#Kształty
Explore tagged Tumblr posts
anatomia-czlowieka-pl · 1 year ago
Text
Tumblr media
KOMÓRKI I TKANKI cz. 1/9
OGÓLNA BUDOWA KOMÓRKI
Komórka to podstawowa jednostka budowy organizmu człowieka. Bardziej złożone struktury (tkanki i narządy) są zbiorem komórek i ich produktów. Aktywność komórek gwarantuje procesy życiowe. Czy wiesz, jakie procesy życiowe przebiegają w dziesięciu bilionach komórek twojego ciała?
Organelle komórkowe to małe struktury znajdujące się w cytoplazmie, oddzielone od otoczenia błoną komórkową i pełniące określone funkcje. Należą do nich jądro komórkowe, mitochondria i tak dalej.
Błona komórkowa: białkowo - lipidowa selektywna błona otaczająca komórkę. Jest strukturą zewnętrzną, przez którą odbywa się transport substancji do i z komórki; w przypadku leukocytów (krwinek białych) funkcję transportową pełnią nibynóżki.
Otoczka jądrowa: podwójna błona białkowo-lipidowa oddzielająca zawartość jądra komórkowego od cytoplazmy; uczestniczy w przekazywaniu cząsteczek między jądrem a cytoplazmą.
Nukleoplazma (kariolimfa): substancja wypełniająca jądro komórkowe. Zawiera chromatynę i RNA.
Jąderko : element jądra komórkowego odpowiedzialny za powstawanie rybosomowego kwasu rybonukleinowego (rRNA), który przenika do cytoplazmy i bierze udział w syntezie białek.
Cytoplazma : zawartość komórki otoczona błoną komórkową (poza jądrem komórkowym). W cytoplazmie znajdują się organelle komórkowe i ciałka jądrowe (pozbawione błony komórkowej, zagęszczone skupiska białek, glikogenu i barwników).
Retikulum endoplazmatyczne, ER (siateczka wewnątrzplazmatyczna) : rozgałęziony system kanalików zbudowanych z błon plazmatycznych, który może być pokryty rybosomami (ER szorstkie) lub nie (ER gładkie). ER gładkie stanowi znaczną część cytoplazmy w komórkach syntezujących steroidy (lipidy), na przykład w komórkach wątroby. Gromadzi i uwalnia jony wapnia w mięśniach.
Rybosomy : kompleksy białek, w których zachodzi synteza białek, a mRNA (matrycowy lub informacyjny RNA) przekazuje informacje genetyczną do sekwencji aminokwasów.
Aparat Golgiego: wyłożona błoną organella składająca się ze spłaszczonych cystern oraz oddzielajacych się pęcherzyków. Aparat Golgiego modyfikuje, magazynuje i transportuje produkty ER do błon komórkowych oraz innych organelli.
Mitochondrium: podłużna struktura otoczona błoną; błona wewnętrzna wygląda jak labirynt (powierzchnia tego labiryntu tworzy tak zwane grzebienie mitochondrialne) i jest miejscem zachodzenia złożonych reakcji biochemicznych między tlenem a produktami metabolizmu komórkowego. Głównym zadaniem mitochondrium jest dostarczanie energii potrzebnej komorkom do funkcjonowania.
Wakuola (wodniczka): organella otoczona błoną, pełni funkcję transportową. Wakuole mogą się łączyć ze sobą albo z innymi strukturami, w których skład wchodzi błona (na przykład błona komórkowa lub lizosomy)
Lizosomy - niewielkie pęcherzyki otoczone błoną białkowo - lipidową zawierające enzymy hydrolityczne, które rozkładają mikroorganizmy i zniszczone części komórek, a także pozyskują z nich składniki odżywcze.
Centriole - filamenty mikrotubulowe, czyli wiązki mikrotubul (włóknistych rurek) ułożonych w kształcie pierścienia, znajdujące się w pobliżu jądra komórkowego i tworzące centrosom, czyli ciało środkowe. Występują w parach i są ułożone do siebie prostopadle. Centriole wrzeciona kariokinetycznego odgrywają ważną rolę w przemieszczaniu chromosomów (a dokładniej chromatyd, czyli połówek chromosomów) podczas podziałów komórkowych.
Mikrotubule - część cytoszkieletu. Mikrotubule wyrastają z centrosomu, nadają kształt komórce, biorą udział w transporcie międzykomórkowym oraz stanowią strukturalne i napędowe wsparcie dla organelli.
Mikrofilamenty - cienkie włókna aktynowe odpowiedzialne za zmianę kształtu komórki, fałdowanie i uwypuklenia błony cytoplazmatycznej w trakcie endo- i egzocytozy (wchłaniania i uwalniania substancji) oraz tworzenie nibynóżek.
0 notes
niedoceniony · 2 months ago
Text
Niebo przybiera dziwny odcień, jakby słońce bało się zaświecić pełnym blaskiem. Cisza, która spowija otoczenie, nie jest naturalna – to milczenie wymuszone przez coś, co nie chce być zauważone, zanim będzie za późno.
W powietrzu unosi się zapach wilgoci, ale nie tej, która zwiastuje deszcz. To coś bardziej gęstego, jakby sama ziemia wydzielała swój lęk. Kroki wydają się odbijać głuchym echem, choć nikt się nie porusza. A potem... trzask. Jeden, nagły, jakby coś niewidzialnego pękło.
To znak.
Znak, że coś, co było dotąd spętane, zerwało kajdany. Niewidzialne macki mroku sięgają daleko, szukając słabo��ci, szukając drogi, by wniknąć głębiej. Nagle każda szczelina, każda ciemna przestrzeń zdaje się żyć własnym życiem, jakby była obserwowana przez oczy, które nigdy nie powinny istnieć.
Zła energia nie tylko zbiera siły – ona już się przebudza. Zegar tyka, a czas łaski powoli się kończy.
Cisza gęstnieje, jakby sama noc wstrzymywała oddech. Coś niewidzialnego, lecz wyczuwalnego, przesącza się przez mrok. Cienie zdają się żyć własnym życiem, splatając się w kształty, których lepiej nie dostrzegać. W powietrzu unosi się dziwny zapach — wilgotny, metaliczny, jak zapowiedź czegoś, co nie powinno nadejść. Czai się mrok, a z nim coś więcej... coś, co cie obserwuje.
Ziemia zdaje się drżeć pod niewidzialnym ciężarem, jakby sama natura czuła, że coś złowrogiego nadchodzi. Cienie poruszają się tam, gdzie nie powinno ich być, a szept niesłyszalny dla ucha zdaje się drążyć umysł. To nie jest zwykły strach – to przeczucie, które wciska się w każdą szczelinę myśli.
Energia krąży, wiruje w powietrzu jak niewidzialny wir, gotowa eksplodować. Czas zdaje się zwalniać, a każdy oddech staje się cięższy. Coś się zbliża – coś, co nie zna światła ani pokoju. Może to tylko ułuda... albo ostatnie ostrzeżenie przed tym, co nieuniknione.
Powietrze staje się ciężkie, niemal namacalne, jakby każde wciągnięcie go do płuc wiązało się z ryzykiem, że coś niewidzialnego wniknie razem z nim. W oddali słychać głuchy, monotonny dźwięk, coś na kształt bicia serca, ale jego rytm jest obcy, nieludzki.
Nie ma już odwrotu. Zło nie tylko zbiera się, by uderzyć – ono już tutaj jest. Czeka, obserwuje, karmi się strachem. Każda sekunda zdaje się wydłużać, przeciągając w nieskończoność chwilę, zanim nastąpi to, co nieuniknione.
Tumblr media
29 notes · View notes
catherineinaddication · 2 months ago
Text
Kochałam swoje ciało.
Ale od kiedy każdy zaczął mnie seksualizować wieku 12 lat za ,,pożądane’’ kształty nie mogę już na siebie patrzeć bez obrzydzenia.
Tumblr media
22 notes · View notes
Note
Jak nowa rezydencja carów
Służba swe obowiązki zna
Precz wysiedlono stąd Tatarów
Gdzie na świat wyrok zapaść ma
Okna już widzą, słyszą ściany
Jak kaszle nad cygarem Lew
Jak skrzypi wózek popychany
Z kalekim Demokratą w tle
Lecz nikt nie widzi i nie słyszy
Co robi Góral w krymską noc
Gdy gestem w wiernych towarzyszy
Wpaja swą legendarną moc
Nie miejcie żalu do Stalina
Nie on się za tym wszystkim krył
Przecież to nie jest jego wina
Że Roosevelt w Jałcie nie miał sił
Gdy się Triumwirat wspólnie brał
Za świata historyczne kształty
Wiadomo kto, Cezara grał
I tak rozumieć trzeba Jałtę
W resztce cygara mdłym ogniku
Pływała Lwa Albionu twarz
Nie rozmawiajmy o Bałtyku
Po co w Europie tyle państw?
Polacy? Chodzi tylko o to
Żeby gdzieś w końcu mogli żyć
Z tą Polską zawsze są kłopoty
Kaleka troszczy się i drży
Lecz uspokaja ich gospodarz
Pożółkły dłonią głaszcząc wąs
Mój kraj pomocną dłoń im poda
Potem niech rządzą się, jak chcą
Nie miejcie żalu do Churchilla
Nie on wszak za tym wszystkim stał
Wszak po to tylko był Triumwirat
By Stalin dostał to, co chciał
Komu zależy na pokoju
Ten zawsze cofnie się przed gwałtem
Wygra, kto się nie boi wojen
I tak rozumieć trzeba Jałtę
Ściana pałacu słuch napina
Gdy do Kaleki mówi Lew
Ja wierzę w szczerość słów Stalina
Dba chyba o radziecką krew
I potakuje mu Kaleka
Niezłomny demokracji stróż
Stalin to ktoś na miarę wieku
Oto mąż stanu, oto wódz!
Bo sojusz wielkich, to nie zmowa
To przyszłość świata – wolność, ład
Przy nim i słaby się uchowa
I swoją część odbierze – strat
Nie miejcie żalu do Roosevelta
Pomyślcie, ile musiał znieść!
Fajka, dym cygar i butelka
Churchill, co miał sojusze gdzieś
Wszakże radziły trzy imperia
Nad granicami, co zatarte
W szczegółach zaś już siedział Beria
I tak rozumieć trzeba Jałtę!
Więc delegacje odleciały
Ucichł na Krymie carski gród
Gdy na Zachodzie działa grzmiały
Transporty ludzi szły na Wschód
Świat wolny święcił potem triumf
Opustoszały nagle fronty
W kwiatach już prezydenta grób
A tam transporty i transporty
Czerwony świt się z nocy budzi
Z woli wyborców odszedł Churchill!
A tam transporty żywych ludzi
A tam obozy długiej śmierci
Nie miejcie więc do Trójcy żalu
Wyrok historii za nią stał
Opracowany w każdym calu
Każdy z nich chronił, co już miał
Mógł mylić się zwiedziony chwilą
Nie był Polakiem ani Bałtem
Tylko ofiary się nie mylą!
I tak rozumieć trzeba Jałtę!
Tylko ofiary się nie mylą!
I tak rozumieć trzeba Jałtę!
For ppl who don't know polish:
(Rough translation may not be 100% accurate chat) --------- Like the new residence of the tsars The servants know their duties The Tartars have been expelled from here Where the world is to be judged Windows already see, walls hear How the Lion coughs over his cigar How the pushcart creaks With a crippled Democrat in the background But no one sees or hears What the Highlander is doing on a Crimean night When he gestures to his faithful companions He instils his legendary power Do not feel sorry for Stalin He was not behind it all It is not his fault That Roosevelt had no strength at Yalta When the Triumvirate was working together For the historical shape of the world We know who played Caesar And this is how Yalta must be understood In a cigar's faint glow The Lion of Albion's face was floating Let's not talk about the Baltic Why are there so many countries in Europe? Poles? It's all about So that they can finally live somewhere There is always trouble with this Poland The cripple worries and trembles But the host calms them down A yellowed hand stroking a moustache My country will give them a helping hand Then let them govern themselves as they please Don't hold a grudge against Churchill He wasn't behind it all After all, that's all the Triumvirate was for So that Stalin gets what he wants Who cares about peace He will always retreat from violence He who is not afraid of war will win And so Yalta must be understood The palace wall strains to hear When the Lion speaks to the Cripple I believe in the sincerity of Stalin's words I think he cares about Soviet blood And Cripple nods to him The steadfast guardian of democracy Stalin is someone for the age Here is a statesman, here is a leader! For the alliance of the great is not a conspiracy This is the future of the world - freedom, order Even the weak can stand by him And he will take his share of the losses Do not feel sorry for Roosevelt Think of what he had to endure! A pipe, cigar smoke and a bottle Churchill, who didn't give a damn about alliances After all, three empires advised Over boundaries that blurred And Beria was already sitting in the details And this is how Yalta must be understood! So the delegations flew away The Tsar's stronghold in the Crimea fell silent While guns thundered in the West Transports of people went to the East The free world then celebrated a triumph The fronts were suddenly deserted The president's grave in flowers And there were transports and transports The red dawn wakes from the night By the will of the voters Churchill is gone! And there transports of living people And there the long death camps So don't feel sorry for the Trinity The verdict of history stood behind her Elaborate in every way Each one protected what he already had He might have been mistaken by the moment He was neither Pole nor Balt Only the victims are not wrong! And this is how Yalta must be understood! Only the victims are not wrong! That's how to understand Yalta! ------------
Now after much confusion and reading I realized this is a song lmao?? I think??
Idk how this relates to noodlefarianism tho tbh
@drowninnoodles what is this even lol
7 notes · View notes
ulananastusia · 8 months ago
Text
Motylki wreszcie odzyskuje kształty po sporej przerwie
Tumblr media
Jestem ulana wiem ale i tak jestem jako tako zadowolona że udaje mi się trzymać głodówkę po przerwie
20 notes · View notes
aniolbezskrzydel · 10 months ago
Text
Pojęcie kochania.
I przyjdzie taki dzień, gdy uświadomisz sobie,
Że gdyby ktoś nie złamał ci serca,
Nigdy nie nauczyłbyś się kochać.
Bo kochać też musisz się nauczyć.
I będziesz to czasem robić trochę źle, trochę chaotycznie, zupełnie bez namysłu.
Rozdawać swoją miłość po kawałku przypadkowym podróżnikom, wędrowcom, uciekinierom.
Wciskać ją komuś, porzucać pod drzwi, zostawiać na ganku.
Zbierać jej resztki i układać z nich nowe kształty, byle tylko pasowały do czyjejś układanki.
Reanimować, wskrzeszać, na siłę podtrzymywać przy życiu.
Ale ona będzie umierać…
Raz-po-raz znikać.
Rozpływać się, zostawiając po sobie tylko pustkę.
A ty będziesz wstawać.
Upadać i znów wstawać.
Myśleć, że świat oszalał, że może nawet uwziął się na ciebie i twoje biedne serce.
Aż pewnego dnia zrozumiesz jak go używać.
Ile masz w nim miejsca,
I że dobre klucze mogą je otwierać bez wyłamywania zamków.
I nauczysz się kochać… choć to lekcja niełatwa.
20 notes · View notes
linkemon · 11 months ago
Text
Aomine Daiki x (chubby) Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
"— ᴊᴇᴅʏɴʏᴍ, ᴋᴛᴏ́ʀʏ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴍɴɪᴇ ᴘᴏᴋᴏɴᴀᴄ́… — ᴢᴀᴄᴢᴀ̨ᴌ ᴅᴀɪᴋɪ, ᴊᴀᴋʙʏ ᴘʀᴏ́ʙᴜᴊᴀ̨ᴄ sɪᴇ̨ ᴜsᴘʀᴀᴡɪᴇᴅʟɪᴡɪᴄ́. — …ᴊᴇsᴛᴇś ᴛʏ sᴀᴍ? — ᴢᴀᴋᴏɴ́ᴄᴢʏᴌᴀ ᴢᴀ ɴɪᴇɢᴏ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ."
sᴘᴏᴊʀᴢᴇɴɪᴇ ɴᴀ ᴄʜᴀʀᴀᴋᴛᴇʀ ᴀᴏᴍɪɴᴇ ɪ ᴊᴇɢᴏ ᴢᴍɪᴀɴʏ ᴡ ᴘʀᴢᴇᴄɪᴀ̨ɢᴜ ɢɪᴍɴᴀᴢᴊᴜᴍ ɪ ʟɪᴄᴇᴜᴍ. ʙᴏ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴊᴇᴅɴᴀᴋ sᴀ̨ ʟᴜᴅᴢɪᴇ, ᴋᴛᴏ́ʀᴢʏ ᴘᴏᴛʀᴀғɪᴀ̨ sᴘʀᴀᴡɪᴄ́, ᴢ̇ᴇ ᴋᴏsᴢʏᴋᴏ́ᴡᴋᴀ ᴢɴᴏ́ᴡ ɴᴀʙɪᴇʀᴀ sᴇɴsᴜ…
ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ:
ᴡ ᴏɴᴇsʜᴏᴄɪᴇ ᴡʏʀᴀᴢ́ɴɪᴇ ᴢᴀᴢɴᴀᴄᴢᴏɴᴇ ᴢᴏsᴛᴀᴌᴏ, ᴢ̇ᴇ ʀᴇᴀᴅᴇʀ ᴍᴀ ɴᴀᴅᴡᴀɢᴇ̨, ᴀʟᴇ ᴍʏśʟᴇ̨, ᴢ̇ᴇ sᴘᴏᴋᴏᴊɴɪᴇ ᴍᴏᴢ̇ɴᴀ sɪᴇ̨ ᴡᴄᴢᴜᴄ́.
Aomine przystanął na żwirowej ścieżce. Nasłuchiwał przez moment. Z sali gimnastycznej dochodziły dziwne odgłosy. Momoi mówiła mu kiedyś, że jest nawiedzona. Przez moment naprawdę jej uwierzył, ale potem spotkał Kuroko. Chłopak ze swoim zapałem do ćwiczeń i umiejętnością odwracania uwagi całkiem nieświadomie zachowywał się jak prawdziwy duch. Daiki wyśmiał głupie plotki następnego dnia, ale teraz już nie był taki pewien, czy nie tkwiło w nich jednak ziarno prawdy. Sprawdził telefon, by upewnić się, że niczego nie pomylił:  
Tetsu  
Rozchorowałem się. Nie będzie mnie dzisiaj na treningu.  
A więc nie. Powinien być tu tylko on sam. Rozejrzał się nerwowo wokół siebie. Szkolny plac był pusty. Nie było nikogo, kto mógłby mu towarzyszyć. Cała drużyna rozeszła się już do domów. Zdenerwowany oblizał wargi. Właściwie mógłby odejść, ale przecież nie będzie tchórzył... chyba.  
— Cholera! Idę! — Ścisnął mocno swoją piłkę od kosza.  
Nie był przecież mięczakiem. Ludzie w gimnazjum nie powinni obawiać się wymyślonej zjawy. Z pewnością ktoś się tylko nabijał. Dumnie uniósł głowę. Przyspieszył kroku w obawie, by nie rozmyślić się w ostatniej chwili.  
Delikatnie uchylił drzwi i rozejrzał się po sali. Mocne halogeny rozświetlały pomieszczenie. Dodało mu to otuchy.  
Przez środek boiska biegła dziewczyna. Sprawnie kozłowała w kierunku kosza. Odetchnął z ulgą. Z pewnością nie była straszydłem. Można nawet powiedzieć, że wyglądała bardzo ładnie. Szczególnie biorąc pod uwagę jej kształty. Aomine już dawno przestał się przejmować tym, jak inni widzą jego postrzeganie płci przeciwnej. Jeśli kobieta miała duży biust, to nie widział nic złego w tym, by go podziwiać. Komplement jak każdy inny.  
Przez moment stał w progu, oglądając, jak ćwiczy. Wyglądało na to, że szlifowała podstawowe umiejętności. Kozioł. Prawa. Lewa. Rzut. Zaraz potem odwrotna wersja. I tak w kółko.  
W pewnym momencie piłka odbiła się od kosza i poturlała się wprost pod jego nogi. Daiki podniósł ją i zakręcił na palcu. Wirowała przez moment. Posłał ją z powrotem w stronę uczennicy. Musiał przyznać, że miała refleks, bo złapała ją poprawnie.  
— Cześć! — zawołała, kozłując. — Też przyszedłeś poćwiczyć, Aomine-san?  
Na jego twarzy musiał odmalować się szok. W końcu nie co dzień spotykał nieznajome wiedzące, kim jest.  
— Skąd znasz moje nazwisko? — Podszedł bliżej.  
— Trudno nie znać członka Pokolenia Cudów, chodząc do Teikō — odparła.  
Chyba do tej pory nie zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest rozpoznawalny. Jego kariera dopiero nabierała rozpędu. Czuł, że pewnego dnia zajdzie daleko, ale chyba wszystko działo się szybciej niż myślał. To Kise mógł się pochwalić popularnością. Wszędzie biegały za nim fanki. Błagały o autograf, wspólne zdjęcie albo zostawiały mu prezenty. Nie zazdrościł mu. Bywały okropnie upierdliwe.  
— Jestem w klubie koszykarskim, więc oglądałam wasze mecze — dodała.  
A więc jednak się mylił. To jeszcze nie było jego pięć minut sławy. Może to i lepiej.  
— Hmmm… — Niski pomruk wydobył się z jego gardła. — Co powiesz na jeden na jeden?  
Był przekonany, że odmówi. Większość ludzi bała się z nim grać. Jeśli już go widziała, to powinna wyczuć porażkę. Lata ulicznej koszykówki zaszczepiły w nim dzikie instynkty. Rozwinął refleks do wręcz nadludzkiego poziomu. Nie bał się przyznać, że jest dobry. Znał swoje możliwości i stale przesuwał granice tego, co go wstrzymywało. To zniechęcało sporo osób, które nie widziały sensu, by się z nim mierzyć.  
Jednak dziewczyna ku jego zdziwieniu odłożyła na bok swoją piłkę i z uśmiechem stanęła gotowa do walki.  
— Jestem [Reader]. — Wyciągnęła rękę.  
Potrząsnął dłonią, czując silny uścisk. Z pewnością nie brakowało jej siły.  
Daiki nie był do końca pewny, jak to działa.  Czy sport mógł być jakąś formą komunikacji, którą rozumieją tylko wybrani?  Z jakiegoś powodu wydawało mu się to prawdą. Ta rozgrywka zdawała się mówić więcej o nowo poznanej osobie niż gdyby miała mu to przekazać słowami.  
Miała zapał. Wkładała w koszykówkę serce. Rzucało mu się to w oczy bardzo wyraźnie. Szczególnie, że Tetsu był jego przyjacielem. A on ucieleśniał to podejście. W tej rozgrywce był jakiś upór. Nie taki dziki, jak jego własny, a raczej rozważny. Dziewczyna ważyła swoje opcje.  
Po kilku minutach pojął, w czym rzecz. Wiedział, dlaczego tego wieczora trenowała zwykłe podstawy. Miała prawdziwy talent do rzutów. Może nie taki na miarę Midorimy, ale jednak duży. Wszystko wpadało idealnie, jeśli nie zdążył stanąć do obrony. Nieważne, jak dziwacznego kąta by nie obrała. Nabiła całkiem sporo punktów. Nie mogła się jednak z nim równać. Skoro rywalizowali na poważnie, postanowił nie dawać jej forów. Blado wypadały jej zwody. Trudno też było jej nadążyć za morderczym tempem biegu. Podejrzewał, że podania też idą jej średnio. Nie miał jednak okazji ich ujrzeć, bo byli tylko we dwójkę. Bezczelnie więc wykorzystywał te słabości, by ostatecznie zdobyć miażdżącą przewagę.  
Czekał na moment, gdy się podłamie. Na tę dobrze mu znaną minę, którą coraz częściej widział na twarzach rywali. Na chwilę olśnienia, kiedy zrozumie swoje braki w obliczu jego umiejętności. Jednak ona nie przestawała. Nawet gdy zmęczona upadła, podniosła się i kontynuowała. Ktoś mógłby powiedzieć, że w takim razie powinien przerwać. On jednak widział w jej oczach wolę walki. Rozpoznawał ten głód godnego przeciwnika. Taki sam, jaki trawił niego samego, więc nie potrafił się powstrzymać.  
Czuł ciepło, ale nie z powodu potu lśniącego na opalonej skórze. To było jakieś radosne uczucie, objawiające się w okolicy brzucha. Gdy się uśmiechała, coś w środku niego trzepotało, pragnąc się wydostać na powierzchnię. Chciał kontynuować, wiecznie niezmęczony. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym głupsze mu się to wydawało.  Czy to mogła być miłość od pierwszego wejrzenia?  
Cholera!  — pomyślał .  Naprawdę się rozproszył, przez co zabrała mu piłkę. Z trudem zdobyła kolejny punkt. Mimowolnie poczuł, jak na jego usta wkrada się uśmiech. To właśnie była prawdziwa koszykówka. Taka, jaką lubił.  
Nie był idiotą. [Reader] mu się podobała. Może miłość to było za duże słowo, ale coś w niej go pociągało. Od wyglądu, przez grę, aż po ten zapał, którym emanowała. Chciał spędzić z nią więcej czasu i lepiej poznać.  
— Wpadnę kiedyś obejrzeć twój mecz — rzucił niby od niechcenia.  
Powiedział to, skacząc do kosza. Wolał być odwrócony plecami. Nie brał porażki pod uwagę. Ale na wszelki wypadek jednak lepiej byłoby nie oglądać jej twarzy, gdyby mu odmówiła.  
Dziewczyna przystanęła na moment. Dopiero wznawiali grę po zdobytym punkcie, ale widział, że w jej postawie coś się zmieniło. Jakby nieznacznie zesztywniała.  
— Chętnie bym cię zaprosiła, ale nie gram w pierwszym składzie. — Trafiła za trzy punkty.  
To go zdziwiło.  Czyżby żeńskie Teikō w tak krótkim czasie zdobyło silne zawodniczki?  Wydawało mu się, że wciąż ich szukano. Semestr dopiero się zaczął. Zdecydowanie powinna się tam znaleźć. Co prawda w rozgrywce z nim wydawała się przeciętna, ale on to on. Poza tym jej błędy nadawały się do całkiem szybkiej korekty. A z taką celnością drużyna z pewnością daleko by zaszła.  
— Dlaczego? — Chłopak był naprawdę ciekawy.  
Spodziewał się, że machnie na pytanie ręką. Satsuki zwykle tak robiła, gdy pytał ją, co się dzieje. Często mówiła, że to nie jego interes i że nie powinien się wtrącać w nie swoje sprawy (no chyba że chodziło o Kuroko, to zupełnie inna rzecz). Ona jednak nie była Momoi.  
— Trenerka i kapitan uważają, że ktoś z moimi wymiarami nie może grać — oznajmiła prosto z mostu.  
Zupełnie nie tego się spodziewał.  Co miał teraz powiedzieć? Że mu przykro? Że to idiotyczne?  Dziewczyny, z którymi do tej pory przebywał, pewnie właśnie to chciałyby usłyszeć. Zwykle też lubiły sobie nawzajem mówić, że wcale nie mają nadwagi. Ostatni raz, gdy powiedział przyjaciółce, że przytyła, nie odzywała się do niego przez tydzień.  
— Znam tę minę. — [Reader] ostentacyjnie przewróciła oczami. — Tylko nie mów, że ci przykro. Nie potrzebuję pocieszenia. Wiem, że jestem grubsza niż większość dziewczyn z drużyny i znam swoje ograniczenia. Ale to nie daje tym dwóm sukom prawa, by patrzeć na mnie z góry. Dostanę się do pierwszego składu i pokażę im, że nie miały racji. — Mówiąc to, wróciła do gry.  
Nie wiedział, co go bardziej zszokowało. To, że właśnie nazwała nauczycielkę suką (z tego, co o niej słyszał, to całkiem jej się należało), czy to, że akceptowała fakt, z którym większości trudno byłoby się pogodzić. Rzeczywiście była szersza w pewnych miejscach, ale nie widział w tym przeszkody. Szczególnie z jej grą. Jeśli podciągnie się wystarczająco, prędzej czy później dostanie awans.  
— Kobiety z kształtami są atrakcyjne!  
Wystawiła mu środkowy palec, na co się uśmiechnął. Zdecydowanie była odświeżająca w porównaniu do jego dotychczasowych znajomych.  
— No co? Mówię prawdę!  
Potrząsnęła głową i pokozłowała w stronę kosza.  
Wybił jej piłkę z rąk, po czym przegonił o krok. Wyskoczył w górę. Może nie był to idealny wsad. Wciąż trochę brakowało mu wzrostu oraz siły, by zrobić to tak, jak należy. Mimo to na moment zawisł w powietrzu. Z radością patrzył, jak pomarańczowa smuga przechodzi przez obręcz. Wiedział, że popisuje się jak gówniarz, ale nawet nie próbował z tym walczyć.  
— Jestem pewny, że się dostaniesz. — Popatrzył jej w oczy na moment. Chciał, żeby wiedziała, że się nie droczy. Naprawdę tak uważał.  
Odgarnęła do tyłu sportowy kucyk. Nic nie odpowiedziała. Po prostu ponownie ruszyła do gry. Tak spędzili cały wieczór.  
Nagle przez pisk sportowych butów przebił się dzwonek jego telefonu. Już miał zamknąć klapkę, gdy na wyświetlaczu ujrzał:  Matka . To zwiastowało kłopoty. Nakrzyczała na niego, gdy tylko odebrał. Do tego stopnia, że odsunął urządzenie od ucha. Miał dziś wrócić szybciej, żeby pomóc jej nosić ciężkie worki. Próbował się bronić, ale zegar na sali wyraźnie wskazywał, że jest grubo po czasie. Rozłączył się w połowie tyrady. Już i tak nic nowego by mu nie powiedziała. Zostało mu tylko jak najszybciej biec do domu.  
[Reader] śmiała się na boku przez cały czas. Widocznie szalenie bawiło ją patrzenie, jak dostaje kazanie.  
— Dzięki za grę! — Zabrała swój plecak z podłogi.  
— Dziękujesz mi za to, że wgniotłem cię w ziemię? — wyszczerzył się Aomine.  
Uderzyła go w ramię. Nie bolało, choć miała sporo siły. Po prostu miał na tyle wyrobione mięśnie, że niewiele poczuł.  
— Odegram się następnym razem. —  Dziewczyna zmełła w ustach przekleństwo.  
— Kto powiedział, że będzie następny raz? — Chłopak uniósł brew.  
Wydawało się, jakby byli dobrymi znajomymi, choć spotkali się zaledwie tego dnia. Dziwnie się z tym czuł. Szczególnie, że wszystkie dziewczyny, jakimi się do tej pory interesował, wyróżniały się jedynie wyglądem. Z żadną nie udało mu się zawiązać nici porozumienia. Przyjmowały do wiadomości, że interesuje się sportem, ale żadna nie widziała w nim tego, co on. Tak jakby pojmowały ogół, ale nie wiedziały, czym jest sama istota jego pasji.  
Co prawda miał przy sobie Satsuki. Na nią jednak nie potrafił spojrzeć inaczej niż na młodszą siostrę. Mieszkali blisko i znali się od dzieciństwa. Poza tym robiła maślane oczy do jego najlepszego kumpla. W jakimś stopniu pojmowała, co siedzi w głowie Daikiego. Jednak spotkać kogoś spoza zwyczajnego kręgu znajomych, kto by go rozumiał, nie zdarzyło mu się od wieków.  
Zmierzali w stronę drzwi. [Reader] nic nie powiedziała, odkąd zanegował pomysł powtórzenia spotkania. Zerknął na nią kątem oka.  
— Jakbyś chciała kiedyś razem potrenować, to i tak już pomagam koledze z drużyny. Siedzimy tu prawie każdego dnia o tej porze. Możesz dołączyć. — Aomine podrapał kark.  
Kuroko raczej nie powinien mieć nic przeciwko temu. Jak go znał, to pewnie jeszcze się z tego ucieszy. Szczególnie, że w pewnym sensie byli bardzo podobni.  
— Serio? — Miał wrażenie, że cała jej twarz nabrała blasku. Możliwe jednak, że było to tylko światło księżyca wychodzącego zza chmur.  
— Taaa — mruknął potwierdzająco.  
— No to widzimy się! — Odbiegła zadowolona.  
***  
Aomine w najlepsze wsuwał burgera i zajadał go frytkami. Chrupiąca bułka, soczyste mięso i jakieś niepotrzebne warzywne dodatki. Ten znajomy smak przywoływał wspomnienia. Do tego jeszcze wielka cola. Pociągnął przez wielką rurkę. Ciemny, zimny i słodki płyn buzował bąbelkami. Poczuł się zupełnie jak kiedyś, na początku gimnazjum. Tylko że lepiej. Tak sobie powtarzał.  
Bo teraz było późno w nocy. Ciemno i cicho. Nikt mu nie przeszkadzał. Na zmianie w Maji Burgerze siedział tylko jeden pracownik i zajmował się swoimi sprawami. Nawet nie spojrzał w jego stronę.  
Kiedyś, gdy tu przychodził, otaczał go gwar. Koledzy bijący się o to, kto pierwszy zamówi albo kto komu wisi pieniądze. Zdawało się, że ciepłe popołudnia zniknęły gdzieś bardzo daleko. Jakby wydarzyły się odległe lata temu, choć wcale tak nie było. Nie tęsknił. Nie mógł, bo sam to wybrał. Tę samotność, która jak na złość dawała o sobie znać w takich momentach, jak ten.  
Daiki oparł głowę o szybę. Neony rozświetlały nieciekawe widoki. Zerknął na stolik. Zamówił stanowczo za dużo jedzenia. Nie pokona tego wszystkiego i kasa się zmarnuje.  Czemu w ogóle to zrobił?  Już od dawna nie przychodził tu z chłopakami. Widywali się na meczach, ale tylko oficjalnych. Nie chciał się z nimi spotykać, więc unikał ich jak ognia. Zresztą z tego, co wiedział, oni też już przestali spędzać wspólnie czas. Nie byli drużyną, tylko zbiorem indywidualistów. A teraz każdy z nich skończył naukę w Teikō.  
Odezwał się cichy dzwonek nad drzwiami. Nie przejął się nim do momentu, aż usłyszał znajomy głos. Zamarł z burgerem w połowie drogi do ust.  
[Reader]. To ona odbierała właśnie swój shake przy podświetlanej ladzie. Nie wierzył w bogów, ale w tej chwili modlił się, by go nie zauważyła. Co było okropnie głupie, jak się nad tym zastanowić.  Bo niby czemu miał się jej bać?  Nie wyszło im. Tylko tyle i aż tyle. Właściwie to nawet nie mieli jak zerwać. Nigdy oficjalnie nie ogłosili, że są parą. Nie przejmowali się takimi rzeczami. Kiedy dotarli do etapu randkowania, wszystko w jego życiu zaczęło się sypać. Oznajmił jej, że nic z tego nie wyjdzie. Przyjęła to do świadomości i byli naprawdę niezłymi przyjaciółmi. Do momentu, gdy odsunął również przyjaciół, a ich kontakt znacznie się ograniczył.  
— Mogę się przysiąść? — Bezceremonialnie wpakowała się na siedzenie naprzeciw niego.  
— Jeśli chcesz — odburknął cicho.  
— Koniec gimnazjum. Szybko zleciało, co? — [Reader] bawiła się słomką. Jakby nie do końca była pewna, co powiedzieć.  
Nie dziwił jej się. Niezręcznie było tak siedzieć. Jak za starych czasów. Praktycznie się nie widywali. Nawet nie wiedział, co dokładnie zamierza teraz robić. Szła do Shūtoku, ale na tym jego wiedza się kończyła. Po tym, jak dostała się do pierwszego składu, zaczęła grać w oficjalnych meczach. Z pewnością przyjmą ją z otwartymi ramionami. Wmawiał sobie, że go to nie interesuje. A jednak łowił wiadomości o niej od wiecznie trajkoczącej Satsuki. A, gdy przeglądał telefon, śledził jej media społecznościowe. W głębi serca wiedział, że gdyby naprawdę miał ją gdzieś, to już dawno przestałby chłonąć tę wiedzę przy każdej możliwej okazji.  
— Tak, bardzo szybko — przytaknął Aomine.  
Zapadła niezręczna cisza. Dzwoniła mu w uszach, niemiłosiernie przypominając, że jest inaczej niż kiedyś. Dawniej siadała tuż obok niego. Obejmował ją ramieniem, które żartobliwie strząsała. Potem opowiadał jakieś nieśmieszne żarty, kłócąc się o to, jaką strategię przyjąć w kolejnym meczu.  
Wciąż wyglądała tak pięknie, jak pierwszego dnia, gdy ją spotkał. Nadal palił się w niej ten żar, którego jemu tak rozpaczliwie brakowało.  
Spojrzał na stół.  
— Chcesz burgera? — zadał pytanie, wyciągając kanapkę w jej stronę.  
— Wow, mój ulubiony! Dzięki!  
Przeklął się w myślach. Nieświadomie kupił ten, który kochała najbardziej. Właściwie wszystkie na jego tacy były preferencjami osób z Generacji Cudów.  
To pewnie był pierwszy raz od dawna, gdy ucieszyła się z czegoś, co zrobił. Bo na pewno nie była zadowolona z tego, kim się stał. Częściowo żałował, ale nigdy do końca.  
Przez jakiś czas jedli w milczeniu. Przeżuwał powoli. Wydawało mu się, jakby stracił apetyt. Kęsy grzęzły gdzieś w gardle.  
— [Reader]… jesteś na mnie zła za…? — zaciął się. — Sama wiesz… — zakończył niemrawo.  
Ile różnych rzeczy kryło się pod tym stwierdzeniem. Urwał treningi. Zostawił ją i Kuroko samych sobie. Nie miało znaczenia, że wtedy już radzili sobie świetnie. Przestał spędzać z nimi czas. Opuszczał mecze. Zarówno te swoje, jak i jej. A potem też zwykłe spotkania i rozmowy. Zaniedbał to wszystko, co razem zbudowali.  
Przerażało go, jak sentymentalnie brzmi. A jednak tak bardzo chciał wiedzieć, co ona o tym myśli.  
— Nie jestem, Aomine-kun. Jest mi przykro, ale nie jestem zła. Rozumiem cię.  
Przerastało go to, jak bardzo koszykówka rządziła jego życiem. Kochał ją. A najbardziej to uczucie rywalizacji, którego już nie doświadczał. Im lepszy się stawał, tym mniej zostawało mu do odkrycia. Ćwiczenie sprawiało, że rywal wydawał się jeszcze słabszy. Daiki stał na boisku i ziewał. Każdy kozioł, dwutakt, zwód i wsad przestały mieć sens. To było błędne koło. A jedynym sposobem, w jaki sobie z nim radził, było niegranie. Więc odsuwał wszystkich, którzy mieli do czynienia z tym przeklętym sportem. Zaczął od zespołu. Potem jego menadżerki i przyjaciółki — Satsuki. Kończąc na Kuroko i [Reader].  
Ze zgrozą zdał sobie sprawę, że właśnie im zarzuca coś jeszcze. Był zazdrosny. Cieszyli się tą dyscypliną. To było coś, czego pragnął, a od dawna nie mógł osiągnąć. Wciąż mieli wiele przed sobą. Bawiła ich gra. Podczas gdy on się wypalił. Z tej niegdyś jasno płonącej pasji został zaledwie tlący się ogień. Dlatego tym ciężej było mu ich widywać. Choć z nimi był najbliżej przez cały swój czas w gimnazjum.  
— Jedynym, który może mnie pokonać… — zaczął Daiki, jakby próbując się usprawiedliwić.  
— ...jesteś ty sam? — zakończyła za niego dziewczyna.  
A więc naprawdę go rozumiała. Jako chyba jedna z niewielu osób w jego otoczeniu.  
— Jestem pewna, że któregoś dnia spotkasz kogoś, kto będzie dla ciebie idealnym rywalem. — [Reader] popatrzyła mu głęboko w oczy. Chyba pierwszy raz od dawna.  
Była tak podobna do Kuroko, ale też jednocześnie inna. Dokładnie to samo powiedział mu kiedyś przyjaciel. Przez jakiś czas naprawdę mu wierzył. Grał, próbując dojrzeć moment, gdy będzie lepiej. Tylko że nigdy nie było. A potem trener złożył mu propozycję. Już nie musiał trenować. Tak długo, jak zjawiał się na oficjalnych meczach, wszystko było w porządku. Wtedy ostatecznie porzucił nadzieję na zmiany. Miał dosyć wiecznego czekania. Obietnica złożona chłopakom na sali gimnastycznej wydawała mu się ostatnia deską ratunku. Teraz, gdy rozeszli się do różnych szkół, stanowili jedyną jego szansę na poczucie choć części tego, co kiedyś. Był jednak pewny, że ich umiejętności nie wystarczą, by stanowić zagrożenie, a co dopiero go pokonać. Ta myśl ciążyła w jego umyśle od dawna.  
— Zamierzam się dostać na zawody krajowe — oznajmiła [Reader]. — Może wtedy uznasz mnie za godnego przeciwnika. — Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Wydawała się być nieobecna, siorbiąc swój shake. — Zagrajmy wtedy jeden na jeden jak za starych dobrych czasów.  
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Chciał, by stała się wystarczająco silna. Z drugiej jednak strony chyba nie potrafił uwierzyć, że jest w stanie to zrobić. Bo jego zdaniem nikt nie był. Młody Aomine bezgranicznie uwierzyłby w jej możliwości. Ten starszy miał z tym problem, bo nie ufał już nikomu i niczemu. Spuścił więc wzrok, wracając do jedzenia.  
— Dzięki za burgera. Chyba pora na mnie. — Dziewczyna wstała ze swojego miejsca.  
Odeszła kilka kroków, po czym jakby pod wpływem impulsu odwróciła się.  
— Zawsze możesz do mnie zadzwonić — dodała i z tymi słowami odeszła.  
***  
— Jeszcze raz, Tetsu!  
Chłopak ponownie źle ustawił ręce. Aomine musiał podejść i je poprawić. Powinien wypchać piłkę sprzed klatki piersiowej, jeśli to miało zadziałać. Pokręcił głową.  
Daiki nie wierzył, że uczy przyjaciela gry na dzień przed meczem. Był mu jednak coś winien. Jemu i Kagamiemu. W końcu po raz pierwszy od dawna sprawili, że spojrzał na koszykówkę z ekscytacją. Z pasją, jakiej nie czuł od czasu zanim poszedł do Teikō. To było niesamowite, że przegrana aż tak napawała go nadzieją. Nareszcie pojawił się ktoś, kto stanowił prawdziwego przeciwnika. Co więcej, Seirin chciało kiedyś powtórzyć mecz.  
Wreszcie pozwolił sobie na uśmiech podczas gry. To był właśnie sport, do którego został stworzony. Rozpierało go szczęście. Koniec z leżeniem na dachu. Teraz wróci do treningu. A kiedy następnym razem spotka kogoś lepszego, wgniecie go w ziemię. Ponownie miał w życiu jakiś cel i to było wspaniałe.  
— Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę — oznajmił Kuroko, ponownie próbując trafić do kosza.  
— Oi, nie uważasz, że strasznie dużo tych przysług? — odpowiedział rozbawiony Aomine.  
Niebieskowłosy gracz przekrzywił głowę. Już wiedział, że mu nie odpuści. W jego wzroku była ta denerwująca determinacja. Rozjaśniała blaskiem mroki nocy dookoła nich.  
— [Reader] wygrała zawody krajowe. — Wycelował i rzucił ponownie.  
— Przecież wiem. — Daiki ziewnął, oglądając kolejny raz jedno i to samo zagranie. Ćwiczyli cały wieczór.  
— Wydawało mi się, że mówiłeś, że niezbyt interesujesz się jej życiem. — To właśnie był cały jego przyjaciel. Zawsze mówił do rzeczy, zwracając uwagę na ludzi. A teraz złapał za słówka również jego.  
— Tak jakoś wyszło, że wiem — mruknął, odwracając się plecami.  
Nagie gałęzie drzew za boiskiem nie były zbytnio ciekawe, ale udawał, że bardzo go interesują. Dla świętego spokoju.  
— Myślę, że powinieneś do niej zadzwonić. — Głos Tetsuyi był cichy, ale dotarł do jego uszu.  
Nie odpowiedział. Czuł się, jakby słuchał swojego sumienia. Prawda była taka, że oglądał cały mecz [Reader]. Wysłał jej też gratulacyjnego sms-a, ale to było prawie nic. Szczególnie, że odkąd poszli do liceów, widzieli się tylko kilka razy i zwykle przypadkiem. Oprócz tego składali sobie życzenia z okazji świąt. Na tym stała teraz ich znajomość. Z jego winy. Dziewczyna kilka razy podejmowała próby odnowienia przyjaźni, ale koszykówka wciąż stała między nimi niczym niewidzialny mur. Choć o niej nie rozmawiali, zajmowała tak dużą część ich żyć, że stawało się to ciężarem. Trudno było ją omijać. W dodatku już nie mogli spędzać razem treningów jak dawniej.  
— Nie odbierze — stwierdził Aomine.  
W końcu pewnie teraz świętowała z resztą drużyny. Należało im się.  Ale czy na pewno by go odrzuciła?  Nie był wcale aż tak pewny swoich słów.  
— Myślę, że się mylisz. — Kuroko nie na darmo był nazywany Graczem Widmo. Wyrósł tuż obok niego, gdy wcale się go nie spodziewał. Mimowolnie się wzdrygnął.  Może jednak po części był duchem?  
— Co ty robisz? — spytał Daiki, widząc, jak szybko klika coś na telefonie.  
Przyjaciel podsunął mu ekran pod nos. Wybrał jej numer. Ikonka kontaktu mrugała szybko i jasno.  
— Rozłącz się! — Aomine ogarnęła panika.  
Otrzymał tylko pokręcenie głową. Zaraz potem telefon został mu wepchnięty w dłoń. Już miał wcisnąć czerwoną słuchawkę, gdy jego ręka zamarła kilka centymetrów przed celem. Nie potrafił tego zrobić. Szczególnie nie po tym, gdy z głośnika rozległo się głośne:  
— Halo? Kuroko-kun?  
Tak bardzo stęsknił się za jej głosem. Nie przeszkadzało mu, że w tle przebijały się jakieś szumy, trzaski i toasty. Pewnie żeńska część Shūtoku cieszyła się ze swojej wygranej. Liczyło się, że ona tam była.  
Minęła chwila nim się otrząsnął.  
— Tu Aomine.  
— Hej, czemu dzwonisz z telefonu Tetsu? Coś się stało? Cicho, dziewczyny. Nic nie słyszę. — Próbowała bezskutecznie zmniejszyć ilość dźwięków zakłócających rozmowę.  
— Nie, z Tetsu wszystko w porządku… — uspokoił ją chłopak. — Dzwonię, bo… dzwonię, żeby ci pogratulować.  
Wziął głęboki wdech.  Od kiedy się bał?  A już szczególnie jej. Powinien po prostu powiedzieć to, co od dawna chciał, ale na co brakowało mu odwagi.  
W myślach przeklął przyjaciela. Zawsze w końcu wychodziło na to, że miał rację.  
— Wiem, widziałam twoją wiadomość. Nawet ci odpisałam. — Dziewczyna zaśmiała się cicho.  
— To nie koniec… dzwonię, żeby przeprosić. Za wszystko… Zrobię to lepiej, kiedy znowu się spotkamy… I chcę powiedzieć, że jeśli dalej masz ochotę kiedyś ze mną zagrać, to jestem gotowy.  
Na moment po drugiej stronie słychać było jedynie odgłosy z tła. Nie był już pewny, czy dobrze postąpił.  Może trzeba było użyć innych słów? Albo zrobić to w lepszym momencie?  Serce waliło mu niczym młot. Zdenerwował się do tego stopnia, że wstrzymał oddech.  
— Jesteś może teraz na boisku? — Pytanie całkowicie zbiło go z tropu.  
— Tak, przed stadionem — potwierdził Daiki, nie rozumiejąc, do czego zmierza.  
— Lepiej, żebyś był w formie. Zamierzam wygrać! Widzimy się za dwadzieścia minut. — Z tymi słowami rozłączyła się.  
Aomine spoglądał na telefon, czując, jak na jego twarz kolejny raz tego dnia wstępuje uśmiech. Już wiedział, że to będzie dobry mecz...  
22 notes · View notes
niechciaana · 10 months ago
Text
I przyjdzie taki dzień, gdy uświadomisz sobie, że gdyby ktoś nie złamał Ci serca, nigdy nie nauczyłbyś się kochać. Bo kochać też musisz się nauczyć. I będziesz to czasem robić źle, trochę chaotycznie, zupełnie bez namysłu. Rozdawać swoją miłość po kawałku przypadkowym podróżnikom, wędrowcom, ucieknierom. Wciskać ją komuś, podrzucać pod drzwi, zostawiać na ganku. Zbierać jej resztki i układać z nich nowe kształty, byle tylko pasowała do czyjejś układanki. Reanimować, wskrzeszać, na siłę podtrzymywać przy życiu. Ale ona będzie umierać. Raz po raz znikać. Rozpływać się, zostawiając po sobie tylko pustkę.
A Ty będziesz wstawać. Upadać i znów wstawać. Myśleć, że świat oszalał, że może nawet uwziął się na Ciebie i Twoje biedne serce. Aż pewnego dnia zrozumiesz jak go używać. Ile masz w nim miejsca. I że dobre klucze mogą je otwierać bez wyłamywania zamków.
I nauczysz się kochać. Choć to lekcja niełatwa.
11 notes · View notes
inalegasn · 1 month ago
Text
Opinie o tym jakoby rzekomo blokowiska, osiedla z wielkiej płyty i tym podobne jednostki urbanistyczne były miejscem pozbawionym ducha i wolności słyszałam wyłącznie od ludzi, którzy nigdy nie mieli z tego typu miejscami wiele wspólnego.
Kurdwanów to taka siostrzyczka Ruczaju, czyli mojej "rodzimej" dzielnicy. Pojawiają się podobne elementy i kierunkują się podobne wektory rozwoju - można tu spotkać zarówno nowe eko place zabaw i ogrody społeczne jak i białe deweloperskie zaszlabanione wykrzyki na końcu dróg, które prowadzą do nikąd. Żeby zapewnić wieżowcom fundamenty i obfity parking podziemny prywatni budowniczowie dokopują się o tyle bliżej piekła, że efekt końcowy doprowadza do szaleństwa i życia szarzejącego zupełnie jak elewacja budynków po roku lub dwóch.
W przeciwieństwie do tego stanu rzeczy osiedla szczególnie wysokich bloków z końcowego PRLu, które są skupione wobec niezagospodarowanego pola zieleni gdzie zazwyczaj znajduje się przypadkowo pozostawiona górka. Wychowałam się we właśnie wobec takiej panoramy, włącznie z sklepem w któtrgo kolejkach ustawiały się roszady klatkowych przyjaciółek i dzieciaków, które jak psy spuszczone z łańcucha w obecności włoszczyzny, makaronu, sera na wagę i batoników branych za resztę trzymają w zaciśniętej garści zamieniają się w potulne kundelki kiwające główką zupełnie jak te z desek rozdzielczych aut gnijących na ażurowym parkingu.
I Piaski Nowe są właśnie takim osiedlem. Jest tu ogromna rozmaitość, której nie zobaczy nikt, kto nie rozumie że nawet w najbardziej agresywnych formacjach skalnych rosnie zielenina, o ile oczywiście da im się wystarczająco dużo czasu i spokoju. I tak właśnie zaraz obok placu placu zabaw idąc od jednej z niewielu ulic w Krakowie nazwanych mianownikiem - Podedworze - można zobaczyć drzewo rosnące na ukos w dół, czyli drewnianą zaolejowaną ciemną bejcą loggię, do której dopasowuje się jakby wypchany liśćmi zabudowany białymi plastikowymi oknami.
Tumblr media
Mimo tego, że takiego typu wyjątkowych wątków trzeba się doszukać, to każde osiedle ocieplonych wieżowców, które pod swoją warstwą brudnego, pomalowanego w abstrakcyjne kształty styropianu ma chropowate prefabrykaty tętni różnorodnością i brakiem jednolitości, którą dla odmiany można zobaczyć w kontrolowanych twardą ręką dewelopera i funduszu, który rozporządza wynajmowanymi zasobami inwestycyjnymi i gdy pęknie bańka przyjdzie znów sądzić żywych i umarłych. Całość istnieje jako jeden organizm, a jednocześnie jest wielością doświadczeń i potrzeb, które realizują się w stylizowanych na różne sposoby balkonami, światłami setek żarówek w różnym stanie wypalenia w oknach, które znowu są przysłaniane od wewnątrz firankami, z której żadne dwie nie przedstawiają jednego wzoru.
Tumblr media
Całe Piaski Nowe posiadają swoje centrum w formie blaszanego budynku na planie kwadratu, gdzie mieści się klub kulturalny "Piaskownica", szewc z neonami butów w okiennicach, sklep z kiczowatymi zabawkami i przyborami szkolnymi oraz rzadko spotykany sklep z sieci Stokrotka, oprócz oczywiście zapewne innych fryzjerów i serwisów PC-RTV-AGD-GSM. Wszystko czego ludzka dusza potrzebuje do życia w pełni i wypełnienia każdego półpiętra piramidy Masłowa. Cały czas ma się wrażenie, które chyba czułam tylko na os. Strusia, polegające na bezprecedensowym przekonaniu, że żyjesz w ścianach megakonstrukcji anty-panoptykonu, który pozwala na oglądanie dzieci zjeżdżających na obwoskowanych jabłuszkach z ubłoconych stoczków topniejącego, styczniowego śniegu. W takich momentach, nie kiedy przechodzę obok kopalni, huty lub elektrowni mam ogromny podziw wobec ludzkiej zdolności technicznej. Każdy idiota może po środku jakby niczego postawić budynek maszynowni i kominy, które będą widoczne nad mgłą z okna samolotu, mało kto potrafi lub ma powód aby zrobić tak samo imponujący projekt w celu dania obcym ludziom miejsca do życia.
Tumblr media
O przestrzeniach w środku takich osiedli lubię myśleć jak o czymś w rodzaju łaskawej ofiary do bogów urbanizmu - tak wielki ciężar ludzkich istnień na kilometr kwadratowy nie jest czymś naturalnym i wymaga poświęcenia przynajmniej kilku hektarów na bezrozwój, nicość, pustą nie-potencję. W zamian za to stojąc na tej przestrzeni człowiek przebywający w oku żelbetowego cyklonu otwiera swoje serce na to co być może nie było dla niego jasne i dostępne, budując tymczasowe i nierówne bramki z rozrzuconych plecaków, odgrywając biblijne sceny upadku i zdrady. Niestety kończy się to, kiedy decydujesz się poruszać się wyłącznie po uchodnikowanych kawałkach ziemi. Oprócz ludzi wyprowadzających psy i dzieci nie widziałam prawie nidgy uśmiechniętych osiedlan.
Tumblr media
5 notes · View notes
cayde07 · 2 months ago
Text
,,Lustro milczenia"
W lustrze szukam siebie – cień zniknął,
pusta tafla odbija już tylko nic.
W źrenicach wypalił się czas,
przestrzeń straciła kształty, a ja – sens.
Zgubiłem drogę w labiryncie jaźni,
nawet ściany przestały szeptać wskazówki.
Każdy krok to echo rozpaczy,
każdy oddech – bezsensu wyszeptany znak.
Nie ma mnie, choć ciało trwa uparcie,
jak martwy statek na jałowych wodach.
Serce bije, lecz jego głos jest cichy,
przypomina lament, niemal prośbę o kres.
Czy to ja byłem, czy tylko iluzja?
Gdy patrzę w lustro, ono też milczy.
Tylko pustka – głęboka jak noc bez gwiazd,
czai się tam, gdzie kiedyś mieszkał świat.
I może kiedyś... w tym odbiciu spaczonym
zobaczę iskierkę, blask zagubiony.
Ale dziś jestem tylko milczeniem,
żywym trupem wśród świata wspomnień.
3 notes · View notes
drowninnoodles · 1 year ago
Note
Jak nowa - rezydencja carów
Służba swe obowiązki zna
Precz wysiedlono stąd Tatarów
Gdzie na świat wyrok zapaść ma
Okna już widzą, słyszą ściany
Jak kaszle nad cygarem Lew
Jak skrzypi wózek popychany
Z kalekim demokratą w tle
Lecz nikt nie widzi i nie słyszy
Co robi Góral w krymską noc
Gdy gestem w wiernych towarzyszy
Wpaja swą legendarną moc
Nie miejcie żalu do Stalina
Nie on się za tym wszystkim krył
To w końcu nie jest jego wina
Że Roosevelt w Jałcie nie miał sił
Gdy się Triumwirat wspólnie brał
Za świata historyczne kształty
Wiadomo, kto Cezara grał
I tak rozumieć trzeba Jałtę
W resztce cygara mdłym ogniku
Pływała Lwa Albionu twarz
Nie rozmawiajmy o Bałtyku!
Po co w Europie tyle państw?
Polacy? Chodzi tylko o to
Żeby gdzieś w końcu mogli żyć!
Z tą Polską zawsze są kłopoty
Kaleka troszczy się i drży
Lecz uspokaja ich gospodarz
Pożółkły dłonią głaszcząc wąs
Mój kraj pomocną dłoń im poda
Potem, niech rządzą się, jak chcą
Nie miejcie żalu do Churchilla
Nie on wszak za tym wszytkim stał
Wszak po to tylko był Triumwirat
By Stalin dostał to, co chciał
Komu zależy na pokoju
Ten zawsze cofnie się przed gwałtem
Wygra, kto się nie boi wojen
I tak rozumieć trzeba Jałtę
Ściana pałacu słuch napina
Gdy mówi do Kaleki Lew
Ja wierzę w szczerość słów Stalina
Dba chyba o radziecką krew
I potakuje mu Kaleka
Niezłomny demokracji stróż:
Stalin to ktoś na miarę wieku!
Oto mąż stanu, oto wódz!
Bo sojusz wielkich - to nie zmowa
To przyszłość świata - wolność, ład!
Przy nim i słaby się uchowa
I swoją część otrzyma - strat
Nie miejcie żalu do Roosevelta
Pomyślcie, ile musiał znieść
Fajka, dym cygar i butelka
Churchill, co miał sojusze gdzieś!
Wszakże radziły trzy Imperia
Nad granicami, co zatarte
W szczegółach zaś już siedział Beria
I tak rozumieć trzeba Jałtę
Więc delegacje odleciały
Ucichł na Krymie carski gród
Gdy na zachodzie działa grzmiały
Transporty ludzi szły na wschód
Świat wolny święcił potem tryumf
Opustoszały nagle fronty
W kwiatach już prezydenta grób
A tam transporty i transporty
Czerwony świt się z nocy budzi
Z woli wyborców odszedł Churchill
A tam transporty żywych ludzi
A tam obozy długiej śmierci
Nie miejcie więc do Trójcy żalu
Wyrok historii za nią stał
Opracowany w każdym calu
Każdy z nich chronił, co już miał
Mógł mylić się zwiedziony chwilą
Nie był Polakiem ani Bałtem
Tylko ofiary się nie mylą
I tak rozumieć trzeba Jałtę
nacia japierdole....
36 notes · View notes
hage-o · 7 days ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
8 lutego hage-o zagraliśmy w Warszawie pierwszy koncert w 2025 roku. Skorzystaliśmy z życzliwości osób, które zdecydowały się odwiedzić nasze wydarzenie. Bardzo dziękuję.
Koncert stał się okazją do odebrania przeze mnie w imieniu zespołu prezentu od delegacji hage-onators z Piotrkowa Trybunalskiego. Prezent obejmował książeczkę "Kształty", której kilka stron pozwoliłem sobie udostępnić.
trójkątne zabawne kapeluski "Kształty"
5 notes · View notes
haslo-na-dzis · 12 days ago
Text
Hasło na dziś: Różne rodzaje, kształty i kolory.
(01.12.2023)
3 notes · View notes
czarny-kot · 3 months ago
Text
-Kobiety, wiesz one są takie ładne, ślicznie pachną, mają piękne twarze, delikatne ponętne kształty, są tak miło ciepłe i kuszące. Tak cudownie je całować, dotykać i wiesz te sprawy…
-Tak, to typowe przedstawicielki tajnej agentury ubezpieczeń społecznych.
Mam podejrzenie że one wszystkie pracują w dziale dywersji kardiologicznej ZUS.
Dzięki tym cudownym atrybutom i kamuflażowi przyśpieszają obieg krwi u mężczyzn, serce szybciej bije, krew płynie przez wszystko szybko ścierając organy, żyły nie wytrzymują, mózg nie wytrzymuje, serce również, to duże ciśnienie, organizm się zużywa, a taki facet przez to szybciej żegna się ze światem średnio 3-5 lat zaraz po przejściu na emeryturę. I cała kasa jaką wpłacał przez wiele lat pracy do ZUS przepada. Większy biznes.
Mówię ci, kobiety to agentura czyhająca na nasze życie.
#czarnykot i rozważania przy piwie
Czarny kot i Mężczyzna/ żartem
Tumblr media
3 notes · View notes
pierwszy-akapit · 5 months ago
Text
"Skończone. Plaża Big Sur jest pusta, a ja leżę na piasku w tym samym miejscu, w którym do niego przypadłem. Morska mgiełka łagodzi kształty; nie widać ani jednego masztu na hory­zoncie; na skale przede mną mnóstwo ptaków; na innej — jakaś focza rodzina; niestrudzony ojciec raz po raz wynurza się z fal pełen oddania, połyskujący, z rybą w paszczy. Rybitwy lądują niekiedy na piasku tak blisko, że wstrzymuję oddech i budzi się, i kołacze we mnie dawne pragnienie: jeszcze troszeczkę, a zaczną siadać mi na twarzy, przytulą się do mojej szyi, do moich ramion, okryją mnie całego..." – Romain Gary "Obietnica poranka"
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year ago
Text
27.102023
Wczoraj w końcu udało mi się zalogować do właściwego miejsca w którym wykładowcy zostawili materiały naukowe. W tym zadania! :)
JARAM SIĘ! Mam kreatywne zadania do wykonania na zaliczenie. :)
Nawet mam kilka pomysłów jak to przedstawić, by było zgodne z tematem zajęć. No kurcze, jestem bardzo kreatywnie pobudzona. :) Mam z tego fun. Dawno nic tak bardzo mnie nie... hymmm... nie wiem jak to opisać. Czuję zarazem, że jestem głodna wiedzy, że chcę wiedzieć więcej, zrozumieć zagadnienie u podstaw, a zarazem, że chcę TWORZYĆ wykorzystując tą wiedzę, że czuję jakieś takie wewnętrzne wyzwanie, jakąś ambicję, wewnętrzną siłę i radość z tego, że chcę się w danym temacie sprawdzić. :)
W efekcie tego trudnego do opisania uczucia do późna siedziałam przy kompie robiąc wstępny szkic. A przed snem, w łóżku, czytałam znalezione w ramach mojego abonamentu na Empiku książki, które troszeczkę inaczej podchodziły do tych zagadnień, które wcześniej już spisywałam na komputerze - dziś będę uzupełniać swój projekt o te informacje. Wiem, że mam tendencję do nadmiaru (słów, myśli, wątków), więc będę próbowała maksymalnie ociosać tekst, aby pozostawić samą esencję i pozwolić właśnie wizualnym symbolom zadziałać. JARAM SIĘ! Jeszcze pozostaje kwestia kolorystyki! Bo w pierwszym momencie chciałam stworzyć coś na kształt tych książeczek dla niemowląt - to czarne kształty (i tekst) na białym tle, to białe kształty (i litery) na czarnym tle. Ale im bardziej zgłębiam temat tego, czego od nas oczekuje prowadzącą tym bardziej oczywiste dla mnie staje się, że muszę użyć koloru. Ale jeżeli już muszę o ten aspekt zmodyfikować swój pomysł, to chcę, aby to była konkretna, kompatybina paleta - i tego jeszcze będę szukać, bo nie wiem co mi lepiej zagra z tematyką pracy. I straaaasznie to jest fajne :D. Cieszę się TAK BARDZO!
ALE...
Dziś rano wstałam czując dziwne dreszcze...
I coś w oku, takiego kłującego. Już w zeszłym tygodniu na wykładach czułam, że oko, blisko ujścia kanału łzowego mnie kłuje, uwiera. I szlag mnie trafiał, bo nie mogłam się podrapać (bo rozmazałabym makijaż) :P. No. To tego. Mój facet poproszony o ocenę co z tym okiem spojrzał na mnie. Minę miał nietęgą. Cały się napiął, a usta zacisnął w cienką kreskę. I mówi "wyglądasz, jakbym ciebie pobił". No i tym sposobem mam rozwiązany dylemat: mam przebranie na halloween. Jęczmień na powiece zadecydował. Ech.
Czuję się jak przednówku choroby i muszę coś z tym zrobić!
Więc dziś dzień leczonka!
12 notes · View notes