#długa ciemna noc
Explore tagged Tumblr posts
Text
Na niby, a jakby...
Lubił Massive Attack, King Krule'a i Duster I gdy uczucie bywa nienazywalne Językiem uwagi odbił we mnie światłem I światło wpada w skroń
youtube
Więc gramy w na niby Co jakby a co gdyby Więc gramy w na niby Co jakby a co gdyby
Mia miała pomysł oświecenia mnie.
- Mówisz sama do siebie, piszesz sama do siebie, nikt cię nie rozumie, rozumiesz?
'Subtelny urok i niewinne fantazje'...
O tym właśnie mówię. Językiem uwagi odbijasz od ludzi światło.
-więc gramy w na niby, co jakby..., a co gdyby?
Nauczysz się w końcu mówić?
Któregoś dnia powiem wszystko. Póki co została mi czkawka. I medytacja. Nie chcę przebywać wśród ludzi, zbyt ranią moje uszy słowa przez nich wypowiadane. I nie mam odpowiednich stanów emocjonalnych na różne okazje. Ograniczam się więc do zdumienia. Nie jestem gotowa, żeby bawić się w człowieka, kiedy czuję się jakbym była dopiero w trakcie.
-w trakcie czego?
-nabywania człowieczeństwa, uczenia się go
-dziwne masz w życiu role, misje i apele...
And I was wondering how....
Niech wszystkie moje uczucia będą nienazywalne. Od teraz. A zachwyt niech nie opuszcza mnie ani na chwilę. Wszystko, co napotkam, uczynię dobrą zabawą. Z wzajemnością pełną szacunku. Z miłością.
Naukę obrócę w baśń, miłość w mit a życie w wieczność. Płyniemy dziką rzeką wpław...
#ptsd#wieniawa#koncerty niedzielne#długa ciemna noc#zbyt wiele prawa na rozdrożu#a ten krzyk mieszczę w płucach#Youtube#brodka
0 notes
Text
Gdy noc jest ciemna, gdy noc jest długa…
Annelcia idzie sobie na szluga 😚✨
Żeby nie wpierdalać jak świnia 🐷🤡
Chudej nocki motylki 🦋🤍
#blogi motylkowe#będę motylkiem#chce byc lekka jak motylek#gruba szmata#lekkie motylki#motylki any#nie chce być gruba#tw ana bløg#lekka jak piórko
3 notes
·
View notes
Text
Budzę się pośrodku tego widowiska Nie wiem czy tu grają rap, czy będzie wiksa Nie wiem czy tu znają nas, nasze bity, płyty i słowa Czy chcą wykorzystać Jak się okaże, odpowiedź do końca nie będzie już tak oczywista Kartky znów za daleko od domu Ale jeżeli chcesz, no to chodź to pomogę Martwi znowu wstają zza grobu A widzę, jak role kalekom rozdali po drodze Padnij zanim otworzą ogień znowu, zapraszam do tanga Warci trochę więcej niż inni, mnie nie zamienisz na Aubameyanga Chwilę, mieszam roczniki, a gram jak Thomas Müller Król bez wstydu jak Zlatan Brat mi mówi, że rozkurwi za rok, rok w rok, czy to koniec świata? Nie mam pojęcia o datach, dni mijają jak chwile lub lata I nie mam podejścia do świata A zanim coś wezmę, wydzwaniam wariata Zawijam dni, kiedy nie widzę już ich, nie widzę wcale Znikam jak pył w blasku świec i gasnę jak neony po karnawale Nie wracam do tamtych chwil I proszę nie pytaj mnie czy planowałem Mam tu walkę z planem, a chcę normalnie bez szaleństw To mój mini dramat, wiem, że nie jesteś sama bez winy I gdzie nasza wartość, żal łapię za gardło i znowu tracimy Poczucie winy nas dławi i widzę, że kiedy zasypia to płacze I każdy się chce nami bawić, jakbyśmy robili inaczej Zanim zapomnisz o każdej z tych chwil Nie musisz myśleć dokładnie jak ja Zobaczmy razem nasz najlepszy film I żyjmy moment nim zgubi nas czas Zanim wrócimy do prawdy tych dni Nie musisz myśleć dokładnie jak ja Iluzja mami nas ostatkiem sił To droga bez koloru i świat bez barw Wszystko leci za szybko Przyjaciel z dzieciństwa swą walkę przegrał Nie zdążyłem się pożegnać Przebacz W tych wersach wysyłam telegram Wierze ze tam będzie lekko Bo ostatnie lata były męką Pewnie latasz po torze na slikach Z odkręconą manetką Wszystko leci za szybko Przygotować się na śmierć Raczej nic z tego Spróbuj wytłumaczyć komuś ziomus Twoją wieczną nieobecność Wiem skąd wynika lęk Bo chciałbym nam podarować wieczność By oszczędzić nam łez I zapewnić nam wszystkim bezpieczeństwo Wszystko leci za szybko I zawsze za późno dociera to do nas Czas lubi brutalnie przypomnieć o sobie że tego skurwiela nikt nie pokona nie lubię go drażnić, maglować bez celu choć nigdy nie czułem się jego więźniem czuję się wolny i nadal spokojny i pewien tego że życie jest piękne Znasz to uczucie, gdy otwierasz oczy i wiesz, że jesteś obcy, Wszystkie twarze z wczoraj to ludzie z przeszłości. Niby jest spoko, niby się działo trochę I znów mówili, że to co robisz jest dobre, zrobiłeś parę fotek. Obmywasz twarz, w lustrze widzisz kilka nowych zmarszczek, Dotykasz dna, kaszlesz, rzygasz na umywalkę. Chciałbyś usłyszeć jej głos, zadzwonić później, sprawdzić, Wyrzygujesz wczorajszą wódkę, a ona pewnie się martwi. Patrzysz po pustym pokoju i wiesz, że nie wrócisz tu nigdy, Gadałeś pół nocy tam kurwa z każdym - setki rozmów, pobite kieliszki. I nawet gdy byli dla Ciebie to nie ma znaczenia, bo wie, że za tydzień, Inne miejsca, inni ludzie, znów to samo, jakoś idzie. I może to kochasz i żyjesz dla nich, łapiesz za flachę i pijesz, palisz, Łudzisz się jeszcze, że te kilka łyków, jakimś cudem obmyje rany. I schodzisz do auta pijany, a kumpel Ci mówi, że nie ma sprawy, I wcale Ci nie jest do śmiechu, bo wiesz, że jesteśmy tacy sami. Zanim zapomnisz o każdej z tych chwil Nie musisz myśleć dokładnie jak ja Zobaczmy razem nasz najlepszy film I żyjmy moment nim zgubi nas czas Zanim wrócimy do prawdy tych dni Nie musisz myśleć dokładnie jak ja Iluzja mami nas ostatkiem sił To droga bez koloru i świat bez barw Patrzę w twe oczy zmęczone jak nasza długa droga donikąd i ja Próbuję się znowu oszukać, że koniec to wizja daleka tak nam Mam dziurawe buty na nogach i usta zmrożone prawie do krwi Gnam po, kurwa, sam nie wiem, ale nie wiem, gdzie indziej mam iść Mam Marlboro setki, poza tym nic więcej i liczę, że wkrótce zmienię ten stan I jestem tak słaby, że błagam, więcej nie dawaj mi szans Negatywne konotacje, to ze mną chodź, ponadczasowe inspiracje choć ciemna noc Jest tak młoda, że zrobimy wszystko nim zapadnie mrok Mijam się z Tobą o krok Jak można zaplanować wszystko tak źle, to masakra Daj mi odetchnąć, zanim zabierze mnie ciemność mistycznego miasta Aqualta Mam nowy soundtrack dla Ciebie Zanim znowu zrzucisz majtki na ziemię Daj mi nadzieję, bo nie wiem czy jesteś czy robię to tylko dla siebie Nie wiem, lgnę jak ćma do blasku Jej oczu chcę dotknąć, jej twarzy i ust Zrywam z niej czarną tunikę i wiem, że nie da mi złapać dziś tchu Jesteś moim marzeniem, ja cieniem, na który rzucasz swój blask Mam wszystko co trzeba, ale bez Ciebie nie umiem wzbić się do gwiazd Zanim zapomnisz o każdej z tych chwil Nie musisz myśleć dokładnie jak ja Zobaczmy razem nasz najlepszy film I żyjmy moment nim zgubi nas czas Zanim wrócimy do prawdy tych dni Nie musisz myśleć dokładnie jak ja Iluzja mami nas ostatkiem sił To droga bez koloru i świat bez barw
2 notes
·
View notes
Text
rzeka, most i księżyc
kim jestem? - stała na moście patrząc na płynącą ku zachodzącemu słońcu rzece. Miała zdecydowanie za dużo lat, aby takie pytanie można było uznać za normalne pytanie rozwojowe. (rzeka płynęła bardzo powoli, bo znów mało deszczu, a słońce zachodziło szybko, bo jesień już blisko i było chłodno). kim jestem? - nikt nie odpowiedział. przypomniała sobie jak stała na tym samym moście w okresie kiedy to pytanie było jak najbardziej na miejscu. Marzyła wtedy o byciu daleko i w drodze, pisała o wyobraźni, pisała o wielu życiach i przygodach przeczutych. Nie zadawała sobie pytania kim jest, bo doświadczała siebie jako marzyciela, wędrownika, pisarza, jako chłopaka, chociaż nie umiała się do tego przyznać, powiedzieć wprost, nazwać. Tak naprawdę omijała sedno, mówiła, że zna swoją tożsamość, że jest człowiekiem, pod skórą była man. Teraz stała chcąc zacząć od nowa, ale nie wiedziała od czego, bo nie została pisarzem, nie została wędrownikiem, nie została marzycielem, nie została chłopakiem... kim jestem? Nikt znów nie odpowiedział. Próbowała zrobić to ona sama, ale ciągle przychodziło jej do głowy, że jest nikim, że jest bardzo niekonkretna( słońce zaszło, rzeka płynęła nieco szybciej, nie wiedziała dlaczego, było zimniej, zapowiadała się długa noc, przebiegł kot). Jej obraz bardzo rozmazany w głowie, nie umiała uchwycić jej prawdziwego oblicza. Przeszła na drugi brzeg - jestem wszystkim, trochę kobietą, trochę mężczyzną, trochę dzieckiem, trochę dorosłym, trochę zdrowa, trochę chora. Wyobraziła sobie krowę w łaty i jej siedem żołądków i ten ruch żuchwy przeżuwający, powolny. umysł płatał jej figle, było to trochę śmieszne i trochę przerażające. skąd ta krowa? (było już ciemno, księżyc wspiął się na widnokrąg, kilka ciężkich chmur zasadziło się na jego blask, mlasnęła rzeka). Wyobraźnia, to była na pewno jej mocna strona, wyobraźnię miała bujną jak i włosy na głowie. Jestem kobietą. Co więc powinnam robić, jak się czuć, co lubić, jak się zachowywać? To jest nie do przejścia - pomyślała o szpilkach, makijażu, rozpuszczonych włosach - to jest niemożliwe. A ta wielozadaniowość - gotowanie obiadu, planowanie kolejnych zadań, pilnowanie dzieci. Właśnie dzieci, małżeństwo, rodzina, bycie matką, żoną, a więc również łoże małżeńskie czyli seks. Drgnęła, zaczęła odchodzić z mostu szybkim krokiem, jakby chciała uciec od tych wszystkich obowiązków, cech, zadań - to jest nie do przejścia. Szła szybko, założyła na uszy słuchawki żeby nie słyszeć, żeby się odciąć. Stanęła nagle. jak ja mam na imię? Co ono oznacza? kim jestem!!? Ciało mam kobiety, imię mam kobiety, a dusza moja? czy oddzieliła się od ciała? czemu czuję się mężczyzną? czemu serce bije mi po męsku, czemu moje oczy widzą w innych kolorach niż kobiece, czemu dusza moja jest męska? krew mi płynie pod prąd, myśli mam na odwrót (doszła do zakrętu rzeki, woda przyspieszyła wezbrała), gdybym mogła cofnąć czas, tylko jak daleko, do łona matki? od kiedy pamiętam czuję się chłopcem... a dalej? kim mogę być dalej? (rzeka rozlała się w jeziorze, do którego doszła, tafla była ciemna jak wody hadesu, jezioro tworzyło drugie ciemne niebo, nie dało się w nim odbić, przecież była chłodna noc, chmury zakryły księżyc na chwilę, zaraz się przedarł) nikim. bez korzeni drzewo rosnąć nie będzie. jestem uschniętym drzewem, które nie przynosi dobrych owoców, bo nie mam korzeni. niech ktoś wyrwie mi tą duszę i odda tą moją! niech ktoś wydłubie mi te oczy i odda pierwotne! niech ktoś mnie uleczy! Krzyczała i nagle obudziła się we własnym łóżku, w swoim pokoju, ale wiedziała, że to nie był sen, to właśnie była rzeczywistość, a to co będzie robić kiedy zadzwoni budzik, kiedy pójdzie do pracy to tylko pozory - wcale nie wiedziała kim jest. wcale nie czuła się kobietą. wcale nie czuła się na swoim miejscu. wiedziała, że potrzebuje wrócić do swoich korzeni, do siebie, do serca kobiety...
0 notes
Photo
Nie jest tajemnicą moja wyjątkowa niechęć do cenzury i wszelkich w ogóle prób ograniczania wolności wypowiedzi. Jednakże w przypadku literatury, cenzura to dla mnie szczyt obrzydliwości. Niestety obrzydliwości praktykowanej przez każdą ze stron politycznych i obyczajowych sporów. Romanowi Giertychowi przeszkadzał antypolski „Transatlantyk” Gombrowicza. Grupa żydowskich rodziców w USA żądała wycofania z listy lektur „Olivera Twista”, a w wielu stanach uznano „Zwrotnik Raka” za dzieło nieobyczajne. Lista cenzurowanych dzieł jest niestety długa i jak do tej pory w tej dyscyplinie przodowała ciemna jak noc listopadowa prawica. Teraz lewa strona uznała, że czas prześcignąć rywala w sztafecie głupoty. „W pustyni i w puszczy” uznano za propagujące kolonialny obraz świata, a pod petycją o usunięcie tej książki z listy lektur podpisały się setki Polek i Polaków. Tylko czekać jak na kolejny ogień pójdą „Krzyżacy”, jako zagrażający polsko-niemieckiemu pojednaniu.
Dziwię się jednak, że do tej pory ideologiczne spory ominęły Marię Rodziewiczównę. Autorkę między innymi „Lata leśnych ludzi”, uznanego przez Jarosława M. Rymkiewicza za „jeden z najwspanialszych hymnów ku chwale polskości”. Rymkiewicz jest znanym wsteczniakiem popierającym panujący w Polsce reżim, co już powinno obudzić Waszą czujność.
Ja, zachęcony tą entuzjastyczną recenzją, przeczytałem „Lato leśnych ludzi” w zeszłym roku. Nie bardzo mi się podobało. Nie tylko ze względu na sentymentalizm i idealizacje postaci, ale przede wszystkim z powodu dziwnego podejścia autorki do ochrony przyrody. Niech was nie zmyli apoteoza dziewiczego lasu i wąchanie kwiatków przez głównych bohaterów.
Kwiatki są, ale zupełnie innego rodzaju. Oto co w „leśnych ludziach” pisze się o puchaczu, gatunku prawnie chronionym:
„- Tuś mi krzyżacka wywłoko! - (…) Teraz na cię sąd i prawo! (…) Ostatnia to twoja noc (…) Strzał padł, po sekundzie drugi (…) Jest troje młodych. Jeszcze białe, ledwie wyklute, a juz kłapia szczekami i w reke mnie dziobia (…) - Nie żywić przeklętego płodu! Łby im pokrecić! Rosomak cisnął na ziemię gniazdo i lęg. - Szczeźnijcie do ostatniego! - warknął”
Piękny hymn ku chwale polskości. Zastrzelenie dwóch dorosłych osobników i zniszczenie gniazda z młodymi.
Dalej wcale nie jest lepiej. Dostajemy opis zamordowania rysia (choć w obronie źrebięcia) w postaci matki karmiącej. Oto jak bohater powieści radzi sobie z miotem tego zagrożonego wymarciem kota:
„I pokazał Odrowąż dwie małe skórki kociąt. - Znalazł w dziupli dębowej. Podrapały mu szpetnie ręce, ale całe gniazdo szczezło dzięki tobie. A ot! I czerep masz na pamiątkę boju: mrówki oczyściły cudnie.”
A teraz my wszyscy musimy dawać na WWF, żeby pojawił się choć cień szansy na odbudowę populacji tego wspaniałego kota.
Dziwię się, że grupy lewicowo-zielone do tej pory nie odniosły się do tej lektury, która mnie osobiście wytrąciła z równowagi.
Autorka, co prawda próbuje mylić tropy promując wegetarianizm:
„Orlik dogonił go po chwili. - Zupełnie mi wuj apetyt odjął! - Od dawna mięsa nie jadam i coraz większy czuję doń wstręt.(…) Zresztą niegłodnym. Mam chleb, jagód nie brak ”
Znajdujemy także w „Lecie leśnych ludzi” ukłon w stronę ruchu LGBTQ:
„- Ot i nasz Tęczowy Most! - rzekł Żuraw. Wszyscy trzej wydali długi specjalnie swój okrzyk, zwykły akord, którym się rozproszeni na wyprawach zwoływali”
Nie wiem co to był za okrzyk, strach po lesie chodzić.
Być może właśnie ten ostatni wątek jest polisą ubezpieczeniową, która chroni Rodziewiczównę przed atakiem lewicy i ekologów. Otóż autorka ta jest jedną z głównych bohaterek „Homobiografii” Krzysztofa Tomasika. Pozycja ta ujawnia, a raczej potwierdza, to co sami jesteśmy w stanie stwierdzić patrząc na zachowane zdjęcia pisarki. Maria Rodziewiczówna, choć nazwisko ma dziewczęce i zwiewne niczym naręcza polnych kwiatów, przyjmuje postać grubokościstego pana z fryzurą na jeża.
Jak donosi nam Maria Sobolewska w swoim dzienniku z 1902 roku:
„Znalazłszy się na jednem z zebrań warszawskich, na
którem poznać miałam Rodziewiczównę, szukałam jej oczami i
wówczas oburzył mnie widok młodego chłopca, siedzącego w szarym
surduciku na najprzedniejszym miejscu, wbrew wszelkim wymaganiom
norm towarzyskich. Ogorzałą jego, o regularnych rysach twarz rozjaśniały
piękne, ciemne, w migdał wycięte oczy, niepospolicie rozumne
i dobre, choć hardo patrzące spod wyniosłego czoła, ocienionego
czarną, krótko przystrzyżoną czupryną. Po chwili drobna muskularna
dłoń owego chłopca wyciągnęła się do mnie, twarz jego opromienił
uśmiech pogody, ukazując dołki na twarzy i usta pełne wdzięku i
łagodności, co wszystko razem wzięte dało odblask duszy kobiecej o
subtelnych tajnikach. Stałam przed Rodziewiczówną”
Pisarka do końca życia ukrywała swoje nietypowe preferencje, co nie przeszkadzało jej utrzymywać bliskich relacji z dwoma kobietami naraz. Dyskrecja być może zabezpieczyła jej zachwyty Rymkiewicza i poparcie ruchów konserwatywnych. Bycie trans kobietą natomiast - chroni przed frontalnym atakiem lewicy, której antyekologiczne i narodowo bogoojczyźniane wątki w powieściach podobać się nie mogą.
Cóż za problem dla wszystkich cenzorów! To w końcu nasza czy może ich? Wykreślać czy promować? Szkoda, że biedaczka nie może się już określić po jedynej słusznej stronie!
Ciekawe jestem, czy poparłaby Andrzeja D, zwolennika obdzierania żywcem zwierząt futerkowych, dręczyciela leworęcznych lesbijek, fanatyka przebijającego dętki w rowerach i człowieka, który wmusza kiełbasę w afroeuropejskich wegan?
A może Rafała T, który pali izby pamięci żołnierzy wyklętych, składa wiernopoddańcze hołdy niemieckim mediom (plując w twarz dzieciom z Wrześni), pragnie islamizacji sanktuarium w Licheniu, czy planuje seksualizować bobry na Sanie?
A co mówi ona sama?
„Trzy rzeczy na świecie mogące najzdrowszego
człowieka doprowadzić do obłędu: metafizyka, waluta i kobieta” Maria Rodziewiczówna (1864-1944)
0 notes