Tumgik
#Bardzo się cieszy XD
lekkotakworld · 2 months
Text
5 aug 24
Minął weekend, minął też początek kolejnego tygodnia. Dziwnie mi z myślą, że w październiku już nie będzie powrotu na studia, bo studia już się skończyły. Może z czasem się przestawie, ale póki co strasznie dziwnie.
Wczoraj rano dostałam okres, planowo, w końcu (w czerwcu nie miałam wcale, przez stres...). Nie mniej jednak ból niemiłosierny, mdliło mnie cały dzień i ściskało w podbrzuszu. Ale jakoś przeżyłam. Choć humor słabiutki. Dalej mi się ten nastrój utrzymuje. A do tego okropne bóle głowy, głównie przez pogodę.
Jestem typem jesieniary, więc każdy chłodniejszy dzień, deszczowy, z aurą jesienną bardzo mnie cieszy. Już nie mogę się doczekać długich wieczorów, zapachu zgniłych liści i deszczu. Uwielbiam.
W pracy okej. Pojawił się drugi szef i też zadowolony z mojego powrotu. On już ma dla mnie milion tematów i końcu będzie miał kim się wysłużyć XD dla mnie spoko, lubię pracować i lubię robić to co robię.
Przemeblowania w domu cały czas w toku. W moim pokoju połowiczny syf, wczoraj robiłam odgruzowywanie po moim bracie. Koszmar, śmieci, zepsute żarcie, pajęczyny, kurz, smród, ehhh.. myślałam wczoraj, że się porzygam.
Ale starczy narzekania. Generalnie jest oki. Trochę zgrzytów z najmłodszym bratem. Trochę się tego spodziewałam, ale wypierałam te myśli. No cóż, trzeba to przeżyć.
Muszę Wam zrobić update roslinkowy, bo porosły, ale to jak skończę sprzątanie pokoju hahah muszę pomyśleć nad przesadzeniem drugiej monstery bo ma coraz mniej miejsca.
Dobrego wieczoru
K. 🧡
23 notes · View notes
uchovangogha · 29 days
Text
Dzień 8
Zjedzone: Jestem ulaną kurwą. Dwa naleśniki z dżemem + ryż z sosem grzybowym + piwo 160 więc zjadłam z 1300-1400 kcal. Myślę że mogło to być nawet więcej... ZABIJA MNIE BRAK KURWA SWIADOMOSCI ILE ZJADŁAM. Ja muszę mieć wszystko wyliczone, poważnie.
Spalone: tylko 320 kcal. Tyle pokazuje zegarek, chociaż oczywiście upociłam się jak świnia którą jestem. Przejechałam 10km rowerem + zrobiłam tylko 3k kroków. Czuję się jak gówno.
Jak może nie wiecie, w moim domu jest tłusta kuchnia. Moja mama robi zawsze potrawy dość tłuste i pełne kalorii.
Ale nie będę na nią zrzucać winy... Może w dzieciństwie bym mogła ale wtedy nie byłam tak ulana. Jako jedyna z rodzeństwa nie miałam nadwagi w dzieciństwie co mnie dość cieszy... Ale może to przez nienawiść do swojego ciała...
Pamiętam kurwa jak miałam 165cm i ważyłam 50kg i uważałam, że jestem ulana i muszę ważyć 40 xD dlatego chyba już wiecie jak czuję się teraz...
To nie jej wina. To moja wina, że to zjadłam. Mogłabym wyrzucić, zjeść mniej albo to zwymiotować. Ale to zjadłam... Jak tylko znajdę dulco (mama mi zajebała z pokoju i jest pewnie gdzieś w szufladzie z lekami) to się kurwa przeczyszczę bo nie mogę znieść faktu, że to całe jedzenie będzie we mnie jeszcze długo...
Chcę być chociaż odrobinę czystsza, okej?
Rower był dobrym pomysłem. Nie zjadłam nic, paliłam, gadałam ze znajomymi i napilam się trochę energetyka zero cukru. Co najważniejsze, miałam trochę ruchu i kurwa w ostatnim czasie mam go więcej i męczą mnie trochę zakwasy, ale zasługuje na to.
Zasługuję, bo jestem ulaną świnią.
W czwartek, piątek i sobotę mogę być mniej aktywna bo będę non stop przy chłopie. Postaram się chociaż dodawać bilanse na ile dam radę je dobrze wyliczyć i oszacować. Wiem, że będę miała duuuużo aktywności co mnie w chuj cieszy. I będę przy nim a on przy mnie... A przy nas jego rodzice xDDD
Ale on nie zmusza mnie do jedzenia. On poprostu prosi, żebym jadła. Może w głębi duszy się cieszy, że nie jem? Że chudnę? Że nie będę tak gruba jak teraz?
Dostałby pierdolca jakby zobaczył co się dzieje w mojej głowie... Co się dzieje tutaj xDD
Teraz pije sobie somerka i DLACZEGO ALKOHOL NIE MOŻE BYĆ BEZ KALORII?
Najbardziej oczywiście kocham wodę i napoje zero kcal. Nimi żyje (szczególnie energetykami) ale chociaż mam obecnie mały odwyk od alkoholu (w marcu piłam praktycznie co drugi dzień nawet w tygodniu...), to czasami się napiję to jakiegoś drinka, to przed snem jakiegoś whisky z colą zero ale no kurwa boli mnie ta dodatkowa ilość kcal...
Ale ja nie jestem mądra. Mogłabym poprostu nie pić.
Gdyby elektryki powodowały tycie, to uwierzcie mi - rzucilabym to w pizdu.
Ale tłumi to mój głód...
To by było na tyle. Post nie jest motywujący... Chyba że chcecie pocieszyć się moją sytuacja to proszę bardzo. Sama gdybym była kimś innym to bym się z tej kurwy tylko śmiała. Nigdy nie będę idealna ale mogę być chyba lepsza, nie? Powoli do tego dążę
19 notes · View notes
dawkacynizmu · 1 month
Text
sobota 24/08
☪︎ podsumowanie
zjedzone — 1050 kcal
złapał mnie dziś tak potworny stres że przez dwie godziny siedziałam w miejscu nie mogąc się za nic zabrać przez to jak wielki natłok myśli miałam w głowie. zjadłam przez to 4 wafle ryżowe, szykowałam się by sięgnąć po coś jeszcze, może jabłko? w końcu zdrowe. powstrzymałam się jednak mówiąc że to w żaden sposób mi nie pomoże xD
stresuję się tak głupią sprawą że aż mi się wstyd przyznawać. idę na urodziny jutro XD maksymalnie kameralne do znajomej która lubi sobie zapalić i myślałam że to będzie rozrywka wieczoru...ale się dowiedziałam że jednak postanowiła na alkohol. nie mam zupełnie ochoty na picie bo 1) ma dużo kalorii 2) wysypuje mi ryjec po tym już nawet pisałam zakłamaną wiadomość że niby jadę do cioci i nie mogę LECZ potem pomyślałam że no kurde co roku chodzę na jej urodziny, co roku je fajnie spędzamy, to taka nasza mini tradycja i w głębi serca nie chcę odmawiać. o gorączkę przyprawia mnie kwestia jedzenia bo jednak nie chcę wyjść mocno poza limit, a to oznacza niestety praktycznie głodowanie do wieczora, ja odzwyczaiłam się już od tego i nie chce mi się siedzieć głośnej do wieczora. nie planuje fasta po prostu dwa małe posiłki, na spotkaniu nic zapewne nie będę jadła bo one lubią same słone rzeczy a to nie moja bajka. PLANUJĘ również mało wypić nie z powodu rozsądku a z kaloryczności boję się jednak ze jak tylko trochę zasmakuję to odpali mi się mój typowy mood "i lov uuuu girl 😘😘 nalej mi jeszcze jebać kalorie slayyyy" no i postanowienie pójdzie się jebać. daje sobie przyzwolenie na max. 1500 kalorii na cały dzień.
dostałam też dzisiaj okresu i większość dnia spędziłam w łóżku bo nic mi się nie chciało xD wyszłam jedynie na chwilę z wspomnianą wyżej jubilatką na szluga. pogadałyśmy i powiedziała że mega jej się nudzi i w sumie cieszy się z powrotem do szkoły. ledwie to powiedziała zaraz rzuciła "czemu ani razu w te wakacje do mnie nie napisałaś czy wychodzimy?" ja lekko zaniemówiłam i zapytałam "a to chciałabyś?" japierdole poczułam się jak taka idiotka. też mi się nudziło, czułam się samotnie, czasem idąc na spacer liczyłam że na nią przypadkiem wpadnę ale ani razu nie pomyślałam żeby po prostu napisać xD ja się bardzo boję odmowy. kiedy ktoś mi mówi że nie ma czasu to czuję się jakby odpowiedział "nie bo jesteś nudna żałosna i czemu w ogóle miałabym z tobą spędzać czas??"
zbieram się by pójść na spacer z psem, potem mam trening do zrobienia, trochę lalki do przeczytania i pranie do schowania. chyba jebne je na fotel i zrobię to rano.
btw rano jak wstałam to poszłam zrobić kawę do kuchni i coś dziwnego mignęło mi za oknem. bez okularów byłam, zmrużyłam więc oczy a tam...
Tumblr media
18 notes · View notes
myslodsiewniav · 4 months
Text
29 maja 2024r.
Wszystko, co związane z zaliczeniem przedmiotu dotyczącego pisarstwa jest kurcze, jak z bajki!
Napisałam opowiadanie. Check. Napisałam krótkie opowiadanie. Check. Ubrałam to w atrakcyjną szatę graficzną. Check.
No i wysłałam na maila do wykładowcy.
Ale przy tym też wydrukowałam (w formie magazynu na 26 stron!) i zaniosłam do mojego pana wykładowcy. OMG ten facet jest fantastyczny, kreatywność niesamowita, uśmiech ciepły.
Anyway - pojechałam na uni, by mu dostarczyć dedykowany jemu samemu egzemplarz magazynu, który tworzę przecież od miesiąca. Myślałam, że będę go szukać po piętrach. Ale nie. Ledwo weszłam za bramę i widzę go! Siedział sobie samotnie, na ławeczce pod drzewkiem, czytał coś na telefonie. Jak w grze! Jak jakiś NPC - serio, po prostu możesz podejść i zapytać "Pohandlujemy?" lub "Pokaż mi swoje towary!". Jak z bajki normalnie.
Do tego ubrany bardzo młodzieżowo - jak punk: buty wprawdzie wygodne, sportowe, do tego spodnie rurki. Czarne. T-shirt z jakimś nadrukiem nazwy zespołu. Czarny. A na to ciemnoniebieska, jeansowa kurtka z rzędem ozdobnych agrafek na rękawach. No i oczywiście: siwa broda i okulary-połówki, jak u Dumbledora. Wiek i postura też się zgadzają - staruszek (jest starszy od moich rodziców, ale młodszy od mojej babci) o uśmiechu, który mógłby zapalać światła! Ale dopiero teraz (w sensie, że dzisiaj) miałam okazję podziwiać jego fryzurę (jakoś podczas zdalnych wykładów nie widziałam co pan miał na głowie). Myślałam, że tam zejdę z zachwytu! On jest ostrzyżony na Kmicica, na sarmatę, na Olgierda von Everca!
Każdemu życzę takiego profesora (który, kurcze, nie jest nawet doktorem, a który wzbudza większy szacunek i większą sympatię niż wszyscy moi wykładowcy z architektury razem wzięci)!
Tumblr media
Zajęłam mu chwileczkę, pod tym drzewkiem.
Zachwycił się moim pieskiem (mój piesek oczywiście nie zachwycił się nim xD).
Dostał do rąk mój "magazyn" i upewnia się, czy jestem tą studentką, która zalicza przedmiot w trybie indywidualnym, bo uczy się fotografii. Tak, wszystko się zgadza, potwierdziłam. A on na to, że to miłe, że wydrukowałam mu magazyn ze swoimi zdjęciami, docenia, ale wolałby, abym dostarczyła mu teksty. A do tego chce wiedzieć od kiedy pracuję dla National Geografic, bo to super sprawa i mi gratuluje, że w takim magazynie są publikowane moje zdjęcia.
Chwilę zajęło zanim wyjaśniłam, że nie robię go w balona, że przeciwnie: wykonałam zadanie, napisałam teksty i je umieściłam w wymyślonym przez siebie, samodzielnie zaprojektowanym i zilustrowanym własnymi zdjęciami magazynie, który tylko wizualnie przypomina National Geografic. Dla żartu. Oczywiście mogę wysłać mu teksty w wordzie, pewnie, nie ma sprawy. Chciałam się po prostu z nim podzielić humorem, zabawą konwencją, bo wierzę, że on to doceni.
I docenił! :D Tak się cieszę!
W końcu, jak przeglądał kolejne strony i zwracał mi uwagę na błędy (AAAAAAAAA! Muszę poprawić, nie zauważyłam i moja korekta też) to znowu zaczął się chichrać i przyznał, że wie, którą studentką jestem i jaki przedmiot prowadzi u mnie. I cieszy się, że jego zajęcia tak bardzo mi się podobały.
Na pewno dostanę dłuuuuuugą listę konstruktywnej krytyki mojego opowiadania, ale bardzo mnie to cieszy.
-----
Po wyjściu z uni znowu próbowałam złapać telefonicznie moją mamę.
To jaką ekwilibrystykę musieliśmy odwalić na dzień matki by się z nią najpierw zdzwonić, a potem zgrać czasowo to... ech. No trudno mi mamę dorwać.
A w dzień matki (tj podczas obchodów dnia matki) było mi troszkę przykro. Bo czułam się - znowu - bardzo niedopasowana do mojej rodziny. Każdy mówił o czymś innym. Siostra nadawała o szczepieniach i lekarzach, mama o radości z wnusia, o jego ząbkach, o lekarzu, o tym, jak bardzo nie ma na nic czasu, a tata, jak to tata: o polityce, a potem o piłce nożnej... a potem urwał się, bo okazało się, że tego dnia była ich rocznica ślubu, o której zapomniał, więc postanowił pobiec prosto do domu (z naszego rodzinnego obiadu, z knajpy) by przygotować dla mamy kolację przy świecach i jednocześnie zdążyć na trening (spoiler: mama wróciła do domu po 20, zastała pyszną kolację, zdążyła obdzwonić swoje córki, aby o tym powiedzieć, nim tato wrócił do domu, wziął kąpiel i nim zjedli tą kolację xD).
Po prostu... jakoś tak dziwnie jest. Nagle wszystkie kuzynki mają dzieci, więc moja mama, jak odwiedza ciocie i wujków to głównie wymienia się nowinkami dotyczącymi opieki nad małymi ludźmi. Co jest super! Serio! Cieszę się, że ona jest szczęśliwa! Ale nie ma w tym przestrzeni teraz na cokolwiek innego, co pozwoliłoby mi się włączyć do rozmowy, co dałoby pole do wspólnej wymiany zdań.
Co jest w ogóle paradoksem, bo dzień matki obchodziliśmy w dzień, kiedy moja mama miała swój pierwszy w życiu wernisaż własnej twórczości!
A bardzo aktywnie malujemy wszystkie trzy! Ba! Tata czuje muzykę, a mój NARZECZONY też jest uzdolniony manualnie. To jest nasze wspólne pole. A jednak jakoś tak rozmowa nie prowadziła w tym kierunku.
Na samym wernisażu też było ciekawie - ale mama momentalnie została osoczona przez koleżanki. Moja siostra - która te koleżanki zna, bo jeszcze będąc w ciąży prowadziła dla nich zajęcia - też wpadła w tę grupkę, jak w wygodne bambosze, a my (ja i mój chłopak) tak sobie obok staliśmy. Żeby nie było: było sympatycznie, nikt nas nie wykluczał, ani nie traktował źle! Tylko po prostu nie znaliśmy tych ludzi z którymi dziewczyny łączy tak wiele ewidentnie wielkich emocji.
Byliśmy na wernisażu przez pół do godziny. Spotkaliśmy się z moim Szwagrem, który przyszedł spóźniony na obchody dnia matki, bo dyżurował przy drzemce synka (którego przyniósł w nosidełku). Fajnie było ich w końcu zobaczyć. Mój chłopak w tym czasie nosił naszego pieska na rączkach, bo dzieci przyprowadzone na wernisaż nie rozumiały, że "Nie możesz pogłaskać pieska. Ona się bardzo boi, dopiero uczy się zaufania wobec ludzi. Jednak bardzo doceniam, że zapytałaś." (nie kminię tego: we Wrocławiu mi się to nie zdarzyło ze strony dzieci. Dzieci grzecznie pytały i okazywały szacunek, zrozumienie. To dorośli mieli nasze komunikaty w pompie. A w mojej rodzinnej miejscowości dorośli w ogóle nie reagowali na pieska, a dzieci, chociaż pytały, to totalnie nie akceptowały odmowy).
Po wszystkim wracałam do domu z takim dziwnym poczuciem wyobcowania. Smutku. Pustki - że znowu nie pasuję.
Było mi bardzo ponuro, ale tego dnia humor uratowała kasjerka z Lidla: wracając do domu O. zatrzymał się pod dyskontem, ja wyskoczyłam na zakupy, a on został z pieskiem. Chwyciłam najpotrzebniejsze rzeczy i podeszłam do kasy - wolałam zapłacić gotówką. Pani kasjerka kasuje: seler, pomidor, bułki, twaróg, energetyki... i patrzy mi uważnie w twarz. I tak patrzy. I patrzy. Jakby miała skaner w źrenicach. A im dłużej patrzy, tym mi się robi śmieszniej. W końcu nie wytrzymuję i zaczynam się chichrać przyznając, że bardzo mi miło, że tak długo się waha, poczytuję to za komplement. xD A kasjerka też w śmiech! I wypala, że chciałaby jednak zobaczyć mój dowód osobisty, bo nie jest wciąż pewna czy może mi sprzedać energetyki. xD Więc ja dalej chichrając wyciągam dowód. A pani do mnie "w życiu bym nie powiedziała!"
Miłe.
I przebiło bańkę. :D
Anyway - dziś. Od ostatniego spotkania z mamą udało mi się z nią połączyć ledwo 2 razy. Raz by właśnie: dowiedzieć się, że tata zrobił kolację. A kolejny raz: by poinformować ją i tatę, że się zaręczyłam.
I od tamtego czasu próbuję się do mojej cholernie zajętej mamy dodzwonić, by ustalić czy w weekend mogę jej przywieźć psa, bo mam zjazd...
W końcu dziś odebrała. Pochwaliła mnie za to, jak mi idzie na studiach. Zdziwiona przyznała, ze nie spodziewała się, że mogę mieć tak dobre oceny (trochę gorzka refleksja: gdybym wcześniej wiedziała, że mam ADHD to może bym i w dzieciństwie miała lepsze stopnie?).
Ale może tak to ujmę:
Mama w końcu odbiera telefon po 3 dniach bez odzewu, kiedy nie odbierała moich telefonów, ani nie oddzwaniała (od kilku miesięcy to norma, niestety). Jaka jest hierarchia ważny spraw, które musi ze mną omówić?
1 - "Cześć narzeczono mojego przyszłego zięcia!" <3
2 - "A wiesz, że mały misio znowu mnie pogryzł!? Idą mu aż 3 nowe ząbki na raz! Biedne maleństwo, ma teraz katarek i tak go boli..." itd
3 - "A mówiłam tobie, że będę miała rozdanie dyplomów w czerwcu?"
4 - "Muszę wymyślić w co się ubrać na zjazd absolwentów mojego liceum."
5 - "Śpieszę się z czytaniem, bo obiecałam przekazać książkę Stefie przed jej rehabilitacją."
6 - "A mówiłam tobie, że tata był wczoraj u urologa? Że ma lekko przerośniętą prostatę, ale poza tym wszystko okay? Był też u kardiologa, ale to kilka dni temu, nie wiem czy tobie mówiłam. No, i tego, coś tam z sercem jest nie tak, dlatego dziś idzie znowu, na jakieś pomiary. No dobra, dobra, zadzwonię i tobie powiem, dobra!"
7 - "A wiesz, wczoraj bawiłam się z misiem (wnuczkiem) i coś mi się stało z endoprotezą. Ale wzięłam voltaren i jest już okay. Serio, córcia, nie ma o czym mówić, jest już okay, nawet tego bandażu uciskowego użyłam. Serio, jest okay. Zresztą wczoraj bolało tak bardzo, że razem z tatem pojechaliśmy do szpitala, na SOR i tam wszystko prześwietlili, zbadali. Nawet tak długo nie czekałam! Kilka godzin i po wszystkim. Już wszystko jest okay. Mam skierowanie do ortopedy, muszę tylko poczekać dwa miesiące. I smarować się vontarenem."
JPDL myślałam, że mnie strzeli! A wczoraj też ode mnie nie odbierała telefonu. Ani nie pomyślała nawet by zadzwonić podczas tego czekania na SORze?
Rodzice. Jak z dziećmi.
10 notes · View notes
rozowymotylek321 · 5 months
Text
Jako osoba która w życiu otrzymała wiele obelg, prześladowań itp. Bardzo zwracam uwagę na to co ludzie mówią. Ale ostatnio spotkała mnie bardzo miła rzecz. Byłam na otwarciu sezonu motocyklowego z siostrą mojego chłopaka i oddzielnie pojechał też tam jego tata. Po chwili jego siostra mówi że idziemy do jej taty bo stoją przy grillu i ogarnie nam jedzonko. Podchodzimy i jego tata przywitał mnie dla wszystkich znajomych jako "mam nadzieję, że to będzie moja przyszła synowa" i ogólnie krótko ze już od jakiegoś czasu jestem jego dziewczyną. Niby taka drobnostka a tak cieszy. Popłakałam się ze szczęścia jak wróciłam do domu. Myślałam że mnie nie lubią nawet nie wiem czemu poprostu miałam wrażenie że rodzice mają zwyczaj nie lubić partnerów swoich dzieci XD
7 notes · View notes
kostucha00 · 1 year
Text
4 Straszdziernika 2023, Środa 🎃
🥧: 860 kcal
🔥: 50 kcal
💤: 20 min
📙: 0 h
⚖️: 47,8 kg
Hm. W sumie od początku roku szkolnego schudłam prawie 2 kg. No cóż, stres tak na mnie działa. To ile teraz ważę już się niby kwalifikuje do niedowagi (bmi 18,4) ale jakoś nie czuję że ważę za mało. Co prawda EDzio się cieszy bo lubi cyferki a i mnie to nie przeszkadza więc powiedzmy że na razie jest kompromis xD.
* * * * *
Znowu nie poszłam do szkoły. Bo znowu migrena. To się robi naprawdę bardzo upierdliwe. Poprzednią miałam równo dwa tygodnie temu. Jak tak dalej pójdzie, to z frekwencją może się zrobić poważny problem, a w klasie maturalnej już nie przymykają oka na obecności trochę poniżej 50%. Nie żebym teraz taką miała, ale już zdążyłam narobić sobie 33 nieobecności przez migreny. A nie, przepraszam. 29 przez migreny, 4 przez żałobę po śmierci Gambona. O tym drugim oczywiście nie mówię, ale szkoła ma niestety w dupie czy było się w szpitalu, przeżyło katastrofę lotniczą, czy zwyczajnie wagarowało — po prostu ma się cholerną nieobecność, a za usprawiedliwienie ich można co najwyżej dostać 5 z zachowania zamiast 3, co jest zupełnie bez znaczenia, jeśli się człowiek (na przykład ja) nie kwalifikuje do świadectwa z paskiem. I niestety żadne zaświadczenia tu nie pomogą. Z powodu migreny (ba, nawet pieprzonego kataru siennego!) można dostać przedłużony czas na maturze, ale mogą cię do niej w ogóle nie dopuścić przez to że nie chodzisz przez nią do szkoły... Masakra.
Nic na szczęście nic nie straciłam (oprócz lekcji hiszpańskiego, i to drugiej z rzędu) bo wszystkie sprawdziany i zaliczenia były skumulowane na początku tygodnia. W przyszłym tygodniu będzie gorzej. Koniec końców chyba dobrze, że miałam atak migrenowy dzisiaj, a nie za tydzień.
No i ten, jestem zmęczona :P i mózg mi się zacina. Chyba idę spać. Wiem że jest dopiero 20 ale no kurde, zdrzemnęłam się dzisiaj na 20 minut xD. Jutro zaczynamy lekcje w-fem więc najprawdopodobniej ściemnię że mam okres, bo mowy nie ma żebym jutro miała ganiać za piłką. W braku okresu fajne jest m.in. to że można dalej przez tydzień w miesiącu siedzieć na ławce "bo okres" i nikt nie ma jak tego zweryfikować 😈.
31 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Siemanko
Tumblr media
Wstałam wyspana, ogarnęłam codzienną rutynę. KróloBarany zostały nakarmione i wymizane, ogród podlany. Poszłam też na spacer z Gryziem. Po powiecie napaliłam w piecu by umyć włosy. Po ich ogarnięciu i zrobieniu makijażu byłam zadowolona z efektu.
Tumblr media
Robienie makijażu przychodzi mi już coraz łatwiej. Postaram się codziennie w ramach ćwiczeń robić sobie choć delikatny.
Po wszystkim pojechaliśmy na dożynki :) były to moje pierwsze i generalnie mi się podobało. Było dużo jedzenia do skosztowania, więc pozwoliłam sobie za skubnięcie kilku dań od rodziców. Zjadłam też przepyszną panna cottę. Jadłam ten deser w wielu krajach, ale tak dobrej nigdy nie miałam okazji spróbować. Zjadłam też ziemniaka z twarożkiem. Również było to bardzo smaczne
Tumblr media Tumblr media
Poznaliśmy też parę w średnim wieku z Krakowa. Lubią jeździć po różnych dożynkach i przysiedli się do nas bo „Wyglądaliście najbardziej normalnie” xDDD cóż… mieli racje xDDDD
Bardzo fajni i pozytywni ludzie. Szkoda, że częściej takich się nie spotyka
Tumblr media
Wracając do jedzenia. Większość była niejadalna xD ci ludzie bez kitu nie potrafią gotować smacznie. Może to i dobrze bo bym zjadła więcej.
Chociaż miałam kilka prawdziwych Fatspo jak okrutnie by to nie zabrzmiało. Skutecznie siadło mi na psychikę, że jak zjem kawałek jabłecznika to będę wyglądać jak ludzka wersja Jabba the Hutt. A widziałam takie osoby. Tata oczywiście jako naczelny szyderca rzucał tekstami w stylu „Patrz! Trzy pokolenia! Jabba, Jabiątko i praJabba”. W sumie jak wyszła kobitka z tortem rzucił „Ania do Jebania a tort do Wyjebania”. Też pójdę do piekła bo autentycznie mnie to bawiło.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Moje zaś warzywa i owoce pięknie rosną :) Fasolka szparagowa za jakiś tydzień max dwa będzie już gotowa do zbioru. Cieszy mnie to bardzo!
Narwałam kukurydzy i teraz ją susze. Raz na jakiś czas można uszakom taki gryzak dać
Tumblr media
To był dobry dzień. Mimo, że zjadłam dużo za dużo (będę to trawiła tydzień) i na dodatek jestem przeboźcowana to dzień był okej. Psychicznie dziś dałam radę
Tumblr media
20 notes · View notes
mikoo00 · 8 months
Text
Nie mogę się doczekać czytania piciorysu Mam tylko nadzieję że zmieszczę się w maks 30 min z czytaniem. A ja nie no to trudno XD. Najważniejsza praca. Do tego piciorysu przyłożyłem się bardzo mocno. Samo pisanie go pokazało mi jak się zmienilem
Mimo nie spania. Mimo chwil zwątpienia dążyłem konsekwentnie do tego co sobie zaplanowalem. Spokój zachowałem. Nie zaniedbałem niczego. Zrobiłem wpis do kroniki ładny nie na opierdol. Dbałem o siebie. Waga stoi w miejscu mimo, że jem se co chce. Co mnie cieszy. W pracy bardzo dobrze sobie radziłem mimo potężnego ruchu. Nie spóźniałem się nigdzie. Miałem czas dla rodziny.
Tak by nie było jeszcze parę miesięcy temu.
10 notes · View notes
trudnadusza14 · 8 months
Text
30.01-2.02.2024
We wtorek był bardzo spoko dzień. Pierwszy raz od dłuższego czasu spałam krócej niż 7 godzin i się wyspałam
To było jakieś 6 godzin ale trochę mnie to zastanawia bo ostatnio potrzebowałam po 10 godzin snu
Wyszło też że zaliczyłam 2 dni głodówki choć nieumyślnie
Ja się właśnie dziwię że miałam głodówkę i też mniej snu po takim intensywnym dniu
Aczkolwiek na praktykach zaczęło się od informacji że jedna osoba z grupy ma raka
Jak ja ją cholernie rozumiem...
Znam ten ból
I nikomu tego nie życzę
Później miałam bojowe zadanie
Poprowadzić terapię ruchem
Im więcej mi zadań dają tymbardziej mi się gęba cieszy xD
I na sali gimnastycznej jak ktoś nie chciał ćwiczyć to proponowałam różne ćwiczenia i ostatecznie wszyscy się dobrze bawili
Potem były grupowe z psychologiem na temat higieny snu i dostaliśmy kartki które mamy wypełnić
Oczywiście dostali je osoby zmagające się z zaburzeniami snu
Ja byłam wtedy taka rozgadana ze usta mi się nie zamykały z ekscytacji 🤣
Potem znowu dostałam pochwały i mogłam lecieć do domu
Odpoczęłam chwilę i poleciałam na terapię.
Jak zobaczyłam że nie ma miejsca przy stole to się trochę spiełam ale później też próbowałam coś rysować
Rysowałam moją koleżankę i w sumie nie wyszło tak jak chciałam ale najwyżej poprawie
Jak wszyscy wyszli to podeszłam tam do terapeutki i chwilę pogadałam
I uwaga. Dostałam dziwny tekst że ja skoro mam padaczkę i chorobę psychiczną i inne choroby to nie powinnam być terapeutą zajęciowym
Bo osoba zajmująca zdrowiem psychicznym nie powinna chorować !
Powinna być zdrowa jak rydz żeby pomagać !
Ja jej powiedziałam że to że ja choruje nie znaczy że będę zła w tej roli bo jednak rozumiem pacjentów
No i ta mi gada że powinnam iść na jakiegoś asystenta zdrowienia
Oczywiście,asystent zdrowienia to też jakaś forma pomocy ale jak byłam na tych zajęciach to często się trochę nudziłam. Bo potrzebowałam coś robić a nie tylko siedzieć przez dwie godziny
I nie sądzę że spelnilabym się w takim zawodzie bo ja chcę bardziej pomagać różnymi technikami (sztuka,rozmowa,zabawa,ruch,muzyka) tymbardziej jak jestem ruchliwa i kreatywna oraz pomysłowa
Szkoda by było nie wykorzystać takich talentów
I wgl jej argument że nie powinnam pracować w takim zawodzie brzmiał tak że jakbym pracowała przykładowo ze schizofremikami to dostałabym ataku i by się przestraszyli i uciekli xD
Jakby ja w to nie wierzę
To z tego powodu że mam padaczkę mam rezygnować z własnych marzeń ?
To się kupy nie trzyma
Gdybym z tego zrezygnowała to prawdopodobieństwo że bym ze sobą skończyła jest dość wysokie
Bo jednak odkąd zaczęłam te szkole zrobiłam większą robotę nad sobą a odkąd zaczęły się praktyki to jeszcze większą
I zaraz dojdę co się wydarzyło następnego dnia na praktykach
Ale ogólnie jej kolejny argument że ona nie słyszała żeby jakiś psycholog terapeuta czy psychiatra leczył się psychiatrycznie
Jakby. Spójrzmy prawdzie w oczy
Psychicznie choruje co druga osoba a na psychologię najczęściej idą osoby co same przebyły choroby czy zaburzenia psychiczne
Oczywiście,nie będzie się dobrym terapeutą czy psychologiem jeśli się nie leczy tych chorób. Ale jeśli się leczy i ma się remisje to nie widzę przeszkód by taka osoba poszła na taki kierunek
A osobiście znałam taką jedną co chorowała na nerwicę lękową (z tego co pamiętam) i słyszałam od tej kobiety że w poradni pracuje psycholog chora na Chad
A ta z nerwicą była najlepszym psychologiem dziecięcym w moim mieście. Z jakieś 5 lat do niej chodziłam. Teraz to chyba jest na emeryturze
Jest też w internecie artykuł na temat psychiatry co choruje na schizofremie
Także jakie nie chorują ? To tylko stereotyp że psychologowie czy terapeuci nie chorują psychicznie
Nie wiem co wy o tym sądzicie
Jak wrociłam do domu coś obejrzałam i poszłam spać
A następnego dnia mieliśmy mieć na praktykach przedstawienie psychodramy
Dali nam jakieś karteczki i ja miałam zimę. Ale weź tu pokaż zimę xD
Większość pacjentów była zdecydowana że tego nie zrobią a prowadzące nie chciały podać przykładu jakby to mogło wyglądać
I ja ogólnie mówię że nie wiem a w ostatniej chwili przebłysk i pierwszy raz w życiu naprawdę głośno krzyczałam. I okazałam przed wszystkimi dużo emocji
A całe 17 lat miałam z tym problem 🥺
Wszyscy byli pod wrażeniem a ja nawet nie wiedziałam że umiem krzyczeć xD
Miałam też napisać później wnioski z obserwacji i znów pochwalona xD
Zostałam w domu a jak mama wróciła to były takie teksty że zdecydowałam że wyjdę na długi spacer
Spotkałam znajomych i chwilę pogadałam
Na zajęcia nie poszłam
A następny dzień byłam instruktorką tańca i królowa imprezy xD
Ale serio zabawa była przednia 🥰
Mnóstwo siniaków mi się pojawiło ale było warto
Wszyscy zadowoleni
I dostałam propo że jutro mam pisać artykuł do gazety o ośrodku 😍
Ucieszyłam się
Wróciłam na chwilę do domu i po chwili odpoczynku poszłam na imprezę i tu się zdarzyło coś co mnie trochę dobiło
Najpierw witam się ze wszystkimi tak jak zawsze. Grzeczność i rutyna po prostu
Potem idę tam do terapeutek powiedzieć "dzieńdobry"
A one od razu wąty że mam gadać z pacjentami a nie personelem
To już przywitać się nie można ?
Była tam moje koleżanki z którymi pogadałam
Najwięcej z jedną
No a potem taka scena. Jeden pokazał wszystkim jak tańczy. To mi się w sumie podobało że jest taki odważny
No tylko mi się nie podobała muzyka na tej imprezie bo nie przepadam za nową muzyką. Wolę starsze hity np z lat 70-00 a nie tych np z 2020
Oczywiście że zdarzy się fajna piosenka ale zdecydowana większość to mi zdaniem beznadziejna muzyka a ba. Często nawet kopiowana od tych starszych
Taki przykład że ktoś tam jeszcze zaśpiewał piosenkę "ostatni raz zatańczysz ze mną" w wykonaniu Trips i Kubańczyk a to jest ogółem piosenka Krzysztofa Krawczyka. To oryginały powinny być popularne bardziej a nie podróby
I kolejna sytuacja potem
Weszła jedna terapeutka i było jakieś zebranie a ona trzymała jakiś prezent
No i sobie na początku myślę że może ktoś ma urodziny i to jak najbardziej ok
Ale sytuacja była inna. Bo to był ulubieniec tej terapeutki i ona uważała że on robi najwięcej z grupy.
Ta gówno prawda. Każdy się stara jak może a ja nawet tego gościa nie znam mimo że uczęszczam od 2 lat tam
Jedyna rozmowa z nim to brzmiała tak
-Hej co u ciebie ?
- Dobrze a u ciebie ?
- Też spoko.
-To miłej zabawy.
- Wzajemnie.
I tylko tyle. To mam prawo go nie znać tak dobrze jak ta terapeutka a ona miała do mnie o to pretensje 😂
Jeszcze polecialo pytanie za co go cenimy i mi się dostało za szczerość bo odpowiedziałam szczerze :
"akceptuje go i lubię ale przepraszam ale go nie znam to nie potrafię stwierdzić za co go cenie"
I wąty tej pani do mnie od razu. Ze chodzę 2 lata a go nie znam. No nie znam. Może ze 3 czy 4 razy go widziałam
I potem poleciało pytanie czy on jest przystojny 😂
I ja znowu że nie wiem co odpowiedzieć bo nie potrafię stwierdzić czy ktoś jest ładny czy brzydki bo na wygląd nie patrzę tylko charakter mnie interesuje
I znowu krzyki do mnie że jestem nieprzyjemna 🤣
Ale serio ludzie jakby ja mam problem z tym określaniem czy ktoś jest ładny czy brzydki. Bo uważam że nie ma brzydkich osób. A jak ktoś się mnie pyta czy ktoś mi się podoba to odpowiadam że no chłop jak chłop nic wielkiego nie widzę
I zawsze wtedy są pytania czy jestem lesbijką. Ani to ani to. Nie mam zainteresowania takimi rzeczami zwyczajnie jak inni. Zakochuje się sercem a nie oczami
Gdyby ten chłopak o którym już kiedyś wspominałam by mi się nie przyśnił w sensie nasza relacja itd to nigdy bym się w nim nie zakochała
Zakochuje się poprzez to jak się z kimś dogaduje,czy się rozumiemy i jak mamy wspólne pasje to jeszcze lepiej.
Dlatego nienawidzę tego typu pytań czy mi się ktoś podoba czy jest przystojny
No i wyobraźcie sobie że potem jak ona mnie wzięła na rozmowę dostałam ochrzan xd
Za to że jestem nieprzyjemna xd
I się mnie pytała jak ja chcę mieć normalne życie skoro nie interesuje się żadną z płci i wszystkich chce mieć jako przyjaciół a nie do związków
Jak ja chcę mieć dzieci itd
Ja mówiłam że ja dzieci nie chce a ewentualnie kiedyś bym może zaadoptowała ale nie zamierzam rodzić bo mam świadomość tego że przez swoje zdrowie to mogłabym przekazać dziecku geny które by spowodowały cierpienie
I awantura była niezła. Że nie wiem co mówię itd
Jakby każda baba musiała być w ciąży żeby była jak to ona określiła "doświadczona życiowo"
I już mniej ogólnie pamiętam ale pamiętam że na koniec powiedziałam że będę żyć tak jak sobie to zaplanowałam i że nie będę sztucznie miła tylko szczera do bólu bo nareszcie wyszłam z ukrycia i nie dopasowuje się do nikogo tylko słucham siebie
I walnelam w stół tak mocno że był odgłos jakby coś się zlamalo i miałam spuchniętą pięść
I wyszłam z imprezy z koleżanką i rozmawiałyśmy co się wydarzyło
Ona też uważa że tak naprawdę wszyscy się staramy żeby tam było super a nie tylko jedna osoba i każdy tak naprawdę powinien dostać chociażby coś małego np plakietkę typu "Jesteś wspaniały,pamiętaj o tym"
Wróciłam do domu i próbowałam potem spać ale się nie dało i o 3 się poddałam
A rano wybrałam się na praktyki spokojnym spacerkiem pieszo
Przyszłam to gadałam z pacjentami i miałam zadanie zrobić kalambury. Wymyśliłam jakieś proste rzeczy z dozą np emocji z czym mieli problem.
O dziwo sobie poradzili tylko nie umieli pokazać takiej emocji typu radość. Boże czemu ja myślę żeby zacząć ich uczyć na temat emocji 🤦
Po kalamburach na rozmowę wzięła mnie psycholog i na początku się wystraszyłam że coś zrobiłam. A tu ogólnie były pytania o moją historię o blizny co widać na ręku a ja mówię że to jakby widać że niby świeże ale prawda jest taka że ja zamiast poczekać aż się zagoi lubiłam to rozdrapywać i dlatego to tak wygląda 😂
I ona ogólnie mnie poedukowała jaka tu główna choroba panuje. I tam głównie schizofremia (aż mi się przypomniało tekst jednej terapeutki że nie dam rady z ciężko chorymi schizofremikami 🤣) myliła się
No i ogólnie powiedziala że odkąd tu jestem na praktykach to wszyscy są jakoś bardziej zmotywowani do udziału w zajęciach. A tymbardziej jak się dowiedzieli o tych chorobach które przechodziłam i przechodzę
Bo widzą że to że chorujemy nie znaczy że jesteśmy beznadziejni i mimo choroby można np uczyć się i osiągać sukces i robić co się kocha
Jak to usłyszałam myślałam że się rozrycze ze szczęścia 🥺🥰
I ogólnie dostałam też jakaś książkę którą mam czytać w wolnym czasie
Był potem obiad i od czasu tego odblokowania się jakoś jem lepiej i mniejsze poczucie winy. Może potrzebowałam takiego odblokowania się ? 🤔
Potem miałam kłótnie z panem od artystycznych 🤣
On mi ogółem mówił że pacjenci nie lubią takich zajęć rozkładanych w czasie bo nie skończą tego i się męczą
A on co robi ? Robi takie właśnie zajęcia
I co jest najbardziej porąbane. On twierdzi że zajęcia ze sztucznej inteligencji to forma zajęć artystycznych
No ciekawe gdzie. Ja uważam że to informatyka. Bo nie ma to związku ze sztuką
Bo to chodzi mu o takie coś ze wpisujesz do Al czy jak to się mówi komendę np "Wieś farbami akrylowymi" i sztuczna inteligencja tworzy ci obraz.
I on uważa że to rozwija wyobraźnię i jest formą sztuki
Jakby rozumiem gdyby to były np zajęcia z grafiki komputerowej ale takie coś to absolutnie nie jest formą sztuki. Bo to nie robimy my tylko sztuczna inteligencja za nas. Owszem takie zajęcia mogą być interesujące ale nie sądzę że to rozwija wyobraźnię. Prędzej lenistwo w mojej opinii i oczekiwanie że coś lub ktoś zrobi coś za nas
Ja osobiście wolę tradycyjne formy sztuki. Bo jednak doznania,zapachy,odczucia dotykowe oraz poprawa sprawności rąk jest w przypadku takich osób istotna. Bo tu też są przypadki które mają ograniczoną sprawność rąk
I zajęcia manualne w tym przypadku też pomagają
Bo jednak robisz coś tymi rękoma
No i jeszcze jedna awantura była odnośnie kredek i farb. On twierdzi że dobre rzeczy da się kupić tylko za 1000 zł
Nie jest to prawda. 2 lata temu czy 3 kupiłam sobie kredki za prawie 200 zl które do dziś mi służą i świetnie rysują
Ale ten się wykłócał że bzdury gadam i się nie znam bo on jest po plastyku i asp i wie lepiej
I powiadał dlaczego tak uważa aczkolwiek to co myślę ja to że to nie kwestia ceny tylko też umiejętności posługiwania się kredkami czy farbami
Jasne,są gorsze i lepsze marki ale nie trzeba wydawać 1000 zł by kupić dobre przyrządy do sztuki
Bo to w sumie tak jakby się powiedziało że dobre ciuchy to tylko markowe. A jest to prawda ? No nie
I on chyba ogólnie zapomina że nie każdy ma warunki wydać tyle pieniędzy na kredki czy farby
I ja mu też tłumaczyłam że można narysować czy namalować świetne obrazy czy rysunki przyrządami za np 100 zl
Trzeba tylko umieć
A ten dalej przy swoim 🤦
Potem szliśmy do galerii sztuki na wystawę i w sumie ciekawe prace aczkolwiek trochę nie mój styl. Nie przepadam za nagością w sztuce 🤔
Tumblr media
Choć ten obraz bardzo mi się spodobał. Uwielbiam fantastykę 🥰
Potem byłam jeszcze na spacerze i w autobusie przysypiałam a jak wróciłam do domu to poszłam na drzemkę
A potem do biblioteki i na zajęcia gdzie głównie rozmawiałam z innymi
A jak wróciłam to szybko poszlam spać
Aczkolwiek jak wróciłam to ktoś sobie słodko spał 😂
Tumblr media
Jak ja ją kocham 🥰
No cóż to tyle. W niedzielę napisze.
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
7 notes · View notes
uglyangel2 · 1 year
Text
[17:33]
Ha udało mi się na razie nic nie zjeść! Mega mnie to cieszy, ale właśnie moi rodzice robią obiad💀 Nie chcę bardzo przerywać fastu (aktualnie robię liquid) i spróbuję coś wymyślić żeby nie jeść, może się uda, oby się udało.
Brakuje mi 1 kalorii do spalenie 500 kcal i 694 kroków do 20000 kroków, oczywiście że zrobię te kroki!
Wypiłam z 20 kcal może, dokładnie sama nie wiem, ale wolę zaokrąglić. Moja mama kupiła mi cole 0 limonkową więc superr!
Tumblr media
(Nie komentować moich palców XD)
Dawno jej nie piłam, a jest serio dobra! Zażyłam dulcobis znowu, ale jutro już nie biorę, bo nie chce potem mieć problemów żołądkowych, wiadomo o co chodzi.
Tumblr media
A to ja z rana kompletnie nie ogarnięta wyglądająca jak menel hah
Jakbym musiała zjeść to zjem i zaś zacznę fasta, ale obym nie musiała😩 Dam wam znać co z tego wyszło!
Trzymajcie się chudo!💗🦋
26 notes · View notes
tiredpoet7 · 10 months
Text
🎀 3.12
650 kalorii, 9000 kroków, 40 minut ćwiczeń
zmieniłam troszkę wystrój bloga, aby bardziej kojarzył się ze świętami. dla mnie jeszcze do nich bardzo daleko, ozdoby planuję wyciągnąć dopiero za tydzień, nawet dwa. nie lubię tego, że świąteczna gorączka zaczyna się tak wcześnie (już w listopadzie). potem dla mnie chodzenie przez ozdobione miasto nie jest już takie magiczne, ani kolekcje w sklepach nie cieszą oka, bo wszystko już widziałam.
leniwy dzień, matematyka i pisanie. potem przyjechała moja młodsza kuzynka i wzięłam ją na spacer na plac zabaw. tak, dostałam śnieżką po mordzie nie raz. teraz zamierzam się umyć włosy i może dokończę czytać igrzyska śmierci. dalej pierwszy tom 💔 reread komfortowych serii taki właśnie jest, cieszy mnie każda strona przez co idzie mi wolno...
dzień 3 — a memory.
rozumiem, że ma być pierwsze co wpadnie mi do głowy. tak się składa, że wyjdzie świątecznie.
pierwsze święta z moim pieskiem. był taką malutką kruszynką (a teraz ledwo spaślakapodnoszę) i oczkiem w głowie każdego. zatem wigilia, wszyscy już się zajadają rybką, piesek bawi się pluszakiem z biedry w krztałcie śliwki. nagle moja siostra i jej chłopak zaczynają się prawie śmiechem dusić. moja mama patrzy na ruchającego śliwkę psa i mówi "o boze, zgwałci ją" takim przerażonym tonem, jakby nie był to jedynie misiek xD
13 notes · View notes
foxcloring · 8 months
Note
Skąd zamiłowanie do lisków? :3
Btw jak patrze na Twój profil to aż mi się zawsze pyszczek cieszy bo no plz, liski + ana, przecież to połączenie idealne!♡
bardzo miło mi to słyszeć <333 powtórzę się ale uwielbiam twojego bloga, wydajesz się bardzo pozytywną osobą mimo tego z czym się zmagasz i naprawdę cię za to podziwiam
odpowiadając na pytanie, sama nie wiem xD
liski są urocze i na tyle randomowe, że raczej nikt ich nie powiąże ze mną w realu
chciałam mieć motyw przewodni bloga i zachować anonimowość jakoś i guess
4 notes · View notes
ifskmi · 1 year
Text
30.09.23
ale jestem pizda jebana, miałam dzisiaj mieć tylko kalorie z alkoholu, a najebałam się tak że wpierolilam 2kawalki pizzy, pół paczkę ciastek i połowę chipsów, jestem okropna, obrzydliwa, powinnam usunąć tego bloga jestem gównem jebanym.....
ale chociaż na imprezie podniosło mnie na ręce 2 chlopakow i powiedzieli że jestem "bardzo leciutka"... chociaż to mnie cieszy, tez wspomnieli że wygl i powinnam być modelka i byłam najchudsza z wszystkich lasek, to chyba najbardziej na mnie zadzialalo
jebac ten cheat day, już od dziś nie chodzę na imprezy, najbliższa na jaka pojde to opener, zero null, 300kcl dziennie, zero spotkań z znajomymi, nauka 24/7, masz cierpieć kurwo jebana
zwaze się rano, mam nadzieję że nie przytyje więcej niż kilogram bo jak tak to... się rozpłacze w chuj xd
13 notes · View notes
fioletowakropka-blog · 8 months
Text
Dieta kopenhaska dzień 8 - śniadanie
Waga rano 77.3 kg, czyli -4 kg od początku diety. Wątpię, że zejdzie mi jeszcze drugie tyle, ale może niecałe 3 kg. Zobaczymy.
W ogóle dzisiaj w nocy miałam takie dziwne sny XD Najpierw śniło mi się, że byłam w starym mieszkaniu dziadków na jakiejś imprezie rodzinnej i z rozpędu oblizałam łyżkę po ziemniakach 🤦‍♀️ a potem próbowałam to zwymiotować, ale nie mogłam. Obudziłam się taka przerażona, że zepsułam całą dietę przez takie głupstwo i zorientowałam się, że to był tylko sen 😂 A drugi sen już był bardzo przyjemny, chociaż też o jedzeniu. Byłam z moim chłopakiem na jakiejś gali charytatywnej gdzie gotowali dla nas kucharze na żywo i prosiłam naszą szefową kuchni, żeby przygotowała nam coś według swojej fantazji, spoza karty. To był fajny sen 😊 Muszę kiedyś pójść z nim na taką kolację degustacyjną, ale to chyba z okazji moich urodzin/imienin, bo on tak średnio przepada za nowymi smakami 🙈
Generalnie doszłam do wniosku, że z mojej diety jak na razie najbardziej cieszy się kot 🤦‍♀️ bo dostaje ode mnie wołowinę, rybę, jajecznica bez soli też go interesuje 😂 ale jeszcze nie odważył się spróbować. Mój syn dzisiaj chciał mi dać chrupki na śniadanie, już mnie biedny dokarmia 🙈 I do kawy zajrzały mi zwierzątka
Tumblr media
4 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
29-04-2024
Dzień dobry, pamiętniczku. Uczcijmy minutą ciszy mój raz-do-roku-manikjur. Ciiii~~~~~~sza. Wczoraj bezwiednie, tworząc projekt, odgryzłam całą emalię z paznokci (z jednego całkiem, z kilku częściowo). Ech. Ale na wakacjach miałam piękne pazy i czułam się jak dorosła, zadbana kobieta. xD
Dziś źle spałam - chyba jednak, cóż, jestem chora. Zanim dostanę leki na ten pęcherz mam czekać na wyniki posiewu - w lepszym scenariuszu będą dziś wieczorem, w gorszym jutro wieczorem. Ech. Jadę na lekach przeciwbólowych, clotrimazolum i akceptacji zbyt częstych wizyt w WC (a przez to słabego snu).
Wczoraj byłam tak przebodźcowana, że nie uszyłam tego projektu. Ech. Wpadałam z jednej króliczej nory w drugą, rozkojarzenie maksymalne, ale o tym zaraz.
Wczoraj na zajęciach, przez te 8h, mieliśmy zarazem pierwsze i przedostatnie spotkanie z prowadzącą jeden z przedmiotów. MEGA babeczka. Imponuje widzą, imponuje doświadczeniem, budzi zaufanie tym, że w życiu od 20 lat zarabia na tym czego nas naucza (kolejna nauczycielka, która zaczyna znajomość z grupą od "drodzy państwo, jestem wciąż szkolącym się praktykiem." i to tak bardzo czuć, tak bardzo różnią się te zajęcia praktyków od pracowników stricte akademickich, ech, bardzo mnie to cieszy, bo czuję vibe w jakim ona na co dzień pracuje, jaki sama znam z pracy czy z rozmów z pracującymi znajomymi). Imponuje również sposobem przekazywania wiedzy i takim brakiem nadęcia: totalnie bez problemu odzyskuje naszą pełną uwagę, gdy ma coś ważnego do powiedzenia, ale też z przyjemnością pozwala nam na burze mózgów do której się włącza z humorem, podrzucając pomysły, zadając trudne pytania czy pozwalając na dygresje. I z tych dygresji też potrafi wyciągnąć wnioski i włączyć je jako przykłady do prezentowanego tematu. Mi imponuje jeszcze jedną rzeczą: to był nasz pierwszy 8h blok ćwiczeniowy i zarazem przedostatni (za miesiąc kolejne 8h), bo zbierając zgody na indywidualny tryb nauczania itp dowiedziałam się, że ta Pani poza byciem znakomitą profesjonalistką w swojej dziedzinie i mamą (jej dwa główne zawody, szacun, że tak fajnie o tym mówi <3) jest również nomadką. Od stycznia do teraz jej bazą była południowa Azja (dlatego miałam problem, by się z nią złapać :P). OMG marzę o takim żyćku i podziwiam osoby, którym się udaje tak żyć. Jednak fakt, że pani NIC nam o tym nie powiedziała prezentując się też dał mi ogląd na jej profesjonalizm w temacie. Świetna babeczka.
Jednak mimo wszystko intensywna dawka wiedzy, praca kreatywna, przez 8h, z trzema przerwami dała się we znaki. Byłam bardzo zmęczona. Ale - co fajne - znowu uparłam się, żeby wynieść z tych zajęć jak najwięcej się da, czynnie uczestniczyłam w burzy mózgów i to znowu się opłaciło. Po zajęciach pani prowadząca powiedziała, że tym kilku aktywnie uczestniczącym w zajęciach osobą daje 5. Dostałam 5! I jeszcze przegadałam z nią kwestię zaliczenia przedmiotu - nie muszę zaliczać sama, mogę skorzystać z tego co wypracowałyśmy na zajęciach w grupach maksymalnie 3 osobowych. Rzecz w tym, aby to później merytorycznie zaprezentować - jeżeli będę mogła to będę prezentować, a jeżeli nie będzie mnie to biorę na siebie graficzne sklejanie prezentacji. I na razie to tyle, ale na pewno wrócę do tematu tego przedmiotu, bo widzę go bardzo "moim", czuję to, to Project Management, ale też dotykamy bardzo nowego, dopiero od 2 lat akademicko nauczanego, badanego i wyodrębniającego się zagadnienia Employer branding.
Ciekawi mnie to. Zobaczymy jak to zagadnienie (i badania nad nim, kierunek w jakim pójdzie eksploracja tematu) będzie stało za 2 lata, ale póki co przykleiłam sobie do notatnika jarzeniowo-żółtą karteczkę w miejscu tych zajęć. Na kartce napisałam "Pomysł na pracę dyplomową: EB + AI" - zobaczymy, brzmi spoko, wymaga skonsultowania i sprawdzenia czy za te 2 lata temat nie umrze, a mi zajaranie nie zwietrzeje.
To zaskakujące jak inaczej jest studiować mając te 30 lat na karku i wiedząc co się lubi, gdzie są mocne strony itp. Wszędzie widzę dla siebie szanse, albo dość szybko rezygnuje z tematów, które wiem, że mnie nie jarają. Gdybym miała taką samoświadomość i wiedzę, doświadczenie mając 19 lat... Kurde, tyle nerwów bym zaoszczędziła!
ANYWAY - na ćwiczeniach pracowałyśmy w grupie nad Case Study. Mogła to być firma (mała, duża, średnia; istniejąca, upadła albo taka, którą chcemy założyć; o zasięgu międzynarodowym lub krajowym itp), organizacja pozarządowa (NIC o mechanizmach takich organizacji nie wiem, więc nawet nie wiedziałabym od czego zacząć, jak szukać plusów i minusów - ten temat wymagałaby researchu w tym obszarze od absolutnych podstawowych definicji i konstrukcji) albo inne przedsięwzięcie... i tu mi wskoczył pomysł, zapytałam na forum "A czy może to być event?" - za pytanie dostałam pochwalę i propozycję by ze swoim projektem iść w tę stronę, bo takich projektów jeszcze nie było na tej uczelni na zaliczenie tego przedmiotu (i oczywiście temat podłapało kilka osób z grupy, więc mamy kilka grup, każda opowiada o evencie).
Ech. Potem był etap eliminacji tematu, który chcemy omawiać (ja miałam dwa pomysły na eventy, potem doszedł trzeci, ale wolałabym, abyśmy zadecydowali demokratycznie w grupie i zrobiły burzę mózgów). Trochę to trwało. W końcu doszłyśmy do zgody, omawiamy jeden, coroczny festiwal i jego problem. Podzieliłyśmy się pracą, ale co godzinę zajęciową okazywało się, że prowadząca wprowadza nowe zagadnienie, nowy aspekt względem którego oczekuje, że poddamy analizie naszą wybraną firmę/organizację/event. I znowu trzeba było dzielić się pracą i szukać.
Ech. Szukanie było spoko. Rozmowy o projekcie były spoko, tylko ten szum, głośność i wiele rozmów przy wielu stolikach doprowadził mnie do bólu głowy. No i do tego nasza grupowe koło wzajemnej adoracji "cool kids" z ostatniej ławki (bo ze mną studiują bardzo młodzi ludzie, a niektórzy z nich nie ogarniają, że studia to nie liceum i próbują przemycić szkolne standardy np: siadanie w ostatniej ławce by się kitrać przed facetkom i gadać wtedy, gdy facetka "nie zauważy" czyli wtedy, kiedy sama zaczyna coś mówić - to cholernie przeszkadza, takie buczenie z pogłosem, a na pytania "drodzy państwo, coś chcieliście dodać? Przeszkadzacie mi w prowadzeniu zajęć, a nie wiem czy czekacie, aż oddam wam głos czy po prostu chcecie wyjść, omówić coś prywatnego? Czy robimy przerwę?" - oni też tego nie kminią, nie widzą w tym partnerskiej, uczciwej propozycji, a jedynie reprymendę. Zachowują się jak przyłapani szkolniacy, prostują się w krzesłach, ręce chowają pod blatem stołu i wypalają "my nic nie mamy dodania, nic się takiego nie dzieje", ech i za raz buczą dalej, gówniarzerskie to strasznie).
Ech. U "cool kids" co zjazd od jakiegoś czasu dzieje się coś, co łatwo wyczuć, bo napięcie furkocze pod sufitem. Jest to czytelnie nie tylko dla mnie, ale już słyszałam o tym od innych osób. Więc chyba tak, jak mi się wydawało, oglądamy coś bardzo młodzieńczego, co dla kogoś może mieć finał piękny, a dla kogoś innego tragiczny. Otóż dwie laski rywalizują o względy jednego chłopaka - tego, który podczas pierwszego zjazdu spontanicznie usiadł ze mną w ławce (przede wszystkim jest BARDZO przystojny, a tamtego dnia dał się poznać jako bardzo miły, pomocny, czarujący, chociaż też bez skrępowania arogancki i pyszny - miałam flashbacki do swojego pierwszego dnia studiów architektury, gdy NAGLE wybrał mnie z tłumu najpiękniejszy chłopak na roku, siedział ze mną, z nikim innym nie rozmawiał poza mną, a budził zainteresowanie absolutnie wszystkich... no i skończyło się to bardzo skomplikowaną i ostatecznie niezbyt miłą relacją, która jednak miała na moje życie olbrzymi wypływ). Pomyślałam wtedy, że luz, podobny schemat, ale inni ludzie, inny czas, nowe rozdanie, nie ma co się nastawiać źle. Ale jeszcze tego samego dnia, po 10h zajęć, podczas ostatniego bloku ćwiczeniowego, chłopak potem mi nieco podpadł (stereotypowe myślenie o ambicjach i rolach płci w społeczeństwie min. kobieta nie powinna zarabiać, ani marnować czasu na naukę, ani w ogóle nie powinna robić nic co "niemoralne", lepiej, aby dbała o dom, porządek, gotowanie i wychowanie dzieci - OŁ NOŁ, weszłam z nim w polemikę na forum grupy, bo to były jego wnioski na temat wspólnie oglądanego na zajęciach filmu. Zupełnie inne wnioski wyciągnęłam z prezentowanego na ekranie życia bohaterki, która najpierw pracowała ponad siły w domu publicznym, która została pobita i wyrzucona z pracy za zajście w ciążę z klientem, a która znalazła dla siebie i dziecka bezpieczne miejsce do życia, pracę, wsparcie; która zarabiała codziennie na utrzymanie siebie i dziecka swoim talentem, która miała frajdę z wykonywanej pracy, która była wspierana przez patchworkową rodzinę i która dawała innym członkom tej rodziny wsparcie min. podczas jednej sceny rozlewając zupę do misek - a podczas wielu innych scen widzieliśmy ją podczas tańca, który dawał jej frajdę) i który - zaskoczenie - ostatecznie chyba będzie moim współpracownikiem (Chyba o tym pisałam, 2 tygodnie temu wstępnie weszłam z nim w negocjacje względem biznesu, który planuję rozkręcić, bo okazał się być bardzo kompetentny w obszarze, którego ja nie czuję; Oddzwonił do mnie, uprzejmie odpowiedział na masę pytań, tak zawodowo i pracowo zdaje się być bardzo dobrym współpracownikiem - nie wiem w sumie jakie jest jego stanowisko wobec mnie i czy o tym co ze mną omówił w ogóle powiedział swojej grupce przyjaciół? Wcześniej nad tym nie rozmyślałam, nie wiem jak jest, teraz o tym pomyślałam... ale w sumie jeżeli te dziewczyny wiedzą o naszych ustaleniach, to może to poniekąd tłumaczyć ich zachowanie wobec mnie. Takie trochę wrogie? Takie z rezerwą? A może po prostu tu już jest ta przepaść wieku odczuwalna i zwyczajnie mnie nie lubią, tak charakterologicznie? Nie wiem. Trudne to mimo wszystko jest dostawać ostracyzmem w grupie, ech, a od nich to czuję...).
No więc są dwie dziewczyny i ten chłopak. Chłopak piękny i kompetentny. Do tego markowo i modnie ubrany zawsze. Każda z dziewczyn ma inny styl ubioru, inny typ sylwetki (skrajnie różne), inny vibe i inne kompetencje. Jedna jest na tych studiach, bo w sumie nie wie co chce studiować i czy chce studiować. Skończyła szkołę średnią i poszła jak resztą rówieśników na studia do dużego miasta. Dla niej ważniejsze niż wiedza jest możliwość spotkania rówieśników (wiem, bo o tym mówiła na zajęciach). Druga dziewczyna jest troszkę starsza (i bardzo lubi o tym przypominać), to jej drugie studia, bardzo ambitna i bardzo wygadana. Dobrze zarabia, pracuje na odpowiedzialnym stanowisku w korpo. WIE po co przyszła na te studia.
Miałam okazję współpracować w poprzednik semestrze z każdą z nich. Pierwszej trzeba było wyjaśniać jak pracować, streszczać jeszcze raz clue tematu zajęć, wyjaśniać o czym dotąd były zajęcia, dokładnie wyjaśniać czego się od niej oczekuje, a z drugą robota szła jak burza. Migiem. Porozumiewałyśmy się hasłami, celnie realizując zagadnienia. Naprawdę czułam, że ona akurat zarządza sobą i ludźmi w grupie świetnie. Do tego zupełnie nie ma tremy przed wystąpieniami publicznymi, błyskotliwie myśli, pytania wykładowców traktuje jak zaproszenie do dyskusji, nie traktuje ich jak nagan (jak ta pierwsza - ta pierwsza to taki przestraszony króliczek, który nie rozumie co robi, po co to robi, czego ktoś od niej chce. Też się z nią utożsamiam, bo pamiętam jak taka byłam podczas pierwszego roku studiów ever). Proponowałam nawet, żeby została starościną, bo moim zdaniem ma wszystkie kompetencje ku temu, ale... ech. Ona nie chce. I nadal xD nie mamy starosty/starościny, hahaha, anarchiczna grupa na uczelni.
O ile przez pierwszy semestr jeszcze ludki wybadywały grunt i ludzi, każdy był niepewny i bardziej zajmował się swoim interesem, o tyle teraz już wjechał aspekt akceptacji w grupie, przez to ta błyskotliwa dziewczyna jakby... straciła błyskotliwość. Dostosowała się do tej pierwszej. Przedtem na głos dyskutowała (min. ze mną) pomysły, dawała hipotezy, wysuwała bardzo celne wnioski. A teraz dostosowała się do cichego szeptania z "cool kids" podczas ćwiczeń w ostatnich ławkach. Teraz nie wyciąga już wniosków, tylko prostuje się gwałtownie na krześle z dłońmi na udach i daje durne wymówki jak wykładowca zwróci uwagę, że gada.
Trochę to przykre...?
Trochę szkoda?
Bo to trochę tłamszenie własnego potencjału...
Bo kolejna sprawa - właśnie ten chłopak. ZAWSZE te dwie dziewczyny siedzą po jego dwóch stronach i trajkoczą szeptem. Do niego. xD Go nigdy nie słyszę, ale one napieprzają na zmianę jak najęte, a ten ich szept jest coraz bardziej wysoki i nerwowy. Zabawne (i wkurzające też) jest to, że on ledwo co mówi. A wywołany do odpowiedzi jest tak cholernie kulturalny, grzeczny, czarujący i grający na zwłokę (ale dzięki temu zawsze wyratowuje się z sytuacji), że od kilku zjazdów, kiedy tylko gość się odzywa zauważyłam, że inne osoby, spoza grupy "cool kids" przewracają oczami. xD Serio, on otwiera budzie mówiąc jak bardzo powoli i bardzo grzeczne, bardzo okrągło, bardzo wręcz książkowo, jak jakiś Pan Darcy z czasów regencji "Rozumiem, że chce pani, abym zreferował w podpunktach zagadnienie XXX? Jak najbardziej mogę to zrobić. Zacznę, jeżeli pani pozwoli, od aspektu, który najbardziej przykuł moją uwagę i który wymaga głębszego zastanowienia według mnie..." - a połowa sali wywraca oczami, albo ledwie powstrzymuje uśmiech. Wydaje mi się, że to nie jest mimo wszystko szydera, że to bardziej taki próg zwalniający tej naszej dyskusji. Coś takiego, że wszyscy wiedzą, że coś jest INACZEJ. Robi się nagle poważniej, przesadnie grzecznie i wolniej, a napięcie rośnie, bo chodziło przecież o kilka haseł, jedno zdanie, a dostajemy ich w nadmiarze. Niemniej, biorąc pod uwagę moją ostatnią rozmowę telefoniczną z nim (merytoryczną i naprawdę w porządku) mam teraz wobec niego o wiele więcej ciepłych uczuć - może jest po prostu na spectrum Aspergera? Bo to jak on mówi to na 100% nie jest fałsz, ani trolling. To jego styl wypowiedzi. Potrafi szybciej i mniej "w stylu okresu regencji", ale tak naprawdę trudno mieć do kogoś pretensje, że używa poprawnej polszczyzny i mówi pełnymi zdaniami.
Jestem na chłopaka bardziej otwarta teraz - okaże się jak ta znajomość się potoczy.
Anyway - wydaje się, że chłopak jest bardziej zainteresowany tą "błyskotliwą", można powiedzieć, że wczoraj widzieliśmy, że obydwoje są zainteresowani tą relacją. Chichranie, spojrzenia itp. Ale czuć przez to jeszcze mocniej napięcie i wzmarza się buczenie ze strony ten pierwszej dziewczyny i zaangażowanie w imbienie całego grona "cool kids".
[Jak zaproponowałam tą błyskotliwą na stanowisko Starościny, ona od razu wyznała, że mogłaby być zastępcą, że lepiej, aby Starostą został ten "przystojny" chłopak... i być może koleś ma kompetencje, nie wiem niestety, nie miałam okazji z nim współpracować, po prostu nie wykazał się do tej pory ani inicjatywą, ani działaniem w obszarze kontaktu z wykładowcami czy dziekanatem. On sam nie odpowiedział nic na tę wysuniętą kandydaturę, potem na niego głosowała cała grupka "cool kids" i tyle...]
To taka grupka, co patrzy na resztę z wyższością, daje znać, że dużo fajnych rzeczy wspólnie robi po zajęciach i wokół której skupia się reszta trochę biernie obserwując ich animusz. Ech. Czuć taką szkolność.
Ja zostaję więc outcasterem, mam swoje sympatyczne koleżanki. On też nie czują się zaimponowane opowieściami kto i ile wypił czego, a jedna - ta moja ulubiona gotka <3 - sama z siebie zauważyła, że kurcze, nie rozumie dlaczego ta "bystra" dziewczyna z nimi trzyma, że przecież taka fajna była, takie ma doświadczenie, tak była odważna (gotka ją za tą odwagę i szybkie, merytoryczne riposty podziwiała - sama jest posrana z tremy jak ma się odezwać) a teraz jakby cofnęła się w rozwoju, jakby stłamsiła swoje najlepsze cechy.
No. Jak wczoraj opowiedziałam mojemu chłopakowi, że na zajęciach było głośno, ale ciekawie, to tylko się uśmiechnął "Niech zgadnę, fan club tego chłopaka?". xD No, chyba jednak narzekałam na ich buczenie podczas zjazdów częściej niż myślałam.
Poza tym... Wracając.
Nie mieliśmy z kim zostawić pieska na weekend. Też dłuższa historia - miała być u moich rodziców do dziś. Ale moja siostra potrzebowała opieki nad swoim pieskiem, bo robili test górski: zabrali swojego 8-mio miesięcznego synka na pierwszą wyprawę w góry by sprawdzić czy w ogóle planowanie wyjść/tęsknienie za górami w najbliższym czasie ma sens. Bardzo za tym tęsknili obydwoje (od jakiegoś czasu to ich wielka pasja). Oczywiście marzyli o tym, żeby zabierać misia na szlak, ale wiadomo, nic na siłe, rzeczywistość zweryfikuje czy to możliwe. Bo dotąd młody sypiał i im dawał spać tylko w domu. Kiedy wyjeżdżali do dziadków (ze strony Szwagra) noce były nieprzespane dla całej trójki. A dziecko w ciągu dnia było bardziej nerwowe, wymagało więcej uwagi, co budziło więcej stresu i tak dalej. Więc po co sobie i młodemu fundować stres? Ech. Dlatego chcieli sprawdzić jak im wyjdzie... I dla tego zakładali najgorszy scenariusz: młody ryczy, wierci się, trzeba się zmieniać w noszeniu go, oni zmęczeni w opór i do tego piesek ciągnie i wymaga uwagi. Dlatego potrzebowali oddać pieska moim rodzicom pod opiekę. A moi rodzice sami z dwoma psami na spacerku to zły pomysł, nie mówiąc o tym, że pieski mogą zacząć walczyć o dominację itp. Ech... Postanowili, że jadą w góry, opłacili hotel, wszystko zaplanowali, rodziców poinformowali, że jadą i że ich piesek zostaje u bapsi i psiadka na weekend... Nie mówiąc tego nam - myśleli, że wrócimy z wakacji i weźmiemy psa, bo oni ciągle jakoś nie przyswajają, że nasze studia zaoczne to najczęściej 12h i 12h w dwa jedyne wolne dni, często na uczelni stacjonarnie (w tym semestrze). Że nasza sunia po prostu nie ma z kim wtedy wyjść na spacer i z tęsknoty może zacząć szczekać, co może odpalić znowu sąsiada z dołu... i zgotować nam więcej problemów do zmartwień, stresu i zburzenia poczucia bezpieczeństwa.
Eh... No ale kminię. Rozumiem, że oni też potrzebują tego wypadu w naturę - inaczej zwariują, dla nich góry to paliwo do żyćka, rozumiem to. Dlatego w piątek jechałam po psa do rodziców (a nie jak planowałam przed wyjazdem na urlop - odebrać ją dziś, w poniedziałek, po zjazdowym weekendzie, po pracy). Tęskniłam za małą - to fakt, wykochałam ją bardzo, cudowna kruszynka <3 (w ogóle zobaczenie jej po tylu tygodniach i takie trzeźwe spojrzenie na tego malucha było ciekawe: jest większa niż mi się wydaje być, a jej futerko jest znacznie bardziej mięciutkie niż można zkładać - wydaje się mieć bardziej szorstką sierść, a wciąż jest puszysta i aksamitnie gładka), fanie było się spotkać z rodzicami, ale wróciłam też zmęczona...
Nie udało się nam załatwić opieki żadnego chętnego psio-wujka czy psioci na weekend, więc nasza sunia cały weekend była z nami na uczelni. xD To wymagało zaskakująco sporo Tetrisa. Było trudno, ale daliśmy radę. Niestety to też było stresujące dla pieska... A to najgorsze, mam nadzieję, że takie sytuacje awaryjne nie wypadną już. Fajnie, że dało się jednak wszystko rozwiązać kompromisem i że władze uczelni nie miały z tym problemu.
ALE co fajniejsze: siostra cały weekend relacjonowała mi ich wypad w Karkonosze - młody czuł się wspaniale, miał warunki jak pączuś w maśle. Pogoda dopisała. Dzieciak całą drogę na szczyt przespał wtulony w tatusia (xD kwiczałam xD siostra też - co za sytuacja, najcięższa część podróży przespana), a w drodze na dół sobie słodko, dziecięco gadał. Po prostu coś tam "ga-ga-ga-ga!" z różną intonacją patrząc to na tatę, to na mamę i się chichrając, marszcząc, oburzając, zachwycając i w ogóle przeżywając. Nie wiadomo co przeżywał, może to, że jest wytrzęsiony, może, że fajne widoki, albo inne powietrze. Wszystkich nas cieszył jego gawędziarski entuzjazm (siostra przesyłała mi filmiki: Szwagier pyta "Co jeszcze powiesz mamie?", a młody patrzy w obiektyw telefonu siostry i "gagagaga-GA!" xD no urocze to, trudno się nie uśmiechnąć, tym bardziej, że zachęcany "no co ty, na prawdę?" robił miny i gaworzył jakieś pełne oburzenia potwierdzenie xD). Wiadomo było, że wygadany był, chętny do interakcji i zupełnie niezainteresowany płakaniem ze zmęczenia czy stresu. Nockę też przespał. Pierwszy szczyt i pieczątka ze schroniska zaliczona. Można skrzata zabierać w górki! Sis i Szwagier w niebo wzięci ze szczęścia, głowy wywietrzone, tęsknoty częściowo zaspokojone.
Jedyna wykończona osoba z ich rodzinki po tym weekendzie to Szwagier, który nie chciał się zamieniać z żoną nosidełkiem, tym bardziej podczas tej drogi na szczyt, gdy młody spał wtulony w tatusia. No i tatuś opłacił to kolejnego dnia poczuciem zmordowania i bólem (pleców, barków, bioder, nóg - wszystkiego). Więc wrócili trochę wcześniej niż planowali, aby tatuś mógł się położyć wcześniej we własnym łóżku.
No, ale wracając, bo ja to piszę po to, by napisać to co pisać będę dopiero teraz! O matko, jak dużo się dzieje, a doba jest zbyt krótka!
Zadeklarowałam, że zrobię opracowanie graficzne case study - tej pracy na zaliczenie tych zajęć wczorajszych. Część mamy już odwalone na ćwiczeniach i chciałam to prędziutko spisać, póki jestem na świeżo, póki pamiętam cały poczyniony research. No i przepadłam. Serio - przepadłam. Im głębiej w temat tym więcej niuansów. No i tej event, który opracowujemy, jego strona tegoroczna... miałam tylko pozapisywać informację, ale przepadłam czytając program...
Będzie 1 - koncert ulubionego zespołu mojego chłopaka (z Polski), 2 - będzie spotkanie autorskie z ulubionym pisarzem mojego chłopaka (takim ever-ulubionym, takim, którego czyta, kupuje wszystko co wyszło spod ręki tego typa - a wyszły rzeczy w różnych dziedzinach i kategoriach; taki typ, którego twórczość mój chłopak wspiera na patronite i który czasem pisze z nim, albo pisze ze mną xD o moim partnerze - SERIO, zaskakująco zabawny, fajny i nienapuszony typ, chociaż ma powody by unosić się dumą, ale tego wybiera nie robić), 3 - zajęcia prowadzone przez typów robiących rzeczy, które mój chłopak studiuje, które dają u frajdę i których się uczy.
No i gdzie ja znajdę inną imprezę, która ma JEDNOCZEŚNIE te wszystkie trzy rzeczy, które jarają mojego faceta? No gdzie? Koncert, warsztaty i spotkanie autorskie? Ech. Skończyłam na planowaniu budżetu by kupić bilety xD - ALE tego dnia mamy weekend zjazdowy, stacjonarnie, więc nic z tego, nie wyjdzie.
I co? I nic wczoraj nie zrobiłam, nie przygotowałam prezentacji i zarazem jestem do tyłu o wykonanie pracy z zajęć z których się urwałam.
Ech...
Jak wydłużyć dobę?
JEstem taka zmęczona...
9 notes · View notes
jazumst · 1 year
Text
Jazu improwizujący
Żeby Was... Powrót z urlopu był zaskakujący. Posłuchajcie:
Wyjechałem dużo wcześniej, bo jak wspominałem w innych wpisach, od 13 ciężko przebić się do Lbk. Spaliłem papierocha, pogadałem z klientem, spaliłem drugiego, i już tak stać mi się nie chciało. Myślę, że wejdę wcześniej, pogadam z Kiero... Okazało się, że był tylko Kuc z Manekinem. Zmienił się grafik. Spanikowany pytam o zamówienia, przecież poniedziałek! Został mi nabiał i alko. Pepsi i leki. Pytam Kuca co się działo pod moją nieobecność. A jakże - nic. Tylko widzę jakieś notatki od Kiero, paletę towaru w blaszaku, butelkowy rozpierdol... On nie wie. Był tydzień na pierwszej zmianie i on nie wie. Samo przyszło. Zajączek Wielkanocny podrzucił.
Dzwoni Kiero. Grzmi na Karola. Andżelika ;) Mamy na szkoleniu nową dziewczynę. Musiała Karolowi BARDZO wpaść w oko, bo nasz kuc cały dzień tylko za nią latał. A że faworyzowany jest to jak nie było Kiero to dostał ją na zmianę. Mi nigdy nie dają uczennic. W każdym razie Kuc tak za nią łaził, że aż zadzwoniła do Kiero, że on jest jakiś nienormalny i prawie do kibla z nią wlazł XD Skończyłem gadać z Kiero, Karol jeszcze się grzebie. Cieszy się jak grabarz na pogrzeb. "W środę będę miał Andżelikę na zmianie!" Oczy by świecą jak znicze. Niech ta jego nieletnia się dowie... Dziś zobaczę co to za cudo ta Andżelika. Aż mnie kocia morda uwiera z ciekawości :P
Ogólnie nie mogę narzekać. Muszę jednak zażądać kogoś szybszego na zmianę w sezonie. Gadam z przedstawicielami, ogarniam daty, paczki, fejs, piwo, kłopoty, zamiatam, myję, obsługuję i jeszcze muszę podawać chleb i bułki, bo Saszka nie ogarnia. Kurwa bez przesady. Na razie jakoś idzie, ale w sezonie się zajadę. Już są spiny, że sklep nie zrobiony po zmianie. Na szczęście szybko nadchodzi zrozumienie. Serio. Nie widzę tego :/ Ze swoimi ruchami to ona może jedynie sadzonki sprzedawać. A w niedzielę w sezonie... Panie.... Nawet nie chcę myśleć. No nic. Mamy wtorek. Pożegnaliśmy 4! kurwixy i zaraz wychodzę do pracy.
Dobry wieczór ;]
8 notes · View notes