#House of Mavri
Explore tagged Tumblr posts
Text
Don't Say My Name [ x ]
@cute-and-undead
Anti was out on a job, looking for a mage that was supposedly becoming trouble. Usually, the demon treated these jobs strictly as work, but this assignment was a little bit different. It had a personal touch that sparked something within him. As he was being given the details of who he was tracking down, the name Numa came up. It took a moment for Anti to recognize it as Mavri's old assistant, but once it clicked, he was instantly on the case. He set out to look for her, a craving for vengeance settling in his chest.
The demon found her without too much trouble, and a fight ensued, but Numa had tricks up her sleeve. She was prepared - in fact, it was almost like she was waiting for this moment. As Anti shifted and attacked her, Numa unleashed a spell on him that seemed to turn him into her own personal guard dog. He obeyed her every command without a second thought.
That was how the two of them ended up in the field behind the septic household, Numa standing next to Anti. He stood on all fours, a harsh look in his eyes as he stared ahead.
"Call for them," Numa commanded, a devious look in her eyes. Anti was the reason her mentor was gone, so she intended to make him pay.
Anti didn't think twice, lifting his head and releasing a long howl. He hardly ever howled, only ever doing so when he really felt he needed to, and the sound was distiguishable from other wolves because it sounded much deeper. The sound resonated through the field, reaching the house that stood a ways away from where they stood.
32 notes
·
View notes
Text
Dom Mavri. Tom I. Pałac bogów.
Rozdział IX Przez twe oczy zielone oszalałam
Rod był roztrzęsiony, wydawało mi się, że płakał. Mogłam się tylko domyślać co teraz czuł. Zabijała go bezradność i wyrzuty sumienia.
A na domiar złego zaatakowała go grupa dzieciaków. Każdy bellator chciał wiedzieć co się stało z Timothym i komu ma przyłożyć żeby go odzyskać. Biedny Rod nawet nie wiedział komu ma najpierw odpowiedzieć. Na szczęście został uratowany przez karła w kąpielówkach.
- Chodź synu, zrobię ci herbaty.
Giatros złapał Rodnella za przedramię i wyciągnął go z tłumu. Bellatorzy przepuszczali boga, ale nadal krzyczeli za odchodzącym Rodem coś w stylu: „kto to był?!”, „ilu ich było?!”, „dokąd uciekli?!”.
Mnie też to ciekawiło.
Już nikt nie zwracał uwagi na to, że mój tatko okazał się być panem ziemi, a ja spędziłam całe dzieciństwo wśród bogów. Właściwie na nowo stałam się niewidzialna. Wszyscy byli zajęci sprawą zniknięcia Timmy'ego.
Bardzo mi to pasowało.
Niepostrzeżenie wycofałam się w stronę lasu i idąc cały czas w cieniu szłam za Giatrosem i Rodnellem.
Wiedziałam, ze bóg zabierze go do swojej letniej altanki, a nie do Wersalu. Tam zbyt wielu ludzi mogłoby im przeszkodzić. I miałam rację. Po krótkim spacerze brzegiem jeziora dotarli do infermerii. A tam na miejscu czekała już Mavri, nawet ona wyglądała na zmartwioną.
- Jak to możliwe, że ktoś porwał chłopaka z terenu Domu, przecież jesteśmy nie do ruszenia! - wykrzyczał Giatros.
- Wiem, nie musisz mi tego mówić. Rod, wejdźmy do środka, opowiesz mi i panu Giatrosowi co się dokładnie stało. - odparła Mavri i opiekuńczo pogłaskała Roda po plecach, a następnie wprowadziła do altanki.
Odczekałam chwilę, żeby weszli do środka i zajęli się sobą, a tym samym nie zwracali uwagi na to co dzieje się na zewnątrz. Później podkradłam się pod jedną z okiennic. Bogom niech będą dzięki, że pan G. postanowił nie wprawiać szyb do swoich okien. Dzięki temu mogłam bardzo dobrze słyszeć o czym bogowie i przyjaciel Timmy'ego rozmawiają.
- Ja naprawdę próbowałem ją powstrzymać. Ale nie jestem wojownikiem, jestem mechanikiem! Nawet nie miałem broni. - Rod zaszlochał. - Timothy próbował obronić nas oboje i walczył dzielnie, ale ona wysłała lwice i było ich zbyt wiele! Jedna mnie przewróciła i uderzyłem głową o wystający kamień. Straciłem przytomność, a kiedy się obudziłem to jego już nie było. Przepraszam. Chciałem zrobić więcej, ale nie potrafiłem, jestem beznadziejny. Przepraszam.
- Rod, nikt cię o nic nie obwinia. - powiedziała cicho Mavri.
- Zaczekaj, dziecko. Mówisz, ze były tam lwice? Jesteś pewny, że to nie były ogary? - zapytał podejrzliwie Giatros.
Och, tak, pewnie. Zaraz sobie wysnuje teorię, że to tak naprawdę moja Hela zaatakowała Timmy'ego...
- Nie, to były lwice, na milion procent. Najpierw była sama i powiedziała, że Timothy ma z nią iść, bo inaczej mnie zabije. Ale Tim powiedział, że się jej nie boi i wyciągnął swojego gladiusa. A w tym momencie ona wezwała lwice. Nie chciała sobie brudzić rączek krwią śmiertelników. Tak powiedziała.
Do tej pory starałam się nie zaglądać do środka, ale teraz musiałam. Stanęłam na palcach i zobaczyłam jak Mavri wymienia znaczące spojrzenie z Giatrosem. To nie była jakaś błaha sprawa. Znikniecie Timmy'ego Bellemore'a znaczyło jakieś poważne kłopoty w świecie bogów.
- Kochanie, czy rozpoznałeś kobietę, która wysłała na was lwice?
- Oczywiście... To była królowa Gynaika.
[…]
O istnieniu bogów dowiedziałam się jakieś trzydzieści sześć godzin temu. Nadal nie umiałam nazwać więcej niż może ośmiu z nich. Nie wspomnę o tych wszystkich historiach, w których są bohaterami. Jednak udało mi się zapamiętać co nieco o Gynaice.
Była żoną Orizantosa, a co za tym idzie królową bogów.
Dodatkowo miała charakterek.
To ona zakazała spotkań między bogami, a ich śmiertelnymi dziećmi. Zrobiła to przez zazdrość o swojego męża, który jak się okazało był strasznym lovelasem.
Generalnie babka wydawała się zdrowo pokręcona i nie przypadła mi do gustu. Jednak nigdy nie sądziłam, że okaże się do tego stopnia szalona, że będzie porywać dzieciaki z Domu Mavri. To jakiś kolejny etap zemsty na mężu?
W takim razie, dlaczego Timothy? Przecież on jest synem Talassa, a nie Orizantosa. Był ten jakiś dzieciak, o którym mówił Timmy, hmm, Howard? Nieważne.
Dlaczego jego Gynaika nie potrwała, jeśli chciała ukarać męża?
Chyba, że to z tatą Timmy'ego ma na pieńku?
- Gynaika? A tej starej co znowu odbiło? - zapytał zdziwiony Giatros.
- Będę musiała skontaktować się z moim ojcem. Tak szybko jak to możliwe postaram się ustalić gdzie królowa obecnie się znajduje. O ile ojciec będzie wiedział.
- Mogła go zabrać na Bali. Stara jędza uwielbia wypoczywać na Bali. Założę się, że ma tam też jakąś salę tortur na wypadek jakby akurat zachciało się jej wyżyć na jakimś śmiertelniku. - skomentował pan G.
- To możliwe, Giatrosie. Do rana dowiem się gdzie jest Timothy i wybierzemy bellatorów, którzy udadzą się z misją ratunkową do kryjówki Gynaiki. Teraz proszę opatrz rany pana Murraya, a ja pójdę odprawić naszych podopiecznych do łóżek.
Mavri udała się do wyjścia, więc ja znowu uciekłam do lasu mając nadzieję, że nie wie o moim szpiegowaniu.
[…]
Wróciłam do reszty bellatorów jakby nigdy nic. Mavri przyszła niedługo po mnie i wygłosiła krótką mowę odnośnie tego, że mamy się nie bać. Nikt więcej nie wejdzie na teren Domu, a sprawa Timothy'ego Belelmore'a będzie do rana rozwiązana.
Coś nie chciało mi się w to wierzyć, ale na ten moment nie bardzo mogłam cokolwiek zrobić.
Kiedy rano będą wybierać ekipę ratunkową mam zamiar się zgłosić. Tata co prawda zakazał mi brać udziału w „rzezi Mavri”, ale tutaj chodziło o mojego przyjaciela z dzieciństwa. Musiałam mu pomóc.
A póki co to postanowiłam się przespać. Na niewiele się zdam kiedy rano będę wyglądać jak zombie.
I to była genialna decyzja.
Znowu przyśniły mi się zielone oczy, ale tym razem Timmy nie wyglądał jak ośmioletni chłopiec tylko był obecnym sobą. Takim jakim go poznałam w Domu. Klęczał na kamiennej posadzce, ręce miał przykute łańcuchami do ściany i podbite oko. Ale poza tym nie widziałam żadnych większych obrażeń, to była jakaś pociecha.
- Timmy?
- Rosie... bogom niech będą dzięki! To Gynaika.
- Wiem, Rod powiedział Mavri. Ona próbuje się dowiedzieć od Orizantosa gdzie jesteś, rano wyruszymy cię odbić.
Do tej pory nie mogłam rozmawiać z Timothym w moich snach. Ale też do tej pory zawsze widziałam tylko przelotne wspomnienia z moim przyjacielem z dzieciństwa. Nigdy nie była to tak wyraźna scena jak w tej chwili.
- To nic nie da. Orizontas też jest uwięziony. Gynaika oszalała. - powiedział Timmy patrząc w przestrzeń, czyli chyba na mnie. - Posłuchaj, oboje jesteśmy w Palati, w lochach. Ale nikt tutaj nie wejdzie, ani bóg ani śmiertelnik. Do Pałacu może wejść tylko Gynaika i Orizontas, nikt inny. To jakaś jej klątwa.
- Timmy, nie martw się. Coś wymyślę, obiecuję.
- Już nie będę miał siły się z tobą połączyć. Nie narażaj się specjalnie dla mnie.
I w tym momencie obraz zniknął, a ja się obudziłam.
[…]
Okazało się, że słońce już wzeszło. Było późno, bardzo późno.
Jedynie szybko umyłam zęby, ubrałam się i od razu pobiegłam na dół, żeby opowiedzieć Giatrosowi i Mavri o tym czego się dowiedziałam.
W jadalni Wersalu zastałam już cały zastęp bellatorów, wszyscy ubrani w zbroje, gotowi żeby wyruszyć na misję ratunkową. Widać Rod zdążył się już wszystkim wygadać.
Zgromadzeniu przewodziła Pennywise mówiąc, że to ona musi uratować swojego ukochanego. O bogowie, chyba mam mdłości.
- Panno Lincoln, nie będziemy narażać życia kolejnego członka rady. Rozumiem, że Timothy jest dla ciebie ważny, ale pani i pani Rodriguez jesteście potrzebne tutaj. Moja decyzja jest ostateczna. - powiedziała poważnie Mavri.
Bogini wyglądała dzisiaj nie najlepiej. Nie jestem pewna czy bogowie śpią (chociaż tata i Fiona co noc kładli się do łóżka...), ale Mavri wyglądała w tej chwili jakby miała zarwaną noc. Wory pod oczami większe niż normalni, ziemista cera i taki zmęczony wyraz twarzy.
Porwanie Timmy'ego dawało jej popalić.
- Pani Mavri, z całym szacunkiem, ale jestem najlepszą osobą, żeby wyruszyć po Timothy'ego. To nie będzie moja pierwsza misja, zawsze sobie świetnie radziłam w krytycznych sytuacjach. Do tego mam talent do tropienia, a moją matką jest Sofia. W tej misji będziemy potrzebować przede wszystkim mądrości skoro mamy się dogadać z królową Gynaiką. - zaczęła tłumaczyć Penny.
- Nawet nie wiesz gdzie go zacząć szukać. - powiedziałam nie mogąc się już dłużej przyglądać tej smutnej scenie.
W tym momencie Penny i Mavri na mnie spojrzały. Moja ulubiona koleżanka miała minę jakby wdepnęła w psią kupę. Również cieszyłam się, że ją widzę.
- Bo ty akurat wiesz?
- Tak się składa, że wiem. - uśmiechnęłam się kpiąco do Penny.
Przeszłam obok bellatorów, aby podejść do Mavri. W tłumie zobaczyłam Rodnella. On też był ubrany jak do bitwy i gotowy ratować swojego przyjaciela.
- Timmy znajduje się w Pałacu Bogów. Gynaika więzi jego i Orizantosa. - zaczęłam. - Nie wiadomo dlaczego to robi, ale podobno zachowuje się jakby coś ją opętało. A dodatkowo rzuciła klątwę na Palati. Nikt poza nią i Orizantosem nie wejdzie do środka. Zrobiła z tego pałacu fortecę nie do zdobycia.
- Ona kłamie! Królowa nie zdradziłaby męża w ten sposób. Na pewno porwała Timothy'ego, żeby Talass wpłacił okup. Oddał część oceanów na przykład!- wypaliła Pennywise.
- Dziewczyna nie kłamie. - odparł Giatros, który pojawił się znikąd. Bóg lekarzy miał na sobie garnitur i wyglądał jakby szedł na spotkanie biznesowe. - Mavri nie chciała mówić jak jesteśmy bezradni, ale nie ma co tego przed wami ukrywać. Z Palati rzeczywiście nie ma połączenia. A uwięzienie Orizantosa by wiele wyjaśniało.
- Kochanie, skąd o tym wiesz? - zapytała mnie Mavri.
Trochę się zmieszałam. Nikomu do tej pory nie opowiadałam o moich snach, w których główną rolę odgrywał Timothy Bellemore, ale teraz trzeba było się przyznać.
- Odkąd pamiętam widywałam go w snach. To znaczy Timmy'ego. - zaczęłam niepewnie. - To były tylko takie urywki z nim związane, ale teraz to było coś innego. Widziałam go tak wyraźnie jakby był dwa metry ode mnie. I mogłam z nim rozmawiać. A to się do tej pory nie zdarzało. On opowiedział mi o wszystkim.
- Błogosławieństwo Soma. - podsumował pan G.
- Słucham?
- Som, czyli bóg snów jest synem Talassa i został też patronem Timothy'ego. Kiedy masz boskiego patrona, on może obdarzyć cię jakąś dodatkową umiejętnością związaną z jego dziedziną. Widocznie Timothy potrafi się porozumiewać przez sny. - wyjaśniła Mavri.
- Och, rozumiem. Ale nieważne. Co robimy, jak go odbijemy? - zapytałam.
- Jesteś głupia? - wtrąciła Pennywise. - Skoro Pałac Bogów jest zaklęty, to go nie uratujemy, bo tam nie wejdziemy. No chyba, że nas zaskoczysz i jesteś Orizantosem w przebraniu.
Wow, Penny szybko zrezygnowała z ratowania swojego „ukochanego”.
- A jakby przechytrzyć Gynaikę? - zapytał nieśmiało Rodnell.
Wszyscy zebrani spojrzeli na Roda.
- W jaki sposób, synu? - odpowiedział pytaniem Giatros.
- To trochę szalone i pewnie nie zadziała, ale... - Rod wziął głęboki wdech po czym kontynuował. - Henry Attwood mógłby nam pomóc. On jest synem Orizantosa, czyli ma w sobie jego krew. Co prawda nie wiem jak działają zabezpieczenia w Palati, ale jeśli uznałyby Henry'ego za Orizantosa, to on mógłby nas wprowadzić. A wtedy uratujemy Timothy'ego.
- Przecież to głupota, to się nigdy nie... - zaczęła Penny kpiąco.
- To się może udać. - przerwał jej pan G.
- Rod, ty jesteś normalnie genialny! - uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka. Zaczynałam rozumieć za co Timmy go tak lubi. Naprawdę był geniuszem.
- W takim razie ustalone. Na misję udadzą się panna Anderson i pan Murray. - podsumowała Mavri. -Jako trzeci wybierze się...
- Ja.
Wszystkie oczy spojrzały na Giatrosa. Jak się domyślałam to niecodzienne żeby bóg wybierał się na misję razem z bellatorami. Przynajmniej to mówiły miny wszystkich zgromadzonych.
- To nie będzie walka z jakimś podrzędnym potworem. Nasze dzieci idą stawić czoła królowej bogów, więc przyda im się boskie wsparcie. - powiedział Giatros z uśmiechem. - Bellemore to kawał fajnego skurczybyka, potrafi mnie rozbawić jak nikt inny i chcę żeby wrócił cało do Domu. A ten Murzynek ma złote dłonie i będzie kiedyś najbogatszym człowiekiem na świecie. Kiedy będzie udzielał wywiadu do Forbesa mam nadzieję, że wspomni o dzielnym i przystojnym karle, który go wychował. A mała Matka Ziemia? Jak ma dojść do wojny bogów przez wybryki Gynaiki, to ja chcę mieć to dziecko po swojej stronie.
Pan G. był gruboskórny, gburowaty, trochę odpychający i bardzo głośno mówił, ale miał sporą pikawę. Aż trochę zeszkliły mi się oczy kiedy tak o nas mówił. Rzadko ktoś obcy mnie doceniał.
Mavri jeszcze coś wymamrotała sama do siebie jakby nie była pewna tej całej wyprawy, ale w końcu powiedziała:
- Dobrze. Po śniadaniu wyruszycie do Liverpoolu. Do brytyjskiej siedziby Domu. A następnie czeka was podróż do Dubaju. Powodzenia moi drodzy.
#dom mavri#house of mavri#my book#moja ksiązka#książka#moja książka#book#my story#moja historia#g.a.#gwen anderson#giatros#bogowie#gods#rodnell murray#rod murray#timmy bellemore#timothy bellemore#pennywise#penny lincoln#mavri#enjoy#miłej lektury#pałac bogów#palati#henry attwood#adventure#som#sen#fantasy
2 notes
·
View notes
Text
fmdbaseonline1.6 self para. ⏤ [ spotify link ! ]
date: sometime in may. character(s) involved: finn, kangaroo, angel, peanut butter, and moose (aka 5/6 of the mavri fur army.) about: duri reads for an hour on a warm, sunny day in his backyard as he’s recorded with a ballad playlist playing softly in the background. around him, the dogs relax and play, but not in a distracting way. it’s all relaxation vibes over here. trigger warnings: n/a. notes: the playlist starts out pretty gay and i think that’s beautiful. also yes, love is so nice isn’t really a ballad but i’m a love is so nice stan. halo isn’t really either but it is what it is! word count: 906.
001. take me to church by hoizer. 002. halo by beyoncé. 003. bleeding love by leona lewis. 004. let her go by passenger. 005. i will always love you by whitney houston. 006. skinny love by birdy. 007. missing you by btob. 008. it’s okay by btob. 009. good night by ji jin seok. 010. y si fuera ella by shinee decipher. 011. let it rain by urban zakapa. 012. a gloomy clock by iu featuring jonghyun. 013. fireplace by jonghyun. 014. our season by jonghyun. 015. love is so nice by jonghyun. 016. breathe by lee hi.
duri really wanted to keep things incredibly simple this time, to say the least. in these base online videos, he had been so used to just simply constantly running around and doing things. so, he had decided that he was going to go about this next base online video in a simple way. he took a good amount of time picking out the songs for the playlist, as he wanted something a bit simple and nice, something that was more so just nothing about ballads. it felt like it make sense for the scene that he was setting, as well as for the activity that he was going to be doing. it had become known that duri really enjoys reading, it’s something that he does often as a relaxation, or sometimes to keep himself at bay. most of the time, the reading has been done in odd places because of how busy his schedules tend to be - often times being done in salon chairs, if he’s actually up to it, which hasn’t really been all that often as late. but, it was okay, since having this hour to read was going to be rather nice.
the weather outside on this day was warm and sunny, a perfect day in his book. there was a breeze, but nothing too crazy, it was just going to be rather nice to be out there. he had grabbed a blanket, to protect himself from itchy grass, and was sure to grab the book that he’d be ready. he set up everything outside, including the camera, and making sure it a good amount away from where he was reading, but a focus still placed on where he’d be sitting. duri wanted a bit of a scenic shot, but not too far away from himself - since he still had to be the star of it, after all. but, he still wanted the setting to match the softness of the playlist, the softness of what he was doing, and the things that would be going on around him. nonetheless, the backyard was set up, and he’d let the dogs out to do their own relaxation, to be included in the video. tteokbokki would stay inside, looking out the window that looked out to the small backyard, since she wasn’t a fan of going outside if she wasn’t being held. nonetheless, everything was set up, and he was ready to have an hour to himself listening to music and reading.
he made his way over, turning the camera on to record. he sat down on the blanket, a perfect place in the sun to read. he’d turn on the playlist, letting it play softly, to the point where both he and the camera can listen to it in the background. his book of choice that day was breakfast at tiffany’s by truman capote. duri had seen the movie multiple times over, but he’s never actually read the book that the movie is very loosely based off of. so, he was curious about the book itself, and decided to pick up the version that was translated into english. he still couldn’t say he was confident enough in his english skills to read a novel in full english, so he would stick to reading smaller things in english while he was still learning. he was going to dive into the story of holly golightly and the narrator, seeing how far he could get into the book within the hour. truly, he would be lost in the book, but his ears were open for the dogs, and when the playlist would go off - that was enough for him now.
the soft sounds of the playlist, the soft sounds of him turning the pages, and the soft sounds of the breeze every few minutes was nice. it was serenity in a way, and he hoped that the viewers would find it as relaxing as he did. all five of the dogs could be seen in the view. kangaroo had joined duri, laying himself up against the man. moose was playing with a toy that he managed to bring outside, he was quiet, and really just enjoying himself. finn and peanut butter were both going back and forth, not being loud or distracting, but they were having their own good time. angel was on a side that was a bit more shady, doing her own thing - but mostly looking around at things. simply, it seemed the dogs understood the assignment themselves. plus, there wasn’t anything to really bark at anyways, considering the fence in the back was a high brick wall, that went around the whole house for an added boost of privacy. pages turning continued, and went on for an hour. it was almost like the video was on a loop for an hour, but it wasn’t, and that could be seen every time a dog would move to a new spot.
the hour would be met and the playlist would go off. he closed over breakfast at tiffany’s, before getting to his feet. he’d make his way over to the camera, before pressing the stop recording button, and taking the tripod and everything down. he would give the camera over to his manager when he saw him the next day. but, for now, duri just went back to reading with the dogs for a little bit longer, until he would have to stop.
2 notes
·
View notes
Text
Insuperable Santorini
Whether you have a lot of money or you saved all the past year or more than a year, the time of your summer vacation has arrived on the magical island of Santorini! The place is indescribably beautiful and for this very natural beauty it has been included in the list of the most beautiful places in the world.
The unprecedented scenery created by the volcanic landscape in the sea, the red and black colors of the rocks, the deep blue of the Aegean Sea and especially the shocking caldera with houses and hotels hovering on the cliff make the island unique not only for Greek but also for global data.
Fira, Firostefani, Perissa, Imerovigli, Finikia, Akrotiri and of course the insurmountable Oia are some of the beautiful villages of Santorini. Oia, quiet and at the same time cosmopolitan, is the choice of those who seek peace, tranquility and luxury. There are some of the best accommodation on the island, excellent restaurants, well-kept galleries and a wide variety of shops. The community of Oia today includes the settlements of Oia, Finikia, Tholos, Armeni (bay), Ammoudi (port), Mavri Petra (Paradise), Columbus and the island of Thirasia.
The hotels in Oia and in the neighborhood of Tholos are of very high standards and offer the visitor services and facilities that will make their vacation unforgettable and dreamy. santorini luxury villas Do your own internet research and discover the ideal accommodation for you and your loved ones.
1 note
·
View note
Note
if you're still up for drawing requests- mavrus and the band of boobs chilling on One Big Leaf 👀
ONE👏BIG👏LEAF!👏
I have a feeling tumblr will decide to murder this picture in particular, so have some close-ups to look at too! I’m super happy with how this turned out (even if I still don’t know how to correctly spell or pronounce Mavris/Mavrus at this point (I say this as a joke- don’t @ me)). We love a chaotic idiot sorcerer in this house- “Go sorcerers!”
#naddpod#not another dnd podcast#naddpod fanart#mavris the unschooled#mavrus the unskooled#see? even the tags for him have different spellings im-#wiki says mavris but they definitely ended up saying mavrus in more recent eps#im so confused#naddpod mavris#naddpod hardwon#naddpod moonshine#naddpod beverly#naddpod balnor#naddpod pawpaw#hardwon surefoot#moonshine cybin#beverly toegold#pawpaw gump
60 notes
·
View notes
Text
31: Embrace
It was over. It was over and they could rest. They could rest. Go home. Live their lives.
The war was won. At a cost, of course, for no war is bloodless. Some people were going home. Some people were not.
But it was a victory and they had to take that much at least. They had to, or they'd fall apart.
So, peace filling their lungs, their heart, their selves, they left to the four corners to do their own thing. Bahumia had no need of heroes at the moment. And besides, someone else would always rise to the occasion. They'd proven that.
They had lives to attend to now.
Moonshine—who returned to the Crick for a brief moment only to wander her way back to Gladeholm in a way befitting someone who loved Melora in the way she did—helped Lucanus and Erdan and Mavris and Mawmaw sort out the gross mess the King had left of the capital of the high elves. She helped make sure the University was open to whomever wanted to try out Arcane Magic and that the housing in Gladeholm proper was being put to good use. She even grew a small mushroom garden dedicated to Melora, leaving behind spores that had seen more planes than most of the students in the University.
But it wore on her. She would see something and turn to her left to riff at Hardwon. Or she would find something neat and try and ask Bev if he knew what it meant. Or she would hear music and strike up a dance and try and grab Balnor. Or she would make a meal for more mouths than she had. Or she would trance because sleeping in a bed with only PawPaw felt cold and lonely and weird.
Lucanus wasn't surprised to see her wander off to "visit Galaderon and see how reconstruction was going". In fact, with a soft and understanding smile, he pressed a bracelet enchanted with Sending in her hands, a kiss against her forehead, and wished her luck on her journey.
Hardwon patched up the Stormborn and made his trade carrying supplies for restoration. Red and Gunther—and a small crew of some rough and tumble orphans Hardwon had totally brought on as interns and not fully-paid crew members fuck you—griped about "going straight", but he put his foot down and they conceded. And it was good and steady work, even if it was meandering and not particularly lucrative.
Plus the little shits he'd taken on as crew were fucking fast learners. He was having to do less and less with each passing day. Left him to his own devices more often than not.
He figured he was doing his dad proud. He knew his ma was proud—Lucanus had enchanted a mirror in the main bedroom with a modified communication spell between planes and they'd kept in touch. She was working on restructuring the hierarchy and repairing relations between the monsters and humanoids. She also told him she loved him on the reg. It was nice.
Overall, he was fine. Keeping out of Irondeep for no particular reason, but fine. Busy. Don't ask.
Only, he would find the crows nest empty of an idiot about to break his legs again and his chest would catch. Only, the galley wasn't filled with the smells of spices and meat he didn't know the origins of and he lost his appetite. Only, there wasn't a steady presence behind him, encouraging him to keep on keeping on and he'd falter for a second. Only, he found himself laying in bed, wondering when it got so big and so cold, unable to sleep for some reason, and he'd yearn.
So he picked up a job to take some mined and shaped stone from a port city at the far east to Galaderon and he definitely didn't have any ulterior motives. None at all. Fuck off.
Balnor hadn't known what to do when they finished. He didn't have a home to go back to, nor did he have a family. And it's not like he could just hang out with Moonshine or Hardwon or Bev for the rest of his life. He had to learn more about this Bahumia, the one he helped save.
So he started wandering. He packed a large bag—not the Bag, that item having been lost during the final battle in a gambit involving a pocket dimension that only marginally paid off—full of provisions, grabbed the sword Bev had given him, and started exploring.
There was immeasurable beauty in Bahumia. Even when it was recovering from a war that ravaged three quarters of the surface of the Prime Material Plane, it was so unlike everything he had ever seen before. And he took every opportunity to enjoy the peace he found, his hand only straying to his blade in the most extreme circumstances. Balnor walked from Gladeholm to Moonstone and then from there to Irondeep, just to see where Hardwon had grown up. He wanted to see it all. Map it out on his heart.
But even in the peace that followed the wake of war, Balnor found something didn't sit right with him. A sharp ball of glass shards that nestled into his ribs and heart, making itself known every so often. Not a kind of pain that was debilitating, but certainly one that would not be ignored for long.
It hurt when he would idly mention something he told Bobby once to a Beverly that wasn't there. It hurt when he'd stop to watch the sky shift from day to night and Moonshine wasn't sitting beside him to point out homemade constellations. It hurt when he would have to protect himself, landing a solid strike against his opponent, and he realized it was just him there, no Hardwon covering his back. It hurt when he slept in a bedroll that was more vast than it had any right being, the lack of other bodies pressed against his in the night a strange reminder of change.
He couldn't ignore it much longer, he reasoned, so why not see if Bev had time to chill? If not then that would be fine. He oriented himself towards Galaderon and started off. After all, the worst he could say was no.
Beverly Toegold V, last of his name, was welcomed home more of a hero than he would have ever expected. Sometimes it even got a bit overwhelming, really, but he had a duty—not just as someone who saved all of Bahumia, but as the son of the previous captain of the knights of Galaderon—and he would uphold it.
Right up until his mom made him stop and take a break. She wasn't going to have him survive everything just to work himself into the ground. So he started pacing himself better and she seemed satisfied.
Between the rebuilding efforts, the Green Teen Outreach Program actually coming to fruition, and the installation of the Grey Knights—a group of his own making, modeled after his own Oath, and meant to replace the Chosen in the hierarchy of Galaderon's guard—Bev had little time to himself. It meant that, most days, he would just pass out on whatever surface looked the most comfortable. But it also meant that he needed to be "kidnapped" from time to time so he'd have a moment to breathe.
Egwene had gotten good at sneaking into his room and he'd gotten equally as good at booby trapping the place up. It had become a friendly competition between them, only made unfair when Erlin helped one or the other out.
And, speaking of Erlin, the two of them hadn't started back exactly where they left off but, after all was said and done, they decided to try again. They were taking it slower than before, making sure they were doing it better, and that's all they could ask for, especially at their age.
Even with everything going so well—or as well as it could on a day-to-day basis—there was a strange hollowness that had made itself home in Bev's chest. Like a balloon, pushed too far for too long, the lack of something kept bothering him.
Like he'd go to grab breakfast and be surprised to see his mom there, making stickybuns and warm eggs. Or he'd find himself thinking aloud as if he wanted advice from someone who wasn't there. Or even that he'd shout "watch this" during sparring and falter, realizing that he didn't need to. And at night, in a bed that once felt too small for one growing person, he was drowning in sheets and pillows and colder than he'd been in a long time.
So it was surprising when a delivery of building materials was brought in by the Stormborn, Hardwon grinning up a storm and trying to pretend he wasn't happy to see him. Moreso when Moonshine ambled her way into town a few hours later, idly remarking on the lack of mycenoid influence in the gardening. And he was plumb ecstatic to see Balnor, weathered but smiling warmly, greet the three of them like they'd never parted ways in the first place.
In a moment of sheer joy, filled with all the peace and warmth and love he had for each and every one of his friends, Bev grabbed them close and held them against him. Even as small as he was in comparison to Moonshine and Hardwon, they wrapped their arms around him as well, and the four of them stood, hugging, in the middle of the street.
But it didn't matter that they looked like idiots, hugging it out. They'd fought a war. They'd won. They'd survived. They'd earned a little comfort.
For now they'd hold each other close and make plans to meet up again.
Bahumia didn't need heroes any more. Not on that scale, anyway. So they would cast aside the mantle of hero and just be themselves. Four assholes with little in common past the scars they shared.
A family of the most unusual circumstances. Forged under duress. Tempered with the fires of the Hells. Free to relax at last.
Sharing one big bed.
4 notes
·
View notes
Note
Hello! Can you tell me about your WIP? Where is it at? What are you struggling with? What you have planned for your OCs. What scene you are looking forward to.
First of all, THANK YOU for giving me the perfect opportunity to ramble about my wips (sorry if the answers don’t really correspond to the questions asked, and sorry for replying so late—this was sent, what, a few weeks ago?)
I officially have three wips! (Well, two. And an au. And a new one, so three, just I have only told one person about it? So maybe it doesn’t count? I’m telling you now)
I’ll try to keep this brief (can’t promise you anything though :))
edit: it turned out pretty long (sorry) so I’m putting it under a cut!
(also, sorry for all of those brackets)
First one is Katoptris. It’s my oldest and the most developed; it’s set in a fictional universe in a city called Sica (I can go on rambling about this city’s layout for hours so I better not even start), in some kind of 1700-800 (maybe? there are no guns though). The main character is a girl called Julien, who has the ‘ability’ to mirror others (hence the title, katoptris, mirror in ancient greek). I’ll leave her power at this because I’m mean and I’m terrible at describing it. Anyway, Julien was kidnapped when she was nine because of her ability, and when she escaped (she was fourteen at that point), she spent a year alone on the streets (learning the art of thievery in all its forms) and then joined this… gang? I guess you could call it a gang, of thieves (after robbing them and trying to break into their house… long story). And these are the main secondary characters (is that even a thing? they have povs and are very important but they aren’t main characters): Aliz, who doesn’t have any memories, Aaron, her brother, in a difficult situation, Kal, her… boyfriend?, Halia, the unofficial leader, Aidai, a knife-worker and scholar. Then (last main side character) there’s Hazel, Julien’s little sister, who sold herself to Julien’s captor as an assassin for hire in exchange for Julien’s freedom (which was promised but not given). And she was seven at the time. (There’s also this girl, Laia, Kal’s sister… but she’s dead anyway so I’ll talk about her another time)
The story basically revolves around Julien escaping, trying to kill Madame Rosaleen (the woman who kidnapped her), failing, and then developing a complicated and clever plan to try again while she’s running for her life because Rosaleen has set Hazel on her heels with the order of killing her (obviously Hazel doesn’t know she’s chasing her own sister because why would she otherwise?). So basically it’s a story about: revenge, with side stories about friendship, found family, and small romance subplots.
The second one is… unnamed. Because it’s New. But it’s high fantasy, set in an imaginary world where there are a cold place (continent? it has countries in it so maybe?) to the north (iloya), a warm one to the south (unnamed), a temperate one to the side (dünamai), and a large sea in the middle (no, the sea doesn’t have a name, sorry). The main character, Kinna, is a kimaera (fancy name for shapeshifter), and comes from Iloya. Iloya has recently (about two years before the beginning) been invaded by a people from Lakha, which is a country in [warm place], who hate all kimaera and tried to exterminate them, and Kinna has been taken prisoner by them and brought back to their home country. But then the lakhan princess, Milah (she’s ten don’t get strange ideas now), helps him escape and they go back to Iloya where there’s a rebellion and then there is a rebellion in [warm place] too, and they join the first one and then a mess happens. Other characters are: Zilya, Kinna’s twin sister, Lór, her savior, Mavri, a bitter girl out for revenge, Sravi, the leader of revolution #1, Myrre, the leader of revolution #2, Hiem, … a cat (a very important one!), and a whole lot of others. This is a story about…, um, trying not to die while trying to free your country from occupation? Also, from Milah’s point of view, about taking all your grandfather’s (the king’s) power for yourself, and from Mavri, about, again, getting revenge for your killed family.
I’ll waste almost no words on the third one because it’s basically scratch. It doesn’t even have a plot (it’s character-driven), and it’s a bunch of kids trying to survive in Italian high school, in this universe, in this time, and in a fictional city called Albana because I can’t be bothered to do research for a real one! Anyway there are multiple main characters (examples: Amelie Duarte, French, has been living in Albana for six years, Evelyn Jones, English, recently moved in, Martino and Martina Mori, twins, orphans, Nicola Mortinieri, has family problems, Luca and Marco Turre, brothers, Alba Rumi, secret gatherer). That’s it. For now.
As for where they’re at? Nowhere! Katoptris has a few written-down chapters, and I have most of the plot figured out, the second one is nothing more than a complicated structure in my head which will definitely collapse one day, and the third is a bunch of characters huddling together in a corner without a plot or anything!
What am I struggling with? Everything! But mostly dialogue. I hate dialogue of all kinds and genres. It’s torture. And plot gaps. I hate those too. (I am not talking about plot holes like things that don’t make sense, I’m talking about plot gaps, or maybe it’s better to call them story gaps? They are places in which things are supposed to be happening but are just blank space and I just invented the term.)
What have I planned for my ocs? Tragedy. (Revenge. Revolution. Mobs. Death. Heartbreak. Chases. Cats. Snow. Desert. Pigeons’ murders. Drowning. Greek homework. And more!)
What scenes am I looking forward to? I can’t make you a list, it would take me all night and several more and I have a physics test tomorrow and I need to revise all right? But some of them are: Milah and Kinna talking (yes I know I said i hate dialogue I just want it there and done so I can beam with self-satisfaction because their dialogue is—brilliant), Mavri and Zilya meeting for the first time and then… meeting for the first time again, Aidai getting killed and Julien being found (what did I tell you? Tragedy), Amelie dancing around in her room, someone running around in the city under the rain with someone else (no I’m not telling you who I told you I’m mean), someone else than someone else stargazing on the roof with someone else than someone else than someone else (I love these maddening little things), etc. etc.
If you’ve read everything, thank you! I am perfectly aware that I’m a mess and I’m going to try and fix some of it when I have time. If you’ve just skipped straight to the end, spoiler: everyone dies.
#katoptris#albana#quaesitum#shapeshifter story#hi hello this is me tagging things randomly when I know perfectly well that I don't have a proper tagging system so it's useless but hey#my post my rules
9 notes
·
View notes
Text
New Blog
To everyone who liked/reblogged the New Blog post, this is it!!
@jlyk-im-kinda-crazy-so
@psychic-succubus
@myheadislostintheclouds
@astro-aura
@everyone-i-love
@dandelion-witch
@ninakitty413
@peachypositivityy
@hedgewitchonahill
@fatfemmewitch
@loststardust-panda
@ruff-n-puff
@swiggtyswootytotheyeehaw
@hufflepandak
@gintama-tsukiomoon
@slayers-wayward-shadow
@portal66
@hopeful-gaming1205
@m-amom
@love2infinity
@midnightmillie
@rebeccalml
@evernaught
@halointhemirror (it’s not letting me tag you for some reason can somebody plz tag them?)
@mavri-lykos (I also can’t tag them)
@one-friendly-enby
@slytherin2thediscoofpanic
@sweetturtlecoffee
@marvellousdrarry
@penwill22
Thank you for supporting this new blog! I’m sorry if we missed anyone, there’s a lot of you!
For those of you who don’t know, this is a blog where we propose a situation and people should reply with what they would do in that situation and what house they are in signed afterward. This blog is run by Admin. Think (aka: @thoughtfulparadox) Admin. Derp (aka: @hogwartsderp) and Admin. Breadstick (aka: @nylaporp).This blog revolves around your participation, so thank you in advance for any future participation! All Admins believe this blog should be a friendly place welcome to as many people as possible, so please refrain from spamming and such! I hope you enjoy your time on our blog and pitch in with the rest of the HP fans. Thank you!
-Think, Derp, and Breadstick
31 notes
·
View notes
Text
Vivid Entertainment’s Bill Asher dumps $14.5 million in Montecito
The Montecito/Santa Barbara area has recently seen a spate of mega-dollar real estate closings — property transfers for well into the eight figures, the latest of which went down last week. A gorgeous estate just north of the quaint downtown shops on Coast Village Road was quietly sold.
Christened El Cielito, the lavish compound was designed in 1920 by acclaimed architect George Washington Smith. The 3.28-acre property is quintessential Santa Barbara in style — Spanish Colonial Revival architecture, verdant lawns and lush foliage — and offers distant, super-narrow views of the deep blue Pacific. It’s barely even a peek-a-boo, but it’ll do. Hey, any ocean view is better than no ocean view.
The main entrance to El Cielito. Fancy!
Unfortunately, Yolanda spent lots of time researching this place but was unable to turn up any interesting owner names from back in the day. We’re sure a knowledgable Montecito local will happily tell us how obtuse we are and inform y’all about who built this place. It must’ve been somebody important! But for now, the name(s) shall remain a mystery.
Anywho. We do know that the estate was purchased in late 1995 by Saturday Night Fever producer John Badham, who flipped it just two years later to President Trump’s BFF Tom Barrack — a private equity bigwig and CEO of Colony Capital. In 2014, Mr. Barrack quit-claimed the property to architectural designer Laurel Beebe Barrack, one of his three (or four?) ex-wives and mama of his son Nicholas.
But Ms. Beebe Barrack didn’t hold onto the spread for very long — she has other interesting projects in the works, we imagine. By late 2016, she had slapped a $20 million pricetag on the beast. After a change of realtors and several big pricechops, the ask eventually tumbled to $15.5 million. Records show the estate was finally sold in late February (2019) for a discounted $14,500,000.
Per records, the proud new owner is Vivid Entertainment co-owner Bill Asher, an Alaska native and current Montecito resident — he and wife Julia Asher (née Mavris) currently reside on a multi-acre estate nearby. That place, sadly, was seriously impacted by the major Montecito mudslides of 2018.
But we digress — more on the Ashers’ current spread a wee bit later. For now, we know some of y’all might be wondering how this couple can afford a $8.1 million Montecito estate and a second, even larger $14.5 million compound down the street. Well, if you don’t already know what Vivid Entertainment is, allow Yolanda to explain.
Vivid is arguably the most successful adult entertainment production juggernaut in the whole wide world. And adult entertainment, of course, is better-known as porn to all you uncouth hooligans. Or filthy smut, as your grandmother would say. Vivid’s productions feature all sorts of interesting “performers“.
Perhaps Vivid’s best-known “hallmark,” if you will, is its ownership of the most (in)famous celebrity sex tapes in history. Paris Hilton, Tila Tequila and Farrah Abraham all proved to be mega-successful Vivid video stars. And Kim Kardashian’s career-kickstarting video — appropriately titled “Kim Kardashian, Superstar,” reaped untold millions for Vivid and launched her krazy klan on their path to billionairedom. It’s a mad, mad, mad, mad world! And we sure do love it.
Despite the raunchy products Mr. Asher peddles, he’s got admirably refined real estate taste — as you can tell from his swanky new Montecito pad. Yolanda would love to show y’all more of it, but unfortunately the property was yanked off the MLS just prior to closing. Still, you can find plenty of tantalizing photos here, here and here for your real estate porno enjoyment. We apologize for the inconvenience.
The irregularly-shaped flag lot is completely walled for security and features three gated access points, all of them camera-watched. The main entrance — located off the main boulevard out front — features an epic long driveway that passes between tall hedges before dead-ending at a party-sized motorcourt.
Just around the corner, on a narrower side street, are two additional gates — one providing direct access to the detached garage (for the homeowners) and a discreet service entrance meant for household staff, groundskeepers and other hired help/peasant folks.
As for the home’s renovated interiors, they are done up in a casually luxe, very contemporary sort of manner. Original details are virtually nonexistent, for better or worse. Ebonized hardwood floors flow throughout the main rooms, and the kitchen has beautiful tile of a dark henna color.
Six bedrooms and eight bathrooms are spread between the main house and one-bed guesthouse, which combined total nearly 9,800-square-feet of living space. The deluxe master suite includes his-and-hers bathrooms and dressing rooms/closets.
The entire 3+ acre lot is fully and breathtakingly landscaped with emerald-green lawns, at least four reflecting fountains/pools, a proper north/south tennis court and mature specimen trees.
Back in early 2017, as already mentioned, the Ashers forked out $8.1 million for an “European Country” manor in Montecito with a guesthouse, seven-car garage and nearly 12,000-square-feet of living space.
This property is located a wee bit north of their new estate — closer to the Santa Ynez mountains — and was unfortunately mud-flooded last year. We assume the Ashers will soon be lookin’ to unload the 3.5-acre spread, but it is not yet listed on the (open) market.
Back down in Los Angeles — where Vivid is headquartered — the Ashers long resided in a charming Colonial-style house in the hoity-toity Hancock Park neighborhood.
Mr. Asher’s lovely (former) Hancock Park home
In October (2017), the Hancock Park residence was listed with a $5,750,000 asking price. Shortly thereafter — in December — the property was sold for $5.3 million to screenwriter Russell Gewirtz, best known for writing the screenplay for Spike Lee‘s Inside Man. The Ashers continue to maintain a more modest LA home in the Hollywood Hills.
And as for Mr. Barrack, he’s also been quite busy on the real estate front in recent years.
Mr. Barrack’s former Santa Monica manse (sold for $30+ million)
Back in 2014, Mr. Barrack paid $24,500,000 for a brand-new Santa Monica behemoth with an indoor basketball court and other fancy gizmos. In 2017, the contemporary Colonial mega-manse (built by “starchitect” Richard Landry) was sold to entrepreneur Kirk Lazarus for a record-bruising $31+ million.
Mr. Barrack now resides in a $13 million contemporary casa above Brentwood’s Mandeville Canyon. And let’s not forget that he’s still attempting to unload Michael Jackson’s Neverland Ranch — now owned by his Colony Capital firm — for a newly-reduced $31 million.
Listing agents: Riskin Partners, Village Properties
Source: https://www.yolandaslittleblackbook.com/blog/2019/03/05/bill-asher-vivid-montecito-house/
0 notes
Text
Vivid Entertainment’s Bill Asher dumps $14.5 million in Montecito
The Montecito/Santa Barbara area has recently seen a spate of mega-dollar real estate closings — property transfers for well into the eight figures, the latest of which went down last week. A gorgeous estate just north of the quaint downtown shops on Coast Village Road was quietly sold.
Christened El Cielito, the lavish compound was designed in 1920 by acclaimed architect George Washington Smith. The 3.28-acre property is quintessential Santa Barbara in style — Spanish Colonial Revival architecture, verdant lawns and lush foliage — and offers distant, super-narrow views of the deep blue Pacific. It’s barely even a peek-a-boo, but it’ll do. Hey, any ocean view is better than no ocean view.
The main entrance to El Cielito. Fancy!
Unfortunately, Yolanda spent lots of time researching this place but was unable to turn up any interesting owner names from back in the day. We’re sure a knowledgable Montecito local will happily tell us how obtuse we are and inform y’all about who built this place. It must’ve been somebody important! But for now, the name(s) shall remain a mystery.
Anywho. We do know that the estate was purchased in late 1995 by Saturday Night Fever producer John Badham, who flipped it just two years later to President Trump’s BFF Tom Barrack — a private equity bigwig and CEO of Colony Capital. In 2014, Mr. Barrack quit-claimed the property to architectural designer Laurel Beebe Barrack, one of his three (or four?) ex-wives and mama of his son Nicholas.
But Ms. Beebe Barrack didn’t hold onto the spread for very long — she has other interesting projects in the works, we imagine. By late 2016, she had slapped a $20 million pricetag on the beast. After a change of realtors and several big pricechops, the ask eventually tumbled to $15.5 million. Records show the estate was finally sold in late February (2019) for a discounted $14,500,000.
Per records, the proud new owner is Vivid Entertainment co-owner Bill Asher, an Alaska native and current Montecito resident — he and wife Julia Asher (née Mavris) currently reside on a multi-acre estate nearby. That place, sadly, was seriously impacted by the major Montecito mudslides of 2018.
But we digress — more on the Ashers’ current spread a wee bit later. For now, we know some of y’all might be wondering how this couple can afford a $8.1 million Montecito estate and a second, even larger $14.5 million compound down the street. Well, if you don’t already know what Vivid Entertainment is, allow Yolanda to explain.
Vivid is arguably the most successful adult entertainment production juggernaut in the whole wide world. And adult entertainment, of course, is better-known as porn to all you uncouth hooligans. Or filthy smut, as your grandmother would say. Vivid’s productions feature all sorts of interesting “performers“.
Perhaps Vivid’s best-known “hallmark,” if you will, is its ownership of the most (in)famous celebrity sex tapes in history. Paris Hilton, Tila Tequila and Farrah Abraham all proved to be mega-successful Vivid video stars. And Kim Kardashian’s career-kickstarting video — appropriately titled “Kim Kardashian, Superstar,” reaped untold millions for Vivid and launched her krazy klan on their path to billionairedom. It’s a mad, mad, mad, mad world! And we sure do love it.
Despite the raunchy products Mr. Asher peddles, he’s got admirably refined real estate taste — as you can tell from his swanky new Montecito pad. Yolanda would love to show y’all more of it, but unfortunately the property was yanked off the MLS just prior to closing. Still, you can find plenty of tantalizing photos here, here and here for your real estate porno enjoyment. We apologize for the inconvenience.
The irregularly-shaped flag lot is completely walled for security and features three gated access points, all of them camera-watched. The main entrance — located off the main boulevard out front — features an epic long driveway that passes between tall hedges before dead-ending at a party-sized motorcourt.
Just around the corner, on a narrower side street, are two additional gates — one providing direct access to the detached garage (for the homeowners) and a discreet service entrance meant for household staff, groundskeepers and other hired help/peasant folks.
As for the home’s renovated interiors, they are done up in a casually luxe, very contemporary sort of manner. Original details are virtually nonexistent, for better or worse. Ebonized hardwood floors flow throughout the main rooms, and the kitchen has beautiful tile of a dark henna color.
Six bedrooms and eight bathrooms are spread between the main house and one-bed guesthouse, which combined total nearly 9,800-square-feet of living space. The deluxe master suite includes his-and-hers bathrooms and dressing rooms/closets.
The entire 3+ acre lot is fully and breathtakingly landscaped with emerald-green lawns, at least four reflecting fountains/pools, a proper north/south tennis court and mature specimen trees.
Back in early 2017, as already mentioned, the Ashers forked out $8.1 million for an “European Country” manor in Montecito with a guesthouse, seven-car garage and nearly 12,000-square-feet of living space.
This property is located a wee bit north of their new estate — closer to the Santa Ynez mountains — and was unfortunately mud-flooded last year. We assume the Ashers will soon be lookin’ to unload the 3.5-acre spread, but it is not yet listed on the (open) market.
Back down in Los Angeles — where Vivid is headquartered — the Ashers long resided in a charming Colonial-style house in the hoity-toity Hancock Park neighborhood.
Mr. Asher’s lovely (former) Hancock Park home
In October (2017), the Hancock Park residence was listed with a $5,750,000 asking price. Shortly thereafter — in December — the property was sold for $5.3 million to screenwriter Russell Gewirtz, best known for writing the screenplay for Spike Lee‘s Inside Man. The Ashers continue to maintain a more modest LA home in the Hollywood Hills.
And as for Mr. Barrack, he’s also been quite busy on the real estate front in recent years.
Mr. Barrack’s former Santa Monica manse (sold for $30+ million)
Back in 2014, Mr. Barrack paid $24,500,000 for a brand-new Santa Monica behemoth with an indoor basketball court and other fancy gizmos. In 2017, the contemporary Colonial mega-manse (built by “starchitect” Richard Landry) was sold to entrepreneur Kirk Lazarus for a record-bruising $31+ million.
Mr. Barrack now resides in a $13 million contemporary casa above Brentwood’s Mandeville Canyon. And let’s not forget that he’s still attempting to unload Michael Jackson’s Neverland Ranch — now owned by his Colony Capital firm — for a newly-reduced $31 million.
Listing agents: Riskin Partners, Village Properties
Source: https://www.yolandaslittleblackbook.com/blog/2019/03/05/bill-asher-vivid-montecito-house/
0 notes
Text
Vivid Entertainment’s Bill Asher dumps $14.5 million in Montecito
The Montecito/Santa Barbara area has recently seen a spate of mega-dollar real estate closings — property transfers for well into the eight figures, the latest of which went down last week. A gorgeous estate just north of the quaint downtown shops on Coast Village Road was quietly sold.
Christened El Cielito, the lavish compound was designed in 1920 by acclaimed architect George Washington Smith. The 3.28-acre property is quintessential Santa Barbara in style — Spanish Colonial Revival architecture, verdant lawns and lush foliage — and offers distant, super-narrow views of the deep blue Pacific. It’s barely even a peek-a-boo, but it’ll do. Hey, any ocean view is better than no ocean view.
The main entrance to El Cielito. Fancy!
Unfortunately, Yolanda spent lots of time researching this place but was unable to turn up any interesting owner names from back in the day. We’re sure a knowledgable Montecito local will happily tell us how obtuse we are and inform y’all about who built this place. It must’ve been somebody important! But for now, the name(s) shall remain a mystery.
Anywho. We do know that the estate was purchased in late 1995 by Saturday Night Fever producer John Badham, who flipped it just two years later to President Trump’s BFF Tom Barrack — a private equity bigwig and CEO of Colony Capital. In 2014, Mr. Barrack quit-claimed the property to architectural designer Laurel Beebe Barrack, one of his three (or four?) ex-wives and mama of his son Nicholas.
But Ms. Beebe Barrack didn’t hold onto the spread for very long — she has other interesting projects in the works, we imagine. By late 2016, she had slapped a $20 million pricetag on the beast. After a change of realtors and several big pricechops, the ask eventually tumbled to $15.5 million. Records show the estate was finally sold in late February (2019) for a discounted $14,500,000.
Per records, the proud new owner is Vivid Entertainment co-owner Bill Asher, an Alaska native and current Montecito resident — he and wife Julia Asher (née Mavris) currently reside on a multi-acre estate nearby. That place, sadly, was seriously impacted by the major Montecito mudslides of 2018.
But we digress — more on the Ashers’ current spread a wee bit later. For now, we know some of y’all might be wondering how this couple can afford a $8.1 million Montecito estate and a second, even larger $14.5 million compound down the street. Well, if you don’t already know what Vivid Entertainment is, allow Yolanda to explain.
Vivid is arguably the most successful adult entertainment production juggernaut in the whole wide world. And adult entertainment, of course, is better-known as porn to all you uncouth hooligans. Or filthy smut, as your grandmother would say. Vivid’s productions feature all sorts of interesting “performers“.
Perhaps Vivid’s best-known “hallmark,” if you will, is its ownership of the most (in)famous celebrity sex tapes in history. Paris Hilton, Tila Tequila and Farrah Abraham all proved to be mega-successful Vivid video stars. And Kim Kardashian’s career-kickstarting video — appropriately titled “Kim Kardashian, Superstar,” reaped untold millions for Vivid and launched her krazy klan on their path to billionairedom. It’s a mad, mad, mad, mad world! And we sure do love it.
Despite the raunchy products Mr. Asher peddles, he’s got admirably refined real estate taste — as you can tell from his swanky new Montecito pad. Yolanda would love to show y’all more of it, but unfortunately the property was yanked off the MLS just prior to closing. Still, you can find plenty of tantalizing photos here, here and here for your real estate porno enjoyment. We apologize for the inconvenience.
The irregularly-shaped flag lot is completely walled for security and features three gated access points, all of them camera-watched. The main entrance — located off the main boulevard out front — features an epic long driveway that passes between tall hedges before dead-ending at a party-sized motorcourt.
Just around the corner, on a narrower side street, are two additional gates — one providing direct access to the detached garage (for the homeowners) and a discreet service entrance meant for household staff, groundskeepers and other hired help/peasant folks.
As for the home’s renovated interiors, they are done up in a casually luxe, very contemporary sort of manner. Original details are virtually nonexistent, for better or worse. Ebonized hardwood floors flow throughout the main rooms, and the kitchen has beautiful tile of a dark henna color.
Six bedrooms and eight bathrooms are spread between the main house and one-bed guesthouse, which combined total nearly 9,800-square-feet of living space. The deluxe master suite includes his-and-hers bathrooms and dressing rooms/closets.
The entire 3+ acre lot is fully and breathtakingly landscaped with emerald-green lawns, at least four reflecting fountains/pools, a proper north/south tennis court and mature specimen trees.
Back in early 2017, as already mentioned, the Ashers forked out $8.1 million for an “European Country” manor in Montecito with a guesthouse, seven-car garage and nearly 12,000-square-feet of living space.
This property is located a wee bit north of their new estate — closer to the Santa Ynez mountains — and was unfortunately mud-flooded last year. We assume the Ashers will soon be lookin’ to unload the 3.5-acre spread, but it is not yet listed on the (open) market.
Back down in Los Angeles — where Vivid is headquartered — the Ashers long resided in a charming Colonial-style house in the hoity-toity Hancock Park neighborhood.
Mr. Asher’s lovely (former) Hancock Park home
In October (2017), the Hancock Park residence was listed with a $5,750,000 asking price. Shortly thereafter — in December — the property was sold for $5.3 million to screenwriter Russell Gewirtz, best known for writing the screenplay for Spike Lee‘s Inside Man. The Ashers continue to maintain a more modest LA home in the Hollywood Hills.
And as for Mr. Barrack, he’s also been quite busy on the real estate front in recent years.
Mr. Barrack’s former Santa Monica manse (sold for $30+ million)
Back in 2014, Mr. Barrack paid $24,500,000 for a brand-new Santa Monica behemoth with an indoor basketball court and other fancy gizmos. In 2017, the contemporary Colonial mega-manse (built by “starchitect” Richard Landry) was sold to entrepreneur Kirk Lazarus for a record-bruising $31+ million.
Mr. Barrack now resides in a $13 million contemporary casa above Brentwood’s Mandeville Canyon. And let’s not forget that he’s still attempting to unload Michael Jackson’s Neverland Ranch — now owned by his Colony Capital firm — for a newly-reduced $31 million.
Listing agents: Riskin Partners, Village Properties
Source: https://www.yolandaslittleblackbook.com/blog/2019/03/05/bill-asher-vivid-montecito-house/
0 notes
Text
CLOSED ✖
@cutewarmachine
It was nightfall, the house was peaceful. Anti was out finishing a quick job to dose up on fear and she saw it as the perfect opportunity to strike. Her first attempt had definitely done some damage to the couple, despite everything not going exactly how she had planned. However, she was determined to make Anti pay for messing things up for her. She was going to get what she wanted and Anti was going to stop her this time.
All she needed was the girl.
With that, Mavri made herself appear in the bedroom with a swirl of black smoke, a wicked smile on her face as her dangerous gaze rested on the small girl.
26 notes
·
View notes
Text
Dom Mavri. Tom I. Pałac bogów.
Rozdział II Cześć! A teraz giń!
Nazywam się Gwen Anderson i odkąd pamiętam nie miałam przyjaciół.
W każdym towarzystwie jest ten jeden dziwny dzieciak, którego wszyscy unikają jak ognia. W mojej szkole tym dziwnym dzieciakiem byłam ja.
Jedyna w klasie, która nie dostawała zaproszeń na imprezy urodzinowe i która musiała sama kroić żabę na ćwiczeniach biologii. Nie zrozumcie mnie źle, wcale mi to nie przeszkadzało. Co prawda czasem brakowało kogoś z kim mogłabym porozmawiać o ulubionych książkach lub pójść do kina. Jednak wtedy wystarczył tylko jeden rzut oka na moich rówieśników i wiedziałam, że na wycieczkę po mieście wolę zabrać moją czarną labradorkę – Hel.
Często śniło mi się, że mam przyjaciela. Niejednokrotnie budziłam się z uśmiechem i tymi zielonymi oczami w pamięci.
Mój senny przyjaciel nigdy się nie przedstawił, ale skądś wiedziałam, że ma na imię Timmy. Czułam jakbym go znała w innym życiu, ale przecież nie miałam innego życia, tylko to którym żyję obecnie, na przedmieściach Los Angeles, w ładnym, dużym domu, otoczona miłością ze strony rodziców.
Tak lubiłam ich nazywać, ale naprawdę miałam tylko tatę. Rolę mamy spełniała moja macocha, która wbrew wszelkim stereotypom nie była złośliwą jędzą i nie kazała mi spać przy kominku jak Kopciuszkowi. Fiona była aniołem i starała się jak mogła żeby zastąpić mi mamę, którą straciłam mając zaledwie kilka dni.
Maria Riera była miłością życia Theodora Andersona, o której nie mógł zapomnieć. Dlatego bardzo mnie rozpieszczał, chociaż patrząc na zdjęcia ani trochę nie przypominałam swojej mamy. Jak lubił mawiać: byłam dla niego jedyną pamiątką po straconej ukochanej.
Tata jako wzięty prawnik, starał się spełnić wszystkie moje zachcianki. Nie chcę tutaj wychodzić na skromnisię, ale nigdy nie byłam materialistką i jedyne o co kiedykolwiek poprosiłam ojca to lekcje chińskich sztuk walki Wushu. Po kilku przykrych incydentach w szkole, chciałam umieć się obronić przed moimi dręczycielami. I rzeczywiście, przyniosło to zamierzony skutek, po tym jak sprawnie złamałam kciuk jednemu ze swoich oprawców nikt już więcej mnie nie zaczepił, ani nie wyciął głupiego żartu.
Nikt też się do mnie więcej nie odezwał.
Ogromną niespodzianką było gdy pierwszego dnia szkoły w jedenastej klasie, ładna, wysoka blondynka z niebieskimi oczami podeszła do mnie i zapytała, czy nie zechcę z nią usiąść w ławce. Jenny, bo tak się przedstawiła, była typem cheerleaderki, z łatwością mogłaby sobie znaleźć równie ładnych i popularnych przyjaciół. To wszystko wydawało się podejrzane, ale przez jedenaście lat nauki nigdy nie miałam koleżanki z ławki, więc się zgodziłam. Postanowiłam jednak zachować ostrożność na wypadek jakby moi byli oprawcy zapomnieli już jak to jest ze mną zadrzeć.
[…]
Nie był to żaden spisek, Jenny okazała się być nową uczennicą, która przyjechała wraz z rodzicami z Kentucky, nie znała jeszcze nikogo w szkole, a ja stałam samotnie i wydawałam się być sympatyczna. Dobry materiał na pierwszą koleżankę w nowej szkole.
Jenny nie była pustą Barbie, jakich pełno w mojej klasie. Miała wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, lubiła oglądać filmy i czytać książki, więc nic dziwnego, że szybko się zaprzyjaźniłyśmy.
Co prawda, Jenny nie była Timmym o zielonych oczach, ale nie wiadomo, czy Timmy w ogóle istnieje, a ja nie mogłam być hermetyczna do końca życia, więc równie dobrze Jenny mogła zostać moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką.
Tak właśnie się stało, postanowiłam się otworzyć, opowiedziałam o sobie, swojej rodzinie, pasjach i marzeniach. O tym, że w przyszłości chcę studiować medycynę sądową na Uniwersytecie Stanforda, żeby pójść w ślady zmarłej mamy, która również pragnęła zostać lekarzem. Z tą małą różnicą, że Maria chciała pomagać żywym, natomiast ja lepiej czułam się w obecności zmarłych.
Zaczęłyśmy spędzać razem czas, wychodzić do kina, na miasto, czy nawet na zakupy, wydawało się, że moje nastoletnie życie właśnie się zaczęło i może nareszcie będę normalna.
Nic bardziej mylnego, spotkanie Jenny było tylko początkiem końca normalnego życia Gwen Anderson.
[...]
To miał być zwykły dzień, piątkowe popołudnie postanowiłyśmy spędzić na wycieczce po Wzgórzach Hollywood. Pomimo pięknej pogody w całej okolicy panowały pustki, trochę jakby czas się zatrzymał, albo został ogłoszony stan wojenny, czy inne zagrożenie kataklizmem. Początkowo nie zauważyłam różnicy, starałam się cieszyć początkiem weekendu, a poza tym i tak nie przykładałam wielkiej wagi do otaczających mnie ludzi. Tylko... tym razem było w tym coś podejrzanego, jakby nienormalnego.
- Hej, Jenny? Nie sądzisz, że jest tutaj trochę pusto? Jest dzisiaj jakieś święto, o którym zapomniałam? Może jest jakiś pochód w centrum, albo ważny mecz, że wszyscy siedzą w domach? - zapytałam stając w miejscu.
- Wiesz Gwen... ludzie nie są tacy głupi i potrafią wyczuć niebezpieczeństwo. W przeciwieństwie do ciebie. - powiedziała Jenny mrużąc oczy i wykrzywiając usta w uśmiechu tak strasznym, że po plecach przeszły mi ciarki. - Pachniesz tak mocno, jesteś silna, a taka nieciekawa i głupia. Biedna samotna, łatwowierna dziewczynka. Może chociaż twoje mięso będzie warte wysłuchiwania o twoim żałosnym życiu.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, co się właśnie działo? Dlaczego moja przyjaciółka mówiła takie rzeczy? I lepsze pytanie, kim była moja przyjaciółka?
Niektóre pytania nie powinny być nigdy zadawane, bo można otrzymać na nie odpowiedzi szybciej niż się spodziewa.
Nie minęło pół minuty kiedy moim oczom ukazał się stwór tak ohydny, że Shrek uchodziłby przy nim za księcia z bajki.
Nowe wcielenie Jenny miało ze dwa i pół metra wzrostu, było zielone i pokryte śluzem jak jakaś ropucha. Miało również mnóstwo brodawek i ropni na skórze. Z pięknych, blond włosów Jenny zostały zaledwie strzępy, a jej niebieskie oczy stały się mętne jak u nieświeżej ryby. Nie miałam pojęcia czym jest to stworzenie, ale wiedziałam, że muszę uciekać. Szybko. Szkoda tylko, że moje nogi nie uważały podobnie. Stałam jak wmurowana w ziemię i nie mogła. się ruszyć. Ogarnęło mnie przerażenie i wiedziałam, że za chwilę zginę na tym pustkowiu zjedzona przez jakiegoś ogra.
Następne wydarzenia stały się w przeciągu sekundy. Potwór, który kiedyś był moją przyjaciółką ruszył na mnie trzymając w ręce głaz na kształt maczugi. Skończyłoby się źle, gdybym nie usłyszała za sobą głośnego „uważaj!”. Po chwili ktoś się na mnie rzucił i zepchnął z drogi potwornej „piękności”.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jednego ze swoich szkolnych kolegów, Felixa Blooma, który tak jak Jenny dołączył do naszej klasy dopiero w tym roku. Nigdy nie rozmawiałam z Felixem a jednak bardzo się cieszyłam, że go widzę w tej chwili, chociaż nie wiedziałam jak chuderlawy chłopak miałby się przeciwstawić Jenny.
A na dodatek, jakbym miała mało wrażeń na jeden dzień, to jeszcze okazało się, że mój kolega nie ma na sobie spodni, a jego pokryte sierścią nogi zakończone są kopytkami. Na twarzy natomiast miał jakby blizny przedstawiające nie do końca zrozumiałe dla mnie znaki.
- Jesteś... kozłem?
- Faunem, ale to nie czas na wyjaśnienia, teraz w nogi! - krzyknął Felix, po czym szybko podniósł się z ziemi, złapał mnie za rękę i ruszył biegiem w dół wzgórza.
To było szalone, ten dzień miał być wyjątkowo normalny, a tutaj kończy się, że zginę przygnieciona głazem, którym wymachiwała moja przyjaciółka z ławki. Wiedziałam, że ładnym dziewczynom nie można ufać, bo koniec końców zawsze wychodzi z nich szkaradne wnętrze. Nie sądziłam tylko, że aż tak dosłownie!
- Co to jest? - zapytałam zdyszana próbując dotrzymać kroku Felixowi.
- Troll bagienny. - odparł Felix przeskakując nad kamieniami niczym prawdziwa kozica. - Są dość głupie, ale podstępne. Nie wyczułem jej, bo ty pachniesz za mocno.
Okej. O co chodziło wszystkim z tym zapachem?! Zawsze się myłam dwa razy dziennie, używałam dezodorantu i perfum o zapachu zielonej herbaty. Dbałam o higienę prawdopodobnie bardziej niż znaczna część moich rówieśników, więc na pewno nie śmierdziałam! Ale później poproszę Felixa o wyjaśnienie. O ile dożyjemy tego „później”.
Troll deptał nam po piętach i postanowił, że świetnie będzie jak zacznie rzucać w nas głazami. Felix ledwo uniknął przygniecenia, ale zrobił to kosztem potknięcia się o wystający korzeń drzewa. Przewrócił się i potoczył kilka metrów w dół. Nie wyglądało to dobrze.
- Felix! - krzyknęłam i podbiegłam do leżącego na ziemi i krzyczącego z bólu fauna, który trzymał się za kostkę. Wyglądała co najmniej na skręconą.
Faun nie mógł wstać, a ja nie dałam rady go unieść, nie mogłam też zostawić Felixa na pastwę Jenny. Przerażona jak jeszcze nigdy w życiu stanęłam przed Felixem i oczekiwałam najgorszego. Troll wiedział, że wygrał i za chwilę posili się pyszną kolacją składającą się nie tylko z człowieka ale też z fauna. Jenny podniosła więc największy głaz jaki miała w zasięgu wzroku i cisnęła nim prosto we mnie osłaniającą Felixa.
Nie mając zbyt dużego wyboru uniosłam ręce do góry i skrzyżowałam je tuż przed swoją twarzą jakbym chciała się osłonić, co naturalnie niewiele by zmieniło, bo zderzenie z kilkutonowym głazem w 99,9% przypadków kończy się śmiercią.
Na szczęście ja okazałam się być tym 0,01%.
Ku memu zdziwieniu głaz wcale mnie nie skrzywdził, poczułam tylko lekkie uderzenie w nadgarstek, po którym głaz padł po moich obu stronach przepołowiony na dwie części.
Otworzyłam oczy nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie stało. Jenny wyglądała na równie zaskoczoną, że jej mięso jeszcze żyje. Trochę ją oszołomiła cała ta sytuacja, jednak nie na tyle długo, żebym mogła wymyślić jakiś plan działania, albo chociażby wyciągnąć z z plecaka komórkę. Troll ruszył na mnie ponownie, skoro skały nie mogły mnie zabić, postanowiła rozszarpać mnie własnymi rękami. Pewnie by się jej to udało, ale na szczęście arsenał cudów na dzień dzisiejszy jeszcze się nie wyczerpał. Usłyszałam za sobą bieg, a potem nad moją głową skoczyła czarna sylwetka.
Od razu poznałam drugą bestię, która wskoczyła na Jenny i właśnie rozszarpywała jej gardło. Była to Hela, moja ukochana suczka. Jednak Hela, na którą patrzyłam była obecnie pięć jak nie sześć razy większa niż normalnie, a jej słodka mordka zmieniła się nie do poznania. Z pyska toczyła pianę, a jej wystające zęby były tak wielkie, że bez problemu mogłyby kruszyć skały. Hel miała też czerwone ślepia przepełnione chęcią mordu, zupełnie inne od orzechowych oczu suczki, która co noc spokojnie zasypiała obok mojego łóżka na różowym posłaniu.
Nawet Felix przestał wyć, chyba za bardzo zaskoczony akcją, która miała miejsce tuż przed nim. Siedział na ziemi trzymając się za nogę z wybałuszonymi oczami.
Kiedy Hel rozprawiła się z Jenny jej martwe ciało zostało wessane przez ziemię, a zadowolona z siebie suka podeszła do mnie, usiadła i trąciła pyskiem w ramię aby uzyskać pochwałę za dobrze wykonaną robotę. Chociaż powinnam się bać potwora, który kiedyś był moim psem, to pogłaskałam ją po wielkiej kufie nadal stojąc z otwartymi ustami.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek się ucieszę na widok piekielnej ogarzycy. - powiedział radośnie Felix próbując wstać na zdrową nogę, niestety bez skutku.
- Co? - zapytałam głupio odwracając się żeby spojrzeć w dół na Felixa.
- Twój pies, to ogar piekielny, nie wiem skąd go masz, ale bogom niech będą dzięki, że udało ci się ją oswoić. Inaczej byłoby po nas. - pokiwał głową Felix.
- Co?
- Nie czas teraz na wyjaśnienia. Skoro jeden bagienny troll się tutaj pokazał, to może być ich gdzieś więcej. Musimy się szybko znaleźć w bezpiecznym miejscu. Twój pies umie skakać po cieniach?
- Felix, wybacz, że wychodzę przed tobą właśnie na idiotkę, ale co?
- No tak, przepraszam. Słuchaj, pomóż mi wstać, musimy wsiąść na jej grzbiet, o ile nam pozwoli. Ale skoro jesteś jej panią to powinna nam pozwolić. W każdym razie, potem każ się jej udać do Nowego Orleanu, na 1140 Royal Street.
Miałam mnóstwo pytań i wątpliwości. Przecież mój ojciec nigdy się nie zgodzi na to, żebym odbyła na swoim psie wycieczkę do Nowego Orleanu. Po drugie podróż z Los Angeles do Luizjany zajmuje jakieś trzydzieści godzin. Po trzecie, co jest na 1140 Royal Street? I najważniejsze: czemu nagle zrobiła się jakaś wielka afera wokół mojej osoby i wszyscy chcą mnie zabić?
Z drugiej strony miałam wrażenie, że mogę zaufać swojemu koziemu znajomemu. Wykonałam jego polecenia i po kilku minutach udaliśmy się w najdziwniejszą podróż jaką odbyłam w życiu. Podróż cieniem.
#dom mavri#House of Mavri#gwen anderson#felix bloom#gods#book#ksiazka#książka#moje#moja twórczość#my book#my idea#fantasy#polish book#polish#polish language#author#autor#historia#my story#enjoy#miłej lektury#troll#hero#pałac bogów#palac bogow#book I#book 1
1 note
·
View note
Photo
1964 (Italian 🇮🇹 Opening Title..) Sei donne per l'assassino Also Known As (AKA) Fashion House of Death Argentina Seis mujeres para un asesino Austria Der Würger mit der Maske Bulgaria (Bulgarian title) Кръв и черна дантела Brazil Seis Mulheres Para o Assassino Canada (French title) L'atelier de la mort Denmark Jernhånden i rædselsnatten Spain Seis mujeres para el asesino Finland Himotappaja Finland (Swedish title) Lustmördaren Finland (alternative title) Verta ja mustaa pitsiä France 6 Femmes pour l'assassin France L'atelier de la peur Greece (transliterated) 6 gynaikes gia to dolofono Greece (video-reissue title) Aima kai mavri dantella Hungary Hat halott modell Hungary (TV title) Hat nö és a gyilkos Ireland (English title) Blood and Black Lace Japan Moderu renzoku satsujin! Mexico 6 mujeres para el asesino Mexico Seis mujeres para el asesino Portugal Seis Mulheres Para Um Assassino Sweden Blod och svarta spetsar Slovenia Sest zensk za morilca Soviet Union (Russian title) Кровь и черные кружева Soviet Union (Russian title) Шесть женщин для убийцы USA Blood and Black Lace Uruguay (subtitle) Seis mujeres para el asesino West Germany Blutige Seide World-wide (English title) (literal title) Six Women for the Murderer
Directed by Mario Bava
Music by Carlo Rustichelli
Writing Credits Marcello Fondato … (story and screenplay) Giuseppe Barilla … (collaboration) Mario Bava … (collaboration)
Release Dates Italy 10 April 1964 (Rome) Italy 17 May 1964 (Turin) Austria 5 June 1964 Italy 24 June 1964 (Milan) Japan 18 July 1964 West Germany 27 November 1964 France 30 December 1964 USA 7 April 1965 Uruguay 20 September 1965 UK 9 January 1966 Spain 7 February 1966 (Madrid) Mexico 6 October 1966 Finland 19 July 1968 Sweden 14 February 1972 Denmark 5 October 1973 Finland 23 October 2009 (Iik!! Horror Film Festival) Finland 7 November 2009 (Cinemare Film Festival) Greece 14 November 2013 (Panorama of European Cinema) USA 21 April 2015 (Blu-ray premiere)
technical specifications Runtime 1 hr 28 min (88 min) 1 hr 24 min (84 min) (USA)
#sei donne per l'assassino#sei donne per lassassino#6 donne per l'assassino#6 donne per lassassino#blood and black lace#fashion house of death#blutige seide#mario bava#eva bartok#cameron mitchell#cameronmitchell#franco ressel#luciano pigozzi#carlo rustichelli#italian giallo#giallo fever#giallofever#gialli#giallo
54 notes
·
View notes
Text
While the two stayed together and talked for a while longer, they eventually came to the conclusion that it was time to say goodbye. They couldn't hold of the inevitable, and that was that they just couldn't stick together anymore. It broke their hearts, but it was what they felt they had to do.
As the years passed, that time so long ago faded from her mind. Jen moved on, finding others like her through a lot of trial and error. While she did end up working under Mavri for a long time, she eventually left that house and started a business of her own. Through that, she found so many friends that she couldn't be more grateful to have.
As of right now, Jen was cuddled up in some blankets by the fireplace, enjoying the warmth the fire brought as she sipped her drink. Anti had come over as well, as they wanted to just relax and enjoy being cozy while it snowed outside.
"The cocoa okay? I don't usually use the packaged stuff, but I didn't have the time to make any fresh lately." she admitted sheepishly. She felt it still tasted good, but she prefered her own better.
The Trials (Closed Rp)
Jen had just barely made it out in time before the guard managed to find her. She had been running from the war in her homeland, not wanting to fight for the darkness any longer. She may be a dark elf, but she didn't want to cause chaos like her sister and her parents.
So she made a portal away from everything, wanting to use the small amount of light magic she knew to escape. She had heard legends of other realms outside of the nine in her world, so maybe she could find safety there. And if not, at least she was away from Alfheim.
The portal was spotted just as it closed, the newly disguised elf sighing in relief. Not only did the guard not catch her, but the spell she used worked. Now she could look like an average young woman instead of an elf, as she didn't know if elves were here.
When she calmed down, she began to explore the forest she traveled to, smiling at the plants around her. It reminded her of Midguard. If this realm was anything like that then she could easily blend in.
It was then she sensed a presence as she heard a rustling in the bushes, brows furrowing gently at how unfamiliar it was. Had she found a new species? Already?
((@http-anti ))
35 notes
·
View notes
Text
Dom Mavri. Tom I. Pałac bogów.
Rozdział I Big Bang Theory
Na początku cały Wszechświat wypełniony był Ciemnością, gęstą jak smoła. Jednak nawet Ciemność, której imię brzmiało Skotadi, ogarnęła samotność. Postanowiła ona uwolnić ze swojego wnętrza iskrę, która dała początek Jasności. Jasność imieniem Lampsi był najpiękniejszym co Skotadi kiedykolwiek ujrzała i chociaż istniejący wtedy Wszechświat nie znał jeszcze pojęcia miłości, matka wszystkiego wiedziała, że właśnie to uczucie zawładnęło jej sercem. Lampsi jednak nie odwzajemniał głębokiego zauroczenia swojej twórczyni bowiem Ciemność budziła w nim strach i odrazę.
Skotadi nie mogąc pogodzić się z odrzuceniem ze strony ukochanego postanowiła go ukarać. Ciemność wchłonęła Jasność z powrotem głęboko do swojego wnętrza. Nie zdawała sobie jednak sprawy z potęgi jej nowego tworu. Lampsi nie był jedynie iskierką w otchłani, stał się potęgą jaką znamy dzisiaj, a jego życiową misją stało się pokonanie Ciemności. Walka trwa po dziś dzień, a jej obecność jest zauważalna i określana mianem harmonii. Bowiem w świecie jakim znamy nie ma światła bez ciemności.
W ogniu walki Lampsi i Skotadi stworzyli dwójkę swoich dzieci: Czas i Przestrzeń. Ora i Choros, bo takie imiona nosili, zamiast poddać się morderczej walce postanowili żyć w pokoju, zostali tak pierwszymi władcami Wszechświata. Ich zadaniem stało się podtrzymywanie i poszerzanie panującej harmonii. Ora była surowa i nieustępliwa, a Choros zmienny i nieokiełznany. Dwa przeciwieństwa, których połączenie dało nieprzewidziane skutki. To Czas i Przestrzeń są odpowiedzialne za stworzenie świata jakiego znamy, chociaż wytworzenie takiego piękna było jedynie kaprysem potężnych bogów. Łączyło ich uczucie, którego owocami było dziesięć fundamentów rządzących naszym światem: Niebo - Orizontas, z którym połączone były wiatry i burze, został królem naszego świata jako górujący nad wszystkim co nas otacza, Ocean - Talass, w którego wodach narodziło się pierwsze życie, Ziemia - Tavo, która dawała wszystkiemu początek i koniec, Słońce - Elio, stanowiące centrum Wszechświata, Księżyc - Luna, magiczny wytwór dający ukojenie i odpoczynek, Życie - Zoi, miłościwa matka nas wszystkich, Śmierć - Petain, surowy ojciec, którego rządy nie potrwały długo, gdyż został wchłonięty przez Ziemię tak jak w ziemi grzebie się ciała zmarłych.
Był również Ogień - Termo, ojciec wszelkiej technologii, najbardziej przychylny rodzącemu się życiu, Mądrość - Sofia, która szybko stała się głosem rozsądku wśród młodych bogów. Najmłodszym dzieckiem Czasu i Przestrzeni był Wojna - Polemos, który bez zastanowienia niszczył wszystko co tworzyli jego bracia i siostry. Wydawało się, że Wojna będzie końcem wszystkiego czego jeszcze nie poznaliśmy. Pokonywał swoich braci i siostry na ich własnych polach. Nie dawała nic wiedza, umiejętności techniczne, czy potęga żywiołów, bowiem wojna pochłania wszystko na swojej drodze i nie zważa na przeciwności.
Najbardziej słabła Zoi, całe życie, któremu dała początek ginęło w ogniu, wodzie i piorunach. Luna widząc jak jej siostra zanika postanowiła zwrócić się do własnych rodziców o pomoc. Czas i Przestrzeń jako wszechwiedzące istoty znały wyjście z sytuacji, ale były także bardzo chciwe. Nie chcieli tak po prostu zdradzić sekretu na pokonanie Wojny. Luna mając w sobie najwięcej dobra ze wszystkich dzieci Ory i Chorosa obiecała zrobić co tylko będzie trzeba by uratować swoją młodszą siostrę. Czas i Przestrzeń znając umiejętności swojej córki zażyczyli sobie by została ona ich nadworną łowczynią, przemierzała świat co noc w poszukiwaniu wszelkich nieprawości i strzegła porządku, który może zaburzyć istnienie życia. Księżyc nie mogła więc nigdy się zatrzymać i znaleźć swojego miejsca na świecie. W tamtej chwili była to jednak niewielka cena za życie ukochanej siostry, więc Luna przystała na warunki rodziców.
Uradowani Ora i Choros kazali pójść Lunie do jej babki Skotadi i zapytać o cząstkę siebie, której się pozbyła przed wchłonięciem Jasności. Księżyc bez wahania wyruszyła w podróż w poszukiwaniu walczących Skotadi i Lampsiego. Nie było to trudne dla bogini, której misją od tej pory będzie przemierzanie Wszechświata. Dużo trudniejsze było dogadanie się z babką, której od momentu odrzucenia przeszkadzało wszelkie światło. Luna musiała być więc sprytna, zapytała co Skotadi najchętniej by zrobiła żeby ją ukarać, stłamsić, upokorzyć.
Ciemność na to jedynie obdarzyła ją szyderczym uśmiechem i odparła, że wcale nie chce karać ukochanej wnusi, chciała dać jej prezent. Udały się więc na największe cmentarzysko Wszechświata - Nekrofatio. Było to miejsce zapomniane i przerażające, oddalone od wszystkiego co znane, a żaden promień słońca nie miał prawa do niego dosięgnąć. Nawet Księżyc straciła cały swój blask i zdana była jedynie na zmysły łowieckie. Na nie i swoją babkę, która równie dobrze mogła zostawić Lunę i mieć pewność, że nie uda się jej powrócić by uratować Zoi.
Ciemność miała jednak inne plany, chciała wprowadzić więcej chaosu w życie Wszechświata, dlatego pokazała Lunie swój najbardziej skrywany sekret, cząstkę siebie, której wstydziła się jak niczego innego. Było to jej pierwsze dziecko z Jasnością. Dziecko, którego istnienia nie była świadoma aż do momentu, w którym zdała sobie sprawę jaką nienawiścią je darzy. Tym dzieckiem była Miłość – Agapi.
Agapi była najpiękniejszym stworzeniem na świecie, posiadała wszystkie najlepsze cechy swojego ojca – Jasności. Było to kolejnym powodem, dla którego została tak znienawidzona przez matkę.
Skotadi podarowała Miłość Księżycowi jako swój prezent, który miał zniszczyć życie nie tylko Lunie ale i całemu światu. Nie wiedziała jednak, że Księżyc właśnie Miłości pragnęła. Gdy tylko uwolniły się z objęć Ciemności, obie pognały do miejsca, gdzie akurat Wojna siał swoje zniszczenie.
Bóg Polemos widząc piękno Agapi zaprzestał wszelkich działań. Urzeczony Miłością postanowił ją poślubić. Na szczęście dla nas wszystkich, Agapi również spodobał się młody bóg. Wojna ustała, gdyż Polemos zajął się swoją wybranką, a życie powróciło do świata. Zoi znowu stanęła na nogi i wraz z pomocą rodzeństwa mogła odbudować wszystko to co zniszczył jej najmłodszy brat. Była jeszcze silniejsza i piękniejsza niż kiedykolwiek, a z jej serca ogarniętego miłością wyskoczyły trzy córki, które odpowiadały za różne aspekty życia na świecie.
Tak właśnie miłość pokonała wojnę. Co prawda nie zlikwidowała całkiem negatywnego wpływu jaki może wywierać, bo Wojna lubi pokazywać kto w związku nosi spodnie. Jednak w ostateczności dobra Miłość zawsze zwycięży i przywróci pokój. Wojna był głową, ale Miłość szyją.
O bogach można powiedzieć wiele, jednak nie to, że są idealni. Przez wieki wyrobili sobie maniery i zachowania, mieli swoje dobre i złe strony, stali się pyszni i samolubni. Uważali się za lepszych od istot, których stworzyli – ludzi. Koniec końców postanowili się od ludzi odsunąć, robili to stopniowo, tak jak ludzie stopniowo o nich zapominali.
Ludzie zawsze wiedzieli, że coś... ktoś nad nimi czuwa i któś jest odpowiedzialny za stworzenie tego wszystkiego co ich otacza. Dlatego nie przestali czcić bogów, nadawali im różne imiona, tworzyli różne religie, jednak nigdy nie zapomnieli o dziesięciu fundamentach, które odpowiadały za stworzenie świata, a nad którymi czuwała Miłość.
#House of Mavri#Dom Mavri#książka#pierwsza książka#pierwszaksiążka#first story#mine#my book#mybook#fantasy#gods#mythology#mitologia#inwencja twórcza#chapter one#rozdział pierwszy#Gwen Anderson#bogowie#herosi#big bang theory#big bang#stworzenie świata
1 note
·
View note