#mam 20 lat i nie wiem co się dzieje
Explore tagged Tumblr posts
jallentine · 2 months ago
Text
Wszystko się zmieniło w momencie kiedy uderzyła mnie świadomość - nikt o mnie nie zadba, jeśli nie zrobię tego sama. Generalnie wszystko spoczywa na moich barkach i nikt, absolutnie nikt, mnie nie uratuje. Szukałam rycerzy na białym koniu, którzy przyszli by i uratowali mnie jak księżniczkę, ale tak nigdy nie będzie. Sama chcę się ocalić. Zresztą jestem tego warta, nie jestem moją chorobą ani moimi zaburzeniami. Jak sama nazwa wskazuje, w pewnym momencie coś się zepsuło i zaburzyło moje postrzeganie świata. To jest infekcja neuronów, organów, całego ciała.
Co najlepsze, jestem naprawdę fajną osobą. Ludzie chcą mnie poznawać, jestem kreatywna i kocham sztukę. Może czasem kogoś rozbawię. Lubię dziwne ubrania, pstrokate kolory i towarzystwo. Coś zupełnie innego niż to, co ludzie o mnie uważają.
Prawdę mówiąc dopiero teraz zaczynam siebie poznawać. O ile można tak stwierdzić, bo mam zaburzony obraz siebie i jestem całkowicie obcą dla siebie osobą. Za to jestem wdzięczna dorosłości, że mam okazję odkrywać świat zupełnie na nowo, zniszczyć ten dotychczasowy obraz wykreowany przez ostatnie lata.
Życie jest serio spoko i mówię to poważnie. Dbajcie o siebie.
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 4 months ago
Text
Frustracja i strach
20.08.2024
Wkurza mnie ta niechronologiczność tumblera.
Nie mam szans nic nadrobić.
Jutro podpisuję umowę o realizację grantu (z ponad miesięcznym opóźnieniem, kurwa). Jest ekscytacja i jest strach - tak na to czekałam, a teraz nie mogę się zmusić, żeby przejrzeć tę umowę. Podchodzę do tego jak do gorącego ziemniaka. Boję się. A co jak nie dowiozę? Ech. No martwię się.
Tworzę też z koleżanką od tego projektu treść e-booka. Docelowo ma to być przystępna treść dla każdego laika, z uwagi na moją dysortografię przewidziałam dla nas w budżecie usługę profesjonalnej redakcji i korekcji. Ale po tym, jak już to stworzymy i realizujemy (!) mam nadzieję znowu naszą treść zredagować i obciąć z tego co czyni tekst przyjemnym dla czytelnika, dodać przypisy i... zgłosić materiał na konferencję naukową.
Ech.
Rzecz w tym, że po wymianie kilku zdań pod moim wpisem sprzed kilku tygodni z @trombocytopenia-blog porzuciłam myśli o wydaniu swojej pracy przed 30 września. Nierealne.
Ale.
Poszłam na kilka konferencji naukowych dotyczących tematyki, jaką porusza mój projekt i... szczerze mówiąc byłam co najmniej zaskoczona powierzchownością tych referatów. Jedna dziewczyna dodała rzeczy o których nie wiedziałam i których nie ujęłam w naszej pracy semestralnej. Cała reszta prelegentów poruszała tematy, które ujęłyśmy w naszej pracy - co jest w jakiś sposób budujące i frustrujące, bo oni rozwlekli na 15 min przemowy to, co my zawarłyśmy w 10-minutach naszego zaliczeniowego filmu (trwającego 45 min.), a co mam wrażenie, że lepiej zresearchowałyśmy i miałyśmy więcej źródeł, większą próbę badania itp.
Wzięłam do tej jednej laski namiary - niech się dzieje.
Wymieniłam dziś też ten "wisiorek zaręczynowy", który mój narzeczony zerwał ściągając koszulkę (żył niecały tydzień, ech) i odbyłam certyfikowany kurs pierwszej pomocy. Bardzo to było ciekawe doświadczenie. Zdarzało mi się już udzielać pierwszej pomocy w życiu, jestem już po takim kursie (przed maturą robiłam). Jedynie tym razem było lepiej i ciekawiej niż kiedyś. Pracowałam łącznie z grupą jakichś 20 ratowników, było 6 stanowisk i 10 fantomów, była też praca w parach z zakładania różnego rodzaju opatrunków. O ile opatrywanie amputowanej kończyny czy wypadających flaków było dla mnie ciężkie psychicznie - tj. niby wiem, że to fantom, ale jednak wyobrażenie sobie, że mogłabym pracować z prawdziwym kawałkiem człowieka jeżył włos na kręgosłupie. Nie brzydziło mnie to. Po prostu wyobrażenie sobie konsekwencji takiego wypadku i bólu jakie musiał powodować u tej poszkodowanej osoby był dla mnie ciężki jak cholera. Bałam się, że jeżeli zrobię coś źle to mogę przysporzyć temu człowiekowi jeszcze więcej bólu - to jeżyło mi włosy na głowie. ALE kiedy na jednym ze stanowisk musiałam pracować nad pierwszą pomocą niesioną dzieciom, musiałam TRZYMAĆ w rękach pantoma niemowlaka i resuscytować go, uczyć się jak go uratować przed zadławieniem... A potem dostałam do rąk tors dziecka w wieku 2-3 lat i to samo miałam robić... ręce mi się trzęsły i myślałam, że zwymiotuję ze stresu. Pociłam się, hiperwentylowałam. Przeżywałam dotykanie tak małych i kruchych ludzi jak najgorszą karę. Boję się dzieci. Tak małych dzieci. Strasznie... Boję się, że muszę być za nie odpowiedzialna. To jest taki ciężar.... Dla mnie paraliżujący i mocno poza strefą komfortu. To za dużo dla mnie.
Dla kontrastu - zupełnie się nie bałam na stanowisku z fantomem w wieku 8-10 lat. Miałam chłopcu uciskać i patrzeć nogę. I było git. Też praca w parze z dziewczynką, współkursantką, w wieku dumnych lat 9 była spoko. Bez strachu - pełna komunikacja, rozmiar bliższy mojemu, ani to małe, ani wiotkie. W porządku dziewczątko.
Bardzo dużo się nauczyłam i jestem za to bardzo wdzięczna.
Aktualizacja wiedzy z zakresu udzielania pierwszej pomocy od czasu do czasu jest wskazana, polecam. Można się dowiedzieć ciekawych rzeczy np: żelową maseczkę na pyszczek warto mieć przy sobie by ratować osobę z oparzeniami (tak się składa, że to mam częściej przy sobie niż przeznaczony ku temu opatrunek żelowy). Inna ciekawa rzecz, którą mi dziś zdementowano: jak masz reakcję anafilaktyczną to tylko zastrzyk z adrenaliny i tel na pogotowie, żadnego wapna do picia, bo to nie pomaga, dowiedziono tego naukowo. Dla mnie szok. Dziś uczyłam się podawać zastrzyk z adrenaliną (ten na receptę i ten dostępny bez recepty, z apteki - NIE MIAŁAM POJĘCIA, że takie coś można tak łatwo dostać!). Zestawiłam mimo chodem kilka sytuacji ze swojego życia z wiedzą ratowników dzisiaj i okazało się, że kilka razy ZNOWU lekarze zawiedli koncertowo. Teraz zła na to jestem, bo wspominałam sytuację, kiedy dostałam silnej reakcji alergicznej. Ale naprawdę silnej w opór! To był event, który organizowałam, wszystko ęą, nawet się w szpilki wtedy przebrałam w biurze. Event-pokaz produktów używanych na szkoleniach medycyny estetycznej. Więc miałam pod swoją pieczą biuro, gabinety, dwie asystentki, jednego naszego handlowca, dwoje szkoleniowców (lekarzy) i do ogarnięcia wejściówki, broszury, materiały naukowe, kawusie, catering, modelki. No i oczywiście zaproszonych na event lekarzy. Gdzieś w locie, po drodze chwyciłam kanapeczkę z pater dostarczonych przez firmę cateringową i po pierwszej godzinie pokazu zaczęłam puchnąć. Nie mam pojęcia co było w tej kanapce, bo jadłam ją przy kompie, wypełniając dokumenty do pracy. Coś mnie uczuliło. I to akurat wtedy. Zaczęła mi puchnąć połowa twarzy - warga od połowy była wieka i unieruchomiona jak przy znieczuleniu stomatologicznym. Policzek mi puchnął od wewnątrz, język również. I jedno oko, które w dodatku łzawiło (a przypominam: byłam odstrzelona na event, make up, stylówka, szpilki itp). Moje dziewczyny z biura jak obczaiły jak wyglądam to zaczęły chichrać. Sama jak siebie zobaczyłam w lustrze to buchnęłam śmiechem, trochę takim gorzkim, bo AKURAT TERAZ MUSIAŁO SIĘ TO WYDARZYĆ!? xD xD Do tamtej chwilii nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło, więc zaczęłam od poproszenia na bok mojej pracowniczki-szkoleniowca, anestezjolożki i poproszenia o poradę co mam robić. Oczywiście jak mnie zobaczyła to roześmiała się - naprawdę to wyglądało zabawnie, nie dziwię się - i kazała mi wypić wapno. Zapewniła, że po wapnie przejdzie. A jak nie przejdzie to jechać na pogotowie. Nie miałam wapna przy sobie (bo i po co?), więc zostawiłam event pod pieczą dziewczyn i wyskoczyłam do apteki. Dopiero farmaceutki widząc co się ze mną dzieje owszem, sprzedały wapno, ale słysząc, że nie wybieram się natychmiast na pogotowie - podały mi tam, na miejscu maść antyhistaminową. Nim wypiłam to wapno obrzęk zaczynał ustępować, a ja wróciłam do pracy. Idiotka. I w przerwie kawowej, kiedy ten obrzęk był mniejszy (a przez to już nie tak śmiesznie zniekształcający moja twarz jak początkowo) lekarze obecni na evencie pytali mnie co się mi stało w twarz, checheszkowali, że makijaż mi się rozmył i żebym lepiej uważała na orzechy (nie mam pojęcia czy to z powodu orzechów - od tamtego czasu jadłam masę orzechów, a podobnej reakcji nie miałam). Nie pamiętam by ktokolwiek zapytał o moje samopoczucie. Tylko szkoleniowiec 2 dni później zapytała czy pojechałam na pogotowie.
Dziś pan ratownik, a właściwie pan pracownik akademicki, wysłuchawszy mojej historii tylko rozłożył ręce i zaśmiał się gorzko, a potem sarknął "bo to byli lekarze parający się estetyką, czyli chcący robić pieniądze, a nie leczyć ludzi". Powiedział, że prawidłowe postępowanie w takiej sytuacji to podanie mi odpowiedniego zastrzyku przez lekarza lub ratownika, a jeżeli nie było to możliwe, to należało natychmiast wezwać do mnie karetkę - nie wysyłać mnie na pogotowie, gdzie mogłabym nawet nie zdążyć dojechać. I to nie ja zrąbałam - ja, jako osoba, u której pierwszy raz wystąpiła ostra reakcja alergiczna nie miałam ani obowiązku wiedzieć jak postępować, a w dodatku przez całą sytuację mogłam być w szoku. To osoba udzielająca mi pierwszej pomocy powinna była wezwać karetkę.
Kurwa.
Cieszę się, że tam nie pracuję już.
Ale szkolenie było super.
I ten łańcuszek wymieniłam w Kruku bez problemu. Jak super... a do umowy wciąż nie zajrzałam, bo bardzo się boję...
13 notes · View notes
kasja93 · 2 years ago
Text
Siemanko!
Tumblr media
Obudziły mnie uszaki nad ranem. Wstałam, nakarmiłam i wróciłam do łóżka. W ciągu tych kilku godzin drzemki Jerry się nade mną znęcał. Właził pod kołdrę by dziabnąć mnie w stopę. Bezczelny dziad. Uspokoił się trochę jak go złapałam i przytuliłam xD już nie chciał się do mnie zbliżać do końca dnia. Jakoś przed 8 rano obudziła mnie moja siostrzana dusza @pozarta. Pogadałyśmy trochę po czym poszłam do sklepu. Kupiłam pomidory na promce w netto. Dzięki za polecajkę @rexie-lulaby :3 Kupiłam również składniki na kolejne ciasto - tym razem będzie to bomba kaloryczna, ale to nie dla mnie. Dostałam misje specjalną by we wtorek po zdjęciu szwów wpaść z ciachem do rodziców, gdyż robią małą imprezkę dla spoko sąsiadów z okazji wyprowadzki. Przy okazji wpadłam też do Rossmana po peeling do skóry głowy oraz wcierkę na wypadanie włosów. Nadal lecą jak oszalałe po narkozie…
Tumblr media
Gdy wróciłam z zakupów zabrałam się za sprzątanie a podczas tej czynności lubię sobie puścić jakiś podcast na yt. Patrze a tam zasrane recenzjami „Spider Man: poprzez multiwersum”. Moja pierwsza myśl „O! Czyli to już po premierze”. Mieszkam pod takim mentalnym kamieniem, że nic nie wiem o nowościach filmowych, które mają wyjść póki kilku ulubionych youtuberów o nich nie zrobi filmu. Zabookowałam zatem seans na dziś i po ogarnięciu mieszkania zabrałam się za pisanie moich przemyśleń odnośnie naszego community.
Tumblr media
Miałam dziś robić fajny obiad, ale kupiłam popcorn i to był mój jedyny posiłek dziś. Naprawdę się nim zapchałam. Myślałam by coś zjeść przed seansem, ale nie było na to zbytnio czasu i jednak kupiłam ten zakichany popcorn w cenie biletu 🙄🙄🙄
Poszłam na wersje z polskimi napisami by uniknąć dzieci - a przynajmniej tych takich najmłodszych :) Co sądzę o filmie? Najlepsze super bohaterskie kino od czasów Avengers: End Game. No nic lepszego nie wyszło do tej pory (choć Strażnicy Galaktyki vol.3 było bardzo dobrym filmem). Pamiętam jak po raz pierwszy obejrzałam Spider-Man Uniwersum. Ten wybuch kolorów, nowa koncepcja, świetny ładunek emocjonalny, postacie pełne głębi, których nie dało się nie pokochać albo chociaż nie polubić. Był to genialny film i powiew świeżości. Najwyższej jakości animacja ever. Czy druga część trzyma poziom? Oh yeah! Jest to coś niesamowitego. Jak nawet przez same kolory otoczenia bohatera potrafią oddawać jego emocje i doprowadzić do łez. Na przemian się na tym filmie śmiałam i płakałam. Bardzo pięknie pokazany wątek dorastania i rodzicielstwa. Pokazanie, że emocje są równie silne w młodej osobie jak i dorosłej. Ukazanie, że dorośli też często nie wiedzą co robić i jak dotrzeć do swojego dziecka z uczuciami. No i historia na przemian daje nam rollercoaster akcji oraz spokojniejszych momentów nie wypadając jednocześnie z rytmu. Pokazanie, że nawet superbohaterowie nie są krystaliczni jak łza, że nie są tylko „białymi” postaciami bo w tym filmie jest mnóstwo szarości, dylematów moralnych i ciężkich tematów.
Tumblr media
Graficznie? Petarda! Wręcz można się czasem poczuć przytłoczony akcją bo tyle się dzieje na ekranie! Nie trzeba być jakimś turbo fanem by obejrzeć ten film, nawet znajomość pierwszego filmu z tej trylogii (tak, będzie trzecia część) nie jest jakoś mega ważna. Jeśli ktoś przyjdzie z otwartym umysłem na seans to będzie świetny film zarówno dla młodszych jak i starszych ludzi. Nie nazwałabym tego kinem familijnym bo rzadko są poruszane tak mocne wątki w tym podgatunku, ale spokojnie może iść dziecko, nastolatek, dorosły czy starsza osoba. U mnie na seansie były w większości osoby w wieku 20-35 lat, znalazły się osoby młodsze jak i starsze. Jeden pan miał chyba z 60 lat :)
Muzycznie? Jest genialnie! Właśnie gwałcę playliste z soundtrackiem ;)
Historia i postacie? Boże ten film napewno dostanie Oskara. I mam nadzieje, że nie tylko w kategorii najlepsza animacja roku! Nie będę więcej zachwalać :) uderzajcie do kin! Ja z pewnością pójdę jeszcze raz, tym razem na wersje z dubbingiem. A rzadko chodzę dwa razy do kina na to samo :)
Tumblr media
Dziady mają się dobrze :) Jerry oraz Ruda zostali dziś przeze mnie wymacani jak nigdy. Rudziś przeważnie codziennie przychodzi na głaski, Jerry zaś nie miał wyboru xD aż na mnie prychał i tupał jak go w końcu puściłam wolno x3 mam też dla Was filmik jak Rudzik kica po tarasie. Wyjęłam suszarkę z tarasu bo pranie wyschło i Ruda niczym diabeł z pudełka wyskoczył zza fotela i jak petarda wyleciała przez okno na zewnątrz:
youtube
Dwa razy kicała na zewnątrz dziś :) będę nagrywać jak pierwszy raz trafią na wybieg jak już się przeprowadzimy! Na pewno będą szczęśliwe :)
Tumblr media
Ogólnie dzisiejszy dzień był dobry. Poza porannym wkurwem było okej. W kinie tak często płakałam, że aż facet fotel dalej ode mnie dał mi chusteczkę 😅 w sumie to chyba każdy płakał. Na filmiku z Rudą nawet słuchać jak jeszcze pociągam nosem po opróżnieniu rezerwuaru łez pół godziny wcześniej xD
W nocy śniła mi się praca. Podświadomość wariuje dalej, gdy tylko się wyluzuje… Mimo to dziś był dobry dzień :) głównie przez poranną rozmowę oraz wizytę w kinie.
27 notes · View notes
borntodie523 · 7 months ago
Text
Ogólnie to przestałam liczyć kalorie jakiś czas temu. Szczerze nawet nie wiem kiedy to się stało i nie jestem w stanie powiedzieć czy to się dzieje od miesiąca czy 2 tygodni. Po prostu jeden dzień nie policzyłam, później przedluzylam kolejny i tak jakoś już przestałam. Znaczy w głowie wciąż dodaje to co jem i automatycznie się pilnuje żeby nie przekroczyć zapotrzebowania ale nie waze niczego i nie wpisuje w fitatu.
Jeśli chodzi o moje odczucia to cały czas kusi mnie powrót do restrykcji, tym bardziej jak np mam jakiś dzien, w ktory nie mam czasu jeść i wtedy sie orientuje ze czuje taki glod jak podczas głodówek i te uczucie z automatu kojarzy mi sie z satysfakcją. Wtedy w mojej glowie pojawiają sie myśli ze skoro dałam rade tyle nie jeść to może juz nie zjem do końca dnia i skoro na luzie dałam rade ten jeden dzien to może przedłużyć to o kolejny i kolejny i znów sie chwile docisnąć.
Wciąż mam wyrzuty sumienia. Może trochę mniejsze niż te 4 miesiące temu jeśli chodzi i samo jedzenie. To znaczy nie mam raczej wyrzutów jeśli zjem coś spodziewanego np śniadanie, obiad, kolacje. Teraz jednak widzę jak dużym problemem są fear foody. Każdy chyba jakieś ma co nie? Ja też mam i miałam ale w trakcie głodówek nie były one problemem bo po prostu ich nie jadłam. A skoro ich nie jadłam to nie miałam przez nie wyrzutów sumienia. Teraz moje wyrzuty sumienia pojawiają sie zazwyczaj po zjedzeniu jakiejś określonej rzeczy. Automatycznie unikam np napojów, które mają kalorie. Nie potrafię sie przełamać zeby wypic energetyka innego niż zero. Ostatnio kilka dobrych minut zastanawiałam sie czy kupić kawe i pozniej myślałam ze może jednak mogłam jej nie pic, ze po co marnować na nią kalorie. Zjadłam czekoladę i mimo ze na oko miescilam sie w zapotrzebowaniu to myślałam ze boze za to moglabym zjeść kolacje. Ostatnio tez pierwszy raz od nie wiem 4 lat? Kupiłam sobie sama chipsy tak po prostu. Po nich tez uderzyły mnie wyrzuty sumienia. I to jest taki problem, o którym zawsze słyszałam. Widziałam jak ludzie na tiktoku w recovery przełamują swoje fear foody i wiedziałam, że to trudne ale chyba do końca nie rozumiałam ze to faktyczny problem. Teraz to widzę
Od pewnego czasu zacierają sie coraz bardziej moje godziny na posiłki. Wcześniej jadłam 15-17-20, a w wolne dni 13-15-17-20. I za każdym razem jak kończyłam lekcje np o 12 to pilnowalam sie zeby o tej 13 zjeść zeby nie rzucić sie na jedzenie o 14 w domu bo MUSZĘ wytrzymać do 15, wtedy dopiero będę mogła zjeść. Teraz chyba powoli zaczynam sie słuchać swojego organizmu. Dziś np kończyłam lekcje o 12 i nie byłam głodna i pomyślałam ze po co mam jeść jak o 14 wrócę do domu i wtedy mogę zjeść. Nie zmuszałam sie zeby głodować do 15;00, nie pilnowalam sie zeby zjeść równo o 17:00. I to tez sprawia ze myśle ze zaczynam troche wyrabiać jedzenie intuicyjne choć wiadomo (według mnie) pi ed nigdy nie będę w stanie wrócić do jedzenia intuicyjnego w 100%. Zawsze z tylu głowy będę pamiętać ile wynosi mniej więcej moje zapotrzebowanie i ile mniej więcej kaxda rzecz ma kalorii. I to juz nieświadomie będę dobierać te produkty bo juz mam zakodowane to, że tyle i tyle potrzebuje mój organizm więc z automatu dobiorę jedzenie, które sie pod to dostosuje.
Pojebane to jest jak to bardzo zostaje w glowie.
Nie waże sie od jakiegoś czasu bo boje sie, że jeśli to zrobię to sie w chuj striggeruje. Są rzeczy w moim ciele, które wolałabym zeby wyglądały inaczej. Czasami wciąż widzę je zaburzonym ale staram sie wychodzic ze strefy komfortu i sie do niego przyzwyczajać. Kładę nogi na krzesle mimo ze uda mi sie wtedy lekko ,,rozlewają”, nie stawiam juz nóg na palcach zeby tego uniknąć. Czy czuje sie z tym dobrze? Nie. Ale nie próbuje juz tego za wszelką cenę unikać bo to normalne chyba nie? Tesknie czasem za noją najniższa wagą, nawet bardzo. To dziwne, to tak jakby to była jakaś osoba, która odeszła z mojego życia. Osoba, którą chce trzymać i nie puszczać.
Biegam jakos od początku roku. Zastanawia mnie to czy gdybym tego nie robiła to miałabym większe wyrzuty sumienia? Nie wiem czy naprawdę lubię to robić czy robię to nieświadomie tylko i wyłącznie dla kalorii. To tez taki pojebany temat
Czy jestem na recovery? Nie wiem, nie chce o tym myśleć bo to wszystko jakos tak zaczęło naturalnie i bez większego myslenia sie naprawiać i chyba nie chce tego zepsuc. Dlatego tez istaynio mnie tutaj mniej bo nie chce o tym myśleć. Niech po prostu sie dzieje. Bo tak samo jak zafiksowałam sie na odchudzaniu tak samo mogę zafiksować sie na zdrowienia co w skutku doprowadzi do tego, że i tak czy tak moje myśli 24/7 będą skupione na jedzeniu
5 notes · View notes
trudnadusza14 · 1 year ago
Text
7-8.10.2023
Przestrzegam że znowu tw samookaleczanie
Zostałam w ten weekend w domu
Fizycznie i psychicznie czułam się tragicznie
Stąpam chyba po cienkiej linie czując jakby miała się zaraz urwać a na mnie to wrażenia nie robi
Jak byłam w sobote na spacerze to jakiś facet mnie zaczepił na ulicy pytając czemu tak nisko noszę plecak (bo zawsze plecak noszę)
Powiedziałam że tak lubię
A on że cytuje:
"trzeba tyłek wyeksponować"
Ja mówię że ja do tego nie dążę. A on powiedział że przecież jest teraz taka moda. A ja że nie podążam za modą. I on zaczął mi proponować żeby się spotkać dziś lub jutro bo wydaje się interesująca osobą. Ja mówię że weekendy odpadają bo mam szkole w weekendy
No to ten się pyta to jak mamy się umówić. To ja proponuje że może podamy kontakt do siebie. Czy to telefoniczny czy na Fejsie. A on tak myśli i ostatecznie zrezygnował.
To miałbyc jakiś podryw czy co xdd
Ale szczerze dobrze chyba że się nie zgodziłam. Skąd miałam wiedzieć czy to przypadkiem nie był jakiś zbok skoro tak zaczepił na ulicy mówiąc o tym że tyłek trzeba wyeksponować
Boże mój brak lęku przed obcymi dziwi mnie jeszcze bardziej
Wróciłam do domu i potem uczyłam się i oglądałam
W sobotę wieczorem było nieco lepiej bo mnie wzięło po miesiącach na rysowanie. Chciałam po prostu narysować co wtedy w głowie mojej się działo
Rysowałam,śpiewałam i tańczyłam jednocześnie. Plus rozmyślałam
Może to nie jest że tak powiem moje arcydzieło ale narysowałam co się w tej porąbanej głowie dzieje
Tumblr media
Różne ludki to różne głosy będące też osobowościami
Ostatnio to ta szara z granatową i fioletową górują
Może pokaże to jutro na terapi
Bo może to już moja ostateczna nadzieja
Bo szczerze. Te myśli zamiast słabnąć są tak silne że w nocy prawie udało mi się że tak to ujmę wykrwawić
A ja tylko patrzyłam jak ta krew pryska jak gigantyczna fontanna
Zamiast kogokolwiek wołać o pomoc czy np wezwać pogotowie.
Ja wolałam siedzieć cicho i patrzeć jak to leci
Nie wzbudziło to we mnie żadnych emocji. Totalnie żadnych
Jedynie usłyszałam własną myśl
"może nareszcie się uda"
Straciłam tyle krwi że oblały mnie poty i zemdlałam
A aż tyle jak wczoraj krwi nigdy nie straciłam
I życie mi przed oczami przeleciało
I jak teraz sobie przypominam moje rozczarowanie jak się obudziłam później to teraz się zastanawiam
Czy ja jestem już tak zniszczona i poturbowana przez życie że mimo tych cholernych terapi tak bardzo chce to życie zakończyć ?
I mimo kota ?
I tak myślę że boże. Jestem mistrzem w ukrywaniu wszystkiego. Potrafię ukryć totalnie swoją próbę samobójczą,sprzątnąć po niej nawet będąc totalnie wydzieńczonym i nikt się nie zorientował że faktycznie coś było
A rano myślałam czy będę w stanie pójść do szkoły ale nie byłam bo jeszcze im bym tam zemdlała
Napisałam że mnie nie będzie i później dostaje info że ten egzamin co miałam mieć dziś będę mieć w styczniu. I że normalnie on powinien być w styczniu 🙈
I po kiego mnie tak stresowali co ?
A był jeszcze jeden sprawdzian na którym akurat dobrze że jednak mnie nie było xD
Mieli niby losować pytania. Ale tam na 20 pytań były 3 pytania na które. No właśnie nie znam odpowiedzi.
Więc jak za tydzień albo po przerwie co ma zaraz być będę pisać ten sprawdzian to na bank będę umieć
Mało tego. Pani tak czy siak wie że i tak umiem to nie miała mi za złe że mnie nie było 🤦
Tsa tylko gdyby byłoby tak że akurat wylosowała bym pytanie które nie umiem to nie wiem co by mi zrobiła. Chyba zabiła xD
Pół dnia przespałam a dziś mi mama powiedziała taką rzecz że ja mając roczek byłam jakimś geniuszem. Byłam taka cierpliwa że pielęgniarki w szpitalu się zdziwiły
Mało tego. Umiałam już wtedy alfabet,liczyć do 30,mówić prawie pełnymi zdaniami,rysować,tańczyć na podobnym poziomie co teraz i miałam istne zdolności aktorskie
Jak to usłyszałam to mnie zatkało
Aczkolwiek potem coś takiego nastąpiło że w wieku 3 lat nagle straciłam całkowicie pamięć,nie umiałam mówić,chodzić o całej reszcie nie wspominając
Zaczęło mnie to w sumie zastanawiać. Czemu ja tą pamięć potem straciłam skoro wtedy to już było 2 lata po operacji ?
Zastanawiające. Bo gdyby to było po operacji to jeszcze bym zrozumiała że można stracić bo przecież to była operacja na mózg.
Ale 2 lata po ?
Dziwne to
I w zasadzie jak o tym myślę to gdybym tego wszystkiego nie zapomniała to może teraz już dawno byłabym geniuszem,może bym nie chorowała psychicznie bo moje życie by całkowicie inaczej wyglądało
A tak to jestem pierdolonym ciężarem które jest teraz tylko zbędnością.
Jeszcze te pieprzone choroby i zaburzenia
I jak na złość coś chce mnie zatrzymać na ziemi choć naprawdę nie wiem po co
Jak się nad tym zastanawiałam to zamiast mnie podciągnąć tylko mnie utwierdziło bardziej w przekonaniu że może naprawdę nie powinnam żyć
I aż się rozpłakałam
Nie mogę zatamować łez
Ciekawa jestem czy dziś w ogóle zasnę przez te łzy
I jakoś mi się nie chce iść jutro na te terapię
Nawet te indywidualną
Jakbym psychicznie się totalnie wewnętrznie poddawała
Dobra z tym biadoleniem
Do zobaczenia trzymajcie się 💜
6 notes · View notes
neighborhood-girl · 1 year ago
Text
coś się dzieje ze mną niedobrego, jakby mam wrażenie że jestem tak słaba fizycznie i to się staje tak upierdliwe, jest mi niedobrze, głowa, oczy bolą, zero energii, jak sobie pomyślę że miałabym nw poskakać to chyba prędzej się przekręcę i mam tak już od jakiegoś czasu i nie wiem z czego to wynika
czemu jestem taka słaba, czuje się jak jakaś wyrzygana, 20 lat starsi ode mnie mają chyba więcej energii i siły w sobie
Nie wiem czy jestem tak beznadziejna czy co
2 notes · View notes
flosniger · 2 months ago
Text
dolor
Gdyby ktoś, zadał mi pytanie - czym jest smutek? Szczerze? nie umiałabym odpowiedzieć. Moim zdaniem ciężko jest opisać czym tak naprawdę jest smutek. Według mojej perspektywy... Różne rzeczy się na to składają. Myśląc o smutku, rozmawiając o tym - każda moja myśl skręca w stronę; jaka jest przyczyna, że tak się czujesz?
Z wielu artykułów można wyczytać, że smutek jest potrzebny. Zapewnia równowagę psychiczną, bez tego "nie ma życia" - wiadomo. Chociaż jest to potrzebny zbiór emocji w życiu człowieka o czym każdy wie, od najmłodszych lat się z tym spotykamy.
Jednak warto pamiętać by nie dać się tym emocjom obezwładnić. Niestety, ale każde negatywne uczucie, emocja, ból może nas "poskładać". Przerodzić się w coś gorszego lub zostać w naszym życiu na dłuższą metę.
Według mnie najgorszy ból i smutek wywołują słowa. Wypowiedziane, nieprzemyślane słowa strasznie bolą. Pamiętasz je latami, ten ból wraca z taką samą a nawet z podwójną siłą. Osobiście najbardziej bolą mnie słowa od "rodziny" nigdy nie byli dla mnie rodziną, ale mimo wszystko wychowywałam się z nimi. Pamiętam ich słowa, obecność w moim życiu, pierwsze wspomnienia mam od czwartego roku życia.
Głupia nadzieja, która wraca za każdym razem. Nieustannie krążące po mojej głowie myśli, że: Ej! może zadzwonię, może się odezwę... Mam nadzieję, że się zmieniłx. Nie. Jeśli tyle razy przejechałam się po nich, to się nie zmieni. Kontakt z nimi sprawia mi więcej krzywdy niż korzyści. Powinnam już dawno odciąć się od tego...
Jednak zawsze pojawia się jakieś "ale" i tego nie robię. Najbardziej zależy mi na kontakcie z moją babcią, za to jej zależy na tym, żebym miała kontakt z matką, bo rodziców się szanuje.
Babciu, a co jeśli rodzice nie szanują mnie?
Nie ma takiej opcji, dzieci mają za dużo swobody. Tak, a rodzice za zamkniętymi drzwiami, gdzie nikt nie zagląda i nikt nie wie (poza mną i mieszkańcami domu) co się dzieje w środku - gdzie nie ma tego szacunku do własnego dziecka? Co wtedy? Ta myśl na tyle ich boli, bo? bo może być prawdą?
Tylko kto w to uwierzy? Głupiemu dziecku?
Za każdym razem gdy usłyszę na nowo to, czego wolałabym nigdy nie usłyszeć, w moim sercu pękają dawno zaszyte rany. Ostatnio usłyszałam od członka rodziny, że jestem alkoholikiem. Nie. Żyłam pół życia z alkoholikiem, wiem na czym polega alkoholizm i wiem jakie są rodzaje alkoholizmu. Przestańcie, znam swoje mechanizmy najlepiej. Uznam to za realny problem, gdy ja poczuję;
Ej! za dużo.
Gorzej, jak przyjaciele zgadzają się z ich zdaniem. Słysząc od przyjaciół takie rzeczy... Zastanawiam się nad relacją.
Jak można tak uważać?
Jak można uderzać w najczulszy punkt?
I to w perfidny sposób, używając takich zwrotów?
Złość się budzi. Kurwa, nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Jak mam żyć. Nikomu tak naprawdę nie otwieram się w 100% - bo jestem oceniana, bo później słyszę takie rzeczy.
Nawet tutaj, nie odkryję wszystkiego. Odkąd skończyłam 20 lat, postanowiłam żyć na własnych zasadach. Całe życie byłam ograniczana, stwierdziłam, że trzeba to zakończyć. To ja kreuję swój własny los a żaden człowiek - bliski lub nie - tego nie zmieni. Mam problemy ze sobą. Natura mało romantyczna o której nie będę już więcej milczeć.
Problemem ludzi, którzy mnie znają, którzy zbliżyli się do mnie chociaż na X czasu jest to, że pamiętam bardzo dużo. Niestety.
Jest to mój plus jak i minus. Niektórych słów czy sytuacji wolałabym nie pamiętać.
Znam swój mechanizm emocji przy "triggerującej" sytuacji;
Złość -> Bezsilność -> Pustka -> Smutek
Na końcu pojawia się smutek. Jest mi po prostu przykro, że ktoś bliski może zadać mi tak głębokie rany.
Dlaczego jesteś smutnx?
/9.05.24
0 notes
panna---nikt · 3 years ago
Note
Jak przedawkujesz leki to Twoi rodzice na pewno będą w niebie xD
Lubię Twojego tumblra no ale bez przesady, nie bądź egoistką
Dobrze, zacznę trylogię odpowiedzi w formie essejów i będzie to moja ostatnia odpowiedź na takie rzeczy, bo mam już dość.
Moja mama jest w niebie od 3 lat. Ojciec nie ma ze mną kontaktu i nie widział mnie od 20 lat. Raczej przyzwyczaił się do mojej nieobecności. Ma swoje lepsze dzieci.
Lubisz mojego tumblra, 'ale' bez przesady. A gdzie jest ta granica przesady? I czyja ona jest? Bo na pewno nie moja. Mogę reblogować smutne rzeczy o swoich myślach, braku samoakceptacji, samookaleczeniu - to jest ok, to Ci się podoba, ale nagle post o samobójstwie Cię trigerruje? Ostro jebiesz logikę. Pozwól, że rozwalę Ci światopogląd - mój tumblr nie jest od lubienia, a ja mogę reblogować co mi się tylko podoba. Ty za to jesteś dla mnie zwykłym randomem, NPC, nawet nie postacią drugoplanową i serio - mam wyjebane na Twoje rady i opinie, o które nie prosiłam. Dla Ciebie to przesada, dla mnie codzienność. Ciesze się, że Ty nie walczysz z tymi myślami, ale nie oceniaj mnie, nie będąc w mojej głowie.
Całe swoje życie podporządkowuje dla innych, staram się dla nich, robie rzeczy, które oni chcą, mimo że to rani moje uczucia. Mam wyrzuty sumienia, że kogoś zawiodłam, a gdy ktoś zawiedzie mnie to zaciskam zęby i milczę, bo przecież zasłużyłam, bo się nie licze. Zawsze stawiam innych ponad siebie, bo wiem, że są ode mnie o wiele więcej warci. A kiedy chce pokierować SWOIM życie tak jak JA CHCE, to nagle jestem egoistką? Dla mnie egoista to ktoś, kto nie poświęci nawet minuty, aby pomyśleć co dzieje się w głowie osoby, która jest w stanie odebrać sobie życie i zostawić ukochanych bliskich, tylko wtrąca swoje pierdolone 3 grosze hejtując i wyśmiewając. Takim zachowaniem komuś pomożesz, ale szybciej dotrzeć pod ziemię. Dla mnie egoista to Ty, bo mój Tumblr to ja, więc teraz ustawiasz mnie pod siebie, żeby Tobie pasowało, nie licząc się z moimi uczuciami i potrzebami. Ale dobrze - jestem egoistką, tchórzem, idiotką - wole być tym, niż pierdoloną pizdą, która nie raczy napisać na priv, tylko płacze za osłoną anonima i uważa się za alfę i omegę, wciskając innym swoje najświętsze, gówno warte racje, mając zerowe pojęcie o temacie.
3 notes · View notes
wies-marzenie · 4 years ago
Text
A gdyby tak zamieszkać na wsi
Moje marzenie o zamieszkaniu na wsi przerodzilo się w obsesję. Wszystkie moje myśli krążą wokól tego zagadnienia. To marzenie stało się celem. Czy aby wykonalnym?
Czy jestem w stanie uzbierać tyle pieniędzy, by kupić najtańszy nawet dom na wsi?
To trwa w mojej glowie juz kilka lat i wznaga się, nie daje spokoju. Moja praca skierowana jest na osiągnięcie celu. Tyle tylko, że z każdym kolejnym rokiem jestem starsza i coraz słabsza fizycznie. Nie jestem już młoda, by zaczynac wszystko od początku.
Wiele razy zastanawiam się czy to moje pragnienie to nie jest forma ucieczki od dotychczasowego życia, które mnie już prawie przygniotło psychicznie mimo, że nie jest najgorsze. Wogóle nie jest wcale złe. O co mi chodzi? Co dzieje się w tej mojej głowie.
Zawsze lubiłam osiągać cele. Udawadniać coś sobie. Tylko po co? Czy nie lepiej żyć spokojnie? Brać każdy dzień i cieszyc sie nim zamiast katować się kolejnymi punktami do realizacji, normami do zrealizowania. Padać na psyk z wyczerpania.
Dlaczego ja tak robię? Możliwe, że psycholog znalazłby odpowiedź na to pytanie, ale ja nie będę tym sobie zaprzątać głowy.
Jedno to ucieczka, drugie to pragnienie życia z daleka od cywilizacji. Życia w ciszy, blisko natury, ze zwierzętami i według praw natury. mam dość samochodów, widoku z okien na coraz większą ilość domów wokoło. Pragnę czerpać siłe i radość z ziemi i widoku pół, czystej przestrzeni i ciszy. Może to kwestia wieku?
Plan jest taki: od dzisiaj 20 maja 2021 roku, do 20 maja 2022 roku zgromadzę wystarczające środki na kupienie domu, siedliska na wsi. Rok pracy.
Muszę:
- zasuszyć i sprzedac 30000 niezapominajek
- zasuszyć 50000 kwiatów i liści do zrobienia zakładek
- zrobić i sprzedac około 50000 zakładek (musze od czerwca robić 100 zakładek tygodniowo (12-mcy x 4 tygodnie= 48 tygodni x 100 sztuk=4800 - to powinno wystarczyć)
-  zasuszyć i sprzedac konwalie - jeszcze nie wiem ile.
Suszone niezapominajki i konwalie pójdą na zobowiązania i bierzące koszty.
Zakładki będa stanowić oszczędności.
Jeśli uda mi się w wolnej chwili, o ile takie będa lutować, to byłoby wspaniale.
Do roboty!
1 note · View note
borntodie523 · 2 years ago
Text
Pojevie mnie no tak nienawidzę tego domu. Uwielbiam być ti sama bo tylko wtedy jest cisza i spokój. Ciągle się drą. Kurws matka przed wakacjami zdradziła partnera robili drame na cały dom a później żyją jakby nigdy nic. Co niedziele się drą ze się wyprowadza a później slysze jak się pieprzą w nocy. I to wszystko sue dzieje na oczach mojego młodszego brata. Nawet nie próbują zrobić tak żeby on nie słyszał tych kłótni. Matka drze się na partnera, wyzywa go i mówi do brata ze ona se idzie bo ,,twój tata mnie wkurwia”. Później chodzi i drze się na cały dom sama do siebie i przeklina i wyzywa. Chodzi do tej pracy walonej i ja sprzątam cały dom a ona nie powie nawet dziekuje, przychodzi i rzuca wszystko na podłogę w kuchni, nawet jebanej kawy nie umie schować ro szafki rano tylko ja muszę to zbierać. A później ,,boze wczoraj było posprzątane i znowu zrobiliście syf”JAKBY NO CHYBA TY. Nie zrobię w piątek zmywarki to naczynia stoją w zlewie cały weekend mimo ze jest w domu. I najbardziej rozwalił mnoe teraz tekst podczas jej darcia sie ,,Ja nie mam problemów ze sobą. To wy macie problem jak was o cokolwiek proszę. Jak nie posprzatam jeden dzień to robale sie zalęgną” NO FO CHOLERY DOSŁOWNIE TYLKO JA W TYM DOMU OGARNIAM BO JAK MA NA 6 DO PRACY TO WFACS O 14 I IDZIE SPAĆ ZMĘCZONA WIEV NIC NIE ROBI A JAK MA NA 12 TO WSTAJE ZA PÓŹNO ŻEBY COŚ ZROBIĆ O PRZYCHODZI PO 20 ZMĘCZONA. Nie wiem mam już bardzo dość po prostu. Najbardziej mnie to boli ze to wszystko sie odbija na moim bracie. Ma 6 lat a już myśli ze wszystko załatwi krzykiem, strasznie szybko sie wszystkim denerwuje. Dziś pękło mi serce jak oni przy nim sie wydzierali bo mama poszła na impreze na dzień kobiet i partner miał problem ze za późno wróciła a mój brat krzyczał ,,CICHO CICHO CICHO BO OGLĄDAM BAJKĘ, CICHO NIC NIE SLYDZE”. No to kurwa nie jest normalne. Staram sie go brac czasem do siebie w takich sytuacjach ale to nic noe daje. Zwracam uwagę za każdym razem żeby uważali co gadają przy dziecku bo później maja problem ze krzyczy i przeklina a oni i tak nadal to robią. Nie wytrzymam no. A to nawet nie jest połowa tego co sie w tym domu dzieje. Oni kuzwa robią jakieś fikołki mentalne tu. Chce być sama
10 notes · View notes
realcoverypoland · 5 years ago
Text
Nie wiem, czy jeszcze ktoś tutaj wchodzi, ale nie zamierzam usuwać tego bloga. Mimo, że minęło bardzo dużo czasu. Mam już 20 lat, jak zaczęły się moje zaburzenia, miałam 15. Cieszę się, że ten blog tak wielu osobom dał nadzieję, pamiętam te wszystkie wiadomości i choć nie jestem psychologiem, mam wrażenie, że choć części z tych osób pomogłam. Mi pomogła wlaśnie Amalie, dzięki niej nabrałam odwagi. Dziś, niewiele już zostało mi po zaburzeniach odżywiania, naprawdę. Nie słyszę już tego głosu na każdym kroku, nie czuję się aż tak winna, jak jem to co lubię (a jem dużo „niezdrowych” rzeczy). Jestem sobą, potrafię się śmiać godzinami, potrafię jeść spontanicznie, nie chce mi się płakać, kiedy przymierzam ubrania w sklepie. Wyzdrowiałam i dojrzałam, nabrałam dystansu do siebie i jestem z siebie dumna, bo dzięki temu nie czuję się już tak cholerne samotna. Mam znajomych i przyjaciół, którzy akceptują mnie taką jaką jestem. W ogóle nie przeszkadza mi to, że nigdy nie miałam chłopaka, znam wiele takich osób, nawet starszych ode mnie, ale znam też pary (i im kibicuję). Bo wygląd nie jest najważniejszy! Od jakiegoś roku maluję się tylko okazjonalnie, a moja cera wcale nie jest idealna (mam ślady po trądziku, zaskórniki) i chodzę tak na uczelnię. Zaburzenia odżywiania były koszmarem, ale też lekcją, która dała mi lepszą perspektywę na to co, dzieje się w dzisiejszych czasach. Na to idiotyczne dążenie do bycia idealnym. Każdy jest inny! Uwielbiam to wręcz. Mam co prawda lekkie kompleksy, ale to chyba normalne, bo są tak lekkie, że nie wpływają na moje życie codzienne. Noszę większy rozmiar niż większość moich koleżanek, ale to co? Jestem też trochę wyższa, mam inny rozkład kości, każdy jest zupełnie inny. Naprawdę, marzę o tym, żeby każdy doszedł do takiego właśnie momentu, w jakim jestem ja. Bo poza oczywiście pandemią, która komplikuje moje studiowanie, jestem bardzo szczęśliwa. I nigdy nie byłabym taka, nie pokonując ED.
- Julia
2 notes · View notes
ilejeszczewemniejestduszy · 5 years ago
Text
7 Piętro
Więc, jak tam? Siedzisz? To dobrze. Obejrzałem sobie lokal, ciekawe miejsce. Nigdy nie byłem w takim miejscu. Nigdy nie mogłem nikomu powiedzieć co tam we mnie siedzi. Dużo ludzi przy innych stolikach też opowiada o swoim życiu. Po części czuję się z tym dziwnie, rozumiesz? Jak bym zupełnie tu nie pasował. Ale mniejsza z tym, spróbuje i zobaczymy. Jeśli rozmowa się nie będzie kleić, cóż wstanę i podziękuje Ci za twój czas po czym wyjdę. Nie spotkamy się już nigdy później. Ale skoro dzisiaj siedzimy to zaczniemy od czegoś naprawdę dużego. Tej pierwszej części, która we mnie umarła. Widzisz tą bliznę na mojej szyi? Tą wielką tutaj? Wygląda zajebiście, jakby ktoś mi poderżnął gardło.  Teraz już jej tak nie widać, wyobraź sobie jaki zajebisty dawała efekt gdy była świeża. To było dawno temu, będzie już prawie 20 lat gdy mi powiedzieli, że jestem chory.
W tym wieku nie za bardzo rozumiałem z czym się to wiąże dla mnie. Nazwę tej choroby znałem tylko z opakowań fajek mojego ojca. To był wesoły czas dla wesołego małego gówniaka. Nie wiem ile masz lat i czy pamiętasz te czasy, ale ja wtedy jeszcze nakurwiałem w piłę jak pojebany częściej niż zamulałem na kompie. Dobry był ze mnie dzieciak, wiesz miałem jakieś marzenia. Wieszałem plakaty swoich idoli na ścianach. Pamiętam jak kupowałem te jebane gazetki  w kiosku byle tylko zdobyć plakat Eminema czy innego gówna, które wtedy wydawało mi się zajebiście poważną muzyką. Wybacz, że przeklinam, ale zawsze jak sobie przypomnę te czasy wpadam w gniew. Nie musisz się odsuwać, przestałem wyżywać się na innych jeszcze jako młody chłopak. Dobra do rzeczy. Była diagnoza, trochę nerwów ze strony rodziców choć przy mnie elegancko robili dobre miny bym ja nie zauważył co się dzieje.
Wylądowałem w szpitalu, pierwsze obserwacje i badania. Ja ciągle spokojny. A widzisz, żeby cała historia miała ręce i nogi musisz wiedzieć, że na ten moment mojego życia byłem bardzo wierzący. Moi starzy wpoili mi te wartości. Więc czaisz idę do szpitala z chorobą, która na fajkach piszą zaraz przed „i śmierć” ale w głowie mam wiesz, Bóg mnie kocha. Dobra nie uśmiechaj się głupio, tak było. Generalnie na oddziale było w chuj dzieci. Smutne, że ta choroba dotyka dzieciaki ale cóż nie ja tym zarządzam. Nie wiem czy wiesz jak działa leczenie chemią na takich oddziałach. Bo domyśliłeś się, że chodzi o raka co nie? Polega na tym, że podajesz pacjentowi spore dawki pewnych substancji, które mają zajebać skurwysyna. Raka, nie pacjenta. Ale chemia jest dość mocna więc zwykle pacjenci tracą włosy i są osłabieni. Dorośli pacjenci. Dzieci wyglądają jakby powoli umierały. Poważnie wtedy mnie to przerażało na maksa, te pół przymknięte powieki , nie przytomne spojrzenie, ciągłe wydalanie tego „lekarstwa”. Przez to nie bardzo było z kim pogadać, czy pobawić się. Wiesz byłem szczeniakiem jeszcze nie nawykłym do tak bliskiego obcowania z całkowitą beznadzieją.
Była tam jedna morda, był Mieciu. Beka wiem, nie nazywał się Mieciu ale mówiłem ci, że pewne rzeczy muszę zataić tak by ukrywający się pod Mieciem dzieciak nigdy się dowiedział, że jakiś zjeb o nim nawija takie historie. Mieciu czekał sobie na operację, miał guza na mózgu. Przejebana sprawa. Choć bardziej przejebane było, że Mieciu miał może 6 lat i 7 czy 8 operację usunięcia guza. W każdym bądź razie, bo trochę zbladłeś, dobrze się bawiłem z młodzikiem, sadzałem go na wózek i zapierdalaliśmy po oddziale strasząc piguły albo graliśmy na kompie w świetlicy. Kurwa nigdy mu tego nie powiedziałem ale na ten moment Mieciu był chyba najbliższym mi człowiekiem jakiego miałem w życiu. Wiesz taki prawdziwy towarzysz niedoli. Choć ja jej jeszcze nie znałem ale powoli zaczynałem rozumieć jaki los mnie czeka. Pojawiły się pierwsze rozmowy z lekarzami na temat tego czy rozumiem i tak dalej ale wtedy wszystko było tylko pierdoleniem gości w białych fartuchach. Ja miałem ubaw na tym oddziale. Czekałem na operację, miałem moją dobrą mordę, miałem świetlicę z komputerem, telewizor za frajer w pokoju i co poniedziałkowy mega hit na Polsacie. Było dobrze.
Dopóki pewnego dnia nie wbijam do pokoju Miecia by znowu pośmigać furą i widzę jego matkę płaczącą na łóżku dzieciaka. Pytam jej co się stało, ta w łzach mówi, że musieli pogonić operację bo coś się pogorszyło i go zabrali. Nie zdążyłem się pożegnać z moim kumplem, nie zbiłem z nim piony i nie obiecałem mu, że jak wróci to w końcu uda nam się przejść tego Princa na kompie w świetlicy. Wielu rzeczy wtedy nie zrobiłem dla mojego kolegi.  Zluzuj dupę, nie umarł, choć ja wtedy miałem nasrane w gaciach na tą myśl. Pamiętam tylko jak patrzyłem na jego mamę i jej łzy. Nie wiem jak to było u Ciebie, pamiętasz moment w którym definitywnie skończyłeś być dzieckiem? Wiesz ten moment kiedy w maku nie bierzesz już happy meala tylko chcesz się nażreć? Pamiętasz ile lat miałeś gdy ten dzieciak zmienił się w Ciebie? Ja miałem właśnie wtedy 12, wtedy umarł dzieciak. Wtedy umarła we mnie cała niewinność i naiwność. Dzieciństwo umarło gdy nieśmiałym dziecinnym gestem objąłem jego mamę i powiedziałem jej to samo kłamstwo, jakim karmili mnie moi starzy i lekarze. Wtedy uświadomiłem sobie, że to kłamstwo. Będzie dobrze, proszę Pani. Ta, będzie dobrze. Mówiłem to z tym samym sztucznym uśmiechem, wiesz tym jak Anna Dymna w tych swoich reklamach. Tym pocieszycielskim uśmiechem.
Mieciu przeżył tamtą operację, spotkałem się z nim kilka miesięcy później gdy wpadłem na kontrolę. Choć on się ucieszył na mój widok, ja już wiedziałem, że ta cząstka mnie, która potrafiła się śmiać w obliczu tak wielu tragedii umarła bezpowrotnie w jego pokoju, na 7 piętrze tego szpitala. Co ze mną? Nie ważne. O tym nawinę ci może na kolejnych spotkaniach. Dzisiaj chciałem ci powiedzieć o Mieciu. Wiem, że wyglądam pewnie żałośnie teraz gdy siedzę obracając kubkiem w dłoni wycierając wilgotne oczy. Wiem, że wielu ludzi ma dużo gorsze i straszniejsze przeżycia i pozbierali się do kupy. Podziwiam i zazdroszczę, szczerze. Ja wiem, że z moich 21 gramów wtedy ubyło kilka procent. Jeśli ty przeżyłeś coś podobnego a ja zagłuszyłem Cię swoim pieprzeniem to przepraszam. Chętnie posłucham twojej historii. Może być teraz albo kiedy indziej. Wiesz, może mi się polepszy i za jakiś czas będę odwiedzał to miejsce by poszukać zagubionych a nie snuć tę swoją opowieść. Co dalej z Mietkiem? Nie wiem, po tym spotkaniu co byłem na kontroli nigdy więcej się nie spotkaliśmy i nie miałem od niego wieści. Mam nadzieję, że jest zdrowy. Mam nadzieję, że dziecko w nim nie umarło i została w nim do dzisiaj ta radość i wiara w to, że może być dobrze.
Dobrze, kończymy na dzisiaj bo pobudzę wszystkich w domu tym pisaniem. Dopijam kawę i spierdalam. Kiedy ustawiamy się znowu? Nie wiem, będę w okolicy to wpadnę. Teraz trochę przypał przez tego korona wirusa nie bardzo mam jak się wyrwać, ale będziemy w kontakcie. Dzięki za dzisiaj, kurwa już tak późno? Dobrej nocy i dzięki, że mnie wysłuchałeś.
1 note · View note
jedynaprawdziwa · 5 years ago
Text
27.12.2019
Święta minęły. Opiszę te kilka dni, moje myśli, co się dzieje, będzie działo i jak sobie radzę lub nie radzę. Ciężko mi ocenić ale nie chcę się zabić ;)
Chłopak miał przyjechać 26 na obiad poznać dziadków. Wysłałam babci smsa w sobotę "odwołuję obiad 26 grudnia". Zadzwoniła do domu, mama odebrała, sprzątałam u siebie na piętrze, telefon jest na dole. Babcia zaczęła się śmiać. Poważnie. Ona jest suką. Nie zdziwiło mnie jej zachowanie. "Wiedziałam, że tak będzie" i się śmiała. Miałam z nią kontakt w wigilię, nic nie mówiła, cieszyło mnie to. Nic nie komentowała, nic o byłym chłopaku, nic.
24 grudnia o 4 nad ranem obudziłam się z mdłościami. Pobiegłam do toalety. Grypa jelitowa na święta. Cudownie. O 9:30 się obudziłam, powiedziałam mamie co mi jest, jak się czuję. Złapało mnie to samo co ją. Zaraziła się w Warszawie, trzymało ją 2 tygodnie, okres inkubacji ok. tydzień. Teraz dostałam ja, pomyślałam, że będą cudowne święta. O 12 mama powiedziała, że mam się iść położyć. Spałam/leżałam do 16:30, poczułam się lepiej. Na chwilę. Ale mama dała mi luz, pomagałam ale w lekkich rzeczach. Moja kolacja wigilijna była bardzo symboliczna. Trochę tego, trochę tamtego. 25 było ze mną już dobrze, normalnie jadłam. Także choroba dopadła mnie szybko i intensywnie. Teraz jest ze mną okej.
Dostałam w wigilię od byłego gif z życzeniami, odpisałam "nope". Zmieniłam emotke z buziaka na like.
25 obijałam się w domu. Telewizja, jakieś sprzątanie lekkie bo psy i ludzie jednak brudzą.
26 2h na lodowisku z mamą i bratem. Mama spotkała kolegę z francuskiego, uczył się w szkole brytyjskiej. Chce mnie zeswatać. Powiedziałam, że sobie tego nie życzę. Facet trochę wyższy ode mnie, wygląda na 20 lat, długie tłustawe włosy, niezadbana twarz. I wada wymowy. Nienawidzę u ludzi wad wymowy.
Wczoraj, nie wiem, czy mi się śniło, czy nieświadomie sobie to wyobrażałam ale jakby śniło mi się/miałam wizję/uczucie.... Leżałam w łóżku na lewym boku, P. był za mną, jego broda była w mojej szyi, prawą ręką otulał mnie, dłoń była splecona z moją.... Cholera, nie wiem czy sobie to wyobrażałam czy śniłam... Eh.....
Dzisiaj jadę z mamą na shopping. Cóż, nie muszę mieć pieniędzy na wspólne wyjazdy z chłopakiem, wyjścia, pociąg do niego i podobne więc wydam koło 400 zł. I postaram się nie mieć wyrzutów sumienia. Potrzebuję sweter (w stylu D., milutki i wełniany), jeansy (bo moje są albo z mody dla powodzian albo totalnie zniszczone, miałam nowe ale na rowerze zrobiłam dziurę na kolanie, nie mogę nigdzie kupić ładnych przyprasowanek, wszędzie dla małych dzieci), białą marynarkę, spódnicę za kolano (rozkloszowaną, nie ołówkową), sukienkę (najlepiej taką, jaka mi się zniszczyła i oddałam na reklamację i dostałam 40 zł - też z promocji) i drugie leginsy na siłkę, żeby były na zmianę (ale to w Lidlu, hihi, ładne, tańsze i jedne mam i się sprawdzają). Jeszcze coś ładnego z pewnością się trafi. Jak nie będzie fajnych promocji to nie kupię, wiadomo. Ale może coś będzie :)
W styczniu pojadę do D., zawiozę byłemu okulary, boję się wysłać je pocztą. Ona mu je przekaże. W marcu jest świetny koncert mojego ulubionego zespołu w Wawie, może D. ze mną pójdzie.
Ahh, jeszcze jedna kwestia, od 2 lat jeden koleś chce mnie bardziej poznać, umówić się. Ja nie chcę ale jak tak się upiera, co mi szkodzi? Iść do kina czy teatru mogę, skuma, że żył w bańce i nie jestem dla niego i tyle. Szukając plusów - wyjdę z domu.
Plan na wakacje: dobra robota jako wychowawca, 250/doba, 6 turnusów, tj. 10 500 jeśli się uda. Pojechać na Woodstock, a we wrześniu trip autostopem. D. chce na Woodstock, autostop to jej marzenie. Może jeszcze DJ się wyrwie na Woodstock. Fajnie byłoby się razem wytaplać w Woodstockowym błotku.
Pisałam, że byłam raz na siłowni i mi się podobało? Chcę kupić karnet i chodzić, poprawię swoje ciało, wysiłek fizyczny dobrze wpływa na organizm. 39/msc to nie tragedia. #studentslife ❤️
Ale póki co jest prawie 10 i czas wychodzić z łóżka :)
PS. Chciałbyś, żeby taka osoba jak ja uczyła Twoje dzieci? Jestem nauczycielem i jestem w tym dobra.
1 note · View note
wolcichyczas · 5 years ago
Text
2019/08/22
Rzymian  15:17-33
Mam tedy powód do chluby w Chrystusie Jezusie ze służby dla Boga.  18 Nie odważę się bowiem mówić o czymkolwiek, czego Chrystus nie dokonał przeze mnie, aby przywieść pogan do posłuszeństwa słowem i czynem,  19 przez moc znaków i cudów oraz przez moc Ducha Świętego, tak iż, począwszy od Jerozolimy i okolicznych krajów aż po Ilirię, rozkrzewiłem ewangelię Chrystusową.  20 A przy tym chlubą moją było głosić ewangelię nie tam, gdzie imię Chrystusa było znane, abym nie budował na cudzym fundamencie,  21 lecz jak napisano: Ujrzą go ci, do których wieść o nim nie doszła, a ci, co o nim nie słyszeli, poznają go.  22 Dlatego też często miałem przeszkody, które mi nie dozwoliły przyjść do was;  23 lecz teraz, nie mając już pola pracy w tych stronach, a pragnąc już od wielu lat przyjść do was,  24 mam nadzieję, że po drodze, kiedy pójdę do Hiszpanii, ujrzę was i że wy mnie tam wyprawicie, gdy się już wami trochę nacieszę.  25 A teraz idę do Jerozolimy z posługą dla świętych.  26 Macedonia bowiem i Achaja postanowiły urządzić składkę na ubogich spośród świętych w Jerozolimie.  27 Tak jest, postanowiły, bo też w samej rzeczy są ich dłużnikami, gdyż jeżeli poganie stali się uczestnikami ich dóbr duchowych, to powinni usłużyć im dobrami doczesnymi.  28 Gdy więc załatwię tę sprawę i doręczę im ten plon, wybiorę się do Hiszpanii wstępując po drodze do was.  29 A wiem, że idąc do was, przyjdę z pełnią błogosławieństwa Chrystusowego.  30 Proszę was tedy, bracia, przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i przez miłość Ducha, abyście wespół ze mną walczyli w modlitwach, zanoszonych za mnie do Boga,  31 bym został wyrwany z rąk niewierzących w Judei i by posługa moja dla Jerozolimy została dobrze przyjęta przez świętych,  32 tak iżbym za wolą Bożą z radością przyszedł do was i wśród was zaznał odpoczynku.  33 A Bóg pokoju niech będzie z wami wszystkimi. Amen.  
Pod koniec swojego wspaniałego listu, Paweł zmienia temat aby przekazać osobiste informacje i powiedzieć o swoich planach. Opisuje cel i autorytet z którym pisał list. Uważa siebie za narzędzie, którego Bóg użył aby zanieść ewangelię poganom. Wskazuje też na fakt, że głosił "przez moc znaków i cudów oraz przez moc Ducha Świętego", co wskazuje na autorytet który posiadał. Słowa Pawła, które czytamy w dzisiejszym fragmencie i w innych miejscach wskazują na autorytet apostolski jaki miał Paweł. To co Paweł napisał do Rzymian były uważane przez nich za Słowo Boże. Wiele dowiadujemy się o Pawle i jego planach w tym fragmencie. Znajduje się teraz na swojej trzeciej podróży misyjnej (najprawdopodobniej w chwili kiedy pisze ten list jest w Koryncie) i przygotowuje się na wyjazd do Jerozolimy. Z księgi Dziejów Apostolskich dowiadujemy się, że Paweł był świadomy tego, że w Jerozolimie miał być aresztowany i pomimo tego tworzy plany na dalszą ewangelizację w miejscach do, których ewangelia nie dotarła. Nie wygląda na to, że miał zamiar zatrzymywać się w Rzymie na długo. Bóg zmienił jego plany kiedy pozwolił aby był aresztowany w Jerozolimie i w końcu przewieziony (za darmo!) do Rzymu (zob. Dzieje Ap. 26-28). Zwróć uwagę na to co mówi Paweł w wersecie 22: "często miałem przeszkody". Boże plany nie zawsze pokrywały się z planami Apostoła. Werset 26 mówi o darze jaki Paweł zebrał w Macedonii i Grecji dla świętych w Jerozolimie. Nowo nawróceni z tamtych regionów dawali hojnie. Paweł wyjaśnia jaki ma obowiązek w dostarczeniu tego daru. Wspominając o hojności Macedończyków i Greków najprawdopodobniej próbuje zachęcić wierzących w Rzymie aby z zapałem poparli jego wyprawę do Hiszpanii.
Krok życiowy
Plany, które sobie tworzymy nigdy nie są pewne. Bóg często nas zaskakuje kiedy zmienia nam plany, jednak musimy pamiętać, że wszystko to służy ku dobremu.
1 note · View note
porozmawiajmyoszkole-blog · 6 years ago
Text
Rozmowa 3
Tumblr media
Rozmawiają Z i D.
Z (1/3 zespołu projektowego), rocznik 1998, skończyła podstawówkę publiczną oraz gimnazjum i liceum plastyczne. Obecnie studiuje. Identyfikuje się jako osoba nieheteroseksualna.
D, również rocznik 1998, chodziła do podstawówki publicznej, a potem do tej samej szkoły, co Z. Przez 6 lat chodziły do jednej klasy. Po roku przerwy od nauki zaczęła studia na artystycznej uczelni prywatnej.
Z: Możemy zacząć od tego, jak się czułaś w szkole i jak ją wspominasz.
D: Będę opowiadać głównie o podstawówce. Na początku byłam bardzo przebojowa. Zawsze mnie wszędzie było pełno, wszyscy mnie lubili i w ogóle. No ale to się skończyło w drugiej, trzeciej klasie.
Z: A dlaczego?
D: Zmienił się mocno mój wygląd. Straciłam dużo pewności siebie, bo zrobiłam się takim pulpecikiem. Pewnie wynikało to głównie z dojrzewania, które nadchodziło, na pewno też z zaniedbania, bo ruchu nie miałam za dużo i lubiłam się obżerać różnymi rzeczami. Szybko miałam sygnały od rówieśników, że ta D., która była taka ładna, przebojowa, fajna, nagle musi trochę zejść na bok. Jakieś dogadywania, chamskie teksty… Każdy kiedyś coś takiego usłyszał, każdy też powiedział. Ja też nie byłam święta i też pewnie parę razy coś komuś powiedziałam. Ale w momencie, gdy sam otrzymujesz takie słowa, zupełnie inaczej je odbierasz. Później słowo, które powiedział Ci ktoś w wieku lat dziewięciu, pamiętasz, kiedy masz lat dwadzieścia parę. I w momencie kiedy to wspominasz, to ma to tak samo silny wydźwięk jak wtedy. A jest to pierdoła, tekst typu: „o, słonica”...
Z: Boże, mówili ci coś takiego?
D: No, mówili, zdarzało się.
Myślę, że mi nie dokuczano z jakimś wyjątkowym natężeniem, ale ja jestem mocno wrażliwa i kiedyś mnie to wszystko bardzo dotykało. Nie dzieliłam się tym, w którymś momencie miara się przebrała. Zmieniło się to w jakąś obsesję, w moim przypadku w odchudzanie... W parę lat to doprowadziło do mega spustoszenia w moim organizmie.
W piątej klasie podstawówki przestałam ćwiczyć na wfie i to wtedy mi się przytyło jeszcze bardziej. Włączyła mi się taka totalna fiksacja, że jestem gruba, bo się zasiedziałam. Strasznie dużo się zaczęłam ruszać w domu, oczywiście rodzice nic nie wiedzieli. Był czas, że było to spoko, bo byłam po prostu zdrowa. Zdrowo się odżywiałam, przestałam jeść słodycze. No a później to już poszło w złą stronę, bo jadłam coraz mniej. W czasie jedzenia, miałam przed sobą zegarek i ten kęs, który brałam na widelec, musiałam żuć minutę. Czekałam, aż na wskazówkach zegara minie minuta i dopiero mogłam wziąć kolejny kęs.
Trafiłam do szpitala, miałam problemy z sercem, oddychaniem, ze skórą, ze wszystkim… Moja mama i tato nie mogli do siebie dopuścić myśli, że to jest coś związanego z jedzeniem, więc szukali wszystkiego, co się da. Stracili rok na tysiące badań, które niczego nie wykazały. Ja super sobie radziłam z każdym psychologiem, dopiero po roku zostałam zdiagnozowana. Z: Aha, czyli ty nie chciałaś współpracować? D: Nie, nie, nie. U mnie „wszystko było w porządku, wszystko dobrze”. Jak teraz o tym myślę, to jest to w ogóle nie do uzasadnienia, nie potrafię tego zrozumieć.
Z: A inni widzieli, że tak bardzo chudniesz?
D: Widzieli. I nie było komentarzy na ten temat... Pod koniec zaczęły się pojawiać. Mam wrażenie, że już mieli okazję się oswoić z tym, że coś jest inaczej i zaczęli sobie pozwalać. Widzieli to przez rok, stało się to czymś powszechnym, już można było dowalić. Zwracali na to uwagę, a nauczyciele nie reagowali. W pewnym momencie wręcz nie chciałam mieć kontaktu z nikim, bo wszyscy się na mnie patrzyli, jak na kosmitę, dziwoląga. Jak na rzadki okaz w zoo.
Z: Czyli to były tylko negatywne komentarze?
D: To może miało być pozorne zwrócenie uwagi na problem, ale tak naprawdę nie uznałabym tego za wyciągnięcie ręki. Myślę, że pomoc byłaby bardziej dyskretna...  Byłoby to przyjście, pogadanie sam na sam, „czy coś się z tobą dzieje, czy wszystko jest w porządku”, a nie wytykanie na forum klasy: „ona jest taka chuda, że się zaraz przewróci, proszę pani, może trzeba jej coś powiedzieć”.
Z: Pamiętam, jak A. z naszej klasy też przechodziła przez takie rzeczy. Dziewczyny mówiły niby z troski, że „o, ty jesteś taka chuda, ojej”, a tak naprawdę myślę, że mogło ją to boleć.
D: Tak, to jest bardzo trudne. Ciężko jest w takiej sytuacji określić, kto ma dobrą lub złą intencję. Ale mi, na chłopski rozum, nie przyszłoby do głowy, żeby w taki sposób próbować komuś pomóc. To nie jest pomoc. I raczej nie skłoni do refleksji, obawiam się, że może raczej spowodować nasilenie.
Problemy miałam jeszcze w gimnazjum, tylko że tu akurat nauczyciele się bardzo dobrze zachowywali. Nie czułam już, że ludzie to widzą i się mnie boją. Nie było takiego czajenia się, obchodzenia dookoła. No bo czemu ja ludziom nie mówiłam o tym przez wiele lat? Bo uważałam, że będą podchodzić do mnie jak do dziwaka, jak do kogoś innego. Że będą patrzeć, jak ja jem.
Z: Ja też miałam kiedyś problemy z jedzeniem. Chodziłam do dietetyczki, w ogóle nie mogłam schudnąć. Nigdy na szczęście nie wpadłam w aż taką obsesję, ale miałam straszne kompleksy i w pewnym momencie już byłam na granicy. Poszłam z tym do szkolnej pani psycholog. Powiedziała mi, że ona to w zasadzie nie ma doświadczenia w tym temacie i że mi da numer do poradni psychologicznej, żebym poszła na terapię grupową.
Wiadomo, że nie każdy psycholog się specjalizuje we wszystkim, że czasem lepiej jest przekierować do specjalisty… ale ja chciałam po prostu porozmawiać, a ona po moim pierwszym zdaniu mi przerwała…
D: No właśnie, nie wiem, czy szkoła jest odpowiednim miejscem, żeby rozwiązywać takie problemy. Taki psycholog, który pracuje w poradni, ma iluś pacjentów dziennie, rozmawia z nimi, a pedagog-psycholog szkolny przychodzi do gabinetu i… co on robi cały dzień? Czasem podpisze jakieś zwolnienie… Wszyscy się wstydzą do niego przyjść, a potem nagle mu się trafia osoba, która chce porozmawiać, która ma problem, no i on nie wie, co ma z tym zrobić.
Ktoś przyszedł, ją to zaskoczyło, przestraszyła się i przesłała problem dalej.  A ty pewnie nie czułaś się z tym zbyt dobrze.
Z: Tak, poczułam się odrzucona.
D: No dokładnie, pewnie myślałaś: „to po co ja przychodziłam, zrobiłam z siebie idiotkę, dziwoląga”.
Z: W ogóle niedawno sobie uświadomiłam, że na temat zdrowia psychicznego w ogóle się w szkole nie mówi…
D: To śmieszne, ale w podstawówce były osoby, które wyglądały tak samo jak ja i one były już spoko. Może były bardziej przebojowe, może bogatsze albo z innego domu.
Z: No albo mniej wrażliwe i aż tak nie dotykały ich te obelgi.
D: Tak. Na przykład moja koleżanka też była taka duża, ale przychodziła do szkoły w klapkach Nike, koszulce Adidas i mówiła: „wiecie co, mam nowego psa. Wiecie ile kosztował? Trzy tysiące. Wiecie czemu jestem smutna? Mój tata jest w więzieniu, bo kradł samochody” I ona była fajna, nie?
A ja nie, bo moja mama pracuje w banku, nic nadzwyczajnego. Jak mam chomika, to powiem jak ma na imię, a nie że kosztował mnie 20 złotych.
Z: No tak, czyli wyglądała na silną, więc nikt nie chciał jej dokuczać. Celowali w tych, którzy byli wrażliwi…
D: Ja w ogóle chodziłam do szkoły, w której było dosyć specyficzne środowisko. To była duża szkoła, było dużo klas, bardzo dużo dzieci z różnych środowisk. Mieliśmy np. chłopaka, który był dzieckiem z rodziny prawniczej i chodził w markowych ciuchach, a przychodziły też dzieciaki, o których wiadomo było, że w domu jest alkoholizm, bezrobocie, że pochodzą z rodzin wielodzietnych na zasiłkach i tak dalej… No i to wszystko się kotłowało. Klasy były mocno podzielone ze względu na zamożność. W klasie B były wszystkie bogate dzieciaczki. Bardzo na nas patrzyli z góry. Ja byłam w klasie A, która była totalnym miksem. Były dzieci jak ja, taka typowa klasa średnia, i były dzieci z takich wręcz patologicznych rodzin.
Dzieci skupiały się w grupach, a jak ktoś był trochę inny, to był na niego najazd. Ale dokuczanie najczęściej wychodziło ze strony tych zamożniejszych dzieci. Patrzyli na nas z pogardą. Była elita i wszyscy musieli robić wszystko pod jej dyktando. Jak coś się nie podobało, oni to wyśmiewali i potem już wszyscy cię wyśmiewali z tego powodu.
Do naszej szkoły chodzili też uchodźcy z Czeczenii, ludzie specyficzni i mocno związani ze swoją kulturą. To były dzieci z trudnymi doświadczeniami, przyjeżdżały do nas ze względu na wojnę. Trzymali się razem, mało z nami, prawdopodobnie dlatego, że była bardzo duża agresja wobec nich, bardzo mało tolerancji. To jak zostali przyjęci przez inne dzieci, to jest jakaś chora sytuacja. Jeżeli się chciało z taką osobą porozmawiać, to trzeba było liczyć się z tym, że cała klasa się przeciwko tobie odwróci. Padały teksty typu: „nie siedź koło niej, bo ma zarazę.”
Z: Boże, to absolutny rasizm!
D: No i te dzieciaki były agresywne, szczególnie chłopcy. W ich kulturze mężczyzna jest „wojownikiem”. Więc na każdą pyskówę ci chłopcy oddawali pięścią. Oni cały czas byli obrzucani obelgami i jak później się bili, to krew się czasem lała.  
B: A jak nauczyciele reagowali na te bójki?
J: Wtedy biedni byli ci, co przezywali, a źli ci, którzy uderzyli kolegę. Osoba, która zaczynała słowem, była według nauczycieli ofiarą.
D: Bardzo się cieszę, że nie ćwiczy��am na WF-ie. Bo gdybym ćwiczyła i jeszcze miała te swoje problemy, to to by była porażka … Ludzie się tam zachowują jak zwierzęta. Pamiętam jedną rzecz, to były moje ostatnie miesiące na wfie. Ja byłam straszna dupa z wfu, nic nie umiałam. Nic poza bieganiem, i to takim długodystansowym. Mimo że byłam, powiedzmy, grubsza, to to mi zawsze szło. I raz nauczycielka wymyśliła nam takie zadanie: „biegniecie, póki nie padniecie”. Można było w każdej chwili przerwać bieg. I były prawie całe zajęcia na to. I jak zawsze na wfie zostawałam wybierana do drużyny jako ostatnia, to wtedy, w tym bieganiu, pierwszy raz usłyszałam wsparcie mojej klasy. A dlaczego? Bo zostałam tylko ja i F, która była Czeczenką. Nagle wszyscy mi kibicowali, żeby nie wygrała „Czeczenka z zarazą”.
D: Dla mnie to jest zupełnie niezrozumiałe, że kto jest dobry z wfu, ten jest fajny. U ciebie też to było?
Z: Było, ja byłam zawsze mała i też mi nic nie szło, w bieganiu byłam najgorsza, w rzucaniu byłam słaba… W skakaniu wzwyż byłam zawsze niesprawiedliwie traktowana. Pan miał tabelkę, do jakiej wysokości się doskakuje w jakimś tam wieku, a ja zawsze byłam mniejsza niż wszyscy i skakałam najniżej. Miałam przez to najgorsze oceny. I potem poprawiałam ocenę z wfu, robiąc prezentację o tańcu towarzyskim. Bo tańczyłam, chodziłam na zajęcia po szkole i to umiałam. Miałam jakieś osiągnięcia w tym, a nic innego mi nie szło.
D: Ja z kolei wyrosłam, byłam przez moment jedną z wyższych osób w klasie i to taką napakowaną. Był bieg z przeszkodami, na czas. I taką równoważnię, niską ławkę, postawiono jako przeszkodę, pod którą trzeba było przejść. I ja nie byłam w stanie się pod nią zmieścić. Wyobraź sobie, jaką drużyna przeciwna miała ze mnie polewę. A moja drużyna? Jak się na mnie darli! To była moja wina, że zajęliśmy ostatnie miejsce.
Wiesz, teraz mnie to bawi, ale wtedy to była tragedia!
Z: No tak, domyślam się, że musiałaś to wtedy przeżywać.
D: I nauczyciel wymyśla takie zadanie... No przecież na logikę – i tak wszyscy się z trudem przeciskali. To nawet nie chodzi o to, że ja nie mogłam bębna przełożyć, ale mi tam głowa ledwo wchodziła.
Z: To nawet, jak dziewczynka by była bardziej rozwinięta i miała piersi, to też by nie mogła przejść.
D: W tej samej szkole, co ja, uczył się mój brat, N. On był zawsze dosyć pyskaty. Często nie dogadywał się z kolegami. Kiedyś chłopcy się na niego wkurzyli i gdy wychodził po lekcjach ze szkoły, zaczaili się na niego w krzaczorach i na niego napadli, żeby mu wlać.
Innym razem coś się stało, chłopcy pokłócili się i mieli czekać na rozmowę u pani pedagog. Jeden z nich wszedł na rozmowę, a reszta zaczaiła się na N, pobili go (wszystkie nauczycielki były zajęte i dzieci sobie same stały na korytarzu) i on uciekł ze szkoły. Dzieciak. Dziesięciolatek. Sam. Wyszedł bez problemu, w godzinach lekcji… Nikt nie zauważył tego, nikt nie zadzwonił do mojej mamy.
No to przecież to jest chore. I ta pani nic, moja mama postraszyła sądami, ale skończyło się na tym, że mój brat zmienił szkołę.
Z: I nauczycielki nie miały konsekwencji?
D: Nie miały żadnych. Mój brat przeniósł się do szkoły integracyjnej. Był w szkole mieszanej, gdzie były dzieci zdrowe i dzieci z częściowym upośledzeniem. I była nauka szacunku, była współpraca, były jakieś prace grupowe, dziewczynki pracowały z chłopcami, osoby zdrowe z osobami chorymi. I to było fajne.
Z: Może to dlatego, że tam nauczyciele były przeszkoleni żeby pracować z takimi osobami? Mieli większą empatię i uczyli tej pracy ze sobą nawzajem.
D: Tak. To było normalne, że dzieciaki na zdjęciu klasowym stoją i się obejmują. A dla mnie, jak sobie pomyślę o mojej klasie, to jest totalna abstrakcja.
Z: Właśnie. Bo w normalnej szkole nauczyciel ci nie powie, że trzeba np. szanować innych, albo że to nieważne, czy jesteś gruby czy chudy, bo masz wartość, taką jak każdy. Może gdyby był taki przekaz, to mniej ludzi by cierpiało.
D: Było w sumie parę takich sytuacji, że moja mama była bliska zakładania spraw sądowych. Bo to, jak grono pedagogiczne się zachowywało i jakie słowa były tam używane wobec dzieci, to było jedno wielkie nieporozumienie.
Z: To znaczy?
D: Nauczycielka potrafiła powiedzieć do ucznia „jesteś debilem”, „jesteś głupi”. Jeden z oprawców mojego brata miał na imię Kamil. Pani notorycznie zwracała się do niego przy całej klasie „Kamilek debilek”. To było na porządku dziennym. Wszystkie dzieci się z tego śmiały, nie? W takim dzieciaku wzrasta frustracja. Jak nie ma w gębie, nie ma wsparcia rodziców, a jego najbliżsi koledzy też się z tego śmieją, to on, nie mając innych argumentów, użyje pięści. I komu się dostanie? Komuś, kto się pierwszy napatoczy, kto pierwszy dołoży cegiełkę. Było to wiele razy zgłaszane, czy wychowawczyni, czy innym nauczycielom… nikt nie zwracał na to uwagi.
W klasie mieliśmy jeszcze takiego G. To był taki gangster, inaczej nie powiesz. On potrafił komuś wlać, komuś nos rozwalić do krwi. Tylko, że mi go zawsze było szkoda, bo miał tragiczną rodzinę. Jego matka miała aż głos zachrypnięty od wódy.
Z: No to pewnie nikt go nie nauczył, jak rozwiązywać swoje problemy.
D: Tak. Po nim też zawsze było widać skruchę, miał poczucie żalu, on nie był złym człowiekiem. Miał wielką radochę, gdy zrobił coś dobrego. Na walentynki przyniósł serduszka z papieru i był mega zadowolony, że ktoś mu powiedział „dziękuję”. Tylko że to miało największe znaczenie w klasach 1-3, gdzie mieliśmy fajną nauczycielkę i ona też bardzo dbała o to, żeby on był w takie rzeczy angażowany i go chwaliła. A później wiadomo, że kilkunastolatek nie będzie czekał na pochwałę „wspaniale” w dzienniku, za to, że przyniósł serduszka. No nie będzie, bo będzie wolał komuś wpieprzyć i wziąć piątaka na cukierki w sklepiku.
Z: Jeszcze też pewnie szukał jakiejś akceptacji wśród innych, a bycie silnym jest najłatwiejszym sposobem, bo wszyscy się ciebie po prostu boją.
D: Boją i jest uznanie.
Z: Nie ma w szkole w ogóle takiej jakiejś nauki empatii i rozmowy z innymi, tylko wszystko jest oparte na przemocy.
D: Tak. Jeszcze często napędza się rywalizację.
D: Jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała… Na początku podstawówki miałam przyjaciółkę, L. Potem, gdy już rzadko chodziłam do szkoły, bo nie miałam siły, byłam o nią cholernie zazdrosna, bo miała jakieś nowe koleżanki. Była wtedy moda na emo. Pamiętam, jak te wszystkie dziewczynki się któregoś razu pocięły w literki… I pamiętam, jak L. się przestraszyła, zawołała mnie i poszła ze mną do łazienki. Ja patrzę, a na łapie ma wycięte swoje inicjały… I w płacz, że jej krew leci, nie? Spytałam jej, czym ona to zrobiła, a ona to zrobiła cyrklem.
Z: Jezu.
D: I te dziewczynki miały później rozmowę z pedagogiem, wszyscy o tym wiedzieli. To było strasznie dziwne. Przeraża mnie to teraz, jak o tym myślę.
Jeszcze strasznie się bałam, bo widziałam parę razy, jak kilka starszych dziewczyn, takich wielkich, dobrych z wfu, urządzało „polowanie”. Brały z tablicy informacyjnej pinezki, łapały kogoś i przekłuwały mu tą pinezką uszy. Bałam się potem koło nich przechodzić…
Z: Co takim ludziom siedzi w głowie…?
D: Nie wiem. To jest właśnie najgorsze, że coś takiego przychodzi komuś do głowy. Skąd? Idziesz koło tablicy korkowej i myślisz sobie: „o, tą szpilką można komuś przebić uszy”?! I to jeszcze komuś słabemu, żeby było śmiesznie.
Z: Brak mi słów, to jakaś mafia po prostu…
Z: A pamiętasz co było u ciebie na Wychowaniu do Życia w Rodzinie? Mieliście jakąś edukację seksualną?
D: To było z panią pedagog. Pamiętam jedne zajęcia, o antykoncepcji. Uczyła nas, jak prowadzić kalendarzyk, kiedy mierzyć temperaturę… Przedstawiała nam wszystkie metody zabezpieczania się i wszystkie były złe. Pokazywała jakieś drastyczne obrazki, jak się zakłada spiralę domaciczną. W ogóle jakieś takie straszne rzeczy, żeby nas, nie wiem, przestraszyć, czy co? Ja byłam przerażona.
To była szósta klasa podstawówki, ale nie zdziwiłabym się, jakby były w klasie osoby, które już miały jakieś doświadczenia z seksem. Na pewno też nie miały pojęcia o zabezpieczaniu i współczuję, jeśli kalendarzyk brały za jedyny wartościowy sposób antykoncepcji.
Taka nauczycielka nie uświadomi o ryzyku chorób, a powie ci, co jest złe, względem, tak naprawdę, chyba tylko wiary. Bo ja nie widzę żadnego innego uzasadnienia. I to jest jeszcze osoba, która nie ma wykształcenia jako np. biolog, tylko jest panią pedagog. Pewnie skończyła jakieś ogólne studia pedagogiczne i to było wszystko. Więc czemu ona ma taką wiedzę przekazywać? I straszyć.
Z: A czy były pokazywane jakieś alternatywy, na przykład dla takiego podstawowego modelu rodziny?
D: Nie, tego na pewno nie było. Model podstawowy. Kobieta, mężczyzna. Kobieta to do trzydziestki najpóźniej musi urodzić dziecko, bo później jest ryzyko, że dziecko będzie chore. „Dziewczynki skończcie szkołę, do męża, a po ślubie dziecko i z dzieckiem siedzieć, wychować”.
I tak jak mówisz, zero alternatywy, nie ma w ogóle modelu rodziny bezdzietnej, na przykład.
Z: Nie ma w ogóle opcji, że nie trzeba zakładać rodziny.
D: Tak.
Z: A u nas w gimnazjum WDŻR prowadziła pani od religii, pamiętasz? I to były zajęcia dla chętnych, chodziły na nie dwie osoby.
D: O Boże, faktycznie… A ty w podstawówce miałaś WDŻR?
Z: Miałam, ale mało co pamiętam. Jedyną rzeczą, którą pamiętam jest to, że pani od przyrody, która to prowadziła, powiedziała nam, że nie można obcinać za krótko paznokci u stóp bo się usuwa jakąś warstwę ochronną. I że nie możemy się golić w miejscach intymnych, bo to jest też warstwa ochronna kobiety. Więc taka niby-higiena… Był kiedyś też taki kurs, przyjechała jakaś firma produkująca podpaski.
D: U nas też coś było… I też tylko dla dziewczynek. Oczywiście chłopcy się później z nas śmiali, mimo, że nie wiedzieli, co tam się w sumie działo. I nauczyciele jak zawsze nie reagowali.
Z: I potem się te podpaski przyklejało w różnych miejscach, u mnie przynajmniej.
D: Tak. [śmiech]
U mnie przygotowanie na temat tego, co się dzieje, kiedy kobieta staje się kobietą, czy chłopiec chłopcem, było zerowe. W ogóle nie było tematu. No okej, przyjechały babki z podpaskami, ale pamiętam, że jak dostałam pierwszą miesiączkę to była tragedia. Dostałam dosyć wcześnie i jeszcze oczywiście na szkolnej wycieczce w kinie. I powiem szczerze, że nie za bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje. Totalnie się wstydziłam, nie powiedziałam nikomu. Poszłam do łazienki i chyba pół rolki papieru sobie wsadziłam w gacie, no bo nie wiedziałam, co mam zrobić. Wróciliśmy i poszłam szybko do domu, no i z mamą dopiero o tym porozmawiałam. Ale to było coś strasznego. No bo to, że wstydzisz się nawet nauczyciela spytać, to nie jest normalne. Tak naprawdę, wtedy w nikim nie widziałam osoby, której mogę się o coś takiego spytać.
Z: Tak, do żadnego nauczyciela nie miałaś takiego zaufania?
D: Nic, nie. Zero.
Ale ciężko jest, moim zdaniem, o dobrego pedagoga, nauczyciela. 
Najlepszy nauczyciel, jakiego ja miałam, to była chyba pani R. Gdybym ja miała od każdego przedmiotu takiego nauczyciela, to byłabym mózgiem. Ona wymaga wiedzy, stawia konkret, jest sprawiedliwa, od wszystkich wymaga tyle samo i daje krótki, prosty przekaz: „naucz się tego i tego, i ja będę od ciebie tego wymagać”. Wiesz, że cię spyta i że musisz się przygotować. Przygotowujesz się, pamiętasz i dostajesz za to nagrodę, jesteś zmotywowany. Ja byłam przeszczęśliwa, bo chodziłam na chemię i wszystko wiedziałam. Miałam piątki. I przykładałam się do tego, owszem, poświęcałam czas, ale też nie jakoś dużo, bo ona z zajęć na zajęcia się kazała przygotować.
Z: Tak, wiedziałaś, do czego się przygotować, jak się przygotować i wszystko miałaś pod ręką.
D: Noo, a bezcenna była duma, jaką czułaś. Ona była taka konkret-kobieta, jej postawa powodowała to, że w sumie niezależnie od tego, czy to był Jacek, czy to byłam ja, czy to była Daria, ale każdy czuł do niej respekt i był przygotowany. Oceniała sprawiedliwie, nie było zamydlania oczu.
Z: Moim ulubionym nauczycielem był pan W. od fizyki. On z kolei nas tak bardzo partnersko traktował i nie było tej relacji: „ja jestem nauczycielem, wy się macie mnie słuchać”, tylko: „o, no dobra, chodźcie, zrobimy fajny eksperyment”. To było świetne…
Bo on tak zachęcał! I dobrze tłumaczył, pokazywał. Nam, plastykom, którzy nie ogarniali wzorów, pokazywał wszystko obrazkowo, miał podejście do nas, jako do konkretnej klasy, a nie jak do jakichś tam po prostu uczniów, dla każdych to samo. I to mi się bardzo podobało.
D: Ja też lubiłam te zajęcia. A oboje mieli totalnie różne osobowości.
Z: Tak, zupełnie. I oboje byli tylko na rok. To było smutne. Potem przyszła pani I., przez którą znienawidziłam chemię i fizykę.
D: Dwa w jednym! [śmiech] To była porażka.
Z: Tak. Zamiast świetnych nauczycieli, którzy ci wszystko wytłumaczą i dadzą wszystkie informacje, których potrzebujesz, to dostajesz panią I., która w odpowiedzi na twoje pytanie mówiła: „a wygoogluj sobie!”
6 notes · View notes
lost0-in0-life0 · 3 years ago
Note
Odpowiedź na wszystkie 60 pytań 😀 chellenge akcept?
No dobra, podejmuje się haha
Czas start 19:21
01. Czy masz dobre relacje ze swoimi rodzicami?
Myślę, że mogę szczerze napisać, iż tak mam dobre relacje z rodzicami.
02. Komu po raz ostatni powiedziałeś "kocham cię"?
Przyjaciółce
03. Żałujesz czegoś?
Jest wiele sytuacji, których żałuję, ale niestety czasu nie cofnę więc należy się z tym pogodzić, choć niektóre rzeczy są bardzo trudne.
04. Jesteś niepewny?
W jakimś stopniu tak.
05. Jaki jest status twojego związku?
I'm single.
06. Jak chcesz umrzeć?
Mimo wszystko, wolałabym śmierć naturalną, jakąkolwiek.
07. Co ostatnio jadłeś?
Makaron w sosie "cztery sery" z kurczakiem.
08. Grałeś w jakiś sport?
Piłka nożna, siatkówka.
09. Gryziesz paznokcie?
Nie.
10. Kiedy była twoja ostatnia walka fizyczna?
W gimnazjum.
11. Lubisz kogoś?
Tak.
12. Czy nie spałeś kiedyś 48h?
Najdłużej zdążyło mi się nie spać 28h.
13. Nienawidzisz kogoś w tej chwili?
Chyba nie ma takiej osoby.
14. Tęsknisz za kimś?
Owszem, mimo że ta osoba zadała mi wiele bólu, to i tak tęsknię.
15. Masz jakieś zwierzaki?
2 psy i kota.
16. Jak się teraz czujesz?
Psychicznie mam dość, fizycznie jako tako się trzymam.
17. Całowałeś się kiedyś w łazience?
Nie.
18. Boisz się pająków?
Niektórych tak.
19. Cofniesz się w czasie, gdyby dali ci szansę?
Myślę, że jednak nie chciałabym.
20. Gdzie było ostatnie miejsce, w którym kogoś całowałeś?
Wakajki Powidz.
21. Jakie masz plany na ten weekend?
Miała wpaść impreza dziś, ale nie wyszło, więc pewnie piwko i Netflix.
22. Chcesz mieć dzieci? Ilu ich było?
Z jednej strony chciałabym, ale z drugiej jednak nie, bo nie byłabym dobrą matką.
23. Masz kolczyki? Ilu ich było?
Mam, 3 na lewym uchu i jeden na prawym. Są plany na kolejne 2 jak nie 3 😅
24. Jakie są/ były twoje najlepsze tematy?
Ciężko stwierdzić.
25. Tęsknisz za kimś z twojej przeszłości?
Jest wiele takich osób, za którymi tęsknię.
26. Czego teraz pragniesz?
Szczęścia i spokoju.
27. Czy kiedykolwiek złamałeś komuś serce?
Tak.
28. Czy kiedykolwiek zostałeś oszukany?
Tak.
29. Czy sprawiłeś, że chłopak/dziewczyna płakał?
Tak.
30. Co cię teraz wkurza?
Dużo rzeczy, m.in. że ktoś nie potrafi uszanować mojej prośby.
31. Czy ktoś cię kocha?
Nie wiem.
32. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Nie mam w tym momencie.
33. Masz problem z zaufaniem?
Przez ostatni czas tak.
34. Z kim/ jaki był Twój ostatni sen?
Nie pamiętam swoich snów.
35. Kto był ostatnią osobą, z którą płakałeś?
Kumpele z wakacji
36. Dajesz mu drugą szansę zbyt łatwo?
Nie ma czegoś takiego jak druga szansa.
37. Łatwiej wybaczyć czy zapomnieć?
Dla mnie obie te rzeczy są trudne. Jeśli czuje się zraniona przez kogoś, wybaczenie wymaga sporo czasu. A jeśli chodzi o zapomnienie, jestem osobą, która nie zapomina wielu sytuacji.
38. Czy ten rok jest najlepszym rokiem w twoim życiu?
Myślę, że przez pandemię nie mogę tego powiedzieć, przez długi czas siedziałam w domu z dala od ludzi, przez co teraz mam ciężko by z niego wyjść. Sądzę, że gdyby nie to, że znalazłam pracę i muszę do niej chodzić dalej bym siedziała w domu i zrobiła się Aspołeczna.
39. Ile miałeś lat podczas pierwszego pocałunku?
16
40. Czy kiedykolwiek byłeś całkowicie nagi?
Tak, kto by nie był? 😜
41. Ulubione jedzenie?
Makaron z serem i kurczakiem, spaghetti, lasagne.
42. Myślisz, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu?
Przez pewien czas w to nie wierzyłam. Jednak z biegi czasu wiem, że wszystkie sytuacje te źle i te dobre dzieją się z jakiegoś powodu. Jeszcze nie wiem z jakiego, ale tak jest.
43. Jaka jest ostatnia rzecz, którą zrobiłeś przed snem zeszłej nocy?
Pójście do toalety.
44. Czy kiedykolwiek można oszukiwać?
Jeśli chodzi o emocje, stan psychiczny tak można oszukiwać. Wiele razy tak robiłam, oszukiwałam wszystkich, nawet samą siebie, że jest okey, że nic się nie dzieje. A wcale tak nie było, życie się sypało, były myśli samobójcze, ale ja dalej udawałam, że wszystko jest w porządku. Ale jeśli chodzi o inne kwestie nie wolno oszukiwać.
45. Jesteś zły?
Wydaje mi się, że nie.
46. Z iloma osobami walczyłeś?
Nie mam pojęcia, za dużo ich było...
47. Wierzysz w prawdziwą miłość?
Przestaje wierzyć w jakąkolwiek miłość :')
48. Ulubiony stan pogody?
Zależy od nastroju.
49. Lubisz śnieg?
Tak.
50. Chcesz wyjść za mąż?
Nie.
51. Czy to słodkie, gdy chłopiec/dziewczynka nazywa cię dzieckiem?
Tak.
52. Co sprawia, że jesteś szczęśliwy?
Spanko.
53. Zmienisz swoje imię?
Nie, podoba mi się ono.
54. Czy byłoby trudno pocałować ostatnia osobę, którą pocałowałeś?
Cholernie trudno.
55. Twój najlepszy przyjaciel płci przeciwnej kocha cię, co robisz?
Nic, bo nie mam przyjaciela płci przeciwnej.
56. Czy masz przyjaciela płci przeciwnej, z którym możesz działać całkowicie?
Nie.
57. Kto był ostatnią osobą płci przeciwnej, z którą rozmawiałeś?
Brat.
58. Kim była ostatnia osoba, z którą odbyłeś głęboką rozmowę?
Psiapsi
59. Wierzysz w bratnie duszę?
Nie
60. Czy jest ktoś, za kogo byś umarł?
Tak, moje przyjaciółki.
Koniec!!! 20:07
0 notes