#asperger-człowiek
Explore tagged Tumblr posts
Text
Asperger-Człowiek - Epilog
Po czterech latach dotarłam do tego momentu, mogę napisać, że to oficjalny koniec tej historii, którą pokochałam z całego mojego serca. Kiedy zaczynałam było tutaj tak dużo osób, teraz pozostała zaledwie garstka. Czas płynie, jak szalony, a ludzie się zmieniają. Dziękuję każdej osobie, która poświęciła chwilę na przeczytanie chociaż jednego rozdziału tej historii, jesteście świetni. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że historia o zagubionym chłopaku z Zespołem Aspergera znalazła wśród was swoich wiernych fanów. Mam nadzieję, że dzięki tej historii dowiedzieliście się czegoś nowego, może zmieniliście swoje nastawienie do pewnych osób, a może nawet nauczyliście się czegoś.
To była długa podróż, która dzisiaj dobiegła końca. Dziękuję, że byliście tutaj razem ze mną.
Ogród rozświetlały lampiony i lampki porozwieszane na gałęziach drzew, które po upływie kilku lat osiągnęły naprawdę imponujące rozmiary. Niebo zabarwiło się czernią i granatem, a po letnim dniu, który pożegnał się z nimi wraz z zachodem słońca, pozostało jedynie wspomnienie. Mimo późnej pory miasteczko nie zasypiało, upał został zastąpiony rześkim powietrzem i dopiero teraz mieszkańcy wynurzali się ze swoich domów, by odetchnąć choć na chwilę i przespacerować się znajomymi uliczkami.
W jednym z domów ten wieczór, a w zasadzie już noc, była szczególnie głośna i radosna. W ogrodzie porośniętym różnobarwną roślinnością, której wonny zapach roznosił się po okolicy, rozbrzmiewały głośne śmiechy i rozmowy, które dopełniało jedynie cykanie świerszczy. Na jednym z wygodnych foteli ustawionych w ogrodzie siedziała Anne, która przyglądała się wszystkim obecnym w milczeniu i zadumie. Życie pędziło do przodu, ale oni jakoś zawsze odnajdywali chwilę, by spotkać się i porozmawiać, spędzić ze sobą trochę czasu i pokazać, że wciąż tutaj są, gdyby trzeba było komuś pomóc, czy po prostu wesprzeć dobrym słowem.
Przez te lata zmieniło się tak wiele i gdyby ktoś kiedyś powiedział jej, że doczeka takiej chwili jak tak, raczej nie uwierzyłaby w to i pokręciła głową z politowaniem na głupotki opowiadane przez drugą osobę. Zerknęła przez ramię na dom, który nie zmienił się wcale, nadal otaczał go ten mały murek porośnięty kwiatami, a bluszcz piął się po kamiennej ścianie, ozdabiając ją i odgradzając ich mały świat od całej codzienności i rzeczywistości. Z czasem pokój Gemmy stał się biblioteczką i gabinetem Harry’ego. Wszyscy zgodnie śmiali się, że młodszy w końcu dopiął swego. Tymczasowa sypialnia Louisa od dawna była pusta i wszyscy mieli wrażenie, że niedługo będzie miała zupełnie nowego lokatora.
Gdyby ktoś spojrzał uważnie na Anne dostrzegłby łzy smutku i szczęścia łączące się teraz na jej policzkach. Czasami zdarzały się takie dni, jak ten, gdy zbyt wiele wspomnień uderzało w nią znienacka i sama nie wiedziała, czy to co odczuwa to radość, czy wprost przeciwnie rozpacz. Pamiętała tamten dzień, gdy jej syn był malutkim chłopcem, a lekarz przedstawił im diagnozę, która początkowo załamała ich wszystkich. Zespół Aspergera brzmiał jak wyrok, jak koniec jakiegoś życia, jak zniszczenie wszystkich marzeń, które miała. Wydawało się, że jej dziecko już na zawsze pozostanie samotne, opuszczone, niezdolne do spełniania marzeń i własnych pragnień. Wtedy naprawdę była załamana. Pamiętała, jak jej były mąż opuścił ich i przeżyła kolejny koniec ich małego świata. Wierzyła, że tak pozostanie. Ich troje przeciwko światu, trzej muszkieterowie, którzy będą musieli poradzić sobie z wszystkimi trudnościami.
A później zmieniło się wszystko i okazało się, że los przygotował dla nich zupełnie inną przyszłość. Nie wiedziała, kto nad nimi czuwał, ale w ich życiu pojawił się Robin, który stał się wsparciem i prawdziwą miłością jej życia, później odkryli, że Niall również nie ma zamiaru ich opuścić i nigdzie się nie wybiera, a na koniec zjawił się Louis i chociaż ze wstydem musiała przyznać, że robiła wszystko byleby się go pozbyć, on został i trwał u ich boku do dzisiejszego dnia.
Spojrzała na swojego syna, który nie był już nastolatkiem, a dorosłym mężczyzną i chociaż nie zmienił się zbyt mocno, to dojrzał i rozkwitł, ogrzewany ciepłem i miłością Louisa. Nie myślała, że ktoś da Harry’emu więcej miłości niż ona, ale była w błędzie i cieszyła się z tego bardziej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Oczywiście, że było im ciężko. Harry się zmieniał, jego zachowanie również i czasami słyszała, jak jej syn i jego ukochany kłócą się i milczą całymi dniami, ale ostatecznie zawsze docierali do siebie i odnajdywali w sobie większe pokłady cierpliwości i zrozumienia.
Nigdy nie pomyślałaby, że tak bardzo pokocha Louisa, ale teraz traktowała go, jak swojego drugiego syna i praktycznie zawsze stawała po jego stronie w każdej, nawet najmniejszej kłótni. Kiedy odszedł Robin, zrozumiała, że teraz ona musi wspierać szatyna i być obok niego, gdy zdarzały się trudniejsze dni i Harry dawał im wszystkim popalić. Nie oczekiwała również, że po pogrzebie Robina to właśnie Lou i Harry staną się jej oparciem. Kochała swoje dziecko, ale wiedziała, że czasami ma problemy z empatią, więc nie mogła uwierzyć, że to właśnie jej synek jako pierwszy spróbował pocieszyć ją na swój sposób i pomagał jej we wszystkim, dopóki nie podniosła się z rozpaczy i żałoby. Louis zrobił tak wiele dla ich małej rodziny, wiedziała, że nigdy nie odwdzięczy mu się wystarczająco za całe dobro i miłość, którym podzielił się z rodziną Styles.
Widziała, jak Lou pochyla swoją głowę w stronę Harry’ego i rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami. Uśmiechali się, a ich dłonie leżały splecione na ławce między nimi. Nawet z tej odległości dostrzegała obrączki błyszczące na ich palcach. Ten widok za każdym razem ją zachwycał i wzruszał. Zauważyła, że Gemma rusza się z miejsca i kieruje się w stronę domu. Domyślała się, że idzie sprawdzić, czy dzieci śpią spokojnie w dodatkowej sypialni na piętrze. Historia miłosna jej córki przypominała komedię romantyczną i życzyła sobie, by trwała jeszcze przez bardzo długi czas. Kochała swoich wnuków z całego serca i nie mogła się doczekać dnia, kiedy ich rodzina powiększy się jeszcze bardziej. Jeśli uważała, że ktoś zasługuje na miłość i szczęście tak bardzo jak Lou i Harry, to zdecydowanie był to Niall. Ten chłopak przeżył w swoim życiu zbyt wiele smutku.
Ich rodzina powiększała się i to napawało ją nadzieją i radością. Pokręciła głową, starając się ukryć śmiech, gdy do jej uszu dotarła kłótnia Theo i Mii. Tych dwoje chyba jeszcze nie wiedziało, że wszyscy dookoła czekają, kiedy zostaną parą i przestaną sobie dogryzać na każdym kroku. Była pewna, że w końcu wszyscy doczekają się tego momentu.
Gdyby miała powiedzieć, co czuje, patrząc na wszystkie osoby znajdujące się w tym ogrodzie, z pewnością wyznałaby, że miłość. To właśnie to uczucie połączyło ich wszystkich, miłość i zrozumienie do drugiego człowieka. Pamiętała, że wiele lat temu Harry, jako mały chłopiec, zapytał ją, czym jest miłość. Nie wiedziała, jak to wyjaśnić chłopcu, który całe dnie spędzał przed słownikiem, zaznajamiając się z obcymi słowami. Teraz nie miałaby takiego problemu.
– O czym myślisz mamo? – głos Harry’ego zaskoczył ją. Zauważyła, że syn przysiadł obok i wpatrywał się w nią wyczekująco.
– Wspominam dzień, kiedy zapytałeś mnie, czym jest miłość – wiedziała, że może powiedzieć mu prawdę. Kłamanie nie miało sensu, jeżeli rozmawiało się z loczkiem. – Nie miałam pojęcia, co ci odpowiedzieć, wiesz? Byłam chyba zbyt głupiutka w tamtym momencie.
– A co powiedziałabyś teraz?
– Powiedziałabym, że miłość to akceptowanie człowieka takim jakim jest, to nie skupianie się na jakiś społecznych wzorcach, nie poszukiwanie kogoś idealnego. Miłość to akceptacja siebie i innych – obserwowała, jak syn uważnie analizuje jej słowa i chyba nie poszło jej najgorzej, ponieważ po chwili skinął krótko głową. – A ty, jak odpowiedziałbyś na takie pytanie?
– Jak odpowiedziałbym na pytanie, czym jest miłość? – powtórzył po niej ostrożnie, starając się dać sobie trochę czasu na przygotowanie.
– Tak, jeśli nie wiesz, to w porządku – poklepała go po kolanie, nie chcąc, by stresował się niepotrzebnie.
– Wiem, wiem mamo. Gdybym miał powiedzieć komuś, czym jest miłość, powiedziałbym, że to ludzie, którzy pomogli mi, kiedy wszyscy inni byli przeciwko mnie. Miłość to Gemma, która od najmłodszych lat tłumaczyła mi, jak funkcjonuje świat. Miłość to ty i tata, zawsze byliście obok i kochaliście mnie nawet, kiedy zachowywałem się okropnie i przynosiłem wam wstyd. Miłość to Niall, który jako pierwszy dowiedział się, co czuję do Louisa, ale nie zdradził tego nikomu i zawsze starał się być moim przyjacielem, nawet jeżeli nie rozumiał połowy moich słów. Miłość to Theo i Mia, którzy potrafili zachowywać się cicho w mojej obecności, wiedząc, że od krzyku boli mnie głowa. Miłość to Liam i Zayn, którzy stają się rodzicami dla obcych dzieci i dają im prawdziwy i kochający dom – przerwał, wpatrując się w Louisa, który wyłapał jego wzrok z odległości i posłał mu ciepły uśmiech. – Miłość to uczucie, które czuję, gdy patrzę na Lou, kiedy moje serce zaczyna bić coraz szybciej, a ja nie mogę oderwać swoich oczu od tych jego, chociaż nadal uważam, że kontakt wzrokowy tylko przeszkadza w codziennym życiu. Miłość to Lou, który dał mi szansę i pokochał mnie razem z wszystkimi dziwactwami i postawił na piedestale mnie, a nie Aspergera. Miłość to każdy dzień przeżyty u jego boku, każdy uśmiech, gest, każda rozmowa i dotyk, wspólnie obejrzany film. Tego nie nauczyłaby mnie żadna terapia, wiesz? I chociaż czasami mam go dość i wydaje mi się, że przeszkadza mi najbardziej na świecie, to wiem, że bez niego wszystko inne straciłoby sens, a ja nadal tkwiłbym w tym samym punkcie swojego życia, co wtedy, gdy przyjechał do naszego domu i był całkowicie nieznośny. Miłość to ludzie mamo, ludzie, którzy wprawiają nasze życie w ruch i pozostają w nim do samego końca, nie zważając na trudności.
– Wiesz, twoja definicja jest dużo lepsza niż moja – zauważyła, ocierając dłonią łzy, które popłynęły po wyznaniu jej syna.
– Wiem mamo, w końcu to ja piszę artykuły do gazety, a nie ty. Ja znam się lepiej na słowach, a ty i Lou na uczuciach, ale przecież czegoś się od was nauczyłem przez te wszystkie lata – powiedział z zadowoleniem i dumą. – Mój mąż jest chyba ciekawy, o czym tutaj rozmawiamy, więc pójdę i mu opowiem dobrze?
– Dobrze, dobrze i przy okazji powiedz mu, że go kochasz, tak jakby przypadkiem zapomniał – zażartowała, wiedząc, że tymi słowami odrobinę dokuczy swojemu synowi.
– Mamo, mówię mu to każdego dnia od dziesięciu lat. Nie sądzę, że jest szansa, by mógł o tym zapomnieć, ale mogę złamać swoją zasadę i powiem mu to dzisiaj dwa razy dziennie.
Obserwowała Harry’ego, który podszedł do Louisa i wyszeptał mu coś na ucho. Po chwili szatyn śmiał się głośno, obejmując zdezorientowanego loczka. Wiedziała, że za chwilę młode małżeństwo będzie obdarowywać się pocałunkami i szeptać na tylko sobie znane tematy. Wiedziała, że teraz wszystko skończy się dobrze. Gdyby musiała odejść już dziś, miała pewność, że zostawiła swoje dzieci w dobrych rękach i nic im nie grozi.
Nie wszystkie historie muszą skończyć się szczęśliwie, czasami szczęściu trzeba dopomóc. Czasami trzeba o nie walczyć z całym światem, czasami trzeba przestać w nie wierzyć, a czasem trzeba pozwolić, by ktoś inny zaczarował dla nas świat i napisał nam szczęśliwe zakończenie.
17 notes
·
View notes
Text
Człowiek, który opisał zespół Aspergera
Człowiek, który opisał zespół Aspergera
W książce pt. “Neuroplemiona” Steve Silberman zasugerował, że Hans Asperger miał zespół Aspergera, co tłumaczyłoby jego empatyczne podejście do swoich podopiecznych. Inne źródła tego nie potwierdzają. Jednak nie to jest teraz istotne, chociaż ważne, z punktu widzenia metod jakie stosował ten “cichy człowiek, wychowany w tradycjach humanistycznych, mający rozległą wiedzę w zakresie klasyki,…
View On WordPress
0 notes
Text
Diagnoza I Kuracja Warszawa
zespół aspergera objawy
Wed艂ug mi臋dzynarodowych bada艅 depresja dotyka niespe艂na 20 procent populacji. Jednostki cierpiące na zespół Aspergera odczuwają emocje jak każdy „zdrowy” człowiek, ale nie potrafią ich odczytywać, ani łączyć reakcji emocjonalnych z odczuciami (nie wiedzą, że płacz oznacza cierpienie, natomiast śmiech radość). Dlatego nierzadko mylnie są postrzegani jako osoby pozbawione ludzkich uczuć. Empatia - dla tych propozycji nie istnieje. Gesty, sugestie werbalne - nie obierają. Zdecydowaliśmy się na adopcję dzieci "trudniejszych". Nie musieliśmy długo czekać na telefon. Zaproponowano naszej firmie dwójkę chłopców; piętnastolatka i ośmiolatka z Aspergerem. Starszy chłopiec nie ma większych problemów, bardzo interesuje się bakteriologią i, podobno, uwielbia czytać chorobach. Młodszy natomiast ma spore wady wymowy, lekki niedosłuch. Z tego co wiemy, to obsesyjnie rozwiązuje zagadki logiczno-matematyczne oraz ma świetną pamięć. Chłopcy mieli wykonywane testy mądrości. Zgodnie z WISC będą ponadprzeciętni. Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że Zespół Aspergera nie zagraża życiu. a mianowicie Michał jest samodzielny, nie zaakceptować bierze żadnych leków czy suplementów - mówi. Ona natomiast pracuję nad tym, aby kiedyś był mógł pracować Asperger samodzielnie. Jeśli jednak po naszym kraju nie odmieni się świadomość odnośnie ludzi z Zespołem Aspergera, wyczekuje ją naprawdę wiele pracy.
10 rad jak wegetować spośród wadą Aspergera, odwrotnie oznaczaną Zespół Aspergera a nie podarować się zwariować!
d) wykluczenie innych zaburzeń rozwojowych, schizofrenii zwyczajnej, zaburzenia schizotypowego, obsesyjno-kompulsywnego, anankastycznego zaburzenia osobowości czy reaktywnego utrudnienia nawiązywania relacji społecznych przy dzieciństwie lub nadmiernej łatwości w nawiązywaniu tych kontaktów Attwood, 2006. Są przypadki, kiedy osoba z Aspergerem jest np. lektorem. Tu przeważają dziewczyny, które często mają wielce rozwinięte umiejętności lingwistyczne a mianowicie mogą mówić np. trzema albo czterema językami. Jeżeli trafią na grupę, która autyzm objawy to zaakceptuje ich sposób zostania i nauczania, konkretny i dążący do celu, to będą bardzo skuteczne. Zdarzają się także graficy, twórcy, prawnicy czy menedżerowie, np. firm informatycznych. a jego kształt (połówka na jednej, połówka na drugiej), wskazuję na to jaką (dziecko) osoba ma psychikę, bądź bardziej skorelowaną ku mniejszym autyzm zaburzeniom (Asperger) czyli niebieskiemu kolorowi, czy bardziej w odniesieniu do autyzmowi czyli czerwonemu kolorowi; ). Już od najmłodszych lat dzieci z ZA mogą mieć kłopot z odbiorem i przetworzeniem nadmiernych bodźców wraz z środowiska. To co na rzecz innych dzieci jest do odwiedzenia Asperger zaakceptowania, w ich wypadku jest nie do zniesienia. Głośniejszy dźwięk, jaskrawe nasłonecznienie szybko wyprowadzają dzieci z Aspergerem z równowagi. Czy denerwuje cię, gdy ktoś przychodzi na umówione spotkanie szybciej lub później, niż ustalonej porze? - nie sądzę, żeby to pytanie miało ogromną moc dyskryminacyjną, to, że nie lubimy jak jakiś człowiek się spóźnia nie powinien wynikać z zachowań autystycznych, albo zaburzeń obsesyjno kompulsywnych.
0 notes
Photo
0 notes
Text
Asperger-Człowiek - rozdział trzydziesty trzeci
To już ostatni rozdział tej historii, mam nadzieję, że spodoba się tym, którzy wytrwale byli tutaj przez ten cały czas. Miłego czytania :)
Żeby dotrzeć na północ, trzeba zmierzać na południe. Żeby znaleźć się na zachodzie, powinno się podążać na wschód. Żeby iść naprzód, należy się cofać, a żeby dotknąć światła, musi się przejść przez cień*
Wiosna była początkiem nowego życia. Wszystko co piękne mogło rozpocząć się właśnie wtedy, przy akompaniamencie radosnego świergotu ptaków w towarzystwie pierwszych promieni słońca. Maj był idealnym miesiącem na stawianie pierwszych kroków, podejmowanie ryzyka, wybaczanie i zakochiwanie się. Maj zachęcał do zmian, otwierał drzwi, które dotychczas były zamknięte, pobudzał do odwagi, która była uśpiona i pozwalał na szaleństwo nawet jeśli to szaleństwo z miłości.
Gemma nie wiedziała, jaki był dzień. Z trudem ogarniała to, że był już maj i mieli coraz mniej czasu. Pakowała się, a w międzyczasie w swojej głowie układała listę rzeczy do zrobienia. Byli zaręczeni od pięciu miesięcy i chociaż wszystko wydarzyło się nagle, postanowili nie czekać na ślub przez kolejne lata. Na początku wspominała o grudniu, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Louisa, by przypomniała sobie, kto marzył o zimowym ślubie. Wspólnie z Niallem zadecydowali, że ślub w sierpniu brzmi całkiem miło i nie zastanawiali się, czy zdążą z wszystkimi przygotowaniami. Dla osób z boku mogło się wydawać, że oszaleli. Znali się przez większą część swojego życia i naprawdę nie potrzebowali czasu narzeczeństwa, by upewnić się, że chcą spędzić ze sobą resztę życia. Jeżeli chodziło o nią, to chciałaby być żoną Nialla najlepiej już jutro, ale przygotowanie nawet skromnej uroczystości wymagało trochę pracy i zaangażowania. Teraz wiedziała, że trzy miesiące, które im zostały to naprawdę niewiele, patrząc na ogrom przygotowań, który ich czekał. Westchnęła głośno, zaklejając taśmą kolejny karton, który był już przygotowany do wyniesienia z pokoju.
– To ze zmęczenia, czy ze smutku? – zapytał Lou, który z cierpiętniczą miną zanosił wszystkie kartony przed dom.
– Słucham? – zerknęła na przyjaciela, który przysiadł na jednym z pudeł i obserwował ją z zaciekawieniem.
– Pytałem, czy wzdychasz tak, ponieważ jesteś zmęczona już tą całą przeprowadzką, czy może smucisz się i już tęsknisz za domem?
– Chyba po części jedno i drugie. Nie myślałam, że mam tutaj tyle rzeczy, chociaż powinnam być tego świadoma. Kiedy wracałam tu po studiach, nie mogłam się pomieścić w szafach – zaśmiali się równocześnie, wspominając ten dzień, który teraz wydawał się im tak odległy. – Planowanie ślubu jest okropnie męczące, szczerze mówiąc wolałabym wyjść za niego w starych jeansach i bluzie.
– Jestem pewien, że Niall też wolałby taki ślub, ale wiesz, tradycja musi być zachowana. Pozwól swojej mamie nacieszyć się tym czasem, zresztą ja też zawsze ci pomogę, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała.
– Wiem, on widział mnie w najgorszych momentach, więc strojenie się i przebieranie za księżniczkę wydaje mi się śmieszne – parsknęła śmiechem, myśląc o tych wszystkich momentach, kiedy ona i Niall pocieszali się wzajemnie, wyglądając przy tym żałośnie i beznadziejnie.
– To nie przebieraj się za księżniczkę, bądź sobą, nikt nie oczekuje, że nagle wystąpisz w sukni rodem z Disneya z tiarą na głowie.
– Jak zawsze masz rację. Ty i Harry jesteście okropnie racjonalni. Nie wiem, jak ja z wami wytrzymam w przyszłości – zerknęła na szatyna, który uśmiechnął się na samo wspomnienie loczka, który krążył gdzieś po domu i pomagał Niallowi układać kartony w samochodzie. Zbyt późno uświadomiła sobie, że brat dużo bardziej pomógłby jej przy pakowaniu, przecież był świetny w pozbywaniu się niepotrzebnych przedmiotów, a ona była zbyt sentymentalna, by wyrzucić cokolwiek.
– Cóż jesteśmy po prostu najlepszą drużyną pod słońcem – westchnął rozmarzony, uśmiechając się do Gemms swoim najlepszym uśmiechem, który przeważnie był zarezerwowany dla jej brata.
– Chyba najbardziej upierdliwą – prychnęła, kręcąc głową z politowaniem. – A teraz weź ten karton i idź do swojej drugiej połówki. Zróbcie coś pożytecznego i pomóżcie Niallowi.
– Twój kochaś pewnie załamał się, widząc, ile rupieci ze sobą bierzesz. Uważaj, bo jeszcze się rozmyśli. Nie wiedział, że bierze sobie żonę i karton romansideł Nicolasa Sparksa w pakiecie – chwycił pudło i wybiegł z pokoju, unikając złości Gemmy. Wolał nie dostać w głowę egzemplarzem Pamiętnika. Nie przeżyłby tego.
***
– Myślisz, że Gemma zauważy, jeżeli pozbędę się jednego pudła tych rupieci? – Niall stał z rękoma opartymi na biodrach, przyglądając się bagażnikowi zapakowanemu po brzegi. Zerknął na Harry’ego, który był już chyba zmęczony tą całą przeprowadzką. Cóż byli w tym razem, on też padał z nóg. A przecież czekało go jeszcze rozpakowywanie i układanie tych wszystkich ubrań, książek i innych dupereli.
– Co to za kwaśne miny? – Louis wyszedł z domu, uśmiechając się od ucha do ucha. Podszedł do nich i objął Harry’ego w pasie, przyciągając chłopaka do swojego boku.
Niall już przyzwyczaił się do tego, że loczek nie oponował, a wręcz z przyjemnością wtapiał się w ciało starszego mężczyzny. Na początku to było szokujące, że chłopak, który unikał większości ludzi, zaakceptował dotyk, obecność i całą osobę Louisa. Teraz wiedział już, że po prostu każdy ma na tym świecie tą jedną właściwą osobę, która dopełnia go i jest idealna.
– Niall chce wyrzucić rzeczy Gemmy – powiedział loczek, przytulając się do Lou, który zaśmiał się na te słowa. – Ale nie mów jej tego.
– Nie ryzykowałbym stary, ona dopatrzy się zniknięcia nawet najmniejszej rzeczy – szatyn ostrzegł go lojalnie, ale Niall przecież tylko żartował. Chociaż może pozbyłby się kilku kartonów, no może kilkunastu.
– Wiem, Gemms zabiłaby mnie albo odwołała ślub, a przecież dzisiaj mamy w planach ogarnięcie muzyki i jedzenia. Kocham ją najbardziej na świecie, ale te całe przygotowania mnie przerażają i męczą – zamknął bagażnik, starając się o jak najmniejszy hałas przez wzgląd na Harry’ego, który stał obok.
– Gemma też ma gdzieś to całe wesele – słowa Harry’ego sprawiły, że Niall obrócił się gwałtownie w ich stronę, przyglądając się im z pytaniem w oczach i poprzeczną zmarszczką na czole.
– Co? Co masz na myśli, mówiąc, że ma to gdzieś?
– Spokojnie Niall – Louis wiedział, że powinien wkroczyć z wytłumaczeniem tych słów, dopóki biedny Horan nie pomyślał, że Gemma nie chcę wziąć z nim ślubu. – Harry ma na myśli to, że Gemms nie zależy na jedzeniu, muzyce, ani nawet na sukni. Ona chce tylko zostać twoją żoną, a ta cała otoczka nic dla niej nie znaczy. Prawda Hazz?
– Tak – przytaknął loczek. – Czy musimy wam jeszcze pomóc w rozpakowywaniu? Myślę, że powinniście zrobić coś bez nas, bo to nie my się wyprowadzamy tylko Gemma. I tak pomogliśmy wam wystarczająco dużo.
– Racja, tak cóż – Niall zawsze był zaskoczony szczerością Harry’ego. Trudno było przyzwyczaić się do prawdy rzucanej prosto w twarz. – Dzięki za pomoc, poradzimy sobie z resztą.
– Nie ma za co, jeżeli będziecie nas jeszcze potrzebować, będę pod telefonem – Lou uśmiechnął się i pokrzepiająco poklepał chłopaka po plecach. – Jakie masz plany na resztę popołudnia panie Styles? – chwycił loczka za dłoń i pomaszerował w stronę domu, nawet nie ukrywając, że cieszy się z przerwy w pracy.
– Nie mów do mnie po nazwisku, to dziwne, kiedy nazywasz mnie panem Styles – zielonooki skrzywił się, a ślad niezadowolenia pojawił się na jego twarzy.
– To miało być słodkie i urocze, a nie dziwne – Lou prychnął rozbawiony, przepuszczając Harry’ego przodem, gdy wchodzili do domu.
– Myślałem, że Hazz jest słodkie i urocze – brunet niewinnie wzruszył ramionami i ze śmiechem uniknął ramion Louisa, który chciał go chwycić w pasie.
– Nie wierzę, że się ze mną droczysz, a ja się na to nabrałem. Jesteś paskudą Harry Stylesie – pokręcił głową, dołączając do roześmianego chłopaka, który tym razem pozwolił się objąć i pocałować. – Moją kochaną paskudą – wyszeptał niczym sekret prosto w jego usta, gdy dostrzegł jak niepewność pojawia się na twarzy Harry’ego.
– Paskuda nie może być kochana – wydusił Harry, czując delikatne pocałunki Louisa na swojej szyi.
– Moja paskuda może – stwierdził Tomlinson, odrywając się od bruneta, gdy głos Anne zaczął być coraz wyraźniej słyszalny.
Ostatnie czego potrzebował, to zdenerwowanie kobiety, która chyba powoli się do niego przekonywała i postanowiła dać mu drugą szansę.
***
Anne obserwowała, jak córka wynosi ostatnie pudła ze swoimi rzeczami. Wiedziała, że ten moment w końcu nastąpi i wydawało się jej, że była na to przygotowana, ale teraz odczuwała jakiś dziwny niepokój. Może martwiła się tym, że jej dziecko już za moment rozpocznie całkowicie dorosłe życie, ale przecież Gemma już od lat żyła z dala od niej. Kiedy mieszkała w Londynie, widywały się kilka razy w ciągu roku i nie przeżywała tego w żaden sposób. Teraz, mieszkając razem z Niallem, będzie przecież kilka ulic dalej, więc nie powinna się o nią martwić. Zresztą ufała Niallowi, wiedziała, że nie skrzywdzi jej córki, wprost przeciwnie obawiała się, że będzie składał u jej stóp cały świat.
Głęboko w sercu wiedziała w czym rzecz i dlaczego odczuwa taki niepokój i lęk w tej całej sytuacji.
– Gemms, możesz przyjść na chwilę do kuchni?! – zawołała, gdy zobaczyła, że córka rozmawia o czymś z Niallem, czekającym na nią przed samochodem. Wiedziała, że mają jeszcze trochę planów na ten dzień, więc musiała to załatwić, jak najszybciej.
– Jasne, coś się stało? – dziewczyna usiadła na blacie, wpatrując się w Anne z zaciekawieniem.
– Chciałam z tobą porozmawiać – spojrzała na córkę, która przytaknęła i oczekiwała na jej dalsze słowa. – Teraz kiedy się wyprowadzasz i za kilka miesięcy wyjdziesz za mąż, zaczęłam myśleć o przyszłości i o tym, co nas czeka.
– Mamo zaczynasz mnie przerażać, przejdź do rzeczy dobrze?
– Będziesz miała teraz swoje życie, pewnie za jakiś czas urodzisz dziecko i skupisz się na swojej rodzinie, ale chciałam cię o coś poprosić. Teraz jest chyba odpowiedni moment na coś takiego. Czy kiedy mnie zabraknie w bliższej lub dalszej przyszłości, zajmiesz się Harrym? Wiem, że wymagam od ciebie bardzo dużo i pewnie nie powinnam tego robić, ale będziesz jego jedyną rodziną i zostaniesz mu tylko ty. To wszystko jest …
– Mamo – przerwała jej w pół zdania, nie chcąc słuchać ciągu dalszego. Wiedziała, co miała zamiar powiedzieć jej rodzicielka – posłuchaj, po pierwsze nie wybieraj się tak szybko na tamten świat ok.? Po drugie, nie musisz pytać o coś takiego, nigdy nie zostawiłabym Harry’ego, nie ma nawet takiej opcji. A teraz najważniejsze i proszę cię tylko się nie złość, ale już teraz wiem, że nie będę musiała troszczyć się o Harry’ego, ponieważ tym zajmie się Louis. Znam go mamo i wiem, że on nie odpuści tak po prostu. Nigdy nie widziałam, by był w kimś tak zakochany, więc nie musisz się martwić, Hazz nigdy nie pozostanie zupełnie sam.
– Nie zupełnie o to mi chodziło, ale dobrze – Anne westchnęła, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć w tej sytuacji.
Nie chciała usłyszeć dokładnie takich słów, ale przecież powinna się cieszyć prawda? Właśnie dowiedziała się, że jej syn już zawsze będzie miał obok osobę, która zaopiekuje się nim i zatroszczy o niego. Przynajmniej tak twierdziła jej córka, a jej zostało tylko jedno, musiała zaufać Gemmie i Louisowi.
– I jeszcze coś mamo – Gemma odezwała się, stojąc już przy otwartych drzwiach. Jej wyraz twarzy nagle zmienił się i wyglądała na naprawdę zdeterminowaną. – Harry nie jest naiwnym dzieciakiem, który potrzebuje kogoś, kto będzie trzymał go za rękę i załatwi za niego wszystkie sprawy wiesz? On naprawdę dobrze sobie radzi, może z Louisem jest jeszcze lepiej, ale sam też daje radę, więc przestań traktować go w taki sposób dobrze? On zasługuje na coś więcej, na dużo więcej – po tych słowach wyszła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Wiedziała, że Harry’ego nie ma w domu, więc mogła śmiało dać w ten sposób upust swojej złości.
Czasami nawet najbardziej tolerancyjne i otwarte osoby musiały zostać sprowadzone na ziemię i usłyszeć trzaśniecie drzwiami. Anne wiedziała, że w ostatnim czasie zawaliła i to bardzo i chyba właśnie to swoim zachowaniem chciała jej pokazać Gemma.
***
Liam rozglądał się po pokoju, w którym był już wiele razy, ale teraz wyglądał zupełnie inaczej. Czuł się, jakby patrzył na jakąś dziwaczną mieszankę Nialla i Gemmy. Sam nie wiedział, czy to mu się podobało. Po jego prawej stronie Zayn wydawał się szalenie podekscytowany nowym wyglądem wnętrza, a może tę ekscytację budziła w nim nowina, którą chcieli dziś podzielić się ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi.
– Podoba mi się, jest tu teraz tak … – Lou starał się odnaleźć najbardziej pasujące słowo, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy.
– Eklektycznie? – jak zawsze Harry przyszedł mu z pomocą, wiedząc o wiele lepiej, co miał na myśli.
– Dokładnie tak Hazz, eklektycznie – ścisnął dłoń chłopaka i chciał dodać coś jeszcze, gdy poczuł oddech Harry’ego na swoim policzku i usłyszał jego szept.
– Innymi słowy bałagan, chaos i katastrofa prawda?
– Dokładnie tak skarbie – zaśmiał się cicho, nie chcąc, by przyjaciele ich usłyszeli, ale chyba nie byli wystarczająco cicho, ponieważ spojrzenia wszystkich skierowały się w ich stronę.
– Nie ma sprawy, możecie się śmiać – Niall postawił na stole kilka butelek piwa i wydawał się nie być zły. – Wiem, że panuje tu istny syf, ale razem z Gemms doszliśmy do wniosku, że pozbędziemy się jakiejś części z naszych rzeczy.
– Tak, oddam trochę książek. Nie wszystkie są mi potrzebne, a bibliotece przyda się trochę wsparcia – dziewczyna wzruszyła ramionami z całkowitą obojętnością, a Lou poczuł, jak Harry siedzący obok spiął się.
– Co jest? – wyszeptał, głaszcząc kciukiem jego dłoń.
– Nigdy w życiu nie wyrzuciłbym książek, prędzej mógłbym pozbyć się ubrań, bo przecież na dobrą sprawę wystarczy tylko kilka sztuk prawda? – loczek był przejęty i chyba nie mógł zaakceptować tego, że jego siostra okazała się tak okrutna.
– Ja też wolałbym wyrzucić coś innego, a nie książki. Cóż miejmy nadzieję, że Gemms odda karton z powieściami Sparksa – z zadowoleniem usłyszał, jak brunet chichocze, więc rozluźnił się i skupił na rozmowie, która teraz toczyła się w salonie. Widział, jak Zayn gestykuluje entuzjastycznie i uśmiecha się zbyt radośnie, by można to było uznać za coś normalnego. – Przepraszam, że wam przerywam, ale wyłączyłem się na naprawdę krótki moment i nie mam pojęcia, co świętujemy – zerknął na Harry’ego, który był chyba tak samo zdezorientowany, jak on sam.
– Ominąłeś taką informację stary? – Niall odchylił głowę na oparcie kanapy, przewracając teatralnie oczami. – To teraz Liam będzie mógł ogłosić nam tę nowinę, z którą chwilę temu przedwcześnie wyskoczył jego mężulek.
– Bardzo śmieszne Niall – prychnął oburzony Zayn. – Niedługo ty też będziesz mężulkiem.
– A żebyś wiedział i już nie mogę się doczekać – Horan uśmiechnął się w ten swój słodki i nostalgiczny sposób, który był przeznaczony tylko dla Gemmy, a moment później para całowała się, wywołując zażenowanie wszystkich obecnych w pokoju.
– Dobra, dobra już zrozumieliśmy przekaz – Louis szturchnął przyjaciółkę, przerywając im tę chwilę czułości. – A teraz Liam, czy możesz mi powiedzieć co świętujemy?
– Dobrze, a więc wczoraj dostaliśmy telefon z ośrodka adopcyjnego i już w czerwcu nasza rodzina powiększy się! – wykrzyknął podekscytowany szatyn, a w jego oczach błyszczały łzy.
– Czy to są łzy szczęścia? – zapytał Harry, wskazując na płaczącego Liama.
– Tak, całkowitego szczęścia – szatyn przytulił się do męża, który opiekuńczo objął go ramieniem.
– Mia będzie miała rodzeństwo? – ponownie głos zabrał loczek, wpatrując się w małżeństwo siedzące naprzeciwko.
– Tak, już nie możemy się doczekać. To niby tylko jeden miesiąc, ale teraz czas dłuży się nam niemiłosiernie. Za to z drugiej strony, to tylko trzydzieści dni na przygotowanie naszego domu na drugie dziecko. Istne szaleństwo – Liam był szczęśliwy, chyba od dawna nie odczuwał takiej radości, a przynajmniej nie emanował nią w taki sposób jak teraz.
– Czy Mia jest szczęśliwa? Czy cieszy się z tego, że będzie miała rodzeństwo? – Lou popatrzył na Harry’ego, który uparcie zadawał pytania, chcąc chyba dowiedzieć się czegoś konkretnego.
– Tak, mówi, że nie może się doczekać, kiedy nauczy swoją siostrę grać w piłkę i razem ograją Theo. Wydaje się naprawdę podekscytowana i szczęśliwa. Harry nie musisz się martwić. To że pojawi się drugie dziecko, nie sprawi, że nagle zapomnimy o naszej Mii – Zayn wytłumaczył wszystko z pełnym opanowaniem i spokojem, uśmiechając się ciepło do loczka, który chyba właśnie na taką odpowiedź liczył, ponieważ wtopił się całym ciałem w ramiona Louisa i wydawał się zrelaksowany i radosny.
– To dobrze, bardzo się cieszę, że będziecie mieć drugie dziecko. Mam nadzieję, że będzie równie cudowne, jak Mia – powiedział uszczęśliwiony brunet, posyłając wszystkim delikatny uśmiech.
– Jesteś kochany Hazz – szatyn wyszeptał mu te słowa prosto do ucha, muskając ustami jego zarumieniony policzek.
– Dobra, teraz wy przestańcie się obściskiwać – tym razem to Gemma uderzyła przyjaciela pięścią w ramię. – Chociaż jesteście słodcy – dopowiedziała po chwili zastanowienia.
– Chyba jeszcze tego nie powiedziałem, ale gratulację. Mam nadzieję, że wasze drugie dziecko nie będzie chciało dołączyć do drużyny, ponieważ nie zniosę jeszcze jednej Malikówny – zażartował Louis. – To co, za szczęśliwą rodzinę Malik i przyszłych państwo Horan – uniósł swoją butelkę z piwem w toaście, do którego dołączyła reszta przyjaciół.
– I za was – dodał Niall, wskazując butelką na Louisa i Harry’ego. – Jakkolwiek będziecie się nazywać w przyszłości.
Harry spojrzał na Louisa rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Widać było w nich pytanie i niepewność, ale też jakąś radość, którą starał się dość nieudolnie ukryć. Szatyn wzmocnił swój uścisk, pochylając się bliżej niego. To nie była pora na taką rozmowę, na wyjaśnianie i zagłębianie się w tak intymne kwestie. Zresztą chyba wszyscy wiedzieli, że to zbyt szybko. Nie byli na to gotowi.
– Wszystko ci wyjaśnię w domu dobrze? – zapytał szeptem, a widząc krótkie skinięcie bruneta i jego uśmiech, wiedział, że jeżeli to będzie zależało od niego, to słowa Nialla okażą się prorocze. Może nie dziś, może nie za miesiąc czy rok, ale kiedyś to się wydarzy.
***
Od wyprowadzki Gemmy minęło kilka tygodni, a myśli Louisa zaprzątała pewna kwestia. Nie wiedział, jak rozwiązać ten problem, ale rozmowa z Anne wydawała mu się najlepszym krokiem. Trochę się obawiał, jak może zareagować Harry, gdy dowie się wszystkiego, ale na razie wolał ustalić wszystko z matką chłopaka. Teraz był najlepszy moment, Harry’ego nie było w domu, poszedł poznać nową panienkę Malik, która dwa dni temu pojawiła się w domu. Byli tylko oni Anne i Louis, więc czas najwyższy na poważną rozmowę.
– Cześć Anne – przysiadł na oparciu kanapy, witając się z kobietą, która robiła coś na drutach. Może był to sweter na zimowe wieczory albo skarpetki. Naprawdę chciał, żeby to były ciepłe skarpetki, takie same jakie ma Harry. Bardzo mu ich zazdrościł, chociaż nie sądził, że Anne zrobiłaby dla niego coś tak miłego.
– Cześć – kobieta uśmiechnęła się lekko w jego stronę. – Coś się stało, czy chciałeś tylko się przywitać?
– Pogadać, chciałem pogadać – wyjaśnił szybko i mało składnie, ale czuł się nerwowo pod czujnym spojrzeniem kobiety.
– Nie denerwuj się tak, jesteś dorosłym mężczyzną, chyba nie powinieneś tak drżeć ze strachu.
– Może i tak, ale jesteś matką kogoś, na kim bardzo mi zależy i pewnie stąd ten strach – wyjaśnił, czując się lepiej, kiedy powiedział to na głos. W końcu to sama prawda. – Może przejdę do rzeczy, Gemma wyprowadziła się już jakiś czas temu i pomyślałem, że to dziwne. Jej nie ma, a ja zostałem. Chyba nie powinno tak być, więc zacząłem przeglądać ogłoszenia i znalazłem jedno mieszkanie, w zasadzie to coś jak kawalerka czy mniejszy loft, cokolwiek to nieistotne – machnął ręką, czując, że błądzi i nie może dotrzeć do sedna sprawy. – Mam na myśli to, że powinienem się wyprowadzić teraz, kiedy Gemms tutaj nie ma. Zresztą chyba powinienem powoli ruszyć z miejsca, więc chcę się wyprowadzić – czekał na szybką reakcję Anne.
Oczekiwał radości, głośnej aprobaty do tego pomysłu i ogólnego zadowolenia. Na pewno nie spodziewał się, że brunetka odłoży druty do dziergania na bok i spojrzy na niego z niezadowoleniem i tym matczynym spojrzeniem, które mówiło jestem z ciebie niezadowolona. Zawiodłeś mnie.
– Skończyłeś? – gdy skinął głową, postanowiła kontynuować. – Świetnie, to teraz ja powiem jaką mam propozycję, a ty ją zaakceptujesz. Wiedziałam, że moja córka prędzej czy później wyjdzie za mąż za Nialla i wyprowadzi się do niego. Zastanawiałam się, jakie mam opcje i naprawdę chciałam, żeby została w tym domu, ale wiedziałam, że to się nie wydarzy. Później pojawiłeś się ty, zamieszałeś w naszym życiu rodzinnym, byłeś chodzącym chaosem i energią, później zmieniłeś mojego syna – Lou skrzywił, się słysząc te słowa, nie zapowiadało się zbyt dobrze. – Sprawiłeś, że zaczął się uśmiechać, rozmawiać z nami spontanicznie i oglądać coś innego, niż tylko adaptacje książek. Otworzyłeś go na świat, zmuszałeś do przekraczania barier i sprawiłeś, że stał się szczęśliwy. Nie mogłam tego znieść, tej myśli, że ktoś inny niż ja może zaopiekować się moim Harrym, ale teraz to do mnie dotarło. To już nie jest tylko mój Harry. Oczywiście jest moim kochanym synem i zawsze nim będzie, ale teraz jest też … – Anne przerwała nagle, biorąc głęboki oddech. Lou zamarł, nie wiedząc, czy czeka go coś dobrego, czy może powinien się już pakować. Był zagubiony i czuł się zaniepokojony kierunkiem, w którym zmierzała ta rozmowa – teraz jest też twoim Harrym. I przecież wcale mi go nie odebrałeś, to ja sama sprawiłam, że mój syn odsunął się ode mnie i wolał mnie unikać. Kiedy dotarło do mnie, że Harry ma ciebie i nie chcesz go wykorzystać i porzucić, pomyślałam, że przepiszę ten dom właśnie na mojego syna i to on zostanie właścicielem naszego rodzinnego domku. W związku z czym, jeżeli myślisz o moim synu poważnie i kochasz go, to ten dom będzie przecież w przyszłości należał również do ciebie. Nie ma sensu, żebyś się wyprowadzał. Jeżeli to przeze mnie i moje zachowanie to obiecuję, że już mi przeszło, dotarło do mnie, jak idiotycznie się zachowywałam. Nie będę wścibską matką, która chodzi za wami krok w krok i nie pozwala wam się dotknąć, pocałować, czy robić cokolwiek innego – zauważył, że policzki Anne się zarumieniły i kobieta była chyba zażenowana tak mocno jak on. – Jesteście dorośli i jedyne czego chcę to waszego szczęścia, ale jeżeli skrzywdzisz mojego syna, to osobiście sprawię, że tego pożałujesz. Jeżeli nie będzie mnie juz na tym świecie, to wiedz, że porozmawiałam z Niallem i on obiecał mi, że się tobą zajmie, jeżeli zrobisz coś niewłaściwego. Powiem jeszcze, że rozmawiałam z twoją matką i ona również obiecała mi, że pożałujesz, jeśli zranisz Harry’ego. Tak więc to chyba tyle. Byłabym bardziej niż szczęśliwa, jeśli zdecydowałbyś zostać tutaj z nami i traktował to miejsce jak swój dom, a nie tylko tymczasowe miejsce, w którym się zatrzymałeś. To jak będzie? – klasnęła w dłonie i wstała z miejsca przyglądając się Louisowi, który analizował jej słowa bardzo dokładnie. Powiedziała tego tyle, że nie wiedział już, czy powinien cieszyć się, bo dostał właśnie błogosławieństwo Anne i może żyć z Harrym długo i szczęśliwie, czy jak to tam było w bajkach, a może powinien być przerażony, bo Anne, jego matka i Niall zawarli jakiś chory pakt i będą patrzeć mu na ręce każdego dnia.
– Jestem trochę zmieszany – wydukał z trudem, mrugając nerwowo rzęsami – ale zgadzam się, kocham Harry’ego i jesteście dla mnie wszyscy jak rodzina. Jeżeli tylko między nami będzie w porządku to będę szczęściarzem, mogąc tu zostać i żyć z wami pod jednym dachem.
– Ja też kocham Harry’ego i to nas łączy, więc …
–Czy mówicie o moim kocie czy o mnie? – przerwał im tak dobrze znajomy głos, za którym Louis już zdążył się stęsknić.
– Oczywiście, że o kocie – parsknął rozbawiony, a widząc uniesioną brew bruneta zrozumiał, że ten usłyszał sarkazm w jego głosie. – Masz mnie, kochamy ciebie Hazz.
– Ja was też, ale czy dzisiaj jest jakiś dzień, wyznawania sobie uczuć? – Harry przystępował nerwowo w miejscu, oczekując szybkiej i prostej odpowiedzi.
– Nie skarbie, po prostu ja i twoja mama zakopujemy topór wojenny i stąd takie słowa – chciał obrócić się podejść do loczka, gdy poczuł ramiona Anne obejmujące go mocno. Już dawno nie czuł takiego uścisku, więc nie zastanawiając się ani chwili dłużej, przytulił mamę Harry’ego z całą radością, jaką teraz odczuwał. – Chcę żeby było między nami dobrze.
– I będzie. Teraz już wszystko będzie dobrze – odparła brunetka, wypuszczając go z objęć. – Idź do niego, bo chyba się niecierpliwi.
Spojrzał na młodszego chłopaka, który faktycznie nerwowo wykręcał sobie palce, czekając aż Lou do niego podejdzie. To był tak dobry dzień, nie spodziewał się czegoś takiego, a otrzymał prezent od losu. Teraz już nic nie mogło pójść źle. Czując delikatną dłoń Harry’ego, mając go obok siebie, wiedział, że może wszystko. To chyba była prawdziwa miłość prawda? Siła, która mogła poradzić sobie ze wszystkim.
***
Harry miał pewien plan i postanowił go dziś zrealizować. Nie chciał dłużej czekać. Przeczytał wystarczająco dużo książek i artykułów, miał pewną wiedzę i chciał ją wykorzystać w praktyce. Dość już teorii. Ufał Louisowi jak nikomu na świecie i nie był już dzieckiem. Dotyk Lou był przyjemny i sprawiał, że był zrelaksowany i spokojny. Wiedział, że na początku będzie wystraszony, ale to będzie tego warte. Wszedł do pokoju szatyna, wiedząc, że o tej godzinie na pewno nigdzie nie wyszedł. Oczywiście miał rację, Lou podpisywał jakieś dokumenty i był zajęty, ale Harry w końcu znalazł w sobie odwagę na taki krok i nie mógł teraz się wycofać i stchórzyć.
– Cześć Lou – odchrząknął cicho i przywitał się, siadając na łóżku tuż obok niego. Ich kolana dotykały się i loczek bardzo mocno odczuwał ten delikatny dotyk.
– Cześć Hazz – szatyn podniósł wzrok i uśmiechnął się w stronę chłopaka, by po chwili ponownie zatopić się w pracy.
– Chciałem dzisiaj coś porobić – zaczął niepewnie, wcześniej w jego głowie to wydawało się dużo prostsze, zresztą w filmach też dość szybko przechodziło się do rzeczy.
– Jasne, co takiego? – mruknął szatyn, nie poświęcając mu zbyt wiele uwagi. – Skończę tylko wypisywać te papierzyska i jestem cały twój.
Nie wiedział, jak ma to powiedzieć w końcu chcę uprawiać z tobą seks brzmiało okropnie i przecież wcale nie o to mu chodziło. To znaczy tak, chciał zrobić to z Louisem, ale bardziej miał na myśli tę intymność, poczucie, że jest z kimś tak blisko, jak z nikim innym. Wiedział, że kocha Louisa, wiedział że ten rozumie go jak nikt inny. Ich umysły były dla siebie idealne i Harry chciał tylko zapewniania i pewności, że ich ciała również będą współgrały i że to o czym mówią i piszą ludzie, jest faktycznie tak perfekcyjne. Nie czekając na jakiś znak, ponieważ miał pewność, że on nie nadejdzie, przysunął się jeszcze bliżej szatyna i wyciągnął dłoń w jego stronę. Ostrożnie, tak by nie zrobić czegoś źle, odpiął jeden guzik koszuli, którą Lou miał na sobie. Nie zauważył żadnej reakcji, więc postanowił kontynuować. Na razie wszystko szło po jego myśli. Odpiął kolejny i jeszcze jeden, rozsuwając materiał jasnozielonej koszuli, delikatnie głaszcząc odkrytą skórę. Miło było mieć pod palcami ciepłe ciało Louisa. Nie sądził, że kiedykolwiek taka myśl przejdzie mu przez głowę. Pochylił się jeszcze bliżej i musnął ustami kark szatyna, w tym samym czasie wyciągając wszystkie dokumenty z dłoni mężczyzny. Tak bardzo ufał Louisowi, wiedział, że ten go nie skrzywdzi, że nigdy nie zrobi mu nic złego. Nie wiedział nawet, dlaczego odczuwa coś takiego, ale to było dobre, przyjemne, nigdy nie czuł się tak bezpiecznie, jak przy tym mężczyźnie. Uklęknął i pocałował wąskie wargi szatyna, wplatając dłonie w jego jasne włosy. Czuł, jak Lou oddaje pocałunki, więc odważył się usiąść na jego kolanach i oplótł jego kark swoimi ramionami. Było tak dobrze, strach powoli mijał i zaczynał czuć się coraz pewniej. Wydawało mu się, że jego żołądek robi jakieś dziwaczne fikołki, może to były te motyle, o których tak dużo mówili w miłosnych filmach. Nie wiedział, dlaczego czuje się w taki sposób, ale może przez to, że jest tak bardzo zakochany w Lou, a może dlatego, że wszystko co robił z Lou, tak bardzo mu się podobało i sprawiało, że był szczęśliwy. Chciał zsunąć koszulę z ramion szatyna, gdy ten nagle chwycił jego dłonie.
– Hazz, skarbie, co się dzieje? Jest naprawdę przyjemnie, ale nigdy nie zachowywałeś się w ten sposób – Louis odsunął się na niewielką odległość i spojrzał na jego twarz.
– Chcę … – urwał, nie wiedząc, co powiedzieć – chciałbym uprawiać z tobą seks Lou, jakby dzisiaj, teraz. – Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że szatyn zamilknie i nagle zrzuci go ze swoich kolan. – Co się stało?
– Ja nie mogę z tobą teraz rozmawiać – powiedział szybko Louis, wstając gwałtownie z łóżka. – Muszę, muszę coś zrobić.
– Louis.
– Nie teraz Harry, naprawdę muszę iść – po tych słowach wyszedł z pokoju, zostawiając Harry’ego, który wpatrywał się w zamknięte drzwi, zastanawiając się, co zrobił nie tak i czy wizja spania z nim była tak straszna, że Lou musiał przed nim uciec.
***
Siedział nad rzeką od dobrych dwóch godzin i nadal czuł, że cały się trzęsie. To, że Harry go zaskoczył, było niepowiedzeniem, wielkim niedopowiedzeniem. Nie był głupi, wiedział, że kiedyś zaczną robić coś więcej niż całowanie i przytulanie. Był z tym jak najbardziej w porządku, ale teraz czuł, że sytuacja go przytłoczyła. Harry był piękny z tym swoim jasnym uśmiechem, błyszczącymi oczami i miękkimi włosami, które kręciły się delikatnie. Louis dostrzegł w nim to wszystko, kochał dotykać loczka, przytulać i mieć blisko siebie. Jeszcze bardziej uwielbiał z nim rozmawiać, spędzać czas i po prostu być. Bał się zrobić coś więcej, nie chciał skrzywdzić chłopaka, na którym tak mu zależało. Nie chciał, by Harry robił coś z przymusu. Wiedział, że nigdy celowo nie zrobiłby mu niczego złego, ale loczek odczuwał inaczej. Co jeżeli coś by mu się nie spodobało? Co jeśli znienawidziłby Louisa? Zresztą Anne w końcu mu zaufała, ich relacja ponownie zaczęła wyglądać tak jak wtedy, gdy się wprowadził. Cieszył się i nie chciał tego zepsuć. Najchętniej zadzwoniłby do swojej mamy, ale były sprawy, o których nie powinno rozmawiać się z rodziną. Chyba moment, w którym uciekło się od ukochanej osoby, która chciała tylko pójść do łóżka, był właśnie tym. Musiał sam to przetrawić i coś zrobić. Bał się o loczka, zostawił go zupełnie samego, uciekł od niego i zachował się jak największy na świecie tchórz. Drgnął, gdy usłyszał dźwięk łamanej gałązki, obrócił się szybko i zamarł, widząc Harry’ego, idącego w jego stronę z determinacją wymalowaną na twarzy.
– Powiesz mi, co się stało, czy mam może załamać się i stracić zmysły, żebyś otworzył się przede mną, tak jak ja otworzyłem się przed tobą? – brunet usiadł obok niego, tym razem zachowując dystans, który bolał ich obu.
– Przepraszam – zdołał powiedzieć to jedno słowo, ale wiedział, że nie jest wystarczające.
– Nie chcę przeprosin, masz powiedzieć mi, co tam się wydarzyło. Co zrobiłem źle? Czy tak bardzo nie chcesz mnie dotknąć w ten sposób?
– Co? – Lou popatrzył na niego z zaskoczeniem, nie mógł pozwolić, by chłopak tak o sobie myślał, szczególnie, że to nie była prawda. – Nie mów tak. Jesteś, jesteś cudowny Harry i chciałbym dotknąć cie na tak wiele sposobów.
– Dlaczego w takim razie uciekłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? – Harry pozwolił spleść ich palce, kładąc dłoń na udzie Louisa.
– Nie chciałem uciec, po prostu się wystraszyłem.
– Czego? Mnie?
– Nie, oczywiście, że nie ciebie –wszystko zniszczył, Harry mu tak ufał, a on go zranił.
– W czym rzecz? Wiesz, że nie będę się domyślał i zgadywał, co dzieję się w twojej głowie. Powiedz mi prawdę Lou – poprosił młodszy, drżąc z nerwów. Bał się tak bardzo prawdy, ale musiał ją poznać, nawet jeżeli byłaby najgorsza na świecie. Nawet jeżeli złamałaby mu serce, które dopiero niedawno nauczyło się bić naprawdę dla drugiego człowieka.
– Świat tego nie zrozumie Hazz, ludzie tego nie zrozumieją – wyszeptał Louis, wpatrując się płynącą rzekę. Nie miał odwagi, by spojrzeć w oczy zielonookiego. –Wszyscy będą gadać na nasz temat i oceniać to, co będziemy robić. Każdy nasz ruch, gest będzie obserwowany, będziemy na językach każdej osoby w tym miasteczku. Pojawią się głupie żarty i komentarze na nasz temat. Jestem nauczycielem, więc dowiedzą się dzieciaki, ich rodzice, dosłownie wszyscy. I jeszcze mogę cię zranić, nie chcę żebyś przeze mnie cierpiał. Nie zniósłbym tego.
– Słucham? – chłopak zmarszczył brwi, przyglądając się mówiącemu Tomlinsonowi. – Ale o czym ty mówisz? Co nas obchodzą ludzie? Tutaj chodzi o nas Lou, o ciebie i o mnie, nikogo innego. Przez tyle lat swojego życia walczyłem z opiniami innych, znosiłem poniżenia w szkole, te wszystkie obelgi i oszczerstwa. I dałem jakoś rade. Mam gdzieś, co o mnie mówią, ponieważ to nie jest prawda. Nie obchodzą mnie ich opinie i słowa, bo są nic nie warte i nie mają znaczenia. Sam mówiłeś, że nie mam się przejmować, ponieważ świat zawsze wygaduje głupoty. To są twoje słowa Lou, a teraz mówisz mi coś takiego? Co z tobą? Tu chodzi o nas, nikt inny nie jest ważny. I przecież wszyscy już wiedzą, że jesteśmy parą, sąsiedzi bibliotekarka, panie w sklepie i kinie, każdy gość herbaciarni Nialla, dzieciaki na treningach. Oni wszyscy wiedzą, ponieważ się nie ukrywaliśmy. Myślisz, że jeżeli zaczniemy ze sobą sypiać, oni nagle się o tym dowiedzą? Czy uważasz, że będę chodził po mieście i mówił, że spałem z Louisem Tomlinsonem? Może mam Aspergera, ale nie jestem aż tak głupi, myślałem, że to wiesz. Okazuje się, że to wy neurotypowi jesteście dziwaczni, bo wymyślacie w swoich głowach bzdury, które są bezsensu, zaczynacie w nie wierzyć i wmawiać sobie jakieś głupoty, a później się tym przejmujecie.
Louis słuchał uważnie wzburzonego głosu Harry’ego i kiedy chłopak skończył i zamilkł, nie był w stanie się odezwać. Był takim kretynem i mógł zniszczyć to, co najpiękniejsze. Nawet nie wiedział, dlaczego nagle zaczął przejmować się ludźmi, a to co powiedział loczek, było najszczerszą prawdą. Przecież tylko oni byli ważni i się liczyli. Inni ludzie mogli sobie myśleć, co chcieli, nic im do tego. Obrócił się w stronę chłopaka i zauważył, jak jest zdenerwowany i zły.
– Boże byłem taki głupi Hazz – uklęknął przed chłopakiem, chwytając jego twarz w obie dłonie. – Masz rację, to my jesteśmy głupi, tworzymy problemy z niczego, wmawiamy sobie coś i wyobrażamy w naszych głowach, co myślą o nas inni, a to nie ma przecież pokrycia w rzeczywistości. Wcale mnie to nie dziwi, że okazałeś się mądrzejszy ode mnie. Zrozumiałeś wszystko lepiej niż ja. – Pogłaskał go po policzku, wpatrując się w zielone tęczówki, teraz tak wzburzone i pełne emocji. – Tak bardzo cię kocham.
– Ja ciebie też, ale okazałeś się głupszy, niż myślałem – mruknął młodszy, pozwalając się pocałować. – Czy teraz możemy wrócić do domu i …
– Nie Hazz – nie dał mu dokończyć. – To znaczy możemy pójść do domu, ale nie będziemy uprawiać dziś seksu zgoda? Zrobimy coś innego dobrze? A później poprzytulamy się w łóżku i porozmawiamy.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie chcesz tego zrobić, ale zgoda, niech ci będzie – Harry podniósł się z pomocą Louisa i ruszył w stronę domu z ramieniem szatyna obejmującym go w pasie.
– Ustalmy metodę małych kroczków, nikt rozsądny nie idzie od razu ze sobą do łóżka. Wszystko wymaga odrobiny czasu, a my mamy go bardzo dużo. Obiecuję ci, że pewnego dnia poczujemy, że to ten właściwy moment i wtedy nie będziemy uprawiać seksu, tylko kochać się. Co ty na to?
– A jaka jest różnica? Czy to tylko inne nazewnictwo, czy może …
– Hazz – szatyn z trudem tłumił śmiech – porozmawiamy jeszcze o tym, a teraz lepiej powiedz mi, jak wpadłeś na ten pomysł.
– Cóż sporo czytałem i zdobyłem konkretną wiedze, więc pomyślałem, że czas najwyższy sprawdzić wszystko w praktyce – wyjaśnił loczek, cichym głosem.
– Teraz jesteś ekspertem w tej dziedzinie – zażartował Lou, szturchając go delikatnie w bok.
– Myślę, że mogę mieć większą wiedzę niż ty – Harry podjął grę i zaśmiał się cicho z oburzonej miny szatyna, który był zrelaksowany i zapomniał o całej trudnej sytuacji, która miała miejsce tego dnia.
– Oczywiście specjalisto – powiedział Louis, głaszcząc biodro młodszego. – Mój zdolny chłopak.
– Sprawiasz, że czuję się zażenowany – loczek zachichotał, gdy starszy otworzył mu drzwi i gestem zaprosił go do środka.
– Jeszcze nawet nie zacząłem cię zawstydzać skarbie.
Louis wpatrywał się w błyszczące oczy Harry’ego, kiedy ten zaśmiał się z jego słów. Obserwował go, kiedy wbiegał entuzjastycznie po schodach, potykając się na jednym z nich. Uśmiechnął się na myśl o tym, jak szczery i kochany był loczek. Okazał się odważny i silny, a Lou mógł tylko podziwiać go i adorować. To było idealne zadanie dla niego. Mógł temu sprostać i podejmować nowe wyzwania każdego dnia, to było zadanie na całe życie. Nie mógł być bardziej szczęśliwy.
***
Był wieczór. Spędzili nad rzeką więcej czasu, niż wcześniej sądził. Majowy dzień chylił się ku końcowi, a słońce zachodziło, czyniąc niebo bardziej różowym i magicznym niż zwykle. Lou obserwował zachód słońca zastanawiając się, czy to co chcę zrobić, jest dobre. Obiecał Harry’emu, że coś dzisiaj zrobią, ale teraz obawiał się, czy to nie będzie zbyt odważny krok. Z drugiej strony loczek mówił, że jest już gotowy i że naprawdę tego chce, ale teraz wydawało się, że zapomniał o całej sprawie. Jednak Lou nie zapomniał.
Odsunął się od okna, słysząc kroki Harry’ego, który wszedł do pokoju. Obrócił się w jego stronę i zobaczył, że chłopak trzymał w dłoniach swoją pidżamę.
– Mówiłeś, że poprzytulamy się i porozmawiamy, to nadal aktualne? – brunet był zawstydzony i to zadziwiało Lou, ponieważ jeszcze chwilę temu mówił o seksie, a teraz rumienił się pod jego uważnym spojrzeniem.
– Pewnie. Zaplanowałem dla nas coś jeszcze, ale to za chwilę – uśmiechnął się, gdy ten przytaknął i nadal stał w miejscu, jakby zastygł i nie mógł się ruszyć.
– Dobrze, pójdę wziąć prysznic i zaraz wracam – po tych słowach obrócił się na pięcie i uciekł z pola widzenia Louisa, który stał i wpatrywał się w drzwi.
To był ten moment, musiał się odważyć i zaryzykować. Wiedział, że będzie warto, ale czuł się jak nastolatek, bał się i obawiał tak wielu rzeczy. Wszystko mogło pójść nie tak, ale równie dobrze mogło wyniknąć z tego tak wiele dobrego. Spojrzał na drzwi od łazienki i odetchnął głęboko, teraz albo nigdy. Wszedł do środka, dziękując światu i wszystkim bóstwom, że loczek nie zamknął drzwi na klucz. Wnętrze było zaparowane, a Harry stał pod prysznicem i tylko tafla szkła odgradzała go od Louisa, który przesunął zasuwkę tak, by nikt im nie przeszkodził. Zrzucił swoje ubrania, zostawiając jedynie bieliznę. Nie wiedział, na jak wiele może sobie pozwolić. Przymknął powieki, chcąc się uspokoić, zrobił krok na przód i rozsunął drzwi. Uderzyło w niego ciepło, a kilka kropel wody spadło prosto na jego twarz, ogrzewając ją. Harry drgnął przestraszony i szybko obrócił się w jego stronę. Louis obserwował jego zarumienioną twarz i oczy otwierające się coraz szerzej w zdumieniu.
– Co tu robisz? – głos loczka wydawał się odległy i przytłumiony, a Lou chciał tylko wejść pod prysznic, by znaleźć się bliżej niego.
– Mieliśmy coś zrobić. Chciałeś uprawiać seks, ale pomyślałem, że możemy po prostu wziąć razem prysznic i poznać swoje ciała. Czy może tak być? Jeżeli nie czujesz się z tym komfortowo, mogę wyjść i nic się nie stanie. Chcę tylko, żebyś czuł się dobrze – cisza przedłużała się i teraz Lou zaczynał czuć się niekomfortowa, a przecież to Harry był nagi.
– Długo jeszcze będziesz tam stał i gapił się na mnie w ten dziwaczny sposób? – pytanie Harry’ego ożywiło Louisa, który zauważając wyciągniętą dłoń loczka, chwycił ją delikatnie i pozwolił sobie na wejście pod ciepły natrysk. Jego usta wykrzywił radosny uśmiech, chciał być jak najbliżej chłopaka.
– Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy prawda? – wyszeptał, przybliżając się do bruneta, który nadal był spięty i nie wiedział, co zrobić z drugą dłonią.
– Wiem – przytaknął krótko. – Nie skrzywdzisz mnie.
– Chcę tylko być blisko ciebie – przysunął swoją twarz do rozpalonej twarzy Stylesa i musnął jego nos swoim, obdarowując go czułym eskimoskim pocałunkiem.
– Będziemy się tutaj myć, czy robić coś więcej?
– Pozwólmy się ponieść i nic nie planujmy – kiedy połączyli swoje usta, Louis przeniósł swoje dłonie na nagie plecy Harry’ego, przesuwając nimi spokojnie po jego rozgrzanej skórze.
– Boję się, że będę w tym wszystkim beznadziejny Lou – loczek wyglądał delikatnie i krucho, tak jakby mogło go zniszczyć najmniejsze dotknięcie.
– Hazz nabierzemy doświadczenia razem. Może na początku będzie trochę śmiesznie i coś pójdzie nie tak, ale to tylko my. Co złego mogłoby się stać? Widziałem, jak potykasz się na prostej drodze, a ty byłeś świadkiem mojego żenującego braku umiejętności informatycznych. Jeśli trochę cie to pocieszy, to ja też się stresuję.
– Naprawdę?
– Tak, oczywiście, że tak. Jesteś dla mnie tak ważny, chcę żeby każde doświadczenie było dla ciebie wspaniałe.
– Będzie dobrze, nie denerwuj się – spojrzenie Harry’ego powędrowało do ust Louisa, który zauważył to od razu, a jego serce zaczęło bić jak szalone, chcąc wyrwać się z piersi i powędrować do loczka.
Dłonie Lou dotknęły jego twarzy, a kciuk przesunął się po rozchylonych wargach młodszego, który automatycznie zwilżył je językiem. Miał wrażenie, że nie całowali się od dawna. Gdy szatyn złączył ich usta, czuli, jakby to był ich pierwszy raz. Chociaż jeżeli miał trzymać się szczegółów, to faktycznie to był pierwszy całus pod prysznicem. Zaczynał myśleć jak Harry. Zastanawiał się, czy to tylko jego serce zwariowało, czy to bruneta również bije tak szybko. Przycisnął ich usta mocniej, a pocałunek z delikatnego zmienił się w gorący, bardziej intymny i czuły. Usłyszał, jak loczek westchnął, po czym odsunął się.
– Czuję, jak cały świat wiruje – wyznał młodszy, dotykając swoich ust. – To było takie dobre Lou, ale czy masz zamiar zdjąć swoją bieliznę? Nie wiem, jak to jest, ale chyba nie tylko ja powinienem być nago.
Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, Louis poczułby się podrywany, albo zachęcany do jakiejkolwiek czynności seksualnej, ale przy loczku wiedział, że to po prostu stwierdzenie faktu i cóż musiał się z nim zgodzić. To nie było do końca uczciwe.
– Myślę, że mogę spełnić twoje życzenie – stwierdził z cwanym uśmiechem i wsunął palce za gumkę swoich bokserek. Zsuwał je powoli w dół, czując na sobie palące spojrzenie oczu Harry’ego. Kiedy pozbył się bielizny, zasunął drzwi i teraz byli tylko oni. Cały świat był gdzieś w oddali, nie ważny, nie nieznaczący. Liczyło się tylko tu i teraz, oni w swojej małej bańce szczęścia. – Teraz możemy się umyć – Trzymał mocno biodra Harry’ego i poprowadził go tak, by krople wody nie wpadały mu do oczu.
– Myślałem, że to tylko metafora, wiesz, to całe mycie się – chłopak zachichotał i delikatnie sunął palcem po odsłoniętych obojczykach szatyna. Przesuwał się dalej przez pierś, jego żebra, zatrzymując się na ciemnych włoskach. – Lubię cię dotykać, masz taką miłą skórę i ładnie pachniesz.
– Teraz tak mówisz, a kiedyś krzyczałeś, że śmierdzę – zażartował, przytulając loczka. Ich ciała dotknęły się, a biodra otarły. Szatyn poczuł, jak Harry drgnął niespokojnie, ale po chwili zrelaksował się i pocałował go w szyję, obdarowując jego skórę powolnymi pocałunkami w czasie, gdy jego dłonie badały mocne plecy Louisa. Szatyn oddychał coraz szybciej, nie będąc tak odpornym na dotyk chłopaka, jakby sobie tego życzył.
– To była prawda i teraz też mówię prawdę – stwierdził Harry, uśmiechając się szczerze. – Boję się, że nie polubisz tego ze mną.
– Czego?
– Przytulania, całowania, tego wszystkiego – chłopak odsunął się, czując nagle lęk. Nie myślał o tym wcześniej, ale chciał, by Lou go pragnął.
– Hazz, skarbie – szatyn obrócił Harry’ego tak, by móc go objąć, a plecy chłopaka były wciśnięte w jego klatkę piersiową. – Jesteś idealny, rozumiesz? Idealny dla mnie. Nie chcę nikogo innego nigdy, rozumiesz? Nigdy. – Adorował i pieścił całe jego ciało, sunął swoimi dłońmi po żebrach chłopaka, po jego delikatnej i jasnej skórze teraz tak zarumienionej od ciepła, które panowało w pomieszczeniu i od gorącej wody, która spływała po ich ciałach. Zaczynał się niecierpliwić, poznał już ciało Harry’ego swoimi dłońmi i ustami, przyciskał się do niego całym sobą. Dotykali się w każdym możliwym miejscu i Lou wiedział, że jego dotyk sprawia młodszemu przyjemność. Słyszał ciche jęki wychodzące z ust chłopaka i to był najpiękniejszy dźwięk, jaki dane mu było słyszeć. – Tak bardzo cię kocham – ugryzł lekko szyję loczka, który pisnął na to uczucie.
– Jesteś dzikusem Lou – wydusił z trudem, biorąc powietrze i sapnął głośno, gdy Louis potarł jego kark swoim zarośniętym policzkiem. – Tak bardzo się bałem, ale jest miło. To co robisz, jest miłe i wcale nie chcę uciec i ukryć się przed tobą.
– Powiedz mi, jeżeli coś ci się nie podoba, przestanę w każdej chwili – zapewnił, zsuwając swoją dłoń niżej. Czuł, jak pod jego palcami brzuch Harry’ego napina się, a oddech urywa. Czuł, jak chłopak trzęsie się pod jego dotykiem, wtulił swoją twarz w jego kark napawając się słodkimi dźwiękami wychodzącymi z jego ust i drżeniem ciała, jakie czuł.
– Louis – jęknął loczek, chwytając jego drugą dłoń, którą obejmował go mocno w pasie, splótł ich palce, nie odsuwając się od szatyna. – Lou – głośny dźwięk uciekł z ust bruneta, a Tomlinson poczuł, jak całe ciało chłopaka zadrżało i rozluźniło się. Ostrożnie obrócił go, nadal trzymając w swoim ramionach. – To, to było … – Styles zamilkł, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Pierwszy raz, kiedy Harry Styles nie potrafi odnaleźć odpowiednich słów – zażartował lekko, całując kącik jego ust z czułością, o którą nawet siebie nie posądzał. – Mój cudowny chłopak, jesteś idealny kochanie.
– Ja czytałem o tym trochę i czy powinienem teraz … – nim Harry zdążył dokończyć, Lou przerwał mu pocałunkiem, gdy oderwali się od siebie, loczek zamrugał leniwie z trudem trzymając się na nogach.
– I właśnie dlatego będziemy robić wszystko małymi krokami skarbie. Nie ma takiej rzeczy, którą powinieneś zrobić jasne? Jeżeli chciałbyś to tak, ale nie ma żadnego przymusu. A teraz wybacz, ale jesteśmy pomarszczeni i wyglądamy okropnie, nawet ty mój piękny chłopcze – to co wychodziło Louisowi idealnie, to uspokajanie Harry’ego, sprawianie, że wszystkie lęki i obawy odchodziły w cień. Nikt nie potrafił robić tego tak dobrze, jak on.
– Kocham cię Lou, powiedziałem to zbyt wiele razy w tym miesiącu, ale postanowiłem, że mogę zrobić dla ciebie wyjątek, chociaż głupio się czuję, mówiąc ciągle to samo słowo. Czy to nie jest głupie? Przecież wiesz, że cię kocham.
Szatyn wyszedł jako pierwszy, ostrożnie wyprowadzając za sobą Harry’ego. Nie chciał, by ta mała gapa poślizgnęła się na płytkach. Chwycił jeden z ręczników wiszących na wieszaku, wybrał odpowiedni ten puchaty i miły, po czym otulił nim bruneta.
– To nie jest głupie kochanie, jeżeli będziesz mówił mi to tak często jak teraz, będę najszczęśliwszy na świecie – powiedział, uśmiechając się do siebie jak wariat. Zawiązał ręcznik dookoła pasa i spojrzał na Harry’ego.
– Nawet się nie umyliśmy – stwierdził oburzony chłopak, a Lou zaśmiał się głośno. Był tak niedorzecznie zakochany w tym chłopaku. Ta miłość, którą czuł w tym momencie, już go nie przerażała. Wiedział, że da mu siłę do przezwyciężenia wszystkich trudności, które będą ich czekały. Nigdy nie czuł się tak bardzo właściwym człowiekiem na właściwym miejscu jak teraz, przy boku Harry’ego. Przybliżył się do loczka i zaczął obcałowywać jego twarz, słyszał jego niezadowolone mruknięcia, które przerodziły się w cichy chichot, gdy składał małe całusy na całej jego buzi. – Kocham cię.
– Znowu to powiedziałeś – zauważył rozbawiony, ale twarz Harry’ego przybrała nagle poważny wyraz.
– To dlatego, że nie mogę nawet powiedzieć, że jesteś spełnieniem moich marzeń – wyznał, spuszczając wzrok na ich złączone dłonie.
– Dlaczego? Marzyłeś o wysoki, ciemnookim, blondynie? – chciał, by loczek zaśmiał się, ale ten popatrzył na niego z czymś tak intensywnym w oczach, że pozostało mu tylko objęcie go swoimi ramionami.
– Nie, nigdy nawet sądziłem, że wolno mi marzyć o czymś tak niezwykłym jak miłość. O tym nie mówi się na terapii albo zajęciach wiesz? Wszyscy zawsze martwią się o to, jak ludzie tacy jak ja poradzą sobie w szkole, później w pracy, albo czy będziemy potrafili zrobić samodzielnie zakupy i nie wpaść w szał przez muzykę i światła w sklepach, ale nikt nie mówi o miłości. O tym jak to jest zakochać się i że każdy z nas zasługuje na miłość i kogoś takiego jak ty Lou. Nikt nigdy nie powiedział mi, że mnie też może to spotkać, że ktoś może mnie pokochać, tak jak zrobiłeś to ty. Nigdy nie marzyłem o miłości, bo świat wmawiał mi, że są ważniejsze sprawy, a przecież i tak nikt nigdy nie pokocha dzieciaka ze spektrum. Wiesz, jesteś kimś więcej, niż spełnieniem moich marzeń. Jesteś jak najpiękniejsza książka, napisana najbardziej wyjątkowymi słowami, którą będę mógł czytać do końca swojego życia. To lepsze niż marzenia, dużo lepsze.
Louis nie był beksą, ale teraz słuchając tego, co powiedział Harry, wpatrywał się w jego twarz i obraz rozmazywał mu się przed oczami pod wpływem łez. Było mu tak przykro i zarazem odczuwał wielkie szczęście. Teraz to poczuł, wiedział już, że on i Harry zrobią kiedyś coś niezwykłego, połączą swoje siły i sprawią, że ludzie zaczną traktować inaczej dzieci i nastolatków, którzy różnią się od reszty świata Każdy zasługiwał na miłość, na szacunek, na próbę zrozumienie i empatię, każdy powinien mieć obok siebie ludzi, którzy będą walczyć z nim, a czasami za niego w wielkich bitwach. Nikt nie powinien zostać sam, bo życie samotnie w tym wielkim, okrutnym, pozbawionym tolerancji świecie mogło być najgorszym koszmarem, który człowiek sobie wyśnił.
– Kocham cię Hazz, ty też jesteś dużo lepszy niż marzenia, dużo lepszy. – Pociągnął go w stronę drzwi, ignorując to, że mają na sobie tylko ręczniki. – Chodź skarbie, teraz czas na przytulanie prawda?
– Obejrzymy coś? Ostatnio nie skończyliśmy tego dziwnego serialu o chłopaku pracującym w księgarni, który obsesyjnie śledził dziewczynę. Wiesz który prawda? – loczek paplał radośnie, idąc za nim krok w krok. Był szczęśliwy, rozpromieniony i wyglądał, jak ktoś. kto poradzi sobie ze wszystkim, a jeżeli nie to Lou będzie obok, by pomóc mu i wspierać go całym sobą.
Niektóre bitwy trzeba toczyć w pojedynkę, inne z kimś u swego boku. Niezależnie od tego, zawsze warto mieć kogoś, kto podniesie cię, gdy upadniesz, stanie przed tobą, by cię osłonić lub opatrzy twe rany po wszystkim. Życie czasami przypomina niekończącą się przygodę, ale dla pewnych osób może okazać się o wiele mniej przyjemne. Czasami życie jest polem bitwy, a każdy przetrwany dzień – zwycięstwem. Gdy podniesiesz swój wzrok i rozejrzysz się dookoła, odnajdziesz tych, którzy codziennie walczą i może zdecydujesz się do nich podejść i pomóc.
Może każdy Harry powinien odnaleźć swojego Louisa.
Może każdy Niall powinien odnaleźć swoją Gemmę.
Może każdy Liam powinien odnaleźć swojego Zayna.
Może każdy Theo powinien odnaleźć swoją Mie.
Może każdy człowiek powinien odnaleźć w drugiej osobie człowieka.
***
Przez te wszystkie lata mówiliście o mnie:
ciApaty
pSychol
Pokraka
głupeEk,
ofiaRa
Gbur
niEdojda
wyRzutek
Znosiłem te wszystkie słowa w milczeniu i samotności, ale one uderzały we mnie każdego dnia. Zostawiały po sobie ślad w moim sercu i w moim umyśle. Sprawiały, że traciłem pewność siebie, odwagę, swoją osobowość i poczucie wartości. Jednak pojawił się ON i zrozumiałem to, że jestem też człowiekiem który:
Czuje – waszą nienawiść,
Zamyka się – na innych,
Łudzi się – że jutro okaże się być lepsze
Oddycha – tym samym powietrzem co wy,
Walczy – z samym sobą każdego dnia,
Interesuje – się otaczającą rzeczywistością
Emanuje – samotnością
Kocha – chociaż nie wie, co dokładnie to znaczy.
Teraz już wiem, czym jest miłość, wiem, że zasługuje na szacunek i dobro.
Mam Aspergera, nie wyzdrowieję nagle, ponieważ to nie jest choroba, nie uleczy mnie miłość, bo nie potrzebuję lekarstwa, ale najważniejsze jest to, że jestem człowiekiem. Tak, jestem człowiekiem.
Asperger – Człowiek
PS. Harry w końcu pozwolił mi coś napisać w swoim dzienniku. Nie będę się rozpisywał, ponieważ patrzy na mnie groźnie.
PS.1 Kocham cię Harry Stylesie. Nigdy o tym nie zapominaj.
*George R.R Martin
13 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek -rozdział trzydziesty drugi
Widzisz - powiedziała - tyle jest tego, co nie znajduje sobie miejsca ani latem, ani jesienią, ani na wiosnę. To wszystko, co jest nieśmiałe i zagubione. Niektóre rodzaje nocnych zwierząt i tacy, którzy nigdzie nie pasują i w których nikt nie wierzy... Trzymają się na uboczu cały rok. A potem kiedy jest spokojnie i biało i kiedy noce stają się długie, a wszyscy posnęli snem zimowym - wtedy wychodzą. *
Zima odeszła, nim tak naprawdę się pojawiła, a luty zapowiadał szybkie nadejście wiosny. Lou nie był pewny, czy cieszy go taka pogoda, ale w końcu nie zapomniał jeszcze, gdzie mieszka. W Anglii nie było prawdziwych mrozów, jedyne co mogło spaść z nieba to deszcz. Czas pędził nieubłaganie, minęły urodziny Harry’ego, który chyba pierwszy raz w życiu był podekscytowany na myśl o tym dniu i zaraził swoim entuzjazmem wszystkich domowników, którzy z radością kupili mu prezenty urodzinowe. Lou wcale nie przypisywał sobie tego sukcesu, zupełnie nie. Teraz czekało go coś zupełnie innego i chociaż nie uznawał tego głupiego święta, to miał zamiar przygotować coś miłego dla Harry’ego. W końcu pierwsze walentynki to nie byle co.
Zaplanował sobie wszystko jakiś czas temu. Porozmawiał z Robinem i namówił mężczyznę, by wyciągnął gdzieś Anne na wieczór. Był nawet tak wspaniałomyślny, że kupił im bilety do kina na jakąś komedię romantyczną, która miała swoją premierę właśnie w walentynki. Gemmą nie musiał się przejmować, był pewien, że świeżo upieczeni narzeczeni spędzą pierwsze wspólne święto miłości razem, robiąc nie wiadomo jakie rzeczy. Lou wolał o tym nie myśleć, ale przed wyjściem przypomniał przyjaciółce, że brzuch nie będzie wyglądał zbyt dobrze w sukni ślubnej, w której była zakochana od jakiegoś czasu. Jego dobra rada nie spotkała się z wdzięcznością, a Harry słysząc, co powiedział, przewrócił tylko oczami, nie komentując tego w żaden sposób.
Teraz był idealnie przygotowany. Dom był pusty i panowała w nim przyjemna cisza. Nie musiał przejmować się tym, że zaraz ktoś postanowi wejść do salonu i zniszczyć wszystko, co przygotowywał przez dobry tydzień. Pokój rozświetlały zapalone świeczki, oczywiście pamiętał, by wybrać bezzapachowe. Nauczył się już, że Harry źle reaguje na zbyt intensywne zapachy, zresztą loczek zbyt wiele razy mówił mu, że śmierdzi. Teraz ograniczył używanie perfum do minimum. Na stole czekała już kolacja, którą samodzielnie przygotował, coś lekkiego, co lubił Hazz. Nie chciał, by Harry męczył się podczas jedzenia, chociaż ten prędzej powiedziałby mu, że danie jest ohydne i nie powinien w ogóle zabierać się za gotowanie.
Miał nadzieję, że chłopak będzie zadowolony. Domyślał się, że to będą jego pierwsze prawdziwe walentynki, więc chciał, by wszystko wypadło perfekcyjnie. Kontrolnie zerknął na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał nienajgorzej, więc mógł pójść po Harry’ego, który zabunkrował się w swojej sypialni, ucząc się na nadchodzące egzaminy. Zapukał do drzwi i wszedł do środka, zastając chłopaka ślęczącego nad książkami.
– Hazz czas na przerwę – powiedział, robiąc krok w stronę bruneta, który jeszcze nie podniósł na niego swojego wzroku.
– Mhm – mruknął młodszy, nadal wpatrując się w jakieś notatki, całkowicie ignorując obecność Louisa.
– Harry, chciałbym, żebyś skończył naukę na dziś – nie wiedział, czy może nie był zbyt bezpośredni i nieuprzejmy, ale jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, loczek spojrzał na niego i niechętnie zamknął zeszyt. Zauważył, jak zmarszczył czoło i wpatrywał się w niego z grymasem na twarzy. – Coś się stało?
– Co zrobiłeś z włosami? – oczywiście, jak zawsze był szczery i prostolinijny.
– Uczesałem się – zażartował, poprawiając dłonią zaczesane do góry włosy. Oceniający wzrok młodszego sprawiał, że zaczynał czuć podenerwowanie.
– Czyli odkąd cię znam, każdego dnia się nie czesałeś? Zrobiłeś to dopiero dzisiaj?
– Nie, po prostu dzisiaj włożyłem w to więcej starań – starał się ukryć uśmiech, który wywołały słowa wypowiedziane przez Stylesa. – Wyglądam tak źle? To dlatego się krzywisz?
– Jeszcze nie zdecydowałem, czy podoba mi się ta – chłopak machnął dłonią w nie do końca skoordynowanym ruchu – fryzura. Wyglądasz inaczej.
– Daj mi znać, jak już dowiesz się, czy mój wygląd ci przypasował, a teraz chodź – wyciągnął w jego stronę dłoń i poruszył nią, gdy Harry nie ruszył się z miejsca. – Dalej Hazz, kolacja nam stygnie.
– Jaka kolacja? Gotowałeś coś? Jeżeli zdemolowałeś kuchnię, to mama się zdenerwuje i wyrzuci cię stąd. Wiesz o tym prawda? – posłusznie wstał i wyminął Louisa, ignorując jego wyciągniętą rękę.
– Bardzo śmieszne Harry, potrafię gotować, zresztą dobrze o tym wiesz. Już nieraz dla nas gotowałem. – maszerował za nim z niezadowoloną miną. Trudno być romantykiem przy Harrym Stylesie.
– Dlaczego dziś gotowałeś? I dlaczego … – zielonooki zamarł w połowie zdania, gdy stanął w progu. Obejrzał się szybko na Louisa stojącego za jego plecami i posłał mu pytające spojrzenie. – Co się tutaj stało? Po co te świeczki?
– Dzisiaj są walentynki i pomyślałem, że możemy spędzić ten wieczór razem, zjeść coś dobrego, porozmawiać i być ze sobą – wzruszył ramionami i nagle poczuł się całkowicie onieśmielony. Tak właśnie działał na niego Harry, sprawiał, że Lou z dorosłego mężczyzny stawał się dzieciakiem, który nie wie, czy to co robi, jest dobre i ma jakikolwiek sens.
– Walentynki? – powtórzy głucho Styles, przydreptując nerwowo z nogi na nogę.
– Wiesz, takie święto zakochanych, obchodzone czternastego lutego.
–Wiem, co to są walentynki głupku – zganił go, przewracając oczami na ten słaby żart. – Ja po prostu nigdy ich nie obchodziłem i zupełnie o tym nie pomyślałem.
– Chodź skarbie, jedzenie zaraz ostygnie – chwycił go za dłoń i pokierował w stronę stołu. – Proszę – odsunął krzesło, gestem zapraszając go do zajęcia miejsca. – Szef kuchni poleca kurczaka z warzywami. Smacznego – obserwował, jak młodszy niepewnie chwyta widelec i odkłada go po chwili, krzywiąc się na dźwięk, jaki wydało uderzenie stali o porcelanę. – Co się dzieję? – naprawdę nie miał pojęcia, co zrobił nie tak. Chciał tylko, by spędzili miły wieczór.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – zaczął cicho Harry, unikając wzroku Louisa, tak jak na początku ich znajomości.
– Prawdę, tak jak zawsze skarbie – chciał go dotknąć, ale nie był pewien, czy właśnie tego potrzebował w tej chwili loczek, który siedział zgarbiony i nerwowo wyginął palce u swojej dłoni. To wszystko tak bardzo przypominało ich pierwsze miesiące życia pod jednym dachem. – Mów do mnie Harry.
– Ja nigdy nie przygotowałem dla ciebie czegoś takiego, a ty postarałeś się i zrobiłeś to wszystko. To niesprawiedliwe i nie powinno tak być. Czuję się głupio i nie wiem nawet, jak powinienem się odwdzięczyć.
– Harry nie musisz się odwdzięczać, to nie o to tu chodzi – przysunął się bliżej loczka, który popatrzył na niego z desperacją w oczach.
– To o co? Bo nie rozumiem tego wszystkiego. Jestem beznadziejny, może mama ma rację, mówiąc, że powinieneś sobie odpuścić Lou. Nie musisz się mną zajmować i opiekować. Każdego to w końcu zmęczy.
– Przestań dobrze? Nie wygaduj takich głupot, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Obaj jesteśmy nowi w tych miłosnych sprawach okay? I to jest w porządku, nauczymy się wszystkiego razem. To mnie uszczęśliwia, stawianie wspólnie pierwszych kroków. Nie ma nikogo innego, z kim chciałbym to robić jasne? Tylko ty i ja, nikt więcej. I jesteśmy na randce, więc nie mów o swojej mamie, której pozbyłem się na ten wieczór z domu. Posłuchaj Harry, nie musisz niczego dla mnie robić, jeżeli nie czujesz takiej potrzeby. Do niczego się nie przymuszaj, rób tylko to, na co masz ochotę. Ja jestem szczęśliwy, ponieważ jesteś tutaj ze mną, pozwalasz się przytulać, chociaż to nie jest dla ciebie najprzyjemniejsze, spędzasz ze mną swój czas, robiąc zupełnie nowe rzeczy, które wychodzą poza twoją strefę komfortu. To wszystko co mi dajesz, jest ważniejsze niż jakaś głupia kolacja, którą dziś przygotowałem. Jeżeli kiedyś będziesz chciał, możemy razem przygotować coś takiego, ale tylko jeśli będziesz miał na to ochotę. I nawiasem mówiąc, opiekowanie się tobą sprawia mi przyjemność, chyba po prostu jestem tym typem faceta, który lubi się troszczyć. To nie jest ciężar, ty nie jesteś ciężarem, ale musisz przestać tak o sobie myśleć zgoda?
– To jest randka? – wypalił Harry, ignorując cały emocjonalny monolog Louisa.
– Tylko tyle usłyszałeś z tego, co powiedziałem?
– Słyszałem wszystko, ale jeżeli to jest randka, to powinienem być lepiej ubrany, wiesz? – chłopak zgniótł w dłoniach fragment swetra, który miał na sobie.
– Wyglądasz ślicznie, tak jak zawsze – musnął ustami zarumieniony policzek bruneta i opadł na swoje miejsce. Nie zorientował się nawet, w którym momencie ukucnął naprzeciw chłopaka i trzymał mocno jego drżące dłonie.
– Możemy już jeść? Chyba zgłodniałem.
– Boże tak! – wykrzyknął radośnie, entuzjastycznie zabierając się za przygotowane danie. – Smacznego i nie myśl, że mówiąc tak wymuszam komplementy jasne? – powiedział, gdy zobaczył, że Harry otwiera usta.
– Chciałem tylko powiedzieć, że lubię, kiedy mnie przytulasz.
Lou spojrzał na niego zszokowany, a jego głupie serce zabiło o wiele szybciej, niż powinno.
***
Siedzenie przy stole okazało się nie tak wygodne, jak Lou oczekiwał, a może to po prostu on nie lubił siedzieć tak sztywno i udawać, że klimat szykownych restauracji jest w jego stylu. Zresztą poduszki i miękki dywan położone przed kominkiem wyglądały o wiele bardziej zachęcająco i wręcz zapraszały do skorzystania z nich. Dlatego wylądowali w tym miejscu, siedząc wygodnie naprzeciw siebie przyglądając się płomieniom ognia, otulającym kolejne kawałki drewna swoim gorącem i żarem. Od jakiegoś czasu prowadzili spokojną, leniwą rozmowę i Lou mógł przyznać przed sobą, że przy nikim nie czuł się w ten sposób. Przed Harrym nie spotkał takiej osoby, z którą mógłby po prostu siedzieć i rozmawiać, wymieniać poglądy i opinie, nie wymuszając głupich żartów.
– Nie mogę uwierzyć, że namówiłeś tatę na wyjście do kina z mamą tylko po to, żeby przygotować randkę dla nas – powiedział Harry z nutka podziwu w głosie. – To jakby niewiarygodne, wiesz? Myślisz, że mama dostrzegła w tym podstęp?
– Myślę, że nie. Twój tata często wyjeżdża w delegacje, więc czas tylko dla nich z pewnością im się przyda. Ja tylko trochę pomogłem twojemu tacie, byłem dobrym duszkiem, który zorganizował co nieco – uśmiechnął się w stronę loczka, który kręcił się na swoim miejscu.
Przyzwyczaił się już do pewnego sposobu bycia Harry’ego, wiedział, że chłopak czasami wpatruję się w przestrzeń bez ruchu i wtedy nie docierają do niego żadne słowa, albo chodzi nerwowo lub kręci się na swoim miejscu, starając się odnaleźć jakiś spokój, którego w danym momencie mu zabrakło. Domyślał się, że kolacja i cały ten wieczór dały Harry’emu tyle wrażeń, że teraz zwyczajnie nie mógł usiedzieć z podekscytowania.
– To prawda, taty często nie ma, a mama zazwyczaj przejmuje się i wtrąca we wszystko, co dzieję się w domu i w mieście. Gemma jest do niej bardzo podobna pod tym względem. Ciekawe, czy rodzice będą zadowoleni z tego wyjścia.
– Mam nadzieję, że tak w innym razie twój tata przestanie być moim sojusznikiem – naprawdę liczył, że Robin nie przejdzie na stronę Anne w ich małym sporze. Dobrze było mieć za sobą jakiegoś faceta z tej rodziny. Harry’ego miał, tego akurat był pewien.
– Sojusznikiem? – powtórzył brunet, krzywiąc się nieznacznie.
– Twój tata chyba mnie lubi, więc nie ma nic przeciwko naszej relacji, a twoja mama, sam wiesz – zauważył, jak Harry przytakuje ze zrozumieniem, zgadzając się z tymi słowami. – Ale koniec rozmawiania o twoich rodzicach. Wiem, że jest już późno, ale zaplanowałem dla nas jeszcze coś. Tylko się nie denerwuj.
– Jest udowodnione naukowo, że kiedy ktoś mówi tylko się nie denerwuj, druga osoba automatycznie zaczyna się stresować – zauważył Harry, zaplatając ręce na piersi. Nie miał pojęcia, co też mógł wymyślić Louis.
– To nic takiego, ale jeszcze tego nie robiliśmy, więc proszę, nie panikuj – szatyn wstał i podszedł do starego odtwarzacza Anne.
Czuł wzrok loczka, który nie spuszczał z niego oczu. Był chyba bardziej przerażony samą reakcją bruneta, niż tym co ma zamiar zaraz zaproponować chłopakowi. Gdy pierwsze dźwięki fortepianu rozległy się w pomieszczeniu, odetchnął głęboko i odwrócił się w stronę Harry’ego, który nadal nie miał pojęcia, co zaplanował. Wyciągnął w jego stronę dłoń, zachęcając Stylesa do podniesienia się z miejsca.
– Nie wiem, o co ci chodzi. Po co ta piosenka? – zapytał zmieszany chłopak, ale wstał i powoli podszedł do Louisa, który uśmiechał się spokojnie, tak jakby miał wszystko pod kontrolą.
– Pomyślałem, że moglibyśmy zatańczyć – rzucił lekko i w tej samej chwili Harry zamarł w pół kroku. – To nic strasznego Hazz, tylko ty i ja.
– Nie, ja nie tańczę – chłopak cofał się szybko, jak przestraszone zwierze, chcące uciec przed zagrożeniem, ale przecież Lou nie był żadnym niebezpieczeństwem.
– Ja też nie, ale razem możemy spróbować.
– To nieprawda – zaprotestował nagle loczek. – Widziałem, jak tańczysz z tym chłopakiem, który chciał być z tobą.
– Słucham? Nie wiem, o czym mówisz Hazz. Jakim chłopakiem? – zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o czym mówi Harry. Naprawdę nie tańczył zbyt często, a już szczególnie z mężczyznami.
– Wtedy też miałeś taką fryzurę, a Andrew przytulał cię cały czas, kiedy tańczyliście razem – dolna warga Harry’ego zadrżała, a szatyna nagle olśniło.
– Andy? Mówisz o znajomych Gemmy? Hazz nie myśl o tym teraz, proszę cię. To był zwykły natrętny typ, którego chciałem się pozbyć, ale nie miałem jak. Nawet nie pamiętałem jego imienia, dopóki mi go nie przypomniałeś. On jest nikim, a ty znaczysz wszystko – chwycił go za dłoń i przyciągnął bliżej siebie, mimo oporu stawianego przez młodszego. – Nie myśl o nim, jasne? Nie chcę, byś kiedykolwiek czuł się gorszy przez jakiegoś nic nieznaczącego typka. Teraz lepiej powiedz mi, dlaczego odmawiasz mi jednego tańca.
– Tańczenie jest męczące, sprawia, że ludzie się pocą i rumienią. W dodatku trzeba się dotykać, zazwyczaj wszyscy ocierają się i przytulają, a to wygląda okropnie. Wiem, że większość osób lubi tańczyć i sprawia im to przyjemność, ale dla mnie nawet patrzenie na tańczące pary jest nudne albo obrzydliwe. I nie rozumiem, jak można za pomocą tańca przekazywać uczucia. Nie jestem głupi i wiem, że są gesty i mimika, ale nadal taniec jest głupi. Mama zmusiła mnie kiedyś do pójścia na zabawę szkolną, to jedno z najgorszych wspomnień z mojego życia.
– Dooobra – powiedział przeciągle Lou. – Powiedzmy, że rozumiem twój punkt widzenia, a dyskoteki szkolne to koszmar, więc Anne zawaliła po całości. Jednak nadal chcę z tobą zatańczyć i obiecuję ci, że będzie miło. Masz moje słowo, że nie będzie żadnego ocierania i pocenia się. Może przytulę cię, bo tak będzie nam wygodnie. Zaryzykujesz? A później przebierzemy się w pidżamy i obejrzymy u ciebie w pokoju świetny film o tańcu. Będziesz zachwycony – przyciągnął loczka jeszcze bliżej, obejmując go w pasie i przytulając do swojego ciała. Słyszał, jak marudzi i narzeka, ale spokojna melodia your song sprawiała, że bujali się powoli w swoich ramionach. Czuł, jak napięte jest ciało chłopaka, wiedział, że dla niego to coś więcej, niż zwykły taniec, ale po raz kolejny czuł, że zrobili razem wielki krok. Nie byłby sobą, gdyby nie pośpiewał pod nosem, szczególnie, że bardzo lubił tę piosenkę.
So excuse me forgetting but these things I do
You see I've forgotten if they're green or they're blue
Anyway the thing is what I really mean
Yours are the sweetest eyes I've ever seen
Zauważył mały uśmiech na ustach Harry’ego, a dłonie chłopaka delikatnie dotykały jego karku i włosów. To było miłe i sprawiało, że chciał jedynie przymknąć oczy i rozkoszować się chwilą, ale jeszcze bardziej magiczna była twarz loczka, która rozświetlała się z każdym miły słowem tej piosenki.
I hope you don't mind that I put down in words
How wonderful life is while you're in the Word
Zaśpiewał z Eltonem ostatnie słowa utworu i nie zastanawiając się długo nad kolejnym krokiem, pocałował Harry’ego. Musnął jego wargi czule, chcąc przekazać, jak bardzo jest w nim zakochany. Słyszał ciche westchnienia chłopaka, które mimowolnie uciekały z jego zaróżowionych ust. Nie wiedział, czy kiedykolwiek przyzwyczai się do tego, że może pocałować Harry’ego, przytulić go i nazywać swoim chłopakiem.
– Powiedz proszę, że ten film to nie Step up – wyszeptał w jego wargi, gdy tylko przerwał pocałunek.
– Za kogo ty mnie masz Hazz? Oczywiście, że to nie Step up. Skarbie obejrzymy jeden z najpiękniejszych filmów o tańcu, marzeniach i miłości Zatańcz ze mną.
Zauważył jego zaskoczoną minę i z zadowoleniem pociągnął go w stronę schodów prowadzących na piętro. Zapowiadał się naprawdę miły wieczór.
***
Niall trzymał dłoń Gemmy, gdy spacerowali po pustych uliczkach z Theo i Mią biegnącymi przed nimi, wskakującymi do wszystkich kałuż, które zdołali zauważyć. Po zimie nie było już śladu i chyba wszyscy czekali na prawdziwą wiosnę. Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się na myśl, że to będzie ich pierwsza wiosna razem. Może był głupi i sentymentalny, ale takie drobiazgi naprawdę się dla niego liczyły i były istotne.
– Niall chciałbyś mieć kiedyś dzieci? – pytanie Gemmy sprowadziło go na ziemię, ale nie był to zły powrót. Zerknął na nią zaskoczony nagłą zmianą tematu, jeszcze chwilę temu dyskutowali o wyjeździe na kilka dni do Londynu.
– Skąd to pytanie? – naprawdę był ciekaw, nigdy nie rozmawiali o dzieciach, nie żeby miał coś przeciwko, ale zastanawiał się o czym myślała Gemma.
– Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, a to chyba jest ważne prawda? Dzieci to istotna kwestia, a przecież jesteśmy zaręczeni i planujemy ślub – wyjaśniła pospiesznie, ale od razu wyczuł, że to nie w tym rzecz. Nie była z nim do końca szczera, ale wiedział, że dopóki nie odpowie, nie dowie się prawdy.
– Oczywiście, że chciałbym mieć dzieci, ale tylko wtedy, gdy ty również będziesz tego chciała. Myślę, że bylibyśmy świetnymi rodzicami, mamy już wprawę, odkąd opiekujemy się tą dwójką praktycznie non stop, ale nic na siłę – spojrzał na narzeczoną, która zatrzymała się nagle w miejscu i nie wyglądała na uspokojoną, wprost przeciwnie targały nią jakieś emocje. – Mogę wiedzieć, co się dzieje? Jesteś niespokojna. Powiedz, o co chodzi.
– Załóżmy, że będziemy mieć dziecko, a co jeśli okaże się, że jest takie jak Harry?
– Mądre, sympatyczne, homoseksualne czy też przystojne? Wiesz, nawet ja umiem dostrzec, że masz świetnego brata – uśmiechnął się w jej stronę, ale Gemma nie odwzajemniła tego.
– Wiesz, co mam na myśli, nie żartuj sobie.
– Nie żartuję. Pytasz, czy zespół Aspergera sprawi, że przestanę kochać swoje dziecko? Kocham cię Gemms, ale muszę to powiedzieć, zadałaś najbardziej idiotyczne pytanie na świecie. Jak w ogóle możesz myśleć, że to cokolwiek by zmieniło. To nadal byłoby nasze dziecko, które kochałbym najbardziej na świecie. Nieważne, czy miałoby Aspergera, było niepełnosprawne, homo, trans, czy cokolwiek innego. Nie jestem tym typem człowieka, nie jestem, jak twój ojciec. Myślałem, że to wiesz. Uwielbiam twojego brata i skoczyłbym za nim w ogień, więc odpowiadając na twoje pytanie, jeżeli okaże się takie jak Harry, to będę je kochał, wspierał i był przy nim wtedy, kiedy będzie mnie potrzebowało.
– Kocham cię Niall, wiedziałam, że tak odpowiesz, ale musiałam się upewnić. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek później cierpiał, przepraszam – objęła go, mocno się w niego wtulając. Czuła na swoich plecach jego dłonie, powoli głaszczące ją w uspokajającym geście. Nigdy nie wątpiła w Nialla, ale pamiętała doskonale swojego ojca i nie przeżyłaby ponownie takiej sytuacji.
– Rodzice mówili, że macie się przy nas nie obściskiwać! – zawołała Mia, a Theo przytaknął jej ochoczo. Ciekawe od kiedy tych dwoje było tak zgodnych. Jeżeli te dzieciaki zawiążą pokojowy pakt, wszyscy będą w niebezpieczeństwie, Niall był tego pewien.
– A kto się obściskuje? Chyba wy – prychnął, odsuwając się od Gemmy i obejmując ją jednym ramieniem.
– Ja w życiu nie dotknę dziewczyny, one są beznadziejne – stwierdził z obrzydzeniem Theo, robiąc dwa kroki w bok, byle dalej od Mii, która przewróciła na niego oczami.
– Jasne, zawsze możesz znaleźć sobie chłopaka – prychnęła dziewczynka, kręcąc protekcjonalnie głową.
– I wszystko wróciło do normy – stwierdził z zadowoleniem Niall, przysłuchując się kłótni dzieciaków, która raczej nie miała skończyć się zbyt szybko. – Równowaga musi zostać zachowana.
– Wiesz, że oni zachowują się jak my w dzieciństwie prawda? – zapytała Gemma, wbijając mu palce w bok.
– Co?
– Oni są tacy, jak my dawniej. Nie śmiej się, ale myślę, że może uda nam się jeszcze bawić na jednym weselu w przyszłości.
– Wiesz myślę, że poza naszym weselem i tej dwójki – wskazał głową na popychające się dzieciaki – może będzie jeszcze jeden ślub. Wcale by mnie to nie zdziwiło – obserwował, jak oczy Gemmy otwierają się coraz szerzej, a zrozumienie wymalowało się na jej twarzy, gdy w pełni zrozumiała, co miał na myśli. On był święcie przekonany, że w tym miasteczku będzie się dużo działo w przeciągu kilku lat.
***
***
Był wykończony. Nie myślał, że egzaminy w trakcie sesji okażą się tak wyczerpujące i stresujące. Był na skraju równowagi i miał wrażenie, że niedługo oszaleje z nerwów i ilości materiału, którą musiał opanować. Nie miał czasu na jedzenie, wychodzenie ze zwierzętami, a o rozmowach z Lou mógł tylko pomarzyć. Żył w jakiejś innej czasoprzestrzeni i szalonym pędzie. Nie mógł się już doczekać, kiedy w końcu odetchnie i odpocznie. Miał wszystko rozplanowane co do minuty, Louis śmiał się, że działa jak szwajcarski zegarek, ale naprawdę gdyby nie jego obsesja na punkcie planowania i bycia systematycznym, teraz z pewnością wrzeszczałby ze złości i bezsilności.
Bał się, że zawali jakiś egzamin i wtedy wszystko legnie w gruzach. Nie mógł zawieść samego siebie i wszystkich, którzy na niego liczyli. Był zbyt ambitny, czuł to szczególnie wtedy, gdy łzy kłuły go w oczy, a twarz stawała się czerwona ze złości. Brał na siebie zbyt wiele, ale nie potrafił odpuścić i poddać się. Było przedpołudnie, ale pół nocy spędził wczoraj na nauce, a później nie mógł zasnąć z nerwów przed egzaminem, który ostatecznie poszedł mu bardzo dobrze. Dopiero teraz zaczął czuć głód, a burczenie w brzuchu stawało się nie do wytrzymania. Zerknął na kanapki, które przyniósł mu wczoraj Louis. Teraz nie miał ochoty ich jeść, były nieświeże i stare, dlatego postanowił wyjść z pokoju i przygotować sobie jakiś szybko posiłek. Wydawało mu się, że jest w domu zupełnie sam. Wyraźnie pamiętał, jak szatyn przed wyjściem do pracy po cichu wkradł się do sypialni i pocałował go w czoło na pożegnanie. Był pewien, że Lou każdego dnia sądził, że smacznie śpi i nie jest świadom tych pocałunków. Nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu, chociaż czasami naprawdę z trudem powstrzymywał się przed szczerością i powiedzeniem prawdy.
Wszedł do kuchni, pocierając drżącą dłonią zmęczone oczy. Spędzał zbyt dużo czasu przed ekranem komputera, całe jego ciało protestowało przed tak dużym wysiłkiem, jaki wkładał obecnie w naukę. Z trudem włóczył nogami po drewnianej podłodze, która nieprzyjemnie skrzypiała pod nogami. Louis zawsze powtarzał, że to dźwięk prawdziwego domu, ale dla niego był to tylko kolejny irytujący odgłos, który wywoływał grymas na twarzy i nieprzyjemne pulsowanie skroni. Pochylił się przed lodówką, zastanawiając się, co mógłby zjeść, gdy usłyszał ciche, znajome chrząknięcie. Obrócił się gwałtownie, a przed jego oczami pojawiła się ciemność. Szybko oparł się o blat, czekając, aż świat przestanie wirować mu przed oczami.
– Jesteś skrajnie wyczerpany Harry – oceniła Anne, wpatrując się w niego z czymś, co mógł ocenić jako niezadowolenie.
– To tylko zmęczenie mamo – odparł, wzruszając ramionami.
–Nieprawda i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Jesteś tym wszystkim przytłoczony i wcale nie mam na myśli nauki. Radzisz sobie świetnie na uniwersytecie, nauka nigdy nie była dla ciebie problemem.
– Nie wiem, o co ci chodzi mamo. Mogłabyś mówić szczerze, co masz na myśli? – był zmęczony ciągłymi atakami ze strony mamy. Nawet w domu musiał ciągle zastanawiać się nad drugim dnem każdej jej wypowiedzi. To nie było miłe szczególnie dla niego. Jasne, po tylu latach terapii, rozmów i szkoły, która dała mu prawdziwą lekcję przetrwania teraz potrafił już odczytywać ukryte znaczenie pewnych słów, ale nadal u siebie w domu wolałby nie męczyć się w ten sposób snując domysły.
– Dobrze, w takim razie powiem, co o tym myślę – Anne wstała z miejsca i podeszła bliżej niego, wpatrując się w jego oczy. Starał się z całych sił, by wytrzymać jej wzrok dłużej niż zazwyczaj, ale czuł jak jej spojrzenie atakuje go, więc wbił wzrok w małą paprotkę stojącą na kuchennym blacie niedaleko okna. – To wszystko wina Louisa, odkąd zacząłeś to coś z tym chłopakiem, stałeś się podenerwowany i rozkojarzony. Nie można nawet normalnie spędzić z tobą czasu, ciągle nas unikasz i jesteś swoim całkowitym przeciwieństwem. On cię zmienił Harry, nie poznaję już swojego syna. Kiedyś było dobrze, a później pojawił się on i proszę, spójrz na siebie. Co się z tobą stało? Nie powinieneś w ogóle tego z nim zaczynać, to był błąd.
– Co ty mówisz? – nie mógł uwierzyć w to, co mówiła jego mama. – Jak mogła obwiniać o wszystko Louisa? Był tylko zmęczony, zarywał noce, by uczyć się jeszcze więcej, dlatego stał się podenerwowany i rozdrażniony. To nie miało nic wspólnego z Lou, przecież właśnie szatyn uspokajał go i sprawiał, że chociaż na moment odkładał książki i odpoczywał. Dlaczego ona tego nie rozumiała i zachowywała się w taki sposób?
– Mówię prawdę Harry. On wszystko zniszczył i sprawił, że jesteś nieszczęśliwy – głos jego matki był pretensjonalny, a ton opryskliwy. Nigdy nie mówiła do niego w ten sposób. Czuł się, jakby wrócił do szkoły i ludzi, którzy go gnębili i krzywdzili. Chciałby, żeby Lou był obok niego albo Gemma i Niall, oni zawsze byli po jego stronie, nie ważne, co by się działo.
–To co mówisz jest głupie i pozbawione sensu. Nie wiem, dlaczego nagle zaczęłaś tak nienawidzić Louisa, ale uspokój się i zmień swoje nastawienie – nie chciał kłócić się z mamą. Odkąd pamiętał, zawsze byli zgodni. Czuł, że teraz dzieje się coś złego.
– Ja jestem głupia? Jestem twoją matką i znam cię lepiej, niż tym sam siebie. Nie życzę sobie, żebyśmy rozmawiali w ten sposób.
– Powiedziałem, że to co mówisz jest głupie, a nie że ty jesteś głupia. Słuchaj uważnie. Nie musimy w ogóle rozmawiać, przyszedłem tylko zrobić sobie coś do zjedzenia.
– Kiedyś taki nie byłeś, Lou wmówił ci, że coś do niego czujesz, że jesteś gejem. Nigdy nawet nie interesowali cię inni ludzie, a nagle co, stwierdziłeś, że nadajesz się do bycia z kimś? – prychnęła, mierząc go wściekłym wzrokiem. Ta cała rozmowa nie poszła po jej myśli.
– Niczego mi nie wmówił, wiem, co czuję i kim jestem. I nie chcę być z byle kim, tylko z Louisem, tylko z nim. Ja naprawdę go kocham mamo. Czy mogłabyś zaakceptować to tak, jak zaakceptowałaś związek Gemmy i Nialla? – poprosił, wpatrując się w jasne drewno pod swoimi stopami.
– Kochasz go? Błagam Harry, wiesz w ogóle, co to znaczy? – przewróciła oczami, na głupoty wygadywane przez chłopaka. Nie słyszała większych bzdur w ostatnim czasie.
– Słucham? – wyszeptał, czując jak jego broda zaczyna drżeć, a łzy chcą wydostać się spod przymkniętych powiek.
Nie był głupi, nie był pozbawiony uczuć. Jak jego mama mogła powiedzieć coś takiego? Kochał ją, tatę, Gemmę, byli dla niego najważniejsi, odkąd tylko pamiętał. Teraz pokochał jeszcze Louisa i wiedział, jak to jest, wiedział co to za uczucie. Nie chciał zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Wyminął kobietę, która uważała, że zna go najlepiej na świecie i poszedł do swojego pokoju. Każdy, dosłownie każdy mógł sobie twierdzić, że ludzie z Aspergerem nie czują, nie potrafią okazywać uczuć, kochać, ale nie jego własna matka. Osoba, która wspierała go od najmłodszych lat, gdy zamiast bawić się samochodami, wolał czytać słownik. Czy to, że kogoś pokochał, było tak złe? Czy może to, że był to Louis? A może to, że nie była to dziewczyna?
***
Louis miał dość. Krążył po swoim pokoju niczym lew zamknięty w klatce i zastanawiał się, co do cholery zrobić. Coś było bardzo nie tak, ale nie miał pojęcia co. Wszystko było świetnie, gdy nagle wrócił z pracy i zastał Harry’ego, który nie przypominał dawnego siebie. Od tamtego wydarzenia minęło kilka dni, a loczek cały czas był smutny i zdystansowany. Jasne, pozwalał się przytulać, nie odpychał Louisa, ale ich rozmowom brakowało dawnej iskierki, a spojrzenie chłopaka pozbawione było blasku. Pomyślałby, że to wina egzaminów, ale Harry zdał je wszystkie z bardzo dobrymi wynikami. Pomiędzy nimi również nie wydarzyło się nic złego. Od walentynek było idealnie i Lou każdego dnia zakochiwał się w tym chłopaku coraz mocniej. Wiedział, że brzmi to kretyńsko, ale taka była prawda. Do głowy przyszedł mu tylko jeden pomysł i był związany z Anne. To ona spędzała czas w domu z loczkiem. Może ona wiedziała, co się stało pod jego nieobecność. Zdeterminowany, by dowiedzieć się prawdy, wyszedł z pokoju i wbiegł do kuchni, gdzie Anne siedziała przy stole pijąc kawę.
– Możemy porozmawiać? – zaczął, stojąc po przeciwnej stronie stołu.
– O czym Louis? – westchnęła zmęczonym głosem, nawet na niego nie patrząc. Ona też miała już dość tej chorej sytuacji.
– O Harrym. Nie wiem, czy zauważyłaś, jaki jest smutny i przygnębiony. Co się stało? – usiadł na krześle, nie chcąc stać nad kobietą w bojowej pozie.
– Może w końcu zrozumiał, że to wszystko nie ma sensu – powiedziała spokojnie, w końcu spoglądając na szatyna.
– Co nie ma sensu? – zmrużył oczy, wpatrując się w brunetkę. Miał złe przeczucia.
– Ten wasz związek – ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło, Lou widział to wyraźnie, jak skrzywiła się podczas wypowiadania.
– O czym ty mówisz? Co się wydarzyło, kiedy nie było mnie w domu? O czym rozmawiałaś z Harrym? Co mu powiedziałaś? – teraz zyskał pewność, że to Anne znowu coś zrobiła, że to ona nagadała loczkowi jakichś głupot, po których się załamał. Nie mógł dopuścić, by Harry zamknął się w sobie, jak po walentynkach rok temu. To byłoby najgorsze, co mogło ich spotkać.
– Nic takiego mu nie powiedziałam – stwierdziła obronnie kobieta, ale jej głos zadrżał niespodziewanie. Ukrywała coś, co męczyło również ją. Louis naprawdę chciałby, żeby w tym domu zapanował spokój, dokładnie taki, jak wtedy, gdy wprowadził się do nich dawno temu.
– Anne proszę cię. Co mu powiedziałaś? Chcesz, żeby wydarzyło się to, co wtedy, gdy Harry prawie wylądował w szpitalu, a lista leków jakie musiał zażywać, ciągnęła się bez końca? Powiedz mi, błagam – był zdesperowany, martwił się i z trudem mógł usiedzieć w miejscu, nie wrzeszcząc na matkę Harry’ego.
– On był taki podenerwowany i zestresowany. Przyszedł coś zjeść i ręce drżały mu przez cały czas. Chciałam z nim porozmawiać i powiedziałam, że to wszystko wina waszego związku, tego co was łączy. Dodałam, że to nie ma sensu i to twoja wina, bo ty go zmieniłeś. On był zły, powiedział, że wygaduję głupoty, pierwszy raz tak naprawdę podniósł na mnie głos i pokłóciliśmy się – głos Anne zaczął drżeć i Lou z chęcią pocieszyłby ją, ale to ona doprowadziła do tej sytuacji, męcząc Harry’ego, podjudzając przeciwko niemu. – On powiedział, że cię kocha, a ja zapytałam, czy … czy w ogóle wie, co to znaczy kochać kogoś – kobieta zamilkła, a on wpatrywał się w nią w milczeniu, przetwarzając wszystko, co powiedziała. Bolało go serce. Myślał o tym, jak zraniony był jego Harry, jak okropnie musiał się poczuć, słysząc takie słowa od swojej matki. Musiał coś powiedzieć, coś zrobić.
– Wiesz, jak mocno go zraniłaś? Harry kocha ciebie, Desa i Gemme tak mocno. On … on może tego nie mówi, ale jesteście dla niego najważniejsi. Jak mogłaś powiedzieć, że nie wie, co to miłość? On to wie bardzo dobrze, potrafiłby powiedzieć ci dokładną definicje słowa miłość, a później sama dostrzegłabyś, jak on … jak okazuje ją w codziennym życiu. Jesteś jego mamą, znasz go najdłużej z nasz wszystkich. Jak mogłaś nawet pomyśleć, że Harry nie potrafi kochać? – zamilkł, myśląc o Harrym, o tym chłopaku, który tak wiele razy musiał słyszeć lub czytać o czymś takim, o głupich stwierdzeniach, że ktoś z Aspergerem nie czuję. A teraz Anne, osoba która była mu najbliższa, powiedziała coś takiego. – Jak on zareagował? Nie miał w swoich oczach łez? Nie widziałaś ich? Czy tak reaguje osoba, która nie wie, co to miłość? Mam dość Anne – pokręcił głową z trudem, powstrzymując łzy, które chciały wypłynąć z jego oczu – mam dość tych kłótni, głupich sporów i dogryzania sobie na każdym kroku. Chciałbym żebyś traktowała mnie tak jak wcześniej, jak tego pierwszego dnia, kiedy tu przyjechałem i od razu poczułem, jakbym miał drugą mamę. Czułem się tu jak w domu dzięki tobie, chciałbym dalej móc spędzać z tobą czas, rozmawiać o nowych przepisach, sadzić kwiaty w ogrodzie, oglądać stare filmy, które tak lubimy. Czy tylko ja za tym tęsknię? Czy tylko dla mnie to coś znaczyło? Kocham twojego syna Anne. Pokochałem go tak mocno, że czasami budzę się w nocy i jestem przerażony, bo nie wiem, czy na niego zasługuję, nie wiem, czy jestem odpowiedni, ale później myślę o tym, jak wiele bym dla niego zrobił, ile poświęcił, byleby tylko był szczęśliwy i wiem, że to jest to. To jest miłość Anne. Możesz mnie stąd wyrzucić, możesz mówić mu, co chcesz na mój temat, ale ja nie zniknę z jego życia, chyba, że on sam tego zapragnie. Zastanów się proszę nad tym wszystkim – wstał ze swojego miejsca i stanął obok kobiety. – Tym zachowaniem ranimy Harry’ego, a on zniósł już w swoim życiu wystarczającą iloś�� bólu. Powinniśmy zrobić wszystko, by był szczęśliwy.
– Louis – kobieta chwyciła go za dłoń, gdy chciał odjeść. – Po prostu zawsze myślałam, że to ja będę się nim opiekować, a później zostanie z nim Gemma. On nigdy nie miał nawet przyjaciół. A nagle pojawiłeś się ty i wywróciłeś nasz świat do góry nogami. Musisz zrozumieć, że jestem jego matką i boję się, że pewnego dnia zrozumiesz, że pragniesz czegoś więcej. Będziesz chciał założyć normalną rodzinę, wyjść za mąż, zaadoptować dziecko. Z Harrym to ci się nie uda. I wtedy go zostawisz, a on sobie z tym nie poradzi.
– Pragnę wszystkiego z Harrym, nie jestem głupim dzieciakiem Anne, nie mam trzynastu lat i wiem, że świat to nie jest komedia romantyczna. Nie wszystko będzie różowe i idealne, ale czy kiedykolwiek jest? Czy twój mąż miał Aspergera? Z tego co wiem, to nie, a i tak zdołał zniszczyć ci życie. A co do dzieci, to nie wiem, czy widziałaś kiedyś swojego syna z maluchami. Jest przy nich najspokojniejszą osobą na świecie. Jest idealny Anne, więc porzuć swoje obawy dobrze? Nigdzie się nie wybieram, ale też na razie nie planuje w swojej głowie ślubu i dzieci, możesz się uspokoić.
– Przepraszam Louis, nie chciałam być taką … jędzą, ale całe życie byłam tylko ja i Harry. Chyba trudno mi się pogodzić z tym, że on otworzył się na kogoś innego, a przecież przez całe życie tylko tego chciałam.
– Nie mnie powinnaś przeprosić, ja nie potrzebuję twoich słów. Porozmawiaj z Harrym dzisiaj, bo jutro mam zamiar zaprosić go na krótki wyjazd do mojego rodzinnego domu. Mama nie może się doczekać, kiedy go przywiozę – uśmiechnął się na samą myśl o rodzinnych stronach i Harrym.
– Dobrze, porozmawiam z nim, ale nie sądzę, że on zgodzi się z tobą pojechać. To byłby dla niego zbyt duży krok.
Lou miał ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymał się i ruszył w stronę schodów. Powiedzieli dziś wystarczająco, oboje mieli o czym myśleć. Wiedział jedno, Anne nie miała racji i w swojej głowie miała stworzony przedziwny obraz Harry’ego, który nie miał już nic wspólnego z prawdą.
***
Przekroczyli już granice miasta, a Lou cały czas miał przed oczami zszokowaną twarz Anne, obserwującą, jak pakuje ich walizki do bagażnika. Oczywiście była przekonana o tym, że Harry odmówi i wybije mu ten pomysł z głowy, ale ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich, loczek zgodził się. Zerknął na bruneta, który przez całą drogę odezwał się zaledwie kilka razy. Teraz również siedział w milczeniu i wpatrywał się w mijany miejski krajobraz. Ostrożnie, tak żeby nie wystraszyć chłopaka, położył dłoń na jego kolanie. Poczuł, jak Harry drgnął niespokojnie i skierował na niego swoje zielone tęczówki.
– Wszystko w porządku? Jesteś dziś wyjątkowo milczący – powiedział, obdarzając go ciepłym uśmiechem, który miał dodać mu otuchy. Z zaskoczeniem zarejestrował to, jak Harry chwyta jego dłoń i umieszcza na kierownicy.
– Z tego co wiem, to są pewne zasady dotyczące kierowania pojazdami. Obie dłonie na kierownicy Louis – pouczył go młodszy, a jego ton głosu wyrażał jedynie znudzenie. – Nie patrz tak na mnie, dobrze wiesz, że mam racje.
– Jak zawsze – mruknął rozbawiony, rejestrując, że może się pożegnać z romantycznym trzymaniem za dłonie w trakcie jazdy – zaśmiał się z własnych myśli, zyskując zdezorientowane spojrzenie loczka.
– Podobno tylko nienormalni ludzie śmieją się i gadają sami do siebie – zauważył z uniesionymi brwiami, oczekując jakieś reakcji ze strony Louisa.
– Gdzie to usłyszałeś? – zapytał, ciesząc się, że młodszy w końcu włączył się w jakąś rozmowę. Chociaż za dosłownie minutkę miał zaparkować przed swoim rodzinnym domem, więc nie zostało im dużo czasu na dyskusję.
– Słyszałem to zbyt wiele razy w szkole. Ludzie nie rozumieli, dlaczego nagle zaczynałem się śmiać, a mi po prostu przypomniało się coś zabawnego i nie ukrywałem tego, bo dlaczego miałbym. Tak samo było, kiedy szeptałem coś do siebie. Ludzie mówili, że jestem psycholem, a to po prostu mnie uspokajało.
– Ludzie zazwyczaj wyśmiewają, albo obrzucają obelgami coś, czego nie rozumieją lub czego się boją.
– Ludzie się mnie bali? – zapytał z niedowierzeniem młodszy, obracając się całym ciałem w jego stronę. – Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
– Nie bali się ciebie, ale Aspergera. Nie wiedzieli, co to jest. Pewnie nie mieli pojęcia, jak się objawia, co oznacza i obawiali się, jak będziesz się zachowywał. Dlatego łatwiej im było krzyczeć na ciebie lub śmiać się z twojego zachowania. To zawsze jest dużo łatwiejsze, niż próba zrozumienia i zaakceptowania – po raz kolejny położył dłoń na kolanie loczka i gdy już chciał ją zabrać, by nie dostać reprymendy od młodszego, ten uścisnął ją szybko.
– Nawet jeżeli dlatego zachowywali się w ten sposób, nie mam zamiaru myśleć o nich dobrze. Byli okropnymi dupkami w stosunku do mnie.
– Gdybyś myślał inaczej, chyba bym się na ciebie zdenerwował. Nic nie usprawiedliwia ich zachowania Hazz, to ograniczeni kretyni, którzy niczego nie osiągną w swoim życiu. A teraz kończymy już rozmowę na ten temat, ponieważ jesteśmy na miejscu – wyciągnął kluczyk i spojrzał na Harry’ego, który wyszedł szybko z samochodu, rozglądając się po okolicy. – Podekscytowany?
– Twoja mama mnie nie lubiła, ale później było już lepiej prawda? – upewnił się loczek, zatrzymując Louisa, który maszerował w stronę drzwi wejściowych.
– Teraz cię uwielbia, więc niczym się nie przejmuj – pogłaskał go po policzku, bojąc się, że chłopak za chwilę może zacząć panikować. – A moje siostry są w porządku. Nic złego cię tu nie spotka, obiecuję.
– Dobrze, ale jeżeli powiem coś głupiego i cię zawstydzę to nie bądź na mnie zły – poprosił Harry i dokładnie w tym momencie drzwi otworzyły się, a w progu stanęła uśmiechnięta Jay.
– Nigdy nie będę na ciebie zły – wyszeptał szybko tak, by matka niczego nie usłyszała. – Kocham cię.
– Chodźcie, chodźcie. Lou nie trzymaj Harry’ego przed domem. Jak ja cię wychowałam? – kobieta zaśmiała się, wpuszczając ich do przedpokoju. – Jak dobrze was widzieć. Harry nie mogłam się doczekać twoich odwiedzin. Wiedz, że to wszystko wina Louisa. Chciałam, żebyś do nas przyjechał już dawno temu, a on się jakoś ociągał – kobieta mówiła radośnie, przyciągając młodszego do ciasnego uścisku.
– Nie męcz go mamo i przestań go tak ściskać, zaraz go udusisz – znał młodszego aż za dobrze, od razu zauważył, jak zesztywniał w objęciach Jay. Ruszył mu na ratunek, lekko odsuwając swoją mamę. – A mnie to już nie przytulisz? Tak teraz wita się swoje dziecko? – prychnął, udają niezadowolenie.
– Nie bądź zazdrosny o moją uwagę Louis, jesteś na to za stary – stwierdziła Jay, przytulając go krótko – dziewczyny zaraz przyjdą się z wami przywitać. Nie mogły się doczekać, by w końcu się poznać Harry.
– Ja też z chęcią je poznam. Louis dużo o nich opowiadał – brunet odważył się odezwać, mówiąc wyuczoną formułkę, którą wcześniej sobie przygotował. Wolał nie popełnić jakiejś gafy na wstępie. Wytrzymał nawet długi uścisk mamy Louisa, a nie należał do najprzyjemniejszych.
– Pewnie mówił o nas same dobre rzeczy – powiedziała jakaś blondynka schodząca ze schodów i Harry szybko przypomniał sobie, że to pewnie Charlotte. Za nią podążała wyższa brunetka. Przed przyjazdem tutaj chciał dowiedzieć się jak najwięcej na temat rodziny szatyna. Wolał wiedzieć za dużo, niż za mało.
– Nazywał was potworami – powiedział, nim pomyślał, że nie powinien tego mówić.
– To takie typowe i w stylu Louisa – prychnęła ciemnowłosa dziewczyna. – Jestem Fizzy –pomachała do niego z daleka , więc odetchnął z ulgą, widząc, że nie idzie się do niego przytulić. Doprawdy nie rozumiał, dlaczego niektórzy ludzie czują taką potrzebę ściskania innych osób.
– A ja Lottie – starsza po prostu podała mu dłoń, która uścisnął krótko.
– Miło was poznać Charlotte i Felicite – chciał być uprzejmy, ale wytrzymał tylko chwilę patrzenia im prosto w oczy. Poczuł, jak ktoś staje obok niego i z ulgą dostrzegł, że to Louis. Brakowało mu poczucia bezpieczeństwa, jakie odczuwał w jego obecności.
–Hazz nie lubi używać zdrobnień, więc cieszcie się, że ktoś nareszcie będzie używał waszych pełnych imion – powiedział podchodząc do sióstr i obejmując je mocno ramionami. – Dobrze was znowu widzieć potworki.
– Nie mamy pięciu lat Lou, ogarnij się błagam i nie przynoś nam wstydu przed Harrym – Lottie odepchnęła szatyna. – Nie wiem, jak ty z nim wytrzymujesz każdego dnia, ale dla mnie już jesteś święty.
– Do wszystkiego można się przyzwyczaić – nie wiedział, czy dziewczyna żartuje. Przy nowopoznanych osobach potrzebował chwili, by przyzwyczaić się do zupełnie nowego stylu bycia drugiego człowieka. Dlatego wolał ostrożnie dobierać słowa, nie chciał się zbłaźnić.
– Lou mówił, że studiujesz, jak podoba ci się twój kierunek? – Fizzy poszła za swoją siostrą, więc wszyscy razem ruszyli do salonu, który zupełnie nie przypominał tego w domu Stylesów. Było tu o wiele więcej miejsca i całość była bardziej nowoczesna, ale Harry bardziej lubił ten wiejski, brytyjski klimat, jaki panował w jego domu.
– Zajęcia są ciekawe. Mam bardzo dużo książek do przeczytania, ale lubię czytać, więc to nie jest problem. Egzaminy były trudne, ale studiowanie jest o wiele lepsze, niż szkoła średnia.
– Wszystko jest lepsze, niż szkoła średnia – zażartowała Fizzy i Harry zgodził się z nią szybko, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.
– Uwierz mi Fizzy on jest mądrzejszy od nas wszystkich razem tutaj zebranych. Bez obrazy, kocham was, ale Hazz jest najzdolniejszą osobą, jaką znam – Lou promieniał z dumy i cały czas się uśmiechał. Jak na razie nie wydarzyło się nic złego i loczek wydawał się całkiem zrelaksowany i spokojny.
– Każdy jest mądrzejszy od ciebie, to jest pewne – zawyrokowała Lottie, unosząc złośliwie brew. Wiedziała, jak sprowokować brata. – Żałuję, że nie mogłam przyjechać do twojego domu razem z mamą. Podobno mieszkacie w pięknym, starym, angielskim domku. Mama była zachwycona po powrocie.
– Tak, mieszkamy tam odkąd tylko pamiętam. To stary dom rodziców mojej mamy, nigdy ich nie poznałem, ale rodzice nigdy nie chcieli wyprowadzić się z tego domu. Mama lubi odnawiać stare rzeczy, więc większość z tego co mamy, to stare meble dziadków – nawet nie wiedział, dlaczego mówił tak dużo, ale wszyscy chyba byli zainteresowani, ponieważ nikt mu nie przerywał. Zerknął na Lou, chcąc upewnić się, że wszystko jest dobrze, ale ten uśmiechał się i obejmował go jednym ramieniem, więc chyba nie powiedział nic głupiego. – Wasz dom jest zupełnie inny, ale też całkiem ładny, chociaż na razie widziałem tylko korytarz i salon.
– Właśnie tacy z nas gospodarze – Jay zaśmiała się, słysząc ostatnie zdanie chłopca. – Louis oprowadź Harry’ego, a ja przygotuję kolację. Pewnie jesteście głodni po podróży.
– Chodź Hazz, pokaże ci mój pokój – chwycił dłoń loczka, który usłyszał tylko cichy chichot sióstr szatyna. – Uspokójcie się dzikuski.
***
Byli już po kolacji, Harry wytłumaczył się zmęczeniem i poszedł do pokoju, a Lou obiecał, że zaraz do niego dołączy. Chciał jeszcze przez chwilę porozmawiać z rodziną, dowiedzieć się, co sądzą o Harrym. To nie tak, że ich opinia mogłaby coś zmienić w jego uczuciach, ale miał nadzieję, że dziewczyny polubiły choć trochę loczka, który radził sobie dziś lepiej, niż zwykle. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, chłopak rozmawiał podczas kolacji, wymieniał jakieś opinie na temat książek z Fizzy i zadał nawet kilka pytań dotyczących studiów Lottie. Było miło i Lou w pewnym momencie przestał się tak potwornie stresować. Odpuścił sobie czujność i ciągłą kontrolę tego, o czym rozmawiają jego siostry i Harry.
Przysiadł się obok swoich sióstr i westchnął głośno, przygotowując się do zadania pytania, które męczyło go cały wieczór.
– Co jest Lou? – Fizzy spojrzała na niego pytająco, więc teraz nie było już odwrotu.
– Co sądzicie o Harrym? – zapytał prosto z mostu, modląc się w myślach, by dziewczyny były wyrozumiałe i łagodne.
– A o to chodzi – Lottie zaśmiała się, widząc zmartwioną twarz brata. – Dlaczego jesteś taki zestresowany? Uspokój się Lou, wszystko jest dobrze. Harry jest w porządku, jest miły, na pewno nie jest głupim gówniarzem, ma poukładane w głowie i chyba faktycznie miałeś rację, jest bardzo mądry.
– Zapomniałaś jeszcze o czymś – wtrąciła Fizzy, uśmiechając się radośnie. Lou patrzył na nią zmieszany, ponieważ dziewczyna prawie podskakiwała na swoim miejscu z podekscytowania. – Harry jest prześliczny, ma najładniejszy uśmiech, jaki widziałam i żałuję tylko, że tak rzadko patrzył nam w oczy. Gdybym miała coś o nim powiedzieć, to on jest jak disneyowska królewna śnieżka.
– Co? – skrzywił się i zaczął głośno śmiać, słysząc głupotki, jakie wygadywała jego młodsza siostra. O czym ona mówiła? To co powiedziała Lottie było w porządku, wiedział to wszystko, ale Fizzy chyba oszalała. – Masz gorączkę?
– Hej Lou, nie żebym popierała porównywanie chłopaków do księżniczek Disneya, ale cała reszta była jak najbardziej zgodna z prawdą – blondynka patrzyła na szatyna, który zmarszczył czoło, myśląc o czymś intensywnie. – Mamoooo! – krzyknęła Lottie, nagle rozumiejąc, co się dzieję i o czym myśli jej brat. – Mamo! Louis jest całkowitym idiotą.
– Dlaczego tym razem? – Jay usiadła naprzeciw swoich dzieci, które wyglądały komicznie.
– On zakochał się w Harrym, całkowicie nie dostrzegając jego wyglądu, rozumiesz? Jakiego ty syna wychowałaś?
– Przecież wiem, jak wygląda Hazz. O czym wy mówicie? Mogłybyście nie dramatyzować, chciałem tylko zapytać, czy go polubiłyście i tyle – naprawdę nie chciał przebywać dookoła tych kobiet, kiedy wpadały w swój fanatyczny nastrój, taki jak teraz. Zawsze uważały, że mają rację.
– Wiesz? Doprawdy? Bo przed chwilą zachowywałeś się, jak nieświadomy idiota – Lottie obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem. Patrzyła na niego tak, jak patrzy się na obrzydliwego robaka. Studia chyba nie służyły tej dziewczynie, zrobiła się przemądrzała.
– Wybacz, że nie porównuję mojego chłopaka do królewny śnieżki, ale nie mam wszystko dobrze z głową – żachnął ze złością, wstając z miejsca. – Powiedz im coś mamo, bo zaraz puszczą mi nerwy.
– Uspokójcie się wszyscy – Jay nie miała zamiaru krzyczeć, ale musiała podnieść głos, żeby przekrzyczeć tę dzieciarnię. – Posłuchajcie, Harry jest na piętrze, a wy zachowujecie się jak zgraja przedszkolaków. Jeżeli Lou nie zakochał się w wyglądzie Harry’ego, to oznacza, że wychowałam go lepiej, niż sądziłam – spojrzał na siostry z wyższością, ponieważ wygrał to starcie. – Chociaż synku, może powinieneś przejść się do okulisty?
– Co? Mamo błagam, ty też? Przecież wiem, jak wygląda Harry, spędzam z nim każdy dzień, nie jestem ślepy – mówił obronnie, przecież nie kłamał. Mógłby dokładnie opisać Harry’ego, skupiając się na detalach.
–To spójrz teraz na niego inaczej – zaproponowała Fizzy. – Jeżeli jesteś w nim zakochany, to nie możesz tylko się o niego martwić i opiekować nim, musisz widzieć, jaki jest śliczny. Może i jest facetem, ale każdy od czasu do czasu lubi usłyszeć komplement, a on zasługuje na wszystkie piękne słowa tego świata.
– Od kiedy z ciebie taka poetka? – zaplótł ramiona na piersi, obserwując ją przymrużonymi oczami.
– Nie złość się na nas, zawsze jesteśmy po twojej stronie, ale byłeś tak śmiesznie zdezorientowany, kiedy zdałeś sobie sprawę, że Harry oprócz umysłu ma też ciało – Felicite jak na swój wiek, była zbyt mądra. Nie wiedział, czy podoba mu się to, że poucza go nastolatka. Był dorosłym facetem i nie potrzebował takich porad.
– Słuchajcie, może to faktycznie tak dziwacznie wyglądało, ale ja naprawdę wiem, jakie mam szczęście, mogąc być z Harrym. On … on jest najlepszym, co mi się przytrafiło i wiem, jak jest uroczy i kochany. Po prostu czasami bardziej skupiam się na tym, co czuję, będąc obok niego, rozmawiając z nim. To może brzmieć idiotycznie, ale zakochałem się w osobowości Harry’ego, w jego umyśle, drobnych gestach, słowach, które wypowiada, a nie w tym, jak wygląda. On jest wyjątkowy i jest czymś więcej, niż tylko ładną buzią.
– Posłuchajcie czasem brata i pokochajcie kogoś za to, jakim jest człowiekiem, a nie za to, jak wygląda – Jay patrzyła na swojego syna z dumą i rozczuleniem. Pamiętała swoje pierwsze spotkanie z Harrym i to, jak go potraktowała. Była taka ograniczona. Potrafiła skupić się tylko na zaburzeniu, które miał, nie widziała niczego poza nim. Jej syn od początku wykazał się większą dojrzałością niż ona.
– Wpadłeś Lou, jesteś szaleńczo zakochany – zawyrokowała Fizzy, przytulając go mocno. – Nigdy jeszcze nie widziałam, żebyś zachowywał się w ten sposób. To miłe, widzieć, że jesteś szczęśliwy i twoje serce odnalazło swój dom w ramionach drugiego człowieka.
– Czuję, jakbym błądził przez całe życie i nagle odnalazł sens tego wszystkiego. To takie głupie – był zmieszany i zawstydzony. Nie lubił tak uzewnętrzniać się przed najbliższymi, ale one same dostrzegły więcej, niż powinny. Chyba był zbyt oczywisty, jeżeli chodziło o Harry’ego. – Lubicie go tak? Nie … nie będziecie traktowały go inaczej i zaakceptujecie jego dziwactwa? Chciałbym, żeby czuł się u nas dobrze, żeby był szczęśliwy i spokojny.
– Pokochamy go jak brata – przyrzekła Lottie, dając mu krótki uścisk. – Nikt nie jest dziwniejszy niż ty, więc uspokój się i przestań tak denerwować, bo naprawdę jest z tobą gorzej niż zwykle.
– Jesteś okropna – cmoknął ją w czoło i odsunął pospiesznie, obawiając się uderzenia, które oczywiście nadeszło po chwili. – Myślę, że pójdę już do niego, pewnie siedzi i stresuje się całą sytuacją. Dzięki mamo – spojrzał na Jay, która patrzyła na niego z niemym pytaniem w oczach – za to, że dałaś mu szansę i potraktowałaś tak, jak na to zasługiwał.
– Zawsze Lou, zawsze.
– Kocham was – krzyknął, wbiegając po schodach. Obawiał się, że jeszcze chwila, a rozpłakałby się, a Lottie nie zapomniałaby mu tego do końca życia. Wszedł do sypialni i tak jak się spodziewał, zastał loczka siedzącego na łóżku. Zauważył, że chłopak był już w pidżamie i pisał coś w swoim notesie. – Przepraszam, że to zajęło mi tak dużo czasu.
– Nic się nie stało? Słyszałem, jak krzyczeliście. To przeze mnie? – Harry przerwał pisanie i spojrzał na niego, oczekując odpowiedzi.
– Niee – podszedł szybko i usiadł naprzeciwko niego, chwytając go za dłoń – oczywiście, że nie. Ja i dziewczyny często się sprzeczamy, ale to raczej takie żarty i dogryzanie sobie, a nie prawdziwe kłótnie. Mama musiała podnieść na nas głos, żebyśmy w końcu się uciszyli.
– Och ok., bałem się, że kłócicie się przeze mnie. Czy … czy twoje siostry mnie nie lubią?
– Skąd taki pomysł Hazz? Bardzo cię polubiły i właśnie o tym rozmawialiśmy. Lottie stwierdziła, że naprawdę jesteś super mądry, a Fizzy – przerwał, zastanawiając się czy powinien powiedzieć chłopakowi prawdę – cóż powiem ci, ale nie śmiej się. Fizzy powiedziała, że wyglądasz jak disneyowska królewna śnieżka – był ciekaw, jak zareaguje Harry na takie rewelacje.
– Słucham? Ja jestem chłopakiem. Dlaczego nazwała mnie królewną śnieżką? Przecież ona jest dziewczyną – loczek był zmieszany i widać było, że stara się zrozumieć, o co mogło chodzić Fizzy.
– Wydaje mi się, że to przez twój wygląd.
– Mój wygląd? Nie rozumiem Louis – zagubienie chłopca było rozczulające.
– Wiesz w tej baśni było chyba coś takiego skóra biała jak śnieg, usta czerwone jak krew i włosy czarne jak heban. To stąd skojarzenie mojej siostry, po prostu uważa, że jesteś bardzo ładny i wyzwała mnie mówiąc, że mówię ci za mało komplementów – paplał coraz szybciej, obserwując, jak policzki młodszego robią się coraz bardziej zarumienione.
– Jestem ładny? Podobam się twojej siostrze? Czy to nie jest dziwne?
– Oczywiście, że jesteś ładny. Dlaczego jesteś taki zdziwiony. Nie mówiłem ci tego nigdy? – chyba naprawdę siostry miały rację, zbyt mało komplementów.
– Nie przypominam sobie, ale to chyba miłe prawda? To, że twoja siostra twierdzi, że jestem ładny, gdyby uważała mnie za okropnego, byłoby o wiele gorsze – wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie do Louisa.
– Moje siostry bardzo cię polubiły, mama zresztą też, ale to już wiesz. A ja faktycznie nie mówiłem ci, jak śliczny jesteś, ale teraz to powiem ok.? Jesteś najpiękniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałem, kocham twoje zielone oczy i czuję się zaszczycony za każdym razem, gdy na mnie spojrzysz, uwielbiam twoje kręcone włosy i masz tak cudowny uśmiech. Jestem beznadziejny, jeżeli chodzi o komplementy, ale bardzo mi się podobasz.
– Też polubiłem twoje siostry, są naprawdę miłe i lubię z nimi rozmawiać – ostrożnie dobierał słowa, ale nie musiał kłamać, Felicite i Charlotte okazały się sympatyczne. – I nie musisz mi mówić, że jestem ładny, nikt mi nigdy nie mówił takich rzeczy, chyba dziwnie się z tym czuję. Zawsze wydawało mi się, że jestem brzydki albo może zwyczajny.
– Jesteś niezwykły i od dzisiaj będę cię komplementował każdego dnia, aż w końcu będziesz miał mnie dość – zażartował, głaszcząc go po dłoni, którą cały czas trzymał.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek będę cię miał dość tak naprawdę – wyznał, spuszczając szybko wzrok. – Też powiem ci coś miłego, bardzo lubię kiedy mnie dotykasz, masz miłe dłonie i twoja skóra jest przyjemna w dotyku. Czy to w porządku?
– Jak najbardziej – pochylił się, muskając usta młodszego i obejmując jego twarz dłońmi – bardzo się cieszę, że lubisz mój dotyk. – Wyszeptał, całując go ostrożnie za uchem, czując jak chłopak drży.
– Czy będziemy spać dzisiaj w jednym łóżku? Chciałbym, żebyś przytulał mnie przez całą noc. Mama opowiadała, że kiedy byłem mały, uwielbiałem, kiedy coś mocno mnie otulało z każdej strony, prawie przyciskało. Później nagle stałem się wrażliwy na dotyk i miałem problem nawet z kołdrą – wyznał, układając się wygodniej pod pierzyną, wpatrując w szatyna prosząco.
– Jasne, skoczę tylko pod prysznic i zaraz do ciebie wracam, ale obiecaj, że jeśli będziesz czuć się źle z moją obecnością dasz mi znać – poprosił, pochylając się i poprawiając okrycie na młodszym chłopaku.
–To chyba oczywiste, że od razu dam ci znać Lou, przecież mnie znasz – loczek zaśmiał się, obserwując rozbierającego się szatyna, który zrzucił z siebie ciepłą bluzę. – Mogę cię jeszcze o coś poprosić?
– O wszystko.
–Nie używaj żadnego żelu pod prysznic dobrze? Nie lubię na tobie tych chemicznych zapachów.
– Jasna sprawa, zaraz wracam skarbie – pocałował go szybko i wyszedł z pokoju, uśmiechając się do siebie, jak wariat.
Naprawdę był szalony z miłości, jego siostry miały całkowitą rację.
***
Byłem przerażony, ale starałem się to ukrywać. Nie chciałem, żeby Lou denerwował się jeszcze bardziej. Okazało się, że mój strach był niepotrzebny. Zresztą na terapii rozmawiałem już o wielu sprawach i o takich rodzinnych spotkaniach także. Podobno nawet neurotypowi denerwują się przed poznaniem rodziców partnera. To całkiem mocno podniosło mnie na duchu.
Siostry Louisa okazały się miłe i radosne tak jak on. Myślę, że mogły mnie trochę polubić, a Felicite ma całkiem dobry gust filmowy i wypowiada się ładnymi słowami. Miło słucha się jej wypowiedzi.
Rozmawiałem o czymś z Norą jakiś czas temu i postanowiłem, że to ten dzień. Odważę się i poproszę, by Lou został ze mną na całą noc. Naprawdę chciałem się do niego przytulić i być bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Myślałem jeszcze o czymś, ale na razie zrobię ten jeden krok i zobaczę, co z tego wyjdzie.
Mam nadzieje, że Louis mnie nie zawiedzie i zgodzi się ze mną zostać. Kocham go i to chyba najważniejsze, co chciałem dzisiaj napisać. Może jeszcze to, że przekraczam kolejne bariery właśnie dla niego i czuję się szczęśliwszy, niż kiedykolwiek wcześniej.
*Tove Jansson
16 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek -rozdział trzydziesty pierwszy
„Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy”
Grudniowe poranki były czymś zupełnie innym. Anne nie wiedziała do końca, w czym tkwi magia tych momentów, gdy odsłaniała zasłony i mglisty widok za oknem witał ją i zapowiadał kolejny dzień. Miała jednak pewność, że grudzień to miesiąc wyjątkowy i wstając codziennie wierzyła, że zobaczy śnieg, a termometr będzie wskazywał ujemną temperaturę. Jak na razie nie doczekała się wymarzonego białego puchu, a wszystkie prognozy pogody zapowiadały deszczowe święta.
Tego dnia, tak samo jak ostatnio, przez większość czasu kręciła się po domu, przygotowując świąteczny wystrój. Jednak to nie na tym skupiała się jej cała uwaga. Oczywiście robiła to, co musiała, ale w międzyczasie obserwowała uważnie swojego syna i Louisa. Cały czas czekała, kiedy coś pójdzie nie tak, a szatyn postanowi zrezygnować i zostawi Harry’ego. To nie tak, że życzyła im źle, przecież chciała dla swojego dziecka tego, co najlepsze, ale coś cały czas mówiło jej, że nic z tego nie wyjdzie. Nie wyobrażała sobie, by Lou wytrzymał z jej dzieckiem przez cały czas. Nie wymagała tego, wiedziała, jak męczący potrafi być Harry. Nawet ona traciła cierpliwość od czasu do czasu. Nie chciała tylko, by brunet przywiązał się i pomyślał, że Tomlinson to coś stałego i wiecznie obecnego w jego życiu, ponieważ zawsze w końcu ludzie odchodzą. Nie wyobrażała sobie, by później musiała zbierać syna i składać go kawałek po kawałku. Zresztą Gemma wściekałaby się wtedy na cały świat, w końcu szatyn był jej najlepszym przyjacielem, a Harry bratem. Czyją stronę miałaby wybrać? Dlatego właśnie uważała, że ten cały związek nie powinien mieć miejsca. Owszem Harry mógł mieć dobrego przyjaciela, to było wskazane, bardzo by ich wtedy wspierała, ale nie chłopaka. Co to, to nie.
Zdawała sobie sprawę, że nie jest subtelna, a Lou widzi jej poczynania. Nie miała zamiaru przestać, musiała być czujna i mieć wszystko pod kontrolą. Lubiła Louisa, nie miała do niego żadnych pretensji, ale uważała, że nie jest odpowiedni dla jej syna. Nikt jej nie popierał, z tego również zdawała sobie sprawę. Robin uwielbiał szatyna i kiedy usłyszał o nim i Harrym, ucieszył się i zachowywał tak, jakby chciał zaplanować im ślub. Gemma była po ich stronie od samego początku, Niall zgadzał się z każdym słowem dziewczyny i została tylko ona, widząca więcej, niż oni wszyscy razem wzięci. Musiała toczyć samotną bitwę tak, by po jej zakończeniu nikt nie cierpiał z powodu złamanego serca.
***
Louisowi wydawało się, że cofnął się w czasie. Klęczał na dywanie wśród swoich ubrań porozrzucanych po całym pokoju, zastanawiając się, które nadają się do spakowania, a które lepiej zostawić i może wrzucić do pralki. Zerknął na łóżko, gdzie siedział milczący Harry, który obserwował każdy jego ruch. Wiedział, co myśli loczek. W ciągu tego tygodnia przeprowadzili rozmowę na ten sam temat już kilka razy. Obawy chłopaka były całkowicie bezpodstawne, tłumaczył to, ale najwyraźniej bezskutecznie. Odrzucił na bok kolejną koszulkę, nie było potrzebny zabierać ze sobą trzech czarnych bluzek, była zima, powinien spakować swetry. Spojrzał na walizkę i zauważył, że nie zostało w niej zbyt wiele miejsca, akurat tyle, by zmieściły się prezenty dla całej rodziny.
– Chyba udało mi się spakować – podsumował z uśmiechem, podnosząc się podłogi, na której klęczał od dobrej godziny. – To była trudna przeprawa.
– Nie rozumiem, po co tam jedziesz, przecież teraz my jesteśmy twoją rodziną – mruknął obrażonym głosem Harry, patrząc na niego z zachmurzoną miną.
– Skarbie, rozmawialiśmy już o tym – westchnął, siadając obok chłopaka, który odsunął się natychmiast. – Oczywiście, że jesteście moją rodziną. Przecież mieszkam z wami i spędzam każdy swój dzień, więc naprawdę chciałbym chociaż na czas przerwy świątecznej pojechać do mojej mamy, zobaczyć siostry, za którymi się stęskniłem. Czy mógłbyś spróbować to zrozumieć? – wyciągnął w jego stronę dłoń i widząc brak reakcji, poruszył zabawnie palcami. Wiedział, jak myśli przepływały przez głowę loczka, a każda była wymalowana na jego twarzy. Po chwili, która dłużyła się niemiłosiernie, Harry położył swoją dłoń na tej Louisa i pozwolił przyciągnąć się bliżej. – Nie chcę, żebyś się na mnie gniewał.
– Czy będziesz za mną tęsknił, kiedy pojedziesz do swojej drugiej rodziny? – oczy bruneta były skupione na ich złączonych dłoniach, które spoczywały spokojnie na łóżku pomiędzy nimi.
– Harry, tęsknie za tobą każdego dnia, kiedy jestem w pracy, a ciebie nie ma obok. Nie mogę się doczekać momentu, gdy zadzwoni dzwonek i będę mógł do ciebie wrócić. Jestem przekonany, że tylko wsiądę do samochodu, odjadę kilka metrów i już zatęsknię za twoją obecnością. A ty będziesz za mną tęsknił chociaż trochę? – miał nadzieję, że chłopak mu uwierzył i zaakceptował ten wyjazd. Gdyby mógł, rozdzieliłby się na pół, ale niestety zmieniacz czasu istniał tylko w książkach o Harrym Potterze, a oni musieli jakoś sobie poradzić w obecnej sytuacji.
– Więc wrócisz tak? Wyjedziesz, ale wrócisz?
– Oczywiście, że wrócę. Jak poradziłbym sobie bez ciebie? Nie potrafię sobie wyobrazić moich dni bez ciebie Hazz. Zawsze do ciebie wrócę, gdziekolwiek bym był, moje miejsce jest przy tobie jasne?
– Nie lubię, kiedy nie jesteś blisko mnie – powiedział loczek, ostrożnie dobierając słowa. – Bez ciebie każdy dzień jest nudny i monotonny, ale jestem pewien, że mama ucieszy się z twojej nieobecności.
To zabrzmiało jak świetny żart, ale Harry raczej nie był dowcipnisiem. Musiał się upewnić, dlatego przyjrzał się chłopakowi i z zaskoczeniem zauważył jego mały uśmieszek, uniesione kąciki ust i figlarny błysk w oku.
– Czy ty właśnie żartujesz sobie z własnej mamy?
– Może trochę – młodszy wzruszył lekko ramionami. – Musisz przyznać, że jej niechęć do ciebie jest odrobinę zabawna, zważywszy na to, jaką sympatią obdarzyła cię na samym początku.
– Może trochę – powtórzył za Stylesem, mrugając do niego porozumiewawczo okiem.
– Też będę za tobą tęsknił, a ty powinieneś mieć wyrzuty sumienia, że zostawiasz mnie z Niallem i Gemmą. Sam mówiłeś, że są nieznośni, a teraz mnie porzucasz i zmuszasz do spędzenia z nimi świąt i sylwestra.
– Nie mam sumienia – poruszył zabawnie brwiami, kładąc się wygodnie na łóżku z loczkiem u boku.
– Myślę, że dużo osób stwierdziłoby, że to ja nie mam sumienia. Wiesz, tak jak mówią, że osoby z Aspergerem nic nie czują, nie mogę kochać – wyszeptał Harry, wtulając policzek w jego pierś, wsłuchując się w dźwięk bicia serca szatyna.
Lou zamarł, słyszą te słowa. Nie miał pojęcia, gdzie usłyszał coś tak głupiego, ale wiedział, że ludzie nie mający pojęcia o Zespole Aspergera, wymyślają bzdury na ten temat.
– Ludzie to idioci Hazz. Uwierz mi, gdybym słuchał chociaż połowy tego, co wygadują, zapewne oszalałbym już dawno temu. – Pogłaskał chłopaka po włosach, chcąc poprawić mu jakoś humor. Nie chciał, by młodszy smucił się, myśląc o ograniczonych imbecylach, uważających się za najmądrzejszych obywateli świata. – Wiesz, ludzie zawsze będą gadać, nie unikniemy tego, ale chyba ty najlepiej wiesz, że nie warto przejmować się kretynami no nie?
– Masz rację – mruknął zielonooki, zgadzając się ze słowami szatyna. –Tobą też się nie przejmowałem, kiedy się wprowadziłeś – dodał, a Lou poczuł, jak drży z tłumionego śmiechu.
– Bardzo zabawne panie Styles, bardzo zabawne. Może jeszcze zastanowię się nad przedłużeniem urlopu w domu – zagroził, ściskając lekko dłoń Harry’ego, która zaciskała się na jego ciemnej koszulce.
– Nie zrobiłbyś tego, za bardzo tęskniłbyś za moim kubkiem, który ciągle kradniesz i moim wyrafinowanym gustem filmowym – wytknął mu szybko z zadowoleniem.
– Niee, bez tego jakoś bym sobie poradził. Tęskniłbym za twoim głosem, gdy marudzisz, że mam zostawić cię w spokoju, za dotykiem twoich dłoni, gdy spacerujemy razem po okolicy, za brzmieniem twojego śmiechu, kiedy wygaduje jakieś głupoty, a ty szydzisz ze mnie okrutnie. Tęskniłbym za twoimi pięknymi włosami, które pachną jak jesień i deszczowe poranki, ale największą tęsknotę odczuwałbym na myśl o naszych rozmowach, o wieczorach, które potrafimy przegadać, o argumentach, które podajesz, przewyższając wszystkie głupotki wygadywane przeze mnie. Także zdecydowanie nie mogę przedłużyć urlopu Hazz, umarłbym z tęsknoty z tobą – przesunął palcami po jego zarumienionym policzku, po raz kolejny uświadamiając sobie, jak pięknego chłopaka ma u swojego boku. Nie wiedział, czym zasłużył sobie na kogoś tak mądrego i uroczego, ale nie miał zamiaru nad tym dumać.
– Mama powiedziałaby, że starasz się mnie teraz oczarować albo okropnie się podlizujesz – odezwał się szczęśliwym głosem loczek.
– Myślę, że mogę zgodzić się w tej jednej sprawie z twoją mamą – wyznał Lou, składając na czole młodszego delikatny pocałunek. – Udało mi się?
– Może trochę.
***
Pierwszy świąteczny dzień zbliżał się powoli ku końcowi. Tak jak zapowiadały wszystkie prognozy pogody od kilku tygodni, śnieg nie zaszczycił mieszkańców Wielkiej Brytanii swoją obecnością. Harry mógł tylko wyobrażać sobie, jak niezadowolony jest Louis, który cały grudzień narzekał na brak białego puchu za oknem.
Nie wiedział, co miałby teraz ze sobą zrobić. Zjadł kolację z całą rodziną i Niallem zachowującym się w sposób, który świadczył o tym, że jest już członkiem ich małej rodzinki. Co przecież było nieprawdą. Wszyscy byli ospali, przejedzeni i wylegiwali się na kanapie w salonie. W tle rozbrzmiewała jakaś świąteczna piosenka, a kobieta, której Harry nie znał, ponieważ nie interesował się muzyką, śpiewała z zaangażowaniem, że wszystko czego chcę na święta to ty. Zastanawiał się, kim jest ten tajemniczy ty, on osobiście chciałby, żeby Lou już wrócił, ale domyślał się, że Mariach Carey, bo tak przedstawił ją spiker radiowy po zakończonym utworze, miała na myśli kogoś zupełnie innego.
Jedyne co zostało mu po Louisie to Dama, którą szatyn postanowił podrzucić mu pod opiekę, tłumacząc, że nie chce, by męczyła się niepotrzebnie w samochodzie, gdy on przecież i tak wróci za kilka dni. Dla Harry’ego prawie dwa tygodnie to nie było kilka dni, ale nie miał zamiaru się sprzeczać. Został sam ze zwierzętami i teraz musiał wychodzić na spacery z Harrym i Damą. Całe szczęście nie bał się już tego wielkiego psiaka, który wcześniej naprawdę go przerażał.
Było już ciemno, więc planował tylko wypuścić zwierzęta do ogrodu, by pobiegały sobie na świeżym powietrzu pół godziny. Chciał wstać i poszukać milusińskich, gdy uprzedził go Niall, podnosząc się gwałtownie ze swojego miejsca. Popatrzył na niego zmieszany, nie wiedząc, dlaczego zachowuje się tak dziwnie. Stał na baczność i zrobił się cały blady, a jeżeli zauważył to Harry, to naprawdę musiało dziać się z nim coś złego. Rozejrzał się po twarzach pozostałych domowników i zauważył, że oni również są zdziwieni, więc to nie było przywidzenie z jego strony. Kolejnym co zszokowało go niemal równie mocno, był moment, kiedy Niall opadł przed jego siostrą na jedno kolano. To wyglądało jak jedna ze scen z filmów, które lubi oglądać Louis. Wydawało mu się, że wie, co tu się wyczynia. Oczywiście to wyglądało na oświadczyny, tak przynajmniej przedstawiano to w filmach, a Niall chyba odgrywał tutaj jakąś ważną scenę, ponieważ wygląda��, jakby zbierało mu się na wymioty z nerwów.
– Niall, co ty robisz? – głos Gemmy przerwał panującą ciszę i Harry spojrzał szybko na siostrę, która wpatrywała się w swojego chłopaka z zaskoczeniem mieszającym się z podekscytowaniem.
– Wiem, że powiesz, że to za szybko i że pewnie powinienem to bardziej przemyśleć, ale spędziłem całe moje życie obok ciebie, myśląc o tobie każdego dnia i jedyne o czym marzę i czego pragnę, to by móc nazywać się twoim już na zawsze. Nie zadam pytania, czy wyjdziesz za mnie, po prostu zapytam, czy zgodzisz się przyjąć moje serce, które oddałem w twoje ręce wiele lat temu. Czy przyjmiesz mnie z całym moim bagażem, z miłością, którą chciałbym ci ofiarować? Czy zgodzisz się nazywać mnie swoim mężem? Jestem tu i będę zaszczycony, mogąc zostać u twego boku już na zawsze Gemmo.
Obserwował łzy ściekające po policzkach Nialla. Nigdy nie był świadkiem czegoś takiego. To było osobiste i prywatne, czuł się, jakby przeszkadzał, ale przynajmniej wykorzystał do czegoś telefon, który nosił ze sobą przez cały dzień, czekając na wiadomość od Louisa. Jego siostra jeszcze nie odpowiedziała, ale był pewien, że wszyscy w tym pokoju doskonale wiedzą, jak skończy się ta historia. Lou wiedział to do samego początku, od dnia, kiedy wszedł do herbaciarni i zobaczył Nialla i Gemmę w swoich objęciach. Przynajmniej tak opowiadał Harry’emu tego wieczora, gdy zawędrowali na obrzeża miasta i obserwowali rozgwieżdżone niebo. Pamiętał, jak Louis powiedział wtedy, że w Londynie nigdy nie widział tylu gwiazd, a Gemma nigdy nie błyszczała tak jasno, jak w obecności Nialla. Już wtedy wiedział, że szatyn miał rację, Lou rzadko kiedy się mylił. Popatrzył na swoją siostrę, która uśmiechała się i uklękła naprzeciwko Nialla. Ona chyba też płakała, tak samo jak Anne, która nie ukrywała łez spływających po twarzy.
– Wiesz, że na ciebie nie zasługuję? – wyszeptała Gemma, chwytając drżącą dłoń mężczyzny.
– Jesteś moją bratnią duszą.
– A ty moją. Więc Niall – wyciągnęła dłoń w jego stronę – czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi nazywać się twoją żoną?
Harry obserwował, jak pierścionek zostaje wsunięty na palec siostry, a zakochana para obdarza się długim i łzawym pocałunkiem. Skończył nagrywać, gdy mama i tata przyłączyli się do radosnych uścisków. Wiedział, że teraz uda mu się wymknąć. Wypuścił zwierzęta i wyszedł z domu, narzucając na ramiona kurtkę. Nigdy nie dzwonił do Louisa, ale teraz musiał to zrobić. Był taki podekscytowany tym, co się stało i nie mogło być tak, że Lou dowie się jako ostatni o zaręczynach Gemms. Drżącymi dłońmi wybrał odpowiedni numer, bojąc się tego, co miało nastąpić. Słyszał dźwięk oczekiwania na połączenie i nagle usłyszał tak dobrze znany głos.
– Harry? Co się stało?
– Nie uwierzysz, co się stało Lou – powiedział szybko, prawie podskakując z ekscytacji. – Niall oświadczył się Gemmie.
– Co? Nie żartujesz sobie ze mnie?
– Jestem poważny Lou, zrobił to dosłownie chwilę temu.
– Nie wierzę. Musiał to zrobić, kiedy nie było mnie w domu? A to drań, ominęło mnie coś takiego – żachnął szatyn i Harry mógł sobie wyobrazić jego niezadowoloną minę. Zachichotał, nie mogąc powstrzymać radości, która nim zawładnęła, gdy tylko usłyszał Lou. – Czy ty sobie chichoczesz Harry Stylesie?
– Niee – odparł przeciągle. – Wydaje ci się.
– Nadal nie mogę w to uwierzyć, ominęły mnie zaręczyny najlepszej przyjaciółki. To takie niesprawiedliwe. Gdybym wiedział, zostałbym w domu.
– Nagrałem dla ciebie całą scenę – wyznał dobrodusznie loczek, chcąc poprawić mu humor – Cieszysz się?
– Jesteś najlepszym, co mnie spotkało – powiedział Tomlinson. – Prześlij mi później to wideo skarbie, pooglądam i pokaże rodzinie. Mama na pewno się ucieszy.
– Dobrze, ty też jesteś najlepszym, co mnie spotkało – wyznał, przygryzając wargę. Nie wiedział, czy może coś takiego powiedzieć, ale naprawdę czuł się w taki sposób. To było szczere i prawdziwe.
– Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś. Twój głos przez telefon brzmi jeszcze milej i przytulniej. Czuję, jakbyś prawie był tuż obok mnie.
– A ty nadal paplasz za dużo, ale przyzwyczaiłem się do tego i nawet to polubiłem. Bałem się, kiedy wybierałem twój numer, ale wiedziałem, że muszę ci przekazać taką nowinę – usiadł na jednym ze schodków prowadzących na trawnik i opatulił się mocniej kurtką. Może i nie było mrozu, ale nieprzyjemny chłód wdzierał się pod okrycie.
– Nie zapytałem o najważniejsze Hazz! – wykrzyknął szatyn. – Co powiedziała Gemma? Powiedziała tak?
– Nie – zmarszczył brwi, starając sobie przypomnieć, co dokładnie powiedziała Gemms.
– Jak to nie? Nie zgodziła się? – Lou nagle stał się poważny.
– Nie, po prostu nie powiedziała tak, ponieważ Niall nie oczekiwał takiej odpowiedzi – wyjaśnił, przewracając oczami. Szatyn zawsze zadawał tyle dziwnych pytań.
– To o co on ją zapytał?
– Nie będę ci opowiadał. Zobaczysz, jak wyślę nagranie, ale będziesz zadowolony Lou. To wyglądało jak w tych filmach, które kochasz oglądać bez końca.
– Protestuje, nie kocham żadnych filmów, a już na pewno nie romansideł z oświadczynami – prychnął szatyn, udając oburzonego samym pomysłem, że mógłby lubić coś takiego.
– Kochasz, kochasz, nie musisz kłamać.
– Nie wmawiaj mi.
– Tak, tak, oczywiście Louis.
– Wiesz, co kocham? – zapytał nagle mężczyzna, a jego głos zabrzmiał tak, jak zawsze, gdy zaczynali rozmawiać o czymś istotnym. – A raczej kogo?
– Nie
– Kocham ciebie Hazz – wymruczał Tomlinson, a leniwy uśmiech i ciepło były tak mocno słyszalne w jego głosie.
Harry uśmiechnął się nieśmiało i spuścił wzrok na swoje stopy w ciepłych, puchatych kapciach, które dostał od niego na święta. To zawsze go zaskakiwało, że jest ktoś, kto go kocha, tak naprawdę, szczerze bez udawania. Ktoś, kto troszczy się o niego i sprawia, że cały Asperger jest na drugim miejscu, że nagle Harry jest ważny, jego osobowość, uczucia, to kim jest.
– A ja kocham ciebie – wyszeptał z pewnością większą, niż kiedykolwiek wcześniej.
– Muszę kończyć skarbie, dziewczyny planują obejrzeć jakąś okropną, świąteczną komedię romantyczną, może nawet pojawią się tam oświadczyny, a ja obiecałem, że będę im towarzyszył.
– Dobrze, ja też będę już wracał do domu. Zobaczę, czy wszyscy jeszcze tam płaczą.
– Czy jeśli zadzwonię do ciebie jutro, to będzie w porządku? – upewnił się szatyn.
–Tak, chcę z tobą rozmawiać przez telefon – odparł Harry. Wiedział, że dzięki Lou zrobił kolejny krok w przód, to wydawało się niemożliwe, a nagle przeprowadził całą rozmowę telefoniczną. Będzie miał o czym opowiadać Mary po przerwie świątecznej.
– W takim razie porozmawiamy jutro. Dobranoc, kocham cię .
– Dobrej nocy, ja ciebie też – pożegnał się z Louisem i rozłączył, wsuwając telefon do kieszeni. Potarł skostniałe dłonie i wszedł po schodach do domu. – Dama, Harry wracamy, zjecie coś smacznego i pójdziemy w końcu spokojnie poczytać. Ten dzień był naprawdę szalony.
Zamknął drzwi prowadzące na taras. Słyszał radosne głosy z salonu, zerknął tam i zobaczył szczęśliwą rodzinę. Gemma siedziała na kolanach Nialla, rozmawiała o czyms z mamą, która wpatrywała się w zakochanych jak w obrazek. Robin nalewał szampana do kieliszków, które były już puste. Byli pełni entuzjazmu i promieniowali miłością. Uśmiechnął się i bezszelestnie, nie zdradzając swojej obecności, wszedł po schodach na piętro, kierując się do swojego pokoju. W pewnej chwili zamarł, zatrzymując się przed sypialnią Louisa. To byłoby w porządku prawda? Gdyby wszedł do środka i został tam na noc, Lou na pewno nie byłby zły o coś takiego. Nie zastanawiając się zbyt długo, zabrał ze swojego pokoju książkę i pidżamę, po czym wrócił do sypialni szatyna ze zwierzakami idącymi za nim krok w krok. Przebrał się i wsunął pod ciepłą kołdrę, wtulając twarz w poduszkę pachnącą Louisem. Westchnął z zadowoleniem i przymknął powieki, które samoczynnie zaczęły opadać. Zasługiwał na trochę odpoczynku. Ten dzień przyniósł tyle wrażeń, chyba nie miał już siły na czytanie. Poczuł jeszcze, jak Dama wskakuje na łóżko i układa się przy jego nogach, a Harry przytula się do niego, czule łaskocząc go wąsami po twarzy. Nie było idealnie, ale był kochany i czuł się potrzebny, niczego więcej nie potrzebował.
***
Stał już przy samochodzie, pakując ostatnią torbę z jedzeniem, którą przygotowała mama. Naprawdę tłumaczył jej, że nikt go nie głodzi i potrafi coś ugotować, a Anne, mimo że nie popiera tego, co dzieję się pomiędzy nim, a Harrym, nie odmawia mu obiadu. Najwidoczniej żadne argumenty nie trafiały do jego rodzicielki, która obdarowała go torbami pełnymi świątecznego jedzenia. Zatrzasnął drzwi i zobaczył, że mama idzie w jego stronę, owijając się mocnej ciemnozielonym płaszczem. Zastanawiał się, czy nie zapomniał czegoś jeszcze, ponieważ pożegnali się pięć minut temu stojąc w przedpokoju.
– Coś jeszcze? Wydawało mi się, że dałaś mi już całą zawartość waszej lodówki – zażartował, zyskując tym pogardliwe wywrócenie oczami.
– Chciałam jeszcze o czymś porozmawiać – Jay podeszła bliżej samochodu, opierając się o niego tuż obok Louisa.
– Co się dzieję? Brzmisz dziwnie – miał nadzieję, że nagle jego mama nie ma zamiaru zachowywać się tak jak Anne. Nie zniósłby ponownego tłumaczenia jej, że nic tym nie wskóra.
– Pomyślałam… – kobieta urwała, zastanawiając się nad czymś – źle zaczęłam. Chciałam powiedzieć, że rozmawiałam z twoimi siostrami i chciałybyśmy, żebyś przywiózł do nas Harry’ego. Musicie odwiedzić nas razem, może na wiosnę? Ogród będzie wyglądał wtedy tak ładnie, a nad rzeką będzie można już pospacerować tymi wąskimi dróżkami. Spodobałoby się mu u nas, a dziewczyny bardzo chcą go poznać. Ja zresztą też chciałabym spędzić z nim trochę czasu. Nie zaczęliśmy najlepiej, ale nie możesz odmówić mi dobrych chęci.
– Wow mamo – pokręcił głową, nie wierząc w to co usłyszał – zaskoczyłaś mnie. Myślałem, że masz zamiar przeprowadzić kolejną krucjatę przeciwko Harry’emu.
– Nie rób ze mnie potwora, każdy może zbłądzić – uderzyła go w ramię. – To jak będzie?
– Porozmawiam z nim i namówię na przyjazd. Pewnie nie będzie łatwo, ale jestem przekonany, że się zgodzi. Dziewczyny nie wypytywały mnie o niego, trochę mnie zdziwiło.
– Cóż wypytywały mnie i myślę, że są dokładnie takie same jak ty, więc Fizzy pobiegła do biblioteki i wróciła ze stosem książek większym niż mogła udźwignąć, a Lottie przeczytała chyba wszystkie artykuły po angielsku, jakie znalazła w internecie. Obie zachowują się już jak specjalistki i chyba trochę im odbija, ale obiecuję, że będą się zachowywały, kiedy go przywieziesz. One są bardzo podekscytowane twoim chłopakiem. Wiesz, raczej nie byłeś kochliwym typem skarbie.
– Wariatki, utemperuj je trochę, nie chcę, żeby przyniosły mi wstyd. I masz rację, ale cieszę się, że nie wdawałem się w romanse i miłostki. To nie dla mnie.
– Wiem, wiem, wychowałam dojrzałego, odpowiedzialnego mężczyznę prawda? – poklepała go po policzku, nim odsunęła się od samochodu. – Dobrze, jedź ostrożnie. Pozdrów Harry’ego i przywieź go następnym razem, w innym wypadku obawiam się, że dziewczyny mogą nie wpuścić cię do domu.
– Hej, to też mój dom – zaprotestował ze śmiechem, wsiadając do auta.
– Wiesz, mówię to z żalem. Podsłuchałam twoją rozmowę telefoniczną i użyłeś słowa dom w kontekście zupełnie innego miejsca, ale nie przeszkadza mi to. To Harry stał się twoim domem.
– Mamo – nie wiedział, co ma powiedzieć. To nie tak, że przestał uważać to miejsca za dom, ale coś się zmieniło.
– Jedź zanim oboje się rozpłaczemy, dobrze wiesz, jacy jesteśmy ckliwi i dramatyczni – odgoniła go dłonią i cofnęła się na podjazd przed domem. – Zadzwoń, gdy będziesz już na miejscu. Kocham cię.
– A ja ciebie mamo. Uważajcie na siebie.
Odjechał, nie spoglądając w lusterko. Ludzie byli domem, zawsze tęsknił za swoją rodziną, gdy odjeżdżał z tego miejsca, ale cieszył się na powrót do Harry’ego. Chyba jego mama miała rację, a on nawet nie zorientował się, w którym momencie Harry stał się jego domem.
***
Wszedł do domu, oszczędzając sobie pukania do drzwi, w końcu mieszkał tutaj już wystarczająco długo. Nie był gościem, tylko domownikiem. Na razie darował sobie i zostawił torby w samochodzie. Chciał tylko przywitać się z jedną osobą i zaskoczyć ją swoją obecnością. Zsunął ze stóp buty i skierował się w stronę salonu, skąd dobiegały ciche dźwięki telewizora. Poza tym w domu panowała cisza, więc miał nadzieję, że to właśnie Harry’ego zastanie w pokoju, do którego zmierzał. Wsunął głowę do środka i z zadowoleniem zauważył loczka, piszącego coś w notesie i mamroczącego do siebie pod nosem. Odchrząknął cicho i wszedł do środka, stukając lekko w drzwi. Brunet drgnął niespokojnie i obrócił się w jego stronę. Lou obserwował, jak oczy chłopaka otwierają się coraz szerzej, a na twarzy maluję się zdziwienie zmieszane z czymś jeszcze.
– Co ty tu robisz? Miałeś wrócić dopiero po sylwestrze, a jest dopiero dwudziesty siódmy. – W głosie loczka nie było radości, której się spodziewał, wyglądał raczej na złego.
– Niespodzianka – rozłożył ramiona, oczekując bardziej entuzjastycznej reakcji.
– Nie lubię niespodzianek, one zaburzają cały plan. Miałeś przyjechać za tydzień, zaplanowałem sobie cały ten czas. I co teraz? Dlaczego to zrobiłeś? – chłopak objął się ramionami, kurcząc się w sobie. Nie wyglądał na szczęśliwego. To nie miało tak wyglądać. Jak zawsze w wypadku Harry’ego, oczekiwana reakcja różniła się od tego, co widział.
– Chciałem cię zobaczyć, stęskniłem się za tobą. Pomyślałem, że spędzimy razem sylwestra i chciałem pogratulować osobiście Gemmie – zrobił krok w stronę bruneta. Musiał go jakoś uspokoić, jego dobre intencje zostały źle odebrane. – Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
– Cieszę, ale jestem zaskoczony. Zawsze wpadasz na takie głupie pomysły, kiedy myślisz samodzielnie – zauważył już spokojniejszy, jak zawsze obrażając odrobinę Louisa.
– Cóż, dlatego właśnie przyjechałem, żeby nie myśleć bez ciebie – poruszył brwiami i po raz kolejny rozłożył ramiona. – Czy dostanę powitalny uścisk?
– Nie, jestem teraz zajęty – chłopak wysunął dumnie podbródek i chyba starał się udawać obojętnego na cały świat, a w szczególności na Louisa.
– W takim razie pójdę do samochodu i pojadę do Nialla i Gemmy, a miałem ci tyle do opowiedzenia. Cóż, szkoda – wzruszył ramionami i powoli zaczął się wycofywać.
– Dobra, dostaniesz uścisk, ale będziesz siedział cicho i pozwolisz mi napisać ten artykuł do końca, a później porozmawiamy – zadecydował chłopak, podchodząc do Louisa i przytulając się do niego niechętnie z grymasem niezadowolenia na twarzy.
– Jak miło marudo – prychnął Tomlinson, śmiejąc się cicho. – Naprawdę za tobą tęskniłem.
– Już mówiłeś – wytknął Harry, ale przylgnął do niego, relaksując się powoli, a złość znikała z jego twarzy zastępowana spokojem.
– Będę powtarzał jeszcze kilka razy, tęskniłem, tęskniłem, tęskniłem – musnął ustami jego czoło, ignorując cichy śmiech loczka. – A ty tęskniłeś?
– Muszę to powtarzać za każdym razem, kiedy cię widzę? – zapytał, rozbawiony Styles, odsuwając się od niego. – Wiesz, że to głupie?
– Nie, ale to miłe. Wiesz, wiedzieć, że ktoś myślał o mnie.
– Tęskniłem za tobą Louisie Tomlinsonie, zapamiętaj to sobie, ponieważ nie usłyszysz już ani razu – Harry poklepał go po policzku z cichym śmiechem, po czym wrócił do przerwanej pracy. – Później porozmawiamy Lou.
– Tak, tak później – usadowił się obok niego, zerkając mu cały czas przez ramię. – Miłej pracy.
– Miałeś być cicho.
– Przecież jestem – zaśmiał się i zamilkł, nie chcąc się narażać. Groźby Harry’ego były naprawdę przerażające, więc wolał nie ryzykować. W końcu nie wyprosił jeszcze powitalnego buziaka.
***
Tego roku nie było żadnego grupowego spotkania. Wydawało się, że każdy postanowił świętować swoje wielkie szczęście z ukochaną osobą w tym ostatnim dniu starego roku. Niall i Gemma byli w herbaciarni, gdzie tak jak co roku odbywała się mała impreza sylwestrowa dla mieszkańców. Rodzice Harry’ego i Gemms wyjechali do znajomych, ku wielkiej uciesze Louisa, który drżał na samą myśl spędzenia sylwestra z Anne patrzącą mu na ręce. Liam i Zayn razem z Mią wyjechali do rodziców bruneta, by pochwalić się nowiną dotyczącą powiększenia rodziny. Każdy miał co świętować i wydawało się, że sylwester to idealny dzień.
Harry i Louis zostali w domu. Byli już po seansie „Śniadania u Tiffaniego” i rozłożeni na kanapie oglądali „Sylwester w Nowym Yorku”. To było to, czego potrzebowali, spokoju i swojej obecności bez ciągłego kontrolującego wzroku Anne i głośnej Gemmy paplającej o zaręczynach. Nareszcie byli sami i jedyne szaleństwo jakie mieli zamiar popełnić, to otworzenie jednego z drogich szampanów, które Robin miał w swojej kolekcji.
– Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie piłeś szampana – powiedział szatyn, starając się otworzyć butelkę tak, by nie rozbić czegoś i wylać zawartości.
– Nie czułem potrzeby, zresztą nadal nie rozumiem, dlaczego trzeba wypić szampana w sylwestra – Harry, zerknął na niego przez ramię, ale stracił zainteresowanie i wrócił do wpatrywania się ekran.
– Masz w sumie rację, ja też nie wiem, dlaczego tak jest, ale słuchaj, jeśli mamy akurat okazję wypić szampana, to dlaczego nie? Możemy nawet ustalić, że pijemy z okazji hmm ... – zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jaki powód byłby odpowiedni – chociażby tego, że twoi rodzice wyjechali i jesteśmy sami. Czy to dobry powód?
– Nadal beznadziejny, jeśli mam być szczery, ale lepszy niż sylwester – stwierdził brunet, posyłając mu lekki uśmiech. – Jestem ciekawy, czym ludzie się tak zachwycają. Gemma zawsze mówiła, że szampan jest pyszny.
– Nie wiem, ja za nim nie przepadam, ale jeśli ten kosztował tyle, ile sprawdziliśmy, to powinien być pyszny – nalał alkohol do dwóch kieliszków, które wcześniej przyszykowali i podał jeden loczkowi.– To co, za wieczór, kiedy twoi rodzice wyjechali?
– Tak, za wieczór, kiedy moi rodzice wyjechali – stuknęli się kieliszkami i upili po małym łyku. – To jest niedobre – Harry skrzywił się, biorąc kolejny łyk.
– Wiem. Kto płaci tyle pieniędzy za coś tak beznadziejnego? – Lou spojrzał po raz kolejny na butelkę, która chyba sobie z nich drwiła. Oczekiwali czegoś spektakularnego, a dostali jakieś pomyje. – A miało być tak pięknie – westchnął, wypijając całość, odstawiając puste szkło na stolik.
– Czyli niczego nie traciłem przez tyle lat – zauważył zadowolony chłopak. – A o tym szampanie krążyły legendy. Wiesz, sylwestrowa lampka szampana i inne bzdury. To absurdalne, czy z wszystkimi używkami tak jest? Ludzie wmawiają sobie, że są smaczne i świetnie działają, a później po prostu się od nich uzależniają?
– Nie wiem, nie jestem od niczego uzależniony, chyba że od ciebie, wtedy na pewno się z tym nie zgodzę.
– Jesteś głupi Lou – brunet zarumienił się, a mały uśmiech wkradł się na jego wargi.
– Zaraz północ, idziemy na balkon? – nie czekając na odpowiedź, chwycił go za dłoń i pociągnął w stronę pokoju z balkonem. Chciał mieć dobry widok na fajerwerki.
– Jak zazwyczaj spędzałeś sylwestra? – Harry oparł się o balustradę i spojrzał na niego z zainteresowaniem w zielonych tęczówkach. Noc nie była mroźna i śnieżna, ale nie padał deszcz, za co chyba wszyscy byli wdzięczni. Rozgwieżdżone niebo świeciło nad nimi nie przysłonięte ciemnymi chmurami. Byłoby idealnie, gdyby nie wiatr smagający ich policzki.
– Jeżeli zostawałem w domu, to siedzieliśmy razem przed telewizorem z dobrym jedzeniem na stole, objadaliśmy się, graliśmy w jakieś gry planszowe albo kalambury, przy tym zawsze było dużo śmiechu. Później oglądaliśmy jakiś stary film. Mama uwielbia „Pretty woman”, więc zazwyczaj pozwalaliśmy jej na taki wybór. Przed północą wychodziliśmy do ogrodu albo przed dom, żeby oglądać fajerwerki i składać życzenia najbliższym sąsiadom. Jeśli zostawałem w Londynie, to razem z twoją siostrą szliśmy na jakąś domówkę do znajomych. Gemma piła zbyt dużo, a ja pilnowałem, żeby nie zrobiła czegoś głupiego i wróciła do mieszkania. Zdecydowanie wolałem sylwestry z rodziną. – Louis uśmiechał się przez cały czas, mówiąc o swoich bliskich. Nie chciał być postrzegany jako maminsynek albo mięczak, ale naprawdę kochał swoich bliskich i spędzanie czasu właśnie z nimi było najlepszym, co mogło mu się przytrafić. Wiedział, że przed Harrym nie musiał udawać.
– To brzmi miło, ta pierwsza część o twoich siostrach i mamie – brunet potarł śpiąco oczy i uśmiechnął się sennie.
– Musimy kiedyś spędzić sylwestra razem w Donny. Byłoby cudownie.
– Naprawdę? Nie przeszkadzałbym?
– Niby w czym skarbie? – chwycił go za dłoń, pocierając chłodną skórę.
– W waszych zwyczajach sylwestrowych – mruknął chłopak, uparcie wbijając wzrok w widok przed nimi. Puste łąki i pola wyglądały magicznie, targane wiatrem i zimnym powietrzem pod osłoną nocy.
– Wpasowałbyś się idealnie Harry, pasujesz do mnie idealnie, więc niczym się nie martw – musnął ustami jego drżącą dłoń. – A jak wyglądały twoje sylwestrowe noce imprezowiczu?
– Bardzo śmieszne – prychnął młodszy, podchodząc bliżej Louisa. Ich ramiona stykały się, a dłonie splecione razem spoczywały na barierce, oddzielającej ich od upadku w dół. – Jeżeli Gemma zostawała z nami, to zazwyczaj przychodził Niall i wszyscy razem siedzieli w salonie. Śmiali się i bawili dość głośno, chyba byli szczęśliwi. Ja czasami siedziałem z nimi, ale przez większość czasu byłem u siebie w pokoju z Harrym i chciałem tylko, żeby ten dzień się skończył i wszystko wróciło do normy. Nie lubię fajerwerków, bo robią tylko dużo huku, a zwierzęta są wtedy przestraszone i nie wiedzą, co się dzieję. Harry bardzo się boi i ucieka wtedy pod moje łóżko ze strachu. Także rozumiem, że ludziom się podobają, ale jak dla mnie powinny zniknąć na zawsze. A jeżeli Gemma zostawała w Londynie, siedziałem z rodzicami. Czasami coś oglądaliśmy, albo jechaliśmy do jakiś znajomych rodziców, ale to było najgorsze, bo nie lubiłem tych ludzi i ich dzieci.
– Od teraz twój sylwester będzie świetny, mówię ci. Nawet jeśli piekielnie drogi szampan okaże się okropny, to będziemy się dobrze bawić. Masz moje słowo – uścisnął jego dłoń, czując smutek na myśl o Harrym czującym się w ten sposób. Wyobrażał sobie małego chłopca, zupełnie samego, niezrozumianego, czującego się nie na miejscu. Chciał, by już nigdy nie musiał czuć się właśnie tak.
– Jeśli jesteś tutaj to jest ok. To mi wystarczy.
– Harry Stylesie czasami potrafisz powiedzieć cos bardzo romantycznego, wiesz? – usłyszał głośny śmiech loczka, który rozniósł się echem po ogrodzie i okolicznych łąkach.
– Nie jestem romantyczny – zaprotestował słabo.
– Oj jesteś, tylko jeszcze tego nie wiesz – zerknął na zegarek, gdy usłyszał, że w filmie, który oglądali, zaczyna się końcowa piosenka zwiastująca północ. Tak jak oczekiwał, została zaledwie minuta do przyjścia nowego roku. – Zaraz północ, witamy nowy rok.
– Chciałem czegoś spróbować Lou –zaczął poważnie brunet, przysuwając się bliżej Tomlinsona, który objął go automatycznie, trzymając dłonie w dole jego pleców.
– Co tylko zechcesz, ale szampana masz już za sobą, więc to chyba jedyna sylwestrowa tradycja, która cię omijała.
– Jest jeszcze jedna – wyszeptał loczek.
Kiedy gdzieś w oddali rozległy się odgłosy wystrzału fajerwerków, Harry pocałował Louisa, dzieląc z kimś pierwszy w życiu noworoczny pocałunek. Nie miał żadnego porównania, ale całus smakował jak szampan, truskawkowe babeczki, które jedli i zimowy wiatr. Był idealny i tylko ich, a cisza panująca dookoła dopełniała tylko wyjątkowości tej chwili. Nad nimi było tylko niebo i gwiazdy, a dookoła pustka, cisza i wiatr.
– Noworoczny pocałunek, już rozumiem – powiedział Lou, nim po raz kolejny musnął jego usta.
– Teraz już wiem wszystko o tym całym sylwestrze – ocenił Styles, uśmiechając się z zadowoleniem. – Mogę przeżyć ten dzień, jeżeli będę mógł pocałować ciebie o północy.
– Świetnie, ale Hazz dlaczego nie powiedziałeś mi, że w waszym mieście nie ma fajerwerków? – Lou nachmurzył się i wydął wargę niczym dziecko. – Oszukałeś mnie.
– Myślałem, że chcesz pooglądać gwiazdy o północy – loczek wzruszył ramionami i widząc minę starszego, szybko wyplątał się z jego ramion, uciekając do domu z głośnym chichotem na ustach.
Lou spojrzał jeszcze raz na rozgwieżdżone niebo. Może faktycznie widok gwiazd był bardziej spektakularny, niż najpiękniejsze fajerwerki. Cisza sprawiała, że świat nagle stawał w miejscu i trwał jedną nogą w starym, a drugą w nowym roku.
***
Niesamowite, jak wyglądał świat, gdy miało się u boku drugiego człowieka.
Nagle okazało się, że mogę być zadowolony w sylwestra, chociaż szampan smakuje okropnie i mam zamiar powiedzieć to Gemmie, gdy tylko ją zobaczę.
Nie mam siły dziś pisać. Zbyt wiele emocji i myśli kłębi się w mojej głowie po tej przerwie świątecznej.
Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem szczęśliwszy. Wydaje mi się, że nie, ale kocham obecny stan.
I kocham Louisa.
Ps. To dziwne powtarzać to tyle razy, zawsze wydawało mi się, że jeśli powiem raz, to przecież ta osoba już to wie, więc nie trzeba się powtarzać, ale wydaje mi się, że dla Lou mogę zrobić wyjątek.
Kocham Louisa.
*Cassandra Clare
15 notes
·
View notes
Text
Asperger - Człowiek -rozdział trzydziesty
Randki są jak narodziny.Partnerzy patrzą sobie w oczy i powoli rozbierają swoje stare,lodowe mury obronne,zbudowane z dawnych lęków,obaw i ran.Jeśli ogrzeją się wystarczająco mocno,to pomiędzy myślami a pragnieniami powoli powstaje coś,czego nie było wcześniej. *
Gemma wiedziała, że bywa w domu coraz rzadziej, ale nie potrafiła czuć wyrzutów sumienia z tego powodu. Nie wtedy, gdy widziała szczęśliwą twarz Nialla, na którą patrzyła zaraz po przebudzeniu każdego poranka. Niemniej jednak tęskniła za swoją rodziną i teraz, kiedy przyszła do domu, okazało się, że nikt nie czekał na nią z utęsknieniem. Wśród czterech ścian panowała cisza. Domyśliła się, że mama gdzieś wyszła, Robin jest w pracy, a Harry zapewne uczy się w pokoju. Postanowiła, że może mu trochę poprzeszkadzać, w końcu dawno nie widziała swojego młodszego braciszka. Wbiegła po schodach i otworzyła drzwi, prowadzące do pokoju brata. Spodziewała się zastać Harry’ego przy książkach, ale nic nie przygotowało ją na obrazek, który zastała, kiedy zatrzymała się w progu. Tak jak tego oczekiwała, jej brat siedział przy biurku i pisał coś zawzięcie na swoim laptopie, ale nie spodziewała się, że zobaczy w tym miejscu swojego najlepszego przyjaciela. Na parapecie, oparty o poduszkę, w najlepsze mościł się Louis, a na jego kolanach zwinięty w mały, puchaty rogalik leżał leniwy kocur. Na dywanie, tuż przy stopach loczka, leżała Dama i jeżeli ta kombinacja nie była przedziwna, to Gemma naprawdę nie wiedziała, jak wiele pozmieniało się w jej rodzinnym domu w ciągu tych kilku dni.
– Co tu się dzieje? – zamknęła drzwi, obserwując czujnym wzrokiem wszystkich obecnych w pokoju.
– Cześć Gemms, dobrze cię widzieć – mruknął Louis, nie odrywając wzroku od notesu, w którym coś notował, starając się nie obudzić kota.
– Nawet na mnie nie spojrzałeś – zauważyła, podchodząc bliżej, chcąc sprawdzić, co porabia ta dziwaczna dwójka. – Wcale za mną nie tęsknicie wyrodni bracia – wytknęła im z nachmurzoną miną, nie zwracając uwagi na to, jak ich nazwała. Jednak Louis jak zawsze był najbardziej czujny.
– Bracia? Nie wiedziałem, że jesteśmy rodzeństwem – uniósł brew, nareszcie podnosząc na nią swój wzrok.
– Louis nie jest moim bratem, to byłoby ohydne i zakazane – zauważył Harry, odzywając się po raz pierwszy, odkąd weszła do pokoju.
– Najwidoczniej musiałam zastosować drastyczne środki, żebyście w końcu mnie zauważyli – prychnęła i usiadła na biurku, tak by mieć dobry widok. – A ty praktycznie jesteś już moim bratem – wskazała palcem na szatyna, który przewrócił oczami na jej słowa, ale zauważyła mały uśmiech, którego nie zdążył ukryć.
– Cokolwiek, bylebym nie był bratem Harry’ego.
– Co robicie tutaj wszyscy razem?
– Planuję kolejne lekcje na ten tydzień, Harry pisze recenzje jakiegoś artykułu na zajęcia, zwierzaki śpią, ponieważ ta ulewa wprawia je w śpiący nastój – wyjaśnił szatyn, głaszcząc kota za uchem, a głośne mruczenie w ciągu kilku sekund rozległo się w sypialni. – Dzień jak co dzień Gemms, a ciebie co sprowadza?
– Mieszkam tutaj? – obserwowała, jak Lou wstaje powoli, ostrożnie odkładając kota na poduszkę i uspokajająco dotykając jego uszka.
– Dawno cię nie widzieliśmy, już myśleliśmy z Harrym, że przeprowadziłaś się do Nialla. Zaczęliśmy planować, jak zagospodarować twój pokój. Ja osobiście chciałem zrobić sobie z niego siłownię, ale Hazz obstaje przy domowe biblioteczce, prawda skarbie? – starszy podszedł do bruneta i musnął lekko jego ramię, zmuszając go do przerwania pracy.
– Hmm – wymruczał oderwany od rzeczywistości loczek, obracając się na krześle i spoglądając pytająco na Louisa, który pochylił się i musnął ustami jego policzek.
– Mówiłem Gemmie, że chciałbyś zrobić biblioteczkę w jej pokoju – wyszeptał szatyn, muskając ustami skórę chłopaka, odsuwając się dopiero, gdy usłyszał ciche chrząknięcie przyjaciółki.
– Tak, zdecydowanie – przytaknął entuzjastycznie Harry, kiwając głową i wprawiając w ruch swoje loczki. – Nareszcie miałbym miejsce dla wszystkich swoich książek. Wcześniej myślałem, że Lou się wyprowadzi i wykorzystam pokój gościnny, ale teraz, kiedy nie ma takiej opcji, okazało się, że ty się wyprowadziłaś, więc twój pokój w zasadzie nie jest już twój i … – loczek paplał jak nakręcony, nieświadomie muskając palcami dłonie Louisa, które leżały spokojnie na jego ramionach.
– Hej, ja się nie wyprowadziłam! Skąd wam to w ogóle przyszło do głowy? I zostawcie mój pokój w spokoju! – zeskoczyła z blatu biurka i stanęła w bojowej pozie, opierając dłonie na biodrach.
– Nie wyprowadziłaś się? – zawód w głosie Harry’ego był tak bardzo słyszalny, że Lou nie mógł się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem. – Co teraz zrobimy Lou?
– Nic Hazz, poczekamy i twoja siostra w końcu się wyprowadzi, masz to jak w banku, nie musisz się niczym martwić – jak na zawołanie młodszy rozchmurzył się i wrócił do pisania pracy, nie przejmując się już niczym. – Skoczę zrobić nam herbatę.
– Pomogę ci – zaoferowała szybko, wychodząc z pokoju za przyjacielem, który szedł lekko, niczego się nie spodziewając. – Lou, co to było?
– Co masz na myśli?
– Dlaczego mój brat ufa ci w taki sposób? Był zły, ty powiedziałeś jedno zdanie, a on uspokoił się i był przekonany, że masz rację – deptała mu po piętach, idąc krok w krok za nim. Nie wiedziała, co ma myśleć o tym wszystkim, chyba faktycznie dość dużo ją ominęło w ostatnim czasie. Ta zażyłość pomiędzy przyjacielem i jej bratem była zaskakująca, nie tego się spodziewała. Nie po Harrym, który odpychał od siebie wszystkich.
– Nie wiem, ale to chyba nie jest nic złego prawda? Jeżeli boisz się, że go skrzywdzę, to możesz podać sobie rękę z własną matką. Ona też posądza mnie o wszystko, co najgorsze – wyszeptał, widząc buty Anne stojące na korytarzu. Najwidoczniej kobieta już wróciła do domu. Wszedł do kuchni i wyciągnął dłoń po czajnik, gdy zatrzymała go Gemma.
– To nie tak, przecież wiesz, że nie jestem swoją mamą. Jestem szczęśliwa z waszego powodu, nawet nie wiesz, jak bardzo. Po prostu byłam w szoku, gdy zobaczyłam, jak zmieniło się zachowanie Harry’ego, ale to nie jest nic złego. Chociaż nie wiem, czy chcę patrzeć na wasze zachowanie. Wydaje mi się, że jesteście gorsi niż ja i Niall – szturchnęła go żartobliwie w bok, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę. Zawsze będzie po ich stronie, nieważne co powie jej mama.
– Nikt nie jest gorszy od ciebie i Nialla, także wypchaj się – odepchnął ją lekko, śmiejąc się z jej miny. – Rozchmurz się wariatko i lepiej powiedz, co się stało, że wróciłaś do domu.
Rozsiadła się wygodnie na krześle, chcąc w końcu opowiedzieć komuś, jak wyglądał jej ostatni tydzień. Dawno nie rozmawiali, a przecież byli najlepszymi przyjaciółmi. Musieli nadrobić stracony czas, a z tego co widziała, oboje byli naprawdę zakochani, więc musieli podzielić się swoim szczęściem. Obserwowała, jak Louis kręci się o kuchni i mówiła o Niallu. O tym, jak za nim szaleje i jaka była ślepa, o wspólnych planach i marzeniach, o tym, jak nowa była w tym wszystkim i jak cieszyła się, że nareszcie jej życie obrało właściwy kierunek. A Louis słuchał jej, tak jak zawsze od wielu lat.
***
Nie wiedzieli, jak bardzo tęsknili za takim wspólnym czasem. Nie mogli skończyć rozmowy, a za oknem zdążyło zrobić się ciemno. Po jakimś czasie Harry wynurzył się ze swojego pokoju i usiadł obok Louisa, przysłuchując się rozmowie, którą prowadzili. Później dołączyła do nich Anne. Kobieta zaparzyła wszystkim herbatę i poczęstowała ich ciastem przyniesionym od sąsiadki, która wpadła w cukierniczy szał i wypróbowywała coraz to nowsze przepisy.
Deszcz uderzał o szyby, a w kominku przyjemne skrzypiał ogień. Louis nie potrafił powstrzymać myśli, które uciekały w stronę świąt Bożego Narodzenia. Za niespełna miesiąc skończy dwadzieścia siedem lat. Nie był staruszkiem, ale nie miał już nastu lat i niebezpiecznie zbliżał się do trzydziestki, która odrobinę go przerażała. Odpłynął myślami i nie wiedział już, o czym rozmawiają Harry i Gemma, dlatego postanowił się nie wtrącać i napić herbaty. Chwycił kubek i upił łyk, grzejąc dłonie o ciepłą porcelanę.
– Co jest z tobą nie tak? – krzyknął nagle Harry, wyrywając z jego dłoni kubek. – Ile razy muszę tłumaczyć to samo?
– Ale co ja zrobiłem? – loczek był zirytowany, a on naprawdę nie wiedział, co się stało. Przecież siedział cicho i myślał o swojej zbliżającej się starości. Był niewinny.
– Zostaw w spokoju mój kubek – loczek gwałtownie wstał od stołu i podszedł do zlewu, zabierając się za czyszczenie kubka.
– Och … och – dopiero teraz zorientował się, co zrobił. Naprawdę nie zaplanował tego, przecież pilnował się i nie używał ulubionego kubka chłopaka. Zauważył, jaką zadowoloną minę ma Anne, której wyraźnie podobała się reakcja Harry’ego. Myślał, że jakoś się dogadają, ale jeżeli ona ma zamiar cieszyć się z każdej ich sprzeczki, to Lou miał zamiar podnieść rzuconą mu rękawicę i podjąć walkę.
– Ty głupku – Gemma uderzyła go w głowę, chichocząc przy tym z zadowoleniem.
Wiedział, że tylko się droczy, ale Anne patrzyła na niego z wyższością, tak jakby coś wygrała. Podniósł się z krzesła i powoli podszedł do loczka, który stał obrócony do niego tyłem i energicznie szorował porcelanę. Ostrożnie objął go ramionami, nie chcąc wystraszyć zestresowanego chłopaka i dotknął swoimi palcami jego mokrych dłoni.
– Przepraszam Hazz – wyszeptał mu do ucha i pocałował w policzek. – Jestem idiotą, całkowitym głupkiem i nie zasługuję na ciebie. Przepraszam kochanie, pozmywam za ciebie dobrze? – odsunął dłonie Harry’ego i zauważył, jak ten skrzywił się lekko, ale złość chyba już z niego wyparowała.
– Masz rację, jesteś głupi, nawet dziecko nauczyłoby się, że nie wolno dotykać mojego kubka – powiedział zielonooki, ale uśmiechnął się i po krótkim zawahaniu przytulił Louisa. Uścisk był ledwie wyczuwalny i trwał kilka sekund, ale dla Louisa znaczył więcej, niż wszystko inne. – Jeśli jeszcze raz go dotkniesz, nie będę się do ciebie odzywał przez tydzień – zagroził Harry i odsunął się, siadając przy stole obok Gemmy.
Lou spojrzał na Anne i posłał jej wszystkowiedzące spojrzenie. Nie chciał walczyć w ten sposób, ale nie pozwoli, by kobieta zniszczyła to, co działo się pomiędzy nim a Harrym. Poradził sobie z tą sytuacją i wszystko skończyło się dobrze. W jakiś magiczny sposób potrafił porozumieć się z loczkiem i to co ich łączyło, stawało się coraz silniejsze.
***
Wracali z kolacji u Grega i Denise. Najwidoczniej wystarczyła jedna szczera rozmowa, by kontakty między braćmi wróciły do normy. Teraz nareszcie Niall uśmiechał się, nie zamartwiał, co tym razem ugryzie Grega i kiedy postanowi wpaść do herbaciarni, krzycząc w niebogłosy. To był naprawdę udany wieczór, ale Gemma nie potrafiła przestać myśleć o pewnej sprawie, która wracała do niej za każdym razem, gdy mama, Lou, czy jacyś inni bliscy im ludzie żartowali sobie z tego, że Niall kochał się w niej od lat. Tak właściwie, to nie miała pojęcia, kiedy to się zaczęło, nie wiedziała, w którym momencie Niall stwierdził, że to właśnie ją kocha. Przytuliła się mocniej do ramienia mężczyzny, który trzymał parasol osłaniający ich od siąpiącego nieprzyjemnie deszczu i postanowiła, że musi poznać prawdę.
– Niall, możemy porozmawiać? – zapytała, zerkając na szatyna idącego obok.
– Nie musisz pytać o coś takiego, wiesz, że zawsze z tobą porozmawiam – posłał jej ciepły uśmiech i jedną ręką poprawił czerwony beret na jej głowie.
– Zapytam prosto z mostu dobrze? Nie chcę krążyć wokół tematu. Powiedz mi, kiedy coś do mnie poczułeś? Nie chcę zmuszać cię do wyznań, po prostu chciałabym to wiedzieć – czuła, jak mocno bije jej serce. Sama nie wiedziała, jaką odpowiedź chciałaby usłyszeć. Chyba przeraziłaby się, gdyby dowiedziała się, że Niall czuł coś do niej od wielu lat.
– Nie denerwuj się tak, nawet przez ten twój puchaty płaszcz czuję, jak cała drżysz – głos Horana był spokojny, nie wydawał się rozdrażniony, czy skrępowany tym pytaniem. – W ciągu ostatnich tygodni tyle razy powiedziałem ci, że cię kocham, to naprawdę nie stanowi dla mnie problemu, wiesz? Wyznanie, od kiedy tak się czuję.
– Przepraszam, że tak dramatyzuję, po prostu wszyscy dookoła żartują z tego, wmawiają mi, że kochałeś mnie już w szkole i to mnie dezorientuję. Chciałabym wiedzieć, jak wygląda prawda.
– Nie przesadzajmy – roześmiał się, zatrzymując się w miejscu. Rechotał tak głośno, jakby opowiedziała jakiś najzabawniejszy żart.
– Mówił ci ktoś, że masz okropny śmiech? – prychnęła, idąc dalej w deszczu, ignorując Horana.
– Wydaje mi się, że zawsze mówiłeś, jak bardzo lubisz słuchać mojego śmiechu – powiedział rozbawiony, doganiając ją. – Nie uwierzę teraz w twoje obrażające słowa. Obrócił się i szedł tyłem, chcąc patrzeć na jej twarz. – Dlaczego się boczysz? Weź, nie możesz się obrażać, to ja mam prawo do fochów. Powiedziałaś, że mam brzydki śmiech, a mam świetny śmiech, każdy przyzna mi rację.
– Wmawiaj tak sobie dalej i idź normalnie, bo zaraz się wywrócisz – przewróciła oczami, nie chcąc przyznać, że śmiech Nialla zawsze poprawiał jej humor i nie potrafiła smucić się, czy gniewać, kiedy słyszała, jak ten zanosi się śmiechem.
– I tak ci nie wierzę, kochasz mój śmiech – pstryknął ją w nos i dalej maszerował tyłem, potykając się co kilka kroków.
– Kocham ciebie – powiedziała zgodnie z prawdą. – Jeżeli się przewrócisz i połamiesz, to obiecuję ci, że cię zignoruję i pójdę dalej.
– A ja kocham ciebie i z tego co pamiętam, miałem powiedzieć ci od kiedy – wszedł w kałużę, mocząc swoje sportowe buty. Wzdrygnął się z nagłego zimna, które poczuł. – Nie zakochałem się w tobie w szkole, ale wydaje mi się, że podobałaś mi się, kiedy byliśmy nastolatkami. Mogłem być wtedy tobą zauroczony, ale naprawdę wiedziałem, że cię kocham, gdy wyjechałaś do Londynu. Tęskniłem za tobą jak szalony, ale nie mogłem ci tego powiedzieć. Byłaś tam szczęśliwa, żyłaś pełnią życia i nie miałem prawa odbierać ci tego wszystkiego, więc milczałem. Później przyzwyczaiłem się do naszej dziwnej relacji przyjaciół, którzy się obściskują i całują. Chyba w pewnym momencie odsunąłem od siebie uczucia do ciebie, ale Mia i Theo uświadomili mi, że coś jest na rzeczy – powiedział szczerze, obserwując uważnie jej twarz, która nie wyrażała zbyt wiele. – Ty zakochałaś się we mnie pewnie miesiąc temu prawda? – zażartował, chcąc ją trochę rozbawić, bo wyglądała zbyt poważnie.
– Nie bądź na mnie zły, nie chcę sprawić ci przykrości. Wiem, jak idiotycznie to zabrzmi, ale nie wiem, kiedy cię pokochałam. Wydaje mi się, że świadomie, faktycznie poczułam to niedawno, ale tak jak mówią wszyscy, żartując sobie z ciebie, kochałam cię już dawno temu, nie wiem, kiedy, ale to wydarzyło się dużo wcześniej – to była prawda, tak właśnie czuła. Teraz wiedziała, że kocha i jest kochana, ale przedtem krążyli wokół siebie, nie potrafiąc przekroczyć tej jednej, jedynej bariery, którą było wyznanie sobie uczuć. Nie chciała nawet myśleć, co czuł Niall, gdy sprowadziła do domu Darrena, który był najbardziej niepasującą do niej osobą na świecie. Mając obok siebie Nialla, czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że ma kogoś, kto akceptuje ją w pełni i zawsze stanie po jej stronie. Nie była świadoma tego, jak bardzo potrzebowała takiego uczucia w swoim życiu.
– Nie jestem na ciebie zły, rozumiem cię. To co nas łączyło … co łączy nas teraz, jest trochę pokręcone, bo zawsze byliśmy ze sobą szalenie blisko. Czasami mam ochotę powiedzieć, że kocham cię od zawsze, a czasami tak samo jak ty, nie mam pojęcia, kiedy to wszystko się zaczęło, więc może uznajmy, że to co nas łączy, jest niezwykłe i nie zamkniemy tego w żadnych ramach czasowych. To uczucie nie ma początku i nie będzie miało końca. Co o tym myślisz? – zatrzymał się nagle, i złapał ją, gdy wpadła prosto na niego.
– Myślę, że trafiłam na najwspanialszą osobę na świecie i że jestem wdzięczna wszystkim bóstwom za to, że mam cię w swoim życiu – pocałowała go mocno, trzymając dłonie na jego chłodnych od zimna policzkach. – Nigdy nie pozwolę ci odejść, mam nadzieję, że jesteś tego świadom.
– Jeśli kiedyś chciałbym odejść, masz moje pozwolenie na zamknięcie mnie w jakimś szpitalu – cmoknął ją krótko i zrobił krok w tył, potykając się o krawężnik, przy którym się zatrzymali. Upadek był głośny i mokry, ponieważ wpadł prosto w kałużę, która oczywiście musiała znaleźć się w tym miejscu. Słyszał głośny śmiech Gemmy, która brzmiała, jakby postradała zmysły i nie miała zamiaru mu pomóc. – Śmiej się śmiej, mój tyłek będzie chory, jestem o tym przekonany, a ty będziesz musiała przynosić mi śniadania do łóżka i pracować na pełen etat w herbaciarni – podniósł się z trudem i skrzywił. Było mu cholernie zimno i był cały przemoczony. To nie było przyjemne uczucie. – Możemy wrócić do domu? Proszę?
– Zakochałam się w idiocie – stwierdziła, chwytając go za dłoń, ignorując deszcz, który teraz padał prosto na ich twarze. – Mam nadzieję, że dzieci odziedziczą inteligencję po mnie.
– A urodę i śmiech po mnie – dopowiedział, musząc mieć ostatnie słowo w ich małym sporze. Policzki rozgrzał mu ciepły rumieniec, który pojawił się na samą myśl o ich dzieciach i wspólnej przyszłości, ale Gemma nie musiała tego wiedzieć. I tak był już wystarczająco żałosnym, zakochanym mięczakiem.
***
Liam ściskał swój telefon w dłoniach, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Teraz nagle wszystko zaczęło wydawać się takie autentyczne i prawdziwe, nie było odległe, ale działo się tu i teraz. Chciał zacząć tańczyć z radości, ale chyba nie wypadało robić czegoś takiego w jego wieku. Słyszał śmiech Mii i Zayna, którzy razem sprzątali pokój dziewczynki. Musiał podzielić się z nimi tą szczęśliwą nowiną, ale pozwolił sobie jeszcze przez chwilę napawać się radością w samotności.
Usłyszał kroki na schodach i odwrócił się, dostrzegając bruneta z wielkim uśmiechem na twarzy, zmierzającego w jego stronę. Najwidoczniej potrafili przyciągać się samymi myślami. Wiedział, że uśmiecha się jak szaleniec, ale wcale się tym nie przejmował. Chciał podzielić się tą radością z całym światem.
– Jesteś szczęśliwy – zauważył Zayn, przyglądając mu się z zaciekawieniem. – Dlaczego jesteś aż tak radosny? Czy ja o czymś nie wiem? – wyrzucił śmieci znalezione w pokoju Mii do kosza i oparł się o szafki naprzeciwko Liama.
– Przed chwilą dzwonili do mnie z ośrodka – zaczął podekscytowanym głosem, prawie podskakując w miejscu.
– Tak? I co powiedzieli? – brunet podszedł do męża, chcąc odnaleźć w jego twarzy odpowiedź na pytanie, które było w tym momencie najważniejsze.
– Zgadzają się, możemy już w tym tygodniu pojechać do ośrodka i spotkać z dzieckiem. Rozumiesz Zayn? Możemy zobaczyć nasze dziecko – czuł łzy kłujące go w oczy. To było niewiarygodne. Uczucia rozsadzały mu pierś i sprawiały, że serce uderzało z nieprawdopodobną prędkością. Czekali na to tak długo, a teraz nareszcie dostali szansę. Nie chciał płakać, ale wiedział, że gdy tylko zobaczy twarz ich maleństwa, rozpłacze się jak dziecko.
– Naprawdę? To już pewne?
– Dostaniemy oczywiście jeszcze odpowiednie dokumenty, ale tak, możemy tam pojechać i odwiedzić maleństwo – przytaknął radośnie, a po chwili poczuł ramiona Zayna, który objął go mocno i podniósł, obracając ich dookoła w radosnym tańcu.
I jeśli jeszcze chwilę temu Liam, sądził, że chce chociaż na moment sam nacieszyć się tą informacją, to teraz wiedział, że nic nie jest lepsze od dzielenia się swoją radością z osobą, która pragnęła dokładnie tego samego i czuła to co on. Wchodzili razem w kolejny życiowy etap i Liam nie chciałby mieć u swego boku nikogo innego. Zayn wydobywał z niego to, co dobre i wartościowe, nie chciał nawet wyobrażać sobie, kim stałby się bez tego mężczyzny, z którym założył rodzinę, która już niedługo miała się powiększyć.
***
Mógł zapierać się rękoma i nogami, ale wiedział, że poległ w momencie, gdy spojrzał na Louisa. Rozpromieniona twarz szatyna, która wyrażała tylko szczęście i ekscytacje, zmusiła go do przełamania się i podjęcia wyzwania chociaż był przerażony. Widział spojrzenia, które posyłała mu mama, kiedy wychodził za Lou. Nie wiedział, kto boi się bardziej, on czy Anne, ale musiał zaryzykować i spróbować. Jakkolwiek głosili wszyscy specjaliści i znawcy autyzmu, może nie czuł całkowitej empatii, ale wiedział, kiedy to co robi, sprawia przykrość, a dzisiaj chciał, by Louis był radosny i zadowolony. Chciał go uszczęśliwić, bo przecież nie może być tak, że tylko szatyn dbał o ich związek.
Wysiadł z samochodu, przewracając oczami na dziwaczne zachowanie Louisa, bo przecież naprawdę potrafił sam otworzyć drzwi od auta. Lou zachowywał się niedorzecznie. Czuł jak jego serce zaczęło bić szybciej, a przecież stał dopiero na parkingu. To był dopiero początek najgorszego. Zobaczył przed sobą wyciągniętą dłoń mężczyzny, więc ujął ją ufnie, uczepiając się jego boku niczym koła ratunkowego. Jeżeli mógł to przetrwać, to tylko z Louisem u boku.
– Wiesz, że nie musisz się niczego bać prawda? Będę przez cały czas obok ciebie i jeżeli coś ci się nie spodoba, albo poczujesz się gorzej, to możemy wyjść w każdej chwili – zapewnił szatyn, ściskając mocniej jego dłoń, jakby dając mu tym samym zapewnie, że nie opuści go nawet na chwilę.
– Wiem, po prostu … po prostu jakkolwiek dziwnie to brzmi, nigdy nie byłem w kinie i nie czuję się pewnie w obcym miejscu – wyjaśnił loczek, decydując się na szczerość, chociaż Lou pewnie wiedział o tym, że to jest kolejny pierwszy raz, który miał przeżyć.
– Wiem Hazz, ale jesteśmy tutaj razem i mam nadzieję, że spędzimy miły wieczór ok.? – Lou przytrzymał drzwi i poczekał, aż brunet przytaknie, nim pociągnął go do ciepłego wnętrza budynku.
Szatyn specjalnie wybrał małe lokalne kino w sąsiedniej miejscowości. W życiu nie zabrałby loczka do multipleksu. Nie wyobrażałby sobie, jak Harry przeżyłby ten zapach popcornu i panujący dookoła hałas i zamieszanie. Tutaj było dość cicho i spokojnie. Kręciło się tylko kilka osób i panowała przyjemna atmosfera. Kupił bilety wcześniej, dzięki czemu mogli ominąć stanie w kolejce, chociaż akurat tutaj jej nie było. Odpuścili sobie popcorn i skierowali się w stronę sali. Lou czuł, jak dłoń Harry’ego zaciska się coraz mocniej z każdym kolejnym krokiem. Mógł tylko domyślać się, jak stresująca była ta sytuacja dla osoby, która rzadko kiedy opuszczała swoją bezpieczną strefę komfortu. Podziwiał Harry’ego, że po wielu namowach i błaganiach, zgodził się pójść z nim na randkę w kinie, bo tym właśnie było to wyjście – randką. Usiedli na swoich miejscach, na samym końcu sali z dala od innych osób, których było niewiele.
– Ten ekran jest wielki – wyszeptał Harry, pochylając się ku szatynowi. – Nie spodziewałem się, że będzie aż taki.
– Podekscytowany? – szatyn spojrzał na twarz bruneta i dostrzegł tam zaciekawienie, ale też strach.
– Co jeżeli będzie za głośno? Nie wiem, czy to wytrzymam Lou. I ci wszyscy ludzie dookoła, to nie jest przyjemne, wolę oglądać filmy w domu. Tam jesteśmy tylko my i czuję się komfortowo.
– Spokojnie, jeżeli będzie zbyt duży hałas, to wyjdziemy, nic się przecież nie stanie – ścisnął uspokajająco jego dłoń, gładząc jej wierz kciukiem. – Szczerze mówiąc, ja też wolę spędzać czas tylko z tobą, ale czasami warto wyjść do ludzi – zaśmiał się, widząc, jak Harry krzywi się na samą myśl spędzania czasu z ludźmi.
– Nie chcę zepsuć tego wieczoru – wyszeptał loczek, odwracając twarz w stronę ekranu, na którym zaczęły pojawiać się pierwsze napisy, zwiastujące początek filmu.
– Nie ma takiej opcji, żebyś zepsuł. Jesteśmy tutaj razem, niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia – zapewnił, pochylając się i muskając policzek młodszego w krótkim pocałunku.
– Zaczyna się, więc teraz cisza – młodszy odepchnął lekko Tomlinsona, ale po chwili zawahania ponownie chwycił jego dłoń. To była ich kolejna randka i Lou nie mógł się doczekać, by ponownie zabrać gdzieś loczka.
***
Wysiedli z samochodu i szli powoli w stronę domu z dłońmi luźno splecionymi pomiędzy ich ciałami. Harry był bardzo milczący, odkąd wyszli z sali kinowej, a Lou nie miał pojęcia, czy coś było nie tak, czy po prostu chłopak rozmyślał o czymś intensywnie. Już miał otworzyć drzwi, gdy zatrzymał go loczek.
– Louis – zaczął poważnym głosem, w którym nie było żadnego zawahania czy niepewności.
– Tak? – miał nadzieję, że wszystko było w porządku. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której okazałoby się, że wszystko zniszczył przez jedno wyjście do kina. Błagam, niech wszystko będzie z nim dobrze.
– Bałem się tego wyjścia, bałem się co pomyślą o mnie inni ludzie. Myślałem, że hałas okaże się nie do zniesienia, ale żadna z moich obaw się nie sprawdziła i czuję się dobrze. Nie mogę w to uwierzyć, że czuję się dobrze. W pewnym momencie dźwięki były męczące i czułem, że potrzebuję przerwy, ale dałem radę i nie boli mnie nawet głowa. To wszystko dzięki tobie Lou – loczek przycisnął swoje usta do warg Tomlinsona, który z zaskoczeniem oddał pocałunek, starając się być najbardziej czułym i delikatnym.
– Nic takiego nie zrobiłem Hazz – wyszeptał szatyn, odsuwając się na niewielką odległość.
– Pokazałeś mi, że mogę spędzać czas poza domem, nawet jeśli nie czuję się do końca komfortowo, to jestem w stanie to wytrzymać, jeżeli jesteś obok mnie.
– Jesteś odważniejszy, niż myślisz skarbie – powiedział, głaszcząc go po zarumienionym od zimna policzku.
– Nie lubię takich zdrobnień – mruknął loczek, krzywiąc się nieznacznie.
– Ja za to uwielbiam, więc musisz się przyzwyczaić – zażartował i pociągnął go za sobą do domu. Wystarczająco długo stali na tym zimnym powietrzu. Nie mogli rozchorować się teraz, kiedy zbliżał się grudzień, najpiękniejszy miesiąc w roku.
– Niczego nie muszę – odparł Harry, wyprzedzając go w drodze do wieszaka. – Jednak myślę, że mogę zrobić wyjątek tylko dla ciebie.
Louis wpatrywał się w chłopaka z coraz większym zdziwieniem. To nie tak, że wymuszał coś na loczku. Nigdy tego nie robił, ale powoli z każdym mijającym dniem, tygodniem i miesiącem okazywało się, że Harry pozwala mu na coraz więcej, przyzwyczajając się do jego małych dziwactw. Z biegiem czasu Lou coraz częściej łapał się na myśleniu o tym, że każdy człowiek bez wyjątku ma zbiór swoich przyzwyczajeń i dziwności, a druga osoba, jeżeli jest tą właściwą i jedyną, zaakceptuje je wszystkie krok po kroku.
***
Nie mogę uwierzyć, że byłem na kolejnej randce. Moje życie zmienia się coraz bardziej, a ja mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy.
Kino okazało się mniej przerażające, niż wcześniej sądziłem i teraz zaczynam myśleć, że może świat nie jest jednak takim okropnym miejscem, jeżeli ma się kogoś u swojego boku.
Louis jest … jest moim najlepszym przyjacielem i kimś, komu mogę się zwierzać z największych obaw. Posiadanie kogoś takiego jest najbardziej przyjemną rzeczą na świecie. Nie sądziłem, że mogę polubić rozmowy, dotyk i przebywanie z drugim człowiekiem.
Louis mnie odmienił, a ja myślę, że zmieniłem też jego życie.
*Renata Frydrych
19 notes
·
View notes
Text
Asperger - Człowiek -rozdział dwudziesty dziewiąty
W tych letnich tygodniach, w których los rzucił nas w to samo miejsce, nasze życia prawie się nie stykały, ale przedostaliśmy się na drugi brzeg, na którym czas się zatrzymuje, a niebo sięga do ziemi i daje nam naszą porcję tego, co z racji samego urodzenia otrzymujemy od Boga. Patrzyliśmy w inną stronę. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o tym. Ale zawsze wiedzieliśmy, a obecne milczenie jeszcze dobitniej to potwierdzało. Znaleźliśmy gwiazdy, ty i ja. Można je dostać tylko raz.*
Życie zatoczyło krąg i Lou nie mógł uwierzyć, jak to możliwe, że był już październik, a on nadal mieszkał u Stylesów i czuł się w tym miejscu jak u siebie w domu. Jesienna plucha sprawiała, że stawał się melancholijny i myślał zbyt wiele o tym co działo się w jego życiu. Tak wiele spraw potoczyło się inaczej niż planował, w końcu dotarło do niego, że życie zawsze znajdzie swój własny scenariusz, a jego plany i pomysły były jednym wielkim żarem dla świata.
Przyglądał się Harry’emu, który zawzięcie notował coś w zeszycie i wydawał się pochłonięty pracą. Nie chciał mu przeszkadzać, ale naprawdę musiał z nim porozmawiać, ponieważ niepewność i tkwienie w zawieszeniu sprawiały, że wariował i nie potrafił skupić się na niczym innym. Dni mijały, a on cały czas zastanawiał się, jak przeprowadzić tę rozmowę, by nikogo nie zranić i nie rozpętać jeszcze większego piekła.
- Harry musimy powiedzieć twojej mamie – wyrzucił z siebie szybko, nie chcąc przedłużać tego w nieskończoność. Bał się, że wtedy stchórzy i już nigdy nie odważy się rozpocząć tej rozmowy.
- Powiedzieć? – loczek zerknął na niego krótko po czym wrócił do pisania, ignorując jego głośne westchnięcia, którymi chciał bezskutecznie przyciągnąć jego uwagę.
- Harry – zaczął jeszcze raz, ponieważ nie skończyli rozmowy, ba oni jej nawet nie rozpoczęli. Cóż mógł się tego spodziewać.
- Co musimy powiedzieć mojej mamie? – zapytał loczek bez oznaki jakiegokolwiek zainteresowania tematem.
- Możesz na mnie spojrzeć? – nie chciał warczeć na chłopaka, wiedział, że to nie jego wina, że zachowuje się w ten sposób, ale chciał po prostu pogadać z nim normalnie, a nie zwracać się w stronę pleców bruneta.
- Muszę?
Przewrócił oczami, tłumiąc śmiech, jego złość wyparowała w ciągu sekundy, gdy tylko usłyszał pytanie chłopaka. Nie potrafił się złościć na Harry’ego i pewnie nie skończy przez to dobrze, ale kiedy loczek zadawał takie szczere pytania nie mógł odczuwać już żadnych negatywnych emocji w stosunku do niego.
- Byłoby miło – odparł z uśmiechem, a po chwili zobaczył twarz Stylesa, który patrzył na niego wyczekująco i nawet zaszczycił go spojrzeniem prosto w oczy. To ostatnio zdarzało się tak często, że Louis zaczynał przechodzić do tego na porządku dziennym, ale przypisywał to sobie jako mały sukces.
- O czym musimy powiedzieć mamie?
- O nas.
- O nas? – brunet powtórzy po nim, jak to miał w zwyczaju. Jego twarz nie wyrażała zupełnie nic i Lou nawet jeśliby chciał nie potrafiłby stwierdzić o czym myśli chłopak.
- Tak, o tym, że jesteśmy parą – wyjaśnił, obserwując reakcję zielonookiego, który zamyślił się i mruknął coś pod nosem. – Słucham?
- Przecież mama wie – powiedział młodszy, wzruszając obojętnie ramionami, tak jakby mówił coś oczywistego dla wszystkich.
- Mówiłeś jej coś? – Louis czuł, że jego strach rośnie, nie miał pojęcia, czy Anne wiedziała, ale jeśli Hazz z nią rozmawiał to pewnie dowiedziała się w najmniej delikatny na świecie sposób. Teraz na sto procent nienawidziła go i chciała wykopać z tego domu.
- Nie, niby czemu miałbym mówić?
- Nie stresuj mnie tak Hazz – Louis rzucił się na łóżko loczka, oddychając z ulgą. Wolał przygotować się psychicznie na rozmowę z Anne. – Słuchaj, jeśli nie powiedziałeś swojej mamie, ona nie ma pojęcia, że jesteśmy razem, więc sądzę, że czas najwyższy jej powiedzieć. Nie możemy trzymać tego w tajemnicy.
- Jeśli tak uważasz, ale wydaje mi się, że mama wie – odparł brunet, układając się ostrożnie obok Louisa, który obrócił głowę w jego stronę. – Dlaczego się tak patrzysz?
- Podziwiam – stwierdził i wyciągnął dłoń, delikatnie przejeżdżając opuszkami palców po rozgrzanym policzku młodszego. – Czy możemy porozmawiać dziś z Anne? – zapytał przybliżając się do Harry’ego, który nie odsunął się od niego.
- Możemy, ale to bez sensu – nieoczekiwanie loczek pocałował policzek szatyna i pociągnął go za dłoń, zmuszając do wstania – zróbmy to teraz, nie mogę zmarnować całego dnia na twoje marudzenie.
- Że co? – wydusił z niedowierzaniem. To niby on marudził, śmieszne, całkowicie śmieszne. I to jeszcze Harry z niego szydził, nieprawdopodobne.
- Mam dużo do zrobienia, a wiem, że będziesz tutaj leżał do wieczora i cały czas marudził i przeszkadzał – wyjaśnił młodszy chłopak, tak jakby Louis był jakimś chodzącym problemem z którym musiał się mierzyć każdego dnia. Cóż po części może i miał rację, ale hej, to nie tak, że obecność szatyna była aż tak męcząca, bo przecież nie mogła być prawda? Był miły, uczynny, zapewniał Harry’emu rozrywkę i zabawiał go rozmową. To powinno spotkać się z wdzięcznością.
- Wcale nie marudzę, po prostu dotrzymuję ci towarzystwa – zauważył, ale wyszedł z pokoju, ciągnąć za sobą loczka, który szedł posłusznie, wcale się nie opierając i nie protestując zbyt mocno.
Drżał na samą myśl rozmowy z Anne, ale musieli to zrobić, mieszkali pod jednym dachem i udawanie, że nie są razem byłoby dziwne, a zresztą oni wcale się nie ukrywali, więc to sprawiało, że cała sytuacja była jeszcze dziwniejsza. Nie robili niczego złego, więc Anne nie miała prawa wściekać się na nich, ale doskonale zdawał sobie sprawę, jaki stosunek ma obecnie do niego kobieta i to sprawiało, że było mu niedobrze i czuł mdłości.
- Spociła ci się ręka.
- Co? – spojrzał na Harry’ego, który przyglądał mu się z czymś dziwnym i obcym w oczach.
- Mówię, że spociła ci się dłoń. Denerwujesz się? Jeśli tak, to całkowicie niepotrzebnie, ale oczywiście ty zawsze wiesz lepiej – loczek mówił przez cały czas, dopóki nie znaleźli się w salonie, gdzie Anne oglądała jakiś film dokumentalny. – Jesteśmy, teraz mów to co chciałeś i wracajmy do mojego pokoju – zarządził loczek, i wysunął swoją dłoń z mocnego uścisku, którym obdarzył go Louis.
- Co się stało? – Anne przerwała oglądanie, ponieważ najwyraźniej ich widok wprawił ją w zdziwienie tak wielkie, że postanowiła zwrócić na nich całą swoją uwagę. Jej przenikliwe spojrzenie wcale nie pomogło Louisowi, który chyba był o krok od ataku serca, ale dzielnie próbował zebrać się w sobie i wydukać kilka słów wyjaśnienia. – Zbladłeś Louis, źle się czujesz?
- Wszystko jest w porządku. Chcieliśmy z tobą porozmawiać – odchrząknął, nerwowo poprawiając kołnierzyk, który zaczął go niewygodnie uwierać. Chyba tracił zdolność oddychania.
- Louis chciał porozmawiać – wtrącił Harry, będąc najbardziej uroczą wersją siebie.
- Nie pomagasz – syknął, zerkając na bruneta, który był odprężony i wydawał się całkowicie zrelaksowany podczas, gdy Lou pocił się z nerwów. – Chcieliśmy porozmawiać, ponieważ trochę obawiamy się twojej reakcji i nie chcemy żebyś dowiedziała się przypadkiem od kogoś innego, więc – urwał, zastanawiając się czy może nie uciec w tym momencie, wziąć nogi za pas i zniknąć na kilka godzin. Ciekawe jak wtedy Harry wybrnąłby z tej całej pokręconej sytuacji. Mógł to zrobić, ale nie był aż tak okrutny. – Chcieliśmy ci powiedzieć, że…
- Ja i Louis jesteśmy parą, tak jak Gemma i Niall – Harry powiedział to szybko i całkowicie bezboleśnie, a szatyn chciał wrzeszczeć, bo szykował cała przemowę, naprawdę miał ją ułożoną i w jego głowie brzmiała sensownie i dobrze. Bał się spojrzeć na Anne, nie chciał widzieć teraz jej zszokowanej, wściekłej twarzy.
- Cóż wnioskując po przerażeniu na twarzy Louisa, powinnam być zaskoczona tak? – głos Anne brzmiał dziwnie, nie tego po niej oczekiwał, była zbyt spokojna i opanowana, a miała odczuwać wściekłość i może krzyczeć.
- Tak – odchrząknął, starając zebrać się w całość ciągu kilku sekund. – Cóż spodziewałem się, że będziesz bardziej zdziwiona.
- Rozmawiałam z twoją mamą, jakiś tydzień temu, trochę poplotkowałyśmy i powiedziała mi o tym co was łączy. Także niespodzianka się nie udała – posłała uśmiech w stronę Harry’ego, który zmarszczył brwi w niezadowoleniu.
- Niespodzianki są beznadziejne – powiedział z grymasem na twarzy. Lou odnotował w głowie, by naprawdę zrezygnować ze spontanicznych randek. – Mówiłem ci, że mama już o wszystkim wie – zielonooki wzruszył ramionami i spojrzał na Louisa wszystkowidzącym wzrokiem. – To oznacza, że mogę wrócić do nauki, a ty masz mi nie przeszkadzać.
Oczywiście Harry nie byłby sobą, gdyby zwyczajnie go nie zostawił. I tak właśnie się stało, loczek obrócił się na pięcie i zniknął na schodach prowadzących na piętro. Nauka była ważniejsza od mini zawału serca, który aktualnie przechodził Lou. Nie wiedział co zrobić w tej sytuacji, nie wierzył w ten pozorny spokój Anne, wiedział swoje, kobieta obecnie nie pałała do niego sympatią, więc szykował się na najgorsze. Podniósł wzrok i dostrzegł, że wzrok kobiety cały czas spoczywa na nim.
- Nie bądź taki przerażony, nie wydawałeś się tchórzem, kiedy mówiłeś mi prosto w twarz, że masz moją opinię głęboko gdzieś i będziesz z moim synem, czy mi się to podoba, czy nie. Nie mogę uwierzyć, że strach obleciał cię właśnie teraz – powiedziała Anne, patrząc na niego w dziwny sposób, którego jeszcze nie rozszyfrował. – Powiem krótko Louis, nie masz mojego błogosławieństwa, nie ufam ci i nie wierzę w to, że nie zranisz Harry’ego, więc będę patrzeć ci na ręce i nie mam zamiaru spuścić z ciebie wzroku. Czy się rozumiemy?
- Jesteś stanowcza, nie znałem cię od tej strony – był onieśmielony, ale znał Gemmę tyle lat, więc powinien domyśleć się, że kobiety w tej rodzinie są bardzo stanowcze i zawsze dopną swego. – I rozumiem, jeśli skrzywdzę Harry’ego nie mam się co tu pokazywać.
- Nie, jeżeli zrobisz coś mojemu dziecku, sprawię, że już nigdy nie postawisz stopy w tym mieście, a nie tylko w tym domu. Nie masz pojęcia na co się porywasz Louis – groźba w jej głosie była aż nad wyraz słyszalna. Nie był idiotą, by sobie z tego żartować.
- Jeżeli zranię Harry’ego, mam nadzieję, że ty i Gemma sprawicie, że będę tego bardzo żałował. – chciał odejść, ale zatrzymał się, gdy uzmysłowił sobie coś jeszcze – Mam nadzieję, że udowodnię ci, że możesz mi zaufać. Nie chciałbym stracić przyjaźni, którą mieliśmy Anne.
Nie dodał nic więcej, naprawdę zależało mu na dobrych kontaktach z kobietą i to nie przez wzgląd na Harry’ego, po prostu przez ten czas polubił ją i nie raz mówił, że zaczęła zastępować mu mamę, która była daleko. Nie chciał, by teraz nagle ich stosunki ochłodziły się, ale nic nie zależało od niego. Musiał się z tym pogodzić. Minął pokój loczka bez słowa, postanowił, że da mu trochę spokoju i czasu na naukę, widział jak bardzo mu zależało, by wypaść jak najlepiej na pierwszych zaliczeniach i egzaminach. Mógł spędzić trochę czasu w pojedynkę, poczytać, poleżeć, odpocząć po stresującym dniu. To był dobry plan.
***
Oczywiście, nie był w stanie wysiedzieć w domu i postanowił odwiedzić herbaciarnię. Liczył, że tam znajdzie trochę spokoju, ale zrozumiał, jak bardzo się mylił, gdy od progu usłyszał głośny chichot Gemmy, której wtórował donośny śmiech Nialla. Przy stoliku siedział jeszcze Zayn, który ramieniem obejmował uśmiechniętego Liama. Byli tutaj wszyscy i pomyślał, że może dobrym pomysłem będzie wycofanie się po cichu, ale niestety w tym samym momencie Horan obrócił się w stronę drzwi i dostrzegł go.
- Cześć Louis, chodź do nas! – zawołał mężczyzna, machając do niego ręką – dlaczego się tak czaiłeś przy drzwiach?
- Nie czaiłem się – zaprzeczył szybko i opadł na jedno z wolnych krzeseł. – Co to za zebranie?
- Postanowiliśmy obgadywać ciebie i Harry’ego tak długo, jak pozwoli nam na to czas, ale najwyraźniej masz siódmy zmysł i nas przejrzałeś. Nie zdążyłam nawet wspomnieć chłopakom o tym, jak uciekasz przed mamą i jak wodzisz wzrokiem za Harrym niczym mały szczeniaczek. Zepsułeś mi całą zabawę – zażartowała Gemma, bocząc się i krzywiąc z niezadowoleniem.
- Przepraszam, mogę sobie pójść – chciał wstać, ale powstrzymała go dłoń przyjaciółki zaciskająca się na jego ramieniu.
- Oszalałeś? Tylko sobie żartowałam Lou.
- Wiem, wiem – chciał posłać jej miły uśmiech, ale na twarzy pojawił się tylko grymas. To nie był jego dzień, zdecydowanie nie powinien wychodzić dziś ze swojego pokoju.
- Coś się stało? – dziewczyna obserwowała go, a jej dobry nastrój odchodził z każdą mijającą minutą. Znała Louisa zbyt dobrze, by zbagatelizować jego zachowanie.
- Nie, jestem tylko zmęczony. Nie przejmuj się mną. Mógłbym dostać filiżankę herbaty? – chciał, by przyjaciółka przestała mu się przyglądać. To było męczące, udawanie, że wszystko jest ok., kiedy czuł się przytłoczony całym dzisiejszym dniem i rozmową z Anne. Przecież nie mógł skarżyć się na jej matkę, a już na pewno nie chciał, by cokolwiek poróżniło go z Gemmą.
- Jasne, już się robi – dziewczyna wyplątała się z ramion Nialla, który już podnosił się, by przygotować herbatę i pomaszerowała w stronę lady na której były ustawione filiżanki. Nie wiedziała, co się stało, ale czuła, że coś jest nie tak. Lou nie zachowywał się w ten sposób bez powodu. Teraz zaczynała się bać, że to miało związek z Harrym. Może nie powinna sobie tak żartować z szatyna. Nie był przecież w łatwej sytuacji. Kochała Harry’ego, ale był jej bratem, to zupełnie inny rodzaj więzi, a Louis jako jeden z nielicznych dał loczkowi szansę i chciał go poznać. Jej żarty były głupie i dziecinne. Nie wiedziała, jak zapytać, czy wszystko u nich gra, czy nie potrzebują pomocy i wsparcia. Była słabą przyjaciółką i siostrą. Teraz, kiedy nareszcie czuła się w pełni szczęśliwa, zapomniała, że są obok niej inne osoby, które nadal walczą o swoje szczęśliwe zakończenie. – Proszę, twoja herbata. Mam nadzieję, że udało mi się zrobić taką, jaką lubisz najbardziej – usiadła obok szatyna i objęła go ramieniem. Miała wyrzuty sumienia, które stały się jeszcze większe, gdy Tomlinson spojrzał na nią zaskoczony.
- Hej, mogę wiedzieć, dlaczego moja dziewczyna przytula się do innego? – zapytał Niall z żartobliwą nutą w głosie.
- Nie bądź zazdrosny – Liam zaśmiał się z przyjaciela, który nadal dąsał się, ale jego oczy błyszczały radośnie. – I takie grymaszenie nie przystoi dorosłemu mężczyźnie.
- Właśnie, gdyby tak robił Theo to może byłoby urocze, ale w twoim wypadku jednak wygląda dość słabo – zażartował Louis, odzywając się pierwszy raz od dłuższego czasu.
Był zmęczony tym dniem, rozmowami, które musiał przeprowadzić, ale lubił tych ludzi, niektórych z nich nawet kochał i nie chciał przed nimi uciekać. Miał nadzieję, że niedługo wszystko się ułoży i wskoczy na właściwe tory. Był zakochany, nie pamiętał już jakie to uczucie, zresztą miał wrażenie, że nigdy nie czuł czegoś tak mocnego jak to co działo się w jego sercu teraz. Nie mógł doczekać się każdego nowego dnia, każdej rozmowy z Harrym, która uczyła go czegoś zupełnie nowego. Spajał z jego ust wszystkie słowa i czuł się najszczęśliwszy na świecie, ale mimo tego były dni takie jak dziś, gdy wydawało mu się, że jest oceniany i obserwowany na każdym kroku. Wiedział, że nie może tego spieprzyć, Harry był jego priorytetem i chciał dać mu wszystko co najlepsze, ale bał się spojrzeń Anne, a teraz jeszcze Gemma wpatrywała się w niego i myślała sobie bóg wie co. Wydawało mu się, że jest godny Harry’ego, ale w tym momencie zaczynał w to wątpić. Harry był najlepszym co mogło mu się przytrafić, ale może on nie był najlepszym co spotkało loczka.
***
Wszedł do domu i zdążył jedynie zsunąć buty ze stóp, gdy do jego uszu dobiegł głos Harry’ego.
- Nareszcie jesteś, już myślałem, że zapomniałeś o naszym wieczorze. Bałem się, że będę musiał zadzwonić, a wiesz, jak bardzo tego nie lubię – loczek był podenerwowany i podekscytowany w tym samym czasie, Louis potrafił dostrzec ten szalony uśmiech na jego twarzy i nerwowe wyginanie palców prawej dłoni.
- Z przyjemnością usłyszałbym twój głos, gdybyś zdecydował się zadzwonić – posłał mu uspokajający uśmiech i podszedł do chłopaka, całując go na przywitanie w policzek – myślę, że zdążyłem przed deszczem, mówiłem twojej siostrze, że powinna się zbierać, jeśli nie chce zmoknąć, ale najwyraźniej wizja spędzenia wieczoru z Niallem była bardziej kusząca.
- Oni ciągle spędzają razem czas, myślę, że Gemma już się wyprowadziła – stwierdził loczek, chwytając dłoń Louisa, ciągnąć go w stronę salonu i kanapy.
- Nie miałbyś nic przeciwko gdyby się wyprowadziła? – rodzeństwo było dość zżyte, więc Lou obawiał się, jak mógłby zareagować Harry na wyprowadzkę, która pewnie zbliżała się do nich wielkimi krokami. Czuli to wszyscy mieszkańcy tego domu.
- Nie, dlaczego miałbym mieć? Przecież wyprowadziła się i pojechała na studia, wszyscy przyzwyczailiśmy się, że jej nie ma. Nawet za nią nie tęskniliśmy – brunet wzruszył ramionami i wyciągnął coś co miał ukryte za poduszką. – Dzisiaj jest wieczór filmowy. Pamiętałeś prawda?
- I tak jestem przekonany, że tęskniłeś za swoją siostrą, chociaż teraz mówisz zupełnie coś innego. – wiedział, że ma rację. Harry kochał swoją siostrę, a ona wskoczyłaby za nim w ogień. Mieli tą cudowną wieź, jaką rzadko może poszczycić się rodzeństwo. I chociaż teraz wygadywał takie głupotki to Lou wiedział swoje – i oczywiście, że nie zapomniałem. Jest piątek, czyli czas na nasz wieczór filmowy. To co oglądamy?
- Czytałem pewną książkę, którą znalazłem w bibliotece. Chciałbym zobaczyć dzisiaj film, który powstał na jej podstawie. Mam nadzieję, że jeszcze go nie widziałeś – zielonooki zerknął na niego, ściskając w dłoniach pudełko w którym zapewne była płyta z filmem. – Nie wszystko było dla mnie zrozumiałe i jasne w samej książce, więc pomyślałem, że mógłbyś wytłumaczyć mi to z czym miałem problem.
- Hazz, pewnie nie czytałem tej książki, więc to ty będziesz musiał mówić mi o co chodzi – uśmiechnął się, nie mając pojęcia o jakim filmie i książce mówią. – Dobra, przestań trzymać mnie tak długo w niepewności i mów co to za film.
- Tamte dni tamte noce – powiedział młodszy i podał mu płytę – widziałeś? Czytałeś? Jeśli tak, to nie szkodzi, mogę obejrzeć sam.
- Nie czytałem i nie widziałem – wpatrywał się w okładkę chociaż widział ją niezliczoną ilość razy. Miał wrażenie, że w pewnym momencie wszyscy mieli hopla na punkcie tego filmu. Gemma chciała go zmusić do obejrzenia i przeczytania, ale dzielnie bronił się i uniknął seansu. Czytał kilka recenzji, widział zwiastuny i nie miał nic przeciwko takiemu kinu, ale zwyczajnie nie czuł potrzeby oglądania gejowskiego romansu na ekranie. Nie mógł odmówić Harry’emu, to było oczywiste, że obejrzą dziś ten film, ale nurtowała go jedna sprawa. Dlaczego loczek czytał książkę o gejach, a teraz chciał oglądać ten film?
- To świetnie, możemy już zaczynać czy jak zawsze powiesz, że za minutkę wrócisz, a pojawisz się po trzynastu minutach? – podekscytowanie bruneta było niespotykane i Lou parsknął śmiechem widząc, jak ten prawie podskakuje na kanapie.
- To są jakieś pomówienia, zaprzeczam wszystkiemu – zażartował, ciągnąc delikatnie za jeden z loczków chłopaka. – Powiedz Hazz, podobała ci się tak książka?
- Była w porządku, miała trochę za dużo opisów, ale dało się czytać. No i jak wspomniałem wcześniej, nie wszystko zrozumiałem, nie wiem, dlaczego oni byli raz z dziewczynami, raz z chłopakami, zachowywali się jak zakochani, a później szli do kogoś innego. To było dziwne i nie podobało mi się, bo jeśli mówisz, że kogoś kochasz to jesteś tylko z nim prawda? I nie zostawiasz go na koniec i nie układasz sobie życia z kimś innym. To mi się nie podobało i byłem zły i… i chyba smutny, kiedy skończyłem czytać. Poza tym wiesz, że nie jestem dobry w tych miłosnych sprawach, więc czułem się trochę dziwnie czytając o tym wszystkim co działo się między Elio a Oliverem. Jestem w tym nowy.
- Wiem skarbie, myślę, że sam będę musiał przeczytać tę książkę, bo z tego co mówisz jest intrygująca – obserwował, jak Harry wkłada płytę do odtwarzacza i pozwolił mu usiąść wygodniej nim przysunął się bliżej niego i objął go ramieniem – to jest w porządku?
- Mhm – mruknął loczek, wpatrując się w skupieniu w ekran, Lou wiedział, że teraz już nie porozmawiają, więc sam również postanowił skupić się na filmie. Drgnął nagle, gdy usłyszał głos Harry’ego – wiesz, kiedy czytałem książkę, dostrzegałem trochę podobieństw pomiędzy nami, a głównymi bohaterami, z tą różniącą, że Oliver był bardzo wysoki.
- Ejj – już chciał oburzyć się po raz kolejny i może szturchnąć lekko chłopaka, gdy ten postanowił odezwać się raz jeszcze.
- Nie chciałbym żebyśmy skończyli w ten sposób, tak jak oni. Wiem, że dla większości osób jestem problem i że wszyscy traktują mnie, jak dziwaka, nie raz widziałem spojrzenia jakimi mnie obdarowywali. Uważali, że mam z głową albo jestem upośledzony i to nie przeszkadzało mi, ponieważ oni nigdy nie byli ważni, nie liczyli się, ale ty jesteś ważny Lou, myślę, że możesz być najważniejszy. Nie chciałbym żebyś patrzył na mnie jak oni, żebyś myślał o mnie, jak oni i traktował w ten sposób. Ja nigdy… nigdy nie będę taki jak wszyscy inni, ale czy wtedy będę wystarczający? Dla ciebie?
- Skarbie – Louis zatrzymał film i wpatrywał się w zielone tęczówki, które nie chciały na niego spojrzeć. Nigdy nie pomyślałby, że Harry może być niewystarczający dla niego, męczyły go myśli, że to on wszystko zniszczy, że to on będzie zbyt słaby i nie godny tego chłopaka. Loczek otworzył się przed nim tak bardzo, jak nigdy wcześniej i serce Louisa chciało wyskoczyć z piersi i powędrować prosto do Harry’ego. Był zakochanym idiotą, ale może obaj byli właśnie tacy. – Harry, nie myśl w ten sposób, jesteś wystarczający, jesteś dla mnie idealny i nie mógłbym prosić o kogoś lepszego. Nie mam pojęcia, jak skończył się ten film, ale jestem pewny, że my będziemy mieć zupełnie inne zakończenie, ponieważ jesteśmy Louisem i Harrym, a nie Elio i Oliverem. To nasza historia, nikogo innego jasne? Nie wiem, czy mówiłem, ale mogę być w tobie zakochany Harry Stylesie.
- Dlaczego użyłeś mojego nazwiska? – Nagle loczek spojrzał na niego i uśmiechnął się z zainteresowaniem na twarzy.
- Chciałem żeby zabrzmiało filmowo – zażartował i przesunął opuszkiem palca, bo zarumienionym policzku Harry’ego, który wpatrywał się w niego jak zaczarowany. Przysunął się i chociaż wiedział, że nie może pocałować bruneta, ponieważ to byłoby zbyt szybko, pochylił twarz w jego stronę i złożył pocałunek lekki niczym muśniecie skrzydeł w kąciku ust Stylesa. – Jesteś wystarczający Harry, jesteś bardziej niż wystarczający – wyszeptał prosto w jego usta, nim odsunął się na bezpieczną odległość, chcąc dać chłopakowi trochę przestrzeni. Deszcz bębnił w szyby zapowiadając nadejście prawdziwej jesieni, a w sercu Louisa zapanowało lato, pachnące burzą, owocami i leniwymi wieczorami – Oglądamy dalej?
- T-tak oglądamy – wyszeptał loczek, ale nie odsunął się od Louisa, tylko chwycił jego dłoń i przez cały seans trzymał ją tak, jakby tylko ona mogła utrzymać go w miejscu.
***
Cały się trzęsę i drżę, ale to dobre uczucie. Ma związek z Louisem, więc musi być dobre.
Nie mogę oddychać normalnie. Nie wiem co to wszystko oznacza, ale może tak jak powiedział Louis, może ja też jestem zakochany.
Myślałem, że całe życie będę sam, nigdy nikim się nie interesowałem, a nagle pojawił się on i odmienił cały mój los.
Czułem jego usta tak blisko moich i pierwszy raz chciałem, by ktoś dotknął mnie w taki sposób, by pocałował mnie nie tylko w policzek.
Może naprawdę jestem wystarczający, mama zawsze mówiła Gemmie, że na każdego gdzieś tam czeka ta jedna wyjątkowo osoba w której oczach będziemy mogli się przejrzeć i dostrzec to co w nas najpiękniejsze. Myślę, że Louis jest tą osobą dla mnie i to mnie uszczęśliwia.
Pierwszy raz czuję się naprawdę szczęśliwy.
*André Aciman
14 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek - rozdział dwudziesty siódmy
„Widziałam, że jesteś doskonały, a więc cię pokochałam, a potem zobaczyłam, że nie jesteś doskonały, i pokochałam cię jeszcze bardziej”*
Nagle wszystko uległo zmianie i zatrzymało się w miejscu. Pozornie życie toczyło się normalnie, tak jak dawniej, ale gdyby ktoś przyjrzał się uważniej, dostrzegłby, że pewne osoby utrzymują między sobą dystans, ktoś wychodzi na spacery samotnie, a piątkowe seanse filmowe zostały odwołane. I tak jak to najczęściej bywa, cisza mogłaby ciągnąć się w nieskończoność, gdyby ktoś nie postanowił wtrącić się, wziąć sprawy w swoje ręce i zmusić do działania.
***
Harry od jakichś dwudziestu minut milczał, wbijając wzrok w biurko, na którym Nora poukładała książki i długopisy. Nie miał ochoty na rozmowę, nie wiedział nawet, o czym miałby mówić, bo przecież nie chciał zaczynać tematu, który męczył go najbardziej od ponad tygodnia. Nora nie miała o niczym pojęcia, tak samo jak wszystkie bliskie mu osoby. Przez chwilę myślał, że może mógłby porozmawiać o tym z Niallem, ale zrezygnował tak szybko, jak tylko ten pomysł pojawił się w jego głowie. Dlatego od tygodnia męczył się i był coraz bardziej niezadowolony i smutny, a jedyna osoba, która potrafiłaby go pocieszyć, tym razem była sprawcą tej całej beznadziejnej sytuacji.
– Harry, nie chciałabym naciskać, ale dawno nie widziałam cię tak smutnego i przejętego. Wydawało mi się, że przy naszej ostatniej wizycie wszystko było w porządku – kobieta patrzyła na niego uważnie i w końcu zdecydował podnieść swoje oczy i spojrzeć na nią przelotnie. – Może chciałbyś opowiedzieć mi, co się stało?
– Louis powiedział, że mnie kocha, a później kiedy zapytałem, czy to prawda, całkowicie mnie zignorował – wyjaśnił, obejmując się rękoma. Czuł się niekomfortowo, mówiąc o tym Norze, chociaż ona znała go i widziała w najgorszych momentach życia.
– W jakiej sytuacji Louis to powiedział? – kobieta starała się ukryć zdziwienie. Nie znała Louisa Tomlinsona, ale słyszała o nim wystarczająco dużo, by wiedzieć, że ten chłopak nigdy nie skrzywdziłby Harry’ego celowo.
– Był chory, leżał w łóżku, a ja przyniosłem zupę, bo podobno pomaga w czasie choroby i wtedy Louis powiedział, że mnie kocha, a kiedy jakiś czas później zapytałem, czy to prawda … – urwał, by zaczerpnąć powietrza i kontynuować dalej – wtedy on nic nie powiedział, po prostu milczał, więc poszedłem sobie i do tego czasu nie rozmawiamy ze sobą. On próbował mnie zagadywać, ale nie wiem, co miałbym mu powiedzieć po tym wszystkim. Nie wiem nawet, dlaczego czuję się w ten sposób, ale to boli.
– Jesteś zraniony Harry, twoje serce zostało zranione, ale myślę, że Louis nie chciał cie skrzywdzić – powiedziała, ostrożnie dobierając słowa, by brunet dobrze ją zrozumiał.
– Czy Louis kocha mnie tak jak Gemma? Bo zupełnie tego wszystkiego nie rozumiem. Nie jestem głupi i wiem, że można kochać na wiele sposobów i jest dużo rodzajów miłości, ale nie wiem co oznaczało to kocham cię wypowiedziane przez Louisa – był zdezorientowany i zmęczony tą całą sytuacją. Wydawało mu się, że wszystko jest w porządku, a nagle taka bomba została na niego zrzucona i nie potrafił sobie z nią poradzić.
– Harry, nie wiesz, co oznaczały słowa, które powiedział, ale czy ty kochasz Louisa? – musiała o to zapytać, ale przerażenie, które wymalowało się na twarzy chłopaka, a później mina i grymas, które wskazywały na skupienie, sprawiły, że zamilkła i pozwoliła mu pomyśleć.
– Czy ja kocham Louisa? – Harry powtórzył pytanie, zastanawiając się nad tym, co powiedziała Nora. – Lou jest czasami bardzo męczący, dużo mówi i lubi przytulać. Jest bałaganiarzem i ma psa, ale lubię spędzać z nim czas i nasze wspólne rozmowy są przyjemne. Kiedy nie było go obok, tęskniłem za nim i dla mnie Louis jest rodziną, ale nie chcę, by był kimś takim jak Gemma, bo już stał się dla mnie bliższy. Czy można to nazwać miłością?
***
Ich spotkanie dobiegło końca i po wszystkim Nora miała w głowie tylko jedną myśl, musiała porozmawiać z Louisem Tomlinsonem. Zbyt mocno zależało jej na szczęściu Harry’ego, by odpuścić teraz i pozwolić, by cierpiał. Miała nadzieję, że nie pomyliła się co do Louisa i chłopak okaże się tak dobrym człowiekiem, jak to sobie wyobrażała.
Zdobycie numeru telefonu Lou nie było trudne, wystarczyło, że poprosiła o to Anne, a kobieta od razu podała jej rząd cyfr. Norze nie umknęła niechęć, jaka wymalowała się na twarzy kobiety, gdy tylko usłyszała o Tomlinsonie, a przecież niedawno to właśnie matka Harry’ego wygłaszała hymny pochwalne na temat chłopaka.
Kiedy przedstawiła się i powiedziała, że dzwoni w sprawie Harry’ego, głos Louisa powiedział jej więcej, niż potrzebowała. Chłopak był spanikowany, przejęty i zmartwiony w tym samym czasie, a to oznaczało, że się troszczył i zależało mu na chłopaku. Wiedziała, że tych dwoje ma naprawdę szansę na coś niesamowitego.
***
Louis siedział na fotelu naprzeciwko terapeutki Harry’ego i zastanawiał się, co do cholery robi w tym miejscu. Rozglądał się nerwowo po jasnych ścianach, które pewnie na loczka działały kojąco i pozwalały skupić się na rozmowie, ale on czuł się zestresowany i nie na miejscu. Nie miał pojęcia, o co może chodzić. Kiedy odebrał telefon od Nory, przeraził się nie na żarty. Bał się, że coś złego stało się z Harrym, ale kobieta poprosiła jedynie o spotkanie, więc nie miał żadnego powodu, by jej odmówić. Siedząc w tym miejscu, zaczynał jednak żałować, że nie wymigał się od tego.
– Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną spotkać – powiedziała kobieta, uśmiechając się w jego stronę. Wydawała się spokojna, więc może nie wydarzyło się nie złego. Może obawiał się całkowicie niepotrzebnie.
– Zaskoczyłaś mnie swoim telefonem – powiedział zgodnie z prawdą. – Stało się coś?
– Nic złego, więc możesz się uspokoić. Widzę, że jesteś trochę podenerwowany, a naprawdę nie ma powodu do stresu – Nora cały czas uśmiechała się i ostrożnie dobierała słowa. Louis był przekonany, że zaraz zrzuci na niego jakąś bombę i zaskoczy go całkowicie. – Rozmawiałam ostatnio z Harrym, wydawał się przygaszony i smutny. Zaczęłam martwić się o niego. Nie chciałabym, żeby stało się z nim coś złego. Pewnie pamiętasz, co wydarzyło się ostatnio – Nora zamilkła, jakby chciała dać mu chwilę na przetrawienie słów, które wypowiedziała. Nie musiała przypominać mu o tym, co działo się nie tak dawno. Nigdy więcej nie chciał widzieć Harry’ego w takim stanie. Same wspomnienia działały na niego zbyt mocno. – Porozmawiałam z nim i okazało się, że Harry jest zraniony. Muszę przyznać, że byłam zdziwiona tym, co mi wyznał.
– Czy mogłabyś przejść do rzeczy? – był już zestresowany do granic możliwości, miał wrażenie, że zaraz z nerwów zacznie chodzić po gabinecie.
– Louis powiedziałeś, że kochasz Harry’ego, a później, kiedy o to zapytał, zignorowałeś go. On jest zagubiony i naprawdę nie wie, co o tym wszystkim myśleć. Nie wtrącałabym się, gdybym nie uważała, że jest to konieczność.
– Po prostu byłem zaskoczony jasne? Nawet nie pamiętałem, że coś takiego powiedziałem. Nie wiedziałem, jak zareagować. Przecież on nawet nie wie, że jestem gejem. Boże, skąd mam wiedzieć, czy on w ogóle nim jest? Sam musiałem to przeanalizować i przemyśleć. Kiedy usłyszałem, co powiedział, byłem jak sparaliżowany.
– Dobrze, to zrozumiałe, że byłeś zdziwiony tym, co usłyszałeś. Rozumiem cię doskonale, ale teraz po czasie powiedz mi, co o tym sądzisz, ponieważ Harry cierpi i stara sobie z tym jakoś poradzić, ale ewidentnie czuję się źle. I Harry wie, że jesteś gejem, tym akurat nie musisz się przejmować.
– Nie chciałem, żeby poczuł się odrzucony, ale kiedy podniosłem głowę, jego już nie było, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Nigdy bym go nie skrzywdził, nie celowo.
– Wiem to, ale musisz cos zrobić, ponieważ Harry już nie wykona pierwszego ruchu. Chociaż – kobieta zamilkła i wbiła w niego spojrzenie swoim jasnych tęczówek, myśląc o czymś mocno – chociaż nawet nie zapytałam, czy odwzajemniasz uczucia Harry’ego.
– Słucham? Harry coś do mnie czuje? – spojrzał szybko na Norę, która przybrała na twarz maskę. Nie mógł wyczytać z jej twarzy żadnej emocji. – Nie możesz teraz zamilknąć i mnie ignorować. Wiesz to prawda? I to chyba oczywiste, że czuję cos do Harry’ego, w innym wypadku nie powiedziałbym mu, że go kocham. Mogę się wydawać gadułą, ale nie rzucam takimi wyznaniami na prawo i lewo – wzruszył ramionami, rozsiadając się wygodniej w fotelu, który teraz, kiedy nie był tak zdenerwowany, okazał się całkiem przyjemny i miękki. – Nie wiedziałem, że Hazz może odwzajemniać moje uczucia, byłem przekonany, że to niemożliwe.
– Cóż jeśli możemy być ze sobą szczerzy, to myślę, że on naprawdę bardzo cię lubi. To wykracza poza zwykłą przyjaźń czy koleżeństwo. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wydaje mi się, że powinniśmy spotkać się wszyscy razem i przedyskutować to wszystko. Tak żeby nie pozostawić tu żadnych wątpliwości.
– Co? Nie ma mowy, poradzę sobie sam. Nie potrzebuję, by ktoś pomagał mi w wyznawaniu uczuć – zaprotestował szybko, wzdrygając się na samą myśl rozmowy o uczuciach przy tej kobiecie. Była w porządku i ufał jej, ponieważ pomagała Harry’emu, ale pewne sprawy wolał załatwiać sam. – Naprawdę poradzę sobie sam.
–Jasne i pewnie spotkamy się na waszym ślubie za jakieś pięćdziesiąt lat – parsknęła kobieta, przewracając oczami.
– Nie wspominałem o ślubie, wydaje mi się, że na początek muszę po prostu porozmawiać z loczkiem – stwierdził, śmiejąc się pod nosem. – I to było troszkę nieprofesjonalne z twojej strony, ale nie martw się, nie jestem twoim pacjentem, więc nikomu o tym nie powiem. Może powinnaś zastanowić się na pracą w jakimś biurze matrymonialnym, bo chyba rajcują cię te miłosne sprawy.
– Harry miał rację, jesteś nieznośny i cały czas gadasz – mruknęła, kryjąc śmiech za niezadowoloną miną.
– Hej powiedział coś takiego? – zainteresował się, ponieważ wszystko co mówił o nim Harry, było intrygujące.
– Może, ale nie powiem już ani słowa więcej. A teraz idź i zacznij działać, ponieważ w przyszłym tygodniu mam nadzieję zobaczyć Harry’ego uśmiechniętego i szczęśliwego.
– Życz mi powodzenia, żebyśmy mogli spotkać się na ślubie za jakieś trzydzieści lat. Wolałbym jednak iść do ołtarza o własnych nogach. – Mrugnął do niej okiem i wyszedł z gabinetu, nim mogłaby na niego krzyknąć.
Nie spodziewał się, że wizyta przebiegnie w ten sposób, ale był zadowolony. Okazało się, że Harry cos do niego czuję i ma szanse na coś z chłopakiem, który zawrócił mu w głowie i skradł jego serce. Nieważne, co mówili inni, jego mama, Anne i cała reszta świata, jeśli istniało prawdopodobieństwo, że Harry jest w nim zakochany, miał zamiar postarać się i zrobić wszystko, by loczek trwał w tym stanie do końca swojego życia.
***
Gemma śledziła wzrokiem Nialla sprzątającego w herbaciarni. Mężczyzna wycierał blaty stolików, ustawiał krzesła i nucił coś pod nosem. Było tak spokojnie i cicho, jakby poza ich dwójką nie istniał żaden świat zewnętrzny. Byli w swojej szklanej kuli i Gemma nie narzekała. Pierwszy raz od jakiegoś czasu czuła, że wszystko jest w porządku. Chociaż może nie wszystko. Westchnęła głośno, zwracając tym samym uwagę Nialla, który przerwał pracę i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– Co się dzieję? Siedzisz tutaj taka osowiała i wzdychasz, mam przeczucie, że to nie jest westchnienie zachwytu nad moją osobą, więc wyduś to z siebie. O co chodzi?
– Zawsze się tobą zachwycam, ale w tej chwili myślę o kimś innym – powiedziała z kolejnym westchnieniem bezradności. – Nie wiem, co zrobić z tą całą sytuacją.
– Jaką sytuacją? I o kim myślisz? – był zmieszany, więc zarzucił sobie ścierkę na ramię i ruszył w stronę lady, o którą się opierała. – Mów i przestań udawać taką tajemniczą i tak wiem, że chcesz się wygadać.
– Dobra, ale żebyś później nie marudził, że znowu mówię o Louisie – ostrzegła, nim wyznała, co dręczy ją od jakiegoś czasu. – Nie mogę tego znieść, to tak smutne i dobija mnie. Czuję, że Louis zakochał się w Harrym, a przecież mój brat nigdy w życiu nie poczuje niczego do Lou. I to najgorsza sytuacja z możliwych. Wiem, że mój najlepszy przyjaciel będzie miał złamane serce, ale przecież nie mogę obwiniać o to Harry’ego, bo on nie ma zielonego pojęcia o tej całej sytuacji. To najgorsze, co mogło się wydarzyć Niall. Co mam teraz zrobić? – oparła czoło o blat i uderzyła w niego kilka razy, jęcząc przy tym z rozpaczy. Jej smutek zamienił się w złość, gdy usłyszała cichy śmiech Horana. – Możesz mi powiedzieć, co cię tak bawi? To nie jest śmieszne. Możesz sobie nie lubić Louisa, ale on jest dla mnie ważny i się martwię, więc jeżeli zależy ci na mnie, to również powinieneś się przejąć – nawet nie kontrolowała tego, co mówi, po prostu wyrzucała z siebie słowa, wpadając w słowotok godny Louisa.
–Hej, hej uspokój się – podniósł ręce, pokazując, że przecież nie ma złych zamiarów. – A teraz po kolei. Może na początku nie lubiłem Louisa z pewnych powodów, ale teraz jest w porządku i myślę, że nawet się kumplujemy, więc ten problem masz już z głowy. Zależy mi na tobie i zawsze zależało, więc jeśli to byłaby poważna sprawa, to uwierz mi, zrobiłbym wszystko, byleby ci pomóc. Zrobiłbym wszystko żebyś była szczęśliwa. A teraz najważniejsze, myślę, że cały ten twój problem nie istnieje.
– Jako to nie istnieje? O czym ty mówisz? – zmarszczyła brwi, zastanawiając się, o czym mówi Niall.
–To proste Gemms, przecież Harry jest od bardzo dawna zauroczony Louisem, o ile to już nie przerodziło się w coś poważniejszego, a wydaje mi się, że jest całkiem dużo prawdopodobieństwo, że tak się stało.
– Przepraszam, ale o czym ty do cholery mówisz? – blondynka patrzyła na niego, jakby nagle wyrosły mu trzy głowy. Naprawdę nie miała pojęcia, skąd Niall wytrzasnął takie głupoty, bo przecież to nie mogła być prawda. Wiedziałaby coś o tym wcześniej, w końcu chodziło o jej brata i najlepszego przyjaciela. Skąd Niall miałby takie informacje?
– Chyba jesteś mało spostrzegawcza Gemms, ale myślę, że możesz się uspokoić. Harry i Louis raczej czują to samo, więc obędzie się bez złamanych serc.
– Jak mogłam tego nie zauważyć? Skąd wiesz o tym wszystkim? Wiesz, że musisz mi o tym opowiedzieć prawda? – rzucała w niego pytaniami, nawet nie oczekując na nie odpowiedzi. W jej głowie panował istny chaos, cieszyła się jak wariatka i była szczęśliwa. Nie mogła uwierzyć, że to mogłaby być prawda, ale przez te wszystkie szalone myśli dotyczące Lou i Harry’ego przebijało się coś jeszcze, o czym pomyślała dopiero teraz. – Zależy ci na mnie?
– Dopiero teraz to do ciebie dotarło?
– Ostatnio miałam dużo spraw na głowie.
Popatrzyli na siebie w ciszy, po czym wybuchli głośnym śmiechem, który rozbrzmiał echem w pustej herbaciarni. Obeszła ladę i przytuliła się do Nialla, który objął ją mocno, opierając brodę na jej głowie. Nie skłamała, naprawdę miała dużo spraw do przemyślenia. Rozstała się z Darrenem, który wydawał się kandydatem na mężczyznę idealnego, musiała pogodzić się z Niallem, coraz częściej myślała o przyszłości, o tym co chciałaby robić, zostać tutaj, czy jednak spróbować życia w Londynie, a na koniec w jej głowie pojawił się sam Niall. I nagle okazało się, że to on jest odpowiedzią na wszystkie pytania, które nie dawały jej spać od dłuższego czasu. Niall Horan był mężczyzną idealnym dla niej i powinna dostrzec to dużo wcześniej, ale tak jak powiedział, chyba była mało spostrzegawcza. Teraz bała się odrzucenia, ale nie wyobrażała sobie, by Niall mógł ją zranić w jakikolwiek sposób. Byli zbyt blisko, łączyło ich tak wiele, miała wrażenie, że należą do siebie już od dawna.
– Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił – powiedział, odsuwając się od niej z małym uśmiechem błąkającym się na ustach. Odgarnął włosy, które opadły na jej twarz i przez chwilę muskał jej zarumieniony policzek palcami.
–Wiem, teraz to wiem – powiedziała i stając na palcach zdecydowała się połączyć ich usta w pocałunku, który pierwszy raz znaczył więcej, niż wszystkie te, które dotychczas dzielili.
***
Louis był zdeterminowany, ale w tym samym czasie odczuwał przerażenie. Od wizyty u Nory minął prawie tydzień, a on cały czas zastanawiał się, jak podejść do tej całej sprawy. To nie tak, że był niedoświadczony, ale nie określiłby siebie mianem specjalisty od spraw sercowych. Jednak bliżej było mu do niedoświadczonego. Wiedział, że musi działać powoli i ostrożnie, w końcu tutaj najważniejszy był Harry i jego dobre samopoczucie. Z drugiej strony, jeśli już był w czymś dobry, to właśnie w dbaniu i troszczeniu się o drugą osobę, więc chyba był właśnie w idealnym miejscu i miał obok siebie idealną osobę.
Dziś był ten dzień, kiedy postanowił wcielić plan w życie. Dlatego teraz Harry dreptał przy jego boku z niezadowoloną miną, nie patrząc nawet, dokąd zmierzali. Jakimś prawdziwym cudem udało mu się namówić chłopaka na wspólny spacer. Oczywiście loczek boczył się i dąsał, nie odzywał do niego ani słowem i okazywał całym jestestwem swoją złość. Mógł to znieść, miał tylko nadzieję, że spokojna rozmowa i wspólnie spędzony czas pomogą im dojść do porozumienia. Nie mógł znieść widoku tak nieszczęśliwego chłopaka.
Zatrzymał się, gdy dotarli nad małą rzeczkę, którą odkrył podczas jednego ze spacerów z Damą. Rozłożył koc i usiadł na nim, patrząc wyczekująco na Stylesa. Zaplanował piknik, to wydawało mu się dobrym pomysłem, ale teraz widząc grymas na twarzy bruneta, zwątpił w trafność swojego planu.
– Harry, mógłbyś usiąść obok mnie? – poklepał miejsce na kocu i ku swojemu zdziwieniu zarejestrował, że chłopak faktycznie zajął swoje miejsce po jego prawej stronie.
– Co tutaj robimy? Dlaczego zmusiłeś mnie do przyjścia w to miejsce? – zapytał loczek, miętoląc nerwowo materiał koszulki.
– Chciałem spędzić z tobą czas i porozmawiać. A piknik to dobry pomysł na pierwszą randkę prawda? – starał się mówić swobodnie i lekko, tak by nie stresować niepotrzebnie już zdenerwowanego chłopaka.
– Randkę? – wyszeptał Harry, nadal unikając jego wzroku.
– Tak, jeśli się zgodzisz oczywiście. Jeśli nie, to będzie zwykłe spotkanie, takie jak zawsze.
– Ale na randki chodzą zakochani. Gemma chodziła na randki z głupkiem Darrenem, a ty nie zareagowałeś, kiedy zapytałem, czy mnie kochasz, więc to nie może być randka – chłopak rozkręcał się coraz bardziej i mówił szybciej i szybciej, wyrzucając z siebie słowa. Lou z coraz większą radością obserwował, jak loczek otwiera się przed nim i mówi o tym, co bolało go przez tak długi czas. – Chyba, że zmieniłeś zdanie.
– Harry przepraszam, że wtedy nie odpowiedziałem, że zostawiłem cię bez żadnej reakcji z mojej strony. Nie musiałem się zastanawiać, nie miałem nad czym myśleć, bo wtedy powiedziałem prawdę, ale bałem się, że ty nic do mnie nie czujesz. Teraz mogę to powiedzieć, jestem w tobie zakochany i każdego dnia zakochuje się coraz bardziej. Przepraszam, że tak cię skrzywdziłem, nie chciałem tego zrobić.
– Czyli mnie kochasz? Naprawdę? Nigdy nikt poza rodziną mnie nie kochał. Wszyscy raczej darzyli mnie nienawiścią, albo udawali, że nie istnieje. Dlaczego mnie kochasz Lou?
Te pytania były tak szczere i wydawało się, że Harry naprawdę chcę poznać odpowiedź na każde z nich. Nie mógł uwierzyć, że ktoś mógłby nie pokochać tego loczka, bo on stracił dla niego serce i głowę.
– Naprawdę Harry, nie wiem, dlaczego ludzie tak źle cię traktowali, ale dla mnie jesteś najcudowniejszym chłopakiem, jakiego poznałem. I nie chciałbym zakochać się w nikim innym.
– Więc to jest randka? – brunet upewnił się, rozsiadając się wygodniej na kocu. – Nigdy nie byłem na randce. Co powinniśmy robić? Wiesz, widziałem te wszystkie filmy, które lubisz oglądać i tam ludzie często chodzą na randki, ale na piknik chyba nie. – Chłopak paplał uroczo i wydawał się coraz bardziej swobodny i rozluźniony.
Louis uśmiechnął się i poczuł spokój opadający na niego niczym kurtyna po zakończonym przedstawieniu. Wydawało mu się, że teraz już nic złego nie może się zdarzyć. Nareszcie wszystkie elementy układanki pasowały do siebie idealnie. Nie obchodziło go, co powiedzą inni, dopóki miał obok siebie Harry’ego, który stawał się coraz bardziej odważny i radosny. Chciał uszczęśliwić tego chłopaka, o którego nikt nigdy się nie starał, nikt nie próbował go poznać, pokochać, spełnić jego marzenia.
– Louis, Louis – Styles szturchnął palcem ramię szatyna, który wzdrygnął się na ten niespodziewany ruch. – Mówię do ciebie, a ty mnie wcale nie słuchasz.
– Przepraszam, zamyśliłem się. O co pytałeś?
– Czy te owoce są dla nas? Do zjedzenia?
–Tak, częstuj się – podsunął mu miseczkę z owocami, obserwując z zadowoleniem, jak loczek zaczyna jeść.
– Przygotowałeś to wszystko specjalnie dla nas? – oczy chłopaka rozszerzyły się komicznie, ale jego zdziwienie wydawało się autentyczne i szczere.
– Tak, właściwie to dla ciebie – podrapał się po karku, starając ukryć to, jak niezręcznie się czuje pod uważnym spojrzeniem młodszego.
– To miłe Lou – wyszeptał Harry i nim Louis mógł zareagować w jakikolwiek sposób, zielonooki przysunął się w jego stronę i musnął ustami jego rozgrzany policzek. – To było w porządku?
– Nawet bardziej niż w porządku Hazz – szatyn roześmiał się głośno, rozkładając na kocu i zaplatając ramiona pod głową.
Wiedział, że Harry patrzy na niego jak na głupka, ale nie przejmował się tym. Był szczęśliwy, więc śmiał się, chichotał i czuł, jakby unosił się nad ziemią. Zerknął na loczka, który patrzył na niego ostrożnie z jakąś iskrą zainteresowania i rozbawienia w spojrzeniu. Pokonali kolejny milowy krok i Nora nie miała racji, ponieważ w tym tempie ich wesele nie odbędzie się za pięćdziesiąt lat, Lou da radę zorganizować je szybciej, dużo szybciej.
***
Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem. To była najodważniejsza decyzja w całym moim życiu. Chyba nigdy nie stresowałem się tak bardzo, ale pomyślałem, że to przecież Louis i nie wiem dlaczego, ale nagle poczułem, że on nie zrobiłby mi krzywdy. I okazało się, że miałem rację.
To był zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Nie wiem, jak porozmawiać o tym z mamą, ale na razie postanowiłem zachować to dla siebie, ponieważ Gemma i Niall nagle zaczęli całować się po kolacji w salonie i ulubiony kubek mamy wypadł jej z dłoni i roztrzaskał się na podłodze.
Było dużo zamieszania, pisków i hałasu. Nie miałbym pojęcia w czym rzecz, gdyby Lou nie wyjaśnił mi, że moja siostra i Niall podobno oficjalnie zostali parą. Doprawdy nie wiem, dlaczego wszystkich to tak zdziwiło, Lou od dawna mówił, że czują do siebie mięte przez rumianek, cokolwiek to znaczy.
Wracając do tematu, postanowiłem, że mama musi na razie przyzwyczaić się do tego, że moja siostra ma chłopaka, kolejne rewelacje zostawię jej na później.
*Angelita Lim
30 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek - Rozdział dwudziesty szósty
- Niezdecydowanie - odpowiedział sam sobie elf. - A niezdecydowanie boli. [...] w kwestiach uczuciowych trudno jest wybierać. Dobrze jest nie musieć tego czynić, ale z dwojga złego lepiej byś wybierał ty, niż by wybierano za ciebie. Tak jest prościej. Akceptowanie własnych wyborów przychodzi z większą łatwością niż rozumienie cudzych. Zwłaszcza jeśli w ich wyniku to ty zostaniesz odepchnięty.*
Louis naprawdę był okazem zdrowia. Nie pamiętał, kiedy ostatnio chorował, miał świetną odporność. Dumnie przechwalał się tym przed Gemmą, która często łapała jakieś infekcje na studiach. Był wysportowany, zdrowy i szczęśliwy, niestety los postanowił zakpić z niego w najgorszy możliwy sposób. Właśnie dlatego pod koniec sierpnia, w letni dzień, gdy słońce świeciło jeszcze na niebie i ogrzewało przyjemnie ziemię, Louis został zmuszony do leżenia w łóżku z gorączką, katarem i bólem gardła, który uniemożliwiał mu normalne mówienie. A przecież zbliżał się początek roku szkolnego i każdy zgodziłby się z Louisem, który twierdził, że grypa pod koniec sierpnia to całkowita katastrofa i koniec świata.
***
Harry krążył po domu starając znaleźć sobie jakieś zajęcie. Pisał już w swoim dzienniku, czytał książkę Czekolada, którą polecił mu sam Louis, obejrzał film dokumentalny o Czarnobylu, po którym wzdrygał się na samą myśl o tej katastrofie nuklearnej, a teraz nudził się przeraźliwie. Oczywiście mógł spędzić czas ze zwierzętami, ale one były zajęte zabawą i bieganiem po ogrodzie, więc nie chciał im przeszkadzać.
To uczucie nudy było dla niego czymś dziwnym. Zawsze potrafił spędzać czas w jakiś produktywny sposób, lubił samotność i siedzenie w swoim pokoju, ale teraz nagle okazało się, że to mu nie wystarcza i wiedział co, a raczej kto był powodem tej zaskakującej zmiany. To wszystko wina Louisa, jak zawsze zresztą. Westchnął głośno, opadając na krzesło w kuchni. Pomyślał, że może mama będzie chciała, by pomógł jej w czymś i w ten sposób zajmie jakoś swój wolny czas.
– Coś nie tak Harry? – Anne popatrzyła na niego, przerywając krojenie warzyw na sałatkę.
– Nie, pomóc ci w czymś? – zapytał z nadzieją, że uda mu się zając czymś myśli, ponieważ jedyne co chodziło mu po głowie to Louis.
– Och – kobieta wydawała się zaskoczona pytaniem syna. – Dzięki, ale już kończę. Muszę jeszcze tylko pokroić pomidory, których swoją drogą nie lubisz, więc raczej nie będziesz chciał mi w tym pomóc – zaśmiała się, widząc grymas na twarzy syna.
– Nie lubię, kiedy masz rację – stwierdził przygnębiony i wbił swój wzrok w dłonie mamy, która sprawnie kroiła warzywa i wrzucała je do miski.
– Matki tak mają. Mamy rację i już – uśmiechnęła się pod nosem, nie przerywając pracy. – Wydaje mi się, że jesteś znudzony, ale to do ciebie niepodobne Harry. Chcesz o czymś ze mną porozmawiać?
– Nie chcę z tobą rozmawiać – mruknął, opierając brodę na dłoni.
Ten dzień był całkowicie męczący, ale wiedział, że nie zaśnie, nawet jeśli bardzo by chciał. Drzemki nie były w jego stylu. Jego umysł pracował zbyt mocno, szybko i głośno, by pozwolić mu zasnąć od tak w ciągu dnia, kiedy słońce był jeszcze na niebie. Chciał spędzić czas z Louisem, ale nie mógł tego zrobić, ponieważ ten był chory, a przecież chorzy ludzie roznoszą zarazki. Nie chciał zachorować, więc musiał trzymać się z dala, ale tak bardzo pragnął pójść do pokoju szatyna, by porozmawiać z nim, albo chociaż pooglądać coś razem. Nie mógł uwierzyć, że brakuje mu nawet ich codziennych spacerów, które w jakiś niewytłumaczalny sposób stały się rutyną. Nie mógł się rozchorować, to byłoby najgorsze. Nie lubił leżeć bezczynnie w łóżku, ale z drugiej strony może grypa ominęłaby go i nie cierpiałby tak jak teraz.
– Nie chcesz ze mną rozmawiać? – powtórzyła ze zdumieniem Anne, odkładając nóż, gdy jej dłoń zadrżała. Domyślała się, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa i oczywiście nie była zadowolona. Miała nadzieję, że zainteresowanie Louisa jest jednostronne, niestety coraz częściej łapała się na tym, że jej syn zmienił się, a ona to przeoczyła.
– To właśnie powiedziałem – przytaknął chłodno brunet.
– To z kim chcesz porozmawiać w takim razie? – bała się odpowiedzi, ale musiała zapytać. Była jego matką, powinna wiedzieć takie rzeczy.
– To chyba oczywiste, że z Louisem – powiedział takim tonem, jakiego nigdy wcześniej u niego nie słyszała. Uniosła brwi i spojrzała na niego pytająco – ale nie mogę z nim rozmawiać, ponieważ Lou jest chory i nie powinienem nawet wchodzić do jego pokoju. To wszystko mnie męczy i zaczyna boleć mnie głowa. Dlaczego on musiał zachorować? – chłopak potarł swoje czoło z bolesnym grymasem na twarzy.
– Kiedyś potrafiłeś spędzać czas sam, nie uwierzę, że nagle nudzisz się w swoim towarzystwie – miała nadzieję, że jakoś wpłynie na syna, ale widząc jego spojrzenie, wiedziała, że to przegrana bitwa.
– Dlaczego przestałaś lubić Louisa? – zapytał otwarcie, zaskakując Anne. Po jego minie można było wnioskować, że oczekuje szybkiej odpowiedzi.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – udała, że nie wie w czym rzecz. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że nie chcę, żeby Louis zbliżał się jej dziecka, że boi się do czego może doprowadzić ta ich przyjaźń. Harry nie zrozumiałby jej złości i obaw.
– Nie wiem, dlaczego wszyscy traktujecie mnie jak głupka, ale mam oczy i widzę, co się dzieje, nawet jeśli często się nie odzywam. Kiedyś często rozmawiałaś z Lou, spędzaliście razem czas i śmialiście się, a teraz nawet na siebie nie patrzycie.
- Miałam ostatnio dużo pracy, to pewnie dlatego. Nie musisz się martwić Harry – nie mogła uwierzyć, że tłumaczy się swojemu dziecku z czegoś takiego. Tak jakby Louis nagle stał się centrum wszechświata, a oni krążyli wokół niego. To było śmieszne i irracjonalne. Chciała sprawić, by jej syn odsunął się od szatyna, a wywołała coś całkowicie odwrotnego. – Idź do Louisa jeżeli chcesz, może nie zarazisz się od razu – zaproponowała, wiedząc, że przecież Harry nie odważy się wejść do pokoju chorego mężczyzny. Znała swojego syna zbyt dobrze.
Harry intensywnie myślał o tym, co powiedziała mu mama. Nauczył się już, że ludzie nie mówią całej prawdy i zwyczajnie kłamią. Minęły już czasy, kiedy naiwnie wierzył, że każdy człowiek jest szczery i prawdomówny. Nie był już dzieciakiem. Dlatego do końca nie wierzył w to, co powiedziała mama, ale jeśli jednak to byłaby prawda i faktycznie ona i Lou wcale nie byli pokłóceni, to miał świetny pomysł, który mógł się udać. Poczytał trochę o tym, co skutecznie może pomóc w walce z przeziębieniem i wszędzie natrafiał na gorącą zupę. Chciał, żeby Lou wyzdrowiał jak najszybciej, więc postanowił się nie wahać i poprosić o coś mamę.
- Jeżeli nie jesteś zła na Louisa, to ugotuj mu zupę – powiedział, a w zasadzie zażądał, jak to miał w zwyczaju.
- Słucham? – kobieta popatrzyła na swojego syna tak, jakby postradał zmysły. Miała wrażenie, że się przesłyszała i Harry właśnie nie zażądał, by ugotowała zupę dla Louisa.
- Powiedziałem, że mogłabyś ugotować coś dla Lou, a czytałem, że na przeziębienie najlepsza jest gorąca zupa, więc mogłabyś zrobić coś miłego dla mnie i ją ugotować.
- Co jeżeli on nie lubi zup? Nie pomyślałeś o tym? – starała się wybić mu z głowy ten pomysł, ale wiedziała, że jeśli jej syn ubzdura sobie coś, to raczej nikt nie ma szans na zmianę jego zdania.
- Mogę zapytać – zaproponował, ale zauważył, że mama wstaje z krzesła i głośno przy tym wzdycha. Najwyraźniej jego prośba została wysłuchana i jeśli wszystko dobrze pójdzie, za godzinę będzie mógł zanieść szatynowi cos smacznego i zdrowego. Uśmiechnął się szczęśliwie. – Zawołaj mnie, gdy wszystko będzie gotowe dobrze? – upewnił się, że mama skinęła głową i powędrował do swojego pokoju, by w spokoju poczytać coś i odpocząć. Zrobił coś świetnego i był z siebie dumny. Czuł, że rozpiera go energia i radość, nie pamiętał, kiedy ostatnio odczuwał coś takiego. To było całkiem przyjemne.
***
Jakiś czas później stanął przed pokojem niebieskookiego, ostrożnie trzymając w dłoniach miskę z parującą zupą. Nie wiedział, jak otworzyć drzwi, więc odłożył naczynie na podłogę, zastukał, po czym nacisnął klamkę, chwycił miskę i wszedł do środka. Skrzywił się, widząc Louisa leżącego w łóżku, przykrytego kołdrą i kocem. Miał wrażenie, że jeśli tylko postawi stopę w tym pokoju, będzie chory. Dosłownie czuł, jak jego organizm zaczyna walczyć z chorobą. Musiał się przemóc i podejść do Lou, zresztą i tak był już w pokoju, więc jeśli choroba miała go dopaść, to właśnie sam wystawił się na jej atak.
- Cześć Lou – powiedział cicho, bojąc się obudzić chłopaka, jeśli ten spał. Zauważył, jak głowa, która jako jedyna wystawała spod okryć poruszyła się, a po chwili głośny dźwięk przypominający jęknięcie, charczenie i warkot rozległ się po sypialni Tomlinsona. – Dobrze się czujesz? – zapytał i chciał uderzyć się w głowę, bo oczywiście, że nie czuł się dobrze, był chory i pewnie miał gorączkę, więc jego samopoczucie było zapewne fatalne.
- Nie bardzo, ale miło, że pytasz – wychrypiał szatyn, starając usiąść wygodniej, opierając się o poduszki. – Już myślałem, że mnie nie odwiedzisz, stęskniłem się i … - chciał dodać coś jeszcze, ale kichnął głośno, a Harry automatycznie cofnął się o krok. – Przepraszam, pewnie nie powinieneś tu przychodzić, nie chcę cię zarazić.
- Przyniosłem zupę – powiedział, nie wiedząc czy Lou wygania go, czy może mówi to z troski. Teraz czuł się głupio.
- Słucham? – szatyn zamrugał, chcąc odegnać sen ze zmęczonych powiek.
- Zupę, przyniosłem dla ciebie zupę, ale jeżeli nie chcesz, to już pójdę. Pewnie wolisz spać, ale przeczytałem, że na przeziębienie najlepsza jest zupa, więc pomyślałem, że to dobry pomysł, ale…
- Kocham cię – mężczyzna przerwał mu w pewnym momencie, gdy loczek nabierał powietrza. – Zupa to… to cudowne. Jesteś kochany Hazz, chodź tutaj – szatyn przywołał go ręką.
Oniemiały Harry podszedł do niego sztywnym krokiem, nie wiedząc, co ma zrobić w zaistniałej sytuacji. Zdziwiony poczuł, jak Lou obejmuje go, a po chwili usta szatyna musnęły zarumieniony policzek młodszego chłopaka, który praktycznie podskoczył na ten nagły i nieoczekiwany gest. Stał jak wmurowany i wpatrywał się w Louisa, który jak gdyby nigdy nic zabrał się za jedzenie zupy, która najwyraźniej bardzo mu smakowała, ponieważ mlaskał głośno i wydawał się szczęśliwszy, niż kilka minut temu. Harry nie wiedział, co ma myśleć o tej całej sytuacji. Louis właśnie powiedział mu, że go kocha i jasne, nie był głupi, wiedział, co te słowa oznaczają. Mama, tata i Gemma mówili mu je nie raz, ale Lou nie był kimś z rodziny. Był przyjacielem ich wszystkich, kimś prawie najważniejszym dla Harry’ego, ale usłyszenie tych słów przestraszyło go. Najgorsze było to, jak swobodnie zachowywał się szatyn po powiedzeniu tego wszystkiego i jeszcze w dodatku go przytulił i pocałował. Co z tego, że w policzek, oprócz rodziny nikt nigdy nie dotykał go w ten sposób. Nie wiedział, czy mu się to podobało, szczególnie, że jego serce biło teraz niezwykle szybko, a policzki paliły od gorąca, jakie odczuwał. Louis go kochał i to… to było niesamowite, oznaczało, że Hary jest dla niego kimś ważnym i bliskim, wartym uwagi. Pozwolił delikatnemu uśmiechowi pojawić się na ustach i stał tam w miejscu, wpatrując się w jedzącego szatyna, czując się szczęśliwym, jak chyba nigdy wcześniej.
***
Minęło kilka dni i ku zaskoczeniu Harry’ego wcale nie zachorował, trzymał się świetnie i cały czas wspominał w głowie ten moment, gdy Louis powiedział mu kocham cię. Nie wspomniał o tym nikomu, nie wierzył do końca mamie, gdy ta mówiła, że nie pokłóciła się z Louisem. Wyczytał gdzieś, że ojcowie nie lubią poruszać tematu uczuć, więc zrezygnował z rozmowy z tatą, a Gemma … cóż Gemma się rozchorowała i Harry wyjaśnił jej, że to jej wina, ponieważ nie słuchała go, gdy mówił, że nie powinna pić herbaty z kubka, którego używał Louis. Teraz miała za swoje i leżała w swoim pokoju, marudząc i będąc o wiele trudniejszym przypadkiem pacjenta niż Tomlinson. Harry nie miał zamiaru gotować dla niej zupy.
Jakiś czas temu minął się z Niallem, który przyszedł odwiedzić chorą Gemmę. Teraz kiedy minął pokój szatyna, usłyszał głośny śmiech dobiegający zza drzwi. Zatrzymał się w miejscu i niewiele myśląc wszedł do środka, nie marnując czasu, który chciał przecież poświęcić na pisanie. Zamarł widząc Louisa, Nialla i swoją siostrę, leżących w jednym łóżku należącym do szatyna. Zmarszczył czoło, nie wiedząc, jak zareagować na zaistniałą sytuację. Nie spodziewał się takiego widoku. Gemma i Louis byli chorzy, więc to wyjaśniało, dlaczego leżeli w łóżku, ale nie rozumiał, czemu Niall do nich dołączył i jeszcze wszyscy dzielili jedno łóżko. To było dziwne.
- Cześć Harry – Gemma wychrypiała, machając do niego ze swojego miejsca. – Stało się coś?
- Nie. Dlaczego leżycie wszyscy razem w jednym łóżku? – zapytał, przystępując z nogi na nogę. Czuł się niekomfortowo w tej sytuacji.
- My jesteśmy chorzy, a Niall postanowił podzielić się z nami swoim ciepłem – odparła dziewczyna, wycierając nos chusteczką.
- Myślę, że rozchoruję się przez nich, chociaż wytrzymałem przy chorym na grypę żołądkową Theo, więc może mam super odporność i zarazki trzymają się ode mnie z daleka – stwierdził Horan, posyłając loczkowi miły uśmiech, który nie uspokoił bruneta w żadnym stopniu.
- Chodź tutaj Hazz – Louis poklepał dłonią wolne miejsce obok siebie.
- Właśnie, możesz do nas dołączyć, miejsca wystarczy na wszystkich – wtrąciła Gemma, przesuwając się w stronę Nialla, który objął ją i przyciągnął bliżej siebie, nie zważając na chorobę blondynki, która kaszlała prosto w jego szyję.
- Nie – pokręcił szybko głową, wzdrygając się na samą myśl o położeniu się obok nich.
Byli chorzy, zarażali i w dodatku ich zarazki przeszłyby od razu na niego. Nie chciał być chory. W dodatku to musiało być nieprzyjemne, taki ścisk i leżenie blisko siebie. Nie chciał tego, więc usiadł na miejscu, które wskazywał Louis i starał się udawać, że wcale nie zazdrości im tej swobody, z jaką leżeli przytulając się do siebie. Przysłuchiwał się ich rozmowie, z której wywnioskował, że Lou czuję się już dużo lepiej. Ta informacja rozbudziła radość w jego sercu i nie potrafił powstrzymać małego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Nawet nie zorientował się, w którym momencie przysunął się tak blisko Louisa, że dłoń szatyna muskała delikatnie, ledwie wyczuwalnie jego udo. To było przyjemne, ale też nowe. Nikt nigdy wcześniej nie dotykał go w ten sposób. Cały czas pamiętał słowa, które powiedział do niego Louis, analizował je w głowie i rozkładał na czynniki pierwsze. Jeszcze nie odważył się, by zapytać szatyna, co miał na myśli, mówiąc kocham cię.
- Połóż się Hazz, będzie ci wygodniej – powiedział Louis i zaczął przesuwać się, robiąc mu więcej miejsca. – Zobacz, nawet nie musisz nas dotykać. Wiem, że jesteśmy spoceni i śmierdzimy – zażartował, posyłając uspokajający uśmiech w jego stronę.
Harry nie wiedział, co nim kierowało, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób pozwalał Louisowi na przekraczanie pewnych granic, łamanie zasad, które przecież były dla niego najważniejsze. Zerknął niepewnie na miejsce, które zrobił dla niego szatyn i zsuwając kapcie ze stóp, położył się obok Tomlinsona, który chyba był zaskoczony tym zdarzeniem prawie tak samo mocno, jak Harry. Leżał obok Louisa, nie skupiając się na rozmowie, którą prowadzili Niall i Gemma. Nie interesowało go to, o czym mówili. Już jakiś czas temu pozwolił sobie przybliżyć się do starszego mężczyzny i z zaskoczeniem odkrył, że zapach Louisa nie jest wcale nieprzyjemny czy męczący, przeciwnie Lou pachniał miło, kiedy nie używał perfum czy dezodorantów. Ramię szatyna obejmowało go niemal niewyczuwalnie, ale Harry doskonale zdawał sobie sprawę, że jest przytulany i pierwszy raz w takiej sytuacji nie czuł się zagrożony, nie chciał uciekać, wiedział, że nic mu nie grozi. Przymknął powieki, starając odciąć się od wszystkich bodźców, światła padającego z nocnej lampki, głosów Nialla i Gemmy szczebioczących coś do siebie, dźwięków docierających z kuchni. Skupił się tylko na dotyku dłoni Louisa, ramieniu, które oplatało go z delikatnością, która miała w sobie jakąś siłę, którą chłonął całym sobą. Nie zorientował się nawet, że zasnął, a do snu ukołysał go dźwięk bijącego serca Lou.
***
Gemma zerknęła na przysypiającego Harry’ego i uśmiechnęła się czule na ten widok. Widziała, jak dłoń Louisa głaszcze splątane loki jej brata, który zdawał się odpływać do krainy snów. Wtuliła się mocniej w Nialla, a gdy uniosła na niego swój wzrok, napotkała badawcze spojrzenie mężczyzny. Była szczęśliwa, leżała w łóżku z najważniejszymi osobami w swoim życiu. Jej najlepszy przyjaciel przytulał jej brata, który nie dawał dotknąć się żadnej osobie, a tu nagle spał w objęciach Louisa, a ją samą obejmował Niall. Mężczyzna, który wytrwał z nią dłużej, niż jakikolwiek inny facet. Zerwała z Darrenem, ponieważ nie była głupią idiotką i potrafiła zauważyć, gdy ktoś obrażał jej bliskich i całkowicie nie pasował do życia, które miała. Teraz czuła, że wszystko jest na swoim miejscu. Ona i Niall już zawsze powinni być w swoich życiach, nie wyobrażała sobie, by mogła wytrwać bez Horana. Uzmysłowiała to sobie już po ich wielkiej kłótni, ale później, gdy mężczyzna nagle odsunął się i wycofał, poczuła się samotna i obecność Darrena nie rekompensowała jej braku Nialla.
Nagle spojrzała na Louisa i dotarło do niej, jaką kretynką była. Szatyn, gdy tylko poznał Nialla, wmawiał jej, że ona i Ni są parą. Zawsze śmiała się z tego i tłumaczyła Lou, że łączy ich tylko bardzo bliska przyjaźń, ale przecież to nie była prawda. Z żadnym swoim przyjacielem nie zachowywała się w ten sposób, nie wyobrażała sobie, by mogła pocałować Louisa, a z Niallem to wszystko było takie naturalne.
-To ty – powiedziała głośno, wpatrując się w rozleniwionego Horana, który patrzył na nią z nad wpół przymkniętych powiek.
-Mhm to ja – przytknął śpiąco – ale o co chodzi?
-O nic Niall, o nic – roześmiała się i wtuliła twarz w błękitną koszulkę chłopaka, zanosząc się cichym śmiechem, który skutecznie tłumił jasny materiał.
Odkrycie, że to czego szukała do dawna, cały czas znajdowało się tuż obok sprawiło, że jakiś wielki ciężar został zdjęty z jej ramion i nagle największym problemem stało się tylko jedno – czy Niall Horan odwzajemniał jej uczucia, a jeśli tak, to do czego może to ich doprowadzić.
***
Louis śmiał się głośno, przyglądając się Harry’emu zakrytemu pod sam nos grubą kołdrą i kocem. Nie mógł uwierzyć, że chłopak rozchorował się, kiedy wszyscy już wyzdrowieli. Wiedział, że po części to jego wina, sam namawiał loczka do spędzania z nim czasu, gdy leżał w łóżku i zanosił się kaszlem. Powinien być mądrzejszy i dojrzalszy, ale oczywiście nie potrafił się powstrzymać i marudził Harry’emu tak długo, aż ten w końcu nie uległ. Teraz biedak leżał w łóżku z gorączką i wyglądał naprawdę kiepsko, co nie zmieniało faktu, że Louis był bardziej niż szczęśliwy, mogąc nadskakiwać brunetowi i wysłuchiwać jego niezadowolonego marudzenia.
- Wiedziałem, że przez ciebie będę chory – mruknął loczek, wtulając twarz w miękką poduszkę. – Zarazki były w całym twoim pokoju.
- Przepraszam – westchnął Louis, nie wiedząc po raz który przeprasza obrażonego chłopaka. – Czuję się winny.
- Powinieneś się tak czuć, to wszystko twoja wina, a teraz idź sobie, chcę spać – po tych słowach Louisowi zostało tylko pokorne wycofanie się na korytarz.
Może i czuł się winny, ale w tym samym czasie jego serce biło szybciej i wydawało mu się, że może wszystko, więc chyba było warto.
***
Zayn jeszcze raz przejrzał wszystkie dokumenty zgromadzone na stole w salonie. Było tego dużo. Kiedy razem z Liamem zdecydowali się po raz pierwszy na adopcję, nie spodziewali się ogromu pracy, jaką będą musieli włożyć, by w końcu uzyskać zgodę od sądu. Teraz wiedział, że ponownie będzie czekała ich droga przez mękę, by w końcu ośrodek wystawił im pozytywną opinię, a sąd rozpatrzył ją pozytywnie.
Wiedział, że warto będzie przejść przez to wszystko jeszcze raz. Na końcu tej długiej drogi miała na nich czekać nagroda. Jakiś wyjątkowy, mały człowiek, który potrzebował troski i miłości, a oni byli bardziej niż chętni, by otoczyć to dziecko opieką i dać mu dom, którego potrzebował każdy człowiek. Nie mógł się doczekać chwili, kiedy ich rodzina powiększy się, a dom będzie jeszcze głośniejszy i radośniejszy. Jak na razie Mia powoli starała się wybaczyć Liamowi i ciche dni mijały, ale czasami Zayn nadal widział jakiś smutek w tym dziecięcym spojrzeniu, kiedy ich córka wpatrywała się w szatyna.
- Jesteś gotowy? – Liam podszedł do bruneta i położył swoje dłonie na jego ramionach.
- Tak, tak możemy już jechać – przytaknął, podnosząc się niespiesznie.
- Wydajesz się zamyślony – zauważył szatyn, przyglądając się mężowi. – Jeżeli nie jesteś pewien, to nie musimy tego robić Zayn. Nic na siłę, wiesz przecież.
- Zamyślony tak, ale nie pełen wątpliwości. Po prostu myślałem, jak to będzie, gdy będziemy już wszyscy razem w domu - uśmiechnął się w stronę Liama, który obserwował go chyba nie do końca wierząc w te słowa. – Daj spokój Li, niczego bardziej nie pragnę, niż naszej małej rodzinki.
- Dobrze, ale gdyby coś było nie tak, daj mi znać tak? Nie chcę zrobić czegoś wbrew tobie. Może ostatnio tego nie pokazałem, ale ty i Mia jesteście dla mnie najważniejsi i uszczęśliwiacie mnie każdego dnia – zapewnił szatyn, przytulając się do Zayna, który objął go ramionami, dając mu ciepły, pełen wsparcia uścisk, ponieważ z nich dwóch to nie brunet był tutaj pełen wątpliwości i lęków.
***
Harry wpatrywał się w Louisa, który ze śmiechem oglądał jakiś program rozrywkowy w telewizji. Nie chciał mówić mu, że to przecież powtórka i każdy już wie, kto wygrał. Pozwolił mu na dobrą zabawę, samemu korzystając z chwili, gdy mógł bezkarnie obserwować twarz mężczyzny.
W ostatnich dniach nie potrafił skupić się na żadnej czynności. Odkąd wyzdrowiał i podniósł się z łóżka, cały czas myślał o wyznaniu Louisa. Nie wiedział, co powinien z tym zrobić, nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej skomplikowanej sytuacji. Nie wiedział nawet, z kim mógłby o tym porozmawiać. Ostatnio o wszystkim dyskutował z szatynem, więc może teraz też mógłby to zrobić. Nie chciał mu przeszkadzać, ale wiedział, że nie zniesie dłużej tej niepewności, którą czuł teraz.
Odchrząknął i z drżącym ze strachu sercem postanowił się odezwać, zadając chyba najważniejsze w swoim życiu pytanie.
- Louis – zaczął, chcąc zwrócić uwagę pochłoniętego programem szatyna.
- Hmm – wymruczał mężczyzna, nie odwracając wzroku od ekranu. Może tak było łatwiej, zapytać o to co ważne, bez tego palącego spojrzenia Lou.
- Powiedziałeś, że mnie kochasz. To prawda?
Był taki zawstydzony, nie wiedział, gdzie podziać swój wzrok, więc ochronnie wbił go w dywan i skupił się na ciemnozielonych, splątanych wzorkach. Nie wiedział, co robi teraz szatyn, bał się na niego spojrzeć. Czekał na odpowiedź, ale ta nie nadchodziła, a cisza przedłużała się coraz bardziej. To nie tak, że oczekiwał czegoś więcej, ale chociaż jakaś mała reakcja byłaby przyjemna. Nawet jeśli to miało być odrzucenie, czy wyszydzenie. Przecież był do tego przyzwyczajony, zniósłby to nawet ze strony Louisa. Tak przynajmniej sobie wmawiał, ale taki całkowity brak reakcji na pytanie, które zadał, zabolał dużo bardziej. Nie był głupi, sam potrafił udzielić sobie odpowiedzi i właśnie teraz to zrobił.
Podniósł się z kanapy na której siedział razem z Louisem i wyszedł z pokoju.
***
W filmach, które Lou tak bardzo lubi oglądać, zazwyczaj ktoś za kimś biegnie, zatrzymuje go i nagle wszyscy się godzą, żyjąc długo i szczęśliwie. Nie wiedziałem i nie potrafiłem zrozumieć, co takiego mają w sobie, że fascynują i zachwycają Louisa, ale teraz dotarło do mnie, za co ja sam tak bardzo ich nie lubię. Te filmy były zbudowane na kłamstwie, nie pokazywały prawdy w żadnym stopniu i były tak dalekie od realizmu, jak to tylko możliwe.
W prawdziwym życiu ludzie byli obojętnymi kłamcami, którzy nie biegną i nie zatrzymują osób, które zranili, nie przepraszają ich, pospiesznie tłumacząc swoje winy. Nie, w prawdziwym życiu człowiek po prostu mógł odejść i nikt nawet nie zawołał jego imienia.
Nie usłyszałem, by Louis zawołał moje imię. Po prostu wyszedłem, powtarzając w głowie Harry, Harry, Harry, tak by przekonać samego siebie, że zaraz usłyszę swoje imię, wypowiedziane z jego ust. Niestety nie doczekałem się, a brak odpowiedzi ze strony szatyna pobrzmiewał w mojej głowie, jak najgłośniej wykrzyczane odrzucenie.
*Silencio
21 notes
·
View notes
Text
Asperger- Człowiek - rozdział dwudziesty
Obłoki przyjaźnie rozstania
udane nieudane
to o czym jeszcze nie wiesz
wszystko darowane*
Majowe poranki były orzeźwiające i świeże. Powietrze pachniało rozkwitającymi kwiatami i bzem, który rósł nieopodal domu. Dni stawały się coraz dłuższe i zdawały się trwać wiecznie, dopóki tak dobrze znana ciemność nie nadeszła, a z nią wieczorny chłód. Maj pachniały jak życie, jak radość, jak coś, co nie może trwać wiecznie, bo jest zbyt piękne, zbyt unikatowe. Maj zapowiadał zmiany i dzięki temu był tak piękny.
***
Harry czuł się dobrze. Nie mógł uwierzyć, że potrafi myśleć w ten sposób, ale naprawdę dziwnym trafem wszystko wydawało się układać po jego myśli. Szkoła zbliżała się ku końcowi i chociaż lubił się uczyć, myślał już o wakacjach i o tym, jak to będzie, gdy w końcu obok znajdzie się ktoś, kto naprawdę go lubi i chce spędzać z nim wolny czas. Lubił myśleć, że Louis nie okłamał go podczas tamtej rozmowy, kiedy wyznał mu prawdę. Nic zresztą nie wskazywało na to, żeby szatyn miał kłamać.
Od dnia, gdy dogadali się i Louis powiedział mu tyle miłych słów, było między nimi bardzo dobrze. Harry bał się, że to może skończyć się nagle i niespodziewanie. Nie chciał czuć się tak, jak kiedyś. Nie lubił uczucia samotności i pustki. Nareszcie nie musiał brać leków, teraz każdy dzień zaczynał się zbyt późno i kończył zbyt wcześnie. Miał tyle rzeczy do zrobienia, tyle ciekawych rozmów do przeprowadzenia, tak dużo książek do przeczytania. A w tym wszystkim był Louis, z którym chciał spędzać cały swój wolny czas. Szatyn był chyba z tego powodu zadowolony, ponieważ uśmiechał się i nawet w szkole spędzał z nim chwile podczas dyżurów. Czuł, że nareszcie ma kogoś bliskiego i nie jest zupełnie sam.
***
Leżał na kanapie w salonie czytając podręcznik od francuskiego. Egzaminy końcowe zbliżały się coraz bardziej i bał się, że nie zdąży przygotować się odpowiednio do testów. Nie przepadał za francuskim, ale radził sobie z tym przedmiotem całkiem dobrze. Niestety nie przychodziło mu to łatwo. Musiał spędzać nad książkami całe godziny, by przyswoić konieczną część materiału. To było wykańczające, a i tak nigdy nie uzyskał maksymalnej liczby punktów z testów. W tym czasie mógł robić tyle ciekawszych rzeczy. Westchnął i przeciągnął się, pozwalając swojej prawej ręce zsunąć się z kanapy i opaść na dywan. Leżałby w ten sposób jeszcze przez kolejne godziny gdyby nie jakiś nagły ruch, który wystraszył go i sprawił, że drgnął gwałtownie. Spojrzał, kto postanowił mu przerwać i oczywiście to była Dama. Pies siedział obok jego ręki i patrzył na niego wyczekująco. Normalnie odsunąłby się szybko, ale coś kazało mu popatrzeć na zwierze jeszcze raz. Zerknął w stronę kuchni i korytarza i kiedy nie usłyszał żadnych dźwięków z tamtej strony, obrócił się w stronę psa.
-Czego chcesz? – zapytał cicho, bojąc się mówić głośniej. Nie chciał być podsłuchanym. Wolał utrzymywać niechęć do tego stwora, ale ogólnie rzecz biorąc, całkiem go polubił. Pies oczywiście nie odpowiedział mu, tylko wlepił w niego to inteligentne spojrzenie i wpatrywał się w niego w ciszy. – Czego chcesz psie? Nawet cię nie lubię. Po co tutaj przyszłaś co? Nie będę z tobą rozmawiał. - Czasami słyszał, jak Louis z nią rozmawia. Jego głos zawsze wtedy był trochę inny, nie wiedział jak dokładnie to nazwać, ale lubił podsłuchiwać ich rozmowy. – Przeszkadzasz mi wiesz? Nie wiem czego ode mnie chcesz, ale nie jestem Louisem, nie będę się z tobą bawił, nawet nie lubię psów – odwrócił od niej wzrok i dosłownie kilka sekund później poczuł coś mokrego na swojej dłoni. – Co ty robisz? – spojrzał na nią szybko i zauważył, jak liże jego wyciągniętą dłoń. – Nie lubię takiej zabawy. Właśnie dlatego koty są lepsze od psów. Przewyższają was we wszystkim, a już szczególnie w inteligencji.
Odsunął podręcznik i usiadł, cały czas utrzymując spojrzenie na Damie. Intrygowała go w jakiś dziwny i niezrozumiały sposób. W domu panowała przyjemna cisza. Nie wiedział, gdzie podziali się wszyscy, ale nie obchodziło go to. Każdy chodził własnymi drogami, chociaż chciałby wiedzieć, gdzie podziewa się Louis. Z małym zdziwieniem zarejestrował, że Dama przysunęła się bliżej i oparła swój pysk na jego nodze. W pewien sposób to było miłe, zupełnie inne i obce, ale miłe. Nie zaznał wcześniej takiego kontaktu z żadnym innym zwierzęciem. Odważył się pogłaskać psa za uszami, pamiętając, że właśnie to robił zawsze Louis. Dama zamruczała głośno i przysunęła się jeszcze bliżej niego, ale nie wskoczyła na kanapę. Harry słyszał kiedyś, jak Louis uczył ją, że nie może tutaj siadać. To było trochę niesprawiedliwe, ale to nie on ustalał zasady.
W przypływie odwagi zsunął się na dywan i usiadł obok psa. Odczuwał niepokój przed nieznaną sytuacją, ale był też podekscytowany. Nie sądził, żeby Dama coś mu zrobiła, zawsze była w stosunku do niego miła i uprzejma, tak jak Lou. Zerknął na psa, który położył się wygodnie, mrucząc i wydając jakieś dziwne dźwięki. Nie wiedząc nawet dlaczego, zaczął głaskać psa, dotykając jego ciepłej i delikatnej sierści. To było takie przyjemne.
-Myślę, że mógłbym cię polubić – powiedział cicho. – Jesteś całkiem fajna i nie szczekasz zbyt dużo, a tego nie lubiłem najbardziej w psach – mówił do psa tak, jakby go rozumiał i może tak było, sam nie wiedział, ale czujne spojrzenie bardzo inteligentnych oczu było skupione na nim przez cały czas. – Nawet patrzenie w twoje oczy nie jest takie trudne jak z ludźmi. Jak sądzisz Damo, moglibyśmy zostać … - urwał w pół zdania, bojąc się powiedzieć to, o czym pomyślał. – Myślisz, że mogłabyś mnie polubić? Jeśli tak, to ja postaram się być milszy dla ciebie, zgoda?
Rozmawiał z Damą przez resztę popołudnia, nie mając pojęcia, że od pewnego momentu ktoś obserwował go uważnie i uśmiechał się przez cały czas.
***
Louis maszerował żwawym krokiem przez łąkę, przyglądając się biegającej Damie. Od jakichś piętnastu minut rozmawiał przez telefon z mamą, plotkując o wszystkim i o niczym, a z tyłu jego głowy cały czas krążyła jedna myśl. Zadzwonił do niej w konkretnym celu, a teraz nie mógł się przemóc, by o tym porozmawiać. Patrząc na Damę, przypominał sobie, jak kilka dni wcześniej przyłapał Harry’ego na rozmowie z psem. To był najbardziej uroczy i rozczulający obrazek, jaki dane mu było zobaczyć. Nie mógł wyrzucić go z myśli, nawet nie chciał tego robić.
-Louis, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Co? Oczywiście, że tak – słyszał zirytowanie w głosie mamy, więc wiedział, że ma przechlapane. I tak zawsze był marnym kłamcą.
-Nie sądzę, ponieważ cztery razu musiałam powtórzyć twoje imię, byś w końcu zareagował – powiedziała niezadowolona. – Co się dzieje?
-Chciałem z tobą o czymś porozmawiać – kto jak kto, ale mama musiała go zrozumieć i to ona powinna dowiedzieć się jako pierwsza. Zresztą w tej sprawie nie potrafił wyobrazić sobie rozmowy z Gemmą. To byłoby tak złe.
-Coś się stało? Brzmisz na przygnębionego? Kochanie, jeśli coś się dzieje, wiesz, że zawsze możesz wrócić do domu prawda? Twój pokój na ciebie czeka – oczywiście, że jego mama weszła w swój matczyny tryb i chciała zagłaskać go na śmierć.
-Mamo nie jestem przygnębiony i nie stało się nic złego. Czy możesz się uspokoić? Nie będę z tobą rozmawiał, jeżeli zaczniesz panikować – przewrócił oczami, ponieważ jego rodzicielka naprawdę czasami potrafiła dramatyzować.
-Dobrze, już się uspokajam, ale nie bądź zaskoczony, że poczułam się zaniepokojona. Jesteś moim synem, zawsze będę się o ciebie martwić. A teraz mów.
-Myślę, że podoba mi się Harry – powiedział najprościej jak potrafił. Może był zbyt bezpośredni, ponieważ jego mama zaniemówiła. – Mamo?
-Harry jak… ten chłopiec od Stylesów?
-Tak, nie znam innego Harry’ego – przytaknął z małym uśmiechem.
-Louis, ale przecież mówiłeś, że on jest chory. Coś się zmieniło w tym względzie?
-Naprawdę tylko to cię zainteresowało? Jezu, dzięki mamo – nie mógł uwierzyć, że jego mama okazała się taka ograniczona. Oczekiwał czegoś zupełnie innego. – I on nie jest chory, ma tylko Aspergera.
-Nie musisz się tak unosić Lou, tylko zapytałam.
-Tak, zrobiłaś już wystarczająco – prychnął rozdrażniony. Zazdrościł Damie, która mogła bawić się w najlepsze, nie przejmując się niczym.
-Przestań, nie powiedziałam niczego złego. Stwierdziłam tylko fakt, który najwyraźniej dla ciebie nie jest istotny.
-Serio mamo? Tak będziemy rozmawiać? Świetnie w takim razie powiem ci, że nie zapomniałem o tym, że Harry ma Aspergera, ponieważ o tym nie da się zapomnieć wiesz? Każdego cholernego dnia obserwuję, jak on zmaga się ze światem, jak robi maleńkie kroczki, jak walczy z czymś, co dla nas jest niczym więcej, niż pyłkiem na wietrze. Nie można o tym zapomnieć, więc przestań mówić, że to nie jest dla mnie istotne. Po prostu Asperger nie sprawia, że Harry podoba mi się mniej.
-Nie traktuj mnie jak swojego wroga – głos jego matki nie wyrażał żadnej wrogości, ale Lou mógł wyobrazić sobie jej zmrużone oczy i zmarszczone z niezadowolenia czoło.
-Nie traktuję cię jak wroga, ale ze wszystkich osób jakie znam, spodziewałem się, że ty jedna będziesz mnie rozumiała. Okazało się, że byłem w wielkim błędzie.
-Rozumiem cię, ale jesteś moim dzieckiem i chcę dla ciebie tego co najlepsze i…
-I oczywiście uważasz, że Harry nie jest najlepszym, co mogło mnie spotkać prawda? – przerwał jej szybko, gwałtownie zatrzymując się w miejscu.
-Niczego takiego nie powiedziałam. Uspokój się Louis, nie poznaję cię. Nigdy się tak nie zachowywałeś.
-Dlaczego nie potrafisz porozmawiać ze mną tak, jak kiedyś? Zawsze byłaś zainteresowana moimi zauroczeniami, a teraz obchodzi cię tylko to, że Harry ma Aspergera. Byłem przekonany, że gdy do ciebie zadzwonię, otrzymam trochę zrozumienia i zainteresowania. Myślałem, że będziesz się cieszyć, a ty po prostu zachowałaś się w ten sposób, jak całkowicie obca osoba – machnął dłonią na Damę, przywołując ją do siebie, po czym ruszył w drogę powrotną do domu. Ta rozmowa nie przebiegała tak, jak to sobie zaplanował.
-Zawsze byłam z tobą szczera i teraz też będę – zamarł, słysząc jej głos. W tej chwili żałował, że postanowił zadzwonić i wyznać jej prawdę. – Nie znam tego całego Harry’ego, ale pamiętam, co o nim mówiłeś i przecież ten chłopak nie traktował cię dobrze, więc go nie lubię. On jest chory i może teraz ci to nie przeszkadza, ale później będzie i zaczniesz żałować, że dałeś mu szansę. Nie chcę, żebyś całe swoje życie spędził jako niańka tego chłopaka, który nie radzi sobie z życiem. Chcę, żeby ktoś cię kochał i szanował, dbał o ciebie i się troszczył. On nie będzie do tego zdolny, nigdy cię nie pokocha, zawsze będzie ciężarem. Nie zasługujesz na to, a on nie zasługuje na to, byś pobył z nim przez chwilę i go porzucił. A nawet jeśli nie miałby Aspergera, to przecież jest nastolatkiem. Ma osiemnaście lat, a ty? Louis jesteś od niego dużo starszy, to jest niewłaściwe. Otrząśnij się. Taka jest prawda i lepiej żebyś zrozumiał to szybciej niż później. Przykro mi, że musiałam to wszystko powiedzieć, przecież wiesz jak lubię Gemmę.
-Oczywiście – sarknął. – Lepiej żeby to była Gemma prawda?
-O nie mój drogi, możesz mnie oskarżać o wszystko, ale nie o nietolerowanie twojej orientacji i dobrze o tym wiesz, więc porzuć ten temat.
-Cokolwiek, mam zamiar porzucić tę rozmowę – zatrzymał się przed drzwiami do domu Stylesów i wiedział, że musi skoczyć tę bezsensowną wymianę zdań teraz. Nie miał zamiaru psuć sobie humoru jeszcze mocniej.
-Louis ucieczka od tematu niczego nie zmieni.
-Nie uciekam od tematu, po prostu go skończyłem. Rozumiem, że nie akceptujesz Harry’ego i to ci się nie podoba. Wolałbym oczywiście, żebyś mnie wspierała, ale to nie tak, że jestem w wieku, w którym będę pytał cię o zgodę i błogosławieństwo.
-Louis…
-Nie mamo, lubię Harry’ego i myślę, że on może trochę lubić mnie. Zawsze mówiłaś nam, że warto znaleźć sobie w życiu jakiś cel i myślę, że właśnie go znalazłem. Chcę sprawić, by Harry był szczęśliwy, by uśmiechał się i czuł się bezpieczny. Wydaje mi się, że to może się udać, więc mam zamiar spróbować i nikt ani nic mnie nie powstrzyma. Skoczyłem ten temat i nie mam zamiaru do niego wracać, chyba że zmienisz swoją opinię. Cześć.
Rozłączył się, nim mogła powiedzieć coś jeszcze, co całkowicie wyprowadziłoby go z równowagi. Dama piszczała cicho, chcąc wejść już do domu, całkowicie nie rozumiejąc, dlaczego jej pan sterczy przed drzwiami, które nagle tworzyły się na oścież.
-Nareszcie jesteście! – wykrzyknął Harry. – Możesz uwierzyć, że na jednym z programów będzie można dziś zobaczyć film na podstawie jednego z dzieł tego twojego Szekspira. Bałem się, że nie zdążysz wrócić i przegapisz początek, a wiesz, że to jest niedopuszczalne. Dlaczego tak stoisz? Nie słyszałeś, co powiedziałem? – brwi loczka zmarszczyły się, a pomiędzy nimi pojawiła się zmarszczka, po której Lou chciał przesunąć opuszkiem palca. – Louis!
-Idę, idę – otrząsnął się i wszedł do domu za chłopakiem. – To jaki film będziemy oglądać?
-Makbet – powiedział brunet i obrócił się w jego stronę, zerkając mu w oczy na kilka sekund. – Nie podoba ci się? Widziałeś to już? Masz inne plany? Nie lubisz tego dzieła Szekspira?
-Jezu Louis powiedz coś, bo Harry’emu odbija – Gemma krzyknęła do niego z kuchni i nawet bez spojrzenia na jej twarz szatyn był przekonany, że przewraca teraz oczami. – Był nawet w stanie pójść sam na spacer i cię poszukać, tak bardzo bał się, że ominie cię seans.
-Spokojnie Hazz, lubię Makbeta, nawet bardzo lubię i nie widziałem najnowszej ekranizacji.
-Och to dobrze prawda? Możemy obejrzeć razem?
-Pewnie, pójdę tylko się przebrać i zaraz wracam.
-Tylko szybko dobrze?
Skinął głową i wbiegł po schodach. Uśmiechał się do siebie i prawie nie pamiętał rozmowy z mamą. Całe jego myśli zostały zajęte Harrym, jego radością, podekscytowaniem i oczekiwaniem na niego. Wiedział, że świat nie zrozumie pewnych spraw. Teraz wiedział też, że jego mama będzie miała z tym problem, ale to wszystko, oni wszyscy się nie liczyli. W ostatecznym rozrachunku ważny był tylko Harry i jego szczęście. Jeżeli Louis mógł ofiarować cały swój entuzjazm, troskę, otwartość i miłość komuś innemu, to wybierał właśnie tego chłopaka, tego samotnego nastolatka, który nie rozumiał świata, ale zaczynał być całym światem Louisa.
***
Mia westchnęła głośno po raz kolejny, gdy siedzieli na ławce i czekali, aż ktoś odbierze ich po skończonym treningu. Theo zastanawiał się, czy to jest już ten moment, kiedy powinien zapytać się, o co jej chodzi, bo naprawdę nie zrobił nic złego. Zachowywał się bardzo dobrze, był dla niej miły i nawet nie kopnął jej w kostkę, gdy odbierając piłkę podciął ją i upadła. Był najbardziej uprzejmą wersją siebie, robił dokładnie to, o co poprosił go wujek Niall. Tyle, że najwyraźniej coś było nie tak, ponieważ Mia była smutna.
-Dlaczego tak jęczysz? – zapytał prosto z mostu, był zmęczony, nie miał siły na bycie uprzejmym.
-Mam dużo problemów na głowie – wyjaśniła cicho, nawet na niego nie patrząc i ok., to było dziwne, bardzo nie w stylu Mii, którą znał.
-Boże nic nie rozumiesz – przewróciła oczami, obracając się w jego stronę. – Ciocia Gemma miała rację, mówiąc, że faceci niczego nie ogarniają w odpowiednim tempie.
-Odczep się. Próbuję być miły, jeśli coś ci się nie podoba, to spadaj – zaplótł ramiona na piersi i postanowił na nią nie patrzeć. Jeśli nie chciała jego pomocy to nie, przecież nie będzie się prosił.
-Wiesz, że miałam mieć siostrzyczkę prawda?
-Tak, cały czas o tym gadałaś, to było okropnie męczące. Wiesz, słuchanie ciebie gadającej o jakimś bobasie. Nie wiem, co w tym ekscytującego.
-Nieważne, przestań się wtrącać i słuchaj. Miałam mieć młodszą siostrę, ale okazało się, że jednak jej nie będzie i teraz tata chodzi bardzo smutny i nie chce z nikim rozmawiać, ani bawić się ze mną. To jest okropne i nie wiem, co mam zrobić, żeby wszystko naprawić i żeby znowu było jak dawniej.
-Dlaczego nie będziesz miała siostry? Twoi rodzice stwierdzili, że jednak nie chcą kolejnej wrednej dziewczyny w domu? – zaczął głośno śmiać się ze swojego żartu, ale zamilkł widząc smutną twarz koleżanki.
-Skąd mam to wiedzieć! Myślisz, że dorośli mówią takie rzeczy dzieciom? Nikt nie mówi nam prawdy Theo, zacznij w końcu myśleć, nie jesteś aż tak głupi.
-Hej, to było nie miłe, ale dobra, nie powiedzieli ci, dlaczego nie będzie kolejnego dziecka i chodzą smutni tak?
-Tatuś Liam chodzi smutny, a tata martwi się o niego i … i też chodzi smutny. Wszyscy jesteśmy smutni, a ja chcę, żeby było jak dawniej!
-Dobra, dobra Jezu tylko nie krzycz – dziewczyny były naprawdę dziwne i niezrozumiałe. Przed chwilą prawie płakała, a teraz wyglądała, jakby chciała rozpętać wojnę o nie wiadomo co. – Myślę, że jeżeli przejdzie twojemu tatusiowi, to twój tata też przestanie być smutny, a wtedy ty też nie będziesz musiała się już smucić.
-Więc co? Mówisz mi, że wszystko co musze zrobić, to rozweselić tatusia? – zmarszczyła czoło, myśląc usilnie nad propozycją Theo, który zazwyczaj wpadał na najgorsze pomysły na świecie, ale teraz mógł mieć trochę racji.
-Tak, to jest mój plan – wyciągnął dłoń w jej stronę i przybili sobie piątkę. – Teraz tylko musimy wymyślić, jak go zrealizować.
-Dobrze, masz jakiś pomysł?
-Nie, od pomysłów jesteś ty, ja wymyśliłem już plan – wzruszył ramionami, uśmiechając się z pełnym zadowoleniem. Było mu całkiem miło i przyjemnie, dopóki nie poczuł mocnego kopnięcia w kostkę. – Zwariowałaś! To bolało – jęknął i poczuł, jak łzy zakłuły go w oczy. – Jesteś głupią dziewuchą, pomogłem ci, a ty mnie kopnęłaś. Nienawidzę cię.
-Miałeś mi pomóc, a nie wymyślić plan głupku – zawołała i zeskoczyła z ławki, patrząc na niego z góry. – Jesteśmy super drużyną, a ty co? Ryczysz jak baba.
-Mia Malik, czy ja dobrze usłyszałem, co właśnie powiedziałaś? – niezadowolony głos jej ojca przerwał ich kłótnię. – Odpowiedz na pytanie.
-Tak, przepraszam tato, wiem, że nie wolno tak mówić i wcale tak nie myślę, ale Theo mnie oszukał. Zaproponował pomoc, a później porzucił – broniła się dzielnie, ponieważ naprawdę nie była winna. Nie zrobiła nic złego, tylko jak zawsze dała się nabrać na podstęp tego głupiego Horana. Dlaczego on nie mógł być tak miły, jak wujek Niall? Wtedy mogliby zostać najlepszymi przyjaciółmi na zawsze.
-Przeproś Theo i wracamy do domu, a ciebie kolego odwieziemy po drodze do wujka.
-Przepraszam Theo, wcale nie chciałam cię kopnąć – powiedziała miłym głosem, a gdy tylko jej tata odwrócił się, dodała szeptem – tak lekko. Mogłam włożyć w tego kopniaka całą swoją siłę, wtedy ryczałbyś jak typowy facet, ponieważ powiedzenie beczysz jak baba, jest całkowicie nieprawdziwe. Pomożesz mi i zrealizujemy ten głupi plan jasne?
-Jasne – mruknął i trącił ją ramieniem przechodząc obok. – Ale kopnij mnie jeszcze raz, a pożałujesz.
-A co mi zrobisz? Kopniesz mnie?
-Nie, powiem mamie, żeby kupiła ci na urodziny różową sukienkę – odparł wrednie i pobiegł szybko w stronę samochodu, nie chcąc być świadkiem złości Mii Malik. Lubił ją, ale była trochę walnięta, jak wszystkie dziewczyny, które znał, tylko trochę bardziej niż one.
***
Niall udawał, że przygląda się bawiącemu bratankowi, kiedy tak naprawdę przysłuchiwał się rozmowie telefonicznej Gemmy. Dziewczyna od jakiś dwudziestu minut trajkotała przez telefon, uśmiechają się przy tym, chichocząc i bawiąc się włosami. Nie musiał być znawcą mowy ciała, by wiedzieć, że blondynka prowadzi rozmowę z jakimś facetem.
Nie chciał tego słuchać, nie chciał być świadkiem jej pełnego szczęścia śmiechu, błyszczących oczu i ogólnej ekscytacji. Był zazdrosny i boleśnie świadomy swojej przegranej. Stracił swoją szansę dawno temu, gdy pozwolił jej wyjechać na studia do Londynu, a sam został tutaj. Wiedział to już od dłuższego czasu, ale teraz dotarło to do niego dużo mocniej. Nie było już niczego, co mógł zrobić, poza udawaniem, że cieszy się jej szczęściem. Mógł to zrobić, ba nawet musiał, to było jego zadanie jako najlepszego przyjaciela.
-Nie żartuj, poważnie? Tak dawno nie było mnie w Londynie, pewnie dużo się zmieniło. – Westchnęła blondynka, uśmiechając się z rozmarzeniem.
Odwrócił wzrok, przestając słuchać. Nie potrzebował tego. Nie musiał wyobrażać sobie, jak to wszystko się rozwinie, po prostu już to wiedział. Najbardziej bolała go nie strata miłości, a przyjaźni. Każdy zdawał sobie sprawę, jak to wygląda. Nic nie trwa wiecznie, nawet coś tak mocnego jak przyjaźń. Gemma będzie miała swoje życie, pewnie z dala od tego miasteczka. Powoli będzie spędzała coraz więcej czasu w Londynie, zacznie żyć tamtym życiem, nowymi relacjami z innymi ludźmi. Jasne, będzie wpadała od czasu do czasu, a on zrobi wszystko, by udawać, że jest jak dawniej, że nadal maja tę niezwykłą więź, ale nic już nie będzie takie samo.
Razem z Theo przyłapali się na wzajemnym wpatrywaniu w siebie i uśmiechnął się szybko, nie chcąc zamartwiać niepotrzebnie dzieciaka. Wydawało mu się, że ostatnio wszyscy dookoła zmagają się z własnymi problemami i starają się walczyć z nimi w pojedynkę, nie prosząc o niczyją pomoc. Nie wiedział, czy to dobrze czy źle. Niektóre bitwy warto stoczyć w pojedynkę, by nikt nie był świadkiem naszej porażki. Myśl o samotności, która go czekała, sprawiała, że drżał ze strachu. Świadomość życia w pojedynkę była przerażająca. Nigdy nie wydawało mu się, że to go spotka, przecież miał rodzinę, miał rodziców. Niestety nagle okazało się, że oni nie żyją wiecznie i tak naprawdę jedyni jego prawdziwi przyjaciele odeszli i zostawili go samego. Teraz to samo miała zrobić Gemma tylko, że ona miała zniknąć tylko z jego życia, ale nadal pozostać gdzieś blisko, niedostępna dla niego.
Poczuł znajome ramiona obejmujące go od tyłu. I wiedział, że nie powinien się z tego cieszyć, powinien odsunąć jej dłonie i pozwolić swojemu ciału powoli zapominać o jej bliskości, ale nie potrafił, nie chciał. Jeszcze przez jeden dzień pragnął napawać się czymś znajomym, czymś, co było dla niego jak dom, czymś co przypominało mu o tym, czego nigdy mieć nie będzie.
***
Makbet okazał się w porządku. Myślę, że z Louisem nawet Romeo i Julia byłoby świetnym filmem. Nie wiem dlaczego, ale on zawsze sprawia, że wszystko inne jest lepsze. Nawet Dama okazała się miłą towarzyszką dnia.
Miesiąc do zakończenia szkoły sprawia, że już nie mogę się doczekać zmian, chociaż zazwyczaj wolę ich unikać. Myślę, że wakacje w tym roku będą wyjątkowo dobre. Inne, ale dobre.
Mama się uśmiecha, Gemma ciągle rozmawia z kimś przez telefon, a tata spędza cały wolny czas w ogrodzie. Mam wrażenie, że coś dobrego pojawiło się w powietrzu, ponieważ wszyscy są szczęśliwi.
Ja też jestem… chyba, sam nie wiem, nigdy wcześniej się tak nie czułem, ale podoba mi się to, jak jest teraz.
Wiosna w tym roku jest przyjemna, pierwszy raz nie mam za złe słońcu, że świeci i jest na niebie. Spacery na świeżym powietrzu są miłą odmianą od ślęczenia nad książkami, a zabawy ze zwierzętami w ogrodzie odrywają mnie od natrętnych myśli.
Maj sprawia, że wszyscy się uśmiechają…
…a może to tylko ja się uśmiecham?
I może to wale nie jest zasługa miesiąca …
*Jan Twardowski
#Asperger-Człowiek#rozdział 20#Larry#Ziam#Nemma#harry styles#louis tomlinson#Asperger#ff#fanfiction#virginia
15 notes
·
View notes
Text
Asperger- Człowiek - rozdział siedemnasty
Stwierdziłam, że współżycie z ludźmi jest podobne do tych szklanych drzwi. Do drzwi należy się zbliżać powoli i nie robić nic na siłę; w przeciwnym razie można je rozbić. Związki z ludźmi są podobnej natury. Jeśli robi się coś na siłę, wzajemny kontakt jest niemożliwy. Jeden gwałtowny ruch może wszystko zepsuć. Jedno złe słowo może zniszczyć miesiącami budowane zaufanie i szacunek.*
Anne była przerażona, każdego dnia budziła się z nadzieją, że nagle wszystko wróci do starego porządku – z Harrym będzie wszystko dobrze, a objawy odejdą tak, jak się pojawiły – szybko i niespodziewanie. Niestety nie była nowicjuszką, zdawała sobie sprawę, że to nie zniknie i zapewne, jeżeli w ciągu najbliższych dni Harry nie poczuje się lepiej, będą zmuszeni odwiedzić lekarza.
Obawiała się tej wizyty, już od kilku lat nie musieli odwiedzać psychiatry. Harry miał gorsze i lepsze dni, ale radzili sobie z małą pomocą terapeutki, która zdawała się rozumieć wahania nastroju Harry’ego. Psychiatra oznaczał leki, a leki nigdy nie były dobrym rozwiązaniem. Pamiętała, jak jej mały chłopiec stawał się otumaniony i tracił swoją osobowość pod wpływem silnych uspokajających lekarstw. Wtedy mogła tylko patrzeć, jak jej dziecko powoli znika, zastąpione kimś zupełnie obcym.
Nigdy nie była zwolenniczką zażywania leków, ale widziała, co działo się teraz z jej synem, to nie było zdrowe dla Harry’ego. Nie mogła przypomnieć sobie, kiedy chłopak przespał całą noc, widziała każdego poranka, jak wykończony szykuje się do szkoły, jak cienie pod jego oczami pogłębiają się. To nie było dla niego dobre, Harry praktycznie głodził się i jadł ciągle te same potrawy, był dorosłym chłopakiem, a jadł posiłki, które dobre były dla dzieci. To wszystko sprawiało, że Anne już kilka razy trzymała palec wskazujący nad numerem telefonu do gabinetu psychiatrycznego, który dawniej odwiedzali. Cały czas jednak odwlekała podjęcie tej decyzji, bała się, co może przynieść im czas, ale jeszcze bardziej obawiała się diagnozy, która zostanie postawiona.
Westchnęła cicho, widząc, jak Harry włócząc nogami, wszedł do kuchni i drżącą dłonią chwycił swój kubek z zimną już herbatą. Nie potrafiła zignorować tego, co miał na sobie, od tygodni ubierał się w te same ubrania, mimo jej próśb i błagań nie chciał założyć na siebie niczego innego. Dlatego wróciła do tego, co robiła, gdy Harry był małym chłopcem i za nic w świecie nie chciał zmieniać swojej ubraniowej rutyny. Kiedy jej syn układał się do snu, pospiesznie zabierała ubrania, które miał na sobie w ciągu całego dnia, wrzucała je do pralki, suszyła i układała przy jego łóżku. Nie wiedziała, czy Harry zorientował się, co robi, nigdy nie przyłapał jej na gorącym uczynku i wydawał się całkowicie nieświadomy tego, co dzieje się dookoła niego.
Wszystko wymykało się spod kontroli i widząc wszystkich członków swojej rodziny w całkowitym przygnębieniu i bezsilności, wiedziała, że musi coś z tym zrobić. Nie mogła pozwolić, by to co wypracowali przez lata, nagle zostało pochłonięte przez huragan, którego imienia tak naprawdę nie znali.
***
Luty powoli zbliżał się do końca i Louis zastanawiał się, jak ten czas mógł minąć tak szybko, jak jego życie mogło przybrać taki kierunek i jak bardzo mógł spieprzyć coś tak ważnego, nie wiedząc nawet, że robi coś nie tak. Był przekonany, że to on był jedynym winnym i że to przez niego Harry czuł się tak źle i zachowywał w ten sposób. Nie potrafił tylko znaleźć tego momentu, tej jednej chwili, w której zrobił coś źle i sprawił, że Harry został zmuszony do tak drastycznego kroku, ucieczki w głąb siebie.
To bolało, patrzenie na chłopaka, który owszem nigdy nie uśmiechał się zbyt radośnie, nie szczebiotał szczęśliwie czy też nie garnął się do wspólnego spędzania czasu, ale jednak coraz częściej rozpoczynał rozmowy, pozwalał dotykać się od czasu do czasu i tolerował go w swoim domu, jedynej ostoi jaką miał. Teraz Harry był wrakiem, był najsmutniejszą wersją samego siebie, a przynajmniej Louis nie widział go w tak złym stanie, odkąd wprowadził się do domu Stylesów.
Chciał coś zrobić, ale nie wiedział co. Wydawało mu się, że wszyscy są bezsilni, nawet Anne, która przecież wydawała mu się najsilniejszą kobietą, jaką znał, zaraz po jego mamie. Wszyscy w tym domu snuli się i byli zatopieni we własnych myślach, a Harry krążył po między nimi bez słowa, spięty, zdenerwowany i drżący od tłumionych emocji.
Spodziewał się, że to minie, tak przynajmniej sądził na początku, ale z czasem, gdy Harry przestał się odzywać nawet do Anne, a jego jedyną reakcją było powolne kiwanie się do przodu i tyłu, zrozumiał, że to nie zniknie tak po prostu. To nie była chwilowa zachcianka Harry’ego, stało się coś naprawdę złego i nie wiedział, jak to naprawić.
***
Czuł na sobie wzrok Anne, ale nie potrafił spojrzeć na kobietę, skupiając się na Harrym, który grzebał widelcem w swoim talerzu, tak naprawdę przesuwając poszczególne składniki, nie jedząc nic. Patrząc na chłopaka, sam nie był wstanie przełknąć jedzenia. Ta cała sytuacja zaczynała go wkurzać, chciał coś zrobić, ale nie wiedział, czy nie pogorszy sytuacji i nie zrobi czegoś głupiego. Chciał, żeby ktoś zadbał o Harry’ego, ale najwidoczniej wszyscy czuli się podobnie do niego i kompletnie nie wiedzieli jak zacząć działać. Dzień wcześniej, schodząc po schodach, podsłuchał rozmowę Anne i Robina, kobieta powiedziała, że jeżeli nic nie zmieni się w ciągu tego tygodnia, zabierze Harry’ego do psychiatry. To było ogromne zaskoczenie, oczywiście wiedział, że chłopak ma Aspergera, czytał o tym wystarczająco dużo, by nie zrobić jakiejś głupoty i nie zniszczyć tego, co udało się im wypracować, ale świadomość, że Harry chodził do psychiatry była przygniatająca i miał wrażenie, że tylko wydawało mu się, że wie dostatecznie dużo. Psychiatra to specjalista, o którym nigdy nie musiał myśleć, oczywiście wiedział, że ktoś taki istnieje, ale nie znał nikogo, kto musiałby korzystać z pomocy tego lekarza. Wszyscy jego znajomi dla żartów powtarzali słowa mam depresję, ale nikt nie miał naprawdę tego na myśli, nikt nie wiedział, jakie to uczucie. Teraz, patrząc na Harry’ego, zastanawiał się, co czuje ten zagubiony chłopak, ale jeżeli jego mama nie miała pojęcia, to co mógł wiedzieć ktoś taki jak on.
***
Niall siedział na trybunach znajdujących w szkolnej sali gimnastycznej i obserwował trening dzieciaków. Po raz kolejny wyręczył Grega i zgodził się przypilnować Theo, który chyba powoli przekonywał się do Mii i nie reagował na dziewczynkę złością i zdenerwowaniem. Gemma siedziała obok niego, jednak miał wrażenie, że jest tutaj zupełnie sam, dziewczyna milczała i była obok tylko ciałem. Jeden rzut oka na nią pozwalał na stwierdzenie, że myślami blondynka odpłynęła bardzo daleko stąd. Domyślał się, że myśli o Harrym. Od jakiegoś czasu wszyscy skupili się na stanie zdrowia młodego Stylesa.
-Gemms – odezwał się cicho, nie chcąc wystraszyć jej swoim głosem.
-Hmm – mruknęła, nie odrywając wzroku od boiska, na którym od dobrej godziny były skupione jej ciemne tęczówki.
-Jak czuje się Harry? Jest z nim lepiej?
-Nie – dziewczyna obróciła się w jego stronę, a jej mina wyrażała tylko frustrację – i najgorsze jest to, że nie nikt z nas nie wie, co się stało. Nie możemy nawet nikogo obwiniać, ponieważ Harry nie odzywa się do nas nawet słowem. Czasami mówi coś pod nosem, albo odpowiada półsłówkami, ale poza tym ciągle jest cicho. Oczywiście nie licząc tych chwil, kiedy głośno i wyraźnie krzyczy, że Louis ma się wyprowadzić. Nie wiem, co się stało i to tak bardzo mnie denerwuje. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem jak. Wszystko było w porządku, wydawało mi się nawet, że Lou i Harry dogadują się, przez pewien czas czułam, że się polubili, a teraz znów wróciliśmy na punktu wyjścia.
-Nie rozumiem, co mogło się wydarzyć? – nie wiedział, do kogo skierował to pytanie, ale raczej nikt nie był wstanie mu na nie odpowiedzieć.
-Próbuję przypomnieć sobie jakiś moment, coś specyficznego, co mogło zmusić go do zamknięcia się w sobie, ale … nie wiem, niczego takiego sobie nie przypominam.
-Przykro mi, że nie mogę pomóc – zamilkł na chwilę, starając przypomnieć sobie ostatni moment, kiedy rozmawiał z Harrym. – To musiało być naprawdę dawno temu, ponieważ nie mógł przypomnieć sobie takiej rozmowy. Na pewno musieli się widzieć przed walentynkami, później Gemms złamała mu serce, spędzając dzień zakochanych w Londynie z niewiadomo kim i sam zaczął zachowywać się podobnie do loczka. Nagle uzmysłowił sobie, że przecież siedział razem z Harrym podczas odwiedzin przyjaciół Gemmy i Louisa. Pamiętał, jak dosiadł się do stolika, przy którym siedział chłopak i razem wpatrywali się w rozbawione towarzystwo. Już wtedy Harry wydawał mu się bardziej przygnębiony niż zazwyczaj. Na początku faktycznie rozmawiali, a później skupili się na facecie, który obściskiwał Gemmę i kolesiu, który kleił się do Louisa i – o mój Boże – westchnął głośno, coś sobie uzmysławiając, ale to wydawało się niemożliwe, a jednak wszystko wskazywało, że miał rację.
-Co się stało? – Gemma patrzyła na niego pytająco, ale przecież nie mógł powiedzieć jej prawdy, zresztą sam nie miał pewności, że ma rację.
-Nic takiego, właśnie przypomniałem sobie, ile pracy czeka na mnie w domu – skłamał naprędce, nie chcąc wtajemniczać dziewczyny w swoje myśli.
-Och, mogę ci pomóc, razem szybciej się z tym uporamy – zaproponowała blondynka, a na jej twarzy pierwszy raz od dawna zagościł uśmiech.
-Nie, dzięki, ale to praca papierkowa, wiesz projekty i te sprawy. Muszę zająć się tym sam – zbył ją miło i spojrzał na Louisa, który kończył trening.
Nie wiedział, czy rozmowa z szatynem byłaby dobrym krokiem. Nie powinien wtrącać się w nie swoje sprawy, to było oczywiste, ale z drugiej strony wydawało mu się, że jeżeli nie zrobi czegoś, to szatyn pozostanie nieświadomy tak jak cała reszta, która głowiła się i zastanawiała, co dzieje się z Harrym. Niestety, była też druga strona medalu, obawiał się, że jest w błędzie, że źle połączył fakty i wysunął nieprawidłowe wnioski i wtedy mógłby wywołać więcej szkody niż pożytku, dlatego postanowił milczeć i na razie zachować wszystko dla siebie.
-Gdybyś jednak zmienił zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać – dziewczyna podniosła się z miejsca i pomachała do Mii, która ruszyła biegiem do szatni za resztą dzieci – będę u Liama i Zayna, obiecałam przypilnować małą pod ich nieobecność.
-Babski wieczór w takim razie – posłał jej miły uśmiech i ruszył za nią, by dotrzeć do dzieciaków – nie zamartwiaj się tak Harrym, jestem pewny, że niedługo wszystko się wyjaśni i będzie z nim w porządku.
-Oczywiście, że tak –blondyna prychnęła ze złością – mama zabiera go do lekarza, leki zrobią swoje – nie mówiąc nic więcej, Gemma podbiegła do Mii, która dyskutowała o czymś z Theo, a po chwili dziewczyny zniknęły za drzwiami do sali gimnastycznej. Nie zdążył się nawet pożegnać, więc pozostało mu tylko zabranie swojego bratanka i powrót do domu.
-Co stało się Gemmie? – głos Louisa zatrzymał go w miejscu i naprawdę musiał zmusić się do nie zdradzenia mu wszystkiego, co odkrył chwilę temu.
-Martwi się o Harry’ego – wyjaśnił, rzucając szatynowi krótkie spojrzenie.
-No tak – Tomlinson wbił wzrok w swoje sportowe buty i chyba nie miał zamiaru odezwać się ani słowem – wszyscy się o niego martwimy.
-Tak, ale nie wszyscy możemy coś z tym zrobić – chwycił Theo za rękę i poprowadził go w stronę wyjścia ze szkoły – do zobaczenia Louis! – zawołał jeszcze, bo mimo wszystko przecież mężczyzna nie był niczemu winien.
***
Był zdeterminowany, by coś zrobić, nie mógł tak po prostu siedzieć i czekać aż ktoś postanowi działać. Wszedł do kuchni wiedząc, że na pewno zastanie tam Anne. Nie pomylił się, kobieta siedziała przy stole z filiżanką herbaty, przeglądając jakąś gazetę.
-Anne, może zaniosę Harry’emu kolację do pokoju? – zaproponował i wydawało mu się, że to świetny pomysł, ale kobieta skrzywiła się i spojrzała na niego z czymś, czego nie widział wcześniej na jej pogodnej twarzy.
-Lou, to nic nie da, przykro mi, że to mówię, ale twoje starania w niczym nie pomogą.
-Dlaczego? Masz jakiś lepszy pomysł? Mamy pozwolić mu tak po prostu cierpieć w samotności?
-Harry nie zje kolacji w pokoju, możesz spróbować, ale to na nic. I nie mam żadnego pomysłu, dlatego pojutrze idziemy do lekarza. Nie zachowuj się tak, jakby nie zależało mi na moim dziecku.
-Ja… przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć Anne. Wiem, że się o niego troszczysz, ale ta bezsilność mnie wykańcza. Spróbuję, dobrze? Nawet jeśli to nic nie da – chwycił talerz z kanapkami i kubek z herbatą, którą zaparzył w międzyczasie.
-Powodzenia Louis – kobieta posłała mu ciepły uśmiech, który niestety nie odegnał zmęczenia z jej twarzy.
***
Zapukał do drzwi i kiedy nie usłyszał zaproszenia, postanowił wejść do środka. Zasłony w pokoju były zaciągnięte, więc z trudem dostrzegł postać skuloną na łóżku. Ostrożnie zrobił krok do przodu i odstawił tacę na szafkę obok łóżka chłopaka. Nie wiedział, czy włączyć lampkę nocną, ale ostatecznie odważył się to zrobić, ponieważ chciał dostrzec twarz loczka, a nie tylko domyślać się, jaki ma wyraz twarzy.
Po chwili światło rozlało się po pokoju, rozświetlając panującą ciemność. I Lou z przerażeniem dostrzegł bałagan panujący dookoła. Nie mógł uwierzyć, że Harry, który przychodził do jego sypialni i układał wszystkie rzeczy, przekładał książki, ustawiając je w odpowiedniej kolejności, pozwolił, by jego pokój wyglądał w ten sposób. Wszędzie porozrzucane były ubrania, których chłopak pewnie nie chciał założyć, plecak, z którego wypadły książki i zeszyty, rzucony gdzieś w kąt, również nie pasował do wizerunku porządnego Harry’ego. Wszystko było nie tak, jak być powinno, i to smuciło i zarazem przerażało Louisa.
-Cześć Harry, przyniosłem kolację – odezwał się cicho, bojąc się naruszyć tą przerażającą ciszę swoim głosem. Był naiwny wierząc, że loczek mu odpowie – na pewno będzie ci smakowało, to ostatnio twoje ulubione – dodał z uśmiechem i usiadł naprzeciwko chłopaka, kładąc tacę na swoich kolanach – no, jedz, musisz być głodny po całym dniu.
Patrzył na Harry’ego, który wpatrywał się w jedno miejsce, kompletnie nie zwracając na niego uwagi. Chciał, by dawny chłopak wrócił, chciał usłyszeć coś złośliwego z jego ust, albo posłuchać jakiejś ciekawej historii, którą przeczytał w książce, chciałby jakiejkolwiek reakcji, ale nie takiej ciszy, nie bolesnego milczenia. Odważył się i wyciągnął dłoń w jego stronę, położył ją ostrożnie na kolanie nastolatka i nie spodziewał się, jakie piekło może wywołać taki mały gest.
-Idź stąd! – krzyknął Harry i szybko odepchnął jego dłoń – idź stąd.
-Harry, porozmawiaj ze mną – prosił rozpaczliwie i z rosnącym strachem obserwował, jak chłopak zaczyna bujać się w miejscu, zasłaniając uszy dłońmi.
- Idź stąd, idź stąd, idź stąd – z ust loczka cały czas uciekały te same słowa, które powtarzał jak mantrę – idź stąd, idź stąd.
-Harry, proszę cię – szeptał, czując jak niechciane łzy zaczynają kłuć go w oczy. Ta sytuacja przerosła go, nie wiedział, jak pomóc temu chłopcu.
-Idź stąd, idź stąd, idź stąd, idź stad…
-Tak bardzo cię przepraszam Harry, tak bardzo przepraszam – wyszeptał i wybiegł z sypialni chłopaka, cały czas słysząc słowa, powtarzane przez niego tym pozbawionym emocji głosem idź stąd, idź stąd, idź stąd…
***
Idź stąd Louis…
*Temple Grandin
22 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek - rozdział szesnasty
Tymczasem jesteś dla mnie jakimś chłopcem podobnym do stu tysięcy innych chłopców. I nie jesteś mi potrzebny. Także i ja nie jestem tobie potrzebny. Jestem dla ciebie tylko jakimś lisem podobnym do stu tysięcy innych lisów. Ale jeśli mnie oswoisz, będziemy potrzebowali siebie nawzajem. Staniesz się dla mnie kimś jedynym na świecie. *
Luty zjawił się tak nagle, po prostu był styczeń, tęsknota za świętami i wspomnieniami z tamtych dni, gdy nagle nadszedł kolejny miesiąc przynoszący ze sobą zupełnie nowe, niespodziewane wydarzenia.
Tym czego Louis najbardziej nie lubił w lutym była wszechobecna szarość i przygnębienie. Śnieg topniał, temperatura na plusie, brak słońca, całkowicie smutny krajobraz. Jednak tym co przeraziło Louisa trzydziestego pierwszego stycznia było nagłe przypomnienie sobie o tym co dokładnie miało mieć miejsce jutro i wcale nie myślał tutaj o nadejściu nowego miesiąca.
Pierwszy luty – urodziny Harry’ego.
Zerwał się z miejsca i popędził po schodach, wpadając szybko do salonu, gdzie na swoje szczęście spotkał Anne. Kobieta spojrzała na niego i musiał wyglądać naprawdę na zdesperowanego, ponieważ na jej twarzy od razu odmalowało się zmartwienie.
- Co się stało Louis?
- Nic takiego, zupełnie nic po prostu… masz chwilę żeby porozmawiać? – zapytał, drapiąc się niezręcznie po karku, czuł się jak kretyn, jak mógł zapomnieć o urodzinach Harry’ego.
- Pewnie, siadaj – Anne poklepała miejsce obok siebie i uśmiechnęła się do niego ciepło – wystraszyłeś mnie, wpadając tutaj tak nagle.
- Przepraszam, to nic takiego, po prostu kretyn ze mnie – czuł gorąco na policzkach i to nie powinno mieć miejsca, ale czuł się zażenowany.
- Naprawdę teraz mnie zainteresowałeś, mów o co chodzi.
- Po prostu zupełnie zapomniałem o tym, że jutro jest luty, całkowicie wypadło mi to z głowy i teraz nie mam pojęcia, co mógłbym zrobić – mówił, wykręcając sobie palce, chyba przejął ten nerwowy trik od Stylesa.
- Lou, naprawdę nie wiem o czym mówisz – kobieta zaśmiała się widząc jego zdezorientowanie – jeszcze nie wyjaśniłeś w czym rzecz.
- Och… och… jasne, Harry ma jutro urodziny, a ja całkowicie o tym zapomniałem i teraz uświadomiłem sobie, że nawet nie wiem, jak obchodzicie urodziny w waszej rodzinie i chciałem zapytać właśnie o to i czy może wiesz co chciałby dostać Harry, może zdążyłbym jeszcze coś kupić i jest mi całkowicie głupio, że zapomniałem.
- Och Louis – Anne patrzyła na niego z czułym uśmiechem – kochanie nic się przecież nie stało, nie musiałeś nawet wiedzieć, kiedy są jego urodziny. I możesz się uspokoić, Harry nie jest fanem urodzin, nie obchodzi ich w zasadzie wcale, więc prezenty są zbędne. My zawsze robimy w ten dzień coś dobrego na obiad i po prostu składamy mu życzenia.
- Tylko tyle? Żadnej urodzinowej imprezy? Prezentów?
- Nic z tych rzeczy skarbie, musisz zrozumieć, to Harry – Anne ścisnęła lekko jego dłoń – on nie potrzebuje tej całej otoczki, nie chce tego.
- Ale… - to wszystko mu się nie podobało, Harry zasługiwał na o wiele więcej niż dostawał. Oczywiście mógł to zaakceptować, ale nie chciał, miał zamiar zrobić to po swojemu, ponieważ Harry miał prawo otrzymać coś więcej niż życzenia urodzinowe.
- Louis – najwyraźniej zamyślił się, ponieważ głos Anne przywołał go po chwili – wszystko w porządku? Wydajesz się zmartwiony i zdeterminowany, naprawdę nie musisz przejmować się jutrzejszym dniem, wystarczy, że złożysz mu życzenia, to i tak będzie dla niego zbyt wiele. Uwierz mi, jestem jego mamą i znam go od tylu lat.
- Wiem, ale chcę mu coś dać, coś wymyślę dobrze? Nie bądź zła, ale nie zgadzam się na takie obchodzenie urodzin, to nie w moim stylu – podniósł się nie chcąc zezłościć Anne jeszcze bardziej, pewnie powinien się dostosować, ale tym razem nie mógł tego zrobić.
- Nie jestem zła Lou, ale Harry’emu się to nie spodoba.
- Zobaczymy.
***
Louis przechadzał się nerwowo po pokoju, zerkając na zegarek. Była sobota, o wiele łatwiej byłoby gdyby Harry miał iść do szkoły, wtedy mieli już wypracowaną pewną rutynę, wstawali o podobnej godzinie, jedli razem śniadanie i szli razem do szkoły. Niestety nie miał pojęcia o której wstanie dziś loczek. Nie słyszał żadnych dźwięków dochodzących z sypialni chłopaka, ale tam zawsze panowała cisza, więc nie mógł się tym sugerować. Zerknął na Damę i Harolda po czym chwycił małą paczuszkę z kokardką i jeszcze jeden drobiazg, o którym prawie by zapomniał.
- Dobra, zachowujcie się jasne? Żadnych głupich żartów i wygłupów zrozumiano? – spojrzał na zwierzaki, które chyba miały go za całkowitego głupka i pewnie nie myliły się w tej kwestii – wszystko będzie dobrze prawda? Spodoba mu się, a jeśli nie to po prostu szybko się ewakuujemy i nie będziemy wychodzić z pokoju przez cały weekend. To dobry plan, dobra chodźmy już drużyno – czuł się jak kretyn, ale był tak zestresowany, nie mógł opanować nerwów, przez chwilę nawet pomyślał, że Anne miała rację i mógł nie kombinować i nie wymyślać. Szybko odgonił te pesymistyczne myśli i ruszył w stronę pokoju Harry’ego.
Zapukał cicho do drzwi wiedząc, że jeżeli chłopak nie śpi to na pewno usłyszy ten dźwięk. Nie mylił się ponieważ po chwili usłyszał ciche proszę wypowiedziane przez tak dobrze znany głos. Uśmiechnął się zerknął na zwierzaki, które grzecznie stały obok niego i zbierając w sobie resztki odwagi nacisnął klamkę otwierając drzwi. Pierwsze co zauważył to Harry siedzący na łóżku z laptopem na kolanach. Chłopak najwyraźniej wstał już jakiś czas temu, pewnie niewyobrażalnie wcześnie, kiedy Lou spał jeszcze w najlepsze.
- Wszystkiego najlepszego Harry – powiedział trochę głośniej i uśmiechnął się radośnie, przywołując Damę i Harolda. Miał nadzieję, że Harry nie uzna go za idiotę widząc psa i kota z różnobarwnymi balonami przyczepionymi do ich obroży.
- Co się dzieje Louis? – loczek patrzył na niego uważnie, a mała zmarszczka pojawiła się między jego brwiami.
- Masz dziś urodziny Hazz, zapomniałeś? Wszystkiego najlepszego jeszcze raz dla ciebie! – wykrzyknął podekscytowany, a Dama i Harold słysząc jego głos uznały chyba, że mogą sobie pozwolić na więcej, ponieważ ignorując protesty Harry’ego wskoczyły na łóżko, tym samym dając Lou chwilę na zapalenie jednej świeczki, którą wetknął w czekoladową babeczkę. Widział pochmurną minę Stylesa, który patrzył to na Damę to na Louisa, który usadowił się naprzeciwko niego – no dalej Hazz, pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę – zachęcił wpatrując się w niego nieprzerwanie.
- Dlaczego mam pomyśleć życzenie, to całkowicie bezsensu, przecież i tak się nie spełni – zaprotestował Harry.
- To taka tradycja Hazz, no weź, zamknij oczy, pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę, a później zjemy tą babeczkę, przyznam się, że mam ich jeszcze kilka w pokoju, więc możemy świętować.
- Louis nie chcę tego robić, nie chcę wymyślać jakiegoś głupiego życzenia, które i tak nigdy się nie spełni, po co robić coś co i tak nie ma sensu. Nie rozumiem tego, wiem, że ludzie tak robią, ale nie wiem po co. I po co te balony – wskazał na Damę i Harolda – ja nie świętuję urodzin, nie mam czego świętować, nie chcę tego robić. Mama i Gemma nie powiedziały ci tego?
- Wiesz co Harry, powiedziały mi to bardzo wyraźnie, ale miałem to gdzieś i nadal mam to gdzieś, ponieważ chcę świętować, mówisz, że nie masz czego świętować tak? Więc ja powiem ci, że mam zamiar cieszyć się, że istnieje ktoś taki jak ty, że dziewiętnaście lat temu urodził się Harry Styles , wyjątkowy, inteligentny i błyskotliwy młody mężczyzna z którym lubię spędzać czas, to jest dla mnie wystarczająco duży powód do świętowania. Dama cieszy się, że poznała kogoś tak spokojnego i cichego jak ty, Harold kocha swojego pana, ja świętuję, że mam takiego przyjaciela. Czy możesz więc pomyśleć życzenie i zdmuchnąć tą świeczkę? – nie chciał krzyczeć, mówił po prostu dosadnie o co mu chodzi, bolało go, że Harry nie widzi powodu do radości ze swoich urodzin, że nawet w ten dzień czuje się niepotrzebny, niewarty uwagi i miłości. Tak nie powinno być.
- Jeśli muszę – mruknął chłopak, a Lou widział jak zawstydzony i skrępowany jest dlatego posadził mu Harolda na kolanach dla dodania otuchy i wsparcia – mam powiedzieć to życzenie na głos czy tylko głupio pomyśleć je w myślach?
- Głupio pomyśleć je w myślach – celowo użył słów chłopaka i udawał, że nie widzi, jak jeden kącik jego ust uniósł się lekko.
- Dobra – westchnął cierpiętniczo – ale dlaczego muszę zamykać oczy? – zapytał jeszcze, a Lou miał już ochotę zdmuchnąć świeczkę za niego.
- Nie musisz ich zamykać.
- Mhm – mruknął po czym widać było, jak skupił się na czymś mocno i najwyraźniej starał się wymyślić jakieś życzenie – dobra mam, pomyślałem. Teraz zdmuchnąć? – upewnił się i Lou nie mógł nie uśmiechnąć się z rozczuleniem, za każdym razem ta nieporadność Harry’ego budziła w nim coś o istnieniu czego nie miał wcześniej pojęcia.
- Tak – przytaknął i sekundę później było już po wszystkim – sto lat Hazz – odłożył na moment babeczkę i pochylił się powoli w stronę loczka – teraz dam ci urodzinowy uścisk, nie bój się – ostrzegł chłopaka nim delikatnie oplótł jego szczupłe ciało ramionami – niech spełnią się wszystkie twoje marzenia – czuł jak napięte ramiona loczka rozluźniają się powoli i gdy chciał się odsunąć poczuł, jak Harry ostrożnie i nieumiejętnie oddaje uścisk – no dobrze mój drogi, zjedzmy teraz coś słodkiego – wypuścił chłopaka z ramion i zamarł widząc co robi Harold i Dama – no nieee – jęknął patrząc na zwierzęta, które zabrały się za jedzenie słodkości – to nie było dla was, Dama nie możesz jeść czegoś takiego, zwariowałaś? – chciał zabrać im babeczkę, ale Harold podrapał go po dłoni ignorując jego sprzeciwy i narzekania. Byłby wściekły gdyby nie cichy śmiech, który rozległ się po pokoju, spojrzał na Harry’ego, który śmiał się z rumieńcami na policzkach i iskierką w wiecznie pustych i smutnych oczach – to cię bawi? – upewnił się, samemu powstrzymując śmiech – mogłem się tego domyśleć.
- To najlepszy prezent urodzinowy – powiedział loczek ze śmiechem.
- Jeszcze nie dałem ci nawet prezentu, więc poczekaj i …
- Co tu się dzieje? – Anne stanęła w progu i patrzyła na nich wyczekująco – usłyszałam śmiech i musiałam sprawdzić czy się nie przesłyszałam. Co te zwierzęta mają na sobie, czy to balony?
- Taa dokładnie tak – mruknął Lou patrząc na zwierzęta jak na zdrajców – no nic, zaraz skoczę po drugą babeczkę, ale nim to zrobię, proszę prezent i… – odwiązał jedną z tasiemek od obroży Damy – balon dla urodzinowego chłopaka, wszystkiego najlepszego mały książę – pochylił się i uścisnął jeszcze raz Harry’ego, który wpatrywał się zdezorientowany w pakunek na swoich kolanach i balonik który został mu wciśnięty w dłoń – otwórz, a ja skoczę po ciastko.
Zszedł z łóżka obserwując Harry’ego, który zmieszany starał się otworzyć prezent. Wyminął Anne, który spojrzała na niego zdezorientowana i przerażona.
- Louis, nigdy nie odpuszczasz prawda?
- Nie, jeżeli chodzi o kogoś mi bliskiego.
- Powinnam chyba podziękować.
- Nie masz za co.
- Powiedz mi jeszcze, dlaczego nazwałeś go małym księciem?
- Och nie wiedziałem co mu kupić, a później wiesz przypomniał mi się ten cytat, że samotnym jest się także wśród ludzi i to skojarzyło mi się z Harrym i pomyślałem, że kupię mu książkę, rozumiesz Małego Księcia, a teraz przepraszam, ale naprawdę mam jeszcze urodzinowe babeczki w swoim pokoju i Harry musi zjeść chociaż jedną, wiec zaraz wracam – pobiegł do swojego pokoju, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, ponieważ zaryzykował, ale wiedział, że usłyszenie śmiechu Harry’ego było tego warte.
***
Wiedział o przyjeździe znajomych Louisa i Gemmy od jakiegoś czasu, ale nie ukrywał, że ta wizyta, która zbliżała się wielkimi krokami nie cieszyła go nawet odrobinę. Doskonale znał tych ludzi, chociaż oczywiście nie osobiście, po prostu wszystkie typy z dużych miast były takie same. Egoistyczni, przekonani o swojej wyjątkowości i idealności, uważający, że ludzie z miasteczek są nudni i na niczym się nie znają. Tacy właśnie byli ludzie i Niall nie musiał ich nawet poznawać.
Zerknął na krzątającą się po herbaciarni Gemmę, która podekscytowana przygotowywała wszystko na wieczór. Mógł zrozumieć dlaczego cieszy się z tego spotkania, ale nie był zadowolony. Sam przed sobą mógł przyznać, że jest zazdrosny, bardzo zazdrosny. Nie podobała mu się myśl, że pojawią się tu jacyś faceci z przeszłości Gemmy, może jej byli chłopacy, którzy będą od niej czegoś chcieli.
- Gemms – zagadnął chcąc zwrócić uwagę dziewczyny – tak właściwie nie mówiłaś, dużo będzie tych twoich znajomych?
- Osiem osób, to taka nasza paczka, i to nie są tylko moi znajomi, Louis też ich zna – poprawiła go z uśmiechem.
- Lou kumplował się z dziewczynami? – zdawał sobie sprawę, że tam będą faceci, ale miał nadzieję, że pojawią się chociaż jakieś dziewczyny.
- Będą tylko dwie dziewczyny, więc przykro mi, ale nie będziesz miał w czym wybierać – mrugnęła do niego zalotnie, drażniąc go celowo.
- Zabawne – mruknął i z przerażeniem uświadomił sobie, że dwie dziewczyny oznaczają sześciu facetów. To nie mogło się dobrze skończyć, chyba, że wszyscy okażą się gejami, wtedy problem znika – jacyś geje?
- Pytasz poważnie? – zatrzymała się obok niego, patrząc na niego uważnie – zaczynasz mnie przerażać Ni – przytuliła się do jego ramienia z szerokim uśmiechem na twarzy – zmartwię cię żadnego geja, tylko Andy jest bi, a co chciałeś zmienić orientację? W razie czego wiesz, Lou jest wolny.
- Co? Jezu nie, żadnej zmiany, skąd ci się to w ogóle wzięło? Zwariowałaś? – wzdrygnął się na samą sugestię bycia z Louisem, ale po chwili cieszył się, że myśli Gemmy skierowały się w tą stronę, wolał żeby nie domyśliła się, jak bardzo zazdrosny jest.
- Przecież Lou jest przystojny, do tego słodki, opiekuńczy, troskliwy, można by powiedzieć ideał. Zastanów się dobrze – dziewczyna bawiła się świetnie żartując sobie z niego.
- Już wszystko tutaj gotowe? Bo muszę się przygotować żeby zaimponować tym dziewczynom – podchwycił żart blondynki, ale zauważył jak z jej twarzy natychmiast zniknął uśmiech – tylko żartowałem – przyciągnął ją bliżej i objął ją w pasie, ignorując jej ciche protesty – nie dąsaj się.
- Wcale się nie dąsam – zaprotestowała szybko.
- Dąsasz, jak mała dziewczynka – zaśmiał się z jej oburzonej miny – chodź, odprowadzę cię do domu i podpytam Louisa o te dziewczyny.
- Mogłam ich nie zapraszać – mruknęła pod nosem pewnie licząc na to, że jej nie usłyszy.
- Mówiłaś coś? – otworzył przed nią drzwi, uśmiechając się radośnie przez cały ten czas, może to jednak nie będzie taki zły wieczór.
***
Harry siedział przy jednym ze stolików tym najbardziej oddalonym od całej reszty. Nawet w tym miejscu nie czuł się dobrze, a już na pewno nie komfortowo. Przypominał sobie ten dzień, kiedy Louis przysiadł się do niego dokładnie w tym samym miejscu. Wtedy nie znał go jeszcze zbyt dobrze i przerażała go sama myśl rozmowy z mężczyzną, jednak to jak czuł się teraz, było o wiele gorsze. Raz po raz słyszał głośne okrzyki i śmiechy przyjaciół Gemmy i Louisa, a później wszyscy ponownie wracali do długich i pewnie zabawnych dyskusji, bo przecież nie śmialiby się i nie byliby tak radośni, gdyby było inaczej.
Od zawsze czuł się inny, dziwny, gorszy, ale w tej herbaciarni należącej do rodziny Nialla od zawsze znajdował spokój i ciszę, teraz wprost przeciwnie czuł się tutaj jak intruz, jak ktoś kto nie pasuje do całej reszty świata, tej normalnej reszty, która potrafi dobrze się bawić, spędzać czas na rozmowach, żartach, piciu i zabawie. Czuł się jak nie pasujący element, jak coś co powinno zniknąć jak najszybciej nim zepsuje dobry nastrój reszty, chociaż i tak nikt nie zwracał tutaj na niego uwagi. I to chyba też pierwszy raz w życiu zaczynało mu przeszkadzać, chociaż wiedział co tak naprawdę boli go najbardziej.
Zerknął na Louisa, dziś wyglądał tak inaczej, ładniej. Harry chyba nigdy nie wiedział go z taką fryzurą, z włosami zaczesanymi do góry. Szatyn stał razem z jakąś grupką osób, które wcześniej przedstawiły mu się szybko, ale Harry nie był wstanie zapamiętać tak pospiesznie wypowiedzianych imion. Mężczyzna wydawał się szczęśliwy, uśmiechał się, jego policzki były zarumienione i gestykulował żywo, podczas rozmowy. Harry chciał przypomnieć sobie, czy Lou wyglądał w ten sposób, podczas jakiejś z ich wspólnych rozmów, niestety niczego takiego sobie nie przypominał. I nawet nie był zdziwiony z tego powodu, przecież to byli jego przyjaciele, rówieśnicy, ludzie z którymi łączyło go tak wiele, a kim był on, dzieciakiem z Aspergerem, problemami i emocjonalną blokadą, nie mógł się z nimi równać. Był nikim.
Nie wiedział nawet, dlaczego tutaj jest, to znaczny oczywiście pamiętał namowy siostry, mówiącej mu, że przecież będzie fajnie, że jej znajomi są bardzo mili i że powinien spędzać trochę czasu z młodymi ludźmi. Jego mama wydawała się taka szczęśliwa i dumna, gdy wychodził z domu ramię w ramię z Louisem. To właśnie dlatego był w tym miejscu, kuląc się pod ścianą na jednym z krzeseł, starając się zniknąć i stać się niewidzialnym, chociaż wiedział, że przecież coś takiego jest niemożliwe.
Myślał, że może uda mu się porozmawiać z Louisem, bo przecież szatyn często sam inicjował jakiś kontakt między nimi. Jeśli miał być całkowicie szczery, to trochę tego oczekiwał, ale niestety zawiódł się. Lou zdawał się tak zaabsorbowany swoimi starymi przyjaciółmi, że nie zamienił z nim nawet jednego słowa odkąd weszli do herbaciarni.
Już jakiś czas temu poradził sobie z myślą o tym, że nie jest taki jak reszta, że nie dopasuje się i nie będzie akceptowany przez swoich rówieśników. Zrozumiał to, że młode osoby są inne, że pragną szaleć, korzystać z życia, spędzać czas z przyjaciółmi, kiedy on jedyne czego chciał to cisza, cztery ściany i książka. Nie potrzebował do szczęścia niczego innego i po długim okresie bólu, samotności i czasu spędzonego z terapeutą z powodu odrzucenia, dotarło do niego, że nie potrzebuje do szczęścia ich wszystkich, że lubi swoje towarzystwo i chce tylko robić to co sprawia mu przyjemność, ale teraz znów poczuł, że chciałby być taki jak reszta, chciałby móc stać teraz obok swojej siostry i Louisa, śmiać się razem z nimi, opowiadać zabawne żarty, rozumieć ich anegdotki. I nawet jeżeli bardzo by się postarał nie udałoby mu się dopasować do reszty.
Odważył się podnieść wzrok i dostrzegł Nialla, stojącego na uboczu z dala od głośnej grupy. Myślał, że Horan będzie bawił się razem z nimi, ale jednak tak nie było. Nie znał się na ludzkich twarzach i emocjach, ale po tylu latach terapii nawet on był wstanie dostrzec niezadowolenie, a może nawet złość na twarzy blondyna. To było dla niego czymś zupełnie nowym, ponieważ rzadko kiedy widział go złego, to nie pasowało do przyjaciela Gemmy, każdy mógł być zły, ale nie Niall.
Zastanawiał się, czy ktoś zauważy, jeżeli teraz wymknie się po cichu. I tak nikt nie zwracał na niego uwagi, więc pewnie mógł przejść niepostrzeżenie obok nich i po prostu wyjść i wrócić do domu. Mama na pewno nie byłaby zła, gdyby wytłumaczył jej, że nie pasuje do przyjaciół Gemmy. Najgorsze jednak było to, że jakaś jego część chciała tutaj być, chciał posłuchać o czym rozmawiają ci obcy dla niego ludzie, chciał dowiedzieć się jak rozmawia z nimi Louis, o czym mówią, czy może mógłby wtrącić się do jednej z rozmów, chociaż pewnie nigdy nie znalazłby w sobie na to odwagi. Dlatego postanowił posiedzieć tu jeszcze przez chwilę, i poczekać na dogodny moment, liczył, że Louis przypomni sobie o nim i może podejdzie do niego choć na jedną, krótką chwilę. Żałował tylko, że nie zabrał ze sobą książki, wtedy mógłby jakoś zabić czas.
Usłyszał nagle tak znajomy głos i z nadzieją szybko podniósł głowę. Zamarł wpatrując się w Louisa, który stał obok jakiegoś wysokiego mężczyzny, brunet obejmował go ramieniem mówiąc mu coś na ucho, a po chwili w sali słychać było głośny śmiech szatyna. Harry obserwowała dokładnie całe to zdarzenie, wiedząc, że i tak nikt nie zauważy tego jak uważnie ich podgląda. Po jakimś czasie, Louis odsunął się od mężczyzny i pomaszerował w stronę Nialla, by po chwili wrócić do znajomych z butelkami piwa, podając jedną z nich temu nieznanemu mężczyźnie. Harry nigdy nawet nie próbował alkoholu, to nie tak, że ktoś mu zabraniał, po prostu nie wiedział co w tym takiego fajnego i nie bardzo go to interesowało. Teraz wiedział, że całkowicie nie pasuje do tych ludzi, nie pasuje do Louisa i chociaż szatyn udawał, że jest inaczej po prostu kłamał, tak jak wszyscy dookoła niego. Louis bawił się i udawał, że lubi Harry’ego, a kiedy tylko pojawili się jego prawdziwi przyjaciele, wiedział, że może już sobie odpuścić chorego, żałosnego dzieciaka. Okazało się, że było tak jak spodziewał się od początku.
***
Louis po raz kolejny zerknął w stronę Harry’ego. Chciał do niego podejść już od jakiegoś czasu, ale za każdym razem ktoś go zatrzymywał. Na początku wydawało mu się, że chłopak był zainteresowany wszystkimi nowymi osobami, oczywiście usiadł sam, w kącie sali unikając wszystkich osób, ale zerkał na nich i obserwował, ale teraz Lou wydawało się, że coś się stało. Nie wiedział co, ponieważ nie miał jeszcze okazji porozmawiać z Harrym, ale coś mówiło mu, że w głowie chłopaka zrodziła się jakaś myśl, która nie pozwalała mu na zrelaksowanie się. Chciał wyswobodzić się z objęć Andrew, ale kumpel chyba nie miał zamiaru go puścić.
- Hej, zaraz wracam, muszę z kimś porozmawiać – powiedział do bruneta, który chyba go nie usłyszał – Andy, puść mnie.
- Gdzie idziesz Lou? Właśnie Gemms zaczęła opowiadać o tym jak dobrym trenerem jesteś, nie masz zamiaru pochwalić się trochę przed nami? – zażartował mężczyzna.
- Jasne, zaraz do was wrócę, chcę tylko coś sprawdzić – powoli zaczynał się irytować, chciał tylko pogadać z Harrym.
Jasne bawił się dobrze, ale to nie byli jego znajomi, sam nie miał ich zbyt wielu, na studiach poznał kilku fajnych kumpli i utrzymywał z nimi kontakt, jednak do przyjaciół dużo im brakowało, to Gemms była duszą towarzystwa i wszyscy, którzy tu przyjechali, zdecydowanie byli jej przyjaciółmi, a nie jego. Zresztą powoli miał dość Andrew, po kilku piwach mężczyzna kleił się do niego zbyt mocno i to było co najmniej niekomfortowe. On nawet nie był w jego typie, cóż Lou nie był do końca pewien, czy w ogóle ma jakiś swój typ, ale wiedział, że Andrew na pewno nie jest tą właściwą osobą. Dlatego już od kilkunastu minut starał się dość grzecznie odepchnąć jego ręce, jak na razie nie skutecznie.
- Idę do toalety – z tymi słowami i całkowicie przypadkowym nadepnięciem na stopę Andy’ego, odsunął się od hałaśliwej grupki.
Teraz nareszcie mógł spokojnie porozmawiać z Harrym. Ruszył w stronę miejsca gdzie siedział chłopak, ale nagle zatrzymał się w miejscu. Najwidoczniej nie on jeden zauważył, że z loczkiem coś się dzieje, niestety okazało się, że Niall go wyprzedził. Widział jak blondyn przysuwa sobie krzesło i siada obok młodego Stylesa. To nie powinno go zdenerwować, ale tak się stało. Był wściekły na siebie, za to, że tak późno zareagował, mógł już dawno zrezygnować z głupich pogaduszek ze znajomymi i usiąść z Harrym. Zdawał sobie sprawę, że teraz nic tu po nim, dlatego obrócił się na pięcie i wrócił do Gemmy, z tą różnicą, że tym razem stanął obok blondynki, unikając rąk Andrew.
***
- Cześć Harry – usiadł obok milczącego chłopaka, starając się narobić przy tym jak najmniej hałasu.
- Cześć – mruknął loczek, nie patrząc na niego.
- Jak się bawisz? Wydaje mi się, że tak beznadziejnie jak ja, ale z grzeczności zapytałem – nieoczekiwanie poczuł na sobie wzrok Harry’ego, który przecież nigdy nie patrzył się wprost na niego.
- Źle się bawisz? – nuta zainteresowania pobrzmiewała w głosie brata Gemmy i to też była jakaś nowość.
- Tak, nie lubię tych ludzi z wielkich miast, którzy myślą, że są lepsi od nas, małomiasteczkowych – wyjaśnił zgodnie z prawdą. To nie tak, że ktoś powiedział mu coś złośliwego lub celowo chciał go upokorzyć, ale czuł się w ich obecności wystarczająco niekomfortowo, by odejść na bok i po prostu podawać im piwo, a oni dość szybko zaczęli go traktować jak barmana i kelnera w jednym. Nie wspominając już o Gemmie, która chyba czuła się szczęśliwa w obecności swoich przyjaciół za którymi musiała bardzo tęsknić. Dlatego usunął się w cień, zastanawiało go tylko, dlaczego Harry siedział tak smutny, kiedy zazwyczaj ignorował wszystko i wszystkich wokół siebie.
- Och – westchnął cicho Styles – myślałem, że ich lubisz. Rozmawiałeś z nimi wcześniej.
- Chciałem tylko być miłym, żeby Gemmie nie było przykro, ale tak naprawdę nie miałem ochoty ich poznawać. A ty dlaczego siedzisz tutaj sam?
- A gdzie miałbym siedzieć?
- Nie wiem, może tam – wskazał głową środek sali – razem z Gemmą, albo z Louisem.
- Nie chcę im przeszkadzać – wyjaśnił cicho – myślę, że ich przyjaciele nie polubiliby mnie, i nie chcę przynosić im wstydu, szczególnie Gemmie. Mama pewnie poprosiła ją żeby mnie tutaj zabrała, nie chcę żeby mnie niańczyła. Niech się dobrze bawi, ja mogę tutaj posiedzieć.
- Dlaczego miałaby się wstydzić? Harry jesteś pewnie mądrzejszy od połowy ludzi w tej sali, to raczej oni czuliby się głupio w twojej obecności – uśmiechnął się pogodnie w stronę nastolatka, który ponownie zaczął unikać wzrokiem jego twarzy.
- Myślę, że starasz się być miłym, ponieważ właśnie taki jesteś Niall, ale nie musisz tego robić. Wiem jaką osobą jestem – powiedział powoli brunet – myślisz, że oni są tak naprawdę fajni, tylko my się mylimy? – zapytał nagle, zmieniając temat.
- Kto? Oni? – Niall spojrzał na grupkę, która teraz wygłupiała się, robiąc sobie zdjęcia. Widział jakiegoś faceta, który przytulał od tyłu Gemmę, nie miał pojęcia jak miał na imię, chociaż ten pewnie przedstawiał mu się na początku. Chciałby podejść i go odepchnąć, ale widział też twarz Gemmy, jej jasny uśmiech, błyszczące oczy w których widać było samą radość i szczęście. Ona była w tym momencie szczęśliwa, więc nie miał żadnego prawa, by zepsuć jej ten czas – nie wiem Harry, nie znamy ich no nie? Na pewno nie lubię tego kolesia – wskazał głową na typka, który teraz opierał swoją brodę na ramieniu Gemmy i mówił jej coś prosto do ucha.
- Och, dlatego, że przytula Gemmę? – słyszał jak niepewnie brzmi głos Stylesa, który po prostu nie ogarniał tego wszystkiego, ale starał się i powoli zaczynał rozumieć te zawiłe relacje miedzy ludźmi.
- Tak, między innymi dlatego – wiedział, że może się do tego przyznać przed chłopakiem, przecież on i tak nie pobiegnie do swojej siostry i nie wypapla tego wszystkiego.
- W takim razie ja nie lubię tego mężczyzny – spojrzał na osobę, którą wskazywał Harry i cóż to było zaskakujące z wielu powodów.
- Mogę wiedzieć dlaczego? – zapytał, ale wydawało mu się, że zna odpowiedź, szczególnie, kiedy zauważył, jak Andrew, bo tak chyba miał na imię ten facet, podchodzi do Lou i stara się go objąć, podając mu kolejnego drinka, którego musiał sam zrobić.
- Wracam do domu – powiedział nagle Harry, podnosząc się z miejsca – cześć Niall.
- Odprowadzić cię?
- Nie jestem dzieckiem – warknął młodszy i cała jego postawa zmieniła się. Blondyn nie wiedział skąd, ale czuł, że coś się dziś zmieniło, nie miał tylko pojęcia, czy ta zmiana będzie czymś dobrym. Obserwował, jak chłopak ostrożnie omija ludzi i wychodzi z herbaciarni potykając się na progu. Chciałby móc zrobić to samo co on, ale niestety nie mógł, dlatego postanowił wziąć sobie kolejne piwo i zająć miejsce Harry’ego. Mógł tylko obserwować, jak pewne rzeczy dzieją się pod jego nosem, a on nie może nic z tym zrobić.
***
Gdyby Anne nie była matką Harry’ego niczego by nie zauważyła. Coś zaczęło się dziać, gdy tylko ich dom opustoszał, a znajomi Gemmy wyjechali. Jeżeli to byłaby Gemma pewnie zbagatelizowałaby całą sprawę, tłumacząc to sobie złym samopoczuciem, zmęczeniem czy jakąś inną drobnostką, jednak kiedy sprawa dotyczyła Harry’ego to nigdy nie była drobnostka, wiedziała to już z doświadczenia. Nie chciała zacząć panikować, ale kiedy kolejną noc z rzędu usłyszała jak ktoś schodzi po schodach i krąży po domu przez kilka godzin, wiedziała, że dzieje się coś złego.
***
Louis zerkał na zegarek zastanawiając się gdzie podziewa się Harry. Normalnie już dawno byliby po śniadaniu, a teraz zrobiona wcześniej herbata wystygła i Lou musiał już wychodzić, a loczka nadal tutaj nie było. Usłyszał ciche kroki na schodach i szybko wyszedł na korytarz z nadzieją, że zobaczy zaspanego chłopaka, który zwyczajnie zaspał, ale niestety to tylko Anne w szlafroku patrzyła na niego zmartwiona.
- Anne chyba powinnaś obudzić Harry’ego, już dawno powinniśmy wyjść, najwyraźniej zaspał, chociaż to bardzo nie w jego stylu – powiedział, narzucając na siebie kurtkę.
- Lou, skarbie Harry wyszedł do szkoły już jakiś czas temu – wyjaśniła poważnym głosem.
- Jak to wyszedł? Beze mnie? – zmieszany wpatrywał się w nią niczego nie rozumiejąc. Nie wiedział, dlaczego nagle Hazz miałby zmienić ich dotychczasową rutynę. Przecież wszystko działało miedzy nimi bez zarzutu.
- Nie wiem, nie wyjaśnił co się stało, po prostu wyszedł wcześniej. Myślę, że ty też powinieneś już iść, jeżeli nie chcesz się spóźnić.
- Jasne, porozmawiamy później dobrze? Do zobaczenia.
Wyszedł z domu nie mogąc uwierzyć w to co się stało, może był dziwny, ale naprawdę przejął się. Pewnie powinien myśleć, że to nic takiego, że przecież Harry mógł pójść do szkoły sam, może miał coś ważnego do załatwienia przed lekcjami, przecież istniało wiele powodów dla których Harry mógł na niego nie poczekać, jednak czuł, że to nie żadna błahostka. Wydawało mu się, że stało się coś poważnego i chciał tylko, by dzień w pracy minął szybko, by mógł wrócić do domu i porozmawiać z Harrym.
***
Anne patrzyła na syna, który siedział i wpatrywał się w talerz bez słowa. Nie wziął nawet widelca do ręki, po prostu przyszedł, kiedy go zawołała i od tego czasu nie odezwał się słowem. Atmosfera w kuchni była napięta, chyba nikt nie wiedział co się dzieje, ale wszyscy wyczuwali, że coś wisi w powietrzu. Zerknęła na Louisa, który co chwilę patrzył na Harry’ego, jednak ten albo nie zauważał tych spojrzeń, albo postanowił je ignorować.
- Harry jedz, bo ci wystygnie – powiedziała, starając się wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu, ale jej słowa nie spotkały się z żadną reakcją ze strony syna – Harry słyszysz mnie? – po chwili chłopak drgnął jakby wybudzony z transu i powoli chwycił widelec, jednak, gdy spojrzał na talerz skrzywił się i odsunął go szybko.
- Nie chce tego jeść – powiedział od razu.
- Dlaczego? Przecież zawsze lubiłeś tą zapiekankę.
- Teraz jej nie lubię, nie jestem głodny – głos Harry’ego był taki jak zawsze, nie wyrażał zbyt wiele emocji, ale jego trzęsące się dłonie mówiły wszystko o tym, jak zestresowany był w tej chwili – mogę już iść?
- Cały dzień nic nie jadłeś, jak możesz nie być głodny – Anne podjęła jeszcze próbę rozmowy z synem, ale wiedziała, że to nie poskutkuje. Harry wrócił ze szkoły gdzie nie zjadł zupełnie nic, nie wierzyła mu, że nie jest głodny, ale pamiętała zbyt dobrze czasy, kiedy chłopak nie jadł nic oprócz paru potraw, miała nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała się z tym zmagać, ale czuła, że dzisiejszy brak apetytu Harry’ego jest zapowiedzią czegoś gorszego.
- Mogę iść do swojego pokoju?
- Tak, jeżeli zgłodniejesz to przyjdź, dobrze?
Jej pytanie zostało bez odpowiedzi, a Harry pospiesznie wyszedł z kuchni zostawiając ich wszystkich. Anne odchrząknęła cicho, ale nie była wstanie nic powiedzieć.
- Może naprawdę nie był głodny – zaczął cicho Louis, chcąc zapewne podnieść ją na duchu.
- Tak, pewnie masz rację – przytaknęła i uśmiechnęła się w jego stronę – dobrze, jedzmy – starała się skupić na wszystkim innym, ale jej myśli uciekały w stronę syna, który siedział teraz zupełnie sam w pokoju, był samotny i przerażony, a ona nie mogła mu pomóc.
***
Louis chciałby powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale nie było. Nie rozmawiał z Harrym od tygodnia, chyba że liczyć ten moment, kiedy wszedł do niego do pokoju z chęcią wyjaśnienia sytuacji, a wyszedł spanikowany, ponieważ Harry nie odzywał się do niego, nie patrzył w jego stronę i w pewnym momencie zaczął bujać się w tył i przód, mamrocząc coś do siebie. Nigdy nie widział chłopaka w takim stanie i to go przeraziło, ponieważ chciał tylko mu pomóc, a wszystko zepsuł. Od tamtego dnia czuł się jak intruz, Harry go unikał, Anne chodziła zmartwiona, a Gemma cały czas mówiła o tym, że Hary zachowuje się tak jak w swoim najgorszym czasie.
Nie był ślepy widział co się dzieje. Chłopak wyglądał z dnia na dzień coraz gorzej, marniał w oczach. Lou miał mocny sen, ale nie raz budził się i słyszał, jak Harry chodzi po domu nie mogąc spać, to trwało już od jakiegoś czasu i musieli coś z tym zrobić. Był zdesperowany, ale jeżeli bliscy Hazzy byli wystraszeni to oznaczało, że nie świruje i naprawdę ma się czym martwić.
- Harry proszę – usłyszał głos Anne i uchylił drzwi od swojego pokoju, by zobaczyć co się dzieje. Kobieta stała naprzeciw syna i wyciągała w jego stronę jakieś ubrania – nie możesz mieć na sobie cały czas tych samych ubrań. Proszę cię, przebierz się w coś innego – wychylił się, by zobaczyć loczka, ale ten nie reagował na słowa matki – kochanie powiedz coś – Louisowi było żal Anne, która nie potrafiła dotrzeć do swojego dziecka, w dodatku nikt nie mógł jej pomóc.
- Harry – odważył się odezwać i wyjść z ukrycia – może przebrałbyś się w te ubrania, wyglądają na wygodne – sam zauważył, że loczek cały czas ma na sobie te same ciuchy, nie przejmował się tym zbytnio, ale teraz faktycznie to było niepokojące.
- Niech on się wyprowadzi! – krzyknął Harry i zniknął w swoim pokoju zatrzaskując z hukiem drzwi.
Louis wpatrywał się w miejsce gdzie przed chwilą był jeszcze chłopak. Miał wrażenie, że cofnęli się w czasie i Harry nienawidzi go i nie akceptuje jego obecności w swoim domu. Musiał przyznać, że poczuł się źle, tak jakby ktoś powiedział mu prosto w twarz, że ma go dość.
- Louis nie miej mu tego za złe, on wcale tak nie uważa, ma teraz zły czas, niedługo wszystko wróci do normy –Anne podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu – nie zamartwiaj się.
- Jak mam się nie zamartwiać? Co się tutaj w ogóle dzieje? Dlaczego Harry zachowuje się w ten sposób? – miał tyle pytań i chciał tylko dowiedzieć się, co spowodowało, że Harry, który ufał mu, spędzał z nim czas, śmiał się przy nim, nagle zniknął.
- Nie wiem Lou, nie potrafię odpowiedzieć na żadne z twoich pytań, ale zamartwianie się nic tu nie da.
- Tak? Powiedz mi to, kiedy sama przestaniesz się zamartwiać – rzucił w jej stronę trochę zbyt oschle.
- Jestem jego matką Louis, nigdy nie przestanę się o niego martwić.
- A ja jestem jego… - zamarł nie wiedząc co chcę powiedzieć, co właściwie może powiedzieć – jego przyjacielem i troszczę się – po tych słowach zniknął w swoim pokoju, nie chcąc dłużej znosić jej spojrzenia pełnego żalu i smutku.
Nie wiedział, że to będzie tak trudne, życie z Harrym, który go tutaj nie chce, który odrzuca go i odpycha. Chciał by wszystko było tak jak dawniej, ale czuł, że będzie musiał o to zawalczyć.
***
Nie chcę go nigdy więcej widzieć.
*Antoine de Saint-Exupéry – Mały Książę
26 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek - rozdział dwudziesty trzeci
[...]w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, gdy otwiera się nad nim okno. Gdy staje wobec czegoś wielkiego. To okno później zawsze się zamyka. I albo wykorzysta się tę chwilę, albo nie.*
Lato w tym roku było upalne i parne. Burze odwiedzały Anglię częściej niż deszcz, co było zaskoczeniem dla wszystkich mieszkańców wyspy. Poranki rozpoczynały się wcześniej niż było to konieczne, a słońce wdzierało się przez otwarte okna, budząc śpiących domowników. Noce były gorące, a powietrze ciężkie, lipiec nie przyniósł wyczekiwanej ulgi, więc jedyna nadzieja pozostała w sierpniu, na który trzeba było jeszcze poczekać.
Louis był zaskoczony, gdy pewnego dnia na wyświetlaczu swojego telefonu zauważył numer mamy. Nie oczekiwał, że to ona pierwsza wyciągnie w jego stronę dłoń, ale miło się zaskoczył. Jednak jego mama nie byłaby sobą, gdyby nie zarzuciła go czymś dużo cięższym. Nie pytając o zgodę, zwyczajnie oznajmiła mu, że ma zamiar go w końcu odwiedzić i chce tylko ustalić jakiś dogodny termin. Nie miał nic przeciwko, tęsknił za swoją rodziną nawet jeśli mama ostatnio zawiodła go tak bardzo. Z chęcią zobaczyłby wszystkie najważniejsze osoby w swoim życiu, razem, w tym miłym otoczeniu. Był przekonany, że Anne i jego mama od razu przypadłyby sobie do gustu. To byłaby miła wizyta. Musiał tylko porozmawiać z mamą Harry’ego, która od jakiegoś czasu dziwnie na niego patrzyła i wyglądała jakby chciała z nim o czymś porozmawiać, ale nie miała na to odwagi.
- Anne – zagadnął kobietę, gdy ta ubrana w letnią sukienkę z sekatorem w ręce wychodziła do ogrodu – mam do ciebie sprawę.
- Nie Louis, od razu mówię, że nie kupimy basenu do ogrodu, możesz przekazać mojej córce, że ma chore pomysły i że jeśli chce basen to musi wybudować sobie dom razem z tym swoim Darrenem i wtedy proszę bardzo może mieć nawet basen.
- Co? – skrzywił się nie wiedząc o czym mową – nie chciałem rozmawiać o Gemmie.
- Och, dzięki Bogu – kobieta wyszła z domu, zostawiając otwarte drzwi prowadzące na taras i ogród – mam już dość wysłuchiwania o tym jakie mamy upalne lato w tym roku i jak bardzo przydałby się nam basen – to o czym chciałeś w takim razie porozmawiać jeśli nie o szalonych pomysłach mojej córki?
- Dzwoniła moja mama i wspomniała, że chciałaby tutaj przyjechać, wiesz odwiedzić mnie, dlatego chciałem zapytać, czy nie miałabyś nic przeciwko.
- Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko? Louis naprawdę myślałam, że w końcu do ciebie dotarło, że traktujemy cię jak członka rodziny – Anne przewróciła oczami, uśmiechając się do niego czule – oczywiście, że twoja mama może przyjechać, będę bardziej niż szczęśliwa mogąc w końcu poznać twoich bliskich.
- Poważnie? To nie będzie kłopot?
- Żaden i przestań się tak stresować Louis. Oddzwoń do mamy i powiedz jej, że jest u nas mile widziana i niech wpada, kiedy tylko chce.
- Dzięki, naprawdę to doceniam Anne – nie powstrzymał się i podszedł do kobiety przytulając ją mocno – dziękuję.
- Dobrze już dobrze – brunetka oddała uścisk, ale odsunęła go po chwili – a teraz nie powinieneś zająć się czymś pożytecznym?
- Mam wakacje – odparł krótko i od razu na myśl przyszły mu te wakacyjne dni jeszcze z czasów, gdy był nieznośnym dzieciakiem, a jego mama starała się zagnać go do jakiejś pracy. Zawsze jego odpowiedź brzmiała tak jak ta, której teraz udzielił Anne.
- Faktycznie zapomniałam, że mam teraz w domu trójkę małych dzieciaków – kobieta pokręciła tylko głową i zabrała się za podcinanie jakiś krzewów, których Louis nie potrafił nazwać.
- Kochasz nas – zawołał na odchodne, znikając w domu. Nim zamknął drzwi zdążył jeszcze usłyszeć jej głośny śmiech.
Nie myślał, że pójdzie tak łatwo, ale z drugiej strony czego mógł się spodziewać po kimś tak miłym jak Anne. Nie wyobrażał sobie, by kobieta zabroniła mu odwiedzin mamy, to byłoby całkowicie nie w jej stylu. Teraz bardziej zaczynała go stresować sama wizyta rodziny. Wiedział, że jego mama jest przeciwna Harry’emu i mógł mieć tylko nadzieję, że powstrzyma się i nie będzie go otwarcie krytykowała. Zresztą nie potrafił wyobrazić sobie swojej matki, która jest złośliwa i okrutna w stosunku do loczka. Jay taka nie była, to właśnie po niej Louis odziedziczył najlepsze cechy, zawsze mówiono mu, że jest taki jak ona pełen ciepła, współczucia i troski, jego chorobliwa opiekuńczość to już druga strona medalu, którą również zawdzięczał swojej mamie. Wierzył, że mimo wszystko będzie w porządku, jego mama pokocha Harry’ego, a loczek zaakceptuje ją i będzie w stanie przebywać w jej towarzystwie. O nic więcej nie prosił, więc jego prośby nie były chyba wygórowane, a może były?
***
Zayn wszystko sobie przemyślał i już jakiś czas temu wpadł na pewien pomysł. Liam powoli wracał do bycia dawnym sobą i chyba kilka kłótni, które przeszli dało mu do myślenia, ponieważ szatyn wrócił do pracy i ponownie zaczął angażować się w ich życie rodzinne. Oczywiście Mia nie musiała wiedzieć, że jeden z jej ojców prawie każdego dnia przed pójściem spać płacze, ale to niedługo musiało się skończyć. Inaczej ktoś w tej rodzinie zwariuje i to na pewno będzie właśnie on, nikt inny.
Jeszcze raz spojrzał na dokumenty, które trzymał w dłoni i postanowił, że to będzie odpowiedni moment, lepszego nie znajdzie przez długi czas. Byli w domu sami, ponieważ Mia poprosiła o spędzenie czasu z Niallem. To było zaskakujące, ponieważ ich córka odkryła jakąś tajemniczą wieź, która łączyła ją z Horanem, ale dopóki ich przyjaciel nie narzekał na to, że musi spędzać czas z pięciolatką, cóż mieli zamiar korzystać z darmowej niani tak długo jak to będzie możliwe. Wszedł do salonu w którym siedział Liam zajęty jakimiś papierami, które przyniósł z pracy do domu. Odchrząknął i zbierając się na odwagę usiadł naprzeciwko męża, zajmując jeden z foteli ustawionych po przeciwnej stronie.
- Chciałem z tobą o czymś porozmawiać – jak na zawołanie, szatyn przerwał pracę i podniósł swoją głowę znad stosu kartek.
- O czym? – podenerwowanie było widoczne w całej postawie mężczyzny, który kręcił się nerwowo na sofie, unikając ciemnych oczu Zayna, a gdy dostrzegł dokumenty w jego dłoniach zamarł – co to jest? Błagam Zayn, nie mów, że chcesz się rozwieść. Wiem, że między nami nie było teraz dobrze, że zawaliłem i zawiodłem ciebie i naszą córkę, ale proszę cię daj mi jeszcze jedną szansę, naprawię wszystko, obiecuję tylko…
- Liam – brunet przerwał mu zanim ten zapędził się z obietnicami i błaganiami – uspokój się. To nie są papiery rozwodowe, jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że chciałbym się z tobą rozwieść? Kocham cię i nigdy nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że moglibyśmy się rozwieść.
- Przepraszam – wyszeptał drżącym głosem szatyn – przepraszam.
- Przestań, możemy już o tym wszystkim zapomnieć? Naprawdę nie chcę wracać pamięcią do tego co było – poprosił i przesiadł się, tak by siedzieć obok męża. Miał już dość tej przestrzeni pomiędzy nimi, która tylko wszystko utrudniała i wystarczająco już namieszała.
- Dobrze, to w takim razie co to za dokumenty? – Liam przetarł mokre policzki, starając doprowadzić się do względnego porządku.
- Wiem, że marzyłeś o drugim dziecku, chciałeś by nasza rodzina powiększyła się i byliśmy tak blisko tego wszystkiego, a później… sam wiesz co się wydarzyło. I pomyślałem, że przecież możemy mieć dziecko Liam, po prostu nie czekajmy na noworodka, który spadnie nam z nieba, nie błagajmy jakiejś kobiety, by oddała nam swoje dziecko – spojrzał na dokumenty, które ściskał mocno w dłoniach – dajmy szczęście jakiemuś dziecku, które gdzieś tam na nas czeka – podsunął mu kartki, mając nadzieję, że za moment nie rozpęta się piekło. – Czy kiedyś kochaliśmy naszą córkę mniej przez to, że nie była z nami od pierwszego dnia narodzin? Ona była nasza Liam, od zawsze była nasza i nic tego nie zmieni.
- Dobrze – szatyn odezwał się niespodziewanie, podnosząc wzrok znad dokumentów.
- Dobrze? – Zaynowi wydawało się, że źle coś usłyszał, bo przecież jego mąż nie mógł zgodzić się od tak, bez słowa protestu.
- Tak, wiem że masz rację Zayn i zgadzam się. To świetny pomysł i to prawda, Mia jest naszą córką, zawsze nią była i będzie, a ja zawaliłem i wiem, że minie dużo czasu nim mi wybaczy. Muszę ją przeprosić i mieć nadzieję, że uda mi się wszystko naprawić.
- Naprawdę zgadzasz się na adopcję Liam? – nie chciał łapać się złudnej nadziei, a później odczuwać tylko zawód.
- Tak, nie brałem tego wcześniej pod uwagę, ale jak zawsze sprowadziłeś mnie na ziemię. Kocham cię Zayn, ciebie i naszą rodzinę. Przepraszam za wszystko – szatyn ze złością przetarł oczy, które ponownie zaczęły łzawić.
- Nie przepraszaj głupku, tylko nie rób nam tego więcej, nie odsuwaj nas – objął go, mocno do siebie przytulając. Wciągnął znajomy zapach swojego męża i wiedział, że teraz wszystko się ułoży, nie mogło być inaczej, ponieważ znowu byli po tej samej stronie, nie walczyli ze sobą, nie byli przeciwnikami, a zgranym zespołem, tak samo jak w ciągu ostatnich lat – i też cię kocham – dodał po chwili milczenia i napawania się znajomym ciepłem drugiego ciała.
- Już myślałem, że tego nie powiesz – parsknął Liam, śmiejąc się cicho, a z jego ramion został zdjęty wielki ciężar, który chciał przygwoździć go do ziemi.
***
Louis leżał na leżaku i wmawiał sobie, że wytrzyma jeszcze pół godziny smażenia się na słońcu, ale musiał z bólem przyznać, że opalanie nie było dla niego. Czuł się wynudzony i zmęczony, marzył tylko o chłodnym prysznicu, zimnym napoju i wylegiwaniu się w swoim pokoju, gdzie promienie słońca nie przedzierały się przez ciemne i grube zasłony. Jęknął niezadowolony, czując jak mocno przykleił się do oparcia leżaka, a przecież był tutaj może niecałą godzinkę. Jego marudzenie najwidoczniej zwróciło uwagę Harry’ego, który usadowiony w cieniu z kubkiem herbaty, czytał jakąś książkę, ale teraz patrzył na niego uważnie.
- Skończyłeś już leżeć bez celu? – zapytał młodszy, wpatrując się w niego nieprzerwanie. Odkąd Harry przełamał strach przed otwartym wgapianiem się w Louisa, teraz korzystał z tego jak mógł i nie krępując się wlepiał w niego swoje zielone tęczówki.
- Opalałem się, wcale nie leżałem bez celu – zaprotestował, ponieważ opalanie się było męczące, stokroć bardziej wolałby chociażby sprzątać, to zmęczyłoby go dużo mniej.
-Nieważne, skończyłeś już się opalać tak? – zapytał Harry, zamykając książkę i dokładając ją na trawę.
- Tak – specjalnie nie zapytał, czy Harry czegoś od niego chce, pozwolił chłopakowi pomęczyć się trochę i w końcu zmusić się do zadania pytania. Wstał i przeciągnął się z westchnięciem.
- W ogóle się nie odzywałeś, kiedy tak leżałeś bez celu i się opalałeś – powiedział loczek, przyglądając mu się z grymasem niezadowolenia na twarzy.
- Prawie tam przysypiałem Hazz, to dlatego – wzruszył ramionami i usiadł obok bruneta, wzdychając z ulgą na uczucie cienia i lekkiego chłodu – nie ignorowałem cię celowo – dodał szybko, widząc kątem oka jak jakaś emocja pojawia się na buzi chłopaka. Chwycił jego kubek i upił łyk, krzywiąc się na ciepłą herbatę – dlaczego nie pijesz czegoś zimnego? – jęknął z niezadowoleniem – mamy jakieś czterdzieści stopni, a ty pijesz gorącą herbatę.
- Mówiłem ci, że nie lubię zimnych napojów, są niedobre i wywołują coś nieprzyjemnego w moim żołądku – wyjaśnił krótko loczek, wpatrując się w swój kubek z którego przed chwilą swobodnie pił szatyn. Nie mógł uwierzyć, że Louis po prostu się napił i oddał mu kubek, co on miał z tym teraz zrobić, pójść i włożyć go do zmywarki, czy może umyć samodzielnie? Nie wiedział czy mężczyzna zrobił to celowo, złośliwie, czy po prostu taki już był. Chciał coś powiedzieć, ale Lou odezwał się pierwszy.
- A właśnie, chciałem ci coś powiedzieć, rozmawiałem z moją mamą i postanowiła wpaść z odwiedzinami. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i że się polubicie – uśmiechał się radośnie, ale był zestresowany na samą myśl o tym, że Harry może być zły i nie chcieć poznać jego najbliższych.
- Twoja mama przyjeżdża? – oczy chłopaka powoli otwierały się coraz szerzej.
- To właśnie powiedziałem. Coś nie tak?
- Wszystko w porządku, może sobie przyjeżdżać, jeżeli tylko nie będzie dotykać mojego kubka tak jak ty – podniósł się ze złością i wbiegł do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Louis wpatrywał się w kubek z którego przed chwilą pił i po chwili gdy dotarło do niego co zrobił, chciał uderzyć się z całej siły w twarz. Czasami naprawdę zapominał z kim ma do czynienia i robił takie głupstwa. Teraz będzie go czekał cały dzień przepraszania i chodzenia za Harrym ze spuszczoną głową. Nie miał pojęcia co ten chłopak z nim zrobił, ale czuł się jak pantoflarz, a co gorsza nawet mu to nie przeszkadzało.
***
Niall robił wszystko byleby na nią nie patrzeć. Rozmawiał z Mią, siedzącą na krześle, które sama sobie przysunęła, by być bliżej, czyścił blat, chociaż ten lśnił czystością, wycierał filiżanki równo ustawione w rzędach. Starał się znaleźć sobie jakieś zajęcie, by nie mieć czasu na rozmowę, spojrzenie i myślenie. Niestety to ostatnie towarzyszyło mu nawet podczas pracy. Odpowiadał Mii i zajmował się jakimiś pozornie ważnymi czynnościami, ale cały czas rozmyślał o Gemmie i o tym, dlaczego siedzi tutaj i patrzy się na niego przez cały czas. Przecież w tym czasie mogła znajdować się wszędzie, robić dużo ekscytujących rzeczy jak na przykład chodzenie na randki z Darrenem czy jak tam miał na imię ten wielkomiejski buc. Westchnął zwracając uwagę Mii, która rysowała jakiś obrazek w skupieniu wytykając język. Przewrócił oczami na uroczą pięciolatkę i wrócił do pracy, ale przerwał mu dziecięcy głos.
- Wujku, myślę, że te talerzyki są już wystarczająco czyste, wycierałeś je już chyba jakieś pięćdziesiąt razy.
- Pięćdziesiąt razy? To chyba naprawdę muszą być już czyste – powiedział poważnie i odłożył ścierkę na bok.
- Czyli nareszcie przestałeś udawać, że sprzątasz i jesteś taaaaki zajęty? – zapytała z nadzieją Mia, przerywając tworzenie rysunku, który był chyba jakąś całkowitą abstrakcją, bo Niall nie potrafił dostrzec tam żadnych postaci ani kształtów.
- Skąd pomysł, że udawałem? Jestem w pracy, więc pracuję – wzruszył ramionami i chciał obrócić się i zająć układaniem pudełek z herbatami, gdy dziewczynka przywołała go ruchem palca wskazującego i kazała się zbliżyć – tak, jakiś sekret?
- Nie, ale nie chcę cię ośmieszyć wujku. Posłuchaj udajesz, że sprzątasz, a prawie cały czas gapisz się na ciocię i o niej myślisz.
- Nie możesz wiedzieć o czym myślę – powiedział obronnie, zaplatając ramiona na piersi.
- Każdy, by to zauważył nawet niewidomy. Myślisz o cioci i gapisz się na nią caaaaaalutki czas. – Teraz nie była już cicho, a mówiła głośno i w dodatku przeciągała ostatnie słowa w ten irytujący sposób.
- Jezu, cicho Mia – przysunął się bliżej niej i zasłonił jej usta dłonią – nie musisz być tak głośno prawda? Możemy sobie rozmawiać szeptem zgoda? – Gdy skinęła głową, odsunął rękę – Szpetem – przypomniał, gdy blondynka otworzyła usta, by coś powiedzieć.
- Wyluzuj wujku, wiem co to dyskrecja – podparła brodę na dłoni i wpatrywała się w Nialla w skupieniu, jakby analizując coś, ale to było dziecko, więc nie mogła niczego analizować, bo nie miała pojęcia o większości spraw prawda? Prawda? – Pewnie zastanawiasz się co ciocia Gemms tutaj robi i dlaczego nie randkuje z tym facetem, którego nie lubimy z zasady.
- Nie można kogoś nie lubić z zasady – starał się być kulturalny i uprzejmy, ale mądrości Mii wyprowadzały go z równowagi.
- Jasne chyba, że mowa o chłopaku Gemmy – wyśpiewała z uśmiechem dziewczynka, najwidoczniej bardzo z siebie zadowolona.
- Dobra, przestań – przerwał, zanim jej śpiewanie przyciągnęłoby do nich Gemms – nie powinnaś tego wszystkiego wiedzieć, masz tylko cholerne pięć lat dzieciaku – może trochę warknął w jej stronę, ale na swoje usprawiedliwienie miał to, że dziewczynka uwielbiała naciskać na niego aż doprowadzała go na skraj psychicznej wytrzymałości. Nie wiedział gdzie się tego nauczyła, ale działało, przynajmniej na niego. Czuł się jak ofiara.
- Jeżeli w grę wchodzą uczucia to wiek się nie liczy, wszyscy czujemy tak samo wujku. Zajęcia z psychologiem w pierwszej klasie, ominąłeś je czy co?
- Nie będę z tobą rozmawiać o uczuciach. Nie skończyłaś jeszcze sześciu lat i nie potrafisz nawet samodzielnie zawiązać sobie sznurowadeł, więc…
- Wypraszam sobie – przerwała mu ze złością – potrafię zawiązać sobie buty już od dawna, ale jeżeli będziesz dla mnie taki niemiły to mam zamiar pójść do cioci Gemmy i wziąć jej stronę w tej całej… w tej całej farsie – wyglądała jak naburmuszone, grymaszące dziecko, ale wypowiadała się jak prawie dorosła osoba i Niall czuł się teraz zbesztany.
Musiał porozmawiać z Zaynem na temat wychowania Mii, bo coś było zdecydowanie nie tak, dzieci powinny być dziećmi, czy coś w tym stylu. Theo na przykład w życiu nie zabierałby się za jakieś doradzanie, a już na pewno omijałby szerokim łukiem wszelkie rozmowy o uczuciach. Takie powinny być dzieci.
- Lepiej zostań po stronie, którą wybrałaś – zaproponował ugodowo i posłał jej słaby uśmiech – jeśli chcesz mogę ci powiedzieć o czym myślę.
- Tylko mnie nie okłamuj, bo wyczuję to od razu – ostrzegła z zadowolonym uśmiechem – a teraz mów dopóki ciocia nadal się gapi i nie zdecydowała się czy do nas podejść.
- Po prostu – podrapał się po karku czując jak gorąco uderza w jego policzki, które musiały zrobić się czerwone. Czuł się jak ostatni idiota, ale jeśli powiedział a musiał to skończyć – po prostu zastanawiam się, dlaczego Gemma tak na mnie patrzy, dlaczego nie spędza czasu ze swoim chłopakiem. I boję się, że ona chce się pożegnać, bo jaki inny powód byłby tak ważny, by tu przyjść. Czuję, że to coś istotnego, coś jak informacja o wyjeździe, przeprowadzce do Londynu albo ślub. I jestem przerażony na samą myśl, że on ją zabierze i nie będziemy się już widywać. Gemm zasłużyła na kogoś lepszego niż Darren, na kogoś kto będzie ją kochał, szanował jej zdanie, uwielbiał jej rodzinę i przyjaciół, kogoś kto będzie zawsze obok, ze wsparciem, dobrym słowem, kubkiem ulubionej herbaty i filmem, który oglądała już setki razy, ale nadal kocha go tak samo. Zasłużyła na kogoś lepszego, zasłużyła na…
- Na ciebie wujku Ni – Mia wtrąciła się i sprawiła, że zamarł. – Taka jest prawda, ty i ciocia jesteście dla siebie stworzeni, tak jak moi tatusiowie, jak ciocia Anne i wujek Robin, jak Dama i Harry. Takie osoby po prostu rodzą się dla siebie rozumiesz? Tak jak w bajkach, zaczynamy oglądać i od początku wiemy, że na przykład Arielka jest stworzona dla księcia Eryka nawet jeżeli jeszcze się nie spotkali. A później pojawia się Urszula, która udaje piękną, zdolną i kochaną, a wszyscy zdają sobie sprawę, że ona jest tylko tymczasowa, na chwilę, pojawia się, by zniszczyć coś co jest nie do zniszczenia. Rozumiesz wujku? Na koniec zawsze mamy szczęśliwe zakończenie, syrenka staje się człowiekiem i chociaż musi coś stracić to zyskuje coś o wiele piękniejszego i ważniejszego. Ma Eryka i jest szczęśliwa. Nic nie rozumiesz prawda? – Mia westchnęła, widząc zmieszany wyraz twarzy Nialla – Darren jest jak Urszula, jest zły, głupi i irytujący, ale musiał się pojawić, żebyście w końcu zrozumieli, jak ważni dla siebie jesteście i że musicie być razem, bo tylko wtedy będziecie szczęśliwi. Ciocia Gemma to Arielka, a ty to książę Eryk, więc skończycie razem, bo nie ma innej opcji. Dotarło to do ciebie?
- Tak, chyba tak – mruknął, nadal nie wiedząc, czy ta cała sytuacja tylko mu się śni, czy może ma miejsce naprawdę.
- Świetnie, teraz to musi jeszcze dotrzeć do cioci i będziecie mieli swoje szczęśliwe zakończenie. A na weselu nie zapomnijcie mi podziękować podczas przemowy.
- Na jakim weselu?
- Na waszym oczywiście! – wykrzyknęła zadowolona i szczęśliwa, uśmiechając się i zeskakując z krzesła – przestań się smucić wujku, na dziś koniec rozmów. Możesz włączyć radio głośniej? To piosenka, którą bardzo lubię!
Wpatrywał się w dziewczynkę, która tańczyła radośnie po całej sali, wpadając od czasu do czasu na krzesła chichocząc przy tym głośno. Teraz zachowywała się jak pięciolatka, którą w końcu była. Nadal czuł na sobie wzrok Gemmy i ten jeden jedyny raz w ciągu tego dnia odważył się podnieść oczy i utkwić je prosto w dziewczynie. Nie miał pojęcia czy bełkot Mii miał coś wspólnego z prawdą, może jego myśli były prawdziwe i zgodne z rzeczywistością, może właśnie teraz blondynka zastanawiała się jak powiedzieć mu, że wyjeżdża i bierze ślub, ale postanowił odepchnąć to wszystko na bok i zrobił jedną rzecz, która wydawała mu się właściwa, gdy ich oczy spotkały się na kilka sekund. Jego twarz rozjaśnił uśmiech, który dotarł prosto do błękitnych tęczówek i ku jego zaskoczeniu, został odwzajemniony.
***
Anne cieszyła się, że w końcu pozna rodzinę Louisa. Kiedy teraz o tym myślała to wszystko wydawało się jej dziwne, jak ich dzieci mogły znać się tyle lat, a one nie spotkały się nawet raz. Martwiła się jedynie tym, jak to wszystko odbierze Harry. Nie od dziś było wiadomo, że jej syn nie przepada za gośćmi i obcymi ludźmi w domu. Teraz, kiedy wszystko było już uzgodnione, a termin dogadany musiała porozmawiać z nastolatkiem, by oszczędzić mu niepotrzebnych nerwów i stresu. Obserwowała jak chłopak leży na kanapie i głaszcze swojego kota. To był idealny moment na rozmowę, nareszcie Louisa nie było obok.
- Harry – zaczęła, wchodząc do salonu, gdzie jej syn spędzał swój wolny czas – chciałam z tobą porozmawiać.
- Ty też? – jęknął nastolatek – dlaczego wszyscy chcą ciągle rozmawiać?
- Nie wiem, czy wiesz, ale odwiedzi nas rodzina Louisa – powiedziała otwarcie, nie chcąc dłużej ukrywać prawdy.
- Wiem – mruknął chłopak, nie zwracając na nią uwagi.
- Wiesz?
- Tak, Louis powiedział mi to pięć dni temu – chłopak wpatrywał się w kota, który mruczał z zadowoleniem i raczej nie miał zamiaru podnieść się i tym samym pozwolić mu na jakikolwiek ruch.
- Och – Anne nie wiedziała co powiedzieć, była zaskoczona. Nie sądziła, że Louis uprzedzi ją i poinformuje Harry’ego. Tym bardziej, że nie zauważyła jakiejś zmiany w zachowaniu syna. Oczekiwała niezadowolenia, jakiegoś marudzenia przez kilka dni, warczenia na wszystkich, a okazało się, że niczego takiego nie było, Harry zareagował bezproblemowo. – I co o tym sądzisz?
- O czym? – spojrzenie pełne dezorientacji zostało posłane w jej stronę, gdy postanowiła dopytać o uczucia syna.
- O przyjeździe rodziny Louisa.
- Nie obchodzi mnie to, przecież to nie moja rodzina – powiedział automatycznie, ale po chwili było widać jakieś zawahanie na jego twarzy i okazało się, że loczek ma jeszcze coś do dodania – ale Louis wydaje się szczęśliwy, więc myślę, że… że to może być miłe spotkanie.
- Jestem z ciebie taka dumna Harry – pogłaskała go po włosach, chociaż wiedziała, że chłopak nie przepada za tym gestem i dotykiem.
- Dlaczego? Przecież nic nie zrobiłem, tylko tutaj leżę – patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami i niezrozumieniem, ale postanowiła mu nie odpowiadać.
Wyszła z salonu i zaczęła krążyć po kuchni, przygotowując sobie kawę. Wiedziała, że Harry nawet nie zdaje sobie sprawy z tego co przed chwilą zrobił. Zachował się zupełnie inaczej niż zwykle, zauważył uczucia kogoś innego, zainteresował się i przestał być obojętny. To było niczym krok milowy i miała ochotę zadzwonić do terapeutki i opowiedzieć jej o wszystkim, tak samo jak wtedy, gdy Harry jako ośmiolatek nauczył się jeździć na rowerze. To były ich małe, wielkie momenty, których nie zrozumiałby nikt inny. Coś co uszczęśliwiało ją najbardziej na świecie. Ludzie nie wiedzieli co jest tak wyjątkowego w chwili, gdy dziecko uśmiecha się do matki, ale nie wiedzieli też, że to dziecko zazwyczaj jest w swoim świecie i uśmiecha się tylko do swoich myśli ukrytych głęboko w głowie. Nie potrafili zrozumieć tak wiele, a ona postanowiła przestać im to wyjaśniać. Martwiło ją tylko jedno, Harry zmieniał się pod wpływem Louisa. I nie wiedziała co to może oznaczać.
***
Rodzina Louisa postanowiła nas odwiedzić. A może postanowili odwiedzić tylko Louisa. Nie jestem tego pewny, ale wiem, że wszyscy wydają się podekscytowani i podenerwowani w tym samym czasie.
Louis jest szczęśliwy, to widać kiedy tylko zaczyna mówić o swojej mamie. Myślę, że za nią tęsknił, ale nikomu o tym nie mówił.
Mama najwyraźniej sądziła, że będę zły albo wystraszony, gdy usłyszę, że ktoś obcy pojawi się w domu. Sam nie wiem co czuję.
Z jednej strony boję się, co jeżeli mama Louisa nie będzie miła tak jak on, nie będzie starała się mnie zrozumieć i zacznie zachowywać tak jak ludzie w szkole. To byłoby straszne, wtedy na pewno bym jej nie polubił, a przecież Lou ją kocha, bo jest jego mamą. Ja kocham moją, więc on pewnie czuje to samo w stosunku do swojej.
Z drugiej strony czuję jakieś zaciekawienie i może to jest radość, nie mam pojęcia. Jestem ciekawy jak oni wyglądają, czy Louis jest do nich podobny, czy okaże się, że mnie polubią i będą chcieli ze mną rozmawiać. To byłoby niezwykłe i miłe.
Postanowiłem, że dam im szansę lub przynajmniej spróbuję nie uciekać przed nimi i nie być całkowicie szczery nawet jeśli zrobią coś okropnie głupiego. Postaram się być uprzejmy i miły.
Miłe osoby są lubiane.
*Szymon Hołownia
19 notes
·
View notes
Text
Asperger-Człowiek - rozdział piętnasty
Są sytuacje, kiedy bronisz siebie albo kogoś innego przed nieubłaganym złem. I są sytuacje, kiedy jedyną obroną, mającą szansę powodzenia, jest użycie brutalnej, niszczącej siły. W takich chwilach dobrzy ludzie podejmują brutalne działania.*
Nie wiedział co ma robić w tym miejscu. Rozglądał się po sali gimnastycznej, zastanawiając się co tutaj w ogóle robi i jak się tu znalazł. Oczywiście nie stracił pamięci i zdawał sobie sprawę, że przyszedł tutaj sam, no może nie zupełnie sam, ale jednak nie zrobił tego do końca dobrowolnie. Trening nie był najciekawszy, słyszał entuzjastyczne piski dzieci, krzyki niezadowolenia, gdy ktoś upadł i gwizdek Louisa, który rozbrzmiewał zdecydowanie zbyt często. Wszystko to sprawiało, że Harry chciał stąd uciec, ale z drugiej strony miło było obserwować Theo i Mie, biegających razem i wyglądających na naprawdę szczęśliwych.
Skrzywił się, gdy Louis zagwizdał po raz kolejny, naprawdę miał ochotę podejść do mężczyzny i zerwać mu ten okropny gwizdek z szyi. Czy on nie mógł komunikować się z tymi dziećmi w inny, bardziej cywilizowany sposób? Najwidoczniej rozgrzewka czy co to tam było, skończyło się i dzieciaki miały chwilę przerwy, która chyba nie była im potrzebna, ponieważ grupka maluchów zaczęła gonić się po boisku, rozpoczynając jakąś kolejną dziką zabawę.
Drgnął zaskoczony, gdy poczuł jak ktoś klepie go po nodze. Spojrzał szybko w bok i ze zdumieniem zobaczył obok siebie zarumienionego, spoconego Louisa, który uśmiechał się maniakalnie i był zbyt szczęśliwy, by można to było uznać za normalne. Odsunął się trochę, nie chcąc być blisko szatyna, który wyglądał w ten sposób.
- I jak podoba ci się trening? – zapytał Louis, przysuwając się i po raz kolejny niwelując przestrzeń między nimi.
- Ostatnio pytałeś o to samo, one niczym się od siebie nie różnią, więc odpowiedź nadal jest taka sama – stwierdził beznamiętnym tonem.
- Mógłbyś się trochę wysilić wiesz? – westchnął przeciągle szatyn – rozumiem, że trening to nie jakaś fascynująca książka jak słownik wyrazów obcych na przykład, ale odrobina entuzjazmu byłaby wskazana.
- Wziąłem ze sobą słownik gdyby mi się nudziło – powiedział powoli, zerkając na Louisa ostrożnie. Nie wiedział, czy szatyn żartuje, czy mówi poważnie i to było tak bardzo mylące podczas rozmowy.
- Wziąłeś ze sobą słownik – powiedział Louis, obracając się w jego stronę, mrużąc oczy, robiąc przy tym dziwną minę.
- Tak – przytaknął cicho, nawet nie wysilając się, by nieudolnie skłamać, to zresztą nigdy mu nie wychodziło.
- Harry Stylesie, jak boga kocham, jesteś wyjątkowym egzemplarzem człowieka.
- Louis, ludzi nie nazywa się egzemplarzami – wytknął mu automatycznie i już chciał przytoczyć, krótkie wyjaśnienie słowa egzemplarz, gdy usłyszał cichy śmiech szatyna – och żartowałeś?
- Nie, byłem poważny. Naprawdę jesteś wyjątkowy Hazz.
- Mam na imię Harry – przypomniał tak jak to miał w zwyczaju. Nie był przyzwyczajony do zdrobnień, nie przepadał za nimi, wydawało mu się wtedy, że jest traktowany jak dziecko.
- A ja Louis, ale czasami mówisz do mnie Lou. I nim zdążysz zaprotestować, kilka razy zdarzyło ci się powiedzieć do mnie w ten sposób.
- Dobra, może i masz rację – zgodził się z nim niechętnie, ale faktycznie przypominał sobie sytuację, w której nazywał go Lou zamiast Louis – i słyszałem na swój temat gorsze określenia, wyjątkowy brzmi naprawdę łagodnie.
- To nie miało być złe określenie Harry – zaczął szybko starszy mężczyzna, przysuwając się jeszcze mocniej, tak że ich nogi były dociśnięte do siebie – wyjątkowy czyli niezwykły, nieszablonowy, nietuzinkowy i …
- Nie wiedziałem, że znasz takie słowa Louis, jestem pod wrażeniem – przerwał mu głośno i zamilkł szybko, uświadamiając sobie co powiedział.
- Czy ty właśnie obraziłeś mnie wykorzystując przy tym najczystszy sarkazm? – Louis wpatrywał się w niego z jasnym uśmiechem na twarzy i Harry naprawdę nie rozumiał w jaki sposób jedno pytanie mogło sprawić, że twarz mężczyzny zmieniła się i zaczęła wyglądać w ten sposób. To było niewyobrażalne, zawsze zaskakiwało go to jak wiele emocji pojawiało się na ludzkich twarzach. On nigdy tego nie doświadczał.
- Jesteś głupi – stwierdził poważnie – czy trening już się skończył? Możemy wracać do domu?
- Harry, może dołączyłbyś do nas? Możesz nawet sędziować, łaskawie oddam ci mój gwizdek – zachęcał go szatyn, ale sama myśl o wejściu na boisko napawała go przerażeniem tak wielkim, że był w stanie jedynie pokręcić przecząco głową, nie poradziłby sobie z mówieniem, to było zbyt wiele – to naprawdę świetna zabawa, ale nie będę cię zmuszał.
- Idź już do dzieci – odepchnął go lekko, unikając wzroku szatyna.
- Idę, idę nie trzeba być od razu agresywnym, a ty kibicuj drużynie Theo, ponieważ Mia obiecała, że go zniszczy, więc ktoś będzie dziś płakał i mam przeczucie, że to nie będą łzy małej dziewczynki.
Po tych słowach Louis podniósł się i zbiegł po schodach, zostawiając go zupełnie samego. Zdezorientowany spojrzał na boisko, gdzie dzieciaki zebrały się wokół Louisa, który mówił coś do nich, gestykulując przy tym mocno. Po chwili maluchy podzieliły się na dwie grupy i Harry bez trudu odnalazł wśród małych piłkarzy Theo i Mie. Uśmiechnął się widząc ich roześmiane buzie. Nie rozumiał zachwytu nad sportem, ale widząc radość dzieci i poświęcenie Louisa, rozumiał, że piłka nożna mogła być dla ludzi czymś tak ważnym jak książki były dla niego.
***
Niall wcale nie chciał tutaj przychodzić i nie postawiłby stopy w tym miejscu, gdyby nie fakt, że chciał obgadać coś z Louisem, a nie miał nawet jego numeru telefonu. Dlatego teraz stał przed domem Gemmy i zastanawiał się, czy powinien wejść bez pukania tak jak zawsze, czy może jednak zachowywać się bardziej oficjalnie odkąd ich przyjaźń najwyraźniej się skończyła. Pewnie stałby w tym miejscu jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie drzwi, które otworzyły się niespodziewanie i Louis, patrzący na niego najpierw ze zdziwieniem, a chwilę później z radosnym uśmiechem.
- Gemma! Niall do ciebie przyszedł. Nic nie mówiłaś, że już się pogodziliście – zawołał szatyn, po czym przecisnął się obok niego – idę pobiegać z Damą, do zobaczenia później.
- Co? – wydusił z trudem – przecież wcale się nie pogodziliśmy – chciał dodać coś jeszcze, ale usłyszał jak ktoś zbiega po schodach i po chwili stała przed nim osoba, której nie widział od tygodni.
Najchętniej obróciłby się na pięcie i uciekł stąd jak najszybciej, udając że to spotkanie wcale nie miało miejsca. Nie przyszedł do niej, nie pogodzili się, miał wrażenie że już nigdy nie zamienią ze sobą zdania, a Lou oczywiście musiał wszystko opatrznie zrozumieć i namieszać między nimi jeszcze bardziej. Wbił wzrok w podłogę, za wszelką cenę nie chcąc by ich oczy się spotkały. Nigdy nie sądził, że to może być tak trudne, unikanie czyjegoś spojrzenia, chęć ucieczki, kiedy nie można zrobić nawet małego kroku w tył. Wolał nie widzieć złości na twarzy dziewczyny, zapamiętał ją wystarczająco dobrze ostatnim razem. Odchrząknął cicho i naprawdę miał zamiar ewakuować się stąd jak najszybciej, nim którejś z nich postanowi otworzyć usta i wyrzucić z siebie więcej słów, których później będą żałować, albo przynajmniej on będzie tego żałował, nie mógł przecież mówić za Gemme.
- Niall – głos dziewczyny zatrzymał go w miejscu. Wbrew wcześniejszym postanowieniom spojrzał na nią i nie dostrzegł na jej twarzy żadnej złości czy nienawiści. Spoglądała na niego z czymś co nazwałby nadzieją i odrobiną radości, ale w tym wypadku raczej wątpił, by dobrze odczytał jej emocje, chociaż kiedyś uważał się za znawcę nastrojów Gemmy – nie mogę uwierzyć, że przyszedłeś – blondynka w kilku krokach pokonała dzielącą ich odległość – tak bardzo za tobą tęskniłam, byłam głupia, zachowałam się jak całkowita idiotka, wszystko co powiedziałam to stek bzdur, wcale tak nie uważam, przecież wiesz, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, wiesz o tym prawda? – słuchał chaotycznej paplaniny dziewczyny i był w coraz większym szoku. Przyszedł tutaj tylko po to, by porozmawiać z Louisem i w jakiś dziwny sposób, znalazł się w sytuacji w której najwyraźniej Gemma kajała się przed nim i istniało duże prawdopodobieństwo, że pogodzą się jeszcze tego samego dnia – Niall, wiesz o tym tak?
- Co? Tak, tak wiem – otrząsnął się, nim dziewczyna mogłaby nabrać podejrzeń co do jego milczenia – oczywiście, że wiem. Mam dokładnie tak samo – nie wiedział już nawet o czym rozmawiają, ale zgadzanie się z Gemmą wydawało mu się teraz nadzwyczaj dobrym pomysłem.
- Dlaczego my się w ogóle pokłóciliśmy Niall? – zapytała blondynka, a po chwili stała już przed nim i przytulała się do niego, tak jak gdyby kilka tygodni temu nie wyzywali się i nie wykrzyczeli sobie w twarz, że to koniec ich przyjaźni – to bez sensu, nie możemy się kłócić. To były jedne z najgorszych dni w moim życiu, nigdy więcej nie chcę czegoś takiego przeżywać.
- Nie powinienem decydować za ciebie, miałaś rację, przepraszam – objął ją w talii i wtulił twarz w jej włosy – przepraszam.
- Nie powinnam się tak unosić, nie zrobiłeś niczego złego, po prostu zaskoczyłeś mnie i trochę wystraszyłeś, dzieląc się ze mną czymś tak ważnym – czuł jak dłonie Gemmy głaszczą go delikatnie po karku i to wszystko było tak znajome, należące tylko do nich. Nie zdawał sobie sprawy, jak tęsknił za właśnie takimi drobiazgami, które przecież należały do ich codzienności.
- Tęskniłem za tobą – wyszeptał, bojąc się wyznać te słowa głośno.
- Ja za tobą też. Nawet nie miałam z kim porozmawiać, poważnie nagle okazało się, że jesteś moją ulubioną osobą na świecie.
- A Louis? – poczuł mocnego kuksańca i pozwolił sobie tylko przewrócić oczami.
- A ty znów o tym samym? Louis jest zaraz po tobie.
- A Harry? – dopytywał uparcie, chcąc poirytować trochę dziewczynę.
- Harry jest moim światem, to jak jest dla mnie ważny przerasta wszystko inne co czuję, wiesz przecież – wyznała, zaciskając dłonie na jego koszulce – Harry jest wyjątkowy.
- Wiem, dla nas wszystkich jest kimś wyjątkowym – to była prawda i to, że Gemma zrobiłaby dla brata wszystko, było jasne dla niego od zawsze, zresztą sam zrobiłby dużo dla tego dzieciaka, którego odkąd pamiętał traktował jak członka rodziny – ty też jesteś moją ulubioną osobą na świecie.
- Wiem, głupio mi, że przez chwilę pozwoliłam ci myśleć, że nie jesteś dla mnie ważny.
- Było minęło, już prawie o tym zapomniałem – odsunął się niechętnie, chcąc spojrzeć na jej twarz – poważnie, zapomnijmy już o tym dobrze? Nie przejmujmy się tym czego nie możemy już zmienić, serio przeszłość została już zapisana, więc niczego tam nie zmienimy.
- Naprawdę oto moja ulubiona osoba na świecie – blondynka rozpromieniła się i chwytając go za dłoń, pociągnęła do salonu – mam nadzieję, że nie miałeś żadnych planów na ten dzień, ponieważ to od teraz to jest dzień Nialla i Gemmy.
- O nie wiedziałem, że mamy taki dzień – zauważył, z rozbawieniem przyglądając się kręcącej się po pokoju dziewczynie.
- Od teraz mamy, świetnie prawda? – jej entuzjazm zaczął być zaraźliwy i czuł, że sam uśmiecha się jak ostatni idiota, którym w ostateczności i tak był.
- Świetnie, świetnie, to co przygotujemy sobie coś do jedzenia i zaczynamy nasz dzień?
- Jest tyle spraw o których muszę z tobą porozmawiać, nie siedźmy zbyt długo w kuchni dobrze? – poprosiła i popychając go lekko, wmaszerowała do pomieszczenia – jakieś pomysły na szybką przekąskę? – zapytała i klasnęła w dłonie z energią, której dawno u niej nie widział.
- Mówiłem już, że za tobą tęskniłem? – zapytał, podchodząc do niej i obejmując ją od tyłu – czułem jakbyś była tysiące kilometrów stąd.
- Nigdzie się nie wybieram, ani dziś ani nigdy – obiecała, ściskając krótko jego dłoń – mówię poważnie Niall, zostaję tutaj.
***
Louis otworzył drzwi i wpuścił do środka Damę, która nie patrząc na niego wbiegła do domu i pognała na piętro zapewne w poszukiwaniu swojego ulubieńca Harolda. Pokręcił głową na samą myśl o tym pokręconym romansie psa z kotem, czekał na dobry moment, by podrażnić Harry’ego wzmiankami o tym, że cudowny Harold zakochał się okropnej Damie. Nie wiedział, jak loczek zareaguje na sam pomysł zakochanych zwierząt, ale był pewien, że chłopak zaserwuje mu jakąś świetną pogadankę na ten temat i rozbawi go do łez.
Skierował się w stronę kuchni, gdy usłyszał jakieś chichoty i rozbawione głosy dochodzące z salonu. Wetknął tam swoją głowę z zaciekawieniem i oczywiście zastał tam Nialla i Gemmę gruchających do siebie niczym para słodkich gołąbków. Nie zaskoczyło go to, że został niezauważony, tych dwoje ignorowało nawet Harry’ego, który siedział jak posąg na jednym z foteli i z pełnym skupieniem wertował jakąś książkę, zapewne kolejny słownik. Nie przejmując się ich zachowaniem, przysiadł się do Harry’ego, który podskoczył zaalarmowany nagłą bliskością.
- To tylko ja – powiedział cicho, nie chcąc straszyć go głośnymi dźwiękami – spokojnie – zerknął na zakochaną parę podczas ich miesiąca miodowego i parsknął cicho – długo tak tutaj siedzą ignorując wszystkich? – zapytał Harry’ego, który zerknął na niego krótko upewniając się, że pytanie zostało zadane właśnie jemu.
- Nie wiem, nie zwracałem na nich uwagi – wzruszył ramionami, jak zawsze absolutnie nie zainteresowany.
- Jasne dzieciaku – przytaknął rozbawiony – hej wy, Jack i Rose, rozumiem, że wasz Titanic jednak nie zatonął, ale może przestalibyście obściskiwać się pod tym kocykiem i zauważyli, że jesteście wśród ludzi, których niekoniecznie ten widok kręci.
- Spadaj Louis – Gemma spojrzała na niego przelotnie, nie poświęcając mu zbyt dużo uwagi – przecież widzimy, że tutaj jesteście.
- Jasne, Harry siedział tu pewnie od jakiejś godziny – wypomniał jej, złośliwie wspominając loczka, który niepewnie zerkał na niego, nie zdając sobie sprawy, że Lou jest tego w pełni świadom.
- Dobra, czego chcesz tak w ogóle? Tylko nam poprzeszkadzać, czy może jednak jest jakiś konkretny cel twojej obecności?
- Hej, to było niegrzeczne moja panno – zganił ją wyolbrzymiając odczuwaną urazę, widział, jak oczy Harry’ego otwierają się jeszcze mocniej, cóż chłopak mógł być lekko skonfundowany ich rozmową i zachowaniem – chciałem tylko się przywitać i powiedzieć cześć no i oczywiście porwać tego tutaj uroczego młodzieńca na krótką rozmowę – wskazał na loczka, który wydawał się jeszcze bardziej zaskoczony tym co usłyszał – a więc mówię wam cześć i znikam – podniósł się z miejsca i ruszył w stronę kuchni dokąd zmierzał od początku – chodź Harry, pozwólmy im mizdrzyć się do siebie bez świadków.
- Nikt tu się nie mizdrzy kretynie! – krzyknęła za nim Gemma, ale jedyne co słyszał to cichy głos Harry’ego dreptającego za nim, który mówił sam do siebie, co to znaczy mizdrzyć się? Nigdy nie słyszałem tego słowa. Pokręcił głową i popatrzył na nastolatka z rozczuleniem, on zachowywał się całkowicie uroczo i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Lou – obrócił się słysząc wołanie Nialla – wpadnij jutro do herbaciarni, musimy pogadać – widział, jak blondyn wskazuje głową na loczka stojącego nieopodal i wszystko było dla niego jasne. Już najwyższy czas, by zająć się grupą cwaniaczków ze szkoły młodego Stylesa. Nie mogli pozwolić, by życie Harry’ego było jeszcze trudniejsze. Już on miał zamiar o to zadbać.
***
Od jakiś pół godziny siedzieli przy jednym ze stolików dyskutując głośno na temat szkolnych prześladowców Harry’ego. Niestety w ich wypadku powiedzenie, co dwie głowy to nie jedna, nie zdało rezultatu. Nie mieli żadnego pomysłu co zrobić, by nie zaszkodzić loczkowi i nie pogorszyć całej sytuacji. W całą sprawę całkiem przypadkiem zaangażowani zostali Zayn i Liam, którzy wpadli do herbaciarni chcąc dowiedzieć się, czy to prawda, że Niall i Gemma zakopali topór wojenny i ponownie wrócili do swojego typowego zachowania.
- Może zrobię nam jeszcze kawy – zaproponował po raz kolejny Niall, podnosząc się pospiesznie.
- Nie żebym nie lubił, kiedy ktoś mnie obsługuje – odezwał się Louis, chwytając blondyna za ramię, tym samym zmuszając go do ponownego zajęcia miejsca – ale wypiliśmy już wystarczająco dużo kawy i uprzedzając twoje pytanie, tak Niall herbaty też mamy już dość.
- Dobra – westchnął pokonany mężczyzna – to ktoś ma może jakiś pomysł co zrobić z tymi małolatami?
- Ja nadal uważam, że powinniśmy porozmawiać z ich rodzicami, to byłoby odpowiedzialne i dorosłe – powiedział poważnie Liam patrząc wymownie na wszystkich siedzących przy stole – gdyby jakaś krzywda działa się Mii to tak właśnie bym zrobił.
- Nie wiem czy zauważyłeś geniuszu, ale żaden z nas nie jest rodzicem Harry’ego, więc nie możemy tak po prostu pójść do szkoły i porozmawiać z tymi gówniarzami – stwierdził złośliwie Louis, mając dość siedzenia w tym miejscu i debatowania tak naprawdę o niczym.
- Właśnie, ale nie musimy być rodzicami, żeby po ludzku walnąć tego dzieciaka i nastraszyć tak, że nie odważy się więcej nawet spojrzeć na Harry’ego – podsumował to szybko Niall i Lou całym sercem popierał jego metody.
- Niall, opanuj się – Liam zganił go szybko swoim ojcowskim tonem, wywołując śmiech u wszystkich siedzących przy stole mężczyzn – przemoc nie jest tym co pozwoli nam rozwiązać problem Harry’ego.
- Problem Harry’ego? Jaki problem ma mój brat?
Żaden z nich nie zarejestrował obecności Gemmy, która musiała przysłuchiwać się tej dyskusji od jakiegoś czasu, ponieważ świdrowała ich spojrzeniem i domagała się odpowiedzi na zadane pytanie. Louis zerknął na Liama, który przecież z tym swoim opanowaniem, super spokojem i całym byciem najlepszym ojcem na świecie, powinien mieć jakieś malutkie, uspokajające kłamstwo w zanadrzu na chwile takie jak ta, ale najwidoczniej wszyscy faceci nagle zaniemówili i nikt nie miał zamiaru się odezwać. Odchrząknął więc cicho skupiając na sobie uwagę Gemmy i postanowił się odezwać, ponieważ cisza absolutnie nie pomagała w tej sytuacji.
- Dobra, sprawa wygląda tak, że Harry ma mały problem w szkole z pewnym dupkiem i razem z chłopakami zastanawiamy się co zrobić z tą sytuacją – wyjaśnił nie wdając się w zbędne szczegóły, dziewczyna nie musiała wiedzieć wszystkiego.
- Poważnie Louis! – wykrzyknął Niall – a co ze zdaniem nie mieszajmy do tego Gemmy i Anne, załatwimy to sami, po męsku? Co z tobą nie tak koleś?
- Jakie problemy w szkole? Ktoś znęca się nad Harrym? – blondynka odsunęła sobie jedno z krzeseł i usiadła obok Nialla, który wyraźnie niezadowolony obserwował jej poczynania.
- Znęca się to za dużo powiedziane – wtrącił spokojny Liam, a Zayn westchnął cicho, mając nadzieję, że Mia nigdy nie będzie miała takich problemów jak młody Styles, ponieważ jeden z jej ojców będzie chciał odbyć miłą rozmowę z jej prześladowcami.
- Gówno prawda, jakiś kretyn znęca się nad Harrym i mamy zamiar załatwić to raz a dobrze – wzburzony Horan zignorował słowa Liama i popatrzył na dziewczynę, która przysłuchiwała się tej wymianie zdań – Lou po prostu pójdźmy do tej szkoły i …
- Przywalmy temu gówniarzami, serio przecież możemy go zastraszyć no nie? To tylko jakiś dzieciak – Gemma odezwała się zaskakując ich wszystkich i zamarli słysząc jej słowa, a po chwili Niall wyrzucił ręce ku górze w zwycięskim geście.
- Moja dziewczyna! – wykrzyknął podekscytowany i dumny – widzicie? Wiedziałem, że Gemma mnie poprze.
- Jesteście oboje tak samo nienormalni – powiedział powoli Liam, kręcąc głową z niezadowoleniem – wasze dziecko będzie miało przechlapane – dodał ciszej, tak by nie usłyszała go dziewczyna.
- Dobrze, myślę, że bicie zostawimy sobie jako plan B albo może i nawet C, jeżeli nie uda nam się porozmawiać z tym gówniarzem i nagadać mu trochę – zadecydował Louis, obawiając się co może wydarzyć się jeżeli Gemma zechce towarzyszyć im w tej wyprawie do szkoły.
- Świetnie, to kiedy idziemy do szkoły? – zapytała Gemma zacierając ręce z zadowoleniem, wyglądając tylko odrobinę maniakalnie i przerażająco.
- O niee – jęknął Lou, chowając twarz w dłoniach. Właśnie tego się obawiał, teraz mógł być już pewny, że plan A nie wypali.
***
Stał w swoim pokoju i robił coś co wyjątkowo nie drażniło go i nie irytowało, a pozwalało pomyśleć, poważnie gdyby miał wybrać jedną czynność z domowych obowiązków wybrałby właśnie to. Nucił pod nosem i podśpiewywał sobie razem z radiem jedną z popularnych piosenek, gdy usłyszał ciche kroki na schodach. Tylko jedna osoba chodziła tak ostrożnie, więc nie zastanawiając się zrobił to co przyszło mu do głowy jaki pierwsze.
- Harry! – krzyknął głośno, chcąc zostać usłyszanym – wejdź do mnie na chwilę – usłyszał wyraźnie jak chłopak zatrzymuję się przed pokojem i stoi tam przez chwilę. Pozwolił mu na to nie pospieszając go, i w końcu po jakiejś minucie drzwi uchyliły się powoli i głowa loczka wsunęła się do środka – chodź, chodź – przywołał go dłonią, nie przerywając swojego zajęcia.
- Czego chcesz? – zapytał młodszy wchodząc do środka.
- Porozmawiać, dawno się nie widzieliśmy.
- Jedliśmy razem śniadanie rano – mruknął Styles, zerkając na niego szybko – nareszcie zauważyłeś, że nosisz pogniecione ubrania – dodał z zadowoleniem chłopak, siadając na łóżku, gdzie leżały poukładane i posegregowane ubrania.
- Harry czyżbyś zarzucał mi, że wcześniej nie prasowałem ubrań? – zapytał żartobliwie, celowo drażniąc się z loczkiem.
- Nigdy nie widziałem żebyś to robił, a to żelazko wygląda na nowe, więc pewnie dopiero je kupiłeś.
- Zaskoczę cię mój drogi, bardzo lubię prasować, to mnie uspokaja i robię to zazwyczaj kiedy jestem zdenerwowany, a to cudeńko – pomachał chłopakowi przed twarzą żelazkiem – dostałem od mojej mamy na święta. Tak wiem, marny prezent, ale moje poprzednie nie przeżyłoby ani dnia dłużej, więc oto jest.
- Jesteś dziwny – Harry zmarszczył brwi, odsuwając się od niego, tym samym lądując na środku dużego łóżka.
- Dziękuję mój drogi, komplemenciarz z ciebie – mrugnął do niego okiem, śmiejąc się z naburmuszonej miny loczka.
- Nie jestem twój – burknął loczek – ani nie jestem drogi, wiem, że tak się tylko mówi, ale nie mów tak, jeżeli nie masz tego na myśli. I wcale cię nie komplementuję, jesteś dziwny to nie jest nic dobrego, ludzie pewnie cały czas się zastanawiają, co jest z tobą nie tak, a ty podobno jesteś zdrowy.
- Dzięki Harry, wiesz jak poprawić człowiekowi humor.
- Nie ma za co – powiedział beznamiętnym tonem chłopak – lubisz prasować?
- Tak powiedziałem.
- I robisz to kiedy jesteś zdenerwowany? – dopytywał młodszy, bawiąc się paskiem od plecaka, który leżał obok niego na łóżku.
- Tak jest.
- To czym się dziś denerwowałeś?
Louis przeklął głośno, gdy źle odłożył żelazko, dotykając nagrzanej części swoją dłonią. A to wszystko przez pytanie Harry’ego na które nie mógł odpowiedzieć całkowicie szczerze.
- Dzisiaj po prostu musiałem prasować, ponieważ moje wszystkie ubrania były pogniecione – wyjaśnił pozornie pogodnym głosem – a jak tam było w szkole?
- Tak jak zawsze.
- Działo się coś ciekawego?
- Nie
- Dowiedziałeś się czegoś interesującego? – wiedział, że zadawał kretyńskie pytania, które pewnie za chwilkę wkurzą Harry’ego i sprawią, że wyjdzie stad pośpiesznie, ale musiał zdobyć pewną informację.
- A czego interesującego można dowiedzieć się w szkole Louis? – zapytał zielonooki, pierwszy raz od dawana patrząc wprost na niego, jednak kiedy odwzajemnił to spojrzenie, Harry uciekł wzrokiem w bok.
- Nie mam pojęcia Hazz, min��ł już szmat czasu odkąd byłem uczniem – wzruszył ramionami – czyli to był miły dzień? Wszystko odbyło się tak jak zaplanowałeś, nikt nie zepsuł ci humoru, czułeś się dobrze i głupi kolesie trzymali się z daleka od ciebie? – dobrze, może i był mało subtelny, ale nigdy nie twierdził, że subtelność to jego mocna strona, po prostu chciał wyciągnąć konkretne informacje i dążył do tego z całych sił.
- Jesteś głupi Louis, nie wiem dlaczego Gemma cię lubi – Harry powiedział każde ze słów bardzo powoli, jakby chciał się upewnić, że sens wypowiedzi dotrze do Louisa i nic mu nie umknie – to był normalny dzień, ale faktycznie wszyscy głupi kolesie trzymali się ode mnie z daleka, poza jednym oczywiście.
- Poza kim? – zapytał zdenerwowany, omal nie zaplątując się w kabel od żelazka, kiedy chciał odłączyć je od prądu.
- Poza tobą głupku – Harry przewrócił oczami i zsunął się z łóżka wymijając go bez słowa, ale Louis dostrzegł na jego twarzy mały uśmiech, który był najlepszą nagrodą po serii kompromitujących pytań.
- Zażartowałeś Hazz – zawołał za nim, gdy loczek wychodził z pokoju – ale z ciebie żartowniś.
- Byłem poważny Louis, jesteś głupi i nie powinieneś być taki z siebie zadowolony.
Po tych słowach Harry zniknął w swoim pokoju z którego pewnie miał nieprędko wyjść, ale Louis czuł, że ich misja się udała, spokojny dzień w szkole, żadnych kretynów w pobliżu młodego Stylesa, uśmiech i żartujący Harry, to wszystko dawało nadzieję na przyszłość i Lou miał zamiar z tego powodu świętować, ale na początek musiał wybrać się do herbaciarni i oznajmić morderczej drużynie, że ich metody jednak działają całkiem dobrze.
***
Od jakiegoś czasu w szkole nie działo się nic złego. Głowa nie boli mnie już tak często, ponieważ nikt nie popycha mnie na szafki i nareszcie nie boję się, gdy słyszę, że ktoś idzie za mną na szkolnym korytarzu. Za to Louis zachowuje się dziwacznie, to pewnie nie powinno mnie dziwić, bo przyjaciel Gemmy od początku nie był zwyczajny, ale teraz jest jeszcze dziwniejszy niż ja. Ciągle pyta się o to jak minął mój dzień w szkole, tak jakby naprawdę go to interesowało. Gemma powiedziała mi, że Lou się troszczy, bo jest takim typem faceta. Takim, czyli konkretnie jakim? Tego już mi nie wyjaśniła, więc nie mam pojęcia jaki jest tak naprawdę Louis, ale pewnie Gemms miała na myśli coś miłego, bo przecież nie przyjaźniłaby się z kimś kto nie jest dobrym człowiekiem.
Louis dziwnie się uśmiecha kiedy widzi Damę i Harolda, robi wtedy jakieś miny i zawsze na mnie patrzy. Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale wiem, że chce mi coś przekazać w jakiś pokręcony sposób. Zastanawiam się, czy powinienem martwić się o Harolda, ale po części cieszę się kiedy widzę go z Damą, ponieważ chociaż jeden z nas znalazł przyjaciela. Miła była myśl, że ktoś jeszcze oprócz mnie jest tak samo samotny jak ja, ale teraz kiedy widzę, jak dobrze Harold bawi się z tym psem, wiem, że posiadanie przyjaciela musi być czymś dobrym i przyjemnym. Nie wiem czy sam chciałbym mieć przyjaciela, zresztą pewnie nikt nie chciałby przyjaźnić się z kimś takim jak ja, ale kiedy patrzę na Gemmę i Louisa czuję coś czego nigdy wcześniej nie odczuwałem, nie wiem jeszcze co to jest, ale nagle chciałbym być na miejscu mojej siostry. Chciałbym być kimś, kim nigdy nie będę mógł być, chciałbym mieć przyjaciela, kogoś takiego jak…
*Orson Scott Card
#Asperger- Człowiek#ff#rozdział piętnasty#Larry#Nemma#Miłej lektury#przepraszam wszystkich którzy czekali na ten rozdział#minęło zbyt dużo czasu#jest mi trochę wstyd
29 notes
·
View notes