#madame murie Tumblr posts
sharkodude · 1 year ago
Text
Tumblr media
“A Dance with a Devil”
10 notes · View notes
cyan-circuits · 1 year ago
Text
Tumblr media Tumblr media
Madame Murie
8 notes · View notes
martimartinka20 · 9 months ago
Text
3. Nieufność w Mury Strachu Dmie
Wakacje zawsze były momentem odpoczynku zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli. Ten rok okazał się wyjątkiem. Młodzi czarodzieje przeżywali żałobę, a personel... Cóż, może też. Gdzieś w środku, bo na pewno nie na zewnątrz. Nie było czasu. Większość zaangażowała się w działania Zakonu, który zaczął rozpatrywać każdy atak Voldemorta z pierwszej wojny czarodziejów, a było ich całkiem sporo. Ci, którzy nie byli wtajemniczeni, zostali przypisani do emocjonującego zadania, polegającego na sporządzeniu list rzeczy zagubionych, zniszczonych czy znalezionych.
Zawsze sami się tym zajmowali, ale przeważnie nie robili tego tak wcześnie. Tym razem Dumbledore nalegał jednak, by zacząć zaraz po zakończeniu roku. Nie pomagał fakt, że niedawno zmarł młody Diggory. To nie pierwsza śmierć w murach tej szkoły, ale ostatnia miała miejsce w 1943 roku i chyba tylko sam dyrektor i martwy profesor Binns znali jej ofiarę za życia. Minęło 50 lat...
Pukanie w stół przypomniało jej, po co tu była. No tak, coroczna impreza zapoznawcza. Osobiście nazwałaby ją raczej jakąś konferencją, ale nie ona ustalała zasady. Może i to wydarzenie miało sens w poprzednich latach, chociaż już wtedy polegało raczej na wymianie kilku zdań i wpatrywaniu się w siebie w niezręcznej ciszy. Każdy zawsze czuł się nie na miejscu, chyba tylko Dumbledore pozostawał niewzruszony, opowiadając o jakichś mugolskich słodyczach. W tym roku jednak nie widziała w tym powitaniu nic nadzwyczajnego. To nie Dumbledore wybrał nowy personel, a ministerstwo. Do tego jedna z kobiet według niej zdawała się być zupełnie niepotrzebna, bo przecież Skrzydło Szpitalne już miało uzdrowicielkę i nie potrzebowało drugiej. Gdyby tylko mogła złapać Knota za kudły i...
– Coś cię gryzie, Poppy? – usłyszała zza pleców znajomy głos.
Nie odwróciła się, wiedziała, że jej rozmówczyni sama się zaraz pokaże. Naprzeciw niej pojawiła się wysoka, szczupła postać, ubrana w szare szaty, z ciasnym kokiem na głowie i w cienkich okularach. Wyjątkowo pozbyła się eleganckiego kapelusza, za to postawiła na malutką torebkę w szkocką kratę. Jej chude palce splotły się wokół siebie, gdy już usiadła, a bystre oczy wpatrywały się w nią uważnie.
Próbowała ją złamać, wyciągnąć od niej jakieś informacje. Nie miała zamiaru dać jej tej satysfakcji, pewnie znowu założyły się z Rolandą, o czym myślała. Jak ona nienawidziła tych gierek. Nie, nie rozstrzygną tego tak łatwo, na pewno nie.
Wpatrywały się w siebie przez blisko dwie minuty. Żadna z nich nic nie mówiła, zbyt skupione, by nie dać drugiej wygrać. Krew aż się jej gotowała, gdy przypominała sobie, na kogo czekali, ale...
Na Merlina, niech cię coś trzaśnie, Minerwo McGonagall.
– Jestem w stanie perfekcyjnie zająć się swoimi pacjentami sama, nie potrzebuję niczyjej pomocy, dziękuję bardzo. – zaczęła Pomfrey. – Do tego Malfoy? Naprawdę nie było nikogo lepszego?
Uzdrowicielka wybuchła szybciej, niż którakolwiek z nich mogłaby przypuszczać. Jej wzrok błądził po pokoju, pod stołem nogi trzęsły się ze złości i aż parowała emocjami.
W kącie można było zauważyć madam Hooch rzucającą wymowne spojrzenie nauczycielce transmutacji, ale McGonagall tylko przewróciła oczami. Później będzie musiała się z nią rozliczyć, nie spodziewała się, że jej przyjaciółka tak szybko się podda. Teraz trzeba było ją uspokoić.
– Poppy, doskonale wiesz, że nie wątpimy w twoje umiejętności. – uspokajała Minerwa. – Minister się boi...
– Że zabiję mu dzieci? – krzyknęła oburzona. – Radzę sobie lepiej niż te ministerialne świry!
Dobra, chyba poszła nie w tę stronę. Musiała zmienić taktykę. Całkowite zignorowanie problemu będzie chyba najlepszym rozwiązaniem.
– Ciesz się, że to Malfoy, – słowa ledwo przeszły jej przez gardło. – bo inaczej dostałabyś Picklesa.
Poppy zdawała się na chwilę zatrzymać w bezruchu, rozważając słowa, które usłyszała. Kiedy już je przeanalizowała, opadła z powrotem na krzesło i już nieco spokojniej zapytała:
– Co mnie uratowało?
McGonagall uśmiechnęła się delikatnie.
– Amelia. Pisałam do niej. – wyjaśniła Szkotka.
Madam Pomfrey westchnęła z ulgą na wspomnienie swojej dawnej znajomej. Poznały się przez Minerwę na jednej z jej imprez urodzinowych. Nie pamiętała dokładnie, ile lat kończyła, ale Bones również się zjawiła i łatwo wmieszała się w tłum. Uzdrowicielka zauważyła ją dopiero, gdy ta sama do niej podeszła, by się przedstawić. Szybko złapały wspólny język i przegadały przynajmniej połowę przyjęcia. Później wymieniały wiele listów, ale z czasem coraz rzadziej to robiły. Z uwagi na pracę Poppy organizacja spotkań była praktycznie niemożliwa i wkrótce kontakt się urwał.
– Podziękuj jej ode mnie – poprosiła towarzyszka, siadając wreszcie prosto. – Co u niej?
– Wiesz, Korneliusz ją denerwuje, – odparła starsza z nich. – ale to nic nowego. Mówi, że gdyby nie była potrzebna, już dawno zmieniłaby pracę. Teraz, kiedy Knot jasno pokazał, że nie ufa Albusowi, jest naszym jedynym wejściem do jego zaufanego grona.
Poppy doskonale wyobrażała sobie, jak musiała się czuć. Pracowała tam z uwagi na innych, a nie na samą siebie. Sama przecież na co dzień to robiła, ale ona chociaż lubiła pomagać młodzikom w potrzebie. Czasami faktycznie przydałaby im się lepsza dyscyplina, ale nad tym też dałoby się popracować. Poza tym człowiek nie mógł mieć wszystkiego...
– Gdzie jest ten Dumbledore?
~*~*~
Stała właśnie na zatłoczonej ulicy, w środku lipca, gdzieś w Hogsmeade. To miasteczko nigdy nie spało, ale podczas dni takich, jak te, stawało się istną opoką handlarzy. Wybuchające lody, samodmuchające się bańki, wachlarze, suknie, kapelusze i te piekielnie drogie patyki chłodzące, które stwarzały wir powietrza po złamaniu. Po prostu idealna okolica na spotkanie.
Po co Dumbledore chciał, by tu była, sama nie wiedziała. Umbridge nie zaprosił. Z drugiej strony, kto o zdrowych zmysłach by to zrobił? Nie znała jej zbyt dobrze, ale na pierwszy rzut oka widać było, że to świrnięta kobieta. Jak większość ministerstwa, w tym Lucjusz i Knot. Bones też nie wydawała się bardzo rzeczowa, za to miękka na pewno. Artur czy Tonks byli zdecydowanie zbyt żywiołowi, wyglądali, jakby podobała im się praca. Szczerze powiedziawszy, mogłaby tak wymieniać godzinami, ale na szczęście jej męki dobiegły końca.
Po drugiej stronie ulicy aportowała się wysoka postać o długiej brodzie i bujnej, siwej czuprynie. Jego niebieskie szaty w gwiazdy zupełnym przypadkiem odbijały błękit jego oczu, a spojrzenie, które rzucał znad okularów-połówek przyprawiało ją o dreszcze.
Akurat przy nim nie możesz zachować godnej postawy.
Odwróciła się, by nie patrzeć na niego jak na raroga, i zaczęła podziwiać wystawę w pobliskim sklepie stolarskim. Wśród różnorodnych mebli, stoliczków i krzeseł dało się odnaleźć wszelkiego rodzaju zabawki. Samochodziki, centaury, lalki, jednorożce czy...
Samoloty. Tak podobne.
Kobieta przemierzała przeludnione alejki, po brzegi wypełnione akcesoriami dziecięcymi. Pełno łóżeczek, szafek, poduszeczek i innych mniej lub bardziej przydatnych maluchowi rzeczy.
Pamiętała, kiedy ostatnio tu była, ale to było jakiś czas temu i sporo się zmieniło w tym sklepie. Jakoś dzisiaj znalezienie półek z zabawkami zdawało się bardziej czasochłonne niż parę miesięcy temu. Dlaczego z każdą nową kolekcją musieli przestawiać wszystkie wystawy.
Skręciła w prawo, gdzie - jak jej się wydawało - powinien być upragniony dział, ale zamiast niego znalazła butelki, smoczki i talerzyki.
Naprawdę?
– Dzień dobry! – zaskoczył ją ktoś za nią.
Odette odwróciła się ostrożnie, by zobaczyć, że stała przed nią jedna z pracownic sklepu. Jej różowa koszulka z niebieskim logo w kształcie słońca od razu ją zdradziła, a siwe włosy dodawały babcinej urody do ciepła, które biło od sprzedawczyni. Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco.
– Nie chciałam pani przestraszyć – wyjaśniła szybko. – Szuka pani czegoś konkretnego?
Przeważnie nie korzystała z pomocy pracowników w jakichkolwiek sklepach. Nie lubiła, gdy cała uwaga jakiejś obcej osoby skupiała się na niej. Tym razem jednak naprawdę nie wiedziała, gdzie się znalazła, a kobieta wydawała się sympatyczna.
– Szukam prezentu – odrzekła Odette. – dla rocznego chłopca.
Miła kobietka przez chwilę wpatrywała się w nią z zainteresowaniem, ale nic nie powiedziała, po czym kazała jej iść za sobą. Minęły kilka kolejnych alejek, aż w końcu zatrzymały się przy konkretnej zabawce, po którą sięgnęła ekspedientka. Po chwili trzymała w dłoniach niebieski, drewniany samolocik z kółkami i małym śmigłem. Wyglądał jak te pierwsze prototypy, które budowali mugole, ale miał swój urok.
– Kupiłam identyczny wnukowi – powiedziała sprzedawczyni, uśmiechając się ciepło. – Przypadł mu do gustu.
Czyli jest babcią.
Wzięła ten samolocik. Oczywiście, że tak, a chłopiec bawił się nim następny miesiąc. Ten, który teraz widziała przed oczami zdawał się niemal identyczny. Tak, jakby cofnęła się w czasie o te kilka lat.
– Zawsze uwielbiałem drewniane zabawki, miały najwięcej uroku.
– Dumbledore! – podskoczyła zaskoczona.
– Tak, to ja – odparł spokojnie, niezrażony jej wybuchem.
Matko, ten mężczyzna. Zawsze brakowało mu piątej klepki, ale nikt mu tego nigdy nie powie, bo przecież był zbyt poważaną osobą w tym świecie. Sam sposób, w jaki się nosił, chodził, mówił, tak beztrosko i uprzejmie, jakby całe jego życie było zwykłym spacerkiem pewnego ciepłego popołudnia. Wszyscy wiedzieli, że to nieprawda.
– Zaprosiłeś mnie, bo... – zaczęła Odette, przechodząc do rzeczy.
Albus dostrzegł tę niezbyt subtelną zmianę tematu, ale na szczęście zdecydował się nie komentować.
– Chcę, żebyś poznała swoich przyszłych współpracowników – oświadczył wesoło.
Jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, żeby twój przyszły "szef" zapraszał cię na spotkanie z resztą pracowników ponad miesiąc przed rozpoczęciem pracy, bez osoby, która również rozpocznie z tobą ten etat. Wydawało jej się to co najmniej dziwne. Chyba, że chodziło mu o coś innego...
– Nie wciągniesz mnie w te swoje szeregi światła czy jak tam je zwiesz. – przyjęła obronny ton. – Pozostaję neutralna w tej wojnie.
Oboje wiedzieli, że to nieprawda. Oboje zdawali sobie sprawę, że w wojnie nikt nie mógłby pozostać neutralny. Ktoś, kto by to zrobił, zginąłby, gdyby wygrał Voldemort, i okryłby się złą sławą, jeśli by przegrał. Ucieczka też nie wchodziła w grę, to byłby bilet w jedną stronę. W końcu trzeba podjąć decyzję, za kim będzie się stać. Na szczęście jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj wolała sobie wmawiać, że istniała jakaś trzecia droga, którą będzie mogła podążyć, choć doskonale wiedziała, że taka się nie pojawi.
– Czyli wierzysz, że Voldemort powrócił? – zapytał zaciekawiony dyrektor.
Przynajmniej wie, o co nie powinien pytać.
– Tylko głupiec by w to nie wierzył.
Właściwie taka była prawda. Gdyby tylko zobaczyli tego chłopaka zabitego z zimną krwią. Gdyby tylko przy tym byli, mogli z nim porozmawiać... Nikt nie mógł tego zrobić, jedynym świadkiem był Harry, któremu obecnie mało kto wierzył. Właśnie to ją denerwowało, bo chociaż Potter zdawał się być niezasłużoną gwiazdą, to nie mógł kłamać. Nie potrafił. Wierzyła mu, miała swoje powody.
– Nazywasz głupcami większość czarodziejów – zauważył Dumbledore. – w tym samo ministerstwo?
– Nie byłby to pierwszy raz. – rzuciła beztrosko.
Odwróciła się w stronę wyjścia z miasteczka i zaczęła iść powoli. Miała nadzieję, że dyrektor pójdzie za nią, ale nim to zrobił, pozwolił sobie na wyjątkowo miły komentarz.
– Jesteś rzeczywiście niezwykłą czarownicą, Odette.
Kobieta fuknęła w odpowiedzi, ale na jej ustach mimo wszystko pojawił się nikły uśmiech. Dumbledore zdawał się go zauważyć, bo także się uśmiechnął. Coś w tej dziewczynie sprawiało, że nie można jej było na starcie nie lubić. Wciąż miała cechy typowego Malfoya, ale posiadała też coś, czego czystokrwiste rodziny raczej nie przekazywały dalej. Tylko jeszcze nie potrafił stwierdzić, co to takiego. Może Alastor miał rację, może nie wszystko w tym roku stracone.
~*~*~
Spotkanie z personelem minęło dość szybko. Uścisnęła każdemu rękę, wymienili z grzeczności kilka zdań, usiedli przy stole i... nic. W pokoju zapadła cisza, którą przerywała tylko tyrada dyrektora. Mężczyzny i tak nikt nie słuchał, więc raczej mało to dawało.
Czuła się tu nieswojo. Nie chodziło tylko o to, że większość tych ludzi uczyła ją w szkolnych latach albo że części w ogóle nie znała. Każdy zdawał się obarczać ją jakimś oskarżycielskim spojrzeniem, jakby wypalali jej napis "winna" na plecach. Winna, że była spokrewniona z Lucjuszem? Winna, że Knot wysyłał ministerstwo do szkoły? Winna, że to oni bezpodstawnie ją obwiniali?
Gdyby był tu Severus, przynajmniej miałaby znajomą twarz, która nie okazywałaby żadnych emocji. Miałaby coś, na czym mogłaby się skupić. Mogłaby negocjować, co kryło w sobie jego spojrzenie, gdzie wędrowały jego myśli. Robiłaby cokolwiek. Miała ochotę policzyć ilość oczek na swojej różdżce, pobawić się skrawkiem sukienki, spuścić wzrok i nawijać na palce kosmyki włosów.
Nie tak cię uczyli.
– Poppy? – Albus na ratunek. – Może pokazałabyś swoje miejsce pracy, naszej nowej znajomej?
Czyli jednak nie na ratunek.
Kobieta nie wydawała się zadowolona i, jeżeli Odette miała być szczera, nie dziwiła jej się. Uzdrowiciele strasznie nie lubili dzielić się pracą, jeśli nie musieli tego robić, a z tego, co słyszała, szkolna matrona radziła sobie zadziwiająco świetnie, jak na to, że była tu sama. Też byłaby zła, gdyby ktoś nagle przysłał jej kogoś niedoświadczonego w pracy z dziećmi do pomocy. Tylko, że Odette nie była takim kimś, wiedziała, jak obchodzić się z dziećmi. Przynajmniej tak się sprawa miała, nim wróciła do Ministerstwa Magii.
Madam Pomfrey wstała niechętnie. Nawet nie zmierzyła jej wzrokiem, a już znajdowała się za drzwiami. Malfoy nie pozostało nic innego, jak pójść za nią. Odprowadziły ją szepty i nieufne spojrzenia.
Szły jakiś czas przez zamek w kompletnej ciszy. Żadna z nich się nie odezwała. Młodsza czuła, że duma uzdrowicielki została naruszona, gdy zdecydowano o kontroli. Chyba to bolało ją najbardziej i to sprawiało, że była taka oschła. Jeśli miały jakoś przeżyć następne parę godzin, musiały to zmienić.
– Jak długo tu pracujesz? – zapytała z nadzieją, że trochę się otworzy. Nie miała tyle szczęścia.
– 30 lat – odpowiedziała krótko.
Rzeczywiście świetny start nowej znajomości. Bardzo przyjemnie się im rozmawiało. Jak tak dalej pójdzie, to na pewno nie skoczą sobie do gardeł zaraz po wejściu do Skrzydła Szpitalnego. Oj, nie lubiła tak grać.
Odette zatrzymała się, złapała Poppy za ramię i odwróciła do siebie, żeby spojrzała jej w oczy. Pomagał fakt, że matronę i ją dzieliło kilka centymetrów wzrostu z przewagą dla Ślizgonki.
– Nie mam zamiaru wchodzić ci w paradę. – odparła młodsza z nich. – Będę stała grzecznie z boku, pisała co miesiąc raporty do Knota i udawała przed Umbridge, że obchodzi mnie, co robisz ze swoimi pacjentami. Chętnie ci pomogę, ale obie wiemy, że z twoimi zdolnościami do takiej sytuacji nie dojdzie.
Kobieta wyglądała komicznie w swoim białym fartuszku, czerwonych szatach i chuście na głowie z miną, jakby Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, właśnie się jej oświadczył. Gapiła się na nią wielkimi oczami, a na jej twarzy malował się delikatny uśmiech.
– Cóż, nie powiem, że się tego spodziewałam, – zaczęła ostrożnie. – ale może rzeczywiście dojdziemy do porozumienia.
Kobiety patrzyły na siebie przez chwilę, bo czym powoli podały sobie ręce na zgodę. Zaczęły iść dalej.
– Myślisz, że zdążymy przed 18? – spytała Odette, gdy wchodziły do skrzydła.
– Raczej tak. Czemu pytasz? – zaciekawiła się madam Pomfrey.
Ślizgonka już miała jej powiedzieć, żeby nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, ale... jeśli coś miało z tego wyjść, musiała być nieco milsza.
– Randka – odparła krótko.
Jej brak entuzjazmu pokazał matronie, że to wcale nie wesołe wieści.
~*~*~
Był spóźniony o dokładnie 5 minut. 5 minut dodatkowego spokoju. Albo dodatkowej męki, gdy będzie chciał przedłużyć spotkanie. Plan jest taki: przyjść, zjeść, obejrzeć coś, po czym wrócić do domu. Nic trudnego, prawda? Może gdyby umówiła się sama ze sobą. Facetowi zależało, nie wypuści jej po godzinie. Musiała zostać dłużej.
Jej blond włosy opadały falami loków na ramiona, a karmazynowa suknia delikatnie opinała ciało. Kupiła ją kiedyś w tym samym sklepie, przy którym teraz czekała. Madam Malkin tworzyła prawdziwą sztukę.
– Odette! – usłyszała znajomy głos.
Zaczynamy zabawę.
– Przepraszam, że się spóźniłem, o 17.30 skończyłem zmianę w ministerstwie – wyjaśniał pospiesznie, chcąc się usprawiedliwić.
Może gdyby jej też zależało, to uszłoby mu to płazem. W końcu miał ważne powody, dla których go nie było. Całkiem zapomniała, że ich departament nie pracował jak każdy inny. Tylko że jej nie obchodziło, czy coś z tej randki wyjdzie. Miała wręcz nadzieję, że nic nie wyjdzie. Dlatego wypomni mu to, gdy przyjdzie czas.
– Gdzie najpierw idziemy? – zapytała niewinnie.
Lepiej to zignorować.
Brian spojrzał na nią niepewnie i uśmiechnął się nieznacznie. Jego czarny trzyczęściowy garnitur, to chyba jedyny fragment jego garderoby niewymagający natychmiastowej utylizacji. Ulizał włosy żelem - wyglądał gorzej niż Draco na drugim roku - ale doceniała starania. Chciał jej zaimponować.
Wręczył jej kwiaty, pochwalił sukienkę i rzucił jej ten pewny siebie uśmiech.
– Co powiesz na kolację w moim domu? – zapytał z nadzieją.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego. Nikt nigdy nie zaprosił jej do siebie do domu na pierwszą randkę. Nikt poza Brianem najwyraźniej. On naprawdę myślał, że z nim pójdzie? Błagam, przecież to się mogło skończyć na tyle możliwych sposobów. Moody miał czasami rację, stała czujność to podstawa. Nie miała zamiaru tam iść. Nagle minęła jej ochota na jedzenie.
– Wiesz co, jadłam godzinę temu. – kłamała jak z nut. – Narcyza zaprosiła mnie na późny obiad.
Pewnie gdyby stała przed kimś tak wnikliwym, jak Dumbledore, od razu rozpoznałby, że to tylko wymówka, ale Pickles nie należał do najbardziej spostrzegawczych osób, więc tylko uśmiechnął się smutno.
– Och, szkoda – odparł zawiedziony. – To może chodźmy do Esów i Floresów? Dziś jest wieczór czytania, zaproszeni mogą przyjść i posłuchać. Wykupiłem dwa miejsca.
Nie przepadała za książkami, chyba, że mówiły o leczeniu lub życiu pośmiertnym, ale lepsze to niż samotny wieczór z Brianem w jego mieszkaniu. Dlatego też udali się w stronę sklepu, o którym wspominał mężczyzna.
Rzeczywiście odbywała się akcja czytania. Księgarnia zawsze tętniła życiem, a teraz przy nastrojowym blasku świec i fotelach oraz kocach dookoła niewielkiego podium miejsce zdawało się wręcz opuszczone. Gdyby nie czarodzieje, którzy zebrali się dookoła, właśnie za takie by je wzięła.
Weszli do środka i, choć noc była ciepła, poczuła jak jej mięśnie rozluźniały się mimowolnie. Jednak co innego na zewnątrz, a co innego w pomieszczeniu. Usiedli na najbliższych pufach, przysłuchując się historii, którą właśnie przerwali. Czytelnik zdawał się być niewzruszony i nic nie powiedział, więc nie musieli się obawiać o swoje spóźnienie. Panowała tu iście magiczna atmosfera nawet jak na Pokątną. Historia opowiadała o małym chłopcu, który szukał mamy.
"Ciągle nucił tę śliczną piosenkę, której go nauczyła, a szła ona tak:
Śpij, gdy gwiazdy lśnią na niebie,
Zamknij oczy, mkną do ciebie.
Śnij o górach i przygodzie.
Smacznie chrap, jestem przy tobie.
Wciąż błądził i nie mógł jej znaleźć, aż wreszcie usiadł na kamieniu, zamknął oczy i ponownie zaśpiewał swoją piosenkę.
Wtem w śnie ujrzał matkę uśmiechającą się do niego. Mówiła mu, by wracał do domu, do babci, ona się nim zajmie. Chłopczyk zapytał, czemu z nim nie pójdzie, ale ta odparła, że nie może. Dziecko nic z tego nie rozumiało, nie chciało wracać bez matki. Obudziło się, kaszlało, było całe przemarznięte. Resztę nocy spędziło na kamieniu, nad źródełkiem.
Rano z niechęcią wypełniło polecenie mamy. Zaszło do miasta, w którym mieszkała babka. Właśnie miał wybrać odpowiednią dróżkę, kiedy na drodze stanął mu wysoki, brodaty czarodziej. Mężczyzna przyjrzał się chłopcu, a następnie rzekł:
– Zgubiłeś się, chłopcze?
Mały pokiwał przecząco głową.
– Pokaż mi, dokąd idziesz. Zaprowadzę cię.
I poszli. Mały chłopiec i nieznajomy mężczyzna. Doszli w ten sposób do domku babci, a gdy już znaleźli się w środku, czarodziej zakluczył drzwi.
– Zostań tu. – powiedział. – Ja poszukam babci.
Ruszył wzdłuż korytarza, a chłopczyk został w przedsionku. Miał dziwne wrażenie, że nie powinien słuchać tego pana. Chciał uciekać, ale zauważył, że był za niski, aby cokolwiek zrobić.
Wtedy z s��siedniego korytarza doszły go dwa niby zwyczajne słowa, a cały dom rozbłysł zielonym światłem. Mężczyzna wrócił po chwili, z różdżką wycelowaną w chłopca.
– To teraz twoja kolej..."
– Co ci jest? – zapytał nieco zdezorientowany mężczyzna obok niej.
Odette cała skamieniała, czuła, że nie mogła się ruszać. Jej oddech przyspieszył, ale się trzymała. Jeszcze się trzymała.
Pickles jakby wyczuł napięcie i poczekał, aż jego partnerka się uspokoi. Coś było nie tak, ale przecież tak działały czarodziejskie dobranocki - nie kończyły się dobrze, miały przygotować na tragiczny los.
Gdy już się rozluźniła, zapadła niezręczna cisza, której żadne z nich nie miało odwagi przerwać. Ciągnęła się dość długo, nikt nie zwracał uwagi, na treść następnej powieści czytanej w tle.
– Chciałabyś mieć kiedyś dzieci? – zapytał nagle Brian, żeby rozluźnić atmosferę.
Odette zamarła.
Chciałaby?
Raczej by chciała, ale jak on może o to pytać? Może pytał jako przyjaciel, rozpoznawał sytuację, był ciekawy, lubił dociekać, chciał czegoś więcej... Nie wiedziała. Wiedziała, że miała dość. Cały dzień myślała o dzieciach. Szkoła, samolot, bajka na dobranoc.
– Powiedziałem coś nie tak? – zmartwił się czarodziej.
Kobieta wyrwała się, nim złapał ją za rękę, i wyszła ze sklepu. Nie obchodziły ją spojrzenia, jakie rzucali jej inni słuchacze. Deportowała się. Brian za nią nie nadążył.
To była najkrótsza randka na jaką poszła i to ona wyszła pierwsza.
0 notes
Text
E visto che non so dire di no Sintomi da star, non va bene questo, non va bene quello, sintomi da star Quando nessuno è qui per ascoltare me Sintomi da star, ogni cosa che scambio per quello che cerco è già una novità Vorrei mentirti, riempirti di bugie, oh Posso sentirti senza toccarti proprio Lasciami fuori, non farmi entrare troppo Vorrei mentirti, riempirti il drink di bugie
Sto tossendo il cuore mentre, mentre ti scrivo, ahia Sto odiando gli sbirri mentre ti portan via da casa Non so chi potrei essere, oh, se sia il cattivo Per raggiungere la luna devo
Guardami negli occhi e dimmi ancora bugie Bugie, bugie Guardami negli occhi e dimmi ancora bugie Bugie, bugie Solo vibes negative, ma che resti tra noi Non vogliono lo sappiano in città Voglio vibes positive, però resti tra noi Basta con le bugie, basta con le bugie
Basta con le bugie, ehi Ti ho lasciato le mie, ehi Che non riesco a dormì più No, non riesco a dormì Ho pisciato il mese di palestra M'hai lasciato un grande mal di testa Come pioggia contro la finestra Come stessi a tornà da 'na festa È solo una di quelle bugie (bugie) Nate bianche ma dopo marcite (-cite) Troppo grandi, poi prendono vita (vita) E ti smontano co' un cacciavite (eh) Butto il ricordo da un cavalcavia (cavalcavia) Del tuo cuore ricordo la sua melodia Un gatto nero attraversa la via
L'edera si arrampica sui muri E sugli specchi le bugie sono solo scongiuri Dai, voglio sentire che vuoi dirmi So' tutt'orecchi, è arrivata l'ora dei saluti
Guardami negli occhi e dimmi ancora bugie Bugie, bugie Guardami negli occhi e dimmi ancora bugie Bugie, bugie Solo vibes negative, ma che resti tra noi Non vogliono lo sappiano in città Voglio vibes positive, però resti tra noi Basta con le bugie, basta con le bugie
Madame, Rkomi, Carl Brave
0 notes
herpeimobiliaria · 2 years ago
Photo
Tumblr media
Apartamento para locação localizado na Vila Mury Valor R$850,00 Imóvel composto po 2 quartos, 01 Banheiro, Sala, Cozinha, Área e Garagem Coberta. Endereço: Rua Madame Cury- Vila Mury Faça uma visita!!! Confira nossas Redes Sociais Herpe Imobiliária Volta Redonda https://www.herpeimobiliaria.com.br/ https://www.instagram.com/herpeimobiliaria/ https://www.tumblr.com/herpeimobiliaria https://twitter.com/HerpeImobiliari https://www.facebook.com/imobiliariaherpe https://www.facebook.com/profile.php?id=100008960441382 https://g.page/r/CZQ_1IGuFdo5EBE/review Clique nos links de Whatsapp abaixo e seja atendido imediatamente. https://wa.me/5524999945419 (Link de WhatsApp) https://api.whatsapp.com/send?phone=5524999945419  (Link 2 para WhatsApp) #imobiliária #imobiliaria #imobiliariavoltaredonda #imobiliariavr #herpeimobiliaria #aluguel #aluguelvoltaredonda #casaemvr #apartamentoemvr #casanova https://www.instagram.com/p/CnM22obuhR0/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes
kigalisight · 2 years ago
Text
Umufasha wa Perezida Tshisekedi yagaragaye mu Mpuzankano ya M23
Umufasha wa Perezida Tshisekedi yagaragaye mu Mpuzankano ya M23
 Ku mbuga nkoranyambaga zitandukanye, abantu bakomeje gutangarira ifoto ya Madame wa Perezida wa Repubulika iharanira Demokarasi ya Congo, Denise Nyekuru  yambaye umwambaro wanditseho M23. Muri iyi foto ,Madame Nyekuru agaragara yambaye umupira ufite ibara ry’Icyatsi cya Gisirikare, bijya gusa n’imyambaro M23 isanzwe yambara ndetse abakoresheje imbuga nkoranyambaga benshi bakemeza ko ashobora…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
rush-valley · 3 years ago
Text
oops i forgot to upload these gals
Tumblr media
13 notes · View notes
wizard101exe · 3 years ago
Text
Tumblr media Tumblr media
"I gotta hide the totems someplace no one will find them! I know just the place!"
77 notes · View notes
whatdoesshedotothem · 2 years ago
Text
Wednesday 10 [12] August 1840
6 ½
12
fine morning R19 ½° now at 7 50/.. – breakfast at 8 ¼ - A- and I out at 10 5/.. sauntered about Adam and the Cossack and one of the princes’ red (his livery red) footman with us à la Tcherkesse – the river (Tchekhouchia 4v. off) alluent de la Dojourni which falls into the Engour [Enguri] 2 lieues = 8v. off – (Dubois iii. 36) – then to the little bazaar – a widish street about 200 yards long – very picturesque A- sketched while I pepped into the shops – hunted out a plate like the one broken on Monday 1/2 ab. paid 45 paras –
wool short sherst, 5/. silver per pood
wax (vosk) 12/. ditto per ditto
cotton (boumaghi) 8/. ditto per ditto
silk (in the thread) sholko, 17/. ditto per ditto
looked at a gun 4/. silver and then at some of the princes old guns – gun (rōōgeĕ in Russ) the prince has one worth 1000/. silver that carries 1080 sagènes and is 3 archines long! – from the bazaar to the garden – pretty 8tagon galleried round house – the princes library a 1er. glazed all round and his French agent, Mr. Liétard arrived about a month ago, lives for the present in the damp rez de chaussée – mentioned the queer insect that bit A- and myself and stuck fast – it is clêtchĭ in Russian – bites sheep and hares – has shot the latter with their heads quite swollen and full of these insects – unless they fall off of themselves i.e. if one pulls them out they leave their heads in the place they have bit – then saw the new church finished in 1827, but the interior has yet to be painted good sized neat plain whitewashed in and out Georgian like church – a priest, and prayers every evening – the little old church in the little old barn style but good and picturesque remains close to the house the palace 300 yards old said the footman – it was about 12 when we all went to the princess – glad to see us – A- sickish went home till dinner to lie down but returned then seeming pretty well – It was Nachitshevan the princess said yesterday was swallowed up by the Earthquake and Ararat [?] in two – the shock much felt at Tiflis – Dadians’ son not sure of succeeding his father as prince regnant – Madame Latchinoff noticed by Madame G- said the rest must notice her but no better than she should be – Tolstoy admires her – her husband beats her – glad to be rid of her – and she tells all this to all the gents – Madame de Baku smokes and drinks vodki (brandy) – G- promises – forgets and does nothing – Mr. Rivoire the Ex French consul at Tiflis in disgrace at home for being too good friends with the Russian authorities and sending not enough information home – unjust – the present consul sent out by Soult almost against the poor mans’ will who had taken a year to consider of it – (baron de la Chapelle) – has no experience and no clever persons in his chancellerie at Tiflis to get political information – Rivoire clever – writes well – knows what is about said Mr. Liétard – Had thought to go to Anaklia from here and then Redut Kala and Guria – A- would like the Suanéthi [Svaneti] tour – had our privadnik (the prince)
Mr. Liétard the biting insect Clêtchi or clêchi.
David.......... in and princess D-, and I with the map before settled our route to Muri and back to Redut Kale and Guria to Koutaïs – impossible to thro’ Suannetti and back all the way on horseback – some dangers in going now to Suchum Kale – dinner about 2 – our Koutaïs M.D. again – says Dubois’s work is severely criticised in Germany – coffee – sat a little while with the princess gave her my address aux soins de Messrs. Hammersley, and my English address at Shibden and afterwards my card “Mrs. Lister Shibden hall” she came home with us at 4 – were to have been off then – but the mourave had got Thamar (the dark grey baggage mare) thought she belonged to one of the peasants, who all turn on to the green, and the mourave and any people authorized by the price take what horse and whenever they please! mentioned our Lailache man – pity I had not named it to the prince – I had forgot – astonished at our having peasants (serfs) in England – the princess sat with us till off – begs us to go, and see her mother in Cachétie – the princess takes no exercise tired with walking the about 200 yards to us – 2 months gone with [?] – very interesting person – the mare was brought back – off at 5 50/.. – our along the plain along little narrow lanes thro’ alder bushes for nearly ½ way then high brackens then wood, and lastly marshy ground and high Indian corn 3 umbrellas high = 8ft. – tired 2 or 3 places houses huts not good enough at last pulled down the poor mans’ wicker fence – rode thro’ his Indian corn (a path) and alighted village of Liia on the Engour [Enguri] but we not near the river at 10 10/.. – good sacle – 5 or 6 women – as many men slept outside and the children know not how many (6 or 8) moved to another tarti and the one next the door given to us – A- had kept up very badly – ill or out of sorts – lay down and fell asleep immediately – took nothing – I supped on the princess’ bread and my odorous Choni [Khoni] cheese and the Dadian good red wine and water and 2 salted cucumbers – very good and she had given me 6, and a large fresh cheese and 8 or 10 rolls or more and 2 bottles red wine for myself and 2 white for A- and 6 or 8 wax candles and fresh cucumbers and apples – lay down quite dressed at 12 – very fine day – latterly a little gentle rain or dew – the dews excessive here –
5 notes · View notes
the-deeds-to-shibden · 2 years ago
Text
Wednesday 12 August 1840
[Anne misdated this entry as Wednesday 10 August]
[up at] 6 1/2
[to bed at] 12
fine morning Reaumur 19 1/2° now at 7 50/.. – breakfast at 8 1/4 – Ann and I out at 10 5/.. sauntered about Adam and the Cossack and one of the prince’s red (his livery red) footmen with us à la Tcherkess – the river (Tchekhouchia) 4 versts off affluent de la Djoumi which falls into the Engour 2 lieues = 8 versts off – (Dubois iii. 36) – then to the little bazaar – a widish street about 200 yards long very picturesque Ann sketched while I peeped into the shops – hunted out a plate like the one broken on Monday 1/2 abasse paid 45 paras –
wool short sherst, 5/. silver per pood
wax (vosk) 12/. ditto per ditto
cotton (boumaghi) 8/. ditto per ditto
silk (in the thread) sholko 17/. ditto per ditto
looked at a gun 4/. silver and then at some of the princes old guns – gun (rōōgĕe in Russian) the prince has one worth 1000/. silver that carries 1000 sagènes and is 3 archines long! – from the bazaar to the garden – picturesque octagon galleried round house – the princes library au premier glazed all round and his French agent, Mr. Liétard arrived about a month ago, lives for the present in the damp rez de chaussée – mentioned the queer insect that bit Ann and myself and stuck fast – it is clêtchĭ in Russian – bites sheep and hares   has shot the latter with their heads quite swollen and full of these insects – unless they fall off of themselves i.e. if one pulls them out they have their heads in the place they have bit – then saw the new church finished in 1827, but the interior has yet to be painted – good sized neat plain white washed in and out Georgian like church – a priest, and prayers every evening – the little old church in the little old barn style but good and picturesque remains close to the house the palace 300 years old said the footman – 
it was about 12 when we all went to the princess – glad to see us – very civil and kind – Ann sickish went home till dinner to lie down but returned then seeming pretty well – It was Nachitshivan the princess said yesterday was swallowed up by the earthquake and Ararat rent in two – the shock much felt at Tiflis – Dadian’s son not sure of succeeding his father as prince regnant – Madame Latchinoff noticed by Madame Golovin so the rest must notice her but no better than she should be – Tolstoy admires her – her husband beats her – glad to be rid of her – and she tells all this to all the gentlemen – Madame de Baku smokes and drinks vodki (brandy) – Golovin promises – forgets and does nothing – Mr. Rivoire the ex French consul at Tiflis in disgrace at home for being too god friends with the Russian authorities and sending not enough information home – unjust – the present consul sent out by Soult almost against the poor man’s will who had taken a year to consider of it – (baron de la Chapelle) – has no experience and no clever persons in his chancellerie at Tiflis to get political information – Rivoire clever – writes well – knows what he is about said Mr. Liétard – 
Had thought to go to Anaklia from here and then Redut Kale and Guria – Ann would like the Suanéthi tour – had our provadnik (the prince) David .  . .  .  . .  . in and princess Dadian and I with the map before settled our route to Muri and back to Redut Kale and Guria to Koutaïs – impossible to [go] thro’ Suannetti and back all the way on horseback – some danger in going now to Suchum Kale – dinner about 2 – our Koutaïs M.D. again – says Dubois’ work is severely criticized in Germany – coffee – sat a little while with the princess gave her my address aux soins de Messrs Hammersley, and my English address at Shibden and afterwards my card ‘Mrs. Lister Shibden hall’   she came come with us at 4 – were to have been off then – but the mourave had got Thamar (the dark grey baggage mare) thought she belonged to one of the peasants who all turn on to the green, and the mourave and any people authorized by the prince take what horse and whenever they please! mentioned our Lailache man – pity I had not named it to the prince – I had forgot – astonished at our having peasants (serfs) in England – the princess sat with us till off – begs us to go, and see her mother in Cachétie – the princess takes no exercise tired with walking the about 200 yards to us – 2 months gone with child – very interesting person – 
the mare was brought back – off at 5 50/.. – our [road] along the plain along little narrow lanes thro’ alder bushes for nearly 1/2 way then high brackens then wood, and lastly marshy ground and high Indian corn 3 umbrellas high = 8 feet – tried 2 or 3 places houses huts not good enough at last pulled down the poor mans wicker fence – rode thro’ his Indian corn (a path) and alighted at village of Liia on the Engour but we not near the river 10 10/.. – good sacle – 5 or 6 women – as many men slept outside and the children know not how many (6 or 8) moved to another tarti and the one next the door given to us – Ann had kept up very badly – ill or out of sorts – lay down and fell asleep immediately – took nothing – I supped on the princess’es /sic/ bread and my odorous Choni cheese and the Dadian good red wine and water and 2 salted cucumbers – very good – she had given me 6, and a large fresh cheese and 8 or 10 rolls or more and 2 bottles red wine for myself and 2 white for Ann and 6 or 8 wax candles and fresh cucumbers and apples – lay down quite dressed at 12 – very fine day – latterly a little gentle rain or dew – the dews excessive here –
 Anne’s marginal notes:
Mr. Liétard
the biting insect clêtchi or clêchi.
Liia village of
WYAS page:  SH:7/ML/E/24/0174
5 notes · View notes
nyundoyouth · 2 years ago
Photo
Tumblr media
Rutsiro District Murunda sector Mburamazi cell Murunda vill UMUHANGO WO GUTANGA ISAKARAMENTU RY' UBUSASERIDOTI Uyu munsi muri Paruwasi Gatorika ya Murunda iherereye ahavuzwe haruguru habereye umuhango wo gutanga isakaramentu ry' ubusaseridoti. Uyu muhango wayobowe na Nyiricyubahiro Musenyeri Anaclet MWUMVANEZA Umushumba wa Diyosezi ya Nyundo. Uyu muhango witabiriwe n' Abayobozi batandukanye Hon Depite Philbert UWIRINGIYIMANA Umuyobozi w'Akarere Madame Triphose MUREKATETE Umuyobozi w'Akarere Wungirije Ushinzwe Iterambere ry'Imibereho Myiza y'Abaturage mu Karere ka Rutsiro Madamu MUSABYEMARIYA Chantal Umunyamabanga Nshingwabikorwa w'Umurenge wa Murunda Witabiriwe kandi n'inzego z'umutekano zikorera mu karere ka Rutsiro Uyu muhango wabimburiwe n'Igitambo cya Misa hatangwa Ubusaseridoti k'uwari Umudiyakoni Padiri Emmanuel NDAYISHIMIYE usozwa n'ubusabane Mubutumwa bwatanzwe n'abayobozi batandukanye aba Leta n'aba Kiliziya ku bufatanye bwa Kiliziya na Leta mu kuzamura imyumvire ndetse n'Iterambere ry'abaturage batsindagira nihame ry'uko Ubukristo bubyarira abaturage ubuvandimwe. By'Umwihariko Umuyobozi wakarere yatanze ubutumwa ku rubyiruko bwo kudashamadukira ibivugwa ku mbuga nkoranyambaga bashaka kuba aba star asaba Kiliziya Gatolika gufatanya mu bukangurambaga mu kwigisha urubyiruko umuco, kurwanya ibiyobyabwenge, inda zidateganijwe, gushishikariza abana kwitabira amashuri, gukangukira gahunda ya Ejo HEZA, ISUKU, gahunda ya MUNYARUTSIRO SERUKANA UMUCYO, kwitabira umurimo no kwizigamira, kurwanya isuri no kwirinda ibiza, amakimbirane mu miryango.. Byashojwe neza. Respectfully. https://www.instagram.com/p/Cg7bcO6rj-s/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes
touchrwanda · 3 years ago
Text
Amafoto y'umwalimukazi Lulu Menziwa uzwi nka Madam B yavugishije abatari bacye
Amafoto y’umwalimukazi Lulu Menziwa uzwi nka Madam B yavugishije abatari bacye
Umwe mu barimukazi bakunzwe cyane muri Afurika y’Epfo kubera imiterere ye, Lulu Menziwa uzwi nka Madam B, yavugishije abatari bacye kubera amafoto yashyize hanze yambaye imyenda ishotorana. Uyu mwarimukazi usa nkaho yagize intego ibyo kwigaragaza akamamara ku mbuga nkoranyambaga aho ashyira amafoto yerekana uburanga, ikimero n’imiterere ye buri cyumweru, benshi bakomeje kumutangarira. Uyu…
Tumblr media
View On WordPress
1 note · View note
caoticsunflower · 4 years ago
Text
L’edera si arrampica sui muri
E sugli specchi le bugie sono solo scongiuri
Dai, voglio sentire che vuoi dirmi
Sto tutt’orecchi, è arrivata l’ora dei saluti
-Bugie, Madame ft Rkomi & Carl Brave
0 notes
herpeimobiliaria · 2 years ago
Photo
Tumblr media
Apartamento para locação localizado na Vila Mury Valor R$850,00 Imóvel composto po 2 quartos, 01 Banheiro, Sala, Cozinha, Área e Garagem Coberta. Endereço: Rua Madame Cury- Vila Mury Faça uma visita!!! Confira nossas Redes Sociais Herpe Imobiliária Volta Redonda https://www.herpeimobiliaria.com.br/ https://www.instagram.com/herpeimobiliaria/ https://www.tumblr.com/herpeimobiliaria https://twitter.com/HerpeImobiliari https://www.facebook.com/imobiliariaherpe https://www.facebook.com/profile.php?id=100008960441382 https://g.page/r/CZQ_1IGuFdo5EBE/review Clique nos links de Whatsapp abaixo e seja atendido imediatamente. https://wa.me/5524999945419 (Link de WhatsApp) https://api.whatsapp.com/send?phone=5524999945419  (Link 2 para WhatsApp) #imobiliária #imobiliaria #imobiliariavoltaredonda #imobiliariavr #herpeimobiliaria #aluguel #aluguelvoltaredonda #casaemvr #apartamentoemvr #casanova https://www.instagram.com/p/CnM22obuhR0/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes
judislotonline33-blog · 5 years ago
Text
Distributor Bal Terpercaya, Posisi Spekulasi QQ Slot Games Terbaik
Klop ganal yang sebelumnya, minuman dekat sini beraksi jadi wild. Zeus merupakan symbol nan paling dicari, berperan laksana scatter, dan Hades berfungsig sebagai wild nan bisa menyubstitusi symbol apapun pada reel. Pada game ini, isu perdukunan seperti itu kental, lantunan music yang menyeramkan menjadi soundtrack-nya. Extra Juicy game slot ini yakni galat mono- game nan baru sendiri dirilis untuk situs Slot terpercaya pada Indonesia yaitu Pragmatic Play. Pula terkira lupa homo- kedudukan yang memegang merek besar dan betul terpercaya akan jenis judi slot online pada Indonesia lagi malahan pada dunia. Game Slot Melengking Luck ini, secara cepat menjadi luput tunggal game slot paling pelipuran dalam kalangan weling judi slot online pada dunia dari kemunculannya palung sebuah meteor. Dan sampai saat ini, game inilah nan paling banyak dimainkan bagi karet kontestan slot online pada Indonesia. Alias seandainya tuan merasa ribet, dikau dapat meminta inayat terhadap customer service patik melalui Live Chat nan ada disamping pojok kanan bab ini. Semua anggota slot online sudah bisa dipastikan mengesir tontonan ini, ataupun minimal pernah berperan Da Vinci’s Treasure.
Microgaming mengantongi kenangan panjang dekat bidang ini, dekat tahun 1996 sudah tergabung di IGC (Interactive Gaming Council) sebuah formasi non bernilai yang bermaksud kepada memperjuangkan transparansi maka keadilan dalam Pabrik spekulasi dunia. Mereka sengaja merancang karet peliput melalui semesta dunia saja bisa menebas-nebak segalanya juga nan bakal jadi kejutan. Prestasi sesudah itu, Telkomsigma agak telah menemukan rekor MURI atas dukungannya atas pemerintah Praja Bandung sebagai metropolis pertama nan sudah menurunkan logistik layanan teknik e-Kelurahan yang melekat menurut online melalui penanggulangan petunjuk center berbasis komputasi mega. PT Asosiasi Indonesia sudah memutuskan berkenaan menggelar kontes semifinal ISL dalam Jakarta. Judi slot online ini lumayan melahirkan cela satunya bangsa tipuan juid online nan paling banyak disenangi untuk sebanyak penjudi online, yang berperan disalah unik letak bandar udara judi slot online Indonesia. 1IDSLOT mencorakkan situs slot online terlengkap dalam Indonesia. Memakai dual slot SIM Card 4G LTE pengguna OPPO R7s hendak dapat merasakan lebih banyak lagi nama 4G LTE semenjak lebih banyak lagi provider. Selaku sebuah situs judi yang payah dihormati, banyak sekali atraksi yang dibuat olehnya. 5 game slot online yang paling sering dimainkan ini adalah rekomendasi terbaik pada pelaku slot online pada sekujur dunia. Menjenguk daripada reputasinya, Microgaming benar disegani pula diakui dekat Industri gambling dunia.
Airbet88 melahirkan sebuah Situs Judi Slot Online Terpercaya Pada Asia. Pengendalian tentu dilakukan pada setiap sesi simpanan dengan pesawat slot yang hendak dimasuki. Hadiah free spin pula ada pada game slot ini. Hadiah yang menghebohkan, itu dirinya yang membedakan game extra juicy melewati game nan berbeda. Sebab nan prima sama dengan adanya Money Respin Feature, sebuah sifat yang terhadap memasukkan kembali duit Anda maka menjalankan engkau mengenai bisa bertindak lebih lama lagi akan menggeratak hadiah-persen besar. Sedemikian itu banyak pemain frustrasi setelah itu meraba agen slot atraksi online lebih lanjut nan lebih handal serta menyenangkan. Inilah symbol yang dicari-cari dalam mainan Legend of Olympus. Bagai symbol yang dicari, lauk koi adalah huruf ‘wild’, pseudonim symbol nan bisa berganti menjadi symbol apapun di reel. Symbol yang dicari yakni sang Madame sendiri nan bisa menjadi symbol apapun. Seandainya untuk diteliti memakai evidensi nan persis, jalan Situs Slot Microgaming yaitu pemimpin rekan dalam industry pertaruhan slot.
youtube
Bagi panggar pecinta game slot online uang asli pada Indonesia, kita bisa tahu berawal mana situs judi slot online nan bisa dipercaya? Sediakala tidak pernah diperhitungkan dalam perpolitikan Aksis, sebab Obama video game ditargetkan terutama pada lelaki dewasa muda nan sepanjang ini susah dijangkau lewat alat-lagu usaha tradisional. Selain itu kejutan lainnya yakni Stacked Wilds, nan pastinya akan memperbesar keleluasaan menang menyambung pigura pada reel nan ada. Pada atraksi slot online nan unik ini, terukir 25 komposit beset untuk keuntungan. Dapat dikata, ini sama dengan khilaf wahid game slot online yang paling lama dalam situs slot online Pragmatic Play, lagi sampai saat ini terus diminati oleh penjudi slot online. Kesimpulannya, Da Vinci’s Treasure yaitu tertular suatu game slot paling seru selanjutnya paling menarik buat dimainkan lantaran situs Pragmatic Play. Hamba mewujudkan keliru homo- situs slot online pada Provider terlengkap lalu saja aku mencorakkan salah mono- website slot online yang berkelanjutan mengupah wijaya member. Tontonan tetap sama berjalan beserta tidak ada kuasa pelaku sepanjang mengatur buatan yang berkenaan diperoleh pakai tenggang apapun. Getah perca kontestan asik berlaku menggalang angka suplemen, lalu nanti tujuan ekstra tersebut bisa ditukarkan serupa bermacam bonus nan menarik.
Luarbiasanya lagi, walakin menggunakan games slot online dalam besaran yang super-banyak besar, kualitas gara-gara permainannya tetap yang terbaik pada kelasnya. Bertemu menggunakan Namanya, game play ketimbang slot extra juicy menunjukkan sesuatu nan juicy, seru lalu nikmat. Gak sisi karet petarung slot online berduru mempertontonkan Menengking Luck sambil hasrat jackpot 180.000X. Dalam permainannya, benar uring game agak sedikit kalah kalau dibandingkan sambil Da Vinci’s Treasure ataupun Wolf Gold. Berawal pokok pikiran yang diusung, kebanyakan petarung slot, kadang-kadang kali kecele berkat memandang extra juicy yakni game slot bertema buah nan sudah bukan main umum di mana-mana, tampilannya biasa cuming, permainannya dikira prosais, kayaknya gak ada yang special dekat ini. Situs Slot Pragmatic sudah sedang lama hadir menyemarakkan atraksi slot online. Tidak khilaf jikalau situs judi slot terbaik menjadi jenama beda lantaran Mabukwin oleh komitment mempersembahkan pengetahuan bermain yang berparak dan berkualitas lagi pula gendongan penuh ketimbang penyedia terpegah bagaikan Habanero, Pragmatic, Playtech melambangkan agunan terpercaya.
Tumblr media
0 notes
liviaserpieri · 7 years ago
Text
“Nella difettosa esecuzione del piano ben disposto dell'universo raramente l'invito provoca l'arrivo di chi si invoca; raramente si incontra l'uomo da amare, quando viene l'ora per l'amore. La natura non dice troppo spesso "guarda" alla povera creatura nel momento in cui il guardare potrebbe portare a una lieta conclusione, nè risponde "qui" alla carne che grida "dove?"; finché tutto questo nascondersi e cercarsi diventa un gioco penoso senza mordente.
(...) la controparte assente, vagando indipendentemente per la terra, aspetta in crassa ottusità un tempo che giungerà sempre troppo tardi.”
Tumblr media
Metafisica della brughiera dove gli uomini sono fantasmi di P. Citati
“In apparenza, la natura e i capolavori di Thomas Hardy obbediscono alla forza del ciclo. «Sopraggiunse — racconta Tess dei d’Urberville — una primavera particolarmente bella, e il tumulto della germinazione divenne quasi udibile nelle gemme: esso mosse Tess come muoveva gli animali selvaggi e la rese impaziente di partire. I raggi dell’aurora facevano sbocciare le gemme, prolungandole in lunghi steli, sollevavano le linfe in silenziose correnti, aprivano i petali, succhiandone fuori i profumi in getti e respiri invisibili». La vita trionfale della natura era evidente in tutto ciò che esisteva di minuzioso, minuscolo e molecolare: le nebbie di polline sollevate dalle erbe succose, la policromia delle erbacce, le gommosità vegetali, le lebbrosità vischiose, le ondulazioni delle ragnatele, il luccichio delle zanzare vaganti. Dovunque, in ogni punto, c’era gioia e felicità che poteva riempire il cuore anche di chi, come Tess, era condannata all’estrema sventura.
D’estate il sole splendeva nella brughiera, e pareva che incendiasse, rendendola scarlatta, la fioritura dell’erica. Era l’unica stagione dell’anno in cui la brughiera assumeva un aspetto sfarzoso. L’aria palpitava in silenzio, opprimendo la terra che sembrava sfinita. Il cielo era di un color violetto dai riflessi quasi metallici. Nel fango si potevano scorgere distintamente le forme, simili a larve, di innumerevoli esseri senza nome, che ne emergevano e si rituffavano, ebbri di piacere. Non si vedeva in giro anima viva, sebbene le note rauche e intermittenti delle cavallette, che uscivano da ogni ciuffo d’erica, bastassero a dimostrare che, mentre gli animali più grandi dormivano, tutto un mondo invisibile di insetti si agitava nella pienezza della vita. In quell’atmosfera, più greve di un narcotico, i merli e i tordi non aprivano le ali, ma si trascinavano come quadrupedi nella polvere. Esisteva un’altra stagione: quella indeterminata della brughiera. Essa era sempre fosca e cupa. Col suo colore aggiungeva un’ora e mezza alla sera: faceva ritardare l’alba, attenuava lo splendore del mezzogiorno, anticipava il cipiglio dei temporali, rendeva più intensamente opaca la profonda notte senza luce, causando uno sbigottito terrore. Mentre le altre cose si immergevano nel sonno, pareva che la brughiera si destasse lentamente mettendosi in ascolto. Aveva atteso, così immota, attraverso le crisi di tanti anni, che poteva attendere un’ultima crisi: lo sconvolgimento finale. Aveva qualcosa di maestoso, ma non scostante, che colpiva senza ostentazione: vigoroso nei suoi richiami, grandioso nella sua semplicità. Era gigantesco e misterioso nella sua tetra monotonia. Come accade a persone vissute a lungo isolate, un senso di solitudine pareva emanare dal volto della brughiera, che faceva pensare a tragiche possibilità. Queste possibilità erano rivelate dalle vampate di rosso che attraversano tutti i libri di Hardy: fiamme, piccoli e grandi falò, incendi, oppure un misterioso venditore, col volto e le vesti tinte d’ocra, che percorreva le colline del Wessex. Nella fattoria di Flintcomb-Ash si rivelava la desolazione dell’inverno. Non c’era un solo albero in vita né un solo tocco verde: null’altro che terra incolta e distese di rape, in vasti campi divisi da siepi intrecciate con monotonia. Le spine delle siepi avevano abbandonato l’aspetto vegetale per assumerne uno animale. Su quella desolazione giunse un incantesimo di gelo secco, in cui strani uccelli sopravvenuti da regioni oltre il polo australe cominciavano ad arrivare silenziosamente sull’altopiano: magre creature spettrali dagli occhi tragici, occhi che avevano contemplato scene di cataclismi in regioni polari inaccessibili, di un’immensità inconcepibile agli esseri umani, in temperature raggelanti che nessun uomo poteva sopportare; occhi che avevano veduto l’urto degli icebergs e lo smottamento di colline di neve alla luce delle aurore boreali. Dovunque Hardy e i suoi personaggi guardassero, perfino nell’incantevole primavera, non scorgevano che sventura. La natura stessa era intessuta di sciagure: non solo umane, ma animali e vegetali. Fuggendo, Tess si nascose tra il fogliame di alcuni cespugli di agrifoglio, dove cadde nel sonno. Mentre dormiva, le pareva di udire strani rumori: forse era il vento, benché l’aria fosse quasi immobile. Talvolta sembrava un palpito, talvolta uno sbatter d’ali, talora una sorta di respiro affannoso e di gorgoglio. La mattina Tess uscì alla luce. Allora comprese cosa l’aveva disturbata. Sotto gli alberi giacevano parecchi fagiani: alcuni torcevano debolmente un’ala, alcuni fissavano con occhi sbarrati il cielo, altri erano scossi da un palpito febbrile, altri giacevano contorti, altri ancora distesi: tutti tremavano di sofferenza, all’infuori di quei fortunati che erano morti durante la notte per l’impossibilità di sopportare più oltre il dolore. Questa era la natura: ferite, crudeltà, strazio, assassinio, che essa sembrava infliggere a se stessa, servendosi di qualsiasi strumento. Sopra la natura stava qualcosa di inattingibile: un Dio, un Potere, gli Immortali, o il Presidente degli Immortali, come diceva Eschilo, o il Destino. Non aveva nessuna importanza come gli uomini si comportassero: se fossero virtuosi o peccatori, o peccassero solo per inavvertenza. Lassù, il Destino o gli Immortali condannavano senza motivo, preparando per l’uno la facile strada che portava senza fatica tra i beati, e per l’altro il sentiero che conduceva, in vita, tra i tormenti più atroci. Gli uomini, come Tess dei d’Urberville, chiedevano giustizia, grazia, bontà, remissione, pace: o almeno riposo; nulla veniva concesso loro, perché gli Immortali e il Destino continuavano a divertirsi alle loro spalle. In un romanzo di Hardy il Destino agisce come un fabbro macchinoso e malvagio, ribadendo una catena di piccoli fatti assurdi, di coincidenze miracolose, di avvenimenti e di persone che ritornano, di segni uniformemente negativi. Il primo anello della catena di Tess sembra innocente: quando un parroco rivela a un contadino del Wessex che egli discende dai potenti cavalieri dei d’Urberville che dormono inconsapevoli, sotto alti baldacchini di marmo, nella navata della chiesa di Kingsbere. Questa rivelazione deve svegliare una bizzarra collera nelle nuvole sopra le quali ha preso posto Hardy, se, a partire da questo momento, i segni negativi si infittiscono. Un cavallo muore: un uomo dipinge i muri e le staccionate del Wessex con rosse scritte bibliche, che fiammeggiano e urlano come frasi diaboliche: il gallo canta tre volte nel pomeriggio del matrimonio di Tess: un pezzo di carta insanguinata vola davanti ai suoi occhi: i cognati le rubano un paio di scarpe; fino a quando tutti i segni si realizzano, e la rossa vernice del fanatico si trasforma nella macchia di sangue che chiude la sua vita. Ad imitazione dell’opera della sorte, il libro di Hardy è costruito con una minuziosa sapienza artigiana: come, del resto, gli altri romanzi ottocenteschi consacrati al destino, il Meister e Madame Bovary. Ma mentre Goethe e Flaubert ne mascheravano ironicamente il passaggio, Hardy lo annuncia con una passione apostolica, e la sua fantasia visionaria si accende proprio nei punti dove il destino ribadisce, senza svelarsi alle proprie vittime, la catena irrimediabile della loro esistenza. Dentro questa trama di avvenimenti fatali, Hardy raccoglie il ricco e libero spettacolo della vita. I personaggi dei suoi romanzi sono in primo luogo dei volti, dei vaghi e possenti fantasmi corporei, apparsi nel minaccioso silenzio delle notti. Se pensiamo a Tess, questo personaggio immensamente amato, descritto in tutte le pose, piangente, col viso intiepidito dal sonno o mentre immerge le braccia rosee nella bianchezza immacolata del latte cagliato, — ricordiamo il disegno della sua «profonda e rossa bocca carnosa»: la involontaria mossa del labbro inferiore che spinge verso l’alto il punto centrale di quello superiore: «i grandi occhi teneri, né neri né azzurri, né grigi né violetti, ma composti di tutti questi colori insieme e di cento altri che possono distinguersi,... gradazione su gradazione, tinta su tinta, intorno a pupille senza fondo»; o, se l’ala della sventura la sfiora, la sua pallida bellezza marmorea. Mentre il romanzo si svolge, l’umile lattaia del Wessex acquista la nobiltà tragica di una regina elisabettiana, e metafore seicentesche o romantiche prorompono come una fioritura inaspettata dal suo cuore esultante o ferito.
* * *
Quando leggiamo Tess dei d’Urberville, ci sembra che i tesori di immaginazione visionaria, che da secoli si erano annidati in ogni angolo della campagna inglese, si ridestino clamorosamente. La solenne fantasia architettonica che aveva creato i pilastri e altari di Stonehenge; la fantasia superstiziosa, che serpeggiava nelle foreste druidiche; l’ebbrezza alcoolica che scintillava sulle scene elisabettiane; le avventure del romanzo settecentesco, da Defoe a Richardson, le più fosche invenzioni romantiche — tutto quanto era esistito di meravigliosamente e assolutamente anglosassone si dà convegno in queste brughiere, in questi campi funestati dall’inverno o intiepiditi dalla dolcezza dell’autunno. Come se i romanzi di Hardy fossero l’ultima cittadella posseduta dall’immaginazione prima di lasciare la terra, ecco che i re-pastori della Bibbia, gli dèi delle tragedie greche, gli eroi dei rustici poemi cavallereschi, un Cervantes smarritosi nelle osterie, un Rembrandt delle campagne giungono anch’essi qui, come in un corteo di re magi, lasciando i loro omaggi, le loro trame romanzesche, le loro complicate metafore. Uno scrittore dal talento meno robusto si sarebbe lasciato travolgere da questa eredità pericolosa. Hardy non teme nulla di quanto la fantasia umana, o quella di Dio, abbia inventato. Sopra ogni cosa imprime il proprio sigillo di fuoco: colma, deforma, agita con la sua mano sicura, selvaggia e accecante. Quando deve descrivere una trebbiatrice a vapore, possiamo essere certi che la trasformerà in una creatura infernale: un contadino che vernicia di rosso le staccionate, l’ardore dei carboni che illumina un bel volto femminile, due lacrime che scendono da occhi addolorati acquistano nelle sue pagine un’intensità allucinatoria, quasi che, fino a quel momento, non avessimo mai visto un oggetto né un volto. Poi lascia ogni freno: ciò che è assurdo e bizzarro, sinistro e spettrale — sonnambuli che attraversano fiumi in piena con la donna amata sulle braccia, creature dormienti sopra altari primordiali — attrae la sua arte. Se qualcuno gli avesse obiettato che i suoi romanzi sono inverosimili, egli avrebbe risposto che anche Shakespeare è inverosimile: che né Otello né Macbeth si comportano come tranquilli gentiluomini, e che il compito del romanziere è proprio quello di ricordarci quale martellante fragore di tuoni, quale splendore di fulmini possono colpire all’improvviso la nostra esistenza.”
0 notes