Tumgik
#doznawać
skaleczenie · 1 year
Text
„Strach to czasem brzydka rzecz. Nie pozwala ci doznawać najpiękniejszych chwil. Będzie Twoim przekleństwem, jeśli go nie pokonasz.”
- Federico Moccia, Trzy metry nad niebem
5 notes · View notes
niespokojne-mysli · 1 year
Text
Nie chce doznawać szczęścia skoro chwilę po tym ma pęknąć niebo.
No chyba że z tobą, wtedy to nawet ziemia może się rozstąpić.
4 notes · View notes
z-niewolenie · 7 days
Note
Czy twoim zdaniem w dzisiejszych czasach jest możliwe stworzenie stabilnego, pełnego miłości i zaufania związku? Miłego dnia 😊
Bardzo chce w to wierzyć, mimo, że życie w ostatnich latach chyba próbuje mi pokazać, że miłość nie jest dla mnie i powinienem sobie darować 😂 ale gdzieś mam przeświadczenie, że to na tym polega, aby próbować, doznawać porażek i wyciągać z nich wnioski, aby stawać się lepszą wersją samego siebie. Jeśli człowiek będzie podchodzić do każdej relacji z czystymi intencjami, zaufaniem i miłością, a w zamian będzie dostawać kłamstwa, zdrady i manipulacje to to jest strata tej drugiej osoby, a nie nasza. Grunt to po tym wszystkim dalej wierzyć w miłość, w końcu miłość to zaufanie, a jak inaczej można zaufać człowiekowi jak nie po prostu dać mu naładowany pistolet wycelowany prosto w nasze serducho, z nadzieją że nie strzeli. Życie to podejmowanie ryzyka, a wielką siłą jest próbować nawet, gdy kilkukrotnie wylądowało się na dnie. Więc tak, uważam, że jak najbardziej jest to możliwe i będę w to wierzyć zawsze.
Miłego dnia 🫶🏻
0 notes
narcomorality · 1 year
Text
Któż z nas nie jest ciekaw otaczającego wszystkie istoty na ziemi świata? Któż nie chciałby doznawać i czuć co rusz nowych stanów i emocji? Odpowiedź jest banalna i każdy z nas dobrze ją zna. Ciekawość. Czym jest to uczucie które do dzisiaj spędza sen z powiek wielu naukowcom, pisarzom, podróżnikom oraz wszystkim tym którzy dogłębnie poznali to jakże wyjątkowe uczucie?
Nie, to nie będzie blog naukowy. To blog o moim życiu. Dorastaniu, dojrzewaniu, szkole, pracy. A wszystko z narkotykami w tle, a czasem na głównym planie.
Mając 12 lat pierwszy raz zdarzyło mi się tak opić alkoholem że dochodziłem do siebie cały kolejny dzień. Nie wspominam tego dnia(tego następnego ma się rozumieć) jako dzień aktywny i konstruktywny w moim działaniu. Nie będę nikomu tłumaczył, każdy wie co to jest kac. Ale poprzedniego dnia było świetnie. Wszyscy łącznie ze mną bawili się wyśmienicie.
I tak do 15 roku życia alkohol był dla mnie wystarczającym narkotykiem który częściej bądź rzadziej, mniej lub więcej towarzyszył mi w mojej wędrówce zwanej dorastaniem. Jak myślicie? Co było następne w kolejce która nie była krótka jak się później okaże? O tym w kolejnym wpisie.
1 note · View note
vanillaeilhart · 1 year
Quote
Kiedy samotnie przechadzam się po mieście, zazwyczaj przydarza mi się doznawać nadzwyczaj przyjemnych wrażeń i oglądać przepiękne widoki zamieszkanych pokoi, które widzę z ulicy przez otwarte okna. Jednak te same pokoje zapewne nie wywołałyby we mnie żadnych uczuć, gdybym je oglądał przebywając w ich wnętrzu. Czyż nie jest to obraz ludzkiego życia, jego odmiennych stanów, jego dobra i radości?
Giacomo Leopardi “Zibaldone. Notatnik myśli”
1 note · View note
Text
( I am) bad guy
v
13 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Nowy Etap W Życiu 1
Siedzę w swoim nowym domku, w którym zamieszkam oficjalnie - zgodnie z umową - od jutra, a w którym spędzałam ostatni tydzień.
Jestem tak szczęśliwa, że nie mogę uwierzyć, że to nie sen.
Chociaż mam wrażenie, że poziom zmęczenia sięgał zenitu (zmęczenie odbijało się w moim głosie do tego stopnia, że wszyscy, nawet osoby postronne pytały czy wszystko ze mną jest okay), poziom stresu - wykolejał mnie czasami do tego stopnia, że chciałam po prostu zniknąć, a czas po prostu przeciekał mi między palcami, jak na zapętleniu. 
A jednak.
Udało się.
Mieszkamy z O. na swoim własnym “kwadracie” - cena wysoka, ale takie czasy. A ponad to: i tak nam obydwojgu szynkują się zmiany zawodowe, więc DAMY RADĘ! 
Nie wiem jak ubrać w słowa ten rodzaj strachu i radości, który odczuwam. To coś w rodzaju “zawsze jak myślałam o dobrym życiu, którego pragnę, widziałam siebie w ślicznej domu-bazie, z wspierającym partnerem, który będzie chciał ze mną podróżować, który będzie kochał gotować, poznawać, doznawać, który będzie mi równy - w tym znaczeniu, że nie będzie mizoginem oraz w znaczeniu, że do życia będziemy szli ramię w ramię, że nie będzie się za mną chował, abym go holowała ku wszystkim NOWYM doznaniom - który będzie miał swoje pasje, z którym będę chciała mogła myśleć o adopcji psiulka. A na balkonie/parapecie będzie miała swoje wymarzone herbarium, z którego będę zrywać pyszności do gotowania”... i serce mi bije z przestrachu. Niech mnie ktoś uszczypnie. Bo to się DZIEJE. Naprawdę się DZIEJE.
A do tej pory jeżeli coś się DZIAŁO, to po roku lub dwóch miesiącach się kończyło i okazywało się, że osoba, którą kochałam mnie obwiniała za to, że to moja wina, że pomimo wspólnych ustaleń on czuł, że robi to, co ja zaplanowałam dla nas na życie! Że koniec! Że teraz żyjemy tak jak on chce (chociaż nigdy dotąd nie zgłaszał w rozmowach, by cokolwiek mu przeszkadzało, albo że się czuje pomijany lub nieszczęśliwy - po prostu jak inny człowiek)! Że ma mnie dość, że moje plany na życie, moje marzenia go ranią, bo przecież nie spełniamy jego marzeń! Kompromis? Jaki kompromis! Przecież wtedy nikt nie wygrywa!? Zagubiona pytałam czy w związku chodzi o wygraną? I narasta jakiś konflikt, chociaż przez tyle czasu nic go nie zapowiadało, a za nim idzie krzyk, ranienie, poczucie odrzucenia, niekochania Itp... Po prostu huśtawka! Mikser! A to co brałam za życie szczęściem o jakim marzyłam okazywało się kłamstwem i nieszczęściem dla kogoś, kto od czyjego samopoczucia zależało moje szczęście... No masakra... I BOJĘ SIĘ TEGO. Boję się, że jutro, za miesiąc, za dwa mój O. wyleci do mnie z tekstem, jaki kojarzy mi się na podstawie doświadczeń z tym jak postępuje osoba partnerska w związku...
Wiem, że tamto co znam to był toksyczny schemat. Że się od tego uwolniłam. Ale i tak mam momenty, kiedy jestem przerażona i czujna, bo po prostu: jest mi TERAZ dobrze... 
W takich monetach staram się skupić na tym, że jestem inną osobą niż te kilka lat temu. Że będę wiedziała jak zadziałać. I że póki co jedyne na co mam wpływ to jest to TU I TERAZ... Nie ma sensu się martwić o przyszłość: bo pewnie będą między nami konflikty... i od tego co TERAZ wypracujemy na polu komunikacji zależy jak sobie będziemy radzić w przyszłości. 
A póki co jest naprawdę świetnie :D
I najlepsze jest to, że obydwoje porównujemy nasze dotychczasowe doznania związkowe - np: on chciał chodzić z dziewczynami na pikniczki, grille itp a jego poprzednie partnerki nie chciały, nie lubiły tak spędzać czasu po prostu. Podobnie mój ex. Wyciągnięcie go poza dom w weekend (kiedy robił w zaciszu 4 ścian to co najbardziej lubił robić) było baaaardzo trudne, wiązało się z masą wymówek, przykrości, obnażania kłamstw, a w końcu, kiedy osiągaliśmy kompromis i wychodził ze mną na kocyk to potrafił się wzruszyć tym, jak dużo szczęścia takie wyjście na łono natury daje, a ja wtedy (po serii kołowrotków, obleg i przeprosin - byłam tak wymęczona, że ta jego szczera łezka wzruszenia zapadała w pamięć jak wynagrodzenie moich starań). Tym czasem teraz? Teraz rzucam hasło: grill w parku? A mój pertner pyta: kiedy? Nim się zabrałam za przygotowywanie sałatki - on już zrobił jedną, wspólnie wybraliśmy co chcemy grillować, wspólnie poszliśmy wybrać grilla (PRAWDZIWEGO, a nie tego jednorazowego - “inwestycja na przyszłość” powiedział, a mnie wzięło niedowierzanie, że TO SIĘ DZIEJE NAPRAWDĘ!!!!) - wspólnie wybraliśmy miejsce, poszliśmy piechotką, bo pogoda piękna. Byliśmy tak szczęśliwi rozkładając kocyk, rozpalając pierwszy raz ogień na NASZYM grillu... Słuchając naszej muzyki. Po prostu obydwoje lataliśmy likla metrów nad trawą z ekscytacji. Wyznałam mu ze strachem: “zawsze marzyłam, żeby w moim życiu był ktoś z kim będę mogła tak spędzać sobotnie popołudnia”, a on z totalną powagą, przełykając ślinę i głosem zdławionym z ekscytacji odparł “zdradzę ci tajemnicę - ja TEŻ”. Powtarza mi co rusz, że tak się cieszy, że tym momencie życia na siebie trafiliśmy... bo życie razem przychodzi nam tak łatwo. Jestem szczęśliwa...
Ale wracając do mieszkania.
Pakowaliśmy się cały zeszły piątek (mój partner) i sobotę (ja, ale to była maaaasakra - tyle rzeczy przez te kilka lat nagromadziłam). W niedzielę pojechaliśmy podpisać umowę (jest na mnie), spotkać się z właścicielami mieszkania - uroczy ludzie, to prostu kochani i bardzo kompetentni, odpowiedzialni. Ich zaangażowanie w ogarniecie spraw praktycznym i formalnych związanych z mieszkaniem jest nieporównywalne z zaangażowaniem mojego -już poprzedniego - właściciela. Robią świetne wrażenie.
A potem wraz z moim O. przetransportowaliśmy wszystkie moje rośliny do mieszkania :D Odchorowują to do tej pory. Zobaczymy czy przeżyją... łącznie straciłam do tej pory jedną ceramiczną doniczkę w transporcie (i teraz źle się czuje mieszkająca w nim dotychczas trzykrotka) i dwie doniczki ze Złoślicą - półka w mieszkaniu się zarwała i kwiatki poleciały na ziemię z wysokości 1,5m... ech, zrobiłam sadzonki, zobaczymy czy się przyjmą. 
Potem dołączyła do nas siostra O.
Na początku ja proprosiłam moich kumpli by pomogli z przeprowadzką - S. ma dalej trudniejszy okres i gardzi łącznością telefoniczną, Best Frient miał gości przez cały weekend, więc zjawił się tylko Programista. Dlatego mój O. spontanicznie poprosił o pomoc swojego szwagra (tj. Szwagier nr 2). Okazało się, że on odpada, bo będzie przez cały weekend na ostatnim (prawdopodobnie) w życiu rajdzie studenckim w górach z kumplami z roku i ma zamiar się nabzdryngolić jak maserszmit xD Więc O. spontanicznie o pomoc poprosił swoją siostrę, która ochoczo się zgodziła, a mnie w pierwszej chwili szlag trafił. Bo jak to? Mi pudeł nie chce pozwalać nosić, ale siostrze pozwoli? A on na to, że jego plan wygląda następująco: faceci noszą pudła, a laski w mieszkaniu rozpakowują je i dzięki temu pyk! nie mieszkamy na kartonach przez najbliższy miesiąc. Noż kuuuurwa. Tym bardziej mnie wkurzył, bo ja chcę mieszkać z NIM, z nim ustać co gdzie leży, a nie z jego siostrą!
Jednak przemyślałam to i zgodziłam się by jego sis mi pomogła z rozpakowaniem rzeczy w kuchni. Wyjaśniłam jej, że to w zasadzie przemiło z jej strony, że chce w tej degrengoladzie uczestniczyć, ale właśnie wolę większość rzeczy wypakować z moim facetem do spółki usalając jakieś wspólne zasady itp. Ona stwierdziła, że to totalnie rozumie. I kuuuurcze, zjawiła się i muszę przyznać, że jej obecność była nieoceniona. We dwie rozpakowałyśmy 6 (!!!! Kiedy ja tyle tego zebrałam!?) pudeł z rzeczami do kuchni. 
Pierwszy transport i ilość i ciężar rzeczy pokonały Programistę - biedny prawie zemdlał. Za to O. latał z takim entuzjazmem! Był taaaak zaangażony. Wciaż wprawdzie powtarzał szczęśliwy “nie wierzę, że to JA  się PRZEPROWADZAM! Wciąż mam wrażenie, że pomagam w przeprowadzce jakiegoś kumpla! To takie niesamowite!” xD
Na drugi obród (bo jeździliśmy samochodem dostawczym pożyczonym - jednak się udało - z nowego miejsca pracy mojego faceta) O. chciał jechać sam (bo wykończony Programista leżał na naszej kanapie cucąc się wodą z cytrynką i miętą), ale wtedy zjawił się jak jakiś superbohater napruty i brudny (i chwalący się tym, że nie kąpał się od 3 dni) Szwagier nr 2 xD - opowiadał swoje dziewczynie i mi co przeżył podczas rajdu z entuzjazmem przedszkolaka, wyciągając z plecaka coraz to nowe gadżety - kieliszek do wódki na łancuszku, koszulkę tematyczną drużyny, samoprzylepne diamenciki (jeden miał naklejony na czoło), chipsy, soczki Kubuś i kilka piw. xD I opowiada, kto i gdzie się pożygał, kto zrobił coś-tam. Śmich xD
No i obrócił z moim chlopem drugi transport rapując na rauszu jakieś rapsy niedorytmu na klatce schodowej. xD
A po wszystkim zamówiliśmy dla wszystkich pizzę.
Było suuuuuuper!
potem reszta.
12 notes · View notes
wolcichyczas · 3 years
Text
2021/12/24
Filipian 4:8-13
(8) W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym - to miejcie na myśli! (9) Czyńcie to, czego się nauczyliście, co przejęliście, co usłyszeliście i co zobaczyliście u mnie, a Bóg pokoju będzie z wami. (10) Także bardzo się ucieszyłem w Panu, że wreszcie rozkwitło wasze staranie o mnie, bo istotnie staraliście się, lecz nie mieliście do tego sposobności. (11) Nie mówię tego bynajmniej z powodu niedostatku: ja bowiem nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. (12) Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. (13) Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.
To co wiemy jest często dramatycznie innego od tego jak się czujemy. Nasza cielesność sprawia, że zazwyczaj postrzegamy szklankę jako w połowie pustą. To jest prawdą zwłaszcza jeśli szklanka kogoś innego jest pełniejsza niż nasza! Niewłaściwe sposoby myślenia zadomowiły się w naszych umysłach. Paweł przypomina nam w Rz. 12:2 o odnowieniu naszego umysłu. Dzisiejszy fragment wyjaśnia jeden ze sposobów na to, aby to robić. Lista rzeczy, o których mamy myśleć (w.8) według zamiaru odnosi się do wszystkich możliwości. Nie możemy kontrolować tego co się stanie w życiu ale możemy kontrolować na czym się zatrzymamy i co będziemy rozważać w naszych umysłach. Rozpoczynając w wersecie 10, Paweł wyjaśnia jak zareagował kiedy zobaczył dar, który Filipianie mu przysłali. On doznawał radości nie tylko dlatego, że doznał ulgi dzięki temu prezentowi, ale co ważniejsze, doznawał jej przez to co ten dar mówił o wierzących w Filipi. Nie zaniechał ważności ich daru, ale ostrożnie wyjaśnił, że jego potrzeby (tak jak wszystkie pozostałe) są dobrą okazją żeby nazbierać skarbów w niebie gdzie jest nasza prawdziwa ojczyzna. Przesłanie Pawła nie mogło być jaśniejsze. Możemy rozróżnić dwa sposoby w jakie wierzący mogą patrzeć na wydarzenia jakie się dookoła nich dzieją. Możemy patrzeć na nie bez jakiegokolwiek odniesienia do Boga i Jego dróg lub też możemy spojrzeć na większy obraz tego gdzie wszystkie rzeczy współdziałają razem ku dobremu. Werset 13 jest często używany kiedy doświadczamy fizycznych prób, ale on jasno odnosi się do nastawienia. Bóg rzadko gwarantuje nam konkretny, namacalny rezultat prób jakie doświadczamy. Jednak On mówi nam żebyśmy byli pewni, że w jakichkolwiek okolicznościach, Bóg zapewni nam siłę. Bóg chce zmienić nasze nastawienie, a nie okoliczności. Okoliczności to narzędzia Jego łaski.
Krok Życiowy
Często używamy analogii o szklance w połowie pustej lub pełnej. W zasadzie, jesteśmy pesymistyczni nawet kiedy szklanka wydaje się być w połowie pusta. Jeśli Bóg jest tym kim mówi, że jest i jeśli faktycznie zrobił to co powiedział, że zrobił, to szklanka przelewa się zawsze bez względu na to co możemy zobaczyć. Ta perspektywa jest niezbędna w doświadczeniu satysfakcji w jakichkolwiek okolicznościach.
3 notes · View notes
drobna-empiria · 4 years
Text
< O uczuciu >
A gdybyś tu wrócił
powiedziałabym Ci, że
nie ma tam dla Ciebie miejsca
i gdybyś błagał mnie o litość głupcze
powiedziałabym Ci, że nie chcę
czuć Ciebie jak wrażenia.
Wolę Cię poznawać,
w wzroku małego dziecka,
które z miłością spogląda na matkę;
Wolę Cię słyszeć w głosie dziadka,
kiedy musi kogoś pożegnać;
Wolę Cię skupiać mój drogi w poznaniach,
lecz nie w doznaniach,
gdyż w miejscu gdzie kiedyś powstałeś,
roi się tam teraz zbyt wiele niebezpieczeństw,
więc tak po prostu będzie łatwiej,
nie pozwolić Ci
już dłużej o nic dbać.
Chcę Cię widzieć,
lecz nie każ mi doznawać,
nie wracaj tu mój drogi;
tak będzie łatwiej;
kiedy dla mnie
pozostaniesz
tylko
poznaniem.
S.J 🥀❤️
17 notes · View notes
Quote
Chyba na tym właśnie polega dorosłość: na zobaczeniu, jak mało się wie i w jak wielu sprawach nie miało się racji.
James Rebanks
757 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
10 lat
A propos wczorajszej rozkminki...
Bo tu z jednej strony walnęła we mnie ta świadomość, że 10 lat temu, nie miałam marzeń o przyszłości, bo myślałam, że chyba nie mogę ich mieć, bo życie jest tak nieprzewidywalne i tak bardzo mnie rozjechało, że w zasadzie skupiałam się na tym, by po prostu... żyć. 
Z drugiej strony: poszłam z własnej woli na studia, które obiecywały w założeniu, że są osadzona na solidnym gruncie odmianą “marzycielskiej” i niepewnej pracy do której miałam serce i naturalne predyspozycje. Architektka Urbanistka - trochę inżynier, a trochę artystka - tak widziałam ten zawód. Ale realia okazały się z goła odmienne. W naszym kraju mało miejsca na odmianę architetkury artystycznej, większe jest zapotrzebowanie na tych bardziej skoncentrowanych na konstrukcjach i budownictwie, na robieniu solidnych i prostych z urody tworach... Trochę zrobiłam te studia dla rodziców, a trochę ze strachu, bo tyle razy mi powtarzano, że przecież z malowania, jako artystka się nie utrzymam (ech, taka nieprawda - ale to wiem dopiero od kilku lat). A teraz czuję, jakby... wraz z powrotem do tworzenia we mnie samej coś się budziło. Tam gdzieś głęboko. Taka wręcz dziecięca ekscytacja, taka radość, taka... PASJA! Jakby coś we mnie wybuchało kolorową radością! Ale taki ogień, że gdy w to wchodzę to zatapiam się: przy malowaniu moja wynikająca z dysleksji skłonność do rozpraszania się jakby zanika. Jestem w tym tak mocno, że to co mnie faktycznie w tym stanie potrafi rozproszyć to nie dźwięki z zewnątrz, nie rozmowy, przejeżdżające za oknem samochody czy gwiżdżący wiatr, tylko płynąca z wewnątrz, z klatki piersiowej rozsadzająca mnie radość: bo robię coś co KOCHAM robić. 
Czuję się jak ryba, która nauczyła się chodzić po lądzie, ba! Która próbowała nauczyć się żyć na drzewie i fruwać (analoia dla architektury), ale przekonała się po paru latach prób, że to jednak za daleko poza jej granice komfortu, więc została na lądzie, przystosowała się, nauczyła się tu żyć, zadomowiła, poczuła wygodnie i NAGLE ta ryba wpada do zbiornika z wodą i odkrywa, że tu WSZYSTKO jest takie dla niej intuicyjne, łatwe: łatwiej się oddycha, łatwiej się porusza, łatwiej rozumie się ten świat i jego zasady. Czemu ja kiedykolwiek robiłam w ogóle coś wbrew sobie? 
Nie wiem czy będę malować na pełen etat. Nie wiem jak się żyje funkcjonując w tych branżach. Ale chcę się tego nauczyć. Chcą współpracować z kreatywnymi ludźmi zawodowo (programistów ofc też w ten rejon wliczam) i chcę tworzyć. Chcę się uczyć. I chcę doznawać piękna. To moje marzenie.
I chcę pracować zdalnie. Bardzo tego chcę. 
A drugi aspekt... to ja teraz mam te marzenia, to dookreślenie planu na siebie na życie, których nie ośmielałam się mieć 10 lat temu...
Teraz jestem w związku z facetem o ponad 10 lat młodszym.  Co on będzie myślał o tym, jak bardzo jego życie się zmieni za te 10 lat? Czy będę wtedy częścią jego życia? Mam nadzieję, że życie nas potraktuje łagodnie, że uda się nam w tej pełnej zmian i rozczarowań, i radości, i konfrontacji oczekiwań i realizacji marzeń iść razem... bo to fajny gość. Bardzo chcę z nim tę drogę dzielić. Ale to jeżeli nie uda się nam? Wiedziałam w co wchodzę. Ale nie mogę nie zauważyć, że o tych rozkminach nie do końca mogę porozmawiać z nim w tym momencie życia, bo gdyby on miał sięgnąć te 10 lat wstecz to co by zobaczył? Chłopca małego xD Nie ma tego kontekstu jeszcze... Też moje introspekcje to dla niego totalna nowość - on nigdy tak się nie zagłębiał, nie próbował zrozumieć, wejść w te uczucia, w pochylenie się nad równymi przyczynami zachowań. Moje rozkminy to dla niego generalnie nowa rzecz - którą często nie wie jak skomentować (wiem to, bo mi to wprost mówi, gdy pytam) i czasami nie potrafi sobie nawet wyobrazić dlaczego mogłabym się tak czuć, jak twierdzę, że się czuję - jest czuły, empatyczny, otwarty i chętny do rozmowy, chce rozumieć, ale po prostu jeszcze nie ma tego aparatu do rozmowy o uczuciach wykształconego (i od niego tylko zależy czy go wykształci). Trochę się boję, że kiedy sam dotrze do momentu w którym przyjdzie czas na jego własna konfrontacje z jego traumami czy problemami, z psychoterapią itp... to się okaże, że wybierze by nie być ze mną. A ja bardzo chcę z nim być. I póki co - on też twierdzi, że bardzo chce być ze mną.
Czasami - w przeważającej większości przypadków - jednak jest tak, że zapominam o różnicy wieku między nami, albo przynajmniej traktuję ten fakt jako... po prostu fakt, coś już normalnego. Dlatego zaskakuje mnie, kiedy patrzę na wspólne zdjecia i widze swoje zmarszczki. WIDZĘ różnicę wieku miedzy nami i wciąż bywa, że ona mi przeszkadza. Serio. 
W majowy weekend moi rodzice traktowali nas jako parę, jako parę młodych ludzi po prostu. Mama opowiadała nam o swojej przyjaciółce ze studiów, jednej z tych o której mówię “ciocia” chociaż nie jesteśmy spokrewnione, a na jej synów mówiłam “kuzyni” - nie miałam z nimi kontaktu od lat, więc dopytywałam mamy co oni w życiu robią. Mama opowiedziała o każdym z chłopaków - w tym o tym średnim. Ten średni miał uroczego pieska, ale kilka lat temu przy rozwodzie jego była żona tego pieska zabrała... :( Smutek. Bo pamiętam, jak tego pieska kochał (a żony jego się bałam - bardzo wyniosła i chłodna piękność, nie była najmilsza dla nas, nastolatek wtedy), dużo się zmieniło: po latach samotności gość teraz ma nowa dziewczynę. Maja obydwoje podobny styl (charakterystycznie się ubierają), sa audiofilami i melomanami, mieszkają razem, są razem szczęśliwi co bardzo ciocię cieszy... natomiast martwi ciocię, że laska unika “teściów” podczas wszelkich spotkań rodzinnych. Po prostu jakby... nie wiem, boi się? A dlaczego? Bo jest od kuzyna starsza o 10 lat. On ma lekko ponad 40, a ona - ponad 50lat. I podobno temat wieku to temat tabu, ona myśli, że to jest komentowane nieprzychylnie i że za to spotka ją osąd, ale ciocia nie wie jak nie siąść na temat i nie ukłuć w kompleks jednocześnie okazując zapewnienie, że wiek tej laski jest drugorzędny - najważniejsze, że wraz z jej synem są szczęśliwi. 
Mama mi opowiadała, że miała okazję poznać tę laskę - jechali razem do teatru. Kuzyn opowiadał mamie o jakimś praktykowanym przez nich w parze aktywnym sposobie spędzania wolnego czasu (nie pamiętam, ale dajmy na to, że wspinaczka skalna), na co moja mam się żachnęła “wy młodzi to możecie sobie na to pozwolić!”, a partnerka kuzyna z przedniego siedzenia się od razu uruchomiła urażona “nie tacy młodzi!” na co moja mama z humorem “moja droga, dla mnie to wy jesteście bardzo młodzi i bardzo zdrowi, dla mnie i wiek i zdrowie są przeszkodą by spędzać tak aktywnie czas jak wy” - na co laska wyskoczyła buńczucznie, że ma 50-coś lat, a moja mama jej wyskoczyła, że to aż ponad 10 miej niż ma ona i to tylko potwierdza jej argument, czym rozbawiła wszystkich w samochodzie xD 
Ciocia podobno narzeka na to, że chciałby z synową wyskoczyć razem do kosmetyki, albo na rowerki, albo na działeczkę na truskawki, a ta jej unika i wciąż się boi tego wieku... Ciocia mamie relacjonuje “trudno mi ogarnąć, że mam synową tylko o 10 lat młodszą i zarazem tak bardzo trudno mi ja poznać lepiej.” - czyli ciocia ma trochę bólu dupy o konwenanse, ale zarazem jest ciekawa. Jak sprawa wygląda z punktu widzenia tej partnerki kuzyna? Nie mam pojęcia. Może już się spotkała z nieprzyjemnymi komentarzami? Na pewno ma swój bagaż doświadczeń i zarazem nie musi wcale być zachwycona wizja spędzania z teściową czasu wolnego. Ich cyrk i ich małpy...
... ale to mnie sprowokowało do rozkminiania: jak o mnie myślą moi “teściowie”? Bo jestem od nich młodsza o 14 lat xD  Powiedziałam to na głos - bo rozmowa cała toczyła się z moimi starszymi w samochodzie podczas poniedziałkowej wycieczki do Książa. O. twierdzi, że zna ich na tyle, żeby wiedzieć, że to dla nich spoko - a może tak samo spoko jak dla cioci? Z jednej strony spoko, a z drugiej strach o młodego, zdolnego syna? Ech. Może tak byc i maja do tego prawo.
Zapytałam mamy czy do nich wpadają takie pytania: o różnicę wieku między mną, a O. Mama odpowiedziała “Nie padają, bo sorka córka, ale po was widać tę różnicę wieku na pierwszy rzut oka”... I trochę śmiech, trochę nazwanie po imieniu tego o czym wiem,  a trochę jednak... jakieś takie to przykre dla mnie. Nie czuje się z tym pewnie. 
Jako przykład podał zresztą swojego “wujka” - kumpla jego taty, gościa starszego odemnie o jakieś 2 lata (lol xD), z którym zresztą dwa dni wcześniej byliśmy w trójkę na koncercie jazzowym. Otóż ten wujek jest w związku z kobietą starszą od niego o 15-20 lat (nie wiedzą dokładnie) i jego rodzice nie robią z tego big deal. Po prostu: fajny facet i fajna babka. 
Może tak... 
Kolejnego dnia spędzaliśmy czas z rodziną O. - i znowu kiedy jesteśmy w tym zestawieniu najlepiej czuję się w towarzystwie Szwagra nr 2. Nie wiem czy chodzi o to, że jesteśmy obydwoje obcy w gronie tej bardzo zżytej rodziny? Czy bardziej o to, że sami mamy podobne doświadczenia... przykład: szliśmy przez Opole podczas wojskowej parady 3-ciego Maja. Nagle orkiestra górnicza zaczęła grać (a powietrze wibrowało drganiami muzyki) “Pierwszą Brygadę”. Melodia marszu była tak podniosła, że przeszyły mnie dreszcze po kręgosłupie. Przechodziliśmy całą grupą przez pasy, liżąc lody i po prostu coś we mnie po prostu NIE MOGŁO NIE ZAŚPIEWAĆ TEJ PIOSENKI. Córka muzyka? Wspomnienie taty śpiewającego tę pieśń? Może to jest właśnie to? Po prostu jak na zawołanie z gardła mi się wyrwało “my Pierwsza Brygada/ Strzelecka gromada /Na stos rzuciliśmy nasz życia los (...)” i w szoku (bo byłam PEWNA, że tylko ja będę śpiewać, że ten imperatyw jest silniejszy ode mnie i po prostu będę jedyną osobą, która otworzy japencję i zacznie śpiewać) odwróciłam się ku Szwagrowi nr 2 - nie przestając śpiewać. Obydwoje patrzyliśmy na siebie w totalnym szoku, z uśmiechami od ucha do ucha i śpiewaliśmy na dwa głosy ile sił w płucach (bo znaliśmy słowa), a rodzina O. (mój facet, jego sis, mama i tata) tylko odwrócili się na nas patrząc jak na dwoje dziwaków i całą grupą weszli w rozmowę o obiedzie ignorując nas xD. Serio to niezrozumienie dla muzyki (tej, którą kocha mój papi) ze strony rodziny O. jest duże (ale tata O. też jest audiofillem, ale bardziej w rock’n’roll lat ‘80 i muzykę popularną współczesną) . 
O. przy mojej rodzinie zachowuje się jak facet i jest traktowany jak dorosły facet. Przy swojej - jest traktowany, jak młody odpowiedzialny dorosły, ALE mama ma do niego żal, że za rzadko przyjeżdża (raz w miesiacu), że niezbyt często dzwoni (jak dla mnie dzwoni zdrowo: raz na kilka dni) - i mói mi o tym. Nażeka, że “chłopcy tak mają” - a ja wytrzeszczam oczy, bo ja też tak mam. Chyba bym zwariowała, gdybym miała z mamą rozmawiać codziennie - to nie jest zdrowe! Wolę rozmawiać sensownie - ja nie potrafię pitolić o rzeczach powierzchownych w które nie jestem zaangażowana emocjonalnie. (dlatego kontakt z ludźmi też mnie drenuje i dlatego potrzebuję odpoczynku dla równowagi). Dla mnie jest tak: rozmawiamy emocjonalnie, albo nie rozmawiamy, bo szkoda pierdolic o głupotach, które nie poruszają w jakiś sposób, albo które nie pobudzają do rozkminek. Tyle, że takie angażujące rozmowy dla mojej mamy są trudne: bo konfrontacja z emocjami jest jednak wyzwaniem, a mama woli nie konfrontować się zbyt często.  xD Doświadczenie ostatnich 10 lat nauczyło mnie, że kocham moich bliskich najbardziej wtedy, kiedy mam okazje do nich zatęsknić. Zdrowy dystans. I mój partner też chyba podobny ryntm na tę chwilę wyznaje... a jednak jego mama mi się zwierza, że “chłopcy tak rzadko dzwonią”... boję się tego, jestem czujna na tym punkcie... Po prostu. 
Wracając do różnicy wieku - na instagramie w stories załączyłam zdjęcie z tego festiwalu kwiatów. Takie do lustra: ja, mój tata i mój chłopak. Byłam szczęśliwa, chciałam się tym momentem publicznie podzielić. A ziomeczek z którym sobie wzajemnie piszemy tak od kilku lat regulanie skwitował to zdjęcie komentarzem “taka tam samojebka z moim tatem i młodszym bratem”... W pierwszym momencie myślałam, że koleś po prostu się pomylił, że w tym nie było złośliwości czy coś. Napisałam mu “ziomuś, to nie mój brat tylko mój zajebisty partner! :D  A samojebka zupełnie bez krygowania i z pełnią samojebkowej bezwstydnej dumy!” :D Na co gość odpowiedział, że on wie, że to mój facet, ale chciał mnie trochę wkurzyć i sprowokować kłótnie. Zaraz skomentował, że on ma 37 lat i wciąż jest sam, a ten mój “gościu” to chyba bardzo młody jest - w trakcie rozmowy próbował wyciągnąć mój i mojego O. wiek. Nie podałam, ale potwierdziłam, że facet jest młodszy. :P I w sumie dobrze, że się na tą jego początkową zaczepkę nie złapałam, ale po tej rozmowie z nim było mi przykro. Nie wiem jak się do tego ustosunkować... Bo ja wiem, że wyglądam na młodszą niż jestem... ale O. też wygląda na młodszego niż jest xD  - i to będzie rodzić masę pytań.
Kiedy opowiedziałam o tym O. najpierw się wkurzył trochę (na przytyki jakiegoś ziomka z Internetu, który zobaczył szczęśliwą stopklatkę z naszego życia i złośliwie ją skomentował), a na moje rozkminki o tym czy to początek tego typu uszczypliwych komentarzy, czy z czasem (i wraz z postępującym moim procesie starzenia) różnica wieku między nami będzie jeszcze bardziej oczywista i jeszcze bardziej będzie się rzucać w oczy, a tego typu komentarze czy uwagi będą częstsze w naszym życiu odpowiedział mi “jesteś piękna, a jeżeli się martwisz czy za kilkanaście lat się zmienisz i postarzejesz to się nie martw - wtedy wszyscy będą myśleć, że masz młodego faceta, więc będziesz wyglądać na bogatą” xD xD xD - śmiałam się dobry kwadrans. Razem z NIM. To cudowny człowiek. Naprawdę cudowny...
I to taki póki co jeszcze niewyklarowany, ale wielowątkowy mam worek rozkminek podpiętych pod temat “10 lat” - jeszcze w mojej głowie trudno mi wyłowić co mnie uwiera, albo co mnie zastanawia. Temat przy mnie krąży.... Jeszcze pewnie do niego wrócę. 
4 notes · View notes
nobi-s · 4 years
Text
Nie pragnę doznawać cierpienia ani tego, by go inni doświadczali. Gdybym jednak był zmuszony wybierać, wolałbym osobiście doznawać krzywdy, niż ją komuś innemu wyrządzać.
Sokrates
28 notes · View notes
czytanki · 5 years
Text
"Gdy człowiek śpi, nie może krzywdzić ani doznawać krzywd. Nie może się mścić. Również na sobie samym."
- "Wzgórze psów" Jakub Żulczyk
108 notes · View notes
walcz-bo-warto · 5 years
Text
Gdy człowiek śpi, nie może krzywdzić ani doznawać krzywd. Nie może się mścić. Również na sobie samym.
241 notes · View notes
smutny-chlopak · 5 years
Text
"Strach to czasem brzydka rzecz. Nie pozwala ci doznawać najpiękniejszych chwil. Będzie twoim przekleństwem, jeśli go nie pokonasz."
~ Federico Moccia
119 notes · View notes