#piękna brunetka
Explore tagged Tumblr posts
fajnelaskinago · 1 month ago
Text
Tumblr media
Ponętna brunetka doskonale eksponuje długie nogi.
3 notes · View notes
fajne-laski · 9 months ago
Text
Tumblr media
Piękna brunetka w spódniczce strzela selfiaka.
4 notes · View notes
sexylaski · 4 days ago
Text
Tumblr media
Fantastyczna brunetka z długimi nogami wygląda jak milion dolarów. Piękna fotka w takim wydaniu robi wrażenie.
0 notes
naatka204 · 2 years ago
Text
Tumblr media
23 notes · View notes
bodypainting-art · 3 years ago
Photo
Tumblr media
Motyl Photo @anna_kubisz #motyl #butterfly #motylek #motyle #butterflymakeup #bodypainting #art #bodypaintartist #bodyart #bodypaint #makeup #makijażciała #malowanieciała #malowane #cialo #body #photosession #sesjakobieca #sesjazdjeciowa #studiobajka #brunetka #piękna #beautybody #beauty #brownhair #modelka #photography #photopress #photoart (w: BAJKAStudio) https://www.instagram.com/p/CTGKWTGIWSJ/?utm_medium=tumblr
8 notes · View notes
sztukapodrywu2021 · 4 years ago
Text
Akcja Po Przeczytaniu Fr’a Feniks I Jego Znajomych
Relacja z uwodzenia zainspirowana wrażeniami z Projektu Wrocław.
Autor: adriano1
Tumblr media
Na wstępie zaznaczę że większość osób które mnie zna stwierdzą że jestem uosobieniem romantyka, widzącego we wszystkim piękno i wartość. Przeczytajcie sobie nawet posty mojego autorstwa. W uwodzeniu zawsze stawiałem na zbudowanie połączenia z dziewczyną przed „głębszą” eskalacja dotyku, og��lnie rzecz biorąc zostałem wychowany w kobiecej rodzinie i też tak podchodziłem do sprawy, „po kobiecemu”, na romantyka.
Kilka dni temu znalazłem raport kolegi Feniksa i zapytałem siebie czego tak naprawdę ja chce od poznawanej dziewczyny ? No właśnie, trafiło to do mnie i zacząłem rozmyślać. Doszło do mnie że przecież no ku… nie uwodzę jej bo chce jakieś cukierki, nie uwodzę jej też by sobie pogadać… bo to można zrobić bez uwodzenia. Objawienie co nie ?:lol:
Zawsze widziałem jaką łatwość kobiety maja ze znalezieniem seksu (tym samym zaspokojeniem swoich naturalnych potrzeb), wiedziałem że one nigdy nie zrozumieją mężczyzny który musi na wszystko pracować często nie dostając nic.
Ja wiem jedno, między bajki włożyłem już te gadanie wszystkich „PUA” o byciu nagrodą, prawda jest taka ze to laska jest nagrodą jak i również prawdą jest to ze kobiecie wystarczy sama jej obecność i wyrażenie zainteresowania, tudzież ograniczyć swój dialog do arcy rozbudowanego TAK, NIE, MOŻE. Zdając sobie sprawę jaką dziewczyna ma łatwość ze znalezieniem FC, zrodziła się we mnie niesamowita frustracja, mówię sobie postawie wszystko na jedną kartę, zobaczymy jaki efekt przyniesie wdrożenie akcji z raportu kolegi Feniksa do mojego życia. Jednym słowem zmiana mojego stylu o 180%.
Dzień wczorajszy, dzwoni do mnie kuzyn, mówi że ma chęć pojechać do Krakowa na zakupy z dziewczyną i czy bym nie pojechał z nimi. Wyśle sobie ok, będzie to wiec wyśmienita okazja na sprawdzenie nowego podejścia.
Będąc już w galerii Krakowskiej, zaczęły się jednak excusy, myślałem sobie że jest to w sumie chore, jest coś czego jeszcze nie robiłem, nie mam żadnego planu i czy to faktycznie ma ręce i nogi itp
Kuzyn był ze swoja dziewczyną, zaproponował posiłek w MC na co ja z chęcią przystałem. Siedzimy sobie i gadamy ale mnie mimowolnie zaczęły łapać excusy (na sama myśl o tym co chce zrobić :? bez kitu), zdając sobie z tego sprawę mówię żebyśmy przybili sobie piątki, jednym słowem użyłem kuzyna i jego dziewczyny jako dopalacza energii. Kilka żartów i pozytywnego klimatu sprawiło że przestałem myśleć o excusach, mówię sobie, to teraz, do dzieła.
Rozglądam się po lokalu, szukając jakiejś interesującej dziewczyny i o to jest, nie musiałem długo szukać. Co zazwyczaj trudno mi znaleść kobiete która przykuje mój wzrok, o tyle tu nie trwało to długo (zaleta krakowa?).
Piękna brunetka, z 19 lat, powiedział bym ze typ takiej grzecznej dziewczyny. Załączył się we mnie excuse, myślę sobie że skoro jest taka grzeczna to tym bardziej nic z tego nie wyjdzie, ale z drugiej strony również znowu przypomniałem sobie art kolegi feniksa. Mowie, przecież ja ją chce, frustracja i sekunda po tej myśli spontan, Wstaje i idę w jej kierunku, o dziwo nawet bez excusów (może dlatego ze nie myślałem zbytnio co powiedzieć ? sam już nie wiem).
Podchodzę, ręce na stolik tak jak widziałem kiedyś na filmikach Badboya (tych z setu DNA) i mówię z uśmiechem, spokojnym i pewnym siebie głosem (szło to chyba tak, na 100% juz nie pamietam) WOW, czemu cię jeszcze nigdy nie spotkałem, jesteś niesamowita i nawet nie mogę sobie wyobrazić jak niesamowity musi być seks z tobą (nieźle zapodałem ale nic, zakończyłem uśmiechem… :lol: ). Dziewczyna wielkie oczy, nie wiedziała przez chwilę za bardzo co powiedzieć, odpowiedziała dopiero po chwili czy to jakiś żart ? Ja mówię, wiem to szalone ale jeszcze nigdy nie zauroczyła mnie tak żadna dziewczyna (w międzyczasie jak to mówiłem dosiadłem się do niej). Z chwila zaczęło sie testowanie czy jak by tego nie nazwać. Powiedziała że że jestem bardzo odważny ale ma chłopaka i nie chce psuć tego związku. Jako że wiem jak takie sprawy zignorować mówię z wielkim uśmiechem, ok nie jestem zaskoczony nawijając dalej.
Tutaj zaczęła się moja zabawa, mowie jej wiesz, jesteśmy sobie przeznaczeni, liczy się tu i teraz, dosuwałem sie coraz bliżej i z każdą sekundą czułem jak napięcie seksualne szło progresywnie do góry. W pewnej chwili coś we mnie drgnęło, przełączyłem sie na coś w rodzaju autopilota, już nawet nie zastanawiałem sie co robie, wiedziałem że będzie OK. Zacząłem eskalować kino, i bardzo szybko zauważyłem jak ona również nabrała na to ochoty, to niesamowite jak to co kobieta mówi ma się nijak do tego jak faktycznie myśli (niedawno mówiła ze ma chłopaka!! haha, bez kitu kabaret), nie minęła chwila i mowie sobie teraz będzie pocałunek, bez chwili zawahania. Pozwalała mi po nim na wszystko!!!, ostre kino w MC, maskara :).
Wtedy doszło do mnie że w sumie dziewczyna jest juz przygotowana na FC, jedynie odpowiedniej okazji brakuje (tzn odpowiedniego, dyskretniego miejsca :evil: ). Nie wiedziałem jak to rozegrać ale nic. Kilka minut rozmowy i mówię jej że jestem tutaj z kuzynem i jego dziewczyną wiec muszę za raz do nich wracać, ale ze chce do niej kontakt. Acha, zapytałem sie jeszcze też jaka jest sytuacja pomiędzy nią a jej chłopakiem. Powiedziała jak poderwać dziewczynę nie martw się o niego (kto wie, być może nawet nie miała go) i bez niczego dała mi nr. Pisałem z nią wczoraj i ciągle wypytuje się kiedy sie zobaczymy.
Tumblr media Tumblr media
Najlepsza po tym wszystkim była mina kuzyna, gdy jego dziewczyna nie słyszała pytał sie cały czas co dokładnie robiłem :lol: .
Kończąc już mojego FR doszło do mnie jak ważne jest dążenie do celu jaki się zakłada, nie potykanie się o drobne przeszkody. FC nie było z oczywistych względów ale to była by raczej formalność, ważne jest że widzę w tej metodzie potencjał :D Takie działanie oszczędziło mi masę czasu i wysiłku. Do wczoraj myślałem że kobiety należy uwodzić jak dżentelmen, dzisiaj mowie sobie, jebać to, nic z tego nie mam, ważne zaś jest to co ja chce :D Filozofia davida x jak najbardziej wskazana, dopiero dziś ją zrozumiałem.
Pozdro
Adriano
1 note · View note
stickynightqueen-blog · 6 years ago
Text
Ibiza (miniaturka z mojego bloga i wattpada.)
Ibiza💦❤
Granatowe włosy powiewały na wietrze, kobieta do której należały te włosy, stała opierając się jedną ręką o barierkę, w drugiej ręce, trzymając wino. Nigdy nie piła, innego alkoholu. Tylko białe, lub czerwone wino. Miała na sobie długą, z rękawem trzy czwarte, rękawami. W kolorze białym. Nie, nie brała ślubu, po prostu uwielbiała tą sukienkę. Uciekła od narzeczonego, którego nie kochała, musiała przyjąć zaręczyny z powodu, jej matki. Która naciskała na nią. Nie kochała Natchaniela Kutzberga, nigdy go nie kochała. Był rudy, nie miała nic do koloru włosów, tylko do jego osoby.
Bił ją, czasami się upijał do nieprzytomności. Nienawidziła go, gdy z niej szydził. On wtedy okazywał jak bardzo, jej nienawidzi. W końcu, nie wytrzymała. Kupiła bilet na rejs, na Ibizę. Chciała się w końcu, od niego uwolnić. Serio, nienawidziła go całym, sercem. Jaki on był dla niej, ona była taka dla niego. Dziwiła się, że ich sąsiedzi nie zadzwonili na policję.
Wstała i zeszła, do innego piętra, do pokoju. Były tu dwie restauracje, osiemdziesiąt pokojów, z łazienkami. Jej pokój, niczym nie różnił się, od innych pokojów. Granatowe ściany, piękna podłoga, drewniana, do tego lakierowana. Łóżko z baldachimem, oraz dwie białe szafki nocne, na których stały dwie lampy nocne. Na Ibizę, płynie się prawie dwa dni. (Nie wiem, ile dokładnie, ok? dop.autorki)
Usiadła na łóżku, po czym wzięła do ręki, swoją bordową walizkę. Marinette Dupain-Cheng, bo tak miała na imię dziewczyna, uwielbiała pływać, statkami. Kochała morze, dlatego co roku wraz, z Tikki, jej przyjaciółką, która także płynęła tym, rejsem wybierała się, na Lazurowe Wybrzeże. Zawsze wynajmowały domek, po czym po śniadaniu, i rozpakowaniu się, wybierały się nad morze. Brały wtedy, coś do jedzenia, oraz inne bardzo, potrzebne rzeczy.
Wyszła nadal w sukience, do łazienki z naręczem, ubrań w ręku. Czyli długich czarnych, legginsów, oraz satynową białą, sukienkę. Weszła pod prysznic, po czym ubrała swe ciuchy. Nałożyła cienki szlafrok, po czym założyła baletki i ruszyła do jednej, z kawiarni, Usiadła przy jednym, ze stolików, po czym sięgnęła po menu.
Podszedł do niej kelner, blondyn, o bardzo ładnych zielonych, wręcz szmaragdowych oczach. Od razu wpadła, mu w oko. Zauroczył się, jej wyglądem.
-Wie pani, już co chce zjeść?-spytał.
-Tak, poproszę spaghetti bolognese, oraz do tego wino, białe wino.-powiedziała, oddając kartę. Gdy usłyszał, jej głos przyrzekł sobie, że to najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszał w swoim, krótkim dwudziestopięcioletnim życiu. Ona miała takie samo zdanie, o jego głosie. Lecz nie mówili o tym, ponieważ mieli, oboje rozstać na Ibizie, gdyż on także tam płynie. Adrien Agreste, nie był kelnerem, był synem szefa kuchni, Gabriela Agreste. On mu tylko pomagał, jako kelner, ale sam chciał zostać na Ibizie, na trzy tygodnie. Nie wiedział ile, się zmieni w jego krótkim życiu.
Następnego dnia, dalej płynęli rejsem, na hiszpańską wyspę. Około ósmej trzydzieści, Marinette obudziła się. Około dziewiątej dwadzieścia, zaplanowała sobie, że pójdzie na śniadanie. Bo razem z Tikki, tak zaplanowały. Wzięła z walizy, długie spodnie dżinsowe, oraz bluzkę z krótkim rękawem, w kolorze beżowym. Odeszła do łazienki, wzięła szybki prysznic, umyła zęby i ubrała ubrania. Weszła z powrotem do, swej sypialni. Ubrała wygodne adidasy, oraz narzuciła marynarkę. Równiutko dziewiąta. Ruszyła do sypialni, numer czterdzieści, lecz przez przypadek, weszła do sypialni, tego samego chłopaka z restauracji.
-Przepraszam, ja już zmykam. Do widzenia.-odparła i odeszła do, dobrego już pokoju.
Zapukała w drzwi. Usłyszała ciche, proszę i weszła, do pokoju. Zobaczyła rudowłosą, wręcz czerwonowłosą kobietę, w kombinezonie, w kwiaty, idealnie pasującym do jej sylwetki. Niebieskooka wysłała jej, bardzo szczęśliwy wzrok.
-Zawsze chciałam, z tobą popłynąć na Ibizę, w końcu to marzenie się, spełniło!-krzyczała, ale z umiarem, blada kobieta.
-Wiem, ale chodź już, bo wiem gdzie jest smaczne jedzenie.- powiedziała,
po czym razem, z Tikki, a raczej Marelne, bo tak brzmiało jej prawdziwe imię. Tikki, to tylko jej przezwisko.
W końcu dotarły, do tej samej knajpy, w której tamtego wieczoru, Mari jadła kolację.
Usiadły przy stoliku i wzięły menu.
-Co paniom, podać?-spytał ten sam, kelner co tamtego razu.
-Dla mnie, jajecznica z francuskimi tostami, oraz cappuccino.-powiedziała Mari.-A ty, Marelne?
-Ja poproszę kawę mokka, oraz sałatkę grecką.-rzekła swe zamówienie.
-Dobrze.-odparł i odszedł do kuchni.
-Ej stara, on ci się spodobał.-powiedziała Tikki.
-Co? Nie! O czym ty mówisz?!-wykrzyczała szeptem.
-No tak. Chyba znam cię te dwadzieścia lat, by wiedzieć że moja przyjaciółka, straciła głowę dla faceta.-mówiła ruda.
-No, i!? Ja nawet nie znam jego imienia, albo co gorzej numeru komórki.-gadała jak najęta, gestykulując. Resztę, aż do końca czekania minęły im w ciszy. Wreszcie, podszedł ten sam kelner. Dał przed nimi talerze, oraz kawy. Miał już odejść, ale zatrzymał go głos, granatowłosej.
-Em... Kelnerze? Może pan mi dać, numer pana telefonu, oraz imię i nazwisko?
-Dobrze.-odparł bardzo zmieszany, ale wyrwał kartkę z notesu i napisał, imię, i nazwisko, i numer telefonu. Oddał jej numer, a potem już go nie było. Mari schowała do, torebki kartkę, a potem zabrały się do jedzenia.
Na dziobie z tyłu statku, Mari i Tikki, patrzyły na morze, siedząc na leżakach, oraz pijąc wino. Ich ulubiony alkohol. Brunetka miała na sobie, hiszpankę, oraz baletki. Natomiast przyjaciółka, Cheng miała na sobie sukienkę, ale satynową, koloru granatowego, a do tego klapki. Była już prawie godzina dwudziesta pierwsza. Więc, niedługo był zachód słońca. Już o szóstej, mieli dotrzeć na wyspę. Dziewczyny już dawno, były i po obiedzie, i kolacji. Postanowiły już zanim, wypłynęły w rejs, że razem na trzy tygodnie, zostaną na Ibizie, w jednym domku. Oczywiście, gdy chciała zapłacić fioletowo oka, Marelne sama za wszystko zapłaciła. Mimo protestów Dupain-Cheng.
-Wiesz Mari?-spytała Marelne, swej towarzyszki, na co ona zwróciła swoją głowę w jej stronę.- Nigdy nie chciałam, żebyś wychodziła za tego łajdaka. Nawet dobrze, że uciekłyśmy z Francji. W końcu odpoczniemy, od tych awantur.-mówiła, po czym łyknęła, trochę alkoholu.
-Wiem i jestem, tego samego zdania.-także upiła, alkoholu.
Potem wzniosły toast, za nowe życie. Przynajmniej jednej, z nich.
Słońce już zachodziło, więc poszły do swych pokoi. Ubrały piżamy, po czym zasnęły. Musiały przecież wstać o czwartej trzydzieści.
Obudziły się o czwartej trzydzieści. Kochały wschody słońca, a akurat o szóstej będzie wschód, a wtedy już będą, na Ibizie.
Marinette ruszyła do, łazienki, z sukienką do ud, w kolorze białym, z różowymi kwiatami. Sama ją uszyła, nikt oprócz jej przyjaciółki nie wiedział, o tym. Umyła się, ubrała ją, do tego nałożyła szpilki, w czarnym kolorze.
Ruszyła do pokoju, po przyjaciółkę, z którą ruszyła do kawiarni. Zjadły ostatnie śniadanie, na pokładzie statku Roses.
Tak jak, mówili o szóstej byli już, na Ibizie. Marinette z Marelne, z walizkami w ręku, ruszyły do domku, w którym miały zamieszkać, na trzy tygodnie.
Był do mały domek, dla dwóch osób, na zewnątrz był, z drewna. Miał mały taras z przodu. Były w środku pokoje, oprócz przedpokoju, który był mały. Była to łazienka, kuchnia z salonem, oraz sypialnia, na dwie osoby. Poszły do pokoju, po czym odłożyły walizki, na swoje miejsce. Marelne oczywiście, jako żarłok, który i tak ma szybką, przemianę materii, zarządziła żeby iść, do sklepu. Tylko ona, umiała mówić, po hiszpańsku, więc ona dostała do przechowania portfele, żeby potem zapłacić.
Po zakupach, spożywczych i innych, Marinette i Marelne jakoś, przetaszczyły zakupy ,do domku.
Nowy, bardzo wyjątkowy dzień, zaczął się już nazajutrz. Mari jeszcze nie wiedziała, że to będzie dziwny, oraz wyjątkowy dzień. Wstała około godziny dziewiątej. Wstała z miękkiego łóżka, po czym ubrała się, w jeansy z dziurami, oraz bluzkę w kolorze czarnym, na to narzuciła, kurtkę dżinsową. Na nogi nałożyła, swoje już zużyte buty, które bardzo dobrze się trzymały, a były to adidasy. Wzięła torebkę, do której włożyła wodę oraz, jakieś jedzenie. Z takim wyposażeniem, wyruszyła na zwiedzanie.
Szła spokojnie ulicą, gdy nagle, na kogoś wpadła. Ten osobnik, wstał otrzepał się, z kurzu i powiedział:
-Bardzo cię, ale to bardzo przepraszam.
-Nic się nie, stało.-zapewniła, spoglądając na niego.
Znieruchomiała. Przecież to ten sam, kelner ze statku. Jego także zamurowało, przecież to ona.
Otrząsł się, po czym pomógł jej wstać.
-Chyba się znamy.-powiedzieli jednocześnie.
-Adrien Agreste, ten kelner z restauracji, na statku Roses?-zapytała.
-Tak, a ty jesteś?-spytał, gdyż jego mózg nie znał imienia i nazwiska, swojej ukochanej.
-Marinette Dupain-Cheng.-powiedziała szybko zdając sobie, sprawy z jej gafy.
-Może w ramach, przeprosin pójdziemy do kawiarni?-zadał pytanie.
-Dobrze, ale nie znam hiszpańskiego. -odparła zakłopotana.
-Nie martw się, tu menu są po hiszpańsku, angielsku i francusku.-odparł roześmiany.
-Nie widziałam, pierwszy raz jestem na Ibizie.-rzekła.
-Nie martw się, chodź.-powiedział i poszli, do jednej z restauracji.
Wróciła z kawiarni, z Adrienem, weszła do domku o dwunastej, gdy Tikki, zaczęła robić śniadanie. Czyli naleśniki, z syropem klonowym.
-Kochana a gdzie, ty byłaś?-zapytała od razu, gdy ona przekroczyła próg, domu.
-Na kawie, z Adrienem.-powiedziała.
-Nie gadaj. Serio?!-krzyczała podekscytowana.
-Tak trochę pogadaliśmy. Okazało się że mają, w restauracjach, oraz kawiarniach menu, po hiszpańsku, angielsku i francusku.-oznajmiła.
-To dobrze.-odetchnęła z ulgą, Marelne.
Zjadły śniadanie, po czym wzięły się, za zwiedzanie Ibizy.
Następne dni, były prawie takie same aż do wtorku, drugiego tygodnia. Może i znali się, nie za długo, ale Adrien wiedział już że, to ta jedyna. Więc zaprosił ją do, romantycznej restauracji jego, ojca. Od razu gdy się zgodziła, umówili się, na szesnastą.
O piętnastej trzynaście, Tikki pomagała Mari, ubrać sukienkę w kwiaty, z czarnym tle, do ud. Na nogi nałożyła szpilki. Marelne, była urodzoną fryzjerką. Zrobiła Mari, piękną fryzurę.
-Tikki, ja się stresuję, to będzie moja, chyba pierwsza poważna randka.-odparła już zestresowana.
-Nie stresuj, się tak. Dasz radę.
Potem już poszła na randkę. Około osiemnastej, wróciła tak szczęśliwa, jakby wygrała na loterii. Może nie do końca pieniężnej, ale loterii życiowej.
-Co się, stało?!-zapytała, niemal krzycząc Marelne.
-Zostałam jego dziewczyną!!-krzyczała z radości.
-Gratuluję.- powiedziała i przytuliła, brunetkę.
Marinette nie mogła zasnąć, tej nocy. To wszystko, może było jakieś dziwne, ale go kochała.
Zasnęła w końcu, licząc czarne koty.
Po powrocie do Paryża, po trzech tygodniach czuła, się dziwnie, co z tego że, ma chłopaka, a przypłynęła tu z Tikki.
Westchnęła głęboko, zadając sobie pytanie ''Czemu on, został na Ibizie?''.
Adrien z nieznanych, jej przyczyn musiał, zostać na Ibizie, jeszcze jeden dzień. Nie mówiła matce, o wyspie, chłopaku i innych, dla niej ważnych rzeczach.
Miała wywalone na matkę. Przecież to ona, jej kazała wyjść za mąż, za Natchaniela.
Na razie zamieszkała u Tikki. Marelne, nie chciała mieszkać sama. Kochała Mari, jak własną siostrę. Albo córkę, ale przecież miały tyle, samo lat.
Nie chciałaby by, ją pobił do nieprzytomności, lub co gorsza, zabił.
W końcu na lotnisko, przyleciał samolot, który miał na pokładzie Adriena. Mari sama pofatygowała się, żeby tu przyjść. Nie mogła się doczekać. Wreszcie blondyn, wyszedł z samolotu, ze swoją walizką w ręku. Szybko podbiegła do niego, tuląc do swej klatki piersiowej. Ucałowała go w usta.
Od tamtej chwili, minęło sześć lat. Marinette od tamtego, momentu zamieszkała u Adriena. Później została jego żoną. Urodziła się im, mała Emily, oraz mały Hugo.
Tamtego dnia, Mari krzątała się w kuchni. Tymczasem Adrien, był w pracy. Czteroletni Hugo, wraz pięcioletnią Emily układali klocki. Za niedługo miała przyjść, Marelne z Plaggiem, którego imię tak naprawdę brzmi, Felix. Wraz z córką, Jeane.
Kobieta zaczęła gotować, spaghetti, oraz pierogi. W pewnym momencie zadzwonił, dzwonek do drzwi.
Kto by pomyślał, że przez byłego narzeczonego, który bił, ją i poniżał, dzięki wypłynięciu, w rejs na Ibizę, ona odnajdzie swą miłość?
3 notes · View notes
annpurrrfectblog · 4 years ago
Photo
Tumblr media
Piękna pogoda☀️, więc czas na małą wycieczkę😏 Stąd selfie z auta🤣 Jakie macie/mieliście plany na dzisiaj?🤔 Aktywnie, jak my, czy raczej Lazy Sunday?😛 #selfie #selfietime #itsme #sunday #niedziela #brunette #brunettegirl #selfie #selfiegirl #selfieofday #brunetka #me #myself #podróżemałeiduże #wycieczka #photooftheday #picoftheday #smile #usmiech #brunettehair #makeup #dailymakeup (w: Kraków, Poland) https://www.instagram.com/p/COp_CpSMlvP/?igshid=lwx6g8fm7khb
0 notes
1and4ever-fic · 4 years ago
Text
5. 'He feels too proud.' (5)
Wieczór był ciepły, wiatr nie wiał, temperatura była około dwudziestu stopni. Minnie siedziała na wielkim tarasie widokowym w pałacu Odyna. Okryta była kocem, w rękach trzymała duży kubek z gorącą czekoladą. Włosy miała upięte w niechlujny kok, zrobiony zapewne na szybko. Na sobie miała cały czas tę samą sukienkę, ale już pewnie się do noszenia ich przyzwyczaiła. Wpatrywała się w zachodzące słońce za horyzontem. W wielkich drzwiach pojawiła się, o dziwo nie Sif, tylko Jane. Jane Foster. Miała na sobie jeansy, białą podkoszulkę, koszulę w kratkę i czarne, lekko zniszczone baleriny. Podeszła z rękami w tylnych kieszeniach do Minnie.
- Cześć. - powiedziała, zaczesując włosy za plecy.
- Cześć. - Minnie nie mogła uwierzyć, że ten moment, ta chwila dzieje się w Asgardzie, a nie na Ziemi podczas wykładów na uniwersytecie. Nie wierzyła swoim oczom. - Jestem Madeleine, ale mówią mi Minnie.
- Jestem Jane.
- Jak się tu znalazłaś?
- Thor po mnie skoczył. Powiedział, że jest coś w Asgardzie, co muszę zobaczyć.
- Więc wy się znacie?
- Tak. Też kiedyś nie miałam pojęcia, że takie miejsce istnieje, nigdy bym nie podejrzewała, że mitologia nordycka to tylko opisy miejsc, zjawisk i bogów, które naprawdę istnieją.
- Hmm... Moją ulubioną była grecka, a tak to nigdy nie byłam dobra z mitologii jakichkolwiek.
- Więc co teraz robisz? Mam na myśli szkołę.
- Studia na wydziale nauk ścisłych. Będę tak samo dobrym astrofizykiem, jak ty. I w ogóle czuję się zaszczycona, że cię poznałam. W wielu swoich zadaniach domowych, brałam pod uwagę twoje badania. Oczywiście te, które udostępniłaś w internecie i mam twoją książkę z badaniami, radami.
- Bardzo się cieszę, że ktokolwiek korzysta z tych informacji. - uśmiechnęły się obie. - Nie wiesz może gdzie jest Loki teraz?
- Czyli Amerykanki mają we krwi zamiłowanie do nordyckich bogów.
- Haha, no nie wiem. Po prostu chciałam więcej gorącej czekolady. Tutaj robią ją jakoś inaczej niż u nas.
- Nie piłam. Nie miałam okazji, żeby spróbować. Jestem tutaj chyba dziesiąty raz, ale pierwszy raz z torbą z ciuchami, bo chciałam już tu zostać na parę dni. A ty?
- Jeszcze nie wiem, co się ze mną stanie. Dlaczego po raz pierwszy na kilka dni?
- Zawsze na szybko, żeby się ukryć, z kimś powalczyć, być uratowaną. W jednym momencie czułam się zadowolona i smutna.
- Dlaczego?
- Frigga, matka Thora, ratując mnie i Aether sama zginęła.
- Uuu... Współczuję.
W przejściu na taras widokowy pojawił się Thor. Na szczęście był cicho. Jane pokazywała Minnie różne swoje rysunki o kosmosie, eksperymenty, które chciałaby, żeby razem zrobiły któregoś dnia. Thor się uśmiechał na widok rozbawionej i szczęśliwej Jane. Niedaleko za jego plecami stał Loki. Zastanawiał się, czy podejść do dziewczyn na taras, czy odwrócić się i zniknąć.
- Widzisz tamtego pana? - Minnie wskazała palcem na Thora. - On chyba ci się przygląda. Może mu się podobasz...? - Minnie uśmiechała się szeroko, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- A ja ci powiem nawet, że ja tego pana znam! - teraz wybuchła śmiechem. Thor wyszedł na taras.
- Jak tam? - zapytał, siadając obok nas.
- Nic. Gadamy. W ogóle dzięki za zamknięcie mnie z Lokim. - szczerze się uśmiechnęła i ziewnęła.
- Co? Jak mogłeś ją zamknąć w jednym pokoju z Lokim, przecież... przecież... to Loki. - Jane zabrała swój krytyczny głos w tej sprawie. - To co najmniej nieetyczne! Tak nie wolno!
- Ale... Jane, ona nie mówiła tego z ukrytą ironią, tylko szczerze. Tak?
- Tak. I nie wiem dlaczego ja ani gdzie jest ukryty sens tego wszystkiego, tego porwania i uśpienia mnie na całą noc, ale jestem ci wdzięczna, mimo, że dziewczyn ani nikogo innego nie powinno się tak traktować. Na Ziemi byłbyś już przestępcą, gwałcicielem, złodziejem, mam jeszcze inne nazwy. - rozmarzyła się.
- Madeleine Falconbridge. Odyn wzywa. - na taras tym razem wyszła Sif. - Nie wiem po co, ale wzywa. Pewnie sprawdzanie i takie tam.
Chciała już spytać o Lokiego. Minnie nie należała do niskich. Nadawała się na modelkę, jednak według obecnych wymagań mody, była za gruba. Z Lokim wyglądaliby prześlicznie. Sięgałaby mu mniej więcej do ramienia. Teraz trudno o taką parę. Ona blondynka, on brunet. Jej, piękna fotografia ze ślubu byłaby już.
Bała się Odyna, bo nie mogła do niego dostać się wcześniej.
- Życzę powodzenia. Bo ja jakoś nie wywarłam na nim wspaniałego pierwszego wrażenia. - rumieńce ogarnęły policzki Jane, kiedy mówiła te słowa. - Ja po prostu nie miałam kogoś, żeby mi wyjaśnił kto jest kim, albo co jest właściwie czym tutaj. Powodzenia. - przytuliły się, po czym Minnie odpowiedziała:
- Nie dziękuję. - pomachała obu osobom i poszła razem z Sif do sali tronowej, gdzie siedział Odyn.
Mijały korytarze z różnymi rzeźbami, obrazami, czuła się taka mała, bo sufit był kilkanaście metrów wyższy od niej. Lodowi Olbrzymi mogliby się zmieścić, ale oni na szczęście już nie istnieją.
- Wszechojcze. - zaczęła Sif jako pierwsza. - Madeleine.
- Madeleine. Wiem, że nie wiesz, po co tutaj tak właściwie jesteś, to pytanie cały czas krąży ci w myślach. Dlatego teraz ci na nie odpowiem. - wojowniczka wyszła bocznymi drzwiami, zostawiając sam na sam Minnie i Odyna. Minnie panikowała coraz bardziej. - Ponieważ szukam kandydatki na władczynię Asgardu, postanowiłem dać Lokiemu szansę. Oczywiście wiem, że to jest błąd... Ale skąd mogę to wiedzieć w stu procentach?
- Tak, wszechojcze. - powtórzyła to samo, co powiedziała brunetka. - Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego Thor musiał mnie uśpić, żebym się zgodziła na to. A, i dlaczego akurat ja? Przecież w Midgardzie są miliony innych dziewczyn.
- Ponieważ Thor, Loki i Sif, ta dziewczyna, z którą tutaj przyszłaś, chodzili za tobą, patrzyli co robisz...
- Tak, oczywiście, rozumiem, ale... dlaczego ja?
- Spodobałaś się Lokiemu.
- Ahaaa... - pokiwała głową. - Dobrze. A, i jeszcze jedno zasadnicze pytanie. Ile czasu mam tutaj zostać? Bo chciałabym tylko przypomnieć, że jutro jest poniedziałek i ja mam wykłady, na których muszę się zjawić.
- Nadal nie rozumiem dlaczego ludzie tak bardzo przykładają się do edukacji. - odparł po krótkim stanowieniu się. - Skoro musisz, to dzisiaj w nocy. Możesz odejść.
- Dziękuję, wszechojcze. - ukłoniła się.
Odeszła z gracją królowej. Odyn od samego początku wiedział, że Minnie nada się na władczynię, dlatego ją wybrał. Skłamał, jeśli chodziło o to, że spodobała się Lokiemu.
- I co? - Thor, Loki, Jane i Sif stali oparci o ścianę za drzwiami.
- Nic. Pogadaliśmy chwilę.
- Jejku, no, jakby nie mógł powiedzieć! - wkurzyła się Sif na te słowa, że porozmawiali. Byłoby prościej, gdyby jej powiedział. - Too...? - wszyscy się na nią spojrzeli. - Co? Chcę znać szczegóły.
0 notes
fajnelaskinago · 5 months ago
Text
Tumblr media
Atrakcyjna brunetka wygląda jak milion dolarów. A Ci jak się podoba?
1 note · View note
fajne-laski · 4 years ago
Photo
Tumblr media
Piękna brunetka w erotycznej bieliźnie wygląda super
1 note · View note
sexylaski · 3 years ago
Photo
Tumblr media
Piękna brunetka pozuje fajnie na kamieniu.
0 notes
ivabellini · 4 years ago
Photo
Tumblr media
Like on #Instagram #foto: https://instagr.am/p/CBSsBp4nSHY/ | Posted @withregram • @she.katsu Hej ❤️ jak wam mija dzionek? 😀 Na zdjęciu przepiękna sukienka firmy simple, niestety od roku marka przestała istnieć 😣 polecacie jakieś sklepy z pięknymi sukienkami? ❤️ _____________________ Sukienka @simplecreativeproducts 🐈 Torebka @cccshoesbags #polska🇵🇱 #polishgirl👑 #polskadziewczyna🙋 #brunettesdoitbest #polishgirls👑 #torebka #sukienka #inspiracja #sukienka #outfitidea #brunetka #piękna #nóżki #spódnica #herbatka #naturalbeauty #Fashion #longlegs #spacer #higheels #moda #fashionable #modnapolka #szpilki #wiosennastylizacja #barelegs #bagslover #pantyhosefashion #kobieta #foto
0 notes
butikmonopl-blog · 7 years ago
Photo
Tumblr media
Imprezujecie w weekendy? A może wolicie spokojniejsze spotkania ze znajomymi? Czy też wolicie je spędzać w rodzinnym gronie? Jedno jest pewne: ZAWSZE MOŻESZ OLŚNIEWAĆ STYLEM! 😍
https://butikmono.pl/kategoria-produktu/kolekcje/elegant/
0 notes
Text
Egzotyczna piękność odnalazła Wojtka? "Jadę do Polski"
Egzotyczna piękność odnalazła Wojtka? “Jadę do Polski”
Stało się! Piękna brunetka, która w ostatnich dniach podbiła internet, pakuje walizki. – Jadę do Polski, zatem do zobaczenia wkrótce! – powiedziała dziewczyna w swoim drugim nagraniu opublikowanym na YouTube. Czyżby to oznaczało, że dowiemy się kim jest ten tajemniczy Wojtek z Warszawy? Przypominamy, że piękna internautka spotkała Wojtka cztery miesiące temu na koncercie i zakochała się w nim bez…
View On WordPress
0 notes
chojraczek · 8 years ago
Text
Your Guardian Angel - Rozdział Pierwszy
Krople deszczu odbijały się z głuchym łoskotem o szybę, a wiatr wprawiał w ruch każdą gałązkę, która tańczyła na tle ciemnego nieba, przyprawiając o dreszcze. Zdawałoby się, jakby drzewo na krótką chwilę ożyło tylko po to, aby wystraszyć mężczyznę wpatrującego się w tę żywą scenerię.
- Przestaniesz się tak gapić?
Dopiero po chwili delikatny głos odwrócił jego uwagę od wpatrywania się w obfity deszcz. Odwrócił swoją głowę, spoglądając na piękną, śnieżnobiałą suknię, która jak pierwsza przykuła jego uwagę. Złote nitki przy dekolcie, spływające wzdłuż talii, muślinowy dół i subtelny splot w dole pleców. Nie umiał się nie uśmiechnąć, ponieważ mimo okoliczności, ten moment nadszedł tak szybko, jakby dopiero co wczoraj on i ona bawili się razem w piaskownicy.
- Zapatrzyłem się - odchrząknął cicho i wolnym krokiem ruszył naprzód, aby zmierzyć ją wzrokiem z każdej perspektywy i - nie mogąc się powstrzymać - palcami musnął delikatny materiał. - Naprawdę piękna. - wyznał. Gdyby nie był zbyt dumny i wyniosły, mógłby uronić nawet łzę, ale w tej sytuacji nie wchodziło to nawet w grę.
- Tak myślisz? - brunetka uniosła podbródek w górę, aby spojrzeć z dołu na jego twarz. Była niższa o zaledwie kilka centymetrów, choć do niskich nie należała. Nie spotkała jednak na swojej drodze nikogo, kto przewyższałby go wzrostem czy kształtem sylwetki.
- Oczywiście, Michelle.
- Nie jest zbyt... płaska? Nie powinna być dłuższa, lejąca się po ziemi? Może... Może rozkloszowana...
- Daj spokój, naprawdę jest świetna. Z resztą, to najdroższa i najpiękniejsza suknia, jaką Carlo mógł uszyć. Jest szyta na miarę, zajęło mu to naprawdę wiele czasu, aby ją dla Ciebie przygotować, specjalnie na moje polecenie.
- Nie, Harry, naprawdę mi się podoba. Jest piękna, przysięgam. - powiedziała szczerze, spoglądając mu w oczy. - Ja po prostu... nie jestem pewna, chcę, aby wszystko było piękne, a boję się, że coś przegapię.
Złapała za spód sukienki, aby nie potknąć się o materiał, ani jej nie zniszczyć i ruszyła do kanapy za zasłoną, gdzie mogłaby z powrotem przebrać się w swoje ciuchy.
- Będzie piękne, to twój ślub. - podążył za nią, wpatrując się uparcie w swoje buty. Były obdarte po bokach, ale zrobione z najwyższej jakości materiału. - Słuchaj, jeśli będzie tak, jak będzie, to znaczy, że tak musiało być. Masz przecież jeszcze równy miesiąc.
Czekał nieopodal, oparty o jedną ze ścian, dając jej czas na zdjęcie sukienki, co sprawiało jej chyba niemały kłopot.
- Ale oczywiście, nie będzie tak, jak z bajki - dodał po chwili, gdy zapadła cisza. - To jest niemożliwe, sama dobrze o tym wiesz. Jeśli chcesz miłości jak z bajki, powinnaś oglądać więcej komedii romantycznych. Albo nie, powinnaś oglądać ich właśnie mniej, bo wtedy nie będziesz miała tak wysokich oczekiwań.
Kobieta rozsunęła zasłonę i rzuciła w niego ciężką poduszką, sięgając po swoją torebkę. Harry złapał ją w ostatniej chwili, marszcząc swoje brwi.
- Już wracasz do domu?
- Tak, Peter na mnie czeka. Nie siedź tu do późna. - zaśmiała się cicho, podczas zapinania guzików swojego płaszcza.
Wzrok Harry'ego na krótką chwilę znów utkwiony był w oknie, ale tym razem, myślami błądził gdzieś naprawdę daleko. Jego brwi wciąż pozostawały zmarszczone, a w dłoniach ściskał poduszkę.
- Wszystko w porządku?
- Nie będę siedział do późna, nie martw się - odrzekł i ubrał na twarz najbardziej przekonujący uśmiech, na jaki mógł się zdobyć. Przyciągnął jej drobne ciało do mocnego uścisku, całując w czubek głowy. - Cieszę się, że Ci się podoba.
- To twoja zasługa, jesteś najlepszym bratem na świecie - wymamrotała w jego szyję.
- Czy myślisz, że skoro moja siostra bierze ślub, to będę stronił od ubrania jej w najpiękniejszą suknię z mojego sklepu? - spytał z małym humorem w głosie. Jego oczy jednak były puste i z czystego szmaragdu, stały się po prostu szare. Patrzył się w nieistniejący punkt nad jej głową, ale mimo tak wielu uczuć, które wychodziły z każdym jego słowem, i ich braku w środku jego serca, w głowie miał pustkę.
- Nie siedź do późna - powtórzyła, spoglądając ostatni raz na jego twarz. Przez chwilę wyglądała, jakby widziała, ale postanowiła to przemilczeć.
Gdy Michelle opuściła sklep, został sam. Ale mentalnie był sam od dobrych kilku, kilkunastu lat, jednak niekoniecznie był z tego powodu niezadowolony. Czuł jednak zmianę w swoim życiu, i to wcale nie przez widok swojej młodszej siostry w pięknej, ślubnej sukni, z pierścionkiem zaręczynowym na palcu i szerokim uśmiechem. Był szczęśliwy, ponieważ ona była. Ale jego serce boleśnie zaciskało się, a wewnątrz niego odzywał się próżny, zadufany w sobie człowiek, który za cel obiera sobie sukces zawodowy i pieniądze, jak bardzo tego nienawidził. To było częścią jego i jego życia, chociaż nie objawiało się to często. Lecz teraz dawało o sobie znać w najpotężniejszy z możliwych sposobów i nie umiał się od tego uwolnić.
Zaczął zbierać porozrzucane kawałki materiałów, aby odłożyć je na swoje miejsce bądź wyrzucić do kosza. Suknię schował w specjalnym miejscu, aby nikt, prócz niego i Carlo - osobistego projektanta - nie znał miejsca jej położenia, bo gdyby coś jej się stało, mógłby winić o to tylko samego siebie. Coś znów dotknęło go, gdy jedwabny materiał podrażnił jego szorstkie dłonie. Jak na zawołanie, w jego głowie odtworzył się krótki fragment, jaki zdołał zapamiętać - jego matka w długiej, alabastrowej sukni, spoglądająca nań z góry, i jej uśmiech, który był dla niego całym światem.
Tak szybko, jak obraz pojawił się w jego głowie, wspomnienie rozpłynęło się w powietrzu. Zamrugał szybko i wyprostował, aby na dobre wyrzucić wspomnienie sprzed siedemnastu lat ze swojej głowy. Nie teraz.
Ostatecznie zamknął salon sukien ślubnych na krótko przed dwunastą, chociaż oficjalnie zamknięty był on już od siódmej wieczorem. Było to jednak jedyne miejsce, w którym mógł przebywać godzinami, rozmyślając nad wieloma sprawami, jednocześnie będąc swoim własnym szefem. Sprzyjał wszystkiemu fakt, że prócz salonu, mieściły się również tutaj usługi kwiaciarskie, których Harry był osobistym założycielem, wskutek czego w całym budynku roznosił się zapach konwalii, róż, frezji, żonkili... wszystkiego tego, co przyjemne dla nosa. Harry był wielbicielem kwiatów, ale nigdy nie miał czasu, aby móc poszerzać swoją wiedzę na ich temat.
Dotarłszy do mieszkania, rzucił krótkie spojrzenie w kierunku kuchni, jakby kogoś się tam spodziewając, chociaż nie miał kogo. Kogo mógłby spodziewać się o dwunastej w nocy w swoim mieszkaniu, gdy żył samotnie?
Skrzynka na listy również była pusta. Puste były szuflady w komodzie, ale tylko te po prawej stronie, jedna półka w szafce nad zlewem, a miejsce obok, na łóżku, zawsze było zimne i zaścielone. Ściany świeciły pustkami, tak jak jego lodówka, bowiem jadał jedynie na mieście. Mimo tego wszystkiego, jak bardzo dziwne czasami się to dla niego wydawało, nie czuł potrzeby, aby tego zmieniać. Jedynym powodem, dla którego zamartwiał się od jakiegoś czasu, był majątek, który wiedział, że należał się jemu, ale go nie otrzyma. Jak wspomina słowa ojca, większą część majątku otrzyma z ich dwójki ta osoba, której pierwszej przyjdzie stanąć na ślubnym kobiercu. Gdy wypowiadał te słowa, Harry był małym chłopcem. Ale czas mijał i utwierdzał go w przekonaniu, że ten mówił poważnie, a decyzja ta mogła znacząco wpłynąć na jego życie.
Co mu po marnych groszach, gdy chciał więcej i więcej? Był zbyt szarmancki, aby przyznać się do tego ojcu bądź Michelle, ale wewnątrz aż wrzał, z każdym dniem popadając w obłęd. Był starszy i przede wszystkim doświadczony. Umiał również prowadzić biznes, wobec tego wiadomym było, że pieniądze przydadzą mu się bardziej, aniżeli jego młodszej siostrze. Była po prostu młoda i zakochana, i nie myślała nawet o majątku, który przyjdzie jej odziedziczyć. Gdy Harry o tym myślał, złość wzrastała w nim dziesięciokrotnie, piętrząc się i budząc w nim nerwowość, do jakiej nigdy nie był skłonny.
Drżącymi dłońmi zaczął odpinać guziki wyprasowanej koszuli, stojąc przed lustrem w przedpokoju. Dyszał ciężko, starając się wymyślić jakiś plan, ale wszystkie możliwe opcje mijały się z celem. Nie chciał krzywdzić bliskich i nie chciał też ich zawodzić, wręcz pragnął być przykładnym synem i bratem, aby móc być powodem do dumy. Ale chciał też pieniędzy.
Harry potrzebował pieniędzy. Potrzebował więcej, nieważne, jak wiele już posiadał, i czy niosło to ze sobą szczęście, czy nie. Nie czuł się nieszczęśliwy, ale czy miał zatem powody do szczęścia?
***
Nazajutrz, kiedy przez noc złość zdołała ulecieć z niego i pozwoliła mu nieco ochłonąć, postanowił udać się do pracy. Miał prawo do robienia sobie dni wolnych kiedy tylko zechce, ale jak na niego przystało, nie zdarzyło się to jeszcze ani razu. Prócz niedziel, w które salon pozostawał nieczynny, Harry zwykł spędzać swoje poranki, popołudnia i wieczory przy swoim biurku lub w pracowni Carlo. Czasami lubił po prostu przechadzać się wąskimi korytarzami na drugim piętrze i rozmyślać w towarzystwie sięgających pod sufit materiałów wszelakich kolorów i faktur. Nigdy nikogo tam nie zastawał, czasami tylko pomagał znieść coś na dół, piętro niżej.
Można było rzec, że salon sukien ślubnych był dla Harry'ego Stylesa całym jego życiem. Wypełniał jego grafik każdego, kolejnego dnia, a wszystkim, czym się interesował, były sprawy jego klientów. Gdy do jego uszu docierało ciche skrzypienie drzwi, podnosił swoją głowę znad lady i uśmiechał się serdecznie na przybycie nowego klienta. I chociaż nie powinien zajmować się samą sprzedażą - w końcu miał od tego swoich pracowników - to bardzo często można było spotkać go, stojącego za ladą i wgapiającego się w stertę papierów.
Choć podróż autem zajęłaby mu dziesięć minut, a metrem zaledwie dwie, tego dnia postanowił, że zrezygnuje z środków transportu i uda się na pieszo. Świeże powietrze dotleni go i dzięki niemu ochłonie, chociaż nie było już po czym. Zdołał zapomnieć na tyle, na ile pozwalał mu regenerujący sen.
Gdy kubek z świeżo zakupioną, wrzącą kawą podrażnił palce jego dłoni, syknął cicho i przeklął pod nosem, bo uzupełniona pod samo wieczko, ciemna ciecz ubrudziła jego bardzo drogi płaszcz. Próbował zetrzeć plamę serwetką, ale ta, zamiast zniknąć bądź wsiąknąć w materiał, stała się bardziej widoczna. Szarpał się z tym jeszcze kilka minut, z gniewnie zmarszczonymi brwiami, dopóki kątem oka nie zauważył rozciągającego się wzdłuż ulicy straganu. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie poukładane jedne za drugimi naczynia, duże i nieco mniejsze, w zawiłe wzory i symbole, które - nie wiedząc czemu - budziły w nim nieznaną dotąd ciekawość.
Kiedy znalazł się tuż obok, z niesmakiem wypatrywał czegoś estetycznie wyglądającego spośród niechlujnie pozaszywanych, szmacianych lalek, ręcznie malowanych szklanek i kubków, bryloków, a nawet kawałków materiałów, z wydzierganymi cienkimi nitkami,trudnymi do zidentyfikowania kształtami. Wszystko było brzydkie i niestarannie wykonane, lecz gdy dotarł do stoiska pełnego waz i małych dzbanków, w oczy rzuciła mu się tabliczka, głosząca wyprzedaż rzeczy na cele charytatywne.
- Pieniądze z każdej zakupionej rzeczy zostają przeznaczone na cele charytatywne - usłyszał głos sprzedawczyni, która przez cały ten czas uważnie śledziła go wzrokiem. Gdy na nią spojrzał, dostrzegł rozciągający się na twarzy, sympatyczny uśmiech, ale mimo to go nie odwzajemnił. Był ostrożny jeśli chodzi o spoufalanie się z ludźmi, nawet, jeżeli byli bardzo uprzejmi. - Wszystko, co tutaj Pan widzi, zostało ręcznie wykonane przez miejscowe wolontariaty na rzecz sierot w domu dziecka.
Harry powiódł wzrokiem do stoiska, przy którym się zatrzymał. Niektóre wazy były szare i siermiężne, odnosił również wrażenie, że wyróżniały się swoją przeciętnością, co zaowocowało w Harrym małym uznaniem i podziwem, choć nie było go za wiele. Jego uwagę przykuł jeden z wielu, pozornie niczym nieróżniący się od innych, wazon. Gdy przyjrzał się jednak dokładniej, zdołał zauważyć, że niewidoczne dla oczu wzory, okazały się być wykonane z największą starannością i precyzją.
Chwycił je ostrożnie i obrócił kilka razy naczynie w dłoni, śledząc wzrokiem każdą wypustkę i wypukłość. Całość była zadziwiająco... estetyczna. Była prawdopodobnie najpiękniejszym okazem na całym straganie, więc poczuł dumę, że udało mu się ją uchwycić. A może nie powinien był oceniać niczego, tak, jakie było na pierwszy rzut oka, a powinien przyjrzeć się temu bliżej i ujrzeć to w zupełnie innym świetle?
- Fajny. Ile za taki? - spytał po chwili wahania. Chociaż waza nie była dziełem sztuki, była jednocześnie czymś, na co mógłby od czasu do czasu zerkać na komodzie w swojej sypialni.
Wyciągnął portfel z kieszeni spodni i zapłacił ciut więcej, niż powinien. Sprzedawczyni w średnim wieku posłała mu szeroki uśmiech z błyskiem w oku. Na nią Harry również nie zwrócił wcześniej uwagi tak, jak powinien - wyglądała, jakby wiedziała o nim więcej, niż on sam, a w jej uśmiechu było tyle wdzięczności, ile Harry nie otrzymał od drugiego człowieka od bardzo dawna.
- Dziękuję Ci. To będzie Ci służyć, obiecuję. - rzekła, kiwając swoją głową.
Bardzo niepewnie odwrócił się i zaczął się oddalać we wcześniej obranym przez siebie kierunku, starając się zachowywać tak, jakby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca. Dziwne przeczucie podpowiadało mu, że słowa kobiety mogły mieć duże znaczenie, a teraz coś w jego życiu się zmieni. Kroczył chodnikiem z wazą pod pachą, a jego życie pozostawało wciąż takie samo, dlaczego więc odczuwał dziwne wrażenie, że już niedługo przekona się, że będzie inaczej? Może, gdy potrze wazę, niespodziewanie wyskoczy z niej dżin, który będzie gotów, aby spełnić jego trzy życzenia?
To niedorzeczne, pomyślał, kręcąc swoją głową. Nie ma na świecie niczego, czego mógłby sobie życzyć - posiada wszystko, czego mógłby pragnąć. Tak mu się przynajmniej zdawało.
Zbliżając się do miejsca swojej pracy, postanowił ostatni raz rzucić okiem na nowy, niekoniecznie nieudany zakup. Obrócił go znów kilka razy, oglądając go pod każdym kątem i stanął w miejscu, kiedy dostrzegł niewyraźny, przetarty napis na spodzie naczynia, którego wcześniej nie widział. Czarny tusz jednak wyraźnie układał się w litery „L” i „T” bardzo schludnym pismem. Kciukiem przetarł napis, ściągając swoje brwi w konsternacji. Ta waza miała swoją historię, te inicjały i kryjący się za nimi autor.
Mężczyzna wiedział, że to nie był powód do trosk i zmartwień, ale czy tego chciał czy nie, pochodzenie naczynia będzie trapiło go przez najbliższy czas z czystej ciekawości.
2 notes · View notes