Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Fragmenty #1
Złocista tarcza na sklepieniu północnej półkuli rozpalała morze krystalicznego, bezbarwnego piachu zbitego w litą skałę, rozpraszającego promienie padającego nań światła. W oddali, wzdłuż kanionu dwie cieniste sylwetki przesuwały się miarowo posuwistymi krokami, zostawiając za sobą podłużne ślady wyrzeźbione w twardym podłożu. Czas płynął. Z każdą chwilą okolica stawała się coraz bardziej rozżarzona odbiciem szkarłatu pozornego dysku, chowającego się za linią horyzontu, poszarpaną nieregularnymi wzniesieniami pobliskich gór. Ściemniało się. Tajemniczy wędrowcy zwalniali kroku, aż jeden z nich zatrzymał się w miejscu, odwrócił plecami do towarzysza i wbił swoją stalową włócznię, którą dzierżył prosto w lustro kamienia.
- Tutaj rozbijemy obóz. - z przekonaniem rzekła czarna postać, jakby w odpowiedzi na chrzęst wydobyty końcem ostrego narzędzia.
8 notes
·
View notes
Text
Niewczas
Jak
Jest,
Bywa,
Bywało,
I bywać będzie.
Między czasem w międzyczasie
Zdecydowałem się na niezdecydowanie,
Samowprowadzenie wyprowadzenia wszystkich konfliktów jest czasozjadłe.
Będę więc wisieć i się bujać
Między młotem, a kowadłem,
Bo nie będę błędów naprawiać,
By wszystko w zastaw marności stawiać.
Starać się zmienić, lecz stawać przy starym,
Ciąć tępo liny mostów niestałych.
Jestem doświadczonym
Amatorem, zielonym
W sprawach toczonych od dawna
Myśli wieszane
Tu zejdą
Zdechną
Nie
W takt
5 notes
·
View notes
Text
It'll pass away just like clouds reflected on water, which i throwed fragments of my scaterred heart on.
2 notes
·
View notes
Text
Ostatnie życzenie
Stal łomocze, a żagiel na wietrze chybocze
Jak grom burzy, górzysty obłok przeciął niebo,
A fale rozcięły kadłub statku mojego
Prędzej zostanę, niż na ratunek wyskoczę
Czym prędzej uderzają, te morskie nomady
Wynurzają się z tafli jak feniks srebrzysty
Czułem, że znam Cię na wylot, Twój zamiar czysty
A tyś wcale niewinny, dokonałeś zdrady
Osaczony z góry przez obłoków kurchany,
Z dołu mackami wody, statek się napełnia,
Idzie na dno, każda jej kropla spisek knuje
Jam z myślami sam na sam, pod taflę wciągany
Już widzę, me życzenie życia się nie spełnia
Zdradzieckie morze, śmierć na swój pokład werbuje
1 note
·
View note
Text
Filozof
Czy czujesz co czuję?
Widzisz co widzę?
Słyszysz co słyszę?
Jest granica, którą musisz postawić,
Żeby między snem a jawą się zjawić
Czy żyjesz moim życiem?
Czy dzielisz ze mną dech?
Kłamstwa karmią twe sądy
Bądź świadom jak ślepi prowadzą nawzajem ślepych pochody
Filozofie!
Twoja wiedza tak obszerna
W praktyce tak bardzo mizerna...
Idee, które pochowały się za cieniem spiętrzonych teorii
Narastające ciśnienie myśli, przeznaczone werbalnej katorgii
Twój umysł nie jest Twoją własnością,
A hormony definiują Twoje wybory
Więc doradzasz mi jak mam żyć
Chowając się przed własną seksualnością
Kłamstwa karmią twe sądy
Bądź świadom jak ślepi prowadzą nawzajem ślepych pochody
Filozofie!
Twoja wiedza tak obszerna
W praktyce tak bardzo mizerna...
1 note
·
View note
Text
Motivation
Żadna wiara w Twój świat nie zmieni mojej, bym żył.
~Joseph Duplantier
1 note
·
View note
Text
Do samego Ciebie dna
Czemu chciałbyś skoczyć z nieba?
Tobie nic już nie potrzeba
Falowe liście rytmicznie powiewają
Mój Drogi Wędrowcze, zostań pod wierzbą
I posłuchaj co powiadają
Wierzba, jak wierzba. Jest smutna, ponura
Tylko żałość jej w głowie
Jest płaczką, nie przejmuj się co powie
Idź dalej, Wędrowcze, ale nie odchodź daleko
Usiądź pod dębem, lecz uważaj!
Nie obudź dębowej mości jego
Posłuchaj co mruczy przez sen
Mądra po tysiącleć kora
Dumnego drzewa, długowieczności gen
Każe byś słuchał, prawi mądrości
Mędrzec ma swe zdanie,
Lecz Ty mieć nie możesz, a słowo swoje obraca w marności
Sosna, wysoka i prostawa
Idź do niej, Mój Drogi Wędrowcze
Już! Krzyknij, stań i ucha nadstawiaj
Oczekiwałeś odpowiedzi w czystości prostocie
Lecz zawiodłeś się srodze
Bo Sosna jest głupia, a jej igły kłujące
Tam, w oddali. To brzoza czarnobiała
Idź do niej, Drogi Wędrowcze
I wpuść dosię co powiedziała
Jednocześnie ciemnojasna, szorstka i gładka, młoda i stara
Tylko skrajności zauważa
Udaje, że o świecie nigdy prawdy nie znała
Idź dalej. Może świerk, bądź jodła,
Buk albo inna Olsza godna
Wskażą Ci drogę, Wędrowcze,
Ale nie idź w byle gąszcze
Znajdź sobie drzewo,
Które miły cień daje,
A które uchyla niebo,
Które szczerości nie udaje
Przyjmij słowo właśnie jego
Bądź nie szukaj, tylko idź dalej
Nie słuchaj, bo czasem trzeba
Mieć swe własne zdanie
Może z czasem wreszcie odpowiedź znajdziesz. Widzisz? Tam!
Tam nie ma drzew żadnych tylko wolność, swoboda i zero sercowych spraw.
1 note
·
View note
Text
Szkło
Serece przeźrocze
Uczuciom, martwy objawion
Jam - sercem
Ty - tylko pozornie się stawion, jesteś,
A Ciebie nie ma
Jak jest, jest, ale został
Monodylemat.
Zabić, czy zachować
Co zostało z wraku człowieka?
Wyplenić trzeba co graniczy
Tę chłódź,
Wyrwać z korzeniami trzeba,
Chcę czuć!
Ogień ogniem zwalczać zwykłem,
Ale dzisiaj nie trzeba.
1 note
·
View note
Text
Przeznaczenie Materialności
Wszystko kształtem wymierne,
Rozpłynie się i rozkruszy marnie.
Wszyscy należymy do koła życia
I Ciągu kreacji.
Pełzniemy i przeczymy sobie sami.
Wyrzekając się dowodów,
Chodzących parami.
Rzucając projekcję najgłębszych lęków
Na ścianę śmierci, zrzucając na nią winę
Zapomniany o naszej sile.
"Bo jak mamy zaufać komukolwiek, jeśli nie ufamy sami sobie?"
Chciałbym żyć przy samym sacrum
I wyzbyć się skaz, pacyfikując myśli siłą.
Staję oko w oko ze wzrokiem końca.
Staczam się niżej i niżej.
Czuję jak zapadam się w głębię.
Przebudzona moja świadomość,
Rozbudzona światłem następnego świata będzie.
Prowadzę swą duszę, bliżej,
Ku odrodzeniu, wyżej.
Nigdy nie mogłem uwierzyć,
Że wiara w obraz na ścianie to wszystko.
Rozumiem modlących - bez nadziei życie boli, żyje się szorstko.
Co to znaczy umierać?
Co jeśli wyrwę flaki i mózg?
Czy to krew i bicie serca nazywa się życiem?
Wysiłek ignorancji jest daremny.
Wszyscy musimy umrzeć.
Jest zbyt późno by uśmierzać progi bólu.
Muszę tego spróbować.
To zupełnie inny wymiar.
Możesz rozdać pyły wiatrom.
Nawet zakopany pod ziemią, dalej jestem tutaj.
Nie bój się, że umierasz,
Że cztery elementy ciała spajają się w jedność.
Czujesz się jak miażdżony przez góry.
Światło naszego świata wyblakło na dobre
Ale wyczekuj następnego.
Twój oddech jest bezwietrzny,
A skóra zimna i twarda jak kamień.
Nie bój się prochu, w który się obracasz,
Już nie możesz tu zostać.
Wszystkie światła gasną, gdy opuszczasz ten świat.
Zostaw za sobą wszystkich, których kochasz i wszystko co znasz.
Nie bój się i pozwól sobie odejść.
#tłumaczenie tekstu#tekst#tłumaczenie#piosenka#tłumaczenie piosenki#tekst piosenki#death#śmierć#death metal#metal#rock#gojira#smutne#sad#depresja#depresyjne#depressive
2 notes
·
View notes
Text
Prawda
Płynąłem pod mostem.
Płakałem pod wodą.
Krzyczałem w próżni cieczy.
Nikt nie patrzył, nie czuł, nie słyszał.
Szedłem lądem.
Płakałem na ziemi.
Krzyczałem w powietrze.
Każdy patrzył, czuł, słyszał.
Nikt nie widział, nie wyczuwał, nie słuchał.
#poetry#poem#memories#avantgarde#surrealism#sad poem#depressive#sad but true#sad truth#edward stachura#stachura#spięty#melancholic#dystopia#poezja#surrealizm#depresja#smutna prawda#smutek
3 notes
·
View notes
Text
I tyle ze sprawiedliwości
Lew przeokrutny, siedzi i czeka.
Na ofiarę swoją patrzy i posokę zlizuje.
Sępy, te żmije skrzydlate
Już ją czują, z południa nadletują.
A hołota, stoi i patrzy.
Kumple, przyjaciele - to nie aktualne
W nich bezruch, bierność
Stado nie wstawi się
Za przyjacielem.
Wtedy, Lew puścił go wolno.
Ku uciesze rzekomej rodziny.
Na chwil��, pozory stwarzając
Wolność mu zwrócił, nadzieją spajając.
Lecz nasz zwierz, zapomniał o jednym.
Spędzony między wrota światów,
A realia życia na Ziemi i uwolniony nagle
Zapomniał o północy
I dziurze wydrążonej w skale.
Spadł w dół i z łomotem,
Gruchocząc swe kości
Krzyczał z bólu i złości, bo Lew - zdrajca, uzurpator
Go dosięgł.
2 notes
·
View notes
Text
Do niej - do Ciebie
Witaj, Kochanie,
Mojego życia wybranko.
Witam Cię z rana,
Całując twą twarz gładką.
Twoje ramionka,
Jak wstążki przy tańcu.
Przeciągasz się z ranka,
W poszarpanym słońcu.
Jesteś piękna, moja droga,
Choć tego nie widzisz.
Moje słowo, nic Ci nie doda,
A pewnie się zawstydzisz...
Komplementem jednym bądź drugim,
Niewinnym czy wulgarnym,
Krótkim czy długim
Nowym czy banalnym.
Nie wstydź się, proszę.
Nie czerwień lica swego.
Twoja blada karnacja
Jest idealna, nie zmieniaj tego.
Nie zmieniaj uśmiechu,
Głosu, dotyku, zapachu,
Bo dla mnie nie musisz.
Ja kocham Cię jak jesteś taką.
Chcę podziwiać twe wdzięki,
Ten widok jak wodospadu linie.
Aksamitne, płynne, lecz rwące,
Twe kształy kobiece, niewinne.
Gdy patrzysz na mnie,
Me myśli gęstnieją,
A Twoje spokojne oczka
Każdą prawdę w moich odkryją.
Rzekłby ktoś, że to jest
Przyzwyczajenia siła.
Ta, która tylko jeden gest
Nam pokaże i nas zatrzyma.
Jednak ja jestem pewny,
Że my sobie stworzeni
I na długo zostaniemy
W uścisku rąk własnych złączeni.
2 notes
·
View notes
Text
182
W oceanie, najspokojniej
Mimo fal, mimo sztormu
Żyje się tu jakoś
Samotniej, wolniej.
W samotności nie jest źle!
Żadna ujma, na bezkresu morza,
W tak pięknej łajbie bujać...
Jestem majtkiem, kapitanem
Okrętowym, masztem, żaglem.
Nikt nie mówi co mam robić,
Jak z kłopotów wyswobodzić,
Jak pogodę rozpogodzić.
Jak stal huraganu
Zgromić.
Wszystko, sam. Nikt nie rozkazuje.
To co mi ujmuje? Tak dryfować,
Wolności sobie na samotności kosztować,
Żadna ujma to, a to honor jest!
Kiedyś wszyscy zobaczycie,
Jak za horyzontem znikam.
Słów swych marnych, zżałujecie,
Bo od teraz - Ja!
Życia swego, swój kapitan.
2 notes
·
View notes
Text
203
Witaj, Panie Czarny!
Cóż cudowny dzień dziś za?
Ptaszek śpiewa, w sercu ulewa!
Idealny czas, by się za.
Targnę się dziś, na życia chęć,
Bo nie mam chęci już udawać.
Mógłbym mieć ich, nawet pięć...
Ja już w żadnym nie chcę stawać.
Ach... Natura w lecie, kwitnie kwiecie,
Cóż cudowny dzień dziś za?
Gnije serce, żal jest w mięsie!
Idealny czas, by się za.
Jestem sobą, zawiedziony,
Chyba zwolnić się już wolę.
Wreszcie uciąć, te pozory,
I rzekomą, tę swawolę.
Wolisz, bym przemyślał sprawę tę?
Nie chcę myśleć, bo się rozmyślę...
I wymyślę, że zostanę.
Chciałbym nie wykrzesać nic, a nic,
Gdy w gardzieli zduszę męstwo
Szczęśliwości znak - na wodę pic!
Pod mą czaszkę, już zajrzałem,
Tutaj tylko jest męczeństwo.
Może ślepy już się stałem?
2 notes
·
View notes
Text
138
Twoje oczka ongdyś modre,
Pełne, krągłe i ze wzroku mądre,
Dziś, jak zbielałe na mnie ślipają .
Trudny los tych, co ostatni stają.
Muskana po głowie,
Słysz słów pięknych balladę.
Ma dusza w potrzebie,
Nie usłyszysz mnie wcale,
Jak i ja Ciebie.
Sztywne Twe ciałko rodziwe.
Leżąc pod wiekiem, nie słyszysz pewnie.
Twą czyną lamenty litościwe,
Bez Ciebie każdy kwiatuszek zwiędnie.
Ni głosu po Tobie,
Jeno lico Twe blade.
Tyś wolna jest, w niebie,
Ja, więzion życia piekłem,
Dalej, bez Ciebie.
2 notes
·
View notes
Text
290
Idąc przez zmorę miasta,
Patrząc na światła schowane pod mroku nocy płaszczem,
Widzę, jak dusze gasną.
Człowiek, którego wieczny Pan Czarny - już się go nie bał.
Nie chcę już na to patrzeć,
Na ludzi niedoli ciche krzyki i nieme płacze.
Sączę mój wzrok przez palce.
Me cierpienia i niewszechistne, poblakłe wspomnienia.
Mam myśli ciężkie i brudne,
Jak powietrze z kamienia, od sadzy knotu płomienia.
Myślami kroję te przetłoczonego miasta nudne,
Przeokropne gęstego smogu obwisłe korzenie.
Próbowałem wyjrzeć za krwawej miernoty horyzont,
Lecz jeszcze więcej oczogryzłej zgryzoty ujrzałem.
Tu jest mi mniej gorzej, choć tak nie chciałem, tak niech będzie.
Ja tu zostanę, najwyższej jeszcze czasu kawałek,
Tamto gorzej, mniej lepsze miejsce nie dla mnie los przędzie.
Zostawię je innym, mniej gorzej lub bardziej spóźnionym,
Na ichnego życia beztroski i trosk wiłe wątki.
Niepunktualnyś... Jest już za późno, pustka przed Tobą.
Mimo, że zawsze pełne po brzegi życia początki.
Bo tyś jest wykorzystanym innych życia narzędziem.
2 notes
·
View notes