#san gaudenzio
Explore tagged Tumblr posts
Text
È San Gaudenzio e come ogni bravo novarese hai finalmente smontato l'albero di Natale.
Musica: Glitter Blast
Musicista: Kevin MacLeod
URL: https://filmmusic.io/song/4707-glitter-blast
Licenza: https://filmmusic.io/standard-license
0 notes
Text
The Basilica of San Gaudenzio, 1890 by Carlo Cornaglia
#carlo cornaglia#art#basilica of san gaudenzio#architecture#drawing#illustration#church#churches#christianity#christian#basilica#piedmont#italy#europe#european#northern italy
142 notes
·
View notes
Text
“Scurolo” della Basilica di San Gaudenzio di Novara. Gennaio 2023
7 notes
·
View notes
Text
San Gaudenzio contemporaneo: al Palazzo del Broletto Novara
San Gaudenzio contemporaneo: al Palazzo del Broletto Novara
View On WordPress
0 notes
Text
TÍTULO: Crucifixión con Santa Catalina, San Francisco, San Buenaventura (?) y San Juan AUTOR: Bernardino Giovanni Scotti y Giovan Stefano Scotti FECHA: 1490 - 1495 MATERIAL Y TÉCNICA: Tempera DIMENSIONES: 243x143 cm INVENTARIO: 5511 La pintura data aproximadamente de 1495 y procede de la iglesia franciscana de Sant'Angelo en Milán. A falta de documentos, la atribución a los escotos se realiza sobre una base estilística, gracias a las afinidades encontradas con una pintura de tema similar conservada en Como, en el refectorio del monasterio franciscano de Santa Croce en Boscaglia pintada por Felice Scotti. De hecho, el cliente es el mismo (orden franciscana) y las figuras de los dos ladrones, el grupo de Marías y el santo obispo también son idénticas. Ambas obras están influenciadas por un ambiente cultural en el que convergieron la lección de Mantegna así como las experiencias locales de Bergognone, Zenale y Butinone y en el que se formaron las personalidades de Gaudenzio Ferrari (recordado por Lomazzo entre los alumnos de Stefano Scotti) y Bernardino Luini.
Información e imagen de la web de la Pinacoteca de Brera.
7 notes
·
View notes
Text
San Gaudenzio, solo lui poteva essere il patrono di Rimini 😁😁😁
4 notes
·
View notes
Photo
Saint of the Day – 15 August – Saint Arduinus of Rimini (Died 1009) Priest, Hermit, Monk, Apostle of the needy, a shining light of the imitation of his Lord. Born around the middle of the 10th Century in Rimini, in the district of Romagna in Italy and died at the Monastery of St Gaudenzio in the Town of San Godenzo in 1009 of natural causes. Also known as – Arduino.
(via Saint of the Day – 15 August – Saint Arduinus of Rimini (Died 1009) Priest – AnaStpaul)
5 notes
·
View notes
Text
Kontynuacja: konfrontacja oczekiwań
z rzeczywistością :P
Część II
Niby wczoraj zamknęłam dzień 2, ale byłam tak zmęczona, że sens tego co chciałam spisać mi umknął. Bo dlaczego ten dzień to "był hardcore"?
I zapomniałam wspomnieć, że nim wydarzyła się granica Szwajcarsko-Włoska wydarzyła się jeszcze jedna trasa-zjazd-zygzak w formie pocieszenia dla mojego chłopaka xP za zamknięty Stelvio Pass. Przerażająca rzecz. On był przeszczęśliwy, ale nadal ma ból dupy, że nie udało się przejechać przez Stelvio (i to jego kawałek konfrontacji oczekiwań z rzeczywistością). Ale chwilę po tym zjeździe wyrosła nam ruina romańskiego kościółka Chiesa di San Gaudenzio a Casaccia i szlak prowadzący w góry.
Znowu spontanicznie wyskoczyliśmy z samochodu by pozwiedzać! I by zabrać pieska na spacer w góry - czas nas niby gonił, ale z drugiej strony dobrze było rozprostować nogi, usprawiedliwiało nas zaspokajanie potrzeby szczeniaczka (sikupa itp). Wyszliśmy do kościółka, na szlak - wszędzie rodziło się od kozich bobków. :D
Dopiero po tej chwili zupełnie nie planowanej turystyki wjechaliśmy znowu do Włoch i od pierwszej chwili przywitała nas deszczowa pogoda i soczysta roślinność na stromych ścianach gór. O. ocenił, że znowu mamy tak różny krajobraz, chociaż to są te same góry. Teraz powtarzał, że czuje się jakby patrzył na filmy o tropikalnych lasach w Azji.
To widok z tamtego miejsca (tyle, że pogoda jest mniej deszczowa):
Mniej więcej na tym odcinku, już przy jeziorze Como wydarzył się drugi tego dnia "wypadek" naszej psiulki. Była grzeczna, bardzo. Ale o ile przez Szwajcarię jechała zainteresowana wszystkim co się dzieje za oknami o tyle po powrocie ze spontanicznego spacerku była przygaszona, a przed Como nam zwymiotowała smaczkami w aucie. Rano też wymiotowała (brała aviomarin) jak tylko weszliśmy do auta i momentalnie wszystko sprzątnęła i zjadła jeszcze raz xD. Tym razem my byliśmy szybsi - zaczęliśmy sprzątanie samochodu na parkingu jakiegoś marketu. Samochodu i kurtki mojego partnera, która została oblana sowicie treścią żołądka pieska. :/
O. ogarniał pieska i umieszczenie jej z powrotem w specjalnie ku temu zakupionym kojcu dla psa na tylnym siedzeniu, które nasza sprytna gwiazdeczka od rana sobie obchodziła tak, by siedzieć za dźwignią hamulca ręcznego i by się przytulać to do mnie, to do O. (dalej nie sięgała, bo oprócz kojca była zabezpieczona również specjalnym pasem samochodowym dla psów na tylnym siedzeniu - naciągała ten pas jak się dało, gdy potrzebowała się przytulić). Teraz cały ręczny był zalany wymiocinami. Fuj. Więc ja skakałam w tym toooootalnym deszczu w te i we w te do śmietnika i do auta, do śmietnika i do auta. A O. ogarniał pieskowi wodę, świeże powietrze (nie chciała wychodzić, bo padało, ona nie lubi być mokra).
W końcu dojechaliśmy do willi w której mieliśmy nocleg. Najdroższy nocleg podczas całej naszej wyprawy to właśnie ten nad osławionym Jeziorem Como. Mieszkaliśmy wysoko. Mieliśmy piękny widok na inne wille, palmy, jezioro i przeciwległy brzeg.
I padało. Ech.
Nie wiem czy potrafię dobrze opisać sprzeczności jaki we mnie walczyły, bo nie wiem czy "i padało" oddaje wyłącznie fatalistyczne rozczarowaniem sytuacją zastaną :P? Czy też oddaje to buzujące pod skórą zaciekawienie "i padało?" - i co było dalej? Dlaczego padało? I padało? I to wstęp do zaciekawienia tym miejscem: i padało. Bo to dla mnie znaczy to "i padało" - bo musiałam skonfrontować po dniu pełnym wrażeń swoje oczekiwania z rzeczywiście. Walczyły we mnie dwa wilki - jeden się złościł, że mamy tutaj szarawkę i ulewę, chłód i przenikliwy wiatr, chociaż wedle prognozy pogody miało być "pochmurnie z przejaśnieniami". Ba! W tamtym momencie nawet internet twierdził, że nie ma tu opadów! A były! Ordynarnie lało! Mój piesek zwymiotował, śmierdziało nam w samochodzie, a szyby parowały! Drugi wilk mówił: jest inaczej niż oczekiwałaś i jest pięknie! Jest jak z baśni, jest tajemniczo, jesteś w chmurach, kłębowiska bieli przemykają po niebiesko-szarych zboczach, nisko jak jaskółki, muskają czasem tafle jeziora, szczyty Alp zlewają się z kłębami burzowych chmur, wszystko jest takie, niebieskawe i mokre, jakby ze snu. Jest niesamowicie!
Byłam zmęczona. Byłam głodna. I przebodźcowana. Miałam wrażenie, że nieplanowany przejazd przez Szwajcarię pożarł moje dzienne pokłady cierpliwości, zachwytu nad światem, rozkmin o ludziach żyjących w zastanym miejscu.
Tyle rzeczy tego dnia wydarzyło się tak... poza planem. Bo Szwajcaria była zupełnie nieplanowana! A taka zachwycająca! Tyle zaskoczeń, że to na miejscu docelowym, to było dla mnie za dużo. Chciałam czegoś przewidywalnego i zarazem nie chciałam już niczego, bo miałam na ten dzień już dość wrażeń.
Przypomnę: przejechaliśmy tego dnia przez 4 granice, przez 4 państwa i żadna z tych krain/granic nie była Polską/polska.
Wow.
Jeden dzień, kilka godzin i zrobiliśmy w tym czasie Niemcy, Austrię, Włochy, Szwajcarię i jeszcze raz Włochy. Masę wrażeń.
To był hardcore.
Chciałam tego dnia zobaczyć coś na co się szykowałam: ciepełko, piękną architekturę i miejsce, gdzie Anakin i Padme się hajtneli zanim ich życie się popierdoliło:
[Chociaż teraz jak patrzę na ten kadr z filmu powyżej to w zasadzie WSZYSTKO się zgadzało poza widocznością promieni słonecznych... Szare góry, niskie chmury, roślinność, architektura... hymmm...]
Nocowaliśmy w bardzo ciekawym miejscu (ale miałam przestrzeń na dostrzeżenie tego dopiero kolejnego dnia rano): była to willa usytuowana mniej-więcej w połowie zbocza w miasteczku Menaggio. Przejechaliśmy przez bramę, parkowaliśmy od tyłu w gęsto i bujnie obsadzonym ogrodzie, a od frontu nasz pensjonat miał uroczą fontannę, pnącza i rzeźby, urokliwe pergole, palmy. W jednej z części ogrodu kryły się... krasnale z bajki o Królewnie Śnieżce. I Królewna również. :D Dla mnie - mieszkanki Wrocławia okrasnalonego - taki widok to trochę powód do rozczulenia i szukania "znaków losu" i innych "tak miało być". I jakby nie było to interpretowaniem zastanej sytuacji pod tezę i zarazem życzeniowe czy infantylne - było też przyjemne i grzejące serce. :D Niestety - lało tak bardzo, że z tego ogrodu i pergol, i kamiennych stoliczków, i żeliwnych mebli ogrodowych pod girlandami roślinności rozstawionymi to tu, to tam nie mieliśmy możliwości zrobić użytku. Ani nie mieliśmy przestrzeni i czasu by się tym wszystkim pozachwycać: bo zmęczenie, przemoknięcie, bliskość zachodu słońca i potworny głód goniły nas jak najszybciej do zakwaterowania się, a potem zjedzenia czegoś.
W hotelu - co uważam za ciekawe - wszędzie, od wejścia, widniały piękne, stylizowane, współczesne i stare plakaty samego jeziora Como, regionu Lombaridii i z jakiegoś powodu - regionu Kampanii (w naszym pokoju wisiały plakaty wyłącznie z Campanii). Od wejścia również wszędzie, na każdym półpiętrze, w jadalni, w bawialni - leżały mapy w kilku językach, przewodniki i informacje o tym, że hotel jest przyjazny wobec osób ze środowiska LGBTQ+. Pan na recepcji wręczył nam klucze do pokoju - na ostatnim piętrze, z bajecznym widokiem - oraz kupony zniżkowe: jeżeli zjemy dziś kolację w ich knajpie w miasteczku na dole, bezpośrednio nad jeziorem to do posiłku dostaniemy totalnie za free wybrany napój.
O samym pokoju - no nie zachwycał. Myśleliśmy, że za tą cenę, w takim fajnym miejscu dostaniemy pokój z łóżkiem dwuosobowym (z jednym dużym materacem), z prywatną dużą i przestronną łazienką (na bookingu była wzmianka o wannie). Dostaliśmy pokój bardzo wilgotny, z dwoma starymi, głębokimi, drewnianymi łóżkami zsuniętymi razem. W pokoju było jeszcze zaścielone łóżko piętrowe (więc pokój mógłby być pokojem 4-osobowym). Szafa, bieliźniarka, stolik i krzesła. A prywatna łazienka to był hit, ech. To była ubikacja-prysznic w stylu koreańskim: wchodzisz w zasadzie do pomieszczenia wielkości kabiny prysznicowej z kibelkiem, a nad spłuczką jest zawieszona deszczownica i słuchawka prysznicowa. Kompaktowe rozwiązanie, ale niespodziewane... Ech...
Byliśmy głodni, przemoczeni, potrzebowaliśmy się odświeżyć przed wyjściem na kolację w miasto.
Wyobrażałam sobie, że nad Como wyjdę na randeczkę ubrana w sukienkę, z make upem, ale no dupa... Padało tak, że masakra, powietrze pęczniało od wilgoci, a fryzurę po tym sprzątaniu psich rzygowin miałam już rozwaloną (loki jak raz siądą, to trzeba umyć i wystylizować od nowa, około 1,5h roboty... a byłam zbyt głodna na to).
Razem z O. wyskoczyliśmy prędko pod prysznic. Obydwoje odłożyliśmy na bok nasze plany randeczkowo-spacerowe (bo tak sobie wyobrażaliśmy ten wieczór planując podróż w Polsce), założyliśmy wygodne dresy, kurtki przeciwdeszczowe, ubraliśmy również pieska w psi płaszcz przeciwdeszczowy, obczailiśmy najbliższe knajpy. I zeszliśmy.
I tutaj już frustracja i zmęczenie nas zaczęło zżerać: byliśmy drażliwi, wkurzeni. Spacer nad sam brzeg w tej ulewie przez 15 minut to max ile była w stanie znieść przekonując się, że jest przecież pięknie i nucąc ku pokrzepieniu "Deszczową piosenkę". No bo kurwa było mokro, zimno, nawet pies odpieralał jakieś skargi. I we Włoszech trwałą jeszcze sjesta, nie mogliśmy zamówić nic do jedzenia. Wkurzeni wróciliśmy do hotelu - po te kupony na drinki i dlatego, że przypomnieliśmy sobie, że ta nasza mała bida nie jadła od kilku godzin i że warto ją napoić po jej rewolucjach żołądkowych (bo na spacerze tym razem dostała sraczki).
W końcu wylądowaliśmy w restauracji właścicieli naszego hotelu, gdzie zjedliśmy pizzę (był najbliżej naszego miejsca bytowania, a dalej nie chciało się nam chodzić, tym bardziej, że zeszliśmy iddealnie na otwarcie). A do pizzy zamówiliśmy z kuponami wino. Czerwone. Było pysznie, chociaż czekanie i irytacja trwała wieki!
Do tego piesek... w skrócie: dostała drgawek. O. uspokajał, a ja spanikowałam. Zciągnęłam jej ten płaszcz przeciwdeszczowy, który przecież już nie raz testowałam podczas deszczu w PL. I bingo! Przemókł na wylot! Po prostu siedziała z nami w restauracji w przemokniętym płaszczu i trzęsła się jak galareta z zimna. Do tego wymiotowała dwa razy tego dnia i miała rozwolnienie. Byłam przerażona.
Wróciliśmy do hotelu w nienajlepszych humorach, martwiąc się o naszego psiaka. W pokoju ją osuszyliśmy, podaliśmy lekarstwo i piesek odzyskał energię.
Po tym jak sami poleżeliśmy z pełnymi brzuchami zauważyliśmy, że nie pada. Zapowiadała się pochmurna, ale sucha pogoda do końca wieczora, ale niestety kolejnego dnia rano znowu miało lać. Szkoda, bo to oznaczało konieczność zmiany planów: prognozy pogody jeszcze kilka dni wcześniej przewidywały, że pogoda miała być słoneczna, a my mieliśmy rankiem najpierw zdobyć pobliski szczyt z bajecznym widokiem na Alpy i Como (zajęłoby to nam maks 5h, taki spacerek przed śniadankiem, gdyby wstać o 5 rano), a następnie przejść się po zabytkach przy linii brzegowej.
No ale trzeba było te plany zmienić i dostosować się do pogody szczególnie ze względu na dobro szczeniaczka. Zresztą nasze też: nic przyjemnego nie ma w przemakaniu, ani w łapaniu przeziębienia na początku urlopu.
Zeszliśmy na spacer nad jezioro. A z perspektywy czasu myślę, że mogliśmy to sobie odpuścić - ale każde z nas tak bardzo CHCIAŁO, że poszliśmy zwiedzać. Było miło. Ale nie mieliśmy sił, przestrzeni w głowach, ani już grama entuzjazmu do wykrzesania z siebie po takim dniu pełnym wrażeń. Do tego byliśmy drażliwi.
Mijaliśmy masę cudownych miejsc w których wyobrażałam sobie, jakbym mogła cykać zdjęcia, gdybyśmy tylko... hymmm wyglądali bardziej jak turyści-od-zdjęć niż turyści-chroniący-się-przed-deszczem. Nie tak to sobie wyobrażałam: tym bardziej, że prognoza pogody nawet w tamym momncie (ulewy) wskazywała jedynie na częściowe zachmurzenie z przelotnymi opadami.
Było nieprzyjemnie (przez warunki pogodowe) i pięknie (dzięki połączeniu natury i architektury).
Było tu sennie.
Jak w spirited away.
Jakby zlewał się w tym miejscu świat rzeczywisty i fantastyczny, boski.
Miałam wrażenie, że to miejsce jest trochę mistyczne, te góry, chmury, jezioro i szczyty starych wilii między gąszczem palm i innej roślinności. Ale w tamtej chwili byłam zbyt przebodźcowana by dostrzegą ogrom możliwości z tej konkretnej zmiany planów zwiazanej z zastaną rzeczywistością, a swoimi oczekiwaniami.
Tak bardzo tęskniłam za słońcem i gorącem... A było tak zimno, przenikliwie mroźnie, ciemno, wilgotnie.
Od tego stanu wolę uciec.
Po powrocie do hotelu potrzebowałam pobyć sama z jakieś 30 minut. W ciszy. To było mi potrzebne jak szklanka wody podczas spaceru po pustyni. Po prostu CISZA i zmniejszenie bodźców pomogły mi obniżyć poziom stresu.
Ten długi dzień zakończyliśmy sprzeczką o pierdołę z której już leżąc pod suchym, wełnianym kocem się śmialiśmy popijając dla profilaktyki fervex z wapnem. I upewnialiśmy się po kilka razy przed snem, że naszemu pieskowi jest wygodnie i sucho.
I poszliśmy spać...
A kolejnego dnia spaliśmy do 6. Całą noc lało, więc nasze i psie kurtki, ręczniki i klapki nie wyschły. Wzięłam małą do ogrodu na sikupę. Zeszłyśmy 4 kondygnacje w doł, do ogrodu, ale prędko załatwiłyśmy potrzebę - zbyt padało by mój pies miał frajdę z przebywania na dworze. Natomiast w hotelu nie było żywej duszy, ale niczym w spirited away: ktoś (jakiś dobry duszek) musiał ustawić wieki kawowar, więc całą jadalnie otulał aromat świeżo parzonej kawy. Cudowny zapach o poranku! Wzięłam na górę od razu dwa kubeczki pełne czarnej kawy. Cudo. Tak budziłam mojego chłopaka.
Pogodzeni, że z Jeziora Como to jednak zbyt wiele wrażeń nie przywieziemy spakowaliśmy, zeszliśmy na śniadanie - było to śniadanie na słodko i to mojego chłopaka zachwycało. Bo we Włoszech tylko na słodko, albo espresso al banco. I to on kocha. Ech...
I wyruszyliśmy w drogę ku Toskanii - dzień nr 3 opiszę jutro.
8 notes
·
View notes
Note
which city would you recommend visiting in northern italy in january? (there’s nothing i don’t like, besides skiing)
You can visit basically anywhere. Every city, even the smallest one, has something cool to see, something historic. Gonna mention a few I know better. but ofc it's more about what do you like and what you want to experience (the moment you know that I can be more accurate with my suggestion).
You can visit Turin, even more if you're insterested in something "esoteric" (there's the dark side of that city -with all the monuments and stuff- which is interesting, either if you believe or not in those things), not to mention it's close to the Alps if you want to take a trip there to just see the landscape or visit some castles.
In fact, if you go to Aosta and the Aosta Valley, you'll have loads. You don't have to ski at all, you can enjoy the villages, the castles, the history of the city -Aosta- (at the end of january 29th-31st there's also a very famous street market in which you can buy wood stuff and typical food and much more), maybe visit some vineyard or cheese/ham producers (many offer guided visits+free tasting), or just go up on the mountains and walk on the snow to a close cabin to enjoy the view and some warm chocolate...
In Piedmont there are also the Langhe, which are hills basically but there are even more vineyards and things to eat (the food tourism there is really strong + there are nice villages and castles as well)
Another city is Novara: it's between Turin and Milan (by train is like 1 hour from Turin and 40 mins from Milan). It's surrounded by rice fields (many typical foods are made with it), it's close to the mountains (same thing I mentioned), it's close to hills (same as Langhe), it's close to the 7 lakes (between Piedmont and Lombardy) and a couple of them are pretty famous: Lago Maggiore (the biggest, so many interesting things to see like the San Carlo Borromeo statue -copied by the Liberty statue of NY-, the Castlli di Cannero -close to Switzwerland too- which are ruins in the middle of the lake but once were the customs, but there are also 3 famous Isole Borromee too which are so beautiful and the Isola Bella for example has a beautiful park+villa) and the little Lago d'Orta with the even more little precious Isola di San Giulio and the monastery (but also an amazing history). I love the vibe there. But back to Novara, it has lot of history too, and a very interesting Cupola di San Gaudenzio which used to be the tallest brick Cupola buildt on a church (it doesn't touch the ground) of the whole Europe (made by Alessandro Antonelli: there's a special tour about him to see all his amazing works) and ofc you can go up on the Cupola too and see the landscape and Milan from there (if the weather allows ofc... fog is there very often). Oh, the patron Saint is celebrated with street markets on january 22nd (cool enough, Aosta is a couple of hours away, js). lol im not selling away this town i swear...or maybe i am but ik it well<3
And yes, Milan but... do I have to talk about Milan? The Duomo, the Castello Sforzesco, La Scala and so much more. Sondrio, which is up near the mountains but it's a cool city too. Bergamo, divided into uptown and downtown (meaning the first is up on the "hill"). Mantova with all the museums to visit like Palazzo Te. Padova, again with the University history and the Cappella degli Scrovegni (Giotto's job). Venezia, and I think I don't have to add anything, lol But also Genova and the Cinque Terre (we're in Liguria: you're near the sea too), and Emilia Romagna with cities like Bologna, Modena, Riccione (which probably is more alive in summer?Idk): history, food, landscape (from the mountains to the sea)... Trento is a cool city too, and despite it being in Trentino, you can visit the city and the area around, and enjoy the landscape without having to go skiing
The Northern area as a lot to offer, it only depends on what you want to do (visit cities and their history, stay more in nature -and which kind-, do both, just eating and relaxing in a spa...) :) so if you want to drop another ask with a request, I'll gladly suggest something more in tune with you!
#italy#visit italia#visit italy#it#italian#italian places#italian things#italian stuff#italian cities#domande asks#langblr#languages#italianblr#language#italian language#italian langblr
15 notes
·
View notes
Text
Torta ciosota
Cake from the city of Chioggia made with radicchio di Chioggia, carrots, hazelnuts, vanilla extract, eggs, butter and sugar.
Pizza di Pasqua dolce
Umbrian Easter cake made with candied fruit, raisins, rosolio di cannella (Italian cinnamon liqueur), Alchermes (Italian liqueur made with rose water, vanilla, cinnamon, cloves and coriander), lemon juice, milk, eggs, butter and sugar.
Focaccia di Nonno Pilade
Tuscan cake made with almonds, hazelnuts, walnuts, raisins, anise, spices, butter and sugar.
Pane di San Siro
Sponge cake from the city of Pavia made with dark chocolate, rhum, hazelnut buttercream, eggs, butter and sugar.
Polentina astigiana
Cake from the city of Asti made with almond butter, raisins, Maraschino (Italian sour cherry liqueur), eggs and sugar.
Zonclada
Cake from the city of Treviso made with ricotta, cinnamon, raisins, candied citron, pine nuts, dried apricots, eggs, butter and sugar.
Ciorchiello di Casette
Palm Sunday cake from the city of Casette made with pine nuts, anise, raisins, lemon zest, milk, eggs, butter and sugar.
Bussolano di Soresina
Easter ring-shaped cake from the city of Soresina made with lemon zest, milk, eggs, butter and sugar.
Pane di San Gaudenzio
Piedmontese cake made with hazelnuts, pine nuts, raisins, chocolate chips, vanilla extract, lemon zest, eggs, butter and sugar.
Treccia d’oro di Thiene
Braided cake from the city of Thiene made with candied orange, candied citron, raisins, eggs, butter and sugar.
5 notes
·
View notes
Text
I Carabinieri di Morro d'Alba in campo contro le truffe agli anziani
I Carabinieri di Morro d'Alba in campo contro le truffe agli anziani. A Morro d'Alba la Festa della lacrima e del tartufo si è trasformata in occasione utile per sensibilizzare ulteriormente la popolazione sui rischi delle truffe in danno degli anziani. Nella mattinata di ieri i Carabinieri della locale Stazione hanno dapprima incontrato i fedeli che avevano assistito alla messa domenicale presso la Chiesa dedicata a San Gaudenzio, grazie alla preziosa collaborazione del Parroco, don.... Leggi articolo completo su La Milano Read the full article
0 notes
Text
Gaudenzio Ferrari: La Madonna degli aranci, Altarbild in der San-Cristoforo-Kirche in Vercelli, 1529/30
"Bei der Entstehung der Violininstrumente sind wir mangels erhaltener Instrumente auf Darstellungen in der Kunst Norditaliens angewiesen. Die frühesten Gemälde mit Violininstrumenten entstanden ab 1508 in Ferrara. Weitere Darstellungen bis in die 1530er Jahre finden wir neben Ferrara in Finalpia, Parma, Padua, dem Mailänder Raum und im Friaul.[20] Den heutigen Violinen am nächsten kommen Darstellungen des Gaudenzio Ferrari und seiner Werkstatt ab 1529/30. Er bildet unterschiedliche Größen („Familie“) der neu etablierten Bauart ab." (Quelle)
"Torelli schrieb einige der frühesten Beispiele des Violinkonzerts, manche sagen, er habe die Form erfunden. Ich habe mehrere Uploads seines op8 gesehen, aber nur wenige von seinem op5, die nur Fragmente des Werks enthalten. In den Anmerkungen heißt es, dass das op5 zum ersten Mal 1692 bei einer Aufführung in Bologna (Italien) zu hören war, also vor seinem op8, das auf sein Todesjahr 1709 zurückgeführt wird. Mit dieser Aufnahme möchte ich meiner Neugierde nachgehen, die frühesten Formen der Violinmusik zu erforschen und meine Sehnsucht nach dem Klang der Barockvioline zu befriedigen."
Giuseppe Torelli - Violin Concertos op5:
youtube
0 notes
Text
Stephen Tharp. Festival di Musica Sacra. Basilica di San Gaudenzio, ottobre 2024
0 notes
Text
The dome of San Gaudenzio in Novara, Italy. In the rain it transformed into a fountain and is one of the most beautiful things I’ve ever seen.
0 notes
Text
Festivalbook San Gaudenzio, terza edizione ad Ivrea
Dal 21 al 23 luglio. Festival letterario promosso da Luci (ANSA) – TORINO, 29 GIU – Torna ad Ivrea, per il terzo anno il FestivalBook San Gaudenzio, organizzato nella splendida chiesa tardo barocca di San Gaudenzio dall’Associazione Luci di Ivrea, con lo scopo di promuovere gli autori del territorio canavesano e piemontese. Gli eventi sono gestiti da Edizione Pedrini. Tra le firme più…
View On WordPress
0 notes