#propozycja
Explore tagged Tumblr posts
Text
A proposition against illegal immigrants - electric fence.
0 notes
Text
TURNAMENT CIAST POLSKICH
w końcu mam czasu w zyciu troszke wiecej wiec oficjalnie ogłaszam zbieranie propozycji !!! kazde ciasto przyjme czy to tradycyjne czy w miare nowy wymysl jedynym ograniczeniem jest moje arbitralne okreslenie czy cos jest polskie czy nie c:
propozycje zbieram do nastepnego poniedzialku (tj 15.04). zgloszenia mozna wysylac w dmach, w askach czy tu w reblogach czy komentarzach.
45 notes
·
View notes
Text
#ło kurwa zaskoczyła mnie propozycja tego tracka na ig 😮#gothic/post-punk/dark wave itd. itp. to nie moja baja ale to naprawdę dobrze leci! 🙌🏻
0 notes
Note
Hej z takiej racji ze kocham twój blog chcialam sie zapytać czy masz jakies czwiczenia do polecenia pojedyncze albo jakies treningi z internetu szczególnie skupiające sie na udach i brzuchu
Dziękuję ślicznie 😽 odpowiadając na pytanie Oczywscie że tak ! już raz wystawiałam taki post z różnymi treningami na youtubie więc możesz sobie też obczaić ! a tutaj kilka propozycji dodatkowych odemnie !
Tutaj propozycje na Brzuch!
youtube
youtube
Tutaj propozycja na uda 💅🏼
(ps. polecam tez pilates workout na całe ciało! )
Mam nadzieję że pomogłam , całuję 💋
#motylki any#bede motylkiem#blogi motylkowe#chce byc lekka jak motylek#chudej nocy motylki#będę motylkiem#motyli#za gruba#motylki blog#bede lekka jak motylek#workout#chce czuc kosci#chce widziec swoje kosci#chce byc szczupla#chce byc ladna#nie chce być gruba#chude jest piękne#chudosc#chudzinka#lekkie motylki#bede lekka#będę lekka#lekka jak piórko
53 notes
·
View notes
Text
poniedziałek 29/07
☪︎ podsumowanie
zjedzone — 950 kcal
dzień w którym ściśle trzymałam się godzin zaplanowanych posiłków i dopiero teraz się zorientowałam że nie zjadłam niczego pomiędzy :> no dobra oprócz ogóra którego teraz wpierdalam pisząc to. na śniadanie zjadłam owsiankę za którą tęskniłam bo miałam trzydniową aż przerwę od niej, po niej jednego rogalika od cioci które wczoraj wstawiałam. długo się nad tym wahałam, że jak tylko wezme gryza to mi się głód odpali i zjem całą miskę. wybrałam jednego z mniejszych i zjadłam, nie rzuciłam się ani wtedy ani w ciągu dnia.
odżywka białkowa i jogurt wysoko białkowy ^^ dbam o proteiny dzisiaj prawie 60g co na taką ilość kalorii i moją wagę myślę że jest ok. robiłam pazury, chciałam kolory french na każdym paznokciu ale nagle moja zdolność ich robienia wyparowała...próbowałam 5 razy na jednym palcu i stwierdziłam że pierdolę robię coś innego i takie wyszły ostatecznie, pozalewałam skórki na obu kciukach dlatego takie zdjęcie by nie było ich widać xD
bardzo mi się nudzi, gdy tylko pada propozycja aby wyjść i coś zrobić to dostaję takiej euforii a potem się zawodzę. pierw z siostrą miałyśmy jechać na jezioro ale przypomniała sobie o innej sprawie i nie pojechałyśmy, potem spotkałam jedną koleżankę która zapytała, jak tam moje wakacje, zażartowałam ze to pierwszy raz jak z domu wychodzę. powiedziała ta? to dawaj dziś się spotkamy. na pożegnanie rzuciła jeszcze "do zobaczenia później" czekałam cały dzień aż napisze 😃 sama do niej napisałam ale w innej sprawie bo czulam się zażenowana tak błagać aby ktoś się ze mną spotkał, liczyłam że sama sobie przypomni ale odpisała mi jedn�� wiadomością i nie wróciła do tematu. czuję się żałośnie.
zjadłam serek wiejski z bananem i dżemem na kolacje ok. 19 bo o tej godzinie chce teraz jeść ostatni posiłek aby nie mieć wieczornych napadów. zjadłam i jakoś za bardzo mi to smakowało XD pewnie teraz będę miała fazę na to "danie" i jadła codziennie, mam nadzieję po syci
dawno takiego długiego podsumowania nie pisałam lol
#chce byc idealna#chude jest piękne#chudosc#odchudzanie#nie chce jesc#podsumowamie#kartka z pamietnika
29 notes
·
View notes
Note
polish life series wysylamy ich wszystkich do lasu na poludnie . 3rd life desert pustynia bledowska . crastle zamek rabsztyn . nawet jakies dino tam maja niedaleko tak musialem googlowac co jest przy pustyni bledowskiej but im losing my mind
kurwa gotujesz
dogwarts propozycja, nawiedzony zamek to jest zdecydowanie ich vibe
7 notes
·
View notes
Text
No nie zgadniecie kto do mnie napisał.
Taki zaszczyt na mnie spłynął, do teraz dochodzę do siebie, bo sam ZUS list mi wysłał.
Mogę wziąć udział w programie Aktywny rodzic. Propozycja goni propozycję, ano są aż 3 warianty do wyboru. Tak mnie rozpieszczają.
Jak zwykle ja widzę problem...
Na żaden wariant się nie łapie grrr
Jak zwykle polski rząd wspiera patologie, a nie porządnych, uczciwych obywateli!
Czy zatrudnią tam kogoś kompetentnego i w końcu uda im się wymyślić coś pożytecznego?!
12 notes
·
View notes
Photo
Team hair clip 👩🏻 Ozdoby do włosów są jak bizuteria- potrafią sprawić, że nawet bardzo zwyczajny zestaw staje się od razu mniej zwykły. Kto się ze mną zgadza? 👀 Dajcie znać, która spinkowa propozycja przypadła Wam najbardziej do gustu! 🫶🏻 https://www.instagram.com/p/Cn4kX3WsVsS/?igshid=NGJjMDIxMWI=
139 notes
·
View notes
Text
Chwila refleksji po majówce
6 maja 2024
Znowu życie mi zapierdala jak szalone i znowu gubię ważne, ale tak ulotne refleksję. Na bank napiszę jeszcze o wakacjach w Turcji, bo jest kilka wrażeń do spisania (Hamam <3), ale póki co po majówce jestem. I po majówce mam refleksje.
Tak, jak pisałam wczoraj: mam masę zaległości i zaliczeń do nadrobienia, nie wspominając o pracy, o zdrowiu (nadal choram) i do tego mój weekend majowy długi nie był: sobota i niedziela 4-5 maja miałam zjazd. Więc myślami byłam przy tym i innych zaliczeniach, których termin oddania nieubłaganie się zbliża, a ja mam tylko pomysły i masę researchu. Teraz z tych puzzli musi coś powstać, a z tego surowego, autorskiego tworu, który powstanie trzeba złożyć wypieszczony na 200% obrazek (tj. "obrazek", ale bez względu na to czy to ma być merytoryczny tekst, czy grafika, czy podcast czy dokument z obliczeniami - każde ma być tak zajebiste, żeby służyło za portfolio i żeby prowadzący zajęcia nie mieli wyboru i wstawili mi 5).
No i jeszcze w piątek, sobotę, a potem też w niedziele jedna z grup projektowych postanowiła się ze mną pokłócić na mesendżerze xD, bo ich zdaniem bezczelnie podpinam się pod ich pracę, a ledwo co zrobiłam xD. To o tyle kuriozalne, że ludzie nie mogli pojąć co do nich mówiła, a naprawdę kończyły mi się pomysły jak innymi słowami opisać to samo, co do nich mówię. I kuriozalne o tyle, że NIC z tego by się nie wydarzyła, gdyby nie ich własne skomplikowanie sprawy w marcu xD
Otóż mam ten indywidualny tryb studiów i po prostu dla formalności musiałam się wpisać we wspólny dla roku plik realizacji zadanego tematu - tyle, że ja realizuje temat sama i referuję go sama, a w zasadzie nie sama, a z moim partnerem, który ma w tym semestrze zajęcia z tą samą wykładowczynią co ja, temat podobny, możemy się fajnie uzupełnić i w tym celu nagrywamy audycję radiową. Najpierw ja dostałam wytyczne do swojego projektu, a jakoś miesiąc później on mi opowiadał, że ma zajęcia z taką zajebistą starszą panią - okazało się, że to ta sama. No i od słowa do słowa skończyło się na "A możemy razem? Pozwoli nam Pani? Będzie fajnie!" xD No i wyszło to tak właśnie: mam dlatego troszeczkę inne wytyczne niż reszta mojego rocznika, ale formalnie musiałam się wpisać we wspólną tabelkę pod tematem z dopiskiem "indywidualny tryb nauczania". Z doświadczenia wiem jednak, że nadprogramowa osoba w grupie (szczególnie, że te grupy dla studentów miały ograniczenia co do ilości osób realizujących dane tematy) budzi popłoch wśród młodych studentów, a oni nie wiedzą jak sobie z tym radzić (sami nie zapytają o co kaman, pewnie by mnie wykreślili), a zamiast tego potrafią to rozkminiać na chacikach z przyjaciółmi tygodniami (serio, doświadczyłam już tego w zeszłym semestrze... i serio to rozumiem, ten narastający stres i niepewność, a przy tym strach przed wejściem w konfrontację, która może wyskalować nieadekwatnie do problemu, ech, naprawdę cieszę się, że stara dupa jestem momentami i to wszystko jest już za mną). Dlatego od razu jak się wpisałam napisałam do jedynej osoby z listy już wpisanych do projektu osób z info "Hey, wpisałam się w ten sam temat co ty do grupy projektowej z przedmiotu XXXX. Daję znać: nie bójcie się, nie rozwalę wam grupy, ani projektu. Wpisałam się, bo muszę dla formalności się wpisać, ale będę temat referować osobno, bo mam w tym semestrze indywidualny tryb naucza. Ciągle możecie mieć zespół składający się z tylu osób ile przewidziała prowadząca. Życzę wam powodzenia. Będę wdzięczna, jak przekażesz to info reszcie zespołu."
Przekazała.
I od razu dodała mnie do grupki na mesendżerze z tą resztą ludków. Dodała jako zdjęcie zrzut ekranu z wiadomością ode mnie. Podziękowała - wraz z resztą na tym czaciku - za wyjaśnienie sytuacji. Zaproponowała, że może w takim razie napiszę im chociaż wstęp - po prostu jako uczestniczka grupy, która wykona projekt w tym semestrze osobno. Przemyślałam to, zastanowiłam się, no okay, może tak być (z jednej strony taka propozycja włączająca mnie do społeczności studenckiej, dająca namiastkę wspólnotowości, a to coś czego mi brakuje na tych studiach... a z drugiej strony dodatkowa robota, a i tak mam sporo do zrobienia indywidualnie na zaliczenia, nie mam czasu... Byłam trochę poruszona tą ich propozycją, a trochę czułam, że chcą ode mnie czegoś, czego nie mogę już dać). Zdecydowałam, że jeszcze potwierdzę im to pisanie wstępu, jak zapytam psorki. A tym czasem udostępniłam im na grupce cały swój wcześniejszy research. Artykuły naukowe na zadany temat, wyniki badań, filmy popularnonaukowe. Podzieliłam się po prostu swoim kawałkiem roboty, bo czemu nie? Jestem diabelnie dobra (moim zdaniem i to się zwykle potwierdza) w researchu materiałów. Niech mają. A potem napisałam do prowadzącej wyjaśniając, że grupa studentów z mojego roku zaprosiła mnie do napisania wstępu do ich pracy - na niemal ten sam temat co moja i mojego chłopaka praca - i że uważam to za miłe i czy się zgadza? Babeczka stwierdziła, że bez sensu, szkoda mojego czasu xD, ale jeżeli uważam, że to faktycznie było "miłe" z ich strony - to proszę napisać krótki wstęp. I dopisanie przeze mnie tego wstępu dla osób z roku zamieściła jako składową podstawy zaliczeniowej przedmiotu, a taki dokument trafił do dziekanatu, i taki dokument został klepnięty w dziekanacie, a ten durny wstęp stał się czymś na podstawie czego min. zaliczam tryb indywidualny...
No i to była głupia decyzja...
No i czas leciał, był potem wstrząs mózgu, skarga xD, konkurs, święta, wakacje i NAGLE wyskoczył piątek3 maja 2024 xD I równie NAGLE w piątek ta grupa, od tego projektu semestralnego, na zaliczenie TEGO przedmiotu ożyła. Okazało się, że mają referować w niedzielę wieczorem projekt, który niespecjalnie jest wykonany. xD I ja też tego wstępu nie napisałam. Więc w piątek wieczorem, po zejściu ze szlaku, z lampką wina w ręce napisałam im ten wstęp. Strasznie chujowa ta ich prezentacja była - coś TAK CIEKAWEGO ubrali w banalne punkty i hasła. Miałam nadzieję, że o tym ciekawie opowiedzą, ale nope - ostatecznie w niedziele po prostu CZYTALI, usnąć było można. Nie mój sposób referowania. Szkoda, serio. Bo temat jest ciekawy jak nie wiem! Anyway - napisałam w piątek wstęp. Jak to wstęp: zawierając zapowiedź tego, co na dalszych slajdach opowiadali, trochę gładkiego wprowadzenia do tego o czym będziemy mówić, trochę geografii, trochę tła historycznego, kilka clifhangerów. Takie pierdololo na 2 akapity i 4 złożone zdania (w moim stylu). I jedna data. Tyle.
Na chatcie uaktywniłam się z info "wstęp dodany" i myślałam, że tu mogę już odłożyć laptopa, ale nie. "UsUNĘłaŚ MÓj wstĘP!?" - wkurzyła się, albo spanikowała jedna dziewczyna. Sama nie wiem co bardziej, ale emocje miała duże. Powtórzyła to pytanie 3 razy, pisząc je raz za razem, w trakcie jak odpisywałam "Nic nie usuwałam, dodałam slajd". Po tym nic nie napisała.
W tym czasie inna dziewczyna - która tak swoją drogą całą majówkę poganiała do pracy resztę słowami "zrobione już? Ja chcę mieć 5! Macie to robić tak, żeby było 5! Muszę dostać 5!" - chciała wiedzieć skąd wzięłam te słowa, które wpisałam, bo mieliśmy korzystać tylko z takich-a-takich materiałów (tj. mieliśmy podaną bibliografię i podane sugerowane do tej prezentacji źródła naukowe - zresztą ja też im w marcu podesłałam źródła naukowe, ale oni gdzieś w kwietniu uznali, że cokolwiek miałoby być użyte w pracy, co nie pochodzi z bibliografii od pni psor to błąd. Ech, wybiegając do przodu: pani psor podczas wykładu w niedziele 5 maja jeszcze raz wyjaśniła, że błędem jest szukanie rzetelnej wiedzy na Wikipedii oraz Chatcie GPT, że o to jej chodziło, gdy przestrzegała przed szukaniem informacji w innych źródłach w internecie, a nie o zamykanie się na różne rzetelne naukowe publikacje. Ale tamtej grupce moje analogiczne wyjaśnienie w piątek nie wystarczało... no cóż, można by powiedzieć, że młodzi są, a ja stara dupa i tyle). Wyjaśniłam jej, że sama napisałam. A ona pyta "ale skąd?", bo podobno zrobiła w tych plikach od psorki CTRL+F i szukała mojego tekstu (jebnę xD), nie mogła go znaleźć, więc założyła, że używam innych - niedozwolonych! - źródeł, a ona chce dostać 5, więc wszystko ma być wypieszczone na 5! Była wkurzona, jakby... nie wiem, jakby zakłądała, że albo kłamię, albo jestem niekompetentna. Wyjaśniłam jej, że to co napisałam to moja autorska praca, zresztą to banały i fakty zapowiadające to, co przecież znajduje się na kolejnych slajdach. Tym powinien być "wstęp w mojej opinii". A reszta grupy odpaliła się "ale to ma być z pliku od psorki!" - ale co ma być? Copy-paste? To przecież ma być autorska prezentacja na bory i lasy! Przeczytałam ze zrozumieniem i napisałam wstęp. Dziewczyna, co chce dostać piątkę w tym czasie sprawdziła te moje fakty hasłowo w "jedynym słusznym pliku źródłowym" i napisała "Sprawdziłam, może być, ale jeszcze jutro dla pewności Halina sprawdzi, jak będzie miała lepszy dostęp do neta". No i kolejnego dnia ta koleżanka z grupy, Halina (imię oczywiście wymyślone) napisała na grupie, wszystkim, że sprawdziła ten tekst ode mnie i że on faktycznie może być. Dopiero wtedy reszta grupy dała jej komentarzowi okejkę. A ja się zastanawiałam czy oni dopiero po analizie Haliny wiedzieli, że faktycznie mój tekst odnosi się do tematu? Czy oni faktycznie ten temat opracowywali!!!?? Trochę mnie zatkało obserwowanie wymiany info na tej grupce. Gdybym miała z nimi pracować na serio na własną ocenę to bym uciekła.
Poczułam się tym obrażona - zaznaczam, to okay, jak w grupie osoby się wzajemnie sprawdzają, korygują. Ale to nie rozchodziło się o ortografię czy o styl, a o brak wiary w to, że jestem kompetentna. To moim zdaniem było obraźliwe. No, ale okay, nie mój cyrk, nie moje małpy. Żyłam dalej, ale OTÓŻ NIE.
Potem, w sobotę, nie mogli się dogadać kto ma jaki numer albumu - podałam im swój. Dodając, że ja to ten tryb indywidualny oznaczony w pliku pierwotnym, jako dodatkowa osoba. Potem, też w sobotę, wybierali jednak inną szatę graficzną - tu wydaje mi się, że im poogłam, pochwaliłam wybór kolorów, pomogłam z czytelnością tekstu (wtedy nikt nie podważał mojego wkładu). A potem, też w sobotę, się posprzeczali kto ma referować. Byłam zajęta własnymi projektami i uczestniczniem w ćwiczeniach mojej grupy, więc nie nadążałam na bieżąco za tym ich rozpierdolem, a jak odczytałam to okazało się, że wytypowali mnie na osobę referującą prezentację przed całym rokiem. xD
Myślałam, że jebnę. xD Ponownie. xD
Więc im mówię, że życzę im powodzenia, że tak jak informowałam na początku tego projektu, mam indywidualny tryb, zadanie muszę przygotować sama i zreferować na innych warunkach, bezpośrednio przed psorką. Że zgodziłam się napisać wstęp - napisałam, podałam im źródła z których zdecydowali się nie skorzystać - ich prawo i tu mój wkład w ich projekt się kończy.
Wkurzyli mnie, tym bardziej, że ta co chciała mieć 5 nagle okazało się, że jest na jakiejś fajnej wyprawie i nie może referować, ale chce dostać 5 i ktoś ma się zgłosić.
Ta Halina też była na jakiejś fajnej wyprawie, dlatego nie ma dostępu do sieci, więc ona referować nie może (serio - jak coś próbowała mówić, to cały czas ją przecinało. Po odgłosach mogę strzelać, że była na kajakach, albo w ogóle gdzieś na wodzie).
Nagle wszyscy tam chorzy, przerzucający się odpowiedzialnością itp itd.
Odcięłam się.
Aż znowu mnie wywołali, że za mało zrobiłam, bo tylko ten wstęp - zapytałam czego ode mnie oczekują już nawet nie podjeżdżając by przeczytać tej konwersacji. A laska, że nie wie. Że może coś mogłabym zrobić. Wyjaśniłam jej raz jeszcze, że mam dokładnie 6 razy więcej roboty do zrobienia na zaliczenie tego przedmiotu, niż oni i nie mam zamiaru. Wyjaśniłam jeszcze raz "mam IOS, zaliczam tę pracę z innym studentem, miałam dla was napisać wstęp, tak się umówiliśmy", poprosiłam, aby podpisała mnie z dopiskiem IOS i tyle.
I tyle...
Coś tam jeszcze pisali podnosząc mi ciśnienie, ale nie czytałam mimo wywołań w sobotę, ani niedzielę rano. Dopiero w niedziele wieczorem, tuż przed ich referowaniem tematu (co mnie ciekawiło - łatwiej mi słuchać niż czytać) pobrałam plik. No i czytam. Mój wstęp, a potem 67 slajdów. Ostatni slajd to skład zespołu. I mnie tam nie ma.
No i się wkuuuuurwiłam.
Najpierw jeszcze dopuszczając błąd w zapisie, przeoczenie nieumyślne, zapytałam czy mogą mnie dopisać.
Na to laska co chcę dostać piątkę pyta czy oby na pewno chcę zostać dopisana skoro napisałam im raptem jeden slajd.
Odparłam "TAK XD".
Na to już cała grupa, że to tylko jeden slajd, a oni tyle roboty w to włożyli.
To ja już wkurzona - bo gdybym wiedziała, że tyle to wszystko będzie mnie kosztować nerwów, to chuja, nie zgodziłabym się na te grupki w marcu i tyle - że prosili bym napisała wstęp, więc napisałam wstęp. Wykonałam pracę do której mnie zaprosili, włożyłam w to swój czas, aby to ustalić z psorką, a teraz nie chcą wpisać, że pracę wykonałam. Nie rozumiem o co im chodzi. xD
A oni mi na to, że teraz to oni nie rozumieją o co mi chodzi.
xD
A ja, że w takim razie nie kminie, po co mnie zapraszali?
A laska od piątek na to, że totalnie nie rozumie o co mi chodzi.
xD
A ja, że przecież zaprosiliście mnie, abym napisała coś krótkiego, a ja zaproponowałam napisanie wstępu.
A laska od 5: "Być może, i?"
No kurde, smutno mi było. W poczuciu bycia wykorzystaną, robioną w konia i jednoczesnego wkuuuurwu opanowała emocje. zescrollowałam w górę, do faktów. Szukałam w tym dokładnie oknie dialogowym, tym dokładnie chatcie mojej wiadomości z 20 marca i ich propozycji - to są kurde fakt, a nie "nie wiem o co ci chodzi".
A w tym czasie laska, co wcześniej się wkurwiła na samo prawdopodobieństwo tego, że mogłam skasować jej wstęp napisała capslockiem "TO JA ZAPROPONOWAŁAM NAPISANIE WSTĘPU!".
Zignorowałam.
I korzystając ze strzałeczki "odpowiedz" odnosiłam się od razu do tych wiadomości z marca. Do tego screena wiadomosci ode mnie, który udostępniła nota bene Halina xD, do tego kto proponował, abym napisała wstęp (Halina i ta od piątek), do wyrażenia zgody przez całą grupę, o tym, jak wtedy uznałam, że to miłe z ich strony, do tego jak im wyjaśniłam, że napisałam do psorki, jak im wyjaśniłam, że teraz napisanie wstępu do ich prezentacji jest wciągnięte do mojej postawy zaliczeniowej IOS.
A laska co chce dostać piątkę wkurzyła się - jakby nie czytając tego co im podrzucam - i podesłała mi też w formie "odpowiedz", abym widziała treść własnej wiadomości z wczoraj, tej w której wyjaśniam, że nie referuję z nimi, że napisałam wstęp jak się umawialiśmy i tu się kończy nasza współpraca, bo mam własny projekt do wykonania i obronienia. Napisała, że przecież wczoraj mnie pytała czy z nimi będę referować i odpowiedziałam TO.
No tak, bo tak się umawialiśmy przecież.
Wkurzona miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Ale zamiast tego szukałam sposobu komunikacji, który do tej grupy trafi. Napisałam im jeszcze raz w podpunktach, bo punkty i strzałki rozumieją oceniając po prezentacji jaką zrobili "Mam zajęcia na 2 uczelniach w tym semestrze -> wystąpiłam do dziekana o indywidualny tryb -> dostałam zgodę na IOS i indywidualne wytyczne zaliczeniowe od każdego wykładowcy -> wpisałam się do tabeli projektowej z tego przedmiotu i dałam wam 18 marca znać, że nie ingeruję w waszą pracę -> 20 marca WY mnie dodaliście do tej grupki i ZAPROSILIŚCIE, abym napisała wstęp do waszej pracy -> pomyślałam, że to miłe, ale już tak nie myślę, napisałam do psorki, wyraziła zgodę, dodała napisanie wstępu do mojego zakresu zaliczenia przedmiotu -> udostępniłam Wam swoje materiały -> napisałam wstęp do Waszej pracy na WASZE zaproszenie -> nie ujęliście mnie jako współautorki w projekcie.
To po co mnie zapraszaliście?
I po tym nagle całe tuzin uczestników grupy "Nie mogłaś tak od razu!?", albo "trzeba było tak od razu, teraz wszystko wiadomo!", i pretensje, że przecież mogłam im od razu wyjaśnić, a tak to nikt nie wiedział.
NO WKUUUUURWIŁAM SIĘ.
Jeszcze raz podałam, ale tym razem zrzuty ekranu wiadomości w tej dokładnie grupce na msg - te z 20 marca, z 21, z 25 marca, gdzie WSZYSTKO jest wyjaśnione i gdzie oni proponują co proponują.
Odpisałam, że przecież ja im napisałam to OD RAZU, dosłownie OD RAZU jak się pojawiła lista do zapisów, 20 marca.
Mogli zapomnieć - czaję, ale to nie oni do mnie mogą w tej sytuacji mieć pretensje, a ja do nich.
Laska co chce dostać 5 odparła, że okay, faktycznie doszło do nieporozumienia i zaraz dodała plik w którym dopisała mój numer albumu z dopiskiem, że pomogłam im "gościnnie". xD
Kurwa, ludzie.
Chodziłam wczoraj zła jak osa.
A ich prezentacja wyszła chujowo, bo wklejali bez zrozumienia cytaty z "Jedynego słusznego materiału źródłowego", a zapytani nie potrafili odpowiedzieć o co chodzi. I powielali nieprawdę - okazało się, że jedna osoba użyła chatuGPT i jakieś farmazony z tego wyszły na ważny temat.
Ah, well.
Karma wraca.
A ja mam już kolejny fragment tekstu do zrobienia.
Niemniej... wracając do majówki.
Miałam inne plany. Ale chyba nie wyszło zarówno przez to, że w myślach wciąż mam napoczęte projekty i myśli o tym, jak je udoskonalić, pracę nad biznesplanem MOJEGO biznesu xP (bo po grant idę, a w przyszłości może po dofinansowanie) i jeszcze mam chory pęcherz. Jak i przez to, że mój chłopak źle zaplanował czas, źle wybrał i w ogóle ZNOWU wpadł w jakieś takie chaotyczne BYCIE wśród jego krewnych.
Ech.
Mój chłopak pochodzi ze Śląska. Z pięknego, atrakcyjnego turystycznie miejsca. Szlaki rowerowe, zabytki, sporty wszelakie, blisko w górki, blisko w miasteczka, o turystę się tu natyka co kilka metrów. Jego rodzice mieszkają blisko lasu, blisko szlaków i zabytkowych perełek architektonicznych.
No i tam nie byliśmy od Bożego Narodzenia.
Jego bliskich - zresztą moich też - widujemy szybko i w drodze. Moich częściej niż jego. Te studia (on: jedne, ja: dwa kierunki) i jego praca (stacjonarna, a moja zdalna) mocno ograniczają czas i możliwości ku takim slow-odwiedziną.
Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy, że odpoczniemy w majówkę stress-free w jego rodzinnych stronach. Daliśmy znać jego rodzicom, że planujemy przyjechać i okazało się, że oni akurat na majówkę planowali wyjechać xD Dogadaliśmy się. Miało być tak, że środa i czwartek to my sami w ich chacie, całe dnie na rowerach, albo na górskim szlaku. A w czwartek 2 maja wieczorem teściowie mieli wrócić, mieliśmy zrobić wspólnie ognisko, a potem w czwórkę miło spędzić wspólnie piątek na spacerkach okolicznymi szlakami. W sobotę ja na wykładach, więc niech mój facet zrobi coś fajnego z rodzicami, podczas, gdy ja będę siedzieć na trawie i się uczyć. A w niedzielę - ja nadal na wykładach - powrót do domu - ja na słuchawkach na zajęciach na studiach od rana do nocy.
No. Fajnie to było zaplanowane. Trochę aktywnie, ale nic na siłę.
Poza tym, moje myśli co rusz uciekały do projektów, które robię, co chwilę coś dopisywałam - nie mogłam się w pełni wyłączyć, jak na urlopie w Turcji. Być może przez to, że wzięłam notatki i laptopa na tę majówkę...
No, to ja w myślach stres i planowanie zaliczeń i w... może w poniedziałek, ale chyba we wtorek, w ostatni dzień kwietnia dowiedzialam się od partnera, który skończył rozmawiać z mamą, że jednak jego rodzice zmienili plany, skracają swój pobyt. Że wracają do domu już pierwszego maja wieczorem. Ech. No okay, nie? I tak będziemy na szlaku w czwartek, możemy od razu w czwórkę pojechać? Ale temu nie dawałam więcej uwagi, bo projekty bierzące, bo perspektywa biznesu i spotkania w tej sprawie były. No i mój partner coś tam przebąkuje, że luz, że czekając na rodziców może on jednak przygotuje nasz zabytkowy samochód na przegląd korzystając z dobrze wyposażonego warsztatu ojca.
No i jak było...?
O. leżał pod tym samochodem przez 3 dni. W zasadzie 2 dni, ale z przerwą dnia drugiego na pół doby. Czyli jak zaczął w środę, tak w piątek do obiadokolacji dopiero wyznał, że naprawił.
Chciałam się skupić nad projektem, ale nie mogłam - nie potrafię tak nie u siebie, wszystko mnie rozprasza. Naprawdę próbowałam. Nie ejst to dla mnie komfortowe. To, że pies przybiega, to, że ktoś herbatę proponuje, albo chce rozmawiać. No to rozmawiajmy - i rzucam tą pracę, bo w końcu nota bene w gości przyjechałam, nie? A potem idę się zamknąć z pracą i zaraz O. przychodzi upewnić się czy wszystko ze mną jest okay, bo według jego babci się obraziłam i poszłam się zamknąć do jego pokoju. No nie... No i schodzę i uspokajam, że wszystko jest okay, ale mam dużo pracy do wykonania, a babcia jakoś nie rozumie... o ile prace-pracę potrafi zrozumiec o tyle pracę kreatywną, pracę z fikcją, albo w ogóle chyba pracę na studia -tego nie rozumie. Więc wybieram własny komfort godząc się na to, że zaraz znowu zaniepokojony O. wpadnie do pokoju upewnić się czy wszytsko okay, bo babcia pujdzie mu donieść na moje dziwne zachowanie - a mimo tego, ze on upewnia ją, aby dała mispokój, bo musze się skupić, babcia woli zauważać jakieś inne bodźce, które mogły mnie urazić niż fakt, że mnie rozprasza ot -że chora jestem bardziej i poszłam się położyć, bo mnie mocniej boli niż 1h temu itp.
Czułam się zaszantażowana. I te bodźce. Oni to ludzie iskry. Ekspresja duża do małych rzeczy - uczciwie to ja wiem, że sama taka jestem. Ale fakt przebywania z tak eksperesyjnymi ludźmi cały czas, dobę mnie po prostu męczy. Dla mnie spotkanie na 2-3h to dość.
No i to jest coś co chyba gdzieś przytłumiło mi w ogole czucie siebie. Miałam poczucie, że jest mi okay, ale nie tak, jakbym chciała.
Teściowie też się o coś sprzeczali, więc tam co jakiś czas pojawiał się problem. Teściu uznał, że jestem, ech, melomanką, bo mu kilka miesięcy temu - wiedząc, że lubi muzykę - podesłałam kilka utworów, które lubię. Okazało się, że zakochał się w tym co usłyszał i uznał mnie za wspomnianą melomankę. Już pierwszego dnia mnie porwał by pokazywać mi swoje "piosenki wszechczasów" - od skwierczącego, cichego, ciepłego ogniska, do domu, pod dudniące na pełnej stereo, abym cytuję "doceniła te dźwięki" jego ukochanych utworów, którymi MUSIAŁ się ze mną podzielić w podzięce za tamtą playlistę - no nie doceniłam, bo byłam tak przebodźcowana, tak go prosiłam o ściszenie, a on tego tak bardzo nie pojmował, jak mogę lubić muzykę, ale nie nakurwiać jej w decybelę, że miał lekki mindfuck. Powiedziałam, że wolę po prostu inaczej... No bo wolę inaczej. Dla mnie to już było ZA DUŻO, zwoje mózgowe mi się przegrzały, ale ku własnemu zaskoczeniu uratowało mnie nie stawienie granic, a atak alergii - po prostu zaczęło się ze mnie lać tak, że nei wiedziałam, które otwory na trzy wycierać. Uciekłam pod prysznic i tam wracałam do równowagi (a O. stonował ojca).
Kolejny dzień, 2 maja, czwartek - jest miło, od rana miło. Pogoda piękna, po alergii ani śladu. Mój chłopak już pierwszego dnia wieczorem ostrzegł, że w sumie dobrze, że zaczął pracę nad czymś-tam (pozostanę ignorantką motoryzacyjną, to wybór, tak wolę), bo znalazł przy okazji problem z czymś innym, co gdyby nam w drodze się zepsuło to mielibyśmy problem. Więc wiedziałam, że rowerów nie będzie, a ja będę miała szansę na pracę z projektami.
Siadamy do śniadanka, pyszka, na deser mój chłopak - to urocza historia - przynosi tiramisu. Sam 30.04 ubijał je, sam je przygotował. Zrobił dla mojej mamy i taty, dla siostry i Szwagra (jak jechaliśmy na Śląsk to wstąpiliśmy by ich tym utuczyć) oraz troszkę większe opakowanie z myślą o naszej dwójce, jego rodzicach i dziadkach. Jako włochofile byli zachwyceni! Tak zachwyceni, że teściu robił sobie zdjęcia podczas jedzenia, a mój partner i jego mama - przed podaniem, podczas podania i podczas dzielenia porcji. Wszyscy wrzucili tę relację na ich grupę rodzinną, dla jedynej nieobecnej tj. siostry mojego partnera. Podobno była oburzona, że nie ma dla niej!
I dla mnie tu historia ciasta się kończy.
Bo z mojej perspektywy panowie ledwie zjedli śniadanko z deserkiem i obydwaj zaczęli krążyć po tarasie z telefonami przyklejonymi do uszu. Nie wiedziałam po co teściu - ale bardzo tym wnerwiał swoją żonę. Sprzeczali się o jakiś kontekst, którego ja nie kminiłam, a który dotyczył ich syna. Ona była zła, że on coś chce zrobić z moim partnerem. Nie wiem, nie słuchałam, nie wtrącam się, poszłam po lapka i próbuję pracować. Ale widzę, że mój facet, umazany smarem (bo ledwo otworzył oczy już leżał pod maską) jest czymś zmartwiony. Okazało się, że z okazji majówki nie ma otwartych sklepów z częściami, a jak są to nie ma skąd wziąć tej części, która się zepsuła. W końcu się dodzwonił gdzieś, gdzie mieli. Przepraszał mnie, że to tak wyszło z tym autem, ale chyba jednak lepiej naprawić teraz, niż potem mieć awarię bór wie gdzie. No logiczne. Spoko.
Ja już w projekt swój nurkuję, a on przychodzi z prośbą o pokręcenie dla niego filmików z których zrobi reelsa. No okay. Wstaję, już zirytowana, rozkojarzona i idę. Kręcę. On docenia, że go wspieram (na głos), podkreśla, że nei chciał mi zabierać czasu, że teraz go tak naszło. I tak już było przez następne dni - jak nie jego mama/babcia/tata to on sam wpadał, aby "tylko na chwilkę" mnie zapytać/poprosić o nakręcenie czegoś teraz (a tamci by zapytać jak mają się moje roślinki, albo czy nie napiję się herbaty, albo czy widziałam nowy teledysk itp).
Rozpraszało mnie to w chuuuuuuj.
Nie mogłam nic napisać.
Byłam tak zirytowana próbą napisania OPOWIADANIA FANTASTYCZNEGO NA OCENĘ, że wolałam nic nie pisać. Napisałam wstęp do cudzego projektu w piątek i obejrzałam kilka tutoriali na zajęcia, które muszę obejrzeć jeszcze raz, bo byłam tak skupiona na tym, by wszystko co się dzieje wokół mnie jednak mnie nie rozpraszało.
Wyszłam na dwa spacery przez te dwa dni.
Ech.
Aż gdzieś około 2 maja południa zostałam sama w domu. Mój chłopak gdzieś pojechał z tatem (myślałam, że po te części, które w końcu namierzył telefonicznie po śniadaniu). Jego tata zastrzegał, że coś-tam do pracy musi sprawdzić i też to się łączyło z samochodami - myślałam, że jadą do sklepu. Może mi to lepiej wyjaśnili, ale taki był rozgardiasz, że nie wiem xD nie pamiętam. Pamiętam, że musiałam złapać piszczące i rozpaczające psy, aby nie wybiegły przez bramę... A teściowa pojechała po swoją mamę i na zakupy spożywcze (oraz po leki na alergię dla mnie - wdzięczność <3).
Napisałam całe dwa akapity pracy (jednej z wielu prac), kiedy pojawiła się babcia (teściowa coś robiła w domu), więc się poddałam temu żywiołowi i próbowałam z nią rozmawiać, aż nagle do ogrodu wpadają.... siostra mojego chłopaka i jej partner. Oni mają miny jakby było wielkie suprice, uśmeichy od ucha do ucha, ręce rozłożone TA DAAAAAM! A ja - jestem paskudna - poczułam się zmęczona samym wyobrażeniem kolejnej porcji bodźców i rozpraszaczy, jaka się wiązała z ich przyjazdem. Kolejne głosy, kolejne osoby, kolejne interakcje Jakiś ten ich rodzinny rozgardiasz nagle się zrobił dopełniony. Nim do mnie dotarło, że ich tu przecież nie miało być, wcale a wcale (nie planowali przyjeżdżać), że w zasadzie, gdy planowaliśmy ten weekend mieliśmy tu przez prawie dwa dni być tyko we dwoje, zrobiło się bardzo niezręcznie. Nie dostając oczekiwanych zachwytów radości (bo babcia też miała wyjebkę - widuje ich niemal co tydzień xD) poszli robić suprice w domu - mama była zachwycona!
Opowiedzieli co się stało: otóż siostra mojego chłopaka zobaczyła zdjęcia z obżerania się tiramisu i W TAMTEJ CHWILI nakazał swojemu chłopakowi pakować się do samochodu! Bo w domu mamy tiramisu! I od czasu naszego śniadania oni jechali serio-serio do nas, by zjeść tiramisu.
I tak sobie jedli tiramisu, rozmawiali o jakichś tam ich sprawach... wszyscy przy mnie. Oni (siostra O. i jej partner) byli zresztą cały czas w pracy, więc jakoś "logiczne" dla nich było, że siadali sobie przy mnie, która też siedziała przy laptopie. Oni sobie pracowali, gawędzili z mamą i babcią... a ja trwałam w stanie przetrwania. hym? Teraz, z dzisiejszej perspektywy tak to nazwę. Bo miło, że mnie włączają, ale to nie jest cos na co byłam przygotowana wsześniej, ani coś na co się umawialiśmy. Wszystkich znam i lubię, jest miło. A jednocześnie mam wyrzuty sumienia, że jestem najgorsza studentką EVER, bo nie potrafię się skupić - jakbym miała pracować w takich warunkach to luz, a tu chodziło o naukę.... Ale zaraz zeszło na naukę mojej szwagierki. No i znowu mi się etycznie niektóre rzeczy kłucą - naprawdę staram się nie oceniać, ale jej metody "cel uświęca środki" to jest to co jest 180*C sprzeczne z moim postrzeganiem etyki i moralności. Coś co budzi jej szczęście i co uznaje za przywilej jaki ją kopnął, ja bym uznała za obrazę i brak uczciwości w bardzo skonkretyzowanym w świetle prawa kategoriach. I to mi sprawia problem, a nikomu z ich krewnych nie. Jedyną osobą, która zauważyła, że mówimy o oszustwie był jej chłopak, na co ona skwitowała "zazdrościsz!". No... nie? Ale to znowu: nie mój cyrk nie moje małpy. Moja mama, gdybym jej się pochwaliła się takimi praktykami akademickimi jakimi ona się chwali objechała by mnie strasznie, usłyszałabym jak się na mnie zawiodła, że "nie tak cię wychowałam", by mówiła o konieczności sprostowania, przyznania się do tego czy tamtego, odwoływała by się do uczciwości (takiej zwykłej, ludzkiej - aż słyszę głos mojej mamy w głowie, gdy to piszę), a teściowa ma takie "wzrusz ramion póki jest wszystkim spoko".
Więc i ja milczałam...
I szczerze: bylo mi miło, fajnie ich było zobaczyć. Po prostu WOLĘ inaczej, wolę wiedzieć jak dużo sił ekstrawertycznych mam przygotować jakąc gdzieś. I no potrzebuję przestrzeni. Gdybym wiedziała jak to się potoczy to może bym dojechała tego 3 maja pociągiem po prostu...
Niemniej mama (teściowa) wystawiła im to tiramisu autorstwa mojego partnera dla którego przejechali całe województwo.
W piątkę siedzieliśmy na tarasie, troje z lapkami, dwie z herbatkami i smalltalkowaliśmy. Jakiś rzeczy się dowiedziałam nawet itp.
A mojego partnera jak nie było tak nie było. I jego taty też nie. W końcu jak zadzwoniłam z pytaniem kiedy będą (pantonimą proszona przez te dwa "Suprajsy" żebym nie zdradziła, że czekają tutaj z recenzją tego tiramisu w ramach suprajsa) - opowiedział mi podekscytowany, kurcze, nie wiedział, że to tyle zajmie i nie był swiadomy, że tyle tego czasu upłynęło. Przeprosił mnie, a potem oszacował, że chyba wrócą do godziny, bo przed chwilą byli na jeździe próbnej samochodami do innych województw. [No kurwa].
A jakieś pół godziny później na ich rodzinnym czacie (ja nie mam dostępu, ale dziewczyny zdawały relacje) teściu pochwalił się, że kupił samochód! Wysłał akt, pokwitowanie, swoje zdjęcia przy nowym nabytku i syna za kierownicą.
No i byl taki dumny z syna! Bo syn mu pomógł wybrać, że o coś tam zapytał. A że oni obydwaj to auto-świry to się przerzucali komplementami.
Przyjechali niemal 2h później, z krzykiem i wrzaskiem oblewając kupno nowego samochodu (do pracy) mojego teścia! Szampan wjechał, potem zamówienia (tj. większość z nas chciała piwo zero). Opowieści teścia jaki ten samochód był super, że lepszy niż inne, którym dziś próbował umówić jazdy testowe (aha... i tak się dowiedziałam co się działo przy śniadaniu), a także racząc nas anegdotkami jak jego syn szacował przestrzeń (tj. czy ja się w niej zmieszczę na stojąco i na leżąco) oraz od razu zapewnił, że już z synem ustalił, że pożycza nam to auto na wakacje, jako kampera.
Ech.
No i weszły rozmowy o tiramisu. Wszystko, wszędzie, naraz.
A mój chłopak szybciutko przebrał się w ciuchy do pracy i wskoczył pod auto. Mama go żałowała, że cały weekend leży pod samochodem i ciągle brudny chodzi. A on prędziutko coś-tam zrobił dla mamy i rzuca do mnie "to tak za dwie godziny możemy wyjechać".
Ja wciąż myślami przy rowerach - nie wiem w sumie skąd je wziąźć, bo w garażu ich nie widziałam, chociaż podobno tam są, ale mówię "spoko, a gdzie? Jakąś trasę wybrałeś?" - bo mu przecież, pisałam niedawno zostawiam planowanie, bo to lubi. A on w szoku lekkim. Niezręczie się zrobiło. Aż mnie pyta "A to ja Tobie nie powiedziałem, że chcę z tobą pojechać po te jedyne części w regionie? Tylko pomyślałem, żeby to z Tobą ustalić". Ja w śmiech, że nic takiego nie mówił i nagle coś, jakiś chaos, może psy?, może ktoś ma do mnie pytanie?, nie wiem, tam ciągle jest głośno i chaotycznie. Zaczęłam robić coś innego zjadana poczuciem winy, że się obijam zamiast robić zadania zaliczeniowe... i wylądowałam przed komputerem...
Dopiero te dwie godziny później w samochodzie, w CISZY, złożyłam kropki i zpaytałam "Myślałam, że pojechałeś z tatem po te części. To po co w ogóle pojechałeś? Gdybyś przez ten ranek zrobił to co miałeś, to teraz, popołudniu już miałbyś samochód z głowy...", a na to mój chłopak, w widocznym zmieszaniu "W zasadzie nie wiem po co tam pojechałem... tato mówił, że jestem mu potrzebny do pomocy, ale to wszytsko można było zrobić bez mojego udziału. I faktycznie, prawdopodonnie już bym naprawił samochód w tym czasie... Przepraszam, nie wiedziałem, że tak daleko jedziemy i że tyle nam zejdzie".
No...
To na razie tyle, potem dokończę.
Tylko dodam, że dzień 3 był absoltnie spoczko... ale nie czułam, że całość to była ta majówka, na której miałam być.
I nie wiem...
Rozmawialiśmy już o tym i o tej rozmowie miał być ten wpis, ale teraz widzę, że buzowało we mnie masę emocji...
9 notes
·
View notes
Text
Czarne Skórzane Spodnie Jeansowe Jeansy Straight Aesthetic Vintage M Ustka • OLX.pl
0 notes
Note
Hej hej! Uwielbiam twoje rysunki i też jestem fanem Końca Świata a przy okazji tłumaczenie piosenek to moje hobby. Jeśli chcesz, mógłbym ci pomóc z tekstem do komiksu? Ale też rozumiem, jeśli chcesz mieć pełną kontrolę haha więc propozycja luźna :)
Ohhh!! Tak proszę!! Ja tylko tłumaczę bo większość moich followersów jest spoza Polski, ale to nie jest czymś co jest dla mnie łatwe ani mi nie sprawia przyjemności,,,
I oczywiście dam tobie credits na skończonej pracy 🙇♀️
15 notes
·
View notes
Text
15 Kwietnia 2024, Poniedziałek🌷:
Wczoraj się chwaliłam że już się czuję dobrze... Po czym dzisiaj dostałam okres. I to jaki! Nie będę się rozpisywać z krwawymi szczegółami, bo do nich już się przyzwyczaiłam. Po szkolnych korytarzach przemykałam zgięta w pół bo nie mogłam się do końca wyprostować (ból promieniował aż do krzyża), w połowie dnia ciężko było mi już chodzić (ból "rozlał" się jeszcze na pachwiny i uda), a w domu już tylko leżałam, bo nie mogłam ustać na nogach. Łącznie zeżarłam 4 pyralginy, 8 apapów, 3 no-spy max i 6 ibupromów — chuja pomogło. Matka skitrała mi gdzieś Ketonal i nie chce powiedzieć gdzie jest. Zasłania się argumentem, że jak to nic nie dało to Ketonal też nie pomoże. Niby dlaczego, skoro pomógł wcześniej? Już pomijam fakt że dostałam receptę od lekarza, mam brać to cholerstwo. To moje leki, potrzebuję ich. Nie ma prawa mi ich zabierać. Najlepsze jest to że nawet nie potrzebuję maksymalnej dawki (200 mg), wystarczy 100 mg rano, potem 50 mg około 17 + ewentualnie 1 no-spa max przed spaniem. Lepsze to niż branie 4 różnych środków w maksymalnych dawkach. Ale uparła się kobieta, nie ustąpi. Jak sobie wbije dowolną bzdurę do głowy to nie ważne jak logiczne masz argumenty — nic nie dociera. Jutro przed szkołą będę musiała ich poszukać. Okres rozkręcił mi się już na dobre, bez nich nie dam rady iść na lekcje.
No dobrze, a teraz update... Zamówiłam siatkę na balkon, bo jestem w stanie sobie wyobrazić Nicolasa bawiącego się w polowanie na mewy, a taki upadek z 3 piętra mógłby się dla niego źle skończyć. Namawiam też rodziców żeby coś zrobili z balkonem, bo po prostu stoi pusty — nie licząc butelki po wódzie robiącej za popielniczkę. I tak jest lepiej od kiedy mamy nowe kafle (może z 5 lat) bo wcześniej z fug rosły nam mlecze... Znalazłam nawet na OLXie różne zestawy mebli balkonowych (oczywiście używanych) i wydaje mi się że jednorazowy wydatek średnio 300 zł na dwa fotele i stolik to nie jest jakieś poważne nadszarpnięcie budżetu, skoro więcej idzie miesięcznie na wódkę. Ale co ja tam wiem...
Pojawił się też pomysł wyjazdu gdzieś z siostrą tylko we dwójkę. Na razie jeszcze nie mamy żadnego konkretnego planu (z mojej strony padła propozycja wycieczki do Zielonej Góry) ale sam pomysł nam się podoba i wiemy że "gdzieś" jedziemy na 100%, najpewniej w lipcu.
10 notes
·
View notes
Text
18.01-29.01.2024
Zaczęło się od tego że jakoś nie miałam siły ani pisać bloga ani nic
Myśli samobójcze też były na topie
Tak samo silny jadłowstręt który uniemożliwiał mi jedzenie bez poczucia winy
I nie spalenie tego
Ogólnie to zaczęło się od tego że to był tydzień w którym się dowiedziałam że mam się w przyszłym tygodniu stawić na praktyki
I zrobiłam to. Ale o tym zaraz
Być może wspominałam już że ostatnimi czasy jakby mój lęk nie istniał
Tak jest i teraz
Wyparował czy co ?
Teraz każda relacja,czy każda sytuacja która normalnie wywoływała u mnie lęk teraz nic nie czuje
Może to i dobrze aczkolwiek trochę niepokojące
Bo jednak w sytuacjach gdzie ten lęk powinien pojawić się naturalnie np w zagrożeniu życia to go nie ma
Nie wiem. Pogadam o tym na terapi
Może ten jadłowstręt go przykrył
Cholera wie
Wracając do tematu co tu się dzieje to w czwartek jak niedawno zamówiłam sobie promarkery to na zajęciach chciało mi się rysować więc to robiłam
Gadałam z kolegami i kolega wymyślił sobie chorobę o nazwie :
Palmezja
Według niego to jest rodzaj depresji występujących z amnezją która rozpoczyna się pod palmami
My tłumaczyliśmy z drugim kolegą że nie ma takiej choroby a ten że on jedyny na świecie ma taką chorobę i nie ma nigdzie w internecie
Boże ręce opadają 🤣
Ale humor mi to nieźle podniosło
I ogólnie bardzo często myślałam o tych praktykach. Dosłownie jakby nie mogłam się doczekać
I poczułam coś dziwnego. Zewnętrznie czułam poczucie beznadziei że się nie nadam itd a głęboko w podświadomości czułam że dam radę i jestem do tego stworzona
Wreszcie zrozumiałam pytania swojej terapeutki odnośnie "w której części ciała to czujesz ?"
I tak. Poczucie beznadziei w głowie a tą w wiarę że dam radę w klatce piersiowej
A kiedyś było na odwrót. Poza malarstwem
A ogólnie w piątek miałam taki bardzo miły sen
Który w dodatku się sprawdził kilka dni później
Zaczęły się praktyki i wszyscy pacjenci mnie polubili i od razu z nimi złapałam kontakt a ba nawet w śnie była sytuacja że zwolnili jednego od zajęć artystycznych twierdząc że jestem lepsza
I ludzie dokładnie podobnie się dzieje !
Dojdę do tego zaraz
Te 3 dni przed praktykami to dosłownie przespałam. Taka byłam senna. Nieustannie udało mi się zasnąć na ponad 22 godziny. Wstawałam na chwilę i znowu poszłam spać i tak przez weekend
A poniedziałek to ten dzień
Miałam być na 11 i sprawiłam świetne wrażenie zjawiając się wcześniej
I kierowniczka mnie od razu polubiła 🥰
A myślała moja głowa że mnie od razu nie będą chcieli 😂
Powiedziałam wtedy że mogę zacząć od jutra i tak też zrobiłam
Ale jak się cieszyłam wracając do domu
I od razu zaczęłam pisać plan zajęć jakie zamierzam zrealizować
I jakby w jednym momencie zniknęły mi całe myśli samobójcze
Oraz problemy ze snem
Za to co widzę to została ta anoreksja która zdaje się że ma chyba nawrót
Uświadomiłam sobie to na praktykach po tym jak mnie dorwało na widok jedzenia myśli "nie zjem bo przytyje"
I jak mnie normalnie musieli zmusić żebym coś tknęła
No i też mniej jem o wiele
Ale ogólnie na tych praktykach idzie mi tak zajebbiście że kierowniczka już drugiego dnia zaproponowała mi żebym poprowadziła zajęcia !
Czy wy to rozumiecie ? 2 dnia !
A pierwszego dnia byłam też niesamowicie otwarta,radosna,pewna siebie i zabawna i przede wszystkim komunikatywna
Osoba która parę lat temu miała silną fobie społeczną jest komunikatywna i pewna siebie...
I też na zajęciach z psychologiem było o tym jakie pacjenci mają cele. No i tam też było takie koło życia które mogliśmy wypełnić. Wypełniłam i zastanawia mnie jedno.
Cholerka,w tym życiu jest jednak coraz lepiej !
I to prowadzenie zajęć też mi super poszło
O dziwo
Bo kurcze tu naprawdę pomyślałam że nie dam rady bo to pierwsza taka sytuacja że mam poprowadzić zajęcia
Do tego tak nagle taka propozycja
A ja bez lęku i tylko raz się spytałam pani psycholog co mam mówić. Zaczęłam i się rozkręciłam
Zainteresowałam pracami,tematem. Zaczęłam od tematu "Kosmos"
Miałam też pokazać jak sama to tworzę
I musiałam robić to na szybko aczkolwiek pracę zrobiłam w 15 minut
Nie mogę znaleźć zdjęcia ale jak znajdę to pokaże
No i gadaliśmy o rzeczach związanych z kosmosem
Wszyscy byli zainteresowani i spisałam się perfekcyjnie
Boże kocham to słowo 🤣✨
Nawet bez problemu sobie poradziłam z zachęceniem do dalszej pracy co niektórych
No i zdanie psycholog co miała być moją asystentką brzmiały tak :
"no i po co ja jestem tu potrzebna jak ty świetnie dajesz radę "
I zaproponowano mi tego samego dnia żebym prowadziła za kogoś zajęcia 😮
Na razie to jestem głównie na zastępstwa za kogoś
No i na praktykach
Ale boże. To brzmi jak kwestia czasu i stale zatrudnienie 😃
W pracy którą na dodatek sobie wymarzyłam
+ bez studiów
Jak mi się to uda to będzie że jednak to jest możliwe
Wychodzi na to że umiem bardzo dobrze się dostosować do sytuacji. Bo kierowniczka mi mówiła że spróbuję poprowadzić jakieś zajęcia po paru tygodniach. A tu następnego dnia
A kolejnego dnia byłam poproszona żebym poprowadziła zajęcia które prowadziła psycholog
Też mi super poszło
Ja się czuję ostatnio jak jakiś specjalista normalnie 🤣
Choć przykładowo tego dnia gdzie zajęcia poprowadziłam to myślałam że one tak gadają żeby mnie pocieszyć
Bo gdzieś tam myślałam że beznadziejnie mi poszło
Wiem z czego się wynika. Jak miałam tzw "dwubiegunowych" znajomych i rodzinę którzy do mnie byli mili a za plecami gadali najgorsze rzeczy o mnie albo raz byli super a potem nagle zachowywali się jak najgorsi wrogowie
Więc no nie dziwię się sobie że tak myślę bo jednak to trauma która została
Ale jednak widzę że jednak faktycznie ekstra sobie radzę na tych praktykach
I za każdym razem nie mogę się doczekać praktyk
Także sukces jakiego nie było 🥰
A w weekend były egzaminy i wiecie ze zdałam prawie wszystkie na 6 ? I takie oceny mam też na koniec
Tej jednej 6 nie dostałam bo się jedna co mnie nie lubi uczepiła że jestem zbyt mało doświadczona by dostać 6 😂
I się kłóciłam z nią
Chciała mi 4 dać ale się wykłóciłam o 5
A jeszcze się posrasz babo 😏
Ale naprawdę egzaminy wyszły ekstra
Byłam też potem na wośp i wrzuciłam pieniążki i dostałam serduszko.
Moja koleżanka była wolontariuszką i ogólnie ja też miałam być ale egzaminy mi pokrzyżowały plany
Trudno spróbuję za rok
Ten miesiąc jest naprawdę zajebbisty
No a dziś to jechałam do Szczecina bo z tydzień temu dostałam pismo z zusu że mam się stawić do sądu do Szczecina na komisję
Byłam i wiecie co usłyszałam ?
Ma ta baba tam wyniki moje wszystkie z wszystkich szpitali a ona powiedziała co ?
Że to nie jest padaczka tylko ataki padaczkowe na tle nerwicowym
Jakby say what ?
Rozumiem gdybym te padaczkę miała w silnych sytuacjach stresowych ale tak nie było
Poza tym padaczkę mam stwierdzoną od lat. Mam w skutek tego guza co miałam kiedyś
Miała w badaniach wszystko i wszyscy gadali że to padaczka każdy neurolog nawet ludzie na ulicy a ta że to na tle nerwowym. No hit 🤣
Mniejsza zobaczymy
Też gada że jestem nerwuska. Choć nie rozumiem na jakiej podstawie skoro jestem ostatnio spokojna i pewna siebie
Ciekawa jestem tej opinii co mi napisze
Miałam mieć psychiatrę ale się ponoć pochorował
Po badaniach trochę podchodziłam po Szczecinie i na pociąg
Byłam też tam i były niezłe widoki. Podobało mi się
Kocham wycieczki 😏
Potem wracałam do domu wieczorem i teraz ogarnęłam że nic nie tknelam cały dzień
Naprawdę nie mam chęci
Choć mam świadomość że to naprawdę nawrót
Umówiłam się do dietetyk i zobaczymy
To tyle,i chyba od razu pójdę spać. Już się nie mogę doczekać jutrzejszych praktyk 🥰
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
16 notes
·
View notes
Text
Kremowa zupa na bazie tahini, masła orzechowego, miso i mleka kokosowego z makaronem somen oraz dodatkami
Jeśli jesteście miłośnikami ramenu - nawet takimi, którzy nie wyobrażają sobie tej zupy bez mięsa - to niniejsza wegetariańska, uproszczona propozycja powinna przypaść Wam do gustu.
Ma bowiem w sobie dużo smaku i treści, charakterystycznych dla tej azjatyckiej potrawy. No i jej przygotowanie zajmuje zdecydowanie mniej czasu!
Wiem, wiem, puryści kulinarni pewnie zazgrzytają zębami, że to oszustwo, że wbrew tradycji, że śmiechu warte. Rozumiem Wasze święte oburzenie, bo ta zupa jest czystym, nietradycyjnym i nawet trochę śmiesznym oszustwem. Mimo wszystko uczciwym, bo nie udaje tego czym nie jest. I to właśnie mi się w niej podoba.
Podstawą tej kremowej zupy jest tahini, masło orzechowe i miso. Do nich dodaje się sos sojowy, cukier trzcinowy, chili, imbir i czosnek. Powstałą, dość gęstą pastę zalewa się wodą oraz mlekiem kokosowym. I - jeśli chodzi o część płynną - to w zasadzie wszystko.
Resztę stanowią dodatki. Jak w każdym ramenie, tak i tutaj, są one nieodzowne. Ugotowany makaron somen, smażone pieczarki (można je zastąpić grzybami shiitake) z porem, lekko obgotowana kapusta bok choy oraz olej chili, prażony sezam, siekany szczypior i kolendra zaspokoją każdy apetyt.
Jeśli chodzi o ostry olej chili, to dobrze jest przygotować go wcześniej i przechowywać w lodówce. Przyda się Wam do wielu azjatyckich potraw, a także do urozmaicania codziennego jadłospisu. Jest zdecydowany w barwie, aromacie i smaku. Jeśli nie macie ochoty robić go samodzielnie, kupcie gotowy produkt chiński lub japoński w sklepie z azjatycką żywnością.
Czy osoba lubiąca tradycję może jeść oszukany ramen? Może. Czy może nim częstować gości? Owszem. Jest tylko jeden warunek: wypada jasno poinformować, że to podróbka. Wówczas nikt nie poczuje się ani oszukany, ani zniesmaczony. Niewykluczone, że nawet podziękuje?
Składniki:
5 łyżek tahini 3 łyżki masła fistaszkowego łyżka ciemnego lub 2 1/2 łyżki białego miso 1/2 łyżki brązowego cukru łyżeczka chilli w proszku 2-3 łyżki sosu sojowego 2 łyżki oleju sezamowego 3-4 ząbki czosnku 30 g imbiru 250 ml mleczka kokosowego
Dodatki
Smażone pieczarki z porem 400 g pieczarek ok. 10 cm białej i jasnozielonej części pora 3-4 ząbki czosnku 15 g imbiru 2 łyżki sosu sojowego łyżka octu ryżowego
200 g makaronu somen bok choi 2 gałązki szczypioru 2 gałązki kolendry ostry olej z chili 2 łyżki nasion sezamu
Wykonanie:
Do niedużej miski włożyć tahini, masło orzechowe, miso, wsypać cukier, chili w proszku i wlać sos sojowy. Obrać cały czosnek i imbir, maksymalnie rozdrobnić i połowę dokładnie wymieszać z resztą składników. Drugą połowę zachować na później. Masa będzie dość gęsta.
Opłukać i osuszyć grzyby. Pokroić je w plasterki. Pora opłukać, jeśli trzeba usunąć wierzchnie liście, odciąć 10 cm od białej części i pokroić w półplasterki (reszta przyda się do rosołu). Na dużej patelni rozgrzać chlust oleju i dodać pieczarki. Smażyć do odparowania nadmiaru płynu i uzyskania brązowego koloru, następnie dorzucić pora oraz pozostałą część czosnku i imbiru. Ponownie smażyć, aż całość się udusi, pod koniec dodając sos sojowy i ocet ryżowy. Przełożyć do miski.
Opłukać i posiekać szczypior oraz kolendrę. Bok choy opłukać i przeciąć wzdłuż na dwie części. Na małej patelni uprażyć nasiona sezamu na złoty kolor.
Do średniej wielkości garnka przełożyć pastę-bazę. Zalać trzema szklankami wody (można zastąpić bulionem warzywnym), rozprowadzić dokładnie rózgą i włączyć średni gaz. Jeżeli okaże się zbyt gęsta, podlać wodą. Barwa płynu stanie się mleczno-kremowa.
W tym samym czasie w średniej wielkości garnku zagotować wodę i osolić ją. Gdy zawrze, włożyć bok choy i gotować ok. 1 - 1,5 min. Wyjąć łyżką cedzakową i odłożyć na talerz. W tej samej wodzie ugotować makaron (krócej o minutę niż widnieje na opakowaniu). Odcedzić.
Gdy zupa będzie gorąca, wlać mleczko kokosowe, olej sezamowy i całość dobrze wymieszać. Spróbować i ewentualnie dosmakować sosem sojowym lub octem ryżowym.
Do dwóch głębokich talerzy wlać zupę, włożyć po połowie makaronu, połówce kapusty (można już na talerzu pokroić) i część wkładki grzybowo-porowej. Obsypać szczypiorem, kolendrą, sezamem i skropić ostrym olejem chili.
Podawać.
#kremowa zupa na bazie tahini masła orzechowego miso i mleka kokosowego z makaronem somen oraz dodatkami#creamy soup based on tahini peanut butter miso and coconut milk with somen noodles and additions#zupy#soups#oszukany ramen#fake ramen#dania wegetariańskie#vegetarian meals#vegetarian dishes#somen#makaron somen#somen noodles#bok choy#pak choy#pieczarki#mushroom#mleczko kokosowe#coconut milk#ostry olej chili#hot chili oil#chili oil
10 notes
·
View notes