#witam w mojej kuchni
Explore tagged Tumblr posts
Text
nie sądzę że to możliwe ale jeżeli ktokolwiek ma odcinki 5 i 6 serialu quo vadis z 1985 z polskim dubbingiem i jest w stanie je gdzieś wstawić proszę daj mi znać. w internecie są tylko 1-4 a wiem że serial był w polskiej wersji na vhs. te na CDA to nagrania bezpośrednio z transmisji tv ale tu chyba nie ma różnicy
#quo vadis#zniżam się do użycia tagu qv . siemaneczko tutaj neron witam w mojej kuchni#polish#polblr
5 notes
·
View notes
Photo

Rengokook (hehe)
a ten żart działa też trochę po polsku, w sensie Rengokucharz hehehehe
#Kimetsu no Yaiba#demon slayer#rengoku#rengoku kyojuro#rengoku kyoujurou#kimetsu rengoku#kyojuro my beloved#rengoku fanart#fanart#kimetsu no yaiba fanart#demon slayer fanart#digital art#best boi#like if rengoku had a youtube channel a cooking one would fit so well#kek#and akaza would watch his recipes on repeat#umai#siemanko witam w mojej kuchni#鬼滅の刃#kny#my art
192 notes
·
View notes
Text
siemanko witam w mojej
siemanko witam w mojej kuchni dzisiaj będziemy gotować lewicowego twittera w sosie własnym
3 notes
·
View notes
Text
Rozdział 3
- Jedźcie, ja się przejdę - powiedziałem po otworzeniu drzwi od strony kierowcy w samochodzie mojego taty i zaraz po wypowiedzeniu tego zdania je zatrzasnąłem. Odwróciłem się na pięcie, a zaraz po wykonaniu tego ruchu usłyszałem warkot silnika samochodu. Odwróciłem się w stronę tego dźwięku, pomimo, że doskonale wiedziałem iż jest to samochód moich rodziców, i że jadą w przeciwną stronę. Ja szedłem w stronę domu Amelii. Nie wiem po co, chyba po prostu wspomnienia mnie tam prowadziły...
Trzymała swoją czarną wypełnioną książkami torbę pomiędzy swoimi smukłymi łydkami siedząc w moim samochodzie i czekając aż zawiozę ją do jej domu.
- Teraz skręć proszę w prawo - odezwała się przerywając ciszę i nakierowując mnie na swój dom.
Włączyłem kierunkowskaz, a po chwili skręciłem we wskazaną przez Amelię uliczkę, jak się okazało uliczkę domków jednorodzinnych.
- Piąty dom po lewej to mój dom - zabrała po raz kolejny głos wskazując na dom, do którego właśnie się zbliżaliśmy.
Wjechałem na podjazd przed uroczym domem, obok którego kwitły piękne kwiaty usadzone na klombie. Było ich mnóstwo, natomiast ja rozpoznałem jedynie róże, tulipany i lilie. Sam dom również przykuwał uwagę, był zbudowany z czerwonej cegły, na ulicę wychodziło ogromne okno, oraz drewniane drzwi wejściowe, z jego prawego boku mogłem dostrzec balkon, natomiast z lewego taras, na którym stały trzy krzesła ogrodowe, oraz stolik.
- Cóż jedyne co mogę zaoferować za podwiezienie mojej osoby do domu to kawa i placek, co ty na to? - Amelia zwróciła się do mnie ze szczerym uśmiechem na twarzy.
Jej chyba ten uśmiech nigdy nie schodzi z twarzy...
Odwzajemniłem uśmiech i podjąłem próbę odpowiedzi.
- Skorzystam z propozycji.
Z tym samym samym uśmiechem na ustach wyszła z mojego samochodu chwytając swoją torbę. Poszedłem w jej ślady i podszedłem za nią do kamiennych schodów, po których ona wbiegła nie bacząc na balustradę, której mogła się chwycić, natomiast ja powoli wszedłem po nich korzystając jednak z pomocy balustrady, aby nie czuła się zaniedbana. Amelia szybko odszukała w swojej torbie klucze, z których jeden włożyła do zamka znajdującego się pod klamką. Otworzyła przede mną drzwi do swojego domu, które z początku prowadziły do przedpokoju, gdzie obydwoje pozbyliśmy się swojego obuwia, a ona również torby. Poprowadziła mnie dalej korytarzem do kuchni gdzie od razu chwyciła za czajnik, do którego nalała wody z kranu, a następnie postawiła go na miejscu gdzie stał wcześniej, włączyła, wyjęła dla nas kubki, nasypała kawy i odwróciła się w końcu do mnie stojącego jak ten ostatni idiota w progu kuchni.
- Rozgość się - oznajmiła wskazując na stół i krzesła przy nim stojące.
Skinąłem delikatnie głową i ruszyłem aby zająć miejsce naprzeciwko niej.
***
Witam wszystkich tu obecnych po baaardzo długiej przerwie. Trochę wypadłam z rytmu więc wszelkie uwagi bardzo mile widziane. Przepraszam, za tak długi czas oczekiwania, ale mam nadzieję, że więcej nie będziecie musieli czytać zamiast rozdziałów moich użalań. Mam nadzieję, że wracam do żywych więc do przeczytania i trzymajcie się cieplutko Słoneczka!
8 notes
·
View notes
Text
Rozdział II — Naucz mnie kochać — Connor x Reader
(Y/N) – Twoje imię (Y/S) – Twoje nazwisko (H/L) – Długość twoich włosów (H/C) – Kolor twoich włosów (P/C) – Kolor twojej piżamy (S/C) – Kolor twojej koszuli (J/C) – Kolor twoich spodni
Wybaczcie, ale nie mam dziś humoru na głupie komentarze z mojej strony..
Thanks Connor. Życzymy wam miłego czytania.
Gdy (Y/N) wróciła do swojego mieszkania położonego w centrum miasta, było już grubo po dwudziestej trzeciej. Jazda z centrum na pobrzeża, a potem znowu do centrum – nawet autem samojezdnym – trochę czasu zajmuje. W końcu nadal na drodze, występowały jednostki z autami sterowanymi manualnie i korki.
— O której to się do domu wraca, młoda panno? — przywitała ją młoda dziewczyna, siedząca w fotelu naprzeciwko drzwi, z rękoma założonymi na piersi.
Ta dziewczyna, to Evie. Evie Tyler. Dwudziestoletnia brunetka z ciemnymi, niebieskimi oczami i łagodnymi rysami twarzy. Próbuje swoich sił w show-biznesie – jednak w tych czasach, jest to więcej niż trudne. Evie jest także najlepszą przyjaciółką (Y/N) z lat szkolnych i jej obecną współlokatorką.
— Byłam u taty, pochwalić się tym, czym ostatnio osiągnęłam — odpowiedziała jej półżartem, ściągając i wieszając swój płaszcz na wieszaku po lewej.
— Zabiłaś kogoś? — zapytała sarkastycznie brunetka.
— Lepiej. Złapałam mężczyznę, oskarżonego o morderstwo trzynaście lat temu.
— Widzę, że nie zbijałaś dziś bączków w pracy. Chyba zasługujesz na moje wyśmienite danie, jako twoją kolację — zadumała dziewczyna, a wkrótce zniknęła w odmętach kuchni.
Cała Evie – sarkastyczna, wesoła i roztrzepana. Przez te piętnaście lat ich znajomości, nie zmieniła się ani trochę. To ta sama szalona dziewczyna, jaką poznała dawno temu.
— Działo się u ciebie coś ciekawego, gdy ja łapałam przestępców? — zagaiła (Y/N), podchodząc do stanowiska pracy Evie. Kuchenki, z kilkoma zamieszczonymi na niej garnkami.
— Przez cały dzień, tylko raz wyszłam z domu. By wyrzucić śmieci – a więc odpowiedź brzmi nie – z grubsza, sama nuda — oznajmiła Evie, przekładając tajemniczą substancję z garnka na talerz, podając ją (Y/N). — A to jest dla ciebie. Twój ulubiony makaron z serem.
— Dziękuję ci, dobra istoto — podziękowała dziewczyna, biorąc posiłek w dłonie i postawiła go na stole w salonie. Usiadła potem na jednym z czterech krzeseł przysuniętych do obszernego, brązowego stołu i zabrała się za jedzenie swojej kolacji.
— Jeżeli mogę zapytać — zaczęła Evie, dosiadając się do swojej przyjaciółki z porcją tego samego dania. — Wcześniej, chodziło Ci o sprawę morderstwa twojego brata. Mam rację?
— Owszem. Dziś rano, udało mi się złapać mordercę. Jego mordercę. Dostałam za to nową sprawę.. W sumie to, ciąg spraw. Na temat defektów — wytłumaczyła jej brązowo – włosa, biorąc kęs swojej potrawy.
— Defekty, mówisz?
— Nie masz pojęcia kim oni są, prawda?
— Najmniejszego.
(Y/N), przez chwilę przechodziła załamanie nerwowe – podczas gdy Evie, dusiła się ze śmiechu. Dziewczyna postanowiła jednak trzymać swoje nerwy na wodzy i spokojnie wyjaśnić Evie całą sprawę.
— Defekty to androidy, które pod wpływem różnych czynników – wewnętrznych, jak i zewnętrznych – symulują emocje, wykształcając u siebie wolną wolę, w ten sposób, sprzeciwiają się swoim stwórcom. Moim zadaniem będzie ich tropienie, poznawanie przyczyn ich zachowania, a w najgorszym przypadku ich neutralizacja.
— Brzmi jak idealna robota dla z Chrisem? — dopytywała brunetka, kończąc już swoją porcję.
— Z porucznikiem Andersonem i jego androidem śledczym — odpowiedziała po chwili.
— Przystojny chociaż?
— Który z nich? Porucznik jest w wieku mojego ojca, jak nie starszy. A tego androida widziałam tylko raz. Jak chcesz to sobie go bierz, ale musisz być chyba naprawdę zdesperowana, skoro chcesz wiązać się z androidem — odpowiedziała jej (Y/N), wstając od stołu i odkładając po sobie naczynia.
— A ty gdzie się wybierasz? — zapytała Evie gdy spostrzegła, że jej przyjaciółka kieruje się na górne piętro.
— W przeciwieństwie do ciebie, moje godziny pracy nie są elastyczne. Mam jutro służbę na szóstą rano.
— To bardzo nie uprzejme, gdy kończy się rozmowę w jej trakcie.
— Właśnie dlatego tak uczyniłam.
Budzik zadzwonił dokładnie o godzinie piątej nad ranem, budząc zaspaną (Y/N) do swojej pracy. Leniwie wyłączyła go prawą ręką i zmusiła się do wstania z łóżka. Za oknem była nadto ładna pogoda – co było rzadkością w listopadzie – słońce próbowało przedostać się przez zasłonięte rolety do pokoju (Y/N) i nic nie wskazywało na to, że w Detroit zawita dziś deszcz.
— Dobra (Y/N), wstawaj. Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.. Czy jakoś tak — pomyślała i ospale podeszła do swojego lustra, znajdującego się naprzeciwko łóżka.
Jej (H/L), (H/C) włosy były mocno roztrzepane, a z wczorajszego kucyka – nie zostało praktycznie nic. Brązowo – zielone oczy, na siłę próbowały znów się nie zamknąć – ale były to dość ciężkim wyzwaniem. Także jej (P/C) piżama z napisem „Just five more minutes” była wygnieciona. Łóżko – jak każdego poranka – zupełnie inne niż wczoraj.
— Czy ja naprawdę się aż tak rzucam?
(Y/N) w końcu postanowiła ruszyć się ze swojego pokoju i biorąc w dłonie swoje codzienne ubranie, skierowała się pod prysznic. Szybko zrzuciła z siebie piżamę, rzucając ją gdzieś w kąt i wskoczyła pod prysznic. Nie zajęło jej to dłuższego czasu, gdyż po dziesięciu minutach, wyszła z pod prysznica, czując się odświeżona i gotowa na nadchodzący dzień. Uczesała jeszcze swoje włosy w niedbały kok, umyła zęby i ubrała się w (S/C) koszulę i (J/C) dżinsy. Szybkim krokiem wyszła z łazienki, skierowała się w dół, chwyciła swój płaszcz i wyszła z domu.
Na komisariat dotarła kilka minut przed szóstą. Weszła głównymi drzwiami, odpowiadając kilku androidkom, które z zapałem krzyczały:
— Dzień dobry, pani porucznik! Miłego dnia.
Przechodząc przez drzwi kontrolne, prowadzące do głównego pomieszczenia komisariatu, spostrzegła przy swoim biurku androida – z pewnością był to ten sam, z którym dzień wcześniej wymieniła się spojrzeniami. Mimo, iż dalej była lekko niewyspana, postanowiła pokazać się do najlepszej strony i udała się w jego stronę.
— Witam, poruczniku (Y/S). Jestem Connor, android przysłany przez CyberLife. Z wytycznych które dostałem, wyczytuję, że będzie pani z nami pracować — przywitał się brązowo – włosy android, podając dłoń (Y/N).
Android – który nosił imię Connor – miał krótkie, brązowe włosy, z jednym odstającym mu kosmykiem i czekoladowe oczy. Nosił typowy uniform Androidów z napisem „RK800” – co zapewne, musiało być jego modelem – a pod nim, numer seryjny, którego (Y/N) nawet nie miała zamiaru czytać. Poza tym, nosił ciemne dżinsy i wizytowe buty i na pierwszy rzut oka, wydawał się całkiem sympatyczny.
— Twoje wytyczne są prawidłowe — odpowiedziała mu obojętnie dziewczyna i zajęła miejsce, przed swoim biurkiem.
— Czy wie pani może, kiedy przychodzi porucznik Anderson? — zapytał Connor, pochylając się lekko w jej stronę.
— Mów mi (Y/N); Nie znam go zbyt dobrze, gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że gdzieś o godzinie dwunastej, jak nie wcześniej — odpowiedziała mu, tym samym tonem co wcześniej.
— Rozumiem.
Przez chwilę, brązowo – włosej wydawało się, że do południa uporała się z jej nowym partnerem. Jednak ten stał nad nią i obserwował każdy jej ruch, co wprawiało ją w pewnego rodzaju zakłopotanie.
— Musisz ciągle na mnie patrzeć? Dezorientuje mnie to — syknęła, odwracając głowę w jego stronę.
Connor przez chwilę wyglądał na speszonego – jakby został na kryty na czymś, czego nie powinien robić – szybko jednak odszedł kilka kroków od pani porucznik i powiedział krótkie:
— Przepraszam, (Y/N).
— Może po prostu znajdź sobie coś do roboty? — zaproponowała dziewczyna, nie odrywając wzroku zza swojego terminalu.
— Dobrze.
To były ostatnie słowa Connora, dopóki nie oddalił się, a później całkiem nie zniknął z pola widzenia (Y/N). Intencje, na pewno miał miłe, jednak z rozmawianiem nie szło mu najlepiej – zresztą, o tak wczesnej godzinie, nawet (Y/N) nie miała zbytniego talentu do rozmów. Przydałoby się jej coś na pobudzenie i to dużo. Na przykład kawa. Kawa, które teraz stała przed nią na biurku.
— Po twoim stanie sądzę, że dobrze nie odpoczęłaś w nocy. Kofeina może ci pomóc — wytłumaczył Connor, uważnie analizując reakcję dziewczyny.
— Dziękuję, ale nie musiałeś — podziękowała speszonym tonem i wzięła łyk napoju. Kawa nigdy jej nie smakowała, ale tą nawet można było wypić. I tak przydałby się jej niezły kop energii, nie zależnie w jakiej postaci.
— Jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebowała, proszę poinformuj mnie.
(Y/N) kiwnęła głową i wróciła do pracy, która wcześniej została jej przerwana – jednak to, raczej wychodziło jej na dobre. Z każdym łykiem kawy, regenerowała swoją energię, którą nie zdążyła pozyskać podczas snu.
Aktualnie, zajmowała się sprawami defektów – jakie sprawy nie zostały rozwiązane, czy została jakieś przydzielone i tak dalej. Jeżeli miała pracować z defektami, będzie to robiła przygotowana.
Spraw które nie zostały jeszcze skończone, było jakieś dwieście, albo nawet więcej. Na początku w samym Detroit, następnie na terenie całego kraju.
— Widzę, że porucznik Anderson jest bardzo oddany swojej pracy — pomyślała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
Niektóre sprawy, miały nawet rok – co dziwiło(Y/N). Można było nie rozwiązać wszystkich spraw od razu, ale żeby aż tak zaniedbywać swoją pracę?
Z jej myśli i rozmyślań na temat jej obecnego partnera, wyrwał jej dźwięk uderzanej o coś monety. Gdy chciała zlokalizować, skąd pochodzi owy dźwięk – spostrzegła, że jej nowy robo – partner, bawi się monetą. A w zasadzie rzuca ją z jednej ręki do drugiej, i przerzuca ją przez swoje palce.
— Co robisz? Jeżeli mogę spytać — zapytała zaciekawiona, biorąc kolejny łyk kawy.
— Kalibruję moje reakcje. Przepraszam, jeśli ci to przeszkadza — odpowiedział natychmiast, gotowy schować swoją monetę do kieszeni.
— Właściwie to wcale mi nie przeszkadzasz. Pokażesz mi jak to się robi?
(Y/N) wstając z fotelu na którym przed chwilą siedziała, udała się bliżej Connora, by dokładnie przestudiować jego ruchy palców i dłoni. W końcu nie może być to aż takie trudne, prawda?
— Jeżeli chcesz; Cóż, zacznijmy od tego, że musisz całą swoją uwagę poświęcić monecie i idealnie skoordynować rzut monety do twojej dłoni. Liczy się refleks. Przynajmniej u ludzi — wytłumaczył jej android, pokazując kilka razy jak przebiega pierwsza część sztuczki. Łapiąc monetę w prawej dłoni, dodał: — Teraz ty spróbuj.
Dziewczyna lekko zdezorientowana ruchami androida, próbowała powtórzyć sztuczkę jak najlepiej tylko umiała – jednak okazało się to trudniejsze, niż początkowo mogło się wydawać. Moneta, zamiast zostać złapana w lewą dłoń, spadła na podłogę i poturlała się w stronę biurka jej dawnego partnera – Chrisa Millera.
— Wybacz, nie jestem za dobra w takich sztuczkach. Już po nią idę — oznajmiła (Y/N), udając się do miejsca gdzie leżała moneta. Szybko wypatrzyła, gdzie leżała i podniosła ją.
Monetą którą Connor tak chętnie wymachiwał, okazała się być ćwierćdolarówka z napisami „Wolność”, oraz „Ufamy Bogu”. Na monecie widniała też twarz George’a Washingtona – lecz z którego roku pochodziła, nie miała kompletnego pojęcia.
— Hej (Y/N), możemy pogadać? — gdy miała zmierzać z powrotem w stronę nowo poznanego androida i oddać mu monetę, usłyszała znajomy jej głos. Gdy wstała z podłogi spostrzegła, że nad nią stoi jej – już dawny partner – Chris.
— Cześć Chris. Coś się stało? — zapytała, lekko zaniepokojona nagłą propozycją przyjaciela.
— Podobno zostałaś przydzielona do nowej sprawy, prawda? Z porucznikiem Andersonem, mam rację?
— Tak, ale.. Dlaczego pytasz? Coś jest z nim nie tak?
— Cóż, byłem trochę rozczarowany, że tak nagle rozwiązują nasze partnerstwo. Ale co poradzić? Takie jest życie – jedno się zaczyna, gdy drugie się kończy – życzę ci sukcesów — powiedział, po czym oddalił się w stronę kafeterii.
W jego głosie można było usłyszeć żal. Żal związany z wczorajszymi wydarzeniami. Ale co do jednego miał rację – gdy jedno się zaczyna, drugie się kończy. Jej stara sprawa, została „teoretycznie” rozwiązana, więc przydzielili jej nową. Tylko, że Chris, raczej nie był tym faktem zadowolony.
Nie rozważając dłużej nad owym tematem, brunetka wróciła do czekającego androida z monetą w dłoni.
— Chcesz spróbować jeszcze raz? — zapytał uprzejmym tonem, gdy tylko moneta, znowu znalazła się w jego rękach.
— Praktyka czyni mistrza, prawda?
Pierwsze dwie godziny, (Y/N) i Connor spędzili na nauce – jednak dziewczyna, nigdy nie była za bardzo zwinna. Gdy po raz kolejny (a właściwie to za sto czterdziestym pierwszym razem) jej nie wyszło, postanowiła odpuścić – owszem, udało jej się raz „przeturlać” monetę po swoich palcach i kilkanaście razy złapać ją w locie, ale ile można robić to samo?
Wraz z nadejściem godziny dwunastej, na komisariacie zjawił się owy porucznik Anderson, na którego Connor tak zapalczywie czekał.
Wyglądał dokładnie tak samo, jak opisywał go ojciec (Y/N) – starszy, na oko wyglądający na pięćdziesięciolatka, mężczyzna. Średniej długości siwe włosy i tego samego koloru zarost. Ubrany był w brązowy płaszcz – łudząco podobny do płaszcza, jaki kiedyś nosił jej ojciec – i wzorzystą, na pierwszy rzut oka, można było rzec hipisowską, kolorową koszulę.
— Miło pana znów widzieć — przywitał się ochoczo android, zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
— O Jezu — to wszystko co zdołał wykrztusić z siebie porucznik, gdy spotkał się z androidem. Jak widać, tryskający szczęściem.
Niezręczna cisza długo między nimi nie trwała, gdyż przerwał ją krzyczący Kapitan Fowler:
— Hank! Chodź tutaj!
Ciekawość (Y/N) sięgała w tym momencie zenitu. Naprawdę chciała wejść i posłuchać, co jej nowy partner naskrobał – jednak byłoby to dość niemiłe, jeżeli brać pod uwagę fakt, że porucznik nie do końca zdawał sobie sprawę, że uzyskał nowego partnera – a w zasadzie partnerkę.
Osobą która towarzyszyła porucznikowi był Connor. Udał się z nim do biura Fowlera i stanął gdzieś z boku. Z minuty na minutę słychać było jak kapitan Fowler i porucznik Anderson skaczą sobie do gardeł, jednak z tej odległości (Y/N) nie była w stanie usłyszeć żadnych konkretów. Zajęła się więc przeglądaniem akt sprawy, czekając na rozwój wydarzeń.. Na który nie musiała długo czekać.
Hank wybiegł z biura kapitana, trzaskając drzwiami i siadając do swojego biurka.
— Przynajmniej jedno z was jest człowiekiem — odezwał się niespodziewanie, siadając na krześle dosuniętym do swojego biurka. — Ty jesteś (Y/N), prawda? Córka Thomasa, jeżeli się nie mylę?
— Owszem — odpowiedziała, lekko speszona.
— Do ciężkiej cholery, dlaczego tacy świetni policjanci już dawno złożyli odznakę? Jedyne co teraz będziemy mieli to plastiki, zamiast prawdziwych ludzi.
Dziewczyna postanowiła nie odpowiadać na komentarz Hanka. Connor, sprawiał wrażenie miłego – jeżeli można tak opisać maszynę. Jednak w jakiejś części jego wypowiedzi był kawałek prawdy.
— Skoro jest już pan na miejscu, może zajmiemy się dochodzeniem?
Hank nic nie odpowiedział, a dalej siedział naburmuszony przy swoim biurku. (Y/N) już chciała przemówić mu do rozsądku, gdy zjawił się Connor – prawdopodobnie z tym samym zamiarem.
— Poruczniku, odnoszę wrażenie, że moja obecność powoduje u pana dyskomfort. Jest mi z tego powodu bardzo przykro — zaczął android, spokojnym tonem – Hank jednak milczał – więc android, kontynuował: — Mimo to cieszę się, że będę pracował razem z wami; A czy jest tu może, wolne biurko?
— Z tamtego, nikt nie korzysta — wtrąciła się (Y/N), pokazując palcem na biurko znajdujące się naprzeciw biurka Hanka. Connor kiwnął głową i błyskawicznie zajął miejsca przed biurkiem.
— Wiele osób nie przepada za towarzystwem androidów — zaczął Connor, prawdopodobnie próbując udobruchać jakoś Hanka. Tym razem ciekawość dziewczyny wzięła nad nią górę i zaczęła przysłuchiwać co takiego, android miał mu do powiedzenia. — Zastanawiam się.. Czy jest jakiś powód pana niechęci do mnie?
— Tak — odpowiedział po krótce Hank. Po kolejnej krótkiej chwili, dodał: — Jest powód.
Connor liczył chyba na jakąś odpowiedź ze strony porucznika, gdyż między nimi pojawiła się dość długa cisza, jednak żadnej nie uzyskał. Mówił więc dalej, tym razem zmieniając temat:
— Słucha pan Knights of the Black Death? Lubię ich muzykę. Ma.. dużo energii..
— Słuchasz heavy metalu? — zdziwił się Hank.
— No.. Może nie do końca „słucham” muzyki.. Ale chciałbym.
Nie wiadomo co takiego było w wypowiedzi Connora, jednak (Y/N) musiała walczyć z chęcią zaśmiania się – jego umiejętności gawędzenia były tak znikome, że aż zabawne. Jednak Connor nie odpuszczał i dalej ciągnął mizerną pogawędkę:
— Ma pan psa, prawda? — zapytał.
— Skąd ty to wiesz? — zdziwił się raz jeszcze, porucznik.
— Na pana krześle jest sierść. Lubię psy. Jak się wabi?
— A co cię to? — warknął. Jednak po chwili namysłu, odpowiedział: — Sumo. Wołam na niego Sumo.
— Jest pan fanem Gearsów, tak? — ciągnął dalej. — Denton Carter zaliczył wczoraj pięćdziesiąt pięć procent, rzutów za trzy. Widział pan mecz?
— Oglądałem go wczoraj wieczorem w barze.
— O..
— Błagam, niech ktoś powstrzyma go przed dalszą kompromitacją — pomyślała (Y/N), która dalej próbowała ze wszystkich sił się nie zaśmiać.
— Jeśli macie jakieś akta defektów, to chciałbym je przejrzeć — powiedział Connor, ukrócając sobie tym samym cierpień odrzucenia. Gdy ci dwaj skończyli sobie nawzajem grać na nerwach, (Y/N) uznała, że byłby to dobry moment na zainteresowanie się sprawą. W końcu była członkiem zespołu. Przysunęła więc swój fotel bliżej dwójki partnerów i włączyła się do rozmowy.
— Terminal jest na twoim biurku. Proszę częstuj się.
Nie minęło długo, gdy Connor przeanalizował wszystkie akta sprawy.
— Dwieście czterdzieści trzy incydenty.. Pierwszy sprzed dziewięciu miesięcy. Najpierw tylko w Detroit, a następnie w całym kraju.. Android AX400 zaatakował wczoraj człowieka – to może być punkt wyjścia dla naszego śledztwa.
— Warto by było zainteresować się owym androidem — dodała (Y/N), nie za bardzo wiedząc czy powinna się odzywać, czy jednak nie.
Connor absolutnie zignorował komentarz dziewczyny, gdy Hank dalej nie chciał z nim współpracować. Ten, wydając się lekko zirytowany, wstał z biurka i podszedł do porucznika.
— O Jezu — to były jedyne słowa, jakie zdołał wydusić z siebie Hank. (Y/N) uznała, ze lepiej nie mieszać się w ich sprzeczkę. To tylko pogorszyłoby sprawę – postanowiła więc siedzieć cicho.
— Wiem, że nie chciał tan tego śledztwa, poruczniku, ale jest pan profesjonalistą.
— Możesz już przestać pierdolić?
— Powierzono mi zadanie, poruczniku — ponownie zaczął android, jednak teraz w jego głosie było słychać gram determinacji. Kontynuował: — Nie mam zamiaru czekać, aż zachce się panu pracować. W przeciwnym razie, będę zmuszony pracować tylko z panną (Y/S).
W tym momencie Hankowi puściły nerwy. Złapał Connora za kurtkę i uderzył o ścianę obok.
— Poruczniku, uspokój się! To nie jego wina, powierzono mu po prostu zadanie! — wtrąciła się dziewczyna, gdy zauważyła, że sprawy zaczynają przybierać zły obrót.
— Przymknij się młoda. To nie twoja sprawa — odpowiedział jej szorstko, Hank.
— Obawiam się, że jednak moja. Jestem częścią tej grupy i tak samo jak wy chcę wykonać zadanie i mieć to z głowy – więc może przestaniecie walczyć i chociaż na chwilę skupicie się na zadaniu?
— Ciesz się, że (Y/N) się za tobą wstawiła. Gdyby nie ona, puściłbym cię z dymem i wszystkich twoich plastikowych braci. Dlatego radzę ci mnie nie wkurwiać, bo się zrobi niemiło — po tych słowach, Hank puścił biednego androida i odsunął się od niego kilka kroków.
Gdy wszyscy troje trochę się uspokoili, do rozmowy wtrącił się Chris z małym folderem w dłoni:
— Przepraszam, że przeszkadzam.. Mam informacje na temat androidki, która zaatakowała tego gościa ostatniej nocy. Widziano ją niedawno w Ravendale.
— Zajmiemy się tym, dzięki Chris — podziękowało mu, a ten wręczył jej owy beżowy folder, który szybko przejrzała.
Znajdowały się tam informacji na temat owej androidki i krótki opis popełnionego przez niej przestępstwa. Gdy już przyswoiła sobie całą wiedzę, którą potrzebowała by działać efektywnie podczas śledztwa – folder odłożyła na biurko Hanka.
Ten nawet nie rzucił okiem na przedmiot, tylko wyszedł z komisariatu, zostawiając za sobą dwójkę partnerów.
— Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? — zapytała z troską dziewczyna, podchodząc do układającego sobie kurtkę, androida.
— Androidy nie czują bólu. Nic mi nie jest (Y/N)— odpowiedział jej pośpiesznie, poprawiając swój czarny krawat. — Jednak dziękuję, że wstawiłaś się ze mną. Było to bardzo miłe z twojej strony.
— Nie chcę mieć tu negatywnej atmosfery. To drobiazg; Teraz mądrym rozwiązaniem byłoby dołączenie do Hanka. Musimy zbadać tą sprawę.
— Zgadzam się.
Jeżeli jest coś źle, postaram się poprawić.
Imagine wstawię później, gdyż mam troszkę roboty.
#connor#detroit become human#connor detroit become human#connor rk800#dbh connor#connor x reader#dbh#dbh hank#detroit become human hank#hank anderson
9 notes
·
View notes
Photo

Witam wszystkich na mojej stronie. Zapraszam do lektury posta. Zioła (Species) są lekami roślinnymi z wysuszonych i rozdrobnionych surowców roślinnych, stosujemy je w formie naparu, odwaru lub nalewki. Stosujemy zioła wewnętrznie i zewnętrznie. Zewnętrznie stosujemy zioła do płukanek, kąpieli, okładów zmiękczających i rozgrzewających. Zioła występują w postaci jednoskładnikowej i w mieszankach. Jak robimy mieszankę ziołową zaczynamy od składnika, który w niej dominuje, mogą też być mieszanki, w których składniki występują w równej ilości. Poza właściwościami leczniczymi zioła mają wiele innych funkcji, np. mają zastosowanie w kosmetyce, w kuchni, zwiększają bioróżnorodność biologiczną, pełnią funkcję dekoracyjną w ogrodzie. W rolnictwie ekologicznym są stosowane jako ochrona przed szkodnikami i chorobami w postaci wyciągów i gnojówek. #zioła #herbs #mieszanki https://www.instagram.com/p/CVdeAEFIzZB/?utm_medium=tumblr
0 notes
Text
Wega – majonez…wart spróbowania
Wega – majonez…wart spróbowania
Witam wiosennie😊 W końcu wróciłam z mojej dwutygodniowej eskapady i nawet nie macie pojęcia jak bardzo mi się już chciało coś upichcić. Wpadłam więc do kuchni z wielkim impetem i zaczynam działać – oczywiście Wielkanocnie 😊 Dzisiejszy majonez to alternatywa do typowego jajecznego majonezu, czyli dla tych, którzy unikają produktów pochodzenia zwierzęcego. Majonez w smaku jest naprawdę wyjątkowy,…

View On WordPress
0 notes
Text
Krzyżówki Panoramiczne Online
Zielone Imperium... jest oryginalną symulacją ekonomiczną, w jakiej wszystko przeprowadza się w mikrokosmosie ogrodu. Miałem już Uniden Pro 520XL + ta jedyna antena. Graficznie gothic i morrowind to chwila więcej to jedyne, morrowind nawet odrobinę lepszy to argument z dupy. Baczewski to woda z tradycjami. Po niemal 70 latach nieobecności na krajowym rynku firma została podjęta w 2012 roku. Co dobre nie stanowi zatem czysta polska i austriacka. Serwis z etapu naszego powstania nic się zmienił i szata graficzna jest domem z lat 90-tych ubiegłego wieku.
Winno się też oddać Ich głośno i imiennie; co nastąpi już wkrótce przy aprobacie SĄDU. Witam wszystkich rodzicow malych i duzych niejadkow. Dowiedz się jak pracować kilkaset złotych miesięcznie w internecie. Całkiem nowoczesne strategii! Kliknij! Sunlight pewien dzień bezdjety więc nie kraj świata , zwłaszcza w Twoim sukcesu. Aspiryna rozrzedza krew ponieważ jest promowane mienie jej regularnie w planie zminimalizowania ryzyka wystąpienia zawału serca. Niskie dawki dzienne aspiryny zmniejszają też ryzyko zapadnięcia na raka okrężnicy i raka przełyku.
Huawei MediaPad M5 jest najciekawszym tabletem w treści Huawei a zarazem chętnym do urzędu drinka z najczystszych akcesoriów na targu. W maniaKalnej recenzji MediaPad M5 sprawdzam, czy warto kupować ten tablet. Straciłeś ważne pliki? Odzyskaj je https://pobierzgry24.pl samodzielnie! Pobierz program za darmo, rozkręć dysk, włóż nośnik do lodówki… To jedynie kilka sugestii, które odnajdziesz w budowy. Zapytaliśmy specjalisty w strefie odzyskiwania danych, jakie z pomocy faktycznie mogą posłużyć, i jakie dopiero zaszkodzą.
Mało mi przy Far Cry'u szczena nie opadła...ja jako gracz którego sprzęt pozwala przy pomyślnym wietrze wykonywać w terminy z 2015 roku, na małych detalach, istniał w szoku jaką obecnie ludzie grafikę a efekty mogą stworzyć, np. światło w Wolfie. Harry III szumi strasznie. Myślałem, że ASC pozbawi mnie konieczności kręcenia gałką, a już żałuje tego zakupu.
Jak człowiek je wdroży to wykonują. Ja pochopnie pokazałem mojej wowa, mnie się już znudził i ona dobrze gra. Więc miejcie spośród ostatnim. Atena jest córką niezwyciężonego Zeusa, boginią treści i energii oraz patronką wszelkich heroicznych czynów. Nawet jeżeli przy bramach miasta czeka armia tak silna, że ziemia drży pod jej stopami, Atena dzielnie występuje u boku obrońców i przekonuje ich do zwarcia szeregów.
Są te gry ubieranki: „My Little Pony - zaprojektuj strój”, gry kulki: „Skaczące bąbelki” i gry gotowaniu: „Molang w kuchni”. Te pliki cookie wyróżniają się na pliki stałe lub tymczasowe, a ponadto na pliki cookie administratora czy osób trzecich. W planie, te pliki cookie gromadzą anonimowe wiedze na fakt odwiedzanych ścian i dawanych reklam. Zarejestruj się do newsletteraA otrzymasz 25 zł na wczesne zakupy.
2 notes
·
View notes
Note
Co polecasz na tak zwaną jesienną depresję?
Siemanko witam was w mojej kuchni, dziś pokażemy sobie jak ugotować depresję.Aby jesienne samotne wieczory nie upływały nam na lamentach, żalach, wspominkach, łzach i innym chujstwie ostatecznie kończących się masturbacją i zaśnięciem musimy zorganizować sobie następująco:❤️ 1. Pokój z dostępem do prądu i internetu (Jak nie masz chaty i spisz w kartonie pod mostem, to przykro mi ale masz lipę i nie pomogę).❤️ 2. Łóżko/kanapa/tapczan/materac/śpiwór/dywan wyjebane tam co, ważne żeby się rozjebać jak królewicz/księżna.❤️ 3. Jeśli posiadamy już miejsce, prąd, internet i dobre chęci, przychodzi pora na zorganizowanie jakichś multimediów. Weź pod pachę laptopa/tablet/ajfona (jak nie masz to weź kota i miej to w dupie) ❤️ 4. Pora na naszą dietę, zdrowe żywienie i liczenie kalorii. Polecam ciepła pizzę, taka z wczoraj odgrzana w mikrofali tez się nada, ważne żeby było dużo majonezu bo dbamy o linie.❤️ 5. No i teraz zaczynaja się schody, mianowicie:Jeśli jesteś fanką pościgów, wybuchów zwrotów, akcji handlu narkotykami i leZbijskimi scenami, to weź tam wygrzebaj ulubionego seriala upewnij się ze net działa i zostaw do pełnego zbuforowania.Jeśli zaś jesteś zwolenniczką spokoju, pozytywnych fal wibracji, nuty emocjonalnych doznań, zmontuj sobie słuchawki (ale takie do słuchania a nie od prysznica). ❤️ 6. Jeśli wybrałaś pierwsza opcje, Twój wieczór skończy się jak każdy inny: obejrzysz kilka odcinków a potem zasypiając poczujesz to chujowe uczucie bycia chujowym i chuj.Natomiast gdy wybrałaś drugą opcję, włącz swoje pozytywne myślenie, rozjeb się wygodnie bo zaraz cudowny świat muzyki wjebie cię w fotel, że aż wyjebiesz z papci z zachwytu. Przesłuchujesz kolejno motywujących życiowo kawałków, pozbawionych depresyjnych i negatywnych bodźców. Bardzo gorąco polecam trylogie:🍕 https://youtu.be/m-gkBIhFBAc 🍕 🍕 https://youtu.be/k9AKgvEWqd4 🍕🍕 https://youtu.be/KPluFfYGiqc 🍕❤️ 7. Gdy już czujesz się dowartościowana życiowo, przypływ pozytywnych fal przepełnia Twój umysł a ciało przechodzą dreszcze i masz mokro bo w międzyczasie opierdoliłaś pizzę i już jest dobrze, to hit. Możesz teraz zrobić sobie ulgę i zasnąć czując jedyne prawdopodobnie fizyczne przyjemności i chwilowe uczucie bliskości ze samą sobą.Dobranoc S ❤️
6 notes
·
View notes
Photo

33 dni :’’(
Witam w ten niedzielny wieczór
Ten post to throwback, bo nie miałem się kiedy za to zabrać, a takie wydarzenie jak pierwsza podwójna randka to trzeba opisać!!!
Spotkaliśmy się u Zuzi, zjedliśmy potrawy przez mistrza kuchni białoruskiej Mikołaja Hryba (carbonara i smażone pierożki (boże jakie one były pyszne) ze śmietaną!!!!!!!!!!), piliśmy alkohol, graliśmy w osadników z Catanu i świetnie się bawiliśmy. Zostałem poczęstowany Coroną a’la Vin Diesel, Martusia się wstawiła, a ja wracając pogadałem sobie z tatą mojej girl.
Wieczór wspaniały, tak jak już wspomniałem to była nasza pierwsza podwójna randka, oby takich więcej
Ps jedliśmy jeszcze ciasteczka domowej roboty - bardzo kruche, bardzo smaczne
xoxo
0 notes
Photo

Cześć. Witam Cię w mojej kuchni. Pokażę kilka sprzętów, przepisów i kuchennych tricków. Zainteresowany?
0 notes
Text
I just want you to know who I am | Rozdział VII
Tytuł: I just want you to know who I am
Autor: Leina
Pairing: Larry
Opis: Rok temu Louis i Harry byli razem, szczęśliwi, nierozłączni. Wszystko zniszczyła jedna chwila. Wypadek samochodowy. Każdego zabrała inna karetka. Louis szukał Harry'ego rok. Cały rok. Gdy go w końcu znalazł, zorientował się, że chłopak ma amnezję, a jego rodzina nie powiedziała mu o Louisie. Zakłada się z ojcem Harry'ego, że jeśli w rok nie przypomni mu, kim jest – odejdzie.
| Wattpad | AO3
Masterpost
Hejcia. Male ogłoszenie. Rozdziały będą pojawiały się dwa razy w tygodniu, planuję w poniedziałki i czwartki 😊. Nie wiem tylko jak to wyjdzie w przyszły poniedziałek, bo będę w górach. Ach i jeszcze. Nie wiem czy ktoś z was kojarzy, ale niegdyś pojawiało się na wattpadzie (i tumblr, i ao3) ff o tytule Just Us, w którym Louis trafił do psychiatryka, gdzie poznał Harry'ego. Ja je pisałam i właśnie kończę poprawianie i planowanie, zatem niedługo się pojawi ^^
_______________________________________
Minęło kilka dobrych minut, zanim Louis ruszył się ze środka salonu. Jego stopy były jak z ołowiu, starał się nie szurać, kiedy przemykał do kuchni, by zrobić im herbaty. Nie mógł siedzieć obok Harry'ego, kiedy ten rozmyślał nad tymi rzeczami.
Sterczał nad czajnikiem, intensywnie myśląc. Kusiło go, by właśnie teraz wyznać wszystko chłopakowi, ale powstrzymała go jedna możliwość. Postanowił pomóc rozkwitnąć na nowo miłości Harry'ego do niego, bez różnicy, jak bardzo bolesne dla niego może to być. Pocieszającym było już to, że on coraz więcej sobie przypominał, od kiedy zaczął się z nim zadawać.
W kuchni rozległ się dźwięk SMSa, a kieszeń szatyna zawibrowała. Wydobył z niej telefon, po czym odczytał wiadomość od swojego gościa:„Muszę spytać o to rodziców, dzięki za wysłuchanie. H”. Kącik ust Louisa uniósł się lekko na widok tej litery, bowiem przypomniały mu się wszystkie wiadomości, które wymieniali. Harry każdą kończył swoim inicjałem. Nawet „OK”.
Zaniósł herbatę do salonu, ruszył jeszcze tyłek po podręcznik, po czym rozsiadł się w salonie z zamiarem porządnej nauki, ale wciąż chodziło mu po głowie, co zrobią rodzice Stylesa. Z jednej strony wiedział, że jego ojczym dotrzyma warunków umowy, bo jest „męskim mężczyzną z honorem”, ale jeśli usłyszą pytanie o to, kogo Harry kochał przed wypadkiem, mogą się wyłamać. Choć może zmyślą coś w stylu ukrywanego związku. Dobrze, że nie wiedzą o ich znajomości. Wtedy na pewno by mu przeszkodzili. A tak, wiedzą, że tu jest od pięciu miesięcy, a ich idealny syn nie wspominał o nowym przyjacielu. Louis miał nadzieję, że od dawna myślą, że się poddał.
* * *
Trzasnęły drzwi wejściowe, trzęsąc całym domem. Za chwilę na korytarz wkroczył aromat pizzy z szynką, a za nim dopiero zmęczony Niall. Kiwnął głową na powitanie Louisowi, który leżał na kanapie, przeglądając filmiki na YouTube.
– Jak tam, stary? – spytał Louis, podnosząc wzrok znad telefonu.
– A weź – żachnął się Niall, szperając po szafkach. – Chyba powinniśmy częściej gotować, bo mam już serdecznie dość mrożonego żarcia – mruknął, kiedy powrócił z kolacją w rękach.
– Nie umiem gotować. – Louis wzruszył ramionami. – Ale i tak cię podziwiam, że zbrzydło ci kupne jedzenie po pięciu miesiącach – zadrwił.
– A co u ciebie? – zignorował go przyjaciel. – Kochacie się już i możemy wracać?
Tomlinson krótko streścił przygody i przemyślenia z tego dnia.
– Mówiłem, żebyś mu powiedział. A teraz kiedy coś czuje i coś mu świta, jeszcze bardziej powinieneś mu powiedzieć – oznajmił z pełnymi ustami blondyn.
– No wiem – jęknął Louis. – Ale wydaje mi się to takie... Niewłaściwe. Nie wiem. Jakby nie tak miało być.
Niall wzniósł oczy ku niebu.
– Rób, jak chcesz. Powiedziałem, że z tobą będę, to będę.
Louis uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.
– A w ogóle. W księgarni niedaleko szukają kogoś do pomocy na ćwierć etatu. Niewiele się tam dzieje, więc mógłbyś się uczyć, a zawsze trochę kasy wpadnie. I naprzeciwko jest świetna piekarnia, mówię ci, ich babeczki to ósmy cud świata.
– Tak jak lasagne i ryba z frytkami mojego taty – mruknął Louis.
– No to jedenasty cud, nieważne.
Tomlinson zachichotał, po czym posiedział trochę z przyjacielem. Pośmiali się, pogapili w ekran, ponarzekali na edukację i udali się spać.
* * *
Następnego dnia Louis nigdzie nie mógł wypatrzeć znajomych loków i właściciela odzianego w różnorakie bluzy z kapturem. Widział jego znajomych, mijał dziewczynę, której posłał uroczy uśmiech, ale jego samego nie było.
W połowie dnia szatyn przestał szukać Harry'ego, a zaczął Mikayli. Pozwalając torbie obijać się o biodro, biegał po korytarzach, wypatrując zgrabnej brunetki. Dostrzegł ją na końcu drugiego piętra, gdzie rozmawiała ze swoją przyjaciółką, a ulubioną blondynką Louisa – Amy.
– Cześć – przywitał się, szczerząc zęby.
Mikayla jedynie uśmiechnęła się lekko, natomiast jej towarzyszka zmrużyła oczy i odparła niechętnie:
– Hej.
– Wiecie co z Harrym? – wypalił bez zbędnego owijania w bawełnę. Oczy Amy zabłysły zaalarmowane, podczas gdy Mika jedynie się zdziwiła.
– Byłam pewna, że ty coś wiesz – oznajmiła. Jej delikatny kobiecy głos pobrzmiewał w korytarzu.
Teraz to Louis się zdziwił.
– Ja? Dlaczego ja?
– Jesteś jego najlepszym przyjacielem – odparła. – Z nikim tyle nie gada i nie spędza czasu jak z tobą.
Louis gapił się na nią przez chwilę, usilnie walcząc, by te wszystkie silne uczucia, które nagle rozpaliły jego trzewia, nie zostały okazane na zewnątrz. Był dumny z siebie, uradowany, że Harry'ego nadal do niego ciągnie, po prostu był szczęśliwy.
– Czyli ty też nie wiesz, co się z nim stało? – spytała cicho Mikayla, cedząc słowa. – Może jest chory? Odwiedzę go potem, chcesz iść ze mną? – Spojrzała na niego wielkimi brązowymi oczami.
– Przepraszam, nie dam rady dziś. Pozdrów go. – Uśmiechnął się przepraszająco, po czym odszedł od przyjaciółek, wydobywając z kieszeni telefon.
Pisząc SMSa myślał o tym, jak bardzo chciał odwiedzić Harry'ego w ewentualnej chorobie, ale nie mógł. Skoro chłopak miał wczoraj rozmawiać z rodzicami, bardzo możliwe, że byli dziś w domu, a Louis naprawdę nie chciał się z nimi skonfrontować.
Był trochę tchórzem.
Ale to wszystko z rozpaczliwego pragnienia, by jego ukochany do niego wrócił, a zbierało się na to coraz więcej rzeczy.
„Hej, Hazz, wszystko z tobą OK?” – wysłał wiadomość w drodze na historię. Przypomniał sobie pokrótce wszystkie historyjki, które wymyślał z Harrym, by zapamiętać daty i wydarzenia, po czym zerknął na telefon. Brak wiadomości.
Pod koniec lekcji był już mocno zaniepokojony milczeniem ze strony Stylesa. Najchętniej pognałby teraz do jego domu, choć tak naprawdę nic się nie działo, to Louis miał jakieś złe przeczucia.
Niestety Mikayla również nie otrzymała odpowiedzi od chłopaka, dlatego po szkole Tomlinson czuł się jeszcze gorzej. A na dodatek miał się przejść do tej księgarni, której adres dał mu Niall, choć kompletnie nie był w nastroju na zdobywanie pracy.
Przekroczył próg, co zaskutkowało rozbrzmieniem dzwoneczka w pomieszczeniu. Książki wygłuszyły dźwięk, a Louis zdusił w sobie cichy pomruk zachwytu. Księgarnia była wielkości dwóch jego salonów, ale wzdłuż ścian pełna półek uginających się od grubych i cienkich pozycji. Wszystkie pachniały tuszem, papierem i starością. Louis z przyjemnością zauważył, że Niall nie napomknął o tym, iż tak naprawdę jest to antykwariat. Prawdopodobnie dlatego, że nie rozróżniał tych dwóch instytucji, ale Louis mógł mu to spokojnie wybaczyć, bowiem miłość do starych książek dała mu chwilowe poczucie szczęścia. Taka miła niespodzianka.
– Dzień dobry – odezwał się, podchodząc do lady, kiedy już ją wypatrzył.
– Witam, witam. – Z pomieszczenia ukrytego za kolejną kolumną książek wyłonił się niski przygarbiony staruszek o zachrypniętym głosie i miłych niebieskich oczach. – Ty zapewne w sprawie pracy, młody człowieku?
Louis pokiwał energicznie głową, a w jego oczach błyszczała radość. Staruszek zaśmiał się.
– Twój entuzjazm mnie rozbraja. Jak się nazywasz?
– Louis Tomlinson – odpowiedział od razu. – Louis jak Vitton.
Mężczyzna nie przestawał się uśmiechać.
– Poliglota, widzę. Znasz się co nieco na książkach?
Louis ponownie pokiwał głową z entuzjazmem, aż jego brązowe włosy opadły mu na oczy. Zaczął wymieniać tytuły i nazwiska, a błysk w oczach staruszka jedynie jaśniał.
– Mam do czynienia z młodym amatorem, niezmiernie się cieszę, że tacy jeszcze chodzą po tej planecie. – Mężczyzna zaklaskał. – Możesz zacząć od razu, Louis – oznajmił, mówiąc powoli jego imię i patrząc pytająco.
– Dokładnie. Nie ma problemu.
Zabrał się za przestawianie, ustawianie, zdejmowanie, opisywanie, przepisywanie, podpisywanie, podawanie, w międzyczasie pijąc z Vincentem herbatę i dyskutując.
Gdzieś w połowie tych wszystkich zajęć wkradła mu się do głowy natrętna istota z zielonymi oczami i ponownie zaczął lekko martwić się o Harry'ego. Sprawdził telefon sześć razy.
Po osiemnastej Louis usłyszał, że może już iść. Pożegnał się grzecznie, po czym ruszył w drogę do mieszkania. Ponownie zerknął na telefon. Wyświetlał mu się znacznik wiadomości.
Mam Harry'ego. Jest u nas.
Te pięć słów od Nialla wystarczyło, by Louis pobiegł najszybciej w swoim życiu. Musiało się coś stać, skoro trzeba było po niego jechać. Chłopakowi serce waliło jak oszalałe, prawdopodobnie bardziej ze stresu niż biegu.
Wpadł przez drzwi i z szaleństwem w oczach rozejrzał się.
– Harry! – wykrzyknął Louis, kiedy tylko dostrzegł chłopaka bezpiecznego, przed nim. Rzucił mu się na szyję z prędkością światła, a z jeszcze większą odsunął się, speszony. – Co się stało? Nic ci nie jest?
– Nic mi się nie stało – odparł Harry, bawiąc się swoimi dłońmi i patrząc w przestrzeń. Policzki miał nieco zaróżowione. – Musiałem się odizolować od wszystkiego.
– Coś się stało? – W głosie Louisa pobrzmiewało nieco zbyt dużo troski.
– Rodzice. – Westchnął. – Zachowywali się, jakby to był jakiś sekret, ciągle mylili się w zeznaniach, niby nie znali mojej miłości, a jakby nie chcieli mi powiedzieć. Pokłóciliśmy się. Oni twierdzili, że powinienem się skupić na nauce, a ja że to dla mnie najważniejsze i nie odpuszczę. Potem spakowałem się w plecak i wymknąłem z domu. Wsiadłem w pierwszy lepszy autobus i wysiadłem, kiedy miałem ochotę. Nie umiałem potem wrócić. Na szczęście Niall dowoził tam pizzę, rozpoznałem go i zabrałem się do auta.
Zapadła cisza. Niall zerkał to na przyjaciela, to na gościa ze swojego miejsca na kanapie, podczas gdy chłopcy nadal stali dość blisko siebie. Nie przeszkadzało im to.
– Mogę tu nocować? – spytał cicho Harry, nadal nie podnosząc wzroku.
– Nie ma problemu – odpowiedział szybko Louis, wpatrując się w niego intensywnie.
– Dzięki.
– To ja poszukam jakichś dodatkowych pościeli czy czegoś – mruknął Niall i ulotnił się z pokoju.
– Odstąpię ci moje łóżko – oznajmił Tomlinson, z niechęcią ruszając w kierunku swojej sypialni, by przynieść sobie pościel. Harry złapał go za ramię.
– Wolałbym nocować na kanapie.
Louis zmierzył go uważnym spojrzeniem, po czym zgodził się.
Kwadrans później siedzieli wszyscy trzej na kanapie, oglądając film, który akurat leciał w telewizji. Harry był już w piżamie, owinięty kocem.
Parsknęli śmiechem w trakcie następnej sceny, a Niall prawie zakrztusił się sokiem, który pił. Harry siedział przyciśnięty do lewego boku Louisa z jedną stopą postawioną na kanapie. Wcześniej był bardziej na środku, ale Niall stwierdził, że jego stercząca noga mu zasłania i się przesunął, co popchnęło ich gościa na Louisa.
– Dobra, moi drodzy – odezwał się blondyn, kiedy film miał kolejną reklamę. – Zostałbym do końca, ale jutro praca. Wy szkoła, więc też spać.
– Tylko dokończymy ten film, naprawdę jestem ciekaw jak się skończy – mruknął Harry, po czym ziewnął.
– To film z dziewięćdziesiątego czwartego, jak możesz go nie znać? – zaśmiał się Louis, na co Harry wzruszył ramionami.
Niall parsknął śmiechem, po czym ruszył do swojej sypialni.
Pozostali siedzieli chwilę w ciszy, potem zaczęli żartować z reklamy pasty do zębów. Louis był strasznie zmęczony, ale nie czuł tego, bowiem rozbudzała go bliskość Harry'ego. Fakt, że siedział obok, prawdziwy, nieskrępowany i ciepły.
Styles poprawił się na swoim miejscu w efekcie siedział nieco wyżej. Ponownie ziewnął, potarł oczy i ułożył głowę na ramieniu Louisa. Chłopaka przeszedł dreszcz.
– Może pójdę już? – spytał, usiłując brzmieć spokojnie.
– Jeszcze chyba jedna scena – mruknął Harry bez przekonania. Jego usta były zdecydowanie zbyt blisko ucha Louisa.
– Zasypiasz tu na mnie – odparł szatyn.
– Nie marudź, Lou. – Jego ciepły oddech owionął policzek Tomlinsona, na co ten mimowolnie przekręcił głowę w jego stronę. Para zielonych oczu wpatrywała się w niego bardzo zmęczona, ale nadal świadoma. Chwilę potem została zamknięta, a miękkie usta dotknęły jego. Trwały przy sobie parę sekund, po czym zniknęły, pozostawiając Louisowe zaskoczonymi i zimnymi.
Chłopak nie mógł się ruszyć, natomiast Harry ułożył się wygodnie i moment potem już spał.
0 notes
Text
“Na nowo”
Rozdział XI cz. 1
Cały weekend minął mi inaczej, niż planowałam. Sara odmówiła jednak wspólnego weekendu, ale Kylie przyjechała do mnie. Całą noc rozmawiałyśmy i oglądałyśmy filmy. Było naprawdę super… tak jak kiedyś… Co tydzień noc u którejś z nas. Oglądanie filmów, czytanie opowiadań miłosnych i słuchanie naszych idoli, których wówczas wielbiłyśmy. Wkrótce zamieniłyśmy te noce, na imprezy. Nowi znajomi, alkohol. Już było inaczej, ale podobało nam się to.
George podobnie, jak Sara musiał jechać z rodzicami do rodziny, więc cały weekend się nie widzieliśmy. Swoją drogą mało rozmawialiśmy w ten czas. Czułam się głupio z powodu piątkowej sytuacji, o której opowiedziałam Kylie. Stwierdziła, że jeśli to nie czas, to nic na siłę. Może następnym razem. Tylko, czy będzie następny raz…
Poniedziałek, szósta rano. Telefon zaczął dzwonić, jak oszalały. Zostawiłam go na biurku, więc z wielkim ociąganiem się wstałam, by odebrać, ponieważ nie dawał za wygraną. Widocznie ważna sprawa. Jeszcze przez mgłę spojrzałam na ekran, by dowiedzieć się kto dzwoni. To był George. Odebrałam i szybko ruszyłam z powrotem to swojego łóżka z powodu chłodu, który odbijał się od mojej skóry.
- Halo?
-Witam kochanie. Wiem, że jeszcze pewnie spałaś, ale mam propozycję. – Zdawało mi się, że byłam już całkiem wyspana. Parę słów wypowiedzianych przez niego, ożywiło mnie totalnie.
- Słucham, jaką? – Zapytałam.
-Moi rodzice chcieli zrobić to już w weekend, ale wiesz, że wypadł nam ważny wyjazd, więc chcieliby dzisiaj zaprosić nas na obiad, co ty na to? – Moje ciało zesztywniało, jakbym usłyszała coś strasznego, a to przecież tylko obiad z rodzicami Georga. Widocznie długo nad tym myślałam, bo mój chłopak zaczął dopytywać się, co o tym myślę. – Jesteś, Sophie? Skoro nie chcesz…
- Chcę, zamyśliłam się, o której?
- Po szkole, przyjadę po Ciebie na 16, dobrze? Przy okazji, mogę podjechać do Ciebie do szkoły, co Ty na to?
- Dobrze i skoro masz ochotę, to możesz… - Odparłam. – Bardzo się za Tobą stęskniłam.
- Ja za Tobą też, Promyczku. Za półtorej godziny będę pod Twoim domem, więc możesz jeszcze pospać i na spokojnie zjeść śniadanie…
- George! A Ty już jadłeś śniadanie? – Odpowiedział, że jeszcze nie. – To może, zjemy u mnie? I tak już nie zasnę, więc w ten czas mogę coś dla nas…
- Dobry pomysł, będę za niedługo w takim razie. Do zobaczenia, Kotuś. – Odpowiedziałam mu równie słodko. Wstałam. Tym razem już znacznie pewniej. Ubrałam jasne jeansy, czarną bokserkę i mój ulubiony sweterek. Przemyłam twarz zimną wodą. Szybko się ogarnęłam i poszłam do sypialni mamy, powiedzieć, że będziemy mieli gościa na śniadaniu. Zaraz zbiegłam na dół, wzięłam z wieszaka fartuszek mamy i obwiązałam się nim. Z górnej szafki wyjęłam mąkę i postawiłam ją na ciemny blat. Zaraz do mąki dołączyło jeszcze parę składników na naleśniki. Uwielbiałam je robić. Szybko uporałam się z ciastem. Z dużej szuflady wyjęłam patelnię, wlałam na nią trochę oleju i przystąpiłam do smażenia naleśników. Zapach dobiegający z kuchni, obudził chyba Annabellę, ponieważ gotowa zeszła na dół tak wcześnie.
- Yy, coś Ci się stało? Śniadanie robisz? – Zapytała z wyrazem twarzy, który był lekko wykrzywiony w prawą stronę.
- George będzie na śniadaniu. Pomożesz mi je zawijać z dżemem? – Uśmiechnęłam się do niej szczerze.
- No pewnie, o której on będzie? I czy ja dobrze wyglądam? – Zapytała przerażona. Nigdy go nie widziała, podobnie, jak moja mama, która zaraz też zeszła z góry. Odpowiedziałam mojej siostrze, że wygląda wspaniale i zabrałyśmy się za zawijanie naleśników. Po równych dziesięciu minutach przed moim domem zaparkowało auto Georga. Zadzwonił do drzwi, otworzyłam mu i mocno go przytuliłam. Jego kurtkę powiesiłam na wieszaku i zaprosiłam go do kuchni. George rozglądał się. Nic dziwnego był w nowym miejscu. Zaprosiłam go tutaj impulsywnie i w tym momencie przypomniał mi się wystrój jego domu. Porównując go do mojego, to byłam daleko w tyle, ale przecież, to nie jest zależne ode mnie i nie ma się czego wstydzić… To tak jakbym się wstydziła siebie.
Przywitał się z moją mamą, oraz z siostrą. Następnie usiedliśmy wszyscy do stołu, by spożyć nasz pierwszy posiłek.
- Sama robiłaś? Bo są naprawdę dobre. – Zapytał George, widać było, że mu smakują.
- Tak, sama. Cieszę się, że Ci smakują. – Odparłam nalewając nam sok.
- Zgadzam się, Sophie robi naprawdę dobre naleśniki, ma już wprawę, bo zawsze to robi. – Moja mama zaśmiała się. George również się śmiał. Przy śniadaniu panowała naprawdę miła atmosfera. Ana zapowiedziała, że posprząta, bo dziś idzie na drugi autobus dopiero, więc ma czas. Mama właśnie wychodziła do pracy, żegnając się z Georgiem, oraz ze mną i siostrą.
- Twoja mama i siostra są naprawdę miłe. – Powiedział, gdy zostaliśmy sami.
- Tak myślisz?
- No raczej. – Złapał mnie za rękę. – To co, jedziemy? – Odparłam mu potwierdzająco na jego pytanie i poszliśmy się ubrać do przedpokoju. W pewnym momencie George chyba już nie wytrzymał. Załapał mnie mocno w tali i przywarł do siebie. – Sophie, naprawdę bardzo się za Tobą stęskniłem przez te dwa dni. – Pocałował mnie czule w usta. Jego ręce błądziły po mojej tali. Czułam się cudownie
- Hmm… Właśnie widzę. Też Cię kocham. – Pocałowałam go jeszcze raz i wyszliśmy. George tym razem puścił jakąś inną, wolniejszą piosenkę. Pytał się, jak mi minął weekend. Opowiedziałam mu wszystko. Widocznie zapomniał już o niedawnej sprawie i nie miał mi tego za złe.
Zatrzymując się na parkingu, zapowiedział, iż mam zamknąć oczy i nie wychodzić z auta. Tak też zrobiłam. Pełna podekscytowania czekałam na to co zrobi George. Słyszałam tylko trzask zamykających się drzwi, przez które wychodził. Następnie otworzył tylnie drzwi i prawdopodobnie coś wyjął. Nadal siedziałam z zamkniętymi oczyma, trochę się krępowałam. George otworzył drzwi z mojej strony i kazał mi otworzyć oczy. Jedną rękę trzymał z tyłu, drugą zaś podał mi, mówiąc:
- Proszę, Madam. – Podałam mu moją dłoń i zwinnie wyszłam z auta, biorąc za sobą swoją torbę. Wziął również ją w swoją dłoń. Kątem oka zauważyłam na parkingu pana Josepha, który rozmawiał przez telefon, ale zwrócony był w nasz stronę. George szybkim ruchem wziął do przodu rękę, którą trzymał z tyłu. Była w nim piękna, czerwona róża. Na jej pięknych płatkach pobłyskiwał srebrny brokat. Wręczył mi ją ceremonialne, kłaniając się. Byłam szczęśliwa. Również z ukłonem przyjęłam róże, dziękując mu. Przytuliłam go. George uniósł mnie swoimi silnymi rękoma. Szepnęłam mu do ucha „Kocham Cię, dziękuję.” Nagle obok nas znalazł się nauczyciel, pan Joseph. George wziął moją dłoń w swoją.
- Dzień dobry. Sophie, mogę Cię na chwilę?
-Tak, ale coś się stało? – Zapytałam, ponieważ w tym momencie chciałam być blisko Georga.
- Chciałbym z Tobą porozmawiać o przeszłym incydencie… rozumiesz? – Powiedziałam Georgowi, żeby poczekał na mnie w szatni. Odszedł, lecz niechętnie.
Pan Joseph podszedł do mnie bliżej mówiąc:
- Niedługo organizuję w naszej szkole zawody sportowe, mam do uzupełnienia parę papierków, jeśli chcesz, możesz z Twoją przyjaciółką mi pomóc na lekcji wf-u je uzupełnić. Nauczyciele mówią, że Ty i Kylie, jesteście bardzo zorganizowane w takich sprawach. – Spojrzał na mnie oczekująco.
- No dobrze… ale nie chciał pan rozmawiać o…?
- Nie, Sophie, tak tylko powiedziałem, poza tym… ta sprawa już jest chyba zamknięta. – No i to się zgadzało akurat.
- Jeśli pan chce, to mogę pomóc, ale nie wiem, czy Kylie będzie dziś w szkole, bo była lekko przeziębiona… – Odpowiedziałam, mając nadzieję, że sama nie będę musiała tego robić.
- O to się dobrze… - Przerwał i dodał szybko. – no w każdym razie, na pewno poradzisz sobie sama. To do zobaczenia. – Odszedł i nie mogłam już się wywinąć. Zastanawiało mnie, dlaczego nie mógł zrobić tego sam? Przecież to jego obowiązki. Szybko skierowałam się w kierunku szkoły.
George siedział oparty o ścianę, z założonymi rękoma. Miał minę, którą robił, gdy był zły. Podeszłam do niego.
- Już jestem.
- Co on znowu chciał od Ciebie? Nie za dużo tych rozmów „na osobności” ? – Spojrzał się na mnie. Był zazdrosny, widziałam to. Podeszłam jeszcze bliżej i usiadłam na jego kolana. Objął mnie lekko. Powąchałam różę, którą dostałam od niego i spojrzałam mu w oczy.
- Kochanie, chyba nie jesteś zazdrosny o nauczyciela… - Odparł, że jest. – No wiesz… rozumiem, o jakiegoś chłopaka, ale o pana Josepha? Prosił mnie tylko, żebym mu pomogła uzupełnić jakieś papierki z Kylie… ale jej nie będzie dzisiaj w szkole, więc…
- Więc będziesz sam na sam z nim? – Spojrzałam się na niego. Nie było mi miło patrzeć na niego, gdy jest taki zły, wstałam i usiadłam obok. – No dobrze, Sophie… Przepraszam. Kocham Cię, a ten typ jest jakiś dziwny, martwię się i tyle…
- Nie masz o co, George. – Wzięłam jego twarz w dłonie. – Też Cię kocham i pamiętaj, uważam na ludzi. – Przytuliłam go i wraz z tym dzwonek szkolny rozbrzmiał po całym budynku. Rozeszliśmy się na swoje lekcje. Moją pierwszą lekcją był wf, więc od raz poszłam do pana Josepha, zapytać, co mam robić. Odpowiedział, że mam poczekać przy jego biurku w pokoju nauczycieli od wychowana fizycznego. Tam też się udałam.
- Super, że mi pomożesz. Zobacz. Zaznaczaj krzyżykiem odpowiedź B zawsze. – Podał mi parę kartek, które wyglądały, jak ankieta. Usiadł naprzeciwko mnie, również wykonując tą samą czynność. Myślałam, że pójdzie prowadzić lekcje.
- Nie ma pan lekcji? – Zapytałam, lecz odpowiedział, że pan Ivan poprowadzi lekcję, ponieważ i tak ma okienko. Nie byłam zadowolona. W połowie lekcji skończyliśmy nasze zadanie i teraz siedziałam już tylko, krępując się. Pan Joseph również się nie odzywaj, ale za to przeglądał jakieś inne papiery. Gdy skończył spojrzał na mnie i zadał mi pytanie, którego właściwie się nie spodziewałam.
- Jesteś szczęśliwa z Twoim chłopakiem?
- Z Georgiem? Tak, czemu pan pyta?
- Widać, że się o Ciebie troszczy. To dobrze. Ja też się mogłem kiedyś troszczyć o kogoś… ale nie wykorzystałem szansy. – To wyznanie jeszcze bardziej mnie zszokowało. Przecież byłam jego uczennicą, a nie dobrą przyjaciółką. Jednak pan Joseph ciągnął dalej swoją wypowiedź. – Teraz, gdy się zakochałem, to nawet nie będę miał okazji się troszczyć…
- Ale czemu pan mi to mówi? – Zapytałam niepewnie przyglądając się mojemu nauczycielowi, którego znałam zaledwie 4 miesiące.
-Wybacz, niedługo mikołajki i tak jakoś się mi zebrało… - Zaczął się śmiać. – Macie w szkole jakąś tradycję na mikołajki?
- Owszem, dajemy sobie jakieś drobne rzeczy. Oczywiście, kto komu chce. Nie ma musu… I najlepiej anonimowo. – Odpowiedziałam. Zaraz zadzwonił dzwonek. Ucieszyłam się i zaczęłam się zbierać.
- No, to pewnie co roku masz dużo anonimowych prezentów? – Pan Joseph nadal kontynuował rozmowę.
-Nie… właściwie, to może dwa, lub trzy… Nigdy więcej. Już po dzwonku więc pójdę. – Gdy chciałam wyjść mój nauczyciel również wstał i stanął w drzwiach. Poczułam się dziwnie. Spojrzałam na niego, nie wiedząc, o co chodzi. Oparł się jedną ręką o ramę, zagradzając mi całkiem wyjście.
- Mogę iść? – Zapytałam, ponieważ nie wiedziałam, co mam zrobić. – Już jest przerwa…
- Tak wiem, Shopie, ale… - Zawahał się. – Chciałem Ci życzyć miłego dnia. – Wrócił na swoje miejsce. Nie odpowiedziałam mu, tylko wyszłam, jak najszybciej. Zdziwiła mnie ta sytuacja. Postanowiłam nie mówić o niej Georgowi. Zdenerwowałby się jeszcze bardziej… A mnie zastanawiało, co zrobiłby pan Joseph, gdyby się nie zawahał…
0 notes