#san gaudenzio
Explore tagged Tumblr posts
timelesstimeless · 3 days ago
Text
Oggi è festa nella nostra città.
I bimbi non vanno a scuola, mentre noi andiamo a lavorare nella metropoli tentacolare.
"Perché andate a lavorare? Perché andate che noi siamo a casa?", chiede lei.
Me lo chiedo anche io. Ce lo chiediamo anche noi.
0 notes
thecatgone · 1 month ago
Text
Tumblr media
Novara, San Gaudenzio
0 notes
thepaperboatblog · 1 year ago
Text
È San Gaudenzio e come ogni bravo novarese hai finalmente smontato l'albero di Natale.
 
Musica: Glitter Blast
Musicista: Kevin MacLeod
URL: https://filmmusic.io/song/4707-glitter-blast
Licenza: https://filmmusic.io/standard-license
0 notes
illustratus · 3 months ago
Text
Tumblr media
The Basilica of San Gaudenzio, 1890 by Carlo Cornaglia
143 notes · View notes
chez-mimich · 2 years ago
Text
Tumblr media
“Scurolo” della Basilica di San Gaudenzio di Novara. Gennaio 2023
7 notes · View notes
joseandrestabarnia · 3 months ago
Text
Tumblr media
TÍTULO: Crucifixión con Santa Catalina, San Francisco, San Buenaventura (?) y San Juan AUTOR: Bernardino Giovanni Scotti y Giovan Stefano Scotti FECHA: 1490 - 1495 MATERIAL Y TÉCNICA: Tempera DIMENSIONES: 243x143 cm INVENTARIO: 5511 La pintura data aproximadamente de 1495 y procede de la iglesia franciscana de Sant'Angelo en Milán. A falta de documentos, la atribución a los escotos se realiza sobre una base estilística, gracias a las afinidades encontradas con una pintura de tema similar conservada en Como, en el refectorio del monasterio franciscano de Santa Croce en Boscaglia pintada por Felice Scotti. De hecho, el cliente es el mismo (orden franciscana) y las figuras de los dos ladrones, el grupo de Marías y el santo obispo también son idénticas. Ambas obras están influenciadas por un ambiente cultural en el que convergieron la lección de Mantegna así como las experiencias locales de Bergognone, Zenale y Butinone y en el que se formaron las personalidades de Gaudenzio Ferrari (recordado por Lomazzo entre los alumnos de Stefano Scotti) y Bernardino Luini.
Información e imagen de la web de la Pinacoteca de Brera.
7 notes · View notes
espadamiura · 3 months ago
Text
San Gaudenzio, solo lui poteva essere il patrono di Rimini 😁😁😁
4 notes · View notes
anastpaul · 5 months ago
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Saint of the Day – 15 August – Saint Arduinus of Rimini (Died 1009) Priest, Hermit, Monk, Apostle of the needy, a shining light of the imitation of his Lord. Born around the middle of the 10th Century in Rimini, in the district of Romagna in Italy and died at the Monastery of St Gaudenzio in the Town of San Godenzo in 1009 of natural causes. Also known as – Arduino.
(via Saint of the Day – 15 August – Saint Arduinus of Rimini (Died 1009) Priest – AnaStpaul)
5 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Kontynuacja: konfrontacja oczekiwań
z rzeczywistością :P
Część II
Niby wczoraj zamknęłam dzień 2, ale byłam tak zmęczona, że sens tego co chciałam spisać mi umknął. Bo dlaczego ten dzień to "był hardcore"?
I zapomniałam wspomnieć, że nim wydarzyła się granica Szwajcarsko-Włoska wydarzyła się jeszcze jedna trasa-zjazd-zygzak w formie pocieszenia dla mojego chłopaka xP za zamknięty Stelvio Pass. Przerażająca rzecz. On był przeszczęśliwy, ale nadal ma ból dupy, że nie udało się przejechać przez Stelvio (i to jego kawałek konfrontacji oczekiwań z rzeczywistością). Ale chwilę po tym zjeździe wyrosła nam ruina romańskiego kościółka Chiesa di San Gaudenzio a Casaccia i szlak prowadzący w góry.
Znowu spontanicznie wyskoczyliśmy z samochodu by pozwiedzać! I by zabrać pieska na spacer w góry - czas nas niby gonił, ale z drugiej strony dobrze było rozprostować nogi, usprawiedliwiało nas zaspokajanie potrzeby szczeniaczka (sikupa itp). Wyszliśmy do kościółka, na szlak - wszędzie rodziło się od kozich bobków. :D
Dopiero po tej chwili zupełnie nie planowanej turystyki wjechaliśmy znowu do Włoch i od pierwszej chwili przywitała nas deszczowa pogoda i soczysta roślinność na stromych ścianach gór. O. ocenił, że znowu mamy tak różny krajobraz, chociaż to są te same góry. Teraz powtarzał, że czuje się jakby patrzył na filmy o tropikalnych lasach w Azji.
To widok z tamtego miejsca (tyle, że pogoda jest mniej deszczowa):
Tumblr media
Mniej więcej na tym odcinku, już przy jeziorze Como wydarzył się drugi tego dnia "wypadek" naszej psiulki. Była grzeczna, bardzo. Ale o ile przez Szwajcarię jechała zainteresowana wszystkim co się dzieje za oknami o tyle po powrocie ze spontanicznego spacerku była przygaszona, a przed Como nam zwymiotowała smaczkami w aucie. Rano też wymiotowała (brała aviomarin) jak tylko weszliśmy do auta i momentalnie wszystko sprzątnęła i zjadła jeszcze raz xD. Tym razem my byliśmy szybsi - zaczęliśmy sprzątanie samochodu na parkingu jakiegoś marketu. Samochodu i kurtki mojego partnera, która została oblana sowicie treścią żołądka pieska. :/
O. ogarniał pieska i umieszczenie jej z powrotem w specjalnie ku temu zakupionym kojcu dla psa na tylnym siedzeniu, które nasza sprytna gwiazdeczka od rana sobie obchodziła tak, by siedzieć za dźwignią hamulca ręcznego i by się przytulać to do mnie, to do O. (dalej nie sięgała, bo oprócz kojca była zabezpieczona również specjalnym pasem samochodowym dla psów na tylnym siedzeniu - naciągała ten pas jak się dało, gdy potrzebowała się przytulić). Teraz cały ręczny był zalany wymiocinami. Fuj. Więc ja skakałam w tym toooootalnym deszczu w te i we w te do śmietnika i do auta, do śmietnika i do auta. A O. ogarniał pieskowi wodę, świeże powietrze (nie chciała wychodzić, bo padało, ona nie lubi być mokra).
W końcu dojechaliśmy do willi w której mieliśmy nocleg. Najdroższy nocleg podczas całej naszej wyprawy to właśnie ten nad osławionym Jeziorem Como. Mieszkaliśmy wysoko. Mieliśmy piękny widok na inne wille, palmy, jezioro i przeciwległy brzeg.
I padało. Ech.
Nie wiem czy potrafię dobrze opisać sprzeczności jaki we mnie walczyły, bo nie wiem czy "i padało" oddaje wyłącznie fatalistyczne rozczarowaniem sytuacją zastaną :P? Czy też oddaje to buzujące pod skórą zaciekawienie "i padało?" - i co było dalej? Dlaczego padało? I padało? I to wstęp do zaciekawienia tym miejscem: i padało. Bo to dla mnie znaczy to "i padało" - bo musiałam skonfrontować po dniu pełnym wrażeń swoje oczekiwania z rzeczywiście. Walczyły we mnie dwa wilki - jeden się złościł, że mamy tutaj szarawkę i ulewę, chłód i przenikliwy wiatr, chociaż wedle prognozy pogody miało być "pochmurnie z przejaśnieniami". Ba! W tamtym momencie nawet internet twierdził, że nie ma tu opadów! A były! Ordynarnie lało! Mój piesek zwymiotował, śmierdziało nam w samochodzie, a szyby parowały! Drugi wilk mówił: jest inaczej niż oczekiwałaś i jest pięknie! Jest jak z baśni, jest tajemniczo, jesteś w chmurach, kłębowiska bieli przemykają po niebiesko-szarych zboczach, nisko jak jaskółki, muskają czasem tafle jeziora, szczyty Alp zlewają się z kłębami burzowych chmur, wszystko jest takie, niebieskawe i mokre, jakby ze snu. Jest niesamowicie!
Byłam zmęczona. Byłam głodna. I przebodźcowana. Miałam wrażenie, że nieplanowany przejazd przez Szwajcarię pożarł moje dzienne pokłady cierpliwości, zachwytu nad światem, rozkmin o ludziach żyjących w zastanym miejscu.
Tyle rzeczy tego dnia wydarzyło się tak... poza planem. Bo Szwajcaria była zupełnie nieplanowana! A taka zachwycająca! Tyle zaskoczeń, że to na miejscu docelowym, to było dla mnie za dużo. Chciałam czegoś przewidywalnego i zarazem nie chciałam już niczego, bo miałam na ten dzień już dość wrażeń.
Przypomnę: przejechaliśmy tego dnia przez 4 granice, przez 4 państwa i żadna z tych krain/granic nie była Polską/polska.
Wow.
Jeden dzień, kilka godzin i zrobiliśmy w tym czasie Niemcy, Austrię, Włochy, Szwajcarię i jeszcze raz Włochy. Masę wrażeń.
To był hardcore.
Chciałam tego dnia zobaczyć coś na co się szykowałam: ciepełko, piękną architekturę i miejsce, gdzie Anakin i Padme się hajtneli zanim ich życie się popierdoliło:
Tumblr media
[Chociaż teraz jak patrzę na ten kadr z filmu powyżej to w zasadzie WSZYSTKO się zgadzało poza widocznością promieni słonecznych... Szare góry, niskie chmury, roślinność, architektura... hymmm...]
Nocowaliśmy w bardzo ciekawym miejscu (ale miałam przestrzeń na dostrzeżenie tego dopiero kolejnego dnia rano): była to willa usytuowana mniej-więcej w połowie zbocza w miasteczku Menaggio. Przejechaliśmy przez bramę, parkowaliśmy od tyłu w gęsto i bujnie obsadzonym ogrodzie, a od frontu nasz pensjonat miał uroczą fontannę, pnącza i rzeźby, urokliwe pergole, palmy. W jednej z części ogrodu kryły się... krasnale z bajki o Królewnie Śnieżce. I Królewna również. :D Dla mnie - mieszkanki Wrocławia okrasnalonego - taki widok to trochę powód do rozczulenia i szukania "znaków losu" i innych "tak miało być". I jakby nie było to interpretowaniem zastanej sytuacji pod tezę i zarazem życzeniowe czy infantylne - było też przyjemne i grzejące serce. :D Niestety - lało tak bardzo, że z tego ogrodu i pergol, i kamiennych stoliczków, i żeliwnych mebli ogrodowych pod girlandami roślinności rozstawionymi to tu, to tam nie mieliśmy możliwości zrobić użytku. Ani nie mieliśmy przestrzeni i czasu by się tym wszystkim pozachwycać: bo zmęczenie, przemoknięcie, bliskość zachodu słońca i potworny głód goniły nas jak najszybciej do zakwaterowania się, a potem zjedzenia czegoś.
W hotelu - co uważam za ciekawe - wszędzie, od wejścia, widniały piękne, stylizowane, współczesne i stare plakaty samego jeziora Como, regionu Lombaridii i z jakiegoś powodu - regionu Kampanii (w naszym pokoju wisiały plakaty wyłącznie z Campanii). Od wejścia również wszędzie, na każdym półpiętrze, w jadalni, w bawialni - leżały mapy w kilku językach, przewodniki i informacje o tym, że hotel jest przyjazny wobec osób ze środowiska LGBTQ+. Pan na recepcji wręczył nam klucze do pokoju - na ostatnim piętrze, z bajecznym widokiem - oraz kupony zniżkowe: jeżeli zjemy dziś kolację w ich knajpie w miasteczku na dole, bezpośrednio nad jeziorem to do posiłku dostaniemy totalnie za free wybrany napój.
O samym pokoju - no nie zachwycał. Myśleliśmy, że za tą cenę, w takim fajnym miejscu dostaniemy pokój z łóżkiem dwuosobowym (z jednym dużym materacem), z prywatną dużą i przestronną łazienką (na bookingu była wzmianka o wannie). Dostaliśmy pokój bardzo wilgotny, z dwoma starymi, głębokimi, drewnianymi łóżkami zsuniętymi razem. W pokoju było jeszcze zaścielone łóżko piętrowe (więc pokój mógłby być pokojem 4-osobowym). Szafa, bieliźniarka, stolik i krzesła. A prywatna łazienka to był hit, ech. To była ubikacja-prysznic w stylu koreańskim: wchodzisz w zasadzie do pomieszczenia wielkości kabiny prysznicowej z kibelkiem, a nad spłuczką jest zawieszona deszczownica i słuchawka prysznicowa. Kompaktowe rozwiązanie, ale niespodziewane... Ech...
Byliśmy głodni, przemoczeni, potrzebowaliśmy się odświeżyć przed wyjściem na kolację w miasto.
Wyobrażałam sobie, że nad Como wyjdę na randeczkę ubrana w sukienkę, z make upem, ale no dupa... Padało tak, że masakra, powietrze pęczniało od wilgoci, a fryzurę po tym sprzątaniu psich rzygowin miałam już rozwaloną (loki jak raz siądą, to trzeba umyć i wystylizować od nowa, około 1,5h roboty... a byłam zbyt głodna na to).
Razem z O. wyskoczyliśmy prędko pod prysznic. Obydwoje odłożyliśmy na bok nasze plany randeczkowo-spacerowe (bo tak sobie wyobrażaliśmy ten wieczór planując podróż w Polsce), założyliśmy wygodne dresy, kurtki przeciwdeszczowe, ubraliśmy również pieska w psi płaszcz przeciwdeszczowy, obczailiśmy najbliższe knajpy. I zeszliśmy.
I tutaj już frustracja i zmęczenie nas zaczęło zżerać: byliśmy drażliwi, wkurzeni. Spacer nad sam brzeg w tej ulewie przez 15 minut to max ile była w stanie znieść przekonując się, że jest przecież pięknie i nucąc ku pokrzepieniu "Deszczową piosenkę". No bo kurwa było mokro, zimno, nawet pies odpieralał jakieś skargi. I we Włoszech trwałą jeszcze sjesta, nie mogliśmy zamówić nic do jedzenia. Wkurzeni wróciliśmy do hotelu - po te kupony na drinki i dlatego, że przypomnieliśmy sobie, że ta nasza mała bida nie jadła od kilku godzin i że warto ją napoić po jej rewolucjach żołądkowych (bo na spacerze tym razem dostała sraczki).
W końcu wylądowaliśmy w restauracji właścicieli naszego hotelu, gdzie zjedliśmy pizzę (był najbliżej naszego miejsca bytowania, a dalej nie chciało się nam chodzić, tym bardziej, że zeszliśmy iddealnie na otwarcie). A do pizzy zamówiliśmy z kuponami wino. Czerwone. Było pysznie, chociaż czekanie i irytacja trwała wieki!
Do tego piesek... w skrócie: dostała drgawek. O. uspokajał, a ja spanikowałam. Zciągnęłam jej ten płaszcz przeciwdeszczowy, który przecież już nie raz testowałam podczas deszczu w PL. I bingo! Przemókł na wylot! Po prostu siedziała z nami w restauracji w przemokniętym płaszczu i trzęsła się jak galareta z zimna. Do tego wymiotowała dwa razy tego dnia i miała rozwolnienie. Byłam przerażona.
Wróciliśmy do hotelu w nienajlepszych humorach, martwiąc się o naszego psiaka. W pokoju ją osuszyliśmy, podaliśmy lekarstwo i piesek odzyskał energię.
Po tym jak sami poleżeliśmy z pełnymi brzuchami zauważyliśmy, że nie pada. Zapowiadała się pochmurna, ale sucha pogoda do końca wieczora, ale niestety kolejnego dnia rano znowu miało lać. Szkoda, bo to oznaczało konieczność zmiany planów: prognozy pogody jeszcze kilka dni wcześniej przewidywały, że pogoda miała być słoneczna, a my mieliśmy rankiem najpierw zdobyć pobliski szczyt z bajecznym widokiem na Alpy i Como (zajęłoby to nam maks 5h, taki spacerek przed śniadankiem, gdyby wstać o 5 rano), a następnie przejść się po zabytkach przy linii brzegowej.
No ale trzeba było te plany zmienić i dostosować się do pogody szczególnie ze względu na dobro szczeniaczka. Zresztą nasze też: nic przyjemnego nie ma w przemakaniu, ani w łapaniu przeziębienia na początku urlopu.
Zeszliśmy na spacer nad jezioro. A z perspektywy czasu myślę, że mogliśmy to sobie odpuścić - ale każde z nas tak bardzo CHCIAŁO, że poszliśmy zwiedzać. Było miło. Ale nie mieliśmy sił, przestrzeni w głowach, ani już grama entuzjazmu do wykrzesania z siebie po takim dniu pełnym wrażeń. Do tego byliśmy drażliwi.
Mijaliśmy masę cudownych miejsc w których wyobrażałam sobie, jakbym mogła cykać zdjęcia, gdybyśmy tylko... hymmm wyglądali bardziej jak turyści-od-zdjęć niż turyści-chroniący-się-przed-deszczem. Nie tak to sobie wyobrażałam: tym bardziej, że prognoza pogody nawet w tamym momncie (ulewy) wskazywała jedynie na częściowe zachmurzenie z przelotnymi opadami.
Było nieprzyjemnie (przez warunki pogodowe) i pięknie (dzięki połączeniu natury i architektury).
Było tu sennie.
Jak w spirited away.
Jakby zlewał się w tym miejscu świat rzeczywisty i fantastyczny, boski.
Miałam wrażenie, że to miejsce jest trochę mistyczne, te góry, chmury, jezioro i szczyty starych wilii między gąszczem palm i innej roślinności. Ale w tamtej chwili byłam zbyt przebodźcowana by dostrzegą ogrom możliwości z tej konkretnej zmiany planów zwiazanej z zastaną rzeczywistością, a swoimi oczekiwaniami.
Tak bardzo tęskniłam za słońcem i gorącem... A było tak zimno, przenikliwie mroźnie, ciemno, wilgotnie.
Od tego stanu wolę uciec.
Po powrocie do hotelu potrzebowałam pobyć sama z jakieś 30 minut. W ciszy. To było mi potrzebne jak szklanka wody podczas spaceru po pustyni. Po prostu CISZA i zmniejszenie bodźców pomogły mi obniżyć poziom stresu.
Ten długi dzień zakończyliśmy sprzeczką o pierdołę z której już leżąc pod suchym, wełnianym kocem się śmialiśmy popijając dla profilaktyki fervex z wapnem. I upewnialiśmy się po kilka razy przed snem, że naszemu pieskowi jest wygodnie i sucho.
I poszliśmy spać...
A kolejnego dnia spaliśmy do 6. Całą noc lało, więc nasze i psie kurtki, ręczniki i klapki nie wyschły. Wzięłam małą do ogrodu na sikupę. Zeszłyśmy 4 kondygnacje w doł, do ogrodu, ale prędko załatwiłyśmy potrzebę - zbyt padało by mój pies miał frajdę z przebywania na dworze. Natomiast w hotelu nie było żywej duszy, ale niczym w spirited away: ktoś (jakiś dobry duszek) musiał ustawić wieki kawowar, więc całą jadalnie otulał aromat świeżo parzonej kawy. Cudowny zapach o poranku! Wzięłam na górę od razu dwa kubeczki pełne czarnej kawy. Cudo. Tak budziłam mojego chłopaka.
Pogodzeni, że z Jeziora Como to jednak zbyt wiele wrażeń nie przywieziemy spakowaliśmy, zeszliśmy na śniadanie - było to śniadanie na słodko i to mojego chłopaka zachwycało. Bo we Włoszech tylko na słodko, albo espresso al banco. I to on kocha. Ech...
I wyruszyliśmy w drogę ku Toskanii - dzień nr 3 opiszę jutro.
Tumblr media
8 notes · View notes
luisamiller · 2 years ago
Text
Torta ciosota
Tumblr media
Cake from the city of Chioggia made with radicchio di Chioggia, carrots, hazelnuts, vanilla extract, eggs, butter and sugar.
Pizza di Pasqua dolce
Tumblr media
Umbrian Easter cake made with candied fruit, raisins, rosolio di cannella (Italian cinnamon liqueur), Alchermes (Italian liqueur made with rose water, vanilla, cinnamon, cloves and coriander), lemon juice, milk, eggs, butter and sugar.
Focaccia di Nonno Pilade
Tumblr media
Tuscan cake made with almonds, hazelnuts, walnuts, raisins, anise, spices, butter and sugar.
Pane di San Siro
Tumblr media
Sponge cake from the city of Pavia made with dark chocolate, rhum, hazelnut buttercream, eggs, butter and sugar.
Polentina astigiana
Tumblr media
Cake from the city of Asti made with almond butter, raisins, Maraschino (Italian sour cherry liqueur), eggs and sugar.
Zonclada
Tumblr media
Cake from the city of Treviso made with ricotta, cinnamon, raisins, candied citron, pine nuts, dried apricots, eggs, butter and sugar.
Ciorchiello di Casette
Tumblr media
Palm Sunday cake from the city of Casette made with pine nuts, anise, raisins, lemon zest, milk, eggs, butter and sugar.
Bussolano di Soresina
Tumblr media
Easter ring-shaped cake from the city of Soresina made with lemon zest, milk, eggs, butter and sugar.
Pane di San Gaudenzio
Tumblr media
Piedmontese cake made with hazelnuts, pine nuts, raisins, chocolate chips, vanilla extract, lemon zest, eggs, butter and sugar.
Treccia d’oro di Thiene
Tumblr media
Braided cake from the city of Thiene made with candied orange, candied citron, raisins, eggs, butter and sugar.
5 notes · View notes
Text
Festivalbook San Gaudenzio, terza edizione ad Ivrea
Dal 21 al 23 luglio. Festival letterario promosso da Luci (ANSA) – TORINO, 29 GIU – Torna ad Ivrea, per il terzo anno il FestivalBook San Gaudenzio, organizzato nella splendida chiesa tardo barocca di San Gaudenzio dall’Associazione Luci di Ivrea, con lo scopo di promuovere gli autori del territorio canavesano e piemontese. Gli eventi sono gestiti da Edizione Pedrini.    Tra le firme più…
View On WordPress
0 notes
personal-reporter · 2 years ago
Text
In memoria di Lino Venini
Venerdì 23 giugno, alle ore 11, verr�� intitolata alla memoria di Lino Venini l’area attualmente utilizzata per la sosta degli autoveicoli compresa tra via Carlo Negroni, via San Gaudenzio, Via Benedetto Cairoli e l’edificio del Banco BPM. La proposta, accolta dalla Giunta comunale, è pervenuta dal nipote Fabrizio Cornalba con il supporto dell’associazione “Noi della BpN”. Continue reading Untitled
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
chez-mimich · 3 months ago
Text
Tumblr media
Stephen Tharp. Festival di Musica Sacra. Basilica di San Gaudenzio, ottobre 2024
0 notes
incamminoblog · 2 years ago
Text
DAI «TRATTATI» DI SAN GAUDENZIO DI BRESCIA,"L'EUCARISTIA, PASQUA DEL SIGNORE"
Dai «Trattati» di san Gaudenzio di Brescia, vescovo(Tratt. 2; CSL 68, 26. 29-30)L’Eucaristia, Pasqua del Signore     Cristo è lui solo che è morto per tutti. È lui il medesimo che si trova nel sacramento del pane e del vino anche se sono molte le assemblee nelle quali si riunisce la Chiesa. È il medesimo che immolato ricrea, creduto vivifica, consacrato santifica i consacranti.    La carne del…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
eccellenze-italiane · 2 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
San Gaudenzio, Novara
foto di Elena Meregalli
24 notes · View notes
mafelofr · 5 years ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Baceno, chiesa di San Gaudenzio, 2020
1 note · View note