porządku?
- Zgodziła się nam pomagać. Czy to nie świadczy o jej oddaniu?
- Tak, tak – Snoke przerwał zniecierpliwiony. – Ale polityka! Czy dziewczyna mówiła coś o polityce? Naszych planach? Rządach?
Kylo Ren pokręcił głową.
- W rozmowach ograniczmy się do treningów mocy i etykiety dworskiej. Nie pytałem jej nigdy o Najwyższy Porządek. Chyba nie sądzisz, panie, że mogłaby być zdrajcą?
- Nie jest żadnym szpiegiem, w końcu wyciągnąłeś ją z końca świata. Ale zawsze może nas zdradzić – Snoke zrobił pauzę, pozwalając słowom wybrzmieć do ostatniej sylaby, wbić się w umysł rycerza i ulotnić, pozostawiając gorzki posmak w myślach i na języku.
Kylo Ren czuł, jak robi mu się niedobrze, a przed oczami pojawiła się dziewczyna.
Szkoląca z determinacją sztukę miecza. Pochylająca się nad instrumentami księżniczki. Rozmawiająca z nim o północy, kiedy inni odgradzali się w swoich komnatach.
- Jestem w stanie poręczyć za jej lojalność. Rey wkrótce stanie się częścią Najwyższego Porządku.
- Nie ręcz za coś, na co nie masz wpływu – Snoke rzucił ostro. – Lepiej byłoby posadzić na tronie idiotkę. Głupców łatwo ją kontrolować, bo wierzą we wszystko i uważają to za własne pomysły. Nie chcę, żeby niewykształcona kukła za wiele rozmyślała. Przysporzy nam kłopotów!
- Nie mogę zabronić jej myśleć.
Snoke wyglądał tak, jakby lada chwila miał wybuchnąć. Na blade, obwisłe policzki wpełznął rumieniec, rozlewając się jak czerwona plama, a jego oddech nieco przyspieszył. Kylo Ren spodziewał się, że mistrz potrafił lepiej nad sobą panować. I rzeczywiście, po chwili Snoke uspokoił się i westchnął. Spojrzał na Kylo Rena z politowaniem, przez które ręka rycerza wyrywała się do miecza. W ostatniej chwili opanował gniew.
- I tak miałem zamiar pozbyć się dziewczyny po objęciu pełni władzy – Snoke oznajmił. - Może tragicznie odnaleziona księżniczka, którą ludzie pokochają i zaraz stracą, będzie dla nas korzystną kartą?
- Słucham? – Kylo Ren wycedził, choć doskonale usłyszał każde słowo. Uszy rejestrowały wszystkie dźwięki, głowa przetwarzała tylko połowę.
- Jesteś młody, Kylo Renie – Snoke wyjaśniał cierpliwie. – Nie możemy pozwolić, by w rękach niedoświadczonej dziewczyny skupiła się tak wielka władza.
- Miała przemawiać naszymi ustami – Kylo Ren przypomniał.
- I w każdej chwili może przestać to robić… nie możemy ryzykować – Snoke zamyślił się. – Chciałem, żeby zdobyła pełnię poparcia, a później świadomie zrezygnowała z tronu. My zajęlibyśmy się nią później. Ale teraz… jeśli serca ludu zdobędzie nie tylko dawna legenda, ale też urocza charyzma, możemy stworzyć nowy symbol. Tragicznie utracona po raz drugi księżniczka, pozostawiająca błogosławieństwo dla naszych rządów. Musimy to dobrze rozegrać, Kylo Renie!
Pod Kylo Renem otworzyła się dziura, w którą wpadał. Żołądek podszedł mu do gardła. Leciał, upadał, łamał kości. Świat spowiła czarna płachta, zabierając Snoke’a i płomyki świec sprzed jego oczu. Pozostała mu świadomość, że Rey zniknie. Zabiją ją. I on przyprowadził ją na śmierć.
- Oszukałeś ją?
- Polityka wymaga krwawych rozwiązań – Snoke wyjaśnił bez cienia emocji. – Poza tym zawsze będziesz dla mnie ważniejszy niż ta przybłęda, mój następco.
- Dziękuję – Kylo Ren odpowiedział równie sucho.
Po raz pierwszy w życiu nie chciał być niczyim następcą.
*
- Naucz mnie tańczyć – poprosiła Rey ostatniego wieczora.
Kylo Ren nie usłyszał jej od razu. Jego myśli bezustannie kluczyły wokół rozmowy ze Snoke’iem, powtarzały w pamięci jego słowa, przypominały i dopowiadały. Jego życie zostało zamknięte w pułapce tamtej chwili i teraz kroczył za szklaną ścianą obaw, obserwując wydarzenia z bliska i nie będąc ich częścią.
Głos Rey wyrwał go z zadumy.
- Tańczyć? – powtórzył, upewniając się, że dobrze ją usłyszał.
Rey pokiwała głową.
- Mówiłeś, że księżniczka lubiła muzykę, prawda? Pewnie potrafiła też tańczyć. Chciałabym się tego nauczyć… by lepiej ją naśladować – dopowiedziała.
Kylo Ren zastanowił się nad tym. Prośba Rey miała kształt klepsydry zamieniającej miejscami piaski wspomnień i okruchy prawdziwych wydarzeń. Oczami wyobraźni ujrzał Rey, kręcącą się w balowej sukni wewnątrz bańki, a tuż nad nią księżniczkę, tańczącą walca na tle kurtyny z ognia. Klepsydra przesypywała popioły dawno pogrzebanej księżniczki i sadza układała się w falbany na sukni Rey, opadała niżej i niżej, aż w końcu dwa obrazy zmieszały się ze sobą i Kylo Ren nie potrafił ich rozróżnić.
- Dobrze – odparł z ociąganiem. Uśmiech rozpromieniający twarz Rey był najjaśniejszy od czasów, kiedy zamieszkała w pałacu.
Poprowadził ją za rękę przez labirynt korytarzy do południowego skrzydła zamku, które teraz okrywał haft z pajęczych nici. Chociaż gruba warstwa kurzu sprawiała, że Kylo Ren co chwila marszczył nos, Rey rozglądała się na boki z dziecięcym zainteresowaniem. Zwalniała kroku przy każdym obrazie przykrywającym ociekające wilgocią ściany i usiłowała zapytać go o postacie uśmiechające się z płótna, ale Kylo Ren zbywał ją milczeniem. Szedł, nie patrząc na boki.
Wreszcie dotarli do końca korytarza, gdzie drogę zagradzały im wielkie drzwi. Jęknęły, gdy Kylo Ren pchnął je, robiąc przejście dla Rey.
- Niesamowite – wyszeptała.
Według Kylo Rena sala balowa dawno pogrzebała lata swej świetności. Niektóre okna zasłaniały brudne kotary, inne wpuszczały szare światło księżyca poprzez narysowaną na szybie mozaikę kurzu. Większość złoconych i srebrzonych rzeźb przykryto białymi prześcieradłami, tworząc z komnaty osobliwy las kształtów. Kylo Ren i Rey przeszli na środek parkietu, a ich kroki odbiły się w kurzu jak ślady na śniegu. Rey nie wydawała się dostrzegać którejkolwiek z tych rzeczy – jej wzrok przeskakiwał z jednego miejsca w drugie, napawając się salą.
- Uważamy bale za stratę czasu, więc od dawna nikt nie używał tego pomieszczenia. Kiedyś wyglądało tutaj lepiej – wyjaśnił.
- Nieważne – Rey odparła bez chwili wahania. – Zawsze śniłam o miejscu takim jak to.
- Tańczyłaś tu w snach? Może zaoszczędzisz mi kłopotów i okażesz się być wybitną tancerką.
Kylo Ren chciał, żeby zabrzmiało to jak żart, ale do jego głosu wdarła się nuta niepokoju. Myśl o Rey stojącej w płonącej sali żarzyła się w jego pamięci świeżym blaskiem, w gardle czuł strach. Dziewczyna musiała zauważyć jego zmianę nastroju, bo posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Nie potrafisz tańczyć? – zapytała, a jej żart brzmiał równie kiepsko jak jego.
Byli w tym okropni.
- Potrafię tańczyć na tyle, by się nie ośmieszyć. Pokaż co potrafisz – Kylo Ren poprosił, oferując jej dłoń.
- Ośmieszę cię – odpowiedziała Rey z cieniem uśmiechu, przyjmując ją.
Był zaskoczony tym, jak swobodnie rozmawiała z nim językiem tańca. Nie znała kroków i kilka razy wpadła na niego. Kylo Ren cierpliwie ignorował przydepnięcia i tłumaczył, kiedy powinna się obrócić, a kiedy pozwolić się tylko prowadzić. Rey starała się zapamiętywać każdą radę i już po chwili tańczyła lepiej, niż większość nowicjuszek, ale Kylo Ren nie zwracał na to uwagi. Myślał o mowie jej ciała, które otworzyło się na niego, gdy taniec bez muzyki wciągnął ich w swój wir. Rey pozwalała trzymać się za rękę, podczas gdy jego druga dłoń opierała się o jej plecy. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie. Ich piersi stykały się, nieodziane w rękawiczki dłonie przewodziły ciepło jej skóry, a twarze, choć od siebie oddalone, równocześnie znajdowały się tak blisko, że Kylo Ren mógłby spić jej oddech, gdyby tylko się nachylił. Kiedy obracali się, pochylali, przybliżali się i oddalali, Kylo Ren prawie czuł zapach rozpalonego wosku. Na salę balową skapnęły krople złota i czerwieni, malując ją ciepłymi barwami, a wokół zadzwoniły kieliszki i dźwięczne rozmowy gości.
- Tańczyłaś już kiedyś? – zapytał, przysuwając usta do jej ucha.
- Sny się liczą?
- Tylko jeśli miałaś dobrego nauczyciela.
Rey roześmiała się, ale Kylo Ren widział, że była to tylko maska. Za szybko uciekła przed jego wzrokiem, unosząc głowę wysoko i studiując każdy kryształ w znajdującym się nad jej głową żyrandolu.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu wiele rzeczy ostatnio mi się śni.
- Tak jak słowa tej kołysanki, którą śpiewałaś tamtego wieczora?
Zatrzymała się i bez słowa puściła jego dłoń. Kylo Ren nie był zaskoczony. Wrażenie balu, które wywołał w nim taniec z Rey, rozsypało się i obróciło w proch jak każde inne wspomnienie o tej sali, a różnokolorowe skrawki niosące fragmenty walca opadły im pod nogi. Przed nim stała Rey w białej, prostej sukni, którą dostała w pałacu i z włosami upiętymi z tyłu. A Kylo Ren nie potrafił zignorować tego, jak niesforne pasma uciekały z jej koka i zdobiły twarz drobnymi lokami, dzięki czemu wyglądała piękniej niż arystokratka na balu. Pożałował, że tak szybko zepsuł ich moment.
- Dlaczego o to pytasz? – wyszeptała drżącym głosem.
- Skąd znałaś piosenkę, którą wtedy śpiewałaś?
- Nie znałam jej – Rey odparła zaskoczona. – Po prostu wymyśliłam ją na poczekaniu.
Kylo Ren od dawna zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić. Przez myśl przemknęło mu wiele opcji, lepszych i gorszych, samolubnych i altruistycznych, uszczęśliwiających jego, ją, ich, nikogo. Kiedy patrzył na nią teraz, zapragnął wycofać się ze swoich zamiarów. Mógł poprosić ją do tańca jeszcze raz i udać, że nic się nie stało, bo świat nie istniał. Ale wtem jego myśli nawiedził dobrze znany obraz zapłakanej księżniczki, przestraszonej, kulącej się w płomieniach. I obok niej Rey, w tej samej sukience, z jej łzami, brudem i krwią. Tyle wystarczyło, by przypomnieć sobie o palącej wadze decyzji. W rzeczywistości nie miał wyboru.
- Piosenkę, którą śpiewałaś, wymyślała księżniczka. Dawno temu – wyznał, a echo na wpół pustej sali powtórzyło słowa za nim. - Była utalentowana jak na dziewięć lat, prawda? Własne słowa do melodii zrobionej specjalnie dla niej pozytywki.
Rey wyglądała tak, jakby naraz walczyło w niej wiele emocji. Kolejne uczucia nakładały się a siebie, zmieniając jak sceny teatralne; najpierw rezerwa, później pełen niedowierzania uśmiech, wreszcie szok.
- To niemożliwe – wyszeptała. – Skąd miałabym wiedzieć?
Kiedy Kylo Ren jej odpowiedział, czuł się tak, jakby Ben przystaną obok niego i dyktował zdania. Jego przeszłość zbliżyła się na wyciągnięcie dłoni. Zadrżał
- Wtedy, przed laty… księżniczka nie zginęła.
Rey milczała, więc Kylo Ren kontynuował.
- Zapytałaś mnie o zegarek. Nie skłamałem, naprawdę znalazłem go w pożarze. Obok stała ona. Chciałem uciekać, miałem niewiele czasu, ale mimo tego wyniosłem ją z ognia. Wiedziałem, że jeśli ktoś się dowie, dziewczyna zginie jak reszta rodziny. Porzuciłem ją w mieście, tak daleko, jak tylko mogłem przejść niezauważony z dzieckiem na rękach. Później zatrzymałem zegarek. Sam nie wiem dlaczego. Chciałem… mieć jakąś pamiątkę po tym dniu.
- Co sugerujesz?
Jej wzrok był pełny oczekiwania. Widział nadzieję i strach, zmagające się ze sobą po dwóch równych stronach szali. Kylo Ren mógł powiedzieć to, co chciała usłyszeć i sprawić, że przestałaby być Rey z nikąd. Rodzina, nazwisko i historia, wszystko ciążyło w jego rękach. Wystarczyło jedno słowo.
Zamiast tego pochylił się i złożył pocałunek na jej czole.
- Odejdź stąd, Rey – poprosił cicho. – Kiedy skończymy tańczyć idź tak daleko, jak tylko możesz.
- Chyba żartujesz! – krzyknęła. – Jak mogłabym uciec? Teraz?!
- Kiedyś odkryjesz całą prawdę o swojej rodzinie, o Jakku, ale teraz historia nie jest zakończona. Idź, a któregoś dnia wrócisz.
- To wszystko? Tyle masz mi do powiedzenia?
Wyraz zdrady na jej twarzy zaskoczył go.
- Nie. Najpierw zatańcz ze mną ostatni raz.
Zaginiona Księżniczka, która nigdy nie przestała być Rey, i Kylo Ren, który na imię miał Ben, tańczyli na balu aż do białego rana. Kiedyś mieli spotkać się ponownie, a ich losy po raz trzeci splecie przeznaczenie. Zanim staną się bohaterami tragicznej baśni o słońcu i księżycu, co wciąż się mijają, będąc tańczyć walca, dopóki świt ich nie obudzi.
#star wars#gwiezdne wojny#kylo ren#rey#reylo#My writing#wszystkiego najlepszego :*#kiedyś nauczę się pisać#mam nadzieję że teraz jest znośnie
4 notes
·
View notes
Text
Piłsudski – bohaterem japońskiego filmu
Chodzi oczywiście o Bronisława, starszego brata Józefa - I Marszałka Polski, o którym pamięć przeżywa dziś w Japonii prawdziwy renesans.
Tu właśnie w 1985 r. zorganizowano I Międzynarodową Konferencję, poświęconą fonograficznym nagraniom kultury ajnuskiej, których dokonał Bronisław Piłsudski w Japonii. W 1991r. w 125 rocznicę urodzin Bronisława Piłsudskiego odbyło się II Międzynarodowe Sympozjum pod hasłem ,,Bronisław Piłsudski - badacz ludów Sachalina" - tym razem w Rosji. Wtedy to także w Jużno - Sachalińsku odsłonięto pomnik Bronisława Piłsudskiego, ponadto - założono tu Instytut Dziedzictwa Naukowego Bronisława Piłsudskiego.
III Międzynarodowa Konferencja, poświęcona spuściźnie naukowej Bronisława Piłsudskiego, odbyła się w roku ubiegłym (1999) w Krakowie i Zakopanem (obszerną relację zamieszczała z niej wtedy ,,N. G.") . Jej przebieg rejestrowała kamera japońskiej TV.
W czerwcu br. ta sama ekipa (w powiększonym składzie) przybyła na Litwę razem z Kazuyasu Kimurą - wnukiem Bronisława Piłsudskiego i wnukiem jego starszej siostry, Zofii -Tadeuszem Kadenacym i jego córką Aldoną.
Film (dokumentalny) powstaje w ramach programu telewizyjnego NHKTY. Jego głównym bohaterem jest Bronisław Piłsudski, dokładniej - jego losy i ,,ciąg dalszy" losów jego najbliższych.
,,Więzy rodzinne ponad 100 lat"
,,Więzy rodzinne ponad 100 lat" - taki jest tytuł tego obrazu, zakrojonego z szerokim rozmachem. Dominować w nim będą ,,akcenty litewskie? : sekwencje nakręcone w Zułowie, gdzie się Bronisław Piłsudski urodził, w pobliskiej Powiewiórce, gdzie został ochrzczony, malownicze brzegi pobliskiego jeziora Piorun... Oraz - ,,wszystko co w Wilnie i z Wilnem związane..."
Reżyserką filmu jest najlepsza w Japonii dokumentalistka Tomoko Futiwara, operatorem - fachowcem wysokiej klasy, producentem Kazunori Miyauchi, operatorem dźwięku - Noriko Futino. Tym ludziom ,ich pracy, o tym jak ,,nasz, zułowsko - wileński" temat czują - warto niewątpliwie poświęcić osobny rozdział (co też w następnym odcinku uczynimy ) - dziś natomiast proponujemy uwadze Czytelników fotoreportaż z planu filmu.
Zułów
Zułów (ze starego przewodnika, wydanego w 1935 r., po śmierci Józefa Piłsudskiego): "Lesiste pojezierze okolic Zułowa, rozciągające się nad granicami Litwy, Łotwy i Sowietów ma swój odrębny, pełen uroków krajobraz - melancholijny, pyszny i romantyczny. Tę ziemię borów i jezior, sadów, uli i lnu, o pejzażu głęboko nastrojowym, przerzynały szlaki wojenne we wszystkich kierunkach, na których wielojęzyczne wojska toczyły boje o ten kresowy wycinek Rzplitej. Żyją tu stare tradycje szlacheckie i ludność twarda i uparta o śpiewnym akcencie mowy. Z owych stron bogatych w charaktery wyszedł legjon najtęższych ludzi w Polsce".
Nie tylko w Polsce, jak się przekonamy po latach, również - w świecie. A był nim starszy brat Józefa, Bronisław (Broniś) Piłsudski, urodzony w Zułowie "w Dniu Zaduszek" - 2 listopada 1866 r. W rok po nim przyjdzie na świat Józef (Ziuk) - urodzony 5 grudnia 1867 r. Wcześniej urodziły się siostry Helena (Helenka) i Zofia (Zula) - późniejsza Kadenacowa... Dzieci państwa Piłsudskich chrzcił proboszcz Sorokpolskiego kościoła, ksiądz Tomasz Woliński - zachował się jego nagrobek na cmentarzu w Powiewiórce.
Zułów był wtedy pokaźnym majątkiem, liczącym około 10 tysięcy morgów. Latem 1874 r. klęska pożaru obróciła w perzynę cały dwór.
W czasach sowieckich zbudowano tu fermę. Wcześniej, przed wojną, po śmierci I Marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego - rezerwiści ku czci jego pamięci - zasadzili - w tym samym miejscu, gdzie stał kiedyś Piłsudskich dwór - tu "dębuszek". Rósł "dębuszek" obok obory przez długie lata. Przerósł "dzieje". Nie ma już dziś, zdawałoby się "wiecznej" obory. Za to pozostał "krajobraz po krowim pobojowisku" - ufilmowany przez japońską ekipę filmową oraz przez Kazuyasu Kimurę (przyjechał tu ze swoją prywatną kamerą).
Japończycy to naród, który w każdej rzeczy, przedmiocie chce dostrzec przede wszystkim piękno. Jakoż je tu znaleźli. Czar krajobrazu litewskiego, przepojony powagą i melancholią - ten sam, który otaczał dzieciństwo i wczesną młodość Bronisława Piłsudskiego - ale nie na obszarze dawnego dworu, tylko na brzegach rzeki Mery, na rozległych, pofałdowanych polach i łąkach - tu i ówdzie z samotnym domkiem, drzewem w tle...
Bohaterem filmu będzie również "dąb Marszałka" okolony drewnianym płotkiem z inicjałami J. P. Filmowany był 8 czerwca bieżącego, 2000 r. Dąb - udekorowany biało-czerwonym "kwieciem" z papierów ("ślad" po rocznicowych obchodach śmierci Marszałka (12 maja 1935 r.) - co dla Japończyków, mistrzów od "architektury kwiatowej" musiało się wydać zjawiskiem, mówiąc delikatnie - dziwnym.
Kościół w Powiewiórce
Kościół w Powiewiórce (Sorokpolski), gdzie dzieci państwa Marii i Józefa Wincentego Piłsudskich zostały ochrzczone. Wpisali się teraz do księgi kościelnej wnukowie Bronisława i Zofii Piłsudskich - Kazuyasu Kimura ( po japońsku) i Tadeusz Kadenacy (po polsku).
Kazuyasu Kimura pochodzi ze szczepów Ajnów, jest synem Sukezo (Sukezo, syn Bronisława Piłsudskiego, urodził się w 1903 r.). Mieszka i pracuje w Japonii, w Yokohamie. Prowadzi przedsiębiorstwo instalacji sieci elektrycznych. "Najwyższy człowiek w Japonii" - jak żartobliwie mówią o nim Japończycy. Kazuyasu Kimura ma 1 m 83 cm wzrostu. Ma żonę, trzy córki. Ze starszą - Kanako - pierwszy raz zwiedził w roku ubiegłum (sierpień - wrzesień 1999) Polskę. Przyjechał tu wtedy na zaproszenie organizatorów III Międzynarodowej Konferencji Naukowej, poświęconej Bronisławowi Piłsudskiemu. Obecnie, dzięki filmowcom japońskim, miał szczęśliwą okazję poznać i wchłonąć strony ojczyste swego europejskiego dziadka.
Tadeusz Kadenacy jest wnukiem starszej siostry Bronisława i Józefa Piłsudskich - Zofii, żony lekarza Bolesława Kadenacego. Mieszka i pracuje w Polsce (Piwniczna, woj. Małopolskie). Wykłada język angielski. Ma 1 m 82 cm wzrostu. (Najwyższym człowiekiem w Polsce chyba nie jest...) Tadeusz Kadenacy ma żonę i troje dzieci (dwie córki i syna). Z najstarszą, Aldoną, przyjechał teraz na Litwę - razem z Kazuyasu Kimurą są bohaterami japońskiego filmu.
Jezioro Piorun
W wydanej w Wilnie przed paroma laty książeczce "Piorun, jezioro czerwone" ("Zułów wczoraj i dziś"), pisałam o tym, że to "stare'' jak świat jezioro jest czerwone. Okazało się, że czerwonym bywa zawsze w blaskach jaskrawego słońca, przy pięknej pogodzie, inaczej jest natomiast, gdy na niebie kłębią się ciężkie chmury. Jak na złość, 8 czerwca br., kiedy pojawili się tu japońscy filmowcy - dzień był zimny, pochmurny, padał deszcz. Cudowny las, piękne, malownicze otoczenie, ale barwa wody w jeziorze - brzydka, wcale nie czerwona, bo szarobrunatna... Dobrze wychowani, kulturalni Japończycy na takiego rodzaju "fałsz" w książeczce, która ich tu, nad brzegi jeziora Piorun przywiodła - nie rzekli ani słowa. W ogóle szczęśliwi byli, że nareszcie tu trafili. Błądziliśmy nieco w ciemnym gąszczu leśnym, mimo iż mieliśmy lokalnego przewodnika, w osobie niezwykle miłego i uczynnego pana Kazimierza.
Jezioro należało do dworu. Młodzi Piłsudscy lubili spędzać tu czas - pływali, łowili ryby. Ze wspomnień miejscowego mieszkańca, Markowicza, spisanych w 1934 r.: "Jeżeli byli u młodych paniczów goście albo koledzy, mój ojciec dowoził ich parą albo nawet czwórką koni do jeziora (...)"
Zdarzyło się, że omal w tym jeziorze nie utonęli. "Ale jak na szczęście w ta pora byli na brzegu mój ojciec Jan i mój starszy brat Napoleon. Dojrzeli oni niebezpieczeństwo grożące paniczom, więc wzięli czym prędzej jedną, jedyną łódź, jaka była na brzegu i czym prędzej pośpieszyli na pomoc. Tamta łódź, z paniczami, była już na pół zalana. Ale i w tej ich, dalszej łodzi, też już było dużo wody. Ale ojciec mój chwycił się z całych sił do wioseł, a brat starszy, Napoleon, do czerpaka, zaczął wylewać nim wodę. Nu i takim porządkiem przypłynęli do brzegu. Później to panicze pozrzucali spodnie i kalsony, powykręcali i suszyli się. A mojemu ojcu i bratu kazali, żeby o tym nikomu nie mówili..."
Wilno
Prawie w całej okazałości - z powodu Bronisława Piłsudskiego - widz japoński będzie miał okazję obejrzeć miasto. Panoramę - z różnych wysokich punktów (w tym także z Wieży Zamkowej), okolice Popław, Belmontu, wieże wileńskich kościołów, dachy Wilna. Domów, w których w młodości mieszkał Bronisław Piłsudski, gmachy Uniwersytetu (w jednym z nich mieściło się I Gimnazjum Rosyjskie, do którego razem z bratem Józefem uczęszczał).
Do Wilna rodzina Piłsudskich przeniosła się po pożarze Zułowa, w 1874 r. ich pierwszym miejscem zamieszkania był dom przy ul. Trockiej. Był to dom Szarskich. Drugim mieszkaniem był dom przy ul. Świętej Anny - dom Zejdlera (obecnie ul. Maironio) - w pobliżu Akademii Sztuk Pięknych, w bliskim sąsiedztwie kościoła p. w. św. Anny. (Jako ciekawostka - w tamtych czasach ulica tu nazywała się Suworowskaja). Później Piłsudscy przeprowadzili się do domu przy ul. Bakszta (dom "Hausztejna" - obecnie ul. Bokđto). To właśnie tutaj pod nr 10 mieściła się tajna biblioteka kółka samokształceniowego ''Spójnia", które utworzyli bracia Bronisław i Józef Piłsudscy. Z tego domu przeprowadzili się do małego domku parterowego przy ówczesnej Nabiereżnoj (dzisiaj Ţigimantř) z widokiem na Śnipiszki. Mieszkali tam krótko. W domu przy ul. Miłosiernej (dom Szolca), blisko Wilenki, vis a vis cerkwi p. w. Niepokalanego Poczęcia zmarła (w 1884 r.) matka Piłsudskich - Maria z Billewiczów...
Po śmierci matki Bronisław Piłsudski razem z ojcem zamieszkał przy ul. Dominikańskiej (obecnie Dominikonř). Dom ten (na parterze mieści się tam obecnie uniwersytecka kavinë - baras) zwrócił szczególną uwagę japońskich filmowców. Vis a vis - kościół p. w. Ducha Świętego (ufilmowali jego wnętrze) i - dosłownie dwa kroki stąd do dawnego I Gimnazjum Rosyjskiego (Uniwersytetu), do którego uczęszczali bracia Piłsudscy (nawiasowo - w bliskim sąsiedztwie z tym domem mieści się hotel Zen - buddystów).
Niewątpliwie wiele wzruszeń musiał przeżyć Kazuyasu Kimura w trakcie filmowania listów jego dziadka, Bronisława Piłsudskiego do ojca i rodzeństwa, pisanych z zsyłki. Rękopisy tych listów znajdują się w Bibliotece Litewskiej AN. Ufilmowany też został cmentarz na Rossie: miejsce spoczynku matki Piłsudskich i serca jej syna - Józefa, I Marszałka Polski, brata Bronisława...
Miejsce pochówku, pomniki nagrobne brata Bronisława i Józefa Piłsudskich - Adama, wiceprezydenta miasta Wilna, senatora RP. Groby młodszej siostry Bronisława i Józefa Piłsudskich - Ludwiki oraz najmłodszego rodzeństwa - bliźniąt Piotra i Teodory, zmarłych we wczesnym dzieciństwie.
Gdyby to ktoś ''z naszych" taki film robił...
Gdybym to ja taki film robił - mówi znajomy Polak z Wilna - pierwszą sekwencję kręciłbym z cmentarza na Rossie - z miejsca, gdzie jest pochowany Józef Łukaszewicz. To wszak on wciągnął młodego Bronisława Piłsudskiego, wtedy studenta w Pitrze w sprawę spisku, zamachu na cara Aleksandra III. Zsyłka, katorga, Sachalin, cierpienia, dramaty osobiste... Ale gdyby nie Łukaszewicz - nie byłoby dziś "tematu Ajnów", a pan Kimura miałby innego dziadka, albo w ogóle na ten świat piękny (bo mimo wszystko - piękny) mógłby w ogóle nie przyjść.
Gdybym to ja taki film robił - mówi znajomy Litwin z Wilna - zacząłbym od Żmudzi - gniazda rodowego Piłsudskich, od żmudzkich krzyży, którym on, Bronisław, poświęcił w swoim dorobku twórczym niemało miejsca. "Żmudzinem jestem" - mówił tuż przed samą śmiercią, a podpisywał się jako Ginet - Piłsudski. Pochodził z rodu Wielkich Książąt Litewskich...
Gdyby - gdyby... Japończycy "nie gdybali". Film już mają prawie gotowy. A będą w nim sekwencje nakręcone nie tylko w Litwie...
... A gdyby tak Zułów uporządkować. Japończycy - już odjechali. Ale niewykluczone, że przyjadą do Zułowa Rosjanie. Z wyspy Sachalin chociażby. Bo tam szczerze kochają i cenią Bronisława Osipowicza. Wiedzą, aż nadto dobrze wiedzą, czyim był bratem. Nie przeszkadza im to. Dziwi i śmieszy, że w Litwie (wolnej wszak!) "to nazwisko" wciąż komuś przeszkadza...
Fot. Alwida A. Bajor i Zbigniew Markowicz
Na zdjęciach: 1. Tadeusz Kadenacy i Kazuyasu Kimura w Zułówie
2. Widok na zułowskie pola od strony dębu, zasadzonego na cześć Józefa Piłsudskiego.
3. Aldona, Tadeusz Kadenacy i Kazuyasu Kimura w Wilnie vis a vis domu, w którym mieszkał Bronisław Piłsudski (obecnie Dominikańska 9).
4. Zułów. "Krajobraz po krowim pobojowisku?", utrwalony przez japońskich filmowców. "Pejzaż" ten utrwala na prywatnej kamerze wnuk Bronisława Piłsudskiego Kazuyasu Kimura.
5. Człowiek, od którego będzie zależała całość filmu - operator i producent Kazunori Miyauchi.
6. Przed kościołem w Powiewiórce.
7. Przed zułowskim dębem, zasadzonym na cześć Józefa Piłsudskiego - w miejscu, gdzie stał modrzewiowy dwór.
8. Kazuyasu Kimura wpisał się do księgi pamiątkowej kościoła w Powiewiórce (kościół Sorokpolski), w którym był ochrzczony jego dziadek, Bronisław Piłsudski.
9. W drodze na jezioro Piorun.
0 notes
Link
Dancing w kwaterze Hitlera to najbardziej znane opowiadanie Andrzeja Brychta. Odnosząc się pokrótce do sylwetki autora, wypada wspomnieć, że był postacią o niezwykle barwnym życiorysie. Współpracował z SB, ale jednocześnie dał się poznać jako zagorzały krytykant systemu. Ciężko miała więc władza z Brychtem pisarzem, ale nie omieszkała go rzecz jasna wykorzystywać. Sam Brycht był wszak skory do współpracy jasno deklarując, że robi to dla pozyskania dóbr materialnych. Jego losy obfitowały w niecodzienne epizody (krótka kariera na bokserskim ringu, pobyt w więzieniu za rozboje, reportaże z Wietnamu, emigracja do Kanady), a wspomnienia wskazują go jako człowieka o trudnym charakterze.
Jego Dancing… to historia pewnego miłosnego zawodu, a tło wydarzeń zostało w dużej mierze oparte na epizodach z życiorysu pisarza (tak jak i język literacki nacechowany był jego ówczesnym światopoglądem). Głównym bohaterem jest Waldek, który podczas wycieczki na mazury (bezpośrednie nawiązanie przez Brychta do własnych wspomnień z wypadu na kętrzyński „wilczy szaniec”) jest już gotów podzielić się swoim nieszczęśliwym zauroczeniem sprzed dwóch lat, z tego samego miejsca. Teraz jest już mądrzejszy, może na spokojnie opowiedzieć o tamtej dziewczynie, która zawróciła mu w głowie, przewróciła świat do góry nogami. To był tylko weekend, ale przecież wiecie, że nawet kilka dni wystarczy, by stracić serce.
U Jana Batorego, reżysera filmu, teraźniejszość jest w ciągłej potyczce z przeszłością. Waldek (Olgierd Łukaszewicz) wspomina, rozlicza się przed samym sobą, próbuje się trochę oszukiwać, w głosie słychać udawany dystans do sprawy. Wiemy jednak, że klimat tamtych dni będzie mu jeszcze długo towarzyszyć. Bardzo prawdopodobne bowiem, że Anka (zjawiskowa Maja Wodecka) była tą jedną jedyną, dopóki nie uciekła z bogatym Niemcem. W Dancingu w kwaterze Hitlera młodzieńcze uczucia próbują przebrnąć z trudem przez bagna przeszłości. Tutaj (w filmie) każdy ze starszych jeszcze wspomina. I czy to są opowieści z frontu, czy makabryczne przykłady Hitlerowskich okrucieństw, zawsze kładzie to długi cień na młodych ludziach. Co znamienne, ani Waldek, ani też spotkana bananowa młodzież (która tak bardzo stała ością w gardle Brychta) nie odnosi się do tamtych wydarzeń. Oni próbują żyć dalej, większość nie jest obarczona brzemieniem wspomnień, ale znajdą się i ci, urodzeni w ostatnich dniach wojny, jak Anka. Wojenne widmo pozostawia trwały ślad na duszy, sprawia, że jest się przez to starszym niż wskazywałaby metryka (jeżeli taka w ogóle istnieje).
Pierwsza projekcja Dancingu w kwaterze Hitlera Jana Batorego miała miejsce w lutym 1972 roku. Dzisiaj, prawie 50 lat po premierze zaskakuje użytymi środkami formalnymi i tak samo jak wtedy potrafi wprawić widza w lekką konsternacje. Jest to ściśle związane (i jest to atut) z tonem opowieści, mirażem wspomnień o niespełnionych miłościach. Przeplatają się retrospekcje, w montażu twórcy po kilka razy umieszczają tę samą scenę (jak gdyby dla Waldka kilka obrazków było istotniejszych). Nad wszystkim unosi się dziwna atmosfera uśpionej grozy związana z bunkrami Hitlerowców, tak jakby miały coś jeszcze do powiedzenia. Właśnie przez to, nastrój w niektórych miejscach, przypomina nakręcony cztery lata później Piknik pod wiszącą skałą Petera Weira
To, co najbardziej mnie poruszyło w obrazie Jana Batorego to jego namacalne niemal zetknięcie dwóch światów, magicznego (wspomnienia Waldka przy nieco onirycznej atmosferze, którą Batory uzyskał również przez klimat miejsca. Przyroda miała tu kolosalny wpływ na rozwijającą się opowieść) i realnego, bardzo przyziemnego. I nie chodzi mi tylko o naturalistyczny krajobraz powojenny z jego wszystkimi bliznami, które wciąż zdają się krwawić, a przede wszystkim o aspekt uczuciowy. Nie mam za złe Ance, że uciekała wzrokiem w kierunku zamożnego, doświadczonego Niemca i jego luksusowego auta. Dawał jej coś pewnego, stałego i mógł zapewnić coś więcej niż przejażdżka na rowerze nad jezioro i z powrotem. Wiąże się to przecież z samym tytułem i tym jak go rozumiem. Romantyczny skądinąd dancing skonfrontowany jest z brutalnym tłem, kwaterą Hitlera. Znaczy to tyle, że trzeba mieć na uwadze miejsce i czas i że prawdziwe uczucie nigdy nie ma szans tu rozkwitnąć. Pozostał nam jeden taniec, weekend. Na więcej jest jeszcze za wcześnie.
#wojciech kilar#jan batory#maja wodecka#andrzej Łapicki#dancing w kwaterze hitlera#maciej damięcki#olgierd Łukaszewicz
0 notes
Photo
Zachód słońca po zleceniu... Sunset after work... #sunset #zachod #zachodslonca #gdynia #gdansk #sopot #landscape #krajobraz #slonce #sun #maziarz #maziarzpl #picoftheday #igers #pieknie #romantycznie #foto #fotograf #zdjecia (w: Gdynia)
#zachod#gdynia#foto#slonce#sun#sunset#landscape#romantycznie#fotograf#zdjecia#krajobraz#igers#pieknie#sopot#maziarzpl#maziarz#gdansk#picoftheday#zachodslonca
0 notes
Text
ALTERNATYWNIE PO POLSCE: BLUE LAKEHOUSE
Droga prowadząca ze wsi Bartniczka do Janówka, gdzie znajduje się zachwycający dom gościnny Blue Lakehouse, wije się niczym wąż wąskim torem po stromych pagórkach: to w prawo, to w lewo, w górę i w dół. Faliste równiny nie pozwalają się rozpędzić, ale zważając na widoki, nawet by się tego nie chciało. Przy zachodzącym słońcu ma się wrażenie, że samochód mknie przez włoskie wysoczyzny. Mijając jezioro po prawej, czuje się powiew letnich wakacji; aż palce mrowią na myśl o nadchodzących dniach błogiego lenistwa...a zarazem ekscytującej przygody! Błękitny budynek pojawia się w zasięgu wzroku dopiero za ostatnim zakrętem, gdy auto staje na stromym wzgórzu, z którego można podziwiać pomarańczowo-różowe niebo odbijające się w tafli Jeziora Janówko. U jego brzegów stoi kilka domów, w tym wyróżniający się architektonicznie Blue Lakehouse, stanowiący połączenie nowoczesności z naturalnością. Budynek odstaje od reszty ze względu na dopracowanie i stylistyczny kunszt, z drugiej strony jednak idealnie dopasowuje się do otoczenia. W dodatku nie narzuca się rozmiarem ani przepychem - klasa sama w sobie, a jeśli dodać całą oprawę, o której piszę poniżej, staje się jawnym konkurentem zachwalanych przez wielu Mazur.
JANÓWKO - A GDZIE TO JEST?
Janówko to malutka wioska położona w województwie kujawsko-pomorskim, 30 kilometrów na północny-wschód od Brodnicy. Ta, sąsiadująca z Brodnickim Parkiem Krajobrazowym okolica, wyróżnia się znaczną liczbą polodowcowych jezior, różnej wielkości, które zachęcają do spędzenia tutaj przynajmniej kilku dni. Z Warszawy czy Poznania dojedziemy do Janówka w 3-4 godziny: jest to odległość przystępna nawet na weekendowy odpoczynek od miasta. Krajobraz dookoła Janówka to głównie wzniesienia porośnięte lasami, łąki i pola, a większość zabudowań stanowią gospodarstwa rolnicze. Rustykalna idylla to zbyt pompatyczne określenie, ale niekoniecznie nietrafione. Region ten zapewne przypadnie do gustu mieszczuchom i osobom lubiącym wiejską atmosferę. I chociaż sama nie mieszkam w wielkiej metropolii, to okolica Janówka miała w sobie coś osobliwego, czego nie znalazłam w wielkopolskich krajobrazach. Z pewnością miało na to wpływ faliste ukształtowanie terenu i wspomniane wcześniej liczne jeziora.
NOCLEG W BLUE LAKEHOUSE
Nazwa mówi sama za siebie - Blue Lakehouse to niebieski dom nad jeziorem. Nic dodać, nic ująć. Byłoby to jednak skrajne uproszczenie, bowiem błękitna rezydencja, w całości zbudowana z drewna, znajduje się w odległości 50 metrów od brzegu Janówka, co samo w sobie stanowi unikat. Jezioro można podziwiać z tarasu na parterze oraz z balkonu na piętrze, który stanowi przedłużenie salonu. Blue Lakehouse oferuje swoim gościom usytuowane na piętrze studio z przestronną łazienką znajdującą się na parterze. Jego dwie naprzeciwległe ściany posiadają ogromne okna wyglądające z jednej strony na jezioro, a z drugiej na pola i las. Minimalistyczne wykończenie wnętrz oraz ciepłe barwy sprawiają, że czuje się tutaj jak w domu. Apartament mieści maksymalnie cztery osoby, a jeśli właścicieli nie ma na miejscu, całość jest wyłącznie do dyspozycji gości. Dwuosobowe, komfortowe łóżko oraz rozkładana sofa nadają się do spania nawet dla czwórki dorosłych, jednak metraż studia może wydawać się wtedy niewystarczający, zwłaszcza że koło łóżka znajduje się jedyna niska szafa, która raczej nie pomieści wszystkich bagaży. Niemniej nie ma się poczucia ścisku, przede wszystkim dzięki szerokim oknom i przestrzeni okalającej dom.
Działka dookoła rezydencji ma ponad pięć kilometrów kwadratowych. W większości porasta ją trawa, ale znajdują się tam również wyznaczone ścieżki, miejsce do zabaw dla dzieci oraz murowane miejsce na ognisko i grilla tuż nad brzegiem jeziora. Nie można też zapomnieć o brzozach, których szum podkreśla tę iście sielankową atmosferę. Całość została dokładnie rozplanowana i przemyślana. Zaraz za bramą jest miejsce na trzy samochody, automatyczne lampy oświetlają drogę do drzwi, taras, balkon, a także ścieżkę nad jezioro. Na tarasie znajdują się leżaki, na których w cieplejsze dni można się opalać, a także stół, gdyby naszła nas ochota na posiłek na świeżym powietrzu. Nic jednak nie może się równać ze świeżo zaparzoną kawą na pomoście, na przykład podczas zachodu słońca.
ATRAKCJE W BLUE LAKEHOUSE
Nie da się ukryć, że najlepsze atrakcje w tym miejscu znajdują się na dworze. Jeśli dopisuje pogoda, ciężko się tutaj nudzić, aż czasami może być szkoda, że tak mało czasu się spędza w samym domu! W Blue Lakehouse mamy do dyspozycji stół do ping-ponga, paletki do badmintona, dwa rowery, dwa kajaki i deskę do stand-up paddle! Na niepogodę właściciele udostępnili skrzynię z planszówkami, warcaby, karty oraz kilka książek (głównie przyrodniczych). W studio znajduje się także telewizor i jest dostęp do bezpłatnego wi-fi. Fotele, leżaki i hamaki umożliwiają relaks gdziekolwiek na terenie obiektu, a miejsce na ognisko czy standardowy grill urozmaicają możliwości przygotowania posiłków. Siedzenie przy ognisku to świetna zabawa w szczególności po zmroku. Nie musicie się też martwić o drewno, ponieważ specjalnie przygotowanych pieńków leży koło domu pod dostatkiem.
WYPOSAŻENIE BLUE LAKEHOUSE
W studio udostępniono dla gości dobrze wyposażoną kuchnię, w której znajdziecie:
- płytę elektryczną,
- piekarnik,
- lodówkę,
- zmywarkę,
- czajnik bezprzewodowy,
- ekspres przelewowy,
- toster,
- piękną zastawę z kubkami i filiżankami,
- szklanki i kieliszki,
- sztućce,
- garnki, patelnie,
- przyprawy, sól, cukier, kawę i herbatę.
A także:
- pościel,
- koce,
- ręczniki,
- suszarkę do włosów,
- mydło, żel pod prysznic i szampon do włosów.
ATRAKCJE W OKOLICY
JEZIORO - to główna i największa atrakcja, nawet nie tyle w okolicy, co bezpośrednio przy domu. W jeziorze można się kąpać, pływać kajakiem, na desce stand-up paddle czy po prostu relaksować się nad wodą, na przykład na pomoście.
ROWERY - okolicę warto zwiedzić na rowerze i chociaż ze względu na pagórkowate ukształtowanie terenu, można się zmęczyć, jest tutaj dużo tras prowadzących po utwardzonych drogach szutrowych, po lesie, łąkach i polach. Trzy trasy wyznaczyli sami właściciele, a mapki znajdziecie na ich stronie internetowej TUTAJ.
BAGIENNA DOLINA DRWĘCY - to gratka dla obserwatorów ptaków; obszar podlegający specjalnej ochronie, należący do Natura 2000, znajdujący się na północ od Brodnicy i obejmujący duże zakole rzeki Drwęcy, charakteryzujące się podmokłymi, bagiennymi terenami, zbudowanymi z kanałów otoczonych w większości zalesionymi zboczami. W miejscowości Bobrowiska utworzono ścieżkę dydaktyczną, tworzącą 800-metrowy okrąg, który można przejść wyłącznie pieszo. Warto odwiedzić to miejsce wczesną wiosną, kiedy ptaki rozpoczynają gody i głośno zaznaczają swoją obecność. Łatwo wtedy wypatrzeć mniej popularne gatunki, takie jak podróżniczek czy orlik krzykliwy.
BRODNICKI PARK KRAJOBRAZOWY - kolejne miejsce na podziwianie natury. Na terenie parku znajduje się ponad 40 jezior oraz wiele torfowisk. Można tutaj również podziwiać kilkusetletnie drzewa - pomniki przyrody. Park można zwiedzać pieszo, na rowerze lub konno.
STADNINA KONI- w Stajni Głęboczek możecie nauczyć się jazdy konnej albo od razu konno pozwiedzać brodnickie lasy. Więcej informacji znajdziecie TUTAJ.
JAK ZAREZERWOWAĆ BLUE LAKEHOUSE?
Możecie to zrobić przez oficjalną stronę obiektu TUTAJ.
Albo przez portal SLOWHOP.
Cena za apartament różni się w zależności od sezonu i wynosi od 300 do 350 zł za dobę za 4 osoby.
CZY WARTO ODWIEDZIĆ BLUE LAKEHOUSE?
Nie powinniście mieć już wątpliwości, że tak! Błękitna rezydencja to połączenie wiejskiej sielanki w otoczeniu eleganckiego minimalizmu i to w przystępnej cenie. Bezpośredni dostęp do jeziora to bezsprzecznie największa zaleta tego miejsca i zapewne urzeknie każdego, bez względu czy przyjedzie tutaj na wakacje z rodziną, romantyczny weekend z drugą połówką, czy aktywny wypoczynek z przyjaciółmi.
WRÓĆ
0 notes
Text
Rosja i USA czyli kosmiczny gladiator, poeci i Harry Potter
Po długim milczeniu, które naprawdę chciałam szybciej przerwać, ale jakoś brakło czasu - wracam. Byłam w bardzo wielu miejscach w między czasie, sporo się też wydarzyło w moim życiu prywatnym, ale wszystkim nie sposób napisać nie wpędzając czytelników w stan uśpienia, dlatego co nieco skumuluję moje ostatnie przemyślenia. Czeka Was zatem takie szybkie combo, trochę o Rosji i trochę o... Ameryce.
Moskwa
Myśląc o tym poście przeglądałam zdjęcia w telefonie. To najprostsza metoda żeby szybko przypomnieć sobie gdzie niedawno byłam. Ostatnie fotografie jakie zamieściłam na blogu prezentują piękne zebry wcinające trawę afrykańskiej sawanny, mylnie wprowadzając sielankowe uczucie wiecznych wakacji w pełnym słońcu. A tymczasem już dwa dni po tej przemiłej jeździe konnej, przy niemal 35 stopni niższej temperaturze, odmrażałam sobie palce na Placu Czerwonym w majestatycznej Moskwie. Nie myślcie, że nie było miło, bo było - Moskwa to piękne miasto, jednak takie drastyczne zmiany temperatur wprawiają mój organizm w stan lekkiego obłędu, co doprawione wiecznym jet lagiem kończy się ciągłym przeziębieniem/osłabieniem/zmęczeniem/wysychaniem włosów/skóry/ogólnie wszystkiego. I dopada mnie taki leniuszek, który sprawia że zamiast pisać bloga w dni wolne, owijam się w koc i z kubkiem herbaty w ręce, oddaje się nieco mniej zaawansowanym umysłowo aktywnościom takim jak oglądanie seriali (Outlander!!) spanie lub jedzenie i dzielenie zmęczenia z równie “zjetlagowanymi” koleżankami z branży. To chyba mizerna próba wytłumaczenia się dlaczego w połowie kwietnia dodaję post z Moskwy, w której byłam w lutym. Ach, wstyd mi, wstyd… Ale! Przechodząc do konkretów.
Moskwa. Zacznę od lotu, bo to również ciekawe zjawisko. Nikogo nie zaskoczę pisząc, że alkohol leje się strumieniami. Pierwsze co się kończy to nie jak sądziłam wódka, a likier i brandy. Wódka dostaje drugie miejsce, a trzecie - i tu powinno się na Waszych twarzach namalować zdziwienie - sok pomidorowy. Przynajmniej ja się zdziwiłam. Choć gdyby pomyśleć logicznie, to sok pomidorowy zapewne przynosi ulgę zszarganym wątrobom, więc ma to sens. A może pomaga wchłaniać alkohol, albo ma inną magiczną moc, która sprawia, że Rosjanie potrafią wypić wiele. Albo tacy się już urodzili. Coś jak my, Polacy, tylko że razy trzy. Po krótkim, czterogodzinnym locie praktycznie skończyły nam się zapasy alkoholu (które spokojnie starczają na np. 17 godzinnym locie do Nowej Zelandii), ale znaleźć pijaną osobę było ciężko. Może nieco wstawione by się znalazły, jednak ogólna kondycja ludzi w proporcji do wypitego alkoholu robiła wrażenie. Tak więc, choć nie lubię stereotypów to powtórzę ten bardzo wszystkim znany: Rosjanie posiadają wysoce zaawansowane możliwości przyswajania trunków. Fakt nr dwa na temat naszych przyjaciół ze wschodu, to niesamowita duma z kraju pochodzenia. Widać to w każdej rozmowie jaką prowadzę z rosyjskimi stewardessami. Jedna szczególnie zapadła mi w pamięć, bo powiedziała mi z wielkim niedowierzaniem, że ludzie często pytają czy pochodzi z Rumunii. A może z Serbii lub Bułgarii? Nie pamiętam, w każdym razie z ogromnym przejęciem mówiła: “Z Rumunii?!! Przecież widać i słychać, że jestem z Rosji!!” Ja na to: “Nie martw się, ludzie tak po prostu zgadują. Ja notorycznie słyszę: Spasiba lub are you from Russia?” Na co ona tonem jakby to było najbardziej oczywiste na świecie odpowiada: “No widzisz, to świetnie dla Ciebie. Wszyscy myślą, że jesteś z Rosji, powinnaś się cieszyć. Każdy chciałby być z Rosji!”. Uśmiecham się półgębkiem, bo właściwie ciągle słyszę od obcokrajowców, że Polska to praktycznie Rosja. Ukraina i Białoruś też. Litwa, Łotwa, nawet Czechy i Słowacja. Kiedyś mnie to denerwowało, ale teraz nabrałam dystansu. Bo sama nie potrafię rozróżnić kto jest z Kenii, a kto z Tanzanii a może z Etiopii, czy Konga. Albo Korei Południowej, Wietnamu, Laosu czy Nepalu. Albo kto mówi po mandaryńsku, a kto po kantońsku albo koreańsku. Więc z pokorą przyjmuję fakt, że dla kogoś z zupełnie innej części świata język polski może brzmieć tak jak rosyjski albo czeski. W każdym razie, czym się tu martwić, skoro w końcu “każdy chciałby być z Rosji!”? Rosjanie wydają mi się współczesnymi romantykami. Takimi trochę żyjącymi w przeszłości i blasku chwały. Sara, stewardesa z Polski, która mieszka dwa bloki dalej, często przy herbacie lub lampce wina opowiada o swoich przeżyciach z mieszkania na Syberii, z której notabene wyjechała tuż przed przeprowadzką do Dubaju (tak, zdecydowanie ma dziewczyna dokładny pomysł na to jaki klimat i miejsce do życia jej odpowiadają. Temperatury można rzec podobne, z tą różnicą, że na Syberii przed tymi 30 stopniami celsjusza należy dopisać minus. Ale nie będę się czepiać). Sara mówiła, że domówki mają tam zupełnie inny klimat. Wszyscy piją i grają na gitarach i często bez ostrzeżenia i spontanicznie wstaje jeden z Dimitrich czy innych Vladimirów i zaczyna deklamować wiersz. Na co wszyscy milkną i słuchają. A potem piją dalej, jak gdyby nigdy nic. Być może to specyfika towarzystwa Sary, która jest chyba jedyną znaną mi stewardessą nie posiadająca Instagrama, i która ukochanemu na urodziny przywiozła do Polski ciężki, marokański garnek ze spiczastą pokrywką, w którym mięso przyrządza się jakieś 4 godziny, za pewne na ognisku choć nie mam pewności. W każdym razie ta oto unikatowa dusza zakochała się w Rosji, co daje mi pewne wyobrażenie o tym jak może być w tych nieco odległych od Moskwy zakątkach, w których jak sądzę delikatnie mówiąc - psy szczekają dupami. Wódka, sok pomidorowy, gitary, wiersze i wielkie puchate śniegowce. Nie mówcie, że nie brzmi to romantycznie. Co do Moskwy jako miasta, to miałam przedziwne wrażenie będąc tam. Bo gdyby ktoś zakrył mi oczy i po prostu wysadził w środku miasta, to chyba myślałabym że jestem w Polsce. Jedyne, co drastycznie odmieniało krajobraz, to napisy cyrylicą. Kształt budynków, znaki drogowe, nawet przystanki autobusowe. Czerwono białe kominy mnogich elektrowni, kawiarniane wnętrza. Z okna hotelu widziałam budynek do złudzenia przypominający Pałac Kultury, jednak z tego co wiem w Moskwie takich budynków stoi siedem. Zastanawiałabym się co to za nieznana mi część Warszawy albo może krakowskiej Nowej Huty. Kwadratowe bloki, podwórka i nawet chodniki, takie jak u nas. A może powinnam powiedzieć, że my mamy takie jak u nich? Nieco odmienne jest całkiem stare miasto, czy centrum z Placem Czerwonym i Kremlem. Duma Moskwy i rzeczywiście niezwykle klimatyczne miejsce. Zwłaszcza zimą, przystrojone światłami, które tak właściwie zapowiadały post przed nadchodzącą Wielkanocą, choć wyglądały zupełnie Bożonarodzeniowo. Pysznie smakuje grzane wino ze stoiska tuż przy staromodnej i przepięknej karuzeli wygrywającej nostalgiczną melodię, z opadającymi płatkami śniegu i eleganckimi paniami przechadzającymi się w puchatych czapkach i futrach gdzieś nieopodal. Choć wiem, że wszyscy żyją teraz wiosną i moje śniegowe zdjęcia pewnie nie zostaną przyjęte z entuzjazmem. Ale naprawdę, dla mnie sporo było magii tamtego wieczoru. I jeśli nigdy nie byliście, to zdecydowanie polecam odwiedzić Moskwę. Ja chętnie się tam wybiorę, lecz następnym razem pewnie latem. Kto wie, może usłyszę poezję deklamowaną przez z wdziękiem popijającego wódę Griszę czy Miszę na parkowej polance przy jednym z uniwersytetów?
USA
Żeby nie zanudzić Was rozważaniami o Rosji, o której właściwie niewiele wiem, postanowiłam post nieco urozmaicić. A jaka może być idealna przeciwwaga do powyższego tematu, jeśli nie opowieści z USA? (Naprawdę mam teraz na ustach uśmiech chochlika). Choć właściwie skojarzenia jednego kraju z drugim nie są wcale tak odległe jak mogłoby się wydawać. Otóż, podczas wizyty w Orlando na Florydzie, wybrałam się do NASA. A tam oczywiście sporo mówi się o misjach Apollo, czyli podboju księżyca. Jak wiemy ze szkoły w latach 60tych i 70tych (właściwie zaczynając od późnych latach 50tych) miejsce miało coś zwanego Wyścigiem Kosmicznym (młodsi czytelnicy, proszę nie mylić z Kosmicznym Meczem), czyli rywalizacja Stanów Zjednoczonych i ZSRR w eksploracji kosmosu. I choć czasy współzawodniczenia w tej sferze to już historia, oto 50 lat później nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w dalszym ciągu sporo jest na rzeczy. W miejscach przeznaczonych dla gości wszędzie zainstalowane są głośniki, z których ciągle słyszy się pełną patosu i sentymentu muzykę instrumentalną, jak niekończący się soundtrack życia astronautów, którzy po odbyciu kilku misji lata świetlne temu, dziś spędzają życie smutno patrząc w dal, nieustannie wspominając ten dreszcz jaki towarzyszył im przy starcie rakiety. Podejrzewam, że taki kop adrenaliny ciężko do czegokolwiek porównać, więc chyba rozumiem, że mało co może na nich teraz wywrzeć wrażenie. Jedyne 15 minut uciechy dziennie pozostało im gdy przychodzi wycieczka turystów, płacąca grube hajsy za “lunch z astronautą”, podczas którego mogą ponownie opowiedzieć swą historię, dumnie trzymając wielki hełm pod pachą. Co bardzo rzuciło mi się w oczy, a raczej uszy to fakt, że za każdym razem gdy prezentowano dorobek amerykanów muzyka była piękna, harmonijna i przyprawiająca o dreszczyk. Coś jak gdy Maximus w Gladiatorze Ridleya Scotta, umierając przenosi się na swe ukochane pola złocistej pszenicy, a wszyscy płaczą. To w NASA emocjonalny poziom muzyki w tle jest podobny, tyle że zamiast zbroi gladiatora niewolnika, widzimy przed sobą skafander astronauty, a zamiast pszenicy niekończące się pole gwiazd.. Ach. A jako, że w tym wyścigu rosjanie deptali amerykanom po piętach, a właściwie to pierwsi wysłali człowieka w kosmos, nie można było pominąć ich wkładu w podbój kosmosu. Tyle, że za każdym razem gdy mowa była o KOSMONAUTACH, a nie ASTRONAUTACH muzyka drastycznie zmieniała swoje brzmienie. Z nostalgicznej melodii, zmieniała się w złowrogie “tamdam dam” jakby oznajmiające nadejście wojsk wroga, albo co najmniej psychopaty, który pożera dziecięce języki na śniadanie. Jurij Gagarin zostaje ledwie wspomniany, za to “Mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości” Neila Armstronga wypełnia sporą część popołudnia. Pomyślałam sobie, że dla osoby wybierającej tam ścieżkę dźwiękową to naprawdę wielkie szczęście, że to jednak amerykanie pierwsi wysłali człowieka na księżyc. Nie wiem co by biedny począł gdyby było inaczej. No bo jak zachować podziw dla wielkości dokonania z jednoczesnych strachem przed tym dziwnym tyranem z mroźnego kontynentu zarazem podkreślając, że może tym razem “komuchom” się udało, ale to i tak Ameryka zbawi świat? Chyba brzmię nieco cynicznie. Ale takie miałam wrażenie podczas pierwszej części zwiedzania kampusu NASA. Jednak nie dajcie się zmylić, bo był to zaledwie początek. Tak naprawdę, to cały dzień był fascynujący. Teren centrum kosmicznego jest ogromny i poza ogrodzeniami i wojskiem strzeżony jest również przez naturalnie występujący tam gatunek najpaskudniejszych moim zdaniem zwierząt jakie istnieją, czyli krokodyli. Cały teren wypełniony jest zbiornikami i kanałami, w których żyją krokodyle i węże. Nie zostały tam sprowadzone celowo, jednak chyba celowo ich stamtąd nie wysiedlono. Poruszanie się pieszo między poszczególnymi budynkami, czy miejscami startu rakiet jest zabronione. My przemieszczaliśmy się autoryzowanymi autobusami, które podjeżdżały pod poszczególne punkty wycieczki. Cały teren zajmuje powierzchnię 567 km2 i naprawdę wciąż startują stamtąd rakiety. Tak właściwie to spóźniłam się o jeden dzień, aby zobaczyć jedną z misji startującą z kosmodromu. Widziałam prawdziwe rakiety, również pozostałe z misji Apollo, które gotowe były ruszyć na księżyc, jednak zaniechano misji. Ich ogrom robi wrażenie. Zobaczyć można też autentyczny statek kosmiczny Atlantis, który kształtem przypomina nieco samolot, jednak jego silniki są większe od mojego pokoju. Atlantis i inne wahadłowce transportowały części do budowy stacji kosmicznych. Wszystko jest dokładnie opisane i wytłumaczone za sprawą interaktywnych prezentacji, symulatora startu rakiety, opowieści ludzi, którzy tego doświadczyli czy filmów w kinie IMAX, które zapierają dech w piersiach. Niesamowicie ciekawe przeżycie. Sporo też można dowiedzieć się o misji ORION, której celem jest wysłanie ludzi na Marsa. To naprawdę się dzieje i mówi się, że pierwsza załoga wyląduje tam już za 6 lat. Uwierzcie lub nie, ale ta czerwona zapylona planeta wydaje się atrakcyjnym miejscem do życia dla ponad setki osób, które opłaciły już swoją przyszłą wyprawę w celu… osiedlenia się na Marsie. Chętnych podobno wciąż przybywa. To się nazywa ucieczka. I pomyśleć, że moi rodzice narzekają, że daleko mieszkam. Spędzając dzień w NASA można posłuchać wykładów o tym co dotychczas udało się ustalić na temat przestrzeni kosmicznej. Jeśli ktoś interesuje się tym tematem, myślę że tę wycieczkę trzeba dopisać do listy obowiązkowych wypraw. Samo pisanie o tym dniu sprawia, że chyba włączę sobie Interstellar, który widziałam już 3 razy. Trochę fantazji i dramatu wplecione w powalające ujęcia kosmosu nikomu nie zaszkodzą!
Muszę jednak przyznać, że to nie NASA stanowiła dla mnie jedyną atrakcję w Orlando, bo to miasto pełne parków rozrywki takich jak Disney World i odwiedzone przeze mnie Universal Studio. A w Universal Studio znajduje się mnóstwo nawiązujących do kultowych filmów miejsc, karuzeli i rollercoasterów. Między filmowymi uliczkami przechadza się Marylin Monroe, a z wielkiego kanciastego samochodu wyskakują Blues Brothers racząc publiczność naprawdę niezłymi koncertami. Mamy szalone nowoczesne przejażdżki karuzelami otoczonymi ekranami 3D, które naprawdę zabierają w świat Spider Mana, Transformersów czy Simpsonów. Ale prawdziwy powód, dla którego zamiast Disneya wybrałam Universal jest.. Harry Potter. Stworzyli tam Hogwart, Hogsmeade i Ulicę Pokątną. A między nimi przejeżdża się prawdziwym Ekspresem do Hogwartu z Dworca King’s Cross. Me serce biło tam mocniej. Zdjęcia ani słowa tego nie opiszą. Jeśli jest wśród Was Pottermaniak jak ja, to zapewne zrozumie. I choć nie wypełnia to pustki rozczarowania, że prawdziwy list z Hogwartu nigdy nie przyszedł, to z pewnością choć przez jeden dzień pozwala poczuć się młodziej. Jak w gimnazjum kiedy nie mogłam się doczekać kiedy wrócę ze szkoły, żeby móc dalej czytać. Hmm.. To może jednak Czara Ognia zamiast Interstellaru?
0 notes
Text
Murki Oporowe Na Skarpie
Podnosimy je aby umocnić skarpy, stworzyć podwyższone rabaty, ponieważ teren jest podmokły albo bez konkretnego celu - mając na względzie kwestii wyłącznie estetyczne. Irg w swoim ogrodzie zaliczyłam już kilka gatunków i odmian, ostatniej zimy wymarzła reszta, jałowców już odrzucić chcę żadnych w mym ogrodzie, mam ich zbyt dużo: ) Na najogromniejszym moim murku polega rabatka bylinowa więc myślę w tym miejscu tylko bylinach. Zadaniem muru oporowego jest zabezpieczenie wykopów lub skarp aby grunt się nie osunął, coraz gabionowe murki oporowe częściej staje się także wykorzystywany jako element małej architektury w ogrodzie. Murki kamienne wysokości do 0, 5 m nie potrzebują fundamentu a mianowicie pierwszą warstwę ciosów trzeba zagłębić na 20-30 cm w ziemi. Pl Konserwacja torów kolejowych obejmuje prace związane z podtorzem oraz obiektami inżynierskimi, takimi jak mosty, tunele czy mury oporowe. Faktura murku, która wspomina wzór kamieni koresponduje spośród innymi naturalnymi materiałami zastosowanymi w tym ogrodzie. Ciekawą możliwością są murki oporowe zrobione z otoczaków, czyli kamieni zaokrąglonych krawędziach. http://gabbar.pl/murki-oporowe/ rozwiązaniem wydaje się wykorzystywanie materiałów charakterystycznych gwoli danego miejsca, co podkreśli naturalne piękno terenu, wprowadzając swoistą harmonię i romantycznie wpisując się w pobliski krajobraz. Niestety, jak podaje wiele źródeł, mury oporowe wzniesione w sposób prowizoryczny niejednokrotnie się walą i wywołują tym samym mnóstwo robocie i kłopotów. Żywotność ścianki przedłużymy, jeśli do desek od momentu gabionowe murki oporowe strony skarpy przymocujemy papę. Wraz z kolei w sytuacji wykorzystania do odwiedzenia tego celu palisad należy pamiętać, że im lepsza skarpa czy uskok, naszym większe siły działają na utrzymujące je w ryzach konstrukcje oporowe. Kolejnym etapem budowy domu to murowanie ścian a mianowicie zewnętrznych jak i weneckich nośnych. Bardzo typowymi murami prefabrykowanymi są szczegółu w kształcie litery L. Na rynku w handlu są także, dość atrakcyjne ściany oporowe typu T - które służą zwłaszcza jako przegrody (na przykład przy składowaniu węgla). Dostępne w tym miejscu betonowe ściany oporowe oraz mury oporowe mają wykorzystanie przede wszystkim w budownictwie tymczasowych i stałych składowisk wszelkiego wariantu gabionowe murki oporowe materiałów sypkich takich jakim sposobem kruszywo, żużel, odpady bądź zboże a ich wytrzymałość czyni, że bez problemu wytrzymają obciążenia do wysokości zaplanowanej ściany. Typowe mury oporowe wykonujemy z zewnętrzną stroną gładką od formy i wewnętrzną zacieraną. Z kolei w przypadku wykorzystania do tego celu palisad należy wspominać, że im wyższa skarpa czy uskok, tym większe siły działają na utrzymujące je w ryzach konstrukcje oporowe. Murki wznosi się także spośród gabionowe murki oporowe kształtek, które mają forma okrągłych, prostokątnych lub wielościennych donic bez dna. Mury oporowe to obniżka kosztów pracy i gospodarność czasu przy budowie ramp, tuneli, silosów, wjazdów do odwiedzenia garaży.
Do tego typu budowli wykorzystywać można również kostki brukowej prostych, geometrycznych kształtach, którą układać można jak standardowe cegły np. Polbruk Country. Murek ogrodowy można wykonać spośród bazaltu, wyróżniającego się dogłębną, czarną barwą. Jeżeli zamierzamy stosować mury oporowe w celu innym niż gabionowe murki oporowe dekoracja ogrodu, warto rozważyć zatrudnienie firmy specjalistycznej ( tu znajdziesz sprawdzone firmy budowlane ). Pozwoli to mieć pewność, że konstrukcja oporowa została wykonana po zgodzie ze współczesną zasobem wiadomości techniczną.
0 notes
Text
I posted 3276 times in 2021
6 posts created (0%)
3270 posts reblogged (100%)
For every post I created, I reblogged 545.0 posts.
I added 1113 tags in 2021
#the umbrella academy - 294 posts
#shadow and bone - 213 posts
#cats - 174 posts
#lol - 129 posts
#marvel cinematic universe - 92 posts
#robert sheehan - 58 posts
#gnu terry pratchett - 40 posts
#ben barnes - 40 posts
#good omens - 39 posts
#star wars - 34 posts
Longest Tag: 105 characters
#and i tell them what i understood and they are surprised that you could interpret the situation like this
My Top Posts in 2021
#5
I wasn’t tagged, I just saw it and felt like doing it.
bold/colour the writing habits that i relate to
I write: daily | most days | a few times a week | a few times a month | random
I write most often: when I first get up | later in the morning | afternoon | evening | the wee hours of the night | whenever
In one sitting, I tend to write: a few sentences at a time | a few hundred words | a few thousand words | a complete chapter/section no matter how long | an outline | whatever comes
I tend to write scenes: in chronological order with no skipping | mostly in order but with some filler/skipping | whatever scene I feel like | who knows what’s gonna come out????
The things that comes easiest to me are: dialogue | description of senses | description of action | description of characters | exposition | other [please specify]:
I tend to write: on a phone | on a laptop | in a notebook | on whatever paper I can find | with speech to text | in the blood of my enemies | it doesn’t really matter to me | on paper first and then typed up | old school typewriter | On a computer
When I take a break from writing, it usually lasts: a few days | a few weeks | a few months | it’s kind of random
My favourite thing to do when I’m on a writing break is: recharge with other creative hobbies | read/ consume other media | do something physical | catch up with old friends | work on my WIP in other ways like with playlists or art | other [please specify]:
In general, I think my writing habits are: pretty much what I need them to be | okay, but I’m working on making them better | non-existent | not great :/ | i’m excited to develop them further | totally random | perfect for me :D
0 notes • Posted 2021-07-21 11:34:23 GMT
#4
Nie umiem rysować, ale niech będzie - ślub Chlap i pana Latara z fika Połączenie stref autorstwa @rudbeckiabicolor
2 notes • Posted 2021-11-28 13:46:50 GMT
#3
Romantyczny ask: step :)
Step: krajobraz, który cię zachwyca?
Mnie w ogóle zachwycają otwarte przestrzenie, na których człowiek czuje, że może odetchnąć. A jak jeszcze wieje wiatr i nad głową przesuwają się szybko chmury, to już w ogóle żyć i nie umierać <3
2 notes • Posted 2021-06-26 19:23:51 GMT
#2
I opened this book and...
I honestly have no idea why this warning took me by surprise XD
4 notes • Posted 2021-10-11 17:19:52 GMT
#1
Napoleon, Wilno?
Wilno: zdarzyło ci się odwiedzić Litwę/Ukrainę/Białoruś?
Tak! Byłam raz z chórem we Lwowie, niestety tylko przez dwa dni, ale mi się tam podobało i chętnie spędziłabym tam jeszcze trochę czasu.
Napoleon: simpujesz czy nie?
Trochę nie wiem, co autor miał na myśli, bo w pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi o to, czy jestem fanką Napoleona, ale chyba jednak nie XD
Internet twierdzi, że simpują mężczyźni, więc jako kobieta (i to na dodatek mniej więcej aro-ace) chyba się nie kwalifikuję ;)
Ale za to radośnie fangirluję, jeśli mam fazę, nie wiem, czy to się liczy?
4 notes • Posted 2021-06-26 14:21:18 GMT
Get your Tumblr 2021 Year in Review →
0 notes
Photo
❤️Z okazji Walentynek do 14 lutego 2021 promocyjna cena na e-book o podróżach kamperem🥰 - Podaruj Twojej drugiej połówce e-booka i zaplanujcie razem romantyczny urlop we dwoje! ➡ https://bit.ly/podrozkamperem - - - #walentynki #wyjazdkamperem #walentynki2021 #girlsthattravel #polishtravelblogger #krajobraz #natureaddicted #góryizerskie #góry #prezenty #prezentnawalentynki #karkonosze #karkonoszemountains #kochampodroze #sudety #sudetymountains #górskieklimaty #zimawgórach #wintertime #pierwszywyjazdkamperem #outdoorlovers #mountainslove #winteroutfits #camperlove #camperlife #izery #wysokikamień #widoknagóry — view on Instagram https://ift.tt/3rx53ZP
0 notes