#ciocie dzieciom
Explore tagged Tumblr posts
Text
moja siostra zmarła jak miała 6 miesięcy i dwójka moich kuzynów w wieku takich młodych dorosłych, moja mama dziś dzwoniła do ich mamy (czyli jej siostry, mojej cioci) z pytaniem "co kupujemy dzieciom na wszystkich świętych?" i było to najsmutniejsze zdanie jakie ostatnio słyszałam
jakby one powinny wybierać prezenty dla nich na urodziny a nie stroiki na cmentarz
59 notes
·
View notes
Text
Czytamy książeczki i opowiadamy bajkę o “Jasiu i Małgosi”
#przedstawienie#ciocie dzieciom#rodzice w żłobku#czytamy dzieciom#czytamy książki#bajka dla dzieci#czytamy bajki#rodzice czytają dzieciom#Jaś i Małgosia
0 notes
Photo
Podłość, a może brak zastanowienia? Ludzie bez znaczenia na wiek, nie zawsze wiedzą co mówią. To najczęstszy powód, przez który jest nam przykro. Ciocie, które od najmłodszych lat zwracają uwagę małym dzieciom na ich budowę ciała, aż po rówieśników wyśmiewających ubrania. Pisząc ,,Przygotuj się na Start" chciałem uświadomić, że nie powinniśmy nikogo zmieniać na siłę, oceniając, poniżając i krytykując. Dla tych, co odczuwają na swojej skórze krzywdzący wzrok i szepty za plecami, pragnąłem wyjaśnić, dlaczego te słowa nie są nic warte. Gdy siedziałem przed tekstem, zależało mi opowiedzieć swoją historię, historie innych ludzi oraz podziękować dziadkowi za naukę, która przydaje mi się w życiu. Wierzę, że pomimo braku wiary w siebie, po przeczytaniu tej książki wiele osób dostrzeże w sobie zalety i zrozumie, w jaki sposób wykorzystywać wady, aby spełniać swoje marzenia. #motywujemy #akceptujemy #kochamysiebie #szanujemysie #dajemyrade #wierzymy #rozumiemy #startujemy #spelniamymarzenia #marzymy #kochamy #biegniemy #rozwijamysie #czytamyksiazki #czytamy #lubimyczytac #kochamyksiazki #zyjemy #pomagamy (w: Warsaw, Poland) https://www.instagram.com/p/B2DCY9AIpKl/?igshid=t5eh5s6ekpnt
#motywujemy#akceptujemy#kochamysiebie#szanujemysie#dajemyrade#wierzymy#rozumiemy#startujemy#spelniamymarzenia#marzymy#kochamy#biegniemy#rozwijamysie#czytamyksiazki#czytamy#lubimyczytac#kochamyksiazki#zyjemy#pomagamy
0 notes
Text
Grudniowy Reset. Dziennik: dni 22 - 31
Przed Wami 4ty, ostatni post z mini serii w formie Dziennika z mojego Grudniowego Resetu. Każdego dnia na bieżąco spisywałam moje obserwacje, co robiłam, czego nie robiłam, jak się czułam. Zapraszam do lektury. Dzień 22: 22/12/2018 Sobota Dziś miałam wspaniały i prawie całkiem leniwy dzień, a moje dobre samopoczucie nadal się utrzymywało. Bardzo mnie to cieszy. Rano byliśmy w służbie całą rodzinką, ale nie długo, bo było zimno. Resztę dnia w domu po prostu leniuchowałam razem z moją rodzinką. Była drzemka, było układanie nowych puzzli (1000szt.), było czytanie dzieciom na dobranoc. Kiedy dzieci poszły spać, siadłam do prasowania przy "Elementary". A potem zupełnie spontanicznie wzięłam się za coś, co odkładałam od wieków - zaczęłam uzupełniać pamiętnik Dzibusa. Tak się w to wciągnęłam, że poszłam spać dopiero o 23:30🤣. Ale ile miałam przy tym radochy! Dzień 23: 23/12/2018 Niedziela Dzisiaj miałam kolejny dobry dzień. Rano pojechaliśmy do innego miasta na zebranie, bo mój mąż miał tam dzisiaj wykład pt. "Znalezienie pocieszenia we wszystkich naszych trudnościach". Wykład dobrze mu poszedł, a zebranie było ciekawe. Potem byliśmy zaproszeni na lunch do jednej znajomej rodzinki. Bardzo nam miło było. Po przyjeździe do domu musiałam od razu się położyć. Za krótko dziś spałam i byłam wykończona. Drzemka dobrze mi zrobiła. Po południu Dzibus napisał list z podziękowaniami za prezent do mojego brata Wiktora. Potem ja go przetłumaczyłam na polski. Do listu dołączyliśmy kilka ładnych rysunków Dzibusa, o które wujek prosił. Jutro wyślemy ten list do Hiszpanii. Myślę, że sprawi on wiele radości wujkowi Dzibusów. Dzień 24: 24/12/2018 Poniedziałek
Dziś miałam dobry, choć dość intensywny dzień. Niby nic takiego wielkiego nie zrobiłam, ale cały dzień byłam zajęta. Jutro wyjeżdżamy na kilka dni do Polski, więc dziś był ostatni dzień na załatwienie ostatnich spraw i zrobienie ostatnich zakupów. W czasie naszej nieobecności będzie u nas w domu moja kochana przyjaciółka Gosia. Cieszę się, że ktoś się będzie "opiekował" domkiem. Wieczorem byliśmy zaproszeni do naszych drogich przyjaciół, którzy są nam tak bliscy, że stali się nam rodziną. Choć żadne z nas nie obchodzi świąt, lubimy wykorzystać któryś z tych wolnych dni na spotkanie w rodzinnym gronie. Dzisiejszy wieczór wykorzystaliśmy na spędzenie czasu w bliskim, wspaniałym towarzystwie, zjedzenie smacznego, prostego obiadku (dziś były frytki, sos słodko-kwaśny z warzywami, falafel, mięso) i cieszenie się różnymi nowinkami. Rozmowy były ciekawe, atmosfera przyjemna, żartów rodzinnych pod dostatkiem, Dzibusy były zadowolone. A ja jestem wdzięczna 😁. Dzień 25: 25/12/2018 Wtorek
Dzisiejszy dzień w dużym stopniu spędziliśmy w podróży. Specjalnie wybraliśmy 1szy dzień świąt na podróż do Polski (plus nie obchodzenie świąt) i to był bardzo dobry pomysł. Zazwyczaj jedziemy do moich rodziców 9,5 h, a dzisiaj tylko 8h 15min! Byliśmy na miejscu po 13.00. Wspaniale jest znów być w moim domu rodzinnym i widzieć się z moimi Rodzicami i mieszkającym obok dziadkiem💗. Po pysznym obiadku poszliśmy spać, bo wstaliśmy dziś o 4.00 rano. Resztę popołudnia i wieczór spędziliśmy bardzo miło i leniwie. Moja mama zrobiła przepyszny wegański jabłecznik - po prostu szok! Koniecznie wezmę od niej przepis. Zrobiłam dziś spore zamówienie z Zary dla całej naszej rodzinki, bo dziś o 20.00 zaczęły się tam przeceny. Jestem zadowolona, ale dopiero po powrocie do Holandii zobaczę co się sprawdzi, a co będę musiała zwrócić. Z zapałem zaczęłam przeglądać i czytać książki o głodówkach, które zamówiłam wcześniej przez Empik i które czekały już na mnie u rodziców. Tyle ciekawych informacji! Jestem bardzo szczęśliwa, że tu jesteśmy i bardzo wdzięczna za to, że mieliśmy szczęśliwą podróż. Mam nadzieję, że moja dalsza część resetu będzie jeszcze dużo lepsza tutaj w Polsce. Mam zamiar dużo spać, dużo jeść, dużo leniuchować. Taki mam plan😂. Dzień 26: 26/12/2018 Środa
Pierwszy pełny dzień w moim domu rodzinnym z moją rodzinką był wspaniały. Świetnie mi się leniuchowało i bardzo mnie to cieszy. Rano poszłam z mamą i dziadkiem "na kijki" czyli Nordic Walking. To był mój pierwszy raz i bardzo mi się spodobało. Dziadek zrobił małą rundkę, a my z mamą większą. Mogłyśmy sobie ciekawie porozmawiać i nacieszyć się świeżym powietrzem - super! Udało mi się dzisiaj trochę popisać w moich dziennikach, uzupełnić post na blogu, pobawić się z Dzibusami, poczytać Biblię z rodzicami, posłuchać/obejrzeć fragmenty pięknych koncertów "Celtic Women" i "A Night For Ray Charles". W ramach realizacji mojego resetowego planu jadłam dużo różnych pyszności, m.in. wspaniałe ciasto zrobione poraz mojego tatę. Mniam! To był dobry, leniwy dzień 😁. Dzień 27: 27/12/2018 Czwartek
Kolejny miły i intensywny dzień za mną. Dziś mniemam jedyną sytuację w Polsce, która mnie stresowała. Musiałam oddać krew do analizy, a strasznie tego nie lubię. Na szczęście Pani lekarka była niezwykle miła i ciepła, a wszystko poszło dobrze i sprawnie. Cieszę się ogromnie! Potem wybrałyśmy się z mamą do najlepszego sklepu papierniczego w mieście, gdzie kupiłam sobie nowe pióro Parkera. To ten sam model, który służył mi przez wiele lat, ale się już zużył - niedrogi, ale dobrze, miękko piszący. Wydałam na nie tylko 49zł, ale wiem, że będę z niego zadowolona. Potem mama zabrała mnie na kawkę do kawiarni w centrum. Jak zwykle nie mieli tam mleka roślinnego, więc wypiłam zwykłą, czarną kawę... Ale przynajmniej fajnie się nam z mamą gadało😁. Po południu pojechałyśmy z mamą i Dzibusami do Carrefoura, gdzie Dzibusy mogły wybrać sobie prezent. Specjalnie pojechaliśmy autobusem miejskim, bo one tak to lubią🤣. Dzibusy mogły wybrać sobie nowe zestawy Lego, tak jak im obiecaliśmy w Holandii. To jest taka nasza rodzinna tradycja😁. W Holandii już im Lego nie kupujemy. W domu Dzibusy najpierw trochę się pobawiły, a potem był czas na drzemkę - też dla mnie. Wieczorem byliśmy na fajnym zebraniu w moim starym zborze. Cieszę się bardzo, że widziałam znajomych i przyjaciół. Od razu umówiłam się z kilkoma osobami na kawkę. Już się cieszę na spotkanie z naszymi przyjaciółmi. To był fajny dzień. I nie obyło się bez prezentów dla mnie i dla dzieci. Tylko mój mąż jest biedny, bo się przeziębił i spał przez większość dnia... Oby jutro już było lepiej. Dzień 28: 28/12/2018 Piątek
Kolejny dobry, choć dość intensywny dzień za mną. Ranek w miarę spokojnie spędziłam z rodzinką w domu. Po 11.00 pojechałam z mamą i Dzibusami w odwiedziny do mojej kuzynki i jej męża, którzy właśnie miesiąc temu ponownie zostali rodzicami. Było nam bardzo miło, że mogliśmy ich odwiedzić i podziwiać ich słodką córeczkę. Potem pojechaliśmy w odwiedziny do moich 2 cioć i wujka na kawkę i poczęstunek. Jak zwykle wspaniale u nich spędziliśmy czas. Kocham moje ciocie i zawsze kiedy jestem w Polsce chętnie je odwiedzam 💜. Wieczorem odwiedziły mnie 2 siostry ze zboru moich rodziców. Agnieszkę znam już lepiej i bardzo ja lubię, Manuelę mogłam dziś lepiej poznać. Dziewczyny wybrały sobie kilka ubrań z tych przywiezionych przeze mnie z Holandii. Bardzo się cieszę, że coś się im spodobało. Fajnie nam się rozmawiało i zjadłyśmy kilka pyszności. Dzień 29: 29/12/2018 Sobota
Kolejny miły i dość intensywny dzień z kilkoma spokojnym momentami za mną. Rano miałam czas na moją poranną modlitwę (jak zawsze) i tym razem pomogła mi ona poradzić sobie ze stresem jaki czułam od początku dnia. Potem zrobiłam sobie relaksujące ćwiczenia. Poranek mieliśmy miły i spokojny i fajnie spędziliśmy go całą rodziną. Moja mama z ciocią od samego rana zajęły się robieniem oponek specjalnie dla mojego męża🤣 - tak go kochają! Dzibusy też w tym pomagały. Miały przy tym świetną zabawę. Miałam też czas na studium z Dzibusami i przygotowanie się do jutrzejszego zebrania. Po południu pojechaliśmy w dwójkę w odwiedziny do zaprzyjaźnionego małżeństwa ze zboru moich rodziców. Bardzo miło spędziliśmy czas na budujących rozmowach i wspaniałym poczęstunku. Dzibusy zostały z babcią, a my mogliśmy sobie spokojnie porozmawiać. Później przyjechała do nas moja dawna przyjaciółka ze swoimi trzema córeczkami i ich przyjaciółką. Wspaniale było znów się z nimi zobaczyć i choć trochę się nagadać. Dziewczyny zostały też na kolacji. Wszyscy dostaliśmy od nich piękne, bardzo trafione prezenty. Dzibus dostał świetne puzzle 3D, a Dzibuska fajny zestaw Play-Doh. My też mieliśmy kilka różnych prezencików dla dziewczyn do wyboru. Wspaniale było znów się z nimi zobaczyć. Cieszę się z tego dnia. Dzień 30: 30/12/2018 Niedziela
Dzisiejszy dzień zaczęliśmy od budującego zebrania w moim rodzimym zborze. Wykład był bardzo ciekawy, a studium wspaniałe i pocieszające. Po zebraniu mieliśmy sporo czasu na leniuchowanie i odpoczynek. Ja nawet pospałam 1,5 godziny. To było wspaniałe. Po południu poszliśmy do znajomej rodzinki z sąsiedniego zboru, gdzie bardzo miło spędziliśmy ok 1,5 godzinki. Ciekawe rozmowy i pyszny poczęstunek umiliły nam czas. A mój mąż mógł lepiej poznać tę rodzinę, którą ja znam od dziecka. Wieczorem była u nas w odwiedzinach moja kuzynka z mężem i córką. Cieszę się bardzo, że się widzieliśmy i narobiliśmy część zaległości. Dzibusy bardzo lubią ich dużo od nich straszą, nastoletnią córkę i fajnie się z nią bawią😁. Jutro ostatni dzień mojego Grudniowego Resetu. Nie mamy żadnych specjalnych planów poza spacerem na łonie natury jeśli pogoda pozwoli oraz pieczeniem wegańskiego jabłecznika, na który mam ogromną ochotę🤣. Ostatni dzień tego roku spędzimy spokojnie w gronie rodziny w domu. Dzień 31: 31/12/2018 Poniedziałek
Dzisiejszy, ostatni dzień tego roku spędziłam bardzo miło i bardzo leniwie. Rano miałam czas na lekkie ćwiczenia rozciągające i na plecy oraz na moją poranną modlitwę. Późnym rankiem skorzystaliśmy z pięknej, słonecznej pogody i poszliśmy na spacer za miastem na łonie natury. To było piękne i bardzo relaksujące. Mogłabym tak dłużej pochodzić, ale dla Dzibusów był już za długo. Po powrocie do domu upiekłyśmy z mamą wegański jabłecznik. Był smaczny, choć poprzednim razem był jeszcze lepszy. Muszę go dopracować. Po południu przyszła do nas siostra z innego zboru, z którą przyjaźnią się moi rodzice. One przepada za naszymi dziećmi i bardzo lubi je rozpieszczać pięknymi prezentami. I dziś znów to zrobiła, co było bardzo miłe😁. Wieczór spędziliśmy bardzo leniwie. Zrobiliśmy porządki w cd i DVD moich rodziców🤣, posłuchaliśmy fajnej muzyki, a kiedy Dzibusy poszły spać oglądaliśmy kilka programów muzycznych w tv naraz (mieszając to z rozmowami i kabaretem Hrabi, za którym przepadamy😂). Takie błogie lenistwo w ostatnim dniu roku bardzo mi odpowiadało. Podsumowanie całego Grudniowego Resetu
To co zauważyłam po tym całym Grudniowym Resecie było dla mnie zaskoczeniem. Myślałam, że kilka tygodni bez Social Media przyniesie mi dużą ulgę. Okazało się jednak, że Social Media to tylko wierzchołek góry lodowej. Cieszę się, że od niego odpoczęłam, bo to zawsze dużo mniej bodźców i więcej czasu dla siebie. Dotarło do mnie jednak, że mój problem jest dużo bardziej złożony... Przez 1,5 tygodnia prawie każdego dnia źle się czułam emocjonalnie mimo tego, że nie miałam ku temu żadnych powodów. Miałam lekkie stany lękowe wywołane stresem przed tym, co muszę zrobić, przed tym, co przede mną, zmartwieniami o różne sprawy duże i małe. Być może jest to reakcja mojego organizmu i umysłu na wielomiesięczne zbyt wysokie tempo na jakim funkcjonowałam. Choć z pozoru prowadzę bardzo proste, spokojne życie, mam dużo różnych obowiązków i zadań, z których pragnę dobrze się wywiązywać. Do tego mam mnóstwo hobby i projektów, którymi lubię się zajmować. Dodatkowo walczę z perfekcjonizmem, który wielokrotnie sprawia, że stawiam sobie zbyt wysoką poprzeczkę, narzucam za szybkie tempo i za dużo od siebie wymagam. Czasami czuję się winna, że po prostu odpoczywam, bo przecież jest tyle rzeczy do zrobienia! Ten Grudniowy Reset był dnia mnie odkrywczy. Pokazał mi, że miesiąc bez Social Media to stanowczo za mało, by poprawić moje samopoczucie. Wykorzystałam ten czas i moje obserwacje na wyciągnięcie pewnych wniosków. Już wiem, że muszę naprawdę sporo zmienić w moim stylu życia i podejściu do wielu spraw. Nadal zastanawiam się jak się do tego zabrać. Zapisuję moje przemyślenia, szukam inspiracji, staram się słuchać mojej intuicji, a nie AMBICJI! Wiem, że 2019 będzie wyglądał zupełnie inaczej. A jak? Czas pokaże... Najpierw muszę sformułować nowy plan dostosowany do moich nowych okoliczności. Życzcie mi powodzenia. Mocno pozdrawiam, Linda😁 Read the full article
0 notes
Text
Rozdział piąty. Część 2- Merkury
Krzątał się po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Powinien zabrać się za naukę, była połowa kwietnia, wielkimi krokami zbliżały się egzaminy końcowe, a on chodził z głową w chmurach. Usiadł przy stole w kuchni z notatkami i książkami, ale co kilka minut wstawał i szedł do okna, patrząc w błękitne niebo. Czuł na sobie wzrok mamy, która krzątała się po domu, ale cały czas miała na niego oko. W końcu nie wytrzymała i przysiadła się naprzeciwko niego.
- Harry, możesz mi powiedzieć co się dzieje? – zapytała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Co masz na myśli? – zerknął na nią krótko i poderwał się z miejsca słysząc hałas, otworzył okno i popatrzył w niebo z zachwytem.
- Co ty robisz Harry? – Anne stanęła obok niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Louis będzie latał dziś szybowcem i jestem ciekawy, czy będę mógł zobaczyć go na niebie – powiedział podekscytowany i uśmiechał się przez cały czas.
- Usiądź dobrze? Musimy porozmawiać – kobieta westchnęła, patrząc na loczka, który zrobił to o co poprosiła, ale nie potrafił zapanować nad podekscytowaniem.
- Co się stało mamo? – zmarszczył brwi i wydął wargi, widząc jej minę i to jak poważna jest.
- Zachowujesz się jak ja, wiele lat temu – zaczęła spokojnym głosem.
- Co masz na myśli?
- Jesteś taki szczęśliwy, cieszy cię wszystko co robi Louis, zachowujesz się dokładnie jak ja, kiedy myślałam o twoim ojcu. Cieszyłam się jego sukcesami, ekscytowałam wszystkim co robił, ponieważ był pilotem i to było dla mnie wyjątkowe. Zrobiłabym dla niego wszystko, zresztą robiłam dla niego wszystko, ale on nawet nie okazywał wdzięczności. Harry nie chcę żebyś popełnił mój błąd. To wszystko jest jak złośliwy chichot losu, powtórka z rozrywki, tylko że w twoim przypadku będzie sto razy gorzej.
- Mamo – jęknął Harry, nie chcąc prowadzić tej rozmowy, ani dziś ani nigdy.
- Nie Harry, nie przerywaj mi – powiedziała stanowczo – widzę co się dzieje, myślałam, że kiedy dowiesz się prawdy, to cię otrzeźwi, zrozumiesz, że czas to wszystko przerwać teraz nim nie zostałeś jeszcze skrzywdzony, ale ty nadal to ciągniesz, jakbyś sam chciał doprowadzić się do zniszczenia – odwróciła od niego wzrok, wpatrując się w gałęzie drzew poruszające się lekko, dzięki wiosennemu wietrzykowi – Louis zniknie, nie będzie go tu, nie przez tydzień, miesiąc, ale przez lata i musisz zdać sobie wreszcie z tego sprawę. Zostały wam dwa miesiące rozumiesz? Dwa miesiące i co później? On zniknie, a ty zostaniesz tutaj zupełnie sam. Będziesz na niego czekał? A co jeżeli coś się stanie i on nie wróci? Co jeżeli zginie tam, albo wróci i umrze? Myślisz, że nie wiem w jakim stanie wracają astronauci? Często z wrakami, jeżeli nie fizycznie to psychicznie. Nie pozwolę żebyś męczył się przez całe życie z kimś kto… z kimś kto będzie cię ranił. A co jeżeli poznasz kogoś w tym czasie? Co jeżeli się zakochasz? Będziesz odrzucał każdego, ponieważ przez jakiś czas spotykałeś się z Louisem? W imię czego chcesz zniszczyć sobie całą młodość Harry? Wiem jak to się skończy i jeśli ty tylko spojrzysz w głąb siebie, też to dostrzeżesz.
Zamilkła i spojrzała na Harry’ego, który nie odzywał się ani słowem patrząc na nią beznamiętnie. Oczekiwała jakiegoś wybuchu z jego strony, krzyku, złości, ale Harry był dziwnie spokojny i opanowany. Gdy myślała, że już się nie odezwie, odchrząknął cicho i odezwał się głosem, jakiego nie słyszała u niego nigdy wcześniej.
- Nigdy więcej nie waż się mówić tak o mnie i Louisie – podniósł się z krzesła i zmierzył ją wzrokiem twardym jak stal – udam, że nie usłyszałem tego co powiedziałaś, tak będzie dla nas lepiej.
Wyszedł z kuchni zostawiając ją zupełnie samą z myślami kłębiącymi się w głowie. Chciała tylko mu pomóc, ostrzec go, uchronić od cierpienia i bólu. Wiedziała, że nawet silne uczucie nie przetrwa tylu lat rozłąki, a co dopiero coś co łączyło jej syna z Louisem. Byli zbyt młodzi, zbyt naiwni, niedoświadczeni. Lou był pierwszym chłopakiem Harry’ego, jej syn nie wiedział nic o miłości. Był emocjonalną skorupą, on nawet nie płakał, ale miała nadzieję, że pozna kiedyś kogoś kto go pokocha, że będzie przez kogoś kochany. Pojawił się Louis, ale była pewna jednego, to nie Louis Tomlinson był tym jedynym dla jej syna, to nie Louis miał kochać Harry’ego.
***
Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Skulił się na swoim łóżku i przymknął oczy, tak by nie widzieć zdjęcia stojącego na szafce. Słowa jego mamy były okrutne i miał nadzieję, że Jay nie karmiła takimi pogadankami Louisa. Cieszył się że mama postanowiła porozmawiać z nim, a nie z Lou. Nie wybaczyłby sobie, gdyby okazało się że to wszystko powiedziała właśnie szatynowi. To byłoby najgorsze. Nie chciał zastanawiać się czy ma rację, czy może jest w błędzie. Był pewien jednego on nie był taki jak Anne a Louis nie był taki jak Des. A to zmieniało wszystko.
***
Louis pomyślał o tym co Harry powiedział mu właśnie w tym miejscu. Siedział na ławce, wpatrując się w grób mężczyzny, którego nawet nie znał, zresztą patrząc na lata w których żył, nie miał nawet szans by go poznać. Myślał o tych prostych i pozornie nic nie znaczących słowach, mówił o listach, podobał mu się pomysł listów. Jednak Lou wiedział, że nie będzie miał szans by przysyłać mu listy, zresztą doskonale wiedział co musiał zrobić, jak musiał pożegnać się z Harrym, ale nie potrafił żyć ze świadomością, że zostawi go tutaj, zniszczy wszystko co mieli, bez żadnych słów. Nie potrafił wyobrazić sobie, że nie będzie mógł powiedzieć nic Harry’emu z okazji odebrania dyplomów i końca studiów, że nie będzie mógł zobaczyć jak przeprowadza się do jakiegoś małego mieszkanka, że nie złoży mu życzeń z okazji trzydziestych urodzin. Nie będzie nawet mógł pogratulować mu na ślubie, nie przytuli jego dzieci, nie zobaczy uroczego malucha w loczkach w dniu jego pierwszych urodzin. Ominie go wszystko co najważniejsze i najpiękniejsze i to bolało tak bardzo, dusiło go, nie pozwalało cieszyć się spełnianymi marzeniami. Musiał coś zrobić i jeżeli to miało być to, to dobrze, poradzi sobie, zostawi Harry’emu coś po sobie, a loczek może opowie kiedyś swoim dzieciom o wujku Lou, który był astronautą i odbył najdłuższy lot w historii.
***
Siedział w samolocie i nadal nie dowierzał, że to wszystko dzieje się naprawdę. Po prostu to stało się tak nagle, wyszedł z uczelni po napisaniu jednego z trudniejszych egzaminów, a Louis czekał na niego na zewnątrz z tajemniczą miną. Milczał przez prawie całą drogę do domu Harry’ego, a później kazał mu się spakować i wziąć paszport, a teraz siedział w samolocie, obok niego Lou czytał jakąś książkę, z której Harry nie rozumiał ani słowa. Obrócił się w jego stronę i uśmiechnął się widząc, jak szatyn szepta coś do siebie, ze wzrokiem skupionym na skomplikowanych słowach.
- Lou, powiesz mi w końcu, dokąd mnie porwałeś? – zapytał cicho, tak by pasażerowie siedzący przed i za nimi, nie usłyszeli ich.
- Och pomyślałem, że możemy zrobić sobie małe wakacje i odwiedzić rodzinne strony – oparł lekko szatyn, wzruszając ramionami.
- Co masz na myśli mówiąc rodzinne strony? – podejrzliwość wkradła się w głos loczka.
- Odwiedzimy moją rodzinę, która mieszka w Szkocji, dokładniej na wyspie Barra. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Na początku pomyślałem o Londynie, ale tak dawno nie widziałem cioci i mojej kuzynki, więc pomyślałem, że tam odpoczniemy i oderwiemy się od tego hałasu i zgiełku. Uwierz mi Harry, nigdzie nie jest spokojniej i piękniej niż na starej wyspie Barra.
- Zabierasz mnie do Szkocji? – wydusił z siebie Harry, mrugając szubko, czując, że za chwilę jego serce eksploduje ze szczęścia.
- Tak – odpowiedział niepewnie szatyn, mina zielonookiego wyrażała tyle sprzecznych emocji, że nie potrafił odgadnąć, czy chłopak cieszy się, czy nie.
- To najcudowniejsza niespodzianka, którą ktoś dla mnie zrobił. Nigdy nie byłem w Szkocji, ja… dziękuję Louis – głos loczka zadrżał, gdy wymawiał imię szatyna.
- Nie ma za co, zawsze do usług.
Oparł głowę na ramieniu szatyna i przymknął powieki, gdy ten wrócił do przerwanej lektury. Ułożył dłoń w miejscu, gdzie biło jego serce i zasnął, nie mogąc się doczekać najbliższych dni.
***
Barra przywitała ich przyjemnym wietrzykiem o wiele bardziej chłodnym niż ten, który można było spotkać na Florydzie. Słońce starało przedrzeć się przez zachmurzone niebo, a dookoła panowała tak przyjemna dla ucha cisza. Harry rozglądał się z zachwytem, chłonąc atmosferę tego miejsca całym sobą. Nigdy nie widział czegoś tak pięknego.
- Będziesz miał coś przeciwko, jeżeli się przejdziemy? – zapytał Louis, chwytając go dłoń.
- Nie, wiesz przecież, że lubię spacery.
- To świetnie się składa, bo tutaj w zasadzie nie ma żadnej komunikacji miejskiej i nie mielibyśmy jak dojechać – stwierdził ze śmiechem szatyn – mam nadzieję, że nie przestraszysz się mojej rodziny – zagadnął, gdy wspinali się kamienną ścieżką w górę w stronę dużego domu.
- No co ty? Chyba nikt nie jest bardziej przerażający niż te trzy kobiety, które zostawiłeś w Daytona – Harry zerknął na niego z rozbawieniem i szturchnął go lekko w bok.
- Bardzo śmieszne, ale muszę się z tobą zgodzić – parsknął szatyn – polubisz ciocie Josephin, jest naprawdę wspaniałą kobietą, wuja zmarł kilka lat temu, a jej córka Stephenie czyli moja kuzynka mieszka w Glasgow, ale uprzedzam, że nasze odwiedziny zbiegły się właśnie w czasie z przyjazdem Stephenie, więc będzie nas trochę więcej niż przypuszczałem.
- Czyli my, twoja ciocia i Stephenie tak? – upewnił się Harry, ponieważ trochę więcej brzmiało dziwnie podejrzanie.
- Taa i jeszcze kilka sztuk dzieci – westchnął Lou i podrapał się po karku.
- Sztuk? Louis wiesz, że dzieci nie liczy się na sztuki – upomniał go loczek i przewrócił oczami, myśląc o poziomie głupoty swojego faceta, który podobno jest taki mądry.
- Oj nieważne Hazz, będą tam jeszcze trzy dzieciaki z tego co pamiętam to Lizzy albo Lili, a może Leoni i jest jeszcze chyba Neli albo ma na imię Noelle, nieważne i jedyny chłopak jestem pewien ma na imię Christopher – zakończył dumnym głosem.
- Jesteś takim okropnym kretynem Louis – westchnął Harry, kręcąc głową z politowaniem, gdy nagle zatrzymał się, a później puścił dłoń szatyna i zerwał się do biegu, nic nie robiąc sobie z ciężkiego plecaka na plecach.
- Co ty wyprawiasz?! – krzyknął za nim Louis.
-Czy to są owce?! – zawołał podekscytowany Harry, skacząc w miejscu jak kangur.
- Z tego co widzę, to tak – stwierdził Lou i szedł dalej, nie wykazując zbyt dużego zainteresowania zwierzakami.
- Najprawdziwsze na świecie owieczki? – zdumienie Harry’ego było wręcz komiczne.
- Powiedz mi skarbie, nigdy nie widziałeś na własne oczy prawdziwej owcy?
- Powiedz mi Louis, gdzie niby miałem ją zobaczyć? Na jakiś pastwisku w Daytona Beach na Florydzie? – sarknął loczek z niezadowoleniem, ale po chwili radość malowała się na jego twarzy, ponieważ odkrył, że owce wydają z siebie dźwięki – a może masz jakąś w swoim ogródku co?
- Kretyn – stwierdził Louis i przyspieszył widząc znajomy płot i dom cioci Jospehine.
- I ja ciebie też Louis! – odkrzyknął Harry, mrucząc coś do owiec i śmiejąc się głośno.
Louis zatrzymał się przy furtce i przyjrzał chłopakowi, jego radość była taka prawdziwa, śmiech szczery i chłopięcy. Usłyszał głośny grzmot i pierwsze krople spadły mu na twarz, taka była właśnie pogoda w Szkocji, ale mógłby tutaj żyć, mógłby spędzić tutaj resztę swojego życia z Harrym rozmawiającym z owcami u boku.
***
- Dobrze, że już jesteście – powiedziała kobieta o jasnych, brązowych włosach, idąc dziarskim krokiem w ich stronę – Louis nie mów mi, że kazałeś iść temu ładnemu chłopcu taki kawał drogi – zganiła szatyna patrząc na niego srogo, ale po chwili Harry obserwował jak Lou zatonął w jej uścisku, który zdawał się nie mieć końca – och – westchnęła kobieta patrząc na Harry’ego, odsuwając od siebie Louisa – jak mogłam zachować się tak niegrzecznie, wybacz kochanie, jestem Josephine, ciotka tego tutaj gbura.
- Jestem Harry – wyciągnął dłoń w jej stronę, ale kobieta spojrzała na nią krótko, przewróciła oczami, po czym przytuliła go tak, jak przed chwilą Louisa.
- Nie bądźmy tak oficjalni – zaśmiała się i poklepała go po policzku.
- Mamo już ich męczysz, ten biedak, którego przywiózł Louis wystraszył się pewnie na widok owiec, a teraz ty zachowujesz się w ten typowy sposób ludzi z tej wyspy – odezwał się damski głos z wnętrza domu, a po chwili na progu stanęła młoda kobieta, chociaż zdecydowanie była starsza od Louisa.
- Nikogo nie straszę Stephenie, prawda Harry? Nie czujesz się wystraszony? – ciotka popatrzyła na niego chcąc upewnić się, że ma rację.
- Nie, nie wystraszyła mnie pani – odpowiedział cicho, chciał dodać, że mimo wszystko owce przerażały go troszkę mniej niż ludzie, ale postanowił zatrzymać to dla siebie.
- Przeciwnie Stephenie – odezwał się Lou – Harry jest zachwycony owcami.
- No co ty? – zaśmiała się zdumiona blondynka – nareszcie ktoś podziela zachwyt mamy nad tymi stworami.
Tomlinson chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu donośny pisk, a po chwili jedyne co było słychać to krzyk uradowanych dzieci, biegających dookoła. I trudno było wyłapać z ich słów coś więcej niż wujek Louis, wujek Louis przyjechał. Wpatrywał się w ten widok jak urzeczony, ponieważ nigdy nie widział szatyna z dziećmi, a to był naprawdę zabawny widok.
- On jest ich małym bohaterem – szepnęła mu do ucha kuzynka mężczyzny – tak w ogóle jestem Stephenie, miło wreszcie poznać kogoś kto wytrzymuje z Louisem.
- Harry – uścisnął jej drobną dłoń i wrócił wzrokiem do obserwowania obrazka przed sobą.
- Wujku Lou, tak fajnie, że przyjechałeś, opowiesz nam wszystko o kosmosie i o swojej misji prawa? – mówił podekscytowany chłopiec, skacząc przy nodze szatyna, który chyba był troszkę przytłoczony taką uwagą ze strony dzieciaków.
- Wujku Lou, a kto to jest? – zapytała najmłodsza dziewczynka, wskazując dłonią na Harry’ego.
- Och – westchnął szatyn, milcząc przez chwilę, zastanawiając się pewnie jak wyjaśnić to co ich łączy małemu dziecku – to jest Harry, będzie z nami tutaj, dobrze? Nie przeszkadza wam to?
- Oczywiście, że nie przeszkadza – odezwała się najstarsza i podeszła do Harry’ego z poważną miną – cześć, jestem Natalie.
- Harry, miło cię poznać – posłał jej nieśmiały uśmiech, który ta po chwili odwzajemniła.
- A ja jestem Leila! – wykrzyknęła ze śmiechem najmłodsza pociecha Clare, podbiegając do niego i przytulając się mocno do jego nogi.
- Cześć Leila.
- Ona jest dość entuzjastyczna – szepnęła mu do ucha matka dzieci, więc skinął tylko głową i pogłaskał nieśmiało splątane włosy dziewczynki.
- Jestem Christian – jedyny chłopiec pomachał mu z daleka nie odstępując Louisa na krok, więc odmachał tylko, czując się wystarczająco osaczony przez dwie dziewczynki obok siebie.
- Dobrze – Josephine klasnęła w dłonie – nie wiem czy tylko ja zauważyłam, że pada deszcz i to niegrzecznie trzymać gości na zewnątrz, więc do środka raz, raz – ponagliła dzieci, które ociągały się niezadowolone, wpatrując się w niebo z jakimś grymasem na młodych buziach – a ty Lou, pomóż Harry’emu z torbami.
- Już się robi ciociu – zgodził się od razu szatyn i podszedł do niego, gdy tylko zostali sami – i jak? Nie było tak źle prawda? Przeżyłeś? Jesteś cały po spotkaniu z tą bandą małych potworków?
- Jest w porządku, trochę głośno, ale to miłe, tak sądzę – powiedział powoli Harry, ostrożnie dobierając każde słowo i skierował się za szatynem do domu – a i Louis, naprawdę pomyliłeś imiona wszystkich dzieci?
- Trzy sztuki Harry, to trudne do zapamiętania – prychnął starszy i wyminął go szybko.
- Natalie, Leila i Christian, żadna filozofia – stwierdził pewnym głosem i zaśmiał się widząc, jak Lou potyka się na progu – ostrożnie mój kosmonauto, bo jeszcze się połamiesz.
- Złośliwiec.
***
Deszcz przestał padać późnym wieczorem, więc nikt nie miał ochoty na spacer, gdy ściemniło się i za oknem nie było widać dosłownie nic poza ciemnością. Harry milczał i przysłuchiwał się z uśmiechem przekomarzaniom Louisa i Stephanie, tych dwoje dogadywało się naprawdę dobrze, zresztą zauważył, że tutaj Lou był zrelaksowany i spokojny, nie to co ostatnio na Florydzie. W domu szatyn wydawał się ciągle spięty i zmartwiony, zresztą Jay starała się udawać, że wszystko jest w porządku, co było kłamstwem z jej strony, ponieważ nie raz, kiedy ją odwiedzali, mogli dostrzec jak przygnębiona jest. Harry wcale się jej nie dziwił, już niedługo miała stracić syna, no może nie kompletnie stracić, ale miał wyjechać na bardzo długi czas i tylko okropna matka nie przejmowałaby się tym wszystkim. Współczuł jej, ale z drugiej strony drażniło go jej zachowanie, sprawiała, że Louis był smutny, a ostatnie czego on chciał to widok tych niebieskich tęczówek osnutych jakąś dziwną mgłą, która nie wróżyła niczego dobrego. Tęsknił za tym Louisem, którego poznał dwa lata temu, ale rozumiał też tego Louisa, którego miał teraz u swojego boku. Życie było pokręcone i on wiedział o tym jak nikt inny.
Dzieciaki bawiły się na dywanie, ale raczej każde z nich zajmowało się sobą. Najstarsza Natalie czytała jakąś książkę i Harry postanowił, że później zapyta ją o to co to za książka. Christian leżał na brzuchu i wpatrywał się w ekran telewizora, pochłonięty jakąś kreskówką, a Leila cóż ona martwiła go najbardziej, ponieważ układała klocki, ale kątem oka cały czas mu się przyglądała. Nie miał pojęcia dlaczego, ale miał nadzieję, że nie stanie się jej wrogiem. Ostatnie czego chciał to nastawiona do niego negatywnie pięciolatka.
- Louis może jutro przejdziecie się po pastwiskach, pokażesz Harry’emu klify i widok na małe wysepki, a pojutrze jeżeli pogoda dopisze, będziecie mogli pospacerować po plaży. Co ty na to? – zapytała Jospehine, patrząc wyczekująco na szatyna, który uśmiechał się i skinął głową.
- Ciociu jesteś lepsza w organizacji dnia niż ja – zaśmiał się i Harry patrzył z rozczuleniem, jak ciotka uderza go kuchennym ręcznikiem w głowę.
- A ty nadal jesteś lepszy ode mnie w byciu nieznośnym – zganiła go rozbawiona kobieta i łatwo można było dostrzec, jak bardzo uwielbia Louisa.
- Będziemy mogli iść z wami na spacer? – zapytał Christian, odrywając się od swojej bajki.
- Och kochanie, a może pozwolimy wujkowi Lou i Harry’emu, samemu pozwiedzać okolicę, przecież wy widzieliście to już tyle razy – powiedziała Stephenie, obserwując chłopca, którego twarz nagle stała się smutna – no Chris rozchmurz się, pobawicie się jutro w ogrodzie, co ty na to?
- Chcę iść z wujkiem Lou – mruknął niezadowolony chłopiec.
- Tak, a ja chcę iść z wujkiem Harrym! – wykrzyknęła Leila i nieoczekiwanie podbiegła do niego i wdrapała mu się na kolana.
- Myślę, że mogą pójść z nami, prawda Lou? – zapytał powoli Harry, ponieważ wydawało mu się, że to dobry pomysł, i tak nie robiliby niczego, czego nie mogliby zrobić z maluchami – przecież to tylko spacer – dodał, gdy milczenie przedłużało się.
- Pewnie, że tak, im nas więcej tym weselej – stwierdził szatyn i uśmiechnął się do loczka, który odwzajemnił to od razu.
- Na pewno nie wolicie spędzić czasu sami? – dopytała jeszcze Stephenie, patrząc na każdego z nich.
- Na pewno – potwierdził Harry i poczuł, jak Leila przytula się do niego ufnie.
- Pooglądamy sobie owieczki wujku – zapewniła szczęśliwa dziewczynka i Harry’emu nie pozostało nic, jak uśmiechnięcie się do niej i wykazanie prawdziwego entuzjazmu na myśl o jutrzejszym spotkaniu z owcami.
***
Wspinali się na najwyższy szczyt na wyspie, wzgórza Heaval i mimo lekkiego wiatru maszerowało im się przyjemnie. Pogoda w Szkocji była tak inna niż na Florydzie i to zachwycało Harry’ego jeszcze bardziej niż widoki dookoła.
- Ile osób w ogóle tu mieszka? – zapytał zerkając na Louisa, który patrzył na dzieci, które już znalazły się na szczycie i machały do nich podekscytowane, wykrzykując coś.
- Coś koło tysiąca, nie jestem pewien – powiedział Lou, śmiejąc się głośno, gdy zobaczył jak Chris turla się z góry w ich stronę.
- Nie powinniśmy chociaż udawać, że jesteśmy dorośli czy coś? – zapytał Harry, patrząc na chłopca, który krzyczał przy tym głośno i śmiał się jednocześnie.
- Nahh no co ty – skrzywił się Lou – niech się bawią.
- To nazywasz zabawą Louis? – wskazał ręką na Chrisa, który zatrzymał się w połowie drogi i z krzykiem wbiegał na górę, by stoczyć się z powrotem w dół.
- Dzieci się śmieją, więc to chyba musi być zabawa – podrapał się w skroń i wzruszył ramionami – sami możemy spróbować, kiedy dotrzemy już na szczyt – zaproponował poważnie, a Harry uderzył go mocno w ramię, chociaż chyba bardziej zabolało to jego niż Louisa, który nawet się nie skrzywił tylko wybuchł śmiechem.
- Możesz się bawić, ja z chęcią popatrzę – stwierdził Harry, starając się ukryć złośliwy uśmieszek.
- Jak się bawisz Chris?! – krzyknął do chłopca, który podniósł kciuki do góry i wyszczerzył się w psotnym uśmiechu – wujek Harry chce do was dołączyć, więc szykujcie się – usłyszeli pisak radości Leily, który już biegła w ich stronę.
- Pożałujesz tego – zdążył warknąć, nim dziewczynka nie chwyciła go za dłoń i nie pociągnęła go biegiem w stronę wzgórza.
- Och już nie mogę się doczekać Harry! – krzyknął za nim Louis, zanosząc się śmiechem, który powinien go irytować, ale przeciwnie wywoływał przyspieszone bicie jego serca.
***
- Nienawidzę cię – mruczał Harry, gdy wchodzili do domu – naprawdę tak bardzo cię nienawidzę, że nie mogę nawet na ciebie patrzeć.
- Skarbie nie złość się tak, wyglądasz ślicznie tak jak zawsze – stwierdził Lou, powstrzymując śmiech, ale i tak ciche parsknięcie wyrwało mu się z ust.
- Jestem facetem, nie jestem śliczny – powiedział ostro Harry, i nie spodziewał się zobaczyć rozbawionego spojrzenia Louisa, który najwidoczniej miał z tego świetną zabawę – och odwal się – przepchnął się do przodu i zatrzymał nagle, gdy usłyszał głośne westchnięcie ciotki Josephine.
- Kochanie, co się stało? – zapytała załamując ręce, a później jej brwi uniosły się do góry, gdy zza nóg Harry’ego wyjrzała rozczochrana głowa Leily i Chrisa – o mój Boże, co wam się stało? Napadło was stado owiec?
Wybuch śmiechu Louisa zmusił wszystkich do spojrzenia do tyłu, gdzie szatyn przysiadł na schodach i zdejmował swoje obłocone buty, starając się nie patrzeć w ich stronę. Jeżeli wzrok Harry’ego potrafiłby zabijać, Lou byłby już martwy.
- Dobrze, wyjaśnicie wszystko podczas kolacji, a teraz kochany idź się wykąpać i postaraj się nie roznieść tego błota po całym domu, dobrze? – poprosiła i loczek skinął tylko głową, a jego twarz pokryła się rumieńcem – Stephenie, twoje urocze jak zawsze dzieci, potrzebują kąpieli, i to dość szybko – zawołała i nawet Harry, wspinający się po schodach na piętro, nie potrafił powstrzymać cichego śmiechu.
- Słyszałem – zawołał za nim Lou, uśmiechając się czule.
- Kretyn.
***
Leżeli razem w łóżku, ale Harry odwrócił się do niego plecami i odsunął na sam brzeg. Nigdy nie pomyślałby, że Styles jest takim obrażalskim, najwyraźniej zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego o człowieku, którego się znało. Wyciągnął dłoń w jego stronę, ale kiedy tylko dotknął ramienia chłopaka ten odsunął się gwałtownie.
- Harry – zaczął, ale od razu usłyszał ciche prychnięcie, nie zniechęcił się jednak szybko – możemy porozmawiać? – kolejne prychnięcie – nie złość się na mnie, przecież nie chciałem robić ci na złość, wiesz o tym, zresztą z błotem ci do twarzy.
- To był najgorszy tekst jaki usłyszałem w życiu, z błotem ci do twarzy – odezwał się młodszy obrażonym głosem – gdyby nie to, że po powrocie masz jakąś głupią konferencję i wszyscy na Florydzie śledzą każdy twój krok, traktując się jak boga, uwierz mi uderzyłbym cię i powiedział z siniakiem ci do twarzy skretyniały dupku.
Louis obserwował Harry’ego, widział że jego włosy są jeszcze wilgotne po kąpieli, a małe loczki już tworzą się przy jego karku. Jego skóra pachniała tak przyjemnie, jak mieszanka czegoś morskiego, świeżego z zapachem Harry’ego. Chciał tylko przytulić go i wtulić swój nos w jego kark, by zapamiętać dokładnie to wszystko, co niedługo miał stracić. Wiedział, że nie powinien patrzeć na to z tej strony, jako utrata czegoś lub kogoś, ponieważ sam podjął decyzję, to był jego wybór, nikt go do tego nie zmusił, ale mimo to nadal odczuwał to jako stratę, bolesną stratę. Zobaczył jak ramiona chłopaka rozluźniają się, wiedział że nie mógł długo gniewać się na niego, to między nimi już tak działało, nie potrafili złościć się na siebie przez długi czas. Uśmiechnął się pod nosem i odważył położyć lekko dłoń na talii Harry’ego, obejmując go. Wstrzymał oddech na sekundę, oczekując na odrzucenie, ale kiedy jego ręka nie została odepchnięta, odetchnął z ulgą.
- Nadal jestem na ciebie zły – mruknął loczek, ale przysunął się bliżej, wtulając swoje plecy w ciało Louisa.
- Musisz przyznać, że dobrze się bawiłeś – odparł rozbawiony szatyn, głaszcząc go powoli po brzuchu, bawiąc się delikatnymi włoskami na jego ciele.
- Niby kiedy? – prychnął oburzony zielonooki – w momencie kiedy zmusiłeś mnie do tarzania się w błocie? Czy może wtedy kiedy pokładałeś się ze śmiechu razem z Natalie? Och nie, a może w drodze powrotnej, gdy nagle wszyscy postanowili wyjść ze swoich domów, zagadywać cię i patrzeć na mnie jak na jakiegoś dzikusa?
- Kochanie – wymruczał, całując powoli miejsce za uchem Harry’ego, poczuł jak chłopak zadrżał – uśmiechałeś się, śmiałeś głośno, wyglądałeś na tak szczęśliwego, to dlatego pomyślałem, że dobrze się bawiłeś, a Leila kocha cię tak bardzo, że chyba zacznę być zazdrosny.
- Ty nie jesteś typem zazdrośnika – wytknął mu chłopak i zaśmiał się cicho, gdy Lou zaczął go łaskotać – przestań kretynie – odepchnął jego ręce, starając się unormować oddech, ale po chwili chwycił jego dłoń i położył ją w miejscu, gdzie leżała przez cały czas.
- Nie złość się już dobrze? – poprosił szeptem starszy – naprawdę wyglądałeś ślicznie, zawsze wyglądasz ślicznie.
- Jestem facetem Lou, nie mogę wyglądać ślicznie, kiedy w końcu to zrozumiesz – marudził loczek, splatając ich dłonie.
- Uwierz mi Hazz, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jesteś facetem – parsknął szatyn i odsunął się szybko, czując łokieć Harry’ego zmierzający w stronę swojego brzucha – ale mimo to uważam, że jesteś śliczny, jesteś ślicznym facetem, co więcej jesteś moim ślicznym facetem. I wiem, że nie jesteś kobietką, wiem że jesteś męski i nie, nie jestem samcem alfa.
- Jasne, nie kłam, wiem że uważasz się za samca alfę – zaśmiał się cicho Harry – i nie dziwię się, że Leila kocha mnie bardziej od ciebie, po prostu jestem lepszy – stwierdził i nim Lou zdążył zareagować obrócił się w jego stronę i wydął wargi, prosząc o pocałunek, a raczej żądając go.
Louis przewrócił tylko oczami i przysunął się bliżej, cmokając go krótko. Zerknął na loczka, który nie ruszył się i nadal oczekiwał na pocałunki. Dał mu buziaka, cmokając przy tym głośno i śmiejąc się.
- Zadowolony? – zapytał i poczuł, jak Harry przytula się do niego, układając głowę na jego piersi.
- Mhm, a teraz możemy spać i jutro proszę nie zmuszaj mnie do niczego co ma związek z błotem, ponieważ wtedy ja zmuszę cię do dokładnego wymycia moich włosów.
- Wspólny prysznic brzmi zachęcająco skarbie, jestem w stanie zaryzykować z błotem – zażartował, ale zamilkł szybko nie chcąc irytować chłopaka – dobrze chodźmy spać, bo jutro czeka nas wyprawa na plaże – objął go mocniej i zamknął oczy wsłuchując się w spokojny oddech loczka. Drgnął zaskoczony, gdy Harry odezwał się niespodziewanie.
- Możesz nazywać mnie ślicznym, ale tylko kiedy jesteśmy sami, nawet nie wiesz jak bardzo śmiałby się ze mnie Zayn, gdyby to usłyszał – powiedział zaspanym głosem, będąc już gdzieś na granicy snu – kocham cię Louis, będę za tobą tęsknił.
***
- Wujku Lou – zaczęła Leila – myślisz, że taka dziewczynka jak ja mogłaby prowadzić samochód?
Jechali właśnie na plażę, wszyscy w domu stwierdzili, że muszą zobaczyć najpiękniejszą plażę na wyspie nad zatoką Traigh Mhòr. Harry zastanawiał się czy będzie tam dużo kamieni, czy może jednak plaża będzie piaszczysta, podobna do tej w Daytona Beach. Zaśmiał się cicho słysząc pytanie dziewczynki, musia�� przyznać, że miała szalone pomysły.
- Hmm… – szatyn podrapał się po brodzie, udając że się zastanawia – myślę, że poradziłabyś sobie świetnie z małą pomocą.
- Naprawdę? – pisnęła uradowana pięciolatka – a czy ta mała pomoc to mógłbyś być ty wujku? – dopytywała podstępnie, dzieci potrafiły być straszne.
- Myślę, że tak – odparł Lou – Harry przytrzymaj kierownicę proszę – powiedział nagle i nie patrząc na to, czy loczek zastosował się do prośby, puścił ją, odpiął pasy i odwrócił się do tyłu – chodź tutaj Leila, zobaczymy jakim jesteś kierowcą.
Harry wpatrywał się z przerażeniem, jak mała wyciąga do niego ręce i z pomocą szatyna, usadawia się na jego kolanach. Tomlinson dostawał przy dzieciach małpiego rozumu i w ogóle nie przypominał tego rozważnego mężczyzny, którego znał.
- Czyś ty zwariował Lou? – zapytał poważnie, ale przerwał, ponieważ poczuł pacnięcia małych dłoni na swojej dużej.
- Wujku, już możesz puścić, teraz ja będę kierować – powiedziała szczęśliwa Leila.
- Louis – podniósł odrobinę głos, chcąc zwrócić na siebie uwagę szatyna, ale najwyraźniej ten miał go gdzieś i bawił się świetnie – Louis do cholery!
- Ojj ojj wujku, brzydkie słowo – Leila pomachała mu palcem przed oczami, puszczając kierownice i jeśli dobrze zauważył, samochód po prostu sobie jechał w dół na plaże.
- O jesteśmy – stwierdził Louis i przybił piątkę dziewczynce, która wyskoczyła z auta z krzykiem pełnym radości, Chris i Natalie zrobili to samo.
- Jesteś nienormalny – powiedział powoli Styles i wyszedł trzaskając drzwiami. Plaża okazała się piaszczysta i jeszcze ładniejsza niż te na Florydzie.
- Harry! Harry! – poczuł szarpnięcie i stał twarzą w twarz z Louisem – co się stało? Dlaczego jesteś aż tak zły?
- Nic nie rozumiesz, nagle okazało się, że potrafisz być nieodpowiedzialny i może to jest zabawne tutaj z dziećmi, ale nie tam do góry, gdzie znajdziesz się za dwa miesiące. Nie zniosę tego, jeżeli będę przez ten cały czas zmuszony do myślenia o tym, czy odbiło ci i zrobiłeś coś tak idiotycznego. Nie mogę myśleć o tym, że narażasz się i ryzykujesz życiem, rozumiesz? Już i tak ledwo sobie z tym radzę, a teraz okazuje się, że czasami zachowujesz się lekkomyślnie, masz przestać Louis. I to nie jest prośba – wyrwał się i pomaszerował w stronę oceanu, nie oglądając się za siebie.
Może jego wybuch nie był potrzebny, ale tak właśnie się czuł. Panikował na samą myśl tego co wydarzy się w lipcu, ale teraz zrozumiał, że Louis może podchodzić do życia lekko, nie przejmując się niczym i to zaczęło go przerażać. Nie chodziło o to, że chciał, by szatyn był sztywnym, przewrażliwionym facetem, ale obawiał się tego co może się wydarzyć podczas misji. Odetchnął głęboko, wciągając do płuc świeże powietrze, które pachniało tak inaczej niż to na Florydzie. Słyszał za sobą kroki Louisa, który szedł w jego stronę, ale nie odwrócił się, nie chciał na niego patrzeć. Nie powinien krzyczeć, ale nie potrafił się powstrzymać. Cofnął się i wyminął szatyna, który chciał chwycić go za rękę, zrobił kilka kroków i usiadł na piasku. Obserwował dzieci biegające po plaży, ścigające się ze śmiechem. To było przyjemne, patrzeć na ich radość i swobodę, to jak niczym się nie przejmują i są po prostu szczęśliwe.
- Wujku – poczuł jak ktoś siada obok niego, zerknął na wpatrującą się w niego Leile – możemy sobie porozmawiać?
- Pewnie, stało się coś?
- Nie, po prostu mam małe pytanie – powiedziała z uśmiechem dziewczynka i zaczął zastanawiać się czy ona kiedykolwiek jest smutna – czy ty i wujek Lou, jesteście parą jak Micky i Mini, Arielka i Eryk, kopciuszek i książę?
- Och – spojrzał na nią nie wiedząc czy dobrze usłyszał jej pytanie i czy właśnie został porównany do Arielki.
- Tak czy nie, bo wydaje mi się, że tak, ale wolałabym wiedzieć.
- Tak – powiedział zgodnie z prawdą, nie lubił kłamać, nawet jeżeli chodziło o dzieci. Zastanawiał się jaka będzie reakcja dziewczynki.
- To fajnie, słyszałam jak mama rozmawiała z babcią, że ładnie razem wyglądacie, myślały, że nie słyszę, ale podsłuchiwałam, bo byłam troszkę ciekawska. Babcia mówi, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nie wiem dokładnie co to piekło, więc się nie martwię – odparła z rozbrajającą szczerością, która rozczuliła Harry’ego – też sądzę, że ładnie wyglądacie, może nie tak jak Arielka i Eryk, ale w końcu nie jesteś dziewczynką prawda?
- Ugh tak, nie jestem dziewczynką – zgodził się z nią, drapiąc się niezręcznie po karku. Mała była urocza, ale troszkę go przerażała.
- Właśnie, jesteście dwoma chłopcami, nie wiedziałam, że dwóch chłopców może być razem, chociaż coś podejrzewałam, bo Sam i Dan w mojej klasie, lubią spędzać czas tylko ze sobą, rozumiesz wujku? Z nikim innym, tylko ze sobą, czasami chciałam się z nimi pobawić, ale powiedzieli, że dziewczyny są głupie, ty też sądzisz, że dziewczynki są głupie?
- Co? Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczył szybko – mam starszą siostrę i mamę, dziewczyny są świetne, i na pewno Sam i Dan, też za jakiś czas tak powiedzą, uwierz mi chłopcy w pewnym wieku nie lubią bawić się z dziewczynkami, ale później im to przechodzi.
- Może masz rację – zamyśliła się dziewczynka i nim się zorientował usiadła na jego kolanach, przytulając się do niego – ale wy będziecie razem tak jak Arielka i Eryk tak? Nie przejdzie wam tak jak chłopcom ode mnie z klasy?
- Oczywiście, że nie – zapewnił i objął ją delikatnie.
- To fajnie, byłoby smutno, gdybyś nigdy już do nas nie przyjechał. Odwiedzisz nas jeszcze kiedyś? Możesz przyjechać nawet kiedy nie będzie wujka Lou, wiesz wtedy kiedy wujek pojedzie do swoich kosmitów.
- Kosmitów?
- No tak, wiem bo oglądałam o tym program na… na jakimś kanale gdzie są takie mądre rzeczy i tam mówili o kosmitach, a wujek Lou leci w kosmos, więc spotka się z kosmitami – wyjaśniła mu wszystko bardzo powoli, obserwując uważnie, czy wszystko zrozumiał.
- Lou, widzisz Leila też mów, że lecisz do kosmitów! – krzyknął, patrząc na szatyna, który razem z Chrisem zbierał drewno na ognisko, które chcieli rozpalić.
- Zwariowaliście? – zaśmiał się Tomlinson, a Harry z radością zauważył małe zmarszczki wokół jego oczu – przestańcie wierzyć w kosmitów.
- Nie psuj nam całej zabawy! – odkrzyknął w jego stronę i wydął wargi udając obrażonego.
- Ja? Gdzieżbym śmiał – Lou pokręcił głową i odwrócił się do chłopca, wracając do pracy.
- Lubię wujka Lou – powiedziała Leila – ciebie też i cieszę się, że lubicie chłopców, a nie dziewczynki, ale wujku – przerwała nagle i chwyciła jego twarz w swoje rączki – mnie lubicie prawda? Jestem dziewczynką, ale…
- Oczywiście, że cię lubimy, bardzo mocno.
- To super, a teraz pójdę do Natalie, bo ona zawsze jest taka smutna, więc muszę sprawić żeby się uśmiechała, ty też byłeś smutny, a teraz się uśmiechasz, więc zobaczymy się później – cmoknęła go w policzek i pobiegła w stronę swojej siostry zostawiając go samego.
Obserwował ją przez chwilę, gdy zaczęła zbierać muszelki i pokazywała je siostrze, obie dziewczynki zaczęły bawić się i uśmiechać, coś było w tej małej, przez chwilę gdy z nim siedziała i rozmawiała, sprowadziła go na ziemie i sprawiła, że chciał tylko pogodzić się z Louisem, przytulić się do niego i kochać go bez względu na to, czy jest rozsądnym facetem, czy nierozważnym, szalonym typem.
***
- Wujku, myślisz, że możemy pomoczyć stopy w wodzie? – zapytała Natalie, wstając ze swojego miejsca.
- Pewnie – szatyn wzruszył ramionami, ale zauważył, że dzieci nie ruszyły się z miejsca i wpatrywały się w Harry’ego, który zaskoczony popatrzył na małą grupkę i nie wiedział co zrobić.
- Pytacie się mnie? – wydusił, wskazując na siebie palcem.
- Tak, wujek Lou pozwolił pięcioletniemu dziecku prowadzić samochód i nawet my wiemy, że mama zabiłaby go gdyby się dowiedziała, więc pytamy ciebie, bo wydajesz się mądrzejszy – wyjaśniła Natalie, a reszta pokiwała szybko głowami, potwierdzając jej słowa.
- Och, myślę, że woda będzie ciepła, więc nic nie stoi na przeszkodzie – powiedział uśmiechając się do nich psotnie, a po chwili dzieciaki z piskiem zrzucały buty i skarpetki biegnąc w stronę oceanu.
- Wiesz, że to Atlantyk i woda będzie cholernie lodowata – zauważył cicho Lou.
- Zdaje sobie z tego sprawę.
- Jesteś okropny – szatyn obrócił się w jego stronę, patrząc na niego z niedowierzaniem – kto by powiedział, mały, złośliwy Harry – chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwały mu piski i krzyki dzieciaków.
- Wujku ta woda jest zimna! – krzyczała Leila, podskakując w miejscu.
- Kłamczuch! – wołał Chris ze śmiechem, ale nie wyszedł z wody.
- Przepraszam, że nakrzyczałem na ciebie – Harry przysunął się do Louisa, wtulając się w jego bok – nie chciałem podnosić głosu.
- Nie ma sprawy, nie pomyślałem o tym co zrobiłem, nie chcę żebyś przejmował się przez cały czas. Mówię poważnie Harry – dodał, gdy usłyszał ciche prychnięcie – nie możesz martwić się o mnie, musisz zajmować się swoimi sprawami – ułożył dłoń na policzku młodszego przytrzymał jego twarz, tak by patrzyli się na siebie – mówię serio, nie pozwalam ci zamartwiać się, przecież wiesz, że będę rozważny i nie zrobię niczego głupiego.
- Kocham cię – Harry przerwał mu szybko – wiem, że mówię to rzadko, taki już jestem, ale chcę żebyś o tym pamiętał.
- Wiem Hazz, też cię kocham i dlatego nie masz się martwić, zrozumiano? – pogłaskał jego ramię i sunął dłonią niżej, do momentu gdy ich palce złączyły się w ciepłym uścisku.
- Wujku Harry, ale Dan i Sam nie przytulają się tak jak wy, oni chyba jednak nie chcą być Arielką i Erykiem! – krzyknęła Leila, przebiegając obok nich.
Piszcząc biegła dalej, uciekając przed bratem, który gonił ją z krabem w ręce. Harry zaśmiał się cicho, wtulając twarz w ciepły sweter Louisa, który pachniał wszystkim co zaczynało kojarzyć mu się z domem i szczęściem.
- Chcę wiedzieć, co miała na myśli? – zapytał Louis, a w jego głosie było słychać rozbawienie.
- Nie, opowiem ci wieczorem – wymruczał Harry i z westchnieniem popatrzył na spokojny ocean przed nimi.
Chciał zostać w tym miejscu na zawsze, chciał by ta chwila trwała nieprzerwanie, ale nie minęła godzina, a Louis stwierdził, że czas wracać na podwieczorek i moment został przerwany i Harry wiedział, że tak będzie też za dwa miesiące, po prostu pewnego dnia Lou spojrzy na niego i powie żegnaj, a on z całych sił będzie się starał powiedzieć do zobaczenia.
***
- Tak bardzo cieszymy się, że nas odwiedziliście – powiedziała Josephine żegnając ich ciepło – Louis pozdrów mamę i dziewczynki, namów ją na przyjazd do nas, niech nie siedzi tam sama, kiedy… – urwała gwałtownie, gdy zrozumiała co chciała powiedzieć – wszyscy jesteśmy z ciebie bardzo dumni kochanie, będziemy oglądać start w telewizji już zapowiedziałam wszystkim na wyspie, że w ten dzień mają nie ruszać się z domów. Jesteś naszym skarbem Lou, będziemy trzymać za ciebie kciuki i oczekiwać twojego powrotu, a gdy już wrócisz to koniecznie masz przywieźć do nas po raz kolejny tego tutaj przystojniaka na dłuższy urlop – kobieta uściskała szatyna, i chyba nie chciała wypuścić go z objęć – kochamy cię Lou, dbaj o siebie i wróć do nas.
- Ja też was kocham ciociu i przyjadę do was na pewno, już nie mogę się doczekać – odparł Lou i chyba nie tylko ciotka usłyszała co powiedział przyjadę a nie przyjedziemy.
- Wujku Lou, masz pozdrowić wszystkich zielonych ludków na innych planetach, obiecujesz? – zapytała Leila, gdy szatyn kucał przed nią i przytulał jej drobne ciałko.
- Jasna sprawa, wszystkie ufoludki będą pozdrowione od uroczej ziemianki Leili, masz moje słowo – usatysfakcjonowana sześciolatka odsunęła się od niego.
- Do zobaczenia – Natalie, najpoważniejsza z nich wszystkich przytuliła go krótko i odsunęła się szybko.
- Na razie wujku, zazdroszczę ci takiej przygody – Christian poklepał go męsko po plecach – też bym tak chciał.
- Może kiedyś ci się uda, przecież…
- Po moim trupie – wtrąciła Stephanie odsuwając syna i podchodząc do Louisa – niech mój syn zostanie tutaj na Ziemi Louis, jeden astronauta w rodzinie nam wystarczy, chyba że twój syn albo córka będzie chciał pójść w twoje ślady. Trzymaj się tam i wróć tak?
- Niczego innego nie planuję – roześmiał się szatyn, ale wszyscy wiedzieli jak nieszczery to był śmiech.
- Harry – ciotka zawołała do siebie loczka, gdy Louis pakował ich torby do samochodu sąsiada, który zaoferował się podwieźć ich na prom – cieszymy cię, że mieliśmy okazję cię poznać, Louis jest bardzo skryty, nigdy nikogo nam nie przedstawił, jesteś pierwszą taką osobą i jesteśmy szczęśliwi, że byłeś tutaj z nami. Mówiłam poważnie, możesz przyjechać do nas kiedy tylko będziesz chciał, nie wahaj się i odwiedź nas. Mogę tylko domyślać się co czujesz, myśląc o tym czasie bez Louisa, ale bądź z nim, nie opuszczaj go, on naprawdę cię kocha.
- Nigdzie się nie wybieram, kocham go i zostaję przy nim – obiecał, starając się powstrzymać drżenie swojego głosu.
- Jesteś jego prawdziwym skarbem, wytrwaj w tym wszystkim, a potem będzie już tylko lepiej.
Gdy jechali samochodem, w oddali widział ocean, żegnał się z nim ze smutkiem, ale miał nadzieję, że zobaczy go jeszcze tutaj, takiego jaki zachwycił go naprawdę. Pożegnanie z tym miejscem było trudne, wolał nie myśleć jak będzie się czuł, żegnając się z Louisem, jak zniesie moment, gdy połowa jego serca zniknie tak po prostu. Wytrwaj w tym wszystkim, a potem będzie już tylko lepiej. Szkoda, że tam na Florydzie nie było takiej cioci Josephine, która podniosłaby ich na duchu, tylko Jay która posyłała im nieprzychylne spojrzenia i Anne, która czekała tylko na jego płacz. To nie były osoby, które sprawiały, że był szczęśliwy.
Ostatni raz popatrzył w dał. Migoczące fale uderzające o brzeg, piasek który mieli pod stopami, szum oceanu i zapach, który już zawsze będzie kojarzył mu się z tym miejscem. Westchnął cicho i oparł policzek o chłodną szybę, mijali wzgórza porośnięte soczystą zielenią traw, małe domki przysłonięte bluszczem, ludzi spacerujących powoli, uśmiechających się z takim spokojem o którym zawsze marzył, którego zawsze pragnął. Kącik jego ust uniósł się ku górze, gdy dostrzegł stado owiec pasących się nieopodal drogi. Słyszał głos Louisa rozmawiającego z kierowcą, śmiali się z czegoś co powiedział przed chwilą szatyn. Ścisnął mocniej dłoń mężczyzny, którą cały czas trzymał i nagle to zrozumiał.
Jego życie było wieczną zimą, okraszone samotnością, ciszą i wspomnieniami, a Louis był latem, tak żywy, szczęśliwy, spełniający swoje marzenia. On też miał marzenia, wiedział kim chce zostać, ale w życiu nie zawsze mamy możliwość wyboru, czasami ktoś decyduje za nas, czasami wydarzenia odbierają nam możliwości. Czasami nasze marzenia i rzeczy o których śnimy w nocy są przygniatane do ziemi, rozgniatane przez twarde dłonie losu, a my nie możemy nic z tym zrobić. Mimo to nadal istniały, te malutkie pragnienia, niewielkie marzenia o życiu które się kiedyś wyśniło.
Nie chciał, by przeszłość go paraliżowała i zatrzymywała w miejscu, ale tak właśnie się działo. Był niewolnikiem dawnych lat, marzeń innych ludzi, oczekiwań, zadań które przed nim postawiono. Przez te wszystkie lata wydawało mu się, że jest szczęśliwy, że dom w którym żyje ze swoją mamą jest jego miejscem na ziemi, mimo że nie chciał mieszkać na Florydzie to tam była jego rodzina, ale teraz coś do niego dotarło. Patrząc na Louisa, śmiejącego się, odchylającego swoją głowę do tyłu, ze zmarszczkami wokół oczu sprawiło, że wiedział w czym tkwiły problemy. Przez cały czas wydawało mu się, że dom to miejsce. Milczał przez całą drogę na promie, czuł na sobie wzrok Louisa, który obserwował go ostrożnie, jednak o nic nie zapytał do momentu, gdy znaleźli się w samolocie.
- Harry, coś się stało? Jesteś dziś dziwnie milczący – odezwał się szatyn, gdy samolot wzniósł się w powietrze i mogli odpiąć pasy.
- Louis zrozumiałem coś – powiedział spokojnie Harry, odwracając się w stronę szatyna – jesteś moim domem.
- Słucham? – Lou zmarszczył czoło, nie bardzo wiedząc o co chodzi – co masz na myśli Hazz?
- Mam na myśli to, że jesteś moim domem Louis, jesteś wszystkim czego potrzebuję do szczęścia, jesteś bezpieczną przystanią. Przy tobie nie wstydzę się tego kim jestem, nie obawiam się co pomyślisz o moich zainteresowaniach, o tym że jestem nudziarzem, który lubi marudzić. Nie wstydzę się swojego ciała, tego że jestem taki wysoki i moje włosy są może trochę zbyt długie jak na faceta. Nie wiem skąd, ale mam pewność, że nie odrzuciłbyś mnie, gdybym nagle przytył, stracił włosy i postanowił zabarykadować się w swoim pokoju, odmawiając wyjścia. Jesteś moim domem Lou.
- Och Harry – westchnął szatyn i chwycił dłonie loczka, składając małe pocałunki na nadgarstkach chłopaka – ty też jesteś moim domem.
14 notes
·
View notes
Photo
NASZE ZDJĘCIA NA PAPIERZE Nie jestem pewna czy posiadanie mamy zawód fotograf to powód do dumy, pewnie lekarz byłby ciekawszy, ale za to mniej dostępna taka mama by była. W naszym domu powstaje film, codziennie robię zdjęcia, moi synowie od urodzenia patrzą na obiektyw, a dzieci znajomych i rodziny już dawno przyzwyczaili się do cioci fotograf. Sposobów i narzędzi fotografowania znam i testowałam dziesiątki! W tym poście podpowiem gdzie umieścić zdjęcie po jego wywołaniu/wydrukowaniu. 1. Album Instax Mini Rose MPA-003 Tutaj chowam moje małe instax. Przeznaczony na zdjęcia w formacie 8,6 x 5,4 cm. Okładka z różanym wzorem, z przodu kieszonka, do której schowałam zdjęcie Gniewka w wanience. cena ok. 30 zł 2. FOTOKSIĄŻKA, którą można zaprojektować w aplikacji Saal Design, gdzie dostępne jest wiele możliwości projektowania oraz m.in. funkcja autolayout umożliwiająca automatyczne rozmieszczanie zdjęć. Ten album cenie sobie za wysokiej jakości papier fotograficzny. cena ok. 150 zł 3. INSTABOOK Format 15x15, wybrałam twardą oprawę, to trwała książeczka, której nie boję się oddać w ręce bliźniaków. Minusem są małe zdjęcia, kiedy wybierzemy więcej niż jedno na stronę. cena ok. 60 zł 4. Nasz ALBUM ŚLUBNY zrobiliśmy na zamówienie. Jestem zdania, aby nigdy nie dawać dzieciom starych aparatów do zabawy, są niebezpieczne. My zaufaliśmy marce Janod i kupiliśmy drewniany aparat. Został wykonany z bukowego drewna. Ma silikonową obudowę, obiektyw-kalejdoskop, spust migawki oraz lampę błyskową. Aparat pomalowano bezpiecznymi dla dzieci farbami.
0 notes
Text
Zajęcia rozwojowe dla dzieci w Wołominie
Zajęcia rozwojowe dla dzieci w Wołominie
Zapraszamy dzieci w wieku od 0 do 3 lat wraz z rodzicami lub opiekunami (mogą być babcie/ dziadkowie/ ciocie/ nianie itp.) na wspólne zabawy, które dzieciom pozwolą odkrywać świat, a dorosłych nauczą w praktyce wykorzystywać różnorodne metody pracy z dziećmi.
Śpiewamy, gimnastykujemy się, tańczymy, gramy na instrumentach. Z maluszkami pobawimy się w zabawy paluszkowe i masażyki, a ze starszymi…
View On WordPress
0 notes
Text
Pożegnanie przedszkolaków
#przedstawienie#pożegnanie#dyplomy#absolwenci#pożegnanie przedszkolaków#ciocie dzieciom#wiersze#zakończenie roku#absolwenci żłobka#Murzynek Bambo#zoo#bajka dla dzieci
0 notes
Text
Bal przebierańców i bajka “Czerwony kapturek”
0 notes
Text
Pożegnanie przedszkolaków
#dyplomy#absolwenci#teatr#bajka#pożegnanie przedszkolaków#ciocie dzieciom#czerwony kapturek#żegnamy żłobek#gratulacje
0 notes
Text
Pożegnanie przedszkolaków i bajka “Trzy Małe Świnki”
#przedstawienie#przedszkolaki#pożegnanie#dyplomy#absolwenci#pożegnanie przedszkolaków#koniec roku#super przedszkolak#czapka#nagrody#tetrzyk#trzy świnki#wilk#domek#ciocie dzieciom
0 notes