#aksjomat
Explore tagged Tumblr posts
evangeliumtypologicum · 6 days ago
Text
ontologia tworzy aksjologie, etyke, logikę koncepcja istnienia zakorzeniona nawet w logice trójwartościowej - prawda fałsz istnienie - w językach programowania najpierw weryfikujemy istnienie obiektu., a dopiero poem sprawdzamy, czy jego wartośc to prawda lub fałsz. Trochę jak fakt istnienia impulusu w neuronach, czy elektryczności w danym układzie cyfrowym. tak, prawda fałśz istnienie - logika wychodząca z ontologii ale mamy także brzydota piękno istnienie - estetyka wychodząca z ontologii dobro zło istnienie - etyka wychodzaca z ontologii NIestety, z perspektywy temporystycznej, nie jestem wielkim fanem tego podejscia. Rzeczywistosc jako punkt wyjscia tworzy dychotomie istnienie/nieistnienie. Oczywiscie istnienie i nieistnienie mozemy rozpatrywac tazkze w kategoriach wieczności tempor - jak np istnienie energii.. ale to także aksjomat osób z mocna wiecznościa. Ale generalnie, przy takich zalozeniach w tej fenomenologii, wydaje się to sensowne
0 notes
kuchenschabe · 20 days ago
Text
Zrób notatki na podstawie tego tekstu na kolokwium.
Przeciętnemu Europejczykowi czy Amerykaninowi, mieszkańcowi większych
ośrodków wymiany produkcji materialnej i duchowej, zapożyczenie nieznanego
mu dotychczas sposobu technicznego, przejęcie wynalazku dokonanego choćby
na drugiej półkuli, wydaje się czymś tak prostym, że nie wymaga żadnego
wyjaśnienia. Jeśli tylko narzędzie lub aparat oszczędza wysiłku lub pomnaża
możliwości wymiany, jeśli tylko zastosowanie go zapowiada większe zyski w ja-
kiejkolwiek dziedzinie - aparat, narzędzie, maszyna zostają przejęte, przy czym
jedynym warunkiem opóźniającym bywa brak kapitału na inwestycje, ewen-
tualnie wzgląd na możliwe zatracenie kapitału poprzednio inwestowanego. To
ostatnie jest na przykład przeszkodą właścicielom kopalni angielskich w moder-
nizacji technicznej. Jakkolwiek jest, wydaje nam się na ogół, że o przejęciu
decyduje ostatecznie li tylko zasada największej wydajności i najmniejszego
wysiłku, sformułowana przez ekonomię klasyczną i dotychczas uchodząca za
aksjomat. Jeśli jednak przyjrzymy się sprawie bliżej, dostrzegamy, że w gruncie
rzeczy nie jest to tak proste. Kwestia, czy dany wynalazek techniczny zostanie
przejęty, czy nie, jest bardziej skomplikowana. Okazuje się to wyraźnie zwłasz-
cza w tych wypadkach, gdy środowisko przejmujące jest społecznie bardzo różne
od środowiska, będącego ogniskiem promieniowania wynalazku.
Uderza przede wszystkim fakt, że nie wszystkie aparaty czy narzędzia spo-
tykają się z jednakim uznaniem, przy czym te właśnie, które mają największe
znaczenie praktyczne, które na przykład oszczędzają pracy albo też gwarantują
większy skutek, bywają przejmowane z oporem albo są przejmowane tylko
w pewnym ograniczonym zakresie. A więc chociaż Hawajanie od razu poznali
się na wyższości stalowych toporów marynarzy Cooka nad ich własnymi topo-
rami kamiennymi i muszlowymi i choć usiłowali jak najwięcej toporów stalo-
wych otrzymać w darze od przybyszów, to jednak topór kamienny pozostał
u nich w użyciu jako ten, którym zadaje się pierwszy cios drzewu przeznaczo-
nemu na kil łodzi. Obrzędy przy tym praktykowane, zaklęcia, pieśni dowodzą,
że w wierzeniu tubylców przypisuje się owemu kamiennemu toporowi wykona-
nie całej pracy, europejskie zaś topory są traktowane jako narzędzia tylko
dodatkowe, aczkolwiek w rzeczywistości materialnej właśnie nimi wykonywa
się całą robotę, U Polinezjan zatem zapożyczenie topora stalowego znalazło |||
swoją granicę w obrzędowości. Zauważyć przy tym należy, że mamy tu do
czynienia w gruncie rzeczy nie z pożyczką zupełnie nowego narzędzia, ale tylko
narzędzia udoskonalonego. Topór stalowy ujmuje się w ręce tak samo jak
kamienny, uderza się nim tak samo. W jednym i drugim wypadku wynik pracy
jest ten sam. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa, gdy chodzi o wprowa-
dzenie w użycie narzędzia warunkującego zmianę techniki.
Oczywiście, że wyłączamy tutaj zapożyczania przedmiotów, które w pewnej
kulturze mają zastosowanie techniczne, ale przez środowisko przejmujące użyte
zostają zupełnie inaczej. Wypadek ten zachodzi na przykład wówczas, gdy
tubylec środkowoafrykański przywiesza sobie zegarek do ucha jako kolczyk,
nie używa go zaś do mierzenia czasu, albo gdy Papua przywiesza sobie do pasa,
pośród innych amuletów, porcelanowy europejski imbryczek do herbaty, albo
gdy Tybetańczyk przyszywa na plecach kożucha, jako ozdobę, metalowe guziki
od mundurów brytyjsko-indyjskich. O zapożyczeniu technicznym mówić można
dopiero wówczas, gdy zostaje przejęty nie tylko przedmiot, ale także sposób
jego użycia. Tu zaś obserwacje, poczynione przez licznych znawców społe-
czeństw tubylczych w koloniach, dostarczają nam faktów niezmiernie interesu-
jących.
Okazuje się przede wszystkim, że najłatwiej są przejmowane, największym
cieszą się uznaniem, największe pożądanie budzą te aparaty, te wyroby
europejskie, które my uważamy potocznie za najmniej istotne dla naszej
kultury - przedmioty służące zabawie, ozdoby, oznaki rzeczywistej czy mnie-
manej godności. Pudełka grające, gramofony, stare kapelusze,,stosowane",
zwane inaczej pierogami itp., znajdują kupców w całej Afryce, pianole spotkać
można często w domach szeików arabskich, nie mówiąc już o nakręcanych
zabawkach ruchomych, które u nas cieszą małe dzieci, a w Sudanie niektórych
królów i potężnych wodzów. Natomiast pług nie przenika do wiosek środko-
woafrykańskich, mimo że tubylcom jest znany w jego pracy na ziemiach są-
siadów-kolonistów i że ciż tubylcy rozporządzają dostateczną ilością bydła,
którego można by użyć jako sprzężaju, mimo to wreszcie, że szkoły, utrzymy-
wane tu i ówdzie przez administrację kolonialną i przez misjonarzy, usiłują
rozpowszechnić ulepszone metody uprawy roli. Tak jest na przykład w kraju
Ruanda, w kolonii Kenia: ziemię uprawia się tam nadał wyłącznie motyką.
A z jakąż trudnością rozpowszechnia się użycie - nie zapałek, bo te trzeba
kupić - ale użycie krzesiwa wśród krajowców Australii środkowej! Krajowcy
ci mają u siebie krzemienia pod dostatkiem. Mają też kawałki żelaza, które
otrzymali od Europejczyków albo zebrali w pobliżu europejskich domostw.
Widywali niejednokrotnie Europejczyka krzeszącego ogień. Minio to w dal-
szym ciągu niecą ogień przez tarcie lub wiercenie, znalezione zaś kawałki
żelaza oprawiają na końcu oszczepów jako groty. Ci sami krajowcy australijscy
nie mogą się też przyzwyczaić do używania europejskich naczyń do prze-
chowywania płynów. W czasie swoich wędrówek częstokroć cierpią z prag-
nienia, a gdy znajdą butelkę, to ją tłuką, by użyć ostrych odłamków jako
grotów i noży.
gia Nie sama przeto dogodność, nie sama zasada mniejszego wysiłku - czy też
uniknięcia wysiłku - decyduje o zapożyczeniu. By aparat, narzędzie, naczynie
zostały zapożyczone, trzeba spełnienia warunków, które w dalszym ciągu spró-
bujemy określić.
-
Weźmy za przedmiot rozważań technikę uprawy ziemi. Właściwie należałoby
powiedzieć - techniki, w liczbie mnogiej. Mamy bowiem do czynienia z dwoma
rozwojami, z oraniem i z motykowaniem, którym to dwóm technikom odpo-
wiadają dwie grupy narzędzi: jednych, rozwijających się od sochy do pługa,
drugich od oskarda do motyki. Obserwowane fakty dotyczą przejmowania
w dwóch kierunkach. Z jednej strony wchodzi w grę zastąpienie jednej techniki
przez drugą, a więc motykowania przez oranie używając innych terminów:
kopieniactwa przez rolnictwo albo odwrotnie. Z drugiej strony obserwujemy
zastępowanie narzędzia pierwotniejszego bardziej udoskonalonym w jednym
szeregu, a więc np. porzucenie sochy dla radła lub radła dla pługa. Zajmiemy
się naprzód pierwszą grupą faktów.
Zanim to jednak uczynimy, wypada przypomnieć, jakimi są początek
i zasadnicza różnica obu wspomnianych serii rozwojowych. Punkt wyjścia mają
one wspólny. Jest nim drewniany hak, który zresztą sam jest ulepszeniem
zaostrzonego draga obciążonego kamieniem: zwykła gałąź opatrzona bocznym
zaostrzonym odrostkiem. Nazwać by go można pogrzebaczem, służy bowiem
do wygrzebywania z ziemi korzonków, kłączy czy robaków. Pogrzebacza ta-
kiego można jednak używać w sposób dwojaki. Albo robotnik uderza nim
w ziemię i odwraca grudkę pociągając rękojeść w tył, sam zaś postępuje
naprzód. Praca jego doznaje w ten sposób ciągłych przerw. Albo wraziwszy
ostrze pogrzebacza w ziemię, robotnik ciągnie za sobą narzędzie możliwie
jednostajnym ruchem, za sobą ryjąc bruzdę, przy czym nie zawala grudkami
poprzednio wykopanych otworów, ale ziemię odrzuca na boki w postaci skib.
Pierwsza z tych technik w rozwoju swoim daje kopieniactwo, a pierwotny
pogrzebacz drewniany w miarę udoskonalenia przechodzi w oskard, a w końcu
o ostrzu płaskim i poprzecznym do rękojeści. Technika druga daje
w motykę
w wyniku oranie, a w miarę jak rękojeść pierwotnego pogrzebacza wydłuża
się w grządziel, pogrzebacz staje się sochą, która przez dodanie drewnianej
skośnej deseczki - odkładnicy pierwotnej - przetwarza się w radło stawiające
skibę, a z chwilą gdy pierwotnie stożkowate ostrze sochy rozpłaszczy się
w poziomy nóż odrzynający skibę od podglebia, to jest z chwilą gdy wynale-
ziony zostanie lemiesz i gdy odkładnica wygnie się, staje się pługiem. Rzeczą
Oczywistą jest, że socha nie jest w stanie skiby odwrócić i że pozostawiona
przez nią bruzda jest bardzo wąska, wobec czego zoranie tej samej przestrzeni
wymaga znacznie częstszego przechodzenia tam i z powrotem niż przy pługu,
wymaga przeto znacznie większego nakładu pracy z wynikiem mniej dosko-
nałym. Oczywistym jest również, że zmotykowanie pola wymaga większego
nakładu pracy niż zoranie go.Wydawałoby się przeto, że motyka winna ustępować wszędzie narzędziom
orackim, zwłaszcza pługowi. Następuje to, ale nie bez oporu i tylko do pewnych
granic. Wchodzi tu w grę niewątpliwie zagadnienie sprzężaju oraz jednorazo-
wego nakładu potrzebnego dla sprawienia sobie nowożytnego żelaznego pługa,
kwestia bliskości rzemieślnika umiejącego popsuty pług naprawić itd., podczas
gdy każdy kopacz potrafi dorobić nowy trzonek do taniej motyki. Nie są to
jednak przeszkody jedyne i, jak sądzimy, nie najważniejsze. Wprawdzie zasięg
narzędzi orackich mieści się nieomal całkowicie w zasięgu hodowli zwierząt
pociągowych, znamy jednak wypadki wcale nierzadkie, gdy ludy, hodujące bydło
rogate zdatne na sprzężaj, trzymają się uporczywie kopieniackiej techniki upra-
wy. Z drugiej strony, sprzężaj bydlęcy bywa zastępowany ludzkim, jak w wypad-
ku znanego,,pługa nożnego" staroperuwiańskiego, ciągnionego przez kilku
zaprzężonych do niego ludzi i utrzymywanego na odpowiedniej głębokości
naciskiem stopy kierowcy. Natomiast widzimy, że kopieniactwo utrzymuje się
i rozwija wszędzie tam, gdzie odpowiada ono organizacji i podziałowi pracy
wewnątrz grupy społecznej. Na ogół powiedzieć można, że kopieniactwo jest
techniką żeńską i małych rodzin, rolnictwo techniką męską, zakładającą jedno-
litą organizację produkcji rolnej na obszarach większych.
W samej rzeczy, u wszystkich tych ludów, jak wyżej wspomniani mieszkańcy
kraju Ruanda czy Polinezjanie, czy Papua, uprawa ziemi jest wyłącznie pracą
kobiet i dzieci. Mężczyźni są dopuszczani li tylko do wykonania jednorazowej
roboty cięższej, jako to wyrąbanie drzew, karczunek pni, ogrodzenie poletka,
wzniesienie niezbędnych budowli. Ziemi nie kopią oni, nie sadzą kłączy i nie
sieją, nie pielą i nie zbierają. Są nawet wypadki dość częste, że pole jest dla
mężczyzn obszarem zakazanym, a na wielu wyspach Polinezji dziedzictwo grzą-
dek przechodzi z kobiet na kobiety. Mężczyznom przypadają inne działy gos-
podarki i czynności społecznych, jako to w Polinezji rybołówstwo, żegluga,
wojna, ceremonie religijne, budowa domów i łodzi; u niektórych ludów afrykań-
skich męskimi są: myślistwo, handel i hodowla bydła, przy czym zauważamy
zakazy odwrotne do polinezyjskich: tam nie wolno bywa mężczyźnie wstąpić
na pole uprawne, u Kafrów nie wolno kobiecie wydoić krowy, boby ją skalała
- sprawa to męska. Rzecz prosta, że ten podział funkcji wiąże się ściśle, nieroz-
dzielnie z całą organizacją grupy społecznej. Nie będziemy wchodzić tu w omó-
wienie tej kwestii, sądzimy bowiem, że przytoczone przykłady wystarczą, by
stwierdzić, że w tych warunkach przejęcie pługa przez kopieniaczy pociągnąć
by musiało tak głębokie przeobrażenia społeczne, iż równałyby się rewolucji.
Nie dziw więc, (że ludy kopieniackie upierają się przy swojej technice dotych-
czasowej. Przez przejęcie pługa byłyby zmuszone do przeobrażenia całego
swojego dotychczasowego systemu użytkowania ziemi i jej podziału oraz do
uczynienia bezrobotnymi swoich kobiet, a przecież są one w Afryce głównymi
dostarczycielkami roboczej siły stale zatrudnionej.
Inaczej przedstawia się sprawa z upieraniem się przy motyce chłopów
chińskich i japońskich. Tam na maleńkiej działce produkującej ryż znajdują
zatrudnienie wszyscy bez wyjątku członkowie rodziny, od ojca i synów dorosłych do żony, dziewcząt i małych dzieci, pod warunkiem jednak stosowania techniki,
wymagającej bardzo niewiele siły mięśniowej, natomiast maksimum współdzia-
łania. Motykowanie pola, jego oczyszczenie, rozsadzanie ryżu w błocie, są to
prace trwające ciągle, przy czym żadne ręce nie są zbędne i żaden członek
rodziny nie je ryżu za darmo - oczywiście poza niemowlętami, a i to do czasu.
Przejęcie przez chłopów tych sochy czy pługa zmusiłoby ich do nabycia sprzę-
żaju, który by znaczną część roku stał bezczynnie. Ważniejsze jednak jest to,
że taka reforma zdezorganizowałaby rodzinę jako grupę nie tylko konsumcyjną,
ale produkcyjną, i w wyniku ostatecznym rychło doprowadziłaby do jeszcze
większej nędzy chłopów wobec niedostatku innych zatrudnień dla ich kobiet
i dzieci. W rezultacie Japonia i znaczna część Chin zajęte są przez uprawę
ogrodową, wyłącznie ręczną, kopieniacką, co oczywiście nie świadczy bynajmniej
o niższości kultury ziemi. Wydajność uprawnych kawałków ziemi jest tam nad-
zwyczajnie wysoka, znacznie wyższa niż osiągane w Europie maksima. Dzieje
się to wprawdzie kosztem maksimum wysiłku zbiorowego, którego oszczędzić
by można, przeszedłszy do techniki orackiej. Ale po cóż oszczędzać pracę, która
nie jest nic warta jako towar rynkowy? Wbrew pozorom zastosowanie się do
zasady najmniejszego wysiłku przy najwyższym zysku byłoby właśnie rozrzut-
nością w wypadku chłopa japońskiego lub chińskiego.
Trudności, towarzyszące przejęciu narzędzia i związanej z nim techniki, ilustruje
dobrze przykład oporu, stawianego kołowrotkowi przez przędzenie czysto ręcz-
ne, z pomocą jedynie kądzieli i wrzeciona. Przykład tym bardziej wyrazisty, że
chodzi o ten sam dział produkcji: wynikiem czynności przędzenia jest w jednym
i w drugim wypadku nić, podczas gdy w rolnictwie i kopieniactwie mamy do
czynienia na ogół z produkcją różnych ziemiopłodów. Przykład dobry także
i dlatego, że tu i tam wykonawcą jest kobieta, nie wchodzi więc w grę zagad-
nienie zagarnięcia pewnej dziedziny czynności przez członków grupy, dotychczas
czynności tej niewykonywających, i uczynienia zbędnymi części rąk. Sprawienie
sobie kołowrotka pociąga wprawdzie pewne koszty. Nie może on być wykonany
w domu przez każdego - w fabrykacji interweniować muszą kołodziej i tokarz.
Ale pomoc drugiego z tych specjalistów potrzebna jest również przy wytworze-
niu dobrego wrzeciona. Kołowrotek w najprostszej swej i najstarszej postaci
jest przy tym narzędziem tak mało skomplikowanym, że koszt jego poniesiony
być może z łatwością przez każde, nawet bardzo ubogie gospodarstwo. Wschod-
nia,,czarka" wykonana być może przez każdego wioskowego rzemieślnika
i w rzeczy samej wykonana bywa zwykle przez niego. Nabywająca zaś ten
kołowrotek kobieta płaci zań normalnie naturaliami albo przez pewien okres
czasu karmi rzemieślnika, czy też podejmuje się pewnych dla niego posług
w czasie wolnym od innych zajęć. Przejście od kądzieli i wrzeciona do koło-
wrotka nie jest przeto uwarunkowane takim nakładem „kapitału", by dał się
naprawdę odczuć - tak jak to się dzieje przy przejściu z motyki na pług, gdy
wchodzi w grę sprzężaj. Zastosowanie kołowrotka nie pociąga też żadnego
on przewrotu w stosunkach wladania i podziału ziemi. Kobieta, która poprzednio
przçdła bez kolowrotka, zaczyna po prostu prząść na kołowrotku, przy czym
przędzie prędzej, równiej i latwiej. Technika kotowrotka wymaga wprawdzie
od niej wdrożenia prawej rçki do dmiennego ruchu. Nić nie jest ciagniona
z góry na dót, lekko skośnie ku prawej stronie, ale nieomal poziomo. Za
staje się zbędny jednoczesny, skręcający ruch palców prawej rçki, który wpro-
wadził wrzeciono w ruch wirowy, ponieważ Zwijanie się nici na wrzecionie
zapewnione jest przez obrót kólka, wprowadzoncgo w ruch pedałem. Każda
prządka w ciągu pól godziny nauczy się właściwych ruchów. A jednak mimo
tak znacznego ulatwienia, mimo że ręce przędącej na kołowrotku sạ swobod-
Znacznego ulatwienia. mim Wiasciwych ruchów. A jednak mimo
niejsze, kolowrotek nie przenika wszçdzie bez trudu i dziś jeszcze przędzenie
na nim nie jest nawet w Europie wylącznym sposobem przędzenia ręcznego.
W postaci „,czarki" - wspomnianego już kołowrotka wschodniego - prze-
nika on do Europy w wicku XIV. Zauważamy przy tym kilka zjawisk inte-
resujących. Przede wszystkim rozszerza się on z łatwością w ówczesnym przę-
dzalnictwie welnianym, zorganizowanym jako przemyst chałupniczy po miastach
Europy Zachodniej, we Włoszech, we Flandri, tu i ówdzie w Anglii i w Niem-
czech. W ciągu wieków następnych ulega on szeregowi udoskonaleń, doprowa-
dzających do wytworzenia kilku różnych typów kolowrotka – np. typ francuski,
saski, wschodnioniemiecki. Udoskonalenia te przyjmują się z dużą latwością
tych środowiskach, które poprzednio przyjeły typ pierwotniejszy. Ale szereg
środowisk upiera się przy stosowaniu kądzieli z wrzecionem albo wyłącznie,
albo też, jeśli kolowrotek przejmuje, to tylko jako narzędzie sezonowe - Zimo-
we, w lecie zaś przędzie po dawnemu. To, o czym mówimy, stosuje się do wsi
i do małych miasteczek, w których mieszCzanie żyją w znacznym stopniu z rol-
nictwa, i to w takich okolicach, gdzie przędzenie weiny, Inu czy konopi jest
z dawien dawna ogólnie praktykowane przez kobiety, czy to jako przemyst
domowy, czy jako powinność na rzecz dworu pańskiego, czy też jako przemyst
chalupniczy.
Skąd taka nicchęć kobiet wiejskich do kotowrotków? Nie jest to na pewno
cchęć przeciwko narzędziu, ułatwiającemu pracę. jako takiemu. W gruncie
TZCCZy nie mamy tu w ogóle do czynienia z „niechçcią", ale z czymś zupelnie
innym - mianowicie z niemożnością pogodzenia pracy przy kołowrotku, ktora
jest pracą siedzącq, z innymi zajęciami kobiety wiejskiej, zajçciami, wymagają-
cymi nieustannej zmiany miejsca. Tymczasem na kądzieli, zatkniętej za pas
z lewej strony i opartej wierzchołkiem o przegub lewego łokcia, prząść možna
stojąc na polu i nadzorując pasące się gesi, można zwić kilka stóp nici w krót-
kich przerwach między karmieniem drobiu a zajrzeniem do garnka. Slowem
przędzenie najstarszego typu pozwala z jednej strony na jednoczesne wykony-
wanie szeregu czynności gospodarczych koniecznych, z drugiej na wyzyskanie
každej wolnej, najkrótszej nawet chwili. Ci z moich czytelnikow, którzy przewęd-
rowali niektóre strony naszego kraju, na przyklad Kaszuby, widywali na pewno
w lecie gospodynie lub dziewczęta pasące gesi lub owce, dozorujące roboty
w polu lub poruszające stopą kołyskę i jednocześnie przędące. Można z prządkątaką wdać się w rozmowę - palce jej, mimo to, ani na chwilę nie przestają się
poruszać. A kotowrotek wymaga zainstalowania się na czas przçdzenia na
jednym miejscu i nieodchodzenia co chwila od pracy do innych zajęć. Slowem,
trudności, z którymi spotkał się koiowrotek, polegają na tym, że zastosowanie
g0 pociągało przewrót w organizacji pracy w ciągu dnia roboczego.
Tym, jak widzimy, tłumaczy się względna latwość przyjęcia się
w miastach, gdzie prządka bywata specjalistką tylko i niemal wylącznie przçdącą.
z pracy rçkodziclniczej żyjącą, i opór wsi przeciwko kolowrotkowi. W rzeczy
samej kotowrotek ma la kobiety wiejskiej wartość co najwyżej sezonową, jako
narzędzie przędzenia zimowego. W zimie, gdy zakres zajęć kobiecych zacieśnia
sie przestrzennie do izby i do podwórka, które nadzorować można z okna tejże
izby, gospodyni i wiejska dziewczyna mogą zasiąść przy kołowrotkach. Ale
nawet w zimie zachodzą ciągte przeszkody w wiejskim przędzeniu kolowrot-
kowym w ciągu całego dnia. Kobiety mogą zasiąść do kolowrotka bez obawy
zaniedbania innych czynności – dojenia, karmienia drobiu, gotowania strawy
- dopiero wówczas, gdy wieczerza zostanie spożyta i drobne dzieci pójdą spać.
Wówczas właśnie zauwažymy, jak ze wsi calej prządki z kołowrotkami pod
pachą ściągają do jednej z chałup na wieczorne przędzenie, które ma jedno-
cześnie po trochu charakter zabawy towarzyskiej. Koiowrotek na wsi wchodzić
może w grę na szerszą skalę li tylko jako narzędzie przçdzenia zimowego,
Twtaszcza „,wieczornicowego", poza tym, jako narzędzie stale używane, tylko
w wypadku zgrzybiałych staruszek, niezdolnych już do innego zajecia, Nie dziw
więc, že wieś europejska okazywala długo tak mało zapatu dla kołowrotków,.
Giówna robotnica przędzalnicza, mloda kobieta i dorastająca dziewczyna – an-
gielski wyraz spinster znaczy jednocześnie pannai prządka - nie miała na wsi
czasu zasiadać do kołowrotka.
Zdarza się częstokroć, że opór przeciwko wprowadzeniu w życie nowego na-
rzedzia przejawia się nawet wówczas, gdy zastosowanie go nie pociąga žadnej
widocznej zmiany w organizacji grupy produkcyjnej, a nawet w organizacji czasu
pracy posZczególnego robotnika. Mówimy zwykle wówczaso rutynie, o skost-
nieniu. Pomawiamy pracowników o nieuzasadniony niczym tepy konserwatyzm,
o odrzucanie ulepszenia tylko dlatego, że jest nowością i jako nowość budzi
podejrzenia. Bojownicy postepu technicznego nie zdają sobie sprawy z faktu,
ie dtugoletnie wykonywanie pewnych ruchów przy pracy wytwarza automatyzmy
iże im większy jest ten automatyzm, tym większego wysilku nerwowego i psy-
chicznego potrzeba, aby zacząć wykonywać inne ruchy, chociażby byiy one
w sobie prostsze i tatwiejsze - bardziej racjonalne. Robotnik musi jednocześnie
oduczać się i uczyć na nowo, tak że wysitek, podjęty przez niego, jest naprawdę
znacznie większy niż przy stosowaniu dawnego narzędzia. Zachodzi z nim to
samo, co w XIX w. zachodzito z ludźmi przyzwyczajonymi do pisania piórem
cesim, gdy proponowano im stalówki. Nie umieli nimi pisać rỐwnie szybko
irówno. Obsadka wydawała im się zawsze za cięžka, a pióro stalowe wymagalo innego sposobu przyciskania. Stare pokolenie pozostało też wierne piórom
gęsim, a o zwycięstwie stalówek zadecydowaly dzieci szkolne, ktre od razu
uczyiy się nimi pisać. Nie inaczej jest z kopieniaczami w niektórych krajach
podzwrotnikowych, gdy im się proponuje udoskonalone motyki na długich
trzonkach: odrzucają je po krótkiej próbie i pracują dalej przez caly dzień zgięci
wpół, w pozycji nieslychanie męczącej, z którą się jednak „zżyli". Tak zwana
rutyna, tępy konserwatyzm itp. są bardzo często uzasadnione funkcjonowaniem
organizmu psychofizycznego, urobionego w pewnym określonym kierunku.
W innych wypadkach niechęć do ,„nowinck" technicznych jest jednak czymś
więcej: jest formą, w której uświadamia się niejasne poczucie niebezpieczeństw
grożącego dotychczasowej organizacji pracy - organizacji, która jest tożsama
z organizacją grupy w jej funkcjonowaniu najważniejszym dla jej istnienia.
W okolicach roku 1840 chłopi gospodarze w Bretanii francuskiej okazywali
taką, na pozór zupeinie niezrozumialą, niechęć do lekkiego żelaznego pługa.
Trwali uporczywie przy swoich radlach o drewnianej, pionowo stojącej odkład-
nicy i o stožkowatym lemieszu, który dziurawil glebę nie odcinając
zwierzchniej od spodniej. Bylo to narzędzie dziwnie nieporçczne, cięžkie, źle
orzące, wymagające wielkiej ilości sprzçżaju – do czterech par wolów. Mimo to
proponowanych im lekkich pługów żelaznych chłopi używać nie chcieli, przypi-
sując im najrozmaitsze urojone braki. Gdy zaś obszarnicy miejscowi stosować
je zaczęli na bezpośrednio eksploatowanych zienmiach, przyglądali się tej pracy
ufnie, przepowiadając, že nic z niej dobrego nie wyjdzie. I gdy raz na ziemi
jednego z tych obszarników parę plugów polamalo się o kamienie podglebia,
radość i triumf zapanowały w całej parafi. Dopiero podwyższenie czynszów
dzierżawnych, zmusiwszy chłopów do osiągania większej wydajności przy mnicj-
szym sprzçżaju, skłonito ich w końcu do zastosowania pługów. I wówczas do-
piero okazalo się, że poprzednio okazywana niechęć miała swoje uzasadnienie
glębsze. Okazało się naprzód, że pola były gorzej nawoŻone – rzecz zrozumiała
wobec zmniejszenia liczby inwentarza żywego. Straty stąd wynikłe wyrównane
zostały później dziçki nawozom sztucznym, ale nie bez kosztu. Przede wszystkim
jednak praca starym radłem byla nieindywidualną, ale zbiorową pracą kilku
ludzi - oracza gospodarza, kierującego całym zespoem, jego synów i parobków,
prowadzących woty, wreszcie samych wolów i orackiego narzędzia. Gospodarz
gral przy tej pracy rolę podobną do pracy sternika rybackiej lodzi: pracował
wraz z innymi, jednocześnie kierując ich pracą. Był w czasie pracy władcą takim
samym, jakim był w swoim patriarchalnym domostwie wiejskim wśród rodziny
i domowników. Wielka zaś ilość pustaci pozwalała dość tanio utrzymać sprzężaj,
który pasał się na nich. Wprowadzenie pługa pociągało wzięcie pod uprawę
znacznych ilości tych pustaci, w czasie zaś pracy z gospodarzem zrównala się
jego czeladź: każdy parobek prowadzi obecnie pług osobny obok pługa gos-
podarza. Poza tym postęp techniczny rolnictwa w dziedzinie orania zwolnit
wiele rąk roboczych z pracy w zagrodzie. Znalazły one wprawdzie zatrudnienie,
ale już p0za ojcowską zagrodą. I gdy przed blisko stu laty poważni chłopi
gospodarze mawiali, że wszystkie te żelazne plugi prowadzą do demoralizacji młodzieży, wyražali w tym zdaniu poczucie, že organizacja chlopskiej rodziny
natriarchalnej, poddanej absolutnej władzy gospodarza, narażona zostaje
SZwank. W rzeczy samej, synowie i parobcy zaczęli im się wymykać z rak. Dziś
W najodleglejszych nawet zakątkach Bretani grupa domowników nie jest już
tym samym, czym byla przed wprowadzeniem pługa, który stał się symbolem
nadchodzących zmian w całym systemie technicznym w gospodarstwie rolnym.
Obok tych oporów występują jednak i inne: natury moralnej, estetycznej,
religijnej. Dziś jeszcze wielu ludzi uważa za impertynencję skierowanie do nich
listu z życzeniami imienin pisanego na maszynie. Motywuje się często ten osąd
tym, że pismo maszynowe jest czymś nieosobistym, że upodabnia stosunki
towarzyskie do handlowych zacierając wszelką intymność. Zachowuje się też
nisanie niektórych listów piórem, mimo że piszący rozporządzają maszynami.
W innych wypadkach przestarzałe narzędzie techniczne utrzymuje się w szcze-
gólnych dziedzinach stosunków i form równie przestarzałych, odpowiadających
przebrzmialemu ukladowi społecznemu. Grywa się w karty przy świecach, mimo
że w pokoju ma się światło elektryczne. W pojedynku przeciwnicy strzelają do
siebie z pistoletów z przodu nabijanych. Na ołtarzach palą się nadal świece
wOskowe dzięki przepisom liturgicznym. Przed czasem niedawnym jeszcze lud-
ność Chin opierala się budowie kolei żelaznych w mniemaniu, że linie stalowych
utatwiają dziatanie specyficznych wplywów tych stron świata, ku którym
szyn
linie te zmierzają, i tym samym naruszają równowage, zapewniającą spokój
zmartym. Budowa każdej linii kolejowej pociągała dla Chińczyków konieczność
ogradzania grobów, burzenie ogrodzeń starych tak, aby w miejscu wieczystego
snu przodka zrównoważyły się na nowo wpływy północy i poludnia, wschodu
i zachodu. A czyż w Europie nie mamy przykladów podobnych? Stare kroniki
weneckie opowiadają, że zonę jednego z dożów ukarały niebiosa w ten sposób,
ze cialo jej gnić zaczęło za życia, a to za chẹć wyróżnienia się i za pychę.
Czymżeż się objawiały te zdrożne popędy dogaressy? Tym, że mięsa z misy nie
chciała brać palcami i że używala do tego malych metalowych widełek. Widelec.
powszechnie dziś używane narzędzie spoywania pokarmów, spotykał się nie-
gdyś z oporem poważnym.
Nie będziemy przykładów mnożyć. Na tym przerwiemy nasze rozważania.
Wydaje się nam, że to, cośmy powiedzieli, wystarcza, by przekonać czytelnika,
iż wędrówka narzędzia jest sprawą złożoną i że powodzenie jej uwarunkowane
iest strukturą, organizacją pracy, organizacją życia duchowego zbiorowości
przejmującej.
0 notes
gohulec · 2 years ago
Text
"Religia przetrwała tak długo – formułuje Dennett swój ewolucjonistyczny aksjomat – bo musiała przynosić swoim wyznawcom określone korzyści. Na przykład konsolidować grupę, strukturyzować obraz rzeczywistości, dostarczać narzędzi pozwalających doraźnie złagodzić lęk przed nieznanym."
0 notes
teachyourbabypl · 6 years ago
Photo
Tumblr media
🇵🇱 Seria "Baw się kreatywnie" wydawnictwa Aksjomat 😁 Różne poziomy trudności. Quizy i kolorowanki w jednym. 🇬🇧 My girl's quizes and riddles at different levels of difficulty in Polish 😁 She can colour all of them, too. #aksjomat #quizy #kolorowanki #rozwójdziecka #rozwoj #rozwojmowy #dwulatek #twoyearolds #teachyourbaby #bawimysie #prawopolkulowosc #wiedzaoswiecieprzyokazji #zabawairozwój #funandlearning https://www.instagram.com/p/BubkBykAQ1o/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1s9epl2ec0ind
0 notes
nicememe910-blog · 7 years ago
Photo
Tumblr media
3. Aksjo
85 notes · View notes
Text
Rozpiera mnie ból, gdy widzę, że wszystko co tworzę wypada mi z rąk,
z zasady zanim się obrócę brodzę zębami o nowy ląd.
Który, i to chyba aksjomat;
stanowi podrzędną warstwę dna.
Gdy już odzyskam przytomność rozglądam się wokół przez tumany popiołu,
jakbym szukał wyjścia.
A dobrze to znam;
wszelkie empirie poświadczające to jak nisko upadam...
Budzę się tylko niżej i niżej,
by poniewczasie wspiąć się na piedestał iluzji, twając w przekonaniu, że tymczasem jestem gdzieś wyżej.
I topię się już któryś rok w studni bez dna,
z przyświecająca mi na ustach dewizą o treści; "Nie jestem stąd"...
Ale może to i błąd,
zważając na fakt, że każdy owoc prokreacji tej geoidy, to kosmopolita.
Pragnę tylko skomasować obszar pochodzenia swego bytu, i wydedukować co dalej mnie tu trzyma.
W klasyfikacji cywilizacyjnej cech dystynktywnych jest mnóstwo:
od kategorii temperamentów emocjonalnych,
do kwestii dóbr doczesnych takich wyłuszczające się ubóstwo...
I ja chyba też w nim tkwię, wszakże wojuję z frasobliwą pustką,
a mój ornament to życie na rauszu i krasomówstwo.
Albowiem czasami mniemam, że w ten dwójnasób jestem w stanie mierzyć się ze słowem "Jutro"
Chwilami odpływam w abstrakcję, tylko po to żeby nie czuć się sobą,
aczkolwiek to również jakiś synkretyzm, gdyż nie czuję się osobą...
Co więcej; nawet nie jak feniks, ani jak popiół,
raczej jak błąd w systemie, a to zaburza względem mnie spokój.
Gdy biorę, to paruję...
Identyfikuję się wtedy z nihilizmem, natomiast błogość z tym współgra.
Nie zważam na potencjalne bodźce, które mogłyby mi cokolwiek utrudniać.
Egzystuję we własnym wszechświecie,
gdzie nikt mnie nie oceni,
i nie zniesławi tudzież subiektywnie skonstatuje "Co ty pleciesz!?".
Nie wpuszczam tam także nikogo, bowiem nadmieniając fakt powyższy;
kiedy ktoś się zjawia oznajmiam, że "Błota mi naniesiesz".
Znajdując się w swym wyimaginowanym świecie,
wówczas konkluduję; że "Nie ma nic i nigdy niczego nie było".
Chwilę później uświadamiam sobie, iż wrażenie to niefortunnie mi się uroiło,
że krzywdzę otaczające mnie istoty...
Chociaż wcale nie mam na to ochoty,
a po prostu czasami chciałbym pofolgować, a następnie zniknąć...
- Przepraszam za dosadną szczerość, wszakże wiem, że z tego tytułu może być Wam przykro
2 notes · View notes
anty-lela · 5 months ago
Text
Dominik, twoja sztuka nigdy, przenigdy nie będzie grana na koncertach. Ona jest bardzo zła, ale pozwól że uargumentuję: Po pierwsze po twojej playliście inspiracji widać jaką muzykę lubisz, jaka do ciebie trafia, jaką rozumiesz. Jest to po prostu muzyka pop… w czym nie byłoby nic złego, gdybyś nie ukrywał tego i nie wyrzekał się tego. Myślę że dwa główne powody takiego wstydu tym wywołanym to strach przed byciem po prostu “normikiem”, a dwa kwaśne winogrona. Kwaśne winogrona bo mimo tego że taką muzykę lubisz najbardziej brakuje ci umiejętno��ci muzycznych aby napisać coś chociaż w 1/1000 tak chwytliwego, tanecznego, czy przyjemnego w słuchaniu, jak radio-friendly kawałki, którymi się inspirujesz. Dwa, sztuki alternatywnej, czy wręcz awangardowej i transgresyjnej, pod jaką chciałbyś być zaliczany w ogóle nie rozumiesz. Widać to było, kiedy na starym blogu (Mucha69) pisałeś o muzyce Negato “Chinka tylko szarpie losowe struny na gitarze i ludziom się to podoba”. Wydaje mi się że chcesz być zaklasyfikowany do tego nurtu, jako że to co naprawdę rozumiesz, muzyka pop, to dla ciebie kwaśne winogrona. Szczerze nie wiem czy w ogóle rozumiesz jakąkolwiek muzykę… na starym blogu wrzuciłeś  filmiki jak pijany słcuhasz jakiegoś isntra dla popowej ballady i określił to jako “zajebiste intro takie jak Beethoven”. Chyba dźwięk akustycznego pianina wywołał u ciebie skojarzenia a muzykę klasyczną, ale nie mogłeś odnaleźć w głowie innych klasycznych kompozytorów. Ale pomijając brak obycia z muzyką, to największym problemem jest to że twoje teksty są… po prostu złe. Język jest wyjątkowo zły, pretensjonalny, sztywny. Brakuje jakiejkolwiek lekkości w operowaniu nim. Ogólnie jak twoje posty. Nauczysz się czasami jakiegoś słowa jak np “aksjomat” i wydaje ci się że jakieś “mądre” słowo, więc będziesz wplatać je na siłę, myśląc że twój tekst też będzie wydawał się “mądry”, mimo że dla każdego go zna to słowo, jego znaczenie i używa go na co dzień(np czytając literaturę specjalistyczną) to takie zabiegi będą brzmiały po prostu na siłę i wyjątkowo pretensjonalnie. Poza tym brak jakiekolwiek umiejętności operowania metaforą. Nie jestem pewien czy ty w ogóle rozumiesz metafory, czy wagę malowania obrazu słowami. Wydaje mi się że kiedy piszesz teksty po prostu łączysz słowa na zasadzie jakiś luźnych skojarzeń, bez większej głebi ci przemyślenia. 
Widać to strasznie dobitnie w wersach takich jak “oślepia mnie czarne światło, oślepia mnie czarna dziura”. Po prostu fraza “czarne światło” skojarzyła ci sie z frazą “czarna dziura”, ale bez żadnego rozumienia co jedno i drugie znaczy. “Czarne światło” jest o tyle ciekawe że to oksymoron, jakby anty światło, ale nie jego brak, ale “czarna dziura” to wyrażenie z dziedziny astrofizyki, na co charakteryzuje się brakiem światła. Oczywiście można tak analizować każdy wers twojej biedamuzyki, ale koniec końców wystarczy powiedzieć że nigdy nie skleiłeś chociaż jednej metafory która miałby jakikolwiek sens. Po prostu brak ci umiejętności językowych żeby sprawnie i lekko posługiwać się metaforą. Tak, język to też umiejętność  i czas jaki poświęciłeś na ganianie za piłką i robienie w komputer to czas którego nie poświęciłeś na rozwijanie swojego języka. Ale największym, absolutnie największym błędem twojej muzyki jest to ze jest… przeintelektualizowana. I to w najgorszy możliwy sposób. Podobnie jak w prawdziwym życiu budujesz zawiłą sieć intelektualizacji, kłamstw, wizerunków i obrazów, bo boisz że jak ktoś zobaczy prawdziwego ciebie to będzie koniec, tak i twoja twórczość cierpi na to samo. Nie ma w twojej twórczości ani grama emocji, ani grama wrażliwości, ani grama odwagi aby pokazać coś intymnego, pokazać jakąś nagość emocjonalną, podzielić się jakąś trudną emocją. Wszystkie twoje teksty są słabe i tchórzliwe. Tylko masa intelektualizacji żeby się zasłonić, ukryć przed wzrokiem innych, ale za mało odwagi żeby się do tego przyznać.  Nie mówię że sztuka oparta bardziej na intelekcie niż na emocjach musi być zła, w końcu podchodzą pod to filmy Kubrica, ale… trzeba jeszcze mieć intelekt. A Ty? Nie ukrywajmy. Ty nawet nie lubisz się uczyć. Podchodzisz do myśli ludzkiej z podejściem “ja już wszystko wiem, jak już wszystkie rozumy pozjadałem” i wszelka nauka ma dla ciebie wartość tylko jeśli możesz ją spłycić tak aby potwierdzała twoje uprzedzenia, albo zwyczajnie będziesz ją odrzucać. Nie masz podejścia uczonego i badacza. Nie wiem na ile to kwestia charakterologiczna, na ile po prostu brak intelektu, umiejętności i ciekawości, ale fakt faktem nie nadajesz sie do tego. Widać to po twoim podejściu do źródeł i obcowaniu z nimi.   Czyli oto jesteś ty, osoba bez wyrobionego wyczucia muzycznego, która rozumie tylko najbardziej prostą muzykę pop i nic ponad nią. Osoba która chce tworzyć awangardę, tylko i wyłącznie dlatego że jej nie rozumie i wydaje jej się że  “to przypadkowe dźwięki / to każdy może robić”, plus nie brak ci umiejętności aby tworzyć taką muzykę, jaką lubisz. Osoba która jest zbyt fałszywa i tchórzliwa aby stworzyć coś intymnego i otwartego emocjonalnie i zbyt głupia i uparta aby stworzyć coś stanowiącego intelektualne wyzwanie. Osoba, która nie potrafi operować językiem w najmniejszym stopniu, a chce być autorem tekstów… Cóż, Dominik, powiem tak: Jeśli chcesz zostać muzykiem to długa droga przed tobą… ale moim zdaniem powinieneś poprawić kilka innych rzeczy zanim się za to zabierzesz. Jakich? O tym napiszę juz wkrótce. Nie odchodź nigdzie.
Z faktów.
Ta tandetnej jakości rozrywka internetowa prowadzi do jakichś plonów.
Plonem jest twórczość. Na pewno nie można powiedzieć że to nic nie daje.
Nie daje to dyskusja z boomerami na Discordzie. Emocje i kłótnie pobudzają do twórczości. Tekst kawałka nr 4 napisany. Wyobraźmy sobie, że napiszę takich kawałków jeszcze 6 i już co mam grać na koncertach. A jak skille zwiększę, i pisarskie i muzyczne. I generalnie powiedzmy "filozoficzne". Albo 10. Albo 20. Ile to może zająć...kilka lat? Zależy od ilości kłótni, emocji, czasu. Emocje motywują. Do twórczości. Ja to robię świadomie.
Generalnie tworzenie mi się bardziej podoba niż cokolwiek innego. Proces tworzenia.
Życie jest za długie. Życie nieironicznie jest za długie. Potyczki słowne, wymaganie od siebie bardzo dużo przez lata...taka ciekawostka, nagranie utworu to ostatnie moje wykonanie go w życiu. To też jest duże wyzwanie. Żeby się nie powtarzać przy nowej twórczości. Żeby być świeżym ciągle ideowoo, nie traktować tego co się zrobiło jak pamiętnik, a raczej podstawę do robienia czegoś nowego, ale już jednak z tym doświadczeniem, co się zrobiło.
Bo inaczej to co. Stagnacja, to do piachu. Nie ma czasu na nieswiezosc umysłu, to absolutnie kluczowe dla mnie.
Generalnie dużo mojej frustracji jest świadomie nakręcanej, w dużej mierze aby utrzymywać świeżość. Obrażania ludzi, bermud, 3, także.
To jest element, bardzo długiej gry.
Gry bez końca, gry która jest procesem.
To się nigdy nie zakończy.
Jestem i będę absolutnie zafiksowany na fantazyjnej reaktywności, obrażaniu określonych ludzi i grup społecznych. Potrzebuje tego i będę potrzebował. To jest mój sposób na życie. To był mój sposób na życie od zawsze. Od zawsze szkalowalem. Szkaluje. I do końca moich dni będę szkalował.
Enneagram to absolutnie rewolucyjny system w mojej skali życia, nic nie stoi blisko tego. Nic.
Żaden tarot, kabały, alchemie. Po prostu w obrębie niczego nie czułem się tak, że jest to "moje". Typologia to moja religia, i tak pozostanie już do końca moich dni. To jestem ja.
Zainteresowania, które utrzymują się w czasie przez wiele lat, to jest element Ciebie. Ja mogę rozszerzać obszar działania, ale to wszystkow obrębie core, gdzie po prostu powstają kolejne warstwy (mniej istotne) cebuli.
To nie jest tak ważne mówienie o tym, wiem że to nie ma większego celu, prócz procesualnego. Heh, 2L. Smierciowy aspekt nr2, brakuje mu Gebury.
Jeśli kiedykolwiek w moim życiu poczułbym się zbyt dobrze i zbyt pewnie, poczułbym że się dopasowałem.
Dużo samospełniającej się przepowiedni także.
To byłoby gnicie.
Co tam jeszcze, generalnie nie mam zasobów wolicjonalych by żyć na innych warunkach. Takie sobie znalazłem sposoby na motywację do życia, i będę to kontynuował.
Do jakichś zmian w core to może mnie zmusić samozachowawczośc, ale nie jakkolwiek relacja. Nie do końca sądzę że relacje dla mnie są kryterium samozachawaczym, raczej...dodatkowym. Dla relacji to się mogę zmienić doraźnie, ale core...nie
Generalnie, ja lubię siebie, ale nie lubię że muszę oddychać tlenem z tymi samymi ludźmi, na których patrząc czuje tylko obrzydzenie.
Czym jest praca? Zapierdalaniem w imię czyjejś idei, w którą nawet się nie wierzy..
Czy wierzę w swoją twórczość? Oczywiscie że tak.
Wybór jest oczywisty. Dopóki może
8 notes · View notes
Photo
Tumblr media
Szef SDP: Zachodnie media przyjęły punkt widzenia takich partii jak PO czy Nowoczesna. To zaskakujące Dominująca większość zachodnich mediów przyjęła aksjomat, że w 2015 r. w Polsce do władzy doszła partia antydemokratyczna; jest to punkt widzenia opozycji - mówi PAP Krzysztof Skowroński, szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i współwłaściciel Radia Wnet.
0 notes
lakeisleofinnisfree · 6 years ago
Text
"Negatywizm, brak, rozczarowanie, nieszczęście są spostrzegane coraz częściej jako wady moralne, a nawet gorzej, jako demoralizacja na podstawowym poziomie istnienia. Zauważalny jest intensywne nasilenie zjawiska, które moglibyśmy nazwać biomoralnością (albo moralnością uczuć i emocji), które promuje podstawowy aksjomat: osoba czująca się dobrze (i odczuwająca szczęście), jest dobrą osobą; osoba czująca się źle, jest złą osobą."
- Alenka Zupančič - In The Odd One In, cytowane w: C. Cederström, A. Spicer - „Pętla dobrego samopoczucia”
4 notes · View notes
Text
Chcesz zacząć żyć zdrowo? Pozwól, że podzielę się z Tobą moimi doświadczeniami apropo początków zdrowego trybu życia.
Przywitam. Miałem chęć dzisiaj wam zrelacjonować casus z mojego świat mateuszsowinski.com masaż. Epizod w którym moje ikra zmieniło się o 360 laurek. Dotychczas drzemałem ospałym operatorem celi, który prócz pracą bezpotomne co przedsiębrał nieodrodny chrapnął sobie. Jeszcze czego puściłem się nigdzie, nic gniazdka z kolegami. Taki dobry smak wigor konwojował moje organ w stronę dość słusznej okrągłej. Myślałby kto popadałem w się z niniejszy zbytnio ekskluzywnie niemniej jednak dobre sobie skarżyłem się na pod nosem wszystko żadnej motywacji a także kilowata w stronę identyczny by się za siebie pozabierać. Niemniej jednak zachodził przekonany mgnienie gdyby seksapil we mi popękało. Pędził żywot poniższy detal wśród sztuczne ognia karnawałowej . Upodobniłem się się za Dodę w takim razie w prostej linii – peruka makijaż garderoba. Jednakowoż kilka osób podpatrzyło, iż patrzę jak gołąbeczka w ciąży z niezbitych źródeł. Aha cóż.. otwartość waży się zaboleć ale też żyje nieziemsko plastycznym zapalnikiem na kroki. Coraz to się oszukujemy chyba fizycznie nie bardzo głodniejąc pojąć pewnika. Co za bliźniaczy śpieszy. Skądże znowu zatrudniamy się ulepszanie. Przespało parę dni od ów koleje tudzież stwierdziłem, jako że identyczny zamknięcie. Nie przełyka ślinkę jeszcze odbywać się jak ktoś kim jakżeby inaczej namacalnie wewnątrz wcale goszczę. Zdałoby się inkasować nieodrodny natężenie i dopiąć intymnego. Jak dobrze by było przedsięwezmę akuratnie następujący za nic w świecie zacznę przenigdy. Taka kryje się aksjomat. Oraz konwencjonalno się. Inaugurowałem plądrować znośnego demonstratora personalnego, takiego który najlepiej żyje ku nowela fizjoterapeutą. Szkic przy kamerach wyuczy się rzeczywiście wielce skrępować bicepsy. Stwierdziłem, albowiem wpierw rozeznaję podpytać kolegów, których znowu mam. Pewien z nich żyje naprawdę zwinny, zawsze czubiasty ikry. Po pytajnik polecił mnie instruktora personalnego, który przy prawa do pozostaje fizjoterapeutą. Orzekł, jako że w razie czego bezpośrednio niniejszy z udanym demonstratorem znowu absolutnie nie potrenował. Okazał pomoc mu ze startem w trakcie rozpoczęcia jego perypetie z zakładaniem wewnętrznej sylwetki. Klaps w siedem dniu huśtał bliżej Mateusza boć zobaczy się bliżej nazwisko panieńskie rozporządza owy demonstrator) w stronę fatyga Fizjoterapeutyczne, które był zdania za niezastąpionym detalem zapraw. Wyrazy wdzięczności fizjoterapii jego spięte bicepsy się rozluźniały co nie całkiem jedynie zlało się na patyna corocznego energia. Lecz podobnie ku jakość snu. Potrafił chrapnąć sobie krócej wypoczywając oczywiście samo jak osoba która rozsypia się do przykład pół godzinę dłużej. Co sam odbywałem na własnej skórze – ale identyczny następnie. Zajrzałem na stronę mateuszsowinski.com , powynajdywałem kontakt a także telefonowałem. Oznaczyłem się w stronę jasność kolejny na poradnictwo testową. Po dyspucie dzierżyłem linia konceptu lekcji. Dlaczego jedynie konspekt? Jak następujący Mateusz oświadczył – Praktyka Uzewnętrzni się. Kołysze o taki sam, bowiem wykluczone zaniesie się ajuści o zestawić konceptu o bezbarwną teorię. Jedna osoba jednakowy indywidualny zaburzenie. świeże koniunktura , niestereotypowa genetyka, różnorodne cele. Publicznie ajuści podołałem się dopracować zasadniczego treningu. Z pewien prawicy nieodrodny choć węzłowy zaprawa. Z kontrastowej taki sam faktycznie wielki kruszywo epokowy w moim ikra. Nic z tego rozeznam się jakie dobiję się impresje ani nawet jak nielekko kryje się. Posiądę wiedzę sporo, bo oddam z siebie wszyscy tudzież absolutnie nie odpuszczę. Boć jeśliby współcześnie odpuszczę jestem w stanie basta przenigdy za żadne skarby nie przepuścić ku siłownię. Co kiwnie palcem mi poniżej kryzys prowadziłem jakieś życie w brudzie ujścia. Współcześnie chadzam po 2 siedem dniach treningu. Ku genezy prowadziło jakieś życie nielekko czego ajuści nadeśle się ukryć. Wszelako taki sam prowadził jakieś życie jedynie inicjujący siedem dni. Obecnie przebywa coraz prędzej. Moja kondycja, samoocena, zawartość siły poszybowały w wzgórze w de facto zastraszającym tempie. Przy sprzyjająca okolicznej przełomowość zasiądzie do zstępować. Rozpromienię się, bo dałem głos na Matiego. Oraz rodzicielek faszeruję, albowiem wciąż będę usatysfakcjonowany.
1 note · View note
mlodymodigliani · 3 years ago
Text
Aksjomat równości głosi, że x zawsze równa się x: zakłada, że jeśli mamy obiekt zwany x, obiekt ten musi być zawsze równy sobie, że ma w sobie swoistą unikatowość, że cechuje go coś tak nieredukowalnego, że trzeba przyjąć jego absolutną i niezmienną równość sobie po wsze czasy; jego istota nie może zostać odmieniona. Ale nie sposób tego udowodnić. Zawsze, absolutnie, nigdy: oto są słowa, które na równi z liczbami tworzą świat matematyki. Osoba Ja będzie zawsze osobą Ja. Kontekst może się zmienić: możemy być w mieszkaniu, możemy mieć pracę, którą lubimy i za którą nam dobrze płacą, możemy mieć rodziców i przyjaciół, których kochamy. Możemy być szanowani, a nawet budzić lęk. Ale w swej istocie jesteśmy zawsze tą samą osobą, osobą skazaną na nienawiść. I w tej mikrosekundzie, w której znajdujemy się zawieszeni w powietrzu, pomiędzy ekstazą bycia w górze a spodziewanym lądowaniem, które, jak wiemy, będzie twarde. Wtedy zrozumiemy, że x będzie się zawsze równać x, bez względu na co to zrobimy, ile lat upłynie od naszego dzieciństwa, naszych traum, bez względu na to, ile zarobimy czy jak bardzo będziemy się starać zapomnieć.
1 note · View note