#zagłada
Explore tagged Tumblr posts
elegantnutchaos-blog · 1 year ago
Text
Tumblr media
23 notes · View notes
nierealne-marzenia · 2 months ago
Text
Wszyscy jesteśmy tylko i wyłącznie ludźmi, dlaczego więc zadajemy sobie nawzajem tyle bólu, skazujemy się na cierpienie. Będąc istotami powstałymi na drodze ewolucji, niczym praktycznie niewyróżniającymi się od reszty zbiedzonego tłumu...
4 notes · View notes
bolszaja-miedwedica · 8 months ago
Text
I'm happily allowed to make epithets for Marzanna so here are my ideas:
Śnieżanna - (winter, snow; girl name) over her winter domain
z kosą - (with a scythe) about her grains and agriculture domain
Śmiertka - (death; female) about her being a Queen of death
Nieumarła - (undead; female) about her domain over rebirth and seasons cycle
Czarownica - (witch) about her domain over witchcraft and divination
Mara - (nightmare, bad dream) about her domain over dreams
Zagłada - (destruction) about her domain over sickness and disease
20 notes · View notes
kasja93 · 1 year ago
Text
Siemanko!
Tumblr media
Dziś są moje urodziny :)
Zjechałam w piątek wieczorem do domu a że roboty nie było to „dobrodziej prywaciarz” wspaniałomyślnie zaproponował bym wyjechała do pracy w środę nad ranem. Oczywiście nic za darmo. Zapewne wrócę do domu dopiero 2 grudnia 😆
No, ale miałam czas przygotować sobie jedzenie. Głównie warzywa na patelnię usmażone bez tłuszczu, gotowany schab czy gotowane pulpety z piersi z indyka z marchewką oraz pietruszką. Zrobiłam też zupę dyniową z własne dyni 💪🏻😃
Tumblr media Tumblr media
Zrobiłam też tort :) nie liczyłam kalorii, ale zrobiłam go w miarę fit. Dwa biszkopty na odżywce białkowej, do jednego dodałam wysoko procentowej czekolady w proszku. Galaretka malinowa bez cukru ze świeżymi malinami (od sąsiadki) oraz beza posłodzona stewią. Wszystko to okraszone różową czekoladą.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Zwierzaki zadowolone. Zdzisia i Zębolicha (KróloBarany) codziennie biegały po podwórku. Nocą Gryziu (pies) spał ze mną, więc Zębolicha był mega niezadowolony i co chwilę próbował dziabnąć Gryzia póki nie zabrałam tego szaraka na poduszkę 😆 króliki są bardzo terytorialne i agresywne jak mi się coś nie spodoba. Zdzisia zaś jak zawsze dawała się przytulać i odwdzięczała się buziaczkami. A jej mąż jak to Jerry tupał na mnie i pokazywał zęby. Po złapaniu na ręce oczywiście dawał się przytulać i całować. Koperek oczywiście świrował w najlepsze co widać na zdjęciu. On chował się w tunelu a Zdzisia i Jerry próbowali się do niego dostać szturchając tunel w najlepsze.
Tumblr media
W niedzielę zrobiliśmy ognisko. Tofu z ognia było smaczne 😋
Od jutra zaczynam pilnować co jem. Na trasę kupiłam sporo mix sałat oraz warzyw.
Na wolnym zrobiłam sporo zakupów remontowych. Mamy niemal wszystko, więc już tylko jakieś niespodziewane rzeczy zostaną do kupienia, ale de facto remont w środku niemal mam zakończony.
Tumblr media
@pozarta jak to zobaczyłam nie mogłam się powstrzymać by się tym nie podzielić xDDD zwłaszcza, że na urodziny sprezentowałam sobie dwie nowe pozycje od Lovecrafta „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści” i „Przyszła na Sarnach zagłada opowieści niesamowite i fantastyczne”. Będę czytać w wolnych chwilach :D
Tumblr media
W ogóle dla mnie dzień po moich urodzinach zaczynam okres Boże Narodzenie style. Czyli światełka i świąteczna muzyka na pełnej :)
Od jutra startuje z typowymi foodbookami i porządnymi restrykcjami.
38 notes · View notes
tearsincoffe · 1 month ago
Text
[19.12.2024]
Dwa razy w roku sięgnąć dna to trzeba mieć talent. Przepraszam za mój brak kultury, porzuciłam pisanie na tak monstrualny okres czasu i nawet nie uraczę Cię czytelniku małym "dzień dobry" (chociaż czy był dobry skoro tutaj jestem?). Wstyd się przyznać lecz leży to w moim zwyczaju. Pewnego dnia nie przyszłam do szkoły, przestałam odpowiadać na wiadomości i nim się obejrzałam dzień zamienił się w miesiąc, miesiąc odmieniłam na liczbę mnogą więc mniej lub bardziej świadomie rzuciłam edukację. Chorobowy haj również podupadł więc niespełnione ambije oraz spalone mosty przejadłam w górze kalorii. Spasłam się mówiąc brutalnie co było kolejnym przysłowiowym gwoździem do mej trumny za życia.
Chwilowo było znośnie, odnowiłam parę kontaktów, zaczęłam leczenie farmakologiczne oraz zapisałam się do szkoły zaocznej. Niestety, "znośnie" nie jest stanem który mój mózg nauczył się akceptować, potrzeba włożenia kija do szprychy własnego, i tak powypadkowego, roweru była zbyt mocna. Z dnia na dzień odstawiłam leki, utrzymywanie internetowych relacji z osobami które jeszcze chwilę wcześniej widywałam na codzień stało się Syzyfową pracą a weekendowe oglądanie zgranej grupy w której byłam intruzem podsuwało mi do gardła żółć tak gorzką, iż łatwiej było uciec z zajęć niż mierzyć się z zazdrością o normalne życie, życie które nie tak dawno dotyczyło również mnie. Szukam sobie na siłę problemów? Poszłam tam aby ukończyć edukację na poziomie wyższym niż podstawowy a nie zawierać znajomości? Mam w sobie na tyle autokrytyki, że wstyd nie pozwoli mi zaprzeczyć. Lecz tutaj zmuszona jestem przytoczyć kolejną z mych ułomności- bierna świadomość. Z wielu rzeczy zdaje sobie sprawę, mam szerokie spojrzenie (prawie tak rozległe jak moja nieistniejąca obecnie talia) na sprawy lecz mimo to jakieś niewidzalne kajdany trzymają mnie przy kuli z napisem "beznadzieja". Psychiczna niezdolność do chociażby postawienia kroku na tej lepszej, zieleńszej trawie.
Skoro szczęście osiągam jedynie będąc nieszczęśliwą (jakież okropne lecz trafne zdanie) a moja niedola przyjmuje dwa oblicza- wybieram tryb obsesyjny nad apatyczny. Obżeram się, unikam ludzi oraz pracy, (głęboko zakorzenione przeczucie, iż wszystko czego się dotknę czeka zagłada więc nawet nie wystawiam rąk aby uniknąć tragedii) śpię snem morfinowym sprawiedliwym oraz przeżywam w głowie wymyślone scenariusze (dodam, iż na bazie serialu. Myśl o sobie jako wiodącej postaci i to nie daj Bóg szczęśliwej zbyt mnie obrzydza) lub czerpię z niedożywionego organizmu i jego wyżyn na które wznosi się aby przetrwać (mimo, iż mózg wyraża ujemną wolę przeżycia). Nigdy nie chodziło o próżność, estetykę mięsnej masy której nienawidzę oraz nie utożsamiam z wewnętrznym głosem niezależnie od rozmiaru... tego czegoś. Ostatnio wyjątkowo ciężko przychodzą mi określenia dotyczące ciała, unikam luster. Boję się podbródka który odzwierciedla grzech obżarstwa? Tak, lecz będąc szczerą jeszcze bardziej przerażają mnie oczy które napotykam w lustrze. Nieludzkie. Jałowe, zobojętniałe a jednak sprawiające wrażenie jakby coś głęboko za nimi było uwięzione.
Oficjalnie separuje się od motylkowych określeń, slangu czy jakkolwiek ktoś chciałby to określać. Nie czuję się częścią tej społeczności. Właściwie odnoszę wrażenie jakbym nakładała anorektyczny blackface aby przykryć inne problemy (które nazywam problemami aby za chwilę dodać, iż żadnych nie mam- chciałabym aby ten głos towarzyszący mi w egzystowaniu był bardziej spójny). Lecz jak powszechnie wiadomo siłę stanowi grupa. Samej ciężko mi zmotywować się do długotrwałego działania, sen, leki, alkohol i bezmyślne wpychanie do szpetnej gęby wszystkiego co jest pod ręką wydaje się prostsze, dostępniejsze. Ironicznie pisanie o własnej żałości oraz publikowanie tych paszkwili również przynosi swego rodzaju ulgę. Poczucie celu? W końcu bywały okresy gdy wylewałam się (nie tylko ze spodni) na elektroniczne karty tumblra codziennie. Co bardziej prawdopodobne, mimo świadomości o tym jak bezwartościowym trybikiem dla społeczeństwa jestem mam wrodzoną chęć zostania zauważoną oraz zapamiętaną a nie ma lepszego sposobu niż granie durnia w internecie. Rzecz raz rzucona w eter zostanie przez nań pochłonięta na wieki.
Czuję, że znalazłam się w miejscu gdzie powinnam urwać te małą sesję terapeutyczną. Z całym przekonaniem mogę stwierdzić, iż ten wpis jest najmilszą rzeczą jaka mnnie ostatnio spotkała - stęskniłam się. Może nawet troszkę cieszy mnie wizja jutra, kolejnych wyznań rzuczonych w elektroniczne głębiny, świadomości, że coś tam po sobie zostawiłam zamiast znów dać ulecieć tworom niespokojnego umysłu.
5 notes · View notes
her-oin-a · 1 year ago
Text
Piękna brzydota
Wstajesz rano walcząc od nowa,
a rano znów czeka cię losu odmowa.
Wylewasz łez strumienie, aż na twych policzkach pojawią się soli kamienie,
tylko po to żeby rano wstać i walczyć o dobre mienie.
Udaj, że ruchy żyletką to tylko zabawa, a ćpanie prochów jak otwarcie na rok nowy szampana.
Czujesz?
Dalej, zanóż się razem ze mną w pojebanym świecie, uschniesz.
Ale spodoba ci się to, bo cierpienie to urocza zagłada, a śmierć romantycznym uczuciem mnie napawa.
Matka nadzieji choć piękna jest przytępa, zromantyzuj to kochana.
~xoxo hera
Tumblr media
6 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year ago
Text
23.08.2023
Pomerdały mi się dni kontrolnej wizyty u gina (myślałam, że dziś, a to jutro xD), ale nie ma tego złego - przy okazji zapisałam się na doroczną profilaktykę badania piersi. I przejechałam się na rowerze <3 W PEŁNYM SŁOŃCU (kocham lato).
Przymierzyłam piękne i wygodne sukienki - na razie nie kupuję nic, ale naprawdę jestem zachwycona dwiema.
Kontynuuję research na temat Czarodziejki z Księżyca i mam wrażenie, że wpadłam w kroliczą norę! Tego jest tyyyyle. I jako mangozjeb z '90 kocham serię Stars, mangę czytałam, ale nie wydawała mi się pociągająca tym czasem teraz, czytając wywiady z Naoko i twórcami animacji z lat '90 JESTEM TAK ZAJARANA!
Przede wszytskim jako dziecko po prostu chłonęłam, nie kwestionowałam, nie pytałam - ŻYŁAM emocjami, jakie wywoływała historia z ekranu. A teraz widzę zarazem tyle DZIUR FABULARNYCH i TYLE POTENCJAŁU do głębszej eksploracji, że... no znowu to wywołuje u mnie silne emocje i ciekawość! :D
Muszę chyba powtórzyć dokumentnie całe Sailor Moon, bo nadal nie rozumiem dlaczego ten serial nazywa się Sailor Moon podczas, gdy największym badassem i wymiataczem jest Sailor Saturn? Jak do tego doszło? W którym momencie coś się tak schrzaniło, że powstała bohaterka, która ma moc zniszczenia świata i resetu istnienia w galaktyce xD? I dlaczego ona ma się "przebudzać" (tj. być świadoma swojej mocy) i stawać w mundurku sailorki tylko wtedy, kiedy świat ma się kończyć? I dlaczego w takim razie jest nazywana "mesjaszem" (to ją nazywano mesjaszem? Czy to chodziło o coś innego? Nie pamiętam i jestem w tym trochę zagubiona, a trochę zirytowana niewiedzą) zamiast cholernym OMENEM i to takim, którego pojawienie się DOSŁOWNIE oznacza początek apokalipsy?? xD Nie wiem czy tu chodzi o to, że różni się moja interpretacja słowa czy roli Hotaru w serialu... Słowem: jeżeli biedna Hotaru staje się Czarodziejką z Saturna jest to jednoznaczne z tym, że wszyscy mają przesrane, bo nadciąga zagłada xD
Kolejna rzecz, która jakoś za dzieciaka była dla mnie OCZYWISTA i logiczna, a która za cholerę nie jest logiczna i logicznie wytłumaczona przez twórców to ILOŚĆ Sailor Pluto. Pluto pojawia się po raz pierwszy w serii R, będąc zarazem sojuszniczką ChibiUsy i zarazem jedyną dorosłą osobą, która naprawdę wie jakie zagrożenie czyha na młodą, a która nie może jej cały czas chronić, bo jest na służbie (kurde, cały pion dowodzenia w jej rzeczywistości się zawalił, wszystko poszło w pizdu, a ona trwa broniąc chociaż swój bastion) - wysyła ChibiUsę na łep swoim przyszłym rodzicom. Słowem ta Pu, którą zna ChibiUsa to jest laska służąca na Dworze jej matki, ta z przyszłości, ta z trzydziestego wieku. Więc - było dla mnie to oczywiste - inna, druga Pu/Setsuna musi istnieć w teraźniejszości. Nie? ALE Sailor Pluto jako strażniczka czasu i przestrzeni (i tu jest haczyk - przestrzeni, a więc MOŻE też multiwersów czy innych linii czasowych, ha!) w serii S pojawia się jako wybawicielka z opresji Urana i Neptuna, okazuje się, że ma trzeci talizman, który pozwala na przywołanie Graala (też fascynujące jak etos japoński - talizmany - połączono z etosem anglosaskim -rycerki okrągłego stołu, poczukiwanie Graala i przybycie "mesjasza" :P). Czyli ta sama Pu, która w serii R nie mogła porzucić swojego bastionu przy Wrotach Czasu (chyba tak to się nazywało), co było logiczne, bo wr��g z tamtej serii podobnie jak Chibiusa cofał się do przeszłości, więc musiała być Hodorem tego świata (i była słabym Hodorem - co odcinek jakiś złol przez te drzwi przenikał z tego co pamięta). W serii S nikt nie zagrażał czasowi jako takiemu, więc Pluto dołaczyła do Urana i Neptuna, jako równorzędna ziomeczka (która zarazem już znała te laski, bo wszystkie były w tej przyszłości z której przybyła ChibiUsa - czyli ona znała przyszłe wersje tych sailorek, a one być może pamiętały jej poprzednie wcielenie sprzed wieków z tego Królestwa na Księżycu? - tego widz nie wie, bo serial tego nie mówi, ale MOŻE się domyślać :P hahaha - dla mnie jako dziecka to było jakieś takie oczywiste i logiczne). I nota bene chyba właśnie w tym samym sezonie umiera śmiercią bohaterską - ratuje od śmierci Harukę i Michiru w helikopterze zaatakowanym przez potwory. Zatrzymuje czas, czyli narusza jakieś tabu (kto wyznaczył tabu patronce czasu i przestrzeni? To byłoby fabularnie ciekawe do eksploracji...) i w wyniku tego złamania przepisów umiera. Jak pszczoła: użądlić może tylko raz i pada (tak samo działają moce Sailor Saturn). A w kolejnej seriii, Super S, tej z pegazem, pojawia się jako Setsuna - w sensie, że żyjąca dziewczyna, gdzieś pracująca/studiująca i już świadoma, że jak zechce może zmienić się w czarodziejkę i zatrzymać czas, że pilnuje czasu i przestrzeni. I to z tą laską jesteśmy do końca. Dla mnie było jasne, że to właśnie ta laska ma dożyć do trzydziestego wieku, że to ona w przyszłości będzie siedzieć na barykadzie pod Wrotami i to ona będzie emocjonalnym supportem ChibiUsy. A potem umrze zatrzymując czas w dwudziestym wieku podczas wybuchu helikoptera. ALE ludki zwracają uwagę, że ta laska ma już inne wdzianko niż tamta Setsuna. Dziura fabularna czy Setsuna z innego czasu i przestrzeni. :p?
Tego jest maaaaaaasę!
W tym bardzo przykre do czytania opowieści z kulisów powstawania bajki mojego dzieciństwa: geolożka i farmaceutka, która w szkole należała do kółka tematycznego omawiającego mitologię grecką napisała komiks dla dziewczynek, w których dziewczynki są bohaterkami, mogą sie zakochac, mieć przygody jak z legend i nosić przepiękne stroje z rodem z wybiegów najznamienitszych domów mody! Pozycja staje się hitem, wykupuje się prawa do ekranizacji - przy czym Naoko nie do końca traci wpływ na to jak ekranizacja będzie wygladać, ma wgląd do całego procesu, jej zdanie jest i będzie ważne ALE osobami decyzyjnymi jest grono mężczyzn, którzy chcę przedstawić swoją historię, po swojemu. I nawet śmieszkują w wywiadach, że to co najbardziej przeszkadza w tworzeniu marki "Sailor Moon" to kobieta, która ją stworzyła.
Bo Naoko była zaskakująco postępowa, myslała o takiej inkluzyjności jakiej wymaga się współcześnie, o reprezentacji, o feministycznych wartościach (oczywście jest w tej mandze MASĘ konserwatyzmu - to bezdyskusyjne). I to wkurzało...
:/
Anyway - fascynujące jest się tego dowiadywać i czynić notatki.
4 notes · View notes
angry-yet-asexual · 2 years ago
Note
🎧 👁️👄👁️
For honesty's sake and because I contain multitudes, the first one that came up was this:
The first bm that came up was:
3 notes · View notes
ahosia3 · 2 years ago
Text
Jeśli nie mogę zmienić miasta, to przynajmniej zmieniam dom, średnio co cztery lata sprzedaję mieszkanie i kupuje albo wynajmuję inne, choćby dwie ulice dalej ... Bez wytchnienia. Ta jakaś łatwość tracenia wszystkiego, trudność pozostania w miejscu, jakbym nie ufała otoczeniu, uciekać, uciekać ... Nauczyłam się tego od was w dzieciństwie i teraz nie potrafię inaczej.
~Anna Janko:"Mała zagłada"
6 notes · View notes
not-all · 3 days ago
Text
Elegia pierwsza - R.M. Rilke
Któż gdybym krzyczał, usłyszałby mnie z anielskich zastępów? i nawet gdyby wziął to sobie nagle któryś do serca: i tak bym się zatracił przed jego bytem silniejszym. Bo nie czym innym jest piękno, jak przerażenia początkiem, który jeszcze znosimy, i podziwiamy je tak, gdyż nami po cichu pogardza, aby nas zniszczyć. Każdy anioł jest straszny. Wstrzymuję się więc i tłumię wabiący zew ciemnego szlochu. Ach, kogóż właściwie jeszcze potrzebujemy? Aniołów nie, ludzi nie, a zmyślne zwierzęta miarkują już dobrze, że nie można za bardzo liczyć na nas w domu, w tym uładzonym świecie. Zostaje nam może jakieś drzewo na zboczu, byśmy na nie co dzień patrzyli od nowa; zostaje wczorajsza ulica i kapryśna wierność przyzwyczajeniu, które nas polubiło, zostało, i nie odeszło. O, i noc, ta noc, kiedy wiatr kosmicznej przestrzeni wyjada nam twarz –, komuż nie dana, wyśniona, lekko rozczarowująca, która na serce samotne czeka wytrwale. Czy dla kochających łaskawsza? Ach, ci tylko kryją przed sobą wzajemnie swój los. Więc jeszcze tego nie wiesz? Odrzuć próżnię z ramion w przestrzeń, którą oddychamy; być może ptaki tkliwszym lotem czują rozszerzone powietrze.
Tak, wiosny cię potrzebowały. Zawierzały ci się niektóre gwiazdy, byś je rozpoznał. Podnosiła się ku tobie fala w czymś, co minęło, albo gdy przechodziłeś obok otwartego okna, oddawały się skrzypce. To wszystko było zadaniem. Ale czy mu sprostałeś? Czy nie byłeś zawsze w czekaniu roztargniony, jakby to wszystko ci zwiastowało kochankę? (I gdzie ją skryjesz, skoro nawet wielkie nieznane myśli przy tobie wychodzą i wchodzą, częściej zostając w nocy.) Lecz gdy ci tęskno, śpiewaj tych, co kochają; bo jeszcze nie jest dość nieśmiertelne ich rozsławiane uczucie. Tych, zazdrościsz im niemal, opuszczonych, którzy czulszymi ci się zdali niż ci uciszeni. Zaczynaj ciągle od nowa ich nigdy nieosiągalną pochwałę; pomyśl: przetrwa bohater, nawet zagłada mu była tylko pretekstem, by istnieć: ostatnim narodzeniem. Lecz kochających przyjmuje wyczerpana natura do siebie znów, jakby sił nie starczyło, by po raz drugi tego dokonać. Czyś więc Gasparę Stampę wspominał dostatecznie, aby jakaś dziewczyna, którą porzucił kochanek, przez przykład jaskrawy tej kochającej poczuła: gdybym ja była jak ona? Czy nie powinny się dla nas stać te dawne cierpienia bardziej owocne? Czy nie czas już, byśmy kochając, wolni od tego, co kochamy, w drżeniu wytrwali: jak strzała trwa na cięciwie, by w skupionym odskoku być czymś więcej niż sobą: bo stać to być nigdzie.
Głosy, głosy. Słuchaj, moje serce, jak tylko święci słuchali: aby zew potężny poderwał ich z ziemi; lecz oni klęczeli, nierzeczywiści, dalecy, niezważający na nic: Tak byli słuchający. Nie, abyś Boga przetrzymał głos, bynajmniej. Lecz usłysz to wianie, tę nieprzerwaną wieść, która z ciszy się rodzi. Szemrze teraz od tamtych młodo zmarłych ku tobie. Gdziekolwiek wchodziłeś, czy nie mówił w kościołach w Rzymie lub Neapolu cicho do ciebie ich los? Albo napis jakiś narzucał ci się wzniośle, jak niedawno tablica w Santa Maria Formosa. Czego ode mnie chcą? winienem nieprawości cień od siebie oddalić, który ich duchów czystemu poruszeniu po trosze przeszkadza.
Prawda, to osobliwe, nie mieszkać więcej na ziemi, ledwie poznanych zwyczajów więcej nie przestrzegać, różom i innym rzeczom coś nam obiecującym nie przydawać znaczenia ludzkiej przyszłości; tym, czym się było w nieskończenie lękliwych dłoniach, nie być już więcej i nawet własne imię porzucić niczym połamaną zabawkę. Osobliwe, życzeń nie ponawiać w życzeniu. Osobliwe, ujrzeć wszystko, co było związane, jak luźno trzepoce w przestrzeni. A bycie umarłym jest żmudne, pełne prób nadrabiania, aby stopniowo choć trochę zażyć wieczności. — Żywi popełniają natomiast wszyscy ten błąd, że rozróżniają za mocno. Anioły (jak słychać) nie wiedziałyby często, czy pośród żywych chodzą czy pośród umarłych. Prąd wieczny przez obie krainy porywa wszystkie pokolenia zawsze ze sobą i w obu je równie zagłusza.
Ostatecznie nie potrzebują nas więcej, ci wcześnie odeszli, odwyka się lekko od tego, co ziemskie, jak się z piersi matczynej łagodnie wyrasta. Lecz my, co tak wielkich potrzebujemy tajemnic, którym z żałoby tak często szczęśliwy postęp wynika — możemy być bez nich? Czy jest daremna legenda, że w skardze nad Linosem śmiały zaczątek muzyki przeniknął drętwe skostnienie; że dopiero w strwożonej przestrzeni, z której nagle boski niemal młodzieniec odszedł na zawsze, ta próżnia drgnęła i dziś nas porywa, pociechę niesie i pomoc.
0 notes
dzismis · 3 days ago
Text
Zbliża się ten dzień
Przemyslaw Wiszniewski Pod koniec miesiąca, 27 stycznia, będziemy obchodzić Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu. Zazwyczaj jestem wówczas pod Pomnikiem Bohaterów Getta, ale centralne uroczystości odbywają się na terenie Muzeum w Oświęcimiu, ponieważ jest to data wyzwolenia obozu. Uratowała się garstka, spośród ponad miliona zgładzonych w tym obozie Żydów. Łącznie Zagłada…
0 notes
12345tttttttttt · 20 days ago
Video
youtube
Równia pochyła. Zagłada żydowskiej społeczności Sosnowca [ENGLISH SUBTIT...
0 notes
Text
Tumblr media
Wszyscy mają swoje podsumowania roku, mam i ja. Przygotowałem zestawienie wszystkich najlepszych filmów, seriali i gier, z którymi miałem styczność w odchodzącym roku 2024. Najlepsze, czyli takie, którym wystawiłem ocenę co najmniej 8/10.
Filmy:
Być jak John Malkovich (1999) (obrazek 6)
M3GAN (2022)
W imię ojca (1993)
Brazil (1985)
20 dni w Mariupolu (2023)
Zdumiewająca historia Henry’ego Sugara (2023)
Biedne istoty (2023) (obrazek 4)
Con air - lot skazańców (1997)
Niezniszczalny (2000)
Zostaw świat za sobą (2023)
Potwór z czarnej laguny (1954)
Wszystko stracone (2014)
Wierny ogrodnik (2005)
Dark web - usuń znajomego (2018)
Na przedmieściach (1989)
Bone Tomahawk (2015)
Chłopiec w pasiastej piżamie (2008)
Najpierw zabili mojego ojca (2017)
Diuna 2 (2024)
Mechanik (2004)
Król rozrywki (2017)
Cruella (2021)
Przesilenie zimowe (2023)
Wszystko wszędzie naraz (2022) (obrazek 9)
Dotyk zła (1958)
Ogniem i mieczem (1999) (obrazek 3)
Kingsajz (1988)
Wyróżnienie dla najlepszego filmu: Najpierw zabili mojego ojca.
Tumblr media
Seriale:
Jojo’s Bizarre Adventure: Stone ocean (2022)
Archer (2009-2023)
Sowi dom (2020-2023) (obrazek 7)
Lucyfer (2016-2021)
Ishura (2024)
Ash kontra martwe zło (2015-2018) (obrazek 2)
Zagłada domu Usherów (2023)
Arnold (2023)
Awatar: Ostatni władca wiatru (2024) (obrazek 1)
Dark (2017-2020)
Szogun (2024)
Moon Knight (2022)
Duchy Bejrutu (2023)
Hajime No Ippo: The fighting (2000-2002)
Reniferek (2024)
Dżentelmeni (2024)
Delicious in dungeon (2024)
Dandadan (2024)
Wyróżnienie dla najlepszego serialu: Ash kontra martwe zło.
Tumblr media
Gry (tu wyjątkowo również gry ocenione na 7/10, bo tych co najmniej 8/10 były tylko 3):
Life is strange 2 (2018)
Life is strange: True colors (2021)
Final Fantasy IV (1991)
Fire Emblem: Three houses (2019)
Yakuza 3 (2009)
Yakuza 6: The song of life (2016) (obrazek 5)
Storyteller (2023)
Dungeon siege 3 (2011)
The missing: J.J. Macfield and the island of memories (2018)
Tokyo Dark (2017)
Jeanne D'Arc (2007)
Wyróżnienie dla najlepszej gry: Yakuza 6: The song of life.
Tumblr media
1 note · View note
puckinwonderland · 2 years ago
Photo
Przeraża mnie przyszłość nie sama przez się, lecz w swych skutkach. Drżę na myśl o jakimkolwiek trafie, który może przyprawić mego ducha o to nieznośne wzruszenie. Nie boję się właściwie niebezpieczeństwa, boję się wyłącznie jego bezpośredniego woru - strachu.
Edgar Allan Poe, Zagłada domu Usherów
Tumblr media
3K notes · View notes
kasja93 · 2 years ago
Text
Z serii moje przemyślenia: Uwaga dziś będzie mnóstwo RAGE!
Tumblr media
Czasem wstaje rano i zerkam w „okno na świat” zwane internetem. A tak, by czymś się zająć podczas leniwego sączenia kawki. I nadchodzi taki moment, gdy kawa nie jest mi już potrzebna a ciśnienie skacze do 200/100…
What the hell is wrong with You, guys?
Nikt postronny raczej nie zagłada w Nasze comminity tutaj. A jeśli już się zapędzi to dowiaduje się czym są zaburzenia odżywiania i jak bardzo MY chorzy na to dziadostwo mamy narąbane pod kopułą. Zatem śmiem twierdzić, że wszelkie Anonki piszące tutaj „zapytania” są od NAS i jadą na tym samym wózku co Ja czy Ty. Różnimy się tylko tym w jakim stadium jest nasza choroba. Jednak serio? Musimy sobie sami dopierdalać (z braku innego określenia), wiedząc, że niemal dosłownie wszystko może być triggerem, zapalnikiem, który rozsadzi nasz zdrowy rozsądek. Ręka, noga, mózg na ścianie i tylko jedna myśl: Fuck, Fuck, FUCK! Robie źle!
Jak można napisać komuś kto próbuje coś zmienić, że leci w przysłowiowe kulki i robić mu rozpiskę ile kalorii zjadł na podstawie wrzucanych Food Booków? Naprawdę? Kurwa naprawdę?
Najwyraźniej niektórzy tutaj są bystrzy jak woda w klozecie. Dla takich ciężkich przypadków, które zapewne mają problemy z czytaniem rozpisze to graficznie:
🤦🏼‍♀️🙅🏼‍♀️👎🏻👎🏻👎🏻🫵🏻🖕🏻🖕🏻🖕🏻👉🏻🚪
Naprawdę czasem zastanawiam się jak wiele zawiści, podłości, zazdrości i innych toksycznych uczuć jest w ludziach. Aż dziw, że się wam ten jad nie wylewa uszami. Łatwiej byłoby takie osoby rozpoznać i trzymać się od nich z daleka. Nie wiem. Jak ktoś chce być fajny to niech pomaga i wspiera a nie dopieprza innym. Jeśli się komuś nie podoba dany kontent osoby to po co śledzić i jeszcze pisać takie rzeczy? Gdzie podziała się empatia, współodczuwanie i chęć zrozumienia czy postawienia się na miejscu innej osoby? Wiecie i to nie jest coś w stylu: przewijam sobie Tumblr, natrafiam na jakiś post i w komentarzu coś tam wytknę zadając pytanie. Niee. Tu chodzi o kogoś kto śledzi w miarę na bierząco czyiś profil, wie z czym dana osoba się mierzy i wypierdziela komuś „zapytanie” z dowaleniem kaloryki. Nie kumam jak można tak zrobić. Może niektórzy są masochistami i lubią jak się im dosrywa wpędzając w gorsze samopoczucie, ale w normalnym przypadku, gdy ktoś się z czymś zmaga i walczy o siebie dowalenie może skończyć się naprawdę źle.
Ostatnio przeżywałam ciężkie chwile bo mój tata, którego kocham palnął głupotę w żarcie. Dotknęło mnie tak bardzo, że nie chciało mi się żyć. ED to nie jest choroba ciała a umysłu. To co się dzieje z naszymi ciałami to jedynie skutki choroby głowy. To tak jakby ktoś szczerze wyznał, że ma myśli samobójcze (i nie mówię tu o takich tekstach typu „jezu odwaliłam taką akcje, że ide się zabić) a w odpowiedzi powiedzieć „Yolo to weź żyletkę i się potnij tylko pamiętaj zrób tak a nie tak bo inaczej przeżyjesz”.
Masakra!
Wiele rzeczy, które tutaj czytam jest dla mnie trywialne, nie godne przejmowania się i tak dalej i tak dalej, ale wiecie co? Nie komentuje tego. Nie mam zamiaru kopać leżącego. Nawet jeśli wylądował na ziemi przez niezwiązane z lenistwa sznurówki. Nie podejdę i nie powiem „a dobrze ci tak!” Ani nie będę takiej osoby głaskać po głowie i dmuchać na stłuczone kolano. Po prostu to ignoruje. Bardzo często zastanawiam się nie dwa czy trzy raz a więcej zanim coś komuś napisze. Bo w naszym środowisku napisanie komuś „noo! Gruba akcja :D” może zostać odebrane negatywnie i wpędzić kogoś znów w tą czarną odchłań bez dna. W tą spirale negatywnych myśli i odczuć.
Może też zastanów się zanim komuś coś napiszesz? Dlaczego nie napiszesz tego ze swojego konta tylko używasz anonima? Czemu nie napiszesz do tej osoby na priv by pogadać tylko piszesz złe rzeczy w zapytaniu ukrywając swoją tożsamość? Jesteś na tyle odważny by pisać takie rzeczy to chociaż napisz to wprost a nie z ukrycia.
Według mnie opcja zapytaj anonimowo jest ogólnie dobrym zamysłem. Niektórzy się wstydzą o coś zapytać czy czegoś się dowiedzieć. Rozumiem to w zupełności! Jednak nie używajmy jej do dowalania, hejtowania czy dissowania. Bo takie zachowanie to czyste skurwysyństwo. Ha tfu! Gardzę takim zachowaniem. Mam naprawdę ogromne pokłady empatii, ale nie potrafię wczuć się w taką osobę. Jest to po prostu poza moimi możliwościami. A serio potrafię postawić się na miejscu prawdziwych mend i spojrzeć na świat z ich perspektywy. Ale dowalać komuś choremu na to samo co się ma? No to już jest szczyt wszystkiego.
Na tysiąc miłych słów wystarczy jedno negatywne by zaczęło to nas gryźć i wiercić dziurę w brzuchu. A później świat traci barwy a my znów widzimy tylko czerń i szarość. Mamy tendencje do zapamiętywania tych złych momentów. Jest to pozostałość po naszych przodkach by pamiętać, aby przykładowo nie wkładać łapy do ognia ponownie.
Często jesteśmy szczęśliwi a los pobłogosławił nam tak bardzo, że nawet tego nie zauważamy. Gdy cuda nas otaczają coraz ciężej je zauważyć bo bierzemy je za pewnik. A zapamiętujemy głównie doświadczanie smutku, panika i ogromny ból. Wyryte są one wręcz pod naszymi powiekami bo gdy zamykamy oczy niczym film na przyspieszeniu widzimy te najgorsze chwile.
Nie dokładajmy innym kamieni na stos pod którym leżą. Sama patrząc za siebie widzę drogę usłaną bólem, pełną porażek i przykrych doświadczeń. Naprawdę staram się codziennie nie przyglądać się cieniom, które rzucam a patrzeć wprost na te piękne, małe i drobne okruchy szczęścia. Bądźmy dla siebie bardziej uprzejmi. To nie kosztuje wiele. Pamietajmy, że to co wysyłamy w świat wraca do nas i tylko od nas zależy czy wróci dobro oraz pozytywne uczucie. Równie dobrze możemy oberwać czarną smołą w której zanurzony jest ten jad, którym opluwany innych…
144 notes · View notes
Text
Tumblr media
Trzecią (nie licząc niewydanej "Theft of Pride") i na dziś ostatnią książką, swego czasu niespodziewanego literackiego debiutanta - Andy Weira - zacząłem miesiąc temu. W ciągu paru dni przeczytałem jej połowę, a później zapadłem w drzemkę i nie przeczytałem ni strony przez przynajmniej dwa tygodnie. Aż w końcu w przeciągu dwóch nocy, w których zjadłem po sto stron, znalazłem się po drugiej stronie okładki. Wygląda z tego, że "Projekt Hail Mary", wydana w 2021 roku, to godna polecenia propozycja. Faktem jest, że całkiem przyjemnie mi się czytało i poznawało perypetie głównego bohatera. Mam jednak też parę drobnych notatek, które zapisuję bardziej nawet dla siebie, niż dla recenzji. Z tymi jednak związane będą spoilery. Więc jeżeli podobał ci się "Marsjanin", to raczej też się nie zawiedziesz tą lekturą, choć jest skonstruowana odrobinę inaczej. Dlatego też, jeżeli nie chcesz mieć niczego zdradzonego z fabuły, to weź zdobądź pozycję i ją przewertuj, a ja pozwolę sobie przejść do bardziej szczegółowej analizy.
Budzisz się na statku kosmicznym, nie pamiętając niczego, obok dwóch ciał. Na początek dostajemy więc bardzo mocny hook - pytanie co dokładnie się stało, że znaleźliśmy się w tym momencie. Takie zagranie jest może troszkę nadużywane, bo praktycznie żaden thriller nie może się bez niego obyć, co w szczególności pokazuje Dan Brown. Nie jest to jednak zarzut, bo to działa, a ta "fabularna zagadka" jest zawiązana przez autora naprawdę dobrze. W trzydziestu rozdziałach poznajemy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania. Też nie mam z tym problemów, choć może ktoś pamiętać jak narzekałem na podobną rzecz przy zbiorze opowiadań Pilipiuka - tutaj jednak nikt nie próbuje roztaczać atmosfery działania tajemniczych sił. Dobrym rozwiązaniem, choć podobnym do "Marsjanina" (dawno to czytałem, więc nie za bardzo pamiętam), jest rozdzielenie narracji na dwa tory - "to co było" oraz "to co jest". Więc na połowie stron dowiadujemy się jak tak monumentalna załogowa misja kosmiczna się w ogóle odbyła i po co ona jest, a resztę czasu obserwujemy Rylanda rozwiązującego pojawiające się problemy.
Jest to książka sci-fi, choć z nurtu Hollywood. Ciągle nie wiem jak się do tej niszy odnosić. Jest to lektura angażująca, całkiem przyjemna, ale jednocześnie przewidywalna. Można z dużą dozą przewidzieć, że coś pójdzie nie tak, w szczególności gdy idzie wszystko gładko. Jednak na koniec zawsze jest happy-end. Jest to w zdecydowanej sprzeczności do nie wartościujących tytułów z klasyki gatunku. Może wyłączając Čapka o jaszczurach, który jest niewysłuchanym ostrzeżeniem. Jednak nie mogłem przewidzieć co się stanie w takim "Solaris" Lema, "Limes Inferior" Zajdla, "Koniec Dzieciństwa" Clarka, czy nawet "Fahrenheicie 451" od Bradburego. Pierwsze dwie książki skończyły się ni tragicznie ni pozytywnie - ot tematem do rozważań. Trzecia podobnie zadała więcej pytań niż odpowiadała, ale końcówka jest raczej pesymistyczna. Ot taka dygresja o przewidywalności.
Nie mogłem, osobiście, poczuć żadnej więzi ze stawką zaprezentowaną w książce. Zagłada całej ludzkości jest tu przedstawiona z takim dystansem i troszkę, wg mnie, sprowadzona do utartego sloganu. Jestem świadomy, że taki temat jest naprawdę trudny do przekazania. Może też ja jestem bardzo wyczulony na takie "uratuj świat, bo tylko ty możesz to zrobić", bo jest to troszkę wytarte przez wszystkie te superbohaterskie, czy katastroficzne filmy, albo gry komputerowe. Jednak przestając krytykować, mogę dodać, że miło było zobaczyć jak główny bohater rozpacza przez jakiś czas nad stratą przyjaciół. Nie, nie jestem psychopatą, ale za dużo dzieł kultury zawiera protagonistów przechodzących niewiarygodnie szybko nad śmiercią najbliższych. Tutaj przez chwilę mamy segment, czy wspomnienia tu i ówdzie o ludziach, który nie przetrwali. Nawet dostali godny kosmiczny pogrzeb. Innym plusem przy tropie "pierwszego kontaktu" jest to, że to my jesteśmy bardziej zaawansowaną cywilizacją, nie obcy. Nie licząc kosmicznych mikrobów - astrofagów - które zawiązują akcję i tworzą problem do rozwiązania. Eridianie, będąc genialnymi inżynierami, skupili swoje wysiłki na wysłaniu misji do obcego układu planetarnego nie znając nawet fizyki relatywistycznej.
Tutaj jednak znów muszę troszkę ponarzekać. Nie kupuję tych kosmitów. W sensie, nie mam nic przeciwko Rockiemu, ani tym, że jest to mocno nierealistyczne - w końcu jest to fikcja literacka. Przyjemnie byłoby spotkać takiego kosmicznego pająka, który szybko uczy się angielskiego i można z nim się porozumieć. Miałbym też mniejszy minus tutaj, gdyby książka nie próbowała sprzedawać się jako twardsze sci-fi niż jest. Bo choć na plus tutaj jest dużo naukowych wstawek i innych drobnych takich elementów, tak troszkę gryzie mi się to w przypadku tych kosmitów. Gdyby chociaż nie była podjęta próba analizowania ich biologii, to przeszedłbym przez to gładziej. Naukowym nie jest, wg mnie, ich zadziwiające mentalne podobieństwo do ludzi. Myślę tutaj dokładnie, o prędkość komunikacji, oraz podobny do ludzkiego model mentalny. Co prawda autor próbuje to tłumaczyć dwoma punktami - wspólnym pochodzeniem i ewolucją (adaptacją przeciwko drapieżnikami mówiąc ściślej), tak nadal nie rozumiem czemu obcy mieliby korzystać z tych samych mentalnych modelów, co ludzie, w szczególności, ze najprawdopodobniej wiele z tego jak my myślimy wynika z tego jak zbudowany jest mózg. Nie mówiąc już o braku różnic w emocjach i ich wyrażaniu. Lem na bank wygarnąłby Weirowi tą kwestię. Można jednak też powiedzieć, że to jest pusta krytyka, bo ciężko mówić o naukowości takich a takich kosmitów, gdy żadnych nigdy nie widzieliśmy. Jednak musiałem wyrzucić to z systemu.
Bo podobnie jak rozwiązanie apokaliptycznej katastrofy, kwestia "komunikatywnych obcych" jest potrzebna do zrealizowania fabuły w takiej postaci. Jestem w stanie uwierzyć, że na takie problemy napotkał pisarz przy tworzeniu historii i tak proste rozwiązanie (taumeby), jak i Eridianie w takiej postaci byli potrzebni do napędzenia ciekawej akcji. Można powiedzieć, że zastanawiając się nad nimi, były to bardziej narzędzia niż podmioty. Nie mam nic przeciwko temu, że widać pociągnięcia pędzlem w dziele. Finalnie oceniam lekturę na bardzo dobry, z tymi minusami co wyżej. Nie może to pretendować do mojej biblioteczki top, bo brakuje dziełu chociaż motywu i idei przewodniej innej niż ratowanie świata. Jednak jako książka rozrywkowa, taki pisany film, sprawdza się bardzo dobrze. Miło mi się czytało, a o tym że ta przygoda potrafi wciągnąć już wspomniałem na samym początku. Mam nadzieję, że nie zraziłem tą drobną kontestacją pewnych kwestii, ale chciałem też sobie pewne rzeczy uporządkować, wraz z moimi oczekiwaniami. W szczególności, że pewnie takie kosmiczne akcyjniaki będę spotykać coraz częściej.
Na koniec dodam, że to moja druga dziś recenzja. Nie czytam tak szybko dzieł, ale poprzednia była drobną książeczką o Tatrach. Ta powieść Andy'ego była moim głównym czytadłem po kosmologicznej książce Hellera. Na razie, jednak jeszcze raz życzę wesołych Świąt i do następnej recenzji. Możliwe, że uda mi się jeszcze przed Nowym Rokiem.
Miłego, Adiabat 23.12.2024
0 notes