#Robota marzeń
Explore tagged Tumblr posts
ponapisach · 1 month ago
Text
Tumblr media
Klasa światowa, film o kolosalnym znaczeniu dla rzeszy fanów twórczości Tadeusza Baranowskiego. "Smok Diplodok" ma wszystko, co wiąże się z nowoczesnym podejściem do kina familijnego. Łączy film aktorski z animacją, zawiesza wysoko poprzeczkę dla ewentualnych następców.
"Smok Diplodok" to film przeznaczony dla młodszego widza, to jasne. Jednak wzorem najlepszych zachodnich produkcji jest w swojej strukturze bardzo sprytnie uformowany. Pewnie można by było stworzyć Diplodoka bez tego wyraźnego ukorzenienia sięgającego komiksów Baranowskiego i komiksów po prostu. Wtedy jednak nie miałby takiej wartości, a ja z pewnością nie sięgnąłbym tak chętnie po tytuł.
Tumblr media
Zatem "Smok Diplodok" to wyraz zachwytu nad komiksami "Antresolka Profesorka Nerwosolka", "Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa", "Podróż smokiem Diplodokiem" i innymi. Stylistycznie animacja to esencja Baranowskiego. Wyrazisty kolor, charakterystyczne postaci, humor. Tutaj wszystko się zgadza, poczułem się jak wtedy, gdy wertowałem klasyczne już dzisiaj komiksy. Jak wtedy, gdy wchodziłem w ten świat i byłem co najmniej oniemiały patrząc na efekty pracy artysty. Baranowskiego wyobraźnia jest potężna, a "Smok Diplodok" to ta sama atmosfera. Zatem udało się przenieść nastrój z komiksów, które Baranowski tworzył w latach 80.
Wojtek Wawszczyk wspaniale doprowadził sprawę do końca. Na podstawie własnego scenariusza stworzył zajmującą opowieść o artyście, który nawiązuje kontakt ze swoją pracą. Kłania się tu trochę patent z "Niekończącej się opowieści" Wolfganga Petersena. Tam Bastian zaczytany w książce miał wpływ na wydarzenia w świecie fantazji. Pomaga postaciom skazanym na zagładę. W "Smoku Diplodoku" artysta Tadeusz dostaje jasne zadanie od swojej menadżerki. Ma skończyć ze swoimi pomysłami i rysunkami smoka i jego rodziny i stworzyć coś, co chwyci w telewizji. Ma to być coś słodkiego, najlepiej różowy kotek. Ale Tadeusz ma artystyczną zapaść, nie chce tworzyć czegoś na przekór swojej prawdziwej pasji, nie chce porzucać marzeń i tego, w czym czuje się dobrze. Wprawdzie na początku poddaje się decyzjom menadżerki i zaczyna wygumkowywać świat Diplodoka. Ma to oczywiście realny wpływ na świat zielonego smoka. A później jest już tylko gorzej.
Tumblr media
Oczywiście ta walka z komercjalizacją i walka o własne marzenia brzmi bardzo fajnie i choć od strony prozy życia wypada nieco naiwnie, to warto wyrazić aplauz takim wartościom. Nawet jeżeli jesteśmy już starymi cynikami, nie wierzymy w pracę dla własnej przyjemności, to dobrze wiedzieć, że gdzieś komuś to wychodzi.
"Smok Diplodok" jest więc świetną zabawą i podróżą przez najlepsze tytuły Baranowskiego. Nie ma tu wszystkiego, może Diplodok będzie miał okazję spotkać chociażby Orient Mena w kolejnej odsłonie? Oby. Teraz mamy jednak ten tytuł i jest to fantastyczna rzecz. Dla widza pamiętającego komiksy to wspaniała nostalgiczna podróż. Rozpoznacie postaci, rozpoznacie też miejsca, przedmioty, wszystko jest na swoim miejscu. Znalazło się miejsce na cameo Pana Tadeusza jak i krótką sekwencję po napisach. Pierwszorzędna robota.
0 notes
tojaziemniak · 3 years ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Jolanta w końcu przestała patrzeć na męża i na to, co wypada, a co nie, i w końcu podjęła pracę w wymarzonej karierze - rozrywce. Spotkała ją nawet jednorazowa przygoda z kolegą z pracy, tak zwany szybki numerek! Los się do niej definitywnie uśmiechał 😊
10 notes · View notes
itrytolearneg · 3 years ago
Text
opowiadanie wuya n jack mount everest
1. stracili wu i zaczęli się bić bo wzajemnie obwiniali się o niekompetencję
2. wpadli w przepaść ale w ostatniej chwili uratował ich jedyny niezniszczony przez mnichów jackbot
3. wuya: no to lecim, jack. 
Jack: no nie za bardzo nie uniesie nas oboje. wuya: NO TO PA <wskakuje na robota i niszczy jego zdolność latania> 
4. wykorzystując prowiant i wbudowany ekspres piją kawusie i się zastanawiają jak się uwolnić z więzienia. Jack włącza gps w jackbocie, aby wytyczyć drogę na górę. 
5. niestety jest ciemno, więc muszą spędzić noc tutaj. jack ma atak paniki, ale ostatecznie udaje mu się zasnąć, a Wuya trzyma wartę. 
6. Pojawia się Moonata. Teraz wuya zaczyna panikować bo widzi ducha
a) moonata: nie martw się podróżniczko! Jestem dobrym duchem, który chce zaoferować swoją pomoc!
b) Moonata robi schody z lodu. Wuya rano jest gotowa, by iść, ale Jack przez lęk wysokości mówi, że wezwał jackboty i woli na nie poczekać. Wuya bierze dzieciaka za wszarza i prawie by upadli gdyby nie Moonata
c) ah no i młody mnie nie widzi, bo nie ma sił nadprzyrodzonych. 
wuya: to wiesz, że jestem czarownicą?
moonata: Nie byle jaką! myślałam, że pradawny lud Heylinów wyginął
wuya: ... ile czasu już nie żyjesz? 
moonata: 1400 lat. 
7. Docierają do chaty, gdzie Moonata zamienia się w człowieka, aby pogadać z chłopakiem. Jest tam jedzenie, więc pakują prowiant do plecaka. 
a) Jack opowiada Moonacie o swoich marzeniach, a ona się go pyta czy ma przyjaciół
Jack: taa!!! Mam ich na pęczki! 
Moonata: (synu czy jedzie mi tu czołg)
jack: taaaaaaa trochę kłamałem. Ale jak pokonam mnichów, to na pewno będę ich miał!
Wuya: JACK
jack: ups
moonata: Mnisi xiaolinu?
jack: (gasp) a znasz ich?
moonata: Znam Dojo. To chyba wystarczy. 
b) Wuya nabiera podejrzeń i mówi Moonacie, że już wie kim jest. Następnym smokiem wody po Chasie. Moonata jej przytakuje
c) Wuya już nie ufa Moonacie. jest przekonana, że bd chciała jej się pozbyc jak zresztą wszyscy xiaolini. 
wuya: Przysłał cię Dashi.
moonata: To, że był mi mistrzem, nie oznacza, że zgadzam się ze wszystkimi jego metodami. Szkoda mi było chłopaka. W sumie ratowanie najmłodszych od tej góry to moje hobby. Pomyślałam, że i ciebie uratuję ‘przy okazji’
wuya: Jack, wychodzimy.
moonata: o nie. Nie radziłabym. Potrafię zmieniać krajobraz, ale pogody nie da się okiełznać. Nadciąga burza śnieżna. Jeżeli tutaj zostaniecie, będziecie mieli szansę na przetrwanie. 
wuya: fakaj się
8. moonacie nie udaje ich się zatrzymać, ale gdy śnieg na nich spada, udaje jej się zrobić igloo.
a) jackowi jest zimno, więc Moonata proponuje, aby użyła swojej magii.
wuya: to nie wiesz, że ktoś mi ją odebrał?
moonata: Wiem. Ale jesteś najznamienitszą wiedźmą w swojego rodu. Nie ukrywaj przede mną tego, że nie ćwiczyłaś!
wuya: ... tak, umiem skoncentrować resztki magicznego chi w dłoniach. 
moonata: Weź parę wdechów i spróbuj utworzyć ogień bez wzniecania jednego.
b) Wuya zaczęła grzać siebie własnymi kończynami, a Moonata zwróciła jej uwagę na jacka. 
Wuya: To wszystko przez niego! Niech marznie!
Moonata: ... On umrze, jeśli jego nie ogrzejesz. 
Wuya: nie przesadzaj. Poza tym, jest bardziej zajęty swoim telefonem. Lada chwila ekipa ratunkowa nadleci.  
Moonata: Wątpię w to. (i znika, aby poinformować mnichów, że jest coś nie tak. Informuje Kimi przez schakowanie jej laptopa jedną z wiadomości od jacka, że ma ich wu; mnisi wbijają do jacka i widzą, że nic nie jest ok. Na ekranie widzą wizję z jackbota z Mount everest i pospieszają na ratunek.
9. Jack panikuje, bo non stop przerywa mu połączenie z bazą. 
Jack: .... Czemu moje jackboty nie przylatują? Przecież powinny tu być parę godzin temu!!! Wuya... my umrzemy. 
wuya: nie panikuj. Musimy czekać. 
a) Jack opada z sił i Wuya zaczyna się niepokoić. W końcu przytula się do niego.
Moonata: ... jest coraz mniej tlenu. 
Wuya patrzy się na ciężko oddychającego Jacka i w końcu kładzie ręce na jego policzkach. 
Wuya: Lepiej?
Jack: Nie wiedziałem, że tak potrafisz.
Wuya: ja też nie. 
b) Godzinę później przesiedzianej w ciszy Jackowi wzięło się na podsumowanie jego życia. 
Jack: Wuya? Dziękuję ci.
Wuya: Nie marnuj powietrza.
Jack: I tak umrzemy, po co to przedłużać. 
Wuya: !!!!!??? Nie wygaduj głupot. Z gorszych sytuacji wychodziliśmy. 
jack: Ale były moje jackboty. Nie przybędą, a nie mam narzędzi, żeby zrobić z niego koparkę. To moja wina.
Wuya: Jeśli mamy się targować, to prędzej przeze mnie. Powinniśmy zostać w tamtej chacie. 
Jack: Ciekawe czy z tamtą Panią wszystko w porządku. 
Wuya: Na pewno ma się dobrze.
Jack: ... Smutno mi Wuya. 
Wuya: Mi też. 
Jack: Umarłaś już raz. Jak to jest?
Wuya: Chłopcze. Ja byłam przeklęta. To co innego. 
Jack: Ale przecież przez tyle miesięcy byłaś duchem. 
Wuya: owszem. Duchem czarownicy. Potężniejsze dusze mają możliwość przebywania na ziemi, a nie w krainie spoczynku wiecznego. 
Jack: No to chyba nie pozwolą mi tu zostać. 
Wuya: Ej! Nie planuj swojego pogrzebu! 
Jack: Nie dawaj złudnej nadziei, wiedźmo. Za jakieś pół godziny skończy nam się tlen. Zacznie się od kaszlu... potem się udusimy. A dalej nie wiem co. Nauka jeszcze tej sfery nie przebadała. Dlatego pytam się kogoś, kto już doświadczył śmierci. masz być szczera. Czy to boli?
Wuya: ... Bardziej boli myśl pozostawienia tego co się tak ukochało na ziemi. Bo to jest nam znane. Ludzie boją się tego co nieznane i .... to nic złego, Jack. Każdy się boi.... a ty o dziwo znosisz to dzielnie. 
jack: ... Dzięki. Czyli też nie chciałaś umierać?
Wuya: Nadal nie chce. To nie jest nic przyjemnego.
Jack: Ale mówiłaś, że to nie boli. 
Wuya: A czy twoje roboty boli gdy wyłączasz im zasilanie? 
jack: Nie.
Wuya: No właśnie. Zatrzymują się w nich wszystkie trybiki, mechanizmy. Nastaje cisza. Tyle.
Jack: tak samo jest z ludźmi, tylko im pierwsze padają organy. 
Wuya: owszem. Dlatego byłam tak zafascynowana twoimi kreacjami swojego czasu. Były... bardzo ludzkie jak na istoty nieożywione. 
Jack: Wszystko ma swój koniec.
Wuya: Tak.
Jack: Szkoda tylko, że nie w takich okolicznościach jak byśmy chcieli. 
Wuya: Miał być splendor. Wysokie pałace. Ludzkość czująca respekt. Bardziej wynikający ze strachu, aczkolwiek równie satysfakcjonujący.
Jack: To niesamowite, że nawet taka potężna wiedźma jak ty jest niczym w porównaniu do przepływu czasu.
Wuya: że co, słucham?
Jack: Zniszczyłaś tyle wiosek 1500 lat temu. Wznieciłaś wojnę. Po tobie zachowały się legendy, ale nikt prócz xiaolinów o tobie nie wiedział. Byłaś niczym huragan. ZOstawiłaś tyle zniszczeń i zła... ale przeminęłaś. Dałaś im sposobność na odbudowę tego, co zniszczyłaś. Zapomniano o tobie. 
Wuya: Po to próbuję zapanować nad światem ponownie. Aby przypomnieć śmiertelnikom, że to ja decyduję o ich losie. 
Jack: A ja jestem jedynie twoim gońcem, prawda? Skaczę koło ciebie, bo pragnę tego samego. Oboje chcemy coś znaczyć we wszechświecie, w którym nikt nie jest wyjątkowy, bo żyje za krótko, aby jakoś wpłynąć na ten wszechświat. 
Wuya: ... Można tak ująć.
Jack: <zaczyna płakać> Przepraszam, że nie spełnimy swoich marzeń. 
Wuya: <otarła mu łzy> jakoś to będzie.
Jack: Nie, nie będzie! Zostaniemy zapomnieni! Założę się, że mnichom to nawet będzie na rękę, bo w końcu nie będziemy im przeszkadzać w polowaniu na wu! Może tylko Omi będzie tęsknił, ale kto go tam wie! A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Moja mama i babcia będą zdruzgotane! Będzie pusty grób Wuya.... nawet nie będą wiedziały co się ze mną stało... 
Wuya: też zaczyna płakać, bo pomyślała o Chasie, który był jej najbliższą rodziną (wuya ociera twarzi z powrotem przyciąga telepiącego się jacka do siebie) Ciii~ 
Jack: WUya, ja już nie chcę... Niech to się skończy!!! <przytula ją mocniej>
Moonata: (pojawia się za Jackiem i też go przytula) 
Wuya: Zaczyna mu śpiewać jakąś piosenkę (flashback z ostatniej nocy spędzonej z matką)
Jack: <zasypia>
Moonata: Przestało padać. jest jeszcze nadzieja. Nie poddawajcie się . 
Wuya kiwnęła głową i zamknęła oczy. 
c) Chase w międzyczasie przez oko się dowiedział, że są w niebezpieczeństwie. Użył orłoskopu, aby poznać ich konkretną lokację.
10. Mnisi szukają, ale bez powodzenia. Dojo nie pozwolił im zacząć poszukiwać dopóki pogoda się nie uspokoi. 
a) Chase minął ich. w końcu pantera znalazła zapach geniusza i wuyi. Koty odkopały ich. 
b) Pierwsza obudziła się Wuya. 
Wuya: chase!? 
Chase: CO TY SOBIE MYŚLAŁAŚ? (ledwo co uklęknął, ta już uwiesiła mu się na szyję) 
Wuya: Myślałam, że nie przyjdziesz... 
Chase: <też ją przytula> Zastanowię się, czy tobie wybaczę tę nierozmyślność. 
Wuya: (patrząc na jacka, którego liże Maximus) Ja sobie też chyba nie wybaczę. 
Jack: budzi się i oczywiście fangirling over chase
Chase: <chce go tu zostawić>
Wuya: O TY CHAMIE TRZEBA GO OGRZAĆ! Jestem mu to winna jako, że ja go wystawiłam na niebezpieczeństwo. To kwestia honoru, Chase. 
Chase: no dobra jak honor to ok, możesz robalu wziąć ciepły prysznic a ja ci zrobię herbaty. 
Chase: Już ci lepiej?
jack: ^u^ tak!
Chase: kopie go wtyłek> to wynocha z mojego pałacu! ... Z jakiegoś powodu mnisi was też szukali. Poinformuj ich, żeby się nie martwili.
11) scena jak jack łazi po świątyni, nie wiedząc jak wszystko zacząć... więc włamuje się do krypty. Gdy wszyscy tam już dobiegli, on niezręcznie im pomachał. Próbował coś powiedzieć, ale już leżał. Omi prawie go udusił, a jego kołnierz był pełen łez
Jack: To wy nie chcecie, żebym zniknął?
Zwariowałeś? Jesteś Najpodlejszym padalcem z całej zgrai złoczyńców? Od ciebie się wszystko zaczęło!
12) dzień po spotkaniu wrogocieli Jack mówi do Wuyi: Od nas się wszystko zaczęło, WUya. Ty byłaś pierwszą, która wprowadziła chaos... A ja uwalniając cię rozpocząłem nową erę. Rai, Omi, Clay i Kimi nigdy by nie utworzyli swojej formacji czterech smoków gdyby nie ja. 
Tron świata jest nam pisany. 
Wuya: Tylko nie próbuj mnie denerwować, bo w każdej chwili mogę ciebie porzucić. 
Jack: Jakoś mnie nie zostawiłaś w śnieżycy. Teraz mam pewność, że mimo uszczypliwości będziemy trzymać się razem
Wuyę to zdanie przeszło na wskroś, aczkolwiek nie dała po sobie pokazać zdziwienia. Zaimponowała jej dedukcja Jacka - w głębi duszy podobnie czuła, że od niego się nie uwolni. Dziś jej to nie przeszkadzało. 
Niech chłopak żyje marzeniami, a ona zobaczy jak to się jeszcze ułoży. Był piękny zachód słońca i aby w pełni korzystać z tej chwili potrzeba ciszy. Nie było nawet o co się wykłucać. Zrobiła dla jacka miejsce na ławce, a gdy ten zajął miejsce, całkiem kontent z widoku i towarzystwa spojrzał się na nią. Na jej karmazynowych włosach pojawiły się pomarańczowe przebłyski od słońca. Światło to rozpromieniło również jej skórę, suknię.... szkoda tylko, że spojrzenie miała chłodne, and her expression was neutral. But not for long.
Finally, she smiled . And that was all Jack would ever ask for. 
(chapter it’s so good to be alive)
1 note · View note
sachi-mei · 3 years ago
Text
Pleasant C (Tura 11)
Tumblr media
Celeste udało się osiągnąć złotą rangę w tworzeniu robotów.
~
Celeste has achieved a golden rank in creating robots.
Tumblr media
James dostał awans. Mimo wysokiego poziomu nie jest zadowolony z obecnego zawodu i cały czas poszukuje oferty w oceanografii.
~
James got a promotion. Despite the high level, he is not satisfied with his current profession and is constantly looking for an offer in Oceanography.
Tumblr media
Gdy Celeste robiła roboty, James zaprosił swoją rodzinę i przyjaciół na małe przyjęcie domowe.
~
While Celeste was doing robots, James invited his family and friends to a small house party.
Tumblr media
Celeste udało się zbudować jej pierwszego robota Servo. Jednak była zmuszona go sprzedać bo narzeczeństwo nie miało zbyt wiele pieniędzy.
~
Celeste managed to build her first Servo. However, she was forced to sell it because the couple didn't have much money to live.
Tumblr media Tumblr media
Celeste postanowiła wziąć kredyt na 20.000$ i kupić dom. Pragnie założyć własny biznes, a w bloku nie było na to szans. Niedługo później otworzyła malutki sklepik w małej dobudowie domu.
~
Celeste decided to take out a $20,000 loan and buy a house. She wants to start her own business, and there was no chance of it in the rented apartment. Soon after, she opened a tiny shop in a small extension of a house.
Tumblr media Tumblr media
Póki co Celeste sprzedaje tylko zabawkowe roboty. Nie szło jej za dobrze i oberwała kilka razy kasą. Jednak z czasem będzie coraz lepiej.
~
For now, Celeste only sells toy robots. She was not doing very well and was hit by cash register a few times times. However, she will get better with time.
Tumblr media
James w końcu znalazł pracę swoich marzeń w oceanografii. Niestety nie miał odpowiednich umiejętności i zaczyna od 1 poziomu.
~
James finally found his dream job in Oceanography. Unfortunately, he did not have the appropriate skills and he will start at level 1.
1 note · View note
polskipapaschool · 2 years ago
Text
Комплименты на польском
Tumblr media
Комплименты на польском
Вы не обращали внимания, как часто в повседневном общении между людьми не хватает комплиментов? Критика всегда дается легко, а вот с похвалами дело обстоит не очень.
В настоящей статье мы познакомим Вас, как похвалить человека и поздравить его с днем рождения на польском. Ведь грамотно подобранный комплимент зачастую помогает расположить к себе человека лучше любых подарков.
Комплименты на польском
Комплимент по-польски будет complement [комплемэнт].
Начнем с простого и похвалим собеседника за хорошо выполненную работу:
 Dobra robota [добра робота]! – Хорошая работа!
Wspaniale [вспаняле]! Super [супэр]! Świetnie [сьветне]! – Замечательно! Супер! Здорово!
Pan  / pani ma wrodzony talent [пан ма вродзоны талент]! – У вас настоящий талант!
Gratulacje [гратуляцйе]! – (Мои) поздравления!
Далее несколько примеров того, как по-польски можно похвалить за достижения: 
Bardzo mi się podoba twoja gra na pianinie – Мне очень нравится твоя игра на пианино. 
Twoja praca magisterska jest bardzo dobrze napisana. – Твоя магистерская диссертация очень хорошо написана. 
Pan / pani jest niesamowitym lekarzem! – Вы необыкновенный врач! 
Zrobiłeś / zrobiłaś ogromne postępy! – У тебя огромные успехи! 
Bardzo dobre wyniki! – Очень хороший результат! 
Чтобы по-польски похвалить внешний вид, воспользуйтесь словами:
Cudowny [цудовны] — чудесный, zachwycający [захвыцаёнцы] – восхитительный, ładny [ладны] – красивый, сипатичный, fajny [файны] – классный.
Вот примеры комплиментов по поводу внешнего вида:
Wyglądasz zachwycająco! – Выглядишь восхитительно!
Ta sukienka jest cudowna! – Чудесное платье!
Jaki ładny zegarek! – Какие красивые часы!
Fajny sweter! – Классный свитер!
Чтобы избежать неловкого молчания, отреагируйте на комплимент таким образом:
Dziękuję [дзен��куе] – спасибо (благодарю).
Dziękuję bardzo [дзенькуе бардзо] – большое спасибо.
Dziękuję za komplement [дзенькуе за комплемэнт] – спасибо (благодарю) за комплимент.
На день рождения в Польше часто поют в честь именинника такую песню:
Sto lat, sto lat niech żyję-żyję nam!
Sto lat, sto lat niech żyję-żyję nam!
Jeszcze raz, jeszcze raz, nech żyję-zyję nam!
W zdrowiu, szczęściu, pomyślności
Niechaj żyję nam!
Примерный перевод:
100 лет , 100 лет, пусть для нас живёт!
100 лет, 100 лет, пусть для нас живёт!
Еще раз, еще раз, пусть для нас живёт!
Счастливо, здорово,
Пусть для нас живёт!
Также приведем примеры поздравлений по случаю дня рождения:
Sto lat! – Сто лет!
Najlepszego! – Наилучшие пожелания!
Zdrówka! – (Крепкого) здоровья!
Dużo zdrówka! – Крепкого здоровья!
Najlepsze życzenia z okazji urodzin! – Наилучшие пожелания по случаю дня рождения!
Szczęśliwości, zdrowotności i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! – Счастья, здоровья и всего самого наилучшего в день рождения!
Z okazji urodzin życzę Ci, abyś nadal był (była) takim cudownym człowiekiem. Wszystkiego najlepszego! – В день рождения желаю, чтобы ты и дальше был (была) таким чудесным человеком! Всего самого наилучшего!
Wszelkiej Pomyślności! Zdrówka oraz Spełnienia Marzeń! – Успехов! Здоровья и исполнения желаний!
Z okazji urodzin życzę Ci zdrówka, szczęścia, pomyślności, zero smutków i zazdrości! – В день рождения желаю тебе здоровья, счастья, успехов, а также, чтобы не было печали и зависти!
1 note · View note
vhshell · 5 years ago
Photo
Tumblr media
Pamiętacie robota Bajtka z "Pana Kleksa w kosmosie" Krzysztofa Gradowskiego? Jeżeli tak, to wiecie też pewnie, że jego imię nawiązywało do jednego z pierwszych wydawanych w Polsce czasopism komputerowych. To, czego możecie nie wiedzieć, to fakt, że Bajtek w pierwszej połowie lat 80. doczekał się własnej figurki. Co ciekawe, nie był to typowy bootleg, jakich wiele wówczas sprzedawano w kioskach Ruchu, tylko oficjalny produkt. Kiedy rok temu spotkaliśmy się z panem Gradowskim, zapytałem go o jego stosunek do filmowego merchandisingu i czy pamięta figurki z "Pana Kleksa w kosmosie". Pan Krzysztof odparł, że rzeczywiście poczynił starania, aby wypuścić serię figurek bazujących na filmie i że produkcją zajęła się jakaś firma z Trójmiasta (najpewniej Elektrospółdzielnia z Gdyni - ta sama, która produkowała bootlegi z "Gwiezdnych Wojen"). Przyznał też, że "temat nie chwycił" i natychmiast zdystansował się od samego pomysłu tłumacząc, że "film powinien bronić się sam". Trochę inaczej przedstawił tę sprawę w rozmowie z nami pan Janusz Król, który wykonał na potrzeby filmu kilka projektów postaci. Twierdzi on, że nie mógł się porozumieć z reżyserem co do ewentualnego podziału profitów z planowanej sprzedaży figurek i dlatego Gradowski powierzył wykonanie większości projektów innym artystom. Król dodał nawet, że Gradowski był zafascynowany Georgem Lucasem i chciał powtórzyć jego sukces, oczywiście w skali Polski. Miał zresztą prawo do takich marzeń - dwie pierwsze części Kleksa zrobiły przecież w kinach niesamowite wyniki. Pewnie nigdy się nie dowiemy, jak to z tymi figurkami było naprawdę, ale rzeczywiście "temat nie chwycił". Gumowego Bajtka nie rozpoznają nawet niektórzy kolekcjonerzy figurek (np. Jakub Burzyński w swojej publikacji o polskich bootlegach pt. "Far Far Away" mylnie okre��la robocika jako część polskiego zestawu podróbek bazujących na serialu "Lost in Space"). Nie wiemy też ile postaci z "Pana Kleksa w Kosmosie" miało trafić do kiosków (oprócz Bajtka na pewno w sprzedaży był jeszcze Melo-Śmiacz).
1 note · View note
recenzja-wszystkiego-blog · 8 years ago
Text
Mój 2016
                                 Moje największe osiągnięcie w 2016 roku? Żyję. Trudno zrecenzować 366 dni. Próbowałam wypisać na kartce plusy   i minusy tego roku, ale prawda jest taka, że większość wydarzeń musiałabym zapisać pośrodku. Każda z tych rzeczy w jakiś sposób wpłynęła na mnie i na moje postrzeganie świata, uświadomiła mi coś lub dała cenną lekcję, inne po prostu były przestrogą. Dwa tysiące szesnasty był o sekundę dłuższy niż się spodziewano, kolejny rok za to oferuje mi 31 536 000 sekund, które mam zamiar jak najlepiej wykorzystać.
                           W tym roku działo się naprawdę sporo, zaczynając od tego, że ukończyłam 18 lat i mogłam odebrać dowód, który otwiera drzwi każdego monopolowego. Nie zmieniło to kompletnie nic w moim wizerunku, ani zachowaniu (pełnoletniość, nie monopolowe). Nadal prezentuje i zachowuję się jak 15-letnie dziecko. Na szczęście moja fryzura nie przypomina już marnej podróbka Jackiego Chana i nie mylą mnie z chłopcem. Wracając do moich urodzin, były wyjątkowo udane, a moja rodzina stwierdziła, że pierwszy raz wyglądałam tak dobrze i dziewczęco, więc to z chłopcem nie było żartem. Dokładnie 2 lutego wyruszyłam w samotną podróż pociągiem do Łodzi na koncert Imagine Dragons. Spędziłam cały dzień z człowiekiem, którego widziałam drugi raz w życiu. Pokazał mi miasto, które moim zdaniem wcale nie jest nudne, ani tym bardziej brzydkie jak uważa większość. Miesiąc później zapisałam się do agencji reklamowej. Nie mam nic więcej do dodania, bo jak do tej pory nigdzie nie wystąpiłam. W sumie nie, miałam swoje 25 sekund w jednym z odcinków serialu udostępnianego na YouTube pt: „Kanarzy”. Jednak nie załatwiła mi tego agencja, a raczej znajomość i potrzeba dużej ilości statystów. Moja rola była jednak tak wzruszająca jak odebranie przez DiCaprio swojego pierwszego Oscara. W marcu pierwszy raz w życiu miałam do czynienia ze śmiercią bliskiej osoby i pomimo tego, że podobno jestem duża i doskonale wiem, że śmierć jest nieodłączną częścią życia to było dla mnie koszmarne przeżycie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ani jak się zachować. To był też pierwszy w życiu pogrzeb na jakim byłam. Widok otwartej trumny i ukochanej osoby, która wygląda jakby po prostu zamknęła oczy robi wrażenie. Tak minął mój pierwszy kwartał.                                      
      Drugi z nich rozpoczęłam zapisaniem się na kurs prawa jazdy. Nie była to zbyt przemyślana decyzja, a moje pieniądze z 18-stki zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Niedługo po tym spędziłam weekend na konwencie fantastycznym w moim mieście. Pyrkon to świetne wydarzenie zrzeszające głównie geeków, ale mnie zupełnie przypadkowo udało się poznać tam kogoś, kto uczynił ten rok i mnie chociaż trochę lepszą. Pod koniec maja zaczęłam pracować w firmie informacyjnej. Jeździłam na żużel czy koncerty i pilnowałam porządku, sprawdzałam bilety i pokazywałam, gdzie są toalety. Nie była to robota marzeń, a stawka nie przekonała mnie, żeby zostać tam na dłużej, dlatego wraz z zakończeniem roku szkolnego skończyłam pracę. Ukończyłam drugą liceum z czerwonym paskiem zadowalając w tym w sumie wyłącznie babcię. Reszta jest ze mnie dumna bez względu na oceny, ale czego nie robi się dla ukochanej babci (i wsparcia finansowego). W sumie tylko tyle wydarzyło się w tym okresie. 
                     Wakacje były za to bardzo intensywne i zrobiłam parę rzeczy po raz pierwszy. Nie mówię tutaj o niewiadomo jakich dokonaniach, były to raczej drobnostki, ale próbowanie czegoś nowego sprawia mi radość. Było to na przykład przejechanie 50 km rowerem w ciągu jednego dnia, spróbowanie sorbetu czy wybranie się na kajaki. Żeby nie było tak zwyczajnie mogę się pochwalić również tym, że prowadziłam prognozę pogody dla „Telewizja Żary”. Byłam w kilku miastach i spędziłam czas z najbliższymi dla mnie osobami. Drugi rok z rzędu pojechałam na Woodstock. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że każdy przynajmniej raz powinien tam zawitać. Atmosfera tego miejsca sprawia, że nieważne czy pada deszcz, czy cały dzień jest duszno, spędzisz tam jedne z najlepszych chwil w życiu. Muzyka, ale przede wszystkim ludzie, to coś, dla czego warto tam być. W wakacje również zaczęłam swoje porażki ze zdawalnością egzaminu na prawo jazdy. W 2016 roku nie zdałam praktyki pięć razy. Kosztowało mnie to dużo pieniędzy i stresu, dlatego dalej zasilam PEKĘ i wyczekuję na przystankach. Podczas trzeciego kwartału poznałam również stand-up, który niesamowicie przypadł mi do gustu i jest czymś, za co chcę się zabrać w przyszłym roku. Wrzesień zakończyłam udziałem w Marszu Równości.         
       Zaczęłam klasę maturalną. Pogoda stawała się coraz gorsza, a u mnie namnożyły się wydarzenia różnego pokroju. Byłam na strajku kobiet, gdzie kompletnie przemokły mi buty, a ilość parasoli w moim oku była imponująca. Wybrałam się ponownie na casting do serialów emitowanych na Polsacie. Niestety (bądź stety) nie wystąpię w tych górnolotnych produkcjach. Razem z przyjaciółką pojechałyśmy do Warszawy na koncert mało znanego rapera z Estonii, Tommiego Casha. Niekoniecznie byłam przekonana, kiedy pierwszy raz poznałam jego twórczość, która swoją drogą jest bardzo podobna do zespołu Die Antwoord, tak samo jak sposób bycia artysty, ale będąc na jego koncercie zadurzyłam się w jego muzyce. Dane mi było nawet zamienić z nim parę słów i moim „profesjonalnym” angielskim pogratulowałam mu występu. Przez zupełny przypadek miałam okazję poznać Krzysztofa Gonciarza. Zaczęłam uczestniczyć w spotkaniach wielkopolskich blogerów sama nie posiadając bloga. Właśnie tam poznałam ludzi, którzy - tak jak ja - lubią dzielić się swoimi opiniami, pasjami i przeżyciami. Dzięki nim sama postanowiłam pisać nie tylko w swoim zeszycie. Z jednym z nich znałam się wcześniej i to właśnie on wykonał moją sesję zdjęciową, której efekty są na jego blogu  ( i na tapecie mojej mamy ). W grudniu, jak wiadomo, liczy się tylko okres świąteczno-sylwestrowy. Spędziłam go z rodziną bez większych dram, no prawie…                                      
   Podsumowując mój rok w liczbach. Byłam na jednym pogrzebie i jednym weselu. Skończyłam 18 lat. Zyskałam 53 nowych znajomych na facebooku. Odwiedziłam kino 17 razy, za to teatr tylko 7. Pięć razy nie zdałam praktycznego egzaminu na prawo jazdy. Przytyłam półtora kilograma, urosłam centymetr. 
4 notes · View notes
narwana-games · 7 years ago
Photo
Tumblr media
Firewatch - obserwuj, bądź obserwowany i rozwiąż zagadkę obszaru Shoshone National Forest
Jak daleko trzeba uciec, żeby zapomnieć o problemach? Takie pytanie mógł zadać sobie Henry, zanim postanowił, że zostanie strażnikiem przeciwpożarowym w lesie w stanie Wyoming. Mężczyzna pragnął znaleźć ostoję po tym, jak rodzina jego chorej żony zabrała ją do Australii, a jemu pozostał cień wspólnych marzeń i planów…
Atmosferyczna przygodówka, symulator chodzenia, duży obszar eksploracji, a przede wszystkim świetny tytuł - Firewatch.
Zarys fabuły
Jest rok 1989, ale gra zaczyna się w chwili, kiedy Henry spotyka w barze Julię - miłość swojego życia. Dzięki kilkunastu ekranom z tekstem gracz ma możliwość poznania ich bliżej oraz zadecydowania w paru kluczowych dla nich kwestiach, związanych między innymi z posiadaniem dzieci albo rasą psa. Po wielu latach małżeństwa u Julii zostaje zdiagnozowana przedwczesna demencja, co nie tylko rujnuje związek, ale sprawia, że kobieta w dość poważnym stanie zostaje zabrana przez rodziców do rodzinnego domu. Na innym kontynencie. Choroba niszczy naukową karierę niezwykle inteligentnej profesor i wpędza jej męża w sidła alkoholu, na szczęście nie na długo. Julia opuszcza Stany Zjednoczone, a Henry zatrudnia się w służbie leśnej. Zamieszkuje w przytulnej wieży wartowniczej i ma za zadanie patrolować obszar Shoshone National Forest (las ten jest chroniony i istnieje naprawdę, granicząc z parkiem narodowym Yellowstone) oraz na bieżąco zdawać relację Delilah, przełożonej.
Tumblr media
Już pierwszego dnia służby spokój natury zakłóca młodzież, puszczając fajerwerki. Henry musi podążać ich tropem i opowiadać szefowej, co widzi, jakie dowody zebrał itd. Jednak to, co wydaje się małym incydentem, urasta wkrótce do większej rangi, a w kolejnych dniach - muszę tu zaznaczyć, że w grze istnieją większe przeskoki w czasie - zaczynają dziać się różne dziwne rzeczy. Henry i Delilah odkrywają, że mogą być przez kogoś podsłuchiwani, przy czym ciągle rozwijają swoją znajomość. Jej kierunek zależy w dużej mierze od gracza, bowiem w trakcie rozmów można wybierać protagoniście kwestie do wypowiedzenia. A tak się składa, że jest on skory do zdradzania Delilah swoich prywatnych spraw i dostaje to samo w zamian. O obojgu bohaterach, którzy z czasem wpadają w lekką paranoję, można dowiedzieć się wiele i z reguły są to przyziemne sprawy. To całe tło fabularne i luźne rozmowy Henry’ego z Delilah, a dotyczą one mnóstwa życiowych spraw, sprawiają, że historia przedstawiona w Firewatch wydaje się prawdziwa, bardziej namacalna. Niewątpliwie to te pokręcone wydarzenia grają pierwsze skrzypce, gdyż prowadzą do odkrycia pewnego mrocznego zajścia, lecz żal zdradzać więcej - to trzeba doświadczyć na własnej skórze, łącznie z dreszczami emocji wywoływanymi przez kolejne elementy tej układanki.
Tumblr media
To, co przyciąga uwagę
Od początku wiedziałam, że wielokrotnie nagrodzona gra Firewatch wzbudzi we mnie zachwyt. Najpierw byłam urzeczona przepięknie zaprojektowaną grafiką, a jako miłośniczka nasyconej kolorystyki wprost nie potrafiłam się napatrzeć na urocze krajobrazy. Rany, jak tam niesamowicie wraz ze zmianą pory dnia zmienia się paleta barw! Absolutne mistrzostwo i rarytas dla oczu. Później, zadanie po zadaniu, coraz bardziej pochłaniała mnie fabuła i tkwiąca w niej tajemnica. Co więcej, bardzo udzielała mi się panika Henry’ego i momentami odczuwałam niepokój, poruszając się po mapie. Uważnie przyglądałam się przedmiotom, jakie można było podnieść, obejrzeć czy przeczytać, uważnie przysłuchiwałam się też słowom Delilah. Na pochwałę zasługuje gra aktorska osób podkładających głosy pod Henry’ego i Delilah - niesamowita robota. Stuprocentowe wczucie się w rolę i naturalne, niewymuszone przedstawianie emocji jedynie za pomocą brzmienia. Oczywiście dobrze dobrani aktorzy to jedno, a udane dialogi i stopniowo budowana relacja to drugie.
Tumblr media
Słaby koniec…?
Nie do końca wiem, jak skomentować zarzuty dotyczące kiepskiego zakończenia tej gry. Po pierwsze, ogół historii da się interpretować różnie, łącznie z zachowaniem głównych bohaterów. Po drugie, ich ostatnia rozmowa wcale nie pozostawia otwartej furtki na domysły. Jedyną kwestią, nad jaką można się zastanawiać, to zachowanie jednej z tych dwóch postaci i to, ile miała wspólnego z sekretami tkwiącymi w lesie. Skłamałabym, twierdząc, że końcowe sceny mnie rozczarowały. Uważam je za poprawne, adekwatne do reszty rozgrywki, pozostawiające odrobinę goryczy - w znośnej dawce - oraz satysfakcję, bo zagadka w większym stopniu została rozwiązana.
Tumblr media
A zresztą… przekonajcie się sami, jeśli macie odwagę stanąć oko w oko z tak ogromną odpowiedzialnością, jaką jest ochrona lasu. Ja z pewnością do Firewatch jeszcze kiedyś powrócę na kolejne pięć czy sześć godzin, żeby znowu zaczerpnąć dawki ślicznych widoków i zyskać nową perspektywę na opowieść, w której Henry jest niewątpliwie ważną personą. Na pewno ucieszą się kolekcjonerzy odznak i osiągnięć, gdyż twórcy Firewatch zapewnili temu tytułowi jedno i drugie, ponadto osiągnięć jest jedynie dziesięć i dość łatwo je odblokować.
Tumblr media
Do następnego!
0 notes
Text
Literatura faktu - przegląd lektur z I kwartału 2017 roku
Szybkie spojrzenie na notatki pozwoliło mi stwierdzić, że w pierwszym kwartale 2017 roku czytałam głównie literaturę faktu.
Nie lubię pierwszych miesięcy roku, przede wszystkim z uwagi na wciąż krótkie dni, konieczność czytania przy sztucznym świetle nawet w środku dnia i pogodę, która przynajmniej od kilku lat bardziej przypomina październik z niemiłymi niespodziankami niż klasyczną zimę.
Zazwyczaj nie robię czytelniczych postanowień i nie podejmuję wyzwań, więc nie zdarza mi się w styczniu rzucać na stosy książek z większą energią niż w pozostałych miesiącach. W tym roku w zasadzie było podobnie, z jednym wyjątkiem: bardzo chciałam przeczytać kilka książek, które z różnych powodów umknęły mi w niedalekiej przeszłości – albo odkładałam lekturę, albo w ogóle nie słyszałam o ich premierze.
Trzy ostatnie miesiące były więc czasem nadrabiania zaległości nonfiction, nie wszystkich, ale z efektów i tak jestem zadowolona.
O każdej z tych książek można by napisać osobny tekst, jednak postanowiłam zanotować krótkie podsumowania z wrażeniami po lekturze. Kolejność jest przypadkowa.
HIGIENIŚCI, Maciej Zaremba Bielawski
wyd. Czarne
Przymierzałam się do tej książki od czasu, gdy się ukazała, czyli od blisko 6 lat. Temat nie był mi obcy, ponieważ w czasie studiów byłam na kilku wykładach z antropologii kultury, które dotyczyły eugeniki. Przeglądowe wykłady wydały mi się interesujące, ale dotykały tematów dość pobieżnie. Dlatego chciałam sięgnąć po tę pozycję – stosunkowo obszerna rzecz, w dodatku napisana przez autora świetnych reportaży ze Szwecji, które przeczytałam kilka lat temu.  
„Higieniści” zarazem mnie rozczarowali i mocno uzupełnili wiedzę.
To bardzo dokładny zbiór i przegląd regulacji prawnych, które sprawiły, że ostatnie 150 lat w dziejach ludzkości ma o wiele więcej ciemnych momentów, niż nam się na co dzień wydaje.
Dodatkowym atutem jest na pewno historia z Japonii, o której eugenicznym obliczu nie miałam pojęcia.
A dlaczego książka nieco mnie rozczarowała? Ponieważ jest skonstruowana w sposób stricte naukowy, a ja spodziewałam się czegoś bardziej reportażowego. Tym bardziej, że – jak przyznaje sam autor – punktem wyjścia do napisania „Higienistów” była stosunkowo nowa historia Szwecji. Liczyłam na więcej przykładów, bo wiem skądinąd, że łamanie praw człowieka pod płaszczykiem społecznej troski dzieje się właściwie do dziś, a przez ostatnich kilkadziesiąt lat w wielu miejscach zdarzało się w świetle prawa.
Cieszę się, że wreszcie udało mi się „Higienistów” przeczytać. Doceniam olbrzymią pracę autora, bo zdaję sobie sprawę, że samo zgromadzenie materiałów musiało być czaso- i energochłonne, a opisywanie nieludzkich procedur stosowanych wobec jednostek, które jako społeczeństwo powinniśmy otoczyć specjalną troską, z pewnością również emocjonalnie wymagające.
POLSKIE MORDERCZYNIE, Katarzyna Bonda
wyd. Muza
Znana szerzej z powieściowej twórczości, nazywana polską królową kryminału, Katarzyna Bonda wraca tą książką do własnych korzeni. Dziennikarka, wieloletnia reporterka sądowa przedstawia sylwetki kobiet, które w polskich więzieniach odsiadują wyroki za morderstwa.
To niezwykle ciekawa, ale jednocześnie porażająca książka.
Uważam, że jest pomysłowo skonstruowana: każda historia podzielona jest na dwie zasadnicze części – pierwsza to wypowiedź bohaterki, monolog dotyczący samej zbrodni, ale też dzieciństwa, relacji rodzinnych, marzeń. Druga z kolei to podsumowanie historii oparte na aktach sądowych, opracowane przez autorkę.
Książkę czyta się szybko, ale już po lekturze całości wszystkie przedstawione historie stanowią spory ciężar do udźwignięcia. Opisy popełnionych przez te kobiety zbrodni, ich motywy, często również ich życiorysy są przytłaczające. Warto tę książkę przeczytać, choć gdybym wiedziała, jak trudno jest ją przetrawić, chyba dawkowałabym sobie treści, zamiast wchłaniać ją niemal naraz.
ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW, Cezary Łazarewicz
wyd. Czarne
Nazwisko Grzegorza Przemyka, utożsamiane z bestialstwem i zakłamaniem służb specjalnych PRLu, jest – mam takie wrażenie – powszechnie znane nawet osobom, które niekoniecznie znają najnowszą historię Polski.
Ale ta książka jest niezwykła nie tyle z uwagi na temat, jaki podjął w niej autor, ale głównie dlatego, że udało mu się odtworzyć kilka najważniejszych dni tej historii niemal minuta po minucie, dotrzeć do świadków wydarzeń sprzed blisko 35 lat, zarówno tych, którzy wówczas musieli uważać na każdy krok, jak i tych, którzy zajmowali się zacieraniem śladów.
To niezwykła reporterska robota, pełna faktów, dat, nazwisk, szczegółów niemal fotograficznych. To również przerażający obraz życia przesiąkniętego inwigilacją, obraz systemu, który – gdy raz uznał jednostkę za niepożądaną, uparcie dążył do jej wyeliminowania.
Znakomita, misternie skonstruowana opowieść, którą każdy miłośnik literatury faktu powinien przeczytać.
JA, OLGA HEPNAROVA, Roman Cilek
wyd. Afera
Sięgnięcie po tę książkę było dla mnie niezwykłe z kilku powodów.
Po pierwsze – dowiedziałam się o jej wydaniu dopiero kilka miesięcy po premierze. Umknął mi również film, który – jak później się przekonałam – odbił się szerokim echem w mediach.
Po drugie, choć powojenna historia Europy nie jest dla mnie tajemnicą, o istnieniu i poczynaniach Olgi Hepnarovej nie miałam pojęcia. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek słyszała to nazwisko. Naprawdę!
Dlatego ta książka znalazła się na mojej liście koniecznych do przeczytania i  to przeczytania w pierwszej kolejności.
W przypadku Hepnarovej ogromne wrażenie robi sama jej historia, więc trudno skonstruować tę opowieść w sposób, który czytelnika zszokuje bardziej niż wypowiedzi i deklaracje bohaterki.
Cilek płynnie połączył dokumentację sądową i śledczą z reporterską narracją. Tekst jest zwarty, przejrzysty, w miarę możliwości przedstawia punkt widzenia różnych osób na te same wydarzenia.
Gdy słyszy się najkrótsze możliwe streszczenie tej historii: dwudziestokilkuletnia kobieta z premedytacją wjechała wynajętą ciężarówką w ludzi oczekujących na przystanku w Pradze - trudno nie skojarzyć tego z wydarzeniami z Norwegii czy Berlina, z zamachami, w których jedna osoba pozbawiła życia kilkanaście lub kilkadziesiąt innych. Ale warto tę książkę przeczytać uważnie. Nie po to, żeby ostatecznie potępić Hepnarovą czy jej współczuć, ale po to, aby zweryfikować pierwsze odczucia wobec niej, prześledzić jej krótkie życie i poznać motywy zbrodni, która tliła się w tej dziewczynie całymi latami.
GANBARE! WARSZTATY UMIERANIA, Katarzyna Boni
wyd. Agora
Okładka tej książki mignęła mi w kilku miejscach, ale tytuł zupełnie z niczym się nie kojarzył aż do grudnia. Kupiłam, odłożyłam na stos książek do przeczytania i trochę zapomniałam. Sięgnęłam w lutym i przepadłam. Krótkie historie, ni to reportaże, ni to opowiadania. Dawne dzieje i niemal relacja na żywo z Japonii. Pamiętam obrazy z serwisów informacyjnych: tsunami, Fukushima, powtarzane z dużą częstotliwością nagrania tych, którzy mimo zagrożenia i nadciągającej kilkumetrowej fali zatrzymują się na skrzyżowaniu, ponieważ zapaliło się czerwone światło. Stykam się z Japonią rzadko i na krótkie momenty, ale zawsze robi na mnie ogromne wrażenie.
Książka Katarzyny Boni to próba zbliżenia się do kultury, która mentalnie nam, Europejczykom, jest zupełnie obca. Możemy ją oswajać, poznawać, podziwiać ją , wyrażać się o niej z szacunkiem. Możemy ją obłaskawiać, czytając o niej, ale będziemy to robić zawsze z perspektywy tych, którzy wyrośli z cywilizacji Zachodu i rozdźwięk jest według mnie nie do pokonania. Ale może dlatego te opowieści, życiorysy, historie są tak hipnotyzujące. Nie tylko z uwagi na podejmowany w nich temat śmierci, zagrożenia, konieczności ugięcia się przed siłą przyrody. W moim odczuciu ze wszystkich tych opowieści bije cisza, a paradoksalnie to z ciszą właśnie radzimy sobie dość kiepsko.
FAŁSZERZE PIEPRZU, Monika Sznajderman
wyd. Czarne
To bardzo intymna historia rodziny, historia osobistego dojrzewania autorki do poznania dziejów własnych przodków, ale i obraz społeczeństwa polskiego, bogatego kulturowo przed wojną i zdziesiątkowanego po niej. To historia współżycia Polaków i Żydów, w których nie brakuje rozdziałów o odwracaniu oczu i podnoszeniu ręki. Wstrząsająca, trudna i przykra. Pełna mikrohistorii, z których każda z pewnością byłaby materiałem na obszerną książkę.
Powiedzieć, że ta książka jest próbą rozliczenia przodków z ich postawy, byłoby sporym uproszczeniem. Bo to próba zrozumienia, przedstawienia, owszem, to stawianie pytań, ale ze świadomością, że odpowiedź, szczególnie dziś, po latach, nie jest ani prosta, ani oczywista. Co godne podziwu, nie ma w „Fałszerzach pieprzu” próby usprawiedliwiania.
Piękna, mądra i wbrew wszystkiemu, ciepła opowieść o rodzinie, o spuściźnie, która nie zawsze jest łatwa. Osobista, pełna refleksji i dowodząca, że składanie w całość porozrzucanych wątków to żmudna i nie zawsze satysfakcjonująca praca. Ale może niezbędna, jeżeli chcielibyśmy przejść przez życie ze świadomością tego, skąd pochodzimy i co miało wpływa na to, że jesteśmy tu i teraz.
POLSKA ODWRACA OCZY, Justyna Kopińska
wyd. Świat książki
Zbiór reportaży, które – jak się okazało – poza jednym, premierowym tekstem, wcześniej ukazały się w prasie i które już czytałam.
Postanowiłam, że przeczytam wszystko jeszcze raz i stwierdzam po raz kolejny, że Kopińska jest z pewnością jedną z najzdolniejszych reporterek. Jej teksty, nawet przy kolejnej lekturze, absolutnie nie tracą na sile rażenia. I choć autorka podejmuje trudne tematy, warto sięgnąć po tę książkę, bo w zbiorze widać wyraźnie, że choć  autorka często opisuje losy jednostki, jej reportaże ukazują problemy społeczne, systemowe, o wiele szersze niż jedna historia.
PLAŻA ZA SZAFĄ, Marcin Kącki
wyd. Agora
Tak, jak w przypadku reporterskiego tomu Justyny Kopińskiej, okazało się, że większość wydanych w „Plaży za szafą” tekstów Kąckiego poznałam już wcześniej, głównie w papierowych wydaniach Dużego formatu.
I tak, jak w przypadku wspomnianej wyżej książki, te reportaże również nie tracą na aktualności i trafności. Można je czytać po jednym, ale Kącki ma zdolność hipnotyzowania czytelnika i ani się obejrzymy, zbliżamy się do końca ponad 320-stronicowej książki.
Kącki jest niezwykle uważnym obserwatorem i z pewnością zebranie materiału do reportażu kosztuje sporo czasu i energii, ale czytając jego teksty, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ma w sobie coś, co sprawia, że jego rozmówcy się otwierają. Niektóre reportaże są krótkie, inne dłuższe, wszystkie są po prostu świetne i warte poznania.
BOLAŁO JESZCZE BARDZIEJ, Lidia Ostałowska
wyd. Czarne
Nieco mi się ta książka zatarła w pamięci. Niespełna 200 stron, które wchłonęłam w bodaj 2 godziny. Nie zrobiłam też notatek, po prostu mi umknęło. Potrzebowałam chwili, żeby przypomnieć sobie ten reportażowy zbiór. Ale teraz już pamiętam, że to tyleż znakomita, co porażająca lektura. Polska po transformacji ustrojowej ze wszystkimi konsekwencjami, relacje społeczne i rodzinne, osobiste historie i panorama losów Polaków. Każdy z tych tekstów to jak Polska w miniaturze.
A biorąc pod uwagę dorobek autorki, warto sięgnąć po ten zbiór nawet, jeżeli pojedyncze teksty zna się już z wcześniejszej lektury w prasie.
KAŻDY ZOSTAŁ CZŁOWIEKIEM, Piotr Nesterowicz
wyd. Czarne
Przyznaję, sięgałam po tę książkę bez przekonania. Przyjmowałam nawet myśl, że jeżeli mi się nie spodoba, po prostu ją odłożę. Ale wciągnęła niemal od samego początku. Oparta na pamiętnikach młodych ludzi, których nastoletnie lata przypadły na czas tuż po II wojnie światowej, skupia się na losach czworga ludzi. Pojawiają się też postaci drugoplanowe, które – jak autor sam przyznaje – wkomponował w te „główne” opowieści na podstawie autentycznych relacji, ale połączył losy niektórych postaci, mimo że w rzeczywistości nie miały ze sobą nic wspólnego.
Taki zabieg może i jest nietypowy dla literatury faktu, ale moim zdaniem dzięki takiemu potraktowaniu wielości materiału, do czytelnika trafia więcej wartych poznania historii, a sam tekst jest bardziej skondensowany.
Czyta się tę książkę zupełnie jak powieść – i mówię to jako komplement. Jest wciągająca, interesująca, pełna detali i realiów życia z lat 50. i 60. XX wieku.
W lutym przeczytałam też wywiad-rzekę z Zofią Posmysz „KRÓLESTWO ZA  MGŁĄ” i opowieść o twórczości jednego z najbardziej znanych polskich dokumentalistów „ŚWIAT ANDRZEJA FIDYKA” - obie spod znaku nonfiction, ale o tych książka powstały na blogu osobne notki.
0 notes