Tumgik
#pisk opon
Text
Nie jestem typowa, pisk opon nie robi na mnie wrażenia, w przeciwieństwie do cichego odgłosu buziaka w szyję. zamiast wypchanego po brzegi portfela wolę widzieć Twój szczery uśmiech. niełatwo zdobyć moje uznanie, bijąc się z jakimś typem w klubie, bukiet czerwonych róż bardziej mnie przekonuje. Twoje błyskotki na szyi i nadgarstku nie potrafią mnie tak zaczarować, jak Twoje spojrzenie pełne blasku. Nie Twoje przekleństwa czynią Cię, moim zdaniem, mężczyzną, lecz sposób, w jaki potrafisz mnie objąć, gdy się boję. nie cieszy mnie, gdy przez telefon mówisz kumplowi, że jesteś gdzieś ze mną, prawdziwą radość sprawisz, gdy mijając go nie wypuścisz mej dłoni z uścisku. nie musisz zabierać mnie na kolacje przy świecach, w zupełności wystarczy pośpiesznie zjedzony hamburger w Twoim towarzystwie. nie kupisz mnie drogimi prezentami, ale za jedno 'kocham Cię mała' jestem skłonna oddać Ci cały swój świat.'
51 notes · View notes
cali-neczka · 2 years
Text
Ciemna ulica i cisza,
żadnego przechodnia nie widać.
Błąkam się samotnie po mieście,
szukając czegoś, co widziałam we śnie.
Nie mogę odpędzić uczucia,
że muszę wciąż szukać i szukać...
Zimne poty i dreszcze,
"Czemu nie znalazłam jeszcze?!"
Nagle krzyk, strzał i opon pisk.
O jedną osobę mniej jest dziś...
Me serce bije jak szalone,
łzy po policzkach rozpędzone.
"Nie tego szukałam przecież !
Widocznie na tym podłym świecie
brakuje ukojenia dla duszy.
Wśród tych ciągłych katuszy
nie znajdzie się szczęścia i spokoju.
Pozostaje mi żyć w wiecznym niepokoju."
Myśli czarne jak moja sukienka.
Chodzę dalej po ulicy jak zaklęta,
szukając odrobiny szczęścia.
~ @cali-neczka
36 notes · View notes
milczeniev · 6 years
Text
Ulga
Z niechęcią weszła do szkoły. Tak bardzo nie chciała tu być. Tak bardzo nie chciała widzieć tych wszystkich ludzi. Którzy jej nie pomogli, a wszystko widzieli. Zobaczyła spojrzenia i uśmiechy współczucia. Prychła i spojrzała na wszystkich z pogardą. Nienawidziła ich tak bardzo jak nienawidziła jego. Uniosła głowę wysoko i postanowiła iść w kierunku sali. Musiała udawać twardą, musiała udawać silną inaczej by się rozpłakała jak mała dziewczynka do tego nie mogła dopuścić. Odgarnęła jasne włosy do tyłu. Zobaczyła jego zielone tęczówki, jakże bardzo nie chciała ich zobaczyć, brzydziły ją jak ich właściciel. Brunet uśmiechnął się do niej, nienawidziła tego uśmiechu, a tak często go widziała. Pamiętała tym razem co jej zrobił. To działo się już wcześniej ale zawsze była zbyt najebana żeby coś pamiętać. Tym razem była trzeźwa. Myślała, że brunet to jej przyjaciel, myliła się. Wypila od niego sok. Wtedy to się zaczęło jej ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Czuła wszystko co jej robił i widziała wszystko. Poczuła gule w gardle i ból w podbrzuszu. Zaczął iść w jej kierunku. Przestraszona zaczęła się cofać. Nie wiedziała co zrobić gdy chłopaka położył jej ręce na tali. Wzdrygła się. Wtedy zrozumiał że pamięta wszystko. Zacisnął szczękę był wkurwiony na siebie, że zrobił tak banalny błąd. Jej oczy automatycznie się zaszkliły. Jedna łza spływała po jej policzku. Chłopak otarł ją kciukiem. Przyparł ją swoim ciałem do zimnej ściany. Nie kontrolowany szloch wydostał się z jej gardła. Chłopak powiedział - Kotku przecież było Ci dobrze. Nie chisteryzuj. Chciała krzyczyć ale nie mogła. Była zbyt przerażona. Widziała szaleństwo w oczach chłopaka. Kopła chłopaka w jego krocze. Brunet zwił się z bólu. Zaczęła uciekać z szkoły płacząc. Przebiegała przez ulice. Usłyszała pisk opon. Auto jechało za szybko nie zdążyło wychamować. Umarła na miejscu.
@milczeniev mogło się tak skończyć, więc czemu się nie skończyło?
Ughh w końcu to napisałam, nie było mi łatwo ale ehh dałam radę ciekawi mnie czy ktoś wgl to tu przeczyta. No cóż nie jestem osobą która w cokolwiek wierzy i możliwe że są tu jakieś błędy ortograficzne ale jebać.
71 notes · View notes
yescocain · 5 years
Text
Qrwa
Deficyt emocji to sprawił. Człowiek chce - więc szuka. Weźmie choćby miał zabić.
Biała podłoga, białe kafelki, a na niej plama wielkości wszystkiego i niczego, totalny syf, bagno, wszelkie płyny ustrojowe. Masz szczote i mopa, weź kurwa w końcu to posprzątaj.
Powoli przemierzam ścieżki wydeptane i tworzę nowe solidnie. Rozglądam się wokół patrzę i widzę aby dostrzec rekrutów - potencjalnych towarzyszy bądź nauczycieli życia.
Pisk opon, jadę dalej, do przodu, przed siebie. Spierdalam czasem żeby choć przez chwilę poczuć się jak w niebie.
1 note · View note
vidiiana · 5 years
Text
Wolę sztuczne szczęście niż żadne i poobijane kolana i wspomnienia i siniaki i ból, kiedy wstaję i nie wiem dlaczego mnie boli, kiedy po tygodniu mi się przypomina co robiłam, albo jak mi opowiadają, wracanie nad ranem, kładzenie się spać, kiedy inni już wstają, albo niespanie w ogóle, oglądanie wschodu słońca nad rzeką, zapach trawki i nosów, smak papierosa o poranku, ciepło ogniska, moja ręka przy Twojej, drifty, pisk opon i Ciemna Strefa na przemian z Ganją Mafią w tle
Drink beer, smoke weed, let me live
No przepraszam.
17 notes · View notes
nataliao29 · 6 years
Photo
Tumblr media
'Tasira'
Rozdział 2
Tasira/Elena
  Kolejny dzień przyniósł deszcz, który sypał z nieba milionem małych szkieł, a zimny wiatr świstał porywając na cztery strony świata kolorowe liście. Przyglądałam się temu zjawisku, choć noc była coraz ciemniejsza i bardziej ponura. Nie mogłam opuścić Azylu, bo ciągle martwiłam się o Corbina i jego dzikie, niepewne, pełne bólu zachowanie, które rodziło gniew. Weszłam powolnym, pewnym krokiem na jego wybieg. Dziś otrzymał karę i został oddzielony od stada i zamknięty w małej przestrzeni.
Usłyszałam warczenie, zgrzyt zębów, a po chwili wycie dobiegające z kamiennej, nie wysokiej skały. Spojrzałam w tamtym kierunku. Baron duży, szary wilk siedział na mokrych bryłach skalnych.
- Witaj – szepnęłam patrząc na rozkojarzonego wilka stojącego na swoich czterech, masywnych łapach. – Uspokoiłeś swój gniew. Wyciszyłeś, a raczej okiełznałeś swoje szaleństwo? – spytałam, ale wiedziałam, że nie otrzymam słownej odpowiedzi. Baron powoli schodził ze skały. Ciągle patrzył na moją postać. Kiedy w końcu skoczył na ziemię i warknął w moim kierunku usłyszałam świst bata uderzającego o skalną powierzchnię oraz sięgającą do jego pyska. Odwróciłam się. – Tom, co ty wyprawiasz! – podniosłam głos, ale on tylko się uśmiechnął.
- Myślałem, że chce zaatakować – rzekł w moją stronę. Był bezczelnym człowiekiem. Nienawidził zwierząt, ale ciągle tu pracował, jakby lubił sprawiać sobie przyjemność, satysfakcję z pastwienia się nad tym zniewolonymi istotami. – Powinnaś zawsze mieć przy sobie coś do obrony – powiedział spluwając na ziemię gęstą śliną. Wyobrażałam sobie już nie raz jak doskakuje do jego krtani. Przestałam się nakręcać, bo bałam się konsekwencji swoich nieokiełzanych czynów. – Uważaj na siebie. Dobrze wiesz, że Baron jest niebezpieczny – wydusił z siebie i opuścił posesję.
Baron odprowadził go wzrokiem do bramy, a kiedy usłyszał brzdęk zamykającej się furtki ponownie zawył. Popatrzyłam na zwierzę, a potem próbowałam dostrzec Tom’a w ciemnościach. Jego postać na szczęście oddalał się od nas.
        Następnego dnia pojawiłam się w pracy z samego rana. Chciałam sprawdzić jak czuje się Yono, ale przede wszystkim Baron, który po wczorajszej wizycie Tom’a pozostawił mu po sobie pamiątkę. Weszłam do biura i usłyszałam szepty przyjaciółki, która coś bardzo emocjonalnie opowiadała Ryan’owi. Byłam jeszcze daleko, ale mój wyostrzony słuch prawie wszystko wychwycił. Jeszcze mogę wykorzystywać swoje zmysły do czasu, kiedy nasiąknę zbyt mocno otoczeniem, człowieczeństwem i przez trochę czasu zagubię swoją prawdziwą skórę.
Usłyszałam:
- Weterynarz zauważył na pysku, oku Baron’a niewielką ranę. Stwierdził, że wczoraj tego nie było na jego wizycie i ktoś musiał później wymierzyć mu karę. – Melisa zamilkła. Ryan popatrzył na jej usta, a ona szybko dopowiedziała widząc, jak Adam karci Tom’a. – Lekarz zauważył, że Tom nosi przy sobie bat i wyszarpnął mu go za paska, a kiedy rozwinął Baron warknął. Podobno pokazał zęby i chciał się rzucić do ataku, ale na szczęście pojawiłeś się ty. Christian zaczął po wyjściu z klatki tłumaczyć kulturalnie Tom’ie jak powinno traktować się wilki. Od słowa do słowa doszło do szarpaniny.
W końcu Melisa mnie zauważyła. Podeszłam i zaczęła opowiadać od nowa całe wydarzenie.
- Pójdę do Barona – rzekłem i pospiesznie wyszłam z biura. Ruszyłam w stronę mniejszego ogrodzenia, ale bardzo szybko spostrzegłam, że nie ma w nim szarego wilka. – Gdzie jesteś? – spytałam sama siebie.
- Poprosiłem kierownika, aby pozwolił mu wrócić do stada. – Usłyszałam za sobą znajomy głos i ten intensywny zapach. Odwróciłam się niepospiesznie. Ujrzałam Christiana ocierającego skrawkiem poszarpanej tkaniny krew z dłoni. – Baron jest z pozostałymi. W ogrodzeniu znajdują się Yora wilczyca, Setam i Yono dwa piękne wilki, Clare dość stara wilczyca i Kama młoda piękna wilczyca. Skąd ją macie? – spytał, a ja przez chwilę wpatrywałam się w jego hipnotyzujące spojrzenie. Jego kolor przypominał mi ziemię, korę pięknych, ale obumierających drzew i ta barwa przypominała mi mój dom. Mój las Termas. – Skąd ją macie? – Ponownie spytał, a ja nadal patrzyłam na niego czując w sobie ból, krew płonęła mi w żyłach, a serce dziwnie łomotało, szalało uderzając o żebra.
- Przywieziono ją nam. Błąkała się po mieście Lao – odpowiedziałam, a on subtelnie się uśmiechnął. – Jest młoda, ale bardzo ułożona.
- A Baron? Chyba nie jest ułożony, prawda?
- Baron jest dumnym i pełnym gniewu wilkiem, ale to piękna istota. Staram się mu tłumaczyć, że nie może tak postępować, ale…
- Natury się nie oszuka – wtrącił Christian.
- Natury? – spytałam.
- To wilki. Te zwierzęta są niesamowite, majestatyczne, ale bardzo niebezpieczne. Nie okiełznasz ich.
- I nie chcę – burknęłam. – Chciałabym, aby zostały waleczne i dzikie.
- Tak? – spytał, a ja skinęłam głową. – Ja, choć uwielbiam ten gatunek uważam, że trzeba pamiętać, iż wilk to drapieżnik i nigdy o tym nie zapominaj Eleno. – Skończył mówić. Przez chwilę patrzył na mnie, a widząc moje milczenie odszedł w stronę budynków, gdzie znajduje się miejsce przeznaczone do jego pracy.
- Myli się – burknął Tom. – Nawet wilk może stać się owcą. – Spojrzałam na niego, gdy omijał moją postać. Mrugnął do mnie, a ja odwróciłam wzrok i poczułam niechęć, a raczej złość i bardzo dużą dozę nienawiści w stosunku do tego człowieka.
      Znalazłam się przed wielkim ogrodzeniem. Patrzyłam nerwowo na leżące wilki przy strumieniu i w końcu zobaczyłam Barona. Leżał na trawie oddalony o jakieś dziesięć kroków od reszty stada i bacznie obserwował otoczenie. Westchnęłam i dotknęłam dłonią siatki, mocno zacisnęłam palce na napinaczu i wtedy poczułam przechodzący przez palce prąd. Nie sprawiło mi to bólu, ani żadnej innej krzywdy, ale zobaczyłam spojrzenie szarego wilka i syknęłam, wtedy poczułam na ramieniu dotyk dłoni.
- Nic ci nie jest?
- Nie, Ryan – odpowiedziałam i natychmiast owinęłam dłoń chusteczką. – Mam krem w domu na takie specjalne wypadki. Posmaruje i nic nie będzie widać. Z resztą ja tylko musnęłam i…
- Dobrze – wtrącił. – Rozumiem. Nigdy nie przyznasz się do bólu. Już za dobrze cię znam, aby wiedzieć, że. – Zamilkł, gdy się do niego przytuliłam i zobaczyłam jak obserwuje nas Christian. Baron zawył, a ja zwróciłam na niego uwagę. Wymieniliśmy spojrzenia.
     Wieczorem wróciłam do domu. Po wejściu do budynku przywitała mnie pani Helena właścicielka domu, który jest pensjonatem, a raczej miejscem, w którym zamieszkują różni ludzie. Pani Helena przyjmuje wszystkich, którzy potrzebują noclegu na kilka dni, miesięcy, dwa lata, a czasem tylko na jesień tak jak w moim przypadku.
- Dobry wieczór – rzekłam. – Pani jeszcze nie śpi?
- A dziś nie mogę. To chyba wina pogody. Deszcz sprowadza na mnie różne dolegliwości – odpowiedziała i uśmiechnęła się bardzo przyjaźnie. – Znów późno wracasz, Elena.
- Mam dużo obowiązków, a ostatnio zwierzęta są nie spokojne – wydusiłam. Kobieta poklepała mnie po ramieniu.
- Idź odpocznij, a ja idę na dwór. Posiedzę i popatrzę w gwiazdy dziś niebo jest czyste – oznajmiła i odeszła.
Znalazłam się w mieszkaniu. Zdjęłam kurtkę, ściągnęłam buty i weszłam do salonu. Położyłam się na kanapie i ledwo, szczelnie zamknęłam powieki, a już łagodnie odpłynęłam w sen.
Biegliśmy. Nagle. Szybko. Byliśmy jak krople wody, które głośno uderzają o powierzchnię, błotnistą ziemię. Prawie bezszelestnie poruszaliśmy się między krzakami, drzewami fioletowymi jeżynami, które naznaczały nas niczym pędzel malarza czyniąc nieznaczne kleksy na mokrych futrach. Odwracałam się widząc goniących nas ludzi ze strzelbami.  Las, który ochraniał nas rozbrzmiewał ich krzykami, czułam zapach ludzkiej spoconej skóry, a w pewnych momentach było słychać wystrzały z broni. Huk. Przerażające. Wilki biegnące przede mną, za mną upadały od kolejnych świszczących kul. Ich zimne, nieruchome ciała, ciemne sylwetki ludzi za nami, odór śmierci, krwi mieszanej z zapachem nowonarodzonych roślin wszystko docierało za mocno, za szybko do moich nozdrzy. Biegliśmy. W oddali słyszeliśmy wycie przywódcy, czuliśmy woń zgnilizny i słyszeliśmy szum wody. Pędziliśmy w tamtym kierunku, ale wtedy…
Obudziłam się zlana potem, dłonie i całe moje ciało drżało, a kiedy przełknęłam ślinę poczułam, że w moim gardle jest przeszkoda. Byłam wystraszona tak jak wtedy, dlatego pospiesznie wybiegłam z mieszkania, a następnie z budynku. Pobiegłam w stronę ciemności. Co sił w nogach uciekałam przed realnym obrazem w mojej głowie, który przerodził się w straszny sen. W końcu poczułam zapach lasu. Byłam blisko. Mogłam się schronić. Jeszcze tylko rozejrzałam się i zaczęłam ponownie biec w stronę mojego domu. Niespiesznie stawiałam bose stopy na kamiennym bruku, moje oczy zaczęły mnie szczypać, od różnych zapachów płynących z miasta zaczęło kręcić mnie w nosie, a usta zaczynały nasiąkać śliną, w której czuć ostatnie drobinki krwi. Spojrzałam ostatni raz za siebie. Potem wbiegłam do lasu na ścieżkę naznaczoną jesiennymi liśćmi i poczułam jak moje stopy kruche i słabe zmieniają swój kształt na silne, mocne łapy. Zwalone drzewa, wydawały się na początku moim łapom obce, unikałam potknięć, wzbijając się w powietrze długimi susami, ledwo dotykałam ziemi. Zawyłam czując jak krople deszczu zaczynają pieścić moją sierść, srebrne futro okryło moją postać i w końcu poczułam się odziana, a nie naga. Przybrałam prawdziwą postać. Usłyszałam wycie wilków i czym prędzej ruszyłam w tamtą stronę. Byłam tak oszołomiona przemianą, że bez większej rozwagi wbiegłam na jezdnię i usłyszałam silne hamowanie, pisk opon, a kiedy spojrzałam w stronę samochodu zostałam oślepiona przez mocne światła reflektorów. Poczułam uderzenie. Zapiszczałam, a kiedy łeb opadł na asfalt usłyszałam w oddali wycie moich pobratymców.
######
Christian
  Starałem się zapanować nad samochodem, ale nie mogłem. Było za późno. Zobaczyłem tylko srebrnego wilka, który niefortunnie z wielkim hukiem uderza o mój samochód. Wybiegłem z auta, gdy tylko nastała cisza. Po wyjściu usłyszałem pisk zwierzęcia i wycie wilków znajdujących się głęboko w lesie. Podbiegłem do istoty i zobaczyłem jego ślepia. Wydawały się żółte, ale one były koloru złota, mieniły się orzechowymi plamkami o tysiącu odcieni. Patrzyłem w jego oczy, a on nie odwracał wzroku dopóki nie zamknął ze słabości, bólu swoje duże ślepia. Natychmiast zabrałem go do samochodu i zawiozłem do domu.
Wbiegłem ze zwierzęciem na rękach do stajni. Zacząłem badać delikatnie i bez pośpiechu wilka. Było duże i naprawdę piękne. Kiedy dotykałem jego srebrnej sierści poczułem chłód, dość przyjemny, a potem ciepło i napotkałem ślepia wilka. Jego złote oczy. Uśmiechnąłem się.
- Myślałem, że już nigdy ich nie zobaczę. Dobrze, że się nie poddałeś – szepnąłem i pospiesznie, kiedy zaczął się ruszać podałem mu zastrzyk usypiający. Zwierzę odpłynęło, a ja zacząłem leczenie. Wilk miał ranę na lewej łapie.
1 note · View note
bigmiopast · 6 years
Text
.06 ROZMOWA (02:06 / 07-01-2019) 
Amazing Grace subtelnie przepływało przez uszy dziewczyny, swoją trasę koncertową zaczynając od przestarzałej empetrójki. Zdawało się być to jedynym ukojeniem w ciągu ostatnich miesięcy, które zostały zamknięte pod rozdziałem zatytułowanym jako “Porażka”. Chcieć to móc? Prostota tych słów nigdy wcześniej nie była bardziej dołująca. Pozytywne hasła potrafiły przygnębić ją znaczniej niż piosenki napisane przez złamane serca.  Śmierć jednego z jej czworonożnych przyjaciół, marzenia zakopane przez hasło “zbankrutowaliśmy” oraz samotność na jaką zgodziła się poprzez ucieczkę przed społeczeństwem. Wiesz... dla Mio możliwość zaistnienia w świecie pasji było życiowym celem, ważniejszym niż cokolwiek innego. Zatracenie się w nim oderwało dziewczynę od rzeczywistości. Nie wiedziała jak dramatyczne konsekwencje mogą mieć te cielęce działania.  Przesuwała dłonią po kremowych włosach Chekova, ukojenia szukając w tych bardziej zakręconych kosmykach. W drugiej ręce dzierżąc butelkę mocniejszego trunku na który jakiś czas temu pokręciłabym nosem, mówiąc “nie, dziękuję”. Śmieszne jak odporni na pokusy jesteśmy póki nie opuści nas kawałek naszej duszy. Bowiem szklane naczynie Crown Royala nie był jedynym przyjacielem z procentami jaki odwiedził jej gardło w ciągu kilku ostatnich dni. Odwróciwszy głowę w kierunku pupila wyrzekła “musimy stąd wyjść. jest mi naprawdę naprawdę gorąco”. Swoje słowa przypieczętowała założeniem przydużej zimowej kurki. Był to również znak dla psa, co jak anioł stróż podążył za chwiejącą się właścicielką.
Tumblr media
Blask księżyca był najsilniejszym światłem tej nocy, wskazując obojgu ścieżkę jaką mają się poruszać. Nie myślała o tym wiele krocząc niestabilnie przez bladą poświatę jakiej użyczał im wartownik nieba. Już kiedyś prowadziła z nim rozmowę, dlatego też teraz nie miała powodów do powstrzymywania się przed nią. “wiesz co, biała plamo? ja naprawdę zawiod- zawiodłam się na tobie. myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty nigdy się do mnie nie odezwałeś. nie powiedziałeś mi co robię źle... tak! pewnie śmiałeś się pod nosem gdy traciłam moje marzenia, psiaka i motywację...”. Dynamicznie skierowała palec w jego kierunku, tym samym ostro przechylając się w kierunku ulicy. Pisk opon, dźwięk klaksonu i krzyk kierowcy. A Mio? Wciąż prowadziła rozmowę z srebrnym globem, nie bacząc na tragizm kilku sekund mogących zabrać jej życie. Przestała o to dbać. Usiadła pod dobrze znaną jej piekarnią, zapraszając Chekova na kolana.  Głupie powieki. Akurat teraz musiały zrobić się tak ciężkie gdy ona próbowała rozmawiać z gwiezdnym przyjacielem? 
0 notes
Text
Cisza
Rozkoszuję się tym momentem Jak słodko-gorzkim smakiem kawy z rana, Jak ciepłem w chłodne dni, Jak zapachem ukochanego po zmroku. Cisza... Taka głęboka, że w uszach słychać ciche piszczenie. Takie momenty,ciszy, Zmuszają umysł do głębokich, sennych myśli. Cisza brzmi jak zatrzymanie czasu, Na każdym kroku słychać pośpiech świata, Ludzie podążający dokądś lub donikąd, Furkot silników, Pisk opon, Głośne rozmowy przez telefon, Kłótnie przypadkowych przechodniów, Śmiechy innych, A w tym wszystkim ja i moja cisza. Cisza jest moją barierą chroniącą przed światem. Nie chcę należeć do pośpiechy świata, Chcę delektować się każdą chwilą powoli, Jak każdym wschodem i zachodem słońca. Ale najlepszy jest moment Kiedy uświadamiam sobie, że to tylko m o j a cisza Wśród hałasu świata.
3 notes · View notes
aberracja1997 · 7 years
Quote
Pamiętam ten dzień, miałam wtedy sześć lat. Mój tata spieszył się na ważne spotkanie i zapomniał pocałować mnie na pożegnanie, co zawsze robił. Wyszedł z domu, gdy biegłam do niego po schodach. - Zaczekaj! - krzyczałam, ale tata był już przy samochodzie. Wybiegłam na podwórko i krzyknęłam: - Zapomniałeś pocałować mnie na do widzenia! - Przepraszam kochanie, bardzo się spieszę. Tata odjechał, a ja z trudem powstrzymywałam łzy. Usiadłam na schodach przed domem i rozpłakałam się. Już za nim tęskniłam. Nagle usłyszałam pisk opon. Samochód mojego taty zajechał z powrotem na posesję i zatrzymał się przy garażu. Tata wyszedł i uśmiechnięty rozłożył ręce. Momentalnie poderwałam się z miejsca i rzuciłam w jego ramiona. - Przepraszam, kotku. Do zobaczenia wieczorem. Nic wtedy nie powiedziałam. Płakałam ze szczęścia. Minęło piętnaście lat. Nikt już nie pamięta, że pewnego szarego dnia mój tata spóźnił się na ważne spotkanie. Za to pewna młoda kobieta pamięta doskonale, że zawrócił kawał drogi, by dać jej całusa na pożegnanie
1 note · View note
Text
Honda uderzyła w dom. Kierowca uciekł. Mógł pozabijać ludzi
Honda uderzyła w dom. Kierowca uciekł. Mógł pozabijać ludzi
– Usłyszałem pisk opon, a po chwili był potężny huk – opowiada nam świadek wypadku w Zielonej Górze. Sportowa honda przeleciała przez środek skrzyżowania, wypadła z drogi i roztrzaskała się o dom na ul. Zacisze. Obok szli ludzie. – Wychodziłam właśnie z córką do szkoły, gdybyśmy wyszły kilka chwil wcześniej samochód zmiażdżyłby nas – mówi Magdalena Kowalska, z domu w który uderzyła honda.…
View On WordPress
0 notes
madaboutyoumatt · 6 years
Text
Matt
Z głośnym sapnięciem zarzucił nogę na pościel. Nie wiedział skąd Josh brał z tak wczesnego rana tyle siły, energii i pozytywnego myślenia. Tak, dla niego dziewiąta rano to wcześnie rano. Skoro miał zajęcia na dwunastą to po co wstawać przed jedenastą? Nawet jeżeli miał plany na ten poranek to i tak nie chciało mu się wstawać. Przekręcił się na drugi bok szukając gdzieś nad sobą, na swojej półce, okularów. Zwątpił po dwóch klepnięciach szafki, więc odpuścił sobie. Rozmyślał nad tym czy aby się nie rozłączyć i nie pójść spać dalej..  - Wolałbym nadal spać. – mruknął zachrypnięty. Dało się wyczuć, że było mu strasznie ciężko. Ranki to nie był jego czas funkcjonowania. - Nie wiem. –mruknął na temat Gothama i Josha przypuszczeń. Pewnie kot im przeszkadzał w baraszkowaniu, więc no, tego… Jasnym było, że trzeba było go gdzieś wyrzucić. Uroczym było, że Brand go przygarnął do siebie.  - Coooo? – sapnął po raz kolejny próbując podjąć próbę znalezienia okularów. Z tą paplą już wiedział, że nie wróci do snu a w przeddzień urodzin można było być dla niego miłym i się na chama nie rozłączać. Poza tym, zaraz. Czy on właśnie coś mówił o prezencie od mamy? To było dziwne, bo oprócz młodszej siostry nikt Josha tutaj nie odwiedzał… - Była u ciebie Ellie? – zapytał się tylko trochę bardziej przytomnie kiedy natrafił na swoje okulary ręką. Właśnie siadał, aby je założyć, kiedy jego durny chłopak pochwalił się swoim jakże DURNYM pomysłem zachęcenia go do przyjścia. - Boże, Josh. Niby robisz się coraz starszy a jednak nadal jesteś tak samo głupi jak za czasów kiedy całą bułką chciałeś karmić kaczki. – westchnął i założył w końcu okulary na nos. - Mam nadzieję, że nigdy nikogo na taki tekst nie próbowałeś podrywać, bo jest gorszy od tego z aniołem, który spadł z nieba.  Przeciągnął się i zauważył, że jego współlokatora już nie było – norma. On zazwyczaj miał zajęcia na ranek. Już chciał wstać i wstawić wodę na kawę kiedy usłyszał pisk opon. Zamarł w pół ruchu i od razu poczuł, że już kawy nie potrzebuje. Uspokoił się jednak słysząc siarczyście przeklinającego Branda – nic mu nie było. Przynajmniej nic poważnego.  - Wszystko w porządku? – uspokoił się słysząc dalsze zachęty do spotkania. Boże, z tym chłopakiem można zawału dostać. - Skupiłbyś się lepiej na tym aby przed urodzinami nie umrzeć, co? I nie, nie wpadnę. Umowa była taka, że widzimy się jutro przed imprezą. Na pewno masz się czym zając na wieczór, prawda? Zaraz, zaraz o jakim to zaliczeniu mi ostatnio mówiłeś? – tak, był wredny i mógł się bez bicia do tego przyznać. Mimo to jednak trochę kochał tego głąba. - Możemy się na kawę spotkać jeżeli jakaś luka w zajęciach nam się pokryje. – jak zawsze poddał się Joshowi.
0 notes
Text
Nie jestem typowa, pisk opon nie robi na mnie wrażenie, w przeciwieństwie do cichego odgłosu buziaka w szyję. Zamiast wypchanego po brzegi portfela wole widzieć Twój szczery uśmiech. Niełatwo zdobyć moje uznanie, bijąc się z jakimś typem w klubie, bukiet czerwonych róż bardziej mnie przekonuje. Twoje błyskotki na szyi i nadgarstku nie potrafią tak mnie zaczarować, jak Twoje spojrzenie pełne blasku. Nie Twoje przekleństwa czynią Cię, moim zdaniem mężczyzną, lecz sposób w jaki potrafisz mnie objąć, gdy się boję. Nie cieszy mnie, gdy przez telefon mówisz kumplowi, że jesteś gdzieś ze mną, prawdziwą radość sprawiasz, gdy mijając go nie puścisz mej dłoni z uścisku. Niqe musisz zabierać mnie na kolacje przy świecach, w zupełności wystarczy pospiesznie zjedzony hamburger w Twoim towarzystwie. Nie kupisz mnie drogimi prezentami, ale za jedno "kocham cię mała " jestem skłonna oddać Ci mój cały świat
Loversy.
0 notes
mmarzenie-blog · 7 years
Text
Gdzie jest szczęście
Nic nie zapowiadało tego co miało się już niedługo wydarzyć. Dzień zaczął się jak każdy inny. Łazienka,szybka kawa i pędem do pracy. tam jak zwykle straszna nerwówka,niezadowoleni klienci,awantury lecz ona ze spokojem starała się wszystko załagodzić. Nie chciała pozwolić na wyprowadzenie siebie z równowagi. Uśmiechała się do klientów,wysłuchiwała ich skarg kazdemu cos doradziła,lecz myśli jej cały czas były skierowane tylko na niego. Oczami duszy widziała jak się spotykają. To ich pierwsze spotkanie już sobie zaplanowała z najdrobniejszymi szczegółami. Lecz dzieliła ich odległość i brak czasu,tak więc jedynie mogli się spotykać tylko wirtualnie. Ich rozmowy dotyczyły wszystkiego,potrafili doskonale się zrozumieć,idealnie się uzupełniałi. Tylko on potrafił poprawić jej humor,pocieszyć kiedy była smutna. Godziny w pracy strasznie się ciągnęły,nie mogła doczekać się już końca. Musiała jeszcze po pracy pozałatwić pare spraw  które zaplanowała na dziśiaj i póżniej biec szybko do domu włączyć komputer i z nim porozmawiać,powiedzieć mu że tęskni tak bardzo .Chociaż nie widzieli się w realu jej myśli są przy nim. Nareszcie wybiła godzina końca pracy,zmęczona ale szczęśliwa wybiegła z budynku i stało się. Wbiegła prosto pod rozpędzony samochód. Usłyszała pisk opon i poczuła ogromny ból,jakieś dziwne głosy dochodzące niewiadomo skąd i nagle wszystko ucichło .Nie było juz nic. Kiedy udało jej się z wielkim wysiłkiem otworzyć oczy bardzo się zdiwiła,nie wiedziała gdzie jest co się stało. W jej głowie kołatała tylko jedna myśl ona musi być w domu ,usiąść przy komputerze przecież byli umówieni on tam na nią czeka dzis miał być wcześniej. Co tu się dzieje gdzie ja jestem czemu wszystko tak boli. Wtedy właśnie do sali wszedł lekarz i od niego dowiedziała się co się stało. Z jej oczu popłynęły łzy. Dlaczego,dlaczego teraz ,przecież miało być tak pięknie,nareszcie była szczęśliwa . Jak teraz mu powiedzieć co się stało ,dlaczego przestała pisać. za duzo wrazeń jak na jeden raz. Zamknęła oczy i zasnęła. Męczyły ją straszne koszmary. Lekarze nie wiedzieli co się dzieje,jej stan się nie poprawiał. Ona popadła w wielką apatię,nie walczyła o siebie. Tak mijały dni ,miesiące a ona wciąż leżała przykłuta do łóżka. Myśli jej dalej były przy nim,lecz czy on jeszcze ją pamieta ,dziewczynę z którą rozmawiał tylko przez internet. Napewno już o mnie zapomniał ,przestałam przecież z nim pisać nic mu nie wyjaśniając,on o niczym nie wie. jestem sama,tak jak zawsze byłam i tak jak juz będzie. Ta chwila szczęścia która była mi dana chyba tylko po to abym bardziej cierpiała ,teraz wiedząc jak można być szczęśliwą. Lecz nie mnie jest pisane szczęście ,ja zostane tutaj na tym łóżku, aż będe mogła kiedyś odejść na zawsze. Tak płynęły długie dni cierpienia. Wtem usłyszała,ze drzwi do sali się otwarły i ktos cichutko wszedł. Nie otwierała oczu myśląc że to lekarz który znowu będzie jej tłumaczył,iż doczasu aż nie poprawi sie jej stan psychiczny całe leczenie jest skazane na porażke. Dalej leżała nie otwierając oczu,a na sali panowała cisza. Coś jest nie tak dlaczego on nic nie mówi,zdziwiło ją to i otwarła oczy. Jakiez było jej zdziwienie kiedy zobaczyła że przy jej łóżku stoi on .W ręce trzymał długą niebieską róże taką jakie ona uwielbiała, usmiechał się do niej tak pięknie. Tak długo cię szukałem ,nie miałem zbyt wielu informacji o tobie,lecz nie mogłem pozwolić ci tak o mnie zapomnieć. Zbyt wiele nas łączyło,kocham cię  dlatego tu jestem i jezeli pozwolisz to juz zostane na zawsze. Jej serce o mało nie pękło z radości,spełniały się jej marzenia. Nie tak jak sobie to wyobrażała ,ale nareszcie są razem.
0 notes
my4moments · 7 years
Text
New Post has been published on Fotografia ślubna Toruń | Wideofilmowanie Warszawa
New Post has been published on http://www.4moments.pl/2017/10/13/bardzo-milosc-wielka-jest-arkadia-radziejow-wyjatkowy-dzien-z-bmw/
Bardzo Miłość Wielka jest | Arkadia Radziejów | wyjątkowy dzień z BMW.
Skrót z tytułu tego wpisu zobowiązuje „Bardzo Wielka Miłość” – BMW. Miłość do Natalii i miłość do aut z duszą, z historią. I w dniu ślubu i podczas pleneru będzie pojawiać się auto BMW. Na którego temat usłyszeliśmy mnóstwo historii. Teraz już wiemy. Natalia + Mateusz + BMW. Kolejność dowolna ale nie przypadkowa. Nie będziemy pisać o pogodzie w dniu ślubu bo ona nie jest najważniejsza, ani o smacznym jedzeniu w Arkadii. Będzie zapach paliwa i spalonej gumy, będzie szybkość i wiatr we włosach, będzie pisk opon w zakrętach. A pomiędzy tym wszystkim uczucia, które są naszym celem. I zanim będziecie mogli zobaczyć film ślubny szybki i dynamiczny z oklaskami, piskiem opon i … zdjęcia.
Dla tych wszystkich co znają naszą parę i dostali hasło do galerii zdjęć jest ten oto link: Natalia + Mateusz + BMW Pozostałych zapraszamy na skrót tej wspaniałej historii tu na blogu.
Znajoma ekipa sprzed lat, nawet kolor włosów się zgadza i ten sam zapał do weselnych konkursów. Wiadomo, trening czyni mistrza a i nagrody nie byle jakie więc warto było się starać.
Plener ślubny Natalii i Mateusza, szalony dzień ze słońcem, wiatrem, deszczem i przede wszystkim z BMW. Choć wszystko zaczęło się bardzo romantycznie.
0 notes
sadnecessary7 · 7 years
Text
„Tam, gdzie życie nikogo nie chłaszcze!  Bo nie tylko w kinie są suspensy,  Wiec, gdy na zmartwienia nie ma rady,  Zamiast dzień stracony gonić, zamiast ronić łzy spod rzęsy –  Po prostu wyjedźcie w Bieszczady!”
Jak śpiewał mistrz Młynarski, a także wielu innych… rzuciliśmy wszystko i wyjechaliśmy w Bieszczady. Na bardzo krótko, ale to nie ma znaczenia! Dla mnie każda minuta w tamtych stronach jest na wagę złota, jest to jedno z moich ukochanych miejsc i ulubione góry 🙂 Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Bieszczady, wiedziałam, że muszę kiedyś wrócić tam z psem. Jakiś czas później w moim życiu pojawił się Len, więc wiedziałam, że to z nim kiedyś odwiedzę te góry. Niestety udało się to dopiero po 2 latach jego życia… ale to nawet dobrze, bo oficjalny rozwój stawów zakończony raczej sukcesem, więc można bawić się w włóczykija 😀
Wyjechaliśmy 4-osobową ekipą + pies w sobotę rano i na miejscu byliśmy koło 12. Dzień zrobił się gorący i słoneczny, co wcale nie pomagało, bo marzyliśmy tylko o cieniu. Nie było jednak czasu do stracenia, więc po zameldowaniu w cudem znalezionym pokoju (obawiam się, że zbyt wiele osób wzięło sobie do serca memy „rzuć wszystko i jedź w Bieszczady” i pojechało… szukać Krupówek), ruszyliśmy na szlak. Jak pewnie większość osób wie, do Bieszczadzkiego Parku Narodowego nie wejdziemy z psem (ale raz widziałam yorka, jak przekroczył wstęp do Parku-no comment), a moje pomstowanie na ten fakt… uciszyło tylko to, że zakaz taki powstał głównie ze względu na wilki i możliwość przyniesienia patogenów/zarazków szkodliwych dla nich (ale przypisów na to nie mam).
Niemniej jednak, BPN to nie jedyne ciekawe miejsce w Bieszczadach, więc bardzo łatwo skorzystamy z tej dzikiej krainy na szlakach poza granicami parku. We wrześniu 2014 roku byliśmy w Kalnicy, która to znajduje się niedaleko Wetliny i oferuje właśnie takie bardziej „dzikie” szlaki. W sam raz dla wędrowców z psem. Już w 2014 przekonaliśmy się, że to, iż szlak jest na mapie, a nawet jest tabliczka przy jego początku… nie oznacza, że jest on w jakikolwiek sposób uczęszczany… czy w ogóle istnieje 😀 Mając w pamięci tajemniczy, zanikający szlak, wybraliśmy tym razem inny, na drugim brzegu rzeki Wetlinki. Idąc asfaltową drogą przez wieś, usłyszeliśmy pisk opon i po chwili nadjeżdżający samochód, który minął nas raz w jedną, raz w drugą stronę. Za kilka- kilkanaście metrów przekonaliśmy się, skąd to ostre hamowanie. Na rozgrzanej jezdni dogorywał wąż, rozjechany i wykręcony, poruszał ledwo ogonem. Nieopodal leżało dużo jajek, które wypadły z jego brzucha. Nie wiedziałam, że węże mogą mieć aż tyle jajek, nie do wiary, że mają jeszcze miejsce na żołądek. Niestety ciężko było rozpoznać, czy to żmija zygzakowata (o ile dobrze pamiętam, pod ochroną), czy inny gatunek. Minęliśmy go szybko, aby pies się nie zainteresował (ktoś później uprzątnął drogę na szczęście na tyle, na ile się dało). O tym, że w Bieszczadach stosunkowo łatwo spotkać dzikie zwierzęta, a już na pewno żmije, wiedziałam… i była to moja jedyna obawa dotycząca połączenia tych gór z psem. Po minięciu węża-pechowca miałam się na baczności jeszcze pięć razy bardziej i obserwowałam pobocze i psa bardzo uważnie. Szczerze mówiąc, nie spotkałam nigdy w Bieszczadach innego gada niż martwego/dogorywającego, jednego małego węża zdejmowałam nawet z jezdni, był taki biedny 😦 ) Wracając do drogi… mapa okazała się bardzo nieadekwatna do rzeczywistości.. szlak był, owszem, ale czasy jego przejścia były średnio 1-1,5h inne, niż na drogowskazach 😀 Nic to, szliśmy dalej. I było cudnie, pięknie. Tylko za gorąco -_-‘
Celowaliśmy jednak w to, aby szlak przez większość czasu prowadził przez las, aby jak najwięcej było cienia. Chwilkę szliśmy również przy rzece, co dla Lena było spełnieniem wszelkich marzeń, zarówno ze względu na jego obsesję wody, jak i potrzebę ochłody. Udało nam się odnaleźć drogę i „wyjść na prostą” i całość wraz z powrotem do pokoju zajęła nam… ok 27 km (wyszliśmy ok 13 i wróciliśmy chyba jakoś 20-21) 😀 Dodajmy jeszcze do tego górskie warunki (choć wiadomo, że nie są to tak wymagające góry jak Tatry, czy jeszcze wyższe wzniesienia) i wysoką temperaturę… i można sobie wyobrazić, że każdy dosłownie padał na pysk 😀 Na tę wycieczkę zabraliśmy świeżo zakupioną Flexi Giant Professional 10m… i chylę czoła, bo sprawdziła się świetnie. Jestem zagorzałą (no dobra, po prostu mocną, bo ogólnie to jestem ignorantem :D) przeciwniczką smyczy typu flexi w mieście bez względu na rozmiar psa. Mało kto potrafi poprawnie używać tych smyczy, ale jeśli nie umie ich używać na łysym polu, czy nawet lesie, to jeszcze pół biedy… natomiast gdy nie umie ich używać w mieście, to już łatwo o katastrofę. Do tej pory w momentach, gdy w plenerze nie można było puścić psa, używaliśmy bardzo dobrej linki 10m. Jeśli jednak nie współpracujemy czynnie z psem i nie zajmujemy się linką (np. jak przy tropieniu), bywa ona troszkę nieporęczna i niepraktyczna… więc ciekawa byłam, czy taka smycz automatyczna sprawdzi się w warunkach trekkingowych/leśnych. I sprawdziła się 😀 Ale używać jej będę raczej tylko w takich wyjątkowych sytuacjach, bo najważniejsza jest kontrola nad psem i jego bezpieczeństwo, a o to czasem trochę trudniej zadbać przy takiej smyczy.
W niedzielę już nie było ani sił, ani czasu na szlaki (tym bardziej, że zapowiadali burze), więc wybraliśmy się do Ustrzyk Górnych na pyszny obiad (choć przedpołudniem :D) i nasycenie się widokiem połonin. Później zawitaliśmy do Łopienki, gdzie znajduje się stara cerkiew oraz miejsce po wsi (jak to często bywa w Bieszczadach). Ostatni raz byłam tam 5 lat temu, więc była to dość nostalgiczna droga i miłe odświeżenie wspomnień 😀 Jest tam taka lipa ze sporą dziurą, przez którą do środka może wejść nawet całkiem rosły, dorosły mężczyzna, a także sporo dzieci naraz 😀 Polecam, choć ja nigdy się nie odważyłam, gdyż należę do niezdarnych… i pewnie bym nie dała rady wyjść :’D
Kolejnym punktem wycieczki był browar Ursa Maior, który odwiedzamy od czasu jego istnienia (czyt. byliśmy drugi raz :D) i podobnie jak w ich knajpie na krakowskim Kaziemirzu, w browarze również psy są mile widziane… Więc Len pozwiedzał sobie sklep oraz salę degustacyjną… a był tak zmęczony, że po prostu się położył… a my jakieś 20 minut poświęciliśmy na obejrzenie pięknego filmu promującego idee przyświecające browarowi 🙂 Bardzo sympatyczne, klimatyczne miejsce… i pyszne piwa, każde niepowtarzalne!
I po tym miłym akcencie ruszyliśmy dalej, do Krakowa… Serce wyrywało mi się, by zawrócić, by nie wracać do rutyny i ciasnoty miasta… ale pozostaje tylko żyć tym, że kiedyś znów wrócę w moje ukochane miejsce, zielone Bieszczady. Znów z psem u boku 🙂
Polecam wszystkim gorąco, najlepiej ciut po, albo przed sezonem… choć we wrześniu trzeba liczyć się z deszczem 😀
Tumblr media
Po prostu wyjedź w Bieszczady… z psem :P „Tam, gdzie życie nikogo nie chłaszcze!  Bo nie tylko w kinie są suspensy,  Wiec, gdy na zmartwienia nie ma rady, 
0 notes
czas-nie-zawraca · 7 years
Text
Nie jestem typowa, pisk opon nie robi na mnie wrażenia, w przeciwieństwie do cichego odgłosu buziaka w szyję. Zamiast wypchanego po brzegi portfela wolę widzieć Twój szczery uśmiech, od ucha do ucha. Niełatwo zdobyć moje uznanie, bijąc się z jakimś typem w klubie, bukiet krwistoczerwonych róż bardziej mnie przekonuje. Twoje błyskotki na szyi i nadgarstku nie potrafią mnie tak zaczarować, jak Twoje spojrzenie pełne blasku. Nie twoje przekleństwa czynią Cię, moim zdaniem, mężczyzną, lecz sposób, w jaki potrafisz mnie objąć, gdy się boję. Nie cieszy mnie, gdy przez telefon mówisz kumplowi, że jesteś gdzieś ze mną, prawdziwą radość sprawisz, gdy mijając go nie wypuścisz mej dłoni z uścisku. Nie musisz zabierać mnie na kolacje przy świecach, w zupełności wystarczy pośpiesznie zjedzony hamburger w Twoim towarzystwie. Nie kupisz mnie drogimi prezentami, ale za jedno "kocham Cię, mała" jestem skłonna oddać Ci cały swój świat.
0 notes