#nie mogę przestać go słuchać
Explore tagged Tumblr posts
vinidra · 5 months ago
Text
3 notes · View notes
azotowanie · 6 months ago
Text
ttpd jest tak koszmarnie złe że aż nie mogę przestać go słuchać
0 notes
godiswithus-isaiah41-10 · 1 year ago
Text
Tłumaczenie postu z mojego drugiego konta @faithisthekey-23 :
Witajcie bracia i siostry. Dzisiaj przychodzę do was, aby podzielić się z wami wierszem, który właśnie napisałam (18 maja 2023 roku). Składa się z trzech zwrotek i krótkiej powtarzającej się zwrotki, która pomaga „dostrzec linię” pomiędzy jego dwoma fragmentami. W pierwszej części mówię do Boga. W drugiej części jest ukazane to jak wyrażam się o Bogu. W trzeciej znowu osobiście mówię do Boga.
On zostanie
Z Tobą pozbywam się moich słabości
Kiedy jestem z Tobą nie czuję się bezsilnie
W Tobie znajduję moją siłę
I zwyczajnie wiem, że w Tobie mogę położyć całą swoją wiarę
W Tobie odnajduję to, co pragnę odnaleźć, czyli moją wartość
Nie mogę przestać myśleć o tym, jak cudownie jest odczuwać Twoją miłość
Twoją miłość, która sprawiła, że w końcu zobaczyłam sens w życiu
Twoja obecność jest zawsze ze mną w innych ludziach, Piśmie Świętym, jest ukazana we wszystkim
Wraz z Tobą walczę z ciemnością
Gdyż nigdy mnie nie opuszczasz, będziesz tutaj aż do czasów ostatecznych
Kiedy nadchodzi ciemność, nie obawiam się
Gdyż jestem świadoma tego, że gdziekolwiek jestem, Jesteś blisko
Tylko Ty wiesz o tym, jak wielką radość mi to daje, Panie
Tylko Ty wiesz jak i dlaczego Stałeś się moją Nadzieją
Tylko Ty wiesz, jak cudowne jest Twoje dobro ujawnione w moim życiu
Dlaczego Jesteś jedynym, Który wie o tym wszystkim?
Coż, zwyczajnie Jesteś po mojej stronie
Zawsze przy moim boku
Nie chcę się ukrywać
Przez Tobą ani chwili dłużej
Gdyż pokazałeś mi Swoją miłość
Pokazałeś mi, gdzie iść
Kiedy nie wiedziałam drogi, byłam zagubiona
Dałeś mi Swoją nadzieję i poprowadziłeś do światła
Które jest zawsze obecne w moim życiu
On Jest Tym, Który przede mną idzie i przygotowuje moją drogę
On Jest Tym, Który idzie za mną, aby ocalić mój dzień
On Jest zawsze przy mnie, aby mieć pewność, że czuję się w porządku
On mnie nigdy nie zostawił, zawsze mnie obraniał
Nigdy nie pozwala innym mnie skrzywdzić, Jest moją Ochroną
Jest moim Pocieszeniem, kiedy moje przyjaźnie spotykają się z zagładą
W dobrych czasach zawsze tu Jest, abyśmy razem świętowali
W gorszych czasach zawsze tu Jest i pozwala mi płakać na Swoim Ramieniu
Wtedy, kiedy tego chcę, mogę zawsze się do Niego zwrócić
Aby dać Mu swój niepokój i zmartwienia, nie ukrywam tego
On zawsze tak bardzo cierpliwie mnie wysłuchuje
Zawsze upewnia się, że wiem, że nigdy nie jestem samotna
Napełnia mnie pokojem, który jest ponad mój tok rozumowania
Jego miłość jest tak silna, że zaakceptował mnie taką jaką jestem, ale nie pozwolił mi
Żyć w kółko popełniając te same grzechy
Zamiast tego Był tutaj, aby nauczyć mnie, jak pozbyć się tych łańcuchów, złamać je
Dał mi tak wiele siły i zawsze robił wszystko, abym poczuła się kochana
Nigdy nie przestał upewniać się, że nie jestem w tym sama
W przeszłości nie czułam się wystarczająca
Jednak to się już nie liczy, gdyż zabrał to ode mnie
Zabrał to ode mnie i nie pozwala nieprzyjacielowi mnie okłamywać
Ciągle przypomina mi o tym, że jest on kłamcą i nie powinnam go słuchać
Zawsze przy moim boku
Nie chcę się ukrywać
Przez Tobą ani chwili dłużej
Gdyż pokazałeś mi Swoją miłość
Pokazałeś mi, gdzie iść
Kiedy nie wiedziałam drogi, byłam zagubiona
Dałeś mi Swoją nadzieję i poprowadziłeś do światła
Które jest zawsze obecne w moim życiu
Zawsze tutaj jesteś, aby sprawić, że będę szczęśliwa, że będę się uśmiechała
I kocham to tak bardzo, tak bardzo
Gdyż Boże, zawsze Byłeś przy mnie przez całe moje życie
I nigdy mnie nie opuścisz, lecz przez cały czas będziesz kontynuował to wszystko, co robiłeś do tej pory
Gdyż Ty Jesteś moim Wiernym Panem Panów, Królem Królów
I nigdy nie obiecujesz tego, co pozostanie niespełnione
Ufam Tobie, że tak jak mi powiedziałeś, będziesz tu
I nie odejdziesz ode mnie nawet na jeden dzień
Wierzę, że zostaniesz
Zawsze przy moim boku
Nie chcę się ukrywać
Przez Tobą ani chwili dłużej
Gdyż pokazałeś mi Swoją miłość
Pokazałeś mi, gdzie iść
Kiedy nie wiedziałam drogi, byłam zagubiona
Dałeś mi Swoją nadzieję i poprowadziłeś do światła
Które jest zawsze obecne w moim życiu
Tumblr media Tumblr media
0 notes
bycie-narcyzem-to · 1 year ago
Note
bycie narcyzem to utwór "TV Head" - Elliot Lee
nie mogę przestać go słuchać omfgfxhgghv
youtube
Npd culture is the song TV Head by Elliot Lee
https://open.spotify.com/track/4imc3h8maLRpUI3Hk3Td60?si=rHk295GFRJ-MeUzySAtaag
I can’t stop listening to this omfgfxhgghv
.
9 notes · View notes
shumbidumbi · 3 years ago
Text
Miłość nie wybiera - S01E02
Gdy wyszedł była prawie dziesiąta. Przegadaliśmy ponad dwie godziny. To było miłe, od tak dawna nie rozmawiałam tak po prostu, po ludzku. Gadaliśmy na tak błahe tematy, a i tak świetnie się ubawiłam. Miał dość specyficzne poczucie humoru, ale podobało mi się. Umówiliśmy się na jutro. Muszę przyznać, że byłam lekko podekscytowana. Wolne dni od pracy spędzałam zazwyczaj w swoim towarzystwie, w najlepszym wypadku wychodziłam na miasto i przyglądałam się spotkaniom innych ludzi.
Ten czerwcowy poniedziałek był dla mnie jak pierwszy ciepły dzień po ciągłych mrozach. Ciągle myślałam tylko o tym spotkaniu, czułam się jakbym zwariowała. Myślałam o tym, co ubiorę, jak go przywitam, czy powinnam go przytulić, co zaproponować na sam początek, o której zakończyć spotkanie i w jaki sposób. Czy na mały spacer i zajście do biblioteki stosowniej jest ubrać sukienkę czy spodnie, a może spodenki? Szorty są chyba za bardzo luzackie, nie ubiorę żadnej eleganckiej sukienki, bo to nie będzie pasować do sytuacji. Wstałam o piątej, a szykowanie zajęło mi aż godzinę! Jak nigdy! Czułam się jakbym szła na randkę, ale to wcale nie była randka!
Kilka minut po szóstej siedziałam w swojej kuchni. Miałam na sobie obcisłe dżinsy biodrówki i przylegającą do ciała żółtą koszulkę z jakimś nieznaczącym napisem, na nogach za to siedziały mi zwykłe klasyczne trampki.
Spotkaliśmy się o 6:30 pod pewną kawiarnią niedaleko mojego mieszkania.
- Cześć, bałem się, że nie przyjdziesz - powiedział, gdy mnie zobaczył.
- Dlaczego miałabym nie przyjść? Uwielbiam chodzić do biblioteki - powiedziałam trącając go w ramię. - I ciebie też już nawet polubiłam.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Kupiłem nam coś do picia i bezy z musem malinowym - powiedział i podał mi kubek z ciepłym napojem.
- Dzięki. Co to tym razem?
- Rumianek.
- Sugerujesz mi, że jestem znerwicowana? - zaczęłam się śmiać.
- Nie! Oczywiście, że nie!
Jackob zmarszczył brwi, a ja dalej śmiałam się w najlepsze.
- W Polsce rumianek pije się na zszargane nerwy.
- Oh, przepraszam, nie wiedziałem - Jackob nerwowo potarł dłonią czoło.
- Nic nie szkodzi, skąd miałeś to wiedzieć?
- Zapomniałem powiedzieć ci coś bardzo ważnego.
Spojrzałam na niego zaintrygowana.
- Wyglądasz olśniewająco.
- Oh, dziękuję - powiedziałam zaskoczona. - Ty też - dodałam po chwili milczenia.
- Idziemy przez park?
- Tylko który? Jest trochę tych parków.
- Hmmm.... Nie wiem, może ten z aleją tych koreańskich wiśni?
- Oo, tak! - odparłam z entuzjazmem. - Uwielbiam go. Kiedyś miałam ogromną zajawkę na punkcie k-popu i chodziłam go tam słuchać.
- Serio? Klimatycznie.
- No tak, ale potem przestały kwitnąć i... - zaczął się uroczo śmiać, po chwili dołączyłam do niego.
Zaczęliśmy iść po ustalonej trasie.
- Mogę tą bezę? Nigdy nie jadłam takiej z nadzieniem - powiedziałam.
- Ja też nie. No ale trzeba próbować nowych rzeczy. Jadłaś śniadanie?
Przytaknęłam skinieniem głowy.
- To dobrze. Może nie są bardzo słodkie, ale jednak - podał mi jedną bezę z papierowej torby.
- Jasne, rozumiem. Dzięki.
Ugryzłam ją. Była bardzo dobra. Krucha na zewnątrz, a miękka w środku. Słodka na zewnątrz, a kwaśna w środku. Istna fantazja.
- Dobre, nie? - zapytał, gdy spostrzegł moją rozmarzoną minę.
- No co ty! To jest prze dobre. Ten smak! Mmm... Ten mus w środku smakuje jak ten, który robiłam kiedyś z moją drugą matką. Pychotka! - mówiłam bardziej do siebie.
- Właśnie widzę, że ci smakuje. Drugą matką? Jesteś z rodziny dwóch lesbijek?
- Nie, nie jestem! Moja matka lesbijką! Ta, już to widzę! - zaczęłam się histerycznie śmiać. - Moja druga matka to moja teściowa. To znaczy teraz to już nie jest moją teściową. W zasadzie to nigdy nie była. Ugh... Nieważne.
- Nie, powiedz.
- Miałam kiedyś narzeczonego i... tyle.
- Oh.
- No właśnie. To nie jest warte niszczyć nam spotkania. Proszę, zmień temat.
- Ok, a ty co przeważnie czytasz?
- To zależy.
- A taka ulubiona książka, którą mogłabyś czytać bez końca?
- Wielki Gatsby.
- Oh, nie spodziewałem się.
- A czego się spodziewałeś?
- Nie wiem, może czegoś mniej klasycznego - wzruszył ramionami.
- Nie oszukuj mnie. Myślałeś, że czytam gazetki o najnowszych kosmetykach?
- Nie wiem. Po prostu myślałem, że jesteś typową dziewczyną.
- A co? Jestem dziwna? - uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Nie. Właśnie o to chodzi, że nie. Ale nie jesteś też zwyczajna. Jesteś... yyyy... wyjątkowa.
- Oh, dziękuję - podziękowałam mu szerokim uśmiechem.
Po spacerze przez park zamówiliśmy taksówkę. Dotarliśmy do biblioteki. Była prawie pusta. Przesiadywało tu zaledwie kilka osób pochłoniętych lekturą. Zaprowadziłam Jackoba na ostatnie piętro, gdzie, jak się spodziewałam, nie było nikogo. Na półkach stały tu stare lub zepsute egzemplarze książek, których już nikt nie chciał. Przez nikogo nie chciane leżały tu zakurzone. Zaczęłam przeglądać książki.
- Oh, spójrz - powiedział w pewnej chwili Jackob.
- Co?
Podeszłam do niego. Trzymał w rękach angielskie wydanie książki pod tytułem "Pan i jego niewolnice".
- Oh, ja... ja.... Nie wiedziałam, że ta biblioteka trzyma TAKIE książki.
- Takie? Czyli jakie?
- Ymm... - zaczerwieniłam się i spuściłam wzrok.
- Ej... - podniósł mój podbródek i uśmiechnął się do mnie. - To nic.
- Wiem, przepraszam...
- Nie, nie przepraszaj.
Byliśmy teraz bardzo blisko siebie.
- Jesteś taką cudowną dziewczyną - dodał szeptem.
- Ja... - uśmiechnęłam się. - Dzięki.
Znów chciałam opuścić głowę, ale on trzymał mój podbródek. Patrzył na mnie intensywnie. Jego oczy świeciły, źrenice z każdą sekundą robiły się coraz większe. I wtedy właśnie się odważył. Odważył się na jeden z większych i ważniejszych kroków na naszej wspólnej ścieżce. Pocałował mnie. Chociaż nie był to pocałunek. Bardziej całus, mały całus, całusek. Dotknął tylko swoimi wargami moich warg. Zadrżałam, a on podniósł na mnie wzrok.
- Oh, Jackob... - głos mi drżał. - Ty...
- Ja ciebie pocałowałem i chcę to zrobić jeszcze nie raz.
Znów przechylił głowę w moję stronę. Przycisnął nasze ciała do siebie. Poczułam jego erekcję na moim podbrzuszu. Dotknął swoimi ustami moich ust, lecz tym razem miałam rozchylone wargi, więc włożył do ciepłego i mokrego środka język. Zaczął nim delikatnie poruszać. Otoczył swoimi dłońmi moją twarz. Cała drżałam, tiki nerwowe powoli zaczęły przejmować nade mną kontrolę. Również musnęłam jego usta. Polizał moją dolną wargę i poczułam jak przechodzi mnie prąd. Istna błyskawica poleciała od moich ust do przestrzeni pomiędzy moimi nogami. Zadrżałam jeszcze mocniej. Jackob odsunął się ode mnie.
- Co się stało? - pomógł mi usiąść na podłodze.
Spojrzałam na niego zaczerwieniona. Tiki nadal nie ustępowały, dlatego moje oczy samoczynnie co chwilę uciekały od jego spojrzenia. Jednak nie chciałam wyjść na słabą, więc powracałam oczami w to samo miejsce. Usiadł obok mnie.
- Powiesz mi...? - pogładził mój policzek.
Znów mocno zadrżałam i odchyliłam głowę, aby uniknąć jego dotyku.
- Ty po prostu nie chcesz? Nie mam cię dotykać? O kurwa, przepraszam, nie powinienem tego robić.
- Nie... To ja przepraszam. To wszystko przez te głupie tiki. Już tak mam. To nie twoja wina. Jesteś naprawdę miły.... i...
Przerwał mi kolejnym pocałunkiem. Ja byłam oparta plecami o półkę, a on nachylał się nade mną. Dłonie opierały cały ciężar jego ciała na podłodze po obu stronach moich bioder. Znów nasze usta się dotknęły, ale tym razem byłam na to bardziej przygotowana. Na początku w mojej głowie zapanował nieporządek i jedno wielkie: "O mój Boże!". Jednak podczas tamtego pocałunku poczułam, że ja tego chcę. Chcę, żeby Jackob mnie całował, chcę się z nim całować. Powoli w mojej głowie zaczęło stwarzać się coś na kształt potrzeby, jakby głód.
Jackob delikatnie muskał moje wargi swoimi, a potem wsunął lekko język w moje rozchylone usta. Niepewnie zaczęłam oddawać jego pocałunki. Dotykałam swoim językiem jego. Wargami próbowałam wpasować się w jego rytm. Wtedy poczułam jak się uśmiecha.
Zapaliła mi się czerwona lampka.
- Robisz z siebie dziwkę - pomyślałam.
Momentalnie zapanowałam nad sobą i odsunęłam głowę od niego.
- Wiesz, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Nie znamy się zbyt długo.
- Dlaczego tak nagle zmieniłaś zdanie? Nie podobało ci się?
- Nie, to nie chodzi o to.
- Więc o co? Wiem, że poczułaś, że mi stoi, ale nie przejmuj się tym. Ja chcę cię teraz tylko całować.
- Po prostu jeszcze nikt mnie tak nie całował. To dla mnie nowość.
- Ale całował cię ktoś kiedykolwiek w usta?
- Tak...
- A całował cię ktoś tutaj? - zapytał Jackob i położył rękę pomiędzy moimi nogami.
- N...nie - odpowiedziałam drżącym głosem.
- A ja chcę cię tam całować, teraz - rozpiął mój rozporek.
Spojrzałam w stronę drzwi. Były zamknięte, ale co jeśli ktoś nieświadomie by tutaj wszedł?
- Spokojnie, nikt tutaj nie wejdzie.
Ściągnął dżinsy z moich bioder i przeciągnął do moich kostek. Siedziałam jak sparaliżowana. Patrzyłam tylko na jego ręce jak przesuwały się powoli po moich nogach. Dotknął mojej cipki przez materiał majtek. Zadrżałam.
- Zdejmij majtki.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, choć drżały mi ręce.
- Chcesz, żebym cię wylizał?
- Nie wiem... - głos mi drżał.
- Jak mam to zrobić? Masz jakiś czuły punkt? - przejechał palcem od mojej łechtaczki do końca mojej cipki.
Wydałam z siebie cichy jęk i przechyliłam głowę do tyłu.
- O mój Boże, jesteś taka mokra. I taka gładka.
Faktycznie czułam jak wzbierały się we mnie soki, istnie płonęłam. W mojej głowie coraz wyraźniej kreśliła się chęć, aby dokończył to, co rozpoczął w moim śnie.
- Powiedz mi jak mam to zrobić - rozkazał.
- Dokończ to, co zacząłeś.
- Czyli? Co zacząłem?
- Całuj mnie tu - wskazałam mu moją łechtaczkę.
- Ale co zacząłem, powiesz mi?
- Śniłeś mi się...
- I w tym śnie cię tutaj całowałem? - dotknął mojej łechtaczki kciukiem i zaczął ją powoli pocierać. 
- Tak... - znów jęknęłam. 
- Powiedz, że tego chcesz - ruchy jego kciuka stały się okrężne. 
Zacisnęłam dłonie w pięści i głośno wypuściłam powietrze. Moje policzki oblały się purpurą. 
- Mam przestać? - zapytał i przestał pocierać mnie kciukiem. 
- Nie..., nie... 
- Powiedz. 
- Całuj mnie tam. 
- Gdzie? Tutaj? - polizał wewnętrzną stronę mojego uda.  
- Niżej...
Najpierw delikatnie cmoknął moją łechtaczkę. Potem zaczął ją lizać i ssać. Jęknęłam. 
- Ciii - wyszeptał. 
Próbowałam zachować ciszę, ale w tej sytuacji było to arcytrudne. Cała drżałam. Moje ciało płonęło, a moja cipka zwilgotniała. Czułam, że już za chwilę dojdę - bałam się, że przerwie, tak jak we śnie. Ale on ssał ją dalej, a kiedy poczuł, że to już, gładził ścianki mojej cipki i zapchał mi usta językiem, aby stłumić moje jęki. Jeszcze nigdy się tak nie czułam, kiedy robiłam to sama było mi przyjemnie, ale teraz było wprost cudownie. 
On wciąż mnie mocno całował, nie oddawałam mu tych pocałunków. Byłam na siebie zła, czułam, że zrobiłam z siebie zwykłą szmatę. Odepchnęłam go od siebie, nałożyłam na siebie figi i dżinsy i wybiegłam z biblioteki. Nie oglądałam się za siebie i szybko złapałam taksówkę, choć wiedziałam, że nadwyręży to trochę mój budżet. 
6 notes · View notes
too-much-wattpad · 4 years ago
Text
Rozdział I. Poczucie winy
Uczucie, które jest bardzo ciężkie w udźwigu? Nie ma jednego takiego. Rozpacz, gniew, nawet radość i miłość. Ale tym razem na moim sercu ciąży tylko poczucie winy. Mogłam postąpić inaczej, a to co się zdarzyło - nie miałoby miejsca. Terapia nie pomaga, a chodzę na indywidualną już od dwóch lat. Jakimś cudem udało mi się dokończyć szkołę, mogłabym zacząć żyć w większym mieście, iść tam na studia, dorabiać gdzieś po wykładach, by odciążyć rodziców, tak jak to robią moi przyjaciele. Chociaż, nie będę ukrywać, że już nimi nie są przez całe to moje odizolowanie się od wszystkiego. Wcale nie z powodu wyjazdu w celu dalszego kształcenia się, tylko przez to, iż tak zatraciłam się w swoim poczuciu winy, że totalnie o nich zapomniałam. Miałam ich gdzieś. W dupie. Liczyło się tylko to, że ja źle się czuje. Nie obchodziło mnie to, że oni też się tak mogli czuć. A czuli negatywne emocje na pewno. Kto wie? Może łatwiej by mi było, gdybym ich tak nie odepchnęła. Może gdybym z nimi o tym po prostu porozmawiała, a nie robiła wielką tajemnice z tego, że od środka zżerały mnie wyrzuty sumienia za to co stało się mojemu bratu? Że to przeze mnie nie żyje? Jestem pewna tego, że to ja zawiniłam. Z resztą, gdybanie chyba nigdy nikomu nie pomogło. Nie zwróci mi brata, przyjaciół, mojego kawałka utraconego życia; aż trzech lat.
Mam tak bardzo dość swoich natrętnych, wciąż powracających myśli, aż decyduje się na wyjście z domu. Nie wiem jeszcze gdzie nogi mnie zaprowadzą, mało istotne. Byleby nie siedzieć kolejną noc na parapecie okna w moim pokoju. Byleby przestać słuchać muzyki wzniecającej rozpacz, jednocześnie patrząc w ledwo widoczne gwiazdy. Ubieram bluzę, schodzę na dół prosto do nieoświetlonego korytarza, gdzie zakładam pierwsze lepsze trampki i wychodzę zakluczając za sobą drzwi. Kieruje się w stronę parku, w którym od czasu do czasu przesiaduje, najczęściej nocami, bo to wtedy jest tu najciszej, tak pusto. Jednak tym razem ktoś tu był. Ten ktoś siedział na ławce, którą specjalnie ominęłam i poszłam usiąść na huśtawkę. W dzieciństwie huśtawki były moją ulubioną atrakcją na placach zabaw. Przede mną rozpościerał się typowy dla miejskich parków widok: niezbyt gęsty zbiór drzew liściastych, kawałek pustego pola, gdzie ludzie zwykle w letnie dni piknikują, asfaltowe boisko do kosza, a bliżej mnie, czyli na terenie placu zabaw oprócz urządzenia, z którego korzystam znajdują się jakieś karuzele i ślizgawki, kilka ławek, z których rodzice za dnia obserwują swoje dzieciaki.
-Mogę się dosiąść? - nagle wyrwał mnie z moich rozmyślań nieznajomy mi głos. Śmiem twierdzić, że należy do osoby, która jeszcze przed momentem siedziała na jednej z drewnianych ławek. Muszę też przyznać, że ma wprawę w bezgłośnym skradaniu się do ludzi. Kto wie, może jest ulicznym złodziejaszkiem. Albo włamywaczem.
-Jasne, o ile zniesiesz niezręczną ciszę. - odpowiedziałam i spodziewałam się jakiejkolwiek reakcji, jak chociażby prychnięcie. Albo tego, że odejdzie, co byłoby mi bardziej na rękę. On jednak rozsiadł się wygodnie na drugiej huśtawce i odpalił papierosa, którego wyciągnął wraz z zapalniczką z kolorowej paczki. Biorąc kolejnego bucha dymu do płuc, schował paczkę do lewej kieszeni kurtki. Obserwowałam kątem oka, jak w końcu go wypuścił z ust. Simon też palił, uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie starszego brata dmuchającego mi dymem w twarz, za co byłam mu zawsze niewdzięczna. Papierosy śmierdzą. I są niezdrowe. Strasznie nie lubię ich smaku, zapachu. Na szczęście kierunek delikatnie powiewającego wiatru pozwolił na to, bym tego tak mocno nie czuła.
- Ta cisza nie jest wcale taka niezręczna - puścił mimochodem. Faktycznie, nie jest aż tak źle. W każdym razie mogło być gorzej. Nie widziałam jego twarzy zza kaptura, który cały czas miał na głowie. Za to on miał doskonałe warunki, by dojrzeć moją; pomarańczowe światło latarni okalało każdą jej część dostatecznie.
- Poczucie winy, jedno z gorszych uczuć, prawda? - powiedział przydeptując, pozostały po fajce, filtr butem. Ogarnął mnie niepokój. Czyżby wyczuwał co czuję?
- Huh? - zastanowiłam się na głos.
- Czy tak nie jest? Jestem opleciony przez wyrzuty sumienia od kilku lat. Żałuję, czasem nawet wyrywam sobie kłaki z łba, a to nadal nie mija. Nigdy tego nie czułaś? - aż ścisnęło mnie od środka. To takie prawdziwe.
- Tak właśnie jest. Mam to samo. To nie daje funkcjonować. Nie potrafię... - zatrzymałam się w pół zdania, bo chyba nie chce z nikim, poza moim terapeutą, o tym rozmawiać. Zagalopowałam się, muszę przerwać zanim będzie za późno. Podniosłam się z huśtawki na równe nogi od razu zawracając na drogę do domu, kończąc szybko rozmowę. - Nieważne, czas już na mnie.
-Czekaj. - zatrzymałam się, ale już nawet nie obracałam głowy w jego kierunku, splatając ramiona na klatce piersiowej, która zdecydowanie niespokojnie zaczęła się poruszać z tego wewnętrznego bólu - Jeśli jednak będziesz chciała pogadać... wymienimy się numerami? - zaśmiałam się pod nosem - No dobra, po prostu umówmy się, że o takiej porze się tu zobaczymy. Często robię tu spacery, więc jak będę robić je codziennie w środku nocy, nic się nie stanie. Po prostu usiądę, a jak się nie zjawisz pomiędzy 2 a 2:30 pójdę dalej.
-Jak chcesz - powiedziałam na odchodne. Miałam wra��enie, że patrzył w moją stronę z delikatnym uśmiechem, ale nie miałam ochoty tego sprawdzać. Coś mi mówiło, że zobaczenie jego twarzy akurat teraz, nie podziała na mnie dobrze. Nie wiem czemu, to tylko obcy człowiek. Co miałoby się stać? Może boje się, że spojrzę mu w oczy i poczuje jak silny jest jego żal? To mogłoby sprawić, że poczuje się gorzej, racja... Mimo, że w końcu nadejdzie taki dzień, gdzie nasze twarze zobaczą się wzajemnie, nie chce by to było dzisiaj. To znaczy, taki dzień nadejdzie, jeśli się w ogóle jeszcze zobaczymy, nie planuje tego.
1 note · View note
urokliwe · 5 years ago
Text
On czyli szczęście
On jest zupełnie inny niż można było sobie wyobrazić, jest lepszy, najlepszy. Mimo, iż nie jest ideałem to potrafi być lepszy od niego. Jest moim szczęściem i być może nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo ważnym elementem, człowiekiem jest w moim życiu - najważniejszym, bezcennym. Nawet przy kłótni, wolę kłócić się z nim niż z innym człowiekiem się śmiać i udawać tą całą miłość, dlaczego udawać? Bo moje serce, cała moja miłość jest przy nim, przy tej jednej najbardziej wyjątkowej osobie. Zapytasz jaki on jest, a ja mogę odpowiedzieć Ci wiązankę najbardziej czułych słów jakie tylko istnieją jednakże Ty widząc go pomyślisz sobie „zwykły, normalny” i nie będziesz w stanie dostrzec tego co w nim najważniejsze, gdyż go nie kochasz. Moje natrętne myślenie właśnie o nim jest niczym szaleństwo - największy obłęd. I powiem Ci, że nie ważne co zrobi, jak mocno mnie zrani on zawsze będzie dla mnie najważniejszy. I tu nie chodzi o przyzwyczajenie do jego obecności, chociaż nie powiem, przyzwyczaiłam się na tyle do niego iż czuję strach na samą myśl o tym, że mogłabym przeżyć dzień bez niego - nie dałabym rady. Chodzi tutaj o to jaki jest, na każdym spotkaniu, przy każdej rozmowie - po prostu idealny. Nie potrafiłabym żyć bez tego czułego dotyku, bez jego pięknych oczu i jego gorszych dni, bez słuchania o jego ciuchach, na których kompletnie się nie znam, jednakże słysząc tą zajawkę w jego głosie nie potrafię przestać go słuchać. Komu opowiadałabym o swoich ulubionych serialach - mimo iż go kompletnie nie interesują to słucha mnie i udaje, że to co mówię jest ciekawe, komu narzekałabym na cały świat w rozmowie przez telefon i na kogo od czasu do czasu bym się denerwowała. Kto mówiłby mi, że mnie kocha, że jestem najważniejsza jak nie on? - ja nie chcę nikogo innego. Kto umie tak mocno przytulić i kto potrafi słuchać mojego nudnego gadania z takim zaciekawieniem jak on? Kto mimo tego ile razy powiedziałam coś nie miłego byłby dla mnie miły i wykazywał się aż tak duża cierpliwością w stosunku do mojej osoby? Kto robiłby mi dobrze w każdym możliwym momencie gdybym tylko chciała, kto byłby przy mnie i do kogo mogłabym zadzwonic chociażby o piątej nad ranem by powiedzieć, że skończył mi się sok i chce jeszcze. Kto by mnie tak namiętnie całował i nie myślał wtedy by tylko mnie wykorzystać, tylko myślał o tym jak bardzo mnie kocha. Komu mogłabym rozpinać ten intrygujący pasek od spodni i kogo trzymałabym za rękę. Kto by mi mówił, że jestem piękna i, że jestem jego, z kim mogłabym wspólnie płakać i robić dziwne rzeczy, kto jest aż tak bardzo popaprany i dziwny jak on - jak my. Komu mogłabym mówić, że jest głupi i, że kocham jego brzuszek i podoba mi się bardziej niż te wyćwiczone, twarde brzuchy facetów z instagrama. Komu mogłabym powiedzieć, że ma takie piękne, długie rzęsy, których mu zazdroszczę - skoro nikt nie ma tak pięknych jak on. Nie da się go zastąpić, jest jedyny w swoim rodzaju. Najbardziej wyjątkowy i najlepszy. On jest całym moim życiem.
24 notes · View notes
drobna-empiria · 5 years ago
Text
》XXV
Czuję w tym momencie jak złość zaczyna gnieździć się w każdej komórce mojego ciała. Za dnia jestem spokojnym człowiekiem, który uśmiecha się do Pani na straganie. Jestem osobą, która przy każdej starszej osobie czuję szacunek za to jak sobie radzą w życiu pomimo, że wiedzą o tym, że mogą nie mieć możliwości wstać jutro i powitać nowy dzień. Jestem tym typem człowieka, który dba o wszystkich wokół tylko nie o siebie. Wieczorem jestem zła na świat i przede wszystkim na siebie. Za to, że nie doceniam tego co mam. Kocham wciąż osoby, które wyrządziły we mnie trwałe szkody. Nie mogę przestać myśleć o nich inaczej. Jestem zła na siebie za to, że daje im tyle szans, więc kiedy im je daję- nienawidzę siebie. Tyle we mnie sprzecznych emocji i nie wiem które z nich są te prawdziwe i których powinnam się słuchać. Nie chce być typem zgorzchniałego człowieka, który wiecznie narzeka na to co go otacza. Nie chce być człowiekiem, który uśmiecha się nawet jeśli wszystko wokół zaczyna się walić. Nie wiem kim chce być w przyszłości. Mam tyle alternatyw wobec swojego życia, że nie wiem które z nich powinnam wybrać. Chcę być żoną i matką. Chce być kochanką i nie wiedzieć gdzie skończę następnego dnia. Chcę być sama w swoim domku na końcu świata, tak aby nikt nie mógł pojawić się w moim życiu. Czy da się pogodzić wszystkie swoje pragnienia? Czy można być jednym i drugim? Czy mogę wciąż pisać wiersze skoro nie potrafię wyrazić słowami swoich uczuć? Boję się tego, że drogi które wybiorę mogą mi zaszkodzić na całe życie. Czy mogę zapukać do Twoich drzwi i prosić o wybaczenie? Czy możesz mnie ponownie złożyć w jedną całość? Całe życie przede mną, ale wciąż czuję, że zbliżam się do końca. Czy to jest właściwe? Kiedyś mówili mi, aby nigdy nie przestawać marzyć. Byłabym pewna, że każdy człowiek marzy o czymś czego nie może mieć. Ja mogę mieć wszystko. Sęk w tym, że marzę o rzeczach, które mogę mieć na wyciągnięcie ręki, ale zbyt bardzo boję się zmian. Marnuje każdą nadarzającą się okazję, bo jestem tchórzem. Jestem tym typem człowieka, który lubi zadawać sobie ból, myśleć o rzeczach, które nie mają sensu. Jestem osobą, która nienawidzi i kocha jednocześnie wszystko co widzi w swoim życiu. Nie panuje nad tym i ranię wszystkich wokół, bo sama boję się zranienia. Jestem osobą, która dba o wszystko i o nic. Osobą, która kocha, ale nie potrafi przestać nienawidzić. Czy jestem złą osobą? Czy po prostu nie nadaje się do Ciebie? Chciałabym Cię przytulić i powiedzieć, że zaryzykowałam. Dla nas. Dla siebie. Chciałabym być wystarczająco dobra, aby w końcu móc stanąć obok Ciebie i powiedzieć- wiem czego chcę od życia. Chciałabym... Chciałabym wszystko i nic, siebie bez Ciebie i z Tobą. Chciałabym aby miłość była moim drogowskazem a nie zagładą. Chciałabym być kimś i nikim. Czy pomożesz mi to pojąć?
Na zawsze,
Twoja nieosiągalna.
SJ🥀❤
6 notes · View notes
rozgrzeszenia · 6 years ago
Note
Kocham przyjaciele. Jako, że jest tylko przyjacielem, nie mogę powiedzieć mu o moich uczuciach, nie chce zepsuć naszej przyjaźni. Jednocześnie trzymając to w sobie, nie mam ochoty słuchać o jego „koleżankach”, często jestem dla niego po prostu niemiła, odtrącam go. Wiem, że nie powinnam się tak zachowywać, ale próbuje przestać go kochać.
Nie wiem czy da się przestać kogoś kochać od tak.
Napisz mi o tym kogo kochasz, jaki masz problem, co cię dręczy
1 note · View note
oizysepione · 6 years ago
Text
Nie napisałam nic w tym notatniku od tygodnia. Jest środek nocy, kiedy to piszę. Środek dnia, gdy kończę.
Z jednej strony ta tęsknota mnie wykańcza. Z drugiej - nie chce być bez niej. Bo ta tęsknota to jedyne, jak jeszcze Cię mam dla siebie.
Boli mnie wszystko i czuję się beznadziejnie. Zawsze mówiłam Ci, ze głowę mi rozsadza. To było nic w porównaniu do teraz. Ale uwierz, ze wolę się tak czuć myśląc o Tobie.
Znów nie umiem oddychać. Duszę się własnymi łzami. Zasypiam tylko dzięki temu. Zmęczenie spowodowane płaczem, tęsknotą, bólem w sercu i w głowie. To sprawia, ze czuję się fizycznie zmęczona i zasypiam. Aktualnie jednak jestem etap wcześniej. Nie mam czym się wytrzeć, pościel jest już cała mokra. Marzę, byś to Ty otarł tą twarz. Bo nikt nigdy nie zrobi tego z takim uczuciem.
Miewam już przekrwione płaczem oczy, a jedyne co usłyszałam to „do twarzy Ci w czerwonym”.
Często zdarza nam się pomylić zauroczenie z miłością
Chociaż to dwa inne uczucia to jedno jest, a drugie? Było.
I jak on mnie kocha, tak ja nie kocham jego
Bo nie jest Tobą.
Nie mogę wybaczyć sobie, bo mam wrażenie, ze wybaczając sobie stałabym się jeszcze gorszym człowiekiem niż jestem, bo nie wszystko można wybaczyć. Dlaczego więc wciąż mam nadzieję, że kiedyś Ty wybaczysz mi? Dlaczego pod stertą warstw nienawiści do samej siebie, myśli samobójczych, charakteru kłamcy, zdrajcy i największego zera jest gdzieś ta, która liczy na wybaczenie niewybaczalnego? Na to, że może kiedyś los sprawi, że będziesz chciał znów poznać brunetkę, której nienawidzisz o oczach, które tak kochałeś? Bo pokazałeś mi, jak bardzo można kochać będąc razem. Ja chciałabym Ci opowiedzieć kiedyś o tym jak bardzo można kochać kiedy się nie jest. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na taką miłość. Nie wiem dlaczego spośród wszystkich osób na tym świecie wybrałeś mnie, jako swoją jedyną. Żałuję, ze ja nie odwdzięczyłam się tym samym.
Usłyszałam ostatnio, ze mam tego nie robić bo jestem zbyt wartościową na to osobą. Wartościową? Kiedyś za zdradę obowiązywała kara śmierci.
Nie otrzymałam już odpowiedzi.
Tesknie i chciałabym napisać coś więcej niż to, bo tak naprawdę to tylko ułamek tego, co czuję, kochanie. Chciałabym tak do Ciebie mówić. Już do końca życia.
Z perspektywy czasu zaczynam rozumieć, ze niektóre słowa mogą brzmieć tak samo
Mogą być napisane tą samą czcionką w aplikacji
Ale znaczenia nabiorą tylko wtedy, gdy są wypowiadane przez Ciebie.
A wszystko wciąż ma twoje imię.
Świat postawił mnie w takiej sytuacji w jakiej nie widziałabym się nigdy wcześniej. Dlaczego wiec nie mogę marzyć, że i my do siebie wrócimy? Przyjdź i daj mi choć na chwilę na siebie spojrzeć bym mogła przestać pisać o cieniu który idzie ciągle za mną, a nie obok mnie, jak zawsze było. Już nie miałabym siły zawieźć Cię - kolejny raz.
Nigdy nie usłyszałam, „ładnie wyglądasz”. Ale może to nawet i dobrze. Bo nie chcę już słyszeć tego od nikogo innego, poza Tobą. Zamiast tego słyszę ciągle „nie obchodzi mnie twoja przeszłość” „twoja muzyka jest gówniana” „ale ja nie chcę o tym słuchać ani tego rozumieć”.
Układają się natomiast te rzeczy, których nigdy bym się nie spodziewała jednak żadna nie daje mi szczęścia - bo nie ma Ciebie obok. Dlatego boli wszystko, co widzę.
Pamietam jak brakowało nam pewności. Zaufania, czasu, rozumu, zrozumienia. Tyle, ze nigdy miłości.
Dzisiaj brakuje mi jej jak powietrza, gdy krztuszę się łzami. Ty bądź szczęśliwy, zakochany, wiem ile to dla Ciebie teraz znaczy. Ja daję sobie radę z życiem. Tyle, ze nie daję z samą sobą. Bo klatkę rozrywa mi serce, które potrzebuje Twojej bliskości.
Docenia się coś dopiero, gdy się to straci. Zawsze mówiłam, ze brednie - że doceniać należy codziennie, być pełnym wdzięczności. Teraz jednak czuję coś podobnego. Doszłam jednak do wniosku, ze to nie do końca docenienie tego co się straciło lecz dojrzałość. Dziś jest jej więcej niż kilka miesięcy temu. Dojrzałość, która małymi kroczkami przychodzi z czasem. Świadomość tego, że nie popełniłoby się tych samych błędów ponownie, świadomość tego, ze kurwa. Wolę się kłócić z Tobą niż kochać z kimś innym. Ale to już tylko ja. Wypluwająca swoje emocje w notatce telefonu. Jeśli cokolwiek one znaczą. Bo ryczę w samotności jak Ty płakałeś, gdy ja unosiłam się w sobie, a Ty chciałeś o mnie walczyć. Karma wraca.
Kurwa. Chcę Cię dla siebie. Pragnę poznać Cię jeszcze raz i zrobić wszystko tak samo ale w zupełnie inny sposób. Inni proszą o rękę. Ja chciałabym kiedyś poprosić Cię o serce. Po raz kolejny. Oddam Ci swoje w końcu tak, jak na to zasługujesz, przyrzekam. Chcę Ci pokazać, ze życie ze mną może być takie, jakiego zawsze chciałeś, że za kilka lat możemy być szczęśliwi razem jak nigdy, że jestem warta być nazywana „Twoją”. Świat mnie chyba zniszczył, bo dał mi szansę. A wcześniej kazał zmarnować życie.
Zawsze mówiłeś, ze mam problemy z pamięcią. Widzisz, nauczyłam się pewnej rzeczy. Bądź zawsze szczery, a nigdy nie będziesz musiał nic zapamiętywać - myśle, ze w tym tkwił mój problem.
Ale ty bądź szczęśliwy
Ja tymczasem będę odliczać dni. Odliczam już od dawna.
A jeśli ktoś każe mi odmienić rzeczownik miłość
Wciąż odmienię go przez twoje imię.
Miłych Walentynek,
skarbie.
Choć mam jednak nadzieję, że tego nie przeczytasz. Tumblr to mój najlepszy pamiętnik.
1 note · View note
virginia92 · 7 years ago
Text
Rozdział ósmy. Część 1- Mars
Tumblr media
Odłożyliśmy nasze imiona by odpocząć. Wzdłuż kropkowanej linii, zostawiliśmy datę naszych urodzin i naszą historie za sobą.
Byliśmy pełni życia. Ledwie mogliśmy się w nim utrzymać. Byliśmy amatorami podczas wojny, obcy cierpieniu.*
 Dwadzieścia siedem miesięcy później – październik
 To nie tak, że nagle coś się w nim zmieniło. Jego życie nadal kręciło się wokół tych samych spraw i nie narzekał, ale czuł, że nie jest szczęśliwy. Przygnębienie dopadało go coraz częściej, a ponure myśli stały się codziennym towarzyszem. Cała euforia spowodowana powrotem Louisa wyparowała z dnia na dzień. Przez dwa lata czekał na ten dzień, kiedy szatyn znów będzie obok niego, a później okazało się, że nawet go nie zobaczył, nie miał możliwości spotkać się z nim, porozmawiać.
Teraz dobijała go świadomość oczekiwania przez kolejne sześć lat bez żadnego kontaktu ze strony Louisa. Nie wiedział nawet, czy będzie miał okazję napisać do niego, bo przecież nawet taki laik, jak on wiedział, że Mars to nie Stacja Kosmiczna, i że połączenie tam może okazać się fatalne. Dziękował w duchu za Jay, która podnosiła go na duchu i przekazywała mu wszystkie informacje, jakie otrzymywała od Louisa. Miał chociaż tyle i to musiało mu wystarczyć na długi, długi czas.
Jego mama stawała się coraz trudniejsza do zniesienia, Gemma zaczynała wtrącać się w jego życie i nie wiedział, jak ma im powiedzieć, by odczepiły się, ponieważ jest szczęśliwy i nie chce niczego zmieniać. Z tym szczęściem oczywiście musiałby skłamać, ale to byłoby warte chwili spokoju i odpoczynku od ciągłego gadania o tym, jak zły jest Louis.
Tak było też tego dnia. Jego mama wróciła z pracy i zobaczyła, jak siedzi i ogląda program informacyjny. To stało się jego przyzwyczajeniem, zresztą często spędzał swój wolny czas przesiadując w domu, czytając coś i zerkając na programy emitowane akurat w telewizji. Louis niczego w nim nie zmienił, ale jego rodzicielka rozumiało to zgoła odmiennie.
- Harry, czy możesz zająć się czymś produktywnym i ogarnąć nareszcie? – zapytała Anne, zatrzymując się w progu.
- Co masz na myśli? – nie spojrzał na nią, nie chcąc kłócić się po raz kolejny o tą samą kwestię.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli – powiedziała jego mama i usiadła na kanapie obok niego – siedzisz tutaj, gapisz w telewizor, czekając aż powiedzą coś o tym Louisie. Zamartwiasz się, a on dobrze się bawi spełniając swoje marzenia. Zrozum to wreszcie, on o tobie zapomniał i ty też powinieneś w końcu ruszyć ze swoim życiem dopóki jesteś młody.
- Dziękuję za dobrą radę – burknął w jej stronę, z oczami przylepionymi do ekranu.
- Zachowujesz się jak dziecko Harry, stałeś się infantylny i zgorzkniały, nie poznaję cię – powiedziała ostrym głosem, który rozwścieczył go.
- Doprawdy? Czyli zachowuję się dokładnie tak jak ty tak? Nareszcie do siebie pasujemy mamo, ty jako osoba nienawidząca swojego byłego męża, a ja wyczekujący z utęsknieniem na osobę, która mnie porzuciła. Świetna z nas ekipa – wstał i nie czekając na jej reakcję wymaszerował z pokoju.
To był kolejny dzień jak co dzień, miła rozmowa z mamą, uczucie pełnego wsparcia i rodzinne ciepło.
***
Zastanawiał się dlaczego jego mama nie może zachowywać się tak jak Jay, dlaczego nie może wspierać go i po prostu być obok. Rozumiał, że nie lubiła Louisa i przecież miała do tego pełne prawo, ale dlaczego w taki sposób traktowała własnego syna, tego nie był w stanie pojąć. Chciałby mieć obok kogoś kto pomógłby mu, kto byłby wsparciem, kto zrozumiałby go w pełni, nie wmawiał mu, że musi się zakochać, zapomnieć o Louisie, o tym co mieli. Nie chciał słuchać o tym, że zapomni, że powinien ruszyć dalej, że życie wspomnieniami to nie życie. Nie potrzebował tego wszystkiego, chciał tylko zrozumienia i chwili spokoju, bez wysłuchiwania ciągłych wyrzutów.
Chciał z powrotem mieć przy sobie swoją mamę, kobietę która była dla niego najważniejszą osobą.
***
Anne siedziała przy kuchennym stole, czytając gazetę, gdy do kuchni wszedł Harry i bez słowa położył na blacie jakąś kopertę.
- Co to jest? – zapytała, biorąc ją do ręki, widząc swoje imię napisane odręcznie jakimś nieznanym pismem.
- List – odparł Harry, i nie zwracając na nią uwagi, skierował się w stronę wyjścia.
- Od kogo? – ostrożnie otworzyła kopertę, wyciągając śnieżnobiałą, starannie złożoną kartkę.
- Od Louisa.
***
Droga Anne,
Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Harry’ego. Wydawał mi się komiczny, był wyższy ode mnie, a nie potrafił nawet otworzyć drzwi, by dostać się do budynku uniwersytetu. Jednak wtedy nawet nie zwróciłem na niego uwagi, później kiedy ślęczałem nad książką w bibliotece usłyszałem najbardziej marudnego, zrzędzącego, narzekającego na cały świat studenta i nie mogłem się powstrzymać, by nie zobaczyć kim jest ten chłopak. To był Harry w całej swojej okazałości, później zwyzywał mnie, prychając przez cały czas, po czym został wyproszony z biblioteki. W tamtej chwili nie sądziłem, że to właśnie on zmieni moje życie, wiem jak patetycznie to brzmi, ale tak właśnie jest Harry zmienił mnie i moje życie.
Możesz mi nie wierzyć Anne, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo mnie nie lubisz i rozumiem to. Chcesz tylko chronić swoje dziecko, chcesz by Harry był szczęśliwy, by znalazł kogoś kto będzie się o niego troszczył. Ja nie jestem w stanie być tą osobą, piszę to z przykrością, ale taka jest prawda, nie będę wymarzonym chłopakiem Harry’ego. Nie mogę nim być. Pewnie zgadzasz się ze mną w tej kwestii, jestem pewien, że tak właśnie jest.
Pewnie masz mi za złe, że nie rozstałem się z Harrym przed moim wylotem, przepraszam, chociaż nie wiem, czy moje słowa znaczą dla ciebie cokolwiek. Nie byłem w stanie tego zrobić, może ty potrafiłabyś spojrzeć w twarz osobie którą kochasz i powiedzieć jej, że to koniec. Ja nie byłem tak silny, pewnie nienawidziłaś mnie za to, a później zerwałem z nim na swój tchórzowski sposób i domyślam się, że teraz nienawiść jest za słabym słowem, ponieważ nie opisuje tego co naprawdę czujesz na samą myśl o mojej osobie.
Chciałbym myśleć, że nie wdarłem się między ciebie a Harry’ego, że nie zniszczyłem tej relacji, którą mieliście. Obawiam się jednak, że tak się stało. To nie było moim zamiarem, ale teraz mogę napisać tylko kolejne przepraszam. Kiedyś, kiedy siedzieliśmy z Harrym na plaży, powiedział mi coś na twój temat. Pamiętam to dokładnie, jak mówił, że chciałby być takim samodzielnym, niezależnym, pewnym swojej wartości jak ty. Jedyne czym się martwił to twoją samotnością, wyznał mi wtedy, że on mógłby być zupełnie sam, że zawsze wydawało mu się, że będzie samotnym człowiekiem, ale uważał, że ty nie powinnaś być sama, martwił się o ciebie. Harry chciał być podobny do ciebie, czuł dumę na samą myśl, że może stać się taką osobą jak ty.
Kochałem Harry’ego, kocham go, ale mnie już nie ma, nigdy już z nim nie będę, a ty jesteś jego mamą, osobą, którą on kocha najbardziej na świecie. Wiem, że zniszczyłem waszą więź, wiem, że nie możesz wybaczyć mi tego, że pojawiłem się w waszym życiu, pozmieniałem wiele i zniknąłem, ale nie obwiniaj o to Harry’ego. On jest teraz zupełnie sam i mogę się tylko domyślać, jak samotny i opuszczony się czuje. Wiem i teraz ty również o tym wiesz, że Harry uważa, że będzie samotną osobą, on już to zaakceptował, ale ty nie pozwól tej myśli zakorzenić się w jego umyśle. Jesteś jego matką, moja miłość w porównaniu do twojej jest pewnie niczym, więc kochaj go tak mocno jak tylko potrafisz i zapomnij o mnie. Bądź tam dla niego, ponieważ masz to szczęście, by znajdować się obok.
Przepraszam, że zakochałem się w twoim dziecku,
Louis.
***
Trzydzieści dwa miesiące później – marzec
David Brook przemierzał korytarze Centrum Kosmicznego imienia Johna F. Kennedy’ego z marsową miną. Nigdy nie oczekiwałby po swoich przełożonych tego, że podejmą tak głupią decyzję.
Od dnia wylotu na Marsa minęło pół roku, za ponad miesiąc cała załoga miała dotrzeć na miejsce i David naprawdę nie wiedział, czy cieszyć się z tego, czy też nie. Zaznaczał swoje wątpliwości już podczas trwania badań, jednak jego wypowiedzi były ignorowane. Oczywiście był tylko psychiatrą, znał się na ludzkich umysłach, a nie na maszynach i nowoczesnych technologiach, jednak wydawało mu się, ba raczej był przekonany, że podczas tego eksperymentu nie zawiodą maszyny, a ludzie.
Był przeciwny tak szybkiej misji w kosmos, astronauci powinni mieć więcej czasu na odpoczynek, powinni spędzić ze swoimi rodzinami całe miesiące, a nie kilka tygodni. Ta misja była błędem. Pamiętał dokładnie eksperyment, podczas którego zamknęli grupkę wybranych astronautów w odizolowanym pomieszczeniu bez okien, to miało sprawdzić, jak poradzą sobie przebywając tak długo w jednym miejscu z dala od świata. Rezultaty były fatalne, prawie wszyscy mężczyźni zakończyli zadanie z diagnozą depresji.
Był pewny, że prawdziwa misja skończy się jeszcze gorzej, miał tylko nadzieję, że zdążą przerwać ją w porę, nim stanie się coś strasznego. Mógł tylko domyślać się, jak będą czuli się ci faceci, oddaleni od Ziemi, swoich rodzin i przyjaciół. Z dnia na dzień będzie coraz gorzej, a przecież oni mieli przebywać tam lata. Przebywając w kosmosie, w człowieku zaczynają zachodzić wyraźne zmiany, włączają się najgorsze instynkty, a prawdziwe twarze nie są już zakrywane żadnymi maskami. Obawiał się, jak ten eksperyment może się zakończyć, współczuł tym astronautom, ale nie mógł przestać zastanawiać się, kto będzie największą ofiarą misji na Marsa.
***
Trzydzieści cztery miesięcy później – maj
Harry nie mógł w to uwierzyć, ale list Louisa naprawdę pomógł, może jego mama nie była nagle najbardziej promienną osobą na świecie, ale hej wcale tego nie oczekiwał. Teraz przynajmniej na powrót zaczęli ze sobą rozmawiać i mimo, że nie promieniała, kiedy wspominał Louisa, przestała rzucać jakieś uszczypliwe słowa, po prostu nie angażowała się wtedy w rozmowę. To było miłe, mieć znów kogoś bliskiego u swojego boku i chociaż nie mógł zwierzyć się jej ze wszystkich swoich obaw, to nie przejmował się tym, bo i tak nigdy nie był wylewną osobą, która lubiłaby dzielić się swoimi uczuciami z innymi ludźmi.
Niestety była jeszcze Gemma i Zayn, który wpadł po uszy i przez cały czas wzdychał, jak bardzo jest zakochany i jak cudowny jest Liam. To wszystko byłoby do zniesienia, gdyby nie to, że oni na siłę chcieli wyswatać go z jakimiś facetem, a Gemma starała się nawet wepchnąć w ramiona jakiś swoich koleżanek, co całkowicie go przeraziło. Miał wrażenie, że jedynym spokojnym miejscem, gdzie mógł ukryć się przed wszystkimi ludźmi był stary cmentarz na wzgórzu. Uciekał więc tam po pracy i spędzał całe dnie, ucząc się, pisząc kolejne prace zaliczeniowe i wiadomości skierowane do Louisa.
Tego pechowego dnia nie zdążył uciec, siedział w domu pisząc referat, chcąc jak najszybciej zaliczyć ten przedmiot i zacząć praktyki, gdy drzwi wejściowe trzasnęły głośno i do salonu weszła Gemma, ciągnąć za sobą Nialla, a za nimi oczywiście szła kolejna zakochana para, czyli Zayn i Liam. Harry zaczął zastanawiać się od kiedy oni wszyscy się przyjaźnili, zaśmiał się sam do siebie, gdy przypomniało mu się, jak razem z Louisem nabijali się z podwójnych randek.
- Dobrze się czujesz dzieciaku? – zapytała Gemma siadając na fotelu – śmiejesz się sam do siebie.
- Tak, tak wszystko w porządku – odpowiedział szybko, nie chcą wdawać się w szczegóły, ponieważ Gemms reagowała alergicznie na samo brzmienie imienia szatyna.
- I co robisz? Siedzisz i się uczysz? – podpytywała go dziewczyna.
- Jak widać – mruknął, nie chcąc przerywać pracy.
- Powinieneś się rozerwać Harry – stwierdziła szybko, wyrywając mu laptopa z rąk.
- Oddaj Gemma i przestań, nie chcę znów rozmawiać na ten sam temat – był znudzony ciągłą dyskusją na temat przesiadywania w domu, to stało się już nużące.
- To ty przestań – powiedziała głośniej – chłopcy poprzyjcie mnie, przecież mam rację – dodała, nagląco spoglądając na siedzących facetów.
- Ona ma racje Harry – zaczął spokojnie jak zawsze Zayn – siedzisz tutaj sam, tylko się uczysz, nie możesz być takim samotnikiem.
- Taki mam charakter i jest mi z nim dobrze, nie potrzebuję ludzie dookoła siebie, więc odpuśćcie – warknął, powoli tracąc cierpliwość.
- Tutaj nie chodzi o charakter, dobrze wiemy, że czekasz na Louisa, ale stary, co jeżeli on nie wróci? Będziesz czekał na niego wieczność? – kontynuował Malik, coraz mniej przyjemnym głosem.
- Właśnie, Zayn ma rację – wtrącił się Liam i to wkurzało Harry’ego coraz bardziej, ponieważ on nie znał go, nie miał prawa się wypowiadać – będziesz czekać, aż nagle NASA ogłosi, że misja na Marsa skończyła się tragicznie i astronauci zginęli gdzieś tam w przestworzach? Serio to bezsensu.
- Nie masz prawa wypowiadać się na temat Louisa i NASA, nie masz o tym pojęcia, więc zamknij się Liam. Nie znasz mnie, nie wiesz kim jestem, więc po prostu skończ.
- Hej, nie podnoś na niego głosu – przerwał mu Zayn, rzucając mu mordercze spojrzenie – chciał dobrze.
- To niech wsadzi sobie to dobrze głęboko gdzieś, nie potrzebuje jego głupich rad – był wściekły i nie panował nad sobą i tym co mówił, miał dość ludzi, którzy ranili go każdego dnia podczas takich rozmów.
- Zachowujesz się jak bachor – stwierdził Liam, obserwując go z wszystkowiedzącym uśmieszkiem.
- Świetnie, to też mój problem, kolejny do całej listy problemów, które mam, więc z łaski swojej, możecie zniknąć stąd teraz?
- Harry, uspokój się, nie chcieliśmy się z tobą kłócić – zaczął pokojowo Niall, odzywając się po raz pierwszy odkąd pojawili się w domu – po prostu ostatnio poznaliśmy naprawdę miłego faceta, ma na imię Matthew i jest wolny, więc pomyśleliśmy, że może chciałbyś się z nim spotkać, porozmawiać, spędzić z kimś czas.
- Czego nie rozumiecie w słowach, jestem zajęty?
- Rozumiemy to doskonale, ale Louis z tobą zerwał i nie jesteś już zajęty, jesteś wolnym facetem – Gemma podniosła się z miejsca i rzuciła w niego jakąś małą karteczką – to jest numer Matthew, masz do niego zadzwonić, to porządny, dobry facet, pasuje do ciebie.
- Gemma, ja jestem zakochany, kocham Louisa, więc przestań w końcu przynosić mi numery do jakiś obcych facetów! – pierwszy raz krzyknął na swoją siostrę z taką złością.
- On cię nie kocha! Dotarło to do ciebie?! Louis Tomlinson ma cię gdzieś, świetnie bawi się na Marsie, spełnia marzenia i pewnie nawet nie pamięta o kimś takim, jak naiwny Harry Styles! – wykrzyczała mu prosto w twarz blondynka – więc przejrzyj w końcu na oczy i ogarnij siebie i swoje życie, nie jesteś nastolatkiem, który może marnować każdy swój dzień i udawać, że będzie młody przez jeszcze wiele lat.
- Wyjdź Gemma, albo ja wyjdę – powiedział zimnym głosem, unikając jej wzroku.
- Jestem u siebie w domu, nie możesz mnie wyrzucić.
- Świetnie w takim razie wychodzę.
***
Poszedł w jedyne sobie znane miejsce, gdzie mógł poczuć się prawdziwym sobą, gdzie nikt nie mówił mu, że jest głupim dzieciakiem, że Louis wykorzystał go i porzucił, że powinien ruszyć dalej, a nie stać w miejscu i gdy liczył, że będzie tutaj zupełnie sam, dostrzegł samotną postać siedzącą na jego ławeczce.
Zamarł na ten widok i zatrzymał się w miejscu, jednak po chwili zreflektował się i podszedł do starszej pani, jak zauważył będąc już całkiem blisko. Odchrząknął cicho, skupiając na sobie wzrok staruszki.
- Dzień dobry – przywitał się i zerknął na ławkę, nie wiedząc, czy będzie dane mu usiąść obok.
- Och dzień dobry, mój drogi – odpowiedziała kobieta, klepiąc miejsce obok siebie w zapraszającym geście.
- Nie będzie pani przeszkadzało, jeżeli chwilę tutaj posiedzę? – zapytał, chcąc upewnić się, że jest mile widziany.
- Oczywiście, że nie, nareszcie się spotkaliśmy mój drogi. Myślałam, że to nie będzie mi już dane przed śmiercią, a tu taka miła niespodzianka – wyznała z delikatnym, zmęczonym uśmiechem.
- Pani mnie zna? – zaskoczony usiadł obok staruszki i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Nie osobiście oczywiście – zaśmiała się dobrodusznie – ale pewien młodzieniec trochę mi o tobie opowiedział.
Zmarszczył czoło słysząc jej słowa, nie miał pojęcia o kim mówi ta pani, ale równie dobrze mogła go z kimś pomylić.
- To jakaś pani rodzina? – zapytał, wskazując na nagrobek.
- Można tak powiedzieć – odparła wymijająco. – A ty dlaczego tutaj przychodzisz?
- Och lubię to miejsce, jest spokojne i ciche, mogę tutaj pomyśleć i uciec od wszystkich – wymamrotał rozglądając się po opustoszałym cmentarzu.
- A dużo jest tych wszystkich?
- Obecnie? Całkiem sporo.
- Od czego uciekasz? – pytania kobiety były konkretne i troszkę wścibskie, ale Harry nigdy nie miał kontaktu z żadną staruszką, nie pamiętał nawet swojej babci, a ta pani siedząca obok niego wyglądała na miłą osobę, która nie będzie oceniać.
- Od ludzi i ich słów – wyznał cicho – od osób, które doradzają mi i chcą dyktować, jak mam żyć.
- To jest takie męczące prawda? Ludzie, którzy wiedzą wszystko lepiej i chcą nami rządzić – zgodziła się z nim nieznajoma.
- Najgorsze jest to, że muszę bronić siebie i Louisa,  nie ma go, więc to ja muszę stanąć w jego obronie i to mnie już przytłacza i męczy. Tęsknie za nim tak bardzo, czasami mam dość tego czekania i zastanawiania się, czy on jeszcze o mnie pamięta, ale później przypominam sobie, wszystkie nasze wspólne chwile i kocham go tak mocno, że nie mógłbym zapomnieć o nim od tak, na zawołanie – kobieta otworzyła usta chcąc chyba coś powiedzieć, ale nie dał jej dojść do słowa kontynuując – najgorsze jest to, że on mnie zostawił i nie chodzi o to, że poleciał na Marsa, zerwał ze mną i nawet nie chciał na mnie spojrzeć. Wiem, że czasami Gemma ma rację, bo nie zasłużyłem na takie traktowanie, ale on nie zrobił tego, by mnie zranić, pewnie w tej swojej głupiej głowie ubzdurał sobie, że robi to dla mnie.
- Wiesz Harry, wydaje mi się, że można kogoś kochać, wielbić go i adorować nie będąc obok niego, nie będąc już z nim w związku – powiedziała cicho staruszka, przyglądając mu się z nostalgicznym uśmiechem.
- Tak pani sądzi? I sądzi pani, że można pozostać skupionym na tej osobie, kochać ją i być jej wiernym? Nie chcieć innych związków w swoim życiu? – dopytywał, mając nadzieję, że po raz pierwszy spotkał osobę, która go zrozumiała.
- Och oczywiście, że tak mój drogi, jeżeli to jest miłość twojego życia, to zawsze warto pozostać wiernym – zapewniła go z pewnością, którą chciał tak bardzo usłyszeć.
- I wtedy nigdy nie jest się samemu tak naprawdę  – wyszeptał Harry, wierząc w każde słowo tej nieznanej starszej pani, którą spotkał dziś po raz pierwszy.
- Tak, ponieważ Louis jest z tobą tutaj – dotknęła drżącą dłonią miejsca, gdzie mocno biło jego serce.
- Skąd pani wiedziała, jak mam na imię? – zapytał nagle, przypominając sobie, że przecież się nie przedstawił.
- Kilka lat temu, kiedy siedziałam sobie na tej ławeczce tak, jak dziś, oczywiście dużo ładniejsza i młodsza, pojawił się tutaj pewien młody człowiek. Siedział tak smutny i wzdychał ciężko. Dosiadłam się obok i zaczęliśmy rozmawiać, mówił, jaki jest nieszczęśliwy, jak marzenia przestały go cieszyć, jak boi się, że zostanie zupełnie sam, a po powrocie z podróży najważniejsza osoba nie będzie na niego czekała. Był pełen lęków i obaw, żalu i rozgoryczenia, ale też miłości. Och Harry, gdybyś słyszał z jakimi uczuciem mówił o tobie Louis, nie wątpiłbyś w siłę jego miłości. On kocha cię i mimo, że jak to powiedziałeś „zerwał z tobą” jestem pewna, że nie wyrzucił cię ze swojego serca.
- Rozmawiała pani z Louisem? – oczy Harry’ego rozszerzyły się w szoku – to nieprawdopodobne.
- Louis cię kocha i wróci do ciebie – poklepała go pocieszająco po kolanie – a teraz jeśli mógłbyś, to przynieść trochę wody do kwiatów, które przyniosłam – poprosiła zmieniając temat na nieco mniej przygnębiający – a później opowiesz mi, jak to się stało, że zacząłeś tutaj przychodzić.
Harry ruszył powoli w stronę małego kranika z wodą, raz po raz oglądając się za siebie. To było nieoczekiwane spotkanie, ale przyniosło mu tyle nadziei i siły. Teraz wierzył, że poradzi sobie z wszystkimi marudami tego świata, ponieważ był ktoś jeszcze, kto wiedział, jak mocno Louis go kocha.
***
Trzydzieści dziewięć miesięcy później – październik
Od dnia, kiedy rozmawiał z Louisem twarzą w twarz, kiedy mógł dotknąć go, przytulić, poczuć jego ciepło, minęły ponad trzy lata.
Były dni, kiedy wydawało mu się, że minęło już o wiele więcej dni, w końcu każda godzina bez Louisa była jak nieskończoność, niczym niekończące się sekundy, które tworzyły minuty, by te przeradzały się w godziny. Jednak czasami czas płynął szybko, natłok pracy, sprawiał, że nawet nie zauważał tego jak data zmienia się na kalendarzu. Mimo to chciałby, żeby czas przyspieszył jeszcze mocniej, tak by misja Louisa dobiegła końca, a on znów był blisko niego.
Za dziewięć miesięcy miał w końcu zacząć swoją wymarzoną pracę, ale do tego czasu musiał skończyć studia. Na razie wystarczał mu czas, który teraz spędzał w szpitalu. Wszyscy znali go już dobrze, i wydawało mu się, że może jest tutaj nawet trochę lubiany, to była miła myśl, dość zaskakująca, ale zdecydowanie miła. Nigdy nie czuł jakiejś przynależności do większej grupy, ale teraz myśląc o lekarzach i pielęgniarkach w szpitalu, używał sformułowania my.
Minął rejestrację, ale cofnął się, gdy zsyłasz głos swojej mamy, która wołała go. Nawet jej nie zauważył, będąc tak pochłoniętym swoimi myślami, podszedł i oparł się o kontuar.
- Cześć mamo, stało się coś? – zapytał, patrząc na nią z małym zainteresowaniem.
- Nie, chciałam tylko żebyś poznał naszego nowego lekarza, który został kierownikiem oddziału pediatrii i neonatologii – wyjaśniła Anne, wskazując na jakiegoś mężczyznę, który czytał w skupieniu jakieś dokumenty, podpisując się zamaszyście w wyznaczonych miejscach.
- Dzień dobry – przywitał się cicho Harry, nie chcąc przeszkadzać i robić złego wrażenia od samego początku ich znajomości, w końcu sam miał kiedyś tutaj pracować i ostatnie czego chciał, to jakiś ważny lekarz nienawidzący go.
- O dzień dobry – nowy lekarz obrócił się powoli w jego stronę i Harry pomyślał tylko, że musiał być chyba ślepy, ponieważ nie wiedział, jakim cudem wyminął tego mężczyznę i nawet go nie zauważył – ty musisz być Harry, twoja mama trochę o tobie opowiadała.
- Tak, jestem Harry – przytaknął szybko.
- Anthony, ale znajomi mówią mi Tony, więc tak możesz się do mnie zwracać – powiedział z sympatycznym uśmiechem wyciągając dłoń w stronę Stylesa, który uścisnął ją krótko – Anne wspominała, że chcesz pracować na oddziale położniczym – zagadnął lekko, wracając do stosu dokumentów.
- Tak, to prawda, ale na razie mam tu tylko praktyki coś jak staż – odpowiedział, stresując się, ponieważ ten facet, Anthony był wyższy nawet od niego, a to nie zdarzało się często, a uścisk jego dłoni był mocny i pewny. I po prostu nie wiedział, co ma ze sobą zrobić w tej sytuacji, najlepiej uciec.
- Czyli będziemy się często widywać, podoba mi się, że szpital daje szanse młodym, kiedy ja zaczynałem cudem było dostanie się na staż – kontynuował cały czas tym przyjaznym tonem, zerkając co jakiś czas na Harry’ego, który słuchał go uważnie przez cały czas.
- Tak, to miłe, ale pewnie gdyby nie moja mama, to nigdy…
- Hej uznajmy po prostu, że jesteś zdolny i mądry, inaczej by cię tutaj nie było, dobrze? – przerwał mu, a teraz patrzył na niego wyczekująco dopóki Harry nie skinął głową, zgadzając się z nim – świetnie – stwierdził z jasnym uśmiechem mężczyzna i odłożył na bat długopis – porozmawiałbym z tobą jeszcze z wielką przyjemnością, ale muszę rozeznać się co i jak na moim oddziale. Mam nadzieję, że jeszcze się dziś zobaczymy, a na razie muszę się pożegnać – skinął jeszcze Anne na pożegnanie i skierował się w stronę schodów prowadzących na jego oddział.
Harry śledził go uważnie, do momentu aż nie zniknął mu z oczu, po czym zerknął na swoją mamę, która najwyraźniej obserwowała go przez ten cały czas. Przewrócił tylko oczami, nie mówiąc ani słowa i ruszył się, ponieważ nie nauczy się niczego stojąc w miejscu,  plotkując ze swoją mamą.
*Sleeping At Last- Mars
13 notes · View notes
jhimcs · 8 years ago
Text
SUGA | MIN YOONGI
Pozycja w zespole: Lead rapper (w dużej mierze producent i tekściarz)
Data urodzenia: 09.03.1993
Przezwiska: Min Suga, Min PD, Yoongs, Sugar (Często pojawia się w oryginalnych napisach do Run na vapp), Dziadek (Używany często przez członków zespołu),  Turtle (Żółw),  Min Suga Genius Jjang Jjang man Bboong Bboong, Syub Syub, Motionless Min
Miasto rodzinne: Daegu
Rodzina: Mama, tata, starszy brat i pies Holly
Wzrost: 174cm 
Waga: 59kg
Życiorys + pre-debiut: Suga przez długi czas był wychowany w domu babci, jego mama po urodzenia była bardzo chorowita i miała operację, więc nie mogła się nim w pełni opiekować. Nie ukrywa tego, że nie przepadał za szkołą, a szczególnie za rówieśnikami z swojej klasy, którzy byli rozpieszczonymi dzieciakami i wydawali kasę na błahe rzeczy lub alkohol, a potem narzekali na brak pieniędzy. Yoongi nie pochodził z mega biednej rodziny, ani też bogatej, jego rodzice niestety nie ingerowali w jego pasję do muzyki i do tego, że chce iść w tym kierunku (byli praktycznie przeciwko niemu, ale teraz jego relacje z rodzicami się poprawiły, nawet przychodzą na koncerty BTS, a sam Suga odwiedza dom rodzinny, co wcześniej nie było tak bardzo widoczne i częste). Miał taki okres, że zazdrościł innym, że są #1 w nauce, sam chciał zdobyć lepszy oceny, ale nie udawało mu się, dlatego ostatecznie wybrał muzykę. Przygodę z muzyką zaczął od 13 roku życia, wtedy też zaczął uczyć się pracować na MIDI. Na swój wiek był bardzo dojrzały, w 6 klasie podstawówki napisał tekst do Tomorrow. Yoongi był całkiem buntowniczy, bo zdarzało mu się nie słuchać rodziców, omijać lekcje. Sam przyznał, że gdyby był znów w tym samym wieku, co wtedy, to starałby się być lepszym synem. Przed debiutem, jak jeszcze mieszkał w swoim rodzinnym mieście Daegu, pracował dorywczo jako producent muzyczny, tworzył muzykę raperom-amatorom, którzy jednocześnie byli jego drużyną (D-Town), posiadał wtedy ksywkę ‘GLOSS’, prawdopodobnie też przy okazji ćwiczył swój rap. Ta praca dawała mu jedynie pieniądze na powrót do domu lub miskę ramen (mógł wybrać czy zjeść coś lepszego, ale wtedy nie starczało mu na powrót do domu). Na lekcjach zazwyczaj spał, bo nie miał kiedy indziej na to czasu, tyle pracował. Suga wspomniał o tym, że sam zarabiał na klawisze, sprzedawał swoją płytę (na ulicy, nawet w nocy), za którą dostał jedynie parę groszy, a nawet zdarzało mu się głodować. Suga w skicie w swoim mixtape powiedział, że jego starszy brat, jako jedyny, był przy nim cały czas przy boku. Yoongi pracował też w innych miejscach np. na cmentarzu. W jednej pracy zranił się w ramię. Suga chorował na depresję, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (OCD), fobię społeczną. Są też przypuszczenia, że chciał odebrać sobie życie (”Czasami próbowałem zasnąć w łazience” - ‘The Last’). Pomimo, że jest już z nim lepiej dalej nie przepada za ludźmi, zatłoczonymi miejscami. Jak trafił do Big Hit? Zauważył plakat o festiwalu hip-hopowym/walce na rap ‘Hit it’ więc wziął udział i zajął drugie miejsce w całej wytwórni. Funny fact jest taki, że Bang Shihyuk obiecał, że nie będzie żadnego tańczenia (BTS miało być hip-hopowym zespołem z krwi i kości, czyli zero występów tanecznych itp), ale potem przeobraziło się wszystko w kpop i Suga do dziś jest zły, że go oszukano. Gdy był trainee pewnego razu trenował taniec z chłopakami, aż w pewnym momencie po prostu wyszedł bez słowa i wbił do gabinetu Banga, mówiąc, że rezygnuje. Bang Shihyuk jednak sprawił, że Suga zmienił zdanie i wrócił na salę tańczyć. Yoongi jest ogromnym pracoholikiem, który potrafi siedzieć 5-8 godzin w studiu. Zna się na komputerach i sprzętach, ma wysoką wiedzę na ich temat (pewien profesor pochwalił jego umiejętności mówiąc, że jest dobry niczym profesor). On i reszta rapline (Hobi i RM) przez trzy lata treningu tworzyli co tydzień jedną piosenkę, aktualnie napisali/wzięli udział w napisaniu większości piosenek BTS. Stara się komponować co najmniej jedną piosenkę na dzień, sam przyznał, że pod koniec roku wychodzi ok. 200-300 piosenek. Przed poznaniem hip-hopu słuchał muzyki klasycznej (od małego grał na pianinie i nie raz na nim grał. W swoim mixtape użył swoich własnych melodii, które zagrał na pianinie). Wiadomo też, że pomimo swojego lenistwa w codziennych czynnościach jest dobry w koszykówce, w 2013 roku został zwerbowany przez pewnych licealistów do drużyny, ale z racji, że własnie wtedy zadebiutował nie miał czasu na grę. Wcześniej gdy był trainee grał w kosza w każdą niedzielę. Zazwyczaj grał jako rozgrywający lub rzucający obrońca. Są głębokie przypuszczenia, że Yoongi tak na prawdę jest biseksualny lub panseksualny - można to wywnioskować po jego wszelakich wypowiedziach i sytuacjach. Wiele razy na fansignach zaznacza, że nie zwraca dużej uwagi na wygląd, wagę, wzrost, a bardziej na charakter (ogólnie Suga nie kieruje się aż tak bardzo koreańskimi trendami piękności). Nigdy nie określił dokładnie swojego ideału dziewczyny, ale gdy został zapytany w radiu o to, jacy mężczyźni mu się podobają - zaczął opisać z szczegółami. Również pojawiła się informacja, że powiedział gdzieś w wywiadzie, że nie patrzy na płeć - wypowiedź ta została przetłumaczona wiele razy i sens słów był taki sam. Dodatkowo w cypher 3 zarapował “Nieważne czy jesteś dziewczyną czy facetem mój język doprowadzi cię aż do Hong Kongu”. Podczas promocji Love Yourself: Her odparł w wywiadzie do Billboard, gdy mówiono o miłości między tymi samymi płcami, iż “Nie ma w tym nic złego. Każdy jest równy”. Jego osobiste studio w BH nazywa się “Genius Lab”, drzwi do jego studia są na kod, w dodatku są dźwiękoszczelne - przebywa w nim większość czasu, więcej, niż w dormie, je tam i śpi, a na półkach ma nawet szampony i żele pod prysznic. Skończył Apgujeong High School i aktualnie jest studentem na Global Cyber University na kierunku  Broadcasting Performing Art. W 2013 roku Yoongi podzielił się z swoimi przemyśleniami odnośnie studiów i ogólnie szkoły: “W podstawówce byłem w top 100. Jestem studentem w Seulu. Są to studia online, więc słucham lekcji w dormie. Przez to, że jestem zajęty grafikiem i promocją nie mogę chodzić na lekcje tak często. W liceum tak naprawdę przygotowywałem się na studia artystyczne, ale gdy stałem się trainee dałem sobie spokój. Chciałem iść na kierunek związany z komponowaniem piosenek i MIDI, byłem całkiem w tym dobry, ale po odbyciu klasycznego komponowania...”.
Ciekawostki i inne fakty:
-  Suga jest znany z bycia ogromnym fanem Kumamona
- W swoje 25 urodziny (w Korei 26) wysłał jedzenie do 39 sierocińców znajdujących się na terenie Korei Południowe. Każdy sierociniec otrzymał 10kg mięsa wraz z podpisanymi albumami BTS. Wszystko zostało wysłane przez niego w imieniu ARMY, a nie swoim, a liczba 39 to odpowiednik jego daty urodzin (9.03)
- Boi się dźwięku fajerwerków
- Na swoje urodziny w 2015 roku wysłał 200+ liścików fanom, które własnoręcznie zrobił i podpisał 
- Jest bardzo dobry w gotowaniu, a jako konsument nie jest wybredny i potrafi zjeść wszystko
- Jego ojciec jest zimnym człowiekiem i raz Suga powiedział, że bardziej od duchów boi się swojego taty
- W szkole był przewodniczącym, który donosił nauczycielom co uczniowie robili źle, przez to klasa go nie lubiła
- Trenuje Judo dzięki czemu jego ciało stało się odrobinę bardziej masywne i umięśnione
- Lubi fotografować i kiedyś często chwalił się fanom swoimi zdjęciami 
- Uwielbia drażnić członków grupy, doszukiwać się szczegółów podczas gdy grają w jakąś grę, ale zna granice i wie, kiedy przestać, by kogoś nie zranić
- Ma kiepską głowę do języków, jest zły nie tylko w angielskim, ale i japońskim
- Jego nawykiem jest obgryzanie paznokci
- Trzy rzeczy, jakich nie lubi to: Tańczenie, głośne miejsca i takie, w których jest zebrana duża ilość osób
- Wiele osób myśli, że Yoongi sepleni i ma jakiś problem z wymową, aczkolwiek prawda jest inna. Największym powodem, dlaczego tak trudno zrozumieć rap Sugi jest jego dialekt z Gyeongsang, gdzie np. wymawia lekko literkę “s”, mało porusza językiem, co wpływa na wymowę tego, co wychodzi z jego ust
- Według Hoseoka ma najtwardszą głowę z BTS jeśli chodzi o alkohol
- Jest ogromnym fanem bomb kąpielowych, a w 2015 roku z ciekawości polizał jedną z nich, ponieważ myślał, że będzie smakować jak tabletka z witaminami
- Najdłużej zna się z RM, z którym ma bardzo głęboką więź, wiele ze sobą rozmawiają. Namjoon wyznał, że Spring Day opiera się na ich przyjaźni
- On i Hobi tworzą nieoficjalny duet wokalny SOPE, czasami też robią live’y na vapp jako owe duo mając na sobie charakterystyczne, pomarańczowo-białe stroje
Użyte źrodła: Mixtape ‘Agust D’, wywiady i prawdziwe wypowiedzi Sugi oraz oryginalne (tłumaczone z koreańskiego) posty z forum PANN, Halloween Party na V app.
[Nie zezwalam na kopiowanie/przerabianie]
191 notes · View notes
codziszjemnasniadanie · 8 years ago
Text
Roti ze szpinakiem, fasolką, grzybami i burattą
Jesteśmy z powrotem w Berlinie. Zajęło to, bagatela, 100 godzin lotów, albo przynajmniej prawie. Z pewnością 4 loty, trochę czasu na lotniskach w Sydney, Hongkongu i Monachium. Zaczęłam 2 marca o 4 rano, skończyłam 3-go o 7 rano, z tym że wliczyć trzeba zmianę czasu i nie mam pojęcia jak do tego podejć. No dobrze, wiem jak do tego podejść, ale odmawiam tracenia na to energii. To, co chcę pamiętać, to jak było fajnie. Mię biegająca jak szalona po każdym lotnisku, magicznie ciągnącą mnie do każdej księgarni, gdzie przypadkiem było coś związane z Peppa Pig. Jak to nawet możliwe, że 2-latek wie jak znaleźć takie miejsca i te konkretne przedmioty. W trakcie lotu głównie spała z przerwami na jedzenie lodów, oglądanie bajek i jedzenie posiłków w samolocie, które absolutnie uwielbia (tak jak ja, to długa historia, ale w skrócie oznacza to dla mnie przygodę za rogiem). Jedyne, o czym ja mogłam myśleć, to jaką jestem szczęściarą, że mam genialne dziecko, które lubi przygody, nie ma nic przeciwko, żebym oderwała ją od jej świata i zabrała na 5 tygodni na drugi koniec świata, wsadziła do starego vana i woziła naokoło wyspy. Nawet więcej, ona naprawdę to lubiła.
A teraz już jestem w domu, Tomasz zabrał Mię na weekend, żebym ja mogła się wyspać, a on znaleźć każdą zmianę na jej twarzy. Miałam spać i odpoczywać, ale w drogę weszła moja miłość do wczesnego wstawania, w czym zadecydowanie pomaga zmiana strefy czasowej. Z radością wstaję o 4 rano i zaczynam mój “dzień” od kawy, po czym siadam wygodnie i patrzę, co się dzieje na świecie. Właśnie to działo się w trakcie weekendu. Poza tym gotowałam, jadłam i cieszyłam się, że nikt nie przejmuje mojego jedzenia w przeciągu pierwszych 5-ciu sekund. Tęskniłam za gotowaniem, stylizowaniem, fotografowaniem i jedzeniem w mojej przestrzeni. Ale za Mią tęsknię bardziej. Jeśli rozważacie podróżowanie ze swoim dzieckiem przez dłuższy czas w vanie, ostrzegam, że kończy się to uzależnieniem od wyjątkowości i genialności swojego dziecka, co prowadzi to totalnej tęsknoty w każdej minucie. Do tego stopnia, że szukam vana, który zabierze nas na wyprawę po Skandynawii. Kilka dni w domu i już mnie niesie, byle z nią.
Z ostatnich ulubionych rzeczy, nie mogę przestać słuchać tej dziewczyny, grającej na ukulele i śpiewającej z serca.
Ten przepis pochodzi z mojego serca. Lub żołądka. Lub głowy. Miałam po prostu ochotę na roti. Nie jest to śniadanie z Nowej Zelandii ani z Hongkongu, ale miałam na nie niezwykłą ochotę. Roti jest proste do zrobienia i pyszne. Możecie spróbować wersję na słodko z mleczkiem skondensowanym i bananem lub z czymkolwiek chcecie. Ja miałam ochotę na szpinak, fasolkę, grzyby i burratę i to dodałam.
Potrzebujesz na roti:
75g mąki pszennej
75 g mąki białej pełnoziarnistej
100 ml wody (więcej jeśli potrzeba)
szczypta soli
Do podania:
podsmażony szpinak
podsmażona fasolka
podsmażone grzyby
buratta
cokolwiek innego, no co macie ochotę
olej do smażenia
Wsyp mąki do miski, dodaj sól i zamieszaj. Wlewaj powoli wodę i ugniataj ciasto, tak, żeby składniki się połączyły. Być może będziesz potrzebować odrobinę więcej lub mniej wody, zależy od mąki. Ugniataj ciasto przez około 10 minut, aż stanie się elastyczne i przestanie się kleić. Przykryj ścierką i zostaw na jakieś 30 minut.
Podziel ciasto na 6 części i rozwałkuj każdą na cienki placek.
Rozgrzej dobrze patelnię i po koleji kładź rozwałkowany placek i smaż z każdej strony przez około minutę lub krócej, jeśli szybciej się usmaży. Możesz dodać oliwy do smażenia, ale nie musisz.
Podawaj z czymkolwiek lubisz. Lub ze szpinakiem, fasolą, grzybami i burratą :)
Smacznego, Marta
2 notes · View notes
emocji--sinusoida · 8 years ago
Text
Jestem Twoim człowiekiem, tym do którego możesz powiedzieć, że jest Ci źle i tym, który stara się powiedzieć Ci co możesz zrobić. Kocham Cie z całej siły i mocno Cię trzymam, zwłaszcza jak wysiadasz z pociągu bo chce żebyś była. Zawsze. Jesteś dla mnie wszystkim i tylko Ciebie chce. Mam nadzieje, że myślisz to samo. Wierze w to. Stare grzechy sa nie ważne. Cienie znikają, kiedy robi się jasno, a to Ty jesteś moim światłem, ja Twoim. Wiem, że pamiętasz ten moment kiedy uświadomiłaś sobie, że mnie kochasz. Ja tez to pamiętam. To było wtedy, kiedy już kolejna noc zasypialam obok Ciebie i tej nocy już nie mogłam pozwolić żebyś o tym nie wiedziała. Wstałam i wyszłam, a Ty tak słodko spałaś. Powiedziałam Ci to już wcześniej, jeszcze zanim Cie zobaczyłam, już wtedy to wiedziałam, a po naszym spotkaniu tylko jeszcze bardziej się w tym upewniłam. Ty też już o tym wiedziałaś. I każdy dzień zaczął wyglądać inaczej. A to już prawie dwa lata, a nie ma na tym ani grama kurzu. Żyłam dla tych chwil, tak jak Ty i dalej to robię, cholernie trudno jest ale to nic, kiedy wiem, że warto. Wiem to i jestem pewna ze dla Ciebie warto zrobić wszystko. Strasznie za Tobą tęsknię tak jak Ty za mną. Dobrze wiesz jakie to uczucie. A jest coraz trudniej i przypomnij sobie maraton. Im bliżej mety... Ale na niej jest coś co nie pozwala mi się poddać i przestać biec. To bieg po szczęście. Ufam Ci tak jak Ty mi. Znam Cie i całą Twoja przeszłość, Ty moja tez i nigdzie nie jest kolorowo ale było gorzej niż jest a mimo tego jesteśmy ze sobą i to nie spowodowało, że któraś z nas zrezygnowała. To co było już nie wróci i gorzej nie będzie dlatego wiem, ze nic nas nie rozdzieli. Bywają właśnie takie dni. Chcesz tylko leżeć i płakać. Powiedz mi ile takich już za nami? I jeszcze gorszych też. Jestem z Tobą i jeśli tylko chcesz mogę leżeć z Tobą i razem płakać. I były te momenty kiedy wszystko było po naszej myśli. Tylko mało zdjęć mamy bo jakoś obie nie lubimy. Uwierz mi Kochanie ze będzie tego więcej. Może nie zdjęć ale tych momentów. A dobrze wiem jak serce pęka. Czuje to codziennie. Wiem ze Twoje czuje to samo, z mojego powodu tez często. Przepraszam. Robię dużo błędów i wiem ze mi tego nie powiesz. Nie zawsze je widzę. Pamiętaj o tym ze mi trzeba dużo tłumaczyć. Musisz ze mną rozmawiać bo tylko wtedy, po dobrej rozmowie i wyjaśnieniu wszystkiego patrzymy na siebie z uśmiechem. Brakuje nam tego. Przez te kilometry. Niedługo to się zmieni, mocno w to wierze. Nigdy nie przegrasz. Ani ja ani Ty. Dopóki mamy siebie nawzajem to nigdy nie przegramy. Bo chyba to tez o to chodzi. Żeby jedna drugiej nie pozwalała przegrać. Wiedz ze z Tobą nikt nie wygra i wiesz o czym mowie. Czy mnie zranilas? Jak każdy ale wiem ze ja Ciebie częściej. A Ty mimo tego mnie chcesz. Przepraszam. Nie udawaj ze jest dobrze. Przede mną nie musisz niczego udawać. Wiem ze ciężko się otworzyć, zwłaszcza Tobie. I ja to rozumiem, przepraszam ze czasem mecze i nie odpuszczam. Po prostu się martwię i nie chce żebyś była sama ze wszystkim. Zawsze staram się Tobą zaopiekować. Jeśli czujesz ze jesteś sama to musisz coś wiedzieć. Zawsze masz mnie. Nie ważne co się stanie, gdzie jestem i co robię. Dla Ciebie jestem zawsze. Wystarczy słowo. Masz mnie zawsze. 60 sekund w minucie. 60 minut w godzinie. 24 godziny na dobę. 7 dni w tygodniu. 366 dni w roku nawet jak ma tylko 365. I masz mnie od prawie dwóch lat i będę już zawsze. Chciałabym mieć tyle okazji do przytulania Cie i nie mieć okazji i przytulać się tak po prostu. Mogę poświęcać czy swoj cały czas, razem spełnimy nasze plany, jak naprawdę będziesz chciała to zwiedzimy świat a myślę ze czujesz ze jesteś zakochana. Poczujesz jeszcze bardziej. Obiecuję. Każdy ma gorsze dni, nieraz wkurwiam się zbyt często. Wiem to, pracuje nad tym, myślę ze jest lepiej niż było. Dam rade, zmienię się. I jeszcze troszkę Kochanie, chociaż wiem ze nie jest lekko, nie pozwolę na to żeby coś się zjebalo bo chce żebyś widziała mój uśmiech codziennie. O przyszłość martwi się chyba każdy. Ja tez się martwię, nie o nas w przyszłości ale o nasza przyszłość bo chcesz czy nie chcesz jesteś w nią wpisana na stałe i to się nie zmieni. Masz sporo problemów, zawsze mi pomagasz z moimi, wiem ze zawsze mnie wysłuchasz ale pamiętaj ze ja tez jestem. Nie pozwól mi siedzieć z założonymi rękami. Daj sobie tez pomóc. Wiesz ze ja tez potrafię słuchać. Przez messengera, telefon, skype, drzwi od łazienki. Nie jesteś złym ani zepsuty człowiekiem. To ludzie się psują ale nie przyznają się do tego. Nie bierz winy na siebie. Miłość jest jedna i jesteś nią Ty, nic tego nie zmieni, rutyna zniknie z czasem, spory zawsze będą ale na to nie mamy wpływu. I z tym wszystkim Cie kocham. I wiem ze masz już zmęczone serce. Weź moje chociaż tez już nie ma zbyt wiele sił. Wiem ze razem wystarczy jej na jeszcze ten kawałek drogi przez to piekło. Ciągle mowie że damy rade. I damy! Bo pomożemy sobie nawzajem. Spotkamy się i wtedy Ty będziesz moim jedynym planem. Nasze plany będą najważniejsze. Cały czas są na pierwszym miejscu. Zawsze z Tobą zostane. Nie ważne jak nisko będziesz. Bede tam z Tobą i nawet jeśli nie będzie łatwo z tego wyjść nie zostawię Cie. Bez Ciebie nie idę. Stworzą dla Ciebie bezpieczne i ciepłe schronienie. Choćby to miało być tylko moje ramie to wiesz ze jest Twoje. I będę pic z Tobą herbatę i przytulać się po ciężkim dniu. Bede wybaczać i zapominać. Zawsze to robię bo nie sposób się na Ciebie gniewać. Mamy za sobą już tyle końców czegoś i początków czegoś nowego. Przetrwamy każdy kolejny. Przecież to jest właśnie miłość. Niesamowitym bólem i bezsilnością jest brak Ciebie i z tego wszystkiego robię tyle głupstw. Wybacz. Łatwo jest się dac złamać w jeden moment. Ale to tylko moment a zaraz to naprawiamy. Naprawdę jestem zmęczona taką drogą i chciałabym już być gdzieś teraz z Tobą ale wierz mi że daje z siebie wszystko. Martwię się o Ciebie. Niby dajesz rade ale wiem ze jest Ci strasznie ciężko. A nie chcesz ze mną rozmawiać. Nie wiem jak Ci pomoc kiedy nie wiem co jest nie tak. Przecież mnie znasz i mi ufasz. Nie wiem dlaczego rozmowa ze mną musi być taka trudna. Możesz być pewna ze choćby nie wiem co możesz mi ufać a ja zawsze zrozumiem. Możesz mi powiedzieć co tylko chcesz. Tylko chciej. Błagam. Przestań się sobą męczyć. Daj sobie pomoc w takich chwilach. To pomaga na cały ból. Zobaczysz ze w końcu i nam wyjdzie życie a jeszcze będą nam zazdrościć i jeszcze się zdziwią bo żadna kurwa w nas nie wierzy. Nawet najbliższym to się wydaje niemożliwe. Pora komuś coś udowodnić. Wtedy zrozumiesz sens zycia. Skarbie, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz. Pamiętaj ze Cie kocham. Zawsze myślę ze mocniej się już nie da a za chwilę okazuje ze kocham Cie jeszcze mocniej niż tą chwile temu. Nie wiem co więcej mam Ci powiedzieć. Po prostu Cie kocham. Tak prosto powiedziane brzmi najlepiej i najprościej zrozumiesz. Tak po prostu Cie kocham. Bez powodu. Nie potrzebuje go. Kocham Cie i juz. Nie odrzucaj mnie. Proszę.
3 notes · View notes
jarzebinka-ff · 3 years ago
Text
Miniaturka nr. 2 - Zazdrosna Lily
Specjalnie dla @kluchaxp ;) Natchnienie pod wpływem dzisiejszego upalnego dnia: 
---
Był środek wakacji.
Ulica Pokątna tętniła życiem. Wypełniał ją kolorowy tłum czarownic, czarodziejów i magicznych postaci, mijających się w jakiejś tylko im wiadomej choreografii, która zdawała się przeważać nad ogólnym chaosem. Spiczaste tiary we wszystkich kolorach tęczy poruszały się w rytmie swoich właścicieli, sprawiając bajkowe wrażenie, jakby wyjęte z pocztówki. Różnobarwne sowy i egzotyczne ptaki przelatywały nad głowami przechodniów, niosąc w dziobach listy i paczki różnorakich rozmiarów i kształtów.
Lily westchnęła, zatrzymując się na chwilę z wielkim uśmiechem na twarzy. Ten widok nigdy jej się nie znudzi, była tego absolutnie pewna. Za każdym razem wywoływał w niej ten sam zachwyt i to samo podniecenie, jak wtedy, gdy mając jedynie jedenaście lat, zobaczyła go po raz pierwszy.
Sam fakt, że w jakiś niewiadomy sobie sposób należała do tego magicznego świata, o którym kiedyś mogła jedynie czytać w baśniach, wypełniał ją radością.  
Zerknęła na swój zegarek, który wskazywał niemal na piętnastą. Jej przyjaciółki: Dorcas i Marlene na pewno już na nią czekały w umówionym miejscu. Lily miała im tyle do powiedzenia po miesiącu wakacji, spędzonym pod jednym dachem ze zgorzkniałą Petunią. Niech tylko opowie im o jej nowym chłopaku, Vernonie! Merlinie, oczami wyobraźni widziała już ironiczny uśmiech na ustach Dorcas i słyszała w uszach dźwięczny chichot Marlene, gdy tylko dowiedzą się o wszystkich dziwactwach tego opasłego mężczyzny, który musiał być chyba największym nudziarzem, jaki kiedykolwiek stąpał po tej planecie...
— Lily! — usłyszała swoje imię. — Tutaj!
Rozejrzała się i zobaczyła uśmiechnięte twarze swoich przyjaciółek. Dorcas i Marlene machały do niej, siedząc przy jednym ze stolików słynnej lodziarni Floriana Fortescue.
— Cześć! — krzyknęła Lily, przedzierając się  w ich kierunku.
Było gorąco, więc lody wydawały się jedynym słusznym planem na to popołudnie.
— Co tam? — spytała Dorcas.
— Ah, jakoś leci — odparła Lily, nie potrafiąc przestać się uśmiechać. — Muszę wam koniecznie opowiedzieć o nowym facecie Petunii, bo to jest jakiś dramat... — Przewróciła oczami, wachlując się ulotką nowej kolekcji szat Madame Malkin, którą złapała gdzieś po drodze.
Dorcas uśmiechnęła się ironicznie, a Marlene zachichotała - dokładnie tak, jak Lily przypuszczała.
— Nawet Petunia ma faceta, a ja nie... — zirytowała się Marlene, marszcząc swój kształtny nos. 
— Czy tego się da słuchać na trzeźwo? — zażartowała Dorcas.
— Sama zobaczysz... — mruknęła nieco przesadnie Lily. — Dobrze, idę po lody, bo zaraz się rozpłynę...
Przyjaciółki skinęły jej głową, a Lily skierowała się w stronę wnętrza malutkiej kawiarnii, która oprócz lodów w chyba pięćdziesięciu różnych smakach oferowała też ciasta, rurki z kremem i pyszne kawy. Stanęła na końcu kolejki, tupiąc radośnie nogą w rytm muzyki, lecącej z gramofonu. Ten dzień nie może być już chyba lepszy - pomyślała z szerokim uśmiechem na twarzy...
Ale nagle zamarła.
Na początku długiej kolejki stał nie kto inny, jak sam James Potter. Arogancki, złośliwy szmatławiec, uważający się za zbawienie dla tej ziemi i co najmniej ósmy cud świata. Źródło jej nieustannej frustracji od pierwszego przejazdu Expresem do Hogwartu. 
Potter był odwrócony do niej bokiem. Jego ciemne włosy były równie niesforne, co zwykle, orzechowe oczy błyszczały z humorem, a na ustach miał swój słynny pokrętny uśmiech. Merlinie, ale on był przystojny...
Lily westchnęła, zła za to, że w ogóle dopuściła do siebie taką myśl. James Potter mógł być najprzystojniejszym mężczyzną na całej planecie, ale to nie zmieniało faktu, że nadal uwielbiał gnębić innych uczniów.
Ale czy na pewno...? — odezwał się złośliwy głosik w jej głowie. — Czy na pewno nadal gnębił innych uczniów tak, jak to miał w zwyczaju jeszcze rok temu?
Prawdę mówiąc, to Lily nie potrafiła sobie przypomnieć żadnego poważnego incydentu z jego udziałem, który miałby miejsce w trakcie ich szóstego roku w Hogwarcie. Może był uwikłany w parę żartów, ale niektóre z nich były nawet całkiem zabawne...
Może była niesprawiedliwa?
Fakt, że James zdawał się teraz wyższy, a jego szczupła sylwetka zaczęła nieco bardziej przypominać mężczyznę, niż chłopca nie pomagał Lily myśleć trzeźwo.
Co ma zrobić, jak James ją zobaczy? Może powinna pierwsza zagadać i powiedzieć mu cześć, żeby uniknąć zaskoczenia i upokorzenia...? Mogłaby wtedy mieć to z głowy i przestać tyle o nim myśleć, do cholery...
Ale kiedy otwarła usta, u boku Jamesa pojawiła się znajoma jej, żeńska sylwetka. Janet Kent była Krukonką, młodszą od nich o rok. Jej piękne, blond włosy były niemal idealnie proste i błyszczące, jakby dopiero co wyszła z salonu fryzjerskiego. Lily nagle boleśnie zdała sobie sprawę ze swojej rudej czupryny, która zaczynała kleić jej się do głowy pod wpływem upału...
James objął Janet ramieniem, szepcąc jej coś na ucho. Dziewczyna zachichotała, obdarzając go pełnym uwielbienia spojrzeniem.
Lily musiała mocno zacisnąć usta, by nie prychnąć na  głos...
I wtedy z przerażeniem zdała sobie sprawę, że jej wnętrzności zaczynają się nieprzyjemnie skręcać, jak węże, a jej policzki oblewają się czerwoną barwą...
Nie. Dosyć. To nie mogła być prawda. Przecież nie mogła być zazdrosna o Jamesa Pottera! Litości! To pewnie ten upał...
Nagle odechciało jej się lodów. Już miała się wycofać, gdy spostrzegła parę orzechowych oczu, wpatrujących się w nią intensywnie. Lily poczuła się tak, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Jakby stała naga w tłumie...
Teraz już nie było ucieczki.
Na przystojnej twarzy Jamesa pojawił się jego znajomy uśmiech, zupełnie jakby prześwietlił jej myśli i wiedział, że węże nagle zamieniły się w stado motyli, gotowych do odlotu.
— Co tam, Evans? — spytał pyszałkowato, a Janet, która zdawała się trzymać jego ramienia, jakby od tego zależało jej życie, jedynie skinęła jej głową, z lodowatym spojrzeniem.
— Potter — odpowiedziała chłodno Lily ze skinieniem głową. — Nic ciekawego.
— Nie wątpię — zakpił James, patrząc na nią z góry. — Pewnie odrobiłaś już zadania domowe na cały siódmy rok, co nie?
— Nie twoja sprawa — warknęła Lily, mrużąc gniewnie oczy.
James jedynie zacmokał z zadowoleniem, śmiejąc się na głos. Zupełnie, jakby drażnienie jej było jego ulubionym hobby.
— James, moje lody się topią! — poskarżyła się Janet, ciągnąc go lekko za rękę.
— Nie możesz dopuścić do takiej tragedii, Potter — zakpiła Lily, nie mogąc się powstrzymać.
James spojrzał na nią z ukosa, jakby rozważał coś w myślach, po czym puścił do niej oko i odparł ze zwykłą sobie butą:
— Do zobaczenia już niedługo, Evans.
— Nie mogę się doczekać... — mruknęła Lily, za wszelką cenę starając się nie zwracać uwagi na jego uroczy dołeczek na policzku, czy mocno zarysowaną szczękę. 
Poczuła niesamowitą ulgę, gdy wreszcie ominął ją, znikając w kolorowym tłumie.
Chyba mamy kłopoty, co? — zakpił znów cichy, bardzo irytujący głosik w jej głowie.
5 notes · View notes
mioscbogawszechmogcego · 4 years ago
Text
Zrozumiałam prawdę dotyczącą rozróżniania między prawdziwym Chrystusem a fałszywymi Chrystusami i powitałam powtórne przyjście Jezusa
Zrozumiałam prawdę dotyczącą rozróżniania między prawdziwym Chrystusem a fałszywymi Chrystusami i powitałam powtórne przyjście Jezusa
Autorstwa Xiangwang z Malezji
Uwaga wydawcy: Znaleźliśmy się teraz w kluczowym czasie powrotu Pana. Ponieważ ludzie wierzą w to, co mówią pastorzy i starsi, niektórzy z wiernych obawiają się, że zostaną oszukani przez fałszywych Chrystusów, więc stają się bierni i ostrożni – do tego stopnia, że nawet gdy słyszą, iż ktoś daje świadectwo o powrocie Pana, nadal nie ośmielają się szukać drogi. Chociaż w ten sposób unikają tego, że zostaną oszukani przez fałszywych Chrystusów, to jednak narażają się również na ryzyko odrzucenia prawdziwego Chrystusa. W jaki zatem sposób można powitać powrót Pana, jednocześnie ustrzegając się przed fałszywymi Chrystusami? Siostra Xiangwang znalazła odpowiedź, przyjrzyjmy się więc jej doświadczeniom.
Pastor nie pozwala nam słuchać kaza�� głoszonych w innych kościołach, ponieważ w czasie dni ostatecznych pojawiają się fałszywi Chrystusowie
Wierzę w Pana od dziecka, tak jak przede mną moja matka (która była diakonem kościoła i nauczycielką szkoły niedzielnej). Często uczestniczyłam w zgromadzeniach i czytałam z nią Biblię, a kiedy podrosłam, przeniosłam się z grupy dziecięcej do grupy młodzieżowej.
Pastorem, do którego obowiązków należało wygłaszanie kazań dla młodzieży, był pewien doktor teologii. Częstokroć nam powtarzał, że niełatwo jest być pastorem i że bardzo trudno jest być pastorem, jeśli nie jest się stale kierowanym przez Ducha Świętego. Dlatego też ubóstwialiśmy pastora, wierząc, że jest on osobą, którą kieruje Duch Święty i którą Pan szczególnie sobie upodobał. Gdy pastor głosił nam kazanie, zwykle przywoływał dwa wersety z Biblii: „Jeśli wtedy ktoś wam powie: Oto tu jest Chrystus, albo: Oto tam jest – nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy i będą czynić znaki i cuda, aby zwieść, o ile można, nawet wybranych” (Mk 13:21-22). Pastor mówił nam, że w dniach ostatecznych pojawi się wielu fałszywych Chrystusów i przestrzegał nas, byśmy zawsze byli ostrożni i nie chodzili słuchać innych kazań. Co zaś się tyczy zwłaszcza tych spośród nas, którzy jeszcze nie dość głęboko zanurzyli się w Biblii i których postawa jest zbyt licha, to pastor powiedział, że najlepiej będzie, jeśli nie będziemy słuchać, czytać ani zgłębiać kazań głoszonych przez przedstawicieli jakiegokolwiek innego wyznania, żeby uniknąć tego, że zostaniemy oszukani.
Poza tym pastor częstokroć wspominał o pewnych kościołach, których za wszelką cenę powinniśmy unikać, w tym o kościele Błyskawicy ze Wschodu, opowiadając nam o złej sławie, jaka otaczała Błyskawicę ze Wschodu, w następstwie czego wszyscy członkowie mojej grupy oświadczyli, że będą unikać tego kościoła. Pastor często nas pouczał, że jeśli tylko będziemy intensywnie studiować Biblię, regularnie uczestniczyć w zgromadzeniach i regularnie spełniać praktyki duchowe, codziennie wyznając przed Panem grzechy i okazując za nie żal, a także zachowując co dnia cierpliwą czujność, to po nadejściu Pana zostaniemy uniesieni do królestwa niebieskiego. Głęboko wierzyłam w to, co mówił pastor, i nie odważyłam się chadzać na kazania głoszone w innych kościołach, czyniłam też wszystko, co pastor nakazał. I tak oto miałam poczucie, że żyję w bezpiecznej strefie „oczekiwania na nadejście Pana”.
Któregoś dnia w sierpniu 2017 roku, należący do naszego kościoła brat Hu znienacka pojawił się w mojej szkole, rozpytując o mnie. „Mam ci do powiedzenia coś bardzo ważnego,” powiedział ze śmiertelną powagą. „Wygląda na to, że twoja mama i siostra wierzą teraz w Błyskawicę ze Wschodu”. Wieści te wprawiły mnie w zdumienie. „Czyż pastor nie powtarzał nam bez końca, żebyśmy trzymali się z daleka od Błyskawicy ze Wschodu? Jakże moja mama mogła zacząć w niego wierzyć?”. Następnie brat Hu zaczął mówić o złej sławie otaczającej Błyskawicę ze Wschodu, a im więcej słyszałam, tym większy lęk mnie ogarniał, aż w końcu wpadłam w panikę. Nie mogłam przestać myśleć: „Co mogę zrobić? Co mogę zrobić?” I wtedy brat Hu powiedział: „Biegnij do domu i zapytaj mamę, czy naprawdę zaczęła wierzyć w Błyskawicę ze Wschodu. Ale kiedy będziesz ją pytać, udawaj, że o niczym nie wiesz. Najpierw wysłuchaj tego, co ma do powiedzenia, a potem przekaż mi nagranie z waszej rozmowy”. Ponieważ bałam się, że mama zbłądziła, zgodziłam się.
Spieram się z moją mamą
Rzecz jasna, gdy tylko wróciłam do domu, mama oznajmiła mi, że Pan Jezus powrócił jako Bóg Wszechmogący i że w dniach ostatecznych Bóg Wszechmogący wyraził wiele słów i wypełniał dzieło sądu, które zaczyna się w domu Boga, w celu oczyszczenia i przemienienia człowieka oraz pełnego zbawienia go z więzów grzechu. Następnie mówiła, że jest to ostatni etap Bożego dzieła mającego na celu zbawienie ludzkości i że jeśli nam on umknie, stracimy ostatnią szansę na bycie zbawionym. Powiedziała też, że ma nadzieję, iż czym prędzej przyjrzę się Bożemu dziełu dni ostatecznych i zacznę uczestniczyć w zgromadzeniach Kościoła Boga Wszechmogącego. Kiedy to powiedziała, nagle pomyślałam sobie o złej sławie otaczającej Błyskawicę ze Wschodu, o której wcześniej mówił brat Hu. Poczułam silną rozterkę. Aby jednak w tajemnicy nagrać naszą rozmowę, powściągnęłam uczucia i nadal jej słuchałam.
Nazajutrz mama poprosiła mnie, żebym w trybie online uczestniczyła w zgromadzeniu Kościoła Boga Wszechmogącego, ale natychmiast jej przerwałam, mówiąc: „Mamo, nie będę uczestniczyć w ich zgromadzeniach, ty też nie powinnaś. Wydaje mi się, że coraz bardziej się ku nim skłaniasz”. Mama odparła spokojnie: „Od kiedy uczestniczę w zgromadzeniach i rozmawiam we wspólnocie z braćmi i siostrami z Kościoła Boga Wszechmogącego, zyskałam nową świadomość i zrozumienie słów Boga zawartych w Biblii. Mam też w sercu pewność, że ich rozmowy we wspólnocie wypełnione są światłem i że ich źródłem jest oświecenie przez Ducha Świętego. Co więcej, dzięki słowom Boga Wszechmogącego mogłam rozwiązać wiele problemów, co do których miałam mętlik w głowie: teraz jestem całkowicie pewna, że w Kościele Boga Wszechmogącego obecne jest dzieło Ducha Świętego i że słowa wyrażone przez Boga Wszechmogącego stanowią prawdę…”. Na tamtym etapie mój umysł był pełen pojęć dotyczących Błyskawicy ze Wschodu i najzwyczajniej nie przyjmowałam niczego, co mówiła mama. Potem weszłam do Internetu, żeby jej pokazać negatywne opinie na temat Błyskawicy ze Wschodu, o których mówił mi brat Hu i powiedziałam: „Widzisz, mamo? Wszystko jest tutaj, w sieci, wyraźnie powiedziane. Nasz pastor też często nam powtarza, żebyśmy nie badali Błyskawicy ze Wschodu. Obiecaj mi proszę, że od tej pory nie będziesz mieć z nimi nic wspólnego”.
Mama nawet nie spojrzała na negatywne opinie w sieci, w dalszym ciągu cierpliwie mi wyjaśniając: „Droga córko, komunistyczny rząd Chin jest organizacją ateistyczną, która gardzi pojawieniem się Boga i Jego dziełem oraz wszystkimi ludźmi wyznającymi jakąkolwiek wiarę religijną. Chrześcijaństwo i katolicyzm są w Chinach potępione przez KPCh jako sekty, a Biblia jako książka sekciarska. Niezliczoną ilość jej egzemplarzy spalono lub zniszczono, obecnie zabroniona jest w Chinach nawet jej sprzedaż. Wielu chrześcijan i katolików jest aresztowanych, prześladowanych i uwięzionych przez KPCh, niektórzy zostali nawet okaleczeni lub zabici. Międzynarodowe grupy broniące praw człowieka i państwa zachodnie wielokrotnie i z całą mocą potępiały chiński rząd komunistyczny. Czy naprawdę wierzysz słowom tego wojującego z Bogiem, szatańskiego reżimu? Czyżby miał on kwalifikacje do tego, by oceniać i potępiać pojawienie się Boga i Jego dzieło? Dlaczego pastorzy i starsi blokują nam wgląd w Boże dzieło dni ostatecznych? Czy ich działania współbrzmią z naukami Pana? Pan Jezus powiedział: »Błogosławieni ubodzy w duchu, ponieważ do nich należy królestwo niebieskie« (Mt 5:3). Z tych słów Pana widać, że chce On, byśmy byli poszukiwaczami o otwartych umysłach, którzy aktywnie dociekają prawdziwości słów każdego, kto zaświadcza o powrocie Pana, gdyż tylko wtedy możemy powitać ten powrót. Droga córko, dlaczego, widząc, jak wierzymy w Pana, nie wsłuchać się w Jego słowa zamiast wysłuchiwać tego, co mówią inni? Czy jeśli uwierzymy w to, co mówi pastor, i jeśli staniemy się bierni i ostrożni, dając wiarę kalumniom rozgłaszanym przez szatański reżim, będziemy postępować zgodnie z wolą Pana? Czyż nie sprzeciwiamy się w ten sposób słowom Pana? Żydowscy wyznawcy z czasów Jezusa nie byli poszukującymi ani nie analizowali ewangelii Pana, ślepo wierząc w plotki na Jego temat fabrykowane przez faryzeuszy. W rezultacie sprzeciwili się Panu Jezusowi i Go potępili, a ostatecznie przybili Go do krzyża i dlatego zostali ukarani przez Boga. Jako wyznawcy Boga musimy wyciągnąć wnioski z błędu Żydów i nie możemy zaprzepaścić szansy powitania Pana. Księga Objawienia zawiera wiele proroctw na ten temat: »Kto ma uszy, niech słucha, co Duch mówi do kościołów« (Obj 2, 3). Na podstawie tego wersetu widzimy, że kiedy Pan powróci, wypowie jeszcze więcej słów, więc jeśli chcemy przywitać Jego powrót, to musimy nauczyć się wsłuchiwać w Boży głos. Jedynie czytając i analizując słowa Boga Wszechmogącego dowiesz się, czy są one głosem Boga, czy też nie”. Powiedziawszy, co miała do powiedzenia, mama sięgnęła po książkę zatytułowaną „Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych” i chciała mi ją podać.
Spojrzałam na książkę, ale jej nie wzięłam. Ponieważ nadal nie mogłam zaakceptować tego, co powiedziała, stwierdziłam tylko: „Nie chcę tego czytać”, po czym odwróciłam się i poszłam do swojego pokoju.
Ponieważ byłam w rozterce, chciałam poznać wolę Boga
Siedząc przy biurku, wyciszyłam się i zaczęłam rozmyślać o tym, co przed chwilą powiedziała mi mama. Pomyślałam sobie: „Tak naprawdę, to, co powiedziała, wcale nie było bez sensu. Błyskawica ze Wschodu poświadcza, że Pan powrócił, a tymczasem ja na ślepo wierzyłam w słowa pastora i uwierzyłam w kalumnie, jakimi chiński rząd komunistyczny obrzuca Błyskawicę ze Wschodu, mimo że nie zaznajomiłam się nawet ze słowami wyrażonymi przez Boga Wszechmogącego, co teraz wydaje mi się arbitralną decyzją. Jeśli Bóg Wszechmogący rzeczywiście jest Panem Jezusem, który powrócił, a ja Go nie przyjmę, wówczas stracę szansę powitania Pana. Jednak pastor zawsze nas poucza, że w czasie dni ostatecznych pojawią się fałszywi Chrystusowie, jeśli więc przez przypadek zbłądzę, czyż cała moja wiara w Pana nie pójdzie na marne?” Serce zaczęło mi bić szybciej i już sama nie wiedziałam, komu wierzyć, więc zwróciłam się do Pana: „Panie! Zawsze wyczekiwałam Twojego powrotu, ale teraz boję się, że zwiodą mnie fałszywi Chrystusowie, którzy pojawiają się w dniach ostatecznych. O Panie! Ludzie z Błyskawicy ze Wschodu dają świadectwo, że powróciłeś, jeśli więc naprawdę powróciłeś jako Bóg Wszechmogący, to proszę Cię, byś mnie oświecił i prowadził oraz pozwolił mi rozpoznać Twój głos”.
Następnego dnia mama znów zaczęła mnie zachęcać do uczestnictwa w jednym ze zgromadzeń jej kościoła. Z niejakim wahaniem postanowiłam, że wejdę do Internetu i posłucham, co mają do powiedzenia.
Gdy tylko spotkanie się rozpoczęło, poczułam wielkie podniecenie i tak naprawdę nie słuchałam tego, o czym rozmawiają bracia i siostry. Brat Zhang omawiał we wspólnocie takie aspekty prawdy jak Boży plan zarządzania dotyczący zbawienia ludzkości, tajemnica trzech etapów realizacji Bożego dzieła, jak również dzieła sądu, dokonywanego przez Boga w dniach ostatecznych. Serce mi drgnęło, a im bardziej się przysłuchiwałam, tym bardziej zaczęło mnie przepełniać uczucie świeżości i nowości. Choć już wcześniej chodziłam na zajęcia z lektury Biblii, w ich trakcie kaznodzieja mówił tylko o cudownej naturze Bożego dzieła, wspominając o uczynionych przez Boga cudach albo o tym, jak to święci z przeszłości podporządkowywali się Bogu, wypełniając jego polecenia itd. Ani razu nie wspomniał o Bożym planie zarządzania mającym na celu zbawienie ludzkości. Dzięki omówieniu brata Zhanga zyskałam pewien poziom zrozumienia Bożego dzieła zarządzania ludzkością. Wszystkie poruszane kwestie były sprawami, których nie nigdy wcześniej nie rozumiałam, choć od tak wielu lat czytałam Biblię. Kiedy zgromadzenie dobiegło końca, zmieniłam swe zamiary. Postanowiłam najpierw przeanalizować dzieło Boga Wszechmogącego z okresu dni ostatecznych, a następnie skasować nagraną wcześniej przez siebie rozmowę z mamą.
Panny mądre słyszą głos Boga
W czasie zgromadzenia, jakie odbyło się trzeciego dnia, rozmawialiśmy o różnicy dzielącej panny mądre od panien głupich. Brat Zhang powiedział: „Panny mądre są mądre, ponieważ wyczekują na zjawienie się Boga i potrafią słuchać Bożego głosu. Są inteligentne i mają charakter, są też osobami miłującymi prawdę i szukającymi prawdy. Kiedy więc słyszą nowinę, że oto nadszedł Pan, podejmują poszukiwania i dowiadują się o Nim: tacy ludzie nie mogą zostać oszukani przez fałszywych Chrystusów. Panny głupie nie miłują prawdy, nie przykładają wagi do słuchania głosu Boga, nie wiedzą też, jak należy to czynić; mają zamęt w głowach, niczego nie widzą, co zaś się tyczy nadejścia Pana, to potrafią tylko się upierać przy własnych pojęciach i wyobrażeniach, stając na przeszkodzie Bożemu dziełu i je kwestionując. Na przykład niektórzy bracia i niektóre siostry w ramach swojej wiary nie przykładają wagi do wsłuchiwania się w słowa Pana, lecz wierzą w to wszystko, co mówią pastorzy i starsi. Cokolwiek pastorzy i starsi powiedzą, ludzie ci w to wierzą, a chociaż formalnie wierzą w Pana, tak naprawdę idą za pastorami i starszymi i to im dają posłuch. Istnieją jeszcze bracia i siostry, którzy koncentrują się tylko na byciu ostrożnym wobec fałszywych Chrystusów i którzy nie podejmują poszukiwań ani dociekań nawet wtedy, gdy słyszą, że ktoś szerzy wieści o powrocie Pana – czyż taka postawa nie jest jak wyrzekanie się jedzenia z obawy, by się nie udławić? Czy tacy ludzie są w stanie przywitać powrót Pana?”
Słowa brata Zhanga odświeżyły moją pamięć i pomyślałam: „Wszystko to prawda! Już od tak dawna wierzę w słowa mojego pastora i nie wnikałam w dzieło Boga dni ostatecznych. Jeśli Bóg Wszechmogący naprawdę jest Panem Jezusem, który powrócił, to czyż fakt ten nie czyni ze mnie panny głupiej, która została obnażona? Pan Jezus powiedział: »Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, pukajcie, a będzie wam otworzone« (Mt 7:7). Odkąd sięgam pamięcią, nie mogłam się doczekać, aż przywitam Pana i oto Kościół Boga Wszechmogącego poświadcza, że Pan powrócił. Powinnam być panną mądrą, intensywnie poszukiwać dzieła Boga Wszechmogącego dni ostatecznych i je zgłębiać, gdyż tylko to współbrzmi z wolą Boga”. I tak, postanowiłam dalej badać dzieło Boga Wszechmogącego dni ostatecznych.
Jak odróżnić prawdziwego Chrystusa od fałszywych Chrystusów
Na zgromadzeniu odbywającym się następnego dnia zadałam pytanie: „Bracie, wczoraj powiedziałeś, że kluczem do tego, by stać się panną mądrą, jest świadome wsłuchiwanie się w Boży głos. Mam wrażenie, że znalazłam się na ścieżce wiodącej do poznania Bożego dzieła dni ostatecznych. Jednak mój pastor często powtarza w swych kazaniach, że w dniach ostatecznych pojawią się fałszywi Chrystusowie, by zwodzić ludzi, w jaki zatem sposób możemy odróżnić prawdziwego Chrystusa od fałszywych Chrystusów? Nie rozumiem tego aspektu prawdy, dlatego zastanawiam się, czy nie mógłbyś omówić dla mnie tej kwestii”.
Brat Zhang odrzekł: „Zadane przez ciebie pytanie ma kluczowe znaczenie, gdyż odnosi się bezpośrednio do tego, czy możemy powitać powrót Pana, czy też nie możemy tego uczynić. Dopóki jesteśmy w stanie zrozumieć prawdę na temat odróżnienia prawdziwego Chrystusa od fałszywych Chrystusów, dopóty – niezależnie od tego, w jaki sposób fałszywi Chrystusowie mogliby próbować się podszyć pod Chrystusa prawdziwego – nie damy im się oszukać. Odnośnie do tego, w jaki sposób odróżnić prawdziwego Chrystusa od fałszywych Chrystusów, to słowa Pana brzmią: »Jeśli wtedy ktoś wam powie: Oto tu jest Chrystus, albo: Jest tam – nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy i będą czynić wielkie znaki i cuda, żeby zwieść, o ile można, nawet wybranych« (Mt 24:23-24). Słowa te wyraźnie mówią nam, że fałszywi Chrystusowie w dniach ostatecznych w celu zwodzenia ludzi będą czynić użytek głównie ze znaków i cudów. Ponieważ fałszywi Chrystusowie pozbawieni są prawdy, zaś ich istota tożsama jest z istotą złych duchów i demonów, mogą oni tylko naśladować minione dzieła Boga i czynić pewne proste znaki i cuda – bądź też błędnie interpretować Biblię, by siać zamęt w umysłach ludzi przy pomocy zawiłych teorii. Tylko Chrystus jest prawdą, drogą i życiem – i tylko On może wyrazić prawdę, wskazać nam drogę i dać życie. Wszyscy ci, którzy zwą się Chrystusem, lecz nie potrafią wyrazić prawdy, drogi ani życia – są z pewnością fałszywymi Chrystusami i szalbierzami – oto zasada, na podstawie której jesteśmy w stanie uchwycić podstawową cechę fałszywych Chrystusów”.
Wysłuchawszy tego omówienia brata, jeszcze raz uważnie przeczytałam przywołany fragment Biblii i nagle wszystko stało się jasne: „Tak, w Biblii z całą mocą powiada się, że fałszywi Chrystusowie czynić będą wielkie znaki i cuda, by oszukać ludzi. Jak więc jest możliwe, że tak zaznajomieni z Biblią pastorzy nie dostrzegli tej zasady, dzięki której możemy rozpoznać fałszywych Chrystusów?”
Brat Zhang rozesłał fragment ze słowami Boga Wszechmogącego: „Jeśli, w trakcie trwania dnia dzisiejszego, powstanie osoba, która będzie w stanie ukazywać znaki i cuda, wyganiać demony, uzdrawiać chorych i czynić wiele cudownych rzeczy, a także jeśli ta osoba będzie twierdzić, że jest Jezusem, który przybył, to będzie to oszustwo złych duchów i ich imitacja Jezusa. Pamiętajcie o tym! Bóg nie powtarza tego samego dzieła. Etap dzieła Jezusa został już ukończony, a Bóg nigdy więcej nie podejmie tego etapu dzieła. (…) Jeśli w ciągu dni ostatecznych Bóg ciągle ukazywałby znaki oraz cuda i ciągle by wyganiał demony oraz uzdrawiał chorych – gdyby robił dokładnie to samo, co Jezus – to powtarzałby to samo dzieło, a dzieło Jezusa nie miałoby znaczenia ani wartości. A zatem Bóg wykonuje jeden etap dzieła w każdym wieku. Kiedy każdy etap Jego dzieła jest zakończony, wkrótce zostaje podrobiony przez złe duchy. A gdy szatan zaczyna deptać Bogu po piętach, Bóg zmienia metodę na inną. Kiedy Bóg dokończy pewien etap swego dzieła, jest on imitowany przez złe duchy. Musicie mieć co do tego jasność” („Poznawanie Bożego dzieła w dniu dzisiejszym” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”).
Brat Zhang dokonał takiego oto omówienia: „Ze słów Boga Wszechmogącego możemy wywnioskować, że jest On Bogiem zawsze nowym, nie zaś Bogiem starym; nigdy też nie dokonuje tego samego dzieła dwa razy. Za każdym razem Bóg rozpoczyna nowy etap swego dzieła, wyraża nowe słowa i otwiera przed człowiekiem nowe ścieżki praktyki. Na przykład Pan Jezus, gdy już przyszedł, wcale nie powtarzał dzieła, jakim było ogłoszenie praw i przykazań, lecz posłużył się tym dziełem jako fundamentem dzieła odkupienia całej ludzkości, zaś przed ludźmi owych czasów otworzył nowe ścieżki praktyki. Na przykład nauczał ludzi, że mają się spowiadać i okazywać skruchę, miłować wrogów, nauczyć wzajemnie sobie wynaczać i się miłować itd. Teraz Bóg Wszechmogący pojawił się w dniach ostatecznych i nie wyraża już ponownie drogi skruchy, lecz posługuje się dziełem odkupienia jako fundamentem, na którym należy dokonać dzieła osądzania i oczyszczania człowieka za pośrednictwem słów. W ramach tego etapu dzieła Bóg nie czyni znaków ani cudów, lecz wyraża słowa w kontekście praktycznym, w celu ujawnienia naszego skażonego usposobienia i osądzenia naszej niesprawiedliwości. Jednocześnie Bóg obdarza nas wszystkimi prawdami, które są nam niezbędne do osiągnięcia prawdziwego zbawienia, i umożliwia nam zrozumienie ścieżki wiodącej do przemiany usposobienia, dzięki której moglibyśmy uwolnić się od skażonego usposobienia i zostać wprowadzeni przez Boga do Jego królestwa. Z drugiej strony, większość fałszywych Chrystusów jest opętana przez złe duchy i cechuje się wielką, wręcz absurdalną pychą. Nie są oni w stanie zapoczątkować nowych wieków ani też doprowadzić wieków do końca, a tym bardziej nie potrafią wyrazić prawdy, by ukazać ludziom drogę wiodącą do przemiany usposobienia. Mogą jedynie naśladować dzieło Jezusa z przeszłości, mogą czynić jakieś proste znaki i cuda, aby oszukiwać ludzi. Co się zaś tyczy cudów wielkich, czynionych przez Pana Jezusa, takich jak wskrzeszanie zmarłych i nakarmienie pięciu tysięcy ludzi dwiema rybami i pięcioma bochenkami chleba, to fałszywi Chrystusowie po prostu nie są w stanie powtórzyć takich czynów, gdyż tylko Bóg posiada taką władzę i moc, zaś fałszywi Chrystusowie nigdy nie zdołają osiągnąć podobnych rzeczy”.
Jedynie dzięki temu omówieniu zaczęłam rozumieć, że dzieło Boga jest czymś zawsze nowym i nigdy się nie starzeje, zaś fałszywi Chrystusowie są w stanie naśladować jedynie dzieła Boga dokonane w przeszłości oraz czynić tylko kilka prostych znaków i cudów. Nie potrafią oni wykonywać dzieła Boga, dopóki więc rozumiemy zasady kryjące się za dziełem Boga, dopóty nie zostaniemy zwiedzeni. Zawsze się martwiłam, że zostanę oszukana i nie odważyłam się słuchać żadnych kazań głoszonych przez Błyskawicę ze Wschodu – a tym bardziej nie odważyłam się poszukiwać i zgłębiać dzieła Boga Wszechmogącego dni ostatecznych. Zamiast tego zamknęłam się w swoim kościele, słuchałam głoszonych tam kazań i modliłam się do Pana, myśląc, że jest to najbezpieczniejsza droga i że w przyszłości na powrót zjednoczę się z Panem. Rozmyślając o tym wszystkim teraz, sądzę, że taka bierność i ostrożność, zastępujące aktywne próby zrozumienia wypowiedzi Pana w dniach ostatecznych, rzeczywiście mogły sprawić, że ominęłaby mnie szansa powitania Pana.
Źródło artykułu: Kościół Wszechmogącego Boga
„Miłość Boga rozlewa się jak woda źródlana i jest dana tobie i mnie, i jemu, i tym wszystkim, którzy rzeczywiście szukają prawdy i oczekują ukazania się Boga”. Chcesz dowiedzieć się, jak powitać powrót Pana Jezusa? Z radością z Tobą porozmawiamy.
https://chat.whatsapp.com/CLZbzIEDHcX57iq2aFaesW
0 notes