#nie pamiętam nazwiska
Explore tagged Tumblr posts
sleazyjanet · 1 year ago
Text
Tumblr media
doomed polish lesbians moje ukochane <3
722 notes · View notes
p0czwarka · 1 year ago
Note
W jakim wieku zaczęłaś przygodę z ed? Jak to się zaczęło i ile już tkwisz w chorobie
szczerze nie jestem w stanie powiedzieć kiedy dokładnie zaczęły się u mnie zaburzenia odżywiania, dla mnie to było mrugnięcie i nagle przestałam to kontrolować. jak się zaczęło? właściwie to nigdy nie byłam gruba, ale w 3 klasie podstawówki zaczęły się u mnie kompleksy dotyczące głównie mojego brzucha, teraz z perspektywy czasu widzę, że byłam wtedy jeszcze bardzo młoda i mialam po prostu figurę dziecka, żadne dziecko o zdrowej wadze nie ma idealnie płaskiego brzucha bo odkłada się tam tłuszcz który będzie potrzebny organizmowi gdy ten zacznie rosnąć i się zmieniać, ale wracając wtedy to była dla mnie tragedia. No i oczywiście co mogłam zrobić? zaczęłam ćwiczyć i się odchudzać, moja koleżanka często mówiła że nie je śniadań i jej pierwszy posiłek jest zwykle koło 12. też zaczęłam tak robić, a dodatkowo wiele cwiczyc i chodzić na spacery, nie były to wtedy jeszcze głodówki, zwykła ,,zdrowa dieta" jako dzieciak nie miałam pojęcia o diecie i kaloriach no bo i skąd więc nic nie schudłam, aż do czasu gdy pojawił się koronawirus i pozamykali nas w domach, pamiętam wtedy często wyświetlały mi się tiktoki typu glow up, odchudzanie no i treningi Chloe ting (?) nie jestem pewna co do jej nazwiska. w każdym razie dużo z tego czerpałam, dowiedziałam się co to kaloria, ale ta dieta wciąż była zdrowa ale już taka na której schudłam, miałam niedowagę no i właściwie zaczęłam się objadać przytyłam, no i później gdzieś może wakacje 2021 stwierdziłam że dość i muszę schudnąć już na poważnie. przesiedziałam kilka godzin szukając informacji na temat diet, trafiłam też na informacje dotyczące głodówek i filmy na yt o anoreksji. no i myślę że wtedy się zaczęło, gdzieś we wiosnę 2023 założyłam swojego pierwszego Tumblr, którego gdy stwierdziłam że przechodzę na recovery, z recovery oprócz dodatkowych kilogramów nic nie wyszło no i teraz jestem w miejscu w którym jestem
12 notes · View notes
pbielik · 1 year ago
Text
patrząc po komentarzach pod wczorajszym rozdziałem coś czuję, że jestem zmuszona opisać całą, a przynajmniej dość sporą część, specyfiki postaci tiany.
to, że jej patronus jest kojotem - łączenie w sobie dwóch skrajności - powinno zostać w pamięci nie tylko ze względu na jej likantropię.
tiana jest o wiele bardziej złożoną postacią, niż wielu czytelników uważa. wielu też nie dopuszcza do siebie tego, że (kinda spoiler) faktycznie mogłaby zabić. jednak trzeba spojrzeć na to jak była wychowana. na to, że poznała walburgę osobiście. na to, że tak naprawdę zawsze uważała malfoy'ów za swoich rodziców, a dopiero później pojawił się remus. nie wspominając o syriuszu, który też był przeze mnie kreowany na ojca, którego tak naprawdę nie ma w jej życiu. tiana miała głęboko zakorzenione family issues odnoszące się do nazwiska black. miała też daddy issues zarówno przez jednego, jak i drugiego ojca. jednak to syriusz wypada w tym zestawieniu o wiele gorzej.
wrócił, choć nigdy do końca się nie starał tak, jak powinien. kupienie jej butów czy sukienki nie jest wyznacznikiem dobrego rodzica, a syriusz na przestrzeni całego tego opowiadania zrobił dla tiany TYLKO tyle. syriusz, czy chciał czy nie, nadal zachowywał się jak black. zachowywał się jak jego własna matka czy ojciec (spoiler v2), wyrzekając się córki, bo wybrała inną drogę, niż by chciał. nie dał jej nawet wytłumaczyć, lecz zaczął ciskać w nią klątwami.
tiana była kolejnym pokoleniem black'ów wychowanych w dokładnie tych samych warunkach. i tak, tiana nie wierzy w te wojnę. nie wierzy w jej słuszność. jednak trzeba pamiętać, że przyjęła znak dla draco. przyjęła go, by mogła go chronić. a to co zrobiła w ostatnim rozdziale było również pokierowane dobrem brata. bo tak jak ktoś napisał w komentarzu (bardzo przepraszam, nie pamiętam kto to był): gdyby to syriusz zmarł w departamencie, tiana nigdy by nie przyjęła znaku. draco nadal byłby bezpieczny pod opieką remusa. bo syriusz tej opieki nie gwarantował. nawet, kiedy tiana była dzieckiem, a on jeszcze nie został wysłany do azkabanu. syriusz, dokładnie jak jego matka, której tak nienawidził, myślał tylko o sobie i o tym jak wypada w oczach świata. zwłaszcza po jego uniewinnieniu. syriusz, jak walburga lub cygnus, jest narcyzem. jedyną osobą, o której myślał poza samym sobą był james. a kiedy james'a zabrakło, przelał miłość do przyjaciela na harry'ego. remus był tylko dodatkiem. bo mąż, którym syriusz powinien być, również nigdy nie istniał. w końcu black ani razu na przestrzeni mojego opowiadania nie wykazał się wypełnieniem choćby jednego punktu przysięgi małżeńskiej. tak naprawdę jedyne co zrobił dla remusa to towarzyszenie mu w trakcie pełni, jednak robił to również kiedy wolfstar dopiero raczkowało w hogwarcie. syriusz w tym opowiadaniu nie jest w porządku. zarówno wobec remusa, jak i tiany.
ja wiem, że wydarzenia z ostatniego rozdziału was bolą. mnie też bolało, kiedy o nich pisałam. jednak proszę, miejcie to wszystko na uwadze.
mam wrażenie, że wszyscy skupili się na jednym wątku, przez co zaczęli widzieć tianę jako całkowicie inną postać. postać, którą nie jest. jednak spójrzcie też na to, że (spoiler v3) uratowała tę siedmiolatkę, kiedy nikt nie miał przeżyć. zaryzykowała dwa razy - sprawa fred'a i tej małej - w ciągu całego tego rozdziału, by ktoś faktycznie mógł żyć i wyjść cało z trwającej wojny. i zaufała w obydwóch tych sprawach osobie, której nigdy w życiu nie chciałaby już ufać, by tylko fred i mała arossa faktycznie mieli jakieś szanse na życie.
tiana to nadal tiana, jednak jest to wojna. a na wojnie ludzie robią różne rzeczy, by chronić siebie lub swoich bliskich.
dziękuję za wysłuchanie. mam nadzieję, że zrozumieliacie mój pogląd na całą sytuację i kreację tiany. miłego dnia, moi drodzy <3
8 notes · View notes
trudnadusza14 · 1 year ago
Text
6.12.2023
Mikołajki. Ogółem w nocy jeszcze czytałam o takim jednym artyście bardzo znanym
Vincent van Gogh
Wiedziałam że ponoć chorował na chorobę dwubiegunową ale tu się też dowiedziałam czytając jego biografie że i na padaczkę ...
Ktoś widząc mój obraz posądził że te świetlne kule to od niego skopiowałam
A prawda jest taka że wtedy gdy tamten obraz malowałam to nawet nie mogłam przyswoić że to jego dzieło. Wiedziałam o jakie dzieło chodzi ale nie ogarniałam o jakiego artystę
Zawsze mam problem z zapamiętywaniem nazwisk
Takie kojarzysz o co chodzi,jakie obrazy czy rzeczy lub osobę ale trudno ci spamiętać nazwiska
A postanowiłam o nim poczytać po rozmowie z terapeutką która opowiadała że on miał podobnie że nagle zaczął malować i nagle był talent i malowanie było sensem jego życia. Później tak cierpiał że popełnił samobójstwo
Często mam odczucie że podobny koniec i mnie czeka
Dzwoniłam też do dietetyk umawiając się na piątek
Mam spokój od wagi ale chce jednak jakoś w miarę regularnie jeść
Pisał do mnie że tak powiem idiotą jakiś który chciał bym zrobiła mu prezent mikołajkowy w postaci wysłania mu zdjęcia w staniku xDD
I typ nie rozumiał że nie należysz do ludzi którzy chętnie wysyłają jakiekolwiek zdjęcia
I to nie ze względu że masz niską samoocenę tylko ze względu na takich właśnie porąbanych ludzi
Pokłóciłam się i odpuścił
Napisałam też na grupie na fb o padaczce o swoich atakach. Na razie żadnych konkretnych odpowiedzi nie widzę
Ogólnie po obudzeniu się oglądałam w telewizji odcinki szpitala. Właściwie urządziłam sobie maraton tego serialu
W międzyczasie postanowiłam potrenować sztukę symetryczną
Płatek śniegu ❄️
Tumblr media
Biorąc pod uwagę że kiedyś robiłam bez światła i cienia tylko starałam się po prostu symetrycznie to zrobić to teraz widzę progres
Później wyszłam z domu i się okazało że wystawy nie było. No nic widocznie mi się pokiełbasiło coś z tą wystawą
Tumblr media
Dostałam dziś słodycze na mikołajki i kubek
Ucieszyłam się
W domu potem oglądałam film pt
"Trzy oblicza Ewy"
Bardzo ciekawy film. Miałam parę rozkmin
Bo ten film jest o rozdwojeniu jaźni
I jak to oglądałam to skumalam parę rzeczy
Bo ogólnie to jest klasyk
I tam np mówiła że słyszy głosy. I że się ich boi
Przecież ja często mam to samo
A różni się to od psychozy tym że ty tych głosów się boisz,a schizofrenik czy ogólnie osoba w psychozie będzie mieć urojenia że została np wybraną że jest np jakimś posłańcem z nieba itd
Mam podobne urojenia w mani ale częściej boje się tych głosów niż się nimi jaram
Boje się tych głosów jakby miały mi zrobić krzywdę
Będąc na terapi czasem mówię że słyszę głosy np tej jednej osobowości co chce się zabić i że jak ona to zrobi to nikogo nie będzie
I tak samo miała bohaterka filmu
Przykładowo coś takiego mówiłam na terapi :
"Boje się że ona sobie krzywdę zrobi skutecznie i przez to i ja zniknę"
A to jest symptom właśnie tego rozdwojenia.
W końcówce to chyba było że mówiła że jedna chce się zabić i że nie chce by tak było
To jej tam terapeuta pomógł
I ogólnie jednej rzeczy o tym zaburzeniu nie wiedziałam a sama to mam
Pewne osobowości mogą nie wiedzieć jak mają na imię i to jest całkowicie normalne
Będąc w szpitalach psychiatrycznych też jest coś co przypomina moje zachowanie
Osoba zachowuje się normalnie zazwyczaj bo nie ma tam czynników wywołujących inną osobowość
To już kumam czemu w szpitalu byłam właśnie taką jakby "normalna"
I wszystko jasne
I ogólnie zmiany osobowości mogą wyglądać jakby nic się nie działo. Jedyne co masz wtedy dziwniejsze to trochę dziwniejsze zachowanie. Bohaterka np się śmiała a potem nagle opuszczała głowę i unosząc ją z powrotem nie pamiętała swojego męża i tego gdzie się znajduje
Leczy się to też hipnozą. I pamiętam jedną takie sytuacje gdzie poszłam właśnie na hipnozę i na tej hipnozie nagle nie pamiętałam co się dzieje i gdzie jestem i zaczęłam być zupełnie inna.
Może by trzeba było powtórzyć sesje hipnotyczne
I niby to też normalne że czasem nie pamiętasz co wywołało jaźń. Ja nie pamiętałam tego z 13 lat. Przypomniałam sobie pewnego dnia będąc w szkole jak byłam molestowana. To była dziwna sytuacja bo zaczęłam nagle krzyczeć i się trząść podczas lekcji i mnie wysłano wtedy do psychologa szkolnego
Film zakończył się szczęśliwie a ja lubię takie filmy ze względu nie tylko na samo to samo zaburzenie tylko bo to też mi by się przydało jakbym studiowała psychologię. Ponoć ten film jest bardzo istotny na tym kierunku
No i w nocy zaczęłam mieć te głosy samobójcze. To wzięłam podwójną dawkę leków nasennych i wtedy zrobiłam się bardzo głodna to sobie zrobiłam kanapkę którą szybko zjadłam
I jeszcze przed tym. Znalazłam swój występ stary i oglądając to nie rozumiałam jak mogłam kiedyś myśleć że mam okropny głos,że jestem brzydka itd
Teraz jak patrzę na to to byłam super. Głos ekstra i nie rozumiem siebie xD
Tylko dziwne miała miejsce jedna rzecz. Moja pani od wokalu jakby zawsze twierdziła że jestem niewystarczająca doszukując się niewiadomo jakich błędów w moim wokalu
A na występach wszyscy mówili że jak ja śpiewałam to ciary ich przeszły
A ta od wokalu zawsze że coś jest nie ten tego 🤔
A później mnie z kółka wywaliła xD
Musiałam walczyć o solówkę bo inaczej bym nigdy nie zagrała nawet w spektaklu
To jest dziwne dla mnie do dziś
Pamiętam że jeszcze przed tymi występami mówiłam bardziej niewyraźnie. Ale od czasów kółka wokalnego mówiłam już znacznie wyraźniej
A jak ogladam to teraz to myślę że naprawdę miałam talent. Może dlatego mnie wywaliła bo byłam za dobra?
A wtedy na tym występie to był pierwszy raz gdzie pomyślałam że chce żyć
Dlatego do dziś to jest moje najlepsze wspomnienie życia
Bo mimo silnej fobi społecznej wtedy to na scenie czułam się jak ryba w wodzie i byłam wtedy szczęśliwa
Niedawno też tak było
Niedawno też tak było że po mojej roli nagle grupa która była spokojna to zaczęli się trząść i zapominać roli
A później 75 % kółka teatralnego zrezygnowała z uczestnictwa
Powiem wam że to jest dla mnie straszne dziwne xD
Może kiedyś pojmę czemu tak było
To tyle
Do zobaczenia wszystkim
Trzymajcie się kochani 💜
19 notes · View notes
Text
:::::::::: Skrót podróży i aktywności w Kraju nad Wisłą,plus inne ziemie i sfery życia .
/// @quatlwork
cz1.
Wyprawy określono jako charakter odkryć będącym etapem funkcjonowania w moim życiu. Latem 2006 roku określono à propos pracy w Birmingam na zmywaku, lecz z braku punktu zaczepienia zrezygnowano z tej opcji. Rok potem jeszcze podczas studiów w PWSZ w Nowym Sączu oszukano mnie poprzez rzekomą firmę Bartłomieja Ryby, który jakoby dostarczał długopisy do składania. Nie będę więcej pisał o pracy akwizytora w tym czasie (dla Allfinanz?). W 2008 roku uczestniczyłem w poszukiwaniach jenota w Dolinie Dunajca i rzeki Słomki jako podróżnik (i.e. pobyt w zagrodzie dla dzikich zwierząt u niejakiego Zielińskiego). W dalszym roku brałem udział w wędrówkach terenowych dotyczących obserwacji przyrodniczych w paru obszarach ważnych z naukowego i krajoznawczego punktu widzenia - w Gorcach, na Mogielicy oraz na Przehybie (ale nie wyczynowo). W 2010 roku podróżowaliśmy po Beskidzie Sądeckim, przez pasmo Jaworzyny Krynickiej oraz po wsiach naszego regionu (łącko, słopnice, grybów /?). Pracowałem na zieleni miejskiej w Nowym Sączu, gdzie mieliśmy możliwość napotkania rzadkich zwierząt np. na szuwarach w okolicach Nowego Sącza. To tak jak powiedział kiedyś A. Śliwa do taliba, trzetrzewioka: po co się masz denerwować, rób swoje. Niech się każdy zajmie swoją robota i będzie okej. Na zieleni pracowali tacy ludzie jak Iwańscy oraz Jaski oraz ludzie z Piątkowej. Podczas jednej z rozmów padło pomiędzy dwoma: "nie zachodź mnie od tylu, bo mogę cię nie zauważyć".  To było już jakiś czas temu, więc wielu z tych pracowników nie pamiętam z nazwiska. Zdobyłem life-science na krakowskim uniwersytecie, np. uczestnicząc na wykłady w Instytucie Zoologii przy ulicy Ingardena. Nie jest to dla mnie obecnie istotne.
Tumblr media
Tumblr media
W 2011 brałem udział w programie własnych podróży po Polsce, etapami oraz w ramach inicjatywy. Wziąłem udział w wolontariacie w Bieszczadach w badaniu ekologii troficznej - odchodów niedźwiedzi oraz z fotopułapek (listopad). W sierpniu i wrześniu 2011 roku uczestniczyłem w Białowieży w badaniach jeleniowatych Capreolus, nietoperzy oraz prowadziłem własne obserwacje zwierząt. Od września, w październiku, w listopadzie oraz w pierwszej połowie grudnia wyruszyłem m.in. na wybrzeże do Słowińskiego Parku i taksówką do Lęborka, w okolice miasta Koła, na Warmię, gdzie organizowałem projekt w ramach travellingu w okolicach powiatu bydgoskiego na gruntach rolnych, zadrzewieniach oraz w okolicach wsi z dawną zabudową. W owym czasie podróżowałem autostopem przy granicy niemieckiej, na ulicach Gubinu.  Brałem udział w wyprawie do miasta Zwierzyniec, oraz uczestniczyłem w tropieniach ssaków w Roztoczańskim i Poleskim Parku Narodowym (lubelskie). Przepłynąłem łajbą z przewoźnikiem przez Wisłę na pograniczu województwa małopolskiego i świętokrzyskiego. Byłem w mieście Kazimierza oraz w agroturystyce na terytoriach nieopodal Kielc. Wędrowałem również w Zielonej Górze oraz w środowisku naturalnym województwa lubuskiego np. w Nowej Soli, gdzie prowadziłem obserwacje bobrów i innych zwierząt. Pracowałem w wolontariacie dla Uniwersytetu Pedagogicznego w Niepołomicach w ramach projektu lokalizacji stanowisk dzików, tzw. “gówien” lisich oraz obserwacji płazów. Przebywałem jakiś czas w terenie i w agroturystyce w miejscowości Kutno (?, łódzkie).
Tumblr media
Na początku 2012 roku przybyłem do Białowieży po archiwalne numery Acta Theriologica. Kiedyś indziej uczestniczyłem w wyprawie na transekcie w Beskidzie Wyspowym, na Zbludzkich Wierchach (w następnym miesiącu). W marcu podróżowałem w Ciężkowickim Parku Krajobrazowym oraz w okolicach wsi Korzenna. Od kwietnia do czerwca brałem udział w obserwacjach przyrody na trasie szczawa - kamienica - łącko - czarny potok, oraz kamienica - zbludza - młyńczyska. Pracowałem wówczas w wytwórni wody mineralnej w Szczawie. W okresie letnim udzielałem się własną pracą w Kaliszu, w firmie zajmującej się renowacją fortepianów.  Brałem udział w paru wyprawach w regionie np. przebyłem trasę 32 kilometrów pieszo nocą od tzw. miejscowości E na wschód w stronę Kalisza. Podczas innej wyprawy na terenie pól uprawnych, wiejskich krajobrazów i scenerii rzeki rozmawiałem z kierowcą dużego ciągnika rolniczego, o lokalnej faunie oraz agrotechnice. Wczesną jesienią byłem na ziemiach pomiędzy Łąckiem a Zagorzynem oraz Kicznią. Ludzie uczą się dużo, tak jak w praktyce budowlańca, słuchając francophone w mp3, podczas pracy krakowskiej i podłopień-explore, w październiku i listopadzie.
Tumblr media Tumblr media
W styczniu 2013 brałem udział w wyprawie w Kotlinie Sandomierskiej (we wsi niedaleko Stalowej Woli),  gdzie uczestniczyłem w polowaniu na dziki. Przyjęła mnie na nocleg rodzina lokalnych gospodarzy. W tym okresie wyruszyłem również ze wsi w Beskidzie Wyspowym o nazwie Chyszówki, celem wyprawy przez Mogielicę (spotkałem tam krajowca-górala, który martwił się o moją ryzykowną wyprawą przez przełęcz i Mogielicę).  W okresie zimowo-wiosennym owego roku uczestniczyłem w podróży w Wiśnicko-Lipnickim Parku Krajobrazowym oraz w okolicach Lipnicy Murowanej, a także we wsi Iwkowa. Określiłem warunki naturalne, charakterystykę gatunkową dzikich zwierząt oraz oznaczyłem skauting jako formę podróży. Trudne warunki !!! Napisałem m.in. artykuł o zajęczakach Beskidu Wyspowego oraz o faunie ssaków z Kotliny Sandomierskiej, ponieważ byłem również latem owego roku w tym regionie Polski. W maju owego roku odwiedziłem Zoo w Płocku, a w czerwcu na Dolnym Śląsku w Strzelcach Opolskich i na pobliskich obszarach obserwowałem gatunki dzikich zwierząt. W autobusie jadącym tam rozmawiałem z młodym człowiekiem o piszących się książkach (dwie publikacje 2013). W okresie letnim brałem udział w wyprawie na Ziemi Tarnowskiej, w rubieże Zakliczyna (w Dolinie Dunajca) oraz na Pogórze Rożnowskie. W lipcu zgłosiłem chęć pracy  w niemieckim gospodarstwie agroturystycznym oraz w  Nowym Targu, ale tam przy produkcji odzieży lub butów, tylko bez rezultatu.  
Również w tym czasie odbyłem wyprawę na dzikie ziemie w Beskidzie Wyspowym w okolicach Rupniowa. Od sierpnia do października pracowałem przy melioracji oraz przy robotach publicznych (wg. charakteru człowieka zwyczajnego). 11 listopada podróż od Kamienicy do Myślenic. W listopadzie (18-dnia miesiąca?) byłem w stolicy kraju na konferencji klimatycznej i bioróżnorodności. W pociągu rozmawiałem z inną jeszcze kobietą, która kwestionowała moje zamiary. “Po co tam jedziesz, nie wysadzaj nic w Warszawie” oraz z grupą ludzi, wśród których był pilot śmigłowca, który latał nad Warszawą w czasie konferencji. W grudniu byłem w terenie po słowackiej granicy, spotkałem słowaków, podróżowałem busem oraz odwiedziłem teren wyciągu narciarskiego. Na podstawie doświadczeń tych wypraw napisałem małe raporty. Nikt nie ucierpiał podczas moich podróży.
Tumblr media
Wiosną 2014 roku uczestniczyłem w wyprawie niezależnej na trasie pomiędzy Zbludzą a Jastrzębiem, zaś jesienią na transekcie od Łącka do Czarnego Potoka. W Starym Sączu w marcu obserwowałem spotkanie Festiwalu Bonawentura, byłem też na rozmowie o pracę w firmie Zibud (miejscowość Kamienica). W tym samym miesiącu odwiedziłem targi  Agro-Tech (Kielce, marzec ). W kwietniu 2014 roku uczestniczyłem w prezentacji książki “Dom nad rzeką Loes” spotkaniu z autorem w jednej z krakowskich księgarni. Wyruszyłem w wyprawę po Beskidzie Makowskim oraz odwiedziłem miasto Wadowice. Na przełomie kwietnia i maja pracowałem jako kamieniarz (praca na wysokości) dla polskiej firmy w stolicy Niemiec. Odwiedziliśmy razem z współlokatorami (np. M. Jakubowski, Gonzo oraz pracownikami, których nazwisk nie pamiętam) miejscowe targowisko, gdzie czasami przybywali ludzie z Bałkanów. Podróżowałem jako członek awanturników (?) w tym czasie w regionie Młyńczysk i Woli Kosnowej. W owym roku czytałem m.in. książkę : “Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników” czy Podróże Bronisława Grąbczewskiego po Azji Środkowej. Wrzesień 2014 roku - wizytą na zamku w Nowym Wiśniczu, październik - wizyta w budynkach w Nowym Targu oraz na targach książki w Krakowie. Opisuję też moje doświadczenia z wizyty w listopadzie w tarnowskiej galerii sztuki, a w grudniu w muzeum górskim w Zawoi. 10. miesiąca przedstawionego roku oglądałem na widowni krakowskie Travenalia (spotkałem tam owych Los Wiaheros). Ale nie jestem radykałem. Czytałem w tych miesiącach czytadło o Nikoli Tesli, elektryczności oraz wynalazkach.
Na początku 2015 miałem wyjechać nad Bałtyk do firmy zajmującej się przetwórstwem ryb, ale z niewiadomych mi powodów robotę anulowano. Nadzieje były duże. Dali mi nawet namiary na zrealizowanie badań sanitarno-epidemiologiczne, przeprowadzono je. Wynik w porządku. Potem dodatkowo dotarłem do Niepołomic, rzucając na biurko tam swojej CV, a podczas rozmowy rekrutacyjnej przydzielono mnie jako kandydata do pracy w sklepie zoologicznym z niepołomickiej strefy ekonomicznej, o ile pamiętam. Nie przyjęto mnie. Wiosną owego roku oraz jesienią 2012 roku rozmawiałem z  mieszkańcem Wolicy (część Łukowicy) - niejakim Mr. Popkiem, członkiem klubu paralotniarskiego. Czy ma to coś lub inne przypadki do imaginowanych projektów - “diaboł” z Toubou, kazachskie małe gatunki i theriologie, te dziwne środowisko naturalne, tropiki Afryki, egzotyczny wietnamski kurort czy wygnany podróżnik i jego fauna w Chinach? Chyba latem, jeszcze przed moją pracą w Krameko, kupiłem książkę “Imię róży”, ale dokładnie nie pamiętam. Miejsce zakupu: księgarnia na rynku w Krakowie. Na jesień pocztą przysłali mi książkę "Co nas nie z*bi*e", Davida Lagercrantza. Jesienią pracowałem nie tylko w największym mieście Mazowsza, ale też w Czarnym Dunajcu, a nawet w Jaśle i zobaczyłem tamten słynny “dziki zachód”.  W znacznej większości przypadków nie byłem skonfliktowany z żadnym prawem, wtargnięciem na jakieś grunty prywatne, posiadaniem broni nielegalnej czy spory z ludźmi.  W Urzędzie Pracy mnie i brata skierowano do pracy ZPTS Przyszowa, lecz naszą kandydaturę odrzucono. Chamstwo.
Tumblr media
W 2016 roku, początek roku to anomalie i nieszczęścia, lecz potem sytuacja była do zaakceptowania. Praca w ogrodach oraz w bazie wojskowej.  Bodajże w październiku wyjechałem do Bratysławy w porozumieniu z firmą pośredniczącą z Katowic. W Bratysławie działa firma produkująca części do samochodów znanych europejskich firm. Nie zakwalifikowałem się tam, ale wracałem z buta do małopolski. To powiedział właśnie pośrednik, więc mnie pozostawiono samemu sobie. W firmie było dużo obcokrajowców z Bałkanów czekających na rozmowę kwalifikacyjną. W Bratysławie czekając na pociąg, spotkałem niejakiego menedżera, przypominał mi frontmana z bandu Brainstorm. Owy człowiek wskazał mi potrawę z tatarowca. Nieszczęścia.  Jestem w Polsce ponownie. Pracowałem też dla firmy Prohabitat, niejakiego Rafała Bodziocha w pomiarach, w terenie i naukowych.
Na przełomie 2021-2022 utworzyłem konto do realizacji inwestycji w dziedzinie trading online na surowcach naturalnych i na gotówce, ale nie kontynuuję tego. 
I don't use this anymore.
Opracował: Tomasz Pietrzak. Jest to artykuł z dziedziny podróży, nauki i techniki. 
adres: Łukowica, 34-606, nr. domu - brak danych.
::::: Namiary zastrzeżone oraz dane ID.
\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
0 notes
tojaziemniak · 5 years ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
I na koniec tury 3, ponieważ w tej jakoś mało zdjęć robiłam bo mało się działo, Aleksander poszedł na studia. Wymyśliłam sobie, że z funduszami swojej rodziny to nawet jak mały, to wypasiony ma ten domek i zawsze będę tutaj Ćwirów wysyłać. Taka ich baza wypadowa na studiach XD
Pod za studiów Aleksander poznał Patrycję, która zamieszkała z nim podczas nauki. Wygląda na zdjęciach na taką paniusię-tipsiarę, ale uwierzcie mi, to normalna dziewczyna, z którą Aleksander dzieli pragnienie założenia rodziny.
5 notes · View notes
lichozestudni · 2 years ago
Text
Kiedy mówię ludziom, że Polacy mieszkając w krajach anglosaskich itd. zmieniają nazwiska na tamtejsze to często otrzymuję uśmiech w stylu "oho, odlatujesz".
Skoro Polacy to jedna z większych białych grup etnicznych w Ameryce (z tego co pamiętam to ok. 5 miejsce) to gdzie są te wszystkie polskie nazwiska? Skoro Słowianie zajmują większość Europy i ochoczo emigrują to gdzie są te wszystkie nazwiska słowiańskie w Ameryce itd.? Odpowiedzią jest zmiana nazwisk na germańskie (tak, język angielski jest językiem germańskim). Ciekawe czy jest zbadane prowadzenie jakichś kampanii w Ameryce (w poprzednich wiekach) zachęcających do zmiany nazwisk, czy ludzie robili to (tylko) sami z siebie dla ułatwienia sobie życia.
Niedawno w wieczornych wiadomościach pokazywali materiał o Polaku, który po Powstaniu Warszawskim wyjechał do Ameryki. Miał angielskie nazwisko. Jakim cudem? A pewnie takim, że przyjął nazwisko swojej amerykańskiej żony lub przekształcił własne.
Lub historie amerykańskich aktorek polskiego pochodzenia z dawnego Hollywood gdy opowiadają, że kazano im przybierać pseudonim, bo ich oryginalne imię i nazwisko brzmi "zbyt żydowsko". A to też ciekawe, że dla Amerykanów polskie nazwiska brzmią żydowsko. W pewnej bajce postać miała polskie nazwisko, a w komentarzach Amerykanie pytali czy ta postać jest żydem, bo ma typowo żydowskie nazwisko xd (nam żydzi kojarzą się z niemieckimi nazwiskami, im jak widać z polskimi...)
Kolejne przykłady:
Tumblr media Tumblr media
Mieczysław Frąckiewicz stał się Johnem Franklinem. Jego dzieci typu jakaś Kate Franklin już skutecznie mają zakamuflowaną polskość. Pierwsze pokolenie zdradza się akcentem ale drugie pokolenie już wtopione.
Henryk Wojciechowski to Earl Hymie Weiss. Małe Weissy otrzymały germańskie nazwisko i przyszłe pokolenia jednego i drugiego wkrótce mogą myśleć że są pochodzenia germańskiego.
Ok, mam nadzieję, że z czasem coraz mniej Polaków będzie niedowierzać gdy im się powie o tej praktyce. Jednak wątpię. Dalej będą myśleć że tam po prostu nie ma Polaków (a biali amerykanie to tylko i wyłącznie anglosasi lub germanie ogólnie) zamiast zdawać sobie sprawę, że jest pełno, jednak wtopili się skutecznie w germańskie społeczeństwa.
10 notes · View notes
seansenienawisci · 3 years ago
Text
ARCYDZIEŁO. PUSZKIN, KAFKA, SONTAG, ACHMATOWA (WSTAW KOGO CHCESZ) W JEDNYM TOMIE! MŁODY AUTOR, LAUREAT WSZYSTKICH MOŻLIWYCH NAGRÓD JESZCZE PRZED URODZENIEM!
Nowa nadzieja, ale podobnie jak u Lucasa to jest faktycznie część pierwsza, a nie czwarta. A może czwarta. Jeśli weźmiemy pod uwagę co przepadło, co zabrała historia, co wymazała przeładowana pamięć, dałoby się z tego sklecić trzy części poprzedzające. Czy jednak, niczym u Lucasa, przedstawiałyby pokrętną genezę? Nie wiem, tutaj geneza będzie równie pokrętna. I „widmowa”, bo nie wszystko pamiętam.
Było podle deszczowy dzień roku 19xx, gdy wydarzyła się ta rodzinna tragedia i straciliśmy tę ważną osobę. Dla mnie była to tragedia szczególna, bo nasze relacje były wyjątkowe. A może był to upalny dzień roku 19xx, gdy zdarzyła się podobna tragedia, ale zmarła osoba nie była mi aż tak bliska. Nie wiem, może pomyliłem te dni. Nie pamiętam pogrzebów, nie pamiętam śmierci, niczego nie pamiętam. Pamiętam, że były kiedyś lata 90. Dla jednych najczarniejsze, dla innych najlepsze, ale co ja wiem, skoro urodziłem się grubo po roku 2000.
Gdy wyszedłem po raz pierwszy z głównej stacji kolejowej miasta X, miasta legendy, gdzie i krew była przelana i triumf celebrowany, zastanawiałem się, jakie jest moje miejsce w historii. Czy metropolia zauważy moje istnienie? Czy będę jedynie małym punkcikiem w szarej masie podążającej codziennie ulicą M-skiej ku spełnieniu swoich marzeń i zapomnieniu swoich wstydliwych sekretów? Czy znajdę tu miłość życia? A może nienawiść dłuższą nawet niż życie? Tyle do zwiedzania, tyle do zobaczenia, a czasu tak mało i finanse pewnie na to pozwolą. Moja zaduma przerwana została nagle chęcią wypicia kawy w pewnej dosyć popularnej kawiarni, co nie mogło mieć miejsca, gdyż w mieście X byłem tylko za pomocą google maps.
Zawsze marzyłem o posiadaniu jakiegoś klasycznego samochodu. Stało się to rodzinną legendą. Rodziny, która mnie na świat wydała i tej, którą sam założyłem. Po latach ciężkiej pracy i zaniedbań innych możliwych wydatków, w końcu się doczekałem. Samochodem tym bardziej może będzie cieszyć się moja córką, która dostała go na swoje osiemnaste urodziny. Nie była zadowolona, bo inne dzieci dostawały nowoczesne, modne samochody. A ona dostała stare BMW, w grafitowym kolorze. Bez jednego koła i szyb. W skali 1:43. Nie cieszyła się też, bo nie mam córki.
Zastanawia minie kwestia, na ile bycie pisarzem oznacza bycie ekshibicjonistą. A jeszcze bardziej na ile pisanie takiej szczerej, bolesnej biografii jak moja może to oznaczać. Los nie był łaskawy, lecz uważam, że należy pilnować językowej i tematycznej elegancji. W odróżnieniu od innych pisarzy, nie będę pisać o nadużywaniu alkoholu i wystrzegać się będę wulgaryzmów.
Ciężko zrobiło mi się na sercu, gdy przypomniałem sobie, w jakich okolicznościach po raz pierwszy się najebałem. Było to straszne przeżycie i nie zamierzam już tego wspominać, szczególnie, że jak to określił jeden z moich przyjaciół „konkretnie zjebałem imprezę”.
Przyjaciele. Wspaniali ludzie. Niestety nie wszystkich mogłem bezpiecznie wspominać. Niektórzy zginęli na wojnie. Jeśli znajdę sześć minut, to o niej opowiem. Niektórzy byli partyzantami, więc przez lata musiałem o nich milczeć. Wstyd się przyznać, ale nie chciałem odwiedzać zagubionych grobów pewnych osób, gdyż ktoś mógł zobaczyć, a takie były czasy. Nie jestem wyjątkiem, każdy miał takie historie. Zostało trochę ludzi z tamtych lat. Ludzi kryształowych, których kręgosłupy zostały zgięte wiekiem, a nie historia. Czy pamiętam nazwiska? Nie, jestem za młody na to, by się z kimkolwiek przyjaźnić.
Dzieciństwo wspominam szczęśliwie. Nie zdarzyło się wtedy nic złego. Mieszkaliśmy w wielkim domu, w którym mieliśmy nawet nadmiar miejsca. Jako ludzie dosyć majętni, nie borykaliśmy się z większością bolączek codziennego dnia. Pamiętam, jak pewnej zimowej nocy wybiegłem przed dom i spojrzałem w niebo, sądząc, że znajdę w nim odpowiedź na pytanie dotyczące mojej przyszłości. Gdy wróciłem do naszej skromnej izby, gdzie mieszkaliśmy wspólnie z rodzicami i siostrą, pomyślałem, że mam wielką przyszłość. Powiedziałem to rodzicom, którzy zareagowali łagodnymi uśmiechami. Niestety, podczas wojny nasz dom został zniszczony, a los rzucając mnie po świecie nie chciał mnie skierować do rodzinnej miejscowości. Do tej pory śnię o naszym pięknym domu. O sypialni rodziców, o pokoju siostry z białymi meblami. O garażu, w którym tato parkował swojego służbowego Citroena. Śnię o kotłowni, gdzie bawiłem się wraz ze służącymi. Modliłem się czasem, aby sny te się zmaterializowały i mógłbym wrócić tam, w rodzinne strony. Jednak historia nie bywa aż tak łaskawa. Pozostaje mi pamięć. Gdy przybyłem tam w ubiegłym tygodniu uświadomiłem sobie, że był to zwykły jednorodzinny dom, a nie willa. Citroen stał zaś w szopie, nie w garażu. Jedynie te służące jakby realne, po tylu latach…
7 notes · View notes
Text
Słowem wstępu
Witam, mam na imię Bartek, gdy to piszę mam 21 lat, w maju 2019 roku przystąpiłem po razu drugi do egzaminu maturalnego. Zapewne spytacie – dlaczego? Powodów było wiele. Kłębiące się myśli spowodowane szeroko pojętym absurdem jaki spotykałem na swojej drodze, środowisko z jakim miałem wówczas styczność, a może pewnego rodzaju niedojrzałość z mojej strony, której efektem końcowym jest zawarta tutaj refleksja. Tematem poniższej pracy jest matura. Jaki jest jej cel? Czy dalej ma sens? A jeśli nie, to gdzie szukać rozwiązania? Spróbuję przedstawić swój własny punkt widzenia z perspektywy osoby, która przeszła przez każdy z etapów edukacji prowadzących do tego właśnie egzaminu. Drogi czytelniku, chciałbym, by myślą przewodnią poniższego tekstu była dla Ciebie prosta, empiryczna myśl: ,,Źródłem poznania jest doświadczenie”, gdyż w znacznej mierze to właśnie ta dewiza kierowała mną w trakcie pisania poniższej pracy. Ostatnie 15 lat spędziłem na nauce, przez cały ten czas zadawałem sobie pytania, na które już teraz jestem w stanie odpowiedzieć. Chciałbym zaznaczyć, że nigdy nie byłem dobrym uczniem, co z pewnością miało wpływ na zawartą poniżej treść. W pewnym momencie życia pisanie stało się dla mnie formą logicznego rozwiązywania problemów – gdy dana sytuacja bądź zdarzenie mnie przerasta, staram się rozpisać ją na komputerze (tudzież papierze), dzięki czemu mogę spojrzeć na całokształt problemu w sposób możliwie obiektywny. Warto podkreślić, że każdy z nas ma własne doświadczenia związane z poruszoną problematyką, tym samym zawarta tu treść oraz płynące z niej wnioski powinno się rozpatrywać w indywidualnym zakresie. Słowo ,,matura” które wielokrotnie użyłem w poniższej pracy oznacza nie tyle sam egzamin, lecz pewien proces, drogę prowadzącą do momentu kulminacyjnego jakim jest egzamin maturalny, dlatego też znaczną część mojej pracy poświęciłem konkretnym etapom edukacji. Chciałbym podziękować osobom z którymi miałem możliwość podyskutować o poruszonej problematyce – wzajemna wymiana opinii pomogła mi spojrzeć na poruszony problem z różnych stron. Aby tekst zachował spójną całość, podzieliłem go na poszczególne części:
1. Moja historia
2. Dojrzałość – kim jest dojrzały uczeń?
3. Sedno – matura i jej sens, szukanie alternatywy
4. Studia – porównanie z poprzednimi etapami edukacji
5. Paragraf – system edukacji z prawnego punktu widzenia
6. Przeszłość – analiza tła historycznego, kulturalnego, społecznego
7. Podsumowanie
  1. Moja historia
Drogi czytelniku, zanim przystąpisz do czytania poniższej części, chciałbym zaznaczyć, że opisana tu historia wydarzyła się naprawdę. Nie ma tu miejsca na fikcję - nie miałbym w tym żadnej korzyści. Starałem się pisać w sposób możliwie obiektywny; nie zawsze było to możliwe, zważywszy na fakt że poruszona niżej problematyka w znacznej mierze odnosi się do faktów dokonanych, na które nie miałem już wpływu w trakcie pisania poniższej pracy. Każdy z nas ma własne doświadczenia, poniżej zawarłem moje.
Wszystko zaczęło się 1 września 2015 roku, kiedy to trafiłem do jednego z liceów na Targówku w Warszawie. Kilka miesięcy wcześniej w elektronicznym procesie rekrutacyjnym złożyłem wniosek o przyjęcie mnie do klasy humanistycznej, jakiś czas później dowiedziałem się o jego pozytywnym rozpatrzeniu. W klasie znalazło się parę osób z mojego gimnazjum, co dawało mi nieco więcej swobody w zawieraniu nowych znajomości. Wówczas budynek szkoły przechodził generalny remont, którego efektem końcowym miał być w pełni funkcjonalny, przystosowany do potrzeb XXI w. budynek edukacyjny. Zapewne co druga osoba przechodząca obok miała w głowie myśl jaką to teraz młodzież będzie miała piękną szkołę. Nic, tylko się uczyć. Jakież to proste, prawda?
Nowa szkoła zawsze była dla mnie symbolem nowego początku, czy to w kwestii zawierania znajomości, nowych przedmiotów do nauki czy też szeroko pojętych różnic względem poprzedniego etapu edukacji. Już na samym początku widocznym dla mnie aspektem był fakt, że personel nauczycielski ulegał ciągłym zmianom – ktoś odchodził z nieznanych nikomu przyczyn, ktoś przychodził na jego miejsce. Z tego też względu tylko w mojej klasie chociażby z przedmiotu jakim była historia w ciągu 3 lat nauki uczyło nas 4 nauczycieli, 2 nauczycieli języka niemieckiego oraz angielskiego, natomiast lekcje informatyki odbyły się 6-7 razy w ciągu trzech lat nauki. W trzeciej klasie liceum – maturalnej, mieliśmy złożyć deklaracje wstępne w kwestii zdawanych przedmiotów na maturze. Myślałem wówczas o studiach dziennikarskich - trochę o tym poczytałem, najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłoby zdawanie matury na poziomie rozszerzonym z historii, języka polskiego oraz angielskiego. Dochodziły do tego egzaminy podstawowe z języka polskiego, angielskiego oraz matematyki.
Postrach każdego humanisty. Za każdym razem gdy przychodziłem na lekcje matematyki zastanawiałem się po co to wszystko. Mógłbym bez końca wymieniać wiedzę pozbawioną praktycznego zastosowania którą faszerował nas nasz nauczyciel. Do czego przyda mi się w życiu wiedza o funkcji kwadratowej, delcie czy wzorach skróconego mnożenia? Zapytany o to, odpowiedział mi jakoby matematyka miałaby mnie nauczyć logicznego myślenia. Jest młody, niedawno musiał zacząć staż. Lubi muzykę disco-polo, chodzi po szkole w jaskrawych, rzucających się w oczy ubraniach, co jakiś czas zmienia kolor włosów. Warto zaznaczyć że nie jest żonaty, co szybko podłapały koleżanki z mojej klasy, które w dni kiedy mieliśmy matematykę miały zwyczaj nosić koszulki z nieco większym dekoltem. Jako że chciał być na czasie, można go było z łatwością znaleźć na portalach społecznościowych, aplikacjach smartfonowych czy też jak się później okazało - w telewizji: w programach paradokumentalnych, kulinarnych a nawet randkowych. Pamiętam jak pewnego dnia na Facebooku na swojej tablicy udostępnił materiał w którym to śpiewa piosenkę dla dzieci, śmieje się i tańczy, a następnego dnia krzyczał na nas, dlaczego znowu ¾ klasy dostała jedynki z niezapowiedzianej kartkówki. Zresztą nie tylko z kartkówki, na każde półrocze średnio połowa klasy miała wystawiane zagrożenia (ocena 1). Przez całe trzy lata formą ,,zajęć dodatkowych” była jedna godzina w tygodniu, w poniedziałek o godzinie 7:20 przed normalnymi zajęciami. Jako że godzina ta była przeznaczona dla wszystkich klas które nauczał, skupienie się na wykonywanym zadaniu było nie lada wyzwaniem, zważywszy na różnice w przerabianym materiale. Pod koniec roku trzeciej klasy była największa presja. Na jednej z wywiadówek szkolnych jeden z rodziców poprosił zebranych o podniesienie rąk tych, których dzieci chodzą na korepetycje z matematyki - 25 z 31 osób z klasy regularnie brało lekcje poza szkołą. Na półrocze pisaliśmy matury próbne które miały zadecydować o dopuszczeniu nas do matury czy też nie. Sam znalazłem się w sytuacji osób zagrożonych, zacząłem brać intensywniej niż wcześniej korepetycje. Jako że mój brat jest w tym dobry, gdy korepetycje się kończyły, wspólnie rozwiązywaliśmy matury z ubiegłych lat. Gdy jeden sprawdzian zawaliłem i szykowałem się do jego poprawy, po chwili zbliżał się kolejny. Taki stan rzeczy powodował że większość czasu przeznaczonego na naukę spędzałem przy matematyce, natomiast przedmioty, które zadeklarowałem zdawać na poziomie rozszerzonym schodziły na dalszy plan. Do ostatniej chwili byliśmy trzymani w niepewności, ostatecznie większości udało się wybrnąć z tej sytuacji. Pamiętam ten dzień, gdy nauczyciel stanął przy tablicy na środku sali a następnie wyczytał imiona i nazwiska trzech dziewczyn z klasy, których nie dopuścił do egzaminu maturalnego. Z jednej strony nastała ulga, że nie znalazłem się na tej liście, z drugiej natomiast byłem świadomy tego, że to się musiało stać. Swoista selekcja, mająca na celu pokazanie dyrekcji że jest kompetentnym, a zarazem wymagającym nauczycielem. We wrześniu 2019 roku z nieznanych nikomu przyczyn nauczyciel ten zakończył pracę w tej szkole.
Nauczycielka polskiego, jednocześnie nasza wychowawczyni, jest dobrym nauczycielem, lecz średnim pedagogiem. W moim przekonaniu zbyt rygorystycznie przestrzega ogólnie przyjętych zasad. Podam trochę prozaiczny przykład – przez całe trzy lata nauki mieliśmy może ze cztery, pięć wycieczek szkolnych, wyłącznie o charakterze edukacyjnym, oscylujących w tematyce przerabianych lektur. Gdy tylko usłyszała w pokoju nauczycielskim, że nasza klasa źle napisała jakiś sprawdzian (zazwyczaj z matematyki), czekała nas ,,poważna” rozmowa na ten temat, która koniec końców nic nie wnosiła, ale musiała się odbyć by wszystkie formalne aspekty bycia wychowawcą zostały spełnione. Jakby nie patrzeć jest to opłacalne - zawsze są to dodatkowe pieniądze na koncie czy też uściski dłoni w konkursach w których wygrali jego bądź jej wychowankowie. Wystarczy odpowiednio dobierać słowa, trochę postraszyć na lekcjach, kilka telefonów do rodziców i gotowe. Przez ostatni rok nauki, gdy uczeń coś źle napisał bądź powiedział, padały zazwyczaj słowa: ,,I ty chcesz zadawać na maturze rozszerzony polski? Zastanów się dobrze!” Na jednej godzinie wychowawczej każdy publicznie musiał powiedzieć co będzie zdawał na maturze. Gdy powiedziałem, że chcę zdawać język polski, angielski i historię, wtedy rzekła: ,,Nie za dużo tego? Bartek, zastanów się dobrze, wiesz że nie jest z tobą najlepiej”. Za każdym razem gdy słyszałem coś takiego, zastanawiałem się o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego tak bardzo jej zależy bym nie zdawał rozszerzonego polskiego? Pomyślałem, że może chodzić o ranking szkół, regulowany przez średni poziom zdawalności matur przez uczniów danej szkoły. Im wyżej w rankingu szkoła się znajduje, tym sprawia wrażenie bardziej prestiżowej. Więcej uczniów oznacza mniejsze ryzyko utraty pracy, z tego też względu zrozumiała jest determinacja jaką wykazywali się nauczyciele na każdym kroku. Nie będę wnikał w kwestie czy jest to moralne czy nie – w końcu każdy orze jak może. Swoją drogą, ciekawym aspektem jest typowo reklamowe sformułowanie: ,,Szkoła ze stuprocentową zdawalnością matur”, co rzecz jasna odnosi się od osób, które zostały dopuszczone do matury. Egzamin z podstawy, którego uczeń nie zdał (poniżej 30%), zostaje odnotowany w kartotece nauczyciela który go nauczał – daje to do zrozumienia dyrekcji danej placówki (a przynajmniej powinno), że coś jest nie tak i należałoby coś w tej kwestii zmienić. Algorytm ten jest zero-jedynkowy; nie ma on żadnego wpływu na pensję nauczyciela, lecz w przypadku ewentualnego naruszenia może mieć wpływ na jego dalszą karierę. Bardzo prosty mechanizm, jednocześnie całkowicie odseparowany od opinii uczącej się młodzieży. Gdyby było inaczej, zapewne zdarzałyby się dramatyczne sytuacje gdy ktoś specjalnie zawalił dany przedmiot na maturze tylko po to, by wpłynąć na dalsze losy nauczyciela. Najwyższa forma poświęcenia. Mimo wszystko, uznałem że szkoda mi na to nerwów, odpuściłem sobie rozszerzony polski. Do końca roku wychowawczyni ani razu nie zwróciła się do mnie w sposób bezpośredni – o wszystko czego było jej potrzeba prosiła klasowych prymusów. Pozostałem małą, szarą myszką, jedną spośród wielu.
Od zawsze moim ulubionym przedmiotem szkolnym była historia. Wiedza z tej dziedziny prócz czysto naukowego aspektu związanego z analizą dziejów ma wiele zastosowań w dzisiejszym świecie. Jest wykorzystywana chociażby w dzisiejszym rozumieniu prawa, wiele obecnych ustaw miało swoje pokrycie już w świecie starożytnym. Niestety, w mojej szkole średniej przedmiot ten został w znacznym stopniu okaleczony. Nauczyciel tego przedmiotu zmieniał się średnio raz do roku, spowodowane tym faktem zmiany w kadrze generują zaległości w przerabianym materiale. W drugiej klasie został nam przydzielony profesor specjalizujący się w stosunkach polsko-węgierskich, wielokrotnie widziałem go w telewizji. Długo u nas nie pobył, zaczął otwarcie krytykować administrację szkoły, przed końcem pierwszego semestru pożegnał się z nami. W trzeciej klasie nauczał nas profesor, który w moim odczuciu zasługuje na znacznie szersze grono osób zainteresowanych tym przedmiotem; liceum o którym piszę nie jest uznawane za wybitne. W momencie gdy został on przydzielony do naszej klasy, spytał ile osób chce zdawać na maturze historię – z początku zadeklarowało się 21 z 31 uczniów. Zaczęliśmy uczęszczać na zajęcia w soboty rano by gonić zaległości wynikłe ze zmian w kadrze nauczycielskiej. Pisaliśmy regularnie próbne matury, wypracowania, czytaliśmy na zajęciach teksty źródłowe i omawialiśmy je. W drugim semestrze z 21 osób chętnych pod koniec zostało 6, w tym ja. Pozostali dobrowolnie zrezygnowali, na swój sposób przygnieceni materiałem jaki gromadził się z lekcji na lekcję. Pewnego dnia napisaliśmy ,,ostateczną” maturę próbną, po której profesor chciał indywidualnie z każdym porozmawiać. Napisałem wówczas tą maturę na bodajże niecałe 30%. Profesor zalecił mi odpuszczenie sobie historii i skupienie się na pozostałych przedmiotach jak chociażby matematyką, o której słyszała już cała kadra nauczycielska, jak to nasza klasa się nie uczy. Zrezygnowany, zgodziłem się. Nie czułem żadnego przymusu ze strony profesora, podszedłem do sprawy w sposób racjonalny – takie są fakty. Na nic mi się zda tak słabo zdana matura.
Jako że jakiś przedmiot trzeba zdawać na poziomie rozszerzonym, został mi język angielski. Uznałem że w tej sytuacji należy więc skupić się właśnie na nim – na przemian z matematyką, z którą miałem problem przez cały ten czas. W drugiej oraz trzeciej klasie mieliśmy okazję współpracować z nauczycielką, która naprawdę zna się na rzeczy. W połowie trzeciej klasy wyrobiliśmy się z podstawą programową, dzięki czemu spokojnie mogliśmy powtarzać materiał do matury. Co tu więcej pisać. Dla mnie język angielski od zawsze był jednym z najważniejszych przedmiotów, który jak żaden inny ma swoje rzeczywiste zastosowanie w życiu codziennym. Z jednej strony mam możliwość porozumiewania się chociażby w sferze Internetu, z drugiej natomiast planuję w przyszłości spędzić trochę czasu w USA, przy takim wyjeździe znajomość języka jest kluczowa.
Nastał egzamin maturalny. Egzaminy podstawowe z trzech przedmiotów oraz rozszerzenie z języka angielskiego zdałem na zadowalającym mnie poziomie, w tym matematykę lepiej niż język polski. Ironia. Największą satysfakcję jednak sprawiło mi zdanie egzaminów ustnych. Na uroczystości zakończenia roku jak zawsze czułem delikatną gorycz – po raz kolejny trzeba się do wszystkich ładnie uśmiechać, wręczać kwiaty ludziom których niespecjalnie miło wspominam, ale wypadało coś dać, mieliśmy ze sobą styczność przez ostatnie trzy lata (albo krócej). Moja mama zaproponowała bym wziął ze sobą czekoladki dla nauczyciela matematyki w formie podziękowania za – cytuję: ,,dopuszczenie mnie do matury”. Cóż, odmówiłem, chociaż teraz tego żałuję, mogłem zjeść czekoladki po drodze nikomu o tym nie mówiąc. Człowiek się uczy na błędach. Po powrocie do domu zacząłem się zastanawiać, co dalej ze sobą począć. Studia, a jeśli już, to jakie? Maturę na poziomie rozszerzonym napisałem tylko z języka angielskiego, zapewne dostałbym się na jakiś egzotyczny, mało popularny kierunek studiów, który prędzej czy później i tak miałbym dość. Statystycznie 35% studentów dobrowolnie opuszcza wybrany kierunek studiów już na pierwszym roku, natomiast 65% osób które je ukończyły pracuje na stałe w zawodzie zupełnie nie związanym ze studiami na które poszli. Przyznam się że nawet nie przeglądałem w Internecie ofert uczelni. Postanowiłem, że tamten rok potraktuję jako ,,Gap year”, wezmę rok ,,wolnego”, jednocześnie myśląc o ponownym przystąpieniu do matury za rok w celu napisania rozszerzeń które pierwotnie miałem zamiar pisać – język polski, historię oraz ponownie angielski. Plan był taki, by dostać się na dzienne studia dziennikarskie na publicznej uczelni.
Moja mama nie mogła znieść faktu że nie poszedłem na studia. Wielokrotnie odwoływała się do opowieści swoich 60 letnich koleżanek z pracy, czego to ich syn się nie uczy, czego to by nie zrobił by mieć takie warunki do dalszej edukacji, a ja zaprzepaściłem taką szansę. Co za wstyd. Po licznych kłótniach zadecydowała że miesięcznie będę płacił 500 złotych za pobyt w domu. Jak to mówią, wszystko ma swoją cenę. Byłem uznawany za darmozjada i po części się z tym zgadzam - ,,Kto nie pracuje ten nie je” (2 Tes 3,10). Poszedłem do pracy do pobliskiego sklepu spożywczego jako magazynier gdzie rozkładałem towary na półkach. Muszę przyznać, nie było lekko. Po trzech miesiącach szefowa się ze mną pożegnała, cóż – moja pierwsza praca w życiu za pieniądze. Zarobienie swoich pierwszych pieniędzy sprawiło mi sporą satysfakcję, pracowałem etatowe 8 godzin, dzięki czemu pieniądze na moim koncie były tylko i wyłącznie moje.
Nie będę ukrywał, jeśli chodzi o naukę do ponownego napisania matury było bardzo trudno. Z jednej strony już nikt nade mną nie stał i nie krzyczał z powodu nieodrobionej pracy domowej, z drugiej natomiast dużo rzeczy mnie rozpraszało. A to ładna pogoda, którą z chęcią spędziłbym na świeżym powietrzu czy wyjście na miasto z ostatnimi znajomymi z którymi jeszcze utrzymywałem kontakt. Jako że jestem zapalonym graczem, dużo czasu spędzałem przed komputerem. Żaden dalszy wyjazd nie wchodził w grę – wtedy rodzice zaczęliby mi wypominać że zamiast uczyć się do matury jeżdżę nie wiadomo gdzie. Sami nigdzie nie wyjeżdżają, czego tu oczekiwać. Mimo wszystko uważam że przez ten rok udało mi się zrobić to, czego wcześniej z różnych względów nie mogłem. Rozwinąłem w sobie zainteresowania. Moją pasją stała się muzyka, powiększyłem znacznie swoją kolekcję albumów, jeździłem (wciąż jeżdżę) na festiwale muzyczne. Odkryłem w sobie ducha fotografii – mój tata hobbistycznie się w to bawi, postanowiłem również tego spróbować. Posiadam orzeczenie o niepełnosprawności, tym samym mam możliwość bezpłatnego podróżowania wszystkimi środkami transportu w obrębie Warszawy. Jako że moją pasją jest również jazda na rowerze, wystarczyło mi wsadzić rower do metra by znaleźć się po drugiej stronie miasta. Z jednej strony nieco zwolniłem obroty, z drugiej natomiast przez ten czas miałem możliwość nieco innego spojrzenia na świat.
Czytając to zapewne zastanawiacie się, czy uważam że warto było odpuścić sobie na rok studiów. W moim odczuciu jak najbardziej tak. Należy zaznaczyć, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, z tego też względu nie będę krytykował ani przeciwników ani zwolenników podjętej przeze mnie decyzji. Jestem osobą wrażliwą, otaczający mnie absurd jaki zastałem w liceum spowodował, że na studiach nie byłbym w stanie normalnie funkcjonować – po prostu musiałem się w pewnym sensie zresetować. Zacząłem uczęszczać do psychologa by sobie z tym wszystkim poradzić. Człowiek jest istotą społeczną, dlatego też ubolewałem nad brakiem jakichkolwiek nowych znajomości - w pewnym sensie przez ten czas zdziczałem. Dzisiaj zawieranie nowych relacji w znacznej mierze opiera się na ,,wspólnym wózku” jakim jest ta sama praca czy też szkoła, której ja w tym czasie nie posiadałem. Gdy ten etap się kończy, każdy idzie w swoją stronę, co tu dużo pisać. Rozstajemy się, łączące nas relacje słabną czy też zanikają, co też miało miejsce w moim przypadku. Jedziesz autobusem, spotykasz ,,starego znajomego”, który pierwsze co ci mówi to to gdzie poszedł na studia, nawet jeśli go o to nie pytałeś, po czym zaczyna pytać o ciebie, widzi niechęć na twojej twarzy, w myślach uznaje cię za dziwnego i na tym zazwyczaj rozmowa się kończy. Może wynika to z mojego introwertycznego charakteru, a może po prostu jestem bucem, tylko nikt nie powie mi tego w twarz? Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
Przystąpiłem po raz drugi do egzaminu maturalnego. Najlepiej poszedł mi język polski z którego osobiście jestem bardzo zadowolony, nie udało mi się poprawić angielskiego, natomiast historię zawaliłem, prawdopodobnie popełniłem tzw. ,,błąd kardynalny” na wypracowaniu. Cóż, zdarza się. Poszedłem do pracy jako dostawca pizzy. Zawsze chciałem tego spróbować, po za tym lubię jeździć samochodem. Była to dobra lekcja życia – w przyszłości żadne auto nie będzie mi straszne. Miałem w planach kupić swoje własne, pomysł koniec końców nie wypalił, podliczyłem koszty utrzymania czy też ubezpieczenia – może za rok się uda. Złożyłem podania do trzech uczelni: UW, UKSW oraz ,,awaryjnie” na SGGW. Dostałem się do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego na kierunek socjologii. Jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta. W tym momencie pojawiam się ja z teraźniejszości, który w wolnych chwilach pisze tę właśnie pracę.
  2. Dojrzałość
Bardzo symbolicznym momentem była dla mnie chwila przed pierwszymi wykładami, kiedy to wchodziłem do budynku wydziałowego, przed wejściem zauważyłem grupkę młodzieży która jak gdyby nigdy nic po prostu stała i paliła sobie papierosy. Lekko zdziwiony, patrzę że po chwili z budynku wychodzi wykładowca, mija grupkę, każdy mówi dzień dobry, delikatne schylenie głowy na znak ukłonu w stronę profesora. Ten natomiast uśmiecha się i idzie dalej. Potrzebowałem chwili by zrozumieć co właśnie zobaczyłem. Był to dla mnie szok, jakby – przepraszam za porównanie - weteran wojenny nerwowo podskoczył ze strachu od petardy wystrzelonej w sylwestra. Uczelnia wyższa rządzi się innymi prawami niż miało to miejsce dotychczas w trakcie mojej edukacji. Na tym etapie wszyscy są pełnoletni, zrozumiałe jest że dopuszczona jest nieco większa swoboda jak ma to miejsce chociażby w kwestii palenia papierosów. W liceum za coś takiego z miejsca zostałoby się wyrzuconym ze szkoły – powód wydaje się oczywisty - niepełnoletność części osób uczęszczających do szkoły, tym samym jest to pewna forma deprawacji młodzieży. Wtedy to nasunęła mi się myśl. Czy pełnoletność oznacza dojrzałość? Czy dzień po 18. urodzinach będę inaczej postrzegał palenie papierosów niż parę dni wcześniej? Zdaję sobie sprawę, że na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dla mnie dojrzałość to zdolność samodzielnego podejmowania decyzji w sposób w pełni świadomy i niezależny. Uważam że osiągnięcie stanu dojrzałości jest względne, zależne od wielu czynników jak chociażby wychowanie czy środowisko z jakim dana osoba miała styczność. Przenosząc słowo dojrzałość na tło tematu głównego mojej pracy, chciałbym zauważyć że każdy z uczniów jest inny, część z góry wie, co w przyszłości chce robić i na jakie studia się kierować, a inni nie. Dlaczego tak jest? W moim przekonaniu w programie nauczania brakuje bloków związanych z przyszłą karierą. Nawet nie tyle brakuje delegacji z różnych uczelni (w formie promocji), co warsztatów poświęconych samym zawodom – skierowanych do osób, które chcą dalej się uczyć, tych które mają już inne plany, jak również do tych, które nawet o tym nie myślały. Skąd więc mam wiedzieć na jakie studia iść, skoro nie wiem co ma mnie po nich czekać? Nie mam tu na myśli tych setek internetowych poradników które obiecują gruszki na wierzbie, pisanych często jako forma reklamy dla konkretnej uczelni. Przez całe trzy lata liceum tylko raz mieliśmy wycieczkę w tematyce ewentualnych studiów – odwiedziliśmy Wydział Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, który osobiście bardzo miło wspominam, jednocześnie żałuję że wcześniej nie było mi dane być w tamtym miejscu. Kto wie, może gdybym znalazł się tam wcześniej, moje losy potoczyły by się zupełnie inaczej. Spojrzałbym na edukację nie jako przymus, lecz jak na perspektywę na przyszłość, która kreśli się tu i teraz.
Może wyjdę na egoistę – raz się żyje - jeśli powiem, że czuję delikatną gorycz spowodowaną faktem że znaczna część osób z którą miałem styczność dostała się na studia na które w moim odczuciu nigdy nie powinny się znaleźć. Jak człowiek który ściągał na każdym sprawdzianie chce zostać prawnikiem? Nawet jeśli takim ludziom uda się dostać na ,,wymarzone” studia, czy z perspektywy czasu wciąż będą zadowoleni ze swojego wyboru? Jakimi będą ludźmi w przyszłości? Nie mi to oceniać. Uważam, że jeśli coś tak prostego jak matura ma być wyznacznikiem czy ktoś się dostanie na studia, czy nie, to już wolałbym się tam nie pchać, bez ryzyka że trafiłbym na takich ludzi. Bawi mnie określanie matury mianem ,,egzaminu dojrzałości” – obawiam się że im bardziej oddalamy się od momentu stworzenia tego określenia, tym kwiat polskiej młodzieży staje się coraz bardziej zubożały intelektualnie.
Przy temacie dojrzałości grzechem byłoby nie wspomnieć o roli rodzica w tym całym systemie. Pomimo potrzeby zachowania niezależności ze strony każdego młodego człowieka, należy podkreślić że szczególnie w okresie liceum zachodzi dużo zmian w organizmach młodych ludzi. Podejmowane przez nich wówczas decyzje niekiedy są spontaniczne i lekkomyślne, dlatego też kluczową rolę powinni odgrywać tutaj rodzice. Większość naszego czasu spędzamy w szkole, gdzie w znacznej mierze kształtuje się nasza osobowość czy też zainteresowania. Rodzice w tym czasie powinni cały czas zadawać sobie pytanie: Czy rzeczywiście znają swoje dziecko? Dużo ,,niedostępnych” informacji rodzicowi może dostarczyć nauczyciel, nie zawsze jest to wiarygodny przekaz, lecz daje to jednak nieco inny punkt widzenia na własne dziecko. Dzisiaj kontakt na drodze rodzic-nauczyciel jest wyjątkowo ograniczony. Są organizowane zebrania, tzw. ,,wywiadówki”, z których cóż, większość rodziców jedynie co wynosi to karteczkę z ocenami, która w dobie dzienników elektronicznych nie ma zupełnie znaczenia. Inaczej to wygląda gdy uczeń ma wystawione tzw. zagrożenie - podpisanie oświadczenia o świadomości sytuacji w jakiej znalazło się dziecko jest formalnie wymagane i całkowicie się z tym zgadzam. Dla mnie odpowiedzialni rodzice to tacy, którzy przynajmniej na poziomie szkoły średniej starają się nie ingerować w decyzje podejmowane przez własne dziecko. Nie przenoszą go z profilu humanistycznego na ekonomiczny, ponieważ sami uznali że tam będzie mu lepiej. Jeśli chce iść na studia dziennikarskie, niech nie próbują zmieniać jego zdania, odwołując się do życiorysu stryjecznego wujka, który po dziennikarstwie kopie rowy. Gdy dziecko mówi, że nauczyciel zachowuje się w sposób nieodpowiedni, z jednej strony do takiej informacji należy zachować dystans, ale z drugiej należy mieć na uwadze, że taki głos do nich dotarł. W takiej sytuacji stosownym rozwiązaniem byłoby pójść na wywiadówkę, porozmawiać z danym nauczycielem na osobności, wysunąć wnioski, a jeśli zajdzie taka potrzeba, podjąć odpowiednie kroki ku zmianie na lepsze.
  3. Sedno
W kluczowej części swojej pracy chciałbym poruszyć tematykę sensu istnienia czegoś takiego jak matura. Od razu przy takim zagadnieniu ktoś powie, że zawsze była przepustką do dalszej edukacji. Pytanie jakie chciałbym zadać to to, czy dzisiaj, w XXI w. dalej jest potrzebna? Warto zaznaczyć, że matura jest jedynie wisienką na torcie w systemie zwanym edukacją – skutkiem jednego problemu jest drugi. Nasuwa mi się na myśl lekko pesymistyczne stwierdzenie: media kształtują nasz punkt widzenia, reklama doprowadza do komercjalizacji naszego życia, a szkoła? Jesteśmy przepychani z jednej do drugiej, by w momencie napisania matury uświadomić sobie, że nie wiem kim jestem ani dokąd zmierzam. Jestem świadomy tego że to co piszę jest to względne, lecz dla mnie jak i większości osób z jakimi miałem styczność tak to właśnie wygląda. Nie napiszą o tym na Facebooku ani nie powiedzą o tym otwarcie w grupie znajomych, ponieważ byłby to przejaw słabości, który w środowisku szkolnym nie może mieć prawa bytu. Problem ten dostrzegalny jest przede wszystkim w sferze Internetu. Jest wiele stron internetowych gdzie młodzi ludzie opisują swoje historie, niektóre z nich są wręcz dramatyczne. Wystarczy jedynie umieć oraz chcieć szukać. Obecnie szkoła zabija w nas wrodzoną ciekawość, dociekliwość czy nawet marzenia. Z jednej strony poprzez ściśle ustalony harmonogram chce nam się pokazać jak wygląda życie, ale z drugiej, czy tak właśnie ma wyglądać nasze własne? Czy to że nie jestem już prowadzony za rączkę musi oznaczać, że mam wyjść ze szkoły bez żadnych wskazówek co dalej? Nie mam tu na myśli konkretnych propozycji - po skończeniu liceum spodziewałem się że sam już będę widział dokąd zmierzać, tymczasem na koniec dostałem kilka papierków, były kwiaty, uściski dłoni, uśmiechy i tyle. Krótkowzroczność. Warto zaznaczyć, że gdy mówimy o liceum, kluczowy jest towarzyszący mu drugi człon – ogólnokształcące. Jak nazwa wskazuje, po jego ukończeniu mamy posiadać ogólną wiedzę o świecie. Piszesz maturę, która umożliwi ci pójście na studia, ale masz również możliwość wybrania własnej drogi. Po ukończeniu liceum ani w jednej, ani w drugiej kwestii nie spotkałem się z żadną sugestią czy też formą wsparcia co do ewentualnej przyszłości.
Gdy w  kwietniu 2019 roku zaczął się strajk nauczycieli, gdzieś w Internecie pod jednym z artykułów ktoś skomentował: ,,Dobrzy nauczyciele powinni zarabiać więcej”, w odpowiedzi ktoś zapytał: ,,Kim dla ciebie jest dobry nauczyciel?” No właśnie, kim? Jak odróżnić dobrego nauczyciela od złego? To nietrafione określenie, ale jak inaczej nazwać kogoś, komu bardziej zależy na formalnych aspektach niż na rzeczywistym nauczaniu? Nie zawsze jest to wina nauczyciela – może po prostu trzyma się zasad z góry ustalonych przez system, który nie zawsze działa w sposób słuszny. W szkołach brakuje praktycznego potwierdzenia posiadanej wiedzy. Dzisiaj młodzież uczy się na podstawie sztywno przyjętych wytycznych, przy wyborze metod nauki nie uwzględnia się nawet podstawowych narzędzi badawczych w danej dziedzinie (przedmiocie). Sprawdziany układane są na podstawie treści zawartych w podręcznikach – w dobie Internetu, tym samym wymianie informacji, te znajdują się w sieci chwilę po ich napisaniu przez ucznia, tracąc przy tym jakikolwiek sens. Większości grona nauczycielskiego nawet nie chce się zmieniać ich treści, tylko z roku na rok obowiązuje ta sama zasada: kopiuj-wklej. Moim zdaniem szkoła ma nie tyle edukować, co przygotować nas do realnego życia w społeczeństwie. W tym miejscu należy zaznaczyć, że na przestrzeni lat dużo się zmieniło. Moi rodzice czytając to będą inaczej patrzyli na poruszoną problematykę, ponieważ lata ich młodości przypadają nieco inne czasy. Ostatni raz w szkolnej ławce siedzieli 20 lat temu, mimo tego są przekonani o słuszności przestarzałego systemu. Podobnie sprawa ma się z osobami które obecnie odpowiadają za jego kształt – część z tych ludzi być może nie jest świadoma powagi dzisiaj podjętych decyzji, które będą miały swoje realne odzwierciedlenie na nas, już w niedalekiej przyszłości.
Czy dzisiaj matura ma sens? Moim zdaniem nie ma, a przynajmniej nie w takiej formie jak obecnie. Matura sprawdza wiedzę z danego zakresu materiału – uważam, że przyzwoity poziom zdania matury powinien być jedynie wskazówką w procesie rekrutacyjnym na studia, że dana osoba jest w stanie przysiąść do książek, zakuć, zaliczyć (zapomnieć). Cała podstawa programowa w polskim systemie edukacji opiera się na przygotowaniu do tego właśnie egzaminu i niczego więcej, zamiast do realnego spojrzenia na otaczający nas świat, ulegający ciągłym zmianom zarówno w kwestii światopoglądu jak i rynku pracy. Matura, egzamin który można zawalić tylko dlatego, ponieważ ktoś wymyślił ranking szkół regulowany poziomem zdawalności matur. Pomimo konstytucyjnego obowiązku nauki do 18. roku życia, tworzy się w szkołach tzw. podwójne standardy, które dla osób które nie mają w planach kontynuacji nauki są całkowicie pozbawione sensu. Trafił ci się słaby nauczyciel? Trudno, zdarza się. Uczniu, masz gorszy dzień, wstałeś lewą nogą i poszedłeś na egzamin? Szkoda, kolejna okazja będzie za rok. Zdajesz maturę, składasz dokumenty na swoją ,,wymarzoną” uczelnię, uczysz się dalej, nagrodą za dobrą naukę jest lekka, dobrze płatna praca. Proste. Moja babcia mawia: ,,Ucz się, ucz, bo bez matury ani rusz!”. Dobrze, zdałem maturę (nawet dwa razy), gdzie teraz? Dawniej matura była wyznacznikiem prestiżu – ktoś kto miał maturę był uznawany za wybitnie wykształconego, lecz czasy chyba się delikatnie zmieniły. Z jednej strony zmienił się kształt społeczeństwa, dominuje trend pracy umysłowej, z drugiej natomiast można dostrzec dysproporcję w zawodach na rynku pracy. Gdy popadasz w depresję, na każdym rogu bez problemu znajdziesz gabinet psychologa, lecz gdy szukasz glazurnika do ułożenia płytek w łazience to pojawia się problem. Problemy pierwszego świata. Gdy wychowawczyni w mojej licealnej klasie pewnego razu zaczęła pytać się kim chcielibyśmy zostać w przyszłości, znaczna część mojej humanistycznej klasy zgodnie odpowiadała: psycholog, prawnik, dziennikarz, psycholog, psycholog, psycholog, prawnik, itd. Poczułem delikatne zażenowanie tym pytaniem. Jak mam odpowiedzieć na to pytanie, skoro nawet nie wiem czy zostanę dopuszczony do matury? Miałem chęć zapytania: A pani, z perspektywy czasu dalej chciałaby zostać nauczycielką polskiego? Czy jest pani świadoma powagi swojego zawodu, że to od pani zależy jakim będę w przyszłości człowiekiem? Jednak powstrzymałem się, była by to obraza nie do przyjęcia. Gdy kolejka doszła do mnie chciałem zażartować mówiąc coś w stylu ,,astronauta”, ale postanowiłem że powiem coś przyziemnego. Dzień wcześniej usłyszałem w radiu jakoby kierowca śmieciarki zarabiał 4000 zł na rękę. Powiedziałem więc głośno i wyraźnie: ,,Chciałbym zostać kierowcą śmieciarki”. Zapanowała cisza w klasie, o dziwo nikt nie odważył się w żaden sposób komentować mojej wypowiedzi, nawet śmiechem, pomimo tego że gdy ktoś powiedział słowo ,,prawnik”, wówczas kółko wzajemnej adoracji powiększało się właśnie o tę osobę. Zabawne. Jedynie wychowawczyni dla zachowania jakichkolwiek pozorów powiedziała: ,,Jak chcesz Bartek, ale w takim razie nie wiem co ty robisz w liceum” – tu musiałem jej przyznać rację, do dzisiaj szukam na to odpowiedzi.
W czerwcu 2019 roku złożyłem podania na trzy uczelnie, dostałem się na socjologię, którą cóż, postrzegam sceptycznie. Zabrzmi to wyjątkowo egoistycznie, jednak proszę postawić się w sytuacji osób, które tak jak ja nie dostały się tam gdzie pierwotnie zakładały – zaczynasz poważnie myśleć o swojej przyszłości i już na starcie dostajesz przysłowiowego pstryczka w nos. To twoja wina Bartek, było się wziąć w garść gdy był na to czas – zapewne powie przeciętny student który miał ze mną styczność. W dniu gdy już było wszystko wiadomo kto gdzie się dostał, zanim włączyłem komputer by sprawdzić moją sytuację, spodziewałem się tego co zastanę. Dla przykładu Uniwersytet Warszawski, gdzie podania na kierunek dziennikarstwa złożyło ponad 1050 osób, dostało się 140 z nich. Prestiżowa uczelnia, normalna sprawa. Statystycznie 1/3 z nich wykruszy się w trakcie trwania pierwszego roku, stwierdzając, że to nie to czego szukał/a, zajmując tym samym miejsce osobom które naprawdę chciały wiązać swoją przyszłość z dziennikarstwem, ale nie byli zbytnio ciekawi co działo się w lekturze Juliusza Słowackiego o takim i takim tytule. Nie będę się już rozpisywał w kwestii przestarzałego kanonu lektur. Matura - do czego wymagana jest ta wiedza? Jedyne co mi przyszło na myśl to to, że jest to nauka o prawdzie. W szkole nie uczą kłamstw, jest to wiedza, która ma swoje zastosowanie, istnieje, jest udokumentowana. Pytanie brzmi, czy naprawdę jest potrzebna na te konkretne studia? Czy nie lepiej by było czas przeznaczony na naukę do matury poświęcić na realne ukierunkowanie się do wykonywanego zawodu? Nawet godzina w tygodniu w formie wykładów czy praktyk byłaby adekwatna - jeśli z czasem dana osoba stwierdziłaby że to nie to, odpowiednio wcześnie zaczęłaby szukać innej drogi. Istnieją różne technika czy szkoły zawodowe: poligrafii, fotografii czy gastronomii w których nie ma matury, a jeśli jest to stanowi jedynie zbędny kwitek, po zdaniu egzaminów  zawodowych możesz iść pracować w danej branży gdzie tylko chcesz. Statystycznie poziom zdawalności matur w liceum jest o 15% wyższy niż w technikach. Jednak czy ma to jakiekolwiek znaczenie w momencie gdy nadal nie wiesz co ze sobą zrobić? Masz setki drzwi, jeden klucz, który nigdzie nie pasuje.
Zastanówmy się wspólnie. Co matura mówi o potencjalnym studencie? Jeśli zdam maturę na przyzwoitym poziomie, można śmiało stwierdzić – osiągnąłem dobry wynik poprzez ciężką pracę. Spójrzmy jednak na zadane pytanie z perspektywy profesora na studiach. Zaryzykuję stwierdzenie, że większość z nich czuje się oszukana po reformie oświaty z roku 1999. W podaniu na uczelnię wpisujesz dane kontaktowe, imiona rodziców, nazwę szkoły do której poprzednio uczęszczałeś/aś. Informacje te rzecz jasna są potrzebne w procesie rekrutacyjnym, jednak nie dają one rzeczywistej wiedzy o studencie. Pomimo istniejącego programu nauczania, którego efektem końcowym jest matura, na studiach poziom wiedzy studentów jest skrajnie zróżnicowany. Fakt ten jest trudny do zweryfikowania, ponieważ na studiach nie ma na to czasu. Przyjmuje się założenie, że skoro ktoś zdał maturę, musi to wszystko znać - przypomina to trochę biblijne budowanie domu na piasku. Ze względu na powszechność matury, na egzaminie dominują pytania zamknięte, tzw. ABCD. Pozwala to na skrócenie czasu sprawdzania matur (automatyzacja), jednak system ten generuje sytuacje w których lepszy wynik uzyskują ci, którzy potrafią przysłowiowo strzelać. Obecnie jedyny przedmiot który ciągnie się od samego początku edukacji aż do teraz to język obcy. Na studiach moja grupa z języka angielskiego została zakwalifikowana na poziomie B1, gdzie taki sam poziom miałem w pierwszej klasie liceum. Co prawda sam na tle pozostałych wypadam średnio, lecz reszta grupy się po prostu nudzi. Jak do tego doszło? Nie wiem.
Tumblr media
 Powyższy wykres przedstawia średnią zdawalność pisemnej części egzaminu maturalnego z języka polskiego w roku 2019. Oznaczona anomalia wskazuje na przysłowiowy cud – zaledwie promil maturzystów uzyskało na egzaminie wynik 29%, natomiast na poziomie 30% (dolny próg zaliczeniowy) było to już, bagatela, 25 razy więcej zdających. Jak to się stało? Wykres ten wskazuje na pewnego rodzaju zwycięstwo empatii (litości?) egzaminatorów nad sztywno przyjętymi zasadami. Dostrzegam trzy rozwiązania powyższej nieścisłości. Pierwsze – wprowadzenie podwójnej weryfikacji prac, które osiągnęły dokładnie 30%. Drugie to zlikwidowanie dolnego progu zdawalności matur, przy założeniu że egzamin ten służy realnemu sprawdzeniu posiadanej wiedzy, a nie samemu sobie. Trzecie natomiast to likwidacja samego egzaminu maturalnego, skoro jawnie dopuszcza się sytuacje w których to o tym czy zaliczysz egzamin czy nie, zależy czy osoba sprawdzająca będzie miała dobry dzień.
Przed rokiem 2005 w toku rekrutacji na studia istniało coś takiego jak egzamin wstępny na daną uczelnię. Matura stanowiła jednie fragment, dominującą częścią był egzamin na danej uczelni. Egzaminy wstępne odbywały się na wszystkich uczelniach tego samego dnia, dlatego też kandydat musiał zdecydować, na jakim kierunku zależy mu najbardziej – w czasie trwania egzaminu wstępnego nie dało się być w wielu miejscach jednocześnie. Uważam, że sama w sobie idea była jak najbardziej słuszna i należało by do niej wrócić, lekko ,,odkurzając” cały proces na miarę XXI w. Pozwolę sobie po krótce przedstawić moją własną wizję systemu rekrutacji na studia w postaci wzoru matematycznego:
Tumblr media
 s1 – suma punktów uzyskana na egzaminie wewnętrznym uczelni
m1 – maksymalna liczba punktów do uzyskania na egzaminie wewnętrznym
s2 – suma punktów uzyskana z matur wartościowych dla wybranego kierunku studiów
m2 – suma maksymalnych wyników matur
k – punkty uzyskane na rozmowie kwalifikacyjnej (ewentualnie)
Prosty, w miarę przejrzysty wzór z zaznaczeniem że jest to jedynie moja własna wizja. Matura stanowiłaby 20% całej wagi punktów rekrutacyjnych, pozostała część to wewnętrzny egzamin z ewentualnym uwzględnieniem rozmowy kwalifikacyjnej, która moim osobistym zdaniem powinna obowiązywać przy każdej rekrutacji na studia. Rozmowa lepiej obrazuje z jakim człowiekiem mamy do czynienia, pozwalając na weryfikację posiadanych umiejętności wymaganych na danym kierunku studiów.
  4. Studia
Ważnym spostrzeżeniem z którym chciałbym się podzielić to fakt że na studiach po raz kolejny zaczynamy od podstaw. Nie mam tu na myśli konkretnych przedmiotów, a wiedzę praktyczną, którą uczeń powinien wynieść z poprzednich etapów edukacji. Na podstawach komunikacji uczymy się mówić, pisać na umiejętnościach akademickich, czy myśleć na logice praktycznej. Szeroko pojęte podstawy zostają uruchomione dopiero teraz. Dlaczego? Obecnie nie istnieją żadne formalne standardy co do wiedzy posiadanej przez potencjalnego studenta. Matura nie jest wyznacznikiem. Nie chcąc nikogo urazić, stwierdzam, że na co dzień mam styczność ze studentami, którzy nawet nie potrafią się wysłowić. Gdy profesor na koniec wykładów zadaje pytanie czy wszystko co mówił było jasne, nikt nie ma odwagi o nic zapytać, słychać jedynie szmery między sobą, bezpieczniej jest zapytać na Facebooku. Taki mamy klimat.
Los chciał, że część moich zajęć odbywa się na tzw. starym kampusie. Wchodząc za każdym razem około godziny 9:00 przez główną bramę widzę zaparkowaną ciężarówkę wypełnioną skrzynkami z kapustą, sałatą, marchwią i innymi warzywami, a obok stoją kupujący to ludzie. Na terenie nowego kampusu znajduje się wydział ogrodnictwa a obok niego szklarnie, domyśliłem się zatem, że są to rośliny wyhodowane przez studentów. Zapytałem dla pewności profesora z którym miałem zajęcia o co w tym chodzi, odpowiedział mi to samo, dodając tylko że kupujący te warzywa nie mogą mieć gwarancji, że zostały one wyhodowane w sposób ekologiczny – w końcu jakby nie patrzeć, szkoła to nie jest bazarek. Taka prozaiczna sprawa jak sprzedaż wyhodowanych warzyw nasunęła mi myśl o zachodzącej pewnego rodzaju symbiozie między zwykłymi ludźmi a studentami. Podobny związek dostrzegam również na wydziale weterynarii, technologii drewna czy informatyki. Studenci wykonują daną czynność w formie praktyk, natomiast ewentualni interesanci mają pewność co do źródła pochodzenia danej rzeczy czy usługi, mogąc przy tym nieco zaoszczędzić. Dochodzi do tego kwestia wizerunkowa, miło zobaczyć na kampusie osobę starszą, która prowadzi swojego jamnika na wydział weterynarii w celu zbadania. Prócz wymiernej wartości takich praktyk warto podkreślić fakt, że właśnie wtedy student widzi, że to co robi ma swoje rzeczywiste odzwierciedlenie, tym samym jest to dla niego forma motywacji do dalszej nauki a następnie pracy w związanym z tą branżą zawodem. Studia są bezpośrednią formą ukierunkowania danej osoby co do zawodu w jakim miałby pracować po ich ukończeniu, a gdyby tak przenieść ten ,,czyn społeczny” piętro niżej, do liceum? Zmienić scenografię, aktorów, reżyserów, lecz pozostawić tą samą ideę, która z pewnością miała by znacznie szerszy wydźwięk niż ma to obecnie miejsce na studiach. Nie należałoby robić tego w sposób sztuczny – to szkoła jest dla nas, a nie na odwrót. Jest to szczególnie ważne dzisiaj, w dobie Internetu znaczna część młodych ludzi – nie oszukujmy się – czuje się zagubiona, nie posiada żadnych zainteresowań. Owszem, Internet czasem pomaga w tej kwestii, lecz bez rzeczywistego kontaktu z daną dyscypliną jest nikła szansa na jej ewentualny rozwój, tym samym poznania samego siebie w kontekście swojej własnej przyszłości.
Warto wspomnieć również o przywilejach studentów, jakie daje szkolnictwo wyższe. Mam tu na myśli szeroko pojęte zaplecze w postaci dostępu do różnego rodzaju ulg na usługi czy towary. Organizowane są wymiany studenckie, regulowane za pomocą europejskiego systemu punktów ECTS. Istnieją kierunki anglojęzyczne, umożliwiające tym samym studia osobom innych narodowości. W trakcie trwania nauki student ma możliwość przeniesienia się ze studiów stacjonarnych na niestacjonarne – jest to bardzo wygodne rozwiązanie chociażby dla osób pracujących. To co mi się osobiście bardzo podoba na studiach to pewnego rodzaju elastyczność w kwestii zaliczania przedmiotów. W przypadku niezaliczenia, za odpowiednią opłatą student ma możliwość zrobić to w kolejnym roku. Część zajęć dzieli się na obowiązkowe ćwiczenia i nieobowiązkowe wykłady, co pozwala studentowi na samodzielne gospodarowanie czasem. Jeśli z jakiegoś powodu jest się nieobecnym na zajęciach, można je odrobić przychodząc na nie z inną grupą, która ten sam materiał ma w inny dzień lub o innej godzinie. Skrajnym, lecz bardzo wymownym  aspektem jest możliwość zmiany profesora bądź wykładowcy z danego przedmiotu, jeśli taka myśl zostanie zgłoszona przez studentów rektorowi danej uczelni. O tych oraz o wielu innych aspektach uczelni mówi ustawa ,,Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (art. 85)”, do której serdecznie odsyłam. Większość z przysługujących studentom praw i obowiązków wiąże się z ich pełnoletnością, lecz przynajmniej część z nich można by śmiało wdrożyć już na poziomie liceum.
W kontekście matury jako przepustki na studia, warto zaznaczyć że nie są one dla każdego. Trochę niewygodnie mi o tym pisać samemu będąc studentem, jednak nie sposób o tym nie wspomnieć, obserwując obecny stan rzeczy. Zazwyczaj decyzja o przystąpieniu na studia jest podejmowana pod presją czasu czy też otoczenia - znajomych, przyjaciół, rodziny. W moim odczuciu taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Większość osób z kierunku z którymi rozmawiałem odnośnie ewentualnej przyszłości odpowiada że jakoś to będzie. Miano studenta stanowi pewnego rodzaju prestiż, w naszym społeczeństwie słowo to jest zazwyczaj postrzegane pozytywne. Lecz cóż z tego, jeśli po jakimś czasie dana osoba uzna że to nie to, czego oczekuje? Wszystkim już się pochwaliłeś/aś o tym że studiujesz, trudno jest tym samym to wszystko rzucić, nawet jeśli sami tego chcemy. Sztuka nie polega na tym by zostać studentem, lecz na byciu nim w sposób rzeczywisty. Dochodzi do tego aspekt wspomnianej wyżej dojrzałości. Sam dopiero zacząłem tę drogę i nie wiem jak potoczą się moje losy, ale jeśli droga ta miałaby być dla mnie męcząca, nie widziałbym dla siebie po niej perspektyw, wtedy chyba wolałbym zostać kierowcą śmieciarki, czyż nie?
Wykłady jednego z moich przedmiotów prowadzone są przez panią profesor, która wygląda na kogoś znacznie starszego, niż jest w rzeczywistości. Nigdy wcześniej nie miałem okazji spotkać kogoś tak pewnego siebie. Umiejętnie posługuje się językiem, gestykulacją, mimiką, ale co najważniejsze – wiedzą. To właśnie wiedza powinna przyświecać nam, studentom, po co tu jesteśmy. Zapomnijmy chociaż na chwilę o niepohamowanym instynkcie przetrwania, ,,wyścigu szczurów” czy pogoni za pieniądzem. Zabrzmi to niepokojąco, ale gdy patrzę na tą panią profesor, nasuwa mi się myśl, że chciałbym zestarzeć się ze świadomością zdobytej dotychczas wiedzy. Pewne szeroko pojęte oparcie w życiu, nieograniczone przez religię, kulturę czy media. Wiedza. Jesteśmy istotami rozumnymi, tym samym zdolność zdobywania wiedzy leży w naszej naturze. Nie powinna być postrzegana przez pryzmat pieniądza czy sławy (co wcale się nie wyklucza), lecz pewnego exegi monumentum, które każdy z nas może po sobie zostawić. Pomimo następującego rozwoju technologicznego, tym samym swobodnego dostępu do informacji, odnoszę wrażenie że wiedza ta dzisiaj staje się nie przywilejem, lecz pewnego rodzaju przymusem, etapem przejściowym. Skończę studia, pójdę na etat i tyle. Oczywiście studia nie są obowiązkowe, lecz kto dzisiaj nie studiuje? Pytanie brzmi, czy każdy z nas naprawdę potrzebuje studiów, patrząc przez pryzmat czasu jaki poświęcimy na ukończenie konkretnego kierunku. Przypomina mi się taki zabawny mem z wyszukiwarką Google, gdzie jednym z najczęściej wyszukiwanych haseł po ogłoszeniu wyników maturalnych jest: ,,Sławni ludzie bez studiów”. Im więcej osób posiada ten sam zasób wiedzy (popularność tych samych kierunków studiów), tym lepiej dla ambitniejszej konkurencji na rynku pracy. Trzeba pamiętać, że na szczycie góry jest zimno i ciasno. Wracając do meritum, spontaniczność w podejmowaniu tak ważnych decyzji w swoim życiu jest w moim odczuciu niebezpiecznym trendem, który należałoby zaprzestać między innymi poprzez reformy w programie nauczania. Należy uczyć dzieci ciekawości świata, nieco szerzej niż spoza ekranu smartfona. Powinniśmy tworzyć, zamiast odtwarzać. Cokolwiek bym tutaj nie zaproponował jeśli chodzi o realne propozycje jakie należałoby wdrożyć, zawsze znajdzie się pewna grupa przeciwników danego rozwiązania. Niestety, nie da się wszystkich zadowolić.
 5. Paragraf
Szkoły podstawowe, gimnazja (już nieistniejące) oraz licea podlegają pod Ministerstwo Edukacji Narodowej na podstawie art. 70 Konstytucji RP mówiącym o obowiązkowej nauce do 18. roku życia. Jako że po ukończeniu liceum wszyscy absolwenci są pełnoletni, dokonano zmiany w zarządzaniu nad uczelniami wyższymi. Obecnie za kontrolę jakości nauki w szkołach podstawowych i szkołach średnich odpowiada Ministerstwo Oświaty, natomiast w uczelniach publicznych oraz niepublicznych Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Fakt tego podziału zmusza mnie do zadania pytania: Czy obie te sfery funkcjonują na tym samym standardzie kształcenia? Mam co do tego spore wątpliwości, zważywszy na różnice w kwestii wiedzy posiadanej przez studentów. Niezmienny od lat trzydziestoprocentowy próg zdawalności matur jest tego najlepszym dowodem.
Uczelnie wyższe posiadają w pewnym stopniu autonomię jeśli chodzi o sposób kształcenia, lecz szkoły podstawowe i licea podlegają pod Ministerstwo Edukacji Narodowej. Przy każdej kadencji sejmu zmieniają się również ministrowie resortów, w tym edukacji. Czasem się słyszy że ,,matura w zeszłym roku była trudniejsza”, co w moim odczuciu można postrzegać w pewnej sferze gry politycznej. Gdy zmienia się partia rządząca i nagle maturzyści piszą maturę znacznie lepiej niż w zeszłym roku, na jednych taka informacja działa pokrzepiająco, dla drugich jest źródłem szemranych teorii oscylujących w tej tematyce. Nikomu rzecz jasna nie można nic udowodnić, oficjalnie przyjmuje się że po zmianie władzy młodzież nagle staje się znacznie bardziej uzdolniona. A to, jaki to ma wpływ na poziom nauczania, czy w tej sytuacji ma to jakiekolwiek znaczenie?
  6. Przeszłość
A może problem matury leży nie w teraźniejszości, lecz w przeszłości? Pozwolę sobie na chwilę cofnąć się do roku 1812, konkretniej do Prus, kiedy to odbyły się pierwsze egzaminy zwane maturalnymi. Równolegle, za sprawą Napoleona Bonaparte dochodzi do wielkiej inwazji na Imperium Rosyjskie do której dołączają się między innymi Prusy. Rozpoczęto mobilizację żołnierzy nie tylko tych w mundurach wojskowych, lecz również szkolnych.
Z jednej strony zaletą obowiązującego wówczas systemu edukacji był fakt, że był on powszechny i obowiązkowy. Ujednolicenie systemu na obszarze całego państwa spowodowało znaczny spadek analfabetyzmu, tym samym polepszeniem nastrojów społecznych. Z drugiej strony, jako że edukacja była w pełni podporządkowana władzy państwowej, zaczęto ją postrzegać jako narzędzie nie tylko w sferze dydaktycznej, ale również jako forma kształtowania światopoglądu młodego człowieka. Historia wielokrotnie pokazała, że wojny mogą trwać wiele lat. Edukowanie wszystkich w ten sam szablonowy sposób z delikatną domieszką poparcia dla ówczesnej władzy, w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego miało przygotować przyszłych żołnierzy do rygoru z jakim mieliby się spotkać w okopach. System ten spełniał swoją rolę, z czasem zaczęto powielać go w innych krajach Europy takich jak Francja, Austria, Anglia czy też Polska w latach 20. XIX wieku. Po II wojnie światowej w Polsce władzę przejęli komuniści. Prowadzono rusyfikację na szeroką skalę, zarówno w sposób czynny – przy pomocy propagandy czy manipulacji, jak również w sposób bierny, korzystając chociażby ze stworzonego w Prusach systemu edukacji opartym na maturze. Po 1989 roku system szkolnictwa uległ depolityzacji, lecz jego szkielet, którego zwieńczeniem jest egzamin maturalny, przetrwał do dzisiaj w niezmienionej formie.
Z opowiadań naszych dziadków czy też rodziców możemy się dowiedzieć, że dawniej matura to było wielkie wydarzenie. Były kwiaty, kanapki (a w nich ściągi), a szkoły odwiedzały najważniejsze osoby w komunistycznym państwie. Nie bez przyczyny starano się nadać maturze podniosły wymiar. Jako że słowo ,,matura” od zawsze miało dobrą renomę, wykorzystano je również w kontekście propagandowym. Dobrze wykształcona młodzież pod nadzorem towarzyszów nauczycieli, wstępuje w dorosłe życie jako podpora dla dalszego rozwoju gospodarczego kraju – czyż to nie brzmi pięknie? Po 1989 roku komunistyczny czar prysł, lecz wciąż pozostał w umysłach tych, którzy przez to przechodzili, obecnie dorośli ludzie, rodzice, dziadkowie. Ludzie święcie przekonani, że dzisiejsza matura ma taką samą wartość co 30 lat temu i należy ją kultywować. Jakakolwiek forma ingerencji byłaby uznana za formę zamachu na pozornie dobrze prosperujący system edukacji.
Warto podkreślić znaczenie współczesnych środków przekazu – Internetu, telewizji, radia – które w tej kwestii wykazują podobieństwo względem ówczesnych mediów w pełni zależnych od państwa. Dziesiątki stron internetowych wykupuje pozycjonowanie w wyszukiwarkach internetowych tak, by akurat ich artykuł znalazł się na samej górze. Akceptując regulamin na największych portalach społecznościowych typu Facebook zgadzasz się na spersonalizowane wyświetlanie reklam na podstawie wyszukiwanych haseł, na co tylko czyhają chociażby prywatne uczelnie wyższe, które w zeszłym roku miały gorsze notowania. Wszystko to zaszczepione w sposób sztuczny zostało przyjęte jako naturalna kolej rzeczy, ponieważ to się opłaca. Po co media mają pisać o tym co stanowi realny problem, lecz czyni szkodę im samym? Przed samymi maturami stacje telewizyjne odwiedzają szkoły by zadać uczniom bardzo ważne pytanie: Jak czujesz się przed egzaminem? Odpowiedź musi zostać podana w jednym zdaniu, by cały ,,reportaż” zmieścił się w ściśle określonym czasie – nie ma miejsca na dyskusję. Jakąkolwiek odpowiedź sprzeczną z wcześniej ustalonym szablonem odpowiedzi nie trzeba emitować, bo po co. Gdy media wzajemnie się prześcigają, w tym samym czasie, w szkole zachodzi cicha, ukryta rywalizacja, czy też jak kto woli ,,wyścig szczurów” między uczniami. Samonakręcający się hype, który w momencie napisania matury traci znaczenie. Zwierzęce instynkty, których głośno się wyrzekamy, zostały ubrane w elegancki garnitur i krawat. Wychodzisz ze szkoły, bawisz się z okazji rozpoczęcia wakacji, a potem co? Z czasem tworzy się pustka, poczucie żalu, niespełnienia, a zarazem pojawia się świadomość swojej małostkowości w otaczającym nas świecie. W świecie, w którym nie ma miejsca na okazywanie słabości, pozostaje jedynie nieustanna gra słów i twarzy.
  7. Podsumowanie
Drogi czytelniku, kończąc chciałbym powtórzyć, że to co tu zostało zapisane jest moją własną opinią, co do której możesz się zgadzać bądź nie. Jestem pewien że osób z takim samym podejściem jak ja jest więcej, ale nie mają odwagi czy chęci o tym powiedzieć na głos. Jedni chcą o tym zapomnieć, patrząc w przyszłość – było, minęło. Ja natomiast poprzez tę pracę chciałbym wzbudzić refleksję w kontekście przyszłych pokoleń, które z roku na rok ulegają zmianie. Nie mam tu na myśli na gorsze, zmienność jest naturalną cechą każdego pokolenia, czy tego chcemy czy nie. Pytanie brzmi, czy za tymi zmianami nadąża system edukacji - ironią byłoby, gdyby on sam nie był w stanie się uczyć. Piszę to wszystko z nadzieją przynajmniej na rozpoczęcie dyskusji w tej kwestii. Nie tylko wśród osób które przysłowiowo pociągają za sznurki, lecz również w sferze rodzinnej, nauczycielskiej czy ogólnospołecznej. Parafrazując słowa Johna Kennedy’ego: o zmianach tych należy dyskutować nie dlatego że jest to temat łatwy, lecz dlatego że jest trudny. Sprawa dotyczy naszej wspólnej przyszłości która dzieje się już teraz. Słowo ,,matura” na dobre zakorzeniło się w mentalności naszych rodziców, dziadków, pradziadków i stanowi pewnego rodzaju tradycję, której momentalna zmiana jest niemożliwa. Uważam, że należy przeprowadzić gruntowne reformy w systemie edukacji, aby móc spojrzeć na ucznia nie przez pryzmat produktu który spełnia standardy bądź nie, lecz jak na młodego, pełnego marzeń i nadziei człowieka.
2 notes · View notes
tymczasemumnie · 4 years ago
Text
taki mamy klimat
kilka lat temu przyjaciel nie odprowadził mnie do mieszkania. to będzie historia o tym, jak niektóre historie zapisują się w mięśniach i zwierzęcych móżdżkach.
Tumblr media
CW: gwałt, alkohol
od kilku tygodni myślę nad tym tekstem. wyobrażam sobie, jak odpowiadać na każde “ale”. słyszę głosy pewnych osób z otoczenia, które wtórują mojej głowie na nucie “nic takiego się nie stało”. a dlaczego “nic się nie stało”?
- bo zerwał mi się film - bo sypiałam z tą osobą kilka lat wcześniej - bo prowadzę “niebezpieczne” życie i mocno naruszałam w przeszłości swoje granice - bo on był trzeźwy, więc się nie mógł pomylić, co do wysyłanych przeze mnie sygnałów. - bo ja jestem winna  wszystko ja. 
tylko dlaczego czuję się tak gównianie. nie mogę spać, jeść, mdleję, pocę się i wymiotuję. nie mogę obejrzeć serialu, w którym mowa o gwałcie. nie mogę wspierać osób, które szukają u mnie pomocy lub chociaż wysłuchania. wzdrygam się na każde powiadomienie, w którym jest Andrzeja nazwiska. powtarzam sobie codziennie, że to nie o tę sytuację chodzi, tylko coś innego. złe ciśnienie. stres w pracy. coś we mnie. myślę, że to nie jest tekst o tym, jak bardzo nienawidzę osoby, która mnie zgwałciła. to nie jest tekst o tym, jak bardzo należy mu się ostracyzm. to jest tekst, w którym opowiem to jeszcze raz. tak na prawdę. dla siebie.  kocham naturę i przeraża mnie nieuchronna katastrofa. dłużej niż pamiętam nie planuję prawie niczego na dłużej niż tydzień i miesiąc. jedyne czego zawsze chciałam to stworzyć nowoczesną rodzinę wokół siebie. zbudowaną z relacji z różnymi osobami, z którymi jesteśmy bliżej lub dalej, ale wspólnie walczymy o to, żeby dla siebie nie zniknąć. i to blisko nie oznacza z reguły relacji intymnej. często dotyczy jednak czułości. 
byliśmy dla siebie czułymi osobami. żyłam z Andrzejem. wymienialiśmy się mieszkaniami. kotem. kłopotami. szczęśliwymi historiami. nie wyobrażałam sobie, że kiedyś przestaniemy być dobrzy. 
historie zaczynam jesienią pewnego roku, w którym mój świat przeżył poważny wypadek. Andrzej wszędzie był ze mną. Im lepiej się czułam, tym więcej pojawiało się między nami spięć, a wkrótce ogromnych kłótni. Im więcej o sobie mówiłam; im większą pewność siebie prezentowałam, Andrzej wytykał mi więcej. jakby zapomniał, że czasem moja próżność to przecież wywoływanie duchów. przyzywanie tej mocy, którą bardzo bym chciała w danym momencie mieć. 
wyjechał na kilka miesięcy. konflikt (czyli wybieganie z własnego mieszkanie i Andrzeja krzyki, że nie pozwalam sobie pomóc i doprowadzam go do bycia osobą, którą nie chce być) nie został rozwiązany. wróciliśmy do czatów.  jestem super -  raz na jakiś czas czuję taką wielką moc i pewność, że stać mnie na wszystko. po chwili przechodzi i długo nie wraca.  czuję się żałosna, gdy emocje ze mnie ciekną jak z przelanego wiadra. słyszę głos mojej kumpelki, gorszy od głosu matki, że ludzie mówią o moich żałosnych postach na fejsie i trochę wstyd. sama dużo przeżyła i jest cudowna, więc pokazuje, jak nic po sobie nie pokazuje. mnie zawsze radzi to samo. 
słyszę, jak mi dziękuje, że nie robiłam scen kiedy zaprosiła mojego gwałciciela na swoje urodziny, a ja całą noc trzymałam przyjaciela za rękę i nie wiedziałam, jak mam powiedzieć, że skoro mnie Andrzej coś zrobił, to nie znaczy dla mnie, że nie zrobił innym nic.  powiem zupełnie szczerze, nie wiem jak mam się czuć i zachować. rozmawiałem z nim. brzmi jak skruszony gwałciciel  nigdy nie oczekiwałam od bliskich mi osób, że wsparcie polegać będzie pełnej zgodzie we wszystkim. miałam jednak jakieś oczekiwania. szczerość, ale taka do opowiadania przeżywanych emocji. konsensualność. ale nie taka za wszelką cenę, np. cenę mojego samopoczucia. 
tyle mówić o równości, a równości nie znać i empatii nie mieć. dyktatura konsensualności wprowadzona rewolucją troski. jesteśmy tylko ludźmi. 
sami_e widzicie piszę o nich, wracam do siebie. 
tuż przed wyjazdem do rodziny wyszłam jeszcze z przyjaciółką, do przyjaciół, do knajpy. nie żałowałyśmy sobie. mieszkałam kilometr dalej. uber kosztował osiem złotych. w pracy niewiele miałam do zrobienia na drugi dzień. chociaż wtedy utrzymywałam się z pakowania bluz i koszulek i robiłam to nawet przez szesnaście godzin dziennie. musiałam się odkuć. odkupić. zapomnieć. wszystko zaplanowałam. ładowarkę do telefonu trzymałam w nerce na wszelki wypadek. miało być cudownie. 
pamiętam, że już pijana dowiedziałam się, że ma przyjść. Andrzej. już jakiś czas temu wrócił do Polski. raz chciałam się z nim widzieć. raz nie. w msng jest moja wiadomość gdzie siedzimy. nie pamiętam dlaczego i czy ja ją wysłałam.  przyszedł. znajomych było dużo. usiadł po drugiej stronie stołu. nie rozmawialiśmy wcale. to pamietam bardzo dobrze, że unikałam wzroku, a jednocześnie miałam pretensje, że zamiast sobie wyjaśnić i jakoś zapracować na poprawienie relacji, zachowujemy się tutaj jakby nic się nie stało. nie czułam zaufania. 
pół roku później było jasne, że w mieście, w którym mieszkamy nic mnie już nie czeka. bałam się, że jeśli szybko czegoś nie wymyślę to wpadnę w ciemny okres, z którego ledwo co siebie wyszarpałam i taką wyszarpaną pchałam do przodu. bez pomysłu na siebie ( a dziś wiem, że nie muszę go mieć) przeprowadziłam się do Warszawy. zaczęłam oddychać. 
tylko żeby to nie była ucieczka mówiła kumpelka, a ja teraz myślę, że dobrze że była. 
pamiętam tylko, że już pijane postanowiłyśmy z przyjaciółką kupić jeszcze coś drogiego, pamiętam, że piłyśmy jeszcze coś od jakiś ludzi. pamiętam, jak piszę do innego typa, (powoli czułam, że jednak sama do domu nie dojdę), że zaraz rozładuje mi się ten chujowy telefon i trzeba mnie zabrać. trwała jakaś rozmowa z ludźmi, których nie znałam. obudziłam się rano nie pamiętając, jak się dostałam do łóżka Andrzeja. byłam w jego odnowionym mieszkaniu pierwszy raz. wstałam. pogubiłam się po drodze do kibla. a to kawalerka. wszystko mnie bolało. tył miednicy. cycki. ręka. 
cieszę się, że opowiedziałam przyjaciółce ten dzień i dzięki niej zapamiętałam tak jak to sama wtedy widziałam chociaż w urywkach, a nie tak jak Andrzej opowiadał mi i ludziom. to przerażające jak mocno czułam w następnych miesiącach, że ktoś widzi pustkę, którą w sobie na ten temat mam ( w emocjach i pamięci) i zaraz mi ją wypełni swoim gównem. zapomnimy o sprawie. 
ja na prawdę chcę zapomnieć o sprawie. wierzcie mi. 
pewnie niektóre z Was znają to uczucie, że niby nie pamiętacie, ale jednak czujecie, że był na to pewien wajb, że są jakieś urywki i bardziej wstyd, że taka pijana, ale nie żałość, że to się stało. 
pierwszy raz w życiu poczułam, że nie wiem co się stało, ale coś kurwa bardzo złego. 
wyszłam z toalety, jak do niej wchodziłam Andrzej robił śniadanie w kuchni.  pamiętam, że rano leżeliśmy jeszcze razem. czułam się okropnie, ale się nie ruszałam. weszłam w tryb: on całuje mnie w policzek. ja się nie odsuwam, jakby od tego zależało moje przeżycie.  zapytałam gdzie mój telefon. powiedział, że tak się najebałam jak zwykle, że pewnie gdzieś zgubiłam, ale on już robi super sniadanie. już wszystko dobrze. 
krązyłam między moimi porozrzucanymi rzeczami a toaletą. rozmawialiśmy przy śniadaniu. zapamiętywałam tylko, co mówił o wieczorze, nocy. wydusiłam przecież z siebie na ile normalnie potrafiłam, że no wiesz niewiele pamiętam, w sumie to nic. 
więc mi opowiedział. że chciałam się dobijać do jakiegoś innego typa. on mi nawet pozwolił, ale tamten nie otwierał. (dziś wiem, dlaczego go nie było w chacie), że byłam totalnie najebana i trzeba było mnie nieść. że dał sobie z tym radę (Andrzej jest nieco niższy ode mnie) tylko dlatego, że sam wypił nie wiecej niż dwie lampki wina. a kiedy powiedziałam, że heh no wiesz, a jak doszło do ruchania  NO PRZECIEŻ SAMA SIĘ NA MNIE RZUCAŁAŚ i proponowałaś seks. 
no nie wiem stary, przed chwilą sobie rozmawialiśmy przy śniadaniu, że nie pamiętam ani minuty. trudno, żebym wobec tego pamiętała, jak proponuję ci seks, na który ty się łaskawie zgodziłes. 
nie wiem, czy czujecie to jak ktoś próbuje z was zrobić wariatkę, ja czuję.  dobra, ten brak telefonu zaczął mnie podkurwiać. Andrzej oczywiście już wygłosił tyradę, że jestem uzależniona od fejsa i może wspólnie byśmy dziś popracowali. telefonu poszukam potem.  byłam tak uprzejma, jak jesteś uprzejma dla policjanta, że masz w kieszeni blanta a on cię pyta czy wszystko w porządku. byle do wyjścia.  wyszłam. 
idąc chodnikiem czułam w ciele, że wszystko jest nie tak. ból był taki, że myślałam - no chuj nie dojdę nigdzie. położę się na ławce i tam umrę. w końcu po co mi cztery miesiące terapii skoro znów się upierdoliłam i dałam zruchać. wróć to przecież zawsze sprawiało mi przyjemność. tak odreagowywałam wszystko i prawie nigdy nie czułam wstydu, że poszłam do łóżka. taki mialam wajb i empower Andrzej to wiedział, widział, żył w tym. poznaliśmy się na tinderze kilka lat wcześniej. pomieszkawiliśmy razem. znał moje historie. moje potrzeby. był moim przyjacielem.  czy przyjaciel idzie do łóżka z najebaną przyjaciółką?
czy osoba, dla której tak ważny jest kryzys, w jakim znajduje się teraz świat i prawa kobiet postanawia uprawiać seks z osobą, o której wie, że pół nocy piła i więcej niż on?
ale wiesz jaka ty jesteś  no jaka? jaka musi być osoba, żeby zasłużyć sobie na zgwałcenie. za co to kara? kto ustalił, że mi się należy?
no więc wchodzę do tej knajpy i mówią mi jak tam, że telefon sie ładował przecież, ale że ktoś powiedział, żeby mi nie dawać bo jestem pijana. 
no więc wracam do siebie i nie pamietam kilku dni. pakowałam te bluzy i koszulki chyba. 
on coś pisał. ja nie odpisywałam. albo odpisywałam. 
zaczęłam mieć nudności. byłam spokojna jak tafla jeziora. ale na każde powiadomienie od niego. każdą możliwość, że się zobaczymy czułam tylko strach, że nie chcę. obrzydzenie tak ogromne, nad którym nie panowałam i którego nie rozumiałam. 
opowiedziałam o nim przyjaciółce. tym wrażeniu. o sytuacji. zupełnie bez emocji.  on Cię zgwałcił. 
zerwij z nim kontakt. 
nie mogłam tego opanować, huczało mi w głowie wiele dni, w których nie powiedziałam słowem nikomu. na terapii też nie. jemu powiedziałam, że naruszył moje granice i nie chce go w swoim życiu. 
czułam, że teraz się dopiero zacznie. znałam Andrzeja. o to się pokłociliśmy, że kiedy mówiłam szczerze jak się czuję, on mówił, że on ma gorzej i że nikt nie zwraca uwagi jak on się czuję. tak niszczony przez patrirchat od dziecka. takie rzeczy przeżywał, a teraz jeszcze tak bliska mu osoba (ja) go kurwa nie słucha. nie daje mu powiedzieć i nie rozumie. 
on mnie owszem zgwałcił i bardzo tego żałuje, szczególnie że nie posłuchał swojej intuicji, żeby odprowadzić mnie do domu...    ale muszę zrozumieć jak on się z tym czuje.  muszę z nim o tym porozmawiać. muszę mu...
zamknęłam się w domu. z kumpelka ustalałam, czy jest na mieście czy nie. kumpelka powiedziała, że proponowała mu wtedy w nocy wspolną taksówkę, ale odmówił. powiedział, że jestem pijana i mnie odprowadzi - mieszkaliśmy kilkaset metrów od siebie. piszę to i opowiadam sobie pierwszy raz. z pełnymi emocjami, płaczem. 
traumy zapisują się w innych obszarach mózgu i mięśniach. ja nie pamiętałam, co się stało. ale moje ciało zapamiętało bardzo dobrze i dopiero po kilkunastu miesiącach puściło. nie wiedziałam skąd i po co. przecież mam już to za sobą. otóż nie, nie miałam. 
żałuję, że nie poszłam na policję.  teraz to wypowiedziałam, opisałam i mogę zostawić.
Sprawca, który żałuje, to już w ogóle kosmos w kontekście ogarnięcia, co dalej.Dla mnie jest oczywiste - wyrzucenie gwałciciela z organizacji to absolutna podstawa, bo służy bezpieczeństwu ofiary oraz innych potencjalnych ofiar. I to się powinno zrobić natychmiast.A co dalej? Jeśli ktoś "żałuje", w sensie złoży samokrytykę i uważa, że odhaczone, to moim zdaniem nadal ostracyzm. W tym wypadku uważam, że chrześcijański rachunek sumienia ma sens: czyli mamy zadośćuczynienie. Jeśli sprawca zaczyna np. co miesiąc przekazywać kasę np. na Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu, zaczyna prowadzić podcast, w którym wyjaśnia, dlaczego należy szanować granice i jak wygląda consent (i robi to dobrze, a nie, że sugeruje, że to, co on zrobił, to nie był gwałt), a tak naprawdę w sytuacji idealnej zgłasza się na policję, przyznaje się do przestępstwa i odbywa karę, bo dzięki temu zdejmuje piętno "histeryczki" czy "fałszywie oskarżającej" z ofiary. W takiej sytuacji, jeśli ofiara wyrazi zgodę, widziałabym miejsce na przyjęcie takiej osoby z powrotem do organizacji. Jeśli mnie wyrazi - nadal dobrostan ofiary jest ważniejszy od dobrostanu sprawcy. Niech działa w innej organizacji, gdzie jego obecność nie będzie triggerować traum.Tyle że jeszcze nigdy nie spotkałam się z realnym zadośćuczynieniem ze strony gwałciciela. Maks to było "żałuję, no to chyba nie zniszczysz mi życia?!". A dla takich mam tylko soczystego fucka.
- osoba na grupce na fb, w której rozmawialiśmy o gwałtach i przemocy w środowisku osób o lewicowych poglądach.
6 notes · View notes
awardwinningpies · 2 years ago
Text
12/01/2023
śmierdząca pani rozmawiająca ze swoim odbiciem w szybie autobusu w tamtą stronę, a w powrotną kolega kolegi z pracy z trafalgar tawern, który studiował angielski, bo nie dostał się na aktorstwo. zjeździł natomiast pół świata ze studenckim amatorskim kółkiem aktorskim. zapytałem go na przystanku za ile będzie n1, bo nie wiedziałem czy zdążę kupić pepsi w sklepie na przeciwko. powiedział, że około 6 minut. zdążyłem, ale nie smakowała mi już tak ta pepsi jak jeszcze niedawno smakowały mi pepsi. w autobusie usiadł na górze z przodu, bo też jechał n1. ja usiadłem po prawej stronie z przodu, bo koleś przede mną wolał iść wgłąb. i ten głąb chciałoby się wykorzystać sytuację słowną, ale zupełnie nie głąc zagadał do mnie czy pracuję w trafalgar tavern (bo miałem na sobie kurtkę z ich logo na plecach), no i opowiedziałem, że to przeszłość, ale okazało się, że on mieszka z Kieranem, który wygrał miłość dziewczyny czego nie mógł zrozumieć jeden dosyć przystojny (a na pewno przystojniejszy od kierana) Hiszpan. Nie hiszpanin. Oczywiście to jest moja wiedza i nie dzieliłem się z nią dziś z dopiero co poznanym kolegą. poruszyliśmy tak wiele tematów. on pracuje w tym Phoenix, który tak mi się podoba! byłem tam na urodzinach kasi - koleżanki oli nie pamiętam nazwiska. tańczyłem z występującą piosenkarką. jutro napiszę więcej, ale jeszcze nie wiem gdzie. wczoraj pomyślałem, że może warto więcej pisać na komputerze, bo ręczne pisanie męczy mi rękę. chociaż to wszystko zależy od długopisu. tym parkerem od konrada trudno się pisze. męcząco. on jest do podpisywania się. chcoaż też nie, bo jak się nim dłużej nie pisze, to przerywa z początku, takim zardzewiałym niebieskim tuszem kreśli. a ja się rzadko podpisuję, więc muszę go częściej wprawiać w ruch. 
odwołam dzisiejsze pieski. mam ochotę siedzieć dziś w domu. przede wszystkim to jest 5 rano. ja wróciłem dopiero. chcę pograć w planet zoo i nie myśleć o tym kiedy się obudzić i kiedy wstawać i o niczym po prostu być i nic nie musieć. póki mogę tak zrobić, to tak chcę. i tak zrobię. napisałem też dość dużo w klubie. ostatnie pół godziny przed zamknięciem pisałem. w pamiętniku kieszonkowym. no ale to spotkanie z tym chłopakiem, nawet nie wiem jak się nazywa, ja się przedstawiłem, bo mnie zapytał. ale ja jestem nierozeznany w takich sytuacjach i dopiero jak wysiadłem to sobie pomyślałem, że mogłem go zapytać. w ogóle chciałem o numer czy coś, bo naprawdę sympatycznie się rozmawiało. zapytał o polecenia polskich pisarzy. miałem pustkę w głowie! napisałem szymborską, rusinka, tokarczuk i barańczaka. rzeczywiście te najpopularniejsze przychodzą na myśl w takich sytuacjach. te o których się najwięcej mówi, a niekoniecznie te które sprawiają najwięcej radości. no i elizę orzeszkową oczywiście. potem JAK WYSIADŁEM to pomyślałem, że jeszcze przecież K. I. Gałczyński!! Ale może i lepiej bo jak bym się walnął przy jego drugim imieniu.
Dziś npierwszy raz od początku roku nie poszedłem na siłownię, ale zrobiłem 200 przysiadów w pokoju - LICZY SIĘ. 
Jestem z siebie baaaardzo dumny! I zakochany w sobie. Ah po uszy. Chcę się kochać.
0 notes
xxyovruxx · 2 years ago
Text
11.8.2022
Szczerze to nawet nie wiem kiedy mi ten rok tak szybko zleciał. Pamiętam tamtego sylwestra jakby był wczoraj a już szykuje się kolejny więc w sumie to dobry czas na rachunek osobisty za ten rok. Z większości spraw jestem zadowolony a te które w tym roku nie wyszły dały mi jakąś lekcje życiową. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć że moje wartości osobiste zmieniły się na lepsze. Kiedyś zawsze bardziej liczyłem na kogoś niż na siebie a teraz sam jestem panem swego życia. Nigdy nie sądziłem że nastanie taki czas że zaakceptuje dziecko kogoś innego w moim życiu a teraz traktuje ją trochę jak córkę co jest dla mnie zaskakujące. Życie pisze różne scenariusze a jak je wykorzystamy to tylko od nas zależy. Czy jestem z tego zadowolony ? Jak na ten moment jak najbardziej tak lecz nie ukrywam że niektóre rzeczy bardziej zaczynają mi doskwierać lecz to też wynik przeszłości których nie da się załatwić w chwilę. To też ma swoje konsekwencje emocjonalne w których człowiek po różnych przejściach widzi świat inaczej niż 10 lat temu. Rzeczywistość uderza z podwójną siłą jeśli chodzi o problemy świata dorosłego a wyjście z nich nie jest takie proste. Każde takie doświadczenie uczy nas czegoś nowego i mimowolnie stajemy się innymi osobami. Ta prawda tylko mnie utwierdziła w tym że do byłych osób czy znajomości nie powinno się wracać. Uczucia darzone kiedyś obchodziły osób które w życiu teraźniejszym nie istnieją. Nazwiska czy imiona zostają ale sama postać mimowolnie zawsze się zmieni a czas jest tego najlepszym weryfikatorem. Możemy jedynie uczyć się na błędach i dać innym szansę na stanie się kimś dla ciebie ważnym. Obiecuję sobie że tej szansy nie zmarnuje i dam z siebie wszystko. To tyczy się też Ciebie i wierzę w to co mi mówisz. Jestem wdzięczny za wszystko i nigdy o Tobie nie zapomnę. Dziękuję za to że jesteś.
0 notes
trudnadusza14 · 2 years ago
Text
28.04.2023
Znowu ciężko mi było spać. Nie wiem czy to wina tego że zbiera się mi milion pomysłów,natłok myśli i coraz większa euforia i energia
Ale o 7 już byłam zwarta i gotowa do dentysty i idziemy i miałam wyrwanie zęba
I ja myślałam że dam radę ale ujrzałam strzykawkę i zaczęłam się impulsywnie wzbraniać xD
I na całego zaczął się zabieg a ja się wyrywam
Zawołałam matkę o wsparcie i o dziwo pomogło
Ale wbrew pozorom darłam się prawie xD
Ludzie musiano mnie parę osób trzymać
Ale po zabiegu moja dentystka mówi :
"Twoja mama dziwną aure roztacza"
Później miałam ubaw z tej sytuacji jak nie wiem
A matka się śmiała że może powinna zostać bioenergoterapeutą xD
Mój pies odwalił numer już kolejny raz z rzyganiem by zwrócić na siebie uwagę
Ja naprawdę nie wiem jak ją tego oduczyć
Mama pojechała na działkę a ja usiłowałam spać bo tyle łez wylanych u dentysty że byłam zwyczajnie obolała zmęczona
Ale za chiny spać nie mogłam
O 16 wybrałam się do biblioteki bo miałam do odebrania jedną książkę
I była noc bibliotek i tłumy więc zamiast jeszcze poszperać w książkach (a może by jeszcze jedna książka i jeszcze kolejna...)
Pożyczyłam tą książkę i szybko się stamtąd urwałam bo nie przepadam za tłumami
Ale zainteresowała mnie wystawa rzeźb i kolaży.
Mimo iż wolę malarstwo i wybieram się niedługo na jedną z wystaw to zainteresował mnie ten artysta.
Tylko jak na złość zapomniałam nazwiska. Jak zwykle. Pamiętam rzeźby ale nie pamiętam autora 🙈
Zwinelam się szybko stamtąd i wybrałam się do parku
Mój znajomy ciągle pisze pisze pisze i jak ja nie odpisuje to jestem ta zła i niedobra
Czy niektórzy naprawdę życia nie mają poza internetem ?
Ale szczerze. Naprawdę ja odpoczywam na dworze,słysząc śpiew ptaków,szum drzew i dźwięki z otoczenia
I czując wszystkie bodźce
Chyba maj spędzę na dworze póki nie jest jeszcze tak gorąco a widzę że ma być ładny maj
I tu sobie poszaleje z racji tego że to jeszcze nie sezon i nie ma tłumów wszędzie jak w wakacje
Zaczynam maj wypadem na działkę i oby to wypaliło
Potem postanowiłam że zajrzę tam gdzie na terapię chodzę (nosz nie umiem bez tego miejsca wytrzymać 😂)
Pogadalam chwilę z resztą osób i rozmyślałam. Zażyczyłam miłej majówki i mnie złapała terapeutka
Pytała czy ja się dobrze czuje bo coś wyglądam na bardzo pobudzoną
Powiedziałam że tak choć siebie obserwuje. I były też pytania o lekarzy jak z badaniami itd
Powiedziałam jak jest i powiedziałam że we wtorek będę bo mają być zajęcia.
Ciekawe ile osób będzie. Oby była próba do spektaklu
Jeny ja się tak tym spektaklem jaram i innymi pozytywnymi rzeczami
To jest teraz tak że nawet jak zdarzy się coś negatywnego i ja 5 minut o tym pomyśle i wracam do pozytywnych
Jeny jestem strasznie podobna do Pinkie Pie xd
Jak wróciłam do domu znieczulenie mi zeszło i zaczęło mnie boleć po tym wyrwaniu
Więc wzięłam przeciwbólowe i zajęłam się oglądaniem Mlp.
Potem miałam dylemat czy robić na szydełku czy iść spać i iść jutro do szkoły
Książka i spać a czy do szkoły to się zobaczy czy będę mogła mówić jak nie to niedziela jest choć zapewne będę ubolewać jutro jakbym nie mogła iść
Jedyne co wzięłam dziś do ust to kawa zbożowa. Nikt mnie nie zmuszał
9 notes · View notes
Text
Wydarzył sie taki butny wpis, jest poniżej.
Jest to informacja o historii mojego życia do tej pory, w skrócie wycinek doświadczeń wybranych. Latem 2012 podczas pracy w Kaliszu jest mowa o byciu poważnym oraz o zrównoważonym wykorzystaniu źródeł energii (wg. licznika). Jesienią właściciel firmy budowlanej wskazywał mi, że uczyć się należy szybko tzn. dużo, ale też zaistniałaby sytuacja jakiejś krótkiej piłki w razie jakichś pretensji. Praca na budowie w Niemczech to również wystawienie na próbę wytrzymałości psychicznej. Ale pytanie, "do czego zmierza człowiek" wspomniane chyba nie przypadkiem na kazaniu, pozwala nam to rozumieć na wspak, że polacy i europejczycy stoją przed podobnymi wyzwaniami (patrz ParkM, spring 2015). Natomiast ciekawe pytanie skierował do mnie normalny właściciel zakładu wulkanizacyjnego "jak żyjesz", też takie padło. Ja bym to powiedział swoimi słowami "Jak przebiega twoje życie, a jak twoje życie ma wyglądać".  Jesienią 2015 roku jeden z pracowników tam stwierdził przy wymianie opon, przecież się nie "cos-tam-cos-tam". Podczas mojej pracy w firmie InPost (january 2023) jeden z pracowników, którego znałem jeszcze z DK-Prof stwierdził "żebym nie przesadzał i był przy zmysłach healthy", poprawiał mnie wręcz i jest właściwym stwierdzić, żeby mógł nawet powiedzieć tak jak i przed nim wielu "nie wymyślać kurde mać". Opowiada się chociażby za tym, by wyrwać się ze swojego własnego świata. Podzielam jego opinie.
Tumblr media
Szanuję swoją przeszłość i ludzi, których widzę oczami wyobraźni.....świadomy jestem, że wiele rzeczy mnie określa jako człowieka. Znam takich ludzi, których cenię, ale nie zawsze za to kim są D. Jędrzejka, Śmiałka czy Leona Morzywołka. Zwracam na nich większą uwagę za ich niezmierzone dążenie do uczciwości. R. Iwan, D. Wnękowicz czy A. Sułkowski to mieszkańcy Łukowicy lub Limanowej raczej nieinspirujący, a nawet jeśli, to nie dla każdego. Wystarczy wspomnieć też o innych mniej lub bardziej pozytywnych lokalsach, o Wiktorze Jakimś i M. Twarogu z firmy w Limanowej (wy prawdopodobnie znacie ich), u Sławomirze, o Pietrzakach z Łukowicy Dolnej - starszy jego brat pracuje w wulkanizacji, o K. Gądkowskim, który kieruje busem można mówić godzinami. Człowiek na właściwym miejscu, odpowiedni. A pamiętacie Grześka Więcławka i Arielę Niegoc? Dużo niegdysiejszych znajomych pracuje za granicą (Maciek Zaczyk?). Nawiązuję też do studentów z Krakowa. Powodzenia (chyba) w pracy zawodowej i życiu prywatnym. Superowi są Marek Dżyż z Myślenic oraz znajomy z Krynicy, M. Domino. Parę razy pisałem gdzieś o A. Sieczce oraz o Adamie Szołtysie, ludzie wystarczający i ciekawscy świata, zresztą tak jak L. Kisiały oraz K. Klimczak, a nawet E. Świder. Swe piętno odcisnęła na mnie praca jako pomiarowy geofizyczny (early spring 2017).
Zwracali mi uwagę, "bym siebie widział" na mnie także faceci i panie z firmy prowadzącej działalność w chemii gospodarczej (2018-2020), ludzie na ulicy oraz niektórzy politycy (nie wiem którzy, nie znam ich in-personus) ........ Natomiast czasami mam do czynienia z niefajnymi filmikami na youtubie, ale istnieją jeszcze głupsze booki, które są wierutną bzdurą. A więc liczą się dobre książki oraz pożyteczne video w mediach internetowych.
Nie zagadujcie mnie lub coś w tym stylu. Czuje się ponadto zobowiązany to przedstawienia innych. Kojarzycie listonosza, sklep budowlany we dworze, złom oraz firmy w Podegrodziu oraz w Szczawie? Istnieje takie cosik.  Warto nawiązać do pracowników z DK-Prof, z racji trwania pracy nie pamiętam ich nazwisk, ale ludzi znam np. wiking, czy Andrzej oraz Tomek z działu rolet (pisze tylko imiona, nie znam ich nazwisk, ale pewnie ich znają ludzie tamtejsi).  Superowi ludzie, nie zawsze oczywiście, ale to już było. Odkryjcie też prawdziwą naturę brygadzisty oraz ludzi w średnim wieku z trzeciej sekcji, ich nazwiska są znane wiadomym ludziom.
Przepracowanie traumy niezależnie oraz resocjalizacja poprzez pisanie dobrych książek praktycznych definiuje naszą wartość. Nie ufać ślepo innym, and then life is like riding on vehicle.
wprowadził: league-scientifique  autor: Quatl Pietrzak, ale numeru pesel nie podaje. tego robić nie wolno.
^na zdjęciu po lewej stronie, (po prawej tłum) idzie znany mi kurier z InPostu.
Tumblr media
0 notes
maksimlustiger · 3 years ago
Text
Persona non grata
  -Nazwiska.....daty!!!......-Nie pamiętam.Wszystkie szczegóły zatarły się,zlały w lepką jak galareta strukturę.
  -Użyjemy argumentów innego rodzaju, wie Pani , co mam na myśli?
  -Ha.......”męka na Krysię”.......jak Krystyna Janda w “Przesłuchaniu”.
  Tak, wiem,co może się zdarzyć.
  -Bo widzi Pani, Ta Osoba ma dla Nas ogromne znaczenie, dla Naszej Organizacji.A Pani.......złamała TABU.Może jeszcze gdyby nie rzucała się Pani tak w oczy.Ale Pani krzyczy niemal sobą.Więc.......nie mamy innego wyjścia.
  -Nie, raczej nie będzie przelewu krwi, bo nie lubimy plamić sobie rąk.To zamierzchła metodologia.Są inne, “humanitarne”metody.
 -Wiem-odpowiadam, uśmiechając się ironicznie.Drwię z Was, wykpiwam systemy,konspiracje, złożone metodologie.Staję w opozycji do wszelkich struktór.Idę pod prąd.Szukam PRAWDY, jak niepoprawny frajer życiowy,jak chory na banie idealista,jak uczeń w czwartej klasie ogólniaka, tuż przed maturą, co gorączkowo wyznaje romantyzm.
  -To jakieś brednie!.......Niechże Pani powie jakieś fakty.Przyzna się do popełnionych błędów!.........-Kurwa! Babo, nie bądź taka twarda!.......-Chcemy Cię zjebać psychicznie......Obezwładnić!....Kurwa! -Rozumiesz stara suko, co sobie zrobiłaś!.......Zjebałaś sobie i gówniarzowi żywot.....-Kumasz!!!!!
  -Kurwa!......Jesteś kompletnie pierdolnięta!.........Po co tykałaś Góry?......
  -Teraz płacisz za swoje bajdurzenia!.....Huj z tym!...- -Marek zrób coś!......
  -Dzwoń do Biskupa!.............
   -..............Halo......Tak........tylko bez skandalu!......Elegancko, w białych rękawiczkach........I żeby nie było śladu.Ot co!Kurwa!Koniec tego zamętu!
   .................................................................................................................
   -Co?.....Ketamina?......A....”donaldy” jej dali....ale , żeby po “donaldach” miała taką jazdeczkę?......Tak odjechała......kurwa!...że teraz mamy problem.
   -No tak....ale kilka osób ma w tym interes.....bo artyście się spodobała, i do niej coś pisał.......i niedoszły polityk w nią inwestował.......i pisarz się wkurwił....i polityk w nią wierzył.......i proboszcz prowadził dyskurs......palant jeden.......i znana w Świecie artystka......i kilka jeszcze osób.......
   -Kurwa!....To całkiem dużo....I trzeba teraz starannie pozamiatać....choć starannie się nie da,bo to za daleko poszło....Kurwa!......I co mamy robić!?
  ..............................................................................................................
   - Jej i tak już nikt nie lubi.Nikt nie chce mieć problemu.Wszyscy słyszeli, że zwariowała.Biedny dzieciak!
   -A Mecenas powiązany z niedoszłym politykiem postanowił , że roboty ma jej nikt nie dać.A wszystkie dokumenty ze Szkół wyższych, egzamin magisterski etc.mają nie istnieć......tak jakby jej w ogóle nie było!....Psia mać!
   .............................................................................................................
   Ja Persona non grata....... Mam imię i nazwisko,płeć,zawód,dyplomy magisterskie ,kursy i szkolenia,doświadczenie zawodowe różnorakie.Mam pasje i wolę życia. I pamiętam wszystko nazbyt dokładnie.......pamięć moja bowiem notuje skrzętnie wszystkie minione sytuacje.Zapamiętuję ludzi jak fantastyczne zjawiska i wynotowuję z nich pisemnie to , co wydało mi się najcenniejsze.
   Kropka.
“donald” - LSD nazywane “Donald Duck”, silny środek psychoaktywny, kwas wywołujący halucynacje i omamy etc.
ketamina - środek używany podczas narkozy (do całkowitego uśpienia), mogący wywołać po wybudzeniu bezsenność oraz silne stany lękowe, a nawet doprowadzić do  psychozy.
  Zbieżność z ewentualnymi faktami i osobami jest czysto przypadkowa.
  Mam nadzieję, że Nikt nie poczuje się dotknięty.
  To jedynie majaczenia mojej świadomości.
0 notes