#krótkie rozmowy
Explore tagged Tumblr posts
Text
W następnym tygodniu mam 18 i kurde dziwnie. Totalnie nie wiem jakich emocji mogę się po sobie spodziewać. Teraz raz mi to zupełnie obojetne, drugi raz jestem szczęśliwa a trzeci jest mi strasznie przykro. Chyba głównie jest mi przykro z tego powodu, że nie mam z kim tego dnia spędzić. Jeszcze w styczniu byłam pewna, że spędzę ten dzień z chłopakiem a później zamiast imprezki to sobie pojade z nim gdzieś na majówkę lub w inne wolne. Teraz go już nie ma. Pamietam jak jeszcze w wieczór który ze mną zerwał na imprezie gadałam z jego znajomymi o urodzinach, mówili o swoich planach, ja mówiłam ze ja nie robię bo i tak nie mam kogo zaprosić. Chłopak powiedział do mnie ze jak to nie mam, ze zaprosze go i jego znajomi tez mówili ze oni przyjdą i ze mnie lubią i w ogóle. Wtedy pierwszy raz czułam ze może jednak mam jakichś znajomych. No a później okazało się ze mówił mi to prosto w oczy już wiedząc ze on podczas tych urodzin już dawno ze mną nie bedziexd Ale no coz.
Chyba smutno mi dlatego, że jak byłam młodsza nie wyobrażałam sobie ze to ja będę jedna z tych osób, która nie ma znajomych i nic nie robi na 18. Zawsze byłam w tym ,,popularniejszym” gronie dzieciaków. I zawsze jakoś było to dla mnie oczywiste ze będę miała tą impreze. Wiem ze to nie wszystko i to nie jest jakieś wyjątkowe wydarzenie ale czuje taki smutek małego dziecka i niespełnione marzenie z dziecinstwa.
Niby mam przyjaciółkę ale nawet się do mnie nie odzywa ani się mną nie interesuje. Jedyne co ją interesuje to buch i picie wiec wątpię żeby jakkolwiek chciała ze mną spędzić ten dzień bez tego.
Będąc szczera tez się zastanawiam czy mój ex napisze mi te wszystkiego najlepszego, ja mu napisałam ale to był krótki czas po zerwaniu i no. Teraz jednak już ponad 2 miesiące. Nie wiem co bym chciała. Chyba wole żeby nie pisał. Będzie mi pewnie strasznie przykro jeśli nie złoży mi zyczen ale myśle, że to będzie kolejny krok do wykreślenia go z mojej głowy. Tak samo jak nie odpowiedział mi na głupie hej. Dzieki temu mimo ze było to strasznie bolesne, zdystansowałam się od niego i myśle ze moje uczucia szybciej zniknęły. Gdyby mi wtedy odpowiedział i codziennie bym się z nim witała to wątpię ze tak szybko bym się pozbierała jak aktualnie. No wiec mam nadzieje ze nie napisze i efekt będzie taki sam. Jeśli napisze to normalnie podziekuje ale boje się ze zacznę tesknic i idealizować go w swojej glowiexd Oczywiście sama nic więcej nie napisze ale no pewnie trochę poboli. A jeśli napisze, ja podziekuje a on jeszcze coś napisze to ja nie wiem. Chyba umre. Ale może to tez mi da jakieś takie uwolnienie od niego bo obiecuje sobie ze nie będę ciągnąć rozmowy, odpisze ale nie spytam jak u niego, krótkie odpowiedzi bez emocji, brak szukania kontaktu i tyle.
Najgorsze jest dla mnie to ze urodziny mam w dzień wolny, gdyby była wtedy szkoła to łatwiej by mi było spędzić ten dzień. Byłabym zmęczona wiec szybko bym zasnęła i już by było po wszystkim.
Jeszcze mama mówiła ze będę miała gości. Szczerze nie chce mi się ich. To miłe ale nie wiem. Babcia przyjedzie, wujek pewnie zajdzie i mam nadzieje ze nikt więcej się nie pojawi bo tylko ich się spodziewam w sumie.
Dodatkowo mam do przeczytania list, który napisałam do siebie w 2019 jak miałam 13 lat. Pamietam ze wtedy myślałam ze to tyle czasu, 5 lat. A to już niedługo. Planuje napisać kolejny taki do 23 letniej siebie. 2019 był dla mnie najlepszym rokiem wiec mam nadzieje ze 13 letnia ja napisała tak coś co podniesie mnie na duchu.
Napewno nie będę czekać do 00:00 bo wątpię ze ktokolwiek złoży mi życzenia. Może przyjaciółka ale szczerze czuje ze ma już we mnie wywalone wiec na to nawet nie liczę. Ale po prostu przespie ten moment bo nie chce się rozczarować
Totalnie nie wiem co będę czuć. Boje się trochę, że kompletnie się załamie. Mam nadzieje ze nie. Zobaczymy
21 notes
·
View notes
Text
CELTA - kurs metodologiczny
CELTA to światowej sławy kurs dla lektorów języka angielskiego, ale skoro tu jesteś, to pewnie już o tym wiesz. Opowiem Ci w takim razie, jak ten kurs wygląda od środka 🙂
Oficjalne informacje znajdują się tu.
Opłaty
Kurs nie jest tani. Oprócz opłat za kurs dochodzą jeszcze opłaty związane z zakwaterowaniem (jeśli kurs jest organizowany w innym mieście - odradzam dojazdy, bo zwyczajnie nie będzie na nie czasu), materiałami do nauki (jeśli lubisz mieć wszystkie książki w wersji papierowej), jedzeniem (coś trzeba jeść przez te 4 tygodnie) i związane z wszelkimi innymi drobnymi wydatkami, które na pewno się pojawią.
W 2018 roku za kurs (w Krakowie) zapłaciłam ok. 5500 złotych, wynajęcie pokoju kosztowało 1700 złotych (za miesiąc), a inne drobne-niedrobne wydatki wyniosły mnie około 700 złotych.
Aktualne ceny są na tej stronie.
Materiały do nauki
British Council w Krakowie zapewnił nam większość materiałów - książki, ćwiczenia, kserówki - wszystko było na miejscu do naszej dyspozycji. Do dyspozycji mieliśmy też drukarkę, ksero i komputery (wszystko znajdowało się w budynku British Council).
Przed kursem dostaliśmy również kilka e-maili informacyjnych dotyczących literatury, z którą należało się zapoznać przed kursem. Były to książki dla nauczycieli, ale też i książki do gramatyki:
Teaching English Grammar, Jim Scrivener
Grammar for English Language Teachers, Martin Parrott
Learning Teaching, Jim Scrivener
English Grammar in Use, Raymond Murphy
Teach English as a Foreign Language: Teach Yourself, David Riddell
Practical English Usage, Michael Swan
W PDF-ie, który dostaliśmy od wykładowców, były też książki, których lepiej unikać. Powyższa lista, to książki, które są rekomendowane jako jedne z lepszych.
Moja ukochana książka do gramatyki to:
A Practical English Grammar, Thomson and Martinet (POLECAM!)
Od siebie mogę jeszcze polecić te kanały:
Niesamowite filmiki, które pokazują, jak powinny wyglądać lekcje według zasad CELTY, TESOL i TEFL.
Polecam zapoznać się z nagraniami z obu kanałów przed kursem! Naprawdę pomogą poczuć się Wam pewnie przed kursem, a sam kurs już nie będzie wydawał się straszną abstrakcją, a już na pewno nie będzie bardzo przytłaczający.
Organizacja kursu
Zanim dostaniecie się na kurs, należy wypełnić formularz i rozwiązać ćwiczenia, które mają sprawdzić Wasz poziom wiedzy językowej. Nie pamiętam, ile dokładnie zadań było na tym teście, ale sporo. Test składał się z pytań otwartych i zamkniętych.
Jeśli osoba sprawdzająca (przeważnie jest to jeden z wykładowców) uzna, że test został dobrze wypełniony, zostaniecie zaproszeni na krótkie interview. Moja rozmowa odbyła się na Skype i trwała 45 minut. Wykładowca pytał o test, dlaczego chcę uczyć, jak wyjaśniłabym różnicę między Past Simple a Past Continuous i o kilka innych rzeczy. Cała rozmowa oczywiście była po angielsku.
Kilka godzin po rozmowie dostałam kolejną wiadomość e-mail z informacją, że zostałam przyjęta i z masą informacji dotyczących organizacji kursu, pierwszego dnia itp. Wszystko było szczegółowo rozpisane. Informacje były też w formie PDF-ów.
Wiadomości od wykładowców przed samym kursem dostałam sporo. Wszystko wyglądało trochę przerażająco, ale zespół krakowskiego British Council odwalił kawał dobrej roboty - przeprowadzili nas przez sprawy organizacyjne śpiewająco!
To jak w takim razie wygląda kurs?
Kurs jest bardzo intensywny, ale to bardzo (zdarzało się, że ludzie płakali, bo zwyczajnie nie nadążali albo czuli się bardzo przytłoczeni nawałem pracy).
Kurs składa się z dwóch części: porannej (output sessions; od 9 do 13) i popołudniowej (input sessions; od 14 do 19)
Pierwszy dzień kursu to były sprawy organizacyjne i input session -zostaliśmy podzieleni na grupy, dostaliśmy konspekty lekcji (tak, we wtorek już rano wszyscy uczyliśmy według szczegółowych wytycznych), a po południu były pierwsze wykłady dotyczące metodologii nauczania.
Output sessions to nic innego jak praktyki. Uczysz od razu. Od drugiego dnia kursu.
Na początku wykładowcy dają bardzo szczegółowe konspekty, więc nie ma się o co martwić. Z każdym kolejnym dniem dostawaliśmy coraz mniej wytycznych i musieliśmy sami już wszystko wymyślać.
Input sessions to wykłady, czyli jak uczyć, aby nasze lekcje były logiczne i efektywne. Wykłady były super. Bardzo dobrze zorganizowane i wszystkie materiały zapewniali wykładowcy. Nie robiłam notatek, bo wszystko podawali nam na tacy. Głównie dlatego, aby nas odciążyć.
Kurs jest naprawdę intensywny - po zajęciach trzeba wrócić do domu i przygotować się na następny dzień. Były takie osoby, które siedziały nad materiałami do 3 w nocy (przygotować prezentację, kserówki, konspekt, który składał się z 5 stron itp.)
Przyznam szczerze, że dzięki tym kanałom, które poleciłam wyżej, ja siedziałam najpóźniej do północy, a nawet udało mi się oglądnąć kilka odcinków serialu czy wyjść na spacer.
Do tego dochodzą jeszcze zadania domowe. Po każdym tygodniu dostaje się zadanie na weekend (nie pamiętam kiedy dokładnie trzeba było je oddawać, ale ja z reguły wyrabiałam się w weekend), które wliczały się do końcowej oceny.
Przykłady takich zadań można znaleźć na stronie Academia.eu. W wyszukiwarce wpisywałam: CELTA assigment tasks i, choć nie były dokładnie takie jak te w krakowskim British Council, wiedziałam, na co się przygotować i jak je ugryźć, jak już dostałam właściwe do ręki.
Na tej stronie znalazłam też przykłady konspektów i innych materiałów związanych z CELTĄ. Polecam tam zajrzeć, bo ja, jako jedyny z całej grupy, wiedziałam najwięcej na temat kursu - właśnie dzięki tej stronie i filmikom, które poleciłam wyżej.
Podsumowując:
output sessions (praktyki; uczysz od drugiego dnia kursu; na poczatku dostajesz szczegółowe wytyczne, jak uczyć, a z czasem tych wytycznych jest coraz mniej i cała odpowiedzialność za zorganizowanie lekcji spoczywa na Tobie)
input sessions (wykłady; wykładowcy zapewniają wszystkie materiały)
spotkania one-on-one z wykładowcami, aby mówić Twoje postępy na kursie (z reguły po drugim tygodniu)
zadania domowe po każdym tygodniu kursu
Porady
Warto przygotować się do kursu. Kurs jest NAPRAWDĘ intensywny.
obejrzyj kanały, które zasugerowałam (one naprawdę pomogą).
przeszukaj stronę Academia.eu, aby znaleźć materiały odnośnie do kursu i czego można się na nim spodziewać (głównie chodzi o konspekty lekcji i zadania domowe).
zaprzyjaźnij się ze słownikami i transkrypcją słów.
warto zwracać uwagę, które słowa są potoczne, a które formalne (rejestr języka), bo w konspektach trzeba będzie takie informacje uwzględniać (trzeba też oznaczać idiomy i inne informacje, które przydadzą się uczniom, aby lepiej operować językiem).
pamiętaj, aby zwracać uwagę na swoje słabości - w konspekcie jest rubryka, która pyta o "personal goals" (czyli, co chcesz poprawić u siebie jako nauczyciela - może za dużo gadasz? Jeśli tak, to tę informację trzeba wpisać w tę rubrykę).
słuchaj tego, co mówią uczniowie i wyłapuj ich błędy - każda lekcja powinna skończyć się segmentem "error check". Na początku będzie to trudne do zrealizowania.
na podstawie materiałów znalezionych na stronie Academia.eu spróbuj napisać swój pierwszy konspekt lekcji - w ramach praktyki.
odpowiedzi w książkach to tylko sugestie - jeden z naszych prowadzących (native speaker) zawsze powtarzał, że nie musimy się sztywno trzymać odpowiedzi w książce.
książki do gramatyki i inne materiały warto mieć w PDF-ach na laptopie - ja zabrałam ze sobą kilka książek i to był błąd, bo ani razu do nich nie zajrzałam.
staraj się współpracować z ludźmi z kursu - nie jesteście dla siebie konkurencją, a współpraca pomoże wam przetrwać i przyspieszy progres
Moje przemyślenia
Najważniejsze pytanie to: Czy było warto?
Było.
Ale!
Kurs "obiecuje", że po zdobyciu certyfikatu będzie można nauczać na całym świecie... nie do końca.
Wiele krajów zatrudnia już tylko native speakerów (np. Korea, Chiny, Japonia) lub wymaga udokumentowanego pięcioletniego (czasami mniej, czasami więcej) pobytu w anglojęzycznym kraju (studia, praca itp.). Więc CELTA może i daje międzynarodowe kwalifikacje, bo faktycznie jest respektowana przez wiele instytucji na całym świecie, ale nie każdy będzie mógł z tego prestiżu skorzystać. Niestety o tym na kursie już nie mówią.
Mimo wszystko uważam, że kurs jest warty swojej ceny, a doświadczenie i wiedza zdobyta na tym kursie jest nieoceniona. Szkoły i inne miejsca, do których aplikowałam, widząc, że mam ten certyfikat, bez zastanowienia odpowiadały na moje zgłoszenie.
WAŻNE
CELTA to kurs METODOLOGICZNY, więc nie uprawnia do nauczania w polskich szkołach publicznych, o tym poczytasz więcej tutaj.
2 notes
·
View notes
Text
^^^also on AO3
CW: POLISH FIC!!!
wc: 1012
. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚ . * ✦ . ⁺ .⁺ ˚. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚
Sandomierskie powietrze wypełniała pewna… pustka. Odkąd zaczęło się lato słońce grzało niemiłosiernie a chmury, a właściwie ich brak, nie dawały chwili wytchnienia. Ludzie ubrani w żonobijki i krótkie spódnice pomykali szybko przez rynek oraz pobliskie uliczki w pogoni za swoim sprawami. Między nimi równie zwinnie i z gracją przejeżdżał Mateusz, Ojciec Mateusz, proboszcz tutejszej parafii.
Nawet będąc niewierząca, pocztą pantoflową słyszałaś o jego wielkich osiągnięciach anty-kryminalnych. Siedząc pewnego razu w kawiarni miałaś okazję zauważyć jak wita się z parafianami siedzącymi niedaleko ciebie jadąc, niewątpliwie na komendę. “Szczęść Boże!” Odpowiedział ks. Mateusz któremuś tam z uczęszczających w mszach.
Piękny poranek, który próbowałaś spędzić w swoim własnym towarzystwie zmienił się w początek jednej z twoich pomniejszych obsesji. Odjeżdżając Mateusz rzucił w twoją stronę okiem, uśmiechając się pod nosem.
“Co ksiądz myśli jak widzi piękną, młodą kobietę? Dziękuję Bogu za stworzenie takiego piękna.”
Natalia sumiennie pracowała nad przygotowaniem gołąbków gdy nagle do kuchni wpadł Mateusz, cały w skowronkach. “O wilku mowa!” Powiedziała Natalia układając jeden z ostatnich gołąbków do formy żaroodpornej a następnie wkładając ją do pieca. “Ksiądz znowu się gdzieś… no, przepraszam. Szlaja!” Jak zwykle nonszalancko, Mateusz odpowiedział. “Przepraszam Pani Natalio, ale Aspirant Nocul poprosił mnie o drobną pomoc… sama Pani zresztą rozumie.”
Natalia przewróciła oczami. “Ksiądz się cieszy, że nie musiałam tym razem odgrzewać.” Powiedziała. “Jeszcze raz, proszę mi wybaczyć.”
Modus operandi osoby zauroczonej księdzem jest zazwyczaj taki sam. Zacząć chodzić do kościoła w którym naucza owy ksiądz, poprzyglądać się mu, może zacząć chodzić do konfesjonału, licząc na cud i w końcu poddać się. Księża są nieugięci a polscy? Szczególnie.
Najbardziej nierozsądny crush jak żartobliwie zaczęli nazywać go twoi znajomi, oczywiście dopiero po niepowstrzymanym drażnieniu cię, zaczął być przez ciebie zauważany coraz częściej. Chodzenie do kościoła nie było w twoim typie, stalking ci się nie podobał a zwykłe rozmowy były zbyt passé i nie prowadziły do niczego poważnego. Co więc pozostało? Czekanie na jego pierwszy ruch.
Nie było to zbyt efektywne i tak, zajęło mu to chwilę, ale kiedy usiadł obok ciebie gdy spokojnie jadłaś gałkę lodów podczas jednego z tych upalnych dni wiedziałaś, że te tygodnie czekania się opłaciły. Dzisiaj, nie miał na sobie sutanny.
“Mamy dzisiaj piękny dzień prawda?” Powiedział afrontując beznamiętność. Tyle razy wyobrażałaś sobie tą chwilę, jednak nie mogłaś powstrzymać nerwów więc właśnie z nich, tylko przytaknęłaś. “Mhm.” Twoja postura nie zdradzała stresu, który płynął przez twoje żyły.
Pierwsze lody złamane…
Rzadkie chmury przysłaniające lekko niebo, nagle odsunęły się na tyle by zaświecić mu prosto w oczy, które były zwrócone ku tobie. W ułamku sekundy jego niebieskie tęczówki zaczęły mienić się blaskiem, który porównywalny był do chusty Matki Boskiej. Zbezczeszczony symbol, który nigdy już nie kojarzył ci się z jego zamierzonym znaczeniem, szybko rozpuścił się w twym umyśle gdy Mateusz… ksiądz Mateusz ponownie zaczął mówić, nakładając okulary przeciwsłoneczne.
“Pani jest stąd?” Tym razem odpowiedziałaś pełnym zdaniem. Smalltalk nie był twoją mocną stroną więc błagałaś kogokolwiek kto słuchał by Mateusz był dobry w prowadzeniu konwersacji. “Nie, nie. Podejrzewam, że ksiądz też?” Pauza, niezręczna cisza. “A skąd Pani to…?” Zaśmiałaś się pokazując ręką na jego koloratkę. “Chyba nie pracuje ksiądz w swoim rodzinnym mieście?” Rozmowa prowadziła do nikąd, ale jak na pierwszy raz… Jego piękny baryton wybrzmiał w kaskadzie śmiechu. “Tak, tak… rzeczywiście.”
Następne kilka razy to ty przysiadałaś się do niego. Czy to na publicznych ławkach czy w kawiarni, która kojarzyła ci się teraz tylko z nim i oczami tak czystymi jak sam Jezus Chrystus. Na każdej randce na jakiej byłaś przyłapywałaś swoich absztyfikantów na patrzeniu się w twój dekolt. Mateusz albo krył się wyjątkowo dobrze, albo był trenowany jak pies w swoim seminarium bo wola jego była żelazna.
Twoje ubrania nie były wyjątkowo skromne ale świecić tym czym oddychasz też nie miałaś zamiaru. Jednak… gdy wiedziałaś, że tego dnia Mateusz dosiada się do twojego stolika, ubierałaś bluzki z większym dekoltem, jakby nęcąc go i namawiając do złego. Jego stoicka natura nie dawała za wygraną.
Twój ulubiony ksiądz wiedział jednak doskonale co robisz.
Mateusz nie miał komu się wygadać. Po skończeniu czterdziestki myślał, że skończą się jego problemy z parafiankami zakochującymi się w nim. Po części miał rację, w końcu nie byłaś jego parafianką. Tak jak to było z innymi, proboszcz układał sobie w głowie jak delikatnie cię odsunąć. Z każdym dniem jednak, perspektywa odrzucenia cię stawała się coraz bardziej dusząca a powiedzenie ci ‘nie’, wydawało się grzechem. Ciężkim grzechem.
“Boże dopomóż mi.” Po cichu powiedział. “Daj mi siłę bym nie dał się..” Jej. “...na pokuszenie.” Błagalnym szeptem dodał. Obrazy twojego uśmiechu, twoich oczu i twoich… błysnęły w jego umyśle. Z każdym wypowiedzianym słowem do Boga, jego myśli kierowały się w twą stronę. “Piękna kusicielko…” Wydukał szeptem do nikogo szczególnie.
Śmiech wypełnił kuchnię. “Hahah… a może…” powiedział Mateusz. “Przyszłabyś do mnie na mszę?” Twoja ręka zawędrowała na twój goły dekolt udając urażenie. Kusicielka. “A więc to tak? Cały ten czas to była zagrywka żebyś dostawał więcej na tacę?” Chwila ciszy następująca po tym oświadczeniu została zamieniona w gromki śmiech, który próbowaliście powstrzymać, z uwagi na późną godzinę. “Nie, nie. To nie tak.” Powiedział kładąc swoją dłoń na twoją.
Chłodne nocne powietrze wpadające przez okno nie zdołało ochłodzić atmosfery. Pokój nagle zrobił się wyjątkowo gorący. To, że twoja twarz była czerwona było pewne natomiast to, że twarz Mateusza płonęła jak dorodne buraki było sympatycznym zdziwieniem. Świeże kwiaty, które stały na stole w ornamentalnym wazoniku nagle stały się wyjątkowo ciekawe. Niczym sroka w gnat, wpatrywaliście się w nie. Przełknęłaś ślinę.
“Śliczne te goździki.” Powiedziałaś pozostawiając swoją rękę na jego własnej. “Prawie tak śliczne jak…” Zamilknął. Odetchnął.
Cisza.
“Wyrecytowałbym Ci poemat.” Roześmiałaś się. “Naprawdę! Niestety… Nie mam już dwudziestu lat.” Ścisnęłaś jego dłoń. “Przyznaję, że… nie mogę przestać o tobie myśleć.” Zaschło ci w gardle i pokiwałaś głową by mówił dalej. “Próbowałem przestać, próbowałem błagać Boga o wybaczenie, ale…”
Puścił twoją rękę i położył dłonie na twoich gorących policzkach. “Ale… myśl, że mógłbym chodzić do naszej kawiarni bez ciebie, brzmi jak najgorsze tortury.” Uśmiechnęłaś się kładąc na jego dłoniach swoje. “Wielkie wody nie ugaszą miłości, a strumienie nie zaleją jej.” Otworzył szerzej oczy. “Nie powstrzymasz tego księże proboszczu…”
“W końcu.. ludzkim jest błądzić.”
. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚ . * ✦ . ⁺ .⁺ ˚. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚. * ✦ . ⁺ .⁺ ˚
masterlist
#x reader#writing#fluff#ojciec mateusz#artur żmijewski#Mateusz Żmigrodzki#Mateusz Żmigrodzki x reader#mateusz żmigrodzki x ty#priest x reader#priest
3 notes
·
View notes
Text
Męskie sprawy
Żeby Was... Miło być wczoraj o mojej rozmowie z L. Posłuchajcie:
Jest to dobry temat na opowieść, bo jest mnóstwo punktów wspólnych. Od razu przyszedł mi do głowy wpis @aquilanew-blog, w którym mówiła, że "stary po przyjściu z pracy tylko leży". Zmieniłem też podejście ludzi, którzy mają pieniądze to kupują. Po kolei:
L. tak samo jak król O. pływa na statkach. I nie są to wcale krótkie wypady, bo średnio nie ma go pół roku. Potem siedzi 4-5 miesięcy w domu i wypływa znowu. Przeważnie wyglądało to tak, że wracał, tydzień "stabilizował podłoże", miesiąc dla rodziny i szedł pracować do brata.
W sobotę robimy z królem R. grilla. Zadzwonił L. pytać czy może przyjść. I tak od słowa do słowa wyszło, że się ukrywa. Przed rodziną się ukrywa. - Po pierwsze się wściekł, bo nie zabrali jego samochodu. Pół roku stał, zbierał syfy i komuś przeszkadzał, bo uwali�� mu lusterka. - Po drugie się wściekł, bo tak jak zostawił przepalone żarówki, tak zostały do jego powrotu. - Po trzecie, nie było przywitania tylko od razu trzeba zrobić... I tu wściekł się najbardziej, bo jak sam mówi, po to zostawił numery telefonów do znajomych majstrów, po to przelewa kasę, żeby nie musieć robić u siebie. A oprócz domu jeszcze dobija się brat, czy L. już jest w domu i czy mógłby od razu iść do roboty, bo nie ma komu robić.
//
Jeżeli brzmię tak samo żałośnie w waszych oczach jak Leo w moich uszach, to bardzo Was przepraszam. Widocznie każdy facet musi sobie ponarzekać. Gwarantuję Wam jednak, chociaż wiem ile same macie do roboty, że nikt na powitanie nie chce dziesiątek rozkazów i żądań.
//
Najsmutniejsze w tej opowieści było to, że on chciał zjeść w końcu obiad swojej żony. Taki zwykły. A z okazji powrotu starego zamówili żarcie do domu. Chłop chciał schabowego, bo był chujowy kucharz na pokładzie, a żarł pizzę. To jest ludzka tragedia.
//
Teraz się zastanawiam czy będzie na tym grillu, bo król R. coś mówił, że spotkał L. i ten mówił, że kładzie w końcu kafle na schodach. Czyli jednak nici z odpoczynku.
8 notes
·
View notes
Text
Fire!
W drugim czy trzecim dniu pracy od razu przeszedłem próbną ewakuację. Na rozmowie wstępnej miałem krótkie szkolenie i akurat tak się złożyło, że na dniach miał być próbny alarm.
I był nazajutrz. Zawyły syreny, wstaliśmy, zeszliśmy z 11 piętra, zebraliśmy się w wyznaczonym miejscu. W 6,5 minuty cały 15-piętrowy budynek się ewakuował. Nie znam się, ale na ucho laika brzmi nieźle.
Przedwczoraj (tydzień później) syreny wyją znowu. No dobra, idziemy, choć wszyscy patrzą po sobie z powątpiewaniem i niejakim zdziwieniem. Przetuptawszy tą setkę schodów z okładem wychodzimy, a tu taka inba:
Przyjechały gasiory, 3 wozy z drabinami. Myślałem na początku, że to też jest test, tylko taki już bardziej integracyjny. Ale nie, to był prawdziwy alarm - na 4 piętrze ktoś sfajczył tosta w kuchni, poszło w czujnik dymu i, jak widać, sprawy przybrały szybki obrót.
4 notes
·
View notes
Text
Różne sylwestrowe przekąski, niekoniecznie aesthetic ale mega dobre
Zawsze boję się końca roku i podsumowań. Stresuje mnie to. Przytłacza mnie ta aura tego, żeby chwalić się sukcesami, mówić o jakichś lekcjach. Do mnie w ogóle nie trafia to, że tak naprawdę nic się nie zmienia, jest normalny następny dzień, a mówi się o postanowieniach itp. Nie rozumiem trochę istoty Sylwestra i tego świętowanie ale okej. Chociaż paradoksalnie ja sama często wykonuję podsumowania, stawiam sobie nowe cele, przemyślam ostatnie miesiące. Po prostu nie ptrzebuję nowego roku jako bodźca do zmian (ale szanuję, że ktoś może mieć taką potrzebę).
Piszę to nie dlatego, by nie wiem, chwalić się czy coś- zresztą nie ma co zazdrościć xD. Po prostu chcę opisać swoje jakieś tam wewnętrzne zmagania, dać sobie czas na refleksję i zmotywowanie się.
Takie słowa klucze mojego roku 2022 to: nauka, przyjaźń, rozwój, czytanie, Bóg, magia, relacje, wycieczki, rodzina, przemyślenia, dojrzałość, praca, pasja.
To był chyba dla mnie najlepszy rok w życiu względem przyjaźni. Bardzo to mnie wzrusza, bo nigdy, w podstawowce czy coś nie miałam przyjaciół. Były imprezki, rozmowy od serca, łzy, zrozumienie. Dotychczas nie wierzyłam w przyjaźń- teraz to się zmieniło. Doceniam moje dziewczyny i jestem im wdzięczna za wsparcie, ktore mi okazały- znosząc moje gadanie, dziwne pomysly, jazdy i akcje 🤣
Względem rozwoju- czytałam więcej niż wcześniej. Zawsze byłam molem książkowym, trochę zepsulo się to w liceum, ale wróciłam do tego, co wiązało się też z moim lepszym samopoczuciem.
Zaczęłam się ruszać, ćwiczyć, choć nie cierpiałam tego niegdyś. Nie kumałam, jak można lubić treningi. To nie jest tak, że ćwiczę godzinami- ale serio, zaczęłam spacerować, robić jakieś krótkie ćwiczenia po lekturze książek pdkreślających wpływ ruchu na mozg i dobrostan ogólne. Staram się docenić choćby te parę minut- to zmiana trochę w moim myśleniu. Ćwiczenia pomogły mi przetrwać po rozstaniu, mogłam się wyżyć.
Mogę powiedzieć że to był mój taki pierwszy "świadomy" rok. Zdecydowałam się na zmiany w kwestii żywienia, pielęgnacji, nawyków. Jestem z tego dumna, bo niektóre rzeczy udało mi się wcielić w życie.
Starałam się w głowie wytypować pewne najważniejsze "lekcje", jakieś tam rzeczy i coś mam:
Rodzina jest najważniejsza. Po prostu. Są pewne zachowania toxic u mnie, nie mówię też że ja jestem idealna. Ale prawda jest taka, że są dla mnie największym wsparciem, jak coś się dzieje. Cieszę się że ich mam, lubię z nimi spędzać czas i doceniać ich obecność. Tak samo dla mnie to ważna wartość, moim marzeniem jest własna, szczęśliwa rodzina.
W rok może zmienić się strasznie DUŻO. Serio. Z jednej strony starzeję się, a z drugiej- uwielbiam to uczucie, że układa mi się w głowie, że wiem co robić, jak wyciągam wnioski z pewnych wydarzeń jak dojrzewam. Uwielbiam ten wewnętrzny wzrost. Ta możliwość zmian w roku daje też duże nadzieje.
Nie stawiaj faceta na pierwszym miejscu. Po prostu 🤣. Już dużo tu pisałam o swoim rozstaniu, ale nie zaszkodzi jeszcze czegoś dodać. Zrywając, wiedziałam że postępuję właściwie, bo to nie był ten człowiek, ale były łzy tygodniami z żalu bo gO rAnIę. Kurde. Zupełnie zmieniła mi się percepcja teraz. Uwolniłam się z toxic relacji, jestem mądrzejsza. Uczę się tego, że szczęscie zaczyna się we mnie.
Nie ma przeszłości ani przyszłości. Istnieje tylko DZISIAJ. To jest moje głębokie przemyślenie ostatnio xD, którego nie potrafię do końca wytłumaczyć, ale w końcu sformułowałam coś, co tkwiło mi w głowie.
Życie jest krótkie, ale jest darem. Trzeba je doceniać. Mimo trudnych momentów, łez, mental breakdownów, za dużej ilości pracy- jest pięknie. To wszystko jest tego warte. Każda chwila może być cudowna. Wiem że to brzmi jak tania amerykańska coachingowa książka xD, ale tak czuję.
Zazwyczaj nie jest tak źle, jak się wcześniej sądzi. Nie zamartwiaj się więc.
Można być szczęśliwym samemu. Mimo że moim marzenien jest rodzina, to czuję, że jestem na etapie jakby pośrednim, rozwoju itp., ale to nie sprawia, że nie mogę być teraz "całością".
Co chciałabym kontynuować w roku 2023?
Jeszcze bardziej cieszyć się z życia.
Dbać o ruch, sen, cerę.
Zdrowie psychiczne.
Bóg, duchowość. Chcę pójść do przodu z tarotem, aurą itp. Brzmię jak totalny bezbożnik pewnie xD
Medytowanie.
Czuję, że ten rok będzie super. Mam 18 lat, jestem dorosła, piszę maturę, zaczynam studia. Poznawanie nowych ludzi, nowe sytuacje, prawo jazdy, najdłuższe wakacje życia, ktôre planuję poświęcić na rozwój duchowy i czytanie książek takich jak Harry Potter i Władca Pierścieni 🤣. Tylko uważać na alko, bo jestem osobą podatną xD. Wbrew pozorom, choć zachowuję się jak idiota i sprawiam zagrożenie XD, to w pewnym stopniu odzyskuję jasność umysłu względem swoich uczuć i stanów. No i jestem pewniejsza siebie.
Stawiać granice. Nie popadać w obsesje, ani overthinking. Nie stresować się maturą. Paradoksalnie, im bliżej, tym lepiej to znoszę xD. Wystresowałam się za wsze czasy w poprzednich latach- serio. Na zdalnym codziennie miałam stres przed maturą. A teraz, gdy już serio są próbne i powtórki, usystematyzowanie wiedzy- jest lepiej.
#aesthetic#życie#life#2023#2023 goals#season: 2022 2023#problemy#diet#school#blond girl#loveyourself#self love#self care#self worth#self healing#rok 2023
8 notes
·
View notes
Text
W domu przy Rue Royale
by erraticmuse
Krótkie scenki z poprzedniego opowiadania Czy to zbyt wiele (w tym AU Louis odmówił Lestatowi w kościele przyjęcia mrocznego daru i został człowiekiem odrobinę dłużej) Sceny widziane oczami innych bohaterów. Będzie albo bardzo słodko, albo trochę ostrzej.
Words: 1944, Chapters: 1/11, Language: Polski
Series: Part 2 of Czy to zbyt wiele?
Fandoms: Interview with the Vampire (TV 2022)
Rating: Explicit
Warnings: No Archive Warnings Apply
Categories: M/M
Characters: Louis de Pointe du Lac, Lestat de Lioncourt, Grace de Pointe du Lac
Relationships: Lestat de Lioncourt/Louis de Pointe du Lac, Grace de Pointe du Lac & Louis de Pointe du Lac
Additional Tags: fluff i jeszcze więcej fluffu, Anal Sex, seks w trumnie, Human Louis, rozmowy z Grace, Bricktop Wlliams
source https://archiveofourown.org/works/48112408
2 notes
·
View notes
Text
#grudzień
Z aktualności...
-szybciutko odpuściłam randkowwanie przez internet jakaś tragedia Ci faceci 🥴
-nadal mieszkam z rodzicami chociaż coraz ciężej Nam znosić siebie nawzajem rodzice są starsi i potrzebują spokoju a u Nas albo bunt 7 latki albo hormony 13 latka
...ale ja nie o tym.
Historia z Ł. Wciąż nie zakończona.
To znaczy zerwałam z Nim już prawie dwa miesiące temu a on zupełnie nieoczekiwanie dla mnie zareagował desperacja i złamanym sercem.
Chciałam to łagodnie zakończyć. Z klasą i szacunkiem na jaki ten związek zasługiwał.
Tłumaczyłam,prosiłam. Dystans 100%.
A Ł? Najpierw przywiózł mi i zostawił na moim samochodzie Nasze "wspolne" rzeczy i Nasz puzzel...
Zabolało 💔
Znał moje najbliższe plany więc przyjechał za mną na dyskotekę na której byłam że znajomymi,potem jeszcze kilka razy jeździł za mną. Ja popadłam w paranoje i strach bo dla mnie to nienormalne tak się narzucać...Ale on był zdesperowany a ja się odcięłam.
Był czas że zablokowałam go gdzie się dało bo się bałam że znowu będzie za mną jeździł a ja nie chciałam rozmawiać. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy bo wiedziałam że być może pęknę. Raz pozwoliłam mu na rozmowę,stal przede mną że lzami w oczach zmęczony ta sytuacja. Moim odejściem. Było mi przykro że doprowadziłam go do tego stanu ale nie chciałam być z Nim wbrew sobie. Bardzo długo trzymałam dystans mijały tygodnie.
Miesiąc. Teraz drugi.
Odpuściłam,złamałam się. Uległam na krótkie rozmowy co słychać,jak mija dzień...
Spotkaliśmy się. Rozmawialiśmy o normalnych sprawach,nic konkretnego. Podtrzymaliśmy kontakt telefoniczny.
Kilka dni później,wychodząc z pracy po nocnej zmianie na moim samochodzie,za wycieraczka był przymocowany mały bukiecik z piękna róża w środku ...
Zamurowało mnie. Od razu wiedziałam...że to od Ł. Który czekał na moja reakcje,nic wcześniej nie mówił, wiedziałam tylko tyle że ma coś do załatwienia wieczorem i że będzie w okolicach mojej pracy ale nie spodziewałam się kompletnie.
Spotkaliśmy się niezobowiązująco,żeby pogadać. Podziękowałam za niespodziankę i trochę znów porozmawialismy.
I jak na kobietę przystało...przeszło mi przez myśl że nikt nigdy tak się o mnie nie starał.
Z dzisiejszej perspektywy widzę że wtedy był okropnie zdesperowany i nie wiedział jak do mnie dotrzeć,teraz kiedy wyciągnął wnioski po tamtych sytuacjach,starą się do mnie dotrzeć powoli i spokojnie.
Różnie między Nami bywało ale fakt że traktował mnie jak kogoś najlepszego na całej Ziemi,potrafił mnie docenić,potrafił mnie dowartościować i do dziś to robi chociaż ja wciąż staram się trzymać pewien dystans.
Chciałam sprawdzić co poczuje po takim czasie jeśli on znowu mnie przytuli lub pocaluje. Pozwoliłam na to i wierzcie lub nie ale świat w tamtej chwili się zatrzymał. Nic zupełnie się nie liczyło. Czułam tylko jego usta i nic więcej...tylko...ciszę,spokój,błogość.
Szok. Pierwszy raz w życiu tego doświadczyłam.
Cały ten związek był dla mnie abstrakcja odbiegająca od reszty. To ile razy minęliśmy się na mieście nie wiedząc kompletnie że któreś z Nas będzie w tym miejscu,to ile razy ja o czymś pomyślałam i nie powiedziałam a on to zrobił...albo powiedział.
To jest niemożliwe....dlatego nie opuszcza mnie wrażenie że wszystko dzieje się po coś i może to jest właśnie to...
5 notes
·
View notes
Text
Rozdział 5: Pani Kurka!
Zeskoczyłam ze schodów, wygładzając zmarszczki na blado różowej sukience z falbankami. Odsunęłam z twarzy grzywkę, aby nie zasłaniała naturalnego makijażu i zeskoczyłam z ostatniego schodka powiewając kardiganem.
– Ładnie wyglądam, tato?
Ojciec odłożył artykuł naukowy o mykologii Rowu Mariańskiego i spojrzał na mnie znad okularów.
– Bardzo ładnie, – pochwalił – jak aksolotl.
– Tato!
– Matka cię woła – dodał, – Idź proszę, zanim matka pozrywa w ogrodzie wszystkie pomidory.
Za oknem faktycznie dmuchało i fukało, cienkie tyczki podpierające pachnący groszek i fasolkę szparagową raz po raz kładły się na ziemi.
Zajrzałam do kuchni.
Przy stole czekała mama, resztki tortu, świeżo zaparzona kawa i Pani Kurka.
Pani Kurka.
Nie wierzyłam własnym oczom.
Pani Kurka była lokalną legendą; właścicielką spa, emerytowaną wiedźmą oraz, w razie potrzeby, swatką. Rodzice pozwolili mi napisać do niej po długich miesiącach błagania. A teraz siedziała w naszej kuchni pod wiszącym z sufitu wypchanym aligatorem pijąc kawę z czarnej porcelanowej filiżanki. Musiało to oznaczać, że kogoś dla mnie znalazła.
Pani Kurka i mama, choć pogrążone w rozmowie, dostrzegły mnie praktycznie od razu. Zdążyłam tylko usłyszeć, „gdybym ja nie chciała, aby mój niemowlak wpadł do ogniska to bym nie obrażała czarownicy”; stwierdzenie słuszne, choć zaskakująco precyzyjnie jak na hipotetyczną, miałam nadzieję, sytuację. Nie było jednak czasu, żeby się nad tym zastanowić.
– Masz gościa, Kaju – powiedziała mama, wciągając mnie za rękę do kuchni. Nad ogród wróciło słońce. – Chociaż zejście do nas zajmowało ci tyle czasu, że pani Kurka zaczęła się zbierać.
– Witaj, Kaju – uśmiechnęła się do mnie swatka. Miała na sobie garniturowe spodnie zwężające się w kostce, buty na rozsądnym obcasie i ciemny wełniany sweter z rękawami do łokci. Jej krótkie, ciemnobrązowe włosy układały się w fale. – Wszystkiego najlepszego.
– Dziękuję! – W ekscytacji niemal dygnęłam; w ostatniej chwili hamując ten impuls pod surowym spojrzeniem mamy.
Dyganie było tabu.
Czarownice się kłaniają.
Pani Kurka wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie. Wymieniła z moją matką spojrzenia.
– Czy ma pani kogoś dla mnie? – Zapytałam, bo moje dobre maniery zawsze w końcu ustępują ekscytacji.
– Wyobraź sobie, że mam – kiwnęła głową. – Pozwól tylko, że zajrzę do torebki. – Spod stołu wyciągnęła wielki, skórzany wór, a z wora opasłą szarą teczkę zawiązywaną na bawełniany sznurek. Ze środka na stół kuchenny wysypał się plik dokumentów i zdjęć tak imponujący, że mimowolnie parsknęłam śmiechem.
– Jak dossier zabójcy na zlecenie! – Urwałam, kopnięta pod stołem przez matkę. Zupełnie zapomniałam, że Pan Kurka był asassynem z Rynku Jeżyckiego. – Nie, żeby w tym było cokolwiek niepokojącego. Zawsze imponowały mi pary o wspólnych zainteresowaniach.
Pani Kurka uśmiechnęła się wyrozumiale i pochyliła nad stołem, przekładając dokumenty. W krótkim czasie dowiedziałam się, że mój wybranek miał na imię Renard, pochodził z szanowanej nie–ezoterycznej rodziny Jabłońskich, miał trzech braci w tym dwóch młodszych i był muzykiem. Dokładnie obejrzałam dołączone zdjęcie; nie zależało mi na złapaniu przystojniaka, ale trochę obawiałam się, że kandydatem na mego męża okaże się jakiś paszczur. Czarno–biała fotografia przedstawiała pół–profil młodego mężczyzny pochylonego nad gitarą elektryczną. Oczy miał przymknięte, ocienione rzęsami tak gęstymi, że poczułam ukłucie zazdrości. Dossier stworzone przez państwa Kurków określało kolorystykę Renarda jako: szatyn, oczy niebieskie. Kolejna fotografia przedstawiała wiejski dworek rodem wprost z Pana Tadeusza: bielone mury, malwy za płotem, staw z najprawdziwszymi gęsiami. Dom Jabłońskich wyglądał, jakby jego mieszkańcy bez ironii używali wyrażenia „mocium panie”.
– Jeżeli zaakceptujesz zlecenie, – Pani Kurka odkaszlnęła. – To znaczy narzeczonego, wasze pierwsze spotkanie może odbyć się podczas festiwalu Nocy Kupały.
– Przecież to jutro!
– Młodzi Jabłońscy otwierają koncert Wilczych Jeży. Przedstawię cię przed występem. To znakomita okazja do spotkania z twoim cel… ekhm, młodym człowiekiem.
Zmarszczyłam brwi.
Pani Kurka traktowała plan naszego pierwszego spotkania jak motyw zabójstwa, ale musiałam przyznać, że miejsce publiczne to nie był głupi pomysł. Noc Kupały co roku przyciągała mnóstwo ludzi.
– Niech będzie Cytadela, – zgodziła się mama. – Na tyle duża, że nikt naszym randkowiczom nie wlezie na głowę, ale w razie czego wystarczy zawołać.
– W razie… czego? – Zdziwiłam się, ale mama i Pani Kurka zapewniły mnie, że tak tylko się mówi, na wszelki wypadek, po czym wróciły do obgadywania Jabłońskich. Słuchałam nieuważnie, obracając kartki katalogu i skubiąc resztki urodzinowego tortu; w ucho wpadło mi coś o tradycyjnym wychowaniu synów w zakazie kontaktu z dziewczętami aż do wieku zamęścia oraz informacja, że tylko zdziczali sarmaci mają nad drzwiami dworku tympanon. Gdy one planowały moją przyszłość, ja planowałam w co się jutro ubiorę
#narzeczona króla szkieletów#kościotrup is a slur#writing#skeletons#gothic romance#romantasy#fantastyka po polsku#my writing
0 notes
Text
O co zapytasz naszych Przedstawicieli? \💬\
\🇵🇱\ Krótkie rozmowy podczas wystaw targów czy eventów - często stają się początkiem wieloletniej, owocnej współpracy. \🤝🏻\
Nasi Przedstawiciele znają odpowiedzi na nurtujące Cię pytania...
Nie znalazłeś wszystkich informacji na temat wybranego modelu? 🔹 Zapytaj nas o szczegóły!
Jak zamówić maszynę? 🔹 Po prostu zapytaj nas o to!
Nie wahaj się dłużej - skontaktuj się z nami! /👤💬/
🟦 🟦 🟦 🟦 🟦 \🇬🇧\ Not infrequently, a short meeting at the industry fairs - ends many years' fruitful cooperation. \🤝🏻\
Our representatives are available to help you in any situation...
Haven't found the info on your device? 🔹 Ask us about it!
How to order? 🔹 Simply inquiry us by your wanted model.
No need to hesitate any longer – just contact us! /👤💬/
🟦 🟦 🟦 🟦 🟦 🔷 ROLMAKO ℹ️ www.rolmako.pl ✉️ [email protected]
0 notes
Text
O co zapytać się w kabinie w programie miłość jest ślepa vol. 2
Jestem już oficjalnie po najmniej lubianym przedsięwzięciu w moim życiu, czyli po studiach, a to oznacza, że mogę tu w końcu coś napisać bez tego nieznośnego uczucia gdzieś z tyłu głowy (które chyba lubię, w końcu bardzo często do niego doprowadzam), że powinnam robić coś ważnego.
Październik postanowiłam ustanowić miesiącem najgłupszych aktywności w czasie wolnym, jakie mogę wykonywać. Stąd post. Stąd też seans kolejnego sezonu „Miłość jest ślepa”.
Jeśli nie znacie programu, to krótkie przypomnienie: grupa ludzi jest zamykana w kabinach i musi ze sobą rozmawiać. Jednocześnie łamane są ich prawa, podobno uczestnicy pojeni są alkoholem, a później ich wypowiedzi wycinane są w taki sposób, żeby drama była jak największa – ale o tym innym razem.
Po rozmowach uczestnicy mogą się sobie oświadczyć i dopiero wtedy widzą się na żywo. Wtedy okazuje się, czy miłość jest ślepa, a program udowadnia kolejny raz, że nie jest.
Miłość nie jest ślepa, mimo że każdy uczestnik programu jest obiektywnie atrakcyjny z wyglądu. Wytłumaczenie jest takie, że prawdziwe życie niszczy związki, co jest trochę niefortunne, bo chyba w małżeństwie chodzi również o to, żeby odbywało się ono w realu.
Mam nadzieję, że kiedyś powstanie odwrotny program – miłość jest ślepa na zjebany charakter. Będzie polegał na tym, że ładni ludzie będą zamknięci w kapsułach ze szkła, ale nie będą mogli ze sobą swobodnie rozmawiać. Uczestnicy mieliby szanse zakochać się w kimś na podstawie samego wyglądu, a jak wiadomo, brzydki charakter łatwiej wybaczyć od brzydkiej twarzy.
Swoją drogą, rozmowy w oryginalnym programie są nudniejsze nawet od przeciętnego życia, więc naprawdę nie rozumiem, co skłania tych ludzi do zaręczyn. Uczestnicy wciąż popełniają te same błędy i nie zadają naprawdę istotnych pytań:
Nad przepaścią stoją dwie osoby – twoja mama i ja. Musisz jedną zepchnąć. Kogo wybierzesz?
Tylko w ten sposób można sprawdzić, czy ktoś traktuje was poważnie.
Jesteś rannym ptaszkiem czy nocnym markiem?
Nie da się utrzymać znajomości z osobą, która z radością wstaje o 6 rano, a kładzie się spać o 22. W takiej relacji można zapomnieć o rozmowach do późna, a piosenka Late Night Talking Harrego Stylesa stanie się źródłem frustracji. Źródłem frustracji będzie też wstawanie o tych nieludzkich porach – żeby niby co robić? Jak ktoś się tak katuje, to pewnie lubi biegać (RED FLAG).
Lubisz słodkie rzeczy?
Z mojego doświadczenia osoby, które nie lubią słodkich rzeczy mają znamiona psychopaty. Nie docenią też was, słodkiej osoby, a życie z nimi będzie tylko gorzkie i słone, jak wasze wylane łzy.
Czy Twoja ex jest w tym programie i czy to ta laska, która cały czas mówi mi, że jesteśmy tą samą osobą?
Oby tak: po pierwsze, ktoś musi być naprawdę fascynującym człowiekiem, jeśli tak zawrócił w głowie jakiejś kobiecie. Po drugie, teraz ty z nim rozmawiasz, więc wygrywasz w walce o męża.
Jakiej grupy społecznej nienawidzisz?
Jedno proste pytanie, a odpowiada na szereg innych. Szukasz kogoś, kto jest rasistą, homofobem, mizoginem? Jeśli ktoś odpowie, że nie lubi dorosłych kobiet, to od razu dowiadujesz się, że jest polskim influencerem.
Jak ktoś nie zna dramy z polskimi youtuberami, to w skrócie – wszyscy po kolei okazują się albo przemocowcami i groomerami (jeśli prezentowali poglądy lewicowe), albo pedofilami (jeśli ich kontent polegał na zakładaniu prezerwatywy na głowę). W swojej naiwności zawsze wierzę, że każdy z nas stara się jak może, żeby nie być złym człowiekiem. Znani youtuberzy starają się chyba bardzo niestarannie, całe szczęście, że wszyscy są w terapii.
Terapia stała się jakąś nową formą manipulacji. Terapia może być odpowiedzią na wszystko, na portalach randkowych możesz w zainteresowaniach wybrać „terapia”, żeby każdy wiedział… Ale właściwie co? Czy nie byłoby to słuszne, żeby przed terapią zrobić sobie mały wywiad środowiskowy, po którym dowiesz się, że większym problemem jest na przykład przemoc i kontrola, a nie kompulsywne oglądanie „Miłość jest ślepa”?
Próbuję sobie to wytłumaczyć, jak to możliwe, że osoby wytykające przemocowe zachowania, więc osoby, które miały świadomość ich szkodliwości, po wyłączeniu kamery robiły dokładnie to, co tępiły. Mam jedną teorię: nie każdy z nas stara się jak może, żeby nie być złym człowiekiem. A starać się warto, bo nasz stadny mózg wynagradza nam dobre uczynki. I też ciężej wtedy trafić do więzienia.
Na koniec pytanie konkursowe - jak myślicie, czy youtuberzy oglądali z przyjemnością tego zboczeńca Misia Uszatka?
0 notes
Text
Skuteczne techniki sprzedaży telefonicznej.
💙🧡Jak osiągnąć sukces w sprzedaży telefonicznej?☎️ Jakie są kluczowe techniki, które pozwolą Ci zwiększyć konwersję i pozyskać lojalnych klientów?🧐
W pierwszych sekundach po odebraniu telefonu przez potencjalnego klienta kryje się klucz do sukcesu całej rozmowy. To krótkie okno czasowe jest niezwykle istotne dla dalszego przebiegu konwersacji i możliwości osiągnięcia zamierzonego celu❗️
W tym artykule przedstawimy Ci niezawodne strategie sprzedaży telefonicznej, które pomogą Ci zdobyć uwagę klientów, zbudować zaufanie i skłonić ich do podjęcia decyzji zakupowej.💪
#sprzedażtelefoniczna#telefonicznetechnikisprzedazy#telefonicznestrategiesprzedazowe#skutecznasprzedaż#technikisprzedaży#umiejętnościsprzedażowe#efektywnasprzedaż#manager#pracownik#firma
0 notes
Quote
Lubiła chodzić na bardzo długie spacery, a właściwie łazić, włóczyć się, do niczego i nikogo nie spieszyć. Długo milczeć, krótko gadać, być z zielenią. Przeszłyśmy razem tysiące kilometrów, może nawet kulę ziemską...
Magda Umer o Agnieszce Osieckiej
#Magda Umer#agnieszka osiecka#włóczęga#długie spacery#milczenie#krótkie rozmowy#natura#polskie cytaty#poezja#polska poezja
8 notes
·
View notes
Photo
#nocne przemyślenia#nocne rozmowy#SMS#smutne wiadomości#wiadomości#szczęście#polskie słowa#polskie zdania#polskie cytaty#polski tumblr#krótkie#czarno-białe#Black and White#prawdziwe#związek na odległość
2K notes
·
View notes
Text
PYTANIA - 😈
@aseksualna
Z kim ostatnio uprawiał*ś seks?
Kiedy ostatnio uprawiał*ś seks?
Czy osiągn*ł*ś orgazm podczas ostatniego stosunku?
W jakim wieku pierwszy raz uprawiał*ś seks?
Jakie było twoje pierwsze zbliżenie seksualne?
Jaka była twoja pierwsza fantazja seksualna?
Jaka była twoja ostatnia fantazja seksualna?
Jaka była ostatnia kategoria porno jaką wybrał*ś?
Jak często oglądasz porno?
Czy robisz sobie nagie zdjęcia?
Czy nagrywał*ś kiedyś siebie podczas stosunku lub masturbacji?
Ile osób widziało cię nago?
Czy wysłał*ś komuś swoje zdjęcie lub film erotyczny?
Czy dostał*ś kiedyś od kogoś zdjęcie lub film erotyczny?
Jak określasz swoją orientacje?
Jeżeli trójkąt to jaki?
Czy chciał*byś wziąć udział w orgii?
Czy chciał*byś wziąć udział w gang bang?
Czy był*byś w stanie zamieścić publicznie własną pornografię?
Czy wzi*ł*byś udział w erotycznej sesji zdjęciowej?
Czy jest coś co cię kręci a uważasz że nie powinno?
Czy podczas rozmowy z kimś masturbował*ś się?
Czy kręci cię seks w miejscach publicznych?
Czy kręci cię podduszanie?
Czy kręcą cię klapsy?
Czy kręci cię wiązanie?
Czy kręci cię seks analny?
Czy kręci cię oglądanie kogoś innego podczas stosunku?
Czy kręci cię bycie oglądanym przez osobę trzecią podczas stosunku?
Czy kręci cię relacja bdsm?
Czy kręci cię relacja ddlg?
Czy kręci cię relacja abdl?
Czy kręci cię vanilla sex?
Czy kręcą cię przebieranki?
Czy kręci cię role play?
Czy kręci się pissing?
Czy kręci cię rimming?
Czy kręci cię fisting?
Dominacja czy uległość?
Czy kręci cię poniżanie?
Czy kręcą cię stopy?
Czy kręci cię throatfuck?
Czy kręci cię zadawanie bólu?
Czy kręci cię ból?
Wolisz dawać czy brać?
Jaką rolę chciał*byś odgrywać w łóżku?
Czy wiek osoby z którą uprawiasz seks ma znaczenie?
Starszy czy młodszy partner?
Ile lat miał twój najstarszy partner seksualny?
Ile lat miał twój najmłodszy partner seksualny?
Z iloma osobami uprawiał*ś seks?
Seks w związku czy niekoniecznie?
Czy seks ma dla ciebie znaczenie głęboko emocjonalne?
Czy ktoś przyłapał cię kiedyś podczas seksu?
Czy przyłapałeś kogoś kiedyś podczas seksu?
Jaka jest twoja ulubiona pozycja seksualna?
Jaka jest według ciebie najgorsza pozycja seksualna?
Jaka jest ostatnia pozycja seksualna jaką praktykował*ś?
Seks po ciemku czy przy świetle?
Czy utrzymujesz kontakt wzrokowy podczas stosunku?
Czy mówisz podczas stosunku?
Jesteś głośno czy cicho podczas stosunku?
Jak mówisz na „seks”?
Jesteś otwartą czy nieśmiałą osobą?
Jak mówisz do partnera w łóżku podczas seksu?
Jak twój partner nazywa ciebie?
Jak chciał*byś być nazywan* przez partnera?
Czego najbardziej wstydzisz się w swoim wyglądzie ?
Czy uważasz ze podobasz się osobie z którą uprawiasz seks?
Czy podoba ci się twoje ciało?
Co uwarzasz za największy atut w swoim wyglądzie?
W bieliźnie czy bez?
Jaką bieliznę zakładasz na specjalne okazje?
Czy dbasz o swoją fizyczność?
Jaki typ sylwetki jest według ciebie najbardziej atrakcyjny?
Czy spełniasz swoje fantazje seksualne?
Czy masz zabawki erotyczne?
Czy korzystasz z zabawek erotycznych z partnerem?
Czy masz odruch wymiotny?
Z połykiem czy bez?
Ile centymetrów ma twój penis lub ten którego miał*ś w sobie ostatnio?
Czy jesteś romantyczną osobą?
Czy seks może być na pierwszej randce?
Jaki rodzaj antykoncepcji stosujesz?
Czy uprawiał*ś seks bez zabezpieczenia?
Czy uprawiał*ś seks w hotelu?
Czy uprawiał*ś seks na dworze?
Czy uprawiał*ś seks w łazience?
Czy uprawiał*ś seks w kuchni?
Czy uprawiał*ś seks w samochodzie?
W jakim miejscu najchętniej uprawiasz seks?
Jaka była najbardziej niezręczna intymna sytuacja w jakiej się znalazł*ś?
Cycki czy dupa?
Gruby czy długi🍆?
Małe czy duże🍒?
Krótkie czy długie💇♀️?
Wyobraźnia czy pornografia?
Jakie są według ciebie 3 najbardziej atrakcyjne cechy osobowości i wyglądu?
Czy uważasz ze sfera seksualna może nachodzić na życie codzienne?
Która część twojego ciała poza genitaliami jest najbardziej wrażliwa na dotyk partnera?
Czy jest coś do czego był*ś sceptycznie nastawion* ale po próbie się przekonał*ś? Lub odwrotnie.
Czy masturbował*ś się kiedyś z kimś na wideo rozmowie?
Czy uprawiał*ś seks z więcej niż jedną osobą?
W jaki sposób najczęściej się masturbujesz?
Czy doznał*ś kiedyś kary seksualnej?
Ukarał*ś kogoś?
Czy podniecił*ś się kiedyś patrząc na siebie?
Czy podniecił*ś się kiedyś w szkole? W jakiej sytuacji?
Czy masturbował*ś się kiedyś w miejscu publicznym?
Czy masturbował*ś się kiedyś przy kimś bez jego wiedzy?
Czy uprawiał*ś seks po alkoholu?
Czy uprawiał*ś seks po marihuanie?
Czy uprawiał*ś seks po narkotykach?
Czy mógłbyś uprawiać seks ze swoim najlepszym przyjacielem bądź przyjaciółką?
Czy m*gł*byś być w relacji friends with benefits?
O kim ostatnio myślał*ś podczas masturbacji?
Kiedy ostatnio się masturbował*ś?
Jaki jest twój ulubiony sposób na samotne osiągnięcie orgazmu?
Jaki czuły dotyk sprawia że jest ci dobrze?
Czy myślisz że ktoś inny masturbuje się z myślą o tobie?
Czy był*byś w stanie być w związku bez seksu?
Czy był*byś w stanie być z osobą o odmiennych lub niewspółgrających preferencjach seksualnych?
Czy odczuwał*ś kiedyś ból po seksie?
Czy miał*ś kiedyś malinke?
Czy golisz miejsca intymne?
Czy przeszkadza ci owłosienie w miejscach intymnych?
Czy jest jakaś fantazja do której namawia cię partner?
Czy jest jakaś fantazja do której namawiasz partnera?
Kto jest bardziej otwarty na nowe doznania w związku- ty czy druga osoba?
Oznacz blog który ma najwiecej wspólnego z twoimi fantazjami.
Oznacz blog osoby do której chociaż raz poczuł*ś pociąg seksualny.
Oznacz osobę która ci się podoba.
Oznacz osobę z którą uprawiał*byś seks gdyby musiał być to ktoś z tumblr.
Oznacz ulubiony blog erotyczny.
Oznacz osobę od której chciał*byś dostać nudesa.
Oznacz osobę z którą chciałbyś nawiązać kontakt.
1K notes
·
View notes
Text
22 sierpnia 2022r
Drogi pamiętniczku.
Co za cuuuuudowny dzień.
Wstaliśmy o 6, zrobiliśmy krótkie ćwiczenia - okazało się, że po chorobach taki banalny secik ćwiczeń rozciągających to naprawdę wyzwanie przy którym można się porządnie zadyszeć.
Za oknem jest tak szaro i ulewnie, i gromnie i wilgotno, że gdybyśmy nie szli do pracy nie trzeba by zacieniać okien by włączyć rzutnik do oglądania filmów. Naprawdę jest ciemno. Ale jakoś mnie to dziś nieprzygnębia. Cieszy mnie dziś ta żywa woda lejąca się z nieba jak z cebra. Martwię się tylko o doniczkę z marchewką.
1
Wzięłam porcję leków - w tym cynk i ashwagangę. Sporo było tych tabletek, w tym probiotyk i coś na ból głowy (cały czas bolą mnie kości twarzy i jeżeli ma to się utrzymać do pół roku muszę chyba, albo nauczyć się z tym żyć, albo uzboić się w paracetamol - to mocno może przeszkadzać w życiu). Muszę jeszcze kupić coś regenracyjnego na połączenia nerwowe (revitanerw). Do listy na dziś.
2
Od dziś również trzymamy dietę. Na śniadanie będzie skyrnik z borówkami - około 470 kcal. Na drugie śniadanie chyba wszamię owoce z ziarnami chia - ale nie jestem jeszcze pewna tego wyboru. Zobaczymy. Na obiad wiem, że zrobię ryż z potrawką z kurczaka po wietnamsku na bazie zupki z Lidla. Najlepsze zupki ever jako bazy do sosów. Myślę, że dodam resztkę cukinii z lodówki, trochę papryki i końcówkę marchewki, jaki mi została z zeszłego tygodnia - wyczyszczę zapasy, jedzonko będzie bardziej treściwe i dostarczę więcej witamin. Na kolację nie mam jeszcze pomysłu, ale wyciągnęłam w celu szukania inspiracji na “po pracy” przepisy od dietetyki z 2019 r - na pewno coś znajdę. :D
3
Dziś mój O. idzie na spotkanie z kumplem, z tym kolegą N. Cieszę się, że w końcu ustalili jakoś sensowniej te spotkania towarzyskie. Ostatnio byli na spotkaniu, kiedy ja byłam chora, a O. nie miał już samoizolacji i zarazem jeszcze sam nie był chory na jelitówkę. Wrócił szczęśliwy i bardzo mnie to ciszy. I zrobił szybko i wprost to, co dla mnie samej w związku z kontaktami z tym konkretnym jego ziomeczkiem było istotne - bo wrócił do domu chwaląc się, że pokazał chłopakowi jedno z tych “naszych” lubianych miejsc w mieście, a jego kumpel momentalnie zauważył “ale fajnie byłoby przyjść tu razem, w czwórkę!” no i na to O. od razu mu wypalił (przynajmniej mi tak relacjonował), że są sprawy, które dziewczyny muszą wyjaśnić sobie między sobą, abyśmy mogli wychodzić “w czwórkę”- że on nie chce przyjacielowi streszczać nic, ani jakoś w tym pośredniczyć, bo to między nami doszło do niesnasek. Że jedynym wyjściem z tej sytuacji, aby mogło się pojawić pole na powstanie mostu porozumienia i urealnić wizje wspólnych wyjść w przyszłości byłoby, gdyby Reżyserka odezwała się do V. i wyjaśniły sobie wszystko. Na co kolega N. odpowiedział ponoć, że on rozumie i że jego narzeczona ponoć nie raz o tym myślała. I podoba mu się to i przekaże to swojej partnerce. Wow - to mnie zaskoczyło. No ale okay, byłam po tej relacji z rozmowy zaskoczona, trochę czujna, ale jednak otwarta. Nie podejrzewałam Reżyserki o takie refleksje. Potem opowieść mojego radosnego O., gdy wracał myślami do wyjścia z kolegą na spotkanko i opowiadał mi o jakiś bardziej ważnych dla niego momentach itp zeszła nagle na to, że pijąc wspólnie ostatnie piwo postanowili żywo i entuzjastycznie, że “ich przyjaźń przetrwa! I żadne baby i ich kłótnie tego nie zmienią!” xD - i trochę mi tu się chce śmiać, bo wspieram tą relację gorąco, z serca całego, bo oni dwaj to złote chłopce. Ale bycie “babą” to jakoś mi się niewidzi - w moim słowniku to słowo kodowane jest jako pejoratywne, nacechowane negatywnym i pogardliwym wydźwiękiem. Z drugiej strony słyszałam jak Szwagier nr 2, jego brat i kolega (a więc pozostali Ślązacy/Zagłębiacy z tamtych terenów) używają słowa “baba” w określeniu do swoich partnerek i w ich ustach jest to bardziej ciepłe, trochę zaczepne, ale czułe, tak jak “w moich studenckich czasach” (to śmiesznie brzmi xD starość, ech) moi koledzy z roku pochodzący z Górnego Śląska używali określenia “dziołcha” do wszystkich lubianych przez siebie, bliższych znajomych - więc mam ambiwalentne odczucia względem tej “baby” :P
Anyway - stanęło na tym, że N. ma przekazać Reżyserce, aby się odezwała. I pomimo upływu jakiś 2 tygodni (trochę nie czuję upływu czasu przez chorobę) laska się nie odezwała. Aż się przejęłam, że może (bo MOŻE to zrobiłam!?) ją zablokowałam i jak ta hipokrytka - niby oznajmiam, że jestem gotowa na kontakt, a tu buńczucznie się zablokowałam? Po tygodniu sprawdzania skrzynki i komunikatorów (bez wiadomości) sprawdziłam w ustawieniach - nie jest laska zablokowana (w zablokowanych mam mojego byłego oraz mojego szefa - xD to kombo też mnie bawi xD).
No cóż. Chyba wbrew deklaracją jednak nie ma tu pola na porozumienie... albo trudno się do porozumienia zebrać.
Z jeszcze innej strony myślałam, że może to ja powinnam wyciągnąć rękę, aby zakopać topór niezgody? Że może dając znać, że to ona powinna z tym wyjść i jednocześnie czekając na jej kontakt daję popis własnej arogancji? I ignorancji? Pychy? Ale jeszcze raz spojrzałam na okno dialogowe konwersacji z tą dziewczyną... ostatnia moja wiadomość to wyjaśnienie, że przykro mi po jej wiadomościach o założeniach na mój temat, zaznaczenie, że zarysowałam granice tego, co możemy zaakceptować ja i mój partner w ramach naszego związku i przypomnienie, że to była prośba o uszanowanie tych granic. Oraz przypomnienie, że odniosłam się do jej konkretnych zachowań, których nie chcę tolerować z poprzedniego wieczoru, a nie do jej osoby czy do jej relacji. A w odpowiedzi posypało się masę, masę tekstu w tym “A ja tobie powiedziałam dlaczego dla mnie ważne jest, abym mogła do niego [mojego chłopaka] się przytulać. Dlaczego tylko ja mam uszanować twoje potrzeby? Bo z nim jesteś? To żaden argument!” (i jak to czytam to nadal, pomimo, że minęło od tego czasu 9 miesięcy jest mi przykro :( - bo tak, dla mnie to jest TURBO ważne, że “z nim jestem”, że się odważyłam komuś zaufać, to jest dla mnie bardzo wytęskniona i głęboka wartość... i że jesteśmy w związku, i że jak przyjaciele wchodzą w związek to niektóre sprawy się trochę zmieniają, pojawiają się nowe granice itp nie mówiąc o tym, że w tym przypadku komunikowałam to jako koleżanka - koleżance, a ta druga unieważnia moje zdrowo zakomunikowane uczucia dotyczące tego, że nie podobało mi się, gdy przytulała się do mojego chłopaka, nazywając je “żadnym argumentem” - bardzo to dla mnie przykre), a potem pada z jej strony informacja, że według niej moja prośba jest wymuszeniem, a przez to, że jest wymuszeniem jest według niej toksyczna. Potem info, że nie będzie ze mną gadać, że woli pogadać z moim chłopakiem o ich wspólnych granicach (!!??). Potem zaanonsowanie, że ona też ma potrzeby i też ma swoje granice (!!??), a potem ni stąd ni zowąd zmiana tematu (tam nawet nie minęły 24h miedzy tymi wiadomościami) z pytaniem o to jakie robactwo nawiedziło moje mieszanie, kiedy w wyniku dezynsekcji musiałam kilka miesięcy wcześniej wyjechać i wyszło tak, że wylądowałam wraz z O. nad morzem. Nie odpowiedziałam na to, bo to było tak bardzo z dupy... po tym wszystkim co powyżej napisała...
Więc nie. Po tym ponownym przypomnieniu sobie dlaczego tych kontaktów nie ma nie czuję, abym to ja miała wyciągać rękę do niej. Bo z kreślenia granic nie zrezygnuję. Jeżeli ma się coś zmienić - musi się zmienić z jej strony, ze strony jej myślenia, jakichś refleksji - bo mam się pchać ponownie w relację w której moje granice są przekraczane? To chore. Dość toksyczności i osób odwracających moje “nie” jak kota ogonem.
Cóż, takie uczucia pewnie będzie w mnie budzić jeszcze przez jakiś czas każde wyjście mojego chłopaka z jego kumplem N. Triggerujący przypomnienie o tym konflikcie z początku związku. Will see.
Jeszcze taki powód do uśmiechu - O. po powrocie ze spotkania wciąż powtarzał jak bardzo się cieszy, że po pierwsze: wypili TYLKO dwa piwa i do tego zakończyli spotkanie na tyle szybko, by mógł wrócić do domu, wziąć kąpiel i porządnie wyspać się przed pracą. Przez cały kolejny dzień mruczał pod nosem z jakimś takim poczuciem triumfu i sprawiedliwości, że na takie spotkania do może chodzić! xD Że nie trzeba od razu całego sześciopaka obalić, aby uznać spotkanie za dobre! Że nikt się nie dziwi, że o 20:30 mówi, że będzie się zbierał (jego siostra i inne studenckie znajomości nadziwić się nie mogą, złośliwe komentarze zawsze rzucają)! Ba! Że obydwoje z N. wykazują zrozumienie dla zachowania higieny snu i braku kaca w pracy! Że na piwo w tygodniu to można chodzić tylko z osobami pracującymi! No! xD
Urocze to było. A dla mnie faktycznie to był pierwszy raz, gdy mój O. poszedł na spotkanko z ziomeczkiem i faktycznie wrócił o tej godzinie o której planował zamiast o 4 nad ranem. xD
Lubię tą jego przyjaźń.
4
Dawno nie wiedziałam się z Programistą. I całkiem tęsknię. Ale chyba póki co powoli będę wracać do żyćka, raczej w tym tygodniu się z nim nie spotkam, ale może w kolejnym? Nie widziałam go wieki...
Zaraz zaczynam pracę w której będzie na mnie czekać - jestem pewna - masę zaległości do nadrobienia po chorobowym, więc o ile teraz czuję się pełna energii o tyle nie wiem czy po pracy będę równie chętna spotkaniom.
5
Mam przygotowane do obejrzenia kalendarium wydarzeń kulturalnych. Zobaczymy co mamy na najbliższe miesiące przewidzianego i na co będę mogła się zapisać. Całkiem się tym jaram :D
6
Rozmawiałam z kuzynostwem.
Rzecz w tym, że w ostatni weekend kuzynostwo się zgadało na ognisko. Mieliśmy zjechać się większą grupą, tylko obóz krewnych z Polski. Jedyna para, która “wyleciała” z planu na etapie umawiania się to ja i O., bo mieliśmy jechać do Śląska na miodobranie, dojenie kózek, zwiedzanie, być może na spontaniczne ognisko w gronie kolegów mojego chłopaka. Wyszło tak, że byliśmy chorzy i nie przyjechaliśmy ani na Śląsk, ani do moich krewnych. Tyle, że moi krewni na dwie godziny przed planowanym ogniskiem wszystko odwołali ze względu na burze gradowe, kurtynę deszczu lejącą się z nieba... Więc tego... To był bardzo mokry weekend. Ognisko jest przełożone, ale jeszcze nie mamy daty - mi pasowałby pierwszy weekend września: rodzina mojego O. wtedy nie może nas gościć (bo też próbowaliśmy te miody i kozy przełożyć), jeszcze nie mamy planów... jednej kuzynce wstępnie pasuje... a reszta milczy.
Niespodziewanie po mojej propozycji terminu organizacji rodzinnego ogniska w prywatnej wiadomości, poza grupą rodzinną, odezwała się do mnie kuzynka z Niemiec - planuje przyjechać do Polski pod koniec września, chce się ze mną spotkać. Bardzo się cieszę, też z nią chętnie wyskoczę (tym bardziej, że ona doskonale wie, gdzie chce, abym ją zabrała - na Koreańskie BBQ). Dawno jej nie widziałam. Może będzie nam towarzyszył jeszcze jej brat - tym bardziej się cieszę, bo to najbardziej mój człowiek w tej rodzinie.
Mam nadzieję, że jakoś się dogadamy - w tym roku cokolwiek bym nie zaplanowała: i tak coś mi te plany krzyżuje, więc chociaż obecnie WIEM, że w ten weekend podczas którego w Polsce będzie kuzynka mam już plany (mamy jechać w odwiedziny do Szwagierki i Szwagra nr 2, aby obadać ich nowe mieszkanko i ja mam przy tym trochę prywatny cel - chcę bardzo odwiedzić wystawę kolegi z Internetu) to jakoś jestem spokojna: zobaczymy co wypali, a co nie wypali. Najwyżej spotkam się z kuzynką po powrocie lub w tygodniu.
7
Moje włosy.
Nie wiem czy to przez stres, czy przez narkozę, czy związany z najpierw narkozą, a potem covidem i jelitową - stres i wycieńczenie organizmu, czy może przez jakiś brak witamin lub jeszcze z jakiś innych powodów - lecą mi włosy na maksa. Ale tak garściami. Mam dużo bardzo cienkich włosów na głowie, ale od tygodnia mam wrażenie, że przerzedziły się tak, że przy przedziałku widać wyraźnie linię białego jak śnieg skalpu... :(
Kiedy czeszę włosy pod prysznicem - ostatnie 15-20 cm jest skołtunione niezależnie od ilości odżywki... A poza tym na tym odcinku włosy są głównie spuszone i nie chcą się zwijać w loki... Słowem... końcówki, baaaaaardzo duże końcówki, trzeba będzie obciąć...
Niestety problem spuszenia, matowości, szorstkości i braku blasku nie dotyczy tylko końcówek. Całe włosy są w kondycji powiedziałabym... niewyjściowej. Podczas jednego mycia włosów w ten weekend zebrałam z odpływu takie ilości włosów, jakie w normalnych warunkach gubię łącznie przez dwa miesiące. Naprawdę wyciąganie tego z odpływu było zatrważające...
Skierowanie na badanie krwi mam od miesiąca - miałam się na nie udać po tygodniu od badania gastro- i kolonoskopii, jak zdrowie mi się unormuje i wrócę na normalną dietę. Jak było - wiadomo, covid, jelitówka... więc będę robić te badania za tydzień (o ile skierowanie jest wciąż ważne). Myślę też o wizycie u trychologa - nigdy u takiego lekarza na porządnym badaniu nie byłam, a może mam problem głębszy w tym wypadku?
Postanowiłam, że do października się wstrzymam z farbowaniem, poczytałam o pielęgnacji i w piątek zrobiłam sobie kurację jak z salonu kosmetycznego: najpierw włosy umyłam delikatnym szamponem, potem zrobiłam masaż skalpu peelingiem enzymatycznym, zostawiłam peeling na 10 min, ponownie umyłam włosy delikatnym szamponem i na tak przygotowane włosy nałożyłam maskę “ratującą po leci” polecaną przez laskę prowadzącą salon kosmetyczny stricte dla osób o włosach kręconych:
- glutek lniany z proporcji 1 szklanka na 3 łyżki siemienia lnianego.
- 1 łyżka olejku z czarnuszki
- 1 łyżka oleju lnianego
- 1 łyżeczka olejku z pestek truskawek
- 1 ampułka proteinowa
Nałożyłam jeszcze ciepłe, owinęłam folią, na folie turban, na turban czapka i miałam siedzieć tak przez 20 minut, ale wyszedł mi odcinek serialu - 45 minut.
Spłukałam, bez mycia - jak wskazywała Pani z tutoriala.
Stylizowałam na żel, mazidło z Cantu (humektantowo-emolientowe) i piankę.
Włosy były nadal matowe, słabo się kręciły, były spuszone (przeemolintowane i wciąż niedość nawilżone). Jedyne co się zmieniło - były mięciusie w dotyku. Więc chyba jednak maska pomogła.
Dwa dni później przy okazji mycia (no po tylu olejkach, których nie potraktowałam szamponem trudno się dziwić, że prędko musiałam myć głowę) najpierw potraktowałam skalp chrzanową wcierką z Banfi i odrobiną olejku rycynowego (na porost nowych włosów - co wypadło nie wróci, ale mogą odrosną prędzej nowe), a na włosy nałożyłam hydrolat, a potem olej rzepakowy. Niestety po myciu znowu nie zaobserwowałam poprawy (ale też mieliśmy bardzo wilgotne powietrze w weekend przez deszcze).
No cóż... pozostaje walczyć o zdrowie włosów.
... i chyba muszę się niebawem wybrać do fryzjera na cięcie i będzie to niestety boleśnie spore cięcie: 15-20 cm...
No i właśnie... rozkminka dotycząca upierzenia obecnie u mnie trochę jest większa, bo moja siostra, naturalna złota blondynka, przez długi czas farbująca się na blond we wszystkich temperaturach barwy (bardzo dobrze jej zarówno w złocie i w platynie - typ neutralny, jak ja, ale bardziej Pani Wiosna niż Lato), czasem na rudy, z epizodycznym byciem szatynką po swoich tegorocznych przebojach z terapią hormonalną, stresem i byciem pod narkozą podczas kilku zabiegów, cóż, musiała skrócić włosy o jakieś 20-30 cm. I przy okazji przefarbowała je na jak na nią bardzo ciemny kolor: srebrzysty odcień brązu. Z racji, że ona też od jakiegoś czasu zdecydowała wydobywać skręt z włosa ma teraz efekt wow! Dzięki temu, że włosy są lekkie (bo krótkie) pukle sprężynek loków otaczają jej głowę na wzór celowo trefiących w ten sposób włosy Pań plakatów z lat 40-50. Ładnie jej. Ale mam wrażenie, że ona będąc sobą (aka “wiem lepiej co dla innych dobre” :P) teraz na podstawie własnych doświadczeń przerzuciła się na dawanie mi rad odnośnie włosów.
Od jakiegoś czasu (pół roku coś koło tego?) strofuje mnie narzekając, że moje włosy “coś nie chcą się kręcić” i że “wcześniej twój skręt był bardziej ciasny” - słowem im więcej wie o dbaniu o włosy kręcone tym jej łatwiej zauważać zmiany w moim wyglądzie i je punktować. Ona nadaje krytycznie, a ja puszczam mimo uszu, jakoś bardziej się nad tym nie zapalam (kiedyś by mnie to cholernie wkurzało) - po prostu akceptuję, że z moimi włosami tak już jest, mają humory, wyglądają różnie, coś trzeba zmienić najwidoczniej w pielęgnacji, coś trzeba odbudować dla równowagi PEH (bo o tym świadczy rozluźnienie skrętu itp... a czasami to kwestia dnia, wilgotności powietrza, czasu jaki upłynął od ostatniej stylizacji itp), a to można odkryć głównie metoda prób i błędów - takie są fakty. Ot co! Już się nie przejmuję tak bardzo włosami, nie mam przez nie kompleksów, ani nie przeżywam zazwyczaj jakoś bardziej jak “coś nie leży jak chcę” - jestem całkiem pogodzona ze swoją naturą, dobrze mi z tym, że w końcu wiem dlaczego z moimi włosami jest właśnie tak, jak jest: czyli w kratkę.
Wracając do sedna, bo tu mi chodzi o timeline, który mnie skłonił do rozkminy: w weekend tydzień temu moja siostra i Szwagier zdobyli koronę Polski. Wysłali nam zdjęcia - zachwycające! Te nagie granie, zasłony mgły, parujący mech i cały gradient szarości jaki istnieje! Siostra pisała, że te ujęcia, które mnie najbardziej zachwyciły są nie skąd indziej tylko z Czarnego Stawu (pod Rysami) - to jest najwyższe miejsce na które ja się w swoim życiu wspięłam. Zresztą wtedy wspięłam się na Czarny Staw pod Rysami wraz z siostrą, z rodzicami i z kuzynostwem i ich rodzicami. Lata temu. Z rozpędu chcieliśmy (młodzież) od razu wchodzić na Rysy, ale rodzice widząc, że reszta szlaku jest już opatrzona odpowiednimi znakami, prowadzi wśród łańcuchów, a mijający nas turyści - szli na niego z uprzężami i kilofali - nam zabronili iść dalej. Nie mieliśmy odpowiedniego sprzętu, dostatecznie ciepłych ciuchów i przygotowania do tak ciężkiej wyprawy. Po prostu mieliśmy zapał i masę adrenaliny. :P I nasz rekreacyjny spacer na Morskie Oko zupełnie nieoczekiwanie dla całej drużyny skończyliśmy nad Czarnym Stawem
Siostra po powrocie do domu z Zakopanego i przy okazji odwiedzin u rodziców z przywiezionym oscypkiem przeszukała album ze zdjęciami. Znalazła naszą rodzinną dokumentację ze zdobycia Czarnego Stawu. I tam ją jedno ujęcie zachwyciło tak bardzo, że momentalnie je sfociła i mi przysłała: ja, V., ubrana w tą okropną kremową kurtkę w której wyglądałam, jak w worku (nie znosiłam jej). I w kremowe spodnie (nie widać na zdjęciu, ale na nogach miałam wtedy glany co mój wujek podczas całej wyprawy kwitował kręceniem głowy i namawianiem mnie do ściągnięcia tych okropnych butów - nie rozumiał po co mi takie ciężkie buty, nie kminił, że to był wyraz przynależności do określonej subkultury, że byłam ubrana cholernie modnie i byłam z siebie zadowolona xP Wspominam też, że faktycznie: to były okropne buty do marszu na etapie marszu w Dolinie Rybiego Potoku, w pełnym letnim słońcu, ale już na poziomie Morskiego Oka miałam przyczepność i nieprzemakalność o wiele lepszą niż krewni obuci w trampki hehehe). Na zdjęciu stoję sobie z zaróżowionymi policzkami (bardzo różowymi na mojej baaaardzo jasnej, pergaminowej cerze, po prostu jak pomalowane różem :D), z delikatnym uśmiechem, z włosami mokrymi od mgły i mżawki, a za mną majaczy pośród mgły Czarny Staw i szare kamienie. Siostra zrobiła zbliżenie na moje włosy - z przedziałkiem po środku, z za długą grzywką zwijającą się w wówczas znienawidzone loki po obydwu stronach twarzy. Włosy były przyklapnięte od wilgoci, mokre, zebrane z tyłu w kucyk. Ale bardzo wyraźnie w jasnym środowisku, przy moim bardzo jasnym ubraniu i mgle odcina się kolor moich włosów: błyszczący, bardzo soczysty, mieniący się od złota rudy kolor wpadający w brąz. Taki ciepły odcień, ciemniejszy od włosów Meridy z filmu Disneya, ale dużo jaśniejszy niż kolor Kasztanów. Coś pośredniego.
I na tym zdjęciu włosy są najbardziej wyrazistym elementem - nawet bardzo różowe policzki wydają się blednąć przy tym kolorze.
Siostra opatrzyła tą fotę informacją, że powinnam przefarbować włosy na TAKI SAM kolor jak na zdjęciu! Że to by mi pasowało! Że ten odcień wygląda bardziej naturalnie niż - jej zdaniem - nienaturalny, rudy kolor moich włosów obecnie (ech). Że ten właśnie odcień pasuje mi tak baaaaardzo! Że wygląda niesamowicie naturalnie! Że intensywność i brak po prostu rozświetlają moją buzię! Że ślicznie na tym zdjęciu wyglądam! Że jak już chcę na rudo się farbować to na taki, jak na fotce, ciemniejszy niż mój obecny.
I tu mi się włączył dysonans poznawczy: bo ja pamiętam to zdjęcie. Pamiętam kiedy było robione. I pamiętam, jak bardzo rozczarowana się czułam, gdy zobaczyłam je po wykonaniu: że w tamtej chwili czułam się taka super, bo zdobyłam Czarny Staw, byłam o krok od Dachu Polski, a na zdjęciu nie widać nikogo super. Widziałam na tym zdjęciu tylko czerwony ze zmęczenia ryj, przylizane włosy i grzywkę, która znowu się skręcała w żałośnie wyglądające loczki (a rano ją prasowałam przecież prostownicą). I wypchane kieszenie workowatej kurtki. Byłam pełna nienawiści do swojego wyglądu. Uważałam, że jestem gruba - a więc na tamtym etapie życia równoznaczne to było z “brzydka”. Sfrustrowana, że jestem taka, jaka jestem. A teraz patrzyłam na to zdjęcie i znowu poczułam te emocje, ale też pojawiły się nowe: że taka dziewuszka śliczna się uśmiecha. Że róż na policzkach jak to u cery naczynkowej - silny, ale bardzo tej dziewuszce pasuje. W sumie, odkryłam nagle, że mam urodę jak u damy z XIXw. xD Miałam też myśl taką, że to ubranie było nieodpowiednie do mojej figury i jeszcze trochę minie zanim będę wiedziała, jak się dobrze ubrać. Patrzyłam też na kształt swojej twarzy i odkrywałam, że jednak (no shit sherlock!) się starzeję: obwal buzi się przesuwa w dół. Ta dziewczynka na zdjęciu chociaż jest szczupła ma buzie okrągłą jak księżyc - nie, że pysie, pysów nie miałam nigdy, po prostu okrągła twarz, bardziej okrągła niż obecnie. Moje późniejsze przybranie na wadze i brak sportu, depresja pewnie też nie pomogły w zachowaniu pewnego kształtu buzi, elastyczności, rozciągnięcia skóry. Grawitacja zmieniła mój okrąg w owal. Nie chcę się starzec... a z drugiej strony: teraz patrząc na siebie lubię swoje ciało. Kurcze, praca na terapii zrobiła mi rewolucję w głowie, w tym jak myślę o swoim ciele! Coś niesamowitego! Tyle we mnie łagodności na myśl o nim i o zmianach, jakie życie odcisnęło na nim.
Doszłam do wniosku, że muszę lepiej zadbać o swoją buzię również. :D Może jakieś zabiegi? Hymmm? W sumie nie wiem od czego by tu zacząć?
A odnośnie koloru włosów odpisałam siostrze, że pamiętam ten kolor! Pamiętam nawet szatę graficzną pierwszej farby do włosów jaką w życiu używałam - opakowanie było czerwone, w nazwie było cos z brylantami (i gdzieś na opakowaniu był narysowany oszlifowany brylant). Modelka na zdjęciu pozowała profilem, była Azjatką, miała krótkiego boba w kolorze ciepłego średniego brązu o intensywnie rudym, miedzianym, ciepłym odblasku. Ta farba została wycofana ze sprzedaży lata temu i od tamtego czasu nie pojawiło się w ofercie drogeryjnej nic o podobnej jakości, nic będącego jasnym brązem/bardzo ciemnym blondem i zarazem dającego podobnie intensywny, rudy, wpadający w złoto odblask. Wiem, bo kiedyś szukałam. Bardzo intensywnie szukałam. Pamiętam ten kolor, bo go uwielbiałam. Że MOŻE w ofercie salonów fryzjerskich znajdzie się taka oferta by odtworzyć ten kolor... ale póki co nie czuję potrzeby ten kolor odtwarzać. Lubię moje miedziano-rude włosy.
Siostra odpisała, że przecież farbowanie na rudo niszczy włosy równie mocno co rozjaśniacze, że jej zdaniem po tych chorobach wszystkich, dla zdrowia włosa powinnam pomyśleć o pofarbowaniu włosów znowu na brąz. Po prostu: że powinnam wrócić do naturalnego koloru włosów i dać sobie spokój z rudym na jakiś czas. Ale z drugiej strony siostra wie, że trudno mi by było tak drastycznie się pożegnać z rudościami, więc widzi w przefarbowaniu się na TAKI KOLOR JAK NA ZDJĘCIU szansę na jakąś formę pośrednia między moim naturalnym brązem (bo zdaniem mojej siostry ja włosów rudych nigdy nie miałam i ona wie lepiej, bo całe życie przy mnie była), a utlenionym rudym. Słowem: złota rada o którą nikt nie pytał. Ech...
Nie odpisałam jej na to, bo nie widzę sensu zapraszać jej do dyskusji o czymś na temat czego i tak nie decyzuje. A jej rada wcale też ni była zła - po prostu nie szukałam takich rozwiązań. Nie chcę farbować włosów na brąz po prostu, nie widzę takiej potrzeby... zresztą mój “naturalny” kolor to obecnie bardziej coś w stylu “pasemka w srebrze i pasemka w kolorze błota” xD niż jpo prostu akiś “brąz”... Latka lecą, kolor się zmienia. Druga sprawa: pamiętam aż za dobrze jak wielką różnicę w wyglądzie robi ten moment, gdy moje włosy są świeżo pofarbowane - ciepła barwa włosów wydobywa wręcz wibrujący kolor z oczu, blask ze skóry, cała po takim zabiegu jestem świetlista. Po prostu jest mi lepiej w ciepłych kolorach jesieni. Nie chcę zostać z tym wyłączonym, smutnym kolorem, jaki przybierają moje włosy zimą.
Potem siostra poprosiła o zdjęcie naszego nieżyjącego od 8 lat pieska. Chciała sobie wywołać jego zdjęcie i oprawić w ramce. Postanowiłam wykorzystać to, że i tak leżę w łóżku na chorobowym próbując nie prowokować kolejnych torsji, mam nadmiar czasu, więc czemu nie odpalić dysku zewnętrznego i poszukać starych fotek? Tak zrobiłam... i zauważyłam kilka rzeczy...
Po pierwsze przeglądając katalogi z datami: 2012, ‘13, ‘14, ‘15, (...), ‘22 zauważyłam, że ilekroć w moim życiu było mroczniej, ciężej, ile razy chciałam zniknąć, ile razy byłam nieszczęśliwa (a za stanem emocjonalnym momentalnie szedł brak uśmiechu, zmęczenie malujące się na twarzy, smutek, brak uśmiechu na większości zdjęć, a do tego z miesiąca na miesiąc w sposób widoczny przybierałam na wadze...) tyle razy przefarbowałam włosy na brąz...
O.O
Niby to normalne w kulturach świata, by kobiety anonsowały światu wielkie zmiany w swoich życiach zmianami w ubiorze i w kolorze włosów, ale zdanie sobie sprawy, że robiłam to PODSWIADOMIE było jakieś-takie... no, zaskakujące.
Oglądając dokumentację swojej drogi życia i właściwie swojego sposobu traktowania włosów... no do reflaksji różnych to składnia. Na przykład zobaczyłam swoje zdjęcia z okresu związku z moim ex, gdy byłam bardzo szczęśliwa. Włosy miałam ścięte na boba, prostowałam je prostownicą, miały kolor jasny, miedziany. Na większości zdjęć jestem uśmiechnięta, zdrowa, dobrze ubrana, szczuplejsza - bardzo dobrze czuję się we własnym ciele. Mam dużo ciepła wobec siebie samej z tamtego okresu (ona jeszcze nie wie, że nie wszystko jest tak fajne, jak jej się wydawało, że jest). Lubię tą dziewczynę ze zdjęć! :D Pokazałam zdjęcia z tego okresu mojemu chłopakowi, a on wypalił mi, że właśnie na tych zdjęciach, gdzie miałam 25-27lat wyglądam na starszą, dojrzalszą niż obecnie. Tego się nie spodziewałam! Powiedział, że gdyby miał te zdjęcia poukładać w czasie to widzi naturalną kontynuację miedzy dziewczyną znad Czarnego Stawu i mną-obecną, a ta ja z okresu 25-27 lat wygląda jak ktoś, starszy ode mnie teraz. I ktoś bardzo różny ode mnie.
To jest bardzo ciekawe spostrzeżenie, bo gdy miałam te 25-27 lat wszyscy dawali mi zwykle o 5 mniej. O. też przyznał, że gdy mnie poznał półtora roku temu strzelał, że jestem w wieku najwyżej 27-28lat (no i się nieźle zdziwił, jak się dowiedział jak jest naprawdę). Mam taką teorię, że przez depresję i moje traumatyczne przeżycia z okresu, gdy miałam 21-24 lat trochę moje życie (przez to dojrzałość psychiczna) mogły się zatrzymać, po to by przerwać. Więc można powiedzieć, że byłam “opóźniona” w stosunku do rówieśników, robiłam różne rzeczy w innym tempie. I okay. Z drugiej strony - ja na zdjęciach z okresu 25-27 lat to ja sprzed terapii. :P Na pewno wtedy byłam innym człowiekiem i nie stałabym się na 200% tą osobą, którą jestem teraz. Byłabym kimś innym. Terapia jednak baaaaaardzo mnie zmieniła.
Mój chłopak uważa, że loki mnie odmładzają o ile w ogóle można mówić o “odmładzaniu”, bo jego zdaniem wyglądam po prostu młodziej niż wskazuje metryka. Akurat to ostatnie słyszałam nie raz i to w sumie jest miłe. :D Spoko.
Oglądając stare zdjęcia baaaaardzo dużo różnych uczuć się we mnie obudziło. Ale w sumie nie mam ochoty w nie teraz nurkować. Rzecz w tym, że jakieś dwa dni od wiadomości od siostry nagle mnie tknęło, że COŚ się nie zgadza...
Zaczęłam liczyć.
Nawet poprosiłam mamę o przybliżony rok tej rodzinnej wyprawy nad Morskie Oko, który zakończył się zdobyciem Czarnego Stawu pod Rysami.
Wszystko dlatego, że przypomniałam sobie, że pierwszy raz farbowałam włosy po ukończeniu 18 roku życia. A w lutym, podczas mojej osiemnaski (imprezy w sensie) mam fryzurę bez grzywki. Miałam wtedy najgorszy, najmniej urodziwy wiecheć włosów o jakich marzyłam od dzieciństwa - bo jako dziecko miałam niesamowicie grube, lśniące i długie włosy. Mama wspominała, że nie mogła się nadziwić, że jej 4-6 letnia córeczka ma warkocz grubości jej własnego nadgarstka. Potem, tuż przed puściej do szkoły ze względu na chorobę skóry głowy (wywołaną pośrednio przez zbyt gęste owłosienie na głowie) mama ścięła mnie na boba. A potem włączyło się dojrzewanie i włosy jakby się uszczupliły w swojej strukturze (zmieniły się, zaczęły się mocniej kręcić - tak bym to ujęła teraz, z perspektywy obecnie i z wiedzy, jaką mam o włosach). Ale nie wiedziałam, że są kręcone - po prostu się puszyły, a ja dbałam o włosy jak o proste. Więc się wykruszały. Tuż przed 18-stką próbowałam zapuścić włosy i raz na zawsze pozbyć się tej pieprzonej grzywki, którą mam z uporem mi podcinała. Na swojej imprezie byłam ubrana w brązową tunikę i miałam długie, prasowane prostownicą, cienkie, włosy w moim naturalnym, zimowym “nijakim brązie”. Grzywka wtedy urosła mi na tyle, że gubiła się wraz z wycieniowanymi pazurkami na długości włosów. I właśnie po tej imprezie, kiedy miałam smutny ogonek wyprasowanych włosów, aż do pasa postanowiłam je ściąć i zafarbować. I to była świetna fryzura - też taka do pracowania codziennego prostownicą (ja kiedyś nie mogłam wyjechać z domu bez prostownicy, serio), z grzywką. Nadal uważam, że wyglądała czadersko, jak z katalogu fryzjerskiego. Mam w niej piękne zdjęcie stojące u rodziców na półce, oprawione. I to na te włosy, jakoś w kwietniu, tuż przed maturą, nałożyłam pierwszą w życiu farbę - tą wspomnianą brązowo-rudą, z czerwonego opakowania z brylantem z azjatycką modelką na zdjęciu. I tylko jedna koleżanka wtedy zauważyła zmianę - bo kolor był tak bardzo bliski mojemu naturalnemu kolorowi (pamiętam to, bo laska robiła mi z tego powodu wymówki, śmiała się, że w końcu moje włosy się błyszczą - to było złośliwe, pamiętam jak mi było trochę przykro i wstyd, a z drugiej strony byłam dumna z nowej barwy).
Jak to potwierdziłam to z trumfem wróciłam do zdjęcia dziewuszki znad Czarnego Stawu przesłanego przez siostrę. Włosy są na tym zdjęciu dopiero na etapie zapuszczania grzywki do tej fryzury, którą będę miała na własnej imprezie osiemnastkowej. Na zdjęciu mam 16 lat. Sweet Seixteen! :D I serio to hasło pasuje do opisu. Jeszcze nie farbowane! To mój naturalny kolor!
Ten trudny do uzyskania za pomocą farb odcień - to jest mój własny, naturalny odcień!
I jednocześnie to zdjęcie jest potwierdzeniem tego, co twierdzę od lat, a co moja siostra zbywa i o co się ze mną kłuci - mam inny kolor włosów latem i zimą. Moja siostra uważa, że “sobie wymyśliłam”, że jestem naturalnie ruda podczas, gdy ona przecież spędziła ze mną całe dzieciństwo i nic takiego sobie nie przypomina. Tym czasem jestem jak lis: na zimę włosy zawsze były brązowe, szarawe, chłodne, a latem, na słońcu moje włosy się opalały na rudo - a brwi przez rudy do blondu i białości. Zawsze byłam ruda. Siostra z niedowierzaniem przejrzała inne zdjęcia i niechętnie potwierdziła, że faktywnie włosy naturalnie mam “rude, ale tylko latem od słońca! Bo tak same z siebie one rude nie są”. No i w zasadzie tyle. Po prostu cieszę się, że stanęło na moim. W końcu. Po tylu latach :P
Dlaczego mnie to wkurza? Bo przez lata wiele nowopoznanych osób zagajało ze mną rozmowę nawiązując do moich miedzianych włosów “to twój naturalny kolor, prawda?” - a ja zgodnie z prawdą odpowiadałam, że nie, że mój naturalny kolor był ciemniejszy, a obecnie jestem w przeważającej części po prostu siwa (siwieję od kiedy skończyłam 13 lat) dlatego się farbuję. To było miłe rozpoczęcie rozmowy i za tym zwykle szły komplementy, których na tamtym etapie życie niewiele słyszałam i które gdzieś tam podbudowywały moją pewność siebie (że może najpiękniejsza nie jestem, ale kolor włosów podkreśla moje walory zamiast mnie szpecić - tak wtedy to odbierałam) wówczas przysłuchująca się naszej rozmowie siostra zirytowana wtrącała się w rozmowę informując, że ja kłamię, że ja nigdy nie miałam rudych włosów, że wszystko farbowane. I fukała oburzona, że “znowu wymyślam”, albo rzucała złośliwe “przykro mi, może bardzo byś chciała mieć inne włosy, ale masz takie jakie masz: szare” - paskudną mam siostrę. Ech. Czułam się wtedy skompromitowana w oczach nowych znajomych. Czułam wstyd za siebie. To było słowo przeciwko słowu i zarazem pokaz siły. Siostra od razu przejmowała rozmowę informując moich rozmówców (który po częstokroć byli jej znajomymi), że ich okłamałam... I robiło się niezręcznie. Paskudną mam siostrę... Ale sąd właśnie bierze się mój uraz.
Niemniej takiego blasku jaki miały moje włosy przed farbowaniem moje współczesne włosy nie mają za grosz. Dlatego szukam czegoś czym mogłabym zregenerować włosy.
Tak trafiłam na Olaplex... kupię pierwszą kurację (a w zasadzie zażyczyłam ją sobie na rocznicę). Mam nadzieję, że zadziała. Jeżeli tak - będę kontynuować. Najpierw chcę spróbować numerów 1 i 2, a potem może sobie kupię pełnowymiarowy produkt o numerze 3. Nie wiem po prostu czy dla moich włosów to będzie dobre rozwiązanie - dlatego zastanawiam się nad wizytą u trychologa.
Na razie zawieszam farbowanie włosów - nawet henną.
Zapytałam też - po tej wycieczce przez moją historię związaną z włosami, z tożsamością jaka dla wielu osób z włosami się łączy, z moją akceptacją tego, że mam kręcone włosy i świadomą pielęgnacją (to będę już 3 lata jak dbam o włosy kręcone) - O. o poradę estetyczna na temat tego co sądzi o pomyśle, abym po 1 - ścięła włosy o bardzo dużo, po 2 - faktycznie zmieniła odcień na ciemniejszy.
Oczywiście mam zamiar zrobić to, co będę sama chciała zrobić, sama podejmę decyzję. I to ja będę się bujać z konsekwencjami własnej decyzji ofc. Po prostu byłam ciekawa jego opinii. Tym czasem O. trochę mnie zaskoczył: powiedział, że zwrócił na mnie uwagę właśnie ze względu na długie loki w kolorze miedzi. Że to była w jego oczach moja ozdoba i najbardziej charakterystyczna cecha: mała i ruda. Dopiero potem miał okazję poznać mój charakter i się we mnie zabująć - jak coś mienię w swoim wyglądzie, to nie zmieni oczywiście jego uczuć wobec mnie, zapewnił, ale też zauważył, że warto zadbać o to, co było moim znakiem rozpoznawczym, naturalną cechą będącą jednocześnie moim znakiem rozpoznawczym i sporym atutem estetycznym, taką wizytówką.
I tu mi dech zaparło.
Bo sama o włosach myślę w kategorii “uczę się akceptować i doceniać to z czym mi przyszło handlować w tym rozdaniu na Ziemi, a czego sama z wybory bym nie wzięła” - bo całe życie marzyłam, albo o loczkach jak u laleczki (jakie miałam mając 2-4 lata, a które mama splatała w wielki, gruby, lśniący warkocz) albo o tafli niskoporowatych, gładkich włosów jak u Agnieszki Niedziałek, Kim Kardashian czy u osób pochodzenia Hinduskiego/Azjatyckiego ze świata filmów. Gładkie, sypkie, mocne, niełamliwe. Dlatego ta prostownica. Tym czasem... Ech. Mam swoją watę cukrową, którą nauczyłam się pielęgnować tak, by przypominała sprężynki i fale. Na co akurat mają ochotę - to niestety nie zawsze zależy ode mnie. Włosy to było źrodło mojej frustracji - bez włosów nie dobrze, z włosami też nie dobrze, zawsze złośliwe komentarze dotyczące włosów, a co za tym idzie kobiecości. Wybór między chęcią akceptacji przez grupę, a akceptacją siebie (albo prostownica, albo mnie wyśmieją i odrzucą, zawstydzą - problemy nastolatki). Próby zmagania się ze światem i własnym miejscem w społeczeństwie, które ma jasne oczekiwania wobec osób i ich fryzur, włosów, kolorów. Z tym, że określone kolory i fryzury moga powiedzieć coś o przynależności subkulturowej i kulturowej, o zawodzie, klasie społecznej, wieku, zamożności. Włosy to bardzo istotna część wizerunku człowieka. Tylko po prostu w zwykłym życiu mało się nad ta rolą zastanawiamy.
Ba! Włosy to jest dla mnie najbardziej atrakcyjna cecha na ciałach mężczyzn i kobiet - bo sama miałam na tym polu przerąbane. Lubię zarośniętych ludzi. Im mocniej i gęściej zarośnięci - tym dla mnie bardziej są atrakcyjni. Nie tylko w kategorii przyjemności wizualnej, ale wręcz erotycznej. Im więcej futra tym seksowniej na moim sexymierzu.
Zarazem nauka pielęgnacji pozwoliła mi zapuścić włosy na więcej niż “do ramion” długości, która na lata była absolutnym limitem - i były zdrowe przez długi czas w tej długości. To był dla mnie sukces. Sukcesem było dla mnie to, że zadbałam o to co mam w sposób, który służy, a którego musiałam się nauczyć od zera.
Ale nie sądziłam, że moja dłuuuuuuga droga akceptacji własnych włosów oczami innej osoby może być ATUTEM i moim ZNAKIEM ROZPOZNAWCZYM.
WOW.
Nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby jako moją wyróżniającą, atrakcyjną cechę wyglądu wymienić w pierwszej kolejności włosy. A mój O. to zrobił. O.O
Łoooooooo...
No szok.
Może to świadczyć też o tym, że dobraliśmy się kinkami po prostu :P xD
No i właśnie - postaram się uratować włosy na ile się da. Wybiorę się do fryzjera, zrobię badania, może pójdę do trychologa, wjedzie więcej wcierek na skalp, wjedzie intensywna kuracja Olaplexem i zobaczymy co to urodzi.
8
A jeszcze apropos rocznicy - bo już nam się zbliża pierwsza - ja chcę Olaplex, a mój O. dziś rano wyznał mi, że chce uczestniczyć w kursie języka włoskiego. Więc teraz się zastanawiam czy by tego Olaplexu nie kupić sobie sama, a nam dwojgu wykupić porządny kurs języka Włoskiego (on pewnie będzie o poziom wyżej niż ja). To byłaby dobra rocznicowa inwestycja. Do przemyślenia.
12 notes
·
View notes