#nie poczuło
Explore tagged Tumblr posts
dreamerkax3 · 2 months ago
Text
Tumblr media
9 notes · View notes
cayde07 · 5 days ago
Text
,, Ostatnia godzina"
Jeśli kiedyś zegar wybije tę ostatnią godzinę,
A ja w milczeniu zniknę stąd na chwilę,
Proszę, nie płacz po mnie, nie obwiniaj losu,
To tylko drobny cień, co schodzi z twego głosu.
Zostawiam ci nadzieję w ciepłym poranka blasku,
By dzień po dniu, w każdej ciszy i w każdym szepcie brzasku,
Mogłaś odnaleźć siłę, ukojenie, sens,
By serce twe się nie rozpadło, nie poczuło łez.
Niech nie boli cię wspomnienie, niech będzie jak sen,
Ja odejdę z wiatrem, zostawię ci dzień,
W którym rozkwitniesz znowu, wolna i szczęśliwa,
Bo to, co trwa w tobie, nigdy nie przemija.
Więc żyj, moja droga, w każdym świcie nowym,
Ja będę w liściach, w cichym strumieniu płynącym spokojem,
I proszę, nie płacz, to nie twoja wina,
Ja musiałem odejść – a ty żyj, choć godzina mija.
9 notes · View notes
myloveislh · 7 months ago
Text
Zapaliło mi się dzisiaj mieszkanie, wiesz?
Pewnie nie wiesz, wątpię że o mnie myślisz.
Zostałam ewakuowana i musiałam zgarnąć szybko zwierzęta do transportera.
Patrzyłam na strażaków jak gaszą, myślałam o Tobie. Ile pożarów już zgasiłeś. Ile żyć ocaliłeś.
Czy gasisz je tak szybko jak zgasiłeś ogień w moim sercu?
Moje serce pękło tego wieczoru, tak jak kilka dni wcześniej gdy zobaczyłam że jakaś dziewczyna towarzyszy Ci przez życie.
Byliście razem tam, gdzie my mieliśmy być.
Moje serce przypomniało sobie o starych ranach, a myślałam że są już blizną.
Został, ze mnie popiół. Tak jak z ognia, który był w moim bloku.
Czy moje serce poczuje taką miłość do kogoś, jaką poczuło do Ciebie?
Wiatr wieje i rozwiewa mnie, chociaż czuję jakbym ważyła tonę a gula w moim gardle rośnie.
//myloveislh
6 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
1.04 2023
No i kuźwa, obudziłam się dziś chora - złapałam wirusa, który od kilku dni męczy mojego partnera, więc w teorii nic zaskakującego przy mojej odporności, ale jednak to irytujące. Mam nadzieję, że prędko wyzdrowieję, bo czuję się lepiej (tak ogólnie i nie bez znaczenia jest fakt, że dni są dłuższe a w perspektywie mam wyjazd do Włoch i zabranie psiecka do psiego przedszkola, regularne spotkania z behawiorystą, a w maju - mam nadzieję - rozpoczęcie szkolenia z małą na kwitnących łąkach w ciepełku *.*; nie mówiąc o tym, że od przyszłego miesiąca zaczynam kurs artystyczny, który wykupiłam).
Anyway po wczoraj mam takie przemyślenia:
1.
Casualowo idąc do pracy włączyłam sobie podcast o kobietach ze zdiagnozowanym ADHD. Ostatnio omijałam ten podcast na swojej playliście pomimo dostępności nowych odcinków. Chyba po prostu za dużo się działo, a ja nie chciałam też, aby moje życie toczyło się wciąż wokół diagnozy. Nie chciałam tego mielić wciąż. No dobra, mam ADHD, bardziej ADD, umówiłam się już do psychiatry po leki, co miałam wiedzieć - wiem, teraz trzeba żyć. Takie podejście miałam, bo też musiałam zdecydować na co przeznaczyć swój szczuplejący z chorobą psinki czas... A wczoraj, czując się lepiej, bo "w końcu mi się udało wykonać coś, czego sobie wyrzucałam, że wykonać nie mogę, bo fatalnie zarządzam czasem, a doba jest zbyt krótka" - byłam na siłce, ciało poczuło się lepiej, zeszło ze mnie napięcie i w drodze do pracy podcast "Atypowe" wszedł jak rogalik z masełkiem.
I dobrze.
Bo sobie przypomniałam, że to nie tyle "fatalnie zarządzam czasem", co "jestem cholernie efektywna jak na ilość rzeczy, które planuje, po prostu mam ADHD i jednym z objawów jest time blindness, przez które niedoszacowuje ilości rzeczy, jakie mogę realnie wykonać w ciągu dnia biorąc w planowaniu pod uwagę czynnik nowy, do którego jeszcze nie przywykłam, a na który nie mam wpływu - moją psórcię".
Po drugie - dopóki nie dostanę dobrych leków BĘDĘ miała tysiąc pomysłów na minutę, tysiąc planów na siebie, które będę chciała kontynuuować i spełniać, a które porzucę, bo nagle zaczną mnie przerastać. Podcast? W nocy obudziłam się z głową pełną scenariusza, którego nie mogłam napisać przez 3 miesiące, ale jak szczęśliwa zabierałam się za planowanie, kiedy będę mogła to-to spisać, to nagle przygniotły mi wątpliwości, atusabotaż i zniechęcienie, bo prawdopodobnie będę miała czas dopiero za kilka dni, a wtedy entuzjazm i tresć uleci. Kurs? Pewnie! Zaraz, już robię, tylko czy ja się do tego nadaje? Nie, chwila, potrzebuję kupić materiały! Ale ja MAM te materiały, ale nie mogę do tego usiąść, bo ENERGIA mnie roznosi! Czuję takie napięcie, że MUSZĘ WYJŚĆ! ITP, ITD
Po trzecie - będę czuła napięcie, które nie pozwoli mi wykonać czynności, które będzie powodować rozproszenie DLATEGO muszę dbać o ciało i spuszczać to napięcie poprzez ćwiczenia. To jest nowe... Ale w końcu mam 6/9 w teście na nadpobudliwość psychoruchową. W dzieciństwie miałam 1/9. Po prostu nie jestem "spokojną" osobą - co myślałam, że jest prawdą o mnie.
Naprawdę słuchanie dopieści doktorki prawa, która spełnia się jako hafciarka-artystka łącząc tę pracę z pracą z IT (zarządzaniem zasobami ludzkimi - co sama zauwazyła, że jej i innym osobą z ADHD przychodzi zaskakująco łatwo - aż się uśmiechnęłam :D ) jest... uspokajające. Ona ma tak samo jak ja. Też potrzebuje robić kilka rzeczy na raz, też potrzebowała czasu na ogarnięcie, nie może mieć do siebie pretensji względem tego, że w zupełnie innym rytmie realizuje zadania. Że porzuca tematy, że w jednej sferze życia jest nieludzko efektywna, a w innej wszystko ją przerasta, tłucze rzeczy itp Też określiła coś, co często moja szefowa (z poprzedniej firmy) mówiła o mnie "w tym twoim chaosie jest metoda" - bo ja tymi ludźmi zawsze dobrze zarządzałam... Ech... i znowu wraca myśl: w poprzedniej pracy były pochwały i zwrócenie uwagi na wady w moim modelu pracy; w obecnie jest CISZA, aż coś naprawdę zacznie przeszkadzać szefowi - nagród czy pochwał nie ma. Model tej pracy mi nie odpowiada, ALE jest wygodny.
Muszę sobie dać czas... na siebie i wykminienie czego chcę...
2.
Brakuje mi czasu (teraz też, bo zaraz wychodzę) na spisanie tego jak fajne były odwiedziny mojej rodziny w zeszłym tygodniu i jaką sytuacja wywiązała się - wraz z eskalacją i konkluzją - na linii relacji z moimi teściami.
Obydwie sprawy emocjonalne w chuj!
Ale chyba na pierwszy plan (do spisania) wysuwa się ta druga, bo negatywne uczucia i poziom mojej pankii, i złości (po przekraczane są moje granice, więc muszę je znowu asertywnie postawić, bo NIE ZGADZAM SIĘ) wybił poza skalę.
Ale opiszę to jak wrócę chyba :P
24 notes · View notes
whatever228sworld · 2 years ago
Text
Kochaj tak,
By każde spotkanie Było świętem,
Rozmowa - poezją,
A dotyk
Prezentem.
Spraw,
Aby serce nie biło
Lecz grzało.
By nie bało się
Już więcej o miłość, I nigdy nie poczuło Że ją właśnie
Przegrało.
5 notes · View notes
butterfly2137 · 1 year ago
Text
14.01 28.11.23
Japierdole nie chce isc na ta jebana terapie tak strasznie mnie to denerwuje nie mam siły żeby wstać a co dopiero iść na terapie poza dom i to grupowa gdzie muszę się udzielać bo pytają wszystkich o zdanie a co jeżeli ja nie mam siły dajcie mi już spokój nie chce na nią chodzić wogóle nie chce wychodzić tylko szkoła terapie spanie szkoła terapia spanie i tak w kółko i jeszcze każą mi jeść japierdole zostawcie mnie wszyscy dajcie mi żyć chce spać a nie iść na lekcje nie iść na terapie chce spać i umierać w sobie nic nie jedząc nic nie robiąc a i tak mi musicie kazać robić wszystko czego nie chce i na co nie mam siły tu oceniany tam oceniany wszędzie jestem oceniany japierdole musicie mi tak rozjebywac życie i psychikę dajcie mi spokój proszę.
Dlaczego wszystko co robię musi być źle nie mam siły chce się zabic nic nie jem a i tak wszystko wymyślam? Tak mam żyć to ja już nie chce wsumie od dawna już nie chce japierdole musisz być taki chujowy taki zjebany chcesz siebie bardziej rozjebac niż jesteś? Tak kurwa chce tego chce siebie tak bardzo rozjebac tak żeby kurwa wkoncu nie było że wymyślam że wszystko jest zmyślone że cały czas udaje że po prostu jestem atebcyjną kurwą. Jakbyście mnie nie sprowadzali do takiego stanu to by nic nie było ale nie oczywiście trzeba się wyrzyć na najgorszym dziecku bo i tak nic się nie stanie stało się nie zauważacie tego samookaleczem się przez was trafiałem do psuchiatrykow przez was bo nie umiem sobie poradzić sam a całe życie muszę być sam bo wy mi nie dajecie wsparcia.
Może pokażecie że mnie kochacie że wam zależy żebym się chociaż raz dobrze poczuł ale nie nie ma tak łatwo jak widać nie ma łatwo żeby właśnie dziecko poczuło się dobrze z tym że żyje i w swoim ciele.
Szkoła terapia spanie cały czas w kulko tylko to się liczy lekcja ci się zaczęła dawaj jedziemy na terapie idź spać i przy okazji weź cos zjedz nie chcę cały czas pasujecie mnie i moje plany chce się z kimś spotkać ale nie ma szans bo co? Bo idzesz do szkoły na terapie wróć o 21 to nie jest późno 23 to nawet nie późno jak ja zasypiam o 1/2 a wy i tak myślicie że zasypiam o tej pierdolonej 22 bo przecież ja jestem kurwa zdrowy nie jestem nigdy nie bylem i nigdy nie będę z takim podejściem chce trochę czasu dla siebie.
Chcę siedzieć sam czas ze sobą albo z kimś z przyjaciół albo z chłopakiem z nim najbardziej ale jak widać to nie zasługuje nigdy na nic nie zasługuje i nie zasługiwałem no jestem tylko szmta do podłogi bezużytecznym człowiekiem jak widać świat by był lepszy bez takiego zjeba który umie tylko rozjebywac życie swoje i innych tylko na to zasługuje kurwa mac.
Jestem serio aż tak zły oczywiście że tak japierdole nie chce już jeść nie chce już żyć chce spać zapomnieć o wszystkim wyliczenia kalorie cały czas o tym myślę a jak cos zjem po 10 godzinach nie jedzenia to jestem tak na siebie zły tak w chuj jest mi źle z samym sobą tak bardzo nie chce już tu być.
Jezu dlaczego ja dlaczego ja muszę żyć muszę się poruszać jeść myśleć gdy chce iść spać to oczywiście nie mogę bo szkoła albo obiad albo terapia albo co kolwiek innego zawsze coś wymyśla a jak jest noc to ja już nie mogę spać nie mogę nic w nocy zaczynam jeść dlatego kurwa mać.
Cały czas mówią co mam robić mam już tego tak cholernie dość raz wyglądam jak gruba świnia innym razem jak patyczak zdecydujcie się i nie pierdolcie mi głupot cały czas bo to nie jest zabawne to jest okropne że co kolwiek nie zrobię i tak będę oceniany i tak nigdy nie mogę zostać sobą bo będę dziwny a jak jestem kimś innym to jestem okej ale nie czuje się jak ja czuję się jak Głowno nie będąc sobą ale muszę żeby mnie akceptowali i byli ze mną czasem.
14.35
0 notes
indepennndentt-girl · 1 year ago
Text
Przegrałam
Spraw, aby serce już nigdy nie poczuło, że miłość właśnie
PRZEGRAŁO.
I chyba nie ma nic gorszego niż uczucie, że przegrałam. Ciebie. Swoje serce
i
NASZĄ milość
T.
Tumblr media
1 note · View note
rouxsorciere · 1 year ago
Text
„ - Chodź. - przerwał nagle swoją wypowiedź - Chcę Ci coś pokazać.
I wtedy stanął za mną, chwycił mnie ostrożnie za ramiona jakby bał się, że zrobi mi krzywdę, że odsunę się pod wpływem jego dotyku.
- Powoli do tyłu, powoli, powoli… - powtarzał cofając mnie w ciemność gdzie nie dochodziło światło lamp na zewnątrz.
- A teraz spójrz w górę. - odezwał się w końcu i gdy uniosłam spojrzenie w niebo jego dłonie zniknęły z moich ramion, a ja… uśmiechnęłam się.
Gwiazdy były dziś wyjątkowo piękne.
- Ludzie zbyt rzadko patrzą w gwiazdy. - skwitował krótko stając po drugiej stronie, dając mi tym samym chwilę, przestrzeń, abym poczuła to co on sam.
- Lubię patrzeć w gwiazdy, poczuć się taki mały do tego wielkiego świata.
Dodał ciszej zapatrzony tak samo jak ja w górę.
I to była cudowna chwila.
Poczuć się kimś małym.
Poczuć przestrzeń, której tak brakowało, a która zawsze przecież była.
Dzielić to z kimś nowym, z osobą z którą poczuło się więź po kilku minutach rozmowy.
Wyjątkowe uczucie.
Wyjątkowo błogie.
Wyjątkowo piękne.”
Są i takie wspomnienia. Wspomnienia, które niegdyś cieszyły, które sprawiały, że patrzenie w gwiazdy było czymś wyjątkowym i błogim… a teraz przywołane widokiem gwiazd, wywołują swego rodzaju dziwny ból pustki i przypominają, że to przeszłość, która nie ma miejsca w teraźniejszości i już nigdy mieć nie będzie.
0 notes
koloroweopowiadania · 1 year ago
Text
Dlaczego płaczesz rysując motyle?
Kopnęło kamień ze złością. Nagromadzone emocje znalazły upust tylko na chwilę, aby zaraz powrócić ze zdwojoną siłą w uciążliwym bólu małego palca u stopy. Mars syknęło i westchnęło z rezygnacją. Spacer, który miał mu pomóc oczyścić myśli zdawał się przynosić zgoła odwrotny skutek. Przez ponad godzinę szło prosto przed siebie, nie zwracając na nic uwagi. W końcu przystanęło, rozejrzało się i przetarło zmęczone oczy. Znajdowało się w środku lasu. Wszędzie wokół widać było tylko…
-Drzewa, drzewa, drzewa, jakieś liście, krzaki. O, tu grzyb, jakiś obrzydliwy robak. Boże jak ja mam niby poczuć, że tu przynależę? To wszystko nawet nie mówi!- krzyknęło i przeszło jeszcze kilkanaście metrów w zupełnie losowym kierunku. Kiedy nagle jego stopa zanurzyła się po kostki w błoto, zatrzymało się natychmiast i uniosło oczy ku niebu. Irytacja zdawała się w nim gotować i kipieć poprzez nastroszone, srebrne włosy.
-No nie!- jęknęło a echo poniosło skargę w dal- To wszystko nie ma sensu! Szarpnęło mocno, próbując wygrzebać but. W tym momencie, kontem oka dostrzegło coś… fioletowego. Zaintrygowane wytężyło wzrok. Ten kolor zdecydowanie nie kojarzył się z lasem. Zielony, czerwony czy nawet żółty tak, ale fioletowy? Po chwili uważnego wypatrywania, odnalazło ów niepasujący fragment krajobrazu. Przez gęstą plątaninę gałęzi, o kilkadziesiąt metrów przed nim, przebijał się dach czyjegoś domu. Niby nie było w tym nic dziwnego, w końcu Mars nie znajdowało się wcale tak daleko od głównej drogi jednak… poczuło coś bajkowego. Taką dziecięcą ciekawość, o której istnieniu zdążyło już niemal zapomnieć. Nie zważając już na ubłoconą stopę podbiegło w jego stronę. Drzewa gwałtownie zaczęły się przerzedzać aż las znikną zupełnie, ustępując miejsca polanie.
-To jest dopiero bajkowe- westchnęło, chłonąc widok. Niemal dokładnie po środku małej łączki, stał tajemniczy dom. Fioletowy dach mienił się w słońcu, brokatowym blaskiem, kontrastując z wyblakłą, żółtą farbą ścian. Las zdawał się otaczać go z troską, w gęstym, odcinającym od świata okręgu a pełne chmurek niebo rozpościerać nad nim iście barokowe sklepienie. Mars rozglądało się oczarowane. Jego myśli płynęły swobodnymi strumieniami, kiedy niespiesznie idąc, co i rusz pochylało się aby powąchać kwiat lub przypatrzeć się jakiemuś małemu mieszkańcowi łąki. Jak w transie weszło po białych schodkach na werandę. Kiedy później próbowało przypomnieć sobie tą chwilę, nie było w stanie. Być może to dobrze, gdyż zapewne zapadłoby się ze wstydu i bardzo zdziwiło własną zuchwałością. Weszło albowiem, bez pukania.
-Och, dzień dobry- przywitał go miły głos kiedy tylko brązowe drzwi trzasnęły przy wejściu. Mars drgnęło zaskoczone, jakby nie spodziewało się, że w domu może ktoś mieszkać. 
-Dzień dobry- odparło nieśmiało, wychylając się zza ściany. W jasnej kuchni z dużymi oknami, stała wysoka kobieta. Poplątane, ciemne włosy upięła w luźny kok a intensywnie zielone oczy przyodziała w okulary z okrągłymi oprawkami. Na blacie, przybrudzonym kolorowymi plamkami, ustawiła płótno, wiele słoiczków z farbami oraz książkę w twardej oprawie „Dykteryjki i anegdotki ze świata targów świata” Agnieszki Kaczmarek. Z tyłu płótna przyklejona była serwetka z narysowanymi dwoma motylkami.
-Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłaś.
-Hmmm… Bardzo przepraszam za najście… Dziękuję… Myślałom, że nikt tu już nie mieszka i… no… tak w sumie to używam zaimków ono/jego…
-Mój błąd- schyliła głowę- Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłoś.
-Czemu się pani cieszy?..- spytało Mars chowając wstyd do kieszeni i próbując określić wiek kobiety. Mogła mieć równie dobrze dwadzieścia jak i czterdzieści lat- Znaczy bo w sumie to weszłom same… a nie znamy się.
-Nie znamy?- spytała enigmatycznie i wróciła do malowania. Nie zamierzało dopytywać. Powinno zachować ostrożność. Było w końcu w nieznanym miejscu i nie miało pewności czy poza nim i kobietą nie znajdował się tam ktoś jeszcze. Jednak czuło się niezwykle pewnie. Rozejrzało się zaciekawione. Niegdyś żółte ściany, niemal w całości pokrywały obrazy. Większość dzieł przedstawiała te same osoby. Dwie ciemnowłose kobiety. Niekiedy ukazane były jedynie ich twarze, czasem pojawiały się jako sztafaż w leśnym pejzażu, raz śmiały się i tańczyły a raz płakały przytulone.
-Życie- szepnęło.
-Nieprawda- odparła kobieta choć Mars mogłoby przysiąc, że powiedziało to na tyle cicho, że nie mogła go usłyszeć.
-Czy to pani jest na tych obrazach?
-Tak- uśmiechnęła się i wróciła do pracy- Ale nie na wszystkich. Na większości.
-A kim jest druga osoba?
-Moim najprawdziwszym motylem- Mars, po nutce w melodii głosu kobiety, wyczuło, że nie powinno drążyć tego tematu. Zamiast tego spróbowało zacząć niezobowiązującą rozmowę.
-Jak ma  pani na imię?
-Hmmm… Ja chyba po prostu jestem, która jestem.
-Acha… A co pani maluje?
-Siebie. I mojego motyla.
-Sama tu pani mieszka?
-Rozejrzyj się głuptasie. Nigdy nie jestem sama. Jestem częścią wszystkiego a wszystko jest częścią mnie- te słowa ukuły Mars głęboko jednak starało się tego nie okazać. Podeszło, niby od niechcenia, nieco bliżej kobiety aby obejrzeć obraz, nad którym pracowała. Lewa strona przedstawiała wiosenną łąkę i dwie małe postaci. Wszystko było delikatne a kolory płynnie łączyły się ze sobą przykryte miękkim światłem. Prawa strona natomiast, była rozmazana, szybka i pełna kontrastów. Gdyby nie znało się lewej, nie dało by się stwierdzić co przedstawiała. Wpatrzone Mars, po chwili poczuło na sobie zaciekawiony wzrok. Podniosło spojrzenie i napotkało mądre oczy kobiety.
-Gdzie teraz jest? Pani najprawdziwszy motyl?- zdobyło się na odwagę.
-Ona nigdy nie istniała. Ja o tym wiem i mam tego pełną świadomość, wbrew temu co czasem o mnie mówią na targu, ale to nie znaczy, że mi nie pomaga. Uzupełnia pustkę, która pojawiła się we mnie zupełnie nagle i została na bardzo długo. Myślę, że ta pustka wcale nie jest moja. Odziedziczyłam ją- kiedy wypowiedziała ostatnie zdanie Mars tym razem nie starało się zagłuszyć swojego ukłucia.
-A co jeśli pustka, którą odziedziczyłom ja, jest od osoby, która żyje, istnieje i wciąż ją pogłębia?
-Wyobraź sobie, że jest inaczej- odparła jakby była to największa oczywistość po czym usiadła na podłodze. Mars zrobiło to samo.
-Ale jak?
-Nie wiem. A co do ciebie przemówi? Wiersz? List? Pomyśl a potem to zrób- wstała energicznie i wyjęła z szuflady kartkę i długopis. Podała mu zachęcająco.
-Dziękuję- zastanowiło się i zaczęło sobie wyobrażać…
Najpierw w skupieniu pisało a potem malowało na odwrocie kartki. W tym czasie kobieta wieszała najnowszy obraz. Nie zważała na niewyschniętą farbę i fakt, że rozmazywała ją wnętrzem dłoni próbując zawiesić na gwoździu nad kuchenką. Mars w końcu skończyło. Pomachało kartką aby symbolicznie strzepać z niej złą energię i naładować tą dobrą, po czym przeczytało krótki dialog w pełnym emocji uniesieniu.
„ -Przepraszam. Byłam niezdolna kochać cię tak jak tego potrzebowałoś. - Wybaczam ci mamo. Rozumiem.”
Przepełnione niemal obcymi emocjami, odwróciło kartkę by zobaczyć malunek przedstawiający dwie jasne osoby przytulone w ciemnym lesie. Uczucie zimna, które nosiło w sobie niemal całe życie, zniknęło zastąpione spokojem. Mars znów było uziemione oraz połączone z obrazem, słowami i światem natury dookoła.
Po dłuższej chwili wstało z podłogi. Mocno ściskając kartkę w dłoni, poszło szukać kobiety. Zdało sobie bowiem sprawę, że od co najmniej godziny, nie widziało jej ani nie słyszało. Nagle poczuło lęk i napięcie zbyt duże by zdobyć się na jakiekolwiek słowa a co dopiero na wołanie kobiety. Weszło do salonu. Choć przechodziło przezeń zaraz po wejściu do domu, przepełnione emocjami, zupełnie nie zwróciło uwagi na wystrój. Pomijając mnóstwo obrazów, świat tego pomieszczenia był zupełnie inny niż ten w kuchni. Było niemal pusto. Nieliczne meble i przedmioty były ułożone równiutko, na swoich miejscach. Jedyną rzeczą zakłócającą wrażenie ogólnego porządku by wszechobecny, równomiernie rozłożony kurz. Tak jakby do pokoju od dawna nikt nie wchodził. Temu przypuszczeniu przeczyły jednak leżące na stoliku, przed kanapą listy. Szare drobinki, na nich jedynych nie zdążyły się jeszcze osadzić. Mars podeszło i przyjrzało się z bliska kopercie na wierzchu sterty. Nadano ją siódmego sierpnia, dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku.
-Renta rodzinna…- zaintrygowało się jednak natychmiast zamknęło oczy- Nie powinnom tak szperać. To nie moje. Skierowało się w stronę drzwi, za którymi jak pomyślało, znajdowała się toaleta. Delikatnie zapukało, a kiedy nie otrzymało odpowiedzi, weszło do środka.
Świat łazienki był inny niż dwa poprzednie. Choć tak samo nieruchomy jak salon, wszystkie kosmetyki, żele i szampony były w nieładzie. Poprzewracane i rozrzucone jednak również przykryte cienkim, szarym dywanem kurzu. Lustro natomiast było rozbite. Wyglądało to tak jakby łazienka zastygła w momencie wielkiej rozpaczy. Kobieta leżała na podłodze i rysowała motyla na serwetce. Gdy usłyszała otwieranie drzwi, podniosła oczy. Płakała. Jednak jej twarz nie była czerwona a oczy nie były podrażnione.
-Skończyłoś?- skinęła na kawałek papieru w jego dłoni.
-Tak… dziękuję, pomogło- kobieta skłoniła lekko głowę- Dlaczego tutaj pani leży?.. I płacze?- Twarz kobiety natychmiast się zmieniła. Usta jej zadrgały a policzki momentalnie stały się rumiane. Poderwała się z podłogi i wyszła z łazienki. Po chwili wróciła z kartką i długopisem. Drżącą dłonią zapisała jedno zdanie.
- Dlaczego płaczesz rysując motyle?- przeczytało Mars.
-O to chciałam byś spytało. Płaczę dlatego, że już nie wiem czy są prawdziwe.
Mars nie wiedziało co odpowiedzieć. Zamiast tego usiadło przy niej i mocno ją przytuliło. Kiedy tylko kobieta poczuła obejmujące ramiona, zabrakło jej tchu. Całe jej ciało napięło się, gotowe do ucieczki. Po chwili jednak uspokoiła oddech i zaakceptowała dziecięcą potrzebę bliskości. Potrzebę, którą próbowała zaspokoić już od wielu lat.
-Dziękuję, chyba możesz mnie puścić- powiedziała kobieta kiedy słońce już dawno zaszło za horyzont. Mars rozluźniło uścisk i pomogło jej wstać.
-Będę musiało się zbierać. Jak tylko wrócę do domu, szczerze porozmawiam z mamą… Czy poradzi sobie pani sama? Bo gdyby coś to mogę jeszcze chwilę zostać.
-Poradzę sobie, dziękuję. Nie jestem sama.
-Och, oczywiście. I ja pani dziękuję.
            Odprowadziło kobietę do kuchni po czym pożegnało się i wyszło w noc. Tym razem tylnym wyjściem aby uniknąć błota, które o tej porze i wilgotności z pewnością jeszcze się utrzymało. Czuło się bezpieczne. Było częścią wszystkiego, wszystko było częścią niego a samo sobie już przecież nie zagrażało. W ciemności nie dostrzegło gładkiego kamienia w zaniedbanym ogródku przy domu. Wyryto na nim kilka, teraz niemal niewidocznych słów:
Olga Motyl 1980-2015
Kochana żona, która na wieczną łąkę odleciała zbyt szybko
Kobieta siedziała w kuchni przez jeszcze dłuższą część nocy. Koncentrowała się na oddechu tak jak nauczyła się od… kogoś dawno temu. Wpatrywała się w małego motylka na serwetce i zbierała siły. W końcu westchnęła głęboko i odwróciła ją. Widniał tam szkic piegowatej twarzy Mars otoczony niesfornymi kosmykami srebrzystoksiężycowych włosów. Kobieta wzięła kilka płytkich oddechów po czym nagle się zatrzymała. Jej oczy zamgliły się i stały nieobecne. Po chwili znowu spojrzała na rysunek ale już w zupełnie inny sposób. Zerknęła na leżącą obok książkę w twardej oprawie.
-Może kobiety na targu miały rację i trochę szaleję...- powiedziała do szkicu- Naprawdę myślałam, że ktoś mnie dzisiaj odwiedził.
1 note · View note
aforyztycznie · 5 years ago
Text
Wzięłam duży łyk wina, a potem drugi drinka. Nie chciałam pić dużo, ale zamierzałam się upić. Chciałam, żeby moje ciało poczuło się tak samo fatalnie, jak umysł.
„Magia kąsa” Ilona Andrews
2K notes · View notes
wrazliwy-ktos · 4 years ago
Text
"Kochaj tak,
By każde spotkanie
Było świętem,
Rozmowa - poezją,
A dotyk
Prezentem.
Spraw,
Aby serce nie biło
Lecz grzało.
By nie bało się
Już więcej o miłość,
I nigdy nie poczuło
Że ją właśnie
Przegrało".
Michał Matejczuk - "Świeżo malowane"
15 notes · View notes
octotribus · 4 years ago
Text
Moje serce nigdy nie poczuło ciepła takiego jak przy Tobie.
43 notes · View notes
p-esymistyczni-e · 5 years ago
Text
"Kochaj tak
By każde spotkanie
Było świętem
Rozmowa - poezją
A dotyk
Prezentem…
Spraw
Aby serce nie biło
Lecz grzało
By nie bało się
Już więcej o miłość
I nigdy nie poczuło
Że ją właśnie
Przegrało"
41 notes · View notes
adventureghost · 4 years ago
Text
Zrozumiałam jak ważne jest bycie dla siebie życzliwym. Kiedyś powielany schematy myślowe z dzieciństwa i przez to jesteśmy dla siebie surowi to tak jakby masz dorosły krzywdził dziecko, które jest w nas. Jak można być wrednym, agresywnym dla istoty, która jest całkowicie bezbronna? Jak mogłam być zła na osoby krzywdzące dzieci, kiedy sama krzywdziłam dziecko w sobie? Wiedziałam, że nie jestem nic warta, że to co robię nie ma znaczenia, bo nie jestem ważna. Przez to wszystko nie próbowałam i tak naprawdę stawałam się coraz słabsza. Wydaje mi się, że przez to iż moja matka była nieszczęśliwa i osłabiona z nadmiaru obowiązków, nie wszczepiła we mnie siły i determinacji. Dopiero teraz sama ją w sobie rozwijam. Bawi mnie, gdy rodzice szczycą się tym, że nie biją swoich dzieci. Dobrze, nie bijesz, ale też nie dajesz im narzędzi, które w dorosłym życiu będą mu niezbędne.
Nie da się odciąć od dziecka z przeszłości, ponieważ to jest nasza podstawa. Jeśli podstawa ma gliniane nogi to upadnie, a podniesienie się spowrotem będzie wymagało dużo pracy.
Szkoda, że mam braki w sobie, że moje dzieciątko poczuło się bardzo skrzywdzone. Najgorsze jest to,, że nie pamiętam tego, że było źle. Dzieciństwo wspominam dobrze, tylko pewnie zabrakło mi uwagi, pozytywnej energii, pochwal i szczerej miłości. Moja matka jest toksyczna, przekazała mi cały chłód.
Muszę odkryć w sobie dziecko słońca.
Tumblr media
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year ago
Text
Wracam z zombielandu
31 maja 2023
Wczoraj był ciężki dzień, ale wróciłam z tarczą, a nie na niej.
Jedyne co boleśnie poczuło odcisk gigantycznego stresu to moje ciało: niewyspanie, zmęczenie i paląca konieczność wciągnięcia pizzy, rogala z pastą rybną i zagryzienia wszystkiego cynamonką. Tak... Miałam iść na saunę, ale zostałam w domu i szybciej położyłam się spać.
Wczoraj byłam na 1 z 2 szkoleń na które się zapisałam - tak mnie wkurzyło to pierwsze, że nie miałam ochoty iść na drugie, a zamiast tego napisałam do uczelni organizującej to szkolenie maila z feedbackiem jak beznadziejne są wstawki wykładowcy o "hehehe seksik". I jak bardzo mało merytoryczny był wykład w stosunku do tytułu.
Dziś mamy z O. szkolenie u laski u której byłam na wykładzie w poniedziałek i jaram się. To była piguła konkretnej wiedzy, bez pitolenia o głupotach. Dziś mam nadzieję, że wykład będzie wyglądał podobnie.
Wczoraj u weterynarza... ech. Cały dzień to było nerwowe wyprowadzanie jej na trawnik i obserwowanie jak śpi - średnio wczoraj miałam głowę do pracy i szkoleń. Ewentualnie jeszcze opędzałam się od psiaka, gdy wymuszanie zabawy TERAZ i JUŻ. A po pracy dostanie się do lecznicy to była masakra i diagnozowanie też było dramatem. Jechałam w godzinach szczytu tramwajem z psem, który ze stresu próbował mi wejść na głowę. Emocje wśród pasażerów wywoływała skrajne: od wstrętu do zachwytu. Było ciężko. Tramwaje nie przyjeżdżały punktualnie, w rezultacie spóźniłyśmy się na wizytę 15 min (planowo miałam jechać 27 min, a faktycznie jechałam 75 min). Pani doktor obejrzała tą naszą bidę, kazała kontynuować furaginę, przeciwbólowce i zmierzyła jej temperaturę, a tam na termometrze 39,9*C. Przy takiej temperaturze mogą się zdarzać rozwolnienia - więc póki co na to nie leczymy, póki co ogarniamy jej gorączkę, bo organizm walczy. Za dwa dni kontrola. Dostała natychmiast dwa zastrzyki, bolesne, a drogę powrotną do domu już jechałyśmy z O. samochodem, piesek zasnął mi na kolanach w samochodzie. A w domu zaczęły się torsje... podczas, gdy jedliśmy obiad... Masakra... Biedny maluch. Ale po tym potrzebowałam pizzy... i odmóżdżenia.
Miałam ochotę krzyczeć.
Z pozytywów - moje zdjęcie zostało wyróżnione przez taką babeczkę od fotografii na IG. Niby nic. Ale cieszy, bo to akurat zdjęcie nie jest wybitne, jest po prostu pełne ekspresji i bardzo je lubię. Fajnie, że to czuć.
Poza tym umówiłam się na pedi (robię raz na ruski rok i zawsze traktuję to jak święto), jutro lecę do psychiatry, potem do weta, potem chyba wesprzeć mojego faceta w takim jego evencie, w pt do proktologa. I w międzyczasie mam jeszcze wykłady i pracę.
W weekend oglądałam film, który mnie poskładał. PRZEPIĘKNY, mądry, filozoficzny, niedorzeczny, zabawny, piękni i brzydki. "Wszystko, wszędzie, naraz" i nie przypominam sobie, żeby jakiś inny film mnie TAK silnie walnął i tak wyduszał z oczu łzę za łzą.
Piękne kino. Kto nie wiedział - obejrzyj!
Jeżeli mam jakąś topkę ulubionych filmów, to ten film jest w niej.
Tumblr media
6 notes · View notes
ariadoesntcare · 4 years ago
Quote
Miałam nadzieję Że piskliwy głos Szepczący straszliwie Mi do ucha Zwany przeczuciem Myli się Rzuciłam się biegiem Nie zważając na brak oddechu Na potykające się nogi Chciałam się przekonać Musiałam się dowiedzieć Bo nie ufałam sobie Zebrała się spora grupka Ciekawskich spojrzeń Nie zwracałam uwagi Skupiłam się na tym Nad ich głowami Nadjeżdżała karetka Przebiłam się przez tłum Jakby wcale go nie było Nie odczułam nawet Bo prawdziwy ból Zobaczyły oczy I poczuło serce Wzrok ze znajomej torby Leżącej w odległości metra Prześlizgnął się na ciało Włosy koloru blond Jego pieprzone farbowane włosy Nasiąkające czerwonym
by me 
1 note · View note