#rodzina dzienmatki
Explore tagged Tumblr posts
Text
Kolejny rok za i przed nami!
Rok 2016 żegnamy w dobrych nastrojach. Był to czas pełen niesamowitych wrażeń i wydarzeń. Rok spełnionych i nie spełnionych marzeń. Rok, który dał nam szansę przekonać się, że moc w słabościach się doskonali oraz przypomniał, że rodzina to siła.
Szczęśliwe narodziny córeczki to bez wątpienia najważniejsze i najpiękniejsze wspomnienie. Grajek Team na wiosnę rozpoczął Bobo runmagedon. Nasza codzienność od tamtej pory odbywa się w rytmie niemowlęcych radości, potrzeb, smutków i protestów. Jest wesoło, jest co robić, jest się czym cieszyć, jest dla kogo rezygnować z własnego chcenia... Kiedy trudniejszy życiowy odcinek stwierdzamy, że najwspanialszy czas rodzicielstwa to gdy nasze dwa m&msy wreszcie śpią ;) Jednak jesteśmy zgodni, że dzieci to piękny prezent od życia i jak tu się nie starać.
Mieliśmy sportowe plany. Jednak życie napisało swój scenariusz. Tomek chciał wystartować po raz kolejny w Tour de Pologne amatorów. Przygotowywał się zawzięcie do pewnego czasu, sprawy zdrowotne pokrzyżowały plany. Było groźnie przez chwilę, ale cieszymy się, że minęło. Mimo wszystko pojechaliśmy w lipcu do Bukowiny Tatrzańskiej. Wyjazd ten planowaliśmy już początkiem roku. Wszystko zabukowane, zaklepane, popłacone. Jedziemy! Grajek Team w pełnym składzie miał wystąpić w roli kibiców podczas TdP. Chcieliśmy też zostać w uroczym pensjonacie Na Wierchu na nasze długie wakacje. Od pierwszego dnia wiało, lało i chłodem zapodawało. Kolarze nie mieli przyjemnych warunków, a nasze wakacje nie zapowiadały się dobrze. Po trzech dniach lało nadal, a lokalne podtopienia zaczęły straszyć turystów. Zaczęliśmy się pakować bo prognozy nie były zachęcające. Trzy dni z przedszkolakiem i niemowlakiem w jednym pokoju z balkonem i widokiem na góry, których nie widać takie mamy wspomnienia. TdP oglądaliśmy w TV i przez okno :) Warto było jechać dla tego zdjęcia i tych kilku chwil.
W zeszłym roku pożegnaliśmy kota. Niuniek nasz mruczek, przyjaciel na czterech łapach. Był z nami przez osiem lat. Taki towarzyski, empatyczny i troskliwy po kociemu. Uczestnik naszych życiowych wzlotów i upadków. Dodawał otuchy swoim mruknięciem, ocieraniem, ugniataniem łapkami i ogrzewał swoim burym futerkiem. Gdy wybijała kocia godzina zwijał mu się dywan pod łapami bo Niuniol ganiał myszy, te plastikowe, polował na kocie skarby najlepiej te ze sznureczkiem, albo latał za błędnym światełkiem. Pusto bez niego…
Życie daje i zabiera! Na otarcie łez we wrześniu ruszyliśmy w trasę Garbusem. Volkswagen Garbus z 1966r. to klasyk o zachwycającej garbatej sylwetce. Jak dla mnie macha mu się zawsze cieszy, bo mam wrażenie, że te auto ciągle jest uśmiechnięte. Widać to patrząc Garbiemu prosto w oczy, czyli od przedniego zderzaka. Jest to pierwszy samochód Tomka, którym zapewne na pierwszą randkę pojedzie też Marcinek. Przez ostatnie lata samochód przeszedł kapitalną renowację nadwozia. To Garbus był pierwszą inspiracją dla logo Grajek Team. Jest to duża frajda dla nas znów nim podróżować. W minionym sezonie wzięliśmy udział w dwóch zlotach. Okazało się, że najlepsze kołysanki dla Martynki śpiewa właśnie Garbus.
Kluczowy punkt zeszłorocznego planu to moja ósma operacja, usunięcie gwoździa śródszpikowego z kości udowej. W październiku znów odwiedziłam szpital w Piekarach Śląskich. Oddział IX to wspaniały zakątek gdzie profesjonalizm przeplata się z życzliwością, a pacjentowi dobrze się robi na duszy w tych stresujących chwilach. Wyjęli, zaszyli, rozśmieszyli…Zabieg był dosyć wymagający, a rana spora jednak bardzo szybko wróciłam do sił. Pięć dni chodziłam jeszcze o kulach, a potem rzuciłam je w kąt.
Okazało się, że potrzebuję intensywnej rehabilitacji bo moje biodro pomimo usuniętego zespolenia było nadal przyblokowane. W listopadzie rozpoczęłam dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny. Efekty są wspaniałe!!! Kucnęłam po dwóch latach i wchodzę krokiem naprzemiennym po schodach. Czasem nawet po nich wbiegam, gdy urządzamy z Marcinkiem wyścigi. Noga wprawdzie już chyba nigdy nie będzie taka zwinna jak przed wypadkiem, ale i tak to przeogromny cud, że udało się ją doprowadzić do takiej sprawności. W styczniu kolejny zabieg to już będzie ostatnie starcie. Na to liczę!
Na ten rok nie mamy szczegółowych, skrupulatnych planów. Przychodzi taki czas życiowego spowolnienia, że z pozoru zwykly dzień staje sie niezwykły i tak nam dobrze. Mamy nadzieję, że uda się zwiększyć obroty na pewno Garbusem. Jeśli starczy czasu, sił i zdrowia to może sportowo trochę powalczymy. Na pewno rekreacyjnie bo Martynka już siedzi to i fotelik rowerowy jej przypasuje. Plecak-nosidło pewnie się przyda podczas górskich wycieczek. Pojedziemy na wakacje, może nie będzie padać. Jedno jest pewne, sporo nowości i emocji nam się przydarzy. Dowiemy się jak to jest mieć kawałek własnego nieba na ziemi … a że na ziemi to i trawnik trzeba będzie skosić. Znając nas to nie usiedzimy spokojnie i będzie się działo!
Dajesz, dajesz Grajek Team!!!
E.
Wiara, Nadzieja, Miłość to kurs na szczęście. Pomyślnych, zdrowych, dobrych wiatrów w obranym kierunku tego sobie i Wam życzymy w Roku 2017!!!
Oczywiście morze uśmiechu niech się nam wyleje :)
Edyta, Tomek i m&m
1 note
·
View note
Link
#dzienmatki#prezenty#pomysły#pomyslnaprezent#kids#dzieci#rodzina#garden#gardenparty#kuchniadorotypl#spring
0 notes
Photo
Happy mother's day! Szczesliwego dnia matki! #mothers #mom #mothersday #mama #mamusia #dzienmatki #rodzina #corka #purelove
0 notes
Text
Konspiracja Miłości
Zobaczyć miłość…zaznać miłości…obdarować miłością. Można tego doświadczyć na wiele sposobów i nie mam tu na myśli wyprawy do kina na romantyczną komedię:)
Tyle miłości można zobaczyć na własne oczy w naszej codzienności. Naprawdę! To się dzieje każdego dnia, nie tylko od święta kiedy to życzenia i prezenty mogą być namacalnym dowodem. Chciejmy to dostrzec. W domu, sklepie, na spacerze, w pracy, szkole czy szpitalnych salach miłość jest wśród nas.
Pamiętam dokładnie moje szczęście kiedy leżąc w szpitalu na OIOMie mama przynosiła mi truskawki. Zajadałam się nimi w przypływie zachwytu, zapominając na chwilę o trudnych okolicznościach. Były to truskawki miłością otulone. Takie zwyczajne i wyjątkowe zarazem bo przyniesione ze szczerego serca. Mama chciała, żebym zjadła coś świeżego, coś co lubię i co swoim kolorem i wyglądem zachęci mnie w końcu do posiłku. Była w tym dobra intencja poparta działaniem i szczególna wrażliwość na preferencje i potrzeby drugiej osoby. Mówiąc prościej mama wiedząc, że lubię truskawki przynosiła je wtedy, żeby sprawić mi przyjemność i tym samym zatroszczyła się o zdrowe kalorie. Tak właśnie działa Konspiracja Miłości. To taki dobry cel - pal, a tarczą staje się czyjeś serce – czyjeś dobro. Cele są różne: sprawić komuś przyjemność, rozweselić, pomóc, wesprzeć słowem, pocieszyć, wyjaśnić, nauczyć, dodać otuchy, zainspirować… Kiedy to się dzieje uśmiech, zadowolone spojrzenie lub czasem łzy wzruszenia są najlepszą oznaką. Kiedy robisz coś dla innych nie z wyrachowania, czy konieczności ale ze szczerych intencji dzieją się niesamowite rzeczy. Jestem przekonana, że każdy z nas doświadczył takich chwil zarówno w roli tego co obdarował, jak i tego co otrzymał.
Jak działa Konspiracja Miłości? To swoisty łańcuszek dobrych zdarzeń. Przytoczę kilka z nich. Ten blog piszę bo wiem, że są osoby, które chętnie tu zaglądają. Po wypadku dostałam niesamowite wsparcie od bliskich i znajomych, wiele doświadczyłam i nauczyłam się zarazem. Chciałam te lekcje posłać dalej, może ktoś skorzysta. Rodzina jest dla mnie najważniejsza, to właśnie dlatego nie wróciłam do pracy chcąc się zająć małą córeczką, synkiem i domem. Moje dzieci są radosne i dobrze się rozwijają, dając nam rodzicom wiele oznak miłości. To była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć bo macierzyństwo na 100% pomaga mi dbać o szczęśliwą rodzinę. Do tego odkryłam w sobie niesamowite pokłady ekspresji i stałam się bardzo twórcza. Okazuje się, że moja historia stała się inspiracją dla niektórych bliskich mi osób, które są wdzięczne za to co robię. Biorę życie jakie jest, zazwyczaj z uśmiechem na ustach, pomimo tego, że czasem jest pod górkę. Nie szukam wymówek i oskarżeń tylko sposobów i odpowiedzi. Czytam w międzyczasie publikacje o rozwoju osobistym. Kiedy mi trudno, kiedy nurtują mnie jakieś pytania to często w przypadkowym artykule, czy książce pojawia się odpowiedź na zaistniałą sytuację. Odpowiedzi, które pomogły mnie, pomogły też kilku innym osobą z którymi podzieliłam się wiedzą. Wierzę, że dzieje się tak zgodnie z filozofią, że to co wysyłasz to do ciebie wraca. Dobro wraca!!!
Wspaniałe jest to uczucie, że kiedy jesteśmy świadkami Konspiracji Miłości to każda ze stron często świadomie lub podświadomie wie, że dzieje się coś wyjątkowego i dobrego.
Bywają jednak sytuacje, gdy w dobrej wierze stoi przed nami cel, który wiąże się z nieprzewidzianymi emocjami. Czasem w myśl Konspiracji Miłości trzeba zwrócić komuś uwagę, przestrzec, upomnieć albo dać dobrą nieproszoną radę. Wtedy różne emocje i zachowania towarzyszą takim chwilom. Ludzie nawet nam bliscy różnie reagują słysząc takie słowa, często biorą je za krytykę, a za linię obrony przyjmują atak. Nieraz my sami tak robimy, nieprawdaż? Nie jest to łatwa sytuacja. Jednak jeśli mamy szczere intencje i chęci to zachowując spokój i cierpliwość każde wydarzenie, które jest wynikiem Konspiracji Miłości zakończy się pozytywnie. Sprzymierzeńcem są słowa, które aż się proszą, żeby ich użyć w takich momentach: proszę, przepraszam, dziękuję. W myśl zasady nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Zrozumiałam i już wiem, że okazywać miłość trzeba również sobie. Kochać siebie to znać siebie, to znać swoje prawdziwe potrzeby, mieć swoje wartości, zasady, marzenia i każdego dnia żyć w zgodzie ze swoją prawdą. Traktować siebie samego jak najlepszego przyjaciela to zachowanie, które wzmacnia i sprzyja Konspiracji Miłości.
Konspiracja Miłości to nasze dobre myśli, słowa, plany, działania, które mają potężną moc. Jest to dobra energia, która idzie w świat i czyni go lepszym tym samym nasze życie nabiera głębokiego sensu. Jeśli wierzymy w Boga łatwiej nam to zrozumieć i dostrzec. Ta dobra energia zawsze do nas wraca w różnych postaciach. Kiedy się to dzieje mamy poczucie, że jesteśmy na właściwej drodze. Tylko my sami decydujemy, czy właśnie tą drogą będziemy stale podążać.
To prawdziwa przyjemność przyjrzeć się miłości. Tekst powstał na zaproszenie Pani Iwony Majewskiej-Opiełki Autorki hasła KONSPIRACJA MIŁOŚCI*. Hasła, które każdy z nas ma głęboko zapisane w swoim sercu. Niech rok 2018 upłynie nam w poczuciu, że możemy tak wiele zrobić dla siebie i drugiego człowieka. Konspiracja Miłości sprawia, że nasze życie utkane jest dobrem i tym co nam naprawdę potrzebne.
Żyjmy uważniej z miłością na dłoni. Wtedy niepostrzeżenie zobaczymy, że praktykując Konspirację Miłości, nam wszystkim żyje się lepiej i piękniej w domu, w pracy, w sklepie, na spacerze…
„ Miejcie odwagę żyć dla Miłości” Jan Paweł II
Pozdrawiam ciepło Edyta
*Iwona Majewska-Opiełka http://www.majewska-opielka.pl/konspiracja-milosci/
0 notes
Text
Mocna do cna
Szczęśliwym być… każdy chce, ale nie każdy wie jak. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Od kilku dni, a właściwie kilkunastu, uczestniczę w Projekcie Szczęście organizowanym przez Panią Iwonę Majewską-Opiełkę, która jest psychologiem, doradcą rozwojowym i trenerem, najkrócej ujmując. Całość warsztatu dostępna na oficjalnym FB fanpejdżu.
Pani Iwonka trafiła do mojego życia poprzez wspaniałą książkę „Czas kobiet”, którą zakupiłam jakieś sześć lat temu. Przez rok książka zbierała kurz stojąc na regale wśród innych lubianych lub mniej lubianych pozycji. Przyszedł odpowiedni moment i zaczęłam czytać. Pochłaniałam tę lekturę, z wypiekami na twarzy, nie jednym tchem. Książka jest swoistym przewodnikiem i warsztatem jak dotrzeć do sedna kobiecości. Zachęca do udzielenia odpowiedzi na podstawowe życiowe pytania. Miałam okazję zastanowić się nad tym co czyni mnie kobietą, dokąd zmierzam, co chcę osiągnąć w życiu i gdzie w tym mój wpływ. Pomaga zrozumieć jak troszczyć się o relacje z najbliższymi oraz jak odnaleźć sens w życiu zawodowym i osobistym. Dla mnie odkrywcze było, dostrzec, że mamy cztery obszary o które musimy zadbać, aby rozpocząć szczęśliwe życie. Intelekt, emocje, ciało i duchowość . Jak to zrobić, odpowie Wam Autorka w swoich książkach. Kolejna propozycja od której warto zacząć to „Trener osobisty” dla pań i panów.
Panią Iwonę poznałam w czerwcu tego roku opowiadała o tym co według niej najważniejsze w życiu. Był to pożegnalny wykład, ponieważ przeniosła się na stałe z Polski do Kanady.
“Czas kobiet” sprawił, że po raz pierwszy zrozumiałam znaczenie powiedzenia: jesteś kowalem swojego losu. Rok po tej refleksji miałam wypadek i jestem wdzięczna, że taka była kolejność.
Przedwczoraj rozmawiałam z Panią Iwoną na temat poświęcenia. Był to krótki dialog w komentarzach pod jednym z postów w Projekcie Szczęście. Czuję, że nie wyczerpałam tematu, dlatego chcę coś dopowiedzieć. Lubię dzielić się swoimi przemyśleniami.
Jak się okazało poświęcenie może być rozumiane na dwa sposoby. To jest mój wniosek. Ja tak to widzę.
Poświęcanie się możemy rozumieć jako zachowanie, w pewien sposób nas krzywdzące. Robię coś, ale z czegoś innego muszę zrezygnować. To mnie niszczy, unieszczęśliwia, zabiera mi czas, pochłania tyle energii i rozmaitych emocji. Kiedy się poświęcamy, rezygnując na stałe z siebie na rzecz innych lub na rzecz czegoś, poświęcenie może stać się źródłem goryczy. Jest częstą wymówką w nic nie robieniu w kierunku swoich pragnień, marzeń. Tak rozumiane poświęcenie blokuje nas w rozwoju, realizowaniu siebie itd.
Jest jeszcze druga, jasna strona tematu. Ja ją dostrzegam. Dla mnie poświęcenie jest najwyższą formą troski o drugiego człowieka, troski o tzw. dobro sprawy. Cała rzecz w tym, żeby wiedzieć co dla nas ważne, wtedy łatwiej popatrzeć na to szerzej. Poświęcenie to akt woli, a nie przymus.
Kilka miesięcy temu podjęłam decyzję, że nie wracam do pracy. W marcu Martynka skończyła roczek, a ja zakończyłam trzyletni proces powrotu do sprawności po moim wypadku. Nic nie stało na przeszkodzie, mogłam wrócić do pracy zawodowej, ale nie chciałam. Postanowiłam zostać mamą na domowym etacie i zatroszczyć się o to co dla mnie najważniejsze, o szczęście rodziny. Wcale nie jest to łatwa praca bo macierzyństwo ma swoje cienie i blaski.
Dla mojej małej córeczki, poświęcam się każdego dnia i niemal każdej nocy. Dziś trzecią noc z rzędu niewiele spałyśmy. Martynka ząbkuje boleśnie i płaczliwie. Zresztą już taki z niej wrażliwiec, że jak coś jej przeszkadza to całą sobą w okrzykach i ze łzami w oczach manifestuje. Potrzebuje mnie. Kocham Martynkę, więc udaję się w nocy na ratunek. Jasne, że w tym czasie wolałabym spać w swoim wygodnym łóżku w sypialni, z mężem. Rano ogarniając domową sytuację, szykuję siebie i dwójkę maluchów, żeby starszego synka odwieźć na czas do szkoły. Pilnuję, żeby wszyscy zjedli, ale sama nie jem, choć nie lubię wychodzić z domu bez śniadania. I tak dalej i tak dalej. Ile razy zrezygnowałam z siebie w ciągu tej doby, nie wiem, nie będę liczyć nawet na potrzeby tego wpisu. Poświęcenie mamy jest chyba najczytelniejszym przykładem, że tak rozumiane jest przejawem miłości. Dobrze je tak pojąć również dla zrównoważenia trudnych stanów i emocji, które pojawiają się na tej drodze tj. złość, bezradność czy zmęczenie. Daje kawałek siebie bo to dla dziecka i dla mnie ważne. Trudno czasem, ale dam radę! Robię coś dobrego. Jest w takim pojmowaniu wyższy sens, który umacnia. Przynosi radość nawet w trudach. Poświęcenie widzę przez pryzmat wiary w Boga.
Kolejny przykład pozytywnie rozumianego poświęcenia to sytuacja z czasów, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży z drugim dzieckiem. Były to trudne okoliczności bo chodziłam wówczas o kulach i czekały mnie jeszcze dwie operacje usunięcia zespoleń z nóg. Byłam wówczas zapisana na konferencję Dni Siły organizowaną przez Akademię Skutecznego Działania Pani Iwony Majewskiej -Opiełki. Opłaciłam nawet uczestnictwo. Wszystko zaplanowane. Czułam wtedy, że w przyszłości z tematyką rozwoju osobistego, chcę się kiedyś związać zawodowo. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale chciałam się dowiedzieć. Chcę jechać! Na co słyszę od pani ginekolog słowa. Pani Edyto jest to ciąża wysokiego ryzyka, proszę spokojnie żyć, żadnych podróży do Warszawy. Masz ci los! Jasne, że w tej sytuacji, trzeba poświęcić swoje aspiracje, zdrowie dzidzi najważniejsze. Wakacje też odwołaliśmy.
Szczęśliwie urodziłam Martynkę. Na etacie mamy odkryłam w sobie nieznane mi dotąd pokłady ekspresji. Śpiewam, tańczę, uczę i wychowuję moje dzieci. Mam zawsze coś do zrobienia, gotuję, sprzątam i ciągle jest coś do posprzątania. Poświęcam się dla rodziny, ale nie zapominam o sobie. Mało śpię, ale w międzyczasie studiuję na moim domowym uniwersytecie psychologię pozytywną. Często to spore wyzwanie wszystko pogodzić. W październiku jadę w końcu na Dni Siły. Natomiast w listopadzie mam zamiar ruszyć z moim programem na kanale You Tube. Nie czuję, żebym coś straciła poświęcając się temu co dla mnie ważne, wręcz przeciwnie odkryłam w sobie ogromne pokłady siły i dobrej energii.
Jeśli uśmiech może być przejawem początku miłości, tak poświęcenie może być na jej szczytach.
Pozdrawiam ciepło
Edyta
Mocna do cna - już niebawem na YT :)
0 notes
Text
Garbus ruszył w trasę
XIV Rajd Pojazdów Zabytkowych Szlakiem Republiki Partyzanckiej był to pierwszy punkt na tegorocznej naszej liście imprez, do zaliczenia Garbusem . Jest to coroczna impreza, która zachęca przede wszystkim wspaniałą atmosferą spotkań oraz malowniczymi trasami i ciekawymi miejscami do zwiedzania w województwie Świętokrzyskim. To bardzo przyjemne chwile, gdy klimat małych miejscowości można poczuć podróżując kolumną kolorowych klasyków, z których każdy jest wyjątkowy i wypieszczony przez swojego właściciela. Wesołe trąbienie, machanie rękoma, czyli ręczne wycieraczki, mruganie światłami, a także pospolite ruszenie gdy trzeba jakieś auto na pych zachęcić do jazdy, to tylko niektóre z atrakcji takich zlotów.
Dla pasjonatów starej motoryzacji takie rajdy, jest to również okazja do długich rozmów. Można powymieniać się swoimi garażowo-technicznymi wyczynami. Bo przecież garaż dla klasyka to taki salon odnowy mechanicznej.
fot.Senior
Stałym punktem programu jest zbiórka w Kazimierzy Wielkiej. Dzieci z zaprzyjaźnionego domu dziecka wybierają sobie auta którymi chcą się przejechać to dla nich ogromna frajda. My mieliśmy w tym roku kompletą załogę bo Garbus jest czteroosobowy i całą czwórką stawiliśmy się o czasie na starcie imprezy.
Było to spore wyzwanie dojechać na czas z Gliwic. Do pokonania 160 km. Google maps określił czas podróży na ponad dwie godziny z minutami. Z doświadczenia wiemy, że trzy godziny trzeba zakładać. Wyjechaliśmy więc o szóstej rano. Spakowałam nas poprzedniego wieczoru, śniadanie i kanapki na drogę też już były w lodówce. Tylko, a właściwie aż trzeba było wstać w sobotę o piątej rano, ubrać się, zmienić pieluchę, zjeść i jedziemy. Tak się stało. W wyznaczonym miejscu spotkaliśmy się z załogą Fiata X1/10, którego kierowcą był Senior. Witaj przygodo. Hurra jedziemy! ;) Byłam zdumiona naszą punktualnością i tym, że z dzieciakami udało się nam tak sprawnie zebrać i ogarnąć temat wyjazdu. Nic nie zapowiadało emocjonujących zdarzeń, które ujawniły się jakieś trzydzieści kilometrów za Gliwicami. Rany nie zabraliśmy Kubusia! Kubuś Puchatek dwudziesto-centymetrowy pluszak wszystkim dobrze znany z wyglądu. Jednak właśnie ten, który został w domu to jedyna miłość Martynki. Tomek mówi wracamy. Ja mówię nie, jedźmy dalej może uda się kupić gdzieś po drodze. Tak, misia kupić się udało, nawet dwa tylko, żaden nie był tym jedynym. Rozpacz! Tak można podsumować częste sceny, które rozgrywały się w Garbusie. Na drugi dzień było trochę lepiej.
Mimo wszystko dzielnie staraliśmy się uczestniczyć w poszczególnych etapach rajdu. Mieliśmy swój rytm, który wyznaczały Martynkowe potrzeby. W pewnym momencie odłączyliśmy się od kolumny. Dzieci śpią, cisza, warkot silnika monotonnie daje o sobie znać. Garbus w pojedynkę paraduje wśród pól rzepaku i dmuchawców w atmosferze nic się nie dzieje, a tyle wrażeń. Był to piękny słoneczny dzień, właściwie lato tej wiosny.
Martynka jako najmłodsza uczestniczka otrzymała nagrodę w Chałupkach. Miniaturka dzbanka dla mini automobilistki, została wykonana w tamtejszym Ośrodku Tradycji Garncarstwa.
Pińczów
W sobotę wieczorem, dla chętnych, odbyła się próba sprawnościowa na Miedzianej Górze. Ten tor znają wszyscy fani wyścigów samochodowych. Pan Marek organizator rajdu podkreślił, że to żaden wyścig, tylko po prostu można dodać więcej gazu ;)
Popisy kolorowych aut na torze obserwował Marcinek z Tomkiem, my z Martynką szykowałyśmy się do spania. Chłopaki Garbusem nie przycisnęli na torze bo do pełnoletności Marcinkowi brakuje jeszcze dwanaście lat. Na kolacji kiełbaska z ogniska smacznie pożegnała rajdowiczów.
Kolejny dzień przywitał nas chmurami i chłodem, ale później było tylko lepiej. Z niedzieli będziemy pamiętać przede wszystkim spacer na Grodową Górę i Oceanarium (www.oceanika.pl). W końcu dowiedzieliśmy się gdzie jest Nemo!
Polecamy odwiedzić Kompleks Świętokrzyska Polana. Zastanie Was tam moc atrakcji dla całej rodziny. Dmuchańce na naszych m&msach zrobiły największą furorę na tyle, że ominęło nas zakończenie imprezy i dyplomy.
Dobrze czasem zboczyć z trasy zwanej codziennością. Zrobić coś innego, zobaczyć nowe miejsca, spotkać się w większym gronie. Lubimy tak!
0 notes
Text
Chwilo trwaj!
Nadejszla wiekopomna chwila, czekałam na nią prawie trzy lata. Nadeszła i trwa! Chodzę i nie mam w nogach metalu, którego miałam sporo. Łatwiej było powiedzieć czego nie mam zespolonego w nogach, niż w drugą stronę co mam. Wiele się nacierpiałam w tym moim młodym życiu, ale też i przez to dużo zrozumiałam. Takie wspomnienia są ciągle żywe.
Dwa miesiące zabierałam się za ten wpis. Od początku roku tak wiele się u nas wydarzyło. Szpitale, rehabilitacja, przeprowadzka, roczek i ząbkowanie z nocnymi krzykami Martynki. Czuję się usprawiedliwiona ;) Dobrze, że w końcu emocje opadły jak po wielkiej bitwie kurz i udało mi się poskładać kilka myśli. Lubię jak są poskładane.
Powrót do przeszłości... Po pierwszych czterech operacjach ratujących mnie i moje nogi usłyszałam, że dalsze leczenie może potrwać rok, półtora właściwie to ciężko powiedzieć ile. Przymiotnik długo stał się wówczas najwłaściwszy, a ja poczułam jak moje ocalałe w wypadku życie rozsypuje się w drobny mak. Tyle pytań i brak jednoznacznych odpowiedzi. Leczenie, rehabilitacja, kolejne operacje i nie wiadoma ile sprawności uda się odzyskać. Podczas wypisu byłam pacjentem leżącym, dopiero po miesięcznej rehabilitacji w domu udało się zgiąć kolano na tyle, żebym mogła usiąść na wózku. Wtedy też nastąpił przełom, przerażenie zastąpiłam nadzieją. Pierwszy mały wielki sukces dodał mi wiary i był silną motywacją do dalszej walki. To był moment gdy ogarnęła mnie niesamowita wdzięczność…miałam tak dużo szczęścia w tym całym nieszczęściu. Wiedziałam, że wózek w moim życiu jest na czas określony. Dostałam szansę i przytuliłam się do dobrych myśli. Moim celem, który we mnie zapłonął stał się pierwszy krok.
Dwa miesiące przeleżałam, a później na wózku jeździłam osiem miesięcy, był to czas tak niebywale emocjonujący. SzKOŁA życia!!! Porównanie zaczerpnięte od Maji Włoszczowskiej, tylko w moim przypadku o inne koła chodzi ;) Stałam się całkowicie zależna od osób trzecich, zwłaszcza na schodach. Mieszkaliśmy wtedy na czwartym piętrze. Tomek nosił mnie góra, dół jak była potrzeba wyjścia. Moja mama przejęła obowiązki i świetnie wyręczała mnie w roli gospodyni domowej. Dostałam mnóstwo wsparcia i ciepła od najbliższych. Marcinek wówczas trzyletni przedszkolak podawał mi różne rzeczy do których ja nie mogłam sięgnąć. W naszym domu zapanowała niesamowita atmosfera troski gdzie słowa proszę, dziękuję, a także przepraszam ułatwiały każdy dzień. Uczyłam się na nowo wykonywać najprostsze czynności, ciesząc się tym co jest. Gotując obiad śmiałam się, że przynajmniej nie stoję przy garach, a kiedy podczas spaceru Marcinek się męczył brałam go na kolana i jechaliśmy razem wózkiem, który pchał Tomek.
Wtedy też dotarło do mnie z ogromną mocą, że miłość to nie tylko uczucia, które przelewa się na miłe chwile ale przede wszystkim postawa, która ma okazję ujawnić się w trudach codzienności. Tak żyć, dbać o siebie nawzajem i starać się o te miłe wspólne chwile gdy codzienność uwiera to jest miłość.
Mam swoją zasadę kiedy jest Ci źle na przekór wszystkiemu uśmiechnij się. Dlatego też w atmosferze żartu łatwiej było mi wszystko znosić i przez to być bardzo znośną dla innych. Czasem spotykałam się ze sporym zdziwieniem zwłaszcza nowo poznanych osób, że taki połamaniec z niepewną przyszłością od rana ma dobry humor. Kiedyś nawet koleżanka zapytała mnie jakie leki biorę, że tak mam. Biorę prozę życia w garść z uśmiechem :)
Pięć miesięcy po wypadku miałam piątą operację. Usunięcie śruby ze stawu skokowego i opracowanie kości piszczelowej która nie chciała się zrastać na skutek początków martwicy kostniny. Wtedy też zaczęłam mówić, że te wszystkie zabiegi to Grand Prix Sprawne Nogi i jeszcze kilka wyścigów przede mną. Łóżko szpitalne nazywałam bolidem, a kroplówki tankowaniem. Takie nastawienie pomagało przegonić mi strach, który jak cień czaił się tuż obok.
W styczniu tego roku odbył się ostatni wyścig o sprawne nogi. Ostatnia operacja było to usunięcie 7 śrub i 25cm płyty, która wspierała kość piszczelową, o której wyżej wspominałam. Pięknie się zrosła. Plan zabiegowy zakładał, że IX Grand Prix będzie ostatnim. Tak się jednak nie stało. Podczas operacji w znieczuleniu podpajęczynówkowym, chirurgom nie udało się usunąć wszystkich śrub ponieważ złamał im się dedykowany śrubokręt. Brzmi niedorzecznie, ale to prawda. Do tego kolejny niefart po znieczuleniu w kręgosłup dostałam tzw. bólu popunkcyjnego. Przeraźliwy ból rozsadzający głowę, światłowstręt i wymioty. Przez trzy dni łóżko było moim całym światem. Jedyne zalecenie nawodnienie i leżenie na wznak. Po tygodniu w szpitalu w miarę wszystko się unormowało i miałam powtórzoną operację która zakończyła się sukcesem. X Grand Prix Sprawne Nogi doprowadziło mnie do nóg, które jak na to co im się przytrafiło są zadziwiająco sprawne. Oczywiście równoległa rehabilitacja również zrobiła swoje ( o niej też napiszę kiedyś).
Koniec leczenia szpitalnego był bardzo ciężki. Podłamało mnie to wszystko. Splot niefortunnych zdarzeń, fatalne samopoczucie i totalna bezradność. Mój pobyt w szpitalu się przedłużał, a to kolejne zawirowanie w domowych planach. W takich chwilach trudno się samemu pozytywnie nastroić. Ja jak zawsze dostałam niesamowite wsparcie od bliskich i znajomych. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Czasem jestem świadkiem jak fejsbukowe czary mogą wiele zmienić. Leżąc ledwo żywa na moim bolidzie szpitalnym trzy dni po nieudanym zabiegu umieściłam wpis na FB o treści: niewiele mogę zrobić, żeby ten dzień był dobry chociaż Ty zadbaj o swój. Dostałam tyle wsparcia. Komentarze, filmiki, zdjęcia, muzyka wszystko to był ogrom dobrej energii, która zawsze dodaje sił. Do tego serce rośnie, że człowiek człowiekowi człowiekiem w potrzebie :)
Happy End, czyli moje wyjście ze szpitala bez metalu w nogach przyćmiły domowe fakty. Martynka w dniu mojego powrotu rozchorowała się. Dwa dni później diagnoza zapalenie płuc, u takich maluchów leczy się je w szpitalu. Ja o kulach przez najbliższe 9 tygodni, w kiepskiej formie bo nie tylko dokuczała mi noga, ale objawy po niefortunnym znieczuleniu nadal dawały o sobie znać, a do tego dzieciaczek chory. Tomek spędzał z małą noce w szpitalu, babcia była z nią za dnia, ja jeździłam codziennie do Martynki na kilka godzin. Chociaż trochę chciałam z nią pobyć i potrzymać ją na kolanach. Tak się cieszyła kiedy mnie widziała. Wracałam z ogromnym bólem nogi, która była tak opuchnięta, że nie mogłam zdjąć kozaka. Byłam rozżalona, że nie jestem w stanie zająć się swoją córeczką w pełni, a ona teraz tego tak potrzebuje. Wkurzałam się też że wszystko się tak komplikuje, że nie mogę spokojnie wrócić do formy. W takich chwilach, kiedy wszystko się wali, kiedy wszystko nie tak, kiedy brak sił, a pytanie „dlaczego” uporczywie szwenda się po głowie, jest jedno ukojenie. Nadzieja to ona nie pozwala popadać w rozpacz. To dzięki niej można z ufnością przyjąć najtrudniejsze wydarzenia. Przynosi spokój. Mówią, o niej, że jest matką głupich. Ja wiem swoje…na pewno jest przyjaciółką szczęśliwych.
U nas dobrze ja chodzę, Martynka też!!! :)
fot. Agata Tynka
0 notes
Text
Święta w Nas
W ten świąteczny czas życzymy wielu wspaniałych chwil pełnych uśmiechu i miłości. Niech Święta zostaną z nami przez cały rok, a nadzieja zawsze pokrzepia serca.
GRAJEK TEAM <3
0 notes