#Dalej nie wierzę w to co się stało
Explore tagged Tumblr posts
Text
Mam ochotę napierdolić się,
a przecież nie piję, co jest nie tak ze mną? Myśli robią ze mną co chcą, a ja nie mam siły odeprzeć ich i powoli wariuję serio. Za dużo stresu kofeiny pracy obowiązków deszczu, za mało snu jedzenia. Ale kurwa paradoksalnie dalej wierzę w te lepsze dni xD Uczucia, których długo nie miałam, wyzbyłam się ich wracają. Nie jestem w stanie zamienić myśli na słowa, duszę się w sobie, a przecież nic się nie stało, nawet chwilę było normlanie, stabilnie. Moja bateria społeczna jest na wyczerpaniu od ponad miesiąca. Chciałabym rano wstać i złapać ten luz, który miałam ponad dekadę temu w sobie zanim wszystko zaczęło się pierdolić. Czemu dobre decyzje muszą być tak ciężkie emocjonalnie dla mnie? Jestem w miejscu, o którym kilka lat temu jeszcze nieśmiało marzyłam, schudłam do prawie wymarzonej wagi i mam wszystko co do szczęścia potrzebne, więc czemu kurwa nie jestem szczęśliwa?
10 notes
·
View notes
Text
nie wierzę już w miłość
przeglądanie wciąż appek randkowych pełnych ons, trójkątów, ludzi szukających zdrady i otwartych związków, które mi nie odpowiadają jest bez sensu
każdy w moim wieku (32) jest po rozwodzie i z dziećmi, nie mamy wspólnych tematów, zachowań ani doświadczeń
a ja? jestem trudną/skomplikowaną osobą i nie mam nic do zaoferowania praktycznie poza swoim humorem, uwagą i dziwną romantycznością ewentualnie
po tylu przejściach nie wyobrażam sobie wejść w coś nowego bo już nie wiem gdzie się rozglądać ani za kim - w realu? dostanę w ryj za bycie homo (w sumie nie jestem, ale z racji bycia AFAB tak to wygląda skoro szukam sobie dziewczyny) bo większość osób tutaj nie jest lgbt co już mówić o tolerancji - wolą prawdziwego faceta a nie kogoś takiego jak ja więc znów wyląduję jako opcja, na boku, na przeczekanie, nad którą będą się zastanawiać kolejny miesiąc czy nawet rok żeby jednak zrezygnować bądź okaże się iż mają kogoś innego (ograniczając mnie z zazdrości) od dawna i tylko jestem ramieniem do wypłakania bądź zabawką, szczególnie, że mieszkam za daleko od każdego kogo poznam
boję się ludzi - nie chcę znów paść ofiarą molestowania/gwałtu, nie chcę kolejny raz leczyć się z toksycznych osób, które mną manipulują, wyśmiewają, stalkują, okłamują, okradają itp
a nie umiem być sam
odstraszam swoim zaburzeniem a jak nie to ktoś ma na mnie chorą obsesję/fascynację dając mi bare minimum, za którym latam jak pies cho��by dlatego, że teraz jest moda na znikanie - ktoś nie odpisuje mi dniami, tygodniami, miesiącami a potem chce żebym dalej tak samo zmartwiony i stęskniony się zachowywał jakby nic się nie stało czy odwala ciche dni za to, że zwrócę uwagę bym przebłagiwał foch
na serio nie ma już nikogo dla mnie? chyba czas się z tym pogodzić...
zbyt wiele razy ktoś złamał mi serce dając złudną nadzieję ani brać byle kogo byle by był
#love#broken heart#depression#heartbreak#heartache#lgbtqia#lgbtq community#lgbt pride#lgbtq#queer#transgender#transmasc#trans man#trans men#transsexual#trans community#trans male#trans masc#homosexual#bisexual#miłość#samotność#samotnosc#samotnie#złamane serce#depresja
1 note
·
View note
Text
Sobotnia nie-logiczność w martwości nie-natury
- Sugeruję 528Hz przeciwlękowo- Julia spojrzała na mnie wzrokiem, który powtarza regularnie 'uczysz wszystkich o dźwiękach solfeżowych, powinnaś wiedzieć jak sobie pomóc
- Stawiałabym raczej na 396Hz, 528 działa na mnie depresyjnie. W połowie straciłam wiarę we wszystko
- Smutek jest naturą procesu oczyszczania, kiedy się wypłaczesz, rozwiązania zaczną przychodzić same
-Tej, może opowiesz nam co się stało - Marii usiadła na krześle, całkowicie rezygnując z wygody sofy - powinno pomóc chociażby to, że będziesz mogła się wygadać
-to zajęłoby całe wieki, a nie mamy tyle czasu...- sobota. Bardziej zniechęcona być nie mogłam, myślałam, że jednak, ale okazało się, że absolutnie nie.
-nie wiem, gdzie może ci się dzisiaj spieszyć. W poniedziałek nie lecisz nigdzie, jest rozstrzygnięcie, więc jeden z fajniejszych dni, bo pewnie grant dostaniesz i czeka cię zajebisty kolejny rok, odbębniłaś większość pracy, siedzisz sobie grzecznie nad materiałem na zamówienie, pochłonięta dodatkowo psychologią komunikacji - Marian wyliczał niemal bez końca
-miałam przeprowadzić się z UK do PL do końca 2022 roku. Koszty z 1000 GBP wzrosły do 2000, więc potrzebuję jeszcze drugie tyle, ile mam, perspektywy mam ograniczone w chuj, nie mam pojęcia co będzie w święta, nie mam pojęcia, czy grant dostanę, a pewnie nie, bo są inni, lepsi, i tak dalej, i tak dalej...
-ten grant to nie jest konkurs 'są inni lepsi' każdy projekt jest wyjątkowy, a wasz jest zajebisty. Dość mocne ma ugruntowanie, a zespół specjalistów - mega, nawet opiekuna macie dokładnie od tego, od czego trzeba - Julia się wtrąciła
-nadmienię również, że przeprowadzać się wcale nie musicie natychmiast, możecie sobie odkładać pieniądze i zrobić to po prostu nieco później, bo macie gdzie mieszkać, nigdzie się spieszyć nie musicie, a nioektóre rzeczy w życiu wymagają nieco większych nakładów czasowych, finansowych, organizacyjnych.....
Kot wrócił z kuwety, więc nagle wszyscy zamikli. Trwało to co najmniej minut dwadzieścia, w końcu Marian jako pierwsza złapała oddech
-czym ty go karmisz na boga??
-kaszą z jagodami goi - rzuciłam ironicznie
-kota??
-Marian, to pewnie po smaczkach, przecież ta wariatka kota karmi lepiej niż siebie - Julia się roześmiała, pamiętając, że z samego rana zdecydowałam się nakarmić kota jakimiś magicznymi specyfikami.
-A co z twoją depresją? - Marian wiedziała, że moja depresja nie jest tak silna jak bicie mojego serca, i że nawet w najgorszych warunkach świata zawsze mam wiarę, nadzieję i miłość.
-wierzę, że mam wszystko, czego mi trzeba, żeby zrobić to, czego pragnę - westchnęłam - mam jedynie chwilowy kryzys
-brak pieniędzy to częsty motyw rezygnacji z wielu planów, albo ich zmiany, ale przecież ty masz tego świadomość
Roześmiałam się. To jest naprawdę ciężki dzień i spora lawina spadła mi na głowę. Czy wczoraj, czy dzisiaj, tak właściwie mam wrażenie, że sypie się wszystko.
oddam kanapę i fotel. Wieszak na ręczniki i kilka innych drobiazgów. Szafki, kuwetę dla kota, ogólnie sporo rzeczy. Ktoś chętny? Odbiór we własnym zakresie w Szkocji.
0 notes
Text
Story time - patrzyłam z kim będzie mieć Oliwer najlepszą chemię i padło na Andżelikę. Jako, że jest w więzieniu, no to sobie podarowałam i wzięłam Panią Małpiąmordę, którą notabene widać na screenie. Chwilę pogadali i szpiczastogłowa mówi, że z kimś fajnym mnie umówi. Myślę dobra spoko, czemu nie... I z nieba spadła Andżela 🤣
#Oliwer Hak#Andżelika Przyjemniaczek#Normalnie przeznaczenie#Wybór partnerki#Dalej nie wierzę w to co się stało#Ale no co zrobić jak już nic nie zrobisz#Miłowo#T11#Tura 11#Miłowo: T11#Sims 2#TS2#The Sims 2
7 notes
·
View notes
Text
Hypatia do Juliana i Emmy
Do Nefilim Blackthorn zamieszkałych w Dom Blackthornów, Chiswick
Od Hypatia Vex, Przyjaciółka, Spiralny Labirynt
Moje pozdrowienia. Dołączyłam pierwsze strony pamiętnika Tatiany Blackthorn, które przetłumaczyłam z Czyśćcowego. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć nic przeciwko, ale pomyślałam, że Magnus Bane mógłby rzucić nieco światła na sytuację, ze względu na którą dostarczyliście mi pamiętnik, i tak się stało, jeśli chodzi o klątwę rzuconą na dom. Pominęłam liczne wpisy o ubiorze autorki, opiniach na temat jej rówieśników, narzekaniu na pogodę i tak dalej, na rzecz tych, które uważam za szczególnie interesujące (chociaż podważa to raczej moją opinię o historii tego domu – oczywiście Benedict Lightwood nie był znany ze swej wiarygodności, choć może coś się zmieniło od tamtego czasu. Może to kolejna tajemnica do zgłębienia?)
Wkrótce skontaktuję się odnośnie dalszego tłumaczenia.
Pozdrawiam,
H. Vex
Drogi Pamiętniku, znajduję się dzisiaj w stanie niespotykanego uniesienia. Wygląda na to, że moja cierpliwość i troska nie są aż tak bezwartościowe, jak zazwyczaj uważają członkowie mojej rodziny. Wierzę, że Ojciec wreszcie zaakceptował, a nawet zaaprobował moje zaręczyny z Rupertem! (Och, co za szczęśliwy dzień, och ukochany Rupert!) Co bardziej zaskakujące, nie zakomunikował tego w żaden nieudolny sposób, jako niezręczne, sentymentalne oświadczenie, a zamiast tego obdarzył zaufaniem i powiedział o sprawach, o których zapewne nigdy nie rozmawiał z moimi braćmi.
Było po kolacji. Okropni G poszli sobie, okładając się mieczami, czy coś podobnego. Ojciec zazwyczaj udaje się wówczas do swego gabinetu, lecz tego wieczora podszedł do mnie i niespodziewanie poprosił, żebym dołączyła do niego. Posłusznie poszłam za nim.
Ostrożnie zamknął drzwi i kazał usiąść w jednym z foteli przed jego biurkiem. On sam zajął miejsce w swoim fotelu i zaczął rozmowę od tego, że nazwisko Lightwood jest potężne i bardzo stare.
Odparłam, że oczywiście wiem o tym i nigdy nie zapomniałam.
Dodał, że takie nazwisko niesie ze sobą ogromny prestiż i wpływy, lecz również ogromną wrogość. Przeciwników Lightwoodów było wielu, powiedział. „I nie mówię tu o demonach, z którymi toczymy wojny, czy nawet półdemonach zdolnych wędrować po powierzchni naszej ziemi, lecz o tych podobnym nam, zgadza się, o Nefilim.” Wyjaśnił, że bardzo nam zazdroszczono, i chociaż nie okazywali tego wprost, byli tacy, którzy będą chcieli nas zniszczyć.
Zapytałam, kogo konkretnie miał na myśli, lecz nie odpowiedział. Wyznał, że wrogowie się zmieniają z biegiem czasu; sojusze formują się i upadają, podczas gdy interesy różnych rodzin Nocnych Łowców ulegają zmianom pod wpływem upływu lat i przeznaczenia.
(Zapisuję jego słowa tak dokładnie, jak tylko je zapamiętałam, Pamiętniku. Podziwiam, w jaki stanowczy sposób wyraża własne zdanie i pragnę wziąć z niego przykład, skoro reszta rodziny nie ma takiego zamiaru.)
Następnie wytłumaczył, że chociaż nie mówi się o tym głośno, to jesteśmy dobrze chronieni, tutaj, w Domu Lightwoodów, nie tylko przez grube mury, ale również zaklęcie oddziałujące na dom i teren wokół niego.
Zaklęcie! Byłam zdumiona. Wiedziałam, że Ojciec interesuje się magią, a jego badania doprowadziły do pewnych eksperymentów. Nie miałam pojęcia, że osiągnął tak wiele. Wyraziłam to, mam nadzieję, w pochlebny sposób. Przyznał, że przygotowania zajęły mu kilka lat, ponieważ nikomu nie ufał, nawet czarownikowi opłaconemu sowicie za milczenie, by powierzyć im wiedzę o ochronie domu.
Z tego co zrozumiałam, zaklęcie jest bardzo skomplikowane, a jego efekty są trudne do wytłumaczenia. Ojciec wyjaśnił, że zaklęcie ma za zadanie powstrzymać innych Nefilim przed przeszukiwaniem domu, jak również utrzymać niektóre części domu i rodzinne pamiątki ukryte przed znalezieniem. Zapytałam, w jaki sposób działa zaklęcie, na co on odparł, że ma to związek z liniami geomantycznymi, spoinami magii przebiegającymi po powierzchni ziemi i pół tuzinem obiektów starannie wybranych i umieszczonych wzdłuż tych linii geomantycznych, będących wynikiem dokładnej kalkulacji.
Dopytywałam go o szczegóły, przypominając, że dzielę jego zainteresowanie magią, ale nie chciał nic więcej powiedzieć. Wyjaśnił, że jestem jeszcze niezamężną dziewczyną, która nie powinna zaprzątać sobie głowy zasadami rządzącymi tym światem – i wreszcie dotarłam do sedna mojej historii, Pamiętniku.
Kiedy o mnie mówił, posłał mi spojrzenie, którego z początku nie potrafiłam odgadnąć. Lecz wkrótce zrozumiałam: powiedział, że „jeszcze” nie byłam zamężna. Widząc b��ysk w jego oku, zdałam sobie sprawę, co chciał przekazać: wkrótce staniesz się zamężną kobietą.
Wszystko się wyjaśniło, w cudownym wybuchu tryumfu!
Ojciec akceptuje Ruperta i zgodzi się na nasze małżeństwo…
Dzięki temu stanę się dorosła…
Dzięki temu Ojciec zaufa mi i zwierzy się z natury Posiadłości Domu Lightwoodów i jego studiowania magii..
Ponieważ wbrew temu, co stanowi Prawo, to ja jestem słusznym i właściwym spadkobiercą jego celów i pracy…
Oraz dlatego, że widzi we mnie i Rupercie przyszłych właścicieli Posiadłości!
Chociaż moje starania były długie i żmudne, Pamiętniku, i obawiałam się, że nigdy nie przyniosą skutków, zasypiam z myślą o zwycięstwie na wyciągnięcie ręki, i tylko żal mi moich biednych braci, zbyt bezmyślnych i upartych, by zrozumieć, co się wydarzyło, gdy oni okładali się kijami w sali treningowej.
Tatiana-wkrótce-Blackthorn-Lightwood
#SOBH#secrets of blackthorn hall#tatiana blackthorn#hypatia vex#benedict lightwood#benedict lightworm#rupert blackthorn#ghosts#shadowhunters#magnus bane#cassandra clare#tajemnice domu blackthornów
19 notes
·
View notes
Text
Piękno w słabości - czym jest ból, według zwykłego kwiaciarza.
Witam nad pierwszymi rozmyślaniami. Chciałbym się dzisiaj podzielić moim spostrzeżeniem na świat pod tym tematem.
Od wielu miesięcy napełnia mnie pustka. Brzmi to zabawnie prawda? Jest wiele sposobów, na zapełnienie jej. Często jednak, używam ładnego języka, by zostawić przy sobie grono ludzi. Nie ważne, czy będą mnie kochać, szanować czy też pluć. Pewnego wieczoru stwierdziłem, że potrzebuję słyszeć głosu jednej osoby. Nie wzruszało mnie, czy to będą słowa pocieszenia czy raniące. Często rozbijano moją kulę ze szkła. Mam zimne serce, jednak ciepłe na tych, którym się to należy. A należy niestety wszystkim. Potrafię być bezwzględny, ale czy to się opłaca? Pięknem właśnie jest ten ból, słodko-gorzki posmak wygranej a zarazem przegranej. Często mógłbym się też przyłapać na tym, iż mówię: "Chcę by to cierpienie odeszło". Tak naprawdę, nie chcę by zniknęło. Naprawdę pasuje mi rola w której się znajduję. Jest to dosyć przyjemne. Nie potrafię grać na skrzypcach. Umiem na gitarze elektrycznej. Lubię jej wydźwięk, kiedy szarpnę za struny, sprawia mi to niemą radość. Równocześnie cierpienie, przez szczerość własnej muzyki. Nie rozumiem tak wielu ludzi. Kiedy kogoś poznaję, zamiast podać ręki, często zginam się w pół, jakby byli kimś ważnym. Potem mogę popatrzeć na ich zdziwione bądź roześmiane twarze. Zdecydowanie nie radzę sobie z kontaktami międzyludzkimi. Gdyby nie osoby, których uważam za przyjaciół, pewnie bym całymi dniami siedział i zamykał we własnym świecie. Wracając Piękno w słabości. Jak mogę je opisać? To jest coś, czego nigdy się nie spodziewam. To tak, jakby połączyć zapach lilii i róż. Tworzą tak kojącą, mdlistą i uzależniającą woń, że nie potrafię powstrzymać się i rozpłakać na ich widok. Jakby w tym momencie brano nade mną kontrolę. Tak samo jet z rozgwieżdżonym niebem, lub przemijającym szczęściem. Naprawdę dziwne uczucie. Chciałbym również, by pewnego dnia mnie zrozumiało. Była osoba, której ufałem niezmiernie i byłem w stanie oddać teoretycznie własne życie (co, koniec końców zrobiłem, został ze mnie wrak dawnej głównej roli w jego sercu). Jednak nic nie jest takie prawdziwe jak mi się zdawało. Mimo wszystko nie żałuję, chociaż nie ukrywam, myślałem nad tym. Cierpienie, jakie odczuwamy nie zawsze musi pozostać w świetle negatywnym. Uczy nas wiele, często nawet zawdzięczamy mu doświadczenie. Pewnego dnia, może nas spotkać podobna sytuacja jak parę lat temu, o wiele trudniejsza. Jednakże, dzięki właśnie cierpieniu za dawnych czasów, mamy narzędzia do uporania się z tym nękającym epizodem. Co prawda, poniesiemy ogromne rany, lecz trochę mniejsze, gdybyśmy nie byli przygotowani na to emocjonalnie. Czy rozpisuję się zbyt niezgrabnie? Przepraszam, jeśli kiedykolwiek ktoś to w przyszłości przeczyta. Chciałem pozbyć się tego, co przytłacza mnie na co dzień. Łatwiej mi tak wtedy odratować kawałki pozytywnego myślenia. Nie zrozumcie mnie źle! Jestem optymistą. Wielkim, dobrodusznym optymistą, który z chęcią rzuci się w pogoń za utraconym dobrem. Kiedyś może opiszę nawet niespełnioną miłość? Kto wie. Czasem mam wrażenie, że nigdy nie znajdę kogoś, kto w pełni zrozumie, co czuję. Wierzę, iż jest ta osoba, istnieje i pewnego wieczoru ją spotkam. Nie zależy mi na tym, by była do końca ze mną, ale by zrozumiała mój lęk i strach przed kochaniem. Bo kiedy zaczynasz kochać, bierzesz odpowiedzialność. A tego nie lubię. W ogóle nie lubię kochać. Jestem często apatyczny względem okazywania uczuć, bo tak łatwo inni się poddawają. Mogą myśleć "I tak nie był wart mojego czasu. Nie będę tracić moich nerwów na tak bezemocjonalną osobę. Cóż za kłamca z niego". Ale nie tak chciałem. Naprawdę starałem się w Tobie zakochać, ale nie potrafię. Czas i wszystko co poświęciłem względem Ciebie, nie był nieszczery. Starałem się, uwierz mi. Nikt nie zrozumie piękna w słabości, którą posiadam. Nikt nie zrozumie głębi uczuć, które mną władają. Wszystko jednak zlewa się w jedno, moja tonacja głosu wydaje się drażliwa i niemiła. Nie umiem zmienić siebie, tylko by odwzajemnić twoje uczucia. Na razie nie spotkałem nikogo, kto był gotowy na moje nastawienie. Kto normalny chciałby chodzić z kimś, kogo może zabraknąć? Kto o zdrowych zmysłach, zaczął by relację z samobójczym chłopcem? Nie potrzebuję pomocy, potrzebuję wybaczenia. Czuję się winny. I to chyba stało się moją słabością. Jestem taki piękny i wartościowy...a jednak dalej płynę ku przeszłości. Powoli wykończę nawet Vincenta, Haru - osoby, które od momentu przyjaźni zawsze były gotowe mi pomóc (nawet za cenę siebie, tak myślę). Moja mama pewnego dnia stwierdziła, że jestem tak pusty w środku, iż nawet ignoruję moją introwertyczność i lgnę do ludzi, by chociażby poczuć cokolwiek z ich ekspresji. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wokół siebie mam fortecę, mur, fosę, miliony czołgów, żołnierzy, niezliczoną ilość bram, bramek, korytarzy i labiryntów, tylko po to by nikt nie dostał się do najważniejszego punktu. Nawet ja sam, nie mam pojęcia co to jest. I w którym momencie nagle wszystko przeraziło się w bazę obronną.
Ból jest czymś co nie potrafimy opisać tak po prostu. Zazwyczaj jest złożony z sytuacji. Jednak, każdy z nas trzyma ból, który nikt nie potrafi wymazać. Coś, co zabija nas od środka jednocześnie chcąc nas pchać w przód. Ból nie zawsze jest też smutny tępy. Potrafi być kojący i słodki, cichy oraz delikatny. Można go mylić ze wszystkim, jednak on sam jest anonimowy. Ponieważ przy odrobinie czasu, gdybyśmy zatrzymali się przy nieznanym drzewie, spojrzeli wgłąb i zrozumielibyśmy, że nigdy nie wyrośliśmy z tego, co było nam podarowane za dziecka. Że każdy ból zostawi rany, lub blizny. I to jest na porządku dziennym, kiedy masz świadomość tego, jak bardzo potrzebujesz tego uczucia. Można się zrzekać "Chciałbym by to cierpienie odeszło". Co zrobimy, jeśli odejdzie? Zaprawdę, nikt nigdy nie chciał prowadzić szczęśliwego życia od początku narodzin, ponieważ zacząłby narzekać, tęsknić lub zazdrościć. Wtedy stajemy się kimś, kogo przez cały czas się obawiamy; własnym ja. Niegdyś kojące i słodkie cierpienie zamienia się w kolce, które delikatnie wbijają się głębiej i głębiej… Ból jest jak morska fala, człowiekiem jest skała. Złe traktowanie swych uczuć może doprowadzić do nagłego zawalenia. Jednakże, gdybyśmy nauczyli się przyjmować morskie fale w taki sposób, by zostawiły lekcje, ślad dla którego warto było trwać te dwa lata? Cierpienie i ból to coś, czym mogę nazwać własną przeszłość i przyszłość. Ponieważ wiedząc, że kogoś skała się zarwała, do nas nadchodzi strach, przed niewystarczalnością. Ponieważ na tym zależy każdemu, kto zdecydował otworzyć są cząstkę dobra, gotowy na przebaczenie. Nie mam pojęcia, czy wylewanie swoich spostrzeżeń powinno być takie, jak wygląda to teraz.
Chyba niepotrzebnie zawiązałem pętlę wokół mojej nogi, przez co nie mogę ruszyć dalej.
- Osamu 28.02.21
#ból emocjonalny#lęk#cierpienie#metafora#list#pisarz#rozmyślenia#piękno#słabość#śmierc#poeta#miłość#niewiedza
5 notes
·
View notes
Text
Dobry Boże
Wybacz mi proszę moje winy. Nie jestem dumna ze wszystkich swoich czynów, myśli, czy wypowiedzianych słów, ale naprawdę staram się, będę się starać i chciałabym żeby stało się to choć odrobinę prostsze - te starania o bycie wciąż lepszą wersją siebie. Lepiej poznając siebie, świat, ludzi, otoczenie. Lepiej rozumiejąc i kreując swoją osobę.
Przepraszam, że mam mętne myśli. Ciężko przychodzi mi podejmowanie świadomego wyboru, między życiem, a rozpaczą, wegetacją, śmiercią. Choć nie pogrążyłam się jeszcze całkowicie czuję, że mogłabym, chociaż jestem daleka tym działaniom. Wciąż podświadomie walczę o siebie i bliskich, jednak ta walka mnie wykańcza, dając jednocześnie ogromną satysfakcję. Mam wrażenie, że ona nigdy się nie skończy i nigdy nie zaznam spokoju. Nie wierzę w życie po śmierci, a nawet jeżeli, bo jednak wieże w obecność zmarłych opiekujących się nami, żywymi, to nie chcę przeżyć życia w ciągłym strachu, bez chwili wytchnienia, czując satysfakcję, ale nie wewnętrzny spokój, spełnienie, radość.
Przepraszam, że wciąż oddalam się od drogi, którą świadomie wybrałam. Tej, które prowadziłaby mnie do życia w harmonii z samą sobą i światem. Wciąż uciekam w używki, zrozumienie wszystkich moich ruchów, działań, myśli jest bardzo trudne, jednak dopiero gdy do czegoś świadomie dojdę, coś zrozumiem, mogę coś z tym robić i zmieniać swoje złe strony na lepsze. Jest to bardzo czasochłonne i męczące. Chcę być radosna. Czuję, że jestem szczęśliwa, ale niekoniecznie radosna. Wiem, że ludzie uciekają się do autodestrukcji, używek, tak samo jak do pozytywnych rzeczy podnoszących na duchu takich jak różnego rodzaju religie, wiarę, wtedy, gdy nie wiedzą co dalej. Człowiek musi czuć cel, by żyć, nawet, jeżeli tym życiem jest staczanie się na dno i kończenie swego żywota. Nie uważam, żeby było to dobre wyjście z sytuacji, jednak patrząc naukowo/obiektywnie, nie można wykluczyć, że jakieś wyjście to jest. Religia ma za zadanie wspomóc życie, dzięki kierowaniu się myślą, że ktoś się nami opiekuje, że nie jesteśmy sami, że ktoś wymyślił nam odgórnie pewne zasady, takie jak chociażby dekalog, czy bogate w różnorodne przypowieści i inne Pismo Święte. Kroczenie tą ścieżką nie zawsze jest proste. Ważny jest w tym również świadomy wybór. Jednak dotychczas uważałam, że jest to pewnego rodzaju pójście na łatwiznę, ponieważ nie jest to zrozumienie samego siebie przez pryzmat siebie, tylko jednak pewnych stworzonych już przez człowieka prawd. Teraz nie wiem, czy mogę nazwać to pójściem na łatwiznę. Co więcej, uważam, że nie należy oceniać ludzi wybierających tą ścieżkę. Przegranym jest się dopiero wtedy, kiedy przestaje się o siebie lub o cokolwiek innego walczyć. Życie w wierze nie jest opuszczeniem placu boju, tylko walką według ustalonej odgórnie w pewien sposób strategii, jednak dalej ważna jest konfrontacja działania ustalonego z własnym sumieniem i umysłem.
Życie, świat, relacje międzyludzkie, wszystkie aspekty które nas dotyczą są na tyle trudne do opanowania, życia świadomego, nie wegetowania, życia szczęśliwego i radosnego, że uważam, że nikt nie ma prawa oceniać prób życia drugiego człowieka. Jeżeli ktoś działa niemoralnie, krzywdzi sam siebie, można porozmawiać, spróbować wysłuchać punktu widzenia drugiego człowieka i skonfrontować go z naszym - ważne jest by pamiętać, że rozmowy, relacje, są też sytuacjami w życie które nas budują. Jednak nie należy naciskać, ponieważ człowiek nie zrozumie w pełni czegoś, do czego jeszcze sam nie doszedł.
Misją życia jest dojście do własnej prawdy, którą każdy człowiek ma inną, indywidualną, w sobie. Jest to pewnego rodzaju nagroda, jednak sama droga, dojście do tej prawdy jest również bardzo ważna. To na tej drodze opiera się większość naszego życia, więc zamartwianie się niemożliwością ukończenia misji przed czasem jest nadgorliwością ze strony gracza. Cierpliwość jest cnotą.
Wyrozumiałość do siebie i innych, jest cnotą.
Cnotą nazywam wartości bardzo ważne. Może i niezbędne do życia radosnego.
Oczywiście nie uważam, aby były to wskazówki łatwe do wcielenia w życie - sama będę miała, mam w zasadzie, z nimi ogromny problem. Jednak wydaje mi się, że to jest jedyne rozwiązanie by nie zatruwać się wewnętrznie. Czy to każdego dnia, czy co jakiś czas, cyklicznie. Trzeba umieć postawić granice i wytworzyć wewnętrzny balans.
Boże, jeżeli możesz usłyszeć moje myśli, choć mogą wydać Ci się one grzeszne, proszę Cię o wybaczenie i wyrozumiałość. Może mój list do Ciebie jest w pewien sposób zaprzeczeniem moich spojrzeń, jednak mam wrażenie, że nic mi już nie zostało. Tracę siły i boję się bardzo upadku całkowitego. Wiem, że nie mogę sobie na niego pozwolić, ponieważ pomimo tego, że sytuacje dziejące się w moim życiu odczuję najbardziej ja, na własnej skórze, to jednak jestem również częścią różnych grup społecznych, mniejszych lub większych i wiem, że są ludzie, za których również jestem odpowiedzialna.
Nie chcę być czynnikiem wpływającym negatywnie na innych. Chcę innym dawać radość, możliwość refleksji, jednak to nie ja chcę im pokazywać krzywdę, smutek. Nie chcę, by z mojego powodu to odczuli, dlatego odkąd zrozumiałam, że tak może być, staram się nigdy nie poddawać całkiem. Wciąż cząstką mnie, głęboko w środku krzyczy i jest gotowa do walki. Nie pozwala mi upaść. Jestem jej bardzo wdzięczna i chciałabym, żeby się umocniła i stopniowo łączyła się z drugą częścią - tą wrażliwą, zatroskaną, chcącą rozumieć i odczuwać.
Żałuję za złe traktowanie ludzi, złe słowa lub czyny, które nie powinny się wydarzyć. Żałuję za wyładowanie swoich emocji, negatywnych, na innych, doprowadzających innych do cierpienia. W dodatku całkowicie nieuzasadnionego. Inni nie powinni cierpieć za mój brak kontroli.
Żałuję za moją impulsywność, choć wiem, że jest częścią mnie i nie chciałabym jej stracić, jednak chciałabym móc żyć z wewnętrzną harmonią wewnątrz mnie. Tak, by nie żałować żadnych swoich zachowań impulsywnych, aby jednak były one ostatecznością, a rozum by pomagał mi nad nimi panować.
Zrozumiałam, że Twoja wiara, Boże, bardzo opiera się na żalu. Żalu za grzechy, żalu za rzeczy na które nie mieliśmy wpływu.
Nie podoba mi się to.
Chciałabym móc mówić również o tym, za co jestem wdzięczna, ponieważ tylko takie, równolegle zestawienie, pomoże mi naprawdę panować nad swoim umysłem, działaniami będącymi jego konsekwencjami oraz żyć w zgodzie i zrozumieniu z samą sobą.
Może religia ma na celu dostrzeganie mocniej negatywnych aspektów, by zatrzymać przy sobie wiernych, umocnić ich strach, który mógłby się pojawić w przypadku myśli chociażby o stracie tej opiekującej się nami osoby. Są to jednak rozważania sceptyka, więc również proszę, żebyś nie brał tego do siebie. Wciąż poszukuję, staram się zrozumieć i zauważyć jak najwięcej aspektów, pozwalających mi być w spokoju z własnymi odczuciami, sądami. Nie przeproszę więc za te myśli, jednak proszę o wyrozumiałość. One również budują moją świadomość, między innymi Ciebie.
Wracając jednak do aspektu wdzięczności, do którego swoją drogą udało mi się tak płynnie przejść, ponieważ pierwszy zapis wdzięczności już mam za sobą.
Jestem bowiem wdzięczna, za ciągły rozwój i popełnianie błędów, które wciąż uczą mnie czegoś nowego.
Jestem wdzięczna za siłę, jaką mam w sobie, która pcha mnie silniej do walki, niż do upadku i porzucenia tego wszystkiego.
Jestem wdzięczna za ludzi mądrych, kreatywnych, bogatych wewnętrznie, którzy mają swój udział w kreowaniu wizji mojego świata.
Jestem również za ludzi kochających mnie bez względu na wszystko, którzy zwyczajnie pozwalają mi być sobą i największą wartością, jaką od nich otrzymuję, a niekoniecznie potrafię ją świadomie doceniać, jest obecność.
Jestem wdzięczna za moją rodzinę, za mamę, która nauczyła mnie wielu ważnych rzeczy, tak naprawdę całej masy, ale przede wszystkim dzięki niej umiem wierzyć w życie i przestaję bać się starości. To właśnie Mama pokazała mi, że zmarszczki, wiek, pogarszający się stan zdrowia, wszystko co wiąże się ze starością jest niczym, jeżeli ma się w sobie wciąż to dziecięce szczęście, umiejętność doceniania, uczenia się i cieszenia każdym dniem.
Jestem wdzięczna za to, że mnie teraz słuchasz, że dorzuciłeś swoją cegiełkę do mojego rozwoju i pozwalasz mi się poznawać nawet, jako iż według Twoich zasad jestem grzesznikiem.
Jestem wdzięczna za masę drugich szans, które dostaje od ludzi, Ciebie i losu.
Zgodnie z prawdą mogę powiedzieć, że staram się ich wykorzystywać coraz mniej.
Jestem wdzięczna również za całą masę drobnych rzeczy, takich jak zbliżająca się wiosna, zdrowie moich najbliższych i moje. Za osobowość Jokera, mojego kota - z lepszym kotem żyć nie mogliśmy.
Mam nadzieje, że mi wybaczysz, co złe, lecz w głębi poczujesz się również dumny i zdecydujesz się dalej mnie chronić i resztę Twoich dzieci.
Czasem brak odpowiedzi również jest odpowiedzią i jesteś w tym świetny. Czuję, że Cię nie zawiodłam mimo wszystko i mam nadzieję, że naprawdę tak jest.
Czuję, że to co we mnie najlepsze naprawdę może się pogłębić.
4 notes
·
View notes
Text
Napiszcie mi, co myślicie. Chciałam coś napisać i nie wiem, czy mogę pisać dalej, czy mam to zostawić. Tylko proszę, szczerze. Bardzo mi na tym zależy.
Epilog
Madelaine
Mój świat runął jak domek z kart. Usłyszałam to, dowiedziałam się kim jestem. Ja nie chcę tego wiedzieć. Chciałam być normalną kobietą, taką jak wszystkie inne. Dlaczego nie mogę nią być? Dlaczego wmawiają mi coś, czego tak naprawdę nie ma? Dlaczego życie nie może być prostsze? Jestem zmęczona. Jeżeli się nic nie zmieni, to jak mam przetrwać resztę życia? A zwłaszcza po tych kilku słowach, spisanych na karcie wypisu ze szpitala. Nie wierzę w to! Chcę krzyczeć z tej bezsilności, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę pokazać swoich emocji. Muszę je głęboko schować, ponieważ one to zło. Największe zło tego świata, bo to właśnie one doprowadzają do tego, co się dzieje w tym kraju. Czy wierzę w to, co mi powiedzieli? Oczywiście, że nie. Wiem, że jestem dziewczyną, a raczej już kobietą i tylko tyle wiem. A kim dalej? Nie wiem, ale czy chcę się dowiedzieć? Tego też nie wiem...
Sebastien
Poznałem ją w najgorszym możliwym momencie. Zakochałem się i po paru tygodniach wyznałem jej miłość. Tylko czy to nie był błąd? Może to stało się za szybko i wyszło tak jak wyszło. Uczucia do niej zawsze były ponad wszystko i wszystkich. Byłem z nią, lecz ona nie była ze mną. Nie było jej przy mnie, była gdzieś daleko. Poza moim zasięgiem. Może gdybym poznał ją później, wszystko wyglądałoby inaczej...
Anne
Kocham ją, lecz ta miłość jest trudna. Matka powinna kochać bezwarunkowo. Jednak czasem mam wrażenie, że ona nie chce doświadczać tych uczuć. Była trudnym dzieckiem od początku swojego życia. Mimo wszystko, miłość do niej była silniejsza. Starałam się jak mogłam, żeby tylko wyszła na ludzi. Gdzie ja popełniłam błąd? Może fakt, że jest moim pierwszym dzieckiem, sprawił, że nie miałam jak się nauczyć wychowania dziecka. Moi rodzice też mi nie dali dobrego przykładu. To jak ja mogłam dać go mojej córce? Kim jest moje dziecko? Co się z nim stało? Brakuje mi tej roześmianej dziewczynki, jaką kiedyś była. Jestem zmęczona ciągłą walką o nią. Nie mam już siły...
#opowiadanie#próba samobójcza#samookaleczanie#wołanie o pomoc#motylki#schizofrenia#bez miłości#koniec miłości#siła miłości#rodzice#psychiatryk#szpital#psychiatry#psychiatra#choroby psychiczne#psychika#psychology
5 notes
·
View notes
Quote
"TRAKTAT O TYM, CO SCHOWAŁAM DO KIESZENI - Moje wrażenia: Zanim jeszcze otworzę książkę już zastanawia mnie tytuł. I słusznie, bo przecież tytuł nigdy nie jest tylko po to, żeby rozróżniać książki między sobą. Tytuł już jakoś nastraja, ustawia w odpowiedniej pozycji do odbioru tego, co w środku. Tytuł powinien mi powiedzieć czy mogę otworzyć książkę siedząc w autobusie w drodze do pracy czy lepiej jak wieczorem zrobię sobie herbatę i usiądę w wygodnym fotelu. „Traktat o tym, co schowałam do kieszeni”… Na pierwszy rzut oka to połączenie nielogiczne. Trakty piszę się przecież o rzeczach poważnych, istotnych. Porusza się w nich problemy, które dotyczą jakiejś poważnej dziedziny wiedzy. A mam przed sobą traktat, który mówi o czymś schowanym do kieszeni. A kieszeń jest mało poważna. W kieszeni chowa się rzeczy powszednie, podręczne, codzienne, a czasem też już niepotrzebne, z którymi nie ma co zrobić. I zwykle są to rzeczy drobne, małe. W kieszeni miesza się też świat rzeczy ważnych i zupełnie nie istotnych. W kieszeni trzymamy klucze co całego dobytku albo pieniądze ale też papierek po gumie do żucia czy zużyty bilet tramwajowy. I to pozornie nielogiczne zestawienie w tytule już mówi bardzo wiele. Bo co jeśli w kieszeni zostały schowane rzeczy bardzo ważne? Tytuł sugeruje mi, że książka dotyczy rzeczy kluczowych, bardzo istotnych, ale jednocześnie takich, które są codzienne, powszednie; które są częścią codzienności, życia, pracy, szkoły, domu… Tematy, które nie zostały odłożone na półkę rzeczy ważnych, do których w odpowiednim momencie trzeba będzie wrócić, ale zostały schowane do kieszeni, żeby mieć je pod ręką, dotykać ich, używać na bieżąco i ciągle. To tematy, które autorka chce mieć zawsze w zasięgu ręki, bez których nie da się obejść. Ale to też coś, co może w pewnym momencie jej życia stało się tak powszednie, że nawet się nad nimi nie zastanawiała. Pytania, na które nikt nie szuka odpowiedzi; rzeczywistości, które po prostu są, jak klucze w kieszeni, czy papierek po gumie. Są, bo są częścią codzienności, ale tak już oswojoną, że nikt nie zastanawia się po co są właściwie i jaki mają sens. Dopiero przy kolejnym praniu przychodzi rewizja kieszeni, wyciągamy z nich wszystko dziwiąc się często tej zawartości, przypominając sobie skąd się tam wzięły te czy inne przedmioty. Być może w takim momencie stoi właśnie autorka książki. Czas przejrzeć kieszenie i wyjąć na światło dzienne ich zawartość. A ta zawartość jest ważniejsza niż się wydawało… Wiem już po tytule czego się mogę spodziewać po zawartości. Ale czy na pewno? Pierwsze skojarzenie po otwarciu to „kostka do gry”. Ale ta kostka jest rozebrana na części. Kto rozkłada kostkę do gry na części pierwsze? Nikt tego przecież nie robi. Kostka dla wielu jest narzędziem w grze, ilość wyrzuconych oczek pozwala posuwać się dalej, bliżej celu, nagrody, zwycięstwa, prześcigać innych graczy, zaliczać kolejne etapy. Już tutaj tytuł książki konsekwentnie zaczyna mieć zastosowanie. Ten powszedni przedmiot, narzędzie „losu”, na którym nikt się zwykle nie zastanawia staje się dla autorki obiektem analizy. A jeśli to skojarzenie z grą ma nas skłonić do popatrzenia w ten sposób na życie? Jeśli tak, to możemy się dzięki tej książce przyjrzeć wielu mechanizmom, które to życie mogą nam wyjaśnić. Jeśli tak, to już nie wystarczy wyrzucona ilość oczek, żeby pójść dalej i przybliżyć się do mety. Nie da się pójść dalej bez konfrontacji z pytaniami, które pojawiają się wraz z wyrzuconą liczbą oczek. Nie wiem czy powinienem zastanawiać się nad motywami autorki, czy powinienem od razu szukać tego co we mnie porusza. Ale patrząc na tą książkę widzę oczami wyobraźni osobę, która jest w miejscu swojego życia, w którym uświadamia sobie, że w tej swojej grze nie widzi postępu. Może widzi wokół siebie ludzi, którzy z jej perspektywy idą do przodu, pokonują kolejne etapy wyzwania. Może ma poczucie, że wszyscy ją mijają. Nie wiem czy tak jest, ale to wyobrażenie każe mi zadać samemu sobie pytania czy czasem to nie ja jestem w takim miejscu. I w końcu autorka zadaje sobie pytanie: co jest w tej kostce? Co stoi za tym, co decyduje ile kroków do przodu mogę się posunąć, jak szybko będę pokonywać kolejne etapy życia. Być może uświadomiła sobie, że bez konkretnego stosunku do postawionych w kostce pytań nie pójdzie dalej. A pytania są różne, być może abstrakcyjne; takie, których nikt sobie nie zadaje. To też pokazuje jej niesamowitą głęboką wrażliwość. Bo jej nie wystarczy to, co większości. Ma świadomość, że nie chodzi tylko o to, żeby życie jakoś przeżyć. Chce sięgnąć głębiej, chce przejść życie poznając je głębiej. Zastanawiam się czy przypisane do pytań ilości oczek mają znaczenie, czy sugerują ważność tych pytań. A może wręcz przeciwnie. Może właśnie są losowe, tak jak losowo wypada liczba oczek podczas rzutu kostką. Być może to klucz bardzo indywidualny dla autorki, a jednocześnie mogący być uniwersalnym dla każdego, kto weźmie ten traktat do ręki. Kto z nas wie ile oczek wypadnie przy kolejnym rzucie? Można przejść całą grę mierząc się ciągle z pytaniem ile waży wiosenne słońce albo dokąd wybrać się na wakacje. Ale czy naprawdę to, co wypadnie na kostce to dzieło przypadku? Czy na pewno „ślepy los” każe nam sto razy zadawać sobie jedno pytanie, a na inne wystarczy jedna odpowiedź? Mnie ten moment doprowadza do bardzo konkretnej refleksji, która jest wspólnym mianownikiem zarówno tytułu książki jak i motywu kostki i pytań na niej zawartych. To wszystko pod wspólnym mianownikiem łączy dla mnie jedno pytanie, tak kluczowe, a jednocześnie tak pomijane przez wielu. To pytanie o Kogoś, kto wymyślił i określił zasady tej gry. On postawił nas w tej grze, On pobudził w nas wrażliwość na stawiane pytania i On zna na nie odpowiedzi. To ten, który wie dokąd mają zaprowadzić nas odpowiedzi na pytania i wie jaki sposób przejścia przez tą grę będzie dla nas najlepszy. Bo w tej grze nie chodzi o to, żeby jak najszybciej dobiec do mety. Chodzi o to, żeby wiedzieć po co do niej dotarłem. Brzmi górnolotnie. Ale to nie „ślepy los”, ale Stwórca zna nas lepiej niż my sami, wie czego potrzebujemy zanim jeszcze pojawi się to w naszych myślach, widzi metę i nagrodę lepie niż my. On wreszcie wie, czy moja droga to wyrzucanie ciągle 6, czy może mam iść po kolei małymi krokami szukając odpowiedzi na każde pytanie, które brzmi inaczej i znaczy coś innego przy każdym kolejnym rzucie kostką, kiedy zadajemy je sobie w zupełnie innym momencie naszego życia. Ta książka to rekolekcje i wierzę, że każdy, kto weźmie ją do ręki na poważnie, nie przejdzie nad nią obojętnie i będzie przynaglony do tego, żeby przejrzeć swoje kieszenie i poszukać w nich „skarbów”, które okażą się kluczowe do tego, żeby poczuć wartość swojego człowieczeństwa w odniesieniu do siebie i do Boga. A to wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko… sięgnąć do własnej kieszeni. Dzięki!"
Robert Mikutel
- Robert, to ja Dziękuję!
2 notes
·
View notes
Text
“W życiu każdy z nas potrzebuje dachu nad głową, snu, jedzenia. Każdy z nas ma własne wojny z którymi walczy. Każdy z nas marzy o szczęściu i spokoju. Czasami o przyjacielu. Każdy z nas ma swoje życie. Życie wirtualne, ale i te prawdziwe, które jest ważniejsze.
Gdy będziesz szedł chodnikiem, proszę patrz czasami na chmury, za nimi może kryć się wiele tajemnic. Nawet jak są daleko, to gdy na nie patrzysz, możesz być wśród nich.
W swoim życiu poznałem wielu ludzi. Na niektórych czekałem przez całe życie, a niektórzy przyszli sami, bez zaproszenia. Każdy z nich wniósł coś do mego życia. Dzisiaj są dla mnie miłym wspomnieniem albo lekcją. Dlatego z wiekiem zrozumiałem, że spotkanie każdego człowieka na mojej drodze nie było przypadkowe i miało jakieś znaczenie. Zrozumiałem, że ładna twarz, miliony na koncie nic nie znaczą, gdy człowiek ma brzydkie serce, a prawdziwy przyjaciel, który może pomóc lub potrafi wydobyć ze mnie to, co najcenniejsze, wart jest więcej niż setki moich znajomych czy krewnych. Dlatego wierzę, że ludzie, których spotykamy w naszym życiu, sprawiają, że stajemy się lepsi, że wydobywają z nas to, co jest ukryte.
Dzisiaj na tym świecie wymiera coraz więcej gatunków. Myślę, że i ludzi, tych naturalnych i prawdziwych, również to dotyczy. Kiedyś dla mężczyzny dane słowo było najważniejsze. Był honor. Były wartości cenniejsze od pieniędzy. Kiedyś kobieta była naturalna, bez sztucznych rzęs, biustu, paznokci i ust. Była radością i pragnęła miłości, ale zawsze dumnie wznosiła twarz. Kiedyś zdjęcie zatrzymywało teraźniejszość. Pokazywało prawdę. Dzisiaj technologia to zabija, ingeruje w zdjęcie, by stało się kolorową mistyfikacją, nic nieznaczącą i pustą. Świat oklasków stał się dla ludzi ważniejszy od prawdy i naturalności. Kiedyś to uczucia były najważniejsze w człowieku, a dzisiaj są wyznacznikiem jego słabości. Chciałbym, żeby nastał dzień, w którym ludzie będą robić coś dobrego, a nie tylko dzielić ten świat na dobry i zły.
Jeżeli chodzi o złych ludzi, to zdradzę Ci pewną tajemnicę. Może dzięki niej będziesz szczęśliwszy. Może będziesz miał lepszy związek, więcej będziesz się uśmiechać. Może odkryjesz w sobie kolejne talenty, poznasz nowych ludzi, zwiedzisz nowe miejsca. Może… Bo chodzi o innych ludzi, którzy przebywają obok nas, obok Ciebie. Często jest tak, że to przez nieodpowiednich ludzi nie możemy dalej się rozwijać, nie możemy iść do góry, nie możemy się spełniać, nie możemy być szczęśliwi. Staramy się od nich uwolnić, omijamy ich, walczymy z nimi i to czasami nie pomaga lub pomaga, ale po nich przychodzą kolejni. Następuje kwadratura koła i zamiast robić to, co czujemy, tracimy energię przez obronę lub naprawę życia swojego i swoich najbliższych. Bywa tak, że nie mamy już później siły na walkę i poddajemy się. Ale widzisz, nieważne, ile masz lat, ile doświadczyłeś, jaka była Twoja historia, jak bardzo jesteś świadomy tego, kim jesteś. Możesz to wszystko zmienić, ale nie poprzez zmienianie ludzi, tylko siebie. W sumie tajemnica jest banalna i zapewne o tym wiesz, ale odkrycie jej zajęło mi wiele, wiele lat. Bardzo bym chciał, żeby ktoś powiedział mi o tym kiedyś i żebym w to uwierzył, gdy jeszcze byłem młody. Niestety, nie spotkałem takiej osoby i musiałem sam dojść do tej prawdy. Pewnie ominęły mnie przez to wspaniałe przeżycia, spotkania z wartościowymi ludźmi, kilka niezwiedzonych miejsc, niezrealizowanych marzeń, może więcej uśmiechów. Oto tajemnica, którą odkryłem.
Gdy zaczniesz spełniać własne marzenia, myśleć pozytywnie i robić dobre uczynki, to źli ludzie sami będą odchodzić od Ciebie i z czasem będziesz spotykać ich coraz mniej i mniej na swojej drodze. W ich miejsce zaczną pojawiać się Ci dobrzy. Ci, o których zawsze marzyłeś i czekałeś na nich latami. Gdy włożysz w to dużo siebie, dużo uczucia, silnej woli, to z dnia na dzień będzie to bardziej widoczne, będzie dokonywać się zmiana na lepszych ludzi, może nawet tych samych, ale już innych. Codziennie będziesz miał coraz więcej energii i uśmiechu wewnętrznego. Będziesz coraz śmielszy w osiąganiu swoich marzeń, będziesz miał więcej czasu i zaczniesz w końcu poznawać siebie. Negatywni ludzie będą znikać z Twojego życia. Bo dobre uczynki przyciągają pozytywnych ludzi, a złe negatywnych”.
Maciej Wiszniewski
2 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek - rozdział trzydziesty trzeci
To już ostatni rozdział tej historii, mam nadzieję, że spodoba się tym, którzy wytrwale byli tutaj przez ten cały czas. Miłego czytania :)
Żeby dotrzeć na północ, trzeba zmierzać na południe. Żeby znaleźć się na zachodzie, powinno się podążać na wschód. Żeby iść naprzód, należy się cofać, a żeby dotknąć światła, musi się przejść przez cień*
Wiosna była początkiem nowego życia. Wszystko co piękne mogło rozpocząć się właśnie wtedy, przy akompaniamencie radosnego świergotu ptaków w towarzystwie pierwszych promieni słońca. Maj był idealnym miesiącem na stawianie pierwszych kroków, podejmowanie ryzyka, wybaczanie i zakochiwanie się. Maj zachęcał do zmian, otwierał drzwi, które dotychczas były zamknięte, pobudzał do odwagi, która była uśpiona i pozwalał na szaleństwo nawet jeśli to szaleństwo z miłości.
Gemma nie wiedziała, jaki był dzień. Z trudem ogarniała to, że był już maj i mieli coraz mniej czasu. Pakowała się, a w międzyczasie w swojej głowie układała listę rzeczy do zrobienia. Byli zaręczeni od pięciu miesięcy i chociaż wszystko wydarzyło się nagle, postanowili nie czekać na ślub przez kolejne lata. Na początku wspominała o grudniu, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Louisa, by przypomniała sobie, kto marzył o zimowym ślubie. Wspólnie z Niallem zadecydowali, że ślub w sierpniu brzmi całkiem miło i nie zastanawiali się, czy zdążą z wszystkimi przygotowaniami. Dla osób z boku mogło się wydawać, że oszaleli. Znali się przez większą część swojego życia i naprawdę nie potrzebowali czasu narzeczeństwa, by upewnić się, że chcą spędzić ze sobą resztę życia. Jeżeli chodziło o nią, to chciałaby być żoną Nialla najlepiej już jutro, ale przygotowanie nawet skromnej uroczystości wymagało trochę pracy i zaangażowania. Teraz wiedziała, że trzy miesiące, które im zostały to naprawdę niewiele, patrząc na ogrom przygotowań, który ich czekał. Westchnęła głośno, zaklejając taśmą kolejny karton, który był już przygotowany do wyniesienia z pokoju.
– To ze zmęczenia, czy ze smutku? – zapytał Lou, który z cierpiętniczą miną zanosił wszystkie kartony przed dom.
– Słucham? – zerknęła na przyjaciela, który przysiadł na jednym z pudeł i obserwował ją z zaciekawieniem.
– Pytałem, czy wzdychasz tak, ponieważ jesteś zmęczona już tą całą przeprowadzką, czy może smucisz się i już tęsknisz za domem?
– Chyba po części jedno i drugie. Nie myślałam, że mam tutaj tyle rzeczy, chociaż powinnam być tego świadoma. Kiedy wracałam tu po studiach, nie mogłam się pomieścić w szafach – zaśmiali się równocześnie, wspominając ten dzień, który teraz wydawał się im tak odległy. – Planowanie ślubu jest okropnie męczące, szczerze mówiąc wolałabym wyjść za niego w starych jeansach i bluzie.
– Jestem pewien, że Niall też wolałby taki ślub, ale wiesz, tradycja musi być zachowana. Pozwól swojej mamie nacieszyć się tym czasem, zresztą ja też zawsze ci pomogę, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała.
– Wiem, on widział mnie w najgorszych momentach, więc strojenie się i przebieranie za księżniczkę wydaje mi się śmieszne – parsknęła śmiechem, myśląc o tych wszystkich momentach, kiedy ona i Niall pocieszali się wzajemnie, wyglądając przy tym żałośnie i beznadziejnie.
– To nie przebieraj się za księżniczkę, bądź sobą, nikt nie oczekuje, że nagle wystąpisz w sukni rodem z Disneya z tiarą na głowie.
– Jak zawsze masz rację. Ty i Harry jesteście okropnie racjonalni. Nie wiem, jak ja z wami wytrzymam w przyszłości – zerknęła na szatyna, który uśmiechnął się na samo wspomnienie loczka, który krążył gdzieś po domu i pomagał Niallowi układać kartony w samochodzie. Zbyt późno uświadomiła sobie, że brat dużo bardziej pomógłby jej przy pakowaniu, przecież był świetny w pozbywaniu się niepotrzebnych przedmiotów, a ona była zbyt sentymentalna, by wyrzucić cokolwiek.
– Cóż jesteśmy po prostu najlepszą drużyną pod słońcem – westchnął rozmarzony, uśmiechając się do Gemms swoim najlepszym uśmiechem, który przeważnie był zarezerwowany dla jej brata.
– Chyba najbardziej upierdliwą – prychnęła, kręcąc głową z politowaniem. – A teraz weź ten karton i idź do swojej drugiej połówki. Zróbcie coś pożytecznego i pomóżcie Niallowi.
– Twój kochaś pewnie załamał się, widząc, ile rupieci ze sobą bierzesz. Uważaj, bo jeszcze się rozmyśli. Nie wiedział, że bierze sobie żonę i karton romansideł Nicolasa Sparksa w pakiecie – chwycił pudło i wybiegł z pokoju, unikając złości Gemmy. Wolał nie dostać w głowę egzemplarzem Pamiętnika. Nie przeżyłby tego.
***
– Myślisz, że Gemma zauważy, jeżeli pozbędę się jednego pudła tych rupieci? – Niall stał z rękoma opartymi na biodrach, przyglądając się bagażnikowi zapakowanemu po brzegi. Zerknął na Harry’ego, który był już chyba zmęczony tą całą przeprowadzką. Cóż byli w tym razem, on też padał z nóg. A przecież czekało go jeszcze rozpakowywanie i układanie tych wszystkich ubrań, książek i innych dupereli.
– Co to za kwaśne miny? – Louis wyszedł z domu, uśmiechając się od ucha do ucha. Podszedł do nich i objął Harry’ego w pasie, przyciągając chłopaka do swojego boku.
Niall już przyzwyczaił się do tego, że loczek nie oponował, a wręcz z przyjemnością wtapiał się w ciało starszego mężczyzny. Na początku to było szokujące, że chłopak, który unikał większości ludzi, zaakceptował dotyk, obecność i całą osobę Louisa. Teraz wiedział już, że po prostu każdy ma na tym świecie tą jedną właściwą osobę, która dopełnia go i jest idealna.
– Niall chce wyrzucić rzeczy Gemmy – powiedział loczek, przytulając się do Lou, który zaśmiał się na te słowa. – Ale nie mów jej tego.
– Nie ryzykowałbym stary, ona dopatrzy się zniknięcia nawet najmniejszej rzeczy – szatyn ostrzegł go lojalnie, ale Niall przecież tylko żartował. Chociaż może pozbyłby się kilku kartonów, no może kilkunastu.
– Wiem, Gemms zabiłaby mnie albo odwołała ślub, a przecież dzisiaj mamy w planach ogarnięcie muzyki i jedzenia. Kocham ją najbardziej na świecie, ale te całe przygotowania mnie przerażają i męczą – zamknął bagażnik, starając się o jak najmniejszy hałas przez wzgląd na Harry’ego, który stał obok.
– Gemma też ma gdzieś to całe wesele – słowa Harry’ego sprawiły, że Niall obrócił się gwałtownie w ich stronę, przyglądając się im z pytaniem w oczach i poprzeczną zmarszczką na czole.
– Co? Co masz na myśli, mówiąc, że ma to gdzieś?
– Spokojnie Niall – Louis wiedział, że powinien wkroczyć z wytłumaczeniem tych słów, dopóki biedny Horan nie pomyślał, że Gemma nie chcę wziąć z nim ślubu. – Harry ma na myśli to, że Gemms nie zależy na jedzeniu, muzyce, ani nawet na sukni. Ona chce tylko zostać twoją żoną, a ta cała otoczka nic dla niej nie znaczy. Prawda Hazz?
– Tak – przytaknął loczek. – Czy musimy wam jeszcze pomóc w rozpakowywaniu? Myślę, że powinniście zrobić coś bez nas, bo to nie my się wyprowadzamy tylko Gemma. I tak pomogliśmy wam wystarczająco dużo.
– Racja, tak cóż – Niall zawsze był zaskoczony szczerością Harry’ego. Trudno było przyzwyczaić się do prawdy rzucanej prosto w twarz. – Dzięki za pomoc, poradzimy sobie z resztą.
– Nie ma za co, jeżeli będziecie nas jeszcze potrzebować, będę pod telefonem – Lou uśmiechnął się i pokrzepiająco poklepał chłopaka po plecach. – Jakie masz plany na resztę popołudnia panie Styles? – chwycił loczka za dłoń i pomaszerował w stronę domu, nawet nie ukrywając, że cieszy się z przerwy w pracy.
– Nie mów do mnie po nazwisku, to dziwne, kiedy nazywasz mnie panem Styles – zielonooki skrzywił się, a ślad niezadowolenia pojawił się na jego twarzy.
– To miało być słodkie i urocze, a nie dziwne – Lou prychnął rozbawiony, przepuszczając Harry’ego przodem, gdy wchodzili do domu.
– Myślałem, że Hazz jest słodkie i urocze – brunet niewinnie wzruszył ramionami i ze śmiechem uniknął ramion Louisa, który chciał go chwycić w pasie.
– Nie wierzę, że się ze mną droczysz, a ja się na to nabrałem. Jesteś paskudą Harry Stylesie – pokręcił głową, dołączając do roześmianego chłopaka, który tym razem pozwolił się objąć i pocałować. – Moją kochaną paskudą – wyszeptał niczym sekret prosto w jego usta, gdy dostrzegł jak niepewność pojawia się na twarzy Harry’ego.
– Paskuda nie może być kochana – wydusił Harry, czując delikatne pocałunki Louisa na swojej szyi.
– Moja paskuda może – stwierdził Tomlinson, odrywając się od bruneta, gdy głos Anne zaczął być coraz wyraźniej słyszalny.
Ostatnie czego potrzebował, to zdenerwowanie kobiety, która chyba powoli się do niego przekonywała i postanowiła dać mu drugą szansę.
***
Anne obserwowała, jak córka wynosi ostatnie pudła ze swoimi rzeczami. Wiedziała, że ten moment w końcu nastąpi i wydawało się jej, że była na to przygotowana, ale teraz odczuwała jakiś dziwny niepokój. Może martwiła się tym, że jej dziecko już za moment rozpocznie całkowicie dorosłe życie, ale przecież Gemma już od lat żyła z dala od niej. Kiedy mieszkała w Londynie, widywały się kilka razy w ciągu roku i nie przeżywała tego w żaden sposób. Teraz, mieszkając razem z Niallem, będzie przecież kilka ulic dalej, więc nie powinna się o nią martwić. Zresztą ufała Niallowi, wiedziała, że nie skrzywdzi jej córki, wprost przeciwnie obawiała się, że będzie składał u jej stóp cały świat.
Głęboko w sercu wiedziała w czym rzecz i dlaczego odczuwa taki niepokój i lęk w tej całej sytuacji.
– Gemms, możesz przyjść na chwilę do kuchni?! – zawołała, gdy zobaczyła, że córka rozmawia o czymś z Niallem, czekającym na nią przed samochodem. Wiedziała, że mają jeszcze trochę planów na ten dzień, więc musiała to załatwić, jak najszybciej.
– Jasne, coś się stało? – dziewczyna usiadła na blacie, wpatrując się w Anne z zaciekawieniem.
– Chciałam z tobą porozmawiać – spojrzała na córkę, która przytaknęła i oczekiwała na jej dalsze słowa. – Teraz kiedy się wyprowadzasz i za kilka miesięcy wyjdziesz za mąż, zaczęłam myśleć o przyszłości i o tym, co nas czeka.
– Mamo zaczynasz mnie przerażać, przejdź do rzeczy dobrze?
– Będziesz miała teraz swoje życie, pewnie za jakiś czas urodzisz dziecko i skupisz się na swojej rodzinie, ale chciałam cię o coś poprosić. Teraz jest chyba odpowiedni moment na coś takiego. Czy kiedy mnie zabraknie w bliższej lub dalszej przyszłości, zajmiesz się Harrym? Wiem, że wymagam od ciebie bardzo dużo i pewnie nie powinnam tego robić, ale będziesz jego jedyną rodziną i zostaniesz mu tylko ty. To wszystko jest …
– Mamo – przerwała jej w pół zdania, nie chcąc słuchać ciągu dalszego. Wiedziała, co miała zamiar powiedzieć jej rodzicielka – posłuchaj, po pierwsze nie wybieraj się tak szybko na tamten świat ok.? Po drugie, nie musisz pytać o coś takiego, nigdy nie zostawiłabym Harry’ego, nie ma nawet takiej opcji. A teraz najważniejsze i proszę cię tylko się nie złość, ale już teraz wiem, że nie będę musiała troszczyć się o Harry’ego, ponieważ tym zajmie się Louis. Znam go mamo i wiem, że on nie odpuści tak po prostu. Nigdy nie widziałam, by był w kimś tak zakochany, więc nie musisz się martwić, Hazz nigdy nie pozostanie zupełnie sam.
– Nie zupełnie o to mi chodziło, ale dobrze – Anne westchnęła, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć w tej sytuacji.
Nie chciała usłyszeć dokładnie takich słów, ale przecież powinna się cieszyć prawda? Właśnie dowiedziała się, że jej syn już zawsze będzie miał obok osobę, która zaopiekuje się nim i zatroszczy o niego. Przynajmniej tak twierdziła jej córka, a jej zostało tylko jedno, musiała zaufać Gemmie i Louisowi.
– I jeszcze coś mamo – Gemma odezwała się, stojąc już przy otwartych drzwiach. Jej wyraz twarzy nagle zmienił się i wyglądała na naprawdę zdeterminowaną. – Harry nie jest naiwnym dzieciakiem, który potrzebuje kogoś, kto będzie trzymał go za rękę i załatwi za niego wszystkie sprawy wiesz? On naprawdę dobrze sobie radzi, może z Louisem jest jeszcze lepiej, ale sam też daje radę, więc przestań traktować go w taki sposób dobrze? On zasługuje na coś więcej, na dużo więcej – po tych słowach wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Wiedziała, że Harry’ego nie ma w domu, więc mogła śmiało dać w ten sposób upust swojej złości.
Czasami nawet najbardziej tolerancyjne i otwarte osoby musiały zostać sprowadzone na ziemię i usłyszeć trzaśniecie drzwiami. Anne wiedziała, że w ostatnim czasie zawaliła i to bardzo i chyba właśnie to swoim zachowaniem chciała jej pokazać Gemma.
***
Liam rozglądał się po pokoju, w którym był już wiele razy, ale teraz wyglądał zupełnie inaczej. Czuł się, jakby patrzył na jakąś dziwaczną mieszankę Nialla i Gemmy. Sam nie wiedział, czy to mu się podobało. Po jego prawej stronie Zayn wydawał się szalenie podekscytowany nowym wyglądem wnętrza, a może tę ekscytację budziła w nim nowina, którą chcieli dziś podzielić się ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi.
– Podoba mi się, jest tu teraz tak … – Lou starał się odnaleźć najbardziej pasujące słowo, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy.
– Eklektycznie? – jak zawsze Harry przyszedł mu z pomocą, wiedząc o wiele lepiej, co miał na myśli.
– Dokładnie tak Hazz, eklektycznie – ścisnął dłoń chłopaka i chciał dodać coś jeszcze, gdy poczuł oddech Harry’ego na swoim policzku i usłyszał jego szept.
– Innymi słowy bałagan, chaos i katastrofa prawda?
– Dokładnie tak skarbie – zaśmiał się cicho, nie chcąc, by przyjaciele ich usłyszeli, ale chyba nie byli wystarczająco cicho, ponieważ spojrzenia wszystkich skierowały się w ich stronę.
– Nie ma sprawy, możecie się śmiać – Niall postawił na stole kilka butelek piwa i wydawał się nie być zły. – Wiem, że panuje tu istny syf, ale razem z Gemms doszliśmy do wniosku, że pozbędziemy się jakiejś części z naszych rzeczy.
– Tak, oddam trochę książek. Nie wszystkie są mi potrzebne, a bibliotece przyda się trochę wsparcia – dziewczyna wzruszyła ramionami z całkowitą obojętnością, a Lou poczuł, jak Harry siedzący obok spiął się.
– Co jest? – wyszeptał, głaszcząc kciukiem jego dłoń.
– Nigdy w życiu nie wyrzuciłbym książek, prędzej mógłbym pozbyć się ubrań, bo przecież na dobrą sprawę wystarczy tylko kilka sztuk prawda? – loczek był przejęty i chyba nie mógł zaakceptować tego, że jego siostra okazała się tak okrutna.
– Ja też wolałbym wyrzucić coś innego, a nie książki. Cóż miejmy nadzieję, że Gemms odda karton z powieściami Sparksa – z zadowoleniem usłyszał, jak brunet chichocze, więc rozluźnił się i skupił na rozmowie, która teraz toczyła się w salonie. Widział, jak Zayn gestykuluje entuzjastycznie i uśmiecha się zbyt radośnie, by można to było uznać za coś normalnego. – Przepraszam, że wam przerywam, ale wyłączyłem się na naprawdę krótki moment i nie mam pojęcia, co świętujemy – zerknął na Harry’ego, który był chyba tak samo zdezorientowany, jak on sam.
– Ominąłeś taką informację stary? – Niall odchylił głowę na oparcie kanapy, przewracając teatralnie oczami. – To teraz Liam będzie mógł ogłosić nam tę nowinę, z którą chwilę temu przedwcześnie wyskoczył jego mężulek.
– Bardzo śmieszne Niall – prychnął oburzony Zayn. – Niedługo ty też będziesz mężulkiem.
– A żebyś wiedział i już nie mogę się doczekać – Horan uśmiechnął się w ten swój słodki i nostalgiczny sposób, który był przeznaczony tylko dla Gemmy, a moment później para całowała się, wywołując zażenowanie wszystkich obecnych w pokoju.
– Dobra, dobra już zrozumieliśmy przekaz – Louis szturchnął przyjaciółkę, przerywając im tę chwilę czułości. – A teraz Liam, czy możesz mi powiedzieć co świętujemy?
– Dobrze, a więc wczoraj dostaliśmy telefon z ośrodka adopcyjnego i już w czerwcu nasza rodzina powiększy się! – wykrzyknął podekscytowany szatyn, a w jego oczach błyszczały łzy.
– Czy to są łzy szczęścia? – zapytał Harry, wskazując na płaczącego Liama.
– Tak, całkowitego szczęścia – szatyn przytulił się do męża, który opiekuńczo objął go ramieniem.
– Mia będzie miała rodzeństwo? – ponownie głos zabrał loczek, wpatrując się w małżeństwo siedzące naprzeciwko.
– Tak, już nie możemy się doczekać. To niby tylko jeden miesiąc, ale teraz czas dłuży się nam niemiłosiernie. Za to z drugiej strony, to tylko trzydzieści dni na przygotowanie naszego domu na drugie dziecko. Istne szaleństwo – Liam był szczęśliwy, chyba od dawna nie odczuwał takiej radości, a przynajmniej nie emanował nią w taki sposób jak teraz.
– Czy Mia jest szczęśliwa? Czy cieszy się z tego, że będzie miała rodzeństwo? – Lou popatrzył na Harry’ego, który uparcie zadawał pytania, chcąc chyba dowiedzieć się czegoś konkretnego.
– Tak, mówi, że nie może się doczekać, kiedy nauczy swoją siostrę grać w piłkę i razem ograją Theo. Wydaje się naprawdę podekscytowana i szczęśliwa. Harry nie musisz się martwić. To że pojawi się drugie dziecko, nie sprawi, że nagle zapomnimy o naszej Mii – Zayn wytłumaczył wszystko z pełnym opanowaniem i spokojem, uśmiechając się ciepło do loczka, który chyba właśnie na taką odpowiedź liczył, ponieważ wtopił się całym ciałem w ramiona Louisa i wydawał się zrelaksowany i radosny.
– To dobrze, bardzo się cieszę, że będziecie mieć drugie dziecko. Mam nadzieję, że będzie równie cudowne, jak Mia – powiedział uszczęśliwiony brunet, posyłając wszystkim delikatny uśmiech.
– Jesteś kochany Hazz – szatyn wyszeptał mu te słowa prosto do ucha, muskając ustami jego zarumieniony policzek.
– Dobra, teraz wy przestańcie się obściskiwać – tym razem to Gemma uderzyła przyjaciela pięścią w ramię. – Chociaż jesteście słodcy – dopowiedziała po chwili zastanowienia.
– Chyba jeszcze tego nie powiedziałem, ale gratulację. Mam nadzieję, że wasze drugie dziecko nie będzie chciało dołączyć do drużyny, ponieważ nie zniosę jeszcze jednej Malikówny – zażartował Louis. – To co, za szczęśliwą rodzinę Malik i przyszłych państwo Horan – uniósł swoją butelkę z piwem w toaście, do którego dołączyła reszta przyjaciół.
– I za was – dodał Niall, wskazując butelką na Louisa i Harry’ego. – Jakkolwiek będziecie się nazywać w przyszłości.
Harry spojrzał na Louisa rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Widać było w nich pytanie i niepewność, ale też jakąś radość, którą starał się dość nieudolnie ukryć. Szatyn wzmocnił swój uścisk, pochylając się bliżej niego. To nie była pora na taką rozmowę, na wyjaśnianie i zagłębianie się w tak intymne kwestie. Zresztą chyba wszyscy wiedzieli, że to zbyt szybko. Nie byli na to gotowi.
– Wszystko ci wyjaśnię w domu dobrze? – zapytał szeptem, a widząc krótkie skinięcie bruneta i jego uśmiech, wiedział, że jeżeli to będzie zależało od niego, to słowa Nialla okażą się prorocze. Może nie dziś, może nie za miesiąc czy rok, ale kiedyś to się wydarzy.
***
Od wyprowadzki Gemmy minęło kilka tygodni, a myśli Louisa zaprzątała pewna kwestia. Nie wiedział, jak rozwiązać ten problem, ale rozmowa z Anne wydawała mu się najlepszym krokiem. Trochę się obawiał, jak może zareagować Harry, gdy dowie się wszystkiego, ale na razie wolał ustalić wszystko z matką chłopaka. Teraz był najlepszy moment, Harry’ego nie było w domu, poszedł poznać nową panienkę Malik, która dwa dni temu pojawiła się w domu. Byli tylko oni Anne i Louis, więc czas najwyższy na poważną rozmowę.
– Cześć Anne – przysiadł na oparciu kanapy, witając się z kobietą, która robiła coś na drutach. Może był to sweter na zimowe wieczory albo skarpetki. Naprawdę chciał, żeby to były ciepłe skarpetki, takie same jakie ma Harry. Bardzo mu ich zazdrościł, chociaż nie sądził, że Anne zrobiłaby dla niego coś tak miłego.
– Cześć – kobieta uśmiechnęła się lekko w jego stronę. – Coś się stało, czy chciałeś tylko się przywitać?
– Pogadać, chciałem pogadać – wyjaśnił szybko i mało składnie, ale czuł się nerwowo pod czujnym spojrzeniem kobiety.
– Nie denerwuj się tak, jesteś dorosłym mężczyzną, chyba nie powinieneś tak drżeć ze strachu.
– Może i tak, ale jesteś matką kogoś, na kim bardzo mi zależy i pewnie stąd ten strach – wyjaśnił, czując się lepiej, kiedy powiedział to na głos. W końcu to sama prawda. – Może przejdę do rzeczy, Gemma wyprowadziła się już jakiś czas temu i pomyślałem, że to dziwne. Jej nie ma, a ja zostałem. Chyba nie powinno tak być, więc zacząłem przeglądać ogłoszenia i znalazłem jedno mieszkanie, w zasadzie to coś jak kawalerka czy mniejszy loft, cokolwiek to nieistotne – machnął ręką, czując, że błądzi i nie może dotrzeć do sedna sprawy. – Mam na myśli to, że powinienem się wyprowadzić teraz, kiedy Gemms tutaj nie ma. Zresztą chyba powinienem powoli ruszyć z miejsca, więc chcę się wyprowadzić – czekał na szybką reakcję Anne.
Oczekiwał radości, głośnej aprobaty do tego pomysłu i ogólnego zadowolenia. Na pewno nie spodziewał się, że brunetka odłoży druty do dziergania na bok i spojrzy na niego z niezadowoleniem i tym matczynym spojrzeniem, które mówiło jestem z ciebie niezadowolona. Zawiodłeś mnie.
– Skończyłeś? – gdy skinął głową, postanowiła kontynuować. – Świetnie, to teraz ja powiem jaką mam propozycję, a ty ją zaakceptujesz. Wiedziałam, że moja córka prędzej czy później wyjdzie za mąż za Nialla i wyprowadzi się do niego. Zastanawiałam się, jakie mam opcje i naprawdę chciałam, żeby została w tym domu, ale wiedziałam, że to się nie wydarzy. Później pojawiłeś się ty, zamieszałeś w naszym życiu rodzinnym, byłeś chodzącym chaosem i energią, później zmieniłeś mojego syna – Lou skrzywił, się słysząc te słowa, nie zapowiadało się zbyt dobrze. – Sprawiłeś, że zaczął się uśmiechać, rozmawiać z nami spontanicznie i oglądać coś innego, niż tylko adaptacje książek. Otworzyłeś go na świat, zmuszałeś do przekraczania barier i sprawiłeś, że stał się szczęśliwy. Nie mogłam tego znieść, tej myśli, że ktoś inny niż ja może zaopiekować się moim Harrym, ale teraz to do mnie dotarło. To już nie jest tylko mój Harry. Oczywiście jest moim kochanym synem i zawsze nim będzie, ale teraz jest też … – Anne przerwała nagle, biorąc głęboki oddech. Lou zamarł, nie wiedząc, czy czeka go coś dobrego, czy może powinien się już pakować. Był zagubiony i czuł się zaniepokojony kierunkiem, w którym zmierzała ta rozmowa – teraz jest też twoim Harrym. I przecież wcale mi go nie odebrałeś, to ja sama sprawiłam, że mój syn odsunął się ode mnie i wolał mnie unikać. Kiedy dotarło do mnie, że Harry ma ciebie i nie chcesz go wykorzystać i porzucić, pomyślałam, że przepiszę ten dom właśnie na mojego syna i to on zostanie właścicielem naszego rodzinnego domku. W związku z czym, jeżeli myślisz o moim synu poważnie i kochasz go, to ten dom będzie przecież w przyszłości należał również do ciebie. Nie ma sensu, żebyś się wyprowadzał. Jeżeli to przeze mnie i moje zachowanie to obiecuję, że już mi przeszło, dotarło do mnie, jak idiotycznie się zachowywałam. Nie będę wścibską matką, która chodzi za wami krok w krok i nie pozwala wam się dotknąć, pocałować, czy robić cokolwiek innego – zauważył, że policzki Anne się zarumieniły i kobieta była chyba zażenowana tak mocno jak on. – Jesteście dorośli i jedyne czego chcę to waszego szczęścia, ale jeżeli skrzywdzisz mojego syna, to osobiście sprawię, że tego pożałujesz. Jeżeli nie będzie mnie juz na tym świecie, to wiedz, że porozmawiałam z Niallem i on obiecał mi, że się tobą zajmie, jeżeli zrobisz coś niewłaściwego. Powiem jeszcze, że rozmawiałam z twoją matką i ona również obiecała mi, że pożałujesz, jeśli zranisz Harry’ego. Tak więc to chyba tyle. Byłabym bardziej niż szczęśliwa, jeśli zdecydowałbyś zostać tutaj z nami i traktował to miejsce jak swój dom, a nie tylko tymczasowe miejsce, w którym się zatrzymałeś. To jak będzie? – klasnęła w dłonie i wstała z miejsca przyglądając się Louisowi, który analizował jej słowa bardzo dokładnie. Powiedziała tego tyle, że nie wiedział już, czy powinien cieszyć się, bo dostał właśnie błogosławieństwo Anne i może żyć z Harrym długo i szczęśliwie, czy jak to tam było w bajkach, a może powinien być przerażony, bo Anne, jego matka i Niall zawarli jakiś chory pakt i będą patrzeć mu na ręce każdego dnia.
– Jestem trochę zmieszany – wydukał z trudem, mrugając nerwowo rzęsami – ale zgadzam się, kocham Harry’ego i jesteście dla mnie wszyscy jak rodzina. Jeżeli tylko między nami będzie w porządku to będę szczęściarzem, mogąc tu zostać i żyć z wami pod jednym dachem.
– Ja też kocham Harry’ego i to nas łączy, więc …
–Czy mówicie o moim kocie czy o mnie? – przerwał im tak dobrze znajomy głos, za którym Louis już zdążył się stęsknić.
– Oczywiście, że o kocie – parsknął rozbawiony, a widząc uniesioną brew bruneta zrozumiał, że ten usłyszał sarkazm w jego głosie. – Masz mnie, kochamy ciebie Hazz.
– Ja was też, ale czy dzisiaj jest jakiś dzień, wyznawania sobie uczuć? – Harry przystępował nerwowo w miejscu, oczekując szybkiej i prostej odpowiedzi.
– Nie skarbie, po prostu ja i twoja mama zakopujemy topór wojenny i stąd takie słowa – chciał obrócić się podejść do loczka, gdy poczuł ramiona Anne obejmujące go mocno. Już dawno nie czuł takiego uścisku, więc nie zastanawiając się ani chwili dłużej, przytulił mamę Harry’ego z całą radością, jaką teraz odczuwał. – Chcę żeby było między nami dobrze.
– I będzie. Teraz już wszystko będzie dobrze – odparła brunetka, wypuszczając go z objęć. – Idź do niego, bo chyba się niecierpliwi.
Spojrzał na młodszego chłopaka, który faktycznie nerwowo wykręcał sobie palce, czekając aż Lou do niego podejdzie. To był tak dobry dzień, nie spodziewał się czegoś takiego, a otrzymał prezent od losu. Teraz już nic nie mogło pójść źle. Czując delikatną dłoń Harry’ego, mając go obok siebie, wiedział, że może wszystko. To chyba była prawdziwa miłość prawda? Siła, która mogła poradzić sobie ze wszystkim.
***
Harry miał pewien plan i postanowił go dziś zrealizować. Nie chciał dłużej czekać. Przeczytał wystarczająco dużo książek i artykułów, miał pewną wiedzę i chciał ją wykorzystać w praktyce. Dość już teorii. Ufał Louisowi jak nikomu na świecie i nie był już dzieckiem. Dotyk Lou był przyjemny i sprawiał, że był zrelaksowany i spokojny. Wiedział, że na początku będzie wystraszony, ale to będzie tego warte. Wszedł do pokoju szatyna, wiedząc, że o tej godzinie na pewno nigdzie nie wyszedł. Oczywiście miał rację, Lou podpisywał jakieś dokumenty i był zajęty, ale Harry w końcu znalazł w sobie odwagę na taki krok i nie mógł teraz się wycofać i stchórzyć.
– Cześć Lou – odchrząknął cicho i przywitał się, siadając na łóżku tuż obok niego. Ich kolana dotykały się i loczek bardzo mocno odczuwał ten delikatny dotyk.
– Cześć Hazz – szatyn podniósł wzrok i uśmiechnął się w stronę chłopaka, by po chwili ponownie zatopić się w pracy.
– Chciałem dzisiaj coś porobić – zaczął niepewnie, wcześniej w jego głowie to wydawało się dużo prostsze, zresztą w filmach też dość szybko przechodziło się do rzeczy.
– Jasne, co takiego? – mruknął szatyn, nie poświęcając mu zbyt wiele uwagi. – Skończę tylko wypisywać te papierzyska i jestem cały twój.
Nie wiedział, jak ma to powiedzieć w końcu chcę uprawiać z tobą seks brzmiało okropnie i przecież wcale nie o to mu chodziło. To znaczy tak, chciał zrobić to z Louisem, ale bardziej miał na myśli tę intymność, poczucie, że jest z kimś tak blisko, jak z nikim innym. Wiedział, że kocha Louisa, wiedział że ten rozumie go jak nikt inny. Ich umysły były dla siebie idealne i Harry chciał tylko zapewniania i pewności, że ich ciała również będą współgrały i że to o czym mówią i piszą ludzie, jest faktycznie tak perfekcyjne. Nie czekając na jakiś znak, ponieważ miał pewność, że on nie nadejdzie, przysunął się jeszcze bliżej szatyna i wyciągnął dłoń w jego stronę. Ostrożnie, tak by nie zrobić czegoś źle, odpiął jeden guzik koszuli, którą Lou miał na sobie. Nie zauważył żadnej reakcji, więc postanowił kontynuować. Na razie wszystko szło po jego myśli. Odpiął kolejny i jeszcze jeden, rozsuwając materiał jasnozielonej koszuli, delikatnie głaszcząc odkrytą skórę. Miło było mieć pod palcami ciepłe ciało Louisa. Nie sądził, że kiedykolwiek taka myśl przejdzie mu przez głowę. Pochylił się jeszcze bliżej i musnął ustami kark szatyna, w tym samym czasie wyciągając wszystkie dokumenty z dłoni mężczyzny. Tak bardzo ufał Louisowi, wiedział, że ten go nie skrzywdzi, że nigdy nie zrobi mu nic złego. Nie wiedział nawet, dlaczego odczuwa coś takiego, ale to było dobre, przyjemne, nigdy nie czuł się tak bezpiecznie, jak przy tym mężczyźnie. Uklęknął i pocałował wąskie wargi szatyna, wplatając dłonie w jego jasne włosy. Czuł, jak Lou oddaje pocałunki, więc odważył się usiąść na jego kolanach i oplótł jego kark swoimi ramionami. Było tak dobrze, strach powoli mijał i zaczynał czuć się coraz pewniej. Wydawało mu się, że jego żołądek robi jakieś dziwaczne fikołki, może to były te motyle, o których tak dużo mówili w miłosnych filmach. Nie wiedział, dlaczego czuje się w taki sposób, ale może przez to, że jest tak bardzo zakochany w Lou, a może dlatego, że wszystko co robił z Lou, tak bardzo mu się podobało i sprawiało, że był szczęśliwy. Chciał zsunąć koszulę z ramion szatyna, gdy ten nagle chwycił jego dłonie.
– Hazz, skarbie, co się dzieje? Jest naprawdę przyjemnie, ale nigdy nie zachowywałeś się w ten sposób – Louis odsunął się na niewielką odległość i spojrzał na jego twarz.
– Chcę … – urwał, nie wiedząc, co powiedzieć – chciałbym uprawiać z tobą seks Lou, jakby dzisiaj, teraz. – Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że szatyn zamilknie i nagle zrzuci go ze swoich kolan. – Co się stało?
– Ja nie mogę z tobą teraz rozmawiać – powiedział szybko Louis, wstając gwałtownie z łóżka. – Muszę, muszę coś zrobić.
– Louis.
– Nie teraz Harry, naprawdę muszę iść – po tych słowach wyszedł z pokoju, zostawiając Harry’ego, który wpatrywał się w zamknięte drzwi, zastanawiając się, co zrobił nie tak i czy wizja spania z nim była tak straszna, że Lou musiał przed nim uciec.
***
Siedział nad rzeką od dobrych dwóch godzin i nadal czuł, że cały się trzęsie. To, że Harry go zaskoczył, było niepowiedzeniem, wielkim niedopowiedzeniem. Nie był głupi, wiedział, że kiedyś zaczną robić coś więcej niż całowanie i przytulanie. Był z tym jak najbardziej w porządku, ale teraz czuł, że sytuacja go przytłoczyła. Harry był piękny z tym swoim jasnym uśmiechem, błyszczącymi oczami i miękkimi włosami, które kręciły się delikatnie. Louis dostrzegł w nim to wszystko, kochał dotykać loczka, przytulać i mieć blisko siebie. Jeszcze bardziej uwielbiał z nim rozmawiać, spędzać czas i po prostu być. Bał się zrobić coś więcej, nie chciał skrzywdzić chłopaka, na którym tak mu zależało. Nie chciał, by Harry robił coś z przymusu. Wiedział, że nigdy celowo nie zrobiłby mu niczego złego, ale loczek odczuwał inaczej. Co jeżeli coś by mu się nie spodobało? Co jeśli znienawidziłby Louisa? Zresztą Anne w końcu mu zaufała, ich relacja ponownie zaczęła wyglądać tak jak wtedy, gdy się wprowadził. Cieszył się i nie chciał tego zepsuć. Najchętniej zadzwoniłby do swojej mamy, ale były sprawy, o których nie powinno rozmawiać się z rodziną. Chyba moment, w którym uciekło się od ukochanej osoby, która chciała tylko pójść do łóżka, był właśnie tym. Musiał sam to przetrawić i coś zrobić. Bał się o loczka, zostawił go zupełnie samego, uciekł od niego i zachował się jak największy na świecie tchórz. Drgnął, gdy usłyszał dźwięk łamanej gałązki, obrócił się szybko i zamarł, widząc Harry’ego, idącego w jego stronę z determinacją wymalowaną na twarzy.
– Powiesz mi, co się stało, czy mam może załamać się i stracić zmysły, żebyś otworzył się przede mną, tak jak ja otworzyłem się przed tobą? – brunet usiadł obok niego, tym razem zachowując dystans, który bolał ich obu.
– Przepraszam – zdołał powiedzieć to jedno słowo, ale wiedział, że nie jest wystarczające.
– Nie chcę przeprosin, masz powiedzieć mi, co tam się wydarzyło. Co zrobiłem źle? Czy tak bardzo nie chcesz mnie dotknąć w ten sposób?
– Co? – Lou popatrzył na niego z zaskoczeniem, nie mógł pozwolić, by chłopak tak o sobie myślał, szczególnie, że to nie była prawda. – Nie mów tak. Jesteś, jesteś cudowny Harry i chciałbym dotknąć cie na tak wiele sposobów.
– Dlaczego w takim razie uciekłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? – Harry pozwolił spleść ich palce, kładąc dłoń na udzie Louisa.
– Nie chciałem uciec, po prostu się wystraszyłem.
– Czego? Mnie?
– Nie, oczywiście, że nie ciebie –wszystko zniszczył, Harry mu tak ufał, a on go zranił.
– W czym rzecz? Wiesz, że nie będę się domyślał i zgadywał, co dzieję się w twojej głowie. Powiedz mi prawdę Lou – poprosił młodszy, drżąc z nerwów. Bał się tak bardzo prawdy, ale musiał ją poznać, nawet jeżeli byłaby najgorsza na świecie. Nawet jeżeli złamałaby mu serce, które dopiero niedawno nauczyło się bić naprawdę dla drugiego człowieka.
– Świat tego nie zrozumie Hazz, ludzie tego nie zrozumieją – wyszeptał Louis, wpatrując się płynącą rzekę. Nie miał odwagi, by spojrzeć w oczy zielonookiego. –Wszyscy będą gadać na nasz temat i oceniać to, co będziemy robić. Każdy nasz ruch, gest będzie obserwowany, będziemy na językach każdej osoby w tym miasteczku. Pojawią się głupie żarty i komentarze na nasz temat. Jestem nauczycielem, więc dowiedzą się dzieciaki, ich rodzice, dosłownie wszyscy. I jeszcze mogę cię zranić, nie chcę żebyś przeze mnie cierpiał. Nie zniósłbym tego.
– Słucham? – chłopak zmarszczył brwi, przyglądając się mówiącemu Tomlinsonowi. – Ale o czym ty mówisz? Co nas obchodzą ludzie? Tutaj chodzi o nas Lou, o ciebie i o mnie, nikogo innego. Przez tyle lat swojego życia walczyłem z opiniami innych, znosiłem poniżenia w szkole, te wszystkie obelgi i oszczerstwa. I dałem jakoś rade. Mam gdzieś, co o mnie mówią, ponieważ to nie jest prawda. Nie obchodzą mnie ich opinie i słowa, bo są nic nie warte i nie mają znaczenia. Sam mówiłeś, że nie mam się przejmować, ponieważ świat zawsze wygaduje głupoty. To są twoje słowa Lou, a teraz mówisz mi coś takiego? Co z tobą? Tu chodzi o nas, nikt inny nie jest ważny. I przecież wszyscy już wiedzą, że jesteśmy parą, sąsiedzi bibliotekarka, panie w sklepie i kinie, każdy gość herbaciarni Nialla, dzieciaki na treningach. Oni wszyscy wiedzą, ponieważ się nie ukrywaliśmy. Myślisz, że jeżeli zaczniemy ze sobą sypiać, oni nagle się o tym dowiedzą? Czy uważasz, że będę chodził po mieście i mówił, że spałem z Louisem Tomlinsonem? Może mam Aspergera, ale nie jestem aż tak głupi, myślałem, że to wiesz. Okazuje się, że to wy neurotypowi jesteście dziwaczni, bo wymyślacie w swoich głowach bzdury, które są bezsensu, zaczynacie w nie wierzyć i wmawiać sobie jakieś głupoty, a później się tym przejmujecie.
Louis słuchał uważnie wzburzonego głosu Harry’ego i kiedy chłopak skończył i zamilkł, nie był w stanie się odezwać. Był takim kretynem i mógł zniszczyć to, co najpiękniejsze. Nawet nie wiedział, dlaczego nagle zaczął przejmować się ludźmi, a to co powiedział loczek, było najszczerszą prawdą. Przecież tylko oni byli ważni i się liczyli. Inni ludzie mogli sobie myśleć, co chcieli, nic im do tego. Obrócił się w stronę chłopaka i zauważył, jak jest zdenerwowany i zły.
– Boże byłem taki głupi Hazz – uklęknął przed chłopakiem, chwytając jego twarz w obie dłonie. – Masz rację, to my jesteśmy głupi, tworzymy problemy z niczego, wmawiamy sobie coś i wyobrażamy w naszych głowach, co myślą o nas inni, a to nie ma przecież pokrycia w rzeczywistości. Wcale mnie to nie dziwi, że okazałeś się mądrzejszy ode mnie. Zrozumiałeś wszystko lepiej niż ja. – Pogłaskał go po policzku, wpatrując się w zielone tęczówki, teraz tak wzburzone i pełne emocji. – Tak bardzo cię kocham.
– Ja ciebie też, ale okazałeś się głupszy, niż myślałem – mruknął młodszy, pozwalając się pocałować. – Czy teraz możemy wrócić do domu i …
– Nie Hazz – nie dał mu dokończyć. – To znaczy możemy pójść do domu, ale nie będziemy uprawiać dziś seksu zgoda? Zrobimy coś innego dobrze? A później poprzytulamy się w łóżku i porozmawiamy.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie chcesz tego zrobić, ale zgoda, niech ci będzie – Harry podniósł się z pomocą Louisa i ruszył w stronę domu z ramieniem szatyna obejmującym go w pasie.
– Ustalmy metodę małych kroczków, nikt rozsądny nie idzie od razu ze sobą do łóżka. Wszystko wymaga odrobiny czasu, a my mamy go bardzo dużo. Obiecuję ci, że pewnego dnia poczujemy, że to ten właściwy moment i wtedy nie będziemy uprawiać seksu, tylko kochać się. Co ty na to?
– A jaka jest różnica? Czy to tylko inne nazewnictwo, czy może …
– Hazz – szatyn z trudem tłumił śmiech – porozmawiamy jeszcze o tym, a teraz lepiej powiedz mi, jak wpadłeś na ten pomysł.
– Cóż sporo czytałem i zdobyłem konkretną wiedze, więc pomyślałem, że czas najwyższy sprawdzić wszystko w praktyce – wyjaśnił loczek, cichym głosem.
– Teraz jesteś ekspertem w tej dziedzinie – zażartował Lou, szturchając go delikatnie w bok.
– Myślę, że mogę mieć większą wiedzę niż ty – Harry podjął grę i zaśmiał się cicho z oburzonej miny szatyna, który był zrelaksowany i zapomniał o całej trudnej sytuacji, która miała miejsce tego dnia.
– Oczywiście specjalisto – powiedział Louis, głaszcząc biodro młodszego. – Mój zdolny chłopak.
– Sprawiasz, że czuję się zażenowany – loczek zachichotał, gdy starszy otworzył mu drzwi i gestem zaprosił go do środka.
– Jeszcze nawet nie zacząłem cię zawstydzać skarbie.
Louis wpatrywał się w błyszczące oczy Harry’ego, kiedy ten zaśmiał się z jego słów. Obserwował go, kiedy wbiegał entuzjastycznie po schodach, potykając się na jednym z nich. Uśmiechnął się na myśl o tym, jak szczery i kochany był loczek. Okazał się odważny i silny, a Lou mógł tylko podziwiać go i adorować. To było idealne zadanie dla niego. Mógł temu sprostać i podejmować nowe wyzwania każdego dnia, to było zadanie na całe życie. Nie mógł być bardziej szczęśliwy.
***
Był wieczór. Spędzili nad rzeką więcej czasu, niż wcześniej sądził. Majowy dzień chylił się ku końcowi, a słońce zachodziło, czyniąc niebo bardziej różowym i magicznym niż zwykle. Lou obserwował zachód słońca zastanawiając się, czy to co chcę zrobić, jest dobre. Obiecał Harry’emu, że coś dzisiaj zrobią, ale teraz obawiał się, czy to nie będzie zbyt odważny krok. Z drugiej strony loczek mówił, że jest już gotowy i że naprawdę tego chce, ale teraz wydawało się, że zapomniał o całej sprawie. Jednak Lou nie zapomniał.
Odsunął się od okna, słysząc kroki Harry’ego, który wszedł do pokoju. Obrócił się w jego stronę i zobaczył, że chłopak trzymał w dłoniach swoją pidżamę.
– Mówiłeś, że poprzytulamy się i porozmawiamy, to nadal aktualne? – brunet był zawstydzony i to zadziwiało Lou, ponieważ jeszcze chwilę temu mówił o seksie, a teraz rumienił się pod jego uważnym spojrzeniem.
– Pewnie. Zaplanowałem dla nas coś jeszcze, ale to za chwilę – uśmiechnął się, gdy ten przytaknął i nadal stał w miejscu, jakby zastygł i nie mógł się ruszyć.
– Dobrze, pójdę wziąć prysznic i zaraz wracam – po tych słowach obrócił się na pięcie i uciekł z pola widzenia Louisa, który stał i wpatrywał się w drzwi.
To był ten moment, musiał się odważyć i zaryzykować. Wiedział, że będzie warto, ale czuł się jak nastolatek, bał się i obawiał tak wielu rzeczy. Wszystko mogło pójść nie tak, ale równie dobrze mogło wyniknąć z tego tak wiele dobrego. Spojrzał na drzwi od łazienki i odetchnął głęboko, teraz albo nigdy. Wszedł do środka, dziękując światu i wszystkim bóstwom, że loczek nie zamknął drzwi na klucz. Wnętrze było zaparowane, a Harry stał pod prysznicem i tylko tafla szkła odgradzała go od Louisa, który przesunął zasuwkę tak, by nikt im nie przeszkodził. Zrzucił swoje ubrania, zostawiając jedynie bieliznę. Nie wiedział, na jak wiele może sobie pozwolić. Przymknął powieki, chcąc się uspokoić, zrobił krok na przód i rozsunął drzwi. Uderzyło w niego ciepło, a kilka kropel wody spadło prosto na jego twarz, ogrzewając ją. Harry drgnął przestraszony i szybko obrócił się w jego stronę. Louis obserwował jego zarumienioną twarz i oczy otwierające się coraz szerzej w zdumieniu.
– Co tu robisz? – głos loczka wydawał się odległy i przytłumiony, a Lou chciał tylko wejść pod prysznic, by znaleźć się bliżej niego.
– Mieliśmy coś zrobić. Chciałeś uprawiać seks, ale pomyślałem, że możemy po prostu wziąć razem prysznic i poznać swoje ciała. Czy może tak być? Jeżeli nie czujesz się z tym komfortowo, mogę wyjść i nic się nie stanie. Chcę tylko, żebyś czuł się dobrze – cisza przedłużała się i teraz Lou zaczynał czuć się niekomfortowa, a przecież to Harry był nagi.
– Długo jeszcze będziesz tam stał i gapił się na mnie w ten dziwaczny sposób? – pytanie Harry’ego ożywiło Louisa, który zauważając wyciągniętą dłoń loczka, chwycił ją delikatnie i pozwolił sobie na wejście pod ciepły natrysk. Jego usta wykrzywił radosny uśmiech, chciał być jak najbliżej chłopaka.
– Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy prawda? – wyszeptał, przybliżając się do bruneta, który nadal był spięty i nie wiedział, co zrobić z drugą dłonią.
– Wiem – przytaknął krótko. – Nie skrzywdzisz mnie.
– Chcę tylko być blisko ciebie – przysunął swoją twarz do rozpalonej twarzy Stylesa i musnął jego nos swoim, obdarowując go czułym eskimoskim pocałunkiem.
– Będziemy się tutaj myć, czy robić coś więcej?
– Pozwólmy się ponieść i nic nie planujmy – kiedy połączyli swoje usta, Louis przeniósł swoje dłonie na nagie plecy Harry’ego, przesuwając nimi spokojnie po jego rozgrzanej skórze.
– Boję się, że będę w tym wszystkim beznadziejny Lou – loczek wyglądał delikatnie i krucho, tak jakby mogło go zniszczyć najmniejsze dotknięcie.
– Hazz nabierzemy doświadczenia razem. Może na początku będzie trochę śmiesznie i coś pójdzie nie tak, ale to tylko my. Co złego mogłoby się stać? Widziałem, jak potykasz się na prostej drodze, a ty byłeś świadkiem mojego żenującego braku umiejętności informatycznych. Jeśli trochę cie to pocieszy, to ja też się stresuję.
– Naprawdę?
– Tak, oczywiście, że tak. Jesteś dla mnie tak ważny, chcę żeby każde doświadczenie było dla ciebie wspaniałe.
– Będzie dobrze, nie denerwuj się – spojrzenie Harry’ego powędrowało do ust Louisa, który zauważył to od razu, a jego serce zaczęło bić jak szalone, chcąc wyrwać się z piersi i powędrować do loczka.
Dłonie Lou dotknęły jego twarzy, a kciuk przesunął się po rozchylonych wargach młodszego, który automatycznie zwilżył je językiem. Miał wrażenie, że nie całowali się od dawna. Gdy szatyn złączył ich usta, czuli, jakby to był ich pierwszy raz. Chociaż jeżeli miał trzymać się szczegółów, to faktycznie to był pierwszy całus pod prysznicem. Zaczynał myśleć jak Harry. Zastanawiał się, czy to tylko jego serce zwariowało, czy to bruneta również bije tak szybko. Przycisnął ich usta mocniej, a pocałunek z delikatnego zmienił się w gorący, bardziej intymny i czuły. Usłyszał, jak loczek westchnął, po czym odsunął się.
– Czuję, jak cały świat wiruje – wyznał młodszy, dotykając swoich ust. – To było takie dobre Lou, ale czy masz zamiar zdjąć swoją bieliznę? Nie wiem, jak to jest, ale chyba nie tylko ja powinienem być nago.
Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, Louis poczułby się podrywany, albo zachęcany do jakiejkolwiek czynności seksualnej, ale przy loczku wiedział, że to po prostu stwierdzenie faktu i cóż musiał się z nim zgodzić. To nie było do końca uczciwe.
– Myślę, że mogę spełnić twoje życzenie – stwierdził z cwanym uśmiechem i wsunął palce za gumkę swoich bokserek. Zsuwał je powoli w dół, czując na sobie palące spojrzenie oczu Harry’ego. Kiedy pozbył się bielizny, zasunął drzwi i teraz byli tylko oni. Cały świat był gdzieś w oddali, nie ważny, nie nieznaczący. Liczyło się tylko tu i teraz, oni w swojej małej bańce szczęścia. – Teraz możemy się umyć – Trzymał mocno biodra Harry’ego i poprowadził go tak, by krople wody nie wpadały mu do oczu.
– Myślałem, że to tylko metafora, wiesz, to całe mycie się – chłopak zachichotał i delikatnie sunął palcem po odsłoniętych obojczykach szatyna. Przesuwał się dalej przez pierś, jego żebra, zatrzymując się na ciemnych włoskach. – Lubię cię dotykać, masz taką miłą skórę i ładnie pachniesz.
– Teraz tak mówisz, a kiedyś krzyczałeś, że śmierdzę – zażartował, przytulając loczka. Ich ciała dotknęły się, a biodra otarły. Szatyn poczuł, jak Harry drgnął niespokojnie, ale po chwili zrelaksował się i pocałował go w szyję, obdarowując jego skórę powolnymi pocałunkami w czasie, gdy jego dłonie badały mocne plecy Louisa. Szatyn oddychał coraz szybciej, nie będąc tak odpornym na dotyk chłopaka, jakby sobie tego życzył.
– To była prawda i teraz też mówię prawdę – stwierdził Harry, uśmiechając się szczerze. – Boję się, że nie polubisz tego ze mną.
– Czego?
– Przytulania, całowania, tego wszystkiego – chłopak odsunął się, czując nagle lęk. Nie myślał o tym wcześniej, ale chciał, by Lou go pragnął.
– Hazz, skarbie – szatyn obrócił Harry’ego tak, by móc go objąć, a plecy chłopaka były wciśnięte w jego klatkę piersiową. – Jesteś idealny, rozumiesz? Idealny dla mnie. Nie chcę nikogo innego nigdy, rozumiesz? Nigdy. – Adorował i pieścił całe jego ciało, sunął swoimi dłońmi po żebrach chłopaka, po jego delikatnej i jasnej skórze teraz tak zarumienionej od ciepła, które panowało w pomieszczeniu i od gorącej wody, która spływała po ich ciałach. Zaczynał się niecierpliwić, poznał już ciało Harry’ego swoimi dłońmi i ustami, przyciskał się do niego całym sobą. Dotykali się w każdym możliwym miejscu i Lou wiedział, że jego dotyk sprawia młodszemu przyjemność. Słyszał ciche jęki wychodzące z ust chłopaka i to był najpiękniejszy dźwięk, jaki dane mu było słyszeć. – Tak bardzo cię kocham – ugryzł lekko szyję loczka, który pisnął na to uczucie.
– Jesteś dzikusem Lou – wydusił z trudem, biorąc powietrze i sapnął głośno, gdy Louis potarł jego kark swoim zarośniętym policzkiem. – Tak bardzo się bałem, ale jest miło. To co robisz, jest miłe i wcale nie chcę uciec i ukryć się przed tobą.
– Powiedz mi, jeżeli coś ci się nie podoba, przestanę w każdej chwili – zapewnił, zsuwając swoją dłoń niżej. Czuł, jak pod jego palcami brzuch Harry’ego napina się, a oddech urywa. Czuł, jak chłopak trzęsie się pod jego dotykiem, wtulił swoją twarz w jego kark napawając się słodkimi dźwiękami wychodzącymi z jego ust i drżeniem ciała, jakie czuł.
– Louis – jęknął loczek, chwytając jego drugą dłoń, którą obejmował go mocno w pasie, splótł ich palce, nie odsuwając się od szatyna. – Lou – głośny dźwięk uciekł z ust bruneta, a Tomlinson poczuł, jak całe ciało chłopaka zadrżało i rozluźniło się. Ostrożnie obrócił go, nadal trzymając w swoim ramionach. – To, to było … – Styles zamilkł, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Pierwszy raz, kiedy Harry Styles nie potrafi odnaleźć odpowiednich słów – zażartował lekko, całując kącik jego ust z czułością, o którą nawet siebie nie posądzał. – Mój cudowny chłopak, jesteś idealny kochanie.
– Ja czytałem o tym trochę i czy powinienem teraz … – nim Harry zdążył dokończyć, Lou przerwał mu pocałunkiem, gdy oderwali się od siebie, loczek zamrugał leniwie z trudem trzymając się na nogach.
– I właśnie dlatego będziemy robić wszystko małymi krokami skarbie. Nie ma takiej rzeczy, którą powinieneś zrobić jasne? Jeżeli chciałbyś to tak, ale nie ma żadnego przymusu. A teraz wybacz, ale jesteśmy pomarszczeni i wyglądamy okropnie, nawet ty mój piękny chłopcze – to co wychodziło Louisowi idealnie, to uspokajanie Harry’ego, sprawianie, że wszystkie lęki i obawy odchodziły w cień. Nikt nie potrafił robić tego tak dobrze, jak on.
– Kocham cię Lou, powiedziałem to zbyt wiele razy w tym miesiącu, ale postanowiłem, że mogę zrobić dla ciebie wyjątek, chociaż głupio się czuję, mówiąc ciągle to samo słowo. Czy to nie jest głupie? Przecież wiesz, że cię kocham.
Szatyn wyszedł jako pierwszy, ostrożnie wyprowadzając za sobą Harry’ego. Nie chciał, by ta mała gapa poślizgnęła się na płytkach. Chwycił jeden z ręczników wiszących na wieszaku, wybrał odpowiedni ten puchaty i miły, po czym otulił nim bruneta.
– To nie jest głupie kochanie, jeżeli będziesz mówił mi to tak często jak teraz, będę najszczęśliwszy na świecie – powiedział, uśmiechając się do siebie jak wariat. Zawiązał ręcznik dookoła pasa i spojrzał na Harry’ego.
– Nawet się nie umyliśmy – stwierdził oburzony chłopak, a Lou zaśmiał się głośno. Był tak niedorzecznie zakochany w tym chłopaku. Ta miłość, którą czuł w tym momencie, już go nie przerażała. Wiedział, że da mu siłę do przezwyciężenia wszystkich trudności, które będą ich czekały. Nigdy nie czuł się tak bardzo właściwym człowiekiem na właściwym miejscu jak teraz, przy boku Harry’ego. Przybliżył się do loczka i zaczął obcałowywać jego twarz, słyszał jego niezadowolone mruknięcia, które przerodziły się w cichy chichot, gdy składał małe całusy na całej jego buzi. – Kocham cię.
– Znowu to powiedziałeś – zauważył rozbawiony, ale twarz Harry’ego przybrała nagle poważny wyraz.
– To dlatego, że nie mogę nawet powiedzieć, że jesteś spełnieniem moich marzeń – wyznał, spuszczając wzrok na ich złączone dłonie.
– Dlaczego? Marzyłeś o wysoki, ciemnookim, blondynie? – chciał, by loczek zaśmiał się, ale ten popatrzył na niego z czymś tak intensywnym w oczach, że pozostało mu tylko objęcie go swoimi ramionami.
– Nie, nigdy nawet sądziłem, że wolno mi marzyć o czymś tak niezwykłym jak miłość. O tym nie mówi się na terapii albo zajęciach wiesz? Wszyscy zawsze martwią się o to, jak ludzie tacy jak ja poradzą sobie w szkole, później w pracy, albo czy będziemy potrafili zrobić samodzielnie zakupy i nie wpaść w szał przez muzykę i światła w sklepach, ale nikt nie mówi o miłości. O tym jak to jest zakochać się i że każdy z nas zasługuje na miłość i kogoś takiego jak ty Lou. Nikt nigdy nie powiedział mi, że mnie też może to spotkać, że ktoś może mnie pokochać, tak jak zrobiłeś to ty. Nigdy nie marzyłem o miłości, bo świat wmawiał mi, że są ważniejsze sprawy, a przecież i tak nikt nigdy nie pokocha dzieciaka ze spektrum. Wiesz, jesteś kimś więcej, niż spełnieniem moich marzeń. Jesteś jak najpiękniejsza książka, napisana najbardziej wyjątkowymi słowami, którą będę mógł czytać do końca swojego życia. To lepsze niż marzenia, dużo lepsze.
Louis nie był beksą, ale teraz słuchając tego, co powiedział Harry, wpatrywał się w jego twarz i obraz rozmazywał mu się przed oczami pod wpływem łez. Było mu tak przykro i zarazem odczuwał wielkie szczęście. Teraz to poczuł, wiedział już, że on i Harry zrobią kiedyś coś niezwykłego, połączą swoje siły i sprawią, że ludzie zaczną traktować inaczej dzieci i nastolatków, którzy różnią się od reszty świata Każdy zasługiwał na miłość, na szacunek, na próbę zrozumienie i empatię, każdy powinien mieć obok siebie ludzi, którzy będą walczyć z nim, a czasami za niego w wielkich bitwach. Nikt nie powinien zostać sam, bo życie samotnie w tym wielkim, okrutnym, pozbawionym tolerancji świecie mogło być najgorszym koszmarem, który człowiek sobie wyśnił.
– Kocham cię Hazz, ty też jesteś dużo lepszy niż marzenia, dużo lepszy. – Pociągnął go w stronę drzwi, ignorując to, że mają na sobie tylko ręczniki. – Chodź skarbie, teraz czas na przytulanie prawda?
– Obejrzymy coś? Ostatnio nie skończyliśmy tego dziwnego serialu o chłopaku pracującym w księgarni, który obsesyjnie śledził dziewczynę. Wiesz który prawda? – loczek paplał radośnie, idąc za nim krok w krok. Był szczęśliwy, rozpromieniony i wyglądał, jak ktoś. kto poradzi sobie ze wszystkim, a jeżeli nie to Lou będzie obok, by pomóc mu i wspierać go całym sobą.
Niektóre bitwy trzeba toczyć w pojedynkę, inne z kimś u swego boku. Niezależnie od tego, zawsze warto mieć kogoś, kto podniesie cię, gdy upadniesz, stanie przed tobą, by cię osłonić lub opatrzy twe rany po wszystkim. Życie czasami przypomina niekończącą się przygodę, ale dla pewnych osób może okazać się o wiele mniej przyjemne. Czasami życie jest polem bitwy, a każdy przetrwany dzień – zwycięstwem. Gdy podniesiesz swój wzrok i rozejrzysz się dookoła, odnajdziesz tych, którzy codziennie walczą i może zdecydujesz się do nich podejść i pomóc.
Może każdy Harry powinien odnaleźć swojego Louisa.
Może każdy Niall powinien odnaleźć swoją Gemmę.
Może każdy Liam powinien odnaleźć swojego Zayna.
Może każdy Theo powinien odnaleźć swoją Mie.
Może każdy człowiek powinien odnaleźć w drugiej osobie człowieka.
***
Przez te wszystkie lata mówiliście o mnie:
ciApaty
pSychol
Pokraka
głupeEk,
ofiaRa
Gbur
niEdojda
wyRzutek
Znosiłem te wszystkie słowa w milczeniu i samotności, ale one uderzały we mnie każdego dnia. Zostawiały po sobie ślad w moim sercu i w moim umyśle. Sprawiały, że traciłem pewność siebie, odwagę, swoją osobowość i poczucie wartości. Jednak pojawił się ON i zrozumiałem to, że jestem też człowiekiem który:
Czuje – waszą nienawiść,
Zamyka się – na innych,
Łudzi się – że jutro okaże się być lepsze
Oddycha – tym samym powietrzem co wy,
Walczy – z samym sobą każdego dnia,
Interesuje – się otaczającą rzeczywistością
Emanuje – samotnością
Kocha – chociaż nie wie, co dokładnie to znaczy.
Teraz już wiem, czym jest miłość, wiem, że zasługuje na szacunek i dobro.
Mam Aspergera, nie wyzdrowieję nagle, ponieważ to nie jest choroba, nie uleczy mnie miłość, bo nie potrzebuję lekarstwa, ale najważniejsze jest to, że jestem człowiekiem. Tak, jestem człowiekiem.
Asperger – Człowiek
PS. Harry w końcu pozwolił mi coś napisać w swoim dzienniku. Nie będę się rozpisywał, ponieważ patrzy na mnie groźnie.
PS.1 Kocham cię Harry Stylesie. Nigdy o tym nie zapominaj.
*George R.R Martin
13 notes
·
View notes
Text
Zmieniłem się. W wielu aspektach, tak wielu, że aż mnie to zadziwia. Świat wokół mnie.. nie zmienił się zbytnio. Więc mam jedynie inne metody do walki z nim, i podziwiania tych nieantropogenicznych cudów, jakie w nim są. Moje zasady.. nie wiem, może nie umarły. Raczej ewoluowały, bądź po prostu rozbudowały się o elementy, których dawniej nie brałem pod uwagę. Czy jestem teraz szczęśliwy? Czy jestem teraz samotny? Czy mogę powiedzieć, że ufam? I tak, i nie, na wszystkie z tych pytań. Poprzedni wiersz w sumie dobrze podsumowuje tę bezsilną walkę z tymi pytaniami, choć rzecz jasna, warto znać kontekst, szerzej moją twórczość, by ogarnąć metafory. Nie wiem, czym stało się moje życie. Nie wiem, pewnie chciałbym wrócić do kiedyś, bo nadal mam wrażenie, że wtedy wszystko było czystsze i piękniejsze. Nie z powodu nostalgii, bo efekt nostalgii działa u mnie tylko przy grach komputerowych, ale po prostu dobrze to pamiętam, co czułem. Ale kurwa mać, niestety nie wrócę już. Z kimkolwiek nie będę żył, tamto ziarno, niegdyś piękne, a obecnie przegniłe, będzie dalej truć mi wspomnienia. Eh, psiakrew. A mogło być tak pięknie. Nadal o tym myślę, nadal zastanawiam się, czy żałuję. I przede wszystkim, cały czas mam wrażenie, że to skurwysyństwo jest niedokończone. Ale i tak już go nie zakończę, ani nie wróci, bo i jak? Nie wierzę, że jesteś tu i czytasz moje wypociny po takim czasie. Czemu się nie odzywasz? Bo Ci wstyd, bo - jak twierdziłaś kiedyś - chcesz mi dać spokój? Kiedy z Warszawy zrobiono ruiny, to oczywiste, że zostawiło się ruiny w spokoju, na chuj komuś to ruszać. To przecież nie sztuka, odpuścić coś zniszczonego. Boję się, świata wokół mnie. Tej wszechobecnej kontroli, ludzi, którzy są tylko cieleśnie ludźmi, ale w sercu mają pustkę i cynizm, tego piękna uczuć, które ulatuje w tak młodych latach, a potem tylko tęskni się do tego, co się przeżyło dawniej... i słusznie mówił ktoś, że kocha się tylko raz, a kolejne “miłości” są tylko cieniem, próbą odnowienia tej pierwszej. Eh, psiakrew, czemu ja tu to piszę. Dopiero co miło mogłem zakończyć wieczór (noc?), a ja tu się produkuję, na cholerę pewnie, bo i tak tego nie przeczytasz, a nawet jakimś cudem jeśli, to i tak będziesz mieć wyjebane, nawet nie odblokujesz mnie na Laście, bym mógł wyciągnąć pierwszy dłoń. Eh, kurwa mać, nienawidzę tego.
1 note
·
View note
Text
Pszczyna: Mama zmarłej Izy tonie we łzach. "Mieli ją uratować. Nigdy się z tym nie pogodzę!"
04/11/2021r
Iza zmarła w szpitalu w Pszczynie. Była w 22. tygodniu ciąży. Dziecko zmarło dobę wcześniej
Tragedia, jaka wydarzyła się w szpitalu w Pszczynie, wstrząsnęła całą Polską. Izabeli (30 l.) i jej nienarodzonego maluszka nie udało się uratować. Najpierw doszło do obumarcia płodu, dobę później zmarła 30-letnia mama. Przyczyną śmierci Izy był wstrząs septyczny. Choć od tragedii minęło już półtora miesiąca, ból i żal w sercu pani Barbary są ogromne. Mama 30-latki w rozmowie z "Super Expressem" przyznaje, że ma pretensje do lekarzy. - Mieli ją ratować! Ona zostawiła dziecko, 9-letnią dziewczynkę - mówi ze łzami w oczach.
Iza zgłosiła się do lekarza 20 września. Odeszły jej wody płodowe. Była w 22. tygodniu ciąży.
To był 22 września 2021 roku. Dokładnie 11 miesięcy po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Pełnomocniczka rodziny Jolanta Budzowska twierdzi, że na postawę lekarzy, którzy mieli czekać, aż płód obumrze, miała wpływ właśnie decyzja TK. - Ja się z tą ustawą nie zgadzam. Dobrze, że żyję już w czasach, że nie mogę mieć dzieci. Miałam ich trójkę, ale dałam radę - mówi nam pani Barbara. Pod koniec września pochowała córkę i wnuczka.
Mama Izy jest wstrząśnięta tym, co się stało. Niechętnie rozmawia z mediami. Gdy ją spotkaliśmy, nie kryła łez. - Nie wierzę do dzisiaj w to, co się stało i nigdy się z tym nie pogodzę - mówi w rozmowie z "Super Expressem". - Myślałam, że w szpitalu córka dostanie pomoc, a ona była zostawiona sama sobie. Jak wody płodowe odchodzą, to dziecko nie ma czym oddychać, bo żyje w tych wodach. To był powód, by zrobić jej cesarkę. To dziecko mogło żyć, bo przecież miało prawie 52 dekagramy. Mogli je ratować. Oni nic nie zrobili. To dziecko się męczyło, Iza była zakażona. Wiadomo, że sepsa się rozwija z minuty na minutę. Nie mogło być tak, że oni czekają, bo jest młoda i przeżyje - mówi pani Barbara.
Tak wygląda grób zmarłej Izy z Pszczyny. Kobietę pochowano z synkiem
- Mam wielki żal!
Żal, że lekarze nie pomogli. Mieli ją uratować, mimo tej ustawy.
Iza osierociła dziecko, 9-letnią dziewczynkę. Ja się z tym nigdy nie pogodzę, nie wiem, jak dalej będzie i jak ja to wszystko przeżyję – mówi pani Barbara. Nadal łzy płyną jej po policzkach. Dodaje, że największym bólem dla matki jest ten, gdy musi pochować swoje dziecko. - Powinno być na odwrót. Ja powinnam umrzeć, nie ona. Ja już swoje w życiu zrobiłam, odchowałam dzieci. Ona jeszcze miała dla kogo żyć. Miała salon, wszystko się układało - opowiada.
Iza była wspaniałą córką. - Zawsze mogłam na nią liczyć, niczego mi nigdy nie odmówiła. Zadzwoniłam, gdy coś chciałam. Zawsze podjechała. Nigdy mi niczego w całym życiu nie odmówiła, od dziecka. Nigdy. Miała fach w ręku, przepiękne fryzury robiła, klientów miała pozapisywanych już do grudnia - wspomina pani Barbara. Iza interesowała się fryzjerstwem już od dziecka, robiła fryzury babci. - Mama mówiła, że jak jej nawet włosy obetnie, to nic, bo zima jest, to czapkę ubierze i nie będzie widać. Do szkoły chodziła do Bielska - kontynuuje kobieta. Gdy Leoś miał przyjść na świat, pan Grzegorz, mąż Izy, miał wybrać urlop "tacierzyński". Kobieta chciała wrócić do pracy. Niestety, nie zdążyła. Zmarła mając 30 lat, niemal dokładnie miesiąc po swoich urodzinach, które przypadały na 21 sierpnia.
se.pl
Tragedia w szpitalu w Pszczynie. Dlaczego zmarła ciężarna pacjentka?
Będąca w piątym miesiącu ciąży kobieta zmarła na sepsę w szpitalu w Pszczynie. Pełnomocniczka rodziny zmarłej stwierdziła, że do śmierci 30-latki doszło, gdyż lekarze czekali, aż płód obumrze.
Pszczyna: Śmierć 30-latki. "Pacjentka relacjonowała objawy rodzinie"
Śmierć 30-latki w Pszczynie. Mamy oświadczenie szpitala.
Śmierć ciężarnej 30-latki w Pszczynie. Nowe fakty w sprawie — Cały czas zgłaszała, że się źle czuje. Lekarz mówił jej, że nie widzi nic niepokojącego. Potem znowu gorączka i kroplówka i nic więcej. W nocy klęczała na ziemi i wymiotowała — mówiła na antenie TVN pacjentka, która była na sali ze zmarłą ciężarną 30-latką z Pszczyny i dodaje, że gdyby lekarze podjęli jakieś działania, kobieta by dzisiaj żyła.
— Słyszałam, że serce dziecka bije i dlatego nie mogą nic zrobić. Iza, dla mnie, jako laika, trafiła na oddział w dobrym stanie. Potem jej stan zaczął się pogarszać — mówi kobieta, która leżała na sali ze zmarłą 30-latką — Gdyby lekarze podjęli działania, gdyby się nią zaopiekowano. Pozostawiono ją samą sobie — oceniła pacjentka — W tym przypadku lekarze czekali na obumarcie płodu, a dlaczego właściwie tak zrobili? Czekali prawdopodobnie dlatego, żeby uniknąć zarzutu o dokonaniu nielegalnej aborcji. Znaczy, że bali się i nie skorzystali z legalnych opcji terminacji ciąży— mówiła pełnomocniczka rodziny Jolanta Budzowska Jak poinformowała w piątek prawniczka Jolanta Budzowska, w Pszczynie ciężarna 30-latka zmarła na skutek wstrząsu septycznego W specjalnym wydaniu programu Uwaga! TVN został pokazany reportaż Joanny Bukowskiej przedstawiający ostatnie chwile życia zmarłej w Pszczynie ciężarnej 30-latki. Według rzeczniczki szpitala kobieta znajdowała się "pod stałą opieką lekarską i nieustannie był monitorowany jej proces leczniczy". Stanowisko szpitala dziennikarze UWAGI! skonfrontowali z relacją innej pacjentki, która przebywała razem ze zmarłą na sali. Według niej kobieta zgłaszała, że dzieje się z nią coś niedobrego, ale położne twierdziły, że wysoka gorączka i pogarszający się stan zdrowia ciężarnej pacjentki jest winą przeziębienia. — Na szczęście była zaopatrzona we własny termometr i co chwilę mierzyła sobie gorączkę. Około godz. 20 poszłam po położnej i lekarza, bo termometr wskazywał, że ma 40 stopni. Przyszły tylko położne, by sprawdzić, czy rzeczywiście jest taka wysoka temperatura. Potem poszły z powrotem do pokoju zabiegowego i wróciły z kroplówką oraz z lekami przeciwgorączkowymi. Położna powiedziała wtedy, że pewnie się gdzieś przeziębiła — mówiła w programie pacjentka, która leżała na oddziale za zmarłą i dodała, że kobieta wciąż powtarzała, że to nie jest przeziębienie i że dzieje się z nią coś złego. Śmierć 30-latki w Pszczynie. "Na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że Iza zmarła. Dla mnie to jest bulwersujące, karygodne. Ona mogła żyć" — Słyszałam, że serce dziecka bije i dlatego nie mogą nic zrobić. Iza, dla mnie, jako laika, trafiła na oddział w dobrym stanie. Potem jej stan zaczął się pogarszać — mówiła dalej kobieta, która leżała na sali z 30-latką. — Cały czas zgłaszała, że się źle czuje. Lekarz mówił jej, że nie widzi nic niepokojącego. Potem znowu gorączka i kroplówka i nic więcej. W nocy klęczała na ziemi i wymiotowała. Powiedzieli jej, że ma wejść na łóżko, bo pacjentki muszą się wyspać i być wypoczęte. Na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że Iza zmarła. Dla mnie to jest bulwersujące, karygodne, ona mogła żyć. Gdyby lekarze podjęli działania, gdyby się nią zaopiekowano. Pozostawiono ją samą sobie — podkreśliła pacjentka. — Ona cały czas mówiła, że nie chce umierać, że ma dla kogo żyć — relacjonowała dalej pacjentka, która zdecydowała się na zeznawanie w sprawie.
Sprawę w programie komentowała także pełnomocniczka rodziny zmarłej Jolanta Budzowska, która mówiła, że "lekarze w sytuacji, gdy istnieje przesłanka, że ciąża zagraża życiu lub zdrowiu kobiety, to lekarz ma prawo taką ciążę terminować". — W tym przypadku lekarze czekali na obumarcie płodu, a dlaczego właściwie tak zrobili? Czekali prawdopodobnie dlatego, żeby uniknąć zarzutu o dokonaniu nielegalnej aborcji. Znaczy, że bali się i nie skorzystali z tej możliwości — dodała. - Lekarze od pierwszej godziny zdawali sobie sprawę z grożącego zakażenia septycznego. Płód i tak nie miał szans na przeżycie w ocenie lekarzy, podkreślam lekarzy ze szpitala w Pszczynie, a zatem usunięcie płodu byłoby zgodne jak najbardziej z przepisami tylko wymagało decyzji od lekarzy — mówiła dalej pełnomocniczka. Przyjaciółki o zmarłej kobiecie — Iza była pełna życia, zawsze stawała w obronie słabszych — powiedziała w programie jedna z przyjaciółek zmarłej kobiety. — Iza śmiało wyznaczała sobie cele i je realizowała. Po mistrzowsku opowiadała historie, a śmiechem zarażała ludzi dookoła. We wszystkim potrafiła znaleźć coś dobrego i wyciągnąć lekcję. Zawsze myślała o ludziach — dodała. Druga z przyjaciółek podkreśliła, że pani Iza cieszyła się z nadchodzącego dziecka. —Chciałybyśmy powiedzieć i pokazać, jaka Iza była naprawdę, ale tego się nie da zrobić. Wierzcie mi, że to była wyjątkowa osoba. Człowiek czuł się przy niej lekko, odpoczywał, czuł się swobodnie. Była troskliwa — wymieniały przyjaciółki zmarłej 30-latki. Śmierć ciężarnej 30-latki w Pszczynie Śmierć ciężarnej w Pszczynie wywołała ogromne poruszenie. Po śmierci kobiety - w poniedziałek wieczorem przed Trybunałem Konstytucyjnym w Warszawie, a także w innych miejscach w Polsce, odbyły się demonstracje przeciw zakazowi aborcji w naszym kraju. Rodzina 30-latki zawiadomiła organy ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa tzw. błędu medycznego. Sprawę wyjaśnia Prokuratura Regionalna w Katowicach. Bliscy zmarłej wydali też oświadczenie. Jego treść zamieszamy poniżej. "Ciężarna zgłosiła się do szpitala z powodu odpłynięcia płynu owodniowego, z żywą ciążą. Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godz. pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny. Zmarła pozostawiła męża i córkę" – czytamy w oświadczeniu rodziny. "Zmarła w trakcie pobytu w szpitalu w wiadomościach wysyłanych do członków rodziny i przyjaciół relacjonowała, że zgodnie z informacjami przekazywanymi jej przez lekarzy, przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji" – napisali bliscy zmarłej. W październiku 2020 r. Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w praktyce zakazujący aborcji w Polsce. W orzeczeniu uznał, że przerywanie ciąży z powodu nieodwracalnych i śmiertelnych wad płodu jest niezgodne z konstytucją. Do tamtej pory z powodu tej przesłanki wykonywano ponad 97 proc. legalnych zabiegów aborcji w Polsce. Mimo masowych protestów, które przetoczyły się przez kraj, wyrok wszedł w życie po jego publikacji w styczniu 2021 r. onet.pl
1 note
·
View note
Text
JAK UNIKNĄĆ PROBLEMÓW
Świat, który stworzyliśmy dla koni i nasze oczekiwania wobec nich często wywołują u nich stres, a nawet strach. Poziom tego stresu jest bardzo różny, zależy od tego, co go wywołuje, ale też od osobowości zwierzęcia, jego doświadczenia życiowego i wytrzymałości psychicznej. Wysoki poziom strachu u konia nie daje się przeoczyć, koń ucieka, albo staje sztywno na rozstawionych nogach, z szeroko otwartymi oczami i rozdętymi nozdrzami, nogi mu się trzęsą, a serce wali. Ale jeśli poziom stresu jest niewysoki, łatwo można go przeoczyć, albo wziąć zachowanie konia za upór, niechęć, lenistwo, albo chęć dominacji. Bo na przykład podchodzimy do konia z ogłowiem, a on podnosi głowę. Albo chcemy wsiąść, a koń odsuwa się od schodków. Albo podnosimy przeszkodę o pięć centymetrów, a koń odmawia skoku. Albo koń nie daje się poprowadzić wzdłuż jednej ze ścian ujeżdżalni, mimo, że pracuje w tym miejscu już tyle czasu. Albo koń, do którego chcemy podejść z boku, żeby założyć siodło, odwraca głowę tak, żeby zagrodzić nam drogę. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Konie nie bywają złośliwe, leniwe, ani oporne. Nie mają też skłonności do walki o władzę. Każdy koń, jeśli pracujemy z nim w przyjaznej atmosferze i szanujemy jego naturę, będzie chętny, współpracujący i zaoferuje nam nawet więcej, niż od niego oczekujemy. Natomiast, jeśli będziemy konsekwentnie ignorować subtelne sygnały, za pomocą których koń próbuje nam przekazać, że jest mu za trudno, jest spora szansa, że zwierzę poczuje się zmuszone stawić mocniejszy opór. Często słyszę, że do tej pory grzeczny koń "nagle poniósł", albo "zaczął brykać bez żadnego powodu". Takie rzeczy nie dzieją się bez ostrzeżenia i zawsze jest jakiś powód. Warto więc wyczulić się na subtelne znaki, jakie daje koń, kiedy czuje się niepewnie, jest przeciążony, albo zestresowany. Żadne drobne "nieposłuszeństwo", żadne spięcie mięśni, uniesienie głowy, czy odsunięcie się, albo inny odruch obronny, nic takiego nie powinno umykać twojej uwadze, bo to cenne informacje o samopoczuciu konia w twojej obecności. A zatem - zauważyć. I co dalej? Dalej, oczywiście, spróbować koniowi pomóc. Pomysł na ten tekst przyszedł mi do głowy, kiedy stałam na schodkach do wsiadania, chcąc wsiąść na moją młodą podopieczną, Melisę. Zwykle tak robię: trzymając wodze w ręku wchodzę na schodki i wtedy proszę konia, żeby podszedł i pozwolił mi wsiąść. Melisa po delikatnej zachęcie bez wahania i precyzyjnie ustawiła się tuż przy schodkach, tak, że siodło znalazło się na mojej wysokości. Przypomniałam sobie, że jeszcze kilka tygodni temu ta hucułka kręciła się naokoło schodków i zwykle, kiedy wkładałam nogę w strzemię, robiła krok do przodu. Gdybym uznała, że ten koń jest leniwy i oporny, unika pracy, albo robi mi na złość, logiczną konsekwencją byłaby próba zmuszenia jej do stanięcia w miejscu (ktoś pewnie potrzymałby ją z ziemi). Często przecież w ten sposób dosiada się młodych koni. Ale ponieważ ja uważam, że koń zawsze robi wszystko najlepiej, jak potrafi, to jej zachowanie zinterpretowałam jako komunikat, że klacz nie czuje się pewnie z tym, że zamierzam na nią wsiąść. Zamiast uporczywie korygować jej kroki, wycofywać, ustawiać, czy karcić, pozwoliłam jej na ruch, dałam jej się kręcić tak długo, jak chciała. Czasami nawet, kiedy wydawała mi się wyjątkowo zdenerwowana, schodziłam ze schodków i podążałam za nią. Po kilku chwilach chodzenia, kierowałam ją znowu do schodków, wchodziłam na nie i powtarzałam prośbę o ustawienie się. Dodam jeszcze, że klacz dobrze wiedziała, o co mi chodzi. Za każdym razem, kiedy stała w odpowiedniej pozycji, była nagradzana słowami i drapaniem, i bardzo szybko załapała, gdzie jest to "magiczne miejsce" ;). Mimo to, starała się za długo w nim nie stać, zwłaszcza kiedy czuła i widziała, że zabieram się do wsiadania. Kiedy odchodziła, nie korygowałam jej, tylko znowu pozwalałam jej "wychodzić stres". Ktoś mógłby powiedzieć, że postępując tak, nauczę ją sposobu na uniknięcie wsiadania. Ale byłam spokojna, że to się nie stanie, bo po pierwsze każdą sesję kończyłyśmy wsiadaniem, choćby miało to trwać
pół godziny (nigdy nie trwało dłużej), a po drugie, wiem, jak bardzo Melisa jest łasa na nagrody, a nagrody były tylko wtedy, kiedy stała bez ruchu przy schodkach. Przez cały czas, kiedy miałyśmy z tym problem, powtarzałam w kółko w myślach swoją intencję; to, co chciałam jej przekazać: "Widzę, że nie czujesz się pewnie. Poczekam, aż będziesz gotowa." Po kilku takich sesjach problem właściwie zniknął. Melisa pewnie i bez żadnych oporów podchodzi do schodków i pozwala na siebie wsiąść stojąc na luźnej wodzy. Czasami tylko, kiedy z jakichś innych powodów jest niespokojna, potrzebuje trochę czasu, żeby równo stanąć przy schodkach, ale kiedy już się zatrzyma, nigdy nie kręci się podczas wsiadania i nie rusza bez komendy. Nigdy nie wsiadłam na nią wbrew jej woli, bez jej zgody. Zawsze czekałam na to, aż sama podejmie decyzję, że jest gotowa. Poza tym, że tak jest przyjemniej, uważam, że to jedyny bezpieczny sposób wsiadania. [Bardzo często w moich tekstach pada to zdanie, ale jest bardzo ważne, więc nigdy za wiele powtarzania: KONIE CHCĄ Z NAMI WSPÓŁPRACOWAĆ. Jeśli koń nie współpracuje, to znaczy, że człowiek robi (albo w przeszłości zrobił) coś nie tak.] Sytuacja z Melisą dała mi do myślenia o sposobach radzenia sobie ze strachem (zdenerwowaniem / stresem / niepewnością) u koni. Doszłam do wniosku, że właściwie wszelkie metody i działania można podzielić na dwie kategorie: 1) Strategia usunięcia źródła strachu. Korzystając z tej strategii przekazujemy koniowi komunikat: "Widzę, że jesteś niepewny / boisz się, więc zrobię tak, żebyś znów poczuł się bezpiecznie." Dzięki tej strategii zaufanie konia wzrośnie, bo po pierwsze przekona się, że jesteś dobrym obserwatorem, a zatem w razie czego dostrzeżesz w porę zagrożenie, a po drugie, jesteś w stanie wybawić go z opresji i przywrócić spokój - najważniejszą wartość w życiu konia. 2) Strategia pomocy w pokonaniu strachu. Wybierając tę strategię, wysyłamy komunikat: "Widzę, że jesteś niepewny / boisz się, ale pamiętaj, że przy mnie nic ci nie grozi. Chodź, zaraz się przekonasz, że to nic strasznego." Dzięki tej strategii zaufanie konia wzrośnie, bo przekona się, że to ty kontrolujesz sytuację i oceniasz zagrożenie, a twoja ocena jest trafna - pod warunkiem, że rzeczywiście koniec końców nic złego się nie stanie i to w odczuciu konia, oczywiście. Poza tym to także komunikat: "wierzę, że dasz radę". Oprócz zaufania, ma szansę wzrosnąć również morale i pewność siebie konia. Żadna z tych strategii nie jest bezwarunkowo lepsza od drugiej. Niedobrze jest przesadzać w żadną stronę. Za dużo chronienia konia przed strachem może sprawić, że nie będziecie się rozwijać, a koń, zamiast stać się odważniejszym, będzie coraz bardziej niepewny i nigdy nie nauczy się radzić sobie w stworzonym przez nas świecie sam. Poza tym nie dajesz mu szansy na zbudowanie pewności siebie, przez co koń może się zniechęcić do pracy. Jeśli natomiast stosujesz tylko drugą strategię, koń może poczuć, że w ogóle go nie słuchasz i nie bierzesz pod uwagę jego potrzeb. Tracisz też cenną okazję do pokazania koniowi, że jesteś dobrym obserwatorem. Ponadto w pracy z zestresowanym koniem łatwo o wypadek, który koń zapamięta jako skutek twojego przywództwa. Poza tym, jeśli poziom stresu będzie za wysoki, to samo to odczucie może stanowić dla konia traumę, która zostanie z nim na długo, nawet jeśli według ciebie "nic się nie stało". Za każdym razem więc kiedy decydujesz się popchnąć konia poza jego granice komfortu, upewnij się po pierwsze, że koń nie boi się za bardzo, i po drugie, że jesteś w stanie zapewnić bezpieczeństwo sobie, jemu i innym osobom w waszym otoczeniu. Pracując z końmi (a pamiętajmy, że praca z koniem zaczyna się od momentu, kiedy zbliżasz się do konia w stajni, czy na pastwisku) tak naprawdę co chwila podejmujemy decyzje, wybierając jedną z tych dwóch strategii, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie. Krok do przodu, czy chwila stania w miejscu? Idziemy tędy, czy omijamy szerszym łukiem? Wzmocnić pomoce, czy uspokoić konia i zastanowić się, dlaczego nie reaguje? Wsiadać już, czy chwilę
zaczekać? Zadziałać bardziej stanowczo, czy poświęcić trochę czasu na przepracowanie tematu na spokojnie? I tak dalej, i tak dalej. Wszystkie te wybory są ważne, mogą wpłynąć na naszą relację z koniem i na efekty treningu. To, jaką decyzję podejmiemy, zależy od bardzo wielu czynników. Nawet z tym samym koniem, w tej samej, wydawałoby się, sytuacji, jednego dnia postąpimy tak, a innego inaczej. Zachęcam was przede wszystkim do tego, żeby przy koniach starać się być "tu i teraz", nie rozpraszać się i uważnie je obserwować. Konie całym swoim zachowaniem przez cały czas mówią do nas - słuchajmy ich. Nie zakładajmy z góry, że koń jest krnąbrny albo leniwy. Wielu nieprzyjemnych, czy nawet niebezpiecznych sytuacji można uniknąć, jeśli zauważymy znaki ostrzegawcze, jakie daje koń. A jeśli nawet popełnimy błąd, czy nawet wiele błędów, to przynajmniej, dzięki uważności, będziemy w stanie wyciągnąć z nich naukę, zamiast zachodzić po szkodzie w głowę: jak to się mogło stać?
0 notes
Text
#20484
dalej nie wierzę w to co się stało, czy to żart?
43 notes
·
View notes
Text
REKLAMA NA FACEBOOKU I JEJ WYKORZYSTANIE W MAŁYM KLUBIE SPORTOWYM
Reklamy na Facebooku to dla osoby początkującej temat - delikatnie mówiąc - nieco skomplikowany. Sama jeszcze niedawno podchodziłam do nich jak pies do jeża. Kiedy odważyłam się puścić w świat pierwszą z nich i zobaczyłam rezultaty, stwierdziłam, że stanowczo za długo czekałam na to, żeby je wdrażać u siebie. Wierzę, że mogą być one bardzo pomocne w twoim klubie sportowym i pokażę ci najprościej jak się da, jak zacząć je tworzyć.
👠⚽ Moje początki z reklamami na Facebooku
Tak jak wspomniałam, naprawdę ciężko było mi się zabrać za stworzenie pierwszej reklamy na Facebooku.
Odkąd ruszyłam z YLOSPORT ponad 6 lat temu (od początku bloga nawet więcej), bardzo dużo uczyłam się (i uczę nadal) od kilku ekspertów działających w świecie online. O biznesie w sieci słyszałam lata temu (zanim stało się to modne) i szkoliłam się u pionerów w tej dziedzinie. Każdy z nich na pewnym etapie wspominał o reklamach na Facebooku (kilka lat temu nawet ustawiłam Piksel Facebooka, ale zupełnie z niego nie korzystałam). O ile korzystając z ich wskazówek zaczęłam m.in. pisać teksty pod SEO, analizować statystyki wejść na bloga, itd., zupełnie machałam ręką i odpuszczałam kwestię reklam na Facebooku. Wydawała mi się ona kompletnie nie do przejścia. Teraz już wiem, że nie było się czego bać i trochę wkurzam się sama na siebie, że tak późno z tym ruszyłam. O kilka lat za późno... Mam nadzieję, że ty nie popełnisz tego samego błędu co ja i wykorzystasz ich możliwości. :)
Pierwszą reklamę na Faceboku ustawiłam samodzielnie w maju tego roku (mówiłam, że zrobiłam to o kilka lat za późno:)), a impulsem były zajęcia na uczelni z marketingu online. Zachęcona wynikami pierwszej ustawionej przez mnie reklamy, zaczęłam je regularnie stosować.
Zanim zaczęłam to robić, fanpage Repetytorium Prezesa miał 130 fanów, a moja zrzutka stała na kwocie 192,00 zł. Aktualnie mam 776 fanów na fanpage'u Repetytorium Prezesa i 909,00 zł na zrzutce (tylko we wrześniu zebrałam 2 razy więcej środków niż od momentu jej założenia). Efekty zatem są zdecydowanie widoczne i jestem z nich zadowolona. Jednocześnie wiem, że nie wykorzystałam jeszcze wszystkich możliwości jakie reklama na Facebooku daje i mam zamiar dalej testować.
👠⚽ Przekonania, które blokują nas przed wystartowaniem z reklamami na Facebooku
W naszym pięknym kraju utarło się kilka przekonań, które powstrzymują głównie mniejsze biznesy przed wystartowaniem z płatnymi reklamami na Facebooku. Sprawdź poniższą listę i zastanów się, czy któreś z nich nie blokują również ciebie, tak, jak kiedyś mnie.
"To skomplikowane. Na pewno będę musiał poprosić o pomoc kogoś z doświadczeniem w tworzeniu kampanii na Facebooku, a co za tym idzie, będzie mnie to kosztowało" Reklama na Facebooku tylko wygląda na skomplikowaną. Uwierz mi, wiem co mówię :). Na potrzeby małego klubu sportowego wystarczy, że opanujesz absolutne podstawy. Nie musisz znać nie wiadomo jak zaawansowanych funkcji. Skoro ja dałam radę, a jestem humanistką, kompletnie atechniczną, to ufam, że ty też dasz radę opanować te podstawy i cieszyć się z pierwszych rezultatów. Skup się na kilku podstawowych ustawieniach, które pozwolą ci dotrzeć do najlepszej grupy odbiorców i działaj.
"Reklamy nie są fajne. Lepiej wykorzystywać organiczne zasięgi, żeby docierać do ludzi" Jeżeli masz tysiące fanów na fanpage'u klubu i rozhulaną społeczność, to owszem, być może dotrzesz do nich ze swoim komunikatem bez problemu. Ale jeśli twoja społeczność jeszcze nie istnieje, to reklamy na Facebooku są idealnym sposobem, żeby ją zbudować.
"Trzeba mieć duży budżet, żeby wystartować z reklamami na Facebooku" Przy 30,00 zł tygodniowo, z dobrze sprecyzowaną grupą odbiorców jesteś w stanie zobaczyć pierwsze efekty. I umówmy się, nie jest powiedziane, że co tydzień masz wydawać te 30,00 zł. W przypadku reklamy na ruch (kierowanie odbiorców do konkretnej strony internetowej) wystarczy, że będziesz ustawiać reklamy w kluczowych momentach funkcjonowania twojego klubu. Do takich możesz zaliczyć np. ogłoszenie naboru do klubu, wystartowanie z kampanią crowdfundingową, przypomnienie o możliwości przekazania 1% na wsparcie działalności klubu.
"Trzeba mieć dużą społeczność, żeby mieć do kogo kierować reklamy" Tak jak wspomniałam wcześniej, reklama na Facebooku może pomóc ci w budowaniu społeczności i przyciągnięciu fanów na fanpage.
👠⚽ Zanim wystartujesz z reklamą
Jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z prowadzeniem fanpage'a klubu i reklamami, pamiętaj o jednej podstawowej zasadzie - zanim włączysz reklamę zachęcającą nowych fanów do polubienia, koniecznie zadbaj o to, żeby mieli co lubić. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku, gdy prowadzisz fanpage klubu dłużej, ale nie jesteś systematyczny w publikowaniu postów.
Jak sądzisz, co pomyśli osoba, której wyświetla się reklama twojego klubu, wchodzi na jego fanpage, a tam... post sprzed kilku miesięcy, pajęczyny? Myślisz, że ta osoba zostanie z klubem na dłużej?
Jeśli jesteś zapisany na mój newsletter, to w ostatnim Szybkim Podaniu dostałeś w prezencie przykładowy plan postów na fanpage, który pomaga w rozkręceniu twojej społeczności. Planuję go również udostępnić w ramach Akademii YLOSPORT (w ramach Akademii planuję poświęcić obszarowi budowania zaangażowanej społeczności znacznie więcej czasu). Dostają go również kluby, z którymi pracuję podczas indywidualnych konsultacji. Prowadząc fanpage Repetytorium Prezesa, sama publikowałam posty według tegoż planu (oczywiście z uwzględnieniem specyfiki mojej społeczności).
Zanim przystąpisz do stworzenia i publikacji swojej pierwszej i każdej kolejnej reklamy, zastanów się, co dzięki niej chcesz osiągnąć. Każdy mały klub sportowy powinien sobie odpowiedzieć na poniższe dwa pytania:
Czy chcesz sprowadzić na fanpage (a w perspektywie czasu na stadion) nowych fanów?
Czy chcesz przekazać ważny komunikat (np. nabór do klubu, możliwości wsparcia klubu)?
W małym klubie sportowym najbardziej polecanymi przeze mnie reklamami są reklama na aktywność i reklama na ruch. W dalszej części artykułu wyjaśnię ci o co chodzi. :)
👠⚽ Od czego zacząć?
Na sam początek, zapoznaj się z Menedżerem reklam na Facebooku. Załóż konto reklamowe i skonfiguruj wszystko, aby móc poprawnie promować swój klub sportowy.
Kiedy masz już skonfigurowane konto reklamowe, w panelu Menedżera reklam wybierz opcję UTWÓRZ, aby stworzyć swoją pierwszą reklamę.
Kliknij w opcję UTWÓRZ NOWĄ KAMPANIĘ i wybierz:
AKTYWNOŚĆ, jeśli chcesz pozyskać nowe polubienia fanpage'a (tutaj musisz następnie wybrać opcję: Polubienia strony)
RUCH - jeśli chcesz kierować odbiorców do konkretnej witryny internetowej (czyli np. przekierować na profil klubu na stronie Sportbonus, Fanimani.pl lub jakiejkolwiek innej, której używasz do zbierania funduszy na działalność twojego klubu)
Skupmy się najpierw na reklamach kierowanych na nowe polubienia.
👠⚽ Pozyskiwanie lajków, czyli reklama na aktywność
Ustawienie budżetu to jeden z pierwszych kroków reklamy na aktywność. Zacznij od małych budżetów, rzędu 2 - 3 zł / dzień. Dla twojego klubu sportowego będzie on wystarczający (sama ustawiałam taki budżet, kiedy zaczęłam puszczać w świat pierwsze reklamy na Repetytorium Prezesa i na tygodniową reklamę przeznaczałam i w zasadzie nadal przeznaczam ok. 30 zł.
Jeśli masz już określony budżet, ustal harmonogram, czyli po prostu wybierz w jakich dniach reklama ma być wyświetlana.
W kolejnych krokach:
Utwórz grupę odbiorców
Jako lokalizację wybierz miejscowość z której pochodzi twój klub oraz ustal najważniejsze kryteria demograficzne (wiek, płeć).
Określ umiejscowienie reklamy - najlepiej sprawdzi się opcja AUTOMATYCZNIE (nie ma co za dużo tutaj kombinować)
Przygotuj materiał reklamowy (w zależności od tego, co według ciebie sprawdzi się lepiej: zdjęcie/a, film) śmiało możesz publikować swoją reklamę :)
I voila - twoja reklama na polubienia fanpage'a jest gotowa
👠⚽ Reklama na ruch
Jak wcześniej wspomniałam, dzięki reklamie na ruch możesz kierować swoją społeczność na konkretną stronę internetową. Będzie więc ona szczególnie pomocna, jeśli chcesz poinformować np. o możliwości wsparcia klubu lub otwarciu naboru do klubu.
Podobnie jak w przypadku reklamy na aktywność, określasz tutaj harmonogram wyświetlania się reklamy i grupę odbiorców. Jako odbiorców możesz ustawić osoby, które lubią fanpage twojego klubu - gorąco namawiam cię do skorzystania z tej opcji.
Jeżeli masz zainstalowany piksel Facebooka na stronie internetowej, do której chcesz kierować, koniecznie zaznacz, że chcesz z niego skorzystać. To pomoże ci w remarketingu i ostatecznie pozwoli osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty.
Mam nadzieję, że po lekturze tego artykułu już wiesz, że reklama na Facebooku wcale nie jest taka straszna i masz pomysł na wykorzystanie jej w swoim klubie sportowym. Jeśli chcesz, możesz się ze mną skonsultować w tej kwestii.
Pokazałam tutaj najbardziej podstawowe funkcje reklamy na Facebooku, które moim zdaniem możesz śmiało zacząć testować u siebie w klubie. Nie ma jednej złotej zasady, że taka i taka reklama przyniesie konkretny rezultat. Nie ma tutaj magicznej różdżki. To, co potrzebujesz to testy, testy, testy i dużo cierpliwości.
Jeśli chcesz poszerzyć swoją wiedzę w temacie reklamy na Facebooku, zachęcam Cię do zapoznania się z poniższymi artykułami:
P. Wojaś "Skuteczne kampanie na Facebooku w klubie sportowym"
J.Ceplin "Jak działa reklama – najczęstszy błąd podczas publikacji reklam na Facebooku i Instagramie"
J. Ceplin "9 sposobów, aby twoja reklama na FB odniosła sukces"
_______________
Uff... To chyba najdłuższy artykuł w historii tego bloga.
Jeśli doceniasz to, co robię, możesz dorzucić mi symboliczne 2 zł do kawy
TUTAJ
Z góry bardzo dziękuję.
0 notes