#leczna
Explore tagged Tumblr posts
Text
Dinozaury
Jak się zapewne domyślacie, w zupełnie małym mieście, które to określenie oddaje również poziom zadowolenia z życia, możliwości rozrywkowe są głęboko zawężone. W grupach śledzących dzieje polskiej ligi piłki nożnej, Łęczna znana jest z klubu Górnik, który przez lata zapewniał fanom wachlarz emocji: od euforii związanych z awansami do ekstraklasy, okraszonymi wersami hymnu stworzonego przez Budkę Suflera: "Górnik Łęczna, Górnik Łęczna, Lubelszczyzna jest ci wdzięczna, że drużynę taką ma", po głębokie rozczarowania, gdy klub spadał o kilka lig z powodu handlowania meczami. Rozczarowanie nie wynikało oczywiście z niedostosowania się do zasad fair play, a raczej tego, że takie lubelskie kozaki dały się prokuraturze złapać.
Wyjątkowości Łęcznej dodaje też istniejąca w okolicy jedyna rentowna kopalnia w Polsce. Może wynika to z faktu, że nie znajduje się na Śląsku, ale nie do końca znam się na przemyśle górniczym. W każdym razie stanowi ona również główny zakład pracy dla większości przedstawicieli płci męskiej w Łęcznej, w przeciwieństwie do Centrum Obsługi Klienta Netii, która dla równowagi zatrudnia głównie łęczyńskie kobiety i przez samą firmę jest nazywane „kolebką”.
Miasto, raczej pozbawione większych atrakcji turystycznych, ma w swoich granicach kilka zabytków, do których należy między innymi: renesansowy kościół wraz z zabudowaniami dookoła, mała i duża synagoga, wymienione dla bezpieczeństwa na środku stawki, żeby nikt nie dopatrzył się wpływu syjonist��w w historii prawilnej miejscowości (kliknij i czytaj), ratusz, domy przy rynku, zamek, który rozpadł się już w XIX wieku oraz zespół pałacowo-parkowy, z czego tkwiący w nim jeszcze dwór niedługo ma szansę podzielić los zamku. Turystom, którzy wypatrzą spod sowitej warstwy zżerającego go grzyba i ogólnej degeneracji, Informacja Turystyczna powinna wręczać nagrodę. Jakiegoś dzika z herbu na breloczku, czy coś w tym rodzaju.
Owszem, zdarzają się huczniejsze imprezy, dobrym przykładem jest Barbórka czy Festiwal Kapel Ulicznych i Podwórkowych, ale ponieważ w mojej rodzinie nikt nie pracował pod ziemią i nie pałał wielkim uczuciem do dźwięków harmonii, zanim zdążyłam w ogóle zwrócić uwagę na te eventy, już się stamtąd wyprowadziłam.
Patrząc na moją luźną pozę widać, że dinozaury budziły w dzieciach respekt.
W miarę regularnie odbywają się też Dni Łęcznej, z których najbardziej pamiętam okrągłe obchody nadania praw miejskich w latach 90. Wystąpił m.in. zespół De Su. Później line-up wydarzenia coraz częściej łączył styl festiwalowy z elementem biesiadnym. Ostatnią gwiazdą, która wstępowała na Dniach Łęcznej była Patrycja Markowska, która na stronie informacyjnej mojego małego miasta była reklamowana nie jako odrębna artystka, ale córka swojego ojca, gdyby ktoś, tak jak ja, nie wiedział do końca kim jest. To chyba najlepiej oddaje kategorię gwiazd, które pojawiały się na dniach Łęcznej. Za czasów swojej rezydentury w Łęcznej cieszyłam się bardziej kameralnymi obchodami w amfiteatrze starego osiedla. Później górę nad imprezami wzięły jednak ważniejsze instytucje, a konkretnie kościół, który stanął bardzo niedaleko. Nie doprowadził on jedynie do upadku amfiteatru (co prawda scena stoi do tej pory, ale zdemontowano widownię) i zakazu imprez (tych oficjalnych oczywiście. Te organizowane przez lokalne społeczności, dziś dzielą różne lokalizacje. Tubylcy dbający o swoje odświętne dresy przesiadują na murkach w ciemnym zaułku pod bankiem, te bardziej frywolne nie robią sobie nic z braku siedzisk i rozkładają się na trawiastych hałdach wokół amfiteatru). Przede wszystkim zlikwidował spory kawałek najstromszej górki do zjeżdżania na sankach, czym stracił poparcie u młodszej grupy wiernych. Generalnie z kościoła cieszyli się chyba tylko okoliczni emeryci i kopalnia, która mogła wypromować swój towar eksportowy – Ekoklinkier. Ten sam, którym obłożono stadion Górnika Łęcznej przy rozbudowie i ogrodzenie powiatowego szpitala. Co ciekawe, wśród budowanych dookoła Łęcznej domów króluje tynk, we wszystkich odcieniach rozpuszczonych lodów waniliowych. Być może wydaje się ona zbyt skromna i nie pasuje do obowiązkowych czterech kolumn przy drzwiach frontowych.
Podczas Dni Łęcznej odbywały się również wystawy prac miejscowych artystów. Mam wrażenie, że obrazy były zawsze tymi samymi landszaftami spod pędzla artystki, która trzęsła domem kultury i straszyła dzieci przychodzące na lekcje pianina, jedyne zajęcia dodatkowe w Łęcznej lat 90., oprócz tańca towarzyskiego i bezskutecznego poszukiwania w wypożyczalni filmów, których jeszcze się nie obejrzało. Być może jednak spotkałam się tam również z twórcą miejskiej legendy, która niestety zasłużyła tylko na cztery proste zdania w Wikipedii?
Wraz z wejściem do Unii Europejskiej Łęczna przespała szansę na powrót do świetności dawnych lat, która mogła pomóc jej zejść z podium najszybciej wyludniających się lubelskich miast. Chodzi o moment starania się o miano stolicy czegokolwiek, co było trendem w miastach i miasteczkach podobnego pokroju, przedtem znanym zupełnie z niczego, np. Stolicy Kiszonego Ogórka czy Nordic-Walkingu, co zapewniło im skok cywilizacyjny i kilka milionów złotych dofinansowania dla gminy.
A może właśnie wyprzedziła trendy i stanęła ponad wyścigiem o nic nieznaczące miano?
Podczas drugiej dinozaurzej sesji zdjęciowej czułam się już znacznie swobodniej.
Wizytówkę Łęcznej stworzył już w latach 70. miejscowy artysta. Skutecznie łącząc motyw górniczego miasteczka o żydowskim rodowodzie, stworzył na Podzamczu Dolinę… Dinozaurów, obecnie nazywanych najstarszymi dinozaurami w Polsce. Dzik zszedł z herbu na ulicę, więc może i one wywalczyły prawo wyjścia spod ziemi? A może autor dotarł do tajnych dokumentów, które potwierdzają pochodzenie od nich świniowatych? Wtedy taka Dolina w mieście z rzeką Świnką wpadającą do Wieprza i dzikiem w herbie miałaby sens. A Łęczna mogłaby stać się pełnoprawną dinozaurzą macierzą.
Do 8 rzeźb dinozaurów z powodzeniem można zaliczyć kilka dodatkowych, ruchomych okazów, przesiadujących głównie na płotku naprzeciwko spożywczaka. Po rewitalizacji ten sam nowy gatunek dinozaurów – Podzamczus Rex, który jest jednocześnie strażą obywatelską i klubem sympatyków taniego piwa, przeniósł się do samej Doliny. Pod ich okiem dinozaury, które często stawały się ofiarami wandali i były pozbawiane różnych części ciała, najczęściej ogonów, są całe i zdrowe.
Po rewitalizacji dinozaury nabrały kolorów. Ja osobiście wolałam szare, betonowe, smutne dinozaury, które idealnie wpisywały się w klimat stojących za nimi popegeerowskich bloków i dodawały im srogiego wyglądu. Wydaje się jednak, że dinozaury walczą z trawiącą je pastelozą. Pomalowane farbą trwałą jak plakatówki, powoli zrzucają łuszczącą się skórę, pokazując stare, dobre gipsowo-cementowe oblicze.
Mimo 50-letniej historii, dinozaury potrafią wzbudzić emocje niczym wata cukrowa u młodszych i kiełbasa z grilla u starszych podczas Dni Łęcznej. Miejscowe media donoszą o zaniedbaniach w zrewitalizowanej Dolinie Dinozaurów, które w większych miastach pewnie nie zostałyby nawet wspomniane. Ale nie zapominajmy, że mówimy o mieście małym.
Dinozaury po rewitalizacji powoli zrzucają łuszczącą się, kolorową warstwę.
Gdy po raz pierwszy pokazałam dinozaury koledze spoza województwa lubelskiego na mapach Google, opluł sobie zupą cały ekran… ale było to zakrztuszenie podziwu… Kiedy tylko doszedł do siebie, powiedział że musi to zobaczyć na własne oczy. Tylko gdzie by się zatrzymał?
Dziwne, że nikt jeszcze nie pokusił się o postawienie hotelu w Dolinie Dinozaurów. To dopiero instagramowa, iście rustykalna sceneria o poranku. Na razie goście muszą się jednak zadowolić się ofertą Domu gościnnego Emocja, z niezapomnianym widokiem na garaże, w których swoją drogą niejednokrotnie odbywały się epickie imprezy mechaników-amatorów, godnych konkurentów Podzamczus Rex. Oczywiście przed powstaniem najbardziej reprezentacyjnej ulicy Łęcznej, roboczo nazywanej Krakowskim Przedmieściem, w której z kolei odkrywa się wachlarz możliwości i duży dylemat między noclegiem nad restauracją Secession lub barem 30. W dzień z kolei można oddać się szaleństwu zakupów w jednym z 50 ciuchlandów znajdujących się w 20 domach.
Miało być tak pięknie, tymczasem Łęczna to miasteczko podobne zupełnie do każdego. Niestety nie zasłużyliśmy na miano stolicy dinozaurów i pamiątkowej tablicy przy wjeździe. Ale jak widać burmistrzowi to nie przeszkadza. Z drugiej strony jesteśmy stolicą jedynej rentownej kopalni w Polsce. A to może przebić nawet historię dinozaurów.
Dinosaurs
As you probably guessed, in a completely small city, which also reflects the level of satisfaction of life, recreational options are deeply narrowed. Of course, in circles involved in the history of the Polish football league, Łęczna is known for the Górnik club, which for years has provided fans with a range of emotions: from euphoria associated with promotion to the top league, seasoned with verses of the hymn created by Budka Suflera: "Górnik Łęczna, Górnik Łęczna, The Lublin region is grateful to you that it has such a team", to deep disappointments, when the club fell several leagues because of trading matches. Of course, disappointment did not result from failure to comply with fair play rules, but rather that such Lublin dodgers were caught by the prosecutor's office. The uniqueness of Łęczna is also added by the fact that in the vicinity there is the only profitable coal mine in Poland. Maybe this is due to the fact that it is not in Silesia, but I do not quite know the mining industry. In any case, it is also the main workplace for the majority of male representatives in Łęczna, in contrast to the Netia Customer Service Center, which for balance employs mainly women from Łęczna and is called the "cradle" by the company itself. The city, rather devoid of major tourist attractions, has several monuments within its borders , which includes: a Renaissance church with buildings around, a small and large synagogue, listed for security in the middle of the rate, so that no one would see the influence of Zionists in legal history towns, the town hall, houses at the market square (click and read), the castle that collapsed in the nineteenth century and the palace and park complex, of which the manor will soon have a chance to share the fate of the castle. Tourist Information should hand out the prize for visitors who still find it from under the lavish layer of the fungus and general degeneration. Some boar from a coat of arms on a key ring, or something like that. Yes, there are bigger celebrations, a good example is Saint Barbara’s Day (who is minors patron) or the Festival of Street and Backyard Bands, but because in my family no one worked underground and did not have a great feeling for the sounds of harmony, before I could even pay attention to these events, I already moved out.
My relaxed pose in the picture suggests that dinosaurs were having a huge respect among Łęczna children. The most remembered Łęczna Days for me was the round celebration of granting city rights in the 90s with De Su band as the main performing artist. Later, the event line-up increasingly combined the festival style with a barbeque at your uncle element. The last star who the Łęczna Days was Patrycja Markowska, who was advertised on the news site of my small town not as a separate artist, but her father's daughter, in case someone like me didn't know who she was. This probably captures best the category of stars that appeared on the of Łęczna Days. During my residency in Łęczna, I enjoyed a more intimate celebrations in the amphitheater of the old district. Later, major institutions took over the events, precisely the church, which was built very close. It did not only lead to the collapse of the amphitheater (the stage is still standing, but the audience was dismantled) and the ban on events (those official, of course. These organized by local communities, today share different locations. Natives caring for their festive tracksuits sit on the walls in the dark alley next to the bank, the more frivolous ones do nothing about the lack of seats and spread out on the grassy heaps around the amphitheater). First of all, church was responsible for deconstructing a large piece of the steepest sledding hill, which made it lose support from a younger group of believers. Generally, only the nearby retirees and the mine, which could promote its export goods - Ekoklinkier, enjoyed the church. The same one that was used to cover Górnik Łęczna stadium at the extension and fence of the poviat hospital. Interestingly, among the houses built around Łęczna reigns parget, in all shades of dissolved vanilla ice cream. Perhaps brick seems too modest and does not match the mandatory four columns at the front door. During the Łęczna Days there were also exhibitions of the works of local artists. I have the impression that the paintings were always the same decorations from the artist's brush, who shook the community centre and frightened children coming to piano lessons, the only additional classes in Łęczna in 90s, apart from latino dancing and ineffective search that you have not seen yet in the film rental. Perhaps, however, I also met the creator of the urban legend, who unfortunately deserved only four simple questions on Wikipedia? With the accession to the European Union, Łęczna missed a historical chance to return to the splendor of the old days, which could help her to leave the podium of Lublin cities, from which highest number of people flee. It is about the moment of trying to be called the capital of anything, which was a trend in cities and towns of a similar type, previously known completely from nothing, e.g. the Capital of Pickled Cucumber or Nordic-Walking, which gave them a civilization leap and a few million zlotys funding for the commune. Or maybe it just overtook the trends and stood above the race for a meaningless title?
As you can see, during my second shoot with dinosaurs, I felt way more relaxed.
A local artist created Łęczna's highlight in the 1970s. By successfully combining the motif of a mining town with a Jewish origin, he created the... Dinosaurs Valley in Podzamcze, now called the oldest dinosaurs in Poland. The boar came down from the coat of arms to the street, so maybe they also won the right to leave the ground? Or maybe the author came to secret documents that confirm the origin of pigs from them? Then such a Valley in the city with the Świnka River flowing into Wieprz and a boar in its coat of arms would make sense. And Łęczna could become a full-fledged dinosaur matrix. To 8 sculptures of dinosaurs one can successfully include a few additional movable specimens, sitting mainly on the fence opposite the grocery store. After revitalization, the same new species of dinosaurs - Podzamcze Rex, which are also a volunteer civic guards and a cheap beer lovers club members, moved to the Valley themselves. Under their watchful eyes dinosaurs, who often became victims of vandals and were deprived of various body parts, most often tails, are now safe and sound. After revitalization, the dinosaurs took on colors. Personally, I preferred gray, concrete, sad dinosaurs, which perfectly matched the atmosphere of post-state-owned blocks behind them and gave them a harsh look. It seems, however, that dinosaurs are fighting pastel digestion. Painted the cheapest paint, they slowly shed flaky skin, showing an old, good parget and cement face. Despite the 50-year history, dinosaurs can arouse emotions like candy floss in the youngest and grilled sausage in the older during the Łęczna Days. Local media reports of neglect in the revitalized Dinosaur Valley, which probably wouldn't even be mentioned in larger cities. But let's not forget that we are talking about a small city.
After revitalization dinosaurs, slowly shed colorful skin, showing an old, good parget and cement face. When I first showed dinosaurs to a colleague from outside the Lublin region on Google maps, he spat the whole screen of soup... but it was a choke of admiration... When he came to himself, he said that he must see it with his own eyes. Just where would he stay? Strange that no one has yet ventured to build a hotel in the Dinosaur Valley. It's just a perfect Instagram, truly rustic scenery in the morning. For now, guests have to be satisfied with the offer of the Emocja Guest House, with an unforgettable view on the garages, where by their way there were often epic events of amateur mechanics, worthy competitors of Podzamczus Rex. Of course, before the creation of the most representative street Łęczna, technically called Krakowskie Przedmieście, which in turn reveals a range of possibilities and a big dilemma between overnight stay at the Secession restaurant or Bar 30 rooms. During the day you can indulge in shopping madness in one of the 50 ciuchlands located in 20 houses. It could be so beautiful, meanwhile Łęczna is a town similar to everyone. Unfortunately, we didn't deserve to be called the capital of dinosaurs and receive a commemorative plaque at the entrance. But as you can see the mayor doesn't mind. On the other hand, we are the capital of the only profitable mine in Poland. And that can even beat the history of dinosaurs.
#dinosaurs#dinozaury#dnilecznej#leczna#lifewithkasia#childhoodmemories#europejskastolica#europeancapital#doplaty#rewitalizacja
0 notes
Photo
Love Fayette, Robert Znajomski, Leczna, Poland
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match analysis is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Text
Leczna vs Chojniczanka - 2ª Liga Polónia
Leczna vs Chojniczanka – 2ª Liga Polónia
O Leczna segundo classificado, está à beira de subir de divisão, mas faltando 4 jogos para findar esta liga, ainda tudo está em aberto e um deslize será a morte do artista.
Com 54 pontos, os mesmos do 1º classificado, o Belchatow, o Leczna irá enfrentar o 11º classificado, o que estará mais do que à sua medida.
A jogar e sua casa, apenas 3 derrotas e 11 golos sofridos e 8 vitorias em 15 jogos.…
View On WordPress
0 notes
Text
Każdy ma potrzebę tożsamości i wiary
Książkę Moniki Sznajderman „Fałszerze pieprzu” przeczytałam jednym tchem w 2018 roku. Od razu postanowiłam napisać o historii Łęcznej, którą znam, a raczej której zupełnie nie znam. Nie bez towarzyszącej mi do tej pory, obawy przed jej odbiorem. Odnajduję to jednak jako swoją potrzebę tożsamości i wiary, którą chcę przekazać i Wam. Bo historia Łęcznej nie zaczęła się od kopalni i klubu piłkarskiego.
Potrzeba tożsamości
Niektórzy swojej lokalnej tożsamości potrzebują. Więc dobrze, żeby znali ją taką, jaka jest naprawdę. W Łęcznej nie ma żadnej tablicy upamiętniającej Żydów, oprócz tej na ścianie synagogi, która przypomina, że ponad 1 000 z nich zostało zamordowanych. Niewidocznej na tyle, że dopóki nie zaczęłam szukać informacji do tego wpisu, nie wiedziałam o jej istnieniu. O samym getcie, co z tego, że przez jakiś czas otwartym, również nie ma mowy. Przez obecność synagogi można tylko domyślać się jego istnienia. Przed urzędem miasta stoi za to pomnik Tadeusza Kościuszki, którego imieniem została nazwana moja szkoła podstawowa. Kościuszko przyjechał tam podobno na jarmark konny. Może po prostu przejeżdżał na własnym koniu. A może, tak naprawdę, nigdy go tam nie było. Wielki, ale jeden człowiek, zasłużył na tytuł bohatera mojego miasteczka. Bo Łęczna w 1918 roku, kiedy Polska powoli rozsmakowywała się w wolności, właśnie takiego bohatera potrzebowała. Dzik z herbu, który uratował całe miasteczko z pożaru, o czym dowiedziałam się dopiero z broszury rozdawanej z okazji okrągłej rocznicy nadania praw miejskich w 1997 roku, nie był jak widać wystarczająco godnym bohaterem. Za to, w latach 70., na jego cześć nazwano łęczyński Pewex. Taplał się w wodzie z fontanny umieszczonej w patio, a teraz stoi, trochę niepodobny do siebie, na terenie dawnego targowiska. Samsonowicz, wielki odkrywca czarnego złota, na swoją kolej musiał poczekać do lat 80., kiedy jego imieniem nazwano pastelozowe osiedle górnicze i Szkołę Podstawową nr 3. Tak samo było z klubem sportowym, największą po kopalni współczesną dumą Łęcznej, który założono dopiero w 1979 roku. Porządne boisko zbudowano zresztą w okolicach żydowskiego cmentarza, wraz z ekskluzywnym w latach 80. i 90. osiedlem domków jednorodzinnych Słoneczko.
Dom handlowy “Dzik”, dawny Pewex. Nazwa została, dzik z patio zniknął.
Załóżmy jednak, że Kościuszko naprawdę dotarł do Łęcznej, by kupić konie. Nie sądzę, żeby targ był prowadzony jedynie przez Polaków. Na pewno nie wszyscy łęcznianie trudnili się handlem, a ten musiał istnieć na wielką skalę, skoro Łęczna do tej pory ma aż trzy jarmarczne rynki. Zwłaszcza, że w latach, w których Kościuszko faktycznie mógł przejeżdżać przez Łęczną, mieszkało w niej około 35% Żydów, a tuż przed wojną aż 54%. Ponad 2 200 Żydów ortodoksyjnych, z myckami i pejsami u mężczyzn i perukami na ogolonych kobiecych głowach, a także chasydów, walczących w powstaniach, którzy sprawiali, że Łęczna mogła cieszyć się prawami miejskimi, że tętniła życiem, o którym wieści niosły się daleko w kraj. Żydów, którzy nie zasłużyli na taką pamięć jak Kościuszko, żyjąc tu przez ponad 400 lat.
Sznajderman spisała historię swojej rodziny od strony ojca. Tej żydowskiej. O polskiej, z historią w AK, nie wspomni za wiele, bo twierdzi, że o tym w kraju mówi się już wystarczająco dużo. A na pewno niewspółmiernie więcej niż o największej mniejszości w kraju, która pewnego razu po prostu zniknęła. I tyle.
Jeden z dinozaurów na Podzamczu. Atrakcja Łęcznej wymieniona nawet na Wikipedii.
Na szczęście niepotrzebne jest wprawne oko obserwatora, by żydowskich śladów w Łęcznej się doszukać, ale musiałam je odkryć i połączyć w głowie dopiero na studiach, kiedy za edukację zaczęłam odpowiadać sama. Bo choć w Łęcznej do szkoły chodziłam przez prawie 7 lat, nie pamiętam, bym na lekcjach kiedykolwiek usłyszała o historii Łęcznej, zarówno tej polskiej, jak i żydowskiej. A to dziwne. Sama Łęczna to nie miejsce, w którym roi się od zabytków i przez 7 lat nie zdążysz wszystkich zobaczyć. Na Wikipedii wymieniono ich dwanaście. Lubelszczyzna to nie region, w którym synagogi możesz spotkać w każdym miasteczku. Ta łęczyńska też zresztą ocalała cudem – zabrakło pieniędzy i motywacji na jej rozbiórkę.
Jak przez mgłę pamiętam jedyną wycieczkę do synagogi, w której urzekł mnie ołtarz, ambona - bima, tak inna od znajdującego się w starym kościele, stojąca na środku jak wielki baldachim. Tylko tyle i aż tyle. Nic dziwnego, skoro nie miałam żadnego punktu odniesienia, po prostu nie rozumiałam, gdzie jestem. W dzisiejszym otoczeniu górniczego osiedla w oddali i popegeerowskich bloków tuż za rogiem wydaje się, że synagoga spadła na ten kraniec starego miasteczka, tuż nad skarpą, z nieba. Tak i my, dzieci z podstawówki, znaleźliśmy się w niej jakby przypadkiem.
Stary kościół, obok którego od wielu lat jedynie przechodzę.
Potrzeba wiary
Nie jestem osobą wierzącą, ale mam dobrą pamięć i za sobą kilka porządnych książek o historii Żydów. To przez nią, ale też z poczucia wstydu po każdej kolejnej lekturze, że dopiero po latach poskładałam sobie w głowie wszystkie łęczyńskie puzzle, moją drogą krzyżową nie jest ta zbudowana między blokami przez proboszcza starej parafii, która najczęściej służy jako trasa spacerowa lub biegowa mieszkańców okolicznych bloków. Moja droga krzyżowa to obowiązkowy spacer po Starej Łęcznej.
Dlaczego tak późno? Bo jeśli mieszkałeś w bloku, to pewnie nie byłeś rodowitym łęcznianinem i nie miałeś do kogo tam chodzić, no chyba że na sporadyczne targowiska, jedyną reminiscencję dawnych, słynnych na cały kraj jarmarków. W swojej książce Monika Sznajderman wspomina pamiętnik dziadka, który pisał o gwarze miasta, zamierającym w piątki. Po wojnie targi żydowskie zostały sprawnie zastąpione przez te poniedziałkowe, tak zwane ruskie targi. Wokół rynku wyrosły blaszane hale, w których były państwowe sklepy, m.in. meblarskie, a w latach 90. ciuchlandy. Ale nie tylko ze Starą Łęczną tak było. Podobnie nie wybierałeś się na prawdziwie, polskie, „dziedzicowe” Podzamcze, no chyba żeby zobaczy�� dinozaury, ale na pewno nie do przydworskiego parku.
Łęczyńska synagoga.
Może także dlatego, że z jakiegoś nieopisanego przeczucia, była inna i nie wpisywała się w prawilną kulturę łęczyńskiego blokowiska?
Po przeczytaniu książki Moniki Sznajderman, moja droga nabrała zupełnie innego wymiaru, dlatego pierwszą wizytę w Łęcznej po zakończeniu lektury rozpoczęłam od zmienionej trasy, wspominanej przez nią w książce.
Dom przy ulicy Kanałowej.
Jak zwykle ominęłam stary kościół, i po przedziwnym skrzyżowaniu, które prowadzi na Podzamcze lub nad jeziora, skręciłam w lewo. Przeszłam obok ciągu kamienic, z których jedna, z apteką, wyróżnia się pięknymi żeliwnymi zdobieniami balkonu na piętrze. Wstępując do środka dowiedziałam się, że klatka schodowa jest jeszcze piękniejsza. Patrzysz na to i widzisz, że miasteczko mogło kiedyś pochwalić się swoją świetnością, bogactwem. Mówią też o tym porządne okiennice w pozostałych domach. Małych i dużych, drewnianych i tynkowanych, często z wysoką podmurówką.
Skręcam w lewo, mijając uroczy drewniany domek, którego okna wychodzą na synagogę. A w zasadzie najpierw na składowisko macew, prawdopodobnie tych ocalałych z Pasternika, cmentarza żydowskiego. Podchodzę do zamkniętej już synagogi, w której do 2014 mieściło się muzeum i małej synagogi, która jest teraz biblioteką. Zazwyczaj zmierzam prosto do rynku z Pałacem Ślubów, Urzędem Miasta, Kościuszko i fontanną, odpicowanych za unijne dopłaty, ale tym razem skręciłam w prawo.
Dom przy ulicy Kanałowej.
Prawie wszystkie domy wzdłuż ulicy Bożniczej, Kanałowej, oraz Rynku II i III ledwo, ale stoją. Przy niektórych dalej można zobaczyć drewniane wychodki, może te same, których używano 80 lat temu? W końcu przy rozbudowie miasta o sprawne wodociągi było ciężko i większość mieszkańców wybierała się po wodę w dół skarpy, nad rzekę Świnkę. Dziś wodociągi już są, a życie toczy się dalej. Tam, gdzie w kałuży miały bawić się żydowskie dzieci, do zabawy przygotowywało się kolejne pokolenie nowych mieszkańców – był to pierwszy tak ciepły piątek kwietnia, kiedyś idealny na żydowski szabas, dziś na polskiego grilla.
Możliwe, że kilkadziesiąt lat temu wprowadzali się do domów, w których czuć było jeszcze zapachy koszernej kuchni. Czy sąsiedzi mogli planować zawłaszczanie żydowskich miejsc i rzeczy, zanim jeszcze ukończono planowanie getta, rozstrzelano ich na skarpie za synagogą, wywieziono do Sobiboru? Nie tylko w Łęcznej, nie tylko na Lubelszczyźnie. Ile było w tym strachu? Ile zadowolenia? Ile obojętności? Przecież mogli spodziewać się, że prawowici właściciele już po to wszystko nie wrócą.
Dom przy ulicy Kanałowej.
Sama uważam, że pewnych zachowań nie powinno oceniać się z perspektywy czasów pokoju, dlatego staram się tego nie robi��. Tym bardziej, że moja dalsza rodzina, pochodząca z innej części Lubelszczyzny również przejęła dawny majątek Żydów.
Sznajderman zadaje jednak pytanie: czy obojętność może zabić? Tego nie wiem, ale z każdą stroną książki rosło we mnie poczucie wstydu, które i tak już miałam. Bo będąc obojętnymi, też stajemy się odpowiedzialni za historię. Dla przyzwoitości powinno się więc przynajmniej pamiętać. Monika Sznajderman tłumaczy, że w Łęcznej, ale i w całej Polsce, ścierały się dwie nacje i kultury, które z obu stron nie chciały i nie wiedziały jak do siebie dotrzeć. Co nie znaczy, że ta, której już nie ma, nie powinna być zapamiętana. Że powinno się pozostać na nią równie obojętnym, jak 80 lat temu. Że posiadanie dziadka w AK, nawet jeśli służył na froncie przez kilka tygodni, wymaga stuprocentowej uwagi i bezgranicznego szacunku. Że przejazd Kościuszki przez miasto zasługuje na pomnik. Ale znikanie setek sąsiadów już nie.
Dawny majątek dworski w podłęczyńskich Ciechankach.
I choć do oddalonych o kilka kilometrów od Łęcznej Ciechanek, gdzie druga, polska część rodziny Sznajderman miała swój ziemski majątek, też się wybrałam i z żalem patrzyłam na obraz nędzy zionący z gnijącego budynku oraz jego otoczenia: składu butelek, zdezelowanego rowerka dziecięcego i folii zamiast szyb w oknach, to moje myśli były gdzie indziej. Bo te ruiny mają wielką, informacyjną tablicę przy wjeździe, a żaden z łęczyńskich rynków tablicy, poza tą unijną o dopłatach, nie ma.
Nie obwiniam też swoich nauczycieli, piszę o rzeczywistości sprzed ponad 20 lat, kiedy nie było jeszcze tylu książek mówiących o Żydach w Polsce otwarcie, czy stron internetowych jak Wirtualny Sztetl, z której korzystałam przy pisaniu tej notki. W Łęcznej coś jednak się zmieniło. Kościuszko stoi odrestaurowany przy rozbudowanym Urzędzie Miasta, stary kościół z plebanią lśnią nowym blaskiem, park przy dworze został uporządkowany. A o Żydach jak nic nie było, tak nie ma.
Zachód słońca w drodze powrotnej z Ciechanek.
Everyone has a need for identity and faith
I read Monika Sznajderman's "Pepper Counters" in one breath in 2018. I immediately decided to write about the history of Łęczna, which I know, or rather which I do not know at all. Not without the fear that has accompanied me by now. However, I find this as my need for identity and faith that I want to convey to you. Because the history of Łęczna did not start with a coal mine and a football club.
The need for identity
Some people need their local identity. So it's good that they know it as it really is. There is no plaque commemorating Jews in Łęczna, except the one on the wall of the synagogue, which reminds that over 1 000 of them were murdered. Invisible enough that until I started looking for information for this blog post, I did not know about its existence. There is nothing about the ghetto itself, doesn’t matter that it was open for a while. One can only guess its existence by the presence of a synagogue. But there is a statue of Tadeusz Kościuszko in front of the town hall, whose name was chosen for my primary school. Kościuszko supposedly came there for a horse fair. Maybe he was just passing by on his own horse. Or maybe he was never there. A great but one man deserved the title of the hero of my town. Because for Łęczna in 1918, when Poland slowly started tasting its freedom, he was the kind of hero it needed. The boar from the coat of arms, which saved the entire town from a fire, and about whom I learnt only from the brochure distributed on the occasion of the circular anniversary of granting city rights in 1997, was not a sufficiently worthy hero. But in the 1970s, Łęczna’s Pewex mall was named in his honor. He tapped in the water from a fountain in the patio, and now stands, somewhat looking unlike himself, in the former marketplace. Samsonowicz, a great explorer of black gold, had to wait for his turn until the 1980s, when his name was given to the pastelose blocks complex and Primary School No. 3. It was the same with the sports club, the largest contemporary pride of Łęczna after the coal mine, which was founded only in 1979 . A decent football pitch was built in the vicinity of the Jewish cemetery, together with the exclusive in the 80's and 90's the estate of Słoneczko detached houses.
“Dzik” shopping mall. Former Pewex. The boar from patio dissapeared, the name stayed.
Let's assume, however, that Kościuszko really came to Łęczna to buy horses. I do not think that the market was run only by Poles. Certainly not all of Łęczna dealt in trade, and this one had to exist on a large scale, as Łęczna still has got three markets. Especially that in the years in which Kościuszko could actually pass by Łęczna, about 35% of locals were Jewish, and before the 2nd world war the percentage grew to 54%. Over 2 200 orthodox Jews, with washers and peyos when it comes to men and wigs on shaved female heads, as well as Chassidim, fighting in uprisings, which let Łęczna enjoy city rights and teem with life, the news of which was going far-off in the country. Jews who did not deserve such a memory as Kościuszko, even though they lived here for over 400 years.
Sznajderman wrote down her father's family history. Jewish one. She did not talk a lot about the Polish side of the family, as she claims that enough has already been said in the country. And certainly disproportionately more than about the largest minority in the country, which once just disappeared. And that's it.
One of the dinosaurs in Podzamcze. The attraction is mentioned even on Wikipedia.
Fortunately, you don't need a trained eye of the observer to find Jewish traces in Łęczna, but I had to discover them and connect them in my head when I was already in a college and I became responsible for the education myself. Because, although I went to school in Łęczna for almost 7 years, I do not remember that I have ever taken part in lessons about the history of Łęczna, both Polish and Jewish. This is weird. Łęczna itself is not a place full of monuments that you wouldn’t be able to see for 7 years. Only twelve are listed on Wikipedia. The Lublin region is not a region where you can find synagogues in every town. The one in Łęczna also survived by a miracle - there was not enough money and motivation for its demolition.
As if by mist I remember the only trip to the synagogue in which I was captivated by the altar, pulpit - a bimah, so different from the one in the old church, standing in the middle like a large canopy. Not so much and so much at the same time. No wonder, since I didn't have any reference point, I didn't understand where I was. In today's surroundings of a mining settlement in the distance and post-state farm blocks just around the corner, it seems that the synagogue fell at the end of the old town, just above the escarpment, from the sky. Yes, we, the children from primary school, found ourselves in it as if by chance too.
Old church. For years I only pass it by.
The need for faith
I am not a believer, but I have a good memory and some good books on Jewish history already read. It is because of the memory, but also because of the feeling of shame after each subsequent reading, that it was only after many years that I put all the Łęczna puzzles in my head and my Way of the Cross is not built between blocks by the priest of an old parish, which most often serves as a walking or running route for residents of nearby blocks. My Way of the Cross is a must-walk in Old Łęczna.
Why so late? Because if you lived in a block of flats, you probably were not a native of Łęczna and had no one to go to, except for sporadic markets, the only reminiscence of former fairs famous all over the country. In her book, Monika Sznajderman mentions her grandfather's diary, who wrote about the dialect of the city dying on Fridays. After the war, Jewish markets were efficiently replaced by Monday's so-called Russian markets. Around the markets grew tin halls, in which there were state stores, including furniture, and in the 90s second-hands. But it wasn't just with Old Łęczna. Similarly, you did not go for truly Polish "heirs" Podzamcze, unless to see dinosaurs, but certainly not to the park near the court.
Big synagogue in Łęczna.
Or maybe because, for some indescribable premonition, it was different and did not fit into the rightful culture of the Łęczna housing estate?
After reading Monika Sznajderman's book, my path took on a completely different dimension, which is why I started my first visit to Łęczna after reading the changed route, which she mentioned in the book.
A house in Kanałowa street.
As usual, I passed by the old church, and after a bizarre crossroad that leads to Podzamcze or the lakes, I turned left. I passed a series of tenement houses, one of which, with a pharmacy, is distinguished by beautiful iron decorations on the upper floor balcony. When I entered it, I learnt that the staircase is even more beautiful. You look at it and see that the town could once boast its splendor, wealth. Decent shutters in other houses also speak about this. Large, wooden or pargeted, often with a high foundation.
I turned left, passing a charming wooden house whose windows overlook the synagogue. Or basically, first the matzevot, probably those who survived from Pasternik, the Jewish cemetery. I approach the closed synagogue, which until 2014 housed a museum and a small synagogue, which is now a library. I usually get straight to the market square with the Wedding Palace, City Hall, Kościuszko and the fountain, pitted for EU subsidies, but this time I turned right.
A house in Kanałowa street.
Almost all the houses along Bożnicza, Kanałowa St. and Rynek II and III are barely, but standing. With some you can still see wooden outhouses, maybe the same ones that were used 80 years ago? In the end, it was difficult to expand the city with efficient waterworks, and most of the residents were going down the embankment to get water from Świnka River. Today, the water supply is already there, and life goes on. Where Jewish children were supposed to play in a puddle, there were another generations of new residents preparing to play - it was the first such warm Friday of April, once perfect for a Jewish Sabbath, today for a Polish barbecue.
It is possible that dozens of years ago they moved into homes where they could still smell the kosher kitchen. Could the neighbors plan the appropriation of Jewish places and things before the ghetto planning was completed, they were shot on the embankment behind the synagogue, taken to Sobibór? Not only in Łęczna, not only in the Lublin region. How much fear was there? How much satisfaction How much indifference? After all, they could have expected that their rightful owners would not return for all this.
A house in Kanałowa street.
I myself think that certain behaviors should not be judged from the perspective of peace times, which is why I try not to do so. Also because I have such examples within my family from Lublin region, which also took over the former Jewish property.
However, Sznajderman asks the question: can indifference kill? I don't know that, but with every page of the book I felt a shame that I already had. Because being indifferent, we also become responsible for history. For the sake of decency, you should at least remember. Monika Sznajderman explains that in Łęczna, but also throughout Poland, two nations and cultures clashed, and both of them did not want and did not know how to reach each other. Which does not mean that the one that is no more present should not be remembered. That one which remainshould remain indifferent to the other one as it was 80 years ago. That having a grandfather in the Polish Army, even if he served on the front for several weeks, requires one hundred percent attention and unlimited respect. That Kosciuszko passing by the town deserves a monument. But the disappearance of hundreds of neighbors is not.
A former manor in Ciechanki.
And although I went to Ciechanki, a village a few kilometers away from Łęczna, where the Polish side of the Sznajderman’s family had their property, and regretfully looked at the image of misery breathing from the rotting building and its surroundings: the composition of bottles, a dilapidated bicycle and foil instead of glass in the windows, my thoughts were elsewhere. Because these ruins have a large, informative plaque at the entrance, and none of the Łęczna plaque markets, apart from the EU ones, with surcharges, has any.
I do not blame my teachers, I write about reality from more than 20 years ago, when there were not so many books talking about Jews in Poland openly, or websites like the Virtual Shtetl, which I used while writing this note. However, something changed in Łęczna. Kościuszko is restored by the extended City Hall, the old church with the presbytery shines with new splendor, the park by the court has been tidied up. And about Jews, as there was nothing, so it is not.
Sunset on the way back from Ciechanki.
#lifewithkasia#zydziwpolsce#leczna#childhood#memories#19kwietnia#laczynaspamiec#akcjazonkile#polinmuseum
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match preview is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match analysis is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match preview is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match analysis is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match preview is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match analysis is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match preview is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match analysis is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match preview is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match analysis is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes
Link
10.5.2016 #Leczna v #Podbeskidzie match preview is here : #PolandEkstraklasaRelegationGroup #LECPOD
0 notes