#dzieje literatury polskiej
Explore tagged Tumblr posts
blossomowerecenzje · 5 months ago
Text
Joseph Sheridan Le Fanu - Carmilla 🖤🥀🦇🪦
Tajemnicza, uwodzicielska, czarująca, mordercza dusza o pięknej twarzy – taka jest Carmilla, tytułowa bohaterka powieści Josepha Sheridana Le Fanu, którą dziś uważa się za klasykę literatury gotyckiej.
Dzieło wydane w 1872 roku, rozpalało publikę swoją bezpruderyjnością, mrocznym klimatem i nowatorskością, jednocześnie stanowiąc romantyczną opowieść z dreszczykiem grozy, o skomplikowanym uczuciu pomiędzy dwiema kobietami. Carmilla i Laura balansują bowiem pomiędzy pożądaniem, uwielbieniem i rosnącą wzajemną fascynacją, ale w sercu Laury czasem gości również strach, odraza, niepewność i przerażenie.
Tumblr media Tumblr media
———————————————————————
🪦 Wydawnictwo: Uroboros
🪦 Liczba stron: 176
🪦 Oprawa: twarda
❤️ Moja ocena: 7/10 ❤️
———————————————————————
Opis wydawcy:
Jubileuszowe wydanie „Carmilli” Josepha Sheridana Le Fanu – klasycznej, gotyckiej opowieści, która zapoczątkowała fascynację wampirami – w przekładzie Pauliny Braiter, wspaniale zilustrowane przez Aleksandrę Czudżak. Ukazuje się ono w pięćdziesiątą rocznicę pierwszego polskiego wydania tego dzieła w 1974 roku.
„Carmilla” to absolutna perełka literatury gotyckiej, po raz pierwszy wydana w 1872 roku. Powieść, jak na tamte czasy niezwykle nowatorska, przedstawiała bohaterkę kobiecą w zupełnie nowy sposób – jako wampirzycę, kobietę wampa, kobietę w relacji miłosnej z drugą kobietą. Pokazywała bez wcześniejszej pruderii kobiecą zmysłowość i cielesność.
„Carmilla” była inspiracją dla wielu późniejszych twórców, w tym przede wszystkim Brama Stokera, autora „Drakuli”, który w swoim dziele powielił wiele zaczerpniętych z niej motywów, między innymi wierzenia ludowe, rytuały dotyczące unicestwiania wampira czy wątki oniryczne.
Niezwykle interesujące jest czytanie tego dzieła dziś, gdy powieść gotycka liczy sobie 150 lat.
🥀 Recenzja 🥀
Opowieści o wampirach zajmują szczególne miejsce w moim sercu, dlatego zakup pięknie wydanej, polskiej edycji Carmilli był dla mnie oczywistym wyborem.
Bardzo ładna, twarda oprawa i zdobione ilustracjami wnętrze, stanowią zdecydowanie jej duży atut.
Choć styl ilustracji osobiście nie do końca mi podpasował (tak, oto przyszła pani maruda, niszczycielka dobrej zabawy i uśmiechu dzieci), między innymi z powodu dość dziwnych proporcji postaci, to i tak cieszę się, że pojawiły się w tym wydaniu - mimo wszystko radują oko czytelnika i dodają uroku, a sama Carmilla jest jedną z niewielu ilustrowanych pozycji jakie posiadam na swojej półce a wcale nie mam ich aż tak mało :)
Ogromny plus ode mnie za wąską gamę kolorystyczną i dobór czerni, czerwieni i bieli. Takie połączenia, tygryski takie jak ja lubią najbardziej.
Książka umilała mi dokładnie dwa burzowe wieczory - nie jest bowiem opasłym tomem a bardziej krótkim opowiadaniem, które pochłonęłam w niezwykle szybkim tempie. Swoją drogą nie wyobrażam sobie lepszej pogody na czytanie tego typu literatury. Poruszające ziemią grzmoty za oknem i przeszywające niebo błyskawice zdecydowanie dodały jej pikanterii. 
Jeśli miałabym ocenić Carmillę z perspektywy współczesnego czytelnika nie zrobiłaby na mnie ogromnego wrażenia. W zderzeniu z dzisiejszymi standardami a w szczególności z obecnie popularnym gatunkiem dark romance historia ta jest niezwykle grzeczna i ciężko jest poczuć jakąkolwiek grozę. Jesteśmy już przyzwyczajeni do motywów wampiryzmu w literaturze, więc podjęcie tego tematu nie wydaje się już tak nowatorskie a na pewno nie jest dla nas szokujące. Głowna bohaterka, która jest typową słodką, naiwną dziewczyną, do końca nie rozumiejącą co tak na prawdę dzieje się wokół - nie jest typową współczesną narratorką, od której większość czytelników oczekuje niezależności, sprytu i ciętego języka. Jej postać i dość irracjonalne zachowanie mogą zatem odbiorców wręcz irytować (babo serio nie ogarnęłaś, że twoja przyjaciółka jest wampirem mimo tych wszystkich dowodów? Nigdy nie widziałaś swojej szyi w lustrze?) 
Uwielbiam natomiast spoglądać na to dzieło i bohaterów opowieści z perspektywy czasów, w których po raz pierwszy zostało wydane. Wtedy naprawdę to musiało być coś!  Wyobrażam sobie, że zapewne, jeśli tylko miałabym dostęp do tego typu literatury, sama rumieniłabym się niemiłosiernie podczas sceny trzymania za ręce, czytając gorące wyznania Carmilli w kierunku Laury. Opisana kobieca cielesność oraz uczucie i kobiece pożądanie skierowane w stronę drugiej kobiety musiało być na prawdę tematem tabu i czymś zakazanym (pewnie chowałbym te książkę pod podłogą niczym bohaterka serialu Bridgertonowie, swoje teksty Lady Whistledown). Zapewne mieszkając w innym miejscu w ogóle nie słyszałabym o mistycznych kreaturach wysysających nocami krew z biednych śmiertelników. Odkrycie czegoś takiego to naprawdę musiał być szok. O wiele nudniej czyta się książkę z góry wiedząc kim jest główna bohaterka i znając wiele wiele innych historii o wampirach. Bez innego punktu odniesienia czytelnicy odkrywali istnienie wampiryzmu nieświadomi niczego, niczym głowna bohaterka. To dopiero musiał być powiew świeżości, a przynajmniej ja tak to widzę i sobie wyobrażam. 
Tumblr media
Co do zachowania Laury myślę, że zostało one wykreowane w sposób celowy. Miała być żywym uosobienie dobroci, niewinności, wrażliwości, młodości a co za tym idzie naiwności i braku dostrzegania złych zamiarów a jedynie dobra w ludziach. Jestem przeciwnym biegunem dla tytułowej bohaterki – zmysłowej wampirzycy, istoty świadomej siebie i swojego uroku, przebiegłej i podstępnej intrygantki, postaci wyrafinowanej i wyrachowanej, ale niezwykle czarującej. Carmilla była doświadczona przez życie i nie patrzyła na nie przez różowe okulary. Nie widziała jedynie bieli dobra i czerni zła, jej los tonął bowiem w ciemnej szarości. Wyobrażałam ją sobie niczym młodą Monice Belluci, którą jakimś cudem mój umysł upchnął w wizualizację w stylu Mortici Addams (nie zabijcie mnie za to), albo Megan Fox z filmu Zabójcze Ciało w stylizacji nieco bardziej vintage i bezwstydnie przyznam, że sama dałabym się im uwieść. 
Zastanawia mnie jedynie przekład książki i w jakim stopniu został zmieniony w stosunku do pierwszego, polskiego wydania i wersji oryginalnej. Język używany przez Laurę, jest mało wyrafinowany a wręcz prosty co nie do końca pasuje mi do klasyki. Spodziewałam się większego szyku i bogactwa w tłumaczeniu, muszę te sprawę jeszcze dokładnie sprawdzić, bo coś lekko mi tu nie gra. 
Na koniec przejdę do mojego ulubionego waloru powieści, czyli niewiadomych i pytań, niedosytu jaki pozostawiła w moim umyśle lektura. Ponoć, jeśli po przeczytaniu książki nadal myślisz o niej i o dalszych losach bohaterów to jest to niewątpliwie dzieło bardzo dobre. Joeseph Sheridan Le Fanu zostawił otwartą furtkę dla domysłów czytelników i teraz moja wyobraźnia szaleje. Ciągle zastanawiam się nad motywami działania wampirzycy, iluzją i prawdą uczuć, myślę jak mogło potoczyć się dalej życie poznanych postaci. Na wszystkie pytania kłębiące się w mojej głowie, zapewne nigdy nie poznam jednoznacznej odpowiedzi, dlatego uważam, że tajemnica to najpiękniejsze zakończenie tej opowieści 🖤🦇
Myślę, że jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników klasyki, którzy pragną wsiąść w wehikuł czasu i poznać historię, która ekscytowała czytelników ponad 150 lat temu. Raczej nie będę do niej ponownie wracać w najbliższym czasie, ale na pewno będę ją miło wspominać. Poznanie z czarującą wampirzycą było dla mnie czystą przyjemnością. 
🪦 A czy Ty dasz się uwieść Carmili? 🥀
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
6 notes · View notes
Text
określ siebie jako „od muz poleskich wychowane chłopię”
1 note · View note
miastaslow · 6 years ago
Text
Apostrof 2019
Noblistka, białoruska mistrzyni reportażu Swietłana Aleksijewicz. Lauren Groff, autorka powieści, którą Barack Obama nazwał najlepszą książką roku. I wreszcie Olga Tokarczuk, jedna z najbardziej utytułowanych i poczytnych polskich autorek w roli kuratorki. To trzy światowego formatu pisarki otwierające pulę literackich gwiazd tegorocznej edycji organizowanego przez Empik Apostrofu. Międzynarodowego Festiwalu Literatury, który startuje 20 maja.
Tumblr media
Apostrof. Międzynarodowy Festiwal Literatury odbywa się w tym roku po raz czwarty. To jedyne takie święto pasjonatów książek, które jednocześnie, przez 7 kolejnych dni, dzieje się w sześciu polskich miastach: Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Katowicach. Obfitujący w spotkania wokół premier i gorących tytułów program Festiwalu zostanie – zgodnie z kuratorskim zamysłem – uzupełniony o szereg debat skoncentrowanych wokół tematu przewodniego edycji.
„To nie jest jedyny możliwy świat”
Pisarka święcąca triumfy na arenie polskiej i międzynarodowej. Dwukrotna laureatka Nagrody Literackiej Nike i jedyna w historii Polka uhonorowana Nagrodą Bookera – najbardziej prestiżowym po Noblu wyróżnieniem w świecie literatury. Olga Tokarczuk od dziś – oficjalnie – kuratorka Apostrofu. Międzynarodowego Festiwalu Literatury 2019. „To nie jest jedyny możliwy świat” – to hasło będące kluczem i punktem wyjścia do formułowanego przez nią autorskiego programu festiwalowych dyskusji. Wydarzenia z udziałem specjalnie zaproszonych pisarek, pisarzy, filozofów i publiczności skupią się – jak określa Tokarczuk – na próbie diagnozy „ludzkiego tu i teraz” oraz projektowaniu potencjalnej przyszłości. W opracowywanym przez Tokarczuk cyklu debat znajdą się zagadnienia związane z globalnym kryzysem ekologicznym, wyczerpaniem się formuły kapitalizmu, potrzebą nowej religijności i edukacji oraz coraz wyraźniej wpływającą na nasze życie technologią.
Mistrzynie literatury światowej na wyciągnięcie ręki
Na specjalne zaproszenie organizatorów Festiwalu Apostrof i Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki, do Polski przyjedzie laureatka literackiej Nagrody Nobla – Swietłana Aleksijewicz. Choć uhonorowano ją najważniejszym laurem pisarskiego świata, doceniając jej twórczość jako „polifoniczny pomnik dla cierpienia i odwagi w naszych czasach”, to ze względu na krytyczne stanowisko wobec obecnej polityki władzy na Białorusi, jej książki nie są w tym kraju wydawane. Autorka wydanych w Polsce przez Wydawnictwo Czarne reportaży „Czasy secondhand”, „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” i „Czarnobylska modlitwa” spotka się z czytelnikami w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Tegoroczna edycja Festiwalu Apostrof jest też okazją do pierwszej wizyty w Polsce amerykańskiej pisarki Lauren Groff. W gronie wielbicieli jej talentu jest m.in. były prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama, który powieść Groff „Fatum i furia” oraz zbiór opowiadań „Floryda” umieścił na listach swoich ulubionych książek w latach 2015 i 2018. Polska premiera „Florydy” odbędzie się niecały miesiąc przed festiwalem – książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Pauza.
1 note · View note
woblink · 3 years ago
Text
Wojtek Miłoszewski - pisarz i scenarzysta
Nazwisko Miłoszewski jest w świecie polskiej literatury doskonale znane. Wojtek Miłoszewski to młodszy brat Zygmunta Miłoszewskiego, popularnego pisarza, który został nagrodzony Paszportem "Polityki". W poniższym artykule skupiamy się na sylwetce autora Wojtka Miłoszewskiego, który jest nie tylko pisarzem, ale także scenarzystą i dramaturgiem. Tworzy scenariusze m.in. do popularnego serialu telewizyjnego "Policjanci i policjantki", a także pracował przy słynnym serialu "Wataha". Jakie ciekawe pozycje można znaleźć w jego dorobku pisarskim?
Tumblr media
"Wojna.pl" - pierwszy cykl Wojtka Miłoszewskiego
Wojtek Miłoszewski swoją przygodę z pisaniem powieści rozpoczął od cyklu "Wojna.pl", który otwierała książka "Inwazja". Był to udany debiut, a cała seria zyskała grono zachwyconych czytelników. Jak sam tytuł wskazuje jest to powieść nawiązująca do tematyki militarnej, ponieważ akcja dzieje się w czasie najazdu Rosji na Polskę. Wojtek Miłoszewski potrafi snuć ciekawe historie, co doskonale widać w serii "Wojna.pl", która przeplata w sobie wątki romantyczne, sensacyjne oraz militarne.
Tumblr media
Śledztwo komisarza Kastora Grudzińskiego
W 2018 roku światło dzienne ujrzał nowy cykl autora o tytule "Kastor". Tutaj nie mamy już do czynienia z wojną - przenosimy się wraz z autorem do Krakowa z lat 90., gdzie bystry komisarz Kastor Grudziński prowadzi nietypowe śledztwo.
0 notes
dariusblogpl · 7 years ago
Text
Dzień Niepodległości - święto wszystkich polaków i też gejów i lesbijek
Tumblr media
Dziś obchodzimy Święto Niepodległości, dla upamiętnienia odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918, po ponad 100 latach zaborów. Do też święto wszystkich nas po ponad sto latach homoseksualizm znów przestał być karalny, za zaborami osoby homoseksualne były karalne, najgorszej mieli za zaborem rosyjskim. Przed zaborami Polsce nigdy nie było karalność homoseksualizmu jak to inny krajach, powiedzieć byliśmy nie liczny krajów gdzie nie było przestępstwa z powodu orientacji seksualnej. Skrócie Józef Piłsudski nie tylko wyzwolił Polskę, ale też homoseksualistów. Średniowieczne sądy kościelne mogły skazać sodomitów spalić na stosie lub powieszać. Jak to się było w większości krajów Europy. Ale nie w Polsce. Polscy historycy są dumni, że Polska była państwem "bez stosów". Nie było kary śmierci za homoseksualizm. Szczególnie data 27 lutego 1493, jest bardzo ważna. Tego dnia, król Jan I Olbracht, oddzielił państwo na świeckie oraz kościelne oraz umieścił zakaz ingerencji duchowieństwa w sądach. Do coś dla dziś jak Polscy politycy chcą Polskę zrobić religijną to sprzeczne z naszą historią.
Od tej daty, akty homoseksualne nie były karane w Polsce. Nie było takiej tolerancji wobec osób homoseksualnych w Polsce, jak dziś mamy. Pierwsze plotki o homoseksualizmie polskich władców już było w 13 wieku o królu Bolesława Śmiałego i Leszku Białym. Ale największy król homoseksualny Polski był Władysław IV (1595-1648), syn "króla-jezuity" Zygmunt III Waza, był królem Polski i Szwecji, był carem Rosji i Wielkiego Księcia Litewskiego i dodatkowo gejem. Homoseksualizm króla Władysława IV stanowiły tajemnicę na wieki. Ale na szczęście dziś możemy mówić o tym, wielu na pewno nie chce tego mówić na lekcja historii, a szkoda. Dodam jak dziś wielkie hallo kościoła ataki na związki homoseksualne jakie to sprzeczne naszą historią ble ble. Tylko nasza historia związki homoseksualne ma pełno i to nawet przed zaborami odbywały się "śluby" homoseksualne w kościele.
We wschodniej Polsce, na Litwie, Białorusi i Ukrainie istnieje wiele wspólnych groby mężczyzn, spędzili swoje życie razem. Jeśli kościół kiedykolwiek podejmie decyzję wspierania gejów i lesbijek ich związków, to będzie na tyle, aby wrócić do rytuału naszej historii polski.
W 15 wieku Polski, dwóch mężczyzn, tak długo, jak byli szlachtą oczywiście, mógł ożenić się. Stało się to w kościołach katolickich. Uroczystość miała wyjątkowy charakter. Mężczyźni mieli razem ręce i uklękli przed ołtarzem. Ksiądz pobłogosławił ich i czytał ceremonialne modlitwy. Następnie obaj rycerze deklarowali, że "chcieliby siebie być jak bracia", by utrzymać się w zdrowiu i majątku aż do końca ich życia.
Przysięga była długa i pełna ozdobników. Następnie kapłan umieszczał pierścienie na palcach i błogosławił je ponownie, mówiąc: "W imię Boga. Życzę wam wszystkiego najlepszego".
"Nowożeńcy" pocałowali przed ołtarzem i przytulili się, kłaniając przed szlachtą i ruszyli przez kościół, jak to robi dziś wiele par hetero.
Kiedy Makarewicz Kodeks karny został wprowadzony w 1932 roku, nie było słowa o karze dla homoseksualnych w jego treści. Na ten okres był radykalny lewicowym ruchem. Europa Zachodnia 40 lat dogoniła nas i przestała karać homoseksualizm. Piłsudski nie chciał karać gejów ze względu na fakt, że był w dobrych stosunkach z Tadeuszem Boya-Żeleńskim. Poeta krakowski, radykalny anty-klerykalny i aborcji adwokat, został pierwszym lobbystą gejowskim w Polsce.
Po II wojnie światowej, polska wpadła następne bagno Polska Rzeczypospolita Ludowa (PRL). Wiemy jak było do dziś pamiętają osoby homoseksualne, np akcja Hiacynt, ale też homoseksualizm nie był karalny jak np w Rosji, inny sowiecki republikach.
Wiele lat mniejszości seksualne były tolerowane, a nawet zaakceptowane, przez setki lat w Polsce. Zapomniano o tym, budujemy Polskę dziś na paranoi o jakiś wielkiej katolickiej Polsce, czy zamachy spiski. Prawdziwa historia polski jest ciekawsza niż znamy ją z szkół, może powinniśmy wprowadzić jak mają w Kalifornii dzień Harveya Milka w szkoła, u nas dzień z królem Władysława IV Wazą i też uczyć o historii LGBT.
Mamy piękna historie, też bardzo piękne miłości homoseksualną od Dąbrowskiej do Waldorfa itp. Byli wybitnymi osobami, królami, poetami do też osoby homoseksualne budowały Polsce i przez to nie damy się wyrzucić z Polski po to nasz kraj. Dziś święto pamiętajmy to dzięki wielu naszych przodkom homoseksualnym, polska jest dziś. Nie przez jakiś skrajny, łysy, prawicowców odbierają polakom Polskę. Do nasza Polska do normalny polaków którzy oddali życie za ten kraj.
Tak naprawdę tęcza na placu Zbawiciela, była symbolem wielopokoleniowej historii polskiej tolerancji, ci którzy zniszczyli, nie chcą demokratycznej Polski. Tęcza ma być odrodzeniem Polski, ale większość nie chce żeby odrodzić Polski normalnej, tylko chcą przejąc Polskę, dla wybrany osób skrajny grupom, przez takie osoby prowadzi zawsze do katastrofy w naszym kraju, popatrzeć można w historie. To kiedy rozebrano tęczę, teraz mamy to dzieje się u nas zamach na demokrację.
Nie mówić kolumna Zygmunta, jak tęcza na placu Zbawiciela, król gej zbudował ją dla ojca katolika, dodam kościół w tam bym wieku też sprzeciwiał się kolumnie Zygmunta, po to pogański symbol, dziś kolumna to symbol Warszawy.
Już 11 listopada polskie ulice w wielu miastach zalała fala ksenofobii i antysemityzmu. A my wiemy, że polskość ma wiele twarzy!
W imię „polskości” setki osób wyjdą na ulice, by pokazać swoją ignorancję, niewiedzę i nienawiść. My chcemy inaczej! Przypomnieć chcemy o tych, którzy dla Polski zrobili wiele – o osobach zasłużonych dla historii naszego kraju – które spotkałaby w dniu Święta Niepodległości tylko nienawiść, przemoc i wykluczenie. Bo my wiemy, że polskość ma wiele twarzy.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Miłość Nie Wyklucza: Święto Niepodległości to dobra okazja, żeby przypomnieć, że Polska to kraj nas wszystkich, również społeczności LGBT+. Dlatego przypominamy, że: Odmawianie podstawowych praw obywatelskich - to nie jest patriotyzm. Szkalowanie w dyskursie publicznym - to nie jest patriotyzm. Ignorowanie problemu przemocy - to nie jest patriotyzm. Spychanie na margines życia społecznego i politycznego - to nie jest patriotyzm. Patriotyzm to solidarność. Patriotyzm to wzajemny szacunek. Patriotyzm to dbanie o dobro wspólne. Patriotyzm to otwartość na wszystkie osoby, z którymi dzielimy nasz kraj. Dziś reprezentacja Miłość Nie Wyklucza, razem z osobami LGBT+ w wielu miejscach w Polsce, będzie maszerować z polską i tęczową flagą, żeby przypomnieć, że Polska to również nasz kraj i jesteśmy tutaj u siebie. (Cytaty o historii polski LGBT i tolerancji pochodzą od działacza Sergiusza Wróblewskiego)
Polscy nobliści, o których Polska zapomniała i nie chce przyznać po byli miedzy innymi żydami. Polskie źródła podają, że jest tylko sześciu polskich laureatów Nagrody Nobla: Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Maria Skłodowska-Curie, Lech Wałęsa, Czesław Miłosz i Wisława Szymborska. Polska zapomniała o dziesięciu innych polskich laureatach Nagrody Nobla. Chociaż oficjalny spis noblistów wymienia ich jako polskich noblistów, to Polska, która przecież wśród krajów europejskich ma najmniejszą liczbę noblistów w stosunku do liczby ludności, oficjalnie się do nich się nie przyznaje. Warto więc przypomnieć polskich noblistów, o których własna ojczyzna - Polska nie pamięta, z powodu nie byli katolikami: 1) Tadeusz Reichstein (1897-1996) urodzony we Włocławku chemik, w 1950 roku otrzymał nagrodę Nobla z medycyny i fizjologii za odkrycie kortyzonu. 2) Izaak Singer (Isaac Bashevis Singer) (1904-1991) urodzony w Leoncinie niedaleko Warszawy, w Polsce mieszkał do 1935 roku, w 1978 roku otrzymał nagrodę Nobla z literatury. 3) Józef (Joseph) Rotblat (1908-2005) urodzony w Warszawie, w 1938 roku na Uniwersytecie Warszawskim otrzymał doktorat z fizyki, dwa lata później wyjechał do Wielkiej Brytanii, w 1995 roku otrzymał pokojową nagrodę Nobla za wysiłki w celu zredukowania broni jądrowej na świecie. Józef Rotblat całe życie mówił po polsku i podkreślał, że jest Polakiem z brytyjskim paszportem. Protestował przeciwko zapisywaniu jego imienia jako „Joseph”. 4) Mieczysław Biegun (Menachem Begin) (1913-1992) urodzony w Brześciu nad Bugiem, opuścił Polskę w 1940 roku, został szóstym premierem Izraela, w 1979 roku otrzymał pokojową nagrodę Nobla za podpisanie traktatu z Egiptem. 5) Leonid Hurwicz, urodzony w 1917 roku, od 1919 roku mieszkał w Warszawie, gdzie ukończył studia prawnicze, w 1940 roku wyjechał do USA, w 2007 roku otrzymał Nagrodę Nobla z ekonomii. 6) Szymon Perski (Szimon Peres) urodzony w 1923 roku w Wiszniewie (województwo wileńskie), wyjechał z Polski w 1934 roku, został dziewiątym prezydentem Izraela, w 1994 roku otrzymał pokojową Nagrodę Nobla. 7) Jerzy Szarpak (Georges Charpak) urodzony w 1924 roku w Dąbrowicy (województwo wołyńskie), wyjechał do Francji w 1931 roku, otrzymał nagrodę Nobla z fizyki w 1992 roku. 8) Andrzej Wiktor Schally (Andrew Viktor Schally), urodzony w 1926 roku w Wilnie, syn generała Kazimierza Schally, szefa gabinetu prezydenta RP Mościckiego, po wybuchu II wojny świat. wyjechał z Polski, otrzymał nagrodę Nobla z medycyny w 1977 roku. Schally pochodził z żydowsko-szwedzko-francusko-polskiej rodziny o nieokreślonej przynależności religijnej. Według rasowych kryteriów nazizmu był tzw. „mieszańcem” i groziła mu śmierć. Ocalał z masakry holokaustu ukrywając się w Rumunii w środowisku polskich Żydów. 9) Roald Hoffman, urodzony w 1937 roku w Złoczowie (województwo lwowskie), wyemigrował do USA w 1949 roku, otrzymał nagrodę Nobla z chemii w 1981 roku, od 1965 roku do dzisiaj pracuje na Cornell University w USA. 10) Albert Abraham Michelson (ur. 19 grudnia 1852 w Strzelnie, zm. 9 maja 1931 w Pasadenie) – amerykański fizyk, laureat Nagrody Nobla z dziedziny fizyki w 1907 za konstrukcję interferometru. Wstyd Polska nie uważa tych noblistów za Polaków. Fałszuje się historie piszę ją że Polak to biały, katolik ale prawda jest inny Polska to różnorodna, wielu o Polskę walczyli nie tylko katolicy też muzułmanie, żydzi, protestanci, homoseksualiści itp. Ośmiu z nich (z jedynym wyjątkiem Reichsteina) posiadało obywatelstwo polskie i zdobywało w Polsce wykształcenie. Język polski był dla nich językiem macierzystym lub drugim najważniejszym. Trzeba pamiętać, że Skłodowska-Curie nigdy nie miała polskiego obywatelstwa (początkowo była obywatelką Rosji, potem Francji), a Polskę opuściła na zawsze w wieku 24 lat. Czesław Miłosz przez wiele lat posiadał tylko obywatelstwo litewskie, a pisał głównie w języku angielskim. Wiele jego wypowiedzi wskazuje, że uważał się za Litwina mówiącego po polsku. Pytanie jest takie dlaczego Polska przyznaje się do Skłodowskiej i Miłosza, a nie przyznaje się do Reichsteina, Singera, Rotblata, Szarpaka, Hurwicza, Perskiego, Bieguna, Schally’ego i Hoffmana? Prawda jest brutalna z powodu antysemityzmu Polski są to Żydzi, a więc według polskich władz nie mogą być nazwani Polakami. Polska jest wyjątkiem, bo na nawet przykład Niemiec oni szczycą się wszystkimi swoimi laureatami Nobla, z których wielu było niemieckimi Żydami. Wielu laureatów Nobla są zaliczanych jednocześnie do dwóch narodowości, miedzy innymi Skłodowska do francuskiej i polskiej. Wstyd, że Polska wobec polskich laureatów nagrody Nobla wyraźnie stosuje kryteria religijne. Są to raczej kryteria rasowe, a nie religijne, ponieważ wśród polskich noblistów pochodzenia żydowskiego są osoby nie praktykujące judaizmu. Tych, którzy urodzili się jako katolicy, uznaje za „swoich”, a innych urodzonych jako Żydzi, odrzuca. „Urodzili się jako katolicy”, ponieważ Skłodowska i Miłosz faktycznie stali się później ateistami. Miłosz nawet otwarcie krytykował tradycyjny polski katolicyzm, nazywając go „ciemnogrodem”. Jednak przed śmiercią oficjalnie powrócił „na łono Kościoła”. Wszyscy pamiętamy jakie problemy były z pogrzebem. Wstyd tym większy, że pięciu z wymienionych, odtrąconych przez Polskę noblistów cudem uratowało się z holokaustu. Niestety wątpliwe, czy Polska kiedykolwiek się do nich przyzna. Silniejszy jest propagowany przez kościół katolicki mit, że „Polak to tylko katolik” i ostatnio "nacjonalista katolik patriota". (źródło Łukasz Dudziński)
1 note · View note
rokautorek · 4 years ago
Text
Marci Shore “Kawior i popiół”
Czytana od 2020-09-02 do 2020-09-11
“Zgodnie z koncepcją marksistowską, realizacja podmiotowości polega na stopieniu się w jedno z obiektywnością, z wielką narracją, z impetem Historii. Dla poetów z ‘Ziemiańskiej’ i ich środowiska pragnienie, by stopić się w jedno z Historią, było jednocześnie spełnieniem ich narcyzmu, altruizmu i nienawiści do siebie - uczuć skrajnych, autentycznych, nierozerwalnie ze sobą splecionych”
Po co pisać i czytać takie historie? Mamy w tej książce opisane losy czołówki polskiej literatury pierwszej połowy XX wieku. Nie jest to jednak opis heroicznych zmagań z historią, wpływu na rzeczywistość, na umysły i przebieg zdarzeń. Tuwim, Wat, Lechoń, Jasieński, Broniewski i inni - oni nie mieli żadnego znaczenia dla tego, co za ich życia działo się w Polsce. Poddawali się decyzjom, ulegali wpływom, mieli opinie, tworzyli - ale nie wywarli żadnego piętna na świecie. Gdybyśmy nie mieli ich twórczości, zapewne mielibyśmy inną. II RP byłaby dokładnie taka sama, II wojna światowa przeszłaby tak, jak przeszła, komuniści zapanowaliby nad państwem po wojnie. Może co innego trafiałoby na półki księgarni, czego innego uczono by w szkole i komu innego stawiano pomniki. Jedni byli przystosowani lepiej, inni gorzej, jedni przeżyli, inni nie. Wszyscy jedynie reagowali. Byli więc dokładnie w tej samej sytuacji, w której znaleźli się ludzie nieznani, członkowie mas, które na karty podręczników i pomniki trafiły jedynie właśnie jako zbiorowość, bez pochylenia się nad jednostkowymi losami. Talent oraz relacje towarzyskie kupiły bohaterom książki Shore osobową odrębność, z której wynika jednak tyle, że zostali doświadczeni przez tragiczne wydarzenia tamtych lat tak, jak reszta świata. Jedynym wyjątkiem jest Wanda Wasilewska, która jednak moim zdaniem jest ukazana bardziej jako polityczka niż pisarka czy poetka i została włączona do tekstu, aby możliwe było pełne opisanie losów Janiny Broniewskiej.
“W końcu rewolucja to nie spotkanie przy herbatce”
Rewolucja to nie spotkanie przy herbatce, a ten tekst to nie spokojna, ostrożna analiza, tylko ekspresowy bieg przez biografie, postawy i poglądy. Szybkie przeskakiwanie między opisywanymi postaciami, zwięzła forma i niewchodzenie w historyczny kontekst (irytujący mnie brak odniesień, poza jednym, do Katynia) wraz z podkreśleniem wątków kobiecych składają się na lekturę łatwą i w sumie przyjemną, w której mimo wszystko nie opuszczało mnie wrażenie, że faktycznie sztuka jest działalnością przede wszystkim towarzyską i że nie da się nic opublikować, jeśli nie zna się właściwych ludzi. Oczywiście nie twierdzę, że Tuwim czy Broniewski nie potrafili pięknie pisać. Twierdzę, że moglibyśmy o tym nie wiedzieć, gdyby nie trafili w odpowiednim czasie na odpowiednie znajomości - i odpowiednią modę ideologiczną. Tak właśnie rozumiem ich (i innych opisywanych w książce) lewicowe zaangażowanie. To po prostu była moda. Nie sądzę, żeby wchodzili w nią cynicznie, ale nie weszliby w nią, gdyby w takich kręgach do jakich należeli, nie było w dobrym tonie prezentować pewne postawy i opinie. Komunizm był w zasięgu ręki. 
“Pewien okres polskiego i polsko-żydowskiego marksizmu dobiegał końca. Komunizm został w Polsce przyswojony w sposób, którego stara kapepowska wangarda nie mogła przewidzieć”
Po co więc pisać takie historie? Jest w tej książce lekcja pokory, zaadresowana do lewicy w ogóle, do intelektualistów (nie tylko lewicowych) i do zwykłych ludzi - że wpływ, jaki jednostka ma na świat jest ograniczony, chyba, że jest ona dyktatorem, wojskowym lub politykiem. Lewica musi pamiętać, że same piękne idee niczego nie zmienią w świecie, intelektualiści nie mogą uwierzyć, że sam głęboki wgląd w świat daje im jakąkolwiek władzę, a zwykli ludzie, że nie ma dla nich nadziei, bo ich brak oczytania i wiedzy o świecie pozbawia ich nawet narzędzi, żeby zrozumieć, co się z nimi dzieje i dlaczego. Intelektualiści, pisarze - oni przynajmniej dostali szansę zrozumienia, że ich kawiarniany marksizm nie był zupełnie niewinny, że powiedziano im “sprawdzam”. Nie uważam, żeby istota sowieckiego ustroju była dla nich przed II wojną światową ukryta, że nie pozwalano im zobaczyć i zrozumieć, czym jest stalinowski ustrój. Każdy w końcu to zobaczył, każdy na swój sposób. Niektórzy tragicznie, tak jak Aleksander Wat, którego historia moim zdaniem jest osią książki a jego samobójstwo - jej kulminacją, podsumowaniem splecionych tragedii XX wieku w Polsce. Nie jest przypadkiem, że lewicowa amerykańska intelektualistka zafascynowała się losem Żyda, poety i pisarza, komunisty, który w stalinowskich łagrach uwierzył we własną, osobistą wersję chrześcijaństwa, a po wojnie zmagał się ze swoją tożsamością i poczuciem winy za zaangażowanie w ideologię, której praktyczna realizacja okazała się zbrodnicza. To takie amerykańskie - wspomniane wcześniej tempo książki, oraz perwersyjne zainteresowanie tragicznym losem, który mógł zaistnieć tylko w tej części świata, tylko w tej części Europy. W Polsce.
Świat książki, Warszawa 2012, 559 stron
1 note · View note
Text
spisuj, gdy „puszy cię apollo”, długie i patetyczne ody, utrzymane w tonie bardzo uroczystym i odznaczające się swoistymi cechami stylistycznymi, które są twoją specjalnością
0 notes
alwidabajor · 5 years ago
Text
Kompozytor i malarz w skali światowej
125. rocznica Mikołaja Konstantego Czurlanisa (Čiurlionisa)
Tumblr media Tumblr media
"Niewątpliwie malarstwo Čiurlionisa wiedzie swój rodowód z symbolizmu i także nie ulega wątpliwości, że w malarstwie tym, podobnie zresztą jak w jego muzyce, znajdujemy żywe ślady miłości do Litwy. Mimo to określenie Čiurlionisa jako "litewskiego symbolisty" nie mówi nic. Nie mówi, gdyż odbiera jego dziełu skalę uniwersalną. W malarstwie Čiurlionisa współistnieją ze sobą dwa nurty. W obu artysta przekracza skalę nie tylko litewską, ale także polską i rosyjską. Staje się twórcą prawdziwie światowym, nie przestając być przy tym ani na chwilę patriotą litewskim, czerpać z litewskiego folkloru, polskiej literatury romantycznej oraz chłonąć atmosferę fermentów artystycznych nurtujących rosyjskie środowisko twórcze u progu XX wieku."
(Jacek Antoni Zieliński)
Dzieciństwo
Mikołaj Konstanty Czurlanis urodził się w Oranach (Varëna) na Litwie 22 września 1875 r. w rodzinie Adeli i Konstantego Czurlanisów. Ojciec przyszłego kompozytora i malarza pochodził z chłopskiej rodziny, muzycznie - jako organista - kształcił się u księdza w Liszkowie. Czurlanisowie przez pewien czas mieszkali w sąsiedniej Rotnicy, później przenieśli się do Druskienik, gdzie osiedli na stałe.
W Druskienikach upłynęło dzieciństwo i młodość Mikołaja Konstantego Czurlanisa, w domu Kastusiem zwanego. Zdolności muzyczne odziedziczył po ojcu, plastyczne zrodziły się z doznań dźwiękowych, kiełkowały w żywej wyobraźni chłopca, aż w końcu w 1904 roku wybuchnęły talentem malarskim.
Dom organisty w Druskienikach często odwiedzali bliżsi i dalsi sąsiedzi, znajomi, kuracjusze, pracownicy uzdrowiska... Jednym z nich był doktor Józef Markiewicz. Każdego roku przyjeżdżał z Warszawy do Druskienik na sezon uzdrowiskowy, mieszkał tu i pracował jako lekarz zdrojowy. Z rodziną Czurlanisów był serdecznie zaprzyjaźniony.
Kastuś rósł w licznej rodzinie, miał jeszcze ośmioro młodszego rodzeństwa, wszystkie dzieci były uzdolnione muzycznie. Pasją doktora Markiewicza była muzyka. Przekonany, że w najstarszym z młodych Czurlanisów drzemie talent, doktor Markiewicz zwrócił się z prośbą do swojego pacjenta, księcia Michała Ogińskiego, właściciela Płungian, by zaopiekował się chłopcem. Opieka ta przyszła w samą porę, bowiem na kształcenie muzyczne syna Czurlanisowie nie mieli środków.
Płungiany - droga do Warszawy
W roku 1899 Mikołaj Konstanty Czurlanis został członkiem prywatnej orkiestry Michała Ogińskiego w Płungianach. Stąd, dzięki pomocy finansowej księcia, droga zaprowadziła go na wyższe studia muzyczne do Warszawy. Kształcił się w tamtejszym Instytucie Muzycznym (Konserwatorium) w latach 1894-1899 pod kierunkiem profesorów Antoniego Sygietyńskiego, Zygmunta Noskowskiego, Juliusza Stattlera. W latach 1901-1902 uzupełnia wykształcenie w Konserwatorium w Lipsku.
W 1902 roku umiera książę Ogiński, Czurlanis, pozbawiony pomocy finansowej, jest zmuszony przerwać studia, ale właśnie w tym czasie zaczyna poważnie interesować się malarstwem. Wraca do Warszawy i podejmuje tam studia w dopiero założonej Szkole Sztuk Pięknych, kierowanej przez Kazimierza Stabrowskiego. Utrzymuje się z lekcji gry na fortepianie, mieszka w tanich pokojach mansardowych. (W Warszawie przy ul. Żurawiej 45, w domu, w którym mieszkał, znajduje się poświęcona mu tablica pamiątkowa).
Podróże na Kaukaz i po Europie, pobyt w Wilnie
W roku 1905 Czurlanis odbywa podróż na Kaukaz z zaprzyjaźnioną rodziną Wolmanów i z Eugeniuszem Morawskim. W rok później (znów dzięki pomocy Wolmanów) zwiedza Pragę, Drezno, Norymbergię, Monachium i Wiedeń...
W 1907 roku przenosi się z Warszawy do Wilna i tu maluje, komponuje, włącza się do litewskiego ruchu kulturalnego, zostaje współzałożycielem Litewskiego Towarzystwa Sztuk Pięknych, uczestniczy w dorocznych wystawach Towarzystwa.
W Petersburgu...
W 1908 roku wyjeżdża do Petersburga, gdzie zbliża się do ugrupowania "Mir Iskusstwa". Intensywnie maluje, aktywnie uczestniczy w wystawach (lata 1908-1909), organizowanych przez Sojuz Russkich Chudożnikow, grupę "Mir Iskusstwa", Salon w Petersburgu, w wystawach w Kownie, Krakowie, Rydze, Moskwie i Warszawie...
30 grudnia 1909 roku doznaje silnego wstrząsu nerwowego. W 1910 otrzymuje zaproszenie do udziału w wystawie założonej przez Kandinskiego grupy "Die Neue Kűnstlrvereinigung" w Monachium, niestety, z tej propozycji już nie skorzystał...
W Pustelniku...
10 kwietnia 1911 roku, w wieku 36 lat zmarł w klinice doktora Olechnowicza w Pustelniku pod Warszawą. Przyczyną zgonu było zapalenie płuc.
Pochowany na cmentarzu Rossa w Wilnie.
W opinii polskiego historyka sztuki
"Od śmierci Čiurlionisa, z biegiem lat doskonaliły się środki poznawcze krytyki. Zmieniała się także sztuka współczesna, rodząc zjawiska zaskakująco pokrewne duchowi pewnych realizacji Čiurlionisa, jakby przezeń antycypowane. Część krytyki artystycznej zaczęła uznawać za takie zjawiska przede wszystkim abstrakcjonizm i nadrealizm. Nie mógł być Čiurlionis ich inicjatorem, gdyż przedstawiciele tych prądów raczej nie znali jego obrazów. Wyjątkiem, choć znaczącym, byłby tylko Wassily Kandinsky. Bezpośrednio po ostatniej wojnie pojawiły się próby kreowania Čiurlionisa na prekursora. W szlachetnym zamiarze krytyków, takich jak Aleksis Rannit, występujący w roku1949 na Międzynarodowym Kongresie Krytyków Sztuki w Paryżu z referatem pt. "M. K. Čiurlionis, pionier sztuki abstrakcyjnej", leżało podniesienie rangi niesłusznie zapomnianej twórczości genialnego Litwina. Z dzisiejszej perspektywy zabieg ten wydaje się już o tyle zbędny, że może być rozumiany dwuznacznie. Čiurlionis jest zbyt wielkim zjawiskiem sam przez się, by wymagał podbudowywania przez zjawiska inne, późniejsze, bardziej popularne. Na pewno antycypował pewne treści w nich występujące, gdyż był niezwykle wyczulony na idee "wiszące w powietrzu", a lata, w których tworzył były tymi ideami silnie naładowane; zrodziły one przecież zarówno kubizm, jak i zalążki sztuki abstrakcyjnej. Istoty wielkości Čiurlionisa nie da się jednak uchwycić przez schematyczne porównania. Zawarta jest ona w jego wizji przestrzeni kosmicznej, w jego koncepcjach powiązania przestrzeni z czasem. Nikt przed nim, ale też nikt po nim, nie podjął w malarstwie w sposób tak głęboki problemu związku mikrokosmosu z makrokosmosem.? (Jacek Antoni Zieliński)
Umiłowane Druskieniki...
Z listów do brata Stanisława, pisanych z Lipska: "Pytasz, jak mi się powodzi w nauce" Niby dobrze! mam bardzo dobrych profesorów, jestem na wyższym kursie i jeżeli potrafię pracować tak, jak dotąd, to za rok skończę. A wtedy - do Was! Do Druskienik! Nad Niemen! O, jak będzie dobrze." (Lipsk, 21 listopada 1901)
"Ja już zacząłem swoje świętowanie: dzisiaj namalowałem coś, co jest podobne do jeziorka w Druskienikach, ale nie udało się, bo niebo wyszło jakieś niemieckie, bardzo zły jestem. Ale nie tracę nadziei, że moje przyszłe prace będą lepsze." (Lipsk, 22 grudnia 1901)
Do serdecznego przyjaciela w Warszawie Eugeniusza Morawskiego:
"(...) Ech, Genek, szkoda, że ty nie wiesz, co to jest wracać do rodzinnej wioski. Już wiorsta tylko do domu. Ot, zaraz za laskiem... Znowu słyszysz szum sosen, taki poważny, tak ci coś mówi. Nic tak nie rozumiesz dobrze, jak ten szum. Lasek rzednieje, już błyszczy przez gałęzie jeziorko. Andziuk zgarbiony taszczy wodę z krynicy, a dalej domy, gniazdo bocianie, kościółek. Wszystko takie same, tak nic się nie zmieniło, że na chwilkę i Tobie wydaje się, że wracasz z wojny szyszkowej odbytej w lesie z chłopcami; a ten Lipsk, Warszawa, to chyba tylko sen długi i ciężki." (Lipsk, 21 marca 1902)
W Druskienikach spędzał prawie każde lato... Kochany, emanujący rodzinnym ciepłem dom, do którego zawsze tęsknił, dziś zapuszczony, najczęściej zawieszony na kłódce. Dom-muzeum pamiątkowe wymaga niezwłocznego remontu. Państwo na ten remont nie stać (koszta wynoszą 40 tys. litów). W ostatnich tygodniach bieżącego, 2000 r. zorganizowano akcje stołeczne (koncert w wileńskim Ratuszu dla socjety -bilety - setki litów i in.). Redaktorzy I Programu Radia Narodowego łącznie z "Telekomasem" wpadli na szczęśliwy pomysł zorganizowania akcji "na rzecz Czurlanisa", w której może wziąć udział każdy szary obywatel Litwy, czyli "człowiek dobrej woli": wystarczy wykręcić numer telefonu za minimalną opłatę, która wpłynie na konto utrzymania przy życiu domu-muzeum Czurlanisa. Chwyciło! Wpłynęło około 30 tys. litów...
Gruntownego remontu wymaga także kowieńskie Muzeum im. M. K. Czurlanisa, w którym przecieka dach... ("wdzięczna" dygresja z okazji jubileuszu...). "Zazdroszczę wam, że już wkrótce pojedziecie do Druskienik. O święto jeszcze nie szybko do mnie przyjdzie. Bardzo dużo czasu do tego zostaje, że nawet i dni jeszcze nie liczę" - pisał Mikołaj Konstanty Czurlanis do Warszawy, do Mariana Markiewicza (Lipsk, 22 maja 1902).
...A kiedy wreszcie do utęsknionych Druskienik wracał, kluczył od 7 rano po lasach, polach, łąkach, brzegach Niemna i Rotniczanki i - malował, malował bez wytchnienia...
Obrazy, dźwięki piórem pisane
Niektóre ze swych idei artystycznych Mikołaj Konstanty Czurlanis formułował na piśmie, w artykułach publikowanych w prasie oraz w listach do przyjaciół, bądź... do osoby najbliższej. Trzeci nurt twórczości M. K. Czurlanisa - literacki - omawiali ostatnio na specjalnie poświęconym temu zagadnieniu forum członkowie Związku Pisarzy Litewskich.
Z "Listów do Dewduraczka"
Listy te, pisane po polsku, znajdują się w zbiorach Muzeum M. K. Czurlanisa w Kownie.
"Obiecałem napisać list do Ciebie, list do Dewduraczka. Patrz, pośród śniegowych koron gór, strzelistych gór, sięgających nieba prawie, stoi człowiek. U stóp jego chmura przykryła ziemię całą; tam w dole dzieją się ziemskie dzieje, zamęt, zgiełk, bełkot, lecz chmura wszystko przykryła. Cisza. Dokoła białe, dziwne korony. Dziwnie olbrzymie, dziwnie piękne, z opali i pereł, z topazu i malachitu, z kryształu i diamentów. Dziwnie cudne, olbrzymie korony, a pośród nich stoi człowiek i patrzy szeroko rozwartymi oczami, patrzy i czeka. Obiecał on, że o wschodzie - w chwili pożaru koron, w chwili chaosu barw i tańca promieni - zaśpiewa hymn do słońca. Hymn do słońca! U stóp jego chmura przykryła ziemię całą. Cisza. Dokoła dziwnie białe korony... Ech, Ty Malusieńka! Obiecałem list napisać do Ciebie, list do Dewduraczka."
(Krynica 1906 r)
"Przecież ty, miła, jesteś taka mała, malusieńka, a patrzysz spod ściągniętych brwi tak poważnie jak królowa sfinksów i piramid. W noc ciszy gwiezdnej. Patrzysz jakbyś w końcu niezmiernej pustyni spostrzegła małego skorpiona. Nie ściągaj brwi swoich, malutka, pozwól skorpionom żyć na pustyni twojej, wszak wiesz, że wkrótce umrą one zatrute własnym jadem. Ta noc jest twoją, słyszysz, malutka? Słuchaj, słuchaj uważnie, wstrzymaj oddech swój i słuchaj! Słyszysz? Jak cicho mówią gwiazdy: ta noc jest Twoją, malutka. Więc widzisz, jesteś Panią nocy cichej i gwiezdnej, królową piramid i palm sfinksów i niezmiernej pustyni. Uśmiechasz się? Ach tak, więc jesteś również wielkim królem, bom tu, przed tobą, bo widzę uśmiech twój. Ty malutka, niby taka bardzo maluteńka."
O swoim poemacie symfonicznym "W lesie", który komponował w Warszawie i Druskienikach, pisał do Eugeniusza Morawskiego: "Zaczyna się on cichymi, szerokimi akordami, takimi jak cichy i szeroki jest szum naszych litewskich lasów".
Nieco później powstał poemat muzyczny "Morze". Tytuły najciekawszych obrazów Czurlanisa, to: "Ofiara", "Symfonia pogrzebowa", "Stworzenie świata", "Zima", "Lato", "Sonata gwiazd", "Sonata piramid" i wreszcie - "Rex".
Czurlanis w filmie
W latach 80. postać Mikołaja Konstantego Czurlanisa kreowało w filmach litewskich dwóch znakomitych aktorów: Grigorij Hładij (Kijów) i Valentinas Masalskis (Kowno). Największym jednak uznaniem cieszył się film z Grigorijem Hładijem ("M. K. Č. Zodiak") w reżyserii znanego twórcy litewskiego filmu i teatru Jonasa Vaitkusa (reżysera m. in. Mickiewiczowskich "Dziadów"). Sekwencje filmu kręcono na Litwie i w Rosji. Najważniejszą z nich był jaszuński plener, pałac Balińskich. Film został straszliwie pocięty prze sowiecką cenzurę. Niemniej, piękne, wymowne symboliczne obrazy, poetyckie metafory, udało się w nim zachować. W filmie tańczyła Maja Plisiecka. Autorem scenografii był Vytautas Kalinauskas.
Pokazy filmów, łącznie z obrazem znanego dokumentalisty Robertasa Verby odbyły się w tych dniach w litewskich ośrodkach kulturalnych.
Fot. Alwida A. Bajor
0 notes
miastaslow · 6 years ago
Text
Umwelt
Umwelt to tytuł debiutanckiego kryminału Przemysława Żarskiego. Tytułowy Umwelt to zapoczątkowana przez Jakoba Johanna von Uexkülla teoria zakładająca, że każdy posiada swój osobliwy Umwelt (świat przypisany każdemu podmiotowi, mogący wpływać na podświadomość), za pośrednictwem którego odbiera w niepowtarzalny sposób otaczający go świat. W taki właśnie świat przenosi czytelnika Żarski.
Tumblr media
W parku Sieleckim w Sosnowcu zostaje znalezione ciało młodej nauczycielki. Przy zwłokach kobiety śledczy odnajdują motyla pozostawionego przez mordercę. Śledztwo prowadzi komisarz Adam Berger, mający za sobą bolesną przeszłość, którą odkrywamy w trakcie czytania powieści Umwelt. Śmierć kolejnych osób, przy których śledczy także znajdują motyle, wstrząsa Sosnowcem. Komisarz Berger wraz ze swoim zespołem musi jak najszybciej znaleźć mordercę. Podczas gdy śledczy prowadzą swoje dochodzenie, prywatne śledztwo zaczyna młody lekarz Tomasz Witkowski, który zmaga się z problemami psychicznymi. O tym, kto jest mordercą i jak potoczą się losy Bergera i Witkowskiego, dowiecie się, sięgając po Umwelt Żarskiego.
Ostatnie lata w polskiej literaturze to prawdziwy boom na powieści kryminalne. Bonda, Puzyńska, Guzowska, Mróz, Ćwirlej, Miłoszewski, Krajewski – to tylko kilka nazwisk autorów kryminałów, którzy zawładnęli sercami Polaków. Debiutującemu pisarzowi nie jest łatwo zapisać się w pamięci czytelnika, ale Żarskiemu ta sztuka się udała.
Po pierwsze – fabuła. Jest ona prowadzona z dwóch perspektyw. Z jednej strony obserwujemy poczynania śledczych, a z drugiej to, co dzieje się w jaźni. Czytelnik widzi morderstwa z perspektywy jaźni Witkowskiego. Przejścia między obiema perspektywami stanowią interesujący zabieg literacki, choć czasami są dla czytelnika chaotyczne i niejasne. Na plus trzeba zaliczyć Żarskiemu misternie utkaną nić fabularną, która co rusz kieruje czytelnika w ślepy zaułek. Rozwiązanie kryminalnej zagadki, mimo że zaskakujące, ma logiczne wyjaśnienie, co również należy uznać za zaletę książki.
Po drugie – język, jakim operuje autor. Dzięki niemu książka jest utrzymana w mrocznym, dusznym klimacie, który wyróżnia powieść Żarskiego wśród licznych tytułów na rynku wydawniczym.
Po trzecie – bohaterowie. W Umwelcie Żarskiego trudno jednoznacznie wskazać głównego bohatera. Zarówno Berger, jak i Witkowski wysuwają się na pierwszy plan, ale pozostali bohaterowie również są ważni. Nakreślone przez Żarskiego postacie są wyraziste, dzięki czemu zapadają czytelnikowi w pamięć.
Umwelt Żarskiego to powieść, obok której nie sposób przejść obojętnie. Intrygująca i wciągająca fabuła, zapadający w pamięć bohaterowie, a także narracja i operowanie językiem zapewniające mroczny i duszny klimat to główne atuty książki. Miłośnicy tego typu literatury nie będą zawiedzeni.
 Autor: Tomasz Pawlik
Korekta: Justyna Gierłowska
0 notes
galeriakrakow · 7 years ago
Text
Skasowali mi kolejkę
Skasowali mi kolejkę postów. Przez parę dni blog będzie wyglądał trochę inaczej niż sobie zaplanowałem.
Od kilku dni coś dziwnego dzieje się w serwisach z których korzystam. Typapad ma padnięcia o wiele większe. No i co to dla mnie za pocieszenie. Żadne.
O świrach z FB nawet nie wspominam bo i po co. Wytykanie im idiotyzmu jest mniej więcej tyle samo warte co śledzenie obłudy Gazety Wyborczej. W starym stylu znanym z literatury polskiej było używane piękne określenie: funta kłaków nie warte.
0 notes
melomaneboy-blog · 7 years ago
Text
Najpopularniejsza pisarka Wybrzeża
Na początku należałoby zadać proste pytanie: co współczesnemu czytelnikowi mówi nazwisko Stanisława Fleszarowa-Muskat? Kilka dni temu sam sobie odpowiedziałem na to pytanie – w jednej z księgarni znalazłem przecenioną niemalże całą kolekcję jej dzieł wydaną trzy lata temu i przypuszczam, że kwestią czasu jest wędrówka tych książek do zawilgoconych namiotów w nadmorskich kurortach, a w końcu na makulaturę albo na przemiał. Tymczasem na liście czterdziestu najpoczytniejszych książek pisarzy Wybrzeża minionego czterdziestolecia ogłoszonej w 1984 roku, czyli wcale nie tak dawno, znalazło się aż 12 jej powieści, a jeden z jej dawnych kolegów wyznał kiedyś: „Wiedziałem, że jest pisarką popularną, ale, że aż tak niebotycznie popularną zrozumiałem kiedy podczas wizyty w Składnicy Księgarskiej pokazano mi arkusz zamówień na jej nową powieść – opiewał on na milion egzemplarzy”[1]. Na czym polegał fenomen tej autorki uwielbianej przez czytelniczki, nazywanej „muzą Sopotu” czy „niekoronowaną pierwszą damą wybrzeżowej literatury”, a przez złośliwych „Rodziewiczówną czterdziestolecia”? Krystyna Świerkosz, która jako bibliolog pracuje w Bibliotece Gdańskiej PAN, napisała jej biografię bardzo rzetelnie i wnikliwie; nie tylko analizowała spuściznę po niej, nawiązała też kontakt z rodziną i przyjaciółmi pisarki, dzięki czemu udało się jej odtworzyć życie Fleszarowej-Muskat niemalże dzień po dniu. Książka bardziej przypomina leksykon niż „prawdziwą” biografię i jest to bardzo dobry pomysł – zamiast relacjonować życie pisarki, Krystyna Świerkosz opisuje jej młodość, następnie pracę u Niemców w czasie wojny i osiedlenie się w Trójmieście – i każdy z tych epizodów analizuje pod kątem tego, jaki miał on wpływ na jej twórczość. epub pobierz A była ona bardzo bogata – oprócz powieści obejmuje również wiersze, słuchowiska radiowe, felietony, scenariusze filmowe i teatralne. Czego dotyczy? Mówiąc krótko: życia; wydaje mi się, że charakter jej książek najlepiej oddaje napis na płycie nagrobnej, będący cytatem z artykułu Piotra Kuncewicza: „Daje obraz realnego życia, przyjmuje podział na dobre i złe i pozwala temu co dobre zwyciężać”[2]. I chyba właśnie to stanowiło jeden z powodów popularności pisarki; drugim był szacunek dla czytelnika, wyrażający się poprzez elegancki i potoczysty język; zresztą po przybyciu po wojnie do Gdyni zajmowała się walką z analfabetyzmem („Na terenach pozbawionych polskiej książki krzewiłam polszczyznę do 1950 roku”[3]); krytycy mieli o niej skrajne zdania, ale nie ukrywali, że „swe sukcesy zawdzięcza trosce o czytelnika, trosce widocznej w każdym niemal elemencie jej warsztatu”[4]. Ważne jest też to, że jej książki są wolne od jakichkolwiek politycznych prowokacji, Krystyna Świerkosz mówi, że pisarka tylko raz miała problemy z cenzurą; zresztą w jej życiu trudno szukać politycznych zawirowań – co prawda dwa razy wybierano ją na prezesa Związku Literatów Polskich, ale stwierdzono, że nie jest zaangażowana i „organizacja partyjna nie będzie w przyszłych wyborach podtrzymywała kandydatury kol. Fleszarowej do zarządu oddziału”[5]. Kogo dziś może zainteresować twórczość trochę chyba zapomnianej Stanisławy Fleszarowej-Muskat? Trzy lata temu wypuszczono na rynek kolekcję jej powieści z rekomendacją Małgorzaty Kalicińskiej, wydawałoby się więc, że przede wszystkim dojrzałe czytelniczki. Ja jednak uważam, że to książki dla każdego, gdyż są po prostu życiowe; pewnie, jest w nich sporo elementów ckliwych i melodramatycznych, jest odrobina socrealizmu – ale pamiętać należy, że ich akcja dzieje się w realnej scenerii: znajdziemy w nich i wojnę, i historię Gdyni, i atmosferę Sopotu – przede wszystkim jednak potoczysty język, elegancką polszczyznę i obyczajowe spostrzeżenia. Książka Krystyny Świerkosz na pewno zachęca do sięgnięcia po twórczość „muzy Sopotu”, czasem nawet nazywanej „polską Saganką”. --- [1] Krystyna Świerkosz, „Na fali. Portret biograficzny Stanisławy Fleszarowej-Muskat”, wyd. Edipresse, 2013, str. 176. [2] Tamże, str. 273. [3] Tamże, str. 73. [4] Tamże, str. 211. [5] Tamże, str. 164.
0 notes
dreamful-thoughts-blog1 · 7 years ago
Text
Stach, Marynia i cała reszta – po latach
Jak bardzo upływ czasu – a raczej to, co się z nami podczas tegoż upływu dzieje – zmienia nasz odbiór literatury! Poproszona niedawno przez pokrewną duszę o opinię o „Rodzinie Połanieckich”, skonstatowałam z niejakim wstydem, że przypominają mi się nieliczne kadry z jej serialowej ekranizacji, a oprócz tego króciutka nowelka Boya, w której narrator oblewa procentowym trunkiem leżący na stole tom tej powieści, co skutkuje porcją zgoła niesienkiewiczowskich dialogów między bohaterami. Zajrzałam w swoje biblionetkowe oceny, a tu dopiero czekało mnie zaskoczenie: trójka? Nie ulegało wątpliwości, że ocenę, podobnie jak i kilkaset innych, wstawiłam retrospektywnie w pierwszych dniach czy tygodniach po zarejestrowaniu się, ale czemuż była o tyle niższa od tych, jakie dałam uwielbianym i czytywanym niemal w kółko powieściom historycznym tego autora? Ostatecznie doszłam do wniosku, że musiałam ją była czytać w okolicach siódmej, ósmej klasy, kiedy to zdecydowanie bardziej do mnie przemawiały opisy płomiennych uczuć, zmuszających bohaterów do szalonych pościgów, porwań i bojów z rywalami, natomiast taki dziewiętnastowieczny romans, opisujący długo i gęsto, co oni myśleli, patrząc na siebie, a co, gdy się pokłócili – nie miał szans (z tego samego powodu wydawały mi się wówczas nieinteresujące powieści Jane Austen; tu jednak cokolwiek wcześniej odkryłam, jak bardzo byłam w błędzie…). Ale właśnie, czy „Rodzina Połanieckich” to romans? Wątku głównego mogliby, prawdę powiedziawszy, pozazdrościć Sienkiewiczowi autorzy dzieł nazywanych potocznie „harlekinami”. Oto trzydziestoparoletni handlowiec Stanisław Połaniecki odwiedza dom dalekiego powinowatego, jednakże nie w celu podtrzymania więzi rodzinnych (te osłabły po śmierci pierwszej żony „wujaszka”, kuzynki też już nieżyjącej matki przybysza), tylko wyegzekwowania długu, jaki ów zaciągnął przed laty u tejże matki. Wita go – chłodno, co i nie dziwota, bo przecież wie, w jakim celu przyjechał – nieznana mu dotąd córka „wujaszka” z drugiego małżeństwa. On na niej robi wrażenie nieużytego i interesownego, ona na nim nieco lepsze, powiada jednak „do siebie językiem kupieckim (…): »Gatunek jest dobry – ale nie będę reflektował, bom nie po to przyjechał«”[1]. Jednak chwile, które spędza w dworku, usiłując przymusić dłużnika do obietnicy spłaty, sprawiają, że dziewczyna przypada mu do serca bardziej, niżby chciał, a ona dopatruje się w nim jaśniejszych stron. Kiedy staje się jasne, że gość, zirytowany nonszalancką postawą gospodarza, nie ma zamiaru dać się dłużej wodzić za nos, następuje krótkie spięcie, w wyniku czego młoda para, już na dobre sobą zauroczona, rozstaje się w nastroju zgoła nieprzyjaznym. Wiadomo, że powinno się teraz wydarzyć coś, co zdoła wbrew przeszkodom doprowadzić do szczęśliwego końca. pdf ściągnij Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Zmieńmy tylko trochę realia, niech Stach zostanie Stanleyem, Marynia – Molly, a Krzemień – Firestone, i mamy gotową fabułę dla, powiedzmy, Barbary Cartland! Ale przecież nie tym „Rodzina Połanieckich” stoi! Nie wątek romansowy stanowi jej siłę, choć i jemu momentami trudno odmówić uroku. Bo przede wszystkim ta powieść jest piękną panoramą polskiej szlachty i mieszczaństwa z końca XIX wieku – co postać, to przepyszny typ charakterystyczny, a scenki rodzajowe wcale nie gorsze niż u humorysty Prusa. Co prawda główni bohaterowie wątku miłosnego – ona, panienka z podupadłego dworku, z natury pobożna i patriotyczna, zmuszona świecić oczyma za ojca lekkoducha, i on, potomek ziemian bez ziemi, który wyuczył się rzemiosła, lecz ostatecznie postanowił zająć się handlem – musieli zostać przedstawieni w miarę serio, jednak tu i ówdzie zdarza się autorowi ze Stacha pożartować. Patrzmy dalej: oto pan Pławicki, przyszywany wujaszek Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Połanieckiego, liczący sobie lat sześćdziesiąt parę (pamiętajmy przy tym, że przed stu laty i dawniej pojęcie młodości i starości interpretowano dość pokrętnie – z jednej strony człowieka, którego dziś uznajemy za zdolnego do pełnoetatowej pracy fizycznej, miano nieomal za starca stojącego nad grobem, ale z drugiej, gdyby się tak zechciał ożenić z rówieśnicą swojej dwudziestoletniej córki, nikt by mu wieku nie wytykał, jeśliby tylko miał po swojej stronie mocny argument ekonomiczny…), odmładzający się farbowaniem włosów i wąsów, a w sposobie bycia równie sztuczny i pretensjonalny, jak w barwie owłosienia. Oto Maszko, adwokat-kombinator, dorabiający sobie brakujących przodków („oni się kiedyś nazywali Masco – i przyszli tu z Boną”[2]) i pozujący na majętnego, by poprawić swoje widoki na matrymonialnym rynku. Oto Osnowski, safanduła i pantoflarz, gotów dla uzyskania pożądanej przez ukochaną małżonkę sylwetki „jeździć na welocypedzie, fechtować się, zażywać kuracji Bettinga, latem pić Karlsbad, a zimą jeździć do Włoch lub Egiptu dla transpiracji”[3], mający własne zdanie tylko pod warunkiem, że „kochana Anetka” wpierw wyrazi identyczne. Dalej Kopowski, „taki piękny, że powinien mieć na głowę takie pudełko z aksamitem w środku, jakich używają jubilerowie”, przy tym „dureń! (…) W tym się mieści imię, sposób utrzymania, zajęcie i znaki szczególne”[4], lecz mimo swej porażającej głupoty zdolny zawracać kobietom w głowie. A jeszcze i profesor Waskowski, żyjący z renty po bracie i opanowany ideą posłannictwa ludów aryjskich, i dekadent Bukacki, i strzegący szlacheckich tradycji stary Zawiłowski... trudno właściwie znaleźć tu mężczyznę, który by nie był scharakteryzowany celnie i „z nerwem”. Kobiety wypadają nieco bladziej, ale parę dobrych charakterków także się znajdzie: Broniczowa, snobka-mitomanka, wciąż nadmieniająca o swym nieboszczyku mężu „jako o ostatnim krewnym książąt Ostrogskich, zatem ostatnim z Rurykowiczów”[5] i wyliczająca byłych adoratorów siostrzenicy, obowiązkowo z tytułami i majątkami; Osnowska, mała intrygantka, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu; panna Krasławska, „sztywna, sucha, zimna, wymawiająca »t e k« zamiast »t a k«”[6] i jej matka, która „cały świat uważa za tło, które by chciała uczynić jak najczarniejszym, żeby panna Terka odbiła się na nim tym jaśniej”[7]. Aby nie wszystko było śmieszne, są i postacie do głębi tragiczne. To w pierwszym rzędzie pani Emilia, stosunkowo młoda wdowa, z poważnie chorą córeczką. Dziewczynka kocha się beznadziejnie w starszym o jakieś 20 lat „panu Stachu”, który traktuje ją nader czule (lepiej nie wiedzieć, co by dziś powiedziano o trzydziestoparoletnim mężczyźnie biorącym na kolana, ściskającym i całującym niespokrewnioną ze sobą dwunastolatkę… A przecież honni soit qui mal y pense – Stach kocha Litkę tak, jak kochałby siostrzenicę, której nie ma, jak córkę, której dopiero może kiedyś się doczeka). To dziewiętnasty wiek; Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Dalej – poeta Zawiłowski, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. I wreszcie pojawiająca się tylko w jednej, lecz jakże wymownej scenie, „Rozulka, niania Stasiowa”[8], ofiara erotycznych zapędów Gątowskiego, byłego absztyfikanta Maryni; nikt nie wspomina o tym, co się stało z jej własnym dzieckiem, gdy zgodzono ją na mamkę małego Połanieckiego… Co chwilę przychodzi mi do głowy jakaś scenka, jakiś urywek dialogu, świadczące o niezmiernej bystrości, z jaką Sienkiewicz obserwował swoich współczesnych, a obserwacje te przelewał na papier. Ale przecież nie przepiszę tu połowy, a choćby i jednej czwartej ponadsześćsetstronicowego tomu! Gdyby był wart tylko tyle, na ile go w swojej młodzieńczej beztrosce oceniłam, czy chciałoby mi się teraz go cytować i tyle o nim pisać? --- [1] Henryk Sienkiewicz, „Rodzina Połanieckich”, wyd. PIW, 1976, s. 11. [2] Tamże, s. 101. [3] Tamże, s. 333. [4] Tamże, s. 372. [5] Tamże, s. 349. [6] Tamże, s. 130. [7] Tamże, s. 133. [8] Tamże, s. 652.
1 note · View note
miastaslow · 7 years ago
Text
Podwójna tożsamość bogów
Są książki, o których trudno napisać coś odkrywczego, ale za to dobrze się je czyta. Niewątpliwie do tej grupy należy Podwójna tożsamość bogów. Michał Cetnarowski podjął się niełatwego zadania polegającego na stworzeniu podręcznego kompendium współczesnej popkultury ostatnich dekad i trzeba przyznać, że ciężko by było wskazać właściwszą osobę do wypełnienia tej pop- -ewangelizacyjnej misji.
Tumblr media
Podwójna tożsamość bogów to zbiór wybranych tekstów (esejów, rozmów i recenzji) publikowanych przez Cetnarowskiego na łamach „Nowej Fantastyki”, „Czasu Fantastyki”, „Esensji”, „Miesięcznika ZNAK” i „Creatio Fantastica” w ciągu ostatnich 10 lat. Według autora ten zbiór to „próba uchwycenia fenomenów popkulturowych – w literaturze, kinie, komiksie – w momencie ich stawania się, in statu nascendi, jak mówią mądrzejsze głowy: w czasie, kiedy uniesienia są największe, a lektury smakują najmocniej. Jeśli już operować odbezpieczonymi podsumowaniami, zbiór ten potraktujmy jako stan gry na rok 2017”.
Tym, co w pierwszej kolejności zwraca uwagę czytelnika, jest rozpiętość poruszanych przez Cetnarowskiego tematów – obok literatury (fantasy, science fiction, horror) znalazło się też miejsce na komiks i kino w najbardziej reprezentatywnych i ważnych dla szeroko rozumianej popkultury odmianach. Chociaż czasem może się zakręcić w głowie od nagromadzenia przywoływanych autorów i ich dzieł (szczególnie w początkowych przekrojowych felietonach), to dzięki temu Podwójna tożsamość bogów może zarówno pełnić rolę wprowadzenia dla początkujących adeptów współczesnej kultury masowej, jak również usystematyzować wiedzę „zaprawionych w bojach” nerdów, prezentując świeże spojrzenie bardziej doświadczonego kolegi na znane im już kwestie. Sprawne poruszanie się w obrębie wielu tematów wymaga oczywiście posiadania odpowiedniej wiedzy oraz umiejętności jej przekazywania – to właśnie te dwa elementy w największym stopniu przyczyniły się do sukcesu Podwójnej tożsamości bogów. Cetnarowski, który zdobywał doświadczenie „z obu stron barykady”: jako pisarz nagrodzony Zajdlem 2016 za opowiadanie napisane wspólnie z Łukaszem Orbitowskim oraz jako redaktor, tłumacz, krytyk i felietonista udzielający się w polskim fandomie od ponad dekady, nie tylko posiada szeroką wiedzę na omawiane tematy, ale również potrafi ją przekazać w prosty i pełen pasji sposób – lektura jego książki jest jak wizyta u starszego kumpla (tak zdobywało się informacje w czasach przedinternetowych), który z chęcią wszystko wyjaśni i dodatkowo poleci, co warto przeczytać.
W Podwójnej tożsamości bogów Cetnarowski podejmuje różne tematy, których jedynym wspólnym mianownikiem jest, chęć popularyzacji współczesnej popkultury (zarówno polskiej, jak i światowej) oraz omówienia najistotniejszych wątków, bez znajomości których trudno się poruszać w nieprzebranym gąszczu pisarzy i ich dzieł. Pierwsza, najobszerniejsza część książki obejmuje eseje przybliżające twórczość poszczególnych autorów oraz charakterystykę niektórych trendów występujących w kulturze ostatnich dekad. W sekcji literackiej znalazło się miejsce na podsumowanie ostatnich 30 lat polskiej fantastyki, wątki rodzime w polskiej fantastyce, wzrost zainteresowania historiami alternatywnymi oraz opowieść o roli redaktorów w środowisku fantastów, a w części biograficznej – przypomnienie twórczości takich postaci, jak Janusz Zajdel, Robert E. Howard, Philip K. Dick, Raymond Chandler  czy Jacek Dukaj. Oczywiście są to tylko przykładowe nazwiska, ponieważ nie sposób wymienić  wszystkich przywoływanych w książce autorów. Część filmowa opisuje historię „kina nowej przygody” i jego triumfalny powrót na ekrany, problemy z przenoszeniem literatury na ekran, popularność sequeli, a nawet dzieje PRL-owskiego kina science fiction. Fani komiksów również znajdą tu coś dla siebie. Wszystko dzięki notkom poświęconym takim twórcom, jak Frank Miller, Neil Gaiman, Alan Moore i Andreas Martens, oraz klasykom polskich opowieści obrazkowych (Janusz Christa, Henryk Chmielewski, Tadeusz Baranowski oraz fenomen „Funky’ego Kovala”). Najciekawsze z punktu widzenia osoby znającej poruszaną tematykę są dyskusje Cetnarowskiego z kolegami po fachu (Paweł Majka, Piotr Górski, Radek Wiśniewski, Michał Foerster i Maciej Parowski). Panowie często się ze sobą spierając omawiają zjawisko młodej polskiej fantastyki, fenomen Wiedźmina, popularność cyklu Pan Lodowego Ogrodu, reaktywację klasycznego fantasy przez Roberta Wegnera, a także porównują wizje literatury Dukaja i Lema, komentują doktrynę szoku w kulturze oraz wspominają, „jak hartowała się stal” polskiego fandomu w latach 80. ubiegłego wieku. Wspomniane dyskusje stanowią dobre uzupełnienie części pierwszej, ponieważ zostają zaprezentowane odmienne postawy i subiektywne komentarze, tak istotne w twórczości eseistycznej (tego właściwie zabrakło w pierwszej części). Książka kończy się zbiorem kilkunastu recenzji, przypominającym bardziej (Dukaj, Twardoch, Szostak) i mniej znane (Kelly Link, Greg Egan) wydawnictwa ostatnich lat.
Podwójna tożsamość bogów jest książką nierówną, ale wartą uwagi – wszystko zależy od tego, z jakimi oczekiwaniami podejdziemy do lektury. Za największy pozytyw należy uznać to, że w końcu powstała publikacja zawierająca zbiór tekstów o najważniejszych twórcach, trendach i dziełach współczesnej popkultury ostatnich kilkudziesięciu lat. Dzięki temu nowi adepci szeroko rozumianej fantastyki mogą w przystępnej formie zdobyć informacje o tym, co obecnie najciekawsze w tym nurcie, i potraktować Podwójną tożsamość bogów jako swoistą mapę prowadzącą po meandrach tej dziedziny. Dla bardziej obeznanych fanów będzie to z kolei okazja do usystematyzowania wiedzy i spojrzenia na znane sobie sprawy z innej perspektywy. Nie oznacza to jednak, że wszystko w Podwójnej tożsamości bogów w równym stopniu przypadło mi do gustu – parafrazując klasyka, oprócz plusów dodatnich mamy też plusy ujemne. Część eseistyczna, choć zawiera dużo informacji, raczej nie poszerzy wiedzy bardziej zorientowanego adepta fantastyki, tym bardziej że Cetnarowski mimo trzymania się formy eseju często unika prezentowania własnych poglądów i ogranicza się do bezpiecznych ogólników przypominających szkolne wypracowania na zadany temat (przede wszystkim w części komiksowej i prezentującej sylwetki poszczególnych pisarzy). Co do recenzji – o ile warsztatowo są to bardzo dobre teksty, o tyle sam dobór tematów wydaje się dosyć przypadkowy i potęguje w czytelniku wrażenie chaosu po przeczytaniu całości. Powyższe mankamenty nie przesłaniają jednak tego, że Podwójna tożsamość bogów to solidna garść przystępnie podanych informacji. Każdy nerd powinien jednak sam rozstrzygnąć, czy chciałby mieć tę książkę w swojej kolekcji. Ja mimo wszystko ją polecam.
 Autor: Michał Pawełczyk
Korekta: Justyna Gierłowska
0 notes
miastaslow · 8 years ago
Text
Gajcy - recenzja
We wstępie do monografii Gajcego możemy przeczytać następującą deklarację autora: ,,Wybitni poeci zasługują bowiem na pokaźne książki, gdyż otwierają drzwi do nieznanych światów i stawiają ważne pytania. Liryka Gajcego na pewno zasługuje na szczególne miejsce w historii polskiej literatury’’. Książka Beresia jest niewątpliwie pokaźną pozycją nie tylko z powodu swojej objętości (712 stron), ale przede wszystkim ze względu na zamysł całości i benedyktyńską dbałość o najdrobniejsze szczegóły.
Tumblr media
,,Gajcy. W pierścieniu śmierci’’ stanowi rozwinięcie wydanej ćwierć wieku temu książki ,,Uwięziony w śmierci. O twórczości Tadeusza Gajcego’’ (1992). Stanisław Bereś uzupełnia jednak swój ówczesny przekaz o aktualny stan wiedzy literaturoznawczej i jeszcze szersze omówienie całej twórczości autora ,,Widm’’. Wspólnym rdzeniem obu publikacji pozostaje główne założenie krytyka – opis zjawiska literackiego, jakim był Gajcy z uwzględnieniem biografii poety, kontekstu politycznego jego działalności oraz późniejszej recepcji i sporów dotyczących interpretacji jego twórczości. Książka składa się z kilku rozdziałów podzielonych na podrozdziały i chociaż główne wątki się przeplatają, to można w niej wyróżnić najistotniejsze elementy składowe: biografia; związki z Konfederacją Narodu; opis poszczególnych etapów i gatunków twórczości.
Najwięcej miejsca Bereś poświęca biografii pisarza, rekonstruując w oparciu o zachowane dokumenty i świadectwa świadków wydarzeń skomplikowane koleje losu ,,Karola Topornickiego’’. Sięga on do lat szkolnych Gajcego i relacji z rodziną oraz źródeł jego formacji intelektualnej, choć oczywiście najwięcej miejsca zajmują wydarzenia wojenne. Autorowi udaje się również na podstawie przeciwstawnych opinii i sprzecznych informacji zrekonstruować udział poety w tajnym nauczaniu, życie uczuciowe czy wreszcie okres przynależności do Konfederacji Narodu. Stanisław Bereś przywołuje maksimum informacji w oparciu o dostępne źródła, unikając przy tym wartościowania i starając się wskazać genezę przeciwstawnych ocen dotyczących przywoływanych kwestii. Tam, gdzie ze względu na sprzeczne relacje, brak źródeł i dystans czasowy od opisywanych wydarzeń nie udaje się jednoznacznie ustalić faktów, Bereś przedstawia aktualny stan wiedzy i prezentuje alternatywne wyjaśnienia, nie rozstrzygając przy tym o ich prawdziwości. Przykładem takiego podejścia badawczego jest rekonstrukcja wydarzeń związanych z akcją pod pomnikiem Kopernika czy próba odtworzenia przebiegu służby Tadeusza w powstaniu warszawskim.
Badania losów Gajcego i innych przedstawicieli pokolenia Kolumbów nie ułatwiało uczynienie z ich losów oręża w sporach politycznych w powojennej Polsce. Dlatego w kolejnej części  Bereś dokonuje krytycznego rozrachunku ideologicznego kontekstu działalności redakcji ,,Sztuki i Narodu’’. Autor kolejny raz przywołuje fakty, porównując przedwojenny program ONR z manifestem Konfederacji Narodu oraz wyodrębniając przy tym role i działania poszczególnych redaktorów miesięcznika w środowisku politycznym. Co ważne omawia on przywoływane kwestie z pozycji neutralnego badacza, unikając przy tym uproszczeń wynikających z interpretowania pewnych wydarzeń z perspektywy danej opcji światopoglądowej. Nie oznacza to jednak omijania tematów trudnych, takich jak kwestia antysemityzmu Gajcego – oddając sprawiedliwość stanowiskom przeciwnym pisarzowi, Bereś pisze rzeczową analizę, a nie hagiografię męczennika. Znaczący fragment został poświęcony powojennej recepcji twórczości poetów pokolenia Kolumbów, jak również skomplikowanej relacji Czesława Miłosza z tym środowiskiem. Druga połowa ,,Tadeusz Gajcy. W pierścieniu śmierci’’ zawiera omówienie całego dorobku pisarskiego ,,Topora’’. Stanisław Bereś porządkuje w niej kwestię chronologii wydawnictw i ich przynależności do poszczególnych okresów, a także porusza zagadnienie utworów niepublikowanych za życia poety i ich późniejszych losów. Czytelnik otrzymuje tropy interpretacyjne nie tylko do dwóch wydanych za życia Gajcego tomików wierszy, ale także pozostałych zachowanych pism poety (juweniliów, utworów dramatycznych, wierszy niepublikowanych oraz opowiadań). Ze względu na zakres tematu jest to wyczerpujące kompendium, które w przystępnej formie dostarcza syntetycznych informacji o spuściźnie pisarza.
W opowieści o Tadeuszu Gajcym splatają się jedne z najważniejszych elementów naszej najnowszej historii – wojna, totalitaryzmy, uwikłanie jednostki w mechanizmy dziejowe i tragiczny konflikt prowadzący do nieuchronnego finału. Można więc dzieje tego poety potraktować jako symbol losów całego wojennego pokolenia, a późniejsze spory dotyczące jego twórczości – jako przykład skomplikowanych powojennych korelacji, gdy sztuka była zaprzęgana w służbie polityki. Jest to jednak przede wszystkim historia ciekawej i niejednoznacznej postaci, która odcisnęła w naszej kulturze trwały ślad, jakby na przekór temu, jak krótko było jej dane tworzyć. Niezależnie od tego, jakie będą nasze motywacje do poznania historii Gajcego, warto ją poznawać w towarzystwie Stanisława Beresia. Lepszego kompana do tej literacko-historycznej podróży nie znajdziemy.
Autor: Michał Pawełczyk
Korekta: Renata Krajewska
0 notes