#ziemiomorze
Explore tagged Tumblr posts
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Imię dla dziecka i opinie osób, którzy nie są jego rodzicami
Chyba nie opisałam tego. A szkoda. Bo zaczęłam tekst, ale aktualizacja się włączyła i wywaliło mi tekst z tumblera :P
Obecnie mam trochę inne przemyślenia, bo miałam prawie dwa miesiące na obwąchanie tematu, kilka odważnych oświadczeń "ja nigdy bym tak nie zrobiła!", kilka przypomnień sobie, ze lata temu to jednak tak robiłam xD, ale dojrzałam i uważam to za idiotyczne, a przez to dziwi mnie, że osoby, które brałam za role-model tak robią. Więc był temat, były emocje, była szansa na weryfikację, konfrontację, było przedyskutowanie tematu z osobami o innym było zostawienie tematu.
Ale chcę o tym pamiętać, chcę by to pozostało w mojej myśloodsiewni.
Za kilka miesięcy na świat przyjdzie mój siostrzeniec i w związku z tym temat imion jest żywy na wszelkich spotkaniach rodzinnych.
I właśnie chyba bardziej sposób w jaki reaguje moja siostra i szwagier na te rozmowy, a także jak potem bliżsi i dalsi krewni temat wałkują uwypukla to, co mnie w zasadzie skłoniło do rozmowy i rozmyślań.
I co mi unaoczniło, że w zasadzie od lutego spotyka również mnie, a co właśnie: nie jest przeze mnie nawet specjalnie zauważane. Ot, ktoś coś mówi, a ja puszczam mimo uszu. Bo wiem jak jest, jak mam, mam poparcie i oparcie osób na których mi zależy.
Temat imion.
I w ogóle imiona to dla mnie od zawsze fascynujące zagadnienie. Dużo o nich, etymologii, historii wiem. Ba! Najbardziej fascynująca książka o imionach i TOŻSAMOŚCI związanej z nadanym lub odkrytym imieniem to "Ziemiomorze" Ursuli Le Guin. Przeczytałam i przepadłam, temat był dla mnie absolutnie szeroki i bezbrzeżny, a przez to ciekawy tak, że połykałam wszystko w tej tematyce - od dziecka do teraz. I uważam, że jestem całkiem ekspertką (chociaż zapaloną w ramach hobby, bez dyplomu xP) od imion - może jeszcze nie noszę w głowie leksykonu, ale dużo WIEM. A jak nie wiem, to mnie korci by się dowiedzieć. I jak nurkuję to drążę do podstaw i by nakreślić całą mapę historii, obrazów, kontekstów kulturowych, wędrówek ludów, transformacji itp. Lubię to, fascynuję się tym.
Czasami wystrzelałam z ekscytacji jakąś wiedzą w tym zakresie podczas spotkań towarzyskich i raczej zazwyczaj wywoływałam konsternację i wychodziłam na dziwaka. Bo kurwa, no, typiaro, nikt nie pytał, a ty walnęłaś doktorat ustny z "Elżbiety" do piwa przy ognisku xD [HEHEHEHE teraz to bawi. xD]
Dlatego zachowuję tę swoją fascynację dla siebie - doświadczenie nauczyło mnie, by mówić mniej niż wiem na tematy imion, bo zazwyczaj nikogo prócz mnie drobiazgowa wiedza w tym zakresie nie interesuje :P, nawet jeżeli pyta o to czy "Eliza" to może być zdrobnienie od "Elżbiety" :P
Ale też uczciwie przyznaję na przestrzeni dekad miałam różne podejście oraz różne zachowania względem tematu imion czy nazuwania nowych członków rodziny ogólem. Patrząc retrospektywnie z niektórych swoich zachowań czy opinii obecnie dumna nie jestem. :P
Temat mocnie wypłynął właśnie w drugiej połowie lutego (dwa miesiące temu), gdy moja siostra ogłosiła, że spodziewa się dziecka, a tydzień wcześniej ja zaprezentowałam swoją suczkę na chatcie rodzinnym.
Mój fizyczny dystans w stosunku do rodziny był chyba buforem, który oszczędził mi tego co moi rodzice i siostra (mający kontakt z innymi członkami rodziny i przyjaciółmi rodziny) przeżywali face to face. Bo imię mojego pieska budziło wiele emocji. Tyle, że NIKT (serio) nie zapytał mnie na rodzinnym chatcie dlaczego takie właśnie imię dla psa wybraliśmy (tutaj, na tumblerze taką rozmowę prowadziłam w komentarzu z T. i to było bardzo miłe :D, fajnie było się wymienić pomysłem i priorytetowymi czynnikami, które nad takim wyborem zaważyły). Natomiast na żywo nikt nie pamiętał, albo kaleczyli, mówili, że dziwne. I szczerze mówiąc wcale mnie to nie bolało! Miałam z tym luz absolutny! Bo faktycznie "Weles" nie jest imieniem w formie żeńskiej wg. zasad języka polskiego i mózg potrafi zrobić fikołka, jak tu zawołać do szczeniaczka-suczki imieniem męskim? No był problem! I dodatkowo nie dla wszystkich miano "Weles" kojarzy się instynktownie ze starosłowiańskim bogiem, patronem wilków - dla mnie samej końcówka na "s" jest jakaś taka budząca skojarzenia z imionami starofrankijskimi, albo z powieści Tolkiena :P Rozumiem. Noł hard filings. Kwestia przyzwyczajenia. Luz. Krótkie imię, dobre dla psa, ale dla mnie i mojego chłopaka dużo ono znaczy, ma symboliczny wymiar też w odniesieniu do historii naszych osobistych, na naszą współdzieloną opinię o ewolucji wierzeń w średniowiecznej Europie i na trochę takie romantyczne tło: bo wybraliśmy imię dla wspólnego pieska na wczesnym etapie związku, jako jedno z marzeń do spełnienia w przyszłości: psiunia w której się zakochamy od pierwszego wejrzenia, która się jeszcze nie urodziła, a która ma już dwoje ludzi, którzy bardzo ciepło o niej myślą, bez względu na to jaką będzie miała płeć będzie się nazywać Weles (ta Weles, tej Weles, z tą Weles lub ten Weles, temu Welesowi, z tym Welesem itp).
W rezultacie kuzynki zacinały się wołając pieska. Jedna dopytywała, jak pies ma na imię, poddawała się tej łamigówce językowej i kończyła wołając "szczeniaczku, chodź tutaj", a druga trochę w żarcie, trochę w kpinie wołała "potężny Welesie, chodź na smaczki". Pytały mnie kilka razy JAK SIĘ DO NIEJ ZWRACASZ. Demonstrowałam "Weles, siad", "Weles, noga!" i zdawało się, że łapały, bo uśmiechały się i widziały jak pies reaguje na swoje imię. Ale jak miały zawołać był problem. xD
Mama mówi o piesku Lesia, bo jej za długo mówić Welesia, a jedna z cioć twierdzi, że to jej imię jest tak trudne, że dla niej nasz pies nazywa się "Wenus" i kropka, nie zapamięta właściwe; to jej bardziej pasuje, przestawić się nie może. xD [oczywiście pies nie reaguje na "Wenus" xP co ciocię frustruje i w konsekwencji woła ją pierwszą sylabą xD We-we xD bo reszty nie pamięta]. Dla rodziny z Niemiec też to imię brzmi brzydko i nieintuicyjnie - dla nich to imię jest "francuskie", a ja im do fascynacji Francją nie pasuję xD, a tę krytykę przekazano moim rodzicom telefoniczne przez starszych członków rodziny (ich zwierzęta noszą imiona o źródłosłowie łacińskim, szkockim, kapońskim i koreańskim :P co odbija się w fascynacjach językowych członków rodziny). Rodzice trochę z irytacjom na nasze "wydziwianie" relacjonowali nam w Wielkanoc, że tylko rodzina z Chicago uznała, że nasz pies ma ładne, łatwe do zapamiętania imię. Ale powtarzali nam to z taką naganą w stylu "widzicie, tylko dla takich osób z innego kontynentu to jest sensowny wybór" xD Co też mnie rozbawiło, potraktowałam to jako żart sytuacyjny, bo przecież mój pies JUŻ TERAZ to imię nosi. I kropka. I to zabawne, że to imię budzi emocje osób, które prawdopodobnie tego psa nigdy nie poznają. Nie myślałam nawet o tym w kontekście irytacji "Kiedy pytałam o twoją opinię? Po co mi twoja opinia o moich wyborach? Nie musisz się z nimi zgadzać, zaakceptuj, że są moje i nie dotyczą ciebie." Ot bardziej śmiesznej anegdotki.
Po prostu ja i O. nazwaliśmy nasze zwierzątko tak, jak chcieliśmy i to jest okay. A reszta to zabawne sytuacje, jakieś emocje, które imię wzbudza, a które mnie nie dotyczą, bo to bardziej historia tych ludzi, którzy te emocje przeżywają. Coś się dzieje u nich, coś to imię w nich wywołuje. To ich kawałek do ogarnięcia. Ja odpuszczam, mam swoje żyćko do ogarniania. :D
Dla kontrastu - w rodzinie O. tylko babcia i dziadek dziwili się imieniem i nie mogli go zapamiętać. Babcię (wierzącą) wprawdzie skonsternowało wyjaśnienie, że Weles to "rogaty bóg", jeden z najważniejszych bogów pogańskiego panteonu Słowian, którego kult przez chrystianizację został zaadaptowany do panteonu Świętych (xD celowo "panteon" bo taka ta religia jest monoteistyczna, że własny panteon ma :P) w ramach przymiotów i wierzeń wokół Świętego Mikołaja. :D
I tyle.
Bo jednak to tylko piesek.
A gdy chodzi o człowieka, szczególnie malutkiego człowieka okazuje się, że temat imienia to nie jest tylko ważna sprawa dla rodziców. Po prostu KAŻDY ma coś na ten temat do dodania. I to niepytany! I KAŻDY jest w stanie już na tym - jeszcze moim zdaniem bardzo przyjemnym etapie szykowania się do rodzicielstwa - wczesnym etapie gotów udowadniać młodym rodzicom, że coś robią błędnie.
JPDL.
Nie byłam chyba tego świadoma.
Albo nie byłam na tyle dojrzała lub na tyle zaangażowana emocjonalnie by zobaczyć jak bardzo to jest BIG DEAL.
I jaki w ogóle mechanizm się AUTOMATYCZNIE w rozmowie odpala: przyszły rodzic chwali się jakie imię wybrał i wtedy tak druga strona AUTOMATYCZNIE dokonuje we własnej głowie ZWOLNIENIA BLOKADY. Kręci się koło z loterią: wypunktowania cech fizycznych, chemicznych, językowych, bahawioralnych, głębokich uprzedzeń danej jednostki do zbitek sylabowych, które przed chwilą usłyszał (nawet czasem popartych przykrym doświadczeniem z inną osobą kojarzącą się z tą zbitką sylabową), własnych przekonań i sytemu wartości, które oczekuje się, że podziela przecież całe społeczeństwo w tym samym układzie (a jak nie podziela to trzeba wyjaśnić dlaczego powinno podzielać). W końcu wskaźnik loterii zatrzymuje się na jednej z opcji i z ust rozmówcy wysypuje się krytyka lub pouczenia wobec rodzica.
OŁ maj faking gads! O.O
Patrzyłam na minę swojej siostry, gdy to się wydarzyło i wzbierała we mnie potrzeba by ją chronić. Bo po prostu... każdy wybór okazywał się być zły. A ona chce jak najlepiej dla synka! Liczyła chyba na potwierdzenie, że wybrała ładne imię, na zachwyt (?), na pogratulowanie. Ale nie na krytykę i opowieści z których wynika, że osoby noszące to imię na pewno będą złe czy wredne. Albo, że powinna przemyśleć wybór, bo w kimś to konkretne imię budzi zgorszenie i nieprzychylne skojarzenia. O.O
Noż kurde.
Przez ostatnie tygodnie przeprowadziłam z siostra kilka rozmów o treści "imię to jedna z niewielu rzeczy jakie możesz dziecku dać na całe jego życie, wokół którego zbuduje tożsamość i za które będzie ci kiedyś wdzięczny, ALE na innym etapie znienawidzi to imię i karze się nazywać Buzz Astral czy inny Zuma, a potem Krzyś - bo Krzyś to będzie taki jego dobry kolega, że chce być jak ten Krzyś z przedszkola, a potem częściej w kontekście własnego dziecka będziesz słyszeć jego ksywkę i mniej nadzieję, że to będzie coś od nazwiska, a nie piętnujący Rudy, Grubas czy Ruchacz xD, a potem utożsami się z imieniem, które było i jest wyjątkowe, które było wybieranie miesiącami przez jego rodziców, którzy czekali na niego od lat, będzie to imię którym będzie się podpisywał, którego będzie używała jego kochająca partnerka lub partner" itp itd.
I chyba siadło.
ALE bycie obecną przy tym jak siostra ogłasza imię nowego członka rodziny w obecności świeżych matek małych dzieci (każda z kuzynek ma malutkiego synka - jeden 1,5 roku drugi ponad 0,5 roku; w rodzinie Szwagra każda z jego sióstr i kuzynek ma po malutkim dziecku, mieli totalny wysyp niemowlaków nieprzerwanie od 6 lat przynajmniej jeden nowy członek rodziny na rok przybywa, częściej po dwa) i zastanawiałam się CZEMU ONE SOBIE TO ROBIĄ.
Siostra wtedy mówiła, że ona była w emocjach, ale ma wrażenie, że ja "zbyt emocjonalnie" odebrałam jej reakcję, która jak na nią była bardzo emocjonalna: od radości przed panikę, lęk, obronę i niepewność, nerwowość i wyjaśnianie w taki przepraszający sposób, że jej się to imię podoba mimo wszystko.
Jak na moją siostrę reakcja była bardzo duża.
Tak samo jak reakcja kuzynek.
I tak sobie myślę: czy tu zadział nasz system rodzinny? Np: najstarsza kuzynka chciała przekazać ważne informacje (ale krytyczne), które jej zdaniem moja siostra mogłaby brać pod uwagę planując imię dla syna. Aż wstała od stołu z emocji i pochylała się w stronę siostry mówiąc o tym, jakie ma doświadczenia z tym imieniem i jak źle to może wpłynąć na życie mojego siostrzeńca (WTF?). Średnia kuzynka w tonie żartu wystartowała z takim.... sarkastycznym monologiem. Jakoś od czasu terapii sarkazm mnie nie bawi, bo czuję, że często po prostu kryje dupę osoby która chce ci dojebać lub wbić szpilę "tylko żartowałem! Na żartach się nie znasz?" - ale co powiedziała i zasiała potem kiełkuje w myślach.
Siostry Szwagra dzwoniły do mojej siostry przez tydzień przejęte tym jak okropne imię wybrali dla ich bratanka i próbując przekonać brata i moją siostrę, żeby jednak przemyśleli zmianę imienia. Jedna nawet tak intensywnie o tym myslała, że do połowy marca wysyłała im smsy o treści "A Franek? Ładne imię, co wy na to?" itp itd.
Tak bardzo nie rozumiem.
Tak bardzo!
Wręcz wydało mi się to w tamtym momencie niewygodne, jakieś takie niekulturalne.
Bo mi ogłosili jak mały będzie się nazywał w styczniu i wtedy faktycznie zapytała dlaczego to imię wybrali, jaka rozkmina za tym stała, bo dla mnie ICH HISTORIA i ICH INTERPRETACJA jest ważna. I ciekawa. Wybrali to imię, WIĘC ono dla nich jest ważne i wyjątkowe. To jest ciekawe: co czynniki imiona wyjątkowymi dla osób, które te imiona dla swoich potomków wybierają? Jaka intencja za tym stoi? Jakie są ich najważniejsze cechy tych sylab, jakie oni mają skojarzenia z nimi. Cała reszta to sprawa ich komórki rodzinnej. To jest ich decyzja nierozerwalnie związana z powołaniem dziecka na ten świat. I chociaż ta decyzja o imieniu jest odpowiedzialna, to na skali decyzji do podjęcia związanych z przyjściem na świat człowieka wciąż uważam, że jest jedną z przyjemniejszych i bardziej intymnych aspektów JUŻ TERAZ budujących relację dziecko-rodzic.
Kim ja jestem by się w to wpierdalać i krytykować!?
OMG.
To mi się wydawało taką granicą nie do przekroczenia.
A potem rozważałam czy zawsze tak miałam. I nie miałam. Krytykowałam moją koleżankę po tym, jak mi ogłosiła, że pierwszego syna nazywa imieniem mojego ex (a byłam tuż po zerwaniu i serce mnie bolało, emocje były wielkie), a po latach - gdy okazało się nazywa drugiego na cześć tego mizoginistycznego i seksistowskiego pierdolca z Akwinu. No nie mogłam z jej zachwytu nad jego dokonaniami literackimi, bo dopiero co wróciłam z wystawy dotyczącej seksismu i nienawiści wobec kobiet reprezentowanej latami przez Kościół Katolicki, procesów o czary kilka wieki temu, gdzie na ścianach krwawo czerwoną farbą były wymalowane takie cytaty z tego "myśliciela" jak „Wartość kobiety polega na jej zdolnościach rozrodczych i możliwości wykorzystania do prac domowych” lub "Kobiety są błędem natury…" itp. Noż! I to ma być patron dla młodego chłopca wybierany przez zdolną, wykształconą, zaradną życiowo, ambitną matkę? Ech... nawet teraz jak to pisze to mnie trzęsie ze złości, a wtedy to jeszcze wyrzuciłam ciężarnej koleżance...
Pamiętam jak LATA temu najstarsza kuzynka podzieliła się ze mną informacją, że ma wybrane imię dla synka - a nawet jeszcze nie była w związku! I jak wspominam - zrobiłam jej mały wykład o historii tego imienia zafascynowana, że mogę się tym podzielić, że może to też będzie dla niej ciekawe. Nie krytykowałam jej wyboru, nie mówiłam nic o jej synu. Po prostu podzieliłam się zajarana wszystkim co mnie fascynowało w związku z tym imieniem. Ale wkurzyła ją wiedza o postacich historycznych, które dokonały rzeczy zmieniających bieg granic i losów całych ludów, które nosiły to imię. Przecież nie mówiłam o jej dziecku - nie rozumiałam czemu się denerwuje. A ona wciąż wracała do tego jakich ludzi zna, którzy noszą te imię i że właśnie taki chce by był jej syn, że to jest intencja, a nie... Ale przecież ja tego nie podważałam! :( hymmm... No i teraz rozumiem: zaprojektowała sobie wymarzone dziecko, ale nadając imię nie można zapewnić czy oczekiwania spotkają się z rzeczywistością, bo imię to SIŁA, to ZAKLĘCIE, to jak pisałam pierwsze co buduje relację rodzic-dziecko, ale również to tylko imię. Tylko. Ten mały człowiek jest wyjątkowy, bo jest sobą. Niektóre rzeczy ma zapisane w genach, niektóre w nim się wytworzą behawioralnie, niektóre będą warunkowane innymi czynnikami. Będzie dobry i zły. I żadnym z nich. Ma w sobie potencjał do bycia kimś kto zmienia losy świata na lepsze i na gorsze. Ma w sobie potencjał do bycia wszystkim tym co w nim akceptowane i nieakceptowane. Ma potencjał czerpać od rodziców ich wady i zalety.
Kilka godzin później kuzynka zadzwoniła do mnie by powiedzieć, że jak tak oo tym myśli to cholernie dużo wiem o imionach i że myśli, że mogłabym to spieniężyć: świadczyć usługę doboru imienia. Albo nagrywać o tym podcast. :P Co we mnie wciąż kiełkuje.
Ale to jakoś tak... umyka sedno tego rozemocjonowania dotyczącego imienia nowych członków rodziny?
W tej interpretacji, w tej rozmowie imię jest rozumiane jako ZAKLĘCIE, jako życzenie na przyszłość, jako coś co pieczętuje jego losy i dobre życie. Ta symboliczność znaczy czasem więcej dla niektórych członków rodziny, a dla innych mniej.
Czasem też nie chodzi o to dziecko i imię. Tylko o osobę rodzica, którzy potem przeżywa
Czasami rodzice pragną, łakną akceptacji, bo ich wewnętrzne dziecko jeszcze jej nie dostało, jeszcze nie jest skontaktowane z ja-dorosłym, jeszcze nie jest zadbane i ukochane, dlatego w sferze dzielenia się z bliskimi imieniem dziecka liczą na pochwalę, na zrozumienie ich wyboru... a są krytykowani. Gdy potrzebują zapewnienia, że "zrobiłaś coś pięknego dla siebie i swojego synka, wybrałaś mu dobre, jak ładnie" słyszał coś co w ogóle nie jest o nich.
Ani o ich dziecko.
To co słyszą to emocje i uczucia dotyczące tych ludzi, którzy je przeżywają striggerowani tematem, którzy zostali zaproszeni do współuczestnictwa w ich szczęściu.
Ciekawe, nie?
Właśnie z tym moim zdaniem też wyskoczyła druga kuzynka i siostry Szwagra. Pierwsza podzieliła się kilka lat wcześniej z wyprzedzeniem imieniem córeczki i została skrytykowana (czego nie rozumiałam, bo to było imię bardzo popularne w tym roczniku), więc z ogłoszeniem imienia dla synka czekała do porodu. W tym czasie jej córeczka zaczęła jej brzuszek nazywać imieniem postaci z bajki dla dzieci i się przyjęło. xD Do tej pory rodzice, dziadkowie, kuzynostwo jak mówi o jej synku bardzo rzadko używali imienia z dokumentów, a używamy imienia, które... No nie wiem jak to się odbije na psychice chłopca? Nie znam się. Niemniej imię w dokumentach ma "normalne", a ksywkę ma taką bardzo nie-polską i jakoś to nie budzi zgorszenia pośród społeczności z którą się wychowuje. Nikt się nie przypierdala, nikt nie robi problemów, żadne pełne kpiny "co to za Brajanek?" itp bo zaraz leci "Brajanek ma na prawdę na imię Tadeusz, siostra go tak przezywa" (ofc imiona zmyślone) i a ile wiem kontrowersji to nie budzi (ale oczywiście mogę czegoś nie wiedzieć, nie wnikałam). Niemniej kuzynka zrobiła wobec siostry wspominany sarkastyczny monolog odkrywający możliwości do potencjalnych przypierdolek do imienia jej synka, co go spotka, jakie postaci z popkultury się tak nazywały i jak potencjalnie można się do dziecka przyjebać. Po co? Ech...
Siostry Szwagra znowu mają jednoznaczne skojarzenia tego imienia z wiarą katolicką i z potencjalnym złym życzeniem dla dziecka. Poza tym omówiły to z koleżanka z pracy i te koleżanki przypomniały o książkach kryminalnych, w których jest złol, który nosi to imię. I o złej postaci z książek dla dzieci, która nosi to imię. Takim okropnym i bardzo charakterystycznym antagoniście ze znanej i lubianej serii.
Generalnie IMIĘ ZŁA.
I ryły banie bratu i bratowej przez cały okres luty-marzec, teraz też, ale siostra już ucina to. Generalnie, że chcą dziecku zniszczyć życie na wstępie.
Serio, nie dowierzałam jak tego słuchałam.
Teściowie i moi rodzice też nie są zachwyceni. Takie ich zdaniem nijakie to imię. Takie stare i polskie, ale jakoś tak nieosłuchane, nie "normalne", niezbyt oczywiste. I trochę dziwne. I mój tata już dla beki żarty robił nawiązując do postaci z popkultury (totalnie w tonie absurdalnego humoru i nie mając pojęcia, że szwagierki siostry totalnie na poważnie używają jako argumentu a zmianę wybranego imienia ich dziecka tego co tata użył jako żartu).
Siostra dzwoni do mnie prosząc o wsparcie, bardzo to przeżywa, czuje się nierozumiana.
A mnie szlag trafia, bo mi siostrę krzywdzą i tłamszą, a chociaż jest pierdolnięta i mam często ochotę ją udusić to jednak kocham ją i nie chcę by cierpiała, tym bardziej teraz, gdy spełniło się jej wielkie marzenie, dla którego podjęła się wielu wyrzeczeń przez wiele lat.
Noż kurwa!
Więc ją telefonicznie kołczowałam miesiąc temu do bezpiecznego, kulturalnego stawiania granic (bo moja siostra nie potrafi w asertywność, od razu przechodzi do agresywnego ataku i dominowania nad sytuacją, nawet kosztem pogorszenia relacji... a akurat teraz nie miała na to dość nerwów i hormonów xP). I mówienia o tym co ją krzywdzi i jakie konsekwencje rozmówca poniesie jeżeli jeszcze raz to zrobi :P
Było ciężko.
Ale z ciekawości aż zanurkowałam w temat historii imienia jej nienarodzonego dziecka. Wsiąkłam, pożarłam materiały i zrobiłam doktoracik. :P Przygotowałam jej (ech, znowu dałam się zmanipulować - powinna była sama to zrobić, ale znowu skończyło się tym, że ja w swoim wolnym czasie szukam jej ważnych info, a ona leży i pachnie, a potem pewnie zapomni o przysłudze ech) wiedze o historii imienia jej syna. O związkach imienia jej syna, jej samej i męża (bo są!). Zwróciłam jej też uwagę, że nasza mama nas nazwała imionami, które jej się podobały i wcale nie były popularne. I nie-polskie. Że inspirację czerpała z tekstów, które czytała będąc młodą dziewczyna i miała w dupie wszelkie legendy o patronkach noszących te imiona, miała w dupie czy to była gwarancja szczęśliwego życia czy jakichś cech charakteru. Dla mamy były to po prostu piękne imiona dla jej córeczek. Obydwa włoskie (tu: o łacińskim wariancie zapisie). Tak samo jak imię jej synka.
I zgooglałam skąd te powiązania z katolicką wiarą, które dla niektórych są nie do przyjęcia. Zagłębiłam się w temat no i śmiechłam. xD Bo to nawet nie jest imię z Biblii. xD To nie jest słowo hebrajskie. To słowo, które "popkultura" czy też "maine stream" (jeżeli tak można mówić o dziele przygodowo-filozoficznym z XIII w. :P ) zawłaszczyła z trzynastowiecznego fanfiction nawiązującego do Biblii. Po prostu fikcja literacka w której wykorzystano istniejące w języku słowo, które brzmiało wzniośle i "nieziemsko", a które oznaczało po prostu jedną z gwiazd na niebie - takie słowo używane przez lokalsów na trzynastowiecznej wsi w Apeninach. LOL xD Czyli skojarzenie tego słowa (teraz imienia) z wiarą chrześcijańską ma lewie trochę ponad 700 lat, miasto w którym się urodziłam niedawno obchodziło 777-lecie, państwo Polskie ma ponad 1000 lat, Kraków istnieje od 1000 lat, a Warszawa od ledwie 700 - czyli liczy sobie tyle samo co to wspomniane dzieło literackie. A dlaczego to słowo przeniknęło jako nierozłączna część panteonu bohaterów mitologii chrześcijańskiej? Proste. Na tej samej zasadzie na której Weles stał się Świętym Mikołajem: zawłaszczenie kulturowe, kurde! A na przykład Boruta (czyli duch opiekuńczy lasu) stał się diabłem! Przyszli misjonarze i lokalne zwyczaje, święta, obrzędy, bogów zamaskowali nazwami i kontekstem z Biblii.
Słowem imię mojego siostrzeńca jest stare! Jest starsze niż Jezus (czasy w których żył na Ziemi). Starsze niż Rzym (a jeżeli starsze niż Rzym to również starsze niż moje imię, które ma źródłosłów tylko trochę starszy od Wiecznego Miasta, ale pochodzi z jego serca). Na pewno młodsze od piramid w Egipcie. Być może równie stare jak cywilizacja Mykeńska. Ot, taki odpowiednik "Syriusza" w konstelacji "wielkiego psa".
I niech teraz wszystkie siostry, znajome, kuzynki się odpierdolą od mojego siostrzeńca i siostry!
Siostra po przeczytaniu doktoratu zadzwoniła bym jej to opowiedziała, bo woli słuchać.
Zarazem mam wrażenie, że to dopiero początek przypierdolki.
Całkiem sporo o tym myślę...
Ciekawi mnie co powoduje, że ludzie wybierają takie imię dla nowego członka rodziny. I chce o to pytać. A z drugiej strony im jestem starsza tym bardziej mam wrażenie, że to temat nefralgiczny i moja ciekawość może zostać odebrana jak wścipskość, albo jako krytyka.
12 notes · View notes
whispering-wind · 5 years ago
Quote
Nie jestem martwy. Czasami sypiam. Wszyscy wiedzą, że sen to prawie śmierć.
Ursula K. Le Guin “Ziemiomorze“
4 notes · View notes
cienie-slow · 6 years ago
Quote
Cała nadzieja świata skupia się w ludziach, którzy nie mają znaczenia.
Ursula K. Le Guin “Ziemiomorze”
29 notes · View notes
siwa · 3 years ago
Quote
Zaczynała dopiero poznawać ciężar swobody. Wolność to wielkie brzemię, niezwykłe i trudne do zrozumienia dla ducha. Nie jest łatwa. Nie jest darem otrzymanym, lecz dokonanym wyborem. I ten wybór wcale nie jest prosty. Droga wiedzie w górę, do światła, lecz zmęczony podróżnik może nigdy nie dotrzeć do jej końca.
Ursula K. Le Guin, Grobowce Atuanu
1 note · View note
bandplethora · 7 years ago
Video
instagram
Ged! Song about fighting with inner shadow ⚪⚫ #sparrowhawk #thesparrowhawk #shadow #theshadow #ged #gedsong #song #freemusic #metal #metalmusic #thrashmetal #thrash #progressivemetal #progressive #blackandwhite #ageofchanges #changes #czaszmian #aoc #plethora #plethorametal #plethoraband #bandplethora #metalplethora #metalband #triptich #earthsea #ursulaleguin #ziemiomorze
0 notes
mategawron-blog · 7 years ago
Photo
Tumblr media
Album art mojego autorstwa do utworu Ged z albumu Plethory "Age of Changes". Link w bio! 🌌🔥💙🔥🌌 Album art of Ged song, made by me from new Plethora's album "Age of Changes". Link in bio! 🌌🔥💙🔥🌌 #newalbum #new #album #coverphoto #albumart #plethora #plethorametal #plethoraband #bandplethora #plethorarock #plethorarockyou #metal #okładka #coverphoto #ageofchanges #changes #czaszmian #zmiany #ged #gebbeth #earthsea #ursulaleguin #ziemiomorze #sparrowhawk #krogulec #leguin #gawron #mateuszgawron #gawrondrums #gawrondrummer #rook
0 notes
khrsk · 7 years ago
Note
poleciłabyś jakieś filmy albo ksiązki na koniec wakacji?
Jeżeli chodzi o filmy to powróciłam ostatnio po latach do produkcji studia Ghibli, szczególnie tych rezyserowanych przez Miyazakiego. W sierpniu obejrzałam też Indochiny, Lion, Moneyball i Metropolis. Wszystkie conajmniej b. dobre. Z ksiązek: niedawno wydaną biografię Lema, “Zniewolony umysł” Miłosza, “Miedzymorze” Szczerka i “Ziemiomorze” Le Guin
0 notes
gohulec · 7 years ago
Text
Le Guin to stary mag, który co prawda nie toczy już otwartej walki z siłami ciemności i żyje na dalekiej wyspie, ale gdy czasem porazi mądrością, kilkoma pokoleniami czarnoksiężników wstrząsa dreszcz. Donald Trump pewnie nie ma pojęcia, że Ursula K. Le Guin właśnie nadała mu imię. Brzmi ono Golem.
Przekrój
0 notes
lista-ksiazek · 9 years ago
Photo
Tumblr media
0 notes
fallofcyranka · 9 years ago
Photo
Tumblr media
4 notes · View notes
adrturz-blog · 9 years ago
Text
Świat magicznych imion
„Ziemiomorze”, Ursula K. LeGuin
„Ziemiomorze” to cykl, który powstał na przestrzeni trzydziestu lat, pierwszy tom zadebiutował w 1968, zaś ostatni w 2001. Ta monumentalna opowieść – jak twierdzi autorka – rozwijała się razem z nią i dopiero podczas pisania, odkryła większość tajemnic swego dzieła. Jednego z największych współczesnych klasyków fantasy. Co jest więc tak niesamowitego w owej historii, że Ursulę LeGuin stawia się na piedestale u boku Johna R. R. Tolkiena oraz C. S. Lewisa?
Najnowsze zbiorcze wydanie pięciu powieści oraz pięć opowiadań, osadzonych w realiach fikcyjnego świata wykreowanego przez amerykańską autorkę Ursulę LeGuin, ukazało się w postaci omnibusa wydanego w 2013 przez wydawnictwo Prószyński i S-ka. Pozycja zawiera powieści - „Czarnoksiężnik z Archipelagu”, „Grobowce Atuanu”, „Najdalszy brzeg”, „Tehanu” i ��Inny wiatr” – i opowiadania: „Szukacz”, „Diament i Czarna Róża”, „Kości ziemi”, „Historia z Górskich Moczarów” oraz „Ważka”. Przekładem poszczególnych tomów zajęli się Stanisław Barańczak, Piotr W. Cholewa i Paulina Braiter, natomiast projektem okładki, przedstawiającej nietypowe wyobrażenie smoka na tle morskich fal – Piotr Cieśliński, szerzej znany jako Dark Crayon. Warto zauważyć, iż sama ilustracja okładkowa została ustylizowana na gobelin i kunsztownie obwiedziona quasiśredniowiecznym wzorem.
Historia skupia się głównie na postaci Geda – właściwie Dunego. Chłopiec w młodości odkrywa w sobie namiastkę magicznych zdolności, w świecie gdzie czarodziei traktuje się z należytym szacunkiem; następstwem owego odkrycia staje się nauka u ciotki, a potem u Ogiona Mądrego. Zyskując po drodze nowe imię Ged i przydomek Gargulec, w końcu trafia na wyspę Roke, aby po wieloletnich studiach, zgłębianiu arkanów magii i ćwiczeniach swych zdolności zostać Arcymagiem. Jednak to dość lakoniczny zarys fabuły, w którym zdawać by się mogło, że młodzieniec odnosi same sukcesy i względnie szybko staje na szczycie społecznej hierarchii. Podczas historii napotka wiele przeciwności losu, stawia czoła przeszkodą oraz niespodziewanym wrogą, ale nie jest sam. Nie chodzi wyłącznie o pozostałych protagonistów, lecz potężną a mroczną siłę, która stała się jego nemezis i podążała jego śladem, gdziekolwiek tylko Ged się podział. „Ziemiomorze” to w dużej mierze epopeja przedstawiająca dzieje małego chłopca, nie wiedzącego z początku czym dokładnie są czary, który na końcu drogi jawi się jako najpotężniejszy mag świata.
Fabuła pozornie – przed przeczytaniem – wydaje się prostolinijna, błaha, ze z góry wyznaczonym kierunkiem. Jest chłopiec, z doświadczeniem i czasem przemieniający się w coraz bardziej zmyślnego, utalentowanego czarodzieja, stawianego przed nowymi wyzwaniami czy próbami. Ale tak naprawdę, całość jest złożona, kompletna i wielowarstwowa. Ged nie jest jedynym bohaterem, którego losy śledzimy. Wprawdzie to postać kluczowa wszystkich powieści, zamykających w sobie całą jego historię (choć wyłącznie w pierwszym jest głównym protagonistą). Utwór porusza dość obszerną problematykę, zobrazowaną i zaakcentowaną wszelakimi metaforami oraz symbolami – już same sylwetki stanowią swoiste przemyślenia, skrywające filozofię autorki.  Dającą niezwykle szeroki ogląd, odniesienia, punkty widzenia w poszczególnych tematach. Z pewnością, poszerzą one horyzonty myślowe i obdarzą głębokimi refleksjami (a przecież to podobno fantasy! – i wielu pogardliwie podchodzi do owego gatunku).
O samych bohaterach można rozprawiać do woli czy nawet organizować prelekcje, aby zagłębić się w istotę ich charakterów. Na pierwszy plan wsuwa się bezapelacyjnie Ged, mag o którym wspomniałem już całkiem sporo, acz nie o tym, że to na nim pisarka pokazała proces dorastania i wszystkie wiążące się zeń etapy. Dzięki Dany’emu wiemy, że odpowiedzialność i związane z nią dylematy krystalizują się, przechodząc przez okrutne próby, a w efekcie finalnym wcale nie stają się mniej brutalne. Niewątpliwie do ciekawszych postaci można wliczyć: Tenar, dziewczynki, która urodziła się i została przeznaczona do roli kapłanki, choć przez pewne spotkanie jej życie zupełnie się zmienia; Tehannu bestialsko skrzywdzonej przez los, odnajdującej schronienie w ramionach Tenar – stającej się dlań z czasem przybraną matką; Cob, mężczyzna, pożarty przez tanatofobię, która posunęła go w stronę nekromancji. Nie należy zapominać o mistrzu Ogionie czy królu Lebannenie, i wielu innych. Chociaż przedstawieni tu bohaterowie są najbardziej wyraziści, postacie epizodyczne również zostały dobrze zakreślone i niejedna wyróżnia się charakterystycznymi cechami: czy to zachowania, czy wyglądu. I mimo że wcale często ich rola ogranicza się „żywego tła” wydarzeń, absolutnie nie można ich tak postrzegać, ponieważ wielu pozostaje w pamięci.
Dość osobliwym zabiegiem autorki jest wspomnienie, że w przyszłości Duny zostanie najpotężniejszym czarownikiem świata. Wielu czytelników pomyśli pewnie, że może to sporo zepsuć, acz takie przewidywania są absolutnie chybione. Znając mniej więcej finał traci się element zaskoczenia, a każdy suspens związany z Gedem nie będzie tak znaczenie trzymał w napięciu, za to odbiorca skupi się na jego poczynaniach, jego wyborach i dylematach; skupi się na postawie, moralności i poświęceniu.
Co można powiedzieć o świecie? Już tytuł pierwszej powieść sugeruje gdzie – nomen omen - będzie toczyć się akcja. Świat przedstawiony to ogromny archipelag wysp wszelakiej wielkości i maści, rozmieszczonych na swego rodzaju wszechoceanie. Owe uniwersum opiera się na wcale oryginalnej mechanice magii. Wszystko, każdy przedmiot, osoba, zwierzę, zjawisko – posiada pierwotne, prawdziwe imię, którego znajomość pozwala nieograniczenie kontrolować posiadacza miana. Stąd w świecie, ludzie tają swoje imiona i powszechnie posługują się przezwiskami. Magowie z kolei zajmują się studiowaniem oraz odnajdywaniem, poznawaniem nowych imion. Nie zapominajmy, że to także powieść fantasy, i jako rasowy przedstawiciel gatunku, obfituje w zróżnicowania rasowe, etniczne, kulturowe, nie brak w nim istot magicznych – w tej sferze smoki odgrywają jedną z ważniejszych ról – a cała spectrum tych zjawisk i bytów zostało rozsiane po niezliczonej ilości wysp. Gdzie ��yją zarówno w komitywie, względnym sojuszu, pokoju lub wojnie bądź jej zarzewiu.
Zestawienie smoków i magii w jednym dziele zazwyczaj skutkuje poglądem przypuszczalnego odbiorcy - jeszcze nieznającego treści podmiotu - że dany utwór to nic innego, a kolejna błaha przygodowa fantasy, pełna malowniczych krajobrazów, chwalebnych czynów oraz pokonywania czarnych charakterów. Ursula LeGuin już dawno udowodniła, że wyryty we współczesnej popkulturze archetyp tekstu z takimi elementami, to wcale nie klasyczny wzorzec, lecz wyłącznie wytwór społecznej mentalności. „Ziemiomorze” stanowi ewidentny przykład tego, że taka opowieść może być zarówno przyjemna, jak i moralizatorsko-edukacyjna, a przy tym bogata w filozofię zrozumiałą wręcz dla każdego.
Jeżeli chodzi o warsztat LeGuin czy można o nim powiedzieć coś złego? Nie, wieloletnia praktyka i szlifowanie doprowadziły do wyrobienia renomy, stylu oraz charakterystycznych manier. Pisarka pisze w sposób zrozumiały, jasny, acz korzysta z bogatego zasobu słów, nie omieszkuje stosowania stylizacji czy poetyckiego opisu rzeczy – ale we wszystkim zachowuje umiar, czego finalnym efektem jest dobrze wywarzony tekst nienużący, acz także nie dający wrażenia, że coś zostało niedopowiedziane lub że coś jest niekompletne.
„Ziemiomorze” to klasyka, dobrze napisana. Niejednolita bynajmniej, tomy napisane w późniejszym okresie różnią się odrobinę od poprzednich – nie są już tak przygodowo-filozoficzne, skupiają się bardziej na etnologicznym punkcie widzenia – obyczajach, zwyczajach, rytuałach społecznego życia. Ale skoro zmieniła się autorka, musiał zmienić się zatem jej świat. I wyszło mu to na dobre. Czytanie o tym samym mogłoby znużyć, a tak zobrazowuje poznany wcześniej świat na nowo, w nowym świetle. Summa summarum, omnibusowy cykl to fenomenalnie skonstruowana, świetnie zrealizowana epopeja o przemijaniu, życiowych wartościach, dojrzewaniu, poszukiwaniu tożsamości, odpowiedzialności i dylematach. Słowem – o życiu. Czy można lepiej wykonać alegorię ludzkiego życia od kołyski aż po siłę wieku?
1 note · View note
polskitengwar · 10 years ago
Photo
Tumblr media
Tylko w milczeniu słowo, tylko w ciemności światło, tylko w umieraniu życie: na pustym niebie jasny jest lot sokoła.
(Pieśń o stworzeniu Éa - Ursula K. Le Guin - Czarnoksiężnik z Archipelagu
as requested by anonymous
5 notes · View notes
bandplethora · 7 years ago
Video
instagram
Sparrowhawk, czyli utwór o Czarnoksiężniku z Archipelagu. Jeden z trzech. 🌌🌋🌌 The Sparrowhawk, song about Wizard of Earthsea. One from Triptich 🌌🌋🌌 #earthsea #ursulaleguin #ziemiomorze #sparrowhawk #krogulec #leguin #earth #sea #fantasy #metal #metalmusic #progressivemetal #thrashmetal #heavy #progressive #thrash #plethora #plethorametal #plethora #playthrough #band #zespół #triptich with @adkaniksinska & @mategawron
0 notes
kmnkshort-blog · 13 years ago
Photo
Tumblr media
Ziemiomorze.../ Earthsea...
12 notes · View notes
bandplethora · 7 years ago
Photo
Tumblr media
Album art do utworu Ged z albumu Plethory "Age of Changes". Link w bio! 🌌🔥💙🔥🌌 Album art of Ged song in new Plethora's album "Age of Changes". Link in bio! 🌌🔥💙🔥🌌 Album art by @mategawron #newalbum #new #album #coverphoto #albumart #plethora #plethorametal #plethoraband #bandplethora #metalplethora #metalband #rockband #plethorarock #plethorarockyou #metal #okładka #coverphoto #ageofchanges #changes #czaszmian #zmiany #ged #gebbeth #earthsea #ursulaleguin #ziemiomorze #sparrowhawk #leguin
0 notes
bandplethora · 7 years ago
Photo
Tumblr media
Album art do utworu The Shadow z albumu Plethory "Age of Changes". Link w bio! 🌌🔥💙🔥🌌 Album art of The Shadow song in new Plethora's album "Age of Changes". Link in bio! 🌌🔥💙🔥🌌 Album art by @mategawron #newalbum #new #album #coverphoto #albumart #plethora #plethorametal #plethoraband #bandplethora #metalplethora #metalband #rockband #plethorarock #plethorarockyou #metal #zespółplethora #okładka #coverphoto #ageofchanges #changes #czaszmian #zmiany #shadow #gebbeth #earthsea #ursulaleguin #ziemiomorze
0 notes