#szkoda głupich
Explore tagged Tumblr posts
Text
23 Maja 2024, Czwartek🌻:
Miałam napisać tuż po maturach, wiem, ale okazało się, że byłam bardziej zestresowana niż sądziłam (a może bardziej niż byłam skłonna przyznać...) i wkrótce po tym, jak wróciłam do domu, dostałam takiej migreny, że pierwsze trzy dni wakacji spędziłam zamknięta w pokoju, wymiotując z bólu. Trzeciego dnia nie brałam już nawet żadnych leków, bo od łykania ich najczęściej na czczo strasznie bolał mnie żołądek. Ale przetrwałam! I nawet dało mi to trochę do myślenia — ogarnęłam jak bardzo jestem wypluta, fizycznie i psychicznie. Bo zauważyłam, że migreny u mnie mają podobną funkcję co przeziębienie — mają mnie zmusić do odpoczynku, kiedy za bardzo się forsuję, i właśnie to ostatnio robiłam. To w kwestii fizycznego dobrostanu, jeśli chodzi o psychiczny, to czuję, że coś jest nie tak, kiedy zaczynam co chwilę ryczeć o najmniejszą pierdołę. Biorąc to pod uwagę, wypisałam się z egzaminu C1 pod koniec lipca (rodzice byli wściekli, bo zaliczka przepadła), wszystkich półtoragodzinnych lekcji angielskiego, na które miałam chodzić dwa razy w tygodniu przez następne dwa miesiące, kursu prawa jazdy i odwołałam rozmowę o pracę w Burger Kingu. I nie żałuję. Teraz mam ponad 4 miesiące wakacji, które zamierzam przeznaczyć na odpoczynek.
Wracając jeszcze na chwilę do tematu migren, dzięki tej specjalnej diecie, na którą przeszłam, wiem na razie, że migreny wywołują u mnie pomidory, aspartam i ocet. Zostało mi co prawda jeszcze sporo produktów do wypróbowania (obecnie jestem na etapie testowania truskawek), ale zawsze to jakiś początek.
Dzisiaj i jutro mam do własnej dyspozycji, za to w weekend jadę z siostrą do Olsztyna. Miała jechać z koleżanką, ale ta wykręciła się w ostatniej chwili, więc bierze mnie, bo szkoda jej było odwoływać wyjazd. Na resztę maja nie mam żadnych planów, początek czerwca spędzę pewnie na wysyłaniu aplikacji na studia, za to 22 czerwca są dwie jakże zajebiste i ironicznie zbieżne daty: Summerween, czyli Halloween, ale latem oraz 7 urodziny Nicolasa! Nie wiem czemu to dla mnie takie ekscytujące, ale nic nie poradzę. W końcu jak często się zdarza, żeby czarny kot miał urodziny w Halloween albo, jak w tym przypadku, Summerween? Spojler: rzadko. Namówiłam siostrę żeby zrobić mini przyjęcie urodzinowo-summerweenowe. Nic wielkiego, tylko ja, siostra i Nicolas, maraton filmowy, kostiumy (ja — wiedźma, Nicolas — mój chowaniec, siostra — diabełek) i wycinanie arbuza. Pomysł może dziecinny, ale ja skorzystam z każdej możliwej okazji, żeby zrobić coś głupiego.
À propos głupich i dziecinnych rzeczy, byłam dzisiaj na paznokciach:
Kocham szopy pracze, więc jak tylko zobaczyłam tę naklejkę to nie mogłam się powstrzymać xD. Szopy to moje drugie ulubione zwierzęta! Smoki są na pierwszym miejscu, koty na trzecim, a na czwartym — kozy.
A teraz trochę mniej przyjemny temat. W dużym skrócie, moja siostra chce jechać na studia do Wrocławia i robić karierę pod okiem jakiegoś tam profesora, a ja chciałbym jechać do Zielonej Góry i studiować literaturoznawstwo. Powód? Interesuje mnie to. Problem w tym że uczelnia na którą chce iść moja siostra nie ma własnego akademika i prawdopodobnie trzeba będzie wynająć jej mieszkanie (wynajęcie pokoju nie wchodzi w grę — jest tak głośna, że wywaliliby ją po tygodniu). Łączne koszty jej utrzymania wyniosą około 4500-5000 zł, a moje (w akademiku, ze stypendium dla niepełnosprawnych, które zapewnia uczelnia) 1500 zł albo 1000 zł licząc że ze stypendium będę opłacała akademik. Rodzice dali mi do zrozumienia, że utrzymanie nas obu będzie zbyt dużym obciążeniem, a jako że "moje studia to tylko widzimisię, bo ambicji to ja nie mam, skoro chciałabym pracować w bibliotece", za to studia mojej siostry to inwestycja, która zwróci im się z nawiązką, dali mi wybór: zostaję w domu i albo idę na studia gdzieś blisko, albo szukam pracy, lub jadę gdzie mi się żywnie podoba, ale nie mam prawa od nich chcieć nawet złotówki. I to też była jedna z przyczyn, dla których stwierdziłam, że nie ma sensu iść w te wakacje do pracy — nie zamierzam nawet rozważać zostania w domu, więc wygląda na to, że dość się już napracuję jeszcze zanim skończę studia.
Żeby tak nie marudzić na sam koniec dodam, że zrobiłam ciastka... Głównie dlatego, że dostałam kiedyś od jakiejś ciotki czekoladę 100% (!!!) i, jak nietrudno się domyślić, była nie do zjedzenia. A co się robi z czymś niezjadliwym? Oczywiście dodaje do ciastek! Wbrew pozorom nie są złe, ale musiałam dodać sporo cukru, żeby zrównoważyć smak. 100% jest jednak za gorzka, ale taką 80-90% uwielbiam dodawać do chocolate crinkles zamiast 60% która jest w przepisie — chociaż to może kwestia tego, że czekolada jest rozpuszczona i dodana do ciasta, a nie połamana, dlatego nie ma takiego szoku, jaki jest kiedy jesz słodkie ciastko i natrafiasz na kawałek czegoś kwaśno-gorzkiego (bo taka czekolada 100% smakuje po prostu jak samo ciemne kakao). Zastanawiałam się czy nie zużyć jej właśnie do nich, ale ta czekolada, którą miałam była z dodatkiem skórki pomarańczowej i nie byłam pewna jak wyjdzie, więc zrobiłam zwykłe pieguski.
Pozwólcie że tym słodko-gorzkim akcentem zakończę dzisiejszego posta, bo od jakichś dw��ch tygodni staram się dbać o higienę snu (wykształciłam nawet pewien rytm dobowy, w którym śpię od 23 do 6 i muszę przyznać że bardzo mi on pasuje). Idę spać.
PS. Nie mam pojęcia ile te ciastka mają kalorii! 🎉 Kusi żeby policzyć, ale wolałabym tego nie robić. Najbardziej boję się że nie będę mogła zasnąć i policzę po prostu z nudów (kaloryczność produktów które użyłam mam w głowie i pamiętam ile dokładnie ich dałam). Jedni ludzie liczą owce, kiedy nie mogą zasnąć, a inni kalorie...
PPS. Jutro będą zdjęcia Nicolasa!
27 notes
·
View notes
Text
Jazu na pustkowiach
Żeby Was... Coś wieloponiedziałkowe te tygodnie :/ Posłuchajcie:
Wstaję rano, chcę zrobić kawę. Taaa... Nie ma wody w kranie. No kurwa! Żadnej kartki, informacji, nic... Wyłączyli i chuj. Radź se. W czajniku też sucho, bo Piąty wdał się w starego, i woda w czajniku go w jądra pali, więc całą zawsze wylewa. W dzbanku z filtrem też sucho, bo czemu by nie. W ekspresie też sucho, bo młody kawę z ekspresu traktuje jak napój. Szkoda, że kurwixom nie mogę podebrać :P
//
Kto wczoraj pół zmiany rysował tabelki w zeszycie?! Tak, ja. Piękna to była zmiana, nie zapomnę jej nigdy. - Na początku Kiero poustawiała pionki. Ja kasa i głównie sklep, Stara baba lata pieczywko kasa żeby nabrać tempa. Manekin na sklep. - Manekin uparła się, że SB ma stać u niej, bo Kiero powiedziała najpierw pieczywo. Chuj, niech ma. - Potem Manekin uparła się, że to ona stanie na kasie, ale szybko wyszło, że chuja potrafi, więc poszła gadać ze SB. - Gdybym nie szanował czasu prywatnego Kiero, to bym jej spamował złotymi cytatami Manekina. Żeby ona w praktyce taka mądra była. Przykładzik:
Manekin zasiadła zaraz po wyjściu Kiero na krześle i wpierdala kotleta z kaszą. Mentorskim tonem naucza SB. Wykład trwał koło 20minut. Potem wstała a SB spytała czy już zjadła, po czym Manekin jej odpowiedziała, że tak, bo ona potrafi tak szybciutko zjeść, bo trzeba lecieć do roboty.
Mało sam się tym kotletem nie udławiłem ze śmiechu. Ale że impreza musi trwać, Manekin już po godzinie siedziała znowu i wpierdalała ciasto do kawy. Było na słono, teraz musi być na słodko. No i że wesoło być musi, opowiadała jak to nie ma czasu nawet żeby kawę wypić, bo robić trzeba.
//
Podkurwiła mnie tylko raz. Na sam koniec. 7minut do zamknięcia. Chleb już zabrany przez dziewczyny z piekarni, więc ich stanowisko nieczynne. Zostało umyć na wejściu, zasłonić okna, zamknąć lodówkę z nabiałem. Manekin do mnie, że mam się pospieszyć, bo one już są gotowe. I stoi pizda ubrana do wyjścia. Spojrzałem na nią groźnie, powiedziałem, że ja to nie Kuc i jutro ona stoi na kasie i się rozlicza, a ja będę tylko na sklepi. Uciekła się jeszcze wylać. - Nie bronię Kuca, ale wiem dlaczego się żarli. Też bym sobie nie pozwolił na takie wycieczki.
//
Kiero ma w czwartek urodziny. Pierdolona nie pozwala o tym zapomnieć. Zupełnie jak Czwarty za dzieciaka. Pół roku informacji, że zbliżają się jego urodziny XD No ale jebaniutka ma wolne. Dam jej gifta już dziś, i niech ma. Żyje zadowolona. Mam nadzieję, że dobrze przekalkulowałem to co dostałem od niej i dług spłacony.
//
Kiero coś strasznie czai się na Olę. Osobiście nadal uważam, że przesadzam, ale możliwe że mi jej urok klapki nałożył na oczy. Kiero uważa, że Olka jest bezczelna i jak będziemy ją za dużo chwalić to zacznie się opierdalać. - Fakt, że czasami ma taki ton... Ale tak ma. Czyny, nie słowa. No i jak ma się zachowywać? Nie ma głupich, widzi co się dzieje. Jak 3/4 składu w chuja leci to też by mi się nie chciało.
//
A i o tych tabelkach jeszcze. Autentycznie rysowałem to ze 4h chyba. Po prostu. No i podchodzi Manekin, bo przecież stoję i nic nie robię. - O tabelki robisz? Dobrze, dobrze, bo chciałam przecenę pisać i mało było. - No to mówię, że nie mam na to monopolu i sama mogła narysować. Ta robi tą swoją minę "niepanimaju" i stoi. - No sama mogłaś narysować jak widziałaś, że nie ma już. - Aaaaaaa!!! Ja nie mam czasu Bogdan! Ja mam dużo co robić! - i uciekła. - Sam się zastanawiam co ja tu robię.
//
Dobrego wtorku ;]
7 notes
·
View notes
Text
#16 | Biała Odwaga (2024)
Parę zjawiskowych ujęć, dobrzy aktorzy i potencjał na ciekawą opowieść. Niestety potencjał niewykorzystany. Film wypala się w pierwszym wątku, dalej gubiąc rytm i idąc w nijakość.
Doceniam niuansowanie opowieści - tu nawet młody "Mengele" - bawiący się w eugenikę von Richthofen – nie jest postacią złą. Doceniam starania szczegółowego zarysowania motywacji bohaterów. A jednak finalnie, dostajemy bezpłciową opowieść o dramatach drugiej wojny światowej. Problemem jest niewątpliwie tempo opowieści. Najciekawszy jest początek, gdzie autor rozprawia się ze skutkami powielania głupich tradycji i zwyczajów oraz handlem małżeństwami. Ten wątek ciągnie się przez całą opowieść, jednak jego intensywna gęstość w pierwszych minutach przysłania całą resztę opowieści, zostawiając widza bez konkretnego zakończenia. Nie byłoby to nawet złe, gdyby nie fakt, że niemal wszystkie misternie plecione wątki wydają się być urwane. Brak puenty, równocześnie brak niedopowiedzenia, czy brak miejsca na własną interpretację. Po gęstym początku wolne niespuentowane historie nużą. Szkoda, bo samo zderzenie Górali i faszystów jest ciekawą i stosunkowo mało znaną historią. Można obejrzeć, warsztatowo jest jak to ostatnio w polskim kinie – dobrze. Autorzy jednak nie wykorzystali potencjału dostarczając jedynie jeden z wielu filmów o tamtych czasach, niczym szczególnym niewyróżniający się.
0 notes
Quote
Szkoda głupich dup nie nawrócisz troli Ona myśli, że kurestwo nie boli
PUT-IN
#polskie rap cytaty#polskie rapsy#polski rap#polskie cytaty#cytaty z polskiego rapu#polskie słowa#polski hip hop#rap polski#rap cytaty#cytaty z rapu#cytaty#cytat#słowa piosenki#słowa#tekst piosenki#put-in#kolektory ssące#szkoda głupich#dup#nie nawrócisz#troli#na myśli#że#kurestwo nie boli
113 notes
·
View notes
Text
26 stycznia 2022, środa
Bywają w życiu dni lepsze i gorsze. Podobno obydwie kategorie są nam potrzebne do prawidłowego rozwoju. A szkoda, bo niektóre dni są naprawdę kiepskie i chociaż wieczorami potrafię rozkładać je na czynniki pierwsze, nie zawsze wiem, co tak naprawdę było tym głównym, który faktycznie zadecydował - tak, to był zły dzień. Nieugotowane kalafiory, (nie)odbyte rozmowy, ostatnie i wymarzone przez Ciebie śliwki wykupione przez Panią w kolejce przed Tobą. Bywają dni, o których nie chce się wręcz mówić. Najlepsza przyjaciółka okazuje się starą wyjadaczką, której sama myśl o wypowiedzeniu słowa "dziękuję" mrozi krew w żyłach równie mocno jak mieszkańcom Hogwartu wyszeptanie niechlubnego "Lord Voldemort". Twoja rodzina tak naprawdę dostaje wyrok, chociaż podobno rak nim nie jest. Jasne, można uciec spod jego szponów (a raczej odnóży), ale świadomość tego, jak jest, a jak mogłoby być... Może niektóre dni są po prostu do kitu, bo kołem fortuny kręcił Rafał Brzozowski i jakoś tak wyszło, że pogruchotał Ci kości. Robisz super śniadanie, ale zapominasz, że nie znosisz ananasa. Podobno w naturze musi być zachowana równowaga. Podobno każda zła rzecz będzie zrekompensowana dobrą. Podobno nadzieja matką głupich, więc nazywajcie mnie jak chcecie, tylko nie zabraniajcie mi marzyć.
Mieszka u mnie paranoik. Czasem natchnienie ma postać kiwi.
7 notes
·
View notes
Text
Bycie uczniem z dobrymi ocenami jest złe. Bycie uczniem ze wzorowym zachowaniem jest złe. A nawet nie – to jest dużo gorsze niż tylko złe.
Fajnie jest się dobrze uczyć. Rodzice nie skarżą się na twoje oceny, za świadectwo z czerwonym paskiem przeważnie dostaje się jakiś upominek. Za wzorowe zachowanie też cię chwalą. Super, prawda? Oczywiście! Zwłaszcza, jeśli robisz to wszystko dla siebie, a nie dla głupich ocen zapisanych na papierku. To jest coś!
Niestety czasem jest gorzej. Niektórym nauka przychodzi lepiej, niektórym gorzej. Niektórzy łatwo zapamiętują daty i definicje, a niektórzy nie. Niektórzy muszą wkładać naprawdę wiele wysiłku, aby zdobyć lepszą ocenę, jednak kiedy im się to uda, czują ogromną dumę. Tacy uczniowie potrzebują więcej czasu na nauczenie się, na przygotowanie. Co za tym idzie? Mają mniej czasu dla siebie! Mniej czasu dla znajomych, dla swych zainteresowań... To ciężkie. Dobre oceny kosztem życia towarzyskiego? Kosztem przyjemności? Koszmar. Jeśli masz tyle szczęścia, twoi znajomi to zrozumieją, jednak bywa, że oberwiesz czymś w tym stylu: „Ty nawet nie masz dla nas czasu. Tylko w tych książkach siedzisz. Żal. Nawet rozerwać się dobrze nie potrafisz.” W moim przypadku było to raczej zwykłe odtrącenie. „Po co spotykać się z kimś, kto się uczy i nie może nawet się rozluźnić?” Tak oto pod koniec podstawówki nikt nigdzie mnie nie zapraszał. Przez pewien czas się tym martwiłam, lecz później do tego przywykłam.
Co jest jeszcze złego w byciu dobrym uczniem? Stres. Serio się starasz, aby dobrze napisać egzamin/maturę? Przed tym prawie każdy się stresuje, ale uczniowie, którym naprawdę zależy odczuwają to podwójnie, a nawet potrójnie!
Dostałeś gorszą ocenę. Normalnie z tego przedmiotu miałeś same piątki, a teraz boom! jedynka! Dlaczego tak się stało? Wiele powodów do tego było. Może źle się czułeś? A może nie miałeś siły nauczyć się na sprawdzian? Może w twoim życiu prywatnym stało się coś strasznego? Może miałeś tyle na głowie, że zapomniałeś o tym jednym sprawdzianie? Ach, o tym wiesz tylko ty. Szkoda, że niektórzy (a może i wszyscy?) nauczyciele tego nie rozumieją. Rodzice tego nie rozumieją. Nikt nie rozumie, jak TY mogłeś dostać złą ocenę! „Jak mogłeś się tego dopuścić?!” Chiciałbyś się wytłumaczyć, ale wiesz, że to i tak nic nie da.
Życie jako dobry uczeń ssie.
#szkoła#nienawidze szkoły#nie chce żyć#lepsze życie#cytaty#przemyślenia#life#school#lifeisbeautiful#mój tekst#zmęczona życiem#moje życie
19 notes
·
View notes
Note
only if u have the time... 1 + B for the couples poses meme with pandy? 💕
I HAVE ALWAYS TIME FOR PANDY!!! :D
I hope you don’t mind me changing their pose a bit! ^^;
Soul mate (Story below)
Andy przywykł już do dziennego trybu życia. Tak było o wiele praktyczniej i naturalniej dla Pancha, więc nie miał nic przeciwko przesypianiu nocy pomimo, że słońce kuło w oczy. Jednak co pewien czas by zupełnie nie zakłócić zegara biologicznego nawet Andy musiał podarować sobie parę dni, by móc je w całości odespać i buszować po nocy. Niekiedy i Pancho udawał się w całodniową drzemkę, a następnie towarzyszył partnerowi w nocnych grabieżach. Dlatego właśnie Andy nie zdziwił się ani trochę, gdy po przebudzeniu się późnym wieczorem i obadaniu chatki wzrokiem nie zastał w niej Pancha. Łatwo domyślił się, że cieszy się on już urokami nocy i pragnął do niego dołączyć. Chwilę mu zajęło, by odnaleźć go na dzikiej, pustej plaży. Słońce jeszcze w pełni nie zaszło i jego sylwetka nostalgicznie rysowała się na brzegu. Andy cichaczem podfrunął do przyjaciela i gwałtownie chwycił za ramiona, chcąc go przestraszyć. Jednak Pancho nawet się nie wzdrygnął.
- Wiedziałem, że będziesz tu na mnie czekał! - skłamał Andy.
Nie czekałem na ciebie - krótko oznajmił Pancho.
- Ooooch. - Andy udawał rozczarowanie. - W takim razie nie masz co liczyć na wzięcie udziału w moim rozboju w ciemną noc. - dodał zawadiacko.
- Na to wygląda. - bez emocji zakończył Pancho, nie odrywając wzroku od zachodzącego słońca.
Dopiero teraz Andy dostrzegł smutek w jego oczach. Taka otwartość w wyrażaniu emocji była wielką rzadkością u lemura. Była też nowością dla Andiego, jednak starał się zachowywać naturalnie.
- No to… - zaczął Andy. - co proponujesz na ten wieczór?
- Zrobisz to co planowałeś. Samemu, bo ja też chcę zostać sam. - głos Pancha nabrał smutnego wydźwięku.
- Szkoda, wiesz? - zaczął nietoperz tajemniczym głosem. - Będziesz żałował! Miałem taki plan… -
- Po prostu już idź!! - warknął Pancho tak głośno, że jego głos odbił się echem po plaży. Zwinął się w kłębek i odwrócił twarz w przeciwnym kierunku.
Andy przemilczał tę scenę, jednak nie zamierzał się oddalić.
- Czy twoje przygnębienie…- zaczął zupełnie spokojnie. - ma coś wspólnego z projektem waszego poprzedniego króla?
Pancho wyraźnie zdziwił się słysząc słowa Andiego. Spojrzał na niego podejrzliwie i zapytał:
- Skąd o tym wiesz?
Pancho nigdy nie wspominał o tych wydarzeniach Andiemu. Nie bez przyczyny. Nie lubił do tego wracać, a dodatkowo wizja wykorzystania jego niechlubnej przeszłości przeciwko niemu była zbyt bolesna.
- Jagoda mi powiedziała. Dawno temu. Przy okazji. - Andy odpowiedział bez krępacji. - Akceptuję fakt, że nie chcesz dzielić się ze mną swoją przeszłością, ale rzadko kiedy mamy na nią wpływ. Tyle głupich rzeczy zrobiliśmy razem. Co takiego mogłoby sprawić, że się od ciebie odwrócę?
- Andy, tu wcale nie chodzi o ciebie! - po części skłamał Pancho. - Nie tylko o ciebie! - poprawił szybko.
- Nie tylko o mnie? - zdziwił się Andy.
- Czyżby chodziło o nowego członka twojej rodziny? O Juliana?
- Tobie może się wydawać, że wszystkie lemury to duża, szczęśliwa rodzina. - zaczął smętnie Pancho. Andy słuchał go z uwagą. - Starają się być mili, ale dobrze wiem co o mnie myślą.
- Sądzę, że oni doskonale rozumieją… -
- Nie rozumieją!! - zareagował niemal natychmiast Pancho. - Lemury są okrutne! Łatwo wydają nieprzychylne osądy.
Po tych słowach Pancho zamilkł, a Andy miał wrażenie, że oczy Pancha się zeszkliły. Nietoperz wrócił wspomnieniami do czasów, gdy życie wśród lemurów wciąż było dla niego nowością. Jednak dużej trudności przysporzyło mu przywołanie myślami chwil, w których ktokolwiek odniuslby się wobec niego szczególnie okrutnie. Może to kwestia jego silnego charakteru, a może… Pancho zwyczajnie przesadzał.
- Jakoś nie zauważyłem by wszyscy od ciebie stronili. Nawet wasz król zdaje się liczyć z twoim zdaniem. - przerwał wreszcie ciszę Andy, jednak Pancho nawet nie drgnął. Zupełnie nie poruszony, wciąż wpatrywał się w dal. Nietoperz zrozumiał, ze musi rozegrać to inaczej. Przypomniał sobie czasy, gdy nie znał jeszcze Pancha za dobrze i subtelnie zachichotał. To zwróciło uwagę jego przyjaciela, który spojrzał na niego.
- Pamiętasz jak uczyłeś mnie tańczyć dawno temu? Na imprezie zorganizowanej przez uczniów. - Andy rozkojarzył się.
Pancho przyglądał mu się z zainteresowaniem.
- Nikt się nie śmiał! - Andy machnął niedbale ręką.
- Oprócz mnie! - kąciki ust Pancha lekko podniosły się ku górze, jednak starał się to ukryć. - Do teraz kiepsko ci to idzie. - lemur starał się być uszczypliwy z trudem walcząc z uśmiechem.
- Wiem, dlatego już nie próbuję. Mówiłem ci już, że my nie tańczymy. - zareagował zupełnie spokojnie Andy. - Jesteś do prawdy niezwykły, że potrafisz myśleć o tylu rzeczach na raz.
Pancho podniósł jedną brew nie będąc pewnym co jego partner ma na myśli.
- Wiesz, ciało, kroki, melodia, rytm. Dużo elementów dla kogoś takiego jak ja. - przyznał Andy.
- Jeju. - Pancho nie ukrywał zaskoczenia. - Nigdy nie rozkładałem tańca na części pierwsze… Dla mnie to spójna całość. Jedno bez drugiego nie istnieje. -
- I właśnie to jest w lemurach wyjątkowe. - uśmiechnął się Andy. - Zawsze mi to imponowało. Ta harmonia.
Pancho uśmiechnął się w duchu, a smutek w jednej chwili go opuścił. Czy wła śnie to chciał usłyszeć? A może nie chodzi o to co zostało mu powiedziane, lecz przez kogo? Wstał i wyciągnął ręce w stronę Andiego, by pomóc mu wstać.
- Czyli jednak nocne łowy? - uśmiechnął się łobuzersko Andy.
- Innym razem. - Pancho zbył zaskoczonego Andiego. - Teraz rozluźnij ciało i daj prowadzić się zmysłowi słuchu. - nakazał Pancho.
- Och, Pancho, szkoda na to czasu! Nie dla mnie potańcówki, z resztą tu i tak nie ma muzyki. - próbował wymigać się Andy.
- Natura sama tworzy muzykę. - lemur zachęcał przyjaciela. - Wsłuchaj się w szum fal i wieczorny śpiew ptaków. Słyszysz rechot żab? On nadaje rytm. - poddał się dźwiękowym doznaniom, jednak Andy wciąż stał nieruchomo. - Zamknij oczy. - Zasłonił je Andiemu. - Dźwięków i tak nie widać.
Andy czuł się trochę niezręcznie, jednak posłuchał swego kompana i wsłuchał się w dźwięki natury. Rozluźnił ciało i sam nie spostrzegł gdy jego ciało stało się częścią tej symfonij. Lecz gdy tylko uzmysłowił sobie ten fakt, ze zdumieniem otworzył oczy. Ujrzał zachwyconą twarz Pancha, której kompletnie się nie spodziewał.
- Wiedziałem ,że potrafisz! - Pancho objął Andiego z całych sił.
Andy odwzajemnił uścisk. Nie sądził, że taka błahostka może cieszyć go bardziej niż nocne rozboje.
KONIEC
#pandy#panchoxandy#all hail king julien#ahkj andy fairfax#ahkj pancho#all hail king julien pancho#all hail king julien andy#requests#pandylovepost
26 notes
·
View notes
Text
chcę, żebyś wiedział, że jesteś mi obojętny. tak bardzo, jak ja byłam obojętna tobie, gdy jeszcze mi zależało. chcę, żebyś poczuł to dobitnie. wiedział, jak to jest, kiedy ktoś cierpi przez obojętność. chcę wreszcie móc spojrzeć ci w twarz bez tych głupich wspomnień. ale tak się nie da.
te krzywdy zawsze są gdzieś ze mną. nie potrafię zmienić funkcjonowania mojego mózgu. wolałabym zapomnieć o tobie raz a dobrze. szkoda, że dałeś mi tyle rzeczy do zapamiętania.
587 notes
·
View notes
Text
Szkoda mi głupich ludzi, bo są głupi.
I nawet o tym nie wiedzą.
16 notes
·
View notes
Text
57 dni
Siedząc w kilkuletnim, firmowym Oplu Astrze mojego taty i jadąc, w ciszy do Stanomina 2 października 2018 roku nie do końca wiedziałem czego mam się spodziewać. Z jednej strony miałem już doświadczenie pobytu w ośrodku odwykowym, lecz z drugiej strony od tego pobytu minęło już tyle czasu... Tamte wspomnienia dawno poszły w niepamięć. Mój mózg w pełni je wymazał i wyparł. Nie były już częścią mnie. Teraz miało być inaczej. Decyzja o wyjeździe do Stanomina była w stu procentach moją decyzją. Po prostu chciałem się leczyć. Zrobiłem dużo głupich rzeczy i chyba byłem już zmęczony moim dotychczasowym życiem.
Przyjechałem do ośrodka w południe po kilkugodzinnej cichej podróży. Pamiętam, że było bardzo ciepło jak na październik i w sumie wszystko od samego początku układało się po mojej myśli. Po krótkim przyjęciu w recepcji, czyli tak zwanej „podkowie”, zostałem przydzielony do trzyosobowego pokoju numer 16, który tak jak reszta pokoi mieszkalnych znajdował się na pierwszym piętrze tuż obok „akwarium”, czyli dyżurki pielęgniarek. Warunki panujące w mojej szesnastce były jak na standardy Stanomińskie naprawdę wysokie. Co prawda pokój był bardzo skromnie umeblowany, co nie zmienia faktu, że posiadał wszystko to co niezbędne do funkcjonowania. Przy wejściu do pokoju po lewej stronie była umywalka i obok niej mała lodówka marki Zanussi- dwa bardzo istotne, można nawet powiedzieć kluczowe akcesoria. Na środku pokoju stał stół z dwoma krzesłami (pod koniec mojego pobytu jeden z moich współlokatorów zorganizował nam całkiem wygodne krzesło biurowe). Oczywiście była też niewielkich rozmiarów szafa oraz 3 łóżka w zestawie z szafkami nocnymi i „mercedesami”- szufladami wsuwanymi pod łóżko. Pokój był za dnia ładnie oświetlony, ponieważ znajdowały się w nim 3 duże okna, a widok z nich rozprzestrzeniał się na podwórko i wjazd do ośrodka (nic szczególnego).
Moimi pierwszymi pokojowymi ziomkami byli Paweł i Wiesiek. Zacznę od tego pierwszego, ponieważ z nim spędziłem najmniej czasu, bo tylko kilka dni. Paweł miał około 40 lat i był raczej tęgim łysolem. Specjalnie użyłem tego słowa, ponieważ idealnie opisuje jego wygląd zewnętrzny, jak i charakter. Paweł był kryminalistą i w sumie jedyne czego się o nim dowiedziałem to to, za co i gdzie siedział. Opowiadał historie o swojej spektakularnej ucieczce po kradzieży silników z motorówek we Francji i o kilkuletnim wyroku w pudle pod Lyonem. Albo tym jak to prawie został złapany za wymuszenie haraczu, pobicie i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Na szczęście mu się udało... Paweł był w Stanominie tylko po to, żeby dostać „papier” dla s��du, który mógł skrócić jego wyrok za pobicie pod wpływem alkoholu. Przesiedział swoje i wyszedł. Myślę, że nie będzie dane nam się już spotkać, ale kto wie...
Na miejsce Pawła przyszedł Janek- lekarz ortopeda, introwertyk, fanatyk broni i na ogół ciekawy typ jak się go pozna. Niestety zabawił tylko 3 tygodnie, ponieważ miał ważne sprawy do załatwienia. Szkoda, bo nawet zdążyłem go polubić. Janka zapamiętam z jego barwnych opowieści. Dużo nasłuchałem się o jego wyjazdach na różne pijackie sympozja, o tym, jak ruchał młode “cipki” z siłowni czy o tym, jak to prawie dostał wpierdol od znanego gangstera w Szczecinie. Mieliśmy też sporo rozważań na różne inne tematy, ale tę część zachowam dla siebie. W każdym razie mam nadzieję, że kiedyś go jeszcze spotkam. Może złoży mi kiedyś bark lub obojczyk jak będę mieć wypadek na rowerze? Oby nie...
W kwaterze numer szesnaście było jeszcze dwóch gości. Pierwszym z nich był recydywista Wiesiek. To od niego dowiedziałem się czym jest hasior, szkiełko, lipo czy badeje. Nawet Pezet by się nie powstydził takiego słownictwa.... To właśnie kochany Wiesiek obiecał mi, że kiedyś “wypierdoli mnie przez okno”, po tym, jak nazwałem go skurwysynem jak notorycznie otwierał okno o 6 rano, przez co miałem chroniczny ból szyi. Nikt inny jak nasz kochany Wiesiek spod „celi” numer szesnaście umiał kilka razy dziennie ni stąd, ni zowąd krzyknąć „CHUJ DO DUPY POLSKA GOLA” lub „OJOJOJOJ”. Wtedy mnie to denerwowało, teraz nawet trochę za tym tęsknie. To on potrafił w pudełku po 2 litrowych lodach zrobić sobie parówki po więziennemu, by wieczorem w tym samym zatłuszczonym plastikowym kontenerze zrobić sobie jogurt z mlekiem w proszku z płatkami i bananami. Ogólnie rzecz biorąc zapamiętam go jako dziwnego typa. Nie wymieniliśmy się numerami.
Ostatnim moim kompanem, z którym przesiedziałem nieco ponad 3 tygodnie był Adam. Myślę, że to właśnie on był najciekawszym i najbardziej niekonwencjonalnym człowiekiem z całej tej czwórki. Adam potrafił jednego wieczoru wyruchać u nas w pokoju dwudziestoletnią narkomankę, alkoholiczkę i seksoholiczkę (potem się okazało, że bidulka była w ciąży... no cóż, shit happens....), by potem jako grzeczny ojciec i mąż zadzwonić do swojej rodzinki i opowiedzieć im o tym, jakie to postępy robi w terapii. Pomimo tego, że Adam był przeokrutnym bajkopisarzem bardzo go polubiłem. Często graliśmy w statki, pomimo tego, że groziło to wydaleniem z ośrodka i wieczorami po zgaszeniu światła rozmawialiśmy na przeróżne, zazwyczaj powiązane z seksem lub narkotykami tematy (w sumie to on gadał, ja bardziej słuchałem). Od niego dostałem numer i nawet raz rozmawialiśmy po moim wyjeździe. Z tego, co wiem ma pojawić się na zjeździe, więc może będzie mi dane go zobaczyć.
Ktoś znany kiedyś powiedział, że spotkania z ludźmi czynią życie warte przeżycia. Myślę, że z moim pobytem w Stanominie było bardzo podobnie. Gdyby nie kilka osób, które tam spotkałem, moja terapia na pewno byłaby trudniejsza. Mogę tu wspomnieć o kilku osobach.
Jedną z nich jest Michał z Gryfic.
Wiek: 24 lata.
Uzależnienie: Narkotyki, Leki, Alkohol
Skill: Poker, Informatyka
Pomimo dość młodego wieku to była jego druga terapia, ale miałem wrażenie, że tym razem szanse na powodzenie są naprawdę duże. Michał opowiadał mi historie na temat swojego grania w pokera w internecie i o tym, jak kupował różne nielegalne środki używając tak zwanego Dark Neta. Lubię takie historie, dlatego szybko złapaliśmy wspólny język. Z nim wymieniłem się numerami i mam nadzieję, że będzie mi dane go kiedyś spotkać.
Kamil jest kolejną osobą, o której warto wspomnieć.
Wiek: 40 kilka
Uzależnienie: Alkohol
Skill: Wiedza o piłce nożnej- to nas połączyło.
Gdyby nie on to prawdopodobnie w ogóle nie wyszedłbym z budynku. Z nim chodziliśmy na spacery wokół budynku, podczas których rozmawialiśmy o sprawach bieżących ośrodka oraz o sporcie. Równy z niego gość, który pomógł mi z niejednym problemem.
Ostatnią osobą, przy której chciałbym się zatrzymać jest Roman a.k.a. Pablo Escobar The King of Cocaine.
Wiek: Około 20
Uzależnienie: Narkotyki, Alkohol
Skill: Handel Narkotykami
Pablo był naprawdę ciekawym i dziwnym gościem. Był chyba pierwszą osobą w moim życiu, z która otwarcie rozmawiałem o waleniu w kabel, zażywaniu krokodyla, o jego jedenastu próbach samobójczych czy o tym, jak trafił do psychiatryka w Londynie po zażyciu za dużej ilości MDMA. To z nim jadłem słodycze na umór i snułem plany na przyszłość. Chciałbym, aby mu się w końcu ułożyło, bo nie miał łatwo a w drodze miał małego bobasa...
Na pewno było jeszcze kilka osób, do których mógłbym cofnąć się pamięcią, ale uważam, że nie warto o nich wspominać. Przez dwa miesiące mojego pobytu w Stanominie nie zawarłem jakichś szczególnych przyjaźni, które by przetrwały na dobre i na złe. Część z nich będę wspominać dobrze a część nie. Tak chyba zawsze jest i nie ma co się w to zagłębiać.
Ośrodek w Stanominie mieścił się w całkiem przyjemnym i wygodnym pałacyku na terenie małego parku. Było tam boisko do siatkówki (w piłkę można było grać w weekendy), siłownia „pod chmurką”, dwa stawy, kilka ławeczek oraz mała ohydna palarnia (tylko tam można było palić, ale zasada ta była notorycznie łamana przez pacjentów).
W samym budynku było około 20 pokoi mieszkalnych różnych wielkości, z rożna ilością łóżek. Największy miał ich osiem, a najmniejszy 3. Część mieszkalna dla uzależnionych dam była odosobniona od części męskiej. Jak już wcześniej wspomniałem, pokoje znajdowały się na pierwszym piętrze. Na parterze były cztery sale, w których odbywały się zajęcia oraz Klub, w którym odbywały się mitingi AA, msza święta oraz Społeczność- cotygodniowe spotkanie całego ośrodka, coś podobnego do Apelu w szkole. W piwnicy znajdowała się stołówka, sklepik, siłownia, dwie pralki oraz męskie prysznice (kobiety miały łazienki z prysznicami i pralką w swoich pokojach). Na trzecim drugim piętrze znajdowały się gabinety psychoterapeutów. Każdy z pacjentów mógł do nich pójść w każdej chwili, jeśli miał taką potrzebę. Najczęściej jednak raz lub dwa razy w tygodniu miał umówioną wizytę, podczas której omawiał bieżące sprawy i postęp w terapii. Moją terapeutką była Hania. Dobrze ją wspominam.
W samym ośrodku było około 80 pacjentów, którzy byli podzieleni na cztery grupy w których mieli zajęcia. Każdy pacjent miał do zrealizowania swój Osobisty Plan Terapii, który zobowiązywał go do uczęszczania na wykłady (do zrealizowania było siedem serii wykładów) oraz do pisania prac, które czytał przed swoją grupą. Podczas zajęć „na grupie” inni pacjenci udzielali sobie nawzajem opinii, czyli tak naprawdę mówili co myślą o danej pracy lub co dana osoba powinna w niej zmienić. Miało to na celu wgłębienie się w problem oraz poznanie swojego uzależnienia z każdej możliwej strony. Każda grupa miała trzech terapeutów grupowych, którzy nadzorowali pracę tak jak nauczyciel w szkole. Były też zajęcia bez terapeuty, podczas których pacjenci byli zdani tylko na siebie.Każdy dzień w ośrodku był bardzo dokładnie zaplanowany. Było bardzo mało czasu wolnego, a jeśli był wtedy pacjenci czytali książki (oczywiście o tematyce uzależnienia) lub “Gościa Niedzielnego”, siedzieli w tak zwanej “kawiarni” lub notorycznie chodzili na papierosa, lub spacery dookoła budynku. Nie było tam telewizorów, internetu czy ciekawej literatury. Nie było PlayStation, nie można było grać w szachy czy karty (HAZARD był także niedozwolony). Telefony były wydawane o 15:30 i 19:30 każdego dnia (oczywiście bywały nielegalne komórki, jedna nawet była w moim pokoju). Każdy pacjent, aby móc skorzystać z telefonu musiał dostać pisemne pozwolenie od swojego terapeuty. Zazwyczaj dostawał je 2-3 razy tygodniowo.
Pobyt w Ośrodku oceniam pozytywnie, aczkolwiek nie były to wakacje mojego życia. Czułem się tam bezpiecznie, poznałem ciekawych ludzi i mam zamiar wrócić tam na zjazd, który odbywa się co 2 miesiące (aby ukończyć terapię muszę pojawić się na pięciu takich zjazdach). Mam nadzieję, że nie wrócę tam jako pacjent, ponieważ pomimo tego, że terapia wydaję się bułką z masłem i czymś, co po prostu można odwalić i przesiedzieć dwa miesiące w przytulnym ośrodku, nią nie jest. To codzienna walka z samym sobą, z terapeutami i z dziwakami, których jest tam niemało.
Dexter
7 notes
·
View notes
Text
Wchodząc do autobusu odwróciłem się na chwilę i zobaczyłem jak biegnie blondyna. Piękna blondyna o brązowych oczach, wyglądała schludnie i pięknie się uśmiechała. Zatrzymałem autobus, a właściwie coś mnie tknęło, bo chciałem, aby wsiadła. Uśmiechnęła się i wsiadła. Na sekundę miałem tysiąc myśli, a może warto zagadać? Mój głos mówił w głowie, abym się w końcu odezwał. Patrzyłem na nią i się uśmiechałem, a uśmiech to miała cholernie piękny. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić i za ile może mi zniknąć z oczu. Byłbym idiotą jak bym nie zagadał i zagadałem wiecie? Właściwie to starałem się wydusić słowo, ale w końcu wydusiłem.
- Przepraszam? Czy jest szansa, że pójdziesz ze mną na kawę, czekoladę lub na co będziesz miała ochotę?
Uśmiechnęła się i nic nie odpowiedziała. Napisała mi karteczkę, dała i wysiadła. Zanim zdążyłem się zorientować to autobus zaczął ruszać, a ja otworzyłem karteczkę z napisem. "Pójdę z Tobą na kawę, zostawiam Ci numer, ale to tylko kawa w ramach podziękowań" Byłem w szoku, w totalnym szoku, bo nie spodziewałem się. Napisałem SMSa o której i kiedy mogę ją zabrać. Cholera chciałem ją zabrać, zobaczyć jaka jest poznać i zobaczyć jej oczy.
Mój dzień w pracy minął dość szybko. Cały czas miałem jej uśmiech przed oczami i oczy, ciemne brązowe. Taka mała gapa, która sprawiła, że ten dzień nie był zwykłym dniem, a wyjątkowym. Przez chwilę zastanawiałem się co by się stało jak bym nie zatrzymał autobusu, przecież bym jej nie poznał, nie zobaczył i nic by się nie wydarzyło, a jednak.
Spotkaliśmy się w umówionym miejscu i o umówionym czasie. Zamówiłem dla siebie i dla brązowookiej kawę. Rozmawialiśmy o wszystkim, tak jak byśmy się znali i wiedzieli, albo chcieli się wszystkiego dowiedzieć. Podobało mi się, podobały mi się jej brązowe oczy, grzywka która spadała na jej buzie, uśmiech i cholernie cała Ona. Pociągała mnie. Wypiliśmy kawę, porozmawialiśmy o sobie, o życiu, głupotach. Dogadywaliśmy się, a ja chciałem jeszcze więcej, zresztą Ona też. Zapytałem czy jest szansa, że spotka się ze mną jeszcze raz, uśmiechnęła się i zgodziła. Dopiliśmy kawę i było dość późno, a więc odprowadziłem ją, a sam pojechałem do siebie. Rozmyślałem co będzie dalej, jak to będzie wyglądało i dlaczego się zgodziła. Nie zastanawiałem się, zadzwoniłem. Rozmawialiśmy pół nocy, aż zasnęła. Słuchałem jak oddycha, tylko cholerna szkoda, że jej nie widziałem wtedy, a jestem w stu procentach pewny, że jest urocza jak śpi.
Godzinami rozmawialiśmy przez telefon, masa wymienionych SMS-ów, a jeszcze więcej spotkań. Dobrze mi z nią było. Spacery o której chcieliśmy, kino i romansidła których nie cierpiałem, ale wiecie? Z nią to co innego, z nią nawet pogoda za oknem była cudowna. Polubiłem nawet zakupy, chociaż nie wiem czy jakikolwiek facet to lubi, a ja lubiłem, bo była obok. Potrafiła sprawić, że najgorszy dzień może stać się najpiękniejszym. Kurewsko kochałem spędzać z nią czas, dostawać wiadomości, słuchać jak papla o niczym, patrzeć na nią. Nie mogłem sobie wyobrazić jak tak piękna gapa o brązowych oczach i grzywce, która za każdym razem wpada jej w oczy mogła na mnie spojrzeć. Po dłuższym czasie doszły ciche i cholernie ciężkie dni. Masa kłótni, coraz mniej rozmów, ale za każdym razem gdy widziałem ją, to widziałem wszystko czego chcę. Znosiłem jej humory, a Ona moje. Nie potrafiłem już się nie wściekać. Wszystko mnie w niej denerwowało. Kilka miesięcy było cudownie, wspaniale i pięknie. Gapa która mnie pociągała, uśmiechała się, śmiała z moich głupich żartów, przynosiła mi obiadki do pracy, zabierała na zakupy, które kurwa lubiłem, bo była obok mnie. Kochała, tak kurwa pokochała mnie, ja ją też, ale zaczęło mi to wszystko nie odpowiadać, denerwować. Ona biegała za mną, starała się. Robiła wszystko żeby było jak dawniej, przestało być dobrze. Zaczęło się sypać. Ja już nie chciałem gapy o brązowych oczach, nie chciałem zakupów i tych oczu.
Weszła do mnie do mieszkania, stanęła w drzwiach i powiedziała, że odchodzi. Wykrzyczała mi wszystko. Nakrzyczała na mnie. Popatrzyłem na nią, widziałem w jej oczach, że się poddaje, ale na tamten moment było mi to kompletnie obojętne. Przestała dzwonić, pisać, spotykać się ze mną. Pomyślałem, że spotkam masę takich kobiet, ale już nie spotkałem żadnej takiej cudownej jak Ona. Pomyślałem, że jeszcze się odezwie, a może zadzwoni. Czekałam każdego dnia na telefon od gapy. Jeździłem, dzwoniłem i prosiłem. Ona się poddała.
Do dziś wspominam jej uśmiech i oczy, a najbardziej to, że Ona nie chciała cudów, kwiatów, kolacyjek. Chciała żebym ją kochał jak na początku, chciała ciepła, miłości. Chciała być ważna, ale pomyślałem, że spotkam wiele takich i nie spotkałem. Leczyłem się jakimiś pannami na boku, starałem się zapomnieć o niej, o nas, o jej oczach, włosach, uśmiechu. Miałem przelotne znajomości i jakieś związki, ale to nie było to.
Usiadłem w końcu przy kominku, popatrzyłem na zdjęcia i czytałem rozmowy. Odtwarzałem wszystko w głowie i wreszcie mnie olśniło. Brązowooka chciała ciepła i miłości, tego abym się postarał, tego żebym był kiedy mnie potrzebowała. Tego abym ją kochał.
Chciałbym móc spojrzeć w jej oczy i powiedzieć, że to wszystko nie ma sensu, ale wiem, że Ona już nie potrafi na mnie patrzeć. Chciałbym powiedzieć, że spotkam wiele takich jak Ona, ale nie spotkam i nie spotkałem. Ona była wyjątkowa i jedyna. Była moja, a ja? Ja to spieprzyłem.
15 notes
·
View notes
Text
Usuwają nk :(
Nie żebym tam jeszcze miała po co wchodzić, ale to jest jak taka pamiątka z lepszych lat, album pełny cringowych fotek i głupich komentarzy, pisanych w dziwnym wczesno-internetowym stylu, na który się patrzy z jakimś sentymentem, mimo że miało się pstro w głowie to człowiek się uśmiecha jak o tym myśli, więc i tak szkoda.
0 notes
Text
18.02
Pomyśleś, że rok temu tyle sie działo. Moje życie bylo przepełnione złymi doświadczeniami, ludźmi, myślami. Niby czułam, że się wszystko naprawiło, że jest lepiej, ale po krótkim czasie zdałam sobie sprawe, że to była iluzja.
Od tamtego dnia, tak naprawde wszystko zaczeło się pierdolić coraz bardziej i bardziej, a ja byłam zaślepiona nadzieją. Tak, nadzieja matką głupich... Szkoda, że uświadomiłam sobie to tak późno, że musiałam stracić tyle ważnych ludzi, że zapomniałam kim jestem i co robie...
Jak mam być szczera, to tamten okres bardzo mnie zniszczył. Ten biedny rok 2017. W tym roku dawałam z siebie wszystko żeby uszczęśliwić garstke ludzi na których mi zależało, byłam w stanie oddać wszystko za czyjeś szczęście. Chciałam być dobrym człowiekiem, pomimo trudności i przeszkód w postaci popełniania przezemnie głupich błędów... W każdym razie, po mimo wielu starań dostałam zwyczajnego, soczystego kopa w dupsko od wszystkich ktorych tak kochałam. To był cios poniżej pasa. I od tamtego momentu jestem inna...
Nie chce poznawać nowych ludzi i mam inne podejście do tych co zostali. Nie okazuje uczuć i staram sie ich unikać, coraz mniej rzeczy sprawia mi przykrość i osoby które kiedyś były ważne omijam szerszym łukiem niż humanista fizke... Nie czuje sie sobą, qa nie zmuszam sie do takich zachwań, juz chyba poprostu taka jestem. Mam wyjebane i na nic juz nie zwracam uwagi. I po cichu licze na to w moim zimnym serduszku, że już nigdy nie będę chciała być dla kogokolwiek ważna. Bo rozczarowanie chyba boli najbardziej...
2 notes
·
View notes
Text
Ehhh nie wiem jak ująć smutek, który przejął całą moją duszę. Może gdybym nie podjęła się moich spontanicznych decyzji nigdy bym Ciebie nie spotkała i nie uczyła się żyć na nowo tylko, że bez Ciebie. Byłaś wypełnieniem mojej całości, teraz wspomnienia, które pozostawiłaś nie wypełniają mnie, więc czemu pozwoliłaś mi się oswoić słowami: „Kocham Cię”, „Nie zostawię Cię”, „Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie” ? Jedyne co mi pozostaje to patrzeć na Twoje zdjęcia, w moim telefonie, na których zazwyczaj jesteś pijana i płakać przy muzyce opisującą naszą historię.
Płaczę całą noc próbując się uczyć żyć bez Ciebie. Ale wiesz co? Jestem jak kawa, która potrzebuje wrzątku do swojego sensu. Ty byłaś wrzątkiem, który nie potrzebuje kawy. Szkoda tylko, że tak idealnie rozgrzewałaś moją duszę, że zaczynałam wierzyć w szczęście.
Jak byłam mała oglądałam bajki i bałam się demonów. Dzisiaj demony wypełniają mnie.
Więc czemu pozwoliłaś aby kolejny demon zamieszkał we mnie?
Czasem poznając kogoś wiemy, że to ta osoba, z którą chcemy spędzić resztę naszego życia. Szkoda, że ta druga osoba już nie koniecznie to odczuwa.
Tak cholernie pragnę Cię zapomnieć, ale nie idzie zapomnieć o deszczu, który nadaje sens istnienia mimo, że czasem ma negatywne skutki.
Nadal mam nadzieję, że napiszesz któregoś dnia do mnie przepraszając za młodość i porzucenie, mam nadzieje, że nie będzie za późno...
Ludzie mi mówią o radości. Lecz czy widzieli Twoje oczy wpatrzone w jezioro tego lata, będące tak blisko mnie i Twoje usta śmiejące się z moich głupich żartów o naszej wspólnej przyszłości, która już nie istnieje, tak jak teraźniejszość?
Wódka i woda nie mają sensu? No przy Tobie najwidoczniej wszystko go miało.
Nadal pamiętam o naszych zabawnych planach, których nie zdążyłyśmy spełnić. Powiedz mi tylko, czy sens było kończyć nasz świat z powodu nagle spadającego meteorytu?
Wciąż pamiętam Twoje zakazy. Och kochanie... gdybyś tylko widziała ilość spalonych papierosów od kiedy Ciebie nie ma...
Ciężko jest nienawidzieć, kiedy się kocha...
Chciałabym nadal spędzać z Tobą czas nie myśląc o niczym innym, niż Twoje oczy i patrząc na uśmiech, który udawało mi się wydobywać spod fali smutku osiadłego na Twej duszy.
Nie ma słów, które mobgłyby wydobyć całą moją pustkę, ale jesteś ty. Tylko, że niedostępna tym razem.
Wszystko miało sens... za dzieciaka, kiedy jechałam motorem, grałam w piłkę. Lecz jest jedna możliwa opcja, która może ten sens nadać obecnie.. To ty.
Siedząc w pokoju patrzę na sufit. W nim tkwi coś, co bezwłącznie przypomina mi Ciebie.
Dawałaś mi siłę i sens istnienia
Zawsze stojąc na wysokości, patrząc na drzewa, jadąc autem myślę, co by to zmieniło u Ciebie, gdybyś dowiedziała się, że to mój koniec. Przyszłabyś pożegnać się ze mną ten ostateczny, drugi raz?
0 notes
Text
Wszystko mnie omija.
Choćby film w głupim kinie, choćby promocje na głupie kosmetyki. Nie jest to istotne. Mogą być to ważne wydarzenia, na które czekałam już od dawna, ale szkoda mi nawet tych głupich rzeczy.
Gdy widzę, jak moi znajomi się świetnie ze sobą bawią i wysyłają mi zdjęcia, czy relacjonują mi to po prostu, to mnie zżera zazdrość... Gdybym żyła w Polsce, mogłabym być tam z nimi.
I dobija mnie ta myśl!
Przecież gdybym żyła w Polsce, mogłabym być tam z nimi...
Gdybym tylko tam była...
0 notes
Text
Wiesz co mnie najbardziej zastanawia? Czy w ciągu tych ostatnich pieprzonych 6 miesięcy choć przez chwilę o mnie pomyślałeś? Czy tęskniłeś? Czy może jednak już dawno wymazałeś mnie z pamięci? Bo jeśli tak, to Cię podziwiam. A wiesz czemu? Bo ja nie mogę zapomnieć. Nie potrafię. Pamiętam każde nasze wspólne chwilę, te złe jak i te gorsze. Każdą kłótnie, każdą przepłakaną i nieprzespaną noc. Wszystko. To jak każdej nocy się o Ciebie bałam, żeby nic Ci się nie stało. Nawet nie masz pojęcia jak byłeś dla mnie ważny, a co najgorsze to, to że nadal jesteś. Teraz z perspektywy czasu myśląc o tym gdy mówiłeś, że mnie kochasz, nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Czy Ty w ogóle wiesz co znaczy kogoś kochać? Czy wiesz jaką moc mają te słowa? Najwidoczniej nie, jak rzucasz nimi na prawo i lewo. Szkoda tylko, że zrozumiałam to za późno. Byłam głupia myśląc, że serio może coś z tego wyjść poważniejszego. Wiesz, że nawet czasami myślałam, że mógłbyś być tym jedynym? A Ty co? Bawiłeś się mną... Wykorzystałeś moją naiwność, ale nadal nie wiem co Ci to dało. Szpan przed kolegami? Bo już sama nie rozumiem. Chciałabym się tego dowiedzieć, choć wiem, że jest już to nie możliwe. Teraz zostały już tylko wspomnienia. Chociaż, jest jeszcze jedna rzecz, której chciałabym się dowiedzieć. Pamiętasz ten dzień, w którym pierwszy raz się spotkaliśmy? Dzień, w którym pierwszy raz Cię przytuliłam. Będąc w Twych ramionach czułam coś czego nie czułam przy żadnym innym chłopaku. To było coś pięknego. Ale wracając do pytania. Zrywając ze mną znajomość po upływie 10 minut od ostatniego spojrzenia sobie w oczy, pomyślałeś choć przez chwilę jak ja się poczułam? Zrobiłeś mi nadzieję i co? Jeszcze w ten sam dzień przelizałeś się z inną. Tak właśnie mnie kochałeś? A to głupie "na zawsze", miało dla Ciebie jakieś znaczenie, czy to też tylko kolejne słówka rzucane na wiatr? A co dalej? Dalej chyba sam dobrze wiesz co było. A ja co? Wybaczałam Ci wszystko. Byłam głupia myśląc, że naprawdę się zmienisz. Wierzyłam Ci w każde słówko. Nawet nie zlicze ile szans Ci dałam. A wiesz czemu, bo Cię kochałam idioto. Kochałam i kocham nadal. Może to już nie jest to samo co kiedyś, ale wiem, że odchodząc bezpowrotnie zabrałeś cześć mojego serca, pozostawiając ból i blizny. Blizny, które już prawdopodobnie zostaną na zawsze. Ale powiedzieć Ci coś szczerze? Nie żałuję niczego. Żadnej łzy wylanej przez Ciebie. Nawet tych głupich blizn. Niczego, bo Cię pokochałam tak, jak jeszcze nikogo nie byłam w stanie pokochać.
1 note
·
View note