#Hel atrakcje
Explore tagged Tumblr posts
turystycznepomorze · 2 months ago
Text
Najlepsze plaże na Półwyspie Helskim – odkryj idealne miejsca na relaks
Czy kiedykolwiek marzyłeś o miejscu, gdzie szerokie plaże, złoty piasek i malownicze wydmy spotykają się z błękitnymi wodami Bałtyku? Półwysep Helski to prawdziwa perełka na mapie Polski, która przyciąga nie tylko zapalonych miłośników sportów wodnych, ale także tych, którzy pragną po prostu odpocząć w bliskości natury. Wybór idealnej plaży tutaj może być wyzwaniem, bo każda z nich ma swój…
0 notes
zylkaman · 6 years ago
Photo
Tumblr media
Droga na plażing :) #hel #urlop #topsecret #top #wakacje #atrakcje #rampampam #relax #sea #balticsea #plażing #zylkaman #polska #poland #poczatekpolski #kaszuby #serce #ilovehel #insta #instagood #cityhel #ship #jacht #port #fisch #piasek #sun #foka #beach #polish #kuter #funy #family #frends #jurata #jastarnia #cypel #bunkry #dalmierz (w: Hel, Poland) https://www.instagram.com/p/Bn9AouDBMUk/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1rb5tabh4b7a
0 notes
dariusblogpl · 6 years ago
Text
Grupa Stonewall przestawiła finansowe podsumowanie Poznań Pride Week 2018
Tumblr media
Grupa Stonewall przestawiła finansowe podsumowanie Poznań Pride Week 2018. Budżet tegorocznej edycji festiwalu wyniósł 96 703 zł. co stanowi wzrost względem poprzedniej edycji o blisko 20 tysięcy złotych. Poniższa grafika przedstawia zarówno źródła finansowania jak i strukturę wydatków związaną z organizacją całego wydarzenia.
1. Źródła finansowania: - 56,63% (68.267zł) partnerzy i sponsorzy PPW2018 - 27,36% (32.985zł) crowdfunding polski (30.100) i zagraniczny (2.885zł) - 9,66% (11.657zł) środki pozyskane z organizacji festiwalu (stoiska piknikowe, wsparcie lokali z Zamkowej) oraz z wydanej przy okazji PPW2018 kolejnej edycji mapy 'Przyjazny Poznań'. - 6,35% (7.650zł) darowizny pozyskane poza crowdfundingiem.
2. Struktura wydatków: - 19,43% (18.793zł) Marsz Równości (autobusy i platformy muzyczne, dekoracje, agregaty, paliwo, nagłośnienie)
- 24,33% (23.528zł) Pride Piknik & after na KontenerART (pacyfa, scena, nagłośnienie, światła, koncert, DJ-e, realizacja video, technika, elektryk i zasilanie, obsługa i atrakcje dla dzieci)
- 12,45% (12.047zł) QueerNight 2018 (wynajem przestrzeni, gaże artystów i artystek, catering, transport, zakwaterowanie)
- 6,62% (6.393zł) SOHO na Zamkowej (wynajęcie ulicy Zamkowej od ZDM, projekt zmiany organizacji ruchu i oznakowanie ulicy Zamkowej)
-10,76% (10.395zł) Pozostałe wydarzenia festiwalowe (m.in. przyjazd gości z Kijowa, zakwaterowanie, wynajem Teatru 8 Dnia na dwa wydarzenia, gaże dla artystów i przygotowanie czytania Foucault w Warszawie, wielkie grillowanie po przejeździe rowerowym, przygotowanie spektaklu LABORATORIUM MA(G)DALENY ANNY)
- 16,37% (15.838zł) Promocja i oprawa festiwalu (wynajęcie przestrzeni na latarniach pod powieszenie flag, wywieszenie i zdjęcie flag, plakaty w MPK, wydruk programów i plakatów, promocja Facebook, artykuł PAP, materiały dekoracyjne, hel, wydruk wielkoformatowy)
- 3,40% (3.287zł) Wolontariat (koszulki i identyfikatory dla wolontariuszy i wolontariuszek, profesjonalne szkolenie z pierwszej pomocy)
- 6,64% (6.419zł) Koszty pozostałe (realizacja projektu "Przyjazny Poznań" czyli mapki miejsc przyjaznych LGBT+ w Poznaniu, realizacja foto najważniejszych wydarzeń festiwalu).
Na koniec jeszcze raz pragniemy podziękować wszystkim partnerom Poznań Pride Week 2018: Netflix, HAH Poznań, KontenerART, Fritz-Kola, reFForm, Outfilm.pl, Mezoterapia-Poznań, TAMA, Flying Tiger Copenhagen (Posnania), Teatr Polski w Poznaniu oraz Queer.pl i Replika.
To wszystko nie byłoby jednak też możliwe, gdyby nie Wy kochani i kochane! Dziękujemy za kolejną, zakończoną sukcesem crowdfundingową zbiórkę! Tworzymy historię. Zrobiliśmy to razem! Dziękujemy. Do zobaczenia za rok na Poznań Pride Week 2019! Startujemy 29 czerwca i maszerujemy 6 lipca.
0 notes
houseofmavri-blog · 6 years ago
Text
Dom Mavri. Tom I. Pałac bogów.
Rozdział X Beatlemania
Chyba nie zaskoczy nikogo, że nie miałam pojęcia jak ubra�� się na misję ratunkową, prawda? Właściwie to nie miałam pojęcia jak ubrać się na jakąkolwiek misję.
Tak w ogóle ile będziemy poza Domem? Na jakie ewentualności mam się przygotować? Czy powinnam zabrać sporo rzeczy na przebranie? Może przyda mi się jakiś prowiant?
Ciekawe, czy w Domu Mavri serwowali jedzenie w tubkach i suszone mięso. Astronauci chyba na czymś takim żyją w czasie swoich kosmicznych misji, więc czemu by nie nasza trójka. To znaczy dwójka. Bóg chyba nie może umrzeć z głodu. To byłaby wyjątkowo żałosna śmierć dla boga.
[…]
Na szczęście miałam w pokoju magiczną szafę. Oprócz Etymigorii ta szafa była moim ulubionym magicznym przedmiotem. Nie dość, że mogłam znaleźć w niej więcej rzeczy niż we wszystkich galeriach handlowych w Los Angeles łącznie, to jeszcze potrafiła czytać mi w myślach i spakować na wyprawę.
Od Judith (tak zdecydowałam się nazwać magiczną szafę) na wyprawę dostałam parę legginsów, takich idealnych na wyprawę w góry, wysokie buty, ciepłą polarową bluzę i puchowy bezrękawnik. To chyba naprawdę dobry zestaw. Ubrałabym się tak na wycieczkę do lasu, więc czemu by nie iść w tym outficie walczyć ze zdziczałą królową bogów.
Judith wypluła dla mnie również plecak, w którym znajdowało się kilka rzeczy na przebranie, ale też składana, przenośna zbroja, mała apteczka, pieniądze, kompas i mapy. Raczej wszystko co będzie mi potrzebne podczas podróży.
Postanowiłam dłużej nie przeciągać i zejść na dół do moich towarzyszy niedoli. W końcu dla Timmy'ego liczyła się każda chwila, więc nie mogliśmy mu dać czekać.
Przyznaję, że trochę się bałam, że plan Roda może nie wypalić. Wydawał się być bardzo dobry i sprytny, ale królowa Gynaika mogła przewidzieć, że będziemy chcieli wykorzystać syna Orizantosa, żeby oszukać zabezpieczenia w boskim Palati.
I jeszcze pozostawała jedna kwestia – Henry Attwood.
Nie znałam go, nie wiedziałam, czy ktokolwiek z bellatorów, których poznałam w ogóle wie jak Henry wygląda.
Timmy, kiedy opowiadał mi o radzie wspomniał, że Henry jest jakimś burżujem. Może się okazać być niesamowicie zarozumiały, a ja nie miałam siły ani czasu się z nim wykłócać.
Plan polegał na tym, żeby przekonać Henry'ego, aby udał się z nami do Dubaju, ale jeśli ten plan nie wypali można go trochę zmodernizować. Nawet miałam już pewną wizję.
Ja go unieruchomię kontrolując ziemię, Rodnell szybko zarzuci mu worek na głowę, Giatros zwiąże mu ręce, a na koniec wspólnymi siłami wrzucimy go Heli na grzbiet i udamy się przez cień do Dubaju. Brzmiało dobrze i na pewno zajmie mniej czasu niż jakbyśmy mieli go przekonywać po dobroci!
[…]
- Świetnie, że już jesteś dziecko. Możemy wyruszać. - powitał mnie pan G. gdy zeszłam na dół.
- Tak właściwie, to jak chce się pan dostać do Liverpoolu, panie G.?
To była kwestia, której nie omówiliśmy. Mogliśmy wykorzystać Hel. Ona zdążyła odpocząć po ostatniej podróży, ale nie wydaje mi się, żeby Giatros był chętny do dosiadania czterometrowej piekielnej ogarzycy.
- Przyznaję, że byłoby dużej prościej jakby ten skurkowaniec Miles Young był w obozie. Wyczarowałby nam tutaj jakąś zgrabną czarną dziurę. Ale niee, on sobie studia wymyślił. Plugastwo! Na co to komu?!
- Studia pomogą mu w znalezieniu dobrej pracy, a w następnej kolejności zarabianiu pieniędzy, założeniu rodziny i jej utrzymaniu? - zapytałam marszcząc brwi.
- Jest bellatorem na litość boską! Na co mu praca i rodzina kiedy umie tak pięknie ubijać potwory. Mógłbym przysiąc, że kiedy wyciąga topory, to chóry elfów zaczynają śpiewać. - rozmarzył się pan G.
Chyba nie będziemy się wdawać w tę dyskusję, była trochę bez sensu.
Miles był jednak człowiekiem i jak sądziłam, miał inne cele niż zabijanie potworów do końca życia. Ja chyba też kiedyś będę chciała przejść na emeryturę.
- Nieważne. W takim razie jak dostaniemy się do Wielkiej Brytanii? - zapytałam.
- Popłyniemy! Na coś się w końcu przydadzą te hipokampy Bellemore'a.
[…]
Timmy opowiadał mi o tym, że hipokampy są wyjątkowo wrednymi końmi. Kiedy uznają, że ktoś nie jest godny ich dosiadania, to bez mrugnięcia okiem mogą takiego delikwenta utopić. Chyba rozumiecie dlaczego nie paliłam się do ujeżdżania tych syrenich koników.
Nie miałam jednak za bardzo wyjścia.
Pan G. złapał mnie i Roda i pociągnął do przystani gdzie osiodłane stały dwa konie. Poznałam jednego z nich. Była to mała klaczka Timmy'ego, którą nazwał Ariel.
- Dobra, dzieci. Ja biorę ogiera, Florka. Wy we dwóję dosiądziecie Arielkę. - powiedział Giatros.
- Florek? Arielka? - zapytał zdezorientowany Rodnell.
Spojrzał na mnie jakby chciał zapytać, czy wiem, kto dał tym koniom tak durne imiona, ale ja tylko pokręciłam głową, co miało znaczyć mniej więcej: „nie ma sensu o tym rozmawiać”.
- Chwila. Hel.
Jak na komendę, moja suka pojawiła się tuż przy mojej nodze. Wyglądała dobrze, była wypoczęta i dobrze nakarmiona. Faun, który zajmował się stajniami dobrze się nią zaopiekował.
- Cześć mała. Wybacz, że wczoraj cię nie odwiedziłam, ale to był ciężki dzień. - kucnęłam przed Hel, żeby ją podrapać po szyi.
- Nie weźmiesz ogarzycy. Nie ma takiej opcji. - skwitował Giatros.
Już chciałam zacząć się kłócić, że nie może mi zabronić zabrać suki ze sobą. Ojciec sam nakazał, żeby nie odstępowała mnie na krok. Jednak nim zdążyłam się odezwać pojawiła się Mavri, która mnie ubiegła.
- Niestety, Gwen, ale tym razem Giatros ma rację. Hel będzie w dużym niebezpieczeństwie. Dom w Liverpoolu nie obcuje z magicznymi stworzeniami, więc na pewno uznają ją tam za wroga. Też nie ma opcji żebyście wprowadzili piekielnego ogara do Palati. Hel będzie musiała zostać tutaj.
- Ale tatko powiedział, że Hel jest moją opiekunką i pomoże mi zawsze gdy będę tego potrzebować. - popatrzyłam na Mavri z wyrzutem.
- Tak jest. Nic jej tutaj nie zatrzymuje. Jeśli rzeczywiście będziecie w niebezpieczeństwie zawsze możesz ją wezwać. Jesteś jej panią, więc nigdy nie odmówi przybycia.
Nigdy nie rozstawałam się z Hel na dłużej niż kilka godzin dziennie, kiedy wychodziłam do szkoły. Wczoraj nie wiedziałyśmy się cały dzień, ale wiedziałam, że jest gdzieś w pobliżu i nie grozi jej niebezpieczeństwo. Teraz miało być zupełnie inaczej. Ale z drugiej strony wiedziałam, że bogini magii ma rację. Nie chciałam narażać mojego psa, kiedy nie było takiej potrzeby.
- No dobrze, niech wam będzie. Ale kiedy po moim powrocie Hel będzie nieszczęśliwa, albo spadnie jej chociaż jeden włos z głowy to zrównam to miejsce z ziemią. Dosłownie. - spojrzałam na Mavri ostrzegająco, po czym zwróciłam się znowu do mojego psa. - Hela, zobaczymy się za parę dni. Nic mi nie będzie.
Uściskałam swoją sukę, po czym wstałam i oznajmiłam Giatrosowi, że jestem gotowa do podróży.
[…]
Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą.
Dobra jest taka, że Ariel postanowiła darować życie mnie i Rodnellowi. Zła – odkryłam u siebie chorobę morską.
Z tatą nigdy nie pływaliśmy, zawsze poruszaliśmy się ziemią i chyba teraz wiem dlaczego. Jako dziecko boga ziemi musiałam być naturalnie uczulona na wszystko co tą ziemią nie jest.
Chociaż podróż na hipokampie była niesamowita, to nie mogłam się zdobyć na otworzenie oczu. Dobrze, że miałam przy sobie Roda, który dzielnie powoził Arielką.
[…]
Nawet się do końca nie zorientowałam, kiedy przepłynęliśmy cały Ocean Atlantycki i znaleźliśmy się w Liverpoolu. Tak w ogóle jak to działało, że wypłynęliśmy z jeziora w jednym wymiarze, a znaleźliśmy się u wybrzeży Wielkiej Brytanii, która jest w całkiem innym wymiarze?
Miałam chyba za mały mózg żeby to wszystko pojąć...
W każdym razie kiedy znaleźliśmy się na płyciźnie dosłownie pobiegłam na plażę i zaczęłam całować piasek i kamienie. Jak dobrze było znaleźć się na trwałym gruncie, który zmienił kształt tylko, kiedy o to poprosiłam!
- Panie Giatros, gdzie teraz mamy się udać? - zapytał Rodnell, kiedy razem z bogiem lekarzy dołączyli do mnie na plaży.
- A skąd mam wiedzieć, Murray. Wy jesteście bellatorami na misji, nie ja.
- Technicznie zgłosiłeś się, żeby wyruszyć z nami na misję, więc tak trochę też jesteś bellatorem na misji, panei G. - skomentowałam.
Nareszcie przestało mi się kręcić w głowie i czułam, że nogi się pode mną nie ugną, więc podniosłam się z piasku i rozejrzałam po okolicy.
Liverpool.
Zawsze chciałam odwiedzić to miasto. Byłam fanką Beatlesów, a jak powszechnie wiadomo to tutaj właśnie stawiali pierwsze kroki. Można powiedzieć, że Beatlesi byli jednym z największych osiągnięć Liverpoolu i miasto bardzo się nimi szczyciło. Stąd też wycieczki tematyczne, atrakcje turystyczne, muzeum Beatlesów.
Może to jest trop?
- Willa LaLaurie to jedna z atrakcji turystycznych Nowego Orleanu. Znasz inne siedziby Domów, Rod? - zapytałam.
- Juanita mówiła, że siedziba Domu brazylijskiego znajduje się w Rio, a wejście jest gdzieś pod pomnikiem Chrystusa z Corcovado. Miles Young natomiast opowiadał, że kiedyś był na misji w Tybecie i tamtejszy Dom znajduje się nad Klasztorem Kumbum. A czemu pytasz?
- Wychodzi na to, że Mavri umieszcza wejścia do Domów w miejscach popularnych turystycznie. Tak będzie też tutaj. Musimy szukać w dokach.
- O bogowie tak, dziewczyna ma rację! Teraz sobie przypominam. The Beatles Story. Dzieci idziemy. - powiedział Giatros po czym ruszył przed siebie.
[…]
Liverpool był naprawdę piękny. Miał swój klimat i chętnie bym tutaj jeszcze na trochę została, żeby móc pozwiedzać. Może kiedy Timmy będzie już bezpieczny, to będę mogła na jakiś czas się przenieść do brytyjskiej siedziby Domu, żeby móc podróżować po Wyspach Brytyjskich.
Będę o tym myśleć, kiedy nasza misja zakończy się sukcesem. Póki co pojawił się kolejny problem.
Byliśmy już na miejscu, pod muzeum Beatlesów. Tylko nie wiedzieliśmy jak wejść do środka.
Pewnie, mogliśmy kupić bilety jak cała reszta zwiedzających, ale wydawało mi się, że to nie jest takie proste. Gdyby było, to przynajmniej dziesięć razy dziennie jakiś nieświadomy niczego turysta przenosiłby się do Domu Mavri, a nie wydaje mi się, żeby bogini sobie na to pozwoliła.
Do Domu w Nowym Orleanie też było osobne wejście. Z tyłu willi. Może tutaj też jest coś takiego? Tylko nie miałam pojęcia gdzie szukać. W tej chwili bardzo przydałby się nam Felix. On się na tym znał.
- Słuchajcie, dzieci, plan jest taki: zostawcie mówienie mnie, a wy po prostu wyglądajcie profesjonalnie. Idziemy.
- Co? - zapytaliśmy razem z Rodem.
Ale Giatros nie zawracał sobie głowy wyjaśnianiem, po prostu wszedł do muzeum, a my chcąc nie chcąc pobiegliśmy za nim.
Zastaliśmy kilka osób czekających w kolejce do kasy biletowej, ale my się w niej nie ustawiliśmy. Nasz karli bóg przeszedł pomiędzy ludźmi chamsko rozpychając się rękami. Przepraszaliśmy kogo się dało, ale zwiedzający i tak na nas brzydko patrzyli. Wcale im się nie dziwiłam.
- M��ody człowieku, Giatros Giatros. - bóg pomachał kasjerowi przed nosem jakąś legitymacją. Prawdopodobnie kartą biblioteczną. - Sanepid. Tych dwoje to moi praktykanci. Chcemy zobaczyć zaplecze muzeum, gdyż otrzymaliśmy zgłoszenie o prusakach.
- Prusakach? - zapytał zdziwiony kasjer. - Nic mi o tym nie wiadomo.
- Będziesz się ze mną kłócił?! Plugastwo! - Giatros splunął na podłogę, a my z Rodem wymieniliśmy spojrzenia. - Upokarzasz mnie, bo jestem karłem! Mój i twój przełożony się o tym dowie, a wtedy twoje śmieszne muzeum się nie wypłaci! I to będzie wszystko twoja wina! Ty się nie wypłacisz!
- Przepraszam, to nie była kwestia pana wzrostu! Ja tylko...
- Daruj sobie, już za późno. Dzieci idziemy.
Giatros przeszedł obok kasjera na zaplecze dla pracowników, a my za nim. Nie mogłam uwierzyć, że to się udało.
- To było dobre, panie G. Podziwiam talent aktorski. - powiedziałam z uśmiechem.
- Talent aktorski? Ja nie udawałem. Jak tylko Bellemore wróci do Domu, to pozwę to muzeum.
Och.
Dobra, lepiej nie kontynuować tego tematu w takim razie.
- Co dalej robimy? - zapytał Rod.
- Przejście jest przez piwnicę z tego co pamiętam. Chodźcie, to będzie jakoś tędy.
[…]
Na szczęście bez trudu znaleźliśmy przejście jeszcze bardziej wgłąb muzeum.
Chyba nie za często ktokolwiek tutaj przychodził. Było brudno, ciemno i wilgotno. Dobrze, że Rod miał przy sobie latarkę.
- Trzeba coś zagrać. - powiedział Rod. - Żeby pokazały się drzwi.
- Albo zaśpiewać. - dodał Giatros. - Dawaj dziewczyno. Ja chociaż jestem bogiem wielu talentów, to mam straszny głos, a zapomniałem zabrać na wycieczkę mojego ukulele.
- Nie umiem śpiewać! - odparłam zaskoczona.
- Gwen, musisz. Ja mam głos jak ropucha, a Mavri jest bardzo przewrażliwiona na tym punkcie. Drzwi się nie ukażą. - błagał Rodnell.
- Jak zawsze wszystko na mojej głowie! Dobra! - powiedziałam wkurzona. - Ale niech się któryś zaśmieje, to pogrzebię was żywcem.
Przez chwilę zastanowiłam się co mogę zaśpiewać. W końcu zdecydowałam się na All out of love grupy Air Supply, tylko tej piosenki znałam w tej chwili słowa.
Wzięłam głęboki wdech po czym zaczęłam śpiewać pierwszą zwrotkę piosenki. Nawet nie doszłam do połowy, kiedy usłyszałam głos Roda mówiącego, że znalazł drzwi. Bogom niech będą dzięki. Nie muszę dłużej się upokarzać!
0 notes