#wnusie
Explore tagged Tumblr posts
Text
Repost from 9 october and 29 september 2021 Wnusie Babuni Deltarune shitpost
9 notes
·
View notes
Text
Na placu zabaw w Sosnowcu. Moja wnusi Hania (fot. Arkadiusz Miodek)
#placzabaw#sosnowiec#placzabawwsosnowcu#wnusiahania#hania#mojawnusiahania#arkadiuszmiodek#arekmiodek#aremio#aremioart#amiod#arek#arkadiusz
1 note
·
View note
Photo
(FIOLET) Czas na wspomnienia sprzed 3 lat. Tu Dzibusy z babcią "Grande-mére" z Kamerunu. Jak ten czas leci... kiedy się znów zobaczymy?... • • • #wnusie #wnuczeta #wnuczki #wnuczek #wnuczka #babcia #kochanababcia #babcianajlepsza #kochamybabcie #babciazafryki #africangrandma #babciaiwnuczek #babciaiwnuczka #najlepiejrazem #mulat #mulatka #czarnoskorakobieta #afrykanka #kamerunka #kamerun #coreczkatatusia #slodziara #skodziak https://www.instagram.com/p/BsTnSNKlz7l/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1lv6huznscdq9
#wnusie#wnuczeta#wnuczki#wnuczek#wnuczka#babcia#kochanababcia#babcianajlepsza#kochamybabcie#babciazafryki#africangrandma#babciaiwnuczek#babciaiwnuczka#najlepiejrazem#mulat#mulatka#czarnoskorakobieta#afrykanka#kamerunka#kamerun#coreczkatatusia#slodziara#skodziak
0 notes
Text
"Dla Mamy"
Kochanej Mamusi, co Bilbo po nocach ją budzi.
Kochanej Mamusi, co od śmiechu przez Nas się dusi.
Kochanej Mamusi, co brzuszek przez Nas się brudzi.
Kochanej Mamusi, która potrzebuje niezwłocznie wnusi.
Kochanej Mamusi, która rozpromienia dzień każdego dziecka niemiłej paniusi.
Kochanej Mamusi, która wieczorami jak i w dzień robi nynusi.
Kochanej Mamusi, której racja rzecz święta a tatusia odrębna.
Kochanej Mamusi, której różowa podusia pokazuje prawdziwy rozmiar jej serca.
Kochanej Mamusi, której co noc przychodzą myśli prorocze, a Ja ich nie znoszę!
Dla Ciebie co noc świecą gwiazdy i codziennie wstaje słońce.
Dla Ciebie każdy z Nas chciałby ująć Ci całe cierpienie byś nie musiała się smucić.
Dla Ciebie chciałabym cofnąć czas i nauczyć małą siebie siedzieć w spacerówce.
Ty, Mamo, masz każdy zawód.
Ty, Mamo, jako kobieta miałabyś być słabą płcią?
"Ile w stanie jest unieść kobieta?"
Ty, Mamo, co nosiłaś Nas pod sercem, nauczyłaś chodzić, mówić i pokazałaś świat.
Dawałaś Nam każdego dnia szczęście, a przy naszych pierwszych porażkach dawałaś nadzieję na lepsze jutro.
I Ty?
Mamo?
Miałabyś być slaba?
Nie.
Byłaś zawsze silna za Nas wszystkich i nadal jesteś.
Dziękuję, że mamy Ciebie.
Na zawsze Twoja,
Mała Dorosła
#mama#córka#dzieciństwo#miłość#wiersz#po polsku#wdzięczność#przeszłość#przyszłość#przemijanie#kobieta#siła
12 notes
·
View notes
Text
Karolinka nieźle najechała na córeczkę kiedy dowiedziała się, jak w domu traktowana jest Liliana - wypomniała jej nawet to, że jest adoptowana, bo czemu nie! Ważne żeby bolało X'D
Babcia od razu zaproponowała wnusi 'azyl' i od tej chwili dziewczyna miała nowy dom w miejscu, gdzie każdy członek rodziny nie próbował dać jej w mordę z powodu jej samego istnienia.
#Liliana Przyjemniaczek#Karolina Próchno#Marysia Przyjemniaczek#Azyl#Zmiana#Matka vs Córka#Miłowo#T1#Tura 1#Miłowo: T1#Sims 2#TS2#The Sims 2#Metamorfoza
5 notes
·
View notes
Text
Dom Mavri. Tom I. Pałac bogów.
Rozdział I Big Bang Theory
Na początku cały Wszechświat wypełniony był Ciemnością, gęstą jak smoła. Jednak nawet Ciemność, której imię brzmiało Skotadi, ogarnęła samotność. Postanowiła ona uwolnić ze swojego wnętrza iskrę, która dała początek Jasności. Jasność imieniem Lampsi był najpiękniejszym co Skotadi kiedykolwiek ujrzała i chociaż istniejący wtedy Wszechświat nie znał jeszcze pojęcia miłości, matka wszystkiego wiedziała, że właśnie to uczucie zawładnęło jej sercem. Lampsi jednak nie odwzajemniał głębokiego zauroczenia swojej twórczyni bowiem Ciemność budziła w nim strach i odrazę.
Skotadi nie mogąc pogodzić się z odrzuceniem ze strony ukochanego postanowiła go ukarać. Ciemność wchłonęła Jasność z powrotem głęboko do swojego wnętrza. Nie zdawała sobie jednak sprawy z potęgi jej nowego tworu. Lampsi nie był jedynie iskierką w otchłani, stał się potęgą jaką znamy dzisiaj, a jego życiową misją stało się pokonanie Ciemności. Walka trwa po dziś dzień, a jej obecność jest zauważalna i określana mianem harmonii. Bowiem w świecie jakim znamy nie ma światła bez ciemności.
W ogniu walki Lampsi i Skotadi stworzyli dwójkę swoich dzieci: Czas i Przestrzeń. Ora i Choros, bo takie imiona nosili, zamiast poddać się morderczej walce postanowili żyć w pokoju, zostali tak pierwszymi władcami Wszechświata. Ich zadaniem stało się podtrzymywanie i poszerzanie panującej harmonii. Ora była surowa i nieustępliwa, a Choros zmienny i nieokiełznany. Dwa przeciwieństwa, których połączenie dało nieprzewidziane skutki. To Czas i Przestrzeń są odpowiedzialne za stworzenie świata jakiego znamy, chociaż wytworzenie takiego piękna było jedynie kaprysem potężnych bogów. Łączyło ich uczucie, którego owocami było dziesięć fundamentów rządzących naszym światem: Niebo - Orizontas, z którym połączone były wiatry i burze, został królem naszego świata jako górujący nad wszystkim co nas otacza, Ocean - Talass, w którego wodach narodziło się pierwsze życie, Ziemia - Tavo, która dawała wszystkiemu początek i koniec, Słońce - Elio, stanowiące centrum Wszechświata, Księżyc - Luna, magiczny wytwór dający ukojenie i odpoczynek, Życie - Zoi, miłościwa matka nas wszystkich, Śmierć - Petain, surowy ojciec, którego rządy nie potrwały długo, gdyż został wchłonięty przez Ziemię tak jak w ziemi grzebie się ciała zmarłych.
Był również Ogień - Termo, ojciec wszelkiej technologii, najbardziej przychylny rodzącemu się życiu, Mądrość - Sofia, która szybko stała się głosem rozsądku wśród młodych bogów. Najmłodszym dzieckiem Czasu i Przestrzeni był Wojna - Polemos, który bez zastanowienia niszczył wszystko co tworzyli jego bracia i siostry. Wydawało się, że Wojna będzie końcem wszystkiego czego jeszcze nie poznaliśmy. Pokonywał swoich braci i siostry na ich własnych polach. Nie dawała nic wiedza, umiejętności techniczne, czy potęga żywiołów, bowiem wojna pochłania wszystko na swojej drodze i nie zważa na przeciwności.
Najbardziej słabła Zoi, całe życie, któremu dała początek ginęło w ogniu, wodzie i piorunach. Luna widząc jak jej siostra zanika postanowiła zwrócić się do własnych rodziców o pomoc. Czas i Przestrzeń jako wszechwiedzące istoty znały wyjście z sytuacji, ale były także bardzo chciwe. Nie chcieli tak po prostu zdradzić sekretu na pokonanie Wojny. Luna mając w sobie najwięcej dobra ze wszystkich dzieci Ory i Chorosa obiecała zrobić co tylko będzie trzeba by uratować swoją młodszą siostrę. Czas i Przestrzeń znając umiejętności swojej córki zażyczyli sobie by została ona ich nadworną łowczynią, przemierzała świat co noc w poszukiwaniu wszelkich nieprawości i strzegła porządku, który może zaburzyć istnienie życia. Księżyc nie mogła więc nigdy się zatrzymać i znaleźć swojego miejsca na świecie. W tamtej chwili była to jednak niewielka cena za życie ukochanej siostry, więc Luna przystała na warunki rodziców.
Uradowani Ora i Choros kazali pójść Lunie do jej babki Skotadi i zapytać o cząstkę siebie, której się pozbyła przed wchłonięciem Jasności. Księżyc bez wahania wyruszyła w podróż w poszukiwaniu walczących Skotadi i Lampsiego. Nie było to trudne dla bogini, której misją od tej pory będzie przemierzanie Wszechświata. Dużo trudniejsze było dogadanie się z babką, której od momentu odrzucenia przeszkadzało wszelkie światło. Luna musiała być więc sprytna, zapytała co Skotadi najchętniej by zrobiła żeby ją ukarać, stłamsić, upokorzyć.
Ciemność na to jedynie obdarzyła ją szyderczym uśmiechem i odparła, że wcale nie chce karać ukochanej wnusi, chciała dać jej prezent. Udały się więc na największe cmentarzysko Wszechświata - Nekrofatio. Było to miejsce zapomniane i przerażające, oddalone od wszystkiego co znane, a żaden promień słońca nie miał prawa do niego dosięgnąć. Nawet Księżyc straciła cały swój blask i zdana była jedynie na zmysły łowieckie. Na nie i swoją babkę, która równie dobrze mogła zostawić Lunę i mieć pewność, że nie uda się jej powrócić by uratować Zoi.
Ciemność miała jednak inne plany, chciała wprowadzić więcej chaosu w życie Wszechświata, dlatego pokazała Lunie swój najbardziej skrywany sekret, cząstkę siebie, której wstydziła się jak niczego innego. Było to jej pierwsze dziecko z Jasnością. Dziecko, którego istnienia nie była świadoma aż do momentu, w którym zdała sobie sprawę jaką nienawiścią je darzy. Tym dzieckiem była Miłość – Agapi.
Agapi była najpiękniejszym stworzeniem na świecie, posiadała wszystkie najlepsze cechy swojego ojca – Jasności. Było to kolejnym powodem, dla którego została tak znienawidzona przez matkę.
Skotadi podarowała Miłość Księżycowi jako swój prezent, który miał zniszczyć życie nie tylko Lunie ale i całemu światu. Nie wiedziała jednak, że Księżyc właśnie Miłości pragnęła. Gdy tylko uwolniły się z objęć Ciemności, obie pognały do miejsca, gdzie akurat Wojna siał swoje zniszczenie.
Bóg Polemos widząc piękno Agapi zaprzestał wszelkich działań. Urzeczony Miłością postanowił ją poślubić. Na szczęście dla nas wszystkich, Agapi również spodobał się młody bóg. Wojna ustała, gdyż Polemos zajął się swoją wybranką, a życie powróciło do świata. Zoi znowu stanęła na nogi i wraz z pomocą rodzeństwa mogła odbudować wszystko to co zniszczył jej najmłodszy brat. Była jeszcze silniejsza i piękniejsza niż kiedykolwiek, a z jej serca ogarniętego miłością wyskoczyły trzy córki, które odpowiadały za różne aspekty życia na świecie.
Tak właśnie miłość pokonała wojnę. Co prawda nie zlikwidowała całkiem negatywnego wpływu jaki może wywierać, bo Wojna lubi pokazywać kto w związku nosi spodnie. Jednak w ostateczności dobra Miłość zawsze zwycięży i przywróci pokój. Wojna był głową, ale Miłość szyją.
O bogach można powiedzieć wiele, jednak nie to, że są idealni. Przez wieki wyrobili sobie maniery i zachowania, mieli swoje dobre i złe strony, stali się pyszni i samolubni. Uważali się za lepszych od istot, których stworzyli – ludzi. Koniec końców postanowili się od ludzi odsunąć, robili to stopniowo, tak jak ludzie stopniowo o nich zapominali.
Ludzie zawsze wiedzieli, że coś... ktoś nad nimi czuwa i któś jest odpowiedzialny za stworzenie tego wszystkiego co ich otacza. Dlatego nie przestali czcić bogów, nadawali im różne imiona, tworzyli różne religie, jednak nigdy nie zapomnieli o dziesięciu fundamentach, które odpowiadały za stworzenie świata, a nad którymi czuwała Miłość.
#House of Mavri#Dom Mavri#książka#pierwsza książka#pierwszaksiążka#first story#mine#my book#mybook#fantasy#gods#mythology#mitologia#inwencja twórcza#chapter one#rozdział pierwszy#Gwen Anderson#bogowie#herosi#big bang theory#big bang#stworzenie świata
1 note
·
View note
Photo
Czy Waszym rodzicom też nieco odbiło, kiedy zostali dziadkami? Zaczęli wygłaszać swoje pomocne rady (zazwyczaj krytycznym) tonem na każdym kroku? Ja wiem, że chcą dobrze, ja wiem, że kochają swoje wnusie, tak rozumiem to, ale jak hormony jeszcze nie opadły to lepiej niech zamilczą albo chociaż pomyślą jak ich komentarz może wpłynąć na mamę… https://www.magdalenafar.pl/tesciowa-zostaje-babcia/
0 notes
Photo
MYSTERY VALUE BEAUTY WHOZWHO Mag No.57 Stars wie nirgendwosonst! Kunstgenuss bestellen s.Bio @zsazsainci #17durch4 @friedrich_liechtenstein @artist_network Foto @olafkroenke CD @kunhildhaberkern für WHOZWHO MAG @whomag.eu #starswienirgendwosonst #ewiglebeninfotosvonwhozwhomagazine #photoart #houseofweekendberlin @thegrandberlin #berlin @papierunion #envirocollection https://www.instagram.com/p/B0qye-wnusi/?igshid=117uvhe73papo
#17durch4#starswienirgendwosonst#ewiglebeninfotosvonwhozwhomagazine#photoart#houseofweekendberlin#berlin#envirocollection
0 notes
Text
przystankowa dama
Siedziałam na przystanku autobusowym wśród kobiet. Kobiet w wieku, który automatycznie łączony jest z mianem babci, bez względu na to czy rzekoma babcia w ogóle posiada jakiekolwiek potomstwo. A więc, siedziałam na przystanku wśród babć. Kobieta siedząca po mojej lewej stronie rzeczywiście wyglądała jak przykładna babcia, taka co dzierga wnuczkom kolorowe szaliki i gotuje najlepszą zupę pomidorową na świecie. Miała biało-białe, romantycznie skręcone loki i przyjazną twarz o delikatnym wyrazie. Pani z prawej, w swoim cętkowanym futrze i kapturze chroniącym jej twarz przed mrozem świata zewnętrznego, sprawiała wrażenie damy ceniącej sobie przepych i ekstrawagancje. Jej twarz pozostawała poza zasięgiem mojego wzroku. Chciałam zobaczyć tę twarz. Kultura nakazywała mi jednak opanować wytworzone ze znudzenia wścibstwo i z zaciekawieniem zapatrzeć się w przestrzeń. Nietrudno było jednak dostrzec, że moje sąsiadki są do siebie zupełnie nie podobne. Panie jak swoje wzajemne antonimy, usadowiły się dla przeciwwagi po obu stronach ławki, zamykając mnie w środku.
Dama w futrze była niespokojna. Pomysł oczekiwania na upragniony autobus w milczeniu prawdopodobnie wydawał się jej absurdalny. Dla niektórych milczenie nie ma nic wspólnego ze złotem. No cóż.
Siedzenie na przystanku w środku grudnia nie jest najprzyjemniejszym sposobem na spędzanie czasu. Pora dnia spod znaku mrozu i milowych minut. Autobus staje się wtedy symbolem wszelkiego dobra, lecz chociaż jest coraz bliżej i bliżej to nigdy nie na miejscu. Dla zakapturzonej ten nieprzyjemny proces jest jednak czymś więcej. Czymś na kształt spotkania towarzyskiego. Jak widać lubi zostać wysłuchana, nawet kiedy nie ma nic szczególnego do powiedzenia. Futro ma. Ciepło jej. To i pogadać by chciała. Desperacko zagadywała, więc panią po przeciwnej stronie ławki oraz po przeciwnej stronie w każdym innym dostrzegalnym aspekcie.
Mówiła o świętach i wiążących się z nimi przygotowaniach. Nic dziwnego, że do rozpoczęcia tej wymuszonej rozmowy posłużyła się tematem, który cieszył się popularnością mniej więcej już od listopada.
-wie pani co? Te święta to mnie kiedyś wykończą. Okna mam jeszcze nie pomyte. Pani umyła? Ja to na nic nie mam czasu. I jeszcze ta pogoda. Ni to śnieg, ni to deszcz. Nieprzyjemnie. A tak naprawdę to uważam, że w tym wieku to człowiek nie powinien już całej tej wigilii przygotowywać. To dzieci starą matkę powinny zaprosić. A nie. Ja się męczę. A synowie moi to nie pomyślą nic. A te synowe moje, boże broń, nie życzę takich nikomu. Wszystko na mojej głowie. Ale wie pani co, ja to się ostatnio zbuntowałam i powiedziałam, że nie zrobię wigilii. Nie zrobię. Oni mnie powinni zaprosić. Nie wiem co to jest za zwyczaj, że babka zawsze musi.
Druga z nich cierpliwe słuchała monologu, zręcznie wplatając uśmiechy i zdawkowe odpowiedzi, kiedy wymagała tego od niej sytuacja. Po pewnym czasie zaskoczyła nas obie jedną z dłuższych wypowiedzi:
-Oj, ja to zawsze do wnusi na wigilie chodziłam-mówiła powoli i spokojnie- ale wnuczka umarła to teraz moja córka robi.
Powiedziała to niespodziewanie, a jej słowa były niemal zupełnie pozbawione swojego ciężaru.
Nie mówiłam nic, no bo co tu mówić.
Przytłoczył mnie i zadziwił niezobowiązujący charakter tej pogawędki. Rozmowa kręciła się wokół mycia okien i świątecznych potraw, z przerwami na zwyczajowe narzekanie i krytykę wybranych osób i zjawisk, by nagle, ot tak zatrzymać się na śmierci. Taka łatwość mówienia wydawała się nierealna. Najbardziej jednak zdumiewa to, że poczucie straty stało się dla tych pań zjawiskiem tak powszechnym, że nie czują się już zobowiązane do wzajemnego współczucia. Wiedzą, że jest bezcelowe. Rozmawiają dalej.
-O tak, wie pani, najlepiej to jest mieć córki. Córka to zawsze pomoże, wesprze. A taki syn? Znajdzie sobie jakąś lafiryndę i o matce zapomni, jak już odchowany. I żeby to jeszcze była jakaś porządna dziewucha. A gdzie tam – futrzasta kontynuowała swoja opowieść.
W miarę zbliżającej się godziny przyjazdu autobusu, na przystanku zbierało się co raz więcej równolatek moich towarzyszek.
-Dwóch synów mam i dwie synowe. I żadnego pożytku z nich. W tamte święta się zbuntowałam i mówię: nie zrobię wigilii u siebie. Zbuntowałam się i mówię: nie zrobię. I wyobraża sobie pani. Nie wiem czy jedna myślała, ze ta druga mnie zaprosi, a druga myślała, że tamta. Nie wiem. Wyszło tak, że w zeszłym roku sama wigilie spędziłam. Żadna mnie nie zaprosiła. Ani syn żaden nie zadzwonił, nie zapytał. Taką wigilie miałam. Tylko sobie tabletki nasenne wzięłam, coby długo nie płakać i poszłam spać.
Nie jestem pewna czy powiedziała to wszystko, bo poczuła się ośmielona poprzez wcześniejsze wyznanie swojej rozmówczyni i nabrała ochotę na zwierzenia, czy też po prostu chciała się jej zrewanżować w niekończącym się ludzkim konkursie o to kto ma w życiu gorzej. Nie wiem.
Niemniej jednak była to smutna historia. Znowu.
Dokładnie zapadła mi w pamięć.
Kobieta miała ciężki charakter, była przemądrzała i cyniczna, ale jednak w pewien sposób budziła sympatię. Wiele z jej zgorzknienia wynikało przecież z tej samej samotności, która zmuszała ją do wypowiadania tych wszystkich słów.
Siedząc obok niej czułam, że nie zasłużyła sobie na to porzucenie. Może też trochę się przeraziłam tym wszystkim co usłyszałam. Chyba każdy musi się tej smutnej historii nabawić, a te panie po prostu poznały już swoje.
Nie mówiłam nic, no bo co tu mówić.
Pani z przeciwnej strony skomentowała to wszystko w nieznaczący sposób, wyrażając bliżej nieokreślone uczucia. Oczywiście nie była nieuprzejma, ale rozmowa wyraźnie stawała się coraz bardziej dla niej uciążliwa. Rozglądała się na boki.
Ku jej radości na przystanku nagle, jakby zesłana z niebios, czy z jakiegoś innego miejsca zjawiła się pani Krysia. Rzeczona pani Krysia niewątpliwie cieszyła się większą sympatią pani starszej, niż pani w futrze. Natychmiast rozpoczęły ożywioną rozmowę, zostawiając tę ostatnią na pastwę milczenia.
Moja sąsiadka została brutalnie porzucona. Pośpieszne odejście tamtej było tak dotkliwie niedyskretne, że sama poczułam się zdradzona. O ile mi zrobiło się nieprzyjemnie, to koleżanka z prawej była wyraźnie zdruzgotana zaistniałą sytuacją. Powietrze zastygło w tłumionej potrzebie wypowiadania słów, która napierała na mnie z jej strony. Słowa musiały się wylać i wylały się, obierając sobie za cel najsłabsze ogniwo wśród przystankowego tłumu. Naprawdę bardzo lubię słuchać rozmów na przystanku, prawie tak bardzo jak nie lubię brać w nich udziału. To była jednak tylko kwestia czasu. Kobieta w futrze, która wciąż pozostawała dla mnie tylko futrem, zwróciła ku mnie spojrzenie, delikatnie wychylając się spod kaptura. Kolce włosów koloru krwistej czerwieni opadały na jej kwadratopodobną buzię. Kontur twarzy utrzymywały zamieszkujące w niej zmarszczki. Były to zmarszczki całkiem niezwykłe. Czarne niteczki splatały się na czole i policzkach tworząc przypadkowe wzory i szlaczki. Osadzone głęboko w skórze przybrały kolor tej szczególnej tajemniczej i nieprzeniknionej czerni. Miały swoje osobliwe piękno. Dodawały twarzy wyrazu, na którego brak kobieta zdawała się cierpieć w młodości.
Nie ukrywam, że wygląd tejże twarzy ciekawił mnie od początku. Pochłonięta obserwacją zgubiłam sens szeregu wyrazów, który powędrował już w moim kierunku. Blady uśmiech skierowany do niej w rekompensacie za brak odpowiedzi nie zniechęcił jej. Palące w gardło pragnienie mówienia zdawało się wciąż jej doskwierać. Postanowiłam więc okazać osamotnionej wiedźmie serdeczność. Następnym z uśmiechów pozwoliłam jej na kontynuacje monologu, zakładając tym samym cichą koalicje przeciwko platynowej zdrajczyni, która nas opuściła.
Komentowała przede wszystkim moje ubranie, które, jak można się było spodziewać było jej zdaniem nieodpowiednie na grudniową pogodę. Zapewniłam ją, że nie marznę, co nie było do końca prawdą. Ostatecznie zdecydowałam się oddać jej pełen autorytet w kwestii odpowiedniego doboru odzieży wierzchniej. Jedno spojrzenie na jej cętkowane futro, bez względu na to czy było prawdziwe, czy syntetyczne, wystarczało, by stwierdzić, że jest ona niekwestionowaną ekspertką na tym polu.
Przez ostatnie pięć minut mówiła jeszcze o globalnym ocieleniu i komplementowała moje buty. Na pożegnanie zdążyła jeszcze szybko podsumować naszą krótką znajomość:
-Lubię panią. Lubię brunetki. Sama byłam brunetką zanim osiwiałam. Blondynek nie znoszę– powiedziała po prostu.
Synowe przypuszczalnie brunetkami nie były.
-Siwych też nie lubię. Ohyda. Dlatego farbuje, żeby jakoś wyglądać – dorzuciła tę niedyskretną uwagę na temat siwych włosów zdrajczyni.
Wsiadłam do autobusu, czując się nadspodziewanie zadowolona z faktu, że dziwna pani polubiła mnie ten swój kąśliwy sposób z radością po raz kolejny dyskryminując blondynki. Mam nadzieję, że w tym roku miała dobre święta. No przynajmniej lepsze, niż ostatnio.
1 note
·
View note
Text
No to się w czerwcu działo…..
Czerwiec rozpoczęliśmy pobytem w Gdańsku. Wyjazd wyskoczył nam jak królik z kapelusza. Pan B. został zaproszony na spotkanie klasowe więc postanowiliśmy zmienić nasz plan (pierwszą podróż planowaliśmy po ukończeniu przez Dzidziunię sześciu miesięcy) i ruszyć do Polski.
31 maja zapakowaliśmy się do busika i pełni obaw pomknęliśmy na lotnisko. Podróż minęła zaskakująco dobrze. Dzidziunia nawet nie pisnęła w trakcie lotu. Najważniejsze, że pełna flacha była w łapkach i tylko to się liczyło.
O pobycie w Gdańsku napisałam już posta zajrzyj tutaj za który usłyszałam, że jak mi tak nie pasuje Polska i Gdańsk to mam sobie siedzieć w Szwecji. Taa bo ja już nie mogę krytykować Polski. Nie mogę też krytykować Szwecji bo zaraz słyszę, że jak mi się nie podoba to mam spadać do Polski. To w końcu co mogę krytykować? Pewnie najlepiej partnera i teściową?
Pobyt w Gdańsku minął ekspresowo. Udało mi się spotkać z grupą podobnych do mnie trolli czyli z Gdańsk Strefa Prestiżu której oddaję swoje teksty. Polecam ten portal (z boku strony jest odsyłacz to ich strony) osobom które lubią poczytać o Trójmieście i nie tylko.
Na pobyt w Gdańsku zaplanowałam sobie kilka sesji ale niestety udało mi się spotkać tylko z jedną modelką – ale za to jaką! O sesji będę pisać w oddzielnym poście.
Gdańsk to oczywiście fryzjer, zakupy i…obserwowanie zmian jakie zachodzą w moim mieście. Niestety nie zawsze na lepsze.
I oczywiście masa spacerów z Dzidziunią. Wiecie, że w tym wózku mnie wożono? Mój Tato chomikarz schował ten wózek w czeluściach piwnicy i teraz go odpicował dla wnusi. Wózek czad – te wszystkie wypasione wózki mogą się schować.
Gdańsk to niestety też niefajne rzeczy. Z powodu obrzydliwej wody w Gdańsku wylądowaliśmy z Dzidziunią u dermatologa. A podobno Gdańsk ma taką super wodę. Proponuję osobie tak twierdzącej wygotować plastikowe butelki to zobaczy co w tej wodzie siedzi.
Gdańsk to spotkania ze znajomymi. Niestety z pewnych względów wstrzymaliśmy się od kontaktów osób z dziećmi i jeszcze tak będziemy się wstrzymywać przez jakiś czas.
Do Szwecji zabraliśmy ze sobą Dziadziunia Bigosława. Czesław aż ze szczęścia podskoczył na widok Dziadziunia no ale to już inna historia. Nawet sobie nie wyobrażałam jak fajną instytucją jest taki Dziadziuś.
Z Dziadziusiem zrobiliśmy sobie dwie małe wyprawy. Jedną do Tyresö.
A drugą do Gålö – jakby ktoś nie pamiętał to pisałam o tym miejscu zajrzyj tutaj . Niestety upały i brak deszczu sprawiły, że wszędzie był zakaz rozniecania ognia i nasz grill nie wypalił. Jakby co to polecam Gålö na rodzinny wypad (fajne kąpielisko).
W czerwcu przypadła nam kolejna wizyta w przychodni. Dzidziunia właśnie przekroczyła siedem kilo.
Niestety w czerwcu dowiedzieliśmy się, że nasi znajomi z Belgradu opuszczają Szwecję i wyruszają na podbój UK. Monika i Dusko są przykładem jak bardzo Szwecja potrafi być niegościnna dla mieszkańców UE.
Na koniec dobra ciocia Agnes postanowiła sprezentować tej fajnej parze sesję narzeczeńską.
I to by było na tyle w czerwcu.
A w lipcu m.in. sesja brzuszkowa czytelniczki mojego bloga, wypady weekendowe w poszukiwaniu nawiedzonych pałaców i wredne posty. Cała masa wrednych postów.
Migawki czerwcowe. No to się w czerwcu działo..... Czerwiec rozpoczęliśmy pobytem w Gdańsku. Wyjazd wyskoczył nam jak królik z kapelusza.
0 notes