Tumgik
#POKAZÓWKA
revelstein · 8 months
Text
Zawsze jest jakieś wyjście
W normalnych warunkach, gdyby sprawa była naprawdę priorytetowa, a powinna, bo w tym akurat przypadku pokazówka jest wręcz konieczna, więc w normalnych warunkach, gdyby polskie służby były i były profesjonalne, pan Sebastian Majtczak byłby przez te służby w Dubaju przechwycony i na koszt podatnika dostarczony do kraju. Nie takie rzeczy robiły kiedyś, w Iraku, Iranie czy Afganistanie, tyle że było…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
przyszla-wena · 5 years
Text
To przykre, że potrzeba walentynek, by okazać komuś miłość
35 notes · View notes
luxlius · 4 years
Note
ale się odjaniepawla, co nie
Jeśli masz na myśli ostatnie wydarzenia na krakowskim przedmieściu to yeah, niestety. Pokazówka zjebania autorstwa policji  nie mieści się w głowie. Trzymajcie się wszyscy, nie dajcie się zastraszyć, chodźcie na protesty jeżeli możecie, wyrażajcie sprzeciw w każdy możliwy sposób, zapoznajcie się ze swoimi prawami w przypadku aresztowania oraz z abc zaopatrzenia na protest. Bądźcie aktywni również online, nie pozostawajcie obojętni. Tylko tyle i aż tyle. 
8 notes · View notes
zyciestolicy · 4 years
Text
W czasach rządów PO-PSL policja zatrzymywała za znieważenie sowieckich pomników
W czasach rządów PO-PSL policja zatrzymywała za znieważenie sowieckich pomników
Ale to dziś gdy znieważane są pomniki Chrystusa mamy państwo policyjne i brak demokracji…
W sieci rozgorzała dyskusja, czy zatrzymanie chuliganów czyli transseksualnego Michała vel Margot oraz tzw. Łani, czyli aktywistów LGBT, nie było zbytnim pokazem siły. Mecenas Bartosz Lewandowski przypomniał, że w czasach gdy Polską rządziła koalicja PO-PSL, dochodziło do zatrzymań za nieważenie lub…
View On WordPress
0 notes
vietaseriale · 3 years
Photo
Tumblr media
The Stand 
sezon 1
Opis: Supernowoczesna, bezlitosna broń biologiczna,  grypa zwana Kapitanem Tripsem, niesie zagładę niemal całej ludzkości. Choroba dziesiątkuje Ziemię, zabijając ponad 99 procent ludzkości. Nieliczni, którzy ocaleli, mają wyraziste sny, zwiastujące pojawienie się w postapokaliptycznym świecie wysłanników sił Dobra i Zła, które stoczą na Ziemi kolejną wielką  bitwę.
W serialu poznajemy nielicznych, którzy przetrwali zarazę m.in. Stu Redmana, mężczyznę przetrzymywanego w ośrodku wojskowym,  gdzie przeprowadzane są na nim badania mające na celu wynalezienie leku  na wirusa. Innymi z ocalałych są Frannie Goldsmith oraz Harold Lauder,  niecodzienny duet, który przed epidemią nie miał prawa działać razem. Bohaterowie mają dziwne sny. Z jednej strony śnią o Matce Abagail, która wskazuje im bezpieczne miejsce w Boulder, z drugiej tajemniczy człowiek w czerni, który zbiera ludzi do swojej enklawy w Las Vegas.
Stu w czasie podróży spotyka Glena. W czasie rozmowy okazuje się, że mieli podobne sny i postawiają wyruszyć do Boulder. Po drodze spotykają Harolda i Frannie. Harold nie jest zadowolony ze spotkania, nie chce z nimi ruszyć na poszukiwania miasteczka ze snu. Zauważa również, że między Stu, a Frannie zaczyna iskrzyć uczucie. Poprzedniej nocy wybuchła między nimi kłótnia. Harold próbował ją przekonać, że są ostatnimi ludźmi na Ziemi, a że są ostatnimi ocalałymi z ich miasta to znak. Wyznaje jej miłość, którą darzył ją od dziecka. Frannie jednak odrzuca jego zaloty. Nigdy nie darzyła go uczuciem i to się nie zmieni nawet w czasie apokalipsy.
Drugim z wędrowców, który ma odegrać ważną rolę w nowej społeczności jest Nick Andros. Nick jest głuchniemy. Po swojej wizji napotyka na drodze olbrzyma Toma Cullena, którego Matka Abagail wysyłała, aby zabrał go do Boulder. Na początku bohaterowie mają problem z porozumieniem się. Tom, mimo swojej postury, jest mentalnie upośledzony. Dodatkowo nie potrafi czytać, przez co nie może odczytać informacji, które próbuje przekazać mu Nick. W czasie podróży napotykają Julie Lawry. Julie nie jest miłą osobą i namawia Nicka do zostania razem z nią i opuszczenia głupka wielkoluda. Nick wybiera jednak przyjaciela. W końcu udaje im się jako pierwszym odnaleźć Matkę Abagail. Okazuje się, że Nick został wybrany przez nią jako prawa jej ręka i ma przekazywać jej wolę innym przyszłym mieszkańcom miasta.
Ostatnim ważnym ogniwem w nowej społeczności i osobą, którą dociera do Boulder jako ostatnia jest   Larry Underwood, były piosenkarz, uzależniony od narkotyków. W czasie podróży do Boulder napotyka innych ocalałych, których namawia na wspólną podróż, w tym Nadine  Cross  i małego chłopca Josha, który się opiekuje. Josh po traumatycznych przeżyciach przestał mówić i został przez nią odnaleziony na ulicy jednego z osiedla. Gdy Larry dociera do miasta wita go Stu, który mówi, że wszyscy na niego czekali. Larry nie spodziewał się, że Matka Abagail wybrała go jako jednego z liderów nowej społeczności, obok Nicka, Stu, Naila i Franny. Ich piątka ma pomóc w podejmowaniu decyzji i ochrony miasta, aby społeczeństwo mogło się z powrotem odrodzić.
Tymczasem człowiek w czerni lub też  Randall Flagg również rekrutował ludzi wśród ocalałych. Zarządzać społeczności w Nowym Vegas mają mu pomóc  Lloyd Henreid  i  Julie Lawry. Miasto pełne rozpusty, gdzie zabijanie i seks są na porządku dziennym. Okazuje się, że Nadine, która przebywa w Boulder także “pracuje” dla Flagga. Obiecał jej, że będzie jego księżniczką. Przeciągnięcie jej na stronę zła nie było dla niego problemem. Od dziecka Nadine tułała się do domach dziecka, gdzie nie doświadczała miłości od strony ludzi. Flagg chce, aby Nadine zabiła piątkę liderów. Do współpracy przy tej misji ma nakłonić Harolda. Haroldem łatwo będzie manipulować. Po osiedleniu się w Boulder jego obawy się spełniły i Frannie zakochała się w Stu. Są razem w związku i spodziewają się dziecka. Mimo udawania szczęśliwego i miłego dla innych Harold myśli jedynie o zemście. Co ciekawe, gdy nikt niczego nie podejrzewa mały Josh, gdy widzi Harolda ucieka i chowa się przed nim, jakby przeczuwając jego prawdziwą naturę.
Spokój bohaterów mąci przybycie do miasta tajemniczego człowieka, który posiada rany, jakby został ukrzyżowany. Gdy się budzi mówi, że uciekł z Vegas, gdy zobaczył, co tak naprawdę w mieście się dzieje. Został złapany przez strażników i ukrzyżowany. Flagg postanowił jednak go wypuścić, aby przekazał wiadomość dla starej wiedźmy od Flagga, że zbliża się i ich miasto niedługo upadnie. Matka Abagail prosi, aby liderzy zachowali to dla siebie. Nie chce wywoływać niepokoju wśród mieszkańców. Dodatkowo nie chce, aby podejmowali na razie żadnych kroków. Gdy przyjedzie wizja, bóg powie im, co mają robić dalej.
Jednak liderzy postanawiają działać. Wysyłają do New Vegas trzech szpiegów ze swojej społeczności, którzy mają zebrać informację, co się dzieje w mieście. Wybrani zostają Sędzia Harris, Dayana i Tom Cullen. Mają dotrzeć do miasta w różnych odstępstwach czasu, aby nie wzbudzić podejrzeń. Gdy docierają do miasta i realizują swoją misję nie spodziewają się, że Flagg, który cały czas rośnie w siłę, wie o ich przybyciu. Jednak cały czas posiada wiedzę o dwóch szpiegach, nie ma pojęcia kto jest trzecią osobą. W końcu postanawia spotkać się z Dayaną, aby wydała mu trzeciego szpiega. Ta przed spotkaniem przekazała informację Tomowi, aby uciekał z miasta. Dayana próbuje zabić demona, co jej się nie udaje. Aby ochronić przyjaciela postanawia popełnić samobójstwo. Tymczasem ludzie Flagga zabijają sędziego podczas próby jej pojmania i przekazania do przesłuchania. Flagg zabija ich za niewykonanie rozkazów. Tomowi udaje się uciec.
Tymczasem w  Boulder Matka Abagail znika. Rozpoczynają się poszukiwania. Ma również odbyć się czuwanie w jej domu. Harold informuje Nadine, że to wspaniała okazja na realizację ich planów. Przekazuje jej skonstruowaną przez niego bombę, którą ma podłożyć w domu Matki Abagail. Jej detonacja odbędzie się wieczorem, gdy ludzi z miasteczka zbiorą się na czuwanie. Nadine gryzie jednak poczucie sumienia i postanawia uratować dzieci i Larry, któremu powoduje awarię środków transportu. Franny, która zauważa dziwne zachowanie u Harolda, postanawia włamać się do jego domu. Odkrywa jego plany. Pojawia się Harold, któremu próbuje przemówić do rozsądku. Jednak nie udaje się to i Harold ją więzi w piwnicy jego domu. Sam udaje się z Nadine obserwować wybuch na wzgórzu. Franny wydostaje się z piwnicy i rozpoczyna wyścig z czasem, aby ostrzec przyjaciół. Stu otrzymuje informację, że jego ludzie znaleźli Matkę Abagail. Mieszkańcy zaczynają opuszczać jej domostwo, aby udać się na jej ratunek. Przybywa Franny, która próbuje ostrzec ich przez bombą. Przybywa jednak za późno i wielu mieszkańców, w tym Nick gnie w wybuchu.
Nadine wyrusza wraz z Haroldem do New Vegas. Jednak w czasie drogi powoduje wypadek przez który Harold spada w przepaść. Nadine przed jego śmiercią mówi mu, że jego rola się skończyła. Udaje się sama do New Vega, aby zostać Królową New Vegas zgodnie z obietnicą Flagga.
W Boulder Matka Abagail jest bliska śmierci. Mówi innym, że miała wizję. Stu ma przewodzić społeczności. Liderzy mają udać się pieszo do New Vegas, aby założyć Bastion nowej społeczność. Jednak Franny nie może iść z nimi. Dodatkowo mówi im, że jedno z nich nie dotrze do celu, ale nie wiem których z nich. Bohaterowie postanawiają wyruszyć w drogę. W czasie podróży muszę przebyć wielką wyrwę w drodze. Stu nie utrzymuje równowagi i spada łamiąc sobie nogę. Pozostali chcą zbudować nosze i pomóc mu w podróży. Stu jednak uważa, że przepowiednia Matki Abagail dotyczyła jego i reszta musi udać się w dalszą podróż pozostawiając go samego. Z ciężkim sercem reszta postanawia realizować dalej misję. Gdy zbliżają się do granicy miasta okazuje się, że  Lloyd Henreid  na nich czeka  wraz z obstawą. Flagg spodziewał się ich przybycia.
Gdy docierają do New Vegas wita ich Nadine, która jest w zaawansowanej ciąży. Dodatkowo wygląda jakby dziecko w niej pożywiało się jej ciałem. Larry próbuje z nią porozmawiać i uświadomić ją, co się dzieje. Jednak Nadine, nie chce go słuchać. Odbywa się proces. Flagg wydał polecenie podwładnym, aby była do pokazówka. Przybysze z Boulder mają odrzucić wiarę w Matkę Abagail i złożyć przysięgę lojalności Flaggowi. Nail postanawia odmówić i zaczyna przemawiać do ludzi, że Flagg karmi się tylko ich strachem, z którego bierze siłę. Jeśli sprzeciwią się jego rządom będzie słaby i ludzie odzyskają kontrolę nad swoim życiem. Lloyd go zabija. Reszta zostanie uwięziona.
Nadine rozpoczyna poród. Zaczyna odczuwać, że w trakcie jego porodu poniesie śmierć i zaczyna wierzyć w słowa Larrego. Flagg okłamywał ją od nastoletnich lat. Postanawia rzucić się z wieżowca, niż urodzić syna demonowi. Wściekły Flagg postanawia dokończyć proces pozostałej przy życiu dwójki ludzi Abagail. Flagg powiadamia zebranych, że przybyszów czeka śmierć przed utopienie. A jeden z jego ludzi jest w drodze z głowicą nuklearną, która zostanie umieszczona w samolocie i którą zrzuci na Boulder. Ku jednak zdziwieniu Flagg Lloyd nie chce już więcej zabijać, a wśród tłumów ludzie zaczynają skandować zdanie powiedziane przez Larrego, że nie ulękną się zła. Pojawia się chmura, która obejmuje budynek, gdzie ma zostać wykonana egzekucja. Dodatkowo pojawia się człowiek Flagga, który jednak przywiózł głowicę do niego, a nie do samolotu. Z chmury zaczynają ciskać pioruny, które zabijają ludzi przebywających w budynku i w końcu samego Flagga. Ostatni z piorunów trafia w głowicę. New Vegas zostaje zmiecione z powierzchni Ziemi.
W Boulder Frannie zaczyna rodzić. Na świat przychodzi jej córka, której nadaje imię Abiagail. Okazuje się, że jednak dopada ją choroba, na która zginęła większa część populacji ludzi. Ku jej zdumieniu kila dni później dziewczynka wyzdrowiała. Mija kilka tygodniu. W miasteczku pojawia się Stu, którego odnalazł Tom i uratował mu życie. Frannie sądziła, że go straciła w wybuchu bomby nuklearnej.
Mijają miesiące. Do Boulder przybywa coraz więcej ocalałych. Wśród społeczności dochodzi do aktów wandalizmu i pijaństwa. Frannie zaczyna się czuć obco w tym miejscu i chce wrócić do domu. Obawia się, że z czasem natura ludzka weźmie górę i dojdzie do kradzieży, a nawet morderstwa. Stu postanawia przystać na jej prośbę i razem z córeczką wyruszają do Maine nad ocean. Po drodze robią sobie przystanek w Nebrasce. Stu wyrusza do supermarketu po zapasy żywności i leków dla małej. Franny odnajduje studnie i chce zaczerpnąć z niej wody. Wpada do niej łamiąc nogę. Nieprzytomna spotyka w swoim umyśle Flagga, który stara się ją przekonać do pocałunku. Jeśli pocałuje go to jej córeczka przeżyje, a Frannie wyjdzie z wypadku bez szwanku. Ta jednak odmawia i ucieka od niego. Spotyka Matkę Abagail, która mówi jej, że nie umrze i doczeka sędziwego wieku, a szatan próbował nagiąć ją do wypełniania jego woli.
Frannie się budzi. Okazuje się, że Stu wrócił do domu i próbuje uratować ukochaną. Ku jego zdziwieniu na werandzie znajduje się tajemnicza dziewczyna, która opiekuje się ich córką. Razem dzięki wyciągarce z auta ratują Frannie. Tajemnicza dziewczynka przykłada swoje dłonie do ciała Frannie. Wszelkie rany i złamania zostają wyleczone po czym znika.
Tydzień później szczęśliwa para dociera nad ocean. Tymczasem na drugim końcu świata, gdzie jedno z amazońskim plemion przeżyło epidemię pojawia się Flagg, który zabija ich przywódcę i zaczyna odzyskiwać moc, gdy reszta plemienia zaczyna oddawać mu pokłony i go wielbić.
0 notes
klubidzpanstad · 7 years
Text
Zdrajca / agent / zaprzaniec Macierewicz? 3...2...1... (?)
Po ostatnich sesjach spędzonych z duetem naczelnych błaznów polskiego internetu nasunęło mi się znów kilka pytań. Oczywiście nie ma szans aby wydukała je Agata w ich "Kowalski & Chojecki odpowiadają" ponieważ wiadomo jak wygląda ten kabarecik.
Po pierwsze nasunęło mi się na myśl jak łądnie pominęli temat, że ten znienawidzony przez nich Morawiecki był jednym z najważniejszych gości szabasowej kolacji u niejakiego Johnnego Danielsa, którego lubelski duet wciska swoim widzom jako "przyjaciela Polaków", którego tak ostro reklamuje pseudonarodowiec Kowalski. Nie trzeba chyba dodawać, że Daniels jest przede wszystkim syjonistą, działa na rzecz Izraela i lobby żydowskiego a więc m.in. reklamuje oszczercę Jana Tomasza Grossa jako poważnego historyka. Tak samo robi również Szewach Weiss, którym zachwycał się Kowalski mówiąc o nim "nasz Żyd".
Druga ciekawa sprawa to to, jaką miłością zapalili nagle do pani premier Beaty Szydło, choć kilka miesięcy temu Chojecki wypisywał na nią żałosne donosy do ministra Ziobro i opluwali ją w swoich programach ile wlezie. Cóż, Kowalski to, używając jego własnego określenia, zwykła "najmikurwa", prostytutka powtarzająca to co nakazuje mu ten, który mu płaci, czyli w tej chwili guru sekty. A temu z kolei wszystko potrafi się odmienić w jeden dzień i zawsze ładnie to sobie i swoim wyznawcom jakoś wytłumaczy.
No i teraz najfajniejsza sprawa... Wszyscy wiemy, że tych, których chwalił lub gościł lubelski duet prędzej czy później popadali w jego niełaskę i z dnia na dzień zostawali łajdakami, agentami, bydlakami itd. Czy taki sam los czeka ministra Macierewicza? Wydaje się niemożliwe? W lubelskiej Krainie Oz wszystko jest możliwe a pierwsze, małe na razie, oznaki możliwości wpisania Antoniego na chojecką "listę zdrady narodowej" już się pojawiają. Otóż Antoni Macierewicz po odwołaniu go z funkcji powiedział, że nadal będzie wspierał rząd PiS, tych, którzy będą dążyć do rozbudowy armii itp.
No i skomentował to "pastor" Chojecki (uwielbiam gdy z poważną miną Czaruś Kłosowicz mówi: "Sprawę skomentował pastor Paweł Chojecki", tak jakby kogokolwiek poza fanami tego kabaretu obchodziły jego komentarze). Otóż rebe Chojecki uważa co następuje: 
"Jest to komunikat, który pokazuje, że Antoni Macierewicz rezygnuje z tej szansy by stanąć na czele patriotycznej, proamerykańskiej, wolnościowej opozycji. Prawdziwej opozycji. Chce zostać w tych strukturach rządowych. Co mu obiecano, jak go rozmiękczano, jak go preparowano – tego nie wiem. Uważam tę decyzję za złą. Polacy – tak jak Hania Shen mówiła – zasługiwali teraz naprawdę. Antoni Macierewicz powinien Polakom tę prawdę powiedzieć. Że to co się stało, to jest zdrada, że to jest wypowiedzenie sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi – to Polacy powinni od swojego ministra usłyszeć."
Och, jakież to dramatyczne, zdrada, wypowiedzenie sojuszu. Oczywiście wg. rabina Chojeckiego polski patriotyzm = proamerykańskość i to w wydaniu określanym w pewnej branży terminem "rimmingu". Już oczywiście jest rozmiękczanie, preparowanie, czyli coś co ćmile lubią najbardziej czyli spiski, służby, agentura i tak dalej.
Niestety wiemy wszyscy, że nie jest tak optymistycznie jak przedstawia to Chojecki, PiS jest rządem chyba najbardziej proatlantyckim i proizraelskim czego liczne przykłady obserwujemy w ostatnim czasie a więc uwolnienie się od zbyt dużych wpływów agresywnego mocarstwa i szarpnięcie na prawdziwą suwerenność (oczywiście nie wykluczającą sojuszy będących w naszym interesie) będzie bardzo trudne. Niemniej jednak ten rząd, który, jak mówi Chojecki, zdradził Polaków ma poparcie Macierewicza, więc prędzej czy później możemy spodziewać się teorii podobnej do tych jakie serwowali nam już wiele razy a więc "to wszystko była ustawka, pokazówka aby później wyszła zdrada" a na końcu dodane będzie nieśmiertelne "mówiliśmy o tym już dawno". Wszak kilka dni temu partyjny szef Macierewicza czyli Jarosław Kaczyński zdemaskowany został jako "agent Putina". Zresztą Chojecki już wczoraj mówił, że “oni tę zdradę PiSu przewidzieli” (a jakże!) a “PiS stał się partią zdrady narodowej”.
2 notes · View notes
dla-polski · 5 years
Text
Szeryf o fizjonomii dziecka, tymczasowo polski Gdańsk i staruszka wbiegająca na pasy jak gazela
Tumblr media
Stanisław Michalkiewicz wypowiada się na temat Rzecznika Praw Obywatelskich, Adama Bodnara, który skrytykował działania policji podczas zatrzymania podejrzanego o zabójstwo 10-letniej Kristiny. Zdaniem Stanisława Michalkiewicza to była pokazówka Zbigniewa Ziobry, który przed wyborami parlamentarnymi chciał pokazać opinii publicznej, że twardą ręką rozprawia się z przestępcami. Jednocześnie uważa, że Adam Bodnar, który jest stronniczy politycznie, zrobił unik, zamiast wprost powiedzieć, o co mu chodzi. Odnosi się także do komentarza Magdaleny Środy, która napisała na Facebooku, że Adam Bodnar jest doskonałym Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Ponadto wypowiada się na temat uniewinnienia Piotra Najsztuba, który potrącił na pasach kobietę, i sporu na linii władze Gdańska-rząd dotyczącego Westerplatte. Jego zdaniem władze samorządowe Gdańska sprawiają wrażenie, jakby już tylko czasowo to miasto znajdowało się pod jurysdykcją Rzeczpospolitej Polskiej. Mówi również o letnim strajku klimatycznym nastoletniej Ingi, którą uważa za ofiarę propagandy. Mówi także, przy okazji setnej rocznicy podpisania traktatu wersalskiego, o wznowieniu książki Romana Dmowskiego - "Polityka Polska i odbudowanie państwa" wydawnictwa Capital Read the full article
0 notes
houseofmavri-blog · 6 years
Text
Dom Mavri. Tom I. Pałac bogów.
Rozdział XII Próba Attwooda
Sparing w świecie bogów oznaczał dokładnie to samo co w świecie śmiertelników. Miała to być walka treningowa, taka jakby pokazówka. W sumie to było logiczne, biorąc pod uwagę, że wszyscy bellatorzy grali do tej samej bramki i nikt nikomu nie chciał zrobić krzywdy. To znaczy takiej nieodwracalnej krzywdy.
Giatros wytłumaczył mi, że przeważnie to trener ustala zasady treningu. Wybiera rodzaj broni, czas walki, oraz ustala co można, a czego nie. W tym wypadku będzie inaczej. To Henry ustali zasady, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Sama się zgodziłam.
Teraz zostało mi się przygotować.
Razem z Rodem i Giatrosem znaleźliśmy sobie cichy kącik w Domu i zaczęliśmy ustalać strategię. Przede wszystkim musieliśmy się jak najwięcej dowiedzieć o moim przeciwniku.
Największą skarbnicą wiedzy w tym temacie był Giatros. Chociaż wcześniej nie spotkał Henry'ego, to wiele o nim słyszał. Jakby nie patrzeć był członkiem rady bellatorów, a pan G. jednym z bogów rezydujących w Domu Mavri. Musieli o sobie słyszeć.
Na moje nieszczęście Henry miał się czym pochwalić. Jego życiorys był dość... barwny.
Jego matka porzuciła go, gdy był jeszcze małym chłopcem (wiązało się to z jakimś marzeniem, żeby zostać piosenkarką, czy coś takiego). W każdym razie uciekła z rodzinnego domu, a mały Henry zamieszkał z zamożnymi dziadkami. To oni go wychowali.
W dniu swoich trzynastych urodzin trafił do Domu Mavri, ale to też obiło się głośnym echem.
Mniej więcej w tym samym czasie Talass uznał Timmy'ego, a niedługo później mój przyjaciel stał się popularny dzięki bitwie o arsenał Termo. On i Pennywise zostali wybrani na członków rady, a Orizontas dostał bólu tyłka. Zaczął zazdrościć, że wszyscy mówią o synu jego brata.
Postanowił osobiście udać się do domu dziadków Henry'ego, opowiedział im o świecie bogów i o tym kim jest ich wnuk, a następnie zabrał go na swój złoty, zaprzęgnięty w gryfy (jego święte zwierzęta) rydwan i przywiózł do Domu, w którym się obecnie znajdowaliśmy.
Jakby tego było mało, Orizontas przed wszystkimi zebranymi bellatorami wręczył swojemu synowi miecz – Cyklon (Kyklonos), którym jedynie Henry może władać. Czemu, zapytacie? Cyklon to tylko i wyłącznie rękojeść, ostrze powstaje z powietrza, które tka mój jutrzejszy przeciwnik.
Prosty z tego wniosek. Oprócz tego, że potrafi świetnie walczyć, to umie również władać żywiołem. I z tego co mówił Giatros,robi to wybitnie.
Podobno zyskał sławę i miejsce w radzie ratując jakąś wyspę koło Islandii. Czynne wulkany, potwory, on dzięki swojej mocy wiatru zrobił tsunami. Wszystko skończyło się genialnie, został bohaterem.
Przystojny i utalentowany, złoty chłopak inaczej nie można go opisać.
W dzień uczy się w brytyjskiej szkole prywatnej i trenuje hokeja na trawie, a w nocy ratuje świat.
Byłam załamana.
[…]
Powinnam była się wyspać przed pojedynkiem. I tak miałam znikome szanse na powodzenie, a jeszcze jak okażę się być chodzącym zombie, to już w ogóle Henry rozłoży mnie na łopatki w minutę.
No cóż. Może krótki spacer dobrze mi zrobi.
Chciałam wyjść na jeden z balkonów. Nocne powietrze zawsze dobrze mi robiło i liczyłam, że i tym razem pomoże.
Nie tylko ja wpadłam na ten pomysł.
- Cześć Rod. Też nie możesz spać? - zapytałam siadając na ziemi, obok mojego znajomego.
- Tak... Drugą noc nie śpię. Po prostu nie mogę.
Rzeczywiście było po nim widać, że jest zmęczony i nieobecny. Kiedy poznałam Roda zaledwie dzień wcześniej był naprawdę rozgadany i bardzo żywy. Teraz kompletnie siebie nie przypominał. Nie budziło wątpliwości, że to porwanie Timmy'ego tak na niego wpłynęło.
- Nadal się obwiniasz, o to, co stało się z Timmym?
- Jak mogę się nie obwiniać?! - uniósł głos. - Wybacz, nie chciałem krzyczeć. Po prostu... to wszystko moja wina. Jakbym był silniejszy, to nic by się nie stało. Teraz nie wiadomo, czy w ogóle odzyskamy Tima! A jakby tego było mało, to narażam na niebezpieczeństwo ciebie i pana Giatrosa. A jak jutro stanie się cud, to jeszcze Henry Attwood będzie mógł stracić przeze mnie swoją blond głowę.
- Jesteś głupkiem. - skwitowałam.
- Słucham? - zapytał urażony.
- Timothy wczoraj powiedział mi, że jesteś jednym z najmądrzejszych i najbardziej utalentowanych bellatorów jakich miał szansę poznać. Powiedział, że cię szczerze podziwia i cieszy się, że może nazwać przyjacielem. Ale ty jesteś po prostu głupkiem.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz.
- Zmierzam do tego, że nic nie mogłeś zrobić. Może i twoim ojcem jest bóg, ale ty jesteś jedynie człowiekiem. Tak jak my wszyscy. Kto by wtedy nie był z Timmym nie miałby szans z Gynaiką. A jesteś głupkiem, jeśli nadal myślisz, że mogłeś go uratować. - powiedziałam. - Posłuchaj Rodnell, gdyby nie ty, w życiu nie dowiedzielibyśmy się, że to ta świruska porwała Timmy'ego.
- A gdyby nie ty, to nigdy nie dowiedzielibyśmy się gdzie go przetrzymuje i jakie zabezpieczenia nałożyła na Pałac.
- To był przypadek, mógł się połączyć z kimkolwiek, nawet z Pennywise. - przewróciłam oczami.
- Z kim?
- Nie istotne. Nie zrobiłam nic ważnego, a ty wpadłeś na pomysł jak możemy złamać zabezpieczenia Pałacu. Jesteś geniuszem, Rod. - uśmiechnęłam się. - Posłuchaj, Timmy ma niezaprzeczalną charyzmę, Juanita jest urodzonym generałem, Penny jest wiedźmą, ale wszyscy się zgodzą, że jest genialnym strategiem, a ja umiem rzucać kamieniami. Ale ty? Ty mój drogi masz umysł. I to taki, za który ludzie chętnie by się pozabijali.
- To jest turbo miłe, Gwen, ale nadal nie wiem jak mój umysł może się nam przydać. Wiesz, żaden ze mnie Charles Xavier, żebym umiał robić jakieś super rzeczy siłą woli.
- Racja, ale jesteś wynalazcą. - nachyliłam się nad Rodem. - Słyszałam, że masz talent do majsterkowania, przyjacielu. Więc zamiast tutaj siedzieć i użalać się nad sobą, to spadaj do pokoju i wymyśl taką broń, której nawet twój tata by się nie powstydził.
Rod przez chwilę wyglądał jakby nad czymś gorączkowo myślał. Pewnie moja inspirująca przemowa pobudziła jego wenę twórczą.
Ma się ten talent w motywowaniu ludzi!
- Nie jestem tak dobry w tworzeniu broni jak tata. Nie wykuję ci ładnego miecza, czy toporka, ale potrafię tworzyć całkiem sprytne roboty.
- To na co czekasz?
- Masz rację! Dzięki, Gwen. - uśmiechnął się do mnie wstając. - Trzymam kciuki, żeby jutro dobrze ci poszło. Ale pamiętaj, nawet jak nie uda ci się pokonać Attwooda, to i tak uwolnimy Timothy'ego. Chociażbym miał stworzyć milion maszyn oblężniczych. Któraś w końcu zadziała i złamiemy zabezpieczenia w Palati.
- No ja myślę, że się nie poddamy, bo jakiś cud chłopiec woli gwiazdorzyć niż iść na misję.
- Pewnie! Dobra, lecę, mam pełne ręce roboty. Do zobaczenia rano.
Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy Rod zniknął żeby tworzyć swoje wynalazki.
Dobrze, że chociaż jemu trochę poprawiłam humor. Chociaż starałam się być pozytywnie nastawiona, do całej tej sytuacji, to nadal bardzo się bałam. Tak naprawdę, to nie wiedziałam, co zrobimy jak nie pokonam Henry'ego. Nie było planu B.
[…]
Siedziałam tak jeszcze godzinę i myślałam o swoim życiu. Postanowiłam się zebrać dopiero gdy zabiły dzwony oznajmiające północ. Zostanie mi jakieś pięć godzin spania. I tak będę zombie, więc lepiej tego nie pogarszać.
Oczywiście, moje życie byłoby zbyt łatwe, jakbym po prostu poszła do pokoju. Musiałam na korytarzu wpaść na greckiego boga bez koszulki.
- Bogowie, a ciebie to Michał Anioł dłutem wyrzeźbił? - zapytałam próbując nie patrzeć prosto na tors Henry'ego Attwooda.
Nie wychodziło.
- Słucham? - zapytał rozbawiony Henry.
- Wy Anglicy to nie powinniście spać w takich jedwabnych piżamach? Wiesz, koszula, spodnie, papucie, szlafmyca, czy coś?
- Generalnie tak, ale jesteśmy przyzwyczajeni do chłodniejszych nocy. W Domu jest trochę za ciepło. - pokiwał głową Henry.
- Widać, że nigdy nie byłeś w Kalifornii.
- To prawda. Może mnie kiedyś zaprosisz, jak już będzie po wszystkim. - Henry puścił mi oczko.
A przynajmniej tak to wyglądało. Bo wiecie, było ciemno.
Czy on ze mną flirtował?
- O ile będzie po wszystkim. Póki co się nie zapowiada. A teraz wybacz, chciałabym się pójść położyć, żeby z rana skopać tyłek takiemu jednemu zarozumialcowi. - powiedziałam niezgrabnie wymijając Henry'ego.
- Brzmi jak ciekawy facet. Może mnie z nim kiedyś poznasz? - zaśmiał się Henry odprowadzając mnie wzrokiem do pokoju. - Tak w ogóle, to słyszałem twoją rozmowę z Rodem. Nie wiem jak walczysz i co potrafisz, ale umiesz zmotywować swoją drużynę. To cecha dobrego przywódcy.
Położyłam dłoń na klamce, ale jeszcze nie weszłam do środka. Odpowiem zarozumialcowi.
- Moja drużyna to karzeł i chuderlawy nowojorczyk z ADHD. Jednocześnie nie wyobrażam sobie być tutaj z kimkolwiek innym. Pan G. ma złote serce, a Rod to wybitny umysł, nie potrzebują przywódcy tylko sojusznika. A ja nie mam parcia na szkło. Dobranoc, Henry.
[…]
Kiedy obudziłam się rano byłam przerażona i zmęczona.
Czułam jakbym w ogóle nie spała i nie miałam pojęcia jak sobie poradzę na sparingu w takim stanie.
Szkoda, że Gynaika nie porwała mnie. Timmy na pewno lepiej by się sprawdził w roli rycerza w lśniącej zbroi. On przede wszystkim potrafił walczyć.
To nie był jednak czas i miejsce na narzekanie. Musiałam się przygotować.
Przywdziać zbroję i pewność siebie. Która w tej chwili mnie opuściła.
Kiedy byłam już gotowa zeszłam na dół, do sali ćwiczeniowej. Jak się okazało byłam tam pierwsza, jednak szybko dołączyli do mnie moi towarzysze niedoli: Rodnell i Giatros.
- Jak samopoczucie, dziecino? - zapytał Giatros.
- Jakby potrącił mnie autobus. Piętrowy. - popatrzyłam żałośnie na boga. - Ale dam z siebie wszystko i postaram się nie zawieść.
- Słuchaj, gwiazdeczko, jesteś zdolna i masz walkę we krwi. Dałaś radę Penny Lincoln, chociaż włócznię miałaś pierwszy raz w łapie. Z księciem z bajki też sobie poradzisz.
- Dzięki, panie G. To miłe, ale z Penny to było szczęście nowicjusza. Wydaje mi się, że moja dobra passa jest na wyczerpaniu.
- Witam wszystkich, jaki mamy piękny dzień na walkę sparingową! - powiedział radośnie Henry.
Wszedł do sali treningowej z Somem, oraz jakimiś dwiema dziewczynami. Cheerleaderki?
W każdym razie wyglądał na bardzo pewnego siebie. I wcale mu się nie dziwiłam, miał wygraną w kieszeni.
- No już dobra, dobra, promyczku. Dawaj te zasady i miejmy to za sobą. - przewróciłam oczami podchodząc do Henry'ego.
Wspomniałam, że do walki założył złotą zbroję? Wyglądał jak jakiś cholerny bóg słońca (nie żebym kiedykolwiek miała do czynienia z prawdziwym bogiem słońca).
- Jesteś urocza, kiedy starsza się być władcza. - zaśmiał się Henry. - Ale rzeczywiście nie ma co tracić czasu. Masz jakąś broń?
Nie odpowiedziałam. Jedynie wyciągnęłam przed siebie rękę i zacisnęłam pięść. Już po chwili w mojej dłoni układała się Etymigoria. Nie tylko Henry Attwood potrafi zaskakiwać.
- Och. Cóż, rzeczywiście. Zapomniałem. W porządku więc. - powiedział zakłopotany Henry. - Rodzaj broni niech będzie dowolny. Ja użyję mojego miecza, Cyklonu. Czas trwania walki to pięć minut. Ogólne zasady: nie ucinamy kończyn, nie możemy również zadawać ran kłutych. I oczywiście zabijanie też dyskwalifikuje. To ma być ładna i czysta walka pokazowa. Wygrywa ten, kto pierwszy rozbroi przeciwnika. Ale zapomniałbym, umiesz kontrolować ziemię?
- Coś tam umiem. - wzruszyłam ramionami.
- W takim razie, nawet bez broni będziesz mogła atakować. To zmiana zasad, ten kto pozbawi drugą osobę możliwość ruchu wygrywa. - pokiwał głową Henry. - Panie Som? Będzie pan sędziował i mierzył czas?
- Oczywiście, Henry. - zgodził się bóg.
- Świetnie. W takim razie zapraszam do kabiny, Gwen.
[…]
Nigdy nie walczyłam w pomieszczeniu.
Właściwie to walczyłam tylko raz w życiu, w ogrodzie Wersalu. Generalnie nie miałam zbyt dużego doświadczenia w walce...
Nieistotne.
Do czego zmierzam, kabiny do ćwiczeń, to był naprawdę ciekawy wynalazek. Można było je dowolnie ustawiać. Wybrać biom, program ćwiczeń i tak dalej. Na potrzeby naszej walki, kabina zmieniła swój wygląd i zaczęła przypominać las sosnowy.
To wszystko było sztuczne, więc z początku bałam się, że nie będę mogła tutaj kontrolować ziemi. Ale okazało się być odwrotnie. Delikatny ruch dłoni sprawił, że leżący niedaleko mojej stopy kamień odleciał kilka metrów.
Nie miałam pojęcia kto to zaprojektował, ani jak to zrobił, ale byłam pod wrażeniem.
Razem z Henrym ustawaliśmy się naprzeciwko siebie oczekując sygnału rozpoczynającego walkę.
Złapałam Etymigorię w obie ręce, gotowa od razu zadać cios, a Henry wyciągnął z pochwy srebrną rękojeść, która po chwili zmieniła się w najbardziej niesamowity miecz jaki widziałam. Był dość długi i nie miał jasno określonego kształtu. Do tego był prawie przeźroczysty, ale było widać tańczące w jego wnętrzu tornada, albo inne wietrzne twory.
Orizontas miał gust co do prezentów. Ale mój tatko nie był wcale gorszy i miałam zamiar to udowodnić.
- Gotowi? Do walki! - krzyknął Som.
Możliwe, że wygrana z Penny dodała mi skrzydeł i czegoś nauczyła i tym razem nie liczyłam na szczęście, tylko od początku wyciągnęłam asa z rękawa. Skupiłam swoją energię na otaczającej mnie ziemi, poczułam jak obrasta mi nogi do łydek i dodaje siły oraz pewności siebie. Nie czekałam na ruch ze strony Henry'ego. To ja zaatakowałam.
I co ciekawe, udało mi się go zaskoczyć. Mało brakowało, a nie zablokowałby mojego pierwszego uderzenia. Sama byłam pod wrażeniem moich ruchów, tego jakie są przemyślane i pewne. Szkoda, że Henry szybko wybudził się z pierwszego szoku.
Był synem potężnego boga i miał za patrona boga wojny, oczywiście, że potrafił walczyć lepiej niż jakaś tam Penny. Szybko to on przejął kontrolę, a ja musiałam się bronić.
Co mi podpowiadało, że trzeba się wycofać.
Odepchnęłam się nogą i odjechałam od Henry'ego jakieś dziesięć metrów łapiąc oddech.
Pozwolił używać żywiołów, więc czas się trochę zabawić.
Stuknęłam Etymigorią w posadzkę kabiny, a to sprawiło, że pod nogami Henry'ego ziemia zmieniła się w błoto sprawiając, że przez chwilę chłopak nie miał szansy się ruszyć. To była szansa dla mnie.
Ruszyłam na mojej ziemnej desce surfingowej w stronę chłopaka z grotem włóczni skierowanym w jego stronę, ale niestety nie dał się podejść tak łatwo. Henry wykonał okrężny ruch rękami, dzięki któremu otoczyła go fala powietrza umożliwiająca uniesienie się na kilka metrów w górę. Tym samym wydostał się z pułapki i uciekł przed moim ciosem.
- Mówiłaś, że tylko trochę potrafisz władać ziemią! Czuję się oszukany! - krzyknął do mnie równie zdyszany jak ja.
- A ty mówiłeś, że umiesz walczyć. Oboje zostaliśmy oszukani. - powiedziałam z uśmiechem przygotowując się do zadania kolejnego ciosu.
Czerpałam przyjemność z tej walki. Cały czas pamiętałam jaka była cena przegranej, ale gdyby nie uwięziony przez Gynaikę Timmy, to naprawdę dobrze bym się bawiła walcząc z Henrym Attwoodem.
- No to teraz, pożałujesz. - uśmiechnął się Henry.
Mój przeciwnik, z prędkością wiatru ruszył na mnie i zaczął napierać swoim mieczem. Wcześniej był silny, ale teraz chyba też pomagała mu moc żywiołu. Na szczęście oboje się rozkręcaliśmy. Żadne nie dawało za wygraną.
Spróbowałam rozbroić Henry'ego, ale on też wiedział jak sobie z tym poradzić. Za każdym razem, gdy wykonywałam odpowiedni podważający ruch, Cyklon znikał tylko po to, żeby się pojawić sekundę później i zadać cios.
Czas mijał i nie mogliśmy tej zabawy w kotka i myszkę dłużej przeciągać. Musiał być zwycięzca. Na moje nieszczęście, to Henry przybliżył się do wygranej, kiedy silnym strumieniem powietrza wybił mi włócznię z rąk.
Nie miałam czasu jej dobyć, więc musiałam sobie poradzić inaczej.
Ponownie odsunęłam się od chłopaka na bezpieczną odległość. Następnie kilkoma solidnymi ruchami, wydobyłam z ziemi parę kamieni, którymi zaczęłam ciskać w Henry'ego niczym kulami armatnimi. Niestety, dzięki swojej prędkości udało mu się je wyminąć.
Pod sam koniec to była już zwykła gonitwa. Ja uciekałam, a on starał się mnie uderzyć swoimi powietrznymi pociskami. Nie można powiedzieć, że przegrywałam. Ja i ziemia stałyśmy się jednością i robiła dokładnie to co chciałam. Na skinienie dłonią przed Henrym wyrastały kamienne ściany, albo pojawiały się głębokie rozpadliny, z którymi ledwo sobie radził.
- Piętnaście sekund do końca! - krzyknął Som.
Nie wiem jak daleko sięgała ta kabina, ale to chyba był już koniec. Uciekając przed siebie zobaczyłam górę tak dużą, że nie miałam szansy jej wyminąć. Odwróciłam się na pięcie, uniosłam ręce i w tej samej chwili Henry przycisnął mnie do skalnej ściany przykładając ostrze Cyklonu do mojego gardła.
- Koniec! - obwieścił Som.
Oboje ciężko oddychaliśmy. Byłam wykończona, tak samo jak Henry.
- Wygląda na to, że wygrałem. - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Chyba jednak nie całkiem.
Z uśmiechem spojrzałam do góry, a wzrok chłopaka podążył za mną. Nad naszymi głowami wisiał wierzchołek góry. Kilkaset ton, które nie zmiażdżyły mojego przeciwnika tylko dzięki mnie.
- Jeden ruch Henry'ego i nie żyję, ale tym samym on ginie pod ciężarem tej skały.
- Ja nie wiem jak mam to rozstrzygnąć... - zaczął Som. - Panna Anderson jest pokonana, jednak....
- Jest remis, ty ospały dupku. - skomentował wściekle Giatros.
Z uśmiechem odrzuciłam skałę na drugi koniec kabiny, a Henry schował miecz.
- Więc jak, pomożesz mi? - zapytałam chłopaka.
- I tak miałem zamiar ci pomóc. Nawet jakbyś przegrała. Naprawdę się nie domyśliłaś? - zapytał uśmiechnięty Henry.
- Ja... cóż. Prawdę mówiąc nie. - odpowiedziałam zakłopotana. - Ale to... dziękuję.
Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę w kierunku mojego przeciwnika. A może powinnam powiedzieć: przyjaciela.
0 notes
ugly-girl-sad-girll · 7 years
Text
Rozszerzone źrenice
Ach, ta czerń
Gęsia skórka
Och, ta wrażliwość
Piekące łzy
Ech, ta pokazówka
Trzęsące się ciało
Ach, ta panika
Rozbiegany wzrok
Och, ta dezorientacja
Czerwień krwi
Ech, ta tkanina
N.
0 notes
n-s-w-2 · 4 years
Video
Konfederacja bez maseczek. Ociepa: To pokazówka.
0 notes