Tumgik
#tekst kultury
rubenzahl · 7 months
Text
Tumblr media
cumplane irl meetup (włamał się bo już nie wyczymił)
kto zna drżące trąby???? obowiązkowy tekst kultury
42 notes · View notes
myslodsiewniav · 11 months
Text
Studia <3
23 października 2023 r.
Jestem po pierwszym zjeździe (piszę to wzdychając z ulgą, z radością, ze spokojem) :D
Spiszę na szybciutko, bo lecę do pracy <3 (aż się chce do TEJ MOJEJ okropnej pracy chodzić, niebywałe).
Wrażenia takie: głównie jestem wypompowana z siły. BAAAARDZO zmęczona. A w ten weekend wedle planu nie miałam ani "najkrótszego" dnia zajęć, ani najdłuższego (w grudniu będzie dzień ciągiem od 8:00 do 20:30, a kolejny dzień ledwie o kilka h nauki krótszy). Wydaje mi się, że to będzie dla mnie takim największym wyzwaniem właśnie.
Odnośnie tematyki wykładów i w zasadzie programu nauczania to jestem zachwycona. Bez kitu. Przynajmniej teraz, na wstępie, po pierwszych prezentacjach wykładowców i zasad jestem oczarowana!
Jaram się.
Póki co WSZYSTKO co było poruszane na zajęciach mnie bardzo ciekawi, do każdej z tych dziedzin robiłam i robię przez lata niezależne podchody, podejścia, interesuję się zagadnieniami zarówno zawodowo i w wolnym czasie. To jest fantastyczne! Odwołania na wykładzie wobec artykułów czy afer, które obecnie śledzę (no kuuuurde, miałam segment o Pandora Gate). Bardzo jestem zadowolona.
Jeden przedmiot mnie niepokoi. Po prostu jebło mi moim NEMESIZ xD - mam zajęcia z "kultury języka". Byłam ciekawa co to, okazało się, że to trochę historii, trochę językoznawstwa, trochę o wędrówce ludów i etnologii - cały czas w zakresie moich zainteresowań. Ciekawy wykład, chociaż prowadzony w sposób nużący, Pani wciąż powtarzała o konieczności systematyki, zasadach, o stosowaniu się do klasyfikacji. Dużo sztywnych regułek. AŻ NAGLE doktorka wyświetla slajd obwieszczający, że EGZAMIN będzie weryfikował naszą wiedzę o ortografii, interpunkcji, poprawności językowej, jasności przekazywania myśli itp. No i miałam jedno wielki O FUCK, JESTEM W DUPIE xD! Pani wykładowczyni tłumaczyła, że pisanie zgodnie z zasadami wytyczonymi przez Radę Języka Polskiego świadczy o profesjonalizmie i kulturze, a pisanie z ich pominięciem oznacza lekceważenie, brak wyedukowania, niski kapitał kulturowy, brak szacunku, kompromitację w sferze zawodowej, jest powodem do wstydu i uważania autora takich tekstów za niekompetentnego... Eeee... I dlatego NAGLE przeniosłam się do ten małej mnie, tej, która z każdego wypracowania, dyktanda, rozprawki, eseju dostawała dwie oceny - 5 za treść i 1 za ortografię, interpunkcję... I byłam przez jakąś godzinę posrana ze strachu i poczucia winy, że "to nie dla mnie", że "nie dam rady niezależnie od tego jak bardzo się będę starać, bo po prostu mój mózg tego nie ogarnie niezależnie od tego, jak bardzo będzie mi zależeć" i że "na pewno ten przedmiot uwalę", i że "te studia są błędem, nie nadaję się".
Mama mi napisała "dasz radę! Dawałaś radę w szkole, teraz tym bardziej!", Programista napisał to samo, a mój chłopak napisał "może przynieś zaświadczenie o dysleksji, dysortografii i ADHD, co? Może to da tobie zaliczenie?" - no i od razu sobie przypomniałam, że takie zaświadczenia wydaje się na MAX 3 lata (przynajmniej jak chodziłam do szkoły to tak było), więc zaczęłam googlować jak i czy w ogóle mogę dostać takie zaświadczenie jako babeczka po 30-tym roku życia. Kurde.
To będzie rzeźnia - tj. ten przedmiot. Albo przeciwnie: jeżeli podczas zaliczenia trzeba będzie przedstawić jakiś tekst, który będę mogła przygotować wcześniej to będzie totalnie git.
Postanowiłam się póki co nie nastawiać - mam ponad 30-lat, dysortografia NIGDY nie przeszkadzała mi w dorosłym życiu, RAZ tylko miałam z jej powodu wpadkę w historii mojej zawodowej drogi. Zwykle wystarczyło poprawić i tyle. Nie jestem osobą neurotypową, mam na to papiery, mam też potwierdzone badania naukowe - jak doktorka zaproponuje zaliczenie w formie, która mnie skreśli to przedstawię te dokumenty i spróbuję się dogadać lub wynegocjować jakąś alternatywę. JESTEM kompetentna, po prostu tak mam skonstruowany mózg, że nie ważne jakbym tego bardzo nie chciała, jakbym się nie starała, NIE JESTEM W STANIE przekonać mojego mózgu do tego, że ortografia, interpunkcja i niezjadanie literek lub wyrazów to konieczność - mój mózg uważa, że "jak ktoś będzie chciał to odczyta" i nie skupia się na formie, tylko na treści. Bo treść jest ważna.
Zaliczę ten przedmiot JAKOŚ i tyle.
[Bo tak BTW planuję w tym roku postarać się o stypendium naukowe... moja własna ambicja mnie zaskakuje. I cieszy. :D Nigdy nie chciałam tak po prostu, sama z siebie starać się o to stypendium.]
Poza tym jednym przedmiotem reszta jest fascynująca.
Jeden z wykładowców myślę, że jest w moim wieku. Wygląda (sylwetka, włosy) podobnie do Antka Królikowskiego. I jest zajebistym standuperem. Zajęcia (wykład! On prowadzi tylko WYKŁAD) są energetyzujące, zabawne, akstrakcyjne, kreatywne i zabawne. Przez pół godziny wykładu uczył nas polowania na mamuta xD - zajebiste to było! Wesołe! Świetna metafora. Super wnioski. Burza mózgów za burzą mózgów. Na zaliczenie tego przedmiotu należy być tylko na 90% wykładów i ZGŁASZAĆ SIĘ, aktywnie uczestniczyć w burzach mózgu. Na podstawie tego na ile aktywni będziemy dostaniemy też adekwatną ocenę. Będziemy też prawdopodobnie w ramach tych wykładów oglądać filmy i robić inne fajne rzeczy związane z kulturą i popkulturą. Jaram się tą formą! Totalnie dla mnie!
I tak zauważyłam... kiedyś bym wstydziła się zgłaszać. Kiedyś bym miała wiele wątpliwości, wiele strachu przed byciem wyśmianą, wiele strasu przed tym, że na chwilę uwaga całej sali skupia się na mnie, że jestem oceniana za więcej niż to co mówię (najgorsze: za wygląd, za ciało - to mnie paraliżowało kiedyś strachem). A teraz jestem tak bardzo otwarta na dialog, tak bardzo pogodzona z tym, że dopiero się uczę i mogę się mylić! Ba, że jestem na tym wykładzie by weryfikować czy się w jakiejś dziedzinie mylę. To jest dla mnie fajne spostrzeżenie, fajna jakość. Widzę, że jestem we właściwym czasie i we właściwym miejscu... że przejście terapii przed decyzją o podjęciu studiów to był dobry krok. Chociaż tak nietypowy.
Niemniej kilka razy na tym wykładzie zabłysłam odpowiedziami, a doktor mnie z katedry pochwalił. Raz zabłysłam wiedzą, którą przez osmozę pochłonęłam dzięki mojemu chłopakowi. Chodziło o markę samochodu - wykładowca podawał przykłady opisu reklamy samochodu, który mieliśmy dopasować do marki samochodu (który też podał). I ja się na tym nie znam. Przysięgam, że jestem i zamierzam pozostać w tej dziedzinie ignorantką. Ale zgłosiłam się , bo MOMENTALNIE zagrało mi co pasuje do czego. Dopasowałam poprawnie - tak, jak kilku chłopaków na sali. Wykładowca poprosił o argumentację tego wyboru i NIKT się nie zgłosił. Cisza... Zdziwiona podniosłam rękę, typ udzielił mi głosu, więc mu odpowiedziałam... a on zaczął skakać na katedrze, jakbym gola strzeliła i krzyczeć "TAK, tak, tak!" :D :D :D (no bo chodziło o Astona Martina - jakby mi ktoś pokazał zdjęcie to nie poznam, pewnie ma kółka, jakąś maskę i drzwi xD, ALE wiem, że to jest samochód ekskluzywny, samochód kojarzony z agentem 007, auto uber drogie, pasuje do kierowcy/kierowczyni w ciuchach od Prady i z milionem na koncie - taka osoba powinna być odbiorą komunikatu, wiec należy go tak nakreślić by do tej osoby trafiła).
Super zajęcia, nie mogę się doczekać kolejnych i mam nadzieję, że ten Pan będzie w przyszłych semestrach prowadził mi jeszcze jakieś przedmioty, bo jest zajebistym performancerem (no właśnie: on prowadzi przedmiot dotyczący historii. :P Nie tak kojarzę wykładowców z tego przedmiotu, nie jest to stereotypowe. I za takie niespodzianki kocham studia. Na architekturze naszym - całego roku - ulubionym wykładem był ten z materiałoznawstwa. Być może trudno uwierzyć, ale 3h standupu o właściwościach betonu, żelbetu czy drewna to był najbardziej porywający, energetyzujący, wesoły i zapadający w pamięć wykład w całym programie 4 lat).
Z pozostałych przedmiotów mam różnych prowadzących, wszystkich pełnych PASJI wobec swoich tematów. Więcej wczoraj było o tych aspektach formalnych, jak zaliczyć, kiedy się rozliczamy itp. i każdy z prowadzących ma do tego inne podejście, więc różnie to trwało.
Ale wszystko o czym uczyłam się na wykładach było PORYWAJĄCE.
W tym na jednym z wykładów przeprowadzaliśmy empiryczne badanie z postrzegania znaków - jakie to fascynujące!
Były też eksperymenty rysunkowe. :D
Było świetnie!
Mam już pierwsze zadanie do wykonania na zaliczenie - termin do grudnia, więc niby jest czas, ale dziś po pracy się za to wezmę. Przynajmniej przejrzę i wstępnie zaplanuję zakres działania. To zadanie projektowe, bardzo kreatywne. Przypomina trochę inktober. :D Bardzo mnie to cieszy.
Z rzeczy, które rzuciły mi się w oczy: MASĘ osób przyszło na zajęcia z tebletami rysunkowymi i IPadami. Mobilizuje mnie to do ogarnięcia swoich zdolności na IPadzie, ale też trochę stresuje: że będę beznadziejna na tle całej grupy. Stresik jest.
Poznałam póki co jedną dziewczynę - jakoś tak wyszło, ze obydwie siedziałyśmy w jednym rzędzie, trzeba było wpisywać się na listę, więc ją sobie podałyśmy, a potem współpracowałyśmy przy tych badaniach empirycznych i eksperymentach. Miło było. Okazało się, że myśli w podobny sposób (przynajmniej na tle odpowiedzi całej grupy nasze były do siebie wzajemnie zbliżone). Mam nadzieję, że będziemy razem w grupie.
Mam też rozkminę: za mną siedziały dwie psiapsi. Jedna bardziej wokalna, druga mniej, ale podzielająca jej spojrzenie na świat. Dużo rozmawiały i chcąc-nie-chcąc słyszałam dużo z tego o czym mówiły.
Czułam duży sprzeciw, ale też zastanawiałam się, czy ten mój sprzeciw to nie hipokryzja, bo poprzedniego dnia miałam przecież podobne wrażenia... Może chodziło o formę: ja zauważałam bez oceny, bardziej z rezerwą i strachem, a ona z pogardą i kpiną. Może właśnie na tą pogardę i kpinę czułam sprzeciw? A może pogarda i kpina jedynie pokrywały to samo co czułam ja: rezerwę i strach? Co jeżeli ja dla kogoś z boku brzmię jak ta moja sąsiadka, jak przekazuję pogardę i kpinę, aby nie okazać swoich miękkich i wrażliwych punktów: rezerwę wynikającą ze strachu (przed odepchnięciem, przed oceną, przed ostracyzmem, przed wykluczeniem)? No nie wiem. Warte do rozważenia. I posłuchania jak ja brzmię, gdy mówię. Czuję, że mam w sobie pozwolenie na okazanie zarówno strachu, niepewności i zarysowania zdrowych granic (rezerwy), aby zadbać o swój komfort i bezpieczeństwo poprzez dopuszczanie do siebie nowych ludzi. I mogę to robić z szacunkiem do innych, bez kpiny czy pogardy...
Ech.
Ale o co chodziło?
Chodziło o to, że dwie dziewczyny siedzące za mną przez większość czasu miały ból dupy, że większość studentów jest cichutka podczas wykładu, że się wiercą i podniecają wykładem, że wychodzą pospiesznie na przerwy i mają milion pytań organizacyjnych wobec prowadzących. Dziewczyny mówiły o tym, jak to urocze mieć 19-lat i się tym wszystkim przejmować, jacy oni wszyscy, 19-letni, jeszcze są głupiutcy, śmieszni w tych swoich postawach (bo oczywiście znowu narzekali na wykładowców, że nudy, że chujowy egzamin itp), że jeszcze połowa z tych ludzi nie wie jak będzie pracować, nie wiedzą, że większość tych, którzy tak głośno narzekają i którym się na wykładach nie podoba prawdopodobnie zrezygnuje ze studiów, że to nie dla nich... albo, że je skończą, a potem będą mieli ból dupy, bo będą pracować w zawodzie, który nie przynosi im szczęścia...
Obiektywnie: prawnie dziewczyny mają rację. Tak będzie. Ale to jest wybór i każda z tych 19-letnich osób poniesie jego konsekwencje i czegoś się o sobie nauczy.
Zgadzam się.
Ale mam sprzeciw na ocenę tych ludzi jako "młodych i głupich" - są w innym momencie życia po prostu. A dziewczyny za mną po prostu kpiły z tych ludzi - bo one jakieś studia już skończyły, bo one pracują zawodowo...
Tam więcej weszło - jedna z dziewczyn na przemian wypowiadała się o 19-latkach z wyższością, mówiła o tym, jak dobrze płatną ma pracę, jaki to sukces odniosła pracują w zagranicznej firmie przez rok (na południu Europy, mieszkając w pięknym miejscu, w pięknym mieszkaniu), a to przypominała sobie z bólem dupy, że jest stara (bo ma 20-coś-tam lat) i jest starsza od tych jeszcze-nie-świadomych-prawdziwego-życia-19-latków, a razem z tym, że jest "stara" przypominała sobie, że rodzice uważają ją za głupią w porównaniu do brata, że przyrównują do brata, że jej brat tak naprawdę jest DEBILEM bez studiów, bo w swojej pierwszej pracy zarabiał mniej niż ona, ale TERAZ, po iluś tam latach zarabia na tyle by mieć na wybudowę domu, stać go na dziecko i samochód. Nadawała na tego brata powtarzając z zawiścią, że może i miał najlepsze oceny ZAWSZE ze wszsytkiego, ale na studia nie poszedł, przez co jest oczywiście niewykształconym troglodytą - w przeciwieństwie do niej, która robi już drugi kierunek; ale zaraz dodawała, że brat pomimo braku wykształcenia wyższego ma bardzo wysokie stanowiska w bardzo wielkim koncernie, z bardzo wysoką pensją, jest poważany i wysyłany na szkolenia, ma za sobą wiele awansów i jest dumą rodziny. Ale jest też debilem do którego nie ma co jej porównywać, bo przecież jest od niego o 7 lat młodsza i może nie stać jej na wybudowanie DOMU, a tym bardziej na decyzję o powołaniu do życia dziecka, ale jednak to ona pracowała przez rok na południu Europy w eklsluzywnej filmie, ma wyśmienite rekomendacje, CV i stać ją na [tu wstaw buty, markę jej tabletu rysunkowego, markę jej samochodu], a poza tym pracuje obecnie na niezależnym i dochodowym stanowisku. I co rusz przypominała koleżance, że zarabia więcej od niej. I omawiały ile i kto w tej firmie dla której obydwie pracują teraz zarabia netto i jaka to niesprawiedliwość, że ta XXXX (nowa laska z ich zespołu w pracy) ma kartkę Multisport, ale przynajmniej zarabia o tysiaka mniej niż jedna z nich.
A druga sąsiadka z tyłu miała chyba tablet Wacoma... ta pierwsza, co ma brata i problem z wiekiem (albo momentem w życiu) wyraziła podziw wobec jej tabletu: że jest piękny i lekki, a do tego elegancki w designie. Na to koleżanka jej opowiedziała "i tak cię na niego nie stać", zapadła cisza, a ona wyjaśniła "wiesz, przepraszam, że tak powiedziałam. Po prostu to wyśmienity tablet, mnie też na niego nie stać, ale tata mi go kupił".
Ech...
Mam wrażenie, że dziewczyny chyba nie będą miały podrodze ze mną. Dużo o kasie, dużo o ocenie przez pryzmat posiadanych rzeczy.
W pewnym momencie - kiedy uczestniczyłam w wykładzie i się zgłaszałam do odpowiedzi - usłyszałam za sobą kpiące podśmiechujki, powstrzymywane wybuchy śmiechu. Ta pierwsza dziewczyna w pewnym momencie powiedziała dosyć głośno, na tyle bym to usłyszała "no to mamy kujonkę" - o mnie. :( Na kolejnym wykładzie, kiedy się zgłosiłam do odpowiedzi usłyszałam, jak jedna do drugiej mówi "myślisz, że ona się stara zademonstrować, że jest taka inteligentna?".
No... nie sympatycznie z ich strony. Nie wiem nawet jak wyglądają - nie pamiętam twarzy. Współpracowałam z dziewczyną siedzącą obok, która była bardzo sympatyczna, podobne skojarzanie i interpretację miałyśmy i chyba tylko twarz tej laski mi się zapisała w pamięci.
Widziałam na wykładach więcej ludzi dojrzalszych niż 19-lat, definitywnie w moim wieku lub starsze, ALE jakoś nie spiknęliśmy się. Chodzili na fajkę smrodzić - to nie jest miejsce i okoliczność w której chcę uczestniczyć dobrowolnie. Zobaczymy jak będzie jeszcze.
Póki co jest zachwyt.
Mam wrażenie, że mój chłopak przez ten weekend przeżywał jakieś ciężkie chwile - odpoczął, tak totalnie, tak leniwie i radośnie. I super.
Ale w nocy miał ZNOW koszmar w którym go olewam, ignoruję, porzucam. I bardzo to przeżył.
Ech, za dwa tygodnie już będziemy na uczelni RAZEM. :D Nie mogę się tego doczekać! MAM CHŁOPAKA, KTÓRY BĘDZIE MOIM SEMPAI! xD Ciśniemy z tego cały czas!
Z zabawnych sytuacji: odbierałam wczoraj legitymację studencką. Stałam przy ladzie, podałam kierunek, okazało się, że musze podejść do konkretnej Pani w dziekanacie (dziewczyna z samorządu studenckiego). W pomieszczeniu akurat wtedy byłam jedyną petentką pośród pracowników. No i podaję swoje nazwisko, Pani szuka mojej legitki, podaje mi pokwitowanie odbioru do podpisania, a ja pytam "czy mogę odebrać również legitymację mojego chłopaka?", a Pani zamiast mi wyjaśnić jakie są procedury dopytuje czy mój chłopak nosi imię, które nosił mój ex. No i mnie wryło. Stoję z tym długopisem w ręku, patrzę na dziewczynę wstrząśnięta - czy mój ex ma jakieś macki w tej uczelni? Czy mnie stalkuje? Czy ta pani zna mojego exa? Jakieś sposoby inwigilacji, przez które dziewczyna, którą pierwszy raz na oczy widzę pyta akurat mnie czy jestem w związku z właśnie moim ex!? @.@ Przestraszona zastygłam. Czy powinnam to zgłaszać na policję? Co ja właściwie mam zrobić? Czy strach przed ex powinien mnie powstrzymać przed chodzeniem na studia, które obecnie bardzo mi się podobają? Wstrzymałam powietrze, przestałam oddychać. Szok.
A Pani się do mnie cały czas uśmiecha uprzejmie czekając na odpowiedź. Cisza trwa. I trwa. Ja mam gonitwę myśli. Pani czeka... W końcu Pani obsługująca wydawanie legitek innemu kierunkowi studiów rozładowuje atmosferę pytając ze śmiechem koleżankę "co to w ogóle za pytanie!?" xD. I to przebija bańkę, wszyscy w dziekanacie chichramy. xD A ta moja Pani pokazuje, że razem z moją legitymacją z pudełka wyciągnęła przypadkiem jeszcze jedną, jakiegoś chłopaka, który nosi to właśnie imię. Ufffff... Zszedł ze mnie stres xD. Od razu cała sytuacja wydała się zabawna. xD Wyjaśniłam tej Pani, że moja reakcja wzięła się z tą, że mój były facet tak miał na imię - na co znowu cały dziekanat uderzył w śmiech rozumiejąc kontekst sytuacji, dziewczyny wyrzucały "to lepiej nie odbierać tej legitymacji!" oraz "aha!" xD. Inna pani wyjaśniła mi, że legitki dla kierunku mojego chłopaka będą do odebrania w tygodniu. Luz.
Ech.
No emocje bardzo.
Podczas pisania tej wiadomości zadzwoniła moja siostra by dopytać o wrażenia ze studiów, by ostudzić mój zapał - zobaczymy jak będzie podkonic semestru, teraz bajki mogą pisać, a zobaczymy jak się zachowają przy zaliczeniach.
No i mi jakoś do wieku się przyczepiła: stwierdziła, że jeżeli zostaję jednak przy pomyśle robienia studiów to się "odmładzam", ech... No i co zrobisz? Wiem, że moje życie tak się potoczyło, że w innym niż moi rówieśnicy czasie realizuję pewne etapy. No cóż.
Ale nie żałuję tej decyzji.
Cieszę się, że W KOŃCU spróbowałam.
8 notes · View notes
socjoposting · 1 year
Text
Jak Piotr Gryf wyprzedził algorytmy
… wszystkie są zdecydowanie warte śledzenia (czy to za pomocą legalnych, czy nielegalnych środków) - zakończył w odniesieniu do m.in. The Walking Dead czy Doctor Who Henry Jenkins, uznany medioznawca i badacz kultury popularnej, w rozmowie o zmianach w świecie seriali z Szymonem Grelą w 2011. Ten tekst, z trzech zasadniczych powodów, chciałbym poświęcić właśnie wspomnianym nielegalnym środkom (oglądania seriali w internecie i w odniesieniu do zmian jakie w nich zaszły). Po pierwsze, bo zawsze miałem sentyment do piratów. Po drugie, bo nieformalne obiegi kultury otrzymują o wiele mniej uwagi od tych oficjalnych. I wreszcie po trzecie, bo bardzo bawi mnie wizja względnie poważnej analizy czegoś takiego.
Tumblr media
W telegraficznym skrócie: piractwo internetowe przeszło w ostatnich dwóch dekadach pewne istotne zmiany. O ile wciąż funkcjonują dobrze wszystkim znane strony z torrentami i tak samo dobrze sprawdzają się przy dystrybuowaniu oprogramowania, w przypadku tekstów kultury przestały one być aż tak atrakcyjne. Oglądanie seriali ma być w założeniu rozrywką, a rozrywką nie jest przecież konieczność obchodzenia kolejnych blokad i martwienie się, czy wraz z nowym odcinkiem nie pobrało się nowego wirusa (a przynajmniej nie jest to rozrywką dla każdego). Nieformalne obiegi seriali przeszły więc do względnego mainstreamu, najpierw przez ogólnodostępne strony pokroju CDA, a obecnie goszcząc na największych platformach społecznościowych, codziennie docierając do dziesiątek milionów ich użytkowników. Taka jakościowa zmiana w piraceniu seriali przejawia się w dwóch głównych aspektach: dostosowywaniu seriali pod warunki platformy, na której są rozpowszechniane oraz cichej modyfikacji podejścia korporacji do nieformalnego obrotu ich treściami. Nie odważę się stwierdzić, który z nich pojawił się jako pierwszy, jednak oba z pewnością wzajemnie się wspierają i napędzają.
Tumblr media
Dostosowywaniem seriali pod platformy społecznościowe określam zbiór kilku specyficznych praktyk, którymi manipuluje się oryginalną treścią seriali. Są to m.in. dodawanie elementów audiowizualnych, selekcja scen oraz tworzenie kompilacji. Pierwsza z praktyk wynika nie tylko z próby uatrakcyjnienia konkretnych fragmentów czy przekształcania ich w memy, ale także z konieczności oszukania algorytmów, których celem jest ochrona prawa do dystrybucji danych tytułów. Nieustannie skanują one udostępniane treści starając się wychwycić te z  nich, które mogą naruszać interesy dystrybutorów. Żadna platforma nie chce bowiem narazić się na wypłacenie innemu podmiotowi rekompensaty za poniesione straty. Poza dodawaniem np. innej ścieżki dźwiękowej czy zmniejszaniem obrazu, skuteczną metodą okazuje się zamieszczanie odcinków podzielonych na części lub nawet konkretne sceny. Prowadzi to właśnie do oddolnej selekcji materiału źródłowego - decydowania o tym, co w danym serialu jest warte udostępnienia. Mogą to być sceny ważne z perspektywy fabuły, te wyjątkowo widowiskowe lub śmieszne. Kolejnym krokiem jest tworzenie całych składanek poszczególnych fragmentów czy scen, które uporządkowane przez społeczność tworzą np. syntezę historii danej postaci czy przegląd występowania danego motywu na przestrzeni kolejnych sezonów.
Tumblr media
Takie dekonstruowanie seriali nie umknęło uwadze korporacji, które z czasem przestały z nim aż tak zaciekle walczyć, a nawet zaczęły się w nie angażować. Oficjalne profile danych seriali czy dystrybutorów zaadaptowały nowe, tworzone przez fanów formaty, dostrzegając w nich zapewne okazję na jednocześnie tanią i bardzo efektywną reklamę swoich produktów. Pomimo tego, że nie odnoszą zysków bezpośrednio z umieszczenia danych scen na Facebooku czy YouTube, fakt dotarcia w ten sposób do swoich odbiorców (obecnych i przyszłych) zdaje się bezcenny z punktu widzenia marketingu. Takie strategie to de facto zaakceptowanie roli nieformalnych obiegów kultury dla jej rozpowszechniania, dystrybucji oraz budowania wspólnot wokół jej wytworów.
Tumblr media
Niemożliwym do pominięcia kontekstem jest oczywiście również post-post-postmodernistyczna kultura internetowa, przepełniona ironią, sarkazmem i przejaskrawieniem. Umieszczanie na YouTube kilkugodzinnych materiałów, które w rzeczywistości są zapętlonym odcinkiem Family Guy, to żart sam w sobie. Żartem nie są jednak setki tysięcy wyświetleń tych filmów, które i tak są niczym w stosunku do setek milionów wyświetleń odpowiednio krótszych fragmentów umieszczonych na TikTok’u. I choć absurdalnie zabawne (przynajmniej dla mnie), ostatecznie są świadectwem zupełnie realnych zmian w strategiach odbioru treści kulturowych, w tym przypadku seriali, w społeczeństwach ponowoczesnych.
12 notes · View notes
pop-culture-diary · 10 months
Text
Czas na nowy teatr
Tumblr media
"A New Brain: Czas na nowy mózg" Stowarzyszenie Hiznits
Premiera: Dom Kultury Kadr, maj 2023,
Muzyka i słowa: William Finn
Scenariusz: William Finn i James Lapine
Reżyseria i przekład: Katarzyna Solecka
Współpraca reżyserska: Grzegorz Żórawski
Choreografia: Katarzyna Solecka, Jarosław Derybowski
Scenografia: Jarosław Derybowski, Katarzyna Solecka
Występują: Filip Brzeziński, Olga Warykowska / Katarzyna Wolfke, Natalia Ufniarz / Ida Wrona, Mateusz Grzebalski, Patrycja Mleczek / Julia Pawlak, Monika Dropik / Marlena Głosińska, Grzegorz Żórawski, Robert Wielgo, Urszula Karolak / Katarzyna Solecka, Natalia Anczok, Zuza Wiśniewska
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 17 września 2023
Stowarzyszenie Hiznits dało się już poznać polskim pasjonatom musicali przy okazji premiery „In the Heights” dwa lata temu. Tym razem sięgnęło po sztukę o wiele mniej znaną, która gdyby nie oni pewnie nie zagościłaby na polskiej scenie w najbliższej przyszłości. Mowa tu o „A New Brain: Czas na nowy mózg”, musicalu Williama Finna („Falsettos”, „The 25th Annual Putnam County Spelling Bee”) i Jamesa Lapine’a („Falsettos”, „Into the Woods”, „Passion”).
Głównym bohaterem „A New Brain” jest Gordon Schwinn, młody kompozytor, który rozpaczliwie próbuje napisać swoją najnowszą piosenkę, numer o żabach, zamówiony przez ubierającą się wyłącznie w ubrania inspirowane żabami, Panią Bungee. Gordon czuje ogromną presję i obawia się, że jego kariera utknęła w martwym punkcie. Ale rozpaczliwą walkę z piosenką dla dzieci przerywa mu nagły ból głowy i omdlenie, zakończone przyjęciem do szpitala. Lekarze stwierdzają malformację tętniczo-żylną i zalecają ryzykowną operację. Tak rozpoczynają się zmagania Gordona z jego własną głową, droga przez diagnozę i leczenie, której wcale nie ułatwia mu nadopiekuńcza matka Mimi, wiecznie nieobecny chłopak Roger czy pani Bungee, która wciąż domaga się swojej piosenki o żabach, choć kompozytor następnego dnia ma mieć niebezpieczną operację.
W musicalu przeważa motyw strachu. Gordon boi się umrzeć zanim coś stworzy. To nie musi być coś wielkiego, chciałby stworzyć cokolwiek. Jego matka boi się stracić syna i ukrywa ten strach pod wiecznym optymizmem, próbując zająć się czymkolwiek, byle tylko nie myśleć o zagrożeniu. Stara się też znaleźć winnego obecnej sytuacji, a pod jego nieobecność obwinia książki, które kocha jej syn. Pojawia się też gniew. Gordon wścieka się na Rogera, że ten tak późno dotarł do szpitala, Mimi w gniewie wyrzuca książki.
Niestety, to właśnie tekst źródłowy jest najsłabszym elementem musicalu. Mam wrażenie, że gdyby spektakl potrwał trochę dłużej, a niektóre wątki zostały bardziej rozwinięte, efekt końcowy mógłby być znacznie lepszy. A tak dostajemy spektakl, który ze szczegółami przedstawia moment zachorowania, diagnozę i towarzyszące jej uczucia, a także przygotowanie do operacji, ale zbyt szybko przebiega przez rekonwalescencję. Dostajemy może jedną scenę poświęconą temu jak Gordon wraca do zdrowia i jak wygląda jego życie po chorobie i jest to scena spaceru po parku. Nie widzimy jak zmaga się z efektami choroby czy leczenia, jak na nowo uczy się wykonywać najprostsze czynności. Przeskakujemy płynnie od operacji, przez niepokój rodziny i rozpaczliwą piosenkę matki o stracie, do romantycznego spaceru z chłopakiem. To dość dziwny zabieg, który sprawia, że spektakl staje się nieco trudny do zrozumienia. Przyśpieszenie akcji oznacza też, że Gordon nie ma czasu na konfrontacje z matką, po tym jak ta wyrzuciła jego książki, gdy on sam był w szpitalu. To detal, ale fakt, że tak po prostu przechodzi do porządku dziennego z tym, że bliska mu osoba pozbyła się jego ukochanych przedmiotów, wydaje mi się nieco dziwny.
To powiedziawszy, musical został wspaniale przetłumaczony. Katarzyna Solecka przygotowała tekst świetnie oddający oryginał, a jednocześnie idealnie pasujący do muzyki i po prostu dobrze brzmiący w ustach aktorów. A to właśnie kreacje aktorskie są najciekawszym elementem „A New Brain”.
Filip Brzeziński jako Gordon świetnie oddaje frustrację artysty, który musi w pocie czoła pisać piosenki dla dzieci, a potem człowieka, którego zdradziło własne ciało i to co zawsze najbardziej cenił, czyli mózg. Jest niesamowicie ludzki w swoim strachu i rozgoryczeniu i w tym jak próbuje odepchnąć wszystkich tych, którzy go kochają, by nie musieli go widzieć w takim stanie.
Katarzyna Wolfke lśni jako Mimi. Każdy ruch wykonuje z nerwowością, jakby targały nią miliony emocji na raz. Mam wrażenie, że całkowicie kradnie parę scen, bo to jej ból i jej strach wychodzi na pierwszy plan. Jej „Muzyka ciągle gra” („Music Plays On”) powala na kolana, słuchając końcówki jest się przekonanym, że to już koniec spektaklu, bo po prostu nie da się tego przebić. To prawdziwy showstopper[1].
Mateusz Grzebalski jako Roger jest ostoją spokoju i ciepła. Do jego przybycia matka i koleżanka z pracy Gordona miotają się zaniepokojone, lecz gdy tylko się pojawia, nerwowa atmosfera znika. Jego uczucia względem Gordona są oczywiste od pierwszej chwili, w tym jak znosi jego gniew i wspiera go bez względu na wszystko, czy to przez diagnozę, operację, czy rekonwalescencję. Ale najlepiej Grzebalski wypada w scenie, gdy jego postać przeżywa niepewność i strach, czyli podczas operacji Gordona.
Warto też wymienić Natalię Ufniarz, która zachwyca jako pani Bungee. Energiczna, nieco szalona i ubrana w zieleń podkreślaną przez oświetlenie, jest powiem świeżego powietrza i odskocznią od poważnej tematyki musicalu. Nie sposób źle się bawić, gdy pojawia się na scenie.
Hiznits wprowadziło też dodatkową bohaterkę, Wenę (Zuza Wiśniewska). Wena towarzyszy Gordonowi przez cały spektakl, jako personifikacja jego zmagań z sztuką i wizji jakich doświadcza pod wpływem choroby. To rola niema, więc aktorka musi przekazać wszystko tylko i wyłącznie ruchem i robi to perfekcyjnie.
Ale to nie wszystkie zalety musicalu. Warto też wymienić imponująca scenografię, utrzymaną na naprawdę profesjonalnym poziomie. I oczywiście kostiumy. Ponieważ „A New Brain” jest spektaklem opowiadającym o zwykłych ludziach w zwykłych sytuacjach, zupełnie nie dziwi, że ich kostiumy stanowią ubrania, które moglibyśmy też zobaczyć na ulicy. To powiedziawszy, idealnie pasują do postaci. Kostium Rogera ładnie nawiązuje do jego żeglarskiej pasji. Ubrania Mimi świetnie podkreślają jej energię i opiekuńczą naturę. Spośród kostiumów najbardziej wyróżnia się oczywiście strój pani Bungee, inspirowany żabami, nieco szalony jak jego właścicielka i składający się z różnych, zdawać by się mogło, niepasujących do siebie elementów stanowi jedną, wspólną całość, idealną dla ekscentryczki, która zamawia piosenki o żabach.
Podsumowując, choć nie oczarował mnie tekst źródłowy, „A New Brain: Czas na nowy mózg” w wykonaniu Stowarzyszenia Hiznits bardzo mi się podobał. Jestem pełna podziwu dla wszystkich realizatorów i aktorów, którzy wzięli udział w tym przedsięwzięciu i bardzo mnie cieszy, że ponownie wprowadzili na polską scenę mniej znany musical, jednocześnie rozpoczynając dyskusję na ważny temat i zbierając pieniądze na szczytny cel. To wspaniałe, że dzielą się swoją pasją z fanami teatru muzycznego w Polsce i już nie mogę się doczekać ich kolejnej premiery.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
[1] Showstopper – piosenka wywołująca tak entuzjastyczną reakcję ze strony publiczności, że przedstawienie trzeba na chwilę przerwać, często ostatnia piosenka przed końcem aktu.
4 notes · View notes
sq4ps · 12 days
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
28 lipca, jak w każdą ostatnią niedzielę tego letniego miesiąca, odbyła się kolejna, 27. już edycja zawodów. Ich organizatorem jest Polskie Radio Białystok oraz Augustowskie Placówki Kultury, „Szef” imprezy to, jak co roku, Marek Gąsiorowski, Dziennikarz Radia Białystok. W tym roku, podobnie jak w poprzednim, prym wiodły pływadła z Raciborza. Artykuł powinien pojawić się na portalu co najmniej miesiąc wcześniej, za opóźnienie serdecznie przepraszam.
Cały tekst: https://niezaleznemediapodlasia.pl/pnbc24/
Zdjęcia: https://fotodabrowski.eu/index.php?/category/215
0 notes
jyideshyzyk · 1 month
Text
Лексикон слівець
0 notes
jantarowikrajik · 8 months
Text
Mòjn! Witajcie na blogu jantarowikrajik poświęconemu folklorom i etnografii południowego wybrzeża Bałtyku. Postaram się przybliżyć wam sylwetki oraz obyczaje z kultury kaszubskiej.
Zacznijmy więc naszą wanogë po ludowej wyobraźni od jednej z najpopularniejszych postaci z pomorskich wierzeń - Smãtk (Smętek). Pierwotnie duch ten był kojarzony z psotliwością, żartami oraz zabawami, cytując Labudę „(…) jest gorliwym opiekunem wszystkich ujemnych wartości naszego kaszubskiego charakteru.”. Spotkałam się również z interpretacją Smętka jako ducha, który siedząc na przydrożnych kamienicach spędzał swój czas na dumaniu, okazjonalnie przerywając filozofowanie na zadawanie pytań podróżnym.
Wyobrażano go sobie jako eleganckiego pana, którego od prawdziwego człowieka różniły dwa małe różki, ogon, oraz po kurzej i końskiej nodze, co przy jego domniemanym zamiłowaniu do tańca musiało wyglądać wyjątkowo ciekawie.
Tego mało szkodliwego diabełka Stefan Żeromski w „dziele” „Wiatr od morza” zrobił personifikacje fatum wiszącego nad Pomorzem i pomorskim ludem. Kaszubski duszek staje się więc germańskim demonem - jednocześnie przyczynę wszelakiego zła, które dzieje się na Kaszubach. Sam tekst odbiera autochtonom jakąkolwiek sprawczość we własnej historii, ukazując ich jako jedynie pasywna stronę konfliktu; dobra - polskości ze złem - niemieckością.
Z przedstawieniem rodzimego Smãtka jako awatara krzywd wyrządzonych przez obcych polemizowała kaszubska literatura, u Majkowskiego Smãtk przypomina żeromskiego Smętka, pozostaje on antagonista dla Remusa ale jest Kaszubą, z którego musi pokonać inny Kaszuba aby przywrócić krainie jej dawne szczęście. W innych tekstach duch staje się duchem opiekuńczym północy - pełnego smutku i cierpienia swojego ludu (Sychta).
Mimo swojego bezdyskusyjnego znaczenia dla literatury kaszubskiej ja osobiście nie przepadam zbytnio za „postżeromskim” wizerunkiem tego ducha, zdecydowanie wolę jego pierwotne wyobrażenie.
Tumblr media
0 notes
plenumofcare · 11 months
Text
Czytanie performatywne z Plenum Osób Opiekujących Się
Podstawą spotkania będą wybrane fragmenty sztuki "Ona-Ona" Maliny Barcikowskiej.
To tekst o strukturze otwartej: poszczególne akty można bez szkody dla utworu traktować jako samodzielne performanse. Wybrane przez Plenum kawałki łączy to, że przepracowują proces poszukiwania własnej podmiotowości. Tekst "Ona-Ona" potraktujemy jako pole swobodnych prób i wejście w dyskusję o tym, jak o sprawach trudnych i wzniosłych mówić na co dzień.
Czytanie performatywne to możliwość obserwowania żywego procesu interpretowania i czucia danego tekstu.
Podczas czytania performatywnego spróbujemy wejść w tekst z naszymi emocjami i doświadczeniami - jako artystek, matek, córek, towarzyszek, kuratorek, opiekunek.
Nasze czytanie będzie skupione wokół negocjowania własnej roli w ramach relacji dziejącej się pomiędzy matką i jej dzieckiem, dzieckiem w matce i córce, która może czasami przejmować rolę matki.
Publiczności proponujemy przestrzeń sprzyjającą refleksji i wytchnieniu.Zapraszamy osoby matczyne, ojcowskie, opiekujące się, osoby zmęczone i osoby wyspane. Oraz wszystkie zainteresowane. Będzie można wejść do nas z jedzeniem i piciem.
Dzieci są mile widziane, obok będzie także dostępna dla nich przestrzeń zaaranżowana przez IKM Kunszt Wodny. Spotkanie potrwa około 2 godzin.
Po spotkaniu zapraszamy na nieformalny ciąg dalszy, czyli set DJski i ruch prowadzony przez Lamę Szydłowską z setem DJ'skim DiV4.
Udział wezmą: autorka sztuki Malina Barcikowska, choreografka i dramaturżka Kasia Kania, osoby z Plenum Osób Opiekujących Się: Wera Morawiec - kuratorka i terapeutka, Anna Steller - performerka i tancerka, Dorota Walentynowicz - artystka wizualna i badaczka, Ania Witkowska - artystka wizualna i wykładowczyni, Gabi Skrzypczak - kuratorka i krytyczka.
0 notes
teatralna-kicia · 11 months
Text
Tumblr media
“Żyję!”
Teatr: Teatr AST w Krakowie
reżyseria: Magdalena Miklasz
Nieukrywanym plusem spektaklu „Żyję!” jest to, że przeniósł mnie do lat młodzieńczych: okolic gimnazjum, gdzie nie było wstyd wystawiać takie właśnie spektakle na festiwalu kultury szkolnej, a nauczyciele musieli bić brawo, bo nie mieli wyjścia. Być może było tak dlatego, że ogólnie w okolicach roku 2000 była większe przyzwolenie dla obciachu. Ale po kolei.
W teorii w zapowiedzi spektaklu można było się dowiedzieć, że będzie to prowokacyjny musical o życiu, a wręcz: o życiu po śmierci Ofry Hazy (pierwszy red flag – zwykle, kiedy na wstępie ktoś zaznacza, że coś ma być prowokacyjne, to najczęściej jest to zwykły dupochron dla niewyszukanych żartów i edgy punchline’ów). Spektakl zaczyna się bardzo obiecująco, otwiera go doskonale oświetlona scena i słuchamy jak Rabin śpiewa Kadisz; wybornie zaśpiewany, z ogromną emocjonalnością. Byłem przyszpilony do fotela i nie mogłem oderwać oczu, a tym bardziej uszu od sceny - jesteśmy w momencie śmierci artystki i widzimy jak staje u bram żydowskiego nieba.
Niestety, jak się potem okazało, niewiele było scen tak mocno ściskających za gardło i wzruszających. Przez pozostałe dwie godziny byłem świadkiem karuzeli niewybrednych żartów, które już ewidentnie przekraczały granicę dobrego smaku i chwilami aż się chwytałem za głowę, że nikt nie przystopował dramaturga i nie powiedział „hola hola – te żarty o seksie analnym są ciut za bardzo”.
Ogólnym problemem „Żyję!” w moim odczuciu jest właśnie tekst Łukasza Zaleskiego. Jest on edgy w najgorszym tego słowa znaczeniu, tak jak bywa się edgy w gimnazjum. Na siłę piętrzy się żarty, które mają być docelowo tak bardzo na krawędzi, cały czas nawiązuje się do (hehe) seksiku i ćpania, tylko po to, żeby można było do takich tematów nawiązać. A co najgorsze, te żarty są  jeszcze tłumaczone ze sceny, gdyby ktoś był chromy umysłowo i nie załapał dowcipu na poziomie 13-latka. Ponadto,  zostały one tak ograne przez aktorów, że po każdym żarcie jest intencjonalna przerwa (chyba na wklejenie śmiechu z puszki), żeby widz mógł się zreflektować, że teraz jest jego moment na reakcję.
Trafiła się też bardzo dobrze napisana scena, w której Ofra rozmawia z Markiem Edelmanem i  zastanawiam się, jak w jednej osobie mo��e mieszkać ktoś, kto napisał tę sekwencję oraz resztę spektaklu. Panie Łukaszu, realnie potrzebuję się dowiedzieć, jak to jest być opętanym przez ducha Edgara Alana Poe, który umie pisać i dorywa się do pióra tylko na chwilę, aby uratować sytuację.
Miałem wrażenie, że w tym przedstawieniu były wepchnięte kolanem jakieś pomniejsze przedstawienia, każde mówiące o czym innym, każde grające w innym tonie i w innej konwencji, lepione razem naprędce postacią głównej bohaterki, ale jedynie po to, żeby jakoś pretekstowo się trzymało.
I naprawdę szkoda mi młodych aktorów i reżyserki, że musieli próbować coś z tego tekstu ukręcić. Bo do strony realizatorskiej, aktorskiej czy reżyserii nie ma do czego się przyczepić. Zrobili wszystko, co mogli. Wręcz mamy tutaj przebłyski geniuszu – Gabriela Gola jako Ofra Haza jest hipnotyzująca i śpiewa tak pięknie, że wysłałbym ją na wszelki wypadek na Eurowizję, żeby reszta świata zweryfikowała to, jaka jest zdolna.
Spore brawa należą się także za stworzenie bardzo ładnych lalek, ale też za to, jak aktorzy nimi operują w trakcie przebiegu spektaklu. Nie ma żadnych zgrzytów i lalki grają razem z aktorami, a nie obok nich. Poza tym same pacynki (?) lalki (?)  - przepraszam, nie znam się na tym – są wykonane z ogromną pieczołowitością, gratulacje dla Kingi Melki za ich stworzenie. Dodatkowo, finałowa scena, w której obserwujemy jak Ofra (lalka w rozmiarze prawdziwego człowieka, animowana przez cały zespół aktorski) idzie do Szeolu, jest zapierająca dech w piersiach; znowu jak na początku spektaklu – scena wybitnie oświetlona, targająca za serce.
„Żyję!” ma w sobie ten problem – nie do końca wie o czym chce mówić. Tak naprawdę  nie jest ani o Ofrze, nie jest też o AIDS. Jest jedynie radą: żyj swoim życiem bo ono jest twoje i jedyne; nie próbuj innych zadowolić, bo i tak znajdzie się ktoś, komu to nie pasuje. Niestety niezbyt odkrywcze. Mimo starań całej ekipy realizatorskiej i tego, na jakie wyżyny swoich umiejętności się wspinają, nie są w stanie zakryć ziejącej pustki treści, a przynajmniej nie przez dwie godziny. Jest to przedstawienie według starej zasady: „tak tak, pyszne ale nie rób więcej”, chociaż w tym przypadku ciężko powiedzieć, że pyszne, więc pozostańmy przy „nie rób więcej”.
0 notes
O dobrych praktykach w kwestii środowiska naturalnego
on-line first: 25 luty 2015. // Szanowni Państwo,
Przedstawiciele praktyków i badaczy, 
Tematem tego pisma jest tekst oparty na właściwych kierunkach ekploratorskich czy to w stronę rozległych obszarów kaukaskich czy do pogranicza kurdyjskiego. Są to wyprawy outdoorowe podróżników i przyrodniczych zespołów, zwłaszcza z naukowym zacięciem, znane jako inventory in the name of natural resources management. Dalszym krokiem może być e.g. wybrana forma współpracy z European Outdoor Conservation Association.
// In-depth knowledge w wyprawach outdoorowych i przyrodniczych: Tomasz q. Pietrzak // 11. 2014. djkvn //
Tumblr media
Jest to artykuł krótki i zwięzły dotyczący kierunku w jakim w obecnych czasach podążają właściwi przyrodnicy. Przebywaja oni w instytucjach i organizacjach w obecności ponadczasowych wizerunków malarskich życia dawnego, wziętych z przyrody. Zamieszkali oni w rustykalnych wnętrzach, gdzie centralnym punktem przestronnych salonów, są kominki i belki postarzane patyną. Siedzą oni w swoich gabinetach i notują zawzięcie tak zupełnie jak 19-wieczni naturaliści, przyczynki do poznawania fauny i flory swoich okolic i oddalonych bagien. W granatowym moździeżu rozcierają na papkę wióry. W wyposażeniu posiadają żelazka opalane węglem oraz płaszcz nibywiewiórczy. Wychodzą na cygaro i poprzez chwilę zadumy mogą wpaść na nowy pomysł porywczy dotyczący etnowiedzy o kudłatych ssakach z Wielkiego Kaukazu oraz na pewien przyczynek do wiedzy o stanie batrachofauny z pewnych lesistych gór rozsianych wokół jezior w południowym Czadzie. Ich kluczowym zadaniem jest jednak opracowanie wstępu do kształtowania bogactw natury Karpat czy Doliny Nidy. Poszukują również rzadkich mienerałów. Upodobniają się w swym wizerunku do praktyków kultury Europejskiej i mieszkańców dzikiego wschodu. Zupełnie nasze błędy dotyczą dyskredytacji metody. Czy więc opracowania utylitarne będą kontynuowane nad historią naturalną? Chciejmy, aby tak właśnie było.
///
Tumblr media
Oby wykorzystać przy końcu tego pisma, mozliwość do utwierdzenia się w przekonaniu co do słuszności decyzji o wyjazdach czy przeprowadzeniu nieoczekiwanych ekspedycji praktyków europejskich, które są kluczowe. Liczę na rychłą odpowiedź w pracach nad historią naturalną i konserwacją przyrodniczych zasobów. Marszalla doijtu - jak mawia naród czeczeński Noxçi - Zostańcie wolnymi i postępujcie wedle swoich zasad,
Z pozdrowienia podróżników polskich,
Szczerze poważam,
Quatl, Luchowicz Gabinet,
========================
WYBRANE ODNIESIENIA: =Kronenberg J., Bergier T. (red.) 2010. Wyzwania zrównoważonego rozwoju w Polsce, Fundacja Sendzimira, Kraków, 415 s. (sendzimir.org.pl/podrecznik/ ) =Quatl T. 2014. Wykorzystanie skutecznego sprzętu w analizie bioróżnorodności. Dokumenty gnhi; 2014/06 june = Festiwal 3 żywioły //3zywioly.pl/ = European Outdoor Conservation Association | EOCA //outdoorconservation.eu/ = Polskie Towarzystwo Mineralogiczne //ptmin.pl/
================================================
0 notes
Text
Tumblr media
Wystawa Katarzyny Łaty "Woda płynie dokąd chce" zrealizowano w ramach projektu "Pola widzenia książki - opowieści otwarte" w Galerii Intymnej Domu Oświatowego Biblioteki Śląskiej.
Przygotowaliśmy podsumowanie działań związanych z pierwszą częścią cyklu wystaw "Opowieść wizualna".
Złożyło się na nią:
- wystawa Katarzyny Łaty "Woda płynie dokąd chce" nawiązująca do twórczości Elizabeth Bishop, w szczególności do wybranego cytatu-hasła z tekstu „Wyobrażenie góry lodowej” (tłumaczenie: Andrzej Sosnowski):
„Do widzenia, mówimy, do widzenia, statek skręca
tam, gdzie fale ulegają falom innych fali,
a chmury biegną po cieplejszym niebie.
Góry lodowe obligują duszę (…)
aby je tak postrzegała: wcielone, piękne, zbudowane niepodzielnie.”
- wernisaż wystawy Katarzyny Łaty w Galerii Intymnej
- warsztaty z artystką i twórczynią wystawy przeprowadzone dla uczniów Niepublicznego Liceum Sztuk Plastycznych w Tychach
- warsztaty artystyczno-literackie z ilustratorką i projektantką Martą Staciwą
- warsztaty literackie z poetką i edukatorką Agnieszką Dąbrowską
- warsztaty artystyczno-literackie z artystką i edukatorką Ireną Izabelą Imańską
- warsztaty muzyczno-artystyczno-lietrackie ze Zdzisławem Smucerowiczem i Ewą Kokot dla grup przedszkolnych
- liczne oprowadzenia kuratorskie dla dzieci i osób dorosłych
- pokazy materiałów filmowych do wystawy w Kinoteatrze Rialto. Autor materiałów video Piotr Szewczyk. Projektantka identyfikacji wizualnej do wystawy: Małgorzata Jabłońska
Kuratorka wystawy: Ewa Kokot
Tekst do wystawy: Anna Duda
(Tu można zapoznać się z tekstem do wystawy: https://shorturl.at/gMX89)
Fot.: Iwona Wander, Kinga Hołda-Justycka, Marcin Kapral, Anastazja Hadyna.
Projekt dofinansowano w ramach programu „Partnerstwo dla książki” na 2023 r. ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
0 notes
Text
Tłumaczenie Angielskiego: Sztuka, Nauka, czy Magia?
Tłumaczenie języka angielskiego to zadanie, które wymaga nie tylko wiedzy, ale również kreatywności. Czy jest to sztuka, nauka, czy może magia?
Sztuka, bo tłumaczenie to nie tylko przekładanie słów, ale przede wszystkim przekładanie kontekstu, emocji i kultury. Nauka, bo wymaga precyzyjnej wiedzy o gramatyce, składni i słownictwie. Magia, bo dobry tłumacz potrafi przekształcić surowy tekst w coś, co brzmi naturalnie i płynnie w drugim języku.
Tłumaczenie to podróż między dwoma światami, które łączą się przez język. Czy jesteś gotowy na tę podróż?
Tumblr media
1 note · View note
hertech · 1 year
Text
Jak sztuczna inteligencja "widzi" kobiety
Po przerwie wracamy z kolejnym wpisem. W poprzednim poście poruszałyśmy tematykę reprezentacji kobiet w serialach- udało nam się ustalić, że wizerunek kobiet jaki możemy zobaczyć na ekranie nie zawsze jest taki, jak tego byśmy chcieli. Tym razem chciałabym przeskoczyć tematycznie w świat technologii i przyjrzeć się między innymi, jakie użycia algorytmów i sztucznej inteligencji jesteśmy w stanie zaobserwować i czy ich działanie oparte jest na danych pozwalających na funkcjonowanie patrzące w równy sposób bez względu na płeć. 
Chciałabym na początku odnieść się do przedstawionego na zajęciach pojęcia Technopolu, którego definicyjnie Postman określa jako „stan kultury”-  jest to sytuacja, w której technologia staje się rozwiązaniem dylematów społecznych, a jako największa wartość ukazuje się zasób informacji i możliwość jego powiększania. (Postman 1995) Jeśli więc nowe technologie mają być źródłem wiedzy oraz pożytecznym narzędziem dla człowieka podążającego za zmieniającymi się realiami świata, w którym cenionym zasobem stają się informacje, musimy zadać sobie pytanie, w jaki one funkcjonują. Czy proces ten dostosowany jest do wszystkich użytkowników z myślą równych benefitów, czy może faworyzuje lub pomija niektóre z grup społecznych. 
Myśląc o technologii w pierwszej chwili możemy nie przypisywać jej narzędziom aspektu emocjonalnego czy ludzkiej możliwości stronniczego myślenia- wydawać się może, że w swoim działaniu będą neutralne. A jednak szybki „reaserch” dotyczący algorytmów może zaskoczyć nas ilością materiałów poruszających ich stronniczość na poziomach takich jak płeć czy rasa. W czasach, w których algorytmy stosowane są nie tylko, aby usprawnić, czy spersonalizować nasze doświadczenia w świecie online, ale także aby kategoryzować nas, nawet na rynku pracy, musimy nabyć świadomość, w jaki sposób one funkcjonują, aby następnie być w stanie krytycznie patrzeć na ich metody działania, a także ich możliwe wady. Dobrym przykładem nieudolności algorytmów jest zaprezentowany na zajęciach tekst pt. „Czy algorytmy wprowadzają w błąd? Metaanaliza algorytmu profilowania bezrobotnych stosowanego w Polsce” (K. Sztandar – Sztanderska, M. Kotnarowski, M. Zieleńska 2021) W zaprezentowanym użyciu algorytmów nie tylko możemy zauważyć wady przyjętej kategoryzacji osób bezrobotnych, ale same założenia teoretyczne zostały stworzone nieprzejrzyście. Analizując ten tekst zaczęłam się zastanawiać- skoro algorytmy wykorzystywane są w niesprawiedliwy sposób nawet przez państwowe podmioty, które w społeczeństwie Technopolu używają informacji jako mechanizmu kontroli (Postman 1995), to w jakich innych elementach życia nie działają one tak jakbyśmy tego chcieli.
Tumblr media
https://www.reuters.com/article/us-amazon-com-jobs-automation-insight/amazon-scraps-secret-ai-recruiting-tool-that-showed-bias-against-women-idUSKCN1MK08G
Pozostając w tematyce zatrudnienia, algorytmy coraz częściej używane zostają w procesie rekrutacyjnym- są one sposobem, który ułatwia przetworzenie większej ilości plików – co równa się szybszym procesom rekrutacji kandydatów. Musimy jednak mieć na uwadze, że zautomatyzowanie tego procesu może mieć swoje wady w zależności od informacji i danych, na których wybrane programy bazują. Przykładem krzywdzącego w stosunku kobiet użycia sztucznej inteligencji, do którego udało mi się dotrzeć, jest system testowany przez firmę Amazon w 2015 roku. Wydawać może się niepojęte, że technologiczny program wprowadzony, aby sprawiedliwie oceniać kandydatów startujących na dane stanowisko, dyskryminować będzie kobiety – a jednak. Błąd leżał w bazowaniu algorytmu na cv składanych w ostatnich 10 latach – zdecydowaną przewagę tych zgłoszeń stanowiły zgłoszenia mężczyzn- ponad 70 %, przez co program gorzej oceniał kobiety jako kandydatki. Dodatkowo język, który program kwalifikował jako związany z kobietami zostawał gorzej oceniany niż ten powiązany z mężczyznami. Mimo wykrycia niepożądanego działania i wycofania się z tego projektu, przypadek taki jak ten może zwrócić naszą uwagę na niebezpieczeństwa związane z AI. Oczywiście to, jak program kategoryzuje ludzi całościowo zależy od przyjętego kodowania- jeżeli jednak opiera się on na bazie kategoryzacji, która nieprzychylnie patrzy na np. właśnie kobiety, jego działanie będzie skutkowało nierównym traktowaniem właśnie tej grupy. 
Tumblr media
https://www.insurancejournal.com/news/national/2019/04/08/523153.htm
 Prowadząc moje dalsze poszukiwania natknęłam się na badania rozpoczęte przez Joy Buolamwini, badaczkę w MIT – Massachusetts Institute of Technology. Jej badania odnośnie komercjalnie używanych programów stosowanych do rozpoznawania twarzy ukazały ogromne zróżnicowanie w poziomie trafności rozpoznania płci osób przedstawionych na zdjęciach w zależności i od płci i rasy.( Buolamwini, Joy,  Timnit Gebru 2018) W tym binarnym podziale płciowym, w którym analizowane klasyfikatory musiały kategoryzować zastane twarze klasyfikując na kobiety i mężczyzn okazuje się, że jego trafność była zdecydowanie największa w przypadku białych mężczyzn- nawet do 100%. Grupą, z którą testowane programy miały największy problem z rozpoznaniem, były czarnoskóre kobiety- w tym przypadku trafność posiadała error nawet do 34,7%. Badania te otwierają dyskurs związany z działaniem algorytmów i ich możliwości utrzymywania nierówności społecznych i zróżnicowanego doświadczania nowych technologii. Jeśli bowiem programy opierają swoje funkcjonowanie na bazie danych, której większość stanowią biali mężczyźni – tak jak w przypadku przytoczonych wyżej programów – ich funkcjonowanie na innych częściach społeczeństwa nie będzie wydajne i sprawiedliwe. Nierówności społeczne oraz uprzedzenia mające miejsce w społeczeństwie mogą znaleźć swoje odbicie w systemach sztucznej inteligencji, dlatego tak ważne jest to abyśmy dążyli do stosowania reprezentatywnych zasobów, na których uczyć się ma sztuczna inteligencja.
Bibliografia
Buolamwini, Joy, and Timnit Gebru. "Gender shades: Intersectional accuracy disparities in commercial gender classification." Conference on fairness, accountability and transparency. PMLR, 2018.
Lee, N. T., Resnick, P., & Barton, G. (2019). Algorithmic bias detection and mitigation: Best practices and policies to reduce consumer harms. Brookings Institute: Washington, DC, USA, 2.
K. Sztandar – Sztanderska, M. Kotnarowski, M. Zieleńska (2021), Czy algorytmy wprowadzają w błąd? Metaanaliza algorytmu profilowania bezrobotnych stosowanego w Polsce, „Studia Socjologiczne”, 1(240).
N. Postman (1995), „Technopol. Triumf techniki nad kulturą”, Warszawa: PIW, ss.91-113. 
Vincent, James. “Amazon Reportedly Scraps Internal AI Recruiting Tool That Was Biased against Women.” The Verge, October 10, 2018. Available at https://www.theverge.com/2018/10/10/17958784/ai-recruiting-tool-bias-amazon-report (ostatni dostęp  17.05.2023)
0 notes
pop-culture-diary · 3 months
Text
Pożegnanie z Nowym Jorkiem
Tumblr media
"Prohibicja" Teatr Roma
Premiera: 12 stycznia 2019 
Scenariusz i reżyseria: Łukasz Czuj 
Teksty polskie i tłumaczenia: Michał Chludziński  
Scenografia i kostiumy: Maciej Chojnacki  
Kierownictwo muzyczne, aranżacje: Marcin Partyka  
Choreografia: Paulina Andrzejewska – Damięcka 
Kierownik produkcji: Wiktoria Monika Gołębiewska 
Występują: Katarzyna Zielińska, Ewa Konstancja Bułhak, Magdalena Smalara, Kacper Kuszewski, Marcin Przybylski, Marcin Januszkiewicz, Maciej Maciejewski 
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 23 czerwca 2024 
W niedzielę 23 czerwca pożegnaliśmy tytuł, który 138 razy zmienił Novą Scenę Teatru Muzycznego Roma w Nowy Jork z okresu prohibicji. Spektakl dość kameralny, w którym pojawia się zaledwie czworo aktorów, ale przy tym zrealizowany z większym rozmachem niż można by się spodziewać. 
“Prohibicja” to zbitek scen pokazujących realia życia w Nowym Jorku, gdy alkohol był na wagę złota, a ulicami rządzili gangsterzy. Tu mieszkają Smokey Joe (Kacper Kuszewski), Adele Coucou (Katarzyna Zielińska), Gentleman Jim (Marcin Przybylski) i Dora Brown (Ewa Konstancja Bułhak), ludzie, którzy w zrobią wszystko, by przeżyć w mieście, które nigdy nie śpi, a może nawet wykorzystać realia, by osiągnąć sukces. Spektakl porusza tematykę zawiedzionych nadziei, okrucieństwa gangsterskiego życia, imigracji czy rasizmu. 
Kacper Kuszewski od pierwszej sceny dał się poznać jako prawdziwe zwierzę sceniczne. Zachwycała jego niespożyta energia i charyzma, nie mówiąc już o niesamowitym zakresie wokalnym. Zupełnie nie dziwi mnie czemu nie miał w tej roli zmiennika, mało kto dałby radę podołać takiemu zadaniu, a Kuszewski wykonywał je z porażającą łatwością. 
Katarzyna Zielińska w roli Adele mogła się pokazać zarówno jako świetna wokalistka, jak i aktorka. Miała do zaśpiewania zarówno najzabawniejszą piosenkę w spektaklu, jak i tę najbardziej rozdzierającą. Błyszczała w obu, a dzięki niewielkiemu rozmiarowi Novej Sceny mogliśmy podziwiać jej mistrzostwo z bardzo bliska. Dodatkowo widać było, że “Prohibicja” to spektakl bliski jej sercu i że wkładała w niego całe serce. 
Marcin Przybylski to cudowny Gentelman Jim, niebezpieczny, aczkolwiek czarujący, pokazywał ludzkie oblicze gangstera, który po powrocie do domu zamienia się w zupełnie innego człowieka. Przybylski czarował widownię aksamitnym głosem, który zdaje się stworzony do śpiewania bluesa. Świetnie też oddawał dramat sytuacji człowieka uzależnionego od czegoś, czego nie da się już legalnie kupić. 
Ewa Konstancja Bułhak grała Dorę Brown jako kobietę, która nie da sobie w kaszę dmuchać, kobietę niezwykle niebezpieczną (w końcu siedzi w więzieniu za liczne morderstwa). Musical upewniał się jednak, że dostrzeżemy w niej też osobę, która po prostu walczyła o wszystko co ma na wszystkie możliwe sposoby i rozpaczliwie tęskni za starymi, dobrymi czasami. 
W spektaklu można było usłyszeć zarówno piosenki z epoki, jak i utwory na nią stylizowane, napisane specjalnie do “Prohibicji”. Komuś kto nie zna na wyrywki kultury amerykańskiej nie sposób ich odróżnić. Denerwowały nieco wstawki angielskie w niektórych tekstach, ale atmosfera szybko to wynagradza. Utwory napisano bardzo sprawnie, niektóre tak by wzruszały, inne by bawiły. Zastosowano dość specyficzny humor, który jednak sprawdza się perfekcyjnie. 
Chwytliwym piosenkom towarzyszyły przepiękne kostiumy Macieja Chojnackiego: charakterystyczne dla okresu stylowe garnitury, kapelusze z rondem, piękne suknie, ale i stroje zupełnie szalone. Choreografia Pauliny Andrzejewskiej–Damięckiej, też mocno nawiązywała do epoki. Mogliśmy oglądać na przykład ikoniczne jazzowe dłonie (jazz hands), czy elementy tańców popularnych w latach dwudziestych. I to wszystko w szalonym wręcz tempie, które wymagało od aktorów świetnej kondycji. 
To w połączeniu z nieco ponurą kolorystyką, w której królowały, biel, czerń i różne odcienie szarości, tworzyło na Novej Scenie atmosferę nowojorskiej spelunki z okresu prohibicji, miejsca jednocześnie niebezpiecznego co fascynującego i na półtorej godziny pozwalało zanurzyć się w tym niebezpiecznym świecie pełnym gangsterów i nielegalnego alkoholu. 
“Prohibicja” była spektaklem niezwykłym, w którym absurd gonił absurd, a aktorzy dawali z siebie wszystko w każdej scenie. Spektaklem szalonym do tego stopnia, że naprawdę nie dało się przewidzieć co będzie dalej, w którym rzeczy zwykle nieśmieszne, bawiły do łez. A co najważniejsze, spektaklem z charakterem i atmosferą, która na prawie dwie godziny pozwalała przenieść się w odległe miejsce i czas. 
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 
#prohibicja #teatr #musical #recenzja
0 notes
thedraganuzelac · 2 years
Text
0 notes
Photo
Tumblr media
Telefortepian-02: Listopad 2022 – Chiptune Edition
Pół roku minęło bez żadnych wieści ode mnie, nie tylko w ramach tej drobnej muzycznej serii, ale ogólnie na tym Tumblrowym blogu. Swój mały powrót postanowiłem rozpocząć popełniając tekst muzyczny, wskrzeszając te comiesięczne podsumowania dźwiękowe. Tym razem na warsztat biorę gatunek chiptune, który od dobrych paru lat regularnie gości na moich głośnikach. Jest to dość niszowy nurt, więc podejrzewam, że większość z was nie słyszała takiej nazwy. W bardzo wielkim skrócie jest to gatunek, który określa muzykę programowaną na starych układach dźwiękowych. Myślę o podzespołach z lat 80 i 90, urządzeń takich jak NES, czy Amiga. Przy bardzo dużych ograniczeniach twórcy potrafią tworzyć charakterystyczne i wpadające w ucho melodie. Oczywiście obecnie ta nisza muzyki elektronicznej powoli się rozmywa, będąc włączaną w instrumentarium innych gatunków, ale pierwotnie istniała bardzo silna tzw. demoscena, która zajmowała się hobbistyczną pracą na tych urządzaniach. W takiej pigułce nie jestem w stanie przekazać pełnego kompendium o tym fascynującym kawałku świata kultury, więc odsyłam do tekstu na stronie keystonekeynote.
Shirobon – Fracture: Niedawno przez przypadek powtórnie natrafiłem na krótkograja ‘Rebirth’ brytyjskiego muzyka elektronicznego. Znałem go wcześniej, ale można uznać, że ten utwór spowodował, że postanowiłem wrócić do pisania na łamach tej strony. Oryginalne imię kompozytora to Michael Cordedda, choć ciężko znaleźć cokolwiek pod jego nazwiskiem. Często w swojej twórczości wykorzystuje dźwięki chiptunowe łącząc je z innymi gatunkami. Na przykład jeden z nowszych utworów ‘Shirobon x GFOTY - Destroy U’, który powstał w ramach współpracy, jest utworem zupełnie z innej parafii. Jego najsłynniejszym albumem jest chyba ‘Back Tracking’, który oprócz paru czystych chiptunowych kompozycji ma również utwory w stylu Daft Punku. Po więcej w niemieszanym stylu z układów scalonych polecam album ‘Dimentions’, od którego zaczęła się moja przygoda z tym twórcą.
Lindsay Lowend - Silver Spring: Zdecydowanie nie low-end Antonio Mendez, znany bardziej pod pseudonimem Lindsay Lowend, tworzy świetne nostalgiczne kawałki. Stacjonuje, według jego stronie na bandcampie, w Rockville, Maryland. Dla mnie jego album ‘Nectarine’ jest jednym z tych, do których częściej wracam, gdy chcę posłuchać spokojnej i weselszych nut. W dedykacji pisze, że ten album jest hołdem dla całej demosceny oraz muzyki produkowanej w tzw. trackerach z lat 2007-2011, czyli okresu, kiedy pierwszy raz usłyszał i najbardziej słuchał tych dźwięków. Jeden z utworów ‘Skylight Promenade’ był wykonany wespół z innym bywalcem sceny Fearofdark. W tym miesiącu wydał nowy minialbum nazwany po prostu ‘Chiptunes 2022’ – również polecam go przesłuchać.  
Fearofdark – Fast City: Nie mogąc się zdecydować, który utwór z jego debiutanckiego krążka z 2012 wybrać, wybrałem taki spokojniejszy, bardziej nostalgiczny. Album ‘Motorway’, którym Brytyjczyk Stephen Hemstritch-Johnston wszedł do branży, dał mu stałe miejsce w galerii najbardziej istotnych postaci sceny. Mimo że jego dorobek nie przekracza dekady, to utwory te słucha się tak, jakby mogłyby stworze równie dobrze w latach 90. Jest pierwszym artystą, o którym myślę, gdy ktoś każe mi zdefiniować, albo zaprezentować czym tak naprawdę jest chiptune. Nie dość bowiem, że tworzy w klasycznym, oldschoolowym wręcz stylu to również na jego kanale YouTubowym można zobaczyć, jak się coś takiego tworzy. Będąc bardziej ścisłym, jest tam pokazane, jak wygląda partytura trackera (takiego programu), w którym tworzy się te barwne melodie.
Anamanaguchi – Echobo: Mimo że ostatnio ta nowojorska grupa założona 2004 roku troszkę odeszła od klasycznych dźwięków, to jednak nie można jej pominąć w takim zestawieniu. Jest to zespół, który wyniósł programowalne układy dźwiękowe na większą scenę. Można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że byli katalizatorem do stworzenia nurtu bitpop, czyli łączącego klasyczne instrumenty jak bass, gitara, perkusja z chipami. Dla mnie jednak najbardziej się kojarzą ze swoim początkiem twórczości tworzący czysty chiptune i dopiero co inkorporujący bardziej popularne kierunki. Pierwszy utwór od nich poznałem grając w ‘Bit. Trip Runner’, gdzie muzyka tytułowa jest ich autorstwa. Album ‘Dawn Metropolis’  i troszkę mniej (bo mniej klasyczny, choć bardziej znany) ‘Endless Fantasy’ wchodzą do listy największych dzieł chiptuneowych. Ze swojej strony polecam również EP ‘Power Supply’, który zachowuje klimat epoki.
Meganeko – Computer Blues:  Tutaj będzie kontrowersyjnie, bo to bardziej nowoczesne podejście do gatunku. Mam na myśli mocniejsze brzmienia, bardziej dubstep, ale wykorzystujący amigowo-nitendową paletę barw. Czasem też zaglądnie do korzeni i stworzy coś przypominający lata 90 i początek 2000. Z narodowości Szwed, którego niestety imienia nie udało mi się znaleźć. Tutaj doceniam ten współczesny trend wypisywania zaimków osobowych, bo mogłem znaleźć chociaż to, że jest mężczyzną. W tym roku eksperymentował z remiksami utworów muzyki klasycznej, w tym Chopina. Z kolei w poprzednim współpracował ze wspomnianym już Shirobonem. Mnie jednak najbardziej się podobał album ‘Technokinesis’ i odrobinę mniej jego dwie starsze Epki ‘Robot Language’ oraz ‘Boy IRL Girl URL’.
Yerzmyey – Comet Day: Na końcu pozostawiłem sobie swojski powiew. Michał Bukowski - Polski fan ZX Spectrum i konsol Atari, komponuje najdłużej z całego zestawienia – od 1989. Z pochodzenia krakowiak, prowadził nawet wykłady na Uniwersytecie Jagielońskim. Założyciel grupy ‘AY Riders’, którego nazwa pochodzi od procesora firmy Yamaha (dokładnie General Instrument, bo gigant motocyklowo-muzyczny też miał licencję na jego produkcję). W swoim dorobku ma mnogość mniej, czy bardziej poważnych projektów, więc ciężko wybrać jeden utwór reprezentujący tę postać. Mógłbym wybrać dowolny album – od nowyszych ‘The Lady of Mars’, oraz  ‘aTTraction’; przez strasze ‘Microsongs’ i ‘Astral Combat’; aż do ‘RetroBeat’, czy ‘Strange Light Under My Bed’. Brzmi to, jakbym wymienił każdą płytę, ale jest to mniej niż połowa jego dyskografii, nawet nie licząc jego archiwalnych produkcji, dostępnych tylko na jego stronie, czy współpracy w ramach różnych grup muzycznych. Jedną dodatkową ciekawostką jest to, że bardzo szczegółowo opisuje jakiego sprzętu użył do komponowania każdego utworu.
Mógłbym jeszcze opowiadać więcej np. o innych kompozytorach – w tym Chipzel, kanałach zbierających tzw. moduły, czyli po prostu kody źródłowe utworów chiptunowych, czy na końcu w ogóle kanały i radia prezentujące takie klimaty. Ale to może następnym razem.
0 notes