eveningbrunette
brain garbage
11 posts
Don't wanna be here? Send us removal request.
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Czy czasem nie jest tak, że jedna głupia decyzja potrafi mocno obrócić nasze życie do góry nogami?
Ja w związku ze swoją głupotą wpakowałem się w niezłe finansowe szambo, które dodatkowo połączyło się z dość kiepską reprezentatywnością, co za tym idzie, muszę wykreślić się z życia towarzyskiego na jakiś rok z lekkim hakiem, spłacić długi, możliwie nie stracić kontaktu ze wszystkimi ludźmi z mojego otoczenia, poprzez wspomniane wcześniej wycofanie..
Nie wiem co robić, nie wiem jak poradzić sobie z tym, że w sumie nie wiem co w moim życiu będzie mi jeszcze potrzebne. W sumie nie wiem po co potrzebne mi życie, kiedy tkwię w bagnie bez wyjścia.
Kiedy chcę kobiety, której najpewniej nigdy nie będę mieć. Kiedy chcę życia, na które nie umiem zapracować. Kiedy każdy kolejny dzień to w sumie wyczekiwanie na to, że może tym razem wypadek nie będzie miał kiepskich a fatalne skutki.
Takie, które ułatwią mi wciąż niełatwą decyzję.
A tymczasem wracam do mojej nudnej beznadziei. Elo.
4 notes · View notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Jak to jest być mną?
I to nie jest tak dobrze, czy niedobrze.
Dziwne to moje życie, w którym nie wiem na dobrą sprawę, jaka decyzja jest właściwa.
Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że kocham pewną ślązaczkę. I choć powaga tych słów zjada moją skroń, wiem, że to najprawdziwsze uczucie jakie mam.
Z drugiej zaś strony. Zdaję sobie sprawę z tego, że pragnę niemożliwego. Pragnę tego, co doprowadzi do zguby nie tylko mnie. Nie chcę być ciężarem dla kogoś, kto ma swoje życie, swoje sprawy, swój cudowny uśmiech i powód do niego co dnia..
Jestem rozdarty między miłością, a codziennością, która co prawda wciąga mnie na właściwe tory, lecz zarazem okrada mnie ze szczęścia. Nie chcę się tak czuć.
Chcę w pełni korzystać z tego, co mam, a mam ciepło i dobro od najlepszej.
Jak to wszystko pogodzić?
Chcę Ciebie, ale codzienność to weryfikuje i ja nie mogę nic więcej niż czekać.
0 notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
How is it gonna be? Am I a sucker for love, that won’t ever find me like it should?
Or maybe I’m just a regular, everyday, normal motherfucker, who doesn’t deserve anything but the mediocre and mere?
I’m tired of being tired, yet I’m in constant pursuit for impulses, sensations, a single serotonin rush through my veins, brain cells, heart and my closed eyelids.
I just want everything to be perfect, without my presence, without involvement. 
It ain’t gonna happen, I ain’t gonna find myself in a situation where there’s nothing to complain about. I haven’t been more certain of anything in my life. 
It’s time to maintain my worst version of me until the day I die. Maybe even happily, but most likely - alone. I want to die as a happy person, will push all my luck on that. 
Bye for now.
0 notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Just high thoughts.
Ecstasy rozpływa się po moim organiźmie.
Piszę to leżąc na łóżku, słuchając Skyfall od Adele. Mój mózg przetwarza teraz kosmiczne ilości różnych myśli, scenariuszy, analiz.
Nie marzę o niczym innym, nad to, aby ten stan trwał jak najdłużej.
I'm speechless, tried to wrap my mind around focusing on what i feel, but failed solemnly.
0 notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
April’s Fool?
Nie mam jakoś za specjalnie ani gustu, ani zwyczaju robić żartów prima aprilisowych. Może to kwestia wieku? Wolę być brutalnym praksterem kiedy ktoś się tego zupełnie nie spodziewa. W sumie nie tylko pranksterem. 
Poczucie humoru to taka bardzo delikatna sprawa. Zauważyłem, że mnoga ilość osób ma bardzo specyficzne podejście do tych kwestii. Są ludzie, którzy wynoszą żart na nowe wyżyny. Pranki i trolling stały się niesamowitą sztuką, jednak traktujmy o poczuciu humoru. Na czym ono bazuje? Jak to jest, że żarty są tak często brane jako face value? Coś mającego na celu ugodzić konkretnie w nas. Gwarantuję, że osoba pisząca jakiś żart, taka jak nie wiem - np. stand uper. Nie obrała sobie za cel Marysi z 7 rzędu, siedzenie nr 12, kiedy pisała żart o martwych płodach wybieranych naczosami z blendera, bo ni chuja nie był to żart pisany o niej personalnie, a hiperbola, która w swoim absurdzie jest właśnie śmieszna. 
Śmieszą nas absurdy. Jakie jest na to najlepsze potwierdzenie? Nasz kraj. To jakim powodzeniem i potencjałem viralowym cieszą się memy dotyczące każdego rodzaju przekrętu w tym kraju. Ludzie się śmieją z absurdu, jakim jest życie elit za pieniądze podatnika. W nas powinna być żądza krwi, a jest jedynie gorzki śmiech. Prove me wrong.
Moje poczucie humoru jednało mi ludzi, odwracało ich ode mnie. Moje poczucie humoru jest, myślę bardzo mocno skorelowane z moją szczerością. I nie mówię tu, że jestem ultra szczerym człowiekiem. Nie jestem, ale staram się być możliwie jak najbardziej szczery. Przede wszystkim ze sobą, bo w sumie znam się lepiej niż ktokolwiek, kiedykolwiek mnie pozna. 
Ile razy mieliście w życiu sytuację, w której cisnął wam się na usta żart, którego wypowiedzenie najpewniej sprowadzi na was nieprzychylne spojrzenia (żeby tylko)? Jestem w stanie się założyć, że wielokrotnie. Mówi się, że mężczyźni mają mniejszą rezerwę w tej kwestii i często można u nich spotkać tzw. “joke tourette syndrome”, nawiązanie do choroby tourette’a, która charakteryzuje się niekontrolowanymi wyrzutami czy to słów, czy jakichś dźwięków u chorego. No to ja bardzo rzadko chcę opanowywać mojego joke tourette’a, bo nie dbam o to, czy kogoś urazi mój żart. Najistotniejsze jest dla mnie to, że zaśmieję się ja - zdaję sobie sprawę, to egoistyczne. Jednakowoż, nie chodzi tu tylko o mnie. Żart bardzo często jest elementem badawczym. Bada on wrażliwość/niewrażliwość, poglądy, moralność, czy czyste doświadczenie życiowe. Wiadomo, że żart nie jest miarodajną jednostką badawczą, jednak to co zaobserwujemy, możemy poddać spostrzeżeniom. A ta potęga to coś więcej, niż można sobie nawet wymarzyć.
Niebanalny żart, punchline, którego się nie spodziewasz? Czy mogę coś polecić? Oczywiście.
Anthony Jeselnik - Fire in the maternity ward Jest dostępny na Netflixie. Jeśli śmiejesz się z jego żartów, to wygodniej nie wierzyć w boga, bo jeśli istnieje, to spotkamy się w piekle ;) 
3 notes · View notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Jak to jest, że wpuszczamy kogoś do swojego życia, ta osoba dzieli z nami swój czas, spostrzeżenia, następnie wspomnienia i wiele innych, a kiedy coś się sypie, to oni mogą polegać na Tobie, ale kiedy przychodzi czas odebrania choć części tego oparcia w nich, szale ni cholery nie chcą się wyrównać?
Pali mój mózg i wnętrzności kwestia, która powinna być dla mnie w zasadzie głupim i nieistotnym fragmentem, aczkolwiek boli do żywego. Człowiek, z którym dzieliłem się całym swoim światem, przy moim wyłamaniu się z pewnego fragmentu tego świata, poszedł z całym dobrodziejstwem inwentarza wraz z tym fragmentem? Zmienił swoją deklarację.
Nie zrobił tego nagle, to następowało stopniowo. Wcześniej cieszyłem się, że różne elementy mojego świata się przenikają, że stają się częściami swoich własnych światów. To było super. Z czasem jednak, tak jak moje relacje z częścią świata uległy rozluźnieniu, to był wyraźny sygnał do przejęcia pełnego zwrotu w tamtym kierunku, przez osobę, której byłem gotów powierzyć swoje życie na szali.
I tu rację starą jak świat ma polskie kino.
https://youtu.be/PEHW2Jbcpo8
Niewiele osób w życie można uznać za constans, ja się pomyliłem. Na szczęście nie kosztowało mnie to nic, poza relacją z tą oddaloną częścią świata.
Wróciłem do pisania zaś i czerpię z tego terapeutyczną przyjemność, dzięki osobie, której zależało właśnie na tym. Na tym, żebym ja poczuł się lepiej. Oczywiście, była w tym doza egoizmu, zdaje sobie sprawę z tego, że moje uzewnętrznienia mają formę dostępną. Pisemną. Są osiągalne, a przez to łatwiej czasem coś przerobić nawet wspólnie, kiedy nie ma w tyle głowy obawy, że moje myśli nie będą sformułowane tak, bym czuł się z nimi komfortowo.
I choć pewnie mało kogo kiedykolwiek będzie obchodził ten blog, mało kto na niego trafi, to on spełnia moją najistotniejszą rolę. Wyrzucam z siebie jad, który gdzieś tam trawi mnie od środka. Może nie jad, bardziej żółć, która dławi i odbiera przyjemność czerpaną z życia.
Mam przemożną ochotę przytulić się i zasnąć, póki co, wystarczyć będzie musiała poduszka, ale to dopiero jak gonitwa myśli się uspokoi. Pewnie nieprędko, ale jestem tutaj po to, by było mi łatwiej.
A na koniec cytat, którego po prostu chce użyć..
"źdźbło w oku bliźniego widzisz, a Belki w swoim nie dostrzegasz"
Och, ależ ja dostrzegam. I nie chce przestać.
Dziękuję.
2 notes · View notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Miałem wczoraj taki dziwny dzień. Niby ostry umysł, niby wszystko było w punkt jeśli chodzi o myślenie w pracy, ale za cholerę nie potrafiłem usiąść i zebrać myśli by cokolwiek tu napisać.
I to żadna blokada twórcza, bo w sumie żadnej sztuki tu nie tworzę. Jedynie moje intelektualne wysrywy.
Dzięki takiej myślodsiewni, no i temu, że kolejny raz widzę słońce za oknem, jest mi jakoś lepiej. Nadal jest zimno, co akurat nie jest dla mnie najprzyjemniejszym stanem, jednak będzie już tylko lepiej. Może kolejne posty będę pisał siedząc w parku, muskany delikatnym wiaterkiem i promieniami słońca. Może, nie wiem tego, ale tego bym chciał.
***
Co to znaczy być szczęśliwym? Jest na to jakaś recepta? Poza narkotykami, które oczywiście dają komplet chemicznych reakcji odpowiadających temu procesowi, ale są bardzo nietrwałe. Ludzie opisują szczęście na kilka sposobów. Szczęście jako stan emocjonalny, jako fortunny zbieg okoliczności, jako niedościgniony wzór. Wydaje mi się, że bywam szczęśliwy od czasu do czasu, tyle tylko, że mój mózg gdzieś podświadomie nie traktuje tego stanu jako homeostazy. Coś zaraz wpierdoli się w moje życie z prędkością ciężarówki na lewym pasie, i może to jest mój problem. Może nie potrafię być szczęśliwy dłużej, ponieważ mam niesłabnące wrażenie, że to nie jest stan, w którym można być długo. To moja patologia szczęścia, utożsamienie to z jakimiś krótkimi wystrzałami, które mają mnie podtrzymać przy życiu, zamiast prowadzić w nim.
Zastanawiałem się wielokrotnie i zastanawiam się nadal. Czy ja chcę stworzyć związek z drugą osobą? Jest tyle czynników, które gdzieś mówią mi, że na pewno zrobiłbym to lepiej niż moi rodzice, którzy w wychowywaniu mnie, dali koncertowo dupy. Z drugiej zaś strony, boje się tego, że nie będę w stanie utrzymać stałego zaangażowania, poziomu emocji, nie wiem, jakiegoś takiego oddania dla drugiej osoby. Związek to sztuka kompromisu, co akurat mi nie przeszkadza, jednak zdaje sobie sprawę z tego, że ciężko będzie mi znaleźć osobę, dla której moje wartości, moje wady, moje zwyczaje, będą do zaakceptowania. Już nawet nie marzę o pokochaniu tego wszystkiego we mnie, bo umówmy się - bez przesady. Ja wiem, że jestem gotowy na poświęcenia, jednak mam swoje granice, których dla własnego komfortu psychicznego nie chce przekraczać. I tu zaczynają się schody. Bo związek wymaga czasu. Jeszcze zanim na niego się zdecydujesz, musisz poświęcić wcale niemniej czasu na poznanie drugiej osoby. Loteria. Czy ona zaakceptuje, że lubię pograć z kumplami, nie wychodzić z łóżka jak mam taki mood, że wkurwiam się na nielogiczne i głupie rzeczy, że do szewskiej pasji doprowadza mnie to, że ktoś zarzuca mi kłamstwo. Czy ja zaakceptuję to, że ona ma cokolwiek, co ma, bo nie mogę przecież tworzyć wizerunku osoby, na podstawie tego co zaakceptuje w tej osobie. Stupid, I know.
Zatem jestem w punkcie, w którym wypadałoby się zacząć określać. Może nawet podejmować pewne akcje, które w jakiś sposób kierowałyby mnie ku poznaniu kogoś odpowiedniego, ale ja tak się boję..
2 notes · View notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Jestem takim dziwnym rodzajem pracownika, który ma niesamowite wybuchy energii. Jak już w coś się wgryzam w pracy, to chce to zgłębić na maksa. Zrozumieć o co chodzi. Nie wystarcza mi "to tak jest, bo tak jest". Ja muszę zrozumieć dlaczego to tak jest, bo inaczej czuję, że robię coś głupiego, coś bez zrozumienia, a to drażni mnie tak niesamowicie, że chyba nie potrafię znaleźć innej równie irytującej rzeczy.
Zerknąłem dziś na pasek w robocie, takie coś, co kadry wystawiają, byśmy wiedzieli ile pieniędzy idzie na co, oraz ile tej złodziejski kraj mi podpierdala. Jakże miło było się zaskoczyć, że dostałem w tym miesiącu nagrodę, jako najlepszy pracownik w swoim teamie. Surprise/not surprised, bo widzę jak na tle mojego teamu wkładam w te prace maksimum zaangażowania. Dla mnie to coś najbardziej w świecie naturalnego.
Oczywiście, opierdalam się przez połowę czasu pracy, ze względu na jej charakter, czyli jeśli coś zrobię i skończą mi się zadania, to nie mam co robić. Jednak zauważam tendencje w której większość moich kolegów w pracy do granic doi możliwości tzw. SLA, czyli service level agreement, w skrócie jest to czas, w jakim mój pracodawca zobowiązuje się wykonać jakieś zlecenie. Podczas gdy ja, nie pozwalam by tym zadaniom uciekła choćby nadprogramowa minuta. Ugh, ciężkie jest życie człowieka z takimi wartościami pracowniczymi, pracującego za psie pieniądze :v
A poza tym, to mam dziś zaskakująco dobry humor, aż nie do uwierzenia. Może to dzięki mojemu codziennemu wylaniu z siebie tego całego egzystencjalnego bełkotu?
Dzięki Brunet.
1 note · View note
eveningbrunette · 4 years ago
Quote
Życie to trudny do określenia dyskomfort.
my own thoughts
3 notes · View notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Dopadła mnie taka dość zabawna reminescencja. 
Szukając swojej ostatniej umowy o pracę (by dowiedzieć się kiedy ewentualnie przestanę być wypłacalny), znalazłem swój stary telefon. Poczciwa Nokia N97, czyli szmat historii zapisany w ciągu dwóch lat od 2011 do 2013. 
Damn what a kid I was. 
W sumie to zabawne, bo teraz wróciłem do tej samej czynności, która kiedyś była mi swego rodzaju autoterapią. Do pisania. Choćby tutaj, w tę przestrzeń.
Poza garścią nudli i softów z czasów, kiedy przeciętna ostrość aparatu w telefonie pozwalała na pocięcie się plastrami ogórka zielonego bez skórki; znalazlem również mnóstwo starych tekstów, kiedy to pisało się do szuflady, a w sumie bardziej to do Nokiowego notatnika, swoje przekminione jak na tam czasy, rymy częstochowskie i ból istnienia.
Lata mijają, człowiek zmienia się, cringe jaki osiągają niektóre sytuacje, to jak zdajemy sobie czasem sprawę jakimi bezmózgimi i niewrażliwymi skurwielami byliśmy - boy, oh boy.. 
A teraz siedzę przed w sumie 3 monitorami, ekran telefonu też asystuje i to niejednego, bo poza wspomnianą Nokią, jest jeszcze mój obecny telefon, którego zawartość tak bardzo obnaża słabości, którego obecność tak bardzo wiąże i nie pozostawia chwili wolności. 
***
Dziś chyba wszystko jest jakieś inne, ale chociaż słońce zaczyna ogrzewać skronie.
Pamiętam A. To była pierwsza osoba, która wyciągnęła ze mnie moje emocje, moje pragnienia. Zarazem była człowiekiem, który tak samo jak ja, nie ogarniał tej gry. Ja robiłem jej krzywdę, ona mi. Trudno się zdecydować, które z nas było bardziej spaczone. Pewnie na równi. 
Zawsze rozkminiam, czy tylko ja mam taką autorefleksyjną nienawiść do siebie z przeszłości? Do tego jak powolnym i żmudnym procesem dla mnie, było nabieranie przekonania do niektórych rzeczy, ogarnięcie swoich patologii? Och jak bardzo mi wstyd tego, że nie potrafiłem wyjść z siebie i zerknąć na swoje ułomności z boku, dostrzec je, zanim staną się one na tyle wyraźne i trudne do zniesienia, że ludzie, którzy mnie otaczają, po prostu będą mieli tego dość i pójdą, rzucając mi na odchodne, że chujowy byłem. I to nie tak, że to źle, że nie mieli racji. Tu chodzi o to, że ja tak bardzo nie potrafię spojrzeć na siebie tak krytycznym okiem, jakbym chciał. A może nie chcę?
Frelo, skąd Ty się urwałaś? Nie wiem jak wystarczyło Ci siły i cierpliwości na ten dość trudny i odosobniony przypadek. To dzięki Tobie znów sięgnąłem wgłąb swojego śmietnika i może uda mi się wyrzucić z niego te najbardziej przegniłe fragmenty. Tak zanim trzydziestka pojawi się na progu i zamrozi to bajoro osobliwości. 
Brunet out. For now.
https://www.youtube.com/watch?v=k2tAC61-y2w
2 notes · View notes
eveningbrunette · 4 years ago
Text
Czy nie irytuje was czasem fakt, że nie jesteście w stanie sprawdzić co wydarzyłoby się, gdybyście podjęli jakieś decyzje?
Taki fast forward w życiu, który dałby możliwość wyboru najlepszej możliwej drogi?
Jestem w takim punkcie w swoim życiu, że szczerze boje się podjąć jakichś ryzykownych działań. Mimo życia samotnie, jestem odpowiedzialny za swoje mienie, za swoje zobowiązania i rzucenie się na głęboką, nieznaną wodę jest ryzykiem a zarazem luksusem, na który mnie nie stać.
Chciałbym móc czuć się stabilniej w swoim życiu, wiedząc co zapewnią, a czego pozbawią mnie pewne ruchy.
To samo tyczy się zaangażowania swoich uczuć, emocji, czasu i często pieniędzy w relacje, które mogą przynieść w rezultacie więcej bólu niż pozostanie w miejscu.
Dziwne to wszystko, boje się ludzi a jednocześnie łaknę ich obecności w moim życiu. Unikam wychodzenia przed szereg, a chciałbym czasem pojawić się na świeczniku. Tak naprawdę sam nie wiem czego potrzebuję, by się spełnić. Mam tylko słomiany zapał i marne siły, których nie chce mi się pchnąć do podjęcia działań, które mogłyby coś zmienić.
Trochę utknąłem w stagnacji, takiej przestrzeni bez wartości, bez kierunku, bezmyślnie dryfuję i liczę na to, że znikąd pojawi się magiczna dłoń, która pokaże mi kierunek, rozwinie moje skrzydła i nada sens egzystencji.
We both know it ain't gonna happen. So I'll be here. Just vomiting my brain out.
Hopefully for your entertainment.
3 notes · View notes