Text
cienka wyraźna linia
dobrze wyczuwam szowinistów w organizacjach i aktywizmie. kilku typa mnie oszukało, ale węch się wyostrza po każdym rozczarowaniu.
nie zapominam. nie ukrywam. nie oddzielam - skoro lubisz publicznie pogadać o wartościach weryfikuj działanie, nie wypowiadaj się z pozycji eksperta, jak tylko będzie się wolne. rozejrzyj się, może ktoś potrzebuje tego miejsca, które Ty z łatwością zająłeś_aś.
typki, co nie szanują kobiet, nie muszą być doradcami, politykami, opiniotwórcami. nie muszą prezentować publicznie swoich poglądów, tłumaczyć się.
można się pomylić. coś kiepsko ująć. można, a nawet trzeba przeprosić. można to zrobić publicznie.
nie można bagatelizować, manipulować, wyśmiewać, wykorzystywać. dosypywać soli w rany. jesteś osobą publiczną? weź za to odpowiedzialność. nie liczy się Twoje na wierzchu. liczą się inni_e.
musiałby mnie bić? gwałcić? żeby ktoś się tym przejał? że manipulacja, gaslighting i doprowadzenie mnie do totalnego zaprzeczenia własnej wartości i wiarygodności to dla kogoś, kto się kreuje na osobę o dobrym sercu, której zalezy na losie kobiet to jest okej?
nie można spraw przemocy analizować wewnątrz organizacji, a potem mówić, że typ się zmienił. wydawać książki, gratulować, zapraszać do współpracy.
czy wiesz do kogo się zwraca osoba doświadczająca przemocy w partii politycznej? czy są odpowiednie ścieżki postępowania? szkolenia? opieka psychologiczna by do nadużyć, w samym środku cyklonu nie dochodziło?
oburza Cię klepsydra Drymera? pomyśl ile ofiar przemocy codziennie próbuje scrollować publiczne wsparcie dla ich oprawcy. wystarczy wyłączyć social media! taaa
sprawca mój ex mąż... cieszę się, ze miałam sile by odejsc.
czy jestem miłośniczką cancellingu? nie.
uważam, że nie byłby potrzebny gdybyście nie odpuszczali nie odpuszczały złym sytuacjom, przemocy i typom oraz po prostu wspierały osoby, którym dzieje się krzywda.
to nie jest wiele. nie trzeba być zaraz sędzią dredem.
widzę wyraźnie ilu mężczyzn w różnym wieku, broni kolegów, nawet tych których nie znają. dziennikarzy dających rady wulgarnym kobietom, niepoważnie traktujących WAŻNE SPRAWY. osoby publiczne, które obiektywizm i bycie nie wygodnym równają z akceptacją nierówności i przemocy.
równość nie oznacza nierównego traktowania nierównych.
miłosierdzia dla oprawców? może. empatia. porozumienie bez przemocy. pozytywna narracja o działaniu, opowiadanie historii przetrwania, równoległe działania. to jest moje paliwo.
czy rozwiązłość to już przemoc? przy wielu historiach zdradzania, kiedyś pomylisz konsent z zamyśleniem.
chcę najbardziej na świecie takiego systemu, w którym kolejne osoby nie będą cierpieć, bo ktoś nie zareagował. chcę, żebyś czuła się przy mnie bezpiecznie.
"Hej, sorki że tutaj piszę ale widzę co dzisiaj się dzieje na Twoim Twitterze, a tam chyba nie ma opcji napisania prywatnie. *** był moim chłopakiem jak miałam 19 lat (prawie dwa lata temu). Super, że zwróciłaś uwagę na jego seksistowskie teksty, są naprawdę jedynie wierzchołkiem góry lodowej wobec tego jak traktuje kobiety w życiu prywatnym :// "
Cześć. Dziękuję, że podjęłaś trochę trudu i napisałaś do mnie. kojarzyłam go ledwo i głównie w przegrodzie - chłopcy, którzy mnie nie lubią z niby Lewicy/ opozycji, bo czują że wiem że są seksistami /szownistami. Współczuję Ci tego doświadczenia. Mam podobne i mam nadzieję że w tej chwili masz wokół siebie lepsze osoby i wsparcie. Gdybyś czegoś potrzebowała. Pisz. Jestem po Twojej stronie.
i kiedy kobieta mówi, że nie potrzebuje wsparcia, mówi "nie" dla Twojej pomocy - nawet w aferze, to Twoim obowiazkiem jest uszanować jej decyzje, a nie tlumaczyc sobie ze jest ćpunką, ofiarą przemocy, alkuską, załamaną i to wcale nie znaczyło "nie". jak nie chce mówić szczegółów, też dobrze. po pierwsze należy wspierać.
dlaczego się emocjonuję?
bo nie powinno być tak jak opisalam wyżej. proste.
nie chcę kolejnej listy buców. nie chcę kolejnego artykułu o obrzydliwym gwałcicielu. nie chcę kolejnego posta o jakimś typie i jego zachowaniu. nie chcę opowiadać JEGO historii.
nie chcę żeby zachowania, często na granicy, były nasząwspólną codziennością.
chcę żeby więcej osób wiedziało, co czynią sprawcy i mówiło
I see you typie.
Widzę co tu robisz i Cię obserwuję.
2 notes
·
View notes
Text
taki mamy klimat
kilka lat temu przyjaciel nie odprowadził mnie do mieszkania. to będzie historia o tym, jak niektóre historie zapisują się w mięśniach i zwierzęcych móżdżkach.
CW: gwałt, alkohol
od kilku tygodni myślę nad tym tekstem. wyobrażam sobie, jak odpowiadać na każde “ale”. słyszę głosy pewnych osób z otoczenia, które wtórują mojej głowie na nucie “nic takiego się nie stało”. a dlaczego “nic się nie stało”?
- bo zerwał mi się film - bo sypiałam z tą osobą kilka lat wcześniej - bo prowadzę “niebezpieczne” życie i mocno naruszałam w przeszłości swoje granice - bo on był trzeźwy, więc się nie mógł pomylić, co do wysyłanych przeze mnie sygnałów. - bo ja jestem winna wszystko ja.
tylko dlaczego czuję się tak gównianie. nie mogę spać, jeść, mdleję, pocę się i wymiotuję. nie mogę obejrzeć serialu, w którym mowa o gwałcie. nie mogę wspierać osób, które szukają u mnie pomocy lub chociaż wysłuchania. wzdrygam się na każde powiadomienie, w którym jest Andrzeja nazwiska. powtarzam sobie codziennie, że to nie o tę sytuację chodzi, tylko coś innego. złe ciśnienie. stres w pracy. coś we mnie. myślę, że to nie jest tekst o tym, jak bardzo nienawidzę osoby, która mnie zgwałciła. to nie jest tekst o tym, jak bardzo należy mu się ostracyzm. to jest tekst, w którym opowiem to jeszcze raz. tak na prawdę. dla siebie. kocham naturę i przeraża mnie nieuchronna katastrofa. dłużej niż pamiętam nie planuję prawie niczego na dłużej niż tydzień i miesiąc. jedyne czego zawsze chciałam to stworzyć nowoczesną rodzinę wokół siebie. zbudowaną z relacji z różnymi osobami, z którymi jesteśmy bliżej lub dalej, ale wspólnie walczymy o to, żeby dla siebie nie zniknąć. i to blisko nie oznacza z reguły relacji intymnej. często dotyczy jednak czułości.
byliśmy dla siebie czułymi osobami. żyłam z Andrzejem. wymienialiśmy się mieszkaniami. kotem. kłopotami. szczęśliwymi historiami. nie wyobrażałam sobie, że kiedyś przestaniemy być dobrzy.
historie zaczynam jesienią pewnego roku, w którym mój świat przeżył poważny wypadek. Andrzej wszędzie był ze mną. Im lepiej się czułam, tym więcej pojawiało się między nami spięć, a wkrótce ogromnych k��ótni. Im więcej o sobie mówiłam; im większą pewność siebie prezentowałam, Andrzej wytykał mi więcej. jakby zapomniał, że czasem moja próżność to przecież wywoływanie duchów. przyzywanie tej mocy, którą bardzo bym chciała w danym momencie mieć.
wyjechał na kilka miesięcy. konflikt (czyli wybieganie z własnego mieszkanie i Andrzeja krzyki, że nie pozwalam sobie pomóc i doprowadzam go do bycia osobą, którą nie chce być) nie został rozwiązany. wróciliśmy do czatów. jestem super - raz na jakiś czas czuję taką wielką moc i pewność, że stać mnie na wszystko. po chwili przechodzi i długo nie wraca. czuję się żałosna, gdy emocje ze mnie ciekną jak z przelanego wiadra. słyszę głos mojej kumpelki, gorszy od głosu matki, że ludzie mówią o moich żałosnych postach na fejsie i trochę wstyd. sama dużo przeżyła i jest cudowna, więc pokazuje, jak nic po sobie nie pokazuje. mnie zawsze radzi to samo.
słyszę, jak mi dziękuje, że nie robiłam scen kiedy zaprosiła mojego gwałciciela na swoje urodziny, a ja całą noc trzymałam przyjaciela za rękę i nie wiedziałam, jak mam powiedzieć, że skoro mnie Andrzej coś zrobił, to nie znaczy dla mnie, że nie zrobił innym nic. powiem zupełnie szczerze, nie wiem jak mam się czuć i zachować. rozmawiałem z nim. brzmi jak skruszony gwałciciel nigdy nie oczekiwałam od bliskich mi osób, że wsparcie polegać będzie pełnej zgodzie we wszystkim. miałam jednak jakieś oczekiwania. szczerość, ale taka do opowiadania przeżywanych emocji. konsensualność. ale nie taka za wszelką cenę, np. cenę mojego samopoczucia.
tyle mówić o równości, a równości nie znać i empatii nie mieć. dyktatura konsensualności wprowadzona rewolucją troski. jesteśmy tylko ludźmi.
sami_e widzicie piszę o nich, wracam do siebie.
tuż przed wyjazdem do rodziny wyszłam jeszcze z przyjaciółką, do przyjaciół, do knajpy. nie żałowałyśmy sobie. mieszkałam kilometr dalej. uber kosztował osiem złotych. w pracy niewiele miałam do zrobienia na drugi dzień. chociaż wtedy utrzymywałam się z pakowania bluz i koszulek i robiłam to nawet przez szesnaście godzin dziennie. musiałam się odkuć. odkupić. zapomnieć. wszystko zaplanowałam. ładowarkę do telefonu trzymałam w nerce na wszelki wypadek. miało być cudownie.
pamiętam, że już pijana dowiedziałam się, że ma przyjść. Andrzej. już jakiś czas temu wrócił do Polski. raz chciałam się z nim widzieć. raz nie. w msng jest moja wiadomość gdzie siedzimy. nie pamiętam dlaczego i czy ja ją wysłałam. przyszedł. znajomych było dużo. usiadł po drugiej stronie stołu. nie rozmawialiśmy wcale. to pamietam bardzo dobrze, że unikałam wzroku, a jednocześnie miałam pretensje, że zamiast sobie wyjaśnić i jakoś zapracować na poprawienie relacji, zachowujemy się tutaj jakby nic się nie stało. nie czułam zaufania.
pół roku później było jasne, że w mieście, w którym mieszkamy nic mnie już nie czeka. bałam się, że jeśli szybko czegoś nie wymyślę to wpadnę w ciemny okres, z którego ledwo co siebie wyszarpałam i taką wyszarpaną pchałam do przodu. bez pomysłu na siebie ( a dziś wiem, że nie muszę go mieć) przeprowadziłam się do Warszawy. zaczęłam oddychać.
tylko żeby to nie była ucieczka mówiła kumpelka, a ja teraz myślę, że dobrze że była.
pamiętam tylko, że już pijane postanowiłyśmy z przyjaciółką kupić jeszcze coś drogiego, pamiętam, że piłyśmy jeszcze coś od jakiś ludzi. pamiętam, jak piszę do innego typa, (powoli czułam, że jednak sama do domu nie dojdę), że zaraz rozładuje mi się ten chujowy telefon i trzeba mnie zabrać. trwała jakaś rozmowa z ludźmi, których nie znałam. obudziłam się rano nie pamiętając, jak się dostałam do łóżka Andrzeja. byłam w jego odnowionym mieszkaniu pierwszy raz. wstałam. pogubiłam się po drodze do kibla. a to kawalerka. wszystko mnie bolało. tył miednicy. cycki. ręka.
cieszę się, że opowiedziałam przyjaciółce ten dzień i dzięki niej zapamiętałam tak jak to sama wtedy widziałam chociaż w urywkach, a nie tak jak Andrzej opowiadał mi i ludziom. to przerażające jak mocno czułam w następnych miesiącach, że ktoś widzi pustkę, którą w sobie na ten temat mam ( w emocjach i pamięci) i zaraz mi ją wypełni swoim gównem. zapomnimy o sprawie.
ja na prawdę chcę zapomnieć o sprawie. wierzcie mi.
pewnie niektóre z Was znają to uczucie, że niby nie pamiętacie, ale jednak czujecie, że był na to pewien wajb, że są jakieś urywki i bardziej wstyd, że taka pijana, ale nie żałość, że to się stało.
pierwszy raz w życiu poczułam, że nie wiem co się stało, ale coś kurwa bardzo złego.
wyszłam z toalety, jak do niej wchodziłam Andrzej robił śniadanie w kuchni. pamiętam, że rano leżeliśmy jeszcze razem. czułam się okropnie, ale się nie ruszałam. weszłam w tryb: on całuje mnie w policzek. ja się nie odsuwam, jakby od tego zależało moje przeżycie. zapytałam gdzie mój telefon. powiedział, że tak się najebałam jak zwykle, że pewnie gdzieś zgubiłam, ale on już robi super sniadanie. już wszystko dobrze.
krązyłam między moimi porozrzucanymi rzeczami a toaletą. rozmawialiśmy przy śniadaniu. zapamiętywałam tylko, co mówił o wieczorze, nocy. wydusiłam przecież z siebie na ile normalnie potrafiłam, że no wiesz niewiele pamiętam, w sumie to nic.
więc mi opowiedział. że chciałam się dobijać do jakiegoś innego typa. on mi nawet pozwolił, ale tamten nie otwierał. (dziś wiem, dlaczego go nie było w chacie), że byłam totalnie najebana i trzeba było mnie nieść. że dał sobie z tym radę (Andrzej jest nieco niższy ode mnie) tylko dlatego, że sam wypił nie wiecej niż dwie lampki wina. a kiedy powiedziałam, że heh no wiesz, a jak doszło do ruchania NO PRZECIEŻ SAMA SIĘ NA MNIE RZUCAŁAŚ i proponowałaś seks.
no nie wiem stary, przed chwilą sobie rozmawialiśmy przy śniadaniu, że nie pamiętam ani minuty. trudno, żebym wobec tego pamiętała, jak proponuję ci seks, na który ty się łaskawie zgodziłes.
nie wiem, czy czujecie to jak ktoś próbuje z was zrobić wariatkę, ja czuję. dobra, ten brak telefonu zaczął mnie podkurwiać. Andrzej oczywiście już wygłosił tyradę, że jestem uzależniona od fejsa i może wspólnie byśmy dziś popracowali. telefonu poszukam potem. byłam tak uprzejma, jak jesteś uprzejma dla policjanta, że masz w kieszeni blanta a on cię pyta czy wszystko w porządku. byle do wyjścia. wyszłam.
idąc chodnikiem czułam w ciele, że wszystko jest nie tak. ból był taki, że myślałam - no chuj nie dojdę nigdzie. położę się na ławce i tam umrę. w końcu po co mi cztery miesiące terapii skoro znów się upierdoliłam i dałam zruchać. wróć to przecież zawsze sprawiało mi przyjemność. tak odreagowywałam wszystko i prawie nigdy nie czułam wstydu, że poszłam do łóżka. taki mialam wajb i empower Andrzej to wiedział, widział, żył w tym. poznaliśmy się na tinderze kilka lat wcześniej. pomieszkawiliśmy razem. znał moje historie. moje potrzeby. był moim przyjacielem. czy przyjaciel idzie do łóżka z najebaną przyjaciółką?
czy osoba, dla której tak ważny jest kryzys, w jakim znajduje się teraz świat i prawa kobiet postanawia uprawiać seks z osobą, o której wie, że pół nocy piła i więcej niż on?
ale wiesz jaka ty jesteś no jaka? jaka musi być osoba, żeby zasłużyć sobie na zgwałcenie. za co to kara? kto ustalił, że mi się należy?
no więc wchodzę do tej knajpy i mówią mi jak tam, że telefon sie ładował przecież, ale że ktoś powiedział, żeby mi nie dawać bo jestem pijana.
no więc wracam do siebie i nie pamietam kilku dni. pakowałam te bluzy i koszulki chyba.
on coś pisał. ja nie odpisywałam. albo odpisywałam.
zaczęłam mieć nudności. byłam spokojna jak tafla jeziora. ale na każde powiadomienie od niego. każdą możliwość, że się zobaczymy czułam tylko strach, że nie chcę. obrzydzenie tak ogromne, nad którym nie panowałam i którego nie rozumiałam.
opowiedziałam o nim przyjaciółce. tym wrażeniu. o sytuacji. zupełnie bez emocji. on Cię zgwałcił.
zerwij z nim kontakt.
nie mogłam tego opanować, huczało mi w głowie wiele dni, w których nie powiedziałam słowem nikomu. na terapii też nie. jemu powiedziałam, że naruszył moje granice i nie chce go w swoim życiu.
czułam, że teraz się dopiero zacznie. znałam Andrzeja. o to się pokłociliśmy, że kiedy mówiłam szczerze jak się czuję, on mówił, że on ma gorzej i że nikt nie zwraca uwagi jak on się czuję. tak niszczony przez patrirchat od dziecka. takie rzeczy przeżywał, a teraz jeszcze tak bliska mu osoba (ja) go kurwa nie słucha. nie daje mu powiedzieć i nie rozumie.
on mnie owszem zgwałcił i bardzo tego żałuje, szczególnie że nie posłuchał swojej intuicji, żeby odprowadzić mnie do domu... ale muszę zrozumieć jak on się z tym czuje. muszę z nim o tym porozmawiać. muszę mu...
zamknęłam się w domu. z kumpelka ustalałam, czy jest na mieście czy nie. kumpelka powiedziała, że proponowała mu wtedy w nocy wspolną taksówkę, ale odmówił. powiedział, że jestem pijana i mnie odprowadzi - mieszkaliśmy kilkaset metrów od siebie. piszę to i opowiadam sobie pierwszy raz. z pełnymi emocjami, płaczem.
traumy zapisują się w innych obszarach mózgu i mięśniach. ja nie pamiętałam, co się stało. ale moje ciało zapamiętało bardzo dobrze i dopiero po kilkunastu miesiącach puściło. nie wiedziałam skąd i po co. przecież mam już to za sobą. otóż nie, nie miałam.
żałuję, że nie poszłam na policję. teraz to wypowiedziałam, opisałam i mogę zostawić.
Sprawca, który żałuje, to już w ogóle kosmos w kontekście ogarnięcia, co dalej.Dla mnie jest oczywiste - wyrzucenie gwałciciela z organizacji to absolutna podstawa, bo służy bezpieczeństwu ofiary oraz innych potencjalnych ofiar. I to się powinno zrobić natychmiast.A co dalej? Jeśli ktoś "żałuje", w sensie złoży samokrytykę i uważa, że odhaczone, to moim zdaniem nadal ostracyzm. W tym wypadku uważam, że chrześcijański rachunek sumienia ma sens: czyli mamy zadośćuczynienie. Jeśli sprawca zaczyna np. co miesiąc przekazywać kasę np. na Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu, zaczyna prowadzić podcast, w którym wyjaśnia, dlaczego należy szanować granice i jak wygląda consent (i robi to dobrze, a nie, że sugeruje, że to, co on zrobił, to nie był gwałt), a tak naprawdę w sytuacji idealnej zgłasza się na policję, przyznaje się do przestępstwa i odbywa karę, bo dzięki temu zdejmuje piętno "histeryczki" czy "fałszywie oskarżającej" z ofiary. W takiej sytuacji, jeśli ofiara wyrazi zgodę, widziałabym miejsce na przyjęcie takiej osoby z powrotem do organizacji. Jeśli mnie wyrazi - nadal dobrostan ofiary jest ważniejszy od dobrostanu sprawcy. Niech działa w innej organizacji, gdzie jego obecność nie będzie triggerować traum.Tyle że jeszcze nigdy nie spotkałam się z realnym zadośćuczynieniem ze strony gwałciciela. Maks to było "żałuję, no to chyba nie zniszczysz mi życia?!". A dla takich mam tylko soczystego fucka.
- osoba na grupce na fb, w której rozmawialiśmy o gwałtach i przemocy w środowisku osób o lewicowych poglądach.
6 notes
·
View notes