Tumgik
#Spokojne popołudnie
kasja93 · 1 year
Text
Siema! Dzisiejszy bilans:
Zjedzone 263
Spalone aktywnie 490
Tumblr media
Dziś był dobry dzień.
Rano świrowałam i nosiło mnie przed wizytą u psychiatry. Zabrałam się za sprzątanie. Wyczyściłam kuchnie i poskładałam ubrania w szafie. Mam niefajny zwyczaj nie odkładania ubrań tam gdzie trzeba po przymierzeniu i raz na jakiś czas muszę się odgruzować bo mam w szafie groch z kapustą. Zrobiłam też duże pranie i zmieniłam poszewki na świeże.
Później postarałam się wychillować i spędzić pozostały mi czas na czytaniu książki. W międzyczasie zadzwoniła przyjaciółka i wyszłam na dosłownie dwie minuty z pokoju sprawdzić czy mam mleko bez laktozy (jutro przyjeżdża wraz z drugą połówką do mnie w odwiedziny). Jak wróciłam okazało się, że nie tylko ja rozsmakowałam się w „Legendy i Latte”.
Książkę dopadł anonimowy kartonożerca Ruda…
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ogólnie książkę polecam z całego serducha. Jest to bardzo lekka fantastyka pełna cudownych postaci i bije z niej takie przyjemne ciepło! Po prostu ta powieść jest urocza. I na dodatek bardzo lekka, przyjemnie się ją czyta i jest cudownym wyborem na spokojne, leniwe popołudnie.
O 13 pojechałam na wizytę u lekarza. Pani doktor po wysłuchaniu mnie stwierdziła, że to moje kompulsywne i natrętne wręcz obsesyjne myśli o pracy i zamartwianie się to po prostu manifestacja lęków, które wciąż mnie nawiedzają. Powiedziała mi, że ma pacjentów, którzy jakby mogli to by siedzieli i 6 lat na L4 a ja jestem obdarzona dużym poczuciem odpowiedzialności… Dodała również, że jeszcze się w życiu zdążę napracować i bym spokojnie siedziała na dupie i odpoczywała. Zwłaszcza, że wkrótce zacznę remont domu. Bardzo się ucieszyła jak usłyszała, że go kupiłam. Zawsze życzy mi jak najlepiej. Porozmawiałyśmy na kilka tematów i zwiększyła mi dawkę leku przeciwlękowego, który już biorę. Ogólnie wizyta była udana. Jak zwykle z resztą. Bardzo się cieszę, że trafiłam na tak super lekarza.
Jutro przed południem wpadnie przyjaciółka i jej druga połówka. Napewno będzie miło i ich wizyta poprawi mi humor jeszcze bardziej :) ten tydzień póki co jest bardzo dobry. Oby tak dalej. Dziś było trochę chłodno, ale i tak pogoda była przyjemna. Poszłam na małe zakupy przy okazji zaliczając spacer. Kupiłam śliczną, plisowaną spódnice w Leclerc 🩷 i trochę pierdół na jutrzejsze spotkanie.
Tumblr media Tumblr media
Ruda i Jerry bardzo dobrze się dogadują. Jerry nawet dał mi się dziś wygłaskać. W nocy zaś lubi mnie odwiedzić na łóżku. Chyba sprawdza czy jeszcze żyje xD
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Menu:
Śniadanie: Szejk proteinowy na mleku migdałowym 152 kalorie
Obiad: truskawki 83 kalorie
Przekąska: kawa z mlekiem migdałowym 28 kalorii
Tumblr media
Ćwiczenia:
7997 kroków
Godzina jogi
31 notes · View notes
modamugenipl · 8 months
Text
Czarne sandałki na słupku
Carmen Vazquez mieszkała na Calle Gisbert na drugim piętrze. Było słoneczne wiosenne popołudnie, delikatny bryza poruszała liście palm. Wyglądając przez okno, Carmen poczuła chęć wyjścia z domu. Miał niewytłumaczalne pragnienie zasmakowania świata za progiem swojego domu.
Spojrzała na swoje rodbicie w lustrze. Pod wpływem impulsu otworzyła szafe i wyjęłą różową sukienkę z bufiatymi rękawami, o której dawno zapomniała. Carmen włożyła ją i połączyła z czarnymi sandałkami zapinanymi na pasek za kostkę, dodając tym samym kluczowy element swojej popołudniowej kreacji.
Z bijącym sercem Carmen wyszła na ulicę. Ekscytacji nie było końca gdy zobaczyła, że czekają na nią przyjaciele. Razem poszli na spacer, śmiejąc się i rozmawiając, a słońce rzucało złoty blask na ich twarze.
Podczas spaceru Carmen znalazła małe, niepozorne drzwi ukryte w murze porośnietym roslinnością. Były to drzwi, które mijały niezliczoną ilość razy bez zastanawiania się co za niemi się znajduje. Jednak dzisiaj coś ją do nich przyciągnęło, niczym siła magnetyczna.
Kierując się ciekawością, Carmen odeszła od przyjaciół i podeszła do drzwi. Otwierając je z wahaniem, znalazła się w czarującym ogrodzie, tętniącym kolorami i zapachami, których nigdy wcześniej nie doświadczyła. Każdy krok przeniesił ją do innej krainy, z tętniącego życiem miasta.
Zachwycona Carmen nie mogła przestać eksplorawać ogród. Wędrowała przez bujne zielone łąki, tętniące życiem klomby i spokojne stawy. Powietrze wypełniał zapach kwitnących kwiatów, a światło słoneczne przebijało się przez liście palm, tworzyło magiczny taniec cieni.
Ogród zdawał się ciągnąć w nieskończoność, za każdym zakrętem odkrywając nowe niespodzianki. Czas może się zatrzymać w miejscu, gdy Carmen zagubiła się w tym ukrytym raju.
Ale gdy słońce pojawi się nad horyzontem, Carmen zorientowała się, że musi wracać z powrotem do drzwi, którymi musi wrócić do znajomych.
Wróciła na znajomą ulicę Calle Gisbert, Carmen zaczęła tęsknnic za znajomymi. Jej przyjaciele witali ją zdziwionymi spojrzeniami, nieświadomi niezwykłej podróży, jaką przeżyła Carmen .
Dni zmieniały się w tygodnie, tydzień w miesiące, ale sekretny ogród Carmen nawiedzał jej myśli. Tęskniła za koniecznością odnalezienia go, i przeżycia magii i cudowności, które urzekły jej duszę. Stała się zdeterminowana, poprzez ujawnienie sekretnego ogrodu i jego tajemniczego istnienia.
Każdej wolnej chwili Carmen przechodziła przez drzwi do ukrytej oazy. Zagłębiała się w stare księgi, badała zapomniane legendy i przeglądała mapy w desperackiej próbie odnalezienia śladów magicznego ogrodu.
Pewnego dnia, gdy słońce malowało niebo w odcieniach różu i pomarańczy, Carmen natknęła się na wyblakłą fotografię. Przedstawiło grupę ludzi stojących przed drzwiami, które zostały zniszczone. Ich uśmiechy i śmiech były jej własne wspomnienia. To był dowód na to, że ​​ogród był prawdziwy. Nie był tylko wytworem jej wyobraźni.
Historia Carmen Vazquez i jej niezwykła podróż trwa nadal, badacza zastanawiającego się, co kryje się za ukrytymi drzwiami i jakie przygody pojawiają za nimi.
0 notes
tyjebanybetoniarzu · 1 year
Text
Outfit starego
To było spokojne, piątkowe popołudnie. Promienie słońca wpadały przez okno, oświetlając jasne, bawełniane skarpety. Stukot szkła podczas zmywania momentami zagłuszał słuchanego przeze mnie audiobooka, ale piętrząca się w zlewie sterta naczyń wymagała pilnej interwencji. 
Uniosłam jedną ze szklanek, aby odłożyć ją na ociekacz zlokalizowany w górnej szafce i letnia woda spłynęła po moim nadgarstku aż do łokcia. Zakasałam mocniej rękawy, ale nieprzyjemna kropla zdążyła już przemieścić się w dół mojego uda aż do kolana. Chwilę wcześniej zdjęłam przyciasne dżinsy i od tamtej chwili nosiłam strój typowego starego. Jasne skarpety, gacie i podwinięte rękawy. 
Wnet usłyszałam walenie do drzwi i Moka podniosła szczekliwy alarm. Nie spodziewałam się gości. Właściwie to oczekiwałam jedynie powrotu mojego gościa. Przyjaciel, ale też wcześniejszy współlokator miał zatrzymać się u mnie po Festiwalu Fantastyki. Zirytowałam się. Umówiliśmy się przecież, że przed przyjściem wyśle mi wiadomość, aby upewnić się, że nie wyszłam na spacer z psem. Ekspresowa ocena sytuacji poskutkowała podjęciem decyzji o pozostaniu w outficie starego. 
Sięgnęłam po kuchenną ścierkę i niedbale wytarłam dłonie. Przez głowę przemknęła mi myśl, że musiałam przeoczyć powiadomienie, bo pochłonęły mnie domowe porządki. 
Pospiesznie uciszyłam kundla i ruszyłam w kierunku drzwi. Pociągnęłam za klamkę pewnym ruchem i ku mojemu zaskoczeniu drugie drzwi zewnętrzne jedynie wisiały na łańcuchowej zasuwce. W wąskiej przestrzeni dostrzegłam postać nie przyjaciela, a sąsiada. 
- Otwarte drzwi masz, weź se zamknij! - rzucił szybko, a w trakcie wypowiadania tych słów zmierzył mnie od góry do dołu. 
- Okej, dzięki... - burknęłam i zrealizowałam jego prośbę bez wahania.
Pospiesznie oddaliłam się do mieszkania, a ciarki zażenowania na myśl o niezręcznym spotkaniu nawiedzały mnie jeszcze kilka razy w zupełnie losowych momentach. 
0 notes
annamboland · 2 years
Text
Powolne poranki
Lubię dzień zaczynać powoli. Spacer po ogrodzie, ze szklanką ciepłej wody, spokojne śniadanie z książką i przytulanki z kotem. Powoli popijam herbatę, którą zabiorę potem na górę, do mojego pokoju na strychu. Usiądę przy biurku i będę pisać, a może udawać, że piszę, bo jednak ciągle więcej o tym myślę, niż robię. Mam przed sobą kilka godzin, zanim wsiądę na rower i ruszę spędzić popołudnie w…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
tojaziemniak · 3 years
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Teresa bardzo potrzebowała wsparcia swojego przyjaciela, Michała, w tych ciężkich dla niej chwilach... W końcu nie codziennie dowiadujesz się o tym, że jesteś w kosmicznej ciąży! Matki wariowały z powodu nowego członka rodziny... A ona chciała zaznać trochę normalności i spokoju.
6 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 3 years
Text
"Spokojne wiosenne popołudnie,
Ciepło, kropi lekki deszczyk...
Ptaki grają nieustannie swą codzienną melodię miłości wokół mnie.
Las szumi, w oddali pohukuje kukułka...
Uwielbiam te chwilę odprężenia i spokoju,
I tylko... Ciebie mi brak u boku, chciałbym dzielić z Tobą ten spokój i ciszę. Słuchać szumu lasu, i świergotu ptactwa, zastanawiać się jaki kształt przyjmują chmury na niebie...
Tak zwyczajnie..."
Łowca
7 notes · View notes
kregoslupy · 3 years
Text
3.
czasami mi się śni amador tak jakby był on i jego liczne predyspozycje dałam mu dwa imiona amodor – to jedno guadalupe – to drugie i śnię że wołam go ze środka polany w słoneczne popołudnie wołam obydwa imiona amador gualdalupe trawa aż drży od mojego głosu
kocham go tak jak się kocha mięso które wychodzi z ciebie z krwawieniem
ale wiem że amadora nie będzie bo proces tworzenia wydaje się być męczarnią jak upalne popołudnie jak ból w krzyżu po wielu godzinach ciężkiej pracy za marne pieniądze
każda myśl o nim to cierpienie o jego wielkich oczach jak czerń nocy z łożyskiem wytatuowanym na tęczówkach boję się o nim myśleć w tej kamiennej pustce na łące która nie istnieje, wśród grzecznych owiec które śpią u moich stóp w bieli pamięci
utrata i tak dalej
chciałbym napisać do niego dziesiątki listów ale nigdy nie napiszę jeszcze pomyślą że jestem szalona
więc tylko plotę wianki z kwiatów plotę warkocz i przypinam wokół głowy ale nie mam rąk i nie mogę nic dobrze przypiąć i to bezcelowe miotanie się w czterech ścianach pukam w okna walę w drzwi domu domu który nie ma drzwi
moje oczy pochłaniają światło ale nie rozróżniają form
amador jakie to przykre że cię nie ma płaczę to takie smutne to puste serce to puste łono. trzymam twoje wyhaftowane imię w pościeli tak jakbyś umarł całun, prześcieradła, serwetki, obrusy i sztućce z motywami kwiatów porysowane naczynia od częstego mycia w poidle gdzie piją krowy myję głębię oczu i usta
ale ty nie wiesz jak wyglądają krowy nigdy nie widziałeś krowy
amoador jakie piękne imię mam dla ciebie i tę skrzynię na nienawiść i tę miłość tak nieznaną i ten gniew że cię nie ma wykrzykuję twoje imię na łące a sąsiedzi podchodzą do drzwi i patrzą ze strachem na stopy pełne ran ale za łąkami jest morze spokojne trawy i wyspy a za trawami i za morzem jesteś ty bolesny amador rozkwitająca macica
~ LARA DOPAZO
2 notes · View notes
galeriakrakow · 5 years
Photo
Tumblr media
Wiele razy widziałam ten kościółek św. Benedykta na zdjęciach, ale jakoś przez 10 lat nie mogłam tam dotrzeć;) w końcu, przy okazji sesji, poszliśmy tam z parą i muszę przyznać, że to bardzo urokliwe miejsce - spokojne, zielone i praktycznie bez ludzi (było ciepłe sobotnie popołudnie); z powodzeniem można przyjść tam z książką i kocykiem i odpocząć pod drzewem 🌱🌼
(via Wiele razy widziałam ten kościółek św. Benedykta na zdjęciach, ale jakoś przez 10 lat nie mogłam tam - @be_forest_soul forest soul)
2 notes · View notes
pinktum23 · 4 years
Text
🇵🇱,🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱
Blaski i cienie 𝐜𝐢ąży – zwanej również, stanem błogosławionym.
Kiedy planujesz spokojne popołudnie z odrobiną słodyczy i ciekawą lekturą, A twój organizm sam dobrze wie, czego ci potrzeba najbardziej
#ciąża #iloveyou #Dorota
🇬🇧🇬🇧🇬🇧🇬🇧🇬🇧🇬🇧🇬🇧🇬🇧🇬🇧🇬🇧
Lights and shadows of 𝐜𝐢ąży - also known as the blessed state.
When you are planning a quiet afternoon with a bit of sweetness and interesting reading, and your body knows what you need the most
# pregnancy #iloveyou #Dorota
Tumblr media
0 notes
dzeikobb · 7 years
Text
25.03.2018
Nowe mieszkania przy szkole na Szczęśliwickiej. Odgrodzone czarnym płotem. Rytm fasady białego prostopadłościanu budowany jest z pozoru nieregularnymi staccatami loggii, które jednak, gdy się baczniej przyjrzeć, rymują się ze sobą co drugie piętro. Rząd wysokich drzew z kulami zielonej jemioły. Tyły hotelu, tyły mojego bloku. Słychać ptaki, od dawna niesłyszane. Oraz nieskończone syreny radiowozów i ambulansów w ich nieskończonych pościgach warszawskimi ulicami. Po fundamencie ogrodzenia spacerują leniwe gołębie.
Druga słoneczna niedziela w tym roku. Ludzie wyszli na rowery, wyprowadzają swoje dzieci, swoje psy. Dziewczyna w białej koszulce biegnie na tle biura sprzedaży mieszkań. Warsaw Spire spokojnie dziś zamyka perspektywę Szczęśliwickiej. Mijam dwie dziewczyny w czarnych kurtkach, obejmują się, jedna płacze, słyszę jak mówi, że nie ma domu, nie wiem, o co chodzi. Rokosowska. Nigdy tu nie byłem. Przepełnione kosze. Rozdeptane trawniki, na których leżą pety. Miejski Dom Kultury jak z Holandii lub Szwecji. Dostojne bryły socrealistycznych bloków. Tu jest basen! Torebka z McDonaldu na udeptanej ziemi. Przy Białobrzeskiej kamienne elewacje. Powojenny i przedwojenny modernizm dobrze ze sobą współgrają. Jest między nimi ciągłość. Chociaż ten powojenny to monument, przedwojnie - skromniejsza skala prywatności. Domy pomalowane na pastelowe kolory lub zostawione w brudzie narosłym od lat - co jest szlachetniejsze, w czym więcej godności? Opływowe kształty stylu oceanicznego lub czyste, proste linie jasnej bryły szkoły. Stara Ochota i subtelna uroda mieszczańskiego modernizmu. Na skrzyżowaniu z Wawelską otwierają się szersze perspektywy: spiętrzenie lat 50., 90. i 2010. nad Halą Kopińską. Polacy lubią traktować swoje domy jak stosy kolorowych szczypów na odpuście. Przebiśniegi przed rzędem pięknych fasad na Radomskiej. Dużo świetnie zachowanych detali. Wawelska z widokiem aż do Ronda Jazdy Polskiej: to miał być skraj dzielnicy Piłsudskiego. Po lewej stronie rzędy zachowanych domów dzielnicy uniwersyteckiej. Gmach wydziału chemii. Brakuje jednak obiektów najważniejszych: ogromnej bryły świątyni opatrzności, wielorybiego cielska sejmu, wstęg urzędów. Monumentalny, prosty gmach wydziału chemii. Po drugiej stronie nowoczesne domy dla pracowników naukowych. Musieli się tu czuć, jakby żyli w przyszłości. Przyszłość jest teraz, mówili sobie. Ciekawe, że to najbardziej nowoczesne części miasta się najlepiej zachowały. Instytut Biologii Doświadczalnej na Pasteura. Tu by się mogła zacząć jedną z wersji Polski Z. Lub tutaj pod ochroną wojska szukano by szczepionki, badano wirusa. Zaplecze wydziału fizyki. Szare budy rozdzielnic, kontenery, rury. Szum industrialowy. Ekspresjonistyczny budynek centrum ciężkich jonów. Pokrywa się brudem estetyka przełomu (90/2000). Wysoki komin, klimat prawie skromnej, futurystycznej Łodzi. Park z perspektywą Akademika. Plac zabaw, małe boisko koszykówki. Wszystko ogrodzone. Znów dzieci i psy. Piasek, asfalt, wyschłe stare liście. Wióry, gałązki, było tu wielkie cięcie drzew. Wawelska 15B, elegancka, asymetryczna bryła pozbawiona ozdób prócz pionowych podziałów fasady. Skąd się to tu wzięło? To jakby odcinek nigdy nie powstałych alei Warszawy monumentalnej, Warszawy przyszłości, Paryża Północy. Niedokończone, makietowe, wciśnięte między kampus UW, a trasę szybkiego ruchu. Bryła Akademika zbliża się nieubłaganie, ominous (złowieszczy), to dobre na nią określenie. Samotna Maria Curie, zafrasowana, pochylona. Pomnik Lotnika i namiastki Paryża urywają się nagle na skraju Mokotowskiego Pola. Zamiast forów, monumentów, rządów, świątyń, pomników - ruiny stadionu Skry, nabierające cech niemalże rzymskości. Schodki, resztki fontann, resztki chodników i ogrodzeń, pokryte mchem i chrustem, zarośnięte trawą - chcieli ruin, to mają, co za ironia losu. Zamiast Świątyni Opatrzności - pozamykane kluby, w tym Iskra, gdzie byłem kiedyś na Coxy z Oleksiejem i Rafałem. Za drucianym ogrodzeniem z resztką drutu kolczastego, porośniętym dzikim winem: krzesełka z napisem Heineken, drewniane palety, białe platformy - konstrukcje typowe dla klubów nadwiślanych. Osuszony basen, popielniczka na ziemi, zmięta paczka winstonów, parę butelek, postrzępione plandeki. Wszędzie poparkowane jakieś autokary, stare przyczepy kempingowe, reklamy firm holowniczych. Podłużne ruiny pawilonu pokryte graffitti, schody, luksfery, balustrady. Trafiłem na aleję spacerową. Za siatką sznurki martwych żarówek, konstrukcje retro eighties, drewniane tarasy. Spokojne postapo z potencjałem przemiany w hipsterskie cuderie. Wózki, rowery, rolki, hulajnogi. Całe miasto wybyło na spacery. Wielka przestrzeń przed wielkim, przedśmiertnym krzykiem modernizmu: Biblioteką Narodową. Nasz własny Regent's Park w słonecznym marcu, mojej ulubionej porze roku. Wielki trawnik z pojedynczą brzózką. Psy zachwycone, rozbawione. Ktoś puszcza mały, biały, brzęczący samolocik. Biała horyzontalna bryła przecięta kamiennym monolitem dla urozmaicenia. Ludzie wołają, cmokają, pokrzykują na psy. Słyszę francuski, j'adore cette bibliotheque. Pogwizdywania, szczekania, płacze dzieci, pokrakiwanie wron. Rzucają frisbee, rozciągają się przed lub po bieganiu. Ktoś podskakuje na elastycznej taśmie rozciągniętej pomiędzy drzewami. Przybrudzony monolit z półksiężycem w tle. Zamiast Świątyni Opatrzności i kolejnych komunikacyjnych ścieków pełnych spalin mamy Bibliotekę Narodową. Oraz wielką starą brzozę. Może tak i lepiej. Trasa spacerowa śródmiejskiej części Pola. Z dala słychać frenetyczne okrzyki po hiszpańsku na temat Boliwii. Idąca za mną w grupce znajomych dziewczyna żali się na temat ojca utrzymywanego przez swoje kobiety (nigdy w życiu nie pracował). Pary wystrojonych, czujnych i wyniosłych gejów w wiosennych płaszczach (młodsi) lub niebieskich kurtkach (starsi). Ubrani na czarno warszawiacy z belgijskimi frytkami, uśmiechnięci zza ciemnych okularów. Docieram do kawiarni Krem. Słodkość słodkość słodkość, te desery - głosem miękkim, leciutko przeciągającym sylaby, kształtowanym z delikatnością, naturalnym szykiem. Czego państwo się napiją? Sok pomarańczowy. Jak się czyta ten drugi? Lapsang. Głosy miękkie, wesołe, uprzejme i czyste, jak rzadko takich słucham, tylko po głosie poznać człowieka. Podłoga z czarno-białych płytek. Dzwoneczek, gdy otwierają się drzwi. Naga kostka wystaje z ciężkiego czarnego buta. Delikatne okrągłe stoliki. Czarna słomka wystaje ze szklanki. Ożywiony gwar rozmów, spełnienie marzeń, Paryż urzeczywistniony, lepszy od starego, oryginalnego Paris, bo świeży, nowy, młody, pełen entuzjazmu i życia wypełnionego po brzegi pracą, zajęciami. Delikatność i uroda głosów zbliża je tonalnie do siebie, czy to głosy heteryckiej pary, czy dwóch przyjaciół gejów, którzy o Maffashion, o Black Mirror, o nowych metodach płatności wspomaganych technologią. Z lewej padają słowa o pracy, o CV, o niechodzeniu na zajęcia, zwierzenia o skandalach w biurze. Obsługa niemożliwie grzeczna, biorą od ciebie płaszcz, prowadzą do stolika, pytają, czy można zamawiać, czy można już zabrać. Słoneczne popołudnie, spokojne miasto bierze oddech, relaks, wszyscy zadowoleni. A miałem być w pracy! Po prawej rozmawiali o projektach, kolekcjach, fakapach, kosztach życia w Polsce i na Ukrainie. Masz jeszcze czas żeby się przejść? Tak. To chodźmy na spacer. I poszli. Ten po drugiej stronie stolika w dresach z trójpasem adidasowej bieli. Nie wiedziałem jak dyskretnie spojrzeć im w twarz. Po lewej: to było takie słowo, nie przypadek (zbieg okoliczności?), nie, ulubione słowo mojego poprzedniego szefa, o, już wiem, precedens! Warszawa.
0 notes
Text
Godzilla istnieje cz.1/2
Siedzimy pod parasolem ostatniego dnia września i z sentymentem obserwujemy nasz ogródek i wszystkich gości, którzy odwiedzili nas jeszcze dzisiaj, żeby razem z nami pożegnać ten sezon. Rozmawiamy o tym, co nas spotkało i, że koniec końców żal, że już się kończy. Jest piękne, spokojne, słoneczne popołudnie. Nie wieje, nie pada, nie nic. Oczywiście z częścią tych osób zobaczymy się w kawiarni, ale żeby zobaczyć się znowu tutaj, na rynku, między donicami, będzie trzeba jeszcze poczekać.
-Nic mnie już nie zaskoczy - mówi moja mama i wspólniczka w jednej osobie, z miną twardziela, który o życiu wie już wszystko. W tym samym momencie niespodziewanie zachodzi ją od tyłu mężczyzna, którego styl najtrafniej można opisać nowosłowem: LUMPOMAFIOSO. Bez skrupułów klepie ją w ramię i z uśmiechem od ucha do ucha pyta “Jak zdrówko?”. Pytanie zostaje zagłuszone wrzaskiem. Wrzaskiem przerażenia. Oj, w złym momencie wypowiedziała te słowa, bo jednak coś ją jeszcze zaskoczyć potrafi. Wesolutki Pan Zaczepiacz nie daje się zbyć przez kolejne kilka chwil, po czym odchodzi dziarskim krokiem w stronę zachodzącego słońca, a moja mama ciągle jeszcze nie potrafi dojść do siebie. Taki żartowniś! 
Szybkie, porozumiewawcze spojrzenie i już obie płaczemy ze śmiechu. Bluźnisz mamo, bluźnisz. MIMO tego, że przetrwałyśmy ten nasz pierwszy sezon, życie zaskakiwać nas nie przestanie.
Ale skąd ta teza, wysnuta w dniu ostatnim, sentymentalnym, wspaniałym? Na obronę, mogę podać kilka przykładów. Bo dziwiłyśmy się wielokrotnie. Za każdym razem przekonane, że już nic tego nie przebije. Za każdym razem życie udowadniało, że przebije, przebije. Gotowi?
1. GROŹBY KARALNE
Wzorowo pracujesz, piwo się nie pieni, współpracuje, pogoda rozpieszcza, muzyka relaksuje. Dookoła gwar radosnych rozmów porannych amatorów chmielowej szyszki w płynie. Na horyzoncie typek. Rosyjska mafia jak ta lala. Sunie wprost na Ciebie. Mord w oczach, zaciśnięte usta, oczywiście odpalony papieros w tych ustach. I czarna skóra, mimo upału. Podchodzi, wyciąga swojego mafijnego palucha, którym celuje w czubek Twojego nosa, patrzy ci w oczy i zachrypłym głosem mówi z akcentem: “Pani będzie pierwszą osobą, którą zabiję w tym mieście”. Odwraca się na pięcie i idzie dalej. Jesteś na jego czarnej liście, a nigdy nie dowiesz się dlaczego. W akcie desperacji informujesz o tym funkcjonariuszy policji, widzisz jak wzruszają ramionami i słyszysz, że takich wariatów jest tutaj pełno..
2. CORRIDA ALBO DYPLOMACJA IMPROWIZOWANA
Pracując na otwartej przestrzeni nigdy nie możesz zapomnieć, jak na świat patrzy kameleon. On potrafi każdym okiem obserwować coś innego. Ty tak samo - jednym kontrolujesz poziom piwa w kuflu (tak, tak, i piany też), a drugim stoliki i gości - kto odszedł, żeby zebrać; kto doszedł, żeby podejść; kto ucieka, żeby zapłacił: kto zaczepia, żeby zareagować. Ponieważ gość ma czuć się bezpiecznie i komfortowo. I nie może czuć się nękany i do tego nieobroniony. Trzeba o niego dbać. Po pierwsze reagować na zaczepnisiów trzeba szybko. Po drugie - spokojnie ale stanowczo. Po trzecie - jak najszybciej odciągnąć ich od punktu zaczepienia, czyli gości. Po czwarte - do końca zachować wewnętrzny spokój i nie stracić wiary, że się uda.
I tak, mając wszystko pod kontrolą widzisz mężczyznę, który zagaduje TWOICH gości. Stałych klientów kawiarni w okresie przed ogródkowym. Ludzi, których bardzo lubisz i  bardzo szanujesz. Ale mężczyzna ten z daleka nie wyróżnia się niczym podejrzanym i w twojej głowie pojawia się wahanie, czy to przypadkiem nie jest znajomy tych ludzi. On nie dosiada się do nich, ale oni śmieją się i coś tam z nim gadają. Podejść, grzecznie poprosić o odejście? Jeszcze się okaże, że to na prawdę jakiś znajomy i będzie gafa na całego. Czekasz. Kontrolnie zezujesz. Ciągle stoi, ciągle toczy się dyskusja. Nagle (ja to zwykle - w najmniej odpowiednim momencie) tłok przy barze, szał zamówień, nie wiesz w co wsadzić ręce. Chwilę później, kiedy wszyscy dostają to po co przyszli, a kurz zamieszania opada, zezujesz z powrotem, a tam już jakaś afera. Dwóch stoi i macha, jeden krzyczy, a panie synchronicznie - jedna przywołuje cię spojrzeniem, a druga gestem. Pędzisz z włosem rozwianym. Szlag! Żaden, kurwa, znajomy. Tam już chcą wzywać policję. Pan zaczepiacz bardzo zaczepny. Ty - trzy głębsze wdechy, panika wewnątrz, ostentacyjny profesjonalizm na zewnątrz. Zaczynasz - corrida - przejąć kontrolę nad rozmówcą, odsunąć go od stolika. W Hiszpanii mają do tego prowokacyjnie czerwone kocyki, ty masz tylko elokwencję i nic w ręce. Pan się nie rusza. Wkracza desperacja, czyli raz kozie śmierć. Improwizujesz: 
-Przepraszam Pana bardzo, ale.. ile Pan ma lat? - pytasz na chybił trafił. Mężczyzna zbity z tropu odpowiada, że 33 i nie będą go tacy a tacy wyganiać - A zachowuje się Pan jakby Pan miał 13.. - dodajesz. I dochodzi do ciebie co te słowa mogą wywołać we wkurwionym samcu. Samiec analizuje przez ułamek sekundy.
-Aaaa.... - macha ręką zbity z tropu. I odchodzi. Byłby sukces, ale masz poczucie, że jednak porażka. Goście przy stoliku znikają szybciej, niż znika twoje wkurwienie. A przez to, że zniknęli, wkurwienie jeszcze długo pozostaje.
3. ODWAŻNA I NIEPOWAŻNA
Improwizacja i głupota (bo ani odwagi, ani krztyny mądrości w tym nie ma) okazują się świetnym doradcą w walce z niespodziewanymi sytuacjami. I masz: kolejny słoneczny dzień, lekko wstawiony mężczyzna dosiada się do lekko-wstawionej-właśnie-poznanej kobiety i zaczynają ożywioną dyskusję na dwa głosy, gdzie nasila się tempo, częstotliwość podmiany przecinków na kurwy, a grono przypadkowych słuchaczy rośnie i rośnie. I - co najgorsze - po kwadransie pół rynku wysłuchuje kontrowersyjnych, bo własnych, opinii na tematy kontrowersyjne, bo kontrowersyjne. Podczas gdy oni nie reagują na prośby o spokojniejsze wyrażanie się, ty zaczynasz zbierać się w sobie. Nie możesz sprzedać im już alkoholu - wiesz to na pewno. Po każdym kolejnym kuflu będzie tylko gorzej. Trudniej wtedy wyjaśnić cokolwiek, trudniej o komunikację w ogóle. 
Mężczyzna podchmielony i podekscytowany rozmową dopija swoje piwsko, z hukiem odkłada kufel, rękawem przeciera pozostałości trunku i śliny ze swoich niewyparzonych ust i rusza w twoją stronę. Jego ruchy, jak w zwolnionym tempie, jak trailer jakiegoś filmu sensacyjnego, zwiastują, że zaraz nastąpi konfrontacja. Mężczyzna:
- Jeszcze jedno dla mnie. - w tym momencie, gdybyś mógł, skuliłbyś się przy ciepłym kaloryferku i przeczekał. Nie możesz. Odważnie i niepoważnie recytujesz jak mantrę patrząc mu prosto w ślepia, tonem ostentacyjnie pewnym, nie podlegającym dyskusji (podczas gdy wewnątrz już cichutko piszczysz):
- Nie sprzedam Panu alkoholu, bo jest Pan głośny i wulgarny - wydech. Pauza.
-O... oczywiście - reaguje typek - Aaaa to przepraszam, do widzenia. - to chyba dlatego, że był w szoku. Ty też ciągle jesteś w szoku. Czekasz na ripostę, na atak, na pożegnalną soczystą kurwę, obelgę albo jakieś złorzeczenie. Mężczyzna się oddala. Wydech. Nie, kurwa, wdech! Po wydechu jest wdech, naprzemiennie! Wydech po wydechu. Bez kurwy. Wdech. Sukces?
4. NIEBEZPIECZNIE BEZPIECZNE
Czwartkowy wieczór, wszystkie stoliki zajęte, wszystkie warunki sprzyjają temu, że posiedzisz dzisiaj dłużej. Jednymi z gości są jacyś Japończycy. Zamawiają gin z tonikiem i w pięciu siadają przy stoliku, który właśnie się zwolnił. Panowie wznoszą toast w swoim języku, a ty zajmujesz się pozostałymi zamówieniami. 
Oczy kameleona. 
Widzisz jednym z nich, że jakiś bezczelny typ wkroczył na teren ogródka i zagaduje tych sympatycznych Azjatów. Pędzisz. Dwa kroki przed osiągnięciem celu widzisz, że twoja do tej pory 100% skuteczność może zostać poddana ciężkiej próbie. Oddech, mina profesjonalisty, odchrząknięcie, pertraktacje - start! 
Mężczyzna nie reaguje, jest w jakieś swojej, równoległej rzeczywistości. Spojrzenie rozmyte - to nie mógł być alkohol. Nie daje się przekonać, nie słyszy co mówisz. Wychwytuje chyba tylko, że panowie i tak nie zrozumieją, bo nie mówią po polsku. Zaczyna więc naśladować Godzillę i nie odstępuje ich na krok. I co? Zacząć wrzeszczeć? Szarpać się? No właśnie, kiedy dochodzi do tego momentu, okazuje się jak bardzo bezsilny jesteś. Goście z pozostałych stolików zaczynają obserwować sytuację. Godzilla nie daje za wygraną. Ty też nie dajesz za wygraną. Po chwili odciąga cię na bok twoja wspólniczka. 
- Nic z tego nie będzie, on nie kontaktuje. Nie podchodź do niego, bo może być niebezpieczny. Dzwonię na policję. - próbujesz raz jeszcze, podczas gdy policja jest już wzywana. Facet ewidentnie cię nie zauważa skupiony na obranym wcześniej celu. Porywa krzesło ze stolika obok i dosiada się do nich. Co robić, co robić.. Panów sytuacja przestaje bawić, ciebie nie bawiła od samego początku. Informujesz, że policja jest w drodze. Przepraszasz. Prosisz o chwilkę cierpliwości. Przytakują. Rozumieją chyba, że kobieta, może nie dać rady wynieść agresora na plecach. Zresztą nie wiadomo, czy on nie ma jakiegoś noża w zanadrzu. Zresztą, gdzie wynieść? W końcu komisariat jest dwie, może trzy minuty stąd, idąc pieszo,a ty na samym środku rynku. Czekasz i biernie obserwujesz. Cholera! Jak ty tego nienawidzisz! Bezsilność. Godzilla się rozkręca. Azjaci starają się go ignorować, ale strasznie się narzuca.
Policja nie pojawia się przez 10 minut, kolejny telefon. Azjaci odchodzą. Zostały trzy zajęte stoliki. Godzilla nie rezygnuje, podchodzi do starszego małżeństwa, które siedzi najbliżej. Masz już łzy w oczach. Kurwa! Lekko wyolbrzymiasz przez telefon sytuację, jesteś tylko takim malutkim bajkopisarzem. Dwie minuty później nadjeżdża wyczekiwany radiowóz. Zatrzymuje się tuż przy ogródku na godzinie 2. Jest ich ośmiu, wszyscy w pełnym ekwipunku. I zaczyna się zabawa. Machasz, podchodzą, szybko odciągają Godzillę, spisują go w radiowozie. Spisują też tego, kto ich wezwał. Minutę później okazuje się, że ten człowiek wypił rozpuszczalnik, stąd brak możliwości komunikacji. Panowie dziękują wam za telefon.
- Mam nadzieję, że panie się do niego nie zbliżały i nie próbowały z nim rozmawiać, bo to mogłoby się źle skończyć - “Eeeeeee...” myślisz sobie. Priorytety. Zawsze o sobie i o swoim bezpieczeństwie myślisz na samym końcu. - musimy zaczekać na karetkę, trzeba go zawieść do szpitala - dodaje policjant.
Chwilę później podjeżdża karetka, zatrzymuje się obok radiowozu na godzinie 12. Niezła obstawa. W ogródku znowu pojawiają się goście. 
Na godzinie 9 słyszysz nagle krzyki i trzaski, odwracasz się - jakiś facet kopie w tramwaj. Obok drugi. I pies. Drzwi się otwierają słyszysz “Szszszsz” i “Aaaaaaa!!!” - dostał gazem łzawiącym między oczy. Pędzisz do radiowozu i mówisz:
- Panowie, skoro już tutaj jesteście to może.. - skinienie na godzinę 9. Przerywa ci krzyczący motorniczy:
-Policjaaa! Policjaaa! - już biegną w jego stronę, trzy sekundy potem grupa szybkiego reagowania, która przynajmniej raz może szybko zareagować, już ich ma. Panowie są wulgarni i nic nie robią sobie z funkcjonariuszy. Jeden podchodzi do twoich stolików i odpala sobie papierosa od twojej świeczuszki! To chyba jakiś żart. Motorniczy się wścieka, mężczyźni ostentacyjnie olewają funkcjonariuszy, policja robi co może. Tramwaj blokuje całą linię. 
Dwadzieścia minut później: stoją już trzy kolejne tramwaje, Godzilla pozbywa się rozpuszczalnika w karetce, mężczyźni tłumaczą się w radiowozie, pies szczeka, żeby dodać wszystkiemu dramaturgii. Myślisz sobie, że to na prawdę zwariowana noc. Okazuje się, że nie można aresztować tych mężczyzn, bo.. co z psem? Pozostaje zaczekać na kogoś ze schroniska. I tak po kolejnych 40 minutach pojawia się ktoś po odbiór psa. 
Obrazując: Ogródek w kształcie kwadratu. Lewy bok - teraz już chyba 5 tramwajów, góra - w kolejności od tramwajów - samochód ze schroniska, karetka, radiowóz. Atrakcji tyle, że ogródek pełen po brzegi. Po co ci jakieś płotki, skoro masz obstawę zewsząd? Gapiów pełno. Jakiś kolejny oszołom zaczyna nagrywać policję i wykrzykuje coś o złym traktowaniu zatrzymanych. Szkoda, że nie widział co się działo, że ich zatrzymali. Masakra. 
Kiedy kończysz dniówkę i zamykasz ostatnią przeklętą kłódkę trzy godziny później, policja dalej tam jest. Taki sobie, byle czwartek.
Refleksja, która nachodzi cię następnego dnia jest taka, że ŻADEN z mężczyzn, którzy tam wtedy siedzieli nie zareagował. Nie pomógł. Większość szybko się zmyła. Nawet takich dwóch osiłków, którzy zarzekali się, że zostają do samego końca i nie zamierzają skończyć na tym jednym piwie, na którym jednak zakończyli, bo szybko się zmyli. 
Świetnie rozumiesz relację przedsiębiorca-klient, ale masz ochotę zaśpiewać słynne “Gdzie ci mężczyźni prawdziwi tacy? Gdzie te chłopy, gdzie?!”
KONIEC CZĘŚCI I
0 notes
dallisonx33 · 7 years
Photo
Tumblr media
I WANT YOU - 1. Spokojne Popołudnie (on Wattpad) http://my.w.tt/UiNb/l1Z1Z5AhjG Czy znajome jest Wam okleślenie Super Samiec? To tak zwany przywódca stada, mężczyzna którego inni podziwiają i naśladują. Mowa o rodzaju mężczyzny, który ma w sobie tyle wdzięku i seksapilu, że żadna kobieta nie potrafi mu się oprzeć... Takim mężczyzną był na pewno Dexter McKelvin. Był to najatrakcyjniejszy mężczyzna, którego kiedykolwiek widziałam i obiecałam sobie, że ja Kendall Jenner zdobędę TEGO faceta ale nie liczyłam się z konsekwencjami jakimi zobowiązało mnie moje serce...
0 notes
chvrvse · 8 years
Note
spokojne popołudnie w kawiarni czy wyjście na łyżwy
**[ [Make me choose between](http://chvrvse.tumblr.com/post/155490702044/make-me-choose-between) ; _still !_ accepting ; [@soyvbean](https://tmblr.co/mwWBP_IqnjT8mzEgZ-7j7Qg) ]** _Zależy od dnia! Ale dzisiaj wybrałabym pierwszą opcję._ ![image](https://68.media.tumblr.com/aabf1850824e2939bed39756d2fbe465/tumblr_inline_ojdsh8xVFQ1usbe9q_500.gif)
0 notes