#brak złudzeń
Explore tagged Tumblr posts
Text
Głębokie przemyślenia i niespodziewane wyróżnienie!
7 lipca 2024
Do dziś muszę oddać jeszcze 2 prace. I zdać egzamin wieczorem :P.
I to będzie - mam nadzieję - koniec. Zdany rok. Mogę z siebie zrzucić ciśnienie. To ciśnienie i poczucie CZEKANIA na potwierdzenie zaliczenia jest dla mnie najcięższe i nieznośne. Bardzo to frustrujące.
Wczoraj:
Zacznę od tego, że mój przewiany lewy bark/bark wraz z mięśniami szyi do podstawy czaszki, który trochę "odpuścił" po regularnym traktowaniu go maścią końską - nie odzyskałam pełnej sprawności, nadal nie mogę swobodnie ruszać głową - przeszedł wczoraj niespodziewanie w ból zatok za uszami, doszedł ból gardła, paskudny katar. Yey! No i wychodzi na to, że mam pełnoprawną grypę. Przez stres. Kurwa.
Teraz siedzę zasmarkana, pod kocem, na wykładzie na słuchawkach i szykuję się do trzaskania ostatniej pracy zaliczeniowej.
Wczoraj w nocy dokończyłam edycję koszmarnie brzmiącego nagrania podcastowego: zaliczałam przedmiot nagrywając audycję. Masakra. Fakt: nauczyłam się przy tym dużo i fajne to, na przyszłość będę wiedziała co i jak, ALE pierwszy krok to kupno sensownego mikrofonu xD Bo to, jak brzmimy na nagraniu to jednak woła o pomstę do nieba. Nagrywając robiliśmy próby i weryfikowaliśmy w jakiej odległości od mikrofonu należy nagrywać, ale niestety wygląda na to, że różnica kilku centymetrów lub milimetrów była dla tego urządzenia decydująca. Ech. No, ale powinniśmy mieć 5. Jest wszystko co powinno być.
Wczoraj - chora - nie pojechałam na ćwiczenia, które już zdałam (zajęcia znowu trwały 12h pod rząd), pojechałam tylko na zajęcia z Dumbledorem. Ech.
No i tu mam trochę mieszane uczucia.
Okazało się, że pan odchodzi z uczelni. Bo się leczy na śmiertelną chorobę. I chyba ten fakt sprawił, że wyleciała z niego gorycz i przemyślenia o pracy na uczelni, o ludziach, o moralności, o perspektywie przyszłości, o głupocie. Ech. To było trudne do słuchania. Wczoraj, podczas 4h zajęć przeskakiwał od fascynacji światem i historią - którym przez cały semestr nas zarażał - po gorzkie przestrogi, okrutne sądy i pesymistyczne stwierdzenia.
Łatwo by było powiedzieć, że to po prostu stary człowiek u schyłku życia, który widział dość, by pozbyć się złudzeń, być może również nadziei, że ludzkość na świecie ma szanse przetrwać. Być może jego stan zdrowia też obdarł go z nadziei, kazał zdjąć różowe okulary i pogodzić się z niesprawiedliwością świata, systemów, rozgrywanych kart na scenie politycznej.
No nie wiem. To były dziwne zajęcia.
Ale też takie, że zapadają w pamięć.
Powiedział, że ma olbrzymie wątpliwości by wypuszczać z uczelni ludzi, którzy są cytuję "idiotami" i "debilami" - a diagnozował to przykładem: student 3 roku dziennikarstwa poproszony o rozpoznaniu na zdjęciu twarzy polityka nie wie, że patrzy na zdjęcie Zełeńskiego. Albo student 3 roku dziennikarstwa muzycznego poproszony o rozpoznanie na portrecie Beethoven nie miał pojęcia na jaką postać patrzy. A oświecony, że to Beethoven nie potrafi wymienić żadnego jego utworu. Żadnego! Student dziennikarstwa muzycznego!
Ech...
Zatkało mnie to, ale też weszłam z nim w polemikę, że takie etykietki są niesprawiedliwe. Ja mam 30 lat i z łatwością z panem Dumbledorem (ponad 70 lat) dyskutuję, bo mam doświadczenie, mam za sobą wdrożenie w dorosłość. A reszta młodych studentów to typy, którzy przeżyli pandemię i polski system edukacji: NIKT ich nie nauczył dyskusji, jeszcze nie byli też zmuszeni nauki dyskutowania i odwagi by pytać, zwykle pytania były ganione, bo przecież znowu inna grupa, nauczyciele, musieli zrealizować program i kropka. Jestem przekonana, że oni - studenci, nawet z mojej grupy (bo też ich nazwał głąbami, przypomniał, że dał im szansę na początku zajęć by podzielić się tym, co ich jara i nikt oprócz mnie nie chciał o niczym opowiadać, ba! Ofukał ich "idiotyzm", ograniczenie wyrażane poprzez brak szacunku - bo gdy ja mówiłam kilkoro gadało, oczywiście kółeczko adoracji ciacha grupowego) jak uporają się z własnymi ograniczeniami i młodzieńczymi problemami w większości będą chcieli się dzielić zajafkami ze światem. Po prostu... czasami kapitał kulturowy jest ograniczony ze względu na środowisko z jakiego wyrastamy. Czasami nie ma przestrzeni czy siły na robienie czegoś nowego: niektórzy studenci po prostu działają w trybie przetrwania - praca-dom, cały weekend na uczelni i znowu praca. Niektórzy wciąż poszukują drogi dla siebie. Biorąc to pod uwagę uważam, że mówienie przed całą grupą o swoich fascynacjach, narażając się na łatki i odrzucenie społeczne - bo tak wyglądała społeczność w liceach, a to jedyna reakcja grupy rówieśniczej, którą znali. Oni nie mieli okazji dotąd przekonać się, że można inaczej, a to inaczej to też jest dla nich coś tak kosmicznego i dziwnego, że chwilę zajmie zanim się z tym zaznajomią. I jeszcze chwilę zanim się odważą tego "inaczej" używać. O ile będą mieli na to przestrzeń i warunki oczywiście!
Ech.
To była bardzo ciekawy wykład/ćwiczenia, dyskusja.
Bardzo. Rozmawialiśmy o muzeach, o obrazach, o kultowych opowieściach itp.
Miałam też okazję podzielić się fascynującą historią Artemisii Gentileschi, którą miałam okazję oglądać jesienią we Włoszech. Opowiedziałam o tym, jak artystka namalowała swoją interpretację "Zuzanny i starców" - to historia bodaj z Biblii, o dziewczynie, która chciała "dochować cnoty", a którą chcieli wykorzystać seksualnie starcy. Ech. Zamawiał chyba papież, albo inny kleryk, a tu niespodzianka, bo artystka Artemisia namalowała swoje własne uczucia: to jej twarz ma Zuzanna, a jeden z mężczyzn (ciemnowłosy) to jej dawny gwałciciel. "Cnotliwa" Zuzanna miała twarz wykrzywioną gniewem, a w ręce trzymała nóż. Gdy zleceniodawca zobaczył gotowy obraz... kazał Artemisii przemalować obraz tak, aby Zuzanna była faktycznie "cnotliwa". Ech. No i Artemisia przemalowała... ALE dzięki zdjęciom UV można zobaczyć jak wyglądał oryginał, obecnie przykryty warstwą farby...
Zajęcia z Dumbledorem to istna przyjemność, tematy do rozmów mi się z nim nie kończą, wymieniamy się ciekawostkami, fascynacjami itp. Z dygresji, do dygresji. I wszystko ciekawe, fascynujące, dowcipne. Po prostu tak budujące!
I nagle, tak w 3h zajęć, facet zapytał mnie jak i gdzie pracuję. Tak na forum całej grupy. Odpowiedziałam mu. Już drugi raz mnie o to pytał, za pierwszym razem, gdy w maju oddawałam mu pracę zaliczeniową. Nadal mi się to wydaje jakieś takie... przekraczające granice. Bo po prostu ja się tego boję - że ktoś chce o mnie wiedzieć rzeczy ze sfery "prywatnej". Ale tak obiektywnie facet chyba nie ma jakiś złych zamiarów... Anyway: wczoraj ze znacznie mniejszymi oporami, ale wciąż trochę zachowawczo mu odpowiedziałam gdzie pracuję. I jak pracuję. I że szukam pracy. Zapytał czy uczę ludzi - powiedziałam, że nie. Zastanowił się i oznajmił, że podjęłam złą decyzję w sprawie studiów, że powinnam iść na ASP, na kierunek, który... no właśnie. Podał nazwę kierunku, który wiem od jakiś 6 lat, że CHCĘ zrealizować, ale to tylko studia magisterskie! A on w śmiech, że nie wiedział. I że widzi mnie jak najbardziej na ASP, a potem w tej pracy, jaką można mieć po tym kierunku. Jejku, tak się ucieszyłam! OMG, on to z samego rozmawiania ze mną dostrzegł. Byłam wzruszona. A potem Dumbledore zawahał się i przeszedł do anegdoty... Powiedział, że w swojej karierze naukowo-akademickiej uczył setki, jak nie tysiące studentów i tylko jakaś 20-stka to byli ludzie, którzy mieli potencjał, które były nieprzeciętne zdolne, inteligentne i on sobie za taki cel wziął by tym osobą pomóc w karierze. Opowiedział jak pomagał w starcie swoim studentką i studentom wejść na wysokie stanowiska po prostu poręczając ich zdolności, kompetencje itp. Dlatego, cytuję "ma pani numer do mnie. Jeżeli skończy pani studia i będzie chciała Pani pracować w jakimś konkretnym miejscu, a ja jeszcze wtedy będę żył, gdyby potrzebowała pani wtedy rekomendacji, albo pomocy ze znalezieniem bardzo dobrej, odpowiedzialnej pracy - proszę zadzwonić. Pomogę pani. Widzę, że pani daleko zajdzie, widzę, że ma pani niesamowity potencjał, wiedzę i fascynację."
O FUUUUUUCK O.O
A potem pan Dumbledor - nadal przy całej grupie studentów (niezręcznie jak cholera) - powiedział, że wyróżniam się, że jestem niezaprzeczalną liderką w tej grupie, że potrafię mówić o tym, co mnie ciekawi i jara, że na tle mojej grupy jestem jak perła, a cała reszta, która od 2h milczy to ciemna masa i "debile" z wyboru.
O FUUUUUUUUCK!
Jak mi było dziwnie - trochę mnie to podbudowało, a trochę odczułam to jak niedźwiedzią przysługę - bo ta część grupy, która mnie nie lubi teraz znielubi mnie bardziej.
Po zajęciach opowiedziałam o tym mojemu narzeczonemu (który na mnie czekał pod drzwiami, ale o tym zaraz) - szoooook ofc. Byłam cała taka... poruszona! Dużo uczuć czułam (i nadal czuję) i niektóre są sprzeczne. Zaskakująco emocjonalne i wstrząsające były te 4h zajęć. Naprawdę! O fuck! Niesamowity specjalista, erudyta, fascynat kultury powiedział coś tak miłego o mnie! Jednocześnie tak bardzo ubliżył wszystkim innym! I zwiastował nam wojnę! I mówił o doskwierającej samotności! O borze liściasty, jego monolog o odczuwaniu samotności w grupie ludzi to było coś tak poruszającego! Moja koleżanka z ławki szepnęła mi wtedy, że "rel" uczucie, że też czegoś takiego doświadczyła, a ja słuchałam tego ze smutkiem... bo znam też to uczucie, ono jest cholernie trudne i bolesne. A jednak - w przeciwieństwie do pana Dumbledore'a - mam już inne spojrzenie na samotność dzięki terapii: JAKO LUDZIE ZAWSZE JESTEŚMY SAMOTNI. Ta świadomość jest ZAWSZE bolesna. Zawsze... To niesamowicie głeboki temat na rozmowę z terapeutką moim zdaniem. I z samym sobą. Ale słuchając pana Dumbledore'a miałam poczucie, że on nigdy nie miał możliwości, ani przywileju by skorzystać z takiej terapii. Jego terapią był alkohol - o czym mówił nam na zajęciach. A alkohol to przecież depresant... i teraz, kiedy mój wykładowca jest śmiertelnie chory i prawdopodobnie mniej pije, a na pewno nie tak często, jakby chciał by uśmierzyć te trudne myśli, ból istnienia i samotność - TERAZ ta samotność dla niego jest bardziej dotkliwa niż kiedykolwiek. Nie mówiąc o samej walce z własnym organizmem... Czułam, że powinnam go wysłuchać. Po prostu. I to aktywne słuchanie - tak czułam- było wystarczające w relacji studentka-wykładowca. Jednak tak tego człowieka lubię, że mam nadzieję, że będzie mógł porozmawiać z psychologiem, że sobie na to pozwoli... Czułam współczucie, ale też zrozumienie, czułam głęboko, że ten człowiek słowami maluje gamę głębokich uczuć, które też kiedyś były moim udziałem. Ale też czułam jak się szarpał z widmem śmierci, jak buzował w nim gniew, któremu dał upust wyjątkowo podczas tych zajęć. To naprawdę były wyjątkowe 4h...
Ale, gdy wyszłam z sali wciąż też drżałam z ekscytacji: zarazem zostałam WYRÓŻNIONA - nie wiedziałam czy się jarać czy mdleć ze strachu: nigdy nie byłam wyróżniana, jako "najlepsza", szczególnie z polskiego czy literatury, zawsze wiedziałam przecież masę niepotrzebnych rzeczy, a nie zwracałam uwagi na te, które nauczyciele uważali za ważne. A tu nagle: właśnie te moje dziwne ciekawostki zyskały pochwały! To jest dla mnie tak niesamowite! Euforyczne! Ja ciągle wątpię w siebie, wiem, że to uczucie we mnie, ten syndrom oszusta, było budowane latami; że to wynik systemu w zderzeniu z niezdiagnozowanym ADHD, brak kapitału kulturowego i traumatyczne przeżycia, że pomimo terapii nie tak łatwo te wszystkie wewnętrzne przekonania i mechanizmy przestawić. Znam fakty, one pomagają mi powstrzymać gonitwę myśli. Ale "w tle" myśli gonią i tak, jakby odpalone starym mechanizmem: zostałam wyróżniona w grupie ludzi, więc powinnam czuć wstyd, bo pewnie wyróżnia się mnie jako przykład braków, złej interpretacji zadania, olbrzymiej ilości błędów itp. Wiem, że zostałam wyróżniona na forum pozytywnie, a mimo tego w środku tym silnej czuję, że powinnam się zapaść pod ziemię ze wstydu, bo takie wyróżnienie oznacza ostracyzm i wyśmianie, naganę, krzywdę. To silniejsze ode mnie. Taki mechanizm się włącza i trudno go zatrzymać. Z wysiłkiem przypinam swoją uwagę do faktów: do słów, które usłyszałam, a nie do ich mylnej interpretacji. Czuję to zawsze jako ciężką pracę, cały czas myślę, że inni robią coś lepiej niż ja, więc muszę się podwójnie postarać, a potem prowadzić we własnej głowie dialog tej dorosłej-mnie-z-teraz z tym głosikiem spanikowanej-dziewczynki-z-kiedyś, która stara się czasem ponad własne siły, aż do paniki, by być dobrym dzieckiem: muszę jej mówić "Wróć do faktów, zrobiłaś to zadanie poprawnie, najlepiej jak potrafiłaś. Faktycznie, byś może mogłabyś coś zrobić lepiej, ale to okay popełniać błędy. Jesteś wystarczająca, teraz wiesz co jest dla ciebie trudne i na co zwracać uwagę. Jestem z ciebie dumna, ze dałaś radę. Nie bój się, ochronię cię, jestem tą dorosłą osobą, która nie pozwoli cię skrzywdzić."
Uff... nadal trawię to co wczoraj usłyszałam...
Opowiedziałam o tym mojemu partnerowi.
No właśnie!
Bo umówiliśmy się, że mam się kurować, a na zajęcia pójść dopiero na wystawianie ocen u Dumbledore'a (czyli z pominięciem tych pierwszych 5h zajęć, które przespałam w łóżku, nafaszerowana Ferveksem). Obydwoje po tych zajęciach mieliśmy kończyć, więc mieliśmy się spotkać przy samochodzie.
OMG! Przeżywam teraz coś tak dla wielu osób normalnego, a co nie było dotąd moim udziałem! Mój chłopak, z którym chodzę na uni (!), który jest na starszym roczniku (!), czeka na mnie po zajęciach, bo chce, abyśmy razem wrócili do domu. To jest takie... studenckie! I takie... partnerskie! I po prostu takie fajnie! <3 Dbamy o siebie, wspieramy się. Normalnie cudo!
Niemniej mój chłopak skończył wcześniej i czekał na mnie na korytarzu. Słuchając mojej relacji z zajęć rozpłynął się i powiedział, że bardzo mnie kocha i jest ze mnie bardzo dumny.
A potem opowiedział o swoich zajęciach - okazało się, że on też dostał pochwałę u swojego wykładowcy i zaproszenie na taki festiwal, który ten pan organizuje. Mega!
A potem... Ech. Coś mnie podkusiło - chyba ten głosik "spanikowanej-dziewczynki-z-kiedyś, która stara się czasem ponad własne siły, aż do paniki, by być dobrym dzieckiem" - by zadzwonić do mamy. I jej opowiedzieć o tym jak wykładowca mnie wyróżnił i skomplementował. Mama wysłuchała zdziwiona, westchnęła do słuchawki i zapytała czy tego pana nie zanudziłam swoim przydługim gadaniem. Że typ po prostu nie wie ile ja potrafię paplać o wszystkim. Ale to miłe, że mnie wyróżnił.
Było mi przykro. Chyba chciałam, zeby powiedziała mi, że jest ze mnie dumna, że w końcu ma to dziecko, które nie tylko mówi, że się nauczyło, a do domu wraca z 3, ale faktycznie ma to dziecko, które nie dość, że się nauczyło to jeszcze zostało za to docenione i wyróżnione. Ech. chyba tak... Wydawało mi się, że przerobiłam i zamknęłam temat akceptacji ze strony mamy tego, kim jestem, ale teraz sama nie wiem. Może po prostu okoliczności (bycie studentką) cofają moje zachowania i reakcje do tamtego okresu? Nie wiem.
Poprosiłam mamę by zamiast mnie dołować po prostu mi pogratulowała. Mama wtedy serdecznie i z miłością powiedziała "Gratuluję, moja kujonko!" - przy czym "kujonka" w ustach mojej mamy to komplement. Ona całą swoją edukację miała łatkę "fajnej kujonki", która zawsze miała 5, która pomagała koleżanką na egzaminach itp.
I mimo wszystko mam mieszane uczucia.
Ze wszystkim.
Również z tym, że moja siostra walnęła coś takiego 2 dni temu, że miałam już na ten temat z moim narzeczonym z jakieś 3 rozmowy, bardzo poważne. Zachwiało nim to, co wyznała moja siostra. Ech... ale siostrą zajmę się jutro.
Teraz idę trzaskać zaliczenia i szykować się do egzaminu.
5 notes
·
View notes
Text
z przesytu światła
mroczny mesjaszu brak myśli nie zawsze oznacza niedosyt słów co pojednane z prawdą nie musi kończyć się kłamstwem
podróż w głąb ciała nie jest oczywistością przez jaką bezpowrotnie odchodzimy umieramy z namiętności dogorywamy z przesytu światła
poczuj na delikatnej skórze piętno mojego oddechu życiorys rzeczywistości który tak trudno pominąć
znów zwracasz się po imieniu do nocy uczysz języka słońca nie współczują ci gwiazdy
mroczny mesjaszu proszę nie odchodź dopóki towarzyszą nam łzy a ciało stoi na warcie wysłuchaj pochopnych złudzeń odnajdź wejście do wieczności
#poezja#wiersz#wiersze#myśli#poeta#poetka#polska#autor#książka#cytat#cytaty#literatura#słowa#wrażliwość#emocje#artysta#olsztyn#poetycko#tomik poezji
0 notes
Text
z przesytu światła
mroczny mesjaszu brak myśli nie zawsze oznacza niedosyt słów co pojednane z prawdą nie musi kończyć się kłamstwem
podróż w głąb ciała nie jest oczywistością przez jaką bezpowrotnie odchodzimy umieramy z namiętności dogorywamy z przesytu światła
poczuj na delikatnej skórze piętno mojego oddechu życiorys rzeczywistości który tak trudno pominąć
znów zwracasz się po imieniu do nocy uczysz języka słońca nie współczują ci gwiazdy
mroczny mesjaszu proszę nie odchodź dopóki towarzyszą nam łzy a ciało stoi na warcie wysłuchaj pochopnych złudzeń odnajdź wejście do wieczności
#poezja#wiersz#wiersze#myśli#poeta#poetka#polska#autor#książka#cytat#cytaty#literatura#słowa#wrażliwość#emocje#artysta#olsztyn#poetycko#tomik poezji
0 notes
Text
Omegaverse - Max
Możliwości osadzenia się na nim zapachu w brew pozorom było całkiem sporo. Najbardziej niewinna mówiła o tym, że to było przypadkowe. Może kolega? Albo ktoś w autobusie stał zbyt blisko? Jednak prawdą było to, że aby tak mocno osiadł, że nawet w południe było go czuć, kontakt musiał być długotrwały i raczej bliski. Co już pozostawało dużo mniej złudzeń na to co się działo.
- Fajnego? Jak bardzo fajnego? – Betty nie miała problemu z plotkowaniem kiedy akurat mleko się odgrzewało, szybciej tego zrobić nie mogła.
- Całkiem fajnego. A w szczególności normalnego, co ostatnio chyba jest dość ciężkie.
- Ach, nic nawet nie mów. Człowiek myśli, że w tym stawie jest wiele rybek, ale okazuje się, że większość brzuszkami do góry pływają.
Max zaśmiał się na to porównanie, bo nawet by na nie nie wpadł. Chociaż ostatnie parę tygodni w tym mieście pokazywało mu, że dziewczyna miała rację. Nie trafić na świra to od razu połowa sukcesu.
- Ach, i to jest zaproszenie? Czy może rozkaz? – spojrzał się niby obojętnie na już stałego klienta, z którym obiecywał sobie, że nie zamieni nigdy więcej słowa a tutaj nagle mieli codziennie jakieś wymiany zdań. – Bo rozkazywać może mi tylko moja mam a na zaproszenie to nie brzmiało.
Nim wydał resztę przeciągle i ostro spojrzał na alfę, z którą teraz walczył na spojrzenia. I uwierzcie było mu piekielnie trudno. Pomimo dopiero co zaliczonego, całkiem niezłego, seksu ten typ podnosił mu puls a jego ciało wchodziło na wyższe obroty. Nawet nagle dało się zacząć mocniej odczuwać jego własny zapach, co w takim tempie pozwoli za chwilę zabić ten obcy, który Masona tak bardzo wkurwiał. A może ich walka z spojrzeń przeszła na feromony, bo nawet Betty mogłaby przysiąść, że poczuła coś ciężkiego w powietrzy a słaba była z feromonów.
- Czy wy się właśnie umówiliście na randkę? – dziewczyna aż wyszeptała te słowa kiedy właściciel BMW opuścił lokal.
No właśnie, czy oni się właśnie na nią umówili?
- Taak, i co, chcesz mi powiedzieć, że to - Adam zajrzał do torebki – brownie jest tak wyśmienite, że opłacało się po nie jechać na drugi koniec miasta?
Chłopak był bystry, aż nadto bystry, inaczej nie zostałby Masona prawą rękę. Więc nie było co przed nim udawać. Najważniejsze też, że w sprawach, w których powinien był też dyskretny.
- Sam przegrała z nim? – spojrzał jeszcze przez witrynę sklepową gdzie Max przez moment puszczał mordercze spojrzenia w ich stronę na co rudzielec tylko wesoło mu odmachał. – Nie będzie łatwo. – znał kobiety temperament. – Chociaż wymieniasz na młodszy model… Czekaj, skoro pracuje to nie ma mowy o pedofilstwie, no nie? Tego nie wybronimy. – groźnie warknięcie z strony szefa i brak zadowolenia, oraz wcześniejsze ostre spojrzenia młodego nasuwały tylko jedno. – Czeeekaj, nie poddał się twojej alfie? Serio? – i to akurat go rozbawiło, bo normalnie omegi same się Masonowi oferowały, co tylko oznaczało, że ta była naprawdę niesamowita.
Chociaż nie wyglądał na chętnego, to nie pytajcie jego, ale czuł, że musi. To było silniejsze od niego, co też trochę go przerażało. Jeszcze tak nie było, że miał oponenta, który mógł na nim tyle wymusić. Oczywiście nie oznaczało to, że tamten dostanie wszystko co chce, ale to i tak już było wiele. Dlatego Max już wcześniejszego wieczoru postanowił, że się odegra na alfie w dość przedziwny sposób. Otóż postanowił wyglądać najlepiej jak się tylko da. Zadbał wieczorem o porządną wieczorną rutynę, dobry, długi prysznic, doskonały balsam, maseczki, kremy, płatki pod oczy. Wszystko co jego i tak już pięknemu wyglądowi dodało boosta. Włosy nie zostały gdzieś w tle, odpowiednio nawilżone maseczkami i serami błyszczały i były jedwabistą taflą. Z ubiorem miał jednak problem. Nie wiedział gdzie mieli iść, nie mógł przesadzić w żadną z stron. Chociaż starszy zawsze nosił się nazbyt elegancko, więc i on postanowił pójść w ten sam gust. Spodnie szerokie, proste, w kant, czarne materiałowe a na górze doskonale przylegające body, także czarne gdzie przez cały tułów był czarny materiał aż pod same obojczyki a na to bardzo obcisła czarna koronkowa w kwiaty bluzka z długimi rękawami. Te rękawy tutaj robiły robotę, bo na jego jasnej skórze koronka przepięknie się prezentowała. Postanowił postawić do tego na złoto – chociaż w większości to były podróbki, bo nie było go stać na prawdziwe – duże koła w uszach, które nie wyglądały tak dramatycznie ginąć trochę w kruczych włosach, bransoletka tego samego typu na nadgarstku i kilka pierścionków na palcach. Makijaż zrobił w nudach dopełniając bardzo delikatną, prawie niewidoczną kreską, która tylko uwypukliła jego szare oczy i długie, wytuszowane rzęsy. Jednym kolorem, poza złotym, był lekko czerwone i błyszczące od błyszczyka usta.
Tego dnia nie pracował, nie mówił o tym alfie, ale jakoś też nie zachodził z głowę skąd ten wiedział. Po prostu według wiadomości, którą dostał miał być gotowy na 20 i był. Przez okno widział jak ten wysiadał z swojego szpanerskiego auta a kiedy domofon zadzwonił odczekał chwilę aby nie wchodzić na desperata, który oczekuje tuż przy drzwiach.
- Już schodzę.
Nie wpuścił Masona nawet na klatkę tym samym nakazując mu aby ten czekał. Sam jeszcze spryskał się tylko perfumami, które podbijały jego własny zapach i zabrał z sobą niewielką torebkę, w której miał na wszelki wypadek portfel i telefon.
- Jedziemy? – powiedział wychodząc i mijając starszego jak gdyby nigdy nic kontem oka obserwując jego reakcję.
0 notes
Text
Uchylone drzwi
Szukałam cię przez tyle tysiącleci, lecz wciąż wymykałeś się moim snom. Wypatrywałam między drzewami, pośród łąk, lecz twoje piękno nie chciało nadejść.
Bałam się wielokrotnie, że moja dusza obumrze, że autobiografia przeistoczy w niewesołą bajkę bez morału - pewnego poranka ominęło mnie serce, opuścił błogosławiony bezczas.
Usiłowałam zliczyć piegi na policzkach świata, próbowałam udowodnić, że można marzyć po kryjomu - pękła nagle tarcza tutejszego zegara, w bezkres odeszły zburzone godziny.
Sekunda pogania sekundę, brak mi twoich złudzeń. Pragnęłam odzyskać uśmiech, spojrzeć w twarz Boga, ale światło rozpleniło się pod powiekami, cień wtargnął przez uchylone drzwi.
#poezja#wiersz#wiersze#myśli#poeta#poetka#polska#autor#książka#cytat#cytaty#literatura#słowa#wrażliwość#emocje#artysta#olsztyn#poetycko#tomik poezji
0 notes
Text
Patrzę w lustro
W lustro patrzę
Jak wyglądam
Teraz widzę
Zdaję sobie sprawę
Oto ja
Bez złudzeń już
Trudno uwierzyć
A jednak, taki jestem
Rozczarowanie
Brak sił
Upadek
Chwila spokoju
Skoro jestem taki
Jeśli tak wyglądam
To nie oszukam siebie
To jestem ja
Choć nie wierzyłem
Widzę siebie
Prawda przed oczami
Teraz myślę
Szukam drogi
Obieram ścieżkę prawdy
Akceptacja samego siebie
I są tam ludzie
Daleko bądź blisko
Którzy mnie nie polubią
Ze wstrętem odwrócą głowę
Szeptem obnażą moje wady fizyczne
Czasem głośniej
Jest ich wielu
I mimo, że na co dzień
Ja sam ze sobą
To czai się tam ułamek
Nie dosyć duży
Acz zauważalnie mogący wywołać różnicę
Gdzieś w zakamarkach pustkowi tłumu
Odsetek po przecinku jednostek
Akceptujący mnie jako tego tutaj
Bez zastanowienia i pomówień
Ktoś komu mogę się podobać naprawdę
Bo mi też podoba się to
Co wielu innych poddaje zapytaniu.
1 note
·
View note
Text
Odkąd przestałem pisać pierwszy, straciłem kontakt z wieloma osobami.
Okazało się, że podlewałem martwe rośliny.
#cytat#cytaty#polskie cytaty#cytatowo#smutne#nie znam autora#samotność#smutne dni#smutna prawda#smutne cytaty#mimanchimoltoo#rośliny#brak wsparcia#koniec#brak znajomych#nic na siłę#fuck fake friends#brak złudzeń#otwórz oczy#blog z cytatami
1K notes
·
View notes
Quote
Serce umiera powolną śmiercią. Gubi złudzenia jak drzewo liście, aż wreszcie nie zostanie ani jedno. Brak złudzeń. Nie zostaje już nic.
“Wyznania gejszy (2005)”
#miłość#złamane serce#nieszczęśliwa miłość#wspomnienia#umieranie#śmierć#powolna śmierć#złudzenia#kłamstwa#uczucia#brak złudzeń#szczerość#czas#ból#smutek#cierpienie#nic#pustka#cytaty#smutne cytaty#ładne cytaty#cytaty z filmów#film#japonia#wyznania gejszy#gejsza#zakochanie#bolesna miłość
7 notes
·
View notes
Text
27.12.2021
Było ich z dwie tony. Tych słów, których nigdy nie wypowiedziałam. Znowu się przeliczyłam. Tyle lat udało mi się unikać tego miejsca, unikając czucia. Unikając zaufania. Uciekając jak poparzona. Blednąc z roku na rok. Gasząc spokojnie światła. Ale mogę powiedzieć - heloł, znów się tu znajdujemy. Tak między nami, to jedno z najbardziej bogatych afektywne miejsc. Nie wiem jak mogłam więc zapomnieć o jego istnieniu. Co się ze mną stało, że uwierzyłam w te brednie? Jakim cudem uwierzyłam, że to mogło się udać? Jakim kurwa cudem byłam tak naiwna? Brak mi kurwa do siebie słów.
Jestem tak niekonsekwentna w tym co robię, że aż mi niedobrze. Milion razy przysięgałam sobie - nie zaufam. Już nigdy nie pomyślę, że coś mogło by się udać. Nie mnie. Nie ma mnie w tej puli szczęśliwców. Tyle razy byłam w tym punkcie, że znów nie wierzę, że można było by mnie pokochać. Nawet nie wiem co robię źle. Nikt tego nie wie. Chyba nie chcę już próbować. Najlepiej było by nie pokochać już nigdy nikogo. Nienawidzę siebie za to, że znowu sobie na to pozwoliłam. Chcę to zniszczyć. Siebie, jego, nas. W środku znowu mam zgliszcza a to nie pasuje do otaczającej nas aury. Przecież powinno pasować, nie może się tak ze sobą gryźć. Ja tego tak nie zostawię. Zniszczę wszystko to co pozostało. Niech jest martwe.
A przecież to co robię jest jak reanimowanie zdechłego szczura. Bez sensu. Po co robić coś, jeśli od lat efekt jest taki sam. Jeśli nie da się wyjść poza ten jebany kołowrotek. Jakim kurwa prawem, za każdym razem spodziewam się czegoś innego? Zwykła statystyka mówi jaki będzie efekt. Chcę przytulić lód żeby się nim stać. Żeby być kamieniem, który się nie rusza.
Nie ma we mnie życia od wczoraj, bo coś umarło. Ale rozmawiamy jak gdyby nigdy nic. Ciekawe, czy on to czuje. Nie wiem czy bardziej go kocham czy nienawidzę. Powróciła autodestrukcja. Nie wiem jak długo jeszcze to wytrzymam. Chciałabym by w końcu coś pękło, żeby nigdy więcej się nie rozczarować. A to możliwe jedynie wtedy gdy już w nic się nie wierzy. Chciałabym nie wierzyć w nic. Nie mieć złudzeń. Nie mieć nadziei. To moje jednocześnie najgorsze i najlepsze cechy. W jednej chwili najbardziej ciągną w górę, w drugiej najbardziej ciągną w dół.
#miłość#dziennik#pamiętnik#smutek#depresja#złamane serce#nienawiść#uczucia#emocje#złudzenia#nadzieja#święta
3 notes
·
View notes
Text
Schizofrenia
W zasadzie trudno już powoli Ci odróżnić prawdziwą rzeczywistość od złudzeń, gubisz się w tym natłoku myśli i świadomością, że nie masz nad tym wszystkim konrotlii
Czujesz się jak więzień we własnym umyśle, słyszysz, widzisz, czujesz to czego nie ma i nigdy nie było
Zaczynasz powoli unikać kontaktu z ludźmi bo czujesz się zagubiony i panicznie boisz się tego do czego jesteś zdolny
Masz wrażenie, że idąc do sklepu ktoś Cię notorycznie śledzi, bacznie obserwuje bądź słyszysz jakby ktoś mówił do Ciebie coś czego w zasadzie nie jesteś w stanie zrozumieć
Ten ciągły strach i obawa, przekonanie, że ktoś chce Cię zabić i jesteś nawet w stanie zobaczyć tego mordercę siedzącego obok Ciebie, uciekasz lecz po spojrzeniu w tył nikogo za Tobą nie ma
Zaczynają się pojawiać ataki paniki oraz zachowania za, które sam nie jesteś w stanie odpowiadać gdyż brak Ci nad nimi kontrolii
Padło pytanie, jak sobie z tym radzić?
Otóż myślę, że na to nie ma jednego lekarstwa, które Cię wyleczy. I chciałabym tu powiedzieć, że będzie dobrze i wszystko się ułoży i dasz samemu radę lecz nie będę Cię oklamywac. Myślę, że schizofrenia to jedna z tych gorszych chorób psychicznych, których tak naprawdę nie da się przelać na słowa i opisać stan gdyż u każdego ona objawia się w jakiś inny sposób. Sądzę iż bez odpowiedniego wsparcia psychiatry nie poradzisz sobie samemu nawet to wykluczam. W tym przypadku powinieneś przebywać w zamkniętym ośrodku takim jaki jest szpital psychiatryczny. Po kilku dobrych miesiącach sądzę, że choroba ta przestała się rozwijać przez leki, które byś miał tam podawane oraz byłoby Ci znacznie lżej. Jednak warto pamiętać, że żadnej choroby psychicznej nie jesteś w stanie w 100% wyleczyć. To bardzo trudny temat i ciężko mi o nim cokolwiek napisać, ponieważ gdybym miała opisać dosłownie wszystko co mam do powiedzenia w tej kwestii zajęłoby mi to dwie, trzy godziny a więc to co tu jest napisane jest jedynie skrótem.
_________________________________________
Jeżeli borykasz się z jakimś zaburzeniem albo po prostu jest Ci źle zawsze możesz do mnie napisać, będę Cię wspierać i będziesz mógł o każdej porze dnia i nocy do mnie zadzwonić jeżeli będzie się coś działo. Pomagajmy sobie!
18 notes
·
View notes
Text
" Serce umiera powoła śmiercią, gubi wspomnienia jak drzewo liście aż nie pozostaje ani jedno - brak złudzeń.
Maluję twarz by coś ukryć, jej oczy są jak głęboka woda. Nie powinna niczego pragnąć, nie powinna niczego chcieć."
- Memoirs of a Geisha
#memoirs#sadnees#reality#alone with my thoughts#i live alone#my heart is dying#tesknie#kocham#potrzebuję cię#samotność#smutna prawda#smutna dziewczyna#alegoria
1 note
·
View note
Text
Ekstremistyczna sekta werbuje w Polsce.
"Część chrześcijan właśnie co roku jeździ do Jerozolimy. Właśnie, żeby realizować tę część wielkiego nakazu misyjnego. Oczywiście bzdura, nie o to tam chodzi, no tylko jest taka... taka moda w kościołach, żeby stylizować chrześcijaństwo na religię mojżeszową, dlatego w większości kościołów tzw. protestanckich znajdziecie siedmioramienne świeczniki, flagi Izraela i tak dalej. U nas nie znajdziecie, także możecie szukać, zapraszamy komisje jakieś takie do badania naszych związków. Szukajcie, nie znajdziecie" - mówił w roku 2016 Paweł Chojecki podczas audycji Idź Pod Prąd. Był to czas, gdy sekta z Lublina nie obnosiła się jeszcze w sposób tak ostentacyjny z ideą, której hołdują czyli chrześcijańskim syjonizmem (do dziś nie używają wprost tego określenia) ani swoimi kontaktami z amerykańskim środowiskiem skupionym wokół tej ideologii. Był to czas, gdy Chojecki, wraz ze swoją sektą realizował plan "wślizgnięcia" się w środowiska patriotyczne / narodowe przy pomocy zatrudnionego już wtedy u nich wabika Mariana Kowalskiego, wykreowanego na twarz środowiska narodowego i z nim kojarzonego. Chojecki zdawał sobie sprawę, że w tym czasie podobne manifestacje lojalności wobec Izraela mogłyby spotkać się ze zdecydowaną reakcją ludzi, którzy jeszcze śledzili poczynania Kowalskiego. Dziś flaga Izraela to stały element wystroju studia IPP, stały element stroju pracującego dla nich Ivana Belostenko, który włóczy się z nią po różnych wydarzeniach (nawet w dniu rocznicy Powstania Warszawskiego), ich kontakty ze środowiskami chrześcijańskich syjonistów jak i samych żydowskich radykałów a nawet oficjeli są już ostentacyjne i nie pozostawiają złudzeń co do ich misji w naszym kraju. Opisywane były tu już wielokrotnie coraz to nowe inicjatywy, kontakty i znajomości Chojeckiego i jego rodziny, nabrały one na sile za sprawą wspomnianego Belostenki, który stał się żydowskim łącznikiem sekty z różnymi środowiskami syjonistycznymi w Europie i Izraelu. Coraz więcej miejsca w przekazie sekty zajmują sprawy izraelskie i to nie związane z tematyką religijną ale polityczną. A podczas nich członkowie i sympatycy sekty nakierowani są prosto na poglądy jakim mają hołdować, urabiani w radykalnym poparciu dla działań izraelskich w każdej dziedzinie i tresowani w niechęci czy wręcz nienawiści i pogardzie dla oponentów. Chrześcijański syjonizm zakłada wychowanie protestantów w wierze i przekonaniu, że sprawy Izraela, nowoczesnego państwa Izrael, są ich sprawami, że muszą poświęcić im maksimum uwagi i na pomocy temu państwo i jego narodowi skupić swoje działania, w tym te polityczne. Pod koniec lutego w IPP TV przeprowadzono wywiad z przedstawicielem kolejnej organizacji żydowskich ekstremistów o nazwie "Cry for Zion", której działalność skierowana jest właśnie na chrześcijan w celu zaangażowania ich po stronie reżimu izraelskiego w dzisiejszych kwestiach politycznych i pracę na jego rzecz w różnych krajach świata. Wywiad z Doronem Keidarem przeprowadził nie kto inny jak Ivan Belostenko, a jego tematem była kwestia Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie, na którym skupia się owa organizacja. Belostenko przedstawił organizację Keidara jako tą, która "zajmuje się edukacją, rozpowszechnianiem wiedzy na temat trzeciej świątyni, Wzgórza Świątynnego, suwerenności państwa izraelskiego (!), dlaczego to jest ważne w kontekście chrześcijańskim, właśnie dla chrześcijan. Chrześcijanie powinni wiedzieć dlaczego powinni angażować się politycznie i wspierać państwo Izrael". Po tej krótkiej introdukcji na ekranie pojawia nam się zdjęcie Keidara w mundurze i z bronią z podpisem, że pochodzi ono z ćwiczeń jakie odbył on z IDF (Belostenko twierdzi, że jest on nadal czynnym żołnierzem, mamy więc informację, że żołnierze IDF angażowani są do działalności wśród chrześcijan na świecie), oraz jego zdjęcie w cywilu z karabinem z podpisem "obrońca Syjonu". Organizacja Cry For Zion powstała w roku 2014 a jej celem jest werbunek chrześcijan dla sprawy odzyskania pełnej kontroli nad Wzgórzem Świątynnym. Prowadzi ona na You Tube kanał Temple Mount Report, w którym prezentuje żydowskie argumenty mające usprawiedliwiać zamiar przejęcia świętego miejsca trzech religii. Sekta Pawła Chojeckiego w swych publikacjach także zwracała uwagę na potrzebę budowy tzw. trzeciej świątyni i reklamowała organizacje promujące tę ideę, w tym te powiązane z żydowską sektą Chabad. Cry For Zion stara się przekonać chrześcijan oraz religijnych Żydów, których część nie łączy dzisiejszego państwa Izrael ze swoją wiarą, że jest to właśnie kwestią religijną. Keidar przekonuje, że Bóg może użyć "nieświętych środków" by osiągnąć "święty cel". Lobby chrześcijańskich syjonistów w Stanach Zjednoczonym miało niebagatelny wpływ na decyzję prezydenta Trumpa o przeniesieniu amerykańskiej ambasady do Jerozolimy, mimo, że było krokiem ryzykownym, budzącym powszechny sprzeciw na świecie oraz, oraz mogącym pogrzebać proces pokojowy na Bliskim Wchodzie. Tuż po tym, w rozmowie z Elim Barburem, Tymoteusz Chojecki pytał jak powinno wyglądać rozwiązanie kwestii Wzgórza Świątynnego. Podczas tego pytania posunął się on nawet do sugestii... zburzenia świętego dla muzułmanów meczetu Al-Aksa, co może uwidocznić nam radykalizm cechujący chrześcijańskich syjonistów. Barbur, który oburza się na izraelskich polityków dążących do jakiegokolwiek porozumienia z Palestyńczykami, w wywiadzie z 4 marca 2020 użył sformułowania "ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej" (!) nawiązując do kuriozalnego "plan stulecia" autorstwa Trumpa i jego zięcia Kushnera, wyrażając jednocześnie swą wrogość wobec polityków izraelskich, którzy "chcą nadawać prawa Palestyńczykom". Wzgórze świątynne jest trzecim najświętszym miejscem muzułmanów, które obecnie znajduje się pod kuratelą jordańską (dwa pozostałe czyli meczety w Mekce i Medynie są pod kuratelą saudyjską). Jest jednocześnie miejscem niezwykle zapalnym z uwagi na obecny status Jerozolimy i izraelską okupację. Krwawa Druga Intifada wybuchła po tym gdy Ariel Sharon, ówczesny lider opozycji w Knessecie odbył prowokacyjny spacer w tym miejscu. Miało to miejsce w roku 2000. Na przełomie 2015 i 2016 roku spór o dostęp do tego miejsca pomiędzy muzułmanami i Żydami doprowadził do zwiększenia się zamachów palestyńskich w Izraelu a w odpowiedzi do izraelskiej inwazji wojskowej na tereny palestyńskie. Próba montażu detektorów metalu w tym miejscu w 2017 doprowadziła do masowych protestów w wyniku których zrezygnowano z tego środka zapobiegawczego. Władze Izraela, do tej pory, starają się akceptować jordańskie zwierzchnictwo nad tym miejscem kultu aby nie doprowadzać do kolejnych napięć z Palestyńczykami i Jordańczykami. Jednak w kontrze do takiego stanowiska stają organizacje ekstremistyczne takie jak Cry For Zion, które próbują wzniecić konflikt w tym miejscu i to rękami chrześcijan. Tłumaczą oni ewangelikom, że brak pełnej kontroli nad Wzgórzem Świątynnym podwarza suwerenność Izraela i prawo Żydów do tych ziem, a powrót Żydów na tereny Palestyny jest jednym z głównych założeń ich wiary i politycznego aktywizmu. Munther Isaac, szef organizacji "Christians at the Checkpoint", skupiającej chrześcijańskich Palestyńczyków w wywiadzie dla portalu The Daily Beast z 2019 roku powiedział, że wykorzystywanie chrześcijan w celu przejęcia kontroli nad tym miejscem na podstawie "biblijnych założeń" jest przedsięwzięciem skrajnie niebezpiecznym. Tłumaczy on, że tego typu podejście, opieranie się na starożytnych religijnych tekstach w celu rozwiązania najbardziej skomplikowanego konfliktu dzisiejszych czasów, mówiących, iż Bóg powierzył konkretny obszar geograficzny konkretnemu narodowi, oraz, że dzisiejsi Żydzi bez cienia wątpliwości są spadkobiercami biblijnego plemienia Izraela, jest po prostu niepoważne i groźne. Takie podejście działa jednak na niemałą rzeszę protestantów, zwłaszcza amerykańskich ewangelików. Jest to też pogląd, który w Polsce zasiać chce sekta Chojeckiego i zwerbować w szeregi chrześcijańskich syjonistów ludzi zwabionych patriotyczną otoczką tego przedsięwzięcia. Wzgórze Świątynne jest najświętszym miejscem judaizmu, miejscem w którym Abraham miał ofiarować Izaaka Bogu w ofierze. Według tradycji było miejscem, w którym znajdowały się dwie świątynie. Muzułmanie czczą to miejsce jako punkt, w którym Mahomet wstąpił do nieba. Dla chrześcijan jest miejscem, w którym Chrystus modlił się w okresie drugiej świątyni, jednym z najświętszych w okolicy miejsc obok Betlejem, Bazyliki Grobu Pańskiego, Galilei i innych. Muzułmańskie zwierzchnictwo nad tym miejscem zostało utrzymane pomimo zajęcia Jerozolimy przez Izrael po wojnie sześciodniowej w 1967 roku.
1 note
·
View note
Text
Poetyckie poszukiwania i drgania duszy - Stanisław Dłuski
Poeta rodzi się z pychy i pokory tego świata. Z duszy wyrywa włókna i chrząstki, szuka prawdy, przerażony cierpieniem i olśniony pięknem, układa swoją pieśń, mniej lub bardziej kaleką, osobną, samoswoją, bo każda inna jest estetycznym zakłamaniem, kreowaniem pustki, kulturalnym fast foodem. Każdy z nas wpisując się w odwieczny głos pokoleń, szukając miejsca w języku i świadomości, w istocie też broni trwania, elementarnych podstaw istnienia, ale równocześnie chce wyjść “poza”, odświeżyć konwencje, stanąć nad przepaścią, wiedząc, że dalej jest kicz, grafomania, klęska. Najlepsi nie mają złudzeń, żyją nieustannym ryzykiem i poddają słowo nieustannej próbie życia i śmierci. Światła i ciemności. W większości rodzinę poetów tworzą autorzy bezpieczni i zachowawczy, ale są potrzebni. Może Anna Kamieńska miała rację, że dopiero na ich tle widać tych największych, niebezpiecznych poetów żyjących na krawędzi, świadomych ryzyka, wiernych przegranej, która może okazać się zwycięstwem nad samym sobą. Jakie to “może” jest ciemne i skłębione, nikt nie dostrzeże jego dna. Każdy z nas broni siebie i tej szalonej nadziei, pięknej choroby. Gdzie my jesteśmy, ja sam, w jakim przerażeniu, w jakim domu?
Każdy głos poetycki ma swoje zagrożenia i ograniczenia. Bez nich byłby nikim, zabobonem powielanym na ksero, lirnikiem ogródków działkowych, a przecież każdego z nas obchodzą też ogrody, kosmiczne przestrzenie , sny, umierające i żywe domy. Obchodzi nas każda drzazga wbita w dłoń, cierń ocalały z pożaru róż i dusz, dziurawy but ze wszystkich dróg życia i człowiek, ten szukający, wątpiący, samotny w wieczności. Nie mogą jednak nie obchodzić te ograniczenia i zagrożenia, one nas określają tak samo, jak obrazy, wizje, metafory odnalezione czy podarowane w dzieciństwie. Może to nas najbardziej łączy, przy całej różnorodności i odmienności światów. Poeci kultury, stylizatorzy, wierzący, że z ksiąg i wiedzy można wydobyć nowego człowieka, ocalić słowo w barbarzyńskich czasach, ich siłą jest przywiązanie do warsztatu, dbałość o styl, czasami rym dokładny, erudycja, ale z tego wynikają zagrożenia: sztuczność, która szeleści literaturą, wyrafinowanie odarte z uczuć i własnych, egzystencjalnych pasji, staje się kłamstwem w ładnym, w efektownym opakowaniu. Eleganckie efekciarstwo, którego odwrotnością jest barbarzyńskie i obyczajowe kokietowanie przez poetów kultury masowej, być może to jedna z większych mistyfikacji w ostatnich latach, o tyle potrzebna, że koturnowość polskiej literatury i nadmiar społecznych obowiązków doprowadziły do zniszczenia wszelkiej autonomii poezji, odarły ją z ambicji metafizycznych, wzniosłych pragnień od wieków odżywiających sztukę. Stanisław Barańczak, w głośnej w połowie lat siedemdziesiątych dyskusji wokół Czarodziejskiej góry Tomasza Manna, stawiał tezę, iż współczesna poezja jest “Settembrinim, który zmądrzał”. Inaczej mówiąc, humanistą, który wątpi, nie jest wolny od autoironii i humoru, ale wierzy w powołanie poezji do stawiania etycznych postulatów. Jest to jednak “Etyka Bez Autorytetów”, bo przecież poezja musi zdawać sobie sprawę z praktycznych konsekwencji “śmierci Boga” i “śmierci Człowieka”. Czy tak pojmowaną etykę odnajdujemy również w twórczości autorów tzw. ponowoczesnych? Autor Etyki i poetyki stawiał więc przed poezją moralne cele - winna ona według niego uczyć myśleć i działać samodzielnie.
W polemicznym głosie, Krzysztof Karasek, pisał o wątpliwościach dotyczących Settembriniego i zwracał uwagę na postawę niepozornego, rozdartego wewnętrznie, Hansa Castorpa. Settembrini, Naphta, są - podkreślał autor Godziny jastrzębi - bohaterscy, jeden ma wiarę w Człowieka, drugi - w Historię, Castorp usiłuje tylko zrozumieć… Cóż zostało z tych wiar, utopii? Niewiele, jestem jednak przekonany, że człowiek i historia obiektywnie istnieją, domagają się odpowiedzi, niespokojnej refleksji, pytań. Natura Castorpa jest delikatna, płynna i nie dająca się zdefiniować. Jest w ciągłym ruchu, niepewna, stale targana wewnętrznymi sprzecznościami, niepokojem, głodem poznawczym…
Taka jest też dusza - delikatna i płynna - młodego poety, który wygrywa wtedy, kiedy pozostaje w “sprzeczności z sobą” (Baudelaire), choć za nim nie stoją wielkie racje różnych instytucji i media, tylko krucha dusza, promyk słońca w ciemności, zdziwienie dziecka. Nie zdradzić siebie, tak mało i tak wiele. Idzie o to, żeby być wiernym nie tylko poetyckiemu sumieniu, wewnętrznemu głosowi, ale też materii, którą się kształtuje - językowi. Takie myślenie dzisiaj może być wyzwaniem i “płachtą na byka lekko” posiwiałych, ponowoczesnych “barbarzyńców”, którzy zakwestionowali możliwości metafizyczne literatury, model poezji wrażliwej na dobro i zło świata. Czyż w odpowiedzi na pytania stawiane przez bliższą i dalszą tradycję nie wybrali innej utopii, utopii żeglarza, który płynie donikąd, bo już nie wierzy w piękno i obiektywną prawdę Itaki? (Homer i Orwell zawsze aktualni).
“Blask boskości”, o którym pisał Heidegger w głośnym eseju o Höelderlinie, nie jest wyzwaniem dla “turysty” Baumana, który poprzestaje na smakowaniu powierzchni istnienia, nie wierzy już w sens poszukiwania, drążenia bytu. W przeciwieństwie do niektórych tzw. barbarzyńców “krajem ojczystym” i poezją obywatelską nie pogardzał Stanisław Piętak, “poeta ziemi”, kiedy w wierszu pod tym właśnie tytułem, wyznawał: Z daleka widzę w niebie lot bociani // i chłopa pod obłokiem z pługiem w polu.// Z uli kometą pszczoły w słońca bani// uleciały i szumem ciszę kolą. W kodeksie etyki Eneasza jest - jeśli przywołać dalszą tradycję - i miłość do najbliższych i do własnej ojczyzny, do bogów: uczucia te składają się na pojęcie pietas głównego bohatera Eneidy. Ważne to “jest”, bo zgodnie z tym, jak twierdzi Zygmunt Kubiak, antyk jest przypowieścią, która dotyczy również nas, tradycja bez nas - współczesnych - nie istnieje, nawet jeśli ją zdradzamy, pozostaje ważna.
Nie wierzę już od dawna w poetycki cynizm lansowany w młodzieżowych czasopismach, który zagłuszył poetyckie sumienia, zagubił elementarne doświadczenia egzystencji w subiektywnej grze, zabawie, medialnym festynie posiwiałych uczniów wielkiego miasta. Przedmiotem poezji winien być wszechświat, święta rzeczywistość - jak mówił Paul Claudel - w środku której na zawsze tkwimy. Wszechświat rzeczy widzialnych, któremu Wiara przydaje wszechświat rzeczy niewidzialnych. Dobitnym przykładem tak pojmowanej poezji może być twórczość Józefa Kurylaka, który tropi “blask boskości” w ciemnej materii życia i w naturze.
Z formacji, która objawiła się w latach 90. najbardziej przekonują mnie tacy poeci, jak np. Marcin Świetlicki, Jarosław Mikołajewski, Jacek Napiórkowski, którzy - bez względu na różne poetyki - pojmują lirykę jako najwyżej zorganizowaną formę języka służącą świadomości metafizycznej i świadomości językowej, choć zawsze należy pamiętać, że poruszamy się w materii nie poddającej się żadnym definicjom. Wtórne wydają mi się spory o wersyfikację, wiersz sylabotoniczny czy wolny, ważniejsze są dla mnie poszukiwanie światopoglądowe (prymat idei nad techniką) i nieustanna pogoń za formą.
Ta pogoń przynosi bowiem odpowiedź, choć może nią być często epistemologiczna klęska, tylko (aż!) pytanie, bolesne pytanie o płomień, byt i miejsce człowieka we wszechświecie i w codzienności. “Śmierć Boga”, kryzys humanizmu i pytanie o “człowieka w człowieku��� - oto wyzwanie ideowe, o których winni pamiętać młodzi poeci, jeśli słowo ma dla nich jeszcze sens ontologiczny. Brak mi w wypowiedziach młodzieżowej krytyki odważnej, bezkompromisowej próby stawiania takich pytań, dominują resentymenty i bóle porodowe liryków, którzy czepiają się cudzych szat, zamiast powiedzieć, wyszeptać swoją “małą prawdę”, pielęgnować w sobie “strzęp Boga” i “strzęp człowieka” (określenia M. Świetlickiego), zobaczyć siebie w perspektywie tradycji i tożsamości, w perspektywie wiary i miłości.
3 notes
·
View notes
Text
"Sen to zło nie ma złudzeń
sen ogarnął wszystkich ludzi
Czarno wokół, miasto śpi
nikt nie może się obudzić
Kot na dachu, szczur w kanale
Księżyc kusi mundurki białe
Zielonego światła brak (...)"
2 notes
·
View notes
Text
My child,I love You !
Macierzyństwo jako egzotyczna wędrówka przez gęstą dżunglę.
Co krok można natknąć się na parzące rośliny bądź drapieżne zwierzęta.
A noc nadchodzi bardzo szybko.
Matką zazwyczaj zostaje się w wieku dwudziestu kilku lat.Tak podszeptuje instynkt.Młoda, zdrowa kobieta zdolna do wydania na świat potomstwa i jego długoterminowego wychowywania, aż do uzyskania przez nie pełnej niezależności.
Co kiedy matką zostaje się wieku czterdziestu lat?
Zjawisko w dzisiejszym cywilizowanym świecie coraz częstsze.
Z punktu widzenia biologi dość ryzykowne przedsięwzięcie.
Na szczęście czasy , w których żyjemy dają nam możliwość zachowania pełnej witalności do wieku siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu lat.
Zatem wychowanie potomka przez tak dojrzałą kobietę staje się możliwe.
A co gdy “późna” matka podejmuje się samotnego rodzicielstwa?
W kulturze współczesnego Zachodu nierzadkie.
Jednak chcąc opisać sytuację obiektywnie, muszę przemówić głosem wszystkich samotnych matek.
To mozolna praca z w gruncie rzeczy niezależną od nas osobą jaką jest dziecko.
To lawirowanie między czasem z dzieckiem i pracą.
To rwane emocje w sytuacjach trudnych podczas dojrzewania. Bez możliwości ich upłynnienia.
Brak katalizatora w postaci Ojca jest dysfunkcyjny.
Daje podświadome poczucie nieudolności.
W gruncie rzeczy mimo pozornej społecznej akceptacji, istnieje środowiskowy dystans.
W psychice dziecka rośnie niewidzialna bariera i poczucie dysonansu.
W rzeczywistości mały człowiek nabrzmiewa rodzajem kompleksu zwanego “ Deficyt Ojca”.
I wszystko zależy od splotu okoliczności oraz psychiki dziecka.Czy wyrośnie na w pełni operatywną , pewną siebie osobę, zdolną do nawiązywania głębokich więzi emocjonalnych czy też “piętno” braku odciśnie się na mentalnych zdolnościach.
Dewagować można dużo i na temat.
Najważniejsze, żeby siła tkwiła w głębokiej,szczerej relacji z matką.
Gorzej , kiedy matka boryka się z problemem samotności i braku stabilizacji.
Sytuacja na wskroś trudna do rozwiązania.
Bo nie chodzi tylko o słowne doradztwo, które chwilowo uśmierza problem.
Istotą jest długoterminowe wsparcie otoczenia, nie będące jałmużną.
Wielkopańskie gesty jałmużenia są tylko upokorzeniem.
A odnalezienie uzdrawiającego scenariusza uwieńczonego Happy Endem zakrawa na cud.
Środek zaradczy?
Ośrodek wsparcia psychologicznego?
Może podróż transatlantykiem albo między planetarny vojage?
A może wystrzelenie w kosmos rakiety z marzeniami, aby pozbyć się złudzeń.
Ktoś powie - Po co zaraz tak histeryzować? Po co aż tak dramatycznie?
Można przecież uprawiać fikcję literacką i nosić maski okolicznościowo dobrane do sytuacji.
Kobieto- Matko samotnie wychowująca dziecko małe lub duże, zdaj się na własny instynkt samozachowawczy, uwierz, że jesteś Silna, Piękna, Mądra i możesz przenosić góry, a po chmurach pląsać często i radośnie.
Wyzwól w sobie wiarę we własne możliwości. Bądź uśmiechnięta i kreatywna, cokolwiek to znaczy dla Ciebie. A Twoje Życie i Życie Twojego Dziecka stanie się o wiele bardziej kolorowe.
Chciej tylko wyzwolić ten potencjał , który w sobie posiadasz.
Po prostu ŻYJ!!!!!!!!!!!!
0 notes
Text
zmuszanie sie do snu chcąc nigdy wiecej sie nie obudzic sie w tej nicości, w pokoju chorobliwej pustki niekończących sie złudzeń w nędzy duszenia sie gdzie tylko sciany krwawily słysząc wszystkie krzyki, brak światła najwiekszą rozkoszą przekleta i uwieziona w najglebszej czerni nie mogąc uciec przed zalewem melancholii
0 notes