#Gościni
Explore tagged Tumblr posts
Text
Gościni Marcin Napiórkowski
W Gościni straszy jedynie duch Marcina Napiórkowskiego. Fakt, że duch ten jest ciągle żywy nie robi czytelnikowi specjalnej różnicy. Continue reading Untitled
View On WordPress
#dawni bogowie#demony#Dom w Głębi lasu#duchy#Gościni#Gościni recenzja#herbata#horror#Książka#legendy#Marcin Napiórkowski#Mitologia Współczesna#mity#recenzja#recenzja książki Gościni#the Ring#upiory#współczesne mity
1 note
·
View note
Text
Kochani, oto szczególna Gościni naszego radiowego Festiwalu. Przed Wami DJ ALIENA!!! Jak sama mówi, zachwycona logiem naszego radia, postanowiła przyjrzeć się działalności Rave FM i spróbować swoich sił w kosmicznej selekcji. Będzie dużo dźwięków nie z tej Ziemi! Przygotujcie się na Odlot 👌👽👾
Rave FM Audio Festival
#DJ#dj's#dj life#techno#electronic music#experimental music#electronic#female dj#girl dj#woman dj#edm#rave#rave culture#po polsku#polski tumblr#kraków#rave fm#ravefm#polska#radio#audycja radiowa#dj set#dj mix#djing#alien#alien girl#ufo#aesthetics#kultura
7 notes
·
View notes
Text
Hejka motylki
Hej ogólnie jestem tutaj nowa ( motylkiem jestem już chyba 2 lata lecz od grudnia ( 2023 ) to mi weszło tak mocno że zaczęłam no o tym mocniej myśleć, brzydzę się swojego ciała i brzydzę się siebie gdy jem. I wpadłam nie dawno na pomysł o nospie ( lek na ból brzucha ) i myślicie że on mi pomoże z głodem? Nie będę go aż tak czuć?
Co zjadłam i ile miało kcal?
• Pół pieroga z truskawkami — 60 kcal
• jabłko — 35 kcal
• spaghetti — 531 kcal
Daily Vlog
• chipsy — 128 kcal
Odczucia
Tego pieroga zjadłam żeby nie wzbudzać podejrzeń w szkole, myślałam ze przez to nie zjem w domu obiadu, ale było spaghetti, mama wie że to moje ulubione i powiedziała że specjalnie dla mnie to zrobiła. Nie miałam serca jej odmówić, a chipsy, nie chciałam cholernie, ale nie chciałam stresować brata ( byliśmy w gościnie ) nie chciałam żeby stresować go, było tam dużo ludzi a to by było dla nich zbyt dziwne że on odmówił. Czuje się okropnie że tyle zjadłam. Jutro chce zrobić głodówkę ( jutro jeszcze wstawię wam czy mi się udało )
Ugw Cw itd
Ugw — 35 kg
Cw — 43.20kg
Hw — 45.5 kg
#motylki any#lekka jak motyl#bede motylkiem#jestem motylkiem#blogi motylkowe#motylki blog#motylki#chce byc lekka jak motylek#chce byc szczupla#chce widziec swoje kosci#nie chce jesc#chce byc idealna#nie chce być gruba#nie jestem glodna
9 notes
·
View notes
Text
Czas na kolejny podcast który powstał na bazie audycji DBMS która to miała miejsce w Naszym radiu już jakiś czas temu. A w nim, mroczny, energiczny, ostry, industrialny mix od gościni z północnej części polski o pseudonimie Bulicz. Ostrzegamy tylko, że ten set może Was wywalić z butów, gdyż jest to istne techniczne piekło - w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście 🙂 Idealne dla tych którzy wolą więcej muzyki niż.. pogadanek 😃 #industrialhardtechno
#hard techno#schranz#industrial techno#electronic music#テクノ#techno#bulicz#dj#dj mix#dj set#blazik#dbms
4 notes
·
View notes
Text
SO YOU WANT TO SELL YOUR SOUL - HELPFUL BOOKLET
suggested price: half of a hair color or an equivalent
FIRST: DO NOT DO THIS
No matter the reason you have for selling your soul, no matter the result you are hoping for, it will not be a fair deal. Yes, there are extreme situations, when you really need what a demon is offering. Health, power, fullfilment - all these things are tempting. However, whoever you are, it's almost certain you do not have any thing a demon truly wants and they do have what you do want.
SECOND: BARGAIN
This point of the booklet will be more helpful for a reader that by chance does have something a demon wants. Still, everyone should pay attention here if they are making a deal with the abyss. If you sell a soul, make it as expensive as possible. Preferably summon two demons and make them negotiate the lightest suffering for yourself or the best, most satisfying wish to be made true.
THIRD: NEVER SUMMON A DEMON PROPERLY
Rituals have power. If you do meet the required forms, then they will work outside of your intent and understanding. Rituals that summon the abyss where not made for human's convenience. They exist so that demons may easier abuse human and inhuman hospitality.
FOURTH: DO NOT BE AFRAID
Demon cannot possess you without your consent. Don't let them intimidate you to agree to their offer with threats. The worst that may happen is non-lethal curse, that you may remove for a low price. Possessions happen only after you agree on a deal, that's another level of hospitality that abyss cannot break.
FIFTH: IT WAS NICE TO MEET YOU
Dear reader, as without heeding the first advice your chance of survival is rather pitful, we offer fitting countercurses for your family, so that your loved ones wouldn't be hurt by the long term results of you selling your soul. Please contact us at the attached address.
A WIĘC CHCESZ SPRZEDAĆ SWOJĄ DUSZĘ - BROSZURA INFORMACYJNA
cena sugerowana: pół koloru włosów lub ekwiwalent
PO PIERWSZE, NIE RÓB TEGO
Niezależnie od tego z jakiego powodu chcesz swoją duszę sprzedać, na jakie efekty liczysz, nie będzie to uczciwy układ. Oczywiście, są takie sytuacje krańcowe, gdzie naprawdę potrzebne jest wam to, co demon oferuje. Zdrowie, potęga, spełnione życzenia, to wszystko kusi. Z tym, że kimkolwiek jesteś, nieomal na pewno nie masz nic, na czym faktyczie zależy demonowi, on zaś z pewnością ma to, czego chcesz Ty.
PO DRUGIE, TARGUJ SIĘ
Ten punkt porady będzie znacznie bardziej przydatny dla czytelnika, który dziełem przypadku faktycznie ma coś, czego chce demon. Wszyscy jednak powinni się do niego zastosować, jeśli już po pakty z otchłanią sięgną. Gdy sprzedajesz duszę, to sprzedawaj ją tak drogo, jak to tylko możliwe. Najlepiej przywołaj dwa i doprowadź je do negocjowania jak najmniej obciążającego kosztu lub jak najbardziej sycącego życzenia spełnionego przez pakt.
PO TRZECIE, NIGDY NIE WZYWAJ DEMONA POPRAWNIE
Rytuały mają moc. Jeśli wypełniasz formy rytuału, to wejdą one w życie niezależnie od twoich intencji i ich rozumienia. Rytuały wzywające otchłań do twojego domu nie zostały stworzone, by zapewnić wygodę człowiekowi. One istnieją po to, by demonom łatwiej było przekroczyć granice ludzkiej i nieludzkiej gościny.
PO CZWARTE, NIE DAJ SIĘ ZASTRASZYĆ
Demon nie może Cię opętać, dopóki mu na to nie pozwolisz. Nie daj się zmusić do przyjęcia jego oferty przez groźby. Najgorsze co może się wydarzyć to klątwa, która nie będzie śmiertelna i za drobną opłatą łatwo będzie się jej pozbyć. Opętania następują dopiero, gdy zaczniesz zgadzać się na układy, to kolejny jeszcze poziom ludzkiej gościnności, której otchłań złamać nie może.
PO PIĄTE, MIŁO BYŁO CIĘ POZNAĆ
Drogi czytelniku, ponieważ bez wypełnienia porady numer jeden, twoje szanse przeżycia są bardzo mizerne, to chcemy zaoferować twojej rodzinie odpowiednie przeciwklątwy, które mogą zapobiec dalekosiężnym skutkom sprzedaży twojej duszy, które mogłyby dotknąć twoich bliskich. Prosimy o kontakt załączony adres wydawnictwa.
1 note
·
View note
Text
“Solaris”
Teatr: Narodowy Stary Teatr w Krakowie / Festiwal Opera Rara / kooperatyw muzyczny Hashtag Ensemble / Warszawskie Towarzystwo Sceniczne
Reżyseria: Waldemar Raźniak
Mam nieodparte wrażenie, bazując na danych z mojego ulubionego źródła, czyli instytutu im . Doktora House’a z Uniwersytetu Danych z Dupy (czyli, jak widać, znamienite i relewantne źródło informacji), że „Solaris” to najbardziej znana książka Lema. Tak naprawdę wydaje mi się tak z powodu licznych ekranizacji i kliku scenicznych wersji, które miałem przyjemność lub nieprzyjemność oglądać. Dlatego właśnie byłem mocno podekscytowany jak tylko usłyszałem, że w ramach Festiwalu Opera Rara będzie można obejrzeć interpretację tej powieści przepuszczoną przez szkiełko wrażliwości i estetyki Waldemara Raźniaka (obecnego dyrektora Narodowego Starego Teatru). Niesamowicie ciekawiło mnie jakim Raźniak jest reżyserem, bo nie miałem nigdy przyjemności zobaczyć żadnego spektaklu przy którym pracował. Zadawałem sobie bardzo mocno pytanie – czy jest tak samo dobrym reżyserem jak dyrektorem? Dodatkowo ciekawym elementem było to, że pokazy odbywały się w Narodowym Centrum Promieniowania Synchrotronowego SOLARIS, przestrzeni zwykle nie tak łatwo dostępnej.
W „Solaris” obserwujemy Krisa Kelvina, który przybywa na stację kosmiczną, aby rozwikłać tajemnice dziwnego zachowania załogi i dowiedzieć się, czemu Gibarian odebrał sobie życie. Po przybyciu okazuje się, że sprawa jest bardziej nadnaturalna niż detektywistyczna. Kris dowiaduje się, że ocean z planety Solaris, wokoło której krąży stacja, wysyła do członków załogi „gości”, czyli fantomowe istoty przybierające postać bliskiej osoby członka załogi. Sprawa wygląda dosyć poważnie, zwłaszcza gdy Kelvin zauważa, że powodem samobójstwa Gibariana był gość, który przybrał postać jego dawno zmarłego ojca. Atmosfera gęstnieje, gdy Krisa odwiedza jego dawno zmarła ukochana, do której śmierci sam Kelvin mocno się przyczynił. W ten sposób rozpoczyna się pewnego rodzaju gra między Rheą (gościnią Kelvina) a samym Kelvinem; on wie, że ona nie może być prawdziwa, ale z miłości do prawdziwej dawno zmarłej kobiety zatrzymuje ją przy sobie; ona natomiast, im dłużej z nim przebywa, tym bardziej zaczyna sobie uświadamiać, że nie jest Rheą i coraz bardziej popada w potworny lęk niemożliwości określenia czym jest.
Całość tej opery została poprowadzona pod przewodnictwem dyrygentki Lilianny Krych i licznej grupy muzyków, którzy – ku mojej uciesze – nie byli ukryci, ale brali czynny udział w spektaklu, często mieszali się z aktorami; trwał doskonale zaplanowany i wymyślny dialog muzyki z aktorem i z samą treścią libretta (za które odpowiadał reżyser – Waldemar Raźniak). Co ciekawe, w tym operowym spektaklu miejsce tradycyjnego śpiewu operowego zajmuje wokal generowany za pomocą algorytmu komputerowego i sztucznej inteligencji, które trigerowali aktorzy i muzycy swoimi głosami i instrumentami. Warstwa muzyczna robiła piorunujące, iście kosmiczne wrażenie, które zasługuje na gromkie brawa.
Bardzo ciekawe w kontekście treści było dla mnie odejście od najczęściej wybieranego kierunku interpretacji powieści Lema, czyli problemu niemożliwości komunikacji i porozumienia się z oceanem na Solaris, a przyziemnie: ludzi między sobą. Raźniak przy adaptowaniu skupił się mocno na relacji Kelvina ze Rheą i stworzył chwytającą za flaki opowieść o nieutulonej tęsknocie za kimś, kogo się straciło. O bólu i samotności tak przejmującej, że szuka ukojenia w fatamorganie, mimo świadomości, że nie ma już szansy na powrót dawnych, szczęśliwych czasów. Finałowa scena, w której Kelvin zostaje sam, gdy gościni-Rhea znika, była dla mnie paraliżująca; człowiek tak bardzo tęskni, że postanawia czekać i liczyć na to, że cień zmarłej osoby jeszcze się kiedyś pojawi; czeka bez gwarancji, że to się wydarzy, ale nic innego już mu nie pozostało. Uwypuklenie tego wątku było fenomenalnym pomysłem i mocno to odróżniło tę wersję „Solaris” od poprzednich, które widziałem.
Jeśli chodzi o aktorów Teatru Starego, którzy podjęli się przylecenia na Planetę Solaris – są fantastyczni. Jak zawsze nie da się od nich oderwać oczu. Duet Staniec – Zawadzki, którzy grają Rheę i Kelvina, robi ogromne wrażenie, czuć wręcz w powietrzu to uczucie i ten żal z przeszłości, jaki jest między nimi zakopany. Podkreślę też, że to, co Karolina Staniec wyczyniała w tym spektaklu, jest nieziemskie. Zresztą, to wybitna aktorka, która już nieraz mnie chwyciła za serce, czy to w „Genialnej przyjaciółce”, ���Klątwie rodziny Kennedych” czy „I tak nikt mi nie uwierzy”. Klasa sama w sobie, dobrze kolejny raz oglądać jej kunszt.
Podsumowując, „Solaris” było dla mnie doświadczeniem duchowym w warstwie wizualnej, muzycznej i przede wszystkim znaczeniowej. Waldemar Raźniak wraz z całą ekipą zrobił operę-petardę. Totalnie szkoda, że zakończyła ona swój żywot wraz z festiwalem, bo naprawdę chętnie obejrzałbym ten spektakl kilka razy, żeby móc nurzać się w tym smutku. Całkowicie mój rodzaj teatru, który prócz pięknego opakowania ma też treść. NA BOGA, PANIE WALDEMARZE, PROSZĘ O WIĘCEJ!
1 note
·
View note
Text
2. Zieleń Czerwieni
Szmaragdowe ściany Ministerstwa Magii pod żadnym pozorem nie oddawały mroku panującej tu obecnie atmosfery.
A podobno zielony to kolor nadziei i równowagi.
Knot - jak to kochany minister - zawsze wiedział najlepiej i nie miał zamiaru wierzyć w "wymysły czternastolatka". Gdyby nie fakt, że ten czternastolatek był straumatyzowany na tyle, by nie pamiętać nic między odrodzeniem Voldemorta a końcem roku szkolnego, pewnie przyznałaby mu rację. Chłopaka cały rok śledził śmierciożerca, do diabła, a ten idiota uparcie twierdził, że Bartiemu pomógł uciec Syriusz Black. Większego bałwana chyba jeszcze nie widziała...
Jeszcze śmierć tego Puchona. Jak on miał na imię? Pedro, Carro... Nie miała pojęcia. Pamiętała jego wiek, 17 lat. Całe życie przed nim, ledwo go zasmakował, a już został go pozbawiony... Nie byłby to pierwszy raz, kiedy Czarny Pan zamordował kogoś tak młodego, ale minęło sporo czasu, odkąd dokonał ostatniej zbrodni. Zabójstwa Potterów.
Gdyby była na tym przeklętym cmentarzu, pokazałaby mu, co dzieje się z tymi, którzy krzywdzą niewinnych...
Ale jej tam nie było. Przebywała wtedy u swojego kuzyna w gościnie, kiedy Czarny Pan wezwał swych popleczników. Narcyza spanikowała, nie chciała, by jej mąż tam szedł. Musiała zostać z nią, dopóki Lucjusz nie wrócił. Minęło kilka godzin. Próbowała ją uspokoić, ale na nic się to nie zdało, kobieta nie była w stanie. Ostatecznie zasnęła z głową na jej kolanach dzięki historiom z Ameryki i kilku kroplom Eliksiru Słodkiego Snu. Pan domu wrócił w środku nocy cały we krwi. Mogła się tego spodziewać, w końcu jego "mentor" nie należał do najłaskawszych czarowników. Spędziła całą noc, lecząc go, w duchu dziękując losowi, że Narcyza zasnęła, nim jej mąż pojawił się w posiadłości. Dawno nie musiała używać kursów uzdrowicielskich poza pracą... Im więcej się zmienia, tym więcej pozostaje niezmienne.
Lucjusz, ty i te twoje gierki...
Kobieta zmierzała właśnie w stronę swojego wydziału, idąc z pewnością siebie, której mógłby pozazdrościć niejeden Black czy Rosier. Jej butelkowozielone szaty idealnie dopasowane do czarnych, skórzanych legginsów, powiewały za nią, gdy szła korytarzami ministerstwa. Przeważnie nie przywiązywała zbyt dużej wagi do ubrań, ale jej współlokator polecił jej założyć coś stosownego, więc go posłuchała. Nie podał jej powodu, ale nie chciała zbyt wielu zbędnych pytań - po prostu to zrobiła.
Świat zdawał się ją ignorować, za co była wdzięczna. Jak ona nienawidziła tych rządowych pracoholików, udających, że praca w ministerstwie to sama frajda, i robiących wodę z mózgu praktykantom. Jak narazie na nikogo takiego nie wpadła, więc dzień zapowiadał się znakomicie.
- Odette! - Ktoś krzyknął za nią.
Niech cię coś...
Jeśli wcześniej twierdziła, że większego idioty niż Knot nie było na Ziemi, to się myliła. Oto nadchodził.
Podbiegł do niej mężczyzna niewiele wyższy od niej, o czarnych włosach i oczach koloru krowiego łajna. Inne widziały w nich miodowy brąz, piwną toń, ale... ona nie była jak inne. Nigdy. Na pewno nie w jego przypadku. Miał piękny uśmiech, ale krzywe zęby, drogie szaty, za to gust wygrał na loterii Proroka Codziennego. Do tego posiadał charakter zgniłego orzecha - niby dobry z zewnątrz, zepsuty w środku.
Odwróciła się do niego i czekała, aż zacznie kolejną traumatyczną historię ze swojego życia, po której zada następne bezsensowne pytanie. Właśnie podbiegł do niej, oparł się ręką o filar, przy którym stała i rzucił jej jeden z tych jego oklepanych uśmieszków.
- Hej, Malfoy! - zawołał, znacząco unosząc brwi.
- Witaj, Brianie - odparła niewzruszona.
Chłopak - bo mężczyzną jednak nie można było go nazwać - przerzucił włosy przez ramię i skrzyżował ręce na piersi.
Faceci...
- Szukałem Cię - zaczął niewinnie. - Mam do Ciebie pewną sprawę, niecierpiącą zwłoki. Zająłbym się nią sam, ale kiedy parę lat temu dostałem coś podobnego, to...
Ocho, zaczyna się.
- Do rzeczy, Pickles - pospieszyła go. - Daruj sobie tę nic nieznaczącą historyjkę i mów, czego chcesz - zażądała.
On i jego wybryki... Doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Nie musiała czekać na odpowiedź, żeby przewidzieć, jak skończy się ta konwersacja. O ile się skończy... Pickles miał ten irytujący nawyk łażenia za nią wszędzie, gdzie mógł, odprowadzania jej pod każde drzwi, jakie znalazł, pytania o najbardziej przypadkowe rzeczy, które przyszły mu na myśl - od pogody zacząwszy, na kolorze podłogi w damskiej łazience na trzecim piętrze ministerstwa skończywszy.
- Wiesz, ostatnio na Pokątnej otworzyła się nowa restauracja - zbliżył się do niej, dzięki czemu jego twarz była kilka centymetrów od jej nosa.
Umyłbyś chociaż zęby.
- Tak sobie pomyślałem, czy chciałabyś może sprawdzić ze mną, jak z menu. Tylko ty i ja - przybliżył się jeszcze badziej.
- Nie - stwierdziła bez zastanowienia, odsuwając się na dwa kroki.
Odette odwróciła się, by jak najszybciej wejść do windy, zanim jej adorator zdążyłby za nią pójść, ale widocznie była za wolna.
- A do Miodowego Królestwa? - zapytał z nadzieją.
- Znasz odpowiedź - stwierdziła, nie patrząc za siebie.
- A do... - urwał, nim zdążył dokończyć.
- Naprawdę cię nie rozumiem! - rzuciła kobieta, odwracając się, by na niego spojrzeć. - Mógłbyś mieć każdą z tego Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof, a wolisz uganiać się za kimś, kto odrzucił cię już 57 razy.
Brian wydawał się trochę zmieszany. Nie stał już oparty o filar, ale kilka kroków przed nią, gładząc swoje włosy i desperacko próbując przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby go z tej sytuacji wybronić. Jego spodnie w kolorze zgniłej zieleni w dziwny sposób odbijały światło świec, a nieco ciemniejsze ubrania w kropki okalały jego wysportowaną sylwetkę. Szkoda, że o mózg tak nie dbał.
Nie dość, że pachnie ogórkami, to jeszcze wygląda jak korniszon... Czysty Pickles.
- Dla takiej piękności warto się czasem ośmieszyć - pozbierał się sprawnie.
Na jego twarz wrócił figlarny uśmiech, a Odette tylko przewróciła oczami.
- Doprawdy wielkie poświęcenie - mruknęła, odwracając się.
Nim zdążyła wejść do windy, Brian złapał ją za rękę i sprawił, by na niego spojrzała. Jego oczy błyszczały pragnieniem, a postawa pozostawała nieugięta. On naprawdę nie chciał się poddać.
- Minister wybrał mnie do roli szpiega w Skrzydle Szpitalnym, w Hogwarcie. Bones mówiła, że kiedyś myślałaś o posadzie szkolnej pielęgniarki - rzekł rzeczowo Brian. - Mamy to samo wykształcenie. Jeśli oddam ci tę robotę, umówisz się wreszcie ze mną?
Dobra, musiała przyznać, że to już było poświęcenie. Jeśli Pickles mówił, że odda posadę, którą wybrał mu sam Knot, tylko po to, by poszła z nim na randkę, to naprawdę musiało mu zależeć. Jednak zastanawiało ją coś jeszcze innego.
- Pytałeś Amelii Bones, jak mnie poderwać? Od kiedy stare panny dają dobre rady sercowe? - zapytała go, znów się odsuwając. - Poza tym - dodała oburzona. - nie bawię się w donosiciela.
Już miała iść dalej, kiedy usłyszała zdesperowanego uzdrowiciela.
- Nie masz zbierać informacji - wyjaśnił pospiesznie, nie chcąc stracić szansy. - masz pilnować, żeby Pomfrey nie krzywdziła uczniów. Wiesz, że pracuje dla Dumbledore'a.
A ten znowu o tym. Jakby Dumbledore skrzywdził kogokolwiek przez ostatnie 40 lat. Mogła się tego spodziewać, inaczej Knot nie wysyłałby ministerstwa do szkoły. Z drugiej strony, jeśli stary profesor rzeczywiście coś kombinuje, nie wybaczyłaby sobie, gdyby tym dzieciakom coś się stało. Nie, jeśli mogła temu zapobiec.
Brian musiał wyczuć jej wahanie, bo żeby dodać jej pewności, wyjawił, że zapłacą podwójnie. Nic nowego. Co prawda z kasą nie było u niej krucho, na pewno nie odkąd wprowadził się do niej Ral, z którym teraz dzieliła koszty, ale dodatkowe pieniądze w tych czasach niczemu nie przeszkadzały. Wychodziło na to, że miałaby jedynie pilnować nastolatków, leczyć uczniów, mieszkać sobie w zamku, zdawać relacje raz na miesiąc i dostawać za to podwójną pensję. I za co? Za jeden wieczór z Brianem?
- Jedna randka? - upewniała się.
- Tylko jedna.
Jego twarz rozjaśniała na chwilę. Jeżeli tak miało to wyglądać, nie mogła odmówić. Wchodziła w to.
- Jutro o 18 przy sklepie Madam Malkin. Tylko załatw mi tę pracę - dała za wygraną, odwracając się w stronę windy.
Brian, jak na zawołanie, podleciał do niej z uśmiechem większym niż kiedykolwiek widziała na jego ustach. Zdawał się latać, a nie chodzić, a jego oczy przez chwilę nabrały tego dziwnego miodowego połysku, o którym mówiła co druga pracownica ich departamentu.
- Dzisiaj o 12 jest rozmowa - powiedział jej. - Pójdziemy razem. Wyjaśnię całą sytuację i dostaniesz tę posadę.
Weszli do windy i wybrali poziom trzeci. Nikt się nie odzywał. Brian bał się, że straci to, co przed chwilą udało mu się załatwić, a Odette nie miała ochoty przerywać tej kojącej ciszy, która ostatnimi czasy stała się rzadkością w jej codzienności.
Jeśli Pickles wszystko załatwi i przez następny rok będzie mogła żyć jak pani na zamku - dosłownie - to jedna randka jej nie zbawi. Poza tym pochodził z rodu półkrwi, a jej rodzina byłaby w stanie to zaakceptować na tę jedną noc. Jeśli przeżyje wieczorne wyjście z Brianem, to nic jej już chyba nie zabije.
Dotarli na odpowiednią kondygnację i opuścili windę. Korytarze tu bardziej przypominały Szpital Świętego Munga niż Ministerstwo Magii, ale taki wystrój jej odpowiadał. Przynajmniej żaden zaspany pracownik nie mógłby przypadkiem wejść do gabinetów uzdrowicielskich, bo tej części budynku nie dało się pomylić z żadną inną. Od razu widać było, że to zdrowotny departament.
Już miała otworzyć drzwi swojego biura, gdy usłyszała melodyjny głos Briana.
- Nie wystawisz mnie, prawda? - chciał się upewnić czarodziej.
- Za kogo ty mnie masz?
Rzuciła mu przez ramię oburzone spojrzenie i bez słowa weszła do gabinetu, trzaskając drzwiami.
~*~*~
Była 11:55, kiedy zmierzała, na szczęście sama, w stronę biura Knota. Brian obiecał jej, że spotka się z nią na miejscu, więc miała parę minut spokoju.
Szła i przyglądała się naściennym arabeskom, zdobiącym ministerialne sklepienie. Tutaj zasiadały największe głowy brytyjskiego świata magii i to tutaj wszystko bardzo głośno krzyczało przepychem. Czasami miała wrażenie, że aż za bardzo.
Naprawdę nie rozumiała, jak można było położyć szmaragdowe płytki, teksturą imitujące cegłę do połowy ściany, u góry dać złoto-czarne, egzotyczne wzory roślinne, a na suficie namalować kolorowe obrazy burzliwego nieba o północy. Tak, dodali nawet godzinę. Jeszcze podłogę zdobiły marmurowe, pięciokątne płytki, natomiast zasłony wokół portretów stanowiły jedną, wielką, krwistą czerwień w złotą kratę. Prawdziwa walka między Slytherinem a Gryffindorem, jak mniemała, i to gorsza niż w Hogwarcie.
Właśnie stanęła przed właściwymi drzwiami i już miała pukać, kiedy z drugiej strony otworzył je kto inny. Chwilę później jej oczom ukazał się znajomy blond długich włosów.
- Odette, - zaczął jej kuzyn. - tak myślałem, że zaraz tu będziesz.
Jego słowa nieco zbiły kobietę z tropu. Myślał, że tu będzie? Czyli wiedział o jej rozmowie z Brianem? Niby jakim cudem, skoro był wtedy na zebraniu Rady Nadzorczej? Miał tu swoich szpiegów, czy jak?
- Szepnąłem ministrowi dobre słówko lub dwa na twój temat - zniżył nieco głos.
Przeciągał każdą sylabę, jak to miał w zwyczaju, i, jakby używał legilimencji, dodał:
- Brian wszedł na chwilę, gdy rozmawiałem z ministrem. Wspominał, że chce ci oddać swoją tegoroczną posadę.
Teraz wszystko nabrało sensu. Stąd Lucjusz wiedział, po co tu przyszła. Czyli w tej jego pustej głowie, jednak coś się jeszcze znajdowało.
To nie tak, że go nie lubiła, miał dość sympatyczną żonę i miłego syna. Przynajmniej gdy Draco zaczynał drugi rok, miał miłego syna, bo wtedy ostatni raz go widziała. Przez te trzy lata wiele mogło się zmienić, nie zawsze na lepsze. Odette wciąż uważała, że jego rodzice za dużo od niego wymagali i powinni trochę pohamować z ambicjami - zwłaszcza Lucjusz - ale nie w jej gestii to leżało, więc wolała się nie odzywać. Narazie.
- Randka z Picklesem? - zapytał sarkastycznie rozbawiony. - Musi ci zależeć.
- Wolałabym, żeby się odczepił, i tak nic z tego nie wyjdzie - Doskonale wiesz, czemu - Poza tym od zawsze chciałam tam pracować.
Śmierciożerca przyglądał się jej uważnie, szukając jakiejś luki. Nagle jego oczy zaiskrzyły lekko, a dłoń, która spoczywała przy różdżce, zadrgała niebezpiecznie.
Ma jakiś plan.
- Szczerze mówiąc - jej kuzyn odezwał się po chwili. - Nie wyobrażałbym sobie Briana w szkole. Ty przynajmniej zawsze miałaś smykałkę do dzieci, prawda?
Błagam, nie znowu...
- Jak widać dobrze mnie znasz - stwierdziła oschle, omijając go. - Teraz przepraszam, ale muszę już iść.
Mężczyzna zlustrował ją od góry do dołu, po czym uniósł lekko ręce w górę na znak kapitulacji. Zrobił parę kroków w tył i wydukał leniwie:
- Nie będę cię zatrzymywał.
Żadne z nich nie zerwało kontaktu wzrokowego przez ostatnie dwie minuty, jednak po tych słowach kobieta odwróciła się na pięcie i weszła do gabinetu Knota.
Pomieszczenie po drugiej stronie zdawało się być jeszcze większym bałaganem niż korytarz do niego prowadzący. Tutaj panował zupełny miszmasz kolorów, stosów dokumentów, ulotek, listów i gadżetów. Nie wiedziała, na czym położyć wzrok, bała się, że w tym kolorowym harmidrze spadnie z już i tak stromych schodów. Jeśli to biuro mogło należeć do kogokolwiek, to był to dokładnie Korneliusz Knot.
- Panno Malfoy! - O wilku mowa. - Jak miło, że nas zaszczyciłaś. Zapraszamy.
Kobieta podeszła ostrożnie do biurka, przy którym siedział już Pickles. Nie zdawał się bardzo przejęty, ale widać było, że przez rezygnację ucierpi jego duma. Cóż, mówi się trudno.
- Brian mówił mi, że nie może przyjąć posady - wyjawił z żalem minister, patrząc na nią. - Za to powiedział również, że jesteś chętna wziąć ją za niego.
Uśmiechał się do niej nieznacznie, ale coś w jego postawie wskazywało, że nie był to dobry znak. Tutaj wyraźnie coś było na rzeczy i nie chodziło o sam strach.
- Tak, Odette jest bardzo utalentowana - włączył się Brian. - Czasami nawet lepsza niż ja. Niegdyś uwielbiała zajmować się dziećmi, jak już wspominał Lucjusz...
Lucjusz. Mój gorzki krewny. Siódma woda po budyniu i kula u nogi.
W głowie wciąż słyszała jego słowa: "(...) miałaś smykałkę do dzieci". Co on chciał tym osiągnąć? Myślał, że jak jej przypomni o tym, dlaczego zrezygnowała z ostatniego miejsca pracy, to coś mu to da? Sprawi jej ból? Jeżeli tak, to musiała przyznać, że miał rację. Zabolało, a jego satysfakcjonuje cierpienie innych ludzi.
Często myślała, jak ktoś taki jak on mógł wyjść za Narcyzę? Niby przykładowa czystokrwista czarownica, lecz zanim go poślubiła, muchy nie potrafiła skrzywdzić. Delikatna, śliczna, oddana, ale i charakterna... Co się z nią stało? Co zrobił jej Lucjusz, że stała się cichą, potulną kurą domową? Ktoś z zewnątrz oczywiście by tego nie zobaczył, ale ona wiedziała lepiej. Ona ich znała. Narcyza go kochała, nawet bardzo, on ją zresztą też. Tylko gdzieś po drodze zaczął się zmieniać. Nie był już taki, jak wcześniej i obie to widziały. Jednak Narcyza nie miała wyboru. Nawet, gdyby chciała - o czym nie było mowy - nie mogłaby tak po prostu go zostawić i urwać kontaktu. Draco to wciąż ich wspólny syn, stawiała go na pierwszym miejscu. Odette nie mogła się jej dziwić.
Z jej zamyślenia wyrwał ją głos Knota.
- Panno Malfoy? - Odezwał się minister. - Gdyby groziła pannie śmierć, do kogo zwróciłaby się panna o pomoc?
Pułapka.
Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, ale nie myślała, by kłamać. W końcu prędzej czy później kłamstwo ze strony "szpiega" wyszłoby na jaw.
- Do nikogo, panie ministrze - odparła spokojnie. - W końcu żadna mi nie zagrozi.
Korneliusz przyglądał jej się przez chwilę uważnie, aż w końcu dał za wygraną. Uśmiechnął się triumfalnie, a jego brązowe tęczówki rozbłysły tysiącem barw jednego uczucia - satysfakcji. Pochylił się na krześle, by podać jej rękę, a ta chwyciła ją lekko.
- Zatem gratuluję posady - odparł zadowolony.
#alastor#draco malfoy#harry potter#malfoyfamily#moody#narcissa malfoy#nymphadora tonks#remus lupin#sirius black
0 notes
Text
Iwona Demko napisała: Jest katalog :-) A w nim nasze boskie biogramy artystek <3
Dorota Hadrian - Z pochodzenia Ślązaczka, urodzona 1 stycznia 1984. Wychowana na katowickim blokowisku, gdzie odnalazła pasję tworzenia. Od najmłodszych lat ambitna traperka, pasjonatka jazdy konnej i nart, amatorka misji niemożliwych. W 2010 roku ukończyła Wydział Rzeźby krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Już podczas studiów rozpoczęła utopijny projekt macierzyństwo. Obecnie sama wychowuje dwoje adeptów bytomskiej szkoły muzycznej. Macierzyństwo, osobiste doświadczenia i trudy codzienności są jej inspiracjami do działań artystycznych.
Kolektyw Łaski - Julia Golachowska (1992), Jagoda Kwiatkowskatkowska (1991) i Anna Shimomuraomura (1992) poznały się w Pracowni Działań Przestrzennych prof. Mirosława Bałki na Wydziale Sztuki Mediów ASP w Warszawie. Studiują też na Uniwersytecie Warszawskim. Mają różne zainteresowania, połączyło je działanie na polu sztuki zaangażowanej. Nowy Śpiewnik Patriotyczny to ich pierwszy wspólny projekt.
Anna Krenz - Kobieta Poznania, urodzona 6.06.1976 roku. Od 2003 roku jest polską księżniczką na emigracji w Berlinie. Ukończyła architekturę na Politechnice Poznańskiej i Architectural Association w Londynie. Zawsze chodziła swoimi drogami, wymykając się kategoriom i szufladkom. Jest samoukiem, sztuka jest dla niej najważniejsza, rysowanie jest dla niej jak oddychanie. W swojej twórczości już od zawsze zajmuje się krytycznym spojrzeniem na tematy polityczne, kobiece i religijne. Ma jedno dziecko, syna Antona Lee. I to starczy.
Ogrinał wydarzenia : https://facebook.com/events/s/wystawa-decydentki-wernisaz-wy/135942063793852/ @abwwia
DECYDENTKI
Projekt artystyczny z okazji 100-lecia uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce, Austrii i w Niemczech
Kraków, 08 – 29.03. 2018.
Kuratorki: Iwona Demko, Renata Kopyto
Artystki: Bettina Bereś, Pamela Bożek, Susanne Carl, Katrina Daschner, Iwona Demko, Monika Drożyńska, Paulina Górniak, Ute Grabowsky, Kolektyw Łaski (Jagoda Kwiatkowska, Anna Shimomura, Julia Golachowska), Grupa 20 minut (Katarzyna Godyń-Skoczylas, Małgorzata Kaczmarska, Elżbieta Sowa), Katharina Gruzei, Dorota Hadrian, Nora Klein, Maria Kossak, Anna Krenz, Kuki Kukuła, Małgorzata Markiewicz, Iza Moczarna-Pasiek, Małgorzata Malwina Niespodziewana, Joanna Pawlik, Paulina Poczęta, Joanna Rzepka-Dziedzic, Magdalena Samborska, Ola Stodółka, Elizabeth Thallauer, Emila Turek, Agata Zbylut
Kolektyw Złote Rączki
Specjalne Gościnie: Bogna Burska, Valie Export, Zuzanna Janin, Katarzyna Kozyra, Ulrike Rosenbach
Projekt muzyczny: Blanka Dembosz
Prawo wyboru jest podstawową wartością przynależną każdej jednostce społecznej bez względu na płeć. Jest wyrazem świadomości własnej wartości i wydaje się czymś, co zapewniają nam zapisy konstytucyjne państw funkcjonujących w systemie demokratycznym. Mówią one miedzy innymi, że „kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń”.
To, co dzisiaj wydaje nam się oczywiste, jest wynikiem walki wielu pokoleń kobiet, zapoczątkowanej w XVIII wieku przez Olimpię de Gouges. W czasie Rewolucji Francuskiej (w reakcji na ustanowienia pierwszej konstytucji, w której kobiety razem ze służbą domową zostały zaliczone do grupy obywateli biernych, bez prawa do głosu) ogłosiła ona Deklarację Praw Kobiety i Obywatelki i zapłaciła za to życiem. Jednak jej dążenia zainspirowały do działania inne kobiety. O ich prawa wyborcze po raz pierwszy upomniał się ruch sufrażystek, działający początkowo w USA i Wielkiej Brytanii. Niestety kobiece postulaty najczęściej były bagatelizowane, a one same wyśmiewane. Powszechnie uważano, że nadanie uprawnień do głosowania zagrozi „kobiecości”, podważy męski autorytet i doprowadzi do chaosu w rodzinie. Przede wszystkim jednak obawiano się wpływu kobiet na ustawodawstwo i potencjalne zmiany w życiu społeczno-politycznym, jakie mogą wprowadzić ich głosy.
Niezrażone i zdeterminowane sufrażystki sięgały w swojej walce także po inne „argumenty”: wybijały witryny sklepowe, podpalały skrzynki pocztowe, przykuwały się łańcuchami do ogrodzeń. Za trwające pół roku manifestowanie pod Białym Domem trafiły do więzienia. Zamykano je tam często pod pretekstem zakłócania porządku publicznego. Wszystkie te wysiłki i upokorzenia zostały jednak nagrodzone. W 1893 roku w Nowej Zelandii kobiety mogły po raz pierwszy pójść do urn wyborczych. W Stanach Zjednoczonych stało się to najpierw w stanie Wyoming w 1869 roku, a powszechne prawa wyborcze w USA zapewniła kobietom dopiero 19 poprawka do konstytucji z 1920 roku. Pierwszym europejskim państwem, które w 1906 roku wprowadziło prawo wyborcze dla kobiet była Finlandia. Uzyskały one tam bierne prawa wyborcze, czyli zgodę na kandydowanie.
Prawie 4o lat po pierwszych działaniach w kwestii przyznania prawa wyborczego kobietom, w 1918 roku delegacja Polek poszła w tej sprawie do Marszałka Józefa Piłsudskiego. Po kilkugodzinnym staniu na zimnie przed jego willą kobiety zostały wysłuchane, a ich żądania przyjęte. W tym samym roku prawo głosu kobietom przyznała też Austria, Niemcy, Estonia, Węgry, Litwa, Łotwa i Kirgistan. Zmiana prawa wyborczego na korzyść kobiet w Austrii i niektórych krajach powstałych po rozpadzie monarchii austrowęgierskiej była możliwa dzięki sytuacji społeczno-politycznej, jaka wytworzyła się na tych terenach po zakończeniu 1. Wojny Światowej. Brak mężczyzn na wielu polach działalności gospodarczej sprawił, że kobiety z powodzeniem zaczęły ich zastępować i świetnie sobie radzić. Liczne, podnoszone wcześniej, argumenty o gorszej umysłowej czy fizycznej kondycji płci żeńskiej upadły z hukiem. Ruch kobiecy w monarchii habsburskiej skupiał się przede wszystkim w Wiedniu, w Niemczech natomiast takim ośrodkiem był Berlin. To tutaj odbywały się kongresy kobiet walczących o swoje prawa. Pierwszy Międzynarodowy Kongres Kobiet na rzecz pracy i dążeń do równouprawnienia odbył się w 1896 roku, kolejny, podczas którego powstała organizacja zrzeszająca międzynarodowe stowarzyszenia kobiece, International Women Suffrage Alliance miał miejsce w 1904 roku.
Walka o prawo wyborcze razem z walką o dostęp do edukacji i możliwość zatrudnienia stały się naczelnymi postulatami w dążeniu do równouprawnienia kobiet, prowadzącym do ich samodzielności i samostanowienia w każdej sferze życia. Chociaż dzisiaj wydaje się to oczywiste warto przypomnieć, że w Niemczech do 1928 roku mąż miał prawo do cielesnego karania żony, do 1957 kobiety nie mogły pracować bez zgody męża, natomiast mąż bez wiedzy żony mógł rozwiązać jej umowę o pracę. Jeśli kobieta nie była w stanie pogodzić obowiązków domowych z pracą zarobkową, mogło to być powodem do rozwodu z jej winy i utraty prawa do opieki nad dziećmi. Dopiero w 1994 roku zmieniono obowiązek przyjmowania przez żonę nazwiska męża. Wszystkie te prawa wywodziły się z czasów, kiedy kobiety nie miały możliwości wpływania na ustawodawstwo. Dzisiaj mają, ale niestety, nie zawsze z tego prawa korzystają, wychodząc prawdopodobnie z założenia, że to, co zostało im dane, będzie obowiązywać zawsze.
Realizując projekt "Decydentki. Prawo wyboru" w stulecie uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce, Austrii i w Niemczech, chcemy wspólnie zastanowić się, jakich wyborów dokonujemy dzisiaj jako kobiety i czy jesteśmy zadowolone z możliwości, jakie stworzyły nam nasze babki i prababki. Dzięki prawu wyborczemu możemy wskazywać naszych przedstawicieli w samorządach, parlamencie czy radach miast i pośrednio wpływać na prowadzoną przez nich politykę. Jednak każdego dnia dokonujemy niezliczonej ilości wyborów, które wpływają na życie nasze, naszych bliskich, środowiska i kraju, w którym mieszkamy, kształtują nasz obraz i naszą sytuację w społeczeństwie, budują nasze relacje rodzinne czy partnerskie i wreszcie określają naszą pozycję zawodową, a czasami też polityczną.
Czy jest jeszcze coś, o co powinnyśmy walczyć? Czy istnieją jeszcze prawne ograniczenia dotyczące kobiet i jeśli tak, to jakie i jakich obszarów życia dotyczą? W jakich sytuacjach dzisiaj kobiety pozbawione są wyboru? Czy stereotypowe sądy o kobietach wpływają na ich życiowe decyzje? Mary Wollstonecraft w swojej książce z 1792 roku "Wołanie o prawa kobiety" pisała, że "kobiety należy kształcić w taki sposób, żeby potrafiły samodzielnie myśleć i działać". Właśnie taką możliwość daje PRAWO WYBORU, bo wiele zmienia to, że nie musisz czegoś robić, tylko chcesz.
Projekt "Decydentki. Prawo wyboru" obejmie pokaz prac artystycznych, pokazy filmowe, performance, warsztaty, których tematem będzie ogólnie rozumiane „prawo do dokonywania wyborów” dotyczących życia osobistego, społecznego i zawodowego kobiet.
1 note
·
View note
Text
Wizerunek kobiet w serialach *
Na ostatnich zajęciach mówiliśmy o serialach, ewolucji ich formy w związku ze zmianą mediów, oraz rozwojem i idącą za tym metamorfozą stylu życia współczesnych odbiorców na podstawie dwóch tekstów : „ Lisowska-Magdziarz, M. (2016). Od redaktora: Seriale-nowa jakość, czy stare w nowej odsłonie?. Zeszyty Prasoznawcze, (1 (225)), 1-15.” oraz wywiadu Szymona Greli z Henry Jenkinsem. Abstrahując od tekstów, ale nawiązując do ich tematyki i informacji w nich zawartych, postanowiłam napisać o wizerunku kobiet w serialach.
Wpisując hasło „kobiety w serialach” w Google pierwsze co ujrzały moje oczy, to ranking „silnych kobiet w serialach- najciekawsze sylwetki” poniżej, na pierwszej stronie wyszukiwania było jeszcze 6 kolejnych rankingów( czyli 7 na 9 stron znajdujących się na pierwszej karcie wyszukiwania). Po kolei przejrzałam każdy z nich. Powtarzają się takie postaci jak: Jessica Jones, Mare z Easttown, Daenerys Targaryen z serialu „Gra o tron”, Robin Wright z „House of Cards”, Anna Jass z „Rojst97”, Claire Danes z „Homeland” i wreszcie June Osborne z „Opowieści Podręcznej”. Wszystkie te bohaterki zostały określone mianem silnych, niezależnych, odważnych, gdzieniegdzie „zadziornych” „grających według własnych zasad”, „żądnych zemsty” itd.
Zastanawia mnie jednak, że każda z tych ról reprezentuje role społecznie zdominowane przez mężczyzn; Prezydentka, detektywa, policjantka, przywódczyni armii, przewodniczka rewolucyjnego ruchu. To dla mnie bardzo ciekawe, że chcemy oglądać kobiety w tych rolach na ekranach jednak feministki walczące dokładnie o te formę reprezentacji w społeczeństwie dostają łatkę „oszołomek”. Zaczęłam więc zagłębiać się w temat i szukać informacji w nieco bardziej rzetelnych źródłach.
Niestety w pierwszej kolejności trafiłam na raport KRRiT o wdzięcznym tytule “ Stereotypowe czy nietypowe?”, który miał opisywać wizerunek kobiet w polskich serialach. Niestety bo przytoczone w nim informacje na temat reprezentacji kobiet w mediach nie malują się zbyt korzystnie. Po krótkim wprowadzeniu pana przewodniczącego przechodzimy do rozdziału „Wybrane działania KRRiT na rzecz równouprawnienia i walki ze szkodliwymi stereotypami w kontekście europejskim”- tytuł j jest jednak nieco mylący. Działań jest tam na moje oko niewiele, w skrócie owe działania opierają się na prowadzeniu badań i monitoringu reprezentacji. Szkodliwe stereotypy są niedozwolone, a jak już ktoś obrazi, to musi zapłacić karę. Jak wynika z tego rozdziału reprezentacja kobiet jest znikoma, rzadko zapraszane są jako gościnie, ekspertki, rzadko przedstawiane z imienia i nazwiska, mało mówi się o ich wykształceniu. Pocieszeniem ma być fakt, że w kwestii prowadzenia spotkań z ekspertami jest mniej więcej tyle samo kobiet i mężczyzn, a prowadzące uznawane są za „profesjonalne” , oraz z roku na rok jest coraz więcej kobiet w serwisach informacyjnych, według statystyk liczba ta podskoczyła do 24%.
W polskich serialach nadal powielane są staroświeckie stereotypy kobiety jako matki, piastunki ogniska domowego, skupionej wokół rodziny, nieporadnej, zależnej, nieposiadającej zdolności analitycznych, manualnych i matematycznych, której kariera zawodowa jest drugorzędna, przedstawiana jako bardziej emocjonalna i uczuciowa. W bardzo dużym skrócie całość raportu wydaje mi się mało obiektywna, gdyż opisuje reprezentację kobiet w polskich serialach na podstawie takich tytułów jak : „M jak miłość”, „Pierwsza miłość”, „Korona ludów”, „Wojenne dziewczyny”, „Diagnoza” „Pułapka” „Dziewczyny z Lwowa”, „Przyjaciółki”. Wnioski są takie, że reprezentacja kobiet w nich jest równa, jak nie większa, a szkodliwe stereotypy nadal są powielane, ale tak jakby mniej. Znalazłam też analizę, a może bardziej recenzję owego raportu napisaną przez Annę Dumalewską, która w podsumowaniu mimo tych smutnych wniosków, każe nam skupiać się na pozytywach i cytuje raport: „Oszczędne dawkowanie nietypowości w dominującej masie obrazów znanych i rozumianych może wywierać większy wpływ niż nachalne wywracanie znanego świata do góry nogami” (s. 155) no i tutaj znów załamuję ręce, bo w moim mniemaniu nie chodzi tyle o „nachalne wywracanie znanego świata do góry nogami” co o adekwatną i przede wszystkim aktualną reprezentację otaczającej nas rzeczywistości.
Podsumowując, na podstawie własnych obserwacji dochodzę do wniosku, że wizerunek kobiety we współczesnych serialach nadal nie jest zadowalającą formą reprezentacji. Z jednej strony Netflixowe produkcje mówią nam, że możemy wszystko, szklany sufit nie istnieje, kreują wizerunek silnej, niezależnej wysoko postawionej kobiety, którą dobrze się ogląda, ale tylko jako serialową postać, a z drugiej strony mamy stereotypową „panią domu”, „blondynkę”, „femme fatale”, „kobietę anioła”, „teściową”, czy „zbuntowaną nastolatkę”. Nie wykluczam istnienia seriali, które ukazują bardziej realną wizję rzeczywistości ( np Dziewczyny ), ale cieszą się one znacznie mniejszą popularnością niż te wyżej wymienione. Twórcy seriali popadają ze skrajności w skrajność, wciąż uciekając od faktycznego stanu rzeczy. Biorąc pod uwagę rosnącą oglądalność tej formy przekazu, odnoszę wrażenie, że takie zabiegi mogą mieć opłakane skutki w realnym życiu. Odbiorcy kreują swoje opinie/ poglądy na podstawie przekazywanych im na codzień treści. Mało realistyczny obraz kobiet przenosi się niejednokrotnie z ekranu na rzeczywistość. W pierwszej wersji ( czyli tej netflixowej) doprowadza do myślenia: „przecież kobiety nie mają na co narzekać”. Tworzy kolejny stereotyp tzw. „Girlboss”, który wcale nie jest tak pozytywny jak nam się wydaje. Girlboss zostało utożsamione z mizoandrią , a ta natomiast została utożsamiona z przedstawicielkami współczesnego feminizmu. Należy jednak pamiętać, że ten obraz tworzy jedynie kapitalistyczny szablon, a nie realnie istniejący ruch na rzecz wyzwolenia kobiet. Druga wersja umniejsza roli kobiet w społeczeństwie i ogranicza nasze możliwości/ umiejętności do czterech ścian naszego domu, a przecież te realia wyparowały już dawno temu, wystarczy spojrzeć na statystyki. Co tu dużo mówić, chcemy więcej nas w nas na ekranach, potrzebujemy realistycznej reprezentacji kobiet by być realistycznie postrzegane w codziennym życiu.
Źródła:
Sojak, R., Meler, A., & Królicka, B. (2020). Stereotypowe czy nietypowe? Wizerunek kobiet w polskich serialach–sposób prezentacji, obecność, konteksty. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.
Dumalewska, A. (2021). Obraz kobiet w polskich serialach. Zeszyty Prasoznawcze, (4 (248)), 129-132.
https://mindcoaching.pl/silne-kobiety-w-serialach/
https://natemat.pl/365069,kobiety-w-serialach-kryminalnych-6-tytulow-rojst-97-mare-z-easttown
https://dziennikzachodni.pl/11-silnych-serialowych-postaci-kobiecych-znacie-te-bohaterki/ga/c13-14187203/zd/36405773
https://gameplay.pl/news.asp?ID=92958
https://telemagazyn.pl/najlepsze-seriale-o-silnych-kobietach-na-netflix-i-nie-tylko-sprawdz-nasze-typy-the-good-fight-jessica-jones-anatomia-skandalu/ga/c13-16316705/zd/56494175
https://www.newsweek.pl/kultura/filmy-i-seriale/kobiety-w-serialach-gra-o-tron-house-of-cards-homeland/yp8bh93
https://www.vogue.pl/a/bohaterki-seriali-ktore-inspiruja
https://krytykapolityczna.pl/kultura/nie-wystarczy-byc-girlboss-zeby-sie-wyzwolic/
0 notes
Text
0 notes
Text
Rzeźbiarka w kauczuku
Ile? Dwa tygodnie temu? Jakoś tak.. była u nas psinka.
Była grzeczniutka. Aniołeczek.
Kochany przytulas.
Ale zwiedziona na pokuszenie zbytnim zaufaniem jakim ją obarczyliśmy szykując się na przybycie gości dokonała potajemnej konsumpcji 0,5 KG SERA MOZARELLA - tartego (na keto-pizzę dla naszej gościni na diecie).
Martwiliśmy się...
Rano kolejnego dnia (czy jakoś tak) wzięłam Lucynkę na biegańsko - biegam w interwałach, więc był czas spokojny spacer, na wąchanie, ale o ile miło jej było zerwać się do truchtu te pierwsze 2-3 razy, to potem chwytała smycz w zęby i szarpała mnie w bok. Gdy przystawałam - psiunia nie była zainteresowana wąchaniem, sikupą, niczym w otoczeniu: znacząco patrzyła mi w oczy i skarżyła się serią szczeknięć i pomruków [GDYBY TYLKO POTRAFIŁA MÓWIĆ!]. Przez chwilę w ogóle nie chciała ruszyć z miejsca, patrzyła na mnie tylko.... Odczytywałam to jako “stój do cholery, nie chce mi się biegać o 5 rano, nieludzka godzina, chcę wrócić do łóżka!” - ledwie wróciłyśmy do domu usiadła pod drzwiami sypialni i stękała, piszczała, skarżyła się niskimi dźwiękami drapiąc w zamknięte drzwi. Bo do wujka chce (urocza jest, wiem). Tym czasem ja robiłam śniadanie, obserwowałam ją, nalałam jej wodę, dałam śniadanie (jeść nie chciała), a do mojego O. wpuściłam ją około 7 rano - oczywiście dokonała inspekcji higienicznej (wylizała kolana i szyjkę - w procesie budząc wujka), a potem położyła się na mojej połowie łóżka wtulona w swojego człowieka (a szczęśliwy człowiek w nią).
Jak siostra i Szwagier przyjechali ją odebrać przyznaliśmy się do tego pół kilo sera - że nie upilnowaliśmy itp. Powiedzieli, że luz, że ona zawsze coś chapnie - ważniejsze jest to, że dokarmiliśmy ją nieintencjonalnie (w przeciwieństwie do mojego ojca, który ją karmi czekoladkami, sałatkami, jabłuszkami, serkami zupełnie na bezczela i intencjonalnie pomimo licznych próśb by tego nie robił). Najwyżej poniesie konsekwencje własnego obżarstwa i będzie mieć biegunkę...
Dwa dni później - Szwagier doniósł - miała trochę luźniejsze odchody, ale nie ma się czym martwić, więc uspokajał.
Teraz siostra mnie pyta czy nie wzięłabym jej znowu na weekend. W teorii okay... ale kiedy? I przypominało mi się poczucie winy, że pieska będącego na ścisłej diecie nie upilnowałam i na mojej warcie zżarła tą mozarellę. A siostra na to “daj spokój, nie przejmuj się! Krzywda jej się nie stała. To tylko mozarella. Czy ja tobie w ogóle opowiedziałam, co Lusia zrobiła będąc pod moją opieką dzień po powrocie od was?”
Siostra zabrała Lucynę na 4 km bieg. Najpierw były 2 km spaceru z uwzględnieniem wszystkich węchowo-fizjologicznych potrzeb pieska, a potem zwykły, jednostajny bieg 4 km z wiczycą przy nodze dla zdrowia. Podzieliłam się z siostrą własną obserwacją z biegania z psiulką dzień wcześniej: że ewidentnie nie chciała tego robić, ewidentnie coś mi komunikowała na swój psi sposób. Na to siostra, że “a może wtedy już było coś na rzeczy? Może nawet przez ten ser?” No więc z siostrą Lucyna biegła równym tempem, bez problemu - jak zwykle. Dopiero kiedy przystanęły na złapanie oddechu przed wejściem do klatki psiulka zaczęła zwracać. Męczyła się bardzo i w końcu wypluła. I zamerdała ogonem xD
Zwróciła piłeczkę kauczukową, którą połknęła rok wcześniej... Piłeczkę w sprawie której sis i Szwagier wieźli ją rok temu na psie pogotowie. A tam lekarz weterynarii rozłożył ręce twierdząc, że tą piłeczkę wydali w kilka dni, bo to po pierwsze mały przedmiot, a po drugie - gdyby to-to zalegało jej w żołądku to piesek już by był w stanie silnie świadczącym o chorobie. Że to niemożliwe by miała mieć tą piłeczkę w żołądku i to bez sensu, by sis i Szwagier “tracili pieniądze na prześwietlenie USG”... no i proszę... Od tamtego czasu był ban na piłeczki kauczukowe w domu. A u nas (u mnie i O.) też takich piłeczek nie ma...
Piłeczka była mocno nadtrawiona sokami trawiennymi. Dla pewności sis i Szwagier przecięli to, co ich piesek wyrzygał - w środku było różowe jak ta zeszłoroczna piłeczka kauczukowa...
Szalone...
2 notes
·
View notes
Photo
Mongolia. W 2009 zrealizowałem jedno ze swoich wielkich marzeń. Pojeździć po Mongolii. Z tego wyjazdu została mi cała masa różnej jakości skanów. To kolejny z wyjazdów z lat 2008/2009 kiedy nie zabrałem ze sobą żadnej cyfry. Zamiast tego jak zwykle w tym czasie mój niezawodny analogowy zestaw, choć czasem niepraktyczny: Mamiya 7II z 80mm i Leica m7 z 35mm. Zabieram z sobą także polaroida sx70 - po drodze robię zdjęcia ludziom i je im rozdaję. Poleciałem samolotem do Pekinu, tam parę dni w gościnie u @zdzarski & @olazdzarska. Potem transmongolian train do Ulaanbaatar. 36 godzin doświadczenia w pociągu. Taki przedsmak kolei transsyberyjskiej. W UB dzięki @zdzarski złapałem kontakt z @sergei.oveson, który został moim fixerem podczas tego wyjazdu. Nic lepszego zdarzyć się nie mogło, bo z Seke i jego kumplami miałem dobry trip po stolicy a potem toyotą jednego z jego ziomków na wschód Mongolii, aż do granicy z Rosją. Potem wróciliśmy na chwilę do UB aby znaleźć inne auto i ruszyliśmy na południe na pustynię Gobi. Po drodze zatrzymujemy się u różnych ludzi, u przyjaciół, u rodziny, w blokach, w jurtach, w hotelach na pustkowiu. 4000 kilometrów po bezdrożach tego wspaniałego kraju. Przeglądam zapiski, które są dość szczegółowe (może dlatego, że pisałem je podczas podróży od razu do iphona zasilanego baterią słoneczną). Jeżeli ktoś chce to zapraszam na mojego bloga. Najlepiej wejść na ten wpis i podążać za nim: https://bartpogoda.net/2009/05/14/k3-beijing-ulaanbaatar-trans-mongolian-railway/ #mongolia https://www.instagram.com/p/CBAV1ozHnGU/?igshid=1dvl1q9fhnw6l
15 notes
·
View notes
Text
Jak to Blazik opisał, pora na kolejny mixchmurkowy epizod DBMS, który mogliście przeoczyć 🙂 A w nim kolejna gościni prosto z naszego kraju o pseudonimie Lodzikovsky, która zaskoczy Was swoim orientalnym brzmieniem połączonym z surowym bassem. Secik bardzo przyjemny w odbiorze, zresztą przekonajcie się sami! 😃 wystarczy że potraficie klikać :DD
#blazik#lodzikovsky#dj#techno#ravefm#mixcloud#dj mix#dj set#electronic music#rave fm#orientalne brzmienia#miks#DBMS
3 notes
·
View notes
Text
Anna Ziębińska (Gościni numeru) Weronika Stępkowska Izabela Pawlak Marcin Salwin Michalina Rega Łukasz Szmaja Magdalena Hirsch Joanna Witczak Józefina Arodaz Paula Polak Daria Chmielewska Bogna Goślińska Bartosz Danisiewicz Sabina Sikorska
Pobierz cały numer w formacie pdf: SKŁADKA_WLUSTRZE_2023.
0 notes
Text
Another @whumptober2020 entry.
No 12. I THINK I’VE BROKEN SOMETHING Broken Down | Broken Bones | Broken Trust
Fandom: The Silmarillion
Celegorm jak zwykle otworzył z rozmachem drzwi do jadalni i wszedł do środka.
- No nie - jęknął, obciąwszy wzrokiem najstarszego i najmłodszego brata; zwłaszcza tego młodszego. - Wy rudzi jesteście jakoś bardziej przeklęci - stwierdził z desperacją.
- Całkiem możliwe - wzruszył ramionami Maedhros, bez problemu pomagając najmłodszemu przy stole, bo Amras z prawą ręką na temblaku był kompletnie bezradny.
Brat siedział obok niego, zgaszony, i grzebał markotnie w talerzu. Twarz miał pokaleczoną, podobnie jak Maedhros palce. Nie to jednak uderzyło Celegorma najbardziej.
- Co ty masz na sobie? - zapytał, nadal z niedowierzaniem, zezując na obszerną koszulę w kolorze głęboko wiśniowym, w którą ubrany był najmłodszy brat. W zestawieniu z rudymi włosami dawała efekt co najmniej odstręczający.
- Koszulę Kano - mruknął Amras. - Jedyna rozpinana i z dość luźnymi rękawami, jaką mi znalazł. Moje za wąskie - wyjaśnił.
- Czemu nie przyszedłeś do mnie? Znajdzie się coś mniej szokującego - zauważył Celegorm. Jako gospodarz miał zdecydowanie obszerniejszą garderobę niż bracia przebywający u niego w gościnie.
- W twojej się utopi - wytknął Maedhros; Celegorm niemal dorównywał mu wzrostem, podczas gdy Maglor był szczuplejszy w ramionach i smuklejszy. Amras, jako jeden z bliźniaków najdrobniejszy z rodzeństwa, nawet i jego koszulę zawinął przy mankiecie, by nie wpadała do talerza.
- Trudno. Ta od Kano zdecydowanie rani moje poczucie estetyki.
- Dałbyś mu teraz spokój - żachnął się ostrzej Maedhros, odsuwając talerz po skończonej kolacji i opierając wygodniej. - Do rana możesz wyszukiwać w swojej szafie, co ci się żywnie podoba.
- A ty go jak zwykle bronisz, co? - rzucił wesoło Celegorm, nalewając sobie wina i także siadając przy stole.
- Smyka? - na twarzy Maedhrosa zagościł ten rzadki, szczery uśmiech, pozbawiony ponurego zacięcia. - Zawsze.
2 notes
·
View notes
Text
2020/05/19
1 Tymoteusza 5:9-16
(9) Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, (10) mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła. (11) Młodszych zaś wdów na listę nie wciągaj, bo gdy namiętności odwiodą je od Chrystusa, chcą wyjść za mąż, (12) ściągając na się potępienie, ponieważ pierwszej wierności nie dochowały; (13) oprócz tego zaś uczą się próżniactwa, chodząc od domu do domu, i nie tylko nic nie robią, lecz są także gadatliwe i wścibskie i mówią, czego nie trzeba. (14) Chcę tedy, żeby młodsze wychodziły za mąż, rodziły dzieci, zarządzały domem i nie dawały przeciwnikowi powodu do obmowy; (15) albowiem niektóre już się odwróciły i za szatanem poszły. (16) Jeśli kto z wiernych ma w swej rodzinie wdowy, niech je wspomaga, aby zbór nie był obciążony i mógł wspierać te, które rzeczywiście są wdowami.
Paweł dalej kontynuuje kwalifikacje potrzebne, aby znaleźć się na liście wdów do wspierania. Brak wsparcia rodziny nie jest wystarczającym powodem. Wiek i sposób życia też są brane pod uwagę (w.9, min 60 lat). Paweł wymienia dziesięć kwalifikacji w wersetach 5-10. Zawiera w nich “dobre imię” w poprzednim małżeństwie (w.10). Powinny mieć dobre świadectwo zasłużone a) wychowywaniem dzieci, jeśli zostały nimi pobłogosławione, b) gościnnością i 3) pokorą, „nogi świętym umywała”, demonstrująca, że jest chętna zająć się nawet tak służalczymi zadaniami. Młodsze wdowy (w.9) nie mają być uwzględniane (w.11-16). Powodem jest to, że we wczesnej fazie swojego wdowieństwa mogłyby być wierne Chrystusowi oraz kościołowi, jednak z czasem, odwróciła się od niego i została pochłoniętą przez pragnienie, żeby wyjść za mąż ponownie. W rezultacie, stają się “swawolne” (czują impulsy romantycznych pragnień) i stają się duchowo oziębłe. Przestają służyć innym (“uczą się próżniactwa”, w.13) i stają się “gadatliwe i wścibskie” (w.13), ściągają hańbę na imię Chrystusa. Ponieważ brak im mądrości wieku i doświadczenia, stają się łupem własnych pragnień (w.11). Paweł daje potem instrukcje: młoda wdowa powinna a) ponownie wyjść za mąż, 2)rodzić dzieci i 3)prowadzić dom. Kiedy będzie pełnić te obowiązki, nie da “przeciwnikowi powodu do obmowy” (w.14), co już stało się u innych (w.15). Paweł potem podsumowuje swoje instrukcje. Odpowiedzialność za troskę o wdowę jest najpierw po stronie jej rodziny. To pozwala kościołowi żeby oddać się trosce o te prawdziwie ubogie (w.16). Krok Życiowy Wdowy, które siały pobożny styl życia, żną pozytywne konsekwencje. Obserwując ich pobożny styl życia, oddawajmy im należny szacunek! Jak Ty, niczym Ci z wczesnego kościoła, możesz zaangażować i ulżyć potrzebom tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy?
1 note
·
View note