#kąciki
Explore tagged Tumblr posts
linkemon · 6 months ago
Text
Spring rolls (Senshi x Reader)
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi. Zamówienia można znaleźć tutaj.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
ɴɪᴇᴛʏᴘᴏᴡʏ ᴘʀᴢᴇᴘɪꜱ ɴᴀ ꜱᴘʀɪɴɢ ʀᴏʟʟꜱ, ᴀᴜᴛᴏʀꜱᴛᴡᴀ ᴏᴄᴢʏᴡɪꜱ́ᴄɪᴇ ꜱᴇɴꜱʜɪᴇɢᴏ. ɴɪᴇ ᴍᴏɢᴌᴏ ᴏʙʏᴄ́ ꜱɪᴇ̨ ʙᴇᴢ ᴘᴏᴛᴡᴏʀᴏ́ᴡ ɪ ᴘᴏᴍᴏᴄʏ ᴘʀᴢʏ ɢᴏᴛᴏᴡᴀɴɪᴜ…
Tumblr media
Senshi pogłaskał się po brodzie w zamyśleniu. Rozdzielono go z drużyną już jakiś czas temu. Tak bardzo zależało mu na zerwaniu dzikich ogórków płożących się po ziemi, że wpadł do ciemnego tunelu i w mroku zjechał w dół. Wylądował w okolicy jakiegoś nieznanego jeziorka. Na szczęście nie wydawało się zbyt wielkie. Starał się zachować zimną krew. Spędził samotnie pod ziemią wiele czasu w ciągu swojego życia, ale teraz ogarniał go niepokój. Zdążył się przyzwyczaić do towarzystwa. Niestety tajemniczy właz zamknął się zaraz za nim, więc musiał znaleźć nową drogę z powrotem do przyjaciół. Pocieszał się, że przynajmniej zyskał zapas ogórków.  
Przemierzał podmokły teren, stąpając po względnie suchej ścieżce. Po powierzchni wody pływały najróżniejsze konary. Błękit i ciemna zieleń rozpływały się w brudnobrązowej scenerii. Dziwne, powykręcane drzewa przypominały ręce, gotowe w każdej chwili ściągnąć go na głębsze wody. Z zadowoleniem jednak spojrzał na ich korę. Kilka ruchów podręcznego nożyka później udało mu się nazbierać spory zapas. Uznał, że skoro już się tu znalazł, to może skorzystać z okazji. Żując powoli miękkie drewno, stawiał krok za krokiem.  
W ciszy przerywanej jedynie bzyczeniem owadów i pluskiem wody, do jego uszu dotarła znajoma melodia. Powierzchnia wody niosła delikatne dźwięki mandoliny. Krasnolud przystanął na moment. Woda była zbyt płytka, by chciały w niej zamieszkać zgubne syreny. A więc miał szczęście. Podążył za brzdękiem strun. Jego oczom ukazała się znajoma bardka. [Reader] wyglądała, jakby chciała przetrzeć oczy z niedowierzaniem. Zamiast tego jednak zagrała wesoły akord, podnosząc się ze spróchniałego pnia, na którym siedziała. Ubrana jak zawsze w awangardowy, kolorowy, aksamitny strój.  
— Ostatnia osoba, którą spodziewałam się tu dzisiaj zobaczyć! Najmilsza z niespodzianek. Cóż sprowadza cię w te strony?  
Senshi uniósł kąciki ust. Nie widział kobiety, odkąd dołączył do Laiosa i jego grupy. Znali się z okolic cmentarza, gdzie kwitnął handel. Jak na niego było to dosyć blisko powierzchni, więc raczej wolał unikać tego miejsca, ale pewnych produktów nie dało się znaleźć pod ziemią. Odkąd powstało tam coś na kształt tawerny, bardowie zabijali się, by móc tam występować. [Reader] zdarzało się śpiewać nie tylko tam, ale również w okolicach. Raczej rzadko schodziła na niższe piętra.  
Zdążył już zapomnieć, jak bardzo kwiecista i wylewna była. Nie potrafił wyobrazić sobie jej w innej profesji. Idealnie do niej pasowała.  
— Zgubiłem przyjaciół, z którymi podróżuję — wyjaśnił lakonicznie.  
— Jestem niezwykle rada, że cię widzę! — Bardka objęła krasnoluda ramieniem. — Mamy towarzystwo na dwunastej — dodała niezwykle cicho wprost do jego ucha.  
Senshi w pierwszym odruchu speszył się, zaskoczony nagłą bliskością. Wszystko to minęło jednak, gdy odwrócił się najdelikatniej jak potrafił. Do jeziorka wpadała woda wprost z maleńkiej rzeczki. Rzeczywiście mieli towarzystwo. To, co wcześniej wydawało mu się być zwykłym konarem, okazało się być żółwią skorupą. Spod niej co kilka chwil wystawał kawałek pomarszczonej małpiej skóry. W wodzie żyła kappa. Płynęła w ich stronę niezwykle powoli. Co jakiś czas znad powierzchni wynurzała się płaska miseczka zdobiąca jej głowę. Krasnolud nie potrzebował Laiosa, by stwierdzić, co dokładnie im groziło. W najgorszym wypadku mogli zostać wypatroszeni i pozbawieni wszystkich organów.  
Rzucił kobiecie porozumiewawcze spojrzenie. Ta tylko lekko skinęła głową.  
Kappa podpłynęła do brzegu. Przekrzywiła łeb i zamrugała wodnistymi oczkami. Rozciągnęła zęby w koszmarnym uśmiechu. Białe kiełki błysnęły w czerwonej paszczy. Senshi miał w duchu nadzieję, że nie staną się zaraz jej posiłkiem. Szczególnie biorąc pod uwagę, w jakie miejsca w ludzkim ciele takie potwory sięgały najpierw...  
— Witaj, o cna kappo! — [Reader] nerwowo brzdęknęła na mandolinie.  
— Ekhem... tak, witamy! — dołączył Senshi, nieco mniej pewnie.  
— Arghulghul! — odpowiedziało stworzenie.  
Krasnolud nie wiedział, czy było to zaproszenie do rozmowy, ale uznał, że nie ma lepszego wyjścia. W starciu z kappą mieli małe szanse.  
 — Słyszeliśmy o twojej powszechnie znanej cnocie i uprzejmości! O tym, jak wspaniale podejmujesz... gości! — zakończyła niepewnie kobieta.  
Senshi nie wątpił, że hybryda będzie mieć wspaniałe przyjęcie. Podejrzewał jednak, że jej główny posiłek wcale mu się nie spodoba.  
— Spadł na nas twój wspaniały czar... — zaczęła bardka.  
— Tedy przynieśliśmy ci dar! — Senshi sięgnął za siebie.  
Kappa przekręciła głowę w drugą stronę. Rozszerzyła oczy i wyciągnęła coś, co mogło jedynie z daleka przypominać płaski nos. Potężny świszczący wdech zapewne miał sprawdzić, co krasnolud trzyma w rękach. Kiedy zrozumiała, że to ogórki, jej usta ułożyły się w żarłoczny dziubek. Dotąd idąca żółwiowym krokiem, znacznie przyspieszyła. Woda plusnęła, gdy ogonem zamiotła wodę na brzegu.  
— Nie ma za grosz manier, widać jak na dłoni, ten kto się nie ukłoni! — [Reader] uderzyła w struny po raz kolejny.  
Senshi posłusznie zgiął się w pół, podobnie jak jego towarzyszka. Wymagało to niezachwianej wiary w plan. Wiedział jednak, że to jedyna słabość kappy, obok ogórków. Tego potwora mogła zabić tylko grzeczność. Kiedy uniósł głowę, ujrzał, jak żółwiowaty stwór właśnie kończy ukłon, pozbywając się zawartości miseczki na swojej głowie. Woda spłynęła po małpiej skórze. Potwór zagulgotał ze złością i z głośnym pluskiem padł martwy w rzeczce.  
— Chyba koniec tych rymów na dziś, mój drogi — [Reader] odetchnęła z ulgą.  
— Hmmm...  
— Chcesz go zjeść, prawda? — Spojrzała ze zrezygnowaniem w stronę rzeki.  
— Jadłem kiedyś kappę. Ma wspaniałe i delikatne mięso bogate w składniki odżywcze. Szkoda byłoby je zmarnować — odparł Senshi.  
Bardka pomogła mu wyciągnąć ciało z wody. Zaraz potem zagonił ją do krojenia ogórków i dzielenia kory. W międzyczasie oskórował potwora. Następnie wyjął swój wierny garnek i rozpalił ogień. Musiał się przy tym namęczyć, bo drewno dookoła było nieznośnie mokre. Ostatecznie jednak udało mu się ugotować kawałki kappy.  
[Reader] przygrywała na lutni, twierdząc, że tu jej rola w gotowaniu się kończy. Jakimś cudem w jej repertuarze znalazły się piosenki o kucharzach.  
Senshi położył cienkie jak plasterki kawałki miękkiej kory, a na nich mięso i plasterki ogórka. Wszystko starannie zwinął. Dumny z siebie, przyozdobił dzieło rosnącymi w pobliżu rzeczki trawami. Na wielkich liściach łopianu ułożył zawijasy. Pierwsze i jedyne w swoim rodzaju: Kappa Spring Rolls.  
— Podano do stołu! — oznajmił ochoczo, strugając prowizoryczne pałeczki z kawałków drewna.  
— Chyba nigdy się nie przełamię — stwierdziła [Reader], podejrzliwym wzrokiem lustrując danie z kappy.  
Nie był to pierwszy raz, jak widziała Senshiego gotującego potrawę z potwora. Zwykle jednak odmawiała jej skosztowania, racząc się czymś innym. Poza tym, częściej widywali się koło tawerny na terenie dawnego cmentarza. Tam zawsze dawała radę kupić coś normalnego.  
— Będziesz głodna. Regularne posiłki są bardzo ważne — stwierdził, łapiąc rollsa między pałeczki. — Raz, dwa, trzy. Wziuuum, leci wróżka — zapowiedział, wpychając zawijasa do jej ust.  
— Nie jestem dzieckiem — zaperzyła się kobieta, krzywiąc twarz niczym dziecko, ale posłusznie przeżuła.  
Po krótkiej chwili niepewnie sięgnęła po kolejną porcję. Delikatne mięso rozpływało się w ustach, a gorycz miękkiego drewna wydobywała smak ogórków. Wszystko tworzyło harmonię. Zupełnie jakby bagna dookoła zamieniły się w uroczą wiosenną polankę pełną świeżych zapachów i nowych wrażeń.  
— Jesteś naprawdę fantastycznym kucharzem — stwierdziła [Reader].  
— To nic takiego. — Senshi pogłaskał się po brodzie i odwrócił wzrok.  
Mogła przysiąc, że zobaczyła, jak delikatnie się czerwieni, ale pod zbroją trudno było cokolwiek zauważyć. Zawsze był skromną osobą.  
— Masz tu okruszek z rollsa. — Przyjrzała się mu krytycznym wzrokiem. — Zaraz go strzepnę — dodała.  
Skierowała swoją dłoń w stronę brody. Ciemne oczy wpatrywały się w nią wyczekująco. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, nastąpił wybuch. Brudne grudki ziemi przeleciały dookoła ich dwojga. W kilka sekund wszystko dookoła pokryło się błotem. Krajobraz przypominał teraz brązowoszarą maź. Huk eksplozji przebił głośny, zbiorowy okrzyk:  
— Senshi!  
W ich stronę biegły cztery ciemne, brudne i, sadząc po głosie, bardzo uradowane sylwetki.  
— To są właśnie moi przyjaciele — oznajmił z uśmiechem pokrytej błotem towarzyszce.  
7 notes · View notes
skrawekwiosennegonieba · 7 days ago
Text
***
Siedzę na kocu rozłożonym na miękkiej trawie i wdycham zapach lata. Powietrze pachnie rozgrzaną ziemią, kwiatami i jego perfumami, które mieszają się ze słodkim aromatem dojrzałych malin, które Radek właśnie wyciąga z koszyka. Patrzę na niego i wciąż nie mogę uwierzyć, że jest mój. Że siedzi tu obok mnie, że to wszystko jest prawdziwe. Że mam przed sobą kogoś, kto uczynił mnie całością.
Gdy się poznaliśmy, byłam wrakiem człowieka. Przeszłość odcisnęła na mnie swoje piętno, trzymała mnie w swoich lodowatych szponach, nie pozwalała ruszyć naprzód. Były dni, kiedy otaczała mnie jedynie ciemność i nie wierzyłam, że kiedykolwiek znajdę drogę do światła. Że ktokolwiek wyciągnie do mnie rękę. A jednak pojawił się on. Radek. Uśmiechnięty, ciepły, cierpliwy. Wypełnił moje życie swoim spokojem, swoim śmiechem, swoją miłością. Nauczył mnie, że świat nie jest wrogiem. Że życie jest piękne, jeśli tylko damy sobie szansę je dostrzec.
Patrzę na niego teraz, gdy delikatnie kładzie malinę na mojej dłoni i czeka, aż ją zjem. Jest w tym tyle troski, tyle niewypowiedzianych słów. Radek nie musi mówić niczego wielkiego, nie musi składać obietnic – on po prostu jest. A ja chłonę każdą sekundę z nim, każdą chwilę, w której możemy być razem.
Słońce świeci wysoko na niebie, ogrzewając nasze ciała, ale ciepło, które rozchodzi się po mojej duszy, jest o wiele silniejsze. Myślę o tym, jak jeszcze kilka lat temu byłam przekonana, że miłość to tylko iluzja, że nigdy mnie nie spotka. Jak bardzo się myliłam! Radek wszedł do mojego życia i zmienił je nieodwracalnie. Dzięki niemu zobaczyłam kolory tam, gdzie wcześniej widziałam tylko szarość. Dostrzegłam piękno w codzienności. W prostych gestach. W jego dłoni muskającej moją skórę, w czułym spojrzeniu, w cichych westchnieniach, kiedy wieczorem zasypiam w jego objęciach.
Oparłam się na łokciu i przyglądam mu się uważnie. Promienie słońca igrają w jego włosach, nadając im złocisty odcień. Wiem, że zauważył moje spojrzenie, bo na jego twarzy pojawia się ten uśmiech – ciepły, trochę zawadiacki, ale pełen miłości. Wyciąga rękę i odgarnia kosmyk włosów z mojego policzka. Jego dotyk jest jak obietnica. Obietnica, że już nigdy nie będę sama. Że zawsze będzie obok, że nigdy nie pozwoli mi wrócić do tamtych mrocznych dni.
Przymykam oczy i pozwalam, by dźwięki letniego popołudnia wypełniły moją świadomość. Świergot ptaków, szum trawy, cichy śmiech Radka – wszystko to stapia się w jedną melodię szczęścia. Czuję się wolna. Czuję się lekka, jakbym unosiła się nad ziemią, jakbym stała się częścią tego świata, a nie jedynie obserwatorką, ukrytą za murem własnych lęków.
– O czym myślisz? – pyta, kładąc dłoń na mojej.
Otwieram oczy i spoglądam na niego z uśmiechem.
– O tym, jak bardzo cię kocham – odpowiadam szczerze.
Widzę, jak jego spojrzenie mięknie, jak kąciki jego ust unoszą się w uśmiechu, jak moje słowa osiadają w nim, rozgrzewając go od środka. Przyciąga mnie do siebie i całuje – powoli, czule, z całą miłością, którą do mnie czuje. Jestem szczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu naprawdę szczęśliwa.
Radek sprawił, że pokochałam życie. Pokazał mi, że warto otworzyć serce, że warto dać sobie szansę. A ja wiem, że od tej chwili wszystko będzie już tylko lepsze. Bo mam jego. I mam siebie – nową, odrodzoną, kochającą życie.
3 notes · View notes
lawendowela · 21 days ago
Text
Lawendowe Lata
Rozdział 3. Bohater Quidditcha
— Remus! Remus, na litość boską!
Chłopak zamrugał kilkakrotnie i spojrzał na Lily Evans, szarpiącą go za rękaw swetra. Uśmiechnął się blado i dyskretnie upewnił, że nie powyciągała miękkiego materiału. Matka by go chyba zamordowała. 
— Słucham?
— Czyli Syriusz mieszka z wami?
Remus skinął głową i wziął łyk osłodzonej herbaty z mlekiem.
— Hasam wyjechał z kraju. Mieliśmy wolne łóżko i William to załatwił. 
— Jaki jest? — w głosie Lily wyraźnie można było wyczuć napięcie. Remus spojrzał na nią, zaintrygowany. 
— Jeszcze nie bardzo go znam. Wczoraj trochę rozmawialiśmy, ale generalnie o głupotach — wyjaśnił. Cały wieczór James i William starali się wmówić Syriuszowi najbardziej niewyobrażalne plotki ze szkoły: od Komnaty Tajemnic po klątwę ciążącą na etacie profesora od obrony przed czarną magią. Remus z satysfakcją zauważył, że ich nowy kolega nie uwierzył w żadną z nich. — Czemu pytasz?
— No, wiesz… — Lily przechyliła głowę, celując wzrokiem w sklepienie. Jej piegowate dłonie zacisnęły się na kolanach, a szyja schowała między ramionami. — Jestem ciekawa.
Remus nie rozumiał randkowania. Doszedł do tego wniosku poprzedniej zimy, kiedy William zaczął umawiać się ze Ślizgonką z szóstego roku — ich chodzenie ze sobą trwało zaledwie kilka tygodni. Kiedy zobaczył, jak jego kolega całuje się z dziewczyną na powitanie, coś w żołądku Remusa zaprotestowało i najzwyczajniej w świecie go zemdliło. Od tamtej pory oczywiście oswoił się z myślą, że romans nie istnieje jedynie w książkach, które czytał na zmianę z mamą. Pomysł tego, że jego przyjaciele zaczną się z kimś umawiać, wciąż budził jednak jakiś niepokój, którego chłopak nie umiał logicznie wytłumaczyć.
Tego poranka, przy śniadaniu, coś w oczach Lily podpowiedziało mu, że chodzi właśnie o randkowanie.
 — Co u Severusa? — Remus zmienił temat, a jego przyjaciółka od razu połknęła haczyk. Kąciki jej ust opadły, a ciało bardziej rozluźniło, jakby ze zniechęceniem. Lily przerzuciła długie włosy na plecy i wzruszyła ramionami. 
— Sama już nie wiem. Niby wczoraj prawie się dogadaliśmy. Przeprosił mnie za swoje zachowanie, ale… — Dziewczyna pokręciła głową, ze zmarszczonym w irytacji czołem. — Później przyszedł ten głupi Potter i wszystko zepsuł.
Remus złapał się za kark. Zrobiło mu się wstyd, że był jedną z osób, które rozbawił psikus Jamesa. Oczy jego przyjaciółki pociemniały ze złości, kiedy zacisnęła blade usta w cienką linię. Remus niemal potrafił wyczytać z wyrazu jej twarzy ponure myśli. Nie mogąc znieść swojego onieśmielenia wobec jej zaciętej miny, odwrócił wzrok, starając się ułożyć jakieś taktowne zdanie, pasujące do sytuacji. 
—  Marlene? — spytał znienacka. Dziewczyna uniosła wzrok. — Czekasz na… kogoś? 
Remus zmarszczył brwi, widząc błyszczące ekscytacją ciemne oczy Marlene. Koleżanka siedziała niespokojnie przed swoim talerzem, z dłońmi zaciśniętymi w małe piąstki. Pod wpływem pytania jej ramiona zadrżały, a na śniadej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
— Nie — odpowiedziała krótko. Remus przechylił lekko głowę, starając się wyczytać coś z sapania, z którym to słowo opuściło jej usta. — Po prostu postanowiłam coś sobie w te wakacje. 
Remus zerknął na Lily, niemo prosząc ją o pomoc, ale dziewczyna wydawała się wcią�� pogrążona w swoich mściwych myślach. Zwrócił więc ponownie wzrok na Marlene, bezwiednie nakręcającą loki na palec wskazujący. 
— Gramy w trzy pytania? — zapytał, wyrywając przyjaciółkę z zamyślenia. 
— Możemy.
— Chodzi o jakiegoś chłopaka? 
Marlene uniosła brwi, a jej oczy otworzyły się w zaskoczeniu.
— Skąd wiedziałeś?
Remus wzruszył ramionami. Tak naprawdę to emocja wyzierająca z oblicza jego przyjaciółki była tak samo oczywista, jak w przypadku Lily, kiedy ta mówiła o Syriuszu.
Na tę myśl żołądek Remusa zacisnął się w supeł.
— Znamy go? — Chłopak po raz ostatni podjął próbę wciągnięcia w rozmowę Lily. 
— Tak — odpowiedziała po chwili wahania Marlene. Przeczesała przy tym włosy i założyła je za ucho, spuszczając wzrok z zawstydzeniem. — Ale jeszcze nie wiem, czy coś z tego będzie!
— Hm.
Remus przeniósł wzrok na Lily, która ze zmartwieniem przyglądała się koleżance. Kiedy Marlene znowu na nich spojrzała, Lily zmusiła się do słabego uśmiechu. Remus nie wiedział, co mogło to znaczyć.
— Jest ktoś, kto bardzo mi się podoba od dłuższego czasu, ale nie miałam odwagi z nim porozmawiać — zaczęła wyjaśniać Marlene. — Więc doszłam do wniosku, że muszę się w sobie w końcu zebrać! Jesteśmy już na trzecim roku.
Remus skinął powoli głową. Zastanawiał się, czy powinien to zrobić z większym zrozumieniem dla rozterek przyjaciółki. Doszedł jednak do wniosku, że dziewczyna nawet na niego nie patrzy, zaślepiona przez swoje wewnętrzne postanowienie. Stwierdził, że to może nawet lepiej. 
— Życzę powodzenia.
Marlene odwzajemniła jego uśmiech i skinęła głową, dopijając swój sok pomarańczowy. Remus zwrócił wzrok na Lily. Nie mógł zostawić w końcu ich rozmowy zupełnie bez odzewu. Ale kiedy otwierał już usta, żeby przeprosić przyjaciółkę, na jego ramieniu spoczęła czyjaś dłoń. Odchylił głowę w tył, napotykając na swojej drodze żółte ślepia. 
— Gotowi na propozycję nie do odrzucenia? 
— Nie, dziękuję. Źle ci z oczu patrzy. — Remus sięgnął po resztkę swojej herbaty, z niezadowoleniem stwierdzając, że zrobiła się zimna. 
— Łamiesz mi serce.
— Idziemy na błonia — wyjaśnił Peter, przysiadając na ławce obok Remusa. — Gryffindor ma swój pierwszy trening, ale James obiecał, że będziemy mogli później polatać. Też jesteście zaproszeni.
— Chętnie się przejdę — zgłosiła się od razu Marlene, wyciągając w jego stronę dłoń.
— Lils? — William wziął się pod bok, wciąż trzymając w uścisku ramię Remusa. 
— Ja spasuję. — Dziewczyna pokręciła głową i podniosła się z ławki stanowczym ruchem. — Jestem już umówiona.
— Z kim? — Remus odjął różdżkę od kubka i odnalazł koleżankę swoimi oczami.
— Na pewno nie z Potterem — prychnęła Lily, odchodząc bez oglądania się za siebie. 
Remus westchnął, łapiąc się za kark. Czyli jednak jest trochę zła. Dopił podgrzaną herbatę.
— Chyba nie dasz się dalej prosić. — Dłoń Williama zacisnęła się na chwilę na jego ramieniu. Remus uśmiechnął się do niego lekko, przewracając oczami. 
Po kwadransie wszyscy czworo wspięli się na drewnianą trybunę. Wiał wilgotny wiatr i Remus objął się ramionami, dygocząc. Doszedł do wniosku, że niewzięcie ze sobą kurtki było wielkim błędem, i z zazdrością wpatrywał się w przeciwdeszczowy płaszcz na plecach Petera. Niespodziewanie William owinął Remusa ramionami, siadając za nim w rozkroku. Przyciągnął go do siebie i nawet przez materiał koszuli i swetra Remus wyczuł ciepło ciała chłopaka na plecach.
— Nie jesteś aż tak wysoki, żeby to było wygodne, Wills.
— Jestem — w głosie Williama wyraźnie słychać było uśmiech. — Mam cię puścić?
— Nie — Remus złożył usta w dziubek i z pieczołowitością opatulił się ramionami przyjaciela, wypatrując, co dzieje się na boisku. — Chwila, chwila. 
— James namówił Blacka, żeby z nimi pograł — William jakby czytał w jego myślach. — Wiesz, Donelan, Baily, Sparks i Astle skończyli szkołę i teraz mają braki w stałym składzie. 
— Skoro tak, to czemu wypuścili tłuczki? — Remus prychnął, usilnie starając się zignorować bieganinę myśli w głowie. 
— Fawcett pewnie znowu ma kompleks wielkości.
— Zawsze mu dokuczasz — zauważył Remus. Mimo że prędzej umarłby, niż przyznał się do tego choćby przed samym sobą, jego oczy wodziły uważnie za ciemną sylwetką nowego kolegi. 
Postura Syriusza oczywiście wskazywała na to, że był sprawny fizycznie. Według Remusa w porównaniu do innych uczniów Hogwartu, nawet Patricka Browna i innych pałkarzy, wyróżniał się z tłumu. Do tego stopnia, że trudno było uwierzyć, że oprócz Quidditcha Syriusz nie uprawiał w swojej dawnej szkole innych sportów, wymagających więcej siły. Remus ocknął się, zdając sobie sprawę, że William mu coś odpowiedział. — Hm? Co takiego?
— Nic, nic. — Dłonie Williama wsunęły się pod pachy Remusa, wprawiając jego ciało w drżenie.
— Zabieraj łapy.
— Pamiętam, że masz łaskotki — William zachichotał w ramię przyjaciela. — Ale twój sekret jest ze mną bezpieczny. 
Ponieważ starszy Gryfon nie postanowił wykorzystać słabości przeciw niemu, Remus nie nalegał i znowu przeniósł swoją uwagę na rozgrywkę. 
Piper Bailey przemierzała boisko z kaflem pod ramieniem, kierując się w stronę bramek. By wyminąć Zacharego i innego piątorocznego Gryfona, którego imienia Remus nie pamiętał, zrobiła zwód w lewo i podała piłkę do Syriusza. Remus poczuł, jak ekscytacja wprawia jego serce w szybszy rytm. Chłopak poszybował w stronę obręczy i wykonał pewny rzut, odbity z gracją przez Harper — zapasową bramkarkę. Remus z podziwem zauważył, że postawa dziewczyny wyraźnie poprawiła się przez lato i zaczął zastanawiać się, czy Gryfonka w tym roku będzie starała się wywalczyć sobie miejsce w stałym składzie. 
Dorcas wywinęła kołowrotka na miotle i przejęła kafla. Minęła z nim Syriusza, który obejrzał się na nią ze śmiechem. Remus pomyślał, że dziewczyna musiała coś do niego krzyknąć, by wywołać tak entuzjastyczną reakcję, i na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Dorcas leciała dalej, trzymając się nisko na miotle i z zawzięciem przyciskając piłkę do ciała. W pogoni za nią uczestniczyli Ethan z szóstego roku, a zaraz za nim James. Podczas kiedy miotła Ethana zdawała się nie być w stanie zmniejszyć dystansu pomiędzy nim a dziewczyną, James na swoim najnowszym Nimbusie wyprzedzał już kolegę z drużyny i z każdą sekundą był coraz bliżej schwytania Dorcas. Być może przez skupienie, z jakim grała ich przyjaciółka, a może przeczucie, Dorcas zanurkowała w dół i nim James to spostrzegł, wywinęła pętle w powietrzu, zostawiając go w tyle metr nad ziemią. Chłopak krzyknął za nią coś, co brzmiało jak przekleństwo, a powietrze przeciął głośny śmiech Gryfonki. Kiedy jednak spojrzała znów przed siebie, na widok Syriusza czekającego na nią na prostej do bramek, wesołość ugrzęzła jej w gardle. Remus aż wyprostował się ze strachu, widząc w dłoni nowego kolegi różdżkę.
— Bombardera! — krzyknął co sił w płucach Syriusz, celując w tłuczek nad ramieniem dziewczyny. 
Pod wpływem strachu, a może siły wybuchu, sylwetka Dorcas zsunęła się z miotły. Dziewczyna zawisła przez ułamek sekundy w powietrzu. Po czym runęła w dół. Na szczęście reakcja Syriusza była natychmiastowa. Złapał trzon miotły dziewczyny i krzyknął coś, przerywając otępienie wszystkich obecnych. 
Dopiero kiedy Dorcas podciągnęła się i na powrót usiadła na miotle, Remus zauważył, że zacisnął paznokcie na ramieniu Williama. 
— Przepraszam — szepnął, nie mogąc oderwać wzroku od sylwetki Syriusza, masującego swój bark. 
— Ale refleks. — Z głosu Williama Remus zrozumiał, że przyjaciel przyznaje to z niechęcią. 
— Zupełnie nie zauważyłem tłuczka — syknął z przejęciem Peter, przytykając palce do ust.
— Patrick nie zareagował w porę — oświadczyła Marlene. Ton jej głosu sprawił, że Remus przeniósł na nią wzrok. Wpatrywała się w skupieniu w sytuację na boisku. — Leciał za tłuczkiem, ale był za wolny.
Postanowili dołączyć do kłócącej się na ziemi drużyny. Po chwili udało im się dosłyszeć ostatki rozmowy.
— Jayden, czego nie rozumiesz?! Mamy dwóch pałkarzy! Nie mogę być wszędzie w jednym czasie! — Patrick był wyraźnie wykończony, a z intensywnych kolorów na jego twarzy Remus wywnioskował, że było mu poniekąd wstyd.
— Ostatecznie nic się nie stało. — Między kapitanem drużyny i Patrickiem stanęła Dorcas. Oparła dłonie na ramionach chłopaków i pokręciła głową. — Ale póki nie znajdziemy dodatkowych pałkarzy, lepiej nie kusić losu, tak? — Dziewczyna odwróciła głowę i uśmiechnęła się do stojącego z boku Syriusza. — Nasz książę z bajki może nie złapać kolejnej księżniczki w opałach. 
Black prychnął z rozbawieniem, ale nic nie powiedział. Remus w skupieniu przyglądał się jak kropla potu spływa po jego szyi i pod wpływem dziwnego impulsu złapał się za kark. Kiedy szare oczy spotkały się z jego własnymi, spuścił wzrok, czując zawstydzenie. Znowu jego głowa była pełna dziwnych, obcych emocji. 
— Na dzisiaj koniec — przerwał ciszę Jayden, machając z niechęcią ręką. Odwrócił się i razem z drużyną skierował w stronę schowka na sprzęt.
— Jeszcze chwilę polatamy z kaflem, w porządku, Jay? — krzyknął za nim James, a kiedy siódmoroczny Gryfon mruknął afirmatywnie, zwrócił się w kierunku Syriusza. — To było super!
Syriusz uniósł brew, wyrwany z zamyślenia. 
— Nie bądź już taki skromny. Mój wybawca! — Dorcas ze śmiechem rzuciła się na szyję Blacka. 
— Kto to mówi? Podciągnęłaś się na miotle, jakby to był pikuś. Te ramiona chyba nie są do końca tylko na pokaz — odpowiedział na zaczepki Syriusz.
— Codziennie robię dwadzieścia pompek. — Dorcas zgięła ramię w łokciu i napięła mięśnie. — Jeśli role się odwrócą, też cię złapię.
— Chętnie się przekonam.
— Syriusz. — Kiedy Dorcas odsunęła się, James położył dłoń na ramieniu chłopaka, zwracając jego uwagę. — Grałeś w Quidditcha w Durmstrangu?
— Tak, ale nie byłem we wszystkich meczach. Mieliśmy w drużynie dużo świetnych graczy.
— Ciężko w to uwierzyć, jak się na ciebie patrzy. — James machnął dłonią lekceważąco. — Powinieneś do nas dołączyć.
— Tutaj się zgodzę. — Dorcas skinęła głową, wiążąc na nowo włosy w ciasny kucyk. — W kolejny weekend mamy eliminacje do drużyny. 
— Słuchaj. — James trącił knykciami ramię starszego kolegi z powagą. — Myślę, że powinieneś się dostać. Po tym, co pokazałeś dzisiaj na boisku, Jay w ogóle nie powinien wymagać od ciebie żadnych dodatkowych sprawdzianów.
— Doceniam to. — Syriusz zachichotał nisko. — Ale to by było nie w porządku w stosunku do innych chętnych. 
— Wiem, co mówię. Widzę w tobie wielki talent. Jesteś trochę, jak ja. — James splótł ramiona na piersi z poważną miną. Ta wypowiedź wywołała lekkie zawstydzenie Syriusza. Kącik jego uśmiechniętych ust zadrgał delikatnie.
— Aleś się zakochał — zauważyła Dorcas, wystawiając język do Jamesa.
— Kto to mówi? — James przewrócił oczami, ale na jego policzkach pojawiły się kolory. 
— Przyłapana na gorącym uczynku — Dorcas westchnęła dramatycznie, a w jej oczach pojawiły się złośliwe iskierki. — A ty, Syriusz? Czy kiedy nasze dłonie się spotkały, nie poczułeś motylków w brzuchu i puls ci nie przyspieszył?
Dłonie Dorcas i Syriusza splotły się ze sobą.
— Puls na pewno przyspieszył, tak jak i tobie. Ale to dlatego, że prawie spadłaś z miotły.
— Ani krzty romantyzmu! — jęknęła Gryfonka, trącając ramię Syriusza.
Remus obserwował wymianę zdań między przyjaciółmi w ciszy. Nie potrafił wykrzesać z siebie słowa, ani zdobyć się na żarty z kolegami. William i Peter wsiedli już na miotły i także nie zwracali na niego uwagi. Remus nie do końca wiedział dlaczego, ale w jego głowie narodziło się naprawdę brzydkie uczucie, które bał się nazwać.
Niespodziewanie spojrzenia jego i Syriusza znowu się spotkały. Na twarzy chłopaka widniała konsternacja, a między brwiami powstała głęboka zmarszczka.
— Marlene? — odezwała się nagle Dorcas. Wszyscy trzej chłopcy zwrócili na nią wzrok, ale ona patrzyła gdzieś nad ramieniem Remusa. Zaraz też wyrwała dłoń z uścisku Syriusza i pobiegła za przyjaciółką, dróżką prowadzącą do szkoły. 
— O co chodzi? — zapytał Remus po chwili ciszy.
— Chyba płakała — wyjaśnił niepewnie Syriusz. Ich spojrzenia znowu spotkały się na ułamek chwili, nim usłyszeli zbliżające się kroki. Remus obejrzał się za siebie i na widok chytrego uśmiechu, włos zjeżył mu się na głowie.
— Hej, Remus, przyszedłeś pooglądać, jak ćwiczymy?
— Cześć, Patrick. — Remus zdobył się na blady uśmiech. Już na samym początku ich znajomości zdał sobie sprawę, że upór starszego kolegi względem niego uniemożliwiał Patrickowi doczytania się w mimice Remusa takich niuansów, jak jego zawstydzenie czy niechęć. Nie było więc sensu zmuszać się do bardziej wiarygodnego grymasu. — Przyszedłem trochę polatać z przyjaciółmi.
— Jasne — odezwał się niemal natychmiast Patrick. — Zastanawiałem się, czy zagrasz ze mną i resztą drużyny w kręgle czarodziejów. 
— Rozumiem. — Nie mogąc znieść intensywnego, emanującego entuzjazmem i uporem spojrzenia Patricka, Remus spuścił wzrok i objął się ramionami, próbując na szybko wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę.
— My nie jesteśmy zaproszeni, Brown? 
Remus uniósł twarz, zaskoczony i wpatrzył się w uśmiechniętego półgębkiem Syriusza. Mógłby przysiąc, że szare oczy na chwilę zerknęły w jego kierunku, ale trwało to tak krótko, że równie dobrze mógł to sobie wyobrazić. Syriusz wpatrywał się w Patricka z przytłaczającym wręcz oczekiwaniem.
— Jasne, że jesteście — poprawił go Patrick. W jego głosie słychać było niedokładnie skrytą niechęć. — To impreza w Pokoju Wspólnym. Pewnie wszyscy zaczną się schodzić od siedemnastej.
— Może być fajnie — Syriusz uśmiechnął się czarująco, ale Remus bez trudu zauważył, że uśmiech nie sięgnął jego oczu.
☾☾☾
Remus nie lubił imprez. Tłumy wywoływały w nim dziwne uczucie osamotnienia. Nie był jak William, James ani nawet czasem Peter. Nie potrafił po prostu wtrącić się w czyjąś rozmowę i źle znosił uwagę skupioną na sobie. Oczywiście to wszystko miało wiele sensu, jak się nad tym zastanowić. Dlatego nigdy z tym nie walczył i wolał siedzieć w ciemnym rogu Pokoju Wspólnego, udając że czyta książkę, a tak naprawdę przysłuchując się morzu rozmów dookoła siebie. Jego przyjaciele doskonale o tym wiedzieli, więc jak zwykle nie zawracali mu głowy.
Jakie więc było jego zdziwienie, kiedy w połowie historii starszego Prewetta, dotyczącej rzekomego smoka trzymanego w Banku Gringotta, przed jego twarzą pojawiła się szklanka z sokiem dyniowym. Uniósł wzrok znad stron książki i zatrzymał go na uśmiechniętych ustach Syriusza.
— Co czytasz? — zapytał chłopak, kiedy Remus przyjął napój. Przysiadł na podłokietniku zajmowanego przez młodszego Gryfona fotela i oparł ramię na oparciu, wprawiając tym Remusa w zakłopotanie.
— Nic ciekawego — zająknął się, ukrywając książkę za sobą. Za nic nie przyznałby się przed nowym kolegą do czytania romansów. — Jak oceniasz pierwsze dwadzieścia cztery godziny w Hogwarcie?
— Zaczynam żałować, że wcześniej tu nie trafiłem — Syriusz zaśmiał się melodyjnie. Ręce Remusa aż zadrżały od przypływu emocji, które ten śmiech wywołał. 
— Wiesz… wtedy nie bylibyśmy na jednym roku i, kto wie, może nie zgadalibyśmy się tak dobrze, jak teraz.
Syriusz nie odpowiedział słowami. W jego spojrzeniu coś jednak się zmieniło, a uśmiech stał się bardziej łagodny.
— Grasz? — Syriusz przygryzł dolną wargę i wskazał kciukiem na stół, przy którym mały tłumek obserwował rozgrywki kręgli czarodziejów.
— Nie — Remus pokręcił głową. — Jakoś nie mam ochoty.
— Może chociaż posiedzisz ze mną. Ostatecznie nie znam tutaj jeszcze za dużo ludzi, a chętnie bym zagrał.
Remus wahał się przez chwilę. Co śmieszniejsze, nie z niechęci do wspólnej zabawy, ale właśnie dlatego, że perspektywa spędzenia czasu z Syriuszem bardzo mu się spodobała. W końcu zgodził się i obaj zajęli miejsca nad planszą. Sofa w Pokoju Wspólnym była bardzo długa, jednak mimo to Remus siedział ściśnięty obok dziewczyny z piątego roku, a Syriusz, tak jak na fotelu, zajął miejsce na podłokietniku, pochylony lekko w stronę Remusa, by jego głos mógł przebić się przez gwar zabawy.
— To trudniejsze niż pamiętam — zawyrokował Syriusz, po skończonej partyjce z Ethanem z drużyny. 
— Według mnie poszło ci bardzo dobrze — pocieszył go Remus. — Kiedy ostatnio grałeś?
— A bo ja wiem? — zaśmiał się starszy chłopak. — Jak byłem jeszcze małym smarkiem grałem z jedną z kuzynek. Później z bratem, dopóki matka nie kazała skonfiskować gry. Mówiła, że jesteśmy za głośni.
— Och.
— Urocza kobieta, słowo daję — poprawił się Syriusz, widząc niepewny wzrok Remusa. — Tak naprawdę to wcale nie, ale taka już jest. To raczej historia na kiedy indziej. 
Syriusz przyssał się do swojego soku dyniowego, a Remus poczuł dziwny żal w reakcji na jego oschły ton. A może z jakiegoś innego powodu? Ciężko było mu rozpoznać, skąd brały się wszystkie emocje w jego głowie, kiedy spędzał czas z Syriuszem. Część z nich, mógł dać słowo, pojawiała się równie niespodziewanie, jak znikała.
— W Pokoju Wspólnym często gramy w różne rzeczy. Dodatkowo mamy kluby gier. Możesz się zapisać do któregoś, jeśli chcesz nabrać wprawy.
— To nie dla mnie. Lubię pobawić się z innymi, ale po jednej rundzie mam dosyć — wyjaśnił Syriusz. — Mam nadzieję, że za to wyjdzie mi Quidditch.
— Chcesz wziąć udział w naborze?
— Raczej tak. Ty nigdy nie próbowałeś? Z tego, co widziałem, dobrze wyglądasz na miotle.
— Huh — Remus mrugnął kilkukrotnie, ignorując co słowa kolegi zrobiły z jego wnętrznościami. — Sport to nie mój konik. Lubię polatać od czasu do czasu, ale najlepiej czuję się… robiąc co innego.
— Czytając?
— Na przykład — przyznał z niechęcią Remus i upił łyk ze swojej szklanki, uciekając wzrokiem na planszę do gry.
— Nie musisz się tego wstydzić. 
— Wstydzić?
— Nie mam niczego złego na myśli. Po prostu brzmisz, jakby ledwo przechodziło ci to przez gardło. Uważam, że czytanie to rozrywka, jak każda inna.
— Mięśniak, ale wrażliwy? — Remus uniósł brew, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmieszku. Nie słysząc odzewu, zerknął w stronę Syriusza. Starszy Gryfon wpatrywał się w niego z zaskoczeniem.
— Nabijasz się? — spytał w końcu Syriusz, chichocząc. Jego śmiech jak zwykle wywrócił żołądek Remusa do góry nogami.
— Niewinne pytanie — wyjaśnił z uśmiechem Remus. Syriusz rozpoznał w jego głosie zachętę do droczenia się, co idealnie odzwierciedlił jego cyniczny uśmiech rozciągnięty jedynie w lewym kąciku ust. 
— Hej, Remus, zagraj ze mną. — Przyjemny moment gwałtownie przerwało pojawienie się Patricka. Chłopak stanął nad Remusem i w odpowiedzi na jego zaskoczone spojrzenie, uśmiechnął się od ucha do ucha. — Nie daj się za długo prosić.
— Sam nie wiem. Dzisiaj jakoś nie mam humoru.
— Zawsze te same wymówki. — Patrick pokręcił głową, cmokając. — No, dalej. To tylko jedna partyjka. 
Remus zacisnął dłonie w pięści, ledwo podtrzymując serdeczny wyraz twarzy. Dupek, pomyślał z niezadowoleniem, uświadamiając sobie, że pewnie ostatecznie i tak ustąpi namowom starszego kolegi. Patrick potrafił być bardzo męczący. 
— Pokaż mu z jakiej gliny jesteś ulepiony, Remus — odezwał się niespodziewanie Syriusz. — Wygląda na trochę za bardzo pewnego siebie.
— Nie bez powodu — prychnął Patrick.
— To się okaże — wypalił Remus, nim zdążył się powstrzymać. 
Obaj starsi chłopcy na niego spojrzeli. I tak było za późno, żeby się wycofać. Wzruszył więc tylko ramionami i obrócił zaczarowaną planszę w swoim kierunku, czekając aż Patrick zajmie miejsce naprzeciw niego. Siłą powstrzymywał się przed zerkaniem na Syriusza, którego uśmiech rósł wraz z liczbą tur. 
Ostatecznie jednak zakłopotana twarz Patricka Browna po poniesieniu druzgocącej porażki była warta zachodu.
3 notes · View notes
kostucha00 · 1 year ago
Text
17 Straszdziernika 2023, Wtorek 🎃:
🥧: 545 kcal
🔥: 100 kcal
💤: 3 h
📙: 1 h
Już jestem zdrowa :D. Tylko głos mam zachrypnięty i o oktawę niższy niż normalnie + dostaję ataków kaszlu w najmniej sprzyjających momentach. Ale ogólnie jest spoko.
Wczoraj miałam kolejny atak migrenowy, przez który znowu nie poszłam do szkoły. To znaczy wczoraj, dzisiaj byłam. Przyszłam idealnie na zdjęcie klasowe (nie wiem jak wyszłam i nie chcę wiedzieć) i bilans u pielęgniarki (dowiedziałam się to, co już wiem, czyli że mam za niskie ciśnienie, chujowy wzrok, 161 cm wzrostu i – tu w sumie zaskoczenie – 47,5 kg w ubraniach, czyli bez... 46,5? :O Tu już się pojawia dziwna sytuacja, w której mam bmi 17.9 a to wygląda już zupełnie inaczej 18.5. Zważę się przy najbliższej okazji w domowych warunkach żeby to zweryfikować, ale... No nie wiem co o tym myśleć. EDek otwiera szampana bo to moje najniższe bmi od ponad 2 lat, a jeszcze trochę i najniższe kiedykolwiek. Ja natomiast jestem nieco skołowana. Co robić, jak żyć? Medikinetu nie odstawię, ale jak tu się robią spadki po 3 kg na 6 tygodni to Nowy Rok przywitam z bmi 15-16 😵). No i wracając do tematu szkoły, miałam krótką pogadankę z typem od historii, bo frekwencja zaczęła niebezpiecznie oscylować w okolicach 50%. To przez środy, najczęściej mam wtedy migreny i 2/3 lekcji historii. Atak był wczoraj to jutro powinien być spokój...
A humorkowo troszkę do dupy. Wzięło mnie na płakanie, ale wetknęłam sobie róg chusteczki w kąciki oczu (swoją drogą to polecam jak nie chce się rozmazać makijażu) i posiedziałam parę minut żeby się ogarnąć. Zaległości trochę mnie przytłoczyły, ale nie takie rzeczy się robiło. Jutro długi dzień bo od 8 do 16, ale trafiły mi się trzy okienka, więc nie powinno być tak źle.
20 notes · View notes
sw1n1a · 2 years ago
Text
Mam ostatnio straszny problem z objadaniem się, nie mogę się opanować wracam do swojej starej najwyższej wagi, przeraża mnie to (74, wzrost 172) . Jestem jebana gruba świnia. Jest prawie 15 opierdolilam ciastka i batona, i powstrzymuje się przed tortem. Są wakacje a ja jestem gruba świnia. Chyba muszę zacząć od jakichs 1200 i schodzić do minimum bo mam dość ciągłych napadów cały dzień nic nie jem w nocy się ponawpierdalam. Idę kosić trawę i nic więcej dzisiaj nie zjem jutro 1000 kąciki i będę schodzić.
Jeśli ktoś ma jakieś porady jak dać sobie radę z napadami to piszcie proszę!
Ana przepraszam że cię zawodzę, poprawie się obiecuje. Już nie będę grubą świnią.
2 notes · View notes
chrzcinyikomunie · 3 months ago
Text
Sala Bankietowa Pasja Krzemieniewo - urokliwe miejsce na chrzciny, komunie w okolicy Leszna
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Organizujemy wyjątkowe imprezy okolicznościowe, które na długo zapadają w pamięć. W naszej ofercie znajdą Państwo organizację wesel, jubileuszy, osiemnastek, roczków, chrzcin Leszno, komunii Leszno, spotkań biznesowych oraz zlotów rodzinnych. Każde wydarzenie przygotowujemy z najwyższą starannością, dostosowując wszystkie szczegóły do Państwa oczekiwań, aby zapewnić niezapomnianą atmosferę i doskonałe wspomnienia.
Nasze dania są przygotowywane we własnej kuchni, co gwarantuje ich świeżość, najwyższą jakość oraz wyjątkowy smak. Menu komponujemy zgodnie z indywidualnymi preferencjami, proponując zarówno klasyczne potrawy, jak i nowoczesne kreacje kulinarne. Profesjonalna obsługa kelnerów i kelnerek, ubranych w eleganckie, ujednolicone stroje, dba o komfort i zadowolenie wszystkich gości.
Jesteśmy otwarci na realizację nawet najbardziej nieszablonowych pomysłów. Oferujemy kreatywne dekoracje, które podkreślą charakter uroczystości, czekoladowe fontanny i "słodkie stoły", które zachwycą podniebienia zarówno dorosłych, jak i dzieci, fantazyjne oświetlenie, tworzące niepowtarzalny klimat, oraz specjalne kąciki zabaw dla najmłodszych, które zapewnią im wspaniałą rozrywkę.
Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych! Z pasją i zaangażowaniem spełniamy marzenia naszych klientów, tworząc wydarzenia, które na długo pozostają w sercach wszystkich uczestników. Serdecznie zapraszamy do kontaktu – wspólnie zorganizujemy przyjęcie, które przekroczy Państwa najśmielsze oczekiwania!
0 notes
mydiarybae · 3 months ago
Text
Patrząc na twój uśmiech same mi się podnoszą do góry kąciki, czy stwierdzenie iż masz najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam jest haniebnym do powiedzenia wprost? Tak bardzo lubię gdy to robisz... Gdy szczerze to robisz mam nadzieję że nie dożyje czasu kiedy trwale przestanie się on pojawiać na twojej twarzy nie przeżyła bym tego
1 note · View note
svgvrx · 6 months ago
Text
Tumblr media
zmiana decyzji
Przyszłam zrezygnowana. Wiedziałam, co mnie czeka. Odrobina pokory wobec własnego stanu. Czekałam w tym miejscu, co zwykle. Wokół mnie dużo stresu, idących w różne strony ludzi. W tym miejscu czas płynie inaczej. Mrugnięcie okiem trwa jakby kilkadziesiąt sekund. Stop-klatki obrazów z całego życia. Po okresie dysocjacji, można dostrzec długie kolejki, ciągłe wymiany dziwnych zdań. Siedziałam wpatrzona w te same drzwi, co poprzednim razem. Otworzyła je ta sama pielęgniarka. Spojrzała na mnie i z uśmiechem zaprosiła mnie do środka. „Ooo, już Pani była, prawda?”- zapytała mnie, kiedy jej kąciki ust były wysoko. Kiwnęłam głową. Zostawiłam ubrania przewieszone na krześle i podałam dokumentację.
Położyłam się na stole. Obejrzano mi poprzednie rany. Pielęgniarka przyglądała mi się dłuższą chwilę nic nie mówiąc. Jasne światło raziło mnie w oczy, miałam wrażenie, jakby nic dookoła nie istniało. Oddaliłam się we własnych myślach, kiedy nagle wyrwał mnie z nich męski głos.
-nie boi się Pani?
co to za pytanie? Oczywiście, że się nie boję. Niczego przecież już się nie boję. Ludzie w to nie wierzą, ale nie potrzebuję ich wiary do swoich przekonań. Dziś nie ma rzeczy, której mogłabym się bać. Tylko… skąd on miał wiedzieć, jaka jest moja historia?
-nie, nie boję się- odpowiedziałam spoglądając na niego.
Zobaczyłam urocze dołeczki w policzkach, błyszczące i ciemne oczy-mimo niebieskiego koloru, od których odbijała się struga rażącego mnie światła. Doktor chciał opowiadać mi o tym, czym będzie się zajmował, ale spojrzał na moje ciało i zatrzymał się w połowie zdania. Musnął palcem poprzednią ranę i zerkając na mnie, przygotowywał igłę do zabiegu.
-boli?
Tym razem było inaczej, niż było zawsze. Patrzył na mnie ze zmartwieniem… Dziś nie było trudnej ciszy. Dziś nie było widocznego napięcia. Dziś zabiegu nie przeprowadzała kobieta. Dziś nie było wiszących nade mną emocji. Dziś nie zmieniła się jedynie pielęgniarka i miejsce. Wszystko było inne, niż zwykle. W tym szpitalu pytanie, które mi zadał było zawsze stwierdzeniem. Pozwolił mi wybrać. W co on gra? Dlaczego budzą się we mnie tak sprzeczne emocje? Tak specyficzne myśli, których nie sposób złapać i określić jednym zdaniem?
-nie, można kłuć- powiedziałam uśmiechając się.
Lekarz był wpatrzony w monitor przez kilka minut. Kiedy wreszcie oderwał wzrok od ekranu, nasze spojrzenia spotkały się. -Zajmiemy się dzisiaj czymś innym.
Byłam właściwie szczęśliwa, że przyjrzał mi się dokładnie. Nigdy wcześniej nie było tutaj żadnej pogawędki. Zawsze głucha cisza, skupienie. Podczas zabiegu wpatrywałam się w plakietkę „kierownik”, która przy każdym jego ruchu znajdowała się kilka centymetrów od mojej twarzy. Czy hasło kierownik wiąże się z innym rodzajem dokładności? Odpowiedz sobie na to sama, Pani Kierownik.
Zabieg nie różnił się niczym od poprzednich. Nauczona doświadczeniem, nie zrywałam się szybko ze stołu, oczekując na komendę wydawaną przez pielęgniarkę. Lekarz spojrzał na mnie, kiedy starsza Pani robiła mi opatrunek.
Poczułam ukłucie w żołądku. Nacechowane energią, której nie sposób opisać, choć brzmi to jak magiczna przepowiednia... To właśnie takie było.
Przede mną długi czas odpoczynku. Dłuższa chwila bez kontaktu ze światem. Oddział- zamknięte pomieszczenia. Wszędzie tylko to rażące światło. Łzy cisnęły mi się do oczu, kiedy tylko pomyślałam o tym, jaki dziwny jest mój los. "Siedziałaś tu kiedyś, prawda?"- pomyślałam. Skarciłam się jednak szybko za kolejny przypływ przykrych myśli. Po dłuższej chwili spędzonej w samotności, na salę przyszła kolejna Pani po zabiegu. Wymieniłyśmy kilka zdań, przybyły kolejne. Dyskusja o dolegliwościach. Coś jak grupa wsparcia po zabiegu. Panie bardzo mocno przeżywały ból, strach. Ja, rzecz jasna, gotowa przybrać rolę ratownika grupy. Przemówiłam do kobiet z troską. Niecierpliwiłyśmy się przyjściem pielęgniarki, która miała do nas zajrzeć, by zabrać nas na oglądanie rany.
W tym samym momencie wszedł doktor z pytaniem „jak się panie czują?”.
Co to za festiwal pytań?
Lekarz patrzył na mnie, aż odpowiem. Nie odpowiedziałam tym razem. Wpatrywałam się w niego. Był dość wysoki, miał dużo zmarszczek od uśmiechu, lekko siwiejące włosy. Biały fartuch podkreślał jego rysy twarzy. Usiadł na przeciwko mnie i zapytał bezpośrednio, jak się czuję. Zdziwiło mnie to pytanie, ale mechanicznie odpowiedziałam, że czuję się dobrze. Sam zmienił mi opatrunek, mimo że zawsze robiły to pielęgniarki. Zaproponował mi zmianę leczenia. Na takie, jakie chciałam. Tak po prostu, po wielu miesiącach słuchania sprzeciwu, on wyszedł im na przeciw. Zatkało mnie.
-Poda mi Pani swój numer?- zapytał z uśmiechem.
Podyktowałam. Chwilę później wpatrywał się w mój telefon, czy przyszła mi wiadomość od niego. -Chyba coś pomyliłem, bo nic nie przychodzi.
-Przyszło- powiedziałam, wskazując swój telefon.
Wpatrywał się w moją tapetę. Zainteresował się moim czworonogiem. Chwilę później wytłumaczył mi wszystkie szczegóły zabiegu, który miałam mieć jeszcze dziś w drugiej części dnia. Sprawdził po raz kolejny mój opatrunek i wychodząc rzucił mi kolejny uśmiech.
Wewnętrznie zderzyłam się właśnie ze wszystkimi swoimi myślami. Zupełnie niezrozumiały chaos, w którym próbowałam się jakoś odnaleźć. Wymyśliłam sobie to napięcie, czy ono faktycznie było między nami? Dlaczego on w ogóle do mnie podszedł? W jakim celu przyszedł to zaproponować? Dlaczego nawet słowem nie odezwał się do innych kobiet?
Wszystkie panie obecne na sali wpatrywały się we mnie, pytając czy to mój lekarz prowadzący. Spojrzałam na nie ze zdziwieniem. Wyrwałam się ze swojego huraganu myśli, odpowiadając im, że nie. Zdezorientowane kobiety otwierały buzie coraz szerzej. Wypytywały, czy kiedyś miałam z nim kontakt, czy to mój znajomy. Nic nie odpowiedziałam. Właściwie nie do końca wiedziałam, co miałabym odpowiedzieć. Kiwałam przecząco głową. -Chyba wpadła pani doktorowi w oko, nie podaje numeru każdej pacjentce- powiedziała przechodząca pielęgniarka.
Późnym popołudniem pojawiłam się w umówionej wcześniej klinice. Niepewnie podeszłam do rejestracji, aby zakomunikować, że udało mi się przybyć na miejsce. Panie siedzące po drugiej stronie lady były zaskoczone, kiedy podałam im swoje nazwisko...
-Nie dostała pani wiadomości, że zabieg nie odbędzie się?- powiedziała skonsternowana kobieta.
-Dlaczego miałby się nie odbyć? -zapytałam zdziwiona.
-Miała Pani już dzisiaj zabieg, kolejny może mieć Pani w przyszłym miesiącu... Absolutnie nie ma zgody na przeprowadzenie dziś kolejnego zabiegu- rzekła jedna z nich.
-Pan doktor dzisiaj sam robił mi pierwszy zabieg i sam umawiał mnie na drugi. Jeśli uznał, że nie ma przeciwskazań, dlaczego informują mnie panie, że jest to aktualnie niemożliwe?
-Musiało się coś doktorowi pomylić...
Moim oczom ukazała się jego twarz. Obdarzył mnie kolejnym uśmiechem. Był wyższy, niż mi się wydawało na początku. Wyglądał na zmęczonego. Stanął w białym fartuchu na środku recepcji i zamilkł. Chwilę później stała koło niego jedna z kobiet, która ze mną rozmawiała.
-Panie doktorze, ta pani nie może mieć dziś zabie...
-Sam zarejestrowałem panią. Proszę ją przyjąć. Bez dyskusji.
-Ale doktorze, pacjentka ma przeciwskazania...
-Proszę dać Pani... Spokój- skierował na mnie swój wzrok- przyjmę panią, proszę chwilkę jeszcze poczekać.
Panie z recepcji rzuciły na mnie złośliwe spojrzenie i prosiły o wypełnienie karty przed zabiegiem. Usiadłam za nimi i usłyszałam, jak między sobą wymieniały spostrzeżenia:
"Pewnie blondynę weźmie na koniec".
Komentarz był zbędny, ale udawałam, że go nie słyszę.
W tym momencie zaczęłam się jednak zastanawiać, co takiego wyróżniało mnie spośród innych pacjentek, że tylko mnie zaproponował dodatkową pomoc. Tylko ze mną porozmawiał. Tylko do mnie się uśmiechał. Tylko na mnie patrzył zatroskany. Tylko ja okazałam się być ważna. Wobec ludzi dookoła był raczej zimny, surowy. Może poza pielęgniarką, do której mówił w bardzo życzliwy sposób. Oddaliłam się w swoich myślach, kiedy nagle usłyszałam swoje nazwisko.
-Miło panią znowu widzieć- powiedział doktor znów obdarzając mnie uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam przygotowywać się do zabiegu.
Położyłam się na stole, a następnie usłyszałam wiele pytań ze strony lekarza.
"Czym się pani zajmuje na co dzień? Gdzie pani przyjmuje? Jakie są pani zadania?" Zdawał się bardzo zainteresowany moją sferą zawodową. Kiedy usłyszał słowo "kierownik"- spojrzał na mój rok urodzenia, ale nic nie dodał. Cały czas trwania zabiegu uśmiechał się, mimo skupienia na swojej pracy. Fala myśli znów zalała moją głowę.
Obwinięta bandażem i w zabezpieczeniu pozabiegowym, zaczęłam się ubierać. Czułam na sobie jego wzrok, kiedy sporządzał dokumentację. Kiedy się ubrałam, spojrzałam na niego i ze łzami w oczach powiedziałam -Dziękuję... Bardzo dziękuję, że się tak Pan mną zajął.
Rzucił w moim kierunku kolejnym uśmiechem i powiedział, żebym szybko do niego wracała, bo jeszcze mamy trochę wspólnej pracy.
Całe popołudnie myślałam. Nie mogłam odnaleźć się w tych specyficznych emocjach. Targały mną w każdą stronę. Dlaczego on się tak przejął moim losem? Z jakiego powodu byłam w centrum jego zainteresowania? Czy on też czuł... Tą dziwną chemię? Próbowałam sobie przetłumaczyć, że coś sobie wmówiłam... Ale te kobiety, które słyszały tą rozmowę... One również to widziały, czuły to, co ja. Z zewnątrz wyglądało to dokładnie tak, jak w moim wnętrzu.
Nie mogę przestać myśleć. Chcę nie pamiętać, a za chwilę znów go zobaczę.
Następnego dnia rano wysłałam wiadomość, że jestem bardzo wdzięczna za zainteresowanie moją sytuacją. Na co w tej samej minucie dostałam odpowiedź
"Mam nadzieję, że nic Panią nie boli i ucieszę się gdy wróci Pani bym mógł wykonać kolejny zabieg
pozdrawiam"
Zupełnie zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Nie przypominam sobie, żeby którykolwiek lekarz odpisał mi na wiadomość. Kto ma na to czas? On ma.
Pytanie, dlaczego
i dlaczego zmienił decyzję wszystkich poprzednich.
1 note · View note
niechciaana · 7 months ago
Text
Jak otrzymać clean girl look?
Pielęgnacja- żaden makijaż nie będzie się dobrze trzymał bez odpowiedniej pielęgnacji dostosowanej do twojego tyou cery. Pamiętaj o dobrym oczyszczaniu i nawilżeniu.
Użycie rozświetlacza na kości policzkowe, grzbiet nosa, łuk kupidyna i wewnętrzne kąciki oczu.
Spf pod makijaż to game changer i must have zwłaszcza w lato.
Balsam lub błyszczyk w naturalnym kolorze.
Wyczesane brwi na mydełko lub zrobienie laminacji.
Pamiętaj o piciu wody, zwłaszcza teraz gdy jest gorąco.
Używaj delikatnego podkładu lub kremu bb najlepiej z efektem rozświetlenia.
Delikatny kontur twarzy oraz nałożenie różu sprawi, że cera będzie wyglądać zdrowiej.
Prosta biżuteria i dodatki (najlepiej złote)
Naturalne paznokcie w delikatnych kolorach.
Wygładzone lub spięte włosy.
Proste i basic outfity.
Odświeżające perfumy i mgiełki.
0 notes
ogrodolandia · 10 months ago
Photo
Tumblr media
W końcu nadszedł czas na zasłużony relaks po intensywnym okresie wiosennych porządków w ogrodzie 🌼 Jakie są Wasze ulubione kąciki do wypoczynku na świeżym powietrzu? Gdzie czujecie się najlepiej, otoczeni zielenią? Życzymy Wam udanej i słonecznej majówki! ☀️
0 notes
wyalienowana27 · 10 months ago
Text
"Moja dłoń spotyka się z Twoją znów
Mam wrażenie, że zdziera ze mnie cały kurz
Widzę, jak podnoszą się Twe kąciki ust
A ja odlatuję gdzieś do chmur"
Kubi Producent - Woda Księżycowa ft. bambi, Fukaj, stickxr
1 note · View note
madreo · 11 months ago
Text
Niepojęty stał się nasz świat, Że mogę cię nosić w kieszeni I tyle jest dla mnie wart, Jak długo to się nie zmieni. Na zawołanie, gdy zechcę, zdradzę ci coś o sobie Wtedy to co było moje - dzielimy już oboje. I ty też gdy w każdej chwili zawołasz mnie do siebie To jakbyśmy tylko my istnieli pod niebieskim niebem Odważdny wołam w górę Znosząc spojrzenia gwiazd Biorę je na świadka i dziękuję, Że nie jestem jednak sam. Ale głos twój, ciepły dotyk, kąciki ust w górze - Niczego, gdzie ich nie ma - nie chcę znosić dłużej. Choć możemy się zobaczyć ja z północy, ty z południa Musisz obok być. Nie ma sensu utrudniać.
0 notes
michaladamski1987 · 1 year ago
Text
Tumblr media
Rozświetlacze On-the-Glow SUPERGLOW - nawilżające rozświetlacze w sztyfcie to doskonały sposób na łatwe uzyskanie słynnego GLOW Pixi. Pigmenty 3D zostały zaprojektowane tak, aby wydobyć naturalny blask wszystkich rodzajów skóry. Niezależnie od tego, czy zależy Ci na subtelnym rozświetleniu, czy na odważnym połysku, wielofunkcyjne odcienie przypadną do gustu każdemu miłośnikowi lśniącego makijażu: PetalDew ‒ idealny, różowy blask, GildedGold ‒ blask rozświetlony złotem, NaturaLustre ‒ szampański blask, IcePearl ‒ perłowy blask.
Składniki:
• żeń-szeń ‒ rewitalizuje i przywraca równowagę,
• aloes ‒ zapewnia kojące nawilżenie,
• mieszanka ekstraktów owocowych ‒ poprawia wygląd skóry,
• witaminy i antyoksydanty ‒ chroniące skórę,
• 3D mineral pigments used for the ultimate, natural glow.
„Idealny rozświetlacz w kremie zapewniający fenomenalny błysk, który rozjaśnia i dodaje blasku już za jednym pociągnięciem!” Petra Strand, założycielka Pixi.
Użycie: wystarczy nałożyć kremowy rozświetlacz na szczyty kości policzkowych, łuk brwiowy, wewnętrzne kąciki oczu, czubek nosa i łuk Kupidyna, aby uzyskać natychmiastowy efekt rozświetlenia. Delikatne roztarcie opuszkami palców rozprowadzi połysk, zapewniając jednolite wykończenie. Pamiętaj, by zachować magię SUPERGLOW i zawsze zamknąć opakowanie po aplikacji.
#uroda #prezentpr #współpracapr #pixi #beauty #pixibeauty @pixibeauty #questiapr @hanna_dymek_jara #pixibypetra #nowości #nowościkosmetyczne #makijaż #kosmetykipixi #beautybloger #rozświetlacz #rozświetlaczdotwarzy #ontheglow #superglow
0 notes
lovegopain · 1 year ago
Text
,, Całujcie kąciki, każda kobieta to kocha,,
1 note · View note
aleksandraas · 1 year ago
Text
Czas nie ma żadnego znaczenia. Wielka miłość może zakwitnąć w jeden wieczór, a może tez latami zapuszczać korzenie. Piec minut bycia sobą może być warte więcej niż niż 10 lat w klatce. Uniesione na chwile kąciki ust mogą wysuszyć morze łez.
Nigdy nie myśl ze jest za pozno, za wcześnie, nie w porę. Bo czas naprawdę nie ma żadnego znaczenia
0 notes
dlaniej1 · 2 years ago
Text
Siedzieliśmy sobie przy wódzie, i nagle zaczął się temat o swoich drugich połowach. Przyszła kolej na mnie, pomyślałam o Niej i stanąłem jak kołek. Czasem im zazdrościłam, że z taką łatwością przychodziło im opisywać to, co czują, gdy patrzą na swoją miłość. Ja tak nie potrafiłam. Pewnie gdyby tu była, moje milczenie doprowadziłoby do tego, że poczułaby się źle. Pewnie obraziłaby się na pięć minut, i pomyślała, że nie widzę w Niej nic dobrego. Głupota. Przy znajomych zwaliłam winę na wódę, ale tak naprawdę zwyczajnie brakowało mi słów, by Ją opisać, choć w głowie miałam ich przecież tysiące. Nie powiedziałam, że uwielbiam sposób, w jaki na mnie patrzy, i to, jak kąciki Jej ust delikatnie się wtedy unoszą. Uśmiecha się. Wygląda wtedy tak pięknie i szczerze. Chyba nie ma nic lepszego, niż Jej oczy, patrzące z miłością w moje…
1 note · View note